1. Exspecto, exspectare
Gdy na ciebie czekam zaczynam cię kochać jeszcze bardziej. Wyobrażam sobie nasze spotkanie, idealizuje cię w myślach. Czekam aż wsiądziesz w pociąg, wyjdziesz na peron, weźmiesz taksówkę i dojedziesz do mojego mieszkania. Czekam aż mnie pocałujesz i powiesz, że się stęskniłeś. Tęsknota stanowi istotę miłości, a istotą tęsknoty jest czekanie.
Oczekiwanie to inna forma wędrówki. Trudno dokładnie określić gdzie się zaczyna i gdzie się skończy, ocenić jej trajektorię. Rytm oczekiwania. Czy oczekuję wolno? A może właśnie czekanie mija mi za szybko, chciałbym poczekać dłużej, pobyć z tym stanem, upoić się nim. Niech mnie oplata, zatrzyma, zakonserwuje.
Czekanie na miłość. Na tego jedynego. Księżniczka zamknięta w wieży oczekuje na księcia z bajki. Gdy ten się zjawia zmienia jej stan, nie zastanawiając się czy może nie lepiej by zostać w zamku, poczekać na rozwój uczucia. To ma się zadziać tu i teraz, ta miłość nie ma czasu na powolne zakochiwanie się, sześciogodzinne spacery po plaży, zakończone niespełnieniem. Nie ma na co czekać - trzeba to sprawdzić od razu. Teraz i już. Na wczoraj i przedwczoraj. Jutro gdzieś zginęło, nie ma czasu na jutro. PS. Będę czekał.
Wskazówki zegara przesuwają się w zwolnionym tempie. To mi się wydaje czy wszystko dzieje się o połowę wolniej? M. opowiadał, że gdy czekał na mnie pierwszy raz, dwie osoby zapytały go o papierosa. Czynność czekania sprawiła, że był widoczny, więc korzystali z okazji. Nie czekali, tylko pytali. Na ile czekanie można połączyć z działaniem? Oczekiwanie (łac. exspecto) to czasownik, bycie w czymś (w pogotowiu?) To nie bierne działanie, tylko aktywność związana z myśleniem o osobie, na którą się czeka. Dzięki oczekiwaniu rozwija się nie tylko tęsknota, ale również uczucie przywiązania.
Odczytałeś, nie odpisałeś. Czekam.
Czekając na śmierć można się zakochać. Niespodziewaną miłość przeżywa Gustav von Aschenbach z powieści Thomasa Manna. Zafascynowany młodym Tadziem rozpoczyna uteatralizowany proces bycia w pogotowiu, tuż obok. Przedłuża swój pobyt w Hotelu Kąpielowym, czyta dużo gazet, je powolne śniadania. Jego intencją jest jednak spotkanie Tadzia. Aschenbach zapomina, że czekając na młode życie, czeka na śmierć. Nie czeka na odwzajemnienie miłości, a odwzajemnienie spojrzenia, gestu, choćby jednego słowa. Oczekiwanie przynosi mu satysfakcję, pobudza go do nowych nawyków. Ośmiela go do podejmowania działań, którymi wcześniej gardził.
3. Słodka żałoba
Najpierw słyszę dźwięk. Rozpoznawalny szelest, który najczęściej mimo wszelkich norm i wbrew etyce słyszę w teatrze. Dźwięk nieco ostry, w kształcie stożka z kłującym zakończeniem. Nie rani, bo jest oswojony. Przypomina mi dzieciństwo, ale też kojarzy ze starszymi osobami. Z ekscytacją i dozą łamania reguł - wyciągnięcie cukierka w teatrze, zwłaszcza w szeleszczącym papierku można potraktować bowiem za wyłamanie się z powszechnie panujących reguł i ekscytujące wykroczenie. Słodką zawartość można potraktować wręcz jako nagrodę. Wyczekaną albo pochopną. Trwającą kilka minut lub zaledwie kilkanaście sekund. Słodką lub gorzką.
Potem czuję słodki zapach. Ma kolor różowy, jasno-pomarańczowy bądź seledynowy. Jest miły, ale spędzenie z nim dłużej niż dwie godziny mógłby zaowocować bólem głowy lub mdłościami. Zdaje się lubić sam siebie, być z siebie zadowolony. Pachnieć z dumą, zachęcać różne osoby, zwłaszcza te najmłodsze, najbardziej na niego podatne. Szczypie w nos delikatnie, czymś na kształt klejącej się waty cukrowej. Wypełnia nozdrza aż po brzegi. Nęci i dusi jednocześnie, korci i odpycha.
Dotykam. Chłodna i niewielka kulka, mniejsza niż wczesnojesienny kasztan. Lżejsza niż myślałem. Chropowata, ale w przyjemnym sensie. Lekko się klei, zostawia po sobie ślad na skórze.
Podchodzę więc bliżej i biorę jeden z cukierków, po czym chowam go do kieszeni. Chciwym gestem biorę kolejnego, tym razem koloru różowego. Jest trochę jak zakazany owoc, eksponat z muzeum, którego nie mogę albo nie powinienem wynosić, tym bardziej zjadać. Błyszczące opakowania rażą mnie w oczy, ich odbicia rozświetlają przestrzeń niczym kula dyskotekowa. Nie mam jednak ochoty tańczyć, niechętnie wpadam w zadumę. Myślę o ludzkim ciężarze, o tym jak cudze życie może zaważyć na naszym własnym. Jak często tego nie widać, albo nie dajemy po sobie tego poznać. Małe lub duże inspiracje, wspominanie spaceru, snucie wspólnych planów na przyszłe lato. Te wszystkie myśli, wspomnienia i szczegóły związane z kimś tworzą rodzaj góry kamieni, wrzucanych metodycznie do środka. Lub cukierków. Każdy z nich ma jakiś smak i zapach. Opakowania wydają dźwięk, podobnie jak uderzenie ich o podłogę. Są lepkie w dotyku, kleją się do moich dłoni niczym myśli o najbliższej osobie. One nigdy nie gina, nie mogą się przeterminować. To różni ich od słodyczy. Może jeszcze to, że te drugie psują zęby.
Odchodzę krok w tył. Przychodzi kolejna osoba z mały dzieckiem. Mały chłopiec jest zachwycony kolorową instalacją. Wyrywa się, żeby dotknąć kupy łakoci, nigdy prawdopodobnie nie widział na raz tyle skarbów. Matka pozwala mu na nabranie pełnej garści. Cukierki rozsypują się po podłodze, dookoła naszych butów, tworzą ślad. Wycofuję się powoli, żeby nie nadepnąć żadnego z artefaktów. Kątem oka dostrzegam, jak chłopiec rozpakowuje cukierka i bierze go łapczywie do buzi. Czy to możliwe, że zjadł kawałek ludzkiego ciała - dziwna myśl przebiega mi przez głowę. Nie, dla niego to tylko cukierek.
Wychodzę szybkim krokiem z galerii, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Idę w stronę domu, nie mogąc przestać myśleć o kolorach i zapach z muzeum. Mijam kościół i myślę o Komunii świętej. Ciało Chrystusa, jak dawno nie jadłem opłatka. Decyduję się wejść do kościoła. Ostrożnym krokiem, żeby nikogo nie wypłoszyć. Mijam naczynie z wodą święconą, konfesjonał, przygarbionego, starszego pana. Siadam w ostatniej ławce. Wyciągam z kieszeni cukierka i ostentacyjnie szeleszcząc papierkiem, wkładam sobie jego zawartość do buzi.
W smaku jest kwaskowaty, czuję intensywną pracę ślinianek. Przełykam ślinę, czuję przyjemna słodycz. Malina, mój ulubiony owoc. Zwilżam językiem usta, cukierek w moich ustach robi się mniejszy i mniejszy. W końcu znika i zostawia po sobie ślad na moim języku. Wystawiam go stronę ołtarza na dwie sekundy, wstaję i wychodzę ze spuszczoną głową. Jestem jednoosobową częścią żałobnego konduktu po zjedzonym cukierku.
3. Puste w pełne
Noszę ją w sobie odkąd skończyłem sześć lat.
Pustka, o której mówię, wiążę się z porzuceniem, a jej symbolem stały się fryzjerskie nożyce. Albo ścięte włosy. Z mamą chodziłem do fryzjera aż do czasów późnego nastolęctwa. Teraz patrzę na to jako rytuał, wiążący nas w sposób banalny i oczywisty, dokładnie taki jakie bywa większość rytuałów. Ich magiczna moc nadawana jest tylko przez nas, a nie przez wyższe siły, w które nigdy nie wierzyłem. Wszystko jest dziełem przypadku. No, może poza tym jednym wydarzeniem w moim życiu.
W wieku sześciu lat, będąc u fryzjera doszło do mnie, że straciłem ojca. Banalna rozmowa mojej matki ze swoja przyjaciółką fryzjerką (tak naprawdę obie pracowały razem w szkole, ale nauczycielka plastyki dorabiała, obcinając znajomym włosy), uruchomiła we mnie poczucie pustki. Rozmowa o moim tacie, który zostawił matkę, toczyła się poza mną, jakby mnie kompletnie nie było. Moje niestnienie przypięczętowane zostało okropną fryzurą, z którą wyszedłem z zakłądu zalany łzami. Już wtedy ukrywałem je tak, żeby nikt nie mógł zoabczyć, że jet mi przykro. Nie chciałem sie mazać z powodu wyglądu.
Doiero kilkanaście lat później zrozumiałem skąd wzięły się moje łzy.
Czy zostawienie przez ojca w tak młodym wieku wiażę się ze stratą dzieciństwa? Czy stałem się partnerem dla mojej matki, synem dla babki, ojcem dla młodszej siostry? W mojej świadomości nic na to nie wskazuje. Nie mam dostępu do świaodmości innych, nawet tych z rodziny. Dzieciństwo przebiegało w moim wypadku dość gładko. Bardzo szybko wiedziałem, co chcę robić w życiu i jaki osiągnać cel. Poczucie utraty przekształciło się w cel, do którego chciałem dążyć. Czasem nawet wbrew wszelkiej logice. Miało to swoje pozytywne i negatywne strony
Cała ta hisotria paradkoslanie wiąże sie też z odkywaniem samego siebie, bycia bliżej siebie, oddaniu się w ramiona nadchodzącej fascynacji. Najważniejszy mężczyzna w moim życiu, mój ojciec, odszedł, a ja odnalzałem coś, czym zainteresowałem się na resztę życia. Z poczucia utraty narodziła się pełnia, białe karty zostały zapisane, a pusty kielich zapełniony. Nie jest on jeszcze pełny, ale dążę ku temu, żeby był.
Symbol utraty przekształcił się więc w symbol całkowitego oddania i bezgranicznej miłości. Chciałbym w ten sposób myśleć o mojej hitstorii, i żeby niosła się echem dalej. Może ktoś powinien ja opisać? Żeby ktoś mógł ją opisać, potrzebuję sławy. A tylko wytrwała praca może mnie do niej zaprowadzić. Osiągnę to, będą fryzjerem. Jestem tego pewien. Nie zostałem fryzjerem bez przyczyny. Uwielbiam dawać ludziom trochę braku i pustki, stwarzajac na ich głowach niemałe rewolucje. Najczęściej związane z obcięciem włosów. Chyba nie muszę dodawać, że jeste zwolennikiem krótszych fryzur. To w nich dokonuje się najwięcej - zysk i strata. Pustka i pełnia.
4. Widok
Patrzysz
Spoglądasz
Zobaczysz
Nie-zobaczysz
Wszystkiego co widzisz
Nie obejmiesz
Ani wzrokiem, ani ciałem
Roztapiasz się
Rozpuszczasz
W tempie średnim
Połyskujesz niczym sieć pająka pokryta poranną rosą
Wsiąkasz
Zaskakująco szybko
Zemia staje się mokra i miękka
Twoje ciało nabiera lekkości i pełni
Zieleń kłuje w stopę
Piasek za uszami
Migoaczący punkt przykuwa twoją uwagę
Patrzysz za nim i podążasz
Czujesz ciepło w koniuszkach palców
Wyciągasz dłoń
Księżyc dalej świeci
Zapadasz się
W kratery pokryte mchem i żółtymi porostami
Jesteś w swoim domu
Wyniosłeś się stamtąd dawno temu
Spoglądasz na ściany
I rosochate parapety
Tapeta odrywa się od sufitu
Ujrzałeś morze
Chciałbyś udać się poza horyzont
Wahasz się
Stawiasz krok odbijając swoją stopę w miękkim piasku
Zostawiasz ślad
Wychodzisz poza horyzont
Zostawiasz myśli, które są ci niepotrzbne
Wychodzisz poza schemat
Wychodzisz poza niebieskość
Wychodzisz z zakamarków
Wychodzisz zza leśnej kotary
Wychodzisz z zardzeiwałej szafy pancernej
Od dawna ciężkiej i niemożliwej do przesunięcia
Wychodzisz na świat
Patrzysz
Nie widzisz wszystkiego
Nie niepokoisz się
Patrzysz na to jak na moment wyczekiwnego spokoju i harmonii
Kąpiel w lodowatym jeziorze
W upalny wieczór
Zrywasz z drzewa owoc
Próbujesz go
I zatapiasz się
Już na zawsze
Nie widzisz
Czujesz
Od środka i na zewnątrz
W bezkresną toń
Twoich zakamarków
Rozlewa się nić
Łącząca wzrok
Z dotykiem
Już wiesz
I widzisz