Lady's Club nr 4 (67) 2020

Page 1

n NR 4 (67) LISTOPAD – GRUDZIEŃ 2020

DWUMIESIĘCZNIK

ISSN1899-1270

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

BEATA BRANC-GORGOSZ Mediator, doradca zawodowy i społecznik » WYWIAD STR. 4



OD REDAKTORA

W

Fot. Magdalena Ostrowicka / www.cobraostra.pl

trudnych czasach nie jest łatwo przygotować dobry numer i jeszcze zarobić. Nasz magazyn nie jest wydawnictwem charytatywnym. Bezpłatny jest tylko dla Czytelników. Utrzymuje się z reklam i artykułów sponsorowanych, więc musi być ich na tyle dużo, bym mógł zapłacić drukarni, autorom, fotografom, grafikom, pokryć koszty przejazdów i utrzymania redakcji. Rachunek ekonomiczny powinien się zgadzać, nikt mi nie dopłaci. To wydanie zbilansowało się z trudem. Jeszcze nigdy nie było tak źle. Firmy się boją, rezygnują z reklam i promocji, nie mają klientów i przychodów, drżą, żeby nieobliczalny rząd nie zamknął ich z dnia na dzień. Kiedy piszę te słowa, nie wiem co będzie dalej. Nikt nie wie. W głosach rozmówców biznesowych słyszę żal, niepewność, gniew, frustrację. Ludzie są wkurzeni – nie na pandemię, bo to siła wyższa, lecz na nieudolność władz. Wiele osób pyta mnie w prywatnych wiadomościach, co sądzę na temat manifestacji. Odpowiedź może być tylko jedna: #protestkobiet. Jak większość firm z zasady nie wypowiadam się na tematy polityczne, biznes powinien być neutralny. Kiedyś to zrobiłem i o mało Lady’s Club nie upadł. Jednak milczenie z obawy o mniejszy dochód nie jest w moim stylu. Protest Kobiet to masowa reakcja społeczna na określone działania polityczne, ma swoje głębokie uzasadnienie w walce o fundamentalne prawa człowieka. Wspieram i popieram różnorodność, sprawiedliwe traktowanie, tolerancję, wzajemny szacunek i prawa człowieka. Rozumiem tych, którzy biorą udział w manifestacjach. I mam nadzieję na zmiany, na poprawę, na lepsze jutro. I że będziemy się mogli spotkać w kolejnym wydaniu naszego magazynu.

STANISŁAW BUBIN, redaktor naczelny 509 965 018 redakcja@ladysclub-magazyn.pl s.bubin.ladysclub@gmail.com www.ladysclub-magazyn.pl

W NUMERZE 4 Wywiad numeru z Beatą Branc-Gorgosz, mediatorem i doradcą zawodowym

12 Znajdź w sobie mistrza – zachęca psycholog Wojciech Eichelberger 16 Zakazany owoc z Drzewa Poznania Dobra i Zła. Esej 19 Wieczór autorski w jastrzębskiej Dąbrówce 20 Maska. Felieton Marty Zdanowskiej 21 Semiramida – córka bogini Atargatis

Na okładce

24 Prawdziwa twarz Wodza. Nowy portret Józefa Piłsudskiego

BEATA BRANC-GORGOSZ Mediator, doradca zawodowy i społecznik ze Skoczowa

28 Żółte skarpetki Złego Leopolda. Rok Tyrmanda 32 Pod włos. Wywiad z poznańskim barberem Adamem Szulcem 40 Dorota Bocian przewrotnie o tych, co jedzą tylko potrawy polskie

FOT. MAGDALENA OSTROWICKA MUA EWA ZALOT

42 Adam Zdanowski o powieści „Morderców tropimy w czwartki” 43 Wolę żyć tu i teraz – mówi Joanna Opiat-Bojarska,

®

autorka kryminałów

46 Kampania społeczna „To nie ja” 47 Nadia Szagdaj: Zbrodnia niewykryta jest doskonała 50 Cholerny poniedziałek – fragment nowej komedii kryminalnej 53 Sukienki na fale mózgowe 54 Miłość to zachwyt nad innością. Wywiad z seksuologiem dr Beatą Wróbel 56 Jolanta Kubatek o zdalnych szkoleniach VR 58 Rehabilitacja estetyczna twarzy. Porady Joanny Skorek-Kopcik 60 Medycyna. Zwyrodnienie plamki żółtej 63 Korespondencja Katarzyny Zygmunt prosto z Wiednia 66 Nie śledzę trendów – zapewnia projektantka Gosia Baczyńska 68 Listy z Monachium – z wirusem w tle 69 Fall Colors. Edytorial Magdaleny Ostrowickiej 74 Horoskop na listopad i grudzień 2020 76 Biblioteka w Watykanie. Felieton Ewy Kassali

Wydawca Firma Wydawnicza Lady’s Club Adres redakcji 43-309 Bielsko-Biała, ul. Sucha 32 Redaktor naczelny Stanisław Bubin, s.bubin.ladysclub@gmail.com, tel. 509 965 018 Reklama tel. 509 965 018, redakcja@ladysclub-magazyn.pl, www.ladysclub-magazyn.pl Współpraca Anna Adamus, Roman Anusiewicz, Dorota Bocian, Dawid Cembala, Edyta Dwornik, Magdalena Firlej-Pruś, Lucyna Grabowska-Górecka, Katarzyna Gros, Ewa Heczko, Marzena Jankowska, Anna Jurczyk, Krzysztof Kozik, Aldona Likus-Cannon, Krzysztof Macha, Krzysztof Łęcki, Magdalena Ostrowicka, Paulina Pastuszak, Natasha Pavluchenko, Aleksandra Radzikowska, Krzysztof Skórka, Joanna Skorek-Kopcik, Dorota Stasikowska-Woźniak, Ewa Stellmach, Anika Strzelczak-Batkowska, Beata Sypuła, Wioletta Uzarowicz, Mikołaj Woźniak, Magdalena Wojdała, Marta Zdanowska, Adam Zdanowski, Agnieszka Zielińska Layout Paweł Okulowski issn

1899–1270

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1


REKLAMA


REKLAMA

330109 46

330109 47

330109 48

330109 49

330109 50

330109 51

330109 52

330311 11

330208 42

330208 43

330306 08

330204 24

330321 01

330710 29

330710 30

330710 31

430106 17

430106 18

330710 36

330710 32

030220 02

030224 01

030224 02

430202 06

430305 32

430302 31

430302 32

430305 33

330710 37

330710 33

030220 01

430110 04

330109 53

430302 29

030220 03

030224 03

430302 30

330710 38

330710 34

030220 04

030224 04

330710 39

330710 35

030220 05

030220 06


Zdjęcia Magdalena Ostrowicka / www.cobraostra.pl / MUA Ewa Heczko / facebook.com/ewazalotmakeup

WYWIAD NUMERU

DLA MNIE NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH Z BEATĄ BRANC-GORGOSZ, MEDIATOREM, DORADCĄ ZAWODOWYM I SPOŁECZNIKIEM ZE SKOCZOWA ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN

4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0


Po co jest mediator? Przecież jak mamy spór albo problem, to idziemy do adwokata albo do sądu, żeby go rozstrzygnąć?

O mediacjach, służących rozwiązywaniu konfliktów, tej ciągle mało znanej formie postępowania, stanowi Kodeks Postępowania Cywilnego. Sprawy szczegółowe opisane są też w rozporządzeniach ministra sprawiedliwości. Mediacje służą do rozwiązywania niemal wszelkich konfliktów i sporów. Każdy ma możliwość skorzystania z wiedzy i praktyki szybszej od postępowania sądowego i tańszej od usług świadczonych na przykład przez kancelarie adwokackie. Dlatego mediacje polecam wszystkim. Każdy boryka się z jakimiś problemami czy konfliktami, zastanawia się, co zrobić? Dlatego przy rozwiązywaniu sporu, nim zdecydujemy się pójść do sądu, warto skorzystać z pomocy mediatora. Jeśli konflikt można rozwiązać szybciej, taniej i w zgodzie z sobą, jeśli nie trzeba od razu biec do sądu czy adwokata, a potem długo czekać na swoją kolej, to dlaczego nie skorzystać z mediacji? Taka możliwość istnieje, jest usankcjonowana i zgodna z polskim prawem. Jaka była pani droga do pełnionej obecnie misji mediatora?

Gdybym miała mówić tylko o mediacjach, byłoby to nudne. Owszem, teraz jestem mediatorką (ach te feminatywy!) przedsądową i pozasądową, ale nie zawsze tak było. Powinnam opowiedzieć o sobie, nie od razu Skoczów zbudowano! Otóż od zawsze jestem działaczką społeczną, aktywistką pozytywnie zakręconą. Bywam jak robot wieloczynnościowy, który mieli szybko i wiele, a ostrzy się, nabierając doświadczeń, i działa w wielu zakresach. Odpoczywam, zwłaszcza emocjonalnie, po analizie ludzkich problemów, po zetknięciu się z trudnościami. A także chodząc po górach, bo w górach jest wszystko co kocham. Socjologicznym okiem oglądam świat, łączę wydarzenia, wyciągam wnioski. Jestem uprzejmie bezpośrednia (nie złośliwa), nazywam rzeczy wprost (co wielu się nie podoba) i dzięki tym cechom – proszę mi wierzyć – zdobywam u ludzi zaufanie. Można na mnie liczyć. Nie obiecuję gruszek na wierzbie, działam. Ambitny ze mnie Koziorożec. Kobieta pracowita, z masą zainteresowań, planów, talentów organizacyjnych, o szerokich zainteresowaniach. Kocham muzykę i sport. Lubię nosić kapelusze polskiej firmy. Sukces może być różnie rozumiany i osiąga-

ny w różnych sferach. Dla mnie to zdolność do zmian, elastyczność w dopasowaniu się, poszukiwanie nowych wrażeń, odnajdywanie nieznanych miejsc i hołdowanie zasadzie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego, jak śpiewa Robert Janson, warto żyć, warto być, warto kochać! Od kiedy mediacja ulokowana jest w polskim systemie prawnym? Czy zaufanie klienta ma znaczenie i jak się je zdobywa?

Mediacje to temat znany od ponad 15 lat, a jednak wciąż nowy i wcale nie taki prosty. To pozasądowe wsparcie w rozwiązaniu problemów niezabronionych prawem. I to jest dla mnie odkrywcze, świeże. To przestrzeń, w której wykorzystuję swoje kompetencje, doświadczenie życiowe, także jako matka nastolatek (a to dopiero pole pełne wyzwań!). Wszystko przydaje się w mediacjach. Na przykład wykształcenie. W moim przypadku handel międzynarodowy, zarządzanie i marketing, studium anglojęzyczne, prawo – to mój background. Uzupełniałam wiedzę na różnych studiach podyplomowych. Stąd pedagogika, doradca zawodowy, coach, przewodnik wycieczek, instruktor nordic walking, specjalista od hotelarstwa, kierowca taxi i tira (lubię prowadzić, jestem ambasadorem w BlaBla Car), a także operator wózka widłowego. Zmiany i kolejne wyzwania są moją stałą cechą. Lubię też piec i gotować. No i jeszcze doktorat w toku, dom z ogrodem na głowie i nadal głowa pełna marzeń. Również od zawsze kocham śpiew, muzykę, kapelusze. I lubię scenę (występy w teatrze, chórze, w rozgłośni na studiach). To jest moja droga do klienta. Wróćmy do pani aktywności społecznej. Słyszałem, że pomagała pani uchodźcom...

Jestem osoba wierzącą, Bóg dla mnie istnieje. To jednak co dzieje się w naszym chrześcijańskim ponoć kraju w stosunku do uchodźców mocno zmieniło moje podejście do Kościoła. To smutne, co strach, uprzedzenia i brak rzetelnej edukacji potrafią zrobić. Dlatego ważne są dla mnie również sprawy społeczno-obyczajowe i polityka. Wstyd mi, że w XXI wieku, w Europie, jako chrześcijanie nie udzieliliśmy schronienia potrzebującym. Wstyd mi za naszą nieudolność i brak prawdziwej pomocy. Rok temu jako wolontariuszka pomagałam w Grecji w obozie dla uchodźców. Usłysza-

łam kilkaset historii ucieczek z Syrii. Biedni, przerażeni ludzie opisywali mi i pokazywali nagrania umarłych wyrzucanych za burtę. Wojna, bomby, wredna i fałszywa polityka pomieszana ze źle pojmowaną religią doprowadziły do takiego stanu. A my nie daliśmy im pomocy i wsparcia. To jest smutne, nie ma na to dobrego wytłumaczenia. Rola mediatora to również pomaganie i wspieranie ludzi...

Doświadczenia życiowe pomogły mi w podjęciu decyzji o wykonywaniu misji mediatora, czyli robienia czegoś dla innych i dla siebie. Ktoś może powiedzieć, że na tym zarabiam. Tak, ale mój zysk to także niepoliczalna wdzięczność społeczna, działanie w zgodzie z sobą, zadowolone twarze przedstawicieli firm – wcześniej skłóconych, a pogodzonych dzięki mojej pracy. Ponadto wspieranie pogubionych kobiet, niesienie pomocy w konfliktach rodzinnych, przy rozwodach czy w sporach cywilnych (kłótnie sąsiedzkie, uliczne). Mało kto u nas rozumie w pełni znaczenie mediacji. Jak mediator może pomóc, żeby strony sporu poczuły się usatysfakcjonowane?

Walczę o moje, o nasze mediacje, do których wciąż tak różnie i, niestety, mało poważnie podchodzi się w wielu sądach w Polsce. Na Zachodzie sprawy sporne są najpierw (w 75%) obowiązkowo kierowane do mediacji, a jeśli strony nie mogą się porozumieć, dopiero wówczas spotykają się w sądzie. Ludzie chcą i mogą dogadywać się z pomocą specjalisty. Chcą i potrzebują wyjaśnić w obecności mediatora wątpliwości, spróbować coś ustalić, nim podpiszą porozumienie/ ugodę. Dzięki temu system sprawiedliwości działa sprawniej. Ludzie mają bezpośredni wpływ na porozumienie, rośnie ich wiara w skuteczność sądownictwa. Niestety, w Polsce nadal walczymy o swoje miejsce w hierarchii, o możliwość dotarcia do społeczeństwa z informacją, że w ogóle istniejemy. Jako społeczeństwo nie jesteśmy edukowani, że są mediacje, że nie trzeba od razu iść do sądu, że można skorzystać ze wsparcia mediatora bez zlecenia sądu. Nawet w trakcie trwania sprawy w sądzie, jeśli jest cień nadziei na porozumienie, możemy wrócić do mediacji. Gdy ktoś godzi się na mediacje to znaczy, że jest słaby, czy to oznaka dojrzałości i roztropności?

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5


Fot. Rawpixel

W KRAJACH ANGLOSASKICH SPRAWY SPORNE SĄ NAJPIERW OBOWIĄZKOWO KIEROWANE DO MEDIACJI, A JEŚLI STRONY NIE MOGĄ SIĘ POROZUMIEĆ, DOPIERO WÓWCZAS SPOTYKAJĄ SIĘ W SĄDZIE

Na pewno roztropności. Zwaśnione strony często nie widzą możliwości rozwiązania sporu, a ja, mediator, obiektywnie, stojąc z boku, z bagażem życiowych doświadczeń, mogę po ludzku coś podpowiedzieć, doradzić. To strony sporu dokonują rozwiązania, ustalają ramy i warunki, które spisane zostaną w formie porozumienia. Ugoda trafia do sądu, a tam, w czasie rozprawy, jeśli nie ma żadnych uchybień i jeśli strony nie zmienią zdania, zostaje zatwierdzona. Do zawodu mediatora trzeba się przygotowywać przez całe życie?

Uczyłam się tego już w harcerstwie. Obozy, nocne rajdy i... pomaganie innym. Wielokrotnie stałam na straży porządku koleżeńskiego, łagodziłam spory, co nie było łatwe. Tak jak istnieją mediacje w sprawach rodzinnych, cywilnych czy karnych, tak prowadzone są również mediacje szkolne i rówieśnicze. Wybuchają często konflikty na linii rodzic-szkoła, uczeń-uczeń, uczeń-szkoła. Jeśli nie mogą być rozwiązane w szkole – zapraszam i polecam mediacje u mnie, w biurze. Bycie pomocnym w konflikcie to ważna sprawa. Warto odpuścić, ale pokojowo. Wybaczyć i nie czuć się pokonanym. Lepiej mieć spokój niż rację – i dlatego polecam mediacje pokojowe. W procesie

6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

mediacji namawiam strony do poszukiwania kompromisu, odnalezienia balansu, możliwości uzyskania zgody w oczekiwanym zakresie. Jeśli pan pyta o przygotowanie do zawodu, to tak – pomaganie bezinteresowne i nieodpłatne mam we krwi, od zawsze, to fantastyczna sprawa. Uśmiech obdarowanego pomocą jest bezcenny. Dobra, pożyteczna, odpowiednio wykonana praca (na przykład sprzątanie zaśmieconych wałów Wisły w formie ekologii praktycznej) daje mi kopa do działania. Ważne, żeby zaangażowanie było skuteczne i sprawne. I tak jest w mediacjach. Strony przystępują do nich dobrowolnie, choć bywa, że są zapraszane przez mediatora. Muszą jednak chcieć ze sobą rozmawiać. Inaczej nie ma mowy o wypracowaniu kompromisu, wtedy to bardzo trudne. Tylko to na co się zdecydują, co do czego wyrażą zgodę, zostanie zapisane w dokumencie końcowym, w ugodzie. W swojej pracy przedkładam cel nad środki. Jakie standardy obowiązują w procesie mediacji? Czy są one poufne, neutralne i dobrowolne?

Mediacje mają swoje obostrzenia i zasady, ale nie są tak sformalizowane jak w sądzie. Mediacje są poufne. Nikt z mediatorów nie

opowie panu konkretnego przypadku. Nasze rodziny też są wyłączone z tego działania specjalnymi klauzulami. Obowiązuje zasada: milczenie po grób. Mediator pomoże rozwiązać konflikt wtedy, kiedy jest bezstronny, neutralny i nie optuje za żadną ze stron. Dlatego komuś z rodziny musiałabym polecić innego mediatora. Mediacje cechuje też dobrowolność. Mogę zaprosić na przykład męża do udziału w imieniu strony – żony przystępującej do rozwodu – ale nie mogę go zmusić. Osoba czy firma zmuszona do mediacji raczej nie zechce wyrazić zgody na ustępstwa. Mediacje mają dotyczyć rzeczywistych interesów stron. Strony przychodzą do nas z wieloma problemami i chciałyby zawrzeć rozstrzygnięcia na jednej kartce. To nie zawsze jest możliwe. Najpierw więc robimy analizę poszczególnych punktów i szukamy zgody cząstkowej. Mediator musi być mądry i cierpliwy. Strony nie otrzymują gotowych rozwiązań problemów. Możemy podpowiadać, ale propozycje kierujemy do obu stron, nie do jednej. Jeśli mediacje ze względu na niechęć stron do spotkania się prowadzone są indywidualnie, to i tak stanowisko jednej strony musi być przedstawione drugiej – i na odwrót. Mediator jest łącznikiem i w przeciwieństwie do adwokata nie


może uznać opinii jednej strony za lepszą czy za swoją. Mediator ma być obiektywny i bezstronny. Tym różnimy się od adwokatów i radców prawnych. Pandemia, podejrzewam, znacznie zakłóciła możliwość spotykania się, mediacji?...

Nie jest łatwo, ale komu jest? Pomaga moje doświadczenie. Covid podgrzewa nastroje, rośnie przemoc. Jako mediator polecam spotkania twarzą w twarz przy zachowaniu obostrzeń sanitarnych, a także rozmowy przez telefon czy online. Możemy umówić się u mnie w biurze lub w każdym innym miejscu, na neutralnym gruncie. W konflikcie firma-pracownik nie mogę prowadzić mediacji w firmie. To nie byłoby rozsądne i etyczne. Mediacje pracownicze przynoszą szybsze i konkretne rozwiązania, jeśli prowadzone są na zewnątrz, a nie w dziale kadr. Pracownik szybciej zaufa osobie z zewnątrz niż przedstawicielowi firmy. Polecam mediacje w mojej kancelarii lub w dowolnym, zaakceptowanym przez obie strony miejscu. Czasem to cicha restauracja, czasem szlak w górach. Kiedyś skonfliktowani, wymęczeni małżonkowie, doszli do porozumienia na szczycie górskim. Mediacje nie muszą być sformalizowane co do miejsca, może to być wspólna jazda samochodem, rejs statkiem, wyjście w góry – mamy pełną dowolność. Słyszałam, że pewni ludzie dogadali się po 8-godzinnej jeździe z mediatorem w samochodzie. Czas mediacji także zależy od stron. Ludzie są zabiegani, szefowie firm mają wolne często po godz. 20. Możemy spotykać się co dwa dni. Moja kancelaria mediacyjna i ja zapraszamy także w weekendy. Dla mnie dobra jest każda godzina, nawet 22. Brałam udział w mediacji, która skończyła się długo po północy, ale ugodę udało się zawrzeć. Trochę ze zmęczenia, ale też nocą bywamy bardziej szczerzy. Więc zapraszam! Przy okazji, dla ostudzenia emocji, napijemy się dobrej kawy, a jeśli zawrzemy kompromis, to nawet bezalkoholowego wina. Sukces stron jest także moim sukcesem. Jak przetrwała pani lockdown? Konieczność siedzenia w domu?

To był ten moment, kiedy w końcu, po ponad roku czekania, udało mi się pozyskać finansowe wsparcie na otwarcie działalności gospodarczej. Wtedy nadszedł Covid. Biuro wynajęte w Katowicach pod wpływem obo-

BEATA BRANC-GORGOSZ:

PRZY ROZWIĄZYWANIU SPORU, NIM ZDECYDUJEMY SIĘ PÓJŚĆ DO SĄDU, WARTO SKORZYSTAĆ Z POMOCY MEDIATORA. JEŚLI KONFLIKT MOŻNA ROZWIĄZAĆ SZYBCIEJ I TANIEJ, JEŚLI NIE TRZEBA OD RAZU BIEC DO SĄDU CZY ADWOKATA, TO DLACZEGO NIE SKORZYSTAĆ Z MEDIACJI?

strzeń rządowych musiałam zamknąć. Ale opłaty zostały. Nie poddałam się – z każdej sytuacji jest wyjście. Wiosną to był telefon chorego na Covid znajomego Hiszpana, którego już nie ma wśród żywych. Zaapelował: Beata, potrafisz, szyj maski, będą potrzebne, szybko i dużo. I tak się stało. Założyłam na FB grupę, dołączyło wielu wspaniałych społeczników. Zaczęłyśmy z koleżanką, a po miesiącu była nas ponad setka. Jedni wykrawali maski z materiału, inni zszywali je na maszynach, jeszcze inni nawlekali gumki, które przerażająco wtedy drożały. Po miesiącu, gdy domowy budżet zaczął pękać, musiałam oficjalnie zaapelować o wsparcie. I odezwał się nieznany mi wówczas Jerzy Cyganek, producent ar-

tykułów BHP (Cyganek sp.j. Skoczów), zaoferował wsparcie finansowe. Niestety, dziś pana Jurka nie ma już wśród nas. Pomagał mi do końca, mocno schorowany, ze swoim dyrektorem, panem Markiem. Belę materiału społecznie skroiła nam na kombinezony i odzież dla medyków szwalnia pana Małachowskiego z Dębowca. A my założyliśmy komitet społeczny „Szyjemy dla szpitali” i uruchomiliśmy zbiórkę. Odzew społeczny był większy, niż myślałam. Pomogła nam wicestarosta Janina Żagan, pomogło starostwo powiatowe w Cieszynie. Szeregowi mieszkańcy pomagali, osoby z niskimi dochodami, ale medyków wśród nas, niestety, nie widziałam. Wszystkim, którzy pomagali, którzy wsparli zrzutkę, bardzo dzię-

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 7


BEATA BRANC-GORGOSZ:

PEŁNIENIE ROLI MEDIATORA WYMAGA ODE MNIE KREATYWNOŚCI, DELIKATNOŚCI, SPOKOJU. JEST MI ŁATWIEJ, BO MAM DOŚWIADCZENIE W WIELU DZIEDZINACH. TRUDNO BYĆ PRZEKONUJĄCYM, JEŚLI ZNA SIĘ ŻYCIE TYLKO W TEORII. TRUDNIEJ MÓWI SIĘ O RODZINIE, NIE MAJĄC JEJ. CELEM MEDIACJI JEST UGODA, LECZ NIE ZA WSZELKĄ CENĘ.

Każde mediacje są inne, bo każdy z nas jest inny. Jestem mediatorem bezstronnym, ale widzę co się dzieje i wcale mnie nie cieszy sytuacja, do jakiej doprowadzono nas, obywateli. Wirus, protesty, brak środków i miejsc w szpitalach. Smutno jest. Wzrost nienawiści, więc i wzrost problemów rodzinnych, sąsiedzkich, pracowniczych. Takie sytuacje zmieniają nas. Dziś władza wie lepiej, czego nam potrzeba, traktuje nas jak istoty niemyślące. To nie jest normalne. Jestem jednak świadoma potrzeb społecznych. Wiem co dobre i co złe, świat nie jest tylko biały lub czarny, lecz bywa szarobury, brudny. Pełnienie roli mediatora wymaga ode mnie kreatywności, delikatności, spokoju. Jest mi łatwiej, bo mam doświadczenie w wielu dziedzinach. Trudno być przekonującym, jeśli zna się życie tylko w teorii. Trudniej mówi się o rodzinie, nie mając jej. Celem mediacji jest ugoda, lecz nie za wszelką cenę. Porozumieć można się też w wielu kwestiach powiązanych. Przy rozwodach istotne są na przykład relacje z dziećmi małoletnimi (plan opieki), alimenty, sprawy majątkowe. W każdej z tych kwestii jest pole dla mediatora. Nie poddaję się szybko i nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji potrafię znaleźć drogę wyjścia. Potwierdzam zasadę: gdzie diabeł nie może, tam... mnie zastanie. Nie naprawię całego świata, ale nieustannie próbuję. Dziękuję za rozmowę.

kuję. Ale widziałam też, jak wiele instytucji żywiło się na ludzkiej krzywdzie, na wojnie z wirusem. To smutne. Tacy też jesteśmy. Wdowi grosz, praca przy maszynach osób, które były już bez pracy, pizza dostarczana dla szyjących z restauracji Zamkowa, czasem obiady z restauracji Fatex, były tyle samo warte, co miliony przekazywane przelewem przez „gwiazdy”, które na to po prostu było stać. My szyliśmy nieodpłatnie i jeszcze dokładaliśmy od siebie. Podobnie zorganizowaliśmy paczki na Wielkanoc dla potrzebujących. Czy zrobiłabym to ponownie, wiedząc, że politycy przyznają sobie gigantyczne premie, a dla służby zdrowia, dla matek z dziećmi niepełnosprawnymi, dla ludzi starszych na lekarstwa zabraknie? Czy zrobiłabym to, wiedząc, że kiedy ja będę prosić o nieodpłatną pomoc, na przykład w postaci zawieszenia na płocie szpitala banera reklamowego mojej odrodzonej firmy, usłyszę tylko: Pomyślimy. Przekaza-

8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

liśmy szpitalom towar za milion złotych. Czy to za mało, aby liczyć na wzajemność i wsparcie w potrzebie? To nie są pytania retoryczne. Zniechęciła się pani?

Nie. Wyciągam wnioski. Warto zmieniać i nie można się bać. Każdy z nas potrzebuje uznania, to daje energię do dalszego działania. Inaczej dopadną nas wątpliwości, zmęczenie, zniechęcenie, wypalenie. Mediatorowi wiedza społeczna i psychologiczna jest niezbędna, pomaga zrozumieć problemy innych ludzi, znajdować właściwe rozwiązania. Znajomość psychologii, natury ludzkiej, pomaga w mediacjach, w osiąganiu zgody. A wypracowanie porozumienia przez strony, z moim wsparciem, jest spełnieniem oczekiwań, a dla mnie – kolejnym sukcesem. Które sprawy, w pani opinii, są najtrudniejsze dla osiągnięcia ugody?

Zapraszam do mediacji lub e-mediacji przez internet. Polecam rozmowę telefoniczną: 603 877 432 lub 693 877 432. Warto umówić się ze mną mediatorbbg@gmail.com na spotkanie w biurze przy ul. Południowej 2 w Skoczowie lub w każdym innym uzgodnionym miejscu. Moja strona: www.mediacje beata.com.pl. Rozmowa przy kawie czy herbacie w celu rozwikłania Twoich problemów jest zawsze możliwa. Zwłaszcza kiedy zawiedli Cię przyjaciele lub straciłaś/straciłeś pracę. Porozmawiamy także, gdy dzieci dają Ci w kość albo wcale nie chcą się spotkać. Jeśli potrzebujesz wsparcia – pomogę. Lepiej mieć spokój niż rację, dlatego polecam mediacje.


REKLAMA

WYJĄTKOWA ODZIEŻ CIĄŻOWA OD DANICA FASHION Ciąża. Jedno krótkie słowo, a olbrzymie zmiany w życiu. Pytając kobiety, co te dziewięć miesięcy dla nich oznacza, otrzymujemy tyle odpowiedzi, ile jest pytanych. Chcąc uzyskane informacje zawrzeć w krótkiej odpowiedzi, nasuwa się jedno stwierdzenie: ciąża to całkowicie nowa i odmienna sytuacja dla każdej kobiety. szyte z ładnych tkanin i zaprojektowane specjalnie dla ciążowej sylwetki. Firma chce pokazać, że kobieta w ciąży jest piękniejsza niż zwykle, że ma pięknie zaznaczone biodra, ładne nogi, kuszące ramiona, ale pokazuje to w sposób subtelny i elegancki. Dodatkowo każda propozycja ubraniowa to komfort noszenia połączony z elegancją. Danica oferuje piękną odzież ciążową dla eleganckich, wymagających kobiet. Firma ma także w ofercie wspaniałą odzież damską, szytą wyłącznie z naturalnych tkanin i nadzwyczajne obuwie włoskiej firmy Zocal.

A teraz panie pozostające na swoich stanowiskach aż do rozwiązania? Osoby, od których zawód czy nawet życie towarzyskie wymagają klasy na co dzień. W ślad za ogólnie proponowanymi kolekcjami ciążowymi mają zmienić swoje dotychczasowe kreacje na getry i luźne koszule? To raczej nie przyczyni się do dobrego samopoczucia. Danica Fashion to mała, manufakturowa firma, która mówi zdecydowane NIE bawełnianej ciąży. W ofercie Danica znajdują się sukienki

ż

zie

ą

20 % c

żo w ą

ra b

a ci tu ą

ha ob sło ow La ią dy’ zu s C je lu na

www.instagram.com/danicafashion_poland

N a

DANICA Katarzyna Gancarz tel. +48 601 451 280 www.danicafashion.com • info@danicafashion.com www.facebook.com/DanicaFashionPoland

b

Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia strony www.danicafashion.com.

od

Już od pierwszych chwil bycia w ciąży zastanawiamy się, jak to będzie przez najbliższe miesiące. Czy nasze życie ulegnie radykalnej zmianie, bo na przykład dostaniemy stanowcze zalecenie od lekarza, aby oczekiwać na dzieciątko, korzystając ze zwolnienia. Czy może tylko trochę spowolnimy, czy też będziemy w stanie trwać na stanowisku prawie do dnia porodu? Bez względu na nasz wybór czy też konieczność, przed nami stoi jedno wspólne pytanie: w co się ubrać? To pytanie zadaje sobie absolutnie każda kobieta w ciąży. A satysfakcjonująca odpowiedź na nie... no cóż – bywa trudna.

Zacznijmy może od pań, które na czas ciąży rezygnują z pracy. Można uznać, że mają łatwiejsze zadanie, bo nie wisi im nad głową firmowy dress code i mogą korzystać z szerokiej oferty popularnych sklepów. Ale przecież te panie są nierzadko już mamami, żonami i normalnymi kobietami, które chodzą na zebrania, do przedszkola, na imprezy rodzinne, bywają w teatrze, kinie czy co tydzień w kościele. Żyją normalnie, jak przed ciążą. A skoro przed ciążą były eleganckie i szykowne, to dlaczego w czasie jej trwania mają ubierać się według – nie wiadomo skąd przyjętego – przekonania, że ciąża to bawełna i legginsy?


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

ŁĄCZĘ PRACĘ Z PASJĄ I MARZENIAMI Z IZABELĄ SOBALĄ, DYREKTOREM SPRZEDAŻY W FIRMIE UBEZPIECZENIOWEJ AVIVA, ROZMAWIA ADAM ZDANOWSKI

Na początek zacytuję zdanie z twojego profilu na jednym z portali biznesowych: Z zawodu jestem Dyrektorem – to zapis, który umieściłam na mapie swoich celów zawodowych z końcem 2017 roku. I stało się! W klasycznym filmie Poszukiwany, poszukiwana to mąż był z zawodu Dyrektorem. Wpisujesz się ruch woman’s power, czy po prostu realizujesz marzenia?

Fot. Magdalena Ostrowicka

Świadomie tak o sobie napisałam, ponieważ nadal pozostaję sobą, a moje cechy idealnie wpisują się w cele woman’s power – biegnę po marzenia. Kilka dni temu mąż zadał mi pytanie: Czy ty się kiedyś zatrzymasz? Odpowiedziałam: Lepiej nie, byłabym nieszczęśliwa. Swoje działania skrupulatnie planuję, doskonale łączę pracę z pasją, a przede wszystkim znajduję czas dla najważniejszych osób w moim życiu. Życie jest ciekawe i odwlekanie działania, czy zawodowego, czy związanego z realizacją marzeń, z powodu obaw, braku czasu, odpowiedniej chwili – nie ma sensu. Czekając na sprzyjające okoliczności możemy przegapić te, które już są, a one mogą okazać się najlepsze! Jestem przykładem, że można łączyć awans z realizacją zamierzeń. Jeśli mogę doradzić: działaj odważnie, uczyń dziś najlepszym ze swoich możliwych dni. Rozpoczynałaś jako asystentka w oddziale. Który krok w karierze wymagał od ciebie największego wysiłku?

Najtrudniejszym krokiem mentalnym był wewnętrzny awans na stanowisko Dyrektora. Awans to poczucie, że zostało się docenionym za pracę. Wielokrotnie jako sprzedawca i menedżer byłam nagradzana za wybitne wyniki, zostałam laureatem konkursu PNSA. Ale funkcja Dyrektora to była nowość. Moim zadaniem stało się kierowanie zespołem kolegów, z którymi do tej pory pracowałam na równych zasadach. Miałam organizować ich pracę, a także wymagać określonych wyników. Dzięki współpra-

1 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

cy z AVIVĄ już wcześniej uczestniczyłam w różnych projektach, w których zarządzałam kilkoma zespołami. Uznałam, że będzie najlepiej, jeśli zostanę sobą, jeśli będę autentyczna i oryginalna. Stare powiedzenie mówi, że łańcuch jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo, dlatego tak ważne dla mnie w roli Dyrektora jest dbanie o to, by moi bezpośredni współpracownicy nieustająco

rozwijali się. Ogromną zaletą okazało się również to, że bardzo dobrze znałam zespół, bo wcześniej z nim pracowałam. A były jakieś fałszywe kroki? Jak reagujesz na porażki?

Doświadczyłam kilku takich i miałam świadomość, że mogą się pojawić. Dzięki nim mogłam w praktyce zweryfikować, czy za-


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Czy bycie atrakcyjnym pomaga w biznesie?

To zależy, co kto rozumie przez atrakcyjność. Lepsze „opakowanie” nie jest już jednym z kluczowych argumentów, pomagających w zdobyciu pracy czy utrzymaniu się na stanowisku. Oceniam atrakcyjność współpracownika przez odpowiednie kwalifikacje, umiejętności i doświadczenia. Atrakcyjna kobieta w biznesie to taka, która ma w sobie cechy woman’s power. To kobieta, która ma pasję i pielęgnuje swój wewnętrzny świat, która nie kopiuje i nie klonuje. Atrakcyjna kobieta uśmiecha się do życia, nawet jeżeli poznała jego gorzki smak. Jest zawsze sobą, pokonuje kryzysy, trudności i potrafi stać się po nich spokojniejsza i silniejsza.

Fot. Magdalena Ostrowicka

Plany na przyszłość?

chowuję właściwy dystans do sytuacji, czy umiem szybko podjąć właściwą decyzję albo czy stać mnie na wybaczenie. W życiu nie ma błędów, są tylko lekcje – napisał Robin Sharma. Mocno się z tym identyfikuję. Nie istnieją złe doświadczenia – są okazje, żeby się rozwijać, uczyć, czynić postępy na drodze samodoskonalenia. Czasami nawet ból może być znakomitym nauczycielem. Za kilka dni, tygodni czy lat porażka będzie dla nas bardziej wartościowa niż zaniechanie działania. Porażka jest elementem życia, nie da się jej uniknąć. Poza tym... im bardziej czegoś unikamy, tym łatwiej się na to natknąć. Odważ się i działaj. Jeśli się nie uda, wyciągnij lekcję na przyszłość i jutro zrób to lepiej. Prawdziwy lider. Co przez to rozumiesz? Jak nim zostać?

Stanowisko menedżerskie nadal uznawane jest za kwintesencję sukcesu zawodowego.

Wiadomo jednak, że awans wiąże się nie tylko ze zdobyciem odpowiedniej praktyki czy stażu, ale przede wszystkim z łączeniem wielu kompetencji miękkich. Ich pozyskanie i właściwe wykorzystanie jest prawdziwą sztuką. Bycie menedżerem to właściwa postawa i świadomość odpowiedzialności związanej z pełnioną rolą. Brzmi łatwo, jednak w praktyce tak nie jest. Zadaniem lidera powinno być nie tylko realizowanie celów firmowych, lecz również dbanie o indywidualny rozwój podwładnych. Największym wyzwaniem menedżera jest efektywne zarządzanie potencjałem ludzkim, a nie tylko biznesowym. To umiejętność wydobycia i wykorzystania najlepszych cech współpracowników. W czasach, kiedy utalentowani pracownicy są niezwykle cenną wartością, umiejętność ich pozyskania i zatrzymania w firmie staje się coraz bardziej istotną częścią kompetencji menedżerskich.

Najlepszym środkiem na wymarzoną przyszłość jest jej kreowanie. Swoją przyszłość kreuję dzięki stawianiu sobie ambitnych celów, a następnie dążę do ich realizacji. Uważam, że im wyższe cele człowiek stawia sobie, tym więcej jest w stanie zrobić. Dlatego nie ograniczam się. To nie takie oczywiste, żeby szefowa przekazywała swoje know-how. A jednak moim celem jest budowanie karier, chcę, aby osoby, które planują współpracę z moim zespołem, osiągnęły własny zawodowy sukces. Do tego dążę, wdrażając nowych współpracowników. Ich osiągnięcia są ukoronowaniem mojego wysiłku i zaangażowania. Coco Chanel stwierdziła: Być może urodziłaś się bez skrzydeł, ale najważniejsze, żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć. Tego się trzymam. Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do naszego zespołu! IZABELA SOBALA Dyrektor Obszaru Sprzedaży AVIVA kontakt: sobala.izabela@aviva.com.pl tel. 783 498 555 www.aviva.pl

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 1


BYĆ MĘŻCZYZNĄ

Fot. Łukasz Król

DLACZEGO BRAKUJE NAM WIARY W MIŁOŚĆ?

U

kazała się się właśnie interesująca książka Bożeny Szwarc Być mężczyzną. Co to dzisiaj znaczy?, złożona z 11 obszernych wywiadów z czołowymi polskimi psychoterapeutami, psychologami, coachami i trenerami na temat współczesnych mężczyzn – w kontekście ich emocji, wyzwań i trosk. Czemu powstał poradnik dotyczący panów? Co z nimi jest nie tak? Autorka wyjaśnia we wstępie, że coraz częściej słyszy się płaksiwe głosy: Kobiety zabrały nam już wszystko. Pomyślała, że to dobry temat na książkę. Jak to naprawdę jest z facetami? Czy kryzys męskości rzeczywiście istnieje? Czy kobiety i mężczyźni oddalają się od siebie coraz bardziej? Dlaczego tak wiele związków się rozpada, skoro w każdym z nas jest pragnienie miłości? Odpowiedzi na te i inne pytania zdobywała u ekspertów. Pytając o mężczyzn, równie

dużo dowiadywała się o kobietach. O tym, co dla wszystkich jest ważne, o czym często zapominamy i co warto pamiętać. Chociaż oczywiście różnimy się od siebie, ale w tym jest nasza siła, dlatego warto szukać w sobie mocnych stron i uczyć się od siebie wzajemnie. Zamiast sporów i podziałów lepiej wykorzystać naszą energię na rozwijanie i poznawanie siebie nawzajem – stwierdziła Bożena Szwarc. Rozmówcami autorki w tym interesującym tomie są Wojciech Eichelberger, Rafał Ohme, Tomasz Szlendak, Michał Rabijewski, Tomasz Sobierajski, Bogdan de Barbaro, Maciej Szaciłło, Marcin Grudzień, Michał Pozdał, Paweł Droździak i Dorota Minta. Dzięki życzliwości autorki i Wydawnictwa Burda Książki drukujemy wywiad z Wojciechem Eichelbergerem. Skróty pochodzą od redakcji.

ZNAJDŹ W SOBIE MISTRZA

Z WOJCIECHEM EICHELBERGEREM, PSYCHOLOGIEM, PSYCHOTERAPEUTĄ, COACHEM I TRENEREM, ROZMAWIA BOŻENA SZWARC Dość często słyszymy w mediach o kryzysie męskości, ale co jest bardziej aktualne – kryzys męskości czy ogólne zagubienie, z którym borykamy się wszyscy?

Jedno i drugie. Ogólne zagubienie i kryzys w relacjach między płciami. Ale większy problem mają mężczyźni, bo aspiracje emancypacyjne kobiet są w pełni uzasadnione i nabierają impetu, a mężczyźni muszą uznać za urojone swoją wielkość i tytuł

1 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

do podporządkowania sobie świata kobiet. Więc dużo się dzieje i nie obejdzie się bez ofiar. Świat jest w trakcie rewolucji na skalę cywilizacyjną i, jak sądzę, jesteśmy dopiero na jej początku. W jednym z wywiadów powiedział pan: Kryzys męskości jest związany z tym, że dawne zasady relacji damsko-męskich przestały być aktualne.


Tak, bo to mężczyźni wymyślili dotychczas obowiązujące „rolę kobiety” i „rolę mężczyzny”, więc jako pokłosie patriarchalnego myślenia już teraz te pomysły są powszechnie podważane. Czy to jest jednoznaczne z zapomnieniem dotychczasowego podziału ról i stworzenie nowych?

Myślałem jakiś czas temu, że będzie trzeba tworzyć nowe przepisy ról współczesnej kobiety i mężczyzny, ale w trakcie takich prób zrozumiałem, że tworzenie ich zawsze będzie zainfekowane wirusem dyskryminacji którejś ze stron, a tym samym zarzewiem nowego konfliktu. Również wyniki badań nad płcią kulturową wskazują na to, że najlepszym rozwiązaniem jest zrezygnowanie z przepisów na role płciowe. Od tej pory moim marzeniem jest, aby kiedyś pojawiły się na świecie pokolenia młodych ludzi obu płci uwolnionych od tego balastu. Czyli to jest pożegnanie również ze stereotypami?

Dokładnie o to chodzi, żeby przyszłe pokolenia uwolniły się od anachronicznych, patriarchalnych stereotypów, które współcześnie bardzo ograniczają aspiracje i możliwości zarówno kobiet, jak i mężczyzn. (...) A co możemy zrobić, żeby nie dopuścić do kryzysu męskości? W jednym z wywiadów wspominał pan, że chłopiec około 10. roku życia powinien wyjść spod skrzydeł mamy.

To prawda, ale wiele zależy od tego, do jakiego ojca ma się spod tych skrzydeł udać. Bo współcześni ojcowie też podzielili się z grubsza na dwa obozy. Na konserwatywnych, którzy w obawie przed genderową rewolucją stają się ultrakonserwatywni i w tym duchu wychowują synów – i na ultraliberalnych, którzy otwarci są na daleko idące zmiany w anachronicznych przepisach na role i w obyczajowości. Niestety, ten podział będzie trwać, dopóki kobiety nie zdobędą realnego wpływu na rzeczywistość społeczną i polityczną i nie pogodzą zwaśnionych stron. Jeżeli ma się stworzyć coś nowego, lepszego, czy podwaliną nie powinna być świadomość, a nie walka między płciami?

Z pewnością tak. Ale dopiero gdzieś na końcu tej drogi. Na razie kobiety dopiero

uświadamiają sobie w pełni rozmiary dziejowych krzywd, nadużyć i upokorzeń i pałają uzasadnionym gniewem. To konieczna faza tego procesu i nie wolno nawet próbować zamieść jej z powrotem pod dywan. Dopiero wyrażenie przez pokolenia skrywanego gniewu plus uderzenie się przez męską połowę ludzkości we własne piersi otworzy drogę do pojednania. W tym wszystkim chyba najważniejsze jest, żeby się nie zatracić w gniewie?

To prawda. Nie wolno wyrażania gniewu uznać za końcowy etap tej rewolucji, lecz tylko za etap przejściowy o bardzo ważnym terapeutycznym znaczeniu. Im krócej będzie on trwać, tym lepiej i oby nie zamienił się w potrzebę zemsty. Więc na razie obie płcie są w stanie tzw. hybrydowej wojny, gdzie nie ma jednej linii frontu ani armii stojących naprzeciwko siebie i często trudno odróżnić wrogów od swoich. Kobiety atakują, a mężczyźni usiłują bronić pozycji nie do utrzymania. Nie ma się co dziwić – trudno jest oddawać władzę sprawowaną przez kilka tysięcy lat. I muszą zaakceptować nowy układ.

Do nowego układu jeszcze daleko. Wcześniej trzeba uznać swoje winy i przeprosić. A przepraszać byłą niewolnicę nie jest łatwo. Na szczęście coraz więcej mężczyzn na świecie zaczyna rozumieć i wspierać ten proces. Co jest potrzebne, żeby mężczyzna wspierał i nie czuł, że to umniejsza jego męskości? Jak może pielęgnować taką męskość?

Obecnie męskość jako taka jest zagrożona nawet na poziomie hormonalnym, bo na skutek powszechnie używanych przez kobiety hormonalnych środków antykoncepcyjnych świat tonie w progesteronie. Jest go wszędzie za dużo: w wodzie, w glebie, w warzywach, w mleku i w mięsie. Dopełniają obrazu zagrożeń: wszechobecny w produktach żywnościowych roślinny progesteron w postaci soi oraz butelki do napojów typu PET wydzielające do trzymanych w nich napojów organiczną substancję pokrewną do progesteronu. Obserwowane i badane przez instytuty medyczne efekty tej progesteronowej powodzi są alarmujące: dziewczynki dojrzewają seksualnie zbyt wcześnie, a dorosłe kobiety coraz częściej cierpią na raka piersi i narządów rod-

nych, z kolei chłopcy dojrzewają seksualnie coraz później, a dorośli mężczyźni mają coraz większe kłopoty z libido i płodnością. Nikt nie podnosi alarmu, a dzieje się tragedia. Blisko 30 proc. młodych małżeństw ma problemy z płodnością. Do niedawna w większości przypadków przyczyny leżały po stronie kobiet, a teraz w większości to mężczyźni mają problemy z rozrodczością. O tym mówi się mało.

Nic dziwnego, bo aby uporać się z tym problemem musiałby się zmienić niemalże cały świat. To byłyby olbrzymie koszty ekonomiczne i społeczne. Ucierpiałyby: big-farma, przemysł mięsny, spożywczy i producenci opakowań. Być może mamy tu do czynienia z drugim, po kryzysie klimatycznym, wielkim problemem naszej cywilizacji. W kontekście zagrożenie dla przetrwania gatunku.

Może bardziej przetrwania podgatunku mężczyzn. W realiach biologicznych do przetrwania gatunku niepotrzebna jest równowaga ilościowa płci. Czyli jest nutka optymizmu.

Tak, szczególnie dla tych mężczyzn, którzy w dobrej kondycji przetrwają progesteronowy potop. Dotychczasowe fakty napawają raczej pesymistycznie. Wzrasta liczba rozwodów, ciężko utrzymać związek.

To naturalne skutki procesu emancypacji kobiet. Ponad 60 proc. spraw rozwodowych wnoszą teraz kobiety. Bo już nie obawiają się żyć samodzielnie, ani tego, że nie poradzą sobie ekonomicznie, ani tego, że zostaną potępione obyczajowo lub że nie sprostają samodzielnemu wychowaniu dzieci. Z jednej strony to pozytywne zjawisko, ale koszt dla stabilności rodzin i komfortu psychicznego dzieci jest wielki. Lecz w okresach przejściowych tak musi być. Rozpadają się stare struktury i trzeba szukać zupełnie nowych rozwiązań w relacjach kobiety-mężczyźni. Postuluję i praktykuję w tej sprawie rozwiązanie, które na poziomie mentalnym jest trudne, ale w praktyce bardzo proste. Mężczyźni i kobiety muszą nauczyć się zachowywać i działać nie według nieaktualnych przepisów roli, ale zgodnie z okolicznościami.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 3


jakieś ważne, dobre cechy, to najpierw musisz je odkryć w sobie i zacząć ich używać w swoim życiu. I wtedy dopiero znajdziesz partnera, o którym marzysz. (...)

KOBIETY WYŁAMUJĄ SIĘ Z ROLI DOSTARCZYCIELEK SATYSFAKCJI SEKSUALNEJ MĘŻCZYZNOM I CORAZ CZĘŚCIEJ DAJĄ SOBIE PRAWO DO ODMAWIANIA, INICJATYWY I WYBORU

Co to oznacza w praktyce?

Współczesnemu mężczyźnie wręcz już nie wypada co chwilę zadawać sobie pytania, czy to, co jest do zrobienia, a co było do niedawna przypisane obyczajowo do kobiecej roli w rodzinie i w społeczeństwie, pasuje do przepisów roli męskiej. Bo nie ma już żadnych przepisów. Jeśli coś trzeba zrobić, to to robię, a jeśli jeszcze tego nie umiem, to się tego uczę jak najszybciej. Podobnie współczesna kobieta. Gdy trzeba zrobić coś, co do niedawna było przypisane mężczyznom, to uczy się to robić i radzi sobie sama. Ten emancypacyjny trend spontanicznie ujawnia się już od dawna w obyczajach seksualnych, gdzie kobiety wyłamują się z dotychczasowej roli dostarczycielek satysfakcji seksualnej mężczyznom i coraz częściej dają sobie prawo do odmawiania, inicjatywy i wyboru, czyli do autonomicznego zarządzania swoim życiem seksualnym i rozrodczością. Nie zmienia to faktu, że osób samotnych jest coraz więcej. Również tych pogubionych w relacjach damsko-męskich. Bardzo spodobała mi się przypowieść, którą pan przytoczył jakiś czas temu, o tym, że jeśli człowiek szuka jakichś cech w drugiej osobie, to tak naprawdę powinien skupić się na znalezieniu tych cech w sobie. Myślę, że wiele osób nie ma takiego podejścia jako punktu wyjścia, tylko szukają zbyt wiele w innych, wypełniając swoje deficyty.

A w rezultacie przestają się rozwijać. Niestety, taki model związku pod tytułem wiódł ślepy kulawego nadal jest powszechny. Szukamy dopasowania i uzupełnienia/komplementarności. Teraz na szczęście rodzi się z wolna nowa formuła związków, która łamie ten stereotyp. Przepis jest następujący: jeżeli chcesz znaleźć partnera lub partnerkę, o której marzysz i przypisujesz mu/jej

1 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

A jak w kontekście związków traktuje pan rolę mediów społecznościowych? Miały nas przybliżać, a tymczasem oddalamy się coraz bardziej, związki są tymczasowe, a ludzie sprowadzani do przedmiotów. Tak jak telewizja nie uczyniła z nas „globalnej wioski”, tak internet nas nie zbliża, wręcz przeciwnie.

Tak jest, ale internet spełnił stare proroctwo Marshalla McLuhana, bo uczynił ze świata globalną wioskę. Niestety, chaotyczną, pozbawioną autorytetów i uznanej hierarchii. W rezultacie internet tonie w ekspresjach różnego rodzaju patologii. Na szczęście w tym morzu patologii można też znaleźć wiele cennych rzeczy, tylko trzeba chcieć ich szukać. Internet też czekają poważne przekształcenia, bo zaczyna generować więcej zamieszania, konfliktów i cierpienia niż pożytku.

Portale randkowe również wpłynęły na kształt naszych relacji. Z jednej strony dają możliwość spotkania drugiego człowieka, a z drugiej wpływają na przedmiotowe traktowanie, tymczasowość, brak zobowiązań.

Już profesor Zygmunt Bauman dawno zauważył, że znikają międzyludzkie relacje, a w zamian zaczynają dominować transakcje. Sprzyja temu sposób, w jaki nasze umysły są formatowane przez neoliberalny kapitalizm, gdzie wszystko jest towarem lub okazją do transakcji i zarobku. Nasze ciała, prywatność, twarze, seksualność – też stały się towarem, a internet stał się witryną sprzedażową i maszynką do zarabiania pieniędzy. Jeszcze chwila i cała gospodarka się tam przeniesie. Więc na to medium nie ma co liczyć w kontekście budowania związków i emocjonalnych trwałych relacji. I sprzedaje dużo złudzeń.

A także otwiera pole do ogromnych nadużyć, kłamstw, hejtu, kradzieży itp. Dominującą osobowością dzisiaj staje się borderline, czyli osobowość pogranicza. To też pasuje do tymczasowości, częstych zmian, braku odpowiedzialności.

To prawda. Osobowość borderline jest zbudowana na przeświadczeniu, że nie istnieją prawdziwe, autentyczne, trwałe relacje. Że związki między ludźmi to pozór, który służy do wykorzystywania się nawzajem. Czyli miłość nie istnieje. Bierze się to stąd, że rodzice często się rozwodzą, że małe dzieci są często zdradzane przez rodziców dla nałogów, zarabiania i tzw. ważniejszych spraw, że nie poświęca się im wystarczająco dużo czasu, uwagi. Nie doświadczają czułości, troski, stają się jednym z rodzicielskich projektów. I u nas też będzie się ten trend rozwijać?

KONKURS

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Burda Książki (www.burdaksiazki.pl) mamy dla Was 4 egzemplarze pracy Bożeny Szwarc Być mężczyzną. Otrzymają je Czytelniczki, które przedstawią w kilku punktach swoją własną dowcipną Instrukcję użytkowania mężczyzny – dla utrzymania związku w harmonii, obopólnym rozwoju i miłości? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

Tak. Już jest bardzo silny. Ale najmniej podatnym na modyfikacje charakterem jest tzw. narcystyczny borderline, gdzie osiowym problemem jest brak poczucia własnej wartości. Gdy brakowi wiary w miłość towarzyszy niskie poczucie własnej wartości, to osoby tak ukształtowane kompensują swoje deficyty poprzez perfekcjonizm, pracoholizm, obsesyjne działania na rzecz swojej popularności czy też robią dęte kariery typu Nikodem Dyzma. Niestety, media społecznościowe bardzo w tym pomagają. (...)


Jak mężczyzna może sobie pomóc, żeby odnaleźć się w dzisiejszych czasach? Żeby nie być zagubionym, poszukać autorytetów? Czy szukać ich w sobie?

Szukać w sobie. Pamiętać, że jeśli spotyka innego mężczyznę, wzorzec historyczny, literacki czy inny, który go inspiruje i zachwyca, to oznacza, że patrzy na niezrealizowany aspekt samego siebie i powinien zabrać się za odkrycie lub wykształcenie tych cech w sobie. Wzorzec jest tylko i aż drogowskazem, azymutem, kompasem w dalszej podróży przez życie. I to dotyczy wszystkich wzorców, również tych religijnych. Czas najwyższy przestać wielbić i modlić się do mędrców, proroków i świętych – czas ich naśladować. Jaka jest rola kobiety w poszukiwaniu etosu męskości? Chociaż mówił pan o odejściu od definiowania ról – każdy z nas musi się odnaleźć, ale czy świadoma kobieta może w tym pomóc?

Kobiety muszą poradzić sobie ze sobą. Pomóż sobie, daj światu odetchnąć. To hasło powinno obowiązywać w obydwie strony. Każdy musi wziąć odpowiedzialność za siebie. Współprowadzę warsztaty „Wataha” w Bieszczadach i tam często trafiają mężczyźni. 1/4 z nich przyjeżdża, bo partnerki wykupiły im bilet. Jak widać kobiety we własnym interesie troszczą się o to, żeby mężczyźni znaleźli dla siebie jak najszybciej jakieś rozwiązanie. Ale jednocześnie kobiety nie mogą zapominać o sobie i też muszą szukać inspiracji i nowoczesnych wzorców. Odkrywać, co oznacza emancypacja, która dąży do ideału, który należy mieć przed oczami i który można opisać następująco: obie strony mają dla siebie nawzajem szacunek, troskę i przyjaźń.

Odnoszę wrażenie, że kobiety przez lata utożsamiały miłość z dawaniem, poświęceniem. Ważne, żeby każda myślała o sobie, ale nie na zasadzie egoizmu, lecz troski. Tak?

W związkach, podobnie jak w wychowaniu dzieci, też ważne jest hasło Pomóż sobie, daj światu odetchnąć, tylko w innej formie. Obowiązuje zasada jak w samolocie – najpierw załóż maseczkę sobie, a później dziecku czy też partnerowi. Jeżeli kobieta i mężczyzna będący w związku wezmą odpowiedzialność za siebie, za własne uporządkowanie wewnętrzne i rozwój, to dopiero wtedy ich związek zaczyna się prawdziwie dopełniać i harmonizować. Powiedział pan Mistrza trzeba szukać w sobie.

Tak, ale jednocześnie w związku trzeba uznawać siebie nawzajem za mistrzów i uczyć się od partnera czy partnerki tego, co on/ona potrafi. Czyli żeby uczyć się tego, co w tym drugim najbardziej wartościowe. Emancypacja w wydaniu popularnym, niestety, często polega na tym, że kobiety przejmują od mężczyzn wiele z ich wad – a mężczyźni przejmują wady kobiet. Jeśli tego unikniemy, to wtedy związek może być niekończącą się przygodą.

Punktem docelowym jest sytuacja, kiedy dwoje ludzie siedzi naprzeciwko siebie i mówi: Kochanie, niczego od ciebie nie potrzebuję, chcę cię tylko mieć za świadka i adresata najlepszej wersji mnie. Ale to już wyższy stopień wtajemniczenia.

Ale warto o tym pamiętać, bo ujawnia błąd, który wszyscy robimy, budując związki na zasadzie uzupełniania przez drugą stronę naszych deficytów. A co z hasłem Przeciwieństwa się przyciągają, czy ono ma sens, czy może chodzi o to, żeby spotykały się dwie świadome osoby, które po prostu chcą być ze sobą?

KRYZYS MĘSKOŚCI JEST ZWIĄZANY Z TYM, ŻE DAWNE ZASADY RELACJI DAMSKO-MĘSKICH PRZESTAŁY BYĆ AKTUALNE

Nie musimy więc być kompletni, gotowi i dojrzali, żeby rozpocząć trwały związek. Jeżeli wejdziemy w niego ze świadomością, że jest on po to, aby obie strony całkowicie się wyemancypowały – czyli przestały siebie potrzebować na zasadzie wiódł ślepy kulawego – to związek może być świetnym habitatem dla obopólnego rozwoju. *** Bożena Szwarc, Być mężczyzną. Co to dzisiaj znaczy? Wydawnictwo Burda Książki. Str. 232. Premiera 30 września 2020.

Na szczęście przeciwności się przyciągają. Energia męska potrzebuje energii kobiecej i odwrotnie. Dzięki temu mamy jakiś przyrost naturalny. Ale na poziomie mentalnym i duchowym nie o to chodzi. Byłoby idealnie, gdyby na związek decydowały się dwie w pełni dojrzałe osoby, ale wtedy spotykalibyśmy się za późno, żeby mieć dzieci.

WOJCIECH EICHELBERGER

Psycholog, psychoterapeuta, coach i trener. Uczestniczył w tworzeniu Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie, renomowanej i pierwszej w Polsce placówki psychoterapii, treningu i szkolenia, działającej nieprzerwanie od 1978. W zespole Laboratorium pozostał do roku 2004. Stypendysta Instytutu Psychoterapii Gestalt w Los Angeles i Zen Center of Rochester. Autor i współautor wielu książek z pogranicza psychologii, antropologii i duchowości. Współtwórca programów telewizyjnych popularyzujących wiedzę i refleksję z obszaru psychologii egzystencjalnej. Publikuje m.in. w Gazecie Wyborczej, Zwierciadle, Charakterach, Wysokich Obcasach, Polityce, Więzi, Życiu Duchowym, Pulsie Biznesu. Współtwórca i dyrektor Instytutu Psychoimmunologii. W projektach szkoleniowych i terapeutycznych odwołuje się do koncepcji terapii integralnej, która oprócz psychiki bierze pod uwagę ciało, energię i duchowość człowieka.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 5


ESEJ

ZAKAZANY

OWOC KAROL KOMOROWSKI

Oto

Edenie, biblijnym raju stworzonym Boga dla pierwszych ludzi, naszych prarodziców – Adama i E wy. W tym ogrodzie rozkoszy ziemskich wszystkiego mieli pod dostatkiem, ze wszystkiego mogli korzystać, z wyjątkiem owoców z Drzewa Poznania Dobra i Zła. W Starym Testamencie, w Księdze Rodzaju, czytamy: „A przy tym Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: Z wszelkiego drzewa tego jesteśmy w

przez

ogrodu

możesz

spożywać

według

Drzewa Poznania Dobra i Zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz”.

Fot. Pexels Cottonbro

upodobania, ale z

Z

namy ciąg dalszy tego przekazu: Szatan pod postacią węża skusił Ewę do zerwania zakazanego owocu. Po skosztowaniu podała go Adamowi. Za ten akt nieposłuszeństwa oboje zostali wygnani z raju. Ogród w Edenie funkcjonował więc jako paradygmat (wzorzec) niezakłóconej więzi między Bogiem a ludźmi, zerwanej po ich nieposłuszeństwie. Adam i Ewa zjedli zakazany owoc i tym samym sięgnęli po samostanowienie – co jest, a co nie jest dobrem i złem moralnym. NIESZCZĘSNE JABŁKO Za zakazany owoc chrześcijanie uważają jabłko. Jednak jabłoń nie pojawia się zbyt często w Biblii, ustępując winorośli, figowcom, granatom, palmie daktylowej i drzewku oliwnemu, co uza-

1 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

sadnione jest upalnym klimatem Palestyny i Bliskiego Wschodu. Jabłko to po łacinie malus, a pommum znaczy owoc. Francuski autor średniowiecznego przekładu Wulgaty (od łac. versio vulgata, przekład popularny) błędnie więc nazwał pommum jabłkiem (po francusku pomme). A ponieważ jabłoń była drzewem znanym w całej Europie, przyjęła się w roli Drzewa Poznania Dobra i Zła. Jabłko stało się symbolem grzechu – pożądania tego, co zakazane. Dziś zwrotu zakazany owoc używa się przede wszystkim na określenie czegoś kuszącego, niekoniecznie zgodnego z normami społecznymi. Mówi się, że zakazany owoc lepiej smakuje i kusi samym faktem nieprzyzwolenia. Sięgnięcie po zakazany owoc wiąże się z silnymi emocjami, jest ekscytujące. Pociąga i dostarcza wrażeń.


WYGNANIE Z RAJU Wróćmy do prarodziców, Adama i Ewy. Skąd wzięły się ich imiona? Słowo Adam oznacza człowiek, mężczyzna. Określenie Ewa mężczyzna nadał swojej kobiecie dopiero po wygnaniu z raju. Hebrajskie słowo chawwah oznacza to, co mówi Pismo Święte: bo stała się matką wszystkich żyjących. Księga Rodzaju nazywa ich oboje mężczyzną i kobietą. Radość z życia w raju i stałego kontaktu z Bogiem mąciła im przestroga, by nie spożywali owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła. Nie oznaczało ono konkretnego drzewa, lecz było symbolem działań nieprzyjaznych Bogu. Jakże ludzka chęć poznania dobra i zła oznaczała targnięcie się na władzę Boga, więcej – oznaczała zamiar wejścia w jego boską rolę. Skoro On może, czemu nie my? Kto im uświadomił, że mogą więcej, kto pobudził ich ambicję? Wąż. Kusiciel. Szatan. Dostarczył im refleksji, że mogą nie akceptować całkowitego podporządkowania się Bogu, przezwyciężyć strach przed konsekwencjami wypowiedzenia mu posłuszeństwa, czyli przed karą śmierci, którą Bóg im zagroził. Zjecie owoc, mówił Kusiciel, i staniecie się jak Bóg! Niestety, zamiast stać się jak Bóg, oboje poznali, że są nadzy, czyli że są nicością. Adam i Ewa, ludzie, którzy się kochali i byli wobec siebie lojalni, okazali się po zdradzeniu Boga równie nielojalni wobec siebie. Wyrzeczenie się miłości do Boga zaowocowało śmiercią miłości między ludźmi. Raj się skończył, trzeba go było opuścić. GRZECH PIERWORODNY W ten sposób z sensu dosłownego zjedzenia owocu zakazanego przeszliśmy w sens alegoryczny. Drzewo Poznania Dobra i Zła było symbolem mądrości, roztropności, zdolności rozeznania. Zerwanie owocu z tego drzewa oznaczało w pojęciu starożytnych naruszenie tej mądrości w duszy człowieka, popełnienie grzechu pierworodnego. Stali się nadzy, co oznaczało, że przed upadkiem byli w stanie, który nie charakteryzował się ani cnotami, ani wadami. Wątek Drzewa Poznania Dobra i Zła jest związany ściśle z grzechem jako fenomenem kondycji ludzkiej. Drzewo Poznania Dobra i Zła symbolizowało boży porządek. Grzech Adama i Ewy polegał na zakwestionowaniu tego ładu. W tradycji chrześcijańskiej spożycie owocu zakazanego jest uznawane za czyn dokonany przeciwko Bogu przy pomocy wolnej woli – jako wyraz nieposłuszeństwa spowodowanego pychą. Konsekwencją spożycia przez pierwszych ludzi owocu zakazanego było zranienie natury samego człowieka, które dotknęło cały rodzaj ludzki. Czyn pierwszych rodziców miał więc wymiar kosmiczny – cały świat poddany został przez nich marności i niewoli zepsucia. Pojawiły się w nim śmierć i grzech. Można jednak patrzeć na to inaczej. Niektórzy współcześni myśliciele z nurtu chrześcijańskiego egzystencjalizmu, zainspirowani przez Nietzschego, utożsamiają zerwanie owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła z przejściem od pierwotnego stanu poza dobrem i złem, do stanu rządzonego przez etykę. Według takiej logiki, Adam i Ewa, stworzeni przez Boga jako doskonali, potrzebowali grzechu, by pełniej stać się osobami. Od tego już tylko krok, by po manichejsku (odwieczna walka dobra ze złem!) czcić węża jako dobroczyńcę – dostarczył ludziom pożywienia, które sprawiło, że otworzyły im się oczy. Dzięki wężowi doszło do pożycia małżeńskiego, a w konsekwencji powstania świata. Bóg stworzył ludzi jako seksualne przeciwieństwa i zamierzył, by łączyli się ze sobą w akcie prokreacji i dla erotycznych przyjemności.

HIERONIM BOSCH (OK. 1500): OGRÓD ROZKOSZY ZIEMSKICH, CZĘŚĆ TRYPTYKU. MUZEUM PRADO, MADRYT

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 7


obraz dwie istoty, mężczyznę i kobietę. Na podstawie biblijnego opisu Stanton wnioskuje, że kobieta i mężczyzna zostali stworzeni w ten sam sposób i w tym samym czasie i że oboje mają panować nad przyrodą, a nie nad sobą. Współistnienie dwóch elementów, żeńskiego i męskiego, jest gwarancją utrzymania równowagi i harmonii we Wszechświecie. Ewa nie wiedziała o zakazie spożywania owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła, gdyż zakaz taki pojawił się, nim Bóg stworzył ją z żebra Adama. Poza tym zakaz skierowany był do mężczyzny, który nie poinformował kobiety o jego istnieniu i nie protestował, gdy ulegała namowom Kusiciela, sięgając po zakazany owoc. Przeciwnie, zrzucił na nią rozmowę z Wężem, potem sam dał się skusić, a na końcu doniósł Bogu, że to wszystko jej wina. Wniosek z tego taki, że to nie kobieta jest odpowiedzialna za popełnienie pierwszego grzechu. Literatura feministyczna zachęca do zerwania z ciasnotą myślenia o Bogu. Wiele elementów naszego myślenia o Bogu ma charakter patriarchalny, co prowadzi do dyskryminacji kobiet w społeczeństwie i Kościele. Najlepiej ujęła to amerykańska teolożka protestancka Mary Daly: Jeśli Bóg jest mężczyzną, wówczas mężczyzna jest Bogiem.

ADRIAEN VAN DER WERFF: ADAM I EWA (MIĘDZY 1674 A 1722), LUWR W PARYŻU, OLEJ NA DESCE

Kościół zawiódł jednak, gdy mowa o bożym planie udostępnienia ludziom pełni erotycznej satysfakcji. Z 66 ksiąg składających się na Biblię, tylko jedna w całości (Pieśń nad pieśniami króla Salomona) poświęcona jest wysławianiu seksualnych przyjemności, uwalniając ludzi od fałszywego poczucia winy, pruderii i zahamowań. PŁEĆ BOGA Kiedy w XIX wieku emancypantki zaczęły domagać się równych praw, były odsyłane do Biblii i tych jej fragmentów, które rzekomo sankcjonowały podrzędną pozycję kobiety. Amerykańska feministka Elizabeth Cady-Stanton (1815‒1902) napisała: Normy i prawa cywilne, Kościół i państwo, księża i prawodawcy, wszystkie partie polityczne i związki wyznaniowe nauczają, że kobieta została stworzona po mężczyźnie, z mężczyzny i dla mężczyzny, że jest istotą niższą i podporządkowaną mężczyźnie. Na tej idei opierają się wyznania wiary, kodeksy prawne, święte pisma i ustawy, z niej wyrastały zwyczaje, formuły, ceremonie, porządki społeczne i kościelne. Stanton nie posunęła się do postawienia tezy, że Bóg jest kobietą, ale nie była od tego daleka. Doszła do wniosku, że trzy boskie osoby to nie Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, lecz Ojciec, Matka i Syn. Właściwie należałoby mówić o Dwójcy, bo Bóg stworzył na swój

1 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

SEKS DZIEŁEM STWÓRCY Ojciec Jacek Salij przyznaje, że po części dzięki teologii feministycznej wyraźniej uświadomiliśmy sobie, że prawda o Ojcu Przedwiecznym jest transcendentna wobec ludzkiej płciowości. W Piśmie Świętym jest całkiem niemało tekstów wskazujących na to, że miłość Przedwiecznego Ojca do nas ma również rys macierzyński. Rembrandt w „Synu marnotrawnym” nawet to namalował: jedna ręka ojca jest na tym obrazie męska, a druga kobieca. Z kolei psychoterapeuta i pisarz Wojciech Eichelberger w Elementarzu Wojciecha Eichelbergera dla kobiety i mężczyzny napisał, że przypisywanie Bogu jakiejkolwiek płci jest socjotechniczną manipulacją, mającą na celu zapewnienie dominującej pozycji jednej z połówek ludzkości. Przypisywanie Bogu płci nie uwzględnia Jego pełni i doskonałości. Przypisując Bogu płeć, redukujemy Go bezkrytycznie do czegoś połowicznego. Trudno nam uznać, że Bóg nie ma żadnej płci, że przekracza On tak prozaiczne rozróżnienie, bowiem przekracza On wszystkie podziały i wszelki dualizm. Na tym właśnie przecież zasadza się jego boskość. Mężczyzna i kobieta pojawili się na tym świecie dopiero wtedy, gdy została stworzona Ewa. Równałoby się to stwierdzeniu, że Adam jako osobnik płci męskiej pojawił się w tym samym momencie, co Ewa, czyli że mężczyzna i kobieta zostali stworzeni jednym aktem Stwórcy. Taki ewentualny przebieg wydarzeń kłóciłby się z powszechnym poglądem, uznającym seks za grzech. Jeśli uznamy, że ów podział ma dwa aspekty i nastąpił za sprawą Pana Boga – bo któż inny mógłby tego dokonać – znaczyłoby to, że seks jest immanentną częścią boskiego planu, że seks jest dziełem Stwórcy. Dziełem Stwórcy są bowiem dwie płcie, które w sposób naturalny, ze względu na to pierwotne – zapewne bolesne – rozdzielenie, lgną ku sobie. Mężczyzna i kobieta poszukują się w życiu i spotykają po to, aby się od siebie wzajemnie uczyć. Mężczyzna spotyka kobietę po to, żeby uczyć się od niej kobiecości, a kobieta spotyka mężczyznę po to, aby uczyć się od niego męskości. Z punktu widzenia całości jedno bez drugiego nie może w ogóle istnieć (…). Tak jak nie do pomyślenia jest dzień bez nocy, czy dolina bez góry – podkreślił Eichelberger.


POD PATRONATEM LADY’S CLUB

WIECZÓR AUTORSKI W JASTRZĘBSKIEJ DĄBRÓWCE

P

AUTORKA Z BUKIETEM KWIATÓW I SWOIMI CZYTELNICZKAMI Z JASTRZĘBIA-ZDROJU

2

1

3

4

Zdjęcia © Lady’s Club

rzedstawiamy kilka migawek ze spotkania autorskiego Małgorzaty Starosty w willi Dąbrówka w Jastrzębiu-Zdroju. Wieczór zorganizowało śląskie Wydawnictwo Vectra (www.arw-vectra.pl), a patronem medialnym był magazyn Lady’s Club. Małgorzata Starosta debiutowała w kwietniu tego roku komedią kryminalną Pruskie baby, w sierpniu ukazał się ciąg dalszy przygód Edyty Prusko w tomie Wesela nie będzie!, a na grudzień zapowiadane jest zamknięcie „różowej trylogii” w powieści Kwestia czasu. Wszystkie książki pod patronatem naszego magazynu, recenzje zamieściliśmy w poprzednich wydaniach. Młoda autorka, urodzona we Wrocławiu, ukończyła filologię polską, studiowała etnologię i antropologię kulturową na Uniwersytecie Wrocławskim, zdobyła kilka wyróżnień w ogólnopolskich konkursach literackich na drobne formy prozatorskie. Zawodowo związana jest z branżą finansową, w której nadzoruje procesy i procedury windykacyjne. W rozmowie z czytelnikami pisarka zdradziła, że pracuje teraz nad poważnym thrillerem i ma wiele innych ambitnych planów. Opowiadała o swoich wątkach śląskich (część Wesela nie będzie! toczy się właśnie w Jastrzębiu-Zdroju), a także zdradziła kilka tajemnic warsztatu twórczego i rozdała mnóstwo autografów.

5 6 1 MAŁGORZATA STAROSTA Z NATALIĄ JARGIEŁO I ROBERTEM RATAJCZAKIEM Z WYDAWNICTWA VECTRA • 2 PISARKĘ AŻ RĘKA ZABOLAŁA OD SKŁADANIA AUTOGRAFÓW • 3 NA UCZESTNIKÓW SPOTKANIA CZEKAŁY TAKŻE KSIĄŻKI I OSTATNIE WYDANIA NASZEGO MAGAZYNU • 4 SPOTKANIE UPŁYNĘŁO W MIŁEJ, FAMILIARNEJ ATMOSFERZE – PRZY CIASTECZKACH I LAMPCE SOKU • 5 PO DEDYKACJE USTAWIŁA SIĘ DŁUGA KOLEJKA FANEK KOMEDII KRYMINALNYCH GOSI STAROSTY • 6 NASZ MAGAZYN TEŻ POZYSKAŁ WIELE NOWYCH CZYTELNICZEK

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 9


FELIETON

MASKA

Francuski twierdził,

pisarz, filozof i teolog

Jean Chevalier

że żyjemy w świecie symboli, a świat symboli

żyje w nas.

Przygotowując

omawiających

w

problematykę

2019

cykl wideolekcji

motywów

literackich

w różnych tekstach kultury, nie mogłam przypuszczać, że jeden z tych motywów zdominuje niemal cały następny rok , a powód, dla którego stał się tak wszechobecny, wywróci do góry nie tylko system nauczania, ale i całe

M

aska. Do wiosny 2020 raczej gadżet, kojarzący się z pamiątkami z egzotycznych krajów, salą operacyjną, pracą spawacza. Konsumenci dóbr kultury wysokiej w naturalny sposób łączyli maski ze sceną, a książkożercy z gombrowiczowskimi „gębami” albo tajemniczym więźniem Króla Słońce, czyli Człowiekiem w żelaznej masce. Maski i maseczki towarzyszyły nam niemal od zawsze, ale jako okolicznościowe rekwizyty. Obecnie stały się nieodłącznym elementem życia. W społeczeństwach wysoko uprzemysłowionych państw Dalekiego Wschodu maseczki na twarzach od dawna są częstym widokiem na ulicach. Ten sposób zabezpieczania się przed smogiem dotarł również do Europy. Jednak to, co wydarzyło się na początku 2020, podniosło maseczkę z poziomu eko-ciekawostki do wyżyn globalnej konieczności. Maski stały się symbolem strachu i walki z Covid-19. Nastąpiło swoiste zjednoczenie ludności globu – niechciana, niespodziewana unifikacja. Wszyscy zaczęliśmy wyglądać tak samo, a to nie leży w człowieczej naturze. Maseczki zmieniły nasze codzienne zwyczaje, a wszystko wskazuje na to, że będziemy musieli zaakceptować je na dłużej. Po po-

2 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

czątkowej panice związanej z ich niedostatkiem nie ma już śladu – maseczki stały się pożądanym modowym dodatkiem albo symbolem społecznego statusu. Na życzenie azjatyckiego miliardera izraelska firma zaprojektowała maseczkę wycenioną wstępnie na 1,5 mln USD. Zdobiona będzie 250 gramami złota i ponad trzema tysiącami (!) diamentów. Kto bogatemu zabroni. I będzie to maseczka spełniająca najwyższe standardy filtrowania powietrza (N-99). Wielu bowiem zapomniało, czemu mają one służyć. Dla influencerek i celebrytek najważniejsze jest to, że mogą wrzucić na Insta czy TikToka kolejną partię selfie, bo maseczka podkreśla oczy i dodaje tajemniczości. „Internety” pełne są memów w rodzaju: Nigdy nie spodziewałem się, że wchodząc w masce do banku spotkam szeroko uśmiechającego się pod przyłbicą strażnika. Mnogość wzorów, kolorów i fasonów natychmiast została zagospodarowana do zareklamowania czegoś albo zademonstrowania przekonań i idei. Owładnięci konsumpcjonizmem, znów postawiliśmy na dosłowny przekaz, niczym nie różniący się od tego, czemu służą napisy i grafiki na czapeczkach i T-shirtach.

Fot. Magdalena Ostrowicka

nasze życie.

MARTA ZDANOWSKA Oryginalna maseczka niesie za sobą wiele znaczeń, a jej brak zaczyna urastać do symbolu sprzeciwu wobec... No właśnie, wobec czego? Dla wielu maski stały się oznaką kagańca. Nakazy izolacji, kwarantanny, zachowania społecznego dystansu odbierane są jako ograniczenie swobód i wolności obywatelskich. Podział na maseczkowców i antymaseczkowców biegnie w poprzek wszystkich dotychczasowych sporów. Zwykła maseczka wywraca ustaloną, zdawałoby się, hierarchię pojęć i wartości. Jestem ciekawa, czy na przykład anarchiści, dla których zasłona twarzy była obowiązkowym atrybutem w starciach z „aparatem państwa”, teraz na znak sprzeciwu wobec nakazu ich noszenia odkryją twarze? Albo czy osoby, które wierzą w zasadność używania maseczek w czasie pandemii, ale nie zgadzają się z tym czy innym rządem (prawicowym, lewicowym czy centrowym), zdejmą je na znak protestu wobec władzy, z którą się nie zgadzają?

Przed pandemią człowiek zakładając maskę starał się znaleźć w innym świecie. W dosłownym czy w metaforycznym sensie maska pozwalała przełamać ograniczenia, „wyrosnąć ponad siebie”. To popularny motyw, do znudzenia wykorzystywany w kreacji superbohaterów: Zorro, Kopciuszka, Spidermana, Avengersów. Jest taka opowieść związana z maską Lokiego, wykorzystana w filmie The Mask Chucka Russella. Otóż maska tego mitycznego nordyckiego olbrzyma zwielokrotnia cechy tego, który ją nosi. Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, maska Lokiego sprawi, że będziesz tysiąckroć lepszy. Jeśli jesteś zły, lepiej cię nie spotykać, kiedy ją nosisz. Covidowe maseczki nie mają takich właściwości, choć znad przesłony, z oczu, można nieraz wyczytać więcej niż z tysiąca słów. Trafnie ujął to Oscar Wilde: Człowiek najmniej jest sobą, gdy mówi we własnym imieniu. Daj mu maskę, a powie ci prawdę.


BESTSELLER

CÓRKA BOGINI ATARGATIS

Ukazała się Semiramida, książka E wy K assali z serii

trzecia

prezen-

tującej kobiety czasów biblijnych

(po Królowej Saby i Marii Magdalenie). W tej nowej powieści wędrujemy z królową Asyrii i Babilonii do źródeł cywilizacji europejskiej. Poznajemy miejsca, gdzie niegdyś rozciągał się biblijny Eden i wznosiła wieża Babel. Wcześniej spod pióra pisarki wyszła trylogia o królowych

– Kleopatrze, Nefretete Hatszepsut – więc Ewa Kassala

egipskich i

jest konsekwentna w prezentowaniu silnych kobiet starożytności.

JEJ BOHATERKI SĄ ZAWSZE WYJĄTKOWE, odgrywają znaczące role w historii. Nadzwyczaj piękne, kochają i bywają mocno kochane, udowadniają w solidarności z innymi kobietami, na przykład kapłankami i dworkami, że pierwiastek kobiecości ma praźródła boskie i jest jednym z najbardziej sprawczych na świecie. Moc i magia są zawsze po ich stronie. Semiramida w tym gronie nie odbiega o wzorca. Może nawet jest doskonalsza od innych królowych, bo wszak to postać na wpół legendarna, na wpół historyczna, toteż opowieść o niej, barwna i niezwykle plastyczna, brzmi jak z pogranicza baśni i snu. Ewa Kassala sprawnie łączy sprawdzoną, potwierdzoną u ekspertów wiedzę naukową o tamtych czasach z wątkami onirycznymi, mistycznymi, fantazyjnymi, dzięki czemu Semiramida, wszechpotężna wojowniczka i twórczyni wiszących ogrodów, królowa Bliskiego Wschodu, pani Międzyrzecza, Tygrysa i Eufratu, jawi nam się jako postać rzeczywista i bliska. Zwłaszcza że emocje i namiętności, jakich doświadcza, nie zmieniają się od stuleci, podobnie jak motywy, jakimi kierowali się jej wrogowie, eunuch Belsazar i Nazzi-Bugasz. Jak zawsze chodzi o władzę i majątek, o pożądanie i bogactwa. KONSULTANTAMI EWY KASSALI BYLI HISTORYCY, archeolodzy, teolodzy, religioznawcy, wojskowi, dlatego w detalach książka jest prawdziwa. Jednym z dorad-

ców był generał Mieczysław Bieniek, ongiś dowódca sił NATO w Iraku, który ujawnił autorce raporty wojskowe dotyczące stanowisk archeologicznych w Babilonie, pokazał mapy, plany i zdjęcia. Dzięki dokumentom pisarka prześledziła plany pałaców i świątyni Isztar, a także domów zwykłych Babilończyków. Generał, dowódca dywizji międzynarodowej NATO, spędził osiem miesięcy w odległości około 800 metrów od starożytnych ruin i bramy świątyni Isztar. Babilon jest miejscem wdzięcznym do snucia

opowieści – w swojej trwającej ponad 3000 lat historii był wielokrotnie doszczętnie burzony i zawsze potem powstawał na nowo. Uchodził za pierwszą metropolię ówczesnego świata i cieszył się sławą dzięki wieży Babel, potężnym murom obronnym i wiszącym ogrodom Semiramidy. I tu dygresja. Nie wiemy, dlaczego wiszące ogrody przypisywane są Semiramidzie, skoro ich budowniczym był Nabuchodonozor II, który doprowadził państwo do największego rozkwitu w całej jego historii. Był

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 1


EWA KASSALA (Z PRAWEJ) WŚRÓD SWOICH GOŚCI: WICEMARSZAŁKINI SENATU GABRIELI MORAWSKIEJ-STANECKIEJ (Z LEWEJ), PREZYDENTA KATOWIC MARCINA KRUPY I PAŃ BIORĄCYCH UDZIAŁ W POKAZIE MODY

chać. „Kochaj. Czyń miłość. Niech świat znów stanie się rajskim ogrodem. I kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś, pamiętaj – najpiękniejsze ogrody są w naszych sercach”. WŁAŚNIE DLATEGO AUTORKA WIELBI TĘ BOHATERKĘ, pisząc o jej łzach spełnienia. Z twardej, nieustępliwej wojowniczki stała się budowniczym miast i ogrodów, przeciwniczką wojen, głosicielką hasła: „Życie jest piękne. Żyjmy najlepiej, jak potrafimy”. Gdy równiny Babilonu były wystawione na żar palącego słońca i zamierały, zamieniając się w proch, Semiramida tworzyła ogrody, które wciąż kwitły, nie dotknięte gorącem i suszą. Ów kontrast spowodował, że kaskadowe ogrody znalazły

się na czele listy siedmiu cudów świata. Zewnętrzne krawędzie tarasów porośnięte były tysiącami pnączy, które wiły się ku niższym piętrom, tworząc zieloną, stromą górę z niezliczonymi drzewami, żywopłotami, krzewami i kolorowymi kwiatami. Wyglądały tak, jakby wisiały lub unosiły się w powietrzu. Ze studni pompowano wodę do kanałów, które przepływały przez wszystkie poziomy. Były tam małe źródełka i wodospady, było życie, tańczyły w słońcu ptaki, pszczoły i motyle. Wrażenia, jakich dostarczały ogrody Semiramidy, były tak wielkie, że w naszej zbiorowej świadomości przetrwały na wieki. Królowa i jej dzieło wymieniane są u Herodota i Diodora Sycylijskiego. Pisali o nich Ktezjasz, Strabon, Plutarch i Justyn,

Zdjęcia Krzysztof Skórka

to jego prezent dla żony, perskiej księżniczki. Być może ona też nosiła imię Semiramidy? Królowa, o której czytamy w książce, żyła dwa wieki wcześniej, ale czy dzisiaj dla ogółu czytających ma to znaczenie? Niejasności dziejowe powinny być rozstrzygane na jej rzecz – i tak to czyni autorka, której zależało, żebyśmy pamiętali przede wszystkim o ogrodach, żebyśmy je tworzyli i dbali o nie. Wiszące ogrody należą do najmniej zbadanych spośród siedmiu cudów starożytnego świata i pewne jest tylko, że znajdowały się w Babilonie i że na wieki będą nosiły imię Semiramidy. W jej imieniu o miłości przemawiają kwiaty, jej głos do dziś słychać we wszystkich ogrodach – przekonuje Ewa Kassala – usłyszy go każdy, kto zechce słu-

PREMIERA SEMIRAMIDY ODBYŁA SIĘ 14 WRZEŚNIA 2020 W DOMU KULTURY KOSZUTKA W KATOWICACH

2 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

W ROLI MODELEK WYSTĄPIŁY ZNANE ŚLĄSKIE I ZAGŁĘBIOWSKIE KOBIETY SUKCESU, TUTAJ EDYTA WALĘCIAK-SKÓRKA I BARBARA PAJĄK


a w późniejszych wiekach Kochanowski, Dante, Szekspir. Semiramida była też bohaterką utworów muzycznych, w tym opery Rossiniego, malowano ją i rzeźbiono. ASYRYJSKA KRÓLOWA SAMMURAMAT, czyli właśnie Semiramida (to grecka wersja jej imienia i oznacza gołębicę), żyła pod koniec IX wieku p.n.e. Po śmierci męża, króla Ninusa, jako regentka rządziła w imieniu syna Ninyasa połączonymi królestwami Asyrii i Babilonii, a później także Armenii (Urartu). Ormianie uważają ją za założycielkę Shamiramagerd, dzisiejszego Wan, miasta w historycznej Armenii (dziś wschodnia Turcja). Zbudowała je po wojnie z Arą, po jego śmierci, na znak pokuty – wszak Ara był miłością jej życia. Czy tak było naprawdę? Pisarka nie poddaje w wątpliwość, że Semiramida była półboginią. Potwierdziło to przecież znamię – mała ciemna plamka – ukryte w najintymniejszym miejscu, co odkrył nadworny lekarz, badając jej doskonałe ciało. Gdy była mała, jeszcze dziecię, znalazł ją nad brzegiem morza Simmas, były żołnierz, a po służbie pasterz w dobrach kró-

lewskich, później przybrany ojciec. Wkrótce wydało się, że jest córką bogini Atargatis, a potwierdziła to wielka kapłanka Entum, odczytująca znaki w oparach narkotycznych dymów. Na kolejnych stronicach dowiadujemy się, co królowej przyrządzał do smakowania i jakimi afrodyzjakami raczył ją nasz dobry znajomy z poprzednich książek, kucharz królowych Enry Hera (tak się składa, przyjaciel autorki), jak wyglądało święto płodności w ceremoniach babilońskich kapłanek Isztar, jakie zwyczaje panowały w haremach i do jakich zbrodni z nierządnicami posuwali się wyuzdani poplecznicy Belsazara oraz jak w praktyce stosowany był kodeks Hammburabiego. DLA TYCH SZCZEGÓŁÓW WARTO KSIĄŻKĘ PRZECZYTAĆ i wczuć się w magię starożytnej historii. Semiramida odeszła ze świata w samotności, w wodnym wirze. Może zamieniła się w białą gołębicę, mniejsza o to – w każdym razie stała się boginią, a jej przesłania mają wartość ponadczasową. Jej imię dzięki temu będzie pamiętane na zawsze. STANISŁAW BUBIN

Ewa Kassala, Semiramida. Wydawnictwa Videograf, Chorzów 2020 (videograf.pl). Str. 445. Magazyn Lady’s Club jest jednym z patronów medialnych powieści. REKLAMA


I WSPÓŁCZESNOŚĆ

Fot. Mili Studio

HISTORIA

NAD NIDĄ. JÓZEF PIŁSUDSKI ZE SWOJĄ ULUBIONĄ KLACZĄ KASZTANKĄ

PRAWDZIWA

TWARZ JÓZEF PIŁSUDSKI był jednym z najbardziej kontrowersyjnych Polaków XX wieku. Wielkim wodzem, twórcą niepodległości, pogromcą bolszewików. Jednocześnie przywódcą, który nie przebierał w środkach, by osiągnąć cel. Swoich przeciwników zamykał w obozach. Przez jednych uważany za odważnego konspiratora, wręcz terrorystę, przez drugich za tchórza, który jak ognia unikał niebezpieczeństwa. To on zapewnił kobietom w Polsce prawa wyborcze, choć dał się poznać jako mizogin i szowinista. Postać Piłsudskiego do dziś budzi wiele sprzecznych uczuć, a to, jakim przywódcą był naprawdę, wciąż pozostaje tajemnicą. Czy rzeczywiście to on stworzył niepodległą Polskę, czy tylko przywłaszczył sobie dokonania innych? W jakim stopniu sukces bitwy warszawskiej był jego zasługą? Historyk Maciej Gablankowski w nowej biografii rozprawia się z najczęściej powtarzanymi mitami na temat Marszałka i prezentuje zupełnie inne spojrzenie na tę genialną, choć skomplikowaną i kontrowersyjną postać. To sprawiło, że otrzymaliśmy portret niezwykle błyskotliwy i inspirujący do niekończących się historycznych dyskusji.

2 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. Mili Studio

WODZA

MACIEJ GABLANKOWSKI


ROZMOWA Z MACIEJEM GABLANKOWSKIM, AUTOREM KSIĄŻKI PIŁSUDSKI. PORTRET PRZEWROTNY Czy jest jeszcze coś, czego nie wiemy o Józefie Piłsudskim?

Paradoksalnie najbardziej zaskakuje prawda. A może raczej, żeby nie używać górnolotnych słów, fakty. Piłsudski jest postacią, wokół której narosło tyle legend i mitów – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych – że często najbardziej podstawowe informacje są odkryciem. Gdy rozmawiam o nim z przyjaciółmi, często słyszę pytania, które – choć wiem, z czego wynikają – zaskakują mnie. Na przykład: Czy Piłsudski był katolikiem? Czy był Polakiem? Czy zanim został marszałkiem, był generałem? Dlaczego nie był na pogrzebie żony? Czy to prawda, że był japońskim i austriackim agentem? Czy doszedł do porozumienia z Leninem? Czy to prawda, że złożył dymisję zaraz przed bitwą warszawską? Czy był leczony psychiatrycznie? I wiele jeszcze innych. Okazuje się, że sporo osób jest ciekawych, a nie wie, jak swoją ciekawość zaspokoić. Niestety, w tym przypadku wpisywanie pytań w Google nie wystarcza. Stąd wziął się pomysł na książkę. Temat dojrzewał we mnie od lat. Mój ojciec, rocznik 1933, zawsze twierdził, że jego najwcześniejszym wspomnieniem jest pogrzeb Piłsudskiego. Opowiadał o niesamowitej aurze, jakichś nieprzeniknionych ciemnościach i dziwnych chmurach na niebie. Traktowaliśmy to raczej z humorem. Po latach ze zdziwieniem odkryłem, że dokładnie tak wspominają ten dzień dorośli uczestnicy pogrzebu. U mnie w domu zawsze był jakiś portret Piłsudskiego – malował je amatorsko właśnie mój tata. Zainteresowanie Piłsudskim było dla mnie czymś naturalnym. Uwielbiam na przykład książkę Józefa Piłsudskiego Rok 1920, którą wydano razem z książką

ZAMACH MAJOWY W WARSZAWIE, 1926

Pochód na Zachód Michaiła Tuchaczewskiego. Od zawsze chciałem coś o Piłsudskim napisać. Co to będzie, zrozumiałem dopiero, gdy koleżanka poprosiła mnie o polecenie książki, która byłaby biografią Piłsudskiego „dobrą do czytania w tramwaju” – jak to określiła. Myślałem, że będę jej w stanie podać z dziesięć takich tytułów, ale okazało się, że nie. Jest mnóstwo książek o Piłsudskim, ale biografie bywają albo

wielkimi cegłami, albo rozbudowanymi wpisami z Wikipedii. Moim zamierzeniem było napisanie książki „środka”, omawiającej całe życie Piłsudskiego, ale ciekawej i wciągającej. Takiej, którą dobrze się czyta. Lubi pan swojego bohatera?

Chyba nie umiałbym napisać książki o kimś, do kogo nie czuję sympatii. Bez tego trudno wczuć się w czyjąś sytuację. Jest wiele spraw i czynów, za które go podziwiam, i równie wiele takich, które uważam za odrażające i złe. Gdybym miał jednak odpowiedzieć „tak albo nie”, to pewnie, nie bez wahania, wybrałbym „tak”. Piłsudski miał wiele twarzy. O której z nich napisał pan w swojej książce? Która jest panu szczególnie bliska, fascynująca?

PIŁSUDSKI ZE SWOIM SZTABEM W KIELCACH, 1914

No cóż, „ogry są jak cebula, mają warstwy” – głosi pewna ludowa mądrość. Rzeczywiście Piłsudski miał wiele twarzy. Twarz zresztą jest dobrą metaforą. Widać

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 5


na niej to, co chcemy pokazać, jest elementem jakiejś autokreacji, ale jest też na niej wiele rzeczy, na które nie mamy wpływu. Chociażby upływ czasu. Szczególnie, jeśli obserwuje się kogoś latami. I tak jest też w przypadku Piłsudskiego. Przykładowo, zaraz po utworzeniu Legionów postanowił zgolić brodę, zostawił sobie tylko, nieco staropolskie, sumiaste wąsy. Na wielu późniejszych zdjęciach – mimo tych zawadiackich wąsów – widać, jakie ślady na twarzy zostawia wojenne życie. Pewnie dlatego ten portret znajduje się na okładce mojej książki. To twarz człowieka porywającego się z motyką na słońce. Jeśli weźmiemy pod uwagę liczebność kadrówki, może 150 osób wymaszerowało z Oleandrów, oraz to, że w Legionach służyło w czasie ich największej liczebności może kilkanaście tysięcy osób, i porównamy te liczby z milionowymi armiami toczącymi wojnę na całym świecie, to zrozumiemy, jak szaleńcze było to przedsięwzięcie. Oczywiście piszę nie tylko o tej twarzy, ale też o wielu innych obliczach Piłsudskiego. Nie wszystkich sympatycznych. Co jest najbardziej kontrowersyjne w postaci Piłsudskiego?

Ciągle spieram się sam ze sobą o różne interpretacje jego słów i czynów. Wystarczy spojrzeć na dowolny artykuł o nim w internecie, żeby stwierdzić, że nie jestem w tym osamotniony. Ale co jest najbardziej w nim kontrowersyjnego? Dla mnie osobiście jego rola w okresie dyktatorskich rządów. Kompromitują go w tym czasie mniej konkretne decyzje, a raczej ich brak, oraz ludzie, którymi się otoczył, i ich czyny, które akceptował. Bardzo niewiele z nich naprawdę przysłużyło się Polsce, a wiele przyniosło straszne konsekwencje. Choćby polityka względem Ukraińców. Czym ta książka różni się od innych biografii Marszałka?

Wcale nie jest ich na rynku tak dużo – zaledwie kilka, szczególnie tych napisanych w ostatnich latach. Moja książka jest dość krótka, nieco ponad 300 stron. Starałem się zachować balans między faktografią (nazwiskami, datami itp.) a pewnym kolorytem wydarzeń, anegdotą i fabułą. Mam wrażenie, że udało mi się wyważyć także objętość wątków prywatnych i polityczno-wojskowych. A dla kogo napisał pan tę biografię?

Wydaje mi się, że jest grupa czytelników, których ciekawi historia Piłsudskiego. W końcu ciągle się o nim mówi i nie da się chyba znaleźć polskiego miasta czy miasteczka bez ulicy albo placu jego imienia. Tych czytelników odstrasza albo objętość, albo hermetyczna forma innych biografii. Po prostu mam nadzieję, że moja książka jest bardziej przystępna. Ale starałem się też zadbać o bardziej wymagającego czytelnika i myślę, że niektóre moje interpretacje znajdą polemistów. Piłsudski może dziś być autorytetem?

Maciej Gablankowski, Piłsudski. Portret przewrotny. Wydawnictwo Znak, Kraków (www.znak.com.pl). Str. 336. Premiera 14 października 2020.

2 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Jeśli chodzi o autorytet w stylu dobrotliwego dziadka, który powie mądre słowo i przytuli, to na pewno nie. Trudno mi sobie wyobrazić, by mógł być współcześnie autorytetem politycznym, mężem stanu. No, może w zakresie osobistej bezinteresowności, jeśli chodzi o dobra materialne. Jeśli doszukiwałbym się czegoś ponadczasowego, co i dziś byłoby niezwykle imponujące, to szukałbym tego wśród jego cech charakteru. Wydaje mi się, że miał sporo takich, które w dzisiejszym świecie bardzo się przydają – pewną umiejętność jasnego oglądu sytuacji, nawet niekorzystnej. Do-

strzeganie, wbrew wpływowi otoczenia, oczywistości. Wykazywał ogromną determinację w dążeniu do dalekosiężnego celu i umiał podporządkować mu całe życie. Wszystkie swoje „szczegółowe” działania zestawiał właśnie z nim. Pod tym względem przypomina mi wielu współczesnych milionerów, którzy potrafią myśleć odważnie i jeszcze odważniej działać. Czy jest jeszcze coś do odkrycia w Piłsudskim? Jakiś obszar jego życia, o którym nic nie wiemy?

Nie można tego wykluczyć. Oczywiście, jeśli nic o tym nie wiemy, to i ja nie wiem. Wiem natomiast o kilku aspektach jego życia, które czekają na dalsze objaśnienie. Dziś można powiedzieć, że badania nad życiorysem Piłsudskiego są prowadzone w dwóch najważniejszych kierunkach. Pierwszy to badanie kontekstu. Poszerzanie wiedzy o współpracownikach, ale i konkurentach, zakulisowych rozgrywkach, dyplomacji itp. Drugi to badania nad źródłami. Ciągle pozostaje sporo do odkrycia. Historycy badają archiwa, które były dla nich niegdyś niedostępne. Na przykład Jerzy Gaul bada archiwa tajnych służb niemieckich i austriackich. Sprawą kontrowersyjną wciąż pozostaje skala zaangażowania Piłsudskiego we współpracę z Austriakami. Inny badacz, Henryk Głębocki (dokąd nie został wydalony z Rosji) eksplorował archiwa tajnej carskiej policji, ochrany. Są też źródła, o których wiemy, że istnieją, ale nie mamy do nich dostępu. Najważniejszym z nich jest korespondencja Józefa Piłsudskiego i jego drugiej żony, Aleksandry Szczerbińskiej. Listy te, jak wiadomo, są przechowywane przez rodzinę. Jeszcze większą bombą byłoby odnalezienie korespondencji Piłsudskiego i dr Eugenii Lewickiej. W zbiorach Instytutu Piłsudskiego w Ameryce znajduje się notatka, wedle której taka korespondencja przetrwała wojnę w Kanadzie i została po wojnie zabrana przez matkę Eugenii Lewickiej do Australii. Nawet badacze życiorysów Piłsudskiego mają swojego Świętego Graala. Dziękuję za rozmowę.

MACIEJ GABLANKOWSKI

(ur. 1980) – z wykształcenia historyk i amerykanista, z zawodu wydawca, redaktor i menedżer. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci, żeglarz i snowboardzista.


KIELCE 1914 (fragment książki Piłsudski. Portret przewrotny)

Wojna przyszła dla wszystkich niespodziewanie. Gdy pod koniec czerwca Piłsudski ponownie został wybrany na Komendanta Sił Wojskowych przez Komisję Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, już po zamachu na arcyksięcia Ferdynanda, zapytany o ocenę sytuacji odpowiedział: „Na trzydzieści pięć procent wojna”. Czyli na sześćdziesiąt pięć procent pokój. Polskie stronnictwa niepodległościowe były zupełnie na to nieprzygotowane. Także Piłsudski, planujący od lat podjęcie czynnej akcji, gdyby wystąpiła taka sytuacja, nie jest pewien, co robić. Nie zrezygnowano nawet z wyjazdowych kursów szkoleniowych dla Strzelców w lipcu. Pod koniec miesiąca ani Piłsudski, ani Strzelcy nie wiedzą, co będzie z nimi dalej. Niektórzy z nich – austriaccy rezerwiści – dostają wezwania mobilizacyjne. Jak tak dalej pójdzie, to zamiast polskich założą c.k. mundury. Tymczasem na świecie gęstniała atmosfera. Arcyksiążę Ferdynand zginął z ręki serbskiego radykała Gavrila Principa w Sarajewie, w stolicy anektowanej kilka lat wcześniej przez Austrię Bośni. Serbscy nacjonaliści uważali, że to terytorium należne ich krajowi. W odpowiedzi na zamach c.k. monarchia wystosowała do Serbii ultimatum, które Serbia właściwie zgodziła się wypełnić, z jednym drobnym wyjątkiem. Teraz jednak było to już tylko szukanie pretekstu do wojny. Niemcy wcześniej ogłosili poparcie dla Austriaków, Rosjanie zapowiedzieli obronę „bratniej” Serbii, a Francuzi zadeklarowali, że wypełnią sojusznicze zobowiązania wobec Rosji. Brytyjska inicjatywa zorganizowania konferencji pokojowej została odrzucona. Okazało się, że właściwie wszyscy tej wojny chcą. Austro-Węgry wypowiedziały ją Serbii 28 lipca 1914 roku. Pierwsza kostka domina została przewrócona i świat runął w czteroletnią rzeź. Zginą miliony. Strzelcy nikogo nie obchodzili. Dopiero cztery dni po wypowiedzeniu wojny kapitan Rybak z austriackiego wywiadu skontaktował się z Piłsudskim i przekazał mu informację o zezwoleniu na mobilizację Strzelców. Przy okazji Komendant dowiedział się, gdzie najprawdopodobniej będą operować – nie, jak myślał dotychczas, w rejonie Zagłębia, ale w kierunku Miechowa i Kielc. O ile w Zagłębiu Piłsudski mógł liczyć na jakieś zasoby partyjne (dopiero później okazało się, jak niewielkie), to na kierunku kieleckim nie należało się raczej tego spodziewać. Mimo to Strzelców zaskakuje obojętność, czy wręcz otwarta wrogość lokalnej ludności. Niektórzy, na przykład komendant żandarmerii Kostek-Biernacki, nie wahają się stosować wobec cywilów brutalnych represji. Od czasu wymarszu z Krakowa 6 sierpnia dołączają do nich kolejne oddziały. Po drodze w Krzeszowicach uzbrojono ich w wycofaną już z użytku przestarzałą austriacką broń. Oddział Piłsudskiego posuwa się naprzód i 12 sierpnia jest już w Kielcach. W mieście dominuje raczej zaskoczenie niż wrażenie dziejowej doniosłości. Po drodze nie napotkano silniejszego rosyjskiego oporu. Zresztą te pierwsze dni bardziej niż wojaczką są politycznym happeningiem. Po drodze w miastach i miasteczkach mianuje się komisarzy Rządu

Narodowego. O jego utworzeniu poinformował Komendant jeszcze w Krakowie. Rząd (tajny oczywiście) rzekomo ma swoją siedzibę w Warszawie, a funkcję Komendanta Głównego Wojska Polskiego sprawuje on sam. W rzeczywistości żadnego rządu nie ma, a odezwę pisze w mieszkaniu Piłsudskiego Leon Wasilewski – pieczątkę wyryto w miękkim kamieniu scyzorykiem. W politycznym zamyśle ma to być fakt dokonany, w praktyce okazuje się ruchem ryzykownym, który omal nie zakończył kariery wojskowej i politycznej Piłsudskiego. Przebywający już w Kielcach dowódca zostaje wezwany w trybie pilnym do Krakowa. Kapitan Rybak oświadcza mu, że zostaje przeniesiony na front, a kontakty z nim przejmie inny oficer. W każdym razie Strzelcy zostaną rozwiązani i wcieleni do austriackiego wojska. Piłsudski nie może uwierzyć w to, co słyszy. Jest załamany. Nie można dziwić się Austriakom: w świetle mniej niż mizernych efektów obiecywanej przez Piłsudskiego akcji powstańczej polityczne ryzyko zaangażowania w nią wydaje się zbyt duże. A jeszcze ten urojony Rząd Narodowy. Odezwa napisana na kolanie, kończąca się groźbą o „bezwzględności dla zdrajców”, zostaje źle przyjęta przez właściwie całą opinię publiczną. Wygląda na to, że w najbliższych dniach całe lata przygotowań do roli komendanta pójdą na marne. Nie wiadomo, jak poważnie traktował swoje słowa, ale mówił, że jeśli decyzje Austriaków wejdą w życie, strzeli sobie w łeb. W tym samym czasie Strzelcy pod dowództwem Kazimierza Sosnkowskiego opuszczają Kielce. Rosjanie naciskają. Na szczęście udaje się zorganizować sprawny odwrót – co jest jednym z najtrudniejszych manewrów, jakie musi przeprowadzić armia. Spore znaczenie dla powodzenia odwrotu ma też wsparcie osłaniających Strzelców od południa oddziałów austriackich. Już sama obecność Rosjan krzyżuje plany Piłsudskiego, który spodziewał się, że będą się oni bronić dopiero na linii Wisły. Od Kielc do tej linii jest jeszcze kawał drogi. Rosjanie jednak nie zamierzali realizować tej koncepcji, a w szczególności oddawać bez walki Warszawy – ważnego miasta i strategicznie położonego węzła komunikacyjnego. Na razie Piłsudski martwi się, co dalej. Pomoc przychodzi z niespodziewanej strony. Od sejmowego Koła Polskiego – czyli organizacji polskich posłów do austriackiego parlamentu. Pod ich patronatem oraz przy wsparciu KSSN powstaje Naczelny Komitet Narodowy, który uchwala powstanie Legionów Polskich opartych na organizacjach strzeleckich. Zgodę na taki ruch wywalczył w Wiedniu Juliusz Leo – konserwatysta i prezydent Krakowa. Nie ma wyjścia – wobec groźby pozostawienia za burtą Piłsudski zgłasza akces do NKN i otrzymuje komendę 1 Pułku Legionów. Dowódcą zostaje podstarzały generał c.k. armii Rajmund Baczyński, niedługo potem zastąpiony przez młodszego, ale niezbyt lotnego generała Karola Durskiego-Trzaskę. Za wszystkie sznurki pociąga jednak młody i ambitny kapitan Włodzimierz Zagórski. W ciągu następnych lat ten austriacki oficer stanie się znienawidzonym wrogiem Piłsudskiego.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 7


ROK TYRMANDA

ŻÓŁTE SKARPETKI Sto

ZŁEGO LEOPOLDA

Leopold T yrmand. Legenda polskiego jazzu, socjalistyczny playboy, enfant terrible końcówki swingujących lat 50. Autor Złego, najgłośniejszej powieści łotrzykowskiej PRL, i Dziennika 1954. Człowiek , który dla części swojego środowiska był moralnym drogowskazem, jednym z niewielu, którzy mieli odwagę odmówić kolaboracji z reżimem, a dla całej reszty – niepoważnym bikiniarzem. lat temu urodził się

M

amy rok Leopolda Tyrmanda, ustanowiony przez Sejm. W 100. rocznicę urodzin i 35. rocznicę śmierci wybitnego pisarza, dziennikarza i publicysty oraz w uznaniu wielkich zasług artysty – jak czytamy w uchwale. Tyrmand, autor kultowej powieści Zły i bezkompromisowego Dziennika 1954 był jednym z najbardziej oryginalnych prozaików polskich drugiej połowy XX wieku. Czy jednak był wielki i wybitny? Mariusz Urbanek, autor znakomitej, wydanej przez Iskry biografii Zły Tyrmand, w jednym z wywiadów z okazji Roku Tyrmanda stwierdził: – Był świetnym i przenikliwym publicystą. Ale jego ambicje literackie były większe niż talent. Powieści Tyrmanda raczej nie wejdą do kanonu literatury polskiej XX wieku. Ani najlepszy, moim zdaniem, autobiograficzny Filip, ani powieść z kluczem, czyli Życie towarzyskie i uczuciowe, do której klucz dawno został zgubiony, ani wreszcie legendarny Zły, bo on też przecież nie dlatego przeszedł do legendy, że był świetnie napisany. Natomiast nie mam wątpliwości, że przejdą do historii książki i teksty polityczne Tyrmanda: Dziennik 1954, dla którego konkurencją mogą być tylko Piękni dwudziestoletni Marka Hłaski, ale też pamflety Fryzury Mieczysława Rakowskiego czy Zapiski dyletanta. JEGO LEGENDA WZIĘŁA SIĘ STĄD, że w najtrudniejszych czasach stalinowskich zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną. Nie pójdę na żadną służebność myśli, sumienia i egzystencji, nie poprawię sobie niczego w życiu za cenę tego, w co wierzę, co zdaje mi się słuszne i godne mej lojalności – napisał. Te słowa, notowane do szuflady w czarną stalinowską noc, można uznać za życiowe credo pisarza. Mariusz Urbanek:

2 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

LEOPOLD TYRMAND (1920-1985)

– Tyrmand traktował komunizm jako osobistą obrazę. Był zbuntowany wobec rzeczywistości, każdej rzeczywistości. Pozostawał w sporze z dominującymi ideologiami, był w konflikcie z nosicielami jedynej racji, odrzucającymi myślenie inne niż ich własne. Z uznaniem oceniał go poeta Zbigniew Herbert: Na jego postawie moralnej wzoro-

wałem się i naprawdę nie wiem, czy przeżyłbym bez niego te ciemne czasy – podkreślił. Pisarstwo Tyrmanda i jego stanowisko były wyzwaniem rzuconym ideologom nowego ustroju. Był nie tylko bezlitosnym krytykiem komunizmu, lecz także arbitrem warszawskiej elegancji, znawcą i namiętnym propagatorem zakazanego w czasach


stalinowskich jazzu. Nikt, kto skłonny jest walczyć o godność własną i chce pozostać w zgodzie z własnym sumieniem, nie zgodzi się na to, żeby nazywać dzień nocą, ciemnotę kulturą, zbrodnię przyzwoitością, niewolę wolnością na mocy dekretu komunistycznych władców – pisał. BYŁ ORYGINALNYM PISARZEM, ale i mistrzem... wywyższania się, marketingu i autopromocji. Należał w powojennej Polsce do nielicznych, którzy uważali, że sport, motoryzacja czy moda to tematy dla ambitnego publicysty. Gdyby przyszedł na świat parę dekad później, byłby gwiazdą telewizji i magazynów lifestylowych – zauważył Łukasz Łoziński na stronie szarmant.pl. Mimo ucisku ze strony reżimu komunistycznego miał własny sposób przeciwstawiania się systemowi – nie tylko ideologicznie, ale i estetycznie. Pisarską rangę Tyrmanda przesłaniały jego opozycyjność i... skarpetki. Tyrmand nie był jednak bikiniarzem. Bikiniarstwo to zły styl, udawanie elegancji, a on, mimo ciężkich warunków materialnych, ubierał się starannie i z dbałością o szczegóły. Miał zawsze dobrze wyczyszczone buty, doskonale wyszczotkowane włosy i prawidłowo zawiązany krawat. Nie było w jego ubiorze nic z krzykliwości, może poza słynnymi kolorowymi skarpetkami, które zostały w legendzie. Te skarpety były akcentem przynależności do zachodniego świata w okresie, gdy trudno było o coś eleganckiego do ubrania. Tak czy owak – wyróżniał się wyglądem. Wynikało to z zamiłowania do stylu anglosaskiego, z umiejętności docenienia mody, zarówno męskiej, jak i damskiej. Zarazem stanowiło antykomunistyczną deklarację, sprzeciw wobec bylejakości i tzw. estetyki socrealistycznej, nadającej polityczne znaczenie nawet garderobie. Skarpetki w kolorowe paski są wśród młodzieży manifestem i uniformem. O takie skarpetki toczą się heroiczne boje z komunistyczną szkołą, z komunistycznymi organizacjami młodzieżowymi, z systemem – pisał w Dzienniku 1954. Na ciuchy chodzili osiemnastoletni wywrotowcy, chodził i on, Tyrmand: Na praskim placyku pokrytym kolorowymi szmatami tłoczą się żony komunistycznych dygnitarzy, słynni architekci na usługach rządu, poeci opiewający jeszcze wczoraj Stalina i muzycy wymieniający tysiące złotych z nagród za rewolucyjne kantaty na parę blue jeans wprost od Macy’s z Nowego Jorku. Rzecz ja-

sna, że „ciuchy” są źle widziane i mogą stanowić ruinę kariery, toteż do pracy chodzi się w zetempowskiej koszuli i waciaku, a dopiero wieczorem, w Kameralnej, welwetowa marynarka i krawat swing. W rozmowie z Mariuszem Urbankiem w książce Zły Tyrmand plastyk Eryk Lipiński wspominał: Bywało tak, że na siedmiu mężczyzn siedzących przy stole sześciu miało na sobie garnitury z tego samego szarego materiału. Jedynego, jaki akurat był w sklepach. A ten siódmy to był Tyrmand, który ubierał się na Pradze albo prosił znajomych o przywiezienie czegoś z zagranicy. Jak zauważyła Józefa Hennelowa (razem z Tyrmandem pracowała w Tygodniku Powszechnym), w latach 50. zdarzało mu się wyglądać jak negatyw przeciętnego mężczyzny. Kiedy

wszyscy nosili białe koszule do ciemnych marynarek, Tyrmand przychodził w czarnej koszuli i jasnej marynarce. Ale zazwyczaj nosił się klasycznie, co nie znaczy: nudno. Jego garderoba była zróżnicowana – od ciemnych garniturów z cienkiej wełny po jasne i ciężkie. Nie stronił też od dwurzędówek. BYŁ CZŁOWIEKIEM BARDZO DOBRZE WYCHOWANYM – wspomina go Danuta Kętrzyńska w książce Zły Tyrmand Mariusza Urbanka. – Kimś, kto najlepiej pasowałby do towarzystwa Starszych Panów, Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory. Oni także starali się uchronić tę prawdziwą urodę życia, nieco staroświecką, ale pełną sympatii dla ludzi.

PLAKAT MARKA OLEKSICKIEGO I PAWŁA OSIALA DO SPEKTAKLU ZŁY W TEATRZE POWSZECHNYM, 2010

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 9


PO WOJNIE PISARZ MIESZKAŁ W WARSZAWSKIM BUDYNKU YMCA

Kętrzyńska nie zgadza się z legendą Tyrmanda-bikiniarza. Owszem, te jego czerwone czy żółte skarpetki były prawdziwe, ale w niczym nie naruszały obrazu poważnego, dobrze wychowanego człowieka. Jej zdaniem, Tyrmand lubił otaczać się pięknymi kobietami i pięknymi przedmiotami. Utrzymywał poprawne stosunki z ludźmi, ale nie utrzymywał ich z ustrojem. Urodził się 16 maja 1920 w Warszawie w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Pod koniec lat 30. rozpoczął studia architektoniczne w Paryżu. Wybuch wojny zastał go w stolicy, skąd wyjechał do Wilna w sowieckiej strefie okupacyjnej. Tam przez krótki czas pisał do Komsomolskiej Prawdy, co później próbował ukrywać. Ostatecznie podjął współpracę z ruchem konspiracyjnym. W kwietniu 1941 został aresztowany przez NKWD i skazany na 8 lat więzienia. Jednak dwa miesiące później wybuchła wojna niemiecko-sowiecka i udało mu się zbiec z więzienia. Zdobył fałszywe francuskie dokumenty, lecz plan przedostania się do Francji nie powiódł się, więc dobrowolnie zgłosił się na roboty do Niemiec. Do 1944 przebywał w III Rzeszy i pracował jako robotnik, tłumacz i kelner. Pod koniec wojny trafił do obozu koncentracyjnego w Norwegii. Po wojnie przez rok kontynuował pracę w Skandynawii, a potem wrócił

3 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

do Polski i zaczął pracę w prasie i Polskim Radiu. UKRYWAŁ SWOJE ŻYDOWSKIE POCHODZENIE, nawet przed żoną i przyjaciółmi – zauważył Piotr Bejrowski w portalu polishhistory.pl. Po strasznych przeżyciach polskich Żydów podczas okupacji niemieckiej próbował odciąć się od przeszłości, którą niektórzy z jego przyjaciół przypisywali traumie wojennej. Tyrmand przede wszystkim nienawidził jednak komunizmu,

szarej natury systemu stalinowskiego, jego hipokryzji, jednolitości i konieczności dostosowania się do panujących zasad. Dlatego nosił kolorowe ubrania, starał się mówić inaczej, poruszał nietypowe tematy w rozmowach z pisarzami. Niektórzy uważali go za aroganckiego snoba, inni – za otwartego, odważnego autora, który nie bał się ujawniać swoich myśli. Jedni mieli go za znakomitość, dla innych był przebranym, zakompleksionym Żydem. Podśmiewano się z jego nikczemnego wzrostu. Na domiar złego miał wadę wymowy, grasejował. Jego skłonność do sarkazmu irytowała wiele osób. Nie zmienia to faktu, że był indywidualistą i wyróżniał się na tle uległego środowiska pisarskiego. Nic dziwnego, że miał kłopoty z cenzurą. Zaczęły się one w 1950, kiedy w relacji z turnieju bokserskiego ośmielił się skrytykować sowieckich sędziów za stronniczość. Został usunięty z redakcji Przekroju. Stefan Kisielewski, pisarz i kompozytor, pomógł mu, wprowadzając go do redakcji stosunkowo niezależnego Tygodnika Powszechnego. Jednak władze komunistyczne zamknęły ją w 1953 za odmowę publikacji nekrologu Stalina. Tyrmand znów został bez pracy. W tym czasie zaczął pisać dziennik. Obejmuje on trzy miesiące, od stycznia do kwietnia 1954, zawiera jednak rozległą panoramę relacji społecznych, odbudowę Warszawy, a także wnikliwy portret środowiska inteligenckiego. Jest to też krytyczny komentarz do rzeczywistości stalinowskiej. Opublikowano go dopiero w 1980 w Londynie jako Dziennik 1954. Tyrmand przestał go tworzyć, gdy otrzymał propozycję

POWOJENNA STOLICA – ODBUDOWA PLACU TRZECH KRZYŻY. W TAKICH REALIACH TOCZY SIĘ AKCJA ZŁEGO


DZIAŁAŁ MI NA NERWY. Można nawet powiedzieć, że miał do mnie lepszy stosunek niż ja do niego. Drażniła mnie jego hucpa, poczucie wyższości, brak wychowania (chociaż przypisywał sobie „europejskość” i wzorowe maniery), besserwisserstwo, ostentacyjny katolicyzm, przypominający trochę ostentacyjną antyizraelskość niektórych publicystów – wspomina Tyrmanda pisarz Józef Hen w drugim tomie zapisków Nie boję się bezsennych nocy. Ale ich pierwsze zetknięcie było pozytywne. Drukowane w Przekroju opowiadania Tyrmanda, które weszły później do zbioru Niedziela w Stavanger, bardzo się Henowi podobały. Nareszcie ktoś – pomyślał – kto potrafi pisać naprawdę po męsku. Tyrmandowi z kolei spodobał się film Kwiecień, do którego Hen napisał scenariusz według własnej powieści. – Był jednak pozerem – uważa Hen. – Ale nie dlatego, że ukrywał swoje żydowskie pochodzenie. Dlatego, że był Żydem, który udawał katolika. Pisał, że ma matkę za granicą, ale w żadnym miejscu nie zdradził, że ta zagranica to Izrael. W Dzienniku 1954 napisał wręcz, że wywodzi się z drobnomieszczaństwa. Mariusz Urbanek w biografii przytacza anegdotę, jak w 1963 Hen poznał Marylę Tyrmandową. Był w Izraelu u swojej matki. Miał spotkania autorskie w ambasadzie i kilku polskich instytucjach kulturalnych. Któregoś dnia w jakimś sklepiku w Ramat Awiw, dzielnicy Tel Awiwu zwanej Gomułkowem, tylu tam było Żydów z Polski, którzy przyjechali w 1957 roku, podeszła do niego zadbana, dobrze wyglądająca blondynka. Przedstawiła się: Tyrmandowa. – Powiedziała: Pan zna Lolusia, prawda? Niech pan mu powie, żeby on tu do mnie przyjechał – opowiada Hen. – To była jego matka. Złego przeczytał Józef Hen bardzo późno. – Kiedy się ukazał, ucieszyłem się, że Tyrmandowi się udało i ma wreszcie pieniądze.

Fot. Czesław Czapliński

napisania powieści kryminalnej. Efektem tej pracy była jego najsłynniejsza powieść Zły, wydana w grudniu 1955. Akcja toczy się w stolicy. Autor opisuje kryminalne podziemie i człowieka, który wypowiedział wojnę przestępcom. Książka została entuzjastycznie przyjęta przez czytelników, stanowiła kontrast z produkowaną masowo literaturą socrealistyczną. Mimo ukazania mrocznej strony miasta, cenzura stalinowska zgodziła się na publikację.

PISARZ BYŁ TRZYKROTNIE ŻONATY: ZE STUDENTKĄ ASP MAŁGORZATĄ RUBEL-ŻUROWSKĄ, DZIENNIKARKĄ I PROJEKTANTKĄ BARBARĄ HOFF ORAZ DOKTORANTKĄ IBERYSTYKI NA UNIWERSYTECIE YALE, MARRY ELLEN FOX

Ale nie czułem żadnej potrzeby, żeby Złego czytać – mówi Hen (…). – Po dwustu stronach miałem dość – przyznaje – uważam, że to książka infantylna. Tyrmand wyobraził sobie socjalistycznego Batmana, który walczy ze złem. Być może wtedy miało to sens, ale po czterdziestu latach już nie. I dodaje: – Dziś nie da się zrobić ze Złego klasycznego kryminału tak, żeby nie było to śmieszne. W 1965 ZDECYDOWAŁ SIĘ NA EMIGRACJĘ do USA. Rok wcześniej Tyrmand ukończył powieść Życie towarzyskie i uczuciowe. Nie została wydana w PRL. 15 marca wyjechał z Polski na stałe. Decyzję o ewentualnym powrocie uzależnił od zgody cenzury na opublikowanie Życia towarzyskiego. Ostatecznie wydał tę książkę w 1967 w paryskim Instytucie Literackim. Kiedy wyjeżdżał z gomułkowskiej Polski (dzięki stypendium Departamentu Stanu), był już poczytnym pisarzem, autorem tomu eseistyki U brzegów jazzu, scenariusza filmu Naprawdę wczoraj (z Andrzejem Łapickim w roli głównej), a przede wszystkim sensacyjnej powieści Zły. Ta kultowa książka osiągała astronomiczne ceny na rynku wtórnym, również w wydaniach domowych, to znaczy przepisywana na maszynie, poza oficjalnym obiegiem. Był też Tyrmand

pionierem muzyki jazzowej. Choć sam nie grał na żadnym instrumencie, uważany jest do dziś za legendę polskiego jazzu. Organizował festiwale i koncerty, wspierał młodych muzyków. W 1958 był konferansjerem na festiwalu Jazz 58 w warszawskim klubie Stodoła. Zagrał też w filmie. Na emigracji Tyrmand nie odniósł podobnych sukcesów, choć trzeba podkreślić, że z czasem wywalczył sobie stałe grono czytelników wśród konserwatystów w USA. Osiadł w Rockford w stanie Illinois i szybko stał się rozpoznawalną postacią dzięki artykułom publikowanym w The New Yorker i New York Times. Zza oceanu celnie i błyskotliwie analizował system radziecki, który zniewalał Europę Środkową i Wschodnią. W pamflecie Cywilizacja komunizmu uznał ten ustrój za najgorszą plagę, jaka spotkała ludzkość. W epoce kontrkultury i młodzieżowego buntu był ważnym głosem amerykańskiego konserwatyzmu. Pozostawił miłośnikom wolności na całym świecie wspaniałe dziedzictwo – stwierdził po jego śmierci prezydent Ronald Reagan. Zmarł 19 marca 1985 na atak serca w Fort Myers na Florydzie, gdzie przebywał na odpoczynku. Miał 65 lat. STANISŁAW BUBIN

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 1


BARBER

POD WŁOS

Z ADAMEM SZULCEM, FRYZJEREM MĘSKIM Z POZNANIA, AUTOREM KSIĄŻKI NASTĘPNY PROSZĘ!, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN

Przez ostatnie sto lat w Stanach Zjednoczonych wydano 25 tysięcy tytułów związanych z fryzjerstwem męskim. To pokazuje siłę teorii zawodu w opisywaniu różnych aspektów codziennego barberskiego życia, włączając w to higienę, narzędzia i produkty, ale też fryzjerskie doświadczenia, spisywanie wspomnień czy katalogowanie zbiorów artefaktów rzemieślniczych w Ameryce. To też pokazuje, jak ważny jest nasz zawód w amerykańskiej przestrzeni publicznej. W Europie nie spisano nawet 5 procent teorii barberskiej w stosunku do Ameryki, a w Polsce pod tym względem jest tragicznie. Na palcach dwóch rąk można policzyć książki, które w jakiś sposób powiązane są z fryzjerstwem męskim. Stąd moja druga książka Następny proszę!. Rozwija ona tematy napoczęte w tomie pierwszym i patrzy na zawód przez pryzmat popkultury, filmów, polityki, książek, subkultur, plakatów czy muzyki. Dołożyłem do tego autorskie rozdziały o historii amerykańskich barber shopów, dwadzieścia życiorysów fryzjerów męskich z całego świata, które w większości zdobyłem bezpośrednio od nich oraz kilkadziesiąt opisów fryzur męskich, które z różnych powodów nie pojawiły się w tomie pierwszym. Wszystko okraszone genialnymi rysunkami Pawła Garwola. Mówiąc krótko, Następny proszę! patrzy na świat przez pryzmat włosów i fryzjerskich ciekawostek. Znam fryzjerki i fryzjerów, którzy na dźwięk pana nazwiska omdlewają z zachwytu, jest pan dla nich guru. Jak trzeba zapracować na taką markę? Jakie

3 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. Maciej Bogaczyk

Dwa lata temu ukazała się pana autorska książka Fryzjer męski, będąca świadectwem ponad 30-letniej praktyki w zawodzie, opisem rzemiosła, historii, technologii, produktów i narzędzi używanych przez fryzjerów męskich. I teraz mamy kolejny tom Następny proszę!, czyli drugą część zawodowej sagi. Co skłoniło pana do napisania tej drugiej książki i w czym uzupełnia ona pierwszą?

ADAM SZULC cechy powinny wyróżniać dobrego rzemieślnika? A może osiągnął pan dla wielu niedostępny level – artysty zawodu?

W Następnym proszę! rozpoczynam opowieść od rozdziału autobiograficznego. Można się z niego dowiedzieć, skąd i jak

znalazłem się w tym miejscu, w którym jestem teraz. Tam też piszę, co miało na mnie wpływ i jak kształtowała się moja osobowość, która doprowadziła mnie do „tu i teraz”. Na pytanie o cechy wyróżniające dobrego rzemieślnika odpowiadam zawsze


Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie dokonało się pomieszanie starych i nowych pojęć. Pytam pana jako fachowca: czym różni się fryzjer męski od barbera, balwierza, cyrulika, golibrody, golarza czy stylisty? Za jakim określeniem pan się opowiada?

W pierwszej książce Fryzjer męski opisałem dokładnie różnice między tymi określeniami. Popularny aktualnie barber nie jest niczym innym, jak po prostu fryzjerem męskim. Nazwy balwierz i cyrulik pochodzą ze średniowiecza i są raczej używane w celu umiejscowienia fryzjera w przestrzeni historycznej, niejako po to, by udowodnić lub po prostu pochwalić się, jak daleko sięgają tradycje branży. Golibroda i golarz określają fryzjera męskiego zajmującego się li tylko goleniem twarzy na mokro. Też pochodzą ze średniowiecza, ale używane były dużo później, bo w XIX i XX wieku. Słowo stylista ma na celu opisanie osoby, która spojrzy na włosy szerzej, łącząc je z zainteresowaniami, modą czy strojem, a wywodzi się ono z Hollywood z przełomu lat 50. i 60., kiedy zaczynał następować powolny zmierzch tradycyjnych amerykańskich barber shopów. Cała historia upadku tychże i ich ponownego renesansu jest krok po kroku opisana w Następnym proszę!. Trzeba odróżniać fryzjerstwo męskie od damskiego? Podjąłby się pan wystylizowania fryzury na przykład Dody albo innej celebrytki?

Uważam, że należy odróżniać fryzjerstwo męskie od damskiego. To dwa różne zawody, dość blisko siebie i pracujące na tym samym materiale, czyli na włosach, jednak obie branże tak mocno rozwinęły się w swoich odrębnościach, że nie sposób, aby jeden człowiek, fryzjer-omnibus, wiedział

wszystko, co się w nich dzieje. Nauczanie obu działów sprawia, że młodzi ludzie w szkołach nie są w stanie pojąć nawet części wtłaczanych im do głów wiadomości. Jest ich po prostu za dużo. Większość z nich jest kompletnie bezużyteczna dla tego, który wybrał inny kierunek, a w szkole musi uczyć się wszystkiego. Każdy z nas, fryzjerów, ma naturalne predyspozycje do jednego działu i ulubioną część zawodu. Nie można jednego człowieka nauczyć wszystkiego: golenia twarzy na mokro, strzyżenia nożyczkami i nożem chińskim, balejażu, trwałej ondulacji, fryzur konkursowych, trychologii, kilkudziesięciu fryzur męskich i tyluż damskich, do tego technologii, narzędzi i kosmetyków, kompletnie innych w każdym z zawodów. Taki człowiek wychodzi ze szkoły i MUSI tak czy owak wybrać jeden kierunek, a potem metodą prób i błędów od nowa wszystkiego się uczyć. Przy nauczaniu instytucjonalnym zawsze jest to i tak z korzyścią dla działu damskiego. Fryzjerstwo męskie praktycznie nie jest nauczane w szkołach. Jeśli chodzi o panią Dorotę Rabczewską, nie poradziłbym sobie z jej włosami. Nie znam się na dziale damskim, skomplikowanej koloryzacji i układaniu długich włosów. Praca z kobiecymi włosami wymaga innego doświadczenia i innych fundamentów, których ja nie mam. Jestem fryzjerem męskim, doskonalącym się wciąż w swoim rzemiośle, niemniej jest to inne rzemiosło niż fryzjerstwo damskie. Po chwili zastanowienia podjąłbym się zrobienia fryzury aktorce Danucie Stence. Ona ma krótkie włosy i widać, że nie boi się eksperymentowania z nimi. Przygotowałbym

jej drapieżną fryzurę w stylu Grace Jones z czasów, gdy miała krótkiego Flat Topa. Gdyby się zdecydowała na taką stylizację do którejś ze swoich ról – zapraszam do siebie. Łączy pan w swoim życiu pasję fryzjerską z muzyczną. Niektórzy mówią nawet, że pana nowa książka napisana została nie tylko brzytwą, ale i werblem. W swojej Jamie, która wygląda trochę jak miejsce prób garażowej kapeli, organizuje pan koncerty, premiery płyt i spotkania z muzykami. Od młodzieńczych lat fascynuje pana muzyka rockowa, punkowa i hardcorowa. Po kim pan to ma? Jak do tego podchodzili kiedyś starzy rzemieślnicy? Czy rodzina podziela te zamiłowania? I po co panu glany, katany i badziole? Jakiej muzyki w zakładzie słuchają pana klienci?

W istocie moja Jama wygląda jak salka prób punkowego zespołu z lat 80., z tą istotną różnicą, że jest tu czyściej i ładniej pachnie (śmiech). Mój tata, kiedy miał lat 16 (początek lat 60.), zaczął grać na gitarze w bigbeatowych zespołach podwórkowych, złożonych z kumpli w jego wieku. To on zaraził mnie muzyką. Ja jednak w przeciwieństwie do niego nie przepadam za grupą The Beatles – zawsze wydawali mi się mało „dzicy”. Możliwe, że nie do końca jest to prawdą, ale długo tak myślałem. Mój okres dojrzewania (jestem z rocznika 1971) przypadł na początek lat 80. i boom polskiej muzyki rockowej. Punk rock, rock, new wave, underground, alternatywa, new romantic, pop, hard core, hard rock i heavy

Fot. Adamszulcbarber.com

z niezmienną pewnością: pokora, konsekwencja, ambicja, ciekawość, własny pomysł na fryzjerstwo, znalezienie swojej drogi, niezrażanie się niepowodzeniami i praca, praca, praca. Jednak fryzjer musi przede wszystkim lubić i szanować ludzi. To klucz, od którego wszystko się zaczyna. Artysta to ktoś, kto płynie swoim nurtem i nie ogląda się na innych, nie boi się wyzwań, widzi świat po swojemu, kreuje i jest wizjonerem. Artysta fryzjer musi patrzeć POD WŁOS! Od oceniania tego, czy jestem artystą, czy rzemieślnikiem nie boli mnie na szczęście głowa – ja po prostu robię swoje.

JEDEN Z KONCERTÓW W POZNAŃSKIEJ JAMIE

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 3


Fot. Łukasz Gdak

ADAM SZULC: NALEŻY ODRÓŻNIAĆ FRYZJERSTWO MĘSKIE OD DAMSKIEGO. TO DWA RÓŻNE ZAWODY, DOŚĆ BLISKO SIEBIE I PRACUJĄCE NA TYM SAMYM MATERIALE, CZYLI NA WŁOSACH, JEDNAK OBIE BRANŻE TAK MOCNO ROZWINĘŁY SIĘ, ŻE NIE SPOSÓB, ABY JEDEN CZŁOWIEK, FRYZJER-OMNIBUS, WIEDZIAŁ WSZYSTKO, CO SIĘ W NICH DZIEJE

metal – to wszystko mieszało się na naszym osiedlowym trzepaku w Grundigach na baterie. Słuchaliśmy, wydzieraliśmy plakaty i zdjęcia z dostępnych gazet i wieszaliśmy je na ścianach, a ja zachwycałem się również fryzurami tych muzyków. Tamten czas to w większości przypadków słynna fryzu-

KONKURS

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka mamy dla Was 3 egzemplarze książki Adama Szulca Następny proszę! Otrzymają je osoby, które pierwsze odpowiedzą na pytanie, jak się nazywa najstarsza polska woda kolońska, używana przez fryzjerów męskich od ponad stu lat? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

3 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

ra „na małpę”, czyli pomieszanie punkowej stylistyki z Mulletem i dużą ilością lakieru do włosów. Taką fryzurę nosili członkowie punkowego Discharge, muzycy Kaja Goo Goo czy... Zdzisława Sośnicka. Ponadczasowa i totalnie uniseksowa fryzura. Wszystko to dokładnie opisałem w obu tomach moich książek. Starzy rzemieślnicy nie aprobowali moich muzycznych zainteresowań. Zachowywali się dokładnie tak, jak 20 lat wcześniej ich koledzy barberzy z USA, którzy ostentacyjnie oddali pole stylistom, nie chcąc zajmować się nowoczesnymi fryzurami męskimi. Ta postawa była również jednym z powodów upadku polskiego fryzjerstwa męskiego w początkach transformacji. Ja jednak nie poddawałem się i konsekwentnie budowałem swój wizerunek fryzjera-kontrkulturowca z subkulturowym zacięciem. Rodzina szanuje mnie za to, kim jestem, za to, że nie jestem koniunkturalistą i że nie udaję kogoś kim innego. Słuchają muzyki ze mną, razem jeździmy na koncerty i rozumiemy się doskonale. Ja też rozumiem, że moje dzieci (mam czworo; dwoje dorosłych) to osobne meteory i snują swoją własną opowieść – uważam to za całkowicie naturalne. Glanów już nie noszę od lat, poza jednym pinem w klapie kata-

ny z Muzeum Polskiego Rocka w Jarocinie. Katany mam – a jakże! – lubię ich prostotę i funkcjonalność i za to, że w mojej ocenie zawsze wygląda się w nich dobrze. Badziole też kocham! Mam ich mnóstwo i ciągle zmieniam i wymieniam. Są tam zespoły, nazwy pomad do włosów i gatunków muzycznych. Do wyboru, do koloru! W Jamie gramy cały czas – wszystkie gatunki muzyki wymienione wyżej i nowe zespoły. Klienci szanują szczerość, a nie przypodchlebianie się czyimś gustom. W tym roku minęło ćwierć wieku od zdobycia przez pana tytułu mistrzowskiego i 20 lat od założenia pierwszego zakładu. Dużo się wydarzyło w tym czasie w pana życiu, ale czy zmieniła pozycja fryzjerstwa męskiego w Polsce? Jaki ma pan udział w renesansie zawodu? Daleko jesteśmy za światem? Czy przypominanie historii i najlepszych tradycji ma sens w rozwoju tej branży? Czy to trend także w innych krajach?

Tak... Czas leci... W moim życiu dzieje się tyle dlatego, że ja chcę, żeby się działo! Nie lubię zastoju. Lubię kreować, wymyślać i ponosić trudy, które w dłuższym czasie przynoszą efekty. Lubię jak w życiu jest


ciężko, jak praca jest długa i wyczerpująca, wtedy mam zadowolenie z jej zakończenia. Jak śpiewa zespół Strachy Na Lachy w piosence o Poznaniu: Tu trzymać głowy w chmurach się nie opłaca. Tutaj święta jest praca. Kiedy się spocę wtedy dobrze się czuję. Ja żyję kiedy pracuję. Pozycja fryzjerstwa męskiego zmieniła się na świecie diametralnie. Przede wszystkim dzięki wysiłkom różnych ludzi zostaliśmy zauważeni i wiele krajów wprowadza stosowne nauczanie na poziomie szkolnictwa zawodowego. To ważne, bo dotychczas nauczanie odbywało się tylko wspólnie dla obu działów, a w zasadzie jednotorowo, czyli dział damski z odrobiną męskich technik. Polska nie jest daleko za światem. W dobie internetu jesteśmy w tym samym miejscu, co większość, ale póki co nikt nie jest w stanie dogonić Anglosasów, czyli Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Polska pozycja jest całkiem mocna. Jesteśmy ambitni, pracowici, mamy książki do nauki barberingu, mamy mistrzów świata w kategorii fryzjerstwa męskiego i przede wszystkim mamy pomysł na siebie. Jedyną polską wadą jest brak pokory. Tu trzeba jeszcze sporo pracować. Nie lubię mówić, że mam udział w renesansie zawodu w Polsce, ale chcę być barberskim kompasem, do którego zawsze można się odnieść. Uczciwe i kompetentne fryzjerstwo z zasadami to jest to, co mnie interesuje. Przypominanie o historii zawodu to jest clou odrodzenia się tego rzemiosła. To pokazuje, skąd nam wyrastają nogi i jak historyczna jest to branża. I to zmusza młodszych fryzjerów do zachowań zgodnych ze statusem spadkobierców zawodu, czyli do odpowiedzialności i rozumienia, szanowania i słuchania starych fryzjerów. Fryzjerstwo męskie to historia. Czytanie o historii świata przez pryzmat fryzur i zakładów fryzjerskich jest nie tylko dla fryzjerów absolutnie pasjonujące!

w moich książkach i regularnie ukazujących się na łamach prasy branżowej felietonach. Łysienie androgeniczne jest naturalne, ale można je wyhamować. Nie zahamować, a wyhamować. Do tego jest potrzebna barberowi wiedza trychologiczna. Jednak trychologia to nie tylko wypadanie włosów, ale ich choroby i schorzenia skóry głowy. Warto się uczyć! Pana zakład jest znany w Poznaniu i Polsce. Dajecie radę z popularnością? Długo trzeba czekać na wizytę? No i ważne pytanie, czy pan też szkoli uczniów, daje młodzieży szansę? Co by pan powiedział młodemu człowiekowi, który wciąż tylko zamiata włosy u powiatowego fryzjera i marzy o swoim salonie i sławie?

Jama jest rozpoznawalnym miejscem na mapie barber shopów w Polsce. Co roku organizujemy urodziny, na które przyjeżdżają pielgrzymki barberów z całego kraju. Każdego klienta traktujemy z szacunkiem i należną mu uwagą. Na wizytę czeka się od dwóch tygodni do dwóch miesięcy – zależy do kogo i w jakim okresie. Szkolę uczniów w swoim zakładzie i uczę ich w szkole branżowej w Poznaniu w klasie o kierunku Fryzjer Męski Barber. A sława? Nie jest ważna. Pieniądze nie są ważne. Wszystko przyjdzie w odpowiednim, najlepszym dla człowieka czasie. Nie

ma co przyspieszać, bo albo nic z tego nie wyjdzie, albo przyjdzie za szybko i... też nie wyjdzie. Młodym ludziom mówię to, co już powiedziałem i co warto powtarzać: pokora, praca i odwaga. Reszta sama przyjdzie. Proszę nam zdradzić na koniec swoje marzenia. Osiągnął pan już wszystko, co związane jest z zawodem i rozwojem salonu? Trzeba się wciąż doskonalić i dostosowywać do trendów? No i czy powstanie trzecia część książki, zamykająca trylogię Adama Szulca?

Hmm, cały czas się uczę. Cały czas dostrzegam, jak wartościowy i piękny jest nasz zawód. Jeżdżę po świecie i rozmawiam z fryzjerami. Tworzymy piękną rodzinę i rozumiemy się doskonale, bez względu na szerokość geograficzną. Jednak największe marzenia są związane z moją najbliższą rodziną. Jama, którą prowadzimy razem, jest naszym miejscem pracy, ale naszym azylem jest dom. I tam spędzamy najpiękniejszy czas naszego życia. Część trzecia powstanie i rzeczywiście zamknie trylogię o fryzjerstwie męskim. Jeszcze trochę cierpliwość. Na razie: Następny proszę! Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję za ciekawe pytania. Pozdrawiam Czytelników i Redakcję Waszego pisma. Adam Szulc.

Współczesny barber powinien mieć także wiedzę trychologiczną? Czy też wystarczy, że będzie się bardziej skupiał na stylizacjach?

Coraz więcej mężczyzn cierpi na brak włosów, dlatego ważne jest, żeby współczesny barber wciąż się uczył i oprócz nauki podstaw strzyżenia i modelowania poznał budowę skóry, włosów i podstawowe składniki kosmetyków. Na to wszystko zwracam dużą uwagę na lekcjach w szkole branżowej, w której uczę, ale również podczas szkoleń,

Adam Szulc, Fryzjer męski. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2018. Str. 360. Adam Szulc, Następny proszę! Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2020. Str. 430. Więcej o autorze i jego książkach na stronach www.adamszulcbarber.com i www.zysk.com.pl.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 5


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

ŻYJ ZDROWO!

W poprzednim numerze magazynu Lady’s Club zaprezentowaliśmy ofertę Centrum Zdrowia ForMed w KatowiDzisiaj chciałabym zainteresować Państwa ofertą skierowaną do dzieci z różnymi problemami zdrowotnymi i problemami w nauce. cach skierowaną do osób dorosłych.

edną z chorób cywilizacyjnych, niestety, coraz częściej diagnozowaną wśród dzieci, jest spektrum autyzmu. To zaburzenie rozwojowe, objawiające się nieprawidłowościami w trzech sferach funkcjonowania – interakcji społecznych, komunikacji i zachowania, charakteryzującego się sztywnością i powtarzalnością (stereotypią). Początkowo autyzm klasyfikowany był jako zespół chorobowy o podłożu psychicznym. Obecnie, wraz z rozwojem wiedzy, klasyfikowany jest łącznie z podobnymi zaburzeniami neurorozwojowymi jako spektrum autyzmu – autism spectrum disorders ASD. Zaliczają się do niego autyzm, zespół Aspergera, zespół Retta i nieswoiste całościowe zaburzenia rozwojowe. W leczeniu dzieci ze spektrum autyzmu niebagatelne znaczenie mają odpowiednio prowadzone terapie pedagogiczne, usprawniające funkcjonowanie dziecka w obszarze życia społecznego, a także poprawiające koncentrację, uwagę i zapamiętywanie, czyli pomagające w nauce. Większość dzieci z ASD ma zaburzenia integracji sensorycznej, dlatego szczególnie polecana jest dla z nich terapia neurotaktylna, wykorzystująca specjalne techniki masażu całego ciała, które aktywizują rozwój funkcji mózgu i układu nerwowego. Stymuluje ona rozwój sieci połączeń między komórkami nerwowymi, rozwija funkcje półkul mózgowych, kory mózgowej i śródmózgowia. Terapia neurotaktylna

3 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. Patrycja Mazurek / Foto Styl Studio

J

ANNA RISSMANN uruchamia naturalne mechanizmy neurorozwoju organizmu. Działa relaksująco i wyciszająco. Uspokaja i obniża poziom stresu, zwiększa świadomość ciała, reguluje napięcie mięśniowe, poprawia odbiór wrażeń dotykowych, wspomaga integrację sensoryczną (szczególnie polecana dla dzieci z nadwrażliwością lub podwrażliwością na dotyk), a także wspomaga układ limfatyczny, zapewniając jego drenaż. Efektem terapii jest też poprawa rozwoju psychoruchowego i funkcjonowania emocjonalnego i społecznego.

Do jednej z ważniejszych terapii w ASD należy też terapia behawioralna. Zajęcia prowadzone tą metodą, poprzez konsekwentną i intensywną naukę, rozwijają u dziecka zachowania prawidłowe, a redukują zachowania niepożądane. Dzięki temu dzieci stają się bardziej samodzielne, a także przystosowane do życia w społeczeństwie. Metoda ta nie opiera się na domysłach, lecz bazuje na widocznych zaburzeniach w zachowaniu dziecka. Terapeuta ocenia te zachowania, określa cele i techniki, tworząc indywidualny program

terapeutyczny, dostosowany do intensywności zaburzeń u dziecka. Następnie, kierując się zasadą małych kroków, terapeuta wdraża program opierający się, po pierwsze, na wzmacnianiu pozytywnych zachowań u dziecka, czyli tych pożądanych, a po drugie, na wygaszaniu niepożądanych reakcji. W ten sposób dziecko, w odpowiedni sposób chwalone i nagradzane, rozwija zachowania prawidłowe i typowe dla zdrowo rozwijających się rówieśników. Jeśli uważny rodzic przeczyta orzeczenie poradni psychologiczno-pedagogicznej, dowie się, że głównym działaniem terapeutycznym powinien być trening umiejętności społecznych. Ta terapia jest treningiem grupowym, podczas którego terapeuta uczy poprzez korygowanie lub pokazywanie na właściwych przykładach zachowania dzieci i młodzieży w różnych sytuacjach społecznych. Rozwijanie umiejętności społecznych jest podstawą działań terapeutycznych w pracy z osobami ze spektrum autyzmu. W trakcie treningu dzieci zdobywają możliwość: • rozpoznawania treści i przeżywanych emocji, • przeżycia i nauczenia się kontrolowanych sposobów odreagowania napięcia emocjonalnego i fizycznego, • poprawy koncentracji uwagi, • pohamowania spontanicznych reakcji, • przeżycia pozytywnych doświadczeń w grupie rówieśniczej, • poprawy samooceny.


Zajęcia odbywają się w grupach do pięciu osób, przeznaczone są dla dzieci od 4 do 18 lat. O ile problemy dziecka ze spektrum autyzmu są na tyle widoczne i uciążliwe, że rodzice szukają pomocy u specjalisty, o tyle problemy dziecka z opinią o specyficznych trudnościach w nauce nie zawsze skłaniają rodzica do szukania pomocy i wsparcia pedagogicznego. A to dlatego, że dzieci ze specyficznymi problemami są zdrowe i dobrze rozwijają się, a przy tym to mądrzy i inteligentni uczniowie, mający jednak problemy w osiąganiu dobrych wyników w nauce. W zależności od rodzaju trudności – dysleksji, dysgrafii, dysortografii, dyskalkulii – uczniowie napotykają na trudności w czytaniu, pisaniu poprawnym i czytelnym, czy w nauce matematyki. Przyczyn tych trudności upatruje się w mikrouszkodzeniach mózgu, które powstać mogły podczas chwilowego niedotlenienia mózgu w czasie porodu, upadku, urazie głowy, zapaleniu opon mózgowych, w wadliwej budowie kory mózgowej. Wymienione zaburzenia mogą być także uwarunkowane genetycznie. Badania pokazują, że często rodzice dzieci z dysleksją rów-

SYMBOL AUTYZMU

Fot. Materiały prasowe

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

ZAJĘCIA W FORMED ODBYWAJĄ SIĘ W GRUPACH DO 5 OSÓB, PRZEZNACZONE SĄ DLA DZIECI OD 4-18 LAT

nież mieli podobne problemy w nauce. Wyróżnić można też psychodysleksję, w której dochodzi do upośledzenia funkcji poznawczych w wyniku stresów i urazów psychicznych, na przykład w trakcie rozwodu rodziców. Profesjonalna pomoc wykwalifikowanego terapeuty pozwoli na zniwelowanie, a często całkowite „wyleczenie” dziecka ze specyficznych problemów w nauce. Doskonałym uzupełnieniem powyższych terapii pedagogicznych jest komora hiperbaryczna, dzięki której poprawia się przepływ krwi do mózgu, następuje stymulacja rozwoju mowy, polepsza umiejętność komunikacji z otoczeniem, poprawia pamięć i koncentracja, obniża poziom stresu i lęku, pobudza się apetyt, wzmacnia układ odpornościowy. Z komory może korzystać dziecko razem z rodzicem. W czasie oczekiwania na zakończenie terapii rodzic może też skorzystać z magnetoterapii lub masażu w atrakcyjnej cenie. Zapraszamy do naszego Centrum Zdrowia ForMed! ANNA RISSMANN

Centrum Zdrowia ForMed ul. Kościuszki 205, 40-525 Katowice tel. 32 131 50 55 cmformed@cmformed.pl www.cmformed.pl

Dla wszystkich Czytelniczek i Czytelników mamy mikołajkowe prezenty na nasze usługi – 30% rabatu do końca stycznia 2021 dla każdego, kto przyjdzie z tą wyciętą czapką Mikołaja

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 7


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Fot. Materiały prasowe

CO ROKU 14 LISTOPADA OBCHODZONY JEST ŚWIATOWY DZIEŃ WALKI Z CUKRZYCĄ

ŻYWIENIE W CUKRZYCY TYPU 2

Cukrzyca należy do grupy chorób metabolicznych i charakteryzuje się podwyższonym stężeniem glukozy we krwi wskutek zaburzonego działania lub wydzielania insuliny do krwi – hormonu produkowanego przez trzustkę i powodującego obniżenie poziomu cukru we krwi.

T

o jedna z najczęściej występujących chorób przewlekłych. Nazywana jest pierwszą niezakaźną epidemią, ponieważ liczba chorujących na cukrzycę na świecie wzrosła ponad 3,5-krotnie w ciągu 35 lat. W 1980 roku osób chorujących na cukrzycę na świecie było 108 mln, natomiast w 2014 roku już 422 mln. Liczby związane z tą chorobą nie pozostawiają złudzeń – mimo że Polacy słodzą mniej niż w poprzednich latach, coraz częściej sięgają po dosładzane napoje, słodycze i produkty przetworzone, zawierające znaczne ilości cukru. W 2017 roku każdy z nas zjadł ponad 6 kg cukru więcej niż w 2008 roku. W Polsce w 2018 roku dorosłych chorujących na cukrzycę było 2,9 mln. Inaczej rzecz ujmując, cukrzyca diagnozowana jest u co jedenastej dorosłej osoby. Jedna na cztery osoby w Polsce po 60. roku życia ma stwierdzoną cukrzycę.

3 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

BARBARA WALA DWA TYPY CHOROBY Wyróżniamy dwa typy cukrzycy: 1 – o podłożu autoimmunologicznym. Wyspy beta trzustki, wydzielające insulinę, zostają

uszkodzone przez autoprzeciwciała produkowane przez układ odpornościowy, i 2 – występujący znacznie częściej, nawet u 85‒95% osób chorujących na cukrzycę. Jedną z przyczyn występowania cukrzycy typu 2 jest nieprawidłowa dieta, szczególnie dodatni bilans energetyczny, czyli spożywanie większej liczby kalorii w stosunku do zapotrzebowania oraz zmniejszona aktywność fizyczna. U 90% cierpiących na cukrzycę typu 2 stwierdza się nadwagę lub otyłość. Wprowadzając odpowiednie nawyki żywieniowe można zapobiec wielu przypadkom tej choroby lub spowolnić jej rozwój, ponieważ nieleczona wpływa niekorzystnie na cały organizm, stopniowo uszkadzając kolejne narządy i układy wewnętrzne. Dieta w cukrzycy typu 2 powinna być oparta na zasadach zdrowego żywienia, z wykorzystaniem produktów o niskim indeksie


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

WĘGLOWODANY Udział węglowodanów w diecie powinien mieścić się w granicach 45‒60% całkowitej ilości energii. Wyższy udział może być elementem składowym diety pacjentów z dużą aktywnością fizyczną. Podstawowym źródłem węglowodanów powinny być pełnoziarniste produkty zbożowe, szczególnie te o niskim indeksie glikemicznym (poniżej 55 IG), po spożyciu których następuje niewielki lub zerowy wzrost glikemii. W diecie pacjentów z cukrzycą zwraca się uwagę na większe spożycie błonnika (25‒50 g na dobę). Szczególnie zalecane są frakcje rozpuszczalne, czyli pektyny i beta-glukany, które wspomagają pracę przewodu pokarmowego, a także obniżają poziom cukru, cholesterolu i triglicerydów we krwi. Rekomendowane jest ograniczenie cukrów dodanych – w procesie produkcji czy przygotowywania potraw, których źródłem są przede wszystkim cukier i słodycze, miód, soki i napoje owocowe. BIAŁKO Jego udział w diecie większości osób chorych powinien wynosić 15‒20% całkowitej ilości energii, natomiast u chorych z nadmierną masą ciała połączenie diety o obniżonej kaloryczności z podażą białka na poziomie 20‒30% ułatwia redukcję i utrzymanie prawidłowej masy ciała i zapewnia większą sytość. Dobrym źródłem łatwo przyswajalnego białka i wapnia są naturalne produkty mleczne, zwłaszcza fermentowane. Warto spożywać je w ilości 2 porcji dziennie. Należy zwracać uwagę, by były to produkty bez zbędnych dodatków, na przykład słodkich musów owocowych czy kawałków czekolady. Mięso czerwone powinno podlegać ograniczeniu, należy wybierać inne źródła białka, 1‒2 razy w tygodniu można zamienić je na nasiona roślin strączkowych, a 2 razy w tygodniu na ryby. TŁUSZCZ Udział tłuszczu w diecie powinien wahać się w przedziale 25‒40%, ale jego jakość jest ważniejsza niż ilość ogółem. Ograniczeniu

Fot. Mynetdiary

glikemicznym i obniżonej kaloryczności. Do ogólnych celów leczenia dietetycznego należy przede wszystkim normalizacja masy ciała – uzyskanie prawidłowego stężenia glukozy, lipidów i lipoprotein w surowicy krwi oraz uzyskanie prawidłowych wartości ciśnienia tętniczego.

WEDŁUG ŚWIATOWEJ ORGANIZACJI ZDROWIA (WHO) CUKRZYCA WCIĄŻ JEST JEDNĄ Z NAJSZYBCIEJ ROZWIJAJĄCYCH SIĘ CHORÓB PRZEWLEKŁYCH NA ŚWIECIE

powinny podlegać produkty bogate w tłuszcze zwierzęce, obfitujące w nasycone kwasy tłuszczowe (smalec, boczek, masło, tłuste gatunki mięs i pełnotłusty nabiał), na rzecz produktów zawierających tłuszcze nienasycone pochodzenia roślinnego, jak oliwa z oliwek, olej rzepakowy, orzechy, nasiona i pestki, awokado. Spośród produktów roślinnych należy wykluczyć olej kokosowy i palmowy, zawierające bardzo duże ilości nasyconych kwasów tłuszczowych. Źródłem wielonienasyconych kwasów tłuszczowych są ryby. WARZYWA I OWOCE Są to produkty bogate w błonnik pokarmowy i antyoksydanty – substancje zwalczające wolne rodniki. Warzywa powinny pojawiać się w każdym z trzech głównych posiłków. Na szczególną uwagę zasługują te w postaci surowej – obróbka termiczna powoduje utratę cennych witamin i składników mineralnych. W codziennej diecie powinno znaleźć się 4‒5 porcji warzyw. Owoce zawierają błonnik rozpuszczalny (pektyny), witaminy antyoksydacyjne C i E, beta-karoten, flawonoidy, foliany i potas, ale także spore ilości fruktozy, czyli cukru prostego, dlatego diabetycy mogą sobie pozwolić na około 300 g owoców dziennie, podzielonych na 2 lub 3 porcje, najlepiej w postaci surowej. Należy wybierać owoce jagodowe (maliny, borówki, jeżyny), pomarańcze, grejpfruty, gruszki, jabłka. Powinno się uważać na owoce z wysoką zawartością cukrów prostych – winogrona, banany. Wyeliminować trzeba owoce w syropie, wysokosłodzone dżemy i powidła.

SÓL I ALKOHOL Ilość soli, pochodzącej ze wszystkich źródeł, takich jak dosalane potrawy i gotowe produkty, nie powinna być większa niż 5 g na dobę. Spożywanie alkoholu w ogóle nie jest zalecane u diabetyków ze względu na możliwość wystąpienia hipoglikemii – alkohol hamuje uwalnianie glukozy z wątroby i może nastąpić spadek jej poziomu we krwi. AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA Jest niezwykle ważnym elementem leczenia cukrzycy typu 2. Wysiłek fizyczny korzystnie wpływa na insulinę i kontrolę glikemii, profil lipidowy, nastrój oraz sprzyja redukcji masy ciała. Wysiłek powinien być regularny, podejmowany co 2‒3 dni, najlepiej jednak codziennie. Rozpoczynając każdy intensywny wysiłek należy wykonać wstępną rozgrzewkę trwającą 5‒10 minut, a na zakończenie – ćwiczenia relaksacyjne i uspokajające.

Autorka jest dietetykiem w Centrum Dietetycznym Naturhouse przy ul. Gazowniczej 1 w Bielsku-Białej tel. 504 160 442 www.naturhouse-polska.pl bielsko.gazownicza @naturhouse-polska.pl

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 9


Fot. Arc Photos

NASZ WIEK XXI

JEM TYLKO TO, CO POLSKIE...

Stanęłam w kolejce na targu, bo pojawiły się przepiękne kanie. Już dawno ich nie jadłam, więc nawet dość długi ogonek mnie nie zniechęcał. Jak zwykle w podobnych sytuacjach, z ciekawością obserwowałam ludzi. Przede mną stało dwóch panów w wieku nieco trochę powyżej średniego i rozmawiali zawzięcie o wyższości niektórych produktów nad innymi. Jeden z nich, szczególny patriota pewnie, zachwalał tylko to, co polskie. najlepsze.

Bo polskie jest

Naprawdę? Korzystania z ich narzędzi czy technik albo chociażby z samych idei lub koncepcji? Oczywiście pod warunkiem, że dostrzegamy korzyści w cudzych sposobach postępowania i że wyrażamy chęć korzystania z tego, co u innych postrzegamy jako wartościowe także dla nas. Współczesna cywilizacja z całą swoją złożonością wynikła stąd, że nasi przodkowie (liczne pokolenia) przyswajali sobie obyczaje, a także wynalazki innych ludów, kiedy uznali, że to dla nich korzystne.

KAŻDA KULTURA POSIADA WŁASNYCH WYNALAZCÓW, własne źródła innowacji i kreatywności. Co by stało, gdybyśmy czerpali tylko ze swoich kulturowych zapasów? Wyszlibyśmy w ogóle z epoki kamienia łupanego? Czy nie jest tak, że nasze możliwości rozwojowe zależą od umiejętnego czerpania wzorów od innych grup?

4 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. ARC

– A próbowałeś Marmite? Angielskiej pasty z ekstraktu drożdżowego? Coś fantastycznego do cienkiego smarowania pieczywa, tostów, krakersów czy sera. Albo do mielonego mięsa wołowego i kurczaków! – zapewniał ten pierwszy, światowy bywalec. – Co, co?! Nie, ja kupuję tylko to, co polskie – odpowiedział ten drugi, jak swego czasu Nikoś Dyzma. (Nawiasem mówiąc, wynalezienie tego typowego brytyjskiego produktu spożywczego przypisywane jest w 1902 roku niemieckiemu chemikowi Justusowi von Liebigowi, przyp. red.).

DOROTA BOCIAN

DZIĘKI TEMU PAN KOWALSKI, także ten z mojego targu, budzi się w łóżku, które zostało wymyślone i zbudowane na Bliskim Wschodzie, a potem zmodyfikowane w Europie Północnej (i to nie przez znany szwedzki koncern). Wysypia się na materacu wynalezionym przez starożytnych Rzymian, przykrywa kołdrą z bawełny, którą zaczęto hodować w Indiach, odziewa płót-


Fot. Materiały prasowe

nem utkanym po raz pierwszy na Bliskim Wschodzie albo może wełną z owiec, również udomowionych na Bliskim Wschodzie. A może Kowalski, za namową czy pod naciskiem Kowalskiej, woli jedwab, którego najpierw zaczęto używać w Chinach i gdzie tajemnicy jego produkcji strzeżono pod karą śmierci? Gdyby nie dwaj mnisi, którzy w roku 550 przemycili tajemnice jedwabiu z Chin do Konstantynopola, być może nie cieszylibyśmy się cudownością tego luksusowego materiału. Kowalski zdejmuje piżamę – ubiór zaczerpnięty z Indii, bierze do ręki mydło, którego pochodzenie przypisuje się starożytnym Babilończykom. Potem oddaje się goleniu nożykami – rytuałowi sumeryjskiemu lub staroegipskiemu. Następnie zakłada ubranie, którego pierwowzorem był strój koczowników z azjatyckich stepów, wkłada mokasyny wynalezione przez Indian. Na szyi zawiązuje apaszkę, kawałek kolorowego materiału, pamiątkę po szalach noszonych przez Kroatów (Chorwatów) w XVII wieku. Żeby sprawdzić pogodę, wygląda przez okno, w którym szyba wykonana została ze szkła, wynalezionego w Egipcie do pokrywania garnków (chociaż nie, pogodę Kowalski sprawdza teraz w telefonie). Załóżmy, że pada deszcz – może włożyć kalosze zrobione z kauczuku odkrytego przez Indian środkowoamerykańskich albo wziąć parasol pochodzący z Azji Południowo-Wschodniej. Jeżeli jest ze starszego pokolenia, założy kapelusz z filcu, materiału wynalezionego w stepach azjatyckich.

MARMITE, ANGIELSKA PASTA DROŻDŻOWA. TO O NIEJ ROZMAWIALI KOWALSCY, BOHATEROWIE NASZEGO ARTYKUŁU

Przed wyjściem zje śniadanie, używając noża ze stali, stopu wytopionego po raz pierwszy w Indiach Południowych, i widelca rozpowszechnionego w średniowieczu w kupieckich miastach Włoch. Swoją kawę zawdzięcza etiopskiemu pastuchowi. Dodaje cukru i śmietanki. Bydło mleczne zostało udomowione na Bliskim Wschodzie, cukier natomiast po raz pierwszy powstał w Indiach. Gdyby nie pszenica wyhodowana w Azji Mniejszej, pewnie musiałby zjeść coś innego niż chrupiącą bułeczkę. Do bułki jajecznica z jajek ptaków udomowionych na Półwyspie Indochińskim. Po śniadaniu Kowalski chętnie zapali liście rośliny wyhodowanej pierwotnie w Brazylii. Zwyczaj

palenia wziął się od Indian amerykańskich. Paląc fajkę, składa hołd Indianom wirginijskim. A papierosy pochodzą podobno z Meksyku. Gdyby jednak okazało się, że pali cygaro, należałoby założyć, że dotarło ono do niego z Wysp Karaibskich przez Hiszpanię. W drodze do pracy Kowalski kupi gazetę i zapłaci monetami, które wprowadziła starożytna Lidia w VII w p.n.e. Sam papier wynaleziono w Chinach, a czytać wydrukowane treści możemy dzięki Niemcowi Gutenbergowi, twórcy pierwszego przemysłowego druku na świecie. Kupując marchew, pietruszkę, seler i por powinien pamiętać, że gdyby nie Bona Sforza, zawartość jego torby na zakupy wyglądałaby zupełnie inaczej. A jesteśmy dopiero po śniadaniu i szykujemy się do obiadu. Z samych polskich produktów, gotując tylko na polskich urządzeniach i wynalazkach? Wybaczcie, no niekoniecznie...

Fot. Solis Images

I TAK OTO OKAZUJE SIĘ, że najbardziej banalne rzeczy i czynności, w domu i poza nim, każdego dnia przypominają nam, jak bardzo nasza kultura związana jest z innymi kulturami tego świata. Rymowane powiedzenie pedagoga i poety Stanisława Jachowicza – Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie – nabiera od tej pory zupełnie innego wymiaru.

ŻADNA RZECZ W DOMU, ANI POTRAWA, NIE JEST WYNALAZKIEM JEDNEJ KULTURY. WSZYSCY POŻYCZAJĄ OD SIEBIE I ROZWIJAJĄ TWÓRCZO. TAK SIĘ WYZNACZA POSTĘP

Autorka przez prawie trzy dekady realizowała projekty polsko-włoskie, mieszkała we Włoszech i pracowała dla włoskich klientów. Dziś spełnia swoje marzenie – prowadzi Szkołę Charyzmy Jak Cię Widzą, Tak Ci Płacą.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 4 1


RECENZJA

FASCYNUJĄCY KLUB ZBRODNI

P

ADAM ZDANOWSKI

oniedziałek mocno akcentuje swoje miejsce w popkulturze (Nie lubię poniedziałku). Rolling Stones oddali hołd wtorkowi. Robert Smith z The Cure zalecał, żeby zakochiwać się w piątki. Dorzucę Sunday, bloody Sunday U2, Gorączkę sobotniej nocy i mamy prawie cały tydzień. Zostały środa i czwartek. O środzie rozmawiać nie warto, choć mówią: Środa zginie, tydzień minie. Za to czwartek… Starsi pamiętają czwartkowe Kobry nadawane przed laty (1956‒1993). Wyludniały się ulice. Łza się w oku kręci na wspomnienie genialnych adaptacji powieści Agathy Christie, Georges’a Simenona, Joe Alexa, Josepha Kesserlinga, Richarda Harrisa. W siermiężną rzeczywistość PRL-u czwartkowe Kobry wnosiły swoistą brytyjskość w stylu BBC. Dziś to już nie to samo (w odniesieniu do telewizji), ale... ...brytyjskie kryminały trzymają się mocno! Najświeższy przykład: W czwartki tropimy morderców Richarda Osmana. Rzecz dzieje się w krainie przypominającej południową ćwiartkę tolkienowskiego Shire. Łagodne pagórki falujące soczystą zielenią, biel pasących się tu i ówdzie owczych stad, kamienne płoty wytyczające wąskie, kręte szlaki między rozrzuconymi po okolicy posesjami. Stawy i jeziorka, strumienie szemrzące w zacienionych parowach i przydrożnych przepustach… No, raj na ziemi! Nie zdziwiłbym się, spotykając Bilbo Bagginsa w znajdującym się nieopodal pubie Pod Niebieskim Smokiem albo kogoś z jego licznej rodziny. Jednak to XXI wiek! W hrab-

4 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

stwie Kent w południowo-wschodniej Anglii łatwiej spotkać emeryta niż hobbita. W opisanych okolicznościach przyrody, w osiedlu dla seniorów Cooper Chase, działa Czwartkowy Klub Zbrodni. W ramach walki z nudą i w trosce o zachowanie nienagannej kondycji umysłowej grupka rezydentów luksusowego domu dla zamożnych emerytów, pogryzając herbatniki i popijając wino, omawia niewyjaśnione morderstwa z przeszłości. Co czwartek, pomiędzy zajęciami z historii sztuki a konwersatorium z francuskiego, w pokoju łamigłówek przez dwie godziny debatuje samozwańcza grupa detektywów. Dla niepoznaki w oficjalnym grafiku figurują jako „Dyskusje na temat opery japońskiej”, co skutecznie zniechęca innych pensjonariuszy do wpisywania się na zajęcia. Środki ostrożności są uzasadnione, ponieważ omawiają prawdziwe sprawy, posługując się oryginalnymi aktami, które w żadnym wypadku nie powinny wyjść poza policyjne archiwa. Do klubu należą cztery niebanalne persony: była agentka sil specjalnych Elisabeth, była pielęgniarka Joyce, były psychiatra Ibrahim i wciąż naładowany testosteronem były przywódca związkowy Ron. W sumie mają więcej lat niż klasztor, z którym sąsiaduje ich osiedle; już samo powstanie z leżaka w ich wieku (pod osiemdziesiątkę ma każdy i każda z nich!) to niemal operacja wojskowa. Jednak, jak zgrabnie ujęła to liderująca tej grupie Elizabeth, są już w wieku, w którym nie boją się konsekwencji. Kiedy na ich terenie dochodzi do zbrodni, z entuzjazmem zabierają się za poszukiwanie mordercy, co rzecz jasna prowadzi do konfrontacji z policją. Książka Osmana to pierwsza od dawna powieść, która z miejsca trafiła do kategorii moich ulubionych. Inteligentna i zabawna, na wskroś brytyjska (w najlepszym znaczeniu tego słowa). Prócz wszystkich zalet znakomitej intrygi kryminalnej jest również pełna humoru. Narracja sprawna, dialogi błyskotliwe, poza tym mnóstwo w niej ciepła w stosunku do ludzi. Każdy ma jakąś historię do opowiedzenia, każdy chce być

wysłuchany, chce kochać i być kochanym – również o tym jest ta komedia kryminalna. To nie tylko opowieść o poszukiwaniu zabójcy niesympatycznego dość dewelopera, lecz w pierwszym rzędzie o Pennym i Johnie, Elisabeth i Stephenie, Joyce i Gerrym, Matthew i Margaret, Bernardzie i Asimie… Piękna opowieść o pięknych ludziach. Gdyby adaptować kryminał Richarda Osmana na sztukę, bez wątpienia znalazłaby poczesne miejsce w czwartkowym teatrze Kobry. Perfekcyjna mieszanka suspensu, dramatu, komedii i kryminału, okraszona sporą dawką angielskiego humoru. Bez wątpienia podbiłaby serca widzów. Jest spora szansa, że tak się stanie, gdyż autor, były telewizyjny producent, potwierdził, że trwają przymiarki do takiego projektu. Mam nadzieję, że to będzie brytyjska produkcja, bo Hollywood przy obecnym sposobie kręcenia filmów zapewne spaprałby ten znakomity materiał. Aha! W książce jest też polski akcent. To Bogdan. Bogdan Jankowski spod Krakowa. Pamiętajcie o Bogdanie.

Richard Osman, Morderców tropimy w czwartki (oryg. The Thursday Murder Club). Przekład Anna Rajca-Salata. Wydawnictwo Muza SA. Str. 448. Premiera 14 października 2020.


LITERATURA

WOLĘ ŻYĆ TU I TERAZ

Fot. Marcin Klaban

Z JOANNĄ OPIAT-BOJARSKĄ, AUTORKĄ WYDANEJ PRZEZ BURDA KSIĄŻKI POWIEŚCI CHODŹ ZA MNĄ (#FOLLOWME), ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN

Mam pewien problem gatunkowy z pani nową książką. To kryminał i nie-kryminał zarazem, może bardziej powieść obyczajowa, społeczna. Czyta się ją świetnie (to fakt, nie pochlebstwo). Skoro jednak kryminał, to dlaczego nie ma typowego mordercy i typowych ofiar? Powiedziałbym, że ofiar jest aż za dużo, a zbrodniarzy też mamy więcej niż jednego...

Bardzo lubię fakty, dziękuję. Stanowczo zaprzeczam temu, że Chodź za mną jest kryminałem. Nie ma w nim policyjnego śledztwa, nie ma winy i kary w rozumieniu kodeksu karnego. Starałam się napisać powieść, która wywoła u czytelnika solidną serię dreszczy, emocji. Thriller, w którym przewraca się kolejne kartki z wypiekami na twarzy i nie można go odłożyć, zanim nie dotrze się do końca.

W konstrukcji wybijają się wątki, które same w sobie mogłyby być odrębnymi powieściami. Na przykład dotyczące samobójstwa rozszerzonego, funkcjonowania osób niewidomych i słabowidzących, wpływu na nasze życie Instagrama i innych mediów społecznościowych, wreszcie toksycznych małżeństw i przemocy w rodzinie. Dlaczego zdecydowała się pani umieścić je wszystkie pod jednym dachem – w kamienicy przy Kwiatowej 8?

Gdybym miała pilnować zasady „jedna powieść – jeden wątek”, to życia nie starczyłoby mi na opisanie wszystkich ciekawych aspektów istnienia człowieka, dlatego między innymi chcę je łączyć. Poza tym prawdziwe życie jest wielowątkowe. Wszystkie wątki idealnie się splatają i, harmonizując

lub kontrastując, podbijają zamierzony przeze mnie efekt. Dla Artura (niewidomego bohatera książki) naprawdę nie ma znaczenia, jakie zdjęcie wrzucisz dziś na Insta i jak będziesz na nim wyglądać. I nie dlatego, że nie jesteś dla niego ważna. Dla niego wygląd nie istnieje. A dla Ewy, która sama już właściwie jest Instagramem, życie staje się obrazkami, które można zamknąć w kwadratowym formacie 1x1. Pasują do siebie idealnie, prawda? Czy uprawnione będzie twierdzenie, że powieść jest aktem oskarżenia pod adresem Instagrama? Że w życiu normalnie to mamy huśtawkę, raz w górę, raz gleba, a w sieci kreujemy fałszywy, kolorowy świat, w którym ludzie (przeważnie Instagirls) pną się do góry i wszystkim

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 4 3


się udaje? Wygląda na to, że główna bohaterka, fryzjerka Ewa Dziel, padła również ofiarą netu...

Sprzeciw, Wysoki Sądzie! Nie chodzi o intencjonalne okłamywanie ludzi i kreowanie fałszywego obrazu! W social-mediach kreujemy zwykle najlepszy obraz siebie. To jest trochę tak, jak z wyjściem na imprezę, kiedy zrzucasz z siebie dres i robisz się na bóstwo.

Nie chcesz wmówić ludziom, których spotkasz, że jesteś kimś innym. Pokazujesz im po prostu swoją wyjściową twarz, jakiś kawałek siebie. Robisz to i wiesz, że oni robią to samo. I idziesz do lokalu, uśmiechasz się i rozmawiasz ze wszystkimi, smutki zostawiając za drzwiami. Bo przecież nikt nie lubi wysłuchiwać marudzenia i narzekania. I nie ma w tym nic złego. Gorzej, jeśli zaczynasz

Fot. Marcin Klaban

JOANNA OPIAT-BOJARSKA: NIENAWIDZĘ OPOWIEŚCI TYPU „ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE”. BO ŻYCIE TO NIE BAJKA. NORMALNY CZŁOWIEK MUSI SIĘ BARDZO NAPRACOWAĆ, BY ŻYĆ W MIARĘ SZCZĘŚLIWIE. ŚWIAT BYWA DO DUPY.

4 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

wierzyć w to, że jesteś wyłącznie swoją wyjściową twarzą, a postać w dresie, bez grama makijażu, nie zasługuje nawet na uśmiech. Z brytyjskich badań Royal Society for Public Health wynika, że Instagram rujnuje naszą psychikę najbardziej ze wszystkich mediów społecznościowych. Wątek z niewidomym Arturem (nie ślepym – ślepe są tylko szczeniaki!) należy do najlepszych w książce. Klimat tej kluczowej części jest jak w dreszczowcu Okno na podwórze Hitchcocka. Najpierw myślisz, że on planuje porwać dziewczynę, potem – że ją uratuje. Reszty nie zdradzę, ale musi nam pani powiedzieć, skąd ta doskonała znajomość środowiska ludzi żyjących w mroku?

Cieszę się, że Artur przypadł panu do gustu. Sama go uwielbiam. I to nie dlatego, że to ja wymyśliłam tego bohatera. Nie! Artura (tego prawdziwego) poznałam w Niewidzialnym Domu w Toruniu. Zgodził mi się pomóc. Spacerowaliśmy po Toruniu, a on opowiadał o swoim życiu. Potem nadszedł lockdown i przeszliśmy na rozmowy telefoniczne i filmy. Artur smażył dla mnie (i dla siebie) naleśniki, palił papierosy, opowiadał o filmach. Tak naprawdę już podczas pierwszej rozmowy, gdy poczułam jak bardzo jest wrażliwy, mimo że w pierwszym obyciu wydaje się być niesamowicie silnym indywidualistą, uznałam, że pożyczę sobie od niego kilka cech. Tekst o szczeniaczkach oczywiście jest jego. Znajomość z Arturem pozwoliła mi zrozumieć. Oglądałam film z zamkniętymi oczami, chodziłam po mieszkaniu po omacku, próbowałam smażyć naleśniki. Po kilku miesiącach znajomości z nim poszłam ze znajomymi do Dark Restaurant (pojawia się w książce). To miejsce w Poznaniu, w którym rozkoszuje się jedzeniem w całkowitej ciemności. I wie pan co? Moi towarzysze powtarzali, że żałują, że nie można jedzonych potraw zobaczyć. Brakowało im bodźców, które zapewniają oczy. Mnie nie brakowało. Ja widziałam te potrawy. Jadłam rękoma, czułam zapachy, konsystencję i to, jak pięknie były ułożone na talerzu. Niesamowite, jak ogromne możliwości mają nasze mózgi. Mówiłem już, że kryminał jest nietypowy, choćby dlatego, że są zbrodnie, a nie ma kary. Jacek Nowicki może być przykładem. Daje pani przepis, jak być w życiu cwanym gapą?


Raczej daję obraz tego, jak wygląda wilk w owczej skórze, dzięki czemu kobiety będą wiedziały, jak omijać takie egzemplarze (śmiech). Prywatnie twierdzę, że bilans zawsze wychodzi na zero, nie zawsze kara przychodzi od osoby, od której się jej spodziewamy. Powiedziałabym coś jeszcze à propos Jacka, ale lepiej zamilknę na wieki, bo spoilerowanie powieści może być karalne. Marynarz Staszek Dziel zapisuje się na kartach książki jeszcze gorzej. Jemu też nic się nie przytrafi? Ja też nie chcę spoilerować, lecz finał nie nastraja optymistycznie... Świat jest do dupy – sentencjonalnie twierdzi główna bohaterka Ewa. Ma rację?

Nienawidzę opowieści typu „żyli długo i szczęśliwie”. Bo życie to nie bajka. Normalny człowiek musi się bardzo napracować, by żyć w miarę szczęśliwie. Świat bywa do dupy, Ewa ma rację, zupełnie jakby ukradła te słowa z moich ust (śmiech). Finał ma prowokować do myślenia. Czy potrzeba nam do szczęścia całego świata, czy możemy zbudować swój własny świat i dbać o niego, pozwalając i jemu, i sobie na bycie nieidealnymi. Odejdźmy od nowej książki na rzecz stwierdzeń ogólniejszych. Pozyskała pani wierne i dość duże grono czytelników – czy mogłaby pani ich zostawić, gdyby wygrała pani miliony na loterii albo znalazła bogatego księcia? Albo gdyby weszła do świata wielkiej polityki? Wrażliwość społeczna predysponuje panią do tej roli, czy też pozostanie pani wierna pisaniu?

Pomyślmy. Miliony? Szczęścia nie dają. Księcia nie szukam, miałam szczęście znaleźć go piętnaście lat temu. Polityka – szczerze nienawidzę, bo zbyt mało w niej miejsca na szczerość (która dla mnie jest najważniejsza), a za dużo na ściemnianie i manipulację (oraz własne interesy). Naiwnie wierzę, że przekazując swoją wrażliwość społeczną w książkach (i ubierając ją w sensacyjne/kryminalne ciuchy), przyczyniam się do zwiększania świadomości ludzi. Książkowy Artur to nie ściema. A reakcje Ewy nie są przesadzone. Proszę wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy prawdziwy Artur nagle zatrzymał się na chodniku i powiedział: Tu gdzieś powinno być wejście do pubu. I rzeczywiście

KONKURS

Joanna Opiat-Bojarska, Chodź za mną. Wydawnictwo Burda Książki (www.burdaksiazki.pl). Str. 400. Premiera 14 października 2020. Dzięki uprzejmości wydawnictwa mamy dla Was 4 egzemplarze książki Joanny Opiat-Bojarskiej. Otrzymają je Czytelniczki, które najszybciej w kilku zdaniach uzasadnią życiową konieczność regularnego pojawiania się w mediach społecznościowych? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

było. Skąd to wiedział? My, pełnosprawni, przeceniamy wagę tego co mamy albo nie doceniamy swoich mózgów i umiejętności przystosowawczych. Pozostaję wierna pisaniu! Pomówmy jeszcze o warsztacie literackim. Metodycznie szuka pani źródeł, gromadzi materiały, rozpisuje wszystko na fiszkach? Co pani lubi w trakcie pisania, a czego nie? Wypija pani hektolitry kawy i krzyczy na bliskich, że przeszkadzają, czy też praca twórcza układa się normalnie, według ustalonego rytmu?

Produkuję milion kartek. Przepisuję. Porządkuję. Najpierw pracuję nad ogółem – wymyślam wątki i spisuję najważniejsze wydarzenia w ramach poszczególnego wątku.

Uzupełniam braki wiedzy podczas lektury książek, rozmów ze specjalistami, nasiąkam wiedzą. A później przechodzę do mniejszego ogółu (śmiech). Szkicuję wszystkie sceny, które pojawią się w książce, podsłuchuję bohaterów i notuję dialogi. I dopiero gdy mam to gotowe, siadam do pisania – czyli pracy na największym poziomie szczegółowości. Piję wodę (latem) albo herbatę (gdy jest mi zimno). Zawsze zapalam świeczkę zapachową i nakładam na uszy słuchawki. Piszę przy muzyce. Bywa, że krzyczę, bo niektórym w naszym domu wydaje się, że skoro w nim siedzę, to znaczy, że jestem do dyspozycji (śmiech). Odgrażam się wtedy, że będę zabierać laptopa i wyjeżdżać na osiem godzin do kawiarni. Praca kreatywna wymaga ogromnego skupienia, a konieczność udzielenia choćby krótkiej odpowiedzi sprawia czasem, że przez następną godzinę cierpię na kreatywną posuchę. No, ale cóż, jak wspomniałam wcześniej, życie to nie bajka (śmiech). I na koniec: co (lub kogo) pani czyta, kiedy nie stuka w klawiaturę? Czy tę aktywność na portalu autorskim, społecznościowym, którą wzbudziła pani, pisząc książkę, uda się utrzymać na stałe, choć to zjadacz czasu, czy też raczej nie? Jak to jest u pani z pozyskiwaniem realnych followersów?

Szczerze? Kiedy nie stukam, albo nie wymyślam nowej fabuły... czytam i odpowiadam na komentarze czytelników. Większość tych ludzi znam z moich spotkań autorskich, targów książki czy innych imprez. Jeśli oni mają dla mnie czas, to ja też muszę znaleźć chwilę dla nich. Staram się pamiętać, żeby od czasu do czasu zameldować im, co dzieje się u mnie, w pisarskim świecie. Od czasu do czasu, czyli raczej raz na tydzień niż codziennie. Aaa, i mam pewną przypadłość, średnio harmonizującą z social-mediami. Od dwóch lat planuję, że jak będę na kolejnym spotkaniu autorskim, to zrobię zdjęcie publiczności z mojego punktu widzenia, by pokazać czytelnikowi, co widzi autor. I zawsze o tym pamiętam – do chwili, w której rozpoczyna się spotkanie. A później, kiedy orientuję się, że już się skończyło, jest za późno. Jakoś tak wolę żyć tu i teraz, niż upamiętniać chwile na zdjęciach. Dziękuję za rozmowę.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 4 5


KAMPANIA SPOŁECZNA

TO NIE JA.

TO DZIEWCZYNY PRZECHODZĄCE PRZEZ RAKA SĄ W POTRZEBIE

P

omóż kobietom chorym na raka poczuć się sobą. W październiku 2020 ruszyła akcja TO NIE JA, organizowana przez Fundację Rak’n’Roll. Fundacja zmienia schematy myślenia o chorobie nowotworowej i działa na rzecz poprawy jakości życia chorych na raka. W kampanii występują aktorki Urszula Dębska, Katarzyna Herman, Magdalena Lamparska, Agnieszka Sienkiewicz-Gauer i blogerka Anna Skura. Jej celem jest zbiórka pieniędzy na peruki dla chorych, które przechodzą przez raka i zmagają się z utratą włosów. Co czują kobiety, gdy widzą się bez włosów można zobaczyć tu: www.raknroll.pl/naperuki. Bohaterki kampanii w czasie charakteryzacji nie mogły spojrzeć w lustro, a niektóre płakały. Włosy są ważnym atrybutem kobiecego wyglądu, ich utrata to przykry, traumatyczny moment. Niektóre z podopiecznych mówią, że łatwiej im pogodzić się z utratą piersi w wyniku mastektomii, niż z utratą włosów. Dlatego od 2011 fundacja przekazuje peruki kobietom w trakcie

4 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

leczenia onkologicznego, co pomaga im poczuć się sobą i daje siłę do przejścia przez raka. Pierwszy raz od czasu choroby poczułam się prawdziwą kobietą – twierdzą podopieczne po otrzymaniu peruki. Od początku programu Fundacja Rak’n’Roll przekazała ponad 2770 peruk naturalnych, ale potrzeby są dużo większe i czas oczekiwania na nowe „fryzury” jest długi. Środki pozyskane w akcji TO NIE JA pomagają go skrócić. Podopieczne fundacji pytają też o peruki syntetyczne. Niektóre panie potrzebują peruk krótkich, a takie można stworzyć tylko z włosów syntetycznych. Gdy powstawał program DAJ WŁOS!, peruki syntetyczne były słabej jakości i przez 9 lat fundacja przekazywała podopiecznym tylko naturalne. Obecnie peruki z włosów syntetycznych nie ustępują jakością naturalnym, więc naturalne i syntetyczne są już w ofercie Rak’n’Rolla. Akcję TO NIE JA współtworzą: Miłosz Wegner, Jakub Orłowski/Lettly (managment), Adam Sierociński, Jacek Maciejew-

ski (copywriting), Sasha Kanavalau (art director, reżyseria), Wojtek Ciszkiewicz (reżyseria, zdjęcia, montaż), Zuza Krajewska (fotografie), Weronika Wróblewska (charakteryzacja), Joanna Łukijańczuk, Katarzyna Brzezińska (makeup i włosy), Marcin Kuberna (stylizacja), Marcin Steczkowski, Jacek Onaszkiewicz/LocoMotive (dźwięk), Alma Asuai/LocoMotive (kolor korekcja), FinalTouch (retusz) i Ewelina Zawadzka (produkcja).

Fundacja Rak’n’Roll. Wygraj życie! Aleja Wilanowska 313a, 02-665 Warszawa, tel. 22 841 27 47, biuro@raknroll.pl


THRILLER

ZBRODNIA NIEWYKRYTA JEST DOSKONAŁA Z NADIĄ SZAGDAJ, AUTORKĄ WYDANEJ WŁAŚNIE PRZEZ WYDAWNIC T WO DRAGON POWIEŚCI LIKWIDACJA, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN

W pani najnowszym thrillerze mamy troje bohaterów, dwie panie i pana, a także sceny seksu w trójkącie. Jedna z pań nosi na ręce tatuaż z tajemniczym skrótem NOL. Można z likwidacji pasożytów, czyli osób niewygodnych, uczynić życiowe motto?

Psychopatyczna postać, o której pan wspomina, nie tyle pozbywa się pasożytów, co osób, do których żywi urazę. Działa na podstawie wizji świata, która jest bliska tylko i wyłącznie jej samej. Zachowanie psychopatów dalece odbiega od normalnego postrzegania świata. Jeśli więc ktoś postanawia uczynić motto z zabijania, zdecydowanie nie jest normalny. Dlatego tworząc taką powieść, jak Likwidacja, studiowałam zachowania znanych z historii kryminalistyki morderców, których ton rozmowy o zabijaniu można porównać do stwierdzeń: Zjadłem śniadanie, wyszedłem na spacer, czy ładna dziś pogoda.

Moją misją jest, pomiędzy tymi wszystkimi szokującymi scenami czy osobistymi przemyśleniami, zwrócenie uwagi czytelnika na problemy społeczne. Nie bez powodu gatunek, jaki uprawiam nazywa się thrillerem psychologicznym. W Likwidacji poruszyłam kwestię przemocy domowej, która objawia się w kilku różnych formach. W domu każdego z bohaterów jest jakiś rodzaj przemocy domowej. Jeśli zaś chodzi o walkę dobra ze złem… Zawsze czekam na to, co podpowie mi bohater/ka. Daję moim postaciom wolną rękę i patrzę, co z tego wyjdzie. Książka składa się z dwóch części. W pierwszej, bardziej obyczajowej, społecznej, poznajemy bohaterów i łączące ich relacje, w drugiej odkrywamy,

Fot. Jacek Gutowski

Jaki jest więc pani przekaz w kierunku czytelników? Ma pani jakąś misję? Jest w pani pisaniu więcej wiary w dobro czy zło?

NADIA SZAGDAJ na czym polega intryga, kto pociąga za sznurki i jakimi kieruje się motywami. Najlepsze, wisienkę na torcie, znajdziemy dopiero na końcu... Chcę przez to powiedzieć, że konstrukcja jest nie-

samowita, precyzyjna. Z lektury wynika, że można popełnić zbrodnię doskonałą, choć ponoć takich zbrodni nie ma. Pani w to wierzy? Bo z powieści nie wynika ów fakt jednoznacznie...

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 47


Przy pisaniu powieści zawsze rozmawiam z konsultantami – osobami mądrzejszymi ode mnie. W jednej z takich rozmów z moją wspaniałą panią prokurator (nazwiska nie zdradzam, nie wolno mi), zauważałam, że chcę, aby ta zbrodnia przypominała doskonałą, choć takich nie ma. Na co pani prokurator – i tej złotej myśli nigdy nie zapomnę – stwierdziła, że owszem są takie zbrodnie. Każda niewykryta zbrodnia jest tą doskonałą. To także poniekąd odnosi się do Likwidacji.

A jednak… choć starałam się nie wracać po Klarze Schulz do formy cyklu, niedosyt po ostatniej scenie Likwidacji stał się podobno nie do zniesienia dla czytelników. Myślę, że jest jeszcze wiele wątków do wyjaśnienia. A te zdecydowanie zasługują na drugą część książki.

Przy okazji odbieram pani książkę jako oskarżenie – w pewnym sensie – pod adresem podłych dziennikarzy, celebrytów, mediów społecznościowych, paparazzich, blogerów, vlogerów i całej tej pudelkowej zbieraniny, która w pogoni za sensacją doprowadza do nieszczęść. Miała pani okazję doświadczyć hejtu z sieci? Nienawiści do ludzi sukcesu?

Hejtu najadłam się do syta. Fakt, że nie da się nad tym zapanować w sensie prawnym sprawia, że co roku mamy wiele ofiar (także śmiertelnych) tegoż hejtu, przemocy internetowej i nękania w sieci. Ja już od dawna nie czytam tego, co pisze się o mnie. Natomiast fatalne wydaje mi się zjawisko postępującej znieczulicy. To, co stało się w Likwidacji, dzieje się na co dzień! Ferujemy wyroki zanim zapadną, osądzamy ludzi na podstawie zdjęcia na Instagramie, pierwsi relacjonujemy przebieg katastrofy – zamiast pomóc jej ofiarom. Gdzie się podziała empatia? Czy, pardon, wyrzygaliśmy ją razem z hejtem zaserwowanym po tym, jak ktoś ubrał białe stringi do czarnych legginsów? Ludzie na ziemi umierają z głodu, a nas boli czyjś tyłek… To jest dla mnie dewolucja i upadek ludzkości.

4 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. Jacek Gutowski

Są ofiary, jest ich dość dużo, lecz zbrodniarz umyka karzącej ręce sprawiedliwości, bo policja nie wraca do starych, zamkniętych spraw. Poza jednym gliną, któremu coś nie daje spokoju. Dowiemy się o tym w następnej części Likwidacji, czy też już pani do tych wątków nie wróci?

AUTORKA LIKWIDACJI Z SUCZKĄ KAJĄ, KTÓRA DOSTAŁA TO IMIĘ NA CZEŚĆ GŁÓWNEJ BOHATERKI POWIEŚCI

W kwestii empatii… Motywem kluczowym powieści jest również zdrada, niewierność. Bohaterowie cierpią z tego powodu, podejmują mniej lub bardziej radykalne decyzje, które wpływają na ich życie. Nie ma już prawdziwej miłości wśród nas? Monika, Kaja i Daniel nie są modelowymi przykładami stałości uczuć...

Kaja to model miłości przesadnej, zazdrosnej, chorej! Jej niezmienność uczuć rozpoczęła serię wszystkich zdarzeń w Likwidacji. To, co ona jest w stanie zrobić z miłości przechodzi ludzkie pojęcie (i granice normalności!). To ona w Likwidacji, o ironio, kocha nad życie i z radością serwuje dowód tej miłości całemu światu w dość szczególny sposób. Jeśli idzie o resztę bohaterów, oni także ukazują różne oblicza pragnienia miłości. Daniel idzie w fizyczność, przez uwielbienie dla samego siebie. Monika, która siebie najwyraźniej nienawidzi, szuka miłości w każdym kącie, dając się za jej prowizorkę poniżać.

Pomówmy jeszcze o policjantach w pani książce. Są bezradni i tylko wyglądają jak twardziel Doron Kavillio w izraelskim serialu Fauda. Mają tyle narzędzi śledczych i pozwalają się wodzić za nos osobie tak blisko nich. Do tego stopnia,

że na zlecenie jednego z oficerów do akcji musi wkroczyć prywatny detektyw. To zamierzona krytyka resortu ścigania?

Nie do końca zgadzam się w tym stwierdzeniem. Żaden z policjantów nie jest tu bezradny. Po prostu Benkowi nikt nie wierzy. Seria samobójstw w książce w niczym nie przypomina morderstw, przy których upiera się tylko jeden policjant. Jeśli chodzi o moje doświadczenia z policją kryminalną i śledczą, mimo że uważam, iż kryminał wybrał mnie sam i wciąż za mną chodzi, są jak najlepsze. Natomiast Likwidację konsultowałam z, co najlepsze, lekarzem, specjalistą medycyny sądowej. I to właśnie z jego pomocą związałam policjantom ręce. Jeśli nie ma dowodów morderstwa, postrzeganie serii samobójstw wydaje się tylko i wyłącznie teorią spiskową. Dlatego Benek zwraca się o pomoc do Adama, znanego z powieści To nie jest Amerykański Film, który przecież także jest policjantem. Poza tym nie chcę, żeby moi policjanci byli odrealnieni. Znam ich wielu i proszę mi wierzyć, to są ludzie. Nie komiksowi twardziele z Mosadu, CIA czy KGB. Ludzie, którzy dzieląc się ze mną swoimi historiami, bardzo emocjonalnie reagują na wspomnienia z pracy. I za to ich uwielbiam. I takich Bohaterów, przez wielkie B, pragnę opisywać w książkach.


Proszę wymienić źródła swoich inspiracji? Jacy autorzy albo reżyserzy należą do pani ulubionych? Każdy przecież ma swoich idoli, a Likwidacja genialnie nadaje się na ekran...

Dziękuję! Może kiedyś, choć zawsze podkreślam, że wolę, by książka pozostała książką, bo każda ekranizacja odbiera nam boski pierwiastek tworzenia postaci w naszej wyobraźni. Moją inspiracją są głównie ludzie, których znam osobiście. Nadmienieni poli-

cjanci, prokuratorzy, profesorowie, ale i niektórzy przelotni znajomi, których poznaję na różnych kulturalnych eventach lub przy okazji pracy przy filmach. Na drugim miejscu są moi ulubieni aktorzy, jak David Tennant, Amanda Collin, Richard Madden czy OIivia Colman. Albo wspomniany przeze mnie w książce Martin Freeman. Ich gra aktorska to czysta wykładnia emocji. Kiedy opisuję jakąś scenę, sugeruję się ich mimiką i językiem ciała. A potem wszczepiam te emocje moim bohaterom. Więcej poświęcam czasu na studiowanie gry aktorskiej, niż samemu scenariuszowi. Nic więc dziwnego, że mój ukochany autor Stephen King i najukochańszy reżyser Tim Burton nie są dla mnie – mimo całego uwielbienia dla nich – źródłem inspiracji do pisania stricte. Ile czasu poświęca pani na pisanie i co jeszcze, prócz tworzenia, panią zajmuje? W jakim momencie odczuła pani, że pisanie książek jest ważne? Czy udaje się pani utrzymać równowagę między pracą a życiem osobistym? Jakim kosztem?

Nadia Szagdaj, Likwidacja. Wydawnictwo Dragon (wydawnictwo-dragon.pl), Bielsko-Biała 2020. Str. 320. Księgarnia fabulo.com.pl

Podtrzymanie równowagi jest dla mnie najtrudniejszym wyzwaniem. Dziś udzielam tego wywiadu pomiędzy montażem a czytaniem prac konkurujących w plebiscycie na najlepsze opowiadanie kryminalne. Sama książka jest procesem nie tak bardzo angażującym i stosunkowo krótkim. Ale to, co się dzieje po premierze, pożera mnóstwo czasu. Kiedy zaś dochodzi do tego praca reżysera, scenarzysty, fotografa, montażysty i felietonisty, bywa naprawdę ciężko. Pisanie jest jednak moim zawodem. Ma na mnie

dobry wpływ. I myślę, że to, iż spełniam się w zawodzie sprawia, że jestem lepszą osobą, matką i żoną. Czasem też wydaje mi się, że im więcej robię, tym więcej czasu mogę poświęcić rodzinie. Jakby doba zakrzywiała się w czasoprzestrzeni na moją korzyść. I na koniec: czym nas pani jeszcze zaskoczy w najbliższym czasie?

Myślę, że dobrą odpowiedzią będzie tu stwierdzenie, że jeśli teraz to powiem, to nie będzie już elementu zaskoczenia. Pozwolę więc Państwu trwać w niewiedzy, którą z pewnością przełamię czymś ekstra. Dziękuję za rozmowę.

NADIA SZAGDAJ

Urodziła się w 1984 we Wrocławiu. Z wykształcenia wiolonczelistka i śpiewaczka operowa. Pisarka powieści kryminalnych i thrillerów, scenarzystka, reżyserka i fotografka. Pierwszą powieść Przepowiednia wydała w 2009. Autorka dwóch serii Kroniki Klary Schulz oraz Nowe Śledztwa Klary Schulz. W 2016 ukazał się jej kryminał Love, w 2019 thriller To nie jest Amerykański Film (zainspirowany tytułem z dorobku braci Coen), a w 2020 Likwidacja. Reżyserka filmów i seriali dokumentalnych (Mroki Dolnego Śląska, Mikroklimat, Odkrywamy Wrocław). Współautorka wystaw fotograficznych, m.in. Breslau Heute-Gestern w Berlinie. Współautorka podcastów To nie jest Amerykański Film. W 2018 zdobyła tytuł w plebiscycie 30. Kreatywnych Wrocławia. REKLAMA

BIELSKO-BIAŁA, SOBIESKIEGO 52/ MOSTOWA 5 - CH SFERA II, PIĘTRO 2 TEL. 531818781

PIEKARNIE GRUZIŃSKIE PYSZNIE I ŚWIEŻO Z GRUZIŃSKĄ DUSZĄ:) ZAPRASZAMY!


KOMEDIA KRYMINALNA

CHOLERNY PONIEDZIAŁEK

N

a mieszkańców Warszawy padł blady strach. Na ulicach grasuje zabójca. Na jego celowniku znalazły się młode kobiety. Tropem mordercy podąża kiepsko opłacany, ale dzielny kwiat policji – specjalna grupa dochodzeniowa ze steranym życiem komisarzem na czele. Komisarz zasłynął schwytaniem trzech seryjnych morderców. Wszyscy harują dzień i noc, by powstrzymać niebezpiecznego maniaka. Mają do pomocy szkolonego za granicą profilera, wschodzącą gwiazdę prokuratury, rzeszę ekspertów, ministra spraw wewnętrznych, a nawet hierarchów kościelnych. Niestety, dochodzenie utknęło w martwym – nomen omen – punkcie. Na domiar złego po medialnym przecieku wychodzą na jaw drastyczne szczegóły zbrodni. Rozpętuje się burza, a „góra” domaga się natychmiastowych wyników. Czy stołecznym glinom uda się złapać zwyrodnialca, nim straci życie kolejna niewinna kobieta?

To ogólny zarys Zbrodni po polsku, nowej komedii kryminalnej Aleksandry Rumin, która w marcu 2019 debiutowała w Wydawnictwie INITIUM powieścią Zbrodnia i Karaś, pozytywnie przyjętą przez czytelników i krytyków, m.in. Bernadettę Darską. Pół roku później, także z sukcesem, ukazała się jej druga książka Zbrodnia po irlandzku. Rumin udowodniła, że ma poczucie humoru, przyprawione sporą dawką sarkazmu, i potrafi celnie portretować różne nacje i grupy społeczne. Nie inaczej było w przypadku jej trzeciej

5 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

powieści, Zbrodni na blokowisku, która do rąk czytelników trafiła w lutym 2020 i znowu się spodobała. Najnowsze dzieło autorki, Zbrodnia po polsku, ma szansę uzyskać tytuł najlepszego w jej dotychczasowym dorobku. Próbowaliśmy bliżej poznać autorkę, która przebojem weszła na rynek literacki, ale okazało się, że bardzo chroni swoją prywatność i wizerunek. W zamian otrzymaliśmy od wydawcy jej książek żartobliwy biogram: Aleksandra Rumin jest miłośniczką ulewnego deszczu, wyspiarskiego poczucia humoru i sztuki celtyckiej. Stanowczo dementuje plotki, jakoby w dzieciństwie podkochiwała się w liderze irlandzkiego boysbandu, ale otwarcie przyznaje się do obsesji na punkcie Liama Neesona. Typ zbieraczki – zawzięcie kolekcjonuje nieszczęśliwe zbiegi okoliczności i porażki życiowe. Nie słucha głosów, które namawiają ją do pisania kolejnych książek, bo zazwyczaj milkną po zażyciu wystarczająco silnych leków. Na stare lata, czyli gdzieś w połowie przyszłego roku, planuje spakować skromny dobytek do biodegradowalnej reklamówki, a za garść drobniaków kupić bilet do Dublina. W jedną stronę, bo na powrotny raczej nie starczy jej pieniędzy. Za zgodą Wydawnictwa INITIUM publikujemy początkowy fragment nowej powieści Aleksandry Rumin. Premiera 20 listopada 2020. Skróty pochodzą od redakcji.


ZBRODNIA PO POLSKU ALEKSANDRA RUMIN

Mężczyzna poprawił gruby sznur, który ściśle oplatał szczupłe nadgarstki i szyję młodej kobiety. Prawie kwadrans zajęło mu przywiązanie tej kruczowłosej piękności do drewnianego słupa wkopanego w ziemię. Nieźle się przy tym nagimnastykował i napocił, bo bezwładne ciało ważyło chyba tonę. Przed przystąpieniem do pracy obejrzał aż cztery filmy instruktażowe na YouTubie, bo chciał mieć pewność, że mordowanie pójdzie mu jak z płatka. Dobry węzeł to podstawa. Nie tam jakaś kokardka czy najzwyklejszy w świecie supełek. Fuszerki nie uznawał, chociaż to całe wiązanie było tylko elementem przedstawienia. Apetyczna brunetka i tak nie odzyska przytomności, zanim do akcji wkroczą jego pierzaści przyjaciele. Zadbał o to trzy godziny wcześniej, serwując jej na kolację schabowego z kapustą i tanie wino do popitki, uprzednio doprawiając podrzędny sikacz z dyskontu sekretnym składnikiem. Bynajmniej nie „miłością”, a wyjątkowo silnym lekiem na receptę, kupionym, rzecz jasna, bez recepty na bazarze Wolumen od sprzedawcy wzbudzającego wszystko z wyjątkiem zaufania. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, nie przeczytał ulotki, nie skonsultował się z lekarzem ani farmaceutą, tylko wrzucił do butelki kilka białych proszków, które, jak obiecywał na opakowaniu turkmeński producent, zwaliłyby z nóg kilka mamutów, gdyby te włochate zwierzaki nie okazały się na tyle rozsądne, żeby już dawno wyginąć. „Głupia krowa”, pomyślał z pogardą, przyglądając się nieprzytomnej kobiecie, i splunął w jej kierunku. – Jak bociany na wiosnę… – zanucił pod nosem, klękając na mokrej trawie. – …powrócimy do gniazd, do tej ziemi radosnej, do tych wsi i tych miast… – zakończył półgłosem i rozejrzał się wokół. Na leśnej polanie nie było żywego ducha. Tylko on i jego przyszła ofiara. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy krew wypływającą z jej ciała, zanurzył więc dłoń w wypełnionym po brzegi wiadrze, które przytaszczył z naczepy ukrytego za szpalerem drzew samochodu dostawczego.

– No, moja maleńka – zwrócił się do dorodnej żaby, która jeszcze kilka godzin wcześniej radośnie kumkała nad pobliskim stawem i snuła plany na resztę swojego płaziego życia. – Pora, żebyś pomogła mi przejść do historii polskiej kryminalistyki! (...) Jan Polak, jak każdy pracownik budżetówki, nienawidził poniedziałków. Właściwie nie znosił też wtorków, nie przepadał za środami, pałał niechęcią do czwartków i z bliżej nieokreślonych powodów nie cierpiał piątków, ale tych przeklętych poniedziałków nienawidził w szczególności. Początek tygodnia kojarzył mu się bowiem z kacem i pustym portfelem. Jak na chłopa z krwi i kości przystało, większość weekendów, o ile trafiło mu się wolne, spędzał w bielańskiej mordowni Pod Martwym Konfidentem. Przybytek słynął z taniego piwa i znacznie droższych, ale za to młodych i chętnych dam, które – zapewne z wrodzonej przedsiębiorczości, bo przecież nie z powodu trudnej sytuacji na rynku pracy – oferowały klientom uciechy cielesne różnego kalibru, ale niestety o mocno ograniczonym poziomie perwersji.

Co najgorsze, w każdy poniedziałek, od przeszło pół roku, punktualnie o ósmej trzydzieści i w asyście adwokatów, Jan spotykał się z eksmałżonką Żanetą de domo Bryndzą, de facto żmiją. Wizja godzinnego obrzucania się błotem skutecznie odbierała mu chęć do życia, ale musiał jakoś ścierpieć kolejną wymianę ciosów. Prawnik, zajmujący się głównie przysyłaniem mu coraz to nowych rachunków za konsultacje, które, jak można było sądzić po kwotach do zapłaty, odbywały się czternaście godzin na dobę, siedem dni w tygodniu, zapewniał go, że on, Jan Polak, wzorowy obywatel i podpora społeczeństwa, ma duże szanse na odzyskanie praw do opieki nad ukochaną Jolantą. Tej nadziei się trzymał, tylko ona dawała mu powód do porannego wstawania z barłogu. Tak, z barłogu, nie z łóżka, bo łóżko – podobnie jak samochód, dom z ogródkiem odziedziczony po babci i portret pradziadka Gerwazego na białym koniu, autor nieznany – było w wyłącznym posiadaniu znienawidzonej Żanety. Eksżona nie okazała się aż tak głupia, na jaką wyglądała, i za odłożone potajem-

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 51


nie pieniądze wynajęła nieprzebierającego w środkach szarlatana – mecenasa Jodłowca, a ten bandyta w garniturze za dziesięć patyków oskubał kompletnie zaskoczonego Polaka ze wszystkich dóbr ruchomych i tych całkiem nieruchomych. Jan Polak został z niczym. Nie miał po co żyć. – Zostałem z niczym. Nie mam po co żyć – wyszeptał do siebie, otwierając na próbę jedno oko. Blask dochodzący z okna, w którym wisiała biała zasłonka w czerwone kropki, skutecznie zniechęcił go do podjęcia próby zmierzenia się ze wstającym właśnie dniem. – No, bardzo ci dziękuję, Dżoni, naprawdę – dobiegło z drugiego barłogu, usytuowanego pod drzwiami do łazienki. – Nie ma to jak miłe słowo na dzień dobry. Od razu poczułam się taka kochana… – Daj spokój, Ola – wysyczał Polak, przecierając zaspane oczy. Z głośnym stęknięciem udało mu się podźwignąć do pozycji siedzącej. – Czy ja nie mam dość zmartwień? Z tobą też muszę się użerać? – zapytał z wyrzutem, zsuwając z siebie zapchlony koc. – Zamiast strzelać fochy, wydawać moje pieniądze na głupoty i spać do południa, ogarnęłabyś trochę komnaty. – Wskazał ręką na zagracony pokój ze ślepą kuchnią, który od kilku miesięcy wynajmował za horrendalne, przynajmniej jak na jego możliwości finansowe, pieniądze w kwocie tysiąca dwustu złotych plus media. – Syf, malaria, a ta leży sobie jak jakaś, nie przymierzając, księżniczka i nawet paluszkiem nie ruszy. – Nie mogę się przemęczać. Lekarz mi zabronił! – A to coś nowego! – wrzasnął rozeźlony Polak, szukając w worku na śmieci w miarę czystej koszuli. Szafy się nadal nie dorobił, bo tę po babci, bukową, rzeźbioną, zabrała Żaneta i ani jednego wieszaka, harpia, mu nie dała. – A cóż to panience dolega? – zapytał z kpiną w głosie i, nie czekając na odpowiedź, udał się do kuchni, by poszukać czegoś do zjedzenia, chociaż z góry wiedział, że i tak niczego nie znajdzie. Co prawda planował zrobić zakupy przed weekendem i w tym celu w piątek po piętnastej udał się do pobliskiego sklepu. Nie wiedział, co czyni, bo w dyskoncie trwał w najlepsze Tani Piątek, kilogram indyka za jedenaście siedemdziesiąt dziewięć. Zanim dotarł do kasy, został zelżony i dwukrotnie przejechany wózkiem na zakupy. Do działu mięsnego w ogóle nie udało

5 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

mu się przedostać, więc zły na cały świat, a w szczególności na łowców promocji, złapał tylko sześciopak piwa i paczkę słonych paluszków. Zdobyte z takim trudem i poświęceniem zapasy żywnościowe wyczerpały się raptem po jednym wieczorze przed telewizorem. W sobotę już nie odważył się pójść do sklepu. Mieli rzucić parówki cielęce, siedem dwadzieścia dziewięć za opakowanie, liczba opakowań objętych promocją ograniczona. Za Polakiem w stronę buczącej lodówki podreptała różowowłosa postać w podkoszulku ze wszystko mówiącym napisem: Fuck tha Police i wizerunkami członków amerykańskiej grupy hip-hopowej N.W.A. – Jestem w ciąży! – obwieściła triumfalnie Ola i patrzyła, jak Janowi wypada z ręki karton z zepsutym mlekiem. – Do ciężkiej cholery, Oluś! – krzyknął, wycierając zalaną podłogę brudną szmatą, która, po dokładnych oględzinach, okazała się jednak jego wyjściowymi spodniami. – Ile razy ci mówiłem, żebyś tak nie żartowała! Masz czternaście lat, to nie wypada, moja panno. –  Spoks, Dżoni – odparła nastolatka i sięgnęła po smartfona, który ładował się na stoliku przy lodówce. – Coś ty dzisiaj taki spięty, co? I nie wrzeszcz na mnie. Jestem prawie dorosła, bo dzieci teraz szybciej dojrzewają. I będę robiła, co chcę, kiedy chcę, jak chcę i z kim chcę, a tobie nic do tego. W końcu nie jesteś moim ojcem! – Na moje nieszczęście twoja matka, ta żmija, twierdzi, że jednak jestem… I wiem, co powiesz – uprzedził próbującą wejść mu w słowo córkę. – Kłamstwo to jej drugie imię, ale w tej kwestii jestem skłonny jej uwierzyć – stwierdził z przekonaniem, przyglądając się uśmiechającej się do niego kpiąco Oli. Podobieństwo było naprawdę uderzające. Te same szare oczy, długi nos i identyczny wykrój ust, a do kompletu lekko odstające uszy. Dziewczyna wyglądała jak skóra zdjęta z ojca. W tym wypadku buntownicze nastoletnie jabłko faktycznie nie padło daleko od pokonanej przez trudy egzystencji jabłoni. – Musisz mi bez przerwy dokładać zmartwień? Wiesz, jaką mam odpowiedzialną i stresującą pracę. – I świetnie płatną – odgryzła się latorośl. – Pieniądze szczęścia nie dają – powiedział z przekonaniem, jakie może żywić tylko ktoś, kto ma na koncie dwadzieścia pięć złotych i osiemnaście groszy.

Ola parsknęła śmiechem. – Masz rację, co ja za głupoty wygaduję. Ucz się, dziecko, kradnij, jak nadarzy się okazja, bo inaczej skończysz tak jak ja! – Wskazał na swoje wymizerowane ciało w poplamionej piżamie w niebieskie pasy. – Już na starcie pozbawiłeś mnie szansy na sukces, Dżoni, po tym, jak wybrałeś mi imię… Scholastyka Polak, nazywana przez szczerze współczujących jej członków rodziny Olą, posłała ojcu pełne wyrzutu spojrzenie. Tak, Jan był kompletnie pijany ze szczęścia, ale też, nie oszukujmy się, po spożyciu znacznych ilości alkoholu, kiedy, jak każdy dumny ojciec, wmaszerował do urzędu, by zarejestrować narodziny pierworodnej córki. Z Żanetą ustalili, że dadzą jej na imię Sandra, ale gdy posępna urzędniczka zapytała o imię dziecka, Jan Polak doznał nagłego pomieszania zmysłów. Od czternastu lat, dwóch miesięcy i ośmiu dni zastanawiał się, dlaczego, na Boga, wykrzyczał wtedy triumfalnie: Scholastyka! I jakim cudem, biorąc pod uwagę ówczesny stopień jego upojenia, udało mu się wymówić to imię na tyle wyraźnie, że urzędniczka nie tylko go zrozumiała, ale też przeżegnała się i pokiwała z uznaniem głową. Gdy żona dowiedziała się o fatalnym – jak twierdził jej skruszony mąż – przejęzyczeniu wywołanym wszechogarniającym szczęściem, dopuściła się na Janie czynu zabronionego. Córka, kiedy nauczyła się mówić i była na tyle duża, żeby zrozumieć, jaką krzywdę wyrządził jej rodzony ojciec, nie odzywała się do niego przez cztery lata. – Ile razy mam cię przepraszać, córuś? – zapytał retorycznie Polak i nie czekając na litanię pretensji, postanowił szybko zmienić temat na bezpieczniejszy. – Pierwszy zajmuję łazienkę, bo inaczej spóźnię się na spotkanie z… – Z tą wiedźmą, moją matką? – zaśmiała się Ola. – Szkoda, że muszę dzisiaj do niej wracać. Nie mogłeś powalczyć w sądzie o więcej niż dwa weekendy w miesiącu? Cały czas mi dupę truje… Ucz się, nie pal, nie ćpaj, nie włócz się z podejrzanymi typami po nocy… Ile można, Dżoni? – Doskonale wiesz, że u mnie nie ma warunków. U mamy masz własny pokój i pełną lodówkę, a tutaj wiecznie rozszczelniającą się butlę gazową i margines społeczny za ścianą. Zrobiłem, co mogłem, córeczko.


Wyszarpałem jej te dwa weekendy z gardzieli strzelającej jadem. Teraz pozostaje mi tylko bitwa o Jolantę. Na wzmiankę o tej ostatniej dziewczyna się zaperzyła. – Nic tylko Jolanta i Jolanta. Kochasz ją bardziej ode mnie! Jan Polak się zafrasował. Nie lubił prowadzić takich rozmów. W ogóle się nie dogadywał z przedstawicielkami płci przeciwnej, a zbuntowane nastolatki, nawet takie, których narodziny były wynikiem jego niefrasobliwości, uważał za przybyszów z innej galaktyki. – Oluś, wiesz, że razem z mamą, żeby ją tak piorun strzelił, kochamy tak samo mocno nasze… – tu się zawahał, szukając odpowiedniego słowa – …księżniczki. Nigdy nie faworyzowałem Jolanty, ale tęsknię za nią okrutnie, a pewnie i ty byś się ucieszyła, gdybyśmy mogli spędzać więcej czasu we trójkę. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła. Polakowi spadł kamień z serca, a potem trafił go w stopę, bo ścienny zegar w kształcie motocykla wybił godzinę ósmą.

– No i znowu się spóźnię – wrzasnął, zatrzaskując drzwi od łazienki. Trzy minuty później wyszedł z niej nieogolony i nieuczesany, ale gotowy do walki na śmierć i życie. Pożółkła koszula, którą wyjął z przepełnionego kosza na pranie, wisiała na nim smętniej niż zazwyczaj. – Zjedz śniadanie i marsz do szkoły! I żadnego palenia w toaletach w czasie przerw! Żadnego uwodzenia nauczyciela od francuskiego! Mon Dieu! Dość już się nasłuchałem od twojej wychowawczyni! W końcu cię wywalą i skończysz na ulicy! – Córka głośno ziewnęła. – Życz mi szczęścia, dzieciaku – rzucił na do widzenia, łapiąc w biegu stary prochowiec i wciągając go na zgarbiony grzbiet. Odruchowo sprawdził wewnętrzną kieszeń; broń była na miejscu. Kiedy znalazł się na klatce, usłyszał dobiegające z mieszkania: „Powodzenia, Dżoni”. Dwa słowa, niby niewiele, ale dodały mu otuchy. – Będzie ci zajebiście potrzebne – dopowiedziała Ola, kiedy za ojcem zamknęły się drzwi. (...) n

Aleksandra Rumin, Zbrodnia po polsku. Komedia kryminalna. Wydawnictwo INITIUM Kraków (www.initium.pl). Str. 288.

SUKIENKI NA FALE MÓZGOWE

S

ukienkę zmieniającą kształty i kolory dzięki falom mózgowym zaprojektowała holenderska kreatorka mody ANOUK WIPPRECHT, reprezentująca nowy trend „fashiontech”. Strój wydrukowała w technologii 3D i połączyła z mózgiem modelki-użytkowniczki za pomocą 1.204 czujników elektroencefalograficznych. Sukienka o nazwie Pangolin odbiera fale mózgowe, przekładając je na ruch i wzorce świetlne, dzięki czemu jej elementy (32 dio-

dy LED) poruszają się i rozświetlają. Dzieje się to poprzez 64 wejścia BCI, interfejsy komputera mózgowego, podłączone do specjalnych siłowników. Animacja sukienki zależy więc zawsze od indywidualnych predyspozycji modelki-użytkowniczki. Czujniki przypominają łuski łuskowca (rodzaj mrówkojada), stąd nazwa sukni. Wraz ze wzrostem aktywności mózgu modelki światełka szybciej migają, a ozdoby w kształcie skrzydełek falują na ramionach. Gdy użytkowniczka jest spokojna, światła świecą na fioletowo. Sukienka podtrzymywana jest przez lekki i wytrzymały egzoszkielet o grubości 3 mm. Sama tkanina wykonana została z lekkiego nylonowego materiału. Interfejs między mózgiem a sukienką stworzył Instytut Układów Scalonych na Uniwersytecie Johannesa Keplera w Linzu wraz z firmą neurotechnologiczną G.tec. Więcej zdjęć i informacji na www.anoukwipprecht.nl. Sukienka Pangolin, łącząca modę z najnowszymi technologiami, pokazana została po raz pierwszy na festiwalu Ars Electronica w Austrii.

Anouk Wipprecht od dawna specjalizuje się w odzieży interaktywnej, która reaguje na otoczenie i obecność innych ludzi. Stworzyła także zapierającą dech w piersiach piękną sukienkę we współpracy z technologiem Aduenem Darribą, która wydziela chmury dymu, gdy wykryje, że ktoś się zbliża.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 3


SEKSUOLOGIA

MIŁOŚĆ TO ZACHWYT NAD INNOŚCIĄ

Z DR N. MED. BEATĄ WRÓBEL, SEKSUOLOGIEM I GINEKOLOGIEM, AUTORKĄ BESTSELLEROWEJ SZTUKI KOBIECOŚCI, ROZMAWIA AGNIESZKA ZIELIŃSKA. Czym jest sztuka kobiecości?

Współczesne zdefiniowanie tego pojęcia nie jest zadaniem łatwym, co potwierdza... ilość stron w mojej książce. Publikacja jest zapisem rozmowy, którą redaktor Aneta Borowiec prowadziła ze mną, ale to nie ja jestem jej bohaterką. Tak naprawdę bohaterką książki jest moja wiedza naukowa, potwierdzona publikacjami, zweryfikowana przez ponad 30-letnie doświadczenie zawodowe ginekologa-seksuologa, a wszystko to poddane namysłowi filozoficznemu. Uff!... Brzmi dość poważnie, ale książka jest napisana lekko. To bardziej rzecz popularna niż naukowa. Czy łatwa, tego nie wiem?

5 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Na to pytanie muszą czytelnicy odpowiedzieć sami. Mężczyźni, a nie tylko kobiety, co dla mnie zaskakujące, chętnie czytają tę książkę. Każdy może dowiedzieć się, czym jest w stereotypowym rozumieniu kobiecość, a czym jest naprawdę. Gdzie znajduje się w ciele i życiu kobiety i jakimi narzędziami posługuje się sztuka kobiecości. Co znaczą dotyk, uczucia i emocje. To one bowiem, kiedy są zaniedbane albo nieumiejętnie używane, najbardziej niszczą relacje i związek, czasem nawet całe rodziny. Dlaczego kobiety rezygnują z walki o swoje prawa, dlaczego w siebie nie wierzą?

Generalnie – i trzeba o tym otwarcie mówić – w Polsce proces wychowywania dziewczynek (ale również chłopców) nie polega na wzmacnianiu poczucia wartości dziecka i pomaganiu mu w budowaniu pozytywnego myślenia o sobie, swojego pozytywnego wizerunku. Jeżeli w książce do religii w trzeciej klasie dzieci uczą się modlitwy o dobrego męża i dobrą żonę, to całą sferę swojej przyszłej relacji w związku pozostawiają w rękach Boga i Matki Boskiej. Nie uczą się, że same przede wszystkim ponoszą odpowiedzialność nie tylko za swój związek, ale i za swoje życie. Młoda kobieta wciąż postrzega swoją wartość przez stojącego u jej


Co łączy, a co dzieli kobiety i mężczyzn?

Łączą nas miłość, zauroczenie, przyjaźń, wspólne cele. Naprawdę wszystko może łączyć. Dzielą brak szacunku i zrozumienia, lekceważenie potrzeb. A każda z płci ma inne potrzeby. Moim zdaniem w swoich relacjach zostaliśmy daleko w tyle za rozwojem cywilizacyjnym. A to właśnie dobre relacje są odpowiedzialne za naszą radość życia, za poczucie samotności czy osamotnienia w codziennych, zwykłych, ale niezbędnych zajęciach domowych. Robimy gdzieś ogromny błąd (prawdę mówiąc, nie wiem, gdzie jest jego przyczyna). Dążąc do równości praw, płac, obowiązków domowych gubimy gdzieś po drodze fakt, że jesteśmy w swojej kobiecości i męskości INNI. Każdy i każda z nas jest kimś INNYM wobec partnera. Może powinniśmy uczyć się naszych różnic? Dowiedzieć się

więcej o swojej fizjologii, ale również o tym, jak wyglądają nasze relacje z innymi ludźmi, z rodziną? A może częściej powinniśmy mówić sobie: Tego o tobie nie wiedziałam/ nie wiedziałem. Zadziwić się, zachwycić innością płci? Może to jest współczesne wyzwanie dla związków. Co znaczy być kobietą współcześnie? Jak zmienia się rola żony, kochanki, matki, singielki?

Społeczna funkcja zmienia się wraz z dodawaniem kobiecie obowiązków. O zgrozo, dysponując komputerami, smartfonami i różnymi innymi nowoczesnymi gadżetami mamy coraz mniej czasu. Prosty przykład: bardzo drogie urządzenie kuchenne, cudowne, ani słowa krytyki, przepisy już wprowadzone, czyta je komputer, ale czy żonie, matce, kochance przybyło dzięki niemu czasu? Nie! A więc do dzieła, kobieto: rób, myj, sprzątaj! Ilu mężczyzn, mężów czy kochanków powie: Wiesz, tu jest tak dokładnie wszystko opisane i jest tak proste w obsłudze, że dzisiaj ja zrobię obiad albo kolację, a ty zajmij się w tym czasie tym, co lubisz. Nie, ich męskie sprawy to rower, samochód, praca, interesy. Jeśli jest inaczej, proszę o informację na ten temat. A singielka stoi obok tego wszystkiego i myśli, czy właśnie tego chciała. A może jest już bogatsza o takie doświadczenia... Czy żartuję? Nie! Nigdy nie żartuję z poważnych spraw, a życie to poważna sprawa, najpoważniejsza. Jaka czeka nas przyszłość seksualna, psychologiczna?

Aneta Borowiec, Beata Wróbel, Sztuka kobiecości. Wydawnictwo Agora 2020, str. 350.

Stare powiedzenie mówi: Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Nie rozmawiamy, nie słuchamy siebie, nie słyszymy się wzajemnie, nie rozumiemy się. Nie pytamy siebie, co dla nas znaczy dana kwestia. Co powiedziałaś, co powiedziałeś? Wiemy z góry. Mówimy: Ja zawsze, a ty nigdy. O swoją przyszłość każdy musi zatroszczyć się sam. Oczywiście często potrzebna jest pomoc psychologiczna czy psychiatryczna, a kiedy jest potrzebna – trzeba z niej skorzystać. Ogromnym zaskoczeniem dla mnie po półroczu od momentu ukazania się Sztuki kobiecości są postawy czytelników, którzy zostali moimi pacjentami. Dzwonią, zapisują się na wizyty, jakby chcieli sprawdzić, czy istnieję, a potem rozmawiamy. Badam, leczę, szukamy rozwiązań. Trochę się już udało. Nie wszyscy zainteresowani przy-

jeżdżają, dzwonią do mnie ludzie z różnych regionów Polski, często umawiamy się na teleporady. Nie zawsze odnosimy sukcesy, zadania do wykonania są zbyt trudne, urazy głębokie albo druga strona związku niechętna. Najważniejsze jest jednak w tych sytuacjach dotknięcie problemu, próba zmierzenia się z nim, zrozumienia. A jeśli nie uda naprawić? W seksuologii rozpad związku też jest wyleczeniem. Wtedy każdy z partnerów ma szansę spotkać kogoś innego, z kim zbuduje dobry układ na przyszłość. Dziękuję za rozmowę.

Fot. Michał Borecki

boku mężczyznę. Bardzo wiele zmieniło się w ciągu ostatnich 20 lat w zakresie obyczajowości seksualnej, ale powierzchownie. Zmieniamy obraz kobiecości, ale jakby tylko w lustrze. Zmianie i dbałości podlegają zmarszczki, usta, biusty, pośladki, nawet talie, ale nie myślenie o sobie. Niestety! Być może też wiele kobiet byłoby gotowych zawalczyć o nową siebie, ale do tego potrzeba wsparcia mężczyzny, tego u jej boku. Ale czy on jest na to gotowy?...

DR N. MED. BEATA WRÓBEL

Lekarz praktyk, ginekolog-położnik, specjalista seksuolog, wykładowca akademicki. Od 30 lat zajmuje się pracą naukową i terapią w zakresie ginekologii i seksuologii ginekologicznej, od lat współpracuje ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym i Uniwersytetem Humanistyczno-Społecznym w Warszawie. Współautorka pierwszych w Polsce, przełomowych badań nad zdrowiem seksualnym kobiety. W 2012 otrzymała nagrodę połączonych Towarzystw Naukowych Ginekologicznego, Urologicznego i Seksuologicznego Kobieta i Mężczyzna za szczególny wkład w rozwój tych nauk. Wydała m.in. Seks pisany miłością i napisała rozdział o antykoncepcji w nowym wydaniu Sztuki kochania Michaliny Wisłockiej. W 2020 ukazała się książka Sztuka kobiecości, zapis rozmowy red. Anety Borowiec z dr Beatą Wróbel. Publikacja jest dostępna w empiku i księgarniach internetowych.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 5


Fot. Freepik.com

TECHNOLOGIE

Zdalne szkolenia VR

W

czasie drugiej fali pandemii wiele firm wraca do pracy zdalnej.

Jednocześnie

pojawiają się kolejne problemy

z tym związane. Jednym z nich jest szkolenie pracowników, podnoszenie ich umiejętności, zwłaszcza w zespołach rozproszonych.

5 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. Łukasz Bera

P

rzygotowanie pracowników jest istotną częścią każdej działalności biznesowej. Niezależnie od tego, czy mówimy o wprowadzaniu w obowiązki nowych pracowników, czy o szkoleniach podnoszących umiejętności od dawna zatrudnionych. Konieczne jest zapewnienie pracownikom bezpieczeństwa i odpowiednich narzędzi. Działania te mają poprawić wydajność, wzmocnić potrzebne umiejętności i utrwalić prawidłowe wzorce działania na konkretnych stanowiskach. Niestety, ćwiczenia angażujące wiele osób wiążą się zazwyczaj ze specyficznymi problemami. Praca zdalna utrudnia skuteczne dotarcie do pracowników, zwłaszcza w przypadku firm, których pracownicy są rozproszeni po kraju i świecie. W tym artykule przedstawię, z jakimi problemami borykają się firmy organizujące szkolenia pracowników i jak starają się wykorzystywać nowoczesne rozwiązania.

JOLANTA KUBATEK

KOSZTY To główna wada, z którą boryka się większość firm organizujących szkolenia dla pracowników. Szkolenia są drogie, wymagają zaangażowania wielu działów i zasobów siły roboczej. Potrzeba organizowania szkoleń dla każdej nowej osoby realnie wpływa na wydatki kadrowe firmy. Istnieją także inne zmienne, jak czas i sprzęt, które zwiększają całkowite koszty szkolenia. Przykładem rozwiązania tego problemu może być firma kurierska DPD, która wprowadziła w swojej organizacji szkolenia stanowiskowe w technologii wirtualnej rzeczywistości (VR, virtual reality). Aplikacja VR doskonale rozwiązuje problem kosztów, co przy sporej fluktuacji pracowników ma niebagatelne znaczenie. Aplikacja jest aktywnie wykorzystywana przy rekrutacji i szkoleniach. Wystarczy, że pracownik założy gogle VR i od razu przenosi się do dokładnie od-


BEZPIECZEŃSTWO Ten rodzaj szkolenia zapewnia pracownikom niezbędne umiejętności i wiedzę umożliwiającą bezpieczne wykonywanie zadań. Niektóre programy BHP są wymagane przez władze i instytucje nadzorujące, a inne są niezbędne do określonych zadań. Przeprowadzanie ćwiczeń bez narażania pracowników na niebezpieczeństwo bywa niekiedy trudne, zwłaszcza jeśli dotyczy to pracy na wysokościach czy obsługi skomplikowanych maszyn. Inspirację mogą stanowić rozwiązania zastosowane na przykład przez konsorcja 3M i Strabag. Firma 3M opracowała program szkoleń dla pracowników wykonujących ryzykowne zadania na wysokościach, grożących kalectwem, a nawet śmiercią. Poprzez różne, wielokrotnie powtarzane ćwiczenia pracownik wdraża określone procedury i umiejętności, uczy się, na co zwracać szczególną uwagę. Ten program także jest realizowany przez aplikację VR. Zakładając gogle VR, pracownik przenosi się na przykład na szczyt nowo budowanego wieżowca, gdzie trzeba wykonać odpowiednie zadania montażowe. Otoczenie jest tak realistyczne, że przyprawia o szybsze bicie serca. Dzięki temu rozwiązaniu poprzez praktykę nauka trwa szybciej, a wiedza jest lepiej przyswajana. Nikt nie chciałby doświadczyć upadku z wieżowca, nawet w wirtualnej rzeczywistości! Podobne rozwiązanie sprawdza się także w trakcie szkoleń w pracy z substancjami niebezpiecznymi. Pracownicy mogą ćwiczyć tyle razy, ile jest to konieczne, aż do perfekcji. PROFESJONALIZM Organizowanie szkoleń może być koszmarem, gdy pracownicy są rozproszeni w różnych miejscach. Oprócz kłopotów z dostarczaniem materiałów szkoleniowych, prawie niemożliwe jest skuteczne monitorowanie ich udziału i skuteczności zajęć. Firma Tauron korzysta więc z rozwiązań VR w czasie szkoleń z umiejętności profesjonalnych. Jest to ciekawe zastosowanie, ponieważ szkolenia VR kojarzone są głównie z edu-

Fot. Freepik.com

wzorowanego miejsca pracy, w którym wykonuje zadania, co zdecydowanie ułatwia wdrożenie do zajęć. Możliwość korzystania z aplikacji niezależnie od miejsca pobytu i wielokrotne używanie tych samych scenariuszy szkoleń, to zdecydowane zalety tego rozwiązania.

PRZYSZŁYCH DOŚWIADCZEŃ NA WYSOKIM DŹWIGU LUB SZCZYCIE WIEŻOWCA MOŻNA SIĘ NAUCZYĆ W GOGLACH

kacją szkolną. Rozdzielnia energetyczna to miejsce, w którym najmniejszy błąd może doprowadzić do śmierci pracownika. Symulator pracy VR zapoznaje zatrudnionych z miejscem pracy i specyfiką sprzętu, a tym samym pozwala im postępować właściwie na podstawie zleceń otrzymywanych od przełożonego. Celem jest zapewnienie bezpiecznego szkolenia krok po kroku dla zespołu zajmującego się ryzykownymi czynnościami. Jednak prawdziwym wyzwaniem jest przejście od szkolenia teoretycznego, podręcznikowego, do takiego, które odzwierciedla rzeczywiste warunki, z jakimi pracownicy mogą się spotkać. Różne scenariusze, przechodzenie kolejnych poziomów nauki przez VR jest efektywne i daje świetne rezultaty. DOŚWIADCZENIA WŁASNE Miałam okazję przejść przez kilka przykładowych szkoleń VR. Jako marketer widzę ogromne pole do działania dla firm, które tworzą tego rodzaju rozwiązania, jak i dla przedsiębiorstw, które zdecydują się wdrożyć tę technologię. Ciekawe doświadczenia mogą zmniejszyć fluktuację, poprawić PR firmy, usprawnić wiele procesów i wzmocnić zaufanie inwestorów. Niewątpliwą zaletą jest to, że urządzenia VR mają potencjał, aby wspierać zarówno szkolenia twarde, jak i miękkie, uzupełniać wiedzę i weryfikować umiejętności w warunkach kontrolowanych, symulowanych. Technologia nie zna granic, ponieważ firma może przeszkolić wielu pracowników jednocześnie, nawet na drugim krańcu świata. Wystarczy za-

pewnić gogle VR. W aktualnej sytuacji związanej z pandemią stanowi to zdecydowanie ułatwienie. Potwierdza dbałość o bezpieczeństwo i unikanie kontaktów bezpośrednich. To, co zwróciło moją uwagę pod względem ograniczenia kosztów, to fakt, że raz nagrane ćwiczenia szkoleniowe mogą być używane wielokrotnie i udostępniane wybranym osobom. Oznacza to, że na dłuższą metę firma może sporo oszczędzić. Jednocześnie pamiętam wiele dawniejszych szkoleń, na przykład BHP, na których pracownicy przysypiali i zerkali nerwowo na zegarki. Symulacje VR są ciekawsze, angażują aktywność pracowników na zdecydowanie wyższym poziomie, a ludzie zapamiętują znacznie więcej. Szkolenia VR będą się pojawiały coraz częściej, ta technologia nie będzie już kojarzona wyłącznie z grami i rozrywką. Firmy już teraz dostrzegają w goglach realne korzyści biznesowe.

JOLANTA KUBATEK

Marketing manager z praktyką trenerską i konsultacyjną w firmach i korporacjach. Pomaga firmom zaistnieć w internecie i social mediach, wspiera rozwój rynkowy. Wiedzę zdobywała w Bielskiej Wyższej Szkole im. J. Tyszkiewicza, Wyższej Szkole Ekonomiczno-Humanistycznej i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, gdzie ukończyła studia podyplomowe z zakresu digital marketingu. Więcej na stronie fasteps.pl

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 7


REHABILITACJA ESTETYCZNA TWARZY

Z

branżą kosmetyczną jestem związana od

17

lat i cały czas obserwuję dynamicznie rozwijający się rynek tego

rodzaju usług.

Każdego roku pojawiają się kolejne nowoczesne urządzenia i zabiegi mające na celu przywrócenie młodzieńczego blasku.

N

ic w tym dziwnego: chcemy wyglądać młodo i atrakcyjnie, dlatego powstaje coraz więcej wyspecjalizowanych klinik medycyny estetycznej, gdzie możemy zadbać o urodę, a jeśli są takie potrzeby i możliwości – poprawić te elementy ciała, które w naszej opinii nie są idealne. Jeśli dysponujemy odpowiednimi zasobami pieniężnymi możemy sobie pozwolić nawet na całkowitą metamorfozę. Niestety, nie zawsze w dobrym kierunku. Łatwo wpaść w pułapkę ciągłego poprawiania wyglądu. Coraz częściej słychać głosy sprzeciwu wobec nadmiernej ingerencji w ciało. Rodzą się pytania, jak będzie wyglądała twarz „ostrzykniętej” wielokrotnie trzydziestolatki za 20‒30 lat? Gdzie jest granica inwazyjnych zabiegów odmładzających? Komu tak naprawdę podobają się sztuczne twarze, całkowicie pozbawione mimiki?

5 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. Łukasz Jungto

Fot. Materiały Prasowe

PROJEKT JESTEM PIĘKNA

JOANNA SKOREK-KOPCIK

ZACZYNAMY DOSTRZEGAĆ, że kobiety, które często korzystają z usług medycyny estetycznej wyglądają karykaturalnie, a zabiegi zamiast pomóc – sprawiają, że ich twarze są opuchnięte i nienaturalne. Stąd pojawiające się głosy rozsądku i nowy, obiecujący nurt Smart Aging, o którym pisałam w poprzednim artykule na łamach magazynu Lady’s Club. Smart Aging, czyli dbanie o siebie w mądry i świadomy sposób, wprowadza holistyczną koncepcję zdrowia i urody oraz naturalną pielęgnację. Potrzeba naturalnej, bezinwazyjnej pielęgnacji to także efekt widocznej już świadomości ekologicznej społeczeństwa. Zaczynamy wybierać naturalne produkty, czytamy składy kosmetyków, interesuje nas to, co nakładamy na twarz i czy to są produkty bezpieczne dla środowiska. Spojrzenie na organizm w sposób holistyczny zmienia styl życia, a tym sa-


NOWE BADANIA DOWODZĄ, ŻE ĆWICZENIA TWARZY (AUTOMASAŻ) MOGĄ BYĆ SKUTECZNIEJSZE NIŻ ZASTRZYKI Z BOTOKSU

wszystkie argumenty za i przeciw i umówmy się z zaufanym, sprawdzonym, cieszącym się autorytetem i dobrymi opiniami lekarzem medycyny estetycznej. NAJWAŻNIEJSZY JEST UMIAR, rozsądek we wszystkim. Od lat wiadomo, że tańsze jest zapobieganie niż leczenie. Tylko jak zachować zdrowie i młodość? W mojej opinii istotne są dwa elementy: profilaktyka przedwczesnego starzenia się i naturalne zabiegi pielęgnacyjne. Z pomocą przycho-

Fot. Shutter Stock

OBSERWUJĄC NOWE TRENDY i potrzebę naturalnych metod odmładzania, jestem przekonana, że będzie przybywać zwolenników bezinwazyjnych terapii, które pozwolą na bezpieczne zabiegi i sprawią, że nie zniszczymy sobie twarzy. Przyznam szczerze – przeraża mnie widok kobiet, których pozbawione wyrazu twarze są napuchnięte od wypełniaczy. Z niepokojem patrzę również na coraz młodsze kobiety nadużywające botoksu kompletnie bez kontroli. Zastanawiam się, dlaczego tak mało pisze się o powikłaniach i negatywnych skutkach towarzyszących wstrzykiwaniu toksyny botulinowej. Należy mieć świadomość, że wstrzykiwanie botoksu czy kwasu hialuronowego to ingerencja w organizm, więc nie jest to dla organizmu obojętne. Sparaliżowane toksyną mięśnie twarzy przestają działać i z czasem zaczynają zanikać. Uzależnienie od botoksu wywołuje atrofię mięśni, co w konsekwencji powoduje zdeformowanie owalu twarzy i wpływa na utratę elastyczności skóry. Działania uboczne wstrzyknięcia botoksu to bóle głowy, nudności, podwójne widzenie, obrzęki. W przypadku źle zrobionego zabiegu mogą wystąpić nawet uszkodzenia mięśni twarzy lub opadnięcia powiek czy kącików ust. Dlatego jeśli już zdecydujemy się na inwazyjne zabiegi, przeanalizujmy jeszcze raz

Fot. Earth.com

mym podejście do pielęgnacji. Jeśli zaczniemy dbać o zdrowie, dietę i ruch, zmarszczek na twarzy możemy mieć mniej.

TOKSYNA BOTULINOWA POWSTRZYMA KURCZENIE SIĘ MIĘŚNI TWARZY POWODUJĄCYCH ZMARSZCZKI, ALE NA JAK DŁUGO?

dzą odmładzające masaże twarzy. Jestem wielką entuzjastką naturalnych terapii odmładzających i masaży twarzy, działających jak rehabilitacja estetyczna. Efekty, jakie można zaobserwować po takich masażach, są naprawdę rewelacyjne. Chodzi o głębokie techniki manualne, które powodują odbudowę tkanek i wpływają na regenerację komórek. Z takich zabiegów korzystają świadome klientki, wierzące w moc masaży i pragnące w naturalny sposób zapobiegać procesom starzenia. Prowadzę gabinet, w którym zajmuję się tylko zabiegami poprawiającymi kondycję skóry bezinwazyjnie i bezpiecznie. Sama też nie korzystam z zabiegów medycyny estetycznej, z lancetu i strzykawek. Dbam o siebie w holistyczny sposób, wykonuję automasaże twarzy, praktykuję jogę i staram się prowadzić zdrowy styl życia. Te same wartości propaguję w swoim gabinecie i cieszę się bardzo, że coraz więcej kobiet dostrzega potrzebę naturalnej, bezinwazyjnej pielęgnacji, do czego zachęcam z całego serca. Dla utrzymania skóry w zdrowiu i dobrego samopoczucia. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, napisz do mnie: Joannaskorekkopcik@gmail.com Autorka jest kosmetologiem, ekspertem ds. zdrowia i urody, właścicielką gabinetu Holistyczna Pielęgnacja

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 9


Fot. Health Team Advantage

WZROK

ZWYRODNIENIE PLAMKI ŻÓŁTEJ

To schorzenie atakuje przede wszystkim kobiety. W rankingu najstraszniejszych rzeczy, jakie mogą się człowiekowi przydarzyć, na pierwszym miejscu znajduje się całkowity paraliż, na drugim ślepota, na trzecim rak . Jedną z głównych przyczyn nieodwracalnej utraty wzroku i jego pogorszenia na całym świecie jest zwyrodnienie plam ki żółtej. Zaawansowana forma tej choroby związana jest z wiekiem. W krajach rozwiniętych stanowi główną przyczynę utraty zdolności widzenia u osób powyżej 70. roku życia.

Z

wyrodnieniowe zapalenie plamki żółtej nosi skrót AMD, od angielskiej nazwy Age-related Macular Degeneration. Plamka żółta to składający się z milionów komórek punkt na siatkówce oka. Znajduje się na nim największe zagęszczenie światłoczułych receptorów, odpowiadających za widzenie centralne, widzenie kolorów i drobnych szczegółów. Jakkolwiek choroba dotyczy ludzi w każdym wieku, najczęściej rozwija się u osób dojrzałych i starszych. Na AMD choruje na świecie, według różnych źródeł, od 25 milionów do 196 milionów osób (8,7% światowej po-

6 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

pulacji), a uważa się, że do 2040 roku choroba dotknie 288 milionów. W Polsce choruje na nią ok. 2 mln osób. Zapadalność na tę chorobę wciąż wzrasta i staje się ona poważnym problemem społecznym. KOBIETY CIERPIĄ BARDZIEJ Większość Polaków, aż 82%, nigdy jednak nie słyszało o zwyrodnieniu plamki żółtej. Chorują na nią głównie kobiety po 50. – co roku zapada na tę chorobę 15% spośród nich. Pierwsze, co je spotyka, to wyznaczenie terminu wizyty u okulisty – za kilka miesięcy. Po zdiagnozowaniu zwyrodnienia

plamki żółtej (a choroba postępuje bardzo szybko, szczególnie w formie wysiękowej) w oku zachodzą nieodwracalne zmiany, wywracające życie do góry nogami. Przestaje się na przykład widzieć środkową część marchewki, którą się kroi, więc można się skaleczyć w rękę. Przestaje się widzieć twarz prezentera w telewizji. Albo nos ukochanej osoby. W jednej chwili odechciewa się żyć. Zaczyna boleć głowa, a wydaje się, że bolą oczy. To złudzenie fantomowe – mózg przestawia się na widzenie drugim okiem. Przed rodziną trzeba udawać, że nie jest źle, żeby jej nie straszyć, ale w nocy nie moż-


CZYNNIKI RYZYKA

• zaawansowany wiek; najwyższe ryzyko zachorowania dotyczy osób po 70. • uwarunkowania genetyczne; nowe badania wykazały, że AMD może być dziedziczne • palenie papierosów; dwukrotnie wyższe ryzyko u palaczy w porównaniu z niepalącymi • nadciśnienie; u pacjentów z wysiękową postacią AMD ponad cztery razy częściej odnotowuje się umiarkowane lub ciężkie nadciśnienie tętnicze • nadmierna ekspozycja na światło słoneczne • nieodpowiednia dieta; na chorobę bardziej są narażeni ci, w których w diecie brakuje witaminy E, C, beta-karotenu i selenu • niedobór luteiny i zeaksantyny • estrogen i wczesna menopauza; częstsze występowanie AMD u kobiet, które wcześnie przechodzą klimakterium • jasny kolor tęczówki i jasna skóra • otyłość, cukrzyca, schorzenia kardiowaskularne (arytmia serca, choroba wieńcowa) • zanieczyszczone powietrze, herbicydy, pestycydy • stres oksydacyjny (obciążenie tlenowe, stan zakłóconej równowagi między wolnymi rodnikami a antyoksydantami)

FORMY TERAPII AMD jest diagnozowane w badaniu okulistycznym, toteż osobom po 50. roku życia

zaleca się regularne, co 1‒2 lata, wizyty u specjalistów od chorób oczu. Zalecenie a problemy z dostępnością okulistów to jednak dwa odrębne bieguny tego problemu. Wśród najpowszechniejszych badań jest

OBJAWY

Symptomy AMD są trudne do uchwycenia na wczesnym etapie rozwoju, gdyż nie następuje jeszcze zmiana jakości widzenia. Kiedy choroba atakuje jedno oko, nie zawsze dostrzega się również modyfikacje w zdolności widzenia. Do typowych symptomów choroby należą: • zmiany wysiękowe: krwotoki w oku, twarde wysięki, występowanie płynów podsiatkówkowych • znaczne zmniejszenie ostrości wzroku • niewyraźne widzenie • zmiany w polu widzenia, problemy z widzeniem centralnym, tj. z widzeniem środka obrazu • zniekształcone, wykrzywione widzenie linii prostych • kłopoty z rozróżnieniem kolorów, szczególnie ciemnych od ciemnych i jasnych od jasnych • powolne odzyskiwanie dobrej jakości wzroku po ekspozycji na jasne światło • utrata czułości kontrastowej • rozmycie krawędzi postrzeganych przedmiotów • kłopoty z czytaniem

Fot. Us Eye Group

na zasnąć, bo kłębią się miliony myśli: jak sobie dalej dam radę w życiu codziennym, co ze mną będzie? Jak podaje portal senior.pl, rozróżnia się dwie postaci AMD: sucha rozwija się u 80% pacjentów, mokra (wysiękowa), bardzo groźna, występuje u 20% chorych. Bezpośrednie przyczyny nie są znane, ale określone czynniki sprzyjają jej rozwojowi. Jednym z nich jest wiek – im bardziej zaawansowany, tym wyższe prawdopodobieństwo wystąpienia choroby. Do pojawienia się AMD przyczyniają się także mutacje genu kodującego, tzw. czynnika H. Wspomniany czynnik to białko, które pełni funkcje regulujące reakcje układu odpornościowego na bakterie i wirusy. Gdy jego działanie zostaje zaburzone, stany zapalne w organizmie utrzymują się dłużej niż powinny i prowadzą do rozmaitych problemów zdrowotnych, w tym oddziałują na rozwój AMD.

test Amslera, umożliwiający określenie stanu plamki żółtej. Stosuje się też angiografię fluoresceinową (obrazowanie dna oka), dającą możliwość identyfikacji i lokalizacji nieprawidłowych procesów w naczyniach krwionośnych. Polega ona na dożylnym podaniu barwnika (kontrastu) i wykonaniu zdjęcia dna oka przy użyciu specjalnego aparatu. Optyczna koherentna tomografia to kolejna nowoczesna metoda obrazowania struktur siatkówki i nerwu wzrokowego, która pozwala na bezinwazyjne badanie dna oka. Ponieważ etiologia AMD wciąż pozostaje nieznana, leczenie przyczynowe jest niedostępne. Stosuje się jedynie terapie mające na celu powstrzymanie rozwoju choroby. Postać suchą leczy się lekami poprawiającymi ukrwienie. W przypadku AMD wysiękowego, bardziej niebezpiecznego i mogącego skutkować utratą wzroku, prowadzi się terapię umożliwiającą zniszczenie nieprawidłowych naczyń krwionośnych. Jeśli zaburzenia naczyniowe występują poza

NA ZDJĘCIU Z LEWEJ NORMALNE WIDZENIE, Z PRAWEJ – ZAKŁÓCONE PRZEZ ZWYRODNIENIE PLAMKI ŻÓŁTEJ

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 61


Fot. Materiały prasowe

BADANIE WZROKU PRZEZ PROFESJONALISTĘ U OSÓB W STARSZYM WIEKU POWINNO SIĘ ODBYWAĆ PRZYNAJMNIEJ CO 2 LATA. PROBLEMY SPRAWIA JEDNAK DOSTĘP DO SPECJALISTÓW

centralnym obszarem plamki, wykorzystuje się do ich eliminacji światło lasera. Jako alternatywa dla leczenia laserowego stosowana jest chirurgia podsiatkówkowa – lekarz usuwa błony neowaskularne, należące do naczyń patologicznych. Z kolei leczenie farmakologiczne polega na aplikowaniu do wnętrza gałki ocznej lub okołogałkowo odpowiednich sterydów. Wysiękowe AMD zwalcza się także poprzez blokery VEGF. Terapia musi być wspomagana przez odpowiednie składniki odżywcze: witaminę C (500 mg) i E (400 IU), luteinę (10 mg), zeaksantynę (2 mg), tlenek cynku (80 mg) i tlenek miedziowy (2 mg). ZIELONA DIETA I NOWY STYL ŻYCIA Jak wynika z badań amerykańskiego Instytutu Chorób Oczu, styl życia znacząco może zmniejszyć prawdopodobieństwo rozwoju AMD. Szczególnie istotna jest dieta. Osoby spożywające mniejsze ilości kwasu linolowego i jedzące dwie lub więcej porcji ryb bogatych w kwasy tłuszczowe omega 3 tygodniowo mają niższe ryzyko rozwoju AMD. Również jedzenie warzyw i owoców zmniejsza ryzyko choroby. Ochronne właściwości ma dieta bogata w karotenoidy, takie jak zeaksantyna i luteina, znajdujące się w ciemnozielonych warzywach liściastych i niektórych owocach jagodowych. Jeśli dieta nie dostarcza nam niezbędnych składników od-

6 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

żywczych, warto przyjmować suplementy witaminowo-mineralne. Poleca się też regularną kontrolę poziomu cholesterolu i ciśnienia tętniczego. Osoby spożywające mięso czerwone i przetworzone, smażone, jak również produkty z rafinowanych ziaren i wysokotłuszczowe produkty mleczne, są trzy razy bardziej narażone na choroby oczu, uszkadzające siatkówkę i wpływające na centralne widzenie. A leczenie rozwiniętego AMD jest inwazyjne i kosztowne. Uczeni z USA przez 18 lat monitorowali stan wzroku uczestników i wzięli pod uwagę 66 różnych produktów spożywczych. Odkryli, że częste jedzenie niezdrowej żywności ma związek z większą podatnością na AMD. Wczesna postać jest bezobjawowa. W późnym AMD może wystąpić atrofia lub gromadzenie się nowych naczyń krwionośnych w plamce żółtej. Właśnie w tej fazie pacjenci doświadczają zaburzeń widzenia. AMD jest chorobą ludzi starszych i wiek jest niewątpliwym elementem determinującym rozwój zmian. Jak wspomnieliśmy, charakterystyczne jest i to, że kobiety częściej zapadają na tę chorobę, co wskazywałoby, że w okresie menopauzy dochodzi u nich do utraty ochronnej roli estrogenów. Dlatego w profilaktyce zdrowia oczu istotną rolę odgrywa codzienna suplementacja diety preparatami bogatymi w dobroczynne dla oka substancje. Przede wszystkim

chodzi o utrzymanie właściwego poziomu luteiny i zeaksantyny. Te dwa karotenoidy, współdziałając ze sobą, pomagają utrzymać nasze oczy w kondycji i zachować dobry wzrok. Luteina i zeaksantyna w organizmie ludzkim znajdują się w surowicy krwi i siatkówce oka, właśnie w regionie plamki żółtej. Źródłem karotenoidów są zielone oraz pomarańczowe owoce i warzywa. Szczególnie dużo luteiny jest w szpinaku, zeaksantyny trzeba szukać w papryce. „Żywność dla oczu” to szpinak, jarmuż, brokuły, papryka, marchewka, owoce róży. Dietetycy i lekarze polecają dietę bogatą w antyoksydanty, picie zielonej herbaty, jedzenie czarnych jagód i innych ciemnych owoców (borówka amerykańska, aronia, czarna porzeczka) o dużej zawartości antocyjanów, a także moreli i brzoskwiń. Znajdujące się w naturalnych produktach azotany, występujące na przykład w zielonych warzywach liściastych i burakach, są niezbędne do wytwarzania tlenku azotu, którego niedobór lub nadprodukcja mają wpływ na rozwój wielu chorób oczu. Uczeni z Westmead Institute for Medical Research w Australii przez 15 lat monitorowali nawyki żywieniowe i zdrowie ponad 2 tys. osób w wieku powyżej 49 lat. Okazało się, że ci, którzy codziennie dostarczali organizmowi od 100 do 142 mg roślinnych azotynów, mieli o 35% niższe ryzyko rozwoju zwyrodnienia plamki w porównaniu z osobami, które jadły mniej niż 69 mg tych związków dziennie (szpinak zawiera ok. 20 mg azotanów na 100 gr produktu, a burak ok. 15 mg). Co istotne, nie trzeba serwować sobie ogromnych porcji tych warzyw – przyjmowanie ich na poziomie ponad 142 mg nie oznacza lepszej ochrony przed problemami ze wzrokiem, takimi jak jaskra, AMD czy zaćma. *** Regularne badanie wzroku pozwala wykryć wady, dobrać właściwą korekcję (okulary lub soczewki kontaktowe) oraz zdiagnozować poważne choroby jeszcze na wczesnym etapie. Wyniki badań w Polsce wskazują jednak, że wśród osób powyżej 55. roku życia na ograniczoną częstotliwość wizyt u specjalistów wpływa zbyt długi czas oczekiwania oraz konieczność posiadania skierowania na badanie. Dodatkowo pacjenci skarżą się, że istotny wpływ ma również zbyt mała liczba ośrodków specjalistycznych, gdzie można zbadać wzrok. OPRAC. KAROL GÓRSKI


PODRÓŻE MAŁE I DUŻE

CHARYTATYWNY POLSKI BAL W PALAIS FERSTEL PRZY HERRENGASSE

MAGICZNY WIEDEŃ KORESPONDENCJA WŁASNA SPECJALNIE DLA LADY’S CLUB – TEKST I ZDJĘCIA KATARZYNA ZYGMUNT

Stolica sztuki i walca od lat przyciąga rzesze turystów z całego świata. Polakom, szczególnie z południa kraju, bliżej jest do Wiednia niż nad Bałtyk czy nawet do Warszawy. A kulturowo (ukłon w stronę Galicji) to już całkiem blisko. Mieszkam w Wiedniu od lat, więc podzielę się z Państwem moją opowieścią o austriackiej metropolii. Z nieco innej perspektywy.

W

iedeńskie ulice przepełnione są magią. Śródmieście byłego cesarstwa Habsburgów zatrzymało się w czasie, biegnąc jednocześnie do przodu jak zawodowy sprinter. Oto pierwotny duch miasta, w którym stare miesza się z nowym. Przepiękne kamienice ze wspaniałą historią są dziś domami dla banków, korporacji i luksusowych marek. Nawet przecen i wyprzedaży można szukać w sposób elegancki – zamiast poruszać się między piętrami windą, niekiedy wspinamy się po skrzypiących schodach ze starego dębu. Wiedeńczycy zawsze mają czas na kawę i papierosa. Szczycą się, że ta kofeinowo-nikotynowa tradycja została wpisana na listę UNESCO, więc tym bardziej z niej nie zrezygnują. Jeśli wybierzecie się z rana na spacer, spotkacie seniorów żywo dyskutujących przy kawie lub siedzących na ławce i czy-

tających gazety. Niemal każdy wypuszcza przy tym kółka z dymu. Wiele kawiarni szczyci się wielowiekową historią i listą znamienitych gości. Możemy siedzieć w tym samym miejscu, w którym spędzał czas Sigmund Freud (jest dobrze oznaczone). W pierwszym punkcie zwiedzania rekomenduję więc wizytę w kawiarni. Po wypiciu zawartości filiżanki czujemy już Wiedeń całym ciałem – magiczna energia miasta płynie naszymi żyłami. Ten lekko południowy styl bycia wiedeńczyków powoduje, że dni płyną im odrobinę wolniej niż na przykład nam, w Polsce. Dzięki temu na wszystko mają czas. Dostosowując się do ich trybu, my też znajdziemy chwilę na podziwianie architektury mieszczańskich kamienic, kościołów i pałaców. Estetyczną ucztę dla oczu stanowią bogato rzeźbione bramy, zapierające dech dziedzińce, obrośnięte bluszczem posiadło-

ści. W centrum Wiednia można również znaleźć zabytkowe prywatne kaplice, teraz udostępnione zwiedzającym. Ciekawym przykładem jest Harrach'sche Hauskapelle, kaplica powstała w 1696 roku jako część pałacu. W 1780, w czasie reform sekularyzacyjnych cesarza Józefa II, została zamknięta dla ludu. Ponownie podziwiać ją można od 2015. PO WYCZERPUJĄCYM SPACERZE czas na lekki posiłek. Trafiamy do jednego z wielu typowo austriackich Würstelstandów, gdzie można kupić pieczoną kiełbaskę, kawałek chleba i na zakąskę ogórka kiszonego. Nie dajmy się zwieść pozorom, tak posilają tu wszyscy w przerwie na lunch, także najwięksi! Możliwe, że obok nas zajadać się będzie prezes wielkiego banku, sędzia sądu najwyższego czy wysoki rangą przedstawiciel ONZ.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 3


SŁYNNA CAFÉ CENTRAL, KTÓREJ BYWALCAMI SĄ OD DAWNA WIELCY TEGO ŚWIATA

Najedzeni, przenosimy się na Uniwersytet Wiedeński. W założonym w 1365 roku UNI Wien uczy się (teraz z ograniczeniami narzuconymi przez epidemię) prawie sto tysięcy studentów, co czyni go jedną z największych akademii w Europie. Rozsiane po całym mieście budynki uczelni cieszą się uznaniem znawców architektury. W środku gmachu głównego trzeba zobaczyć Arkadenhof, dziedziniec i otaczające go tablice upamiętniające znakomitych profesorów i absolwentów, Sigmunda Freuda, Gregora Mendela, Erwina Schrödingera i z tuzin innych noblistów. Nieopodal siedzibę ma Leopold Museum, założone przez Rudolfa i Elisabeth Leopoldów w 2001. Znajduje się ono w Museumsquartier, wiedeńskiej dzielnicy mu-

ARKADENHOF, DZIEDZINIEC GŁÓWNEGO BUDYNKU UNIWERSYTETU WIEDEŃSKIEGO

zeów, i skupia się na przedstawianiu prac austriackich artystów, m.in. Egona Schiele i Oskara Kokoschki, którzy przez międzynarodową popularność „złotego” Gustava Klimta często są pomijani przez turystów. A szkoda! Tym bardziej polecam Muzeum Leopoldów, bo ceny są przystępne, a kolejki niewielkie. Przy okazji warto pochylić się nad obecnymi tam dziełami Klimta z wczesnego okresu twórczości. Nie przypominają jego obrazów ikonicznych, powleczonych złotem. Po wyjściu z galerii zasłużyliśmy sobie na przerwę. Niedaleko dzielnicy muzeów, poza centrum, znajdują się Heuriger, lokale gastronomiczne popularne we wschodniej Austrii. Serwują doskonałe świeże wino z danego roku. Spodziewajcie się, że zapro-

NAJSTARSZA GASTSTÄTTE W PIERWSZEJ DZIELNICY, GDZIE PO RAZ PIERWSZY ZAŚPIEWANO DER LIEBE AUGUSTIN

6 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

ZABYTKOWA KAMIENICA W URZEKAJĄCYM WIEDEŃSKIM STYLU

ponują wam Grüner Veltliner lub Zweigelt o miłym kamiennym posmaku i niskiej zawartości taniny (garbników), z czego słyną lokalne szczepy. Najpopularniejsze takie miejsca znajdują się na Grinzingu, w nieformalnej dzielnicy Wiednia malowniczo położonej na stokach Lasku Wiedeńskiego. Mieszkańcy miasta najczęściej wybierają podobne lokale bliżej centrum, bo nie wymagają korzystania z własnego transportu. Do wina w kuflu dostaniemy tradycyjne przekąski – sery, wędliny, chrupiące pieczywo, świeże warzywa. STOLICA AUSTRII TO DWA RÓŻNE MIASTA: dzienne i nocne. Wieczorem warto wybrać się na spacer po Ringu, jednej z najbardziej popularnych ulic.

NEUBAU NOCĄ, SIÓDMA DZIELNICA, PEŁNA SKLEPÓW, GALERII I MODNYCH RESTAURACJI


Wycieczkę można zacząć od Ratusza w kierunku Opery. Zachwycają formy i style, w jakich wzniesiono Uniwersytet, Ratusz, Parlament. Siedzibie UNI Wien nadano wygląd renesansowy, bo w tej epoce ceniono rozum i wiedzę. Ratusz zbudowany został w XIX-wiecznym stylu neogotyckim. Z kolei siedziba władzy ustawodawczej przywodzi na myśl antyk. Jako ostoja demokracji, Parlament czerpie garściami ze stylu starożytnej Grecji, kolebki ustroju politycznego większości krajów Europy. Zaraz naprzeciw znajduje się Ogród Różany (Volksgarten), otwarty w 1860 roku. Można zostać patronem wybranego przez siebie kwiatu, co uważa się za doskonały prezent na urodziny czy rocznicę ślubu. Jeśli zastanawiacie się, co sprezentować bliskiej osobie, to może być ciekawy kierunek. Z powodu dużego zainteresowania nie ma obecnie wolnych krzewów, ale nic straconego! Warto co jakiś czas pisać, dzwonić, na pewno się doczekacie. Z Ogrodu Różanego już tylko o rzut kamieniem do galerii sztuki Albertina, skąd można dostrzec przepiękne iluminacje budynku Opery. Wieczorem trzeba koniecznie przejść się wzdłuż Kärntnerstaße do placu i kościoła św. Szczepana. To główna ulica starego miasta, w ciągu dnia absolutnie zatłoczona. Wielu uważa ją za piątą aleję Europy. Niedaleko stamtąd do legendarnego hotelu Park Hyatt, w którym mieszkał Henri Dunant, szwajcarski kupiec i filantrop, założyciel Czerwonego Krzyża i pierwszy laureat Pokojowej Nagrody Nobla. A dalej można zahaczyć o Palais Ferstel przy Herrengasse, gdzie społeczność polonijna od prawie 20 lat urządza charytatywne Bale Wiosny, przyciągające polską i austriacką śmietan-

VOLKSGARTEN – OGRÓD RÓŻANY

EKSKLUZYWNY PASAŻ FERSTEL Z 1860 ROKU – MOŻNA TAM ZJEŚĆ I ZAMÓWIĆ RĘCZNIE ROBIONE BUTY

kę towarzyską. W tym samym kompleksie budynków, kilkadziesiąt metrów dalej, mieści się słynna Café Central, której stałymi gośćmi byli Sigmund Freud, Lew Trocki, Josip Broz Tito i inni wielcy tego świata. Polakom niedaleko do tej „wiedeńskiej krwi”. Łatwo poczuć się tu jak w domu, choć mało kto wie, że po odsieczy wiedeńskiej jedną z pierwszych kawiarni w Wiedniu, Hof zur blauen Flasche (Pod błękitną Butelką), założył Jerzy Franciszek Kulczycki herbu Sas. Po wygranej bitwie z Turkami król Jan III Sobieski pozwolił mu wybrać dowolny łup z obozu zaprzańców, a on sięgnął po trzysta worków z czarnymi ziarenkami – i tak zaczęła się jego przygoda z kawą.

*** W poniedziałek 2 listopada 2020 doszło w Wiedniu do ataku terrorystycznego, w wyniku których zginęły 4 osoby, a kilkanaście zostało rannych. Szef MSW Austrii, Karl Nehammer, obwinił o zbrodnię 20-letniego zwolennika dżihadystycznej organizacji Państwo Islamskie. To straszne wydarzenie, nad którym trzeba ubolewać. Nie zmieni jednak nastawienia Austriaków do przyjezdnych, do turystów. Zachęcam do odwiedzania Wiednia. Miasto stoi przed nami otworem, a wiedeńczycy witają Polaków ciepło. Może pamiętają, kto im przybył z odsieczą, a może pierwszą kawiarnię Kulczyckiego? Warto samemu sprawdzić.

PRZERWA NA PRZEKĄSKĘ! WÜRSTELSTAND ZAPRASZA NA KIEŁBASKĘ I AUSTRIACKIE PIWO

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 5


MODA

NIE ŚLEDZĘ TRENDÓW MÓWI GOSIA BACZYŃSKA, POPULARNA PROJEKTANTKA I AUTORKA KOSTIUMÓW SCENICZNYCH

Zaprojektowała pani kostiumy do sztuki Callas. Master Callas, która miała premierę we wrześniu w Operze Śląskiej w Bytomiu. Jak przebiegała praca przy spektaklu?

Fot. Paweł Bownik

Znakomicie! Miałam ogromne wsparcie produkcyjne Małgorzaty Długowskiej z Teatru im. Wyspiańskiego w Katowicach. Bardzo jestem jej wdzięczna za pomoc w każdym momencie powstawania kostiumów, na etapie przedprodukcyjnym i w postprodukcji. Spektakl powstał przy współpracy Opery Śląskiej w Bytomiu i Teatru w Katowicach. Obaj dyrektorzy, Łukasz Golik i Robert Talarczyk, który spektakl reżyserował, byli przyjaźnie nastawieni i oni również mnie wspierali. A aktorzy, śpiewacy, byli bardzo życzliwi, współpraca z nimi była przyjemnością. A co było najtrudniejsze w tym projekcie? Z jakich inspiracji pani czerpała?

GOSIA BACZYŃSKA i grubej podeszwie, przeznaczone dla tenora, nie dotarły do nas z USA. Ktoś mógłby powiedzieć, że niepotrzebnie zajmowałam się takimi bzdurami, jak buty i torebka, jednak to one w dużej mierze stanowiły o nadaniu całemu obrazowi klimatu lat 70., o który poprosił reżyser. Oczywiście szyliśmy odpowiednie kostiumy, nawiązujące do epoki, w której Maria Callas była u schyłku kariery, już nie śpiewała, ale jeszcze uczyła studentów. Była kobietą mocną, charyzmatyczną, bogatą, ekstremalnie ele-

gancką – to wszystko trzeba było wyrazić kostiumem, charakterystycznym dla diwy, i upięciem jej fryzury. Każdym najmniejszym elementem. I właśnie te aspekty były inspiracją do stworzenia odpowiedniej aury stylistycznej, o którą prosił reżyser. Bardzo mi to odpowiadało. Jakie trendy, pani zdaniem, będą obowiązywać w okresie jesień/zima 2020/2021? Które z nich panią najbardziej interesują?

Fot. Zosia Promińska

Jedyną trudnością był krótki czas realizacji. No i praca na odległość, która uniemożliwiała przymiarki wtedy, kiedy były niezbędne. Ale poradziliśmy sobie. Dodatkowym problemem było zorganizowanie akcesoriów, takich jak buty dla aktorów i torebka dla Callas, która miała sprawiać wrażenie szykownej i kosztownej, osadzonej w klimacie lat 70. Mój zespół i ja przez dwa tygodnie przeglądaliśmy wszelkie platformy z rzeczami vintage. Udało się sprowadzić wspaniałe buty i torebkę dla Marii Callas. Niestety, przewspaniałe czerwone, welurowe mokasyny na solidnym obcasie

6 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0


Nie śledzę trendów, bo nie jestem producentem odzieży, jak większość brandów, które w ostatnich czasach powstały w ogromnych ilościach. Ja jestem projektantem i robię to, co mi w duszy gra. Rzecz jasna to, co gra mi w duszy jest odbiciem tego, co przeżywamy, jak widzimy świat w aspekcie ekonomicznym, społecznym, geopolitycznym... Trendów jednak nie obserwuję. Poza tym ostatnimi laty mamy ich mnóstwo i trudno byłoby je nawet skategoryzować. Świat mody zmienia się w czasach pandemii?

Bardzo. Branża fashion mocno ucierpiała przez COVID-19. Wszystko stanęło. Ostatnio otrzymuję mnóstwo, nieporównanie więcej niż zwykle, ofert współpracy, usług, propozycji PR-owych i marketingowych z całego świata! Wszyscy panicznie szukają dodatkowego dochodu i nowych rozwiązań biznesowych. Przed chwilą dostałam mail ze świata pod tytułem Need to sell your

Fot. Filip Okopny

Fot. Zosia Promińska

Fot. Filip Okopny

GOSIA BACZYŃSKA: NIE JESTEM PRODUCENTEM ODZIEŻY, JA JESTEM PROJEKTANTEM I ROBIĘ TO, CO MI W DUSZY GRA

inventory (z ang. Musisz sprzedać swoje zapasy). Proponują skup ubrań niepotrzebnych, ze starszych kolekcji, tego wszystkiego, co zalega w magazynach, pewnie nawet sprzętów, by zrobić przestrzeń na nowe produkty. Przede wszystkim chodzi jednak o to, żeby poprawić cash-flow, (płynność finansową), czyli po prostu zyskać jakiekolwiek pieniądze na przetrwanie. No chyba że ktoś produkuje tanie dresy, z reguły za granicą, a właściwie nie produkuje, tylko kupuje gotowce w Bangladeszu czy Turcji. Doda jakiś hafcik lub naszyje taśmę z logo – i już! A jeszcze komunikuje, że produkt wyprodukowano w Polsce i że materiał, czyli tkanina dresowa, jest najwyższej jakości, wręcz luksusowa! Tylko że to nie jest moda, lecz oszustwo. Pojęcie luksusu w Polsce się bardzo zdewaluowało. Dziękuję za rozmowę. ROZMAWIAŁA AGNIESZKA ZIELIŃSKA

GOSIA BACZYŃSKA

Marka „Gosia Baczyńska” powstała ponad 20 lat temu. Z sukcesami prezentuje kolekcje w Polsce i za granicą. Artystka była pierwszą polską projektantką zaproszoną przez Francuską Federację Mody do prezentacji swoich kolekcji podczas pokazów prêt-à-porter w trakcie Paris Fashion Week. Gosia Baczyńska ukończyła Wydział Projektowania Ceramiki i Szkła ASP we Wrocławiu. W 2001 przeniosła się do Warszawy i otworzyła pierwsze atelier. Pierwszy duży pokaz mody w Warszawie zorganizowała w 2002. Jej kolekcje prezentowały top modelki Liz Jagger, Alek Wek, Helena Christensen. Ma liczne grono wiernych klientek z całego świata. W 2017 Katarzyna, księżna Cambridge, założyła sukienkę koktajlową zaprojektowaną przez Gosię Baczyńską podczas oficjalnej wizyty w Polsce w towarzystwie księcia Wilhelma. Stworzyła kostiumy do opery Iwona księżniczka Burgunda w reż. Marka Weiss-Grzesińskiego. Współpracowała z Operą Narodową, projektując kostiumy do opery Traviata w reż. Mariusza Trelińskiego. W 2012 przygotowała pokaz mody w Teatrze Wielkim w Warszawie, inspirowany Balladyną. Zdobyła tytuły Projektanta Roku Elle (kilkakrotnie) i Twojego Stylu, a magazyn Home & Market uznał ją za jedną z 50. najbardziej wpływowych kobiet w Polsce. W 2013 Glamour przyznał jej tytuł Woman of Decade.

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 7


LISTY Z MONACHIUM

WŁOSKIE NOTATKI Z WIRUSEM W TLE Mówią, że najpiękniejszy uśmiech ma ten, który wiele wycierpiał. ksiądz Jan Twardowski

– Nie szkodzi – Francesco cieszył się jak dziecko – najważniejsze, że to my przeszliśmy badania. U was w Niemczech nie jest tak strasznie jak u nas – mówił, ściskając nas z całych sił. – A co tam z wirusem! – jego żona machnęła ręką – dzieci, was też mogę wyściskać! Z matczyną miłością spojrzała na moje wielkie pociechy i zaczęła je tulić jak największy skarb. Na końcu do przytulań dołączyła Antonella. Było to najdłuższe i najczulsze przywitanie, jakie przeżyłam od lat. Spragnieni swojego widoku i uścisków, nie mogliśmy przestać, chcąc nadrobić wielomiesięczne zaległości. Żadna rozmowa telefoniczna, wideo czy SMS nie zastąpią tego, czego człowiek potrzebuje najbardziej. Bliskości drugiej osoby i dotyku. Wspólnie spędzonego czasu, rozmowy przy kawie, która we włoskim wydaniu poprzedzona jest stołem pełnym jedzenia. Dla Włochów, narodu wyjątkowo rodzinnego i pełnego uczuć, społeczna izolacja była najtrudniejszym czasem, jakiego doświadczyli. Bardziej niż braku pomocy ze strony państwa. O takich czy innych formach wsparcia, jak Kindergeld w Niemczech, mogli tylko pomarzyć, a ponad 60% społeczeństwa nie miało za co żyć i poważnie naruszyło oszczędności. Nasze włoskie malownicze miasteczko, mimo że znajduje się niedaleko od epicentrum wirusa, miało wiele szczęścia. Od marca do końca maja nie zmarła w nim ani jedna osoba, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Normalnie ktoś zawsze umierał. Tym razem stał się cud. Długo zastanawialiśmy się nad jego przyczyną. Miasteczko leży na wyspie i zaraz po ogłoszeniu epidemii zostało oddzielone od innych miast, a wszyscy mieszkańcy poddali się testom na koronę. W tym czasie zamknięto nie tylko szkoły, ale też dostęp do domu opieki dla seniorów. Zachowano wszelkie możliwe środki ostrożności: zdezynfekowano ulice, klatki schodowe, sklepy, punkty usługowe.

6 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

Fot. Sarah Cannon

Radości nie było końca. Francesco z daleka krzyczał, że nie mamy się czego bać. – Jestem zdrowy, przebadałem się! – biegł z otwartymi ramionami. – Ale my nie – nagle zrobiło mi się głupio. Nie wiedziałam, jak się zachować, więc stanęłam jak wryta. Po raz pierwszy poczułam się, jak osoba nieodpowiedzialna: nie zrobiłam testu, a wybrałam się w gościnę do Włoch.

ALDONA LIKUS-CANNON We włoskiej tradycji ostatnie pożegnanie jest jednym z najważniejszych momentów, podobnie jak pogrzeb. Niemożność bycia przy kimś bliskim, kto umiera, a tym bardziej oddania mu ostatniego hołdu, to najgorsze, co może się zdarzyć. A ponieważ we Włoszech niemożliwe stało się możliwe, czyli odwiedziny seniorów w domach opieki i normalne pogrzeby zostały zabronione (ciała zmarłych poddawane były kremacji, żeby uniknąć rozprzestrzeniania się morowego powietrza), więc starsi ludzi w miasteczku uparli się i postanowili nie odchodzić, żeby poczekać, aż będą mogli pożegnać się z najbliższymi. Tak żartowaliśmy. Zastanawialiśmy się, skąd w prasie tyle zdjęć z setkami trumien? Komu zależało na sianiu paniki? Liczba zgonów, jak oświadczyli nam znajomi, była w tym czasie proporcjonalnie taka sama jak w latach poprzednich. Podobnie jak w Polsce. Tak

więc o ile wirus fizycznie nie dotknął nikogo z moich południowych znajomych, ani też ich znajomych, to psychicznie wywarł ogromne piętno na każdym Włochu. Wchodząc do salonu kosmetycznego, miałam odczucie, że wchodzę na oddział intensywnej terapii. Na progu asystentka prawie mnie rozebrała, odkaziła i wręczyła jednorazowe buty, płaszcz, maseczkę, bo na mojej mógł siedzieć wirus. Przestrzeganie zasad higieny w restauracji też przerosło moje oczekiwania. O ile obowiązkowa dezynfekcja rąk przed wejściem i stolika przed zajęciem miejsca, podobnie jak w Niemczech, nie zaszokowała mnie, to jednorazowe menu dla każdego gościa, wszystkie przyprawy – łącznie z olejem, solą, pieprzem, octem i majonezem – w jednorazowych saszetkach i chleb w oddzielnych torebkach zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Obsługująca nas kelnerka stwierdziła, że była tak spanikowana koroną, że przez trzy miesiące nie wychodziła z domu. Bała się, że zaraz umrze, podobnie jak nasi sąsiedzi, młodzi duchem 80-latkowie, którzy nie tylko przez okres kwarantanny nie wyszli z domu, ale też nie widzieli nikogo z rodziny. Byłam pierwszą osobą, którą zobaczyli po wielu miesiącach. Przed wejściem do ich domu ściągnęłam buty i obowiązkowo zdezynfekowałam ręce. Siedzieliśmy w maseczkach, zachowując wymaganą odległość, z trudem rozmawiając przez zasłonięte usta. Ich siwe włosy stały się jeszcze bardziej siwe niż wcześniej, a oczy całkowicie straciły blask. Cieszyłam się, że ich widzę, a jednocześnie smuciłam, że tak przeżyli wiosnę i lato. Po raz pierwszy nie rzuciliśmy się w objęcia, nie śmialiśmy się, nie ściskaliśmy. Gdy wychodziłam, sąsiadka z daleka pomachała mi ręką, posyłając całusy, a sąsiad odsunął maseczkę i uśmiechnął się. Był to najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałam od lat. Jak napisał ksiądz Twardowski: „Najpiękniejszy uśmiech ma ten, który wiele wycierpiał”.


MODA

fall colors jesienne kolory

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 9


7 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0




concept & model Magdalena Ostrowicka / www.CobraOstra.pl makeup & hair Ewa Heczko / www.facebook.com/ewazalotmakeup model Weronika Krawczyk / Grabowska Models collection & fashion Runo Styl Żywiec / www.runo-styl.pl first published Lady’s Club / www.LadysClub-Magazyn.pl


HOROSKOP NA LISTOPAD I GRUDZIEŃ BARAN (21 marca – 20 kwietnia)

Od pewnego czasu zachowujesz się inaczej niż zwykle. Czyżby pandemiczne zniechęcenie dotknęło i Ciebie? Jesteś na językach wielu osób, lecz sprawiasz wrażenie, jakby Cię to w ogóle nie obchodziło. Niektórzy uważają, że to tylko gra, że chcesz zwrócić na siebie uwagę. Ale są i tacy, którzy przekonują znajomych, że to nie wirus krąży wokół Ciebie, ale ten facet, którego pierwszy raz zobaczyłaś na imprezie wyjazdowej. On nie jest Ci jednak przeznaczony. Pytanie, co z tym zrobisz? Po prostu pozbądź się delikatnie smutku. Do pierwszego śniegu wszystko się ułoży. Ale nie planuj wielkiego związku, nie warto! Zadbaj o to, by zimę przetrwać w zdrowiu.

BYK (21 kwietnia – 21 maja)

Wszyscy wiedzą, że jesteś pracowitym robaczkiem, ale nie przesadzaj, bo szef i tak tego nie doceni. W każdym razie nie teraz. Nie licz na awans czy podwyżkę. Po co masz znowu usłyszeć, że jest kryzys i konto firmy puste. Rób, co do Ciebie należy, ale tylko od zegara do zegara, resztę czasu przeznacz dla siebie. Pomyśl o joggingu i podobnych przyjemnościach. A już zbrodnią, jaką od pewnego czasu popełniasz z premedytacją, są soboty i niedziele w domu przed komputerem lub telewizorem. Myślisz, że internet zastąpi Ci prawdziwe spotkania? Dziewczyno, opamiętaj się! Nie daj się powszechnej apatii i jak najczęściej spotykaj się z dawną paczką. Ktoś tam Cię obserwuje.

BLIŹNIĘTA (22 maja – 21 czerwca)

Pora otrząsnąć się z letargu i uwolnić marzenia o lecie 2021, wakacjach, dalekich podróżach. Znowu będzie normalnie! Na razie i tak nigdzie nie pojedziesz, ale planować możesz. Jest na szczęście jeszcze kilka fajnych miejsc na świecie, które zagwarantują Ci wspaniały, bezpieczny wypoczynek. Harujesz na to ciężko, należy Ci się! W pracy nikt Ci nie bruździ, co pomyślisz, to się robi. Masz coraz mocniejszą pozycję, liczą się z Tobą, choć mogliby lepiej płacić. Pewien ktoś dużo o Tobie myśli, pozytywnie. Nie zgadniesz, kto. W rodzinie spokój, bez niespodzianek. Nie rezygnuj z gimnastyki, sportu i rekreacji, utrzymaj przez zimę świetną figurę, której Ci zazdroszczą.

RAK (22 czerwca – 22 lipca)

Nadchodząca zima nie działa na Ciebie jak afrodyzjak. Nie promieniejesz radością życia (nawet kiedy on jest w pobliżu), denerwują cię szarość, czerń, wieczorne mroki. Na szczęście nie jesteś ponurakiem, nie tkwisz w jednym miejscu, wszędzie Cię pełno. Uważaj tylko na język, bo czasami zatracasz umiar w plotkowaniu, szczególnie o Skorpionie, a wiesz dobrze, że nie wszyscy są Ci życzliwi, niektórzy donoszą. W grudniu drobne nieprzyjemności zawodowe, z których wyjdziesz obronną ręką. Mogą one jednak zaciążyć na Twoich planach noworocznych, więc skup się i dobrze wszystko rozegraj, a na Twoje wyjdzie. Poza tym pamiętaj o badaniach lekarskich, trzeba je zrobić!

74 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

LEW (23 lipca – 22 sierpnia)

Nie spodziewaj się zimą zbyt wielu miłosnych uniesień, niestety. Życie płata rozmaite figle, a w Twoim może dojść do komplikacji uczuciowych. Czy będą poważne, to zależy w dużym stopniu od Twojego taktu i zdolności do kompromisu. Czy nie za dużo wymagasz od swojego partnera? Czy każdy jego kolega to łajdak? Wyskoki, jakich dopuścił się ostatnio, są efektem twardej dyscypliny, jaką mu narzuciłaś. Więcej luzu, a wyjdzie Ci to na dobre. I nie słuchaj porad Raka, zwłaszcza rodzaju żeńskiego, bo chyba nie są nacechowane życzliwością. W pracy wciąż nieuzasadniona nerwówka, trzeba przez nią przejść. To nie jest jednak zapaść firmy. A w rodzinie polegaj na Byku.

PANNA (23 sierpnia – 22 września)

Nareszcie masz to, co lubisz – święty spokój. Wyjdź jednak czasami poza dom, popatrz na boży świat, a może spotkasz na swojej drodze mężczyznę życia. Niech między Wami zaiskrzy. Nie stanie się tak jednak nigdy, jeśli wciąż będziesz preferować samotność. Wyjście do ludzi, nawet na kawę, spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, to pierwsze kroki na dobry początek. Zrób je! A jeśli Twoi dotychczasowi znajomi nie sprawdzili się, wymień ich na nieco lepsze modele, stać Cię! Nie


przejmuj się zgrzytami w pracy – przeminą jak pandemia. Szybciej niż myślisz! To efekt zamieszania w całym kraju. Przed świętami wpadnie Ci na konto dodatkowy grosz. Dobre i to!

ploatowane. Chcesz coś zmienić? Nie myśl o tym, tylko zrób. Małą stabilizację zamień na burzę wyzwań. Stać Cię na to?! Pewnie tak, ale bądź uczciwa względem siebie i innych.

STRZELEC (23 listopada – 21 grudnia)

Drobne kłopoty zdrowotne na zimę to furda, a dentyści są dla ludzi. Nie staraj się leczyć nerwicy papierosami i winem, to zła droga. W Twoim życiu nie dzieje się nic takiego, co usprawiedliwiałoby zachowania niemądre. Masz dla kogo żyć, masz przed sobą kolejne fajne wyjazdy, masz pracę, której wszyscy Ci zazdroszczą. Więc po co nerwy i bezsenne noce? Kryzys minie. Jeszcze więcej czytaj i spaceruj, to dla Ciebie dobre. O pieniądze nie musisz się martwić, nie są zagrożone. Inwestuj z głową. Przede wszystkim uwierz, że ten, z którym jesteś już tak długo, to Twój przyjaciel, a nie wróg. Od zmiany nastawienia dużo zależy. Przyszły rok będzie dużo lepszy!

KOZIOROŻEC (22 grudnia – 20 stycznia)

Czemu jesteś taka nieufna? Sądzisz, że cały świat jest przeciwko Tobie? Nie dajesz ludziom szansy, by Cię polubili. Przynajmniej Ci, o których wyrażasz się z taką niechęcią. Zmień nastawienie do rzeczywistości, a zobaczysz, że jest naprawdę przyjazna. W uczuciach dokonaj rewolucyjnych zmian, a wówczas każda inna sfera ułoży się sama. W pracy możesz liczyć na zmianę stanowiska, szef wreszcie doceni Twoje wysiłki i zrozumie, że bez Ciebie nie uciągnąłby tego wózka. A zmiana pokoju biurowego to lepsze pieniądze. W tej sytuacji urlop weź dopiero w lutym albo marcu, będzie udany. Czy zastanawiałaś się, z kim pojedziesz? Lew czeka na sygnał. W domu bez niespodzianek.

WODNIK (21 stycznia – 19 lutego)

WAGA (23 września – 23 października)

Od pewnego czasu uważasz, że masz za mało pieniędzy i że to Cię ogranicza. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby wziąć na siebie dodatkowe zajęcia, przecież masz luzy czasowe. Albo zmień pracę, będzie okazja. Dobrze się zastanów i... pomóż szczęściu! Warto podjąć zdecydowane kroki, nawet kosztem świąt i sylwestra. Straty odbijesz z nawiązką w nowym roku. Walcz skutecznie z syndromem wypalenia zawodowego, szlifuj języki obce i porozmawiaj o tym szczerze z bliską osobą. Masz przecież taką w swoim otoczeniu. Jest też ktoś, kto jest Tobą zafascynowany, ale zbyt nieśmiały, by zrobić pierwszy krok. Pomóż mu! Nie wahaj się rzucić wszystkiego na jedną kartę.

SKORPION (24 października – 22 listopada)

Masz wszystko, co trzeba: urodę, pieniądze, samochód, partnera, fajne ciuchy, grono przyjaciół i znajomych, a zachowujesz się tak, jakby trapiła Cię depresja i każdy dzień mijał tylko za sprawą tabletek uspokajających. Nie przejmuj się upływem czasu i nadchodzącymi wyzwaniami. Dasz radę! Do tej pory wszystko Ci się udawało, to i teraz musi. Dlaczego szczęście miałoby Cię opuścić? Zima to także dobra pora, by uruchomić w sobie te pokłady życiowej energii, które do tej pory nie były eks-

Jesienno-zimowa depresja dopadła i Ciebie, lecz nie przejmuj się, szybko minie. To nie są symptomy choroby, lecz zwyczajna gnuśność. Masz rower? Czemu wciąż w garażu? Nie masz psa? Pożycz od sąsiada i wybierz się na długi spacer. Zresztą, nie szukaj pretekstu dla uruchomienia silnej woli. Trzeba się ruszać, nawet gdy pada deszcz ze śniegiem. Sprawy uczuciowe leżą odłogiem, zaniedbujesz je, a miłość trzeba ogrzewać, opatulać. Nudzisz się w kręgu tych samych znajomych, więc albo wymyślcie coś wspólnie, albo zmień towarzystwo, jeśli Ci nie odpowiada. Powściągnij wyrzucanie pieniędzy na głupoty, bo przed Tobą niezapowiedziane spore wydatki.

RYBY (20 lutego – 20 marca)

Uważaj przy przechodzeniu przez jezdnię. Ta pora roku wyraźnie Cię rozkojarzyła, a niektórych kierowców również, więc ostrożność jest wskazana. Także w sercowych sprawach – zbytnio ufasz niektórym facetom. Opinia kochliwej to jedna z tych najłagodniejszych, jakie do Ciebie przylgnęły. Trochę się opamiętaj. W pracy, jak to w pracy, ten sam kołowrót. Nie daj się zwolnić z opinią mało kreatywnej, bo to nieprawda. Swoje błędy usiłują zwalić na innych. Nie daj przełożonym pretekstu, więc kiedy zaproponują Ci nowe zadanie, nie wahaj się przyjąć, bo to może być przygotowany dla Ciebie test. Zdasz go celująco przy odrobinie dyplomacji. Rodzina mocno Cię kocha, masz oparcie!

N R 6 7 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 7 5


FELIETON

PRZEWRACAŁAM KOLEJNE KARTKI BEZCENNYCH MANUSKRYPTÓW SPECJALNYMI DREWNIANYMI PAŁECZKAMI, OSTROŻNIE, DELIKATNIE, Z CZUŁOŚCIĄ – TO PRZECIEŻ NASZ WSPÓLNY, WIELKI, OGÓLNOLUDZKI SKARB. KTOŚ KIEDYŚ, DAWNO TEMU, SPĘDZIŁ WIELE LAT, BY STWORZYĆ TE KSIĘGI. JA – W PAŃSTWA, CZYTELNIKÓW, I W SWOIM IMIENIU – MOGŁAM JE OGLĄDAĆ, PODZIWIAĆ, WZRUSZAĆ SIĘ I ZACHWYCAĆ W ZBIORACH MANUSKRYPTÓW BIBLIOTEKI WATYKAŃSKIEJ. CERTYFIKATY, REFERENCJE, PISMA, dokumenty, rekomendacje, spotkania – trochę to trwało, nim uzyskałam zaproszenie do Biblioteca Apostolica Vaticana (www.vaticanlibrary.va). Było warto! Zostałam posiadaczką stałej karty umożliwiającej korzystanie z bezcennych zbiorów – od teraz już na zawsze. To przywilej dany nielicznym. Sięgałam do źródeł, wędrowałam śladami Marii Magdaleny, bo o niej właśnie piszę już drugi tom powieści (pierwszy, pt. Maria Magdalena. Kapłanka, dama, apostołka, ukazał się w Wydawnictwach Videograf w 2019; przyp. red.). Miałam w rękach bezcenne pisma z I-III wieku, cudowne, bogato zdobione rękopisy z X-XIII wieku. Byłam oszołomiona. Żałuję, że nie mogłam sfotografować ksiąg, które trzymałam. Chciałam, by Państwo też mogli zobaczyć te piękne, wypełnione literami, nadgryzione zębem czasu szeleszczące pergaminy z cielęcej skóry. Niestety, robienie zdjęć jest tam absolutnie zakazane. GDY BYŁAM W WATYKANIE, w Polsce trwała tzw. rekonstrukcja rządu. Zdecydowanie nie był to dla mnie temat pociągający, ale mimo oddalenia, chcąc nie chcąc, słyszałam głosy na temat mianowania ministrem edukacji i nauki Przemysława

76 L A DY ’ S C L U B • N R 6 7 / 2 0 2 0

EWA KASSALA

RÓŻOWA MAGIA

Biblioteka Czarnka. Czytałam jego wypowiedzi, że ludzie powinni rozmnażać się jak dziki, a nieheteroseksualni nie są równi ludziom normalnym. Miałam nadzieję, jak się ostatnio mówi na rzuconą gdzieś słowną niezręczność czy głupotę, że to słowa wyrwane z kontekstu. Niestety, wypowiedzi p. Czarnka, które niewątpliwie należałoby zaliczyć do mocno kontrowersyjnych, było znacznie więcej. Z ciekawości zaglądnęłam do internetu. Pan Czarnek ma żonę i dwoje dzieci, był wojewodą lubelskim. W 2019 startował do Sejmu z list PiS i otrzymał ponad 87 tys. głosów, co oznacza, że miał najwyższy indywidualny wynik w okręgu. Niewątpliwie większość z tych, którzy na niego głosowali, zna te poglądy i, jak sądzę, podziela je. Z odległej od kraju Biblioteki Watykańskiej, przeglądając najstarsze zapisane ewangelie, zastanawiałam się, jak takie poglądy mają się do nauk Jezusa? Tego, który niósł Światło i sam nim był, który mówił o miłości bliźniego, poszanowaniu drugiego człowieka, głosił cywilizację miłości. Jak poglądy takiego człowieka, uważającego się za chrześcijanina, mają się

do poglądów kobiet uznanych za święte przez Kościół, w tym do – dla mnie szczególnej – Marii Magdaleny? Jak pogardzanie innymi i odmawianie im równych praw jest odbierane w Polsce – kraju w Europie o największej chyba ilości osób deklarujących się jako katolicy? I wreszcie, jak się mają do słów papieża Franciszka, który tak często wzywa nas do miłości bliźniego? KANCLERZ WIELKI KORONNY Jan Zamoyski wypowiedział dawno temu słowa, które większość z nas, jak sądzę, kojarzy: Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie. Przemysław Czarnek ma rządzić edukacją. Jakie będzie chowanie młodzieży za jego ministrowania? Czy za kilka, kilkanaście lat będziemy żyć w kraju homofobów, zamkniętym na odmienności, gdzie kariera kobiet będzie ograniczała się do rodzenia, a jeśli szefowania, to wyłącznie we własnej kuchni? Czy będziemy z tęsknotą i zazdrością zerkać w stronę otwartej, tolerancyjnej Europy Zachodniej, w której jedną z najważniejszych wartości jest poszanowanie praw innych? Być może także dlatego z taką przyjemnością tam podróżujemy? DOMAMI ŻYCIA nazywano biblioteki w starożytności. Mówią, że czytając, żyjemy podwójnie. Otwierają nam się oczy na inne światy, na innych ludzi, na tych, którzy często – mimo że od nas różni – są przecież w gruncie rzeczy tacy jak my. W Bibliotece Watykańskiej odczułam tę starą prawdę ze zwielokrotnioną siłą. Chciałabym, żeby ludzie więcej czytali, żeby – także dzięki książkom – dowiadywali się, do czego prowadzi nietolerancja, traktowanie innych jako gorszych. I jakie mogą być tego tragiczne skutki.

Lubicie biblioteki? A książki bardziej papierowe czy może e-booki?


STOPIEŃ WYSMAŻENIA STEKÓW

DODATKI

RARE

W CENIE ZESTAWU:

MEDIUM RARE

- ziemniaki opiekane - sos pieprzowy na bazie Jack Daniels - mix salat - dip jogurtowy

very red, cool centre red, warm centre

Steak House Kamienie Lava

MEDIUM pink centre

MEDIUM WELL slightly pink centre

WELL DONE

fire-grilled throughout

DODATKI DO WYBORU: - ziemniaki opiekane tymiankowe 11 zł - pyry z gzikiem 11 zł - chleb tostowy z oliwą czosnkową 8 zł - fresh sałaty 11 zł - grillowane warzywa 11 zł - eko kiszonki 11 zł - masełko czosnkowe 6 zł - sos borowikowy 11 zł

RARE

Szanowni Goście! MEDIUM RARE

MEDIUM MEDIUM WELL

HIT

WELL DONE

Mając na uwadze Państwa komfort i poczucie indywidualności, pozostawiamy Państwu możliwość samodzielnego wyboru i komponowania dań. Poza stekami wołowymi mogą Państwo zamówić steak z łososia, tuńczyka, pstrąga czy polędwiczkę wieprzową. Życzymy smacznego i dobrej zabawy Zespół VR Prosimy o wcześniejszą rezerwację stolików pod numerem tel. 601 773 333.

 Zadowolenie Naszych Gości jest dla Nas motywacją 



Articles inside

BiBLioTeka w waTykaNie. FeLieToN ewy kaSSaLi

4min
pages 78-80

hoRoSkop Na LiSTopad i GRUdZień 2020

6min
pages 76-77

koReSpoNdeNcja kaTaRZyNy ZyGMUNT pRoSTo Z wiedNia

14min
pages 65-70

MedycyNa. ZwyRodNieNie pLaMki ŻółTej

7min
pages 62-64

RehaBiLiTacja eSTeTycZNa TwaRZy poRady joaNNy SkoRek kopcik

3min
pages 60-61

joLaNTa kUBaTek o ZdaLNych SZkoLeNiach VR

4min
pages 58-59

SUkieNki Na FaLe MóZGowe

2min
page 55

Miłość To ZachwyT Nad iNNością wywiad Z SekSUoLoGieM dR BeaTą wRóBeL

5min
pages 56-57

Nadia SZaGdaj: ZBRodNia NiewykRyTa jeST doSkoNała

17min
pages 49-54

adaM ZdaNowSki o powieści „MoRdeRców TRopiMy w cZwaRTki

11min
pages 44-47

wywiad NUMeRU Z BeaTą BRaNc-GoRGoSZ

33min
pages 6-17

pod włoS wywiad Z poZNańSkiM BaRBeReM adaMeM SZULceM

21min
pages 34-41

wiecZóR aUToRSki w jaSTRZęBSkiej dąBRówce

1min
page 21

doRoTa BociaN pRZewRoTNie o Tych co jedZą TyLko poTRawy poLSkie

4min
pages 42-43

ZakaZaNy owoc Z dRZewa poZNaNia doBRa i Zła eSej

7min
pages 18-20

MaSka. FeLieToN MaRTy ZdaNowSkiej

8min
pages 22-25

pRawdZiwa TwaRZ wodZa. Nowy poRTReT jóZeFa piłSUdSkieGo

11min
pages 26-29
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.