10 minute read

Spis treści

Next Article
Terminarz spotkań

Terminarz spotkań

WPROWADZENIE DO SERII SPRINGBOKS VS LIONS

Tomasz Płosa

Advertisement

HISTORIA DRUŻYNY LIONS

Grzegorz Bednarczyk

WCZEŚNIEJSZE WIZYTY LIONS W POŁUDNIOWEJ AFRYCE

Grzegorz Bednarczyk

WSPOMNIENIE TOURU W NOWEJ ZELANDII W 2017 ROKU

Kajetan Cyganik

O RÓŻNYCH MECZACH LWÓW

Tomasz Płosa

SYLWETKA WARRENA GATLANDA

Grzegorz Bednarczyk

SYLWETKA JACQUESA NIEBANERA

Tomasz Płosa

SKŁAD LIONS

Tomasz Płosa

SKŁAD SPRINGBOKS

Tomasz Płosa

REKORDY ZAWODNIKÓW

Tomasz Płosa

TERMINARZ SPOTKAŃ

Tomasz Płosa

Wstęp

Po „Skarbach fana rugby” poświęconych Pucharowi Świata 2019, rozgrywkom o Puchar Sześciu Narodów 2020 i 2021 oraz lidze francuskiej w sezonie 2020/2021 przygotowaliśmy publikację omawiającą wyprawę Brytyjskich i Irlandzkich Lwów do Republiki Południowej Afryki.

Po drodze pojawiło się kilka bardziej lub mniej spodziewanych utrudnień, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – co prawda „Skarb” trafia w Wasze ręce, Szanowni Czytelnicy, na moment przed początkiem serii test meczów, ale też w postaci najbardziej aktualnej, zwłaszcza pod względem składów oraz statystyk poszczególnych zawodników.

Tym razem moje zaproszenie do współpracy przyjęli niezawodny Grzegorz Bednarczyk, autor bloga „W szponach rugby”, a także Kajetan Cyganik, który prawie 10 lat temu dał mi szansę i okazał życzliwość w redakcji portalu „RugbyPolska.pl” – Grzegorz, Kajtek, dziękuję Wam bardzo za poświęcony czas, trud i cierpliwość!

Mamy nadzieję, że nasza inicjatywa pozwoli wszystkim kibicom rugby w Polsce jeszcze bardziej cieszyć się tym wyjątkowym wydarzeniem, jakim jest każda wyprawa Lwów na serię meczów przeciwko potęgom z południowej półkuli.

TOMASZ PŁOSA

Redaktor prowadzący „Skarbu Fana Rugby ”

Springboks vs Lions: przed nami pasjonująca seria

Minęły cztery lata, a zespół złożony z najlepszych zawodników uprawnionych do gry dla Anglii, Irlandii, Szkocji i Walii znów udał się na serię meczów przeciwko aktualnym mistrzom świata. Rywalizacja z reprezentacją Nowej Zelandii pozostanie zapewne tą najbardziej prestiżową, a wynik z roku 2017, czyli seria nierozstrzygnięta, jednym z najcenniejszych wyników w całej historii British and Irish Lions. Niemniej tegoroczna wyprawa Lwów z kilku powodów zapowiada się nawet bardziej emocjonująco.

I nie chodzi bynajmniej o to, że w starciach z Nową Zelandią więcej szans na zwycięstwo przyznaje się z definicji All Blacks jako najbardziej utalentowanej rugbowo nacji świata. Ani nawet nie o to, że Lions zagrają tour po tourze z obecnym posiadaczem Pucharu Webba Ellisa (tak już się wydarzyło: w 1997 urzędującym mistrzem była RPA, a w 2001 – Australia; swoją drogą, Springboks zawsze zdobywają tytuł na dwa lata przed przyjazdem Lwów…).

Spora część graczy wybranych przez Warrena Gatlanda będzie wracać pamięcią do wydarzenienie sprzed czterech, a sprzed niespełna dwóch lat, kiedy podczas Pucharu Świata w Japonii Springboks najpierw zamknęli przed Walijczykami drogę do finału, a w decydującym meczów ostudzili zapał Anglików, opromienionych półfinałowych zwycięstwem nad Nową Zelandią. Ponadto Południowa Afryka jest reprezentacją, która chętnie korzystała i wciąż korzysta z graczy na co dzień występujących w Europie, co jest nie możliwe zgodnie z polityką selekcyjną stosowaną przez All Blacks i bardzo rzadkie nie zgodnie z zasadami Wallabies – w Kapsztadzie i Johannesburgu zobaczymy więc kilka pojedynków, których moglibyśmy być również świadkami podczas meczów angielskiej ekstraklasy czy Pucharu Heinekena. Wkrótce rywalizacja na niwie klubowej między Europejczykami a rugbystami z RPA będzie jeszcze częstsza w ramach projektu United Rugby Championship, dzięki której liga celtycka stanie się nie tylko ponownie interkontynentalna, ale także organizacje południowoafrykańskie zyskają możliwość walki o klubowy Puchar Europy. Tamtejszą kulturę rugbową coraz bardziej ciągnie na Stary Kontynent, a pandemia, upadek dotychczasowej formuły rozgrywek Super Rugby oraz wypisanie się (jak się okazało tylko na jeden rok) z turnieju Rugby Championship dostarczyły nowego paliwa do dyskusji, czy jednak Springboks nie powinni grać w Pucharze Sześciu Narodów (bez trudu da się wymienić kilka korzyści takiego rozwiązania dla obu stron, pytanie tylko, czy chcielibyśmy aż takiej zmiany w status quo światowego rugby?). Zawodników urodzonych w RPA znajdziemy chyba w każdej lidze na świecie – przedstawiciele żadnego innego rugbowego kraju nie zarabiają na chleb tak licznie poza ojczyzną. Drużyna narodowa wzywa tylko najlepszych z nich – innych z otwartymi ramionami przyjmują Rumuni i Japończycy, Włosi i Francuzi, Irlandczycy i Szkoci. I właśnie jeden z takich graczy, niejaki Duhan van der Merwe, wraca do kraju swojego urodzenia, a przed ogłoszeniem składu Springboks spekulowało się, że może dojść do bratobójczego pojedynku – ostatecznie jednak

Akker, starszy brat Duhana, powołania nie otrzymał. I tylko szkoda, że tej pasjonująco zapowiadającej się rywalizacji nie zobaczą z perspektywy trybun kibice – ani ci lokalni, ani ci europejscy…

Jeśli chodzi o kwestie selekcyjne, to już od 2019 roku wiadomo było, że po raz trzeci głównym trenerem Lions zostanie Warren Gatland –tym samym Nowozelandczyk dorównał sir Ianowi McGeechanowi, któremu także dane było prowadzić Lwy w seriach z wszystkimi trzema potęgami z południa (w 1989, w 1993 i w 1997). Legendarny Szkot dwa z tych tourów wygrał, Warren może zatem w takim tryptyku wypaść lepiej, żadnego nie przegrywając.

Były selekcjoner Irlandii i Walii powołał w maju 37 zawodników, czyli o czterech mniej niż cztery lata temu oraz tylu, ilu osiem lat wcześniej. Istotnie zmieniły się jednak proporcje: o ile w 2013 w pierwotnym składzie mieliśmy tylko trzech Szkotów, a w 2017 nawet tylko dwóch, to teraz było ich aż ośmiu (od tej liczby trzeba odjąć kontuzjowanego Finna Russella, choć mimo urazu pozostał w RPA). Tego zresztą domagała się, w uznaniu świetnej postawy Szkotów w tegorocznym Six Nations, większość opinii publicznej na Wyspach Brytyjskich, debatująca nad potencjalnym składem Lions już od jesieni zeszłego roku (pracę Gregora Townsenda Gatland docenił jeszcze bardziej, mianując go trenerem formacji ataku). Drugim postulatem kibiców i ekspertów na wyspach było ograniczenie liczby Anglików w konsekwencji ich słabszej dyspozycji. I w tej kwestii pewnie można z selekcjonerem dyskutować, ale każdy jego wybór da się racjonalnie wytłumaczyć.

Jako całość skład raczej nie budzi wątpliwości. Spośród Szkotów pewniakiem do gry na pozycji obrońcy jest Stuart Hogg, Russell jako łącznik ataku zapewniałby drużynie spory ładunek nieprzewidywalności, a równie spore nadzieje na miejsce w pierwszej piętnastce może mieć Hamish Watson. Zadziorność Alego Price’a można skutecznie przeciwstawić Fafowi de Klerkowi. Sutherland i Fagerson to czołowi gracze pierwszej linii młyna ostatniego Six Nations. Wspomniany van der Merwe ze swoim – momentami przerażającym –atletyzmem ma być odpowiedzią na perfekcyjną defensywę Springboks. Pewnym zaskoczeniem była nominacja Chrisa Harrisa, który skorzystał, jak się wydaje, na kontuzji Georga Northa.

Brak Walijczyka, którego przesunięcie na pozycję środkowego ataku okazało się strzałem w dziesiątkę Wayne’a Pivaca, to chyba jedyna istotna – i to wymuszona – absencja w ekipie Lwów (powołania dla Standera czy Sextona byłyby miłymi, ale bardzo zaskakującymi, niespodziankami). Ze wszystkich Home Nations Gatlandowi najbliżej oczywiście do Walijczyków, trudno byłoby więc wyobrazić sobie, że do Południowej Afryki nie pojadą A.W. Jones, Owens, Tipuric, Biggar, Faletau, Williams, Adams czy Gareth Davies. Wyn Jones to bardziej człowiek

Pivaca niż Gatlanda, ale też najlepszy lewy filar w SN 2021. Louis Rees-Zammit to diament, który potrzebuje jeszcze szlifu – gdzie próbować go zdobyć, jeśli nie w RPA? Można się jeszcze pewnie zastanawiać nad Jonathanem Daviesem, który raczej nie jest słabszy niż Harris, a mógłby wnieść do zespołu potężne doświadczenie. Gatland uznał chyba jednak, że za takim powołaniem stałby przede wszystkim osobisty sentymentem. Irlandczycy jako nacja nie mieli tak wysokich notowań jak przed czterema laty. Nie można jednak było pominąć Beirne’a, Henshawa, Hendersona czy Furlonga, którzy byli jednymi z najlepszych na swoich pozycjach w Pucharze Sześciu Narodów. Murray oraz Aki większość turnieju spędzili poza składem z powodu kontuzji, ale Gatland liczy na ich konkretne walory, zwłaszcza fizyczność naturalizowanego Nowozelandczyka. Conan jest trochę reprezentantem całej, dobrze spisującej się trzeciej linii młyna reprezentacji Irlandii, a bardzo szybko okazało się, że ze swojego powołania „na zachętę” nie będzie mógł skorzystać Andrew Porter, bodaj największe zaskoczenie majowej selekcji.

Przechodzimy do Anglików, a więc szukamy racjonalnych argumentów na „tak”. Farrell i Itoje byli pewniakami, nawet mimo problemów w klubowym rugby. Lawes miał problemy zdrowotne, ale to twardziel, jego gra na pograniczu przepisów może okazać się niezbędna w serii przeciwko Springboks. Curry’ego promuje wiek, Anthony Watson był chyba najrówniejszym graczem w ekipie Eddiego Jonesa podczas Six Nations, Daly może zagrać jako fullback, skrzydłowy lub środkowy, a jeśli mecz z Irlandią był ostatnią szansą na załapanie się do składu, Elliot wykorzystał tę okazję najlepiej, jak się dało. Cowan-Dickie jest obecnie lepszym zawodnikiem niż George, a ponieważ Irlandczycy wciąż nie mają młynarza pokroju Rory’ego Besta, w Szkocji zaś zdrowi byli gracze numer trzy i cztery na tej pozycji, miejsce w szeregach Lwów znalazło się także dla hookera Saracens. Hill wciąż nie jest w reprezentacji tak dobry, jak w Exeter Chiefs, ale tam jest w gronie najlepszych. Podobnie jak Sam Simmonds, którego konsekwentne pomijanie przez Jonesa stanie się za chwilę przysłowiowe. Powołanie zdobywcy aż 21 (!) przyłożeń w ostatnim sezonie Gallagher Premiership można odczytywać też jako pstryczek w nos australijskiego selekcjonera Anglików. Mako Vunipola jedzie raczej za nazwisko, bo w SN dobrych momentów było mniej niż tych słabych. Jeśli kogoś brakuje w tym gronie, to być może Jonny’ego Maya. To prawda, że sezon miał słabiutki, ale też gdyby nie obrodziło tak bardzo na skrzydłach (ReesZammit, van der Merwe), Gatland rozważyłby zabranie superszybkiego gracza Gloucester.

Jako pierwszy ze składu, jeszcze przed przyjazdem na zgrupowanie, wypadł wspomniany Porter, którego zastąpił Kyle Sinckler. Brak powołania dla niego był symptomatyczny, ostatecznie jednak selekcjoner Lwów będzie mógł odwołać się do rozczarowania

3 filara Bristol Bears, który już w 2. minucie finału w Jokohamie musiał opuścić boisko z powodu urazu. Brzemienny w skutkach okazał się popedzający wyjazd do RPA towarzyski mecz z Japonią w Edynburgu: już po ośmiu minutach zszedł kapitan zespołu Alun Wyn Jones, a po kolejnych kilkunastu także Justin Tipuric – obaj przez kontuzje ramienia odniesione w starciach, jakich w spotkaniach rugbowych są dziesiątki… Bardzo szybko potwierdziły się najgorsze obawy: Jones i Tipuric nie polecą do Afryki, zastąpią ich Adam Beard i Josh Navidi, a funkcję skippera przejmie Conor Murray. Z powodu klubowych zobowiązań obu angielskich młynarzy (play-offy ekstraklasy i finał rozgrywek na jej zapleczu), grupę treningową przebywającą na wyspie Jersey zasilił Rónan Kelleher – dobrze rokujący irlandzki zawodnik pierwotnie nie został włączony do składu, to jednak zmieniło się 14 lipca. Kilka dni wcześniej – wobec kontuzji Russella – do zespołu dołączył także Marcus Smith, który tego lata zdążył już zadebiutować w reprezentacji Anglii i w meczach przeciwko USA i Kanadzie zdobył 31 punktów.

14 lipca okazał się szczęśliwy nie tylko dla Kellehera –tego dnia ogłoszono, że po niespełna trzech tygodniach do pełni zdrowia powrócił Jones i rekordzista świata pod względem liczby rozegranych meczów międzynarodowych (157 spotkań) może dołączyć do ekipy Lions! To wspaniała wiadomość dla wszystkich fanów rugby, bo choć nie śmiem wysyłać Alun Wyna na sportową emeryturę, to tournée w Południowej Afryce może stanowić ukoronowanie tej przepięknej reprezentacyjnej kariery, w której zabrakło tylko medalu mistrzostw świata (choć Walia z nim w składzie dochodziła do półfinału RWC). Ostatnia szansa nadarzy się, miejmy nadzieję, za dwa lata podczas czempionatu we Francji, ale na razie cieszmy się, że Jones jest Lwem już po raz czwarty. Pod tym względem już wyrównał osiągniecie Briana O’Driscolla, który brał udział w wyprawach od 2001 do 2013 roku. Lepsi od nich są tylko dwaj rodacy BOD – Willie John McBride oraz Mike Gibson, przywdziewający czerwone koszulki podczas pięciu tourów rozgrywanych w latach 60. i 70. poprzedniego wieku.

Rywalizacja Lions ze Springboks zapowiada się tym bardziej interesująco, że na drużynę gospodarzy patrzymy wciąż przez pryzmat ich sukcesu w Pucharze Świata w Japonii, od którego minęło już ponad półtora roku. RPA jako jedyna reprezentacja „wielkiej dziesiątki” światowego rugby nie rozegrała w roku 2020 choćby jednego oficjalnego meczu, bo z powodu pandemii wycofała się również z zeszłorocznych rozgrywek Rugby Championship. Debiut Jacques’a Nienabera został odroczony zatem o 18 miesięcy i odbył się dopiero na początku lipca: zwycięstwo nad Gruzją powiedziało nam jedynie tyle, że mistrzowie świata nie zmieniają stylu, który doprowadził ich do triumfu w RWC 2019. Drugie z zaplanowanych spotkań już się nie odbyło, ponieważ w południowoafrykańskiej kadrze stwierdzono początkowo aż 12 przypadków zakażenia koronawirusem, a kolejne cztery potwierdzono w szeregach gruzińskich – ostatecznie liczba infekcji w obozie RPA wyniosła aż 26.

Nowy selekcjoner Springboks kontynuuje projekt zapoczątkowany przez Rassiego Erasmusa również pod kątem personaliów: spośród 33 mistrzów świata sprzed dwóch lat brakuje tylko czterech zawodników – Tendai Mtawarira, Schalk Brits i François Louw zakończyli już kariery, a Warrick Gelant jesienią zeszłego roku zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Szansę – przynajmniej w postaci udziału w zgrupowaniu –otrzymało kilku graczy wyróżniających się w ostatnim sezonie Currie Cup, a legitymujący się nikłym (Ox Nché, Scarra Ntubeni, Marvin Orie, Marco van Staden) lub żadnym dorobkiem reprezentacyjnym (Sanele Nohamba, Wandisile Simelane, Yaw Penxe, Rosko Specman, Aphelele Fassi). Sztab szkoleniowy szerzej „rozejrzał się” również po boiskach europejskich, dzięki czemu powołania otrzymali gracze tacy jak Joseph Dweba z Bordeaux, Rynhardt Elstadt z Tuluzy, Nico Janse van Rensburg z Montpellier oraz Jasper Wiese z Leicester, a do już i tak licznej grupy Rekinów z Sale, czyli de Klerka, Looda de Jagera i Coeniego Oosthuizena, dołączyli bracia bliźniacy Daniel i Jean-Luc du Preez, którzy wracają do kadry po trzech latach przerwy.

Jeszcze dłużej, bo aż pięć lat, trwał rozbrat z drużyną narodową Morné Steyna. Były łącznik ataku Stade Français w 66 występach w ciemnozielonej koszulce zdobył ponad 730 punktów (w tym trzy z rzutu karnego, którym rozstrzygnął losy serii przeciwko Lions w 2009 roku) i pod tym względem ustępuje tylko Percy’emu Montgomery’emu (893). Steyn nie „załapał się” na żaden z dwóch tytułów mistrza świata, a jedynie na brązowy medal RWC 2011. Podczas turnieju w Nowej Zelandii Steyn wygrał klasyfikację najlepiej punktujących z dorobkiem 62 „oczek”, choć akurat to najmniejsza liczba, jaka pozwoliła wygrać tę klasyfikację w całej historii Pucharu Świata. Morné to najstarszy gracz w kadrze Nienabera, a więcej meczów od niego z aktualnych reprezentantów rozegrali tylko Eben Etzebeth (86) oraz François Steyn (68).

Po wykryciu wspomnianych zakażeń koronowirusem początkowy, 46-osobowy skład Springboks został jeszcze rozszerzony o filara Lizo Gqobokę oraz młynarza Feza Mbathę.

Lions przybyli do Republiki Południowej Afryki

6Seria Springboks vs Lions rozpocznie się 24 lipca w Kapsztadzie. Gospodarzem kolejnych spotkań 31 lipca i 7 sierpnia miał być Johannesburg – miał być, bo 21 lipca podjęto decyzję, że mecze numer dwa i trzy zostaną rozegrane także w stolicy Prowincji Przylądkowej Zachodniej. Jak napisano w stosownym komunikacie, rozwiązanie takie to rezultat intensywnych konsultacji z ekspertami medycznymi. Ponieważ żyjemy wciąż w nieprzewidywalnych czasach, poza emocjami sportowymi, życzmy sobie, aby zaplanowane spotkania odbyły się w terminach i w możliwie najmocniejszych składach, słowem – aby pandemia nie wpływała już bardziej na nasze tegoroczne wielkie święto światowego rugby, bo takim świętem jest przecież każda wyprawa Lwów na południową półkulę.

A jeśli ma się dziać coś niespodziewanego, niech będą to tylko pozytywne zaskoczenia – jak to na przykład, że Alun Wyn Jones, którego miało nie być w ogóle w Południowej Afryce, będzie jednak kapitanem Lwów w pierwszym meczu przeciwko mistrzom świata. Odpukujemy w niemalowane!

5

28 czerwca. Program wyprawy obejmował tradycyjnie mecze przeciwko lokalnym drużynom oraz ekipie South Africa A, czyli dawnym Emerging Springboks. Lwy wysoko pokonały Emirates Lions (56:14), Stormers (49:3) oraz dwukrotnie Sharks (54:7 i 71:31) – drugie z tych spotkań zaaranżowano w zastępstwie konfrontacji z Bulls, odwołanej z powodu odnotowania kilku przypadków infekcji w szeregach organizacji z Pretorii. Z tej części wyprawy najlepiej zapamiętamy chyba cztery przyłożenie Josha Adams w pierwszym z wymienionych starć.

Na dłużej w pamięci zostanie nam spotkanie z 14 lipca z teoretycznie rezerwową reprezentacją RPA, której skład w praktyce nie odbiegał szczególnie od tego, jaki mógłby wybiec w pierwszym oficjalnym teście. Rassie Erasmus, zastępujący przebywającego na kwarantannie Nienabera, desygnował do gry siedmiu zawodników z wyjściowej piętnastki finałowego meczu w Jokohamie (Etzebetha, Pietera-Stepha du Toita, de Klerka, de Allende, Ama, Kolbe i le Roux), a także m.in. Kitshoffa, Mosterta i Morné Steyna. Na stadionie w Kapsztadzie gospodarze wygrali 17:13 i chociaż Warren Gatland cieszył się, że w ten sposób mecz zyskał rangę czwartego, nieoficjalnego, test meczu, to jednak stanowczo odmówił, aby w takiej konwencji zorganizować jeszcze jedno takie spotkanie w miejsce zaplanowanego starcia przeciwko Stormers. Wydaje się, że to niejednoznaczne w swoim statusie starcie dobrze rokuje przed trzema oficjalnymi testami i zwiastuje naprawdę wyrównany trójmecz.

This article is from: