
6 minute read
Człowiek z pasją. Wywiad z panem Emilem Pizło
Budziwój był samodzielną wsią posiadającą swoją historię, tradycje, zwyczaje. Oblicze miejscowości zaczęło się zmieniać w latach dziewięćdziesiątych. Stawała się powoli jednym z podmiejskich osiedli, by z dniem 1 stycznia 2010 r. zostać integralną częścią Rzeszowa. Obecnie nosi status osiedla.
Tu właśnie mieszka Emil Pizło, człowiek, który ocalił od zapomnienia wiele przedmiotów i sprzętów codziennego użytku. Utworzył on prywatną izbę muzealną, w której zgromadził swoje zbiory. Chętnie też dzieli się wspomnieniami i prezentuje wszystkie eksponaty – a jest co podziwiać. Tu, w tej prywatnej izbie muzealnej, odbyło się wiele lekcji dziedzictwa kulturowego w regionie z udziałem uczniów miejscowej szkoły, o czym świadczą wpisy w księdze pamiątkowej. Postanowiłem bliżej poznać tego ciekawego człowieka i porozmawiać o jego pasji.
Advertisement
Czy mógłby Pan krótko przedstawić swoją biografię?
Urodziłem się w 1932 r. w Zgłobniu. Do Budziwoja przyjechałem wraz z rodzicami w 1938 r. Razem z nami przybyły jeszcze 32 rodziny. Założyły własne gospodarstwa rolne o powierzchni 4 hektarów, odkupując ziemię z majątku Witolda Uznańskiego. Rodziny ze Zgłobnia stworzyły skupisko, które zostało nazwane Kolonią. Odtąd Budziwój stał się moją wsią i moją małą ojczyzną. Tu skończyłem szkołę podstawową. Pomagałem rodzicom w ich codziennej, ciężkiej pracy. Rodzice moi dużą uwagę przywiązywali do zwyczajów i tradycji, uczyli mnie szacunku do osób starszych i do przeszłości. Wówczas jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że słowa rodziców: „myśl o przyszłości, ale szanuj przeszłość” staną się moją życiową dewizą. A nie były to łatwe czasy. Jako osiemnastoletni chłopak trafiłem do oddziałów Służba Polsce. Przez trzy miesiące pracowałem przy budowie Nowej Huty.
Czy nie chciał Pan na stałe pozostać w Krakowie?
Nie, swoją przyszłość związałem z Budziwojem. Wróciłem do domu rodzinnego. Ożeniłem się, wybudowałem dom. Pracowałem najpierw jako mechanik w PKS, następnie w WSK i dopiero wtedy ukończyłem szkołę zawodową. W 1958 r. zmieniłem pracę. Zatrudniono mnie w Zakładach Przemysłu Terenowego. Tu przez wiele lat podnosiłem kwalifikacje zawodowe. Uzyskałem dyplomy mistrzowskie: ślusarstwo ogólne i mistrz-tokarz. Równocześnie zdobyłem kwalifikacje Człowiek z pasją Wywiad z panem Emilem Pizło Łukasz Szczęch rolnicze, gdyż objąłem gospodarstwo rolne rodziców. Po raz ostatni zmieniłem pracę i do 1990 r. pracowałem w Tyczyńskiej Fabryce Wentylatorów „Tywent”.
Jak to się stało, że pasjonuje Pana zbieractwo?
Ta pasja towarzyszyła mi przez całe życie. Lubiłem ciekawe przedmioty. Nigdy niczego nie wyrzucałem, wolałem gdzieś odłożyć. Miałem szacunek do przedmiotów. W każdym z nich widziałem jakąś ludzką historię. To ja, jako jedyny z rodziny, mam obrazek z aniołem, który dała mi babcia jeszcze w 1941 r., a więc posiadam go już ponad 70 lat.
A skąd pomysł założenia prywatnej izby muzealnej?
Zbierałem przedmioty, bo widziałem, że znikają one z mego otoczenia, a ja, patrząc na nie, w jakiś sentymentalny sposób wspominałem przeszłość. To, co zebrałem, składałem gdzieś na strychu lub w pomieszczeniach gospodarczych, bo pracując zawodowo i prowadząc gospodarstwo, nie miałem za wiele czasu dla swych pasji. Kiedy odszedłem na emeryturę w 1990 r. i przestałem prowadzić gospodarstwo, mogłem zająć się tym, co lubiłem. Zmieniły się też warunki. Obok wybudowanego domu, w budynku gospodarczym, wygospodarowałem pomieszczenie i przeznaczyłem obszerną izbę na moje zbiory. Mogłem je uporządkować i wreszcie w odpowiedni sposób wyeksponować, gdyż były one dotychczas gromadzone przypadkowo, byle nie uległy zniszczeniu. Moje muzeum funkcjonuje w obecnej formie od 1998 r.
Jak udało się Panu zgromadzić tyle przedmiotów?
To realizowanie mojej pasji przez dziesiątki lat. Niektóre przedmioty pochodzą z mego domu rodzinnego. Inne pozyskiwałem stopniowo. Czasem ludzie sami ofiarowali mi drobne przedmioty, inne odkupywałem. Często były to przedmioty bardzo zniszczone, bo stały w jakichś zapomnianych miejscach i ludzie chętnie się ich pozbywali. Dla mnie to była wielka radość znaleźć jakiś przedmiot, odnowić, by nadal cieszył swym pięknem i dawał świadectwo przeszłości.
A który z tych przedmiotów znalazł się w tej izbie jako pierwszy?
O, to trudne pytanie. Z pewnością jednym z pierwszych był ten ślubanek – drewniana ława z oparciem, którą na noc rozkładano do spania. W dzień ją składano i służyła do siedzenia.
Czy wśród tych przedmiotów są jakieś szczególnie Panu bliskie?
Z każdym przedmiotem czuję się związany emocjonalnie, bo każdy z nich ma swoją historię i mogę o nim opowiadać bez końca. Dużo pracy i wysiłku kosztowało mnie odnowienie dębowego kredensu wystawionego pod chmurkę przez poprzedniego właściciela, mieszkańca Sołonki. Ale teraz patrzę na niego z wielką radością. Całą zimę wycinałem też skalpelem chirurgicznym drewniane elementy klatki na ptaki, dopasowałem brakujące elementy, a teraz możemy ją podziwiać, bo wisi na ścianie, tuż obok kredensu. W Siedliskach na śmietniku znalazłem potężne drzwi dębowe, które mają ponad 200 lat. Chciano je odkupić ode mnie za pokaźną kwotę, ale ja nie handluję przedmiotami, bo się do nich przywiązuję i samo posiadanie daje mi ogromną radość.
To pomieszczenie, w którym są gromadzone przedmioty, jest specyficzne…
Rzeczywiście. We wnętrzu znajduje się piec chlebowy z kapą, a obok wędzarnia. To wszystko działa. Można upiec chleb, tak jak to robiły dawniej gospodynie, bo jest i łopata, i dzieża, i koszyczki na chlebowe ciasto.
A te potężne basy w jaki sposób trafiły w Pana ręce?
To rodzinna pamiątka. Grał na nich mój ojciec na wiejskich weselach.
Zgromadzone przez Pana zbiory to przedmioty codziennego użytku, wykorzystywane na wsi.
Rzeczywiście, taki był mój zamysł, by zachować od zapomnienia przedmioty używane na wsi, bo w takim środowisku się wychowałem i ono jest mi bliskie. Są to m.in. kufry, religijne obrazy, żelazka, naczynia gliniane, kosze wiklinowe, niecki, kufry podróżne, młynki, czyli to wszystko, czego używano w gospodarstwach. Bogaty jest warsztat stolarski.
Udało się też zgromadzić liczne narzędzia rolnicze – np. pługi, kosy, grabie, sierpy. Ciekawa jest kolekcja brzytew czy ciesielskich toporków, narzędzi tkackich. W swoich zbiorach mam papierosy i zapałki z lat okupacji, odnalezione w skrytce pod strzechą, bibułki do skrętów, różne dokumenty, zdjęcia. Nie sposób wymienić całości zbiorów. Ważne jest to, że wszystkie eksponaty pochodzą z Budziwoja lub najbliższych okolic.
Czy przeszłość wsi to jedyne Pana zainteresowania?
Oczywiście, że nie. W miarę poznawania pasja kolekcjonerska się poszerzała. Zacząłem spotykać się z innymi hobbystami, uczestniczyć w kolekcjonerskich giełdach, które odbywają się w Rzeszowie, w drugą niedzielę miesiąca, w III Liceum Ogólnokształcącym i zakres moich zbiorów się powiększył: zbieram znaczki, monety, karty telefoniczne, pocztówki. Oczywiście najwięcej czasu poświęcam zbiorom związanym z życiem wsi, są one świadectwem przeszłości.
Czy warto gromadzić takie pamiątki?
Moje zbieractwo przekształciło się w pasję. Skłania mnie ona do poszerzania wiedzy na określone tematy. Moja wieś zmieniła swoje oblicze, zmieniają się zwyczaje, gospodarstwa znikają, powstają nowoczesne domy. Młodzi żyją w wirtualnym świecie i nie wiedzą, jak żyło się na wsi, ale powinni znać swoje korzenie i szanować swoją przeszłość. Znać i poznać to najlepiej zobaczyć, dotknąć, ale też zrozumieć, że ta dawna wieś nie była ciemna i zacofana. Ja lubię pokazywać swoje zbiory i o nich opowiadać.
Nie nudzę się na emeryturze i cieszę się, że odwiedzają mnie nie tylko uczniowie z opiekunami, ale przychodzą i dorośli, którzy chcą popatrzeć na przedmioty i przypomnieć sobie przeszłość. Jest to dla nich taka podróż sentymentalna. Na zewnątrz budynku też umieściłem niektóre z moich zbiorów, bo ze względu na rozmiary nie znalazły się w pomieszczeniu.
A jakie ma Pan plany na przyszłość?
Bardzo chciałbym zewidencjonować moje zbiory i je opisać, bo zajmuję się ich renowacją i gromadzeniem, a na dokumentowanie po prostu brakuje czasu.
Co chciałby Pan powiedzieć młodym ludziom?
Warto mieć pasję, bo ona kształtuje osobowość i sposób myślenia. Hobby ma wpływ na charakter człowieka, uczy odpowiedzialności i skrupulatności, uświadamia, że jeśli się coś zaczęło, to trzeba skończyć. Często nasze zainteresowania w młodości mają znaczący wpływ na wybór naszej drogi życiowej lub stają się odskocznią od codzienności. Te wszystkie zgromadzone przedmioty to świadectwo minionych dni, ale jednocześnie nasze korzenie, a drzewo nie może wzrastać bez korzeni: Aby poznać drogę przyszłą, trzeba wiedzieć, skąd się wyszło. Mam nadzieję, że moi wnukowie docenią to, co zrobiłem i zachowają te relikty przeszłości, kiedy mnie zabraknie.
Tego Panu życzę. Dziękuję za rozmowę.
Każdego, kto chciałby obejrzeć zbiory Pana Emila Pizły, zachęcam. Naprawdę warto.


