3 minute read

Z dłuta wzięte

Rafał Frankiewicz

Codzienność wielu Kolegów z naszej branży to piła, boczkarka, linka czy trak.Oczywiście dla równowagi: Merc, BMW, Volvo czy Infinity; potem Orlen, Lotos, Bank, telefon, telefon, telefon ; w domu: Żona, Dzieci, szkoła, działka, wakacje, raty... i tak ad mortem defecatam.

Advertisement

A przecież w naszej branży wszystko się wzięło od szlakownika, szpica, zębaka, brzeźniaka, gradziny, pucki, knypla czy ciosaka. Nazw jest dużo więcej, ale kto je dziś używa i pamięta? Kto –może poza odbijakiem – stosuje dłuta w codziennej praktyce? Fora internetowe pełne są wiadomości o piłach, tarczach, zębach, segmentach… Wszędzie diament, rzadziej korund, a stalmasa to dla wielu już tylko rdzawa magia przeszłości. Zdumiewające jest to, że wielu kamieniarzy lepiej zna się na samochodach, którymi jeżdżą, aniżeli na zawodzie, który uprawiają razem ze swoimi rodzinami i pracownikami.

Prawie nic nie ma na temat dłut, młotków pneumatycznych, sposobów ich używania i BHP pracy. Wiem. Są centra numeryczne, co zrobią wszystko i w każdej ilości. Tyle że to chwyt marketingowy dla wielu nuworyszy chcących błysnąć przed innym kamieniarzem swoim parkiem maszynowym. Rzeźbę czy dobrą kamieniarkę i tak musi wykonać człowiek – swoim okiem, ręką i dłutem – okryć ją swoim talentem. Maszyna jest jak ślepa kura. Nic sama nie widzi. Rzeźby spod maszyny są martwe, nieme i bezwartościowe. Nie budzą żadnych ludzkich emocji w odbiorcach, nawet te najdroższe, kosztujące tyle, co Bentley.

Wystarczy popatrzeć na pracownię Massimo Galleni, włoskiego mistrza rzeźby w marmurze, a w Polsce na: Michała Jackowskiego, Klaudię Matusiak, Jerzego Zyska, Łukasza Kuliga, Romana Jugo, Zbigniewa Zycha, Rafała Frankiewicza, Rafała Namiotę, pracownię kamieniarską Jacka Pawłowskiego czy pracownię Danaida Michała Misiaszka, by zachwycić się ich pracami. Są robione ręcznie, z pasją i nie powstają w dwu egzemplarzach w jeden dzień.

Wszystko zaczęło się od dłuta...

Można je kupić w wielu sklepach dla kamieniarzy. Ale to dłutka mało wyspecjalizowane. Najczęściej kupuje się tylko te do kucia liter, bo tylko litery jeszcze w wielu zakładach w kamieniu się kuje. Dłuta ręczne i dobre do kucia mają: Widuto, Wena-Prod (dawniej Kamyk) z Kielc, Marcin Gwarecki, Wena w Wieliczce, Weha, Bared w Piławie i sklepy strzegomskie.

Dominują dłuta o trzonku okrągłym, ale lepsze i poręczniejsze są te zrobione w sześciokąt lub zaokrąglony kwadrat. Dobre dłuta rzemieślniczej proweniencji ma Wena-Prod, bo są krótkie, mocne i świetnie leżą w dłoni. Dłuto nie może być za długie do kucia liter, bo jest niewygodne zwłaszcza w kuciu na cmentarzu. Krótkie łatwiej przyłożyć precyzyjnie do kamienia, łatwiej uderzyć, mniej się męczy ręka.

Bardzo ważna jest ostrość dłuta. W literaturze niemieckiej panuje przekonanie, że kąt wierzchołkowy dłuta do kamieni twardych powinien mieć 60°. Do marmuru: 55°. To dobry kąt, ale do łupania kamienia, a nie do jego cięcia. Litera przede wszystkim musi zostać zacięta i to ostro. Wtedy jej krawędź nie będzie się sypać. Ostre dłuto to efektywna i szybka praca, mniej wysiłku i lepszy efekt. Tępe – sami już wiecie…

Nie można zatem mieć jednego dłutka. Trzeba mieć je w zapasie i wszystkie ostre. I warto przy tym zmienić myślenie, że skoro dłutka są drogie, to zakupię ich mało. Zakup każdego narzędzia zawsze boli kieszeń, ale to jak z paliwem: muszę wlać, aby dojechać do celu, wrócić i żeby w baku jeszcze zostało na rano...

I warto zacząć się gimnastykować przed pracą i po jej zakończeniu, bo jak mówi chińskie przysłowie: gwarancją długiego życia i zdrowia są mocne nogi...

This article is from: