9
KURIER PLUS 28 LUTEGO 2015
O muzyce bez dyplomacji
Roman Markowicz
FOTO: ROMAN MARKOWICZ
Adam Makowicz i Krzysztof Medyna – spotkanie mistrzów
u Makowicz ju¿ dawno wypracowa³ w³asny, niepowtarzalny i ³atwo rozpoznawalny styl gry. Kiedy Adam Makowicz i Krzysztof Medyna rozpoczêli swój koncert w salach Konsulatu Generalnego kompozycj¹ East Of The Sun (Brooks/Bosman) opad³y mnie wspomnienia i refleksje. Przypomnia³o mi siê przede wszystkim, ¿e przez dobre dwie dekady Makowicz by³ jednym z muzyków czêsto, jeœli nie najczêœciej, opisywanych przeze mnie w Nowym Dzienniku. Przez ostatnie dziesiêæ lat Makowicz przebywa³ w Kanadzie. W Nowym Jorku, nie s³yszeliœmy go prawie w ogóle. Bardzo dobrze wiêc by³o go znowu us³yszeæ, tym bardziej, ¿e towarzyszy³ mu tak dobry muzyk jak Krzysztof Medyna; w krêgach jazzowych prawie tak samo legendarny jak Makowicz. Jako pianista uprawiaj¹cy muzykê klasyczn¹, zawsze zazdroszczê jazzowym muzykom, ¿e ich wystêpy brzmi¹ jak „próba porozumienia”. Mo¿e to jest w³aœnie ten wielki sekret jazzu, ¿e pozwala muzykom na natychmiastowy kontakt i porozumienie. W przypadku panów Adama i Krzysztofa, by³em zdziwiony, ¿e pomimo ich wieloletniej przyjaŸni nigdy dot¹d razem nie wystêpowali. Kiedy wiêc tego wieczoru s³ucha³em Makowicza, przysz³y mi na myœl kolejne refleksje dotycz¹ce dwóch aspektów jego gry: pierwszym jest sam styl muzykowania, drugim jego technika. Wydaje mi siê, ¿e styl gry pana Adama przez lata nie zmieni³ siê wiele. Mo¿e pewne detale, ale generalnie nie sam sposób gry, czy nawet elementy wirtuozerii. Od dawna ju¿ dochodzi³y do mnie „opinie” rzekomych znawców jazzu twierdz¹cych, ¿e gra Makowicza jest nieco anachronistyczna i nie podlega minimalnej nawet ewolucji. Byæ mo¿e tak jest rzeczywiœcie i jeœli ktoœ pragnie nie-
ustaj¹cego postêpu, bez w¹tpienia znajdzie go w grze innych pianistów. Czy lepszych pianistów? – to ju¿ inna sprawa. Makowicz ju¿ dawno temu wypracowa³ w³asny, niepowtarzalny i ³atwo rozpoznawalny styl gry. Nie widzê powodu, aby go zmieniaæ, jeœli dobrze siê w nim czuje, a wraz z nim jego publicznoœæ, która z entuzjazmem go przyjmuje. Wydaje mi siê, ¿e s³uchacze potrzebuj¹ tradycji, byæ mo¿e bardziej od „unowoczeœniania”. £agodny, refleksyjny, w znacznej mierze balladowy styl gry Makowicza, absolutnie mnie satysfakcjonuje. Drugim aspektem by³a sama nieporównywalna technika pianistyczna polskiego artysty: technika, o której od lat kr¹¿y³y legendy. Makowicz zawsze by³ uwa¿any za jednego z najwiêkszych perfekcjonistów klawiatury. O ile w przypadku artystów graj¹cych muzykê powa¿n¹ czêsto mo¿na siê spotkaæ z opini¹ „dziœ mu koncert nie uda³ siê tak dobrze, jak kiedy indziej”, o tyle w przypadku Makowicza, którego od jego nowojorskiego debiutu w póŸnych latach 70. s³ucha³em dziesi¹tki razy, mia³em zawsze uczucie, ¿e on wrêcz nie potrafi zagraæ gorzej. Czas potrafi byæ jednak nieub³agalny, równie¿ dla pianistów i nie ukrywam, ¿e obawia³em siê, ¿e w wieku lat 75 Makowicz mo¿e utraciæ nieco ze swojej fenomenalnej, unikalnej, bieg³oœci palcowej, która od ponad 40 lat porównywana by³a z niezwyk³¹ technik¹ Art Tatuma. By³em wiêc niezmiernie rad, ¿e moje obawy okaza³y siê bezpodstawne. Powtórzy³o siê to, co zawsze s³ysza³em na jego recitalach, a wiêc b³yskawicznie szybkie palce, ta sama eteryczna delikatnoœæ, ten sam wdziêk i humor gry. Czas niczego tu nie zmieni³. Nie znam te¿ innego muzyka, którego uœmiech podczas gry jest równie szczery,
niek³amany, naturalny. Publicznoœci to mówi: „gram dla was i robiê to z przyjemnoœci¹”. Mia³em wiêc trochê uczucie jakie siê ma powracaj¹c po wielu latach do swojego pokoju i widzi siê, ¿e wszystko jest na miejscu, wszystko jest tak jak siê zostawi³o, ¿e czas siê jakimœ cudem zatrzyma³. Z Krzysztofem Medyn¹ – saksofonist¹, grali znane jazzowe standardy, jak równie¿ jedn¹ z kompozycji pianisty, które on nazywa po prostu „kompozycja No7, czy No11”. W przedwalentynkow¹ œrodê w konsulacie, wybór pad³ na Numer 10. Us³yszeliœmy te¿ opracowania tak popularnych utworów jak Cherokee (Ray Noble), My Man’s Gone Now (z opery Porgy and Bess Gershwina), Deamy (Eroll Garner), Autumn Leaves (Jesienne liœcie) (Mercer/Joseph Kosma), czy Who cares (Gershwin). Wiele z tych kompozycji posiada spokojny, balladowy charakter i tutaj atmosfera wieczoru pasowa³a bardziej do jakiegoœ ciemnawego, pe³nego dymu papierosowego tradycyjnego klubu jazzowego. B³yskotliwa pianistyka by³a doskonale kontrowana nie mniej doskona³¹ wirtuozeri¹ Medyny; by³a to gra dwóch wielkiej klasy profesjonalistów, ale jednoczeœnie nie pozbawiona niezbêdnej dla jazzu spontanicznoœci. Ten profesjonalizm jazzmanów sprawia wra¿enie, ¿e muzycy znaj¹ siê od zawsze i ¿e grali ze sob¹ wielokrotnie. Kiedy potrzeba Makowicz jest wybornym akompaniatorem i swoje wirtuozowskie arabeski potrafi bez trudu wpleœæ w tkankê solowych partii saksofonu: jest to mo¿e paradoks, ¿e w takich momentach solówek Medyny s³ucha siê z tak¹ sam¹ uwag¹ jak akompaniamentu Makowicza. Moje opisy koncertów s¹ zazwyczaj rzeczowe i rzadko kiedy posiadaj¹ poetyc-
ki aspekt – taka ju¿ jest ich natura. Ale poniewa¿ by³ to koncert walentynkowy, to pozwolê sobie – oczywiœcie za pozwoleniem autorki, przytoczyæ kilka zdañ, jakimi podzieli³a siê ze mn¹ dziennikarka Kuriera, Katarzyna Zió³kowska, bo zrobi³a to bardzo po kobiecemu i mo¿e wielu s³uchaczy w obu przepe³nionych salach konsulatu, odbiera³o grê duetu Makowicz/Medyna podobnie do niej: ja bym nie by³ w stanie tak opisywaæ swoich wra¿eñ, ale s³owa pani Kasi bardzo przypad³y mi do gustu. Koncert by³ niezwyk³y, ka¿da nuta dopieszczona do maksimum, a jednoczeœnie frywolna, nieokie³zana, zalotna... To znów cicha, zamyœlona, uko³ysana, zatrzymana w locie lub swawolna, dzika, spragniona ¿ycia, innymi s³owy - piêkna. I ten uœmiech pana Makowicza pe³en radoœci z randki z klawiszami, z mocy ka¿dego dŸwiêku wyp³ywaj¹cego spod palców. I ten dialog pomiêdzy muzykami. Wspania³e porozumienie bez s³ów nieograniczone nawet nutami na tafli pieciolinii bez granic, bez zahamowañ.... A¿ siê wierzyæ nie chce, ¿e to ich pierwszy wspólny koncert. Na zakoñczenie, ma³a osobista historyjka: wiele lat temu gra³em solowy recital w Warszawie. Po recitalu jednym z najwiêkszych komplementów, jaki us³ysza³em by³o entuzjastyczne stwierdzenie kolegi: „stary, no mówiê ci, wielki sukces! Ty wiesz, ¿e Adam Makowicz by³ na Twoim koncercie?”. Raz przynajmniej, ktoœ za ¿ycia sta³ siê prorokiem we w³asnym kraju… Pozostaje mieæ nadziejê, ¿e nie bêdziemy czekaæ kolejne piêæ lat na kolejny wystêp tych dwóch wielkich artystów. ❍