8 minute read

MENJANGAN Z WIZYTĄ NA WYSPIE

MENJANGAN Z WIZYTĄ NA WYSPIE

Tekst SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ Zdjęcia ADRIAN JURIEWICZ

Często zdarza nam się dotrzeć w jakieś niesamowite miejsce. Potem jednak stwierdzamy, że powinniśmy udać się gdzie indziej, więc pozostawiamy bezpieczną przystań i wyruszamy tam, gdzie będziemy mogli lepiej poznać siebie.

John Francis

Do Pemuteran, leżącego na zachodzie Bali, prowadzi kręta, wąska droga, która wiedzie przez góry, przecina rzeki, malownicze miasteczka i liczne wodospady, ukryte w deszczowym lesie, których nie widać z drogi, ale nasz kierowca i drogowskazy zapewniają nas, że tam są. Szczyty wzniesień porośnięte gęstym, zielonym lasem spowijają chmury, które jak ciężki biały welon opadają ku dolinom. Widok jest urzekający, a trasa niezwykle urokliwa i malownicza.

Na miejsce docieramy późnym popołudniem. Droga z Denpasar do Pemuteran zajmuje nam prawie cztery godziny. Zatrzymujemy się w jednej z dziewięciu kameralnych willi usytuowanych w pięknym ogrodzie tuż przy plaży. Otwieram drzwi do naszego domku, wyspa wdziera się do środka, zapach oceanu i piasku rozgrzanego w słońcu, wypełnia jego wnętrze. Rownież odgłosy natury, cała masa różnych dzwięków odbija się echem od drewnianych ścian.

To tętniący życiem deszczowy las mieszczący się tuż za naszymi domkami daje znać o sobie i przypomina o swoim istnieniu. Ze względu na daleką lokalizację zatoka Pemuteran zachowała swój dziewiczy klimat i niepowtarzalną różnorodność biologiczną. Zadziwiające jest to, że w tym rejonie Bali nie występują fale, a prądy morskie są znikome.

Zanurzamy się powoli w tym niezwykłym świecie delektując się jego delikatnym pięknem. Rafy oraz ich mieszkańcy są tu bezpieczni ponieważ obowiązuje w tym rejonie całkowity zakaz połowów, co sprawia, że jest to prawdziwy raj dla zwierząt, które zamieszkują te wody.

Następnego dnia rano wstaję przed świtem. Budzą mnie odgłosy gekonów i ptaków długo przed tym zanim jeszcze zadzwonił budzik. Zaparzam filiżankę pysznej kawy, otwieram drzwi domku na oścież i siadam nad brzegiem oceanu. Patrzę na spokojną, aksamitną wodę, kolorowe łódki rybaków zacumowane tuż przy plaży, białą czaplę brodzącą w oceanie, tropikalne pomarańczowe kwiaty, którymi gęsto pokryta jest plaża i niebo pomalowane pastelami w kolorze różu i amarantu.

Po śniadaniu w indonezyjskim stylu płyniemy na wyspę Menjangan, która jest częścią Parku Narodowego Bali Barat i należy do obszaru chronionego. To dla tej wyspy, jej nietypowych mieszkańców oraz fantastycznych nurkowań, odwiedziliśmy zachodnią część Bali. Kapitan odcumowuje łódź i nieśpiesznie odpływamy od brzegu. Im bardziej oddalamy się od wyspy tym piękniejszy widok zostawiamy za sobą. Z perspektywy wody wszystko wyglada inaczej, wioska, w której mieszkamy znika w ramionach zieleni, która ją otacza. Po chwili widać już tylko pasmo plaży z ciemnym powulkanicznym piaskiem i góry porośnięte gęstym, zielonym lasem.

Płyniemy wzdłuż wiecznie zielonego lasu namorzynowego, który wyrasta z oceanu. Rośliny przystosowały się do życia w wodzie o wysokim zasoleniu i stworzyły dom dla licznych gatunków stworzeń morskich. Mangrowce pełnią funkcję strażników ekosystemu przybrzeżnego i są niestety gatunkiem zagrożonym, głównie z przyczyn działalności człowieka.

Po czterdziestu minutach płynięcia speedboat dopływamy do wybrzeży wyspy Menjangan. Otaczają ją piękne dziewicze plaże z białym, koralowym piaskiem. Swoją nazwę wyspa zawdzięcza lokalnym mieszkańcom, „Menjangan” po indonezyjsku oznacza „jeleń”. To miejscowa społeczność w okresie wiosennym zaobserwowała stada jeleni, które płynęły na wyspę, pokonując przy tym znaczne odległości. Widok tych pięknych stworzeń spacerujących po plaży, zażywających kąpieli w oceanie jest absolutnie zaskakujący i niewiarygodny.

Kapitan cumuje łódź u wybrzeży wyspy, spoglądam w dół, przejrzystość wody i ilość morskich stworzeń pływających tuż przy brzegu jest zdumiewająca. Morze jest bardzo spokojne, przyjemny, ciepły wiatr delikatnie marszczy jego powierzchnię. Zakładamy sprzęt do nurkowania i wskakujemy do wody przejrzystej jak kryształ. Powoli zanurzamy się w pulsującym życiem Oceanie, temperatura wody wynosi trzydzieści stopni, a widoczność przekracza czterdzieści pięć metrów. Nurkujemy przy stromo opadającej w dół ścianie, porośniętej zarówno twardymi jak i miękkimi koralowcami. Zanurzamy się powoli w tym niezwykłym świecie, delektując się jego delikatnym pięknem. Rafy oraz ich mieszkańcy są tu bezpieczni ponieważ obowiązuje w tym rejonie całkowity zakaz połowów, co sprawia, że jest to prawdziwy raj dla zwierząt, które zamieszkują te wody. Płyniemy powoli, podziwiając niezwykłe kształty, kolory i gatunki morskich stworzeń, rekiny, orlenie, barakudy, tuńczyki i mobule, pojawiają się i znikają w granatowej otchłani uwiecznione na karcie aparatu fotograficznego. Żółw morski powoli pochłania meduzę, która jak poszarpany, biały welon bezwładnie unosi się w wodzie, małe anemony zawzięcie bronią swojego ukwiału, a prawie niewidoczne krewetki czyszczą pysk mureny, której gigantyczna głowa wystaje z niewielkiej szczeliny w skale. Znam te stworzenia, widziałam je już tak wiele razy, że nie jestem w stanie ich zliczyć, a jednak za każdym razem ich obecność sprawia, że moje tętno przyśpiesza, a moje ciało zalewa fala zachwytu. Czas pod powierzchnią wody płynie nieubłaganie szybko, mój komputer wskazuje, że nurkujemy już ponad godzinę. Przewodnik wypuszcza bojkę sygnalizacyjną, zaczynamy się powoli wynurzać.

Po nurkowaniu odpoczywamy na wyspie Menjangan, prowadzi do niej długi, drewniany pomost, przy którym kapitan cumuje łódź. Przechodzimy przez kamienną, starannie rzeźbioną bramę, która otwiera się na coś w rodzaju patio. Po prawej stronie widzimy tradycyjną świątynię ukrytą wśród zieleni, wykonaną z powulkanicznego, ciemnego kamienia, ozdobioną muszlami i połamanymi koralowcami, wyrzuconymi przez ocean na brzeg. Dwa kamienne, znacznych rozmiarów posągi pilnują wejścia do świątyni, zanurzone w kwiatach, wabią kolorowe motyle. Każdego dnia lokalna społeczność składa w świątyni dary w postaci owoców, kwiatów, ryżu, a na końcu zapalają kadzidła i proszą o pomyślność dla siebie i swoich bliskich.

Na patio jest kilka pagód, które przypominają małe drewniane altany, do każdej z nich prowadzi wąska, betonowa ścieżka, siadamy w jednej z nich i jemy lunch. Pyszny, prosty posiłek składający się z tofu, smażonych grzybów, ryżu i warzyw. Z Pagody rozpościera się przepiękny widok, z jednej strony na Ocean, a z drugiej na las i polanę, po której spacerują jelenie. Żywią się roślinami, a roślinność w Indonezji o tej porze roku jest bardzo soczysta i bujna, ponieważ pora deszczowa trwa w najlepsze. Jelenie spędzają dni na jedzeniu, spacerach po plaży, odpoczynku, albo zażywają morskich kąpieli, pływają w oceanie nie zważając na ludzi, którzy ich obserwują.

Po lunchu opuszczamy wyspę i płyniemy na kolejne nurkowanie, bardzo podobne do tego, które jest już za nami. Tym razem również nurkujemy przy ścianie, stromo opadającej w dół. Widoczność jest trochę gorsza, ale ilość podwodnego życia oszałamia. Nurkujemy pośród zadziwiającej ilości małych ryb, które pojawiają się i znikają w koronach twardych korali. Trzy, znacznych rozmiarów, rekiny black tip płyną równolegle z nami, towarzyszą nam przez chwilę i znikają w głębinach oceanu. Szkaradnica, jedno z najbardziej jadowitych stworzeń morskich, intrygująca, niezwykle trudna do wypatrzenia ryba, dzięki swojemu kamuflażowi imitującemu otoczenie, bacznie wypatruje ofiary. Frogfish porusza się po piasku na swoich małych „łapkach”, nadymając przy tym usta, co jakiś czas wystawia wabik, który znajduje się na czubku głowy, przypomina robaka zaczepionego na wędkę, w ten sposób wabi, zanęca potencjalną ofiarę...

Po nurkowaniu wracamy do Pemutran, płyniemy w strugach deszczu, który naciera na nas z każdej strony. W tym roku na Bali pora deszczowa znacznie bardziej obfituje w opady w porównaniu do poprzednich lat, które spędzaliśmy w Indonezji. Dobijamy do brzegu przemoczeni do suchej nitki, ale szczęśliwi, że ocean pokazał nam swoje piękno, a wyspa Menjangan oczarowała nas swoim niepowtarzalnym klimatem i wyjątkowymi mieszkańcami.

Późnym popołudniem, kiedy deszcz przestał padać, a rybacy szykowali swoje sieci i łodzie na wieczorny połów, ubraliśmy się w sprzęt do nurkowania i weszliśmy do oceanu z plaży. Powoli zanurzyliśmy się pod powierzchnię aksamitnej wody, która zamknęła się nad nami jak niewidzialny kokon. Tym razem szukamy małych, a czasami milimetrowych stworzeń. Unosimy się nad dnem, płyniemy powoli tak, aby go nie zmącić. Piasek jest ciemny, a w nim szukamy maleńkich istot, tak bardzo podobnych do tych, które z takim entuzjazmem odkrywaliśmy w Cieśninie Lembech na północy Sulawesi. Po chwili dostrzegamy dwa niebiesko-białe ślimaki nagoskrzelne, a tuż obok nich rybę przypominająca liść, kołysze się bezwładnie na wodzie poruszana pływami.

Gromadka małych sumików przeczesuje piasek w poszukiwaniu pożywienia, a my płyniemy nad nimi bacznie obserwując ten proces. Jest tak spokojnie i cicho, tylko my, ocean i miliony stworzeń, które w nim mieszkają, nie ma tu miejsca na galopujące myśli czy inne ludzkie sprawy, które zaprzątają nasze umysły. Trudno nam się rozstać z tym przepięknym podwodnym

światem... Zamykam oczy i staram się zapamiętać każdy szczegół, każdą chwilę, którą tu spędziłam w tej spokojnej, podwodnej krainie.