PODRÓŻ PO MIŁOŚĆ
JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE TYCH DWOJE SIĘ POKOCHAŁO?
Znali się od zawsze, choć tak naprawdę poznali się dopiero po latach. Długo dzielili te same szkolne korytarze, ale każde z nich szło własną ścieżką, nie zamieniając ze sobą wielu słów. A wszystko zaczęło się pewnego dnia, gdy..
Ola dostrzegła go na zdjęciu wiszącym w szkolnym korytarzu – stał dumnie na podium po zawodach pływackich, medal błyszczał na jego piersi, a mokre włosy kleiły się do czoła. I wtedy pojawiła się ta pierwsza iskra – nie od razu romantyczna, raczej w stylu: „O, tego chłopaka wcześniej nie zauważyłam”.
W gimnazjum trafili do jednej klasy. Były spojrzenia, uśmiechy i drobne gesty, które trudno było zignorować. Ale z tamtych czasów Mateusz pamięta jedno: że kompletnie nie potrafił rozmawiać z dziewczynami. Zamiast więc zrobić pierwszy krok, wybierał bezpieczniejsze rejony –spotkania z kolegami w wirtualnym świecie LOL-a i CS-a.
Ich drogi rozeszły się po cichu i zdawało się, że tamto zdjęcie, tamte spojrzenia w szkolnych ławkach –to tylko nic nieznaczący epizod. Po szkole Mateusz rzucił się w wir życia – kursy ratownicze, potem praca na plażach Jarosławca i Międzyzdrojów. Ola tymczasem podbijała świat mody, zdobyła tytuł wicemiss Polski Nastolatek i wyjechała na kontrakt do Mediolanu. Żyli równolegle, ale jakby na dwóch różnych planetach. Coraz bardziej oddalali się od siebie –miało ich dzielić kilkaset kilometrów, inne miasta, inne plany. Nic nie wskazywało na to, by ich ścieżki miały się jeszcze przeciąć. Splot wydarzeń sprawił jednak, że ten scenariusz się zmienił. Najpierw przyszedł telefon. Uniwersytet Medyczny w Łodzi przyjął Olę, więc po kilku dniach w Bydgoszczy, gdzie prawie rozpoczęła już studia, spakowała walizki i wróciła do rodzinnego Tuszyna. Wtedy też Mateusz zorganizował swoje 20. urodziny, na które zaprosił starą paczkę
znajomych – w tym właśnie Olę. Nie było co prawda wielkiego „wow”, nie było fajerwerków – tylko kilka wymienionych zdań, a potem… cisza, po której Ola uznała, że to ona weźmie sprawy w swoje ręce.
Zaprosiła Mateusza na wesele kuzynki – wtedy właśnie miłosne domino ruszyło i nic nie było już w stanie zatrzymać dalszego biegu wydarzeń.
Kolejne spotkania, już tylko we dwoje, wymieniane z uśmiechem na twarzy wiadomości – i nagle z dwójki ludzi, którzy kiedyś mijali się na ulicy, stali się parą, która nie wyobrażała sobie życia bez siebie.
Lwów, Paryż, Rzym, Porto, Lizbona, Albania, Macedonia, Mediolan, Kair – każdy wspólny wyjazd był jak nowy odcinek przygodowego serialu. Takiego, z którego plot twisty mogłyby spokojnie zasilić niejeden wieczór przy winie.
Aż w końcu nadszedł TEN dzień. Villa del Balbianello nad Jeziorem Como – miejsce tak filmowe, że nawet George Lucas osadził tam sceny „Gwiezdnych Wojen”, w tym tę najważniejszą na planecie Naboo, gdzie Anakin Skywalker i Padme Amidala wzięli potajemnie ślub. Mateusz, choć starał się być spokojny, miał drżące ręce i niepewny głos. W dłoni trzymał pierścionek – projektowany i tworzony przez kilka miesięcy z przetopionego złota. Takiego z duszą, które przez wiele lat było pierścionkiem zaręczynowym jego babci. To nie była zwykła błyskotka, ale prawdziwy symbol rodzinnej historii i międzypokoleniowej miłości.
Gdy klęknął, Ola już wiedziała, że powie „tak” – od dawna!
Tak oto powstała opowieść o parze, która latami nie miała świadomości, że kiedyś będzie przysięgać sobie miłość – idealny scenariusz do filmu, trochę romantycznego, trochę przygodowego, ze scenami, które chce się przewijać tylko po to, żeby przeżyć je jeszcze raz.
A dzisiejszy dzień? To po prostu zwiastun tego, co dalej.


WYWIAD Z PARĄ MŁODĄ
Pamiętacie jeszcze, co pomyśleliście o sobie, gdy się poznaliście? To pierwsze wrażenie – podobno najważniejsze.
A: W gimnazjum Mateusz spełniał moje wszystkie wymagania, które na tamten moment nie były zbyt wyszukane. Był wyższy ode mnie, miał blond włosy, był sympatyczny i miał poczucie humoru. Ten zestaw cech wystarczył, żeby zostać moim crashem.
M: Po pierwszych „randkach” byłem zdziwiony jak wiele rzeczy nas łączy. Myślałem, że spotkamy się parę razy i nic z tego nie wyjdzie. Po każdym wspólnym wyjściu coraz bardziej widziałem w Oli odbicie własnego charakteru. Co niestety bywa też czasami irytujące.
Co powiedzielibyście sobie sprzed lat, jeśli moglibyście coś zmienić w tej Oli i Mateuszu z początków znajomości?
A: Myślę, że mimo popełnianych błędów jestem teraz w dobrym miejscu, wszystko się super ułożyło i bałabym się cokolwiek zmieniać, bo sprawy mogłyby potoczyć się inaczej.
M: Też wychodzę z założenia, że wszystko bardzo dobrze się potoczyło. Było kilka przypałów, ale one ukształtowały nas takimi, jakimi jesteśmy. Dlatego nie powiedziałbym sobie nic, żeby niczego nie popsuć.
Jak wyglądały Wasze zaręczyny w Villa del Balbianello? Opowiedzcie więcej o tym dniu.
A: Od początku wyjazdu podejrzewałam, że coś się kroi. Ale sytuacja stała się już całkowicie jasna, gdy Mateusz zaczął się stresować, że z powodu opóźnienia pociągu nie zdążymy na czas do Villi. Już wtedy wiedziałam. W końcu dotarliśmy do naszego miejsca zakwaterowania, gdzie mieliśmy się przebrać i odświeżyć przed zwiedzaniem. Tak się jednak nie stało. Właściciel poinformował nas, że pokój nie jest gotowy i że nie możemy do niego wejść. Ja ubrana w dresy, nieuczesana, nieumalowana – wiedząca, co mnie czeka i jak aktualnie wyglądałam – wpadłam w rozpacz. Zaczęłam płakać przy Mateuszu i przy właścicielu domu. Pan trochę zmiękł i pozwolił nam się przebrać w pralni. Uznałam, że sytuacja jest beznadziejna i że muszę jakoś zniechęcić Mateusza do oświadczyn. Przebrałam się w jakieś spodnie i zostałam w okularach. Jak tylko Mateusz mnie zobaczył, gdy wyszłam, powiedział: „Ola, ale przebierz się, załóż sukienkę”, na co ja opowiedziałam, że nie i tak zostanę. Wtedy spoważniał i rzucił: „Ola… bo będziesz tego żałować”. Od tego momentu byłam już na 100 % pewna, że Mateusz oświadczy się dziś – nieważne, jak źle będę wyglądać i jak bardzo wszystko bę -

dzie szło niezgodnie z planem. Po prostu to zrobi. I tak też się stało. Mimo że się tego spodziewałam, byłam onieśmielona i nie wierzyłam, że to się dzieje!
M: To rzeczywiście nie był łatwy dzień... Do momentu dotarcia na miejsce nic się nie układało. Tego dnia zmienialiśmy nocleg z Mediolanu na Como, do którego jechaliśmy pociągiem. Dotarliśmy o 12:00, ale okazało się, że check-in jest od 15:00 i przez to właśnie nie mogliśmy wejść do pokoju. Potem to przebieranie się w składziku u hosta i namawianie Oli, żeby się ładniej ubrała – czułem, że wie, co się święci i myśli, że jak gorzej się ubierze, to mnie powstrzyma, ale w końcu uległa. Co i tak nie zakończyło problemów. Miasto Como było rozkopane, busy opóźnione – na miejsce dotarliśmy około 2 godziny po tym, jak miałem to zaplanowane. Zwiedziliśmy willę, a potem uznałem, że lepszego momentu już nie będzie – zeszliśmy do jednego z ogrodów willi, głos mi się łamał, ręce mi się trzęsły, ale finalnie Ola powiedziała „tak”, więc chyba nie było tak źle. Co ciekawe, do końca wyjazdu była dla mnie aż przesadnie miła… niestety już jej minęło.
Jak myślicie, co jest Waszą największą siłą jako pary?
A: Jesteśmy zgranym dwuosobowym zespołem. Wyznaczamy sobie kolejne cele, dzielimy się obowiązkami i je realizujemy, a jeśli coś nie wyjdzie, to wspólnie staramy się rozwiązać problem. Myślę, że to są nasze najlepsze supermoce.
M: Podobieństwo, ale też dopełnianie się w tym, co nas różni. Jeśli komuś czegoś brakuje, to druga osoba to nadrobi. To daje poczucie bezpieczeństwa, że jak ci nie wyjdzie, to jest ktoś, kto jest za tobą w 100%. Objawia się to zarówno w małych rzeczach, takich jak obowiązki domowe, jak i w trudnych chwilach, gdy jedna osoba potrafi wyciągnąć drugą z najgłębszego dołka.
A jakie codzienne gesty mają dla Was największe znaczenie?
A: Największą przyjemność sprawia mi, kiedy wracam po ponad 12 h dyżuru i okazuje się, że Mateusz wykonał moją część obowiązków domowych, a do tego zrobił pyszny obiad. Jestem wdzięczna, że stara się mnie odciążyć i możemy ten pozostały czas, gdy jesteśmy razem w domu, spędzić wspólnie.
M: Do głowy przychodzą mi dwie takie wspólne aktywności. Pierwsza to spacery w pobliskim lesie. Ola mnie do nich przekonała – całe życie tutaj mieszkam, a nigdy nie poznałem tak dobrze okolicy. Teraz znam ten las, jak własną kieszeń i bywa, że sam namawiam Olę na wspólny spacer. Druga to nasze kameralne wieczory przy winie, tylko we dwoje, które organizujemy sobie raz na jakiś czas – pełne rozmów, śmiechu i… tańca.
Jest coś, czego nauczyliście się od siebie nawzajem –będąc w związku?
A: Dzięki Mateuszowi trochę bardziej wyluzowałam. Zauważam, że teraz znacznie mniej przejmuje się nieistotnymi rzeczami. Nauczyłam się, że nie zawsze muszę być najlepsza, mogę czasami odpuścić i się tym specjalnie nie stresować.
M: Myślę, że ambicja. Gdyby nie Ola, na pewno nie zaszedłbym tak daleko w „karierze zawodowej”. Ola studiująca jeden z najtrudniejszych kierunków i zdająca wszystko za pierwszym razem – mocno mnie to motywowało. Nie mogłem przecież narzekać i poddać się przy kimś takim. Nauczyło mnie to większej dyscypliny – bez Oli byłbym bardziej olewczy.
Jakie wspomnienie z podróży jest dla Was najpiękniejsze?
A: W kwietniu wybraliśmy się na podróż narzeczeńską nad jezioro Como. Mam z tego wyjazdu magiczne wspomnienie, jak wynajętym Fiatem 500 jechaliśmy wzdłuż brzegu jeziora. Otwarte szyby, włoska muzyka i niesamowity widok – z lewej na jedno najpiękniejszych jezior na świecie, z prawej na ośnieżone szczyty Alp.
M: Nie licząc zaręczyn, to chyba wieczór nad rzeką Duero w Porto – grała muzyka Fado, piliśmy wino na bulwarach i patrzyliśmy na zachód słońca. Obrazek jak z jakiegoś filmu, tylko że w prawdziwym życiu.
Zdarzyło Wam się kiedyś płakać ze śmiechu razem? Co tak Was wtedy rozbawiło?
M: Ola mówiąca, że na ślub kupi mi koszulkę z napisem „od dzisiaj mogę bić żonę”… Lepiej nie mówić tutaj o bardziej hardcorowych żartach albo sytuacjach, więc rzucę tylko hasła” „Fajerwerki w Como”, „Pomyłka w Biedronce” albo „Grill w hotelu”. Niech zadziała wyobraźnia!
A: Inspirując się odpowiedzią Mateusza, dorzucę od siebie jeszcze „Incydent na placu zabaw” – podczas powrotu z zapraszania od Kamili i Andrzeja.
Gdyby Wasz związek był filmem, jaki nosiłby tytuł?
A: „7 lat w chmurach”. Jak dla mnie najlepsze 7 lat życia.
M: „Lepiej późno niż wcale”. O miłości, która przez cały czas była na wyciągnięcie ręki (kilka ulic dalej).
Jakie macie plany i marzenia na wspólną przyszłość?
A: Naszym planem jest nieustanny rozwój, próbowanie razem nowych rzeczy, kolejne bardziej odległe podróże. A w nieco dalszej przyszłości wspólny kawałek ziemi z upragnionym domem.
M: Mamy w głowach swoją tablicę osiągnięć do zdobycia. Na ten moment skupiamy się na weselu. Plany mogą się jeszcze wiele razy zmienić, ale – jeśli miałbym rzucić coś w eter, bez żadnych konsekwencji – chciałbym, żebyśmy mieli swój wymarzony dom na działce z lasem, odbyli wspólny rejs dookoła świata i najważniejsze, aby tak ułożyć sobie życie, żeby jak najwięcej czas spędzać razem, a nie w pracy poza domem.
Jak będziecie wspominać przygotowania do ślubu?
A: Bardzo podobał mi się ten czas przygotowań, będę pewnie za tym tęsknić. Boję się nieco, że będzie mi brakować tych intensywnych dni. Trochę mi przykro, że ten czas dobiega końca, ale przed nami kolejne wielkie cele do zrealizowania i ich też nie mogę się już doczekać.
M: Myślę, że będę to wspominał jako bardzo intensywny czas. Sporo się działo, fajnie było się spotkać z rodziną – pogadać ze swoją częścią i poznać tę ze strony Oli. Wymyślać i realizować ciekawe pomysły na ten dzień. Oczywiście jest to super do pewnego momentu, bo bywały chwile, w których przydałaby się maszyna do klonowania ludzi. Ostatecznie, nawet teraz w najbardziej intensywnym momencie, jestem szczęśliwy –ale jest to na pewno moje pierwsze i ostatnie wesele!
Wyobraźcie sobie siebie jako małżeństwo z 50-letnim stażem. Jaką parą staruszków będziecie?
A: Myślę, że w 50. rocznicę będziemy parą zakochanych staruszków –siedzących rano na tarasie w swoim ogrodzie, pijących kawę i wspominających piękny dzień naszego wesela.
M: Mam nadzieję, że będziemy działać jak dobrze naoliwiona maszyna i nie mam tu na myśli naszych stawów z reumatyzmem. Liczę też, że na emeryturze dalej będziemy podróżować, rozmawiać, wspólnie gotować, chodzić na spacery i nie przyspawamy się do kanapy.


NASZA HISTORIA
6 lat, 7 miesięcy i 18 dni od kiedy jesteśmy razem
4 lata, 9 miesięcy i 5 dni po takim czasie się zaręczyliśmy
58 przymierzonych sukni ślubnych
1 garnitur uszyty na miarę
3 obejrzane sale weselne
62 domy odwiedzone z zaproszeniami
6 lekcji pierwszego tańca
11 odwiedzonych krajów
26 zwiedzonych miast
20 580 przejechanych we dwoje kilometrów
352 obejrzane razem filmy i seriale
416 wspólnych treningów na siłowni
174 wspólne spacery
276 016 wymienionych wiadomości
1 wspólne zwierzę





PODRÓŻE










Kochani Rodzice, .
Są słowa, które trudno wypowiedzieć na głos – zwłaszcza gdy w oczach stoją łzy, a serce bije mocniej niż zwykle. Dlatego dziś chcemy napisać to, czego pewnie nie udałoby się nam powiedzieć wśród gwaru i wzruszeń tego dnia.
Dziękujemy za nasze dzieciństwo – pełne ciepła, bezpieczeństwa i tych wszystkich małych rzeczy, które z biegiem lat okazują się najważniejsze. Za wożenie nas do szkół, zapisywanie na zajęcia pozalekcyjne i rozwijanie naszych pasji. Za wspólne odrabianie prac domowych i wspieranie nas w nauce – nawet gdy w oczach pojawiały się łzy nad zeszytem od matematyki. Za każdy blok techniczny, kasztany i rzeżuchę załatwiane do szkoły na ostatnią chwilę.
Za wspólne wyjazdy na wakacje i inspirowanie nas do bycia lepszymi.
Za to, że nigdy nie byliście „tylko” rodzicami – ale kierowcami, opiekunami, organizatorami, mediatorami, kucharzami, logistykami i naszymi prywatnymi psychologami. Kiedy my nie wiedzieliśmy jeszcze, kim jesteśmy, Wy już w nas wierzyliście. Pozwalaliście nam marzyć, ale też uczyliście, jak twardo stąpać po ziemi.Za to, że każdą awarię – w kranie, w sercu, czy w planach – potrafiliście ogarnąć, jakbyście mieli supermoce. Może rzeczywiście je macie.
Mimo że nigdzie nie ma szkoleń ani poradników „jak dobrze wychowywać dzieci”, naszym zdaniem Wy spisaliście się na medal. Jesteście najlepszym przykładem troskliwych, odpowiedzialnych i kochających rodziców.
Dziś – w dniu naszego ślubu – dziękujemy Wam także za pomoc w przygotowaniach do tego dnia. Za każdą cenną radę, cały Wasz wkład w organizację i doradzanie w najdrobniejszych szczegółach. Bo choć ten dzień to nasze święto, jest także Waszym dziełem – bez Was nie byłoby nas tutaj, tak silnych i gotowych, by tworzyć własną drogę.
DZIĘKUJEMY WAM ZA WSZYSTKO.
Ale najbardziej – za Waszą miłość, która była i jest dla nas najcenniejszym darem. Za to, że jesteście. Że zawsze byliście. I wiemy, że zawsze będziecie.
Za całego serca, WASZE DZIECI


1. PAPIEROWA
2. BAWEŁNIANA
3. SKÓRZANA
4. KWIATOWA OWOCOWA
5. DREWNIANA
6. CUKROWA
7. WEŁNIANA MIEDZIANA
8. SPIŻOWA BLASZANA BRĄZOWA
9. GLINIANA GENERALSKA
10. CYNOWA ALUMINIOWA
11. STALOWA
12. PŁÓCIENNA LNIANA JEDWABNA
13. KORONKOWA




14. KOŚCI SŁONIOWEJ
15. KRYSZTAŁOWA
20. PORCELANOWA
25. SREBRNA
30. PERŁOWA
35. KORALOWA
40. RUBINOWA
45. SZAFIROWA
50. ZŁOTA


55. SZMARAGDOWA PLATYNOWA
60. DIAMENTOWA
65. ŻELAZNA
70. KAMIENNA
75. BRYLANTOWA
80. DĘBOWA

PRZESĄDY ŚLUBNE
COŚ NOWEGO I STAREGO
Chcesz mieć szczęśliwe małżeństwo? Brytyjczycy mają na to przepis: coś starego (bo tradycja rzecz święta), coś nowego (na bogato, bo kto by nie chciał), coś pożyczonego (żeby teściowie byli zadowoleni) i coś niebieskiego (dla wierności, bo wiadomo, że lepiej dmuchać na zimne). To wszystko powinno znaleźć się w stroju panny młodej.
SKRYTKA NA KASĘ
Panna młoda powinna w dniu ślubu włożyć do buta monetę – na szczęście i dostatek. A pan młody? On też może dołożyć cegiełkę od siebie, wkładając do kieszeni drobniaka, by zawsze mieć na wspólne marzenia (i na piwo, rzecz jasna). Podobno warto, żeby te monety zostały w butach aż do końca uroczystości – i nie ma, że zaczynają już cisnąć!
NIE PRZED ŚLUBEM!
Mówi się, że pan młody nie może zobaczyć swojej wybranki w sukni przed ślubem, bo to przynosi pecha. A jeśli podczas przymiarki coś się pruje albo rozrywa – nie łatajcie tego na szybko! To ponoć wróży łzy i dramaty, bo można przypadkie „przyszyć” do siebie nieszczęście. Panna młoda powinna też unikać oglądania się w lustrze w pełnym rynsztunku – żeby nie odgonić szczęścia.
DROGA BEZ POWROTU
Kiedy młodzi wyruszą w drogę na ślub, nie wolno im zawracać. Żadnego „bo ja zapomniałam welonu!”. Lepiej poprosić kogoś z rodziny o dostarczenie zguby, gdyż zawracanie to zła wróżba. I nie przeciągajcie postoju na trasie – może to zwiastować późniejsze przerwy w uczuciach, a kto by chciał robić sobie „przerwę od miłości” skoro świadomie idzie przed ołtarz ją ślubować?
CZASEM SŁOŃCE, CZASEM DESZCZ
Ślub najlepiej brać w miesiącach z literą R w nazwie. Czerwiec, sierpień, wrzesień – to właśnie wtedy pogoda jest najlepsza. A w końcu słońce to dobra wróżba dla przyszłych małżonków. Ulewny deszcz niesie niestety wróżbę przeciwną, choć drobną mżawkę można uznać za oznakę bożego błogosławieństwa na nową drogę życia. Wniosek: jak pogoda płacze, ale z umiarem –to na szczęście.
NIE PŁACZ EWKA
Czy na ślubie wolno płakać? Jeszcze jak! Czasem wzruszenie odbiera mowę, a łzy pojawiają się w kącikach oczu i nic nie możemy z tym zrobić. To nic złego! Zgodnie z przesądem, mimo że młodzi powinni do ślubu iść z radością, to łzy szczęścia mogą im przynieść na dalszą drogę życia wyłącznie radość.
MAŁŻEŃSKA WŁADZA
Kto ma większą szansę wieść prym w małżeństwie? Ten, kto położy dłoń na wierzchu, podczas gdy ksiądz przykrywa dłonie małżonków stułą albo ten, kto okręci małżonka przy odchodzeniu od ołtarza w swoją stronę. Małżeńską kasę trzymać będzie natomiast ten, kto pod kościołem zbierze więcej pieniędzy spośród rozsypanych przez gości grosików.
BEZ POTKNIĘCIA
Zwyczaj nakazuje, aby mąż w trosce o bezpieczeństwo swojej żony przeniósł ją przez próg – to wszystko w trosce o małżeństwo, bo jej potknięcie symbolizuje potknięcia na nowej drodze życia. A pierwszy taniec? To również wróżba! Jeśli nogi się plączą, to może oznaczać małżeńskie potyczki i marsz w różnych kierunkach. Ale spokojnie, zawsze przecież można zgonić to na „stres przed kamerami”!
POLSKIE TRADYCJE ŚLUBNO-WESELNE
Śląsk i Opolszczyzna: KOŁACZ
Na Śląsku i Opolszczyźnie tydzień przed weselem rodzinę, sąsiadów i znajomych obdarowuje się ciastem. Ale nie zwykłym! Chodzi o śląski „kołocz”, tradycyjnie z serem, jabłkami lub makiem. Każda obdarowana osoba dostaje także czasem gałązkę mirtu i kartkę z wierszykiem. Przyjęcie kołacza oznaczało dawniej, że gość pojawi się na weselu. Czasem ci, którzy roznoszą kołacz, są poprzebierani za różne postacie np. księdza, zakonnicę lub pannę młodą.
Łódzkie: WYKRADANIE BUTÓW
Ten zwyczaj praktykuje się zwłaszcza na terenie łódzkiego, ale w tej lub innej formie pojawia się także w innych regionach. Polega na tym, że podczas wesela goście zabierają buty (tzw. fanty) parze młodej, czasem tylko pannie młodej. Zadaniem jest wykupienie fantów, ale walutą jest tradycyjnie wódka.
Podkarpacie: ZWIADY
Na czym polegają podkarpackie Zwiady? Rodzina pana młodego wysyła do rodziców panny młodej zaufaną osobę (najczęściej jest to świadek lub starosta). Zadanie jest proste: przekonać ich oraz ich córki do wybranka. Zwyczajowo na koniec następują negocjacje wysokości posagu.
Wielkopolska: POLTERABEND
Polterabend (zwany też trzaskaniem) to zwyczaj praktykowany w trzech regionach: również na Śląsku i Pomorzu. Dzień przed weselem rodzina i znajomi gromadzą się pod domem panny młodej, żeby… potłuc szkło i porcelanę dla pomyślności oraz szczęścia nowożeńców. W ruch idą talerze, misy, szklanki. Aby wróżba się spełniła, młodzi muszą je posprzątać.
Lubelszczyzna: WYPROWADZINY
Wyprowadziny rozpoczynają dzień ślubu. To tradycja, która ma symbolizować wzbranianie się kawalera przed ożenkiem. I mimo że dziś panowie raczej świadomie decydują się na ślub, to na Lubelszczyźnie i tak wyprowadzani są z domu przez druhny lub siostry. To one oddają pana młodego w ręce jego przyszłej żony.
Mazowsze: ZBIERANIE NA WÓZEK
Tradycja popularna na Mazowszu to zbieranie na wózek. Przed oczepinami para młoda wychodzi na parkiet i rozpoczyna „odbijanego”. Goście mogą zatańczyć z panną młodą lub panem młodym, ale za taniec trzeba zapłacić do koszyczków, których pilnują świadkowie.
Symboliczne kwoty zgodnie ze zwyczajem mają być przekazane na wózek dla pierwszego dziecka nowożeńców.

Podlasie: SWATY
Na Podlasiu, gdy kawaler pojawia się w domu wybranki, musi ją wywołać. Zanim to ona pojawi się w drzwiach, wychodzi ku niemu jeden z mężczyzn przebrany za niezbyt urodziwą pannę, która w kabaretowym stylu próbuje poderwać młodego. Ta zabawa powtarza się trzykrotnie.
Pomorze: TANIEC MASZKAR
Na Pomorzu w trakcie wesela na parkiecie pojawiają się przebierańcy. Postaciami typowymi dla tego teatru są m.in. przynosząca zapowiedź dobrych zbiorów baba zwana kulejką, a także weselny byk oraz koń. Maszkary z pomocą orkiestry zabawiają gości, organizując konkursy i inscenizując śmieszne scenki.
Małopolska: OBGRYWKA
Obgrywka to małopolska tradycja weselna. Wodzirej, zaraz po obiedzie, podchodzi z kapelą do każdego gościa i śpiewa o nim krótką rymowankę – wymyślaną na bieżąco. Kapeli towarzyszą dwie osoby (jedna z rodziny panny młodej, a druga od pana młodego), które podpowiadają, kto jest kim i co o danej osobie można zaśpiewać. Za obgranie goście wrzucają drobniaki do koszyka – zwyczajowo przekazywane są one dla zespołu.




KRZYŻÓWKA
O PARZE MŁODEJ
PIONOWO:
1. Nazwa restauracji, w której byli na pierwszej randce.
2. Zawód Pana Młodego.
8. Miesiąc, w którym się zaręczyli.
13. Gdy ona szusuje na nartach, on woli…
14. Ulubiony trunek Pary Młodej.
16. Pierwszy sezon Mateusz był tam ratownikiem.
17. Wybierają się tam w poślubny rejs.
19. Zaprosiła go na wesele, potem zadziała się…
20. To dzięki niej wszyscy tu jesteśmy.
POZIOMO:
3. Zawód Panny Młodej.
4. Wołają tak na swoją kotkę.
5. Pierwszy wspólny wyjazd tej dwójki.
6. Jego miesiąc to sierpień. A jej?
7. Ola to zodiakalny Baran. Mateusz to…
9. Kraj, z którego wrócili jako narzeczeni.
10. Planeta będąca tłem ich zaręczyn.
11. Drugie imię Pana Młodego.
12. Drugie imię Panny Młodej.
15. Ola była tam na kontrakcie modelingowym.
18. Kołem się toczy i sprzyja tej parze.


CZY WIECIE, ŻE... żeby poderwać Mateusza w gimnazjum Ola zaczęła grać w:

Kochani Goście,
Mówią, że szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli. Dziś – dzięki Wam – jesteśmy tego dowodem.
Byliście jak echo śmiechu w pustym domu – sprawiliście, że ten dzień naprawdę ożył. I choć to my dziś wypowiadaliśmy przysięgi, to czujemy, że ta uroczystość była wspólnym dziełem – Waszych uśmiechów, wzruszeń, ciepłych słów i życzliwych spojrzeń.
Nie chodziło nam o obecność widzów, lecz o obecność bliskich. Bo choć to nasz ślub, to tworzą go też ci, którzy byli przy nas w różnych momentach – i dziś współtworzą tę chwilę.
Dziękujemy Wam za to, że jesteście. Że jesteście sobą. Że mimo różnych ścieżek życiowych, dziś zrobiliście krok w naszą stronę.
Niech ten dzień zostanie z nami wszystkimi – nie tylko w zdjęciach, ale w tych małych momentach: śmiechu przy stole, rozmowie na uboczu, spojrzeniach pełnych wzruszenia i wspólnym tańcu.
Dziękujemy, że jesteście!
Ola & Mateusz

Rosół z domowym makaronem
DANIE GŁÓWNE
Kotlet De Volaille
Glazurowane skrzydełka z sezamem Łosoś w sosie cytrynowym
Schab po cygańsku z serem i pieczarkami
Skrzydełka w sosie BBQ
Ziemniaki z koperkiem / Frytki
Warzywa sezonowe na gorąco / Zestaw surówek
NA SŁODKO
Deser lodowy na musie z owoców leśnych
DRUGIE DANIE
Polędwiczki w sosie własnym Żeberka w sosie BBQ Kopytka Kapusta młoda zasmażana
TRZECIE DANIE
Barszcz czerwony z pasztecikiem
NA BUFECIE
Strogonow z indyka z pieczywem Bigos Pierogi
NA ZAKOŃCZENIE
Żurek z kiełbasą
ZESKANUJ MNIE
Zeskanuj telefonem kod QR (po prawej), wejdź do folderu i dodaj zdjęcia oraz filmy, które zrobiłeś/aś tego wieczoru.
Podziel się z nami tym, co udało Ci się uchwycić.
DZIĘKUJEMY!

