Gazeta Weselna - Ania & Igor

Page 1


Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział Ani, że jej przyszły partner będzie chemikiem, inżynierem oraz analitykiem w jednym, a do tego niespełnionym muzykiem i trochę geekiem, pewnie roześmiałaby się i wzięła to za dobry żart

Za to Igor, człowiek z natury oszczędny w słowach, ale bogaty w zainteresowania, raczej nie przewidywał, że jego serce skradnie rudowłosa humanistka z powołaniem do nauczania, marzeniem o doktoracie z filozofii i domem pełnym kotów. A jednak.

Ania & Igor

MIŁOŚĆ SPOD

ZNAKU… NALEŚNIKA

PO DOBNO MIŁOŚĆ JEST JAK PIERWSZY NALEŚNIK – NAJCZĘŚCIEJ NIE WYCHODZI I LĄDUJE W KOSZU. ALE NIE TYM RAZEM. TYM RAZEM NALEŚNIK BYŁ UDANY, A MIŁOŚĆ… JESZCZE LEPSZA!

Ich historia zaczęła się – jak na XXI wiek przystało – w Internecie. A dokładniej: na pewnej studenckiej grupie, na której raz po raz przewijało się charakterystyczne nazwisko Igora. Ania kojarzyła go doskonale. Jakie więc było jej zdziwienie, kiedy… dostała od niego wiadomość.

mości, spotkali się na stacji metra Księcia (a jakże!) Janusza. On zestresowany jak na egzaminie z kinetyki reakcji, ona – jak zwykle uroczo wygadana.

I tak oto jesienią 2022, po niezbyt długiej wymianie wiado -

Na tym pierwszym spotkaniu padła propozycja wspólnego robienia naleśników. Igor stwierdził, że potrafi je robić na-

prawdę dobrze, ale Ania była sceptyczna. Z rozbrajającym uśmiechem rzuciła wtedy, że pierwszy naleśnik jest jak mąż – do wyrzucenia, na co Igor z typowym dla siebie spokojem odpowiedział tylko: „Zobaczymy”.

Dziś Ania i Igor mieszkają w Warszawie razem z dwoma futrzastymi współlokatorkami – Fioną i Śnieżką. I choć naprawdę są totalnymi przeciwieństwami, panuje tam wyjątkowa harmonia.

I miłość. Bo miłości jest najważniejsza!

No i wyszło. I ten pierwszy, idealny naleśnik, i mąż (wtedy jeszcze potencjalny). Szybko okazało się, że różnice między nimi są bardziej urocze niż problematyczne. Ona mówiła trzy razy szybciej, niż on – ale za to on potrafił jednym zdaniem przywrócić jej spokój. On nie był mistrzem spontanicznych szaleństw, ale zawsze wiedział, ile łyżeczek pesto dodać do makaronu i w jakich proporcjach zmieszać dla niej sok z wodą. I tak, od jednego niewinnego naleśnika, zaczęło budowanie prawdziwego związku, który przypomina dobrze dobraną mieszankę: szczyptę pieprzu, odrobinę cynamonu i duuużo serca.

WYDANIE SPECJALNE • 3 SIERPNIA 2025 • NA PAMIĄTKĘ DNIA ŚLUBU

WYWIAD z nowożeńcami

Wasza relacja zaczęła się od przyjacielskich spotkań i... wspólnego smażenia naleśników! Jak to się stało, że narodziła się z tego miłość?

ANIA: Przełomowym momentem na pewno było to, że pierwszy naleśnik zrobiony przez Igora był IDEALNY – czy można wyobrazić sobie lepszego partnera? (śmiech) A tak trochę poważniej: myślę, że w wielu przypadkach początkiem relacji jest przyjaźń, i to od niej zaczęła się także nasza relacja. Czuliśmy się w swoim towarzystwie komfortowo, śmieszył nas ten sam czarny humor, bardzo lubiliśmy spędzać ze sobą czas i rozmawiać... i to wszystko było takie naturalne, szczere, niewymuszone. W dni, kiedy się ze sobą nie widzieliśmy, zaczęła wkradać się tęsknota, a do mnie zaczęło docierać, że na myśl o kolejnym spotkaniu serce bije mi trochę szybciej. Chyba nie było takiego przełomowego wydarzenia w naszej relacji, które można by uznać za symboliczny początek naszego związku i miłości – po prostu w jakiejś rozmowie postanowiliśmy, że nic nie szkodzi nam spróbować żyć razem jako partnerzy. Od samego początku było nam ze sobą dobrze, a miłość przychodziła stopniowo.

IGOR: Kiedy Ania na naszym pierwszym spotkaniu powiedziała, że pierwszy naleśnik jest jak mąż – do wywalenia, trochę z przekory pomyślałem: „oho, wyzwanie!”. (śmiech) Zgadzam się z nią, że cały ten proces był raczej bardzo organiczny. Od początku darzyliśmy się troską, wspieraliśmy się w różnych sprawach – i tych

związanych z codziennością, i tych wynikających z sytuacji losowych. Tak właśnie to nasze tworzenie rodziny się zaczęło i trwa nadal.

A czym ta miłość jest dla Was? Podobno każda para ma swoją własną definicję – jak brzmiałaby ta napisana przez Was?

ANIA: To bardzo dobre pytanie. Trudno mi zdefiniować miłość... Powiedziałabym, że jest to bardzo nieuchwytne uczucie, które my – ludzie – próbujemy na siłę zmieścić w jakieś ramy. Miłość naprawdę może mieć niezliczone oblicza. Po części to troska o siebie nawzajem i obopólny szacunek, umiejętność wybaczania sobie błędów, wybieranie drugiego człowieka każdego dnia od nowa w chwilach dobrych i złych, a także otwartość na zmiany (przede wszystkim te zachodzące w naszym partnerze i nas samych) i świadomość ich nieuchronności. Jeśli miałabym coś jeszcze dodać, to powiedziałabym, że pięknie opisuje ją Stanisław Lem w Obłoku Magellana, mówiąc, że miłość jest „[...] słabością i siłą, utratą i odzyskaniem, światłem, ciemnością, bólem – to znaczy życiem”.

IGOR: Bardzo ładnie podsumował to też pewien wędrowny bard: „O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki”. Moim zdaniem emocje budujące relacje wśród ludzi dzielą się na te racjonalne i nieracjonalne – i miłość do tych racjonalnych nie należy.

Ludzie pod jej wpływem często podejmują działania sprzeczne ze standardowym rachunkiem korzyści i strat. Dla mnie miłość to stan, w którym wiem, że niezależnie od tego, co by się działo, zawsze będę po stronie osoby, którą darzę tą miłością – czy mi się to podoba, czy nie.

Za co kochacie się najbardziej, a na jakie wady miłość trochę przymyka Wam oczy?

ANIA: Igor jest niesamowicie wiernym i oddanym partnerem, który na pierwszym miejscu stawia „nas”, a nie „siebie”. Jest też bardzo spokojny i wyważony, więc w każdej sytuacji jest w stanie zachować zdrowy rozsądek. Dodatkowo bardzo doceniam go za to, że –odkąd jesteśmy razem – zawsze, ale to zawsze stoi po mojej stronie i wspiera mnie w tym, co robię. Jeśli chodzi o to, na co przymykam oko... (śmiech) Powiedziałabym, że jest to „ulotność pamięci” – zdarza się, że Igor zapomina zrobić coś, o co go poprosiłam albo na co się umawialiśmy. Bywa też nieco „nieuważny”, ale to zdecydowanie ma swój urok – potrafi np. rozbić kubek i wyglądać przy tym rozbrajająco uroczo. I – na moje nieszczęście – lubi dodawać ocet i dużo pieprzu do jedzenia, co zdecydowanie jest jego największą wadą. A! I zapomniałabym! Czasem chrapie głośniej niż stary Ursus (do czego się oczywiście nie przyznaje) – podczas takich nocy mam ochotę wyrzucić go na balkon do sąsiadów, choć obawiam się, że to by nic nie dało. (śmiech)

TYLKO W TYM WYDANIU

IGOR: Zacznę od plusów, żeby nie dostać patelnią. (śmiech) Bardzo cenię w Ani fakt posiadania bardzo „poukładanej głowy” (jeśli mogę to tak nazwać) – cieszy mnie to, że potrafi zdefiniować, czego od życia oczekuje i jakie ma cele. Zawsze też, kiedy mam jakiś problem albo rozterkę, mogę liczyć na to, że mnie wysłucha, wesprze i doradzi. Poza tym pysznie gotuje (choć ja też lubię to robić... tylko nie mogę... bo brudzę) i jest najlepszą partnerką do popołudniowych drzemek. Ania ma jednak zasadniczą wadę: jest zazwyczaj bardzo krytyczna wobec siebie (w zasadzie szczególnie wobec siebie) i innych –bardzo jej życzę umiejętności odpuszczenia i odetchnięcia w chwilach stresu.

Jesteście przykładem na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Kiedy te różnice pomagają Wam się uzupełniać, a kiedy bywają wyzwaniem?

ANIA: Myślę, że najważniejsze to mieć jakiś wspólny fundament, podobne wartości, spójną wizję przyszłości – coś, na czym można budować przyszłość. Chociaż w niektórych aspektach rzeczywiście różnimy się od siebie, to są również i takie, w których jesteśmy tacy sami. Wspólne życie z osobą o innych zainteresowaniach i preferencjach jest naprawdę bardzo ciekawe – dzięki temu, że interesujemy się różnymi rzeczami, możemy ciągle doświadczać czegoś nowego, czego być może bez tej drugiej strony nigdy byśmy nie spróbowali. Ja dzięki Igorowi m.in. pokochałam sushi, polubiłam oglądać anime i chodzić do kina (wciąż jednak nie przekonał mnie do picia koktajlu z trawy, czyli matchy, mieszania musztardy z keczupem czy jedzenia buraków z octem). Oczywiście jest też druga strona medalu – czasem te różnice są dla nas wyzwaniem, ale dzieje się to sporadycznie, bo potrafimy iść ze sobą na kompromis i wypracować rozwiązanie zadowalające obie strony.

IGOR: Uważam, że różnice są super – są polem do dyskusji, wymiany doświadczeń czy budowania nowego. Nigdy

różnice w poglądach moich oraz Ani mi nie przeszkadzały, tak samo jak różnice w guście, smaku czy czymkolwiek innym. Jakbyśmy wszyscy lubili wszystko to samo, mieli dokładnie takie samo zdanie, to – zamiast ze starości czy z powodu chorób – umarlibyśmy z... nudów.

Stawiacie na szczere rozmowy i komunikację – czy którąś ze swoich rozmów pamiętacie szczególnie?

ANIA: Wiele było takich rozmów, w których poruszaliśmy dość istotne dla nas tematy. Ja jednak do dzisiaj pamiętam jedną z nich, sprzed około dwóch lat, kiedy Igor powiedział mi, że mam żyć tak, żebym była szczęśliwa – i dokonywać wyborów w zgodzie ze sobą, a on będzie mnie w tym wspierał. To był chyba taki moment, kiedy naprawdę dotarło do mnie, że mam przy sobie bardzo wspierającego partnera, któremu autentycznie zależy na moim szczęściu.

IGOR: Z kolei mi totalnie zapadła w pamięć rozmowa, a raczej wykład o tym, jakie sushi jest niedobre i „be” –zawsze to przytaczam, jak wspólnie jemy sushi i wspominamy „stare dobre czasy”.

A zdarza się Wam czasami kłócić? O co najczęściej?

ANIA: Jeśli się już kłócimy, to zazwyczaj o jakieś błahe rzeczy, jak np. sposób rozwieszania prania na suszarce czy ergonomiczne układanie brudnych naczyń w zmywarce (to jest bardzo ważne!). Z racji tego, że jestem osobą dość emocjonalną, to w przeciwieństwie do Igora dużo trudniej przychodzi mi zachowanie spokoju w sytuacjach konfliktowych i stosowanie strategii „komunikatu ja”. Staramy się zawsze dojść do sedna sprawy i porozumienia.

IGOR: Nie znoszę się kłócić. Ale czy się kłócimy? No ba. Ale – jak Ania wspomniała –raczej o pierdoły. Myślę, że w naszym przypadku zgoda przychodzi z czasem, kiedy pył wojenny opadnie na pogorzelisko. (śmiech)

Którą z Waszych codziennych aktywności – wycieczki do RPA (red. Rossmann, Pepco, Action), gotowanie itp. – jest dla Was najcenniejsza?

ANIA: Ja nie potrafię wskazać jednej konkretnej rzeczy, która najbardziej nas do siebie zbliża. Niektórzy żartobliwie mówią, że związek najmocniej cementuje kredyt, ale my nie możemy jeszcze tego potwierdzić. (śmiech) To, co dla nas jest najcenniejsze, to po prostu wspólna codzienność, na którą składa się wiele rzeczy – od zakupów

robionych co sobotę w Lidlu (wiadomo), przez obligatoryjne drzemki po obiedzie, aż po wspólne wypady do RPA i trochę dalej.

IGOR: Spanko i jedzonko! Oczywiście nie są to jedyne czynności, które lubimy robić razem, ale – w związku z dość intensywnym trybem życia, jaki prowadzimy – możliwość wspólnego relaksu jest bardzo oczyszczająca.

W ostatnich miesiącach większość Waszego czasu zajmują przygotowania do ślubu – jak będziecie wspominać ten czas?

ANIA: Dla nas ślub nie jest bramą do innego etapu w życiu. To raczej taka przysłowiowa „kropka nad i”, ukoronowanie budowanej przez nas relacji i chęć podzielenia się naszym szczęściem z bliskimi. Oczywiście przygotowywaliśmy się do tego wydarzenia, ale raczej nie z zamysłem tego, że będzie w naszym życiu przełomem. Naszym zdaniem ślub zasadniczo nie powinien zbyt wiele zmieniać w relacji. Ten rok przygotowań będziemy wspominać nie przez pryzmat przygotowań do ślubu, co raczej jako rok wyjątkowego świętowania naszej miłości z bliskimi.

IGOR: Ten ostatni rok w ogóle był dla nas bardzo pracowity, nie tylko pod kątem przygoto -

wań do ślubu, ale również zawodowo. Jeśli chodzi o ślub, to zrobiliśmy rozpiskę tego, co trzeba ogarnąć – rozdzieliliśmy to zgodnie z umiejętnościami i doświadczeniem, i zaczęliśmy zakasywać rękawy. Na pewno będziemy wspominać dużą liczbę drobnych spraw, które musieliśmy załatwić – jak moje podróże na Śląsk za garniturem czy testowanie przez Anię różnych usług kosmetycznych (na które ją dzielnie woziłem).

Stres już się pojawił, czy macie jeszcze luz? Jest w ogóle coś, co zaskoczyło Was – pozytywnie lub negatywnie – w organizacji własnego ślubu?

ANIA: Chyba nic nas specjalnie nie zaskoczyło – no, może poza tym, że miesiąc przed ślubem wydaje ci się, że niby wszystko jest dopięte na ostatni guzik, a mimo to ciągle czujesz się, jakbyś był ze wszystkim w lesie. (śmiech) Ja czasem trochę się stresuję tym wydarzeniem, ale raczej nie na długo. Chcę spędzić cudowny czas z moim partnerem i bliskimi mi ludźmi –i na tym właśnie się skupiam.

IGOR: Ja mam pełen luzik i już nie mogę doczekać się żeberek na weselu. (śmiech) Przy okazji mam nadzieję, że Ania się przekona, że wszystko będzie dobrze, bo w głównej mierze to kwestia nastawienia.

Jakie macie plany na wspólną przyszłość – tę bliższą (tuż po ślubie) oraz tę dalszą (w perspektywie kolejnych lat)?

ANIA: Chyba nie wypada zapeszać. Najogólniej rzecz ujmując, planujemy sobie żyć spokojnie, a jednocześnie doświadczać wielu rzeczy, których do tej pory z różnych względów nie doświadczyliśmy. Mamy jakieś bardziej lub mniej konkretne plany, ale tak naprawdę nie czujemy, że musimy coś konkretnego robić (no, może poza tym, że siebie kochać i szanować, ale to akurat robimy, bo chcemy), by nasze życie można było określić jako „udane”, „satysfakcjonujące” itp. Wiemy na pewno, że chcemy być razem – a potem zobaczymy. Coś sobie wymyślimy, na pewno nie będziemy się nudzić. Chcemy żyć tak, aby nie żałować, że czegoś nie spróbowaliśmy.

IGOR: Ja nie jestem zabobonny – więc będę zapeszać. (śmiech) Na pewno chcę skupić się na inwestowaniu w rodzinę – aby żyło nam się lepiej i spokojniej (zaczynając od trywializmów pokroju mieszkania/domu, samochodu, a kończąc na „ułatwiaczach” życia jak różnego typu sprzęty AGD. Ze wspólnych marzeń –zapewne mały piesek typu Corgi i w odległej perspektywie – dziecko. Z moich osobistych – więcej tatuaży, podróż do Azji, prawo jazdy na motor oraz... skok ze spadochronem!

Gdybyście mieli nadać tytuł rozdziałowi swojego życia, który właśnie się zaczyna, jak by brzmiał?

ANIA: Ja raczej nie nadawałabym temu rozdziałowi jakiegoś konkretnego tytułu.

IGOR: „Autostopem przez Białołękę” (nawiązanie do książki i filmu „Autostopem przez galaktykę”), bo razem z Anią przeżywamy zwykłe i niezwykłe przygody w tym nieco absurdalnym świecie.

Co powiedzielibyście sobie przed ślubem? Możecie zostawić w tym miejscu też kilka słów do siebie z przyszłości – gdybyście kiedyś wrócili do tej gazety.

IGOR:

„Aniu, nie zmieniaj się, bądź dumna z siebie i nie patrz na innych” – to chciałbym powiedzieć Ani przed ślubem. A sobie z przyszłości? „Chłopie, nie daj sobie wmówić, że mieszanie ketchupu z musztardą jest złe. Pamiętaj, że w życiu można wiele stracić, ale prawdziwych bliskich się nie traci – niezależnie od tego, jak trudno bywa”.

ANIA:

„Niezależnie od wszystkiego, ten dzień ma być o nas i dla nas” – chcę wrócić do tych słów w dniu samego ślubu, bo mam przeczucie, że mogą mi się przydać.

RAZEM:

Dzisiaj wraz z bliskimi nam osobami świętujemy oficjalne przypieczętowanie naszej relacji. Pamiętajmy, że to, co mamy, nie zaczęło się w dniu ślubu. Zaczęło się od smażenia naleśników, wspólnych rozmów, żartów… że to wszystko zaczęło się od przyjaźni. Czekają na nas dni piękne i trudne, chwile dobre i złe. Na pewno nie raz pokłócimy o błahostki, będziemy czuć się zmęczeni i przytłoczenie życiem, pracą, codziennością. Niech jednak łączące nas uczucie będzie zawsze ponad to, a wspomnienie dzisiejszego dnia – naszą kotwicą. Jeśli kiedyś zdarzyłoby się nam zapomnieć, jak bardzo się kochamy, przypomnijmy sobie złożone dziś przysięgi i spójrzmy na siebie tak, jak spoglądamy na siebie dzisiaj. Obiecaliśmy sobie iść razem przez życie, trwać przy sobie w zdrowiu i chorobie, w szczęściu oraz nieszczęściu. I choć zapewne wiele się zmieni, niech nie zmieni się jedno – to, że zawsze będziemy wybierać siebie nawzajem. Każdego dnia od nowa, każdego dnia z tą samą czułością i miłością, jak dziś.

CO ZNACZĄ

TE IMIONA

ANNA

Imię Anna pochodzi z hebrajskiego Channah i oznacza kobietę „łaskawą” lub „pełną wdzięku” – i trudno o trafniejsze określenie dla tej konkretnej Ani. Z miłością do literatury, języków i filozofii, niesie w sobie nie tylko wdzięk, ale i mądrą, ciepłą energię, która potrafi rozświetlić i ocieplić każdy poranek. W kulturze imię to przypisuje się kobietom empatycznym, twórczym i upartym w najlepszym możliwym sensie – czyli dokładnie takim, jak Panna Młoda.

IGOR

Imię Igor ma skandynawskie korzenie – wywodzi się od Ingvarr, co oznacza „wojownik boga Ing’a” (inaczej: Yngvi lub Freyr, nordyckiego boga urodzaju, pokoju i dostatku). I choć Pan Młody raczej nie walczy mieczem (chyba że w „Wiedźminie”), to jego stoicki spokój i analityczny umysł czynią z niego prawdziwego wojownika codzienności. Dawniej imię to nosili książęta Rusi, a dziś nosi je człowiek, który z równą gracją serwisuje sprzęty laboratoryjny, jak smaży naleśniki.

ŚLUBNE TRADYCJE ŚWIATA

DANIA

W Danii podczas wesela mężczyźni podnoszą pana młodego do góry. Robią to po to, by jeden z nich mógł obciąć... kawałek jego skarpetki. Powinna ona być nałożona na tę nogę, na której klęczał podczas oświadczyn. Ma to zapewnić wierność wobec jego żony.

JAPONIA

Ceremonię ślubną w Japonii wieńczy dziewięciokrotne napicie się sake z kieliszków – tuż po założeniu sobie obrączek przez państwa młodych.

BRAZYLIA

Brazylijska panna młoda dzień przed ślubem udaje się do SPA z bliskimi sobie kobietami – nie tylko świadkową, ale też matką i matką chrzestną. Ten zasłużony relaks to tradycja! Podobnie jak suknia ślubna (co ciekawe: dowolnego koloru) ze spisanymi w jej rąbku imiona przyjaciół-singli.

USA

Typowe dla USA jest „Rehearsal dinner”, czyli... próbne wesele. To okazja do zapoznania się obu rodzin. Na amerykańskim weselu standardem są też pierwsze tańce pary młodej z rodzicami.

SZWAJCARIA

Szwajcarzy obrączki noszą zgodnie z tradycją – na lewej ręce. Mawiają, że „żyła miłości” na palcu serdecznym tej ręki biegnie wprost do serca, co ma pozwolić na rozkwit małżeństwa. Ta symbolika jest tu żywa od wieków.

WŁOCHY

Każdy ślub we Włoszech poprzedza huczne ogłoszenie tej nowiny – przyjaciele pary młodej rozwieszają w mieście plakaty, które zawiadamiają mieszkańców o nadchodzącym ożenku – często opatrzone figlarnymi hasłami. Z kolei dzień przed ślubem pan młody musi zjawić się pod oknem swojej wybranki, aby zaśpiewać jej serenadę.

FRANCJA

Wesela we Francji to parada dziwnych zwyczajów. Nowożeńcy muszą wypić mieszaninę dziwnych substancji takich jak np. alkohol i zupa cebulowa wprost z… nocnika, następnie zjeść deser zaserwowany w muszli klozetowej, na koniec – w podziękowaniu za te atrakcje – obdarować gości migdałami w polewie.

GRECJA

Greckie wesele poprzedza golenie brody pana młodego przez jego świadka – o poranku w dniu ślubu. Panna młoda na swój ślub powinna się z kolei spóźnić – im dłużej, tym lepiej.

CHINY

Aby Chińczycy mogli wziąć ślub, muszą przedstawić... kartę zdrowia (z wynikami badań na obecność wirusa HIV) oraz zgodę rodziców!

MONGOLIA

W mongolskich tradycjach ślubnych pan młody musi wykazać się siłą i determinacją. Podczas jednej z ceremonii, staje przed zadaniem rozłupania pieczonej głowy barana, w której umieszczony jest kijek z drewna wierzbowego lub metalowy pręt. Celem jest wyjęcie tego elementu gołymi rękami. Jeśli uda mu się to zrobić, dowodzi swojej siły i gotowości do małżeństwa.

MEKSYK

W Meksyku panna młoda ma dwa bukiety – jeden dla siebie, a drugi dla Maryi. W prezencie ślubnym od męża dostaje również 13 złotych monet (arras) symbolizujących 12 apostołów i Jezusa.

NIEMCY

Niemiecka para młoda tuż przed weselem musi... wspólnymi siłami przepiłować pień drzewa! Ma to symbolizować kłody, które życie może rzucać im pod nogi i z którymi będą musieli się uporać.

WYWIAD z rodzicami

Kochani

Ponieważ wiemy, że wspólne zdjęcia i materiały video z każdego wydarzenia to pamiątka przywołująca wiele wspaniałych wspomnień, przekazujemy Wam dane do aplikacji, która oferuje Wam miesięczny dostęp do folderu: możecie bez limitu udostępniać swoje materiały, a także pobierać te wrzucone przez inne osoby.

Dodatkowo za jej pośrednictwem możliwe jest wydrukowanie wybranych przez Was zdjęć w formacie 10×15 cm lub 7,5×10 cm.

Do aplikacji można dostać się:

1. Skanując kod QR, który widzicie poniżej –znajdziecie go również obok drukarki.

2. Wchodząc bezpośrednio na stronę www.anna-igor.app-dysk.pl i wpisując hasło: AnnaIgor@2025!

PRZESĄDY ŚLUBNE

COŚ NOWEGO I STAREGO

Recepta na szczęśliwe małżeństwo? Coś starego (poszanowanie dla tradycji), coś nowego (wróżba dostatku), coś pożyczonego (dobre relacje z rodziną) i coś niebieskiego (gwarancja wierności małżonka). To elementy, które – według Brytyjczyków, bo stamtąd przywędrował ten zwyczaj – powinien zawierać strój każdej panny młodej.

NIE PŁACZ EWKA

Czy na ślubie wolno płakać? Czasem wzruszenie odbiera mowę, a łzy pojawiają się w kącikach oczu i nic nie możemy z tym zrobić. To nic złego! Zgodnie z przesądem, mimo że młodzi powinni do ślubu iść z radością, to łzy szczęścia mogą im przynieść na dalszą drogę życia wyłącznie radość. Zwłaszcza gdy towarzyszy im uśmiech.

CZASEM SŁOŃCE, CZASEM DESZCZ

Ślub najlepiej brać w miesiącach z literą R w nazwie.

Dlaczego? Czerwiec, sierpień, wrzesień – to właśnie wtedy... pogoda jest najlepsza.

A w końcu słońce to dobra wróżba dla przyszłych małżonków. Ulewny deszcz niesie niestety wróżbę przeciwną.

Na szczęście to tylko przesąd!

NIE PRZED ŚLUBEM!

Pan młody nie może zobaczyć panny młodej przed ślubem w sukni. Jeżeli do tego dojdzie nieszczęście w małżeństwie murowane. A jeżeli podczas przymierzania sukni ślubnej, coś się popruje lub rozedrze, jej zszywanie jest zabronione – wróży to nieszczęście i łzy.

Panna młoda nie powinna też przeglądać się w lustrze w pełnym stroju, jeśli chce uniknąć pecha.

DROGA BEZ POWROTU

Kiedy narzeczeni wyruszą już z domu, nie wolno im zawracać. Jeśli czegoś zapomną, powinni poprosić kogoś o przywiezienie niezbędnego przedmiotu. Przerwanie drogi do ślubu i zawrócenie przyniesie małżeństwu nieszczęście. Podobnie jak zbyt długie postoje w drodze na ślub –tych również się odradza, aby i przerw w miłości nie było.

BEZ POTKNIĘCIA

Zwyczaj nakazuje, aby mąż przeniósł żonę przez próg domu (weselnego) – jej potknięcie symbolizuje bowiem potknięcia w małżeństwie. A pierwszy taniec? Oczywiście należy do nowożeńców, ale również jest wróżbą –plączące się kroki oznaczają, że w życiu będzie podobnie i małżonkowie będą zmierzać w różne strony.

MENU

OBIAD

Rosół z makaronem

Krem z selera z szynką parmeńską, słonecznikiem i rozmarynem

Policzki wołowe z warzywami w sosie z czerwonym winem

Polędwiczki wieprzowe owijane boczkiem z sosem porzeczkowym

Zapiekana w cieście francuskim rolada drobiowa z orzechami, mozzarellą i pieczarkami

Kaczka pieczona po staropolsku z jabłkami

Kluski śląskie

Puree z czosnkiem niedźwiedzim

Warzywa zapiekane z serami i kluseczkami gnocchi

Duszona młoda kapusta

Marchewka smażona z rozmarynem i miodem

Bukiet warzyw z sosem ziołowym

BUFET SŁODKOŚCI

Tort z lemon curd

Mini deserki

Rolada bezowa z musem kawowym

Sernik z kajmakiem

Tarta z lemon curd i bezą włoską

Tarta czekoladowa z crème brûlée i glazurą kawową Lollipops

Ślimaki duńskie z owocami leśnymi i lukrem

Lody o smaku marakuja-mango

Drogie

BUFET SZWEDZKI

Swojskie wędliny, pasztety i pieczone mięsa

Deska serów i przekąsek serowych

Kompozycja sałat z grillowanym kurczakiem, oscypkiem i truskawkami

Sałatka z kaszy bulgur z pomidorami, miętą, ogórkiem i fetą

Sałatka z roszponki i szpinaku z pomarańczą, granatem, gorgonzolą i szynką parmeńską

Pałeczki drobiowe i nuggetsy z rukolą i szynką parmeńską, podawane z dipem czosnkowym

Tatar z wędzonego łososia

Pieczarki w panierce serowej

Humus z warzywami, fetą i oliwą

Carpaccio z grillowanej papryki z oliwą i pietruszką

Tarta z kremowym serkiem i pomidorkami

Foccacia

GRILL W FOOD TRUCKU

Patelnia wiejska: kaszanka, biała kiełbasa, boczek z cebulą i ziemniakami

Burger wołowy / drobiowy z konfiturą z czerwonej cebuli

Żeberka barbecue

Szaszłyk z krewetkami i chorizo

Halibut w marynacie czosnkowej

Camembert zapiekany z pesto z rukoli

Warzywa

Pieczone ziemniaki podane z sosem tzatziki

Ciabatta z masłem czosnkowym

Sałatka z pomidorów z sosem czosnkowym

Sałatka lodowa z ziemniakami i awokado

GORĄCA KOLACJA

Schab duszony w sosie borowikowym, podany z knedlem drożdżowym i fasolką szparagową

Gościnie, Drodzy Goście !

Nawet najbardziej wyszukane słowa nie oddają tego, jak bardzo jesteśmy wdzięczni: za wszystkie kilometry przebyte w drodze na nasze wesele; za miłe słowa i życzenia płynące z serca; za ciepłe uśmiechy, łzy wzruszenia i szczere uściski; za każdy toast wzniesiony za nas; i wreszcie – a może przede wszystkim – za to, że zechcieliście być częścią tego wspaniałego dla nas dnia.

Czujemy się zaszczyceni, że ten wyjątkowy czas spędzamy w Waszym towarzystwie.

W ramach wdzięczności przygotowaliśmy dla każdego i każdej z Was mały podarunek.

DZIĘKUJEMY!

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.