Spis treści
Wstęp | 7
CZĘŚĆ PIERWSZA – metafilozoficzna
Wykład I. Co to jest filozofia? | 21
Wykład II. Problematyczność metafizyki | 52
Wykład III. Istota metafizyki | 78
CZĘŚĆ DRUGA – historyczna
Wykład IV. Świat platoników | 99
Wykład V. Świat arystotelików | 109
Wykład VI. Świat kartezjan | 137
CZĘŚĆ TRZECIA – humanistyczna
Wykład VII. Człowiek | 187
Wykład VIII. Społeczność ludzka | 226
Wykład IX. Współczesność | 245
Ćwiczenia
Lektura seminaryjna z Polityki Arystotelesa | 321
Lektura seminaryjna z Prolegomenów Kanta | 333
Lektura seminaryjna artykułu E. Gettiera | 343
Egzamin ze wstępu do filozofii | 353
Bibliografia | 367
Część I. Klasyczne dzieła filozoficzne | 367
Część II. Klasyka filozofii współczesnej w przekładach
na polski | 383
Indeks osób | 387
Glossy epistemologiczne
Granice poznania | 34
Natura prawdy | 53
Światy możliwe | 72
Dialektyka | 92
Glossy metafizyczne
Spór o uniwersalia | 111
Teoria transcendentaliów | 129
Dowody na istnienie Boga | 144
Glossy etyczno-polityczne
Zwrot ku językowi | 168
Utylitaryzm | 216
Konserwatyzm | 229
Liberalizm | 240
Filozofia w działaniu | 256
Wstęp
Nieczęsto dopuszczamy do siebie myśl, że uświęcone tradycją pokoleń i autorytetem wiary przekonania o tym, jaki jest świat, kim jest człowiek, jak powinien żyć i czego się spodziewać, mogą być niewystarczające albo wątpliwe. Niedowierzanie i przewrotna wola sprawdzenia, czy aby na pewno wszystko jest takie, jak nauczono nas wierzyć, to znak kryzysu istniejącego porządku przekonań, a jednocześnie świadectwo odwagi kogoś, kto decyduje się, na przekór potędze wierzeń i świętych instytucji, myśleć samodzielnie.
Początkiem filozofii jest sam filozof, ktoś mający odwagę uznać siebie samego, swój własny rozum za powołany do ustalenia, co jest prawdą, a co fałszem, co jest dobrem, a co złem. Filozof mówi: tak naprawdę – bez ujmy dla naszych mędrców i kapłanów – nie wszystko wiemy i rozumiemy, i nie zawsze jesteśmy tacy dobrzy, jak lubimy o sobie myśleć. Jeśli się postaramy, możemy dowiedzieć się więcej i być może stać się dzięki temu lepszymi ludźmi. Lecz ktoś, kto mówi: „Wiem, że nic nie wiem”, wytrąca z równowagi tych wszystkich, którzy wolą, aby zostało po staremu. Mają mu za złe, że błaznuje, aby ich ośmieszyć, a samego siebie wywyższyć. I może mają trochę racji. Istnieją wysokie, moralne, ale także bardziej zwyczajne powody, dla których ludzie zaczęli dociekać, badać i dyskutować. Świat jest po prostu ciekawy, a czasem zadziwiający. Dlaczego zwierzę się porusza, a kamień nie? Dlaczego obwodu koła i jego średnicy nie da się zmierzyć jedną miarą? Skąd przychodzi zaraza? Po co właściwie Bóg stworzył człowieka? Setki takich pytań, ważniejszych i mniej ważnych, szczegółowych i ogólnych, fizycznych i metafizycznych, praktycznych
i teoretycznych, zadawano w Grecji, w niezwykłym i magicznym czasie, gdy na Wschodzie objawił się Zaratustra, Budda i Konfucjusz, a na Zachodzie właśnie pierwsi filozofowie – Pitagoras i Tales. Z jakichś powodów, do końca nie-poznanych, ta ryzykowna i poniekąd wichrzycielska działalność nielicznych zrazu myślicieli na wschodnich i zachodnich kresach świata greckiego, w Jonii i Italii, niebywale się rozwinęła i już po dwustu latach zaowocowała wielkimi dziełami Platona i Arystotelesa. Do dziś myślimy myśli, które w pełni określiły się i znalazły dla siebie właściwe słowa właśnie w epoce ojców filozofii: Sokratesa, Platona i Arystotelesa. Dlatego czcimy Grecję i dlatego nadal posługujemy się tym słowem, którym, być może nieco autoironicznie, nazwali się pierwsi poszukujący wiedzy „na własną rękę” czy raczej „na własny rozum”, czyli słowem „filozof”. Tradycja podaje, że jako pierwszy użył go Pitagoras, mówiąc, że podobnie jak takiego, co lubi wino, można nazwać „filoinosem”, tego, kto lubi wiedzę, mądrość, można nazwać „filozofem”. Filozof różni się więc od mędrca tym, że mądrości trwale nie posiada, a tylko obcuje z nią, miewa w niej jakiś udział. Tak samo ten, kto lubi wino, też nie musi być zawsze pijany, lecz po prostu pija wino. Platon w Biesiadzie przedstawił owego miłośnika mądrości jako Erosa, nie w pełni doskonałego półboga, którym powoduje miłość i tęsknota za tym, czego mu jeszcze do szczęścia brakuje. Pamiętamy tę figurę do dziś i nieraz się do niej odwołujemy, gdy myślimy o powołaniu filozofa. Filozof nie podaje się za lepiej wiedzącego i najczęściej trzyma się z dala od spraw publicznych. Czasami jest jednakże całkiem odwrotnie –przypisuje sobie rolę organizatora, a nawet przewodnika w debacie publicznej. Nie jest mędrcem, lecz raczej mądrym człowiekiem. Nie jest autorytetem, ale często warto posłuchać jego rozważań. Zazwyczaj nie jest specjalistą ani erudytą, niemniej sporo wie o różnych sprawach i nigdy nie zawadzi zapytać go o zdanie. Tak widziano rolę filozofa
najczęściej – od starożytności do dzisiaj. Współcześnie pełnienie tej roli zwykle nie jest obciążone osobistym ryzykiem. Bywało inaczej. Prześladowania, czasem śmiertelne, dotykały wielu filozofów, w tym również wielu ojców tradycji naukowej: pitagorejczyków, Anaksagorasa, Sokratesa, Arystotelesa i innych. Te prześladowania nadały powołaniu filozoficznemu rys heroizmu, będący jakby kontrapunktem elementu ironicznego i owej lekkiej ekstrawagancji, którą cechuje się ten, kto „nic nie wie”, lecz mimo to wiele mówi. Symbolem tej fascynującej dwoistości jest w tradycji i w żywej świadomości filozofów Sokrates.
* *
Książka ta jest wprowadzeniem do filozofii, napisanym dla studentów tego kierunku oraz wszystkich, którzy chcieliby zapoznać się z filozofią na nieco wyższym poziomie niż ten oferowany przez wydawnictwa popularne. Jej zadaniem jest umożliwienie czytelniczkom i czytelnikom zorientowania się w teoretycznej materii filozofii, a poniekąd także zapoznania się z pewnymi osobliwościami myślenia filozoficznego i uprawiania filozofii. W pewnym stopniu książka jest komplementarna w stosunku do wcześniej wydanej mojej pracy Jak poważnie studiować filozofię (Kraków 1999, 2005, Warszawa 2012), jakkolwiek znacznie bardziej od tamtej zaawansowana.
Jest całkiem oczywiste, że żaden wykład filozofii nie jest bezstronny i niezaangażowany, że zawsze wyraża pewne teoretyczne predylekcje autora i faworyzuje jakiś sposób uprawiania filozofii, a ponadto zakłada jakąś selekcję treści. Daleki jestem od ubolewania nad tą nieprzezwyciężalną okolicznością pisania o filozofii. Powiem wręcz, że idea bezstronności i wyobrażenie jakiegoś neutralnego pola dyskusji i analizy, na którym na równych prawach każdemu wypowiadać wolno powszechnie zrozumiałe argumenty, jest właśnie tylko
pewnym ideałem lub postulatem teoretycznym, i to bynajmniej nie bezdyskusyjnym. Nie wdając się bliżej w taką dyskusję, poprzestanę na wyrażeniu przekonania, że filozof musi poruszać się przede wszystkim w obszarze tego, co jest, a ideały traktować właśnie jako ideały, czyli raczej je przemyśliwać, niźli do nich dążyć. Jest to jeszcze jeden powód, dlaczego nie będę tu silić się na znalezienie owego neutralnego pola, jakiejś perspektywy znikąd, ani opisywać „świata filozofii” jako zbioru poglądów, przekonań, argumentów, które rzekomo można sobie przedstawić czy przyswoić i dokonać wśród nich jakiegoś „racjonalnego wyboru”, broniąc następnie „swojego stanowiska”. Taki „demokratyczny” wizerunek życia intelektualnego jest całkowicie niezgodny z jego faktycznym biegiem, a to, że przez blisko dwieście lat utarło się mówienie o filozofii jak o jakiejś „galerii mniemań”, bynajmniej nie przemawia za utrzymywaniem się nadal w tym tonie – wręcz przeciwnie. Inny banał głosi, że dobre wprowadzenie do filozofii samo jest książką filozoficzną. Mam nadzieję, że również ta książka zasługuje na taką opinię. Nie znaczy to, że prowadzę tu jakieś dociekania z pretensją do oryginalności. Zresztą książek, które za taką oryginalność można by pochwalić, jest doprawdy niewiele i chyba nie należy czegoś takiego oczekiwać. Staram się po prostu w sposób zręczny, inteligentny i odpowiadający naszym współczesnym pojęciom i językowi wyrazić podstawowe treści filozoficzne. Taki „aktualizujący referat” dawnych i niezmiennie nadal ważnych myśli jest jednym z zadań filozofii; znaczna część literatury filozoficznej temu właśnie służy. Pod względem precyzji wyrazu, giętkości języka, a także zdolności do krytycznej analizy pojęciowej i syntetycznej rekapitulacji rozmaitych stanowisk teoretycznych filozofia współczesna zdaje się być w ogólności postawiona nieco wyżej niż filozofia dawniejsza. To jeden z przejawów rozwoju (mimo wszystko!) myśli filozoficznej. Dlatego warto czytać nie tylko oryginalne dzieła filozofów, lecz również owe
tak pogardzane przez pretendujących do wyższego wtajemniczenia studentów „opracowania”.
Skoro już zdradziłem się ze swym przekonaniem, że filozofia się rozwija, dodam słowo o tym, w jakim rozwija się kierunku. Otóż jestem przekonany, że przyszłość filozofii zależy od jej profesjonalizacji, polegającej na wytworzeniu się fachowego znawstwa rozmaitości dostępnych filozoficznych języków, konceptów, argumentów i dyskursów, i to niezależnie od tego, czy zjawiają się one w obszarze akademickiej filozofii, czy też w naukach, humanistyce albo literaturze. Wielostronność, szerokie horyzonty teoretyczne, znajomość tradycji i swoboda w korzystaniu z jej rozmaitych zasobów jest kluczem do uprawiania filozofii z większą pewnością siebie, bardziej suwerennie, a mniej chimerycznie i przypadkowo, niż to się działo dotychczas. Ludzkość w pełni posiadła język i stała się logiczna , a więc racjonalna przez mowę, zapewne ok. 35 tys. lat temu; filozofię uprawia zaś od lat ok. 2600. Ten rodzaj cywilizacji, który zawiera w sobie naukę, jest więc niedawny i młody. To, że nie doszliśmy do kresu w rozumieniu, czym jest świat, dlaczego jest, kim my jesteśmy i co się z nami stanie, nie powinno nas zrażać. Filozofię uprawiamy dla siebie, ale trochę i z nadzieją, że przyczynimy się jakoś do wyższej mądrości, która, teraz nam niedostępna, być może stanie się udziałem ludzi w dalekiej, może bardzo dalekiej przyszłości. Kto wie, czy kiedyś nasi potomkowie nie będą od nas o wiele inteligentniejsi, bardziej długowieczni, wyposażeni w lepszą pamięć i zdolność koncentracji. Być może będą mieli więcej motywacji i determinacji w poznaniu. Być może więc nie będą musieli stale powracać do wielkich klasyków, jak my to robimy, bo będą od nich po prostu mądrzejsi. Jeśli tak miałyby się potoczyć losy filozofii, tedy wszystko, co my jesteśmy w stanie dziś zrozumieć, miałoby znaczenie jedynie względne – jako element ciągłości dziejów ludzkiej inteligencji, a przede wszystkim – znaczenie raczej nie publiczne, lecz osobiste,
dla każdego z nas, kto stał się filozofem. Ani jednak to znaczenie dziejowe, ani prywatne nie jest tej wagi, jak to się wielu wydaje. Bycie mądrzejszym od innych (co długotrwałe studium filozofii bez wątpienia przynosi ludziom uzdolnionym) nie czyni w naszym życiu tak wielkiej znów różnicy (gdyż życie intelektualne w ogóle stanowi tylko wycinek naszego jestestwa), a posiadanie przez ludzkość akademickiej filozofii chyba nie uczyniło świata, jak dotąd, istotnie lepszym i szlachetniejszym. Krótko mówiąc: stajemy się dzięki filozofii coraz mądrzejsi, tak jak tego oczekiwaliśmy, ale mądrość ta jest w dużej mierze naszą prywatną sprawą, zresztą być może wcale nie najważniejszą, wbrew całkiem odwrotnemu przekonaniu starożytnych.
Co więcej, nie wiemy, czy takie działanie jak poznanie w ogóle może przynieść cokolwiek poza twierdzeniami i towarzyszącymi im aktami rozumienia , które przecież jako skierowane zawsze na coś zewnętrznego (czyli przedmiot – jakkolwiek czasem stajemy się nim i my sami), zawsze pozostaną nam do pewnego stopnia obojętne. Z drugiej strony, paradoksalnie, różnorodność, bogactwo myśli, których dorobiła się ludzkość, myśli mądrych i często w oczywisty sposób trafnych, całe nasze bogactwo prawdy jest już tak wielkie, że jego pomnożenie niewiele może już zmienić. Nowy wielki system filozoficzny – tak wspaniały i wszechstronny jak system św. Tomasza czy G.W.F. Hegla – może i bardzo by się nam przydał, ale, po prawdzie, mało korzystamy z tego, co już mamy (choćby mało czytamy Tomasza i Hegla), więc ta przydatność pozostałaby raczej wirtualna niż rzeczywista. To tak jak gdybyśmy mieli już kilka domów i samochodów i pragnęli kolejnych, może i lepszych, ale w rzeczywistości brakowałoby nam czasu i sił, żeby z nich skorzystać. Nie chodzi więc o to, że nihil novi sub sole, ani o to, że nie ma żadnej bezwzględnej i wieczystej prawdy, ani wreszcie o to, że prawda nie powinna nas już więcej obchodzić, lecz po prostu o to, że mądrości tego świata jest więcej, niż jest w stanie unieść ktokolwiek
z nas. W rezultacie działalność filozofa staje się raczej wyrazem jego osobistego korzystania z mądrości i zapisem jego osobistego stawania się mądrym człowiekiem niż udziałem w publicznym przedsięwzięciu pomnażania mądrości. Ta mądrość, na którą nas stać, już jest nam dostępna, a ta mądrość, która nas przerasta, jeszcze nie jest nam dostępna. Dlatego właśnie wielu, zdając sobie z tego sprawę, instynktownie ukierunkowuje swoją działalność na badanie historycznie nam danego dorobku myślowego ludzkości i pisze książki o rozmaitych filozofach oraz ich myślach w zamiarze bezstronnego skatalogowania i udostępnienia posiadanej już przez nas mądrości. Jak już wspomniałem, ten nawyk utarł się co najmniej od połowy XIX w. i jest częścią typowej jeszcze i dla naszych czasów „kultury hermeneutycznej”. Ta książka również po części w niej tkwi, ale jednocześnie próbuje się trochę spod jej przemożnego wpływu wyzwolić.
Bynajmniej nie chcę sugerować, że mądrość jest pozorem, a filozoficzna wiedza mało określona i mało wiarygodna. Wręcz przeciwnie.
Jestem przekonany, że nie tylko dzięki nauce, lecz również dzięki filozofii naprawdę bardzo wiele wiemy i nader sceptycznie odnoszę się do tych, którzy ignorując ten fakt, pozwalają sobie filozofować całkiem na własną rękę, tak jakby nic prawdziwego i wnikliwego nie powiedziano na dany temat przed nimi. Każdy ma prawo myśleć i mówić różne rzeczy o filozofii, ale też nie może domagać się od innych, aby brali to poważnie, jeśli sam nie zadał sobie trudu poważnego traktowania innych, czyli studiowania filozofii. Przede wszystkim jednak jestem głęboko przekonany, że byt ma swoją prawdę, swój sens, który może stać się udziałem ludzkiej wiedzy. Jesteśmy zdolni posiąść prawdę i mądrość. Mają one zarówno wartość samoistną, same dla siebie, jak wartość życiową dla nas. Twierdzę jednak, że często zbyt dużo spodziewamy się po naszych wysiłkach. Znaczna część naszej egzystencji spełnia się bowiem nieświadomie czy może wręcz
nieindywidualnie, inna zaś polega na uczuciach, nastrojach i więziach psychicznych z innymi ludźmi – wszystko to rozum obserwuje niejako „zza szyby”, nie mogąc tak naprawdę wziąć w tych sferach naszego bytu bezpośredniego udziału.
Jednym ze starych ideałów filozofii (a zarazem prototypem owej nowoczesnej „bezstronności”, „neutralności” czy „obiektywności”!) jest zajęcie pozycji jakby „mówiącego bytu”, logosu, a więc usytuowanie się w jądrze rzeczywistości, która poprzez filozofa dokonuje samopoznania. Jednak bycie bytem, bycie czymś w sobie, bycie rzeczywistością, a opisywanie, myślenie, poznawanie czy wyrażanie jakiejś treści i doświadczenia to różne rzeczy – nigdy nie można ich ze sobą w pełni zespolić. Filozof nigdy nie będzie „głosem samej rzeczywistości”, bo byt jest milczący, nie mówi do siebie, a już zwłaszcza nie mówi przez usta filozofa. Mimo że taki teoretyczny ideał w filozofii istnieje, to tak naprawdę filozofowie wiedzą dobrze, że jest on nieziszczalny, często dając temu wyraz – czasami z nutą sceptycyzmu i tragizmu, jak u Arthura Schopenhauera, Sørena Kierkegaarda czy Jean-Paula Sartre’a. Ktoś, kto przystępuje do studiów filozoficznych, może jednak oczekiwać od rozumu i mowy zbyt wiele. Stąd te uwagi. Zakładam, że czytający tę książkę dadzą się raczej natchnąć ideą filozofii jako profesji i, ostrzeżeni przed uwodzicielską mocą idealistycznego marzenia, okażą pewną gotowość do (częściowego!) wyzwolenia się z sentymentalizmu. W niektórych religiach unika się wymawiania imienia najwyższego bóstwa. Ta sama intuicja moralna każe także mnie ostrożnie i, by tak rzec, odświętnie traktować również nasze profaniczne ideały. Dlatego cześć dla prawdy, mądrości, cnoty, szlachetności ducha kryć się będzie w tej książce za pewnymi pozorami chłodu i dystansu, a chwilami nawet ironii. Właściwa równowaga czynnika (auto)ironicznego i patetycznego w filozofii jest miarą jej wiarygodności.