Zwrot 01/2009

Page 1

2009

1

unia nad wełtawą i pod tatrami


ilustrowana kronika Miesiąca kGrudzień 2008 3

Prezesów i działaczy MK PZKO gościł w Konsulacie Generalnym RP w Ostrawie konsul generalny Jerzy Kronhold. Prezes ZG PZKO Zygmunt Stopa wręczył J. Kronholdowi legitymację przechodnią nr 1 MK PZKO w Ostrawie. Konsul przekazał prezent pisarzowi Władysławowi Sikorze z okazji jego niedawnych 75. urodzin.

4

„Szczęście jako dar, powinność i uśmiech losu. Starożytni filozofowie a współczesność” – to nazwa wykładu prof. dra hab. Czesława Głombika z UŚ w Katowicach wygłoszonego na Międzygeneracyjnym Uniwersytecie Regionalnym ZG PZKO w Cz. Cieszynie.

łów Błędowianie, Mali Błędowianie oraz kapeli Kamraci, które zaprezentowały obrazki sceniczne wg scenariusza Anny Wacławik „Pieczyni chleba”, „Prządki i Mikołaje”, Dagmar Owczarzy „Zima, zima, chłód” oraz Adama Palowskiego „Skok przez skórę”.

11

6

11

W Cz. Cieszynie podczas obchodów jubileuszu 50-lecia chóru Harfa oraz 80. urodzin długoletniego dyrygenta zespołu Alojzego Kalety oprócz chóru jubilata zaśpiewały chór Przełęcz z Mostów k. Jabłonkowa, Godulan-Ropica oraz Chór Nauczycieli Polskich, zagrała Wanda MiechS

KWMBLM zaprosił do Domu Polskiego im. Żwirki i Wigury w Cierlicku na spotkanie „Z historykiem na ty”. Gościem był Józef Szymeczek, tematem wykładu lata 1848, 1918, 1938, 1968 na Śląsku Cieszyńskim. Zainstalowana została wystawa „Trzy miesiące samostanowienia”. Na wigilijce w Cz. Cieszynie spotkali się członkowie Polskiego Stowarzyszenia Artystów Plastyków w RC.

11 11-13

Klub Nauczycieli Emerytów zorganizował swoją wigilijkę w Cz. Cieszynie.

Miejski Dom Kultury w Czechowicach-Dziedzicach i Rada Kultury ZG PZKO byli organizatorami Polsko-Czeskich Zimowych Spotkań Teatralnych, podczas których widzom w Czechowicach-Dziedzicach zaprezentowały się dziecięce zespoły teatralne Drops z Olbrachcic („Czarno na białym”, reż. Jadwiga Czap), Gapa II z Nieborów („Za nią”, reż. Halina Szczotka) i zespół ze Śmiłowic.

12  kateřina czerná

Na zaproszenie dyrekcji 1. PSP w Trzyńcu w ramach koncertu wychowawczego śpiewał Chór Nauczycieli Polskich dla grona pedagogicznego i uczniów szkoły pieśni ludowe, wojskowe, a przede wszystkim kolędy.

12-14

4

8

5

8

Wigilijkę połączoną ze zwiedzaniem Muzeum Drukarstwa w Cieszynie zorganizowała Sekcja Ludoznawcza ZG PZKO w Cz. Cieszynie. W gnojnickiej PSP odbył się VII Konkurs Recytatorski z udziałem ponad 50 małych recytatorów, którzy startowali w 5 kategoriach wiekowych. Oceniało je jury w składzie: Barbara Szotek-Stonawski, Lidia Chrzanówna, Małgorzata Pikus, Jakub Tomoszek i Tomasz Kłaptocz, aktorzy Sceny Polskiej TC, oraz kierownik literacki Joanna Wania.

5

„Dzień Rosyjski”, na który złożyły się wystawy, program kulturalny oraz konkurs konwersacji w języku rosyjskim, odbył się po raz pierwszy w Gimnazjum Polskim w Cz. Cieszynie.

5

Wieczór w świątecznym nastroju zorganizowało w Cz. Cieszynie Polskie Towarzystwo Medyczne.

6

25-lecie świętował Zespół Regionalny Błędowianie (kier. Dagmar Owczarzy, Marcin Pisula) z Hawierzowa. Na program nazwany „Mikołaje z Hawiyrzami” złożyły się występy zespo-

Kongres Polaków, Gimnazjum Polskie oraz Urząd Miasta odwiedził podczas wizyty roboczej w Cz. Cieszynie ambasador RP w Pradze Jan Pastwa. Z przedstawieniem „Kochane zwierzątka” opracowanym przez Tadeusza Malaka na podstawie listów Zbigniewa Herberta wystąpił w TC w Cz. Cieszynie, na zaproszenie Konsulatu Generalnego RP w Ostrawie, Teatr PWST w Krakowie.

W Olbrachcicach, Cz. Cieszy­nie, Bystrzycy i Karwinie prze­biegały warsztaty chóralne dla zespołów zaolziańskich QZajęcia prowadzili prof. Przemysław Pałka z Akademii Muzycznej w Poznaniu i prof. Elżbieta Wtorkowska z AM w Bydgoszczy, akompaniatorką była Grażyna Ney z SM z Wrocławia. Towarzyszył im Edward Romański, sekretarz Koszalińskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, który wraz ze Zrzeszeniem Śpiewaczo-Muzycznym warsztaty zorganizował.

12

Do Czytelni na premierę widowiska muzycznego „Królowa Śniegu” zaprosili uczniowie PSP w Wędryni.

9

12

9

12

Złote Pasmo zdobył chór szkolny Crescendo (dyr. Danuta Cymerys) z Bystrzycy na V Festiwalu Chórów Dziecięcych we Frydku-Mistku. Na zaproszenie Klubu Polskiego przedstawienie „Cudowna lampa” zagrała w Pradze w Domu Mniejszości Narodowych Scena Bajka Teatru Cieszyńskiego.

10

W Galerii Kropka w Cz. Cieszynie odbył się wernisaż otwartej do 8.1. wystawy członka SAP Pawła Wałacha „Impresje – malarstwo”.

Przedstawienie „Pójdźmy wszyscy do stajenki” zaprezentowali w Miejskim Domu Kultury uczniowie PSP w Karwinie. Nietradycyjne jasełka z udziałem współczesnych przewodników po Ziemi Świętej wystawiła PSP w Suchej Górnej. Przedstawienie obejrzeli także goszczący w PSP uczniowie z zaprzyjaźnionych szkół w Polsce – Lubomi i Syryni. O zwyczajach ludowych regionu opowiedział im prezes Sekcji Ludoznawczej ZG PZKO Leszek Richter.


ilustrowana kronika Miesiąca kGrudzień 2008 Uroczystą „Polską wigilię we wspólnej Europie” przygotowali uczniowie PSP i przedszkolacy z Lutyni Dolnej.

13

Na „Wieczór teatralny” do Domu Kultury zaprosiło MK PZKO Jasienie. W programie dzieci w strojach gorolskich pokazały obrazek sceniczny „Na pasionku”, a starsi dwa spektakle wg W. Młynka „U nas dóma” i „Wymiana”.

13

Chór żeński Kalina MK PZKO w Karwinie Frysztacie zaśpiewał podczas spotkania przy choince Związku Przyjaźni Czesko-SłowackoPolskiej.

14

Chór mieszany Przełęcz z Mostów k. Jabłonkowa koncertował w Zdzieszowicach i Gogolinie na Opolszczyźnie.

19

W czeskocieszyńskiej Dziupli odbył się wernisaż dorocznej wystawy fotografii Zaolziańskiego Towarzystwa Fotograficznego P

19

Gimnazjum Polskie w Cz. Cieszynie zaprosiło na Koncert Świąteczny do kościoła na Niwach, wystąpiły chóry Alaude i Collegium Iuvenum oraz Kapela Gorolsko Zorómbek (dyr. Leszek Kalina), a także chór nauczycieli i recytatorzy.

 wiesław przeczek

12

27

Tradycyjną wigilijkę połączoną ze spotkaniem z członkami Koła, którzy obchodzili okrągłe rocznice urodzin, zorganizowało MK PZKO w Skrzeczoniu.

20

28

Na Zamku Śląskoostrawskim gościł konsul generalny RP w Ostrawie Jerzy Kronhold także przedstawicieli środowisk zalolziańskich.

20

28

17 17

21

28

14

MK PZKO Orłowa Lutynia i chór Zaolzie zaprosiły na Koncert Adwentowy do kościoła ewangelickiego w Orłowej Mieście. W programie zaśpiewały chóry Zaolzie oraz Ad Dei Gloriam z Cz. Cieszyna.

14

W Teatrze Cieszyńskim w Cz. Cieszynie po raz ostatni zagrano „Cieszyńskie nebe” (reż. Radovan Lipus). Było to 125. wystawienie tego wspólnego przedsięwzięcia scen Polskiej i Czeskiej. Teatr planuje powrócić do przedstawienia w 2010 r., kiedy obchodzone będzie 1200-lecie Cieszyna.

W Domu PZKO w Mostach k. Jabłonkowa odbył się zorganizowany przez chór mieszany Przełęcz koncert bożonarodzeniowy, oprócz Przełęczy, która śpiewała kolędy i pastorałki, zagrała Trzyniecka Orkiestra Kameralna.

W koncercie adwentowym w kościele ewangelickim w Hawierzowie Błędowicach zaśpiewał chór mieszany Lira MK PZKO Karwina Darków.

14

W Mostach k. Jabłonkowa odbyło się II Zgromadzenie Oddziału Górali Śląskich Związku Podhalan, którego ogniska działają także na Zaolziu w Jabłonkowie i Koszarzyskach.

16 16

W Cz. Cieszynie odbyło się III posiedzenie Rady Przedstawicieli Kongresu Polaków.

17

Przed Urzędem Gminy w Ropicy zaśpiewał kolędy chór Godulan-Ropica.

W Cz. Cieszynie spotkali się na wigilijce członkowie Harcerskiego Kręgu Seniora „Zaolzie”.

19

W kościele Na Niwach w Cz. Cieszynie odbył się, zorganizowany przez miejscową PSP, koncert z udziałem zespołów Trallala, Trallalinki, Skowronki i Cieszynianka.

 bogdan szpyrc

W Cz. Cieszynie zorganizowali spotkanie wigilijne członkowie Koła Polskich Kombatantów. W trzynieckim Domu Kultury Trisia odbył się tradycyjny Koncert Świąteczny, zorganizowany przez ZPiT Olza oraz ZG PZKO. Wystąpiły zespoły Bystrzyca, Oldrzychowice, Olza, Suszanie, Zaolzi, Lipka oraz ostrawska ŠmykňaR MK PZKO w Nawsiu i chór żeński Melodia zaprosili do Domu PZKO im. Jury spod Grónia na Koncert Kolęd, któremu towarzyszyła wystawa obrazów Dominiki Dworok, Blanki Suszki-Szczuki, Adama Lipowskiego i Janusza Niedoby.

21

Na Jasełkach 2008 bawili się członkowie Klubu Młodych MK PZKO w Nydku.

Podczas Spotkania przy choince w Domu PZKO w Stonawie zaśpiewał chór Stonawa, a przedszkolacy i uczniowie PSP zagrali „Jasełka”. W Koncercie Kolęd w Trzyńcu wystąpił PZŚ Hutnik, Chór Nauczycieli Polskich oraz dzieci i wnuki chórzystów.

28

Kolęd w wykonaniu zespołu Rychwałdzianie wysłuchali uczestnicy Spotkania pod choinką w Domu PZKO w Boguminie.

31

Tradycyjny Bal Sylwestrowy w swoim Domu PZKO zorganizowało MK PZKO w Hawierzowie Błędowicach.


prosto z drogi

Busik Cieszyn 16. 12. 2008, godz. 7.00. Stoję na przystanku prywatnej linii autobusowej koło przejazdu kolejowego. Na końcu płyty parkingowej, w pobliżu budynku dworcowego czekają na klientów dwa pomalowane na srebrno luksusowe autokary dalekobieżne. Więc Cieszyn też się już znalazł na liście turystyki zarobkowej. Próbuję dostrzec w półmroku nazwę miasta docelowego. Cała litania! Autokar wymiecie pół Europy, zanim zatrzyma się w Dublinie i ruszy w drogę powrotną. Dwa tygodnie wcześniej na dworcu PKS w Katowicach taki sam zatrzymał się na sąsiedniej wysepce. Drzwi otwarły się bezszelestnie, na schodkach stanął drugi kierowca i z dyskrecją właściwą niegdysiejszym cinkciarzom zaczął powtarzać: Do Paryża jest ktoś może? Do Paryża?… Interes zaczyna się zacinać. W Katowicach nie dosiadł się wtedy nikt, teraz w Cieszynie może jedna, dwie dziewczyny. Kiedy mnie mijał ten krążownik unijnych szos, zauważyłem w środku nie więcej jak sześć osób. A przyjechał tu przecież gdzieś z Zagłębia i po drodze też pewnie szukał chętnych. Jest mój busik. Dawniej takie do Krakowa nie kursowały. PKS zapewniał podróż poczciwymi jelczami rano, w południe i pod wieczór. Jechało się równe trzy godziny, z dwoma 15-minutowymi postojami na sikanie i papierosa w Bielsku-Białej i Wadowicach. Miejsca były tylko siedzące, ale przekupki z Kalwarii miały swoje sposoby na kierowcę – pod Wawel dojeżdżaliśmy w niemiłosiernym, bywało, ścisku. I przy gęsim akompaniamencie. Naród zawsze potrafił o siebie zadbać. Kierowca busika opowiada, że firma zaplanowała kilkanaście kursów dziennie. Trasa jest obłożona do granic wytrzymałości. Dlatego musi jechać wolno. Żeby czasem nie dogonić busika, który wyjechał 40 minut temu.

4

– I to wam się opłaca? Przecież jeszcze PKS jeździ. – A nie? Jesteśmy szybsi i tańsi. Stałym klientom dajemy nawet rabat. – Stałym klientom?… Do pracy jeżdżą? – E tam, panie, do pracy. Po wódę do Czech! Niedawno wsiadło mi dwudziestu gości z Przemyśla i… dawaj pan do Cieszyna. To nie dam im rabatu? Jak mam pełny wóz i mogę jechać bez zatrzymywania?… Gorzej było z powrotem, bo oprócz tylu chłopa miałem dwadzieścia toreb do upchnięcia. Po kilkadziesiąt butelek w każdej. Chłopak ruszył ostro, ale w Białej się zmitygował. Byliśmy grubo przed czasem, więc zarządził postój. Od razu pojawia się gazeciarz z darmowymi egzemplarzami „Metra”. Za nim ustawia się kobiecina z kobiałką pełną ciastek drożdżowych. Ktoś za mną deleguje kolegę do kiosku po wodę. Zanosi się na piknik. Nikomu nigdzie się nie śpieszy, nikt się niczemu nie dziwi. Chcesz żyć, to daj żyć drugim. Goście z tyłu wychodzą na zewnątrz i zaczynają obdzwaniać znajomych. Paru z nich nawet pamiętam. Zawsze mieli żyłkę do szemranych interesów, ale teraz mają też i klasę. Oto co znaczy biznes zanurzony w tradycji pańskiej godności i salonowej ogłady. Po naszej stronie Olzy strach wsiąść do samochodu. Panuje tam zasada ustawicznego zajeżdżania drugiemu drogi. Kierowcy z bocznych ulic, mimo iż widzą, że dzieli ich od jadącego po głównej drodze samochodu nie więcej niż 50 metrów, włączają się do ruchu. Oczywiście wymuszając hamowanie, wybijając człowieka z rytmu. I do głowy im nie przychodzi – wiem, bo próbowałem kiedyś kilku takich trzyńczan przywołać do porządku – że łamią w ten sposób podstawowe normy ludzkiego współżycia. Oto jak w praktyce wygląda kulturowy prymitywizm ożeniony z drapieżnym dorobkiewiczowstwem. Pobłogosławiony wolnoringową retoryką polityków. Ruszamy. adam ptak

miesięcznik regionalny nr ewidencyjny MK ČR E 389 IČO 442771 Rok LX, nr 710 Wydawca: Polski Związek Kulturalno-Oświatowy w Republice Czeskiej przy wsparciu finansowym Ministerstwa Kultury Republiki Czeskiej oraz Senatu Rzeczpospolitej Polskiej, za pośrednictwem Fundacji Pomocy Polakom na Wschodzie Redakcja: Kazimierz Kaszper redaktor naczelny kkaszper@zwrot.cz Czesława Rudnik redaktor redakcja@zwrot.cz Anna Ludwin sekretariat info@zwrot.cz Rada Redakcyjna: Wanda Cejnar, Ewa Gołębiowska, Ireneusz Hyrnik, Kazimierz Jaworski, Daniel Kadłubiec, Danuta Koenig, Bronisław Ondraszek, Władysław Owczarzy, Zygmunt Rakowski, Kinga Iwanek-Riess, Wojciech Riess, Jan Ryłko, Otylia Toboła, Mariusz Wałach Adres redakcji: ul. Strzelnicza 28, P. O. BOX 97 737 01 Český Těšín (Czeski Cieszyn) tel. i faks: 558 711 582 www.zwrot.cz Redakcja obrazu i skład: Marian Siedlaczek foto@zwrot.cz Druk: FINIDR, sp. z o. o. Czeski Cieszyn Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów, zmiany tytułów, nie zwraca materiałów niezamówionych. Cena prenumeraty rocznej 360 Kc, do uiszczenia przekazem pocztowym lub bezpośrednio w redakcji. Wysyłka pocztowa na podstawie umowy nr 701 001/02 z Przedsiębiorstwem Państwowym POCZTA CZESKA, oddział Morawy Północne. Cena egzemplarza 30 Kc Numer zamknięto 12. 1.  2009

Rozstrzygnięcie edycji grudniowej konkursu dla dotychczasowych prenumeratorów

Zdjęcie na stronie tytułowej Marian Siedlaczek

Prawidłowe odpowiedzi: 1. Karta.  2. W 1908 r.  3. W Cieszynie.  Zwycięzcą został Bronisław Kuczera z Suchej Górnej. Losowanie odbyło się 6. 1. 2009 w redakcji „Zwrotu” z udziałem red. red. Czesławy Rudnik i Kazimierza Kaszpera.

ISSN 0139-6277

1

2009


słowo prezesa

2

pzko wczoraj, dziś i jutro

raport unia nad wełtawą i pod tatrami prezydencja z przeszkodami euroszansa

4

5 7

idee zjednoczenia

wydarzenia warsztaty chóralne

8

rozmowa zwrotu robert švéda

10

osobowość miesiąca

12

władysław czepiec

horyzonty bliski wschód 14

• polska prognozy 15

technika

historie ze smakiem sól

16

ślubnie chlubnie… czar miłości, zgryz dojrzałości

17

szlakiem kół pzko oldrzychowice

22

inspiracje językoznawstwo 26 polska • nauka 27

salon sztuki ewa słowik

28

ztf przedstawia michał walach

30

aneks kiedy słońce świeci w pełni

32

polonijne okno na świat wigilia w skandynawii i na peloponezie 35

cieszyńskie panoptikum łyżwy i lodowiska

36

szkatułka władysław delong 38 oskar lanc 39

recenzje kompetencja, pracowitość, pomysłowość 40 śląsk cieszyński

– nowe spojrzenie? 41 w obronie tożsamości 44 prosto z drogi busik 48

konkurs • krzyżówka

Rok potrzebnej nadziei

O

twarła się przed nami niezna­ na przestrzeń kolejnego roku. Nieznana, a zatem tajemnicza, niepewna, może i niebezpieczna. Dlatego w noc sylwestrową wielu z nas zaklinało ją rozgłośnie racami i obłaskawiało pobożnymi życzeniami. A nuż da się oswoić?… Wszak nasza wiara – jesteśmy o tym przekonani – również posiada wielką moc sprawczą. Powodów do niepokoju było nawet więcej niż zwykle. Oto wkraczaliśmy tej nocy w dwudziesty rok po eksplo­ zji nadziei wolnościowych, bogatsi o trudną wiedzę ich niespełnienia. Mieliśmy więc tej nocy prawo do oskarżania się o naiwność, a nawet do… pomstowania na tych, którzy nas oszukali. Tak. Jesteśmy przecież tylko ludźmi. Istotami nieodwołalnie rozdar­ tymi pomiędzy tęsknotą do ładu, do­ bra i harmonii a doświadczeniem cha­ osu i zła. Skazanymi na podejmowanie ciągle od nowa prób uporządkowania swego życia – żeby potwierdzić sobie, swoim bliskim, w końcu i światu sens własnego istnienia. Do tego właśnie potrzebna jest na­ dzieja. Redakcja „Zwrotu” również wkracza­ ła w nadchodzący rok z mieszanymi uczuciami. Z powodu niejasności wo­ kół dotacji państwowych miała prawo odczuwać dyskomfort, z drugiej jed­ nak strony wiadomość o pozyskaniu przez firmę Zygmunta Rakowskiego i członków Stowarzyszenia Akade­ mickiego Jedność aż 104 nowych prenumeratorów przywracała jej wiarę w możliwość harmonijnego rozwoju. Bo oto po dwóch latach od zmiany formuły wydawniczej nakład pisma wzrósł o 400 egzemplarzy, osiągając w styczniu 2009 niebotyczną, jak się

na początku wydawało, wysokość 1750 sztuk. A jeszcze wyraźniej wzro­ sła realna sprzedaż – z niespełna tysią­ ca egz. w 2006 r. do około 1620 w grudniu 2008. Okoliczności te sprawiły, że reali­ zowany dotychczas model pisma nie ulegnie zasadniczym zmianom. Akurat z powodu malejącego zainteresowa­ nia postanowiliśmy zrezygnować z „Konkursu z nagrodami”. Dążąc jed­ nak do podtrzymania nieformalnych kontaktów z Czytelnikami – a konkurs ten wspaniale się do tego nadawał – postanowiliśmy uruchomić „senty­ mentalną” rubrykę „Ślubnie chlubnie, albo durnie”. O szczegółach dowiedzą się Państwo w środku numeru, dodam tylko, że udział Czytelników w reda­ gowaniu tej rubryki również będzie odpowiednio wynagradzany. Ostatecznie więc wkraczamy w tę niepewną i tajemniczą przestrzeń Nowego Roku z wielką nadzieją – przede wszystkim na podtrzymanie i pogłębienie przyjaznych więzi z naszymi Czytelnikami. Bo jeśli nadal będziemy się trzymać razem, to żadna siła nam nie zaszkodzi. kazimierz kaszper redaktor naczelny

zodiakola

© ola sikora

spis tre´ sci


słowo preze sa

Polski Związek Kulturalno-Oświatowy wczoraj, dziś i jutro

W

2009 r. zakończy się kadencja aktualnie działającego Zarządu Głównego PZKO, w grudniu odbędzie się bowiem XXI Zjazd delegatów. Jednym z zadań Zjazdu będzie ustosunkowanie się do wyzwań czasów współczesnych. Należy określić odpowiadające im sposoby działania i wyłonić takie władze, które będą zdolne wprowadzić je w życie. Przy czym zarówno sama działalność, jak i struktury kierownicze Związku powinny jednocześnie służyć podstawowemu celowi, którym nadal pozostaje zachowanie na Zaolziu polskiej tożsamości. Cel ten przyświecał Związkowi od zarania jego istnienia.

Niełatwa historia

Początki były niełatwe ze względu na nieprzychylność powojennych władz czechosłowackich, które nie wyraziły zgody na wznowienie polskich stowarzyszeń działających w okresie międzywojennym. Po podpisaniu umowy o przyjaźni i współpracy między Polską i Czechosłowacją, przy wsparciu miejscowych komunistów zezwolono dopiero w 1947 r. na założenie dwóch polskich organizacji, Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej i Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, w obu ówczesnych powiatach – czeskocieszyńskim i karwińskim. Pod presją polityczną doszło w 1952 r. do likwidacji SMP i zjednoczenia organizacji powiatowych w jednolity związek – PZKO. Organizacyjna spójność oraz odpowiednia struktura terenowa umożliwiły przetrwanie polskości, pomimo starań władz o przekształcenie Związku w przekładnię internacjonalistycznej ideologii partii komunistycznej. Zarząd Główny był wówczas instytucją opłacaną przez państwo. Zatrudniał obok aktywu społecznego również 43 pracowników etatowych, w tym część w czynnościach gospodarczych, a 23 w administracji i w charakterze instruktorów poszczególnych kierunków działania. Związek miał w tamtych niełatwych czasach okresy wzlotów i upadków, ale niezmiennie zachowywał swe polskie oblicze narodowe. W latach odwilży około 1968 r. reaktywowano SMP, przy ZG rozbudowano sekcje specjalistyczne. W okresie normalizacji w latach 70. doszło do szeregu decyzji par6

tyjnych krzywdzących wielu aktywistów związkowych. Związek znalazł jednak sposób na trudną sytuację, orientując się na sprawy terenowe oraz budowanie w czynie społecznym Domów PZKO. Szczyt swej formy organizacyjnej osiągnął w okresie dobrzmiewania normalizacji, kiedy stan liczebny członków wynosił 25 000 osób, działały 93 Miejscowe Koła, a w szeregu miejscowości powstały nowe Domy PZKO, których jest obecnie 45.

Rynkowa rzeczywistość

W 1989 r. rozpad wewnętrzny monopartyjnego systemu komunistycznego umożliwił przekazanie władzy nowopowstającemu aktywowi obywatelskiemu, obiecującemu społeczeństwu wzrost stopy życiowej i poszerzenie swobód obywatelskich. PZKO potrafił dostosować się do nowych warunków. Niezbędne zmiany personalne, organizacyjne i programowe zostały uchwalone na Nadzwyczajnym Zjeździe. Kierownicze stanowiska objęli ludzie nieobciążeni ideologią przeszłości, sprawdzeni w działalności terenowej. Zmieniła się również struktura ZG, zmniejszono liczbę etatów, uruchomiono działalność gospodarczą. Przedstawiciele miejscowych Polaków byli aktywni najpierw w Forum Obywatelskim, później stworzyli Radę Polaków, ale ze względu na „komunistyczną” przeszłość PZKO nie skorzystali z jego nadal istniejącej i sprawdzonej struktury terenowej ani z bezpartyjnego aktywu związkowego. Nastąpił okres wzajemnej rywalizacji o kierowniczą pozycję w polskiej społeczności, który nie przyniósł pożytku żadnej ze stron, negatywnie odbił się natomiast na poczuciu polskości. Sytuacja ZG PZKO skomplikowała się dodatkowo po 1993 r., kiedy udzielana dotychczas przez państwo dotacja na działalność związkową została wstrzymana i zastąpiona formą grantów na projekty. Liczba grantów z funduszu mniejszości narodowych nie przekroczyła 3 i nie pokrywała zaledwie 1/3 zapotrzebowania budżetowego ZG. Ówczesna działalność gospodarcza PZKO obejmująca handel towarami polskimi, usługi turystyczne ośrodka w Koszarzyskach, eksploatację odkupionego od państwa za pieniądze

Wspólnoty Polskiej hotelu Piast, nie przynosiła oczekiwanych zysków. Dochodowość hotelu zamierzano poprawić poprzez podwyższenie jego standardu. Potrzebne inwestycje miał zapewnić ostrawski Dom Polski s. a., z którym zawarto umowę o dlugoletnim wydzierżawieniu Piasta. Dom Polski s. a. miał czerpać potrzebne środki z zysków ze swej działalności handlowej, na którą zaciągnął pożyczkę, gwarantowaną przez ZG PZKO hotelem Piast. Transakcja okazała się chybiona, obiekt zagarnął wierzyciel, polska firma TLS Stanisława Glety. Broniąc się przed upadłością Związek uiścił niemałe opłaty związane z przeniesieniem mienia, na które zdobył środki ze sprzedaży ośrodka w Koszarzyskach i z drastycznego ograniczenia własnych wydatków administracyjnych. Kolejnym uszczerbkiem dla kasy ZG było wstrzymanie na wiele lat przez Wspólnotę Polską wszelkiego wsparcia finansowego. Sytuacja w zakresie dochodów uległa poprawie dopiero po wynajęciu w Klubie przy ul. Bożka w Cz. Cieszynie sali i przyległych pomieszczeń Kościołowi Apostolskiemu.

„Teren” zdaje egzamin

Sytuacja Miejscowych Kół PZKO w ostatnim dziesięcioleciu uległa stabilizacji, pomimo iż zmalała ich liczba do 84, a liczba członków płacących składki wynosiła 12 tys. Odsetek aktywnie udzielających się członków w pracy klubów, zespołów i w przygotowywaniu imprez ocenia się na 20-33 %. Szczególną zasługę w zakresie utrzymywania kontaktów z pozostałymi członkami i zapewniania ich udziału w ważnych przedsięwzięciach Kół i całego Związku mają rejonowi. Wielkie im za to dzięki. Baza członkowska wyraźnie się postarzała, dopływ młodych uległ zahamowaniu. Powodem jest zróżnicowana w poszczególnych szkołach jakość werbunku do PZKO. Kolejną przyczyną jest ubytek klubów młodych, a być może również brak odpowiedniego programu działalności młodzieżowej. Nie może również zadowalać stan gotowości młodej kadry do podejmowania działalności kierowniczej. Kuźnią pożądanych postaw w tym zakresie powinna być Sekcja Akademicka „Jedność“, działająca w poszczególnych ośrodkach uniwersyteckich. 1

2009


Zasługą przywiązania do tradycji zachowane zostały w MK dotychczasowe formy organizacyjne i uczestnictwa członków w jego działalności. Chodzi o spotkania, zebrania, imprezy, członkostwo w klubach, udział w pracach chórów i zespołów. Ostatnio udoskonaleniu uległa organizacja imprez publicznych, które zaczęły być bardziej dostosowane do potrzeb miejscowych, podniósł się też ich poziom artystyczny i przygotowania logistycznego. Pomimo ograniczonego wsparcia finansowego z zewnątrz udaje się w szeregu MK utrzymać tradycję organizowania imprez o zasięgu regionalnym, takich jak Gorolski Święto, Dożynki Śląskie, bale PZKO, festyny, jubileusze, różnego rodzaju wystawy, zwłaszcza przygotowywane przez kluby kobiet. Z reguły MK PZKO jest w gminie najaktywniejszą organizacją społeczną, dzięki czemu jego działacze cieszą się znacznym autorytetem.

„Centrala” się stara

ZG PZKO o zmniejszonej liczbie członków stara się koordynować i wspierać MK w ich działaniu. Usiłowano rozwinąć działalność Rad Obwodowych, posiadających w bezpośrednim zasięgu polskie szkoły zbiorcze, poprzez ich przedstawiciela w ZG. Jako członek ZG miał on pełnić rolę przekładni w realizacji wzajemnie uzgodnionego programu. Przedstawiciele Obwodów w ZG kończącej się kadencji nie spełnili jednak pokładanych w nich nadziei. Poszczególne Rady ZG, będące jego władzą wykonawczą, zapewniały pod przewodnictwem członka prezydium realizację programu i zadań statutowych. Działały 4 rady z różną częstotliwością spotkań i z minimalnym uczestnictwem swych członków. Rada Ekonomiczno-Organizacyjna spotykała się regularnie co miesiąc, Rada Oświaty i Rada Kultury nieregularnie, według potrzeb, Rada Młodzieży natomiast skierowała swą działalność na młodzież akademicką zrzeszoną w SA”J” oraz na czynności menedżerskie w ZPiT Olza. Poprzez Rady są kierowane sekcje ZG, mianowicie Historii Regionu i Ludoznawcza, które opracowują aktualne tematy na spotkaniach, seminariach i w publikacjach. Natomiast Sekcja Kobiet koordynuje i inspiruje działalność klubów w Miejscowych Kołach, organizuje też spotkania okolicznościowe i tradycyjny Babski Festyn. Założona w tej kadencji sekcja Środków Przekazu, ostat1

2009

nio przemianowana na Sekcję PR (public relations), zajmuje się prowadzeniem strony internetowej oraz publicystyką związkową. Uruchomiony w ubiegłym roku etat „animatora kultury” – w celu profesjonalnego wsparcia realizacji programu rad i sekcji ZG – okazał się bardzo trafnym posunięciem. W wyniku jego działań zrealizowano szereg imprez regionalnych i ogólnozwiązkowych. ZG potrafił jak dotąd podtrzymać tradycje i kalendarz festiwali PZKO. Udało się wprowadzić nowe formy w pracy związkowej, jak Międzygeneracyjny Uniwersytet Regionalny (MUR), coroczne konkursy gwary młodzieży szkolnej z obu stron Olzy, rajdy rowerowe i jesienne wycieczki turystyczne do źródeł Olzy. Wspólnie z Kołem nr 6 Macierzy Ziemi Cieszyńskiej urządzany jest Dzień Tradycji i Stroju Cieszyńskiego. Rezultatem podpisanej umowy ze Związkiem Podhalan są, oprócz wymiany zespołów, działające przy MK PZKO Ogniska Górali Śląskich. Wynikiem działalności animatora kultury były warsztaty teatru amatorskiego, udało się zorganizować spotkania nowych członków PZKO, tzw. Rajdy Młodych, urządzano wspólne granie kapel ludowych. Bolesnym dla PZKO, ale koniecznym ze względów finansowych było zrezygnowanie z prowadzenia Teatru Lalek „Bajka” i podporządkowanie go teatrowi w Cz. Cieszynie jako trzeciej sceny.

Racje przywództwa

Istniejące obecnie warunki nie zanadto sprzyjają zahamowaniu asymilacji Polaków ze społecznością większościową. Społeczeństwo, szczególnie jego młodsze pokolenie, nabywa cech społeczeństwa konsumpcyjnego, młodzież ulega pokusom globalizacji. Niestety patriotyzmu nie można już kształtować na podstawie przesłanek XIXwiecznego romantyzmu. Należy budować na nowych wartościach. Część społeczeństwa Zaolzia określana mianem „polskiej mniejszości” jest w swych prawach chroniona umowami międzynarodowymi. Społeczeństwo większościowe tworzy również ludność etnicznie śląska, ale określająca się po czterech generacjach wynaradawiania jako czeska. Z żalem wypada stwierdzić, że jej stosunek do mniejszości polskiej jest mniej przyjazny niż rdzennych Czechów. Polska mniejszość w większości jest zorganizowana w PZKO, a także w nowopowstałych polskich organizacjach branżowych, które zgłosiły akces do Kongresu Polaków.

KP jest reprezentantem Polaków wobec władz państwowych i lokalnych. PZKO jako długoletnia siła wiodąca w społeczności polskiej i KP jako nowa inicjatywa obywatelska ubiegająca się o przewodnictwo nie potrafiły określić jednoznacznie zasad współdziałania. Związek nie zgłosił od razu akcesu do Kongresu. Stało się tak dopiero na mocy uchwały XIX Zjazdu PZKO, ale pod warunkiem zawarcia umowy o współdziałaniu. Umowa taka została podpisana w 2002 r. Określiła wspólne cele i miała doprowadzić do koordynacji środków ich osiągania, zobowiązywała też obie strony do wzajemnego informowania się o ich realizacji. Niestety akces doprowadził tylko do poprawienia stosunków osobistych, pozostałe zamiary zostały na papierze. W rezultacie pomimo formalnej jedności istnieją de facto dwa nieskoordynowane nurty usiłujące o zachowanie polskości na Zaolziu. Działalność społeczna w ogóle została obecnie uzależniona od oferowanych grantów, dotacji i sponsoringu. Istniejące organizacje społeczne, w tym i polskie, znalazły się w pozycji konkurentów.

Zakasujemy rękawy

Działalność PZKO w najbliższej przyszłości będzie przedmiotem obrad XXI Zjazdu delegatów jego członków. Zadaniem nie tylko ZG, ale również pozostałego aktywu związkowego, będzie zaproponowanie już w dyskusji przedzjazdowej regulaminu obrad oraz wyjaśnienie niektórych spraw, które zostaną przedstawione na Zjeździe do oceny. Chodzi przede wszystkim o przyszłą strukturę Związku i sposób kierowania jego działalnością. Niemniej ważną sprawą jest dobór kandydatów na poszczególne funkcje ZG, w tym jego przewodniczącego, oraz na wysoce wyspecjalizowanych członków prezydium, którzy będą pełnić funkcje przewodniczących jego poszczególnych rad. Zjazd powinien wyłonić i zatwierdzić przedstawiciela Obwodów PZKO w ZG. W związku z przygotowaniem Zjazdu należy na podstawie wyników dyskusji opracować materiały zjazdowe i z wyprzedzeniem zaznajomić z nimi delegatów. Sam Zjazd nie powinien być li tylko dobrze przygotowaną akademią propagującą sukcesy. Dlatego należałoby się zastanowić, czy część robocza zjazdu nie powinna mieć charakteru zamkniętego.  zygmunt stopa przewodniczący zg pzko 7


Prezydencja z przeszkodami Dawna Czechosłowacja przeżywa od 1.1.2009 okres największego międzynarodowego zainteresowania. Czechy objęły na pół roku prezydencję w Unii Europejskiej, Słowacja wprowadziła euro. Ranga obu tych wydarzeń, jakkolwiek wysoka, jest nieporównywalna. O ile wejście do strefy euro, długo przygotowywane i starannie przeprowadzone, sprowadza się ostatecznie do operacji technicznej, o tyle prezydencja jest poważnym wyzwaniem dyplomatycznym, które może skutecznie przetestować dojrzałość polityczną czeskiej administracji.

Bliskowschodni egzamin

Szczególnym zbiegiem okoliczności gabinet Mirka Topolánka od pierwszych dni stanął w obliczu konieczności rozwiązania dwóch konfliktów, w których skupia się cała złożoność współczesnego świata: militarnego na Bliskim Wschodzie i energetycznego na linii Rosja – Ukraina – Europa. Na domiar złego, oba są naładowane wieloma stereotypami kulturowymi i politycznymi, w których od czasu odzyskania niepodległości wydaje się być uwięziona czeska retoryka wolnościowa. W skali globalnej na terytorium Izraela spotykają się interesy świata Zachodu i Wschodu, przy czym zachodnich strzeże tam strategiczny sojusznik Czech oraz psychologiczny i ideologiczny gwarant środkowoeuropejskich swobód demokratycznych – Stany Zjednoczone. Już choćby z tego powodu czesko-unijna misja mediacyjna musiała zostać pozbawiona ostrza obiektywnego oglądu rzeczywistości. O tym, jak bardzo Praga nie chciała się narażać Waszyngtonowi świadczy chociażby nazwanie przez rzecznika premiera, dziennikarza J. F. Potužníka, zmasowanego izraelskiego ataku na Strefę Gazy „defensywnym”, czyli obronnym. (Oficjalnym powodem rozpoczęcia operacji militarnej było ostrzeliwanie rakietami terytorium Izraela przez bojowników Hamasu.)

Parawan „terroryzmu”

Na plus tej misji wypada jednak zapisać, że ustrzegła się jednoznacznego nazwania rządzącego w Strefie Gazy – i wyłonionego drogą wyborów – Hamasu mianem organizacji terrorystycznej. Naklejkę taką otrzymał natomiast Hamas od Izraela i Stanów Zjednoczonych, co sprawia wrażenie nadużycia i w ogóle zaczyna budzić wątpliwości odnośnie samego znaczenia terminu „terroryzm”. 8

Dawniej ugrupowania walczące o suwerenność swego narodu nazywano powstańczymi, działającymi w ramach ruchów narodowo-wyzwoleńczych, dziś ze względu na sposób prowadzenia walki opatrzono je etykietą terroryzmu. Zachodzi jednak pytanie, czy ta nowa terminologia oddaje prawdziwie istotę zjawiska? Obserwując poczynania Ameryki na Bliskim Wschodzie i Rosji w Czeczenii odnosi się bowiem wrażenie, że termin ten zaczął funkcjonować jako poręczny parawan dla rzeczywistych (imperialnych?) interesów mocarstw w tych regionach. Ma on ponadto fatalne konotacje psychologiczno-kulturowe, gdyż nazwanie kogoś terrorystą jest równoznaczne z odebraniem jego czynom jakichkolwiek racjonalnych przesłanek. A to w aktualnym konflikcie prowadzi do pogłębienia stereotypu wyższości cywilizacyjnej „mądrego białego” Zachodu nad „głupim kolorowym” Wschodem.

Uczenie się świata

Tak czy owak, egzaminu z Bliskiego Wschodu czeska prezydencja nie zdała. Natomiast zdecydowanie lepiej sobie radziła w konflikcie energetycznym, jakkolwiek i on jest podminowany historycznym stereotypem „tradycyjnych imperialnych dążeń rosyjskich”. Stereotyp ten automatycznie każe przyznawać racje stronie nierosyjskiej, w tym przypadku ukraińskiej (Rosja przesyłająca gaz do Europy przez Ukrainę oskarżyła ją o kradzież surowca i wstrzymała jego dostawy). Czescy dyplomaci (Říman, Topolánek) potrafili jednak zachować dystans wobec tej spuścizny, doprowadzając do podjęcia ugodowych negocjacji wszystkich, także unijnej, zainteresowanych stron.

Przy okazji tego konfliktu pojawił się w czeskiej polityce nowy, niezauważany dotychczas składnik „bezpieczeństwa energetycznego”, a wraz z nim pojęcie „dywersyfikacji dostaw gazu”. Tak późne dostrzeżenie jednego z najpoważniejszych strategicznych problemów Europy, a w konsekwencji i świata, nienajlepiej świadczy o orientacji Czech w kontynentalnej czy globalnej problematyce. Np. w Polsce kwestie bezpieczeństwa energetycznego od co najmniej dwóch lat stanowią jeden z priorytetów jej wewnętrznej i zagranicznej polityki. Pomijając jednostkowe gospodarcze i polityczne interesy państw uzależnionych od dostaw rosyjskiego gazu, sam fakt posiadania przez Rosję ogromnych zasobów surowcowych jest czynnikiem, który może jej przywrócić pozycję mocarstwową. Po zapaści kapitalizmu opartego na wirtualnych operacjach finansowych, który doprowadził do kryzysu w Stanach Zjednoczonych i podważył ich mocarstwową wiarygodność, rozważane są obecnie w świecie różne scenariusze nowego układu sił. Jeden z nich zakłada narodziny aż trzech globalnych mocarstw: informatycznego amerykańskiego, przemysłowego chińskiego i właśnie energetycznego rosyjskiego. W aktualnie prowadzonej przez Rosję grze z Ukrainą i Europą idzie więc o dużo większą stawkę niż tylko o uregulowanie rachunków. Pierwsze dni prezydencji wskazują, że Czechy nie były dobrze przygotowane do nowej, nieodgrywanej przez 600 lat, roli przywódczej. Szybko się jednak uczą. Np. premier zaczął odpowiadać dziennikarzom „dziękuję” na ich podziękowanie za rozmowę. Niby nic, a jednak zaczęło powiewać Europą. kazimierz kaszper 1

2009


u n i a n a d w e łta wą i p o d tat r a m i

Z

jeżdżając z tunelu w Mostach k. Jabłonkowa w kierunku byłego przejścia granicznego ze Słowa­ cją, wypatrujemy znaków wpro­ wadzenia nowej waluty. Nic. Ani śladu. Zamiast banerów reklamowych jakaś marna budka z napojami i upada­ jący kantor wymiany pieniędzy. Dopiero przed samą Czadcą, najbliższym mia­ stem powiatowym, mijamy niezbyt oka­ załe tablice informujące, że od Nowego Roku euro nieodwołalnie wkracza do słowackich portfeli. W mieście jest tak samo. Żadnych sygnałów walutowej gorączki. Ludzie spokojnie podążają za swoimi sprawami, nie rozglądają się, nie zawieszają na czło­ wieku oczu, nie wypatrują możliwości szybkiego zarobku. O tym, że coś się nie­ bawem zmieni w systemie walutowym państwa mogą świadczyć akurat pełne sale odpraw w bankach. I długie kolejki przed bankomatami. Ale niekoniecznie, ponieważ za dwa dni jest Sylwester i lu­ dzie mogą uzupełniać niedobory przed planowanymi wypadami w góry.

Kieszenie pełne bilonu

Okazuje się, że do końca roku trwa sprzedaż tzw. pakietów startu wartości 500 ks, zawierających 45 słowackich euromonet. Dzięki nim można się stać właścicielem euro bez dodatkowych opłat, jakie obligatoryjnie należy jeszcze wnosić przy zakupie euro w bankach czy kantorach. Od 1.1.2009 do 31.12.2009 banki będą już wymieniać banknoty słowackiej korony na euro darmowo (monety do 30.6.2009). Ale w Narodowym Banku Słowacji banknoty waluty słowackiej będą przyjmowane aż do 2020 r. (monety do 2013 r.). Wszystko po tzw. kursie konwersyjnym 1 EUR – 30,1260 SKK. Dla posiadaczy kont bankowych nic się jednak nie zmienia. Banki we własnym zakresie, bez żadnych dodatkowych opłat przeliczą wartość konta i od 1.1.2009 wszystkie zlecone przez klienta operacje zaczną prowadzić w euro. Wiele wskazuje na to, że przejście na walutę europejską nie jest na Słowacji postrzegane w kategoriach narodowej dumy. 1

2009

 jan śniegoń

€uroszansa

– Normalna kolej rzeczy – wstrząsa ramionami kasjer w kantorze w centrum miasta. – Prędzej czy później musieliśmy się znaleźć w strefie euro. – Nic się nie zmienia! – śmieją się młode mieszkanki którejś z okolicznych wsi. –

D

ecyzja o utworzeniu wspólnej waluty Unii Europejskiej została zapisana w traktacie z Maastricht w 1992 r., ale weszła w życie dopiero w 2002 r. Banknoty euro są drukowane pod bezpośrednią kontrolą Europejskiego Banku Centralnego (w 12 różnych drukarniach) i mają jednolity wygląd we wszystkich krajach. Monety są produkowane przez mennice poszczególnych krajów. Monety mają jednakowy kształt, jednakowy materiał i jednakowy wygląd awersu. Dystrybucją banknotów i monet zajmują się poszczególne banki centralne krajów strefy euro pod ścisłą kontrolą Europejskiego Banku Centralnego. Słowacja jest 16 krajem Unii Europejskiej, który wprowadził unijną walutę w miejsce narodowej. 1.1.2009 znalazło się w obiegu 7 banknotów wartości 5, 10, 20, 50, 100, 200 i 500 euro oraz 8 monet wartości 1, 2, 5, 10, 20, 50 centów i 1, 2 euro.

Akurat będziemy miały więcej bilonu w portmonetkach. Rzeczywiście, w setkach czy tysiącach szeregowy obywatel rzadko będzie teraz liczył. Kto zarabiał 7 000 ks, będzie otrzymywał 232,36 euro, 10 000 – 331,94, 15 000 – 497,91, 20 000 – 663,88, 30 000 – 995,82. Pożądany okaże się każdy cent. Rogalik, który jeszcze można kupić za 1,20 ks, będzie kosztował 0,04 eura, litr mleka (dziś 20 ks) – 0,66, litr benzyny (41,50 ks) – 1,38, obiad w restauracji (100 ks) – 3,32, paczka papierosów (70 ks) – 2,32.

Niewyspany przewodniczący

Żeby móc się psychicznie przygotować do nowej kalkulacji wydatków, w sklepach od dłuższego już czasu ceny są obowiązkowo wywieszane w obu walutach. Od połowy 2008 r. również na rozliczeniach zarobków i zapomóg społecznych podawana jest dla informacji wartość w euro. Od 1.1. do 16.1.2009 klienci będą mogli płacić w sklepach także koronami, ale resztę otrzymają już tylko w nowej walucie. 9


 jan śniegoń

– Przejście na euro to bardzo skomplikowana, wymagająca perfekcyjnego logistycznego przygotowania operacja – mówi przewodniczący Rady Miasta Ján Husár. – Ustawa o wprowadzeniu waluty europejskiej zobowiązywała nas nie tylko do stałego informowania mieszkańców o warunkach posługiwania się euro, ale także do przeprowadzenia szeregu czynności finansowych. Np. trzeba było zmienić ceny opłat za przejazd środkami komunikacji miejskiej, gdzie dotychczas można było płacić i gotówką, i za pośrednictwem kart. Okazało się, że aż 70 proc. pasażerów korzystało z pierwszej możliwości i tych właśnie musieliśmy skłonić do przejścia na system bezgotówkowy. Zaproponowaliśmy im, że jeśli tak zrobią, to nie odczują zakładanej podwyżki cen biletów. Albo inna sprawa. Istnieje cały system świadczeń finansowych na linii Urząd Miasta-obywatel – mam tu na myśli podatki, opłaty za wywóz śmieci, zapomogi społeczne itp. – które w ramach wprowadzenia euro należało jakoś uregulować. Ustaliliśmy, że wszystkie świadczenia na rzecz obywatela będziemy po przeliczeniu zaokrąglać w górę, a jego opłaty na rzecz Urzędu w dół, czyli zawsze na korzyść mieszkańców. Różnica w wysokości od 250 000 do 500 000 euro zostanie pokryta z budżetu miasta. W styczniu, a najpóźniej w marcu uruchomimy na parterze UM Centrum Obsługi Klienta,

10

Opinia uczonego: Powrót antyku

D

oczekałem właśnie czasów, które są największą radością mojego życia. Imperium Romanum odżywa na moich oczach. Unia Europejska, ta struktura bez granic, z jedną monetą, jest współczesnym Imperium Romanum. Prezydent Sarkozy łączy je na dodatek ze strefą śródziemnomorską, za co jestem mu wyjątkowo wdzięczny, bo to wyznacza historyczne granice imperium. Tego doczekałem ja, który przeżyłem wszystkie okropności ubiegłego stulecia zrodzone z nacjonalistycznego obłędu. Imperium Rzymskie powróciło. Powrócili też bogowie ze swoimi zasadami, powraca antyczny styl życia. Na ten powrót czekaliśmy 15 wieków panowania religii bliskowschodniej, która żywi pogardę i podejrzliwość wobec ciała, ale jednak idea kultu ciała zwyciężyła. Są trwałe wartości obyczaju antycznego. Jedna z nich mówi: dbaj o ciało, czyli trzymaj się czysto, kąp się, uprawiaj sporty, igrzyska, olimpiady. Druga zasada starożytna głosi, że seks za obopólną zgodą jest radosnym darem bogów. Ten pogląd też zwycięża. Nawet Kościół ma coraz większą tolerancję wobec seksu. To jest zwycięstwo bogów antycznych. Trzecia zasada głosi wolność badań naukowych, racjonalizm. Wszystko wolno badać, wszystko należy badać. Nawet ludzie wierzący starają się

w którym będą regulowane niektóre płatności i wyjaśniane ewentualne kwestie sporne związane z przejściem na nową walutę. Wprowadzenie waluty europejskiej to, zdaniem przewodniczącego, wielka szansa dla miasta. – Przede wszystkim oczekujemy napływu inwestorów – mówi. – Od pew-

uzasadniać swoją wiarę w sposób racjonalny, przeżyciem, które nadaje sens istnieniu. Demokracja oczywiście wówczas była, ale ograniczona do mężczyzn i ludzi wolnych. Często stawia się pytanie, czy historia się powtarza? W zasadzie nie może się powtórzyć, bo wszystko się zmienia, zmienia się cała sceneria, nawet w kosmosie czy mikrokosmosie. Powtarzają się jednak pewne sytuacje. Mało kto zdaje sobie sprawę, że wszyscy wielcy przywódcy demokracji ateńskiej zostali uznani albo za agentów, albo za całkowicie skorumpowanych, nawet za zdrajców. (Ale) Czy dziś nie jest tak, że wszystko można powiedzieć o każdym, ktoś to kupi, powtórzy, użyje jako argumentu, nawet jeśli prawdy w tym nie ma? (Tak więc) Cieszę się, że ten świat, któremu poświęciłem całe zawodowe życie, w tylu elementach powraca. aleksander krawczuk Prof. dr hab. A. Krawczuk (ur. 1922) – historyk epoki starożytnej, pisarz. Ukończył studia filologiczne, był pracownikiem Zakładu Historii Starożytnej UJ, w latach 1986-89 ministrem kultury i sztuki. Jest autorem licznych prac o czasach antycznych, m.in.: „Gajusz Juliusz Cezar”, „Herod król Judei”, „Wojna trojańska”, „Neron”, „Poczet pisarzy rzymskich”, Poczet pisarzy bizantyjskich”. nego czasu miasto przymierza się do uruchomienia strefy przemysłowej, w tym celu zaczęliśmy już nawet wykupywać parcele. Zainteresowanie zachodnich biznesmenów było jednak dość słabe, teraz powinno się to zmienić. Przewodniczący jest nieogolony i niewyspany. Jak wszyscy, którzy bezpośrednio biorą udział w historycznej operacji przejścia z korony na euro, przez kilka ostatnich tygodni pracował 24 godziny na dobę. – Tak, był to ogromny wysiłek – próbuje wyczarować uśmiech spod wąsa – ale mamy to już za sobą. Euro ma dobrze przygotowaną drogę na Słowację. Wracając jeszcze raz rozglądamy się starannie po okolicy. Nie, nie pomyliliśmy się – nigdzie żadnych dowodów zgonu korony i narodzin euro. Beskidzka część Słowacji sprawia wrażenie chaotycznie zabudowanej i naprędce porządkowanej, pod tym względem dość zdecydowanie różni się od swej połówki w Czechach. Czy teraz ten obraz zacznie się szybko zmieniać?… jan śniegoń 1

2009


u n i a n a d w e łta wą i p o d tat r a m i

Unia Europejska

Powstały 1. 11. 1993 na mocy Traktatu z Maastricht gospodarczo-polityczny związek demokratycznych krajów europejskich, będący efektem wieloletniego procesu integracji politycznej, gospodarczej i społecznej zapoczątkowanej po II wojnie światowej. Jest unikatową formą tego typu na świecie mającą 30-proc. udział w światowym PKB. Stanowi „szczególnego rodzaju” przypadek w stosunkach międzynarodowych. Jest tworem, który nigdy wcześniej nie istniał w historii powszechnej i jest nieznany historii stosunków międzynarodowych. Jest kombinacją struktur ponadnarodowych (ponadpaństwowych, uwspólnotowionych) oraz międzyrządowych (międzynarodowych). Posiada cechy zarówno organizacji międzynarodowej, jak i konfederacji czy nawet państwa federalnego. Podstawę do funkcjonowania UE stanowi Traktat o Unii Europejskiej (wersja obowiązująca: Traktat z Nicei z 2001 r. oraz traktaty akcesyjne z 2003 i 2006 r.), Traktat o Wspólnocie Europejskiej i Traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Energii Atomowej.

Cele

Podstawowymi celami Unii są:  promowanie ekonomicznego i społecznego postępu poprzez zacieśnianie współpracy gospodarczej i likwidowanie barier w obrocie handlowym między państwami członkowskimi;  wzmacnianie obrazu Unii jako jednego ciała politycznego mówiącego jednym głosem na arenie międzynarodowej poprzez prowadzenie wspólnej polityki zagranicznej;  dążenie do stworzenia obywatelstwa europejskiego i poczucia przynależności do jednej wspólnoty u zwykłych obywateli poprzez zapewnienie jednakowych norm prawnych i pełnej swobody przepływu ludzi w obrębie Unii;  rozwijanie obszaru wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwego traktowania, którym ma być UE poprzez wprowadzanie wspólnych norm prawnych, socjalnych i stałą poprawę poziomu życia państw uboższych;  ujednolicenie struktury gospodarczej krajów członkowskich, wyrównanie rozwoju gospodarczego regionów;  powiększenie standardów życia.

Struktura

Unia ma tylko jeden traktatowy organ instytucjonalny – Radę Europejską, która jednak nie ma żadnych formalnych możliwości decyzyjnych i prawotwórczych, a jedynie wyznacza cele, w którym kierunku powinna rozwijać się integracja europejska. Rada Unii, Komisja, Parlament, Trybunał i inne są instytucjami Wspólnoty Europejskiej, względnie Wspólnot Europejskich. Sytuację z prawnego punktu widzenia uporządkuje Traktat Lizboński – zniknie podział na Wspólnotę i Unię. 1

2009

Idee zjednoczenia U podstaw europejskich tendencji zjednoczeniowych leży wspólna w znacznej części historia i kultura narodów zamieszkujących ten kontynent. Tradycje Imperium Romanum

Od I w. p.n.e. do V w. n.e. większość zachodniej Europy i część wschodniej znajdowała się w Imperium Rzymskim. Wyparcie Rzymu z południowych wybrzeży Morza Śródziemnego przez islam i ekspansja cywilizacji rzymsko- i grecko-chrześcijańskiej na północ połączona z upadkiem Zachodniego Cesarstwa doprowadziły do wytworzenia się kulturowej i gospodarczej wspólnoty europejskiej, która zastąpiła śródziemnomorską. Z tradycji Imperium Romanum w znacznej mierze czerpał natchnienie średniowieczny uniwersalizm europejski, który wyrażał się w ideach zwierzchnictwa cesarskiego (Karolingowie, Ottonowie) lub papieskiego nad światem chrześcijańskim. Wraz z ekspansją zamorską poszczególnych państw, zniknięciem zagrożenia ze strony cywilizacji pozaeuropejskich i rozbiciem kulturowym Europy Zachodniej (reformacja i kontrreformacja) tendencje zjednoczeniowe w okresie nowożytnym osłabły. W XVIII i XIX w. porządek europejski opierał się na systemie sojuszy monarchii (polityka równowagi sił), w którym pierwsze skrzypce odgrywały w znacznej mierze samowystarczalne mocarstwa kolonialne (Wielka Brytania, Francja, Rosja, później Niemcy). Odstępstwem od tego stanu rzeczy był okres dominacji napoleońskiej na kontynencie na początku XIX w.. W XX w. wobec znacznego osłabienia państw zachodnioeuropejskich na arenie światowej (dekolonializm, wojny światowe) i opanowaniu Europy Wschodniej przez komunizm, na nowo wzmocnieniu uległy tendencje zjednoczeniowe Europy Zachodniej (w ramach wspólnoty atlantyckiej).

Unia Paneuropejska

Po zakończeniu I wojny światowej Richard Coudenhove-Kalergi opublikował książkę pt. „Paneuropa”. Mówił w niej, m.in. o powstaniu Stanów Zjednoczonych Europy. Koncepcja taka zyskała sporą popularność wśród elit ówczesnej Europy i już w 1926 r. odbył się w Wiedniu (Austria) I Kongres Paneuropejski. W 1927 r. odbył się II kongres, tym razem w Brukseli (Belgia), na którym honorowym przewodniczącym Unii Paneuropejskiej, założonej w 1924, został Aristide Briand. W 1929 r. Briand przedstawił ideę Stanów Zjednoczonych Europy na obradach Ligi Narodów. Zaproponował ideę federacji narodów europejskich opartej na solidarności i współpracy politycznej i społecznej. Wielki kryzys gospodarczy w latach 192933, rozwój faszyzmu i późniejsza II wojna światowa na długie lata zahamowały jednak ruch na rzecz unifikacji Europy. Do ponownego zespolenia Europy Zachodniej i Wschodniej mogło dojść w latach 90. po upadku bloku sowieckiego. Unię zamieszkuje obecnie 498.8 mln obywateli, co daje jej 3. miejsce na świecie (za Indiami, przed Stanami Zjednoczonymi). Zajmuje ona obszar 4 422 773 km kw., czyli 7. miejsce. Największym miastem jest Londyn, największym obszarem miejskim Zagłębie Ruhry. 11


w yda r z e ni a

Warsztaty chóralne

 czesława rudnik

W dniach 12-14.12.2008 przebiegały na Zaolziu warsztaty chóralne zorganizowane przez Zrzeszenie Śpiewaczo-Muzyczne i Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Koszalinie, który projekt sfinansował. W zajęciach prowadzonych przez wykładowców Akademii Muzycznej, prof. Elżbietę Wtorkowską z Bydgoszczy i prof. Przemysława Pałkę z Poznania, wzięły udział chóry: Olbrachcice, Stonawa, Sucha, Collegium Canticorum, Crescendo i Dźwięk.

Sesje wyjazdowe

– Działalność tę rozpoczęliśmy w Koszalinie od Światowego Festiwalu Chórów Polonijnych, którego jestem dyrektorem artystycznym – wyjaśnia Przemysław Pałka – i od studium, gdzie dokształcamy dyrygentów pracujących poza granicami Polski w zakresie polskiej literatury muzycznej czy techniki dyrygowania. Po jakimś czasie okazało się, że imprezy koszalińskie zaczęły pękać w szwach, że jest więcej zgłoszeń niż możliwości przyjęć, i zaczęliśmy organizować sesje wyjazdowe. Sesje wyjazdowe trwają już ponad 10 lat. Wykładowcy wyjeżdżają w stałym składzie, profesorom Wtorkowskiej i Pałce towarzyszy akompaniator Grażyna Ney, nauczycielka w szkole muzycznej we Wrocławiu. Podczas ostatnich warsztatów na Zaolzie przyjechał również Edward Romański, sekretarz zarządu Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Koszalinie. – Oddział koszaliński – mówi Romański – zajmuje się szczególnie chóralistyką polonijną i chóralistyką polską dla Polaków, którzy są poza granicami kraju, a jednym z naszych zadań programowych są kursy dyrygentów chórów polonijnych, także dla nauczycieli ze szkół polskich, a nawet z przedszkoli, które potrzebują od nas do12

datkowej pomocy w zakresie programowym, nutowym oraz wykonawczym. Pomysł realizujemy poprzez profesorów, którzy przybyli razem z nami m.in. właśnie na Zaolziu, gdzie polskość jest mocno akcentowana i od wielu lat utrzymuje się na wysokim poziomie. Podobne kursy prowadzimy także na Litwie, oczywiście w Wilnie, gdzie jest największe skupisko polskie, poza tym na Białorusi w Baranowiczach, ponieważ tam jest Dom Polski, oraz na Ukrainie – na razie w Żytomierzu, ale przymierzamy się i do Lwowa.

Konsultacje dla wszystkich

Warsztaty chóralne odbywały się już na Zaolziu kilkakrotnie. Ważne jest, by jak najlepiej wykorzystać przeznaczony na nie czas i by jak najwięcej chórzystów mogło wziąć udział w zajęciach. Jest to przecież spotkanie z fachowcami najwyższej klasy, którzy mają ponadto ogromne doświadczenie w pracy nie tylko z profesjonalnymi śpiewakami, ale też z amatorami bez wykształcenia muzycznego, osobami, dla których śpiew jest tylko ulubioną formą spędzania wolnego czasu. – Poprzednie warsztaty – mówi Antoni Tomanek, prezes chóru Dźwięk z Karwiny Raju – odbywały się w Cz. Cieszynie, ćwiczyliśmy utwory religijne, a w niedzielę na zakończenie był koncert w kościele ewan-

gelickim. W tym roku organizatorzy zaproponowali, żeby zadeklarował się chór, który ich podejmie, a przyjść na warsztaty mógł każdy, kto miał ochotę. – Obraliśmy inną konwencję – wyjaśnia Edward Romański – jeździmy po ośrodkach, gdzie chóry są skupione. Jest to z jednej strony oszczędność czasu i środków finansowych, a dla nas również działalność poznawcza. Obserwujemy, jak ćwiczą chóry w różnych miejscach, gdzie mają swoje bazy. Następnie analizujemy te rzeczy i przekazujemy do naszej centrali w Warszawie. Pierwsze zajęcia ostatnich warsztatów odbyły się w Domu PZKO w Olbrachcicach, a wzięli w nich udział chórzyści zespołów PZKO Olbrachcice, Stonawa i Sucha. Piątkowy wieczór goście z Polski spędzili w Cz. Cieszynie na próbie chóru Collegium Canticorum. W sobotę w PSP w Bystrzycy spotkali się z uczniami szkoły, którzy śpiewają w chórze szkolnym Crescendo. Niedzielne przedpołudnie poświęcili członkom chóru Dźwięk, który gościł ich w swoim Domu PZKO w Karwinie Raju. Tam też warsztaty zakończono.

Wnieść odrobinę czegoś nowego

Zajęcia we wszystkich ośrodkach wyglądają podobnie. – Pierwsza część – mówi Antoni Tomanek – to emisja głosu, teoria śpiewania. Część druga obejmuje pracę nad utworem, który zaproponują organizatorzy, innymi słowy to ćwiczenie nowej pieśni. – Staramy się jednak – dodaje Romański – by w programie było ciągle coś nowego, także nowe utwory, przede wszystkim kompozytorów polskich. – Każdy artysta zdaje sobie sprawę – podejmuje temat Przemysław Pałka – że zawsze może odrobinę czegoś nowego wnieść. I taką nadzieję wiążemy z tegorocznymi 1

2009


warsztatami. Nie przyjechaliśmy poprawiać, przyjechaliśmy wnieść, wprowadzić coś nowego. Elżbieta Wtorkowska prowadzi pierwszą część zajęć. – Uczę emisji głosu, staram się pokazywać, co to jest rozśpiewanie, co to są ćwiczenia, jakie mają sens i cel, a są nimi rozdzwonienie, rozdźwięczenie głosu, ujednolicenie go w sferze brzmienia całego zespołu na takim poziomie, na jakim jest to możliwe w danym momencie dla kreacji dzieła muzycznego. Sam śpiew to jest praca dla całego organizmu, bo dotleniamy go w ten sposób, pobudzamy układ krążenia i wiele innych części naszego ciała. Śpiew zatem jest niezwykle dla nas pożyteczny, a przy okazji wyzwala pozytywne emocje, które także są nie bez znaczenia dla naszego funkcjonowania. – To bardzo ważne – mówi Pałka – by nastroić chór, stworzyć odpowiednią barwę i dźwięk, by wykonywane utwory brzmiały zgodnie. Warto też poświęcić więcej czasu na ćwiczenia rozgrzewające. Inną rzeczą, której uczymy, jest interpretacja utworów, wskazanie drogi ich rozumienia i przekazania, bo to przecież wiąże się z upowszechnianiem, promocją polskiej muzyki w świecie, a na tym przede wszystkim powinno nam zależeć.

Przyjeżdżają do swoich

 czesława rudnik

Chórzyści zaolziańscy serdecznie witają swoich nauczycieli. „Nasz pan Przemek i nasza pani Ela” – mówią o wykładowcach, którzy też zapewniają, że czują się na Zaolziu jak w domu. – Przyjeżdżam tutaj do państwa jak do siebie – mówi Pałka – bardzo dobrze się znamy.

1

2009

I przypomina zabawną historyjkę związaną z chórem Dźwięk. – Ten chór kojarzy mi się bardzo sympatycznie od Światowego Festiwalu Chórów Polonijnych w Koszalinie, nie pamiętam już którego, kiedy pani Halina (GoniewiczUrbaś – przyp. CR) musiała nagle z jakichś ważnych powodów wyjechać i przyszliście do mnie z prośbą, czy mógłbym zadyrygować chórem. Zadyrygowałem i od tej pory mam to w życiorysie. Ale zdarzyła się taka sytuacja na scenie, że nie było konferansjera, który zapowiadałby poszczególne chóry, tylko był telebim. Chór występował, a na telebimie był napis: „Chór Dźwięk z Karwiny – dyryguje Halina GoniewiczUrbaś”. Ja tego nie widziałem, ale po zejściu ze sceny przez pół roku żartowano ze mnie, jaka to jestem super Halina. – Naszym celem – podsumowuje warsztaty Edward Romański – oprócz wspólnego śpiewania, wspólnej interpretacji jest także integracja. My też przyczyniamy się w jakimś sensie, choć wy tutaj dajecie sobie wspaniale radę, do tego, żeby to środowisko wzmacniać, żeby kultura polska nadal kwitła. Starożytna poetka miłości Safona mówiła, że muzyka każe czynić dobrze. Dobrem jest również to, że w tej muzyce teksty polskie powodują zgłębianie języka, nieoddalanie się od jego prawdziwej formuły literackiej. Jeśli chodzi o poziom tutejszych chórów, to jednoznacznie stwierdzam, że przyjęcie nowego utworu i opanowanie go następuje bardzo szybko. Jestem zafascynowany Zaolziem. Jest tu dużo ośrodków, ogniw kultury i tradycji polskiej, gdzie spotyka się społeczność polska i gdzie brzmi na co dzień język polski. Tu jest prawdziwa polskość. czesława rudnik

Elżbieta Wtorkowska

Jest adiunktem II stopnia w zakresie prowadzenia zespołów wokalnych i wokalno-instrumentalnych, profesorem Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy i wykładowcą w Podyplomowym Studium Chórmistrzostwa oraz Podyplomowym Studium Emisji Głosu. Od 1981 r. prowadzi Chór Dziewczęcy Canzona, od 2001 Chór Żeński Canzona-Absolwent, w AM w Bydgoszczy prowadzi Męski Zespół Wokalny. Wykłada na licznych seminariach dla wokalistów, logopedów, nauczycieli i dyrygentów chóralnych w Polsce i poza granicami. Prowadzi warsztaty wokalne zarówno dla chórów amatorskich jak i profesjonalnych na terenie całej Polski. Od 1992 r. jest wykładowcą w Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych w Koszalinie i członkiem Rady Artystycznej Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Warszawie. Od 2002 r. jest dyrygentem Chóru Dyrygentów Polonijnych Ojczyzna. Prowadzi również wykłady i ćwiczenia z zakresu emisji głosu na kursach dla dyrygentów chórów polskich i warsztatach chóralnych na Białorusi, Ukrainie, Litwie, w USA i Republice Czeskiej.

Przemysław Pałka

Jako profesor nadzwyczajny prowadzi w poznańskiej Akademii Muzycznej klasę dyrygentury chóralnej. Od 1994 r. kieruje Chórem AM w Poznaniu, od 1982 r. jest dyrygentem Chóru Akademii Medycznej, od 1997 także Chóru Absolwent Akademii Medycznej w Poznaniu. Prowadzi Orkiestrę Kameralną Państwowego Liceum Muzycznego im. M. Karłowicza i Chór Parafii Najświętszej Bogarodzicy Maryji w Poznaniu. Jest laureatem wielu nagród i wyróżnień międzynarodowych konkursów i festiwali muzycznych w Polsce, Francji, Belgii, Szwajcarii, Hiszpanii, Niemczech, Czechach, Bułgarii, we Włoszech oraz na Słowacji i Węgrzech. Dyrygował w wielu krajach Europy i w USA. Od wielu lat współpracuje z Filharmonią Poznańską. Koncertuje z wybitnymi śpiewakami. Od 1990 r. współpracuje z Narodowym Centrum Kultury w Warszawie oraz Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska” w Warszawie, Poznaniu i Koszalinie w charakterze konsultanta, wykładowcy i dyrygenta. Jest wykładowcą Studium Dyrygentów Polonijnych w Koszalinie oraz kursów dyrygentów chóralnych i warsztatów chóralnych na Białorusi, Litwie, Ukrainie, w USA i Republice Czeskiej. Jest przewodniczącym Rady Artystycznej i dyrektorem artystycznym Światowego Festiwalu Chórów Polonijnych w Koszalinie.

13


r o z m o wa z w r o t u

Robert Švéda: Trzyniecka nagroda bardzo nam pomogła Zwycięzcą ostatniej edycji Trzynieckiego Babiego Lata Filmowego został film „Demony” („Démoni”) słowackiego reżysera Roberta Švédy. Film składa się z trzech opowiadań, których bohaterkami są trzy kobiety znajdujące się właśnie na zakręcie życiowym. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Robert Švéda przyjechał do Trzyńca odebrać nagrodę. DYKTATURA FESTIWALI

Jakie jest pana zdanie na temat festiwali filmowych: pomagają one kinematografii, czy też raczej robią ją szablonową? Albo inaczej: czy istnieje tendencja do robienia filmów pod festiwale? To jest obecnie jeden z istniejących trendów. Myślę, że kiedyś były filmy robione dla widzów, teraz produkuje się filmy dla festiwali. Osobiście mógłbym wymienić kilku reżyserów, którzy właśnie z takim nastawieniem piszą scenariusze. Szukają tematów, które podejmują problematykę socjalną, problematykę najróżniejszych mniejszości, łączenia zachodu ze wschodem itp. Istotnie, tematy te są bolączkami świata, ale wykorzystuje się je w nienajlepszy sposób. Film, moim zdaniem, nie jest w stanie rozwiązać niektórych problemów, które staramy się w nim upchnąć. Raz nawet jako członek jury walczyłem ostro z tą tendencją i stanąłem po stronie filmów, które być może nie rozwiązywały tak ważnych dla świata i ludzkości problemów, były jednak filmami o zwykłych ludziach. Żebyśmy się dobrze rozumieli: ja wiem, że tamte problemy istnieją, wiem, że połączenie tego, co stało się na zachodzie, z odnawiającym się wschodem jest ważne, ale nie uważam, że jest to problem, który może rozwiązać film. Istnieje wiele innych tematów, którymi z powodzeniem film mógłby się zająć. Czy jest to kwestia wyłącznie tematu, czy również formy? Nawet język filmów festiwalowych podlega pewnej konwencji. Jeżeli ktoś mi mówi, idź na ten film, bo jest dobry, to wiem, że zobaczę klasyczne, piękne obrazki bez żadnej inwencji. Obejrzę piękny film na ładnych obrazach, z klasycznym aktorstwem. Ale 14

mało już powstaje filmów, które mogłyby zaskoczyć tym, że są formalnie inne i mają inny temat. Czy problem tkwi tylko i wyłącznie w „dykta­ turze” festiwalowej? Trzeba przyznać, że problemem jest również to, że obecnie blok wschodni uczy się amerykańskiej struktury opowiadania. Nawet moja scenarzystka chodzi na różne developing programy i stara się, by historia była opowiedziana za pomocą określonej struktury. Staram się z tym walczyć. Kiedy wróci z takiego programu, mówię jej: Tak, pięknie, że w taki sposób się to robi, ale zobacz o ile ciekawiej wypadłoby naruszenie tego modelu. Oczywiście wspaniale byłoby pozwolić się nieść tym sposobem opowiadaniem. Wspaniale byłoby wiedzieć, że właśnie teraz spadł mi kamień z serca, i że stało się to we właściwym momencie – więc mogę sobie odpocząć i przestać być obciążony problemami głównej postaci, ponieważ wiem, że przed końcem nastąpią trzy potworne uderzenia i w końcówce postać będzie wyzwolona… Na takich strukturach jest zbudowany również zwycięski film z Cannes „Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni”. Moim zdaniem trzeba z tym walczyć – właśnie środkami, jakie autor wniesie do filmu. Bo w tej chwili filmy są bardzo do siebie podobne; człowiek przychodzi do kina i z góry wie, jak film się skończy, jak główna bohaterka będzie postępować. Osobiście bardzo często cierpię z tego powodu na festiwalach i na wiele filmów, które ktoś mi poleca, nie chodzę. Wybieram natomiast inne i rzeczywiście znajduję w nich coś ciekawego. Dlaczego tak się dzieje? Festiwale są obkładane coraz większymi kwotami pieniędzy, które muszą się zwrócić. Wielkie festiwale liczą na udział gwiazd, któ-

rym obiecywane są nagrody. To jest wielki interes. Biznesem nie jest już samo kino, wytwórnie w rodzaju Hollywood, ale również niektóre festiwale filmowe. Odwiedziłem z „Demonami” wiele małych festiwali w Czechach. To są bardzo miłe spotkania. Człowiek czuje się tam dziwnie, przychodzi do małej sali kinowej, w której siedzi niewiele osób. Albo do małej sali, w której jest dużo dzieci. Tak było w Zlinie. I zastanawia się, w jaki sposób te dwunasto-, trzynastoletnie dzieci będą przyjmować „Demony” i co z tego wyniknie. Ale zawsze jest to zabawniejsze niż pełna sala dużego festiwalu międzynarodowego, widok ludzi stojących w długich kolejkach po bilety i świadomość, że większość z nich nawet nie wie, na jaki film przyszła. Małe festiwale, na których można porozmawiać, wziąć udział w dyskusji są milsze. Ja z takich festiwali właśnie wyszedłem, byłem amatorskim twórcą. Jako bezrobotny na niektórych festiwalach również zarabiałem. Nigdy nie było moim wielkim marzeniem wygranie któregoś z dużych festiwali.

W NURCIE „ANTYPUENTYZMU”

Czy zdobycie nagrody Trzynieckiego Lata Filmowego zmieniło to nastawienie? Bardzo pomogło twórcom i całej ekipie, która brała udział w powstawaniu tego filmu. To nie był duży film, mieliśmy bardzo mały budżet. Powstały tylko dwie kopie, nie mieliśmy pieniędzy na propagandę, film jeździł w zasadzie tylko po klubach. W efekcie tego rodzaju nagroda to wspaniałe moralne wsparcie. Zwłaszcza że na Słowacji ten film był inaczej postrzegany. Nasze pokolenie, wychowane na hollywodzkiej estetyce, zarzuciło mu rzeczy, które faktycznie były naszym zamiarem – a więc trochę inną narrację, trochę inną estetykę. Więc ta 1

2009


 halina sikora-szczotka nagroda była mu potrzebna. Ludzie zaczęli pytać, dlaczego ten film ją w ogóle dostał? Wywołało to dyskusję wokół pytania, dlaczego filmy, które na Słowacji uznawano za najlepsze, w Trzyńcu nagrody nie otrzymały. „Demony” były czasami określane mianem najgorszego filmu, jaki powstał na Słowacji, ponieważ nie uwzględniał oczekiwań widza. Słowacki film obecnie zabiega o widza, musi go przyciągnąć do kin. Tymczasem ja się nie kieruję tego rodzaju kryterium. To miał być mój film, moja autorska wypowiedź. Jeżeli widza interesuje, co mam do powiedzenia, to go obejrzy, jeżeli go to nie interesuje, to nie. Słuchając pana zastanawiam się, czy nie miał pan przypadkiem problemów na uczelni? Zawsze byłem inny, wymyśliłem nawet „swój” styl. Na uczelni cały czas powtarzano, że film to jest taka konstrukcja, która zawsze prowadzi do puenty. Więc pytałem, dlaczego na końcu ma być puenta? – Ma być! Odpowiadałem, że wyrastałem na Antonionim, u którego nie ma takiej puenty, jakiej się ode mnie oczekuje, puenty dla normalnych widzów! W odpowiedzi słyszałem, że w tych krótkich studenckich filmach powinna jednak być puenta, na przykład wesoła. Więc 1

2009

założyłem ruch o nazwie „antypuentyzm”, w ramach którego działaliśmy przeciwko puencie na końcu. Stworzyłem kilka etiud, które dumnie oznaczałem jako dalsze dzieło „antypuentyzmu”, w których puentę widz musi sobie sam stworzyć. Jakkolwiek byłem zmuszony stworzyć alternatywne końcówki niektórych filmów.

NORMALNE ŻYCIE „INNEGO”

Film „Démoni“ otrzymał naklejkę pierw­ szego słowackiego filmu mówiącego otwar­ cie o homoseksualiźmie. W rzeczywistości już dużo wcześniej Vlado Adásek nakręcił film „Hana i jej bracia”. On jednak wychodził z określonych konwencji filmu gejowskiego, więc można powiedzieć, że nie był w pełni otwarty na głębię uczuć, ale zatrzymał się gdzieś na poziomie definicji. Tymczasem ja chciałem pokazać bardziej realistyczne, głębsze oblicze możliwej miłości, o ile wogóle można mówić o miłości między Józefem i Krystianem. Właśnie połączenie homoerotyzmu z prawdziwą miłością wydawało mi się ciekawe. Ale to prawda, dotarły do mnie opinie, że idzie o pierwszy film, który otwarcie podejmuje ten temat i stara się odmitologizować wiele związanych z nim kwestii.

Miał pan świadomość przekraczania tabu, czy też wyszło to zupełnie naturalnie, niejako mimochodem? Otwarcie przyznaję się do swojej orientacji, więc nie był to dla mnie żaden problem. Jestem zdania, że postać homoseksualna powinna zostać włączona do filmu na zasadzie normalności. Nie powinna to być postać, która jako główny konflikt rozwiązuje swoją orientację, ale jakiś inny moralny konflikt. Ja tak samo chodzę po ulicy, rozwiązuję masę innych problemów i myślę, że chyba raz w roku będę się musiał zmierzyć z tym, że jestem homoseksualistą. Moim zdaniem we współczesnej kinematografii życie homoseksualisty jest trochę wykrzywione. Właśnie z tego powodu, że ciągle jest to osoba walcząca o swoje prawa. Najwyższy czas, żebyśmy przeszli nad tym do porządku dziennego. Na przykład Murzyni nie podejmują już w filmie motywu walki o prawa czarnych, ale prezentują normalne problemy, które rozwiązują w zwyczajnym społeczeństwie. Każda mniejszość musi sobie wywalczyć taką pozycję. Myślę, że społeczeństwo jest już na tyle dojrzałe, by mówić otwarcie o sprawach orientacji seksualnej. rozmawiała halina sikora-szczotka 15


osobowość mie siąca

Władysław Czepiec: Śpiewam, bo muszę

J

Władysław Czepiec z córką Niną na zeszłoroczym Gorolskim Święcie

ego posiadaczem jest Władysław Czepiec, pochodzący z wielodzietnej rodziny chłopski syn, który dzieciństwo spędził na doglądaniu bydła i pracy w polu. A także na słuchaniu opowieści o burzliwych losach przodków. Babcia należała do tych góralskich cór, którym przypadło szukać lepszego bytu za oceanem. W Stanach Zjednoczonych poznała przyszłego męża, powiła troje dzieci i kiedy wydawało się, że znalazła stałe miejsce na ziemi, dopadł ich kryzys. W 1922 r. powróciła z ośmioletnią córką do rodzinnych Mostów k. Jabłonkowa. W pół roku później otrzymała wiadomość o śmierci męża. I znów trzeba było zaczynać wszystko od nowa. Nieśmiały z natury Władek odkrył swój talent wokalny na pastwisku, gdzie świadkami rozgłośnego helokania były tylko las i krowa. Rozkochał się wtedy w piosenkach Czesława Niemena. – Ale nie na długo – dodaje. – Bo ani w szkole średniej, ani na studiach nie zdradzałem się ze swoim głosem. Na odwagę zdobył się o wiele później, kiedy po romansach z kompozycjami Mar16

ka Grechuty odkrył na drugim programie Polskiego Radia muzykę poważną. Przez cały rok wsłuchiwał się w metaliczny głos Placido Domingo. Ulubione arie nagrywał na magnetofon, popołudniami z nasłuchu, czyli fonetycznie, uczył się tekstu i próbował naśladować mistrza. Wreszcie zaczął wyjeżdżać do biblioteki muzycznej w Ostrawie, gdzie zgłębiał fachową literaturę i wypożyczał partytury. Tak przygotowany przekroczył progi ostrawskiego konserwatorium i poprosił o konsultacje prof. Josefa Fryščaka. Miał wtedy 35 lat. – Profesor zaczął mnie uczyć od podstaw. Najpierw poprawnego oddechu nad przeponą brzuszną, potem tworzenia głosu w przestrzeni ustnej, wreszcie artykulacji i emisji głosu. Wtedy dowiedziałem się m. in., że dźwięku nie wolno trzymać gdzieś w zakamarkach szyi, ale wypychać go jak najbardziej do przodu i oprzeć aż na zębach. Wygląda to tak, jakby się człowiek wgryzał do jabłka. Właśnie w takiej pozycji należy tworzyć głos. Oprzeć na zębach?… Pan naprawdę czuje fi­ zyczną obecność głosu na swoim uzębieniu?

 marian siedlaczek

To obecnie najbardziej rozpoznawalny tenor Zaolzia. Dobrze osadzony, o szlachetnej barwie, świetnie brzmiący właściwie w każdym repertuarze. Czołowe chóry regionu zabiegają o niego, bo przydaje im blasku i wnosi do koncertu ducha wielkiej sztuki.

Ja czuję obecność głosu gdzieś nad czaszką. Nad sobą. Ale tylko wtedy, kiedy go poprawnie tworzę. Czyli że dobrze pan śpiewa? Niekoniecznie. Chodzi o poprawną technikę tworzenia głosu. O to, żeby nie czuć żadnych napięć w strunach głosowych. Kiedy człowiek śpiewa lekko, kiedy czuje, że napięcia rozkładają się po czaszce, wtedy wie, że zrobił wszystko, co powinien, by wydobyć z siebie pełny dźwięk. Bo tak naprawdę głosu nie tworzy się na strunach, lecz na ich wiązadłach, w krtani i jamie ustnej. A większość naszych chórzystów, może nawet 90 proc., tworzy go na strunach. Tak nie powinno być. Kiedy głos osiąga szlachetne brzmienie? To bardzo indywidualna sprawa. Każdy z nas jest inaczej zbudowany, ma inne umięśnienie gardła, trochę inaczej wymodelowane kości w czaszce… Po prostu Bozia każdemu inaczej dała i każdy może dać z siebie tylko tyle, ile otrzymał. Barwa dźwięku również jest kwestią indy­ widualną? 1

2009


Oczywiście. Sekwencja dźwięku, np. wysokiego C, będzie zawsze taka sama, ale jego jakość czy wartość będzie się różnić w zależności od osoby, która ten dźwięk wydaje. Czy do dziś pańskim idolem i wzorem pozo­ stał Domingo? O tak! Szlachetność jego głosu, barwa i metaliczne brzmienie najbardziej mnie pociągają. A na drugie miejsce awansował u mnie Pavarotti. Obu podsłuchuję i podpatruję. Oglądając ich występy na wideo, uczę się. Droga takiego jak pan pasjonata muzyki powinna prędzej czy później zaprowadzić do teatru muzycznego, filharmonii czy ope­ ry. Nie próbował pan się tam zaczepić? Próbowałem. W latach 80. dwukrotnie brałem udział w przesłuchaniach w teatrach Myrona i Dworzaka w Ostrawie. U Myrona skończyło się jednak na rozmowie wstępnej. Chórmistrz zaczął od poinformowania mnie o warunkach pracy. Zapytał, czy zdaję sobie sprawę, że będę musiał być na próbach przed i po południu, a wieczorne występy mogą się przeciągnąć do późnej nocy? Z tym się nawet liczyłem, ale kiedy mi powiedział, ile będę zarabiał – zrezygnowałem. U Dworzaka było zupełnie inaczej. Towarzyszyła mi Alina Farna-Podskalská, przesłuchanie odbywało się w pokoju przylegającym do gabinetu dyrektora. Kiedy skończyłem, otwarły się drzwi, dyrektor podszedł do mnie z otwartymi rękami. „Natychmiast pana angażuję!” – powiedział. Ale nie zdecydowałem się. Nagle uświadomiłem sobie, że jestem amatorem i że to amatorstwo tkwi głęboko we mnie. Że jest mi z tym nawet dobrze. Bo amatorstwo z jednej strony człowieka dopinguje, a z drugiej – rozgrzesza z niedoskonałości. I tak zostałem w Mostach. Daleko od Ostrawy, ale wśród swoich. Pracował pan już wtedy w hucie? Pracowałem, ale jednocześnie dojeżdżałem raz w tygodniu na lekcje do profesora Fryščaka. Tylko że ta nauka jakoś mnie nie porywała. Co innego, gdybym był regularnym studentem i mógł się w każdej chwili zwrócić do profesora o radę. A tak byłem skazany na samotne ćwiczenia i nigdy do końca nie wiedziałem, czy zmierzam w dobrym kierunku. W końcu zrezygnowałem z tych lekcji. Nie żałował pan? Nie było czasu, ponieważ zacząłem chodzić do Oswalda Bugla. Przez cały rok 1988 pobierałem lekcje z artykulacji i emisji głosu, z tym że na dwu poziomach – na pełnym 1

2009

głosie i falsecie. I ten falset okazał się dla mnie zabójczy. Po 10 miesiącach stwierdziłem, że zaczyna mi się głos psuć. Gubiłem rezonans. Zauważyłem, że podczas śpiewania jakiejkolwiek arii nie wydaję rezonansu z siebie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, akurat w tym czasie profesor Bugel otrzymał święcenia kapłańskie i za obopólną zgodą się rozstaliśmy. Dopiero później dowiedziałem się, że istnieją dwa typy falsetu: taki, który podbudowuje pełny głos, i drugi, który niszczy całą podstawę głosową. Ja w ogóle nie lubię słuchać falsetu. Domingo stosuje go niekiedy, ale w ukryty sposób – i też mi się to w jego wykonaniu nie podobało. Chociaż chciałbym śpiewać jak Domingo. Fryščak mnie raz zapytał, co chcę osiągnąć. I przyznałem mu się do tego marzenia. Roześmiał i powiedział: „Może pan być pewny, że tak śpiewać nigdy nie będzie”. Ostatecznie związał się pan z zaolziańskimi chórami – z Przełęczą Haliny Niedoby, Hut­ nikiem Cezarego Drzewieckiego, Melodią Aleksandry Trefon-Paszek… Tak, do Melodii zaprosiła mnie sama pani dyrygent, kiedy usłyszała mnie na próbie do występu na Gorolskim Święcie. Zaśpiewałem z tym chórem kilka razy, nawet na festiwalu w Koszalinie. Ale do Koszalina wyjeżdżałem też z Hutnikiem i Przełęczą. Ponadto z panią Trefon-Paszek współpracowałem w 2007 r., w ramach jego nowego zespołu w Cieszynie. W zasadzie zna pan wszystkie zespoły od Mostów po Karwinę? Nie, nie. Śpiewałem jeszcze kolędy z czeskocieszyńską Harfą i stosunkowo często występowałem z Przyjaźnią Józefa Wierzgonia. I tak wychodzi na to, że cały swój wolny czas poświęca pan na śpiewanie… Niekoniecznie, bo zazwyczaj otrzymuję z wyprzedzenim repertuar i przychodzę na dwie próby przed występem. Regularnie co tydzień chodzę natomiast na próby Przełęczy, bo jestem członkiem tego chóru. Z innymi tylko sporadycznie współpracuję. Ale codziennie musi pan ćwiczyć? Tak byłoby najlepiej, chociaż nie zawsze mnie stać na codzienną godzinę ćwiczenia. Mogłoby się wydawać, że straty odrabiam podczas prób z chórem, ale to nieprawda. Bo żeby byli słyszalni inni śpiewacy, ja muszę gasić swój głos. Śpiewanie w chórze na pewno nie wychodzi mi na dobre. Lepiej byłoby znaleźć czas na samotne regularne ćwiczenia. Co pan w swoim dorobku ceni najbardziej?

Śpiewanie z Józkiem Wierzgoniem i wykonanie „Pieta Signore”. Cieszy mnie również, że w 1993 r. dane mi było zaśpiewać arię Jontka na scenie amfiteatru w Koszalinie. Zapytam za Fryščakiem: Co więc pan chce jeszcze osiągnąć? Chciałbym nagrać płytę z naszymi pieśniami ludowymi. Mógłbym też nagrać pieśni sakralne, ale wtedy musiałbym zrezygnować z wielkich ambicji. Bo przy wyborze repertuaru zawsze mnie kusi, żeby się porwać na wielkie rzeczy. A to nie jest dobre. Więc niechby było, jak jest. Chciałbym co najmniej utrzymać głos na jego dzisiejszym poziomie. I odczuwać wdzięczność za każde brawa. Bo podziękowanie słuchaczy jest dla mnie najważniejsze. Na pewno nie szukam już drogi do tearu, kariera solowego śpiewaka też już przestała mi się marzyć. Ale gdyby był jakiś konkurs dla amatorów, to chętnie bym w nim wziął udział. Kiedyś taki konkurs dla amatorów w Krynicy urządzała pani Fołtyn. Kiedyś brałem nawet udział w konkursie X-Faktor w Ostrawie, ale komisja – tak mi się przynajmniej wydaje – nie była przygotowana do słuchania takiego głosu. Powiedzieli mi, że mam piękny głos, ale że oni szukają czegoś innego. rozmawiał stanisław karczewski

Władysław Czepiec (ur. 17. 12. 1952 w Mostach k. Jabłonkowa) ukończył Średnią Szkołę Transportu Kolejowego w Szumperku i Wyższą Szkołę Transportu w Żylinie (1977). Pracuje w Hucie Trzyniec na stanowisku technologa transportu kolejowego. W 1985 r. zaczął śpiewać w chórze Przełęcz w Mostach k. Jabłonkowa. Jest członkiem zarządu i solistą w zespole. W latach 1996-1999 oraz 2003 i 2006 zorganizował w Mostach koncerty śpiewacze amatorów i zawodowców (m.in. Aliny Farnej-Podskalskiej, Vojtěcha Kupki, Haliny Kubeczka, Aleksandra Teligi, Eva Dřízgowej-Jirušowej). Kilkakrotnie śpiewał w Ambasadzie RP w Pradze, a z Polskim Zespołem Śpiewaczym Hutnik występował w Londynie, Rzymie i Warszawie. Posiada w swoim repertuarze m. in. utwory G. F. Händla, G. Bizeta, S. Webbera, Ch. Gounoda, C. Franka, W. A. Mozarta, A. Dvořáka, L. Niedermeyera, E. De Curtisa, F. Lehara, G. Pucciniego, R. Leoncavallo, G. Verdiego, B. Smetany, C. Donizettiego, S. Moniuszki, O. Žabki, L. Janáčka, J. Straussa, E. Kalmana.

17


hwywiad o

r

bliski wschód

O

y

z

Strefa strachu i nienawiści Kłopotliwy łup

Arabska Kita Gaza, czyli Strefa Gazy, to zamieszkiwane przez 1,5 mln Palestyńczyków 360 km kw. wybrzeża przy granicy z Egiptem. Do I wojny światowej późniejsza enkalawa należała – podobnie jak całe terytorium Palestyny – do imperium osmańskiego. Przy powojennym podziale Bliskiego Wschodu przez zwycięskie mosarstwa wraz z resztą ziem palestyńskich dostała się Brytyjczykom. Palestyński mandat okazał się kłopotliwym łupem wojennym – w latach 30. i 40. stało się jasne, że Londyn nie powstrzyma napływu żydowskich osadników, a żydowskie i arabskie akcje terrorystyczne wymierzone w brytyjskich żołnierzy będą coraz częstsze. W 1947 r. Brytyjczycy oddali Palestynę ONZ. Zgodnie z rezloucją ONZ nr 1947 o podziale Palestyny między Żydów i Arabów obszar dzisiejszej Strefy Gazy wraz z Zachodnim Brzegiem i wschodnią Jerozolimą miał wejść w skład nowego państwa arabskiego. Precyzyjne plany mocarstw pokrzyżowała pierwsza wojna arabsko-izraelska, która wybuchła natychmiast po utworzeniu Izraela w 1948 r., czyli „roku wielkiej katastrofy”, jak mówią Arabowie. Po tamtej wojnie Strefa trafiła w ręce Egiptu, którego wojskowy zarząd trwał aż do 1967 r., a Zachodni Brzeg stał się częścią Jordanii. The Washington Times / Associated Press

d 27.12.2008 trwa bombardowanie Strefy Gazy przez lotnictwo izraelskie, od 3.1.2009 wojskowa operacja naziemna. Do 10.1.2009 w wyniku ostrzału rakietowego zginęło ponad 700 Palestyńczyków, w tym dziesiątki cywilów. Bezpośrednią przyczyną ataku było ostrzeliwanie rakietami południowego Izraela z terytorium Strefy. Tłumaczenie to nie przekonuje jednak światowej opinii publicznej, która przypomina, m.in za pośrednictwem ONZ, że w wyniku tego ostrzału zginęło w ciągu 7 lat tylko 15 Izraelczyków. Wszystko wskazuje na to, że aktualny konflikt należy do najpoważniejszych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, a dobrego pomysłu na jego zażegnanie nie ma dziś nikt.

18

o

n

t

y

Okupacja prawdziwa i „formalna”

Najbardziej ponura część historii Strefy Gazy zaczęła się właśnie w 1967 r., kiedy po wojnie sześciodniowej Izrael rozbił armie Egiptu, Jordanii i Syrii. Tamta klęska do dziś karmi arabskie fundamentalizmy, dla których jest ona karą, która spadła na muzułmanów porzucających pierwotną fundamentalną wiarę i wynoszących do władze grzeszne świeckie reżimy. Wojna, choć zwycięska dla Izraela, sprowadziła nań problem, z którym nie potrafi sobie poradzić. Wtedy to zaczęła się okupacja Strefy Gazy i zamieszkanego przez 2,3 mln ludzi Zachodniego Brzegu Jordanu. Od tej pory to właśnie tu osiedlano Palestyńczyków wyrzucanych z pozostałych terenów zajętych przez Izrael, a w latach 80. zaczęła się regularna izraelska kolonizacja. Na mocy palestyńsko-izraelskich porozumień z Oslo z 1993 r. formalnie zakończyła się izraelska okupacja. Faktycznie w Strefie Gazy trwała ona do sierpnia 2005 r., kiedy Izrael ewakuował stamtąd wszystkie żydowskie osiedla.

Hamas kontra Fatah

W styczniu 2006 r. Zachód przecierał oczy, patrząc na wynik wyborów do parlamentu Autonomii Palestyńskiej. Okazało się, że większość chce, żeby rządził Hamas, który finansuje szkoły, meczety i szpitale, a nie skorumpowany Fatah prezydenta Mahmuda Abbasa. Półtora roku później hamasowcy, którym Fatah nie chciał ustąpić władzy, w pełni przejęli rządy w Strefie, przepędzając policję i wojsko wierne prezydentowi. Odtąd dla Izraela Gaza to „wrogie terytorium” rządzone przez ludzi, których celem programowym jest zniszczenie państwa żydowskiego. To dlatego dzisiaj mieszkańcy Gazy, jak sami często powtarzają, żyją jak w więzieniu. Izrael kontroluje granice, zamykając je na długie tygodnie i dopuszczając tylko pomoc humanitarną, wodę i prąd. Dotacje finansowe, które wcześniej płynęły do Strefy obfitym strumieniem z UE i USA, zostały wstrzymane, bo Zachód uznaje Hamas za organizację terrorystyczną. Sytuacji mieszkańców Gazy nie poprawia Kair, który nie otwiera przejścia granicznego ze Strefą w Rafah, bojąc się jak ognia większego przenikania do Egiptu wpływów  MK Hamasu. Źródło: „Gazeta Wyborcza”, Internet 1

2009


h

o

technika

r

y

z

o

Naukowy lodołamacz Niemieccy naukowcy budują najpotężniejszy na świecie lodołamacz. Będzie wykorzystywany w Arktyce. Statek otrzyma nazwę „Aurora Borealis” (Zorza Polarna). Kolos będzie miał 199 m długości. Hamburskie biuro konstrukcyjne Schiffko zaprojektuje go tak, aby był w stanie kruszyć lód grubości 4,5 m. Na statku zostaną zamontowane urządzenia umożliwiające wiercenie do 1000 m pod dnem, które znajduje się na głębokości ok. 5 km. W środkowej części kadłuba projektanci przewidzieli dwie kwadratowe w przekroju studnie o bokach długości 7 m. Będą biegły przez kadłub na wskroś, aż do wody, aby umożliwić pracę płetwonurkom, opuszczanie łodzi podwodnych, wiercenia itp. Specjalny system dynamicznego pozycjonowania umożliwi statkowi utrzymywanie się w żądanej pozycji – w miejscu – bez konieczności rzuania kotwicy. Dwa potężne silniki (moc 55 MW) będą napędzały śruby

z ruchomymi łopatkami (kąt ich nachylenia można regulować). „Aurora Borealis” spłynie na wodę w 2014 r. Lodołamacz będzie zdolny do całorocznej żeglugi w strefie arktycznej bez asysty innych lodołamaczy, także zimą, gdy warunki pogodowe w tym rejonie są wyjątkowo ciężkie. Do takich rejsów dotychczas używano co najmniej trzech lodołamaczy. – Wielu sceptyków uważało, że jest to zadanie niewykonalne. Ale nie dla tego statku. To będzie najpotężniejszy lodołamacz świata – podkreśla inż. Albrecht Delius z niemieckiego instytutu Alfred-Wegener (placówka ta specjalizuje się w badaniach polarnych), kierujący pracami projektowymi. Budowa statku pochłonie ok. 650 mln euro. Niemcy sfinansują jedną trzecią kosztów, ale inne kraje, także Rosja, już zadeklarowały chęć uczestniczenia w budowie no KK wego statku badawczego. Źródło: „Rzeczpospolita”, Internet

n

polska

t

y

Kraj emerytów? W ub. r. w Polsce padł emerytalny rekord wszech czasów. Dotąd na emeryturę odchodziło średnio 100 tys. osób rocznie. Tymczasem w 2008 r. decyzję o wycofaniu się z życia zawodowego podjęło aż 250 tys. Polaków! – wynika z informacji, do których dotarła „Gazeta Wyborcza”. Aż 80 proc. z nich przeszło na tzw. wcześniejszą emeryturę. Polska jest w Europie fenomenem – krajem mającym najmłodszych emerytów i najzdrowszych rencistów. Taką liczbę emerytów zawdzięcza ona niespotykanym w Europie przywilejom. Z tzw. emerytur pomostowych mogli skorzystać kolejarze, artyści, dziennikarze czy tancerze. Ale w tym roku przywilejów już nie będzie, bo koalicja PO-PSL zdołała oddalić prezydenckie weto wobec ustawy emerytalnej. Prawo do niej straci ponad 900 tys. Polaków. I to właśnie ta zmiana wywołała masowe przejścia na emeryturę jeszcze w 2008 r.  LK Źródło: „Gazeta Wyborcza”

prognozy

Zagrożone mikroprocesory

– Producenci półprzewodników, układów scalonych i mikroprocesorów powinni przygotować się na ciężkie czasy – ostrzega firma badawcza Gartner Research. Wg niej w 2009 r. globalna sprzedaż moikroprocesorów będzie warta zaledwie 219 mld dol., czyli 16,3 % mniej niż rok wcześniej. To drugi rok z rzędu spadku sprzedaży tych układów elektronicznych. Wg Gartnera wartość rynku mikroprocesorów w ub. roku wyniesie 262 mld dol. IV kwartał 2008 r. ma szanse być najgorszym w historii branży. – Największy wpływ na tak katastrofalne wyniki miał kryzys finansowy – napisali analitycy Gartnera w raporcie. Pogłębił on spowolnienie na świecie, a to przełożyło się na mniejsze zakupy sprzętu elektronicznego. Załamanie rynku analitycy firmy porównują z podobnym kryzysem z 2001 r., kiedy sprzedaż mikroprocesorów zmniejszyła się o 32,5 %. – Tamten spadek poprzedziły jednak dwa lata solidnego wzrostu, teraz jest  TBO znacznie gorzej – wnioskują. Źródło: „Rzeczpospolita” 1

2009

19


historie ze smakiem

Słony smak Czasu

S

W starożytności jadano bardzo słono, w czym najbardziej przesadzali Rzymianie. Cesarz Klaudiusz wchodząc pewnego dnia do Senatu zawołał: „Czcigodni senatorzy, powiedzcie mi proszę: czy można żyć bez solonego mięsa?”. Sam Rzym powstał w miejscu, gdzie zatrzymywały się karawany kupców handlujących solą. W okresie powstawania Rzymu żołnierze otrzymywali codzienną zapłatę w postaci garści soli, zastąpioną później odpowiednią kwotą pieniężną zwaną salarium. W średniowieczu pieniądze te (sol lub sou) stały się żołdem (solde) a tych, co je otrzymywali żołnierzami (soldats). Przez długi czas sól przypominała grube kryształy – szarawe w przypadku soli morskiej i jaśniejsze (prawie białe) w przypadku soli kamiennej. Rozdrabnianie tych kryształów było jednym z obowiązków domowych. Tylko w bogatych domach poddawano je rafinacji, a sól podawano w ręcznie robionych solniczkach. Oprócz pozytywnych cech, soli przypisywano również właściwości negatywne, takie jak bezpłodność, gorycz, zniszczenie czy jałowość. Starożytni wierzyli bowiem, że sól jest magicznym środkiem, który uniemożliwia odradzanie się. Zdanie to podzielał niewątpliwie Scypion Mł., który w 146 r. p.n.e. po zdobyciu i zniszczeniu Kartaginy kazał zburzone miasto posypać solą. Praktyka ta stosowana była przez Rzymian i Żydów powszechnie i prawdopodobnie dlatego właśnie z niej wywodzi się przesąd o tym,

że rozsypana sól oznacza złą wróżbę. Wystarczy tylko przyjrzeć się „Ostatniej Wieczerzy” Leonarda da Vinci – pod łokciem Judasza znajduje się nic innego, jak rozsypana solniczka. Zabobon ten miał na niektóre osoby niszczący wprost wpływ. Markiz de Montrevel, marszałek Francji znany ze swej brawury i odwagi na polu bitwy, w 1716 r. umarł z przerażenia, kiedy ktoś przez nieuwagę obsypał go solą. A wystarczyło przecież tylko po trzykroć przez lewe ramię przerzucić szczyptę soli, by odczynić zły urok… izabela kraus–żur

 hala sikora

ól z historią ludzkości związana jest od zawsze. Samej tylko soli morskiej jest nie mniej niż 7 mln km3, ilość soli kamiennej jest niemożliwa do oszacowania. Dno Morza Śródziemnego pod warstwą mułu i piasku wyścielone jest warstwą soli o grubości 1 km. Istnieją również złoża soli na powierzchni ziemi – tzw. góry solne, które nigdy nie przestają rosnąć (1-2 mm na rok). Sól znajduje się także w algach, popiele roślinnym i roślinach zielonych, np. w liściach podbiału. Wbrew pozorom, pomimo ogromu soli w naturze przez wieki była ona dobrem poszukiwanym i kosztownym, bowiem nie znano wszystkich metod jej pozyskiwania. Przez stulecia stała się też symbolem wielu cech, zresztą nie tylko ludzkich. Według Greków była atrybutem św. Mądrości (Hágia Sóphia), zaś pisarz i wyższy urzędnik rzymski Pliniusz Starszy w swym encyklopedycznym dziele „Historia naturalis” pisał o niej jako o boskim pierwiastku darowanym ziemianom: „Za życia utrzymuje człowieka w karbach rozsądku, po śmierci hamuje rozkład ciała przez czas dłuższy, odgrywając w ten sposób rolę spełnianą za życia przez duszę”. W chrześcijaństwie zaś nie tylko wyobrażała boską mądrość i chwałę, lecz także błogosławieństwo i posłuszeństwo („Miejcie w sobie sól, a pokój miejcie między sobą”, Ew. wg Marka 9,49). „Od zawsze” sól związana była z pojęciem honoru, czci i szacunku. Przysięga na sól była w starożytności przysięgą świętą. „Jeść wspólnie sól” znaczyło tyle, co „zawrzeć przyjaźń” – podobnie jak dziś u muzułmanów, zaś Perskie „namak haram” (dosłownie „niewierny soli”) oznaczało tyle, co nielojalny, niewdzięczny. Ten nieorganiczny pierwiastek stał się również symbolem gościnności. Polskie tradycyjne powitanie „chlebem i solą” ma długą historię, bowiem już w starożytnym Izraelu witano nowożeńców kawałkiem soli.

20

1

2009


ireneusza hyrnika

Czar miłości, zgryz dojrzałości

„Ślubnie chlubnie, albo durnie” to tytuł nowej, trochę sentymentalnej rubryki, którą zamierzamy oddać do dyspozycji naszych Czytelników. Wyobrażamy sobie, że na jej zawartość złożą się Ich fotografie ślubne oraz wspomnienia i refleksje związane z przyjęciem weselnym i życiem malżeńskim. Zawarcie ślubów małżeńskich i założenie rodziny to bodaj najważniejsze decyzje w życiu człowieka. Tak się jednak składa, że są podejmowane w czasie, kiedy nie każda ze stron w pełni do nich dojrzała. I bywa, że dopiero po euforii związanej z przyjęciem weselnym i po okresie miłosnego zauroczenia następuje trudne dorastanie do roli męża i żony, ojca i matki. Wtedy młodzi ludzie naprawdę się poznają, odnajdują cel swego życia i przystępują do budowania gmachu swego szczęścia i pomyślności swojej rodziny. Porozmawiajmy o tych sprawach. Otwórzmy albumy na stronach ze zdjęciami ślubnymi i pozwólmy przemawiać wspomnieniom. Dajmy się porwać urodą tamtych chwil. Przywróćmy zetlałym już może uczuciom świeżość tamtej wiary, nadziei i miłości. A potem usiądźmy i napiszmy o tym do „Zwrotu”. Może w ten sposób podszepniemy komuś, jak może wyglądać przyjęcie weselne, pożycie małżeńskie, szczęście rodzinne… Czekamy na Państwa listy, zdjęcia, telefony. Na początek prezentujemy fotografie ślubne z 1. połowy ub. wieku, na których zostały uchwycone pary młode z Orłowej i ich goście weselni. Pomimo iż treść rubryki będzie zależała przede wszystkim od Czytelników, redakcja pozwala sobie oczekiwać, że znajdą się w niej również odpowiedzi na takie pytania, jak:

Wesele

 Gdzie zawierałem(am) ślub? (Urząd Stanu Cywilnego, kościół, imię i nazwisko urzędnika, księdza)  Czy ślub został poprzedzony okresem narzeczeństwa i na czym on polegał?  W co byłem(am) ubrany(a) do ślubu?  Jakie obrzędy towarzyszyły mojej ceremonii ślubnej? (błogosławieństwo rodziców, rozbijanie talerzy, sypanie soli, wprowadzanie do domu…)  Komu zleciłem(am) przygotowania do przyjęcia weselnego? (rola starosty, drużbów, druk zaproszeń, pieczenie kołaczy, fotograf, transport, lokal, menu, orkiestra, wodzirej…)  Jak przebiegało moje wesele? (opowieść Pana Młodego, Panny Młodej)

Małżeństwo

 Jakie nadzieje wiązałem(am) z zawarciem małżeństwa i czy zostały one spełnione?  Gdybym się miał żenić (miała wychodzić za mąż) po raz drugi, jakich błędów chciałbym (chciałabym) uniknąć, a na co zwróciłbym (zwróciłabym) większą uwagę? opr. kk fotografie z kolekcji rodzinnej wandy cejnar 1

2009

słownik wyrazów potrzebnych

Ślub

Rzeczownik wywodzący się od czasownika ślubować, czyli ‘uroczyście zobowiązywać się, składać przysięgę’. Ślub oznacza zazwyczaj zawarcie związku małżeńskiego przed urzędnikiem stanu cywilnego lub przed duchownym, którzy do jego udzielenia upoważnieni są z ręki władz państwowych. Składa się zazwyczaj z przysięgi dozgonnej miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej. Po czesku mamy sňatek lub svatba, która może oznaczać również wesele. Ślub kościelny to církevní svatba, ślub cywilny – civilní svatba.

Małżeństwo

Trwały związek między osobami, który zazwyczaj wiąże osoby emocjonalnie, ekonomicznie i prawnie. Małżeństwo stanowi najczęściej podstawę rodziny. W większości kultur i państw małżeństwo zawierane może być pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą (czyli monogamiczne i heteroseksualne). W niektórych krajach Afryki i Azji małżeństwa mogą być poligamiczne. Wyjątkowo w niektórych państwach zdarza się możliwość małżeństw homoseksualnych, lecz coraz częściej spotykamy się tzw. rejestrowanym związkiem partnerskim. Małżeństwem nazywamy również parę: mąż i żona. Po czesku małżeństwo jako związek to manželství, jako para to manželé.

Mąż,

małżonek, żona, małżonka Mężem nazywali dawni Polacy mężczyznę (por. tytuł łacińskiego traktatu A. Frycza Modrzewskiego tłumaczonego zwyczajowo „O karze za mężobójstwo”). Podobnie żona pierwotnie oznaczała kobietę. W czasach współczesnych mężem i żoną nazywamy osoby odpowiedniej płci, które pozostają w związku małżeńskim. Synonimicznie, choć odrobinę rzadziej używa się form małżonek i małżonka (manžel, manželka).

Panna młoda

i pan młody Przed ślubem para mająca wstąpić w stan małżeński nazywana jest młodą parą, czyli panną młodą i panem młodym. Te nazwy są używane niezależnie od faktycznego wieku ich posiadaczy. W gwarze śląskiej funkcjonuje określenie młoducha i żynich a w języku czeskim nevěsta i ženich.

Druhna, drużba

Osoby towarzyszące młodej parze do ślubu, będące rówieśnikami – druhna panny młodej, drużba pana młodego, często pełniący rolę świadków w uroczystości ślubu a na przyjęciu weselnym rolę starostów wesela, czyli osoby dbającej o odpowiedni przebieg uroczystości weselnej.

Goście weselni

Oficjalnie zaproszeni na ślub i uroczystość weselną goście. Ilość gości weselnych zależy od wielkości rodzin młodej pary, ilości ich znajomych a przede wszystkim od lokalnych zwyczajów i zamożności rodziców młodej pary, gdyż to oni zwyczajowo są organizatorami wesela.

Noc poślubna svatební noc.

Noc następująca bezpośrednio po dniu, w którym odbył się ślub. Po czesku mamy

Wesele

Przyjęcie, zabawa z okazji ślubu, różne zwyczaje i obrzędy wiązane z zawarciem małżeństwa. Wesele może trwać według zwyczaju nawet przez kilka dni. Mamy również srebrne, złote, brylantowe (diamentowe) wesele. Są to odpowiednio dwudziesta piąta, pięćdziesiąta, sześćdziesiąta rocznica ślubu, które nazywana też bywa srebrnymi, złotymi, brylantowymi godami. Weselem czasem określa się łącznie ślub oraz przyjęcie po nim następujące. Po czesku w tym znaczeniu mamy wyraz svatba. 21


~ ślubnie c hlubnie , a lb o durnie~

Wesele Józefa Koniecznego i Franciszki Hrboczek ~ Maj 1904 ~ małymi wyjątkami wszystkie kobiety są w strojach laskich, więc podpis pod zdjęciem równie dobrze mógłby brzmieć: „wesele laskie w orłowej”. ubiór (garnitury, motylki) i pozy mężczyzn wskazują, że przynależą oni do różnych warstw społecznych i wykonują różne zawody. można się domyślać, że są wśród nich inteligenci, gospodarze rolni, robotnicy. większość kobiet jest w chustach – znak, że są zamężne. panna młoda ma na głowie koronkową koronę (diadem), druhny wianki ze sztucznych kwiatów (i perełek?). ta ozdoba panny młodej zostanie niebawem zastąpiona chustą, gdyż punktem kulminacyjnym każdego wesela ludowego były oczepiny – wkładanie na głowę świeżej mężatki czepca i zawiązywanie go jedwabną chustą. ciekawe, że do udziału w zbiorowej fotografii zaproszono również członków orkiestry dętej – wszyscy pod krawatami. diadem i wianki to echa dawnej przepaski z wawrzynu, kwiatów, listków złotych (potem z jedwabiu lub innych mniej szlachetnych materiałów), która była umieszczana na czole i służyła pierwotnie do konsekracji królów i królowych. diadem bóstw i królów egipskich opatrzony był w środku symbolicznym wężem. później diadem i inne królewskie ozdoby zagarnęły dla siebie także elegantki niekrólewskiego pochodzenia i diadem już w grecji i rzymie stał się biżuterią (cytat z „historii pięknej kobiety” andrzeja banacha). 22

1

2009


~ ślubnie c hlubnie , a lb o durnie~

Wesele Józefa Szurmana i Emilii (brak nazwisko rodowego) ~ 1920 r. ~ porównaniu z poprzednim zdjęciem widać, że mężczyźni przekształcili się już w mieszczan (pan młody ukończył handlówkę, ale jako polak nie otrzymał odpowiedniej pracy, więc został górnikiem), rozluźniły się też rygory ubioru kobiecego, gdyż obok pań w strojach występuje już dziewczyna w bluzce i spódnicy oraz panie w sukienkach. nadal jednak chusta lub jej brak odróżnia mężatki od panien. panna młoda i druhny z wiankami na czole.

1

2009

23


~ ślubnie c hlubnie , a lb o durnie~

Wesele Pawła Sikory i Amalii Koniecznej ~ Przełom 1. i 2. dekady XX w. ~ ym razem panna młoda występuje w okazałej sukni ślubnej i welonie na głowie, pan młody pod motylkiem i z cylindrem w dłoni. mężczyźni w większości pod krawatami, łańcuszki do swoich zegarków kieszonkowych przymocowali gustownie do kamizelek. kobiety z gołymi już głowami, w żabotach, bluzkach i długich sukniach. trzecia od lewej trzyma cenną torebkę, wykonaną ze splotu srebrnych drucików. ze sposobu trzymania ciała można wnosić, że panie założyły gorsety. wszystkie ubiory wskazują, że trafiła do tego towarzystwa moda secesyjna. idzie prawdopodobnie o przedstawicieli bardziej majętnej warstwy społecznej (pan młody był wojskowym, pracował w dowództwie okręgowym w krakowie). 24

1

2009


~ ślubnie c hlubnie , a lb o durnie~

Wesele Gustawa Koniecznego (brak danych o Pannie Młodej) ~ Lata 20. XX w. ~ anna młoda również w welonie, z diademem na czole, pan młody pod motylkiem, w białych rękawiczkach, pozostali panowie wyłącznie pod krawatami. tylko jedna, najstarsza, kobieta w chuście, pozostałe bez nakrycia głowy. zmieniły się też ich włosy – z długich na krótkie, starannie uczesane. większość w powłóczystych sukniach z dobrego materiału, z białymi lub beżowymi pończochami na nogach i w szykownych bucikach. obniżona talia sukienek (na niekorzyść piersi, które niedawno jeszcze uwydatniał gorset) i obnażone łydki wskazują, że rozpoczął się kult nóg. moda uległa zdecydowanej zmianie, zaczął dominować styl mieszczański. 1

2009

25


szl a kie m kół pzko

Dobrodziejstwo komunikacyjne Marzenia obywateli wędryńskich się spełniły. Od Czytelni jeździ codziennie na linii Wędrynia – Trzyniec autobus. Jest to jeden z dowodów, że ludowo-demokratyczny ustrój rozumie potrzeby ludu pracującego. Cieszą się wszyscy z tego. Cieszą się przede wszystkim ci, którzy musieli codziennie odbywać daleką drogę do pociągu. Radują się tym więcej, że nie są już zależni od bardzo niebezpiecznej jazdy w przepełnionym pociągu. Dla wędryniaków pozostawało już bowiem miejsce tylko na schódkach i zderzakach. Dojeżdżający autobusem zwracają się z prośbą do MNV w Wędryni, by tenże postarał się o uporządkowanie miejsca przystanku autobusowego przy Czytelni i strażnicy, gdzie trudno szoferowi w tak miękim terenie, zwłaszcza w czasie deszczów, opanowywać wóz. Oprócz powyższych opinia publiczna wysuwa dwa życzenia. Pierwszym jest, by obywatele zaznajomili się z rozkładem jazdy wywieszonym w Czytelni i korzystali z dobrodziejstwa socjalistycznego. Drugie życzenie należałoby skierować pod adresem pewnych młodych, ba nawet starszych osobników co do zachowywania się w autobusie. Winowajcy! Nie można się przecież sprośnie wyrażać w miejscu publicznym. Nie uchodzi wyzywać na dojeżdżających z Sosny. Budują oni tak samo socjalizm jak my i mają prawo jeździć. (Linia autobusowa Wędrynia – Trzyniec. GL nr 80, 8.7.1952)

Na góralską nutę Liczące około 3000 mieszkańców Oldrzychowice to jedna z miejscowości włączonych do wielkiego Trzyńca. Turystom znane są jako stacja początkowa wyciągu krzesełkowego na wznoszącą się nad nimi górę Jaworowy. Wśród miłośników folkloru rozsławione zostały przez działający przy Miejscowym Kole PZKO i odnoszący wiele sukcesów zespół taneczny Oldrzychowice.

Puste ławki Zjazd koleżeński, odbywający się z okazji 20-letniego jubileuszu złożenia egzaminu dojrzałości, rozpoczął się w polskim gimnazjum w Orłowej oficjalnie lekcją pokazową z języka polskiego, przeprowadzoną przez niestrudzonego pedagoga gimnazjum orłowskiego prof. J. Niemca. Tak samo jak przed 20 laty zasiedli w ławkach byli uczniowie i uczennice klasy VIII. Nie wszystkie ławki były zajęte. Z liczby 37 byłych uczniów zgromadziło się w klasie 16 – pozostałych 26

1

2009


oldr z yc howic e Aktywne od założenia

Koło PZKO powstało tu jesienią 1947 r., do organizacji zapisało się wtedy 98 osób. Pierwsze zebranie w lokalu znanym jako gospoda U Taciny miało miejsce 13.9., wśród obecnych wybrano komitet przygotowawczy w składzie Paweł Pustówka, Jan Macura i Jan Badura. Na walnym zebraniu 16.11. powołano do życia pierwszy zarząd Koła. Jego prezesem został kierownik szkoły Paweł Pustówka, wiceprezesem urzędnik Jan Jadamus, sekretarzem nauczyciel Jan Macura, skarbnikiem stolarz Jan Haltof. Bogatą działalność rozwijało wtedy również Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej, któremu przewodził Edward Fikoczek, dyrygent, reżyser, a także ówczesny przewodniczący Miejscowej Rady Narodowej. W 1952 r. na czele MK PZKO stanął Karol Targosz, po 4 latach jego miejsce zajął Tadeusz Cimała, który przez 13 lat był prezesem, a później sekretarzem Koła. Następny prezes Jan Kowalczyk był inicjatorem budowy Domu PZKO. Od 1979 r. przewodził Kołu Wilhelm Zmełty, długoletni przewodniczący Komisji Rewizyjnej ZG

PZKO, na krótko tylko pod koniec lat 80. zastąpiony przez Kazimierza Steca. Obecnie prezesem jest Karol Madzia, Koło liczy ok. 330 członków. Oldrzychowiccy pezetkaowcy od początku skupili się na działalności kulturalnej. Już w 1947 r. powstał chór mieszany, zespół teatralny i zespół taneczny. Chór mieszany prowadzili: Jan Macura, Edward Fikoczek, Władysław Młynek, Jerzy Kaleta, Józef Firla, Edward Kaim. Śpiewał na imprezach PZKO, ale także poza Zaolziem, organizował wspólne koncerty z zespołami chóralnymi z Jabłonkowa i Łąk. Ukończył działalność w 1988 r. Jego byli członkowie spotykali się potem jeszcze kilka razy w roku na tzw. próbach regeneracji. Zespół teatralny przez długie lata był jednym z najpracowitszych wśród licznych wtedy teatrzyków amatorskich, zdobywał laury na organizowanych przez Komisję Teatralną i Żywego Słowa ZG PZKO przeglądach przedstawień zaolziańskich grup teatralnych. Po raz ostatni zaprezentował się publiczności w 1999 r., kiedy zagrał sztukę Kazimierza Wojnara „To był zaś ale dziyń”. Reżyserami byli: Rudolf Harok, Helena Harok, Ryszard Szarowski, Paweł Morcinek, Stanisław Gut, Kazimierz Wojnar, Alena Grycz. Wielkim powodzeniem cieszyły się wystawienia sztuk rodzimych autorów: Adama Wawrosza, Władysława Młynka, Wilhelma Przeczka czy Karola Bergera, ale realizowano także przedstawienia klasyki teatralnej, np. sztuki Aleksandra Fredry, Carlo Goldoniego. W związku z działalnością zespołu tanecznego wymieniane są głównie następujące nazwiska prowadzących, kierowników i choreografów: Janiny Wojnar, Urszuli Zawady, Haliny Szlaur, Janiny Kantor, Renaty Koch, Bogdana Kotasa, Marka Grycza. Trwający obecnie okres ogromnej aktywności zespołu bierze swój początek w 1979 r.

 wiesław przeczek

Taniec to ich żywioł

1

2009

Członkowie zespołu tanecznego Oldrzychowice są pewni, że nad ich pracą czuwa niebiański pasterz, który kiedyś pozwolił zespołowi zaistnieć. A było podobno tak: „Pewnego letniego dnia, kiedy niebo miało kolor lazurowy, a słońce stało w zenicie, mały pasterz niebios biegał pomiędzy bieluśkimi obłoczkami i trzymał w dłoniach drewnianą fujareczkę. Jego owieczki były raczej posłuszne, zwłaszcza kiedy im za-

21 miejsc świeciło pustką, w której smutny obraz sprawiało 6 bukietów róż złożonych na miejscach tych kolegów i koleżanek, którym okrutny los nie pozwolił dożyć się uroczystości jubileuszowych. Nie było więc między nami Tadka Guzowskiego, poległego w bitwie pod Warszawą w 1939 r., nie było Bronki Onderkówny ani Stefka Grzybowskiego, którzy męczeńską śmiercią zakończyli swe młode życie w obozach koncentracyjnych, nie było wśród nas Adolfa Przeczka, który w nieznany bliżej sposób zaginął w czasie wojny – nie było wreszcie Szarowskiego i Żyrka, którym śmierć przerwała ich młode i pięknie zapowiadające się życie. (Niebywały jubileusz w gimnazjum orłowskim. GL nr 80, 8.7.1952)

Jarmark spółdzielczy Stowarzyszenie spożywczo-wytwórcze Jednota-Jedność w Orłowej przygotowuje na dzień 10 sierpnia 1952 wielki jarmark spółdzielczy, odbędzie się on w Gnojniku na boisku Sokoła. Spółdzielnia Jednota-Jedność pragnie zapoznać szerokie rzesze obywateli z szerokim wachlarzem towarowym swoich sklepów branżowych. Chodzi o to, aby zaoszczędzić konsumentowi czas, który traci zwykle przy wyjazdach do miasta w celu załatwienia najrozmaitszych sprawunków. Ma zamiar uruchomić też sklepy, które dysponować będą wszelkimi towarami przemysłowymi przeznaczonymi dla konsumentów na wsiach. Obywatele Gnojnika i pobliskich wsi na pewno odwdzięczą się spółdzielni Jednota-Jedność za jej wysiłek, że w pełni wykorzystają okazję zakupu najrozmaitszych towarów w miejscu i przyniosą z sobą produkty nadwyżkowe, które zostaną przez spółdzielnię dostarczone do miast. Dla dzieci uruchomiony zostanie teatr kukiełkowy, kącik rozrywkowy, przedstawienia filmowe i dużo innych rozrywek. Jednota-Jedność chce gosposiom umożliwić spokojne kupno rzeczy potrzebnych do gospodarki domowej. (Pierwszy jarmark spółdzielczy na Śląsku Cieszyńskim. GL nr 81, 10.7.1952) 27


szl a kie m kół pzko

Radio dla szkół Jak się dowiadujemy, rozgłośnia ostrawska, która dotychczas nadawała audycje szkolne w języku polskim raz na dwa tygodnie, ma zamiar je nadawać, począwszy od 1 września, dwa razy w tygodniu, zaś od 1 stycznia 1953 nawet trzy razy w tygodniu. W ten sposób odpowiedzialne czynniki chcą w pełni zaspokoić potrzeby naszej młodzieży szkolnej, z drugiej jednakże strony społeczeństwo nasze, zwłaszcza nauczyciele, rodzice i inni, winni bardziej niż dotychczas zainteresować się czynnie tymi audycjami i przez przysyłanie odpowiedniego materiału oraz przez rzeczowe rady i wskazówki przyczynić się do podniesienia poziomu nadawanego programu. (Rozszerzenie audycji szkolnych. GL nr 81, 10.7.1952)

grał na swym czarującym instrumencie. Nagle stało się coś, co zakłóciło bieg jego zwyczajnego dnia. Skacząc wesoło, potknął się o złocisty promyk słoneczny. Fujarka wyśliznęła się z pasterzowych rączek i spadła na tereny beskidzkiej wioski Oldrzychowice. Drewniany instrument wrósł w ziemię, zapuścił mocne korzonki i zaczął się rozwijać. Z tego niebiańskiego przedmiotu zrodził się regionalny zespół pieśni i tańca Oldrzychowice”. Początkowo zespół ćwiczył przede wszystkim tańce towarzyskie i nowoczesne na występy okolicznościowe. Ma zresz-

tą te tańce w swym repertuarze także dziś i chętnie przyjmuje zaproszenia, np. na bale. Pod koniec lat 80. skierował się w stronę tradycji i zaczął przygotowywać programy o charakterze folklorystycznym, włączył do swego repertuaru tańce ludowe, przedstawiał zwyczaje i obrządki górali beskidzkich. Dziś jego pokazy obejmują tańce góralskie i cieszyńskie, ale również tańce z okolic Miavy (na granicy Moraw i Słowacji), a także zwyczaje ludowe. Programy noszą nazwy „Ostatki”, „Kosztowani jabłek”, „Wesele u Kotasa”, „Rekrutka”…

Festyn pod hasłami

28

 wiesław przeczek

Festyn krajowy PZKO odbędzie się pod hasłem „Z tow. Stalinem, Gottwaldem i Bierutem do walki o utrzymanie pokoju światowego”. Zarząd Główny PZKO w porozumieniu z Powiatowym Komitetem Wykonawczym FN uzgodnił, by festyn krajowy PZKO w związku z uroczystym obchodem ósmej rocznicy ogłoszenia Manifestu Lipcowego przez Komitet Wyzwolenia Narodowego uczciły wszystkie ugrupowania i organizacje Frontu Narodowego. Festyn krajowy PZKO staje się przeto uroczystą manifestacją przy współudziale KPCz, ROH, CzZM, Sokół. Festyn krajowy PZKO w Cz. Cieszynie będzie manifestacją przyjaźni czesko-polskiej z podkreśleniem tej rzeczywistości, iż wyzwolenie narodu polskiego i czeskiego od okupantów faszystowskich zawdzięczamy Związkowi Radz. Festyn krajowy PZKO swą treścią będzie odzwierciedleniem miłości narodów Czechosłowacji i ludu polskiego do największego przyjaciela obu krajów – tow. Józefa Stalina. W ramach uroczystości tegorocznego festynu krajowego PZKO, który zarazem odbywa się z okazji 5-lecia 1

2009


oldr z yc howic e Roztańczone Oldrzychowice występują corocznie na Dożynkach w Gutach i Oldrzychowicach, na Gorolskim Święcie w Jabłonkowie, często na Oszeldówce w Nieborach albo na Maju nad Olzą w Darkowie, tańczą na festynach, przeglądach, festiwalach również poza Zaolziem. Ich program podziwiano w Czechach (Pilzno, Towaczów), Polsce (Żywiec, Szczyrk, Wisła, Zebrzydowice, Zakopane, Rzeszów, Katowice, Kraków, Częstochowa), na Słowacji (Trenczin, Żilina, Martin) i Węgrzech (Budapeszt). Do najważniejszych sukcesów zespołu należą laury zdobywane podczas Tygodnia Kultury Beskidzkiej na Festiwalu Folkloru Górali Polskich w Żywcu (Srebrne Żywieckie Serce – 1990, wyróżnienia – 2003-2005, Brązowe Żywieckie Serce – 2006, Złote Żywieckie Serce – 2008). Na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem w 2008 r. zespół zdobył Srebrną Ciupagę. Czołowe miejsca zajmował co roku na Festiwalu Złoty Kłos w Zebrzydowicach. Jego osiągnięcia zostały docenione na Zaolziu, gdzie w 2006 i 2008 r. został laureatem plebiscytu „Tacy jesteśmy” i zdobywcą statuetki „Złoty Jestem”. Zespół Oldrzychowice działa pod kierownictwem Marka Grycza, choreografem jest Halina Szlaur, kapelę prowadzi Roman Jakubek. Najmłodsi tancerze w zespole to jeszcze uczniowie szkoły podstawowej, najstarsi osiągnęli czterdziestkę. Od 1998 r. istnieje młodszy zespół Tyrka (kier. Janina Marek), którego członkowie stanowią narybek Oldrzychowic. Są to dzieci w wieku 6-12 lat. Po osiągnięciu 12 lat mogą przejść do zespołu starszego. Od 2005 r. tańczy jeszcze jeden zespół. Został nazwany Młode Oldrzychowice i pracuje pod kierunkiem Janiny Kantor. Stanowi odgałęzienie zespołu Oldrzychowice, liczy 17 członków (10 dziewczyn i 7 chłopców) w wieku 13-17 lat. W jego repertuarze są tańce góralskie, śląskie, klasyczne i współczesne. Jest już dobrze znany zaolziańskiej publiczności, bo występował na Gorolskim Święcie, Dożynkach, festynach i balach, brał udział także w zmaganiach konkursowych za Olzą, w Zebrzydowicach i Bielsku-Białej. Nie brakuje w Oldrzychowicach młodych zdolnych muzyków, którzy rozwijają swoje talenty, grając także na instrumentach ludowych. Stanowią kapelę Muzykanci, której kierownikiem jest Renata Czader. 1

2009

Spotkania pod własnym dachem

Oldrzychowicki Dom PZKO jest jednym z pierwszych, które zaczęły powstawać na Zaolziu z okazji 20-lecia PZKO. Budowę, przy której prawie 170 osób przepracowało bezpłatnie ok. 11 tys. godzin, rozpoczęto w kwietniu 1967 r. Otwarcie domu z dużą salą i dwoma mniejszymi, czytelnią, kuchnią, jadalnią i pomieszczeniami socjalnymi nastąpiło w czerwcu 1971 r. Jest on własnością Koła, grunt pod budynek i ogród był darem państwa Pyszków. Własny Dom PZKO pozwolił na rozwinięcie bogatej działalności klubowej. Od 1971 r. spotykają się panie w Klubie Kobiet pod kierownictwem Stefanii Szkuty, co dwa lata organizują wystawy robót ręcznych, ale również np. wycieczki, troszczą się też oczywiście o zaplecze kulinarne imprez. Od tego samego roku działał też Klub Młodych, tzw. okresowe spadki aktywności usprawiedliwiano rozproszeniem młodych po rozpoczęciu przez nich studiów. Klubem Młodych kierowali m.in. Tadeusz Cimała, Anna Kaleta, Bogdan Kadłubiec, Bogdan Zemene. Najnowszą historię tworzy KM Fala. W latach 1973-1990 odbywały się spotkania w Klubie Propozycji. Od 2005 r. istnieje Klub Seniora, panowie pod kierownictwem Wilhelma Zmełtego lubią pracę z drewnem, często stają się stolarzami i innymi rzemieślnikami, by upiększać i modernizować Dom PZKO. Wiele czasu poświęcali oldrzychowiccy pezetkaowcy sportowi, brali udział w turniejach tenisa, szachowych, w strzelaniu, organizowali wycieczki krajoznawcze. Wśród imprez Koła oprócz balów, wystaw i spotkań w mniejszym gronie przez wiele lat, aż do 1993 r., jedną z najważniejszych były Wianki, które zastąpiono następnie inną akcją plenerową na dużą skalę – Dożynkami nad Tyrką. Impreza ta miała konkurencję w postaci reprezentacyjnych, współorganizowanych przez ZG PZKO Dożynek w niedalekich Gutach. Ale dzięki współpracy MK akcje te nie odbywają się w tym samym czasie i amatorzy zabaw dożynkowych mogą uczestniczyć w obydwu imprezach. I w Gutach, i w Oldrzychowicach tańczy też na Dożynkach zespół Oldrzychowice. Od 2005 r. oldrzychowickie Dożynki nad Tyrką odbywają się w gospodarstwie Na Fojstwiu. czesława rudnik

PZKO, jubileuszowego Zjazdu Śpiewaczego, wystąpią w programie kulturalnym również zespoły kulturalne z Polski i czeskie zespoły z naszego terenu. (Krajowy Festyn PZKO z okazji 8 rocznicy Manifestu Lipcowego i wyzwolenia Polski Ludowej. GL nr 84, 17.7.1952)

Agitacja duchownych Miejscowa Rada Narodowa w Trzyńcu, pragnąc nawiązać jak najściślejszy kontakt z wszystkimi duchownymi swojego obwodu, zwołała w tych dniach konferencję z tymi duchownymi. Głównym przedmiotem obrad były zagadnienia dotyczące pomocy duchownych przy wykonywaniu zadań wytyczonych nam w uchwałach partii i rządu. Jednym z punktów obrad była socjalizacja wsi oraz sprawa tegorocznych żniw pokojowych. Obecni na konferencji duchowni: senior kościoła a. e. w. Józef Fukała, proboszcz Evald Krygel, proboszcz kościoła rzym. kat. ks. Józef Tomanek i kaznodzieja adwentystów O. Drapal żywo interesowali się tymi zagadnieniami. W późniejszej dyskusji przyrzekli wszechstronną pomoc w tym kierunku, że przy okazji różnych zebrań członków organizacji kościelnych będą przekonywać o konieczności wykonywania zadań, wytyczonych nam przez rząd i partię, uznając tę kampanię za jedyną słuszną drogę, prowadzącą do budowania lepszego jutra. Dalej przyrzekli, że będą regularnie pisać artykuły do swych gazetek kościelnych i nakłaniali wierzących do wzmożenia wysiłku na swych miejscach pracy, a głównie na polach powstających JSR, produkujących żywność dla całego narodu, a nie dla jednostek tylko. Bardzo pięknie postawili duchowni zagadnienie pokojowych żniw i zobowiązali się do agitowania wśród wierzących na rzecz kolektywnej pracy i wzajemnej pomocy. (Dobra współpraca MRN w Trzyńcu z duchownymi. GL nr 85, 20.7.1952) 29


i

n

s

językoznawstwo

p

i

r

a

śląska gwara R

edakcja miesięcznika „Śląsk” przeprowadziła ankietę na temat możliwości skodyfikowania gwary śląskiej. Postulat doprowadzenia śląszczyzny do stanu jednolitego regionalnego języka pojawił się w związku z ruchem separatystycznym, mającym m. in. na celu utworzenie autonomicznego społeczno-gospodarczego organizmu śląskiego. Niezależnie jednak od tego, gwara śląska zaczęła w ostatnich latach zyskiwać na popularności, jako język coraz liczniejszych publikacji książkowych, piosenek, audycji radiowo-telewizyjnych i artykułów prasowych. „Śląsk” sformułował 7 pytań (skrót): 1. Od 1990 r. trwa narastające zainteresowanie gwarą śląską, jako „językiem domowym” Ślązaków i „mową ojców”. Co na to wpłynęło i czy okoliczności te uzasadniają nasilające się starania o uznanie gwary (gwar śląskich) za język regionalny? 2. W jakim stopniu żywa „śląszczyzna” stanowi podstawę poczucia odrębności kulturowej i tożsamości śląskiej? 3. Co należy rozumieć przez kodyfikację? 4. Doprowadzenie do skodyfikowania gwary śląskiej (gwar) może stanowić podstawę do oficjalnego uznania tego dialektu za „język regionalny” Ślązaków jako grupy etnicznej. Jakie funkcje może stanowić w tym rozumieniu „język regionalny” Ślązaków – jakie mogą z tego wynikać nowe możliwości, ale i ograniczenia? 5. Czy gwara w takim ujęciu może być traktowana jako regionalna odmiana polszczyzny i rozwijać się w związkach z nią, czy też przeciwnie: prowadzić do zamykania się w gwarze, a więc do ograniczania aspiracji i kontaktów społecznych? 6. Jak po skodyfikowaniu gwary, przede wszystkim jej pisowni, co jest podstawą opracowania podręczników od elementarza poczynając, można będzie dialekt śląski wprowadzić do szkół? 7. Czy kodyfikacja gwary i oficjalne uznanie znormalizowanego dialektu śląskiego będzie miało pozytywny wpływ na konsolidację Ślązaków i poczucie ich prestiżu, czy też może zostać wykorzystane przez działalność grup separatystycznych w celach politycznych i jakie mogą być następstwa takich aktów? 30

Na pytania odpowiedziało 27 osób – językoznawców, pisarzy, literaturoznawców, autorów słowników, publicystów, działaczy regionalnych i osobistości śląskiego życia publicznego. Ich opinie były bardzo zróżnicowane, często wzajemnie się wykluczały. Wynika z nich jednak niedwuznacznie, że o kodyfikację gwary śląskiej nie będzie łatwo. W ankiecie uczestniczyli również zaolziańscy naukowcy: prof. dr hab. Daniel Kadłubiec (Uniwersytet Ostrawski, Akademia Techniczno-Humanistyczna w Bielsku-Białej) oraz doc. dr Janina Raclawska (Uniwersytet Ostrawski). Przytaczamy w skrócie ich wypowiedzi. Daniel Kadłubiec: Nie wierzę w sztuczny, znormalizowany dialekt śląski Sądzę, że powodów jest kilka. Jeden z nich ma charakter historyczny. Otóż Śląsk odpadł od Polski w połowie XIV w. i żył poza nią 6 wieków. Był zdany na swoje siły, także językowe. Gwara była ratunkiem dla polskości, stąd jej wielkie znaczenie w życiu społecznym. Kwestia druga – polityczna. Warszawa traktowała (czy tylko w czasie przeszłym?) Śląsk specyficznie. Nie mieścił się w kategoriach szlachecko-magnackich, pańskich, ale plebejskich, robotniczych, czyli gorszych. W tym także mogą tkwić tendencje separatystycznoautonomiczne tej starej dzielnicy piastowskiej. A to przekłada się na myślenie: Rządźmy się sami, gospodarujmy sami dla siebie i będzie nam lepiej. Język się w to wpisuje. Ludwik Wittgenstein kiedyś napisał, że granice mojego języka są granicami mojego świata. To dobrze tłumaczy rolę języka w kształtowaniu tożsamości regionalnej. W języku Ślązaków tkwi obraz Śląska, czyli ojczyzny prywatnej, jakby powiedział Stanisław Ossowski. I to poczucie ważności tej ojczyzny ojcowizny, jej wartości nie jest bez znaczenia dla żywotności gwary, która jest tutaj traktowana nie jako język gorszy (jak w innych stronach Polski), ale równoważny innym. Kodyfikacja jest działaniem normującym i stabilizującym, i polega na wyborze wariantu obowiązującego. A zatem w naszym przypadku chodziłoby o wskazanie jednej spośród gwar śląskich jako języka obowiązu-

1

2

3

c

j

e

jącego na danym terenie. Natomiast stworzenie jednego dialektu z różnych gwar byłoby działaniem sztucznym, przypominającym powstanie esperanta. Taki zabieg uważam za mało realny m.in. dlatego, że osłabiałby wartość kulturową wielu śląskich regionów z żywą gwarą, a zatem także ich specyfikę tożsamościową. Język ma w tym względzie znaczenie fundamentalne. Co innego, gdyby w wyniku naturalnej ewolucji jedna gwara zdominowała inne, co jest procesem znanym z dziejów wielu języków narodowych. W moim przekonaniu gwara (dialekt) i język regionalny nieco się różnią. Za język regionalny uważam język ogólnopolski z elementami dialektalnymi, szczególnie w słownictwie, choć nie tylko. Gwara (dialekt) to autonomiczny system językowy, specyficzny we wszystkich płaszczyznach, od fonetyczno-fonologicznej począwszy. Język regionalny ma także, w moim przekonaniu, szerszy zasięg niż gwara, i to w sensie zarówno przestrzennym (geograficznym), jak i społecznym. Gdyby jednak taki język powstał, pełniłby wszystkie funkcje, spośród których wybijałaby się funkcja etnoidentyfikacyjna. Sądzę, że nie można traktować synonimicznie gwary i regionalnej odmiany polszczyzny. Obydwa systemy językowe wchodzą w skład języka etnicznego (narodowego), ale – właśnie – jako dwa systemy, choć w wielu miejscach spójne. Gdyby do tego doszło, w co mało wierzę, mógłby to być jeden z języków – oprócz polskiego i obcych – a nie zamiast nich. Gdyby był „zamiast” oznaczałoby to stwarzanie zaścianka, co pachniałoby anachronizmem w dzisiejszych czasach. Jeżeliby był „oprócz”, uważałbym to za wzbogacenie kulturowe, bowiem każdy język jest bogactwem. Nie ma języków gorszych i lepszych. Ale skąd wziąć nauczycieli takiego języka? Nie kształci ich żadna uczelnia, a młode pokolenie Ślązaków, poza tym na Zaolziu, gwary już prawie lub w ogóle nie zna. Wszystko jest możliwe. Nieraz w historii tak było, że język stał się narzędziem polityki z konsekwencjami dla kwestii narodowej, także na Śląsku. Powtarzam jednak: Nie wierzę w sztuczny, znormalizowany dialekt śląski. Tam, gdzie gwara wrosła głęboko w ziemię, nie można jej zastąpić sztucznością. Tam, gdzie jej nie ma, funkcjonowałby na zasadzie języka obcego. Trzeba by go stworzyć od podstaw, a to nie takie proste.

4

5 6

7

1

2009


i

n

s

Janina Raclavská: Gwara to odmiana terytorialna języka narodowego Moje spostrzeżenia bardziej będą odnosić się do gwary zaolziańskiej, ponieważ lepiej się orientuję w tamtejszej sytuacji. Pozycja gwary zaolziańskiej jest nieco odmienna od pozostałych gwar na terenie Polski. Od dawna była wyznacznikiem tożsamości narodowej Cieszyniaków żyjących poza granicami Macierzy. Służyła jako element łączący członków polskiej grupy narodowej żyjącej na tym terenie. W tych sferach życia, gdzie okazało się jej użycie uzasadnione, trwa do dziś. Jest przede wszystkim językiem rodzinnym i językiem kontaktów nieoficjalnych. Ślązacy to ludzie o silnym poczuciu własnej tożsamości, kształtującej się od wieków. Nie potrzebują oni posiłkować się skodyfikowaną „śląszczyzną”, bo to jest im niepotrzebne. Język ich ojców jest jedną z najwyższych wartości i dlatego nie można takiej świętości zaprzedać celom politycznym. Pytanie o uznanie gwary śląskiej jako języka regionalnego wywołuje od razu następne – jakie są powody do tego, by gwarę śląską uznać jako język regionalny i czemu to będzie służyć, czy mowy polityczne wygłaszane „po śląsku” wypłynęły z potrzeby porozumiewania się, czy też inne względy odegrały tu swoją rolę? Gwara to odmiana terytorialna języka narodowego, posługują się nią użytkownicy zamieszkujący określone terytorium i stanowiący wspólnotę. Gwara zatem spełnia w ramach danej grupy użytkowników swoją funkcję, przede wszystkim w komunikacji codziennej. Nie widzę zatem potrzeby uznawania gwary śląskiej za język regionalny. Jeśli nawet miałoby dojść do kodyfikacji gwary śląskiej, to pierwszy problem będzie związany ze wzorcem poprawnej śląszczyzny, czy jest taki? Jak zatem określimy normę ogólnośląską, do czego ją odniesiemy? Jaki będzie jej stosunek do polszczyzny ogólnej? Uwaga ogólna – stoję na stanowisku, że istnieje język śląski, a nie jakaś tam „gwara”. Jeśli ktoś używa określenia „gwara” to powinien sprecyzować, o którą z gwar ślą skich mu chodzi.

1

2 3 4 5

p

i

polska

r

Duma i patriotyzm GfK Polonia przeprowadziła sondaż na temat odzyskania niepodległości, patriotyzmu i dumy narodowej. Wynika z niego, że aż 82 proc. Polaków uważa 11 listopada 1918 za jedną z najważniejszych dat w historii Polski. Wie, że tego dnia po 123 latach odrodziła się Polska, że Święto Niepodległości ustanowiono w 1937 r., a w czasach PRL kazano o nim zapomnieć. W sondażu prawie każdy (93 proc.) wyraził przekonanie, iż Polska potrzebuje dziś patriotów. Taki sam odsetek osób czuje się dumnym z bycia Polką lub Polakiem. Ogromna większość (71 proc.) deklaruje, że byłaby gotowa oddać życie w obronie niepodległości Polski. Tylko 16 proc. odpowiedziało na to pytanie „nie”, a 13 proc. się waha. Zdaniem 44 proc. Unia Europejska nie sprzyja pielęgnowaniu patriotyzmu przez obywateli państw członkowskich, wedle 35 proc. – sprzyja. Generalnie Polacy mają jednak pozytywny stosunek do UE. Dla wszystkich jest oczywiste, że po wejściu do Unii żaden kraj nie porzuci swych tradycji i święta narodowe obchodzi hucznie.  BW Zródło: „Rzeczpospolita”

nauka

Eldorado jajogłowych W Singapurze na obszarze 200 ha powstaje dzielnica nauki, technologii i innowacji One-North, w której ulokowano nie tylko instytuty oraz laboratoria wielu firm, ale także mieszkania, sklepy, ogrody oraz obiekty kulturalne i rekreacyjne. Zamysłem projektantów jest stworzenie naukowcom idealnych warunków do pracy i wypoczynku. Dwa główne elementy tej dzielnicy już funkcjonują. Biopolis to centrum badań biomedycznych złożone z 9 budynków

kraj (704 km kw. powierzchni, ok. 3,6 mln mieszkańców) przeznaczył Singapur Mały w 2007 r. na naukę 6,3 mld dol. singapurskich, co stanowiło 2,6 proc. PKB i odpowiadało ok. 80 mld kc (ok. 10,7 mld zł). W 2010 r. odsetek ten ma wzrosnąć do 3 proc. Od 1995 r. Singapur buduje gospodarkę opartą na wiedzy, a rzecznikiem tych przemian jest A-STAR (Agency for Science, Technology and Research) – rządowa agencja, która nie tylko inwestuje w laboratoria i instytuty, ale także poszukuje utalentowanych naukowców, również za granicą. Zatrudnia dziś ponad 2500 pracowników naukowych z ponad 50 krajów. Pośredniczy w kontaktach nauki z przemysłem. 1

2009

a

c

j

e

„Tutaj” Szymborskiej „Tutaj” to tytuł nowego tomiku wierszy Wisławy Szymborskiej, który ukaże się 29 stycznia nakładem wydawnictwa Znak. Będzie zawierał dziewiętnaście wierszy. „Wisława Szymborska, jak wiadomo, nie rozpieszcza czytelników, jeśli chodzi o częstotliwość ukazywania się jej tomików poetyckich oraz ilość zawartych w nich wierszy. Dlatego każda jej nowa książka staje się długo oczekiwanym wydarzeniem, zaś każdy nieznany wiersz świętem” – pisze wydawca. Wiersze zawarte w tomie „Tutaj” mówią o bolesnych doświadczeniach współczesnego człowieka: o zamachach terrorystycznych, rozwodach, identyfikacji zwłok ofiar katastrofy lotniczej. Ale także o istocie i tajemnicy snów, pamięci czy procesu powstawania wiersza. O największych miłościach poetki: Vermeerze, Elli Fitzgerald, o podróżach w przestrzeni i czasie. „Tutaj” to trzeci, po „Chwili” (2002) i „Dwukropku” (2006), tomik wierszy wydany od czasu przyznania poetce w 1996 r. Literackiej Nagrody Nobla. W sumie cała opublikowana twórczość Szymborskiej to nieco ponad 350 wierszy.  OG (w sumie 222 tys. m kw.), połączonych wspólną infrastrukturą techniczną i usługową. Dwa dalsze (ponad 41 tys. m kw.) mają być gotowe do końca 2009 r. Mieści się tam kilkanaście państwowych instytutów biomedycznych oraz prywatne laboratoria, przedstawicielstwa różnych firm i konsorcja, które ze sobą współpracują. Kilkaset metrów od Biopolis usytuowano Fusionopolis, w którym ulokowały się instytuty i firmy informatyczne, inżynieryjne oraz laboratoria. W listopadzie oddano do użytku jego główne budynki, całość ma być ukończona w 2012 r. Na powierzchni 220 tys. m kw. będzie docelowo 2400 naukowców i inżynierów. Wspólna przestrzeń, którą będą dzielić na co dzień, ma sprzyjać nawiązywaniu kontaktów oficjalnych i prywatnych, a to – rodzeniu się nowych idei i pomysłów, które pomnożą dobrobyt kraju. One-North ma być prawdziwym eldorado dla ludzi nauki z całego świata oraz wizy AG tówką możliwości Singapuru. Źródło: „Polityka”, Internet 31


 marian siedlaczek

salon sztuki

U

rodziła się w 1981 r. w Hawierzowie, mieszka w Karwinie Frysztacie, zajmuje się grafiką i malarstwem. W 2001 r. ukończyła Liceum plastyczne w Ostrawie, kierunek – projektowanie graficzne. Naukę od 2002 r. kontynuuje na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, kierunek edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych, specjalizacja – grafika warsztatowa, od 2007 studiuje również polonistykę na Uniwersytecie Ostrawskim. Jej prace są znakomitym potwierdzeniem tezy, że bardzo często mniej znaczy więcej. W jej przypadku jest to wstrzemięźliwość zarówno w używaniu formy, jak i koloru. Na jej pracach znajdziemy niemal wyłącznie trzy kolory podstawowe i to w postaci czystej, bez zbytniego mieszania, przełamywania, tworzenia licznych odcieni i tym podobnych subtelności. Siłą tych obrazów i grafik jest prostota: forma często ograniczona do podstawowych kształtów geometrycznych, przez co obrazy są zwarte, wyraziste i łatwo czytelne. Jeśli obecny jest kolor, to kładziony śmiałą plamą, intensywny, przyciągający wzrok. Dość często użyte na obrazie kształty układają się w kompozycje o swoistym rytmie. Są to kompozycje na pograniczu abstrakcji, czasem z odwołaniem do form rzeczywistych, np. zarysów postaci ludzkich, jakichś fragmentów pejzażu, fragmentów tekstu. Nie służą cichej zadumie ani kontemplacji, ale działają „uderzeniem” koloru, kształtu i kompozycji.  amr 32

1

2009


ewa słowik

1

2009

33


zaolziańskie towarzystwo fotograficzne

 marian siedlaczek

wywiad

F

otografuje, w największym uproszczeniu, urodę świata. Że zaś świat jest, jak mówił Stachura, „bogaty we formy, a i w treść niebiedny“, znajdziemy w fotogramach Michała rzeczy przeróżne. Niektóre są niezwykle malarskie: górski potok o białej spienionej wodzie, o brzegach zasypanych jesiennymi kolorowymi liśćmi przetykanymi gdzieniegdzie intensywną zielenią mchu i paproci, koło od wozu rzucające na złotawą rozświetloną słońcem ścianę niebieskie cienie, monochromatyczne, drewniane schody sfotografowane pod światło, odbicia w lusterku motocykla – odbicie pejzażu na tle detalu i odwrotnie – odbicie detalu portretu na tle krajobrazu. I wreszcie fotografia długiej budowli o rytmicznie powtarzających się arkadowych wnękach okiennych, sfotografowana nocą, oświetlona od środka – surrealistyczna, jak z obrazu Giorgia de Chirico. Powtarzanie takich samych elementów, multiplikacje, odbicia przedmiotów, pokazywanie rzeczywistości niebezpośrednio, ale przetworzonej, czasem zniekształconej, upiększonej albo i nie, to też chyba jedna z fascynacji artysty. Fascynacji niezwykłą formą, która czasem ujawnia nieoczekiwane treści.  amr

michałwalach 34


n o m i n o wa n e w p l e b i s c yc i e

p r z e d s taw i a

35


aneks

Kiedy słońce świeci w pełni „Dziesięć po drugiej. Dużo tu ludzi, niemal jak w godzinie szczytu. Podszedł pod Muzeum. (…) Teczkę włożył do pustej fontanny. Zdjął beret, wsunął go do kieszeni kurtki. Samochody miały zielone światło. Rozpiął kurtkę, zdjął ją i powiesił na wystającym murku. Koło wysepki obok pomnika księcia zatrzymał się tramwaj. Oderwał wieczko blaszanki. Światło na skrzyżowaniu zmieniło kolor. Jezusie Chryste! Krzyk kobiety zaświstał w powietrzu niczym raca. Ludzie z przerażeniem odwrócili głowy. Drogą pod Muzeum biegł płonący człowiek. Miał rozpostarte ramiona. Biegł powoli”. — Lenka Procházková „Slunce v úplňku” Ofiara życia Jana Palacha

Przed 40 laty, 16.1.1969 w Pradze przed Muzeum Narodowym na Placu Wacława oblał się benzyną i podpalił student Uniwersytetu Karola Jan Palach. Aktu samospalenia dokonał, by obudzić sumienie narodu. Protestował przeciwko wkroczeniu wojsk pięciu „zaprzyjaźnionych” państw Układu Warszawskiego do Czechosłowacji 21.8.1968 i tłumieniu swobód Praskiej Wiosny, a także przeciwko coraz większej apatii i pasywności czeskiego społeczeństwa, które w krótkim czasie zaprzestało walki, wyrażając pozorną zgodę na obecność agresora.

36

Jan Palach urodził się 11. 8. 1948 w miejscowości Wszetaty. Miał 13 lat, kiedy zmarł jego ojciec, który był dla niego wielkim wzorem. Potem starszy brat ożenił się i wyprowadził. Jan pozostał sam z matką. Po maturze w gimnazjum w Mielniku w 1966 r. rozpoczął studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Pradze. Na wymarzony Uniwersytet Karola udało mu się dostać dwa lata później, na Wydziale Filozofii zaczął studiować historię i ekonomię polityczną. Bardzo przeżył agresję wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, uczestniczył w ogólnonarodowym proteście. Na końcu lata 1968 r. wyjechał jeszcze na brygadę studencką na winobranie do Francji koło miasta Dijon. Był tam około sześciu tygodni. W listopadzie wziął udział w Pradze w strajku studenckim przeciwko legalizacji sierpniowej okupacji, o którym jednak z powodu ponownego wprowadzenia cenzury media czechosłowackie nie podały żadnej informacji. Szukał sposobu, jak obudzić swoich ziomków z letargu, w który powoli popadali. „W swojej bezsilności zaoferował to jedyne, co miał – własne życie”, przypomniał po latach ksiądz ewangelicki Jakub Trojan, który pochował Palacha. Palach przez trzy dni walczył jeszcze w szpitalu o życie. Nie chciał brać środków przeciwbólowych, które mogłyby zakłócić trzeźwość jego umysłu. Usiłował, na ile wystarczyło mu sił, objaśniać motywy swego czynu i obserwować, jakie reakcje wywołał w społeczeństwie. Odzew był ogromny. Młodzi ludzie rozpoczęli głodówkę w Pradze na Placu Wacła-

wa,potem rów n i e ż w innych miejscowościach. Odbywały się mityngi na r ynkach i placach, ludzie nosili Palachowi kwiaty i listy z wyrazami poparcia. Mimo iż władza nie zgodziła się na publikację jego listów, wiedza o nich była powszechna. Palach żądał m.in. zniesienia cenzury, pragnął, by strajk protestacyjny ogarnął cały kraj. Groził, że niespełnienie jego żądań przyniesie nowe ofiary, następne pochodnie. Siebie nazwał pochodnią nr 1. Zmarł 19.1. Przyjaciele zawinęli ciało we flagę czechosłowacką, rzeźbiarz Olbram Zoubek zdjął potajemnie maskę pośmiertną, której odlew umieszczono w miejscu samospalenia. Pogrzeb (25.1.) stał się manifestacją narodową. Palacha pochowano w Pradze na znanym cmentarzu Olšanské hřbitovy. Mimo następnych pochodni – samospalenia w geście solidarności z Janem Palachem dokonali m.in. Josef Hlavatý (20.1.), Miroslav Malinka (22.1), Jan Zajíc (25.2), Evžen Plocek (4.4.) – w Czechosłowacji rozpoczął się okres tzw. normalizacji. Nie zapomniano jednak o Palachu, świece i kwiaty na jego grobie kłuły w oczy, toteż władze ekshumowały zwłoki i spaliły, a grób przeniosły do rodzinnej miejscowości Palacha; urna wróciła do Pragi dopiero w 1990 r. 1

2009


Jan Palach został bohaterem, jego postać stała się przedmiotem badań naukowych i tematem literackim. Gromadzone materiały nie miały prawa ujrzeć światła dziennego w socjalistycznej Czechosłowacji, czekały na swój czas. Największe zasługi w zachowaniu żywej pamięci o Palachu mieli dziennikarz Jiří Lederer i pisarka Lenka Procházková, sygnatariusze Karty 77. Jiří Lederer (1922-1983), wielki przyjaciel i znawca Polski i Polaków, był autorem reportaży o polskim marcu 1968 w czeskich tygodnikach „Reportér” i „Literární listy” („Polsko těchto týdnů”), za co został później uwięziony. Zmarł na emigracji. Materiały do przygotowywanej przez niego publikacji dokumentalnej o Palachu, której nie zdążył ukończyć, przesłał Josef Škvorecký przez kuriera Ludvíkowi Vaculíkowi do Pragi. Książkę „Jan Palach. Zpráva o životě, činu a smrti českého studenta“ dokończyła Procházková, ukazała się w drugim obiegu w niezależnej edycji Petlice pod koniec 1988 r. w nakładzie 300 egzemplarzy. Lenka Procházková (ur. 1951), towarzyszka życia Vaculíka, pierwsze swoje utwory drukowała w wydawnictwach podziemnych i za granicą („Růžová dáma“, „Oční kapky“, „Smolná kniha“ i in.), jest autorką powieści i opowiadań, m.in. „Pan ministr“, „Zvrhlé dny“, „Beránek“, „Narušitel“, pisze słuchowiska radiowe i scenariusze filmowe. W ub. r. powróciła po 20 latach do tematu Jana Palacha. W międzyczasie odtajnione zostały m.in. dokumenty z rozmów przedstawicieli państwa czechosłowackiego w Moskwie w sierpniu 1968 r. Dokładniejsza wiedza na temat politycznego tła wydarzeń pomogła stworzyć książkę głębszą, osadzoną w szerszym kontekście. Powieść „Slunce v úplňku. Příběh Jana Palacha“ ukazała się w wydawnictwie Prostor 21. 8. 2008. Autorka wybrała formę beletrystyczną, która stwarza umożliwość dotarcia do większej liczby czytelników, a przede wszystkim do czytelników młodych. Procházková już przed 20 laty przeprowadziła wśród uczniów szkół średnich i studentów badania na temat wiedzy o Palachu. Wtedy jeszcze wszyscy wiedzieli, kim był Jan Palach, ale wiadomości o nim niejednokrotnie były zniekształcone czy wręcz fałszywe. Dla dzisiejszych młodych ludzi nazwisko Palacha często z niczym się nie kojarzy. Akcja powieści rozgrywa się w ciągu 1

2009

 olga gorgol

Bohater literacki

Krzyż na chodniku przed Muzeum Narodowym upamiętnia miejsce tragedii. pięciu miesięcy, od agresji wojsk w sierpniu 1968 („Zamiast tramwaju nadjeżdżał czołg”.) do śmierci Palacha w styczniu 1969 („Teraz to już wy musicie działać. Jest was czternaście milionów…”), od zerwania się do walki całego narodu do protestu osamotnionej jednostki. Pisana w trzeciej osobie powieść przeplatana jest fikcyjnym dziennikiem Palacha, który autorce pozwala zajrzeć do wnętrza bohatera, przedstawić jego myśli, a czytelnikowi ułatwia lekturę. Procházková wymyśliła niektóre postaci i ich wzajemne stosunki, pragnęła jednak, by jej Jan był jak najbardziej podobny do pierwowzoru. Palach jej zdaniem był ogromnie aktywnym i bardzo ciekawym świata inteligentnym młodym człowiekiem, pochodzącym z rodziny o patriotycznych tradycjach uczciwym chłopcem, który musiał w ciągu krótkiego czasu dojrzeć, by mimo swej wielkiej miłości do matki zdobyć się na zadanie jej wielkiego bólu i na poświęcenie własnego życia w imię wyższych celów. – Czuję do niego sympatię – mówi Procházková – chociaż oczywiście nie mogę utożsamić się z jego czynem. Wydaje mi się jednak, że w owym czasie było wielu takich dzielnych młodych ludzi. Sierpień 68, zdrada polityków czechosłowackich w Moskwie wycisnęły trwałe piętno na ówczesnym pokoleniu studentów. Recenzenci książki zarzucają autorce pomnikowość bohatera i zbytnią jak na dwudziestolatka dojrzałość w sposobie myślenia. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że książkę świetnie się czyta, chociaż inaczej niż zwykłe powieści. Czytelnik bowiem z góry wie, że zakończenie będzie tragiczne

i że to zdarzyło się naprawdę. Autorka odkrywa wiele faktów z historii tamtych dni, komentuje je ponadto w „Dodatku”. Publikację uzupełnia manifest Praskiej Wiosny „Dwa tysiące słów” i zdjęcia historyczne.

Tajemnicze zarzewie

Ostatni etap życia Palacha zawiera epizod francuski. Koniec lata 1968 r. spędził we Francji. Koło Dijon pracował na plantacjach winorośli, odwiedził także Paryż. Dobrze znał angielski, na pewno miał kontakt z francuskimi studentami i rozmawiali być może także o niepokojach studenckich we Francji w 1968 r. Lenka Procházková w swojej powieści poszła jeszcze dalej i włączyła w akcję wątek polski. Podsunęła swojemu bohaterowi pomysł samospalenia, dając jako temat do rozważań prawdziwe wydarzenia, jakie miały miejsce wtedy w Polsce. Podczas uroczystości dożynkowych na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie 8. 9. 1968 w obecności władz państwowych i stutysięcznego tłumu 59-letni Ryszard Siwiec z Przemyśla rozrzucił ulotki, po czym oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił, aby w ten sposób zaprotestować przeciw udziałowi Polski w interwencji zbrojnej państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Zmarł w szpitalu 12.9. Jego czyn, co wydaje się trudne do zrozumienia, udało się utajnić, bezpośrednim świadkom wmówiono, że chodziło o osobę niezrównoważoną psychicznie. Nawet rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa, która po kilku dniach otrzymała informację o wydarzeniu, wiadomość ta wydała się niewiarygodna i po raz pierw37


aneks

Jerzy Kronhold Oda do ognia jak to już długo eony czy epoki służysz ogniu ogrzewasz świecisz albo wchodzisz na palcach podpalasz dom miasto prowincję

szy poinformowała o Siwcu dopiero po śmierci Palacha w marcu 1969. W powieści Procházkovej Jan spotyka w paryskiej kawiarni polskiego studenta Henryka, którego brat, ksiądz, udzielił ostatniego namaszczenia Siwcowi. „Jestem dumny z niego!” – mówi o Siwcu Henryk i to zdanie znalazło się w książce po polsku. Jan w drodze powrotnej do domu w Monachium chce o sprawie Siwca opowiedzieć redaktorowi Wolnej Europy, lecz rezygnuje w ostatniej chwili, by nie narażać swoich informatorów.

Okazja do świętowania

Przypadająca w tych dniach 40. rocznica śmierci Jana Palacha jest okazją do przypomnienia sylwetki bohaterskiego studenta i opowiedzenia raz jeszcze prawdziwej historii tamtych dni, ale i do wyrażenia pewnego memento. Główne uroczystości w Pradze, obejmujące m.in. wystawę (do 14.2.), dwudniową konferencję, projekcje filmów, przygotowane zostały przez Wydział Filozoficzny UK we współpracy z Muzeum Narodowym i Instytutem ds. Badań Reżimów Totalitarnych. Do głosu doszło pokolenie, które urodziło się po śmierci Palacha. Jednym z głównych organizatorów jest Petr Blažek (ur. 1973, tytuł pracy doktorskiej „Dějiny polsko–československé solidarity. Vztahy československé a polské opozice 1976–1989”), autor wydanej jesienią ub. r. książki „Živá pochodeň na Stadionu Desetiletí. Protest Ryszarda Siwce proti okupaci Československa v roce 1968” i główny redaktor ukazującej się właśnie publikacji dokumentów, fotografii i szkiców współczesnych „Jan Palach ’69”. olga gorgol 38

jasnowidzu ty rzucasz się ślepo na smoczek dziecka i na suknię kurtyzany kładziesz swoją gwałtowną prawicę na cegle koloru wątroby podnosisz ją bez obciążeń na kościół i na kasarnię srogi mścicielu nie dla ciebie słomiany zapał słoma tylko rozjątrza twój wysoki apetyt ledwie pestka kosteczka ty wyznaczasz sobie trudne zadania trudniejsze cele ostateczne sycisz się rumowiskiem tancerzu pauzujesz na zgliszczach kiedy jesteś młodziutkim płomykiem łasisz się do rąk jak źrebak tylko zapobiegliwi widzą w tobie zwiniętą sprężynę zwinne źródło żywioł

jednonogi szybkobiegaczu błyskawicznie przesuwasz linię mety płonącą piersią bez ciebie dziejopis straciłby wiele soczystych opisów w świetle pożogi obrócone są w popiół bisiory i babucie gasną imperia jak zapałki ciebie wziął sługa Buddy na świadka pohańbienia tobie ofiarował dom niedoskonały zmysłów w tobie Hus w tobie odnalazł schronienie przed gniewem i rozpaczą student z Pragi oraczu twoja praca nieskończona dopóki ziemia drży nieprzepalona sumieniem Wiersz z tomu „Oda do ognia” (BielskoBiała 1982). Autor jako członek krakowskiej grupy poetyckiej Teraz uczestniczył w intelektualnym ruchu oporu wymierzonym przeciwko totalitarnym rządom komunistycznym. Na przełomie lat 80. i 90. XX w. należał do założycieli Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej. Został pierwszym po odzyskaniu niepodległości konsulem generalnym RP w Ostrawie, godność tę sprawuje również obecnie.

1

2009


p o l o n i j n e o k n o n a ś w i at

Wigilia w Skandynawii i na Peloponezie Ubocznym skutkiem wyróżnienia mnie przez los kłopotem wychowywania się w trzech odmiennych kulturach jest możliwość zachowania wobec każdej z nich dystansu koniecznego do chłodniejszego i pozbawionego emocji spojrzenia. Jak każdy kij i ten ma dwa końce. Kaczor Donald obowiązkowo

O tradycji szwedzkiej w dosłownym znaczeniu pisać trudno, bo opiera się głównie na spożywaniu pokarmów o różnej konsystencji (zwłaszcza w Wigilię szynki, ługowanej ryby w bezsmakowym sosie i wódki o smaku ogólnie znanym) oraz strojeniu choinek. Od 1960 r. punktualnie o 15.00 cały naród zbiera się przed telewizorami, by wspólnie i wielopokoleniowo uczestniczyć w nabożeństwie o nazwie Kalle Anka. Film Disneya o słynnym kaczorze stanowi bezkonkurencyjną, główną, najważniejszą ceremonię świąt. Żadnych pasterek, mszy przenajświętszych czy innego rodzaju zgromadzeń w jednym miejscu o tej samej porze praktyczni Skandynawowie nie wymyślili. Jak mówiłam: je się, pije, kaczora ogląda, dzieci z kapiszonów chińskich hałas czynią. Wprawdzie program przewiduje pobyt o wczesnej porze (siódma, ósma rano) w kościele, ale… zresztą zbędne tłumaczenie; wszak do kościoła jeździ się autem, a alkomaty w Szwecji też nie są rzadkością. W formie nieco bardziej zbliżonej do naszych, katolickich świąt przetrwała z czasów pogańskich tradycja okazywania radości z nastaniem lata. 24 czerwca tańczy się wokół choinki, stroi kwiatami wysoki, wznoszony na podwórzu krzyż (nie mający nic wspólnego z mesjaszem, bo zwyczaj starszy jest od niego), też je się szynkę i pije wódkę. Tym razem jednak nie przed telewizorem z kaczorem na ekranie, a na zewnątrz. Co choćby z tego powodu jest znacznie zdrowsze i weselsze.

Taniec na stole

Nieco inaczej ma się sprawa ze sposobem traktowania świąt Bożego Narodzenia w Grecji. Zapewne przyczyna leży w gorącym temperamencie mieszkańców tego kraju, gdzie emocje wyrażane są z wyraźnym pobudzeniem ruchowym objawiającym się – ze skandynawskiego punktu widzenia – w egzaltowanych gestach. Wrząca krew twór1

2009

ców podstaw dzisiejszej europejskiej kultury „zmusza” niejako do wyrażania radości w tańcu, któremu intensywności nie ujmuje nawet chłodniejszy o tej porze roku klimat, a nawet śnieg. Panuje tu nastrój karnawałowej wręcz zabawy, przypominającej bardziej atmosferę w Rio de Janeiro niż nabożne skupienie Szwedów podczas wyboru prezentów w rzęsiście oświetlonych sklepach. Podczas gdy w rzymskiej i protestanckiej części Europy wigilia przypada na 24 grudnia, Grecy świętują ją dzień później. Dzień 24 grudnia poświęcony jest na rozgrzewkę w formie całonocnego tańca. Naturalnie i ten ma właściwy śródziemnomorskiemu temperamentowi charakter. Nie tańczy się tutaj tanga, fokstrota czy marengue, lecz tzw. bellydance. I to nie na parkiecie, a na… stołach. Lokale, w których piastuje się ową tradycję mają nazwę Bouzoukia – od instrumentu muzycznego buzuki. Siedząc przy nakrytych obrusami długich stołach, słucha się muzyki i śpiewu w wykonaniu orkiestry, która podobnie jak słuchacze wspomaga się od czasu do czasu łykiem alkoholu o nazwie ouzo. Kiedy atmosfera jest odpowiednio przygotowana, stół biesiadny przetwarzany jest na parkiet taneczny. Tańczą wszyscy. Młodzi, starsi, tężsi, chudsi – nie obowiązuje żadna selekcja. Jednak z powodu ograniczonej wielkości stołów, powierzchni nie starcza dla wszystkich. Ale ci, którym zabrakło miejsca, nie stoją bezczynnie, lecz bawią się rzucaniem kwiatów w tańczących. Jest to namiastka obowiązującej jeszcze do niedawna, a zakazanej obecnie tradycji rozbijania o podłogę talerzy. Z nadejściem poranka, po opuszczeniu zdeptanych nieco stołów, zaczyna się właściwe świętowanie narodzin Chrystusa. Teraz tradycja upodabnia się do obowiązującej na terenie pozostałej części chrześcijańskiego kontynentu. Główne jej pozycje zajmują jedzenie, picie, śmiech, radość, zebrania rodzinne i obecność w kościele.

Dystrybucja prezentów nie odbywa się jednak w wigilię, a zostaje odłożona do ostatniego dnia roku. Wtedy tutejszy święty Mikołaj o imieniu Basilis spełnia niecierpliwe wyczekiwane dzieci. Około północy odwiedza się kościół. Oficjalnie dla uczczenia narodzin Zbawiciela, mniej oficjalnie, aby poplotkować i wymienić się informacjami, co ciekawego zdarzyło się ostatnio wśród krewnych i znajomych. Po załatwieniu tej sprawy następuje kontynuacja zajęcia głównego, czyli taniec na stołach.

Noworoczna partyjka o wszystko

Jeśli chodzi o świętowanie zakończenia kalendarzowego roku, jedną ze szczególnych greckich tradycji jest wieczorna gra w karty. Tego dnia trzymający niegdyś Greków pod ścisłą kontrolą Turcy dawali im szansę odzyskania ściąganego dość brutalnie podatku. Właśnie w formie gry w karty. Fama niesie, że w owej grze z celnikami, czyli poborcami podatków, zdarzało się nie tylko odzyskiwać zajęte przez nich pieniądze, ale i przegrywać na rzecz okupantów cały majątek, ponoć łącznie z żonami. Do kulinarnych zwyczajów tego dnia należy pojawienie się praktycznie w każdym domu wypiekanego przez gospodynię ciasta o nazwie basilopita. Różni się od innych tym, że do przygotowywanej masy wkłada się monetę (1 lub 2 euro). Temu z biesiadników, któremu przypadnie kawałek z monetą, los ma w ciągu następnych 12 miesięcy sprzyjać wyjątkowo. Cokolwiek by jednak nie powiedzieć, święta wszędzie są pretekstem do zebrania się przy jednym stole rodziny oraz przyjaciół, cieszeniem się wspólnotą i wzajemnym obdarowywaniem się najważniejszym i przez nic niezastąpionym prezentem – miłością. bella papadopoulou dobrowolska grecja 39


cie sz yńskie panoptikum

Łyżwy i lodowiska Łyżwa z przełomu IX-X wieku.

– Za naszych czasów, to były zimy – mówią często nasze babcie i dziadkowie. – Teraz musicie korzystać coraz częściej, i to również w górach, ze sztucznego śniegu i lodu! Nam wystarczyło wyszukać najbliższy pagóreczek czy staw, by w pełni korzystać z sanek, nart i łyżw. „Kluczkorami” po stawach

Osobiście korzystałem z łyżw, które nazywaliśmy „kluczkory”, bo przykręcaliśmy je sobie do butów ze skórzanymi grubymi podeszwami przy pomocy „kluczki”, czyli korbki. Łyżwy odziedziczyłem po starszym bracie, który zajął się w tym czasie nartami. Umawialiśmy się z kolegami i wyruszaliśmy na najbliższy staw, gdzie musieliśmy przy pomocy łopat i drewnianych „zgarniaczy” uprzątnąć śnieg i zrobić z niego naturalne niskie bandy. Bramki robiliśmy z kamieni lub zbijaliśmy je ze zdobytych listw bądź desek. Najczęściej graliśmy sami, tylko niekiedy zapraszaliśmy jakąś grupę chłopców, lub wyruszaliśmy na inny staw, który „zagospodarowali” nasi znajomi. Gorzej było, kiedy wyrąbywano w lodzie przeręble, żeby ryby miały pod dostatkiem tlenu; wtedy często w zapale gry wpadaliśmy do wody i trzeba było szybko uciekać do domu, by się zbytnio nie przeziębić i nie zachorować. Po naszych meczach przychodziły na stawy dziewczyny, żeby sobie trochę pojeździć, chociaż zdarzało się, że niekiedy i je wciągaliśmy do gry. Jakże zazdrościliśmy niektórym kolegom, którzy z dumą przynosili na plecach pierwsze „kanady”, czyli łyżwy przymocowane (przynitowane) do specjalnych butów. Ci też najczęściej w latach 60. ub. wieku jako pierwsi „odpadali” z naszych grup, gdyż wyruszali na pierwsze sztuczne lodowiska.

W Europie już w średniowieczu zyskiwały popularność łyżwy z metalowymi płozami oprawionymi w drewnie i przymocowanymi do butów przy pomocy skórzanych pasków. Np. w Holandii znane były już w XIII w. Wciąż jednak były to łyżwy służące jako środek transportu, do szybkiego przemieszczania się po zamarzniętych kanałach, chociaż oczywiście nie tylko młodzi chętnie korzystali z nich również do zabawy. Na niektórych obrazach z okresu świetności holenderskiego malarstwa spotkać możemy całe grupy ludzi ślizgających się po lodzie: np. Esaias van de Velde (1591-1630) namalował „Zimowy pejzaż z łyżwiarzami” (Museum für Bilden da Kunst, Lipsk), a Muzeum

40

Sztuczne kryte i otwarte

Lodowiska to specjalnie zorganizowane miejsca do uprawiania sportów łyżwiarskich. Dzielimy je na naturalne i sztuczne. Dawniej były tylko naturalne, które powstawały na naturalnie zamrożonych zbiornikach wody. Lodowiska sztuczne dzielą się na otwarte i kryte. Powstają poprzez zamrożenie wody przez sztucznie wytworzoną i utrzymywaną niską temperaturę. W przeciwieństwie do lodowisk naturalnych są bardziej odporne na działanie temperatury powietrza, niektóre mogą nawet funkcjonować przez cały rok.

Frysztat był pierwszy

Ślizgać się – ludzka rzecz

Historia łyżw siega kilku tysięcy lat. Jak podają niektóre źródła, pierwsze łyżwy zbudowane były z kości zwierzęcych przywiązanych rzemieniami do butów i służyły do poruszania się po zamarzniętych stawach i jeziorach. Ślizgano się pomagając sobie długim, ostro zakończonym kijem.

Narodowe w Warszawie ma m.in. ciekawy obraz „Na ślizgawce” autorstwa Hendricka Avercampa (1585-1634). Stalowe łyżwy znane są dopiero od XIX w. i dopiero wtedy zaczęto je stosować do celów rekreacyjnych. Początkowo przymocowywane były do codziennych butów (wtedy oczywiście tylko skórzanych), a dopiero później do specjalnych butów na stałe. Dziś budowa łyżwy zależna jest od tego, do czego ma służyć – jazdy rekreacyjnej czy sportu (hokej na lodzie, łyżwiarstwo figurowe, jazda szybka).

Para miłośników rekreacyjnego łyżwiarstwa z Braniewa (warmińsko-mazurskie) dała się uwiecznić ze stalowymi łyżwami na korbkę.

Na Śląsku Cieszyńskim pierwsze sztuczne lodowisko powstało w Karwinie Frysztacie. Już pod koniec lat 50. ub. wieku został zatwierdzony przez Miejską Radę Narodową, a później Powiatową Radą Narodową, plan budowy sztucznego lodowiska, które w końcu odano do użytku w 1960 r. Znajdowało się prawie w tym samym miejscu, co obecnie. Oczywiście było otwarte, czyli odkryte, a łyżwy obuwano na ławeczkach wokół tafli, bo nie było jeszcze szatni ani dużej widowni. Z czasem dopiero dobudowano wokół tafli 1

2009


Hendrick Avercamp (1585-1634): Pejzaż zimowy z łyżwiarzami stopnie, na których można było na się na nim ślizgać na tych sasobie na stojąco pooglądać spormych łyżwach, jakie stosowane są towców wyczynowych, bo wraz na normalnym lodzie. Specjalny z uruchomieniem sztucznego polimer został wyprodukowany lodowiska zaczęły powstawać w USA, a przeznaczony był pierpierwsze kluby hokejowe i łyżwotnie do wykorzystania w kowiarstwa figurowego. W 1980 r. na smonautyce. karwińskim stadionie zimowym Zawodowi hokeiści twierdzą odbyły się pierwsze Mistrzostwa jednak, że jazdę po takiej naCSRS w łyżwiarstwie figurowym. wierzchni można porównać do Po Karwinie następne sztuczjazdy na lodzie przed końcem ne lodowisko powstało w Trzyńcu tercji, kiedy to lód jest już bardzo – mieszczący je stadion otwarto zużyty. Nadaje się jednak przez 17. 2. 1967 r. Tu pod koniec ub. cały rok do treningów. Mówi się, Hendrick Avercamp: Scena na lodzie. roku również zlokalizowano Miże ślizg na takim „lodzie” jest strzowstwa RC w łyżwiarstwie figurowym, na wprawdzie trochę wolniejszy, ale po nagrzatym samym stadionie odbywają się rozgryw- przeznaczona do organizowania masowych niu powierzchni znacznie szybszy! Prędkość, ki ekstarligi hokeja na lodzie. Oba stadiony imprez sportowych i kulturalnych. jak mówią eksperci, jest na początku niższa gościły też najważniejszą imprezę związkową o 30 proc, a po nagrzaniu tylko o 10 proc. od – Festiwal PZKO. uzyskiwanej na normalnym lodzie. Polimer udający lód Dla rozwoju sztucznych lodowisk ko- Dziś dowiadujemy się z artykułów prasowych, Istotną rolę odgrywa jednak sposób rzystny okres nastąpił pod koniec lat 60., np. że nawet sztuczny lód zastąpiono już specjal- utrzymywania takiej „ślizgawki”. Składa się 13.11.1968 r. otwarto w Hawierzowie pierw- ną masą plastyczną, która ma ponoć prawie ona bowiem z płyt 2x1 metr, które zachodzą szy kryty stadion zimowy; rozegrano na nim takie same właściwości. Pierwsze w Europie na siebie tak dokładnie, że tworzą gładką wtedy pierwszy mecz hokejowy, w którym takie „lodowisko” powstało w Pilźnie, a moż- powierzchnię, bez spoin. Można z nich bumiejscowa drużyna „AZ” uległa dować najróżniejsze „ścieżki”, wojskowym z Hodonina 2:3. Tuktóre pozwalają opuścić stadion taj również odbyły się w 1991 r. bez zdejmowania łyżw i skieroMistrzostwa Europy hokeja na wać się np. do parku. Ponadto lodzie kobiet. Kolejne sztuczne taka ślizgawka nie zużywa enerlodowiska otwarto m.in. w Orłogii ani wody. Brudną nawierzchwej (1975) i Boguminie (1979). nię po prostu zmywa się wodą Początkowo z reguły staz dodatkiem normalnych środdiony budowano jako otwarte, ków czystości. a dopiero później je zadaszano. władysław owczarzy Natomiast od pierwszej chwili zdjęcia zadaszonym był stadion w Haz archiwum autora wierzowie, który został pomyślany jako wielofunkcyjna hala Hendrick Avercamp: Krajobraz zimowy. 1

2009

41


szkatułka

Filmowiec

4

stycznia minęła 35. rocznica śmierci Władysława Delonga, pierwszego i jak dotąd jedynego zaol­ ziańskiego absolwenta praskiej FAMU (Filmová akademie muzických umění). Jego dwa filmy fabularne, „Dům na Ořechovce” (1959) i „Skok do tmy” (1964), z udziałem wybitnego czeskiego aktora Martina Růžka, zali­ czane są do osiągnięć czechosłowakieiej kinematografii tam­ tych lat. Jako reżyser teatralny, będąc na drugim roku studiów, wsparł raczkującą wówczas Scenę Polską realizując na podsta­ wie własnego opracowania jej pierwszą premierę, którą była sztuka Aleksandra Maliszewskiego „Wczoraj i przedwczoraj” (1951). Przedwczesna śmierć nie pozwoliła mu w pełni roz­ winąć niewątpliwego talentu, co w swoich opiniach potwier­ dzali jego wykładowcy i koledzy po fachu.

Miał zostać rolnikiem

Urodził się 20.9.1928 w Stonawie. Jego rodzice, Józef i Zuzanna Delongowie, posiadali 20-hektarowe gospodarstwo rolne i dla jedynego syna przewidywali studia rolnicze. II wojna światowa zgotowała im gorzkie i dramatyczne losy. W 1941 r. cała rodzina została wysiedlona ze Stonawy, majątek skonfiskowany na rzecz rzeszy niemieckiej i pod groźbą śmierci nie wolno im było wejść na teren rodzimej wioski. Taka była cena za zachowanie narodowości polskiej. Pod swój dach przygarnęły ich rodziny z Wędryni i Żukowa. Trzynastoletniego syna nie przyjęto do niemieckiej szkoły i po osiągnięciu 14 lat rozpoczął pracę w warsztatach ślusarskich w Cz. Cieszynie. Po wojnie rodzina powróciła do Stonawy i musiała zaczynać od początku. W 1953 r. poniosła kolejny cios, ponieważ całe gospodarstwo musiała oddać do Jednolitej Spółdzielni Rolnej. Syn Władek, który od 1945 r. był uczniem orłowskiego gimnazjum, nie krył obaw, że gdyby rodzice tego nie zrobili, musiałby opuścić szkołę.

Wybrał teatr i film

W powojennych latach W. Delong zaczął się udzielać w teatralnym ruchu amatorskim w Stonawie, przede wszystkim zaś w przedstawienich wystawianych w gimnazjum. Już wtedy śp. prof. Emil Jędrzejczyk odkrył jego smykałkę do teatru i przygotowując przedstawienia powierzał mu rolę asystenta. Sam Władek zaś zagrał brawurowo i z dużą ekspresją rolę artysty-malarza Wiktora w „Panu Jowialskim” Fredry i Ekonoma w „Krakowiakach i Góralach” Kamińskiego. Należał do tzw. powojennych roczników, wśród których byli już dorośli mężczyźni. Jedni przyszli z zachodnich frontów, drudzy z przymusowych robót, jeszcze inni byli już żonaci i mieli rodziny. Wszyscy byli obciążeni bagażem życiowych doświadczeń. Wspomnę chociażby tylko Adama Wiesława Bergera, Adolfa Bartulca, Bolesława Duławę, Otakara Helisa, Leona Kajurę i Tadeusza Siwka sen. Tworzyli oni pewną elitę i mieli swoje przywileje, np. w czasie przerwy wolno im było palić papierosy w kotłowni albo w niedzielę zarobkowo grać w orkiestrach tanecznych czy po prostu pracować na kopalni. 42

Biwak przy Legerowej

Delong szybko odrobił wojenne zaległości i w 1949 r. zdał maturę z odznaczeniem. Na własne ryzyko postanowił przedostać się na studia do Polski. Zdał bezproblemowo egzamin do łódzkiej filmówki. Z niewiadomych przyczyn Konsulat PRL w Ostrawie ściągnął go z powrotem do Czechosłowacji. Władek nie dał za wygraną, próbując szczęścia na FAMU w Pradze. Udało się. Zamieszkał przy legendarnej wówczas ulicy Legerowej, gdzie biwakowali (inaczej nie można nazwać tych pokojów) już Tadeusz Siwek sen. (późniejszy redaktor „Zwrotu” i „Głosu Ludu”), Eugeniusz Bałon (naukowiec ichtiolog żyjący obecnie w Kanadzie), Rudolf Rozbrój (w swoim czasie renomowany ginekolog hawierzowskiego szpitala), na pewien czas znalazł tam przytulisko także Tadeusz Berger (nieżyjący już grafik „Zwrotu”), który przymierzał się do egzaminów na Akademię Sztuk Pięknych. Prowadzili tam życie w duchu wspólnoty i cyganerii. W latach 40. ub. w. klasy maturalne orłowskiego gimnazjum wyjeżdżały na wycieczkę do Pragi i przy ulicy Legerowej miały punkt zbiorczy do nocnych eskapad po Pradze, gdzie dogorywały przedwojenne nocne lokale i bary. Wychowawcy byli tymczasem pogrążeni w głębokim śnie i kompletnej nieświadomości. Po powrocie z takiej wycieczki było co opowiadać, a podstawowe informacje przekazywano uczniom z niższych klas. 1

2009


Reżyser i pedagog

Pięcioletnie studia (1949-54) na FAMU w Pradze W. Delong zakończył z bardzo dobrym wynikiem i krótkometrażowym filmem pt. „Květ republiky” (1954). Poza wspomnianymi już filmami „Dům na Ořechovce”, który był wyświetlany również w Polsce pod nazwą „Dom w dzielnicy willowej” (1961), i „Skok do tmy”, na kanwie jego pomysłu bądź scenariusza powstały jeszcze filmy: „Vina Vladimíra Olmera” (1959), „Život pro Jana Kašpera” (1959) i „Začít znovu” (1963). Wkrótce po ukończeniu studiów jako docent zaczął wykładać na FAMU i przy jego współpracy oraz opiece pedagogicznej powstał jeszcze film „Nezvaný host” (1969). W jego filmach przeważała tematyka współczesna, problemy życia codziennego, zwłaszcza młodego pokolenia, oraz czasy wojny. Tworzył w trudnych czasach, ale starał się przekazać pewne wartości etyczne i poznawcze. Ożenił się ze swoją byłą studentką Vlastą Janečkową, która była również reżyserem filmowym specjalizującym się w twórczości dla dzieci i młodzieży. Jej sztandarowym dziełem była znana „Zlatovláska”. Mieli córkę Ewę.

Pączek róży

Delong był z usposobienia romantykiem. Charakterystycznym gestem przeczesywał palcami swoje gęste, kruczoczarne włosy z fioletowym połyskiem, co przy jego bladej karnacji, ujmującym uśmiechu i trochę egzaltowanym sposobie bycia przyciągało potencjalnych słuchaczy i robiło wrażenie. Jeszcze w czasach gimnazjalnych mówił o zawodzie artysty w sposób poetycki, ale dojrzały. Porównywał ten zawód do pączka róży, a to, czy i jak się rozwinie, zależy wyłącznie od danej osobowości. Mówił też o tym, że róża ma i kolce, które potrafią boleśnie ranić i zmienić bieg życia. Czyżby już wtedy przewidział swój los? Zmarł 4.1.1974 r. w Pradze w wieku 45 lat. Pogrzeb odbył się w strašnickim krematorium. Urnę z prochami jego siostra Halina Feber złożyła na ewangelickim cmentarzu w Stonawie. wanda cejnar

Zasłużony dla Końskiej

Dnia 23. 12. 2008 zmarł w wieku 76 lat w trzynieckim szpitalu po nieuleczalnej chorobie inż. Oskar Lanc. Urodził się 18.9.1932 w Końskiej, młodość spędził na Osówkach, później z rodzicami osiadł na Podlesiu. Kształcił się w Końskiej (szkoła podstawowa), Trzyńcu (wydziałowa), Cz. Cieszynie (gimnazjum – o pierwszej powojennej klasie gimnazjalnej zredagował i wydał w 2003 r. publikację „Odżyły wspomnienia Czeski Cieszyn 19502003”). Po ukończeniu Akademii Górniczo-Hutniczej w Ostrawie w 1954 r. rozpoczął pracę w odlewniach Huty Trzynieckiej, w 1968 został kierownikiem grup ds. badań operacyjnych (metody matematyczne), niebawem jednak po okupacji sowieckiej został wykluczony z partii i odstawiony na boczne tory. W ostatnich latach aż do emerytury w 1992 r. pracował w dziale rozwoju technicznego. Poświęcał się pracy społecznej. Dwukrotnie był prezesem MK PZKO na Podlesiu, dużo czasu poświęcał młodzieży końszczańskiej, prowadząc przy szkołach polskiej i czeskiej kółka sportowe i języka angielskiego. Pisywał do „Zwrotu”, „Głosu Ludu”, „Hutnika Trzynieckiego”, „Horizontu”, kalendarzy „Śląskiego” i „Cieszyńskiego”, przez pewien czas redagował pismo „Macierz”. W latach 1991-93 wydawał, pisząc większość materiałów, czesko-polskie pisemko „Pokos” (19 numerów) poświęcone sprawom Końskiej i okolicy, wydał dwa czesko-polskie „Roczniki Trzynieckie” (1995 i 1996), był współautorem czesko-polskiej publikacji „Leszna wczoraj i dziś” (1995). Wydał też samodzielnie prace: „Końska i okolica teraz i w przeszłości” (1999), „Besedy s přáteli. Příběhy–názory” (2005), „Naše místo pod sluncem” (2006). Należał do ludzi dociekliwych, dziedzicząc po swych końszczańskich przodkach Koziełkach swoiste, chciałoby się powiedzieć misyjne, ideały, chciał naprawiać świat, był krytyczny wobec bezmyślnych decydentów i współmieszkańców i do samego końca interesował się sprawami zanikającej stopniowo rodzinnej wsi. Niewątpliwie swym dorobkiem wzbogacił plejadę ludzi zasłużonych dla Końskiej. kazimierz jaworski 1

2009

43


 bogdan koch

recenzje

Kompetencja, pracowitość, pomysłowość

S

uszanie to jeden z naszych najstarszych i najsystematyczniej pracujących zespołów folklorystycznych. I pomyśleć, że już 55 lat kultywują naszą kulturę, pokazując ją nie tylko u nas, ale też daleko poza cieszyńskimi granicami. Podziwiać trzeba Janinę Rzyman, która stała na czele tego Zespołu przez większość lat jego historii, a teraz czuwa nad strojami, przekazawszy kierownictwo Barbarze i Janowi Mračnom. Takimi wiadomościami i jeszcze innymi dzieliła się z uczestnikami koncertu jubileuszowego Jolanta Bałon, pełniąca funkcję przewodniczki po jego dziejach, a robiła to elekwentnie, swobodnie, z uśmiechem, bardzo sympatycznie. Ponad brzegi wypełniona sala hawierzowskiego Domu Kultury P. Bezruča mogła się przekonać, co znaczy kompetencja, pracowitość, precyzja i pomysłowość. I na ten temat parę uwag. To, że program miał swoją dramaturgię, tempo, logikę, że nikomu nie pozwolił nawet na odrobinę nudy, jest zasługą kompozycji, która musi mieć swój wyrazisty początek i koniec, a czas między nimi powinien być wypełniony rozmaitością, potęgującą napięcie. Tak było zarówno w części pierwszej, cieszyńskiej, jak i drugiej, czesko-słowacko-polskiej. Tańce od Pietwałdu, obrazek rekrucki, tańce środkowocieszyńskie odznaczały się pomysłowością, a nieraz i oryginalnością rozwiązań choreograficznych (Barbara Mračna, Janina Rzyman, Otto Jaworek). 44

Podobnie miała się rzecz z częścią drugą, wprowadzającą odmienny nastrój kulturowy. To, że Zespół potrafi go wyrazić, dowodzi, iż rozumie sens tego, co przedstawia. Jakże różne w swojej wymowie są folklor zachodnioczeski, kokietujący z bawarskoniemieckim, środowo- czy wschodniosłowacki. Nie chodzi tylko o styl taneczny, ale i język, co razem wziąwszy kreuje trudny do zdefiniowania obraz jedynego miejsca w świecie, jakim jest np. Zemplín, Detva czy Luptów. Włączyłbym w to i zabawy z kapeluszami czy cepami, będące obrazkami rodzajowymi, szukającymi swojego miejsca i nad Olzą, i nad Suszanką. Ten genius loci folkloru wymaga też swoistej techniki tańca, jakże różniący przykładowo region detviański od szarisko-zeplińskiego. Nad tym trzeba długo pracować, także nad stroną psychologiczną tańca. Suszanom się to udało, a stwierdzenie to jest ukłonem w kierunku państwa Mračnów. Nie ma zespołu bez kapeli. To oczywistość, jednak czasem trudna do urzeczywistnienia. Wiedzą o tym doskonale Suszanie, których wspierali Kamraci, muzykanci świetni, ale tylko wypożyczani. W Suchej zrobiono więc wszystko, by mieć swoich. I powiodło się. Zeszło się pięcioro młodych ludzi, dwie skrzypaczki, kontrabasista, klarneciska i akordeonista Ryszard Mračna, dusza kapeli, jej kierownik i aranżer. Grają niedługo, ale już bardzo ładnie, z wyczuciem i zrozumieniem, bez udziwnień. To wielki plus Suszan, podobnie jak chórek

złożony z pięciu pań i trzech panów, śpiewający czysto, sympatycznie, swobodnie (kier. Barbara Weiser). Czasem tylko na tempo trzeba uważać. Repertuar mają ciekawy, wręcz czasem unikatowy. Powinien być utrwalony na płycie. Zespół musi się podobać, co jest kwestią nie tylko poziomu wykonawczego, scenariusza, ale również wyglądu, a więc czystości strojów i estetyki uczesania. I jedno, i drugie mają Suszanie na najwyższym poziomie.Stroje, wszystko jedno jakie, kompletne, wyprasowane, czyste, włosy wygładzone, twarze uśmiechnięte. Już samo patrzenie na Zespół dostarcza bardzo przyjemnych odczuć. Gdy zaś mowa o przyjemności, była ona również dziełem dekoracji – wprawdzie oszczędnej, ale symbolicznej, gustownej, sygnalizującej typ i rodowód Zespołu (Roman Chmiel). Omawiany koncert miał poziom jubileuszowy. Zasługa to wielu osób, uwydatnionych w programie. Spośród nich jednak podniósłbym całą czteroosobową rodzinę Mračnów, Weiserów (tańczą, śpiewają organizują), Janinę Rzyman, Mariana Pilcha, obarczonego obowiązkami organizacyjnymi. Oni wespół z tancerzami, śpiewakami, muzykantami, solistką B. Czendlik znowu udowodnili, że Suszanie są zespołem z niepodważalnymi walorami artystycznymi i kulturowymi. daniel kadłubiec Koncert jubileuszowy Suszan. DK im. Bezruča, Hawierzów 29.11.2008. 1

2009


Śląsk Cieszyński – „nowe” spojrzenie?

P

rzypadkowo byłem uczestnikiem międzynarodowej konferencji „Śląsk Cieszyński – historia i współczesność we wspólnej Europie”, a następnie spotkania z okazji chrztu książki pt. „Śląsk Cieszyński”, zawierającej wybór wygłoszonych na konferencji referatów. Ocenę merytoryczną poszczególnych referatów w publikacji pozostawiam właściwym fachowcom. Pragnę tylko wyrazić kilka uwag nasuwających się w związku z powyższym przedsięwzięciem. Po wysłuchaniu referatów i zaznajomieniu się z panującą na konferencji atmosferą z mieszanymi uczuciami zastanawiałem się nad sensem istnienia Regionální rady rozvoje a spolupráce se sídlem v Třinci (i – siłą rzeczy – Związku Komunalnego Ziemi Cieszyńskiej), współorganizatora całego przedsięwzięcia, jej programu działania, dotychczasowych wyników pracy, doboru współpracowników, a przede wszystkim możliwości spełnienia wytkniętych celów. Publikacja potwierdziła moje wątpliwości.

I

Deklaracje nie przesłonią intencji

Oto garść spostrzeżeń i uwag na temat poszczególnych materiałów oraz sugestii organizacyjnych, których uwzględnienie mogłoby, jak sądzę, przyczynić się do lepszego wykorzystania środków finansowych przeznaczonych na ten potrzebny i pożyteczny projekt.

Historyczno-geograficzne określenie Śląska Cieszyńskiego, jego granice i włączenie do państwa czeskiego (PaedDr. Zbyšek Ondřeka, Muzeum Těšínska, Cz. Cieszyn) Autor podkreśla słuszność stosowania nazwy rzeki „Olza”, tłumaczy pojęcie Śląska 1

2009

Czeskie wpływy kulturowe i językowe na Śląsku Cieszyńskim w okresie od XIV do końca XVIII wieku (PhDr. David Pindur, Slezská univerzita, Opawa) Celem autora jest „przybliżenie w zarysie działania i wpływu języka czeskiego oraz czeskiej kultury w ciągu czterech wieków na ziemiach historycznego Księstwa Cieszyńskiego, od XV do końca XVIII wieku” – i to mu się w znacznej mierze udaje (cytuję za publikacją, w której raz mówi się o XIV, innym razem o XV w. – SZ). Temat rozpatruje na przykładzie rozporządzeń i decyzji organów rządowych i zwierzchnich, natomiast w ogóle nie zajmuje się prostym ludem, jego mową potoczną. Niewiele o XIX w., okresie z punktu widzenia potrzeb projektu najistotniejszym. W swych wywodach nie unika nieścisłości, np. nie wyjaśnia dlaczego i w jaki sposób używano w szkołach wiejskich języka czeskiego i dlaczego powodem był właśnie luteranizm. Takie niepełne, jednostronne potraktowanie tematu utwierdza słuchaczy bądź czytelników w przekonaniu o „czeskości” regionu i słusznych racjach jego przynależności do państwa czeskiego. Spotkania polskiej, czeskiej i niemieckiej kultury i języka na Śląsku Cieszyńskim (Mgr Mariusz Makowski, Muzeum Śląska Cieszyńskiego, Cieszyn) Autor zbyt ogólnie podszedł do tematu, rozprawa nie spełnia funkcji przeciwwagi wobec powyższych referatów. Swe rozważania prowadzi od początku n. e. a kończy w zasadzie na XIX w. Wywód ilustruje przykładami ze sfer najwyższych, najczęściej z dziedziny literacko-artystycznej, pomijając stan faktyczny mowy ludu i szkolnictwa, proces odrodzenia świadomości narodowej i związane z tym początki społecznej działalności organizacyjnej na tym terenie.

Prezentacja wyników sondażu postrzegania wzajemnych stereotypów czeskopolskich wśród młodzieży szkół średnich (Ing. Lukáš Szlaur, mgr Andrzej Wozniak, Instytut Euroschola, Trzyniec) Znajdujemy tu szczegółowe omówienie wyników ankiety, włącznie z diagramami i rysunkami w popularnej z punktu widzenia pedagoga formie graficznej. Brak głębszych analiz i wniosków. Materiał raczej urozmaicający zestaw, nie wnoszący jednak bardziej istotnych treści do wiodącego tematu.

Wystawa

Uwzględnia większość miejscowości regionu po obu stronach Olzy w formie widokówek od schyłku XIX w. do końca międzywojnia. Pewne wątpliwości budzi ich dobór, nie zawsze oddający istotę zjawiska. Wersja polska zawiera 89 zdjęć z 32 miejscowości w RP, wersja czeska 72 zdjęcia z 43 miejscowości w RC.

Wnioski

Uważam, iż projekt jest przedsięwzięciem potrzebnym i pożytecznym, lecz sposób przeprowadzenia jego pierwszego etapu budzi poważne zastrzeżenia. Trudno uważać, iż osiągnięte wyniki prowadzą do osiągnięcia wytkniętych celów. Jednostronnie przedstawiają przeszłość, ugruntowując dotychczasowe stanowisko czeskie. Nie na takich fundamentach należy dążyć do zbliżenia poglądów historycznych i do usuwania stereotypów. Zadziwia skład kierownictw i sposób doboru wykonawców – bez zapewnienia w większej mierze udziału fachowców (m.in. z szeregów polskiej ludności zaolziańskiej, legitymujących się pokaźnym dorobkiem historycznym) i bez uwzględnienia ich opinii. Kontynuacja realizacji projektu powinna uwzględniać specyficzny charakter regionu oraz pełny i prawdziwy obraz jego przeszłości i teraźniejszości, przede wszystkim w ubiegłych dwu stuleciach. Był to bowiem okres głębokich przemian społeczno-narodowych, wymagający zarówno rzetelnej wiedzy, jak i jej stosownego udostępnienia współczesnemu pokoleniu Śląska Cieszyńskiego żyjącemu na obu brzegach Olzy.

45

recenzje

Euroregiony – szkoła integracji europejskiej (Václav Laštůvka, Ing. Šárka Sabelová) Z zawartym we wstępie twierdzeniem, że „projekt udowodnił, iż losy Śląska Cieszyńskiego i euroregionu Śląsk Cieszyński mogą posłużyć jako przykład prawdziwej szkoły integracji europejskiej we wspólnej Europie“ będzie się można zgodzić dopiero po przedstawieniu całości zagadnień związanych z projektem. Uważam, iż konferencję i publikację należy traktować jako pierwszy krok w tym kierunku.

Cieszyńskiego i zmiany jego przynależności państwowej. Obszar ten traktuje jako całość byłego Księstwa Cieszyńskiego, nie uwzględnia jednak specyficznych czynników, które doprowadziły do ukształtowania się w jego ramach Zaolzia, które w XX w. wyraźnie zmieniało swe oblicze narodowe. Wpływy polskie dostrzega dopiero pod koniec XIX w.


recenzje

II

Rzeczywistość była inna

Poniższym przyczynkiem pragnę wskazać na niezbędność uwzględnienia w dalszej realizacji projektu elementów pominiętych w dotychczasowych działaniach. Chodzi o momenty charakterystyczne, które w procesie kształtowania pełnego oblicza Śląska Cieszyńskiego aż do chwili powstania Zaolzia odegrały istotną rolę, a z uwagi na swe znaczenie mogą posłużyć za podstawę do dalszych badań.

Ludowość Śląska Cieszyńskiego

Niepoślednią rolę we wzmiankowanym odgrywała świadomość społeczno-narodowa miejscowej ludności. Pojęcie narodowości w dawniejszych czasach można określać pośrednio na podstawie mowy potocznej. Sytuacja językowa na badanym obszarze była mocno zagmatwana. Instytucje – administracja, urzędy, kościół – posługiwały się po kolei łaciną, językiem niemieckim, czeskim, sporadycznie polskim, a dopiero od połowy XIX w. coraz częściej polskim. Natomiast ludność miejscowa wytrwała pomimo przeszkód i trudności przy mowie śląsko-polskiej. Teorię pseudonaukowców czeskich o popolszczonych Morawianach, którzy podobno dopiero w nowopowstałej Czechosłowacji mogli swobodnie wyrazić swoją wolę skomentował wybitny historyk czeski, Alois Adamus, w ten sposób: „Jeżeli dziś twierdzi się (lata 30. XX w. – SZ), że Śląsk Cieszyński został spolszczony, to w słowach tych jest taka sama logika, jak w twierdzeniu Niemców mieszkających w Czechach, że kraj ten uległ czechizacji. Wszelka siła pochodzi z ludu. Na Śląsku Cieszyńskim nauczano w języku czeskim tak długo, dopóki lud nie posiadł odpowied-

niej siły. Gdy ją uzyskał, usuwał to, do czego wcześniej zmuszały go urzędy administracji państwowej. Język czeski ustępował w sposób naturalny. Gdyby przemysł nie rozwinął się w Ostrawie i regionie Orłowej, język ten ustąpiłby aż po brzegi Ostrawicy. Żaden sprawiedliwy Czech nie może doszukiwać się w tym zjawisku czegoś nadzwyczajnego. Zadziałało prawo naturalne”. (w: „Jazyková otázka ve školství na Těšínsku”, Mor. Ostrava 1930.) Dowody polskich korzeni ludności zaolziańskiej można znaleźć na wielu obszarach życia społeczno-kulturalnego i politycznego. Oto niektóre z nich.

Polskie pierwodruki cieszyńskie

Od początku XVIII w. coraz częściej pojawiają się w Księstwie Cieszyńskim książki przeznaczone dla ludności miejscowej w języku dla niej zrozumiałym, tj. w staropolszczyźnie przetkanej wyrażeniami gwary cieszyńskiej i naleciałościami z języka niemieckiego i czeskiego, co było rzeczą naturalną ze względu na panujący wówczas język urzędowy niemiecki względnie czeski. Pierwszą z nich była książka „Wierność Bogu y Cesarzowi czasu powietrza Morowego należąca, a pokazana przez Jana Muthmana Sługę Ewanjeliey przi kościele Jezusowym przed Cieszynem” (drukował w Brzegu Gottfried Tramp, 1716 r.). Warto przytoczyć uzasadnienie autora dotyczące użycia takiego a nie innego języka: „Sposób pisania mego stylus Lekka jest polszczyzna, niekiedy według zwykłości teraźniejszych Słuchaczów moich akkomodowana, bo nie uszom piszę, ale sercu”. Jest to – dodajmy – wymowne świadectwo stosunków językowych panujących w Cieszyńskiem w tamtych latach.

Urzędowe spisy ludności Rok

Obszar Polacy Czesi Niemcy Słowacy Inni K 70,0 20,6 9,4 0,0 0,0 1880 F-M 83,9 12,6 3,6 0,0 0,0 Z 75,5 17,4 7,1 0, 0,0 K 77,5 13,6 8,9 0,0 0,0 1890 F-M 85,7 10,9 3,4 0,0 0,0 Z 80,5 12,6 6,9 0,0 0,0 K 78,3 9,9 11,6 0,0 0,2 1900 F-M 86,1 9,7 4,2 0,0 0,0 Z 80,6 9,8 9,4 0,0 0,2 K 63,7 21,3 15,0 0,0 0,0 1910 F-M 85,4 9,6 5,0 0,0 0,0 Z 69,2 18,3 12,5 0,0 0,0 (K – powiat karwiński, F-M – zaolziańska część powiatu frydecko-misteckiego, Z – Zaolzie)

46

Powyższą tezę jeszcze wyraźniej podkreśla książka z 1761 r.: „Prawdźiwa Jedźina Do Nieba Z Pisma Swientego dokazana Droga Nauka Katolicka Obsiengujonc w sobie, co Pan Jezus objawił, Apostołowie po wszystkim Swiecie nauczali, a każdy do Zbawienia wierzyć powinien” (wydana w Opawie przez księży Komory Cesarskiej Księstwa Cieszyńskiego). W przedmowie czytamy m.in.: „Łaskawy Czytelniku! Oto ći śie podaje Kśionszka nowo, ktora jakkolwiek stare Rzeczy w sobie zawiera, przece noworzeczona, że twojemu Jenzykowi, a w mowie w Druku przyspusobiona po pierwsze na Swiatło wychodzy, aby tym milsza y każdymu przyjemniysza była, czym snadnieysza bendźie do wyrozumienia. (…) Krotko mowionc: ta Ksionszka z tym Umysłem tak wienkszym Działem pryrodzonom tobie mowom na Swiatło wydana, aby ubostwu za wiele innych Ksiong wygodziła”. Dziesiątki polskich pierwodruków cieszyńskich zasługują na uwagę głównie dlatego, że pojawiły się w okresie, kiedy czeszczyzna i niemczyzna były na Śląsku językiem narzuconym i uprzywilejowanym. Autorów tych książek nie można posądzać o jakiekolwiek intencje polityczne, kierowali się oni bowiem pragnieniem jak najlepszego służenia ludowi. Chcąc być zrozumiani, musieli pisać po polsku.

Mowa potoczna

Po raz pierwszy dane na temat mowy potocznej w poszczególnych gminach Księstwa Cieszyńskiego zgromadził Reginald Kneifel w książce „Topographie des kaiserl. Konigl. Antheils von Schlesien” z 1804 r. Dane te są o tyle ważne, że dotyczą okresu, w którym nie występowały jeszcze na tym obszarze przejawy ruchu imi- czy emigracyjnego. Przytaczam je uwzględniając aktualny podział administracyjny zaolziańskiej części regionu. Zaolziańska część powiatu frydeckomisteckiego (do 1960 r. były powiat czeskocieszyński): ogółem 38 gmin, w tym w 32 występowała mowa śląsko-polska, w 6 śląsko-morawska. Obecny powiat karwiński: ogółem 43 gminy, w tym w 37 występowała mowa śląsko-polska, w 5 śląsko-morawska, w 1 niemiecko-śląsko-polska. W powiecie polsko-ostrawskim wśród gmin z mową śląsko-polską Kneifel wymienia: Kuńczyce Małe, Kuńczyce Wielkie, Michałkowice i Szonychel.

1

2009


Prasa regionalna

1

2009

nie w tym celu zarówno ludności polskiej, jak i czeskiej; brak ostrej granicy między językami słowiańskimi polskim i czeskim, co miało istotne znaczenie w paśmie przygranicznym; imigracja w celach zarobkowych, która wbrew pozorom bardziej sprzyjała ludności czeskiej niż polskiej; nasilające się tendencje czechizacyjne na przełomie XIX i XX w.w związku z rozwojem górnictwa i przemysłu ciężkiego; nieprawidłowości w spisach ludności.

Decydujące momenty

Ruch społeczno-narodowy

Po 1848 r. rozwinął się ruch społeczno-narodowy, którego głównymi animatorami (założycielami i kierownikami) byli miejscowi działacze polscy. Z najważniejszych, obejmujących cały Śląsk Cieszyński, organizacji wymieńmy: Towarzystwo Rolnicze Księstwa Cieszyńskiego (1869-1939), Towarzystwo Oszczędności i Zaliczek (1873-1939), Macierz Szkolna dla Księstwa Cieszyńskiego (1885-1938), Związek Polskich Towarzystw Gimnastycznych Sokół (1890-1939), Związek Polskich Straży Pożarnych (1914-1939), Centralne Stowarzyszenie Spożywcze dla Śląska w Łazach (1905-1939), Stowarzyszenie Robotnicze Oświatowo-Gimnastyczne Siła (19081939), Harcerstwo Polskie (1912-1939). Można założyć, że do 1910 r. strukturę narodowościową ludności miejscowej Zaolzia kształtowały następujące czynniki: złożoność procesu uświadamienia narodowego w drugiej połowie XIX w.; silne tendencje germanizacyjne i wykorzystywa-

Dowody polskości Śląska Cieszyńskiego przedstawiają na podstawie materiałów archiwalnych wystawy „W drodze do ziemi obiecanej. Cieszyńscy Polacy w latach 1848-1918” oraz „Pierwsza Niepodległość”, obydwie przygotowane przez Książnicę Cieszyńską. Zorganizowane z okazji 90-lecia powołania Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego w sposób wysoce kwalifikowany odtwarzają dzieje Księstwa Cieszyńskiego od połowy XIX w. do końca I wojny światowej. Warto zaznajomić się z obszernymi folderami wystaw, zawierają bowiem odpowiedni materiał pod dyskusję. stanisław zahradnik

I

Międzynarodowa konferencja „Śląsk Cieszyński – historia i współczesność we wspólnej Europie” (Cz. Cieszyn, 15.5.2008). Organizatorzy: Regionální rada rozvoje a spolupráce se sídlem v Třinci, Związek Komunalny Ziemi Cieszyńskiej. „Śląsk Cieszyński”. Wybór referatów międzynarodowej konferencji „Śląsk Cieszyński – historia i współczesność we wspólnej Europie”. Wydawcy wersji polskiej i czeskiej: Związek Komunalny Ziemi Cieszyńskiej, Regionální sdružení pro česko-polskou spolupráci Těšínského Slezska, Muzeum Těšínska. Chrzest książki odbył się 20.11.2008 w Cz. Cieszynie.

II

47

recenzje

W roku Wiosny Ludów zaczęły się pojawiać w Cieszynie pierwsze dwa ogólnoinformacyjne pisma, oba w języku polskim: „Tygodnik Cieszyński. Pismo poświęcone dla ludu wiejskiego”, prowadzone w duchu polskiego odrodzenia narodowego oraz „Nowiny dla ludu wiejskiego” – w duchu germanofilskim. Pierwsze pismo w języku niemieckim, „Silesia”, pojawiło się w 1860 r., a w języku czeskim, „Noviny Těšínské”, w 1894 r. W 1910 r. w Księstwie Cieszyńskim i w Ostrawskiem wychodziło ogółem 28 pism w języku polskim, w tym 1 dziennik, 1 „półtygodnik” (2 razy w tygodniu), 8 tygodników, 6 dwutygodników, 6 miesięczników, 1 kwartalnik, 5 o nieokreślonej częstotliwości. Charakterystyczne cytaty: „Co się nas tycze. (…) My Ślązacy nie jesteśmy Czesi, dlatego też z Czechami się nie złączemy; aleśmy też nie Niemcy, i z Niemcami nie dosięgniemy naszego zadania; zostaniemy tedy, czym jesteśmy i będziemy Polakami. (…) Gdyż naszą mową, jest mowa polska, należymy tedy my Ślązacy do narodu polskiego.”. (TC, nr 22 z 30.9.1848 r.) „Przetoż Ślązacy musicie kochać narodowość swoją i ojczyznę swoję, wolność, mowę, obyczaje swoje; bo który tego nie kocha, jest nikczemnym próżniakiem. Musimy świadomymi być tego, żeśmy Sławianie, żeśmy między Sławianami Polacy, a między Polakami Ślązacy”. (TC, nr 34 z 23.12.1848 r.) „(…) Począwszy od roku 1948, wydawał śląski rząd krajowy wszystkie prawie rozporządzenia i pouczenia dla ludności polskiej w języku polskim. Zaczął też wychodzić w r. 1849 Dziennik Urzędowy w języku polskim, co świadczy najwyraźniej o tym, że rząd uznawał potrzebę komunikowania się z ludnością w języku jej przystępnym.” (Józef Londzin: „Polskość Śląska Cieszyńskiego”, Cieszyn 1924.)


recenzje

W obronie tożsamości Kościół ewangelicki na Zaolziu w latach 1945-1950

H

istoria ewangelicyzmu na Śląsku Cieszyńskim jest niezwykle bogata, obfitująca w wiele wątków, z których znaczna część nie doczekała się do tej pory odrębnego opracowania. Do takich należą losy Śląskiego Kościoła Ewangelickiego Augsburskiego Wyznania w pierwszych latach powojennych. Kiedy po podziale Śląska Cieszyńskiego między Polskę a Czechosłowację w 1920 roku po stronie czechosłowackiej pozostała część polskich zborów luterańskich wydawało się, iż w naturalny sposób powinny one stworzyć polski Kościół ewangelicki. Tak też się stało choć na użycie przymiotnika „polski” w nazwie nowej konfesji władze czeskie nie chciały wyrazić zgody, w rezultacie czego przybrał on nazwę Augsburski Kościół Ewangelicki na Wschodnim Śląsku w Czechosłowacji. Zdecydowaną większość wiernych stanowili Polacy, polskie było także niemal w całości duchowieństwo. Obrany przez pastorów kierunek rozwoju Kościoła oraz udział w inicjatywach służących podtrzymaniu i rozwojowi życia narodowego mniejszości polskiej spowodowały, iż Augsburski Kościół Ewangelicki szybko stał się ważną instytucją polską na czeskim Śląsku Cieszyńskim. Aktywność omawianego Kościoła, tak bardzo pozytywnie oceniana przez Polaków, zarówno na Zaolziu, jak i w państwie polskim, wśród Czechów budziła wiele 48

kontrowersji. Jego władzom zarzucano m.in. negowanie istnienia w zborach licznej grupy wiernych narodowości czeskiej i w rezultacie zaniedbywanie ich potrzeb religijnych (np. posługi duszpasterskiej w języku czeskim, prowadzenia lekcji religii w języku czeskim, wydawanie publikacji religijnych w języku czeskim itd.), angażowanie się w działalność o charakterze politycznym i kierowanie się interesem Warszawy, a więc stawianie kwestii narodowych przed religijnymi. Czeskie środowiska bardzo negatywnie odbierały również udział

duchownych i laikatu Augsburskiego Kościoła Ewangelickiego w tworzeniu zrębów nowej władzy po aneksji ziem na lewym brzegu Olzy przez Polskę, jak również fakt przyjmowania podczas drugiej wojny światowej przez część duchowieństwa tzw. volkslist, przy czym nie dostrzegano presji pod jaką działali polscy pastorowie. Na ogół przyjęcie volkslisty stanowiło alternatywę wobec śmierci. Nie zauważano, że wielu z nich działało w ruchu oporu, lub walczyło po stronie aliantów. Międzywojenna działalność Augsburskiego Kościoła Ewangelickiego, jak również losy jego duchownych i wiernych w okresie okupacji hitlerowskiej sprawiły, iż pierwsze lata powojenne stanowiły dla niego bardzo trudny okres. Na fali nastrojów antypolskich i chęci rewanżu za zajęcie Zaolzia przez Polskę w 1938 roku wzmogła się aktywność czeskich polityków, np. Františka Uhlířa, dążących do definitywnego rozwiązania „kwestii polskich ewangelików na Śląsku Cieszyńskim” i likwidacji omawianego Kościoła. W swych działaniach uzyskali wsparcie Czeskobraterskiego Kościoła Ewangelickiego liczącego na przejęcie majątku i wiernych zaolziańskich zborów. Realizacji tych celów służyło szereg decyzji dotyczących polskiego Kościoła podjętych przez stronę czeską w latach 1945-1948. Dopiero przejęcie władzy przez partię komunistyczną położyło kres tym działaniom, 1

2009


1

2009

mowym zdaniem Autora znaczeniu w historii Śląskiego Kościoła Ewangelickiego, o którym świadczy fakt, iż wiele z jej zapisów obowiązuje do dnia dzisiejszego. Charakteryzując sytuację Augsburskiego Kościoła Ewangelickiego od momentu zawarcia umowy ostrawskiej do przejęcia władzy przez komunistów w lutym 1948 roku, Józef Szymeczek trafnie scharakteryzował rolę Czeskobraterskiego Kościoła Ewangelickiego w rozwoju wydarzeń, zwraca również uwagę na znacznie jakie dla położenia zborów zaolziańskich i licznej rzeszy ich członków miały działania podejmowane przez kierujące się osobistymi animozjami jednostki, jak choćby wspomniani już ks. P. Janeczek i F. Uhlíř, potrafiące zmobilizować za pomocą mediów (głównie prasy), czeską opinię publiczną przeciw polskim ewangelikom. Autor wskazuje również na wpływ zmian w stosunkach narodowościowych na Zaolziu na rozwój sytuacji w Kościele augsburskim, przybliża również stanowisko wobec kwestii polskich ewangelików rządu w Warszawie, który docenił wagę tego problemu oraz rolę omawianej konfesji w życiu mniejszości polskiej w Czechosłowacji. Swe rozważania Józef Szymeczek kończy na pierwszych latach działalności Kościoła w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej. Z jednej strony, w krótkiej perspektywie przejęcie władzy przez komunistów pozytywnie wpłynęło na rozwój sytuacji w zaolziańskich zborach, które już nie musiały się obawiać włączenia do Kościoła czeskobraterskiego, z drugiej zaś szybko dały się odczuć negatywne skutki tego wydarzenia. Do najistotniejszych należało bez wątpienia zmuszenie superintendenta Kościoła augsburskiego ks. Józefa Bergera do rezygnacji z funkcji i opuszczenia Zaolzia. Sytuację w omawianym Kościele Autor charakteryzuje jednak w szerszym kontekście, na tle procesów, zachodzących w stosunkach państwo – Kościół oraz w życiu religijnym czeskiego Śląska Cieszyńskiego, kiedy to m.in. swą działalność rozwijają Stanowczy Chrześcijanie. Tak dogłębna analiza zaledwie kilkuletniego, lecz jakże ważnego okresu w dziejach Śląskiego Kościoła Ewangelickiego Augsburskiego Wyznania była możliwa dzięki zgromadzeniu przez Autora bardzo obszernej bazy źródłowej. Józef Szymeczek dotarł do dotąd niepublikowanych zbiorów archiwalnych, przeprowadził również kwerendę w Archiwum Śląskiego Kościoła Ewangelickiego, wykorzystał także cenne pozycje znajdujące się w prywatnych rękach. Dzięki temu omawiana monografia

jest bardzo wartościową pracą historyczną, opartą na bogatym materiale faktograficznym. Publikacja obfituje w cytaty, pozwalające czytelnikowi nie tylko zapoznać się z nieznanymi dotąd faktami, ale również wczuć się w klimat tamtych czasów, a być może zrozumieć motywy, którymi się kierowali przedstawiciele Kościoła augsburskiego, czy czescy duchowni i politycy. Sprzyja temu również przybliżanie przez Autora życiorysów poszczególnych postaci. Józef Szymeczek potrafi jednak równocześnie spojrzeć na opisywane wydarzenia z szerszej perspektywy, wskazując, iż swe źródło miały one niejednokrotnie w procesach, zachodzących z dala od Zaolzia i nie mających pozornie nic wspólnego z tym regionem. Warto również podkreślić, że Autor wiele miejsca poświęcił także analizie stanowiska strony czeskiej, w tym władz i duchownych Kościoła czeskobraterskiego, wskazując na motywy, jakimi się kierowali w swych działaniach. Dzięki temu praca ma charakter obiektywny, a przedstawiane wydarzenia cechuje wieloaspektowe ujęcie. Monografia Augsburski Kościół Ewangelicki w Czechosłowackiej części Śląska Cieszyńskiego w latach 1945-1950 to z pewnością pozycja niezwykle interesująca dla historyków, przy czym dla tych zajmujących się stosunkami polsko-czeskimi i regionem Śląska Cieszyńskiego powinna stanowić lekturę obowiązkową. Jest to również publikacja bardzo ciekawa dla osób zainteresowanych problematyką narodowościową, religioznawców, socjologów religii, etnologów czy politologów, stanowi bowiem pracę o interdyscyplinarnym charakterze, bogactwie poruszanych wątków, w której umiejętnie wykorzystano metody badawcze charakterystyczne dla tych różnych i często dalekich od siebie dziedzin nauki. Włączając w to obiektywizm Autora otrzymaliśmy dzieło dojrzałe, w sposób przejrzysty ukazujące skomplikowaną rzeczywistość powojenną na Zaolziu, w której z jednej strony kwestie religijne łączyły się niejednokrotnie z narodowymi i często były wykorzystywane dla realizacji partykularnych celów wąskiej grupy polityków i działaczy, z drugiej zaś, gdzie istniała liczna grupa osób, która dla obrony swej konfesji gotowa była do daleko idących kompromisów i poświęceń. elżbieta pałka Józef Szymeczek: Augsburski Kościół Ewangelicki w czechosłowackiej części Śląska Cieszyńskiego w latach 1945 - 1950, Cieszyn 2008, s. 183. 49

recenzje

jednak szybko okazało się, że nowe władze dążą do podporządkowania sobie wszelkich organizacji wyznaniowych i uzyskania nad nimi całkowitej kontroli. Jednym z przejawów polityki Komunistycznej Partii Czechosłowacji wobec Kościoła augsburskiego było narzucenie mu, w 1950 roku, nazwy Śląski Kościół Ewangelicki Augsburskiego Wyznania, nie mającej żadnego uzasadnienia historycznego i dogmatycznego. Pod tą nazwą funkcjonuje on zresztą do dnia dzisiejszego. Właśnie temu okresowi w dziejach zaolziańskiego Kościoła poświęcona jest monografia Józefa Szymeczka Augsburski Kościół Ewangelicki w czechosłowackiej części Śląska Cieszyńskiego w latach 1945-1950. W głównym obszarze zainteresowań tego należącego do młodego pokolenia zaolziańskich historyków autora od wielu lat znajduje się problematyka polskiego ewangelicyzmu na Śląsku Cieszyńskim. Monografia ma charakter chronologiczno – problemowy. Autor opisuje kolejne etapy walki Augsburskiego Kościoła Ewangelickiego o przetrwanie, koncentrując jednocześnie uwagę na przełomowych wydarzeniach i najważniejszych problemach, decydujących o ówczesnej kondycji zaolziańskiej wspólnoty religijnej. Swe rozważania Józef Szymeczek rozpoczyna od uwag o charakterze metodologicznym. Następnie analizuje sytuację w ewangelickich zborach na Zaolziu w pierwszych powojennych miesiącach zauważając, iż wpływ na nią miały zarówno czynniki „zewnętrzne”, w tym m.in. położenie mniejszości polskiej w Czechosłowacji, nastroje mieszkańców czechosłowackiej części Śląska Cieszyńskiego, antagonizmy między poszczególnymi konfesjami, sięgające swą genezą czasów przedwojennych oraz napięcia i konflikty w stosunkach Warszawa – Praga, jak i „wewnętrzne problemy” obecne w Kościele. Do najważniejszych z nich Autor zaliczył kwestię polskich pastorów, z których część nie zdecydowała się, z różnych przyczyn, na powrót na Zaolzie, tym zaś, którzy wrócili, utrudniano, a później wręcz uniemożliwiano podjęcie pracy w swych parafiach. Do śląskich zborów kierowano duchownych czeskich, często, tak jak na przykład ks. Pavel Janeczek, o nacjonalistycznych poglądach. Jak zauważa Józef Szymeczek „Polskie zbory augsburskie zostały potraktowane tak samo, jak zbory niemieckie, między Polakami a Niemcami nie czyniono żadnej różnicy” (s. 43). Rozwiązaniem, które przyniosło załagodzenie powstałych na tym tle konfliktów okazała się tzw. umowa ostrawska z września 1945 roku, o przeło-


konkur s polska h

i

s

t

o

r

i

a

W 1587 r. szlachta wybrała na króla Polski Zygmunta ze szwedzkich Wazów. Nowy władca nie chciał jednak zrezygnować i ze szwedzkiej korony. Został w Szwecji zdetronizowany; w odpowiedzi na to włączył do Polski Estonię. Wówczas, w 1600 r., szwedzki książę Karol Sudermański wkroczył do polskich Inflant (obecnie Łotwa). Rozpoczęła się długotrwała wojna, nazwana później szwedzkim potopem. Jedna z pierwszych, zwycięskich dla Polski bitew rozegrała się 27.9.1605 r. pod Kirchholmem (obecna nazwa Salaspils). Wzdłuż rzeki Dźwiny (obecnie Daugava) stanęły naprzeciw siebie wojska Karola IX Sudermańskiego (ok. 11 000 żołnierzy) i hetmana Jana Karola Chodkiewicza (3 440 żołnierzy). Dzięki zastosowanej taktyce oraz uderzeniu husarii strona polska odniosła druzgocące zwycięstwo: padło 5000 Szwedów, pozostałych wycięli okoliczni chłopi, na statki uszło z życiem zaledwie kilkuset szwedzkich żołnierzy. Z uwagi na duże zainteresowanie Czytelników, postanowiliśmy kontynuować w tym roku Konkurs Polska. Jego zakres tematyczny pozostaje taki sam – obejmuje zjawiska związane z Polską, jej historią, kulturą, nauką, literaturą, sztuką, sportem itp. Zmianie ulegają natomiast warunki udziału w konkursie: żeby wziąć udział w losowaniu nagród należy poprawnie odpowiedzieć na wszystkie 3 pytania. Zwycięzca otrzyma książkę wartości 600 kc, nagrodę rzeczową watości 1000 kc oraz prenumeratę „Zwrotu” (dla siebie lub wskazanej osoby) na 2009 r. Nagrody książkowe finansują Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” oraz Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”. 50

l

i

t

e

r

a t

u

r

a

Urodził się 4.10.1741 r. w Hołoskowie na Pokuciu, w powiecie kołomyjskim. Gdy miał 8 lat oddano go do kolegium jezuickiego w Stanisławowie, następnie kształcił się w jezuickiej akademii we Lwowie. Okres lwowski zaważył na uformowaniu się jego sylwetki poetyckiej, gdyż właśnie tutaj żywe jeszcze były tradycje staropolskiej sielanki. Pisał wiersze miłosne, patriotyczne, przede wszystkim jednak sielanki, które weszły do zbioru „Zabawki wierszem i przykłady obyczajne” (1780). Do najbardziej znanych należy „Laura i Filon”. Karierę zrobiły jednak zwłaszcza jego pieśni nabożne, śpiewane po dziś dzień jako utwory anonimowe. Idzie o modlitwy „Kiedy ranne wstają zorze” i „Wszystkie nasze dzienne sprawy”, kolędę „Bóg się rodzi” i pieśń procesyjną na Boże Ciało „Zróbcie mu miejsce”. Po 1795 r., złamany katastrofą rozbiorową, postanowił już nie uprawiać poezji. Zmarł w 1825 r. we wsi Chorowszczyzna.

Pytanie 1 W której z republik bałtyckich leży obecnie Kircholm?

Pytanie 2 Podaj imię i nazwisko poety doby stanisławowskiej, autora m.in. kolędy „Bóg się rodzi”.

Pytanie 3 Podaj imię i nazwisko

Alzatczyka, od którego pochodzi nazwa dzielnicy Krakowa Wola Justowska.

Odpowiedzi z zaznaczeniem konkurs polska można przesyłać pocztą i w formie elektronicznej na info@zwrot.cz. Termin ich nadsyłania mija 6. 2. 2009.

a r c h i t e k t u r a

W 1996 r. ponownie otwarła swoje podwoje odrestaurowana Willa Decjusza w Krakowie – unikatowy, całkowicie jednak zdewastowany po śmierci (1894) ostatniej właścicielki, księżnej Marceliny Czartoryskiej, pałac renesansowy. Willę kazał zbudować Justus Decjusz, przybyły z Węgier do Krakowa w 1508 r. Alzatczyk, który jako sekretarz króla Zygmunta Starego i zwierzchnik mennic koronnych stał się jednym z najbardziej majętnych dostojników królewskich. Cieszył się przyjaźnią najwybitniejszych humanistów Europy, m. in. Marcina Lutra i Erazma z Rotterdamu. W 1528 r. zakupił Wolę Chełmską pod Krakowem, by tam właśnie zlokalizować willę podmiejską na wzór modnych w okolicach Florencji i Rzymu posiadłości wypoczynkowych, miejsc spotkań i dysput filozoficznych. Do budowy zatrudnił trzech włoskich architektów. Malowniczo usytuowany na wschodnim stoku Sowińca, otoczony rozległym renesansowym ogrodem, pałac był gotowy w 1535 r. W 1590 r. posiadłość kupił Sebastian Lubomirski, w 1630 willę podwyższono o jedno piętro, dodano dwie alkierzowe wieże i łączącą je trzykondygnacyjną loggię arkadową. W XIX willę przemieniła w letnią rezydencję Joanna z Wielowiejskich, przeistaczając m. in. ogród w angielski park krajobrazowy. Obecnie pałac jest siedzibą Stowarzyszenia Willa Decjusza, realizującego cele związane z integracją środkowoeuropejską. Rozwiązanie edycji grudniowej Pytanie nr 1: b) stanu wojennego Pytanie nr 2: Wisława Szymborska Pytanie nr 3: Andrzej Wajda Nadesłano 28 prawidłowych rozwiązań wyłącznie w kat. c. Nagrodę wylosowała Wanda Fukala z Karwiny. Losowanie z udziałem red. red. Czesławy Rudnik i Kazimierza Kaszpera odbyło się 6. 1. 2009 r. Uczestników konkursów prosimy o podawanie wraz z rozwiązaniem swojego nr. telefonu. 1

2009


krz yżówka Wśród autorów prawidłowych rozwiązań rozlosowane zostaną nagrody książkowe. Rozwiązanie dodatkowe prosimy przesyłać na adres pocztowy lub info@zwrot.cz do 6 lutego 2009 r. Rozwiązanie krzyżówki z nr 12 / 2008: O RADĘ PYTAJ TEGO KTO SAM SOBIE RADZI Nagrody książkowe wylosowali: Olga Orszulik z Suchej Górnej i Józef Stonawski z Trzyńca Lesznej Dolnej. Gratulujemy! Poziomo: 1 przyczyna nerwicy 7 siły zbrojne 10 kopalna małpa człekokształtna 11 szczyt tatrzański 12 miasto w Finlandii 13 puzzle 18 wiecznie zielone drzewo iglaste 21 płynie na Słowacji 22 pierścień włosów 25 broń kawaleryjska 27 zawiadomienie o przesyłce 29 główne nabożeństwo liturgiczne 30 pisarka szwedzka 32 „nie” w języku Manna 33 duża bułka 35 imię Londona 37 trująca bylina z rodziny jaskrowatych 38 grabieżca 39 miasto na trasie BAM-u 40 gatunek lub rodzaj 42 w godle Libanu 44 dowcip 45 powstał ze skrzyżowania klaczy zebry z koniem 48 splot korzeni trawy z ziemią 1

2009

49 środki narkotyczne w lecznictwie 51 najmniejsza z mew 53 ropień 55 słynne uzdrowisko w Belgii 57 wpada do Obu 60 bylina z rodziny niecierpkowatych 63 sepia 64 część zamka broni palnej 65 krzyż z wyobrażeniem Chrystusa 66 też zabiegała o Janka Kosa 67 trujący półmetal Pionowo: 1 zimowy pojazd 2 wywar z kości i mięsa 3 pospolicie o pistolecie

4 sieć rybacka w kształcie worka 5 jajo wszy 6 nad zlewem 7 poklask 8 wybawicielski wysłannik Allaha 9 jeden z satelitów Urana 14 znany film Wajdy 15 poręczenie na wekslu 16 glon na galaretę 17 sarkazm 19 pan domu 20 biała odmiana gipsu 23 umowa między papieżem a państwem 24 ośrodek kultu Asklepiosa 26 umowa o najem statku 28 drzwi lub brama 31 marcowy solenizant 34 górna część kończyny

dolnej 36 zjawisko nadnaturalne 41 z prądem i deltą 43 imię drugiego człowieka na Księżycu 46 cienka tkanina lniana 47 przywidzenie 50 pobudza do kichania 52 wypadek na drodze 53 papierosy z dromaderem 54 port szwedzki 56 stolica nad Sekwaną 58 skojarz z iperytem 59 konwent 61 wawrzyn dla zwycięzcy 62 ptak czczony w starożytnym Egipcie Podpowiedź do rozwiązania dodatkowego: sentencja george’a bernarda shaw opr. Biki 51


Pokłon Trzech Króli. Płyta z sarkofagu rzymskiego, IV w. n. e.

Ś w i ę t a z w y c z aje o b r z ę d y

czas magiczny Przełom roku to czas permanentnego świętowania. Okres od Bożego Narodzenia, czyli od północy z 24 na 25.12. do Trzech Króli 6.1., to zdaniem zaolziańskich Dolan i katolików Święty Czas, zaś wedle Górali i ewangelików Godni Święta. Tradycyjnie jest wtedy obchodzony Dzień Bożego Narodzenia (25.12.), Drugie Święto, czyli św. Szczepana Męczennika (26.12.), św. Jana Apostoła i Ewangelisty (27.12.), Świętych Młodzianków (28.12.), św. Sylwestra Papieża (31.12.), Nowy Rok (1.1.) i Trzech Króli (6.1.).

Zwyczaj rozpoczynania nowego roku od pierwszego dnia stycznia wprowadził w swej reformie kalendarzowej Gaius Iulius Caesar (Juliusz Cezar). Rzymianie czcili w ten dzień Janusa, boga bram, drzwi i początków. Wiele języków, w tym angielski i niemiecki, przejęło właśnie od Janusa nazwę miesiąca styczeń (ang. january). Wcześniej Rzymianie nowy rok witali 1 marca. Pierwszym w historii rokiem rozpoczętym 1 stycznia był DCCVIII A.U.C., tzn. 708 od założenia Miasta (Rzymu), czyli wg obecnie stosowanej rachuby czasu 46 r. p.n.e. W Rosji i na Ukrainie Nowy Rok obchodzi się 14.1. (wg kalendarza juliańskiego). W Azji dzień Nowego Roku jest ruchomy (używa się tam bowiem kalendarza księżycowego, liczącego od 12 do 13 miesięcy), ale zazwyczaj obchodzony jest w styczniu albo w lutym. Od 1931 r. w Kościele katolickim Nowy Rok obchodzony jest jako święto Bożej Rodzicielki Maryi. Przyjęło się, że obchodzenie święta należy rozpocząć od otworzenia butelki szampana o północy z 31.12. na 1.1., na Śląsku Cieszyńskim jednak większy akcent kładziono na jego charakter rodzinno-religijny – przy świątecznym jadle śpiewano kolędy i dawną pieśń nabożną, liczącą 17 strof. Pierwsza brzmiała: Syn Boży z nieba nam dany, Dziś jest dla nas obrzezany, Dziś zaczął krew swą wylewać, Brudy grzechów naszych zmywać. Rano szło się do kościoła, po powrocie przyjmowano winszowników. Podejmowano też osobiste postanowienia na przyszły rok, np. o zaprzestaniu palenia czy nadużywania alkoholu.

Trzech Króli

Trzej Królowie to w tradycji chrześcijańskiej trzej mędrcy ze Wschodu (magowie, kapłani religii zaratusztriańskiej, astrologowie), którzy udali się do Betlejem, aby oddać pokłon narodzonemu Jezusowi. Wyruszyli z miejscowości Kashan na terenie obecnego Iranu. Biblia nie wymienia ich imion; w zachodnim chrześcijaństwie przyjęło się, że nazywali się Kacper, Melchior i Baltazar. Opis pokłonu Trzech Króli znajduje się w Ewangelii św. Mateusza. Opowiada o trzech cudzoziemcach, którzy, wiedzeni gwiazdą, wyruszyli w drogę do Betlejem, które wyznaczyli jako miejsce narodzin na podstawie proroctwa w Księdze Micheasza, aby złożyć pokłon narodzonemu królowi żydowskiemu. Odnalazłszy stajenkę w grocie, ofiarowali Dzieciątku swoje dary, które należały do najcenniejszych: mirrę, złoto i kadzidło (mirra była wówczas w cenie złota, tę aromatyczną żywicę z rzadkich drzew palili w swoich pałacach jedynie najzamożniejsi). Zwyczaj święcenia tego dnia złota i kadzidła wykształcił się na przełomie XV i XVI w. Poświęcanym kadzidłem, którym była żywica z jałowca, okadzano domy i obejście, co miało znaczenie symbolicznego zabezpieczenia przed chorobami i nieszczęściami. W tym samym celu poświęconym złotem dotykano całej szyi. Od XVIII w. upowszechnił się także zwyczaj święcenia kredy, którą na drzwiach wejściowych w wielu domach katolickich pisano litery: K+M+B+ (data bieżącego roku). Litery te błędnie odczytuje się jako inicjały imion trzech mędrców, tymczasem stanowią one skrót łacińskiej inskrypcji Christus Mansionem Benedicat (Niech Chrystus błogosławi temu domowi). W dniu tym w Cieszyńskiem chodziły od domu do domu grupy „pastuszków” i „trzech króli” z powinszowaniami. Pastuszkowie byli tylko ucharakteryzowani, natomiast „trzej królowie” poprzebierani – poza św. Mikołajem i jego orszakiem oraz „grzegorzami” i „judoszami” są to jedyni porzebierańcy w cieszyńskiej tradycji ludowej. adam waszut

Źródło: Internet, „Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim” Jana Szymika

Nowy Rok


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.