Z OSTROWSKIEJ KONKATEDRY 7/2015 (214) listopad

Page 10

Z OSTROWSKIEJ KONKATEDRY 7/2015

Pod rzymskim niebem... Felietony ks. Waldemara Graczyka Dać czy nie dać? Oto jest pytanie... Nieodłącznym elementem rzymskiego krajobrazu są osoby, które w wielu punktach miasta, szczególnie przy bazylikach i kościołach, proszą o jałmużnę. Zadziwiająca niekiedy bywa ich natarczywość, która sprawia, że często zamiast miłosierdzia, ludzie ci wzbudzają albo poczucie winy albo tak irytują, że zaczyna się ich omijać szerokim łukiem. Na pewno ich widok skłania do refleksji nad chrześcijańskim miłosierdziem i sprawia, że człowiek zastanawia się: czy rzeczywiście to są prawdziwi ubodzy, którzy potrzebują pomocy, czy raczej jakaś dobrze zorganizowana korporacja, sterowana z zewnątrz? Dać czy nie dać? Jak się to ma do usłyszanego ostatnio w uroczystość Wszystkich Świętych zdania: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”? Wielu mieszkańców Wiecznego Miasta, duchownych i świeckich, turystów lub pielgrzymów wychodzi z założenia, że nie można wspomagać tych żebrzących, ponieważ nie pomagasz im, lecz komuś innemu o wiele potężniejszemu i bogatszemu. Wielu tzw. biedaków na pewno udaje albo wręcz kłamie tylko po to, by otrzymać kilka euro więcej. Lepiej pomagać w sprawdzony sposób, wpłacając jakąś sumę na organizacje charytatywne, np. na Caritas. Jest to z pewnością pewne rozwiązanie... Tylko czasami zastanawiam się, jak to powiedzieć owym żebrzącym: „Przepraszam Pana/Panią, ale ja już komuś pomogłem”. Hmm... Czy to nie jest trochę tak jakby powiedzieć tonącemu: „Przepraszam, nie mogę cię uratować, ponieważ już kiedyś kogoś tonącego uratowałem”? Często może okazać się, że wpadamy w tę samą pułapkę, o którą oskarżamy tych ludzi, kłamiąc, albo jak to się dziś popularnie mówi, zwłaszcza w mediach, mijając się delikatnie z prawdą: „Przepraszam, nie mogę pomóc, nie mam pieniędzy” zapominając, niby mimochodem, że jakieś 10 złotych albo chociaż kilka drobnych w portfelu jednak mam. Prawdą jest, że wielu z nich oszukuje albo nie chce pracować. A pracy w Rzymie akurat jest wiele... Pewnie są i tacy wśród nich, którzy żebractwo traktują po prostu jako pracę. Myślę, że tak właśnie podchodzi do życia pewien młody człowiek, noszący imię jednego z rzymskich cesarzy, Trajan, pochodzący z Rumunii, którego można spotkać przy mojej uczelni. Jest niepełnosprawny fizycznie, porusza się o kuli, co ma wzbudzać oczywiście współczucie. Założył już rodzinę, ma żonę i syna. Pewien czas byli z nim w Rzymie; teraz wrócili do Rumunii, a on 10

wciąż „pracuje”, ponieważ syn w przyszłym roku pójdzie do szkoły, więc trzeba mu zapewnić dobry start. Jego obecność przy uniwersytecie i proszenie o jałmużnę to dla niego praca z określonymi godzinami: od 9 do 14, czasami są również nadgodziny. Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że oszukuje ludzi - taki cwaniak, który nie chce pracować i naciąga ludzi na swoje kalectwo. Możliwe, że tak jest. Możliwe, że jego kalectwo nie jest aż tak poważne, by nie pracować. Takie było i moje pierwsze wrażenie. Jednak po kilku rozmowach mogłem dostrzec, że to normalny młody człowiek ze swoimi marzeniami i pragnieniami. Bardzo kocha żonę, syna i chce im zapewnić godne życie. Jego „praca” nie jest tylko formą zarobku. Nawiązał wiele kontaktów ze studentami i profesorami akademii. Stał się pewnego rodzaju instytucją. Często jest tak, że nie chodzi mu tylko o jałmużnę, ale o coś zupełnie innego, o coś ważniejszego i bardziej potrzebnego do życia niż pieniądze. Chodzi o rozmowę, o dobre słowo, o zapewnienie o modlitwie... Po prostu on pragnie być zauważony, doceniony, pokochany przez innych, pragnie czuć się częścią pewnej wspólnoty. Czy nie są to znajome nam pragnienia? Czy również i my nie nosimy ich w sobie i chcemy, by zostały zaspokojone? Czy i my nie mamy swoich „głodów”, które powinny zostać nakarmione? Może się okazać, że czasami jesteśmy większymi żebrakami niż ci, którzy stoją przy naszych kościołach... Odpowiedź na tytułowe pytanie jest jedna: Dać! Dać, jeśli można, ale nie tylko pieniądze, by uspokoić sumienie, lecz coś ważniejszego. Dać temu drugiemu trochę czasu, poświęcić mu dwie, trzy minuty, zapytać dlaczego nie pracuje albo co się stało w życiu, że musiał wyjść na ulicę i żebrać. Zobaczyć człowieka z jego historią, często niezwykle pokręconą. Dostrzec człowieka - to prawdziwa sztuka, która dzisiejszemu światu często nie wychodzi, bo ten widzi dziś przeważnie tylko słupki wykresów i cyfry zarobionych bądź straconych sum. Dawać, by było i nam kiedyś dane. LISTOPAD 2015


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.