2. POWOLNOŚĆ

Page 1


1. Las i ja

Z domu do lasu jest niedaleko. Wystarczy iść kilkanaście metrów w stronę sąsiadów, potem skręcić w prawo gdzie znajduje się wąska dróżka rozłożona między jednym i drugim ogrodzeniem, potem podążać wzdłuż rzeki, przy wierzbie odbić w lewo, wejść pod górkę i jesteśmy. Droga jest błotnista i usypana liśćmi, które przyjemnie szeleszczą pod naszymi stopami. Przyjemny zapach wilgoci delikatnie wbija się w nozdrza. Gęsia skórka. Jak w każdym lesie jest w nim coś przerażającego. Ogrom, który trudno ogarnąć

Strzeliste i wysokie na kilkanaście metrów drzewa kołyszą się w prawo i w lewo, wydają charakterystyczne odgłosy. W środku lasu jest jakoś bezpieczniej. Czas leci wolniej, otaczająca nas ze wszystkich stron flora zdaje się utulać nasze biedne, skołatane serca i umysły. Las działa na ciało i umysł. Pozwala się zrelaksować, odpuścić. Przemyśleć w trybie jednostajnym.

Zbliżam się do pierwszej łąki. Wolnej od drzew połaci, zdominowanej przez trawy i krzaki. Kiedyś było tu mniej bujnie. Ścieżki się zatarły, a kretowiska zarosły. Nawet palenisko, przy którym odbyliśmy niezliczoną ilość ognisk zniknęło. Kamienie obrosły mchy, drewniane ławki spróchniały i nie nadają się już do siedzenia. To doskonałe miejsce do medytacji. Centrum lasu z widokiem na rzekę. Gdy zamkniesz oczy to wiesz, że ona dalej tam jest, bo słyszysz jej bieg.

2. Działkowicz

Budzik obudził go o 6.55. Specjalnie nastawiał go na niepełną godzinę, bo zawsze potrzebował jeszcze tych pięciu minut w trybie drzemka, żeby wstać z łóżka. Budząc się o szóstej zawsze miał wrażenie, że o tej porze nawet nie uda mu się zwlec z łóżka. Siódma była godziną bardziej ludzką, co nie oznacza, że łatwą. Ale trzeba było wziąć się do roboty. Wsypał do ekspresu kawę i poszedł pod prysznic. Z ręcznikiem owiniętym wokół bioder nastawił nastawił wodę na dwa jajka na miękko i posmarował dużą kromkę masłem. Po śniadaniu ubrał się, spakował i wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na dolny i górny zamek. Wyciągnął z piwnicy rower i mijając sąsiadkę w drzwiach wyszedł na zalane słońcem podwórze. Zapomniałem wziąć ze sobą śmieci, przypomniał sobie ale nie miał zamiaru wracać, tylko zapamiętać, żeby wyrzucić je po powrocie do domu.

Szybkim szusem wjechał rowerem na tereny działkowe. Musiał zwolnić, żeby uważać na wyżłobienia i nierówną ścieżką i znajdujące się na niej liczne kamienie. Minął ubranego we flanelową koszulę i dżinsy staruszka z czarną foliową siatką w rękach. Dojechał do swojej działki. Kupił ją zimą, wiedząc, że na wiosnę czeka go dużo pracy.

- Dzisiaj jesteś wyjątkowo wcześnie – odezwała się od furtki wrośnięta w ziemię marchewka.

- Co ty gadasz, jest przed ósmą, często jestem tu o tej porze.

MARCHEWKA

RÓŻA

KAPUSTA

JABŁOŃ

To znowu on.

O co wam chodzi, przecież o nas dba. [dzisiaj muszę wyciąć róże, pamiętaj Józiu o różach]

Gada do siebie.

Grządki. Równe grządki a na nich pnące się do słońca warzywa. Bób, ziemniaki i pory. Cóż za widok. Praca przy pieleniu grządek to czysta przyjemność. Hakanie, przekopywanie, grabienie.

3. U fryzjera

Oczywiście się spóźniłem. Dojechałem na miejsce rowerem, przypiąłem go do metalowej barierki z naklejką z numerem telefonu straży miejskiej. Czy ja mogę tu nim w ogóle zaparkować? Trochę nie mam czasu na te lęki więc chowam kluczyk od zapięcia do kieszeni i z koszykiem pod pachą (bałem się, że mi go ukradną) idę w stronę budynku, który wskazał mi google maps. Szarpię drzwi, te otwierają się automatycznie. „Po prawej od portierni, wysoki hall” – widniało w aplikacji, przechodzę więc obok portierni mówiąc dzień dobry i idę w prawo, a potem po kilku marmurowych stopniach do, jak się spodziewam, hallu. Po lewej dwa fotele, jakby dla oczekujących. Ciekawe czy ktoś na nich w ogóle kiedykolwiek siada? W głębi windy i zamknięte drewnianą barierką zejście na dół, po prawej, bezpośrednio za portiernią wąskie drzwi, na wprost schody. Wybieram schody. Jestem na piętrze, stoję na dywanie i rozglądam się po korytarzu. Na starych drewnianych drzwiach złote tabliczki informują: „Biuro Rachunkowe Effepro”, „Kancelaria Ochocki”, „Sala Konferencyjna Parlamentu Europejskiego”. Nigdzie nie widzę tabliczki z napisem „Fryzjer”. To chyba nie tu. Zawracam, pokonując dokładnie tą samą trasę. Jestem w złym budynku. Dochodzę do wyjścia i popycham drzwi, zapominając, że to automat. Wychodzę Na zewnątrz stoi facet i pali papierosa, stał dokładnie w tym samym miejscu jak wchodziłem. Pewnie widząc mnie drugi raz, domyśli się, że pomyliłem miejsca. I w dodatku z tym koszykiem. I spóźniony. Szybkim krokiem okrążam budynek. Nic z tego, nie ma innego wejścia. To musi być tam. Wchodzę jeszcze raz, zagryzam zęby i podchodzę do portierni (od tego przecież tu są – mówię sobie w głowie). Lokal numer 3? – pytam, by nie zdradzić, że chodzi o fryzjera albo żeby brzmieć bardziej profesjonalnie. Słucham? –zdziwiony starszy pan, zakłada na twarz maseczkę. – Lokal numer 3 gdzie się znajduje? –Fryzjerka? Po prawej i przed schodami w prawo – pokazuje. Dziękuję, odpowiadam i idę w to samo miejsce, w którym już byłem. Zatrzymuję się przed schodami i patrzę w prawo na wąskie drzwi. Dostrzegam na nich złotą trójkę. Uff to tu. Zatrzymuję się przed drzwiami, łapię oddech, drugi, trzeci. Powinienem zapukać? Te drzwi wyraźnie tego potrzebuję –stare, drewniane, całe życie pewnie ktoś w nie pukał, a teraz muszą czuć niedosyt tego pukania. Do fryzjera się chyba nie puka więc decyduję się tego nie robić. Wchodzę. Widzę dziewczynę w granatowym modnym kitlu z nożyczkami w rękach i drugą, z modną, asymetryczną fryzurą na fotelu. „Jeszcze momencik” – mówi przyjaźnie fryzjerka. Okej –odpowiadam i robię krok w tył. Uff, mimo ośmiu minut spóźnienia nic się nie stało. Naprawdę nie lubię jak ktoś na mnie czeka. Ja czekać też nie lubię, ale teraz przynajmniej odpocznę od tego stresu i łażenia w kółko. Idę usiąść na fotel.

Dosłownie po minucie słyszę otwieranie drzwi i jak dziewczyna, która siedziała na fotelu wkracza w moją przestrzeń widzenia i schodzi schodkami w dół. Okej, teraz moja kolej. Idę do drzwi i czekam. Czy powonieniem od razu wejść? Poczekam chwilę, wejdę jak minie kolejna minuta. Czuję się jak u lekarza, z tą różnicą, że w takim budynku lekarz by nie przyjmował. No, może prywatnie. Patrzę przez okno, z chwilowego odrętwienia wybijają mnie otwierane drzwi. „Już możesz”. „O super, cześć” – mówię, skoro już jesteśmy na ty i wchodzę.

4. Człowiek z dronem

Słońce odbija się od pociągu, metalowa blacha razi w oczy. Przez zielony witraż przedzierają się smugi światła, zostawiajac po sobie delikatne ślady widoczne w powietrzu. Litery „PE”, nie układają się w Peron. Chyba, że się wychylę.

Dwójka bardzo młodych ludzi złapanych za rękę, szczęśliwych mimo porannej godziny, idą w moją stronę po peronie. Są ubrani na czarno, pewnie słuchają podobnej muzyki. MIjam ich, myśląc o moich słuchawkach bezprzewodowych. Czy je wziąłem?

Starsza pani w czerwonych skarpetkach. Są tak czerwone, widzę je kątem oka, nawet nie patrząc w jej stronę. Kieruję wzrok przed siebie, głowę mam skierowana raczej do słońca. Na peron wpada światło. Dworzec we Wrocławiu jest piękny. Mężczyzna z płócienną torbą z łapaczem snów. Jego zamaszysta spirala wciąga mnie w głąb, myślę o tym co mi się dzisiaj śniło.

Kobieta ubrana w kostium w panterkę, schyla się i otwiera walizkę. Uparcie czegoś szuka, jest poddenerwowana. Nie ustaje w poszukiwaniu nawet kiedy pociąg przyjechał.

Jest taka pora roku, że niektórzy są w krótkich spodenkach, a niektórzy w płaszczach.

Pociąg, tory. Wejście na tory i ustawienie kamery - wskoczenie na tory. Filmowanie z dachu pociągu. Rozdwojony obraz. Mrugam i widzę w stop klatce jak mężczyzna w garniturze biegnie po peronie. Banał, oczywiście to mężczyzna w garniturze, uosabiający w mojej głowie pracę biurową, korporacyjną, pewnie jest jedną z tych osób w garniturze, których twarzy nie potrafiłbym nawet przypomnieć sobie, gdyby policjant poprosił mnie o stworzenie portretu pamięciowego, zresztą, nigdy nie miałem pamięci do twarzy, ale ten mężczyzna w garniturze był właściwie bez twarzy, jego twarz nie była widoczna, była zamazana w biegu, co podkreśla jeszcze bardziej ten banał i bezwartościowy obraz ludzi pracujących w korporacji, powstający w mojej głowie. Mimowolnie zdaję sobie sprawę z tego, że czuję się dziwnie, pisząc te banalne - i nawet trochę pogardliwe słowa i obserwacje, zamiast wymyślić mu jakąś inna historię wykraczającą poza to co o nim pomyślałem. Może w gruncie rzeczy jest bardzo interesującym człowiekiem.

Kobieta ubrana w panterkę znalazła to, czego szukała. Stoi wyprostowana nad walizką, w ręku trzyma ładowarkę. Strach przed zapomnieniem ładowarki to jeden z największych przed planowaną podróżą. Dzień bez telefonu brzmi jak koszmar, w który nikt, nawet fan horrorów, wolałby się nie zagłębiać

Młody chłopak o jasnych włosach i czerwonej bluzie pochyla się nad swoją koleżanką i uważnie słucha. Wygląda na słuchacza, raczej nie mówi za dużo. Na bluzie ma napisane Adventure Is Out. Skończyły mu się przygody w tak młodym wieku? Jego włosy przyciągają moją uwagę bo sam chciałem mieć takie, ale jak je zafarbowałem pół roku temu wyszły w zupełnie innym kolorze. Wczoraj przechodząc w drogerii przez dział farb, myślałem o tym, jak bardzo proste jest dla wielu zmienienie koloru włosów, w przeciwieństwie do mnie, osoby w wieku trzydziestu pięciu, choć wtedy trzydziestu czterech, lat, bo dla mnie stanowiło to ważną decyzję, poprzedzoną mówieniem o tym komu popadnie oraz gruntownym researchu robionym w internecie, a także spytanie J. o markę i cenę farby do włosów, której użył

Za moimi plecami toczy się rozmowa o sosach do hot-dogów, lokalna sieć sklepów spożywczych Żabka, gdzie można kupić produkty nagłej potrzeby jak lody Kaktus,

bezalkoholowe piwo o smaku Mango lub bułkę z dynią, do hot-dogów z sześcioma rodzajami sosów, frytek i burgerów, dodało nowość - pizzę, pakowaną w eleganckie, kartonowe opakowania do pizzy, łudząco przypominającymi te z klasycznych włoskich restauracji. Powiew luksusu mrożonej pizzy ze sklepu spożywczego, może osładzać czasy, w którym ustanowiona niedawno odgórnie prohibicja uniemożliwia kupienia alkoholu po 22. Chuj z browarem, ważne, że jest picka.

Widzę na sobie wzrok starszej pani znad okularów, które przypominają mi okulary mojej ciotki, i ten wzrok znad okularów, nieco rozmazany, może rozmarzony, ale równocześnie badający i wchodzący w kontakt z twoim wzrokiem, twarzą, konturem twojej osoby jest jakoś kojący. Mija mnie Pani z bluzą w Myszkę Miki, jej córka, na oko dwunastoletnia, wygląda na bardziej dojrzałą od matki, matka swojej matki, z torebką i w butach na miniobcasie, jakby miała iść zaraz do pracy za swoją matkę, zrobić nieplanowane przez nikogo zastępstwo. Jak duże zdziwienie wyniknęłoby z tego, że przepalony głos pani Kasi z kadr, zmienił się na wysoki głosik Sandry, dwunastoletniej pracownicy komendy Policji przy ulicy Oławskiej, urzędniczki, która dzisiaj spóźnia się do pracy, bo była u ginekologa z córką, która dostała pierwszego okresu, teraz sama pójdzie do szkoły a dzielna Sandra wygrzebie z torebki kremową garsonkę i będzie przyjmować telefony zniecierpliwionych interesantów, głównie od pana z BHP, próbującego umówić szkolenie bez skutku od czterech miesięcy? Myślę, że nieduże, w końcu stała się kobietą

Pisk hamującego pociągu wyrywa mnie z tej fantazji o matce i córce, zwykle gdy pociąg hamuje, wracam myślami intensywnie do tu i teraz, tego gdzie jestem i gdzie się znajduję, a prawda jest taka, że czekam na pociąg, przypomina mi się scena z pierwszego filmu na świecie wyświetlonego na wielkim ekranie i zagubionych ludzi, którzy przestraszyli się, że z ekranu wyjedzie pociąg. Kamera była ustawiona bardzo z boku, nie pod pociągiem, nie centralnie, nie leciała nawet nad pociągiem dronem, którego widok nie robi już żadnego wrażenia, a kamera z góry w szybkim tempie wywozi nas z kadru w co drugim filmie.

Walizki i torby. Nie jadę daleko, więc sam mam na sobie plecak. Pakowanie się i rozpakowywanie. Czynności na dworcu. Czekanie, patrzenie na zegarek, przede wszystkim w telefonie. Słuchawki bezprzewodowe, muszę je znaleźć w plecaku, puścić sobie muzykę, stworzyć ścieżkę dźwiękową do tego czekania, obserwowania, nie tak wielkiej ilości ludzi, jakiej się spodziewałem. Dobrze, przynajmniej pociąg nie będzie zatłoczony. Numeracja miejsc w tych małych pociągach nie istnieje, wszyscy siadają tam gdzie chcą, a pies siada na krawędzi peronu nie robiąc sobie z tego nic a nic.

Gwizdek konduktora, słychać gwizd. Metaliczny błysk. Świst. Pośpiech i powolność, większość ludzi wygląda na spokojnych. Są jeszcze pełni energii, dzień się dopiero zaczyna. Okulary przeciwsłoneczne mężczyzny na którego patrzę, odbijają moją twarz. Mam na sobie żółtą czapkę z daszkiem, łatwo ją zauważyć w odbiciu. Za szybą pociągu stoi kobieta w dżinsowej kurtce. Ma bardzo cienkie, tlenione włosy i trzyma butelkę z wodą Cisowianka. Wydaje się nieobecna, nie patrzy w żaden konkretny punkt.

Słońce razi mnie w oczy, zakładam okulary słoneczne. Nie mogłem znaleźć słuchawek, znajdę je - oby - w pociągu. Teraz czeka mnie ekscytujący moment szukania sobie miejsca. Życzę sobie powodzenia, podnoszę nogę i stawiam ją na schodku czerwonego wagonu szesnastego, klasa druga, peron piąty.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.