Lorem Ipsum [09] 11/2012

Page 1

LOR E M I PSUM

G AZETK A S ZK O LNA iii lo im. s. z erom ski ego w b i elsku-b i alej N R 2 ( 9) 1 1 . 2 01 2

] W ŚWIAT

|

SZTUKA

|

SZKOŁA

|

MUZYKA


02.lorem ipsum o

LOR E M I PSUM LISTOPAD 2012 REDAKTOR NACZELNA bellitudinis

Z-CA REDAKTOR NACZELNEJ Ördög

ILUSTRACJE Vaulter

redaktorzy

Errata Bonkers Surreal Ördög Bellitudinis Madcat Vaulter Ecoffeemaker Marryme Pestifer Bliizard Jaszczur Surkim NoName Loutre Noire Godmother Shaman Fleur Schiller

grafika &SKŁAD Bellitudinis

KOREKTA

Errata, PeopleCantTalk

NAKŁAD: 100 egz. druk

Dziękujemy za drukarkę firmie CHEMMOT E. J. Kumorek, dzięki której wydrukowanie zostanie ten i kolejne numery

Lorem Ipsum funkcjonuje już od roku i wciąż przeżywa wzloty i upadki, problemy i sukcesy, a także stale próbuje się doskonalić. W naszej redakcji wciąż pojawia się ktoś nowy, kto inny rezygnuje. Stale jednak współpracujemy z grupką ludzi, na którą zawsze możemy liczyć. A przede wszystkim, co powtarzam najczęściej, ale w mojej opinii to właśnie najważniejsze, Lorem Ipsum przestało być tylko gazetką. Stało się na tyle silną ideą, że połączyło duży zespół ludzi, których wciąż integruje niezmienna pasja. Ostatnio popularna staje się katastrofizacja przyszłości, narzekanie, złorzeczenie i marudzenie na ludzi i świat dookoła nas. I choć czy to przez aurę jesieni, kryzys egzystencjalny czy nagły dekadentyzm, trudno wybrać jedną przyczynę tego zjawiska, jeden z wniosków jest zaskakujący – na ówczesną młodzież narzeka najczęściej… ona sama. Głos buntu lub, wręcz przeciwnie, głos nadziei z serc młodych redaktorów można odnaleźć w trzech artykułach autorów, którzy różnie postrzegają rzeczywistość i odmiennie ją oceniają. Po więcej wiadomości odsyłam do artykułów: Uśpieni, Ja mówię: dość i Ja mówię: nie.

„Lorem Ipsum”

f[facebook.pl/li.lorem.ipsum]

li.lorem.ipsum@gazeta.pl [2]

W tym numerze możecie zapoznać się z recenzją filmu „Mnie”, od podstaw stworzonego przez uczniów naszej szkoły, przeczytać wywiad z nowo wybranym przewodniczącym i dowiedzieć się jakie mini-przedsiębiorstwa funkcjonują na terenie naszego liceum. Jak zwykle odkryjemy przed Wami tajemnice murów III LO im. S. Żeromskiego w dziale Kryminalne Zagadki Żeroma. Jeśli jesteście spragnieni kontaktu ze sztuką, nasi redaktorzy przygotowali dla Was wiele interesujących recenzji, dzięki którym z pewnością sięgniecie po któryś z polecanych albumów, książek, filmów lub odwiedzicie rekomendowane wystawy czy spektakle. Przeniesiecie się wraz z nami do wyjątkowego Paryża i poznacie nowinki ze świata mody, a także nieznane zwyczaje i obyczaje górali żywieckich. W najnowszym numerze nie zabraknie również stałych działów – ilustracje Vaultera, opowiadania, zapowiedzi najciekawszych imprez miesiąca. Tymczasem wszystkich czytelników zapraszamy do lektury, bo już wkrótce święta, koniec świata, północ i… kolejny numer Lorem Ipsum!

bellitudinis


| 14- 15 STR.|BLIZZARD|

EP/lp r r uśpienig |4 - 5 S T R .| shaman

muzyczne refleksje

będzie o nas głośno

| 24 STR.|bellitudinis|

literatura umarła czyli o apokalipsie

żyję w lepszym świecie

Z

| 6 STR.|ordog|

ja mówię: nie

,

| 7 STR.|marryme|

La Défense

Niezwykła dzielnica Paryża | 16-17 STR.|surreal|

| 18 STR.|ordog|

kryminalne

zagadki żeroma

asertywność jest w nas

f

| 8 -9 STR.|noname|

„mnie”

recenzja niezwykłego filmu

f

wywiad

z mikrusem

kilka słów od przewodniczącego | 10 STR.|godmother|

| 11 STR.|surkim|

$

| 12-13 STR.|surkim|

miniprzedsiębiorstwo zacznij zarabiać!

projektanci, jakich nie znacie

aWlqetV kochamy kobiety

o jednym mężczyźnie | 20-21 STR.|bellitudinis|

„adaptacja”

V

DO REALIZACJI

młodzieżowe

| 19 STR.| loutre noire|

recenzja filmu | 22 STR.| fleur chiller|

OD POMYSŁU

Y

dziewczyny z kalendarza

K

X W ja mówię: dość

N

recenzja spektaklu | 25 STR.|pestifer|

j

Baldur’s Gate

recenzja gry | 26 STR.|jaszczur|

opowiadanie

wszyscy

w

jesteśmy uczniami

| 28-29 STR.|ecoffemaker|

elitarnY

Lkoniec

| 30 STR.|bonkers|

| 31 STR.|bonkers| | 23 STR.|smutny kamień| górale żywieccy i ich zwyczaje

komendant

folklorystyczne bonkers

t

historie

o

poleca na grudzień

[3]


uśpienig Teraz nasza kolej

żeby zmieniać świat. Działamy, poczekajcie, jeszcze będzie o Nas głośno.

– „Będę notariuszem” – stwierdza moja szkolna koleżanka i wygładza, kolejny raz, idealnie zaprasowany rąbek spódnicy. – „Tata mówi, że to naprawdę fascynujący zawód i dobrze płatny” – dodaje, a ja wtedy czuję tak ogromny dysonans, że nie wpadam na nic lepszego niż kiwanie głową i nieco wymuszony uśmiech. Myślę jak determinująca wydaje się być taka jasno wytyczona ścieżka, jednoczenie nie mogąc przeboleć tego „Tata mówi”. Dobrze jest mieć u podstaw silny autorytet ze strony ojca, nie neguję tego, ale w tym samym momencie zastanawiam nad motywacjami jej osobistego marzenia. Jak wyobraża sobie kształt tego „fascynującego”? Dzisiaj nie przejawiamy już znamion buntu zgodnego chociażby z definicją PRL-owską, czy szalonych, amerykańskich lat sześćdziesiątych. Czujemy więc, że jesteśmy racjonalnie myślący? Część z nas wydaje się być zdystansowana, przepełniona ironią i momentami pozbawiona emocji, może też nieco mniej „uduchowiona” (porównując perspektywę sprzed trzydziestu, czterdziestu lat), ale tę ostatnią prawidłowość zaobserwować można od czasu, kiedy bycie ateistą i ogłaszanie tego

[4]

wszem i wobec stało się modne. Od kiedy bierzmowanie w kościele katolickim dla niektórych jest oficjalnym pożegnaniem z instytucją kościoła. Czy to pozytywne, czy negatywne – nie oceniam. Łatwo jednak wytłumaczyć, skąd się to bierze. Po pierwsze, jesteśmy dobrymi obserwatorami i widzimy, że buńczuczność (o zabarwieniu negatywnym) nie jest opłacalna. Prawidłowe relacje z rodzicem owocują bonusami od niego. W takich sytuacjach bunt byłby bardzo nierozsądny, nie przyniósłby oczekiwanych efektów. Porównujemy cenę i zysk... Czy to konformizm, wyrachowanie? Oczywiście zaradny, młody człowiek wytłumaczy to racjonalnym podejściem do życia. Po drugie, fakt konfliktu pokoleń istniał od zawsze i istnieć będzie, natomiast nie znajdujemy już powodów, dla których moglibyśmy się buntować . Smutne, bo powszechna manipulacja ociera się o nas codziennie (sprawy cyklicznych chorób powszechnych i szczepionek na nie, zasilających konta wielkich koncernów farmakologicznych, wykluczające się, czy niepotwierdzone, ale posłane w eter przez mass media informacje etc.). Poza tym, istnieje coś znacznie silniej rozprzestrzenionego wśród młodych ludzi – odznaczającego się najwyższą zachoro-

Shaman

walnością, a nasilającego się zwłaszcza w środowiskach z deficytem empatii, coś przenoszonego coraz powszechniej. To znieczulica. (Niewielki przykład walki z ową chorobą: napis „Ustąp miejsca osobie starszej” w komunikacji miejskiej. Pojawił się on stosunkowo niedawno... Nie tylko mnie dołuje fakt, że potrzeba nam tak idiotycznie oczywistych wskazówek w życiu codziennym. To przeraża, bo oznacza, że najwyraźniej trzeba nas traktować jak bezmózgi.) Nie oznacza to jednak, że wszyscy jesteśmy cyborgami. Wszelkiego rodzaju impulsy dochodzą do nas szybciej niż mrugnięcie oka, w dziedzinie komunikacji jesteśmy na razie najlepiej rozwiniętą generacją. Jednak słyszeć, nie zawsze znaczy słuchać. Teraz nieśmiało zaczyna być widać, że społeczeństwo się łączy, bo tego wymaga też rynek. Dane nam było obserwowanie eksplozji systemu i rozpoczęcia prężnej budowy kapitalizmu w Polsce. Rewolucja informatyczna, członkostwo w Unii Europejskiej, powoli zbliżające się widmo kryzysu gospodarczego. Narzucono bardzo intensywne tempo działania. Potrzeba zmian prowadząca do wykorzystania tradycyjnych instytucji i autorytetów skonfrontowała się z ich rzeczywistymi


możliwościami. To wszystko połączono jeszcze z kultem konsumpcjonizmu i kulturą postmodern. Zmasowany atak ze strony reklamy każe nam wyrastać w przekonaniu o konieczności posiadania życia barwnego jak z katalogu, potrzebie wakacji za granicą, uczestnictwa w wyścigu szczurów. Ogrom presji. Przez to, a właściwie dzięki temu jesteśmy bardziej zachłanni życiowo. Najbardziej będzie boleć weryfikacja tego w przyszłości, bo przecież rozczarowania wynikają z oczekiwań. Zachodni socjologowie rozpisują się na temat „abandoned generation”, pokoleniu o charakterystycznej strategii „zrób to sam” gdzie życie oznacza rozwiązywanie systemu sprzeczności i układzików. Gdzie nie ma miejsca na niefrasobliwość i lekkomyślność. Jesteśmy wtedy zobligowani do kształtowania intensywnie samodzielności i indywidualności, z drugiej strony nie do końca przemyślane decyzje mogą kończyć się silnym rozgoryczeniem, zwłaszcza tam, gdzie gotowość do podjęcia nowych wyzwań jest niewielka, a ambicje duże. Mieliśmy wyż demograficzny, który obudził na chwilę system oświaty, teraz świeżo upieczeni absolwenci spotykają się z pustawym, amorficznym rynkiem pracy.

Wydaje nam się, że mamy świadomość, ale zwykle dotykamy większości tematów po wierzchu. Jeżeli się buntujemy, to urządzamy manify przeciwko umowie ACTA, o której nic nie wiemy, czy marsze wyzwoleńcze dla „uciśnionej” trawki.

cza, Liga Odpowiedzialnego Biznesu, Tłocznia i Volunteers for Sport (tu przykłady z Forum Młodzieżowego 2012, ale można je mnożyć).

Coby nie utrzymywać klimatu „glątwa, mątwa, głębia pod mostem” przyznaję, że czasem zdarza nam się zorganizować. Przykładem młodzi ludzie Podbeskidzia.

Jesteśmy też normalnym pokoleniem pełnym indywidualności i naśladowców, ludzi podążających ślepo za mainstreamem i person wyrazistych. Wśród nas zwolennicy kraju demokratycznego i ci tą demokracją zmęczeni ( po cichu powtarzający „Za Gierka...”, pomimo tego, że historię znają wyłącznie z opowiadań i książek).

Dnia 15 kwietnia 2003 w życie weszła uchwała w sprawie młodzieżowej rady Miasta Bielska-Białej – niestety tego typu ciała mają charakter zdecydowanie konsultacyjny i opiniotwórczy, a sama strona internetowa Młodzieżowej Rady, kiedy chcemy dowiedzieć się trochę więcej na temat jej pracy, obwieszcza „Informacje już wkrótce”. Ale dajmy im jeszcze trochę czasu. Młodość to źródło innowacyjności, jest katalizatorem zmian, a rozwój kapitału intelektualnego jest jednym z podstawowych wyzwań! Naprzeciw naszym oczekiwaniom wychodzą wtedy organizacje interesujące się młodym człowiekiem: Ośrodek Informacji ONZ, Nowe Horyzonty Edukacji Filmowej, Akademia Kusznierewi-

Shaman

Jest masa młodych uzdolnionych ludzi, którzy działają.

Ciężki kawałek chleba mamy, droga Młodzieży. Oskarżani o wycofanie i uśpienie polityczne, nazwani „porzuconą generacją”. Nie godzę się na takie właśnie powierzchowne spojrzenie na młodzież. Osobiście jestem idealistką i trwam w tym niezmiennie. Wiem, że mamy własny kręgosłup moralny, pomysły na inwestycję w rozwój i nie połykamy każdego poglądu narzuconego z góry. Wiem, że teraz Nasza kolej żeby zmieniać świat, a tych którzy chcą i niekoniecznie zawsze przytakują temu co „Tata mówi” jest wielu. Działamy, poczekajcie, jeszcze będzie o Nas głośno.

[5]


X Z

ja mówię: dość

Ja poproszę o głos. Czy mogę przemówić? Czy ktoś mnie posłucha?

Drodzy Państwo, Szanowne Panie – młode, młodsze i te trochę mniej młode, Szanowni Panowie – starzy, starsi i Ci trochę mniej starsi. Zakisiliśmy się. Bulgoczemy w sosie naszego własnego rozgoryczenia. Narzekamy sobie na ten nasz świat i mówimy tylko o tym, że szkoła uciska, że nowa podstawa programowa jest zła, że będą wśród nas „idioci”. Tylko właściwie, czy kogoś to obchodzi? Czyż nie narzekamy dla samej idei? Dlaczego dajemy się obezwładniać formom? I czy rzeczywiście tak jest?

wyobraźnię. To nie prawda, że dążymy do łatwizny. Nie ma to przecież jak porządna dawka łaciny, czy lekcja języka polskiego na której profesor nieświadomie rozbudził u kogoś właśnie miłość do omawianego autora. Wystarczy iskra by rozbudzić nasz wewnętrzny ogień. Mamy, w moim świecie niesamowity, potencjał. Każdy z nas spala się dla własnej idei. Wokół mnie chodzą mistrzowie Polski w karate czy judo. Wokół mnie chodzą olimpijczycy z języka polskiego, łacińskiego, czy geografii. Wreszcie widzę moich znajomych na medyChciałbym opowiedzieć cynie, czy dziennikarstwie. Wam, o moim świecie. Pokazać, że miejsce w którym ja Wbrew pozorom wzruszamy żyję. się. Stoimy często przytuleni patrząc w gwiazdy. WysnuwaWychodząc rankiem z mo- my refleksje patrząc na zachojego wiejskiego domu czuję dzące słońce. Chodzimy gruświeże powietrze i to daje mi pami w góry. Często stajemy na chęć do życia. Na przystanku granicy własnej wytrzymałości spotykam znajomych, tych tylko po to by ją przekroczyć starych, jeszcze z gimnazjum. i być wyżej. Obrazy ujmują naJadąc do szkoły to sobie po- sze serca. Spędzamy godziny plotkujemy, to pomożemy w galeriach sztuki. Chodzimy w nauce. W ciągu 20 lub 40 do kina i do teatru. Bywamy minut wymieniamy się cen- w operze i na openerze. nymi uwagami i idziemy w swoje strony. W szkole W moim świecie pisujemy liżyjemy mimo wszystko. Po- sty, nie tylko maile. W moim mimo zmasowanego ataku świecie wolimy szelest kartek krytyki i lamentu odnośnie niż chłód tableta. Potrafimy matury zaciskamy zęby. Nie oczywiście doceniać zdobymożemy się dać przecież cze techniki, lecz korzystamy zdołować! Lekcje, te praw- z nich rozsądnie. Wreszcie dziwe, otwierają przed nami słuchamy również Listy Przemożliwości i łechcą naszą bojów Radiowej Trójki, czy

[6]

ordog

jedynej w Polsce Listy Muzyki Filmowej w RMF Classic. W moim świecie żyją ludzie, których marzeniem, jest założenie rodziny i ‘godne’ życie. Bez zbędnych zbytków, byleby w szczęściu. W moim świecie ludzie nadal żenią się w młodym wieku z miłości, a nie tylko z wyższej konieczności. Wiecie, nawet seks jest czymś więcej niż aktem fizycznym, a dziewczyn się nie zalicza? U mnie miłość jest czymś więcej niż tanim i gotowym produktem, a ‘Kocham Cię’ nie jest sprzedawane w formie czerwonej kartki za 7,80. W tej rzeczywistości na wiele trzeba sobie zapracować. Często trzeba podejmować trudne decyzje i młodo poznawać smak pracy. Tutaj wszystko ma znaczenie i swoją wartość. Jeśli się coś dostaje to po to, by to pielęgnować i dbać o to. Opiekuje się swoją dziewczyną, czy chłopakiem. Korzysta z dodatkowych fakultetów i możliwości nauki w szkole. Tutaj też się żyje. Oto mój świat. Tak wygląda on w 2012 roku. Może żyjesz w innym ? Dla pewności dam Ci namiary: Bielsko Biała - znajduje się na 49o49’ szerokości geograficznej północnej i 19o03’ długości geograficznej wschodniej. Ja żyję tutaj, a Ty?


jak być asertywnym w naszej szkole Szkolna presja, próba metamorfozy dla otoczenia. Jak poradzić sobie z tym samemu, zachowując niezmienną cząstkę siebie? Chcę zostać prawnikiem, wybieram zatem profil humanistyczny. Nie, po dłuższym zastanowieniu jednak wolałabym być chirurgiem, przecież tata jest lekarzem. Najbardziej jednak chciałbym pójść na filmoznawstwo, ale to nieopłacalne, poza tym co osiągnę po tych studniach? Jaka przyszłość mnie czeka? Nie wiem, jedna, wielka dziura. Mama mówi tak, Kaśka doradza inaczej, Marek powiedział: „Olej studia, przecież i tak w tym kraju nie ma dla nas przyszłości”. Lecz czego tak naprawdę chcę JA, osoba, która ma dokonać wyboru, która przyjmie konsekwencje swoich decyzji i będzie musiała stawiać im czoła już do końca życia? Być może będę wypominać błędy – swoje, a może innych? Pomyłki, postanowienia młodości, których mogę żałować już zawsze, tylko dlatego, że nie zaufałem sobie. Nie byłem asertywny. Niezbędnym elementem poczucia własnej wartości jest stanowczość i bezpo-

,

W

ja mówię: nie

średniość. Te dwa punkty składają się na asertywność, czyli postawę, w której wyrażasz swoje poglądy w jasny i otwarty sposób, odznaczasz się pewnością siebie i swoich celów. Dlaczego poruszam ten właśnie problem? W szkole jesteśmy narażeni na presję ze strony towarzystwa, w którym się obracamy. Otoczenie to potrafi diametralnie zmienić w krótkim czasie nasze poglądy, cele, sposoby zachowania. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że zdarzenie miało miejsce, natomiast później wartości innych przyjmujemy jako swoje. Bardzo łatwo jest się w tym zatracić. Nie jest moim celem moralizowanie i wypowiadanie się na temat nawyków nabieranych pod wpływem środowiska, dlatego ominę je szerokim łukiem. Chodzi raczej o przejmowanie idei, planów na przyszłość. W takich sytuacjach niezbędna jest asertywność. Jeżeli interesujesz się czymś już długo, pragniesz rozwijać swoje pasje – nie rezygnuj z tego tylko dlatego, że Twój nowy przyjaciel tego nie zaaprobował. Z drugiej strony, jeśli nie masz pomysłu na przyszłość, nie podkradaj koncepcji znajomych. Oba działania mogą odbić się na Twojej dalszej

marryme

egzystencji. Asertywność to nie tylko nieuleganie presji środowiska. Licealiści dążą do osiągnięcia dojrzałości. Dojrzałością nazywamy zdolność do podejmowania samodzielnych decyzji, licząc się z ich konsekwencjami. Ciągle słyszę od wielu trzecioklasistów o ich planach maturalnych. Często jednak brakuje w nich pewnych ścisłości: wiedzą jakie przedmioty chcą zdawać, aczkolwiek nie do końca są zdecydowani na jakie studia pójść. Osiemnastoletni, młody człowiek, pół roku przed maturą powinien raczej wiedzieć co chce osiągnąć w życiu i w jaki sposób ma to nastąpić – oczywiście o ile jest gotowy na przyjęcie domniemanej dojrzałości, jaką ma symbolizować egzamin maturalny.

Nie masz planu na siebie? Szukaj, dopóki nie znajdziesz. Nic jednak nie trwa wiecznie, czas ucieka. Masz na siebie pomysł? Świetnie, tak trzymaj. Pamiętaj tylko, że zamysł ma należeć w całości do Ciebie. Oczywiście, przyjmuj sugestie znajomych, rodziców, nauczycieli. Zachowaj jednak asertywność, dystans i świadomość, że wszystko zależy tylko i wyłącznie od Twoich wyborów.

[7]


f

„mnie” recenzja

paradokumentalnego filmu krótkometrażowego, którego twórcami są uczniowie naszego liceum!

„Mnie” jest projektem filmowym, zrealizowanym przez uczniów III Liceum Ogólnokształcącego imienia Stefana Żeromskiego w Bielsku-Białej przy współpracy ze Stowarzyszeniem

łeczeństwie. Społeczeństwo w filmie”. Udział w nich wzięli uczniowie trzech bielskich szkół: II Liceum Ogólnokształcącego imienia Adama Asnyka, III Liceum Ogólnokształcącego imienia Stefana Żeromskiego

„Jakie wartości

„czym się

m. in.: Beniamina Drzastwę, Maksymiliana Fijaka, Marcela Fodczuka, Aleksandrę Jarosz, Monikę Jastrzębską, Miłosza Kastelika, Agnieszkę Micul, Melanię Paszek, Jolantę Widuch i Filipa Wieteskę. Projekt był debiutem całej ekipy.

za najistotniejsze?”

„w co interesujesz? ” wierzysz?”

„Montaż”. Ten oraz trzy inne materiały, realizowane równolegle w ramach projektu „Akademia Orange”, miały swoją premierę 24 października 2012 roku w bielskim kinie „Helios”. Impulsem do działania młodych artystów były warsztaty społeczno-filmowe „Film w spo-

oraz IV Liceum Ogólnokształcącego imienia Komisji Edukacji Narodowej. Pracę przy „Mnie” podjęły uczęszczające do klasy II „g” Patrycja Loranc (scenariusz i reżyseria) i Natalia Jarzębowska (reżyseria, zdjęcia i montaż). Do współpracy zaprosiły swoich kolegów z klasy,

uznajesz

[8]

noname

Twórcy określają swój krótkometrażowy (trwa on około dwudziestu pięciu minut) film mianem paradokumentalnego. Za wpisującą się w estetykę dokumentu należy uznać część, czerpiącą z tradycji takich utworów jak „Gadające głowy” Krzysztofa Kieślowskiego, w której bohaterowie odpowia-


dają na kilka prostych pytań, między innymi: „Czym się interesujesz?”, „W co wierzysz?”, „Jakie wartości uznajesz za najistotniejsze?” Udzielane przez nich odpowiedzi można uznać za reprezentatywne i charakteryzujące młodzież szkół licealnych. Ten – znaczny objętościowo fragment – charakteryzuje spójność. Pozostałe części materiału realizują konwencje postmodernistyczne, będąc luźnymi scenami, między którymi trudno dopatrzeć się związków przyczynowo-skutkowych i wyraźnej fabuły. Widz ogląda ujęcia-impresje, kręcone w Bielsku-Białej oraz na jego obrzeżach – pośród kamienic oraz w plenerach. Na ekranie pojawia się między innymi dziecko puszczające mydlane bańki, młodzież bawiąca się na ognisku, urywki relacji z gry miejskiej „Graj i działaj!” (która miała miejsce 1 czerwca

2012 roku), witryna sklepu z bielizną czy zegar i pozytywka. Całość filmu można podzielić na dwie części: część, w której dominują walory poznawcze, pozwalające na uznanie utworu za dokumentu, oraz część, w której

główną rolę odgrywają wrażenia estetyczne, determinującą przedrostek „para-”. Od strony technicznej na wielkie uznanie zasługuje dobór muzyki. Brak jej w „dokumencie”, natomiast w pozosta-

noname

łych scenach nastrojowa elektronika znakomicie dopełnia obraz i potęguje, nieco tajemniczy, nastrój. To niezaprzeczalnie wielka zaleta filmu. Niestety, in minus należy zapisać zdjęcia – momentami obraz chwieje się; można to jednak przebaczyć młodym artystom, zwłaszcza, że zadowalającym jest montaż. Do braw, jakie otrzymali twórcy po projekcji, dołączam swoją pochwałę. Film „Mnie” był, moim zdaniem, najlepszym spośród wszystkich czterech na pokazie. Prócz wzmiankowanej muzyki, podobały mi się w nim „gadające głowy”. Reżyserki zapowiadają, że w najbliższym czasie zostanie on wyświetlony w III Liceum Ogólnokształcącym, a następnie pojawi się w Internecie. Szczerze zachęcam do skorzystania z możliwość obejrzenia go.

[9]


f

wywiad

zpo kampanii mikrusem wyborczych

czas na spełnianie obietnic

Burzliwe kampanie dobiegły właśnie końca! Plakaty, hasła i obietnice ucichły. Na przewodniczącego wybraliśmy Mikołaja „Mikrusa” Jurczyka, który przejmując pałeczkę, bierze „Żeroma” w swoje ręce!

M.J.: Szczerze mówiąc nie wiem. Cały czas szukam tego, co chciałbym robić w przyszłości, jednak nie jest to w moim przypadku takie proste. Na pewno chciałbym robić coś twórczego, coś w czym będę mógł się realizować i przy okazji może pomóc też wielu osobom.

LOREM IPSUM: Mikołaj, czas kampanii się skończył. Ruszasz ostro do akcji! Czy jakoś LI: Jak znajdujesz na to wszystko czas, gosię do tego już przygotowujesz? dzisz z obowiązkami szkolnymi i życiem prywatnym? MIKOŁAJ JURCZYK: Obecnie jestem na etapie wstępnego rozwijania pomysłów, które M.J.: Ciężko jest pogodzić wszystkie obopowstawały przez ostatni rok, jak również wiązki i przyjemności. Osobiście wyznaje zanieustannie tworzę nowe. Jestem też w trak- sadę „najpierw zrób coś dla innych, potem dla cie rozmów na temat Samorządu Szkolnego, siebie”. To co prawda źle odbija się na mnie, abym wiedział jak wszystko dokładnie wyglą- a przede wszystkim na moich ocenach, ale da od środka. I to generalnie tyle, jakiś wiel- wiem, że inaczej nie potrafię. Szczerze mókich przygotowań nie ma, raczej skupiam się wiąc to od pewnego czasu nauka jest zawsze na planowaniu tego, co trzeba zrobić. u mnie na drugim miejscu - taki już jestem i ciężko to u mnie zmienić. A życie prywatne? LI: Skąd pomysł by zostać przewodniczą- Sam nie wiem czy coś takiego u mnie istnieje, cym? Posiadasz już jakieś doświadczenie? wszystko kręci się wokół pracy i szkoły. M.J.: Głównym powodem, dla którego chciałem zostać przewodniczącym, były możliwości, jakie daje ta funkcja, jak np. łatwiejsza i szybsza realizacja planów. Poza tym, to takie moje małe marzenie, które narodziło się mniej więcej rok temu, podczas ubiegłorocznych wyborów. Jeżeli chodzi o doświadczenie, to miałem szczęście być przewodniczącym od 1 do 3 klasy mojego gimnazjum.

LI: Jak odpoczywasz i czy w ogóle odpoczywasz? M.J.: Odpoczywam pracując, bo tak na prawdę bardziej męczy mnie nic nierobienie. To trochę dziwne, fakt, ale tak już mam. Takie jest właśnie moje życie. LI: Teraz, gdy już jesteś przewodniczącym – co powiesz swoim wyborcom?

LI: Skąd w Tobie tyle zapału i umiłowanie ciągłego pracowania? M.J.: Dziękuje wszystkim za oddane głosy, za wszelkie poparcie które otrzyM.J.: Jestem pracoholikiem - to chyba przez małem z Waszej strony, no i cóż – czas to. Zresztą tworzenie i ciągła realizacja pro- wziąć się do pracy. A gdybyście mieli jajektów są dla mnie w pewien sposób nie- kieś propozycje, problemy etc. – służę zbędne do życia. To mnie wyraża, pozwala pomocą i radą. się spełniać i przygotowywać na przyszłość. Poza tym mój mózg bardzo lubi podrzucać LI: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych mi co parę sekund nowy pomysł, no i szkoda sukcesów i pięcia się w górę! byłoby je zmarnować. M.J.: Również dziękuję! LI: Co więc zamierzasz robić w przyszłości? wywiad przeprowadziła: Godmother [10]


OD POMYSŁU DO REALIZACJI

czyli jak realizować swoje pomysły, w świecie pełnym przeciwności.

Podobno każdy z nas, średnio 4 razy w ciągu roku, wpada na pomysł, którego realizacja uczyniła by go milionerem. Problem w tym, że nie realizujemy tych pomysłów. Dlaczego? – jest wiele powodów. W tym krótkim artykule pragnę pokazać Ci drogi czytelniku mój sposób na realizacje pomysłów, który mam nadzieję pomoże w urzeczywistnianiu Twoich wizji w przyszłości i pokaże jak pokonać owe problemy. Jest on sprawdzony na kilkunastu, różnego rodzaju akcjach, już przez blisko 4 lata, więc możesz mieć pewność, że działa. Ale do rzeczy…

„NAJPIERW POMYSŁ, POTEM REALIZACJA” Jednym z głównych błędów jakie możesz popełnić w fazie tworzenia, jest zastanawianie się nad tym, czy dany pomysł da się zrealizować. Nie rób tego! Jeżeli wymyślisz dobry projekt, realizacja nie sta-

„DĄŻ DO CELU, nie się problemem. Skup się na pomyśle, poświęć MIMO WSZELKICH mu tak dużo czasu i uwagi jak tylko możesz i postaPRZECIWNOŚCI” raj się dopracować go w najdrobniejszych szczegóNie zrażaj się niepowołach. Myśl „co?”, nie „jak?”. dzeniem. Pamiętaj o tym, że każdy problem da się rozwiązać, i to właśnie Twoim zadaniem jest do„NIECH GADAJĄ ” konanie tego. Musisz nieustannie dążyć do wyznaDo pewnego stopnia nie czonego celu, bo dzięki możesz przejmować się temu osiągniesz sukces. tym, co mówią inni. Ludzie lubią negować i wyśmiewać cudze pomysły, a to potrafi mocno zdemotyZ racji ograniczeń dla wować do pracy. Kieruj się wielkości tego artykułu sercem, nie zapominając o nie jestem w stanie dochłodnej analizie. kładniej opisać Ci mojego przepisu na realizacje ma„ROZGLĄDNIJ SIĘ” rzeń – tak marzeń, bo nimi są nasze pomysły – mam Gdy przyjdzie czas na jednak nadzieję, iż te czterealizacje, a Ty staniesz ry krótkie rady pomogą Ci przed zadaniem wykona- w przyszłości zrealizować nia pewnej czynności, nie wszelkie plany, projekty zapomnij rozejrzeć się do- oraz cele. I pamiętaj – nie okoła. Może się to wyda- ma rzeczy niemożliwych… wać śmieszne, ale wierz mi – wiele rzeczy, potrzebnych do urzeczywistnienia Twoich pomysłów jest blisko Ciebie, musisz je tylko zauważyć. surkim

[11]


młodzieżowe

miniprzedsiębiorstwo czyli poczuj się jak

prawdziwy biznesmen – płać ZUS i wypełniaj papiery

W ostatnim czasie coraz częściej słychać o miniprzedsiębiorstwach, działających na terenie naszej szkoły. Wielu z Was zastanawia się pewnie, o co w tym wszystkim chodzi i kto to wymyślił – stąd ten oto artykuł, w którym postaram się Wam przybliżyć cały projekt „Szkoła praktycznej ekonomii”, jak również pokrótce opisać miniprzedsiębiorstwa, które powstały w tym roku w „Żeromskim”. „Szkoła praktycznej ekonomii – młodzieżowe miniprzedsiębiorstwo” to nowy projekt Fundacji Młodzieżowej Przedsiębiorczości, który, jak piszą jego autorzy, ma na celu „opracowanie i wprowadzenie innowacyjnych narzędzi do zajęć z przedmiotu ekonomia w praktyce oraz zwiększenie skuteczności edukacji uczniów szkół ponadgimnazjalnych poprzez kształtowanie kluczowych kompetencji, takich jak inicjatywność i przedsiębiorczość”. W skrócie – poczuj się jak prawdziwy przedsiębiorca i poznaj „od kuchni” funkcjonowanie własnej firmy. Cały projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Eu-

[12]

ropejskiego Funduszu Społecznego. Polega on na założeniu własnego miniprzedsiębiorstwa, działającego na terenie szkoły i jej okolic, które zajmować się będzie produkcją bądź świadczeniem usług. Każda firma składa się z wspólników, spośród których wybiera się 5 dyrektorów: naczelnego, finansowego, ds. produkcji, organizacji i marketingu. To ich zadaniem jest trzymanie spółki w całości, zajmowanie się finansami, nadzór nad produkcją, dbanie dobrą organizację oraz odpowiednią reklamę. Warto wspomnieć, że każde miniprzedsiębiorstwo działa na wzór spółki jawnej, co łączy się oczywiście z toną umów, faktur i innego rodzaju rozliczeń, jak również z odprowadzaniem VAT-u, składek ZUS czy podatku dochodowego. Cóż – życie przedsiębiorcy nie jest usłane różami, chyba że jesteś ogrodnikiem…

$

Druk Yourself

To miniprzedsiębiorstwo stworzone przez dziewczyny z klasy 2B, które zajmuje się tworzeniem koszulek z oryginalnymi napisami oraz barwieniem ich. To właśnie one zajęły się przygotowaniem nagród w tegorocznych „Żeromkach” – plebiscycie na najlepszych nauczycieli w danych kategoriach. Na pytanie co planują w przyszłości, bez zastanowienia powiedziały: „Nasze plany na przyszłość to podbicie świata mody i skromny, ale klimatyczny butik na Oxford Street obok Hard Rock Cafe” – nic dodać, nic ująć. Możecie się z nimi kontaktować osobiście, przez Facebooka bądź też e-mailem: druk. yourself@onet.pl . Z tego co się dowiedziałem, dziewczyny pracują również nad stroną internetową, która już niedługo ujrzy światło dzienne. Podsumowując, jeżeli chcesz się wyróżniać Ogrodnictwa co prawda z tłumu i nie odpowiada Ci nie ma, ale w tym roku na te- mainstream, zamów koszulrenie naszej szkoły powstały kę w Druk Yourself! aż 4 miniprzedsiębiorstwa, z których każde zajęło się wytwarzaniem innego rodzaju produktu. Postanowiłem porozmawiać z każdym z nich by przybliżyć pokrótce, Czyli rakietowa królowa co oferują. w akcji! To miniprzedsiębiorstwo zajęło się produk-

RocketQueen

surkim


cją gier komputerowym. Czyżby słynne „z motyką na słońce”? Moim zdaniem nie do końca – ale od początku. RocketQueen to jedno z dwóch firm, które powstało w klasie 2A. W rozmowie z nimi dowiedziałem się, że pomysł na „firmę” powstał już kilka miesięcy temu, jednak dopiero teraz, przy okazji „Szkoły praktycznej ekonomii”, udało się go urzeczywistnić. Jak sami mówią – projekt ten ma na celu głównie podniesienie ich umiejętności w dziedzinie animacji, grafiki 2D, 3D jak i wielu innych zagadnień. Miałem możliwość zagrania już w kilka ich produkcji i w mojej subiektywnej ocenie są naprawdę dobre. Więcej o firmie możecie znaleźć na ich stronie www. rocketqueen.pl - tam też znajdziecie do pobrania ich pierwsze gry. RocketQueen – tu GRY się robi!

Dama Pik To drugie miniprzedsiębiorstwo, które powstało w klasie 2A. Zajmuje się ono, jak mówią jej twórcy, produkcją całkowicie spersonalizowanych kart do gier. Na moje pytanie „A tak dokładniej?” usłyszałem kilkustronicowy opis całej firmy, jej produktów i planów, stąd

postanowiłem streścić to w jednym zdaniu. Jeżeli marzyłeś kiedyś o zostaniu królem, asem bądź inną postacią znaną z gier karcianych lub też chciałbyś rozegrać niezapomnianą partyjkę pokera „za pomocą” swoich znajomych, to nic trudnego – Dama Pik przygotuje dla Ciebie specjalną talię kart, na której możesz umieścić wszystko to co tylko zapragniesz, jedynym ograniczeniem jest Twoja wyobraźnia. W mojej opinii pomysł bardzo ciekawy, tylko czy uda im się znaleźć odpowiednią liczbę zainteresowanych? Zobaczymy, na razie możecie zostać ich pierwszymi klientami, kontaktując się osobiście, lub za pomocą poczty elektronicznej (damapik .kar ty@gmail.com). Dama Pik – Nowa Jakość Gry.

Lorem Ipsum No i na sam koniec któż by inny, jak nie nasze stare dobre LI, działające od tego roku pod szyldem miniprzedsiębiorstwa. Nie chciałem sam pisać o firmie, którą również tworzę, stąd postanowiłem zapytać o to naszą Panią Dyrektor Naczelną, która w bardzo krótki sposób odpowiedziała na moje pytanie o Lorem Ipsum: –

surkim

Jak założyć i prowadzić własne pismo? – to już wiemy. Chcieliśmy również spojrzeć na nasz pomysł jako na potencjalną firmę. Odkąd Lorem Ipsum stało się również przedsiębiorstwem, pięciokrotnie wzrosła ilość naszych obowiązków, jednak projekt własnej działalności wróży nam wzrost doświadczenia, na co tak bardzo liczymy.” Jeżeli chodzi o plany na przyszłość, to w grudniu czeka nas Szpalta – Wojewódzki Przegląd Pism Uczniowskich, no i oczywiście grudniowy numer LI, nad którym już powoli pracujemy. Podsumowując – 4 miniprzedsiębiorstwa ruszyły na podbój rynku. Czy uda się im zarobić, a produkty przez nich produkowane podbiją serca odbiorców i będą chętnie kupowane przez ich szerokie grono? O tym przekonamy się już niebawem, śledząc rozwój każdego z nich. Nagroda, w postaci wyjazdu do Warszawy na finał programu „Szkoła praktycznej ekonomii – młodzieżowe miniprzedsiębiorstwo” czeka, ale czy uda się to któreś ze spółek, pracujących na terenie Żeromskiego? O tym zadecydujemy my wszyscy, kupując produkty naszych szkolnych firm.

[13]


EP/lp r r muzyczne refleksje i recenzje

Listy przebojów „Zetki” i RMF FM wyglądają niemal identycznie. Zagraniczne numery to faktycznie przeboje, gorsze lub lepsze, ale muzycznie uczciwe i radiowe. Rodzimi artyści idą za to na łatwiznę i albo serwują nam odgrzewanego po raz tysięczny kotleta (Pectus, czy Rafał Brzozowski), albo zapraszają na weselną potańcówkę (Enej), albo straszą grafomańskimi tekstami (Wilki, czy Ewelina Lisowska). W tym roku tylko Ani Dąbrowskiej udało się wydać znakomitą, stricte-popową płytę, znów w swoim uroczym, lekko jazzowym retro-stylu. „Bawię się świetnie” pełne jest świetnych, przebojowych kompozycji, ciepłego głosu wokalistki i nowoczesnych, światowych rozwiązań. Jest tylko jeden problem. Nikt Ani Dąbrowskiej na listy przebojów Zetki i RMF FM zaprosić nie chce.

Nowa płyta Voo Voo, czyli „Nowa płyta”, jest niestety średnia. To kawałek sympatycznego, polskiego blues’a z fajnymi gitarami i jak zwykle – świetnymi tekstami. Ale brakuje mi tej legendarnej już dla zespołu improwizacji. Brakuje jazzowych, czy elektronicznych smaczków. Brakuje jakiegoś szaleństwa, tak jak na „Voo Voo z kobietami”, czy „Samo Voo Voo”. Bez polotu ta nowa płyta.

[14]

Za to polscy raperzy zaskakują bardzo mocno. Donatan i jego „Równonoc” to eksperyment naprawdę udany. Znakomicie połączony rodzimy folk z intensywnymi bitami, ciekawe teksty, związane z słowiańską kulturą oraz masa zaproszonych gości, którzy odwalili kawał świetnej roboty i mamy jedną z najciekawszych płyt hiphopowych tego wieku. „Rekontakt” Pokahontaz, czyli Fokusa i Rahima, to równie dobry album. Mocny, dubstepowy, kanciasty, z dosadnymi wersami (rozpoczynający krążek „Rekontakt”, czy „Beka”). Pezetowi taki rap nie wyszedł. Byłym członkom Paktofoniki na szczęście tak. Dobre electro to recepta na późnojesienne smutki. Z takiego założenia wyszedłem i po przesłuchaniu „18 Months” Calvina Harrisa stałem się jeszcze smutniejszy. Niestety – nudniejsze to od flaków z olejem, energetycznego kopa nie dostałem, usłyszałem za to drugiego Davida Guettę i przewidywalne „umca-umca”. Pomijam fakt, że singiel „We Found Love” ma już grubo ponad rok i wydanie go na tym albumie jest słabym żartem. Ale postanowiłem dać światu electro drugą szansę i tym razem wybrałem francuskiego DJa – Vitalic i jego „Rave Age”.

blzzard

Przyznaję – „Rave Kids Go”, czy „No More Sleep” niszczą mózg i miażdżą bębenki. Tak pozytywnie. Świetne na mocne, electroclashowe imprezy. I na późnojesienne smutki.

A dla tych, którzy mocno podbitych basem kompozycji nie lubią, znajdzie się coś przyjemnego, niezobowiązującego i łatwego w odsłuchu. Moullinex i jego „Flora” to płyta strasznie bujająca, utrzymana w stylistyce nu-disco/nu-funku. Szczególnie „Deja vu”, czy „Maniac” przypominają późne lata 70., dyskotekową kulę i unowocześnioną „Gorączkę sobotniej nocy”. Na długi, listopadowy wieczór idealne. Nazwa jak niemieckie miasteczko, pochodzenie: Francja, gatunek muzyczny: brytyjski indie rock. Mowa o Baden Baden, którzy, mam nadzieję, namieszają na scenie alternatywnej swoim pierwszym longplayem – „Coline”. Płyta jest przepiękna. „Good Heart”, czy „78” są pełne emocji, świetnie skomponowane i zaśpiewane. To rock, który osobiście uwielbiam, rock, który ciężko napisać, bo łatwo nim zanudzić, jeśli gitarowe tło utworu zbyt mocno się rozmywa. Ale jeśli ma się siłę rażenia Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii – nie ma się co dziwić. Gorąco polecam.


HEY

maria peszek

DO RYCERZY, DO SZLACHTY, DOO MIESZCZAN

jezus maria peszek Jeśli jesteś mocno wierzący, uważasz się za patriotę lub nie lubisz, gdy ktoś mówi o śmierci i depresji – odpuść sobie. „Jezus Maria Peszek” nie jest dla Ciebie. Ten koncept-album to manifest Marii Peszek – antypatriotki, ateistki, obywatelki wściekłej na Polskę, kobiety, która czasem wolałaby umrzeć. Strasznie gorzkie teksty są znakomicie napisane, z wieloma przewrotnymi grami słów, mocnymi, turpistycznymi metaforami, przeszarżowanymi, depresyjnymi frazami. Przedstawiają polską rzeczywistość z perspektywy człowieka nieprzynależącego ani do Kościoła, ani nawet do Polski. Nie każdy jest w stanie zaakceptować ten rodzaj prowokacji (wystarczy przytoczyć choćby tytuł jednej z piosenek: „Pan nie jest moim pasterzem”, czy tekst „Szarej flagi”: męczy mnie Polska, wisi mi krzyż). „Zejście awaryjne”, „Żwir”, czy „Nie ogarniam” to utwory świetne, ale nie chciałbym ich usłyszeć mając choć maleńkiego doła. Daje się usłyszeć także znakomite aranże: raz tylko na fortepian, raz lekko elektroniczne, raz drapieżnie rockowe, psychodeliczne. Płyta genialna w swojej makabryczności.

CRYSTAL CASTLES CRYSTAL CASTLES (iii) Niektórzy nazywają ich mordercami muzyki. Inni - geniuszami nowoczesnej elektroniki. Trzeci album kanadyjskiego Crystal Castles to kontynuacja poprzednich dokonań. Nadal potok 8-bitowych dźwięków, zimnych, „fabrycznych” syntezatorów i bardzo oryginalnie poukładanych sampli kłuje w uszy, sprawiając wielu osobom niemałą przyjemność. „Kerosene”, czy „Affection” wzbogacone ciekawymi, melodyjnymi motywami i przeskokami w bitach są idealne do chillu, „Sad Eyes” i „Mercenary” to ukłony do wschodnioeuropejskiego synthpopu z lat 80. (być może dlatego, że płyta była nagrywana w Warszawie), „Child I Will Hurt You” jest świetną, tu zaskoczenie: elektroniczną balladą, zaś „Telepath”, „Insulin” to typowe mroczno-imprezowe „bangery”. Bardzo dużo udanych kompozycji , trochę to wszystko powtarzalne, ale ogólnie: cieszy. Dziwaczność, o ile nie przerysowana i kiczowata, jest teraz w cenie. Crystal Castles po raz trzeci wyszło.

blizzard

Niezmiennie zaskakują. Każda nowa płyta Hey’a tak bardzo różni się od poprzedniej, że gdyby nie charakterystyczny głos Katarzyny Nosowskiej, można by się nie domyślić, że to oni. Panowie z zespołu bawią się rockiem, Nosowska językiem polskim i znów mamy znakomity album. Słychać muzyczne odniesienia do Radiohead, Sigur Rósa, czy Bjork, charakterystycznie poprzesuwaną w kompozycji perkusję, delikatnie pulsującą elektronikę, eksperymenty z linią melodyczną. Nosowską znów krytykuje się za infantylność, słabe, powtarzalne teksty. Mi ta poetyka, zabawa słowem, naszym pięknym, choć bardzo trudnym dla tekściarzy językiem bardzo się podoba. Najjaśniejszymi punktami albumu są: „Bez chorągwi” z idealnym elektronicznym motywem i przebojowym wręcz refrenem, „Co tam?”, którego świetny, gitarowy riff przypomina mi stare dokonania bandu i „Wilk vs. Kot” z raz kojącym, raz niepokojącym głosem liderki zespołu. Lubię ich odwagę. Tą płytą obronili swoje miejsce na tronie. Są królami polskiego rocka i chyba długo się to nie zmieni.

[15]


La Défense Niezwykła dzielnica Paryża

Patrząc na rzeźbę jednego ze swoich ulubionych artystów nie tylko popa-

dam w zachwyt, lecz również dostrzegam, jak kontrastuje z ultranowoczesną szklaną architekturą La Défense. Stoję w zatłoczonym wagonie linii numer 1. W uszach dźwięczą mi charakterystyczne dla wielkich miast odgłosy jadącego metra. Brzmią niczym hipnotyzująca muzyka, jednak dla większości stojących wokół mnie Paryżan

stanowią już tylko rutynę. Po chwili przypominam sobie, że jadę jedną z najstarszych linii podziemnej kolei. Jednak nie to jest najbardziej ekscytujące – przecież zmierzam do jednego z najcudowniejszych miejsc stolicy Francji. Pojazd

[16]

surreal

wjeżdża na dziewiątą stację od Pól Elizejskich. Wysiadam. Szybkim krokiem udaję się w stronę schodów. Tak! Jestem na miejscu! To promenada La Défense – miejsce wizualnej uczty każdego estety czy miłośnika sztuki nowoczesnej.


Zdjęcia autorstwa redaktor surreal

Pierwszym obiektem, który nie może umknąć mojej uwadze jest Grande Arche de la Fraternité, czyli Wielki Łuk Braterstwa, uważany za współczesną wersję słynnego XIX-wiecznego Łuku Triumfalnego. Zbudowany w zachodniej części dzielnicy ogromny monument tworzy paryską Oś Historyczną wraz z Luwrem oraz wspomnianym już L’Arc de Triomphe. Został zaprojektowany przez duńskiego architekta Johanna Otto von Spreckelsena. Do jego budowy użyto 300 000 ton betonu, elewację pokryto hektarami szkła, a w środku zainstalowano 4 przeszklone windy. Jego wymiary sprawiają, iż swoim kształtem przypomina sześcian. Wielki Łuk nie jest jednak tylko i wyłącznie stojąca sobie od tak bryłą – w jego wnętrzu znajdują się biura, galeria sztuki nowoczesnej, muzeum komputerów oraz restauracja. Ponadto stanowi symbol idei ochrony praw człowieka oraz humanitaryzmu.

tysty Vassilakisa Takisa. Dzieło nosi nazwę „Arbres lumineux”. Jest to kompleks niezwykłych rzeźb- różnej wysokości metalowych prętów zwieńczonych kolorowymi geometrycznymi kształtami. Wracam na promenadę. Idąc na wschód dzielnicy zauważam kolejny interesujący obiekt w pobliżu wyjścia ze stacji metra. Zastanawiam się, jak mogłam go wcześniej nie zauważyć, zwłaszcza, że owa rzeźba zdecydowanie nie należy do niepozornych. Mowa o słynnym ogromnym kciuku autorstwa francuskiego rzeźbiarza Césara. Dzieło nawiązuje do gestu władców rzymskich, którzy opuszczając lub wznosząc kciuk decydowali o losie gladiatora walczącego na arenie. César, jako przedstawiciel francuskiego Nowego Realizmu przedstawił kciuk z niesamowitą dokładnościąprzechadzając się wokół rzeźby z łatwością zauważam linie papilarne czy pory skóry.

Idę dalej. Przekraczam Idąc na wschód zmierzam schody Grande Arche, a moim w stronę „Deux Personnages oczom ukazuje się nietuzin- Fantastiques”, obiektu stwokowa instalacja greckiego ar- rzonego przez słynnego ka-

surreal

talońskiego malarza i rzeźbiarza – Joana Miró. Rzeźba jest tak charakterystyczna dla stylu artysty, iż nawet ze sporej odległości potrafię określić jej autora. Mająca kilkanaście metrów praca została wykonana z żywicy poliestrowej oraz pomalowana w trzech kolorach często obecnych w twórczości Miró – żółtym, niebieskim i czerwonym. Podobnie jak inne dzieła autora, „Deux Personnages Fantastiques” również przywołuje skojarzenie z pracami małego dziecka pełnego nieskalanej światem dorosłych wyobraźni. Patrząc na rzeźbę jednego ze swoich ulubionych artystów nie tylko popadam w zachwyt, lecz również dostrzegam, jak kontrastuje z ultranowoczesną szklaną architekturą La Défense. Patrzę na zegarek. Niestety pora już wracać. Zmierzając w stronę stacji metra widzę przepiękny zachód słońca. Szare chmury z refleksami różu rozpościerające się za Wielkim Łukiem dodając budowli jeszcze więcej uroku. Wchodząc do wagonu linii numer 1 mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę...

[17]


zagadki żeroma

K

kryminalne

o dwóch niezwykłych miejscach z których jedno odchodzi w zapomnienie, a drugie przeżywa swój renesans.

W każdej szkole są takie drzwi, których raczej nie można otworzyć. Klucze do tych ukrytych królestw dzierżą bowiem Panie sprzątaczki. Oczywiście, jeśli już odkryjemy, że tak jest, wystarczy pójść ładnie i uśmiechnąć się do Pań. Wtedy dostajemy klucze do wielkich i nieznanych otchłani. Do miejsc, gdzie znika część historii naszej szkoły. Pisaliśmy już o piwnicy, miejscu, gdzie

i cicho stoją drzwi z wdzięcznym numerkiem 100. Są trochę smutne i niezauważalne. Mało kogo już intrygują ponieważ całe zbladły i wtopiły się w ścianę. Posiadając klucze można jednak obudzić je ze snu. Gwarantuję, że zaskrzypią z zadowolenia podczas otwierania się. Przed nami ukazuje się malutki kantorek o zielonym kolorze. Do niedawna zagracony, teraz już wysprzątany i czekający na remont. To właśnie w tym miejscu już niedługo Lorem Ipsum będzie miało swoją stałą siedzibę. Dzięki kilku osobom to miejsce odblask i będzie służyło strażniku przeszłości” zyska wdzięcznie nowym pokoleniom dziennikarzy w naszej można odkryć jak wygląda- szkole. ła szkoła kilka bądź kilkanaście lat temu. Teraz czas na odkrycie nieznanych ksiąg, których nie zostawią już po sobie nowe pokolenia. Pokój z numerkiem 100 ma swojego brata bliźniaka piętro wyżej. Żyją tak blisko siebie, od urodzenia rozdzieleni grubą warstwą betonu. Jednakże drzwiom z piętra wyżej, z tęsknoty za bratem odpadła tabliczka i pełnią Gdy z magicznymi klu- teraz jedynie rolę bezimienczami w ręce dostaniemy się nego strażnika. Co ciekapo zabójczych schodach (do we kryją za sobą prawdziktórych nawet przez 3 lata we skarby. To istny wehikuł nauki nie można się przy- czasu w naszej szkole. Jeśli zwyczaić) na drugie piętro, chcemy cofnąć się i poznać będziemy już blisko. Na lewo jak kształtowała się obecna od sali biologicznej skromnie pozycja Żeromskiego w czo-

„Pamiętajmy o naszym

anonimowym

Sala xxx

Sala 100

[18]

ordog

łówce najlepszych szkół, jest to odpowiednie miejsce. W tym właśnie miejscu znajdują się najstarsze ze starych dzienników. Jeśli wciąż słyszycie, że „Ja w Twoim wieku to się uczyłem”, a dziwnym zbiegiem okoliczności Wasz rodzic chodził do Żeroma, zapytajcie Dyrekcji, może uda się Wam poznać prawdę.

Ostatni ślad przeszłości

Wycieczka dobiega końca. Klucze należy oddać paniom sprzątaczkom. Za miesiąc znów otworzymy drzwi numer 100. Wtedy to odkryją przed nami one swoje nowe oblicze. Pamiętajmy natomiast o naszym anonimowym strażniku przeszłości. Za nim kryją się tajemnice pracy uczniów i nauczycieli. Za nim kryje się kawałek historii. Pamiętajmy, że po nas nie zostaną już papierowe dowody. Wszystko zamknie się na jednej płycie, czy dysku twardym. Nie zobaczymy sznureczka czerwonych jedynek, ani też zapisanych ołówkiem nieprzygotowań. O ileż nasza przeszłość staje się uboższa bez tych ksiąg... cóż, przynajmniej ratujemy nasze wspaniałe drzewa.


projektanci, jakich nie znacie Babeczki, samolot i Versace. Co mają ze sobą wspólnego?

Największe koncerny modowe coraz bardziej wykraczają poza swoje kompetencje. Przestało zadowalać ich projektowanie garderoby i kreacji z czerwonego dywanu. Możemy ich spotkać w coraz bardziej zadziwiających dziedzinach życia. Czyżby kryzys dotykał nawet królów „dziesiątej muzy”- mody i zmuszał ich do zejścia z mediolańskiego Olimpu i szukania klientów nie tylko w butikach? Oprócz ich ubrań, biżuterii czy butów i torebek, piękni i bogaci mogą pozwolić sobie od jakiegoś czasu na sygnowane telefony (Motorola Sidekick od Diane Furstenberg), Mercedesa pokrytego kryształkami Swarovskiego (którego logo nota bene można spotkać chyba najczęściej w fuzji z innymi markami), czy akcesoria papiernicze od Louis Vuitton. Dyrektorzy ostatniego, kultowego LV, królestwa walizek, powiedzieli kiedyś, że jeżeli firma wyprodukuje własny zapach, będzie to oznaczać, że jest w dużych tarapatach... Właśnie w tym roku Dyr. Kreatywny, Marc Jacobs zapowiedział powstawanie pierwszych perfum marki… To wszystko jednak nie robi na nas szczególnego wrażenia, gdyż jest zjawiskiem od dawna powszechnym. Postanowiłam

Was jednak zaskoczyć. Jeżeli ktoś z Was wybierze się kiedyś w podróż transkontynentalną samolotem linii Sinagapore Airlines, uznawanymi za najbardziej komfortowe na świecie, niech koniecznie zwróci uwagę na to, na czym siedzi. Otóż fotele, dywaniki i w ogóle wnętrza samolotów to projekt włoskiego duetu Dolce & Gabbana, z którym linie podjęły współpracę. Z kolei strefa VIP transoceanicznych Airbusów to ociekające luksusem wnętrza z pracowni Donatelli Versace. Najczęstszą współpracę z liniami lotniczymi, zwłaszcza niemieckimi, podejmuje koncern BMW, uświetniając klasę biznesową. Tyle o lataniu. Kolejnym trendem wśród modnych stało się projektowanie mebli. W końcu kto nie chciałby żyrandolu Swarovskiego, kanapy Roberto Cavalli (uwielbiającego zwierzęce motywy - pewnie każdy celebryta marzył o kanapie z węża, czy futrzanej tapecie w salonie), krzesła Moschino i tak dalej… Myślę że poważane dotąd firmy, zajmujące się projektowaniem wnętrz mogą obawiać się poważnej konkurencji- sygnowane wnętrze to kuszący kąsek dla każdego szanującego się milionera. Już dziś oblicza się, że sprzedaż mebli i dodat-

LOUTRE NOIRE

ków zaprojektowanych przez dyktatorów mody sięga kilkudziesięciu milionów dolarów rocznie (dla każdego nazwiska) i wciąż rośnie. Za ciosem poszła znana z kopiowania projektantów hiszpańska Zara, tworząc regularną linię z wyposażeniem domu Zara Home, co może stanowić nieco bardziej ekonomiczną alternatywę. Podobna idea, łączenia krawiectwa z innymi dziedzinami od dawna przyświeca Giorgio Armaniemu. Poszedł on jednak o krok dalej, a meblarstwo to dla niego chleb powszedni. Swoje nazwisko wypromował w wielu branżach: hotelarstwie, gastronomii i cukiernictwie. Anna Wintour ma ochotę na babeczkę? Tylko od Armaniego. Kto by się przejmował że za jej cenę mogłaby kupić obiad rodzinie z Etiopii. Chłopakom, których ukochane są fankami Giorgia, mogę polecić linię kwiaciarni Armani Flori. Taki bukiet kupi każde serce. Jak widać magia loga dociera coraz dalej. Czekam niecierpliwie na sygnowaną kawę, mąkę do ciasta i ręczniki kuchenne, aby na każdym centymetrze od razu było widać, kto może opływać w luksus.

[19]


aWlqetV kochamy kobiety o mężczyźnie, który stworzył cykl grafik, wobec których trudno być obojętnym

Jestem jedną z tych kobiet, które bezwstydnie przyznają się, że kochają kobiety. Kochają za tysiące lat egzystencji, setki emancypacji i dziesiątki dominacji nad mężczyznami. Kochają za ideę, formę i postać. Trudno jednak nie kochać bardziej mężczyzn, którzy o kobietach tworzą (tak pięknie) od zarania dziejów… Szczególnie Bruno Schulz, autor wciąż kontrowersyjnych, intrygujących i wieloznacznych grafik z cyklu „Xięga Bałwochwalcza”. Cykl ten powstał w latach 19201922 i wykonany został w niezwykłej metodzie cliché-verre, o której sam Schulz pisze: „Metoda, którą się posługuję, jest żmudna. Nie jest to akwaforta, ale tzw. cliché-verre – płyta szklana. Rysuje się igłą na warstwie czarnej żelatyny pokrywającej szkło, w ten sposób otrzymany negatywny, przeświecający rysunek traktuje się jak negatyw fotograficzny, tj. kopiuje się w ramce fotogr. na papierze światłoczułym, wywołuje, utrwala i zmywa – proceder jak przy odbitkach fotograficznych – koszt znaczny – praca także”*. Schulz stworzył w tym wydaniu

[20]

BELLITUDINIS


kilkadziesiąt grafik, jednak do dziś za- lających się u stóp kobiet znajdziemy chowało się wyłącznie kilkanaście. autoportret artysty, jednak można cały cykl również interpretować jako Naga kobieta na gałęzi, której tytułowy hołd, jaki Schulz składa kojedną stopę całuje mężczyzna, a drugą bietom, ich seksualności i naturze. pieści anioł to losowa grafika z tego Witkacy mówił o nim: „Specjalność cyklu, która pokazuje najistotniejsze jego [...] to sadyzm kobiecy, połączocechy charakterystyczne dla wszyst- ny z męskim masochizmem”. Jakkolkich kolejnych. Główną tematyką ry- wiek by tej serii nie interpretować, cin jest bałwochwalczy hołd składany pomieszanie fantazji, realiów i grotewyidealizowanej kobiecie przez istotę ski, budzi niezwykłe zainteresowanie niższą, jaką jest mężczyzna. Kobieta i ciekawość odbiorców. ukazywana jest jako postać władcza, dominująca, centralnie ukazana w ob- Już od początku listopada nierazach, zaś mężczyzna jako jej sługa, mal kompletny cykl prac Brunona oblubieniec, piewca. Schulz operu- Schulza „Xiega Bałwochwalcza” możje kontrastem, parabolizuje wielkość na zobaczyć na wystawie, zorganizoi piękno kobiety, mężczyzn zaś defor- wanej z okazji 120. rocznicy urodzin muje, karykaturuje, nadaje im zwie- i 70. rocznicy śmierci artysty, w Murzęcy wygląd. Na tych grafikach to zeum Narodowym w Krakowie. A ja właśnie kobiety są ukazane jako bó- proponuję zakup albumu ze zbiorem stwa, zmysłowe, czasem wręcz per- grafik z cyklu „Xięga Bałwochwalcza” wersyjne i władcze, co podkreśla ich na prezent dla swojej drugiej połówki mimika, pozy, gesty, rekwizyty. –dla kobiet jako odę, dla mężczyzn – exemplum. Kim jest mężczyzna, kim jest autor, który tworzy takie obrazy? Z pew- * B runo S chul z . X ięga bałwochwalcza , nością duży wpływ na tę twórczość pod red . J erzego F icowskiego . W arsza ma erotyzm i fetysze artysty, często wa : W ydawnictwo I nterpress , 1988, ISBN bowiem w twarzach mężczyzn pochy- 83-223-2419-7, s . 41–42.)

bellitudinis

[21]


V

adaptacja

WARTO oderwać się na chwilę od książek

i spędzić wieczór z kimś lub samotnie oglądając „Adaptację”.

– „Czy moja łysa pała zrodzi jakiś pomysł?” – często myślałabym pewnie jak on, gdybym była łysa. – „Będąc szczęśliwym, miałbym włosy. Życie jest krótkie. Trzeba korzystać.” – ten monolog scenarzysty (Nicolas Cage), którego zadaniem stało się zaadaptowanie na potrzeby filmu książki „Złodziej orchidei” Susan Orlean, otwiera obraz Spike Jonze’a z 2002 r. pt. „Adaptacja”.

glądów nieudacznego scenarzysty na sztukę.

Słowo „adaptacja” ma wiele znaczeń. Tu rozumieć można je w dwóch. Z jednej strony jest opisem trudności i długiej mordęgi Kaufmana z ekranizacją książki, ale tym samym pokazuje dostosowanie się twórców do środowiska Hollywood. Problem masowości filmowego przemysłu, powtarzalności fabuły i komercyjKto już wcześniej miał okazję spotkać się ności świetnie uosobiono postacią Donalda. ze sztuką reżysera współpracującego z Charliem Kaufmanem dobrze wie, że po owej Ostatnie chwile filmu ukazują całą prostodwójce można spodziewać się wielu nietu- tę i sprzedajność kina, gdy akcja z powolnych zinkowych pomysłów. Takich jak choćby na- dialogów i nudnawej czasem treści staje się pisanie scenariusza o sobie samym niepotra- kalejdoskopem zdarzeń, złożeniem sensafiącym napisać scenariusza, czy stworzenie cji, dramatu, ataków dzikich zwierząt, pościsobie fikcyjnego brata bliźniaka - Donalda, gów i uniesień pełnych złotych myśli, np. który w 2003 roku został nominowany razem Meryl Streep w roli Susan Orlean mówiąca z Charliem do Oscara, naprawdę nie istniejąc. o nowym narodzeniu, czy dwóch Nicolasów Cage’ów rozmawiających o pięknie miłości. W filmie przeplatają się dwa wątki – jeden z życia wspomnianego, nieudacznego Uwadze nie może umknąć jednak uhonofilmowego twórcy i jego bliźniaka, drugi z ży- rowany Oscarem Chris Cooper, który wcielił cia pisarki Susan Orlean zafascynowanej po- się w rolę poszukiwacza orchidei. Urzekający stacią Johna Laroche – pasjonata kwiatów. mężczyzna z zadziornym charakterem byłby w stanie podbić wiele kobiecych serc, nawet bez Scenarzysta pochłonięty przez książkę i tak dwóch przednich zębów. Nie ma bowiem znanie jest w stanie zrodzić w sobie doskonałe- czenia, czy opowiada o swoim życiu, kwiatach go pomysłu na adaptację. Boi się spłaszczenia czy porno, ważne jednak jest to, jak opowiada. dzieła. Obawia się, że nigdy nie sprosta zadaniu, bo nie jest w stanie poznać wszystkich Myślę, że warto oderwać się na chwilę uczuć autorki. Żyje w artystycznej pustce, z któ- od książek i spędzić wieczór z kimś lub sarej nie potrafi za nic się wydostać. Jego myśli motnie oglądając „Adaptację”. Wiem, że za bez przerwy krążą wśród wstydu, łysienia i oty- jakiś czas sama do niej wrócę, ale tak mam, łości. Cały problem pogłębia się, bo Charlie jest gdy mnie jakaś rzecz bezgranicznie poświadkiem narodzin talentu w jego bracie, któ- chłania. Gdy pod wierzchnią warstwą znajry z powodzeniem tworzy komercyjną histo- duje się jeszcze jedna. Zawsze jest wtedy rię, będącą całkowitym przeciwieństwem po- powód, by powrócić i odkrywać kolejne.

[22]

Fleur Schiller


górale żywieccy i ich zwyczaje

folklorystyczne

t

historie

Górale w Polsce są jednoznacznie kojarzeni z Podhalem i Tatrami, co mocno mija się z prawdą, a jest bardzo mocno zakorzenione w świadomości kulturowej Polaków.

la z białą kryzą i zdobionymi mankietami, aksamitny, haftowany gorset, czerwone korale i wstążka wpleciona w warkocz.

Czym zajmowali się górale żywieccy? Początek listopada W naszym kraju istniało jesz- przeżywali podobnie do nas. cze w XX w. od kilkunastu do Na kilka dni przed uroczykilkudziesięciu grup etnicznych, stością Wszystkich Świętych które dziś nazwalibyśmy góralami. Geograficznie i personalnie górale solidnie czyścili i oponajbliżsi mniesą górale żywiec- rządzali groby, przykrywano je cy, których zwyczaje chciałbym następnie gałązkami jedliny, ubierano barwnymi bukietami przybliżyć czytelnikom. i wieńcami z bibułkowych kwiaStrój górali żywieckich jest tów, co nawet tak smutnemu, dość charakterystyczny, lecz szaremu miejscu dodawało żypodobny zarazem do ubioru in- cia. W dzień świąteczny wszystnych grup zamieszkujących Be- kie prace na cmentarzu były skidy. Mężczyźni nosili czarne ukończone, zapalano jedynie kapelusze z czerwonym sznur- liczne światła. W domach przed kiem i obszyciem, białe, lnia- pójściem spać przygotowywane koszule, brucliki (kamizelki) no na stole posiłek – chleb, sól w kolorach czerwonym lub nie- i wodę, aby zmarli, jeśli przybębieskim, białe, wełniane portki, dą, mogli się posilić i odpocząć. pasy zapinane na trzy lub cztery Przez 24 godziny posiłek i wolklamry, wełniane kopytka (czyli ne krzesła przy stole czekały na po prostu skarpety) i skórzane odwiedziny, a domownicy baczkierpce. Garderoba kobiet już nie obserwowali, aby nie pood dawien dawna była obszer- minąć śladów i znaków pozoniejsza więc nie powinno dzi- stawionych przez przybyszów wić, że strój góralek był bar- z przeszłości. We Wszystkich dziej złożony. Składały się na Świętych o zmarłych mówiło niego kierpce i kopytka, halka, się z szacunkiem i serdecznym spódnica obsiana kwiecistymi uczuciem. Wierzono, że ich duwzorami, zapaska, biała koszu- sze przybywają w tym czasie

smutny kamień

z zaświatów pod dachy rodzinnych domów i pozostają w nich przez cały tydzień. Z tego powodu zabraniano członkom rodziny zbytnio się oddalać od własnych domów, zapuszczać do lasu, zwalać drzewa i grabić liści. Powiadano, że dusze przebywają głównie w lasach. Silnie zakorzeniło się również wierzenie, że w Nocy ze Wszystkich Świętych na Dzień Zaduszny dusze zmarłych parafian w procesji prowadzonej przez zmarłych księży udawały się z cmentarza do kościoła na swoje doroczne nabożeństwo. Kolejne jesienne dni upływały pod znakiem prac domowych, których wykonywanie nie było możliwe na wiosnę i latem z powodu obowiązków polowych. Kobiety tworzyły kolorowe kompozycje z kwiatów bibułkowych – bukiety, wianki, łańcuchy, ozdoby na choinkę (motylki oblewane parafiną), panienki, kule i girlandy. Ozdabiano nimi na czas Godnych Świąt (Świąt Bożego Narodzenia) obrazy, kąty i ściany, żeby przypominały swymi kolorowymi barwami o wielkiej radości i nadchodzącym czasie świętowania.

[23]


literatura umarła

N

Nagie, obojętne

ciała, rozrzucone w arkadyjskiej przestrzeni adriatyckiej wysepki, czytały - książkę! „ Nie ma autorki, która piękniej opowiadałaby o śmierci (książek) niż Dubravka Ugresic, która pytana o tożsamość narodową, odpowiada, że jest kobietą i pisarką. Ta chorwacka eseistka zdradza (prawie) wszystkie sekrety mechanizmu zachodniego rynku literackiego w zbiorze opowiadań pod tytułem „Czystanie wzbronione”. Ta pozycja to trzydzieści dwa doskonałe eseje, w których autorka przelewa na papier gorzko-słodkie realia dzisiejszego świata literatury. I mimo, że książkę czytałam z zapartym tchem, co kolejny rozdział drżałam na myśl, że to prawda, że „Literatura umiera!”. Przedmiotem refleksji autorki jest przede wszystkim skomercjalizowany światek literacki, w którym pisarze intelektualiści, pisarze z pasją, pisarze, którzy pisali dla swoich czytelników, są dziś gatunkiem zagrożonym. Opowiada o, zdawałoby się, antyutopijnym świecie rodem z „451 stopni Fahrenheita” Bradbury’ego, gdzie książki były masowo palone, zabijane ogniem, dziś zaś – pie-

niądzem. Pieniądz bowiem, a co dalej za nim idzie: blichtr, sława, prestiż, renoma, stały się główną walutą w świecie literackim. Jego mistrzami – „producenci książek”, agenci, redaktorzy, menadżerowie, właściciele wielkich korporacji wydawniczych, wydarzeniami – ekstrawaganckie kampanie reklamowe, trzyminutowe promocje u wydawcy czy anonimowe spotkania autorskie, zaś bohaterami – nie pisarze, a dosłownie – „osoby piszące książki”, które, najprościej rzecz ujmując, przyniosą jak największy zysk.

Elementem zbędnym na tym „rynku” wydają się być zagubieni pisarze z pasją, Ci którzy wciąż wierzą w dawny porządek świata i czytelnicy, którzy właśnie tych pisarzy poszukują, bowiem w literaturze chcą znaleźć coś więcej poza efektownym blurbem (ang., krótki biogram i streszczenie książki na tylnej okładce) i zbiorem powtarzających się refleksji. Ugresic zalicza się do jednych z nich- do zagubionych czytelników i pisarzy, wypowiadając piękne słowa: „Jako czytelnik tęsknię

[24]

BELLITUDINIS

za swoim pisarzem. (…) Jako pisarz tęsknię za swoim czytelnikiem”.

W pamięci najbardziej pozostał mi rozdział „Eco wśród nudystów”, w którym autorka opowiada historię swojej wizyty na pewnej adriatyckiej wyspie, w okolicy której była wyspa okupowana przez nudystów. Gdy pewnego razu z ciekawości przypłynęła do brzegu owej wyspy, zaniemówiła ze zdziwienia, ujrzawszy nudystów czytających „Imię Róży” Umberto Eco. Jak pisze autorka: „Nagie, obojętne ciała, rozrzucone w arkadyjskiej przestrzeni adriatyckiej wysepki, czytały - książkę! Nagie ciała mogły kopulować, ziewać, dłubać w nosie, drapać się po siedzeniu, przeżuwać kanapki, wywlekając z nich skórki krajowego salami, chrapać, rozglądać się wokół, mogły, jak powiadam, wszystko. Ale nie! Nagie ciała czytały książkę!” Szkoda, że w dalszej części eseju, dowiadujemy się, że w kolejnym tygodniu nudyści masowo poświęcili się lekturze dzieł Paulo Coelho, jednak sama wizja nagich ciał czytających książki na skałach


Y

dziewczyny z kalendarza

spektAKL, który jest zabawny, lekki, sympatyczny, czasem smutny, dobrze zgrany (...)

adriatyckich wysepek, oczaroZdrady, intrygi, nagie kobiety, sława i pieniądze, wuje. a także żal po stracie bliPodczas lektury trudno się skiej osoby! To wszystko nie wystraszyć, uświadamia- Teatr Polski podaje swoim jąc sobie, jak często jesteśmy widzom w spektaklu Dziewofiarami marketingowych czyny z Kalendarza. Przedmanipulacji, która stała się stawienie Tomasza Dutkienajgroźniejszym dla ambitnej wicza opowiada o paniach, literatury narzędziem znisz- które pod wpływem silneczenia. Przeraża mnie fakt, jak go impulsu próbują wpleść pełnowartościowym towa- w swoje nudne życie nieco rem staje się książka, wyzbyta z subtelnego stylu, a nawet tego kontrowersyjnego, jednakże ciekawiącego swego czytelnika, która jest traktowana przez marketingowców jako produkt. Całkowite uprzedmiotowienie literatury, szaleństwa. Stąd dość niesprowadzenie jej poziomem typowy pomysł wyprodudo istoty ładnie wyglądające- kowania kalendarza z nad go i wygodnego (nie wymaga- wyraz odważnymi, acz subjącego zbytecznego myślenia) telnymi zdjęciami. mebla jest jednym z najwięk W Dziewczynach szych upadków dzisiejszego przeważa żartobliwy huświata. I choć istnieją takie mor, publiczność rechocze książki jak „Czytanie wzbro- przez większość czasu, bo i nione”, które nam to uświa- jest z czego. Słowne żarciki, damiają, raczej postawiają nas rubaszne kawały, zabawne w patowej sytuacji, ponieważ sytuacje wprawiają widza w jako czytelnik nie możemy stan lekkości ducha. Poruzrobić nic innego niż bojkoto- szany zostaje również temat wać nową literaturę, literaturę umierania, śmierci bliskiej 2.0, której sercem jest myśl osoby, który przy ogólnym rozbawieniu staje się raczej o zysku, a nie myśl pisarza.

problemem, z którym można pogodzić się po czasie. Tematów oraz wątków w tym spektaklu jest bardzo wiele. Pomimo, że ogląda się główną historię to każda postać opowiada również własną, co czyni sztukę o wiele ciekawszą. Właściwie to każda z tych opowieści znajduje na końcu rozwiązanie, dlatego ze spokojem

„Słowne żarciki, „Nie porywa serc, nie zachwyca, rubaszne kawały, nie zmusza zabawne sytuacje do płaczu” i wiele innych”

pedtifer

ducha można opuścić salę. Na szczególną uwagę zasługuje Jadwiga Grygierczyk, która w swojej roli jest niezwykła, tak inna od wszystkich poprzednich, niezwykła! W ogólnym zarysie, spektakl Dziewczyny z Kalendarza, jest zabawny, lekki, sympatyczny, czasem smutny, dobrze zagrany. Nie porywa serc, nie zachwyca, nie zmusza do płaczu. Można za to zastanowić się czy czasem nie warto zrobić w życiu czegoś szalonego!

[25]


j

Baldur’s Gate

Niedługo minie 15 lat od premiery tej gry, a wciąż można powracać do niej

z przyjemnością, czerpiąc tak dużą przyjemność z zabawy jak wtedy, kiedy po raz pierwszy przystępuje się do rozgrywki. „Wrota Baldura” to gra wyjątkowa: w pełni zasługuje na tytuł nadany przez portale i czasopisma – „rycerz na białym koniu”. Znajduje się tu wszystko, co powinno być w klasycznym RPG-u – wciągająca fabuła, mnóstwo zadań pobocznych, wiele wyborów stojących przed bohaterem i zróżnicowani towarzysze do przyłączenia. I najważniejsze – niesamowity klimat towarzyszący nam przez całą grę. A im dalej w las, tym lepiej. Rozgrywkę rozpoczynamy od stworzenia naszej postaci. Określamy tutaj m.in. takie cechy jak rasa, profesja czy biegłości w broniach. Po wykreowaniu naszego naszego wymarzonego herosa (lub heroiny) przenosimy się do fikcyjnego świata Faerunu i startujemy w rodzinnym mieście Candlekeep – potężnej cytadeli, królestwie wiedzy i nauki, która pełni rolę samouczka. Rozglądamy się po mieście i wykonujemy nasze pierwsze misje, dostosowane do naszych umiejętności, tak więc spotkamy się z heroicznym wyzwaniem zabicia szczurów z piwnicy czy przyniesienia lekarstwa dla chorej krowy. Po jako takim zaznajomieniu się z grą przychodzimy do naszego opiekuna – Goriona, który prosi nas o jak najszybsze opuszczenie miasta razem z nim. Dlaczego?

Tego nie wiadomo. Od razu po wyjściu z Candlekeep rozpoczyna się właściwa akcja. W wyniku zasadzki zorganizowanej przez tajemniczego, okutego w zbroję mężczyznę, nasz opiekun zostaje zabity, a my – zmuszeni do ucieczki. Od tego momentu zaczyna się nasza przygoda, w trakcie której stopniowo będziemy poznawać tożsamość naszego antagonisty i szukać zemsty za śmierć naszego ojca. Gra oparta jest na systemie Advanced Dungeons & Dragons. Mówiąc po ludzku, wszystko zależy od rzutu kośćmi wykonywanego przez komputer oraz od naszego kreatywnego myślenia. W porównaniu z dzisiejszymi RPG, które opierają się raczej na zręczności niż na główkowaniu, „Wrota Baldura” wydają się oazą na pustyni. Oazą, do której najpierw jednak trzeba się dokopać. Pierwsze zetknięcie z grą niekoniecznie może być przyjemne. Gra wyjaśnia podstawy sterowania, lecz poza tym musimy zdać się na własną intuicję, wielu nowych graczy pogubi się w morzu niewiele mówiących (początkowo) statystyk i zasad rządzących grą. Na szczęście poziom trudności jest dobrze wyważony, dodatkowo w każdym momen-

[26]

jaszczur

cie możemy go zmienić na niższy. Na ogromny plus zasługuje piękna, malowana grafika 2D, która wciąż zachwyca swoją szczegółowością. Trochę szkoda, że sporo map powtarza się albo jest po prostu robiona na tych samych schematach (90% powierzchni pozamiejskiej to lasy). Za to same miasta (szczególnie tytułowe Wrota Baldura) są zachwycające. Kamienne, średniowieczne budynki, gospody, domy wraz z ich mieszkańcami, mającymi swoje własne, unikalne teksty – wszystko to tworzy niesamowity, bajkowy klimat. Czy gra ma jakieś wady? Niewiele. Można by się przyczepić do powtarzalności lokacji, nieco zbyt małej roli towarzyszy w grze (służą tylko do walki, ich „odzywki” są sporadyczne i bardzo krótkie). Mimo tego, „Wrota Baldura” to gra, która zasłużenie obrosła legendą. Raz w nią zagrasz - nie zapomnisz o niej już nigdy. P.S. Osoby zainteresowane grą, a które mimo wszystko odstrasza wiek i oprawa graficzna powinny skierować się ku BG: Enhanced Edition, remake’owi odświeżającemu grafikę i dodającemu nowe postacie, lokacje i zadania – premiera już w listopadzie!


vaulter

[27]


wszyscy

w

jesteśmy uczniami

Kolejne opowiadanie z cyklu: niekontrolowane niekontrolowanie- tylko u nas i tylko od ecoffemakera! Aby dojść do pubu Y z miejsca w którym stał, należało skręcić w lewo i iść około dwustu metrów ulicą E. Po przejściu siedemdziesięciu kroków zatrzymał się, przeszukując nerwowo kieszenie. Znalazł to, czego szukał, odpalił papierosa i głęboko się zaciągnął. Poprawił kołnierz płaszcza i ruszył dalej. Po parunastu sekundach skręciwszy w prawo szedł już ulicą F, chwilę potem zatrzymał się na przejściu dla pieszych. Lewo, prawo, lewo – tak jak uczyli w 1 klasie podstawówki – i energicznym ruchem przeszedł przez ulicę. Teraz w lewo, potem w prawo – w przejście podziemne, przez plac, po schodach. Tutaj zaczął

[28]

żałować siódmego już dzisiaj Camela. Na szczycie schodów zatrzymał się na chwilę, obrócił na pięcie i spojrzał na samochody jadące ulicą C. Po czym ruszył dalej, aby po 2 minutach dojść do celu. Wyjął z kieszeni paczkę gum do żucia, poprawił włosy, które zdaniem niejednej dziewczyny były idealne i energicznie otworzył drzwi. Cała elita już siedziała przy stoliku. Prawie cała, bo jego tam jeszcze nie było. Zamówił trunek P i zajął swoje miejsce przy barze. Mijały sekundy, minuty, jego serce biło coraz szybciej. Raz na jakiś czas ściągał ze swojej twarzy uśmiech i dyskretnie spoglądał na zegarek. Wskazówki przesuwały się nieubła-

ecoffeemaker

ganie. Miał wrażenie, że z każdą sekundką nabierały prędkości. Zresztą to wrażenie towarzyszyło mu już od jakiegoś czasu. Zajrzał w zakamarki pamięci próbując przypomnieć sobie jakieś wzory na prędkość, przyśpieszenie, swobodne spadanie. Oczywiście prawdopodobieństwo tego, że sobie przypomni którykolwiek z nich było takie samo jak to, że napisze w najbliższą środę sprawdzian z kombinatoryki na ocenę wyższą niż 2 z minusem. Głosy jego znajomych zlewały się z muzyką w spójną całość. Nie potrafił rozróżnić ani jednego, ani drugiego, jedyne czego był pewien, to wykonawca piosenki, która przeplatała się ze


słowami obecnych. Zde- i tak musiałyby zostać cydowanie The Clash. E ocenzurowane. przypomniał mu, że najLekcja wydawała się wyższy czas zbierać się ciągnąć w nieskończona autobus. ność. Mniej więcej w poNastępnego ranka łowie odłożył pożyczoobiecywał sobie, że po raz ny długopis, zapatrzył w ostatni wyszedł gdzieś w sypiący za oknem śnieg i niedzielę wieczorem. Ze- cicho, tak cicho, że tylko garek na przegubie in- on był w stanie to słyszeć formował go, że zbliżała powiedział: się 7.30. Spojrzał jeszcze – Damn it, co ja tu roraz do książki, tylko po bię? – Ponownie sięgnął to, aby po 15 sekundach przerwać i zacząć razem po długopis, otworzył z E komentować dziew- zeszyt na ostatniej stroczyny z młodszych klas. nie i dużymi literami naW szczególności jedną, pisał - „vanitas, vanitaktóra wzbudziła duże tum et omnia vanitas”. poruszenie swoim poja- Rozejrzał się po klasie. W wieniem się na trzecim sumie nie działo się nic ciekawego, pod oknem piętrze. ktoś konstruował samoPokiwał głową i wypo- lot, aby zaraz rzucić go wiedział słowa, których w stronę pierwszej ławki. nie ma co przytaczać, bo W ostatniej ławce środ-

ecoffeemaker

kowego rzędu królowały Angry Birds. Dwie ławki wcześniej jakieś mało ambitne gazety. Wyjątkiem była jedna osoba, czytająca w tej chwili „chłopów”. Dzwonek. Usiadł sobie na skraju ławki i z entuzjazmem Marka Kondrata z „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” zaczął przyglądać się ludziom na korytarzu. Nigdy wcześniej nawet nie próbował zobaczyć tej różnorodności w murach swojego liceum. Ba, im dłużej wpatrywał się tych biegających, śmiejących się, krzyczących uczniów, tym bardziej uświadamiał sobie, że ma klapki na oczach. I wtedy ją zobaczył...

[29]


elitarnY

Lkoniec komunikat: bloga nie znaleziono

Elita Bielska w przeciągu kilku dni uzyskała ilość odwiedzin taką, na jaką inne portale pracują kilka miesięcy. Pełny kontrowersyjnych treści blog to historia szybkiej popularności, a także szybkiego - choć nie bezbolesnego - końca.

się o kulisach miłosnych uniesień szesnastolatków, nie wspominając o zbyt krótkich imprezach, urwanych filmach, czy posiadaczach prawdziwego swagu. Granica obciachu została naruszona do granic niemożliwości.

“Nie znaleziono bloga” taki komunikat wita nas, gdy próbujemy wejść na stronę Bielskiej Elity. Na próżno możemy szukać także facebookowego profilu. A jeszcze trochę ponad miesiąc temu ten blogspot był na ustach dużej części BielskaBiałej, zyskując popularność rzędu kilkudziesięciu tysięcy wejść miesięcznie. Blog rzekomo prowadzony przez bogatą szesnastolatkę z Bielska zamieszczał historie związane z jej równieśnikami - równie bogatymi, prowadzącymi ekskluzywne, imprezowe życie gimbusami wkraczającymi w świat szkół średnich. Historie wpisywały się w zwykle w tematykę okołomiłosną i okołowymiotną, z przewagą miłości fizycznej. Ciekawskie oczy czytelników mogły dowiedzieć

Pomysłu nie można zaliczyć do nowatorskich. Początkiem roku mogliśmy zapoznać się z życiem nastoletniej bielskiej prostytutki, a kilka miesięcy później zaczęły powstawać blogi, które śmiało możemy nazwać protoplastami Elity Bielska. Wszystkie jednak kończyły działalność stosunkowo szybko, a o popularności swojego następcy mogły jedynie pomarzyć. Żaden z nich wszak nie pojawiał się na łamach bielskich portali internetowych, w tym Dziennika Zachodniego. Wraz z rosnącą popularnością pojawiły się coraz głośniejsze wyrazy niezadowolenia. Bohaterowie historii zamieszczanych na blogu odważniej wspominali

[30]

bonkers

o skierowaniu sprawy na drogę sądową. Wydawać by się mogło, że były to jedynie pogróżki mające na celu wystraszenie autorki. Do czasu, gdy sprawą zainteresowała się dyrektorka jednej z bielskich szkół. Niedługo po tym wydarzeniu blog w tajemniczych okolicznościach zniknął z internetu. Jak mówi jedna z osób opisywanych na Elicie, sprawą zajęła się już policja. Autorka bloga może odpowiedzieć za zniesławienie oraz złamanie paragrafów o ochronie danych osobowych. Wszak bogatą “elitę” stać na najlepszych prawników. Historia bielskiej kalki amerykańskiego “Gossip Girl’ to dobry punkt wyjścia do dyskusji nad anonimowością w internecie. Gdyby do wyroku doszło, stałby się on swego rodzaju precedensem, a także przestrogą dla naśladowców twórczyni bloga. Może ktoś zamiast bluzgania w internecie wybierze solidny rozpęd i uderzenie głową w ścianę. Powinno pomóc.


o

komendant

bonkers poleca na grudzień

idzie zima, idzie grudzień, więc może wypadałoby rozgrzać się w te mroźne, długie wieczory? Sprawdźcie imprezy, w których warto uczestniczyć.

SANTA CLAUS IS COMING TO TOWN

2NIGHT PARTY

EVENT CLUB/ 7.12.2012 / WJAZD 15 ZŁ

RUDEBOY CLUB/ 14.12.2012/ WJAZD 10 ZŁ

Organizatorka dość ciepło przyjętego B NICE rusza z nowym cyklem imprez pod nazwą High Class Events. 7 grudnia byłym klubem Miami Vice zatrząsną dźwięki grane przez Bad4You, Łopopopo, DJ Saineer X Silent Sibilings oraz Dj Podola. W domu zostają osoby młodsze niż 17 lat. W programie przewidziane jest również to, co wszyscy uwielbiamy konkursy.

Dla lubiących dość specyficzny klimat tego klubu trzy bielskie licealistki przygotowały imprezę, na której zagrają Kamil S. i Lunar. Na bramce obowiązuje selekcja - roczniki młodsze od 96 muszą grzecznie wrócić do domu. Nie zapomnijcie dokumentów ze zdjęciem! Zapisujcie się u Kamili Kubowicz.

SNOWBIRTHDAY BY ZOŚKA

PROJECT X - PROJECT X-MAS

Kryśka z dużym impetem organizuje swoje urodziny. W planie dużo śniegu, dużo latania na snowboardzie i freeski na poduchę flybag, a także night session w świetle reflektorów. Dla głodnych nie tylko snowboardowych wrażeń solenizantka przygotuje grille z kiełbaskami, a po wszystkim potańczymy w środku w rytm najlepszej muzyki. Line-up to między innymi Hubert Ośmiałkowski, Novicki oraz oXs.

Czwarta edycja imprezy zainspirowanej filmem Project X odbędzie się po raz pierwszy w klubie Gregory. Będziemy się bawić przy dźwiękach granych przez Kamila S & Lunara i Crowd Controllers. Organizatorzy wspominają także o małych niespodziankach przy wejściu. Przy wejściu obowiązuje selekcja od rocznika 96 wzwyż, a także zakaz wstępu w tradycyjnym polskim dresie.

CLUB BACKSTAGE/ 15.12.2012/ WJAZD 5 ZŁ GREGORY CLUB/ 21.12.2012/ WJAZD 10 ZŁ (PO 15.12 - 15 ZŁ) / 30 ZŁ SKOKI NA PODUCHĘ

Szczegółowe informacje na temat imprez możecie znaleźć na facebooku.

Nie pozwólcie, żeby zima zmroziła wasze kocie ruchy. bonkers

[31]


Zwierzątko domowe „Lorem Ipsum”


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.