15 minute read

Co nowego u Andrzeja Pągowskiego? – Joanna Nordyńska

Andrzej Pągowski W ybitny i wielokrotnie nagradza- ny na całym świecie artysta grafik, wszechstronnie utalentowany, który jednak za podstawowe medium obrał plakat. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Uczeń prof. Waldemara Świ- erzego. Brązowy medal na Międzynar- odowym Biennale Grafiki Użytkowej w Brnie w roku 1977 za plakat „Mąż i Żona” otworzył mu drzwi do kariery, która trwa już ponad 40 lat i w ciągu której stworzył ponad 1500 plakatów oraz kilka tysięcy prac z różnych innych gatunków sztuk plastycznych i nie tylko. Laureat kilkudziesięciu nagród polskich i zagranicznych, wśród których warto wymienić kilkanaście najwyższych tro- feów na Międzynarodowym Konkursie na Najlepszy Plakat Filmowy i Telewizyjny (w tym 6 Złotych Medali i tytuł The Best of Show) w Los Angeles oraz kil- ka nagród głównych na Międzynaro- dowym Konkursie na Plakat Filmowy w Chicago. Jego prace znajdują się w wielu kolekcjach prywatnych i państwowych, między innymi w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku i San Francisco, w Centrum Pompidou w Paryżu. Metropolitan Museum of Modern Art umieściło plakat „Uśmiech wilka” wśród 100 najważniejszych dzieł sztuki nowoczesnej w zbiorach MoMA.

Advertisement

Autor zdjęcia: Michał Mutor

Co jest takiego fascynującego w plakacie, że wybrałeś ten rodzaj przekazu jako swoje medium? Czyżby tylko szybki, błyskawiczny efekt?

No cóż, malarz najpierw maluje obraz, potem szuka menadżera, marszanda, kombinuje, nawiązuje współpracę z galerią, mija jeden tydzień, drugi tydzień, pół roku, rok i mówią mu, że się jeszcze nie sprzedało, a w przypadku plakacisty – dzisiaj robisz, jutro jest na mieście i albo jest dobre, albo złe. Jeżeli złe, no to coraz mniej masz zleceń, jeśli dobre to masz ich coraz więcej. Skutki są prawie natychmiastowe. Mnie jednak zawsze bardziej kręciło bycie wśród ludzi, czyli pokazywanie tego, co robię i słuchanie opinii. Każdy ma jakieś inne predyspozycje, np. mnie nakręca odbiór widzów, to w jaki sposób postrzegają moje prace. Jeżeli zwracają na to uwagę, jeżeli coś im się podoba, jest do czegoś potrzebne… a właśnie, może to tu jest sedno, że nie bardzo umiem robić rzeczy, które nikomu nie są potrzebne i to nie tylko w kontekście samego faktu zlecenia. Jeżeli ktoś chce, żebym to coś zrobił, to mi się wtedy najlepiej pracuje.

Od lat wszędzie Ciebie pełno, działasz jak petarda. W dorobku masz ponad 1500 świetnych plakatów, za które otrzymałeś wiele prestiżowych nagród. Ile zrobiłeś ich w ciągu ubiegłego roku i ile czasu przeciętnie zajmuje Ci namalowanie jednego?

W roku ubiegłym zrobiłem 112 plakatów. Nie można uśrednić czasu spędzanego nad jednym plakatem. Nie ma to recepty. Ja przyzwyczaiłem się do pracy jednonocnej, czyli pracuję w nocy i jeśli robię w nocy plakat, to rano zwykle już jest ok., ale nie ma reguły, nie zawsze się udaje. Kiedyś nie miałem wyboru. Siadałem w nocy przed terminem i malowałem, ale dziś, kiedy pracuję z komputerem, kiedy szukam tak naprawdę pomysłów, które by były czytelne na ulicy, to rzadko się udaje w jedną noc, ale w każdym razie staram się. Ktoś mógłby skrytykować, że co to za malowanie w jedną noc, ale ja bardzo źle znoszę „odchodzenie od listu”. Jeżeli piszesz list, to to jest pewien ciąg emocji, które przelewasz na papier, ręka chodzi, pismo ma jeden charakter. Nagle dzwoni telefon, dziecko woła, czy coś tam jeszcze. Odchodzisz, wracasz i ewidentnie widać, w którym miejscu przerwałeś i powróciłeś. Ja nie mogę sobie na to pozwolić w moim tworzeniu. Na te chwile odejścia, bo to widać. Z reguły staram się to zrobić za jednym zamachem. Czasami to powoduje, ze siedzę nawet do 6 rano, ale jednak próbuję zrobić w jedną noc.

Jak przebiega u Ciebie proces twórczy, tj. czy potrzebujesz skupienia do pracy i metodycznie opracowujesz temat, czy raczej doznajesz jakiegoś olśnienia, po którym siadasz i bach-gotowe?

od razu, bo zawsze wiem, że mam trochę czasu. Z reguły siadam tak naprawdę tuz przed oddaniem pracy. A dlaczego? Ano dlatego, żeby nie musieć się zastanawiać, co by tu jeszcze poprawić. Bardziej liczę na to, że klient ma jakieś uwagi. Nie ma ich za często, ale bywają. Natomiast nie chcę czegoś takiego, że zrobię, potem to będzie leżało, a ja w tym czasie pomyślę, że może zrobię jeszcze raz, może zupełnie inaczej. Ja jestem ADHDowiec i mnie samemu trudno jest siebie zadowolić, więc unikam takich sytuacji. Raczej staram się żyć tematem, a jak w końcu wpadam na pomysł, no to siadam i robię.

To chyba akurat dość typowe zjawisko wśród twórców pracujących na zlecenie, że do końca szukają być może lepszej alternatywy. Ty ten czas świadomie skracasz, ale sądząc po efektach nie jest Ci on wcale potrzebny. Czego ja jeszcze nie robiłem? Aaa…na Księżycu nie byłem (śmiech).

Nie tak dawno temu stworzyłeś książkę „Czy smartfony mają ogony”, w której zarówno tekst, którym też lubisz się bawić, jak i ilustracje są twojego autorstwa. Czy powstała tylko ta jedna książka, czy przewidujesz jakiś ciąg dalszy?

Na razie wystarczyło mi natchnienia na jedną książkę. Próbowałem napisać dalszy ciąg tych fraszek dla dzieci, ale wtedy mi to poszło bardzo szybko i sprawnie, a teraz nie bardzo mi to wychodzi. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze taki moment, w którym wpadnie mi do głowy równie absurdalne zdanie jak wtedy to: „Raz czarny baran owce wyprowadził na manowce” i na to czekam.

Jestem typowym twórcą na zlecenie. Nic tak mnie nie inspiruje, jak świadomość, że ktoś chce coś u mnie zamówić. Oczywiście zaraz znajdą się głosy, że dla pieniędzy. Tak. Dla pieniędzy też. Ja bardzo lubię zarabiać pieniądze za to, co robię i uważam, że to jest normalne, bo to jest mój zawód, natomiast najbardziej w tym wszystkim kręci mnie nowy temat. Są oczywiście takie pomysły, które mi szybko wpadają do głowy i nie mogę się doczekać momentu, w którym usiądę i zacznę je realizować. Aż mnie ciągnie, ale zdarzają się i takie zwykłe zlecenia, które po prostu muszę rzetelnie wykonać.

Na ile pomocne są w Twojej twórczości elektroniczne narzędzia i programy graficzne? Czy bywa, że podpowiadają Ci jakiś fajny efekt wizualny? Zdaje się, że z komputerem eksperymentowałeś już dawno temu...

Pracuję już prawie dwadzieścia lat na komputerze. W tej chwili nie mam innych narzędzi zupełnie. Na tablecie mam prawie czterysta pędzli. Nie ma takiej możliwości, żeby mieć te pędzle w słoiku. Nie wszystkie pędzle znam. Czasami mam czas, żeby poszukać, czasami w trakcie pracy je zmieniam, bo mnie urzekają inne, dające jakieś nowe możliwości. To zresztą moi widzowie mogą łatwo zauważyć, bo ja mam takie cykle. Wpadam w jakąś uroczą stylistykę i bawię się nią załóżmy przez tydzień, dwa tygodnie, czy miesiąc i zmieniam. Teraz mam na przykład ciąg na formistów i po prostu zakochałem się w tego typu sposobie pracy, tj. szukaniu linearnych rysunków wypełnianych kolorem i prostą formą, ale pewnie i to za chwilę mi się znudzi.

Zrobiłeś masę genialnych plakatów, robiłeś teledyski, zajmujesz się szeroko pojętą reklamą itd. Można powiedzieć, że jesteś multiinstrumentalistą w dziedzinie sztuk plastycznych.

Ja jestem Leonardo da Vinci (śmiech), bo piszę książki, nagrywam płyty, robię teledyski, rzeźby, nakręcam filmy, piszę scenariusze, wymyślam scenografie, projektuję plakaty, okładki płytowe, ilustracje książkowe, znaczki. Ha ha! To satyra nie tylko dla dzieci…

Oprócz plakatów do spektakli, czy filmów brałeś także udział w kampaniach społecznych i robiłeś plakaty sytuacyjne. Ostatnio furorę zrobił plakat z kangurem.

Plakatu z kangurem nikt nie zamówił. To są takie plakaty, które wykonuję z potrzeby serca, bo wielu ludzi ogląda moje prace i czeka na mój komentarz, a nawet wielu internautów podsuwa mi pomysły, żebym zabrał głos na ten czy inny temat. Często niestety polityczny, co mnie akurat za bardzo nie interesuje. Zabieram głos graficznie, ale też często podpisuję te prace, bo, jak zauważyłaś, lubię bawić się słowem. Wydaje mi się, że nawet mam obowiązek wypowiedzieć się w pewnych sprawach. Tym bardziej, jeśli widzę, że te moje wypowiedzi plastyczne mają odzew. Na przykład wtedy, kiedy Róża Thun pyta, czy może to pokazać w Brukseli i udostępnić, kiedy wydawnictwo Graphis opisuje to jako jeden z ciekawszych głosów w sprawach klimatycznych i kiedy ludzie nagle uświadamiają sobie ich sens. Plakat z kangurem tak naprawdę to nie jest plakat o płonącej Australii. Celem jest pokazanie, że to, co zaczęliśmy robić z przyrodą, już się tli jak bomba cykająca. Nikt z nas nie wie, czy ktoś będzie to gasił, czy ten lont będzie się nadal palił. W tym plakacie też jest pewien żart słowny, bowiem w języku polskim brzmienie słów „lont” i „ląd” jest bardzo podobne. W języku angielskim już tego niestety nie mamy, więc plakat jest bardziej jednoznaczny.

Czy czujesz się swoistym graficznym misjonarzem?

Misjonarzem nie, bardziej dziennikarzem. Ja po prostu utrwalam pewne sytuacje. Kiedyś przez wiele lat rysowałem komentarze społeczno-polityczne w „Wirtualnej Polsce”, ale gdzieś tam w pewnym momencie uzmysłowiłem sobie, że to zbytnio mnie wiąże ze sprawami politycznymi, które chciałem odciąć od mojej twórczości. Czasami ciągnie mnie jeszcze do takich komentarzy, więc jeśli się akurat nadarza okoliczność, to robię.

JA PO PROSTU UTRWALAM PEWNE SYTUACJE

Czy to trochę nie jest tak, jakby surfer przesiadł się na kajak? Czy dla plakacisty malarstwo nie jest zbyt żmudnym zajęciem? Co Ci ono daje?

No może nie klasycznym, bo wszystko robię elektronicznie, ale malarstwem, tak. Dla mnie to jest tak, jakbym wystawił głowę powyżej chmur, gdzie jest czyste powietrze. Mój zawód związany jest z ciągłym uzależnieniem od „ktoś i coś”, a malowanie daje mi totalną wolność, w której nic nie muszę i robię co chcę. Jest to takie zachłyśnięcie się tą swobodą, w której mogę ćwiczyć pewne rozwiązania, które potem wykorzystuję w plakatach.

Czy spotkałeś się z krytyką, że jakiś Twój plakat jest obrazoburczy albo nieprzyzwoity, bo zbyt mocno epatuje erotyzmem, a przecież dzieci na to patrzą (no bo jeśli wiszą na słupach czy billboardach to są widoczne dla wszystkich i nie da się ich odzobaczyć)? Jak wtedy reagujesz?

16

POST SCRIPTUM W PRL-u cycki i kutasy nikogo nie gorszyły, a było ich pełno na moich plakatach. Teraz nikt by na to nie zezwolił. Mam świadomość, że w ogóle nie ma sensu takich rzeczy robić, bo i tak tego nie puszczą. Ostatnim obrazoburczym plakatem był chyba „Papierosy są do dupy”, który wiele osób chciało zdjąć. Był też „Boski spór” w Olsztynie, gdzie bardzo ostro zareagowano na ten plakat, bo był Chrystus „do góry nogami”.

MALOWANIE daje mi totalną wolność, w której nic nie muszę i robię co chcę

Urzędnicy czy publiczność?

Urzędnicy, ale może publiczność też. Możliwe, że ktoś napisał do urzędu, że Pągowski obraził uczucia religijne, cokolwiek to znaczy. Wiesz, tak do końca to chyba nikt nie wie, co to są „uczucia religijne”. To tak jak z jądrami komara. Wszyscy wiedzą, że są, ale nikt ich na oczy nie widział.

Ostatnio, po wielu latach bez zarostu zapuściłeś brodę. Czy jest w tym jakiś cel wizerunkowy, czy tylko fantazja?

Wiąże się to z pewnym projektem, ale to wyjaśni się dopiero pod koniec roku. W każdym razie to mi się spodobało i zostałem przy tym.

Właśnie wróciłeś z Wiednia. Czy ten wyjazd także łączy się z jakimś nowym projektem? W Wiedniu byłem gościem Instytutu Polskiego. Rok temu z „LABEL Magazine” rozpoczęliśmy projekt związany ze stuleciem Bauhausu. Zaprosiliśmy dwudziestu grafików do wykonania prac opartych o ideologię Bauhausu. Wystawa tych prac jeździła po całej Polsce i bardzo się spodobała. Była m.in. w Muzeum Plakatu w Wilanowie. Teraz wiedeński instytut zaproponował, żeby pokazać ją u nich, stąd się tam pojawiliśmy.

A najbliższe plany wystawowe? Gdzie będziemy mogli podziwiać Twoje najnowsze dzieła?

17 POST SCRIPTUM Dwie wystawy będą w najbliższym czasie we Wrocławiu, bodaj w czerwcu. Wcześniej, w maju, w Łodzi, później w Cieplewie. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale chyba też w czerwcu. Tam jest niesamowite, kultowe kino, pokazujące ambitne filmy.

WAJDA NA NOWO Nowy projekt Andrzeja Pągowskiego:

Sześćdziesiąt plakatów do wszystkich filmów i etiud Andrzeja Wajdy

To takie klimatyczne miejsce skupiające całą okolicę. W lipcu na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach pokażę cykl „Kieślowski na nowo”.

W życiu tak aktywnego człowieka jak Ty, wiele się dzieje. W jaki sposób sytuacje, w których uczestniczysz, odciskają się na Twojej twórczości? Czy mają w niej swój ciąg dalszy?

Jasne, np. 6 lutego, w Arkadach Kubickiego pokazaliśmy nowy kalendarz Gedeon Richter. To jest artystyczny kalendarz, który ukazuje się od dziewięciu lat. To wydarzenie zawsze jest mocno odnotowywane w Warszawie i ma coraz większą rangę. Obecna edycja tym razem zrobiona jest z panami. Panów jest dwunastu. W tym roku swoimi rozważaniami na temat kobiet podzielili się Borys Szyc, Paweł Małaszyński, Tomek Organek, Andrzej Fogtt, Piotr Fronczewski, Andrzej Chyra, Andrzej Saramonowicz, Andrzej Seweryn, Krzysztof Zanussi, Dawid Podsiadło, Janusz Gajos i Jerzy Bralczyk. Oni wypowiedzieli się na temat kobiet w ten sposób, że przesłali mi takie krótkie zapisy przemyśleń, a ja do tego zrobiłem ilustracje. Z kolei w trakcie pracy jest duży projekt „Wajda na nowo”, który zamierzam ukończyć latem przyszłego roku. Jest to sześćdziesiąt plakatów do wszystkich filmów i etiud Andrzeja Wajdy. Już wiem, że pokażemy to na festiwalu filmów fabularnych w Gdyni, pokażemy też w Suwałkach, gdzie Andrzej się urodził. Jest także propozycja, żeby pokazać to w Instytucie Polskim w Wiedniu. To chyba wszystko, co mam teraz „na tapecie”.

Zatem czas bogaty w wydarzenia, choć rok dopiero się zaczął. To świetnie dla nas wszystkich, gratuluję! Jednak człowiek po intensywnej pracy potrzebuje trochę wytchnienia, a Ty w dzień biegasz, coś załatwiasz, pracujesz w biurze, jeździsz na różne spotkania, a w nocy siedzisz w pracowni i malujesz. Potrafisz w ogóle odpoczywać? Jak to robisz?

No właśnie! Po intensywnym dniu idę do pracowni i tam odpoczywam… pracując. Ja naprawdę bardzo dobrze się czuję, jak pracuję. Malowanie autentycznie sprawia mi wiele frajdy i to mnie odpręża. To, co robię w ciągu dnia, jest zdecydowanie bardziej męczące, bo to są spotkania, konsultacje, obrady jury, jeżdżenie, przygotowywanie projektów, wystaw. To wymaga wielu umiejętności, ale też wsparcia wielu osób, bo przecież nie robię tego sam, a więc także wymaga konsultowania i koordynowania. Natomiast potem przyjeżdżam do swojej pracowni i tutaj jestem sam ze sobą, ze swoimi projektami, przemyśliwaniami, muzyką. Nawet teraz, podczas rozmowy z Tobą, cały czas rysuję. To jest dla mnie przyjemność. Oczywiście, jak przychodzi wiosna, to dochodzi pływanie, rower, dochodzą spacery. To jest to, co ja lubię. Natomiast jak jest jesień i zima, to ja tego nie cierpię i staram się wtedy jak najmniej wychodzić na dwór i nie oglądać tej szarzyzny. Czyli „byle do wiosny”.

Podsumujmy: Jesteś człowiekiem sukcesu, zarówno na polu zawodowym, jak i osobistym. Wszystko w życiu Ci się udawało i szybko przychodziło. Zawsze „wsiadałeś do dobrego pociągu”. Czujesz się spełniony artystycznie?

19 POST SCRIPTUM Jest tu pewna pułapka. To pytanie jest jednym z często mi zadawanych „ Czy Pan się czuje człowiekiem sukcesu?”. Kiedyś mi się wydawało, że tak. Mam dużo nagród i fajne życie, ale to nie tak, nie w tym rzecz. Myślę, że dziś mój sukces ma inną miarę. Mając 67 lat nadal mam dużo zleceń, czuję się dobrze i to mi sprawia frajdę. To właśnie jest mój wielki sukces, że udało mi się tak ustawić swój organizm i taką pozycję zdobyć, że to kontynuuję. Kiedyś myślałem, że nagrody mają

W rozmowach z młodymi twórcami życzę im, aby w moim wieku mieli tak samo dużo zleceń, jak ja i tak samo się cieszyli ze swoich osiągnięć, jak cieszą się teraz.

znaczenie. Owszem, one dają dużo satysfakcji, ale są potężną pułapką, bo jeśli uwierzysz, że nagroda generuje ci jakość, to jest to nieprawda. Ona jest przyznana za „tu i teraz”, więc jeżeli jutro, za miesiąc, za rok nie jesteś „tu i teraz”, czyli nie jesteś tak samo dobry lub lepszy, a raczej żeby dostać nową nagrodę musisz być lepszy, to tych nagród po prostu nie dostaniesz, a to, że otrzymałeś nagrodę kilka lat temu, nie przekłada się na przyszłość. Nie ma nagród dawanych do przodu, więc żeby zdobywać stale te nagrody, trzeba być cały czas w gotowości. Niemniej one nie wyznaczają twojego statusu genialności i świetności. W rozmowach z młodymi twórcami życzę im, aby w moim wieku mieli tak samo dużo zleceń, jak ja i tak samo się cieszyli ze swoich osiągnięć, jak cieszą się teraz. To jest według mnie wyznacznik sukcesu.

Polemizowałabym o tyle, że zapracowałeś na markę „Pągowski” i jest Ci łatwiej rozmawiać ze zleceniodawcami z pozycji osoby znanej i cenionej w branży.

Nie zawsze dostaję wolną rękę, ale rzeczywiście jest mi łatwiej, to prawda. Nie zwalnia mnie to jednak z wytężonej pracy. Mogę także pozwolić sobie, by powiedzieć „nie”. Czasami rezygnuję ze zlecenia, np. jeśli osoba po drugiej stronie nie zadała sobie trudu, żeby sprawdzić co w życiu zrobiłem, co osiągnąłem i sugeruje, że to ich zlecenie będzie dla mnie świetną promocją. Na szczęście to sporadyczne przypadki.

Zadam Ci teraz bardzo trudne pytanie (śmiech): Czy masz jakieś – uwaga – nierealne marzenie?

Tak, na pół roku na wakacje. Nie ma takiej możliwości, ale gdyby tak mogło się stać, to byłaby to jakaś fajna ciepła wyspa. Z dużą ilością słońca, piachu, ciepłej wody, bez rekinów(!)… Wytrzymałbyś pół roku??? Żartujesz, z Twoim ADHD?

Uwierz mi, że tak, bo zabrałbym ze sobą tablet i rysował sobie co chcę. Gdy byłem ostatnio na Teneryfie, namalowałem portret ślicznej Murzynki, który się bardzo spodobał i równie ładnie sprzedał.

Widziałam „ją” na Facebook’u. Chyba często korzystasz z tego portalu do prezentacji swoich prac, prawda?

Tak, bo to jest takie moje miejsce kontaktu z ludźmi. Moja „ulica”. Często mnie ludzie pytają o media społecznościowe. Kiedyś moje plakaty wisiały masowo na ulicach, wiec tego nie potrzebowałem. Dziś nie ma takiej ulicy, gdzie plakaty wisiałyby masowo. Na 112 zrobionych przeze mnie w tym roku plakatów może z 10 procent było rozlepionych na ulicach, albo i mniej, a media społecznościowe są ogromną „ulicą”. Tam są ludzie, których w większości nie znam, którzy „chodzą”, jak to na ulicy, i się przyglądają. Przewaga takiej prezentacji jest taka, że ci ludzie często się ze mną kontaktują. Mam nawet takie grupy, które w jakimś sensie ze mną są, a bywa, że pojawiają się na wystawach w różnych miejscach. Głównie panie, tych jest ok. 70 procent, ku mojej uciesze, rzecz jasna.

Pięknie dziękuję za rozmowę w imieniu swoim i czytelników „Post Scriptum”, życząc samych radości i nieustawania w twórczym biegu, no i może kiedyś jednak tych długich wakacji na ciepłej wyspie.

Również dziękuję. [JN]

Oficjalna strona autorska: www.pagowski.pl

This article is from: