Swit ebookow nr 10 rw2010

Page 62

ŚWIT EBOOKÓW

R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Jacek Slay: Loteria Sygnał dźwiękowy obwieścił nadejście nowego maila. Jimmy Joe spojrzał na wyświetlacz telefonu. Z ekranu wielkimi literami bił nagłówek wiadomości: LOTERIA. – Też dostałeś? – krzyknęła z kuchni żona Jimmy’ego, Mary Lou. – Taaa... – jęknął mężczyzna, zmęczonym wzrokiem prześlizgując się po kolejnych wersach tekstu. – To i dzieci? – To i dzieci. Jimmy Joe i Mary Lou Elliotowie dochowali się dwójki potomstwa. Wśród części sąsiadów budziło to niekłamany podziw, wielu jednak patrzyło na nich z pogardą, a nawet wrogością. Wszystko przez ustawę depopulacyjną. Ustawa weszła w życie, gdy Mary Lou nie wiedziała jeszcze, że kiedyś zostanie panią Elliot. Dla młodej – bo wciąż bliżej dwudziestki niż trzydziestki – kobiety oznaczało to koniec świata. Mary Lou zawsze marzyła o małym domowym przedszkolu. Sama wychowała się jako jedynaczka i choć dzięki temu nie musiała się niczym dzielić z rodzeństwem, to w miarę upływu lat zaczęła dostrzegać coraz więcej złych stron takiego układu. Swoje robił też instynkt macierzyński – ten pierwotny, nieskalany jeszcze pierwszym odstającym brzuchem, pierwszymi bolesnymi skurczami, pierwszym porodem wśród litrów krwi i litanii przekleństw. Idealny dom Mary Lou miał składać się z jej męża i trzech, może nawet czterech szkrabów biegających radośnie od ściany do ściany. W świetle nowego prawa mogła sobie jednak pozwolić tylko na jednego potomka. Coroczny haracz za każdego kolejnego, szumnie nazwany podatkiem od planowania rodziny, znacznie przewyższał roczne średnie zarobki w kraju; a Mary Lou nie miała przecież pracować, a zajmować się domem. Kto by pomyślał, że uwagę zwróci na nią nieco tylko starszy inżynier Jimmy Joe Elliot, który płacił wyższe składki członkowskie w klubie golfowym niż miał wynosić podatek? Nie obyło się bez złośliwości, zwłaszcza ze strony tych, dla których jedyną rozrywką pozostawały bioniczne wibratory i seksroboty. Samotni rodzice – a także konkubinaty, związki partnerskie, dowolne inne konfiguracje nieprzypieczętowane instytucją ślubu – nie mieli prawa nawet do jednego nieopodatkowanego dziecka. Na potęgę tworzyły się więc nowe pary związane wyłącznie małżeńską przysięgą i pamiątką jednej pechowej nocy. Małżeństwo Mary Lou, podobnie jak wiele innych, miało więc być tylko metodą na ucieczkę od daniny. Ona znała jednak prawdę: kochała Jimmy’ego Joe, a jego pensja stała się zbawieniem dla jej małego marzenia. – Kiedy? – Za – Jimmy Joe zerknął na zegar w rogu telefonu. Dochodziła czternasta – trzy godziny. Dzieci zdążą zjeść? – Tom wróci za półtorej godziny. Jennie... Mary Lou nie dane było dokończyć. Przeszkodził jej szczęk rozsuwanych automatycznych drzwi – nieco zbyt głośny jak na prawie nowy mechanizm. Jimmy Joe powinien go w końcu porządnie obejrzeć. – Cześć, tato! Cześć, mamo! – zawołała od progu Jennifer Ann Elliot, szczupła blondynka o zielonych oczach. – Dostałam maila. Wy też? – Tak. – Ojciec skinął głową. – Siadaj, zaraz będzie obiad. – Prawie cała klasa dostała! – Masowo rozsyłane informacje o loterii interesowały młodą pannę Elliot dużo bardziej niż pierwszy ciepły posiłek tego dnia. – I chyba pół szkoły! Aż skrócono nam lekcje, żeby wszyscy mogli się przygotować. Szkoda, że dziś nie czwartek. W czwartek kończę dopiero o osiemnastej... 62


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.