Michał Mytnik

Page 1

I

... a mówią na nas dzieci śmieci. Pamiętam, jak staliśmy nad rozdwojeniem rzek i pluliśmy pestkami z wiśni do wnętrza ciężarówki. Plandeka przepuszczała deszcz, a skrzynki, skrzyneczki zmieniały strukturę spawów od słońca. Odwiedzał nas dziki pies, nadawaliśmy imiona ptakom, tak by się nie połapały w kluczu. Po kieszeniach w arytmii kroków chowały się stukające od błota piłki golfowe. Wiązania są wśród nas, wiązania to kiepy na asfalcie, za długie sznurowadła skręcane za kostkę, spodnie splamione od trawy i oczywiście czerwone alergiczne oczy. Mieliśmy swoje miejsca spotkań i bardzo często były to drewniane budy przy zarośniętych sadach. Popołudniami graliśmy w piłkę, by wieczorem urządzać harendę po polach sąsiadów. Pamiętam każdą dynię podnoszoną we dwoje, przesmyki wśród pokrzyw i połamaną jabłoń. W tamtym miejscu był kamień, na który należy uważać. Miałem zwyczaj z każdym kolejnym rodzinnym obiadem, dodawać coraz to więcej przypraw. Na jednej komunie doszło do płukania żołądka i nas tam było. Zaskakująco dobrze pamiętam zapach tamtejszych ścian. Mam pewność co do dwojakości wspomnień i to akurat jest brzytwa. Tamtym gnojkom (co do nas coś mają) wrzucaliśmy kije między szprychy, krzemienie pod oczy i największe kity. Poza sobą szukaliśmy tylko trochę wody i czterolistnych koniczyn wyjących się niedbale wokół kanalizacji, które nie są ugruntowane.

II

W tamtym miejscu nad rozdwojeniem rzek był kamień, na który należy uważać. Trzeba było być cichuteńko, by nie zbudzić Zgrzyta. Jest on obleśny i łąki, gdy go widziały, chodziły spać. Poruszanie się z cieniem jako funkcja odmierzania czasu. Przeskok między kolejnymi latarniami w zielonej alei. Tak, było kąśliwie, a tracki musiały to znosić, dlatego skarpetki za kostkę i spodnie od darcia malin. Słodka krew to ta, którą lubią komary. Pamiętaj, że pyłki z łatwością obleką bielmo. Oczy się mienią jak monety spłaszczone przez pośpieszne składy. Kiepy z żelazem i słuchanie torowisk to był sposób na zużycie języka u butów do połowy spalonych. Ale były też łąki, nie zapominajmy o łąkach. Można było się zgubić, próbując tam dotrzeć, można było się STAĆ pokarmem dla dżdżownic. Porankami chodziliśmy na oddaloną o 200 łokci łąkę o dźwięcznej nazwie WYMAZ. Ogródki działkowe Akord mogły


nam pozazdrościć Zawilca Gajowego, Niecierpka pospolitego czy Zwyczajnego Bagna, a tam owoce psuły się znacznie szybciej za dnia niż w nocy. Akurat w tym mieście o poranku zakwitał handel i mieszkańcy musieli niuchać opary nieustannych fermentacji. Doszło do 33 skarg i 4 pozwów obywatelskich. My byliśmy tylko gówniarzami wąchającymi kwiatki na łące, błąkającym się tam gdzie zaczyna się nic, a mimo to zawsze było co zjeść, co spalić. Zgrzyt odlicza ciche przeskoki do snu.

XII

Wieża stwarzała poczucie samotności jeszcze większe niż Zgrzyt, którego już z łatwością tłumiliśmy głosem. Niestety z rozdwojeniami już nie było tak łatwo, prościutko. Wymazy z języków, do których nie można się było przyznać. To wyniki zacieków kapiących z miejskich łaźni, szczyciły się one narko-higieną i strach było patrzyć po boczkach, ale my to robiliśmy w ciemno. Szczyny zwilżały szczawie należące do przydroża autostrad. Moje sny niepokojąco mało syczały jak na swój wiek. Która to już wylinka, no która? To bardziej „yyy” się odbijało od ścian jak kolejne posiłki wydawane na bloczki. Poszukiwanie jaskiń nocą. Brenda właśnie staje się brzemienna, a jej części ciała zaczynają rosnąć. Skrzyp uruchamia zwrotne inhibitory zgrzytu, gdy po nim stąpasz. Języki nijak było udomowić, bo buty się ściągało za drzwiami. Poruszyłeś krochmalny temat, ale teraz go wstaw w ramiączka meduz i zaśpiewaj jak najciszej do snu ulubioną z komet. Wyniki będą jutro, proszę się wstawić na wszystko, co się pasuje i pasie. Relikwiarze łąk upaplane w bananowej papce, to tylko książki wywarły ciśnienie na tymczasowej skórce owoców we wnętrzu plecaka bez przegród.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.