spotkania
Nie pozwoliła się zaszufladkować, nie lubi, kiedy nazywa się ją gwiazdą, nie opowiada o rodzinie. Nauczyła się asertywności i pozytywnego myślenia, stara się żyć w zgodzie ze sobą, co czasem jest trudne, bo – jak szczerze wyznała w rozmowie – zdarza się jej zamartwiać.
Los ROZMAWIAŁA Agnieszka Święcicka
mi sprzyja
Z
Zna Pani jakiegoś stomika?
W tamtym okresie do Polski przyjeżdżało wiele zagranicznych zespołów teatralnych.
Znałam jednego. Jasia Kobuszewskiego. Był bardzo kochanym człowiekiem, radosnym, wesołym, miłym, życzliwym dla ludzi. Stomia w ogóle mu nie ciążyła, żył z nią pogodzony. Zanim odpowiem na pytania, chciałabym wyrazić mój wielki podziw i wielkie poszanowanie dla wszystkich stomików zmagających się, nieraz przez całe życie, z trudnym losem i dźwiganiem cierpienia. To bardzo dzielni ludzie i całym sercem życzę im, żeby jak najczęściej mieli powody do radości.
Gdy studiowałam w szkole teatralnej i do Warszawy przyjeżdżali aktorzy spoza Polski, byłam jedną z pierwszych osób, które biegły po wejściówki, bo nie stać nas było na bilety. Potem stałam lub siedziałam na schodkach i pochłaniałam to, co przywozili. A przywozili naprawdę wspaniałe spektakle. Z której ze swoich ról jest Pani najbardziej zadowolona?
Często bywa, że bardzo pamięta się swój udany debiut i taką rolą jest dla mnie Irina w „Trzech siostrach” Czechowa. Ta rola przydarzyła mi się dawno temu. Mam także wielki sentyment do ostatniej roli, czyli Esmeraldy Quipp ze sztuki „Lepiej już było”, którą gram i będę grać po powrocie z urlopu na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie. Irina była dziewczynką, bardzo młodziutką kobietą, Esmeralda to 80-letnia babcia Rabuś, ale pełna życia i wigoru. Rozrzut spory, lecz dający wiele satysfakcji. Pomiędzy tymi dwiema moimi bohaterkami zagrałam mnóstwo najrozmaitszych ról i to bardzo różnych gatunkowo – dramatycznych, komediowych, farsowych. W teatrze i filmie. Role wybieram starannie, staram się pokazać, że dysponuję bogatym wachlarzem możliwości, aby nikt nie wsadził mnie do jednej szufladki.
Dziękuję w imieniu czytelników „Naszej Troski” za miłe słowa. Czy zawsze chciała Pani zostać aktorką?
Kiedy po maturze zastanawiałam się nad wyborem studiów, w swojej naiwności myślałam, że mogłabym studiować reżyserię. Do tego jednak trzeba mieć troszkę inne umiejętności. Na szczęście w szkole teatralnej nakierowano mnie na zdawanie egzaminu na wydział aktorski. Byłam, jak to się mówi, zielona, strasznie naiwna. Ukończyłam znakomite warszawskie żeńskie liceum im. Królowej Jadwigi, mało wiedziałam o życiu, ale miałam wielki zapał. Do literatury, filologii, teatru. Także kina, ale wtedy było dużo mniej filmów, właściwie można było zobaczyć jedynie produkcje radzieckie, ale one mi się też podobały.
20