Kraina Bugu 6/2013 wiosna

Page 1

06/wiosna2013

9

a propoz yc ji n

gi d łu kend ­we e

numer 06 wiosna 2013 cena 14,90 zł (w tym 5% vat) ISSN 2083-912X iNDEKS 281034

m a j ow y

turystyka

Brześć

reportaż Ewa Zwierzyńska

Ukraina

jakiej nie znacie

miasto twierdza

wywiad

Polesie – europejska Amazonia

Ania

Dąbrowska

bawię się świetnie

nieznana historia

moi sąsiedzi

olędrzy

Olędrów z krwi i kości nie ma już od dawna. Ich dzieci i wnuki żyją nad bugiem lub przyjeżdżają w te strony, aby wciąż na nowo ożywiać pamięć o przodkach.



powiew świeżości W

końcu przyszła wiosna. Po długim oczekiwaniu śniegi stopniały, przegrywając z pierwszymi mocniejszymi promieniami słońca. Bug powoli opuszcza koryto, aby łagodnie rozłożyć swoje wody na pobliskich połaciach łąk i dobrze je nawilżyć, aby miały siłę wydać dorodny plon podczas upalnego lata. Ten corocznie powtarzający się cykl nikogo tutaj nie dziwi, tak się dzieje od wieków. Wiedzą o tym potomkowie olędrów, zamieszkujących niegdyś stare drewniane domy w pobliżu Bugu, i wszyscy inni mieszkańcy tych terenów, dla których rzeka stanowi nieodłączny element życia. Przyroda nieśmiało wysyła sygnały, mrugając zaspanymi oczami do pracujących na polu ludzi. To czas na mało wdzięczną pracę, czyli wiosenne porządki. Ale dzięki takim zajęciom odnajdujemy dawno zapomniane przedmioty, odświeżamy wnętrza naszego otoczenia i zakamarki własnej duszy, która podczas zimy nieco się przykurzyła. Za sprawą nowalijek, które nieśmiało wypuszczają młode pędy, wiosenne odrodzenie widoczne jest też na stołach. To m.in. dzięki nim powstają potrawy, które cieszą nasze podniebienia. Dania nadbużańskiej kuchni są zdrowe, niezwykle aromatyczne i bardzo smaczne. Tutaj swój osobliwy smak ma nawet chleb, pieczony jeszcze w wielu wiejskich domach. Z myślą o nowym spojrzeniu na kulinarną część magazynu zaprosiliśmy na nasze łamy

Roberta Sowę, który cztery razy w roku będzie zabierał nas w podróż po smakach. Nowością jest także dział „­Design”. Będziemy w nim prezentować nowe wizje i tęsknoty za czasami, w których nasi przodkowie obserwowali budzącą się do życia przyrodę, a potem te utrwalone w pamięci obrazy przemycali we wzorach odzieży, którą nosili prości mieszkańcy nadbużańskich miast i wsi. Dziś motywy te są widoczne nie tylko na ubraniach, ale także w przedmiotach codziennego użytku, meblach i tekstylnych dekoracjach, które mogą stać się również inspiracją dla czytelników naszego magazynu. Dla Polaków wiosna kojarzy się również z majowym weekendem, który w tym roku może być nadzwyczaj długi. Grzechem byłoby siedzieć w domu, trzeba więc zebrać grupę przyjaciół i wyruszyć na poszukiwanie przygód. A możliwości mamy bez liku. Czy to Brześć i Polesie, czy jedna z dziewięciu propozycji, które dla Państwa przygotowaliśmy, czy może wizyta w skrzeszewskiej galerii Ewy i Leszka Kunickich – nieważne, na co w tym roku się zdecydujemy, gwarantuję, że podczas pobytu na nadbużańskiej i poleskiej ziemi będą się Państwo czuli znakomicie, bo – jak podkreśla Ania Dąbrowska – tu jest po prostu polsko. Oddajemy w Państwa ręce szczególny numer „Krainy Bugu”. Wierzymy, że dzięki zawartym w nim treściom również Państwu uda się wnieść do swoich domów i w swoje serca powiew wiosennej świeżości.

Katarzyna Karczewska Redaktor naczelna


Nasi Partnerzy

poznajcie

naszych Partnerów Partnerzy to firmy, samorządy, organizacje i ludzie, dla których „Kraina Bugu” to nie tylko magazyn, który co kwartał pojawia się na ich biurku, ale idea, którą warto realizować i poświęcić jej czas. Nasi Partnerzy są jak dobrzy Przyjaciele, podzielający wspólną wizję i patrzący na świat podobnie jak my. To podmioty, dla których ważne są wspólne wartości, a nie tylko indywidualne korzyści. Dzięki nim możemy odkrywać naszym Czytelnikom bardzo bliski Wschód.

Drodzy Przyjaciele, za Wasze wsparcie, zaangażowanie i życzliwość serdecznie dziękujemy!

4

kraina bugu · wiosna 2013


5


kolekcja krainy bugu

6

kraina bugu 路 wiosna 2013


Święta Góra Grabarka Autor: Bartek Kosiński

7


1

nowa kolekcja

Krainy Bugu

już w kolejnym numerze

W letnim numerze magazynu znajdziecie Państwo „Nową Kolekcję Krainy Bugu”. Będzie to seria pięciu wyjątkowych fotografii, które dodatkowo zostaną opatrzone krótką historią dotyczącą ich powstania. Autorami pierwszego cyklu „Nowej Kolekcji” są członkowie grupy Magia Podlasia, którą mieliśmy przyjemność Państwu przedstawić w poprzednim numerze. Ale to nie koniec niespodzianek. Postanowiliśmy zmienić także formę prezentacji zdjęć. Od kolejnego numeru każde zdjęcie będzie wydrukowane na specjalnym sztywnym kartoniku, który można swobodnie wyciąć z grzbietu magazynu, a następnie oprawić i cieszyć się nim przez długie lata. Mamy nadzieję, że ten pomysł przypadnie Państwu do gustu i pozwoli na dłużej zachować w pamięci uroki Krainy Bugu. Naszą serię rozpoczynamy od fotografii Adama Falkowskiego ,,Co ma koń do wiatraka?”. Pozostałe fotografie, znajdujące się w naszej „Nowej Kolekcji”, prezentujemy na stronie obok.

8

kraina bugu · wiosna 2013


2

3

4

1. Adam Falkowski Co ma koń do wiatraka? 2. Paweł Tadejko Cień nad doliną 3. Piotr Świderski Człowiek, praca, natura 4. Tomasz Poskrobko Anioł 5. Ewa Zwierzyńska Przed Burzą

5

9


W numerze

moi sąsiedzi olędrzy

Potomkowie olędrów z całego kraju raz do roku zjeżdżają do Mościc, aby we własnym gronie wspominać przodków i aktywnie działać na rzecz tego, by nadal żyli oni w pamięci ludzi. Nasz reporter namówił ich na osobiste wspomnienia, dzięki którym nasze wyobrażenie o olędrach nabrało wyrazistości.

na Polesiu jest po prostu polsko strona

24

ludzie, którzy nigdy nie odchodzą

Czasem spotykamy na swojej drodze kogoś, kto pozostaje z nami nawet wtedy, kiedy fizycznie nie ma go już wśród nas. Takim człowiekiem był siedlecki fryzjer Władysław Harasim. W jego zakładzie czas zatrzymał się dziesiątki lat temu.

10

Mimo że praca przywiodła ją do stolicy, Ania Dąbrowska nie zapomina o tym, skąd pochodzi. Co prawda rzadko udaje jej się odwiedzać rodzinny Chełm, jednak wspomnienia wakacji u babci i te związane z Bugiem zawsze nosi w sercu.

strona

38

współcześni pozytywiści z mazowieckiej wsi strona

84

Ewa i Leszek Kuniccy są jak ogień i woda. On wieczny optymista, ona realistka z tendencją do pesymizmu. Przeciwieństwa się jednak przyciągają, tworząc często wyjątkowe duety, których wspólne działanie przynosi nieprawdopodobne skutki.

strona

92

kraina bugu · wiosna 2013


spis treści FELIETONY

12 Leszek Stafiej: Wiosenna Burza 14 Paul Lasinski: Bug online LUDZIE Z KLIMATEM

22 Małgorzata Waszkiewicz. Pisze ikony m.in. dla unickiej parafii w Kostomłotach i prowadzi warsztaty dla tych, którzy chcą poznać tajniki tej niezwykłej sztuki. OBLICZA RZEKI

24 Moi sąsiedzi olędrzy. Nieznana historia nadbużańskich osadników MOJE PRZESTRZENIE

38 Ania Dąbrowska: Na Polesiu jest po prostu polsko MIEJSCE NA WEEKEND

46 Majówka nad Bugiem: 9 ciekawych propozycji na długi weekend majowy PUNKT DOCELOWY

Brześć: miasto twierdza

64 Brześć. Z wizytą w mieście twierdzy

Białoruski Brześć, który od polskiej strony kusi okazałą twierdzą, kryje w sobie wiele tajemnic, nie tylko architektonicznych. Aby je odkryć, wystarczy postarać się o wizę, spakować plecak i ruszyć na odkrywanie kart brzeskiej historii, ukrytych w zakamarkach współczesnego miasta.

BRZEGIEM RZEKI

74 Ukraińskie Polesie – europejska Amazonia ZNIKAJĄCY ŚWIAT strona

64

84 Fryzjer Harasim. Człowiek, który na zawsze pozostanie wśród nas. OBRZĘDY PRZESZŁOŚCI

90 Wielkanocne zabawy MOJE SIEDLISKO

92 Ewa i Leszek Kuniccy od lat dowodzą, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. W małym Skrzeszewie, obok domu marzeń, stworzyli galerię, dzięki której pokazują miejscowej ludności, jak ważna w życiu jest sztuka. W MOIM STYLU

98 Moda, design i sztuka użytkowa w stylu etno INSPIRACJE

102 Świeży powiew nie tylko w naturze KULTURALNY KWARTAŁ

110 Album: „Dwory i pałace na Kresach Wschodnich. Między Niemnem a Bugiem”; Koncert: Hoyraky; Książka: „Miasto Ryb”; Płyta: „Południce/ Elektro­nice”; Spektakl: „Harold i Matylda”; Wydarzenie: „Zamojska Noc Muzeów”; Wystawa: „Geometria i metafora z kolekcji Galerii 72” ZAINSPIROWANI

112 Konrad T. Lewandowski. Elita polskiej fantastyki W KRAINIE SMAKU

118 Robert Sowa

rybka lubi pływać w Bugu

Bug kryje w sobie wiele skarbów. Liczną część z nich stanowią ryby, które występują tu w dużych ilościach i wielu gatunkach. Wędkowanie wśród urokliwych krajobrazów, niezwykłej przyrody i ciszy zakłócanej jedynie odgłosami natury to doskonała alternatywa nie tylko na letnie weekendy.

SPORT I AKTYWNOŚĆ

124 Rybka lubi pływać w Bugu BIRDWATCHING

128 Andrzej G. Kruszewicz. Królewski ptak bielik strona

124

PRZESTRZEŃ NATURY

130 Ścieżka przyrodnicza Morzyczyn–Grabiny OBIEKTYW TABORA

134 Pójdźka zwyczajna

11


Felieton

Leszek Stafiej Dziennikarz, wydawca, niezależny doradca medialny, tłumacz i krytyk literacki. Znawca mediów i kultury. Wykładowca uniwersytecki, twórca i scenarzysta programów radiowych i telewizyjnych.

Wiosenna Burza B

ył przełom marca i kwietnia. Bug toczył wody złe, nie stracić równowagi, bo koń wydawał mi się za wysoki mętne, wezbrane roztopami. Drzewa wyglądały i za gruby. Stajenny podał mi wodze. Chwyciłem je i lekz bliska jak w lutym, goło. Pąki nabrzmiały, ale tylko ścisnąłem wierzchowca łydkami, cmoknąłem. Drgnął ko gdzieniegdzie wypuszczały wątłe jasnozielone i od razu ruszył przed siebie. Tego się nie spodziewałem, listki. Ścianę lasu na przeciwległym brzegu rzeki dopiero więc zachwiałem się nieco w siodle, a żeby się nie zsunąć, zasnuwała delikatna, srebrno‑zielona mgła ścisnąłem go mocniej kolanami, co on Kiedy minęliśmy przedwiośnia. Do tej stadniny w okolicach odebrał jako zachętę do szybszego kroku bramę, Wiosenna Zabuża przyjechałem po raz pierwszy. Chęt– wyrwał do przodu, od razu przechodząc nie skorzystałem z zaproszenia kolegi, który Burza przystanęła w kłus. Za plecami słyszałem jeszcze wobył dobrym znajomym gospodarza. Chciałanie gospodarza: „Wolniej, wolniej, stępa, na moment, jakby łem przez parę dni połazić po nadbużaństępa!”, ale koń chyba już tego nie słyszał, w niemym zachwy- bo rwał kłusem prosto do bramy, ja zaś zaskich łęgach, nasycić się zapachem odmar­ zającej ziemi i podglądać ptaki. pomniałem o wodzach, myśląc tylko o tym, cie nad rozciągaPierwszego dnia wiał łagodny wiatr. żeby nie spaść. Kiedy minęliśmy bramę, jącą się przed nią Słońce wyglądało spoza skłębionych chmur Wiosenna Burza przystanęła na moment, przestrzenią pól, niepewnie, jakby bało się wyjrzeć na dłujakby w niemym zachwycie nad rozciągająi wciągnęła w noz- cą się przed nią przestrzenią pól, i wciągnężej. Zapowiadał się przyjemny dzień. Gospodarz pokazał mi stajnie. Większość koni ła w nozdrza odurzający zapach zbudzonej drza odurzający była już po porannej przebieżce. Stajenny ze snu ziemi. Nagle słońce schowało się zapach zbudzonej oprowadzał jeszcze jakąś młodą, trochę za chmury, ściemniło się, dmuchnął zimny ze snu ziemi. Nagle wiatr, powiało grozą, może nawet zagrzmianerwową klacz. Gospodarz zapytał, czy nie słońce schowało się ło. Wiosenna Burza wspięła się, po czym chciałbym się przejechać, bo należy jej się przechadzka pod jeźdźcem. Nie uważałem runęła w galop ku zamglonej ścianie lasu. za chmury, ściemsię za jeźdźca, ale przecież na koniu potrafię Ja uniosłem się w strzemionach i zgięty niło się, dmuchnął się utrzymać. U dziadków, u których w dziew pół przylgnąłem do końskiej grzywy. zimny wiatr, pociństwie spędzałem większość wakacji, był Przed nami las, za lasem Bug. Nie mogłem koń, tzn. była kobyła, nazywała się Łysa. dopuścić do tego, byśmy wpadli do lasu. wiało grozą, może Dziadek pozwalał mi ją czasem dosiadać. nawet zagrzmiało. Wpaść do Bugu jeszcze gorzej. Z całych sił Zareagowałem więc entuzjastycznie, może ściągnąłem więc wodze, dzięki czemu zdoWiosenna Burza nawet zbyt entuzjastycznie. Klacz osiodłałałem jakoś utrzymać równowagę. Mój ruwspięła się, no. Nie udało mi się wskoczyć po kozacku, mak miał jednak inne plany. Skręcił w lewo tak gwałtownie, że już za nim nie nadążyza pierwszym razem. Za drugim też nie wypo czym runęła szło, co przyjęto ze zrozumieniem. Po trzew galop ku zamglo- łem. Nie wiem, jakim cudem wyrwałem nogi ze strzemion. Dość, że najpierw spadły ciej próbie stajenny mnie podsadził. So far nej ścianie lasu. mi okulary, a potem ja sam wylądowałem so good, jak powiadają Anglicy. Gospodarz poinstruował mnie, że klacz ma na imię Wiosenna Burza w zaskakująco miękkiej trawie. i że przejażdżka nie powinna trwać dłużej niż pół godziny. Wróciłem do stajni sam, umorusany i bez okularów. Konia Radził zacząć od stępa i przejść w łagodny kłus. Ostrzegł, odnaleziono pod wieczór. Ledwo zipał. Już nigdy nie odwiebym pod żadnym pozorem nie puszczał Wiosennej Burzy dziłem ponownie tej stadniny. Nadbużańskie łęgi zwiedzam w galop, bo może ponieść. Kiwałem głową ostrożnie, żeby w pozostałych rejonach Krainy Bugu. 

12

kraina bugu · wiosna 2013


www.bialcon.pl


Felieton

Paul Lasinski Urodzony w Warszawie. Przez 25 lat mieszkał w Paryżu, gdzie był finansistą w międzynarodowych korporacjach. Dziennikarz, fotoreporter, scenarzysta, pisarz, autor francuskiego przewodnika po Polsce.

Bugonline J

eszcze trochę, a Kraina Bugu przedstawi swoje piękne, 200 euro. Nie możemy – rzecz jasna – zapomnieć o tym, że inspirujące, wiosenne oblicze. Odradzająca się ziecoraz więcej turystów interesuje się tzw. ekoturystyką. Czy leń zastąpi powoli topniejący śnieg, rzeki uwolnią się zatem Kraina Bugu ma potencjał? Ma. Co z nim zrobić? Koniecznie wykorzystać niezależnie od poziomu i struktury od lodu, fauna przebudzi się z zimowego snu. Razem zainteresowanego: gospodarstwo agroturystyczne, gmiz wiosną turyści nabiorą większej ochoty do podróżona, stowarzyszenie przewodników… Każdy wania i weekendowych wypadów, bowiem może zadziałać we własnym zakresie. Dzięki przyjemniej jest przemierzać kilometry asDzięki dostępnej faltu bez obaw, że natkniemy się na zaspy dostępnej technologii i sieciom społecznotechnologii lub gołoledź, tym bardziej jeśli owe kilościowym można zaistnieć i zwrócić na siebie i sieciom spometry znajdują się w regionach, w których uwagę prawie bez kosztów. Wykorzystanie łecznościowym natura jest wszechobecna. Tym samym nadinternetu? Wiem, to żaden nowy pomysł, chodzi pora zapraszania i mobilizowania lecz mimo tego, że wiele jednostek korzysta można zaistnieć z tego narzędzia, nie każda czerpie z niego gości do przyjazdu w nasze strony. Czasu i zwrócić na siebie na to zostało co prawda mało, co nie znazyski. To, że każdy może kupić kamerę lub uwagę prawie bez czy, że jest za późno na podjęcie owocnych telefon dobrej jakości, nie znaczy, że zrobi działań. kosztów. Wykorzy- świetne zdjęcia czy film. Ta sama zasada obowiązuje przy promocji: nie każdy potrafi O ile wierzymy w oficjalne prognozy (nastanie internetu? dzieje?) odnośne efektów Euro 2012, o tyle stworzyć oryginalny materiał promocyjny, Wiem, to żaden możemy spodziewać się wzrostu liczby który zwróci uwagę internautów, mimo że nowy pomysł, lecz ma do tego odpowiednie narzędzia. Nieturystów, którzy odwiedzą Polskę w bieżącym roku. Które regiony wybiorą? Z całą mimo tego, że wiele mniej wierzę, że w swoim otoczeniu każdy pewnością te znane lub te, które zwrócą ich znaleźć osoby, które mają odrobinę wyjednostek korzysta może obraźni i kreatywności i będą chętne do poduwagę, a konkurencja – jak wiemy – istniez tego narzędzia, je. Co zatem i jak zrobić, aby nasza oferta jęcia się takiego zadania. I umówmy się, że co do atrakcji Kraina Bugu nie ma czego wyróżniła się w gronie innych propozycji, nie każda czerpie nie ponosząc przy tym dużych nakładów fizazdrościć innym. Natura, kultura, sztuka, z niego zyski. To, nansowych, niezbędnych w potężnych kamkuchnia – wszystko tu jest. że każdy może paniach reklamowych? Na początek warto Przykładem takiego pozytywnego dziapodkreślić, że od pewnego czasu tendencje łania może być np. dzieło braci Marcina kupić kamerę lub i obyczaje podróżowania znacząco uległy i Krystiana Kłysewiczów, którzy w czerwtelefon dobrej zmianie. Różnorodność ofert nie pokonała cu 2012 r. wybrali się w Bieszczady. Za pojakości, nie znaczy, mocą raczej skromnego sprzętu stworzyli kryzysu i licznych obaw turystów związaże zrobi świetne nych z bezpieczeństwem w krajach północjeden z najpiękniejszych materiałów o Biesznoafrykańskich. Poza tym coraz rzadziej placzadach, jaki widziałem. Materiał, po którym zdjęcia czy film. nujemy podróże z dużym wyprzedzeniem, każdy miałby chęć odwiedzić ten zakątek popularniejsze stają się zaś spontaniczne wypady do miejsc kraju. I właśnie takie połączenie lokalnych umiejętności znajdujących się w zasięgu ręki. Co więcej, przy wyborze celu z globalnymi narzędziami, takimi jak Facebook, Twitter czy eskapady coraz częściej wygrywa trend do poszukiwania Pinterest, może przynieść prawdziwe zyski. Tymczasem przebardziej oryginalnych punktów docelowych niż np. masowe szukując sieć, zauważyłem, że na temat Krainy Bugu jest zbyt kurorty lub miasta, w których doba hotelowa kosztuje blisko skromnie, stąd moje drobne sugestie. 

14

kraina bugu · wiosna 2013


ie ń c o dz z ? a n ć n oś rzes stron obą zabie 1669 h c e z s i ws st aż e ze zenie , co jeszcz ie CR-V je odróż ze d a w wp pro jsce ondz iu. zyjne nowe mie w nowej H dy ruszasz u wyzwan . y c e r e w P ej e Cię , ponieważ ażowej. Wt oła każdem ć po więc j u r e i z cz bag ięga olnie ść sk kawo bierz dow rzestrzeni , że stawis odwagę s e i c y Wy litrów p omością kto ma Kied , świad grywa ten Wy

d Już o

Honda Wyszomirski Tel. 25 / 633-33-55

N! L P 0 96 20

I UMÓW SIĘ ZADZWOŃ RÓBNĄ NA JAZDĘ P IŚ! JESZCZE DZ

ul. Terespolska 7 08-110 Siedlce www.wyszomirski-honda.pl

W zależności od wybranej wersji zużycie paliwa w cyklu mieszanym wynosi od 5,6 do 7,7 l/km; emisja CO2 od 149 do 180 g/km. Informacje dotyczące odzysku i recyclingu samochodów wycofanych z eksploatacji na www.honda.pl


z lotu ptaka

podpatrzone z góry…

tekst i zdjęcia:

Robert Lesiuk

N

iezwykle trudno jest wyrazić słowami najpiękniejszy moment w całym kalendarzu. Moment bardzo szybko przemijający. Siedząc w biurze, widzimy tylko ułamek tego, co dzieje się w naturalnym środowisku. Artyści stworzyli wiele wspaniałych dzieł, które opisują ten magiczny czas, więc trudno jest zwykłemu śmiertelnikowi dodać coś od siebie. Każda próba wyrażenia blednie wobec tej twórczości. Możemy tylko podzielić się naszymi prostymi odczuciami, tak aby w małej części starać się uzupełnić obraz budzącej się do życia natury. Pierwsze zwiastuny zmian w przyrodzie słychać i widać już pod koniec stycznia. Harcujące kruki czy pierwszy godowy śpiew sikorki dają znak, że to już niedługo. Proste wydarzenia, takie jak coraz dłuższe dni, mocniej grzejące słońce czy w końcu pierwsze kwitnące kwiaty przynoszą potężny zastrzyk mocy. Zmienność barw, form, światła jest zaskakująca: od pasteli po jasną ciepłą zieleń, od wypalonych traw po kwitnące sady. Możemy zobaczyć pierwsze powracające z zimowisk ptaki. Z dnia na dzień jest coraz cieplej, zaskakują nas pierwsze burze, a roślinność wręcz kipi w wyścigu do światła. Dobra, lecę, bo jestem już spóźniony na ten jedyny w swoim rodzaju pokaz. Szczęśliwi ci, którzy mieszkają w tej krainie. t

16

Duże zdjęcie: Wiosenna mozaika na trasie do Drohiczyna. 1. Staw w Szczeglacinie.

kraina bugu · wiosna 2013


1

17


zdjęcie czytelnika

4

1

Masz ciekawe zdjęcie związane z regionem Krainy Bugu? Chcesz, abyśmy je opublikowali? Prześlij zdjęcie w formie cyfrowej na adres e-mail: magazyn@krainabugu.pl wraz z dopiskiem w tytule ZDJĘCIE CZYTELNIKA. Szczegółowe informacje znajdziesz na: www.krainabugu.pl/zdjecieczytelnika.

18

kraina bugu · wiosna 2013


2

1. Zakole Bugu

Autor: Elżbieta Pyrka

3

2. Okolice mostu we Fronołowie

3. Wiosna nad rzeką, Gnojno

Autor: Małgorzata Pająk Autor: Zofia Mikonowicz

4. Nadbużańska cisza, Kamieńczyk nad Bugiem

Autor: Piotr Filewski

19


Nawigator

26 kwietnia – 22 maja

1–3 maja

WYSTAWA MALARSTWA ALEKSANDRA CECHANOWICZA

XX KOŁACZE WWW.KARCZMAPOLESKA.PL

MAJÓWKA POLESKA

XX BIAŁA PODLASKA WWW.BCKBIALAPODLASKA.PL

W niezwykły świat swoich dzieł przeniesie nas Białoru­ sin – Aleksander Cechanowicz, absolwent uczelni artystycznej w Mińsku i wydziału fotografii poznańskiej ASP, który zajmuje się malarstwem, fotografią i projek­ towaniem wnętrz. Swoje prace prezentował dotychczas na kilku wystawach indywidualnych oraz zbiorowych bialskiego środo­ wiska. t

22 marca – 17 kwietnia WYSTAWA „TWIERDZA BRZESKA 1921–1939” XX BIAŁA PODLASKA WWW.BCKBIALAPODLASKA.PL

XX SIEDLCE WWW.MOK.SIEDLCE.PL

To już szósta tego typu impreza, która przyciąga zarówno regional­ nych twórców, jak i liczne grono wielbicieli ich dzieł. Dwa majowe dni są doskonałą szansą do obco­ wania z dziełami sztuki, których próżno szukać w masowym obrocie. Forma tego siedleckiego święta wystawienniczo‑targowego nawiązuje do średniowiecznych jarmarków kupieckich. t

20

JARMARK ŚW. WOJCIECHA

Foto: Archiwum BCK

Ta doroczna impreza o kilkuset­ letniej tradycji ma swoich stałych bywalców, których przyciągają wy­ stępy zespołów folklorystycznych, kapel i muzyków ludowych. Jarmark połączony jest z Festynem Leśnym Nadleśnictwa Rudka, na którym po­ jawiają się liczni wystawcy, a także stoiska handlowe i tematyczne oraz punkty konsultacyjne. t

11–12 maja

25 maja

FESTIWAL KOROWAJA MIELNICKIEGO

AMCARSHOW – II ZLOT AUT AMERYKAŃSKICH

XX MIELNIK WWW.GOKSIR.MIELNIK.COM.PL

XX HRUBIESZÓW WWW.ZLOTAUTAMERYKANSKICH. STREFA.PL

Celem festiwalu jest podtrzyma­ nie dawnej kultury kulinarnej, tradycji i umiejętności wypieku najsmaczniejszego i najwymyślniej ozdobionego drożdżowego ciasta obrzędowego, słowiańskiego kołacza, nazywanego w regionie mielnickim korowajem. Imprezie towarzyszą warsztaty wypieku tego jedynego w swoim rodzaju placka oraz występy zespołów śpiewaczo­ -obrzędowych. t

foto: Archiwum SOK

foto: M. Gruda – www.FOXAR.pl

JARMARK ŚW. STANISŁAWA

28 kwietnia XX CIECHANOWIEC WWW.MUZEUMROLNICTWA.PL

Konsulat Republiki Białorusi w Białej Podlaskiej zaprasza do obejrzenia niezwykłych fotografii historycz­ nych. Twierdzę Brzeską w obecnym kształcie może zobaczyć każdy, tę z lat wojennych warto podziwiać na starych zdjęciach, dzięki którym odbędziemy swoistą podróż w czasie. A będzie to podróż wyjątkowa. t

10–11 maja

Cykliczna impreza, która odbywa się w podwłodawskiej Karczmie Poleskiej w Kołaczach. W pierwsze majowe dni można do woli zażywać rekreacji na świeżym powietrzu, brać udział w grach i zabawach, poruszać nóżką w rytm ludowych dźwięków. Na imprezie nie zabrak­ nie też dobrego jadła i napitku, jak na prawdziwą karczmę przystało. t

23–25 maja EUROPEJSKIE NADBUŻAŃSKIE SPOTKANIA FOLKLORYSTYCZNE

Ogromne, fascynujące, z potężnymi silnikami o dużych mocach. Ocie­ kające chromem i przyprawiające o zawrót głowy wyposażeniem oraz wyglądem. Na imprezie bę­ dzie można zobaczyć: samochody, muscle cary, motocykle, customy oraz wszystko, co amerykańskie i zjawiskowe. Na scenie pojawią się kapele Leash Eye, Myly Ludzie oraz Corruption. t

XX SOKOŁÓW PODLASKI WWW.SOK.SOKOLOWPODL.PL

Koncerty, wystawy, prezentacje kuchni regionalnej, kiermasze sztuki ludowej, warsztaty mię­ dzykulturowe to tylko niektóre z atrakcji, jakie czekają na turystów w Sokołowie Podlaskim. Impreza ma na celu popularyzację folkloru i tradycji wielokulturowych regio­ nów Europy, szczególnie terenów nadbużańskich po obu stronach rzeki. t

kraina bugu · wiosna 2013


Foto: A. Wolak, Starostwo Powiatowe w Hrubieszowie

26 maja

31 maja – 1 czerwca

1 czerwca

RAJD ROWEROWY

KRÓLEWSKIE WIWATY

XX HRUBIESZÓW WWW.HRUBIESZOWNAROWERACH.PL

XX MIĘDZYRZEC PODLASKI WWW.MIEDZYRZEC.PL

Uczestnicy rajdu rowerowego nr 108 będą mieli do pokona­ nia trasę Hrubieszów–Zosin– Uściług–­Bielin–Werba–Gnojno–­ Włodzimierz Wołyński–Hrubieszów, podczas której odwiedzą miejsca pochówku polskich żołnierzy z okresu II wojny światowej, poznają historię, zabytki, ciekawych ludzi, ale przede wszystkim będą mieli szansę poprawić kondycję fizyczną. t

Impreza plenerowa o charakterze historycznym. Motywem prze­ wodnim widowiska jest przyjazd do Międzyrzeca króla Aleksandra Jagiellończyka. Wiele źródeł podaje, iż król ten bywał w Między­ rzecu w XVI w., podróżując traktem Kraków–Lublin–Wilno. Szlak nazwano Jagiellońskim, co stało się początkiem organizowania imprez o tematyce historycznej i promo­ wania tym samym historii Polski. t

BIEG HERBOWY

31 maja – 2 czerwca ZLOT SŁOWIAN, WIKINGÓW I BAŁTÓW XX MIELNIK WWW.GOKSIR.MIELNIK.COM.PL

Impreza nawiązująca m.in. do tradycji ludów zamieszkujących Dolinę Bugu, gratka dla poszukiwa­ czy przygód, szansa, aby uzupełnić swoją wiedzę, usłyszeć ciekawe historie i miło spędzić czas. Na zlocie będzie można zobaczyć, jak wyglądało życie codzienne wojowników, obejrzeć inscenizacje bitew, a także zapoznać się z daw­ nym, często już nieistniejącym rzemiosłem. t

XX HRUBIESZÓW WWW.BIEGANIE.LUBLIN.PL

Bieg Herbowy to część imprezy odbywającej się co roku pod nazwą Grand Prix Polski Środkowo­ ‑Wschodniej – organizuje ją Lubel­ skie Stowarzyszenie Biegowe. Jego pomysłodawcy chcą zaktywizować do ruchu biegaczy z Polski Środko­ wo‑Wschodniej oraz Ukrainy, wszak nie od dziś wiadomo, że sport to zdrowie. t

2–7 czerwca

14–16 czerwca

XVIII MIĘDZYNARODOWY PLENER FOTOGRAFICZNY „PODLASKI PRZEŁOM BUGU 2013”

NADBUŻAŃSKIE SPOTKANIA ARTYSTYCZNE – MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL SZTUK WSZELAKICH JARMARK HRUBIESZOWSKI

XX JANÓW PODLASKI www.mok.siedlce.pl

2 czerwca XVII NADBUŻAŃSKIE ŚWIĘTO PSZCZOŁY

XX HRUBIESZÓW WWW.MIASTO.HRUBIESZOW.PL

Uczestnicy pleneru stworzą cykl zdjęć przedstawiających walory przyrodnicze i kulturowe regionu nadbużańskiego. Będzie to też szansa na integrację środowiska artystycznego, wymianę do­ świadczeń, promocję twórczości oraz bogatych w zabytki kultury duchowej i materialnej atrakcyj­ nych turystycznie ziem nadbużań­ skich. t

3–4 czerwca FESTIWAL HISTORII NA ZAMKU W LIWIE XX MUZEUM ZBROJOWNIa NA ZAMKU W LIWIE WWW.LIW‑ZAMEK.PL

Ta wyjątkowa impreza plenerowa ma na celu promocję pszczelarstwa oraz produktów wytwarzanych przez pszczelą rodzinę. W progra­ mie festynu znajdą się występy ar­ tystyczne, konkursy, wystawa bran­ ży pszczelarskiej, kiermasz twórców ludowych oraz degustacja miodu z nadbużańskich pasiek. t

foto: M. Jurkowski

XX OKSZÓW WWW.POWIAT.CHELM.PL

Twórcy zamieszkujący przygranicz­ ne tereny Polski i Ukrainy wyczaro­ wują prawdziwe arcydzieła sztuki ludowej, których próżno szukać w innych regionach kraju. Będzie je można zobaczyć i nabyć podczas targów sztuki ludowej i rękodzieła artystycznego w przygranicznym Hrubieszowie. Towarzyszyć im będą wystawy i koncerty. t

Impreza to kontynuacja festynu archeologicznego, który od tego roku zmienia formułę i nazwę. Będzie można m.in. zobaczyć inscenizację jednego z wojennych wydarzeń, obsługiwać działo, dotknąć uzbrojenia i wyposażenia żołnierzy, nauczyć się zakładania masek oraz obsługi sprzętu woj­ skowego. t

21


22

kraina bugu 路 wiosna 2013


Sylwetka/ludzie z klimatem

ikony na końcu świata

M

ałe miasteczko na skraju województwa mazowieckiego. Atrakcji niewiele, urzędy, sklepy, dwa kościoły katolickie, perspektyw na wielką karierę brak, więc większość młodych ludzi ucieka do wielkich aglomeracji. Niemalże w samym sercu tych sennych na pierwszy rzut oka Łosic swoją przystań odnalazła Małgorzata Waszkiewicz – katoliczka o unickich korzeniach, która pisze ikony i uczy tego innych. W świat prawosławia wprowadzała ją żona batiuszki, która była jej szkolnym mistrzem z nadania. Mistrz okazał się też swoistym przywódcą duchowym. — Wyrwana stąd, przeflancowana w świat prawosławia o niczym nie miałam bladego pojęcia. Miałam miliony pytań. Ta dziewczyna wprowadzała mnie w zasady pracy ikonografa i w cały świat pisania ikon pod względem teologicznym, uczyła mnie też podejścia do ikony, jej duchowości — mówi nasza bohaterka. Nauka nie poszła w las, a wręcz przeciwnie – była iskrą, która rozpaliła w młodej artystce pasję i wskazała dalszą drogę, tę, której tak mozolnie szukała do tej pory. Krocząc nią, pani Małgorzata dotarła do Kostomłotów – ostatniej unickiej parafii w Europie, miejsca, w którym – jak sama opisuje – nawet bociany pieszo chodzą, a wron nie ma, bo już zawróciły. To tam artystka przenosi swoją pracownię na kilka miesięcy w roku, aby nie tylko pisać ikony dla miejscowego księdza, lecz także prowadzić warsztaty dla tych, którzy zechcą

zgłębić tę dziedzinę sztuki. — Nie chcę prowadzić warsztatów, po których wydam certyfikat i powiem, że ktoś umie pisać ikonę. Chcę poprowadzić warsztaty, na których pokażę, jak wygląda warsztat ikonografa, a nie da się go nauczyć w ciągu 10 dni. Mówię to każdemu potencjalnemu uczniowi, bo inaczej byłabym nieuczciwa — podkreśla Małgorzata Waszkiewicz. Co jest w ikonach tak pociągającego? Przecież wszystkie wyglądają niemal tak samo. — I bardzo dobrze, że są podobne, o to właśnie chodzi w ikonografii, żeby kierować się kanonami, czyli wzorcami przekazywanymi przez ikonografów przez wieki. Ikona nie tyle jest dziełem sztuki, co symbolem wartości, które przekazuje — mówi artystka. Ważne są w niej poszczególne elementy znane od stuleci: i układ rąk, i kolory – wszystko to tworzy język teologii ikony. Gdzie jest w tym wszystkim osobowość twórcy? — Ja jako wykonawca jestem malutka, a treść ikony jest wielka. Jeżeli jako ikonograf będę bawić się w awangardę, wyrażać siebie, momentalnie przestanę być ikonografem, bo moim zadaniem nie jest eksponowanie swoich talentów i możliwości, tylko treści ikony. Po części właśnie dlatego ikona określana jest mianem okna do nieba. — Pośredniczy ona w kontakcie z Panem Bogiem. Nie jest obrazkiem, do którego się modli, lecz jakby przez szybę zagląda się przez nią trochę wyżej, do nieba — podsumowuje Małgorzata Waszkiewicz. Ona na co dzień otwiera wiele takich okien. 

Małgorzata Waszkiewicz Rodowita łosiczanka, absolwentka archeologii na Uniwersytecie Marii Curie‑Skłodowskiej w Lublinie. W wyuczonym zawodzie pracowała tylko przez chwilę, bowiem szybko doszła do wniosku, że nie chce poświęcić życia dłubaniu w ziemi, mimo że kochała to zajęcie od dziecka. Zawsze żyła w przeświadczeniu, że Pascal się mylił, twierdząc, iż można wiedzieć nic o wszystkim albo wszystko o niczym – ona postanowiła, że będzie wiedziała wszystko o wszystkim, a że zdobywanie wiedzy sprawia‑ ło jej przyjemność, zgłębiała jej różne tajniki. Nauczyła się grafiki komputerowej. Aby jednak nie brzmieć śmiesznie jako archeolog szukający pracy w drukarni, skończyła też informatykę. Pracowała w zakładzie kamieniarskim, „Gazecie Łosickiej” i starostwie powiatowym. Po tych wszystkich próbach odnalezienia właściwej drogi zawodowej postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę i zdawać do Studium Ikonograficznego im. Andrzeja Rublowa w Biel‑ sku Podlaskim. Krok ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Nasza bohaterka przez cztery lata doskonaliła warsztat pod okiem mistrza i pracowała jako grafik komputerowy. Po ukoń‑ czeniu szkoły założyła własną działalność. Dziś pisze ikony w swojej łosickiej pracowni, która jest przenośna, bowiem jej częścią są warsztaty pisania ikon odbywające się w Kostomłotach. Artystka ma na swoim koncie prace wykonane dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Duszpasterstwa Akademickiego Diecezji Siedleckiej. www.kostomloty.com

23


Dokument/oblicza rzeki

moi sąsiedzi olędrzy tekst i zdjęcia:

Lech Ścibor-Rylski

Mieszkam tylko dwadzieścia parę słupów dalej w dół rzeki. U mnie w Kodniu na Kocie jest 1218, a w Mościcach Dolnych na Przerwańcu 1190. Jesteśmy więc prawie sąsiadami. Sąsiedztwo to niezwykłe, nic tak bowiem nie zbliża ludzi do siebie, jak wzajemna ciekawość przeszłości i przyszłości, która dzięki dawnym intrygującym czasom za kilka lat niejednego może zadziwić. 24

kraina bugu · wiosna 2013


25


Oblicza rzeki

K

upuj pan to wszystko, jeszcze dziś sprzedam — rzuca Antoni Ślązak, zaczerwieniony na twarzy nie tylko od wyrzucania gnoju. — I co pan zrobi z taką kasą? — A wyjadę se do Warszawy! Wiem, że mnie podpuszcza. To jest duża farma, dwa ciągniki, porządna hodowla. Kiedy właściciel czerwonego oblicza siedzi w Anglii, ziemię obrabia jego syn, ale teraz wszyscy razem biorą się za murowanie nowej obory. Chyba nie po to, aby zaraz ją sprzedać? Takich gospodarstw na ponad pół setki domów jest w Mościcach tylko kilka. Przeważają starsi ludzie. Ich dawne łąki porosły krzakami i tatarakiem. Coraz więcej chat stoi w pokrzywach po okna, a zarośniętymi dróżkami powoli wciekają miastowi.

Ślady przeszłości Po raz pierwszy byłem tu wiosną siedemdziesiątego dziewiątego podczas ostatniej wielkiej powodzi. Nie miałem woderów, rolnicy nosili mnie na barana, abym mógł zrobić zdjęcia. Stodoły na palach, zwierzęta na drewnianych rusztowaniach. Zabrałem się ze strażakami amfibią, zaraz jednak utknęliśmy na mieliźnie, skąd dopiero wieczorem wyciągnął nas polowy transporter gąsienicowy. — Ugrzęźliście tu, gdzie dzisiaj stoi mój dom — mówi Tomasz Łuszczewski, miejscowy człowiek interesu. Na usypanym wzniesieniu rozpiera się jego podmiejska piętrowa willa z łamanymi dachami i wiatą dla samochodów. Obok ma powstać tradycyjny dom na dębowych palach, pomiędzy którymi będzie przepływać woda, a dalej to już

brzmi groźnie, bo góra ma być w stylu góralskim z trzema balkonami, dół zaś olęderski – z salonem, kuchnią i łazienką. Nie mam nic przeciwko łazience, ale stare budynki olędrów wyglądały inaczej. Pod jednym dachem mieściły dom, oborę i stodołę, co było wygodne, bo przy złej pogodzie do części gospodarczej przechodziło się suchą nogą. „Z sieni prowadzą trzy wejścia: w lewo – do dużego pokoju, a stąd do alkierza; na wprost – do kuchni (z której jest również wejście do alkierza); w prawo – do drugiej sieni (przeciwległej, znacznie węższej), której część frontowa jest komorą. W tej drugiej sieni są schody na strych i drzwi do pomieszczeń gospodarczych”. Tak w 1971 r. w swoim opracowaniu „Holenderskie domy nad Bugiem” napisał Jan Górak. Czterdzieści lat temu największe wrażenie

Dom Józefa Ślązaka.

26

kraina bugu · wiosna 2013


foto: Archiwum A. Chorążego

wywarł na autorze tego opisu dom Józefa Ślązaka – był najokazalszy i najlepiej zachowany. — Józefa Ślązaka? To nad samym Bugiem — mówią miejscowi. Sunę brzegiem rzeki trochę bez przekonania, podskakując na zawalonych norach bobrów. Ot, jeszcze jedna wiejska chata – myślę. Ale gdy dojeżdżam, mam ochotę uklęknąć w tej trawie pełnej kleszczy, bo ten dom jest niczym wielki okręt dawno temu wyrzucony na brzeg i wielki wyrzut sumienia konserwatorów. Drzwi zerwane z zawiasów. W izbie okuty kufer. Podnoszę wieko. Od wewnątrz słowa zapisane ołówkiem: Juzefa Ślązaka Wesele było 4‑go ­Lutego Roku 1948‑go Syn Órodziny Dnia 20 października roku 1930 Stanisława Ślązak zmarła Dnia 2 stycznia rokó 1933. Jak widać, ludzie dawno stąd odeszli. Zostały po nich tylko ślady zrobione ołówkiem, a może palcem na piasku.

Kres katolickich Mościc W świetlicy odbywa się doroczny zjazd olęderskich rodzin z całego kraju. Kunców, Jarockich, Parczewskich, Zelentów, Chomiczewskich. Stanisław Chomiczewski, malarz po krakowskiej ASP zwany Zinem (genialnie go naśladuje), mieszka w Uhryniu koło Nowego Sącza, ale jego ojciec był stąd, i tak jak wszyscy olędrzy jeździł „na wozki”. Brało się konia, wóz na żelaznych kołach i na pół roku ruszało w Polskę na zarobek. Mościce Dolne i pobliskie Sławatycze to była kraina koni. Dziennikarka telewizyjnego programu „Kawa czy herbata?” pyta Stanisława Chomiczewskiego, od kiedy maluje konie. Odpowiada jej: — Gdy byłem mały, rysowałem konie palcem na piasku, ale przychodził wiatr i te rysunki znikały bez śladu. Wtedy postanowiłem malować, bo to, co jest na płótnie, zostanie. Swój ostatni obraz podarował mieszkańcom Mościc. Jest na nim mroźny zimowy wieczór, ojciec wraca saniami wyładowanymi drewnem. Przez cały dzień wyrywał uschłe kłody

27


z moczarów koło Dańc, piętnaście kilometrów od domu. Bliżej opału nie było. Teraz ten obraz wisi w świetlicy odnowionej za unijne pieniądze. Świetlica zwie się dzisiaj Wiejskie Centrum Aktywności Społecznej. Aktywność Heleny Wereszczyńskiej (z domu Kunc) przejawia się w pieczeniu smażeników, którymi wszyscy się zajadamy. Są to drożdżowe bułeczki z „duszką” zrobioną z sera i suszonych, przepuszczonych przez maszynkę gruszek lub jabłek z dodatkiem cynamonu. Tradycyjny olęderski przysmak. Tylko dlaczego smażeniki, skoro się je piecze? Są też inne ślady. Adam Kunc wyciąga zetlałe, pogryzione przez mole papiery. „Zaświadczenie na prawo ewakuacji do Polski” mówi, że Kunc Czesław s. Jana ewakuuje się do Włodawy, a wraz z nim udają się jego dzieci: Marian ur. w 1932 r., Krystyna – 1939 i Adam – 1941. Ważne do czerwca 1945 r., wydał je pełnomocnik okręgowy PKWN do spraw ewakuacji. „Ewakuacyjny arkusz” zaświadcza, iż Kunc Tekla c. Piotra ur. w roku 1854 ewakuuje się z dwoma pługami, jedną krową i jedną żniwiarką. Trzecim dokumentem jest „Opis astajuszczewo imuszczestwa”, czyli spis mienia pozostawionego przez Franciszka i Jana Kunców: dom o powierzchni 357 m kw. z 1919 r., stodoła, szopa, studnia cementowa o głębokości 6 m, 5 jabłoni, 5 ha ziemi. Pod spodem czerwony stempel sowiecki i niebieski – polski.

28

Ojciec Adama Jarockiego chodził przez zieloną granicę ze szmuglem. Wrócił któregoś razu, było już dobrze po zmierzchu i zobaczył, że w izbie pali się lampa, a matka nigdy o tej porze nafty nie marnowała. Zajrzał więc ostrożnie przez okno, w środku zobaczył dwóch Ruskich. — Tak lampa naftowa ojca mi uratowała — mówi pan Adam. Mieszka w tradycyjnym olęderskim domu, który wyróżnia się tym, że część mieszkalna przykryta jest czerwoną blachą, a gospodarcza szarym eternitem. Dawniej całość była pod cementową dachówką, tylko datę na środku – 1930 – zrobiono z czerwonej. Ojciec Krystyny Parczewskiej (z domu Kunc) schował się przed enkawudzistami w zbożu. Zanim odeszli, wybili czarne owce, białych nie ruszyli. — Rosjanie kazali rozebrać wszystkie budynki osiemset metrów od Buga — mówi Irena Polańska (z domu Zelent). — Przenieśliśmy dom na Kacie pod Domaczewo, ale długo nie pomieszkaliśmy, bo znowu trzeba było się wynosić. — Najpierw uciekł tata, żeby nie wzięli go do ruskiego wojska — wspomina Halina Kuczyńska (z domu Baum). — Potem przysłał kartkę: „Uciekajcie natychmiast!”. Miałam wtedy cztery i pół roku, a siostra trzy latka. Mama wzięła nas za ręce i wyszła z domu tak jak stała. Wartownikom na moście powiedziała, że idzie tylko po krowę do swojej matki. Te relacje są do siebie podobne. Los Mościc katolickich wyznaczają takie słowa

Wierzba cudów.


Oblicza rzeki

foto: Archiwum A. Chorążego

jak „przesiedlenie”, „wywózka”, „Sybir”, „ucieczka”, „repatriacja”.

Ewangeliccy spadkobiercy olędrów Koniec Mościc ewangelickich opisać trudniej, w tych słowach jest pełno zadr. Przed wojną ponad 70 procent ludności olęderskich kolonii nad Bugiem stanowili ewangelicy. Jedni i drudzy mieszkali tu od wieków. O sobie mówili, że są polskimi olędrami. Mimo różnic wyznaniowych, stanowili jedną społeczność. Mówili po polsku lub mieszanką polskiego i chachłackiego (z polskim „l” zamiast ukraińskiego „ł”). I po polsku się modlili. Z niemiecka brzmiące nazwiska, takie jak Ryl, Lodwich, Witt,

Baum, Holc, Bytow (lub Bytoff), były wymieszane – nieraz w tych samych rodzinach – ze Ślązakami, Jarockimi, Kuczyńskimi czy Chorążymi. A że tutejsze rody stale się rozrastały, do nazwisk dodawano przydomki: Azbum, Feteryk, Ledwa, Sas, ale też Bożemiły, Drewko czy Fońka. — Myśmy byli Jasińczuki — mówi pani Halina z Baumów. — Jednego Zelenta nazywali Mielnik, bo miał młyn, a innego Kulhawuk. — Żyliśmy zgodnie — potwierdza jej mąż Czesław Kuczyński. — Tylko dzieci czasem droczyły się ze sobą. Te od ewangelików krzyczały: „Katolik – nasrał na stolik!”. „A Nimiec nie widał

i posnidał!” – słyszały w odpowiedzi, co znaczyło: zjadł na śniadanie. Potem większość ewangelickiej ludności Mościc podpisała volkslistę. — Mieli do wyboru: kierunek wschodni – Syberię – lub zachodni – Wielkopolskę — mówi Antoni Chorąży, urodzony dziesięć lat po wojnie, dla którego odkrywanie dziejów olęderskich przodków jest życiową misją. Prawie dwa tysiące ludzi stłoczonych na bardzo małym obszarze. Stracili swoje domy, od pól odcięła ich granica. Dla nich to był wybór życia lub śmierci. Kilku osobom udało się ukryć i przeczekać wojenną zawieruchę. Wielu spośród tych, którzy podpisali

29


Kazimierz Holc i jego Baśka.

volkslistę, trafiło na front. Tylko kilkanaście rodzin po zakończeniu wojny zdecydowało się na pieszy powrót z Wielkopolski do siebie, nad Bug. Ci ludzie przez 600 km ciągnęli swój dobytek na wózkach, a na miejscu okazało się, że ich domów już nie ma albo mieszka w nich ktoś inny. Przed świetlicą w Mościcach ruch. Dymi gril, w środku kursują talerze z pierogami. Przyjechali olędrzy z Niemiec. To ich czwarta podróż sentymentalna do swej małej ojczyzny. Hedwig Bühler (z domu Lodwich) mieszka w Schwarzwaldzie. Urodziła się 88 lat temu na prawym brzegu Bugu. Kiedy Niemcy przesiedlili ją z całą rodziną w Poznańskie, nie znała słowa po niemiecku. W czterdziestym piątym złapali ją Rosjanie i wywieźli pod Archangielsk. Przez pięć lat pracowała w kopalni, w lesie, na torach, potem w kołchozie. Była silna, mogła worek z cetnarem żyta zarzucić na plecy i to wszystko przetrzymała. Polskiego

30

całkiem nie zapomniała, a pierogi lepi takie same, jakimi dzisiaj częstują mieszkanki Mościc. O rok od niej młodszy Bruno Krebs też nie chciał wybrać Rosji. Nie został bauerem pod Poznaniem, bo wcielili go do Wehrmachtu. Pod Gdańskiem stracił prawą rękę, rok był w ruskim łagrze, do emerytury pracował na poczcie, świetnie mówi po polsku. Czy przed wojną czuł się Polakiem? — Przed 1918 rokiem byliśmy Rosjanami, następnie Polakami, a potem Niemcami — odpowiada. Chciałem go spytać, jak to było z tym podpisaniem volkslisty, ale nie mogłem.

Kraina wierzb W wiejskiej hierarchii wierzba była wysoko niczym krowa karmicielka. Suszyła przemoczonych i ogrzewała zziębniętych. Jej szybko odrastające gałęzie były nieraz jedynym opałem. O jej liście ludzie walczyli jak o miedzę, bo służyły do przykrywania kopców

z ziemniakami i robienia zagaty. Z wikliny wyplatało się półkoszki na wóz zwane kielniami. Taka kielnia przykryta płachtą zastępowała namiot. W wiklinowych kołyskach lulano dzieci. Wierzba broniła. Grube drzewa powstrzymywały napór kry, a gęste korzenie umacniały rozmokły grunt. W szerokich, rosochatych koronach można się było doskonale ukryć. — Podczas okupacji nieraz spałem na wierzbie, bo tam Niemcy nie szukali — wspomina Jan Zelent. — Ojciec ma już 96 lat i czasem może mu się coś pomylić, ale to akurat jest prawdą, nie on jeden się w wierzbie chował — potwierdza jego córka Barbara. — Coś panu powiem — pan Jan odciąga mnie na bok. — Nie mam tyle. Niemcy chcieli mnie capnąć do junaków, więc dopisałem sobie siedem lat. Wszystkie papiery zostały za Bugiem, bo tam była nasza gmina. Wystarczyło dać świadków. Notabene, nie on jeden zmienił sobie wtedy metrykę. Czesław Kuczyński

kraina bugu · wiosna 2013


Oblicza rzeki odmłodził się o dwa lata, aby go do Niemiec na roboty nie wzięli. Wierzba osłania też przed deszczem i chroni od złego. „Ludzie powiadają, że tuż przed wojną w okolicy na niebie widać było krzyż. Teraz taki sam pojawił się na naszej wierzbie” – tak parę lat temu Jan Zelent mówił dziennikarzowi „Super Expressu”, co wywołało lawinę przybyszów. Samochody nie miały gdzie parkować, a w śniegu ludzie wydeptali szeroką drogę. Z dnia na dzień drzewo robiło się coraz bardziej gołe, bo każdy wracał z kawałkiem cudownej kory. Płot pleciony z wierzbowych gałązek przepuszcza w czasie powodzi żyzny muł, a zatrzymuje wypłukiwany przez wodę piasek. Jedyny taki płot przetrwał u Kazimierza Holca. To dzięki temu, że grubsze, pionowe kołki też są z wierzby. W wilgotnym terenie ukorzeniają się i płot rośnie. Kazimierz Holc

Tylko kilkanaście rodzin po zakoń­ czeniu wojny zdecydowało się na pieszy powrót z Wielkopolski do siebie, nad Bug. jest właścicielem jednego z ostatnich pociągowych koni. Od dawna już nie jeździ „na wozki”, a swoją Baśkę chce sprzedać. Zostanie po niej zdjęcie, które dałem mu na pamiątkę.

Co to paj? Zatrzymuję się przed domem Kazimierza Buraczyńskiego, nazywanego we wsi „Kwiatuszkiem”, bo lubi sadzić kwiatki. Jego dom od dawna jest „po operacji”. Ze środka ze względu

na zapachy wycięto oborę, a stodołę rozebrano i przystawiono do domu. Teraz jest tylko w dwóch trzecich olęderski. U Henryka Jarockiego i jego żony Jadwigi z Kuniewiczów ze starego „langhofa” został budynek mieszkalny. Pamiętam, że jakieś dwadzieścia lat temu miał jeszcze drewniany dymnik. Ze strychu można było doń wejść i wędzić. Pan Henryk pokazuje mi wielki olęderski szpadel. Kto nie umiał go trzymać, długo nie porobił, a machało się od czwartej, piątej rano do dziesiątej wieczór z przerwami na śniadanie (najważniejsze: nakarmić konia) i obiad (jak obok). Parobek najęty do sypania to był „pajowszczyk”, a ten, kto wysypany piasek rozgarniał, „zwalszczyk”. Działka, gdzie kopano, nazywana była „pajem”. Dla miary na rogach zostawiało się kopce. Czasami się je podnosiło i podsypywało, aby wyszło więcej metrów. Po wycenie

Wierzbowy płot u Kazimierza Holca.

31


brzegiemrzeki Oblicza rzeki je również wrzucało się na wóz, który był pojazdem o specjalnej konstrukcji, zaopatrzonym na spodzie nie w deski, a w drągi dla łatwiejszego rozładunku. W ten sposób po wojnie powstawały wszystkie wielkie i mniejsze budowy socjalizmu, aż do połowy lat siedemdziesiątych, kiedy pojawiło się więcej wywrotek i „wozki” zaczęły zamierać. Czesław Kuczyński budował Kanał Wieprz‑Krzna, Kazimierz Holc przez czternaście lat robił drogi

Henryk Jarocki z olęderskim szpadlem.

32

w Siemiatyczach, a Adam Jarocki był „na wozkach” aż pod Szczecinem i stamtąd przywiózł sobie żonę. W nowszych czasach konie ładowało się w Chotyłowie i transportowało pociągiem, ale dawniej człapało się stępa przez całą Polskę. Do Warszawy dwie doby (tylko!), ale już z takiego Lwowa prawie tydzień. — W trzydziestym dziewiątym miałem szesnaście lat. Przez pół roku razem z ojcem robiliśmy na lotnisku we Lwowie.

Wracaliśmy do domu już pod bombami — wspomina Jan Zelent.

Sięgnijmy do źródeł Czterysta lat temu nadbużańskie, ciągle zalewane ziemie przynosiły lichy dochód. Ich właściciele z nadzieją patrzyli w stronę Żuław, gdzie pracowici i biegli w swym rzemiośle osadnicy potrafili osuszyć podmokłe tereny i uregulować rzekę. Hrabia Rafał Leszczyński, właściciel Sławatycz, postanowił sprowadzić ich do siebie. 3 czerwca 1617 r. wydał przywilej lokalizacyjny i ową datę przyjmuje się za początek olęderskich kolonii Nejdorf i Nejbrow nad Bugiem. Pierwsze kilkanaście rodzin przybyło z Pomorza i Prus Królewskich. Ziemie te zajmowali potomkowie Holendrów, Niemców i katolików ze Śląska, a nawet anabaptystów z Fryzji, Flandrii i Niderlandów. Nad Bugiem zamieszkali więc przedstawiciele różnych narodowości i wyznań, łączyło ich zaś jedno: umieli radzić sobie z wodą. Naprzeciw siebie mieli rzekę wspaniałą, dziką i nieujarzmioną, i ta rzeka czasami wygrywała. W XIX w. ogromny wylew zmienił koryto Bugu, dzięki czemu mamy dziś w Polsce Mościce i prawosławny klasztor w Jabłecznej. Tak to opisał wójt gminy Sławatycze: „W roku 1821, w czasie wylewu wód, [rzeka Bug] zmieniła swe koryto. Nurt utworzył nowe koryto w miejscu rowem natenczas zwanego. Stare koryto zamulone do tego stopnia, że w następnym roku wyschło całkowicie. Rzeka przesunęła się na milę wzdłuż i na wiorstę wszerz, zacząwszy od wsi Kuzawka aż do Monasteru Jabłeczańskiego”. Do tego czasu obie olęderskie kolonie były tylko na prawym brzegu Bugu. Po wylewie część wsi Nejdorf znalazła się po lewobrzeżnej stronie rzeki – są to dzisiejsze Mościce Dolne. Dlaczego Mościce? Nie od mostu, jakby się mogło wydawać, ale od nazwiska prezydenta Ignacego Mościckiego, który 1 lipca 1928 r. odwiedził tutejszych olędrów w uznaniu ich zasług w hodowli krów rasy białogrzbietka. To właśnie na jego cześć

kraina bugu · wiosna 2013


Dom Kazimierza Buraczyńskiego.

wsie Nejdorf i Nejbrow przemianowano na Mościce Dolne i Górne. A nazwa „olędrzy”? Tylko na początku miała związek z właściwymi mieszkańcami Niderlandów. Z czasem utraciła swe narodowościowe znaczenie. Mianem tym zaczęto określać kolonistów różnych nacji, których łączyło to, że osadzono ich na prawie holenderskim: byli ludźmi wolnymi, mogli dziedziczyć i sprzedawać ziemię, mieli prawo do siedmioletniej wolnizny na zagospodarowanie się, swój samorząd, własną szkołę i karczmę.

Ma ośmiomiesięczną Zuzię – taki mały powód niezrobienia magisterium. Studiowała slawistykę na Uniwersytecie Marii Curie‑Skłodowskiej w Lublinie, gdzie obroniła pracę licencjacką po bułgarsku o przydomkach mieszkańców gminy Sławatycze. Przetłumaczyła na rosyjski i angielski album „Sławatycze – Twoje miejsce nad Bugiem” i odbyła w tutejszym urzędzie staż, po którym wylądowała na bezrobociu.

Młodzi, wykształceni uciekają — Na palcach mogę policzyć tych, co u nas zostali — mówi Ola, która parę lat temu skończyła resocjalizację i bezrobotna siedzi w domu. Dorota, jej siostra Monika, Karol (pracuje na kolei) i jego żona Malwina. Jeszcze Marta po politologii, ale wyjechała do Niemiec na truskawki. Malwina nie musiała nawet zmieniać nazwiska. Jest z domu Parczewska i wyszła za Parczewskiego. Mieszkali niemal po sąsiedzku, więc przeszła tylko na drugą stronę drogi.

Pan Henryk pokazuje mi wielki olęderski szpadel. Kto nie umiał go trzymać, długo nie porobił, a machało się od czwartej, piątej rano do dziesiątej wieczór…

— Są bez pracy, bo wybierają złe studia — uważa Arkadiusz Misztal, sekretarz Urzędu Gminy w Sławatyczach. Osiemdziesiąt procent spośród tych, co do niego przychodzą, skończyło pedagogikę. A ilu może być nauczycieli, skoro dzieci jest coraz mniej? Z kolei ci, którzy studiowali turystykę, z reguły nie pracują w zawodzie. Pan Marek, komputerowiec po zarządzaniu turystyką na AWF‑ie, jest tu wyjątkiem. Przyjechał nad Bug znad Odry. Był obcy, może więc dlatego dostrzegł to, czego nie widzieli miejscowi: że po tak pięknej, dzikiej rzece nikt nie pływa. Niecałe dziesięć lat później jego szlak kajakowy Bug‑Krzna został nagrodzony złotym medalem na Międzynarodowych Targach Poznańskich jako Najlepszy Produkt Turystyczny Roku 2011. Lawina internetowych zgłoszeń z całego świata ruszyła. Swój przyjazd zapowiedzieli niedawno Anglicy, Belgowie i Białorusini, zgłosił się nawet Japończyk. Stała się rzecz niebywała: nagle zaczęło się coś w Mościcach opłacać. Odkąd pojawili się turyści, miejscowe kobiety lepią więcej

33


foto: Archiwum A. Chorążego

Oblicza rzeki

pierogów i nastawiają więcej nalewek na pigwie. Sprzątają pokoje opuszczone przez dzieci – kwatery mogą się wkrótce przydać, a za chwilę, kiedy na miejscu będzie można zarabiać, i same dzieci zaczną wracać z zagranicznych wojaży. To w ekonomii nazywa się efektem mnożnika. Maleńka enklawa, przez wiele powojennych lat zapomniana przez Boga i ludzi, zacznie przeżywać swój renesans. Bajka? Nie dla wszystkich. Siegfried Ludwig, rocznik pięćdziesiąty trzeci, przyjechał do Mościc wraz z innymi olędrami z Niemiec. Kiedy zobaczył, jak wygląda kraina jego przodków, postanowił tu zainwestować: poza rekreacją, w suszenie pokrzyw i ziemniaków, z których za Odrą produkuje się granulowaną karmę dla zwierząt, a pokrzyw ci w Mościcach dostatek. Dawny dom Józefa Ślązaka aż się prosi, by wykupić go z rąk obecnego właściciela, który o niego nie dba, i zrobić tu stanicę wodną, może nawet międzynarodowe centrum dawnej i dzisiejszej historii olędrów. Ze Ślązakiem i jego domem wiąże się zresztą pewne qui pro quo. Otóż po kilku dniach mych peregrynacji wyszło na jaw, że w Mościcach w jednym czasie były trzy domy trzech różnych Ślązaków.

34

Do dziś przetrwał tylko ten „mój”, sfotografowany nad samym Bugiem. Drugi spłonął od pioruna, a trzeci – o ironio największy i w najlepszym stanie – w połowie lat 70. opustoszał i został rozebrany. Z jego resztek dziadek Sebastiana Jarockiego zbudował na nowym miejscu swoją chatę. Dzisiaj jego wnuk, trzydziestoparolatek z Warszawy, chce na poddaszu zrobić kilka pokoi dla turystów. O sobie mówi, że na punkcie olędrów ma takiego samego fioła jak jego najbliższy sąsiad Antoni Chorąży. — Nasze korzenie są dla mnie bardzo ważne, dlatego próbuję skrzyknąć tych, którzy myślą podobnie — mówi pani Barbara, prezes Stowarzyszenia Bużanie. Z pomocą Antoniego Chorążego współpracuje z organizacją olędrów z Niemiec – Mutterkolonie Neudorf und Tochterkolonien, co napisane wygląda

Odkąd pojawili się turyści, miejscowe kobiety lepią więcej pierogów i nastawiają więcej nalewek na pigwie.

dobrze, ale w rzeczywistości idzie jak po grudzie, bo aktywnych w Mościcach jak na lekarstwo. Mimo to pani Barbara się nie poddaje i od paru miesięcy chodzi do świetlicy na unijne szkolenia. Wie, że na wsi potrzebni są liderzy, którzy swym entuzjazmem pociągną za sobą resztę. Mieszkańcy Mościc nie są krezusami, od czegóż jednak unijne programy, do których stara się przekonać Bużan Arkadiusz Misztal. Trzeba tylko ze swoimi pomysłami zmieścić się w lokalnej strategii działania. Chodzi na przykład o stworzenie szlaku wiosek tematycznych i sieci pracowni ginących zawodów. Pasuje, bo Mościce to wioska olęderska, znana niegdyś z przerobu lnu, z żywą wciąż tradycją dawnej kuchni nadbużańskich osadników. Do tej pory nie było chętnych do zarejestrowania smażeników jako produktu regionalnego, teraz może to się zmienić. Tylko jak dotrzeć do ludzi, sprawić, by wyszli zza płotów, połączyć skłóconych? Pani Barbara ogłosiła, że w każdą ostatnią sobotę miesiąca przed świetlicą będzie gril dla całej wsi. Koszyczkowy – każdy przyniesie, co może. Już za pierwszym razem biesiadowano jak u króla Stasia. Długi stół w środku wsi, zastawiony miejscowymi specjałami, połączył ludzi, którzy nie mieli jeszcze okazji siedzieć koło siebie. Pan Marek opowiadał o swoich spływach, zaś gminna władza w osobie sekretarza Misztala pilnowała grila. I ja tam byłem i domową śliwowicę – tak zwaną marianówkę – piłem.

Na Przerwańcu Nasz słup graniczny ma numer 1190. Naprzeciwko stoi białoruski, za nim zardzewiały płot. Bug przerwał tu brzeg w latach siedemdziesiątych, dzięki czemu zyskaliśmy piękną, piaszczystą plażę. I gdyby jeszcze quady straży zagranicznej, jak to się tutaj mówi, nie rozjeżdżały piasku – to byłoby super. Kajakami przypłynęła grupa norweskiej młodzieży. Czas wracać. Wodą to tylko 28 słupów w dół rzeki. Samochodem – kwadrans. 

kraina bugu · wiosna 2013


Dwór w Zabużu Hotel Spa ***

Zabuże 40, 08-220 Sarnaki, tel. 83 359 87 25, 606 102 228

www.zabuzedwor.pl

Dworek nad Bugiem

Bubel Granna 119, 21-505 Janów Podlaski, tel. 606 184 877

www.dworeknadbugiem.pl

Gościniec ,,Wygoda'' Wygoda 2, 21-505 Janów Podlaski, tel. 83 341 30 60 www.wygoda.bt.pl

Stowarzyszenie Nadbużańskie Dwory i Pensjonaty | www.nadbuzanskiedwory.pl




Foto: Szymon Brodziak


Wywiad/Moje przestrzenie

na Polesiu

jest po prostu rozmawiała:

Justyna Franczuk

polsko

W roku 1981 nad Bugiem przyszła na świat prawdziwa muzyczna perełka. Od kilku lat mieszka w Warszawie, w rodzinne strony wraca rzadko, zawsze robi to jednak z radością. Bo nie o ilość w tym chodzi, ale o jakość i przywiązanie, a tego naszej bohaterce odmówić nie można. Ania Dąbrowska opowiada o miłości do nadbużańskich lasów, przestrogach babci oraz sentymencie do Chełmianki. ››Urodziła się pani w Chełmie, tam też spędziła dzieciństwo i młodość. Jaki obraz miasta zachował się w pani wspomnieniach? ››Wychowałam się tak naprawdę na osiedlu przy ul. Połanieckiej. Droga do centrum na piechotę zajmowała mi może 15 minut, moje szlaki wędrówek po mieście były zatem bardzo ograniczone. Widzę w tym zbieżność z dużym miastem, w którym ludzie dość często osiadają w jednym miejscu i nie mają potrzeby poznawania innych zakątków. Tak jest chociażby w Warszawie. Ktoś, mieszkając i pracując całe życie w jednej dzielnicy, nie miał powodu, żeby przejechać

na drugą stronę rzeki. Podobnie było ze mną: mieszkałam przy Połanieckiej, tam chodziłam do szkoły i tak naprawdę nie znam całego Chełma, ale mam same dobre wspomnienia z nim związane. ››Czy dzisiejszy Chełm różni się od tego miasteczka sprzed lat? ››Przede wszystkim muszę podkreślić, że to zawsze będzie moje rodzinne miasto, niezależnie od tego, jak wygląda. Niewątpliwie Chełm bardzo się zmienił, w tej chwili jest ładniejszym miasteczkiem, niż był w czasach mojego dzieciństwa. Od kilku lat mamy deptak, który w moim odczuciu spełnia rolę starówki, mamy też bardzo ładne

kamienice. Generalnie Chełm jest miastem bardzo urokliwym. ››Chełm to miasto przygraniczne, leżące zaledwie 29 km od przejścia granicznego z Ukrainą w Dorohusku oraz ok. 50 km z Białorusią, można więc powiedzieć, że zbiegały się w nim trzy kultury. Czy przewijały się one w jakiś sposób przez pani życie? ››Na pewno było to odczuwalne. W Chełmie zawsze było dużo przybyszy z Ukrainy, którzy dorabiali, handlując różnymi rzeczami. To dla nas było bardzo naturalne i nikt nie widział w tym żadnego problemu. W takiej poniekąd międzynarodowej

39


Moje przestrzenie atmosferze się wychowaliśmy i było to zupełnie normalne. Zresztą pamiętam takie czasy, kiedy w Polsce było źle i moi rodzice jeździli do Rosji przez Ukrainę, żeby tam kupować różne rarytasy i przywozić je tutaj. Jak widać, te granice są sobie bliskie i – wydaje mi się – bliska jest też mentalność Polaków i Ukraińców. ››Miała pani ukraińskich znajomych? ››Podobno na Ukrainie mam rodzinę, o której dowiedziałam się w tak zwanym międzyczasie. Nie znam jej dobrze, ale wiem, że siostra mojej babci mieszka tam wraz z rodziną. Mają ze sobą sporadyczny kontakt listowny oraz telefoniczny. W tej chwili moja mama próbuje ten kontakt odnowić, więc – kto wie – może uda mi się ją jeszcze poznać. ››Podejrzewam, że na wagary się wtedy na Ukrainę nie jeździło… ››Na pewno to było za daleko, ale pamiętam, jak babcia mi powtarzała: „Uważaj, tam nie chodź, bo jeszcze dojdziesz na Ukrainę”. To były takie dziecięce przestrogi, nie wiedziałam do końca, o co w nich chodzi, a potem doszło do mnie, że te pola, bezkresy, łąki to Ukraina, z którą dzieli nas tylko Bug. Zresztą ta rzeka była groźną zaporą ze względu na swą nieprzewidywalność i liczne wiry. Zawsze wiedzieliśmy, że to jest niebezpieczna rzeka, że nie należy się w niej kąpać. ››Często obcowała pani z Bugiem? ››Tak, bo wakacje zawsze spędzałyśmy z siostrą u babci, która mieszka w Siedliszczu, a ta wioska leży bardzo blisko Bugu. Wiadomo, że kiedyś dzieci wychowywało się inaczej, nie otaczało się ich takim kokonem jak teraz. W wakacje chodziłyśmy sobie po tych łąkach, zwiedzałyśmy pobliskie tereny, które wspominam jako piękne i malownicze. Do dziś mam spory sentyment do tamtych okolic. ››Nie kusiło, żeby coś przy tym Bugu zmajstrować? ››Kusiło, kusiło (śmiech). Teraz natomiast kusi mnie, żeby tam wrócić, zainwestować, wykorzystać jakoś fakt, że to są piękne tereny i można tam

40

rzeczywiście wypocząć. Podczas każdego pobytu nad Bugiem widzę nowo powstające domy. Ludzie albo wracają na te ziemie, albo być może dopiero je odkrywają. Nad Bugiem szczególnie pięknie jest wiosną. Moja babcia zawsze mówiła, że na tych terenach jest jedna wyjątkowa rzecz – przeogromna liczba bocianów. Trzeba pamiętać, że one na swoje gniazda wybierają tereny krystalicznie czyste, a takie właśnie jest Podlasie. Przyroda jest tam sprzyjająca, jest dużo lasów, w przeważającej mierze mieszanych bądź liściastych, a nie iglastych. W nadbużańskich lasach wszystko jest mięciutkie. Mam do nich ogromny sentyment być może właśnie dlatego, że tam się wychowałam. ››Czy było w Chełmie miejsce, które odwiedzała pani najchętniej? Może jakiś odosobniony skrawek ziemi, na którym lubiła pani pomyśleć o życiu albo o muzyce? ››Ja byłam wtedy nastolatką, więc tak naprawdę interesowali mnie moi rówieśnicy i zabawa z nimi. Często chodziłam do znajdującego się przy jednym z kościołów parku, na tzw. górkę. To wyjątkowe, bardzo ładne miejsce, z którego rozciąga się przepiękna panorama Chełma. Tam rzeczywiście można usiąść i w spokoju pomyśleć, ale akurat w tamtym momencie nie

Jedyne, co mi ­pozo­ stało z ­lokalnego patriotyzmu, to sprawdzanie wyników Chełmianki. Gdyby grała w ekstraklasie, to na sto procent oglądałabym wszystkie mecze. Niestety nie gra…

to było mi w głowie. To nie był jeszcze czas na przemyślenia egzystencjalne, ale czas na wagary. ››Co się robiło na wagarach w tamtych czasach, bo dziś młodzież idzie pewnie do galerii handlowej? ››Wagary polegają na tym, że nic się nie robi, choć trochę się na nich działo. Pierwszy papieros, pierwsze próby robienia jakichś głupich rzeczy, próbowania zakazanych owoców. Jak widać, nie zeszłam jednak na złą drogę, więc te moje próby były raczej niewinne, ot zwykła młodzieńcza ciekawość. ››Jest pani lokalną patriotką? ››Jedyne, co mi pozostało z lokalnego patriotyzmu, to sprawdzanie wyników Chełmianki (śmiech). ››To tak z przyzwyczajenia? ››Chyba tak, bo nie jestem jakąś wielką fanką futbolu, ale nie ukrywam, że gdyby Chełmianka grała w ekstraklasie, to na sto procent oglądałabym wszystkie mecze. Niestety nie gra, a pozostałe drużyny aż tak bardzo mnie nie pasjonują. ››Czyli dziś jest pani bardziej warszawianką? ››Nie, na pewno nie jestem warszawianką. Tak naprawdę jeszcze nie wiem, gdzie chciałabym osiąść na stałe. Warszawa wiąże się przede wszystkim z pracą i z ludźmi. Dla mnie miejsce to ludzie. Samo w sobie nie stanowi ono wartości, jeżeli nie mam w nim przyjaciół, a w Warszawie mam ich wielu. Na pewno mogę powiedzieć, że jest to miasto, które lubię, choć uważam, że pozostawia wiele do życzenia. ››Wróćmy jeszcze do szkolnych czasów. W jednym z wywiadów powiedziała pani, że była typowym dzieckiem z kluczem na szyi. Co takie dziecko robiło? ››Zdecydowanie byłam takim dzieckiem. Co ono robi? Bawi się na podwórku przed blokiem, biega, wymyśla przeróżne zabawy z rówieśnikami. Potem to dziecko trochę dorośleje i staje przed wyborem, co robić dalej ze swoim życiem. Jedni zostają na tej ławce przed blokiem, a inni postanawiają iść dalej. Ja tak zrobiłam.

kraina bugu · wiosna 2013


Foto: Szymon Brodziak


42

Foto: Szymon Brodziak

››Czego nauczyło panią takie podwórkowe życie i czy miało ono wpływ na to, jaka jest dorosła Anna? ››Mnie taki sposób dorastania wydaje się bardzo naturalny, mogę powiedzieć, że trochę wychowało mnie podwórko. Na pewno jest to ostrzejszy sposób wchodzenia w życie, trzeba walczyć o swoje prawa, dobierać sposoby do okoliczności, być elastycznym. Na pewno kształtuje się wtedy umiejętność dogadywania się z ludźmi z różnych środowisk. Musisz nauczyć się radzić sobie w grupie, bo ona jest bezwzględna i przyjmuje tylko najsilniejszych. Zresztą dzieci mają chyba silne poczucie grupy. W dorosłym życiu potrafimy sobie wszystko przeanalizować, mamy ukształtowany system wartości, inaczej postrzegamy słabszych i silniejszych, umiemy sobie radzić z różnymi problemami. Dzieci potrafią być bardzo okrutne. Myślę, że taki sposób wychowania trochę mnie też ukształtował. Mam twardszą skórę i może dzięki temu życie nie jest takie trudne, kto wie? ››Kiedy miała pani 12 lat, zmarł pani tata. Tak sobie myślę, że połączenie tego podwórkowego życia z takim doświadczeniem mogło zaowocować czymś gorszym, np. buntem. ››Absolutnie nie miałam takiego pomysłu, żeby wtedy się buntować. Byłam już na tyle duża, że miałam poczucie, iż w tym momencie musimy być wszyscy razem, musimy się nawzajem wspierać i sobie pomagać. Zostałyśmy same z mamą, która nagle musiała poradzić sobie z dwójką dzieci w wieku szkolnym, a te dzieci jeszcze bardziej niż dotychczas potrzebowały różnych rzeczy, bo wchodziły w wiek dojrzewania, zaczynały być indywidualistkami. Miałyśmy poczucie, że musimy stanowić jedną całość. Nawet przez jakiś czas spałyśmy we trzy w jednym łóżku, być może dlatego, iż był w nas jakiś strach, że w domu jesteśmy same. Moja siostra przeżyła to zupełnie inaczej i spała z mamą chyba aż do ślubu, a poza tym do tej pory nie lubi być sama w mieszkaniu. Nie byłam typem

buntownika, nie robiłam głupich rzeczy, nie chciałam nigdy stwarzać problemów. ››Wspomniała pani o siostrze, czy to ona była kompanką do zabaw? ››Na pewno się razem bawiłyśmy, ale już w trakcie liceum zaczęłyśmy się, że tak powiem, rozjeżdżać w różne strony. Jesteśmy ze sobą zżyte, ale jesteśmy różnymi osobowościami. Marta zawsze szanowała moją pasję do muzyki, jak trzeba było wstawiała się za mną,

wspierała mnie, bo przecież jest starszą siostrą. Jestem muzykiem i podejrzewam, że mam jednak trudny charakter. Jestem bardziej introwertyczką, potrzebuję przestrzeni i własnego świata, więc już w czasach nastoletnich nie interesowały mnie dyskoteki czy – ogólnie rzecz ujmując – proste formy grupowego spędzania czasu, które do tej pory interesują młodzież. Ja wolałam zamknąć się w pokoju i słuchać muzyki czy czytać. ››Jaką była pani uczennicą?

kraina bugu · wiosna 2013


Moje przestrzenie ››Przeciętną. Generalnie nauka nie była rzeczą, która mnie jakoś wyjątkowo pasjonowała. ››A z czym kojarzą się pani szkolne czasy. ››Z beztroską, którą w sposób szczególny odczuwałam w liceum, które zresztą w trakcie nauki zmieniłam. Najpierw chodziłam do czwartego liceum, później do pierwszego. Bardzo dobrze wspominam te czasy, wtedy powoli zaczęły kształtować się moje muzyczne zdolności. Dzięki występom na akademiach szkolnych miałam już więcej luzu w szkole, miałam swój zespół i to, że byłam uzdolniona muzycznie, było moją zaletą. Szkoła w ogóle nie kojarzy mi się ze stresem, wręcz przeciwnie, i chętnie bym do niej wróciła. Czasy szkolne są fantastyczne, no może oprócz porannego wstawania, którego do dzisiaj nie lubię. ››Fantastyczne, bo nie ma żadnych problemów poza tym, że trzeba się nauczyć na klasówkę albo nie umie się rozwiązać zadania z matema­ tyki… ››No właśnie. Ale wtedy wszyscy mają podobne problemy, więc są jedną społecznością. Wspominam to przede wszystkim jako kompletną beztroskę, bo nie ma innych zmartwień, nie mamy jeszcze obowiązków typu czynsz czy dziecko. ››Liceum to także początek pani kariery. Czy pamięta pani swój debiut sceniczny? ››Może to za dużo powiedziane, ale na pewno początek ciężkiej pracy, która teraz owocuje. Już w podstawówce występowałam na akademiach, ale debiutu – niestety – nie pamiętam. W liceum miałam dwa zespoły: 4 Pory Roq i Spoko Band. Właściwie nie pamiętam, jak do nich trafiłam. To były jakieś dziwne sytuacje: znajomi, znajomi znajomych i tak dalej. Korzystaliśmy z okazji do koncertowania. To była fajna młodzieńcza przygoda, zakończona bodajże w momencie rozpoczęcia studiów w Warszawie. ››Muzyka stale pani towarzyszyła?

››Tak, ona zawsze chodziła mi po głowie i pewnie przez to trafiłam do „Idola”. Później sprawy potoczyły się tak naprawdę bardzo szybko. Niemalże od razu po programie przeprowadziłam się do Warszawy, tam studiowałam zaocznie. Na szczęście moje chełmskie muzykowanie skończyło się wcześniej i z niczego nie musiałam rezygnować. Bardzo szybko nagrałam też solową płytę. ››Trudno było przyzwyczaić się do życia w wielkim mieście? ››Nie, mi warszawskie tempo życia na początku bardzo się podobało. Podobało mi się zwłaszcza to, że w Warszawie był dostęp do wszystkiego, przede wszystkim do kultury. W Chełmie na dobrą sprawę można mieć tylko internet. Stolica oferuje różne formy spędzania czasu, nie można nudzić się w niej tak bardzo, jak się czasami nudziłam w Chełmie. To mnie pochłaniało, ale jednocześnie bardzo tęskniłam za rodziną i przyjaciółmi, więc na początku byłam trochę rozbita. ››A po kim odziedziczyła pani talent muzyczny? ››Chyba po tacie. Z tego, co pamiętam, to on zawsze lubił śpiewać, szczególnie jak sobie wypił na weselach (śmiech). Pamiętam, że miał donośny i dosyć mocny głos. Poza tym grał też na gitarze.

Dzięki występom na akademiach szkolnych miałam już więcej luzu w szkole, miałam swój zespół i to, że byłam uzdolniona muzycznie, było moją zaletą. Szkoła w ogóle nie kojarzy mi się ze stresem.

››Czy dziś często wraca pani w rodzinne strony? Chętnie pokazuje je pani synowi? ››Niestety rzadko. Wracam do Chełma głównie na święta, ale mama często do mnie przyjeżdża. Teraz mam trochę trudniej, bo mam małe dziecko, a podróż samochodem jest dla niego męcząca. Próbuję jednak zabierać tam syna jak najczęściej, bardzo zależy mi na tym, żeby miał kontakt ze swoimi korzeniami i żeby wiedział, jak ja się wychowałam. Chciałabym wręcz, żeby on wychowywał się tak samo, ale mam przeczucie, że będzie jednak warszawiakiem. Tutaj ma drugich dziadków, których uwielbia i często z nimi przebywa, a co dla nas jest – nie ukrywam – bardzo wygodne. ››Pochodzi pani z małego miasta, usytuowanego w dodatku na wschodzie Polski. Teoretycznie pewnie trudniej się takim osobom wybić. Czy gdyby nie „Idol”, miałaby pani w sobie siły, żeby rozwinąć artystyczne skrzydła? ››Nie wiem. Ciężko powiedzieć, co bym zrobiła, gdyby nie „Idol”. Sprawy potoczyły się tak szybko, że nie musiałam wybierać innej drogi. ››Wierzy pani w przeznaczenie? ››Wierzę w ciężką pracę. To był fart, zrządzenie losu, któremu oczywiście pomogłam. Nad solową płytą pracowałam ponad rok, nie wspominam tego jako lekkiego doświadczenia, ale jako ciężką pracę. Co prawda łatwiej się robi to, co się lubi, więc było też fajnie, ale już wtedy nauczyłam się, jak ważne jest dopracowanie wszelkich możliwych szczegółów, które mogą nie wyjść, a które bardzo wielu ludzi po prostu przepuszcza. Dodatkowo dzięki temu, że trafiłam na takich, a nie innych ludzi, dostałam dobrą szkołę, dużo się nauczyłam. ››Jest pani jedną z nielicznych w Polsce artystek, które robią swoje wbrew obiegowej opinii, że jak się chce zaistnieć, to trzeba grać i śpiewać komercyjną papkę. Odwagę do sprzeciwu ma pani we krwi?

43


Moje przestrzenie

44

Postanowiłam pójść własną drogą. Kiedy robi się coś z serca, to okazuje się, że w tym jest największa siła. drogą, miałam na tyle szczęścia, że ktoś mi zaufał, wydał na to jakieś pieniądze i pozwolił mi tę płytę nagrać w takim

Foto: Szymon Brodziak

››To jest trochę tak, że ludzie się gubią. Z jednej strony wiedzą, że trzeba być oryginalnym, a z drugiej strony chcą być popularni i marzą o tym, żeby ich piosenki były wszędzie grane. Wydaje się, że te dwa bieguny z założenia są od siebie odległe, że ciężko jest znaleźć wspólny mianownik, ale tak naprawdę są odległe tylko na pozór, bo w momencie kiedy robi się coś z serca, to okazuje się, że w tym jest największa siła i znajduje się odbiorców swojego nurtu. Ja postanowiłam pójść własną

kształcie, w jakim wydawało mi się to najwłaściwsze. Nie pamiętam, żebym musiała się do czegokolwiek naginać, a jestem na to bardzo wyczulona. Mam naturalną potrzebę suwerenności swoich decyzji i bycia niezależną we wszystkim, co robię. ››Najnowsza płyta też jest tego przykładem? ››Niewątpliwie tak, choć jest ona zupełnie inna od tych, które nagrałam do tej pory. Mam wręcz wrażenie, że jest jakimś nowym rozdziałem w mojej twórczości. To najbardziej osobisty krążek, jaki dotychczas nagrałam. Skończyłam 30 lat, urodziłam dziecko i miałam większą potrzebę otworzenia się. Chociażby z tych powodów ta płyta jest bardziej osobista i intymna. ››Wizerunek osoby zamkniętej nie stanowił przeszkody? ››To nie jest wizerunek, taka po prostu jestem. Jestem bardziej introwertyczna, dlatego ta płyta tyle mnie kosztowała. Łatwiej otwierają się osoby, które mają potrzebę wykrzyczenia swoich emocji i uczuć, a ja mam wręcz odwrotnie: zawsze się chowam i boję się wyrażać to, co mnie trapi i boli. Wolę to przeżyć w samotności, a na forum pokazać, że jestem twarda, silna i potrafię sobie ze wszystkim poradzić. To otworzenie się kosztowało mnie więc dużo, ale nie żałuję, bo uważam, że to jest bardzo oczyszczające doświadczenie. ››Mamy wiosnę. Za nami Wielkanoc. Obchodzi ją pani w jakiś szczególny sposób? ››Staram się spędzać ją tradycyjnie. Bardzo lubię święta, a z czasem wręcz bardziej doceniam wszelkiego rodzaju tradycje. W tej chwili mam większą rodzinę, więc święta próbujemy spędzać na zmianę. Raz spotykamy się w Warszawie, a na kolejne wyjeżdżamy do Chełma. Czasami na Wielkanoc gdzieś po prostu wyjeżdżamy, co też jest bardzo przyjemne. ››Gdyby miała pani jednym zdaniem opisać rodzinne strony, to jak by ono brzmiało? ››Tam jest po prostu polsko. 

kraina bugu · wiosna 2013



1

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

Kryłów. Bug graniczny. FOTO: B. Janowski

polecamy II Nadbużańska Majówka Łuszków, 12 maja

Nadbużańskie spotkania artystyczne – Międzynarodowy Festiwal Sztuk Wszelakich Hrubieszów, 14–16 czerwca

Jarmark Hrubieszowski Hrubieszów, 16 czerwca

46

w Królewskim Kącie Turyści, odwiedzający pograniczne tereny koło Hrubieszowa, mogą być mile zaskoczeni. Oprócz piękna nadbużańskich panoram odkryją historyczne miejsca, pamiętające najodleglejsze czasy. Jednym z nich jest Gródek, w którym książę Bolesław Chrobry przeprawiał się z wojskiem w zwycięskim marszu na Kijów. Na pamiątkę tamtego wydarzenia płaski nadbużański teren w sąsiedztwie Gródka od wieków nazywany jest Królewskim Kątem. W poznaniu tego zakątka pomogą nam liczne trasy turystyczne i ścieżki przyrodnicze.

W

ojenna wyprawa Chrobrego na Kijów była jednym z epizodów w historii szeregu nadbużańskich grodów, tworzących we wczesnym średniowieczu obronny zespół tzw. grodów czerwieńskich. Położone na ważnych szlakach z Małopolski do Włodzimierza i Kijowa, chroniące liczne osady, stały się obiektem podbojów zarówno polskich, jak i ruskich władców. Przemierzając te tereny warto po kolei odkrywać karty historii, która objawia się tu na każdym kroku.

Historyczne kamienie Majowa wyprawa w okolice Hrubieszowa to szczególna gratka właśnie dla turystów pasjonujących się historią. Zaopatrzeni w notes i aparat fotograficzny mogą stworzyć własny przewodnik, do którego będą powracać ze zdwojoną ciekawością. Bo na tych terenach wciąż jest bardzo wiele do odkrycia. Należy zaznaczyć, że Królewski Kąt, w sercu którego znajduje się Gródek, za czasów Chrobrego zwany był Wołyniem i obok położonego o kilkadziesiąt kilometrów na południowy zachód Czerwienia (dzisiejsze Czermno w gminie Tyszowce) stanowił gród najznaczniejszy, pełniący rolę plemiennego centrum Wołynian. To oni, od VIII do X w., wznieśli u zbiegu dwóch rzek Huczwy i Bugu potężne grodzisko z zespołem kilku osad, które podbił kijowski kniaź Włodzimierz Wielki. 37 lat później polski książę Bolesław odbił Wołyń i inne grody. Wykonawszy odważny i szybki manewr przeprawy brodem przez Bug nieopodal Gródka, zupełnie zaskoczył nieprzygotowanych Rusinów, rozbił ich na drugim brzegu i bez żadnych oporów doszedł do samego Kijowa. W roku 1219 Wołyń i inne grody czerwieńskie Daniel Romanowicz włączył

kraina bugu · wiosna 2013


1. Krajobraz ziemi hrubieszowskiej. FOTO: Muzeum im. ks. St. Staszica w Hrubieszowie

2. Masłomęcz. Wioska Gotów. FOTO: A. Hyrchała

3. Gródek n.Bugiem. Grodzisko Wołyń. FOTO: Muzeum im. ks. St. Staszica w Hrubieszowie

4. Pałac Pohoreckich w Czumowie. FOTO: Muzeum im. ks. St. Staszica

1 2 3 4

w Hrubieszowie

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo lubelskie, powiat hrubieszowski

do księstwa halicko‑włodzimierskiego, przekształcając jeden z grodów – obecny Chełm – na swoją stolicę. Kres świetności całego systemu obronnego przyniosły najazdy Mongołów w roku 1240 i 1261, kiedy to chan Burondaj nakazał całkowite zniszczenie obwarowań.

„Gotania” nad Bugiem Dawny gród Wołyń, od którego wzięła nazwę cała kraina (obecnie województwo wołyńskie na Ukrainie), to dziś potężne ziemne grodzisko na północnym skraju wsi Gródek, dość często odwiedzane przez archeologów i przyrodników. Pierwsi, mimo że zbadali dotychczas zaledwie jedną trzecią z ponadpiętnastohektarowego terenu, odkryli jedno z najzasobniejszych w Polsce stanowisk archeologicznych z licznymi śladami obecności mieszkańców z czasów od późnego paleolitu przez neolit oraz okresy przedrzymski i rzymski po średniowiecze i czasy nowożytne. Gródek, tak jak położony na południe od Hrubieszowa Masłomęcz, dostarczył naukowcom także setek zabytków związanych z Gotami, mającymi tu osady w II–IV w. n.e. Sensacyjna historia nadbałtyckiego plemienia, które – wędrując na południe kontynentu – znalazło w Kotlinie Hrubieszowskiej doskonałe warunki do życia, stała się w ostatnich latach szansą na turystyczne ożywienie tego obszaru – dzięki

realizowanemu przez związek dziewięciu gmin projektowi „Gotania”. Wysokie na blisko 20 metrów ściany grodziska, podobnie jak inne wyniesienia otaczające szeroką nadbużańską dolinę, stwarzają doskonałe warunki dla ciepłolubnej stepowej roślinności. Przyjrzyjmy się im z bliska i udokumentujmy, bo niektóre gatunki, takie jak szczodrzeniec zmienny i żmijowiec czerwony, rosną tylko tutaj – nad Bugiem. W Gródku, w lessowych ścianach wzniesienia kryjącego dawną neolityczną osadę – a w czasach nowożytnych prawosławny cmentarz, gnieżdżą się przepięknie ubarwione żołny, a suche stanowiska na śródpolnych miedzach zamieszkuje już bardzo nieliczna, zdziesiątkowana przez coroczne wylewy Bugu i Huczwy, kolonia susłów perełkowanych. Gdy dodamy do tego samą graniczną rzekę, meandrującą w cichej zielonej dolinie, to otrzymujemy idealne miejsce na turystyczną wyprawę, która – mimo peryferyjnego położenia miejsca – wcale nie musi być ekstremalna. Przez dzisiejszy Gródek prowadzi co najmniej kilka tras turystycznych, z nadbużańskimi szlakami pieszym i rowerowym oraz lokalną ścieżką historyczno‑przyrodniczą „Królewski Kąt”. Nie brakuje tam punktów widokowych, skąd można podziwiać wspaniałe panoramiczne widoki rzeki.  Adam Niedbał

2. Informacja turystyczna: Gminne Centrum Informacji Turystycznej, Hrubieszów, ul. B. Prusa 8, tel. 84 696 21 90 Transgraniczne Centrum Informacji Turystycznej, Hrubieszów, ul. 3 Maja 15, tel. 84 696 2380 wew. 42 3. Dojazd: PKS Hrubieszów, ul. Nowa 14, tel. 84 696 26 01 4. Przydatne linki: w ww.powiathrubieszow.pl www.hrubieszow-gmina.pl

partner

47


2

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

Chełmskie Podziemia Kredowe. Wszystkie zdjęcia: Michał Rząca

polecamy Koncert Katarzyny Groniec Chełm, 14 maja

Powiatowy Przegląd Zespołów Śpiewaczych, Kapel Ludowych i Śpiewaków Strachosław, 20 maja

Festiwal Polskiej Piosenki o Miłości o Różę Małego Księcia Chełm, 26 maja

Nadbużańskie Biegi Ekologiczne Starosiele, 1 czerwca

48

w krainie Ducha Bielucha Zabytkowa kopalnia kredy piszącej w Chełmie, określana mianem podziemi kredowych, to obiekt pod wieloma względami unikalny, przyciągający przede wszystkim niezwykłym klimatem. Podczas kilku dni wolnych od pracy koniecznie trzeba zgłębić jej tajemnice i przemierzyć szlak turystyczny długości 2 kilometrów. Któż wie, co spotkamy głęboko pod ziemią, oprócz legendarnego Ducha Bielucha…

T

uryści, którzy po raz pierwszy odwiedzą Chełm i podziemne tunele miasta, dowiedzą się od przewodnika, że kreda, będąca od wieków ważnym surowcem wykorzystywanym przez człowieka, najczęściej pozyskiwana była metodą odkrywkową. Jednak w Chełmie w tym celu drążono podziemne korytarze. Początki tej działalności sięgają średniowiecza. Pierwsze korytarze powstały na Górze Chełmskiej i były wykorzystywane w celach obronnych. Wraz z rozwojem osady jej mieszkańcy coraz

chętniej sięgali po znajdujący się pod powierzchnią miasta surowiec. Transporty kredy wysyłano między innymi do Krakowa, na potrzeby Akademii Krakowskiej. W XVII i XVIII w., kiedy działalność wydobywcza była najbardziej rozwinięta, prawie wszyscy właściciele domów w centrum miasta drążyli korytarze ze swoich posesji. Powstały w ten sposób nieregularne ciągi wyrobisk na czterech poziomach, liczące według szacunków nawet do 40 kilometrów. W niektórych miejscach w wyniku załamywania się sklepień powstały obszerne sale, zwane obecnie komorami. Zyski osiągane ze sprzedaży kredy wydatnie podnosiły wartość posesji. Świadczą o tym zachowane inwentarze mienia, w których często zamieszczano wzmianki o „lochach w krydzie wycinanych”. Niestety, niektórzy mieszczanie drążyli korytarze pod ulicami miasta, co zagrażało bezpieczeństwu.

Skarby pod ziemią Już pod koniec XVIII w. władze miejskie nakładały kary na szczególnie przedsiębiorczych w tym

kraina bugu · wiosna 2013


1. Jeden z licznych korytarzy zabytkowej kopalni kredy. 2. Bazylika NMP i zespół pokatedralny na Chełmskiej Górce. 3. Pałac Kretzschmarów z przełomu XIX i XX w. 4. Chełmski Rynek.

1 2 3 4

względzie mieszkańców. Działalność wydobywczą przerwano w połowie XIX w., kiedy wydrążone chodniki w znaczący sposób zagrażały domom w centrum miasta. W 1845 r. władze nakazały zrewidowanie lochów i zamurowanie wejść. Po wielu latach zapomnienia, kiedy tajemnicze chodniki penetrowali jedynie poszukiwacze skarbów i amatorzy mocnych wrażeń, postanowiono wykorzystać podziemia do celów turystycznych. Pierwsze próby podjęli członkowie Oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, założonego przez dr. Edwarda Łuczkowskiego w 1910 r. Kolejne działania miały miejsce w okresie międzywojennym, kiedy podziemia przebadano w trakcie budowy wodociągów miejskich. Przygotowano wtedy liczącą ok. 300 metrów trasę. Niestety, plany uczynienia z kredowych korytarzy atrakcji turystycznej, nie zostały zrealizowane. Po II wojnie światowej, w trakcie której w lochach chronili się chełmscy Żydzi, podziemia ponownie przypomniały o swoim istnieniu. Rosnący ruch samochodowy przez centrum miasta wywołał kilka katastrof, łącznie z zapadaniem się fragmentów ulic. Największa miała miejsce w 1965 r. Na zlecenie władz przeprowadzono dokładną inwentaryzację i zabezpieczenie chodników. Po przystosowaniu wybranych fragmentów do potrzeb turystycznych, w 1972 r. podziemia udostępniono

zwiedzającym (prace zakończono ostatecznie w 1985 r.).

Wędrówka z przygodami Obecnie położona na głębokości ok. 13 metrów trasa turystyczna liczy ok. 2 kilometrów. Powstała w wyniku połączenie sztucznymi łącznikami trzech kompleksów wyrobisk, zlokalizowanych głównie pod Rynkiem Starego Miasta. W trakcie zwiedzania krętych korytarzy (w stałej temperaturze +9°C), w tym malowniczego „błędnika”, można zapoznać się z ekspozycjami prezentującymi technikę wydobycia kredy oraz eksponatami odkrytymi podczas badań archeologicznych na terenie miasta. Na trasie wędrówki, trwającej około 50 minut, znajdują się również szyb studni staromiejskiej oraz cztery komory. W jednej z nich turyści mogą spotkać Ducha Bielucha, legendarnego władcę podziemnych korytarzy. To tylko niektóre z atrakcji na majówkowy wypad do Chełma. Oprócz podziemnych korytarzy warto zwiedzić samo miasto położone na malowniczym wzgórzu, a w szczególności kamienice znajdujące się przy rynku im. dr. Edwarda Łuczkowskiego czy Górę Zamkową, zwaną też Wysoką Górką. Z Chełma już niedaleko nad Bug, gdzie czeka nas moc atrakcji.  Zbigniew Lubaszewski

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo lubelskie, powiat chełmski, miasto Chełm 2. Informacja turystyczna: Chełm, ul. Lubelska 63, tel. 82 565 36 67 3. Dojazd: PKS Chełm, ul. Hutnicza 3, tel. 82 565 31 27 PKP Chełm, ul. Kolejo‑ wa 89, tel. 82 221 94 36 4. Komunikacja prywatna: VIKI Bus, tel. 222 199 222 5. Przydatne linki: w ww.podziemia­ kredowe.pl www.turystyka.powiat. chelm.pl www.itchelm.pl

49


3

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

1

1. Kajakarze na szlaku Bug–Krzna. Foto: K. Bielak/ www.bielakphoto.eu

2. Rezerwat przyrody Szwajcaria Podlaska. Foto: M. Rząca

3. Stadnina koni w Wygodzie k. Janowa Podlaskiego. Foto: M. Rząca

polecamy Majówka na szlaku kajakowym BUG–KRZNA

Początek w Porosiukach, ­rzeka Krzna, 1–2 maja Początek w Pawlukach, rzeka Bug, 3–5 maja

Nadbużański Plener Folklorystyczny Kodeń, 17 czerwca

V Nadbużański Rajd Rowerowy Sławatycze, 22 czerwca

50

Szwajcaria Podlaska – na kajakowym szlaku Tu, gdzie na prawym brzegu Bugu rozciąga się białoruskie Polesie Brzeskie, a na lewym Zaklęsłość Sosnowicka styka się z Równiną Kodeńską na Polesiu Podlaskim, w miejscowości Sławatycze rozpoczyna się bardzo malowniczy i atrakcyjny pod każdym względem szlak kajakowy Bug–Krzna. W 2011 roku został on wybrany przez internautów Najlepszym Polskim Produktem ­Turystycznym, a na Poznańskich Targach zdobył Złoty Medal –także za produkt turystyczny. Szlak przebiega na skrzyżowaniu europejskich korytarzy ekologicznych. Wzdłuż Doliny Bugu, od Kryłowa do Horodła, znajduje się Nadbużański Obszar Chronionego Krajobrazu, a za Terespolem – Park Krajobrazowy „Podlaski Przełom Bugu”, którego przepięknym początkiem jest rezerwat krajobrazowo‑geologiczny „Szwajcaria Podlaska”, usytuowany przy ujściu Krzny. Historia szlaku sięga roku 2010, kiedy to województwo lubelskie wspólnie z prowincją Flandrii

Zachodniej rozpoczęło realizację projektu Boot2Lubelskie. Od tego czasu wiele się zmieniło, a szlak z każdym rokiem zyskuje na popularności. Pobyt nad Bugiem i Krzną jest okazją do poznania niezwykłych, egzotycznych miejsc we wschodniej Polsce. Pierwsze dni maja to dobry moment, by wybrać się w te strony i doświadczyć uroków tej ziemi oraz poznać jej niezwykłych mieszkańców. Kajakowa wyprawa tym szlakiem dostarczy z pewnością niezapomnianych wrażeń.

Święty Onufry nad Bugiem Naszą podróż powinniśmy rozpocząć od Sławatycz, gdzie naprzeciw siebie stoją kościół katolicki i prawosławna cerkiew. Za Sławatyczami zaś czeka na nas kraina prawdziwych niezwykłości – tu poznamy historię osadników, zwanych olędrami, i dowiemy się, jaki był ich udział w zmianie koryta Bugu. Będziemy mieli niepowtarzalną okazję skosztowania ich oryginalnej kuchni, m.in. olęderskiego sera. Za chwilę czeka nas kolejna przygoda

kraina bugu · wiosna 2013


4. Prawosławny monaster męski w Jabłecznej. Foto: M. Rząca

5. Kodeń. Dawna cerkiew zamkowa. Foto: M. Rząca

2 3 4 5

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo lubelskie, powiat bialski 2. Informacja ­turystyczna: Biała Podlaska, Centrum Informacji Turystycznej, ul. Warszawska 11, tel. 83 341 67 20 Sławatycze, Rynek 14, tel. 83 378 34 73

– pobyt w prawosławnym kompleksie w Jabłecznej, który przyciąga niezwykłą urodą i historią cudownej ikony św. Onufrego, która – wedle legendy – przypłynęła do Jabłecznej rzeką Bug. Jeśli będziemy mieli szczęście, to porozmawiamy z braćmi zakonnymi, zwykle pogrążonymi w modlitwie i kontemplacji. Z Jabłecznej, mając za plecami połyskujące w słońcu dachy urokliwych cerkwi, udajemy się do katolickiego Kodnia. To wspaniała barokowa architektura bazyliki z niezwykłą historią cudownego obrazu, historią potężnego, magnackiego rodu Sapiehów i ich zamku nad Kałamanką. W Kostomłotach zaś możemy delektować się pouczającą historią i urodą drewnianej, jedynej w Polsce cerkwi neounickiej. W Zastawku koło Lebiedziewa warto odwiedzić nieco zapomniany tatarski mizar i pogłębić wiedzę na temat niezwykłych dziejów i patriotycznych postaw polskich Tatarów. Okolice Terespola to gratka dla miłośników fortyfikacji i dziejów Twierdzy Brzeskiej. Możemy tu podziwiać pozostałości zewnętrznego pierścienia fortów twierdzy. W centrum Terespola godny obejrzenia jest „pomnik pracy” – oryginalne upamiętnienie budowy traktu Brześć – Warszawa. Przy okazji pobytu w Terespolu warto pokusić się o refleksję: dlaczego Bug w całości znajduje się na terytorium Białorusi i czym było tak zwane terespolskie oszustwo graniczne.

Odpoczynek w stadninie Jeśli za Terespolem zdecydujemy się zwodować kajaki w Kuzawce Terespolskiej, to nie zapomnijmy złożyć hołdu na niewielkim cmentarzyku, gdzie bezimiennie spoczywają żołnierze 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty, którzy polegli w obronie linii Bugu przed bolszewicką ofensywą 1920 r. Dalej, w Neplach, możemy odwiedzić położony nad Krzną kompleks dawnej posiadłości Niemcewiczów oraz kamienną babę. W pobliskim Krzyczewie zobaczymy drewnianą cerkiewkę, pochyloną nad samym Bugiem. Pobyt w Pratulinie stanowi okazję do poznania dziejów i męczeństwa podlaskich unitów w okresie popowstaniowych represji carskich. Z kolei każdy miłośnik natury z radością odwiedzi słynną stadninę w Janowie Podlaskim (faktycznie położona jest w Wygodzie), gdzie możemy delektować się urodą rasowych koni, ale też wspaniałą architekturą obiektów stadniny. Naszą wędrówkę szlakiem Bug–Krzna kończymy w lewobrzeżnym Gnojnie lub prawobrzeżnym Niemirowie, po opuszczeniu granicy na Bugu. Szlak jest dla kajakarzy łatwy i nieuciążliwy, nadający się do wędrówki nawet dla początkujących, dodatkowo ma czytelne, ułatwiające nawigację oznakowanie. Wbrew obiegowym opiniom graniczny charakter Bugu nie stanowi problemu. Wystarczy zgłosić zamiar płynięcia właściwej placówce straży granicznej i przestrzegać obowiązujących przepisów (www.strazgraniczna.pl).  Józef Tworek

3. Dojazd: PKS Łosice, ul. Kolejowa 1, tel. 83 357 32 47 PKS Wschód, Włodawa, ul. Żołnierzy WiN 14, tel. 82 572 46 50 PKS Siemiatycze, ul. ­Grodzieńska, tel. 85 655 22 04 PKP Biała Podlaska, ul. Stacyjna 3, tel. 83 343 50 33 Komunikacja ­prywatna: Bialski Bus, www.bialskibus.com Garden Service, tel. 603 483 737, 603 420 242 Jares Bus, www.jares.pl Viki Bus, www.vikibus.pl Trans Mar, www.transmar.info Rugby Trans, www.rugbytrans.pl 4. Przydatne linki: w ww.bldg.eu www.VisitEast.eu

partner

51


4

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

Dawny warsztat tkacki. FOTO: S. Garucka-Tarkowska

polecamy Festiwal Piosenki Filmowej Biała Podlaska, 16 maja

„Sobótki – noc pełna czarów i dziwów”

Biała Podlaska, 21 czerwca

Dni Miasta

Biała Podlaska, 21–23 czerwca

52

perebory – wskrzeszanie tradycji Któż nie tęskni za opowieściami babć, które pochylone nad wrzecionem przędły nić swojego życia. To symbolika, a naprawdę wyczarowywały na tkackich warsztatach z lnianych czy wełnianych włókien tkaniny, które służyły wielu pokoleniom przez długie lata. Chcąc poznać to wyjątkowe rzemiosło, wybierzmy się na majówkę w okolice Białej Podlaskiej. To ojczyzna pereborów, unikatowych ornamentów, charakterystycznych dla strojów ludowych tej części Podlasia.

P

odróż do Hruda, oddalonego 6 kilometrów od Białej Podlaskiej, może być pożyteczna z kilku powodów. Po pierwsze, na własne oczy zobaczymy, jak wskrzesza się tradycję uznaną już w XIX wieku za ginącą, po drugie, spotkamy ludzi, którzy mówią piękną gwarą, są ciekawi innych i nie szczędzą poczęstunku zmęczonym wyprawą turystom.

Lekcja etnografii i pokory Perebory to rodzaj zdobnictwa wykonanego na warsztacie tkackim, choć przypominającego haft ręczny. Były rodzajem tkaniny przetykanej, występującej w północno‑wschodnich powiatach Lubelszczyzny (włodawski, parczewski, część chełmskiego). Wykonywano je na białych lnianych tkaninach, z których powstawały m.in. zapaski, nakrycia głowy, koszule, a także ręczniki i obrusy. Hrudzkie perebory są kontynuacją najlepszych tradycji tkactwa ludowego i wyróżniają się szeroką gamą niepowtarzalnych wzorów. Kiedy już dotrzemy na miejsce, bez problemu trafimy do pracowni najlepszych tkaczek korzystających z dziewiętnastowiecznych warsztatów. Wyjątkowej sztuki pereborów uczyły się od swoich babć i matek, a także sąsiadek, które nie skąpiły im tej tajemnej wiedzy. Dzięki temu możemy dziś sami „spróbować” tego rzemiosła i nauczyć się techniki, o której powstało zaledwie kilka książek. To także doskonała lekcja historii i etnografii, a także

kraina bugu · wiosna 2013


1. Brama wjazdowa. Zespół Zamkowy Radziwiłłów w Białej Podlaskiej. Foto: M. Rząca

2. Zespół dworsko‑parkowy w Roskoszy k. Białej Podlaskiej. Foto: M. Rząca

3. Gnojno. Zabytkowa cerkiew prawosławna – obecnie kościół rzymskokatolicki. Foto: M. Rząca

4. Punkt widokowy w Gnojnie. Foto: M. Rząca

1 2 3 4

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo lubelskie, powiat bialski

pokory – powstanie takiej tkaniny wymaga czasu i cierpliwości. Będąc w Hrudzie, warto też zajrzeć do innych pracowni ginących zawodów: koronkarstwa, plastyki ludowej, obrzędowości i gwary, pieśni i tańca, zdobnictwa oraz garncarstwa. Z pewnością gospodynie pochwalą się swoimi umiejętnościami, prezentując arcydzieła rękodzielnictwa, których nie kupimy w żadnym sklepie. Za każdym z nich kryje się fascynująca opowieść o ludziach i ich czasach, przepływających – tak jak Bug – cicho i spokojnie obok burzliwej historii tych ziem. Do Hruda powinni więc zajrzeć nie tylko regionaliści, skrzętnie dokumentujący każdy przejaw wskrzeszonej tradycji, nie tylko esteci, zafascynowani pięknem wytworów ludzkiej ręki, ale także ci, którzy poszukują inspiracji i sprawdzonych wzorów, by tworzyć własne przedsięwzięcia. Wieś tkaczek odwiedziło już wielu samorządowców z ościennych gmin, zachęconych powodzeniem warsztatów ginących zawodów, którzy chcą utworzyć u siebie podobne pracownie.

Wierni korzeniom Jest jeszcze jeden powód, by przyjechać do Hruda. To nieliczna parafia na Podlasiu, która mimo prześladowań carskich w XIX wieku została wierna wierze unickiej. O wyjątkowym bohaterstwie

mieszkańców tego regionu pisał w książce „Z ziemi chełmskiej” Władysław Stanisław Reymont: Od roku 1867 parafię Hrud regularnie nawiedzały wojska kozackie. W tym czasie unitów grabiono, bito, a także mordowano inwentarz. W roku 1871, w sam dzień zwiastowania, zjawił się niespodziewanie nowy proboszcz, niejaki Starościeniec, w towarzystwie Kalińskiego i gwałtem chciał zawładnąć cerkwią, lecz chłopi znowu ją otoczyli lasem roztrzęsionych pięści i groźnie krzyczeli. Za nieprzyjęcie popa zostało przysłanych do parafii 200 kozaków, którzy przez 8 tygodni ciągłego postoju na karku włościan i batożeniu ich nahajkami, przyprowadziło parafię do nędzy, a ze wsi zrobili rzeczywisty szpital. Pięciu gospodarzy, którzy wytrzymali bohatersko kozackie nahajki, oddanych zostało jako najgorszych buntowników do bialskiego więzienia. Stamtąd zaś zostali wywiezieni w głąb Rosji. Przebywając podczas długiego majowego weekendu w okolicach Białej Podlaskiej, grzechem byłoby pominięcie także okolicznych miejscowości. W podróży do krainy tkactwa towarzyszyć nam będą sielskie krajobrazy, stąd też jest blisko do Bugu. Obraz rzeki pozwoli odetchnąć po wyczerpującej, pełnej wrażeń wyprawie, zapomnieć o dręczących nas sprawach codzienności, wreszcie natchnąć do kolejnych podróży, które zawsze kształcą.  Agnieszka Janiszewska

2. Informacja ­turystyczna: Punkt Informacji Tury‑ stycznej, Biała ­Podlaska, ul. Warszawska 11, tel. 83 341 67 20 3. Dojazd: PKS Biała Podlaska, ul. ­Sidorska 54, tel. 83 343 34 66 PKP Biała Podlaska, ul. Stacyjna 3, tel. 83 343 50 33 Bialski Bus, www.bialskibus.com 4. Przydatne linki: w ww.gokbp.pl www.gmina.bialapodl.pl

partner

Powiat bialski

53


5

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

ystawa rekwizytów W z ekranizacji dzieł Henryka Sienkiewicza w Ośrodku Dziejów Ziemi Mielnickiej. Foto: GOKSIR w Mielniku

polecamy Festiwal Korowaja Mielnickiego Mielnik, 11–12 maja

Ogólnopolska Akcja „Polska Biega” Mielnik, 24 maja

Zlot Słowian, Wikingów i Bałtów Mielnik, 31 maja – 2 czerwca

Dni Gminy Mielnik

Mielnik, 29–30 czerwca

54

sielankowo, nastrojowo i filmowo Przedłużony weekend – majowy czy nie – to idealny czas, by wpaść na kilka dni do Mielnika i uciekając od wielkomiejskiego zgiełku, zatopić się w urokach natury, chłonąć na zapas malownicze widoki oraz utrwalać iście filmowe kadry. Obrazów wartych zapamiętania na prawym zboczu Doliny Bugu nie brakuje, a i ci, którzy wolą łączyć ucztę dla ducha z aktywnym wypoczynkiem, nie będą zawiedzeni.

Z

ajmowana przez gminę Mielnik południowa część Nadbużańskiego Podlasia, granicząca z Białorusią, to teren wprost wymarzony dla osób, które chciałyby zaszyć się w zacisznej enklawie i otoczyć pięknem przyrody, podziwiając kunszt matki natury. Ta bowiem na mielnickiej ziemi nie próżnowała, dając popis swych możliwości, którego efektem jest różnorodność lokalnego krajobrazu i rzeźby terenu. Lasy, łąki, pola, oczka wodne i rzeka przecinająca

wysoczyznę zapraszają do niespiesznych spacerów wśród zieleni, która wiosną zachęca pięknem i obietnicą niezapomnianych chwil, a sezonowo kusi grzybami i owocami runa. Wędkarze nie przejdą obojętnie obok Bugu pełnego ryb, które niektórzy wolą łowić niż złowić, przekonani, że najważniejsza jest radość wyczekiwania na zdobycz. Dalsze trasy prowadzą szlakiem bunkrów na linii Mołotowa, szlakiem kupieckim albo najłatwiejszym (7,5 km) szlakiem „Mielnicki Przełom Bugu”. Warto też odwiedzić liczne małe cerkwie, choćby stuletnią drewnianą świątynię w Tokarach na Koterce, będącą celem pielgrzymek do ikony Matki Bożej Wszystkich Strapionych Radość i źródła z cudowną wodą.

Nadbużańska „Trylogia” Trudno się dziwić, że uduchowiona ziemia mielnicka przyciąga nie tylko miłośników ciszy i natury, lecz także sztuki. Tu znajdują idealne plenery malarze i filmowcy, a modelki pozujące w urokliwych

kraina bugu · wiosna 2013


1. Panorama ze wzgórza zamkowego w Mielniku. Foto: Aleksandra Rozbicka

2. Święta Góra Grabarka. Serce polskiego prawosławia. Foto: Aleksandra Rozbicka

3. Mielnik. Ruiny kościoła zamkowego. Foto: Aleksandra Rozbicka

1 2 3

zakątkach cieszą się nie tylko na myśl o efekcie sesji, lecz także czasie spędzonym w pracy. To mielnickie pejzaże posłużyły za tło finalistkom konkursu Miss Polonia 2012, które w strojach z filmu „1920. Bitwa Warszawska” zostały uwiecznione w kalendarzu. W literacko‑filmową przestrzeń przenosi nas także wystawa rekwizytów z ekranizacji dzieł Sienkiewicza „Trylogia w Mielniku”, zorganizowana w Ośrodku Dziejów Ziemi Mielnickiej, gdzie – na moment przenosząc się w czasy „Ogniem i mieczem” – możemy obejrzeć ówczesne kostiumy, a nawet przymierzyć jeden z nich i uwiecznić swoją własną wersję Skrzetuskiego, Bohuna lub Heleny. Na tych, którzy nad historyczną modę przedkładają militaria, czeka choćby słynny miecz Zerwikaptur, którym w filmie Hoffmana ścięto trzy głowy. To tylko przedsmak atrakcji, jakie już wkrótce powitają turystów, trwają bowiem prace nad budową Parku Historycznego „Trylogia”, którego atrakcje przybliżą siedemnastowieczną kresową codzienność.

Mielnickie plenery Zanim jednak powstanie zapowiadana stanica, zainspirowani ekspozycją i uzbrojeni w cierpliwość, sami możemy ruszyć na poszukiwanie filmowych nawiązań i malowniczych plenerów, które mogłyby posłużyć za scenerię niejednego

wielko­ekranowego dzieła na miarę „Trylogii”. Krótka wspinaczka do rezerwatu Góra Uszeście przywoła na myśl „Wichrowe wzgórza”, bo choć łagodny mikroklimat Mielnika nie zapowiada wiatru, to dwa pagórki – Małe i Duże Uszeście – stanowią najwyższe wzniesienie Wysoczyzny Drohickiej, a jak wiadomo, z góry widoki zachwycają jeszcze bardziej, nie mówiąc o tym, że w rezerwacie nietrudno wypatrzyć rzadkie gatunki roślin. Jeśli bliższe są nam wodne atrakcje, a od klimatu ekranizacji powieści Bronte wolimy Bareję i jego legendarny „Rejs”, możemy sprawdzić, czy dziś wycieczka statkiem może wprawić w równie dobry nastrój. By uniknąć rozleniwienia, warto wypożyczyć kajak lub wybrać się na spływ, którego trasa wiedzie przez najciekawszy fragment Doliny Bugu – Podlaski Przełom Bugu, rozciągający się od Niemirowa do Drohiczyna. Na koniec usiądźmy na brzegu Bugu, z wędką lub bez, by obiecać sobie, ze wkrótce wrócimy w mielnickie strony spróbować kolejnych atrakcji i, jak bohaterowie filmu „Połów szczęścia w Jemenie”, zapolować na własne szczęście, które być może czai się w Bugu lub w lasach Mielnika. A skoro już decyzja o wyjeździe zapadła i aparat czeka pod ręką, pozostaje trzymać kciuki za pogodę, by nadbużański weekend nie upłynął pod znakiem „Deszczowej piosenki”, choć i wtedy może być równie ­ciekawie.  Małgorzata Szerfer

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo podlaskie, powiat siemiatycki, gmina Mielnik 2. Informacja ­turystyczna: Punkt Informacji Turystycznej, Mielnik, ul. Brzeska 71, tel. 85 657 71 00 3. Dojazd: PKS Siemiatycze, ul. Kościuszki 88, tel. 85 655 25 26 PKP Siemiatycze, ul. Drohiczyńska, informacja kolejowa: 22 511 60 03 Taxi, ul. Jana Pawła II, tel. 85 655 26 08 Taxi, ul. Nadrzeczna (obok Dworca PKS), tel. 85 655 39 89 4. Przydatne linki: w ww.mielnik.com.pl www.goksir.mielnik.pl

55


6

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

Drohiczyn – widok z Góry Zamkowej. Foto: M. Rząca

polecamy Warsztaty z „Małym Podlasiem”

Siemiatycze, 1–5 maja

Dni Siemiatycz

Siemiatycze, 15–16 czerwca

IV Nadbużańskie Ziołowe Spotkania Koryciny, 23 czerwca

XIII Promocyjny Spływ Kajakowy rzeką Bug Mielnik– Drohiczyn–Brok Mielnik–Drohiczyn, 29–30 czerwca Drohiczyn–Brok, 1–4 lipca

56

szlakiem grodzisk nadbużańskich Znajdujące się na pograniczu województw mazowieckiego i podlaskiego grodziska, kurhany i cmentarze kurhanowe to ślady plemion, które mieszkały na tych terenach od epoki kamienia. Te nieme dowody historii, często ukryte wśród pól i gęstych lasów, z dala od obecnych siedzib ludzkich, nadal budzą naszą ciekawość. Spakujmy więc plecak i wyruszmy w drogę, by poznać ich tajemnice.

D

la wielu hasła „grodziska” czy „kurhany” kojarzą się z nudną lekcją historii. Owszem, ta lekcja może być jałowa, jeśli nie będą jej towarzyszyły ciekawy i żywy przekaz oraz tzw. okoliczności przyrody. Przekonajmy się o tym sami, wyruszając w liczący 41 kilometrów szlak nadbużańskich grodzisk, który objawi nam nieznane dotąd miejsca, kryjące fascynujące historie – pojedynczych ludzi i całych plemion, a wszystko to usytuowane w panoramie nadbużańskiej przyrody.

Szlak rozpoczyna się w Drohiczynie, obok tamtejszej Góry Zamkowej i prowadzi do miejscowości Bużyski. Wiedzie przez miejscowości, zlokalizowane w gminach Drohiczyn i Siemiatycze (m.in. Sady, Krupice, Rogawce, Cecele, Siwki Małe i Duże, Miłkowice Maćki i Bużyski). Ale wróćmy do punktu zero, czyli do Drohiczyna. Możemy się tam dostać samochodem lub autobusem, np. z Siemiatycz. Jeśli wybierzemy własne auto, bez problemu zaparkujemy je u podnóża Góry Zamkowej, by stamtąd pieszo wyruszyć na zwiedzanie miasta. Warto je rozpocząć od wspięcia się na górę, gdyż stąd roztacza się bajeczny widok na rzekę i łąki, gdzieniegdzie podmokłe od wiosennych deszczów. Na pewno dojrzymy wśród nich brodzące bociany, których w tych okolicach jest całe mnóstwo.

Rycerz w złotej trumnie Ale Góra Zamkowa to przede wszystkim „góra” historii i legend. Jedna z nich głosi, że pochowany jest na niej wódz Jaćwingów, który poległ w starciu

kraina bugu · wiosna 2013


1. Panorama Bugu. Foto: T. Hryciuk

2. Zegar kamienny. Foto: T. Hryciuk

3. Okolice Drohiczyna – bunkry z czasów II wojny światowej. Foto: M. Rząca

1 2 3

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo podlaskie: powiat siemiatycki

z wojskami Bolesława Wstydliwego pod Brańskiem. Ponoć wojownik spoczywa tam w złotej trumnie. Według innej, równie żywej wśród mieszkańców Drohiczyna legendy, Góra Zamkowa została usypana przez więźniów (drohicki zamek łączyły ponoć podziemne tunele z zamkiem w Mielniku). Nieprzypadkowo jej częstymi gośćmi są archeologowie, szukający pod ziemią śladów dawnych zabudowań. Wedle źródeł historycznych, na Górze Zamkowej stały dwa zamki. Jeden na przełomie XII i XIII wieku, drugi w XVI wieku. W 2011 prowadzono w tym miejscu wykopaliska, spodziewając się odkrycia fragmentów średniowiecznych twierdz. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz. W Drohiczynie znajdowano kamienne topory i inne narzędzia, które służyły mieszkańcom do pracy bądź jako broń. Jednak największym znaleziskiem jest zbiór 300 monet arabskich z lat 713–894, co świadczy o żywych kontaktach handlowych na terenach nadbużańskich już we wczesnym średniowieczu. Będąc w Drohiczynie, koniecznie trzeba zwiedzić miejscowe świątynie, m.in. klasztor Benedyktynek oraz cerkiew pod wezwaniem Mikołaja Cudotwórcy, a także pojezuicki zespół klasztorny, gdzie obecnie mieści się siedziba kurii drohiczyńskiej.

Miejsca kultu i cudów Wędrując dalej szlakiem nadbużańskich grodzisk, przed wsią Sady trafimy na cmentarzysko kurhanowe

– najwyższe wzniesienie na terenie gminy Drohiczyn (172,6 m). Z kolei w miejscowości Bujaki możemy podziwiać katolicką kapliczkę, a 2 kilometry dalej zobaczymy nasyp po kolejce z 1940 roku – to tam wojska radzieckie zwoziły materiały na budowę bunkrów, które wchodziły w skład linii Mołotowa. Na 12. kilometrze szlaku ujrzymy kępę drzew – w tym miejscu jest lej po niemieckiej próbnej rakiecie V2, wystrzelonej z Blizna koło Rzeszowa, która spadła tu w 1944 roku. Kolejną mijaną miejscowością jest Rogawka, gdzie możemy obejrzeć cerkiew z drugiej połowy XIX w. Przy świątyni znajduje się cmentarz z grodziskiem i kurhanem. Zbliżając się do wsi Cecele, można podziwiać ponadstuletnią kapliczkę z ikoną Matki Boskiej z Dzieciątkiem oraz stary unicki krzyż. Wędrując dalej tym szlakiem, spotkamy mnóstwo pamiątek z zamierzchłej i całkiem niedawnej przeszłości, śladów bitew, chorób, pustoszących całe wsie, drewnianych krzyży na rozstajach dróg i skromnych kapliczek, gdzie miejscowy lud upraszał łask dla siebie i ojczyzny. W maju przy wielu z nich zobaczymy modlących się ludzi, których litanię do Matki Boskiej pochwytuje rzeka, niosąc ją na drugi brzeg… Na pewno podczas tej krótkiej, acz intensywnej podróży znajdziemy czas na odpoczynek nad Bugiem. Na rozmowę z napotkanym gospodarzem. Na refleksję nad życiem i naszym miejscem na ziemi.  Tomasz Hryciuk

2. Informacja ­turystyczna: Punkt Informacji Turystycznej, Siemiatycze, ul. Legionów Piłsudskiego 3, tel. 85 655 58 56 Punkt Informacji Turystycznej, Drohiczyn, ul. J.I. Kraszewskiego 13, tel. 85 655 70 69 Punkt Informacji Turystycznej, Mielnik, ul. Piaskowa 38, tel. 85 657 70 02 3. Dojazd: PKS Siemiatycze, ul. Kościuszki 88, tel. 85 655 25 26 PKP Siemiatycze, ul. Drohiczyńska, informacja kolejowa: tel. 22 511 60 03 4. Przydatne linki: w ww.grodziska.com

partner

57


7

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

Tak powstają regionalne rarytasy, których możemy spróbować na szlaku. FOTO: RETRO SKIBNIEW

kulinarny szlak Nie ma udanej majówki bez dobrego regionalnego jedzenia. Doskonałą okazją do spędzenia długiego majowego weekendu jest połączenie zwiedzania miejscowych zabytków ze smakowaniem tradycyjnej kuchni na szlaku kulinarnym, rozciągającym się od Mościbrodów przez Siedlce, Krzesk, Skibniew po Patrykozy na wschodnim Mazowszu.

polecamy Siedlecki Jarmark św. Stanisława Siedlce, 10–11 maja

Rajd Rowerowy ,,Szlakiem bocianich gniazd’’ Krześlin, 12 maja

Jackonalia 2013 Siedlce, 21–22 maja

58

M

ajową eskapadę rozpoczynamy od Siedlec, położonych około 90 kilometrów od Warszawy, które w XVIII wieku stanowiły centrum kultury Rzeczypospolitej. Jednym z głównych punktów zwiedzania miasta jest Pałac Ogińskich – powstały w XVIII wieku za panowania księżnej Aleksandry z Czartoryskich Ogińskiej. Wokół pałacu roztacza się park, zwany Aleksandrią – w oświeceniu najpiękniejszy park sentymentalny Europy. Obecnie w pałacu mieści się rektorat Uniwersytetu Przyrodniczo‑Humanistycznego. Nieopodal znajduje się kaplica pw. Świętego Krzyża, potocznie nazywana kaplicą Ogińskich, zaprojektowana przez Zygmunta Vogla, gdzie spoczywają szczątki fundatorki. Tu warto zobaczyć zabytkowe organy, które rozbrzmiewają tylko w wyjątkowych

dla miasta momentach. Będąc w Siedlcach, na pewno trzeba zajrzeć do Muzeum Regionalnego, a także Muzeum Diecezjalnego, które – oprócz niezwykłej kolekcji rzeźby sakralnej – ma w swoich zbiorach obraz El Greco „Ekstaza św. Franciszka”, jedyne dzieło tego artysty w Polsce, odnalezione przypadkiem na plebanii w Kosowie Lackim.

Smaki dzieciństwa Po wrażeniach natury estetycznej czas na ucztę dla podniebienia. Na tradycyjne jedzenie warto wybrać się do Restauracji „Zaścianek Polski”, który jest jednym z partnerów Kulinarnego Szlaku „Mazowiecka Micha Szlachecka”. We wnętrzach, stylizowanych na ziemiańską nutę, podaje się własnoręcznie wykonywane pierogi z mięsem, szlacheckie, z kapustą i grzybami oraz bęcwały, kulebiak z kapustą, parowańce, kiszkę ziemniaczaną, staropolski żur czy bigos z borowikami. Na deser placek drożdżowy z kruszonką, szarlotkę i serniczek prosto z pieca, a także – specyficzne dla tego regionu – dojrzewający piernik czy kruche ciasteczka ze skwarkami. Z Siedlec udajemy się do Mościbrodów, gdzie zwiedzamy dziewiętnastowieczny dwór, pieczołowicie odrestaurowany przez prywatnych właścicieli.

kraina bugu · wiosna 2013


1. Pałac Ogińskich w Siedlcach. FOTO: C. HAWRYLUK

2. Dwór w Mościbrodach. FOTO: Dwór Mościbrody/P. TOŁWIŃSKI

3. Pałac w Patrykozach. FOTO: M. Zając

1 2 3

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo mazowiec‑ kie, powiaty siedlecki i sokołowski 2. Informacja ­turystyczna: Informacja ­Turystyczna PTTK , Siedlce, ul. Bpa Ś­ wirskiego 35 tel. 25 632 43 53 Punkt Informacji ­Turystycznej w Siedlcach ul. Pułaskiego 7, tel. 535 068 593

Położony na niewielkim wzniesieniu, w otoczeniu kilku stawów, w maju zachwyca urodą i zachęca do dłuższego wypoczynku. Po obejrzeniu dworskich komnat i spenetrowaniu parku z apetytem posilamy się w Karczmie Dworskiej, która słynie z doskonałego, swojskiego jedzenia. Koniecznie trzeba skosztować wędzonego karpia z miejscowych stawów. Dla pań o wyrafinowanym podniebieniu kuchnia dworska poleca „Kaprysy Szlachcianki”.

Uczta u rycerzy Kulinarną podróż kontynuujemy, udając się do Skibniewa – siedziby rodów Niepiekłów i Skibniewskich. By ochłonąć z turystycznych wrażeń dotychczasowej wędrówki, warto odwiedzić miejscowy drewniany kościół św. Wojciecha, by po duchowym pokrzepieniu nabrać sił w słynącej na całą okolicę Restauracji „Retro Skibniew”. Gospodarze zaproponują nam tradycyjne dania, których przepisy przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Lokal powstał w dawnym budynku GS‑u, gdzie w czasach PRL‑u mieściły się dwie knajpy: „Niebo” i „Piekło”. Restauracja pełnymi garściami czerpie z kulinarnego repertuaru rycerskiej kuchni, której podstawą jest pieczyste (kociołek barani), swojskie wędliny (kiełbasa kresowa), „okraszone” wyśmienitą nalewką skibniewianką oraz chleby, ciasta, marynaty i inne domowe przetwory, pamiętające

smaki dzieciństwa. Dla łasuchów – księżyce pani Twardowskiej, które pod okiem gospodyni można upiec na miejscu. Gości Restauracji „Retro Skibniew” podejmują rycerze, podając jadło w drewnianych naczyniach, jak za dawnych czasów bywało. Po smakowitej uczcie powinniśmy poddać się piwnej kąpieli w ruskiej bani i skosztować gorącej ziołowej herbatki o zapachu ukraińskich stepów. Ci, którzy pragną mocniejszych wrażeń, mogą liczyć na nocną zabawę z zakuwaniem w dyby.

Kolacja z dziedzicem Ze Skibniewa tylko rzut beretem do Patrykozów. Ta niewielka wioska w gminie Bielany słynie z neogotyckiego pałacu, który po latach degradacji i zniszczeń odzyskał dawną świetność. Dziś pałac oferuje swoim gościom pobyt w stylowo odtworzonych wnętrzach, których dopełnieniem jest niezwykła atmosfera tego miejsca kryjącego niejedną tajemnicę.

3. Dojazd: PKS Sokołów Podlaski, ul. Ząbkowska 2, tel. 25 781 20 17 PKS Siedlce, ul. Partyzantów 14, tel. 25 63 230 51 PKP Siedlce, pl. S. Zdanowskiego, ­informacja kolejowa: tel. 22 511 60 03 Wers-Pol Bus, tel. 691 240 008 Stanmar Bus, tel. 505 040 827 KiMPO Bus, tel. 509 125 160 4. Przydatne linki: w ww.szlak-kulinarny.pl

partner

Udając się na majową eskapadę wzdłuż kulinarnego szlaku wschodniego Mazowsza, warto zboczyć z trasy i znaleźć chwilę na krótki odpoczynek nad Bugiem. Wiosna jest tu żywiołowa i piękna, spotkani ludzie gościnni i szczerzy. Smaki, które zostaną na podniebieniu, i widoki, które zatrzymamy pod powiekami, nie pozwolą nam zapomnieć o tej krainie. Wkrótce za nią zatęsknimy.  Monika Mikołajczuk

59


8

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

Drohiczyn. Wzgórze zamkowe. FOTO: A. Męczkowski

polecamy Drohiczyńska Majówka Drohiczyn, 12–13 maja

Noc Muzeów Drohiczyn, 18 maja

Piknik Historyczny na zamku w Liwie Liw, 31 maja

Europejskie Nadbużańskie Spotkania Folklorystyczne Sokołów Podlaski, 24–26 maja

Otwarcie magicznego gabinetu oraz wystawa ikonografii poświęconej magowi Twardowskiemu Węgrów, maj

60

między Warszawą a Wilnem Podróżowanie może mieć różne formy – od wyjazdu służbowego przez wczasy z biurem podróży do swobodnej włóczęgi z przewodnikiem i mapą w ręku. Zachęcam do wybrania tej ostatniej opcji i wyruszenia w podróż szlakiem Wielkiego Gościńca Litewskiego. Jedna z głównych arterii komunikacyjnych Rzeczypospolitej Obojga Narodów to współcześnie „zaginiona autostrada”, szerzej nieznana i dlatego właśnie ekscytująca.

W

ielki Gościniec Litewski łączył niegdyś dwie stolice Rzeczypospolitej Obojga Narodów: Warszawę i Wilno. Rozpoczynał się w Warszawie, przekraczał Wisłę, a potem wiódł przez Stanisławów, Liw, Węgrów i Sokołów Podlaski, przekraczając Bug w Krzemieniu. Dalej prowadził przez Brańsk i Bielsk do Białegostoku, a następnie przebiegał przez Wasilków, Czarną i Grodno, aby zakończyć ponadczterystukilometrowy szlak w stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Wodzowie i budowniczowie Widocznym znakiem łączącym dwa krańce szlaku są wybitne osobistości, zapisane w historii Polski i Litwy. Największym z nich jest Józef Piłsudski – urodzony w Zułowie, dorastający na Wileńszczyźnie, zmarły w Belwederze; Bolesław Sypniewski, twórca zlokalizowanego na wileńskiej Rossie nagrobka matki marszałka, kryjącego też jego serce; książę Bogusław Radziwiłł – właściciel zarówno Birż, jak i Węgrowa oraz starosta brański. Pod Druskiennikami urodził się najwybitniejszy litewski kompozytor i malarz – Konstanty Ciurlionis, który studiował w Polsce i zmarł w Pustelniku pod Warszawą. Wzajemne wpływy widoczne są także w architekturze. Najstarszy przykład to piętnastowieczny zamek księcia mazowieckiego Janusza I w Liwie, który był pierwowzorem dla zamku jego szwagra, wielkiego księcia Witolda w Trokach. Piękny wileński kościół św. Anny, o którym Napoleon marzył, by przenieść go do Paryża, stanowił natchnienie dla Bolesława Podczaszyńskiego, gdy

kraina bugu · wiosna 2013


1. Zamek‑zbrojownia w Liwie. FOTO: M. Rząca

2. Węgrowski rynek z bazyliką. FOTO: G. WOJCIECHOWSKA

3. Kościół św. Stanisława w Skrzeszewie. FOTO: M. Rząca

4. Ciechanowiec. Muzeum Rolnictwa im. ks. Krzysztofa Kluka. FOTO: M. Rząca

1 2 3 4

ważne informacje 1. Lokalizacja: województwo mazowieckie, powiaty sokołowski i węgrowski; województwo podlaskie: powiaty siemiatycki i bialski

ten projektował fasadę świątyni w Dobrem, a najsłynniejszy malarz fresków w Polsce, Michelangelo Palloni, ozdabiał swym pędzlem zarówno litewskie kościoły w Pożajściu i Wilnie, jak też pałace i kościoły warszawskie oraz świątynie w Węgrowie. Takie przykłady można by długo jeszcze mnożyć. Przemierzanie szlaku to okazja do wnikliwszego poznania tych ludzi i środowiska, w jakim żyli i tworzyli.

Na granicy kultur i wyznań Podróżując Gościńcem Litewskim, możemy oczekiwać różnorodności krajobrazów, ale i kultur, bo wschodnie Mazowsze, Podlasie i Litwa słynęły z rozmaitości narodów, które je zamieszkiwały i niekiedy żyją tam dalej. Przykładem może być litewski niegdyś Węgrów (tak, tak: do 1569 r. granica Polski przebiegała na Liwcu, 70 km od Warszawy!), który miał 4 dzielnice wyznaniowo‑narodowe: katolicką (polską), ruską (prawosławną), szkocką i niemiecką (protestancką) oraz żydowską. Na Podlasiu w Bohonikach i Kruszynianach ciągle mieszkają Tatarzy, niegdyś podpora lekkich chorągwi kawalerii polskiej, osiedleni tu przez Jana III Sobieskiego, a w Trokach pod Wilnem – Karaimi, wierni gwardziści wielkiego księcia Witolda, niezwykle ciekawa grupa etniczna z własną religią, zwyczajami, architekturą i znakomitą kuchnią. Zniknęli

natomiast zupełnie Szkoci, związani zwłaszcza z domem Radziwiłłów. Szkoci służyli w prywatnych regimentach radziwiłłowskich (znamy ich z „Potopu” Sienkiewicza) oraz zajmowali się handlem i rzemiosłem. Nieraz byli właścicielami dużych majątków i piastowali wysokie stanowiska, o czym świadczą kamienne nagrobki wrośnięte w ziemię starego cmentarza ewangelickiego w Węgrowie. Nad mniejszością żydowską, która w istocie w wielu miastach wschodniej Polski stanowiła większość populacji miejskiej, tragicznie zaciążyła II wojna światowa. Żydzi zostali niemal w całości wymordowani przez hitlerowców, głównie w leżącym opodal szlaku niemieckim obozie śmierci w Treblince. Z kolei tereny nadbużańskie i obszar położony na wschód od Bugu to domena prawosławia, znaczona licznymi cerkwiami i monasterami. Trwa także pamięć o męczeństwie unitów podlaskich prześladowanych przez carat w XIX w. Ale Szlak Gościńca Litewskiego to nie tylko historia i zabytki, lecz także wspaniała przyroda. Szlak przecina obszar Zielonych Płuc Polski, dotykając wielu miejsc chronionych przez Nadbużański Park Krajobrazowy oraz Obszary Natura 2000. Wędrówka szlakiem Wielkiego Gościńca Litewskiego to ambitne przedsięwzięcie, tym bardziej godne uwagi.  Roman Postek

2. Informacja turystyczna: Punkt Informacji Turystycznej, Bielsk Podlaski, ul. Mikołaja Kopernika 1, tel. 85 731 81 17 Punkt Informacji Turystycznej, Drohiczyn, ul. J. I. Kraszewskiego 13, tel. 85 655 70 69 Punkt Informacji Turystycznej, Siemiatycze, ul. Legionów Piłsudskiego 3, tel. 85 655 58 56 Punkt Informacji Turystycznej, Węgrów, ul. Gdańska 2, tel. 25 792 35 66 3. Dojazd: PKS Sokołów Podlaski, ul. Ząbkowska 2, tel. 25 781 20 17 PKS Węgrów, ul. Mickiewicza 8, tel. 25 792 43 92 PKS Siemiatycze, ul. Kościuszki 88, tel. 85 655 25 26 Stanmar Bus, tel. 505 040 827 Gemini Bus, tel. 501 777 940 4. Przydatne linki: w ww.sok.sokolowpodl.pl

61


9

a propoz yc ja n

gi d łu kend ­we e

m a j ow y

Urokliwe zakątki Jeziora Zegrzyńskiego. Foto: Łukasz Popielarz

polecamy Wieliszewski Bieg Wiosny Wieliszew, 19 maja

Święto Patrona Serocka – Św. Wojciecha Serock, 26 maja

Dni Legionowa. Festyn. Arena Legionowo Legionowo, 1 czerwca

Święto Gminy Wieliszew. Koncert Moniki Brodki Wieliszew, 2 czerwca

Święto Gminy Nieporęt. Obchody 50-lecia Jeziora Zegrzyńskiego Nieporęt, 15 czerwca

62

uciekaj z miasta nad Jezioro Zegrzyńskie Jednym z popularnych miejsc wypoczynku mieszkańców stolicy oraz jej bliższych i dalszych okolic jest Jezioro Zegrzyńskie. Ten największy zbiornik wodny w okolicach Warszawy, sztuczny zalew, który powstał w 1963 r. w wyniku spiętrzenia wód Narwi po wybudowaniu zapory i elektrowni wodnej Dębe oraz usypania około 60 km wałów ochronnych, ma kształt odwróconej litery L o długości 41 km, szerokości do 3,5 km oraz powierzchni 33 km kw. Służy przede wszystkim jako rezerwuar wody pitnej oraz celom rekreacyjnym i żeglugowym. Tysiące ludzi przyciąga dzięki atrakcjom – zwłaszcza sportom wodnym i dobrej komunikacji drogami, koleją oraz szlakiem wodnym z Wisłą przez Kanał Żerański.

N

ajbardziej znanymi miejscowościami nad zalewem są Serock, Nieporęt i Zegrze. Sporo turystów odwiedza także Białobrzegi, Dębe, Chotomów, Jachrankę, Jadwisin i Zegrzynek. Co roku na tamtejszych wodach organizowanych jest kilkanaście regat i innych imprez. Można pływać kajakami i rowerami wodnymi, uprawiać windsurfing lub tylko korzystać z plaż i kąpieli. Wędkarzy przyciągają różnorodne gatunki ryb, m.in. bolenie, jazgarze, klenie, leszcze, liny, karasie, karpie, okonie, miętusy, sandacze, szczupaki, tołpygi czy węgorze. Rowerzyści mają do dyspozycji 12 wytyczonych

szlaków rowerowych o łącznej długości ponad 350 km. Miłośnicy przyrody – lasy sosnowe, rezerwaty przyrody oraz siedliska ptaków, m.in. rybitw, mew, kaczek, łabędzi, perkozów.

Wiatr od jeziora Kilkudniowe poznawanie Jeziora Zegrzyńskiego i jego okolic warto zacząć od Nieporętu, chociaż możliwa jest i inna kolejność zwiedzania. Położony na południowym brzegu zalewu w jego najszerszej części, szczyci się przede wszystkim dużym portem jachtowym. Można w nim wypożyczać kajaki

kraina bugu · wiosna 2013


1. Nieporęt. Park linowy „Radocha”. Foto: Park Linowy Radocha

2. Późnogotycki kościół pw. ZNMP w Serocku. Foto: Cezary Rudziński

3. Jabłonna. Zespół pałacowo‑parkowy. Foto: Jacek Biegajski

4. Regaty na Jeziorze Zegrzyńskim. Foto: Cezary Rudziński

1 2 3 4

ważne informacje i rowery wodne, ale także wypływać na wodę statkiem „Generał Kutrzeba”, łodzią turystyczną „Aquarius”, motorówką lub jachtem żaglowym – przejażdżki są organizowane dla chętnych na miejscu. Ładna jest tamtejsza duża piaszczysta plaża. Amatorzy aktywnego wypoczynku na lądzie korzystają z parku linowego „Radocha” i innych atrakcji, a dzieci z placu zabaw. Dobra jest baza gastronomiczna oraz noclegowa. Łącznie nad zalewem jest ponad 3,5 tys. miejsc w hotelach, ośrodkach wypoczynkowych i domach prywatnych. Z Nieporętu warto wybrać się do pobliskich Białobrzegów i Ryni. W pierwszych jest plaża i kolejna możliwość uprawiania sportów wodnych. Magnesem drugiej jest osada wikingów Jamsborg, zbudowana przez miłośników historycznych rekonstrukcji. Polecam także Serock – niewielką miejscowość, która w XI–XIII wieku była grodem kasztelańskim nad Narwią, ale straciła znaczenie w wyniku szwedzkiego Potopu i kilku następnych wojen oraz powstań i szczególnie ciężkich strat, jakie poniosła podczas II wojny światowej. Serock leży na północnym brzegu, można do niego dotrzeć wodą lub drogą przez Zegrze. Po drodze warto odwiedzić dwa forty i trzy dobrze zachowane prochownie. W przeszłości stanowiły one fragment systemu carskiej obrony linii Zegrze – Modlin. Jest tam również neoklasycystyczne kasyno oficerskie oraz pałac Krasińskich z połowy XIX w.

Historia w zasięgu ręki W Serocku zbudowanym na wysokiej skarpie w miejscu łączenia się Bugu z Narwią również jest przystań. Ale koniecznie trzeba tam odwiedzić kościół Zwiastowania NMP, jedną z najcenniejszych późnogotyckich budowli ceglanych na Mazowszu. Są w nim piękne barokowe wnętrza, a ciekawostkę stanowi pocisk z I wojny światowej, tkwiący w północnej ścianie. Sprzed świątyni roztacza się wspaniała panorama Jeziora Zegrzyńskiego. W pobliżu zaś znajduje się najstarszy punkt miasta, grodzisko „Barbarka”. Do miejscowych atrakcji należy też ­Napoleoński Zajazd Pocztowy. Na terenie gminy natomiast pałac Radziwiłłów w Jadwisinie. Z Serocka warto wybrać się trochę dalej od brzegów zalewu. Pojechać na zachód do Dębego, zbaczając po drodze do Woli Kiełpińskiej, aby zobaczyć neobarokowy kościół św. Antoniego Padewskiego, w Dębem zaś zaporę i fort z początku XX w. Następnie do Twierdzy Modlin u ujścia Bugo‑Narwi do Wisły, gdzie znajdują się najdłuższe (ponad 2 km długości!) koszary w Europie, Wieża Tatarska, bramy, prochownie, wały i inne obiekty architektury militarnej, w mieście zaś parę zabytkowych budynków. A jeżeli wystarczy czasu, warto pojechać do Jabłonny, aby zobaczyć dawny pałac biskupa płockiego, później prymasa Michała Poniatowskiego.  Cezary Rudziński

1. Lokalizacja: województwo mazowieckie, powiat legionowski 2. Informacja ­turystyczna: Centrum Informacji Turystycznej Regionu Jeziora Zegrzyńskiego Hotel Folwark Klepisko, ul. Zegrzyńska 10 A, 05-126 Nieporęt, tel. 519 15 17 17 3. Dojazd: Autobusy i tramwaj wodny www.ztm.waw.pl Szybka Kolej Miejska www.skm.warszawa.pl Koleje Mazowieckie www.mazowieckie.com.pl BUS: L-Bus, Translud, Z-Bus 4. Przydatne linki: www.jezioro.zegrzynskie.pl www.powiat-legionowski.pl

partner

63


turystyka/Punkt docelowy

Brześć miasto

twierdza tekst i zdjęcia:

Irina Szepielewicz

Brześć to miasto, którego los ściśle związany jest z historią kilku państw i wielu narodów. W przeszłości wspaniały gród nad Bugiem, o który walczyli niemal wszyscy ówcześni władcy panujący na Wschodzie. Dziś – stolica obwodu brzeskiego. Założony dziesięć wieków temu u zbiegu dwóch rzek, Bugu i Muchawca, ciągle znajduje się na skrzyżowaniu najważniejszych szlaków handlowych między Wschodem a Zachodem, Kijowem a regionem Bałtyku. 64

kraina bugu · wiosna 2013


S

tarodawne Berestje, bo taką nazwę nosił gród znany dzisiaj jako Brześć, po raz pierwszy został opisany prawdopodobnie przez kijowskiego mnicha Nestora w „Powieści minionych lat”. Prawdopodobnie, ponieważ do dnia dzisiejszego trwa spór pomiędzy historykami o autorstwo tego staroruskiego latopisu [red. ruski odpowiednik zachodnioeuropejskich kronik], w którym Brześć pojawia się pod datą: rok 1019. Nazwa starodawnej osady Berestie pochodzi, jak wyjaśniają historycy, od kory „beresty” – brzozy lub brzostu (gatunku wiązu), w zaroślach którego tonęła

średniowieczna osada. Jej sercem był dziedziniec umocowany ścianami z drewnianego częstokołu, znajdującymi się za wałami z wodą na samym brzegu w międzyrzeczu Muchawca i Bugu. Im bardziej miasto rozrastało się i bogaciło, tym bardziej rosło jego znaczenie. O prawo władania nim cały czas walczyli książęta kijowscy i włodzimiersko‑wołyńscy, a także Polacy, Jaćwingowie, Rosjanie i Tatarzy. Historyczne losy Brześcia trwale związane były przede wszystkim z Wielkim Księstwem Litewskim – silnym średniowiecznym państwem regionalnym. W 1390 roku miasto nad

Bugiem otrzymało prawo magdeburskie i zyskało unikalne jak na tamte czasy doświadczenie demokratycznej samorządności. Następnie, przez szereg stuleci targane wiatrami historii, palone i grabione przechodziło z rąk do rąk, aby pod rządami kolejnych włodarzy odzyskiwać swoją świetność. Jako miasto graniczne było niewątpliwie strategicznym punktem dla wszystkich ówczesnych władców. Trzeba także wspomnieć, iż to właśnie tutaj doszło do podpisania w 1596 roku Unii Brzeskiej, jednego z ważniejszych aktów pomiędzy katolikami a prawosławnymi. Później, już silnie ufortyfikowane,

65


miasto było praktycznie w każdym stuleciu narażone na ataki z zewnątrz. Fenomen Brześcia polega także na jego geograficznym położeniu. Od początku swojego istnienia było to bodaj jedyne miasto we wschodniej Europie leżące bezpośrednio na granicy. I, co jest godne uwagi, Brześć posiadał od zawsze status miasta granicznego. Tak wygląda bardzo ciekawa, ale jednocześnie tragiczna historia granicznego grodu, położonego na szlakach, które łączą najważniejsze ośrodki dawnej i współczesnej Europy.

Przekraczamy granicę

1 2

3

Aby dotrzeć do Brześcia, niezbędne jest otrzymanie wizy. Procedura nie jest zbyt skomplikowana i przypomina te występujące w innych ambasadach i konsulatach. Po otrzymaniu wizy umożliwiającej wjazd na Białoruś, należy wybrać najdogodniejszy sposób dotarcia do Brześcia. Mamy co najmniej dwie możliwości. Możemy wybrać się w drogę autem i skorzystać z jednego z trzech samochodowych przejść granicznych. Wbrew pozorom nie jest to jednak ani najszybszy, ani najbardziej komfortowy sposób, ponieważ na przejściach granicznych z reguły są kolejki, a to, że nie dostrzegamy przed szlabanem oczekujących na wjazd samochodów, wcale nie oznacza szybkiego przekroczenia granicy. W głębi terminali po obu stronach zwykle znajduje się duża liczba samochodów i na załatwienie wszystkich formalności można stracić od kilku do kilkunastu godzin, szczególnie w piątki czy soboty. Podróż samochodem najlepiej jest zaplanować na niedzielę, gdy przejścia graniczne obciążone są w minimalnym stopniu. Kolejną możliwością jest podróż do Brześcia pociągiem. Wybierając kolej, z pewnością zaoszczędzimy mnóstwo czasu. Wyruszając z Terespola, w ciągu dwudziestu minut znajdziemy się na ziemi brzeskiej. Już w samym Brześciu, na granicznym przejściu kolejowym, będziemy musieli poddać się obowiązkowym formalnościom związanym z czasowym wjazdem do kraju, co może zająć kilka minut. Celnicy skontrolują, czy wwożony bagaż nie Na stronie otwierającej: Chełmska brama Twierdzy Brzeskiej. W tle Monument Nieznanego Żołnierza. 1. Dworzec kolejowy Brest. 2. Widok z mostu dla pieszych z dworca centralnego – skrzyżowanie ulic Karola Marksa i Ordzonikidze. 3. Muzeum Uratowanych Skarbów i kamień pamiątkowy z datą założenia miasta. Skrzyżowanie ulic Lenina i Maszerowa. 4. Pomnik Tysiąclecia na skrzyżowaniu ulic Sowieckiej i Gogola – centrum miasta.

66

kraina bugu · wiosna 2013


Punkt docelowy

4

przekracza dozwolonych 50 kilogramów i czy jego zawartość spełnia normy ilościowe, jakie obowiązują przy wjeździe na Białoruś. Najlepiej udać się w podróż do Brześcia z bagażem, który będzie zawierał tylko rzeczy osobiste. Wówczas szybko i bez wypełniania deklaracji przejdziemy odprawę celną, by już po chwili znaleźć się w hali zabytkowego stutrzydziestoletniego dworca kolejowego Brest. Okazały gmach jest architektonicznym przykładem rosyjskiego pseudogotyku. Każdy podróżny może zamówić tutaj taksówkę albo udać się pieszo do centrum miasta. Osobiście polecam drugi wariant.

W drodze do centrum Jesteśmy w Brześciu. Opuszczając dworzec kolejowy, wchodzimy na most prowadzący do miasta. Z jednej strony rozpościera się z niego widok na budynek brzeskiego dworca, z drugiej zaś możemy podziwiać panoramę miasta. Przechodząc przez most dla pieszych, w ciągu niespełna 5 minut znajdziemy się w sercu Starego Miasta. Schodząc z wiaduktu, kierujemy się przed siebie. Mijając osiedle, wchodzimy na ulicę słynnego syna ziemi brzeskiej – Adama Mickiewicza. Jest to jedna z nielicznych

ulic, która wraz ze zmianą władzy zachowała swoją nazwę. Stanowi przykład ulicy typu bulwarowego. Została zabudowana w okresie carskim, będąc częścią dzielnicy, w której zamieszkiwały brzeskie elity i arystokracja. Niegdyś nosiła nazwę Szlacheckiej. W 1903 roku jedno z ulokowanych przy niej osiedli uzyskało status dzielnicy szkolnej, w której następnie rozlokował się szkolny korpus gimnazjum męskiego, noszącego imię carewicza Aleksandra. Od 1921 roku ulica nosi nazwę Mickiewicza, a patronem wspomnianego gimnazjum jest Romuald Traugutt. Obecnie w zabytkowym budynku mieści się kilka wydziałów Brzeskiego Uniwersytetu Państwowego im. Aleksandra Siergiejewicza Puszkina oraz ogród botaniczny. Naprzeciw, na skrzyżowaniu z ulicą Sowiecką, znajduje się stuletnia cerkiew brzeskiego bractwa prawosławnego pw. św. Mikołaja. Historia, wystrój wnętrza i bryła czynią ze świątyni obiekt, którego nie możemy pominąć w naszej wycieczce po mieście. Tuż przy cerkwi znajduje się studnia artezyjska, której źródła biją pod kopułą świątyni, dosłownie na skrzyżowaniu dwóch opisywanych ulic. Latem można ochłodzić się wodą i odpocząć w cieniu kasztanów. Aby kontynuować wycieczkę, należy

Celnicy skontrolują, czy wwożony bagaż nie przekracza dozwolonych 50 kilogramów i czy jego zawartość spełnia normy ilościowe, jakie obowiązują przy wjeździe na Białoruś.


Punkt docelowy

1 2 3 4

5 6 7

68

kraina bugu 路 wiosna 2013


1. Ulica Sowiecka. 2. Garnizonowy sobór św. Mikołaja Twierdzy Brzeskiej.

skierować się w stronę przeciwną do cerkwi. Dochodzimy do pomnika wielkiego poety, Adama Mickiewicza, za którym przebiega ulica Lenina, za nią zaś znajduje się Park Kultury i Odpoczynku im. 1 Maja (dawniej Pułku Lubawskiego czy Konstytucji 3 Maja). Od momentu powstania jest on ulubionym miejscem odpoczynku brześcian. Podczas świąt miejskich odbywają się w nim tradycyjne zabawy ludowe: zimą – maslenica, latem – Dzień Dziecka i Dzień Miasta. Przestrzeń parku jest dość dobrze zagospodarowana. Znajdują się tam: klub szachowy, minizoo, trasa zjazdowa, korty tenisowe i inne atrakcje. Odbywają się tam także zabawy taneczne, coroczne koncerty na świeżym powietrzu i dyskoteki. Sam park znajduje się w granicach dawnego miasta, na którym to terenie, z powodu bliskości obiektu strategicznego, jakim była twierdza, nie można było niczego budować. Dopiero w latach dwudziestych minionego stulecia rozpoczęto zabudowę tej części miasta. Wówczas niedaleko twierdzy rozlokowano trzy kolonie mieszkaniowe: Tartak, Kolonię Narutowicza, Zacisze. Po lewej stronie parku w pełnej krasie zachowała się ulica zbudowana według projektu polskiego architekta Juliana Lisieckiego. Dawna Pułaskiego, a obecnie Lewaniewskiego, niezmieniona właściwie ulica wiedzie nas w historyczną przeszłość miasta. Stoją tu wiekowe domy bogatych mieszczan i dawnych włodarzy miasta. Na jednej z większych kamienic, nad kolumnami znajduje się czasza ze śladami umieszczonego tam niegdyś herbu Pogoni. W przeszłości mieściła się tu komendantura wojskowa, a około stu lat temu w budynku znajdowało się kasyno oficerskie. Na samym początku ulicy, w jednym ze starych domów, znajduje się Muzeum Historii Brześcia. Tu możemy zapoznać się z dziejami miasta od jego założenia do dnia dzisiejszego. Ceny biletów – podobnie jak na całej Białorusi – są symboliczne. Choćby dlatego warto odwiedzić nie tylko to muzeum, lecz także sześć pozostałych obiektów tego typu, które znajdują się w mieście, a o których będzie jeszcze mowa.

Na placu Lenina Nasz szlak wiedzie w głąb starej miejskiej zabudowy. Kierujemy się do kolonii mieszkaniowych – Narutowicza i Tartak, gdzie obecnie przeplatają się zarówno zabytkowa, jak i współczesna architektura. Znajdują się tu budynki Rady Obwodowej, sale wystawowe, kilka hoteli i osiedle mieszkaniowe. Możemy stąd wyjść na jedną z centralnych ulic miasta, przy której znajduje się główny plac im. Lenina. Kiedyś stanowił on granicę miasta, o czym świadczy

stary słup graniczny na skrzyżowaniu ulic Gogola i Lenina. Na placu pod starą warstwą asfaltu kryją się niemi świadkowie historii. To płytki chodnikowe, znane także pod nazwą trylinka – znakomity budulec ówczesnych dróg i traktów. Można na nie jeszcze trafić w niektórych miastach rejonowych obwodu brzeskiego oraz w Twierdzy Brzeskiej. Ulica Lenina była i jest do chwili obecnej głównym szlakiem wiodącym z dworca do centrum miasta. Kiedyś była to ulica Romanowska (później Unii Lubelskiej). Obok głównego placu znajdują się gmachy Rady Obwodowej (kiedyś siedziba Urzędu Wojewódzkiego Poleskiego), Rady Miejskiej, filii Narodowego Banku Białorusi (kiedyś poleska filia Banku Polskiego). Budynki reprezentują różne style architektoniczne. W centralnym miejscu placu znajduje się pomnik Lenina – wodza narodów. Obok niego na szczególną uwagę zasługuje kościół Podwyższenia Krzyża Świętego z 1856 roku – milczący świadek wielu dramatycznych wydarzeń, które nieraz zmieniały nie tylko samo miasto nad Bugiem, lecz także mapę polityczną całego kontynentu.

W drodze do brzeskiej twierdzy Ulicą Lenina idziemy początkowo w kierunku Muchawca i Portu Rzecznego. Po drodze mijamy Teatr Dramatyczno‑Muzyczny z 1940 roku. Za jego gmachem znajduje się budynek dawnej areny sportowej, w której kiedyś była strzelnica i odbywały się zawody sportowe carskich żołnierzy. Dalej znajduje się jeden z najstarszych mieszkalnych budynków w mieście – byłe koszary wojskowe zbudowane w 1830 roku. Na skrzyżowaniu ulicy Lenina z Prospektem Maszerowa (Moskiewska), w pięknym starodawnym pałacyku mieści się jedno z bardziej niezwykłych muzeów Brześcia – Muzeum Uratowanych Kosztowności. Przechowuje ono eksponaty skonfiskowane przez brzeskich celników – starodawne ikony, meble i przedmioty użytkowe, a także cenne obrazy. Obok muzeum znajduje się wielki kamień pamiątkowy, na którym widnieje data założenia miasta. Od tego miejsca droga prowadzi nas w stronę Twierdzy Brzeskiej – legendarnego miejsca, które w ciągu ostatnich stuleci wpłynęło na charakter miasta. Idziemy ulicą Maszerowa (Moskiewską). Jest to najdłuższa, ponadośmiokilometrowa ulica, ciągnąca się od twierdzy na wschód. Znajduje się tam Aleja Honoru i Chwały. Od wschodniej strony gości witają pomniki z nazwami miast‑bohaterów II wojny światowej. Z zachodniej strony – od twierdzy do centrum – aleja prezentuje nam

3. Deptak na Sowieckiej. 4. Plac Lenina z pomnikiem wodza proletariatu. 5. Uroczyste obchody Dnia Zwycięstwa – święto 9 Maja, Twierdza Brzeska. 6. Muzeum Uratowanych Skarbów i Kosztowności – eksponaty. 7. Muzeum Archeologiczne – wykopaliska „Berestje”.

polecamy VIII Międzynarodowy Bieg Przyjaźni Terespol–Brześć termin: 15 czerwca

Impreza sportowo­ ‑rekreacyjna, organizowa‑ na w Polsce Wschodniej, w której corocznie bierze udział blisko 100 zawod‑ ników z Polski, Białorusi, Ukrainy, Niemiec i innych krajów europejskich. Bieg na dystansie 12 km rozpoczyna się w Terespo‑ lu, a kończy w Brześciu na Białorusi. www.mokterespol.com

Dni Miasta Brześć termin: lipiec

Coroczna impreza masowa organizowana w Brześciu. W ten świąteczny dzień miasto dekorowane jest flagami, kwiatami i ilumi‑ nacją świąteczną. Zabawy uliczne, koncerty i jarmarki przyciągają tysiące miesz‑ kańców Brześcia. www.brest‑lublin.info

Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Biała Wieża” w Brześciu termin: wrzesień

Coroczna impreza, na któ‑ rą zjeżdżają się grupy teatralne z całego świata. Nazwa imprezy pochodzi od XIII‑wiecznej baszty usytuowanej w Kamieńcu nieopodal Brześcia. www.bialorus.pl www.eastbook.eu www.bialystokonline.pl www.culture.pl

69


1 2

w okolicy ZESPÓŁ PAŁACOWO-PARKOWY W WYSOKIM LITEWSKIM Zespół pałacowy Sapie‑ hów z połowy XVII w. Do dziś pozostały po nim: fragmenty ścian, wały, fosy i brama wjazdowa. W 1816 r. na brzegu rzeki Pulwy został wybudowany nowy pałac w stylu klasycystycznym, który stoi do dziś. Wokół niego rozciąga się park krajobrazowy z rzadkimi gatunkami drzew.

WIEŻA OBRONNA W KAMIEŃCU Baszta Kamieniecka zwana Białą Wieżą powstawała w latach 1271–1288, posia‑ da 5 kondygnacji, jej wy‑ sokość to 29,4 m, grubość ścian 2,5 m, a zewnętrzna średnica 13,5 m.

BIAŁOWIESKI PARK NARODOWY Puszcza Białowieska jest jednym z najbardziej unikatowych zakątków Eu‑ ropy. W 1992 r. została wpi‑ sana na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, a w 1993 r. otrzy‑ mała międzynarodowy status rezerwatu biosfery o znaczeniu światowym.

70

bohaterów miasta, twierdzy i wojny. Po 10 minutach pieszej wędrówki w stronę twierdzy dochodzimy do jeszcze jednego niezwykłego miejsca – Muzeum Parowozów i Techniki Kolejowej. Możemy tu zobaczyć giganty rosyjskiego przemysłu maszynowego, zdobyte w czasie wojny parowozy niemieckie, produkty białoruskiego przemysłu kolejowego, lokomotywy i urządzenia specjalistyczne. Należy podkreślić, że wystawione w muzeum eksponaty mogłyby być bezpowrotnie przetopione na złom, gdyby nie inicjatywa brzeskich kolejarzy, którzy wszystkie maszyny nie tylko zabezpieczyli, lecz także odrestaurowali i doprowadzili do stanu użyteczności. Wszystkie są sprawne i choćby dzisiaj można by udać się nimi w drogę. Opuszczając muzeum, dochodzimy do najważniejszego obiektu naszej wycieczki. Stajemy u bram słynnej Twierdzy Brzeskiej.

Twierdza Brzeska Docieramy do wielkiego placu, a z niego kierujemy się w stronę, z której dochodzą do nas dźwięki niesamowitej inscenizacji muzycznej, upamiętniającej rozpoczęcie wojny. Przechodzimy przez gigantyczną bramę cytadeli w kształcie pięcioramiennej gwiazdy, a towarzyszy nam dźwięk bijącego serca żołnierza, który bronił twierdzy. Następnie słyszymy detonację bomb i pocisków, i słowa: „Uwaga, uwaga, mówi Moskwa”, wypowiadane w języku rosyjskim przez spikera informującego o wybuchu II wojny światowej. Wchodzimy na teren cytadeli i od razu możemy podziwiać rozmach i wielkość tej gigantycznej budowli obronnej. Otaczają nas wały forteczne i pomniki. Monstrualny pomnik nieznanego żołnierza i bagnet, przed którym stoimy, będący równocześnie symbolem męstwa narodu,

widoczne są daleko poza granicami Brześcia. Wiecznie płonący znicz i niezliczona ilość marmurowych płyt z imionami znanych i nieznanych żołnierzy – poległych obrońców Twierdzy Brzeskiej – wywołują niesamowite wrażenie. Monumentalne pomniki „Pragnienie” i obrońców brzeskiej placówki garnizonowej, pozostałości historycznych pałaców i ruiny budynków z pewnością na długo zostaną w naszej pamięci. Udajemy się do Muzeum Obrony Twierdzy Brzeskiej. Znajduje się ono z prawej strony od wejścia, w budynku z czerwonej cegły. Z lewej strony, w forcie południowym, znajduje się Muzeum Sztuki Współczesnej. Nie sposób także pominąć Bramy Chełmskiej – symbolu miasta, od dawna umieszczanego na białoruskich banknotach. Przechodząc przez bramę i kierując się w lewo, dochodzimy do miejsca, w którym spotykają się dwie rzeki: Bug i Muchawiec. Jest to miejsce koło Bramy Terespolskiej, przez które Niemcy wdarli się do kraju, jedyne w Brześciu, w którym można zobaczyć przepływający Bug. Wracamy do Bramy Chełmskiej i stąd kierujemy się przez most na Muchawcu do znanego w całej Europie Muzeum Archeologicznego. Na jego terenie znajdują się trzynastowieczne wykopaliska, z ulicami i starodawnymi chatkami, budowanymi z litych belek drewnianych. Ówczesne domy, w jednej trzeciej zachowane do naszych czasów, to unikatowe w skali nie tylko Białorusi, lecz także całej Europy, budowle, których nie znajdziemy nigdzie indziej. Te historyczne odkrycia i wykopaliska rozpoczęły się w 1969 roku pod kierunkiem profesora Piotra Fiodorowicza Łysienki. Dla zwiedzających udostępniono wykopalisko archeologiczne osady starożytnej, które zajmuje powierzchnię 1000 m2 i zalega na głębokości 4 m. Zawiera ono

kraina bugu · wiosna 2013


Punkt docelowy

3

1. Twierdza Brzeska. Monument Nieznanego Żołnierza.

ponad 1200 bardzo rzadkich bezcennych dla nauki eksponatów. Opuszczając Twierdzę Brzeską, odwiedzamy jeszcze położony w jej sercu prawosławny sobór garnizonowy pw. św. Mikołaja. Proboszcz cerkwi, o. Mikołaj, opowie nam o historii soboru z połowy XIX wieku. Po stuletnich trudnych doświadczeniach i wojnach świątynia, zaprojektowana przez słynnego architekta rosyjskiego Dawida Iwanowicza Grimma, omal nie straciła swego bizantyńskiego wyglądu. Dzisiaj wierni prawosławni cieszą się z odzyskania świątyni, której wnętrze cały czas poddawane jest restauracji. Wystrój wnętrza będzie miał prawie niezmienioną formę. W pobliżu, za obszarem międzyrzecza, znajduje się klasztor żeński. Na zwiedzanie Twierdzy Brzeskiej należy zarezerwować najlepiej cały dzień. Rozległość obiektu oraz liczba miejsc, które warto odwiedzić, a także ich historyczna wartość z pewnością na to zasługują.

Pozostałe zabytki Brześcia Wracamy do historycznego centrum Brześcia. Ulica Maszerowa (Moskiewska), która wiedzie z twierdzy na wschód, doprowadzi nas do centrum miasta. Po drodze warto zwrócić uwagę na szereg starych domów, zabytków architektonicznych, jak choćby budynek poczty głównej. Poczta miejska mieściła się w nim od 1842 roku. Naprzeciw budynku widnieją zielonozłote kopuły cerkwi św. Symeona (1865–1867). Mająca symboliczną formę pięciu głów apostołów i Chrystusa cerkiew zawsze przyciągała swoim duchem i wystrojem wnętrza, zarówno wiernych, jak i przypadkowych pątników. Za cerkwią znajduje się główne miejskie centrum handlowe. Obok niego mieści się jeden

z najstarszych hoteli, w którym – na wysokich piętrach – rozciąga się widok na miasto i twierdzę. Tu, w centrum współczesnego Brześcia, ulica Maszerowa krzyżuje się z ulicą Sowiecką, tą, która bierze swój początek w pobliżu dworca kolejowego. Możemy nią pójść w dół, do ulicy Nabierieżnej, przy której znajduje się przepiękny park, a także plaże i przystań statku wycieczkowego. Możemy również oddalić się od Muchawca w kierunku historycznego centrum Brześcia. Tu ulica Sowiecka przekształca się w deptak. Zabytkowe budynki, liczne

2. Obchody Dnia Zwycięstwa. W tle gigantyczna brama cytadeli w kształcie pięcioramiennej gwiazdy. 3. Garnizonowy sobór Twierdzy Brzeskiej.

informacje wizowe Wizy Do przekroczenia terytorium Białorusi potrzebna jest wiza. Można ją uzyskać w jed‑ nym z kilku białoruskich konsulatów, a także przy przekraczaniu granicy, w wydziale konsularnym MSZ, który znajduje się w porcie lotniczym Minsk‑2. W celu jej otrzymania należy złożyć: wypełniony i osobiście podpi‑ sany formularz wniosku wizowego, aktualną fotografię (35 x 45 mm), paszport ważny przez co najmniej 3 mies. od daty upływu ważności wizy, o którą się ubiegamy, oraz dowód ubezpieczenia zdrowotnego na okres pobytu na Białorusi, wydany przez Towarzy‑ stwo Ubezpieczeń Europa SA lub inne firmy białoruskie. Za rozpatrzenie wniosku wizowe‑ go należy zapłacić, podstawą do czego jest wystawione przez urząd konsularny pokwito‑ wanie. O wizę należy starać się nie wcześniej niż 3 mies. przed zaplanowaną podróżą. Czas oczekiwania na nią wynosi 5 dni, w trybie pilnym można go skrócić do 48 godz. Ubezpieczenie Powinien je posiadać każdy, kto przekracza białoruską granicę – nie ma znaczenia,

czy będzie przebywał na terytorium kraju, czy będzie przejeżdżał przez Białoruś tranzytem. Oddziały agencji ubezpiecze‑ niowych, w których można wykupić polisę medyczną, znajdują się na wszystkich przej‑ ściach granicznych, stacjach kolejowych, a także w portach lotniczych. Obowiązek rejestracji Każdy zagraniczny turysta, który przebywa na terytorium Białorusi, ma obowiązek zarejestrowania się w wydziale wizowo­ ‑paszportowym Urzędu Spraw Wewnętrz‑ nych. Ci, którzy mieszkają w hotelach, rejestrowani są automatycznie. Kwota, jaką należy za to zapłacić, wliczona zostanie w koszty pobytu. Pozostałe osoby (posiadające wizy pobytowe lub bizneso‑ we i niezameldowane w hotelach) muszą dokonać tego samodzielnie w ciągu 5 dni od daty przyjazdu. Przydatne linki: http://poland.mfa.gov.by/pl/belec/wizy/ wniosek/ http://poland.mfa.gov.by/pl/belec/wizy/

71


Punkt docelowy

P anorama miasta z widokiem od strony centrum na wschód. Ulica Moskiewska.

Warto jednak choć na chwilę zatrzymać się, aby w restauracji spróbować potraw ­tradycyjnej kuchni białoruskiej lub kuchni ­innych narodów. ­Tutejsze lokale mają w ofercie niewyobra­ żalną wręcz ilość napojów i koktajli.

kawiarenki, latarnie gazowe, które wieczorem zapala latarnik, a nad ranem je gasi, a także modne kluby młodzieżowe stwarzają niepowtarzalną atmosferę, szczególnie wiosną i latem. Ulica Sowiecka – główna promenada miejska – w końcu XIX i na początku XX wieku dzieliła się na dwie samodzielne ulice: Milionową i Policyjną. Później nosiła nazwę Dąbrowskiego. Jeszcze w Brześciu Litewskim przekształcono ją w centralną ulicę bogatych mieszczan, przeważnie pochodzących z rodzin żydowskich. Na parterach bogatych domów mieściły się sklepy, warsztaty, zakłady fotograficzne, restauracje, które były symbolem życia kulturalnego wyższych sfer. Do dnia dzisiejszego na ulicy Sowieckiej 110 działa zabytkowa apteka miejska zbudowana w 1923 roku według projektu Salomona Grynberga. Architekt założył w tym domu rodzinny biznes, urządzając na parterze aptekę, w której pracowała jego żona. W wyniku rekonstrukcji wielu starych budynków przed przechodniami odsłaniają się napisy na fasadach starych domów, jak choćby: „manufaktura Pana Grynsztejna”, „sklep piekarniczy państwa Sowielejewów”, „dom, gdzie mieściła się rada miasta – Pana Bronfmana”, „dziedziniec handlowy” i wiele innych. Wzdłuż całej ulicy nadal stoją domy, w których od ponad stu lat mieszczą się restauracyjki i sklepiki. Na przykład kino „1 Maja” wciąż znajduje się w miejscu dawnego kina „Adria”. Bardzo ważnym punktem, na który należy zwrócić uwagę, jest środkowa część ulicy Sowieckiej na skrzyżowaniu z ulicą Gogola. W tym miejscu dzieliła się kiedyś na Milionową i Policyjną, natomiast teraz na skrzyżowaniu ulic wzniesiono najważniejszy miejski pomnik – Pomnik Tysiąclecia Brześcia. Według zamysłu architektów i społeczności miejskiej monument wzniesiono jako plastyczne odzwierciedlenie unikalnego losu miasta na przestrzeni dziesięciu wieków jego istnienia.

Na pożegnanie z miastem Od pomnika – miejsca spotkań mieszkańców Brześcia i turystów – możemy wrócić do dworca kolejowego, który na pewno warto obejrzeć zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Brzeskie ulice na co dzień tętnią życiem. Spacerują po nich zakochane pary, w licznych kawiarniach trudno o miejsce przy stoliku. Warto jednak choć na chwilę zatrzymać się, aby w restauracji spróbować potraw tradycyjnej kuchni białoruskiej lub kuchni innych narodów. Dla spragnionych tutejsze lokale mają w ofercie niewyobrażalną wręcz ilość napojów i koktajli. W południe uraczymy podniebienie włoskim latte lub macchiato, zaś późnym chłodnym wieczorem płonąca sambucą. Będąc w centralnym miejscu ulicy Sowieckiej, warto przyjrzeć się jeszcze jednemu obiektowi. Chodzi o kino „Białoruś”, które ulokowane jest w okrągłym, monumentalnym budynku. Obecnie mieszczą się tam trzy sale kinowe, kiedyś zaś była to centralna synagoga chóralna. Synagog w Brześciu było kilka, ale w czasie wojny właśnie ta świątynia została mocno zniszczona. Ostał się tylko jej okrągły fundament, na którym w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia zostało zbudowane współczesne centrum rozrywki. Tak kończymy naszą podróż po Brześciu. Na pewno warto tu wrócić, ponieważ w ciągu jednego pobytu nie sposób poznać ani miasta, ani jego bogatej historii, ani tym bardziej jego mieszkańców. Warto wspomnieć, że Brześć to także prężny ośrodek sportowy z licznymi obiektami na międzynarodowym poziomie. Ale sport to nie wszystko. Brześć to ciągle rozwijająca się aglomeracja, tętniąca życiem kulturalnym i biznesowym. Przekona się o tym każdy, kto tutaj przybędzie. Warto też poznać nie tylko miasto, lecz również zabytki i atrakcje ziemi brzeskiej, która kryje wiele niespodzianek i miejsc wartych odwiedzenia. Ale to już temat na kolejny artykuł. 

kraina bugu · wiosna 2013


Punkt docelowy/informator

Brześć informator P

u ti

ew

i Brze s k

BRZEŚĆ

ch

a

a

Boh ate rów

że w

Me

Bohat eró

a

w zenki

Szewc

pr

wa

szero

t Ma ospek

23 4 17

nautó

e cka

Dzierżyńskiego

Kirow

o

7 Budionneg

o Kosm

la

Gogo

na ani Pap

a

w

ow Kir

utó

la

So wi

11

(w bu

Lenina

owa prospekt Maszer

Gogo

ody Swob

Chorużej

j

Ma

Marksa

Gogola

P

ego

ski

w ako

8 Budionnego 10 Lenina

G

cka wie So ka ols som a Kom rks

ina

la ogo

16

ka

ińs

zk Pus

ka

ińs

k usz

ona

24 Mic 3

Ma

Len pl. zna styc uni Kom iej psk Kru

L

M

za

wic kie

z

9

ie ick

sm Ko

22a

i

k 14 Mic 21 go20 e 6 ski 5 ew i n 15 2 a ew

rdzy

Fomina

a

czew

Zuba

18

d owi

19

on

ie y Tw

j skie Brze

nik

za

wic

dze

ic iew

a nin Le

Obr

12 Twierdza Brzeska

żo Ord

zji wi Dy

owska Adam

bron wO

a

Zernow

Brzeskiej rdzy e i y Tw

1

e)

Muchawiec

13

Legenda

1 Główny Dworzec Kolejowy 2 Kościół Podniesienia Krzyża Świętego 1856 r. 3 Cerkiew bracka św. Mikołaja 4 Sobór św. Szymona 5 Obwodowa Rada Deputowanych 1938 r. 6 Kino „Mir” (budynek dawnej kirchy luterańskiej) 7 Kino „Białoruś” (budynek dawnej Wielkiej Synagogi) 8 Brzeski Teatr Dramatu 9 Muzeum Miasta Brześć 10 Muzeum Krajoznawcze Regionu Brzeskiego 11 Muzeum „Dobra ocalone” 12 Muzeum Transportu Kolejowego 13 Brzeskie Muzeum Archeologiczne 14 Pomnik A. Mickiewicza 15 Pomnik W. Lenina 16 Pomnik M. Gogola 17 Pomnik św. Atanazego 18 Pomnik Tarasa Szewczenki 19 Twierdza Brzeska I Muzeum Obrony Twierdzy Brzeskiej 20 Budynek Narodowego Banku Białorusi z 1926 r. 21 Zabudowa ulicy Lewaniewskiego 22 Zabudowa ulicy Mickiewicza 23 Zabytkowy budynek Poczty Głównej z poł. XIX w. 24 Gimnazjum Aleksiejewskie 1905 r. (obecnie Brzeski Uniwersytet Państwowy)

Ważne informacje 1. Lokalizacja Republika ­Białorusi, obwód brzeski 2. Odległości Białystok: 136 km, 2 h 24 min Lublin: 162 km, 2 h 35 min Lwów: 324 km, 5 h 51 min Warszawa: 208 km, 3 h 8 min

Motyl, www.brest-lublin.pl Autokary Białoruskie, www.minsktrans.by • pociąg: Koleje Białoruskie, www.rw.by odjazdy PKP Terespol: 11:25,16:50, 22:09, przyjazdy Dworzec Brześć: 11:43, 17:08, 22:28

3. Dojazd • samochód – przejścia graniczne: Terespol – Brześć (droga kraj. nr 2) Połowce – Pieszczatka (droga kraj. nr 66) Sławatycze – Domaczewo (droga kraj. nr 63) • autobus/bus: Autokar Polska, www.autokarpolska.com.pl Ecolines, www.ecolines.net

4. Informacja turystyczna: • Warszawa: Centrum Informacji Turystycznej Białorusi, pl. Powstanców 2, 00-030 Warszawa, tel. 22 582 95 96, plinfo@belarustourism.by • Brześć: Miejski Wydział Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki, ul. Engelsa 3, tel. 00375 162 233 084

Centrum ­Turystyczno-Informacyjne ,,Brześć”, prospekt Maszerowa 15, tel. 00375 162 202 198 5. Placówki dyplomatyczne: • białoruskie placówki dyplomatyczne w Polsce Ambasada Republiki Białoruś, Warszawa, ul. Wiertnicza 58, tel. 22 742 09 90, www.poland.mfa.gov.by Konsulat Generalny w ­Białymstoku, ul. Elektryczna 9, tel. 85 664 99 46 Konsulat Generalny w Gdańsku, ul. Noakowskiego 9, tel. 58 341 00 26 Konsulat w Białej Podlaskiej, ul. ­Sitnicka 77, tel. 83 342 18 14

• polskie placówki dyplomatyczne na Białorusi Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej, Mińsk, ul. Z. Biaduli 11, tel. 00375 173 885 200 Konsulat Generalny RP w Brześciu, ul. Kujbyszewa 34, tel. 00375 162 270 021, www.brzesc.msz.gov.pl Konsulat Generalny RP w Grodnie, ul. Budionnego 48A, tel. 00375 152 751 595, www.grodno.msz.gov.pl 6. Przydatne linki: w ww.brest-region.by www.brestobl.com www.polskaturystyczna.pl/ bialapodlaska

73


reportaż/brzegiem rzeki

z wizytą

w europejskiej

Amazonii tekst i zdjęcia:

A

ż dziw, że słowa wypowiedziane niespełna 100 lat temu nic nie straciły na aktualności. Polesie nadal pozostaje najdzikszym, najmniej ucywilizowanym i słabo poznanym zakątkiem Europy. Jeszcze przed II wojną światową można tu było spotkać tzw. kurne chaty, w których palono ogniska, a dym wydostawał się przez dziurę w słomianym dachu. Niektóre z nich stały na palach niczym przeniesione żywcem z filmów podróżniczych o Indianach. Polesie pod wieloma względami przypomina Amazonię. Położone jest w dorzeczu rzeki Prypeć, rozlewającej się rokrocznie na przestrzeni

74

Ewa Zwierzyńska

setek kilometrów. Dawniej obejmowało 3 mln km kw. bagien, wśród których rozrzucone były wioski, praktycznie odcięte od świata. Jedynie zimą, gdy bagno zamarzało, pojawiała się możliwość przyjazdu saniami do najbliższego miasteczka. Dzięki takiej izolacji cywilizacyjnej jeszcze na początku XX w. obecna była tam pierwotna plemienna struktura społeczna z bogactwem obrzędowości i zwyczajów. Oczywiście tamto Polesie już nie istnieje, ale jego echa nadal są obecne. Do dziś można spotkać wioski, w których głównym środkiem transportu i łącznikiem ze światem pozostaje łódź, a ludzie w nich żyjący tworzą swoiste wspólnoty plemienne, niemające świadomości

narodowej ani nawet regionalnej. „My Olmańcy” – mówią o sobie mieszkańcy wsi Olmany, bo nie czują się ani Białorusinami, ani Ukraińcami, ani nawet Poleszukami. Również klimat poleski przypomina trochę ten występujący w lasach tropikalnych, czyli niezwykle wilgotny. Polesie umiejscowione jest bowiem na rozległej płycie granitowej, która leży na głębokości kilkunastu metrów pod ziemią, nieprzepuszczalnej dla wody, co powoduje zabagnienie obszaru i parowanie dużych ilości wody do atmosfery. W powietrzu czuć wilgoć, a letnie miesiące są mgliste i deszczowe. W takich warunkach bujnie wyrasta tu roślinność, osiągając niespotykane

kraina bugu · wiosna 2013


„W środku Europy, w XX wieku – tak bardzo dziwny, egzotyczny kraj! Uczeni badacze i chciwi poznania naszej planety podróżnicy przeniknęli wszędzie niemal. Himalaje, (...) tajemniczy Tybet, dżungla nad Amazonką i Nigrem (...) i Antarktyda, Nowa Gwinea i rozrzucone po południowym Pacyfiku wyspy – wszędzie dotarł już (...) biały człowiek, zbadał i opisał szczegółowo. I rzecz dziwna – we własnej siedzibie jego pozostawał kraj mało znany, pod wielu względami zagadkowy, trudno dostępny i w znacznej mierze – prawie niezaludniony! Jest to – Polesie”. Antoni Ossendowski

gdzie indziej rozmiary. To samo dotyczy świata owadów. Poleskie komary niczym tropikalne moskity są większe i liczniejsze niż gdziekolwiek w Europie, bardziej ochoczo atakują także każdą żywą istotę niż ich kuzyni w dżungli amazońskiej.

Polesia czar... Obecnie Polesie rozdzielone jest pomiędzy Białoruś i Ukrainę. Nasze kroki skierowaliśmy w stronę jego ukraińskiej części, w okolice Lubieszowa. — Cel podróży? — spytał urzędowym głosem ukraiński celnik. — Turystyczny — odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą. — Gdzie jedziecie?

— Do Lubieszowa. — Do Lubieszowa? — brwi mężczyzny podniosły się ze zdziwienia, a oczy zrobiły się wielkie niczym pięciozłotówki: — A co tam w Lubieszowie jest? — Bagna, błoto, ptaki — odparł z rozmarzeniem mój brat, ornitolog amator. — Taaak... — mundurowy popatrzył na nas z mieszanką politowania i rozbawienia. — Jest u nas błoto, są ptaki. No, to jeźdźcie. — Odwrócił się i podszedł do następnego samochodu z długiej kolejki amatorów szybkiego zarobku na alkoholu i papierosach. Kraina bagien stanęła przed nami otworem. Jeszcze tylko 100 km i dojedziemy na miejsce.

Po przekroczeniu granicy polsko­ ‑ukraińskiej w Dorohusku krajobraz za oknem zmienił się radykalnie. Poszatkowane na kawałeczki pola uprawne ustąpiły miejsca rozciągającym się po horyzont nieużytkom, liczne wioski – bezkresnym przestrzeniom, zapchane jezdnie – pustej autostradzie międzynarodowej, w dodatku dziurawej jak sito. Zapadła noc. Liczne światła polskich domków i samochodów ustąpiły czarnej ciemności ukraińskiej nocy. Na odcinku 100 km minęły nas dwa samochody osobowe, w dodatku z wyłączonymi dla oszczędności światłami, włączanymi jedynie wtedy, gdy kierowca jakimś cudem zauważy inny samochód. Strasznie

75


Brzegiem rzeki byłam ciekawa tego Polesia, szczególnie ludzi. Czy są jeszcze wioski, w których jedynym łącznikiem ze światem jest łódź? Jak myślą i jak postrzegają świat Poleszucy? W nocy dojechaliśmy do naszego hotelu w miejscowości Lubieszów. To najbardziej wypasiony hotel w mieście – dom typu betonowa kostka. Przed wejściem suszyło się pranie, stała stara studnia. Miasta zasklepione komunistycznym betonem i dość szarą rzeczywistością nie są dla mnie interesujące. Nie przyjechałam tu oglądać kościołów, zabytków ani ruin zamków. Swoje kroki skierowałam na prowincję, na zapadłe wioski. Chciałam szukać śladów archaicznego Polesia, chciałam poznać dzisiejszych Poleszuków.

O tym, jak wpadliśmy w czarną dziurę Przystanek pierwszy: wieś Buczyn. Moje nogi stanęły na poleskiej ziemi w przenośni i w sensie dosłownym, w wiosce nie było bowiem asfaltu ani nawet bruku. Piaszczysta droga, po obu stronach drewniane domki, przed domkami ławeczki, na ławeczkach starsi

76

ludzie ubrani odświętnie, mężczyźni w garniturach, bo to przecież niedziela. Nasze wtargnięcie do wsi wywołało sensację. Byliśmy pierwszymi od dwóch lat ludźmi „z zewnątrz”. Moje obawy dotyczące nawiązywania kontaktów społecznych nie dość, że okazały się zupełnie bezpodstawne, to jeszcze niemożliwym było tych kontaktów nie nawiązywać. Każdy chciał mieć nas u siebie, każdy chciał z nami rozmawiać, każdy chciał nas ugościć. Zdaje się, że dla tych ludzi byliśmy czymś w rodzaju ufo. Ich otwartość i gościnność nie miały granic. Posypały się liczne propozycje pozostania na noc lub dłuższy okres, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie, a nawet naturalny porządek rzeczy. — Do nas chodźcie, zapraszamy — wołali jedni. — Nie, nie, lepiej do nas, proszę, proszę zachodzić — przekrzykiwali inni. Podstępem, siłą przebicia, argumentacji i mięśni zostaliśmy wciągnięci przez dziadka do żółtego


domu z niebieskimi okiennicami. W sieni wiadro z wodą, przy nim blaszany kubek z uszkiem. Gospodarz zachęcał do częstowania się zimną i krystaliczną wodą ze studni. Domek był urządzony typowo dla wiejskiego gospodarstwa na Polesiu – w kuchni gliniany piec, przy piecu drewniany stołek, stół i lodówka. Na podłogach ręcznie tkane chodniki, na ścianach perskie dywany. Puchowe poduszki na łóżkach piętrzyły się jedna na drugiej prawie do sufitu. Dziadek jest weteranem wojennym. Z okazji Dnia Zwycięstwa, który przypadł w przeddzień naszej wizyty, otrzymał od państwa 70 hrywien (ok. 30 zł), za które kupił dwa wina. Od razu wylądowały one na stole wraz z całym bogactwem

domu: tuszonką i chlebem. Wydarzenia działy się z szybkością trąby powietrznej, która z każdą chwilą wciągała nas w swój lej. Ja, obdarowana nożem, zostałam zaprzęgnięta do robienia kanapek, mój brat do otwierania wina,

Na odcinku 100 km minęły nas dwa samochody osobowe, w dodatku z wyłączonymi dla oszczędności światłami…

a mój mąż do rozstawiania szklanek. Szklanka pierwsza, szklanka druga, szklanka... i rzeczywistość zakrzywiła się parabolicznie według równania Einsteina, czas zwolnił, bądź przyspieszył, nie pamiętam, i czarna dziura wsysała nas coraz mocniej w swoje odmęty. Dziadek w kółko dziękował nam za przybycie i uporczywie domagał się pozostania na dłużej. Nasze odmowy i tłumaczenia nie były brane pod uwagę. Moja początkowa radość ustępowała miejsca narastającemu niepokojowi. Ewidentnie coś było nie tak. Czarne macki ośmiornicy chciały coraz bardziej zapętlić się wokół nas. Zaczęłam podejrzewać, że nigdy się już stąd nie wydostaniemy. Jeśli naprawdę chcemy stąd wyjść, to musimy

77


Brzegiem rzeki zdecydowanie wstać i przerwać pajęczynę. Uf, udało się. Z ulgą wyszliśmy na ulicę. — Zapraszamy do nas na gościnę — zachęcały babcie siedzące na ławeczce. Dziękujemy, już nie dziś.

Poleski matrix Polesie jest rajem dla ptaków i ornitologów. Rzeka Prypeć wraz z licznymi dopływami przed wojną tworzyła krainę bagien, mokradeł i torfowisk o wielkości 3 mln km kw. Niestety, w czasach komunizmu zmeliorowano połowę z nich, ale nawet obecnie z 1,5 mln km kw. należą do największych w Europie i są 10‑krotnie większe od polskich bagien biebrzańskich. Licznie zachowały się tu, prawie wymarłe w Europie, cietrzewie i głuszce, można spotkać takie rzadko spotykane okazy, jak: kuliki wielkie, gadożery, dubelty, wodniczki, bociany czarne. Mieszka tutaj także niespotykana w Polsce sikora lazurowa. Most na rzece Stochód w miejscowości Lubiaź oddalony jest od Lubieszowa o kilkanaście kilometrów. Stochód w tłumaczeniu brzmi „sto dróg”, co dobrze oddaje charakter tej rzeki, toczącej swój leniwy bieg wieloma różnymi korytami, które łączą się w labirynt. Wiosną rzeka rozlewa się na wiele kilometrów. Kilka lat temu utworzono tu Park Narodowy Prypeć­ ‑Stochód. Kiedy stanęliśmy na tym moście, dosłownie zaparło nam dech. Tysiące rybitw, czajek, rycyki, krwawodzioby, bataliony, czaple i Bóg wie co jeszcze fruwało, brodziło, wsadzało dzioby w błoto, piszczało, dzwoniło i klekotało. Mój brat – wielbiciel ptaków, spędzający długie godziny na czatowniach w celu sfotografowania ćwierkających stworzeń – był wniebowzięty. Nawet on nie widział tyle ptactwa naraz. Jego zachwyt objawił się głęboką zmarszczką na czole, co znaczyło, że intensywnie się nad czymś zastanawia. Jakiś element układanki najwyraźniej mu nie pasował. Nagle spojrzenie mu się rozjaśniło i wykrzyknął:

78

— A gdzie czatownie?! Gdyby to było w Polsce, stałaby czatownia na czatowni, a z każdej wyglądałaby rura teleobiektywu! A tu nic! Podglądanie ptaków najwyraźniej nikogo tu nie interesuje. One są, gdyż były i będą, nie można ich zjeść, więc po co sobie nimi głowę zawracać? Co innego ryby. Te ważne są dla Poleszuka, gdyż można zjeść je na kolację, śniadanie, obiad, lub na wszystkie posiłki po kolei. Brak przemysłu i znaczne oddalenie od miast spowodowały duże bezrobocie. Spory odsetek ludzi utrzymuje się ze zbieractwa grzybów, jagód, kwitnie kłusownictwo, leśne drzewostany są trzebione na wielką skalę. Jaka będzie przyszłość tej jednej z ostatnich ostoi dziewiczej przyrody w Europie? Na tle zachodzącego słońca wypłynęły łodzie pychówki. Rybacy zastawiali sieci na nocny połów. Jedna, druga, trzecia łódź. Sieci w parku narodowym? Strażnicy przymykają oko – sami też zastawiają, przecież muszą coś jeść. Rybitwy skończyły żerowanie i zaczęły zbijać się w wielotysięczne stado, które przewalało się nad naszymi głowami raz w prawo, raz w lewo. Pasterze, nie bacząc na okres lęgowy ptaków, zganiali z pastwisk stada krów, przeganiając je przez bagna. Konie, stanowiące tu podstawę każdego gospodarstwa, galopowały całymi tabunami, z hukiem wpadając w wodę. Na moście w promieniach zachodzącego słońca tańczyła młoda para, która w asyście wesołych gości przyjechała tu na sesję fotograficzną. Nagle wszystko dookoła: ptaki, łódki, słońce, krowy, konie, weselny korowód, ludzie i przyroda, zaczęło zlewać się w jakiś niesamowity matrix, piękny i zachwycający, wolny i nieujarzmiony. Stałam na tym moście kompletnie oszołomiona harmonią tego świata, wolnego od przepisów cywilizacji. Jedyne, czemu podlegał, to odwieczny porządek rzeczy. Mój brat nadal myślał nad czymś intensywnie. — Nie — stwierdził w końcu. — Nie byłoby tu czatowni. Gdyby to było

kraina bugu · wiosna 2013


w Polsce, zrobiliby tu rezerwat ścisły z bezwzględnym zakazem wstępu. Nikogo by tu nie było.

Swałowicze – żywy skansen Zza drewnianej stodoły wynurzyła się zgarbiona postać. Z trudem posuwała się naprzód. W końcu stanęła, opierając się na lasce. Wyglądała niczym patriarcha rodu. Mrużyła oczy pod słońce, by lepiej dojrzeć, kto przyjechał. Z wielką radością zaprosiła nas w swoje progi. Domek oparty o brzeg Prypeci, na brzegu zacumowana łódka. Na szopie suszą się sieci. Stara już jest i schorowana, ale do dziś wyjeżdża wieczorem i rankiem, by zastawiać sieci. Jest wdową od 40 lat. Samotnie wychowała troje dzieci. Urodziła się jeszcze „za Polaka”, przed wojną. W wieku 22 lat została wdową, najmłodsze dziecko miało niespełna rok. Jak wyglądało jej życie? Wstawała o 4 rano, dzień zaczynała od wyciągania i zarzucania sieci – zajęcia typowo męskiego, ale cóż, ona była wdową. Następnie trzeba było nakarmić dobytek: nagotować świniom, dać kurom, wydoić krowy. Przygotowywała śniadanie dla dzieci i wyprawiała je na 8. do szkoły. Tu w Swałowiczach były tylko 4 klasy, na kolejne 4 lata nauki dzieci dopływały łódkami do Buczyna, a do gimnazjum pływały do Lubieszowa. Przejezdnej drogi do tej wsi nie było, wszędzie trzeba było pływać: na zakupy do Pińska, do cerkwi. Kiedy odwiozła dzieci do szkoły, szła do pracy w kołchozie. Ciężka to była praca, cały dzień w polu. Za dzień dostawała garnek żyta i to nie najlepszej jakości, więc oddawała je świniom. Po powrocie z kołchozu trzeba było jeszcze swoje pole obrobić, no bo co będzie się jeść? Oj bieda była, bieda. Wszystko sama robiła, chleb piekła, masło ubijała. Maselnicę córka zawiozła niedawno do muzeum, więc nie może nam pokazać. Teraz jest lepiej. Drogę do wsi zrobili kilka lat temu, autobus przyjeżdża dwa razy w tygodniu i sklep obwoźny też, już teraz można żyć, tylko zdrowia nie ma. Dzisiaj Swałowicze są prawie wymarłą wsią. Młodzi wyjechali do miast,

kto by tam chciał mieszkać na końcu świata. Żyje tu około 40 osób, wszystkie w podeszłym wieku. Wieś wygląda dokładnie tak samo jak przed wojną. Domy kryte strzechami, studnie z żurawiami, stogi siana podniesione, oparte na drewnianych konstrukcjach, bo przecież jak Prypeć wylewa, to wszędzie jest woda. Do sąsiada, a nawet do stodoły, pływa się łodzią. A Prypeć toczy swój bieg tuż za domem. Przy każdym gospodarstwie przystań i łódka. Polesie to jedyne miejsce w Europie, w którym do dzisiaj są w użyciu najbardziej pierwotne metody połowu ryb. Oglądałam niedawno program podróżniczy, w którym pokazywano ustawione w poprzek rzeki indiańskie zastawki z patyków z pozostawionym pośrodku otworem. Zaślepia się go specjalnie skonstruowanym koszem w kształcie stożka. Ryba, szukając przejścia w zastawce, wpada w kosz jak w pułapkę, z której nie może się wydostać. Nie trzeba jechać aż do Wenezueli, aby to zobaczyć. Dokładnie takie same zastawki, tzw. zagaty, do dziś z powodzeniem funkcjonują na Polesiu. Zagaty sieją spustoszenie w rybostanie i z tego powodu ich używanie jest zabronione prawem. Strażnicy parku narodowego często niszczą nielegalne sieci, jednak gdy trafiają na zagaty, usuwają jedynie kosz, a samą tamę pozostawiają jako zabytek archaicznej kultury Poleszuków. Polesie jest również jedynym regionem w Europie, w którym do dziś hoduje się pszczoły w drewnianych barciach zawieszanych na drzewach. W Polsce ten rodzaj hodowli pszczół wyginął jeszcze w XIX w.

Pychówką po Prypeci Jak można być na Polesiu i nie popływać pychówką? Chyba nigdy bym sobie tego nie darowała. Wiktor, nasz przewodnik, załatwił flisaków. Pojechaliśmy do wsi Hocuń, w której czekały łódki. Przez dwie godziny miejscowi rolnicy popychali łódź drągami za 10 hrywien (5 zł). Polski rolnik za tyle palcem w bucie by nie ruszył. Wiktor

79


Brzegiem rzeki wziął drąg i wsiadł do łódki – był jednym z flisaków. Mimo że maj, dzień był wietrzny, przeraźliwie zimny wiatr przenikał do szpiku kości. Wypłynęliśmy na poleskie bagna. Błękit nieba zlewał się w jedno z błękitem rozlewisk, można się było zagubić w tej bezkresnej błękitnej przestrzeni niczym w nirwanie. Z trzcinowisk podrywały się czaple białe, którym swoim charakterystycznym zgrzytaniem akompaniowały trzciniaki. Płynęliśmy wiele kilometrów na wyspę pośrodku bagien. Tu latem odbywają się sianokosy, ale stogi siana stoją na wyspie do zimy, bowiem tylko po zamarzniętym bagnie można je zwieźć do stodoły. Gdy zima jest łagodna i bagno nie zamarza, stogi czekają do kolejnej zimy.

80

Wieś wygląda dokładnie tak samo jak przed wojną. Domy kryte strzechami, studnie z żurawiami, stogi siana podniesione do góry, oparte na drewnianych konstrukcjach… Płynęliśmy po trzęsawiskach, oczeretach, trzcinowiskach. Pod wodą falowały zielone wodorosty. Minęliśmy żeremie bobrowe. Nad naszymi głowami

krzyczały czajki. Otaczała nas natura w najczystszej postaci. Flisak był milczący, chyba czuł się trochę onieśmielony. Trudno było mu zrozumieć, że Polacy przyjechali tu, aby zobaczyć bagna. W pewnej chwili zatrzymał się i włożył rękę pod wodę. Wyciągnął sieć i sprawdził, czy coś się złowiło. Była jedna ryba. Po powrocie na ląd czekaliśmy na resztę grupy. Milczący flisak czekał z nami. Niechętnie mówił, pogrążony w swoich myślach. Czy pracuje? Nie, nie pracuje. Co robi? Nic nie robi. Pracuje tu i ówdzie, głównie w gospodarstwie. Młodzi ludzie tu mieszkają? Z czego żyją? Różnie, najczęściej jak on z gospodarki. W oddali na polu pracowały stare kobiety okutane chustkami. Grabiły, bronowały, orały końmi zaprzężonymi do pługa. Towarzyszyły im bociany.

kraina bugu · wiosna 2013


Mężczyzn nie widywałam. Dziewczyny? Uciekły do miasta.

Triumf homo sovieticus Wielka Głusza wcale nie jest taką dziurą zabitą dechami, jak wskazywałaby nazwa, wręcz przeciwnie: jest jedną z największych i najbardziej rozwiniętych wsi w regionie. Główna ulica ciągnie się na przestrzeni 5 km. We wsi stoi XVIII‑wieczna cerkiew prawosławna, kilka sklepów – spożywczy i z artykułami gospodarstwa domowego, w których obok firmowej lodówki z coca‑colą znajdują się miejscowe osobliwości, np. urządzenia przypominające piece czy miotły z brzozowych witek. Zarówno sklepy, jak i ich otoczenie sprawiały przygnębiający widok. Wszystko

zdewastowane, zniszczone, budynki z odpadającymi tynkami, rozwalające się schody do sklepu, dzieci biegające w obdartych ubraniach. Całości dopełniał stojący wciąż pomnik wiecznie żywego Lenina. 70 lat komunizmu poczyniło ogromne spustoszenia nie tylko w sferze materialnej. Podobnie jak w innych wioskach, byliśmy wciąż zaczepiani, nagabywani rozmową. Niezwykły głód nowego, innego. Pojawiały się wspomnienia, okazało się, że pamięć o Polsce jest tu wciąż żywa. — O, tam stał dwór polskiego pana. — Wskazała ręką mieszkanka wsi. — Pamiętam go, dobry był pan. Chodziliśmy do niego pracować. Kolejnym tematem naszych rozmów były ciężkie warunki socjalno­ ‑bytowe. Wciąż powracały pytania: Jak jest w Polsce? Ile zarabiacie? Ile dają emerytury? 400 dolarów? O, to ogromnie dużo! U nas dają 100 dolarów. Nie sposób przeżyć, dlatego przy każdym domu jest ogródek, w którym uprawia się warzywa. Mnie jednak interesowało to stare dzikie Polesie. Pytałam o bagna, o czasy

przedwojenne. Tak, były tu rozległe trzęsawiska. Po jednej stronie ulicy stały domy, a po drugiej rozciągały się bezkresne bagna, po których pływali łódkami, łowili ryby, ale w latach 70. wszystko zostało zmeliorowane i zabudowane domami. O tym, że wioska stała na bagnach, świadczy wykonywana w każdym ogródku minimelioracja. Co kilka grządek robi się jedną głęboką bruzdę, w której zbiera się woda, dzięki czemu warzywa nie gniją. Poleskie bagna nie są już tymi samymi bagnami. Starodawne zwyczaje odeszły w niepamięć. Pozostały nieużytki po upadłych kołchozach, bałagan, beznadzieja. Nie znajdując Polesia, którego szukałam, opanowują mnie niewesołe myśli. — A co tu tak stoicie tyle czasu? — dobiega nas głos zza płotu. — Zapraszam na ławeczkę, usiądźcie. Kobieta w średnim wieku pełła grządki z czosnkiem i rzodkiewką w swoim zmeliorowanym ogródku. Fioletowa sukienka, kolorowa chustka, miły uśmiech. Na poczęstunek jabłka z sadu. Woda ze studni z żurawiem. Przybiegli też sąsiadka i znajomi. Tacy

81


brzegiem rzeki Brzegiem goście niecodziennie się przecież trafiają. I tak poopowiadaliśmy sobie o życiu, oni o swoim, my o swoim. — Chodźcie, coś wam pokażę — powiedziała w pewnym momencie i zaprosiła nas do domu. Schludnie, czysto, miło. Z szafy wyciągnęła tradycyjne, ręcznie haftowane ręczniki. Najwięcej czerwonych, ale też niebieskie, brązowe. Haftowane ręczniki są ważnym elementem obrzędowości rodzinnej i dorocznej. Towarzyszą Poleszukom od dnia narodzin – okręca się nimi dzieci do chrztu, ściele młodej parze pod nogi, ozdabia ikony w domu i krzyże na polach oraz cmentarzach, a w końcu wkłada się je do trumny. Poleskie kobiety tak jak ich babki biorą igłę do ręki i przez całe swoje życie haftują ręczniki, a na nich cały swój los, swoje życie. W szafie mają ich całe mnóstwo. Stwierdziłam, że będzie to dobra pamiątka z wyjazdu. Zaproponowałam kupno i dobiłyśmy transakcji.

Ucha nad Jeziorem Białym Skrzypiały ośki starych wozów. Konie z wysiłkiem ciągnęły po lesie fury załadowane ludźmi. Między nimi panowała martwa cisza, przerywana od czasu do czasu chrapaniem koni, nie licząc szumu lejącego niemiłosiernie deszczu. Skulone postacie siedzące na sianie przenikało przeraźliwe zimno, a woda wdzierała się w każdą szczelinę, pomimo ubrań wykonanych w kosmicznych technologiach i foliowych płaszczy przeciwdeszczowych. Płaszcze te zostały wykupione co do jednego kilkadziesiąt minut wcześniej z wiejskiego sklepu. — Wio! — głośno przynaglał konie woźnica, pomagając sobie lejcami. Woźnice byli jedynymi ludźmi, którzy nie mieli na sobie płaszczy, gore­ teksów ani nawet porządnych kurtek. Stare dresy i tenisówki szybko stały się kompletnie przemoczone, a z włosów spływały strugi wody. Ale na woźnicach – zdaje się – nie robiło to najmniejszego wrażenia. Czy to pierwszy raz? Ciągle przecież widywałam rolników w polu, którzy nic sobie nie robili z padającego deszczu, spokojnie kontynuując swoją

82

kraina bugu · wiosna 2013


stali nieopodal razem z żołnierzami w strugach lejącego deszczu i zimnego wiatru – zabrakło dla nich miejsca zarówno przy ognisku, jak i pod dachem w drewnianej szopie. Nad ogniskiem zawisł kociołek. Poleszucy przygotowali uchę – lokalną zupę rybną. Do gotującej się wody wrzucili ziemniaki, marchew, cebulę i przyprawy, wśród których udało mi się zidentyfikować liście laurowe, gorczycę, pieprz. Pod koniec gotowania wrzucili pół wiadra ryb. Jaka to rozkosz, gdy coś gorącego rozgrzewa ciało od środka! Do jadła ustawiła się kolejka, każdy z miseczką wyciągniętą w stronę chochli z gorącą zupą. Misek dla wszystkich nie wystarczyło, więc Poleszukom przypadały te po zagranicznych turystach, w których zjedli ostatki zupy z kotła. Pomimo że nie wyglądali na zziębniętych ani wygłodzonych, jedli zachłannie.

Zakończenie Takim oto akcentem kończę moją opowieść. Przyjechałam tu z pytaniem, czy to stare Polesie jeszcze istnieje. Szukałam go na bagnach i na łódce, szukałam w zapadłych wioskach, kołchozach i pod pomnikiem Lenina. Wiele się tu zmieniło. Bagna zmeliorowano, wioski wyludniły się, starodawne pieśni ucichły, jednak dusza Poleszuka – zahartowana na niewygody, przeciwności losu, chłostana wiatrem, chłodem i głodem, pokorna i cierpliwa – trwa na przekór wszystkiemu jak poleska brzózka na polu, skromna i piękna, targana burzami, a mimo to niezłomna. 

REKLAMA

pracę. Deszcz przyjdzie i pójdzie, a praca musi być zrobiona. Woźnice byli również jedynymi ludźmi, którym nie było zimno. Stać ich było nawet na porywy fantazji w postaci nagłego zeskoczenia z pędzącego wozu w celu narwania bukieciku konwalii dla dam, po czym doganiali furę, wskakiwali w biegu i odbierali lejce z rąk pasażera kompletnie zaskoczonego obowiązkiem powożenia pędzącym koniem, a następnie zupełnie spokojnie zapalali kolejnego papierosa, od czasu do czasu wykrzykując to swoje „wio!”. Czy to kadr z filmu wojennego, jak uchodźcy jadą furami w nieznane? Nie, to turyści chcieli urządzić sobie wycieczkę przez poleskie lasy nad Jezioro Białe. Pięknie zapowiadający się dzień zamienił się jednak w gehennę deszczu i wichru. Jezioro leży prawie na granicy z Białorusią, więc dołączyli do nas ukraińscy pogranicznicy. Mieli za zadanie pilnować, czy nie wywiniemy jakiegoś dywersyjnego numeru. Było tak zimno, że moje zgrabiałe palce nie mogły utrzymać aparatu, ale to nie miało znaczenia – zalany wodą aparat cyfrowy przestał działać. Pozostało mi kontemplowanie kolejnych godzin na furze i marzenie o kubku gorącej herbaty. W końcu po kilku godzinach dojechaliśmy na miejsce. Pomiędzy drzewami prześwitywało Jezioro Białe, nikt jednak nie patrzył w jego stronę, wszyscy pobiegli do rozpalonego ogniska nagrzać trochę zgrabiałe dłonie. Wkrótce ognisko otoczone zostało szczelnym kordonem turystów, próbujących rozgrzać się i wysuszyć ubranie. Poleszucy


Fotoreportaż/obrazy świata

są ludzie

którzy nigdy nie odchodzą… tekst i zdjęcia:

84

Sylwia Garucka-Tarkowska

kraina bugu · wiosna 2013


są miejsca

których nigdy się nie zapomina… Półmrok, letnie słońce wpadające przez małe okna, stara koza przycupnięta w rogu salonu fryzjerskiego i on – w białym fartuchu z nieodłącznym czarnym wąsikiem. Człowiek legenda. Kto nie strzygł się u Władysława Harasima?

M

agiczne czasy widziane oczami małego dziecka wracały, gdy przekraczało się próg jego salonu. Czas stanął w miejscu. Słyszałam echa toczących się tu rozmów, w długich kolejkach klienci dzielili się informacjami i nowinkami „z miasta”. Fotografując, nie mogłam się od tego uwolnić, i nie chciałam. Mogłam siedzieć z boku przez cały dzień i chłonąć atmosferę miejsca, które zmieniło moje postrzeganie Siedlec.

85


Obrazy śWiata

86

kraina bugu · wiosna 2013


87


Obrazy świata

Teraz wiem, że czasami wystarczy tylko przekroczyć próg pewnych drzwi, by poznać świat, który dla śpieszącego się przechodnia jest ukryty i nieznany. Weszłam w te drzwi i do końca życia będą mi dźwięczały w głowie jego opowieści o czasach powojennych… eleganckich panach, bywalcach tego salonu. Bo to kiedyś był salon wyłącznie męski. Była w nim ostra brzytwa, która w rękach tak wytrawnego fryzjera nawet nie drgnęła

88

przy goleniu. Jedyny salon w mieście, który oferował taką usługę. Szczotki z naturalnego włosia z posrebrzanymi rączkami, maszynki do strzyżenia, wyparte dopiero przez te elektryczne, pas do ostrzenia brzytew – to wszystko było w użytku. Dziś już tylko fotografie przywołują ten magiczny świat ­Władysława ­Harasima... 

kraina bugu · wiosna 2013



Etnografia/Ginące obrzędy

wielkanocne zabawy tekst: Barbara Ogrodowska

Wielkanoc, na terenach wschodnich zwana także Paschą – Woskriesienijem Christowo, najważniejsze, największe i najstarsze święto wszystkich chrześcijan, ustanowione na początku II w., to nie tylko przebogata liturgia i celebrowane uroczyście rytuały kościelne. W jej obchodach są również liczne wątki ludyczne: beztroskie zabawy i wesołe zwyczaje domowe, towarzyskie, sąsiedzkie i zalotne, a także pewne elementy starych wiosennych praktyk wegetacyjnych.

Z

abawy rozpoczynały się niegdyś już w otwierającą cykl świąteczny Niedzielę Palmową, która w Polsce nazywana była także Niedzielą Wierzbną, a przez prawosławnych Niedzielą Starokalendarów żyjących nad Narwią i Bugiem, Werbnycią, Werhabnycią lub Werbną Nyd´ielą. W tym dniu we wszystkich kościołach i cerkwiach święcono palmy i wplecione w nie witki wierzbowe (werboczki). Jest to pamiątka uroczystego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy i słanych mu pod stopy gałązek palmowych. Wierzbie zaś, roślinie miłującej życie, która w słowiańskiej tradycji ludowej zastępuje palmę, od wieków przypisywano niezwykłe właściwości życiodajne i magiczne. W Niedzielę Palmową po nabożeństwie wierni, a zwłaszcza dzieci i młodzież, smagali się (wierzbowali) poświęconymi w kościele palmami. Wołano przy tym, ze śmiechem: Wierzba bije, nie zabije Za tydzień wielki dzień!

90

albo: Werba bje, ne ja bju Wyligdeń za tyżdeń bud´ zdorowa jak woda,

bud´ bohata jak zymla, bud´wysioła jak wysna.. Wyligdeń –za tyżdeń Nedaleczko – czyrwone jajeczko! Wierzono, że z wiosennej, pełnej soków gałązki wierzbowej przechodzą na ludzi jej witalne siły. Zarówno u katolików świętujących Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego zgodnie z kalendarzem gregoriańskim, jak i u prawosławnych, u których termin Wielkanocy wyznacza kalendarz juliański, głównym i najważniejszym momentem wielkanocnych obchodów była w przeszłości i jest obecnie wielogodzinna msza święta z procesją paschalną zwana rezurekcją lub wielką jutrznią, odprawiana w Wielką Sobotę o północy lub o świcie w Wielką Niedzielę. Na nabożeństwie tym zawsze bywały tłumy modlących

Dobry wieczór panieneczka, zieleń, jawor, dąbrowa. Otwórz, otwórz okieneczka, zieleń, jawor, dąbrowa. Czemu często nie wyglądasz? zieleń, jawor, dąbrowa. Już tam jedzie kogo żądasz. zieleń, jawor, dąbrowa. Nietutejszy, zagraniczny, zieleń, jawor, dąbrowa. Piękny panicz polityczny, zieleń, jawor, dąbrowa. (fragment „Konopielki” śpiewanej podczas wielkanocnych pochodów kawalerów na Podlasiu i Białorusi)

się żarliwie wiernych, ale gdy tylko zakończyły się ceremonie kościelne, rozpoczynało się szumne, wesołe świętowanie i wielka, świąteczna zabawa. Na ziemi przemyskiej i w innych południowo‑wschodnich rejonach Polski w niedzielę wielkanocną chłopcy zabawiali się dzwonieniem w cerkiewne dzwony: Jeden po drugim na dzwonnicy dobijają się oni do sznurów i dzwonią do późnego wieczora, wierząc, że przez to zboże wszelkie w polu, a hreczka szczególniej każdemu się urodzi. (Kolberg, t. 35) Wierzyli, że ten, który najdźwięczniej w dzwon uderzy, ożeni się szczęśliwie i to w najbliższym czasie. Wracający z cerkwi lub kościoła mieszkańcy Podlasia w Wielkanoc pozdrawiali się słowami „Pan Jezus zmartwychwstał” albo „Christos woskries – woistinno woskries” (Chrystus zmartwychwstał – prawdziwie zmartwychwstał”), ściskali się i całowali.

kraina bugu · wiosna 2013


Mówiono, że najwięcej pozdrowień – i oczywiście całusów – odbierały zawsze młode, ładne dziewczęta. Powszechnym niegdyś zwyczajem były wyścigi przystrojonych zielenią bryczek i furmanek, które odbywały się w drodze z kościoła do domu. Towarzyszyły im raźne okrzyki, strzelanie z batów i salwy śmiechu. Powiadano, że gospodarzowi, który ów wyścig wygra, najszybciej wzejdzie zboże. Spieszono się do domów, aby po długim i surowym poście zasiąść do wielkanocnej uczty zwanej święconym, a u prawosławnych Pasku (od słowa Pascha). Na stołach znaleźć się musiały – tak samo jak w naszych czasach – poświęcone wcześniej pokarmy: jajka, chleb, sól, ciasta drożdżowe, wśród nich wysokie tzw. „paski” i świąteczne korowaje, kiełbasa, szynka, a także tradycyjny słodki deser serowy zwany paschą. Przy stole zwykle bawiono się w wybitki. Były to zawody w stukaniu się kraszankami, malowanymi najczęściej na kolor czerwony – kolor życia. Zwyciężał ten, którego jajko

w czasie zabawy najdłużej zachowało niepękniętą skorupę. Tę starą polską grę wielkanocną już w XIII w. opisywał nasz sławny kronikarz Wincenty Kadłubek. Wielkanoc dawała początek różnym zabawom dziecięcym. Sprzyjały im już długie i coraz cieplejsze dni, nie było więc końca gonitwom, wyliczankom, grom na świeżym powietrzu, psotom, żartom, piskom i śmiechom. Chłopcy bawili się w tzw. żołobok, dziś już prawie zapomniany. Polegał on na toczeniu malowanych jajek z górki, po desce z wyżłobionym wgłębieniem. Zawodnik, któremu udało się stoczyć do żołobka najwięcej kraszanek, zabierał wszystkie jako nagrodę za zręczność. Na Podlasiu ulubioną zabawą wielkanocną były huśtawki – wozawki i ich odmiana krętawki – kobylice z ławką obracającą się wokół osi – pionowego słupa. Zwyczajowo budowali je chłopcy w Wielką Sobotę wieczorem, ku uciesze dzieci i aby zaimponować zapraszanym na nie miejscowym pannom. Trzeba wszak

Juliusz Czechowicz (1894–1974): Śmigus dyngus, olej, płyta, 29 x 46 cm.

wspomnieć, że zabawy wielkanocne z reguły połączone bywały z zalotami. Taki charakter miały obchody śmigusa­‑ dyngusa i oblewanie wodą dziewcząt w lany poniedziałek, a także wołoczebne kawalerów, którzy w Wielką Niedzielę wieczorem i przez cały poniedziałek chodzili z muzyką od domu do domu i, stając pod oknem, śpiewali dziewczętom na wydaniu tzw. konopielki – polskie i białoruskie ballady w wielu lokalnych wariantach, opowiadające o miłości, zalotnikach, złotych pierścieniach i spodziewanym ślubie. Do zabaw tego szczególnego okresu należały też wiośnianki – spotkania dziewcząt i chłopców, którzy w wiosenne wieczory zbierali się na drogach i w opłotkach, i do późnej nocy śpiewali pieśni i piosenki wyrażające ich miłosne pragnienia. Wszystkie te świąteczne harce, towarzyszące od zawsze obchodom Wielkanocnym, wyrażały siłę, radość i pochwałę życia. 

91


styl życia/moje siedlisko

Przeciwieństwa zazwyczaj się przyciągają, tworząc niekiedy wybuchową mieszankę, której oddziaływanie może mieć dalekosiężne skutki. Tak właśnie można zobrazować życie Ewy i Leszka Kunickich, których siła wybuchu gazu w gdańskiej kamienicy „wyrzuciła” na mazowiecką wieś. Już prawie dwudziestoletnia działalność małżeństwa przypomina pozytywistyczną pracę u podstaw.

współcześni pozytywiści

z mazowieckiej wsi

tekst:

92

Justyna Franczuk  zdjęcia: Sylwia Garucka-Tarkowska

kraina bugu · wiosna 2013


B

ył rok 1995. W kwietniowy wielkanocny poranek gdańskim wieżowcem przy al. Wojska Polskiego wstrząsnęła eksplozja gazu. Wybuch był tak silny, że w znajdującym się po sąsiedzku mieszkaniu Ewy i Leszka Kunickich, którzy spali przy uchylonym oknie, wyrwało zasłonkę. To właśnie wtedy stwierdzili, że miasto nie jest dla nich, tym bardziej że już wcześniej pojawiały się w ich głowach podobne myśli. — Do trzeciego roku studiów byłem zafascynowany tym tyglem panującym w mieście. Myślałem, że to jest moje miejsce. Potem coś się we mnie odezwało. Powiedziałem profesorowi, że dyplom z malarstwa chciałbym robić w domu w Skrzeszewie, i tak też się stało. Nie przestraszyliśmy się gazu, ale to całe zajście pomogło nam podjąć decyzję. To był impuls. Stwierdziłem, że jak emocje opadną, będzie trudniej. Gdyby nie ta eksplozja, być może jeszcze długo byśmy się zastanawiali nad wyprowadzką, może byśmy byli gdzieś indziej — opowiada pan Leszek. Państwo Kuniccy poznali się w liceum plastycznym w Supraślu. On był o rok starszy, chodził jednak za młodszą koleżanką tak długo, aż ta zgodziła się zostać jego dziewczyną. — Jesteśmy razem od drugiej klasy szkoły średniej. Supraśl był naszym miejscem, do dziś mamy do niego wielki sentyment. Tam przeżyliśmy najpiękniejsze lata, stamtąd mamy najlepszych przyjaciół, tam zostaliśmy ukształtowani estetycznie, bo szkoła mieści się w pięknym pałacu, do tego nauczyciele byli fantastyczni i atmosfera wspaniała — mówi z uśmiechem na ustach pani Ewa. Po maturze wyjechali do Gdańska. On studiował na ASP, ona pracowała. Później ona wychowywała dziecko, on zarabiał na dom, pracując w pracowni konserwacji dzieł sztuki. — Praca mi się podobała, dużo rzeczy się tam nauczyłem, ale nie podobał mi się ten codzienny kierat. Dojazd tramwajem i autobusem zajmował mi godzinę w jedną stronę. Jak to sobie pomnożyłem przez 360 dni, to stwierdziłem, że ucieka mi kawał życia

93


moje siedlisko — wspomina nasz bohater. W międzyczasie młodych odwiedzał ojciec pana Leszka, który zawsze podkreślał, że w Skrzeszewie czeka na nich piętro w rodzinnym domu i nie rozumie, dlaczego gnieżdżą się w wynajmowanym mieszkaniu. Wszystko to spowodowało, że pamiętnego 15 kwietnia 1995 r., kiedy doszło do wybuchu, państwo Kuniccy postanowili zrobić wielkie boom również w swoim życiu. Początki skrzeszewskiego okresu ich życia do wesołych nie należały. — Byłam totalnie uziemiona. Miałam malutkie dziecko, nie widziałam żadnych perspektyw, siedziałam i płakałam w poduszkę, że jestem na wsi, tęskniłam za Gdańskiem, gdzie zostawiłam pracę, znajomych, przyjaciół. Mąż w tym czasie zaczął realizować swoje pomysły — wspomina Ewa Kunicka. Po raz kolejny w ich wspólnym życiu naprzeciw siebie stanęły skrajne cechy charakteru: optymizm pana Leszka, który chciał kontynuować to, czym zajmował się w Gdańsku, oraz realizm z domieszką pesymizmu jego żony. Zwyciężyło to pierwsze i tak w 1996 r., po miesiącu bezczynności, wizytach w urzędzie pracy, pokonaniu biurokracji i niechęci urzędników powstała Pracownia Sztuki Użytkowej „Re” Leszek Kunicki, której działalność opiera się na konserwacji i ręcznym wytwarzaniu

unikatowych mebli. — Patrząc z perspektywy czasu, to był jakiś obłęd. Mieliśmy po dwadzieścia kilka lat. Firmę prowadziliśmy na wsi bez internetu i telefonu — wspomina pani Ewa, a jej mąż dodaje: — Ten pomysł jak na warunki powiatowe był tak szalony, że gdy składałem wniosek o kredyt preferencyjny na rozpoczęcie działalności, to pani, która go przyjmowała, pytała, czemu nie jest to piekarnia, zakład mechaniczny lub coś w tym rodzaju, bo łatwiej byłoby taką dzialalność prowadzić również pod względem księgowym. Pierwsze zamówienie przyszło dzięki Beacie Kozłowskiej, znajomej dekoratorce wnętrz z Warszawy, która poleciła państwa Kunickich swoim klientom, a dotyczyło ono konserwacji złoconych foteli, sztukaterii gipsowej. — Wieźliśmy te piękne, rzeźbione fotele maluchem w przyczepce do Radości pod Warszawą, do ekskluzywnego domu z marmurami. Musiało to śmiesznie wyglądać — wspomina pani Ewa. Potem były kolejne zamówienia, z czasem trzeba było zatrudnić ludzi do pracy, przenieść warsztat do większego budynku. Pan Leszek dłubał w swojej pracowni, jego żona załatwiała sprawy papierkowe, przywoziła śrubki, farby itp. W międzyczasie dojrzała w niej myśl o zrobieniu czegoś dla siebie, skończyła więc pedagogikę kulturoznawczą,

wróciła do malowania, które zawsze było jej wielką pasją, i rozpoczęła pracę z dziećmi na różnego rodzaju warsztatach i plenerach plastycznych. Kolejny życiowy zwrot przyszedł, kiedy okazało się, że piętro domu rodziców zrobiło się za ciasne. Pan Leszek postanowił, że zbuduje dom, od czego już tradycyjnie odwodziła go żona. Kiedy jednak przez kilka miesięcy mijali wystawioną na sprzedaż działkę, również ona przekonała się do tego

94

kraina bugu · wiosna 2013


pomysłu. Na kawałku ziemi, który stał się własnością państwa Kunickich, znajdował się mały drewniany domek. Początkowo mieli go wyremontować i w nim zamieszkać, szybko jednak stwierdzili, że nie opłaca się tego robić, i zaczęli budować dom od podstaw. Chociaż klimatyczny wiejski budynek pozostał i dziś mieści się w nim galeria, którą śmiało można nazwać prywatnym skrzeszewskim domem kultury. — Jak się tu przeprowadziliśmy, to ubolewaliśmy nad tym, że dzieci nie mają dostępu do kultury. Mieliśmy dużo

Dojazd tramwajem i autobusem zajmował mi godzinę w jedną ­stronę. Jak to sobie p ­ omnożyłem przez 360 dni, to stwierdziłem, że ­ucieka mi ­kawał życia.

energii i chcieliśmy coś w tym temacie zrobić. Wychowałam się w mieście, do wszystkiego miałam dostęp i wiem, ile znaczy edukacja kulturalna. Stwierdziliśmy, że warto tutaj też coś zrobić — podkreśla pani Ewa. Tym oto sposobem w małym Skrzeszewie zaczęły odbywać się konkursy plastyczne dla dzieci, wernisaże, wystawy. Okoliczni mieszkańcy podchodzili do tych przedsięwzięć sceptycznie, do czasu jednak kiedy sami stali się bohaterami wystawy. Wszystko za sprawą niemieckiego wiolonczelisty i fotografa Henninga

95


moje siedlisko Harmsa, znajomego państwa Kunickich, którego podczas pierwszej wizyty oczarowała galeria i sama wioska, postanowił więc chodzić po niej i robić portrety miejscowej ludności. — Byłam pewna, że to nie ma racji bytu, ale okazało się, że są chętni. Henning zrobił duże realistyczne portrety, a potem wystawę, na którą przyjechali nawet dziennikarze z telewizji i gazet. To wtedy po raz pierwszy tak licznie odwiedzili nas mieszkańcy wsi, co nas bardzo ucieszyło — wspomina początki artystycznej działalności pani Ewa. Po tym wydarzeniu animatorzy kultury ze Skrzeszewa poszli za ciosem i wykorzystali znajomości, które zdobyli dzięki galerii. Tak oto na mazowiecką wieś przyjechał teatr eksperymentalny Akademia Ruchu, którego przedstawienie – obok koncertu wiolonczelisty, wystaw kilku malarzy i warsztatów teatralnych dla

96

Trzeba po prostu robić to, co się lubi, bez względu na korzyści lub ich brak. dzieci – było częścią projektu „Przyjaciele sztuki”. Rok później małżeństwo powtórzyło przedsięwzięcie, ale jego motywem przewodnim były filmy. Ich projekcje odbywały się na dużym ekranie ustawionym przed galerią, a całość dopięły koncert flecistek z duetu Flute O’clock i wystawy – na jednej z nich można było obejrzeć płyty gipsowe, których użyczył Piotr Dumała, światowej sławy specjalista od animacji. Potem do Skrzeszewa zaproszono Janusza Józefowicza, który ostatecznie nie mógł przyjechać w umówionym terminie, jednak w ramach zadośćuczynienia

zaprosił dzieci z miejscowej szkoły na spektakl „Romeo i Julia”. — Chcieliśmy w ten sposób rozwijać aktywność twórczą i kulturalną dzieci — mówi pani Ewa. Jak wielką rzecz swoimi działaniami robią ci ludzie dla najmłodszych mieszkańców Skrzeszewa, mówić nie trzeba. Kiedy budowa domu weszła w decydującą fazę, rzeczywistość zmusiła państwa Kunickich do rezygnacji z prowadzenia tak szeroko zakrojonej działalności kulturalnej, ograniczyli ją więc do wakacyjnych wystaw i ekspozycji obrazów i mebli w galerii. Plany na przyszłość? — Nie planować — mówi pan Leszek z uśmiechem, po czym rozwodzi się na temat tego, co chce zrobić: — Od kilkunastu lat szukam choćby najmniejszych śladów po Dworze Skrzeszewskim, po którym zostało kilka drzew z dawnego parku, staw, tzw. lodownia i resztki fundamentów po czworakach. Przy okazji tych poszukiwań udało mi się dotrzeć do śladów z historii Skrzeszewa i w naszej galerii chciałbym zrobić wystawę jej poświęconą. Także ostatnio skupiam się na poszukiwaniu ludzi, którzy mają jakąkolwiek wiedzę na temat tego dworu i to jest plan na niedaleką przyszłość. Poza tym w roku 2015 przypada 20‑lecie naszej działalności, które chcemy uczcić imprezą kulturalną w stylu tych wcześniejszych. — Trzeba po prostu robić to, co się lubi, bez względu na korzyści lub ich brak. To powoduje, że łańcuszek się otwiera, a świat zaczyna sprzyjać. Nie można siedzieć i mówić, że chce się coś robić, tylko trzeba to robić — już optymistycznie dodaje pani Ewa i myśli o pracowni plastycznej, w której mogłaby zarażać swoją pasją nie tylko dzieci i młodzież, lecz także dorosłych i seniorów. Nie mam wątpliwości, że w przypadku tak nieprzewidywalnego artystycznego duetu będzie inaczej, a skorzystają na tym nie tylko mieszkańcy Skrzeszewa, lecz także ci, których ciekawość popchnie do zboczenia z drogi i wstąpienia do przydrożnej galerii, mieszczącej się przy trasie z Sokołowa Podlaskiego do Drohiczyna. 

kraina bugu · wiosna 2013


W KINACH OD 10.05


Foto: Materiały prasowe

Styl życia/Design

sposób na

etno

Trendy w modzie są wyznaczane głównie przez kreatorów mody – projektantów najbardziej luksusowych marek. Ale robi to również tzw. ulica – szczególnie najważniejszych stolic mody. Na blogach o modzie i portalach internetowych, gdzie wiele osób prezentuje swoje przykłady stylizacji, można znaleźć inspirację do tworzenia nowych kreacji i podążać za tym, co jest akurat na topie. Internet to bardzo przydatne i niemal niezbędne narzędzie dla osób pracujących nad wytyczaniem trendów na kolejne sezony.

J

ednym z nich jest z pewnością styl etno, w którym wykorzystuje się wzory oraz kolory strojów z dalekich krajów. Mamy tu do czynienia z intensywnością etnicznych barw, łączeniem form i faktur: motywy zwierzęce, wzory kwiatowe, paski, desenie, figury geometryczne. Dominują złota, srebra, odcienie miedzi, czekoladowe brązy, intensywne zielenie, fiolety, bordo, czerwienie i róże, ale także beże i czerń. Charakterystyczne dla tego stylu są długie

98

kraina bugu · wiosna2013


Barbara Chwesiuk

Foto: M. Jencz

Projektantka i właścicielka marek Bialcon i Rabarbar. Pomysłodawczyni utworzenia Szkoły Tradycyjnego Rzemiosła.

sukienki, obszerne spódnice, szerokie spodnie (koniecznie z kieszeniami), wyszywane żakiety, poncza, barwne płaszcze. Dodajmy jeszcze do tego dużo frędzli, pomponów i innych dodatków, takich jak: kolorowe czapeczki, chusty, szale, torby zdobione paciorkami, duże bransolety, wisiory, korale i łańcuchy. Warto również zwrócić uwagę na aplikacje (np. naszywane koraliki) i hafty. Z tego wszystkiego bierze się z pewnością mnogość – często skrajnie różnych – kolekcji. Z jednej strony mamy

do czynienia z przepychem, jak u Dolce & Gabbana czy Alexandra McQueena, z drugiej – z minimalizmem i ascezą w kolorach oraz oszczędną bryłą, jak zwykle u Celine czy Jil Sander. Obok sukienek z technicznej bawełny z asymetrycznymi elementami możemy spotkać kreacje w stylu lat 50. XX w. – z kloszowymi spódnicami – lub w stylu lat 60. – z geometrycznymi wzorami i w szalonych kolorach – jak u Moschino. Mnogość trendów to znak naszych czasów – nowego milenium. Powszechny

dostęp do internetu, a co za tym idzie – łatwość w zdobywaniu informacji napływających z całego świata, pociąga za sobą wzmożoną chęć uczestniczenia we wszystkim, co nowe, modne, egzotyczne. Wtedy właśnie można czuć się trendy, czyli w zgodzie z najnowszym krzykiem mody. A etno z pewnością nim jest. Miejmy nadzieję, że działa to również w drugą stronę, to znaczy otwiera nas na inne kultury, a przede wszystkim na innych ludzi. Bo czyż moda i ubiór nie są uniwersalnym językiem ludzkości? 

99


Foto: Materiały prasowe

Foto: Materiały prasowe

Design Foto: Imax/Agencja FREE

Foto: Imax/Agencja FREE

Trendy

1

Czerń i biel to wspólny trend w bar‑ dzo wielu kolekcjach. U Chanel wy‑ stępuje prawie zawsze, ale Louis Vui­tton wyeksponował te kolory w szcze‑ gólny sposób: w postaci różnych rozmia‑ rów czarno‑białych szachownic, skądinąd jednego z pierwszych deseni, który poja‑ wił się na walizach produkowanych przez twórcę tej marki. Balmain wykorzystał to zestawienie kolorystyczne w postaci nadrukowanych rombów i pasków. Piono‑ we pasy są wyraźnie zaznaczone również w kolekcji Marca Jacobsa. Niektóre kolekcje składają się wyłącznie z białych i czarnych ubrań, bez deseni i nadruków, ale z zasto‑ sowaniem ciekawych tkanin, jak np. u Gi‑ venchy czy Celine. Ta ostatnia zaskoczyła wszystkich na przykład letnimi butami, uszytymi z futerka. Wśród minimalistów mocno trzyma się Martin Magiela, a wśród poszu‑ kiwaczy oryginalnych tkanin prym wiedzie Rick Owens. Dołączając do nich Garetha Pugha z jego czarnymi kreacjami z worków na śmieci, otrzy‑ mujemy świetne trio – świeży powiew w modzie.

2

Foto: Imax/Agencja FREE

100

Foto: Materiały prasowe

Nowe wykończenia tkanin to ko‑ lejny charaktery‑ styczny trend. W wielu kolekcjach odnajdziemy impregnacje, meta‑ liczne lub teflonowe powłoki, prane skóry, tkaniny zmiękczane i deformowane praniem – np. z kamieniami.

3

Koronki i hafty zobaczymy u Valentino, ale w bardziej niż dotych‑ czas minimalistycznej

formie. Nie zabraknie tu oczywiście stylu red dress, który nadal jest na topie. Do‑ lce & Gabbana – rekordzista w stosowaniu gipiur i haftów, również złotych i baroko‑ wych – przeniósł się z sycylijskich, włoskich klimatów w okolice Peru, Meksyku i Brazy‑ lii, żeby eksplodować kolorami w indiań‑ skim wydaniu.

4 5 6 7

Zwierzęce desenie pojawią się w barwach Kenzo, a w tradycyjnych kolorach – jak zwykle u Just Caval‑ li. A do tego mamy mnóstwo dodatków ze skóry, w tym zamszowych.

Japonia zainspirowała Pradę, ale też Etro: kwiaty obsypały kimonowe tu‑ niki i sukienki. W tym klimacie miesz‑ czą się też buty Stelli McCartney. Geometryczne wzory lat 70. XX w. na sukienkach, marynarkach i spodniach dzwonach – trochę zbyt krótkich – znajdziemy u Marni. Trzeba także wspomnieć o jasnym błękicie, który nie może doczekać się akceptacji. A przecież to kolor, który kojarzy się z latami beztroski. Dzięki starszej adaptacji „W pustyni i w puszczy” i niebieskiej sukience Nel kolor ten kojarzy się również z przygody. Cudownie łączy się z czekoladą, kamelem, jasnym beżem. Błękitna sukienka na pewno doda każdej kobiecie niezwykłego uroku – tym bardziej z dodatkiem złota.

8 9

À propos złota: pasuje na każdą oka‑ zję i do wszystkiego – nawet trampki i spodnie mogą być w tym kolorze.

Na zakończenie należy wspomnieć o inspiracjach światem organicznym i kosmosem, również w ka‑ lejdoskopowym wydaniu. Zachęcam też wszystkie panie do minispódniczek i szor‑ tów, tym bardziej że w tym sezonie krótkie nosi się z długim.

kraina bugu · wiosna2013


Foto: Materiały prasowe (4)

Tulipany Szara wełna z lanolinowym, lepkim chwy‑ tem, brudna, zlepiona w grube strąki jak dredy. Uprana zmienia formę, jest miękka i bardziej jednorodna. Po gręplowaniu z bezkształtnej bryły zamienia się w miękką kołderkę. Jest sprężysta i pachnie jak mała owieczka, karmiona mlekiem z butelki ze smoczkiem. Obłok takiej wełny zawisa nad kołowrotkiem, zaczyna wydłużać się i zmienia się w nitkę, która skręca się na wrzecionie, ograniczona zagiętymi jak pazurki drutami. Z wrzeciona wełna trafia do motka a motek do garnka z farbą. W kuchni unosi się zapach octu, wymieszany z zapachem mo‑ krej wełny. Ten drugi przypomina zapach unoszący się nad mokrymi, wełnianymi skarpetami. Na sznurze suszy się wełna: czarna i tak ciemnowiśniowa, jak na dojrzałych owo‑ cach, strąconych z drzewa przez szpaki. Dalej zielona, ciemniejsza od trawy i w bar‑ dziej syntetycznym odcieniu. Żółta wełna trochę przypomina lipowy miód, a różowa kwiaty „grudnia”, zwisające na końcu długich, kaktusowatych gałązek. Jeszcze fioletowy, czerwony, niebieski i mamy tęczę na sznurku. Potem krosna. Kolorowe paski układają się w mozaikę, na której kwitną geometryczne tulipany. Właśnie te tulipany pojawiły się na ubra‑ niach w najnowszej kolekcji Rabarbaru na zimę 2013/2014. Wycięte z wełny lub skó‑ ry, naszyte na spódnice, sukienki czy bluzki, dodają ubraniom oryginalnego folkowego charakteru. Czerwone tulipany z zieloną łodyżką i listkami, pojawiły się również w formie haftów na spodniach. Osoby, które odważą się założyć na siebie tulipanowe ubrania na pewno będą się wyróżniały. Ciekawe, czy będą świadome, skąd wzięły się te tulipany?

Pracownia Tkacka

Leśna Podlaska

101


102

kraina bugu 路 wiosna 2013

Foto: Living4media/Agencja FREE


Styl życia/inspiracje

świeży powiew nie tylko w naturze tekst:

Grzegorz Móżdżyński

Idzie wiosna, a wraz z nią otwieranie kolejnych rozdziałów w ­różnych aspektach życia. Nowe plany, nowe początki. Innego kolorytu może nabrać także nasz dom, w którym po zimowej szarości zagoszczą kolory i radość. Inspiracją na nowe wnętrze była, jest i będzie natura, a że rozkwita ona wiosną, wraz z nią rozkwitają nasze wnętrza.

P

rzyroda nie zawsze stara się zaspokoić nasze ambicje, czasami zdaje się działać celowo na przekór. Marzymy o długim i aktywnie spędzonym urlopie, a przychodzi nam zadowolić się zaledwie kilkoma słonecznymi dniami. Gdy wspólnie ze znajomymi planujemy kulig lub wypad na narty, w przeddzień wyjazdu akurat topi się śnieg. A jakby tego było mało, posępne chmury zaczynają bezkształtną, watowatą masą zasnuwać niebo po horyzont. Zanim krajobraz na krótko rozbłyśnie soczystą zielenią, przez wiele tygodni rozwleka się szare przedwiośnie. Zastyga na długie dni, jakby w oczekiwaniu, czy starczy nam cierpliwości, aby dotrwać do pierwszych radosnych promieni słońca. Pod wpływem ich magicznej siły szare na pozór pędy drzew

różnicują się, naciągają barwą pęczniejących pąków, dojrzewają, aż w końcu wiosna w krótkim czasie rozkwita tęczą barw niezwykłych i hipnotyzujących, które nie powtórzą się już w ciągu całego roku. Natura nie od dzisiaj bywa inspiracją dla ludzi, także przy kreowaniu wnętrza. Jak szybko pierwsza soczysta zieleń ustępuje pełni dojrzałego lata, tak szybko nowe mieszkania stają się już używanymi. Nowożeńcy wprowadzają się do domu kupionego okazyjnie lub odziedziczonego po babci, niczym wiosna wdzierająca się w zimowy pejzaż, z dawna już pozbawiony świeżych liści, a przy tym często pełen nagromadzonego przez zimę brudnawego topniejącego śniegu. Nowa sytuacja, nowe okoliczności, nie zawsze wymarzone, z którymi dopiero przychodzi

się zmierzyć. Wokoło ściany bielone wapnem i kąty z początku jeszcze zasnute nicią pajęczą. Pośród nich krajobraz tworzą lniane płótno serwetek, srebrne sztućce, surowe deski stołu – materiały naturalne, nieprzetworzone, czyste. Pękaty wazonik ociepla klimat wiosennym kolorem kwiatów, drżące płatki przyciągają uwagę, rozpływają się w świetle jak szkic obrazu na blejtramie.

Biel Najczystsza ze wszystkich barw przywodzi na myśl niezapisaną kartę. Młodzi ludzie życie mają jeszcze przed sobą i ten miły aspekt ich sytuacji znajduje odzwierciedlenie w mieszkaniu. Są w nim niezagospodarowane ściany czekające na obraz, pokoje spodziewające się nowych właścicieli,

103


inspiracje

Jeśli przyjrzeć się z namysłem detalom, z każdego sprzętu można odczytać jakąś niedopowiedzianą historię. Wszystko zostaje utrwalone w martwych przedmiotach całkowicie szczerze, bo mimowolnie. i nie tak odległej biedy. Świeża farba skrywa lepsze i gorsze chwile, które już minęły. Dawna treść – choć wzruszająca – wraz z upływem czasu staje się

coraz bardziej zapomniana i na słońcu wyblakła. A może lepiej wrócić na ziemię? To przecież nie karta, lecz pusta ściana – pewnie przy przeprowadzce zwyczajnie zabrakło pod ręką gwoździa lub może obraz był zbyt skromny, żeby go w tym miejscu powiesić.

Przestrzeń Znanym, często i świadomie stosowanym zabiegiem na optyczne powiększenie pomieszczenia jest użycie dużego kryształowego lustra. Ale biała ściana lub odpowiednio dobrany obraz z podobnym skutkiem psychicznie uwalniają nas z ciasnoty otaczających ścian. W jednym z pomieszczeń arkada malowana na deskach ukazuje sentymentalny widok kipiącego zielenią ogrodu czy może bardziej parku. Obraz sam w sobie nie przykuwa uwagi tym, co przedstawia. Wrażenie robi jego wielkość, umieszczony we właściwym miejscu zyskuje pewien element magii. Zaczarowuje rzeczywistość; powstał przecież nie po to, aby ukazać rajski ogród, lecz żeby w naszej wyobraźni uczynić z istniejącego pokoju pałacowe wnętrze. To wrażenie podtrzymuje jasność, światło, którego blask bije tuż obok, przechodząc ponad blatem stołu. Wielkie okna przywodzą na myśl oranżerię, pasującą bardziej do magnackiego przepychu niż do wiejskiej chaty. Tworzą swoisty ogród zimowy rodem z czasów sprzed wynalezienia systemowych ścian ze szkła i aluminium, w którym zieleń – podobnie jak ta z obrazu – otacza nas i wydaje się bliska, choć pozostaje na zewnątrz poza zasięgiem ręki.

Kredens Ten użyteczny, codzienny mebel usadowił się naprzeciw pałacowej arkady. Jego drewniane, malowane farbą drzwiczki oraz blaty oszczędzają nam konieczności tropienia odcisków palców, jak to bywa na polerowanym szkle i nierdzewnej stali. Pomimo całkiem okazałych gabarytów wydaje się za mały dla zgromadzonych w nim waz, talerzy, sztućców, cukiernic

REKLAMA

całe mieszkanie jest pełne oczekiwania na to, co już wkrótce się w nim wydarzy. Jeśli przyjrzeć się z namysłem detalom, z każdego sprzętu można odczytać jakąś niedopowiedzianą historię. Każdą czynność wykonujemy starannie lub niedbale, każdy zakup jest oszczędny lub nieco rozrzutny, a rozwiązanie przemyślane dokładnie lub prowizoryczne. Wszystko to zostaje utrwalone w martwych przedmiotach całkowicie szczerze, bo mimowolnie. Gdy sobie to uświadomimy, możemy nauczyć się czytać i powoli odkodowywać niesamowite historie ukryte w niepozornych materialnych świadectwach. Dom widziany w ten sposób jest jak kartka z pamiętnika – jeszcze niezapisana, a może zapisywana właśnie po raz kolejny. Pełna sprzętów, w których pęknięciach i rysach splata się mieszanka śladów dawnej świetności

kraina bugu · wiosna 2013


Foto: Living4media/Agencja FREE

105


inspiracje i koszyczków na szklanki. Tworzy swoistą ekspozycję artystycznych przedmiotów codziennego użytku. Pomiędzy naczyniami i szufladkami przytulny kącik znajdują dla siebie figurki i dzbanuszki, a nawet ciekawskie zajączki niecierpliwie wyglądające Wielkanocy. Srebrne sztućce zostały gromadnie wrzucone do szuflady – ich bezład pomaga nie zwracać uwagi na większą czy mniejszą materialną wartość każdego przedmiotu z osobna.

Miejsca błogo­ sławione, ­szczęśliwe nieobecnością ­telewizora, ­zapraszające do bycia razem bez pośrednictwa ani nawet sąsiedztwa szklanego ekranu.

Całe to stłoczenie nie musi być przypadkowe i ma również swoje dobre strony. Jest okupem płaconym za niewielką ilość mebli w pomieszczeniu. Mury bywają zbyt cenne, aby przestrzeń między nimi zaśmiecać pochopnie. Nieco puste pokoje zachęcają, żeby je wypełnić meblami, książkami, śmiechem, po prostu życiem. Zbyt mocno zagracone nie pozostawiają miejsca na myślenie, oddech, ograniczają swobodę działania. Zestawienie nagromadzonych blisko siebie przedmiotów przeplecionych z towarzyszącą im pustą przestrzenią wprowadza między nie pewną dynamikę. Tę samą konwencję podtrzymują poduszki na sofie, nadmiarem puszystości kontrastujące z surowymi ścianami wysokiego pokoju.

106

Foto: Living4media/Agencja FREE

Rozmowa Pomiędzy kredensem a pałacowym ogrodem centralne miejsce zajął stół – prosty, solidny, odpowiednio obszerny. Przy nim szczera rozmowa wiedzie prym przed wyszukaną wykwintnością potraw. Nie ma miejsc honorowych, za to z pewnością znajdzie się przy nim miejsce dla każdego. Błogosławione, szczęśliwe nieobecnością telewizora, zapraszające do bycia razem bez pośrednictwa ani nawet sąsiedztwa szklanego ekranu. Proste deski podłogowe tworzą wyraźny wzór, podkreślając wielkość pomieszczeń i kompozycyjną symetrię układu. Wraz z kryształowym żyrandolem tworzą dwa przeciwstawne bieguny, usprawiedliwiające i jednoczące w całość towarzystwo drobnych ornamentów krzeseł i siermiężnej konstrukcji stołu, porcelanowej zastawy i – niestety – łuszczącej się tu i ówdzie farby. Czystość, pokora i prostota wydobywają elementy piękna i zakrywają ślady ubóstwa, nieco onieśmielają. Podłoga pozbawiona dywanów z frędzlami zachęca do przyjęcia pod dach czworonożnych przyjaciół. Lecz gdyby do tego pomieszczenia zdecydował się wejść kot, z pewnością musiałby to być dżentelmen, od urodzenia noszący futerko z białymi skarpetkami. 

kraina bugu · wiosna 2013


PA£AC £OCHÓW Centrum Konferencyjno-Wypoczynkowe z widokiem na historiê SPA  Œlub i wesele  Konferencje i szkolenia  Wypoczynek Pa³ac £ochów to XIX-wieczny Zespó³ Pa³acowo–Parkowy, po³o¿ony zaledwie godzinê drogi od Warszawy, w malowniczym otoczeniu przyrody. Pa³ac dysponuje 83 pokojami i apartamentami w Pa³acu, Oficynie i Wozowni, 9 salami konferencyjnymi, Gabinetem SPA, Kamienn¹ Grot¹, Pracowni¹ Ceramiczn¹ oraz terenami zielonymi z bezpoœrednim dostêpem do rzeki Liwiec. Pa³ac £ochów jest miejscem, w którym mo¿na spêdziæ rodzinny weekend poza miastem, z³o¿yæ przysiêgê ma³¿eñsk¹ w zabytkowym koœció³ku i prze¿yæ niezapomniane wesele oraz zorganizowaæ szkolenia i konferencje.

Pa³ac £ochów jest cz³onkiem: Hoteli Historycznych Polska oraz Hoteli Historycznych Europa

WEEKEND RODZINNY - tylko 299 z³ Pakiet obejmuje: 2 noclegi; pe³ne wy¿ywienie (2 œniadania, 2 obiady, 2 kolacje); atrakcje dostêpne przez ca³y weekend: SPA (sauna, jacuzzi), Nordic Walking, warsztaty ceramiczne dla dzieci i doros³ych; pobyt czworono¿nego przyjaciela bez dodatkowych op³at; zwiedzanie okolicy. Osoba doros³a - 299 z³/os. Dzieci w wieku do 12 lat w pokoju z rodzicami gratis M³odzie¿ w wieku 12 - 18 lat i dziadkowie - 149 z³/os. 15% rabatu na zabiegi SPA Dodatkowe15% rabatu przy rezerwacji powy¿ej 15 osób. Istnieje mo¿liwoœæ przed³u¿enia pobytu na atrakcyjnych warunkach.

Pa³ac £ochów ul. M. Konopnickiej 1, 07-130 £ochów tel./fax 25/ 675 11 14, e-mail: palaclochow@arche.pl www.palaclochow.pl


styl życia/Weekend na poziomie

relaks na krańcu Polski

Na wschodnim krańcu Polski, niemalże u styku granicy z Białorusią, znajduje się piękny kawałek Podlasia, a na nim dworek, który kilka miesięcy temu został laureatem pierwszego miejsca w ogólno­ polskim konkursie „Miejsce z klimatem”. Dworek Łukowiska zasługuje na to miano bezsprzecznie.

108

Foto: Materiały własne

Foto: Materiały własne

X

IX‑wieczny dwór oraz inne obiekty, które wchodzą w skład kompleksu, znajdują się na krańcu książęcej wsi Bubel-Łukowiska, założonej na przełomie XIII i XIV w. – tak przynajmniej podają kroniki. Otacza je dziewicza przyroda Parku Krajobrazowego „Podlaski Przełom Bugu”. Jej namacalnym dowodem, widzianym bez zapuszczania się w głąb parku, są łęgi wierzbowo‑topolowe, które porastają niskie brzegi rzeki, stare wyspy oraz obrzeża starorzeczy leżące u podnóża posiadłości. Wszystko to gwarantuje niczym niezakłócony wypoczynek z bogactwem fauny i flory, nieskażonym powietrzem oraz czystą wodą w tle. Niezwykle klimatyczną posiadłość, otoczoną pięknym ogrodem ze staropolskimi kwiatami i ziołami, tworzą: Biały Dwór pochodzący z XIX w., drewniany Mały Dworek, stadnina koni z zabytkowymi powozami i bryczkami, zarybiony staw z wyspą, w której centralnym miejscu znajduje się idealna na rozmowy przy winie altanka, oraz 9‑hektarowy teren z powodzeniem wykorzystywany na zajęcia szkoleniowe. W obu dworach można zatrzymać się w pokoju 1-, 2- lub 3‑osobowym. Każdy z nich ma własną łazienkę z wanną lub prysznicem. I każdy tworzy odrębną stylową komnatę, której osobliwego charakteru nadaje zabytkowe umeblowanie. Płacąc za dobę hotelową, każdy z gości w pakiecie otrzymuje śniadanie, ma też możliwość korzystania z bezprzewodowego internetu i całej infrastruktury.

kraina bugu · wiosna 2013


Foto: R. Lesiuk

Dworek Łukowiska to nie tylko miejsce dla poszukiwaczy odpoczynku czy artystów i malarzy, którzy chętnie wybierają właśnie zabytkowe podlaskie komnaty. To także idealna lokalizacja do biznesowego wykorzystania na organizację konferencji w jednej z dwóch sal (100- lub ­60‑osobowej) lub świętowania w gronie rodziny i przyjaciół. To właśnie do tego typu uroczystości – wesel, przyjęć komunijnych i świątecznych, spotkań rodzinnych, biesiad – służy specjalne pomieszczenie, w którym jednocześnie może przebywać 120 osób. Kiedy pogoda sprawia, że nie warto siedzieć w czterech ścianach, przyjęcie można zorganizować na świeżym powietrzu, a przed nadmiernym żarem z nieba chronić nas będą wiekowe lipy. Niezależnie od tego, którą formę spotkania wybierzemy, stoły zawsze będą uginały się pod doskonałym jadłem kuchni regionalnej i wegetariańskiej. Żaden odpoczynek nie byłby idealny, gdyby opierał się tylko na błogim leniuchowaniu, dlatego właściciele Dworku Łukowiska przygotowali dla swoich gości moc aktywności: przejażdżki konne, ogniska i potrawy z grila przy dźwiękach kapeli ludowej, spływy kajakowe i tratwą po Bugu, łowienie ryb, warsztaty pieczenia chleba oraz degustacje win. Dodatkowe atrakcje to: możliwość jazdy na nartach biegowych, koncerty muzyki ludowej i klasycznej, wycieczki rowerowe i piesze po ścieżkach przyrodniczo‑dydaktycznych, przejażdżki quadami, sauna fińska, siłownia, paintball. Jak widać, wybór

materiał promocyjny

Foto: Materiały własne

jest ogromny, a wśród tak wielu możliwości każdy znajdzie coś dla siebie. Ciekawie przedstawia się też oferta turystyczna okolicznych miejscowości, które warto odwiedzić przy okazji wizyty w dworku. Bodaj największą atrakcją jest leżący w odległości zaledwie 5 km Janów Podlaski, słynący z najstarszej w Polsce stadniny koni arabskich. W samym Janowie warto zobaczyć liczne zabytki architektury, dzięki którym osada znajduje się pod stałą ochroną konserwatorską i archeologiczną. Bubel-Łukowiska to także doskonała baza noclegowa na wyprawy po okolicy. W promieniu 30 km znajdują się bardzo atrakcyjne turystycznie miejsca, jak chociażby: Święta Góra Grabarka, Mielnik, Drohiczyn, Leśna Podlaska, Kostomłoty, Kodeń czy Jabłeczna. Z pewnością pobyt w Dworku Łukowiska dostarczy nam nie tylko spokoju i energii, lecz także wiedzy historyczno‑kulturalnej. 

CENNIK: ▶▶ pokój 1‑os. . . . . . . . 100 zł ▶▶ pokój 2‑os. . . . . . . . 160 zł

USŁUGI: ▶▶ wypoczynek i rekreacja ▶▶ konferencje i imprezy okolicznościowe ▶▶ wesela

ATRAKCJE: ▶▶ wycieczki piesze i rowe‑ rowe, ▶▶ sauna, ▶▶ siłownia, ▶▶ nauka pieczenia chleba, ▶▶ degustacja win, ▶▶ spływy kajakowe lub tratwą po Bugu, ▶▶ ognisko i gril z udziałem kapeli ludowej, ▶▶ przejażdżki konne w siodle, bryczkami, wozami i quadami, ▶▶ wędkowanie w stawie i Bugu

D­WOREK ŁUKOWISKA Bubel-Łukowiska 29, 21-505 Janów Podlaski tel. 83 341 99 69, 607 766 074 e-mail: dworek@dworeklukowiska.pl internet: www.dworeklukowiska.pl

109


kultura/kulturalny kwartał

Spektakl

Miłość nie zna wieku XX „HAROLD I MATYLDA”, CENTRUM KULTURY I SZTUKI IM. A. MEŻERYCKIEGO, SCENA TEATRALNA MIASTA SIEDLCE

Na deskach siedleckiego teatru znów zagości plejada gwiazd: Krystyna Sienkiewicz, Tomasz Ciachorowski, Tadeusz ­Chudecki,

Grażyna Wolszczak, Dorota Chotecka, Magdalena Wójcik i Agnieszka Sienkiewicz. Czy moż­ liwe jest, aby 19‑­latek zakochał się w poznanej na pogrzebie 79‑letniej kobiecie i poprosił ją o rękę? Możliwe, jeśli dzięki niej skłonny do depresji nastolatek, którego pasją jest chodzenie na pogrzeby, powoli zacznie odkrywać radość życia i do­ strzegać pozytywne strony tego, co do tej pory nie miało dla niego sensu. Znajomość z uroczą starszą panią sprawi, że Harold rozpocznie osobliwą grę z kandydatkami na żonę, które podsyła mu jego matka, będzie mianowicie odgrywał przed nimi sceny samobójstw. Do czego to wszystko doprowadzi? Czy oświadczyny zostaną przyjęte? Czy młodzieniec znajdzie szczę­ ście i zrozumienie w czasach, w których ludzie nastawieni są na konsumpcjonizm i minimalizm uczuciowy? 

ze współczesną muzyką klubo­ wą, m.in. dubstepem, dubem, housem, drum & bassem. Nowo­ czesne brzmienia idealnie współ­ grają z głosami dziewczyn, które śpiewają jak wiekowe babcie.

Płyta

Muzyczny mezalians XX „POŁUDNICE/ELEKTRONICE”, 2012

Płyta to niezwykła, bo nic innego nie mogło być owocem współpracy młodych dziewcząt, które wykonują pieśni tradycyjne, z twórcami muzyki klubowej. Trzynaście znajdujących się na krążku utworów to miłe dla ucha i nowatorskie połączenia dawnych wiejskich polskich, ukraińskich i białoruskich pieśni

Album

Książka

Śladem dawnych rezydencji ziemiańskich

Po drugiej stronie rzeki XX „MIASTO RYB”, NATALIA BABINA, WYDAWNICTWO REBIS, 2010

XX „DWORY I PAŁACE NA KRESACH WSCHODNICH. MIĘDZY NIEMNEM A BUGIEM”, KATARZYNA I JERZY SAMUSIKOWIE, FUNDACJA SĄSIEDZI, BIAŁYSTOK 2012

Jeśli chcą Państwo poznać historię siedzib tak znamieni­ tych rodów, jak Radziwiłłowie, Sapiehowie, Chreptowiczowie, Sołtanowie czy Pudłowscy, czy też rodzinnych posiadłości Adama Mickiewicza, Juliana Ursyna Niemcewicza, Elizy Orzeszkowej i Marii Rodziewi­ czówny, to warto sięgnąć po ten album. W wyjątkowej publikacji opisano często burzliwe dzieje kilkudziesięciu dworów, pałaców i zamków, znajdujących się nie w dużych miastach, do których każdy może dotrzeć z łatwo­

110

Jak czytamy na stronie białostoc­ kiego uniwersytetu, współ­ realizatora płyty: „Południce to nieprofesjonalna żeńska grupa śpiewacza. (…) Wykonują trady­ cyjne pieśni – najczęściej polskie (m.in. podlaskie) i ukraińskie, rza­ dziej również białoruskie. Skład osobowy grupy jest ruchomy i zróżnicowany – śpiewaczki re­ krutują się spośród miejscowych weganek, dyrektorek, etnografek, aktorek, bibliotekarek, szamanek i matek Polek, które przepadają za pogawędkami towarzyskimi oraz zbiorowymi śpiewami z oka­ zji lub bez okazji. 

ścią, lecz z dala od głównych szlaków turystycznych, opisy okraszono pięknymi kolorowymi fotografiami. Wśród wielu zde­ wastowanych dworów autorzy publikacji odnaleźli prawdziwe perełki: dwory Kościuszków w Mereczowszczyźnie i Mickie­ wiczów w Nowogródku, pałacyk Szwykowskich w Prużanie oraz dwa zamki Radziwiłłów w Mirze i Nieświeżu, których restauracja jeszcze trwa. 

„Ta białoruska książka nie jest o Łukaszence!” – głosi hasło na stronie wydawcy. W tym thril­ lerze zobaczymy współczesną Białoruś opisaną reportażowo. Będą prywatne firmy działające zgodnie z literą prawa, duże pieniądze, będzie też tygiel językowo‑kulturowo‑religijny, słowem zupełnie inne państwo niż to, którego obraz tkwi w świa­ domości większości ludzi. Akcja powieści dzieje się po bia­ łoruskiej stronie Bugu, w wiosce Dobratycze, znajdującej się tuż za pasem granicznym. Pewnego dnia ginie babcia Makrynia – najstarsza mieszkanka wioski, która wypiła kawę z trucizną.

Kto jej tam nasypał? Czy staruszka rzeczywiście była wiedźmą, jak sądzili okoliczni mieszkańcy? A jeśli te plotki się potwierdzą, to czy zza światów doprowadzi do ukarania swoich morderców i obroni wieś przed czekającą ją zagładą? Odpowiedzi na te pyta­ nia znajdują się na 304 stronach powieści białoruskiej dziennikarki Natalii Babiny, która publikuje w niezależnej gazecie „Nowa Niwa”. 

kraina bugu · wiosna 2013


Noc z kulturą

Szlakiem kulturalnego Zamościa XX ZAMOJSKA NOC MUZEÓW, 18–19 MAJA

Muzeum Zamojskie w Zamościu, Zamojski Dom Kultury, Koło Przewodników PTTK i Roztoczań­ skie Ekomuzem zapraszają na noc

Koncert

Muzyczni chojracy XX HOYRAKY, 25 MAJA BIELSK PODLASKI

Leszek Przybysz, Urszula Orze­ łowska, Katarzyna Stepaniuk, Piotr Ostaszewski, Marek Chmielewski, Jarosław Kaliszewicz i Wiesław Sę­ dziak to grupa charyzmatycznych muzyków, którzy grają i śpiewają z przysłowiowym pazurem. Każdy ich występ to energe­ tyczna dawka ukraińskiego folku połączona z nutką rockowych

z kulturą przez duże „K”. Atrakcje, jakie przygotowali organizatorzy, ucieszą szczególnie miłośników historii, sztuki i muzyki dawnej. W programie imprezy znajdą się: koncert kameralny zorganizo­ wany w ramach VI Zamojskich Muzykaliów, zwiedzanie wystawy „Rok 1813 – najdłuższa obrona w historii Twierdzy Zamojskiej”, spotkanie z Markiem Rzeźnia­ kiem, artystą plastykiem, oraz nocne zwiedzanie Zamościa, po którym oprowadzać będą przewodnicy z PTTK. Zamojska Noc Muzeów to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie, podczas któ­ rego można obcować ze sztuką w niezwykłej atmosferze oświe­ tlonego nocą miasta. To propo­ zycja dla małych i dużych, z której można korzystać zarówno samodzielnie, poznając przy okazji innych miłośników kultury, jak i w rodzinnym gronie. 

brzmień. W swojej twórczości Hoyraky wykorzystują wielo­ kulturowość Podlasia, z którego pochodzą, umiejętnie łącząc tra­ dycyjne ukraińskie pieśni ludowe ze współczesnymi brzmieniami. „Tworząc zespół złożony z osób o różnym pochodzeniu naro­ dowościowym i wyznaniowym, staramy się dać dobry przykład dla różnych społeczności nasze­ go regionu, aby powiedzenie »muzyka łączy ludzi« nie było pu­ stym sloganem” – piszą o sobie członkowie zespołu na stronie internetowej. 

dwa główne nurty polskiej sztuki współczesnej, uczy zarówno od­ bioru sztuki abstrakcyjnej, opartej na zasadach geometrii, prawach matematyki i fizyki, jak i intuicyj­ nego emocjonalnego podejścia do obrazów metaforycznych. Które nazwiska mogą być swoistym magnesem przyciągającym widzów?

Wystawa

„Geometria i metafora z kolekcji Galerii 72” XX MUZEUM POŁUDNIOWEGO PODLASIA W BIAŁEJ PODLASKIEJ, WYSTAWA CZYNNA DO 21 KWIETNIA

Jakie przesłanki zadecydowały o tym, że w swoich murach wystawiają Państwo prace z dorobku chełmskiej Galerii 72? Małgorzata Nikolska: O zna­ czeniu każdego muzeum w dużej mierze decyduje oryginalność i wartość jego zbiorów, my np. je­ steśmy znani głównie dzięki największemu w Polsce zbiorowi ikon rosyjskich, natomiast Mu­ zeum Ziemi Chełmskiej w Cheł­ mie od lat 70. ubiegłego wieku gromadzi prace wybitnych twór­ ców polskiej i europejskiej sztuki współczesnej. Chełmska Galeria 72, obchodząca w ubiegłym roku swoje 40‑lecie, to jedna z największych i najciekawszych kolekcji sztuki współczesnej w Polsce, licząca obecnie ponad 2 tys. eksponatów autorstwa około 330 artystów. Wystawa w naszym muzeum, wpisująca się w kalendarz obchodów jubile­ uszu galerii, pełni przede wszyst­ kim rolę edukacyjną. Prezentując

Na wystawie prezentowanych jest ponad 100 prac 98 artystów polskich i zagranicznych. Są wśród nich prace prekursorów polskiej abstrakcji, takich jak twór­ ca i pomysłodawca galerii Kajetan Sosnowski, Henryk Stażewski, Jonasz Stern, Stanisław Teisseyre, Erna Rosenstein czy Jan Tarasin. Wśród znanych artystów sztuki przedstawiającej podziwiać moż­ na prace Jerzego Nowosielskiego, Jana Dobkowskiego, Józefa Szaj­ ny, Władysław Hasiora, Kiejstuta Bereźnickiego i Stanisława Baja. Jak prezentowane prace oddają tytułowe „geometrię” i „metaforę”? Geometria to głównie sposób porządku kompozycyjnego dzieła, nawiązujący do trady­ cji konstruktywizmu. Artyści posługują się regularnymi, często przenikającymi się formami, stosując prawa optyki i mate­ matyki. To malarstwo klarowne i uporządkowane, często spokoj­ ne i monochromatyczne, czasem zaskakujące ostrymi kontrastami czystego koloru. Czy sztuka współczesna może być atrakcyjna dla każdego, czy jest ona raczej kierowana do określonego kręgu odbiorców? Malarstwo metaforyczne od­ krywa świat podświadomości, używając symboli i znaków, daje także komentarz do potocznej rzeczywistości. Pozornie reali­ styczne i czytelniejsze, wymaga od widza wiedzy, wrażliwości i intuicji. 

111


inżynier od fantastyki

i filozofii tekst:

112

Justyna Franczuk

Foto: Bartek Kosiński

kraina bugu · wiosna 2013


SZTUKA/zainspirowani

Konrad T. Lewandowski bez wątpienia nie jest ani zwyczajnym człowiekiem, ani zwyczajnym pisarzem, biorąc pod uwagę jego filozofię życia i sposób patrzenia na świat. Bez oporów łamie ogólnie przyjęte zasady, bezceremonialnie głosi swoje poglądy, nie bacząc na reakcje otoczenia. Obok takich nazwisk, jak Janusz Zajdel, Jacek Dukaj czy Stanisław Lem, należy do kanonu polskiej fantastyki. Nie jest nastawiony na pozytywne relacje, ale na dzieło, bo to ono jest najważniejsze.

O

sobliwy charakter pisarza dawał o sobie znać od najmłodszych lat pana Konrada. — Psycholodzy męczyli mnie dosyć mocno w okolicach 10. roku życia, być może wtedy odkryli u mnie ów sławetny rys autystyczny w osobowości, jak

to określił po latach Jarosław Grzędowicz, wówczas naczelny pisma „Fenix”. Gdybym jednak miał jakąkolwiek formę autyzmu, nie byłbym tak twórczy. Mógłbym być matematykiem, ale nie pisarzem, operującym dużym zakresem słów — tłumaczy autor ze stoickim spokojem, nie robiąc sobie nic z podobnych uwag,

dodając, że wielu ma rzeczywiście problem z krnąbrnością jego charakteru. — Jestem przede wszystkim człowiekiem ciekawym świata, indywi­dualistą. Od 13. roku życia interesowałem się wszystkim, także historią, czytałem książki, oglądałem filmy, programy historyczne i tak niepostrzeżenie przez ponad

113


zainspirowani

114

kraina bugu 路 wiosna 2013


zainspirowani 30 lat nasiąkłem większością informacji potrzebnych mi do pisania. Owa ciekawość świata powoduje, że Konrada Lewandowskiego trudno zdefiniować również jako literata. Od 20 lat tworzy dzieła różnorodne, ciągle wymyśla coś nowego. Dla niektórych jest to również argument in minus, twierdzą oni bowiem, że czytelnicy się po prostu gubią. Ostatnim projektem pisarza jest powieść „Orzeł bielszy niż gołębica”, wydana w ramach serii ,,Zwrotnice Czasu”, w której pojawiają się twardochody – czołgi napędzane naftą i wodą utlenioną. Dzięki temu wynalazkowi w alternatywnej wersji powstania styczniowego w 1863 r. Polacy wygonili Rosjan z terytorium kraju. — Dla mnie była to zabawa intelek­ tualna. Wymyślenie czegoś, czego jeszcze nie było, to w sumie największa frajda. Twórczo pisarz spełniał się także przy pisaniu innych powieści, opowiadań i artykułów. Akcję niektórych z nich artysta przeniósł nad Bug. — To jest przestrzeń mojego dzieciństwa, mam tu na myśli przede wszystkim miejscowości Nur i Ołtarze‑Gołacze. Tam bodajże od 7. roku życia jeździłem na wakacje i nadal jeżdżę. Stamtąd pochodzi rodzina matki. To jest po prostu moje miejsce. Najbardziej znanym elementem nadbużańskiego krajobrazu w powieściach Konrada Lewandowskiego jest wierzbowy las i znaleziona w nim przed laty wierzba – pierwowzór czarnej wierzby z „Diabłu ogarek”, powieści której bohaterem jest Stanisław Jakub Lawendowski. Zbieżność nazwisk czy celowy zabieg językowy? — Lawendowski to pierwotna forma nazwiska Lewandowski, wywodząca się od lawendy, rośliny ozdobnej, która nie rośnie dziko w naszym klimacie, dlatego stanowiła wyróżnik szlachty zaściankowej. Przyznaję, że mocno irytował mnie nieznośny stereotyp szlachcica warchoła i pijanicy lansowany przez konkurencję. O durniach i łajdakach pisać nie lubię! Uczciwi, zacni ludzie wbrew potocznym mniemaniom są o wiele ciekawsi, bo też

mają swoje ciemne strony, które muszą jakoś w sobie przezwyciężać, a ponadto mają jeszcze czym się pochwalić. Impulsem do stworzenia tej postaci była śmierć mojego ojca. Potrzebowałem skomunikować się i spotkać z moimi przodkami – drobną mazowiecką szlachtą wywodzącą się spod Gostynina, jak choćby mój prapradziadek Jakub Lewandowski urodzony w 1828 r. w Korzeniu Rządowym. O własnych przodkach trudno myśleć źle. Koniec końców my istniejemy dlatego, że oni dobrze dbali o swoje rodziny i potrafili zachowywać ład ze światem. Wyjątkowość „Diabłu ogarek” polega też na tym, że książka była pisana z myślą o członkach neopogańskiego Rodzimego Kościoła Polskiego. To właśnie z przedstawicielami tego związku wyznaniowego sympatyzuje pisarz, kładąc fundamenty intelektualne potrzebne do jego funcjonowania także powieściami „Sensownik matki Polki” i „Anioły muszą odejść”. — Monoteizmy się skompromitowały. Afery katolickie, terroryzm muzułmański, ekskluzywność judaizmu, w efekcie religie monoteistyczne przestały być pociągające. Ludzie szukają swojego miejsca w przestrzeni duchowej, m.in. poprzez powrót do wiary przedchrześcijańskiej, bo w końcu to byli nasi godni szacunku przodkowie — tłumaczy pisarz swoje poglądy religijne. W którym miejscu jest dziś pisarz Konrad T. Lewandowski? — W zasadzie swoje największe dzieła już napisałem, czuję się nasycony. Powieści „Anioły muszą odejść” i „Orzeł bielszy niż gołębica” spełniają mnie literacko na ten moment. To jest to, co miałem do powiedzenia. Mój system filozoficzny przedstawiony w książce „Pochwała herezji” służy mi na bieżąco, pozwala teraz żyć i oceniać świat. Jakim człowiekiem jest tak naprawdę Konrad T. Lewandowski? Przywódcą, zgodnie z pseudonimem Przewodas ze szkoły średniej? — W gruncie rzeczy nie jestem aż tak wyalienowany, żeby być zupełnie poza grupą. W sytuacjach podbramkowych, gdy nie ma odważnych, nagle się okazuje, że się przydaję. 

Poprzednia strona: Wizualizacja twardochodu – czołgu napędzanego naftą i wodą utlenioną. Strona obok: Rekonstrukcje wizerunku postaci występujących w powieści ,,Orzeł bielszy niż gołębica”. Na zdjęciach członkowie Stowarzyszenia Historycznego „Insurekcyia”.

Konrad T. Lewandowski

▶▶ pseudonim literacki Przewodas ▶▶ rocznik 1966 ▶▶ z wykształcenia inżynier chemik i doktor filozofii ▶▶ z zawodu pisarz ▶▶ czuje się obywatelem Wolnego Księstwa Mazowieckiego

NAJWAŻNIEJSZE UTWORY: „Orzeł bielszy niż gołębica” (2013) „Diabłu ogarek. Kolumna Zygmunta” (2012) „Diabłu ogarek. Czarna Wierzba” (2011) „Anioły muszą odejść” (2011) „Pochwała herezji” (2008) „Noteka 2015” (1996)

Nagrody: ▶▶ Nagroda im. Janusza A. Zajdla za opowiadanie „­Noteka 2015” (1995)

115


styl życia/akademia smaku

winiarska

mekka

Tomasz Kolecki‑Majewicz Ekspert Winezja.pl, wielokrotny mistrz Polski sommelierów.

Znakomita większość tych, którzy pierwsze kroki z winem w dłoni mają już za sobą, zaczyna ożywiać się na słowa klucze, które wzbudzają dreszczyk emocji i jako te najważniejsze brzmią nie tylko zacnie, lecz także znajomo i bezpiecznie. Włoskimi słownymi wytrychami są m.in.: Toskania, Piemont, Barolo, Brunello di Montalcino. Mało kto wspomina jednak dwie zgoła najważniejsze nazwy włoskiego winiarstwa – Amarone i Werona.

A

marone, pomimo tego, że ma krótką historię, należy do trójki flagowych apelacji włoskiej armady. Werona jest niekwestionowaną stolicą włoskiego wina, do której co roku niczym do Mekki swą pielgrzymkę odbywają

116

tysiące włoskich producentów wina, setki tysięcy branżowców i miłośników napoju bogów z całej kuli ziemskiej. Wokół Werony rozpościera się morze winnic, rodzących wina kilku ważnych i historycznych apelacji win białych: jeszcze mało znanego Bianco di

Custoza, szalenie popularnego od dekad Soave oraz słodkich wersji obydwu wymienionych, czyli Recioto, produkowanych z podsuszanych na słońcu gron. Owa metoda pochodzi z czasów starożytnych i jest kolejnym świadectwem dziedzictwa regionu, którego stolicą

kraina bugu · wiosna 2013


jest Werona, czyli Wenecji Euganejskiej (włoskie Veneto). O wiele jednak bardziej symbolicznymi winami, rodzącymi się wokół Werony, są wina czerwone. No może Valpantena czeka jeszcze na swoje pięć minut, jednak Bardolino, Valpolicella, słodkie Recioto tej drugiej, a ponad wszystko Amarone to już pierwsza liga włoskich win czerwonych. Veneto od stuleci należało do dwójki najlepszych regionów winiarskich Italii, do których nieco później dołączyła Toskania, spychając nawet uśpione swym sukcesem Veneto na najniższy stopień podium. Dziś ten stan rzeczy zdaje się zmieniać, szczególnie w ostatnich dwóch dekadach, i ciężko wskazać, który region z tej dwójki stoi za niekwestionowanym liderem Piemontem. Najlepsze Valpolicella jeszcze do niedawna rodziły się w jej najstarszej części nazywanej Valpolicella classico, jednak w ostatnich czasach coraz więcej wspaniałych win pojawia się z dwóch innych części, czyli wspomnianej wcześniej Valpantena i Valpolicella Allargata, które wyrasta na głównego rywala. Warto wspomnieć, że w całych Włoszech jest tylko pięć stref classico, z których aż dwie leżą w pobliżu Werony, jako że Soave też może poszczycić się taką strefą. Wyższy stopień w hierarchii apelacji stanowią wina klasy Superiore, a w ostatnich czasach dołączyły do nich wina Ripasso. Reprezentują one wyjątkowy sposób winifikacji, łączący wykorzystanie

dojrzałych i podsuszonych gron w różnych kombinacjach. Ten typ tworzenia wina i sama nazwa przez dekady były chronione patentem ich twórcy – firmy Masi. Pierwszym winem tej klasy był słynny Campofiorin, który – mimo że nie jest najpopularniejszym winem w historii Włoch – na pewno jest jednym z najbardziej symbolicznych, a jego naśladowców można odnaleźć już nie tylko na Półwyspie Apenińskim. Tak docieramy do czołowej dwójki win winnic Valpolicella – Recioto della Valpolicella i Amarone. Pierwsze z nich, słodkie i tęgie, w 100 proc. pochodzi z gron podsuszanych, które w czasie procesu straciły część znajdującej się w nich wody, koncentrując cukry, kwasy i związki aromatyczne. Fermentację prowadzi się zazwyczaj do 12–14 proc. alkoholu, przerywając ją i pozostawiając naturalnie zawarty w winie nieprzefermentowany cukier. Ambrozja. Lek na całe zło, a na pewno balsam po ciężkim znoju podróży do przedalpejskich winnic. Amarone tworzy się w podobny sposób, jednak fermentację prowadzi się do końca, aż wyselekcjonowane szczepy drożdży doprowadzą ją do 15–16, a nawet ponad 17 proc. alkoholu, jednak kosztem słodyczy, której w stosunku do Recioto pozostaje tylko namiastka. W zamian po minimum trzech latach spędzonych w piwnicy producenta otrzymujemy wino wytrawne, lecz tak skoncentrowane, intensywne,

bogate i złożone, jakiego nie spotkamy nigdzie indziej. Żaden z naśladowców nie zbliżył się jak na razie do oryginału. Niemała w tym zasługa potężnej broni – tradycji, a wraz z nią specyficznych odmian winorośli, które oprócz Valpolicella raczej ciężko spotkać. Najważniejsze z nich to Cor­ vina, Corvinone Veronese, Molinara i Rondinella, występujące w różnych kombinacjach. Z pozostałych dozwolonych najbardziej lokalnie brzmi Negrara, zapewne związana pochodzeniem z miejscowością Negrar w Valpolicella classico, a najbardziej ciekawa jest Oseletta, dająca wina niemal czarne i nabrzmiałe mocą swego smaku niczym potężna bomba. Tak dotarliśmy do końca tej historii. Amarone, mimo że jako apelacja liczy sobie zaledwie dwadzieścia kilka lat, już dostało się do ligi apelacji o najwyższym statusie we Włoszech, czyli DOCG. Nie to jednak jest najważniejsze, a fakt, że ilekroć prowadziłem degustację „w ciemno” trzech najważniejszych win Włoch, wśród ogółu testujących je amatorów wina Amarone zawsze deklasuje pozostałą dwójkę, mamiąc swych odbiorców okrągłymi rubensowskimi kształtami, pomieszanymi z nutami wprost z najlepszej cukierni – marcepanem, konfiturą, czekoladą, przyprawami, likworem itd. Pyszne, i to jest jego siła. Ot, taki przystojny południowy mocarz o śniadej karnacji, gołębim sercu i głosie ­maestro ­Pavarottiego. 

117


w krainie smaku

wiosenne

sałatki

ORZEŹWIAJĄCA SAŁATKA Z OGÓRKA, KALAREPY, KIEŁKÓW FASOLI, Z SOSEM Z OLEJEM RYDZOWYM dla 4 osób Składniki: ▶▶2 umyte i pokrojone w plastry średnie ogórki ▶▶1 obrana i pokrojona w plastry kalarepa ▶▶2 pęczki szczypiorku z młodej cebuli ▶▶100 g ulubionych kiełków, np. fasoli, brokułów, soczewicy ▶▶1 łyżka prażonych pestek dyni Sos: ▶▶4 łyżki oleju rydzowego ▶▶1 łyżeczka octu jabłkowego ▶▶1 łyżka świeżo siekanego koperku ▶▶1 łyżka miodu fasolowego z nektaru kwiatów fasoli ▶▶sól, grubo mielony czarny pieprz do smaku P r z yg o t o wa n i e Wszystkie składniki sałatki delikatnie wymieszać. Olej połączyć z octem, posiekanym koperkiem, miodem i przyprawami. Dokładnie wymieszać. ­Sałatkę skropić sosem bezpośrednio przed podaniem. Do przygotowania sosu zamiast oleju rydzowego można użyć jogurtu naturalnego. Sałatka jest idealna na przystawkę lub jako dodatek do pieczonych ryb.

kraina bugu · wiosna 2013


Robert Sowa Znany kucharz, autor książek i autorytet w dziedzinie sztuki kulinarnej. Szef kuchni i właściciel restauracji Sowa & Przyjaciele na warszawskim Mokotowie.

Nadeszła długo oczekiwana wiosna, a wraz z nią coraz dłuższe dni i muskające nas ciepłe promienie słońca. Na sklepowych półkach pojawiły się apetyczne, soczyste i pachnące warzywa, których tak bardzo brakowało nam zimą. Wszystkie mają cudowny smak i zapach. Chrupiące sałaty i świeży szpinak, cudownie pachnące i soczyste pomidory, świeże ogórki i papryki kuszą nas, zachęcając do rozpoczęcia sałatkowego szaleństwa.

Foto: Archiwum R. SOwy

D

ziś trudno wyobrazić sobie życie bez sałatek, które – obok wielu ciężkostrawnych dań – na dobre zadomowiły się w polskiej tradycji kulinarnej. I dobrze, bo mają wiele zalet. Sałatki są przeważnie łatwe i szybkie w przygotowaniu. Dzięki temu mogą je przyrządzać zarówno osoby leniwe, jak i te zapracowane, które nie mają czasu na spędzanie wielu godzin w kuchni. Sałatki możemy dowolnie komponować, kierując się własnymi upodobaniami i szczyptą kulinarnej wyobraźni. Nie zapominajmy również o niezwykłych aspektach zdrowotnych sałatek. Warzywa i owoce dostarczają organizmowi naturalnych witamin, składników mineralnych i błonnika. Najbogatsze ich źródło to seler, marchew, szpinak i pomidory, dlatego pamiętajmy o nich podczas komponowania sałatek i cieszmy się jak najdłużej cudownym wpływem tych

warzyw na nasze zdrowie, wygląd i samopoczucie. Warto pamiętać, że sałatki to dania, dzięki którym możemy regulować apetyt. Gorzkawe odmiany sałat, podawane jako przystawka, zaostrzają apetyt, natomiast zjedzenie lekkiej sałatki na przystawkę spowoduje, że zjemy dużo mniejszą porcję dania głównego. Doskonale zaspokoimy więc głód, dbając o niezbyt dużą ilość kalorii. To zapewne cenna informacja dla pań, które latem ogarnia istne szaleństwo odchudzania i nieodparta chęć zrzucenia kilku zbędnych kilogramów przed pokazaniem się na plaży w nowo zakupionym kostiumie kąpielowym. Owocowe i warzywne sałatki to doskonałe dania na lato. Wysokie temperatury powodują, że nie mamy ochoty na treściwe dania, które królowały w naszym menu jesienią i zimą. Najchętniej w ogóle zrezygnowalibyśmy z posiłków, jednak zdrowy rozsądek podpowiada,

że jeść trzeba. W końcu organizm musi skądś czerpać energię do pracy. Oczywiście nie zapominajmy, że warzywne i owocowe sałatki możemy łączyć z grilowanymi, smażonymi lub wędzonymi mięsami i rybami oraz wzbogacać poprzez dodanie ryżu, makaronu lub kaszy. Koniecznie pamiętajmy też o dopełnieniu ich smaku odpowiednimi mieszankami aromatycznych ziół i przypraw oraz sosami do sałatek. Dobór i kompozycja dodatków, podobnie jak składniki sałatek, zależą tylko od naszych upodobań i wyobraźni… Proponuję Państwu kilka moich ulubionych, a zarazem bardzo różnorodnych sałatek, dzięki którym udało mi się podbić podniebienia rodziny, znajomych i gości. Mam nadzieję, że dołączą Państwo do grona miłośników tych lekkich i zdrowych dań. Życzę wielu cudownych doznań kulinarnych! 

119


Foto: Archiwum R. SOwy

w krainie smaku

PIERSI Z KACZKI Z AWOKADO, ŚWIEŻYM ­SZPINAKIEM, POMARAŃCZAMI I SOSEM winegret dla 4 osób Składniki: ▶▶400 g piersi z kaczki ▶▶1/2 szklanki oliwy z oliwek ▶▶marynata do drobiu ▶▶2 dojrzałe, sfiletowane awokado ▶▶2 pęczki świeżego szpinaku bez łodyg ▶▶1 pokrojona w cienkie piórka czerwona cebula ▶▶2 sfiletowane pomarańcze ▶▶1 łyżka pestek dyni ▶▶1 łyżka pestek słonecznika S o s w i n e g r e t: ▶▶1/2 szklanki oliwy z oliwek ▶▶1/2 szklanki soku z pomarańczy ▶▶2 łyżki miodu pszczelego ▶▶2 łyżki posiekanej kolendry ▶▶2 łyżki musztardy Dijon ▶▶sól, pieprz czarny mielony P r z yg o t o wa n i e Umyte i oczyszczone mięso marynować 2–4 godziny w marynacie do drobiu wymieszanej z oliwą z oliwek. Umyte liście szpinaku wymieszać z awokado, pomarańczami i cebulą. Wszystkie składniki sosu dokładnie zmiksować i doprawić do smaku. Mięso usmażyć na patelni, a następnie piec 10 minut w temperaturze 160°C. Po wyjęciu należy je osuszyć papierowym ręcznikiem, pokroić w plastry i ułożyć na talerzach wraz z sałatką z awokado, szpinaku i pomarańczy. Całość skropić sosem winegret, posypać prażonymi pestkami i podawać z pieczywem ciabatta.

kraina bugu · wiosna 2013


Foto: Archiwum R. SOwy

SAŁATKA SEZONOWA Z PLASTRAMI WĘDZONEGO ŁOSOSIA NORWESKIEGO Z JAJKIEM W KOSZULCE I SOSEM FRANCUSKIM dla 4 osób Składniki: ▶▶200 g mieszanki sałat ▶▶4 czerwone pomidory koktajlowe ▶▶4 żółte pomidory koktajlowe ▶▶1 mała czerwona cebula pokrojona w piórka ▶▶1 mała biała cebula pokrojona w piórka ▶▶4 jajka ▶▶300 g wędzonego łososia norweskiego ▶▶4 łyżki serka Philadelphia ▶▶1 cytryna ▶▶1 opakowanie sosu francuskiego ▶▶sól, grubo mielony kolorowy pieprz do smaku P r z yg o t o wa n i e W garnku zagotować 1 litr wody z octem, następnie delikatnie wbijać jajka i gotować około 4 minut, aż się zetną. Umyte, oczyszczone i osuszone sałaty wymieszać i połączyć z sosem francuskim, przygotowanym zgodnie z opisem umieszczonym na opakowaniu. Sałaty, pomidory koktajlowe, wędzonego łososia, jajka w koszulkach i serek Philadelphia ułożyć na talerzach, udekorować cząstkami cytryny, posypać grubo mielonym kolorowym pieprzem i cebulą.

121


Foto: Archiwum R. SOwy

w krainie smaku

SAŁATKA Z BOBU dla 4 osób Składniki: ▶▶500 g ugotowanego i obranego bobu ▶▶2 pokrojone w kostkę szalotki ▶▶16 plastrów chudego bekonu ▶▶1 pęczek młodego szczypioru ▶▶garść kiełków groszku cukrowego ▶▶2 łyżki prażonych pestek słonecznika Sos: ▶▶4 łyżki oleju arachidowego ▶▶1 łyżka miodu gryczanego ▶▶sok z 1/2 cytryny ▶▶2 drobno posiekane ząbki czosnku ▶▶kilka listków świeżej mięty ▶▶sól morska, świeżo mielony czarny pieprz do smaku P r z yg o t o wa n i e Wszystkie składniki sosu dokładnie wymieszać. Plastry bekonu ułożyć na pergaminie i piec 20 minut w temperaturze 180°C. Szalotkę podsmażyć na tłuszczu pozostałym z pieczenia boczku, a potem wystudzić. Ugotowany i obrany bób przełożyć do miski, dodać cebulę, pestki słonecznika, posiekany szczypiorek i kiełki. Sałatkę polać sosem winegret i podawać z czipsami z bekonu.

kraina bugu · wiosna 2013


Kuchnia nadbużańska

Nalewka sosnowa Maj to idealny miesiąc na zbieranie młodych pędów sosny, której w nadbużańskich lasach jest pełno. Zbiory można więc połączyć z wiosennymi spacerami. Owoce sosny są bogate m.in. w witaminę C, sole mineralne i kwasy żywiczne. Wykonaną z nich domowym sposobem nalewkę zaleca się do stosowania chociażby przy problemach z drogami oddechowymi, bólach gardła i kaszlu. Przygotowany już dziś napój będzie jak znalazł na jesienne przeziębienia. 

Herbata z pokrzywy Pora zacząć doceniać chwast, który rośnie w ogródku. Jest on bowiem bogaty w mikroelementy, witaminy, kwasy organiczne i związki aminowe, co stanowi idealną regenerację organizmu na wiosnę. Liście pokrzywy wystarczy zalać wrzątkiem i potrzymać pod przykryciem przez kilka minut. Napar wzmacnia włosy, paznokcie i odporność organizmu, ułatwia przemianę materii. 

kuchnia nadbużańska w i o s n ą

W

iosenny jadłospis kojarzy się przede wszystkim z nowalijkami. Kiedy jednak słońce zaświeci nieco mocniej, pragnienie ugasi herbata domowej roboty, która idealnie nadaje się również do popicia puszystego sernika. Zjemy go oczywiście jako deser po lekkim jak wiosenne powietrze obiedzie. A wieczorem? No cóż, może warto pozwolić sobie na chwileczkę ­zapomnienia przy kieliszku nalewki ze świeżo zebranych pędów sosny? zdjęcia: shutterstock

Chrzan Roślina przyprawowa i lecznicza, stosowana w medycynie ludowej do pobudzenia apetytu i ułatwienia trawienia. Swój ostry i piekący smak zawdzięcza synigrynie, która ma działanie odkażające i rozgrzewające. Zawiera mnóstwo witamin i minerałów, dzięki czemu stanowi doskonały składnik diety przez cały rok. Chrzan najczęściej podawany jest do pieczonych mięs lub kanapek. 

Sernik Ciasto międzynarodowe, znane nie tylko w Europie, lecz także w obu Amerykach, choć w każdym z państw wpływ na jego ostateczny smak miały kuchnie regionalne. Tradycyjny polski przysmak z twarogu powstał na bazie inspiracji sernikiem wiedeńskim. Od innych ciast tego rodzaju odróżnia go brak spodu oraz duża ilość rodzynek. Sernik może zrobić każdy. Zawsze się uda, a jego amatorów nie zabraknie. 

Żur z białą kiełbasą Wielu z nas nie wyobraża sobie bez niego Wielkanocy, choć doskonale sprawdza się przy każdej innej okazji. Bazą do przygotowania żuru jest zakwas, będący w zasadzie najważniejszym składnikiem, od jakości którego zależy końcowy sukces. Zupa ma charakterystyczny smak, jest niezwykle aromatyczna, a do tego wyjątkowo sycąca. Podaje się ją z jajkiem i białą kiełbasą, na Podlasiu nadal robioną własnoręcznie przez gospodarzy w domowym zaciszu. 

123


Foto: J. Pieńkowski

sport i aktywność

jeśli na ryby

to nad Bug tekst:

Paweł Oglęcki

Bug jest jedną z ostatnich w środkowej Europie dużych rzek o wysokim stopniu naturalności, nieuregulowaną na całym odcinku granicznym, o bardzo zmiennej morfologii koryta i dużej liczbie starorzeczy. Wszystko to wraz z trudnymi do przecenienia walorami krajobrazowymi czyni z niego akwen bardzo atrakcyjny dla wędkarzy. Co prawda ryb z każdym rokiem jest w jego wodach jakby mniej, wciąż jednak można tam złowić naprawdę duże okazy, a przy tym nacieszyć oczy bogactwem i pięknem przyrody. 124

kraina bugu · wiosna 2013


B

rynny, będące ostojami brzan, są tam często położone w pobliżu brzegu, co umożliwia wygodne wędkowanie zarówno najpowszechniejszą metodą gruntową bez spławika, jak i na przepływankę, podczas której obławiamy znacznie większy fragment wody. Brzany osiągają masę 4–5 kg i są niezwykle silne, tak więc należy wybrać rozsądny kompromis pomiędzy finezją zestawu a jego wytrzymałością. Równie ważną, o ile nie ważniejszą, kwestią jest właściwy dobór przynęty i zanęty. Brzany są oportunistkami pokarmowymi i pobierają pokarm zarówno zwierzęcy, jak i roślinny, niemniej zdecydowanie preferują ten pierwszy (za superprzynętę uchodzi żółty ser!). Ryby te możemy łowić również metodą spinningową, podobnie jak dość liczne na tym odcinku szczupaki, okonie, bolenie i klenie.

Eden środkowego Bugu Poniżej Uchańki, już na środkowym odcinku Doliny Bugu, rzeka prezentuje w całej okazałości to, z czego słynie nie tylko w wędkarskim światku. Linia

brzegowa jest wyjątkowo rozwinięta, meander sąsiaduje z meandrem, występują liczne starorzecza połączone z nurtem trwale lub okresowo (w czasie wezbrań), a także na stałe od niego odcięte, klasyfikowane jako jeziora rzeczne. Szczególnie atrakcyjne wydają się te leżące najbliżej rzeki, takie jak Jama Roma czy Bawole Rogi (oba koło wsi Zbereże), jednak starorzeczy zwanych potocznie bużyskami jest tu znacznie więcej. Są one siedliskiem zarówno pospolitych gatunków ryb, występujących w różnych typach wód, jak i tych charakterystycznych właśnie dla starorzeczy z bujnie rozwiniętą roślinnością naczyniową. Są to przede wszystkim lin, karaś pospolity i karaś srebrzysty. Łowimy je metodą spławikową podczas urokliwych porannych bądź wieczornych zasiadek, w miejscach dość mocno zarośniętych grążelami i osoką aloesowatą. Hole większych okazów nie są łatwe z uwagi na możliwość wpłynięcia ryby w zawady, ale sceneria wędkowania wynagradza te niedogodności. Wspaniałym „przyłowem”

Foto: Shutterstock

ug staje się rzeką graniczną w okolicach miejscowości Gołębie i dzięki temu dostępną dla polskiego wędkarza. Odcinek do Uchańki można określić jako górny przynajmniej w polskich kategoriach, gdyż hydrologicznie to już raczej bieg środkowy. Fragment ten jest stosunkowo najmniej uczęszczany przez wędkarzy, zapewne wskutek braku dogodnych dojazdów. Niemniej przy odrobinie dobrej woli i pewnym wysiłku fizycznym można tam znaleźć bardzo obiecujące stanowiska wędkarskie zarówno do łowienia metodami gruntowymi, jak i na spinning. Na jakie ryby mamy największe szanse? W ichtiofaunie dominują pospolite w całej rzece płocie, leszcze i krąpie, ale na najbardziej na południe położonym odcinku rzeki istnieje największa szansa zacięcia ładnej brzany. Ryby te przebywają na odcinkach o dnie żwirowym lub żwirowo‑piaszczystym, lecz unikają fragmentów mulistych – na szczęście na omawianym fragmencie jest ich niewiele. Co więcej, głębokie

125


Foto: Shutterstock

warto wędkować Jezioro Czarne Sosnowickie Znajduje się w pobliżu miejscowości turystycznej Białka, otoczone lasem i trzcinami, przez co jest niezwykle atrakcyjne dla osób, które lubią ciszę i spo‑ kój. Z licznych pomostów można tu łowić: amury, karasie, karpie, liny, okonie, płocie, sumy, szczupaki, tołpygi, węgorze, wzdręgi. więcej informacji: www.sosnowica.pl

Zalew Siemianówka Sztuczny zbiornik wodny, który znajduje się na obrze‑ żu Puszczy Białowieskiej, na terenie gmin Narewka i Michałowo. Zalew ma dłu‑ gość 11 km, a jego szerokość waha się od 0,8 do 4,5 km. Można w nim łowić: okonie, szczupaki, sumy, węgorze, karpie, karasie, wzdręgi, ukleje, jazie i liny.

podczas wędkowania w bużańskich starorzeczach mogą się okazać piękne wzdręgi – jedne z najładniejszych polskich ryb, określane pospolicie mianem krasnopiór. Odcinek rzeki pomiędzy granicą państwa a Mielnikiem uważam osobiście za jeden z najbardziej atrakcyjnych wędkarsko. Bug jest już szeroki, majestatyczny, ale nie monotonny. Można liczyć praktycznie na wszystkie ryby spokojnego żeru oraz drapieżniki, z których najliczniejsze są szczupaki, okonie i bolenie. Wędkarze mają tu już znacznie lepsze warunki do dojazdu nad samą wodę i obozowania, dlatego często organizują kilkudniowe zasiadki na sumy, sandacze czy duże leszcze. Dolina jest szeroka, bardzo malownicza, z licznymi miejscami biwakowymi. Organizując kilkudniowy pobyt, koniecznie pamiętajmy o pozostawieniu wybranego miejsca w takim stanie, w jakim je zastaliśmy.

Foto: Shutterstock

Kolejnym fragmentem, cieszącym się jeśli nie sławą, to dużym powodzeniem wśród wędkarskiej braci, są okolice ujścia rzeki Nurzec. Sam dopływ, szczególnie w okresach wezbrań, jest również ciekawym łowiskiem – znanym chociażby z bardzo ładnych miętusów. Na odcinku pomiędzy Nurem a Brokiem presja wędkarska związana z coraz większą ekspansją działkowiczów jest już znacząca, a wyniki wędkarskie stają się mniej przewidywalne – wciąż można nieźle połowić, ale też zejść z wody „o kiju”. Szczególnie dobrze widoczne jest to poniżej Broku: z kilku znajdujących się tam ostróg jeszcze kilkanaście lat temu wyholowywano piękne klenie, szczupaki i sandacze, w tej chwili są praktycznie puste. Wciąż trafiają się bardzo duże sumy, ale tych ryb nie łowi się na zawołanie. Wędkarze, którzy zdecydują się odwiedzić łowiska na tym odcinku, powinni zwrócić szczególną uwagę na odpowiednie dobranie sprzętu, łowić na delikatne zestawy,

więcej informacji: www.siemianowka.pl

Łowisko „Jegiel” To trzy stawy położone w lasach Puszczy Białej, zaledwie 60 km od War‑ szawy. Można w nim łowić: karpie, amury, szczupaki, karasie, liny, okonie, sumy. Na miejscu istnieje możli‑ wość kupienia wszelkich akcesoriów wędkarskich. Łowisko jest przystoso‑ wane do potrzeb osób niepełnosprawnych.

126

Foto: J. Pieńkowski

więcej informacji: www.lowisko.dolcan.pl

kraina bugu · wiosna 2013


Sport i aktywność

Foto: J. Pieńkowski

niewielkie przynęty, starannie nęcić. Regułą jest, że im większej presji poddawane jest łowisko, tym ryby stają się ostrożniejsze. To, że akurat nie biorą, nie oznacza, że ich tam nie ma, warto więc eksperymentować. Kolejne kultowe miejsce na środkowym biegu Bugu to Kamieńczyk, wieś położona przy ujściu Liwca. Znajduje się tam kilka bardzo obiecujących ostróg, niestety w najatrakcyjniejszych letnich miesiącach są one zwykle oblężone, ponadto nie wszyscy lubią wędkować w bliskim sąsiedztwie zabudowań. Niemniej wciąż padają tam przede wszystkim piękne sandacze – ryby, z których Bug słynie ze względu na duże zmętnienie wody, preferowane przez pasiaste drapieżniki.

Moczenie kija w dole Bugu W Wyszkowie rozpoczyna się dolny odcinek rzeki, która – wpadając do Zalewu Zegrzyńskiego – szeroko się rozlewa i spowalnia swój bieg. Najpopularniejsze łowiska na tym odcinku to okolice miejscowości Kania Polska i Kania Nowa, odwiedzane licznie przez wędkarzy z Warszawy. Dużą popularnością cieszą się dwie wyspy, do których trzeba się rzecz jasna dostać własnym środkiem pływającym.

Jednak jeśli będziemy mieli szczęście i uda nam się zająć stanowisko w pobliżu przebiegającej tuż koło wyspy rynny, możemy zaciąć naprawdę ładnego suma, brzanę lub sandacza. Atrakcyjnymi, choć chimerycznymi łowiskami są odnogi rzeki, do których stosunkowo łatwo dojechać od strony Kani Polskiej lub Popowa. Łowi się tam zwykle niewielkie i średnie leszcze, krąpie i płocie, ale bywają okresy (trudne do przewidzenia), kiedy – z różnych przyczyn – właśnie przez owe odnogi wpływają prawdziwe okazy wymienionych gatunków. Gorąco zachęcam wszystkich miłośników wędkarstwa do poznawania Bugu, zwłaszcza jego mniej popularnych fragmentów. Przy obecnym stanie wód w Polsce to wciąż rzeka o wielkim potencjale, zamieszkiwana przez wspaniałe okazy przede wszystkim ryb drapieżnych, a przy tym wyjątkowo urokliwa. Warto zadać sobie trud odwiedzenia przede wszystkim odcinka granicznego, poświęcenia nawet kilku dni na poszukiwania odpowiednich stanowisk, znalezienia dojazdów, porozmawiania z miejscowymi. To się na pewno opłaci. Wszystkim wędkarzom życzę wspaniałych emocji i wielkich wzruszeń na bużańskich łowiskach. I oczywiście połamania kija. 

ryby występujące w bugu

leszcz (Abramis brama)

lin (Tinca tinca)

sandacz (Sander lucioperca)

szczupak (Esox lucius)

okoń (Perca fluriatilis)

127


Natura/Birdwatching

królewski ptak

Foto: G. LEśniewski

bielik

C

okolwiek by mówić o bieliku, nie odbierze się mu godności. Co prawda gdyby nasi przodkowie lepiej znali jego zwyczaje, to pewnie wybraliby sobie innego ptaka na godło. Nie wiedzieli jednak, że bielik to padlinożerca, rabuś bocianich gniazd i porywacz czaplich dzieci. Ba, potrafi nawet nękać czaplę powracającą do gniazda z połkniętą w wolu rybą i zmusić ją do jej zwymiotowania, by później chwycić łup w ogromne szpony i zanieść swym dzieciom na śniadanie. Może to i dobrze, że prasłowianie nie mieli wiedzy na ten temat, bo przecież bielik doskonale się na państwowe godło nadaje. Jest piękniejszy niż dwugłowy, czarny orzeł narodów wschodnich i rozcapierzony, również czarny orzeł germański. Nasz jest biały, zgrabny, a na dodatek ma koronę (utracił ją tylko na czas PRL). Poza tym jest u nas najliczniejszy w całej Europie i ma się w Polsce najlepiej. Są jednak głosy, że bielik orłem nie jest. Odbiera mu się orlą godność, opierając się na pewnym rusycyzmie. Otóż w języku rosyjskim duże ptaki drapieżne dzieli się na orły i orłany. Bielik nazywa się po rosyjsku orłan biełochwost, a więc u nich to nie orieł. Na dodatek są tacy, którzy domagają się, by orłami nazywać tylko przedstawicieli rodzaju Aquila (nazwa naukowa bielika

128

kraina bugu · wiosna 2013


andrzej g. kruszewicz Wybitny polski ornitolog, doktor nauk weterynaryjnych. Od 2009 roku dyrektor zoo w Warszawie. Twórca tamtejszego Ptasiego Azylu, w którym od 13 lat leczone są ranne dzikie ptaki. Autor blisko 20 książek.

Bielik to nasz największy i najokazalszy ptak szponiasty, występujący na godle państwowym, symbol sukcesu czynnej ochrony g­ atunkowej. Do niedawna można go było spotkać tylko nad Bugiem, na Pomorzu i Mazurach. Teraz gniazduje w całej nizinnej części Polski, a jego liczebność dzięki ochronie gniazd wzrosła w ciągu ćwierć­wiecza z 60 do 1000 par lęgowych. Nadbużańskie bory są jednak nadal ważną ostoją tego niezwykłego, obdarzonego niekwestionowaną charyzmą ptaka. to Haliaeetus albicilla, a więc nie Aquila). Tymczasem zapomina się, że do rodzaju Aquila poza orłem przednim należą u nas także dwa orliki i orzełek. Dlaczego nie nazywa się ich orłami, tylko zdrobnieniami od orła? Co to za brak konsekwencji? Przecież w większości europejskich języków wszystkie duże ptaki drapieżne (zwane u nas szponiastymi) nazywa się orłami, także rybołowy i gadożery. W języku angielskim bielik to Sea Eagle, w niemieckim – Seeadler, czyli w obu przypadkach morski orzeł. Dlaczego po polsku ma nie być orłem, skoro nim jest?! Wystarczy spojrzeć bielikowi w oczy, by to zrozumieć. Ja robiłem to z bardzo bliska wiele razy i wiem najlepiej – to są orły! Bieliki są niewątpliwymi zwiastunami wiosny, żyją jednak w trudno dostępnych zakątkach lasów, do których na przedwiośniu mało kto zagląda, dlatego nie wszyscy wiedzą, że już na początku marca bieliki „remontują” swe gniazda i wyściełają je świeżymi gałązkami sosen lub świerków. Zanim jeszcze nastanie kalendarzowa wiosna, bieliki już wysiadują jaja – zwykle dwa, rzadko trzy, a czasem tylko jedno. Robi to samica przez co najmniej trzydzieści pięć dni, a jeśli wiosna jest chłodna, to nieco dłużej. Pisklęta rozwijają się w gnieździe przez prawie trzy miesiące, opuszcza je jednak zwykle tylko jedno

z nich. To efekt kainizmu, czyli zabijania słabszego rodzeństwa przez silniejsze. Jeżeli rodzice potrafią dostarczyć pisklętom naprawdę dużo pokarmu, to szansa na opuszczenie gniazda przez dwojaczki rośnie. Zanim młody bielik w pełni się usamodzielni, minie jeszcze sześć tygodni dokarmiania go przez rodziców, którzy zostawiają mu pokarm na gnieździe. Do jesieni młody będzie tolerowany w rewirze rodziców i może korzystać z resztek ich uczt. Zimą dorosłe bieliki akceptują wokół siebie wszelką młodzież własnego gatunku, dlatego dla ochrony przed agresją dorosłych młode bieliki są – w odróżnieniu od dorosłych – bardzo ciemno ubarwione. Brunatne są u nich zwłaszcza głowa i ogon, podczas gdy głowa i dziób dorosłych są złociste, a ogon biały. Wraz z wiekiem opierzenie młodych bielików jaśnieje, jednak pierwsze białe piórko pojawia się na ich ogonie dopiero w piątym roku życia, w pełni wybarwione i dojrzałe będą zaś w wieku siedmiu–ośmiu lat. Orły bieliki mogą żyć ponad trzydzieści lat, ale taki wiek osiągają tylko nieliczne osobniki, około połowa młodych nie przeżywa zaś pierwszego roku. Zima oznacza dla tych ptaków głód i wielkie ryzyko utraty życia, wiosna zwiastuje za to łatwiejszy dostęp do pokarmu, ale także bezwzględny nakaz opuszczenia

rewiru dorosłych orłów. W okresie lęgowym tolerancja dla podrostków spada do zera. Głównym pokarmem bielików są ryby, które stanowią nawet trzy czwarte diety. Dorosłe potrafią polować na kaczki i gęsi w tandemie: jeden płoszy i napędza ptaki na drugiego. Bielik jest w stanie spaść na kaczkę lub gęś do wody i nawet gdy ta zanurkuje, sięgnąć po nią swymi długimi szponami. Podobnie wygląda polowanie na łyski i kormorany. Bielik jako jedyny polski drapieżnik szponiasty potrafi wylądować na wodzie i z niej wystartować. Wiosną na rozlewiskach rzek bielikom łatwo przychodzi polowanie na trące się szczupaki. Jesienią przy spuszczanych stawach bywa po kilkanaście bielików, które, ku utrapieniu właścicieli stawów, wyciągają z mułu karpie lub karasie. Ofiarami bielików padają również młode bociany, czaple i kormorany porywane z gniazd, a także młode sarny. Zimą nasze dostojne ptaki chętnie korzystają z padliny pozostawionej przez wilki. Uważa się wręcz, że to dzięki wilkom młode bieliki mają większą szansę przeżycia zimy. Największe zasługi dla ochrony tego gatunku mają jednak leśnicy, którzy we współpracy z Komitetem Ochrony Orłów dbają o spokój w lęgowych ostojach tych królewskich ptaków. 

129


natura/Przestrzeń natury

śladem bocianich gniazd ścieżka przyrodnicza Morzyczyn – Grabiny tekst:

N

ieprzypadkowo ­ścieżka ta została utworzona na terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, w którego zasięgu znajduje się gmina Sadowne w powiecie węgrowskim. Trudno wyobrazić sobie lepsze warunki do gniazdowania bocianów niż w Dolinie Bugu. Rzeka wraz z jej rozlewiskami stanowi naturalne środowisko żerowania tych najbardziej polskich ptaków, nazywanych przez miejscowych „wojtkami”, o które troszczymy się jak o ludzi. Mimo że widok bociana w tych stronach nie powinien wzbudzać zdziwienia, każde spotkanie z nim zwiastuje przygodę i wzbudza ciekawość. By ją zaspokoić, warto przemierzyć ścieżkę przyrodniczą Morzyczyn – Grabiny, zaopatrując się w lornetkę i aparat fotograficzny, który uwieczni niezapomniane chwile spędzone w tym wyjątkowym miejscu. Znajduje się tu bowiem około 120 gniazd bociana białego (Ciconia ciconia) – najwięcej ze wszystkich nadbużańskich gmin. Warto zatem wybrać się w te strony wczesną wiosną, kiedy ptaki zmierzają do swoich rodzinnych gniazd i oczekują młodych. ­Gospodarze zaś wypatrują ich

130

Monika Mikołajczuk

jak własnych dzieci powracających z dalekiej podróży. Ścieżkę, liczącą 18 kilometrów, można z powodzeniem przemierzyć pieszo – podziwiając uroki przyrody i swojski klimat mijanych wiosek, lub też na rowerze, zatrzymując się w wybranych miejscach i poświęcając im więcej uwagi. Naszą wędrówkę rozpoczynamy w malowniczej miejscowości Morzyczyn Włościański, gdzie – jak głosi legenda – zatrzymał się na spoczynek sam Napoleon Bonaparte, idący z wojskiem na Moskwę. Tu też w 1806 roku wybudowano murowaną komorę celną, która istnieje do dzisiaj. Nie sposób pominąć krzyża na skraju wsi z dwoma równoległymi poziomymi ramionami – to tzw. karawaka, czyli krzyż choleryczny. Miał on – wedle wierzeń naszych przodków – odżegnywać zarazę cholery. Krzyże takie wykonywano z kawałka drewna w ciągu jednej nocy i tej samej nocy zakopywano w ziemi. Tylko wtedy miały moc zatrzymywania morowego powietrza. Ścieżka przyrodnicza została podzielona na 10 przystanków: 1. Początek ścieżki 2. Poradnik wędrowca

kraina bugu · wiosna 2013


Foto: G. LEśniewski

Zwiastują nadejście wiosny. Są wyczekiwane przez gospodarzy, którzy dbają o ich gniazda przez cały rok. Nie ma lepszej okazji, by przyjrzeć się z bliska życiu bocianów – symboli płodności i dobrej nowiny – jak wędrówka ich szlakiem, który rozciąga się od Morzyczyna Włościańskiego, a kończy w Grabinach w gminie Sadowne.

131


Foto: G. LEśniewski

Foto: shutterstock (5)

Foto: G. LEśniewski

Foto: G. LEśniewski

132 Foto: M. Rząca

Przestrzeń natury

kraina bugu · wiosna 2013


3. Nadbużańskie starorzecza 4. Sukcesja ekologiczna 5. Wypalanie traw 6. Tropienie zwierząt 7. Bocian biały 8. Pomniki przyrody 9. Cmentarz ewangelicko­‑augsburski 10. Nadbużański Park Krajobrazowy. Każdy z tych przystanków dostarcza niezbędnej wiedzy o walorach przyrodniczych i historycznych tego terenu. Przemierzając „bociani szlak”, warto też zagadywać miejscowych ludzi, zwłaszcza tych starszych, którzy są nieocenionym źródłem informacji o lokalnych zwyczajach, wierzeniach i gusłach. To od nich dowiemy się, dlaczego bocian cieszy się w Polsce tak wielką estymą. Nasi przodkowie wierzyli bowiem, że bocian przynosi klucze, którymi otwierana jest ziemia, by wydobyły się z niej wszelkie rośliny. Dawna nazwa bociana „busoł” to także nazwa obrzędowego ciasta w kształcie nóg tego ptaka – „busołowe łapy” – wypiekanego na wiosnę w oczekiwaniu przylotu bocianów i założenia przez nich gniazd na wiejskich strzechach. Pojawienie się bociana w gospodarstwie oznaczało pomyślność, dobrą pogodę i obfite plony. Bacznie obserwowano, ile jest młodych w gnieździe. Jeśli bociani rodzice wyrzucali zeń pisklęta, zwiastowało to chude lata i dla zwierząt, i dla ludzi. Klekotanie bocianów było – i jest nadal – znakiem nadciągającej burzy lub obfitych deszczy. Bociany od wieków kojarzone były też z miłością i rodzicielstwem. Do dzisiaj pokutuje przekonanie, że widok pary bocianiej krążącej po niebie wróży rychłe zamążpójście albo narodziny dziecka. Z powodu regularnych odlotów na zimę i przylotów na wiosnę bociana nazywano ptakiem dusz, przemieszczającym się pomiędzy sferami kosmosu, a nawet zaświatami. Te ciekawostki z pewnością dodadzą uroku naszej eskapadzie i zachęcą do wnikliwszych studiów „bocianiego tematu”.

Ścieżka przyrodnicza Morzyczyn – Grabiny przebiega wśród borów sosnowych i lasów łęgowych, gdzie wiosną zakwitają będące pod ochroną przylaszczki i zawilce, tworzące barwny kobierzec, urozmaicony paprociami i widłakami. Doskonale współgra z nimi przebogaty świat fauny i flory nadbużańskich starorzeczy i oczek wodnych, którymi – niczym błękitnymi koralikami – poprzetykane są łąki i śródleśne ostępy, które spotkamy na trasie naszej wędrówki. Wiosną eksplodują feerią barw, dźwięków i zapachów. Koncerty żab wśród dryfujących na przejrzystej wodzie kaczeńców to niezapomniane widowisko. Bocian biały doskonale czuje się w otoczeniu innych zwierząt, których tutaj nie brakuje. Turysta może spotkać na szlaku sarnę, a nawet łosia, nie mówiąc o lisach czy dzikach. Nie będzie też zaskoczony widokiem żółwia błotnego czy czapli siwej, która wybiera ciche i ustronne obrzeża rzecznych rozlewisk. Na terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego, przez który przebiega omawiana ścieżka przyrodnicza, występuje 191 gatunków ptaków, flora liczy zaś 1027 gatunków. Podpatrywanie ich w środowisku naturalnym to prawdziwa gratka dla wszystkich, którzy na co dzień nie obcują z przyrodą. W sąsiedztwie omawianej ścieżki przyrodniczej znajduje się Torfowisko Kules, gdzie warto wybrać się na osobną wycieczkę. Niewątpliwą atrakcją jest też spacer nad jezioro Kotło – kąpiel w nim w upalną majówkę to rozkosz dla utrudzonych wędrowców. Godne uwagi są też Góry Bogackie – najwyższe wniesienie na terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. Zimą na terenie gminy Sadowne można korzystać z wytyczonych tras do narciarstwa biegowego. Dopełnieniem będą wrażenia ze spotkania z miejscowymi zabytkami (kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Sadownem, kapliczka św. Rocha w Rażnach i św. Nepomucena w Zalesiu), degustowanie regionalnej kuchni, ale przede wszystkim odpoczynek w zaciszu nadbużańskiej przyrody. 

133


Natura/obiektyw tabora

Artur Tabor (1968–2010) Jeden z najwybitniejszych polskich fotografików przyrody. Specjalizował się w zdjęciach ptaków i zwierząt w ich naturalnym środowisku. www.arturtabor.pl

134

kraina bugu · wiosna 2013


Pójdźka zwyczajna (Athene noctua)

Jest to jedna z mniejszych sów z rodziny pusz‑ czykowatych. Ma krępą, mocno zaokrągloną sylwetkę, trochę większą od ludzkiej pięści. Pójdźkę poznajemy po dość dużych żółtych oczach i wyraźnie widocznych nogach. Lot pójdźki jest falisty, podobny do lotu dzięcio‑ łów. Wydawany głos to przeraźliwe wysokie „puuijć”, stąd jej polska nazwa. Kiedy jest zanie‑ pokojona, dodatkowo głęboko dyga. Jej środo‑ wisko to śródpolne zadrzewienia i pobliże wsi o terenach zadrzewionych, np. sady, ogrody czy cmentarze, coraz częściej występuje na obrze‑ żach miast. Żywi się głównie owadami i małymi gryzoniami, rzadziej płazami i gadami, a pod‑ czas śnieżnych zim nawet drobnymi ptakami. Jak na sowę poluje dość dziwnie, bo chodząc po ziemi, co tłumaczy jej długie nogi. Gniazda zakłada w spróchniałych dziuplach drzew, często w głowiastych wierzbach, również w zniszczonych opuszczonych budynkach. Jest ptakiem osiadłym i zimuje najczęściej w miejscu lęgowym, a to oznacza, że musi znosić trudy polskiej zimy. Długość ciała ptaka to 21–24 cm, rozpiętość skrzydeł – 50–52 cm, skrzydło złożone osiąga 15–17 cm, ogon 7,5–8,5 cm, waga zaś dochodzi do 190 g. t

135


materiał promocyjny


nasze rekomendacje CENTRUM KONFERENCYJNO-WYPOCZYNKOWE „PAŁAC ŁOCHÓW”

DOM GOŚCINNY BUBEL-GRANNA K. JANOWA PODLASKIEGO

ul. M. Konopnickiej 1, 07-130 Łochów tel./faks: 25 675 11 14 www.palaclochow.pl e-mail: palaclochow@arche.pl ceny: od 190 zł za pokój

Bubel-Granna 22a, 21-505 Janów Podlaski tel.: 83 341 39 03, 603 801 220 www.bubelgranna.pl, e-mail: bubelgranna@agroturystyka.pl

XIX-wieczny obiekt, położony w malowniczej dolinie rzeki Liwiec. Profesjonalnie przygotowany do obsługi konferencji, wesel, pobytów rodzinnych. Posiadamy 83 pokoje, 11 sal konferencyjnych, zaplecze rekreacji wodnej, spa i wellness.

DWÓR PODLASKI

GOSPODARSTWO AGROTURYSTYCZNE EWA MITOWSKA

17-322 Perlejewo 28 tel.: 668 168 290 www.dworpodlaski.pl ceny: 60–90 zł/doba Zachęcamy do spędzenia niezapomnianych chwil w położonym na skraju wsi Perlejewo nad rzeką Pełchówką oryginalnym dworku drobnej szlachty podlaskiej zbudowanym w 1863 roku. Otaczająca go przyroda, unikatowe wnętrza i domowa nalewka malinowa gwarantują udany wypoczynek w dobrym stylu.

OŚRODEK WCZASOWY „PARTNER” Serpelice, 08-221 Hołowczyce tel.: 83 359 81 26, 504 295 306 www.partnerturuta.pl Serdecznie zapraszamy klientów indywidualnych oraz grupy zorganizowane do wypoczynku w naszym ośrodku. Oferujemy komfortowe pokoje lub zakwaterowanie w domkach kempingowych. Świadczymy usługi restauracyjne i kateringowe. Nasze dania oparte są na polskiej kuchni domowej. Rozległy teren ośrodka Lokalizacja pozwala na organizację imprez do 1000 osób.

Lokalizacja

Gródek nad Bugiem usytuowany jest na wysokiej krawędzi doliny Bugu pomiędzy Sokołowem Podlaskim a Siemiatyczami, zaledwie 120 km od Warszawy i 46 km od Siedlec na Podlasiu.

TAWERNA „PRZYSTAŃ” REA s.c. Sławomir Kasperuk, Piotr Kasperuk ul. Brzeska 51, 17-307 Mielnik tel.: 608 478 023 Zapraszamy strudzonychGródek wiosłowaniem kajakarzy położony jest w odległości km od WARSZAWY na odpoczynek, posiłek 120 i ugaszenie pragnienia w Tawernie 185 km od LUBLINA 125 km od BIAŁEGOSTOKU „Przystań”, położonej w 48bezpośrednim sąsiedztwie rzeki, km od SIEDLEC 20 km od SOKOŁOWA PODLASKIEGO w urokliwym zakątku Mielnika – Topolinie. Gródek nad Bugiem Gródek Dwór 50, 08-304 Jabłonna Lacka tel./fax 25/ 781 40 50, kom. 795 415 896 e-mail biuro@grodeknadbugiem.pl www.grodeknadbugiem.pl

ZAJAZD LEŚNY Horoszki Małe 27, 08-220 Sarnaki tel.: 83 359 80 72 e‑mail: horoszki@zajazdlesny.info Otoczony lasami zajazd położony jest w pobliżu rzeki Bug. Oferujemy noclegi w pokojach hotelowych i domkach kempingowych. Organizujemy wesela i przyjęcia okolicznościowe, a także szkolenia i konferencje. Zapraszamy na ogniska, grile, banię ruską i kuligi.

Seroczyn 71, 08-320 Sterdyń tel.: 505 224 782 e-mail: ewa.mitowska@op.pl ceny: dzieci do 3 lat – 0 zł, dzieci od 3 do 6 lat – 20 zł osoby powyżej 6 lat – 40 lat wyżywienie: śniadanie 10 zł, obiad 20 zł, kolacja 10 zł Dom na terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. Prowadzimy warsztaty z plastyki obrzędowej oraz pokazy pieczenia sękaczy i chleba.

„NADBUŻAŃSKA CISZA” DOMY WAKACYJNE Matcze 52, 22-523 Horodło tel.: 505 150 269 www.nadbuzanska‑cisza.pl Dla wszystkich spragnionych ciszy i spokoju. Zakwaterowanie w trzech komfortowych domach z pełnym wyposażeniem. Do dyspozycji gości: basen z plażą, wiata grilowa, miejsce na ognisko, łowisko nad rzeką. Wypożyczamy kajaki. Organizujemy wycieczki na Ukrainę.

Gródek nad Bugiem Gródek Dwór 50 08-304 Jabłonna Lacka tel.: 795 415 896 www.grodeknadbugiem.pl Wypoczynek nad samym Bugiem w komfortowych klimatyzowanych pokojach i domkach. Organizujemy: spływy kajakowe, wspaniałe przyjęcia do 180 osób, biesiady w zadaszonym patio, grile i ogniska, konferencje, wycieczki z przewodnikiem, strzelanie z łuku. Do dyspozycji gości oddajemy: ruską banię, nadbrzeżny amfiteatr, boisko, bilard, ping-pong, kącik i plac zabaw.

CENTRUM AKTYWNOŚCI ACTIVE ADVENTURE ANDRZEJ WIERZBA ul. Dubois 2, 17-307 Mielnik tel./faks: 85 657 70 67, 606 662 225 www.active‑adventure.pl, e‑mail: active.adventure@tlen.pl ceny: kajaki 30 zł/doba, łodzie 50 zł/doba, rowery 25 zł/doba, paintball 50 zł/200 kulek – co 2 gratis, dowóz 1,20 zł/km Zapraszamy osoby ceniące aktywny wypoczynek i rekreację. Wypożyczamy kajaki i łodzie na spływ po rzece Bug. W ofercie również rowery górskie oraz paintball. Dysponujemy polem paintballowym i biwakowym nad rzeką.

FHU ASOLA SŁAWOMIR KASPERUK

ORŁY Z PODLASIA SP. Z O.O.

ul. Brzeska 51, 17-307 Mielnik tel.: 608 478 023 www.kajaki-mielnik.pl e-mail: kontakt@kajaki-mielnik.pl ceny kajaków: 30 zł/doba dowóz kajaków: 1,20 zł/km rowery: 25 zł/doba

ul. Lipowa 84, 08-300 Sokołów Podlaski tel.: 516 544 060 www.splywy-kajakiem.pl, e-mail: biuro@splywy-kajakiem.pl ceny: kajak – 25 zł/doba, dowóz kajaków – 1,20 zł/km

Zajmujemy się wypożyczaniem kajaków na spływy po rzece Bug na odcinku od Terespola do Serocka. W ofercie posiadamy również rowery górskie.

materiał promocyjny

Doskonałe miejsce na rodzinny wypoczynek, zielone szkoły, plenery malarskie. Piękne położenie: las, rzeka Bug, sąsiedz‑ two stadniny koni arabskich w Janowie Podlaskim. Rozległy ogród z wiekową lipą i gniazdem bocianim. Zadaszona altana z grilem. Bezpieczne miejsce do zabaw oraz ścieżka przyrodniczo‑edukacyjna. Do obejrzenia dawne przedmioty gospodarstwa domowego i rzemiosła stolarskiego.

Posiadamy największą bazę kajakową nad Bugiem na Podlasiu (obsługujemy również rzekę Liwiec). Posiadamy zaplecze logistyczne do kompleksowej obsługi spływów. Oferujemy również usługi transportowe (wynajem busów i autokaru). Organizujemy transport osób, ratowników i instruktorów.

137


numer 03, wiosna 2012 cena 14,90 zł (w tym 5% vat) ISSn 2083-912X, InDeKS 281034

K o l e j n y, l e t n i n u m e r – j u ż w c z e r w c u !

Muzykanci

i kapele ludowe Kiedyś bez nich nie było ani wesela, ani potańcówKi. potem zniKnęli na dwie deKady. dziś znów grają „na dzień dobry”

04/lato/jesień2012

numEr 04 lato/jesień 2012 cEna 14,90 zł (w tym 5% vat) issn 2083-912X indEks 281034

turystyka/wakacyjne propozycje

Węgrów

W krainie Mistrza Twardowskiego Na ziemiach Radziwiłłów

Eliza Orzechowska i Andrzej Baran wyruszyli z Warszawy 13 lipca 2012 r. W planach mieli przejście wzdłuż wschodniej granicy Polski z dołu do góry, jak na zdobywanie prawdzi‑ wego szczytu przystało. Marsz rozpoczęli w Medyce, skończyli zaś w nadbużańskim Drohiczy‑ nie. Byli totalnie wolni w wy‑ borach miejsc, w których się zatrzymywali, i ludzi, z którymi chcieli zamienić kilka słów. Zaprawieni w bojach długody‑ stansowymi marszami i zdoby‑ waniem 7-tysięczników podeszli do wyprawy z entuzjazmem i humorem. Dopiero w trasie zrozumieli, na co tak naprawdę się porywają.

wywiad/o. leon knabit

multimedialny benedyktyn

PODLASKI KLIMAT DO MIŁOŚCI Pierwszy raz zobaczył ją na imieninach u kuzyna. Ładna, rezolutna – bardzo mu się podobała. Nie odezwał się wtedy ani słowem. Kilka tygodni później dostała list z pytaniem,

czy może ją odwiedzić. Bogu‑ sław i Krystyna są ze sobą ponad 50 lat. Podobnie jak inne pary z Podlasia opowiadają o swojej miłości, zakochaniu i wspólnym życiu.

wEEkEndOwE imPrEsjE

niedziela

,,Gdy siadam do swojego biurka, jestem zupełnie średniowieczny – tyle że obok mam komputer”

nad Bugiem

Rzeka od zawsze pRzyciągała ludzi. Bez względu na status, wiek czy pochodzenie. od zawsze Była też miejscem wypoczynku – szczególnie latem

05/zima2012

numer 05 zima 2012 cena 14,90 zł (w tym 5% vat) ISSn 2083-912X InDeKS 281034

turyStyKa/Zima nad bugiem

Chełm

Podziemne spotkanie z duchem Bieluchem

powiat wyszkowski

W przedsionku Kurpi Białych

rePortaŻ/irina sZepielewicZ

połączyła nas rzeka cz. II: Witajcie w Polsce

wywIaD/Krystyna sienKiewicZ

zawód – kobieta, specjalność – komediantka

ocalone od PoDlaSKIe Dwory

zapomnienia

ZABYTKOWE MURY, KTÓRE JESZCZE NIEDAWNO STRASZYŁY, DZIŚ PRZYCIĄGAJĄ BLASKIEM. ICH WŁAŚCICIELE DALI IM DRUGIE ŻYCIE

06/wiosna2013

9

propozycji na

i dług kend wee

numer 06 wiosna 2013 cena 14,90 zł (w tym 5% vat) ISSn 2083-912X InDeKS 281034

ma jow y

turystyka

Brześć

reportaż

ewa zwierzyńska

UkrAinA

jakiej nie znacie

miasto twierdza

wywiad

Polesie – europejska Amazonia

Ta Honorowa Obywatelka Drohi‑ czyna pytana podczas wieczorów autorskich, jak ją tytułować, zawsze odpowiada, że najwyższy tytuł przyznali jej polscy harce‑ rze, a brzmi on: „Basia z Podlasia”. Barbara Wachowicz opowie o swych wędrówkach szlakami wielkich Polaków po Podlasiu, swych odkryciach, podlaskich mi‑ łościach i zachwycie nadbużań‑ skim pejzażem. Bo choć urodziła się w Warszawie, najcenniejsze, co ma w życiu, czyli pasje i zainte‑ resowania, zawdzięcza dzieciń‑ stwu spędzonemu na Podlasiu.

138

rEPOrtaŻ/irina szepielewicz

połączyła nas rzeka cz. I: U źródła Bugu

Foto: Paweł Tadejko

powiat bialski

Foto: Michał Zabokrzecki

Pisarka, historyk litera­ tury, fotografik, scena­ rzystka. Autorka książek, wystaw, spektakli, pro­ gramów telewizyjnych i radiowych. Wybrana przez The American Biographical Institute do grona Great Women of the 21st Century. Laureatka Orderu Po­ lonia Mater Nostra Est, nagrody Totus, zwa­ nej Polskim Noblem, uhonorowana tytułami „Pisarki losu polskiego” i „Ministra patriotyzmu”.

nadbużańska włóczęga rePOrtaŻ/ Marek Waśkiel

PIECHURZY BEZ KRESU MOŻLIWOŚCI Czy przemierzenie pieszo wschodniej granicy Polski to pomysł szalony? Dla wielu nie­ wątpliwie tak, szalony i niemożliwy do zre­ alizowania. Ci, którzy na niego wpadli, za punkt honoru po­ stawili sobie przekucie zamiarów w czyny. Wyszła z tego 22‑dnio­ wa przygoda będąca sprawdzianem ich siły i charakteru.

,,Zawsze chcieliśmy pokazywać świat, który wówczas był zamknięty” wywIaD/ elżbieta DzikoWska

AniA

Dąbrowska

bawię się świetnie

nieznana histOria

moi sąsiedzi

olędrzy

Olędrów z krwi i kOści nie ma już Od dawna. ich dzieci i wnuki żyją nad bugiem lub przyjeżdżają w te strOny, aby wciąż na nOwO Ożywiać pamięć O przOdkach.

Foto: PIOTR pUchowski

BARBARA WACHOWICZ

Siedlce i Mielnik

turyStyKa/ WeekenD W sercu Doliny bugu

pieprz czy wanilia?

Foto: Mieczysław Wieliczko

W następnym numerze

Redaktor naczelna: Katarzyna Karczewska Sekretarz redakcji: Justyna Franczuk Dyrektor artystyczny: Andrzej Zawadzki Grafik: Beata Podwojska Fotografie: Bartek Kosiński, Sylwia Garucka-Tarkowska, Michał Rząca, Artur Tabor Etnografia: Barbara Ogrodowska Mapy: Ryszard Piwowar Felietoniści: Barbara Chwesiuk, Tomasz Kolecki-Majewicz, Andrzej G. Kruszewicz, Paul Lasinski, Robert Lesiuk, Grzegorz Móżdżyński, Leszek Stafiej, Robert Sowa On-line: Jacek Dziuban Współpraca: Maciej Omelaniuk, Tomasz ­Wawryniuk, Monika Mikołajczuk, ­Irina Szepielewicz, Aleksandra Mateuszuk Korekta: Agata Rękawek, Ewa Nofikow

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam oraz materiałów promocyjnych. Przedruk tylko za zgodą redakcji. Zabroniona jest sprzedaż numerów bieżących i archiwalnych „Krainy Bugu” po cenie niższej od ceny detalicznej ustalonej przez wydawcę.

Wydawnictwo: Agencja Reklamowo-Wydawnicza Kraina Bugu Dyrektor wydawniczy: Daniel Parol Adres redakcji: ul. Rynek 12, o8-2oo Łosice e-mail: magazyn@krainabugu.pl Reklama: Edyta Gregorczuk, Krzysztof Sobota, Kamil Sakowski e-mail: reklama@krainabugu.pl Nakład: 10 000 egz.



. ADAM

EN

SMITH

1989

A

im

A

TRUM

W KINACH OD 5.04 C


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.