
17 minute read
Moja miejscowość
Ledwo słońce wyjrzało zza horyzontu, Jagoda była już na nogach. Ta wysoka, szczupła dziewczyna o wesołych, niebieskich oczach i włosach koloru kasztanowego, mieszkała w Krakowie, niedaleko Rynku. Śniadanie trwało nie dłużej niż pięć minut, mycie twarzy i zębów około trzech lub czterech, resztę czasu zajęło ubieranie się. - Już wychodzę! – krzyknęła Jagoda przez okno i zbiegła szybko na dół. Gdy usiadła obok mamy, przywitano ją słowami: - Przecież wiesz, że się spieszymy na pociąg! - Dobrze, można już odjeżdżać! – powiedział tata i od tej pory każdy patrzył w swoje okno w samochodzie wujka Edwarda. Byli uśmiechnięci, wszyscy cieszyli się trzecim dniem wakacji. Jagoda siedziała cicho i patrzyła przed siebie, sama nie wiedząc zresztą na co. „Ale super, jedziemy do Rzeszowa! – pomyślała. – Ciekawe, jakie to miasto… Podobno bardzo ładne.” Myślała też, ile będzie czekać jadąc pociągiem do miasta, gdzie miała spędzić dwa tygodnie swoich wakacji. Cieszyła się, że może zobaczyć coś nowego. Teraz według niej Rzeszów był najważniejszym miejscem na Ziemi. Samochód stanął. - Dojechaliśmy! Pomogę przy bagażach, a potem gońcie na pociąg! – oznajmił wuj Edward. - Nasz pociąg odjeżdża za dwadzieścia minut – powiedziała mama.
Przed nimi stał wysoki budynek, na którym wisiał zegar pokazujący godzinę siódmą czterdzieści. O ósmej pociąg ruszał do Rzeszowa.
Advertisement
Z bagażami poszło dość szybko, potem wsiedli do pociągu. Jagoda siedziała sama z bagażem, zaraz za rodzicami. Kilka minut potem dosiadła się do niej jakaś pani. Była niska, miała krótkie jasnorude włosy opadające na ramiona. Oczy jej błyszczały szarością, a na głowie dumnie leżał wielki, fioletowy kapelusz w kwiaty. - Mogę? – spytała Jagodę. Dziewczyna odwróciła się w stronę nieznajomej. - Tak, oczywiście – brzmiała odpowiedź.
Siedziały i przyglądały się sobie przez jakąś minutę, po czym padło pytanie: - Dokąd podróżujesz? – spytała pani. - Do Rzeszowa – odpowiedziała dziewczyna. - Dobrze trafiłaś. To interesujące miasto. Warto zobaczyć – ten komentarz dodał Jagodzie trochę otuchy. Twierdziła, że im więcej inni będą chwalić to miasto, tym będzie ciekawiej. - Była tam pani? - Tak, wiele razy. Mieszka tam moja siostra. Niedaleko Nowego Miasta. - Rozumiem. Co dokładnie pani poleca? - Cóż, myślę, że spodoba ci się Rynek lub muzea. Odwiedź też któreś centrum handlowe. Jest ich mnóstwo. „Centrum handlowe?! Muszę uprosić mamę, żeby mi kupiła nowy sweter!” – pomyślała.
Pociąg się zatrzymał. Nastała cisza, wszyscy ludzie szli po bagaże. Na dworcu było tłoczno, każdy coś mówił, pociągi hałasowały, ale Jagodzie to nie przeszkadzało. Podążali do hotelu „Ferdynand”. Było po godzinie trzynastej, rodzina zjadła obiad. Teraz był czas wolny. Wszyscy składali propozycje, jak spędzić czas do wieczora. - Może pójdziemy zwiedzić hotel? – zaproponował tata. - Szkoda takiej ładnej pogody. Lepiej wyjść na zewnątrz – stwierdziła mama. - To jest dobry pomysł. Ja chciałabym iść na Rynek. Podobno ładny – wtrąciła swoje zdanie Jagoda.
Było postanowione: idą na Rynek. Spacer zapowiadał się ciekawie. Jagoda rozglądała się, co tu jest podobnego do Krakowa. „Ten zamek mógłby być Wawelem – myślała –a ten kościół w oddali Kościołem Mariackim. Ale jednak myślałam, że może tu będzie ciekawiej…”. Wokół studni zebrała się grupka osób. Rodzice zatrzymali się obok Ratusza, żeby zrobić zdjęcia. Nagle, znikąd, pojawiła się dziewczynka. Biegnąc, potknęła się o mały kamień i upadła na ziemię. Jagoda podbiegła do niej. - Nic ci nie jest? – spytała troskliwie - Nie, w porządku, tylko się uderzyłam w łokieć. Przejdzie – odpowiedziała.
Była to szczupła dziewczynka o długich, kręconych, szatynowych włosach. Jej zielone oczka wyróżniały się jak dwa drzewa na tle gór. - Nazywam się Łucja. Łucja Olszewska – powiedziała. - Jagoda Nowicka – odpowiedziała dziewczyna.
Wstały i zaczęły rozmawiać. Szły deptakiem, aż doszły do ulicy. - Widzę aptekę! Kupić ci bandaż? – spytała Jagoda. - Dobrze – brzmiała odpowiedź. - W porządku. Zaczekaj tutaj, zaraz wrócę.
Kilka minut i była z powrotem przy Łucji. Wyciągnęła z torby wodę i polała stłuczony łokieć. Ledwo skończyła, a przed nią stali rodzice. - Tu jesteś, córeczko! Szukaliśmy ciebie! – powiedziała mama i przytuliła ją. Zauważyła Łucję z bandażem na łokciu – Zrobiłaś jej opatrunek? - Tak, mamo, byłam przed chwilą w aptece. - Dobra robota! A woda utleniona? - O niej również pamiętałam. - Gdzie mieszkasz? Może cię odprowadzimy? – wtrącił tata - Moi rodzice na razie robią zakupy. Mieszkamy niedaleko hotelu „Ferdynand”. Wiedzą chyba państwo, gdzie to jest? - Oczywiście! Przyjechaliśmy na dwa tygodnie do Rzeszowa i właśnie tam mieszkamy! – zauważyła mama.
Zbliżali się do nich jacyś ludzie. Byli to państwo Olszewscy. - Jesteś, Łucja! Co się stało? Dlaczego masz zabandażowany łokieć? – spytała pani Olszewska. Po wyjaśnieniu całej sytuacji wszyscy wybrali się na spacer po Rzeszowie.
Jagoda dowiedziała się wielu ciekawostek z historii miasta. Bardzo podobała się jej legenda o powstaniu Rzeszowa. Ojciec Łucji opowiadał: „Dawno temu na miejscu, gdzie położone jest miasto Rzeszów, były błotniste, grząskie tereny. Należały do księcia, który miał piękną, lecz złą córkę. Lubiła polować i krzywdzić zwierzęta. Wśród bagnisk znajdowała się chatka starca, podobno czarownika. Zwierzęta wcale się go nie bały, przychodziły chore i okaleczone, a on je leczył. Od przyjazdu księżniczki działo się to coraz częściej. Któregoś dnia księżniczka w poszukiwaniu postrzelonych przez siebie zwierząt dotarła do chatki mędrca. Na widok wyleczonych zwierząt rozzłościła się. Starzec przekonyMoja miejscowość Monika Chmiel
wał ją, że źle postępuje, krzywdząc zwierzęta. Bez skutku. Rozgniewał się więc i zamienił księżniczkę w ropuchę. Pływała pośród bagien krzycząc: RZESZ, RZESZ, RZESZ, a echo odpowiadało: UF, UF, UF. Mędrca wtrącono do więzienia, gdzie zmarł. Ojciec odnalazł córkę i odczarował z pomocą innego czarownika. Odtąd była dobra i miła. Kara wiele ją nauczyła. Książę nazwał te ziemie RZESZOWEM, co pochodziło od krzyku żab.”
Odwiedzili też kościół farny. Pani Olszewska przypomniała historię o św. Wojciechu. Brzmiała ona tak: „Św. Wojciech wędrując przechodził koło Rzeszowa. Postanowił odpocząć na pobliskim wzgórzu. Wojciech pytany przez przychodzących ludzi wygłosił kazanie. Na pamiątkę tej wizyty kościół parafialny nazwano jego imieniem.” – Jest już późno. Może wrócimy do hotelu? – spytała mama. – Dobrze. – W takim razie chodźmy!
Nastąpiła chwilka ciszy, potem rodzice rozmawiali ze sobą. Dziewczynki również. Pierwsza odezwała się Łucja: – Mogłybyśmy się spotykać! Może pójdziemy rano do sklepu na zakupy? Trzeba coś kupić na śniadanie! – Nie ma sprawy, o ile rodzice się zgodzą!
Zgodzili się. Rano Łucja stała przed drzwiami hotelu i czekała na Jagodę. Gdy przyszła, poszły na zakupy. Kupiły świeże bułeczki, masło, herbatę i słodycze. Po południu spacerowały obok dworca, który był bardzo niedaleko hotelu.
Nazajutrz rano odwiedziły Podziemną Trasę Turystyczną. Były tam zbroje, waga komunistyczna, nawet szkielet człowieka! Jagodzie spodobało się najbardziej to, że spacerowały pod ulicami tego miasta. Były też w Muzeum Okręgowym. Zobaczyły tam wykopaliska sprzed wielu lat. Między innymi rzeźby, obrazy lub przedmioty, którymi kiedyś się posługiwano. Wieczorem poszły na koncert muzyki klasycznej do Filharmonii Rzeszowskiej. Usłyszały znane i mniej znane utwory różnych kompozytorów. Jagoda zauważyła, że kilka z nich słyszała w filmach, niektóre w radiu. Koncert grał Zespół Szkół Muzycznych nr 2.
Kolejne dni wyglądały podobnie. Widywały się już rzadziej rano, ale za to częściej popołudniami. Pewnego dnia Łucja chciała zrobić niespodziankę nowej koleżance. Zaplanowała trasę rowerową po ulicach Rzeszowa. Wypożyczyły miejskie rowery i razem oglądały miasto. Zatrzymały się w parku obok Wisłoka, niedaleko mostu. Innym razem wybrały się z rodzicami do restauracji wietnamskiej. W olbrzymiej sali zwracał na siebie uwagę typowo azjatycki wystrój, a w menu restauracji obowiązywały dania wietnamskie.
Wybrali się raz do Muzeum Dobranocek, odwiedzili kilka kościołów, ciekawe sklepy… Jagoda nawet kupiła sobie piękną bluzkę, szalik i wymarzony sweter! Łucja buty, sukienkę i spinki do włosów. Często wieczory spędzały nad zalewem, oglądając wspólnie zachody słońca. Jagoda była naprawdę zachwycona miastem, które poznała. Postanowiła, że jeśli to możliwe, przyjedzie jeszcze kiedyś odwiedzić Rzeszów. -Wpiszesz mi się do pamiętnika? – spytała Jagoda. - Chętnie – Łucja wyjęła z kieszeni długopis, na którym widniał napis „Rzeszów” i adres strony internetowej. Takie logo i kolory Jagoda widziała wczoraj na broszce Łucji! - Zaraz, skąd go masz? Na broszce miałaś to samo logo! – zauważyła Jagoda. - To nagroda za wyróżnienie w konkursie plastycznym. - Kiedy je dostałaś? - Jakiś rok temu… Mam jeszcze dwa segregatory i smycz na klucze. Wtedy miałam okazję uścisnąć dłoń prezydenta Rzeszowa!
Jagoda bardzo się zaciekawiła. – Twoja praca musiała być wyjątkowa.
Łucja uśmiechnęła się serdecznie i napisała na błękitnej kartce w pamiętniku Jagody: Najlepszej przyjaciółce na zawsze – Łucja Olszewska”. - Dzięki. Nie zapomnę o tobie – powiedziała Jagoda i przytuliła przyjaciółkę.
Rano jej bagaż był prawie spakowany. - Córeczko, śniadanie! – usłyszała głos mamy. - Tak, mamo, już idę!
Rodzice nie wyglądali na smutnych. Uśmiechali się do siebie, jakby nagle dowiedzieli się, że otrzymali jakiś pałac i mieli w nim mieszkać jak królowie. W pewnej chwili mama zaczęła coś szeptać do taty, a on przemówił półgłosem:
Nie, jeszcze nie teraz!
Dlaczego tak powiedział? Czyżby rodzice mieli jakieś sekrety przed Jagodą? Nie, to raczej niemożliwe. Może będzie miała młodsze rodzeństwo? Nie, powiedzieliby od razu! Więc co się dzieje? - Jagodo – zaczął tata – czy lubisz tą Łucję, którą tu poznałaś? - Tak, bardzo. Chciałabym się z nią przyjaźnić cały czas. - Niedawno – wtrąciła mama – twój ojciec… znalazł dobrą pracę w Rzeszowie. Będzie tutaj mieszkał, a my albo wrócimy do Krakowa, albo zostaniemy tu na stałe. Decyzja może zależeć od ciebie. - Naprawdę? Czyli mogłabym tu zostać i być z Łucją? - Na to wygląda. - Zostańmy! Zostańmy tutaj! - Dobrze. Mamy mieszkanie, które moglibyśmy kupić za kilka dni. Do tego czasu zostaniemy w hotelu. Przedłużę pobyt. – Gdzie to mieszkanie? – Dwie ulice za domem Łucji. – Świetnie! Pójdę się rozpakować.
Natychmiast po obiedzie Jagoda pobiegła zanieść przyjaciółce tę nowinę. Mogą już być przyjaciółkami na zawsze! Ale co z Krakowem? Tam też miała koleżanki z klasy, chociaż nie bardzo ich lubiła. Pewnie będzie chodzić do szkoły z Łucją! Będą mogły spacerować na korytarzu i rozmawiać o różnych rzeczach na przerwie!
Minął tydzień od przeprowadzki. Jagoda już się zadomowiła, wybrała meble i kolor pokoju. Niedługo zaczną się zmiany. Dom był przytulny, pomieszczenia duże, a co najważniejsze – był niedaleko domu państwa Olszewskich. Dziewczyna otrzymała telefon z zaproszeniem na herbatę od Łucji.
Usiadły w kuchni i rozmawiały. - Jak dobrze, że zostajesz w Rzeszowie! – powiedziała Łucja - Tak, to piękne miasto. - Będziesz chodzić tutaj do szkoły? - Tak. Już mnie przydzielono do klasy VI c. - Znam ich! Fajna klasa, nie będziesz żałować. - Spotkamy się pewnie w szkole? - Na pewno.
Teraz Jagoda poczuła naprawdę, że ma prawdziwą przyjaciółkę. Najlepszą przyjaciółkę na zawsze – Łucję Olszewską, rzeszowiankę.
Ledwo słońce wyjrzało zza horyzontu, Jagoda była już na nogach. Ta wysoka, szczupła dziewczyna o wesołych, niebieskich oczach i włosach koloru kasztanowego, mieszkała w Krakowie, niedaleko Rynku. Śniadanie trwało nie dłużej niż pięć minut, mycie twarzy i zębów około trzech lub czterech, resztę czasu zajęło ubieranie się. - Już wychodzę! – krzyknęła Jagoda przez okno i zbiegła szybko na dół. Gdy usiadła obok mamy, przywitano ją słowami: - Przecież wiesz, że się spieszymy na pociąg! - Dobrze, można już odjeżdżać! – powiedział tata i od tej pory każdy patrzył w swoje okno w samochodzie wujka Edwarda. Byli uśmiechnięci, wszyscy cieszyli się trzecim dniem wakacji. Jagoda siedziała cicho i patrzyła przed siebie, sama nie wiedząc zresztą na co. „Ale super, jedziemy do Rzeszowa! – pomyślała. – Ciekawe, jakie to miasto… Podobno bardzo ładne.” Myślała też, ile będzie czekać jadąc pociągiem do miasta, gdzie miała spędzić dwa tygodnie swoich wakacji. Cieszyła się, że może zobaczyć coś nowego. Teraz według niej Rzeszów był najważniejszym miejscem na Ziemi. Samochód stanął. - Dojechaliśmy! Pomogę przy bagażach, a potem gońcie na pociąg! – oznajmił wuj Edward. - Nasz pociąg odjeżdża za dwadzieścia minut – powiedziała mama.
Przed nimi stał wysoki budynek, na którym wisiał zegar pokazujący godzinę siódmą czterdzieści. O ósmej pociąg ruszał do Rzeszowa.
Z bagażami poszło dość szybko, potem wsiedli do pociągu. Jagoda siedziała sama z bagażem, zaraz za rodzicami. Kilka minut potem dosiadła się do niej jakaś pani. Była niska, miała krótkie jasnorude włosy opadające na ramiona. Oczy jej błyszczały szarością, a na głowie dumnie leżał wielki, fioletowy kapelusz w kwiaty. - Mogę? – spytała Jagodę. Dziewczyna odwróciła się w stronę nieznajomej. - Tak, oczywiście – brzmiała odpowiedź.
Siedziały i przyglądały się sobie przez jakąś minutę, po czym padło pytanie: - Dokąd podróżujesz? – spytała pani. - Do Rzeszowa – odpowiedziała dziewczyna. - Dobrze trafiłaś. To interesujące miasto. Warto zobaczyć – ten komentarz dodał Jagodzie trochę otuchy. Twierdziła, że im więcej inni będą chwalić to miasto, tym będzie ciekawiej. - Była tam pani? - Tak, wiele razy. Mieszka tam moja siostra. Niedaleko Nowego Miasta. - Rozumiem. Co dokładnie pani poleca? - Cóż, myślę, że spodoba ci się Rynek lub muzea. Odwiedź też któreś centrum handlowe. Jest ich mnóstwo. „Centrum handlowe?! Muszę uprosić mamę, żeby mi kupiła nowy sweter!” – pomyślała.
Pociąg się zatrzymał. Nastała cisza, wszyscy ludzie szli po bagaże. Na dworcu było tłoczno, każdy coś mówił, pociągi hałasowały, ale Jagodzie to nie przeszkadzało. Podążali do hotelu „Ferdynand”. Było po godzinie trzynastej, rodzina zjadła obiad. Teraz był czas wolny. Wszyscy składali propozycje, jak spędzić czas do wieczora. - Może pójdziemy zwiedzić hotel? – zaproponował tata. - Szkoda takiej ładnej pogody. Lepiej wyjść na zewnątrz – stwierdziła mama. - To jest dobry pomysł. Ja chciałabym iść na Rynek. Podobno ładny – wtrąciła swoje zdanie Jagoda.
Było postanowione: idą na Rynek. Spacer zapowiadał się ciekawie. Jagoda rozglądała się, co tu jest podobnego do Krakowa. „Ten zamek mógłby być Wawelem – myślała –a ten kościół w oddali Kościołem Mariackim. Ale jednak myślałam, że może tu będzie ciekawiej…”. Wokół studni zebrała się grupka osób. Rodzice zatrzymali się obok Ratusza, żeby zrobić zdjęcia. Nagle, znikąd, pojawiła się dziewczynka. Biegnąc, potknęła się o mały kamień i upadła na ziemię. Jagoda podbiegła do niej. - Nic ci nie jest? – spytała troskliwie - Nie, w porządku, tylko się uderzyłam w łokieć. Przejdzie – odpowiedziała.
Była to szczupła dziewczynka o długich, kręconych, szatynowych włosach. Jej zielone oczka wyróżniały się jak dwa drzewa na tle gór. - Nazywam się Łucja. Łucja Olszewska – powiedziała. - Jagoda Nowicka – odpowiedziała dziewczyna.
Wstały i zaczęły rozmawiać. Szły deptakiem, aż doszły do ulicy. - Widzę aptekę! Kupić ci bandaż? – spytała Jagoda. - Dobrze – brzmiała odpowiedź. - W porządku. Zaczekaj tutaj, zaraz wrócę.
Kilka minut i była z powrotem przy Łucji. Wyciągnęła z torby wodę i polała stłuczony łokieć. Ledwo skończyła, a przed nią stali rodzice. - Tu jesteś, córeczko! Szukaliśmy ciebie! – powiedziała mama i przytuliła ją. Zauważyła Łucję z bandażem na łokciu – Zrobiłaś jej opatrunek? - Tak, mamo, byłam przed chwilą w aptece. - Dobra robota! A woda utleniona? - O niej również pamiętałam. - Gdzie mieszkasz? Może cię odprowadzimy? – wtrącił tata - Moi rodzice na razie robią zakupy. Mieszkamy niedaleko hotelu „Ferdynand”. Wiedzą chyba państwo, gdzie to jest? - Oczywiście! Przyjechaliśmy na dwa tygodnie do Rzeszowa i właśnie tam mieszkamy! – zauważyła mama.
Zbliżali się do nich jacyś ludzie. Byli to państwo Olszewscy. - Jesteś, Łucja! Co się stało? Dlaczego masz zabandażowany łokieć? – spytała pani Olszewska. Po wyjaśnieniu całej sytuacji wszyscy wybrali się na spacer po Rzeszowie.
Jagoda dowiedziała się wielu ciekawostek z historii miasta. Bardzo podobała się jej legenda o powstaniu Rzeszowa. Ojciec Łucji opowiadał: „Dawno temu na miejscu, gdzie położone jest miasto Rzeszów, były błotniste, grząskie tereny. Należały do księcia, który miał piękną, lecz złą córkę. Lubiła polować i krzywdzić zwierzęta. Wśród bagnisk znajdowała się chatka starca, podobno czarownika. Zwierzęta wcale się go nie bały, przychodziły chore i okaleczone, a on je leczył. Od przyjazdu księżniczki działo się to coraz częściej. Któregoś dnia księżniczka w poszukiwaniu postrzelonych przez siebie zwierząt dotarła do chatki mędrca. Na widok wyleczonych zwierząt rozzłościła się. Starzec przekonyMoja miejscowość Monika Chmiel
wał ją, że źle postępuje, krzywdząc zwierzęta. Bez skutku. Rozgniewał się więc i zamienił księżniczkę w ropuchę. Pływała pośród bagien krzycząc: RZESZ, RZESZ, RZESZ, a echo odpowiadało: UF, UF, UF. Mędrca wtrącono do więzienia, gdzie zmarł. Ojciec odnalazł córkę i odczarował z pomocą innego czarownika. Odtąd była dobra i miła. Kara wiele ją nauczyła. Książę nazwał te ziemie RZESZOWEM, co pochodziło od krzyku żab.”
Odwiedzili też kościół farny. Pani Olszewska przypomniała historię o św. Wojciechu. Brzmiała ona tak: „Św. Wojciech wędrując przechodził koło Rzeszowa. Postanowił odpocząć na pobliskim wzgórzu. Wojciech pytany przez przychodzących ludzi wygłosił kazanie. Na pamiątkę tej wizyty kościół parafialny nazwano jego imieniem.” – Jest już późno. Może wrócimy do hotelu? – spytała mama. – Dobrze. – W takim razie chodźmy!
Nastąpiła chwilka ciszy, potem rodzice rozmawiali ze sobą. Dziewczynki również. Pierwsza odezwała się Łucja: – Mogłybyśmy się spotykać! Może pójdziemy rano do sklepu na zakupy? Trzeba coś kupić na śniadanie! – Nie ma sprawy, o ile rodzice się zgodzą!
Zgodzili się. Rano Łucja stała przed drzwiami hotelu i czekała na Jagodę. Gdy przyszła, poszły na zakupy. Kupiły świeże bułeczki, masło, herbatę i słodycze. Po południu spacerowały obok dworca, który był bardzo niedaleko hotelu.
Nazajutrz rano odwiedziły Podziemną Trasę Turystyczną. Były tam zbroje, waga komunistyczna, nawet szkielet człowieka! Jagodzie spodobało się najbardziej to, że spacerowały pod ulicami tego miasta. Były też w Muzeum Okręgowym. Zobaczyły tam wykopaliska sprzed wielu lat. Między innymi rzeźby, obrazy lub przedmioty, którymi kiedyś się posługiwano. Wieczorem poszły na koncert muzyki klasycznej do Filharmonii Rzeszowskiej. Usłyszały znane i mniej znane utwory różnych kompozytorów. Jagoda zauważyła, że kilka z nich słyszała w filmach, niektóre w radiu. Koncert grał Zespół Szkół Muzycznych nr 2.
Kolejne dni wyglądały podobnie. Widywały się już rzadziej rano, ale za to częściej popołudniami. Pewnego dnia Łucja chciała zrobić niespodziankę nowej koleżance. Zaplanowała trasę rowerową po ulicach Rzeszowa. Wypożyczyły miejskie rowery i razem oglądały miasto. Zatrzymały się w parku obok Wisłoka, niedaleko mostu. Innym razem wybrały się z rodzicami do restauracji wietnamskiej. W olbrzymiej sali zwracał na siebie uwagę typowo azjatycki wystrój, a w menu restauracji obowiązywały dania wietnamskie.
Wybrali się raz do Muzeum Dobranocek, odwiedzili kilka kościołów, ciekawe sklepy… Jagoda nawet kupiła sobie piękną bluzkę, szalik i wymarzony sweter! Łucja buty, sukienkę i spinki do włosów. Często wieczory spędzały nad zalewem, oglądając wspólnie zachody słońca. Jagoda była naprawdę zachwycona miastem, które poznała. Postanowiła, że jeśli to możliwe, przyjedzie jeszcze kiedyś odwiedzić Rzeszów. -Wpiszesz mi się do pamiętnika? – spytała Jagoda. - Chętnie – Łucja wyjęła z kieszeni długopis, na którym widniał napis „Rzeszów” i adres strony internetowej. Takie logo i kolory Jagoda widziała wczoraj na broszce Łucji! - Zaraz, skąd go masz? Na broszce miałaś to samo logo! – zauważyła Jagoda. - To nagroda za wyróżnienie w konkursie plastycznym. - Kiedy je dostałaś? - Jakiś rok temu… Mam jeszcze dwa segregatory i smycz na klucze. Wtedy miałam okazję uścisnąć dłoń prezydenta Rzeszowa!
Jagoda bardzo się zaciekawiła. – Twoja praca musiała być wyjątkowa.
Łucja uśmiechnęła się serdecznie i napisała na błękitnej kartce w pamiętniku Jagody: Najlepszej przyjaciółce na zawsze – Łucja Olszewska”. - Dzięki. Nie zapomnę o tobie – powiedziała Jagoda i przytuliła przyjaciółkę.
Rano jej bagaż był prawie spakowany. - Córeczko, śniadanie! – usłyszała głos mamy. - Tak, mamo, już idę!
Rodzice nie wyglądali na smutnych. Uśmiechali się do siebie, jakby nagle dowiedzieli się, że otrzymali jakiś pałac i mieli w nim mieszkać jak królowie. W pewnej chwili mama zaczęła coś szeptać do taty, a on przemówił półgłosem:
Nie, jeszcze nie teraz!
Dlaczego tak powiedział? Czyżby rodzice mieli jakieś sekrety przed Jagodą? Nie, to raczej niemożliwe. Może będzie miała młodsze rodzeństwo? Nie, powiedzieliby od razu! Więc co się dzieje? - Jagodo – zaczął tata – czy lubisz tą Łucję, którą tu poznałaś? - Tak, bardzo. Chciałabym się z nią przyjaźnić cały czas. - Niedawno – wtrąciła mama – twój ojciec… znalazł dobrą pracę w Rzeszowie. Będzie tutaj mieszkał, a my albo wrócimy do Krakowa, albo zostaniemy tu na stałe. Decyzja może zależeć od ciebie. - Naprawdę? Czyli mogłabym tu zostać i być z Łucją? - Na to wygląda. - Zostańmy! Zostańmy tutaj! - Dobrze. Mamy mieszkanie, które moglibyśmy kupić za kilka dni. Do tego czasu zostaniemy w hotelu. Przedłużę pobyt. – Gdzie to mieszkanie? – Dwie ulice za domem Łucji. – Świetnie! Pójdę się rozpakować.
Natychmiast po obiedzie Jagoda pobiegła zanieść przyjaciółce tę nowinę. Mogą już być przyjaciółkami na zawsze! Ale co z Krakowem? Tam też miała koleżanki z klasy, chociaż nie bardzo ich lubiła. Pewnie będzie chodzić do szkoły z Łucją! Będą mogły spacerować na korytarzu i rozmawiać o różnych rzeczach na przerwie!
Minął tydzień od przeprowadzki. Jagoda już się zadomowiła, wybrała meble i kolor pokoju. Niedługo zaczną się zmiany. Dom był przytulny, pomieszczenia duże, a co najważniejsze – był niedaleko domu państwa Olszewskich. Dziewczyna otrzymała telefon z zaproszeniem na herbatę od Łucji.
Usiadły w kuchni i rozmawiały. - Jak dobrze, że zostajesz w Rzeszowie! – powiedziała Łucja - Tak, to piękne miasto. - Będziesz chodzić tutaj do szkoły? - Tak. Już mnie przydzielono do klasy VI c. - Znam ich! Fajna klasa, nie będziesz żałować. - Spotkamy się pewnie w szkole? - Na pewno.
Teraz Jagoda poczuła naprawdę, że ma prawdziwą przyjaciółkę. Najlepszą przyjaciółkę na zawsze – Łucję Olszewską, rzeszowiankę.
