T o miała być po prostu kolejna inauguracja roku szkolnego. Tego dnia, 3 września 2018 roku, nikt nie spodziewał się, że na szkolnym korytarzu rozpoczyna się właśnie historia, która trwa do dzisiaj.
W powietrzu czuć było jeszcze zapach mijających wakacji. Tego dnia Alicja i Mateusz spotkali się po raz pierwszy. Niby nic nadzwyczajnego, ale przecież czasem wszystko zaczyna się od niepozornej chwili.
Dwoje młodych ludzi, których drogi przecięły się w idealnym miejscu i czasie. Była w tym pewna lekkość, młodzieńcza niepewność i coś jeszcze – pierwsze iskry, jeszcze ledwo widoczne, ale już gotowe by rozpalić płomień miłości.
Niedługo później odbyła się osiemnastka ich wspólnego znajomego, Igora (dzisiejszy świadek). To na tej imprezie zrobiono tamto zdjęcie – na pierwszy rzut oka zwykłe, zgrana paczka, uchwycona chwila. Tylko Alicja – z niezrozumiałych wtedy przyczyn – siedziała na nim wtulona w Mateusza.
Potem posypały się żarty.
„Wy dwoje powinniście być razem” – mówili z uśmiechem znajomi. I jak się okazało, nie byli daleko od prawdy. Pierwszy ruch wykonał on, zapraszając Alę na studniówkę.
W międzyczasie pojawiło się wiele rozmów, wspólny półmetek... a potem pierwszy pocałunek, w klubie – do dziś ich to bawi, bo przecież żadne z nich nie lubi klubów.
Związek był krótki, zaledwie dwa miesiące, ale zostawił po sobie coś ważnego – świadomość, że między nimi jest coś więcej. Coś, co warto pielęgnować – nawet jeśli potrzebuje jeszcze czasu.
Bo przecież nie każda rozłąka to koniec. Czasem to tylko głęboki oddech przed najpiękniejszym zdaniem w książce. Cztery miesiące później, w promieniach zachodzącego słońca na hałdzie Murckowskiej, wszystko zaczęło się od nowa, ale już inaczej. Prawdziwie, świadomie i dojrzale.
23 czerwca 2019 roku stał się datą, od której nieprzerwanie
idą razem przez życie.
Od tamtej pory przeżyli razem więcej niż niejeden serialowy duet. Były randki jak z „Pamiętnika” – z łódką na stawie i letnim powietrzem pachnącym magią. Były wypady do Szczyrku, do Wisły i do Chudowa, gdzie Mateusz zabrał swoją księżniczkę na zamek.
To właśnie tam padło pierwsze „kocham Cię”, wypowiedziane w ruinach. Tam świętowali swoją pierwszą rocznicę. I tam spacerują dziś ze swoją Rubi – rozbrykaną Jack Russel Terrier i towarzyszką ich codzienności (obok króliczka Chrupka, rzecz jasna).
A potem przyszły podróże – te dalsze i te najbliższe sercu. Grecja, Włochy, Hiszpania, Holandia. Spacerowali uliczkami Pizy i Barcelony, patrzyli na zachody słońca nad morzem, gubili się w małych miasteczkach, a głodni, zmęczeni i kompletnie nieświadomi „riposo” (red. włoski odpowiednik sjesty), nieomal błagali właściciela pizzerii o jedzenie.
Bo miłość to właśnie ta-
kie momenty – absurdalne, śmieszne, ale najpiękniejsze.
I wreszcie – zaręczyny! Alicja była przekonana, że stanie się to w maju, na Majorce. Miała przeczucie. Zrobiła paznokcie. Było wszystko oprócz pierścionka, bo Mateusz tylko uśmiechnął się do aparatu na tle pięknego widoku i… nic się nie wydarzyło.
Potem nadszedł wrzesień i próba numer jeden. Filmowy spektakl, którego pozazdrościłby sam Hitchcock.
Szczyt wyspy, zachód słońca, piknik na kocu, romantyczna atmosfera. Alicja z zamkniętymi oczami, Mateusz już szykuje się do zadania najważniejszego pytania życia i wtedy… mgła. Chmura, która w sekundę przykryła ich jak kołdra z waty. Dosłownie. Zamiast oświadczyn –ewakuacja z pikniku życia.
Udało się dzień później –w połowie drogi do restauracji, gdzie kręcono „Mamma Mia 2”. Wśród gór, z dala od ludzi Mateusz zatrzymał skuter, uklęknął i zapytał, czy zostanie jego żoną. Bez świadków, bez blichtru, z sercem na dłoni. Nic dziwnego, że Alicja powiedziała „tak”. Dziś mieszkają razem w miejscu, które pokochali od pierwszego wejrzenia – jasnym, ciepłym i pachnącym codziennością. To ich przystań – z otwartą kuchnią, małą sypialnią i wielką miłością. Przez kilka miesięcy szukali tego lokum, zdesperowani niemalże zamieszkali… w salonie z toaletą. Na szczęście los miał dla nich lepszy plan. Ich historia nie jest bajką. Jest lepsza – bo prawdziwa. Są dni, gdy jedno drugiemu robi herbatę taką, jak lubi, i są wieczory, gdy milczenie mówi więcej niż tysiąc słów. Jest przeszłość – pełna wspomnień. Jest teraźniejszość – pachnąca codziennym ciepłem. I jest przyszłość – z miejscem na marzenia, podróże, nowe zwierzaki i jeszcze więcej miłości.
I dlatego dziś, kiedy wypowiadają przysięgę, nie zaczynają nowego rozdziału. Oni tylko piszą dalej tę samą historię –z jeszcze większym sercem.
Drodzy Goście!
Za wszystkie kilometry w drodze na nasz ślub. Za każde miłe słowo, życzenia i rady dla nowożeńców.
Za ciepłe uśmiechy i szczere uściski dłoni.
Za każdy toast wypity za nasze zdrowie. Za to, że jesteście z nami, gdy tego potrzebujemy.
A przede wszystkim za to, że dzięki Wam to wesele jest... prawdziwym świętem miłości!
DZIĘKUJEMY
WYWIAD
Z PARĄ MŁODĄ
TO ONA WAS POŁĄCZYŁA. CZYM JEST
DLA WAS MIŁOŚĆ?
Miłość to uczucie, kiedy patrzysz na Twoją drugą połówkę i wiesz, że chcesz z nią spędzić całe swoje życie. Miłość to też, a może przede wszystkim, decyzja. Emocje są piękne, ale bywają zawodne, a przecież chodzi o to, żebyśmy całe życie świadomie wybierali siebie.
ZAKOŃCZENIE SZKOŁY
DLA WAS OKAZAŁO SIĘ... POCZĄTKIEM, CHOĆ
NIE OBYŁO SIĘ BEZ KRÓTKIEGO ROZSTANIA.
PAMIĘTACIE MOMENT, W KTÓRYM „NA NOWO” POCZULIŚCIE, ŻE
WARTO DAĆ SOBIE
DRUGĄ SZANSĘ?
ALA: Mateusz – jak twierdzi – rozstanie przeżył bardzo trudno i nigdy nie przestało mu na nas zależeć. Ja wówczas przechodziłam specyficzny okres i nie do końca wiedziałam, czego w tamtym momencie od życia chce. Do dziś zresztą twierdzę, że rozstanie było nam potrzebne i gdyby nie ono, dziś nie planowalibyśmy razem życia. Za pierwszym razem nie znaliśmy się wystarczająco dobrze, nie mówiliśmy o sobie nawzajem całej prawdy, wszystko nabrało niesłychanie szybkiego (zbyt szybkiego) tempa. Po rozstaniu spotkaliśmy się jeszcze raz, aby porozmawiać. Tego dnia Mateusz odprowadził mnie do domu i na sam koniec wręczył mi pudełko. Po przejrzeniu zawartości zbierałam swoją nastoletnią szczękę z podłogi trzy kolejne dni. W środku znajdował się konkretny cytat, długi i bardzo osobisty list, szkic rysunku z mojego w tamtym czasie ulubionego tomiku poezji, mały pluszak z pewną adnotacją i kilka innych rzeczy. Nikt nigdy wcześniej nie obdarował mnie tak intymnym, pięknym prezentem. Wydaje mi się, że może i podświadomie, ale słowa tam przeczytane pracowały w mojej głowie przez kilka kolejnych miesięcy. Każdego następnego napotkanego chło-
paka porównywałam do Mateusza, stał się dla mnie swego rodzaju punktem odniesienia. Doszło nawet do momentu, w którym na myśl o jego potencjalnym związku z inną kobietą kłuło mnie w żołądku. Uświadomiłam sobie, że nie powinniśmy z siebie rezygnować, że warto jeszcze raz zawalczyć. Zaczęłam więc robić podchody, które – jak wiemy – zakończyły się sukcesem.
ZA CO SIĘ POKOCHALIŚCIE?
CO SPRAWIŁO, ŻE STWIERDZILIŚCIE „TO WŁAŚNIE ON/ONA”?
MATEUSZ: Alicję pokochałem za jej wyjątkową życzliwość dla ludzi; za dobroć, jaką ma w sercu; za to, że zawsze szuka pozytywów w życiu, a wszelkich trudności nie traktuje jako problemów, tylko jak przeszkody na drodze, które po prostu trzeba przekroczyć. Uważam też, że od początku mieliśmy wspólną wizję dotyczącą naszej przyszłości, a to z kolei sprawiło, że nasze uczucia do siebie trafiły na bardzo solidny fundament, na którym mogliśmy zacząć budować nasz cudowny dom.
ALA: Nie lubię określenia, że kocha się za coś – powód jest niewytłumaczalny słowami... ale – gdybym miała już coś wymienić – z pewnością byłoby to poczucie bezpieczeństwa, jakie daje mi Mateusz. Bezpieczeństwa i wcale nieoczywistej (dla rówieśników w momencie, w którym się poznawaliśmy) dojrzałości. Nigdy nie bał się rozmawiać o przyszłości, fantazjować o wspólnych planach na życie, a jego deklaracje zawsze były dla mnie godne zaufania. Zawsze czułam, że mogę na niego liczyć. Imponowało mi też od początku jego dobre serce, to jak odnosi się do innych kobiet, obserwowałam małe gesty pomocy, które przychodzą mu naturalnie – odruchowe oferowanie wniesienia wózka dla dziecka po schodach czy kupowanie posiłków osobom, które poproszą o jedzenie.
GDY JUŻ POKOCHALIŚCIE
SIEBIE, PRZYSZEDŁ CZAS NA MIŁOŚĆ DO PODRÓŻY. KTÓRA Z NICH NAUCZYŁA WAS NAJWIĘCEJ – O SOBIE SAMYCH, SOBIE NAWZAJEM ALBO O WAS JAKO PARZE?
ALA: Pierwsza sytuacja, jaka przyszła mi do głowy, jest raczej śmieszna. Jeden z pierwszych naszych wyjazdów – Grecja. Był to wyjazd z biura podróży – swoją drogą tylko ten jeden raz nie organizowaliśmy wyjazdu na własną rękę. Któregoś dnia odbywało się spotkanie z rezydentką w sprawie wycieczek fakultatywnych i przedstawiali tam też opcje wynajmu środków transportu. Od razu pomyślałam, że bierzemy quada, bo tereny były w dużej mierze nieprzejezdne dla zwykłego auta, a super byłoby zwiedzić wyspę. Z jaką ścianą się spotkałam, o matko! Mati był w szoku. Jak to wynajem? A jak się zepsuje? A jak go ukradną? A czy my potrafimy nim jeździć? W dużym skrócie: jednym z tytułów początkowych etapów naszego związku mógłby być „otwieranie się na świat i doświadczenia”. Dziś Mati żyje w nurcie carpe diem, czasem nawet bardziej niż ja – tak sobą przesiąkliśmy przez te lata. Ale wtedy? O mamo, to była próba mojej cierpliwości. (śmiech)
MATEUSZ: „Chcesz liczyć, licz na siebie” – to taki żartobliwy wstęp na początek. Podczas naszych podróży zazwyczaj to ja jestem osobą, która planuje wszystkie rzeczy dotyczące przemieszczania się, miejsca noclegu, gdzie należy zarezerwować hotel itp. Alicja z reguły wybiera kraj i to, co fajnie byłoby w nim zobaczyć – reszta formalności spoczywa już na mojej głowie. Sprawy miały się inaczej podczas wyjazdu na Majorkę w zeszłym roku, gdzie podczas zwiedzania naszych punktów na mapie Alicja wybrała kilka z nich, których ja nie sprawdzałem pod względem dojazdu. Efekt?
Duże zdziwienie, kiedy jedziemy jedną z mniejszych dróg na wyspie, po czym nawigacja mówi „skręć w lewo”, a na lewo nie było nic oprócz wysokiego, ciągnącego się na kilka metrów muru, który uniemożliwiał nam dotarcie do zaplanowanego przez Alicję celu podróży. Drugi punkt zaplanowany przez Alkę? Skałki, które miały tworzyć piękny most. Aby tam dotrzeć, trzeba było iść 2 km prostą drogą wśród niczego. Minęliśmy tylko kilku hipisów wracających z oddali, którzy wydawali się zdziwieni kierunkiem naszej podróży. Następnie było przejście przez mur z dziurą w środku, majorski kawałek lasu i... dotarliśmy na miejsce, ale skałko-mostu tam nie było. Wtedy zrozumieliśmy, czemu hipisi się uśmiechali – chodziło chyba o godzinę naszej wycieczki. Nagle zaczęło robić się już późno i nasz powrót był owiany nutką grozy, w lesie było ciemnawo, dziura w murze nagle wydawała się jakaś podejrzana, a dwukilometrowa ciemna droga do auta wzbogacona była o dźwięki kotów, owiec i innych zwierząt, które w ciemnościach serio budziły niepokój. Droga wydawała się nie mieć końca. Finalnie dotarliśmy do auta cali i zdrowi, ale oboje wtedy doszliśmy do wniosku, że jednak dotychczasowy system planowania wyjazdów bardzo dobrze funkcjonował i chyba nie ma co go zmieniać.
C ZY MACIE JAKIEŚ
DROBNE RYTUAŁY – COŚ
ZUPEŁNIE CODZIENNEGO
I ZWYCZAJNEGO, ALE WYJĄTKOWEGO TYLKO
DLA WAS DWOJE?
Na pewno jest to (jeśli oczywiście mamy wolny poranek) wspólne śniadanko – koniecznie z kawą. Oglądamy wtedy kolejne odcinki „Przyjaciół” albo, co może trochę śmieszne, vlogi Andziaks i Luki –dwójki youtuberów. Nie wiemy, czy to rytuał, ale zawsze przychodzimy też wszędzie spóźnieni. (śmiech)
A ZDARZA WAM SIĘ KŁÓCIĆ –O CO NAJCZĘŚCIEJ I JAK ROZŁADOWUJECIE EMOCJE?
Oj, zdarza się... i to całkiem często! Chociaż, szczerze powiedziawszy, ostatnimi czasy rzadziej. Większość kłótni jest o głupoty i nieraz zdarza nam się zaśmiać w trakcie z samych siebie. Jedna z naszych najzabawniejszych sprzeczek, która skończyła się płaczem ze śmiechu, dotyczyła zostawienia kluczy do mieszkania w drzwiach. Któregoś poranka Mateusz nie mógł znaleźć swoich kluczy, bo – jak się okazało – poprzedniego wieczoru, jak wrócił do
domu, niechcący zostawił je w drzwiach wejściowych od strony klatki schodowej, na całą noc. Ale była afera, jak Ala się dowiedziała! Przecież każdy mógł nam w nocy wejść, okraść nas, zabić. Jesteś nieodpowiedzialny! I teraz uwaga: jak dosłownie nigdy jej nie zdarzyło się zrobić czegoś takiego, to –o ironio losu – dosłownie dzień później sama zostawiła swoje klucze w zamku na całą noc! Zaczyna ich szukać, nigdzie nie ma. Złapaliśmy się wtedy wzrokiem. Nieee, no to by było niemożliwe... – powiedziała Ala, po czym otworzyliśmy drzwi, a tam klucze. (śmiech)
JAKIE JEST WASZE
NAJPIĘKNIEJSZE WSPÓLNE
WSPOMNIENIE? KTÓRA
Z WASZYCH RANDEK ALBO
PODRÓŻY, DZIŚ NABIERA
DLA WAS WYJĄTKOWEGO
ZNACZENIA I WSPOMINACIE
JĄ Z NAJSZERSZYM
UŚMIECHEM NA TWARZY?
Trudno wymienić tylko jedno takie wspomnienie, ale doszliśmy do wniosku, rozmawiając, że na pewno jednym z najpiękniejszych naszych nie tyle momentów, co okresów, było pierwsze dni na pierwszym wspólnym mieszkanku. W naszej sypialni nie było jeszcze mebli, więc kilka nocy spaliśmy na rozkładanej (wątpliwej czystości) rogówce. Jedliśmy tosty. Mati oglądał wtedy serial o Gwiezdnych Wojnach. Razem poznawaliśmy okolice, naszą piekarenkę pod domem,
spacerniak za rogiem... Kiedyś Anna Przybylska określiła pierwsze swoje lata z mężem jako taką piękną „zabawę w dom” i myślimy, że to właśnie jest idealne podsumowanie tamtych dni, ale i w ogóle naszych ostatnich trzech lat.
JAKA JEST WASZA RECEPTA NA SZCZĘŚLIWY ZWIĄZEK? SEKRET TEGO, ŻE JESTEŚCIE NADAL RAZEM I NADAL ZAKOCHANI?
Chyba byłaby to wytrwałość, niepoddawanie się. Warto walczyć o miłość, bo to najwspanialsze, co może człowieka w życiu spotkać. Często wydaje nam się, że w naszym pokoleniu takie podejście zanika – jak pojawiają się schody, to zaraz za nimi ucieczka. Obydwoje uważamy, że zbudowanie wspólnego szczęścia wymaga zaangażowania i wspólnej pracy nad relacją, ciągłej całożyciowej pracy, która nie zawsze jest łatwa, ale za to zawsze absolutnie piękna.
GDYBYŚCIE MIELI OPISAĆ
SWOJĄ HISTORIĘ JAKO TYTUŁ KSIĄŻKI, FILMU LUB SERIALU
– JAKI TO BYŁBY TYTUŁ
I DLACZEGO TEN?
„Droga wyszeptana przez czas”. DROGA, bo idziemy już wspólną ścieżką przez życie od 7 lat. W perspektywie tego, że poznaliśmy się bardzo młodo, jest to duża część naszych żyć. W dniu ślubu będziemy mieli 24 i 25 lat, a poznaliśmy się, mając
17 i 18 – obydwoje przez te lata zmieniliśmy się, dojrzeliśmy, ukształtowaliśmy – nie tylko indywidualnie, ale i razem, jako para. Nasza relacja przeszła duże przemiany i dziś wygląda całkiem inaczej, niż wyglądała jeszcze za czasów licealnych randek. WYSZEPTANA, bo nasza miłość nigdy nie była głośna, krzykliwa, nagła. Jak to mówi „Hymn o miłości”, nie szukała poklasku, choć nasze najbliższe towarzystwo ogłaszało wówczas wszem i wobec, że jesteśmy sobie pisani. PRZEZ CZAS, bo „miłość cierpliwa jest” i tak też było u nas. Wiele miesięcy docieraliśmy się, aż w końcu znaleźliśmy i nie zamierzamy opuszczać.
PRZED WAMI PIĘKNY DZIEŃ – DZIEŃ WASZEGO ŚLUBU. JAK MINĘŁY WAM PRZYGOTOWANIA DO NIEGO?
Szczerze powiedziawszy, przygotowania minęły wyjątkowo gładko i bezproblemowo. Wybrana sala weselna, była praktycznie jedyną obejrzaną – zrobiła na nas tak duże wrażenie i wywołała silne poczucie, że to właśnie to miejsce, więc decyzja o rezerwacji terminu zapadła szybko. Suknia ślubna? Kupiona została DOSŁOWNIE PIERWSZA ZAŁOŻONA. Stylistka Ali z salonu sukien ślubnych po dokładnym wysłuchaniu preferencji, powiedziała, że chyba coś dla niej ma i rzeczywiście przyniosła tę jedyną. Pomimo przymierzania wielu, wielu ko-
lejnych już żadna nie urzekła jej w taki sposób. Finalnie więc wybór padł na pierwszą. Sprawy miały się podobnie w przypadku większości załatwianych spraw. Śmiesznym faktem, o którym musimy tu wspomnieć, jest to, że tak naprawdę ślub zaczęliśmy planować, nie mając na jego organizację żadnych środków. Pracowaliśmy wówczas obydwoje w niepełnych wymiarach godzinowych, oszczędności mieliśmy niewiele. W międzyczasie Mateusz dostał awans w pracy, rodzice zaoferowali swoją pomoc, załapaliśmy się też na wakacyjną pracę w Niemczech, Ala dostała stypendium rektora z uczelni i takim oto sposobem jesteśmy tutaj dziś, odpowiadając na pytania do naszej gazety weselnej, na dwa tygodnie przed ślubem, mając już wszystko dopięte. Po prostu przyciągnęliśmy przez ten czas przygotowań mnóstwo dobrych rzeczy.
CZY JEST JAKIŚ MOMENT W DNIU ŚLUBU, NA KTÓRY CZEKACIE NAJBARDZIEJ? STRESUJECIE SIĘ W OGÓLE TROCHĘ TYM, CO BĘDZIE, CZY RACZEJ MACIE LUZ?
Z pewnością najbardziej czekamy na słowa księdza „małżeństwo przez Was zawarte, ja, powagą Kościoła Katolickiego, potwierdzam i błogosławię”. Jako osoby wierzące bardzo poważnie traktujemy ten moment, będzie on też dla nas z pewnością najbardziej wzruszający – w końcu zade-
klarujemy wobec siebie, przed Bogiem, wieczną miłość, wierność, uczciwość małżeńską i że nie opuścimy się aż do śmierci. Taki jest cel, sens tego dnia i całej reszty naszego wspólnego życia, aby przyjmując ten sakrament targać się nawzajem do nieba. Ale nie ma co ukrywać... czujemy też ogromną ekscytację przed samym weselem. Mateusz będzie prowadził Mercedesa z lat 70., którym będziemy jechać na nasze przyjęcie. Spędzimy ten szczególny czas w gronie całej naszej najbliższej rodziny i przyjaciół. A do tego pierwszy i ostatni raz w życiu będziemy rzucać welonem oraz muszką, a nie je łapać!
CO MATEUSZ I ALICJA POWIEDZIELIBY DZIŚ – W DNIU SWOJEGO ŚLUBU, SOBIE Z PRZYSZŁOŚCI? WYOBRAŹCIE
SOBIE, ŻE PRZECZYTACIE TE SŁOWA W SWOJĄ 10, 20 ALBO 30 ROCZNICĘ ŚLUBU.
...że najpierw jesteśmy MY, a potem wszystko inne. Jeśli Pan Bóg obdarzy Was dziećmi, to pamiętajcie, że są one owocem Waszej miłości, a nie na odwrót, dlatego niesamowicie ważnym jest ciągłe i nieustanne dbanie o relację. Nie zapomnijcie w nadmiarze ciężarów codziennych obowiązków o pielęgnowaniu tej miłości, nawet w najdrobniejszych gestach, bo jest ona najpiękniejszym, co Was spotkało. Pamiętajcie, żeby nie przegapić swojego życia. Mija bardzo szybko. Zatrzymujcie się choć na chwilę na tym, co naprawdę ważne. Doceniajcie, bądźcie wdzięczni i czerpcie radość z każdego danego Wam dnia.
FELIETON
MACIEJ STUHR
OŚWIADCZENIE PRYWATNE
Podobno z tony złota można zrobić 400 tysięcy obrączek…
Opowiedział mi kiedyś znajomy historię, która poruszyła moją wyobraźnię. Otóż swego czasu odbył się ślub. W Wołominie. Wszystko dopięte na ostatni guzik, goście, rodzina, organista, kwiaty, ryż – no nic, tylko się żenić! Panna młoda szczęśliwa. Pan młody tymczasem z przyczyn, których ta anegdota, niestety, nie wyjaśnia, wziął i się zestresował… Do tego stopnia on się wziął i zestresował, że nałykał się jakichś pastylek na uspokojenie. Nie mając jednak doświadczenia w tym temacie, nałykał się ciut za dużo, więc jak go dowieziono do kościoła i postawiono przed ołtarzem, to on już sobie tylko stał i się uśmiechał, i właściwie poza tym, że stoi i się uśmiecha, nic więcej nie rozumiał. Młoda dojechała, tatuś doprowadził, wszyscy szczęśliwi, że młody taki uśmiechnięty.
Ceremonię poprowadził ksiądz, staruszek, zna-
ny w wołomińskiej parafii również za sprawą słabej pamięci. Zwłaszcza do imion (co w przypadku ślubów, chrztów i pogrzebów miewa pewne znaczenie). Dotarłszy w odpowiednie miejsce, ksiądz, oczywiście, zapomina imienia młodego, więc dyskretnie podpytuje: „Jak pan ma na imię?”. A młody, jako się rzekło, stoi i się uśmiecha. I prawdopodobnie nawet nie wie, że się go ktoś o coś pyta.
Ksiądz zatem, nie doczekawszy się odpowiedzi, ponawia pytanie, tym razem głośniej, tak, że nagłośnił to już mikrofon na pół kościoła: „jak pan ma na imię?!”.
I ten biedny młody to nagle usłyszał, ocknął się, wytężył wszystkie dostępne mu zmysły i mówi, modląc się, żeby udzielić prawidłowej odpowiedzi: „Pan… ma na imię… Jezus…!”.
Co się działo w głowie tego biednego chłopca przez te dziesięć sekund? Co mu przemknęło przed oczami? Egzamin z katechezy?
Nauki przedmałżeńskie?
„A imię jego będzie…”, a po-
tem jakiś liczebnik, jak kaliber? Bóg raczy wiedzieć…
Co dzieje się z nim dzisiaj?
Jak mu się wiedzie na tej obranej wtedy drodze życia?
A może mu się już droga zmieniła i ma już drugie, trzecie, czwarte Słońce, póki śmierć go nie rozłączy?
I znowu to samo: „deska nieopuszczona!”, „od kogo ten SMS?”, „ile znowu wydałaś?”, „gdzie byłeś?!”, „czemu tak późno!?”, „zupa była za słona”, „dlaczego nic mi nie mówisz, że przytyłam?”, „dlaczego mówisz mi, że przytyłam?”, „Stefan, mówię do ciebie!”, „dlaczego mia-
łaś zajęte przez dwie i pół godziny?”, „Kulczyk sobie założył te wszystkie firmy i jakoś się dało, a ty co? Jednej nie możesz?!”, „dzisiaj nie, głowa mnie boli…”.
No i co? Po co to wszystko? Dlaczego koniecznie tak trzeba się męczyć? Podobno z tony złota można zrobić 400 tysięcy obrączek… Wyobrażam sobie, że gdyby jednemu człowiekowi dali tę tonę złota, toby się ucieszył, a tak… 400 tysięcy ludzi ma problem…
A jednak z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, nawet znając te wszystkie historie, te dowcipy, że mąż wraca pijany, że żona go zdradza z hydraulikiem, dalej chcemy usłyszeć: „tylko ty się liczysz!”, „będę z tobą zawsze!”, „ten cały świat tak naprawdę się nie liczy”… I nawet jak się mylimy, nawet jeśli ktoś nas strasznie skrzywdził, nawet jeśli tracimy wiarę… to nadal chcemy to słyszeć.
I ja dziś, stary pryk zwany wciąż młodym Stuhrem, a czasem nawet aktorem młodego pokolenia (Panie, co masz na imię Jezus, dzięki Ci!), wbrew swoim zwyczajom składam niezwykle prywatne oświadczenie inspirowane szczególnymi ciężkimi wydarzeniami ostatniego roku: Mamo! Tato! Dziękuję Wam, że jesteście do dziś razem, że nie poddaliście się upierdliwości życia, że nie podążyliście za błyskotkami, które mamią, że potrafiliście czasem poświęcić siebie na rzecz kompromisu.
Dziękuję! Warto było!
Poznajcie ich lepiej!
ALICJA
Ma 24 lata i w tym roku, chwilę po ślubie, będzie bronić swoją pracę magisterską z psychologii. Na co dzień pracuje jako rejestratorka medyczna w jednej z katowickich klinik – zorganizowana, konkretna, ale zawsze z sercem na dłoni. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą zwierzęta – najbardziej ukochała oczywiście te domowe: króliczka Chrupka i pieska Rubi, z którymi tworzy zgraną ekipę wraz z Mateuszem. Jej żywiołem są… święta Bożego Narodzenia! Gdy w powietrzu słychać pierwsze dźwięki kolęd i czuć unoszący się zapach pierników, Alicja zamienia się w żywą wersję świątecznego elfa – z błyskiem w oku i pasją do rozsiewania magii świąt. Uwielbia spacery – szczególnie te nad morzem, spotkania z przyjaciółkami oraz serialowe seanse. Zna na pamięć każdy odcinek „Przyjaciół”, ale jej serce najmocniej bije dla musicalu „Mamma Mia!” – widziała nie tylko film, ale też odwiedziła wszystkie wyspy, na których go kręcono (greckie Skiathos i Skopelos oraz chorwacką Vis). Jej talerz najczęściej wygląda jak karta dań w menu dla dzieci: prosto, klasycznie, bez ryb i owoców morza. Czasem stawia to Mateusza w kulinarnych tarapatach –zwłaszcza gdy paella dla dwóch osób okazuje się paellą... wybraną pod nią. Jeśli ma wskazać ulubione miejsca, to w Polsce stawia na Gdańsk, a za granicą –chorwacką wyspę Vis, gdzie powiedziała „tak” podczas oświadczyn. Niedługo rusza spełniać kolejne marzenie – w azjatycką podróż poślubną do Tajlandii i na Bali.
MATEUSZ
Urodził się 12 maja 2000 roku i w dniu ślubu będzie świętował ostatnie chwile bycia 24-latkiem. Jest magistrem zarządzania i licencjatem z logistyki. Zawodowo był menadżerem zespołu w Decathlonie, ale właśnie szykuje się na nowy rozdział swojej kariery. Jak sam mówi: czas na coś nowego, bardziej w jego stylu. Jego największą pasją od zawsze był sport – przez 10 lat trenował piłkę nożną, z czego 9 w Rozwoju Katowice! Dziś najchętniej rusza w góry albo wskakuje na gravelowy rower i mknie przed siebie. A kiedy nie ma go na szlaku, można go znaleźć… przy teleskopie. Serio! Mateusz kocha patrzeć w gwiazdy, a czyste wiejskie niebo to dla niego jak Netflix na żywo – tylko z lepszą jakością i fabułą nie do podrobienia. Fascynuje się także historią, szczególnie okresem II wojny światowej. Serialowo, choć zna każdą wersję „Przyjaciół” podobnie jak Alicja, równie chętnie odpala „Peaky Blinders” albo „The Walking Dead”. Kinowo... jeśli ktokolwiek szuka osoby, która widziała „Oppenheimera” cztery razy i to za każdym razem w kinie – oto on!
Kulinarna dusza Mateusza to miks włoskiej lekkości i śląskiej solidności – zje pizzę z owocami morza, ale na roladę z kluskami też się nie obrazi, zwłaszcza w Barbórkę. Z Alicją zwiedził kawał Europy – od Toskanii po greckie wyspy. A we wrześniu ruszają jeszcze dalej – do Azji, by zanurzyć się w tajskim street foodzie, balijskich zachodach słońca i... kolejnym wspólnym rozdziale.
„ BAL” - Evelina Ross
Mały znak, w oczach strach, Ty wiesz, czego mi brak Życie nabiera barw
Trudny rok, zawiódł ktoś, Kilka marzeń o włos Chwytasz mą dłoń
Niech trwa nasz bal Nie żal mi gwiazd Mam nas
Niech trwa nasz bal Przemija czas
Jak w snach
Lubię kiedy mówisz wprost Wymarzyłam sobie to Nie owija nikt w bawełnę Zatem pewny stawiam krok
I jak letni wiatr, tulę Cię na raz Przeżyjemy to, co piękne Bo serce pęknie, jeśli ja…
Nie utulę Cię na raz Nie utulę Cię na raz
Chcesz możemy stąd wiać Do miejsc, których i tak Przekręcimy nazwy
Cały stos ważnych spraw Nie jest niczego wart A teraz tańcz
Niech trwa nasz bal Nie żal mi gwiazd Mam nas
Niech trwa nasz bal Przemija czas
Jak w snach
Lubię kiedy mówisz wprost Wymarzyłam sobie to Nie owija nikt w bawełnę Zatem pewny stawiam krok
I jak letni wiatr, tulę Cię na raz Przeżyjemy to, co piękne Bo serce pęknie, jeśli ja…
1. Co Alicja robiła na pierwszym wspólnym zdjęciu z Mateuszem?
a) Wtulała sie w niego
b) Doprawiała mu „rogi”
c) Całowała się z nim!
2. Gdzie padło pierwsze „kocham Cię”?
a) Na szkolnej przerwie
b) W ruinach zamku
c) W kinie podczas seansu
6. Która wyspa jest szczególnie bliska ich sercu, bo na niej się zaręczyli?
a) Wyspa Owcza
b) Chorwacka Vis
c) To jasne, że bezludna!
7. Czym interesuje się Mateusz poza sportem?
a) Astronomia i II wojna światowa
b) Ceramika i lepienie z gliny
01:30 21:45
ISKIERKI MIŁOŚCI
23:00
PIZZA
OCZEPINY II KOLACJA CIEPŁA
Podane godziny są orientacyjne i mogą ulec nieznacznej zmianie w trakcie wesela.
3. Co Mateusz robił przez 10 lat swojego życia?
a) Uczył się smażyć naleśniki
b) Trenował piłkę nożną
c) Zbierał znaczki z planetami
4. Jakiego dania Alicja NIE tknie nawet w najpiękniejszym miejscu na ziemi?
a) Frytek z majonezem
b) Paelli z owocami morza
c) Rosołu z kostki
5. Jakie zwierzęta mają Młodzi?
a) Papuga Ara i jeż Jerzy
b) Króliczek Chrupek i piesek Rubi
c) Mysz Jerry i kot Tom
0-3 PUNKTÓW
c) Spanie do południa
8. Jaki jest ulubiony czas Alicji?
a) Pierwsze dni po każdej wypłacie
b) Złota polska jesień
c) Okres Świąt Bożego Narodzenia
9. Co zrobił specjalnie dla nich właściciel pewnej włoskiej pizzerii?
a) Pizzę z zamkniętymi oczami
b) Otworzył lokal w trakcie przerwy
c) Zaśpiewał „Volare” na cały głos
10. Co oglądali razem już tysiące razy?
a) Pogodę na TVN w ramach relaksu c) „Koło Fortuny”, analizując strategię c) Serialowe przygody „Przyjaciół”
Twoja wiedza na temat Nowożeńców jest równie zaskakująca, jak śnieg na Saharze – pojawia się rzadko i znika, zanim zdążysz ją naprawdę dostrzec. Nie przejmuj się jednak – to da się naprawić. Czas zakasać rękawy i nadrobić zaległości w tej znajomości. Trzymamy kciuki za powodzenie tej misji!
4-7 PUNKTÓW
Tę dwójkę znasz całkiem dobrze, choć do zdobycia tytułu eksperta do spraw znajomości Pary Młodej jeszcze Ci trochę brakuje. Było blisko, ale dziś nie staniesz na podium ze złotym medalem na piersi. Wniosek? Czas spędzić jakiś miły weekend z Nowożeńcami – w końcu nic nie łączy tak, jak podróże.
8-10 PUNKTÓW
Znasz tę Parę Młodą lepiej niż własną kieszeń! Twoje odpowiedzi były celne jak strzała amora, która ich trafiła, a Twoja wiedza na temat tej dwójki jest tak duża, że niektórzy zastanawiają się, czy przypadkiem Ci nie podpowiadali. Z tej bitwy wychodzisz zwycięsko!