2 minute read

FELIETON / Wyścig z czasem

Ten prześladujący nas wykres, z racji moich zainteresowań, kojarzy mi się z profilem hipsometrycznym trasy wy ścigu kolarskiego. Wiem, że takie porównanie może wydać się kontrowersyjne, chodzi przecież o życia ludzkie. Myślę jednak, że w ten sposób radzę sobie w tym dziwnym okresie. Komuś innemu może on przywodzić na myśl grzbiet kota, z którym teraz spędza więcej czasu. Gdy epidemia będzie się już kończyć, wykres niektórym skojarzy się z wężem boa, który zjadł słonia. Innym z eleganckim kapelu szem, kupionym zaraz przed zarządzeniem zakazu zgromadzeń. Nałożą go na głowę przed wyjściem z domu i pokażą się swoim znajomym w sło neczny dzień. Ja pozostanę przy moim wy obrażeniu wyścigu kolarskiego. Mam nadzieję tylko, że ten podjazd to nie Mont Ventoux, „tyran cyklistów” na Tour de France. Liczę, że to pagórek kończący się zjazdem prosto do mety. W tych ciężkich czasach każdy z nas jest kolarzem zmagającym się ze stro mym podjazdem. Od lat kontrowersje w kolarstwie wzbudza zestaw słuchawkowy w uszach zawodników. Ci, którzy pamiętają Merckxa, Szurkowskiego, wspominają chwile autentycznych relacji pomiędzy kolarzami, głosy nieprzefiltrowane przez urządzenia, protestują – „przecież człowiek to nie maszyna!”. Apologeci prędkości i no woczesności zachwalają szeroki wachlarz możliwości, nowe rekordy, które stale ustanawiamy dzięki technologii. Dziś peleton został rozbity. Niektórym do pomocy pozostali koleżanki i ko ledzy z ekipy. Niektórych wzniesienie oddzieliło od najbliższych. Na szczycie osiadła gęsta mgła. Docierają do nas jednak cały czas informacje – często zbyt wiele albo sprzeczne, nieprawdzi we. Także słowa otuchy od przyjaciółek i przyjaciół. Czasem upajamy się tymi głosami, a momentami mamy ich dość i chowamy zestaw słuchawkowy do kieszeni. Każdy z nas jest innym typem zawodnika. Niektórzy preferują jazdę w drużynie. Inni są samotnymi długo dystansowcami. Na trasie jest wielu górali, oni gładko przejdą przez ten etap. Sprinterom ta sztuka przyjdzie znacznie trudniej. Są młode wilki, które teraz muszą poskromić swoje ambicje. W końcu wyjadacze, legendy, na które powinniśmy spoglądać, niech trzyma ją się naszego koła. Wszyscy czujemy już w ból w kolanach (metaforycznie z powodu długiego pedałowania pod górę, realnie od siedzenia przy biurku i małej ilości ruchu). Jednak nie pod dawajmy się. Niech każdy utrzymuje własne tempo. Być może po raz pierw szy nadarza się taka okazja, by uratować świat, nie wychodząc z domu. Przytoczyłbym ustęp z opiewanej ostatnio Nadziei w mroku Rebecki Solnit, ale pożyczyłem ją przyjacielowi, przed sytuacją kryzysową. Musicie więc uwierzyć mi na słowo, że ludzkość po trafiła wyjść do tej pory z przeróżnych opresji. Jedna jeszcze rzecz łączy nas w tej chwili z kolarzem. Jest nią nie ustanna refleksja nad czasem. Odkąd nasze nawyki runęły, prowadzimy własne badania, przeprowadzamy na nim liczne eksperymenty. Okazuje się, że mamy go więcej, a jakby robimy mniej. Niektórzy wręcz przeciwnie – pracują ciężej niż zwykle. Poświęcają swój czas rodzinie, innym, sobie. Tra cimy cenny dla na czas, jesteśmy odseparowani od zajęć, które uważamy za wartościowe. Odnajdujemy czas

Stało się. Nasze systemy padły. W wyniku przeciążenia? Z powodu błędu? W głowach do tej pory mieliśmy kalendarze rozpisane na pół roku do przodu. Zostaliśmy zmuszeni podrzeć je i wyrzucić do kosza. Czas wyznacza teraz statystyka zakażonych. Porównujemy nasz wykres do wykresów innych państw. Ciągle dodajemy, mnożymy, obliczamy prawdopodobieństwa. „Jeśli w Chinach udało się powstrzymać epidemię po takim i takim czasie, to my, mając na uwadze te i te czynniki, zakończymy batalię z koronawirusem wtedy i wtedy”. Czuję się niestety jak po sprawdzianie z matematyki w liceum, gdy wszyscy z przejęciem konsultują swoje wyniki (byłem uczniem klasy humanistycznej) – każdemu wychodzi co innego.

Advertisement

Tekst: Mikołaj Chmieliński

WYŚCIG Z CZASEM

This article is from: