Kraina Bugu 5/2012 zima

Page 1

05/zima2012

numer 05 zima 2012 cena 14,90 zł (w tym 5% vat) ISSN 2083-912X iNDEKS 281034

turystyka/Zima nad bugiem

Chełm

Podziemne spotkanie z duchem Bieluchem

powiat wyszkowski

W przedsionku Kurpi Białych

REPORTAŻ/irina szepielewicz

połączyła nas rzeka cz. II: Witajcie w Polsce

wywiad/Krystyna Sienkiewicz

zawód – kobieta, specjalność – komediantka

ocalone od Podlaskie dwory

zapomnienia

ZABYTKOWE MURY, KTÓRE JESZCZE NIEDAWNO STRASZYŁY, DZIŚ PRZYCIĄGAJĄ BLASKIEM. ICH WŁAŚCICIELE DALI IM DRUGIE ŻYCIE


ń o dzie e c a n i n o ść ondz stron nowej H (Real h c e wsz lą. W oła enie i pod kontro a cztery k rotowy, z d a du n . tko nt ob prow yjne ieć wszys stem napę uje mome stylu jazdy z y c e Pr do sz m y sy sow cej. , chce i intuicyjn znie dosto dekwatną ać po wię ż ó r d a g y się ntn atyc ość w po zasz sz intelige óry autom rzyczepn a odwagę s u r y p t e w m i k c Kiedy R-V znajdz me AWD), apewniają a ten, kto z w C Ti y r Wyg

4 9 d o Już

! N L P 900

Honda Wyszomirski, ul. Terespolska 7, 08-110 SIEDLCE tel. 25/633-33-55 www.wyszomirski-honda.pl W zależności od wybranej wersji zużycie paliwa w cyklu mieszanym wynosi od 5,6 do 7,7 l/km; emisja CO2 - od 149 do 180 g/km. Informacje dotyczące odzysku i recyclingu samochodów wycofanych z eksploatacji na www.honda.pl


w oczekiwaniu na… J

ak w kalejdoskopie zmieniają się dni, miesiące i pory roku. Z każdym rokiem mam wrażenie, że ta karuzela dat zaczyna kręcić się coraz szybciej. Jeszcze niedawno cieszyliśmy się na nadchodzącą wiosnę, ani się nie obejrzałam, a za oknem już leży pierwszy śnieg. Pocieszające jest jednak, że zima ze swoją surową aurą choć na chwilę spowalnia tę karuzelę, skutecznie mrożąc jej tryby i trybiki. Namacalnym efektem tego działania jest poczucie, że wieczory ciągną się w nieskończoność, a karty kalendarza spadają znacznie wolniej. Ale zima to także czas oczekiwania i przeczekiwania. Dzieci z niecierpliwością oczekują na pierwszą gwiazdkę, prezenty i ferie. Dorośli oczekują, że stary rok skończy się jak najszybciej, sylwester będzie szampański, a śniegi stopnieją zaraz po Nowym Roku i nadejdzie długo wyczekiwana wiosna. Dlatego właśnie zima i związany z nią czas oczekiwania jest potrzebny każdemu z nas, abyśmy mogli choć na chwilę zwolnić tempo życia i przypatrzyć mu się z boku, nabierając dystansu do wielu spraw, które codziennie zaprzątają nam głowę. Aby umilić Państwu czas zimowego oczekiwania, w najnowszym numerze przygotowaliśmy tematy dopasowane do różnych oczekiwań. I tak, dla czekających na śnieg: przepiękne zdjęcia lotnicze Roberta Lesiuka, które odsłaniają zupełnie nieznane

perspektywy nadbużańskiej krainy. Dla aktywnych zimą: propozycję tras biegowych, których mamy mnóstwo, zwłaszcza na południu Krainy Bugu. Dla łasuchów: pyszne nadbużańskie potrawy, które być może pojawią się na Państwa świątecznym stole. Dla dzieci: opowieść o rzeźbionych aniołach, które co prawda nie przynoszą prezentów, ale czuwają nad tym, aby Mikołaj dotarł na czas i we właściwe miejsce. Dla spragnionych przygód: dalszą część wyprawy kajakowej od źródła do ujścia Bugu. Dla odkrywców: przygody w Chełmie z duchem Bieluchem oraz w krainie między Bugiem a Narwią, czyli na ziemi wyszkowskiej. W tym koszu obfitości znajdzie się też coś dla koneserów, którym przybliżamy sylwetkę Macieja Falkiewicza – koniarza, myśliwego i nieprzeciętnego polskiego malarza. My natomiast oczekujemy, że koniec roku upłynie Państwu w rodzinnej i świątecznej atmosferze, zabawa sylwestrowa będzie udana, a karnawał szalony. Tego wszystkiego Państwu życzymy i głęboko wierzymy, że się spełni. Mamy też ciche marzenie, że przyszły rok spędzą Państwo razem z nami, wertując karty „Krainy Bugu”, odkrywając zakamarki nadbużańskiej ziemi i zmierzając jej szlakami przez kolejne pory roku, z których każda pomoże Państwu odkryć inną tajemnicę.

Katarzyna Karczewska Redaktor naczelna




kolekcja krainy bugu

6

kraina bugu 路 zima 2012


Wschód nad Bugiem. Gnojno Autor: Bogusław Skarus

7


W numerze

spieszcie się ratować dwory, tak szybko odchodzą

Dokument poświęcony nadbużańskim dworom, które jeszcze niedawno popadały w ruinę, a ich widok kłuł nie tylko w oczy, lecz także w serce. Dziś, dzięki pasji i hojności biznesmenów, odzyskały dawny blask i przyciągają swoim pięknem.

zawód – kobieta, specjalność – komediantka strona

22

podlascy Europejczycy

Kto do tej pory nie wierzył w siłę marzeń oraz w znaki, po spotkaniu z Benitą i Zbigniewem Zuzkami na pewno zmieni zdanie. Losy naszych bohaterów to klasyczny przykład na to, że w życiu nie ma przypadków, bo wszystko dzieje się po coś, tylko czasem musi minąć wiele lat, zanim zobaczymy po co.

8

Rozmowa z niezwykłą osobą, która zaraża optymizmem i nadzieją, że życie może być piękne, mimo traumatycznych doświadczeń. Spotkanie z Krystyną Sienkiewicz – babą z krwi i kości, która niczego nie udaje, ale w swoim stylu nieustannie kokietuje.

strona

38

wąsaty oryginał z Janowa strona

80

Maciej Falkiewicz już w dzieciństwie chodził własnymi drogami. Jako uczeń obrażał się na szkołę, bo nie odpowiadały mu panujące w niej zasady. Jako artysta też jest niepokorny. Kocha po prostu konie, przyrodę i myślistwo, co utrwala na płótnie ku radości miłośników jego talentu.

strona

100

kraina bugu · zima 2012


spis treści FELIETONY

10 Leszek Stafiej: Sierp 12 Paul Lasinski: Zmiana oblicza Krainy Bugu LUDZIE Z KLIMATEM

20 Magia Podlasia. Piątka przyjaciół utrwala na fotografiach to, co nie zawsze widoczne jest gołym okiem dla przeciętnego zjadacza chleba OBLICZA RZEKI

22 Spieszcie się ratować dwory, tak szybko odchodzą MOJE PRZESTRZENIE

38 Zawód – kobieta, specjalność – komediantka. Wywiad PUNKT DOCELOWY

46 Cały świat to jeden wielki Chełm BRZEGIEM RZEKI

54 Łączy nas Bug cz. II. Reportaż

cały świat to jeden wielki Chełm

MIEJSCE NA WEEKEND

Wizyta w Chełmie – miasteczku niezwykle klimatycznym, przez lata tyglu religijnym i etnicznym, który tworzyli żyjący obok siebie Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Wizytówką tamtych czasów we współczesnym Chełmie są zabytki, które po prostu trzeba zobaczyć.

64 Powiat wyszkowski. Między Puszczą Białą a Puszczą Kamieniecką NIE ŚWIĘCI GARNKI LEPIĄ strona

46

72 Bolesław Parasion. Lipa w artystycznej formie OBRZĘDY PRZESZŁOŚCI

78 Karnawał chłopski – tylko zabawa? MOJE SIEDLISKO

80 Benita i Zbigniew Zuzkowie po 28 latach życia na obczyźnie swój kawałek świata znaleźli w okolicach Janowa Podlaskiego, gdzie pobudowali dom marzeń INSPIRACJE WNĘTRZA

86 Leśna ostoja BIZNES NAD BUGIEM

92 Mirosław Angielczyk. Od zbieracza ziół do biznesmena, czyli zielarski sukces po podlasku KULTURALNY KWARTAŁ

98 Album: „Wołkow. Podlasie. Supraśl. Puszcza”; DVD: „Tandemem przez pogranicze”; Książki: „Głosy ptaków” i „Dziennik Anny Kahan. Siedlce 1914–1916”; Recital: „Śmiechoterapia z Krystyną Sienkiewicz”; Wystawa: „Świat zaklęty”; Płyta: „Zegar bije” ZAINSPIROWANI

100 Maciej Falkiewicz. Na płótnie utrwala konie i nadbużańską przyrodę W KRAINIE SMAKU

Bug z narciarskiej perspektywy

Nowe spojrzenie na krnąbrny Bug, tym razem z poziomu narciarza biegowego. Pokonywanie nadbużańskich szlaków na biegówkach ma coraz więcej amatorów. Nic dziwnego, skoro pokryte białym puchem łąki, lasy i pagórki sprawiają, że na sercu robi się gorąco, mimo zimowych temperatur.

109 Maciej Wawryniuk. Tak smakuje zima SPORT I AKTYWNOŚĆ

114 Bug z narciarskiej perspektywy BIRDWATCHING

120 Andrzej G. Kruszewicz. Nadbużańskie przedzimie strona

114

PRZESTRZEŃ NATURY

122 Natura. Zimowa wyprawa tropem zwierząt OBIEKTYW TABORA

126 Cietrzewie

9


Felieton

sierp

Leszek Stafiej Dziennikarz, wydawca, niezależny doradca medialny, tłumacz i krytyk literacki. Znawca mediów i kultury. Wykładowca uniwersytecki, twórca i scenarzysta programów radiowych i telewizyjnych.

M

— To powiesz, że złamałeś. iałem dziewięć albo dziesięć lat, w każdym razie przystępowałem już do komunii. Co roku — Ja? Dlaczego ja? Przecież to ty go złamałeś! — zaprotestował. razem z młodszym bratem spędzaliśmy letnie — Razem złamaliśmy. Tobie nic nie zrobią, bo jesteś młodszy. wakacje u dziadków na wsi pod Mielnikiem. A mnie to by ojciec chyba zabił — wyjaśniłem z przekonaniem. Tym razem przyjechaliśmy na ferie zimowe. Śniegu napaWetknęliśmy kikut na miejsce. Wcale nie było widać, że dało po pachy. Jak okiem sięgnąć, słał się na polach gładko sierp jest złamany. Prawie uwierzyliśmy, że nie był. Wieczoi miękko oraz skrzył się w słońcu. Trzymał ostry mróz. Bug rem przyjechał po nas ojciec. Skubnęliśmy ledwo co na kolazamarzł. Nie wolno nam było zbliżać się do rzeki, bo kiedyś cję i zaraz poszliśmy spać. Nazajutrz było Trzech Króli. Mieliśmy z rana jechać saniazimą utopił się w niej nasz wujek, który był w naszym wieku, więc chodziliśmy na górkę na sanki albo na stawek przy remimi na mszę. Bez śniadania, żeby iść do komunii. Ojciec wpadł zie na łyżwy. Poza tym się nudziliśmy. Dlatego kiedy – snując do pokoju, zanim zdążyłem założyć odświętne spodnie. się po obejściu korytarzami wydeptanymi w głębokim śniegu — Kto złamał sierp? — od razu zwrócił się do mnie. od domu do studni, od studni do obory i od obory do sąsieka – — Jaki sierp? zauważyłem ten sierp sterczący bezczynnie — Nie kręć. Widziałem twoje ślady Sierp zawsze na śniegu. między szarymi belkami obory, od razu po— To nie ja. stanowiłem, że wyruszymy z nim na podbój rozpalał naszą — A kto? suchych badyli w ogrodzie. wyobraźnię dzikim Sierp zawsze rozpalał naszą wyobraźnię Spojrzałem wymownie na brata. półkolistym dzikim półkolistym zakrzywieniem, wyśli— Czy to ty? — ojciec patrzył na brata zakrzywieniem, zganym drewnianym uchwytem, sterczącym z niedowierzaniem. na końcu cienkim zębem ostrza. Kusił po— No… no… ja — powiedział brat cieniutwyślizganym drew­ ręcznością. Często podziwialiśmy babcię, jak I zaraz się rozmyślił: nianym uchwytem, kim—głosem. w głębokim skłonie żęła sierpem trawę albo To znaczy nie ja, tylko on mi kazał tak sterczącym na powiedzieć. zboże podczas żniw. Sierp to nie to co kosa: wyższa od nas, groźniejsza, bo używał jej — Kazałeś mu? Sam nie masz odwagi się końcu cienkim tylko dziadek, a czasem ojciec. No i śmierć. przyznać? Młodszego brata wrabiasz, jak pod­ zębem ostrza. Wspiąłem się na pryzmę śniegu i sierp był ły tchórz? nasz. Dawno nie stoczyliśmy tak zaciętej bitwy z badylami. Chwycił mnie za kołnierz i pchnął w kierunku wyjścia. Dotarliśmy do najdalszych, niedostępnych latem zakątków — Do stajni — rzucił. Sięgnąłem po spodnie, ale wyrwał ogrodu. Dostało się nawet trochę krzakom porzeczek. Poniemi je, rzucił na podłogę. Na podwórzu dziadek zaprzęgał sanie. Koń Tatar podniósł waż sierp jest narzędziem niebezpiecznym, dałem go bratu głowę na mój widok. Wydawało mi się, że ze zdziwieniem albo potrzymać tylko na chwilę. Chwycił tak niezdarnie, że zaraz nawet ze współczuciem. Dziadek też spojrzał w milczeniu. mu go zabrałem. Wznosząc dzikie okrzyki, coraz śmielej sieW stajni pachniało ciepłym końskim nawozem. Ojciec zakłem na prawo i lewo, w górę i w dół. Aż nagle ostrze zgrzytnęło i pękło na pół. Trafiłem sierpem na kamień. Zamarliśmy, mknął drzwi, sięgnął po bat i bez słowa chlasnął mnie po gowpatrując się w kikut, który został mi w ręce. łych nogach raz, drugi, trzeci. Zacisnąłem zęby, wskoczyłem na żłób, chwyciłem się drabin. A on ciął dalej, kreśląc mi czer— I co teraz? — zapytał brat z przerażeniem. wone pręgi na nogach. W końcu odstawił bat, otworzył drzwi — Jak to co? — odparłem, nadrabiając miną. — Odłożymy go z powrotem. Może się nie kapną. Po co im teraz sierp, w zimie? i na odchodnym rzucił: — A jak się kapną? — I nie zapomnij się wyspowiadać. 

10

kraina bugu · zima 2012


G o s p o d a

K w i a t y

P o l s k i e

u l . W Ä… s k i D u n a j 4 / 6 / 8 | S t a r e M i a s t o , Wa r s z a w a | t e l . 2 2 8 8 7 6 5 2 0 gospodakwiatypolskie@o2.pl | www.gospodakwiatypolskie.pl


Felieton

zmiana oblicza

Paul Lasinski Urodzony w Warszawie. Przez 25 lat mieszkał w Paryżu, gdzie był finansistą w międzynarodowych korporacjach. Dziennikarz, fotoreporter, scenarzysta, pisarz, autor francuskiego przewodnika po Polsce.

Krainy Bugu

T

ak jak widzimy to za każdym razem na stronach jak i zdrowia społeczeństwa, Francja zawiesiła większość zezwoleń na budowę nowych odwiertów, Polska nie. Rozsądek magazynu, zapomniana, a czasami zaniedbana Kraina Bugu jest prawdziwym skarbem ekologiczczy polityka? Każdy będzie miał swoje zdanie na ten temat. nym naszego kraju. Tutejsza natura to atut, którego Jedno jest pewne: z rozwojem przemysłu gazu łupkowego krajobraz Krainy Bugu może zmienić swoje oblicze. Miejsce Podlasiu pozazdrościć może niejeden region Polski i świata. Skarby stworzone przez matkę ziemię kryją produkcji, co by się nie zrobiło, jest widoczne w sobie tajemnice, które odkrywają choćby Czy mimo korzyści i ma wpływ na środowisko – mniejszy lub fotografowie – cierpliwi w poszukiwaniach większy, zależnie od ilości odwiertów. Lecz ekonomicznych i zdolni w utrwalaniu tego, co widzą dookoskoro mają ich być „tysiące”, trudno wyobramożna tak szybko zić sobie „coś” dyskretnego. Czas pokaże, czy ła. Niestety, natura, sama w sobie będąca dla oddać cenne tereny niewykorzystana turystycznie Kraina Bugu nas skarbem, coraz częściej przyciąga tych, którzy słowo „skarb” rozumieją w sposób dostanie się (prawie) z dnia na dzień nowym bez dostatecznej zagłębiem przemysłowym naszego kraju. słowny. Mowa tu o poszukiwaczach, których wiedzy na temat noga nigdy dotąd nie postała na terenach KraCzy mimo korzyści ekonomicznych wpływu wydo­ iny Bugu, a jednak mocno się nimi interesują. można tak szybko oddać cenne tereny bez Motywacją dla tych ludzi są finanse, a przeddostatecznej wiedzy na temat wpływu wybywania gazu miot ich zainteresowania znajduje się tuż pod dobywania gazu łupkowego na środowisko? łupkowego na śro­ naszymi stopami i nazywa się gaz łupkowy. Czy to, co jest wychwalane dziś, nie będzie dowisko? Czy to, Krajami, które posiadają największe złoża krytykowane w przyszłości? Czy czerpanie co jest wychwalane z zasobów naturalnych, kierując się wyłącztego surowca w Europie, są Francja i Polska. W tym ostatnim złoża znajdują się głównie nie krótkoterminowym zyskiem, stanowi dziś, nie będzie na północy i wschodzie kraju, i to – stety czy idealne rozwiązanie, korzystne dla mieszkrytykowane niestety – głównie na obszarze Krainy Bugu. kańców regionu? Czy znamy odpowiedzi w przyszłości? Czy Czy to oznacza, że wkrótce stanie się ona jedna te – w miarę istotne – pytania? Chyba nie. czerpanie z zaso­ nym z głównych regionów przemysłowych Niemniej warto byłoby je sobie zadać, zanim w Polsce? Jeżeli mamy trzymać się słów rozpocznie się jakiekolwiek działania przebów naturalnych, premiera, który nie tak dawno oświadczył, tak jak zrobiła to Francja. Wszystkierując się wyłącz­ mysłowe, że w grę wchodzą „setki, a może i tysiące” ko to z myślą zarówno o środowisku, jak nie krótkotermi­ odwiertów, możemy się tego obawiać, oczyi o mieszkańcach regionu, którzy z czasem wiście pod kątem przyrodniczym, bo wiamogą bardziej ucierpieć za sprawą nowego nowym zyskiem, domo, że pod kątem ekonomicznym będzie przemysłu, niż na nim zyskać. Tak czy owak, stanowi idealne liczmy na to, że generowane zyski będą miały to na pewno szansa dla licznych mieszkańrozwiązanie, ko­ wpływ na rozwój reszty infrastruktury w reców regionu, którzy borykają się z bezroborzystne dla miesz­ ciem. Chyba można to nazwać klasycznym gionie, w tym turystycznej. I że wszelkie odszczęściem w nieszczęściu. wierty i nowe oblicze krainy nie zniechęcą kańców regionu? Mimo licznych – lecz sprzecznych – wszelkich amatorów natury. Wiem, że nie jesteśmy (jeszcze?) w tak alarmowej sytuacji, lecz – biorąc ­argumentów przemysłowców, władzy i obrońców natury, wydobywanie gazu łupkowego pozostawia wiele niedomópod uwagę tak szybko podjętą decyzję o masowym wydowień. Jak jest naprawdę, czas pokaże. Niemniej nie znając bywaniu gazu w naszym kraju – mam drobne obawy. Obym do końca skutków wydobywania gazu zarówno dla natury, się mylił. 

12

kraina bugu · zima 2012



z lotu ptaka

podpatrzone z góry…

tekst i zdjęcia:

Robert Lesiuk

Duże zdjęcie: Styczniowy pejzaż na łąkach niedaleko ujścia Tocznej do Bugu w okolicach Drażniewa. 1. i 2. Zimowe aktywności na Zalewie Zegrzyńskim w Nieporęcie. 1

14

kraina bugu · zima 2012


Z

ima – słowo klucz, przez jednych znienawidzone, przez drugich uwielbiane. Przyroda już dawno śpi pod pierzyną z białych płatków. Cisza, i tylko gdzieniegdzie można dostrzec ślady aktywności zwierząt. Bug przytulił się gdzieś do lewego brzegu, pozostałą część oddając we władanie zmrożonej naturze. Z wielką obawą czekamy na dni pokory. Przechodzące opady, zmiany ciśnienia, codzienne wstawanie w ciemności, odśnieżanie i korki dają nam się mocno we znaki. Kiedy jednak miną już wszelkie wichry, sypnie i przymrozi tu i ówdzie, to okaże się, że nawet dla człowieka zostało coś z tej magii. Wystarczy kilka białych spokojnych dni i dostajemy mocny zastrzyk energii do wygramolenia się z ciepłych pieleszy i zanurzenia się w białej otchłani. Zmienia się nasze

postrzeganie świata, cieszymy się każdą chwilą spędzoną na śniegu i mrozie czy też wykorzystaną na ulubione zajęcia. Bierzmy udział w białym przedstawieniu tak często, jak czas nam na to pozwala. Żyjmy chwilą, która jest nam dana tu i teraz. Za rok też przyjdzie zima, ale czy będzie taka sama jak dzisiaj? t

2

15


zdjęcie czytelnika

1 2

Masz ciekawe zdjęcie związane z regionem Krainy Bugu? Chcesz, abyśmy je opublikowali? Prześlij zdjęcie w formie cyfrowej na adres e-mail: magazyn@krainabugu.pl wraz z dopiskiem w tytule ZDJĘCIE CZYTELNIKA. Szczegółowe informacje znajdziesz na: www.krainabugu.pl/zdjecieczytelnika.

16

kraina bugu · zima 2012


3

1. Przerwaniec zimą. Zagacie nad Bugiem

Autor: Tomasz Cichocki

2. Przedwiośnie nad Bugiem

3. Zima

Autor: Maciej Cmoch

Autor: Elżbieta Pyrka

17


Nawigator

10 grudnia

22–23 grudnia

Mikołajki Bluesowe

Jarmark Bożonarodzeniowy

XX Chełm www.chdk.chelm.pl

XX Biała Podlaska www.bckbialapodlaska.pl

Impreza już na stałe wpisała się w historię chełmskich wydarzeń kulturalnych. Świętowanie mikoła‑ jek w rytmie bluesa to gratka nie tylko dla melomanów. Koncerty na żywo wprowadzają w dobry nastrój i gwarantują zabawę na naj‑ wyższym poziomie. t

16 grudnia Powiatowy Przegląd Teatrów Wiejskich

7 grudnia

XX Wołajowice www.gok‑wolajowice.pl

Koncert Marii Sadowskiej, Karoliny Brodniewicz i Krzysztofa Ścierańskiego New Quartet XX Legionowo www.moklegionowo.pl

Konkurs Sławatyckiej Tradycji Regionalnej z Wyborem Brodacza – Heroda XX Sławatycze www.slawatycze‑gmina.pl

To jedyne w swoim rodzaju poże‑ gnanie starego roku. Składają się na nie piknik i konkurs sławatyckiej tradycji regionalnej, wybór Broda‑ cza Roku oraz konkurs na najład‑ niejsze przebranie Brodacza – Heroda. Jeśli ktoś nie ma planów na sylwestra, warto spędzić go w Sławatyczach. t

18

Foto: Artchelm.pl

Koncert odbędzie się w ramach festiwalu Jazz Jamboree Legionowo 2012. Od 1993 roku na legionow‑ skich scenach goszczą najznakomitsi polscy i zagraniczni artyści jazzowi. Ich muzyka zawsze przyciąga tłumy widzów nie tylko z Legionowa. t

30 grudnia

Dwudniowy świąteczny kier‑ masz sztuki ludowej i wyrobów regionalnych, podczas którego zaprezentowane zostaną tradycyj‑ ne formy kolędowania na Podlasiu: „Z Herodem”, „Z gwiazdą”,„Z kozą” i jasełka. Imprezie towarzyszyć będą koncerty, występy artystycz‑ ne, prezentacje oraz degustacje potraw wigilijnych. t

Impreza to swoisty przegląd lokalnych amatorskich zespołów teatralnych, podczas którego mają one okazję pokazania się szerszej publiczności. Jej organizatorzy sta‑ wiają sobie za cel ochronę tradycji ludowej polskiej wsi, która pod wieloma względami jest bardzo bogata. t

styczeń

4 stycznia – 10 lutego

Festiwal Kolędy i Szczodrywki nad Bugiem

Wystawa „Jerzy Wiesław Hęciak. Rzeźba”

XX Włodawa www.wdk.wlodawa.pl

XX Siedlce www.muzeumsiedlce.art.pl

Tegoroczna edycja festiwalu zapo‑ wiada się wyjątkowo atrakcyjnie nie tylko z racji spodziewanej rekordowej liczby uczestników, lecz także oczekiwanego poziomu arty‑ stycznego. Do Włodawy przyjedzie wielu uznanych wykonawców z polsko‑białorusko‑ukraińskiego pogranicza. t

Wystawa rzeźb biologa z wykształ‑ cenia i ekologa z zamiłowania. Artysty, który sam siebie określa mianem „lekarza drzew”. Rzeźbi w drzewie, na którym swoje ślady odcisnęły owady i ich larwy, grzyby, antropopresja i czas. t

styczeń Powiatowy Przegląd Piosenki i Przyśpiewki Ludowej XX Rejowiec www.gmina.rejowiec.pl

To wyjątkowe spotkanie z piosenką ludową, na którym jej miłośnicy spotykają się każdego roku. Na im‑ prezie swój dorobek prezentują zespoły ludowe działające na te‑ renie województwa lubelskie‑ go. Najlepsi z nich w nagrodę otrzymują możliwość wystąpienia na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki i Przyśpiewki Ludowej w Przedborzu. t

kraina bugu · zima 2012


6 stycznia Artystyczne kolędowanie

9 stycznia

18 stycznia – 3 marca

Przegląd Obrzędów Bożonarodzeniowych

Wystawa Krzysztof Rukasz. Litografia

XX Pawłów www.pawlow.org.pl

XX Siedlce www.muzeumsiedlce.art.pl

Celem przeglądu jest upo‑ wszechnianie tradycji i obrzędów związanych ze świętami Bożego Narodzenia. Jego uczestnikami są zespoły teatralne ze szkół podsta‑ wowych i gimnazjalnych oraz inne grupy teatralne, skupiające osoby w różnym wieku z terenu całej gminy Rejowiec Fabryczny. t

Na ekspozycji można zobaczyć grafiki wykonane technikami klasycznej litografii, litografii ­eksperymentalnej oraz prace powstałe w druku cyfrowym. Dla laików jest to doskonała okazja do zapoznania się z tajnikami klasycznego warsztatu fotograficz‑ nego oraz sposobami wykorzy‑ stania nowoczesnych mediów w działaniach artystycznych. t

12 stycznia Koncert Kapeli Góralskiej Hora

XX Werbkowice www.gokwerbkowice.pl

XX Mielnik www.goksir.mielnik.com.pl

Niezwykły koncert, w czasie które‑ go królują kolędy i pastorałki. Rok temu miłośnicy świątecznej muzyki delektowali się jej dźwiękami w wy‑ konaniu pięćdziesięcioosobowej Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego z Zamościa. W najbliższej odsłonie Artystyczne Kolędowanie będzie miało równie niezwykłą oprawę, nie tylko mu‑ zyczną. t

Ten niezwykły wieczór upły‑ nie w rytmie kolęd i pastorałek na góralską nutę, będzie zatem i melancholijnie, i skocznie. Poza tradycyjnymi kolędami będzie można usłyszeć opowieści o kolędowaniu po góralsku oraz unikatowe instrumenty pasterskie, np. trombitę, róg góralski, piszczałki czy okarynę. t

2–3 lutego

10 lutego

X Otwarty Bieg Narciarski „Serpel 2013”

Prezentacje Ludowych Zwyczajów Zapustnych „Kusaki”

XX Serpelice www.sarnaki.pl

XX Siedlce www.ckis.siedlce.pl

Impreza organizowana przez miej‑ scowych zapaleńców. Podczas niej można się trochę zmęczyć, biegnąc na nartach po pagórkowatym terenie, rywalizować w różnych kategoriach wiekowych, a przede wszystkim świetnie się bawić i po‑ dziwiać niesamowite krajobrazy w myśl zasady, że cel nie przesłania drogi do jego zdobycia. t

26–27 stycznia

3 lutego

Międzynarodowy Festiwal Kolęd Wschodniosłowiańskich

Rekonstrukcja Bitwy pod Węgrowem XX Węgrów www.wegrow.com.pl

Foto: shutterstock

XX Terespol www.mfkw.pl

Podczas każdej edycji festiwalu bie‑ rze w nim udział około czterdziestu chórów z Polski, Białorusi i Ukrainy, jest to więc okazja do wysłuchania kolęd z całego pogranicza. Wydarze‑ nie to zaliczane jest do jednej z naj‑ ważniejszych imprez religijno‑kultu‑ ralnych we wschodniej Polsce. t

To niezwykła okazja do zapo‑ znania się z dawnymi tradycjami zapustnymi, a zwłaszcza tymi, które kultywowano ostatniego dnia przed Wielkim Postem, kiedy to do‑ mostwa odwiedzane były przez przebierańców. Znajdą tu państwo odpowiedzi na pytania, co wów‑ czas jadano, czego należało się wystrzegać i co groziło za łamanie obyczajów. t

Wielka inscenizacja upamiętniają‑ ca bitwę z 1863 roku. Naprzeciw siebie staną wojska carskiej Rosji i polskie oddziały powstańcze. W inscenizacji weźmie udział ponad s­ ześćdziesięciu żołnierzy. Towarzyszyć im będą ochotnicy z lokalnych szkół. t

19


20

kraina bugu 路 zima 2012


Sylwetka/ludzie z klimatem

fotograficzny album

Podlasia C

zy ktoś, kto wychował się wśród pięknej przyrody i klimatycznych miejsc, jest z nimi na tyle obyty, że po latach nie dostrzega ich uroków? Nic bardziej mylnego. Trzeba zapytać pierwszego z brzegu górala, czy nadal podobają mu się góry. Dobrze będzie, jeśli w odpowiedzi usłyszymy grzeczne: „Oczywiście”, a nie będziemy musieli schylać się przed lecącą w naszym kierunku ciupagą. To samo tyczy się grupy zapalonych miłośników fotografii, która pod nazwą Magia Podlasia odkrywa zakamarki wschodnich ziem naszego kraju – znane jej od lat, a jednak wciąż kryjące wiele tajemnic. Zdjęcia wykonane przez naszych bohaterów tworzą jedyny w swoim rodzaju fotograficzny album wschodnich terenów Polski, na kartach którego zapisane są panujące tutaj zwyczaje, sylwetki żyjących w większych i mniejszych miasteczkach oraz na wsiach ludzi, ich codzienna praca oraz niekiedy roześmiane, a niekiedy smutne twarze. Dzięki piątce rodowitych Podlasian codzienne proste życie mieszkańców wschodnich regionów Polski nabiera nowego kolorytu, pasjonującego nie tylko turystów, lecz także ich samych. Mimo iż fotografowie swoim wyczulonym na piękno okiem często wyłapują z rzeczywistości te same

sytuacje, to jednak dzięki indywidualnemu spojrzeniu każdego z nich obraz ten jest inny, zawsze równie piękny i pełen uroku. Częścią projektu jest promowanie regionu jako terenu atrakcyjnego turystycznie. Sprzyjają temu: dzikość tutejszej przyrody, brak dużego przemysłu, dzięki któremu natura pozostała w swej pierwotnej formie, największe bagna w Europie Środkowo‑Wschodniej, Puszcza Białowieska, rzeki: Narew, Biebrza i Bug, oraz wiele innych czynników, które sprawiają, że Podlasie po prostu zachwyca. „Magia Podlasia to nie tylko nazwa naszej grupy – to coś, co nas urzeka i zniewala, co każe czasem wstać o trzeciej nad ranem, by podziwiać i fotografować Podlasie o wschodzie słońca. Szukamy ciekawych miejsc, do których warto zajrzeć, i ciekawych ludzi, których warto poznać. Bogactwo przyrodnicze Podlasia jest naszym skarbem, któremu winniśmy szacunek i ochronę. Jego piękno chcemy zamykać w naszych kadrach, by również inni mogli je zobaczyć, docenić i oczywiście ujrzeć na własne oczy” – tak piszą o sobie magicy fotografii z Podlasia. Słowa te nie pozostają tylko frazesami, a ich namacalny dowód możemy oglądać na stronie internetowej www.magiapodlasia.pl oraz na facebookowym profilu www.facebook.com/ MagiaPodlasia. 

Magię Podlasia tworzą: Ewa Zwierzyńska Pasjonuje się kulturą i przyrodą Podlasia. Na prowadzonej przez siebie stronie interne‑ towej promuje ten region Polski. Publikowała w „Kurierze Porannym”, „Gazecie Wyborczej”, a jeden z jej reportaży ukazał się w „National Geographic Traveler”. Autorka filmu dokumen‑ talnego „Muzyka to moje życie”, w którym przedstawia sylwetkę Piotra Juszkiewicza, 100‑letniego skrzypka ze wsi Zbucz. www.ewazwierzynska.pl

Adam Falkowski (drugi od lewej) Fotograf pasjonat, który w sposób szczególny upodobał sobie architekturę i krajobrazy. Jego hobby, które rozwija od 2006 roku, zaowocowało uczestnictwem w kilku wystawach tematycznych i pokonkursowych. Publikuje głównie w Interne‑ cie, systematycznie bierze udział w konkursach fotograficznych. W wielu z nich jego zdjęcia zostały nagrodzone, jak chociażby w trzech edycjach plebiscytu „Podlasie w obiektywie”. www.adamfalkowski.eu

Tomasz Poskrobko (trzeci od lewej) Na co dzień jest pracownikiem naukowym bia‑ łostockiego uniwersytetu, na którym zajmuje się zrównoważonym rozwojem województwa podlaskiego. Hobbystycznie oddaje się doku‑ mentowaniu kulturowego krajobrazu Podlasia ze szczególnym uwzględnieniem Biebrzy i Narwi, kultury pogranicza i prawosławia. W 2011 roku zwyciężył w konkursie „Podla‑ sie w obiektywie” oraz w konkursie serwisu OrthPhoto. www.tposkrobko.pl

Piotr Świderski (ostatni od lewej) Z wykształcenia historyk, z zamiłowania twórca portretów reportażowych, doku‑ mentalnych i środowiskowych oraz pejzaży, w których główną rolę odgrywa przestrzeń. Jego działalność artystyczna skupia się na ob‑ szarze północno‑wschodniej Polski. Laureat wielu nagród, realizator kilku projektów, wśród których największy to „Portrety Tutejszych”. Pracuje na sprzęcie analogowym. www.piotrswiderski.com

Paweł Tadejko (pierwszy od lewej) Jego fotograficzna pasja jest swego rodzaju odskocznią od codzienności związanej z zawo‑ dem informatyka. Z jego dorobkiem, również reporterskim, można zapoznać się w serwisach www.dzikakultura.pl i blog.magiapodlasia.pl. Na swoim koncie ma wiele nagród, które są potwierdzeniem tego, że warto fotografować Podlasie, bo jest ono po prostu interesujące. www.paweltadejko.com

21


dokument/oblicza rzeki

spieszcie się ratować dwory, tak szybko odchodzą tekst:

Monika Mikołajczuk

„Bo cóż znaczy świat, choćby najkolorowszy. Zawsze go bije pulsowanie własnego małego kąta na ziemi” (Melchior Wańkowicz)

Szukali ich po całej Polsce, a kiedy znaleźli, nie wiedzieli, który wybrać, bo każdy z nich potrzebował pomocy. Wołał o ratunek, który nadszedł w ostatniej chwili. Podjęli się karkołomnego wyzwania, ale nie żałują. Dziś ich siedziby, które wieki temu stanowiły o polskości i tradycji, a w peerelowskiej Polsce zostały skazane na zagładę, odzyskują dawny blask. Ich nowi gospodarze oddali im serce. W zamian dostają to samo, choć to trudna miłość, ale taka jest najciekawsza. 22

kraina bugu · zima 2012


Foto: Bartek Kosiński

Gałki Państwo Małgorzata i Waldemar Gujscy spod Warszawy Gałki w powiecie węgrowskim odkryli ponad dziewięć lat temu. Szukali niedużego, ziemiańskiego dworu, położonego na styku Mazowsza i Podlasia, bo właśnie stąd wywodzą się ich przodkowie. I znaleźli, choć serce i rozum podpowiadały im zupełnie co innego. — Pierwsze wrażenie nie było najlepsze — wspomina Małgorzata Gujska. Dwór prawie w niczym nie przypominał rodowej siedziby, choć czas ocalił podstawową bryłę budynku. Reszta to były przegniłe ściany, odsłaniające zmurszałe żebra konstrukcji, zabite dechami okna, zapadnięty dach, grzyb panoszący się od podłogi po sufit. W salonie stał parnik. Pozostałe pomieszczenia, zaczadzone od wiecznego palenia w piecu, pełne zwierzęcych odchodów, dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy. Budynek zamieszkiwały dwie rodziny, pracownicy pobliskiej spółdzielni

produkcyjnej. Nikt nie miał tu świadomości, czym był ten dwór jeszcze kilkadziesiąt lat temu i jaką wartość historyczną może mieć dzisiaj. Nikt też nie włożył weń ani złotówki.

Modlitwa za dwór Dwór w Gałkach to ostatnie dzieło Bolesława Podczaszyńskiego, najwybitniejszego architekta XIX wieku. — Tego dworu miało nie być. Podob­ nie jak tysięcy innych na terenie Rzeczpo­ spolitej. Władza komunistyczna wydała na nie wyrok. Miały po nich pozostać tyl­ ko ruiny i zgliszcza. Nawet pamięć o nich i zamieszkujących je „panach‑braciach” miała zniknąć, wymazana ze zbiorowej świadomości Polaków. A przecież dwór to centrum polskości, patriotyzmu, pro­ mieniującej na wieś kultury — podkreśla Waldemar Gujski. — Dlatego kiedy od Stanisława Fiedorczuka, kierownika siedleckiej delegatury Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabyt­ ków, dowiedzieliśmy się o przetargu, natychmiast zgłosiliśmy swój udział — opowiada.

Ale nie tylko jemu zależało na Gałkach. Jednym z jego konkurentów był Amerykanin polskiego pochodzenia, który planował otworzyć w tym miejscu ośrodek odchudzania dla puszystych. Drugim okazał się handlarz zabytkowymi nieruchomościami, mający nadzieję na rychłe odsprzedanie dworu po dużo wyższej cenie. — Podbijałem kwotę, by zniechęcić konkurentów — zdradza gospodarz dworu — chociaż zdawałem sobie spra­ wę z moich ograniczonych możliwości finansowych. Kiedy ja dobijałem targu, żona modliła się w kościele w Grębkowie, by to opatrzność zdecydowała o naszym losie. I udało się. Wójt okazał się na tyle życzliwy, że chciał rozłożyć nam zapła­ tę na raty, ale po przetargu okazało się to niemożliwe – zabraniały tego przepi­ sy. W potrzebie zjawili się też przyjaciele i Gałki weszły do naszej rodziny — mówi rozpromieniony gospodarz.

Historia zobowiązuje Folwark Gałki został założony przez rodzinę Popielów w końcu XVIII wieku.

23


Oblicza rzeki W 1876 roku Ignacy Popiel sprzedał go Krzywińskiemu. Nowy właściciel założył park, a w 1876 roku zlecił Podczaszyńskiemu zaprojektowanie siedziby dworskiej w miejscu dużo wcześniejszego drewnianego dworu. Na początku XX wieku właścicielem Gałek został Władysław Kraśniewski. W 1920 roku kupił je Władysław Kupiel i założył wokół dworu stawy. W latach 30. zadłużony folwark przejął bank, a ziemię rozparcelowano. Dwór użytkował potem Roman Kowalski. Od 1945 roku przejął go PGR w Mieni, wprowadzając do dworu swoich pracowników. W 1980 roku zdewastowany już zabytek przeszedł w ręce Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Jagodnem. — Na szczęście nikt się o Gałki nie upominał, dwór nie miał żadnych rosz­ czeń reprywatyzacyjnych — wyjaśnia Waldemar Gujski. Co nie znaczy, że było łatwo. Odbudowa dworu zajęła sześć lat i odbyła się wyłącznie za prywatne pieniądze nowych właścicieli. — Państwo w bardzo nikłym stopniu pomaga w restauracji tego typu obiektów — zauważa mecenas. — Dla wielu miej­ scowych kupowanie tej ruiny było szczy­ tem głupoty. Zresztą trzeba być naprawdę zwariowanym, by podejmować się takiego zadania — przyznaje jego małżonka. — Ale uczono nas w rodzinnych domach, że trzeba ratować to, co polskie, co ma szanse się odrodzić i być przykładem dla lokalnej społeczności. Najbardziej dumna jestem z tego, że rozstanie z ludźmi zamieszkują­ cymi ten dwór przebiegło w bardzo dobrej atmosferze. Wybudowaliśmy dla nich dwa domki. Mój syn bawi się z dziećmi sąsia­ dów. Kupuję u nich jajka i jagody. Wspólnie ubieraliśmy ołtarz w parku na „majowe”. Wierzę, że nadal będziemy żyć w zgodzie.

Fachowcy z Podlasia Zanim państwo Gujscy podjęli się dzieła restauracji zabytkowego dworu, przewertowali mnóstwo publikacji poświęconych temu tematowi. Chcieli jak najwierniej odtworzyć dawną siedzibę ziemiańską, nie popadając w manieryczny patos. Wielu cennych uwag

24

udzielił im znawca tematu i miłośnik dworów, a prywatnie przyjaciel mecenasa Gujskiego, dr Maciej Rydel. — To przykład odbudowy godny na­ śladowania, podjęty z wielkim znaw­ stwem i poszanowaniem tradycji — mówi wiceprezes Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. — Odbudowywaliśmy dwór sposo­ bem gospodarczym — tłumaczy pan Waldemar. — Szukałem w całej Polsce fachowców, których zadaniem było jak najwierniejsze odtworzenie dworu i jego wnętrza, ale oczywiście nie obyło się bez problemów. Perypetie związane z odbu­ dową i robotnikami to osobna opowieść. Każdy, kto podjął się podobnego wyzwa­ nia, wie, o czym mówię. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie grożono mi spa­ leniem! — śmieje się pan Waldemar. — To był czysty surrealizm — dodaje jego żona, wspominając pierwsze spotkanie z dworem. — W progu przy­ witała mnie koza, za którą wytoczyło się dwóch pijanych panów, zdziwionych wizytą nieproszonych gości. Z sufitu po­ sypały się ptasie pióra. Dym gryzł w oczy. Co my tu robimy, pomyślałam. — Żona zarzekała się, że za żadne skarby tu nie zamieszka — wspomina tamten czas mecenas Waldemar Gujski. — Ale było coś nienamacalnego, coś metafizycznego, co nam podpowiadało,

To był ­czysty ­surrealizm. W ­progu przy­ witała mnie koza, za którą wytoczyło się dwóch pijanych panów, ­zdziwionych wizytą niepro­ szonych gości. Z sufitu posypały się ptasie pióra…

że to właśnie jest to miejsce. Nasz kąt na ziemi. Nasze przeznaczenie — przyznaje nowy gospodarz Gałek. Przy pomocy miejscowych, nowym gospodarzom udało się sprawnie uprzątnąć teren, wywożąc stąd tony różnych rupieci. Czego tam nie było! Stare telewizory, lodówki, mnóstwo szmat, zardzewiałego żelastwa, spróchniałych desek, papierów... — Kiedy odsłoniliśmy budynek i do środka wpuściliśmy trochę światła, zabraliśmy się za odkuwanie tynków. Nie mieliśmy żadnych planów rozmieszczenia oryginalnych pomieszczeń, bo dokumen­ ty się nie zachowały. Wszystko było zabite dechami, zamurowane albo wręcz wybu­ rzone. Powoli zaczął wyłaniać się dawny układ wnętrz. Czuliśmy intuicyjnie, gdzie znajdowały się poszczególne pokoje. Po­ tem przyszła kolej na podłogi. Postano­ wiłem wykonać je z polskiego kamienia. To dzieło fachowca z Międzyrzeca Podla­ skiego. Na Podlasiu są świetni fachowcy, tylko trzeba umieć ich znaleźć — twierdzi pan Waldemar.

Gloria Tibi Domine Dziś dwór w Gałkach tętni życiem, choć jego gospodarze nie mieszkają w nim na co dzień. Każdy gość jest tu mile widziany i przyjmowany z honorami. Gospodarz wita go biciem dzwonu, odlanym specjalnie na tę okoliczność przez ludwisarzy Felczyńskich z Przemyśla. W momencie przekroczenia progu domostwa doświadczamy innego świata, ale znajomego z historii i literatury. Nie mamy wątpliwości, że mieszka tu duch prawdziwego dworu ziemiańskiego, którego atmosfera działa na wszystkie zmysły. Mecenas Gujski jest miłośnikiem antyków. Dzięki jego pasji dwór w Gałkach stał się swoistym muzeum dawnej sztuki, która stanowiła o wystroju siedzib ziemiańskich. Znajdziemy tu prawdziwe perełki w postaci rzeźb, obrazów, tkanin czy mebli, wytargowanych na pchlich targach i kupionych w desach całej Polski i za granicą. — W westybulu umieściliśmy witra­ że z Orłem Białym i litewską Pogonią

kraina bugu · zima 2012


Foto: Bartek Kosiński (2)

25


Foto: Antoni Wr贸blewski

26

kraina bugu 路 zima 2012


oblicza rzeki oraz herbami poprzednich właścicieli. Wzór Pogoni dostarczył nasz przyjaciel Andrzej Przewoźnik, który zginął w ka­ tastrofie smoleńskiej. Są wizerunki wy­ bitnych Polaków Lwa Lechistanu króla Jana III, marszałków wielkich koronnych Potockich, Chodkiewiczów, Żółkiewskich, księcia Pepiego, bohatera Polski i Ameryki naczelnika Kościuszki, marszałka Piłsud­ skiego — wylicza gospodarz. — Posadzka w holu wykonana z prze­ pięknego, polskiego, złocistego i sza­ ro‑niebieskiego marmuru ze Sławniowic przedstawia stylizowany motyw kwiatu lotosu, będący powtórzeniem realizacji Michała Anioła z placu rzymskiego Kapi­ tolu, pomysł Jarka Antoszczuka — gospodarz ze znawstwem opisuje dworkowe wnętrza. Uwagę przyciągają monumentalne drzwi w dębowej oprawie z oryginalnymi secesyjnymi witrażami, które otwierają się na salon. — Kupiłem je oczywiście okazyjnie — zachwala wyjątkowy nabytek pan Waldemar. — Moi przyjaciele wiedzą o mojej pasji, więc co rusz dzwonią do mnie z py­ taniem: „Chcesz dwa »ludwiki« w dobrym stanie” albo „Mam świetny żyrandol, Księstwo Warszawskie, okazja nie z tej ziemi”. I jak tu nie kupić! Oczywiście za­ wsze się targuję. Antykwariusze twierdzą z przekąsem, że jestem skrzyżowaniem Żyda i Ormianina — śmieje się. Dzięki kolekcjonerskiej pasji gospodarza do Gałek wrócił XIX‑wieczny ­sekretarzyk z serii jasnych bieder­­meierów. — To jedyny – obok etażerki odkupio­ nej z majątku w Gałkach – oryginalny mebel z przedwojennego dworu, który był zlicytowany przez komornika. Wiemy, że zachował się pochodzący z dworu instru­ ment muzyczny, lecz nie możemy na razie go zlokalizować, chociaż przypuszczamy, że znajduje się w jednej z okolicznych wsi — mówi pan Waldemar. — Do wyposa­ żenia dworu należy kupiona w antykwa­ riacie w Szczecinie posażna sekretera Iza­ beli z Flemingów Czartoryskiej. W Liwie kupiliśmy secesyjny kredens z oryginal­ nymi szkłami: stał w stodole u chłopa — dodaje. Przedmiotem szczególnej dumy

Każdy gość jest tu mile widziany i nawet nie musi się zapowiadać. Gospodarz wita go biciem dzwonu, odlanym specjalnie na tę okoliczność. właścicieli dworu jest żeliwna tablica ze słupa granicznego na kresach z napisem „Rzeczpospolita Polska” i wizerunkiem orła, odzyskana ze składu złomu nad Zbruczem, uratowana tuż przed przetopieniem. Nie sposób pominąć pieców z miśnieńskimi kafelkami oraz tkanin buczackich, ocieplających dworkowe wnętrze. Najstarsza rzeźba zdobiąca ten dom to aniołek z odłupaną ręką, uniesioną w geście pozdrowienia. — Początkowo chcieliśmy go zrekon­ struować, ale zrozumieliśmy, że to będzie profanacja — tłumaczy pani Małgorzata. — On przez to okaleczenie ma swoją symboliczną wymowę. Każdy, kto prze­ kracza próg tego dworu, kieruje wzrok właśnie na niego. Jest podobny do tego domu, który wiele wycierpiał, ale teraz otoczony jest miłością — podkreśla.

Patriotyczne wieczory Ale duszą tego dworu są przede wszystkim gospodarze. Życzliwi, otwarci na innych, dobrzy ludzie. Próżno doszukać się w nich wyniosłości czy pychy, wręcz przeciwnie – zarażają skromnością. Przy wiekowym stole spotykają się u Gujskich przedstawiciele starszego i młodego pokolenia. Nierzadko kolacja kończy się recytowaniem wierszy i śpiewaniem pieśni patriotycznych w wykonaniu gości gospodarzy dworu. — Mamy bardzo wielu przyjaciół, któ­ rzy chętnie nas odwiedzają. Zachwalają znakomitą kuchnię mojej żony i chłoną atmosferę tego domu. Niedawnym go­ ściem była u nas Barbara Wachowicz. Niedawno był także Don Walsh, słynny

amerykański oceanograf i eksplorer, który zasłynął z wyprawy na dno Rowu Mariańskiego. Wpisał się do księgi pa­ miątkowej i narysował batyskaf, któ­ rym badał morskie głębiny. Bardzo mu się u nas podobało i obiecał, że wróci — mówi z dumą gospodarz. Nietrudno o takie deklaracje, bo dwór w Gałkach to magiczne miejsce. Okno salonu otwiera się na rozległy taras, a tuż za nim są łąka i stawy. Częstymi gośćmi Gujskich są zatem czaple i bociany, nie wspominając o niezliczonych gatunkach ptaków śpiewających. Wtórują im symfonie żab, które wiosną przyprawiają o zawrót głowy. W niewielkim oddaleniu od domu gospodarz odrestaurował ogromny spichlerz, w którym urządził skansen dawnych przedmiotów kultury materialnej, w tym narzędzi rolniczych. Ma dwa tysiące skatalogowanych eksponatów. Uzupełniają je stare chaty, wiatraki i studnie, rozrzucone wokół serca posiadłości. Nierzadko goszczą tu dzieci sąsiadów, przyjeżdżają wycieczki uczniów z Warszawy, którzy poznają przyrodę i zwierzęta. W dawnej dworskiej stajence jest dziś miejsce dla kilku koni, kóz, owiec i osiołka, który stanowi atrakcję gospodarstwa. Co roku państwo Gujscy wypożyczają go do betlejemskiej szopki jednej z siedleckich parafii i na Niedzielę Palmową. — Chciałabym w przyszłości stworzyć tu ośrodek dla dzieci niepełnosprawnych — deklaruje pani Małgorzata. — Bo wi­ dzę, jak one świetnie się tu czują. Myślę, że każdy z nas powinien zostawić swój ślad na tej ziemi. Zrobić coś dobrego dla innych. Dworkowy portyk zdobi napis „Glo­ ria tibi domine”. W tym miejscu, jak nigdzie indziej, owa sentencja ma swoje uzasadnienie. — Spieszmy się ratować dwory, bo tak szybko odchodzą — mówi pan Waldemar, parafrazując księdza Twardowskiego. — Dbajmy o nasze korzenie, o pol­ skość, co nie jest dziś łatwe, ale gwiazdy zdobywa się przez trudy — puentuje filozoficznie.

27


Foto: Bartek Kosiński

28

kraina bugu · zima 2012


Oblicza rzeki

Łochów Popiół i diament, czyli rzecz o pałacu w Łochowie Gdyby Cyprian Kamil Norwid obudził się dziś w łochowskim pałacu, z pewnością przecierałby oczy ze zdumienia. Majątek jego wuja, „milionowego pana”, jak go nazywał w prywatnej korespondencji, po wojnie zdewastowany przez komunistyczne państwo, dziś w pełni rozkwita. Mieszkańcy Łochowa mówią tak: — Dobrze, że się taki trafił, co mu do głowy przyszło kupować stare cegły. Bo gdyby nie on, to byśmy takiego pałacu tu nigdy nie mieli. Dumy nie kryją też miejscowi włodarze, którzy – co tu dużo mówić – pozbyli się kłopotu w postaci szpecącej okolicę ruiny, a teraz szczycą się w folderach odrestaurowanym zabytkiem. Z wykształcenia filmowiec, już na studiach marzył o kupieniu podobnego majątku. — Różnie w życiu bywało, nie zosta­ łem filmowcem, ale za to zrealizowałem swoje marzenie. Może kiedyś w tym pa­ łacu powstanie jakaś fabuła, bo historia jego kolejnych właścicieli posłużyłaby za niejeden scenariusz — przyznaje bez

cienia wyniosłości Władysław Grochowski, nowy gospodarz łochowskiego majątku.

Niechlubny spadek Kiedy sześć lat temu przyjechał tu po raz pierwszy, przeraził go nie tyle widok ruin porośniętych chaszczami, co nieokreślony smutek tego miejsca. Szarość, smród po biwakujących w resztkach parku pijaczkach, odór z przypałacowych chlewików i to obojętne spojrzenie w oczach pałacowych lokatorów. Tak! W przegniłych wnętrzach zabytku mieszkało osiem rodzin, zatrudnionych za PRL‑u w miejscowym pegeerze. Co zrobić z takim dobrodziejstwem? Pan Władysław kupił więc pałac razem z rodzinami i rozpoczął budowę wygodnego bloku w Łochowie, w którym już mieszkają. — Nigdy nie żałowałem mojej decy­ zji — podsumowuje życiowe przedsięwzięcie, choć koszty remontu pałacowych wnętrz i odbudowanie przyległych obiektów przerosły jego wyobrażenia. Kuchnia, wozownia, oficyna, stajnie, gdzie jeszcze przed wojną pyszniły się najlepsze angielskie ogiery, popadły w całkowitą ruinę, ale to nie zraziło nowego właściciela, wręcz

przeciwnie, zmotywowało go do działania. Przecież w tym miejscu kwitła ongiś prawdziwa Polska. Przyjechał tę Polskę ratować, wprawdzie nie na najprzedniejszym gniadoszu, jak jego arystokratyczni protoplaści, a zwyczajnym samochodem. — Gdyby dziś wskrzesić dawnych go­ spodarzy tego majątku, który przed wojną liczył 800 ha, na pewno wystawiliby swe­ mu następcy wzorową cenzurkę — mówi Mirosław Starczewski, starszy specjalista z siedleckiej Delegatury Mazowieckiego Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. — Na mapie pałaców Mazow­ sza to obiekt wyjątkowy — zapewnia.

Uosobienie wykwintności Pierwszy budowniczy pałacu, hrabia Józef Hornowski, pobudował swój dom na skarpie tuż nad wodami Liwca. Widok z ganku drewnianego dworu był niezapomniany, ale rzeka niebezpiecznie zawłaszczała grunt i dom trzeba było przenieść w głąb parku. Przebudowę dworu powierzono czołowemu architektowi epoki Bolesławowi Podczaszyńskiemu, który uczynił zeń arcydzieło stylu neogotyckiego. Przez stulecia toczyło się tu barwne życie rodów arystokratycznych: Hornowskich,

29


Oblicza rzeki Zamojskich i Kurnatowskich, którzy zasłynęli jako znakomici gospodarze i mecenasi kultury. Córka ówczesnego właściciela pałacu, Łucja Hornowska, tak wspomina na łamach pamiętnika swój rodzinny dom: „Na kamienny taras od strony ogrodu wychodziły drzwi z bilardowego pokoju, z saloniku i z pokoju matki. Obok wielkiego, zdobnego w rzeźbione mahoniowe meble i olbrzymie zwierciadła salonu, oranżeria z doborem kosztownych roślin, troskliwie doglądanych przez starego ogrodnika i samą panią, wielką amatorkę i znawczynię. W pokojach też pełno koszów z kwiatami, które matka ustawiała i dobierała własnymi rączkami w rękawiczkach, lubiąc estetykę i wykwint w każdym przejawie, i sama zewnętrznie będąc uosobieniem wykwintu. Wielka dama pięknością i obejściem. W głębi oranżerii stał biały posążek Matki Boskiej z Lourdes, przed którym odbywało się w maju, z całym dworem, nabożeństwo. W środku, dwie ławeczki pod palmami, na których można było spocząć lub pogruchać. W wielkim salonie przed kominkiem stała jako ekran, szyba szklana, w pięknej rzeźbionej ramie, a różne zaciszne kanapki w kącikach nęciły do poufnych rozmów. Za bilardowym pokojem był drugi salonik, miejsce zwykłych posiedzeń w zimie, dalej pokój matki, do którego nigdy się nie wchodziło, i pokoje panien, oraz schody na górę, gdzie były pokoje gościnne. Od wjazdu wielki trawnik, wokoło którego przepędzali młode konie, i gdzie harcowały źrebaki. Ganek, o czterech żelaznych słupach, z którego przez tak zwany oszklony »tambor« wchodziło się do przedpokoju, a raczej »hali«, gdzie stała wielka oryginalna, oszklona szafa, zwana biblioteką, ładne, rzeźbione krzesła i kanapki, a na ścianach wisiały piękne sztychy i jelenie rogi oraz lampa pośrodku. Obok wielka jadalnia z gdańskim zegarem, nakręcanym uroczyście o północy, w ostatni dzień roku. Czynił to zwykle ojciec, w czym, po jego śmierci, zastępowali go po kolei trzej synowie. Na wielkiej, pięknej, gdańskiej szafie błękitniały

30

trzy wielkie Delfty: stół był bardzo długi, otoczony wielką ilością dębowych krzeseł, a w kątku stała prasa na serwety, pięknej gdańskiej roboty”.

Norwid w pałacu Dom Hornowskich wiecznie był pełen gości z całej Europy, którzy przyjeżdżali tu nie tylko, żeby odpocząć i zrelaksować się na polowaniu, ale przede wszystkim, by być blisko znakomitego gospodarza i światłego obywatela, jakim niewątpliwie był Józef Hornowski. Od niego bowiem można było się wiele nauczyć. Jego zasługi wymieniał w prywatnej korespondencji życzliwy mu krewny, urodzony w niedalekim majątku Laskowo Głuchy Cyprian ­Kamil Norwid. Babka poety Anna z Sobieskich Zdzieborska i Józefa Hornowska (matka hrabiego Józefa) były bowiem siostrami. W 1882 roku Łochów przechodzi w ręce hrabiego Zdzisława Zamojskiego. W 1919 roku pałac wraz z parkiem i zabudowaniami gospodarczymi przejęła jego córka Elżbieta, żona Eryka Kurnatowskiego, byłego pułkownika armii carskiej. Niestety, miał on lekką rękę do pieniędzy, które szerokim strumieniem płynęły z majątku na pokrywanie jego długów. Zasłynął za to z hodowli najprzedniejszych koni ze stajni „Łochów”, czym niejako rozgrzeszył się z etykietki utracjusza. On był ostatnim przedwojennym właścicielem

Takie zapachy jak tu, nad Liwcem i nad Bugiem, pamiętam tylko z dzie­ciństwa: macierzanka, rozchodnik, wawrzyniec wilczełyko. Może to one mnie tu przywiodły?

łochowskiego majątku. O czasach wojny i okupacji historia milczy, ale można się domyślić, jakim celom służył wówczas pałac. Największych zniszczeń dopełniły czasy powojenne, kiedy majątek przejęło państwo i powierzyło „gospodarowanie” Państwowemu Gospodarstwu Rolnemu. Pałacowe komnaty oddano pracownikom rolnym. W lewym skrzydle urządzono pocztę, w prawym świetlicę. Z czasem rozebrano przepiękne piece kaflowe, ze ścian zdrapano złoto, a sufity, przegniłe od wiecznej wilgoci, pokryły się wielkimi cuchnącymi pęcherzami. Nie zachowała się żadna rodzinna pamiątka po byłych gospodarzach. Meble poszły pod topór, tak samo jak dębowe posadzki i reszta bezcennych sprzętów.

Pokój z widokiem — Renowację zabytku zacząłem od par­ ku, gdzie zachowało się kilka wiekowych drzew, których nie zużyto na opał w pry­ watnych chałupach — opowiada Władysław Grochowski, stojąc pośrodku wypieszczonego kosiarką zielonego dziedzińca. Za plecami ma nieznanego pochodzenia figurkę Matki Boskiej, z twarzą pokiereszowaną przez wojny, w przemalowywanych olejną farbą sukienkach. Przetrwała ponad 200 lat. Mistrzowie konserwacji przywrócili jej dawną urodę i powagę, godną czczonego przez lud wizerunku. — Do tej pory pod tą figurą modlą się miejscowi ludzie i bardzo dobrze. Po to tu­ taj stanęła i nie zamierzam tego zmieniać — właściciel uśmiecha się pod wąsem. Znacznie więcej pracy włożył w odrestaurowanie pałacu. Ekipy budowlane, przez które przewinęło się kilkaset osób, ściana po ścianie, detal po detalu odtwarzały historyczny wizerunek obiektu, który dziś pełni funkcję Centrum Konferencyjno‑Wypoczynkowego. Dyrektor ośrodka Zbigniew Rosłon nie kryje entuzjazmu i satysfakcji z końcowego efektu gigantycznych prac. — Największym szczęściem jest radość naszych gości, którzy znali pałac sprzed wielu lat, kiedy umierał, a dziś cieszą się jego nowym życiem. Pałac ma świetne

kraina bugu · zima 2012


31

Foto: Bartek Kosiński


Oblicza rzeki

położenie. Każdy, kto szuka spokoju i re­ laksu, znajdzie tu coś dla siebie. Okna dyrektorskiego gabinetu wychodzą na gazon przed pałacem. Nad ranem, kiedy dom jeszcze śpi, a po trawniku snuje się mleczna mgła, pojawiają się tam sarny i bażanty. Tak było zawsze. I wtedy kiedy pałac tętnił życiem, i wtedy kiedy dogorywał. To przyroda nadaje temu miejscu wyjątkowy charakter. Łochowski majątek znajduje się w obszarze Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. U podnóża pałacu spotykają się dwie najurokliwsze rzeki Mazowsza i Podlasia. — Takie zapachy jak tu, nad Liwcem i nad Bugiem, pamiętam tylko z dzieciń­ stwa: macierzanka, rozchodnik, wawrzy­ niec wilczełyko — wylicza pan Władysław. — Może to one mnie tu przywiodły — mówi tajemniczo. Na hotelowych gości w pałacu czeka ponad 200 miejsc noclegowych. Parter zarezerwowany jest na sale reprezentacyjne: balową, muzyczną, kawiarnię i salonik kominkowy. Na pierwszym piętrze mieszczą się sale konferencyjne: Lazurowa, Wrzosowa i Bursztynowa, a także apartamenty Elżbiety i Stefanii, na poddaszu zaś apartament Zamojskiego i Kurnatowskiego. Każdy w innym stylu, zgodnie z gustami wielkich poprzedników obecnego gospodarza. Atrakcją tego obiektu jest niewątpliwie

32

nowoczesny kompleks spa. Od niedawna działa też powstała w zabytkowej drewutni pracownia ceramiczna, prowadzona przez artystę Romana Kuzyliaka. Pod jego fachowym okiem chętni mogą uczyć się tego rzemiosła. Dla potrzebujących duchowego wyciszenia gospodarz sprowadził zabytkowy kościółek z Wólki Dobryńskiej. Posadowiony nad lustrem wody Liwca dodaje temu miejscu metafizycznej lekkości. — Chcemy, by każdy poczuł się tutaj wyjątkowo — zapewnia dyrektor obiektu. — By nie tylko odpoczął wśród nad­ bużańskiej przyrody, ale i nabrał chęci do życia. Czuł się tu komfortowo i swo­ bodnie i wracał do nas, kiedy tylko tego zapragnie — podkreśla.

Sinołęka Sinołęckie noce i dnie Słowo „szczęście” nierzadko gości w ich języku. Choć niezwykle zapracowani, tu, w sinołęckiej posiadłości pod Kałuszynem, czują się spełnieni. Dariusz i Iwona Sutkowscy odrestaurowali perełkę mazowieckiego pogranicza, która przed wojną była siedzibą najlepszych polskich sadowników i ogrodników. Dziś to oni do nich należą. Jedni mówią o nim pałac, inni skłonni są przypisywać mu cechy

tradycyjnego dworu, tyle że wzbogaconego o elementy wiejskich wilii w stylu angielskim, ale dla państwa Sutkowskich terminologia w tym przypadku nie ma większego znaczenia. — To jest dwór zwany pałacem — śmieje się pan Dariusz, który – co tu dużo mówić – ma niebywałą intuicję do tego typu miejsc i od razu wie, czy warto dla nich tracić serce. Ale – jak zaznacza – tylko jego połowę, bo reszta należy do rodziny. Kiedy przed niespełna sześcioma laty właściciel firmy „Sutkowscy. Szkółka drzew i krzewów ozdobnych” zobaczył ten dom, wiedział, że będzie o niego walczył do ostatniego tchu. Ledwie co zadomowił się w dworze w Starej Niedziałce pod Mińskiem Mazowieckim, już zatęsknił za następnym zabytkiem. I chwała mu za to. Gdyby nie państwo Sutkowscy, z mapy naszego regionu zniknęłoby kilka pereł ziemiańskiej architektury, które odnowione i pielęgnowane z największym pietyzmem są dziś wizytówką Mazowsza i Podlasia. Wie o tym najlepiej siedlecki konserwator zabytków, który Sutkowskich wynosi na piedestał i każe innym ich naśladować. — Doskonali gospodarze, którzy ra­ tują dobro narodowe — podsumowuje krótko Stanisław Fiedorczuk. Sinołęcki zabytek przykuł też uwagę Piotra i Marcina Libickich, którzy

kraina bugu · zima 2012


33 Foto: Bartek Kosiński


Oblicza rzeki w swojej najnowszej publikacji „Dwory i pałace wiejskie na Mazowszu” poświęcają mu szczególnie dużo uwagi. Według historyków sztuki dwór w Sinołęce „należy do najciekawszych ziemiańskich siedzib wzniesionych z początkiem XX wieku na Mazowszu. Nie posiada żadnej historycznej cechy polskiego dworu i żadnej, która w powszechnej świadomości za taką mogłaby uchodzić, a jednak uznawany jest za realizację utrzymaną w szerokim nurcie stylu polskiego. (…) Motyw serialny z dużymi oknami przywołuje wspomnienie rezydencjonalnej

architektury angielskiej w subtelny sposób czerpiącej z klasycystycznego dziedzictwa szesnastowiecznych Włoch. Zresztą modernistyczny wyraz dworu w Sinołęce – brak dekoracji, proste formy, duże okna – wydaje się konsekwencją nawiązania do angielskiego country house – »domu wiejskiego« z początków XX wieku”.

Nie przedawkować marzeń — Prawdziwa przygoda z Sinołęką za­ częła się nie od dworu, a od spichlerza — zaznacza Dariusz Sutkowski. — Do­ wiedziałem się, że ten najstarszy we wsi

zabytek, pochodzący prawdopodobnie z XVII wieku, jest na sprzedaż. Konser­ wator jednak nie wyraził wówczas zgo­ dy na transakcję, uważając, że należy on do całego majątku, w skład którego wcho­ dzi pałac z początku XX wieku i starszy od niego o wiek dwór oraz zabytkowa kaplica Matki Boskiej Szkaplerznej. Jak kupować, to wszystko — śmieje się dziś pan Dariusz. Ale sprawa nie była taka prosta. Ówczesny właściciel majątku najpierw zgodził się na sprzedaż całości, a po roku wycofał się z transakcji. — Kiedy mi o tym powiedział, po­ czułem ukłucie w sercu. Zdążyłem już

Foto: Bartek Kosiński

34

kraina bugu · zima 2012


Jak kupować, to wszystko – pałac z początku XX wieku i starszy od niego o wiek dwór oraz zabytkową kaplicę Matki Boskiej Szkaplerznej i spichlerz z XVII wieku…

pokochać to miejsce i nie mogłem uwie­ rzyć, że nie będzie moje. Postanowiłem cierpliwie czekać. Przetrzymałem wła­ ściciela i w końcu nabyłem od niego mój pałaco­‑dwór oraz 300 ha ziemi, kaplicę i drewniany dworek, który mieści się tuż przy świątyni — podkreśla gospodarz Sinołęki, nie kryjąc dumy.

Dąbrowska w ogrodzie Sinołęka należała przed wojną do najlepiej prosperujących ośrodków sadowniczych w Polsce. Pod koniec lat 20. majątek liczył 654 ha, historia zatoczyła więc koło. Dziś Sinołęka jest w rękach największego producenta iglaków i krzewów ozdobnych, które podbijają zarówno zachodnie, jak i wschodnie rynki. Upodobali je sobie także Skandynawowie, którzy często bywają w szkółce państwa Sutkowskich i osobiście wybierają interesujące ich krzewy. A jest z czego wybierać. 300 ha upraw z niezliczoną ilością gatunków iglaków, które przez sześć lat, niczym w toskańskim krajobrazie, „dojrzewają” do sprzedaży. — Podjęliśmy trud przywrócenia nie tylko świetności architektonicznej i ogrodowej tego miejsca, lecz także pra­ gniemy ocalić od zapomnienia historię zapisaną pracą wielu pokoleń miesz­ kańców oraz przybywających do Sino­ łęki gości — mówi Iwona Sutkowska. A gości jest tu zatrzęsienie, podobnie jak u ostatnich przedwojennych właścicieli Sinołęki – dr. Władysława Filewicza i jego żony Marii z Buczyńskich. To dzięki Filewiczowi sława Sinołęki sięgała daleko poza granice Polski. Ten wybitny badacz, z wykształcenia doktor medycyny, znany był przede wszystkim jako lekarz drzew i znakomity sadownik. Na temat badań, które przeprowadzał w Sinołęce, dotyczących m.in. handlowych plantacji jabłoni i grusz oraz uprawy w surowym klimacie, wygłaszał referaty w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Niemczech, Skandynawii i w Rosji. W sinołęckim majątku gościli wybitni profesorowie, lekarze, artyści i pisarze oraz studenci SGGW, którzy pod okiem słynnego

profesora zgłębiali tajniki sadownictwa. Nauczycielka z miejscowej szkoły Michalina Zborowska tak wspominała ten okres w swoim pamiętniku: „Około roku 1932 widziałam we dworze panie Dąbrowską i Nałkowską. Każdą osobno. Nie rozmawiały ze mną, bo ja siedziałam przy stole z młodzieżą, to jest na szarym końcu. Pani Nałkowska rzadziej przyjeżdżała tu, natomiast częstym gościem na polowaniach był jej mąż Jan Tomasz Gorzechowski. Panią Dąbrowską pamiętam spacerującą po ogrodzie – malutką, szczuplutką, całą w bieli. Może właśnie tu myślała o losach swych bohaterów powieści »Noce i dnie«”.

Chlubne dziedzictwo Wojna zastała Filewiczów w Ameryce, skąd już do kraju nie powrócili. Majątek w Sinołęce przejęło państwo i utworzyło tu PGR. Do lat 90. w pałacu mieściła się siedziba Instytutu Sadownictwa SGGW. Potem zabytek kupił prywatny przedsiębiorca, który nie poczynił w nim większych zmian. Od niego pałac nabył Dariusz Sutkowski i przeznaczył go na prywatną rezydencję. Zanim zaczął go remontować, musiał doprowadzić do porządku urokliwą kaplicę pod wezwaniem Matki Boskiej Szkaplerznej, którą kupił wraz z majątkiem. To unikatowy zabytek sakralny na Mazowszu – jedyna świątynia w stylu barokowym, która zachowała wewnętrzny układ typowy dla gotyku. Według miejscowej legendy w tym przepięknym kościółku ukazała się Matka Boska. — Najpierw musiałem odrobaczyć świątynię, bo była niemiłosiernie ata­ kowana przez korniki — wspomina gospodarz. — Przez dwa tygodnie budynek był szczelnie oklejony specjalną taśmą, a w środku odbywało się gazowanie roba­ ków. Sam byłem ciekaw, jak to się wszyst­ ko uda — mówi pan Dariusz. — Po około dwóch tygodniach operacja została za­ kończona. Kiedy weszliśmy do środka, nie mogliśmy uwierzyć, że w drewnie siedzia­ ło tyle robactwa. U stóp figury św. Nepo­ mucena leżał stos martwych korników.

35


Oblicza rzeki

Foto: Bartek Kosiński

Zabytkowa kaplica Matki Boskiej Szkaplerznej w Sinołęce.

Podobnej operacji poddałem później inne rzeźby i obrazy z kościoła. Potem przyszła kolej na pałac. Nad renowacją zabytku pracowało ponad pięćdziesięciu robotników różnych specjalności. Wszystko odbywało się pod okiem konserwatora zabytków, by nie uchybić architektonicznym walorom tego obiektu i jego pierwotnemu przeznaczeniu. — Musieliśmy wzmocnić stropy nadwerężone ciężkim sprzętem labo­ ratoryjnym, który stał w górnych poko­ jach — opowiada właściciel obiektu. — Z zewnątrz nie zmieniliśmy zupełnie nic poza ogólnym odnowieniem pałacu. Natomiast środek dostosowaliśmy do na­ szych potrzeb. Nie umiem doliczyć się po­ koi, ale pamiętam, że podczas remontu każde pomieszczenie było numerowane i tych numerków było czterdzieści sześć — przyznaje pan Dariusz.

36

Urok chwili Gospodarz oprowadza po swoim domostwie urządzonym w klasycystycznym stylu, z ciężkimi meblami ze szlachetnego drzewa i kryształowymi żyrandolami. Całość przypomina siedziby oświeceniowych monarchów. Piwnica bogata w liczne korytarze i zimne groty kryje prawdziwe skarby. To w jednej z nich dojrzewają nalewki, specjalność pana Dariusza, których receptury nie zdradza, ale hojnie częstuje szlachetnym trunkiem. Jego ulubionym miejscem jest taras, gdzie każdego ranka o godzinie 7.00 przysiada na kawkę i papierosa. — Bez względu na pogodę — zaznacza. — Tu mieszka nam się naprawdę cu­ downie, i choć nie mamy czasu na nic, sta­ ramy się z żoną delektować każdą chwilą w naszym parku i ogrodzie. Nawet kiedy wracamy do domu grubo po północy, nie odmawiamy sobie spaceru. Nie miałem

pojęcia, ile tu jest sów! Ich pohukiwania w połączeniu z koncertem żab to napraw­ dę cudowne zjawisko. Odwiedzają nas też czaple, żurawie, sarny i zające, ale nie za­ wsze są to pożyteczne wizyty, bo czaple, niestety, połykają nasze karpie ze stawów — uśmiecha się pobłażliwie. A trzeba zaznaczyć, że karpie są tu pod szczególną ochroną. Codziennie o 16.00 gospodarze idą na mostek przerzucony nad stawem i karmią swoich ulubieńców. W jednej sekundzie do pokarmu rzuconego na wodę podpływają dziesiątki okazałych ryb – karpi koi. Pomarańcz ich łusek kontrastuje z różem wodnych lilii, które spokojnie dryfują u brzegu. — Pyta pani o szczęście? To jest nasze szczęście. Ta chwila spokoju, kiedy pa­ trzymy na wodę. Ta mgła, która się skrada pod sam dwór znad rzeczki tuż przy lesie. Ten jesienny deszcz, pachnący zawsze tak samo. Czy trzeba więcej? 

kraina bugu · zima 2012



Wywiad/Moje przestrzenie

zawód

kobieta specjalność

komediantka rozmawiała:

Justyna Franczuk 

zdjęcia:

Bartek Kosiński

O dzieciństwie naznaczonym stratą rodziców i wojną oraz sile, z jaką dzięki tym doświadczeniom wchodzi się w dorosłość. O sposobie na karaluchy, którymi są życiowe problemy. O kobiecej mądrości oraz recepcie na przejście przez życie z uśmiechem na twarzy rozmawiamy z Krystyną Sienkiewicz – kobietą o wielu talentach. ››Pani Krystyno, zacznijmy od początku, czyli przedszkola życia, jak często w wywiadach określa pani dzieciństwo. Zaczęło się ono w Ostrowi Mazowieckiej. ››W dowodzie mi zapisali, że tam właśnie się urodziłam, choć to był pewnie przypadek. Myślę, że z racji zawodu – mama była nauczycielką, a tata urzędnikiem – moi rodzice mieszkali w różnych wsiach kościelnych. W tamtym czasie to mogły być np. Zaręby Kościelne lub Wąsewo, bo tylko takie nazwy pamiętam. Rodząca mama musiała jechać ze mną do szpitala i padło właśnie na Ostrów Mazowiecką. Natomiast wróciłam do tego miasta na kilka miesięcy jako 7- lub 8‑letnia dziewczynka.

38

››Zanim jednak to się stało, doświadczyła pani dramatycznych przeżyć. ››Tak, zostałam po prostu sierotą. To był czas wojny, 1944 rok. Mojego tatę Niemcy wzięli do niewoli jako więźnia AK, trzymali go w różnych obozach, ostatni był w Oranienburgu, tam też go zamordowali. Mama została sama ze mną i z Rysiem, moim starszym bratem. Mieszkaliśmy we wsi Goworowo. Pewnego dnia mama dostała skrętu kiszek. Ze względu na zawieruchę wojenną i przepełnione wojskiem pociągi koleżankom mamy nie udało się dowieźć jej na czas do Warszawy do lekarza. Trafiła tam za późno i umarła na stole operacyjnym. ››Jak dwoje małych dzieci przyjęło tak okrutną wiadomość?

››Koleżanka, która odwoziła mamę, wróciła i powiedziała: „Wasza mama nie żyje”. Mieliśmy z Rysiem złamane serca i wielkie oczy, wciągnęliśmy powietrze, zaczęliśmy płakać, tupać nóżkami, tylko że to nic nam nie dawało, nie umieliśmy sobie z tym poradzić. ››Gdzie się państwo później znaleźli? ››Mnie początkowo wzięła na wychowanie koleżanka mamy Stefania Tarkowska. Rysia też ktoś na krótko przygarnął, ale potem trafił on do domu dziecka. Zamieszkałam z panią Tarkowską w Goworowie, które jednak nie było spokojne. Kiedy Niemcy mieli spotkać się tam z Rosjanami, zostałam odesłana do Ostrowi Mazowieckiej do ciotek mojej ówczesnej opiekunki, które mieszkały przy

kraina bugu · zima 2012


39


Moje przestrzenie ul. Słowackiego 1. To były trzy starsze kobiety: babcia Paszkowska, która w swoim domu miała księgarnię, oraz dwie mniej podstarzałe panie. Mieszkałam tam przez kilka miesięcy. To właśnie w Ostrowi widziałam pędzonych Niemców wziętych w niewolę, niemieckich wisielców. To straszne obrazki, ale – mimo iż ludzkie oczy robią tak dużo zdjęć – nie blakną one w dobrej pamięci. ››Czy w głowie zostały też jakieś zdjęcia z dobrymi obrazkami? ››Pamiętam kurę, z którą się zakolegowałam. Przychodziła do drzwi, siadała, a ja ją głaskałam. Dla mnie to jest zawsze wzruszające, jak w moich wspomnieniach są zwierzęta, bo bardzo je kocham. W mojej głowie została też historia ze świerzbem w roli głównej – dziś zabawna, choć wtedy to był dla mnie horror. Te trzy panie miały kuchnię z okapem i piecem chlebowym, więc jak zaraziłam się świerzbem, to one po upieczeniu chleba wsunęły mnie na desce do tego pieca, żeby zabić bakterie, które się na mnie zagnieździły. Ubrały mnie w koszulę dorosłej osoby, którą na końcu nóg zawiązały na supeł. Bardzo wrzeszczałam i pewnie ten świerzb minął mi ze strachu. Pamiętam wędrujących za chlebem ludzi, którzy przychodzili do babci Paszkowskiej i nocowali na pięknym ganku z kolorowymi szybkami i okrągłym zielonym piecem kaflowym. Od tamtej pory mam namiętność do pieców kaflowych. Jedni z tych piechurów mieli ze sobą cukier. Któraś z opiekujących się mną pań powiedziała do nich: „Z nami jest taka sierotka, dajcie jej trochę cukru”. Poszłam do nich strasznie zawstydzona, z blaszanym pudełkiem w ręku, na którym był obrazek murzynka z kawą, i powiedziałam: „Poproszę trochę cukru”, po czym dygnęłam, podziękowałam im i uciekłam. ››Takie słowa musiały panią bardzo ranić… ››Nie, ja byłam taką silną sierotką z różnymi zdolnościami plastycznymi i zaczęłam szyć lalki gałgankowe,

40

które babcia Paszkowska sprzedawała w swojej księgarni. Moje gałgankówny – jak je określałam – siedziały między Sienkiewiczem a Mickiewiczem. Zawsze dostawałam za te lalki zapłatę w towarze, chociażby w postaci jajek. ››Ostatecznie jednak swój dom, jeśli tak mogę powiedzieć, znalazła pani w Szczytnie. ››Po kilkumiesięcznym pobycie w Ostrowi wróciłam do Goworowa, które wtedy było już wyzwolone. Któregoś razu przyszła do mnie stryjeczna siostra mojego ojca, która przeżyła powstanie warszawskie i niemiecki obóz. Pamiętam, że miała na sobie łachmany i za duże buty, pożyczone zresztą. Ponieważ była wtedy bardzo ostra zima, nogi miała owinięte gazetami, co miało je chronić przed zmarznięciem. Powiedziała, że jak się zrobi cieplej, to zabierze mnie ze sobą do Szczytna. Tak się też stało. Rysia nie mogła zabrać, bo miała już małego synka i z trójką dzieci by sobie nie poradziła. W Szczytnie, w wieku 11, może 12 lat poszłam do gimnazjum. W ogóle to tak dziwnie ze mną było, bo najpierw byłam w pierwszej klasie, a potem w piątej. Dwa razy byłam natomiast w dziewiątej, bo z matematyki idiotką byłam kompletną, wiem tylko, ile jest dwa razy dwa. Potem powędrowałam do Łodzi do Liceum Sztuk Plastycznych, bo chciałam być blisko Rysia, który mieszkał wtedy w domu dziecka

Jak zaraziłam się świerzbem, to one po upieczeniu chleba wsunęły mnie na desce do tego pieca, żeby zabić bakterie, które się na mnie zagnieździły.

w Aleksandrowie. Maturę zrobiłam w wieku 15 lat. ››To bardzo wcześnie… ››U mnie wszystko było przedwcześnie. Jako 4‑latka umiałam już czytać, co miało wpływ na to, że wcześniej poszłam do pierwszej klasy. Natomiast jako 16‑latka studiowałam już na pierwszym roku warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. ››Każdy z nas ma jakieś pierwsze wspomnienie z życia. Jakie jest pani? ››Powiedziałam kiedyś do cioci, że pamiętam, jak z papieru zrobiłam dla Rysia grę w niebo, piekło, czyściec, raj. Ciotka była bardzo zdziwiona, że coś takiego zachowało się w mojej głowie, bo byłam wtedy 3‑letnim dzieckiem. Pamiętam też, jak w naszym domu wyglądała kuchnia i sypialnia, gdzie stały meble. ››A z którego okresu pochodzi opowieść o zamachu brata na pani życie? ››A to było, jak się urodziłam, tę historię znam jednak z opowieści ciotki. Rysio stanął z wielkim polanem nad moją kolebką i powiedział: „Smerda won z mojej luli”. Na szczęście darował mi życie, albo mama po prostu to zobaczyła i go powstrzymała. Ja w ogóle pamiętam bardzo mało rzeczy, ale jeśli już coś zostało w mojej głowie, to widzę to doskonale. Przecież jest tak, że to rodzice opowiadają nam, jacy byliśmy i co robiliśmy, kiedy byliśmy mali, a mi nie miał kto tego przekazać. Natomiast zadziwiające jest to, że w mojej głowie znalazłam wierszyk, który być może mówiłam kiedyś w szkole: „Wziął chłopczyk listek w rękę i na ziemię rzucił, a listeczek nieboraczek bardzo się zasmucił. Ty mną gardzisz – powiedział. Mną gardzić nie trzeba, bo ja też jak ty, chłopczyku, mam początek z nieba”. Myślę, że ten wierszyk tłumaczy, dlaczego jestem taka, jaka jestem. To jest moja filozofia. ››Jak duży wpływ na ukształtowanie pani charakteru miały te wszystkie wydarzenia? ››Dzięki nim okaktusiałam, mam grubą skórę i mocną psychikę. Nie byłam dziewczynką beksą, a od razu siłaczką.

kraina bugu · zima 2012


41


Ja przez sieroctwo bardzo zmądrzałam, może gdyby nie te doświadczenia, nie byłabym taka, jaka jestem? Wielu rzeczy nie pamiętam, bo nie wszystko dla małolata jest ważne w życiu. Może smutek jest ważny, a ja miałam go w oczach bardzo długo, zresztą chyba nadal mam. Starałam się natomiast tak wyszkolić, tak wykształcić, żeby te doświadczenia mieć w tym kufrze posagowym, którego nie dostałam ani po babci z Grodna, ani po rodzicach. To wszystko dało mi jednak wielką siłę do tego, aby zbudować sobie gniazdo, bo zawsze tego chciałam. Mogło być z patyczków, ale musiało być moje. Bardzo chciałam mieć zwierzęta, żeby zdobić to podwórko, na którym mieszkam. Ze swoim bratem stryjecznym, który też był sierotą, przyrzekliśmy sobie, że nie będziemy rodzić dzieci. Rysio je miał, dwójkę, jeden z nich to Kuba z Elektrycznych Gitar. Zawsze jak pokazuję Rysia na zdjęciu, to mówię, że to jest ojciec Elektrycznych

42

Gitar (śmiech). Wzięłam jednak dziecko na wychowanie. Dzieci i zwierzęta to jest uroda świata, a urody nigdy za dużo. ››Czy z tak przykrymi wspomnieniami można się pogodzić? ››Pogodzić można, ale nie da się ich polubić. Nigdy nie narzekałam, zawsze szłam do przodu. Tyle dostałam w kufrze tych zdolności, że łatwo mi było z nich korzystać. Los mi zresztą sprzyjał. Z jakiegoś podrzędnego gimnazjum dostałam się do liceum plastycznego, które skończyłam z wyróżnieniem i bez egzaminów dostałam się na ASP, którą również ukończyłam z nagrodą. W czasie studiów nawiązałam współpracę ze Studenckim Teatrem Satyryków. Moja pierwsza premiera to była „Szopa Betlejemska”, śpiewałam w niej w duecie z kolegą. Potem było dublowanie Giulietty Masiny, a za chwilę zrobiłam karierę (śmiech). ››Wróćmy jeszcze na chwilę do Ostrowi. Czy po latach zaglądała tam pani?

››Tak, pamiętam ją z późniejszych lat, kiedy zaczęłam być znana i jeździć z koncertami. Podczas jednej z takich wizyt namówiłam nawet mojego kolegę Janusza Budzyńskiego, aby poszedł ze mną na Słowackiego 1. Chciałam zobaczyć ten zielony piec, który ogrzewał mnie zimą w dzieciństwie, i liczyłam, że może uda mi się go kupić. Dom stał, jednak mieszkali w nim już inni ludzie. Kiedy wspomniałam o piecu, przytaknęli, że nadal jest, ale sprzedać mi go nie chcieli. ››Mimo tych wszystkich doświadczeń, słynie pani z optymistycznego podejścia do życia. ››To jest właśnie moja filozofia. Sposób na karalucha – polubić go. ››Pytanie tylko, czy każdego karalucha da się polubić. ››Skoro nie da się z nim nic zrobić, trzeba go polubić. Jak mamy w życiu coś, co nas uwiera, i nie możemy tego zlikwidować, to musimy to polubić, bo inaczej będziemy paskudnieli. Zrobimy się

kraina bugu · zima 2012


Moje przestrzenie – jak mówił Przybora – zdupiesiali, rozgoryczeni, zmarszczki na twarzy będą się nam układały nie tak jak trzeba. ››A jak to zrobić? ››Albo trzeba to wynieść z domu, albo trzeba zrobić ze sobą wiele zebrań i zapytać: „Marysiu, Krysiu, Walerio, co wolisz?”. Ja często mówię, że życie jest za karę. Od przedszkola po uniwersytety, od wiosny po zimę, taka szkoła życia i musimy się z tym pogodzić, tak zostaliśmy zaprogramowani. Jednak o tym, jak będzie na naszym prywatnym podwórku, decydujemy my sami. Trzeba zrobić taki porządek, tak dosmaczyć, ozdobić i wygładzić to podwórko, żeby się o coś nie potknąć i żeby było nam cudnie. ››Mądrość ludzka przez panią przemawia. ››Mnie się wydaje, że wszystkie kobiety są mądre. Kobieta to nie płeć, kobieta to zawód. W pewnych momentach życia jesteśmy bezradne, zawieszone nad drogą, majtamy nogami, nie wiemy, co zrobić, a potem trafia nam się męska gapa i zaczynamy za nią wkręcać korek, coś naprawiać. A zawód? Jeżeli kobieta rodzi dzieci, wychowuje je, gotuje, do tego ma być atrakcyjna w łóżku i musi umieć zreperować sobie różne rzeczy, to my jesteśmy niebiańskim, niesamowitym zawodem. ››Szkoda, że nie wszyscy mężczyźni to doceniają… ››Ale to oni wcześniej umierają, więc mamy też nagrodę (śmiech). ››Świadomie wybrała pani artystyczną drogę? ››To były moje namiętności od małego: malowanie, haftowanie, śpiewanie, uczenie się wierszyków, to wszystko jakoś nade mną zapanowało, przenosiło mnie w lepszy świat. Dziś też wchodzę do kąta, żeby namalować obraz czy coś napisać. Odpoczywam w ten sposób od gonitwy po Polsce i świecie. Wymyślam sobie temat i reżyseruję go w głowie. ››Może tymi talentami los wyrównał pani wszystko, co było złe? ››Może tak, bo tak już jest w życiu, że w jednej kieszeni mamy sól, a w drugiej

cukier. Musimy wiedzieć, jak to ze sobą połączyć, do której kieszeni częściej wsadzać rękę. ››Robi pani tak wiele rzeczy, natomiast pewnie 90 procent ludzi widzi w pani kabareciarza. ››Bo tak zaczynałam. Na początku był Studencki Teatr Satyryków, z którego przeszłam do Teatru Ateneum, aby znów wrócić do STS‑u, który w międzyczasie stał się zawodowym teatrem. Grałam tam też role dramatyczne, ale gorące pieniądze, nie pensyjne, zarabiałam na estradzie. To moja pasja, ja jestem taki świr sceniczny, więc nazbierałam dużo pięknych monologów, nawet dwa Tuwima, a potem to już dla mnie pisali. Lubię estradę, bo tam dostaję szybką i gorącą recenzję. ››Lepiej czuje się pani w komedii czy w dramacie? ››Tak samo dobrze w jednym i w drugim gatunku. Ja jestem komediantem lirycznym, a ten gatunek ma blisko siebie łzy i śmiech. ››W życiu też jest pani taką komediantką? ››Z zasady nie gram, choć czasem muszę udawać, że się cieszę, że ktoś nieproszony przyszedł (śmiech). Nie lubię natomiast sesji zdjęciowych, o czym zawsze muszę powiedzieć fotografowi, po czym pokornie zamieniam się w niewolnika. ››Jaka więc pani jest? ››Jestem pełna sprzeczności, wszystko jest we mnie pożenione: lenistwo

Tak już jest w życiu, że w jednej kieszeni mamy sól, a w drugiej cukier. Musimy wiedzieć, jak to ze sobą połączyć, do której kieszeni częściej wsadzać rękę.

z pracowitością, zadziorność z uległością, kobiecość z męskością. ››Mówi pani często: „Ja nie mam czasu się starzeć, ale nie mogę też więcej pracować”. Nie wygodniej byłoby jednak pójść na emeryturę i siedzieć w tym pięknym ogrodzie? ››Fuj, już bym była zmurszałą staruszką z pobożnymi piersiami, które padają na kolana, a ja chcę mieć piersi na miejscu. ››Jak kształtują się zatem najbliższe plany zawodowe kobiety pracującej? ››Kończę właśnie książkę „Cacko”. Będzie ona opowiadała o moim domu, o mojej wyobraźni, o życiu. Nie piszę o swoich facetach, bo to jest moje tajniaczenie się, wystarczy, że ja wiem, z jakimi wielkimi i fantastycznymi osobowościami byłam, oni mi do reklamy nie są potrzebni. Natomiast wspominam o swoich dwóch małżeństwach, bo ja tak się umniejszam w wywiadach, że ludzie myślą, że jestem garbatą starą panną, a ja byłam dosyć rozszalałą dziewczynką (śmiech). Książka jest gęsto ilustrowana zdjęciami, chcę, żeby miała tzw. sekrety, czyli zagięte rogi, na których będą moje filozofie, takie życiowe transparenty. No i będą w niej przepisy na różne pyszne rzeczy. ››A projekty teatralne? ››Pracuję nad sztuką „Harold i Matylda”, która na pewno będzie wystawiana w Warszawie. Chciałabym zaśpiewać w niej cztery piosenki Agnieszki Osieckiej z przełomu lat 50. i 60. Chcę te piosenki przypomnieć tym, którzy je słyszeli, i pokazać je takim młodym ludziom jak pani. ››Pani Krystyno, wywiad ukaże się w okresie bożonarodzeniowym, muszę więc spytać, jak podchodzi pani do tych świąt. ››Są one dla mnie nieludzko ważne. Spędzam je zawsze w domu w towarzystwie wielu osób, co roku mam inną dekorację, którą sama robię, potrawy przygotowują zaś moje dwa skarby Luba i Luda, które przyjeżdżają do mnie aż z Ukrainy. Święta są u mnie zawsze udane i bardzo smaczne. Dbam o to, żeby zawsze były odtworzone

43


Moje przestrzenie

tradycyjne polskie potrawy, które pamiętam z dzieciństwa. Na pasterkę nie chodzę, kolęd nie śpiewam, bo jak się ktoś będzie przy mnie darł i fałszował, to ja go pogryzę. Jako dziecko byłam posyłana do kościoła przez ciocię Ninę, mdlałam jednak, jak wokół było dużo ludzi, więc to mnie od obowiązku kościelnego zwalniało. Zawsze też stawałam przy takiej osobie, która – jak była modlitwa – mówiła „musie za nami, musie za nami, musie za nami”, i ja się wtedy tak śmiałam, że mnie wyrzucali. Jak coś takiego słyszę, to recenzent się we mnie odzywa i wychodzą na wierzch moje paskudne cechy, które niekoniecznie powinnam pokazywać w kościele. ››No tak, w pani przypadku to nawet opowieść o świętach jest przesycona humorem.

44

››O, sporo było takich historii. Jest też zabawna opowieść z okresu mojego drugiego małżeństwa, które co prawda było nieudane, ale w domu zawsze było spokojnie. Warto było jednak wyjść za mąż dla mojej adoptowanej córki Julki, żeby miała mamusię,

Życie jest niezdrowe, więc lecz je śmiechem, a w razie potrzeby skontaktuj się z Sienkiewiczem albo najbliższym farmaceutą.

tatusia i babcię, a muszę podkreślić, że dla mnie babcia była potworna. Gdyby wystawiano sztukę o Czerwonym Kapturku, to ona grałaby wilka (śmiech). Pewnego roku doszłam do wniosku, że kolejnej Wigilii nie dam rady z nią spędzić, postanowiliśmy więc jechać do przyjaciół do Wrocławia. Julka dostała ode mnie w prezencie wielką lalę, którą chciała zabrać do samolotu. To było w stanie wojennym, na lotnisku ubecja rozpruła i przegrzebała nam tę lalkę, po czym pracownicy LOT‑u, rozejrzawszy się uprzednio po poczekalni, stwierdzili, że jest nas za mało i odwołali lot. Pojechaliśmy więc taksówką na Dworzec Centralny, a potem pociągiem do Wrocławia. Miałam ze sobą różne wódeczki, upiłam cały wagon (śmiech). Przyszedł nawet jakiś pan, który poprosił mnie o rękę, ale powiedziałam, żeby prosił o nią tego pana, który siedzi obok, czyli mojego męża. Na Wigilię dotarliśmy o drugiej w nocy. ››Sylwestry bywały równie zabawne? ››O tak, jednego spędziłam nawet na dworze. Każdy sylwester jest nieprzyjemny dla ucha, bo mężczyźni mają swoje głośne zabawki, co jest potworne także dla zwierząt. Tamtego roku race wybuchały nawet nad moim ogrodem, więc pomyślałam, że psy wyprowadzę na ulicę. To było nad ranem, kiedy pijaki popadały, pewnie gdzieś około 4.00. Wyszłyśmy z gosposią i z psami, furtka zatrzasnęła się i zostałyśmy na dworze. Ja ubrana wieczorowo, ale w kapciach. Parodia. Na szczęście drogą szła jakaś nastolatka i poprosiłam ją, aby przeskoczyła przez furtkę i nam ją otworzyła. Gdyby nie poczucie humoru, to bym zwariowała. ››Proszę o piękną puentę w postaci przepisu na szczęście od szczęśliwej kobiety. ››Każdy powinien wiedzieć, że naszym zdrowiem jest śmiech. Życie jest niezdrowe, więc lecz je śmiechem, a w razie potrzeby skontaktuj się z Sienkiewiczem albo najbliższym farmaceutą. 

kraina bugu · zima 2012


za

Z grubsza rzecz ujmując, Mazowsze zabytkami stoi. Większość z nich to kościoły, pałace i dwory, niemniej jednak znajdzie się wśród nich kilka perełek wykraczających poza ten sztywny podział. Sfera sacrum jest bardzo ważna dla Mazow‑ szan, nic więc dziwnego, że znajdują się tu dziesiątki kościołów, w których warto za‑ trzymać się choć na chwilę. Wśród nich szcze‑ gólnie godne polecenia są te wybudowane w konkretnym stylu architektonicznym. I tak można podziwiać kościoły w stylach neogo‑ tyckim, barokowym, renesansowym i klasy‑ cystycznym. Z innych budowli sakralnych na uwagę zasługują Bazylika Mniejsza pw. NMP i śś. Piotra i Pawła oraz kościół ewan‑ gelicko‑augsburski z 1837 r. w Węgrowie, a także wybudowana ok. 1830 r. kaplica cmentarna pw. św. Zofii oraz zespół klasztor‑ ny w Zarębach Kościelnych (1765–1774) w po‑ wiecie ostrowskim. Dopełnieniem religijnych zabytków jest niewątpliwie XVII‑wieczny ob‑ raz Matki Boskiej z Dzieciątkiem w Kosowie Lackim (powiat sokołowski) – jeden z najcen‑ niejszych zabytków ruchomych. Udając się na wycieczkę po północno­ ‑wschodniej części województwa mazo‑ wieckiego, koniecznie trzeba odwiedzić stare mury, kryjące w sobie niekiedy zawiłą histo‑ rię. W wielu przypadkach z dawnych budow‑ li pozostały tylko ruiny, choć one też mają swoją magię, ale są i takie, które nadal świe‑ cą blaskiem. I tak dla przykładu w powiecie łosickim warto zobaczyć pałac w Ruskowie, klasycystyczny dworek w Kownatach i zespół dworski w Dziadkowskich. XIX‑wieczny ze‑ spół pałacowo‑parkowy w Korczewie, neo‑ renesansowy pałac z 1875 r. w Stoku Lackim i XIX‑wieczny dworek zwany „Reymontówką” w Chlewiskach to z kolei niektóre atrakcje powiatu siedleckiego. Dużo do powiedzenia ma w tej kwestii powiat węgrowski, na tere‑ nie którego ulokowane są m.in.: zespół dwor‑ ski w Baczkach, drewniany dwór z XVIII w. w Paplinie oraz zespół pałacowy i park krajo‑ brazowy z XIX w. w Łochowie. W gminie Brok (powiat ostrowski) przy okazji chodzenia po ruinach pałacu biskupów płockich można podziwiać Bug, bowiem leżą one na wysokim brzegu rzeki. Obfity w budowle sprzed lat jest Sfinansowano ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego

też powiat sokołowski. Można w nim obej‑ rzeć chociażby ośrodek pałacowo‑parkowy w Petrykozach, zespół pałacowo‑parkowy w Ceranowie czy barokowo‑klasycystyczną rezydencję magnacką w Sterdyni. Przygodę z architekturą, w której czasem straszą du‑ chy, zakończmy w powiecie wyszkowskim, odwiedzając zespół dworski z XVIII w. we wsi Głuchy, w którym urodził się Cyprian Kamil Norwid, zespół pałacowy w Kręgach z XIX w. oraz pałac z XVIII w. i plebanię z 1838 r. w Po‑ powie Kościelnym. Na kościołach i dworach atrakcje Ma‑ zowsza się jednak nie kończą. Ciekawostką turystyczną powiatu sokołowskiego są bez wątpienia dwa muzea: Muzeum – Skansen Ziemi Sokołowskiej oraz Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince. Jeśli chcemy zobaczyć, jak wyglądała osada flisacka, to koniecznie trzeba się udać do Muzeum Etnograficzno‑Historycznego w Kamień‑ czyku w powiecie wyszkowskim, a potem do Jasieńca w celu zobaczenia drewnianego domu z połowy XVIII w. W powiecie łosickim można podziwiać oficynę zwaną Kasztelem w Klimczycach. Powiat siedlecki kusi cudow‑ nym źródełkiem w Budziszynie i zabytko‑ wym ratuszem miejskim zwanym „Jackiem”, zaś powiat węgrowski zespołem budynków, w skład których wchodzą: kościół, klasztor i zabudowania browaru, oraz Domem Gdań‑ skim w Węgrowie, wczesnośredniowiecz‑ nym grodziskiem położonym między wsiami Wyszków i Grodzisk oraz Muzeum Zbrojowni na Zamku w Liwie. Zabytkowe budynki ratu‑ sza miejskiego (1927), liceum ogólnokształ‑ cącego (1923–1928), biblioteki publicznej (początek XIX w.) znajdziemy w Ostrowi Ma‑ zowieckiej, a dopełnieniem atrakcji powiatu ostrowskiego są zespół koszarowy w Komo‑ rowie (1890–1894) oraz Muzeum Lat Dziecię‑ cych Prymasa Tysiąclecia w Zuzeli. To tylko niektóre atrakcje północno‑wschodniego Mazowsza. Żeby jednak odkryć wszystkie, trzeba tu po prostu przyjechać. ◆

www.mazovia.pl materiał promocyjny

a

czas na Mazowsze

asz

ws

ie M a z o w s z e

Na

odn

pr

czas na weekend

ch


turystyka/Punkt docelowy

cały świat to jeden wielki

Chełm tekst:

Zbigniew Lubaszewski

Chełm, jeden z głównych ośrodków wschodniej Lubelszczyzny, to miasto o niezwykle ciekawej historii i interesujących zabytkach. Z racji usytuowania podlegało ono różnorodnym wpływom kulturowym. Przez wieki zamieszkane było przez Polaków, Ukraińców i Żydów, ludność wielobarwną etnicznie i religijnie. Losy tej społeczności, funkcjonującej w obliczu wielu innych dramatycznych wydarzeń, odcisnęły piętno na charakterze miasta, widocznym w licznych materialnych śladach oraz wyjątkowym klimacie. 46

kraina bugu · zima 2012


W

początkach swych dziejów rozłożony na zboczu malowniczego wzgórza Chełm, zawdzięczający nazwę starosłowiańskiemu określeniu wzniesienia, funkcjonował jako gród na pograniczu zachodniej i wschodniej Słowiańszczyzny. Podlegając zwierzchnictwu Polski lub Rusi Kijowskiej, prawdopodobnie dzielił losy tzw. Grodów Czerwieńskich, o które walczyli: Włodzimierz Wielki, Bolesław Chrobry, Jarosław Mądry i Bolesław Śmiały. W XIII w., kiedy ziemia chełmska weszła w skład Księstwa Halicko‑Włodzimierskiego, miasto stało się siedzibą najwybitniejszego władcy tego państwa, księcia Daniela Romanowicza. Na potrzeby księcia, w 1253 r. uhonorowanego przez papieża tytułem króla Rusi, powstał kompleks monumentalnych budowli z zamkiem i licznymi świątyniami. U podnóża Góry Chełmskiej powstały również zalążki przyszłego miasta.

Pod koniec XIV w., po licznych wojnach ziemia chełmska została włączona w skład państwa polskiego, a w 1392 r. Chełm został lokowany na prawie magdeburskim przez króla Władysława Jagiełłę. W państwie polskim Chełm spełniał rolę ważnego ośrodka administracji kościelnej i świeckiej. Był siedzibą biskupa rzymskokatolickiego oraz utworzonego w XIII w. biskupstwa prawosławnego, przekształconego po unii brzeskiej w biskupstwo unickie. Wchodząc w skład województwa ruskiego, ziemia chełmska posiadała rozbudowaną hierarchię urzędów ziemskich oraz reprezentację w sejmie walnym. Rozwój miasta hamowały liczne wojny, szczególnie z połowy XVII w., oraz dramatyczne wydarzenia związane z upadkiem państwa polskiego pod koniec XVIII w. Ich symbolem jest bitwa stoczona 8 czerwca 1794 r., w której wojska insurekcji kościuszkowskiej zostały pokonane przez oddziały rosyjskie.

W czasach zaborów ziemia chełmska była miejscem męczeństwa unitów i walk w okresie powstania styczniowego. Po odzyskaniu niepodległości Chełm, będąc ponad 20‑tysięcznym miastem powiatowym, był znaczącym ośrodkiem przemysłu i handlu. Liczne organizacje polityczne i społeczne, funkcjonujące w ramach wielojęzycznej społeczności, czyniły z niego również ważny ośrodek kultury polskiej, żydowskiej i ukraińskiej. Cały ten malowniczy świat uległ zagładzie w okresie II wojny światowej, która przyniosła eksterminację ludności żydowskiej, wymordowanej w zasadniczej części w obozie zagłady w Sobiborze, oraz przesiedlenia ludności ukraińskiej.

Zabytki górują nad miastem Pozostałością po bogatej przeszłości Chełma są liczne zabytki, wśród których szczególne miejsce zajmują obiekty na Górze Chełmskiej, będącej centralnym punktem miasta. Znajduje

47


Punkt docelowy

1

polecamy Międzynarodowe Spotkania Chóralne termin: kwiecień

Impreza cykliczna, której punktem głównym jest koncert galowy. Biorą w nim udział chóry z róż‑ nych krajów. To prawdziwa gratka dla koneserów muzyki z wyższej półki. www.chdk.chelm.pl

Zaduszki jazzowe termin: listopad

Koncerty znakomitych artystów, którzy w listopa‑ dzie goszczą w Chełmie, to ważne wydarzenie nie tylko dla fanów jazzu. Atmosfera panująca na koncertach wprowadza w świat refleksji i zadumy, jakże pożądany w tym szczególnym miesiącu. www.chdk.chelm.pl

48

się tutaj olbrzymie grodzisko, zwane Wysoką Górką, kryjące pozostałości zamku księcia Daniela Romanowicza. W XIX w. na szczycie wzniesienia wybudowano cerkiew pw. śś. Cyryla i Metodego, którą zburzono w okresie międzywojennym. Obecnie znajduje się tam kopiec zwieńczony drewnianym krzyżem. Centralne miejsce Góry Chełmskiej zajmuje późnobarokowa bazylika pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Już w XIII w. w tym miejscu Daniel Romanowicz ufundował cerkiew Bogurodzicy, służącą biskupom prawosławnym i unickim. Obecny obiekt powstał w latach 1735– 1756, zaprojektował go Paweł Fontana, a pracami budowlanymi kierował Tomasz Rezler. 15 września 1765 r. świątynia była miejscem koronacji cudownego obrazu Matki Boskiej Chełmskiej. Po likwidacji unii przez władze carskie w 1875 r. kościół gruntownie przekształcono, nadając mu charakter bizantyjsko‑cerkiewny i zamieniając na sobór prawosławny. W 1919 r. świątynię przekazano katolikom, a opiekę nad nią początkowo sprawowali jezuici. W 1931 r. powołano parafię Mariacką. Mimo zatarcia wielu pierwotnych elementów, budynek nadal stanowi niezwykle cenny zabytek architektoniczny. Bazylika jest również starym sanktuarium maryjnym, powstałym w oparciu o kult obrazu Matki Boskiej Chełmskiej. Oryginał ikony został wywieziony przez Rosjan w 1915 r. i obecnie jest

przechowywany w Łucku na Ukrainie. Od okresu międzywojennego w Chełmie znajduje się jedynie replika obrazu. Sama bazylika to jednak nie wszystko. Otacza ją wianuszek budynków, wśród których uwagę zwraca pochodzącą z 1616 r. barokowa Brama Uściłuska, wkomponowana w ciąg budynków powstałych w XVII i XVIII w. Od zachodu łączy się z nimi Pałac Biskupów Unickich, zbudowany na początku XVIII w. Klasycystyczna budowla została rozbudowana w XIX w. i od południa była otoczona ogrodami biskupimi. Na północ od bazyliki usytuowany jest klasztor Bazylianów, wzniesiony w latach 1640–1649, a na zachód od niego budynek z 1904 r. Chełmskiego Prawosławnego Bractwa Bogurodzicy, organizacji powstałej pod koniec XIX w. w celu wspierania prawosławia ziemi chełmskiej. Obok znajduje się wzniesiona przed 1878 r. dzwonnica, mająca pierwotnie charakter bizantyjsko­‑prawosławny. Przebudowana w okresie międzywojennym stanowi obecnie integralną część zespołu katedralnego, przyciągając turystów tarasem widokowym, z którego można podziwiać panoramę miasta i okolic.

Serce miasta bije w rynku Na zachód od Góry Chełmskiej rozciąga się najstarsza część miasta. U podnóża wzniesienia położone

kraina bugu · zima 2012


Na stronie otwierającej: Panorama rynku im. dr. Edwarda Łuczkowskiego. Foto: Michał Rząca

1. Widok na ulicę Lubelską. Foto: Grzegorz Chwesiuk/fotomotyw.pl

2. Późnobarokowy kościół parafialny pw. Rozesłania Świętych Apostołów. Foto: Michał Rząca

polecamy Festiwal Trzech Kultur we Włodawie termin: październik

2

są zabudowania powstałego w XVIII w. unickiego seminarium duchownego oraz cerkiew pw. św. Mikołaja, ufundowana w połowie XVIII w. Budowlę wzniesiono w stylu barokowym na planie kwadratu. Po likwidacji unii służyła ona jako cerkiew prawosławna, a obecnie wykorzystywana jest przez Muzeum Ziemi Chełmskiej im. Wiktora Ambroziewicza. Budynki seminaryjne, powstałe w XVIII i XIX w., w okresie międzywojennym mieściły Seminarium Nauczycielskie Żeńskie, kierowane przez wybitną pedagog dr Jadwigę Młodowską. Centralnym miejscem dawnego Chełma był rynek, noszący obecnie imię znanego chełmskiego społecznika dr. Edwarda Łuczkowskiego. Znajdują się tam pozostałości dawnego XV‑wiecznego ratusza, zniszczonego przez liczne wojny i pożary, rozebranego ostatecznie w 1848 r. Jego miejsce zajął kompleks sklepików żydowskich, zwany potocznie Okrąglakiem, który istniał do II wojny światowej. Ponadto na rynku znajdują się zrekonstruowana studnia miejska, pomnik poległych za ojczyznę oraz pochodzący z początków XX w. drewniany kiosk, własność żydowskiego kupca Mejera Dobkowskiego. W sąsiedztwie rynku usytuowane są dwa obiekty, będące świadectwem wielokulturowej przeszłości miasta. Przy ul. Kopernika 8 znajduje się pochodząca z początków XX w. synagoga, jeden

z nielicznych śladów po dawnej gminie żydowskiej. Żydzi osiedlali się w mieście już w późnym średniowieczu, stając się z czasem najliczniejszą częścią społeczności chełmskiej. Miasto dosyć mocno zakorzeniło się w kulturze żydowskiej, czego wyrazem są popularne do dzisiaj anegdoty i opowieści o mędrcach chełmskich. Główna synagoga – powstała na gruntach klasztoru Dominikanów – usytuowana była niegdyś na rogu ulic Krzywej i Szkolnej, uległa jednak zniszczeniu w okresie II wojny światowej. Do dzisiaj przetrwała natomiast tzw. synagoga mała, którą zbudowano w latach 1912–1914. Drugim interesującym obiektem w tym rejonie jest cerkiew pw. św. Jana Teologa, wzniesiona w latach 1846–1850 przez rząd carski na potrzeby garnizonu rosyjskiego. Wybudowana w stylu klasycystycznym świątynia służy obecnie chełmskiej parafii prawosławnej.

Kościoły, podziemia i duch Bieluch Najcenniejszym obiektem zabytkowym Chełma jest późnobarokowy kościół parafialny pw. Rozesłania Świętych Apostołów. Pierwszą świątynię w tym miejscu ufundował król Władysław Jagiełło z okazji zwycięstwa pod Grunwaldem, w którym uczestniczyło rycerstwo ziemi chełmskiej. Po jej spaleniu w 1585 r. kolejną świątynię wybudowano staraniem starosty chełmskiego Jana Łaszcza. Obecnie

To wyjątkowe trzy dni na obcowanie z trzema kulturami: prawosławiem, judaizmem i katolicyzmem, które tworzą historię Wło‑ dawy. To czas na kiermasze sztuki ludowej, wystawy, warsztaty, koncerty i spotkania ze znanymi osobowościami. www.ftk‑wlodawa.pl

Jarmark Hetmański w Zamościu termin: czerwiec

Dwudniowa impreza, która przyciąga twórców ludowych oraz miłośników ich twórczości z całej Polski. Na jarmarku można także zapoznać się z ginącymi za‑ wodami oraz posmakować regionalnych potraw, które biorą udział w konkursie Smaki Zamościa i Roztocza. www.zdk.zamosc.pl

Międzynarodowe Poleskie Lato z Folklorem we Włodawie termin: lipiec

Od ponad 20 lat Włodawa staje się na kilka lipcowych dni stolicą międzynarodo‑ wego folkloru. Na miej‑ skich scenach królują najlepsze zespoły, łącząc ludzi z różnych kultur rado‑ sną muzyczną nutą. www.wdk.wlodawa.pl

49


Punkt docelowy 1. Kopiec zwieńczony krzyżem na Wysokiej Górce. Foto: Michał Rząca

2. Bazylika pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Foto: Michał Rząca

3. Koncert podczas Międzynarodowego Festiwalu Rockowego ,,Chełmstock”. Foto: Grzegorz Chwesiuk/fotomotyw.pl

4. Noc Kultury. Foto: Grzegorz Chwesiuk/fotomotyw.pl

5. Kamienice przy rynku im. dr. Edwarda Łuczkowskiego. Foto: Grzegorz Chwesiuk/fotomotyw.pl

w okolicy 1

2

3

Pałac Zamojskich w Zamościu Powstały w latach 1579–1586, od tego czasu wielokrotnie przebudo‑ wywany. Stoi przed nim pomnik założyciela miasta Jana Zamoyskiego.

Katedra Zamojska Obok kamienic i synagogi jest synonimem miasta jako perły renesansu. Zaprojektował ją Bernardo Mirando, była podzięko‑ waniem hetmana Jana Zamoyskiego za liczne zwycięstwa, jakie były jego udziałem.

Zespół Synagogalny we Włodawie Składa się na niego Wielka Synagoga (swoją siedzibę ma tu Muzeum Pojezierza Łęczyńsko‑Włodawskiego), Mała Synagoga oraz Dom Pokahalny.

4 5

Cerkiew pw. Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny w Hrubieszowie To jedna z nielicznych ciągle czynnych cerkwi w regionie. Jej unika‑ towość polega na tym, że to jedyna zachowana tego typu budowla z trzynastoma ­kopułami.

50

kraina bugu · zima 2012


miało miejsce już w średniowieczu. Masową eksploatację przerwano w XIX w., kiedy wydrążone chodniki zagrażały bezpieczeństwu mieszkańców. Po przystosowaniu w latach 70. XX w. wybranych fragmentów korytarzy do potrzeb turystycznych podziemia stanowią dzisiaj atrakcję miasta, przyciągając licznych turystów z kraju i zagranicy. Obok prawie dwukilometrowej trasy w podziemiach można obejrzeć ekspozycje archeologiczno­ ‑geologiczne oraz spotkać legendarnego ducha Bielucha. Na południe od zespołu popijarskiego znajduje się kompleks budynków klasztoru Reformatów, złożony z kościoła pw. św. Andrzeja Apostoła i dawnych zabudowań klasztornych. Zakonnicy zostali sprowadzeni do Chełma w XVIII w. W 1750 r. konsekrowano kościół, którego projekt stworzył również Paweł Fontana, a fundatorami byli Andrzej i Marianna z Radzymińskich Wolscy. Barokowa świątynia po likwidacji klasztoru przez władze rosyjskie w 1864 r. została zamieniona na cerkiew prawosławną pw. św. Barbary. W posiadanie zakonników powróciła ostatecznie po II wojnie światowej. Budynki klasztorne zostały rozbudowane i w 1866 r. rozpoczęła w nich działalność Żeńska Chełmska Szkoła Greckounicka. Po likwidacji unii nadano jej charakter prawosławny i imię cesarzowej Marii Fiodorownej, żony Aleksandra III, dlatego też często określana była mianem Instytutu Maryjskiego. W okresie I wojny światowej umieszczono tutaj Seminarium Nauczycielskie Męskie, a po II wojnie światowej kolejne placówki oświatowe.

Wzdłuż zabytkowej ulicy Obok pięknych barokowych świątyń w Chełmie można spotkać obiekty zabytkowe z późniejszych epok. Górna część ul. Lubelskiej posiada interesującą zabudowę z XIX w. W budynku nr 10 funkcjonowała drukarnia i skład materiałów piśmiennych Majera Josefa Bronfelda, w której wydawano słynny miesięcznik literacki „Kamena”.

REKLAMA

istniejący obiekt powstał w latach 1753–1763 i należy do najpiękniejszych budowli zabytkowych Lubelszczyzny. Wśród jego fundatorów wymienia się hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego oraz Mariannę z Radzymińskich Wolską. Projekt świątyni stworzył Paweł Fontana i to właśnie chełmski kościół uznawany jest za jego najwybitniejsze dzieło. Budową kierował Tomasz Rezler, a na wystrój wnętrza składają się rzeźby i elementy drewniane autorstwa Michała Filewicza, obrazy Szymona Czechowicza oraz polichromia Józefa Mayera. Niezwykle piękna bryła kościoła, którego ośmioboczny korpus uzupełniają dwie wieże usytuowane w narożnikach fasady, do dzisiaj zachwyca kształtem, a wnętrze świątyni przyciąga bogactwem zdobień i wystroju. W lożach świątyni funkcjonuje utworzone w 2009 r. Muzeum Parafialne. Obok znajduje się dawne kolegium pijarów, powstałe w pierwszej połowie XVIII w. Zakonnicy zostali sprowadzeni do Chełma w 1667 r. przez sufragana chełmskiego Mikołaja Świrskiego. Stworzona przez nich szkoła w czasach Komisji Edukacji Narodowej uzyskała status podwydziałowej i zatrudniała wybitnych pedagogów, w tym Samuela Chróścikowskiego, autora pierwszego polskiego podręcznika z fizyki. Po kasacie zakonu w budynku funkcjonowało gimnazjum rosyjskie, a w okresie międzywojennym swoją siedzibę miały tu władze miasta i powiatu oraz szkoła powszechna. Obecnie budynek wykorzystuje parafia oraz Muzeum Ziemi Chełmskiej. Znajduje się tam dyrekcja placówki oraz „Galeria 72”, gromadząca nowoczesne malarstwo konstruktywistyczne. Chełmskie zbiory tego nurtu należą do największych w Europie. Nieopodal dawnego kolegium pijarów znajduje się wejście do zabytkowej kopalni kredy, która jest wyjątkowym obiektem w skali kraju. Labirynt tajemniczych chodników został wykuty w pokładach kredy, której złoża zalegają obficie pod powierzchnią miasta. Wydobycie kredy do celów gospodarczych


Punkt docelowy 1. Chełmskie podziemia kredowe. Korytarze zabytkowej kopalni kredy. Foto: Michał Rząca 2. Noc Kultury na chełmskim rynku. Foto: Grzegorz Chwesiuk/fotomotyw.pl

1 2

REKLAMA

Przy Lubelskiej 27 stoi efektowna kamienica, własność żydowskiej rodziny Kupferów. Mieścił się w niej Hotel Słowiański, jeden z pierwszych hoteli w Chełmie. Pod nr. 63 znajduje się natomiast neorenesansowa budowla, zwana popularnie Magistratem, powstała w latach 1926–1927 z inicjatywy chełmskiego samorządu. Zaplanowana jako dom dochodowy była jedyną tego rodzaju inwestycją na obszarze województwa lubelskiego, powstałą w okresie międzywojennym. Magistrat składa się z dwóch skrzydeł. Część usytuowana przy ul. Lubelskiej, którą rozbudowano w latach 70., do dzisiaj pełni rolę siedziby władz miasta. Skrzydło położone przy ul. Strażackiej zostało zaplanowane na teatr miejski, ostatecznie wykorzystywane jako kino. Przy ul. Pocztowej znajduje się secesyjno‑eklektyczna kamienica chełmskiego przedsiębiorcy inż. Wilhelma Kretzschmara (a następnie Franciszka Gassnera) z początków XX w. Nieopodal położony jest efektowny budynek rosyjskiej Chełmskiej Szkoły Technicznej, obecnie siedziba Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. W zachodniej części miasta przy ul. Lubelskiej znajduje się powstały pod koniec XIX w. kompleks zabudowań koszarowych z dawną cerkwią garnizonową, obecnie kościołem pw. św. Kazimierza. W tym samym rejonie przy ul. Szpitalnej na początku XX w. miała powstać dzielnica gubernialna, jednak wybuch I wojny światowej uniemożliwił realizację tych planów. Z czasem zdołano jedynie wykończyć urząd gubernialny oraz pałac gubernatora, do dzisiaj wykorzystywane przez szpital i Medyczne Studium Zawodowe. Ciekawy obiekt znajduje się także we wschodniej części miasta. Jest nim osiedle kolejowe „Dyrekcja” stworzone w okresie międzywojennym w ramach rozbudowy miasta w związku z planami przeniesienia Dyrekcji PKP z Radomia. Malownicza historia i wyjątkowe obiekty zabytkowe sprawiają, że Chełm to jedno z najciekawszych miast Lubelszczyzny. Wprawdzie dramatyczne dzieje i przemiany cywilizacyjne zmieniły jego kształt i oblicze, jednak przybywających tutaj turystów jak przed wiekami wita monumentalna Góra Chełmska, a w zaułkach pobrzmiewa pamięć o żydowskich mędrcach, dla których „Cały świat to jeden wielki Chełm”. 

kraina bugu · zima 2012


Punkt docelowy/informator

Chełm informator

a

15

a

Pijar sk

Podwalna

16

1 . P uł

8

Wysoka Górka

6

op

a ojsk

irak

lecka Sied

ów

a

Syb

Zam

.P

2

3

a

ks

1

lsk

tów

4

be

Partyzan

5

Lu

wsk

w żeró

9 10

Rynek dr E. Łuczkowskiego Lubelska Uścił ugsk a Uściługsk Pocztow a a

Pocz towa Lwo

wole k u Sz

7

ieł

us

zki

a

Lwow sk

ka ż ac Str a

18

ck

oł a

ja

ma

1112

13

ik

for

Krzywa

.M

Re

17

Jadwigi Młodo w skiej św

Lub elsk a

Wąska

14

Kope rn ik

Mi cki ew

ska G dań

21

ie

nk

Si e

icz a

~1,5km

a

a icz ow rut Na

22

CHEŁM

Czarnieckiego

wicza

19

Lub

20

els

ka

Partyzantów

Legenda

1 Bazylika pw. Narodzenia NMP z połowy XVIII w. 2 Barokowa Brama Uściłuska 3 Pałac Biskupów Unickich z początku XVIII w. 4 Klasztor bazylianów 5 Budynek Chełmskiego Prawosławnego Bractwa Bogurodzicy 6 Dzwonnica z tarasem widokowym 7 Zabudowania unickiego seminarium duchownego z XVIII w. 8 Cerkiew pw. św. Mikołaja 9 Rynek im. dr. E. Łuczkowskiego 10 Pozostałości dawnego XV-wiecznego ratusza 11 Drewniany kiosk datowany na początek XX w. 12 Pomnik Poległych za Ojczyznę 13 Synagoga Mała 14 Cerkiew pw. św. Jana Teologa 15 Późnobarokowy kościół parafialny pw. Rozesłania Świętych Apostołów 16 Muzeum Ziemi Chełmskiej oraz „Galeria 72” 17 Chełmskie Podziemia Kredowe 18 Kompleks budynków klasztoru reformatów z XVIII w. 19 Kamienica secesyjno-eklektyczna przy ul. Pocztowej 20 Budynek Rosyjskiej Chełmskiej Szkoły Technicznej z 1878r. 21 Magistrat z lat 1926–1927 22 XIX -wieczny kompleks zabudowań koszarowych z dawną cerkwią garnizonową (obecnie kościół pw. św. Kazimierza)

Ważne informacje 1. Lokalizacja województwo lubelskie, powiat chełmski 2. Odległości Dorohusk (przejście graniczne z Ukrainą): 26 km, 24 min Białystok: 273 km, 3 h 56 min Lublin: 69 km, 58 min Zamość: 59 km, 56 min Warszawa: 234 km, 3 h 29 min 3. Dojazd PKS Chełm, ul. Hutnicza 3, tel. 82 565 31 27 PKP Chełm, ul. Kolejowa 89, tel. 82 221 94 36 Komunikacja prywatna:

Warto zobaczyć VIKI Bus, tel. 222 199 222 Rezerwacje on-line: w ww.e-podroznik.pl www.busportal.pl www.ebusy.pl

Wysoka Górka: z wana inaczej Górą Katedralną bądź Zamkową to naj‑ wyższy punkt w mieście, z którego rozciąga się piękny widok na jego panoramę. Niegdyś były tu książęcy gród i cerkiew katedralna.

5. Wypożyczalnie sprzętu sportowego Da-Kar , ul. Kryształowa 3, Żółtańce-Kolonia, tel. 517 740 635

Podziemia kredowe: to pozostałości po wydobywaniu przez mieszczan kredy, z której od XVI w. słynął Chełm. Dziś dostępne są dla każdego, bowiem tworzą Podziemną Trasę Turystyczną „Labirynt”.

6. Punkt Informacji Turystycznej Chełm, ul. Lubelska 63, tel. 82 565 36 67 7. Przydatne linki w ww.chelm.pl, www.ichelm.pl www.powiat.chelm.pl www.chdk.chelm.pl

Bazylika NMP: wybudowana jako prawosławna, potem przemiano‑ wana na unicką, następnie zburzona i pobudowana od nowa. Znajduje się w niej kopia cudownej ikony Matki Boskiej Chełmskiej.

53


reportaż/brzegiem rzeki

Druga część opowieści o grupie zapaleńców z Białorusi, Polski i Ukrainy, którzy w maju 2009 roku postanowili pokonać krnąbrną rzekę Bug od jej źródła do ujścia. W podróż udali się kajakami. W powodzenie wyprawy wierzyło niewielu, jednak oni, przełamując własne słabości, udowodnili, że chcieć, to móc.

54

kraina bugu · zima 2012


łączy nas Bug część II: Witajcie w Polsce

tekst i zdjęcia:

Walka z wiatrakami Dzień piąty. Uratowany aparat o dziwo działa. Rzeka robi się trochę szersza i płytsza. Zaczynamy uświadamiać sobie, że nie możemy już pić wody bezpośrednio z Bugu, bo co kilkadziesiąt metrów znajdujemy w niej wytwory ludzkiej działalności, chociażby beczki czy kawałki płotów przyniesione do wody podczas powodzi. Od czasu do czasu stare elementy mostów torują nasz szlak, przez co wychodzimy na brzeg i ciągniemy kajaki po mokrej trawie. Nie jest to łatwa praca, bo waga kajaka z garnkami, ubraniem i namiotami to około 50 kg. Co chwila na rzece pojawiają się naturalne progi, a każdy z nich ma inną wysokość: od 40 cm do 1 m. Jesteśmy już jednak do nich przyzwyczajeni. Woda przed progiem jest cicha i gładka jak lustro, z oddali słychać tylko odgłos jej spadania. Nastrajamy się pozytywnie i płyniemy dalej. Jeden z progów budzi w nas strach, gdyż zdajemy sobie sprawę, że to wyzwanie nie do pokonania. Łapiemy się za krzaki i wyciągamy na brzeg kajaki, już chyba po raz dziesiąty w ciągu dnia. Dalej postanawiamy sprawdzić rzekę. Okazuje się, że występuje tu próg za progiem. Najodważniejszy członek naszej ekipy próbuje pokonać ten odcinek kajakiem, jednak kończy się to wywrotką i zgubieniem worka z ubraniami. Znów niesiemy kajaki, pokonując kolejne setki metrów z ciężarem na plecach.

Irina Szepielewicz

Nasz dzisiejszy cel to miejscowości Ucieszków lub Busk, które – niestety – cały czas znajdują się poza zasięgiem naszego wzroku. Nawigacja nie działa i nie ma kogo zapytać, jak długo musimy jeszcze iść lub płynąć. Prawie cały czas ciągniemy kajaki wraz z bagażami, co w sposób znaczący utrudnia pokonywanie trasy. Pod wieczór rozbijamy namioty i tworzymy obóz.

Czarownica spieszy na ratunek Rano płyniemy dalej. Ciągle nie wiemy, jak daleko jeszcze do Buska. Spotykamy motocyklistę, który okazuje się miejscowym nauczycielem. Tłumaczy nam, że nie ma możliwości dalszego płynięcia, bo progi mogą mieć wysokość powyżej metra, więc nie możemy ryzykować. Cały dzień wykonujemy tę samą pracę: odcinek trasy kajakiem, holowanie brzegiem, i tak na przemian. Zastanawiamy się, czy nie powinniśmy pokonać tego odcinka samochodem. Ja jako pedagog, kobieta i matka proszę o radę i mądrą decyzję polskich kolegów, ale dorośli mężczyźni pragną rywalizować z naturą i nie chcą się poddawać. W konsekwencji spotyka nas burza. Jesteśmy mokrzy, zmarznięci i głodni. Ognisko nie chce się palić, gaz w butlach się skończył. Nadchodzi noc. Nastolatki z Ukrainy i moje sąsiadki z bloku zaczynają tęsknić za domem. Ja również nie wyobrażam sobie spania w nocy w mokrych ubraniach. Razem

z Igorem idziemy szukać pomocy u ludzi. Polacy śmieją się z nas, bo na horyzoncie widać tylko dolinę, a za nią nie ma żadnych słupów energetycznych, co oznacza brak jakiejkolwiek cywilizacji. Po 20 minutach marszu naszym oczom ukazuje się cerkiew. Wioska liczy parę domów i – ku naszemu zdziwieniu – na jednym z podwórek stoi kamaz, którego opony są do połowy zanurzone w błocie. Wpadamy na podwórko, na którym spotykamy piękną panienkę. — Potrzebna nam pomoc, czy wasz wóz jeździ? — pytamy dziewczynę. Ona idzie do chaty i pyta: — Tato, a czy nasz wóz żyje? Starszy pan poprawia marynarkę, bez zbędnych słów podchodzi do nas i mówi, że w nocy już źle widzi, ale jego kamaz jak najbardziej jeszcze żyje. Mija pół godziny, w czasie której mężczyzna nosi coś w wiadrach i wlewa do silnika (prawdopodobnie wodę do chłodnicy), po czym uruchamia ciężarówkę. Później tak samo bez emocji zaprasza nas do kabiny. — Pajechali! Co tam u was? — zagaja. Docieramy do obozowiska. Polacy – zdziwieni pojawieniem się ciężarówki – nazywają mnie czarownicą i już bez zbędnych komentarzy przyjmują decyzję o ewakuacji z tego nieprzyjemnego odcinka rzeki. Pakujemy kajaki na kamaza. Po wsi nadal chodzą słuchy, że potrzebujemy pomocy, więc przyjeżdża jeszcze stara wołga. Cudem udaje nam

55


Brzegiem rzeki się zmieścić do dwóch samochodów. Część ekipy jedzie na pace wśród kajaków, pozostali wpakowali się do samochodów. Ciągle szaleje burza, a towarzyszący jej deszcz bije z wielką siłą w tych, którzy jadą na pace. Zmarznięci i sini przenoszą się na zmianę do kabiny dużego wozu. Oprócz kierowcy znajduje się w niej teraz osiem osób. Ściśnięci, na kolanach, dojeżdżamy do Dobrotworu. Busk zostaje za nami.

Polska wita! W Dobrotworze na Bugu znajduje się elektrownia wodna. Od tego miejsca rzeka zmienia się całkowicie: robi się szeroka, a woda w niej jest cieplejsza i spokojniejsza, co daje nam w końcu możliwość pokonywania 25 km dziennie, tak jak założyliśmy na początku. W takie dni zostaje nam sił, aby jeszcze zwiedzać zabytkowe miejsca na trasie. Miejscowe władze codziennie przygotowują dla nas wycieczki w okolicach Lwowa. Dalej przemierzamy wody Bugu w okolicach Czerwonogradu (pol. Krystynopol) i Sokala. W tych dniach często napotykamy na rury, które odprowadzają ścieki bezpośrednio do rzeki. Ostatnia ukraińska wioska, do której dobijamy, to Litowież niedaleko Nowowołyńska. W dalszej podróży nie będą nam już towarzyszyć ukraińscy harcerze, którzy nie zdołali załatwić wiz na czas. Zmienia ich ekipa z Brześcia. Do Polski wpływa czternastu Białorusinów i trzech Polaków. W Litowieżu spotykamy ukraińską straż graniczną nastawioną do nas bardzo przyjaźnie. Odprawiają nas na brzegu i życzą dobrej drogi, w międzyczasie robimy pamiątkowe zdjęcia. Pokonujemy długi odcinek rzeki w oczekiwaniu na polską granicę. W końcu się pojawia. Z daleka wita nas polska straż graniczna. Część jej przedstawicieli stoi z poważnym wyrazem twarzy na wysepce, zaś druga część podpływa do nas motorówką i po tej niezwykłej odprawie pilotuje nas do miejsca nocnego postoju w miejscowości Gołębie. Nie liczyliśmy na taką gościnność, jaka spotyka nas od mieszkańców tej

56

wioski. Przychodzą do nas starsi ludzie, którzy zapraszają do swoich domów. Uprzedzają, że w nocy będą przymrozki, i prowadzą wszystkich uczestników spływu do starego budynku, w którym kiedyś mieściła się szkoła. Jej była wicedyrektorka pani Janina (lat 83) przez pół nocy opowiada nam historię miejscowości i jej mieszkańców. Częstuje nas przy tym prawdziwym mlekiem i dżemami oraz kompotem domowej roboty. W zamian proponujemy jej ukraińskie makarony i konserwy. Zasypiamy na karimatach w opuszczonej starej szkole, której ściany pokryte są już tylko kurzem pamięci oraz echem głosów dzieci i młodzieży. Rano opuszczamy Gołębie. Żegnają nas starsi ludzie, którzy przyszli na brzeg rzeki. Babcia, która jako pierwsza spotkała nas wczoraj na polskiej ziemi, na brzegu swojej działki, cicho śpiewa coś w dialekcie moich przodków. Podchodzę i przytulam kobietę: — Babuszka, wy Białoruska? — pytam. — Tato byw — łka po białorusku. Ja także mam łzy w oczach. Ruszamy dalej, tym razem do Kryłowa. Teraz już płyniemy wzdłuż granicy z Ukrainą, w kierunku Białorusi. W Gołębiach po raz ostatni nocujemy u miejscowej ludności. Później już tylko jesteśmy zdani na własne namioty.

Kociołek, który łączy W Kryłowie na brzegu macha nam szczupły starszy pan. Jak się okazuje, jest to miejscowy nauczyciel, którego pani Janina poprosiła, aby się nami zaopiekował. Już na brzegu zaprasza nas na wycieczkę po miejscowości, która była niegdyś miastem z zespołu Grodów Czerwieńskich. Ruiny starego zamku na wysokiej nadbużańskiej skarpie robią na wszystkich ogromne wrażenie. Wieczorem rozpalamy ognisko. Odwiedzają nas strażnicy graniczni, którzy – sprawdzając porządek – długo wypytują o nasze przygody. Druga noc na polskiej ziemi pod względem pogody nie różni się niczym od tych majowych noclegów na Ukrainie. Bardzo zimny maj nie daje nam poczucia komfortu i radości. Rano

kraina bugu · zima 2012


57


Brzegiem rzeki brzegiem

na ściankach namiotu znajdujemy cienką warstwę lodu. Radość pojawia się, kiedy wschodzi słońce. Białoruscy chłopcy codziennie rano rozpalają ognisko, gotując na nim kaszę. Nie mogą tego zrozumieć polscy uczestnicy spływu, którzy przez dłuższy czas próbowali żywić się indywidualnie. To według Białorusinów nie po przyjacielsku. My jednak już od początku spływu zachęcaliśmy wszystkich do tak zwanego wspólnego kociołka, dzięki czemu w pewnym momencie cała ekipa zaczęła jeść razem. To powoduje, że stajemy się prawdziwą międzynarodową ekspedycją.

Uciekinierzy Płyniemy dalej polskim pograniczem, mijając miejscowości: Hrubieszów, Dorohusk, Wolę Uhruską, w których nie ma już problemów z internetem, łącznością czy robieniem zakupów. W związku z tym, że rzeka przepływa niedaleko dróg i miejscowości, korzystam z możliwości wyrwania się do domu, aby przywieźć ze sobą nowych uczestników białoruskiej ekipy oraz członków swojej rodziny. Inni także korzystają z tej możliwości. Ze spływu „ucieka” tym sposobem

58

połowa uczestników. Pozostają nieliczni z najsilniejszą wolą i zdrowiem, aby ratować ciągłość eskapady. To jeden z bardziej kryzysowych momentów całego spływu. Brak sił, obolałe dłonie i poranione palce, które jakiś czas temu były zszywane w warunkach polowych na Ukrainie, zaczynają dawać o sobie znać. Tym czterem chłopakom, którzy zostają na kilka nocy sami i nie opuszczają spływu, należy się wielki szacunek.

To jeden z bardziej kryzysowych mo­ mentów całego spły­ wu. Brak sił, obolałe dłonie i poranione palce, które jakiś czas temu były zszy­ wane w warunkach polowych na Ukra­ inie, zaczynają da­ wać o sobie znać.

— No, gdzie wy? Jak płyniecie? — szukam swoich przyjaciół przez telefon, aby po kilku dniach dołączyć do tych odważnych. — Szybciej przyjeżdżajcie, bo oszalejemy! — krzyczą do telefonu Marek z Seriożą. Mężczyźni, którzy zostali w obozie, nie mieli pojęcia, gdzie się znajdują, a jedyną informacją, jaką posiadali, był numer słupa granicznego, w pobliżu którego rozbili obóz. Szukaliśmy ich, jeżdżąc, trąbiąc i gwiżdżąc wzdłuż brzegu. Z przygodami i z pomocą polskiej straży granicznej docieramy w końcu do obozowiska. Radości spotkania nie sposób opisać. Zarośnięci i głodni powtarzali: — Boże, jakie zapachy! Kobiety! Perfu­ my! Cywilizacja! Gazety! Chleb! Na koniec dowiedzieliśmy się, że przez dwa dni siedzieli na wyspie wśród rozlewisk, nudząc się, łowili ryby, pili wódkę i dokarmiali komary.

Skazana na spływ Następny poranek jest niemal świąteczny. Wszyscy czujemy, że wróciły nam chęci do kontynuowania spływu. Ekipa znowu jest duża, dobrze wyposażona, z zapasami jedzenia. Wypływamy w kierunku Włodawy, niedaleko

kraina bugu · zima 2012


Brzegiem rzeki której na starorzeczach Bugu pogoda zmieniała się całkowicie. Jest ciepło i przyjemnie. Nastają rajskie dni. Jedyną trudnością jest poszukiwanie miejsca na obozowisko. Trawy i rozlewiska, wspaniałe leśne tereny towarzyszą nam niemal codziennie, do tego dochodzi niezliczona ilość ptaków. Każdego dnia spotykaliśmy nie tylko zwykłe czaple szare czy białe bociany, od Sobiboru pojawiają się coraz częściej czaple białe i niezwykle rzadki bocian czarny. Na starorzeczach zaś widzimy dziki, a raz wychodzi do nas nawet lis. Wszyscy jesteśmy w dobrych nastrojach, zadowoleni z doskonałej pogody, niesamowitej przyrody, która nas otacza, ale przede wszystkim z faktu, że w końcu zaczęliśmy realizować dzienne plany kilometrowe. Tego powszechnego optymizmu nie podziela tylko moja 11‑letnia córka. Pewnego wieczoru, poszukując wyjścia na brzeg, na którym mieliśmy zamiar rozbić obóz, chlupocząca w błotnym brudzie Alisa pyta: — Mamo, ile ci zapłacili za takie mę­ czarnie? Bagna, komary, brak komfortu... — Nic! — odpowiadam jej dumnie. — Póki co są tylko straty finansowe! Moja córka stoi i z zaniepokojeniem patrzy mi w oczy: — Nikt cię nie zmusił? Czy Polacy cię nie zmusili, abyś robiła ten spływ? — pyta mnie moje zaniepokojone dziecko. Wszyscy się śmieją, a ja nie mogę jej wytłumaczyć, co nas tu przygnało. Nawet kociołek nijak nie potrafi zrekompensować Alisie braku cywilizacji, kanapy, wanny, tostera i mikrofalówki, a brak komputera wzbudza w niej niemalże panikę.

Wspólnie stwierdzamy, że to dotyczy chyba tylko pogranicznego odcinka rzeki, ponieważ Bug na Ukrainie bardziej przypomina kanał niż naturalnie płynącą rzekę. Płyniemy dalej wzdłuż granicy polsko‑białoruskiej. Szukamy miejsca, w którym możemy zorganizować postój, i niebawem je znajdujemy. Zatrzymujemy się w Sławatyczach, w miejscowości, w której 100‑letnia cerkiew stoi tuż po sąsiedzku z kościołem katolickim. Opuszczając miejscowość, obserwujemy nielicznych ludzi w samochodach stojących w kolejce na moście Sławatycze–Domaczewo, który jest jednocześnie przejściem granicznym. W Jabłecznej pogoda znowu się psuje. Na rzece pojawiają się duże fale. W żaden sposób nie możemy dopłynąć

do zaplanowanego miejsca postoju. Jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Będąc jeszcze na wodzie, z radością spostrzegamy krzyże kolorowych kapliczek prawosławnego klasztoru w Jabłecznej. Wśród traw i starych dębów próbujemy wyjść na brzeg. Ogień nie chce się palić. Marek, kierownik spływu, idzie do klasztoru i prosi o coś gorącego na obiad. Może dlatego, że jest w szortach i rozerwanej kamizelce, mnisi go wypraszają. Ja podchodzę do bramy i proszę batiuszkę, żeby wysłuchał pielgrzymów płynących Bugiem. Batiuszka nie tylko wysłuchuje naszej historii, lecz także woła z kuchni innych mnichów. Duchowni w czarnych habitach wynoszą nam duży dzban zupy z koszem pysznego chleba. Jeść możemy jednak tylko na zewnątrz. Zupa co prawda

Trzy granice Pograniczne słupy prawego brzegu rzeki zmieniły kolor. Obok żółto‑niebieskiego słupka pojawił się czerwono‑zielony. Docieramy do punktu spotkania trzech linii granicznych i trzech narodów. Żegna Ukraina! Wita Białoruś! Jak możemy przeczytać w przewodnikach: Bug to naturalna rzeka, w której bieg nie ingerował człowiek.

59


60

kraina bugu 路 zima 2012


Brzegiem rzeki jest bezmięsna, ale w tych warunkach to niebo dla naszych podniebień.

Twierdza Brzeska Noce stają się coraz cieplejsze. Płynięcie nie jest już męczarnią, ale wspaniałym odpoczynkiem. Nie ma także ryzyka wywrotek, które towarzyszyło nam na pierwszym etapie spływu. Udaje się nam realizować dzienny plan, który zakłada przepłynięcie 25–30 km. Dopływamy do wysokiej skarpy. Gdzieś za jej brzegami ulokowany jest 500‑letni Kodeń. Po dopłynięciu na miejsce podziwiamy: Świętą Górę Kalwarię, Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej, kościół Ducha Świętego. Białorusini nie mogą uwierzyć, że 22 km od naszego Brześcia mieści się takie muzeum pod otwartym niebem. Jeszcze bliżej Brześcia znajduje się 600‑letnia wioska Kostomłoty, w której mieści się jedna z ostatnich parafii unickich w Europie. Następnie dopływamy do przedmieść Terespola. Wioska Żuki, leżąca na samym brzegu rzeki, znajduje się już na terenie gminy Terespol. Nie możemy dalej płynąć. Do przejścia granicznego Terespol–Brześć zostaje około 2–3 km. Tu na łące czekamy na przyjazd zamówionej lawety. Najbliższy odcinek w okolicach przejścia granicznego w Terespolu musimy przekroczyć pieszo. Tak się składa, że Polska nie ma w tym miejscu wodnego odcinka granicy. Tutaj Bug całkowicie znajduje się na terenie Białorusi, w granicach zespołu fortyfikacji Twierdzy Brzeskiej. Jak dotąd nikomu jeszcze nie udało się uzyskać stosownego pozwolenia, aby wpłynąć do tej strefy. Niestety, tak jest i tym razem.

Z lewa do prawa Następny postój mamy w Łobaczewie, kilka kilometrów za Terespolem. Jest to kolejna łąka, na której dołączają do nas koledzy z Białorusi i Polski oraz nasi przyjaciele z warszawskiej agencji ATM, którzy będą przygotowywać materiał filmowy ze spływu. Władze gminy Terespol organizują dla nas ognisko, a młode artystki z Łobaczewa dają wspaniały koncert na brzegu rzeki. Tego jeszcze nie było.

„Z Panem atamanem” śpiewamy już wszyscy razem, tworząc przy ognisku wspólną biesiadę bez granic językowych. Na wysokości wsi Gnojno Bug przestaje pełnić rolę rzeki granicznej. Płynąc od Gnojna, nie musimy już trzymać się lewego polskiego brzegu rzeki, jak robiliśmy do tej pory, ale możemy wybierać dowolny szlak oraz miejsce postojowe tam, gdzie mamy na to ochotę. Tym razem wybieramy prawy brzeg rzeki. Wiekowa i prawie niezamieszkana wioska Niemirów jest miejscem naszego kolejnego postoju. Do niedawna można tam było zobaczyć jeden z nielicznych już starych promów mechanicznych.

Noc w Janowie Kolejną miejscowością postojową po Niemirowie jest Janów Podlaski. Całą ekipą wybieramy się pieszo do stadniny koni arabskich, a następnie do centrum Janowa. Na rynku głównym miasteczka spotyka nas fantastyczna atmosfera przeszłości. Kościół i rynek, zabytkowy zespół pałacowy oraz stacja paliw z muzealnym wyposażeniem zachwycają nie tylko Białorusinów. Tutaj, w centrum Janowa muszę odnaleźć pewien dom, a właściwie jego właściciela. Jest nim mój przyjaciel Maciej Falkiewicz – koniarz i wspaniały polski malarz. Miejscowi wskazują mi stary dom pokryty bluszczem, usytuowany w zachodniej pierzei rynku. — Cześć przyjacielu. Dużo nas — witam się z gospodarzem domu. — Cześć, Irenko. Nic strasznego, zapraszam wszyst­ kich — wykrzykuje z entuzjazmem, dodając: — Proszę nie zwracać uwagi na konie. Trzeba wspomnieć, że chodzą one wolno po podwórku. Gospodyni domu robi herbatę, a Maciej wprowadza nas do galerii.

Dłuższy czas przebywamy w niej wśród obrazów mojego polskiego przyjaciela. Następnie pieszo udajemy się do stadniny, korzystając z pomocy przewodnika i jednocześnie mojej znajomej Małgorzaty Grabowskiej. Dziewczyna opowiada nam o historii stadniny, pokazuje stajnie, stodoły, konie, a także konny cmentarz oraz zespół zabudowy architektonicznej stadniny. Tu po raz pierwszy od dłuższego czasu niektórzy z członków naszej ekipy mogą zjeść kolację przy stole, skorzystać z czystej ubikacji i prysznica. To oni – bohaterowie naszego spływu, mężczyźni, którzy nie wyjeżdżali ani razu do domu – cieszą się najbardziej z uroków cywilizacji. Na nocleg wracamy jednak do siebie, do namiotów. Niestety, w nocy gubimy drogę na pole namiotowe, dzwonimy więc ponownie do Falkiewicza. Biedny Maciej o północy wozi nas polnymi drogami w swoim samochodzie do pola namiotowego, po siedem osób w każdym kursie. Na szczęście wszyscy docieramy na miejsce bezpiecznie. Robimy wspólne ognisko. Partnerka Macieja prosi o jedną rzecz: — A czy możemy razem zaśpiewać ja­ kieś wasze pieśni? — Nasze dziewczyny z przyjemnością zaczynają od pieśni ukraińskiej, a kobieta, która pochodzi znad morza, o dziwo podchwytuje tę melodię. Dalej śpiewają wszyscy, kto co zna. Co za dziwny wieczór! Pieśni i ognisko łączą nas w bardzo przyjemnej atmosferze. Rano Maciej przyjeżdża ponownie z ekipą i pokazuje się na brzegu rzeki, którą już płyniemy. Żegna nas także pieśnią. Dziękujemy ci, wąsaty artysto, za wielką energię. Płyniemy dalej. Okolice wzruszają swoją historyczną przeszłością. W Mielniku wypożyczamy rowery i ruszamy w kierunku Grabarki. Na ile mogę, teraz to ja prowadzę ekspedycję. Święta Góra Grabarka, miejsce kultu polskiego prawosławia, na całe życie pozostawi ślad w naszych sercach. Ruiny zamku w Mielniku, wysoka skarpa z panoramą Bugu – to wszystko skarby naszej podróży, których tak wiele jeszcze przed nami. Jednym z nich jest

61


brzegiem rzeki Brzegiem

z pewnością Drohiczyn, z jego historii można by stworzyć niejeden artykuł. Historyczne miasto, podziemia starego kościoła, opowieść księdza oraz widoki na przełom Bugu z Góry Zamkowej robią na nas niesamowite wrażenie.

Zakupy za jeden uśmiech Każdy kolejny dzień jest cieplejszy. O naszej wyprawie dowiaduje się coraz więcej ludzi. Na trasie dołączają do spływu przypadkowi ludzie. Z Brześcia rowerami dojeżdżają jeszcze sportowcy z klubu rowerowego. To już nie ekipa czternastu kajakarzy, ale ogromny spływ. Do południa płyniemy, po południu – w miarę możliwości – zwiedzamy zabytki i inne ciekawe miejsca. W tych ostatnich dniach spływu spotykamy się z pierwszym poważnym problemem: brakiem możliwości wyjścia na brzeg. Wszędzie tylko błoto, rozlewiska i zatopione plaże lub wysokie skarpy. Pod mostem w Turnie znajdujemy plażę. W końcu wydostajemy się na brzeg. Ja biegnę do domku kupić coś u ludzi. Chcą sprzedać tanio jajka i ziemniaki. Po krótkiej rozmowie i wyjaśnieniu, skąd płyniemy, proszą, aby wyżywienie dla ekipy wziąć za darmo. Nie wiem, w jaki sposób dziękować tym dobrym ludziom. To samo spotyka nas w następnej wsi w okolicach Ciechanowca.

Burza łączy ludzi Zbliża się burza. Nie możemy płynąć dalej. Nawet rozstawienie namiotów

62

okazuje się dużym wysiłkiem, ale w końcu się udaje. Całą dobę siedzimy w namiotach. Warcaby, karty i książki ratują sytuację. Burza drugą dobę szaleje nad obozem i mój namiot już tego nie wytrzymuje. Wszyscy budzimy się przemoczeni. Nie mamy gdzie wysuszyć rzeczy. Następuje długo oczekiwany przez polskich kolegów dzień, w którym Białorusini zaczynają pić wódkę. Do tej pory Polacy cały czas bezskutecznie namawiali ich na wspólne biesiady, a jednocześnie podziwiali, że zamiast wysokoprocentowymi trunkami rozgrzewają się ogniem z ogniska. Zaprzeczało to obiegowej opinii na temat ludzi ze Wschodu. Ale nie od dziś wiadomo, że alkohol zbliża, i nawet ci, którzy do tej pory nie śpiewali, odkryli w sobie artystyczną duszę. Mój kolega z redakcji, najporządniejszy facet, ten, który odpowiadał codziennie za kociołek, już trzeci raz z rzędu śpiewa „Katiusze”. Polacy cieszą się i przedłużają jego śpiewy swoimi „Sokołami”. „Z Panem atamanem” śpiewamy już wszyscy razem, tworząc przy ognisku wspólną biesiadę bez granic językowych. Moja córka zadaje pytanie: — Mama, w jakim języku oni teraz rozmawiają?

Nareszcie Wyszków Następnego dnia musimy już płynąć. Mokrzy, suszymy się tylko wiatrem. Za nami został Nur i Treblinka. Przed nami jeszcze Brok i Brańszczyk, a do Wyszkowa zostaje 60 km. Do tej pory maksymalny dzienny odcinek,

który pokonaliśmy, oscylował w granicach 35 km. Wspólnie podejmujemy decyzję, aby te ostatnie kilometry przepłynąć jeszcze dziś i tym sposobem zakończyć spływ. Nie wiadomo, skąd znajdujemy na to siły. Na bardzo szerokiej w tym miejscu rzece pojawiają się fale, które uniemożliwiają swobodne wiosłowanie. Zbliżający się wieczór uświadamia niemal połowie ekipy, że ten szaleńczy pomysł pozbawił ich sił. Mało motywujący jest też brak widoku Wyszkowa na horyzoncie. Jednak upór i wyznaczony cel są silniejsze od fizycznych niedomagań organizmu. My, bohaterowie, którzy zostawiliśmy za sobą ponad 760 km, nie damy rady powiosłować jeszcze kilkadziesiąt? Najsilniejsi członkowie ekipy biorą na linki i holują tych, którzy już nie mają sił. Późnym wieczorem na horyzoncie pojawia się most i kościół w Wyszkowie, który wzbudza niesamowite emocje. — Hura!!! — krzyczą Polacy, wyczuwając bliskość swoich domów i rodzin. „Hura!” – krzyczy moje serce. Zrobiliśmy to! Spełniło się moje marzenie. Za pośrednictwem prasy pokazałam i opisałam rodakom, jaki jest Bug, jak się zmienia, jak wygląda na Ukrainie i w Polsce. Opisałam historię ludzi, których spotkaliśmy po drodze. Historię Ukraińców, Białorusinów i Polaków, zwykłych ludzi o wspólnych słowiańskich korzeniach, których los, wojna i historia podzieliły brzegami rzeki. Na koniec siedzimy razem za stołem i z ust wszystkich pada jedno zdanie: — Teraz nie dzieli, ale łączy nas Bug. Koniec Chciałabym podziękować wszystkim uczestnikom spływu, a w szczególności: moim najbliższym przyjaciołom z Polski, Ukrainy i Białorusi, a także tym, którzy znaleźli czas i dołączyli do naszej grupy podczas spływu, oraz tym, którzy pomagali w organizacji przedsięwzięcia. Serdecznie dziękuję także: władzom miasta i rejonu złoczowskiego, władzom gminy ­Terespol, straży granicznej, zespołom ludowym, agencji ATM z Warszawy oraz duchownym, którzy wspierali nas swoją modlitwą. Z całego serca dziękuję także wszystkim ludziom, pojawiającym się na trasie naszego spływu, którzy bezinteresownie pomagali nam w tej trudnej i męczącej eskapadzie. To dzięki wam wszystkim szczęśliwie dopłynęliśmy do celu i stworzyliśmy piękną historię.

kraina bugu · zima 2012


za

Mazowsze to piękny przyrodniczo region kraju, nadal jednak nie do końca odkryty. A szkoda, bo można tu aktywnie spędzić czas, pozbywając się skumulowanego w pracy stresu, i jednocześnie naładować akumulatory, aby kolejne dni spędzone w biurze aż tak bardzo nie dawały w kość. Zacznijmy od najprostszego sportu, które‑ mu chyba większość z nas oddaje się bez specjalnego narzekania, że to takie męczą‑ ce, a mianowicie jazdy na rowerze i pieszych wędrówek. Mazowsze podaje nam w tej kwestii na tacy szlaki turystyczne z ma‑ lowniczymi krajobrazami, dziką przyrodą i czystym powietrzem. Zacznijmy od po‑ wiatu ostrowskiego, na terenie którego miłośnicy dwóch kółek mogą odpoczywać otoczeni sosnowymi borami Puszczy Białej, przez które przebiega ścieżka rowerowa im. prof. Wojciecha Bogumiła Jastrzębow‑ skiego. Jest ona wyposażona w miejsca po‑ stojowe i tablice informacyjne, więc zgubić się nie sposób, a i odpocząć jest gdzie. Nie pozostaje mu dłużny powiat wyszkowski – tu specjalne szlaki zlokalizowane są wokół Łęgów i jeziorka Głusza, a także w kierunku rezerwatu Fidest. Jeśli ktoś wolałby udać się bardziej na wschód, proponuję wypra‑ wę do powiatu węgrowskiego z Zalewem nad Liwcem, nad którym znajdują się tere‑ ny przeznaczone do pieszych i rowerowych wypraw. Dalej wita nas powiat sokołowski, przez teren którego przebiega Nadbużański Szlak Turystyki Pieszej i Rowerowej – ciągnie się on od Korczewa do Treblinki. Po drodze zobaczymy wiele urokliwych miejscowości i punktów widokowych. Zbliżając się do za‑ mknięcia naszej mapy aktywności, jedziemy do powiatu siedleckiego. Tam czekają na nas trzy szlaki turystyczne – Szlak Powstań Na‑ rodowych, szlak „Doliną Bugu” i szlak „Do‑ liną Liwca”, a kosz atrakcji dopełnia pięć tras rowerowych o zróżnicowanej długości. Kierując się na kraniec województwa, zawi‑ tamy do powiatu łosickiego, w którym cze‑ kają szlaki piesze na czele z Nadbużańskim Szlakiem Przyjaźni oraz szlaki rowerowe. Są tu ponadto ścieżki edukacyjne w rezerwa‑ tach przyrody Kózki i Trojan, ścieżka „Przy‑ rodniczo‑Leśna” Nadleśnictwa Sarnaki oraz ścieżka ekologiczna „Kisielew–Drażniew”. Sfinansowano ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego

Kolejnym niewątpliwym walorem po‑ wiatów wschodniego Mazowsza jest woda i związane z nią atrakcje. Jedną z najwięk‑ szych są spływy kajakowe Liwcem, które cze‑ kają na turystów w powiecie węgrowskim. Szlak wodny Wyszków–Węgrów ciągnie się przez 123 km, a krajobrazy, które możemy wzdłuż niego podziwiać, niejednokrotnie zapierają dech w piersiach. Z kajaka lub łódki można zachwycać się także pięknem powia‑ tu wyszkowskiego. Skoro już o wodzie mowa, to nie możemy odebrać sobie przyjemności pływania. Ta czeka na nas w powiatach wę‑ growskim (sprzyja jej piaszczyste dno Liwca), ostrowskim (w Broku jest piaszczysta plaża ze strzeżonym kąpieliskiem) i łosickim. Poplu‑ skać się w basenie możemy zaś w Sokołowie Podlaskim i Ostrowi Mazowieckiej. Ci, którzy wodę traktują jak miejsce zdobywania pokar‑ mu, mogą relaksować się przy łowieniu ryb. Te w dużych ilościach czekają na wędkarzy w czystych wodach Liwca. To jeszcze nie wszystko. Miłośnicy innych atrakcji mogą poszaleć na kortach teniso‑ wych i boiskach wielofunkcyjnych w Soko‑ łowie Podlaskim i Siedlcach (w tych ostat‑ nich także w skate parku), pojeździć konno w powiecie łosickim, Rybienku Leśnym, Świniotopii i Tulewie (powiat wyszkowski, w którym sportowcy o mocniejszych ner‑ wach mogą też uprawiać trekking wąwozo‑ wy i leśno‑bagienny) czy skorzystać z bazy rekreacyjno‑sportowej nad Zalewem nad Liwcem (powiat węgrowski), którą tworzą trzy stawy na starorzeczu, place zabaw, bo‑ iska sportowe, a ofertę dopełniają miejsca piknikowe oraz parkingi. Na koniec chwila relaksu wśród przyrody powiatu ostrowskiego, gdzie we wsi Glina można biwakować na wysokim brzegu Bugu, z którego rozciąga się niepowtarzal‑ ny widok na rzekę. Skarpa tworzy w tym miejscu taras widokowy doskonały nie tylko na rodzinne pikniki. ◆

www.mazovia.pl materiał promocyjny

a

czas na Mazowsze

asz

ws

ie M a z o w s z e

Na

odn

pr

czas na weekend

ch


Turystyka/Miejsce na weekend

powiat wyszkowski

między

Bugiem tekst:

Krzysztof Sobota

a Narwią

Powiat wyszkowski to barwna historia oraz liczne zabytki, wśród których szczególne miejsce zajmują budowle sakralne. To także tereny idealne do pieszych i rowerowych wypraw wśród bogactwa naturalnego Puszcz Białej i Kamienieckiej, a także do uprawiania sportów innego rodzaju, jak chociażby spływów kajakowych wodami Bugu, Narwi i Liwca. Powiat wyszkowski to miejsce na weekend pełen przygód. 64

kraina bugu · zima 2012


W

yszków położony jest w północno‑wschodniej części Mazowsza, na wysokim prawym brzegu rzeki Bug, która stanowi naturalną granicę miasta od strony południowej. Od północy graniczy zaś z Puszczą Białą. Historia tego nadbużańskiego grodu jest niezwykle barwna i ciekawa. Swoją nazwę zawdzięcza prawdopodobnie właścicielowi osady, który – jak głoszą legendy – miał na imię Wyszko. Położenie przy ważnym wodnym szlaku handlowym, łączącym morze Czarne z Bałtykiem, i bezpośrednie sąsiedztwo Puszczy Białej sprzyjały osadnictwu i nadawały temu miejscu strategiczne znaczenie. Tutejsza ludność, trudniąca się głównie rolnictwem i hodowlą zwierząt oraz produkcją rzemieślniczą, utrzymywała kontakty handlowe ze strefą południowoeuropejską. Istniejąca przeprawa przez Bug i komora celna powodowały, iż wymagały one umocnień i stacjonowania oddziału zbrojnego. W Wyszkowie istniała prawdopodobnie komandoria zakonu templariuszy w postaci warowni rycerskiej, stanowiącej element systemu obronnego Mazowsza. O rozwój Wyszkowa dbali biskupi płoccy, wypoczywający tutaj wiosną i latem. Prawa miejskie Wyszków uzyskał w 1502 r. staraniami biskupa Wincentego Przerębskiego. Walory obronne, bogactwo przyrody i położenie przy ważnej arterii handlowej sprawiały, że miasto zawsze odgrywało istotną rolę w historii Polski.

Wyszkowska skarpa Naszą podróż po powiecie wyszkowskim zaczynamy od Wyszkowa, który ulokowany jest na wysokiej nadbużańskiej skarpie. Pierwszy punkt, do którego zmierzamy, możemy podziwiać już z daleka. Perełką w panoramie Wyszkowa jest jaśniejący kościół pw. św. Idziego Opata, patrona Wyszkowa. Historia parafii sięga 1378 r. Wiemy, że z powodu licznych wojen i pożarów wcześniejsze drewniane kościoły uległy zniszczeniu. Murowana świątynia została zbudowana w latach 1793–1798 dzięki fundacji biskupa płockiego Krzysztofa Hilarego Szembeka, który chciał w ten sposób podnieść rangę miasta. Niestety, w czasie I wojny światowej budowla znacznie ucierpiała, a podczas bombardowania Wyszkowa w 1939 r. – spłonęła. Kościół, który jest dzisiaj dumą miasta, odbudowano po wyzwoleniu, starając się wiernie zachować jego pierwotny styl. Parafia św. Idziego obchodzi swoje święto 1 września. Od wieków owa data kojarzona jest z tradycyjnym odpustem połączonym z kolorowym jarmarkiem, którego symbolem jest tzw. koza prostyńska. Są to figurki z ciasta, tradycja ich wypieku pochodzi z położonej

niedaleko Wyszkowa Prostyni. Niegdyś wierni zabierali je do kościoła, aby zapewnić błogosławieństwo domowej hodowli, dziś figurki stanowią sympatyczną pamiątkę dla turystów. Po zwiedzeniu kościoła, dzierżąc kozę prostyńską w dłoni, kierujemy się na ul. 3 Maja, gdzie vis‑à-vis budynków urzędu miasta i starostwa powiatowego stoi Obelisk Wazów z 1655 r. Pomnik ufundował król Jan Kazimierz ku pamięci Karola Ferdynanda Wazy, królewskiego syna, biskupa wrocławskiego i płockiego, który szczególnie upodobał sobie rezydencję na skarpie nadbużańskiej w Wyszkowie. Obelisk zaprojektował nadworny architekt Wazów, Włoch Jan Baptysta Gisleni. Jest to jeden ze starszych pomników w Polsce i niewątpliwa atrakcja Wyszkowa. Z pewnością warto także udać się na krótki spacer alejami lipowo‑akacjowymi, znajdującymi się w XIX‑wiecznym parku senatorskim. W samym parku bez problemu odnajdziemy neogotyckę stróżówkę‑kordegardę, a także pomnik C. K. Norwida. Pozostałe zabytki Wyszkowa warte zobaczenia to przede wszystkim: murowany browar z XIX w. – niestety już niefunkcjonujący, a także mauzoleum znajdujące się w miejscu dawnego kirkutu, które tworzą autentyczne macewy. Warto też zobaczyć: pomnik Mordechaja Anielewicza – przywódcy powstania w getcie warszawskim – czy budynek przedwojennej elektrowni oraz willę z I połowy XX w. Kończąc zwiedzanie Wyszkowa udajemy się na jego obrzeża, aby z punktu widokowego położonego na krawędzi skarpy spojrzeć na Wyszków i rozciągającą się dolinę Bugu.

Podwodne dzwony Opuszczamy centrum miasta i udajemy się do położonego na drugim brzegu Rybienka Leśnego. W okresie międzywojennym było to bardzo popularne letnisko, z trzema plażami, statkami spacerowymi na wodzie, dansingami i kasynem. Zdarzyło się, że w 1928 r. podczas Międzynarodowego Zlotu Harcerek Rybienko odwiedził prezydent Ignacy Mościcki. Wiele ówczesnych osobistości budowało tutaj swoje wille i rezydencje, z których część zachowała się do dzisiaj. Ciekawe architektonicznie i pięknie wkomponowane w stary sosnowy las przywołują wspomnienia o przedwojennej świetności tego miejsca. Zanurzeni w myślach możemy nieomal usłyszeć dźwięki starej muzyki i gwar wypełnionego wczasowiczami letniska. W Rybienku Leśnym stajemy u wrót prastarej Puszczy Kamienieckiej. Tylko krok dzieli nas od zapuszczenia się na tereny łowieckie dawnych książąt

65


Miejsce na weekend

Na poprzedniej stronie: Panorama Bugu w okolicach Wyszkowa. FOTO: Jacek Maria Jeliński

polecamy Festiwal Miodu i Chleba termin: sierpień Impreza pełna słodyczy za sprawą lokalnych wystawców, którzy kuszą tym, co najlepsze: chlebem i miodem. Na festiwalu można zapoznać się też z lokalną twórczością artystyczną oraz ofertą turystyczną powiatu wyszkowskiego. www.wyszkow.pl

Festiwal Operowo‑ -Operetkowy na Mazowszu termin: wrzesień To coroczne spotkanie z wielką sztuką i jej przed‑ stawicielami – solistami opery i operetki o nie‑ powtarzalnych głosach. Impreza kończy cykl wydarzeń organizowanych pod szyldem „Wyszków zaprasza na weekend”.

mazowieckich, którzy polowali tutaj, przebywając na dworze myśliwskim w Kamieńcu (dzisiejszym Kamieńczyku). Sosnowe lasy rosnące na wydmach poprzedzielanych bagnami i torfowiskami do dziś obfitują w zwierzynę leśną. Przy odrobinie szczęścia na pewno uda nam się spotkać sarny, dziki, łosie lub jelenie. Warto jako środek transportu wybrać rower, który zapewni nam pełny kontakt z naturą i nieco szybsze tempo od marszu. Pozwoli również pokonać dłuższy dystans. Piaszczyste trasy ulokowane pomiędzy nasypami wydm z jednej i bagnami z drugiej strony wymagają niekiedy większego wysiłku do ich pokonania, są jednak bardzo malownicze. Zmęczeni korzystamy z wiat w okolicach gajówki Fidest, gdzie znajdujemy również miejsce do rozpalenia ogniska. Posileni możemy ruszać dalej. Przy wschodniej granicy gminy Wyszków znajduje się piękne jeziorko o nazwie Głusza. Jest to w zasadzie bużysko, jedno z najstarszych starorzeczy, schowane wśród olch pod skarpą Zakręzia. Przy jeziorku dostrzegamy ślady obecności bobrów – żeremie, czyli konstrukcje ochronno‑lęgowe, ścięte drzewa, kanały i nory. Jeziorko Głusza ma nawet swoją legendę. Wieść głosi, że dawno temu stał tu kościół, który zapadł się pod ziemię i pochłonęła

www.wyszkow.pl

go woda. Podobno gdy jest bardzo cicho, spod wody nadal słychać dzwony zaklętego kościoła. Słuchamy, ale nawołujące się ptaki nie pozwalają nam sprawdzić, czy legenda jest prawdziwa.

W dawnej flisackiej osadzie Z Rybienka Leśnego udajemy się w kierunku Kamieńczyka – dawnej osady flisackiej. Kolejnym punktem naszej wycieczki jest prywatne Muzeum Etnograficzno‑Historyczne w Kamieńczyku. Kamieńczyk, dawny Kamieniec, jako gród książęcy i miasto powiatowe dominował niegdyś nad Wyszkowem. Historia potoczyła się jednak inaczej. Dziś Kamieńczyk jest bardzo uroczą miejscowością turystyczną, którą szczególnie upodobali sobie artyści. W muzeum oglądamy kolekcję ułańskich siodeł, na podłodze stoją wypastowane oficerki, na półkach leżą różne elementy żołnierskiego ekwipunku: manierki, pledy, torby. Powyżej na ścianie podziwiamy piękną kolekcję szabel. W drugiej części pomieszczenia znajdujemy ciekawy kolaż plakatów z okresu II wojny światowej. Pan Henryk, założyciel i kustosz muzeum, z pasją opowiada o zgromadzonych przez siebie eksponatach. Większość z nich pochodzi z Kamieńczyka i okolic. Pokazując nam ekspozycję „Osada flisacka”, podkreśla, że miejscowość była prawdziwym zagłębiem flisaków na Mazowszu. Zarabiali oni dobrze, nawet pięć razy więcej niż ludzie zatrudniający się do pracy w polu, więc chętnych do flisu było wielu. Co ciekawe, już wtedy o dobrym zatrudnieniu decydowały układy.

Rally Wyszków termin: wrzesień To popularny rajd samochodowy ulicami Wy‑ szkowa i okolic. Pisk opon i huk silników przyciągają we wrześniowy weekend zarówno licencjonowanych kierowców, jak i amatorów czterech kółek.

1. Żołnierze grup rekonstrukcyjnych przygotowujący się do inscenizacji potyczki z niemieckimi żołnierzami. Poręba gm. Brańszczyk. FOTO: Marek Filipowicz 2. Popowo. Neogotycki pałac z oficyną z XVIII w. Foto: Michał Rząca

3. Łowisko Jegiel. Kompleks stawów w Nowej Wsi k.Długosiodła. FOTO: Jacek Maria Jeliński

www.wyszkow.pl

4. Wieża kościoła p.w. św. Idziego w Wyszkowie. Foto: Michał Rząca

Regaty na Zalewie Zegrzyńskim termin: wrzesień Impreza organizowana przez Klub Żeglarski „Spi‑ naker”, w której do zdoby‑ cia jest puchar burmistrza Wyszkowa. Biorące w nim udział załogi rywalizują w sześciu klasach: T, T1, T2, Tango, Omega oraz Symphatic. www.kzspinaker.pl

66

1

2

kraina bugu · zima 2012


3 4

3

Największe szanse mieli krewni retmana, który był swego rodzaju szefem flisaków. Kto nie miał tego szczęścia, decydował się na nieodpłatną pomoc w retmanowym gospodarstwie. W muzeum znajduje się również kolekcja starych motocykli, wśród których znaleźliśmy harleya-davidsona z 1942 r.

4

Na wielką rybę Z Kamieńczyka na drugą stronę Bugu zabiera nas prom. Przysłuchujemy się rozmowie dwóch mężczyzn wyposażonych w wędki, składane krzesełka i charakterystyczne skrzyneczki pełne żyłek, spławików i woblerków. Rozmawiają o łowisku, które odkryli podczas ubiegłorocznej wizyty. Z ciekawości pytamy, jak tam trafić. Okazuje się, że rozległy wędkarski kompleks znajduje się zaledwie 10 km od Brańszczyka, do którego udajemy się, aby zobaczyć zabytkowy kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z 1833 r. oraz dwór z początku XX w., miejsce urodzenia Marii Żywirskiej, autorki monografii „Puszcza Biała, jej dzieje i kultura”, w którym obecnie zajduje się Dom Opieki. Dalej kierujemy się do Nowej Wsi. Otwarte łowisko „Jegiel” to rzeczywiście fantastyczne miejsce na wypoczynek. Szeroka niebieska tafla wody, poprzecinana zielonymi, porośniętymi trawą

67


ścieżkami, otoczona gęstymi lasami Puszczy Białej robi na nas niesamowite wrażenie. Smażalnia ryb i szkółka jeździecka to dodatkowe atuty „Jegla”, z których postanawiamy skorzystać. Następnie udajemy się do Poręby w poszukiwaniu kolejnej zabytkowej świątyni. Murowany kościół pw. św. Barbary został zbudowany w 1780 r. na miejsce zniszczonej świątyni drewnianej. Rozbudowany w 1880 r., zniszczony w czasie II wojny światowej, został następnie odbudowany w latach 1946–1948.

Królowie grzybobrania 1 2

Opuszczamy gminę Brańszczyk i z Poręby udajemy się do Długosiodła, gdzie co roku we wrześniu odbywa się Wielkie Grzybobranie. Znani aktorzy, dziennikarze oraz przedstawiciele samorządów zapuszczają się w lasy Puszczy Białej w poszukiwaniu grzybów. Ten, któremu uda znaleźć się największy okaz, otrzymuje tytuł Króla lub Królowej Grzybobrania. Imprezie towarzyszą występy artystyczne, wystawy, konkursy zręcznościowe, pokazy drapieżnych ptaków oraz degustacja potraw przygotowanych według regionalnych przepisów. Wspaniała atmosfera wspólnej zabawy na świeżym powietrzu, pyszne kulinaria i możliwość spotkania znanych osób sprawiają, że grzybobranie w Długosiodle cieszy się coraz większą popularnością. My przyjechaliśmy dotknąć najstarszego i najtęższego drzewa Puszczy Białej, dębu szypułkowego o imieniu Jan. Posadzono go w 1481 r., mierzy 25 m, a jego obwód to blisko 650 cm. Kładąc rękę na jego potężnym pniu, czujemy się dziwnie mali wobec pięciu stuleci, których drzewo było niemym świadkiem.

Pałace, dwory i świątynie 3

68

Następnym punktem naszej wycieczki są Pulwy, czyli rozległy obszar łąk, mokradeł i bagien, rozciągający się na terenach gmin Długosiodło i Rząśnik. Mamy nadzieję zobaczyć polujące błotniaki stawowe. Te duże drapieżniki z rodziny jastrzębiowatych mają tutaj swoje żerowiska. Przez Pulwy jeździła kiedyś kolejka wąskotorowa, służąca do wywozu torfu i transportu drzewa z Puszczy Białej. Dziś pozostał po niej jedynie nasyp, po którym biegnie tzw. rząśnicka droga, łącząca miejscowości Rząśnik i Porządzie. Na północ od Bagna Pulwy leży miejscowość Nowy Lubiel, do której przybywamy, aby zobaczyć jeden z ważniejszych zabytków gminy Rząśnik. Jest nim drewniany kościół pw. św. Anny z pięknym ołtarzem, zbudowany w 1890 r. Następnie udajemy się do Porządzia, gdzie znajduje się Kościół pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, nieprzypominający formą innych świątyń

kraina bugu · zima 2012


Miejsce na weekend Mazowsza. Wzniósł go w latach 1928–1930 znakomity architekt Stefan Szyller, znany z przebudowy katedry płockiej. Drewniana świątynia nawiązuje stylem do budowli podhalańskich. Otoczona drzewami, wyróżnia się stromym dachem i masywną czteroboczną wieżą. Przy kościele znajdują się pomniki upamiętniające ofiary II wojny światowej, m.in. Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, komendanta Szarych Szeregów. Dalej udajemy się do miejscowości Kręgi w gminie Somianka, aby obejrzeć zespół pałacowo‑parkowy z XIX w. Następnie do Jasieńca, w którym zachował się dom drewniany z poł. XVIII w. W położonych nieopodal Barcicach znajduje się kościół z 1758 r. z drewnianą dzwonnicą z 1768 r., stanowiący zabytek klasy zerowej. Wizytę w gminie Somianka kończymy w oddalonym ok. 10 km Popowie, gdzie oglądamy piękny, neogotycki pałac z oficyną oraz murowaną stajnię z XVIII w. Obecnie mieści się tutaj Ośrodek Szkolenia Służby Więziennej, pałac pełni również rolę hotelowo‑konferencyjną.

że pewnego razu kardynał Wyszyński przyjechał późno w nocy i był zmuszony skakać przez zamkniętą bramę. Cóż, nie miał wyjścia, zastawszy je wszystkie śpiące.

Kardynalski skok

Jeszcze tutaj wrócimy

W drodze powrotnej wracamy do Wyszkowa, a następnie do gminy Zabrodzie. Znajduje się tam dom św. Benedykta w Gaju‑Fiszorze, w którym wypoczywał kiedyś kardynał Stefan Wyszyński. Gościł tu również Karol Wojtyła zanim został papieżem. Pokój, w którym przebywał Prymas Wyszyński wraz ze swoim gościem kardynałem Wojtyłą, do dziś pozostał w niezmienionym stanie. Salonik i sypialnia, w których zachowały się pamiątki i wyposażenie z tego okresu, są coraz popularniejsze wśród turystów. Siostry opowiadają z uśmiechem,

Nadszedł czas powrotu. Wyszków i okolice po raz kolejny nas zachwyciły. To niezwykła skarbnica ciekawych miejsc i historii, którymi mieszkańcy chętnie się dzielą. Piękna ziemia o bogatej przeszłości, której walory wypoczynkowe doceniano już przed wiekami, urzekła i nas w czasie tej krótkiej wyprawy. Wkrótce tutaj wrócimy, aby wiosną podziwiać bujną rośliność puszcz Kamienieckiej i Białej, latem zaś odpocząć przy wiosłowaniu na kajakach, a jesienią przyjedziemy po grzyby z pięknych sosnowych lasów. 

Z wizytą u Norwida Kończąc naszą wycieczkę po powiecie wyszkowskim, obieramy kierunek na wieś Głuchy, odwiedzając po drodze miejscowość Niegów, aby obejrzeć zabytkowy kościół z lat 1836–1866 i zespół pałacowy z 1872 r. We wsi Głuchy, w stojącym do dzisiaj dworku drobnoszlacheckim urodził się inny znany Polak – Cyprian Kamil Norwid. Modrzewiowy, parterowy dworek został wzniesiony w końcu XVIII w. przez rodzinę Zdzieborskich, z której pochodziła matka poety. Należał następnie do ojca Norwida. Dwór zmieniał jeszcze dwukrotnie właścicieli, aby w latach 1964–1996 stać się własnością Andrzeja Wajdy i Beaty Tyszkiewicz. Przez kilka lat we dworze mieszkała ich córka Karolina, która na jedną kadencję została radną gminy Zabrodzie.

4

1. Drewniany kościół pw. św. Stanisława w Barcicach. Zabytek klasy ,,0”. Foto: Michał Rząca

2. Wypieczona z ciasta ,,Koza prostyńska” to symbol wyszkowskiego odpustu. Foto: Marek Filipowicz

3. Kamieńczyk. Konie nad ujściem Liwca do Bugu. Foto: Michał Rząca

4. ,,Wielkie Grzybobranie” w Długosiodle. Impreza z dużą tradycją i dobrą obsadą. Foto: Materiały arch. gminy Długosiodło

polecamy Wielkie Grzybobranie w Długosiodle termin: wrzesień

W szranki rywalizacji o znalezienie jak najwięk‑ szej ilości grzybów stają dziennikarze i aktorzy. Grzybobraniu towarzyszą koncerty i konkursy. Całość połączona jest z edukacją w zakresie grzybów: tych, które zbierać warto, i tych, których należy unikać. www.lasy.gov.pl

Hubertus w Konikowie‑ -Brańszczyku Dwie gonitwy – wielka i mała, w której udział biorą jeźdźcy – to niezwy‑ kle barwne wydarzenie, przyciągające nie tylko mi‑ łośników myślistwa i koni. Po zakończeniu gonitw na uczestników czekają inne atrakcje, między innymi kulinarne. https://pl‑pl.facebook.com/Konikowo

Gminny Przegląd Kolęd i Pastorałek termin: styczeń

Organizowana od 15 lat impreza ma charakter konkursu dla uczniów po‑ bliskich szkół. Zapraszane są na nią też regionalne zespoły, które występują poza konkursami. Ich wy‑ stępy zawsze wzbudzają duży aplauz. www.zabrodzie.pl

69


Miejsce na weekend/informator miejsce weekend

powiat wyszkowski informator POWIAT WYSZKOWSKI Szwelice

Rzewnie

Narew

19

Pokrzywnica

P

u

s

Nowa Wieś

21 22 c z

z

Trzepowo

16

a

i

B

ł

a

Barcice

Serock

29

Jasieniec 28 Bug

Ludwinów Stare Załubice

Niegów

Gaj 24

2526 27 Głuchy

Dębinki

Urle

a Brok

Sadowne

a Puszcz a k c e i ien Kam

23

Rynia

Nagoszewo

Poręba-Kocęby

Kręgi

30

17

14 15 1 2 3 4 5 6 12 Brańszczyk 7 8 9 1011 Zakręzie 13 Wyszków Kamieńczyk

Zatory

Popowo

Ostrów Mazowiecka Długosiodło

Pulwy 20 Rząśnik Porządzie

Obryte

Pułtusk

18

Nowy Lubiel

Głodowo

Grądy

Szarłat

Zagrodniki

Łochów Jadów

Kamionna Wólka Paplińska

Legenda

1 Pałac Skarżyńskich 2 Punkt widokowy 3 Kościół pw. św. Idziego Opata 4 Obelisk Wazów 5 Park im. K.F. Wazy i Kordegarda z poł. XIX w. 6 Pomnik C. K. Norwida w Parku Senatorskim 7 Murowany browar z XIX w. 8 Mauzoleum/dawny kirkut 9 Pomnik Mor‑ dehaja Anielewicza 10 Budynek dawnej elektrowni 11 Willa z I poł. XX w. 12 Jeziorko Głusza 13 Muzeum Etnograficzno‑Histo‑ ryczne 14 Dwór z początku XX w. 15 Kościół pw. Jana Chrzciciela z 1833 r. 16 Murowany kościół pw. św. Barbary z 1780 r. 17 Jan -najstarszy dąb szypułkowy z Puszczy Białej 18 Otwarte łowisko „Jagiel” 19 Drewniany kościół św. Anny z 1890 r. w Nowym Lubielu 20 Pulwy – rozległy obszar łak, mokradeł i bagien w gminach Długosiodło i Rząśnik 21 Pomniki upamiętniające ofiary II wojny światowej 22 Sanktuarium pw. św. Teresy w Porządziu 23 Kręgi. Zespół pałacowo‑par‑ kowy z XIX w. 24 Dom św. Benedykta w Gaju – Fiszorze 25 Zabytkowy kościół z lat 1836–1866 w Niegowie 26 Zespół pałacowy z 1872 r. w Niegowie 27 Dworek drob‑ noszlachecki we wsi Głuchy 28 Jasieniec. Drewniany dom z poł. XVIII w. 29 Kościół pw. św. Stanisława w Barcicach 30 Popowo. Neogotycki pałac z oficyną

70

Ważne informacje 1. Lokalizacja województwo mazowieckie powiat wyszkowski stolica regionu: Wyszków 2. Odległości Białystok: 140 km, 1 h 58 min Lublin: 200 km, 2 h 58 min Warszawa: 62 km, 50 min 3. Dojazd Dworzec Autobusowy Wyszków ul. Okrzei 106, 07-200 Wyszków tel. (29) 742 33 19 www.mobilis.pl www.ewyszkow.pl Dworzec PKP ul. Stefana Okrzei 93, Wyszków Informacja PKP tel. (29) 742 52 15 www.ewyszkow.pl Komunikacja prywatna: Przewóz osób, tel. 503 659 528 4. Przewodnicy turystyczni Imprezy survivalowe, wyciecz‑

ki i wyprawy piesze, rowerowe, kajakowe – Klub survivalu Wyszkowskiego Ośrodka Kultury „Hutnik” Wyszków, ul. Prosta 7 tel.: (29) 742 44 48, 691 801 440 agrajczyk@wok-hutnik.pl, andrzejgrajczyk@wp.pl www.wok-hutnik.pl 5. Wypożyczalnie sprzętu sportowego Quady – wypożyczalnia, tor, wycieczki, obsługa imprez „Skrzat”, Robert Wrzesiński ul. Powstańców 25 07200 Wyszków-Drogoszewo tel.: 502 501 955 Wypożyczalnia kajaków, quadów, aut terenowych „Kamyk-kajaki” Marek Kamiński, ul. Różana 4/6 07-220 Kamieńczyk tel.: (29) 743 20 26 lub 508 638 465 www.kamyk-kajaki.pl

Wyszkowska Wypożyczalnia Sportowa przy Wyszkowskim Ośrodku Kultury „Hutnik” ul. Prosta 7, 07-200 Wyszków, tel.: 691 801 220 Wypożyczalnia kajaków Gospodarstwo Agrotury‑ styczne Joanny i Wojciecha Rykaczewskich Brańszczyk, ul. Bielińska 52 tel. 0608 872 531 6. Punkt Informacji ­Turystycznej Wyszków, ul. gen. Józefa Sowińskiego 80 tel.: (29) 743 02 34 www.wyszkow.turystyka.pl 7. Przydatne linki w ww.powiat-wyszkowski.pl www.pokis-wyszkow.pl www.wyszkow.pl www.wosir.pl www.ewyszkow.pl www.wok-hutnik.pl

kraina bugu · zima 2012


miejsce na weekend/polecamy

1 ‹‹

2 ‹‹

GOŚCINNY GAJ

Restauracja i pokoje gościnne „Leśny Dworek”

ul. Warszawska 43 a, 17-230 Gaj tel. 29 758 28 28, 742 91 88 restauracja@goscinnygaj.pl

Aleja Wolności 42, 07-201 Wyszków tel. 29 742 57 55

„Gościnny Gaj” to kompleks restauracyjno‑hotelowy położony w miejscowości Gaj, przy trasie nr 8 Warszawa – Białystok. Jego baza noclegowa składa się z: 28 pokoi 2‑osobowych, 3 pokoi 3‑osobowych i 3 apartamentów. Każdy z nich jest przestronny, ma pełny węzeł sanitarny, telewizor oraz telefon. Obiekt za‑ pewnia nie tylko miejsca do relaksu i odpoczynku, lecz także przestronną salę przystosowaną do organizacji imprez okolicz‑ nościowych. Całości dopełniają 4 sale konferencyjne. „Gościnny Gaj” to także restauracja, w której serwowane są da‑ nia kuchni staropolskiej, przygotowywane wyłącznie ze świe‑ żych produktów. Bogactwo smaków na długo zapada w pamię‑ ci i sprawia, że goście chętnie wracają w gajowe progi. Jednak człowiek żyje nie tylko jedzeniem i spaniem, dlatego na przy‑ jezdnych czeka jacuzzi, a na tych, którzy wolą zaczerpnąć świe‑ żego powietrza, spacer po pobliskim lesie. Dla najmłodszych gości przygotowano plac zabaw.

Nasz pensjonat to modrzewiowa willa z początku XX wieku położona wśród sosnowego lasu w Rybienku Leśnym, nie‑ opodal rzeki Bug. Dysponujemy sześcioma komfortowymi, dwuosobowymi pokojami gościnnymi i restauracją z polską kuchnią (dziczyzna) oraz bogatą kolekcją win. Idealne miej‑ sce, skąd można wyruszać na piesze lub rowerowe wycieczki. Specjalna, atrakcyjna, oferta dla gości chcących spędzić u nas weekend.

www.goscinnygaj.pl

www.lesnydworek.pl

3 ‹‹

4 ‹‹

„Pod jesionem”

Restauracja „Wyszkowianka”

Restauracja – tel. 29 742 22 00 Tomek – kom. 500 240 465, Darek – kom. 509 087 414

ul. Daszyńskiego 10, 07-200 Wyszków tel. 29 742 50 40, kom. 516 195 576

Z przyjemnością przedstawiamy Państwu niezwykłe miejsce i ludzi, którzy od lat dokładają wszelkich starań, aby wasze uroczystości rodzinne były wyjątkowe i na długo zapadły w pamięci. Restauracja znajduje się w Wyszkowie (40 km od Warszawy), w bezpośrednim sąsiedztwie kościoła pod wezwaniem Świę‑ tego Idziego, który stoi na pięknej skarpie nad przepływającą przez Wyszków rzeką Bug. Świetna lokalizacja, kameralne wnętrze sal oraz klasyczna ele‑ gancja wystroju sprawiają, że restauracja ma niepowtarzalny charakter.

„Społem” PSS w Wyszkowie zaprasza do: Restauracji WYSZKOWIANKA ...do miejsca szczególnego, będącego syntezą ciekawego smaku, klimatycznego wnętrza i domowej atmosfery. Restauracja dysponuje czterema salami i świadczy profesjonal‑ ną obsługę imprez, prywatnych i firmowych. Organizuje: kon‑ ferencje, wesela, chrzciny, przyjęcia komunijne i pogrzebowe oraz różne inne spotkania okolicznościowe. Restauracja specjalizuje się również w produkcji wyrobów gar‑ mażeryjnych, takich jak: pierogi, cepeliny, kartacze, krokiety, pasztet, które można degustować w zakładzie, ale są także do‑ stępne w naszej sieci handlowej. Ponadto restauracja oferuje domowe obiady, idealne dla całej rodziny. „Społem” PSS zaprasza również na zakupy do Salonów Elegan‑ za – świata dobrych ubrań i sklepów spożywczych. Restauracja czynna jest codziennie: od 10.00 do 20.00

www.podjesionem.eu

www.restauracjawyszkowianka.pl

5 ‹‹

6 ‹‹

PAŁAC ŁOCHÓW

Kajaknaweekend.pl

ul. Marii Konopnickiej I, 07-130 Łochów tel. 25 675 11 14, 25 675 13 90 wew. 1000 palaclochow@arche.pl

Tomasz Hryciuk, tel. 501 475 706 info@kajaknaweekend.pl

„Pałac Łochów” to XIX‑wieczny obiekt, położony w sercu ­Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, nad rzeką Liwiec, składający się z 9 sal konferencyjnych, 83 pokoi i kilku aparta‑ mentów. Dostęp do rzeki oraz rozległość terenu daje naszym gościom wiele możliwości na ciekawe formy aktywnego wypoczynku: spływy kajakowe, przeprawy survivalowe, turnieje rycerskie czy loty balonem. Jesteśmy również organizatorem wspania‑ łych biesiad staropolskich, imprez integracyjnych oraz ognisk nawet do 3000 osób. Na amatorów tenisa czekają dwa korty tenisowe, a na spragnionych relaksu – Spa & Wellness. W przy‑ pałacowych stawach można oddać się połowom ryb lub po‑ pływać rowerami wodnymi oraz łódką. Jest to także idealne miejsce do organizacji imprez okolicznościowych, ślubów w zabytkowym kościółku, wesel w Pałacu lub Budynku Kuchni Pałacowej, wieczorów kawalerskich oraz ognisk w Kamiennej Grocie. ,,Pałac Łochów” to miejsce, w którym czas płynie inaczej…

Kajaknaweekend.pl to doskonała alternatywa dla tych, którzy chcą spędzić aktywnie czas, z dala od zgiełku wielkiego miasta, obcować z dziką przyrodą parków narodowych i krajobrazo‑ wych, wśród rzek i sielskiego krajobrazu podlaskiej wsi. To pro‑ pozycja dla tych, którzy chcą odbyć podróż bez pośpiechu, leniwie, tak po prostu. Jesteśmy organizatorem spływów kajakowych na dowolnych odcinkach rzek: Bug, Biebrza, Narew, Supraśl, Sokoła, Rospu‑ da. Z nami możesz odbyć podróż 1-, 2-, 3‑dniową albo dłuższą, indywidualną lub grupową, z rodziną, przyjaciółmi lub ludź‑ mi, z którymi chcesz się zintegrować. Nie musisz martwić się o szczegóły, wszystko zorganizujemy za ciebie. Jeśli nie masz sprzętu, wypożyczymy ci go. Porzuć wielkomiejski zgiełk. Weź rodzinę, znajomych i spływaj kajakiem. Poczuj podlaski klimat i poznaj ludzi, którzy go two‑ rzą. Zakochaj się w Podlasiu i odkrywaj na nowo najpiękniejsze zakątki tej wciąż tajemniczej krainy.

www.palaclochow.pl

www.kajaknaweekend.pl

materiał promocyjny


Sztuka ludowa/Nie święci garnki lepią

72

kraina bugu · zima 2012


lipa

Katarzyna Karczewska  tekst: Justyna Franczuk  zdjęcia: Sylwia Garucka-Tarkowska rozmawiała:

w artystycznej formie Artysta rzeźbiarz z Wólki Cycowskiej całe dnie poświęca swojej pasji, jaką jest rzeźbienie w drzewie lipowym. Używa do tego zaledwie dwóch narzędzi: dłuta i noża. Jego prace są oryginalne i trudne do podrobienia, a ich znakiem rozpoznawczym jest polichromia, którą są pokryte.

73


Nie święci garnki lepią

W

ie pani, coś takiego sie­ dzi po prostu w człowie­ ku. Po powrocie z pracy zawsze coś dłubałem albo malowałem obrazy — tak na pytanie „Jak to się zaczęło?” nieśmiało odpowiada Bolesław Parasion. Trzeba przyznać, że to niewinne dłubanie dało imponujące efekty: ponad dwa tysiące rzeźb, które artysta ma dziś na swoim koncie. Nie dajemy jednak za wygraną i szukamy dalej, bo jakieś źródło talentu zawsze być musi. — Podobno mój dziadek, którego – niestety – nie znałem, miał talent ar­ tystyczny — przyznaje w końcu pan Bolesław, zaspokajając naszą dziennikarską ciekawość. Odziedziczony talent ułatwiał mu życie już w czasach szkolnych. W zamian za działania artystyczne na rzecz różnych instytucji dawano mu fory. W Technikum Mechanicznym im. Wojsk Ochrony Pogranicza w Szydłowcu np. malował kwiaty, którymi potem dyrektor obdarowywał swoich

74

wojskowych gości. Był też być może jednym z pierwszych twórców murali w Polsce: — W szkole podczas warsztatów ma­ lowałem na ścianach, koledzy przygoto­ wywali mi do tego specjalne rusztowa­ nie. Mury zdobiłem przeróżnymi scenami ze spektakli teatralnych. Obok szkoły była remiza, a na jej ścianach, oprócz scen z te­ atru, namalowałem także obrazki z Cyga­ nami. Kiedyś na występy przyjechał tam zespół Roma i jego członkowie spytali, kto te obrazki namalował. Kiedy powie­ działem, że ja, to kazali mi się pakować i jechać z nimi, gwarantowali mi dobre ży­ cie — mówi z uśmiechem pan Bolesław. Ku uciesze kolekcjonerów i wielbicieli drewnianych figurek Bolesław Parasion nie uległ pokusie cygańskiego życia i z czasem poświęcił się rzeźbieniu, które dodatkowo stało się sposobem na zarabianie pieniędzy. Kiedy czasy były lepsze, jego rzeźby kupowali cudzoziemcy. Wiele z nich trafiło do Niemiec i Stanów Zjednoczonych.

W tych ostatnich znajduje się m.in. szopka zakupiona przez pewnego mormona oraz droga krzyżowa, która zdobi ściany kościoła. Jednometrowa rzeźba św. Franciszka cieszy zaś oko odwiedzających Asyż. Dziś z powodu kryzysu zagraniczni kontrahenci zacisnęli pasa, choć czasem trafi się jeszcze jakiś prawdziwy kolekcjoner. Rzeźby pana Bolesława kupują głównie muzea z Warszawy i Wrocławia, a także osoby prywatne. Artysta jednak się nie poddaje: — Rzeźbiłbym nawet wtedy, gdybym niczego nie sprzedawał, te wszystkie rzeczy robiłbym dla siebie — przyznaje. A rzeczy to piękne. Zdarzyło się, że z drzewa powstawały i diabły, i górnicy. Największą słabością artysty z Woli Cycowskiej są jednak uskrzydlone postacie. — Anioły to moje życie. Kiedyś ma­ lowałem je farbami olejnymi na drewnie i płótnie, parę najgorszych chyba na­ wet zostało (śmiech), potem zacząłem

kraina bugu · zima 2012


75


Nie święci garnki lepią

Bolesław Parasion

▶▶ rocznik 1950 ▶▶ artysta rzeźbiarz ▶▶ rzeźbi w drzewie lipowym ▶▶ mieszka w Wólce Cycowskiej

WYSTAWY ZAGRANICZNE: Wittstedt – Niemcy (1996) Thun – Szwajcaria (1990), wystawa grupowa Munster – Niemcy (1988), wystawa indywidualna Bazylea (1983), Międzynarodowe Targi Muba Paryż (1983) Weihnachtsmarkt am Funkturm – Niemcy, Berlin Zachod‑ ni (1982)

NAGRODY: Nagroda Prezydenta Miasta Gdańsk w konkursie Pomor‑ ska Szopka (2006) I miejsce w konkursie Między Wisłą a Bugiem (1999) III miejsce w konkursie „Droga do Polski – walka o niepod‑ ległość w wyobrażeniu twórców ludowych” (1998) nagroda w konkursie „Szopka Ludowa” (1998) II nagroda w konkursie „Tradycja i Współczesność Polskie‑ go Ruchu Ludowego” (1986) wyróżnienie w konkursie „Przeciw wojnie” (1986) wyróżnienie w konkursie „Ojciec Święty Jan Paweł II – Pielgrzym do Jasnogórskiej Pani, Nadziei Narodu Polskie‑ go” (1983)

76

rzeźbić. Lubię dekorować, upiększać, a anioł to pole do wyżycia się pod tym względem — mówi z pasją rzeźbiarz. Jego anielskie figurki są niezwykłe: każda ma inną twarz, zawsze jednak wymyśloną przez autora, a nie skopiowaną ze wzoru czy z obrazka, skrzydła też mają inne, niektóre podobne do motyli. — Anioły są piękne, jak są duże. Lu­ bię stonowane kolory, ale na zamówienie

robiłem też anioły krwistoczerwone — dodaje artysta. Wszystkie figury i płaskorzeźby powstają w przydomowym warsztacie, w którym panuje twórczy nieład, jak na prawdziwego artystę przystało. Obecnie pan Bolesław pracuje nad szopką do miejscowego kościoła, w którym jest już droga krzyżowa jego autorstwa. W ciemno można przyjąć, że będzie to kolejne dzieło sztuki. 

kraina bugu · zima 2012



etnografia/ginące obrzędy

karnawał chłopski – tylko zabawa? tekst: Barbara Ogrodowska

 zdjęcia: Zbigniew Mroczkowski

Był to czas odwróconego ładu, odmiennego porządku życia, panującej niepodzielnie zabawy, która na kilka tygodni stawała się sprawą najważniejszą. Był to wybuch powszechnej, żywiołowej, niedorzecznej z pozoru wesołości, którą surowi moraliści chrześcijańscy nazywali barbarzyńską i błazeńską.

W

wielu krajach Europy czas po Bożym Narodzeniu (liczony od Nowego Roku, święta Trzech Króli, a niekiedy od 26 grudnia) upływał pod znakiem karnawału – zabaw tanecznych, na wschodnich rubieżach zwanych wieczernicami, biesiad, maskarad, barwnych pochodów ulicznych, psot, żartów i osobliwych obrzędów ludowych. Obchody karnawałowe czerpały inspiracje z różnych źródeł. W krajach śródziemnomorskich, które – jak się przyjmuje – są kolebką europejskiego karnawału, miały początek w uroczystościach antycznych: jesienno‑zimowych rzymskich Saturnaliach (trwały one aż do Nowego Roku i były świętem radości, dostatku szczęścia, miłości, zrównania stanów), wczesnowiosennych greckich Anthesteriach (celebrowanych ku chwale budzącego się w przyrodzie życia), ale przede wszystkim w świętach na cześć Dionizosa, zwanego także Bachusem – wiecznie podchmielonego boga życia, słońca, miłosnej ekstazy i wina, którego ukwiecony okręt na kołach (carrus

78

navalis) toczył się ulicami podczas obchodów powitania wiosny. Karnawał europejski był także echem prastarych obrzędów, które w intencji zmiany pór roku, pomyślnej wegetacji i plenności roślin oraz ludzkiej płodności, zimą i w przedwiośniu odprawiały wszystkie rolnicze ludy Europy. Relikty tych obrzędów i obrzędowych zabaw zimowych zachowały się najdłużej i najwyraźniej w obchodach niezwykłego w swym charakterze polskiego i także ruskiego karnawału chłopskiego. Nazwa „karnawał” utworzona została z łacińsko‑włoskich słów „carne vale” i „carne laxare”, będących przeróbką łacińskiego „carniprivum”, i oznaczała pożegnanie mięsa i innych uciech; była więc w niej również zapowiedź zbliżającej się wielkopostnej powagi i abstynencji. Najhuczniej i najweselej obchodzono ostatni tydzień karnawału, liczony od tłustego czwartku, a już zwłaszcza ostatnie trzy dni przed Popielcem. Czas ten po staropolsku zwano zapustami (jak cały karnawał) lub mięsopustem, ostatkami, po białorusku maselnicą lub maslenną

niedzielą (tygodniem), po ukraińsku miasynycą. Bawiono się więc, ucztowano i tańczono we wszystkich stanach, w miastach i najmniejszych nawet wioskach, aż do dnia poprzedzającego Środę Popielcową, wyznaczającą początek Wielkiego Postu. Na stołach pełno było maszczonego obficie jadła: kaszy, grochu, kapusty ze skwarkami słoniny, a u bogaczy mięsa i kiełbas, także racuchów, drożdżowych pampuchów i słodkich pączków, zaś u Rusinów ich tradycyjnych blinów. Raczono się tymi przysmakami, nie żałując sobie gorzałki i piwa. Karnawałowe spotkania towarzyskie, zabawy taneczne i sute poczęstunki bywały także swego rodzaju giełdą małżeńską, czasem kojarzenia par i zalotów, które – jak nakazywał obyczaj – w bliskiej przyszłości powinny zostać uwieńczone oficjalnymi zaręczynami oraz ślubem i weselem. Dziewczęta, które w czasie karnawału nie zdobyły poważnego konkurenta, oraz stare panny w ostatni karnawałowy wtorek lub nawet w Popielec zaprzęgano do ciężkiej kłody (kloca) zmuszając, aby ciężar

kraina bugu · zima 2012


chodziły!”. Wierzono święcie w tajemne związki i wpływ kobiecej rozrodczości na plenność roślin. Karnawał chłopski upływał pod znakiem maskarad i ulicznych pochodów przebierańców. Chodziły w nich różne, cudacznie ubrane postacie: np. śmierć, diabły, Cyganie, podróżni, cudzoziemcy. Nieodzowni byli dziad i baba. Na Ukrainie, Wielko- i Białorusi, ale także u innych Słowian, para ta często odgrywała obsceniczne scenki, a kostium dziada zdobił drewniany fallus. Owo pozorne rozpasanie miało – jak cały karnawał – pobudzać siły płodności i prokreację. W pochodach chodziły także postacie zwierzęce: kozy, koniki, niedźwiedzie, bociany, które przyjmowano chętnie i hojnie ugaszczano w przekonaniu, że ich harce i żarty zapewnią pomyślną wegetację roślin i przyszłe dobre plony. W ostatni wtorek karnawału pozorowano egzekucje różnych postaci, które były uosobieniem zimowego czasu zapustnego. Zabijano więc symbolicznie np. niedźwiedzia, śmierć, słomianą kukłę przedstawiająca Bachusa,

a wszystko to na znak, że oto następuje nowy cykl wegetacyjny i obrzędowy. Karnawał chłopski był więc w całości czasem niezwykłym. Zabawa, w którą wplatały się relikty praktyk magicznych i zwyczajowych procedur społeczno‑prawnych, sprawić bowiem miała, że w świecie, w którym wszystko umiera, przemija i zamienia się w proch (o czym bawiącym się swawolnikom przypominały bliskie już obchody Środy Popielcowej), zachowane zostaną ciągłość i odwieczny rytm życia. U Białorusinów w ostatnią niedzielę karnawału, zwaną także niedzielą pożegnania lub niedzielą przebaczenia, odprowadzano na cmentarz dusze zmarłych, które – jak wierzono – w czas zimowych godów mogły z zaświatów przychodzić na ziemię. W cerkwiach odprawiane były nabożeństwa, po których wierni szli odwiedzić groby bliskich, modlili się, jedli zapustne pierogi i sypali ich okruchy na mogiły. Jest to ślad obrzędów zadusznych, zwanych dziadami, które w przeszłości na Rusi i wschodnich rubieżach Polski obchodzone były kilka razy do roku. 

Zdjęcia dzięki uprzejmości: Z. Mroczkowski/Gimnazjum Radziłów

ten na oczach przechodniów, wśród drwin i gwizdów, zaciągnęły do karczmy i tam „wykupiły” się, fundując wódkę prześmiewcom. Z czasem ciężką kłodę zastąpiły klocki, patyki i inne śmiecie, przypinane ukradkiem do ubrań niezamężnym kobietom, aby je napiętnować, ośmieszyć i ukarać za to, że uchyliły się od przyrodzonych kobiecych obowiązków: żony, matki i gospodyni, a przez to zakłóciły naturalny bieg życia i ład społeczny. Pień/kłoda//kołodka – przedstawiane niekiedy w postaci ludzkiej – pojawiały się często w słowiańskich (np. staroruskich) zwyczajach karnawałowych jako atrybut wczesnowiosennych praktyk wegetacyjnych. W całej Polsce w ostatni zapustny, maslenny wtorek mężatki, stateczne gospodynie tańczyły, podskakując tak wysoko, jak tylko mogły, lub skakały przez pień, polewając go wodą. Wszystko to na urodzaj lnu i konopi, na bujny wzrost roślin, których włókno było niezbędne w ich tradycyjnych zajęciach: przędzeniu, tkaniu, szyciu, i wołały na cały głos: „Na len, na konopie, żeby się rodziły, żeby nasze dzieci nago nie

79


styl życia/moje siedlisko

podlascy

Europejczycy rozmawiał:

Daniel Parol  zdjęcia: Bartek Kosiński  tekst: Justyna Franczuk

Choć pochodzą z południa Polski, a 28 lat życia spędzili za naszą zachodnią granicą, prawdziwe szczęście odnaleźli w Janowie Podlaskim. To tu spełniły się ich marzenia o domu i życiu wśród przyrody. Tu także spełnią się zapewne kolejne, do realizacji których pierwsze kroki Benita i Zbigniew Zuzkowie poczynili minionego lata. 80

kraina bugu · zima 2012


T

egoroczna aukcja arabów czystej krwi w Janowie Podlaskim przeszła już do historii. To światowej rangi wydarzenie odegrało niebagatelną rolę w życiu Benity i Zbigniewa Zuzków. Oto do ich licznej zwierzęcej rodziny przybył kolejny członek: klacz Benita. — Mam teraz dwie Benity — mówi pan Zbigniew, śmiejąc się przy tym nieco rubasznie. Ma z czego, bowiem udało mu się nie tylko spełnić wielkie marzenie żony, lecz także udowodnić, że w życiu nie ma przypadków. Ta historia rozpoczęła się kilka lat temu, kiedy państwo Zuzkowie zakupili ziemię w miejscowości ­Bubel‑Granna i rozpoczęli budowę

dworku. Przejeżdżającego obok niej dyrektora janowskiej stadniny zaciekawiło imię widniejące na tablicy informacyjnej. Kiedy jakiś czas później w stadninie urodziła się klacz, którą po matce Bogini trzeba było nazwać imieniem zaczynającym się na literę „B”, przypomniał sobie owo oryginalne imię i w ten oto sposób źrebię nazwano Benita. — Cztery lata temu klacz była wy­ stawiana na czempionacie, zajęła wtedy 5. miejsce. Podszedłem wówczas do dy­ rektora stadniny i spytałem, czy mógł­ bym ją kupić. Odpowiedział, że ona nie jest do sprzedania, bo lada chwila rozpocznie karierę wyścigową — wspomina nasz bohater. Sentyment jednak

pozostał, i kiedy okazało się, że w tym roku Benita zostanie wystawiona na aukcji, dla pana Zbigniewa sprawa była jasna: musi ją kupić. Tak też się stało. Konkurencja z Belgii odpadła w przedbiegach, zbita nieco z tropu spotkaniem w cztery oczy z panem Zuzkiem, który na pytanie, czy jest hodowcą, odparł nie bez kozery: – Nie, ale ten koń nazywa się tak samo jak moja żona, więc muszę go kupić. To zdarzenie to nie przypadek, bowiem w życiu państwa Zuzków jest wiele historii popierających tezę o przeznaczeniu, w które głęboko wierzy pani Benita. Bo w którym miejscu by dziś była, gdyby jako młoda kobieta

81


moje siedlisko nie wyjechała wraz ze swoim przyjacielem Zbigniewem do Niemiec, tak jak czyniła to większość Polaków w tamtych trudnych czasach? Był rok 1981. Para przyjaciół z Bielska‑Białej miała w planach kupienie dworku w Kieleckiem. Potrzebowali pieniędzy, a najłatwiej było zarobić na emigracji. Na Zachodzie mieli pobyć tzw. chwilę, ale czas ich pobytu z kilku tygodni wydłużył się do kilku miesięcy, w czasie których w Polsce wybuchł stan wojenny. W wyniku tych zawirowań postanowili zostać na obczyźnie na stałe. Pobrali się, mieli dobrą pracę. Z czasem każde z nich otworzyło własną działalność i tak mijał rok za rokiem. W 2003 roku przyjechali na wschód Polski na trzydniowy urlop. — Janów kojarzył mi się ze stadni­ ną. W ogóle nie znaliśmy tych terenów, na wschodzie Polski nigdy nie byliśmy. Jak zobaczyliśmy te okolice, to się w nich zakochaliśmy. Oczami wyobraźni wi­ działam tutaj siebie, stajnię i konia, któ­ rego będę miała właściwie w przedpokoju (śmiech) — opowiada podekscytowana Benita Zuzek. Bo trzeba podkreślić,

82

że od najmłodszych lat była ona miłośniczką koni, na których jeździła i w klubie jeździeckim w rodzinnym mieście, i na warszawskim Służewcu. Po kilku wspólnych przejażdżkach państwo Zuzkowie byli pewni, że znaleźli swoje miejsce na ziemi. Kiedy więc dowiedzieli się, że tutejsze ziemie są do sprzedania, nie wahali się ani chwili. Już po powrocie do Niemiec stali się właścicielami podlaskich hektarów. — Nawet nie wiedzieliśmy, który dokładnie kawałek ziemi kupiliśmy. Za­ dzwoniliśmy do pana, którego poznali­ śmy podczas pobytu, i powiedzieliśmy, że kupimy to, co ktoś zechce sprzedać. Zgo­ dził się właściciel tej działki. Dwa miesią­ ce później jechaliśmy z nim do notariusza i właśnie wtedy pokazał nam naszą zie­ mię — opowiada pani Benita i sama się dziwi, że tak to wszystko się potoczyło, tym bardziej że zawsze zarzekała się, że do Polski nie wróci. W ten oto sposób Zbigniew i Benita Zuzkowie zawitali na Podlasie. Z budową domu wiąże się jeszcze jedna przedziwna opowieść, która swoje początki miała przed wielu laty. Pierwszą rzeczą,

którą pani Benita kupiła do niemieckiego mieszkania, była plastikowa podkładka z zimowym pejzażem. Tworzyły go: zaspy śniegu, stodoła, a za nią drzewa, zachodzące gdzieś w oddali słońce, wierzba, studnia i kawałek rozsypującego się płotu, na którym siedziała wrona. — Kolor całości był siny, metalicz­ ny, taki typowy ponury zimowy dzień, podczas którego nie spotka się nikogo na dworze. Zobaczyłam tę podkładkę i ona mnie tak zainspirowała, że ją kupi­ łam — wspomina nasza bohaterka. Kiedy na podkładce odcisnął się ząb czasu, pani Benita schowała ją do kredensu, przecierając tylko czasem podczas rutynowych porządków. — Kiedy bryła naszego domu była go­ towa, znów wyciągnęłam tę podkładkę, popatrzyłam na nią i stwierdziłam, że to coś niesamowitego, ale wiele rzeczy jest takich samych: bryła, kierunek zachodu słońca, drzewa, które są tylko na naszej działce, a na sąsiednich ich nie ma. Przed domem była wierzba, którą drogowcy ścieli pod naszą nieobecność, ale jej ko­ rzeń jest do tej pory — mówi Benita Zuzek. Później okazało się, że na działce znajduje się też studnia, tylko że nie jest wyciągnięta na powierzchnię ziemi. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie? Dziś państwo Zuzkowie mówią o sobie, że są podlaskimi Europejczykami. Mieszkają w pięknym domu w otoczeniu przyjaciół, których tutaj znaleźli. Zaliczają się do nich nie tylko ludzie, lecz także zwierzęta. Minizoo u Zuzków tworzą: dwa koty będące pamiątką po pierwszej aukcji arabów, na której państwo Zuzkowie byli już pełnoprawnymi Podlasiakami (pan Zbigniew znalazł je przy piekarni), cztery psy mieszkające tu na stałe (trzy podrzucone i jeden kupiony) oraz pies, który mieszka we wsi, ale stołuje się u Zuzków. Całość dopełniają ptaki, dla których nasi bohaterowie stworzyli około stu mieszkań. — Oboje kochamy naturę. W lesie na jednym drzewie wiszą po dwie, trzy budki. Na domu też mamy budki i wiem, że będzie ich przybywać. Śpiew, który

kraina bugu · zima 2012


Minizoo tworzą: dwa koty, cztery psy mieszkające tu na stałe oraz pies, który mieszka we wsi, ale stołuje się u Zuzków.


moje siedlisko

— Najlepsze lata naszej ­działalności oddaliśmy Niemcom, ale to, co tam za­ oszczędziliśmy, z ­procentem ­zwracamy ­Polsce.

słyszeliśmy tego lata, utwierdził mnie w przekonaniu, że to wszystko miało sens — opowiada pani Benita, a jej mąż śmieje się, że to idealna wylęgarnia ptaków dla jego kotów. Małżeństwo Zuzków nie okopało się jednak we własnym szczęściu. To, co kiedyś dostali, oddają z nawiązką. — Najlepsze lata naszej działalności oddaliśmy Niemcom, ale to, co tam za­ oszczędziliśmy, z procentem oddaliśmy Polsce, inwestując na Podlasiu — mówi Zbigniew Zuzek. Prawda to niepodważalna. Dzięki pensjonatowi, który prowadzą, miejscowa ludność ma pracę, a i okolice odwiedzają nie tylko zwykli zjadacze chleba, lecz także twarze z pierwszych stron gazet, „od księdza do króla”, jak nazywa to doborowe towarzystwo Benita Zuzek. Niedawno odnowili mogiłę z 1920 roku, która znajduje się na ich ziemi. Dzięki zaangażowaniu miejscowego stolarza udało się to zrobić w trzy dni. To nie tylko uczczenie dwudziestu ośmiu bolszewików i dwóch Polaków, którzy w niej spoczywają, lecz także wspaniała lekcja historii i lokalnego patriotyzmu dla dzieci i młodzieży z pobliskich szkół, którzy tutaj przychodzą. Benita i Zbigniew Zuzkowie szybko wpasowali się w rytm życia podlaskiej wsi i jej mieszkańców. — Na Wschodzie ludzie są bardziej odpowiedzialni, bardziej współpracują z sąsiadami, mimo że z roku na rok jest coraz gorzej. Niemieccy znajomi mówili, że będziemy tutaj bardzo samotni, a tak nie jest, w ogóle nie czujemy się samotni. Mamy więcej czasu na kontakty i roz­ mowy z ludźmi niż wtedy, kiedy byliśmy w Niemczech. Nadrabiamy to stuprocen­ towo. Nie ma mowy o samotności i o nu­ dzie. Jest tu tyle do zrobienia, że brakuje czasu — podsumowuje Zbigniew Zuzek. — A gdybyście mieli państwo raz jesz­ cze podjąć decyzję? — pytamy na koniec. — Wrócić do Niemiec? Nigdy w ży­ ciu — odpowiada bez wahania Benita Zuzek. — Osiedlić się tutaj? Na dwieście pro­ cent tak — wtóruje żonie Zbigniew Zuzek. 

kraina bugu · zima 2012



leśna ostoja tekst:

Projekt: Federica Palacios  Foto: Living4media/Agencja FREE/Simon Upton (1)

styl życia/inspiracje

Grzegorz Móżdżyński

Zima – wymarzony czas wędrówek pośród śnieżnych zasp, bezkresu bieli, po świecie zastygłym w bezruchu niczym lodowe pustynie odległej planety. Marną atrakcją byłby jednak wysiłek na śniegu i mrozie, gdyby u jego kresu nie znalazło się przytulne schronienie. Sercem wypatrywanej z utęsknieniem zimowej przystani jest komin z paleniskiem, do którego chce się podejść, ogrzać i – jak długo to tylko możliwe – przy nim pozostać.

W

zrok ludzki kieruje się ku światłu, ręce same wyciągają się w stronę ciepła. Ogień w naturalny sposób skupia na sobie uwagę, gromadząc przybyłych. Pośrodku rozległego pomieszczenia stoi kominek z okapem obudowanym deskami. Wysmukła konstrukcja, zwężająca się ku niebu, zdaje się unosić z lekkością, podkreślając wysokość wnętrza. Pod nią miejsce do rozpalenia ognia, który umili wieczór swoim ciepłym, żółtawym światłem.

86

Siedząc przy takim kominku, wpatrując się w płomień, łatwo jest wyobrazić sobie, że nasza leśniczówka jest oazą spokoju pośród szalejącej burzy. Za oknami hula śnieżyca, wycie wilków miesza się z odgłosem wiejącego wiatru, a płochliwe sarny nieśmiało podchodzą do okien. W zaciszu bujanego fotela warto jednak pomodlić się, aby śnieżyca nie nadciągnęła naprawdę, gdyż przy mrozach, jakie zdarzają się zimą w rejonach Bugu, raczej trudno byłoby nagrzać dom z otwartymi wnętrzami jednym kominkiem,

kraina bugu · zima 2012


87


wyprowadzającym ciepło spalanego drewna prosto ponad dach. Wiedzieli o tym ludzie osiedlający się na kresach, na własnej skórze i zmarzniętych kościach poznający skuteczność takiego czy innego systemu ogrzewania. Z pewnością smacznie im się spało na przypiecku i nieraz ciężko było wstawać, rozstając się przy tym z puchową pierzyną. Gliniany piec chlebowy ważący ponad tonę, kolos rozgrzany stosem drewna spalonego w jego czeluści miał w sobie dosyć energii, aby nie tylko upiec w nim pachnące bochenki, lecz także spać na nim smacznie do rana bez konieczności częstego podrzucania polan do ognia. Przeciętna doza chłopskiej zaradności wystarczała, aby samodzielnie ubić gliniany komin i wylepić piec na drewnianej konstrukcji.

Domowe ognisko

Projekt: Federica Palacios  Foto: Living4media/Agencja FREE/Simon Upton (3)

88

Czym się zatem inspirować, gdy zapragniemy spełnić marzenie o rozkosznym cieple, rozgrzewającym nas na przekór srożącej się dookoła zimie? Wypatrywać przecen w katalogach z żeliwnymi wkładami do modnej obudowy kominka za niebotyczne pieniądze czy samodzielnie mazać się gliną, szlachetnie podtrzymując tradycję budowlaną przodków? Pierwotna tradycja – niestety nie bez przyczyny – powoli sama wygasła. Zbyt wiele drewna trzeba było przyciągać wozami, aby zapewnić sobie spokojny sen zimą. W miarę rozwoju techniki, wzrostu zamożności gospodarzy, a także ubywania lasów piece gliniane, zwane ruskimi, były wypierane przez nowocześniejsze konstrukcje. Na bazie rzetelnej wiedzy i praktycznych doświadczeń powstawały piece kaflowe z niewielkim paleniskiem i przemyślnym systemem długich kanałów, skuteczniej akumulujące ciepło każdej spalanej wiązki drewna. Jeśli dom miał więcej izb, a właściciel nie chciał płacić zbyt wiele „podymnego” – podatku naliczanego od liczby kominów – systemem leżaków łączył kanały dymowe w jeden wspólny komin.

kraina bugu · zima 2012


inspiracje Powstawała złożona konstrukcja, będąca indywidualnie projektowanym, unikatowym zabytkiem techniki, charakterystycznym dla miejsca jego powstania. Piękna to historia i wielowiekowa tradycja godna zachowania, ale... czy na pewno gotowi jesteśmy dzielić dom po połowie z piecem? Taki czy inny zwał surowej lub wypalanej gliny, rozpychający się pomiędzy nie za dużymi pomieszczeniami, bywa niechcianym gościem. Choć z drugiej strony rachunki za olej opałowy mogą sprawić, że trochę go jednak polubimy. Co sprytniejsi – w ramach prosto rozumianej, domorosłej symbiozy tradycji z nowoczesnością – potrafią wręcz włożyć do niego na noc cegłę owiniętą spiralą od żelazka. Tylko jak zakochać się w takim „cieple domowego ogniska”?

Okno na świat O podobne rozterki może przyprawić człowieka chęć posiadania na odludziu telewizora jako gwaranta łączności ze światem. Ogrzawszy się przy ogniu, wspinamy się po szerokich, masywnych dębowych stopniach. Przed wygodnym fotelem ciekłokrystaliczny ekran, wiszący na zrębowej ścianie – niezbyt harmonijne zetknięcie dwóch rzeczywistości. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to okropny zgrzyt: pośród nieskażonej przyrody ostoja strudzonego wędrowca, a w samym jej środku hałaśliwy element, obcy tęsknocie do natury. Jeśli jednak z większą przychylnością spojrzeć nań, przymrużywszy przy tym oko, można dostrzec dowcipną zamianę. Oto zamiast tkwić w betonowym więzieniu, oglądając programy przyrodniczo‑krajoznawcze, możemy rozsiąść się wygodnie w fotelu, delektować otoczeniem pierwotnej natury i, wdychając rześkie powietrze przez szklane okienko, podglądać cywilizację.

Przy mrozach, ­jakie zdarzają się zimą w rejonach Bugu, raczej ­trudno ­byłoby nagrzać dom z otwartymi ­wnę­trzami jednym ­kominkiem, wyprowadzającym ciepło spalanego drewna prosto ponad dach. i wygodniejsze wielowarstwowe materace wyściełane pianką, trawą morską albo włóknem kokosowym. Ale czy, wybierając się do odmiennego świata, nie mielibyśmy czasem chęci przespać

się nieco inaczej? W prostej drewnianej skrzyni, mając pod głową siennik, a dookoła głowy zapach mieszanki suszonych ziół, trawy i wspomnienie gorącego lata. W ślad za łóżkiem nasze myśli w dawniejsze czasy przenosi ciężki, pakowny kufer. Być może jakaś młoda dziewczyna, wychodząc za mąż, zabrała w nim swoje wiano, a może cała rodzina spakowała doń skromny dobytek, wybierając się w długą podróż przez ocean. Dziś kto inny przechowuje w nim swoje pamiątki. Przenośny mebel, trwale przywiązany do swej roli, wiernie skrywa sentymentalne skarby kolejnych pokoleń. Idąc dalej, widzimy, że do jednej z izb, zamiast pokrytych kurzem kufrów, wsunęła się wanna. W pierwszym odruchu trochę dziwi i zaskakuje, lecz po namyśle jej obecność w sypialni wydaje się logiczna. Widocznie zgodnie żyjący małżonkowie nie mają przed sobą żadnych tajemnic.

Skrzynia do spania W naszych mieszkaniach od lat goszczą modne sofy, amerykanki, wersalki. Sklepy meblowe oferują coraz zdrowsze

89


Projekt: Federica Palacios  Foto: Living4media/Agencja FREE/Simon Upton (1)

inspiracje

Myśliwskie trofea Równie oryginalnym pomysłem na wnętrze może być mebel, krzesło lub fotel wykonane z poroży. Czy to nie profanacja? Przy tworzeniu sztuki łatwo otrzeć się o kicz, banał czy głupotę. Lekki dyskomfort może sprawiać myśl, że owe trofea niekoniecznie świadczą o naszym łowieckim sukcesie. Skoro jednak marzy nam się nocleg w leśniczówce, choć niekoniecznie pragniemy porzucać dotychczasową pracę

90

Przespać się w prostej drewnianej skrzyni, mając ­dookoła głowy zapach suszonych ziół, trawy i wspomnienie gorącego lata.

i zajmować się uprawą lasu, to czy doprawdy musimy strzelać do zwierząt, aby móc naszemu cichemu zakątkowi nadać nieco myśliwskiego charakteru? Skóry dzikich zwierząt pod nogami, baranica na posłaniu świetnie podbudowują charakter wnętrza malowanego ciepłem drewna i światłem płomieni. A kiedy już przystroimy i opatrzymy zewsząd naszą zimową siedzibę, relaksując się w błogim stanie, będziemy mogli ze spokojem... wypatrywać wiosny. 

kraina bugu · zima 2012



Styl życia/biznes

od zbieracza ziół

do biznesmena, czyli zielarski sukces

po podlasku rozmawiał:

92

Daniel Parol 

zdjęcia:

Bartek Kosiński

kraina bugu · zima 2012


Mirosław Angielczyk to przykład spełnienia amerykańskiego snu – od pucybuta do milionera, z tym że w polskiej wersji. Biznesmen z Korycin jest chodzącym potwierdzeniem tego, że marzenia się spełniają, jeśli tylko wiara w nie jest odpowiednio silna i nie brakuje determinacji, żeby je realizować. Zaczynał jako najmłodszy towarzysz wypraw babci i jej koleżanek w poszukiwaniu ziół. Na studiach z uporem maniaka odwiedzał warszawskie sklepy, aby tylko poczuć zapach suszonych roślin. Po takim wstępie wybór drogi życiowej był oczywisty. ››Panie Mirosławie, gdzie się właściwie znajdujemy: w gospodarstwie agroturystycznym, ogrodzie botanicznym czy w siedzibie firmy Dary Natury? ››Najogólniej rzecz ujmując, na terenie firmy Ziołowy Zakątek. Całe przedsięwzięcie jest już zbyt duże, aby mówić jedynie o agroturystyce – w tej chwili mamy około sto dwadzieścia miejsc noclegowych i kilkanaście pokoi. Do tego dochodzą ogród botaniczny i zakład produkcyjny, każde z nich to odnogi jednego przedsięwzięcia, które się ze sobą zazębiają. Jedne wynikają z drugich i mogą się tak naprawdę wspierać. ››Początki firmy sięgają 1990 roku. Proszę powiedzieć, od czego to wszy­ stko się zaczęło? ››Jak każdy człowiek, tak i ja po skończeniu studiów stanąłem przed wyborem drogi życiowej. Zastanawiałem się, jaką pracę wybrać i gdzie powinienem jej szukać. Z racji rolniczego wykształcenia proponowano mi etaty w spółdzielniach rolniczych i kierownicze stanowiska w dużych gospodarstwach. Nie zgodziłem się jednak, przeczuwając, że to nie dla mnie. Przez całe studia, będąc w Warszawie, hobbystycznie zgłębiałem wiedzę zielarską, absolutnie nie myśląc o tym, że będę się tym zajmował zawodowo. ››Mówi pan o okresie studiów, a czy faktycznie nie było tak, że zielarstwo interesowało pana już w dzieciństwie?

››To prawda, wszystko zaczęło się tak naprawdę w dzieciństwie. Miałem 7, może 8 lat, kiedy z babcią i jej koleżankami zbierałem pierwsze zioła. Taki był wtedy styl życia na wsi, chociaż ani moi bracia, ani koledzy się do tego nie garnęli, mi natomiast to zajęcie od samego początku bardzo się podobało, chłonąłem tę atmosferę, która panowała podczas zbiorów. Pamiętam, że pieniądze, które wtedy zarabiałem, w znacznej części przeznaczałem na zakup książek, z których zgłębiałem zielarską wiedzę. W późniejszym

czasie przełożyła się ona na moje losy. Po technikum rolniczym skończonym na prowincji miałem raczej marne szanse na dostanie się na studia, ale dzięki zainteresowaniom przyrodniczym i informacjom, które miałem, wygrałem olimpiadę wiedzy rolniczej i bez egzaminów dostałem się na studia. W czasie ich trwania chodziłem do sklepów zielarskich w Warszawie, żeby poczuć zapach ziół. W ten oto sposób poznałem właścicieli dwóch, trzech sklepów, zobaczyłem, czego im brakuje, a że w tamtym czasie był duży

93


Biznes deficyt asortymentu, bo białostocki Herbapol działał coraz gorzej, pomyślałem, że skoro się na tym znam, czuję się w tym mocny, to po prostu spróbuję. ››Nie obawiał się pan porażki? ››Oczywiście, że się obawiałem, ale wtedy to były zupełnie inne czasy, można było zacząć coś od zera, nie mając pieniędzy, w tej chwili jest to chyba niemożliwe. Poza tym studia dały mi pewność siebie i wiarę w to, że mogę coś osiągnąć. Dzięki obyciu z dużym miastem żadne formalności, które musiałem załatwić w Ministerstwie Zdrowia i przeróżnych urzędach, nie sprawiały mi problemu. ››Podsumujmy zatem: kończy pan studia, wraca do Korycin, wie pan, że jest zapotrzebowanie na zioła. Czy to są wystarczające przesłanki do tego, aby założyć firmę? ››Początkowo zioła zbierałem sam, ale szybko zorientowałem się, że w pojedynkę takiej ilości nie zdołam zgromadzić. Na rynku byli wtedy zbieracze, ale oni pracowali głównie dla Herbapolu, dla którego ja byłem konkurencją i – niestety – zdarzały się też mało przyjemne incydenty, łącznie z nasyłaniem na mnie kontroli czy opowiadaniem ludziom, że ich oszukuję. Zbieracze to zazwyczaj ludzie starsi, którzy chcą porozmawiać, wyżalić się, a ja zawsze miałem dla nich czas, czym szybko sobie ich zjednałem. Relacje te dawały mi ogromne korzyści w postaci wiedzy o zastosowaniu poszczególnych ziół w dawnych czasach. Wiedzę tę zdobywałem podczas długich opowieści, zresztą te wiadomości wykorzystuję do dzisiaj. W ten oto naturalny sposób z roku na rok miałem coraz więcej zbieraczy. ››I biznes zaczął się kręcić… ››Tak, choć na początku nie było różowo, przez jakieś pół roku nawet nie miałem samochodu, zioła pakowałem w dwie torby i plecak i woziłem autobusem do Warszawy. Dopiero później żona oddała mi swojego malucha, z którego wymontowałem tylne siedzenie i zrobiłem samochód dostawczy. Zamówienia pochodziły z kilku sklepów, więc

94

Nawet nie miałem samochodu, zioła pakowałem w dwie torby i plecak i woziłem autobusem do Warszawy. Dopiero później żona oddała mi swojego malucha, z którego wymontowałem tylne siedzenie i zrobiłem samochód dostawczy. aby je zrealizować, szybko zbierałem zioła albo korzystałem z zapasów, które miałem, suszyłem i w ciągu tygodnia od zbioru dostarczałem je do odbiorców. Opakowania robiłem sam ze zwykłej kartki A4: sklejałem ją, flamastrem rysowałem kontur rośliny, podpisywałem i sprzedawałem. W tamtych czasach tak opakowany towar udawało się sprzedać, dziś to wydaje się pewnie śmieszne. ››Nie zgodzę się z panem. Obecnie wszystkie towary w sklepach są ładne i mają kolorowe opakowania, ale dzięki temu są niemal identyczne. Takie autorskie opakowanie z pewnością pozwoliłoby wyróżnić się na półce, w morzu różnorakich opakowań. ››Może ma pan rację. Pamiętam, że jak miałem jakiegoś zioła dwa, trzy worki, to martwiłem się: „Boże, kiedy ja to sprzedam?”. Wydawało mi się, że to bardzo dużo, przecież w jednej dostawie mogłem wieźć 20, może 30 kg, jednak to pozwalało mi zarobić na życie. ››Często pan woził te worki do Warszawy? ››Początkowo wykonywałem jeden kurs tygodniowo do zaprzyjaźnionych sklepów, później dwa kursy. Sprzedawałem coraz więcej i miałem problem z wyczuciem, ile towaru tak

naprawdę potrzebuję, aby sprostać zamówieniom. ››Kiedy pan poczuł, że z tej jednoosobowej działalności może powstać prawdziwy i dobrze prosperujący biznes? ››Od samego początku bardzo w to wierzyłem. Bazą był zapał, jaki miałem wtedy do pracy. Szczerze mówiąc, dziś znów chciałbym go mieć. Nie było takiej siły, która by mnie odwiodła od tego pomysłu. Za jeden z sukcesów tamtego czasu uważam fakt, że oparłem się wszelkim namowom, żeby zająć się normalną pracą, a nie zbieraniem ziół. ››Czasem lepiej by było, gdyby osoby dające tzw. dobre rady po prostu nic nie mówiły… ››W moim przypadku było tak, że te wszystkie głosy sprzeciwu wręcz mnie motywowały, zacinałem się w sobie i mówiłem, że to musi się udać. Mama cały czas spokojnie przyglądała się temu, co robię, ojciec natomiast próbował mnie zniechęcić i namawiał do zostania urzędnikiem. Jednak po roku, kiedy zobaczył, że sobie radzę, zaproponował, że pomoże mi zbudować magazyn, abym miał gdzie te swoje skarby trzymać. Mama doradzała, żeby budynek stanął tuż za stodołą, ja chciałem pod lasem, bo mi się to po prostu przyśniło. Dziś w tej hali jest zakład produkcyjny. Patrząc na kształt, jaki ma obecnie firma, trudno o lepsze usytuowanie. Niemniej jednak chcę podkreślić, że rodzice pomagali mi od samego początku, chociażby przy rozdrabnianiu ziół, żebym mógł szybko zrealizować zamówienia. ››Na długo wystarczyła siła własnych rąk i pomoc najbliższych? ››Z tego, co pamiętam, po roku działalności stwierdziłem, że sami nie dajemy już rady. Magazyn nie był jeszcze gotowy i nie miałem gdzie ulokować pracowników, więc rozdrobnione zioła i opakowania rozwoziłem po domach, a ludzie pracowali chałupniczo. Początkowo było to chyba z osiem osób – sąsiedzi i rodzina. Kiedy budynek już stał, część z nich zaczęła w nim

kraina bugu · zima 2012


pracować, a część nadal robiła swoje w domach. ››Potem zaczął pan zioła uprawiać. Kiedy przyszedł taki moment, w którym stwierdził pan, że ziół w lasach i na łąkach jest jednak za mało na realizację zamówień? ››To wynikało z zapotrzebowania rynku. Kiedy któryś z moich odbiorców komunikował, że potrzebuje konkretnych ziół pochodzących z uprawy, zaczynaliśmy te zioła albo kupować od rolników, albo sami uprawiać. Ten proces był dość szybki, zresztą jak cały rozwój działalności, zdaje się, że po pierwszych trzech latach zioła dowoziliśmy już do kilku miast: Warszawy, Radomia, Lublina. Generalnie jest tak, że coraz więcej ziół wprowadza się do uprawy, bo taka jest konieczność,

jednak nadal kilkadziesiąt gatunków zbiera się ze środowiska naturalnego. ››Nie ma pan obaw, że pewnego dnia zabraknie ludzi, którzy na ziołach się znają, i nie będzie komu ich zbierać? Starsi odchodzą, a młodzi zapewne nie garną się do tego zajęcia. ››Struktura wsi się zmienia. Jeszcze 15 lat temu rzeczywiście myślałem, że niedługo będzie problem ze zbieractwem. Dzisiaj w związku z tym, że rolnicy nie radzą sobie finansowo, dorabiają zbieraniem ziół, mimo że kiedyś do głowy by im nie przyszło, że będą do tego zmuszeni. Natomiast faktem jest, że tych ludzi trzeba edukować, bo niby z pozoru zbieractwo nie jest skomplikowane, ale dla kogoś, kto nie ma o tym pojęcia, wcale takie nie jest. Przy odpowiednim szkoleniu przez

najbliższe lata na pewno nie będzie problemów z brakiem zbieraczy. ››Czyli inwestuje pan w kadrę, niezależnie od tego, czy są to pana pracownicy, czy nie? ››Dokładnie. W tym roku we wrześniu robiliśmy szkolenie dla zbieraczy ziół, cieszyło się ono dużym zainteresowaniem. ››Czytałem gdzieś, że ma pan grupę zbieraczy roślin chronionych… ››Zbiór tych roślin podlega innym zasadom, dlatego że jest on ściśle reglamentowany. Dostajemy zezwolenie na pozyskanie określonej ilości. Najczęściej pracą tą zajmują się bezpośrednio nasi pracownicy albo wybrani zbieracze. Oni dostają informacje, ile rośliny danego gatunku mogą zebrać i w którym miejscu.

95


››Zaczynał pan od firmy, która zajmowała się skupem i sprzedażą ziół, a dziś działa pod marką Dary Natury. Co tak naprawdę stanowi trzon biznesu? ››Właśnie Dary Natury, bowiem są one tą częścią działalności, która finansowo utrzymuje całą firmę. Mimo nieustannego rozwoju, całość jest nadal gałęzią niedochodową, a główną kosztotwórczą częścią jest ogród botaniczny, na który nie dostajemy żadnych dotacji ani dopłat, a musimy utrzymać osiem pracujących w nim osób. Od półtora roku jest to jedyny ogród botaniczny na ścianie wschodniej. Myślę jednak, że od przyszłego roku będziemy zmuszeni do wprowadzenia choćby symbolicznych biletów, dlatego też przez zimę będziemy ulepszać opisy roślin, robić nowe kolekcje, tak żeby ludzie, którzy niekoniecznie interesują się roślinami w sensie leczniczym, też mogli tu coś ciekawego znaleźć. ››Jak wygląda dzisiaj sytuacja firmy? ››W tej chwili na miejscu jest około osiemdziesięciu osób. Są to ludzie, którzy pracują w gospodarstwie, ogrodzie, kuchni i na produkcji. Zbieraczy mamy około dwustu, dorabiają sobie od wczesnej wiosny do późnej jesieni.

96

Całe gospodarstwo ma ponad 40 ha, 15 z nich zajmuje kompleks związany z ogrodem – jest tam część produkcyjna, w której uprawiamy zioła, najwięcej, bo ponad 7,5 ha, mamy dzikiej róży. ››Oprócz ziół ma pan szeroki asortyment innych produktów… ››Tak, ale są to rzeczy związane z zielarstwem, np. oleje czy herbatki. ››Czy możemy mówić o swoistej modzie na stosowanie ziół? ››Ona jest od bardzo dawna, ale moda na zdrowe odżywianie dopiero się zaczyna. ››Czyli być może prawdziwy boom, a tym samym rozwój firmy, jest dopiero przed panem? ››Aż tak to nie, chociażby dlatego, że konkurencja nie śpi. Natomiast w związku z tym, że w tych okolicach wybór ziół jest duży, a my w produkcji zawsze używamy tych najlepszych, wszystko jest możliwe. ››No właśnie. Mam wrażenie, że państwa przewaga polega też na tym, że pan nie uprawia ani nie sprzedaje tych najbardziej popularnych ziół… ››Cały czas staramy się produkować to, czego nie ma na rynku, a jeśli nawet wytwarzamy produkt, który już istnieje, to dokładamy wszelkich starań,

aby był on bardziej oryginalny, stosując np. rzadsze składniki. ››Prawdziwy biznes to ciągłe wyzwania, a nie spoczywanie na laurach, w związku z czym nie mogę więc pominąć pytania o plany na przyszłość. Z czym one się wiążą? ››W tej chwili myślę o wprowadzeniu linii ziół dla zwierząt oraz zaprawek do alkoholu w formie płynu. Wielu ludzi robi nalewki, próbuje zaprawić czymś biały alkohol, żeby lepiej smakował, więc wymyśliłem taki produkt, który można dodać do wódki, i po odczekaniu kilku dni wyjdzie z niego np. koniak. Poza tym niedawno zrobiliśmy próby odtworzenia bardzo starych przepisów na bazie żołędzi, które są niezwykle odżywcze. Mało kto wie, że kiedyś ratowały one ludzi przed śmiercią głodową. Oprócz kawy można z nich robić bardzo dużo produktów. Niebawem rozpoczniemy produkcję mąki żołędziowej, mamy ją już przebadaną, czekamy tylko na certyfikat. W planach mam też otwarcie gospodarstwa rolnego w starym stylu, z budynkami, ze zwierzętami, żeby ludzie, którzy tu przyjeżdżają, w szczególności dzieci, mogli uczestniczyć w pracach gospodarskich.

kraina bugu · zima 2012


biznes

››Biorąc pod uwagę całą pana aktywność zawodową, czy jest pan z czegoś szczególnie dumny? Mnie osobiście intryguje trawa, którą znaleźć możemy w jednym z bardziej popularnych alkoholi kojarzonych z Podlasiem. Czy jest szansa, że pochodzi ona z pańskiej uprawy? ››Szansa zawsze jest (śmiech). Z trawy żubrówki jestem rzeczywiście dumny. Zbierałem ją już jako dziecko, bardzo mnie wtedy interesowała, szybko nauczyłem się ją rozpoznawać nawet z odległości kilku metrów. W naszej wiosce był punkt skupu, pamiętam, że czołowi zbieracze dowozili ją tam na wozie, tak jak przewozi się siano. W tej chwili, żeby znaleźć tę trawę, trzeba się naprawdę nachodzić i przede wszystkim wiedzieć, gdzie jej szukać, bo przez 40 lat nastąpiło zubożenie gatunku, jednak nie tylko przez zbieraczy. Od dawna ludzie próbowali ją sadzić w ogródkach, ale te próby się nie udawały, ponieważ żubrówka potrzebuje po prostu specyficznych warunków. Plantację można prowadzić 3–4 lata w jednym miejscu, później trzeba ją przenieść. Jako że ten temat mnie żywo interesował, sam robiłem przeróżne doświadczenia, potem

dołączyli do mnie pracownicy SGGW i wspólnie opracowaliśmy warunki środowiskowe, które ta trawa musi mieć, żeby była identyczna z tą w lesie. Nie jest to takie trudne, natomiast wymaga czasu. To było dla mnie ciekawe doświadczenie naukowe, jednak z biznesowego punktu widzenia ta uprawa jest na razie mało opłacalna i taka będzie, dopóki ludzie nie będą respektować prawa i nie powstrzymają się od zbierania trawy żubrówki, która jest pod ochroną.

Niedawno zrobiliśmy próby odtworzenia bardzo starych przepisów na bazie żołędzi, które są niezwykle odżywcze. Mało kto wie, że kiedyś ratowały one ludzi przed śmiercią głodową.

››Dary Natury to firma rodzinna. Zatem chciałbym zapytać, jak będzie wyglądała jej przyszłość? Czy dzieci będą kontynuować rozpoczętą ponad 20 lat temu działalność? ››Trudno powiedzieć. Jak każdy rodzic mam oczywiście nadzieję, że tak będzie. Moje dzieci bardzo mi pomagają, spędzają tutaj każdą wolną chwilę. Najstarsza z trzech córek studiuje medycynę, to można przecież połączyć. Jest jeszcze najmłodsza, która – mam nadzieję – tak jak ja skończy kierunek przyrodniczy i będzie się tym interesować. Poza tym będziemy umacniać kierunek turystyki wiejskiej, i być może to będzie łatwiejszy biznes do kontynuacji. Zielarstwo to od zawsze moja pasja, ale uczyłem się go, pracując razem z babcią. W pokoleniu moich rodziców nie było osoby, która się nim interesowała, dopiero drugie pokolenie te zainteresowania przejęło, więc może w tym przypadku też tak będzie i dopiero moje wnuki będą zielarzami (śmiech). Na razie sytuacja zakładu jest stabilna i te produkty, które zostały wymyślone 20 lat temu, są do dzisiaj produkowane, sprzedawane w coraz większych ilościach, więc mam powody sądzić, że tak będzie również w przyszłości, jeśli oczywiście ich jakość nadal będzie na takim poziomie. Biorąc to pod uwagę, uważam, że nawet jeśli dla kogoś zielarstwo nie będzie wielką pasją, bez problemu będzie mógł kontynuować rozpoczętą przeze mnie działalność. ››Jest pan odzwierciedleniem amerykańskiego snu – od pucybuta do milionera. Pokazał pan, że pasja połączona z determinacją to najlepszy przepis na sukces. ››Coś w tym jest, mam wrażenie, że ludzie boją się ryzyka, wyzwań, tego, że się nie uda i ktoś będzie się z nich podśmiewał. Ja do dziś spotykam się z wieloma kolegami z okresu mojej młodości i oni często mówią, że coś by zrobili, mają taki a taki pomysł, ale zawsze są jakieś przeszkody w jego realizacji. A jak się nie spróbuje, to przecież trudno do czegokolwiek dojść. 

97


kultura/kulturalny kwartał

Album

Podlasie okiem Wołkowa XX „Wołkow. Podlasie. Supraśl. Puszcza”, Wiktor Wołkow, Instytut Wydawniczy Kreator, Białystok 2008

Dzięki niesamowitym zdjęciom jednego z najwybitniejszych polskich fotografików, jakim bez wątpienia był Wiktor Wołkow,

obcujemy z dziewiczą przyrodą Podlasia. Podzielone na cztery pory roku zdjęcia uderzają pro‑ stotą, w której kryje się magia kra‑ jobrazów i zwierząt. Jak zachwala wydawca, „album powstał przy współpracy wybitnego plastyka, laureata wielu międzynarodo‑ wych nagród, Andrzeja Struniłły. Połączenie talentów tych dwóch wielkich ludzi dało w efekcie album tętniący życiem i pasją, dopracowany w najdrobniejszym szczególe, ukazujący piękno i siłę natury”. Sam mistrz podczas wystaw czy innych spotkań mó‑ wił niejednemu dziennikarzowi: „Co ja ci o tych zdjęciach mam mówić, niech one mówią”. Tak też jest w przypadku wszystkich fotografii artysty, nie tylko tych, które widnieją na kartach albumu „Wołkow. Podlasie. Supraśl. Puszcza”. To właśnie w nich widać niesamowitą miłość Wołkowa do przyrody i Podlasia, które foto‑ grafował przez ponad 40 lat. 

TANDEMEMPRZEZPOGRANICZE

DVD

Przyjaźń na rowerze XX „Tandemem przez pogranicze”, Podlasie Makes Me Happy, 2012

To niezwykła wycieczka rowero‑ wa, na którą zabierają nas Radek Dąbrowski i Paweł Mickiewicz. Jej pomysł zrodził się z przyjaźni dwóch niepokornych facetów:

Książka

Książka

Rozmowy z ptakami

Siedlce oczami żydowskiej nastolatki

XX Andrzej G. Kruszewicz, „Głosy ptaków”, Multico Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2009

Pewnie niejeden z nas zastana‑ wiał się kiedyś nad ptasią mową. Czy wydawane przez naszych latających przyjaciół odgłosy to tylko bajkowe „ćwir, ćwir”? Aby rozwikłać tę zagadkę, warto sięgnąć do jednej z publikacji Andrzeja G. Kruszewicza – wiel‑ kiego miłośnika i znawcy ptaków. „Głosy ptaków” są wydawnic‑ twem niezwykłym, połączeniem albumu i książki do słuchania. Zaspokajają zarówno doznania wzrokowe, jak i słuchowe czytel‑ nika, który obcuje z przedstawi‑ cielami pięćdziesięciu gatunków ptaków, m.in. bociana białego i czarnego, cietrzewia, czapli siwej, dzięcioła średniego, kruka,

98

Polaka o białoruskich korzeniach i Białorusina o polskich korze‑ niach. Podczas swojej wyprawy szukali oni odpowiedzi na py‑ tanie, czym tak naprawdę jest polsko‑białoruskie pogranicze, jakie różnice i podobieństwa kryją w sobie Polacy i Białorusini – dwa tak bliskie, a jednocze‑ śnie dalekie narody, które łączy rzeka. Dla naszych bohaterów był to także jedyny w swoim rodzaju powrót do korzeni i odkrywanie świata, w którym żyli ich przod‑ kowie. Rowerowemu duetowi towarzyszyło sześciu filmowców wyposażonych w sprzęt, jak za‑ tem nietrudno się domyślić, taka oryginalna gromada wzbudzała duże zainteresowanie miejscowej ludności, które przekuwało się w wielką sympatię i gościnność. Sytuacje przedstawione w ob‑ razie to mieszanka zaplanowa‑ nych aktywności i przygód, bez których nie obejdzie się żadna wyprawa. 

XX „Dziennik Anny Kahan Siedlce 1914–1916”, Stowarzyszenie tutajteraz, Siedlce 2012

łabędzia krzykliwego, sójki, szpa‑ ka i żurawia, podpatrując je czę‑ sto w niecodziennych sytuacjach. Dyrektor warszawskiego zoo swoje „ptasie opowieści” przeka‑ zuje przez Krystynę Czubówną, która raczy słuchaczy swoim charakterystycznym głosem. Do tego dochodzą autentyczne nagrania odgłosów ptaków, ca‑ łość jest więc niezwykłą podróżą do świata przyrody. 

Książka podzielona jest na trzy części: „Dziennik” napisany przez autorkę podczas jej życia w Sie‑ dlcach, „Moje pierwsze sześć lat w Ameryce” oraz opowiadanie „Moi rodzice uciekli z domu w dwa miesiące po ślubie”. Dzięki autorce – rodowitej siedlczan‑ ce – odbywamy swoistą podróż w czasie, przenosząc się do Sie‑ dlec z lat 1914–1916, poznając codzienne życie niezamożnej żydowskiej rodziny, wydarzenia wojenne, perypetie młodej Anny, która od 10. roku życia pracowała w zakładzie kapeluszniczym. W drugiej części książki autorka

zabiera nas w podróż po Amery‑ ce, do której wyemigrowała wraz z siostrą w 1916 roku. Spędzone tam lata to czas ciężkiej pracy, małżeństwo z Harrym Safranem, wychowywanie dzieci, pisanie poezji w jidysz i anglojęzycznej powieści. Ostatnia część książki to opowiadanie „Moi rodzice uciekli z domu w dwa miesiące po ślubie”, które autorka podyk‑ towała swojej opiekunce, gdy była już 90‑letnią kobietą. 

kraina bugu · zima 2012


Recital

Terapia śmiechem XX „Śmiechoterapia z Krystyną Sienkiewicz”, 15 grudnia, Centrum Kultury i Sztuki im. A. Meżeryckiego, Scena Teatralna Miasta Siedlce

Mieszkańców Siedlec i nie tylko zapraszamy na jedyną w swoim rodzaju sesję terapeutyczną.

Wystawa

„Świat zaklęty w fotografii” XX Muzeum Południowego Podlasia, wystawa czynna do 15.01.2013 r.

Olga Baca funduje Podlasianom podróż na Podhale, które choć tak różne od nadbużańskich terenów, to jednak tak podobne – i tam, i tu ludzie są tak samo przywiązani do tradycji i walczą o jej przetrwanie w dzisiejszym skapitalizowanym świecie. Podróż to jednak niezwykła, bowiem poświęcona codziennej pracy przy wyrobie oscypków, której z wielkim sercem oddają się ba‑ cowie (góralscy pasterze) i juhasi – ich pomocnicy. — Chciałam pokazać ten niepowtarzalny i unikatowy świat, który dzięki sile tradycji zachował się przez wieki w nienaruszonym stanie, daleko od szosy, bez dobroci

W rolę niebanalnej uzdrowicielki wcieli się Krystyna Sienkiewicz. Zastosuje ona uniwersalny lek, który pomaga na każdą dole‑ gliwość, a mianowicie śmiech. Spektakl gwarantuje cudowne ozdrowienie, a dokona się ono zaledwie w ciągu godziny. Zabawne monologi, doskonałe piosenki, humor z najwyższej półki, niebanalny urok osobisty Krystyny Sienkiewicz – zapewni wieczór pełen wrażeń. Spektakl zakończy trwający od połowy września I Ogólno‑ polski Festiwal Teatrów Prywat‑ nych „Sztuka plus komercja”, podczas którego na deskach Sceny Teatralnej Miasta Siedl‑ ce gościli znakomici aktorzy, grający na co dzień w prywat‑ nych teatrach, m.in. Krystyna Janda, Emilian Kamiński, Krystyna Sienkiewicz, Tomasz Kot, Rafał Królikowski czy Katarzyna Żak. 

materialnych, jakie niesie za sobą postęp cywilizacyjny. Usiłowałam oddać atmosferę tego corocznego nietypowego kultu oraz trud zapominanego dzisiaj, ale jakże pierwotnego zawodu, jakim jest pasterstwo. Chciałam również przybliżyć nieznane wielu mieszkańcom Polski słowo „redyk”, czyli wiosenny wymarsz baców z owcami na hale, oraz ich uroczysty powrót do domów w strojach góralskich jesienią — mówi autorka zdjęć. 

Płyta

Zdrowy Hałas XX Jacek Hałas „Zegar bije”, 2006

Na płycie „Zegar bije” wykonuje pan „starodawne pieśni o marnościach tego świata, o śmierci i wędrowaniu dusz”. Skąd u pana zamiłowanie do tego typu muzyki? Jacek Hałas: Złożyło się na to kilka przyczyn. Gdy po raz pierwszy trafiłem na fragmenty pieśni z repertuaru tzw. dziadów, zauroczyło mnie niezaprzeczalne piękno tej poezji, z drugiej zaś strony wywarła na mnie wrażenie waga tematów poruszanych w tych tekstach: przemijania, śmierci, wędrówki duszy czy rozważania nad kondycją człowieczą. Zainteresowała mnie też sama postać dziada‑wędrow‑ nego śpiewaka, piewcy eposów i moralitetów, poruszającego się zarówno między wioskami i miasteczkami, jak i światem re‑ alnym a duchowym. Sam jestem wędrowcem – w przestrzeni i w czasie. Myślę, że jedną z przy‑ czyn była też mała ilość przeka‑ zów i informacji na temat tradycji dziadowskiej, a ja lubię zbaczać na manowce, gdzie nie do końca wiadomo, jaki jest kształt rzeczy, a wyboru kierunku dokonuje się często na podstawie intuicji. Daje

to przestrzeń dla kreacji i samo‑ dzielnego podejmowania decyzji artystycznych, a ponieważ każda twórczość nabiera sensu dopiero w kontekście drugiego człowieka, naturalnym zdawał się pomysł, by podzielić się owocami swych poszukiwań z publicznością. Wyśpiewuje pan teksty „ku przestrodze, zadumie i pokrzepieniu”? Co jest w nich takiego, że zmusza słuchaczy do myślenia nad „rzeczami wyższymi”? Przede wszystkim dotyczą one spraw istotnych tysiąc lat temu, teraz, a pewnie i za tysiąc lat; mi‑ łość i śmierć oraz związane z nimi emocje kształtują i będą kształto‑ wały zachowania człowieka i jego rozwój. Każdy z nas doświadcza ich we własnej duchowej skórze przez całe życie, a rozważania ubrane przez pokolenia w piękną formę warte są poświęcenia im uwagi. Płyta była też początkiem innych przedsięwzięć… Tak, między innymi: wędrówek z koncertem, podczas których śpiewam i opowiadam o trady‑ cjach dziadowskich, słuchowiska Teatru Polskiego Radia i spektaklu rodzinnego – każda z tych aktyw‑ ności ma ten sam tytuł co płyta. I nie wiem, czy to ostatni „hałas” w tym temacie. 

99


Sztuka/zainspirowani

wąsaty oryginał z Janowa tekst:

Justyna Franczuk

Foto: Tadeusz Żaczek

100

kraina bugu · zima 2012


Maciej Falkiewicz to bez wątpienia artysta niepokorny. Swoją enklawę stworzył dwadzieścia dwa lata temu w XVIII‑wiecznym dworku mieszczańskim w Janowie Podlaskim, tak zwanym Domu Ryttów. Niekwestionowaną chlubą regionu, którą może pochwalić się podlaska ziemia, stał się jednak kilka lat wcześniej.

J

ako dziecko wychowywał się w domu przepełnionym szacunkiem dla polskości, wsi i natury. Od początku otoczony był też sztuką: — Mój ojciec był uzdolniony plastycz­ nie i muzycznie, mama rysowała, jej brat grał na instrumencie — wspomina artysta, który pierwsze farby i sztalugi dostał od stryja Antoniego, notabene malarza amatora. Obcując na co dzień w takiej atmosferze, mógł z powodzeniem rozwijać swoje pasje. Na szczęście nie przeszkodziło mu w tym buntownicze podejście do życia, spowodowane po trosze utratą ojca w wieku 13 lat. — Bardzo dużo zawdzięczam mat­ ce, która mi i mojemu bratu poświęciła całe życie, prawdziwa matka Polka. By­ łem bardzo trudny w wychowywaniu, po śmierci ojca w życiu matki nie było mężczyzny, byliśmy tylko dom i my — wspomina malarz. Konie i zima, 1995, olej, płótno, 81 x 100, Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej.

101


zainspirowani

Foto: Bartek Kosiński

102

Natura buntownika nie pozwoliła artyście zakotwiczyć się na dłużej w żadnej szkole średniej. — Byłem chyba w sześciu, w tym w trzech plastykach, nie chciałem mę­ czyć nauczycieli, więc tak wędrowałem (śmiech). Po zmianie ogólniaka na szkołę plastyczną nie miałem takiego przygoto­ wania jak koledzy, więc musiałem nadro­ bić zaległości. Pamiętam, że to kosztowa­ ło mnie dużo pracy. Wieczorami i nocami ćwiczyłem oko i rękę, byłem wtedy zauro­ czony Wyspiańskim — opowiada z powagą artysta, który fascynował się także impresjonizmem, co miało odzwierciedlenie w sposobie życia: — Szaliczek, fajeczka, winko, kobiety. Do jednej ze szkół przyniosłem akt, pro­ fesor się zachwycał, że świetny, ale skoń­ czyło się wizytą u dyrektora. Zirytowałem się tym i przestałem chodzić do szkoły — dodaje. Mimo tych perypetii i braku matury, którą później zrobił eksternistycznie, talent okazał się jednak silniejszy i młody lublinianin dostał się na warszawską ASP dzięki przedstawionym przez siebie pracom. Talent rozwijał pod kierunkiem znakomitych profesorów: Eugeniusza Eibischa, Michała Byliny i Ludwika Maciąga. — Profesor zawsze mówił, że jestem zdolny, ale leniwy, i muszę przyznać, że w dalszym ciągu jestem w tym konse­ kwentny — mówi ze śmiechem artysta. Zdaje się jednak, że to tylko czysta kokieteria, bowiem jego dokonania wskazują na coś zupełnie innego. Maciej Falkiewicz był jednym z pierwszych profesjonalnych artystów, którym władze dawnego województwa bialskopodlaskiego zaproponowały pracę. — Zaraz po skończeniu ASP zostałem zaproszony na plener malarski do Jano­ wa. Tu mnie zaczęli namawiać, żebym został w Białej, w której nie było plasty­ ka. W perspektywie były mieszkanie, praca w szkole i muzeum. Mówiłem, że może i bym został, ale mnie interesu­ ją konie, a tu ich nie ma. W odpowiedzi usłyszałem: „To niech pan założy klub” — wspomina. W taki oto sposób znalazł się w Białej Podlaskiej, gdzie założył

kraina bugu · zima 2012


Foto: Tadeusz Żaczek

Ulica Parkowa zimą, 2006, olej, płótno, 80 x 64, wł. E. A.


zainspirowani 1. Z mojego podwórka, olej, płótno, 81 x 100, Muzeum J. I. Kraszewskiego w Romanowie. 2. Janów Podlaski – widok z podwórza na kościół, olej, płótno, 50 x 65, wł. pryw. Foto: Tadeusz Żaczek

1

Foto: Bartek Kosiński

2

Maciej Falkiewicz

▶▶ rocznik 1942 ▶▶ zawodowy malarz ▶▶ pasjonat koni ▶▶ miłośnik natury i zwierząt ▶▶ mieszka w Janowie Podlaskim

WYSTAWY W POLSCE: Biała Podlaska, Salon wystawienniczy „Desa” (1977) Warszawa, Galeria Uśmiech (1969) Lublin, Galeria Zdjęć Sztuki Współczesnej (1984) Janów Podlaski, Galeria Autorska Macieja Falkiewicza, wystawa stała (1991) Warszawa, Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa (2000) Radzyń Podlaski, Galeria Oranżeria (2004) Kazimierz Dolny, Galeria Brama (2005) Muzeum Regionalne w Łukowie (2005)

WYSTAWY ZAGRANICZNE: Brześć – Białoruś (1980) Limburg – Niemcy (1986)

NAGRODY: ▶▶ Nagroda Ministra Kultury i Sztuki (1975, 1985) ▶▶ Nagroda Wojewody Podlaskiego za aktywną działalność społeczną i osiągnięcia w upowszechnianiu kultury (1986) ▶▶ Nagroda Kulturalna wojewody bialskopodlaskiego (1994) – artysta odmówił jej przyjęcia w proteście przeciwko polityce kulturalno‑oświatowej miejscowych władz

104

Bialskopodlaski Klub Jeździecki. Miłość do koni zaowocowała zrobieniem uprawnień instruktora jazdy konnej sportowej i 7‑letnią pracą na miejscowym AWF‑ie. To właśnie konie są głównymi bohaterami obrazów malarza z Janowa. — Swoją pasję realizuję poprzez konie i łowiectwo, które także uwielbiam. Zna­ jomość tych tematów od środka, np. wie­ dza o tym, jak należy siedzieć na koniu, w połączeniu z warsztatem twórczym daje efekty w postaci takich, a nie innych obrazów — opowiada artysta z entuzjazmem w głosie.

Ostatecznie los rzucił naszego bohatera do Janowa Podlaskiego, w którym do dziś mieszka i tworzy. Jego zachwycające obrazy znajdują się w zbiorach muzeów i galerii wielu polskich miast, są także częścią licznych zagranicznych kolekcji. Za pomocą kreski i kolorystyki artysta pokazuje też własną naturę, niezwykle temperamentną i osobliwą, która czyni z niego i człowieka, i malarza oryginalnego. Bo czyż nie jest tak, że najbardziej cenimy artystów właśnie za to, że tak bardzo różnią się od tzw. zwykłych śmiertelników? 

kraina bugu · zima 2012


Zapraszamy

Krainy Kultury ej w o tk ą yj w ej sz a do n

MARIUSZ ORZEŁOWSKI Dyrektor

STYCZEŃ-CZERWIEC 2013

Barwy Teatru

C E N T RU M K U LT U RY I S Z T U K I I M . A . M E Ż E RYC K I E G O S C E NA T E AT R A L NA M IA S TA S I E D L C E

R E Z E R WA C J A B I L E T Ó W PUNKT INFORMACJI KULTURALNEJ CKIS

REZERWACJE ONLINE:

poniedziałek - piątek, godz.11.00-19.00 tel. 25 644 68 00 w. 37 e-mail: rezerwacje@impresariat.eu

ORGANIZATORZY

, WUJ EZE ZAR PŁAĆ ZA UKUJ DR U! I WY W DOM T BILE

WSPÓŁORGANIZATOR

REZERWACJE GRUPOWE:

Szanowni Państwo, Z ogromną radością witam Państwa w nowym cyklu teatralnym, który zainauguruje rok 2013. „Barwy Teatru” to wyjątkowa propozycja dla wszystkich „teatromanów”. W ten sposób powstały w naszej instytucji - dwa w jednym roku - cykle teatralne. Pierwszy - i będziemy go kontynuować - to Ogólnopolski Festiwal Teatrów Prywatnych „Sztuka plus Komercja”, zawsze rozpoczynający się we wrześniu i kończący się w grudniu, i drugi „Barwy Teatru” rozpoczynający się w styczniu, a kończący się w czerwcu. Dzięki tym projektom wprowadzamy w życie formę teatru repertuarowego, gdzie widz na kilka miesięcy wcześniej będzie wiedział jakie spektakle teatralne czekają na niego w naszej Instytucji. Mam nadzieję, że Scena Teatralna Miasta Siedlce spełnia Państwa oczekiwania repertuarowe, jednocześnie jesteśmy otwarci na sugestie i wrażenia artystyczne z Państwa strony. Chciałbym podkreślić, że w wydarzenia, o których wspomniałem, będziemy wprowadzać własne produkcje artystyczne. Na koniec pragnę Państwu podziękować za ogromną przychylność, bo to między innymi dzięki Państwu nasza Instytucja jest laureatem I nagrody w kategorii „działalność kulturalna” w Konkursie Mazowiecka Firma Roku 2012 oraz posiadaczem statuetki Złotego Orła Mazowieckiego Biznesu 2012. Zapraszam do odwiedzania naszej strony internetowej www.ckis.siedlce.pl oraz profilu facebook www.facebook.com/ckis.siedlce. MAZOWIECKA FIRMA ROKU 2012

tel. 501 756 662

PARTNER

www.iwonex.com.pl

www.ckis.siedlce.pl

www.aleteatr.com.pl

STATUETKA ZŁOTEGO ORŁA MAZOWIECKIEGO BIZNESU 2012


styl życia/akademia smaku

winny smak świąt

Bożonarodzeniowe biesiadowanie zazwyczaj traktujemy jako całość. Inna sprawa, że tradycyjnie Wigilię spędzamy w ciszy i skupieniu, a na stole królują potrawy postne, podczas gdy następnego dnia rano ruszamy w bój z cięższym orężem ku treściwszej strawie. Jednak w dzisiejszych czasach, gdy tak rzadko mamy okazję usiąść w gronie najbliższych i nawet do tradycji wielkanocnych podchodzimy liberalnie, każdy z dni świątecznych spędzamy, łącząc boskie i cesarskie – poszcząc jadłem, świętując napitkiem.

106

kraina bugu · zima 2012


Tomasz Kolecki-Majewicz Ekspert Winezja.pl, wielokrotny mistrz Polski sommelierów.

B

iorąc to wszystko pod uwagę, warto przyjrzeć się, które wina najlepiej będą towarzyszyć nie tylko ożywionej rozmowie i dobremu nastrojowi, lecz także niektórym klasycznym daniom części tego najweselszego ze świąt, o co wszak dbamy skrupulatnie, nawet dużym dzieciom zamawiając podarki u świętego brodacza. Śledź w oleju z cebulą Tradycyjne „polskie wytrawne mocne wino żytnie” z powodzeniem zastąpi australijski, reński lub mozelski wytrawny riesling, a także austriackie riesling i grüner veltliner lub alzacki pinot gris.

Śledź w śmietanie Tu mniej potrzebujemy charakternych win, bardziej zaś treściwych. Wracamy zatem myślami do wytrawnych i półwytrawnych rieslingów, pinot gris/pinot grigio, grüner veltliner, chablis premier cru i innych chardonnay z chłodnych regionów, starzonych lub fermentowanych w dębinie. Barszcz czerwony z uszkami Nie przesadzamy i cieszymy się zupą.

za to wyraźnie orzeźwiających. Chablis, australijskie, reńskie i austriackie rieslingi, grüner veltliner, lecz także włoskie soave i trebbiano d’abruzzo świetnie się spiszą. Karp w galarecie Może nieco zaskakująco, lecz tradycyjna biała rioja fermentowana w dębinie to jest to, a także podobne wina – wytrawne, nieprzesadnie owocowe w smaku, za to krągłe i mineralne, np. tokajski furmint, chablis premier cru, biały lub czerwony lekki burgund, proste chianti i barbera. Pierogi z grzybami Pinot gris przede wszystkim, pół- lub wytrawny riesling znad Mozeli lub z Australii. Na czerwono – europejski lub nowozelandzki lżejszy pinot noir.

biesiady ma wiele. Co najważniejsze: trzema winami można osiągnąć udany kompromis. Po pierwsze, paulett’s polish hill riesling – porzućcie pogląd, że Australia to tylko „miły miś” shiraz. Drugą twarzą kontynentu jest riesling, konkurujący z niemieckim oryginałem mocą i chłodnym charakterem. Po drugie, joseph drou­ hin rully rouge AOC – jedna z najciekawszych apelacji środkowej Burgundii (Cotes Challonaise) oferuje coś pomiędzy mocą nut owocowych i orzeźwiającym tłem. I po trzecie, oremus szamorodni edes – my, Polacy, sami chcieliśmy dwieście lat temu, by powstał. Oto jest – dokładnie taki, jaki miał być. Słodki i charakterny. 

Tomasz Kolecki‑ -Majewicz Ekspert Winezja.pl, wielokrotny mistrz Polski sommelierów.

Kapusta z grzybami/bigos Wytrawne rieslingi, grüner veltliner i pinot noir to pier­ wsze pomysły. Z ciekawostek – tęgie shiraz z Australii lub amarone. Kutia Dobry słodki tokaj rządzi. Aszu lub szamorodni. Mniej słodko – mozelskie półwytrawne rieslingi.

Zupa grzybowa z łazankami W tym przypadku możemy nieco poszperać w lodówce i poszukać półsłodkiego rieslinga lub chenin blanc. Ciekawe po­łą­czenie.

Ciasta Tokaj aszu polubi piernik, keks i babę drożdżową, słodkie rieslingi szarlotkę, a muskaty – sernik. Żeby nie przesadzić, niezbyt stary słodki szamorodni z Tokaju pogodzi wszystkich.

Smażony karp To wyzwanie dla win o przyjemnej, lekkiej owocowości,

Możliwości uzasadnienia wyboru swojego ulubionego wina każdy uczestnik

107


w krainie smaku

Gęś nadziewana kaszą i podrobami składniki: ▶▶1 gęś ▶▶250 g podrobów z gęsi ▶▶1 szklanka pęczaku ▶▶garść suszonych jabłek ▶▶1 mała cebula ▶▶3 jaja ▶▶4 gruszki ▶▶kilka ząbków czosnku ▶▶2 łyżki posiekanej natki pietruszki ▶▶1/2 szklanki czerwonego wina ▶▶1 łyżeczka goździków ▶▶2 łyżki masła ▶▶gałka muszkatołowa ▶▶2 łyżki oleju ▶▶majeranek ▶▶sól, pieprz p r z yg o t o wa n i e : Gęś sprawić, wyluzować, tak aby pozostały całe uda, oprószyć solą, pieprzem, majerankiem, natrzeć czosnkiem, skropić czerwonym winem, odstawić w chłodne miejsce na całą noc. Pokrojoną w kostkę cebulę podsmażyć na złoty kolor, wsypać kaszę, wymieszać, zalać dwoma szklankami wody, dodać gałkę muszkatołową, szczyptę soli, gotować pod przykryciem. Do wystudzonej kaszy dodać pokrojone podroby, suszone jabłka, jaja, natkę pietruszki, wymieszać. Tak przygotowanym farszem napełnić gęś, zaszyć, ułożyć w brytfance, posmarować masłem. Gęś piec około 3 godz. w temp. 160°C , podlewając wodą. Pod koniec obłożyć wkoło ćwiartkami gruszek, naszpikowanymi goździkami. Piec jeszcze kilkanaście minut.

tak smakuje

zima

kraina bugu · zima 2012


Maciej Wawryniuk Przygodę z gastronomią rozpoczął już w dzieciństwie – jego mama była szefem kuchni w jednej ze znanych restauracji na Podlasiu. W 1995 roku, po skończeniu Technikum Gastronomicznego w Siedlcach, przeszedł wszystkie szczeble kariery w warszawskich restauracjach. Obecnie pracuje w firmie KAMIS, gdzie prowadzi szkolenia, warsztaty i pokazy kulinarne dla kucharzy i szefów kuchni.

Po obfitujących w prace w polu oraz okolicznych sadach miesiącach nareszcie nadszedł okres odpoczynku. Długie zimowe wieczory to również czas nowych kuchennych inspiracji połączonych z tradycją, a tym samym smakowych doznań, które nad Bugiem z pewnością okażą się niezapomniane.

Foto: StockFood

K

ulinarne przyzwyczajenia, tradycja, bliskość wschodniej granicy, a także wypełnione po brzegi spiżarnie to mieszanka, która niemalże za każdym razem eksploduje na nadbużańskich stołach, robiąc na gościach niesamowite wrażenie i pozostawiając miłe wspomnienia. Pełne przetworów i konfitur słoje, grzyby, kasze, suszone owoce, nalewki to bogactwo gromadzone latem i jesienią z wielką starannością, na które właśnie zimą nadszedł właściwy czas. Do tego dochodzi dziczyzna z okolicznych lasów, upolowana na przełomie jesieni i zimy. Mając pod ręką takie skarby, gospodynie nie pozostają dłużne naturze i wyczarowują z nich przepyszne potrawy, będące wyśmienitą ucztą nawet dla najbardziej wybrednych podniebień. Dzięki nim zyskują uznanie nie tylko mieszkańców

Podlasia, lecz także przybyłych tu turystów, miłośników nadbużańskiego krajobrazu i lokalnej kuchni. Sennie i zimowo jest za oknem, ale nie w miejscowych kuchniach, w których wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienia się w prawdziwe rarytasy. Zimową kolację można rozpocząć od szybkich przekąsek, na przykład ziemniaczanych placków czy blinów, lub wymagającego nieco więcej cierpliwości pasztetu. Aromat jałowca i rozmarynu jeszcze długo po jego upieczeniu unosi się w powietrzu i zachęca do skosztowania dziczyzny podanej w tak prostej i znanej, a jednocześnie wytrawnej formie. Wyjątkowo wyszukaną propozycją będzie z pewnością delikatna, krucha, pieczona kuropatwa, opływająca wyraźnym smakiem konfitury z agrestu, który w długie chłodne wieczory będzie wspomnieniem

minionego lata, a tym samym idealnym lekarstwem na zimową nostalgię. Bliskość rzeki to oczywiście obecność ryb na stole. Wszystko to za sprawą pachnącego borowikami sandacza – połączeniu, które pozwala przenieść otaczającą przyrodę i krajobraz prosto na stół nie tylko w wieczerzę wigilijną, lecz także w inne dni, a tych do uczty i biesiadowania nad Bugiem nigdy nie brakuje. W zagrodach natkniemy się na tłuste gęsi. Trzeba pamiętać, że ta część Polski jest swoistym szlakiem wędrownym dla dzikiego ptactwa tego gatunku, dzięki czemu także koneserzy obfitego ucztowania znajdą tutaj coś dla siebie. Pieczona z wolna gęś – zarówno ta domowa, jak i upolowana jesienią – wypełniona pęczakiem i starannie podlewana przypomni smakiem o przeszłości i magicznym miejscu, którym z pewnością jest Kraina Bugu. 

109


Foto: StockFood

w krainie smaku

Pasztet z dzika Składniki: ▶▶600 g łopatki z dzika ▶▶200 g wątróbki ▶▶250 g słoniny ▶▶1 cebula ▶▶1 bułka ▶▶2–3 jaja ▶▶2–3 łyżki żurawiny ▶▶1 łyżeczka owoców jałowca ▶▶1 łyżeczka posiekanego rozmarynu ▶▶sól, pieprz, gałka muszkatołowa P r z yg o t o wa n i e : Pokrojoną cebulę podsmażyć na 1/3 słoniny, dodać kawałki mięsa z dzika, wątróbkę, podlać wodą i dusić pod przykryciem około 90 minut. W połowie duszenia dodać rozmaryn oraz posiekane owoce jałowca. Na koniec dodać połamaną bułkę. Odstawić do wystudzenia. Wszystko zemleć trzykrotnie przez maszynkę, dodać jajka, żurawinę, doprawić solą, pieprzem, gałką muszkatołową. Dokładnie wyrobić na puszystą masę. Pozostałą słoninę lekko zamrozić, pokroić na bardzo cienkie plastry, wyłożyć nimi podłużną formę, którą następnie należy wypełnić przygotowaną wcześniej masą. Pasztet piec około 45 minut w temperaturze 180°C.

kraina bugu · zima 2012


Foto: StockFood

Sandacz duszony z borowikami Składniki: ▶▶600 g filetów z sandacza ▶▶250 g małych borowików ▶▶2 łyżki świeżego masła ▶▶200 ml słodkiej śmietany ▶▶1 mała cebula ▶▶1 łyżeczka posiekanego majeranku ▶▶1/4 cytryny ▶▶sól, pieprz PR z yg o t o wa n i e : Borowiki podsmażyć na maśle z drobno posiekaną cebulą – do uzyskania złotego koloru, wlać śmietanę, lekko poddusić, dodać skropione sokiem z cytryny kawałki sandacza. Wszystko gotować na małym ogniu 12–15 minut. Pod koniec doprawić świeżo posiekanym majerankiem, solą oraz pieprzem.


Kuchnia nadbużańska

kuchnia nadbużańska z

i

m

ą

K

iedy szara aura, którą widzimy za oknem, przekłada się na nasze fizyczno-psychiczne samopoczucie, musimy wytoczyć przeciwko niej wszystkie działa. I nie chodzi o te militarne, lecz te, którymi tak licznie obdarzyła nas natura. Rozgrzani krupnikiem, orzechówką czy herbatą malinową oraz uwiedzeni zapachem piernika stawimy czoła każdemu przeciwnikowi. zdjęcia: shutterstock

Piernik „Kto nie pija gorzałki i od niej umyka, ten słodkiego nie godzien kosztować piernika” – taką prawdę głosi stare porzekadło. Coś w tym jest, bowiem dawniej piernik był przekąską do wódki. Dziś ciasto kojarzone jest głównie z Bożym Narodzeniem. Gdy po domu rozchodzi się charakterystyczny aromat schowanego w piecu piernika, to znak, że Gwiazdka jest tuż-tuż. 

Krupnik To idealna strawa na jesienno‑zimową słotę. Będzie doskonałym wstępem do obiadu: rozgrzeje zmarznięte ciało, co automatycznie poprawi nastrój. Choć zupa ma wiele odmian, zawsze bazą do niej jest kasza, zwana dawniej krupą. W klasycznej odmianie krupniku stosuje się kaszę jęczmienną. Zupa zawiera też wiele warzyw – jest więc niezwykle odżywcza. 

Ogórki kiszone

Orzechówka Idealna na pobudzenie apetytu i trawienia, jest więc dobrym kompanem przed posiłkiem i tuż po jego zakończeniu. Ten napój o bardzo ciemnej barwie pomaga też przy bólach żołądka. Trzeba jednak pamiętać, aby obchodzić się z nim delikatnie, bowiem może zawierać nawet 45 proc. alkoholu, co przy dużych ilościach zdecydowanie bardziej zaszkodzi, niż pomoże. 

112

Kiszenie to proces, podczas którego powstają cenne witaminy i niwelowane są liczne substancje niepożądane. Ogórki kiszone są idealne przy odchudzaniu, bowiem zawierają dużo błonnika, ten zaś poprawia pracę układu pokarmowego i oczyszcza organizm z toksyn. Sprzyjają ponadto lepszemu przyswajaniu potraw. Są cenione zarówno przez żywieniowców, jak i smakoszy. 

Herbata malinowa Ten gorący napój o aromatycznym zapachu to idealna broń w walce z pierwszymi oznakami przeziębienia. Ma on właściwości lecznicze i rozgrzewające, poprawia nastrój i niweluje stres. Jeśli więc zimowa aura daje się nam we znaki, najlepiej zawinąć się w koc, wziąć do ręki książkę i delektować się chwilą, popijając malinowy eliksir zdrowia i szczęścia. 

kraina bugu · zima 2012


na nadbużańskim stole

Twaróg sernikowy mielony

na nadbużańskim

s t o l e

To wysokiej jakości gotowa masa serowa bez konserwantów, barwników i aromatów. Wystarczy uzupełnić ją według upodobań kilkoma oryginalnymi dodatkami i upiec sernik zgodnie z przepisem na opakowaniu. Idealnie dobrane proporcje serka śmietankowego i twarogu zapewniają odpowiednią zawartość tłuszczu mlecznego, dlatego zbędne jest dodawanie do masy masła czy margaryny.

Ser Mascarpone

Śmietanka 30% Doskonały dodatek do bożonarodzeniowych dań i ciast. Jej główną zaletą jest to, że doskonale się ubija, a wytworzona z niej puszysta bita śmietana idealnie nadaje się do przekładania ciast czy tortów, jak również do dekoracji. Można ją dodać także do zup, przykładem czego niech będzie zupa grzybowa, którą podaje się podczas kolacji wigilijnej.

Produkowany według tradycyjnej włoskiej metody ser Mascarpone o gładkiej aksamitnej konsystencji, który łączy w sobie najlepsze cechy sera, masła i śmietany, sprawdzi się nie tylko w kremowych deserach i masach, lecz także w aksamitnych sosach do ryb, mięs czy do zabielania wigilijnego barszczu. Mascarpone jest głównym składnikiem cieszącego się coraz większą popularnością deseru Tiramisu, spożywanego chętnie nie tylko w święta i sylwestra. Jego lekko słodki smak doskonale komponuje się z biszkoptami nasączonymi aromatyczną kawą i migdałowym likierem Amaretto.

Jogurt Milandia z mascarpone Tym, którzy lubią ciasta w lekkiej wersji, Piątnica proponuje przepisy na tradycyjny sernik lub sernik na zimno na bazie gęstego jogurtu ­Milandia z mascarpone. Wypieki i desery przygotowane z jego użyciem mają puszystą konsystencję, są lekkie i delikatne, a przy tym wyglądają naprawdę efektownie. Gęsty, naturalny jogurt Milandia z mascarpone powstaje przy użyciu unikatowej technologii produkcji, podobnej do tej stosowanej w przypadku jogurtu typu bałkańskiego. Dzięki dodatkowi mascarpone jogurt ma kremową konsystencję oraz wyjątkowy śmietankowy smak, który zdecydowanie odróżnia go od innych gęstych jogurtów dostępnych na rynku. Poza wypiekami jogurt Milandia sprawdza się również jako dodatek do dań obiadowych − zamiast śmietany do różnego rodzaju sałat i sałatek oraz deserów z owocami. Jest idealny do przygotowania kremowych sosów na słodko, które wspaniale komponują się z pierogami.

materiał promocyjny

www.piatnica.com.pl


sport i aktywność

Bug z narciarskiej perspektywy

tekst:

Krzysztof Piech

Narciarstwo biegowe nad Bugiem jest jeszcze mało znane, choć od wielu lat podejmowane są próby jego rozpowszechnienia. Już dziś warto zainteresować się szerzej tą aktywnością, bowiem poznawanie Krainy Bugu podczas dłuższych i krótszych narciarskich wędrówek dostarcza niezapomnianych wrażeń w nieskażonej śnieżnobiałej barwie.

D

laczego warto uprawiać narciarstwo biegowe? Chociażby dlatego, że ma ono bogatą tradycję, że już nasi przodkowie dostrzegli wartości tej formy ruchu, która była ważna i pomocna w ich życiu. Wraz z rozwojem cywilizacji zmieniają się co prawda potrzeby ludzi, ale aktywność ruchowa w życiu współczesnego człowieka jest nadal istotna. Narciarstwo biegowe jest sportem łatwym do opanowania: podstawą są w nim naturalne ruchy, wykonywane swobodnie, ich wszechstronność powoduje zaangażowanie układu kostnego, mięśniowego i krążenia, umożliwia lepszą wentylację płuc. Wędrowanie na nartach ma wielkie znaczenie dla hartowania organizmu i regeneracji sił psychofizycznych. Przebywanie na świeżym powietrzu na różnorodnie ukształtowanym terenie dostarcza

114

wielu wrażeń estetycznych. Ponadto sport ten można uprawiać od dzieciństwa do późnej starości, jest on więc doskonałą okazją do aktywnego spędzania czasu w rodzinnym gronie.

Do biegu, gotowi, start Narciarstwo biegowe to wielka szansa dla gospodarstw agroturystycznych, które o tej porze roku mają mniej gości, więc promocja tego sportu leży również w ich interesie. Wiedzą o tym w Serpelicach, które dzięki dobrze rozwiniętej bazie noclegowej stwarzają możliwości nie tylko do weekendowego pobytu. W tej nadbużańskiej miejscowości istnieją znakomite warunki do spacerów narciarskich. Okoliczne lasy iglaste stwarzają niezapomniany nastrój podczas wielogodzinnych wędrówek. Mikroklimat w Serpelicach powoduje, że pokrywa śnieżna utrzymuje

kraina bugu · zima 2012


1. 2. 3. Doroczny Bieg Serpel w Serpelicach nad Bugiem, organizowany najczęściej w pierwszy weekend lutego.

1 2

Foto: Shutterstock

3

Foto: Adam Trochimiuk/Słowo Podlasia

115


1

Historia narciarstwa

1. Puchar Roztocza – Tomaszów Lubelski. 2. Mistrzostwa Województwa Lubelskiego. Foto: Paweł Żółkiewski/LOZN

Norweski nauczyciel akademicki, prowadzący podczas letniej szkoły w Madonie na Łotwie wykład o stylu życia Norwegów, powiedział, że narciarstwo w Norwegii nie jest popularne, ale ważne. Ta istotna różnica pokazuje, z jakich pobudek narodziła się ta forma aktywności. W przeszłości aktywność ruchowa gwarantowała prze‑ życie jednostki i całych społeczeństw. Trzeba było tropić zwierzynę, polować, aby zdobyć pożywienie. Na terenie obecnych krajów skandynawskich używano do tego celu nart, które stosowane były również jako sposób transpor‑ tu. W Ameryce Północnej myśliwi i zbieracze do cho‑ dzenia po głębokim śniegu używali rakiet śnieżnych. Narty powstały więc w kilku miejscach równolegle, a ich pojawienie się warunkowały klimat i potrzeby. Historia narciarstwa sięga 3–5 tys. lat p.n.e. Naukowcy dzielą narty na trzy typy: typ południowy, który występo‑ wał od Uralu po południową Skandynawię oraz w krajach nadbałtyckich, typ arktyczny – popularny na Syberii i pół‑ nocnej Skandynawii – i typ północny, znany w Europie w rejonie Finlandii. W Polsce podaje się, że narty zostały zapożyczone od na‑ szych wschodnich sąsiadów. Szeroko stosowane były na Polesiu, Białorusi i Wileńszczyźnie. Służyły one jako środek lokomocji, posługiwali się nimi myśliwi, gajowi, robotnicy leśni. W XVII w. narty na terenach polskich zostały pozostawione przez wojska szwedzkie. Ludowe narciarstwo z czasem uległo zapomnieniu, a na jego miejsce pojawił się w końcu XIX w. ruch sportowo­ ‑turystyczny. W 1901 r. w Zakopanem powstała pierwsza szkoła zawodowa produkująca narty. W 1907 r. powstało Karpackie Towarzystwo Narciarzy, a w 1919 r. powstał Polski Związek Narciarski. Główne postacie tworzące nar‑ ciarstwo w naszym kraju to: Stanisław Barabasz, Mariusz Zaruski, Mieczysław Karłowicz. Lata 70. XX w. to dynamiczny rozwój narciarstwa maso‑ wego. W 1978 r. powstała Worldloppet Ski Federation, skupiająca długodystansowe biegi narciarskie. Wśród naj‑ słynniejszych biegów znajdują się: Vasaloppet w Szwecji, Jizerská Padesátka w Czechach, Tartu Maraton w Estonii, Sapporo International Ski Maraton. W Polsce od 1976 r. odbywa się na Polanie Jakuszyckiej Bieg Piastów, który od 1995 r. należy do europejskiej, a od 2008 do światowej ligi biegów długodystansowych.

116

2

się tam znacznie dłużej niż w innych regionach. Rzeka Bug do Nepli płynie spokojnie, następnie ukształtowanie terenu zaczyna się zmieniać i pojawiają się wzgórza oraz pofałdowania, co narciarstwu biegowemu dodaje uroku i stwarza dodatkowe możliwości. Potwierdzeniem tych słów niech będzie zachwyt rektora Akademii Wychowania Fizycznego w Rydze prof. Jurisa Grantsa, znakomitego narciarza, który przed laty – biegając na nartach po serpelickiej ziemi – dziwił się, że studenci AWF nie mają tam obozów. Będąc w Serpelicach, w planie wędrówek warto też uwzględnić okoliczne miejscowości i obrać trasy Serpelice‑Borsuki‑Gnojno czy Serpelice‑Mierzwice‑Kózki. Można także pokusić się o dłuższą wyprawę wzdłuż

rzeki do Janowa i dalej przez Neple, Terespol, Kostomłoty, Kodeń, Jabłeczną, Hannę do Włodawy. Taka wycieczka wymaga co prawda dobrej kondycji, ale będzie ona z pewnością nie tylko zdrowym wysiłkiem dla mięśni, lecz także da ogromne możliwości do obcowania z historią. Narciarstwo biegowe w nadbużańskich Serpelicach ma długoletnią tradycję. To właśnie tam w latach 80. ubiegłego wieku przeniesiono z Białej Podlaskiej Narciarski Bieg Radziwiłłów, który zainicjowali studenci AWF z klubu biegacza „Dystans”. Jego kontynuacją jest Otwarty Bieg Narciarski Serpel, którego pomysłodawcą jest dr Stanisław Arasymowicz. W obydwu biegach aktywnie uczestniczyli członkowie UKS Rawa Siedlce – klubu, który

kraina bugu · zima 2012


Sport i aktywność

pod okiem Grzegorza Staręgi wychował wielu medalistów mistrzostw Polski, uczestników uniwersjady i pucharu świata. To nie koniec atrakcji, bowiem na 2013 rok planowane są narciarskie rajdy nocne, które na pewno dostarczą niezapomnianych emocji.

Więcej możliwości Kolejnym miejscem, gdzie narciarstwo biegowe ma już pewne tradycje, jest Tomaszów Lubelski, w którym swoją siedzibę ma Lubelski Okręgowy Związek Narciarski. Miasto jest co prawda oddalone od Bugu, ale warto do niego zawitać chociażby ze względu na świetną bazę sportową oraz odbywające się tam imprezy narciarskie. To właśnie do Tomaszowa przeniesiono z Krasno­brodu Narciarski Bieg Hetmański, którego

XXVI edycja miała miejsce w 2012 r. Ponadto odbywają się tam biegi o Puchar Roztocza i Salomon Family Cup. Co jednak najważniejsze dla narciarzy, w mieście znajdują się profesjonalnie przygotowane trasy narciarskie Siwa Dolina o długości 1, 2, 3 i 5 km. Niezależnie od tego, którą z nich obierzemy, wędrówkę rozpoczynamy przy stadionie i maszerujemy w kierunku urokliwie położonej doliny wśród lasów sosnowych i jodłowych. Na Roztoczu i terenach do niego przylegających narciarstwo biegowe jest promowane w kilku innych miejscowościach. W Zwierzyńcu możemy poruszać się na nartach po terenie Roztoczańskiego Parku Narodowego. Możemy korzystać z wyznaczonych szlaków rowerowych do Florianki

Narciarstwo w armii Różne armie świata, a szczególnie krajów skandynaw‑ skich, posiadały przeszkolonych żołnierzy narciarzy, którzy brali udział w operacjach zimowych. Małe grupy Finów doskonale radziły sobie z dużo większymi grupami żołnierzy sowieckich. Już w XV w. narty były używane przez wojska Szwecji i Norwegii. Znany jest przypadek przebycia przez dwóch posłańców króla Szwecji Gustawa Wazy w 1522 r. odległości 90 km z Selen do Mora, aby nakłonić króla do objęcia dowodzenia nad powstaniem przeciwko Danii. Z tej okazji odbywa się obecnie słynny bieg Wazów. Narciarstwo rozpropagowali także słynni odkrywcy i badacze, tacy jak Fridtjof Nansen, który barwnie opisał swoje przygody z wyprawy na Grenlandię w 1888 r., oraz Roald Amundsen – pierwszy zdobywca bieguna południowego.

117


Sport i aktywność

Zimą na trasy narciarskie zaprasza Lubelskie. www.lubelskie.pl

1. Bieg Hetmański. 1 2

Imprezy narciarskie w regionie DATA

MIEJSCE

Grand Prix „Pierwszy Śnieg”. Otwarcie sezonu w narciarstwie biegowym

Tomaszów Lubelski

22.12.2012 r. (sobota)

Grand Prix „Siwa Dolina”

Tomaszów Lubelski

29.12.2012 r. (sobota)

Bieg Sylwestrowy

Tomaszów Lubelski

02.12.2012 r. (niedziela)

06.01.2013 r. (niedziela) 12.01.2013 r. (sobota)

Puchar Wójta Gminy Tomaszów I Bieg Zdrojowy – Krasnobród 2013

13.01.2013 r. (niedziela)

„XXVIII Bieg Hetmański”

20.01.2013 r. (niedziela)

„X Bieg Traperski Tomaszów – Łosiniec”

26–27.01.2013 r. (sobota, niedziela) 02–03.02.2013 r. (sobota, niedziela) 03.02.2013 r. (sobota)

118

NAZWA IMPREZY

„VIII Puchar Roztocza” (el. Do OOMł – 3 Eliminacja. NPR BN Bieg na Igrzyska – biegi Nr 5 i 6) Bieg Serpel Grand Prix „Puchar Gryfa Susiec – Tomaszów”

Pasieki Krasnobród Tomaszów Lubelski Łosiniec Tomaszów Lubelski Serpelice Susiec

10.02.2013 r. (niedziela)

Grand Prix „Puchar Ziemi Zamojskiej”

17.02.2013 r. (niedziela)

Grand Prix „Puchar Burmistrza Miasta Tomaszowa Lubelskiego”

Tomaszów Lubelski

24.02.2013 r. (niedziela)

Mistrzostwa Województwa Lubelskiego

Tomaszów Lubelski

10.03.2012 r. (niedziela)

Grand Prix „Ostatni Śnieg”

Tomaszów Lubelski

Komarów

2. Puchar Gryfa. Foto: Paweł Żółkiewski/LOZN

z przedłużeniem do Górecka Kościelnego. Możemy poruszać się na nartach wybranymi szlakami pieszymi – nadaje się do tego odcinek szlaku krawędziowego od Zwierzyńca do Suśca (długość 52 km). W Krasnobrodzie możemy poruszać się po terenie Krasnobrodzkiego Parku Krajobrazowego, po wyznaczonych ścieżkach z Krasnobrodu do rezerwatu Święty Roch oraz z Krasnobrodu do Szuru. Możemy również podziwiać piękne okolice Suśca, wędrując wśród sosnowych lasów po wyznaczonych szlakach pieszych, a także po terenie Skierbieszowskiego Parku Krajobrazowego – po trasach pieszych i rowerowych. Niezapomnianych wrażeń dostarczy nam spacer na nartach po pięknych szlakach wśród wąwozów Szczebrzeszyńskiego Parku Krajobrazowego – poruszamy się po oznakowanych szlakach pieszych i rowerowych np. do Kawęczynka. W Komarowie w okolicach Zamościa możemy biegać po trasach narciarskich w okolicach zespołu szkół – działa tam klub narciarski. Jak widać, Kraina Bugu jest atrakcyjna nie tylko w porze wiosenno‑letniej, kiedy kusi sielskim klimatem lasów i łąk, i jesiennej, gdy przyciąga paletą barw. Daje też mnóstwo możliwości zimą, a szusowanie na nartach biegowych to tylko jedna z nich, ale o tym za rok. 

kraina bugu · zima 2012



nadbużańskie przedzimie

120

kraina bugu · zima 2012

Foto: shutterstock

Natura/Birdwatching


andrzej g. kruszewicz Wybitny polski ornitolog, doktor nauk weterynaryjnych. Od 2009 roku dyrektor zoo w Warszawie. Twórca tamtejszego Ptasiego Azylu, w którym od 13 lat leczone są ranne dzikie ptaki. Autor blisko 20 książek.

Jesień. Grzyby posuszone, zamarynowane i zamrożone. Zioła ususzone i spakowane. Nalewki zrobione. Przetwory w słoikach. Warzywa w piwnicy. Dzień krótki i słotny. Noc długa. Można spokojnie oczekiwać zimy. Czas na czytanie, majsterkowanie, spotkania z sąsiadami i przyjaciółmi. Tego brakowało wiosną i latem. Teraz czasu jakby więcej. lub mazurki, to wskazane będą także drobne kasze i proso, a gdy w sąsiedztwie zimują kwiczoły, to kroimy im rodzynki, daktyle i suszone figi. Niektóre kwiczoły bywają płochliwe, a i nadbużańskie kosy, zimą nieliczne, są zwykle bardzo nieufne, nie to co miejskie. Takim wrażliwcom można rodzynki ponadziewać na gałązki krzewu, będzie im łatwiej się do nich przekonać. Przepiękne gile rzadko zbliżają się do karmnika. Obce im są wszelkie ludzkie wytwory, unikają ich. Pestki rozrzucone na śniegu są jednak przez nie akceptowane. Trznadle zadowolą się prosem i kaszą, choć do karmnika też raczej się nie zbliżą. Trzeba wiele cierpliwości, by zyskać zaufanie tych dzikusów. Im dłużej ptaki mogą korzystać z karmnika i jego zróżnicowanej oferty kulinarnej, tym większe będzie bogactwo gatunków, które się w nim pojawią. Kilkanaście gatunków codziennych gości to jednak nie jest nic niezwykłego.

Foto: shutterstock

N

adbużańska zima potrafi być pełna szarości i nostalgii. Tęsknoty za czymś nieokreślonym, lepszym. Ale potrafi być też cudowna, słoneczna, poprawiająca nastrój. Ptaki w takich chwilach śpiewają, bo pokarmu mają dostatek, piórka wymienione na nowe, dzieci odchowane, zasobne rewiry objęte w posiadanie. Taka zima jest dostatnia, spokojna, wręcz radosna. Wystarczy pójść na wysoki brzeg rzeki, by nacieszyć oczy jaskrawoczerwonymi owocami głogów i jarzębin, granatowymi śliwkami tarniny, miniaturowymi jagodami kruszyny i pstrymi owocami trzmieliny. Pod koniec zimy te wszystkie barwne frykasy znikną. Posilą się nimi ptaki podczas spóźnionej wędrówki i te, które zdecydowały się spędzić tutaj całą zimę. Tym ostatnim można dać lekkie wsparcie. To cudownie, że zostały. W ogrodzie przed oknem możemy powiesić im karmnik i nacieszyć oczy ich bliskim sąsiedztwem. Dokarmianie ptaków nie jest trudne, sprawi, że będzie ich wokół nas więcej, a przez to zrobi się weselej. Najprostszym sposobem jest zawieszenie słoniny: surowej, bez przypraw, niesolonej. Będą na niej żerowały sikory, kowaliki i dzięcioły. Słoninę trzeba jednak co dwa, trzy tygodnie wymieniać, bo na słońcu jełczeje i może ptakom zaszkodzić. O wiele lepszym pokarmem są nasiona słonecznika, łuskane dla sikor, kowalików i dzięciołów, niełuskane dla dzwońców, grubodziobów i gili. One muszą mieć zajęcie dla swych silnych dziobów. Gdy w obejściu są wróble

Można je z bliska obserwować, poznawać ich zwyczaje, głosy i charaktery. Karmnik to także świetne miejsce do fotografowania ptaków. Wystarczy obok zamocować malowniczą gałąź, a na pewno ptaki będą na niej siadały, czekając na swoją kolejkę do karmnika. Stała odległość ułatwi ustawianie ostrości. Wystarczy nieco wytrwałości, a fotki będą niesamowite. W razie odwilży dokarmianie przerywamy, by ptaki niepotrzebnie nie wabiły się w jedno miejsce i żeby jadły pokarmy dla nich naturalne, czyli najodpowiedniejsze. Wiosną warto sobie o jesiennych i zimowych obserwacjach ptaków przypomnieć, a następnie posadzić przy domu krzewy rodzące owoce przez ptaki lubiane najbardziej: jarzębiny, kaliny, głogi, rokitniki, irgi, ogniki, berberysy i ligustry. Gdy się wzmocnią i zaczną owocować, w ogrodzie zrobi się jeszcze weselej, nawet w słotne jesienne dni. Życzę miłych obserwacji. 

121


natura/Przestrzeń natury

zimowa wyprawa tropem zwierząt tekst:

I

Tomasz Wawryniuk

dąc za nimi, można być świadkiem zwierzęcych czynności tak zwanego codziennego życia, jak chociażby obiadu bobra czy walki orła bielika z krukiem. Wraz z nastaniem zimowej pory mamy wrażenie pewnej pustki w świecie dziko żyjących zwierząt, które do tej pory spotykaliśmy w lasach, na polach i łąkach czy nad wodami. Kiedy się jednak zastanowimy, okazuje się, że przecież tylko ptaki migrują na ten okres w inne miejsca, dzięki czemu w tym czasie możemy gościć u siebie skrzydlatych przybyszów z północy kontynentu, dla których nasz zimowy klimat okazuje się ciepłymi krajami. Reszta zwierząt w różny sposób musi sobie dać radę na miejscu. Ponieważ nie ma już bujnej roślinności, a z drzew i krzewów opadły liście, to właśnie teraz łatwiej jest wytropić zwierzynę. Na taką wędrówkę warto wybrać się tam, gdzie na małym obszarze występuje kilka różnych środowisk przyrodniczych. Takim dzikim miejscem w Parku Krajobrazowym „Podlaski Przełom Bugu” będzie

122

To nieprawda, że zimą możemy tylko lepić bałwana i zjeż­ dżać na sankach, bo natura śpi głębo­ ko jak niedźwiedź. Zima to doskonała pora roku na długie wędrówki tropem dzikiej zwierzy­ ny, która swoje ślady pozostawia na białym puchu.

na pewno tzw. Trojan, który tworzą malownicze tereny i łąki ze starorzeczami. Od strony północnej przed dostępem człowieka broni go rzeka Bug, od strony południowej Trojan graniczy z dużym kompleksem leśnym. W tym miejscu las położony jest bardzo urokliwie, na pagórkowatym terenie, który właśnie o tej porze roku jest najbardziej widoczny.

Kruk przy bieliku jak osioł przy koniu Wróćmy jednak do świata zwierząt. Udając się o tej porze roku nad rzekę, łatwiej jest obserwować jej nurt i brzegi, a co za tym idzie spotkać naszego największego drapieżnego ssaka wodnego, czyli wydrę. Gęste futro i odpowiednia warstwa tłuszczu pod skórą zapewniają jej bezpieczne przebywanie w zimnej wodzie i po wyjściu z niej. Jeżeli przemieszcza się ona po lądzie, to ciągnie za sobą ogon, który pozostawia charakterystyczny ślad na miękkim piasku czy w śniegu. Wydra żywi się głównie rybami, które spożywa przy brzegu rzeki, dlatego też podczas wędrówki

możemy natknąć się na pozostawione na śniegu czy lodzie ślady krwi jej ofiar. Jako że pożywienia ma pod dostatkiem, drapieżnik zazwyczaj porzuca resztki swojej uczty. Tak wykwintne smakołyki będą bardzo szybko dostrzeżone przez stworzenia wyposażone w najlepszy wzrok na naszej planecie, czyli ptaki. Amatorem jadła będzie nawet orzeł bielik, który w okresie mroźniejszej zimy przylatuje na te tereny i często majestatycznym lotem patroluje koryto rzeki. Jego duża sylwetka i potężne skrzydła, a u dorosłego ptaka także biały ogon, nie pozwolą go nam przeoczyć. Patrzy się na niego z zachwytem, nawet dreszczem emocji. Kiedy tylko kruki będą w pobliżu, natychmiast będą próbowały go przegonić. Będą podlatywać do niego bardzo blisko, udając niebezpieczne ataki i robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Kruk, choć jest dużym i pięknym ptakiem, przy bieliku będzie wyglądał jak osioł przy koniu. Gwarantuję, że taki spektakl na błękitnym mroźnym niebie ogląda się z zachwytem.

kraina bugu · zima 2012


Foto: shutterstock (3)

Sprytny jak bóbr i dzik Kierując się w stronę łąk, szybko natkniemy się na „uprawianą” ziemię. Taki poligon pozostawiają po sobie dziki szukające pędraków, kłączy czy nawet gryzoni. Na samą myśl o tym, że buchtują one często w zmarzniętej ziemi swoimi gwizdami (ryj), na końcu których mają delikatną tabakierę (końcówka ryja), od razu boli mnie nos. Dziki są aktywne w nocy, więc prawdopodobieństwo ich spotkania jest niewielkie. Wróćmy jednak nad starorzecza na Trojanie, które są rajem dla bobrów. Zapuścić się w ich królestwo możemy właściwie tylko wtedy, kiedy mróz mocno trzyma i podmokłe tereny są zamarznięte. Te osobliwe ssaki z rzędu gryzoni tworzą sieć kanałów i szereg tam zbudowanych z największą precyzją, prawdziwą inżynierię wodną. Drzewa ścinają jak zawodowi drwale, nieprzypadkowo w stronę wody, która ułatwia im transport odgryzanych gałęzi. Zimą bobry są mniej aktywne i korzystają ze zgromadzonego jesienią

123


Przestrzeń natury

jego małą głowę, która wystaje z wody, kiedy ssak delektuje się pływaniem.

Płochliwy lis i towarzyski łoś Jeżeli podczas wędrówki w ziemi lub na śniegu zauważymy odciśnięte wielkie tropy, przypominające ślady krowy, to bądźmy pewni, że przechodził tędy łoś. Masa ciała tego występującego w Polsce największego przedstawiciela jeleniowatych osiąga ponad 300 kg. Jego badyle (nogi) mają charakterystyczne białe ubarwienie (skarpety), które pięknie wyglądają w połączeniu z ciemnobrunatną sierścią (suknią). Łosi w naszym kraju jest coraz więcej i ich spotkanie nie jest już specjalnym osiągnięciem, co nie znaczy, że kiedy go zauważymy, nie wzbudzi naszego zainteresowania. Wręcz przeciwnie: mamy wtedy wrażenie oglądania dużego i dziwnego stworzenia, podobnego

trochę do konia i trochę do jelenia. Dodatkowo łoś w biegu (skrocz) raczej nie porusza się z gracją. Jest mało płochliwy, więc jeżeli nie będziemy zachowywać się gwałtownie, to bez pośpiechu zrobimy dużo ładnych zdjęć. Płochliwy na pewno będzie lis. Na otwartych przestrzeniach zobaczymy go tylko z daleka, jego rude futro na tle śniegu będzie bardzo dobrze widoczne. Zwierzę to ma słuch absolutny i wykorzystuje go przy polowaniach na gryzonie, jednak będziemy mogli je oglądać z daleka. Spektakl jest imponujący: lis ze skierowanym lekko do dołu pyskiem nieruchomo nasłuchuje, a następnie wykonuje paraboliczny skok, w czasie którego chwyta swoją ofiarę. Potem widzimy go przez chwilę w bezruchu z pyskiem schowanym w trawie lub śniegu i ze śmiesznie wyprężoną do góry kitą.

Foto: shutterstock (5)

pożywienia. W zakładanych pod wodą spiżarniach wbijają w muliste dno odcięte gałęzie. Woda w tej temperaturze doskonale przechowuje fragmenty drzew, których kora jest świeża i elastyczna. Swoje spiżarnie bobry zakładają w pobliżu żeremi lub głębokich nor, czyli miejsc, w których zazwyczaj przebywają zimą. Jeżeli podczas przemieszczania się wzdłuż zamarzniętych starorzeczy zauważymy w lodzie przerębel i pozostałości gałęzi, to możemy być pewni, że znajdujemy się w pobliżu spiżarni bobrów. Warto się wtedy zatrzymać i poczekać w ciszy, a być może uda się nam zobaczyć bobra, który z gałęzią wypłynie na lód i będzie spożywał posiłek. Będzie to jedna z nielicznych okazji do zobaczenia naszego największego gryzonia w pełnej okazałości. Przekonamy się wtedy, jak duże jest to zwierze, ponieważ zazwyczaj widzimy jedynie

124

kraina bugu · zima 2012


Ptactwo zaprasza na leśne koncerty Ostatnim punktem w naszej wędrówce jest las, w którym nasza obecność zostanie – niestety – wyraźnie zakomunikowana już przy wejściu, a to za sprawą sójki. Jest to ptak z rodziny krukowatych, wielkości sroki, o ubarwieniu jasno brązowym z odcieniem różu, z charakterystycznym niebieskim lusterkiem dobrze widocznym na skrzydle. Ptak ten wcale nie kryje się ze swoją obecnością. Możemy mieć nawet wrażenie, że nas śledzi i swoim skrzeczącym głosem, wręcz darciem, informuje innych mieszkańców lasu o pozycji, którą właśnie

zajmujemy. Talent wokalny pozwala mu też szczycić się umiejętnością naśladowania odgłosów innych stworzeń, np. myszołowa. W trakcie dalszej leśnej wędrówki możemy natknąć się na podejrzanie dużą ilość szyszek sosnowych, zgromadzonych w jednym miejscu pod drzewem, co będzie oznaczało, że trafiliśmy na kuźnię dzięcioła, np. pstrego. Ptak ten wybiera sobie dogodne miejsce na drzewie, aby umieścić tam szyszkę w celu łatwiejszego wydobywania z niej pożywienia, czyli nasion. Po ich wygrzebaniu zrzuca niekompletną szyszkę i w jej miejsce przynosi następną. Dzięcioł takich kuźni ma wiele. Warto wspomnieć, że dzięcioły – podobnie jak sójki – nie należą do cichych ptaków, więc ich odgłosy często rozlegają się po lesie. Ciche będą za to jelenie, oczywiście poza rykowiskiem,

które u nas ma miejsce najczęściej późnym latem. To, że bytują w danym kompleksie leśnym, najlepiej poznamy po tropach w śniegu. Ale tak naprawdę, przebywając w lesie, bądźmy pewni, że to zwierzyna pierwsza będzie nas obserwować, nawet jeżeli będziemy zachowywać się tak cicho jak jelenie. Przedstawione zwierzęta to tylko mała część świata fauny, którą możemy spotkać zimą. Dla mniej zaangażowanych i cierpliwych obserwatorów zwierząt zawsze do obejrzenia pozostaną piękne krajobrazy pokryte zimową pierzyną. Warto więc wybrać się na obserwację przyrody w takim – wydawało by się – mało kolorowym i pustym okresie. I gwarantuję, że kiedy w letnie miesiące żar będzie lał się z nieba, na ochłodę wrócą miłe wspomnienia z zimowej wyprawy tropem dzikich zwierząt. 

125


Natura/obiektyw tabora

Artur Tabor (1968–2010) Jeden z najwybitniejszych polskich fotografików przyrody. Specjalizował się w zdjęciach ptaków i zwierząt w ich naturalnym środowisku. www.arturtabor.pl

126

kraina bugu · zima 2012


Cietrzew (Tetrao tetrix)

To ptak z rzędu kuraków. Jest jednym z naj‑ bardziej zagrożonych wyginięciem ptaków w naszym kraju. Liczebność w Polsce jest szacowana obecnie na około 2 000 ptaków. Objęty jest całkowitą ochroną prawną. Samce (koguty) mają barwę czarną z niebieskim po‑ łyskiem i ogonem w kształcie liry, nad okiem występuje goła skóra koloru czerwonego, tzw. róża, która w okresie godowym wyraźnie się powiększa. Samice (kury, cieciorki) są mniejsze i mają ubarwienie rdzawobrązowe z prążko‑ waniem, ogon przy końcu jest lekko wcięty. Gatunek wielkością zbliżony do kury domowej czy bażanta. Cietrzewie prowadzą osiadły tryb życia, choć potrafią jak na kuraki, szybko i wy‑ trwale latać. Ze względu na uwarunkowania naturalne – życie w większych lasach iglastych i mieszanych, w rejonach podmokłych, poprze‑ cinanych przez luźne tereny, takie jak torfowi‑ ska, łąki, lub wrzosowiska, ptaki te występują tylko w niektórych rejonach Polski. Wiosną na otwartych terenach zwanych tokowiskami, odbywają się niezwykle widowiskowe gody (toki), gdzie koguty prezentują swoje wdzięki. Żywią się młodymi pędami, liśćmi, jagodami, owadami, zaś w zimie nasionami i pączkami drzew. Żerują na ziemi i w konarach drzew. t

127


materiał promocyjny


Drukarnia • Producent Reklam • Upominki Reklamowe Serwisy WWW • Reklama na Telebimach 08-102 Siedlce • ul. Starzyńskiego 5 tel.: 25 644 18 00; 25 632 27 72 • biuro@foldruk.media.pl

www.foldruk.media.pl


W następnym numerze K o l e j n y ,

w i o s e n n y

n u m e r

j u ż

ANIA DĄBROWSKA

POTOMKOWIE OLĘDRÓW

NADBUŻAŃSKA I NADPRYPECKA AMAZONIA

Redaktor naczelna: Katarzyna Karczewska Sekretarz redakcji: Justyna Franczuk Dyrektor artystyczny: Andrzej Zawadzki Grafik: Beata Podwojska Fotografie: Bartek Kosiński, Sylwia Garucka-Tarkowska, Michał Rząca, Artur Tabor Etnografia: Barbara Ogrodowska Mapy: Ryszard Piwowar Felietoniści: Andrzej G. Kruszewicz, Paul Lasinski, Leszek Stafiej, Maciej Wawryniuk

m a r c u !

dynym drogowskazem niejednokrotnie jest znalezienie sposobu na przeżycie? Zapraszamy na wyprawę w poszukiwaniu starego Polesia oraz do poznania historii niezwykłych i spotkań z ludźmi, którzy nadal pamiętają o Polsce.

Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które po udziale w „Idolu” zaistnia‑ ły w branży. Jej głos, choć delikatny, jest mocno sły‑ szalny, mimo że nie współ‑ brzmi z wszechobecną ko‑ mercyjną papką. Wie, czego chce, i krok po kroku wspina się na kolejne stopnie dra‑ biny – nie tylko zawodowej, lecz także życiowej.

Rodowita chełmianka, która większość ży‑ cia spędziła na osiedlu przy ul. Połanieckiej. To ono ją ukształtowało, choć podwórkowe życie nie zawsze wiązało się z miłymi do‑ świadczeniami. Odskocznią od codzienno‑ ści były wakacje u babci, podczas których odkrywała Bug. Dziś wraca tam rzadko, jednak zawsze z wielką radością, bo może pokazać synowi jego piękno. Kusi ją, aby nad Bugiem mieć swoje siedlisko. Może byłoby ono częścią „bawienia się świetnie”, o którym śpiewa na nowej płycie?

w

Polesie – najbardziej dziki, najmniej ucywilizowany i znany kawałek Europy, któ‑ ry pod wieloma względami przypomina Amazonię. To istny raj dla ornitologów, którzy mogą tu spotkać rzadkie okazy ptaków. Miej‑ scową ludność te skarby natury jednak nie interesują, wolą ryby, bo te można zjeść na obiad.

Olęderskie kolonie powsta‑ ły nad Bugiem w 1617 roku. Ludzi różnych narodowo‑ ści, którzy je zamieszkali, łączyła umiejętność ra‑ dzenia sobie z wodą. Dziś potomkowie olędrów żyją w Mościcach, które przed laty tworzyły dwie kolo‑ nie: Nejdorf i Nejbrow, lub przyjeżdżają do nich, aby odkryć własne korzenie.

Podróż na ukraińskie Polesie była dla naszych redakcyjnych wysłanników nie‑ zwykłą przygodą w czasie, podczas której to, co widzieli, niejednokrotnie wprawiło ich w zdumienie. Bo czy może być inaczej, kiedy nagle znajdujemy się w krainie, w której nie ma nakazów i zakazów, a je‑ On-line: Jacek Dziuban Współpraca: Maciej Omelaniuk, Tomasz ­Wawryniuk, Monika Mikołajczuk, ­Sylwia Dziuban, Aleksandra Mateuszuk Korekta: Agata Rękawek Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam oraz materiałów promocyjnych. Przedruk tylko za zgodą redakcji. Zabroniona jest sprzedaż numerów bieżących i archiwalnych „Krainy Bugu” po cenie niższej od ceny detalicznej ustalonej przez wydawcę.

Wydawnictwo: Agencja Reklamowo-Wydawnicza Kraina Bugu Dyrektor Wydawniczy: Daniel Parol Adres redakcji: ul. Rynek 12, o8-2oo Łosice e-mail: magazyn@krainabugu.pl Reklama: Edyta Gregorczuk, Krzysztof Sobota, Agnieszka Skawska e-mail: reklama@krainabugu.pl Nakład: 8 000 egz.



4 STYCZNIA 2013

W KINACH


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.