6 minute read

Miejskie krajobrazy naszego miasta – wspomnienie

Maria Rosa

Rzeszów to największe miasto Polski południowo-wschodniej z 650-letnią historią, którerozwija się niezwykle dynamicznie. Według mnie to najpiękniejsze z miast w Polsce.

Advertisement

Zadbano o jego wystrój i estetykę, odnowiono wiele elewacji zniszczonych budynków, wybudowano olbrzymie centra handlowe. Kocham to miasto, dlatego że tu się urodziłam, tu mieszkam i stąd pochodzą moi rodzice.

Tematem mojej pracy będzie przedstawienie w formie wspomnienia najpiękniejszych zakątkó w Rzeszowa, które zapamiętałam oglądając je w różnych porach roku.

Staroniwskie zakamarki wiosną

Pierwszym zakątkiem, który opiszę będzie miejsce mojego zamieszkania, czyli Staroniwa i jej okolice wiosną. Mieszkam w samym sercu Staroniwy. Mój dom położony jest na niewielkim wzniesieniu, z którego obserwuję okoliczne zabudowania. Spacerując po okolicy widzę przepiękne krajobrazy: rozległe pola, pasy łąk, skupiska drzew. Wiosną wszystko rozkwita, więc kiedy idę na spacer, otacza mnie budząca się do życia przyroda: pąki kwiatów i rozkwitające drzewa. Często wieczorem wychodzę na pagórki rozciągające się za moim domem, z których widzę piękną panoramę Rzeszowa.

Na wiosnę uwielbiam chodzić na spacery z całą moją rodziną. Szczególnie pięknie prezentuje się wtedy ulica Potokowa. Kiedyś wiosennego dnia, szłam chodnikiem, obok cicho szumiała rzeczka Mikośka. Na jej brzegach rosły piękne, żółte kaczeńce, których zapach unosił się w powietrzu, zaś na gałązkach drzew widać było różowe pąki kwiatów. Trawa zaczynała się zielenić, a śnieżnobiałe przebiśniegi wychylały główki spod stwardniałej jeszcze od śniegu i mrozu ziemi. Ten widok wywołał u mnie szereg pozytywnych emocji: radość przeplatała się ze szczęściem i zachwytem. Czułam euforię wiedząc, że nadeszła wreszcie pora utęsknionej wiosny. Nagle zauważyłam, że coś szeleści między krzakami. To była ruda wiewiórka z długim, puszystym ogonem i brązowymi oczkami. Gdy tylko mnie zauważyła, przestraszona zniknęła w zaroślach. W dali zobaczyłam białe plamki, którymi okazały się sterty śniegu, jako pozostałości po zimie. Po powrocie do domu w duszy mi grało ze szczęścia, że nadeszła już wiosna.

Aleja Pod Kasztanami i Bulwary jesienią

Inne moje wspomnienie wiąże się z jesienną wycieczką naszej rodziny w ulubione miejsce spacerów rzeszowian – Aleję Lubomirskich. To jedna z najbardziej urokliwych i najchętniej odwiedzanych tras spacerowych. Aleja jest przedłużeniem ulicy 3 Maja, stamtąd też rozpoczęliśmy nasz rodzinny spacer. Zaczyna się obok pałacyku letniego Lubomirskich, biegnie dalej wzdłuż Zamku, dochodząc do ulicy Szopena.

Jesienią aleja ta sprawiała niezapomniany widok. Ujrzałam dwa długie rzędy starych kasztanowców zatopione w blasku zachodzącego słońca. Rozłożyste liście drzew „przekrzykiwały się” kolorami: od jasnożółtych przechodziły w pomarańczowe, by dojść do czerwonych, rudawych i w końcu brązowych tonów. Była to swoista mozaika barw. Pamiętam, że stanęłam jak zaczarowana, by nasycić się widokiem tak przyozdobionych przez naturę koron drzew. Ale to nie wszystko. Cała aleja tonęła w opadłych liściach i gdzieniegdzie leżących, a niezebranych jeszcze przez spacerowiczów kasztanach. Pamiętam jak mój brat z zapałem poszukiwał brunatnych owoców i ze sprytem wiewiórki chował je do worka krzycząc: Znalazłem kasztana i jeszcze jednego. Mama i ja zbierałyśmy z radością najpiękniejsze opadłe już liście, tworząc z nich różnobarwny bukiet. Tato szedł zamyślony. Wpatrując się w korony drzew opowiadał, dlaczego liście zmieniają kolory. To były dla mnie niezapomniane chwile.

Przypominam sobie, kiedy mijaliśmy po drodze Zamek Lubomirskich – prawdziwą wizytówkę miasta. Mama wspomniała, że budynek ma zaledwie sto lat i niegdyś służył jako więzienie, a dziś jest siedzibą sądu. Widok podświetlonego wieczorem gmachu robi wrażenie.

Nasz spacer trwał bardzo długo. Trudno opisać wszystkie oglądane rzeczy. Zapamiętałam, że przeszliśmy ulicą Szopena i skierowaliśmy się w stronę Bulwarów. A tam kolejne przepiękne jesienne widoki: długie alejki dla spacerowiczów, wzdłuż których pochylały swe korony stare dęby, mosiężne buki, dostojne kasztanowce. Zachodzące słońce odbijało sięw tafli Wisłoka, urzekając nas swymi blaskami.

Śródmieście zimą

Uwielbiam spacerować zimą po Śródmieściu. Obserwować urokliwe rzeszowskie miejsca. Wspomnę moją tegoroczną wycieczkę do centrum miasta wraz z rodzicami i bratem. Pojechaliśmy zimą na Rynek – prawdziwe centrum Rzeszowa. Rodzice opowiadali mi, że przez kilka powojennych dziesięcioleci Rynek był miejscem opuszczonym i dość zaniedbanym. Otaczały go tylko zrujnowane kamieniczki, rzadko kto tu zaglądał.

Współcześnie, końcem 2011 roku, na Rynku ujrzałam okazałe, kilkupiętrowe kamienice o bogato zdobionych elewacjach. Spacerowaliśmy wieczorem, więc widok był zachwycający. Wszystkie wyremontowane kamienice były podświetlone, tworząc magiczny krąg. W centrum zobaczyłam jeden z symboli Rzeszowa – Ratusz z wielkim zegarem i orzełkiem na szczycie. Dowiedziałam się od rodziców, że to neogotycka siedziba władz miasta. Szczególnie zachwycił mnie widok potężnej, sięgającej do nieba choinki ubranej w płaszcz kolorowych światełek. Gdy podeszłam bliżej dostrzegłam, że choinka wykonana została z wielu dużych oświetlonych kul wkomponowanych w sztuczne drzewko. Razem z bratem biegaliśmy wokół odświętnie przystrojonej choinki, zachwycając się jej niebywałym urokiem.

W samym centrum Rynku znajduje się odnowiona studnia, w głąb której strach zaglądać. Dowiedziałam się, że robotnicy przypadkiem odkryli pod płytą Rynku głęboką na kilka metrów czeluść. Okazało się, że to szyb częściowo ocembrowanej, zasypanej studni. Usłyszawszy tę ciekawostkę, miejsce to wydało mi się tym bardziej tajemnicze i zachwycające.

Zapamiętałam jeszcze jedną rzecz – jasno podświetlony pomnik Tadeusza Kościuszki, wokół którego licznie zgromadziła się młodzież. Mama niegdyś opowiadała mi o bohaterskich czynach naczelnika – dowódcy powstania kościuszkowskiego. Monument ten wydał mi się szczególnie ciekawy- dostojny Kościuszko w chłopskiej sukmanie stał oparty na szabli i jakby spoglądał na współczesny Rzeszów. Opuszczając Rynek jeszcze raz obejrzałam się z tęsknotą podziwiając, jak na okryty blaskiem plac zaczynają powoli opadać białe płatki śniegu.

Następnie nasza wycieczka skierowała się w stronę ulicy Tadeusza Kościuszki, by w końcu dotrzeć na najbardziej znaną ulicę Rzeszowa – 3 Maja, czyli „Paniagę” – jak powiedzą starsi rzeszowianie. Widok ulicy podświetlonej tysiącami lampek wzdłuż jej długości z dodatkowym efektem spadających gwiazd zauroczył całą moją rodzinę. Staliśmy jak zaczarowani, spoglądając na sypiący delikatnie śnieg podświetlany niebieskimi lampeczkami. Po rzeszowskim deptaku – choć był wieczór – spacerowało wielu ludzi. Wspomnę jeszcze o niezapomnianej szopce bożonarodzeniowej oglądanej w kościele OO. Bernardynów. Choć szopkę tę oglądam co roku, wciąż doceniam jej urok. Podświetlony żłobek z nowonarodzonym Jezusem otoczony jest wesołym krajobrazem z poruszającymi się marionetkami m. in. pasterzy, drwala, rybaka, kowala. Cud narodzenia Boga wtopiony w codzienność – oto, co mnie urzekło.

Lisia Góra latem

Według mnie niezwykłym zakątkiem w Rzeszowie jest Lisia Góra i jej okolice. Wzgórze to płożone jest na południe od miasta, a nazwę swoją wzięło od lisów, które zamieszkują jej tereny. Takie umiejscowienie wzgórza – dość blisko miasta, a jednocześnie na tyle daleko, by można tam znaleźć ciszę i spokój – jest doskonałą okazją do aktywnego wypoczynku dla całej rodziny.

Moja przygoda zaczęła się latem, kiedy to w pewną słoneczną niedzielę pojechałam z rodzicami i bratem na Lisią Górę. Gdy wysiadłam z samochodu, od razu zauważyłam, że jest to bardzo ciekawe i piękne miejsce. Szłam szerokim chodnikiem, obok mnie szumiał Wisłok. Wiał lekki, chłodny wietrzyk, który był bardzo przyjemny w tym upalnym dniu. Rozmawiałam z rodzicami o tym, że następnym razem musimy wziąć rowery, ponieważ jest tam ścieżka rowerowa, po której intensywnie jeżdżą rowerzyści i rolkarze. Wokół panowała cisza i spokój, ptaki ćwierkały i czułam się, jak w siódmym niebie. Spacerowałam i wsłuchiwałam się w odgłosy natury. Nagle, w oddali zobaczyłam plac zabaw. Kiedy podeszłam bliżej, okazało się, że jest to statek, w środku którego zamontowane są drabinki, rury i zjeżdżalnie. Mój brat z radością pobiegł na ten plac, by bawić się z rówieśnikami. Obok stał maszt z bocianim gniazdem, na który można było się wspiąć. Mój tata zauważył, że obok placu zabaw jest zadaszony grill, wraz z drewnianymi stołami i ławkami.

Myślę, że Lisia Góra jest wspaniałym miejscem, gdzie można odpocząć, pojeździć na rowerze, pogrillować i pobawić się na placu zabaw.

Urokliwe miejsca Rzeszowa – staroniwskie zakamarki, Lisia Góra, Aleja Lubomirskich, Bulwary oraz Śródmieście – stanowią według mnie kalejdoskop przepięknych stron naszego miasta. Zwyczajne z pozoru widoki: drzewa obsypane białymi i różowymi kwiatami, zalesiona góra, odbijające w wodzie swe ciemne oblicze, iskrzące się w jesiennym słońcu drzewa, kolorowa choinka w centrum miasta obsypana śniegiem… W codziennym biegu mało kto zwróci uwagę na taki widok. Wystarczy jednak nieco zwolnić i rozejrzeć się uważniej wokół siebie, by dostrzec piękno zwykłych miejsc i zatrzymać w pamięci nastrój chwili. I choć w pejzażu Rzeszowa takich czarownych miejsc jest wiele, ja wybrałam właśnie te, które wywarły na mnie największe wrażenie w różnych porach roku.

This article is from: