Kraina Bugu 3/2012 wiosna

Page 33

brzegiem rzeki

z pięknym widokiem na słońce zachodzące nad jeziorem. Nie opowiedziałem Piotrowi straszliwej historii, która poruszyła kilka lat temu całą okolicę. Ponoć widziano tutaj krokodyla. Wielodniowe poszukiwania nie dały rezultatu, a potwora medialnie uśmiercono, aby nie wzbudzać paniki.

Na Bugu we Włodawie Trzeciego dnia rano jeszcze bez bagaży, które zostały w ośrodku, pojechaliśmy do Włodawy. Miasteczko jest pięknie położone na wysokim brzegu Bugu. Centrum zajmuje czworoboczny rynek. Tu zjedliśmy nasze śniadanie – świeże bułeczki z jogurtem i sokiem. W pobliżu rynku znajdują się najcenniejsze zabytki miasta. Objechaliśmy dookoła zespół poklasztorny paulinów z kościołem pw. św. Ludwika. Zakon św. Pawła Pierwszego Pustelnika, zwany paulinami, przybył z Jasnej Góry do Włodawy w roku 1698 dzięki fundacji Ludwika Konstantego

64

Pocieja. Kompleks budynków konwentu paulinów we Włodawie powstał w okresie kilkudziesięciu lat, jednak sam klasztor – bardzo obszerny – postawiono w latach 1707–1718. Budulcem był zniszczony w 1570 r. zamek książąt Sanguszków. Niedaleko na skarpie stoi cerkiew prawosławna pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny, wzniesiono ją w połowie XIX w. Była nieco uszkodzona w czasie I i II wojny światowej. Jest to budowla murowana, wzniesiona na planie krzyża greckiego. Potem pojechaliśmy do późnobarokowej synagogi. Pierwotna drewniana synagoga powstała w 1684 r. w centrum dzielnicy żydowskiej. Obecna została zbudowana zapewne na tym samym miejscu w roku 1764. Przebudowano ją w drugiej połowie XIX w., dodając drugą kondygnację przedsionka. Wnętrze zniszczone przez pożar w czasie I wojny światowej gruntownie odrestaurowano po 1920 r. Podczas niemieckiej okupacji w latach 1939–1944 użytkowana jako

magazyn, obecnie w jej wnętrzach znajduje się Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Można w nim oglądać wystawy stałe, w tym momencie: „Judaika”, „Chłopskie pielgrzymowanie”, „W pokoju Mełameda”, „Z historii Żydów włodawskich”, „Babiniec”, „Rzeźby Jana Pawłowskiego”, „Włodawa w fotoplastykonie”, oraz wystawy czasowe. Po tej wycieczce Włodawa przestała się nam kojarzyć wyłącznie z radiowymi komunikatami o stanie wód na Bugu.

Wojenne opowieści Wróciliśmy do Okuninki i po załadowaniu bagaży wyruszyliśmy do Sobiboru. Szosa wiodła lasami Sobiborskiego Parku Krajobrazowego. Dojechaliśmy do małego budynku przy stacji Sobibór, w którym mieści się Muzeum Byłego Hitlerowskiego Obozu Zagłady. Dzieje obozu zagłady w Sobiborze ukazują metody, jakimi faszyści zamierzali rozwiązać tzw. problem 11 mln europejskich

kraina bugu · wiosna 2012

Żydów. Z sobiborskiej kaźni ocalało kilkadziesiąt osób. Pamiątkowe tablice, umieszczone przed wejściem na teren byłego obozu, zawierają tekst przetłumaczony na cztery języki: angielski, hebrajski, jidisz i holenderski, a brzmi on następująco: „W tym miejscu w latach 1942–1943 istniał hitlerowski obóz zagłady, w którym zamordowano ponad 250 000 Żydów i około 1000 Polaków. Dnia 14 października 1943 roku wybuchło tu zbrojne powstanie kilkuset więźniów żydowskich, którzy po walce z hitlerowską załogą wydostali się na wolność. W rezultacie powstania obóz został zlikwidowany”. Tekst zakończony jest cytatem z Księgi Hioba: „Ziemio nie zakrywaj krwi mojej”. Niewielka w sumie wystawa zrobiła na nas olbrzymie wrażenie. Przez kilka kilometrów jechaliśmy w milczeniu. Wkrótce nadarzyła się kolejna okazja do tego, aby opowiedzieć o złożonych losach Polaków po wojnie. Przystanek we wsi Zbereże, gdzie obok siebie stoją dwa pomniki różnie interpretujące powojenną historię Polski. W tej wsi w 1951 r. zginął Edward Taraszkiewicz „Żelazny” – jeden z najbardziej nieugiętych przeciwników władzy ludowej we wschodniej Polsce. Pomnik powstały w 1974 r. upamiętnia śmierć żołnierzy KBW poległych w walce z „bandą Żelaznego”, a kapliczka postawiona w 1991 r. poświęcona jest pamięci bohaterskiego Edwarda Taraszkiewicza. Po tej dużej dawce zwiedzania czuliśmy dużą radość z jazdy. Nie zatrzymaliśmy się w Woli Uhruskiej, lecz jechaliśmy dalej do Dorohuska i Dubienki. Po drodze mijaliśmy malownicze wsie z drewnianymi chałupami. Na chwilę dotarliśmy do Bugu, który we wsi Świerże nieomal ociera się o szosę. Późnym popołudniem i wieczorem istotnym elementem przydrożnego krajobrazu stawały się postacie zalegające przystanki i rowy. To konsumenci taniego wina i piwa odpoczywali znużeni po wielu godzinach dyskusji i wnikliwej obserwacji sytuacji na szosach. Jak to mówi mądry naród: „Tanie wino

jest dobre, bo jest dobre i tanie”, i – jak widzieliśmy – działa niezwykle kojąco. Przystanęliśmy przy wielkim dębie w Hniszowie. „Bolko” to najstarszy dąb na Lubelszczyźnie. Przyjemnie jest wylegiwać się w cieniu jego rozłożystych konarów. Nawet przez chwilę zastanawialiśmy się, czy nie zostać tutaj na noc, ale dnia było jeszcze tak wiele. Dowiedzieliśmy się też, że ok. 20 km dalej, tuż za Dubienką, jest ładne pole biwakowe nad czystą rzeką.

Poszukiwacze skarbów Dubienka to miejsce bitwy z 1792 r. Obrońcami dowodził Tadeusz Kościuszko. Jego dobre przygotowanie terenu do obronnej bitwy i wykazane przez wojsko polskie męstwo zatrzymały Rosjan w pochodzie na Warszawę. Poległych w bitwie żołnierzy obu stron pochowano we wspólnej mogile w formie kurhanu. Mogiłę zniszczono w czasach PRL-u, robiąc w jej miejscu zlewisko gnojowicy z pobliskiego PGR-u. Do dzisiaj jednak szuka się skarbu

Bez wątpienia największą atrakcją spaceru ponad kilometrową trasą podziemnej kopalni kredy w Chełmie było spotkanie z duchem Bieluchem. Nagle zgasło światło i... ale nie będę opowiadał, trzeba to zobaczyć samemu. Zabawne i ciekawe

w postaci kilkudziesięciu kilogramów złotych monet, czyli dywizyjnego skarbca, który został zakopany przez żołnierzy Kościuszki, kiedy bitwa trwała i wydawało się, że może zostać przegrana. Na ulicach Dubienki kilku młodych ludzi w swych stuningowanych samochodach minęło nas niebezpiecznie blisko – taki, widać, jest tu rodzaj sportu, a życie w Dubience wydaje się być dosyć nudne. Nocleg znaleźliśmy na polu namiotowym parę kilometrów za wsią. Źle wybrałem to miejsce. Mnóstwo komarów, prawie całonocna dyskoteka i auta wjeżdżające i wyjeżdżające na pole spowodowały, że prawie nie zmrużyliśmy oka. Może trzeba było ten czas spożytkować na poszukiwanie skarbu?

U ducha Bielucha Rano pobudka. Piękna pogoda. Przygotowałem śniadanie. To już ostatni dzień naszej wycieczki. Nie mieliśmy ochoty na powrót, ale przed nami była jeszcze jazda do Chełma. W planie mieliśmy wycieczkę po chełmskich podziemiach kredowych. Zwiedziliśmy wszelkie podziemne trasy turystyczne w Polsce, więc nie mogliśmy opuścić tak wspaniałej okazji. Do miasta dojechaliśmy przed południem, jednak bilety wstępu kupiliśmy dopiero na 13. Całe szczęście, że powrotny pociąg wyrusza nieco później. Włóczyliśmy się trochę po mieście. Rynek, katedra, cerkiew, a potem zeszliśmy wraz z grupą do podziemnej kopalni kredy. Bez wątpienia największą atrakcją spaceru ponad kilometrową trasą było spotkanie z duchem Bieluchem. Nagle zgasło światło i... ale nie będę opowiadał, trzeba to zobaczyć samemu. Zabawne i ciekawe. Wróciliśmy koleją. Powrotna podróż była długa i nudna: najpierw do Lublina, potem Warszawy i dalej do Białegostoku. No cóż, powrót do rzeczywistości po kilku dniach odpoczynku i luzu bywa z reguły męczący i bolesny. ◼

65


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.