Swit ebookow nr 10 rw2010

Page 24

ŚWIT EBOOKÓW

R W 2 0 1 0

e-magazyn o e-książkach, e-pisarzach, e-czytelnictwie

Nie zamierzam się łatwo poddać. Plague mówi coś, dopytuje, co się dzieje. Żadne z nas nie ma dla niego czasu. Szarpiemy się w zaciekłym, ponurym milczeniu. W mojej dłoni błyska nóż. Tym razem to Bosse nie ma szansy, by zareagować, gdy wbijam ostrze w jego dłoń. Krzyczy i puszcza kierownicę, a ja odsuwam się i obojętnie patrzę, jak koło po prostu się kręci. Samochód zbacza z drogi i zatrzymuje się na latarni. Na szczęście nie jechaliśmy szybko i uderzenie nie jest zbyt silne. Ja wychodzę bez szwanku, mój przeciwnik traci jednak przytomność w starciu z poduszką powietrzną. – Bosse? – odzywa się znów Plague. – Bosse, jesteś tam? Co się dzieje? Zbliżam twarz do głośnika i syczę: – Przywieź ją. Laboratorium już przygotowane. – Lena?! – Jest wyraźnie zaskoczony, słysząc mój głos. – Nie wiedziałem, że tu jesteś. Myślałem, że Bosse dopiero po ciebie jedzie. Co z nim? Chyba mu nic nie...? – W jego głosie słyszę napięcie. – Miał wypadek, przeżyje. – Biorę głęboki oddech. – Powiedziałbyś coś innego, wiedząc, że tu jestem i wszystko słyszę? Przez długą chwilę jedyne, co do mnie dociera, to głęboki, rozrywający płuca kaszel. – Nienawidzisz mnie? – pyta Plague, kiedy wreszcie udaje mu się złapać oddech. Brzmi jak ktoś bardzo zrezygnowany i zmęczony. – Okłamałeś mnie. Nie nienawidzę go, ale jest mi strasznie smutno. – Wiem. Przepraszam. Przepraszam za to wszystko. Bosse jest czasem dość nieokrzesany i nie do końca nad nim panuję. Podejrzewałem, że ma coś wspólnego ze śmiercią twoich przyjaciół, ale nie chciałem cię niepotrzebnie straszyć. – Ale chciałeś pociąć mnie i moją siostrę na kawałki. – To nie tak, Lena… – próbuje tłumaczyć. Najgorsze jest to, że wiem, co chce powiedzieć. – Potrzebuję cię. Uśmiecham się z goryczą. Potrzebuje proszku z mandragory, by przeżyć. Sama przecież wykradłam się z domu i pojechałam na Sundbyberg tylko i wyłącznie po to, by dostarczyć mu korzeń. To było jednak, zanim poznałam prawdę. Żyłam teraźniejszością i Plague był całym moim światem, dlatego chciałam go ocalić. Teraz mam też przeszłość i przyszłość, a to strasznie dużo. Nie ma już powrotu do mieszkania w kamienicy, włóczenia się po mieście i wspólnej, wieczornej herbaty. Świat zaprasza mnie, cudownie otwarty i pozbawiony granic. – Nie zamierzasz wrócić, prawda? – Plague poprawnie interpretuje moje milczenie. Na dźwięk jego głosu coś ściska mi serce. Nie ma w nim strachu przed śmiercią, jedynie samotność. Siedzę w milczeniu, ściskając w dłoni korzeń mandragory. Moja siostra chce mi coś przekazać, słucham jej z uwagą. Jej słowa są miękkie i melodyjne, przynoszą mi pocieszenie. Zna moje myśli i uczucia. Śpiewa o tym, że może mi pomóc. Chce, żebym zostawiła ją tutaj, wraz z Bossem. Nie przyjmuje mojego sprzeciwu i chęci zemsty. To nie jest tak, że z założenia nienawidzimy ludzi, przypomina mi. Byliśmy tu przed ich przybyciem i pozostaniemy długo po tym, jak przestaną istnieć. Przez wieki dzieliliśmy Ziemię. Wspieraliśmy magią tych, którzy potrafili nas dobrze traktować i okazywać nam należny szacunek. Wiemy, że ludzie są tylko ludźmi. Kłamią, popełniają błędy i boją się śmierci. Nie znaczy to, że nie zasługują na nasze wybaczenie i litość. Na pewno nie znajdzie go naukowiec odpowiedzialny za zniszczenie mandragor i moją przemianę w człowieka, bo dopadnę go prędzej czy później, ale Plague... – Zależy ci – szepce mi do ucha siostra-mandragora, a ja nie potrafię zaprzeczyć. – Byłeś dla mnie dobry – mówię. – Dlatego zostawię ci ten korzeń. Możesz go wykorzystać, jeśli zechcesz. Nie wprowadzisz jednak tego leku na rynek i nie będziesz dalej na nas

24


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.