12 minute read

KOGUT, AUTOMAT i MISJA – jak chlebomat zmienia branżę piekarską

NIE MA PIEKARSKIEGO RODOWODU, ALE UDAŁO MU SIĘ PRZEKONAĆ RZEMIEŚLNIKÓW DO NOWOCZESNEJ TECHNOLOGII.

JEŹDZI Z ROWEREM I PASJĄ, A JEGO CHLEBOMATY ZASILAJĄ NIE TYLKO PIECZYWEM, ALE I LOKALNE SPOŁECZNOŚCI. O TYM, JAK POWSTAŁ BREAD IN BOX, OPOWIADA TWÓRCA PROJEKTU – CZŁOWIEK, KTÓRY W BRANŻĘ WSZEDŁ Z MISJĄ, NIE Z KALKULATOREM, PRZEMYSŁAW ZAGAŁA .

ZACZĘŁO SIĘ OD FUNDACJI. NIE OD CHLEBA, NIE OD MASZYN, TYLKO OD POTRZEBY ZMIENIANIA ŚWIATA NA LEPSZY. KIEDY ZADZWONIŁ DO PRODUCENTA VENDINGÓW Z POMYSŁEM NA CHLEBOMATY, TEN MYŚLAŁ, ŻE TO ŻART. DZIŚ PROJEKT NIE POWIEDZIAŁ JESZCZE OSTATNIEGO SŁOWA.

„ Rozmawiała: Natalia Aurora Urbanek

Natalia Aurora Urbanek: Nie masz zaplecza gastronomicznego ani tym bardziej piekarskiego, a rewolucjonizujesz branżę, wprowadzając innowację w postaci nowoczesnych chlebomatów. Jak narodził się ten pomysł?

Przemysław Zagała: Faktycznie nic nie zapowiadało, że branża piekarska będzie mi tak bliska. Chlebomaty to nigdy nie był gotowy pomysł biznesowy, na który zdecydowałem się pod wpływem zimnej kalkulacji. Właściwie wszystko zaczęło się od innej strony, bardziej na siłowni niż w piekarni. Innymi słowy, od założenia przeze mnie fundacji Fit Mentor. Zobaczyłem wtedy różne ludzkie potrzeby, a pomysł z automatami z chlebem jawił mi się jako rozwiązanie wielu problemów. Chociażby jak wspomóc osoby potrzebujące, np. seniorów w MOPS, ale też co zrobić, by uniknąć marnowania produktów spożywczych. Bo większość piekarni nadal ma z tym problem, niektórzy oddają niesprzedane nadwyżki do jadłodajni czy dla zwierząt na paszę.

Chlebomatów nie byłoby więc bez Fit Mentora, bo to zawsze był projekt bliski memu sercu. Priorytet. Na pewno cegiełkę dołożył do tego także mój doradca biznesowy. Nie podsunął mi gotowego pomysłu, ale wskazywał kierunek rozwoju. Stwierdził, że muszę stworzyć jakiś system, wskazując, np. ile jest województw i miast w Polsce. Zaszczepił mi pewną strategię działania globalnego. A że znałem producenta automatów vendingowych, to w końcu zacząłem łączyć kropki.

Była pewna idea, ale do jej realizacji prowadziła długa i kręta droga…

Najważniejszy jest pierwszy krok. W moim przypadku było to wykonanie telefonu do znajomego producenta automatów vendingowych, choć nie mieliśmy kontaktu od ponad półtora roku. Powiedziałem mu, że od dziś robimy chlebomaty. Pomyślał, że żartuję (śmiech). I tak to się zaczęło. Początkowo byłem wyśmiewany i ignorowany w branży. Nikt nie traktował tego pomysłu poważnie. Ba, wydawało się to ludziom wręcz niemożliwe. Często słyszałem od znajomych przedsiębiorców: "chleb to się kupuje w piekarni".

Miałem wyłącznie wizję i prezentację w pdf-ie. Nie istniał wtedy żaden chlebomat funkcjonujący na rynku.

Chcąc nie chcąc, zostałeś chlebomatowym pionierem. To nie do końca była moja potrzeba, raczej rynkowa. Przez wiele lat mieszkałem w Warszawie, więc wszystko miałem pod nosem, w tym świeży chleb. Z perspektywy czasu widzę, że zaangażowanie się w ten projekt i branżę na pewno dało mi wiele personalnych korzyści.

Dopiero gdy wszedłem w piekarstwo, zauważyłem, że przez lata byłem robiony w trąbę. Mimo że uważałem się za faceta żyjącego zdrowo, holistycznie, nagle dotarło do mnie, jak wiele mam jeszcze do odkrycia i nauczenia. Zobaczyłem, że branża piekarska ma dwa dna. Poznałem świat rzemieślników, a dzięki temu Michała Wójcika, który odegrał dużą rolę w tej historii, a przez niego następnie Stowarzyszenie Rzemieślnik. Oczy mi się otworzyły! I dostałem chyba jeszcze większego kopa do działania.

Zatem wyzwaniem było nie tylko stworzenie urządzenia, lecz także dotarcie do branży.

Musiałem z czymś do tej branży wyjść. Trzeba więc było rozpocząć prace nad samym chlebomatem. Zaczynałem od pospolitego modelu, który działał niezbyt satysfakcjonująco. Inwestorzy zgłaszali mi swoje uwagi, a ja starałem sprostać ich oczekiwaniom. Słuchałem i poszukiwałem rozwiązań.

Chciałem stworzyć nowoczesną technologię, która działa nie tylko jako schowek na pieczywo, ale je także chroni.

W końcu po kilku latach i setkach prób się udało. Skutkowało to zmianą całego modelu, wraz z przeprowadzką do innej fabryki. Fabryki, która dostarcza nie tylko technologię, ale także olbrzymie wsparcie w rozwoju całego projektu.

Kiedy zaczęła się dobra passa?

Przełomowym momentem był kogutomat, czyli automat wydający kupującym słynne kazimierskie koguty maślane. Dla mnie był to symboliczny projekt, bo moim chińskim znakiem zodiaku jest właśnie kogut i taką też mam ksywkę wśród znajomych. Kogutomat stanął – ma się rozumieć – w Kazimierzu, którego symbolem też jest kogut.

To miejscowość turystyczna, co na pewno pomogło przedsięwzięciu. Nic jednak nie wskazywało na to, że sukces będzie aż taki.

Pamiętam, że pojechałem na spotkanie z inwestorem pociągiem, zabierałem też ze sobą rower. Gdy podjechałem nim pod piekarnię, nie wierzyłem że to się dzieje naprawdę. Była to renomowana, najstarsza piekarnia w Kazimierzu Dolnym, Piekarnia Zgoda, która zajmuje się wypiekiem m.in. maślanych kogutów, a te są tym dla turystów i mieszkańców, czym w Poznaniu rogale marcińskie czy w Krakowie obwarzanki. Byłem niezwykle podekscytowany, że mi zaufali. Pojawiło się też sporo innych przeszkód, np. remont ulicy, przez co musieliśmy przełożyć datę otwarcia. Ale w końcu się udało. Niesamowicie mnie to uskrzydliło.

I od tej pory już było z górki?

Nadal było przede mną sporo problemów i zadań. Na pewno logistyka dotarcia, gdy działa się samemu, a podróżuje pociągami oraz rowerem. A piekarnie, czyli klienci, są porozsiewani po całej Polsce. Ale też brak potencjału inwestycyjnego wśród małych rzemieślników. Ja właśnie w nich chciałem celować i wyeliminować duże piekarnie. Zamierzałem wspierać przede wszystkim producentów świetnych produktów z czystą etykietą. Prawda jest taka, że po stronie małych często nie ma kapitału, a przez to skłonności do ryzyka. Reasumując, nie tylko szedłem pod górę, ale jeszcze niosąc kamień, na boso i po szkle (śmiech).

Jednak na tej drodze wydarzyło się też wiele dobrego. Gdy zacząłem wychodzić z moim produktem do szerokiego grona, tj. prezentować się na przykład na targach, wiele osób gratulowało mi pomysłu, determinacji i cierpliwości w działaniu. Ludzie czuli pasję i widzieli we mnie ten błysk. I wtedy właśnie, gdy naprawdę w to uwierzyłem, to zaczęło działać.

I chlebomaty również!

Przełom, czyli konieczne zmiany, które nastąpiły, oznacza, iż mamy zdalny system zarządzania urządzeniem. Przedsiębiorca widzi, co znajduje się w chlebomacie, a czego brakuje. Może zrobić kod rabatowy lub obniżkę ceny na konkretny produkt. Monitoruje też, które produkty są po terminie i trzeba je usunąć. Może zintegrować to ze swoim sklepem. Może dodać opisy, składy, alergeny. Jesteśmy w trakcie kończenia aplikacji dla klienta końcowego. W efekcie każdy będzie mógł zobaczyć automat wybranej piekarni i asortyment, jaki oferuje na dany dzień. Taka aplikacja umożliwia zaś organizację programów lojalnościowych, subskrypcji itd. Dzięki IT mamy wręcz nieograniczone możliwości stworzenia tego, co inwestor chciałby wdrożyć. Co więcej, do każdego modelu możemy podejść indywidualnie, jeśli chodzi o design, np. zrobić dach w kształcie bagietki.

Na zasadzie jakiego modelu finansowego to działa –maszynę się wynajmuje czy kupuje?

Są różne opcje. Jesteśmy otwarci na potrzeby konkretnego kontrahenta. Możemy ją sprzedać, możemy też pomóc z pozyskaniem funduszów unijnych. Może przekazać ją na okres próbny, do przetestowania i wreszcie wykupić na własność. Kosz leasingu może wynosić 1200 zł, 1800, 2200 zł – w zależności od tego, co inwestor sobie zażyczy, ponieważ każdy automat może być zupełnie inny. Dla mikroprzedsiębiorstw, tj. piekarzy rzemieślników, mamy też opcję „próbnego wynajmu”. Rzemieślnik pokrywa tylko koszt transportu i montażu, co nie przekracza 4000 zł. Próg wejścia jest zatem naprawdę niski. Koszt wynajmu płatny co miesiąc zależy od modelu automatu, czyli ile będzie w nim skrytek: 30, 60. 90, a może 140? Okres próbny oznacza, że kontrahent do 6 miesięcy ma możliwość zdecydować czy wykupuje na własność sprzęt, czy go zwraca. Taka propozycja na testy zaczyna się od poziomu 1500 zł miesięcznie, co jest znacząco poniżej kosztów zatrudnienia jednego pracownika, a automat pracuje 24/7. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że sprzęt nigdy do nas nie wraca. To mówi samo za siebie.

Co z miejscem pod taki automat? Właściciel ustawia go w wybranym miejscu?

Przyjęliśmy taką strategię, że załatwiamy z urzędem miasta kwestie postawienia sprzętu. Jednak wspieramy tylko te marki, które zdecydują się posługiwać logo Bread in Box. To logo gwarantuje konsumentowi, że piekarnia jest zweryfikowana i ma tzw. czystą etykietę. Piekarnia podpisuje z fundacją regulamin określający, co będzie w środku, jeśli chodzi o asortyment. I my, jako fundacja, zarządzamy chmurą, więc widzimy to z panelu administratora, jakie są opisy i składy produktów. Dozór pełni szereg specjalistów, w tym piekarze, więc to solidna weryfikacja.

Czyli działasz nie tylko jako sprzedawca, ale też trochę jako doradca i opiekun klienta. Pomagamy zarówno w pozyskaniu miejsca na terenie danego miasta, jak i w obszarze doradztwa czy marketingu. Tak jak wspomniałem, zależało mi na promowaniu dobrego pieczywa. Dlatego piekarnie, które wchodzą z nami w ścisłą współpracę, mają gwarancję promowania ich chlebomatów i marek, tworzenia wspólnych akcji. Chcemy, by ludzie wiedzieli, że kupując w tych automatach, wspierają fundację, która działa na rzecz osób w potrzebie. To większe przedsięwzięcie. Bo fundacja może od danej piekarni, która z nami współpracuje, odkupić chleb po kosztach, a następnie przekazać go na cele społeczne. Co się okazuje, piekarze sami często tak działają, więc jest im na rękę, że się tym zajmiemy.

Mamy też w zespole ludzi, którzy praktycznie całe życie spędzili w zakładach produkcyjnych. Kilku piekarzy skorzystało już z pomocy w optymalizacji kosztów pracy, szczególnie gdy chodzi o planowanie produkcji, jej kosztów oraz gdy piekarnie zatrudniają więcej ludzi. Tyczy się to zatem pracy szeroko pojętej, nie tylko samego food costu.

Ile na ten moment jest w sumie chlebomatów i gdzie projekt rozwija się najprężniej?

Obecnie na rynku funkcjonuje już kilkanaście naszych maszyn, a zakontraktowanych jest blisko 30 jednostek. Są rozproszone po całej Polsce. Nie ma regionu, gdzie nie znajdziesz naszego chlebomatu. Staramy się, by w jednym mieście nie było ich za dużo i blisko siebie, bo dbamy o interesy każdego.

Zwróćmy też uwagę, że nie każdy piekarz ma takie same możliwości, bo prowadzi niewielką produkcję i choćby chciał mieć więcej maszyn, to nie wyrabia. Póki co przestrzeni na rynku jest ogrom. Każdy, kto do tej pory wziął automat, nabywa kolejny, jeśli tylko ma takie moce przerobowe. To też o czymś świadczy.

Chlebomat brzmi więc jak idealne rozwiązanie biznesowe dla niemal każdego…

Cóż, zdarzają się niezadowoleni klienci. Ale to chyba zależy od miejsca, w którym automat jest postawiony. Okazuje się, że nawet mniejsze miejscowości położone z dala od miast, które skupiają wokoło siebie inne wioski mają bardzo wysoki przychód, rozwiązując problemy z trudnościami zakupowymi w weekendy czy święta.

Sukces w dużej mierze generowany jest też przez sam asortyment. Piekarz może zyskać miesięcznie 12 tys. zł przychodu w szkole, bo zna potrzeby młodego klienta i załadował do skrytek nie bochenki chleba, ale gotowe bułki i pizzerinki. Nie ma więc co generalizować. Jeśli już, to możemy przyjąć, że co do zasady koszt takiej maszyny z pewnością się zwróci, czego nie możemy powiedzieć o zatrudnieniu pracownika. Ten jest o wiele droższy w utrzymaniu. I generuje więcej problematycznych sytuacji…

Na przykład – chlebomat nie zachoruje. Ewidentnych plusów jest naprawdę sporo. Nie musimy wynajmować lokalu, nie musimy go ogrzewać ani sprzątać. Urządzenie nie męczy się, jest tak samo wydajnie przez całą dobę, 7 dni w tygodniu. To realna szansa na rozwój dla mniejszych przedsiębiorców, którzy do tej pory dowozili swoje produkty do sklepów, często bez możliwości przyjmowania zwrotów.

Oferujemy aż do 15 lat gwarancji. Nasze urządzenia wykonane są ze stali nierdzewnej. Umożliwiają precyzyjne ustawienie temperatury, którą można monitorować godzinowo, każdego dnia. Zastosowaliśmy też nowoczesne systemy eliminujące zagrożenia mikrobiologiczne – zarówno z powietrza, jak i z powierzchni. Ten system to prawdziwy game changer – właśnie on wyróżnia nas na tle konkurencji.

Rozwój w tak krótkim czasie robi ogromne wrażenie. Domyślam się, że to nie ostatnie Twoje słowo. To prawda, dopiero się rozkręcam. Planujemy stworzenie kolejnych marek, które dołączą do Bread in Box – będą to Farm in Box i Sweets in Box. Pierwsza z nich będzie oferować wysokiej jakości rzemieślnicze produkty spożywcze: wędliny, sery, jajka. Druga marka skupi się na słodkościach. To świetne rozwiązanie np. dla pań prowadzących pracownie tortów okolicznościowych – automaty mogą pełnić funkcję punktu odbioru. Z mojego researchu wynika, że to jedno z najczęstszych wyzwań w tej branży.

Czy w obliczu tych sukcesów szykuje się ekspansja marki? Obecnie rozwijamy marki w Polsce. Kiedy świat? Rozmowy już trwają – jeden z projektów dotyczy wdrożenia systemu w Londynie. Fabryka, w której produkowane są nasze maszyny, ma swoje przedstawicielstwa w 29 krajach, więc to naturalny kolejny krok. Kierunki? Hiszpania, Włochy, Turcja. Dlatego nazwy naszych marek zostały opracowane od razu w języku angielskim.

Zresztą, wiele wskazuje na to, że zagraniczne rynki same zaczną się do nas zgłaszać. Dysponujemy bowiem technologią na tak wysokim poziomie, że nawet goście z Japonii byli pod wrażeniem. Ogromnym atutem jest to, że nasze urządzenia nie pochodzą z Chin ani z żadnego innego kraju – powstają w Polsce. Dzięki temu mamy gwarancję serwisu i naprawy w ciągu zaledwie 12 godzin. Możemy niemal od ręki wymienić każdy komponent, ponieważ wszystkie produkowane są lokalnie. Wspieramy więc nie tylko polskich rzemieślników z branży piekarskiej, ale też polską gospodarkę.

Czyli jesteś trochę takim Rafałem Brzoską, tylko w wersji spożywczej?

Mam apetyt na więcej – ten projekt z pewnością da się skalować. Fabryka wciąż się rozwija, powstaje nowa hala, mamy potencjał na produkowanie dla całej Europy i nie boimy się takiego progresu. Jeśli tylko będzie taka potrzeba, będziemy stawiać kolejne. Nasz partner produkujący maszyny jest pionierem w tym zakresie i to właśnie ta zmiana dodała nam takiego skokowego wzrostu. Być może kiedyś dla ludzi tak oczywiste jak to, że po chleb chodzi się do piekarni, będzie też wizyta po pieczywo w chlebomacie. Już teraz, podczas targów, widać ogromne zainteresowanie.

Dziękuję za rozmowę.

This article is from: