
9 minute read
Pani KARMELARZ
EWA BONOMINI-ULFIK PRODUKUJE KARMELKI RZEMIEŚLNICZE, O KTÓRYCH MÓWI, ŻE SĄ CUKIERKAMI Z DUSZĄ. DLACZEGO? TEGO DOWIECIE SIĘ Z TEJ ROZMOWY.
JEST SPECJALISTKĄ OD PRZYGOTOWYWANIA KARMELU, A NAM OPOWIADA, CO JEST WAŻNE W JEGO PRODUKCJI I JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE ZOSTAŁA PANIĄ KARMELARZ.
Rozmawiała: Katarzyna Szarek
Katarzyna Szarek: Kiedy produkty z karmelu zauroczyły Cię na t yle, że postanowiłaś sama je produkować?
Ewa Bonomini-Ulfik: Pierwsze manufaktury zaczęłam odwiedzać, jeżdżąc na weekendowe wycieczki z mężem – było to jakieś 12 lat temu. Fascynowały mnie ręcznie robione rzeczy, a wtedy dopiero zaczynałam dostrzegać, jak magiczne może być tworzenie słodyczy. Pamiętam, że podczas jednej z takich wizyt weszliśmy do niewielkiej manufaktury we Wrocławiu – to miejsce totalnie mnie zauroczyło. Patrzyłam, jak karmel lśni na blacie, jak powstają kolorowe cukierki, i wtedy powiedziałam sobie: „Ja też tak chcę!”. Minęło jeszcze trochę czasu – po urodzeniu syna zaczęłam zastanawiać się, co dalej robić zawodowo. Miałam silne poczucie, że nie chcępracować na etat. I wtedy wróciła do mnie ta myśl sprzed kilku lat… Postanowiliśmy z mężem postawić wszystko na jedną kartę – otworzyć własną manufakturę! Dziś wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.



Jak nauczyć się fachu karmelarza? Są jakieś kursy? Terminowałaś gdzieś, by podpatrzeć pracę innych karmelarzy?
Na początku wcale nie było łatwo. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z karmelarstwem, nie było dostępnych kursów czy szkoleń. Uczyłam się w domu – metodą prób i błędów. Raz udało mi się trafić na warsztaty, podczas których mogłam przygotować lizaki, ale cały proces gotowania karmelu poznawałam we własnej kuchni. Nie raz coś się nie udało, efektem były spalone garnki, masa karmelu do wyrzucenia, ale się nie poddawałam.

Z czasem doszłam do momentu, w którym byłam zadowolona z przepisu, więc zaczęłam pracować nad precyzją i wzorami. W pewnym momencie poczułam, że chcę podzielić się tą wiedzą z innymi, żeby ułatwić im start. Tak powstał mój kurs online Candy Master – pierwszy tego typu kurs karmelarski w Polsce, a być może nawet na świecie! Dzięki niemu moi kursanci już po tygodniu potrafią stworzyć własne cukierki i lizaki – kiedyś wydawało mi się to niemożliwe. W końcu rozszerzyłam też mój kurs o możliwość szkoleń stacjonarnych, teraz na żywo pomagamy kursantom doskonalić umiejętności. Uwielbiam patrzeć, jak rozwijają swoją pasję!
Masz bardzo oryginalne nazwisko. Zwłaszcza jego pierwszy człon – Bonomini. Po francusku cukierki określa się słowem – bonbons. Ty masz, zda- je się, włoskie korzenie? Opowiedz o nich, proszę.
Tak, rzeczywiście – moje nazwisko brzmi Bonomini-Ulfik, a jego pierwszy człon to pamiątka po tacie, który jest Włochem. Zawsze bawiło mnie, jak dobrze człon Bonomini współgra z branżą słodyczy – wielu klientów mówiło, że brzmi jak stworzony dla cukiernika! Co ciekawe, od mojego nazwiska powstała też pierwsza nazwa naszej manufaktury – Bonominka. Była ona bardzo bliska mojemu sercu, ale klienci często przekręcali ją na „bombonierka” i mieli trudność z zapamiętaniem. Dlatego w momencie gdy zaczęliśmy rozwijać działalność online, zdecydowaliśmy się na zmianę – tak powstało Candy World. Ta nazwa łatwiej wpadała w ucho, ale cały czas miała w sobie tę słodką energię, która towarzyszy nam od początku.
Jeśli chodzi o włoskie korzenie, zdecydowanie mam południowy temperament i pełne pasji podejście do życia. Włosi potrafią celebrować codzienność – dobre jedzenie, rękodzieło, chwile spędzone z bliskimi. Myślę, że to podejście mocno wpłynęło na to, jak prowadzę własny biznes. W karmelarstwie, tak samo jak we włoskiej kuchni,

OD PIERWSZEJ WIZYTY


W NIEWIELKIEJ MANUFAKTURZE WE WROCŁAWIU DO STWORZENIA WŁASNEGO MIEJSCA, GDZIE KAŻDA SŁODKOŚĆ MA DUSZĘ – TAK WYGLĄDA DROGA EWY BONOMINI-ULFIK, ZAŁOŻYCIELKI CANDY WORLD. JEJ KARMELKI TO NIE TYLKO SMAK DZIECIŃSTWA I RODZINNYCH WSPOMNIEŃ, ALE TAKŻE EFEKT LAT PRÓB, BŁĘDÓW I OGROMNEJ DETERMINACJI. EWA ŁĄCZY WŁOSKI TEMPERAMENT Z POLSKIM RZEMIOSŁEM, TWORZĄC PRODUKTY, KTÓRE SĄ NIE TYLKO PIĘKNE I PYSZNE, ALE TAKŻE PEŁNE PASJI I EMOCJI liczą się jakość składników, autentyczność i serce włożone w każdy detal. Może właśnie dlatego tak dobrze odnajduję się w tej słodkiej branży.
Jak podkreślasz, lubisz s łodycze. Masz jakieś produkty, które szczególnie przypadły Ci do smaku i są Twoją s łodką, wspomnieniową „magdalenką”?
Mam ich kilka! Z dzieciństwa najbardziej pamiętam kogel-mogel – to był nasz domowy deser ratunkowy, który robiliśmy z bratem zawsze wtedy, gdy akurat nie było nic słodkiego w domu. Prosty, ale wtedy smakował jak najlepszy przysmak!
Mam też piękne wspomnienia związane z cukiernią Ptyś w Opolu. Chodziłam tam z mamą i zawsze wybierałyśmy ich słynne ptysie. Co ciekawe, cukiernia istnieje do dziś – za każdym razem, gdy przechodzę obok, wracam myślami do tamtych beztroskich chwil.
Jeśli zaś chodzi o coś z włoskim akcentem – może zaskoczę, ale z Włochami najbardziej kojarzy mi się… czekoladowe „salami”! Jako nastolatka często jeździłam do rodziny w Italii, a koleżanka mojej cioci robiła czekoladowe salami, które totalnie skradło moje serce. Trochę przypominało nasze polskie bloki czekoladowe, ale miało w sobie coś wyjątkowego. Myślę, że te wszystkie smaki i wspomnienia miały duży wpływ na to, jak dziś patrzę na słodycze – dla mnie to nie tylko coś pysznego, ale też sposób na przywołanie ciepłych, rodzinnych chwil.
Jak przygotowuje się karmel? Są jakieś etapy?
Zanim zaczniemy gotować karmel, pierwszy i najważniejszy etap to przygotowanie stanowiska pracy. Wszystko musimy mieć pod ręką, trzeba też zadbać o czystość, temperaturę otoczenia i bezpieczeństwo – bo gorący karmel potrafi mieć nawet 150°C, więc na improwizację nie ma miejsca. Ważne jest też, by znać najczęstsze błędy i przeszkody, które mogą pojawić się po drodze – bo to one potrafią zniszczyć całą partię. Dopiero potem zaczyna się właściwe gotowanie. Ten etap wymaga skupienia i precyzji.
Gdy masa jest gotowa, przechodzimy do chłodzenia, a jeśli trzeba – również do jej napowietrzania, by uzyskać odpowiednią konsystencję i kolor. Na końcu wyrabiamy masę ręcznie, po czym formujemy z niej cukierki, lizaki lub inne słodkości. To właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa magia – kiedy gorący karmel zmienia się w coś pięknego i pysznego. zamiast być gładki, jest ziarnisty albo zbyt lepki, traci połysk, kruszy się lub wręcz przeciwnie – nie twardnieje. Jednak najgorsze jest to, że czasem wszystko wygląda dobrze… a smak zawodzi. Karmel to masa, którą trzeba poczuć – dosłownie. Trzeba znać jego granice, wiedzieć, kiedy reagować, patrzeć na kolor, czuć konsystencję. Dlatego w moim kursie tak mocno podkreślam, jak ważne jest unikanie drobnych błędów technicznych, które potrafią zepsuć cały efekt. Tu naprawdę liczy się doświadczenie i skupienie. lizaki w kształcie serc na walentynki, świąteczne zestawy prezentowe czy wielkanocne cukierki. Firmom oferujemy słodycze z logo – idealne na eventy i do pakietów PR. Uwielbiam to, że nasze słodycze mogą być nie tylko smacznym, ale też bardzo osobistym prezentem.
Czy istnieją optymalne warunki do przygotowania karmelu – jak przy czekoladkach czy pralinach?
Tak, zdecydowanie. Karmel lubi stabilne warunki – nie za gorąco, nie za zimno, najlepiej przy niskiej wilgotności powietrza. To pomaga zachować jego strukturę i połysk. Jednak najważniejsze jest doświadczenie. Czasem warunki są idealne, a coś i tak nie wychodzi – bo karmel to materiał, który trzeba obserwować, reagować na jego zachowanie. W naszej pracowni wypracowaliśmy własne rytuały i rozwiązania, które pomagają osiągać piękne, równe i trwałe efekty.
Co w produkcji karmelu może pójść nie tak? Zły karmel to jaki karmel? Karmel nie wybacza błędów! Można go spalić, skrystalizować, przegotować lub nie dogotować. Zły karmel to taki, który np.

Co produkujesz?
W Candy World tworzymy całą gamę ręcznie robionych słodyczy z karmelu – od klasycznych lizaków w różnych kolorach i smakach, przez cukierki, aż po słynne karmelowe łyżeczki, które można rozpuścić w herbacie, kawie czy mleku. To właśnie łyżeczki cieszą się ogromną popularnością – szczególnie w okresie jesienno-zimowym i na prezent. Bardzo popularne są też nasze słodycze ślubne – personalizowane lizaki z imionami pary młodej, słodkie podziękowania dla gości, dedykowane zestawy. Często robimy również słodycze na komunie, chrzciny, urodziny czy baby shower – dopasowane kolorystycznie, z napisami lub specjalnymi kształtami. Na co dzień tworzymy także produkty sezonowe, np.

Czy karmelowe produkty rzemieślnicze różnią się od tych przemysłowych? Bardzo. Przede wszystkim widać w nich ludzką rękę i serce. W produkcji rzemieślniczej liczą się jakość, detal i indywidualne podejście – a tego nie da się osiągnąć na taśmie produkcyjnej. Ręcznie robione słodycze mają duszę. Czasem cukierek nie jest idealnie równy – ale właśnie to sprawia, że jest unikatowy. Do tego dochodzi smak – głębszy, bardziej naturalny. Klienci często mówią, że nasze słodycze przypominają im dzieciństwo, coś prawdziwego – i to jest dla mnie największy komplement.
Ewo, jak i gdzie odpoczywasz po intensywnej pracy?
Odpoczynek to dla mnie coś, czego wciąż się uczę. Przez długi czas działałam na pełnych obrotach – jak to często bywa, gdy rozwijasz coś z pasją i wkładasz w to całe serce. Jednak zrozumiałam, że żeby tworzyć z radością, muszę dbać też o siebie. Uwielbiam poranki, kiedy dom jeszcze śpi, a ja mogę w ciszy wypić kawę na tarasie. To mój mały rytuał – chwila tylko dla mnie. Zdarza się też, że czytam książki – ale tu jest mała pułapka, bo najczęściej sięgam po te o biznesie i mentalu. Czytam niby dla relaksu, ale głowa od razu pracuje i pojawiają się nowe pomysły! Najlepiej jednak odpoczywam wtedy, kiedy możemy z rodziną wyrwać się gdzieś dalej, najlepiej do naszej ukochanej Italii. To miejsce, które mnie uspokaja, inspiruje i pozwala naprawdę się oderwać. Mam już zespół, któremu ufam, więc mogę wyjechać z poczuciem spokoju – wiem, że manufaktura działa, a ja wracam z naładowanymi bateriami.
Gdy oglądam Twoje drobne relacje w social mediach, wydaje się, że masz bardzo dobre kontakty z pracownikami. Czy przywiązujesz do tego dużą wagę?
Zdecydowanie tak. Dla mnie relacje w zespole to jedna z najważniejszych rzeczy. Zawsze powtarzam, że Candy World to nie tylko ja – to my wszyscy razem. Każda osoba wnosi coś wyjątkowego: swoje pomysły, charakter, energię. Staram się, żeby każdy czuł się tu potrzebny i doceniony. Pracuję z pasją, chcę więc tą pasją zarażać innych – również pracowników. Chcę, żeby czuli, że to, co robimy, ma sens, że są częścią czegoś większego. Nie twierdzę, że zawsze jest łatwo – są momenty, w których muszę być tą surową szefową i stawiać granice. Ale mimo to – albo właśnie dlatego – atmosfera w pracy jest dla mnie ogromnie ważna. To, co widać na moich mediach społecznościowych – śmiech, żarty, wspólna praca – to nie jest marketing. To prawdziwa codzienność naszej manufaktury. I jestem z tego bardzo dumna.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
