7 minute read

Polscy Poeci w Indiach

Festiwal Poezji w Indiach

GUNTUR - HYDERABAD 2019

Advertisement

Guntur nie jest największym (około 750 tys mieszkańców), za to jednym z najgęściej zaludnionych miast świata, położonym w środkowo-wschodniej części Indii, zaledwie 40 km od Zatoki Bengalskiej, prawie 1800 km koleją od New Delhi. Pokonanie tej trasy zajmuje, co najmniej, 33 godziny (nie próbowałam).

Właśnie tutaj, w Guntur, organizowany jest Międzynarodowy Festiwal Poezji (we wrześniu ub. roku już po raz dwunasty), tradycyjnie w budynkach uniwersyteckich JKC College – nieco zmęczonych i nadgryzionych zębem czasu, ale na okoliczność festiwalu udekorowanych świeżymi kwiatami, płatkami i gałązkami. Na zewnątrz – pędzące w różnych kierunkach, na pozór bez ładu i składu tuk-tuki i skutery, roztrąbione samochody, smutne, wychudzone krowy poszukujące jedzenia w śmietnikach, bezpańskie psy. Hałas i chaos. A w środku, za bramą – kilkaset osób rozsmakowuje się w poezji. Nierzeczywiste, a jednak...

Na festiwal zaprosił nas Dr. Lanka Siva Rama Prasad – człowiek niezwykły: poeta, tłumacz, wydawca, edytor, filantrop oraz ceniony doktor kardiochirurgii. Nas, czyli grupę polskich poetów: Alicję Kuberską (Inowrocław), Agnieszkę Jarzębowską (Sieradz), Izabelę Zubko z mężem Rafałem i córką Agnieszką (Warszawa), Ryszarda Grajka (Czechowice-Dziedzice), Annę Czachorowską (Warszawa), Bożenę Helenę Nowak-Mazur (UK) oraz niżej podpisaną (UK).

Prasada poznałam w Polsce, gdy na Festiwalu Poezji Słowiańskiej w Czechowicach-Dziedzicach przypadła mi w udziale miła rola jego tłumaczki (z angielskiego oczywiście). Prasad jest człowiekiem otwartym, łatwo nawiązującym kontakty, więc szybko zaprzyjaźnił się z polskimi poetami (i poetkami), i podczas pewnego miłego wieczoru (pełnego poezji, jadła i trunków wszelakich) postanowił zaprosić nas do Indii. Choćby wyżej wspomniany festiwal miał zorganizować specjalnie dla nas. Jeśli ktokolwiek potraktował tę zapowiedź poważnie, to na pewno nie byłam to ja. A Prasad słowa dotrzymał. Tak więc we wrześniu ub. roku z ogromnym zaciekawieniem i lekką nieśmiałością znaleźliśmy się (ze wspomnianą wyżej grupą) na festiwalu poezji w samym sercu Azji.

62

POST SCRIPTUM Festiwale poezji; na co one komu? – zapyta ktoś – powiedzmy, tak zwany, zwyczajny zjadacz chleba? Poetom, którzy przez chwilę mogą się poczuć docenieni, wysłuchani i dopieszczeni? Organizatorom, czy władzom miast, którzy tym sposobem wypełniają jakieś misje, czy po prostu załatwiają swoje polityczne powinności? A może (ciepło, cieplej) – zwykłym ludziom – miłośnikom słowa, przypadkowym słuchaczom, czy wreszcie nieprzypadkowym studentom, młodym ludziom, dla których spotkanie z żywymi poetami i ich twórczością, to zetknięcie się z innym, może dziwnym i zaskakującym, nieinternetowym światem? Zapewniam Was – na każdym z takich spotkań znajduje się przynajmniej jeden młody umysł, który „zaskoczy” i wysłucha ze zrozumieniem. I choćby dla tej jednej duszyczki warto to robić i bywać w tych poetycko-festiwalowych miejscach.

A w Indiach takich młodych, ciekawych duszyczek było całe mnóstwo. Widać w nich jakiś niezwykły pęd do wiedzy, jakiś żar i głód. To właśnie najbardziej uderzyło mnie na festiwalu w Guntur: bezinteresowne zaangażowanie młodzieży szkolnej, gotowość do pomocy – incognito, bez skargi, z uśmiechem na ustach i szacunkiem dla gościa. Dla nas – przyzwyczajonych do zachodniej (a i naszej, środowiskowej) bezpośredniości - było to nawet momentami delikatnie krępujące. Serdeczność gospodarzy była wręcz rozczulająca…

Tak więc Hindusi są: grzeczni, dobrze wychowani, mają szacunek dla starszych, do urzędu i tytułu, są niezwykle gościnni, a także dumni ze swoich tradycji. W takiej mniej więcej atmosferze wzajemnego szacunku i zaciekawienia rzeczona grupa polskich poetów, po raz pierwszy w historii, wzięła udział w 12 Międzynarodowym Festiwalu Poezji – Guntur 2019, pod hasłem: All For Peace, Peace For All.

Gospodarzami festiwali w Guntur jest dwoje wykładowców JKC College – Nagasuseela Panchumarthi i Gopichand Paruchuri. Ciężką pracą – swoją i młodych wolontariuszy – uporem i konsekwencją osiągnęli prawdziwy sukces. Przez 12 lat trwania tych imprez, przez budynki collegu, przewinęło się kilka tysięcy (nie przesadzam, sprawdziłam) poetów, pisarzy, wydawców, artystów, profesorów literatury i wszelkiej maści pasjonatów słowa pisanego. Wśród nich – nasza polska reprezentacja. Liczebnie skromna, za to bez wątpienia traktowana po VIP-owsku. Organizatorzy zapewnili nam „wikt i opierunek”, noclegi, transport na miejscu i atrakcje turystyczne. Z okazji festiwalu została także wydana okolicznościowa, licząca ponad 300 stron, Antologia The Vase, zawierająca wiersze poetów z całego świata (w języku angielskim), w tym i nasze. Ktoś zapyta o język (w przypadku poezji – nie bez znaczenia). Otóż w tej części Indii rdzennym językiem jest telugu (posługuje się nim ponad 80 milionów ludzi!). Oczywiście każdy Hindus mówi też językiem ogólnonarodowym – hindi. Ale festiwal prowadzony był w języku angielskim, którego Hindusi uczą się od wczesnego dzieciństwa. Jak już jesteśmy przy telugu – nasz gospodarz i dobrodziej w swoim zamiłowaniu dla polskiej poezji poszedł tak daleko, że na własny koszt przetłumaczył (z angielskiego na telugu), i wydał na potrzeby festiwalu, po tomiku wierszy zaproszonych polskich poetów.

Sama impreza była zorganizowana z niezwykłą dbałością o szczegóły, pełna zróżnicowanych smaczków. Po długich przemowach – czas na tradycyjny taniec w wykonaniu młodych dziewcząt, po recytacji wierszy – rozdanie

nagród, certyfikatów, uhonorowanie tradycyjnymi rekwizytami: kolorowymi szalami, turbanami, statuetkami itp. Po rozdaniu nagród – zapalenie świec i ułożenie ich w kręgu ze świeżych płatków. Dużo egzotyki, magii i dobrej energii. Należy wspomnieć, że wszystkie kobiety (wliczając studentki) ubierają się na co dzień w sari (znane w telugu jako cheera). To naprawdę niewiarygodne, że dalej noszony jest ten tradycyjny strój, którego istnienie datuje się co najmniej 5000 lat wstecz. Cóż za niezwykłe bogactwo kolorów i wzorów! Podczas tych kilku dni nie widziałam dwóch podobnych sari – każde jest wyjątkowe i niepowtarzalne, a panie wyglądają w nich jak tropikalne kwiaty.

Po skończeniu festiwalu w Guntur przewieziono nas do Hyderabadu – stolicy stanu Andhra Pradeś. Tu dość istotna dygresja- nie bez powodu użyłam określe- nia „przewieziono nas”. Nie jest tajemnicą, że ten rejon świata bywa niebezpieczny. Nasi gospodarze (specyficznie zaś Prasad) tak wszystko zorganizowali, że nikt z naszej polskiej grupy nie pozostawał w miejscach publicznych, włączając w to transport, bez osobistej opieki i asysty nawet przez chwilę. Można powiedzieć, że czuliśmy się nieźle... zaopiekowani. W Hyderabadzie dołączył do nas jeden z najsławniejszych Hinduskich reżyserów Tollywood (tak, tak. Bollywood – w Bombaju, Tollywood – w Telangana), niezwykle cieka- wy, kolorowy człowiek – B. Narsing Rao. Jest reżyserem, scenarzystą, kompozytorem, producentem, aktorem i malarzem, znanym ze swoich filmów w telugu. Lista jego nagród i wyróżnień jest doprawdy imponująca. I ten oto nietuzinkowy człowiek, (prywatnie – przyjaciel Prasada), przejął opiekę nad grupą polskich poetów na dalszy czas trwania festiwalu. Wspólnie z Prasadem spon- sorowali cały nasz pobyt w Hyderabadzie.

Z wielką przyjemnością zwiedziliśmy największe na świecie (jak podaje Księga Rekordów Guinnessa) studia filmowe – Ramoji Film City. Rozciągające się na prawie 2000 akrach, oferuje ponad 500 planów filmowych. Niezwykłe miejsce.

Już następnego dnia informacje o festiwalach w Guntur i Hyderabadzie ukazały się w ponad 10 niezależnych pismach. Na spotkaniu w prestiżowym muzeum Salar Jung (w którym znajduje się najokazalsza i najliczniejsza kolekcja antyków w kraju) organizatorzy GIPF i Writers Corner uhonorowali gości festiwalowych specjalnymi dyplomami – International Life Time Achievement Award. Na tym spotkaniu było około 20 fotoreporterów i 5 stacji telewizyjnych, dla których udzieliliśmy wywiadów.

Nie sposób opisać tu wszystkich atrakcji i wymienić wszystkich pełnych serdeczności spotkań, w których mieliśmy okazję uczestniczyć. Ale jedno szczególnie zapadło mi w pamięć – spotkanie w Centrum Kultury Vijayawada & Armaravati na zaproszenie prezes Padmai Iyengar-Paddy, poetki i pisarki. Po oficjalnym przedstawieniu gości w części artystycznej spotkała nas niespodzianka w postaci piosenki do wiersza Wisławy Szymborskiej Trzy słowa najdziwniejsze. Artystka zaśpiewała ją do autorskiej, utrzymanej w tradycyjnym stylu, egzotycznej muzyki, z towarzyszeniem równie egzotycznych instrumentów (których nazw nie umiem przytoczyć), całkowicie po polsku! To było naprawdę wzruszające przeżycie. Takich smaczków było jeszcze wiele więcej. Choćby wspólne czytanie wierszy w starych murach klimatycznego Fortu Golconda – magia w czystej postaci. Cały nasz pobyt w Indiach, to piękny, kolorowy, egzotyczny, niepowtarzalny czas. To zatrzymanie w kadrze, zatopienie w niezwykłej kulturze – to bogactwo smaków, zapachów, niecodziennych doznań duchowych. Nietuzinkowi ludzie, ciekawe rozmowy, nieoczekiwane przyjaźnie. Poezja jest magią samą w sobie, a poezja w Indiach – to już zatopienie się w całkowicie bajkowych obszarach. [RC]

Renata Cygan

Poezja jest magią samą w sobie, a poezja w Indiach to zatopienie się w całkowicie bajkowych obszarach

I jak tu nie kochać festiwali? Jak tu nie kochać POEZJI ?

Zdjęcia: Rafal Jarnicki, Agnieszka Jarzębowska, Renata Cygan, oficjalna strona internetowa festiwalu GIPF.

This article is from: