MIESIĄCA KILERZY GOTTMANA
PRZYLEPCA BEZ JAJ
–
KONIECZNE TWARZ #ZACZEPEK
PO DUŃSKU
2957-0174 Nr 4, KWIECIEŃ 2024 r.
DRAMA
WIRTUOZ
STUDENT
ZŁO
SZPITAL
ISSN
Nr 4, kwiecień 2024 r.
ISSN 2957-0174
Magazyn znajdziesz na stronie: www.magazynzaczepki.pl
Adres redakcji
ul. Nad Jarem 39a
80-135 Gdańsk
tel. +48 609 675 602
www.magazynzaczepki.pl
Sprawy bieżące
Anna Woda
annawoda@magazynzaczepki.pl
Krystian Łyszkowski
krystianlyszkowski@magazynzaczepki.pl
Teksty
Kamila Recław
kamilareclaw@magazynzaczepki.pl
Reklamy i marketing
Ewa Kurlenda
ewakurlenda@magazynzaczepki.pl
Skład i łamanie
Gabriela Palicka
Wydawca
Mimesis S.C.
ul. Nad jarem 39a
80–135 Gdańsk
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania. Redakcja przyjmuje teksty naukowe z zakresu medycyny, pielęgniarstwa, położnictwa, ratownictwa, prawa.
Copyright © Mimesis S.C.
All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
WSTĘPNIAK A
żurku? Żarty, tak potrzebne w naszych zawodach, rozgasz czają się w nas czasem za mocno. Na tej fali odwrócenia uwagi, przestajemy się konfrontować z trudnymi emocjami. Łatwiej nam przekląć, zażartować niż znieść ciszę, podzielić ją z pacjentem, patrząc mu w oczy. Trudniej nam to wystać, wsłuchać się w siebie, dać sobie czas na zrozumienie emocji. Jak to jest, kiedy się z tym skonfron tujemy? Nie wiemy, jeśli nawykowo ucieka my w żart. Zdarza się też nierzadko, że przesta jemy widzieć granice: między cynizmem a ironią, przekleństwem a bluźnierstwem. I gubimy się pomiędzy humorem czarnym, bo nikt nam nie powiedział, jak mówić o chorobie, życiu i śmierci językiem nieparametrowym.
Czy wypada? Śmiać się przez łzy, pod czas kiedy ludzkie ciało w czasie umierania wydala z siebie lawinę kału, wydając przy tym najróż niejsze dźwięki? Nie wypada.
Czy medyk ma jednak prawo do ludzkiej reakcji obronnej? O sytuacjach granicznych można mówić w pięknych, zawoalowanych słowach. Kiedy jednak śmierć wlewa Ci się do butów, okazuje się, że proste, oczywiste zdania czynią cuda. Pozwalają oswoić nieoswajalne.
I tu wjeżdża poczucie humoru. Tam, gdzie nie da się opowiedzieć, wyrazić, da się żartować. Lubimy oburzyć się na satyrę, groteskę, wyciągnąć na nie niczym krucyfiks kodeks etyki zawodowej. Zrobić coś, co nasza grupa zawodowa robi w randze dyscypliny olimpijskiej najlepiej – oburzyć się. Proponujemy poluzować gumę scrubsach i garsonkach, rozluźnić się i przyznać przed sobą – bez poczucia humoru życie pielęgniarki i położnej, medyka w ogóle byłoby nie do zniesienia.
W naszym pirmaaprilisowym numerze wiele niespodzianek – szukajcie 9 easter eggów – nieprawdziwych informacji ukrytych w tekstach. Obnażymy je na naszym Instagramie, poprzedzając może jakimś konkursem…
W kwietniowym numerze wiele tekstów o poczuciu humoru. Jan Gruszka zabierze Was w szpitalne korytarze refleksji nad sposobem żartowania. Rozgościli się u nas również studenci – Natalia Twarduś @propofolek da garść rad, udowadniając, że jesteśmy wirtuozami przylepca, a Kuba Modliński @czepekzprzydzialu doda otuchy i zachęci do ak-
Pamiętajcie rozwiązać zagadkę wihajstra od chłopaków z @ratownictwo_na_wesolo W temacie rozwiązywania dylematów przedkładamy tekst Mateusza Sieradzana @panpielegniarka – o granicy pomiędzy byciem toksycznym formalistą a odpowiedzialnym profesjonalistą. Czymże byłyby Zaczepki bez dramy? Oczywiście only by Bożenna, kogo odsądzić od czci i wiary? Czyli o świętościach i oszczędzaniu na pielęgniarkach. Zobaczcie też nasz #influnursing, czyli konto Aldony Raczek-Chachulskiej
W bieżącym numerze fajne teksty o pielęgniarstwie inaczej. Przypominamy, że nie tylko szlachta anestezjologiczna może mieć ciekawą robotę! Przekonuje nas o tym Szymon Raszka @szymon_raszka, kontynuując temat pielęgniarstwa w problemie bezdomności. I teraz uwaga! Czy zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby monitory miały oczy? Na to elektryzujące wyobraźnię pytanie odpowiada Krystian Bartoszczyk @i.to.wszystko. Z kolei Asia Kosińska @joan_the_needle pokazuje, jak umiejętne stosowanie żartu może odmienić zabieg operacyjny!
I teraz uwaga! Zabrzmi jak primaaprilisowa ściema – a jednak! Historia Aleksandry Pliszki @alexinmedland, absolwentki położnictwa i studentki lekarskiego o szpitalu w Kopenhadze jest prawdziwa. Przeczytajcie, dlaczego Duńczycy mówią wprost: położna to skarb narodowy. Jeśli jednak od tego cukru i lukru robi się Wam niedobrze, luz, powrócicie do naszej twardej, polskiej rzeczywistości wraz z tekstem Piotra Cieleckiego @cieleckipiotr o toksyczności naszego środowiska. Jak je zmierzyć za pomocą „killerów Gottmana”? W temacie toksyczności – o rozwodach słów kilka w poradzie mecenas Agnieszki Nici-Pelczarskiej.
Ok! Bo jak na kwiecień przystało primaaprilisowo i bez trzymanki jest w recenzji Ewy Kurlendy! Prawdziwy hit kinowy! Czepek w ciemno!
I Wasi ulubieni inluencerzy w roli głównej! Przeczytajcie koniecznie! Na koniec nasz ukochany Glamsquad! Poznajcie Nagrodę Złotego Pampersa i wskoczcie po zmysłową wycieczkę po zapachach u Pauliny Zawory @nurse_after_night_shift! Kto lubi golić pacjentów? Przyznać się zwyrole… No, wiadomo. Nikt. Golenie odczarowuje jednak Szymon Szarowicz @brodatapigula. Także panowie – do golarek. Koniecznie na mokro!
Ach, cóż to za wspaniały kwiecień, nie zapomnimy go nigdy! Smacznego jajeczka, bezpiecznych żartów i tej lekkości wiosennej, życzymy Wam słonecznie!
Redakcja
5
SPIS TREŚCI
6
Wstępniak Horoskop Kalendarium tips&tricks Bo co?! Drama miesiąca Gdyby monitory miały oczy Pielęgniarka wśród bezdomnych Bez jaj Konfy Książki Killerzy Gottmana Influnursing Wirtuoz przylepca Szpital po duńsku Śmiech to zdrowie? W związku ze związkiem Wodzisz mnie za nos! Najlepiej na mokro Czepek w ciemno Student – zło konieczne Chwila dla ciebie Przypał miesiąca 3 7 8 10 11 16 17 21 27 31 32 33 38 39 43 47 50 53 59 64 68 72 72
BARAN
zastanawiasz się, kiedy uśmiechnie się do ciebie odrobina luksusu, to jest właśnie ten czas. Otóż bowiem w tym miesiącu oddziałowa zamówi nową dostawę szprayu do dezynfekcji o zapachu pieniędzy. Na nic innego raczej nie licz, zwłaszcza że nieopłacane składki na twoją okręgową izbę pielęgniarek i położnych tylko powiększają twoje i tak spore już długi. Mimo wszystko nie załamuj się tym, bo w najbliższym miesiącu również miłość się do ciebie uśmiechnie, a to wszystko za sprawą amnestii ogłoszonej przez Rząd, dzięki czemu z aresztu wyjdzie twój były konkubent. Pamiętaj jednak, że takie związki są jak lukrecjowe żelki. Niby słodkie, sprężyste i rozpływają się w ustach, ale o guzku rzeżączki można powiedzieć to samo. Barany są zapobiegliwe, dlatego już wcze śniej umówisz sobie wizytę do dermatologa. W najbliższym czasie nie będziesz mieć żadnej szczęśliwej cyfry.
7
01.
04
Międzynarodowy Dzień
Klauna
dzień ten został ustanowiony, aby uczcić wszystkie kobiety, które wracają do swoich byłych i wierzą w zapewnienia, że „tamten numerek z Dżesiką nic dla niego nie znaczył” kalendarium
02.
04
Dzień Świadomości na Rzecz Autyzmu założeniem tego dnia jest zwrócenie uwagi na zaspokajanie szczególnych potrzeb osób z autyzmem, pomoc w rozwijaniu talentów oraz poprawę dostępu do opieki i pomocy społeczności osób z autyzmem
07.
04
12.
04 Dzień Czekolady mleczna, biała, z orzechami, a nawet ta zakała wszystkich czekolad – gorzka. Wszystkie czekolady mają dziś swoje święto. A wiecie, jak można poprawić smak gorzkiej czekolady? Na przykład poprzez wypieprzenie jej do kosza i otwarcie drugiej, tym razem mlecznej
18. Dzień Pracownika
Ochrony Zdrowia
Światowy Dzień Zdrowia – jeden z niewielu dni w roku, kiedy dy rekcja zamiast jechać po nas za wszystko od góry do dołu udaje zatroskanie naszym losem i wrę
18.
04 Europejski Dzień Praw
Pacjenta
Może nie wiecie, ale w Unii Eu ropejskiej istnieje Karta Praw Pa cjenta, która twierdzi, że pacjent ma jakieś prawa. No tak czy siak, wszystkiego najlepszego…
Dzień Pacjenta w Śpiączce święto obchodzone dzięki ini cjatywie fundacji Ewy Błaszczyk „Akogo?”. Założeniem tego dnia jest podkreślenie problemów tych osób, którzy sami o nich nie opo wiedzą. kalendarium
24 . 04
Pełnia księżyca
święto powstało, aby stanowić okazję do przyznania się, że to wy wzięliście ostatnią tabletkę z pudełka i schowaliście z powrotem do szafy. Nie mówiąc już o tym, kto zjadł ostatnie merci
9
10 tips&tricks
tutaj:
CO TO ZA WIHAJSTER ? Najedź
#strefaSieradzana
„Pielęgniarce bez kursu nie wolno pobierać gazometrii tętniczej”
„Pielęgniarce nie wolno opuszczać stanowiska pracy”
„Pielęgniarka nie może bez zlecenia podać relanium dożylnie”
BO CO?!
Nigdy?
JEŚLI tak, to widzę 3 opcje: albo za krótki staż pracy, albo nieświadomie łamanie prawa, albo brak zainteresowania w kwestii tego, co się z pacjentem stanie, bo ważniejsze są sztywne ramy, poza które nie wolno wychodzić.
Stawiam tezę, że nie da się dobrze pracować jako pielęgniarka, ratownik medyczny i jednocześnie zawsze być w zgodzie z obowiązującym prawem. Głównie dlatego, że zbyt często trafia się na sytuacje, których prawo nie przewidziało, a trzeba coś zrobić, bo inaczej stan pacjenta się pogorszy.
11
Mateusz Sieradzan @PanPielęgniarka Ratownik medyczny, specjalista
pielęgniarstwa ratunkowego.
Ma trochę dzieci. Ma też książki
Przyjrzyjmy się tym trzem zasadom, które podałem na pierwszej stronie, bo w szczególnych okolicznościach potrafię sobie wyobrazić złamanie każdej z nich.
„Pielęgniarce bez kursu nie wolno pobierać gazometrii tętniczej”
Pielęgniarka z licencjatem nie ma uprawnień do pobierania gazometrii krwi tętniczej. Może to zrobić pielęgniarka anestezjologiczna. Ja jestem specjalistą pielęgniarstwa ratunkowego. To specjalizacja stworzona pod SOR i ZRM.
Na SOR-ze pobiera się gazometrię tętniczą codziennie, ale z jakichś przyczyn szkolenie specjalizacyjne nie daje mi tych uprawnień. Pozwala mi intubować i strzelać prądem po samodzielnej analizie rytmu, ale nakłucie tętnicy promieniowej w ocenie (właściwie nie wiem kogo) jest czynnością wielokrotnie ryzykowniejszą, obarczoną poważniejszymi powikłaniami niż nierozpoznana intubacja przełyku. Dlatego właśnie mi nie wolno.
☛ Wyobraźmy sobie sytuację: na SOR trafia pacjentka z silną dusznością. Na dyżurze są chirurg i internista. Internista próbuje pobrać gazometrię, od której uzależnia dalsze decyzje, ale mu nie idzie. Nie ma manualnych umiejętności, ostatnio robił to na stażu. Nie ma w pobliżu anestezjologa, bo dyżurny interwent pojechał ze swoim OiT-owym pacjentem na tomografię.
Internista prosi cię o pomoc. Mówi, że tu chodzi o dobro pacjenta, bo jest szansa, że tobie lepiej pójdzie. On bierze to „na siebie”. Będzie, że to on pobrał. Pobierzesz czy nie?
12
Uważam, że jeśli znasz zasady nakłuwania tętnicy, to tak. Bo na tym może zyskać pacjent.
„Pielęgniarce nie wolno opuszczać stanowiska pracy”
W wielu szpitalach panuje przekonanie, że pielęgniarce nie wolno opuszczać oddziału bez zgody przełożonego. W wielu miejscach to niemal święta zasada. Nie wszystkich norm prawnych przestrzega się w szpitalach, ale z jakichś przy czyn tej strzeże się jak dziewictwa. No… jak onegdaj się strzegło.
To też wygodna wymówka, gdy ktoś czegoś od ciebie chce: „Mnie nie wolno opuszczać oddziału. Tu są moi pacjenci”. I prawdę mówiąc, trudno się na to oburzać, bo mówi o tym art. 222 ustawy o działalności leczni czej.
Może spotkaliście się kiedyś z wezwaniem karetki do zdarzenia, które miało miejsce przed szpitalem. Wynika to z tego, że procedury szpitalne obejmują tylko to, co dzie je się na terenie szpitala. W każdym szpitalu jest zespół reani macyjny/interwencyjny, który stanowi taki „szpitalny zatrzymanie krążenia na oddziale, albo odwiedzający poślizgnie się na schodach i straci przytomność, to wzywa się zespół interwencyjny, by to ogarnął. Natomiast to, co się dzieje poza szpitalem, nie należy już do za dań zespołu interwencyjnego. Jeśli masz krótkowzrocznie stworzone procedury i niekumaty personel, to pacjent, który wyrżnie na chodniku przed SOR-em, nie dostanie szybkiej pomocy, bo personel SOR nie może opuścić oddziału, a zespół interwencyjny nie obsługuje zdarzeń poza szpitalem. Pada polecenie: dzwońcie po karetkę. Każdy, kto usłyszy takie zdanie, oczekując pomocy przed szpitalem, będzie słusznie oburzony, a nawet więcej (bo to też przerabiałem)!
Jeśli pójdzie z tym do telewizji, to oburzeni będą nie tylko dziennikarze i widzowie, ale też… sama dyrekcja TWOJEGO szpitala! Bo przestrzegałeś procedur i przez to doszło do absurdu, i teraz mamy telewizję na głowie.
13
#strefaSieradzana
Starszy pan traci przytomność na przystanku, po drugiej stronie ulicy. Żeby było ciekawiej okna twojego socjalnego wychodzą na ten przystanek. Widzisz to, a ktoś z przechodniów przybiega po pomoc. Dbająca o prawo koleżanka informuje, że nie możemy wyjść z oddziału. Każe świadkowi zdarzenia wzywać Przyznam, że w takiej sytuacji nie mógłbym spokojnie patrzeć, jak na przystanku podkładają panu kurtkę pod głowę w oczekiwaniu na karetkę, która przewiezie go 20 m na drugą stronę ulicy.
Znam podobną historię z opuszczaniem oddziału. Na SOR trafił pacjent z rozwarstwieniem aorty. Szpital nie miał odpowiedniego zaplecza, więc pacjent musiał pojechać do sąsiedniej jednostki z kardiochirurgią, prosto na stół operacyjny. Pacjent ledwo ciągnął, na kilku pompach, a w karetce transportowej, która przyjechała i miała być ze sprzętem i lekarzem, nie było monitora, tlenu, defibrylatora ani nawet lekarza. SOR-owski lekarz i jeden z ratowników, z dyżurującej obsady zabrali sprzęt z SORu, wsiedli z pacjentem do tej karetki i go odwieźli. Może to standard w powiatowych szpitalach, ale to się działo w centrum dużego miasta, w szpitalu, który podpisał umowy na transport z lekarzem, a personel nie miał prawa opuszczać oddziału, na którym leżeli pacjenci. Gdyby w trakcie tej wycieczki coś w nich wjechało, to prokurator robiłby wielkie oczy, skąd w tej karetce tyle SOR-owskiego sprzętu i personelu. Wydaje mi się jednak, że pracownicy opuszczający oddział mieliby solidne argumenty.
„Pielęgniarka nie może bez zlecenia podać relanium dożylnie”
Pacjent na korytarzu dostaje ataku padaczkowego. Lekarze na odprawie nie zainterweniują więc natychmiast. Wyobraźmy sobie, że ja muszę działać. Pielęgniarz ratunkowy na SOR-ze nie może podawać leków, które ma prawo podawać w karetce. Rozporządzenie MZ określa, że w karetce samodzielnie mogę podać 47 leków. W tej sytuacji jest mi potrzebne między innymi relanium.
Natomiast pewien bubel prawny powoduje, że na oddziale szpitalnym (jakim jest SOR), jako specjalista pielęgniarstwa ratunkowego, do samo-
14
#strefaSieradzana
dzielnego podania przewidziane są dla mnie 33 leki z innej listy, większość z nich to tabletki i to te same, jakie może podać licencjat pielęgniarstwa tydzień po studiach, pracujący na… oddziale rehabilitacji.
Jakie masz opcje? Ja na szybko widzę dwie:
1) biec do pokoju lekarskiego z komunikatem „LEKARZU! LEKARZU, POMOCY!!! PACJENT MA DRGAWKI!!!”
2) biec w drugą stronę, do zabiegowego, i wziąć leki dla pacjenta.
Gdybym miał podejmować taką decyzję, to po analizie zysków i strat, wybrałbym ampułkę relanium. Oczywiście niezwłocznie poinformowałbym później lekarza o tym, co się działo.
Moje doświadczenia pokazują, że nikt nie miałby do mnie o to pretensji.
A wiem, że w naszym pięknym kraju są szpitale, w których taka pielęgniarka dostałaby gruby opierdol za to, że pomogła pacjentowi, zamiast biec po lekarza.
Podsumowanie
Praca w zgodzie z prawem i procedurami jest bardzo ważna. One są po to, by chronić nas i pacjentów, dlatego wszystkich (zaczynając od siebie) zachęcam, by czytać, szukać i poznawać zawiłości prawne regulujące naszą pracę. Prawdą jest też, że zwycięzców się nie sądzi i problemy zaczynają się dopiero, gdy coś się spieprzy.
Pracujemy w takim środowisku, że prędzej czy później będziemy musieli konfrontować się ze stanem wyższej konieczności, a wtedy liczą się kalkulacja, spokój i rozsądek.
Zaryzykuję stwierdzenie, że w takiej sytuacji warto zadać sobie pytanie: jaka moja decyzja będzie w tym momencie najlepsza dla pacjenta? I po prostu to robić. Jeśli posiadasz racjonalne argumenty na swoje postępo wanie, to jest spora szansa, że nie masz się czego bać, a zaniechanie, w imię nieżyciowych procedur, może być równie groźne jak błąd medyczny.
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłem jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
#strefaSieradzana
DRAMA MIESIĄCA
Marzec obfitował w dramy. Mieliśmy szpital we Wrocławiu, co sprowadza relikwie. Było też ogłoszenie Centrum Medycznego Damiana, że szukają pielęgniarki do szykowania gabinetów lekarzom. Rzecznik szpitala Matki Polki w Łodzi dojebał do pieca, kiedy walnął, że szpital to, owszem, ma długi, ale głównie przez to, że dwadzieścia lat temu musieli dać pielęgniarkom podwyżki…
No i kiedy przy takim wachlarzu atrakcji myślisz, że już nic w tym smutnym jak koń na morskim oku kraju cię nie zaskoczy, wtedy wchodzi szpital w Krakowie i mówi „potrzymaj mi piwo. Pokażę ci, jak się kaszle”.
Jeszcze jakiś czas temu miałam takie naiwne przeczucie, że szpitale chcą mieć w swojej kadrze najlepiej wykwalifikowany personel, a im więcej masz stopni naukowych, tym lepiej. No to nie w Krakowie…
Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II szuka pielęgniarek. W sumie nic nowego, bo wszyscy szukają. Tutaj jednym z wymagań jest wykształcenie – maksymalnie licencjackie. Czyli jeśli chciało wam się uczyć, zdobyliście tytuł magistra albo nie daj boże doktora, to raczej nie jesteście godni stanowiska w tym przybytku, bo tutaj mniej znaczy więcej.
Zastanawiacie się pewnie, dlaczego mają takie wymagania? Ja widzę tę rozmowę dyrektora z kadrami tak:
– Pani Anetko, pani tam napisze w tych komputerach, że nasz szpital szczyci się tym, że płacimy zgodnie z siatką płac…
– No, ale nie płacimy…
– No jak nie?
– No bo to tym z magistrem trzeba dać więcej…
– Dobra, dupa, cicho. To zatrudnimy tylko tych z najniższym wykształceniem.
– GENIUSZ! NO CHURCHILL PO PROSTU!
No… ale najważniejsze, że patrona mają świętego. Reszta jakoś pójdzie. •
16
GDYBY MONITORY MIAŁY OCZY
Zaczynając dzień na oddziale intensywnej terapii, czasami zastanawiam się, co by się działo, gdyby monitory miały oczy. Czy patrzyłyby na mnie z politowaniem, gdy zmagam się z poranną rutyną, czy może z ciekawością śledziły każdy mój ruch? Pewnie by się nieźle uśmiały, widząc, jak próbuję uruchomić logiczne myślenie jeszcze przed pierwszą kawą.
Poranne toalety przypominają usiłowanie synchronizowanego pływania bez wody. Tutaj każdy ruch musi być precyzyjny, a ja czuję się jak na scenie, gdzie monitory pełnią rolę surowych sędziów. „Minus pięć punktów za nierówno nałożony opatrunek” – wyobrażam sobie ich komentarz.
17
KRYSTIAN BARTOSZCZYK
Krystian Bartoszczyk @i.to.wszystko
Pielęgniarz na oddziale intensywnej terapii i anestezjologii w szpitalu im. Mikołaja Kopernika w Łodzi, po godzinach koordynator transplantacyjny z ambicjami kodera. Gdy nie jest zaplątany w kable i kroplówki, eksploruje wirtualne światy. Szpitalny quest: przeżyć nocną zmianę!
DLA mnie, jako pielęgniarza, każdy dzień na oddziale to lekcja pokory. To nie tylko dbanie o fizyczne potrzeby, ale i próba zrozumienia, czego potrzebuje dusza pacjenta. Monitory z oczami byłyby świadkami tej cichej batalii między życiem a śmiercią.
DRAMAT ŁAMANY PRZEZ KOMEDIĘ
Gdyby monitory miały oczy, byłyby najlepszymi obserwatorami naszych codziennych dramatów i komicznych sytuacji. Wyobraźcie sobie, jak patrzą na nas, gdy debatujemy nad kolejnym ciężkim przypadkiem – pacjent z odleżynami, ciśnieniem 50/20 i bez moczu. „Czas na kołek i dializę” – mówi lekarz, a my, zespół pielęgniarski, wymieniamy spojrzenia pełne ironii. Te oczy byłyby świadkami naszych ciemnych myśli o art. 148 § 1 Kodeksu karnego, ale oczywiście nie o pacjentach, tylko o niektórych członkach zespołu. I tu pojawia się problem, bo nie mam żony, która mogłaby pójść do prezydenta o ułaskawienie, gdybym poszedł za daleko z tą ironią!
Monitory z oczami obserwowałyby, jak opiekujemy się pacjentem, który rozpada się przed nami, a my musimy iść dalej.
Podczas obiadowych przerw często się zastanawiam, co jest ze mną nie tak. „Może zadzwonić do psychologa dla medyków?” – myślę. Ale znając życie, w słuchawce usłyszałbym: „Jesteś 5568. w kolejce. Proszę czekać” albo dostałbym radę: „Pójdź pan pobiegać, to panu pomoże”. Tylko jak tu biegać, kiedy głowa pełna jest obrazów z oddziału?
18
UPADŁY SPADOCHRONIARZ
Każdy dzień przynosi nowe wyzwania, nowe historie. Monitory obserwują, jak poruszamy się między łóżkami, jak radzimy sobie z niespodziewanymi komplikacjami. Czasem wydaje mi się, że gdyby mogły mówić, dałyby nam kilka dobrych rad albo po prostu powiedziały, że czas na chwilę odpoczynku. Ale na razie są tylko cichymi świadkami naszej codziennej walki o zdrowie pacjentów.
A wśród tych pacjentów jest na przykład spadochroniarz, który przeżył swoje wynoszące 58 km/h spotkanie z ziemią. Jego historia mogłaby być głównym wątkiem w każdym medycznym thrillerze. Monitory z oczami pewnie by nie odrywały od niego wzroku, obserwując każdą zmianę na lepsze czy gorsze. Stłuczenie mózgu, złamane żebra, pęknięta miednica – ten facet przeszedł prawdziwą medyczną odyseję. I choć jego wygląd mógł być zwodniczy, to wewnątrz kryła się cała mapa urazów, którą staraliśmy się zrozumieć i leczyć. A dodatkowo, ciekawostką jest, że podczas upadku miał przy sobie kanapkę, która wylądowała nietknięta.
JAK WLATA, TO I WYLATA
Mamy na oddziale takie powiedzenie: „jak wlata, to i wylata”. To nasz sposób na przypomnienie sobie, że każdy aspekt opieki ma swoje... hmmm, mniej chwalebne strony. Pacjent musi jeść, bo żywienie jest kluczowe w procesie rekonwalescencji, ale co wchodzi, musi też wyjść, i nie zawsze dzieje się to w sposób, którego byśmy sobie życzyli. Bywają dni, gdy to, #pielegniarstwoinaczej
19
co „wylata”, przypomina prawdziwą erupcję. Dosłownie. I wtedy, w obliczu tego nieoczekiwanego, wszystko, co możemy zrobić, to stać, patrzeć i śmiać się przez łzy. Bo czasem, gdy stoisz tam w pełnym rynsztunku ochronnym, z łopatką w jednej ręce i wężem prysznicowym w drugiej, zdajesz sobie sprawę, że absurd jest nieodłączną częścią tej pracy.
KINO AKCJI
O tak, te monitory z oczami miałyby coś do oglądania – między dramatem a czarnym humorem, nasze dni na intensywnej terapii to istne kino akcji z nutą tragikomedii.
Kiedy asystuję przy intubacjach czy tracheostomiach, czuję, jak te „oczka” monitorów trzymają mnie w napięciu. „Nie popełnij błędu” –zdają się mówić. To momenty, kiedy moje umiejętności i doświadczenie naprawdę się liczą. Czasem czuję się jak w reality show, gdzie oceniany jest każdy mój ruch. Dializa, pompy infuzyjne, zaawansowane procedury reanimacyjne – to wszystko sprawia, że czasami jest mi jak na pierwszej linii frontu. Monitory z oczami są świadkami naszych małych zwycięstw i porażek, naszych stresów i zmagań. „Jeszcze trochę, a stanie się zawodowcem” – mogłyby rzucić z przymrużeniem oka. To właśnie te momenty, choć pozornie groteskowe, przypominają nam, że życie, nawet na oddziale intensywnej terapii, ma swoje jasne strony. A śmiech, nawet w najtrudniejszych chwilach, jest jak balsam, który pozwala nam zachować zdrowy rozsądek w świecie, gdzie codzienność obfituje w przeżycia graniczne. I jest jak w dobrym serialu. Każdy dzień przynosi nowy odcinek. A gdyby jeszcze te monitory z oczami mogły rozmawiać, na pewno mielibyśmy co skomentować po dyżurze. „Dobra robota, ale nie zapomnij o sobie” – przypominałyby, bo w naszym zawodzie tak ła two o tym zapomnieć. A! I nie zapomnijcie nabalsamować (po naszemu: zabejcować) pacjentów. •
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłem jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
20
#pielegniarstwoinaczej
#pielegniarstwoinaczej
PIELĘGNIARKA WŚRÓD BEZDOMNYCH
Kondycja zdrowotna bezdomnych zgłaszających się po pomoc jest bardzo zróżnicowana. Życie na ulicy, długotrwałe i znaczne niedożywienie, brak snu, napięcie emocjonalne, nieustanne zagrożenie życia, alkoholizm, przemoc, przebywanie w przeludnionych przytułkach, odrzucenie i osamotnienie, nierzadko wychłodzenie – są czynnikami patogennymi, przed którymi organizm bezdomnego musi się stale bronić. Taka sytuacja prowadzi do zaburzeń czynności organów, funkcji umysłowych, zaburzeń psychicznych, a w konsekwencji do skrajnego wyczerpania organizmu. W przypadku bezdomnych potwierdza się zatem teza o jedności psychofizycznej człowieka.
WRAZ z załamaniami psychicznymi dochodzi do załamania zdrowia fizycznego i odwrotnie. Długotrwałe życie w stresie może uruchamiać proces miażdżycowy, a urazy głowy mogą być przyczyną nerwicy, a w dalszej kolejności zespołu psychoorganicznego itp. Kolejnym czynnikiem dewastującym ich zdrowie są używki (kiedyś dominował alkohol, obecnie wachlarz środków psychoaktywnych jest
21
SZYMON RASZKA
Szymon Raszka @szymon_raszka
Magister pielęgniarstwa, specjalista pielęgniarstwa internistycznego. W latach 2006–2015 kolejno pracownik, pielęgniarz, kierownik Przytuliska dla bezdomnych mężczyzn prowadzonego przez braci Albertynów w Krakowie
bardzo szeroki). Nie ma co też za bardzo liczyć, że osoby dotknięte kryzysem bezdomności będę regularnie wykupywać i zażywać leki.
Takie pojęcia jak podejście holistyczne, zindywidualizowane, dostosowane do środowiska funkcjonowania jest bardzo ważne w pracy pielęgniarki z bezdomnymi bo inaczej nie trafimy z dobrą diagnozą. Pielęgniarz czy pielęgniarka pracujący w środowisku bezdomnych są nieraz jedynymi pracownikami ochrony zdrowia, do których ta osoba ma dostęp i zaufanie.
Pielęgniarka, chcąc działać skutecznie, musi być dla bezdomnego dodatkowo terapeutą, coachem motywacyjnym, pracownikiem socjalnym, sterem i okrętem. Ogromną umiejętnością i wyzwaniem pielęgniarza/pielęgniarki jest współpraca z bezdomnym pacjentem jako partnerem, w poczuciu obopólnego zrozumienia wagi problemu.
W badaniu przedmiotowym osoby dotkniętej kryzysem bezdomności musimy uwzględnić wiele specyficznych czynników i kontekstu sytuacji, w jakiej znajduje się konkretna osoba. Stan zdrowia bezdomnego oceniamy wg ogólnie przyjętych standardów ze szczególnym zwróceniem uwagi na pewne niuanse związane ze specyfiką grupy:
1. Brak możliwości, a nieraz chęci utrzymania higieny osobistej.
2. Wysoka podatność na choroby związane z osłabieniem organizmu, zaburzenia psychiczne i organiczne, przewlekły stres i lęk, przystosowanie się organizmu do ciągłego działania czynników szkodliwych mogą powodować, że choroby na, które cierpi konkretny bezdomny, będą manifestować się w sposób nieswoisty.
3. Często to, co dla przeciętnego człowieka może być zabójcze, nie musi być takie dla osoby bezdomnej (np. ilość i jakość spożywanego alkoholu).
4. W wyglądzie zewnętrznym zwracamy uwagę na różnicę między wiekiem kalendarzowym a wiekiem biologicznym. U bezdomnych wiek biologicz-
22
ny jest wyższy niż kalendarzowy, różnica może wskazywać na stopień wyniszczenia organizmu.
5. W mowie zwracamy uwagę na wypowiadanie sądów niemające związku z rzeczywistością, wszelkie konfabulacje sugerują występowanie chorób psychicznych. Nierzadko można się spotkać z sytuacją, gdzie bezdomny udaje chorobę psychiczną lub fizyczną, licząc, że wzbudzi to poczucie litości i zadziała in plus na przyjęcie go do schroniska.
6. Zwracając uwagę na nastrój, w jakim jest badana osoba, należy pamiętać, że może jej towarzyszyć lęk przed nową sytuacją, jaką jest zmiana miejsca przebywania np. z ulicy na przytułek, który jest w pojęciu socjologicznym instytucją totalną. Bezdomny w pierwszym kontakcie z personelem medycznym może ukrywać swój faktyczny stan emocjonalny, bojąc się, że ujawnienie go spowoduje wyrzucenie z powrotem na ulicę. Będzie odgrywał rolę, która wydaje mu się najbardziej spełniać nasze oczekiwania.
7. Jeśli pracujemy w instytucji typu noclegownia czy przytułek, gdzie warunkiem przyjęcia absztyfikanta jest jego trzeźwość, musimy być wyczuleni na alkoholowy zespół abstynencyjny spowodowany nagłym zaprzestaniem długotrwałego picia alkoholu.
8. Włosy i skórę oceniamy pod kątem występowania pasożytów, takich jak wszy i świerzb, oraz grzybic. Zakażenie wszami i świerzbowcem stwierdza się u bezdomnych stosunkowo często. Obserwując skórę, nieraz zauważa się owrzodzenia, zgorzele i obrzęki. Oglądając skórę dłoni, zwraca się uwagę na objawy typowe dla kiły wtórnej. Tatuaże znajdujące się na powierzchni skóry mogą dostarczyć informacji o pobycie bezdomnego w zakładzie penitencjarnym.
9. Najczęstszymi zmianami w budowie czaszki są ubytki spowodowane pourazową trepanacją. U bezdomnych po trepanacji czaszki można się spodziewać zespołu psychoorganicznego, zaburzeń pamięci krótkiej i padaczki pourazowej.
10. Bezdomni należą do szczególnej grupy ryzyka wystąpienia gruźlicy, dlatego istotne jest zwrócenie uwagi na podstawowe objawy tej choroby.
11. W badaniu palpacyjnym brzucha można wyczuć powiększoną wątrobę, wodobrzusze oraz zaszyte podskórnie kapsułki Esperalu. #pielegniarstwoinaczej
23
Choroby, z jakimi najczęściej spotykałem się w swojej pracy z bezdomnymi, to: zespół zależności alkoholowej i nie tylko alkoholowej / zespół Korsakowa / alkoholowy zespół abstynencyjny / alkoholowa marskość wątroby / padaczka (alkoholowa, pourazowa) / gruźlica / POCHP / odmrożenia / hipotermia / przewlekła niewydolność żylna / owrzodzenia podudzi / stopa okopowa / kiła / HIV / depresja i inne choroby psychiczne.
Na koniec przedstawię wam kilka przykładów z mojej dawnej pracy.
lat 32 skierowany do Przytuliska z Oddziału Chorób Wewnętrznych i Endokrynologii jednego z krakowskich szpitali. Przed przyjęciem do szpitala przez trzy miesiące był w ciągu alkoholowym. Do szpitala został przyjęty z powodu narastania obwodu brzucha, dolegliwości bólowych w nadbrzuszu, wymiotów głównie treścią śluzową i żółcią. Zastosowano w leczeniu szpitalnym antagonistę aldosteronu, furosemidum, laktulosum, witaminę K, ciprofloksacynę oraz cefalosporynę III generacji z czasem dołączono kortykosterydy (GKS). Rozpoznanie wg karty informacyjnej: toksyczna marskość wątroby zdekompensowana. Choroby współistniejące: zespół uzależnienia od alkoholu, zapalenie błony śluzowej żołądka.
Pacjent jest kawalerem, od 5 lat bezdomny, bezrobotny, bez dochodów z wykształceniem podstawowym, był dwukrotnie leczony z powodu uzależnienia od alkoholu. Utrzymuje kontakt ze swoją matką. Do domu nie chce wracać ze względu na „pijackie” środowisko. Pacjent jest w pełni samodzielny i wydolny w zakresie samoopieki. Przy przyjęciu do przytuliska w logicznym kontakcie słownym, zorientowany co do miejsca i czasu. Pacjent przygnębiony, boi się o swoje zdrowie i życie. W badaniu przedmiotowym żółtaczka, wodobrzusze, otyłość BMI = 33, stan higieniczny dobry. Dolegliwości przy przyjęciu: uporczywe swędzenie skóry, duszności, osłabienie oraz ból w nadbrzuszu. Odmawia korzystania z grup AA, tłumacząc to brakiem śmiałości do opowiadania o sobie na
24
#pielegniarstwoinaczej
forum. Pacjent posiada dowód osobisty oraz ubezpieczenie społeczne ważne jeszcze przez miesiąc. Chętny do współpracy z personelem przytuliska. Przez około trzy lata naszych kontaktów R.K. podjął dwukrotnie terapię, w tym jedną w ośrodku zamkniętym. Po ostatniej terapii zapił się na śmierć.
L. S. lat 61 skierowany do Przytuliska z Oddziału Chorób Wewnętrznych jednego z krakowskich szpitali, gdzie był hospitalizowany z powodu głębokiej hipotermii. Według relacji pogotowia ratunkowego został znaleziony w śmietniku. Przy przyjęciu do szpitala był nieprzytomny z temperaturą zewnętrzną ciała 27,20C i odmrożonymi stopami. Chorego ogrzano czynnie wlewami ciepłych płynów dożylnych i płukaniem ciepłą solą fizjologiczną pęcherza moczowego. Ze względu na narastającą martwicę z ropowicą stóp, po konsultacji chirurgicznej zalecono amputację kończyn, od której odstąpiono na życzenie pacjenta. W szpitalu zastosowano w leczeniu płynoterapię, diuretyki, antybiotykoterapię dożylną i miejscowo. Rozpoznanie wg karty informacyjnej: ropowica z martwicą obu stóp w następstwie odmrożenia, niewydolność krążenia, hipotermia, wyniszczenie. Pacjenta w stanie ogólnej poprawy wypisano ze szpitala.
Chory jest kawalerem, bezdomny od ponad 20 lat, bezrobotny, bez dochodów z wykształceniem zawodowym. Kilkakrotnie prze bywał w zakładzie penitencjarnym, ostatnio 25 lat za mor derstwo. Ma brata, z którym nie utrzymuje kontaktu. Zaprzecza uzależnieniu od alkoholu. W kontakcie lo giczny, pobudzony. Chory ma lekceważące podejście do swojego stanu zdrowia, nie ma świadomości za grożenia, jakie niesie ze sobą odmowa amputacji odmrożonych kończyn. Wymaga pomocy w zakresie samopielęgnacji. W badaniu przedmiotowym wyniszczony BMI = 16, ciało pokryte tatuażami, zgorzele stóp kończyn dolnych sięgają wysokości śródstopia, chory zaniedbany z ambiwalentnym podejściem do higieny osobistej. Dolegliwości przy przyjęciu: ból stóp, brak apetytu. Chory nie posiada dowodu osobistego oraz ubezpieczenia zdrowotnego.
Podczas pracy z L.S. nie udało mi się go namówić na amputację zgorzeli sięgającej śródstopia obu koń
#pielegniarstwoinaczej
czyn dolnych w warunkach szpitalnych – z bożą pomocą i ludzi poodpadały. L.S. przezimował i latem poszedł w ciąg alkoholowy. Następnej zimy skrajnie wycieńczony trafił z powrotem pod moją opiekę. Wiosny nie dożył. Bardzo mocno utkwiła mi w głowie scena, kiedy myłem L.S. pod prysznicem i zauważyłem tatuaż na jego penisie. Pytam go:
– S. co ty masz k…a napisane?
– Braciszku: „Tylko dla MO”.
Z. J. lat 62 przywieziony do przytuliska przez policję. Bezdomny od kilkunastu lat, rencista. Z wykształcenia weterynarz. Żonaty, posiada dwójkę dzieci, z którymi nie utrzymuje kontaktu. Zaniedbany higienicznie z wszawicą i świerzbem. BMI = 21. Występują owrzodzenia podudzi obydwu kończyn dolnych, charakterystyczne dla przewlekłej niewydolności żylnej, w których zaległy się larwy much. Bezdomny jest w trakcie ciągu alkoholowego, ostatni raz pił wczoraj wieczorem.
Nie znam jego dalszych losów. •
26
BEZ JAJ…
JOANNA KOSIŃSKA
Szpital to takie miejsce, które przeważnie kojarzy się z jakimś nieszczęściem, chorobą czy załamaniem zdrowotnym. A jeśli pobyt w szpitalu ma się wiązać z operacją, to tym bardziej wzrasta poziom powagi sytuacji. Czy w takim razie człowiekowi przebywającemu w szpitalu musi nie być do śmiechu co do zasady? I czy w ogóle blok operacyjny to naprawdę nie miejsce na śmieszkowanie?
PACJENT, który zostaje przyjęty do szpitala w celu wykonania operacji, zawsze czuje przynajmniej lekkie napięcie. Jednak, dopóki jest na oddziale, może odwlekać czarne myśli, na przykład oglądając telewizję (jeśli akurat nie jest płatna albo pani w sklepiku miała jak rozmienić na dwójki) albo pogadać ze współtowarzyszami szpitalnej niedoli, albo przejść po raz pięćdziesiąty ten sam odcinek korytarza, ot, żeby „rozchodzić” stres. Czasem też znajdzie się ta jedna pielęgniarska zmiana, która zawsze pośmieszkuje przy podłączaniu kroplówki i spróbuje uspokoić.
GODZINA ZERO
Przychodzi jednak dzień zabiegu i nawet jeśli pacjent był pozornie spokojny, to przestaje mu być do śmiechu. Zaczyna odczuwać narastający stres – i to z każdą kolejną czynnością przygotowującą go do operacji, a przejazd na blok operacyjny często w jego głowie jawi się jako jazda „na ścięcie”. Otwierają się
27
automatyczne drzwi z napisem „Blok operacyjny” i chory (który może pierwszy raz w życiu jest poddawany zabiegowi) wkracza w świat całkowicie odmienny i obcy, nieprzypominający żadnego innego miejsca. Uderzają go dziwne zapachy i dźwięki, a przed oczami migają ludzie w jednakowych ubraniach, maskach na twarzach i czepkach, tak żeby jeszcze trudniej było dostrzec w nich człowieczeństwo. Mało komu w takim momencie chce się śmiać.
I w tym momencie na scenę wkracza zespół anestezjologiczny. Cały na biało/zielono/niebiesko/różowo (czy jaki tam kolor macie na swoich blokach) i przejmuje pacjenta, wprowadzając go w to jedno miejsce w szpitalu, którego przeważnie ludzie unikają jak ognia (oprócz Pro morte oczywiście).
OPCJE SĄ DWIE
Albo ten pobyt będzie jednym z najbardziej traumatycznych przeżyć w jego życiu (choć pozostanie w jego świadomości jako dość krótki), a my pogłębimy poziom jego lęku swoim gburowatym, oziębłym czy lakonicznym zachowaniem…
Albo pacjent uzna, że „nie taki diabeł straszny” i w sumie gdyby nie sam zabieg, to byłoby całkiem miło, a my zmniejszymy jego strach swoim otwartym, cierpliwym, życzliwym i zabawnym sposobem bycia.
SIEDEM SEKUND
Pierwszy moment spotkania jest kluczowy. Od niego zależeć będzie nastawienie pacjenta, jego poziom zaufania i rozluźnienia. W końcu mówi się, że pierwsze wrażenie robi się przez 7 sekund. Dobrym początkiem komunikacji jest zdjęcie maseczki, tak aby pacjent zobaczył, że jesteśmy naprawdę ludźmi. W czasach wszechobecnych teorii spiskowych, reptilian i innych iluminatów – mimo wszystko lepiej to zrobić. Warto się też przedstawić i zapytać o samopoczucie. Mało? Dla nas tak. Dla tego chorego właśnie staliśmy się prawdziwym człowiekiem z imieniem, nazwiskiem i funkcją, który jest nim żywo zainteresowany (nie wspomnę o budowaniu prestiżu zawodu!).
ŚMIESZEK Z SZÓSTKI
I uwaga! Niektórzy pacjenci sami z siebie zaczynają żartować, ledwo pojawią się na bloku. To świetnie! Taki pacjent na pewno nie przejmuje się zbytnio zabiegiem i można spokojnie wyciągnąć najcięższe działa, jakie macie na swoim żarcikowym składzie. Spokojnie można powiedzieć, że wstaliście dzisiaj lewą nogą, chirurg ma ewi-
#pielegniarstwoinaczej
#pielegniarstwoinaczej
dentnie zły dzień, więc już dwa zabieg spartolił, więc do trzech razy sztuka, a anestezjolog znieczula po raz pierwszy w karierze, więc statystyki będą na pewno lepsze dla chirurga.
Aby zadbać o komfort psychiczny chorego, zbudujcie najpierw nić porozumienia i „wybadajcie”, na ile można sobie z danym pacjentem pozwolić. Nie chcemy bowiem, aby nasz pacjent pomyślał, że jesteśmy niepoważni i zbyt lekko podchodzimy do swojej roboty. A chyba nie ma na świecie pielęgniarki, która nie rzuciłaby kiedyś żartem, co to nie wpadł „na podatny grunt” (usiłowałam kiedyś pocieszyć pacjenta, którego znieczulałam do przeszczepienia wątroby z przyczyn alkoholowych, słowami: „a teraz poczuje pan, jakby napił się czegoś dobrego!”).
PONURAK Z SIÓDEMKI
Są jednak pacjenci, którzy nie będą dobrze reagowali na wasze próby „rozładowania” ich stresu. Należy to uszanować i nie próbować śmieszkować na siłę, bo może to w niektórych przypadkach pogłębić lęk pacjenta. To wyczucie przychodzi z czasem i nie warto się dołować, nawet jak palniemy coś głupiego. Jeżeli dobrze zbudowaliśmy komfort psychiczny pacjenta, na pewno wybaczy nam takie drobne potknięcia.
Podstawą zabawnej i lekkiej komunikacji jest w pierwszej kolejności zapewnienie choremu poczucia bezpieczeństwa, ważności, indywidualnego podejścia i profesjonalizmu naszej pracy. Żaden człowiek leżący na stole operacyjnym nie poczuje się rozluźniony, gdy nie będzie czuł tego wszystkiego.
Dlatego nie bójcie się otworzyć na pytania i obawy naszego chorego. Odpowiedzcie na nie cierpliwie i wyjaśnijcie w zrozumiały sposób, co się obecnie dzieje i jak będzie wyglądała cała procedura.
TERAZ SIĘ PAN WYŚPI
A reszta? To już dowolność! Im bardziej zagadacie pacjenta, tym mniej czasu poświęci na skanowanie sali operacyjnej i czarne myśli. Możecie pożartować na temat tego, że skoro się nie wyspał, to teraz będzie miał wyśmienitą okazję i że możecie go wysłać na najlepsze wakacje w życiu! Możecie powiedzieć, że przykro wam, że jest mu niewygodnie na tym stole, ale gdyby było wygodnie, to nikt by nie chciał od was wychodzić! A jeśli czujecie, że pacjent to prawdziwy luzak, można nawet zażartować, że osobiście będziecie pilnować chirurga, żeby zoperował to, co trzeba.
29
Joanna Kosińska @joan_the_needle Specjalista pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki. Zapalona fanka anestezjologii, patient-centered-care, zwiedzania różnych ciekawych miejsc, na przykład Skandynawii. Na swoim profilu stara się edukować i pokazywać kawałek życia po swojej stronie zaszmacia
„NIEWINNE” ŻARCIKI
Przestrzegam jednak, by nie pozostawiać pacjenta z takimi myślami! Bo nawet takie „niewinne” żarciki tuż przed snem mogą spowodować koszmary do końca życia. Pamiętajmy również, by wykazać się wyczuciem sytuacji. Ciężko żartować, jeśli sytuacja medyczna naszego pacjenta jest tragiczna. Jednak to, co zalecam zawsze, to aby ostatnie, co pacjent usłyszy przed zaśnięciem, było waszym zapewnieniem, że będziecie go pilnować przez cały zabieg i dołożycie wszelkich starań, żeby wszystko poszło dobrze oraz żeby obudził się wyspany i bez bólu.
Jak zatem widzicie, blok operacyjny to jak najbardziej miejsce na śmieszkowanie! Trzeba jednak pamiętać, żeby najpierw zbudować komfort psychiczny pacjenta, wyczuć sytuację i „podatność” chorego na nasze próby rozładowania jego stresu.
A dla opornych na argumenty o „byciu człowiekiem” i odmienianiu empatii przez wszystkie przypadki podpowiem, że od dawna są już badania, których wyniki jasno pokazują, że stres przed zabiegiem operacyjnym pobudza działanie gruczołu przysadki oraz układu współczulnego. To z kolei prowadzi do znaczącego skoku hormonu adrenokortykotropowego, kortyzolu, adrenaliny i noradrenaliny, a to z kolei przekłada się na „cięższe” prowadzenie znieczulenia, rozchwianie hemodynamiczne, a w późniejszym okresie – na trudności w gojeniu się ran, większą podatność na infekcje, częstszą liczbę powikłań pooperacyjnych, a także przedłużoną hospitalizację i ryzyko ponownego trafienia na blok.
Jeśli więc nie chcecie mieć „więcej roboty”, to radzę dobrze zadbać o komfort psychiczny pacjenta leżącego na waszym stole i nie bać się pożartować.
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłam jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
30
Zapraszamy na II Instakongres PiP , który znów stanie się okazją do spotkania, poznania się, ale przede wszystkim zdobycia lub poszerzenia wiedzy o profesjonalnej pracy z pacjentem. Tym razem widzimy się w Gdańsku, a konkretnie w Europejskim Centrum Solidarności, w miejscu, w którym w fascynujący sposób i w fascynującej oprawie codziennie od nowa opowiada się historię o byciu razem ponad podziałami. W programie: wykłady, praktyczne prelekcje, bicie ustanowionego rok temu rekordu Polski w machaniu laczem, indywidualne spotkania z prelegentami, spotkanie integracyjne WSZYSTKICH ze WSZYSTKIMI na miejscu, a potem w klimatycznych okolicznościach Ulicy Elektryków i klubu B90!
Już 4–6 czerwca 2024 roku w orzeźwiających okolicz nościach morskiej bryzy w Gdyni odbędzie się jubi leuszowa – X Konferencja Naukowo-Szkoleniowa Polskiego Towarzystwa Pielęgniarstwa Ratunkowego, której hasło przewodnie brzmi: RATOWANIE – WSPÓLNA SPRAWA. Spotykamy się w stolicy polskiej kinematografii, więc zostajemy przy filmowych scenariuszach. Jubileusz to wszak doskonała okazja, by nieco zaszaleć. Dlatego w warstwie wizualnej i w samych tytułach sesji pojawiły się odniesienia do znanych obrazów filmowych i bohaterów zbiorowej wyobraźni. Może też dlatego, że to właśnie wyobraź nia pozwala uniknąć niebezpieczeństwa, a w rezul tacie spotkania z nami, kiedy jesteśmy w pracy. Poza tym ratowanie to naprawdę wspólna sprawa, nie tylko dla bohaterów.
#konfy ptpr.mimesis.com.pl
instakongres.mimesis.com.pl
książki
Każdy rok Tommy’ego Llewelyna
Michael Thompson
Fascynująca opowieść o człowieku, którego serce pamięta więcej niż umysł. Rodzice Tommy’ego Llewellyna budzą się w środku nocy. Z ich domu zniknęły wszystkie rzeczy związane z malutkim synem. Co jednak dziwniejsze, oboje nie wiedzą nawet, że chłopczyk śpiący obok w salonie to ich dziecko. A to wszystko dlatego, że takie jest przeznaczenie Tommy’ego: nikt nie pamięta go dłużej niż 365 dni. Co roku, tego samego dnia, ludzie z jego otoczenia zapominają o tym, że kiedykolwiek istniał. W każde urodziny chłopak budzi się rano z czystą kartą, co nazywa Resetem. Musi od nowa szukać przyjaciół, walczyć o siebie, przypominać się światu. Pewnego dnia to, co kiedyś niemożliwe, ma szansę się spełnić. Tommy Llewellyn się zakochuje. Aby przerwać błędne koło i zdobyć miłość, wyrusza na misję, by oszukać okrutny los i wreszcie zostać zapamiętanym. Wkrótce będzie musiał się zastanowić, co jest ważniejsze – rzeczy, które zostawiamy za sobą, czy ludzie, których poznajemy na nowo.
Nocne miasto Piotr Cielecki
Miał wszystko. Dobrą pracę, nowe mieszkanie, kota, kochającą kobietę. Kot zresztą też go pewnie kochał. A ludzie podziwiali.Wystarczył jeden, dość zwyczajny poranek. Zniknęła. Bez pożegnania, bez wyjaśnienia, bez śladu. Gdy policja bezradnie rozkładała ręce, a wokół niego zaczęły dziać się irracjonalne rzeczy, postanowił szukać Agnieszki na własną rękę. Aby ją odnaleźć, musiał zapomnieć o świecie, który znał.Trafił do miejsca bez logiki, gdzie zło nabiera nowego znaczenia…
Niesamowicie zaskakująca fabuła z pogranicza urban fantasy, mrocznego thrillera i solidnego, przenikliwego obyczaju. Gdzieś w połowie lektury wyrywa z laczków. Bez obaw – do połowy doczytasz się z mgnieniu i bez oderwania oka.
32
KILLERZY GOTTMANA
CZYLI MIERNIK
TOKSYCZNOŚCI
TWOJEGO ŚRODOWISKA
John Gottman przeprowadził kiedyś ciekawy eksperyment. Przez 12 godzin obserwował pary małżeńskie o różnym stażu, chcąc sprawdzić, czy istnieje zestaw zachowań świadczących o tym, że związek zmierza w kierunku rozpadu. Istnieje. Okazało się, że ze skutecznością ponad 90% Gottman był w stanie ocenić, czy dana para w ciągu roku od wyjścia z laboratorium rozstanie się, czy dalej ze sobą będzie. Później przez wiele lat prowadził podobne obserwacje w firmach, przyglądając się interakcjom, postawom i zachowaniom współpracujących ze sobą ludzi. Okazało się, że podobne, a nieraz wręcz te same zachowania, które świadczą o rozpadzie związku, sugerują również rozłam w zespole. Jeśli zatem interesuje cię, jak sabotować twój zespół, to dziś powiem, jak się to robi profesjonalnie.
Amówiąc poważnie – pytanie nie brzmi: CZY killerzy Gottmana występują u ciebie w domu czy w pracy (jedynie na Instagramie widzimy wolne od nich rodziny i firmy), ale:
» ilu killerów masz w twoim otoczeniu?
» którzy z nich pojawiają się najczęściej? (jest wśród nich szczególnie niebezpieczna trójka, którą tu wyróżniono graficznie)
» jak długo zostają, kiedy już się pojawią?
33
PIOTR CIELECKI
Piotr Cielecki @cieleckipiotr
Z powołania pasji i drogi życiowej jestem psychologiem zajmującym się od 11 lat pracą z biznesem. Jako syn dwojga lekarzy i bratanek dwóch pielęgniarek od dziecka poznawałem specyfikę i wyzwania, z jakimi boryka się branża medyczna. Pracuję z lekarzami, przedstawicielami medycznymi i pielęgniarkami w obszarze redukcji stresu, budowania skutecznych zespołów, usprawniania komunikacji i zarządzania zmianą. Jestem trenerem biznesu, certyfikowanym coachem ICC, absolwentem filozofii oraz psychologii
KILLER 1 — WALENIE Z GRUBEJ RURY
Szef wchodzi do pokoju i bez „dzień dobry”, bez „co słychać” wali zbyt uogólnioną krytykę będącą bardziej ekspresją jego opinii niż opisem faktów: „Na was nie można polegać” albo: „Nigdy nie robicie niczego na czas”.
KILLER 2 — KRYTYKANCTWO
W przeciwieństwie do numeru jeden, w tym wypadku szef trzyma się faktów, nie uogólnia i powstrzymuje się od zalewania nas swoimi emocjami. Zupełnym przypadkiem jednak wybiera te fakty, które stawiają nas w złym świetle, zaś te świadczące na naszą korzyść równie dziwnym trafem mu umykają. Przykładowo: „Drugi raz w tym miesiącu się spóźniłeś”. To prawda. Przy czym dwadzieścia razy byłem na czas, a dodatkowo zostałem po godzinach i pomagałem koledze, choć wcale nie musiałem.
KILLER 3 — DEFENSYWA
Jest to zachowanie polegające na bagatelizowaniu tematu, z którym przyszliśmy, okazywane natychmiastowym przeskakiwaniem do zagadnień ważnych dla naszego rozmówcy. Występuje w dwóch odmianach.
„Na polityka”:
– Szefie, klima chyba nie działa.
– Klima to nasz najmniejszy problem. Ciągle nie dostaliśmy obiecanych pieniędzy z dotacji, mamy za mało pracowników, a za tydzień przychodzi wizytacja z ministerstwa. To są wyzwania, z którymi musimy się zmierzyć.
„Na ofiarę”:
– Szefie, klima chyba nie działa.
– Mało tego, w boku mi strzyka, mam gorączkę 36,8, co dla mężczyzny jest stanem agonalnym, a pół szpitala przychodzi do mnie wyłącznie z pretensjami, jakby jedno zwykłe „dziękuję” miało ich zabić.
34
KILLER 4 — SARKAZM I IRONIA NA ZIMNO
Jeśli lubicie sarkazm, nic nie szkodzi. Jesteście bystrzy. Warto jednak zauważyć, że są ludzie nierozumiejący sarkazmu. Rozmawianie z nimi prowadzi do tych chwil grozy, w których wy żartujecie, a oni myślą, że to na serio. Stajemy wówczas przed koszmarnym dylematem: tłumaczyć żart (w piekle jest specjalne miejsce dla ludzi, którzy to robią) czy też pozostawić człowieka w przekonaniu, że mówiliśmy poważnie.
Aby sarkazm nie był zimny, muszą zostać spełnione dwa warunki:
• druga osoba musi wiedzieć, że w tym zespole obowiązuje taka kultura i trzeba uważać na nisko latające siekiery,
• druga osoba musi wiedzieć, że może odpowiedzieć równie ironicznie i nie spotkają ją za to żadne przykre konsekwencje.
Jeśli któryś z tych warunków nie jest spełniony, sarkazm staje się zimny i rani. Wówczas ludzie wykorzystują go najczęściej do tego, aby wbijać innym szpile w białych rękawiczkach. Służę przykładem:
– Masz chwilę?
– Oczywiście, nudzę się, przecież jestem w pracy.
KILLER 5 — CICHE DNI
Czyli inaczej torturowanie ciszą. Polega na ignorowaniu drugiej osoby tak długo, aż przyjdzie ona do nas i przeprosi. To, czy ma za co i czy wina faktycznie była po jej stronie, przestaje oczywiście mieć jakiekolwiek znaczenie. Ta metoda zwykle używana jest przeciwko ludziom bardziej empatycznym i ugodowym, którzy nie lubią konfliktów, a ich celem jest jak najszybsze przywrócenie dobrej atmosfery. Aby to osiągnąć, gotowi są zwykle na duże, niekoniecznie sprawiedliwe i korzystne dla siebie ustępstwa. #zdystansu
35
KILLER 6 — ODRZUCANIE JASKÓŁEK ZGODY
Jaskółki zgody to niewinne zaczepki wysyłane po tym, jak opadły nam emocje spowodowane konfliktem. Mówią one: „Ja jestem gotowy się pogodzić i spokojnie pogadać. Pytanie brzmi: czy ty również?”.
W naszej kulturze jaskółki najczęściej przybierają formę zaproszenia do wspólnych posiłków. Nieśmiertelne „chcesz herbaty?” albo „idę do żabki, wziąć coś dla ciebie?” oznacza, że drugi osobnik chce z nami spożywać, a zatem nie zamierza już nas mordować. Jeśli ktoś w obliczu takiego aktu dobrej woli świadomie i celowo dewastuje naszą jaskółkę („udław się tym czajnikiem”), to skutecznie studzi nasz zapał i sprawia, że za każdym razem nasza motywacja do pogodzenia się i przejścia do kulturalnej rozmowy będzie słabsza.
KILLER 7 — BANK NEGATYWNYCH WSPOMNIEŃ
Najgroźniejszy z całej siódemki magazyn pretensji i żali, powstający w wyniku unikania trudnych rozmów i ulegania złudzeniu, że jeśli nie będziemy rozmawiać na niewygodne tematy, to rozwiążą się one same i kulturalnie znikną. Gottman zauważył, że zamiatanie pod dywan drażliwych kwestii skutkuje wyłącznie ich nagromadzeniem do momentu, kiedy wybrzuszenie dywanu będzie na tyle duże, że nie da się już go ani przekroczyć, ani ominąć. Wówczas zazwyczaj wybucha gigantyczna awantura, w której ludzie okładają się po głowach wymienionymi wcześniej killerami, w wyniku czego kończą bardziej poranieni, a do banku zostaje dodane kilka nowych egzemplarzy.
Ratunkiem jest bieżące załatwianie niewygodnych spraw. To trudne i nieprzyjemnie, ale boleśnie prawdziwe. Alternatywa po prostu będzie jeszcze trudniejsza i jeszcze mniej przyjemna.
36 #zdystansu
#zdystansu
Przydatna bywa tu jednak czasem terapia hałasem – najczęściej stosowana przez rodziców na dzieciach, z pewnym, choć opóźnionym powodzeniem. Udowodniono bowiem, że fala dźwiękowa emitowana przez rodzica jest specyficznym zjawiskiem akustycznym, docierającym do dziecka dopiero w dniu jego czterdziestych urodzin.
Zadanie na najbliższe dni
Dokonaj analizy środowiska w miejscu pracy i sprawdź następujące rzeczy:
1. Którzy killerzy pojawiają się najczęściej.
2. Na jak długi czas psują atmosferę i efektywność pracy.
3. Czy są wśród nich przedstawiciele wielkiej trójki?
Rodzaj, liczba i czas dominacji killerów to dobre wyznaczniki stopnia toksyczności środowiska w miejscu pracy. Mówiąc najprościej – jeśli jest ich więcej niż czterech, występują wśród nich dwaj z trzech najgroźniejszych, a do tego właściwie nie schodzą oni ze sceny, to albo należy zacząć diametralnie modyfikować środowisko, albo czym prędzej z niego uciekać.
A jak sprawić, by nas szanowano?
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłem jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
37
#influnursing
WIRTUOZ
PRZYLEPCA
Każdy był kiedyś studenciakiem, dzieciakiem, świeżakiem i kompletnie zielonym, nieco skrzywionym elementem wchodzącym w świat systemu ochrony zdrowia. Od około 3 lat jestem ratownikiem medycznym, od dwóch studiuję pielęgniarstwo i choć mam już pewne doświadczenie zawodowe, to wciąż nie raz zdarza mi się trząść portkami przed wykonaniem jakiejś procedury medycznej, bo nadal się uczę i to naturalne.
Dlaczego zdecydowałam się na pielęgniarstwo?
Pielęgniarka jest pewnego rodzaju człowiekiem orkiestrą, który musi ogarniać medyczne tematy niczym kot brodzący na pustyni w przekonaniu, że jest w bezkresnej kuwecie. Pielęgniarstwo to nie tylko zmiana pampersa i choć na pewno zdarzyło ci się usłyszeć niepochlebne komentarze na temat zawodu, który sobie
39 #jaktrwogatodopielegniarki
NATALIA TWARDUŚ
Natalia Twarduś @propofolek
Ratownik medyczny, studentka pielęgniarstwa. Mój profil na Instagramie to przeplatanka humoru skoncentrowanego wokół niuansów systemu ochrony zdrowia, ale też źródło wiedzy praktycznej i teoretycznej. Na co dzień pracuję w przychodni, moją pasją są nauka, gry wideo, klocki LEGO i katowanie seriali medycznych. Interesuje mnie tematyka pielęgniarstwa chirurgicznego oraz interna, i to z nią wiążę swoją przyszłą specjalizację
wybrałeś, to uwierz mi na słowo, pielęgniarstwo to sztuka, a pielęgniarka to nie tylko połączenie lekarza, rehabilitanta, farmaceuty, dietetyka, psychologa, to prawdziwy wirtuoz przylepca, a to już nie byle co! Jak wiemy, strach ma wielkie oczy i choć praktyki lub pierwsza praca na oddziale mogą się wydawać przerażające, a Pani Marysia, która miała być miła i wszystko ci pokazać, wygląda, jak gdyby dopiero co wyszła z otchłani Hadesu, to mam dla ciebie kilka porad, które być może ułatwią wdrożenie się w świat medycznego frontu.
1. Pytaj – kto pyta nie błądzi, a praktyki studenckie są idealnym miejscem do tego, by się uczyći zadawać pytania, które masz prawo mieć.
2. Angażuj się – nawet, gdy twoja próba okaże się błazenadą – wszystko jest po coś i daje możliwość zdobycia doświadczenia i korekty błędów. Student aktywny, to dobry student, nawet jeżeli nie zawsze mu wychodzi. Nie ma nic gorszego niż chowanie się po kątach.
3. Podstawowe zasady, które powinny towarzyszyć ci zawsze i wszędzie to: aseptyka, antyseptyka i dobro pacjenta.
4. Zawsze miej przy sobie przylepiec, jak już wspominałam pielęgniarka to wirtuoz przylepca,a sam przylepiec ma szerokie zastosowanie i niejednokrotnie potrafi uratować sytuację, która wydaje się beznadziejna.
5. Czerwony, czarny, niebieski, permanentny – noś w kieszeni i nikomu nie pożyczaj! Pielęgniarka bez długopisu, to jak szewc bez butów.
6. Przeraża cię otwieranie wielkich szklanych ampułek? Spoko loko, weź strzykawkę, wyjmij z niej tłoczek, nałóż ją na ampułkę i za jej pomocą złam górną część bez kaleczenia palców i wycieczki na oddział chirurgii.
7. Lek utknął w górnej części ampułki? Są na to sposoby! Pstryknij kilka razy palcami w górę ampułki, przejedź energicznie podstawą po blacie lub wykonaj w powietrzu ruch okrężny w celu wytworzenia wiru – każdy sposób jest dobry, jeśli tylko jest skuteczny :)
40
8. Ile razy wybuchł ci w twarz Biotrakson? Ten zapach będzie śnił ci się po nocach i wyryje się już na zawsze w chemoreceptorach komórek węchowych wyścielających twoją jamę nosową. Biotrakson, jak i wiele innych leków proszkowych występujących w postaci ampułek, lubi się pienić podczas rozpuszczania. Aby uniknąć tzw. wystrzelenia leku, trzymaj mocno gwint igły, abyw trakcie mieszania zawiesiny nie dopuścić do rozszczelnienia spowodowanego wysokim ciśnieniem. Bądź jak wędkarz walczący z wielkim sumem na żyłce!
9. Koreczki – wymieniać czy nie? Zostawianie koreczka na kominku kaniuli to profanacjai otwarcie imprezy integracyjnej dla kohorty gronkowców, wirusów, bakterii i wszelkiego rodzaju patogenów chorobotwórczych. Skoro zużyty, zakrwawiony, brudny plasterek wyrzucamy i wymieniamy na nowy, tak samo robimy z koreczkiem. Pamiętaj! Bakterie są wszędzie!
10. Czerp z wiedzy doświadczonego personelu, ale weryfikuj ich wiedzę –nie zawsze mają rację, nie zawsze robią coś prawidłowo – patrz zasada nr 3 – nawet gdyby mieli robić sobie z ciebie jakieś podśmiechujki – rób tak, aby było to zgodne z zasadą nr 3.
11. Perfalgan to paracetamol – jeśli ktoś kiedyś każe podać ci pacjentowi jakiś lek, zawsze miej na uwadze fakt, iż może występować pod inną nazwą niż ta, którą właśnie usłyszałeś.
41 #jaktrwogatodopielegniarki
12. Czytaj uważnie etykiety leków i zlecenia lekarskie! Dawka dawce nierówna, etykieta etykiecie również. Często pudełka są bardzo do siebie zbliżone kolorystycznie, mają podobny układ graficzny, co niestety zwiększa ryzyko pomyłki.
13. Nie spiesz się, sprawdź lek 3 razy: po pierwsze primo – jak po niego sięgniesz, po drugie primo – zanim go nabierzesz do strzykawki i po trzecie primo – zanim podasz pacjentowi. Medycyna to nie wyścig, czasami lepiej jest zrobić coś wolniej, ale dokładniej.
14. Obciążenie glukozą realizuj tylko o świcie, bo przygotowanie do badania opiera się na wykonaniu pomiaru cukru z palca, wypiciu tajnego roztworu 75 g glukozy, a następnie wykonaniu próby wysiłkowej, w której pacjent na czas dźwiga zgrzewki cukru do pokoju socjalnego.
15. Rozmawiaj z pacjentami i dziel się z nimi uśmiechem :) wierz mi, że nawet najwięksi twardziele się boją i potrzebują uwagi, empatii i zwykłej rozmowy.
16. Uwierz w siebie i w to, że jesteś dobry w tym, co robisz. Nawet jeśli Pani Halinka z oddziału geriatrii powie, że się nie nadajesz – pamiętaj – to jest tylko jej opinia, nie poddawaj się i pnij do góry.
Trzymam za ciebie kciuki, dziku!
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłam jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
#jaktrwogatodopielegniarki
SZPITAL PO DUŃSKU
placówki, która mnie przyjmie, udałam się na miesięczne praktyki do kliniki ginekologii i położnictwa jednego ze szpitali w Kopenhadze. I na miejscu potwierdziłam słuszność pierwszego powiedzenia. Przyzwyczajona do systemu klasowego panującego w naszych szpitalach, wygodnego crocsa, marcepanowego merci i żółtej czibo wkroczyłam w nieznane…
43
Aleksandra Pliszka @alexinmedland
Absolwentka kierunku położnictwo tuż przed metą stania się lekarką. Entuzjastka zwiedzania oddziałów porodowych i zastanawiania się, co można zmienić na nich na lepsze.
Gdy nie wertuje książek medycznych, czyta kryminały
DO Kopenhagi wyjechałam nie jako położna, a studentka wydziału lekarskiego na końcowym etapie studiów, szukająca swojego miejsca w świecie i zastanawiająca się, czy znajdę je w Skandynawii. Dlatego wszystko, co związane z zawodem położnej, podglądałam z dyżurki, podjadając herbatniki zapewnione przez szpital. Mówiąc o dyżurce położnych, trochę naciągam. Tak naprawdę każde pomieszczenie dla personelu to pomieszczenie wspólne. Znajdziesz tam w tym samym czasie położne na zmianie, lekarzy dyżurujących, pielęgniarki, pracowników socjalnych zatrudnionych jako swojego rodzaju asysta i studentów. Tak, studenci w Skandynawii nie szukają swojego miejsca gdzieś pod ścianą, chowając się za śmietnikiem, a stanowią część zespołu. Ze swoją indywidualną kartą wpisują do systemu obserwacje, uczestniczą w odprawach, wyrażając swoje zdanie, jedzą wspólnie posiłki, a także korzystają z przysługujących medykom sesji masażu stóp i rąk. Serio.
ZAPACH ŚWIEŻYCH BUŁEK I NUTELLI
W Danii to nieważne, czy jesteś profesorem, studentem, sekretarką czy salową – jako część zespołu przechodzisz z każdym na TY. To pierwsza rzecz, która po przyjeździe tak bardzo zwaliła mnie na z nóg. Kiedy próbowałam „profesorować” i „doktorować” do lekarzy, bardzo szybko wytłumaczyli mi, że w tym kraju tak się nie robi, bo jesteśmy równymi sobie członkami zespołu.
Sercem oddziału jest kuchnia. Jednak nie jest to kuchnia dla pacjentów, a pomieszczenie przystosowane typowo dla pracowników, z ogromnym stołem na środku. Znajduje się ona na każdym odcinku oddziału, który w tym przypadku składał się z kilku części. Mówiąc „kuchnia”, nie mam na myśli małej lodóweczki, mikrofalówki i czajnika. Znajdziemy tam akcesoria do gotowania, duży przelewowy ekspres do kawy, od której Duńczycy są uzależnieni, ogromną lodówkę i… maszynę do pieczenia chleba. Dobre pieczywo to podstawa życia mieszkańców Skandynawii i przywiązują do
44
w stołówce lub owinięty w folię zabrać ze sobą na odział, by zjeść wspólnie w kuchni. Widok pracowników odzianych w białe uniformy niosących po szpitalu posiłek na papierowym talerzyku to część szpitalnej codzienności. Tak samo jak przemiłych Pań salowych uzupełniających termosy z herbatą i kawą dla całego zespołu.
PRACOWNIKU, OSZCZĘDZAJ NOGI
Moglibyście wyobrazić sobie profesora na dyżurze jadącego pomiędzy oddziałami hulajnogą? Albo 60-letnią pielęgniarkę w ciągu dnia jeżdżącą po szpitalu rowerem? Ja też nie mogłam, póki tego nie ujrzałam. O hulajnogach w Skandynawii słyszałam przed wyjazdem. Jednak widok lekarza wyjeżdzającego z raportu hulajnogą utwierdził mnie, że to nie scena z filmów, które widziałam na Netfliksie. Pracownik ma tracić energię na pracę, a nie na bieganie z probówkami do laboratorium. Wobec tego cały
45
szpital jest wyposażony w system bezpośredniego wysyłania materiału do laboratorium prosto z oddziału. Pobrany od pacjenta materiał zabezpiecza się i wkłada do specjalnej kapsuły, która następnie po naciśnięciu guzika zostaje wessana przez tubę i podróżuje prosto do laboratorium. Przyznajcie się, kto w czasie praktyk na studiach, podczas wyprawy do „labu” robił sobie dodatkową przerwę?
POŁOŻNA TO SKARB NARODOWY
Podczas przedstawiania mnie całemu zespołowi profesor, pod którego opieką byłam, nie mówił o mnie jedynie jako o przyszłej lekarce, ale podkreślał, że jestem też położną. I właśnie to ostatnie robiło na wszystkich największe wrażenie. Byłam też jawnie zachęcana do przyjazdu do pracy właśnie jako położna, a nie lekarz. Bo położna w Skandynawii to jeden z najważniejszych zawodów. Prowadzi ciążę, przyjmuje porody domowe, przyjmuje pacjentki do porodu w szpitalu, prowadzi poród bez interwencji lekarza, a także robi badania USG po zdobyciu specjalnych uprawnień (lekarze zajmują się wykonywaniem badań w ciążach wysokiego ryzyka). Jeśli ciąża przebiega bez powikłań, ciężarna może nigdy nie spotkać lekarza. Zakres kompetencji położnej sprawia, że jest to zawód niezwykle szanowany w społeczeństwie. Tymczasem braki kadrowe pozostają ogromne i Dania zaprasza położne do pracy z otwartymi ramionami. Jedynym warunkiem oprócz ukończonych studiów jest dobra znajomość języka duńskiego. Choć Skandynawowie znakomicie posługują się angielskim, a zespół medyczny składa się z obywateli różnych krajów, bez języka urzędowego nie da się pracować. Bezpieczeństwo pacjenta stawiane jest na pierwszym miejscu.
Czy Skandynawia to raj na ziemi dla chcących pracować w położnictwie? Na pewno nie, bo miejsc idealnych nie ma. Trawa zawsze wydaje się zieleńsza w innym ogródku. Miesiąc to wciąż zbyt krótki czas, aby poznać wszystkie wady i zalety pracy w danym miejscu. Jedno jest pewne: warto od Duńczyków wyciągnąć lekcję szacunku do drugiego człowieka i poprawnej współpracy w zespole terapeutycznym. •
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłam jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
#bylemtosiewypowiem
ŚMIECH TO ZDROWIE?
Śmiech jest uniwersalnie obecny w każdej kulturze i towarzyszy nam już od urodzenia, natomiast jego znaczenie i funkcja mogą się różnić w zależności od kontekstu i intencji nadawcy komunikatu. Na szczęście (nieszczęście?) nie zawsze uda się go kontrolować, a za jego biologicznymi uwarunkowaniami może stać fakt, że nawet niewidome i głuchonieme dzieci również się śmieją, a nie mogły się tego nauczyć przed modelowanie zachowań jednostek starszych. Psychoneuroimmunologia (nauka o związkach między psychiką, układem nerwowym i immunologicznym [w sumie endokrynologicznym też, ale nazwa byłaby za długa]) przedstawia dowody na to, że śmiech i humor wpływają na zwiększoną produkcję immunoglobulin A oraz wzrost liczby i aktywności limfocytów, wspierając tym samym naszą odporność. Nawet Papa Freud zaobserwował, że humor stanowi dojrzały mechanizm obronny – jako narzędzie, które pozwala konfrontować się z tym, co jest trudne do zniesienia, pomaga nam sobie z tym poradzić.
47
Jan Gruszka
Psycholog, psychoonkolog i psychoterapeuta poznawczo-behawioralny w procesie certyfikacji. Na co dzień pracuje w Wielkopolskim Centrum Onkologii. Prowadzi zajęcia na UAM, USWPS i UMP w Poznaniu. Lubi fantastykę i wino
ABSOLUTNIE daleko mi do wiedzy, doświadczenia i poglądów Zygmunta F., natomiast coś w tym jest. Myślę, że poczucie humoru – szczególnie w takim miejscu jak szpital, może być genialnym narzędziem do pracy z drugim człowiekiem. Ponieważ z jednej strony poczucie humoru definiowane jest jako zdolność do dostrzegania rzeczy śmiesznych i zabawnych, a z drugiej jako umiejętność abstrakcyjnego myślenia – czyli jednoczesnego kojarzenia wielu faktów, co, nie oszukujmy się, jest zdolnością bezcenną w pracy naukowej i klinicznej. Dodatkowo pozwala na stworzenie zdrowego dystansu do rzeczy trudnych oraz przyjrzenie się z innej perspektywy – co np. na onkologii jest czynnikiem niezbędnym w profilaktyce wypalenia zawodowego. Tak myślę.
Tylko z tym humorem trzeba dobrze poznać odbiorcę i warto zadbać o dobry smak, dlatego proponuję żartować na tematy bezpieczne, lub na własny temat, aby zbadać grunt. Niejeden raz okazywało się, że można mieć inne poczucie humoru, ale równie często, o ile nie częściej, udawało mi się zbudować dobrą atmosferę, rzucając „żart sytuacyjny”. Pamiętajmy, że poczucie humoru to nie tylko umiejętność opowiadania żartów, ale również zdolność do ich rozumienia (albo udawania, że się rozumie, chociaż efekt jest mniejszy).
Nigdy nie zapomnę dnia, po którym żaden obchód nie był już taki sam. Pewien Pacjent opowiedział mi następujący żart: Podczas obchodu pielęgniarka pyta chorego: „Czy był stolec?”. Pacjent wystraszony otwiera szeroko oczy i odpowiada: „Pani Doktor, jakiś facet w fartuchu się kręcił, no ale mi się nie przedstawił.
Od tamtej pory za każdym razem gdy na obchodzie pada to pytanie, na mojej twarzy pojawia się lekki, błogi uśmiech. Mam nadzieję że nie wzbudza niepokoju koleżanek i kolegów ani pacjentów, ale trudno, to moje prawo do radości.
48
cuje, czy śmiech jest autentyczny czy też wymuszony – ma taki samy pozytyw ny wpływ na nasze ciało i samopoczucie. Wniosek był prosty – warto się śmiać nawet nieautentycznie (zachęcam jednak żeby nie robić tego bez kontekstu i spontanicznie, np. w komunikacji miejskiej, bo możemy wzbudzić niezdrowe zainteresowanie innych). Tak więc proszę śmiało zarażać się śmiechem. Na szczęście nikt nie wynalazł na niego szczepionki ani metody leczenia.
Pozwolę sobie zacząć:
Młody psycholog rozpoczął pracę w szkole. To jego pierwsza praca po studiach, jest wystraszony i chce zrobić dobre wrażenie, a kolor jego włosów nie ma tu żadnego znaczenia. Zaraz pierwszego dnia zauważył chłopca, który nie biegał po boisku razem z innymi chłopcami, tylko stał samotnie i im się przyglądał. Podszedł więc do niego i pyta:
– Hej czy wszystko w porządku? Czy coś cię martwi? Jak się czujesz?
– Wszystko dobrze.
– To dlaczego nie biegasz razem z innymi chłopcami? – Bo jestem bramkarzem. •
49
#terrorpraworządności
W ZWIĄZKU ZE ZWIĄZKIEM
Rozwody stają się coraz powszechniejsze. Trzeba wówczas podjąć decyzję, czy żądać, aby sąd ustalał, który z małżonków ponosi winę za rozkład pożycia małżeńskiego, czy też nie ma to znaczenia i lepiej za wszelką cenę próbować rozstać się za porozumieniem stron.
Spróbujemy dziś poszukać odpowiedzi na pytania: Rozwód – z winy czy bez? Co należy przygotować oraz czy warto walczyć? Jaki to może mieć wpływ na podział majątku? Intercyza – co to takiego?
SĄD, aby orzec rozwód, musi stwierdzić, iż doszło do zupełnego i trwałego rozpadu pożycia małżeńskiego na trzech płaszczyznach: więzi uczuciowej, fizycznej i gospodarczej. Jeżeli oboje małżonkowie wyrażą na to zgodę, Sąd może poprzestać na tym ustaleniu i orzec rozwód. Jeżeli jednak choćby jeden z nich wniósł do Sądu o to, aby ten orzekł, kto ponosi winę za rozkład pożycia małżeńskiego, wówczas Sąd będzie związany takim żądaniem. Winę mogą ponosić mąż, żona lub oboje małżonkowie. Co ważne, nie będzie ustalane, w jakim procencie każdy z nich przyczynił się do rozpadu małżeństwa – wystarczy, że w minimalnym zakresie małżonek ponosi winę za rozpad i wówczas uznany zostanie również za winnego rozpadu pożycia. Trzeba podkreślić, że sąd będzie badał, co jest przyczyną rozpadu małżeństwa i w tym kontekście niejednokrotnie zdrada okaże się jedynie skutkiem rozpadu, a nie jego przyczyną, i istnieje szansa na wykazanie, iż w związku z tym ten małżonek nie będzie ponosił wyłącznej winy za rozpad pożycia.
50
AGNIESZKA NICIA-PELCZARSKA
Agnieszka Nicia-Pelczarska @adwokat_nicia_pelczarska
Adwokatka wykonująca zawód przy Izbie Adwokackiej w Łodzi.
Ukończyła studia na kierunku prawo na Uniwersytecie Łódzkim.
Prowadzi Kancelarię Adwokacją w Łodzi oraz w Skierniewicach.
Prowadzi szkolenia dla lekarzy ginekologów i położników. Autorka wielu publikacji w czasopiśmie „Ginekologia po dyplomie”, współautorka książki Stany nagłe w ginekologii i położnictwie
Jakie są tego konsekwencje?
Jeżeli małżonek (dla przykładu żona) nie została uznana za wyłącznie winną rozwodu – czyli Sąd orzekł winę obojga lub wyłączną winę męża, wtedy jeżeli znajdzie się w niedostatku, będzie mogła żądać zasądzenia środków utrzymania dla siebie. Wysokość będzie zależała od jej usprawiedliwionych potrzeb oraz możliwości majątkowych i zarobkowych męża.
Jeżeli natomiast mąż zostałby uznany za wyłącznie winnego rozpadu związku małżeńskiego, a rozwód pociąga za sobą istotne pogorszenie się sytuacji materialnej żony, wówczas żona może żądać od męża alimentów z uwagi na to, iż jej sytuacja się pogorszyła, czyli nie musi pozostawać w niedostatku.
Jak długo można żądać alimentów?
Po pierwsze, alimenty obowiązują do czasu zawarcia kolejnego związku małżeńskiego. Jeżeli jednak do płacenia alimentów zobowiązany był małżonek, który nie był wyłącznie winny rozkładu pożycia, obowiązek wygasa z upływem 5 lat od orzeczenia rozwodu, chyba że zaistnieją jakieś wyjątkowe okoliczności i sąd termin ten przedłuży.
Należy zatem pamiętać, że czym innym są alimenty na dzieci, a czym innym dostarczenie środków utrzymania byłemu małżonkowi.
Ponadto, zgodnie z najnowszym orzecznictwem Sądu Najwyższego, wina wyłącznie jednego z małżonków, która wynikała z jego zdrady, może mieć wpływ na ustalenie przez sąd nierównych udziałów przy podziale majątku wspólnego.
Wykazanie wyłącznej winy w rozkładzie pożycia małżeńskiego nie jest jednak proste, bo, jak pisałam wyżej, można było się swoim zachowaniem przyczynić nawet w znikomym stopniu. Dodatkowo, trzeba przygotować dowody na okoliczność tego, iż rozwód jest z wyłącznej winy współmałżonka. Konieczne będzie zapewne przesłuchanie świadków, przeprowadzenie dowodu z dokumentów czy być może skorzystanie z usług detektywa.
51
#terrorpraworządności
A podział majątku wspólnego?
Odnosząc się natomiast do podziału majątku wspólnego, należy pamiętać, iż co do zasady po zawarciu związku małżeńskiego pomiędzy małżonkami istnieje ustrój wspólności majątkowej małżeńskiej. Oznacza to, iż wszelkie przedmioty majątkowe nabyte w trakcie trwania małżeństwa są wspólne. Nie dotyczy to jednak spadku odziedziczonego tylko przez jednego małżonka, czy darowizny, chyba że w umowie darowizny jasno wskazane zostało, iż obdarowanymi są oboje małżonkowie.
Z mojej praktyki wynika, iż zdarzają się sytuacje, w których narzeczony proponujący podpisać intercyzę oceniany jest jako ten, który chce się zabezpieczyć przed ewentualnym rozwodem. Kiedy warto pomyśleć o intercyzie? W szczególności, jeżeli jeden z małżonków prowadzi działalność gospodarczą, która zawsze obarczona jest jakimś ryzykiem gospodarczym, albo kiedy zajmuje stanowisko, które zmusza go do składania oświadczeń majątkowych – nie każdy może chcieć pokazywać cały swój majątek, a ponadto, składanie oświadczenia o składnikach majątkowych dwóch osób niesie za sobą podwójne ryzyko nieświadomego, błędnego oświadczenia. Należy jednak pamiętać, aby rozważyć wówczas zakupy wartościowych składników majątku w udziałach – pozwoli to na zabezpieczenie obojga małżonków, którzy będą współwłaścicielami nabywanego majątku, prawie w taki sam sposób, jak w ustroju wspólności majątkowej, a jednocześnie pozwoli na korzystanie z przywilejów rozdzielności majątkowej. •
52
WODZISZ MNIE ZA NOS!
ZAPACHY NA WIOSNĘ, KTÓRYCH WCZEŚNIEJ NIE WYWĘSZYŁAŚ
Podczas pracy w szpitalu mamy okazję poznać całą gamę odrażających woni. Znamy zapach krwi, wymiocin, oddechu osoby z marskością wątroby, nie jest nam obca woń odleżyny IV stopnia. Nie ma co się bulwersować ani czarować – prawda jest taka, że wszystkie potrafią przyprawić o zawrót głowy. Z biegiem lat zaczynamy odrobinę przyzwyczajać się do tych przykrości, a umiejętność rozpoznawania zmysłem węchu pewnych zaburzeń i chorób może stać się nawet naszą supermocą. Kiedy po wejściu do sali chorego jesteś prawie pewna, że unoszący się w powietrzu słodkoostry, nieco duszący, bukiet to Clostridium difficile , a badanie stolca okazuje się wobec tego jedynie formalnością – spokojnie możesz sobie przyznać nagrodę Złotego Pampersa. Jesteś mistrzem!
53
PAULINA ZAWORA
#glamsquad
PO takim średnio pachnącym, bogatym w stolce dyżurze jeszcze bardziej doceniamy aromat świeżego powietrza tuż po przekroczeniu progu szpitala. Ekstremalne doznania zmysłowe sprawiają, że cieszy nas zapach kremu do rąk, antyperspirantu czy wypranych skarpetek. Dzisiaj zabieram was w zmysłową podróż, pełną najpiękniejszych zapachów. Niech wasze nozdrza nieco odpoczną, zregenerują się i poczują ulgę. Tym razem nie będzie to COCO Szambel ani La Vie est Urine. Mam dla was coś o wiele lepszego!
NATURALNE PERFUMY W KREMIE/WOSKU
Na pewno gdzieś obiło wam się o uszy i zastanawiałyście się, czy taki rodzaj perfum w ogóle może być trwały i, co najważniejsze – czy czasem nie pachnie jak zwiędłe liście lub leśny mech – bo tak też często są odbierane naturalne kosmetyki. Spokojnie, zaraz udowodnię, że naturalne perfumy mogą być przepiękne! Uwielbiam obalać takie kosmetyczne mity. Sama byłam w szoku, kiedy zaczęłam testowanie moich pierwszych perfum w wosku – była to marka BOSPHAERA. W moje ręce trafił 25-gramowy szklany słoiczek zapachu o nazwie TABU. Uwierzycie, że to perfumy z wosku z jagody? Główne nuty zapachowe tej kompozycji to wanilia, wetiweria i pieprz – zapach jest niezwykle zmysłowy, tajemniczy i uwodzicielski. Co ciekawe – to kompozycja unisex. Pierwszy zapach w takiej formie, który totalnie mnie zaskoczył! Był niezwykle trwały, intensywny, pięknie rozwijał się na skórze. Zachęcił mnie do przetestowania kolejnych propozycji tej marki. Później wpadł w moje ręce zapach STELLUM –słynna czarna orchidea z drzewem
54 #glamsquad
sandałowym (jeśli lubicie świecę sojową tej marki – CZARNĄ ORCHIDEĘ –to pokochacie ten zapach). Wyrazista, intrygująca, wieczorowa kompozycja wywalająca z laćków. Całkiem niedawno poznałam zwiewną i kobiecą propozycję – AETERNUM. Lekki, kwiatowo-drzewny, zmysłowy. Kojarzy się z rześkim porankiem nad morzem, są w nim lekkość i niezwykła delikatność. I właśnie w ten sposób przekonałam się do perfum w zupełnie innej odsłonie i zaczęłam moją pachnącą przygodę – bez ciężkich, 100-mililitrowych flakonów. Niczego nie żałuję!
Kolejna marka, która zdobyła moje serce, to MIODOWA MYDLARNIA. Marka bazuje na wosku pszczelim i oleju jojoba, perfumy mają pojemność 15 g i są zamknięte w malutkich słoiczkach. W ofercie znajdziemy kilka prawdziwych perełek!
Najpierw trafiłam na ZIELONE POMIDORY – wiem, nazwa brzmi jak oferta z warzywniaka, ale musicie mi uwierzyć na słowo, ten zapach zaskakuje. To kwiatowo-owocowa kompozycja, wyczuwalne są nuty cytrusów i porzeczki. Nietuzinkowy i wielowymiarowy zapach. Podobnie jak perfumy o obiecującej nazwie ROZKOSZ. Orientalny, nieco intrygujący, bardzo kobiecy. Na uwagę zasługuje również najnowsza kompozycja marki, czyli perfumy MIZERIA. To świeże ogórki, przełamane aromatem koperku oraz nutami limonki, bergamotki i zielonej herbaty. Idealne na niedzielny obiad u teściowej. Na stronie marki znajdziecie również perfumy w roll-onie, w buteleczkach z ciemnego szkła, o nazwach inspirowanych kamieniami szlachetnymi: RUBIN, AKWAMARYN i ONYKS. Gdy będziecie miały okazję być na targach kosmetycznych, np. Ekotykach – koniecznie podejdźcie do stanowiska, powąchajcie i przetestujcie. Ich trwałość robi wrażenie!
Pisząc o perfumach w wosku, nie można zapomnieć o BYDGOSKIEJ WYTWÓRNI
MYDŁA. Marka bazuje na wosku sojowym i nierafinowanym oleju kokosowym – perfumy mają pojemność 12 g i są zamknięte w uroczych, malutkich alumi-
55 #glamsquad
Paulina Zawora @nurse_after_night_shift
Magister pielęgniarstwa, specjalistka pielęgniarstwa internistycznego, autorka bloga na Instagramie o tematyce beauty i well being – czyli jak zadbać o siebie holistycznie, naładować swoje baterie po dyżurze i odnaleźć radość w codzienności
niowych puszkach. Niech was nie zwiedzie ich pojemność, są turbowydajne. Zakochałam się w zapachu RÓŻOWY PIEPRZ I WANILIA – megaromantyczna, walentynkowa kolekcja limitowana (pojawiła się cała seria produktów o tym zapachu – olejek do masażu, sól do kąpieli i peeling myjący). To prawdziwa randka dla zmysłów! Uroczy, słodki, ale z delikatnym pazurem. Moje marzenie po ciężkim dyżurze… po prostu zanurzyć się w tych relaksujących nutach. Kolejna perełka to nowość w ofercie marki, siódma kompozycja zapachowa (tak, na stronie znajdziecie aż 7 propozycji)
MILDA No.7. Milda to bogini miłości z litewskiej mitologii – młoda, piękna, otoczona kwiatami. Dla mnie to wiosna zamknięta w wosku. Delikatny, lekki, słodki zapach z wyczuwalną nutą orchidei. Coś idealnego na dzień. Pięknie rozwija się na skórze.
PORSCHE WŚRÓD PERFUM
Najpiękniejsza kompozycja jaką zna mój nos! Zapach, o który pyta mnie absolutnie każdy, kobiety zazdroszczą, a mężczyźni albo mdleją, albo chcą kupować swoim żonom. To perfumy aromaterapeutyczne PARADISE NO.21 od LOST WITH BOTANICALS –zamknięte są w szklanej, ciemnej buteleczce z aplikatorem w formie roll-onu. Buteleczka ma pojemność 20
ml, ale uwierzcie mi – te perfumy są niczym studnia bez dna. Nie sposób ich skończyć. Zapach jest nie do opisania! To połącznie czystych absolutów kwiatowych i olejków eterycznych z biozgodnym olejem jojoba. Dzięki tej rajskiej kompozycji uwierzyłam w realny wpływ zapachów na nasze samopoczucie. Wierzcie mi lub nie, PARADISE pozytywnie wpływa na mój nastrój. Ubierając się w ten zapach, czuję się jak w najdroższej sukience – po prostu wyjątkowo. Mam ochotę cały czas wąchać swoje nadgarstki, otulać się tym rajskim ogrodem. Niezwykłe doznanie. Intrygujące, ale perfumy mimo olejowej formuły nie pozostawiają lepkiego, tłustego filmu na skórze, za to pięknie się wchłaniają, uwalniając swoje zmysłowe nuty. Zapach warty każdej złotówki. Gwarantuję wam, że nie znajdziecie takiego w Sephorze.
LUKSUS NA WYCIĄGNIECIE RĘKI
A jeśli jesteście mocno przywiązanie do standardowych perfum z atomizerami – mam dla was świetne rozwiązanie. ZAZAZU PERFUMES to polska marka tworząca kompozycje inspirowane kultowymi, drogimi zapachami. Pierwszy raz trafiłam na nich na targach Ekotyki w Krakowie. Po tym, jak zaprezentowano mi kilka zapachów, przepadłam. Perfumy naprawdę długo się utrzymują na skórze, na ubraniach są wyczuwalne przez kilka dobrych godzin. Nie musimy od razu kupować 100-mililitrowej butli, możemy się zaopatrzyć w kilka perfumetek po 5 ml, by poznać zapachy. Moim bestsellerem okazał się zapach 011 inspirowany Lancôme La Vie Est Belle. Co ciekawe, zapachy nie są zwykłymi tanimi zamiennikami – to INSPIRACJE. Zatem zapach jest nieco podobny do Lancôme, ale ma w sobie wiele fascynujących nut, które go urozmaicają. Bardzo fajna, niskobudżetowa opcja.
57 #glamsquad
Już widzę te wszystkie uśmiechnięte buzie po zakupach w ZAZAZU. Nie dziękujcie – jestem tutaj dla was! :)
Uwaga: TRIK!
Jak sprawić, by perfumy utrzymywały się jak najdłużej? Przestańmy psikać nimi bez sensu, wylewając na siebie połowę butelki. By wydobyć całe ich piękno i moc nakładamy je:
• na nadgarstki
• za uszami
• w zagłębienia nad obojczykiem
• w zgięcia łokciowe
W świecie, w którym luksusowe perfumy kosztują od 500 zł wzwyż – wesprzyj polskie marki. Daj szansę zupełnie innym konsystencjom, poznaj nowe kompozycje. Naturalne wcale nie znaczy gorsze, mniej trwałe, czy pachnące mchem i paprocią. Jestem pewna, że znajdziesz coś dla siebie i naprawdę będziesz miło zaskoczona. Siostra Paulina wie, co mówi ! :) •
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłam jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
NAJLEPIEJ NA MOKRO
Co łączy wszystkich mężczyzn, gdy przestają być dziećmi? Proces golenia się. Niezależnie od tego, czy jesteś facetem z brodą, kręconym wąsem czy wolisz gładką twarz, to musisz się golić. Proces ten często jest przez nas traktowany po macoszemu, chcemy, by był wykonany jak najszybciej i często kojarzy nam się z wypryskami i pieczeniem po wszystkim. Temat wydaje się prosty i dość nudny, ale chciałbym zaprosić was w podróż prawdziwego męskiego rytuału, jakim jest tradycyjne golenie na mokro. Jeżeli kiedykolwiek byłeś w barbershopie, to na pewno znasz tą usługę, natomiast mogę cię zapewnić, że w domowym zaciszu swojej łazienki też możesz cieszyć się w pełni tym pięknym momentem, jakim jest golenie na mokro. Możesz być pewny, że jeżeli zainwestujesz w to i spróbujesz, to już nigdy nie wrócisz do plastikowej maszynki i pianki w aerozolu.
59
SZYMON SZAROWICZ
SZYMON SZAROWICZ
DLACZEGO golenie często źle nam się kojarzy i kończy nieprzyjemnymi doznaniami? Bo nie dbamy o skórę odpowiednio. Skóra nieprzygotowana i nierozgrzana, niezmiękczony zarost oraz kilkanaście ostrzy w plastikowej maszynce to gotowy przepis na masę problemów. Klasyczne golenie na mokro oferuje coś więcej niż tylko usuwanie zarostu. Jest to również nawiązanie do tego jak golili się nasi dziadkowie, jest to sposób, w który możemy się całkowicie odstresować, jest to sposób, który może być czymś tylko dla nas w tym pędzącym i stresującym dniu. Wyobraź sobie ciężki dzień, wracasz i masz te 15/20 minut odprężającego, męskiego i pachnącego rytuału, który usunie z ciebie wszystko, co złe. Serio to nie tylko puste słowa, sam przechodziłem tą zmianę i dziś, mimo zakochania się w brodzie nie wyobrażam sobie innego golenia szyi i policzków, bo ta technika ma w sobie po prostu coś magicznego.
Zacznijmy od początku, bo tutaj każdy krok jest ważny, by cieszyć się „goleniem doskonałym”.
NA POCZĄTEK…
Najpierw myjemy twarz, bo golenie musi odbywać się na czystej skórze – zanieczyszczenia i brud mogą powodować ewentualne nadkażenia podrażnionej skóry. Preferuję produkty o dobrym składzie, bo dzięki temu mam pewność, że nasza skóra będzie czysta, ale też wstępnie zaopiekowana i nieprzesuszona. Gdybym miał polecić jakiś topowy produkt, to na pewno jest to żel do twarzy „wash it! hydrator” od marki Kovalite. Do tego koniecznie użyj ciepłej wody, a dodatkowo szczerze polecam nałożyć na 1/2 minuty ciepły ręcznik. Osobiście biorę niewielki ręcznik, zalewam go wrzącą wodą z dodatkiem kilku kropel ulubionego olejku do brody w celach aromatycznych. Później wyciskam nadmiar wody. Możesz też zmoczyć ręcznik zimną wodą i włożyć go do na krótko do mikrofali. Gdy ręcznik będzie gotowy, nałóż go w taki sposób, aby zakrył całą twarz, pozostawiając nos odsłonięty. Wytrzymaj około 1–2 minut, aby skóra zdążyła się zrelaksować i przygotować do golenia. Taki zabieg sprawi, że pory się otworzą, skóra się rozgrzeje i włos zmiękczy, co znacznie ułatwi golenie i zmniejszy powstawanie podrażnień. Świetnym sposobem jest również nałożenie przed ręcznikiem olejku do golenia, to znacznie wzmocni efekt przygotowania skóry i już wstępnie zapewni jej doskonałą ochronę oraz będzie dodatkowym poślizgiem dla maszynki. Osobiście używam ulubionych, gęstych olejków do brody, ale można użyć np. oleju do golenia Steam Punk od marki Pan Drwal.
60 #glamsquad
Szymon Szarowicz @Brodata_pigula Pielęgniarz anestezjologiczny pracujący na bloku operacyjnym w jednym z gdańskich szpitali. Ma cudowną żonę i dwie córki – kocha te 3 kobiety nad życie! Oprócz anestezjologii jara go męska pielęgnacja, a w wolnych chwilach dzieli się swoimi pasjami na Instagramie
NASTĘPNIE…
Skóra przygotowana? Czas na prawdziwą magię! Przygotowanie piany do golenia za pomocą tygla i pędzla do golenia to coś niesamowitego i odprężającego. Jest to też niezwykle męskie, osobiście uwielbiam to robić, nie mówiąc już o aromacie, jaki przy tym powstaje. Pianę wytwarzamy z mydła bądź kremu do golenia.
Jak należy to zrobić? oto kilka prostych kroków!
1. Napełnij kubek/szklankę ciepłą wodą
2. Zanurz pędzel w tej wodzie na ok. 2 minuty (w tym czasie możesz zająć się przygotowaniem twarzy! mycie + ciepły ręcznik idealnie wpasują się w te 2 minutki)
3. Ściśnij pędzel usuwając nadmiar wody, ale nie dopuść, by był „suchy”
4. Umieść w tyglu mydło. Jeżeli twoje mydło jest w tygielku, to wystarczy tylko skropić je kilkoma kroplami wody. Jeżeli używasz kremu, to jego niewielką ilość wyciśnij do tygla
5. Obracaj pędzel w mydle, aby utworzyć pianę. Nie spiesz się, średni czas „bicia piany” to jakieś 1–2 minuty.
Dlaczego pędzel, a nie siła dłoni? Bo działa on świetnie na naszą skórę, masując ją, ścierając błonkę naskórka, która przykrywa włoski oraz pozwala idealnie rozprowadzić mydło po twarzy. Dodatkowo unosi włoski, co jeszcze bardziej ułatwi golenie. Poza tym jest to niezwykle przyjemna procedura! Idealna pianka ma konsystencję zwartą, z małą ilością pęcherzyków powietrza. Taka piana o gęstości śmietany jest kilkukrotnie lepsza niż najlepsze pianki do golenia. Dodatkowo takie mydła są ultrawydajne, i oprócz dodatkowego poślizgu dbają o naszą skórę, tworząc ochronną powłokę. Jakie mydło mogę polecić? Fajną i niedrogą opcją jest jeden z nowszych produktów marki Cyrulicy. Ich mydło do golenia o zapachu rumu jest już w plastikowym pojemniku, więc nie trzeba kupować dodatkowego tygielka!
61
I WRESZCIE…
Czas na królewskie golenie! Koniecznie użyj maszynki na żyletki! Nie musisz obawiać się o to, że zrobisz sobie krzywdę. Takie golenie jest dużo czystsze niż robienie tego jednorazówkami po kilka razy (a dobrze wiem, że tak robicie!), będzie też tańsze w dłuższej perspektywie, oraz przy odpowiedniej technice golenia sprawi, że ilość podrażnień na naszej skórze będzie minimalna! Goląc się, pamiętaj by wolną ręką naciągać skórę. Wyrównuje to wszelkie zmarszczki lub linie oraz odsłania więcej włosów. Stosuj niewielkie pociągnięcia maszynką i nie przyciskaj jej zbyt mocno. Idealnym kątem będzie 30 stopni do twarzy. Golenie powinno się odbywać z włosem, a nie pod włos. To dość istotne, bo zminimalizuje liczbę ewentualnych zacięć. Pamiętaj też o wymianie ostrza w maszynce. Ja zmieniam swoje żyletki mniej więcej co 6 goleń, ale przy całej twarzy będzie to na pewno częstsze. Jeśli czujesz, że ostrze szarpie lub ciągnie, wymień je. Osobiście używam genialnego zestawu do golenia od marki ZEW for Men. Nie tylko doskonale służy mi już od kilku lat, ale i wygląda wprost fenomenalnie.
A NA KONIEC…
Po goleniu koniecznie spłucz twarz zimną wodą. Dzięki temu skóra będzie ujędrniona, a ewentualne krwawienia szybciej ustaną. Dodatkowo pamiętaj o dokładnym zmyciu pozostałości piany!
Po goleniu czas na after shave! Ja szczerze polecam te z alkoholem. Wiem, że powoduje to pieczenie, ale wyniki badań amerykańskich naukowców dowiodły, że najzdrowszy jest ból du.. tzn. szyi i twarzy o poranku! Dla mnie liderem wód po goleniu jest marka Kanclerski. Działają one znakomicie, uczucie pieczenia jest niewielkie, a zapachy różnorodne i niezwykle trwałe! To prawdziwe opatrunki w płynie. Jeżeli nie znosisz jednak tego nieprzyjemnego uczucia, bądź twoja skóra jest bardzo delikatna, to polecam wprost genialną bezalkoholową wodę od Cyrulików – Razor Time. Działa znakomicie, nie powoduje żadnych po-
62
drażnień a do tego genialnie pachnie!
Natomiast jeżeli szukacie produktów z najwyższej półki i nie przeraża was cena, to mydła amerykańskiej mydlarni Wholly Kaw są czystą poezją mydlano-zapachową!
LAST BUT NOT LEAST
Ostatnim etapem jest balsam po goleniu, który można nakładać już bezpośrednio po wszystkim, jeżeli nie lubicie tradycyjnych wód. Balsam ma za zadanie natychmiastowo złagodzić skórę, dogłębnie ją nawilżyć i pomóc się jej odbudować, a przy tym nadać jej miękkość i sprężystość (tym bardziej że woda po goleniu mocno ściąga skórę). Bardzo dobrymi produktami są balsamy od marki Arganove, trzy różne zapachy, niewygórowana cena, a działanie bardzo dobre.
To już wszystko! Te kilka kroków sprawi, że wasza twarz będzie idealnie gładka, bez podrażnień czy zaczerwienień. Dodatkowo będzie to idealny męski rytuał, który wyda się czymś niedocenianym i niezwykłym. Świat jest pełen plastiku, sztuczności i przeświadczenia, że szybkie golenie to najlepsze golenie, a im więcej ostrzy, tym lepiej. Tradycyjne golenie to piękna historia. Mam nadzieję, że cię zaciekawiłem i sprawiłem, że spróbujesz tego kawałka historii w iście męskim stylu.
Golenie na mokro wymaga na początku kilku inwestycji, jednak w dłuższej perspektywie czasu jest dużo tańsze, bardziej ekologiczne i dużo przyjemniejsze. Ten sposób golenia jest wpisany w codzienność gentlemana.
Kosmetyki, o których wspominałem, w większości kupicie w zaprzyjaźnionym sklepie DlaBrodacza (www.dlabrodacza.pl). Jeżeli macie jakieś pytania albo szukacie porady zapraszam do siebie na IG! •
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłem jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
63 #glamsquad
CZEPEK W CIEMNO
Postanowiłam opisać wam film, który ostatnio skradł moje serce. I chociaż nie lubię komedii romantycznych, ta jest naprawdę warta obejrzenia.
BOHATEROWIE
Ania (w tej roli Weronika Czapska) to świeżo upieczona mgr pielęgniarstwa, która wraca do swojego rodzinnego miasta, by wziąć udział w weselu przyjaciółki z dzieciństwa Izy (świetna Izabela Paciorek). Jest tylko jeden problem – Ania nie ma osoby towarzyszącej! Jak wiadomo, powrót do rodzinnych stron powinien być wielkim wydarzeniem, bo z pewnością wszyscy zamiast o pannie młodej będą mówili właśnie o tym, jak ułożyło się Ani. Doskonale coś o tym wie koleżanka z pracy Ani – Halina (grana przez niezastąpioną w tej roli, i to na lata!, siostrę Bożennę), która postanawia urządzić casting na chłopaka dla pielęgniarki. Od teraz dziewczyny mają przynajmniej co robić w pracy, więc nie marnują ani chwili i zakładają profil na Tinderze.
64
#alekino!
EWA KURLENDA
ZAWIĄZANIE AKCJI
Okazuje się, że w szpitalu, w którym pracują, jest wiele poszukujących dusz, a dr Marcin (Marceli Solecki) chyba niekoniecznie chodzi do zabiegowego tak często tylko po to, by wykonać szczepienie. Niespodziewanie, Ania zostaje zmatchowana ze swoim przełożonym – Grzegorzem (tu żadne zaskoczenie, bo w tę rolę wciela się znany z podobnych ról Grzegorz Cichowlas). Okazuje się, że chłopak nie poznał podwładnej, bo na zdjęciu profilowym Ania wstawiła fotę po zajęciach z makijażu, które zorganizowała jej Paulina Zawora. Okazuje się, że poza Grzegorzem w okolicy jest jeszcze kilku ciekawych kandydatów, dlatego sprytna Halina postanawia umówić spotkanie ze wszystkimi jednocześnie, by nie tracić czasu, bo przecież wesele jest już za tydzień.
Randka ma się odbyć pod Pałacem Kultury w Warszawie, bo Ania ma tam dość blisko ze swojego malutkiego apartamentu na Złotej 44, z którego każdego ranka z kubkiem kawy w dłoni uwielbia podziwiać Warszawę. W przygotowaniach do spotkania pomaga jej nie tylko Halina, która swoją drogą jest wspaniałą postacią, bo nie tylko zabawną, ale też nieco gburowatą, co najlepiej widać w scenie, gdy oburza się na pytanie, dlaczego sama też wybiera się na randkę Ani… W każdym razie,
w metamorfozie pomaga jej również Paulina, która ją odpowiednio nabalsamowała, umalowała, a nawet poleciła szampon do włosów. I tu muszę wspomnieć, że głównym minusem filmu są lokowania produktu, jednak wybaczam to twórcom, bo w sumie kto inny sfinansowałby film o pielęgniarkach...
MOMENTY
Ania spotyka się w końcu swoje typy z Tindera: przedsiębiorcę Adama (Gilbert Kolbe), jurnego Michała (Mateusz Sieradzan), uduchowionego Arka (Szymon Raszka), kreatywnego Filipa (Krystian Łyszkowski) oraz Grzegorza, którego zna z pracy. Szalona Halina wymyśla serię pytań i nakazuje nawet, by panowie z nią tańczyli – wszystko oczywiście po to, żeby wyłonić najlepszego kandydata na wesele, jednak Ania od początku wie, że chce pójść z Grzegorzem. Gdy Halina ćwiczy z innymi kolejne podnoszenie z Dirty Dancing, Ania i Grzegorz wymykają się, by posiedzieć na schodach Pałacu Kultury. Nie zdradzę wam, co dzieje się dalej, ale warto obejrzeć tę scenę. Tu następuje jednak duży zwrot akcji, bo następnego ranka okazuje się, że Grzegorza potrącił tramwaj i choć nie odniósł poważnych obrażeń, nie może pojechać z Anią na wesele. Halina podejmuje szybką decyzję i twierdzi uparcie, że Ania powinna pojechać z kimś, kto przynajmniej ma samochód – i tak partnerem dziewczyny zostaje Adam.
#alekino!
Ewa Kurlenda @ewa.kurlenda
Miłość do kinematografii sprawiła, że zamiast medycyny skończyła wiedzę o filmie. Wykształcenie nie ma jednak nic do rzeczy, bo po prostu kocha kino.
Ogląda wszystko, jednak jej serce skradły horrory i to właśnie po ten gatunek sięga najczęściej
HAPPY AND
Jak możecie się domyślić, Ania w końcu zakochuje się w Adamie, gdy oboje stwierdzają, że są swoimi bratnimi duszami.
Zapomniałam wspomnieć, że wesele, wokół którego ogniskuje się cała fabuła, jest świetne, ponieważ organizują je z ułańską fantazją koleżanki Izy – dziewczyny z MIMESIS, które dla panny młodej robią wyjątek i zamiast konferencji, przygotowują niezapomniany ślub.
Oczywiście, jak to w dobrej komedii romantycznej, jest też epilog, w którym Ania i Adam biorą ślub, a świadkami są siostra Bożenna, ale także jej narzeczony Michał – tak, ten sam, który był kandydatem Ani na weselnego chłopaka (chyba wiemy, kto okazał się najlepszy w podnoszeniu).
Producent wspominał w ostatnim wywiadzie, że film został przyjęty tak ciepło, że szykuje się druga część. •
STUDENT – ZŁO KONIECZNE
JAKUB MODLIŃSKI
Na kierunku pielęgniarskim każdy student ma do odbycia „pierdyliard” godzin praktyk i zajęć klinicznych. Pamiętam, jak na pierwszym roku z wielką niecierpliwością wyczekiwałem rozpoczęcia praktyk na oddziale. Większość studentów pokłada w nich wielkie nadzieje i ja też pokładałem!
Wreszcie będzie można wykorzystać nabytą wiedzę w praktyce, dowiedzieć się jeszcze więcej o zawodzie, o kompetencjach pielęgniarek i położnych. Z innej perspektywy spojrzeć na pewne aspekty i charakter pracy. Kiedy zjawiałem się na oddziale jako student, za każdym razem obawa przeplatała się u mnie z ekscytacją, że tym razem znajdę się niejako po tej drugiej stronie, spojrzę na pobyt na oddziale z zupełnie innej perspektywy. Jedno wiedziałem na pewno – co mogą czuć pacjenci, których się tam przyjmuje. Łatwo było mi się wczuć w ich emocje.
68
Jakub Modliński @czepekzprzydzialu Student III roku pielęgniarstwa. Zafascynowany zawodem, a w szczególności podejściem do pacjentów, zwłaszcza tych mniejszych, choć nie najmniejszych. Na co dzień pracuje jako technik farmaceutyczny w aptece szpitalnej. W wolnych chwilach wytchnienie dają mu dobra książka, prowadzenie samochodu, fajny serial i miłe towarzystwo – w dowolnej kolejności
Wiecie doskonale, że każdy oddział ma swoją specyfikę pracy, wewnętrzne zasady, procedury. My jako studenci jesteśmy wrzucani w tę machinę, która jest czasem lepiej, a czasem gorzej naoliwiona. Wiadomo, jesteśmy studentami, którzy chcą się nauczyć, doświadczyć. Nieraz spotkałem się z tym, że to niezwykle ciężkie i trzeba czasem się bardzo nagimnastykować, by mieć możliwość rzetelnej nauki popartej doświadczeniem, wiedzą pielęgniarki, opiekuna, ale również chęci przekazania swojej wiedzy i dzielenia się z „żółtodziobami”. Wiem, że na uczelniach system kształcenia na praktykach wygląda baaardzo różnie.
POD „SKRZYDŁAMI” ODDZIAŁOWEJ
Studenci są wprowadzani na oddział przez swojego opiekuna praktyk, ale bywa tak, że pozostają pod „skrzydłami” pielęgniarki oddziałowej, która nierzadko „podrzuca” tę grupkę personelowi, który w danym dniu i czasie prowadzi dyżur. Robota musi być wykonana, pacjenci zaopiekowani, zabezpieczeni. „Nie wiemy, w co ręce włożyć, a jeszcze nam studentów tutaj dają…”. Niestety zdarzyło mi się słyszeć takie głosy. Przez takie działania my jako studenci, czujemy się jak intruzi, którzy tylko przeszkadzają i rozwalają robotę. Pamiętam, jak na jednym z oddziałów przyszliśmy naszą stałą grupą (8 osób) i pierwsze pytanie od pielęgniarki oddziałowej brzmiało: „Czy wy musicie być tutaj wszyscy?!”. Potem dodała: „Przecież ja nic z wami tutaj nie zrobię. Przecież tego oddziału nikt nie wybiera zaraz po studiach”.
Nie ukrywam, że takie sytuacje podcinały mi skrzydła. Ja – pełen energii, sił do działania, wyobrażeń, idei – nie wszystko jeszcze wiedziałem, a ręce trzęsły mi się przy każdej wykonywanej procedurze. Ale ja się wtedy uczyłem.
MAM PRAWO NIE WIEDZIEĆ
Wydaje mi się, że mamy prawo jeszcze czegoś nie potrafić, nie rozumieć. Zdarzało się też tak, że od personelu pielęgniarskiego usłyszało się, że my tylko nadajemy się do mycia pacjentów i karmienia, bo tyle jeszcze nie umiemy, i że powin-
69
niśmy się tylko tym zajmować przez conajmniej rok, zanim będziemy robić przy pacjencie cokolwiek innego.
Zdarzyło się nawet tak, że przez pierwsze trzy dni praktyk na oddziale nie widziałem gabinetu zabiegowego albo myłem półki w szafie w dyżurce pielęgniarskiej. Wierzcie mi – to naprawdę działa destrukcyjnie na studenta. Na jego edukację oraz podejście do praktyk. Nie ukrywam, że jak zderzałem się z taką ścianą, to się wycofywałem, chciałem jak najszybciej i jak najmniejszym kosztem dla siebie załatwić takie praktyki. A jak pielęgniarki obdarzyły mnie zaufaniem, były otwarte na studenta, na działanie, rozumiały, że my się uczymy, to aż rwałem się do pracy, działem na pełnych obrotach. Rozkładałem skrzydła i leciałem z tematem.
STUDENCI CHCĄ SIĘ UCZYĆ
Na całe szczęście tych gorszych momentów było niewiele, ale umówmy się, to one się najdoskonalej wbijają w pamięć.
Studenci chcą się uczyć. Oczywistym jest, że przez ten cały czas edukacji na praktykach nie będziemy w stanie robić, a nawet zobaczyć pewnych procedur. Ale na przykład kiedyś podczas praktyk wraz z grupą kolegów i koleżanek, zanim weszliśmy na oddział, musieliśmy sie dobrać w pary i wzajemnie pobrać sobie krew. Miał być to wyznacznik, czy można nam powierzyć pacjentów do opieki.
Wiem jedno, że nie można się dawać takim sytuacjom, trzeba walczyć o siebie, pytać, robić jak najwięcej, obserwować, chłonąć – aby wynieść coś pożytecznego z praktyk. Chcę również, żebyście wiedzieli, że nie było aż też takiej tragedii. Słyszeliśmy wiele pochwał, byłem dopuszczony do działań, obserwacji procedur pielęgniarskich, o których słyszałem na wykładach czy widziałem na instagramowych kontach medyków. Bardzo często padały stwierdzenia od starszych koleżanek, że „tak jak my was nauczymy, to wy tak będziecie się nami opiekować, gdy to właśnie my prędzej czy później zostaniemy waszymi pacjentkami/
#cichobomowistudent 70
#cichobomowistudent
JASNY KOMUNIKAT
Po trzech latach bycia studentem pielęgniarstwa wiem, że w kwestii praktyk, podejścia do tematu nauki studenta na oddziale jest sporo punktów do korekty. Wiem też, że nie każda pielęgniarka potrafi albo chce przekazać swoją wiedzę młodszym pokoleniom. W takiej sytuacji chciałbym dostać jasny komunikat: „Słuchaj, ja nie potrafię tobie przekazać tak wiedzy, ale wiem, kto potrafi… Prze praszam, teraz robię co innego i nie mogę się oderwać, przyjdź za chwilę…” . I tyle w temacie, z pewnością zrozumiemy.
Bardzo bym chciał, aby nastawienie do studentów polegające na traktowaniu ich jako zło konieczne stanowiło nie wielki procent.
Drodzy studenci, życzę wam, abyście mieli oka zję jak najwięcej działać, uczyć się od starszych kolegów i koleżanek. Patrzcie na to w kategorii, rozwoju, rozeznania swoich mocnych i słabych stron. Żebyście spojrzeli, co lubicie bardziej, a co mniej. Dajcie sobie czas na rozeznanie, gdzie siebie widzicie w przyszłości. Gdzie czujecie się bardziej komfortowo.
Bardzo mocno wierzę, że starsze koleżanki i koledzy dadzą wam taką możliwość i staną się waszym wsparciem, inspiracją. Może odnaj dziecie nawet swojego mentorkę/mentora.
Życzę wam frajdy z tego, co robicie, oraz zdrowia, sił i ochoty do studiowania pielęgniarstwa.
#primaaprilis
A tu zagadka dla was! W tekście ukryłem jedną rzecz, która nie jest prawdą. Jesteście w stanie ją odnaleźć?
71
CHWILA DLA CIEBIE
Ostatnio mieliśmy przyjąć na oddział pacjenta, któremu towarzyszyła żona. W pewnym momencie mężczyzna nieśmiało wspomniał, że chciałby skorzystać z toalety. Bez zastanowienia wskazałam więc na jego dłoń, w której trzymał torbę, i powiedziałam:
– Dobrze, to ja panu potrzymam.
– Ale co?! – odparł zakłopotany mężczyzna.
– Na pewno nie to, co myślisz! Wtrąciła się nagle żona.
Po chwili milczenia, wszyscy w jednej chwili zanieśliśmy się śmiechem, a pacjent samodzielnie skorzystał z toalety.
PRZYPAŁ MIESIĄCA
Jak wiadomo, w marcu wypadał dzień chłopaka. Mój stary zawsze robi mi zajebiste prezenty na dzień kobiet, więc postanowiłam, że w tym roku go zasko czę. Problem był jednak w tym, że wieczorem miałam dyżur. Stwier dziłam jednak, że na bank znajdę chwilę, by zamknąć się w kiblu i zrobić mu online mały pokaz w nowej bieliźnie. Jak pomyśla łam, tak zrobiłam. Około 23:00 wy biła moja godzina zero i ochoczo pobiegłam do toalety. Zgadnijcie, w jakim momencie okazało się, że nie zamknęłam drzwi? Oddzia łowa do dziś nie ma ochoty pić ze mną kawy w jednym pomieszczeniu.
#chwiladlaciebie
72