A takie miejsca są dla władz podejrzane. Nie, żeby nie istniały wcześniej. Na Bliskim Wschodzie ludzie spotykali się towarzysko w meszitach, winiarniach (otaczała je nie najlepsza sława), i hammamach, czyli łaźniach. Jednak kawiarnia otworzyła się na wszystkie klasy społeczne naraz, przez co zdobyła ogromną siłę oddziaływania.

W 1511 roku Khair Beg, gubernator Mekki, zamknął wszystkie kawiarnie i nakazał karać chłostą amatorów czarnego napoju. Picie kawy uznano za czyn niezgodny z Koranem, a dodatkowo jednym z ubocznych skutków jej zażywania miała być radykalizacja poglądów, która może zachęcić poddanych do buntu, co zgodnie potwierdzili duchowni i lekarze. Coś w tym zapewne jest, przecież francuscy rewolucjoniści, Maximilien de Robespierre, Georges Danton i Jean-Paul Marat, spotykali się w jednej z najstarszych paryskich kawiarni, Café Procope, która
wcześniej była mekką francuskich myślicieli: Jeana-Jacques’a Rousseau, Woltera, encyklopedystów… Zakaz Khaira Bega obowiązywał przez trzynaście lat. Selim I, sułtan Kairu, miał nieco odmienne zdanie na ten temat: to raczej zakaz spożywania popularnego napoju może wywołać rewolucję. W 1524 roku wielki mufti Mehmet Ebussuud el-İmadi ogłosił fatwę zezwalającą na picie kawy.
Po stu latach historia powtórzyła się w Konstantynopolu. Sułtan
Murad IV prohibicją objął alkohol (z którym sam miał problemy, zmarł w 1640 roku, w wieku 24 lat, na marskość wątroby), tytoń oraz kawę.
Amatorów tych używek karał śmiercią. Podobno sam, niczym ów legendarny abbasydzki kalif Harun ar-Raszyd, krążył nocą po ulicach miasta i osobiście dokonywał egzekucji.
Najstarszy europejski opis kawy zawarł w kronice swojej podróży przez kraje Lewantu do Mezopotamii Aigentliche Beschreibung der Raiß inn die Morgenländerin (1583) niemiecki botanik i lekarz Leonhard Rauwolf:
Bardzo dobry napój nazywają Chaube, który jest zwykle tak czarny jak atrament i bardzo dobry w chorobie, szczególnie żołądka. Piją go wcześnie rano, publicznie i bez obaw z glinianych naczyń lub chińskich filiżanek, tak gorący, jak tylko się da…1
Jak zwykle najszybsi okazali się handlujący ze Stambułem kupcy weneccy. Włoski lekarz i botanik Prosper Apianus, który w 1580 roku podróżował po Egipcie, jako pierwszy opublikował ryciny przedstawiające kawowy krzew2 . Arabski (a właściwie jemeński) monopol został złamany około 1650 roku przez Babę Budana, sprytnego sufickiego pielgrzyma z Indii, któremu udało się wywieźć siedem (w Koranie święta liczba) surowych ziaren.
1 L. Rauwolf, Aigentliche Beschreibung der Raiß inn die Morgenländerin, Augsburg 1582, r. VIII. Patrz także: Eighteenth-Century Coffee-House Culture, red. M. Ellis, t. 4, Routledge 2016, s. vii.
2 De Medicina Aegiptiorum Libri quatuor (1591), De Plantis Aegipti Liber (1592).

gdyby jakiś uczony mąż to zrobił, zaraz by stwierdził, że malarz jest nieukiem, bo jego mucha ma zbyt wiele nóg!
Dobrze znany jest odkrywca sześciu nóg jętki jednodniówki. Był nim sławny, zarówno w dziedzinie historii nauki naturalnej, jak i mistyki, holenderski przyrodnik i lekarz Jan Swammerdam (1637–1689), prowadzący badania nad budową i metamorfozą owadów, który w dziele Ephemeri vita (1675), w rozdziale Życie jętki jednodniówki, zamieścił miedzioryt wyraźnie ukazujący sześć nóg tego owada. W końcowym okresie życia Swammerdam polecił zniszczyć swoje naukowe dzieła, ale inny holenderski lekarz i światowej sławy humanista Herman Boerhaave (1668–1738) uchronił od zagłady jego dorobek i w latach 1737–1738 opublikował w Lejdzie pisma Swammerdama pod tytułem Biblia naturæ. Dokładnie 2060 lat po śmierci Arystotelesa definitywnie skończył się czas panowania czworonożnej muchy w przyrodoznawstwie, podczas gdy w teologii i filozofii trwał on jeszcze co najmniej kilka dziesięcioleci.



Arystoteles podzielał głębokie przekonanie, że istota nauki tkwi w samych badaniach, a nie w wynikach. Był on bez wątpienia wierny takiemu pojmowaniu badań i wiedział, że wynik końcowy jego badań, które w dużym trudzie prowadził, dążąc do rozpoznania i zrozumienia świata, będący rezultatem fascynacji i dążenia do celu, może być zatracony, a zachwyt i entuzjazm badań ustępują miejsca melancholii osiągniętego wyniku.
Dürerowski wizerunek Melancholii zmusza do głębszego przemyślenia.
Przedstawia on, gdy mu się dokładnie przyjrzeć, nie Melancholię, lecz Naukę. Na pergaminie, którego fragment opada na ziemię, znajduje się rysunek projektowanego wynalazku. Na twarzy maluje się napięcie i zamyślenie nad jego dalszymi losami; w bezcelowym spojrzeniu rysuje się melancholijne pytanie, podkreślone przez na półotwarte usta: „I co dalej?”. Nad myślicielem szybuje nietoperz, a nie gołąb świętego ducha. Narzędzia są odłożone na bok.
Kwadrat magiczny jest wypełniony właściwie, jego tajemnica jest rozszyfrowana, suma wszystkich liczb we wszystkich kierunkach wynosi 34.
Arystoteles wiedział pewnie coś na temat melancholii końcowego wyniku.
Mucha ma sześć nóg. „No i co z tego?”. W swojej mądrości pozostawił czworonożną muchę jako zwierzęcy symbol walki z melancholią.
Sławny odkrywca sześcionożności jętki jednodniówki, Jan Swammerdam, sam jest najbardziej imponującą ofiarą melancholii. Wkrótce po zakończeniu swego dzieła zwierzył się ze swych przemyśleń mistyczce Antoinette Bourignon, która tak cytuje jego słowa: „Dusza, która jest pusta, bez ludzkiego zaćmienia, jest dużo wrażliwsza na Boskie objawienie”. Swammerdam odwrócił się od nauki, uznając, że lepiej, aby nietoperz nauki pozostał wraz z jego kolegami w jaskini ciemności, podczas gdy on swojego spełnienia będzie szukał pod skrzydłami gołębicy świętego ducha, którą widział szybującą nad prorokinią z Noordstrant, „przyjaciółką Boga”. Jednak pod tymi skrzydłami też nie znalazł swego spełnienia, ponieważ krótko przed swoją śmiercią powrócił do swoich nieukończonych i zachowanych przed zagładą rękopisów dotyczących pszczół.
Fenomen melancholii jako bolesnej emocji duchowej zakończenia naukowego poznanie jest także jednym z ukrytych motywów założycieli Akademii.
Melancholia nauki jest duchowym doświadczeniem wielu badaczy i nieuświadamianą przyczyną neuroz. Dla pojedynczego uczonego bywa trudna do zniesienia. Stąd potrzeba istnienia w społeczności uczonych w cichej nadziei współuczestnictwa w pracy lub znalezienia wśród kolegów kogoś, z którym przezwyciężenie tej zawodowej choroby się uda, lub kto pomoże ją znieść.
Stąd sukcesy i wyniki nauki mogą być odebrane jako kwestie relacji między nauką a autorytetem. 25
Niderlandzki poseł Van den Brande de Cleverskerk napisał w liście do wspomnianego w poprzednim rozdziale Bernarda O’Connora, że chłopiec ów na widok podanego mu kawałka chleba: „wyskoczył na ławę jak zwierz, na czworakach, i w tej pozycji chwycił rękoma za chleb, zbliżył go do nosa, obwąchał, zeskoczył na ziemię i znowu wydał z siebie ów głos okropny” 154 . Dyplomata próbował wyjaśnić losy dziecka tym, że Polska i Litwa często są napadane przez Tatarów, przeto ludność miejscowa w ucieczce często nie ma dość czasu, by pomyśleć o potomstwie. Taka opuszczona latorośl może zaś zostać bez trudu uprowadzona przez niedźwiedzia. O’Connor zamieścił opowieść o znajdzie w swej
Historii Polski, ilustrując ją stosowną ryciną, potwierdził też, że na dworze zapewniono go o prawdziwości tej historii, co jest zresztą zgodne z powszechnym mniemaniem, że fakt wykarmienia i wychowania dziecka w litewskich lasach przez niedźwiedzie nie jest rzadkością. Jak pisał:
Dziecko to liczyło około 10 lat (co można wnosić tylko na podstawie jego wzrostu i wyglądu) i miało szkaradne oblicze, nie posługiwało się też ani rozumem, ani mową. Chodziło na czterech nogach i niczym nie przypominało człowieka poza budową ciała. Udzielono mu chrztu, jednak było ciągle niespokojne i niesforne, często gotowe do ucieczki. Wreszcie nauczono je stać wyprostowane w ten sposób, że opierało się o ścianę i utrzymywało taką pozycję jak psy nauczone prosić, oraz stopniowo przyzwyczajano jeść przy stole. W ten sposób częściowo je oswojono i dziecko zaczęło wyrażać swe myśli chrapliwym i nieludzkim głosem, jakkolwiek gdy pytano je o życie w lesie, nie było w stanie powiedzieć o tym więcej niż my o naszym życiu w kołysce 155
O’Connor zacytował też w całości list Cleverkerka oraz ustęp z dzieła o Polsce napisanego przez Hartknocha von Passenheim, historiografa Prus Królewskich, wedle którego chłopca ochrzczono imieniem
154 W. Ziembicki, Sobiesciana , Lwów, 1933, s. 43.
155 B. O’Connor, Historia Polski, red. P. Hanczewski, przeł. W. Duży, T. Falkowski, P. Hanczewski, K. Pękacka-Falkowska, t. 1, Muzeum Pałac w Wilanowie, Warszawa 2012, s. 319. 126
Józef. Miał on jadać surowe mięso, miód, dzikie owoce i inne pożywienie właściwe dla niedźwiedzi. Po jakimś czasie król Jan Kazimierz podarował go Piotrowi Adamowi Opalińskiemu, na którego dworze Józef wykonywał proste prace przy kuchni, takie jak noszenie wody i drew, które podobno czasem wykonywały w Polsce oswojone niedźwiedzie. Jednak ów Józef często wymykał się do lasu i przebywał tam w otoczeniu dzikich niedźwiedzi rozpoznających w nim swojaka, przeto nie obawiał się z ich strony agresji. Dzikość swą zachował aż do śmierci, a umrzeć miał przed rokiem 1678, doczekawszy co najwyżej dwudziestego piątego roku życia.

Charles François Ribart de Chamoust (1776–1783) wiedział, jak tego dokonać. Wymyślił ogromną budowlę (miała być wybudowana dokładnie tam, gdzie dziś stoi Łuk Tryumfalny) i mieć kształt słonia. Nazwał ją dość skromie: Grand kiosque à la gloire du roi (Wielka altana ku chwale króla).
Dlaczego akurat słoń? Bo słoń to przecież owiany sławą od czasów Aleksandra, a potem Hannibala egzotyczny symbol potęgi, zwierz chrakteryzujący się inteligencją i siłą, którego trąba jest niemal tak precyzyjna jak ludzka dłoń, a przy tym rzadko słonie były widywane w Europie; żyły jedynie w menażeriach największych władców. I co też tu kryć, skoro w Rzymie w 1667 roku Bernini wybudował pomnik, na którym jeszcze dziś słoń dźwiga egipski obelisk, to Paryż nie może być gorszy!
Słoń Ribarta miał upamiętniać wojenne tryumfy Ludwika XV. Wejście do budowli znajdowało się w spiralnej klatce schodowej prowadzącej przez podbrzusze zwierzęcia. We wnętrzu Ribart zaplanował dwie kondygnacje, a w nich między innymi dwa reprezentacyjne pomieszczenia: jadalnię oraz salę balową. Wystrój jadalni miał przypominać las, nieregularnie rozmieszczone kolumny imitować drzewa, jeden z głazów ukrywać miał kredens, rozproszone światło dopływające z zewnątrz miało potęgować atmosferę lasu, a opływający salę strumień miał odświeżać powietrze. Warto dodać, że w książce L’Ordre François trouvé dans la nature, poświęconej stylowi, który nazywał porządkiem francuskim, Ribart utrzymywał, iż kolumna architektoniczna jest prostym odwzorowaniem drzewa; baza, trzon i kapitel odpowiadają korzeniom, pniowi oraz koronie. Salę balową (do której przylegał znajdujący się w głowie słonia bufet) miały zdobić groteskowe rzeźby oraz dwa freski symbolizujące Przeszłość i Przyszłość, ruchome światła imitować zaś miały ruchy ciał niebieskich. W uszach tryumfalnego słonia Ribart zamierzał zainstalować tuby pozwalające usłyszeć na zewnątrz muzykę dochodzącą z sali balowej. Na szczycie miała się znajdować postać władcy wracającego ze zwycięskiej wyprawy, a z trąby tryskać fontanna.
To wszystko wzbudziło jedynie uśmiech i pozostało na papierze.
A jednak nie do końca, bo raz zasiane ziarno w końcu wykiełkowało, tym razem w głowie Napoleona Bonaparte. Po zburzeniu Bastylii
zaczęła się dyskusja dotycząca zagospodarowania placu, który po niej pozostał. Początkowo stanęła tam Fontanna Odnowy (albo Izydy), przedstawiająca egipską boginię w towarzystwie dwóch lwów; z jej piersi tryskała woda. Jednak Napoleon jako pomnik swej wojennej chwały postanowił wznieść wielką fontannę-słonia z przetopionych armat zdobytych w bitwie pod Frydlantem w Prusach Wschodnich. Tu już nie było mowy o wewnętrznych pomieszczeniach, a jedynie o tarasie widokowym umieszczonym na grzbiecie zwierzęcia.

Pomimo symbolicznego bogactwa znaczeń, jakie niesie słoń, niektórzy architekci oponowali. Krytykował go m.in. Pierre François Léonard Fontaine (1762–1853), jeden z twórców stylu empire. Ale decyzja zapadła. Projekt pomnika 304 wykonał architekt Jean-Antoine Alavoine (1778–1834). W 1810 roku rozpoczęto prace ziemne i kanalizacyjne, zostały one jednak przerwane z powodu klęski Napoleona, a potem
304 Słoń bastylijski – nie mylić ze słoniem bestyalnym, o którym wspominam w następnym rozdziale. 297