Informacje24 nr 11(2014)

Page 1

ÓW K Y A L N PO T A A DL Ł K I PIĘCZN Z E B IES

OR EF U S M THLY IS N MO E E FR

ITY UN M M CO H S I L PO

fot. Fotolia

Informacje24.co.uk - Nr 11 (2014)

Wesołych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w rodzinnej atmosferze, samych szczęśliwych dni w nadchodzącym roku oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej


Walka z otyłością kosztuje Brytyjczyków więcej niż wojna i zwalczanie terroryzmu Brytyjskie społeczeństwo należy do najgrubszych na świecie. Na walkę z otyłością brytyjski rząd przeznacza około 47 miliardów rocznie, czyli więcej niż wynoszą koszty prowadzenia wojny i zwalczania terroryzmu.

R

aport przygotowany przez firmę konsultingową McKinsey and Company, pokazuje, że otyłość wywiera bardzo znaczący wpływ na gospodarkę UK. Większe straty, sięgające około 3,6% PKB, generują tylko problemy związane z paleniem papierosów. Problem dotyczy nie tylko jednak Wielkiej Brytanii. 30% całej ludzkiej populacji cierpi z powodu otyłości. Jak pokazuje raport do roku 2030 ponad połowa dorosłych na świecie będzie otyła. Pojawiła się jednak iskierka nadziei na odwrócenie tego trendu. Jak bowiem szacują eksperci w ciągu najbliższych 5 do 10 lat około 20% otyłych w Wielkiej Brytanii wróci do prawidłowej wagi. Gdyby tak się stało to budżet państwa zaoszczędziłby około 16 miliardów rocznie.

Jak jednak wynika z raportu liczba osób otyłych zwiększa się z roku na rok i już obecnie stanowi to poważny problem społeczny i ekonomiczny. Co gorsza wysiłki brytyjskiego rządu zostały niezbyt pozytywnie ocenione. Uznano je za zbyt rozdrobnione, aby przyniosły oczekiwany efekt. Zgodnie z danymi rządowymi na przeciwdziałanie otyłości corocznie przeznacza się nieco ponad 600 milionów funtów. Jak niewielka to jest kwota niech świadczy fakt, że na walkę z cukrzycą (jedną z chorób powiązanych z otyłością) rząd przeznacza 10 miliardów funtów rocznie. Jak obliczono NHS na walkę z chorobami i powikłaniami wynikającymi z nadmiernej otyłości wydaje więcej niż na wynoszą budżety policji, straży pożarnej, wymiaru sprawiedliwości i więziennictwa razem wziętych.

Wielka Brytania powinna się przygotować na wyjście z Unii Europejskiej Wielka Brytania powinna być przygotowana do tego, aby wstać od stołu negocjacyjnego i odejść, jeśli negocjacje na temat relacji UK i Unii nie zakończą się sukcesem – powiedział w wywiadzie dla Daily Telegraph minister spraw zagranicznych Philip Hammond.

M

inister zastrzegł jednocześnie, że uważa iż porozumienie jest możliwe nawet na temat tak drażliwych kwestii jakimi jest na przykład kontrola liczby imigrantów przybywających do Wielkiej Brytanii z krajów Unii. W wywiadzie dla Daily Telegraph twierdził on, że jest możliwe ograniczenie liczby imigrantów bez zmian traktatu zjednoczeniowego. Wyraził on także nadzieję, że dojście do porozumienia w tej kwestii usunie jedną z poważnych obiekcji związanych z przynależnością Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej, przed referendum, jakie planowane jest na 2017 rok. Przyznał przy tym jednak, że jeśli Wielka Brytania pozostanie w Europejskiej Wspólnocie to niemożliwe będzie wprowadzenie całkowitej kontroli granic. „Jeśli naszym celem będzie wprowadzenie pełnej kontroli granic to nie będzie to szło w parze z przynależnością naszego kraju do UE” - oświadczył Hammond. Brytyjczycy będą mieli bardzo trudny orzech do zgryzienia, ponieważ ich sytuacja negocjacyjna wewnątrz Unii jest bardzo trudna. Z oczywistych względów nie znajdą oni oparcia w krajach, które przystąpiły do UE po 2004 roku. Zmianie europejskich reguł dotyczących swobodnego przepływu osób sprzeciwiają się Niemcy, które przewidują, że w przypadku zmiany przepisów w tym zakresie zwiększy się u nich poziom imigracji z takich krajów jak Polska, Czechy czy Rumunia. Sytuację Camerona nie polepsza także i fakt, że Wielka Brytania wyraziła chęć zapłacenia tylko połowy zażądanej przez Komisję Europejską dodatkowej kwoty obowiązkowej kontrybucji. Coraz bliższa wydaje się więc chwila, kiedy Wielka Brytania zdecyduje, że opuszcza Unię Europejską.

Wracasz na Wyspy samochodem? Uważaj na nielegalnych imigrantów! Zarząd Eurotunnelu ostrzegł wszystkich jadących do Wielkiej Brytanii, że po zaostrzeniu procedur kontrolnych związanych ze sprawdzaniem tirów, nielegalni imigranci próbujący się dostać do UK mogą próbować przejechać granicę ukryci w samochodach osobowych. Być może zdziwi kogoś opublikowany właśnie komunikat, bo przecież jak to możliwe, aby ktoś niepostrzeżenie ukrył się w samochodzie osobowym. Przecież kierowca taki fakt natychmiast by zauważył. Nieco mniej szokujące staje się to w momencie, kiedy uzmysłowimy sobie, że przed Bożym Narodzeniem, część pasażerów wracając z Francji do Wielkiej Brytanii jest już po wy-

piciu kilku głębszych i z tego powodu mniej zwraca uwagę na to, co dzieje się wkoło. Kierowcy zaś zajęci prowadzeniem pojazdu i załatwianiem formalności przestają obserwować tył pojazdu. John Keefe, jeden z szefów firmy Eurotunel, stwierdził, że w święta część sfrustrowanych nielegalnych imigrantów, którzy koczują na przedmieściach Calais będzie

próbowało przedostać się do Wielkiej Brytanii kryjąc się w vanach czy samochodach kempingowych. Frustracja nielegalnych imigrantów ma dwa źródła. Pierwsze jest związane z zaostrzeniem kontroli samochodów, a drugie związane jest z działaniami rządów brytyjskiego i francuskiego, które współdziałając chcą ograniczyć możliwość przedostania się na Wyspy osobom bez wizy.

Informacje24 WP MEDIA Ltd Bristol (UK); Company no. 08319299; Redaktor naczelny: Wojciech Nowak; info@informacje24.co.uk Marketing: Patrycja Strąk; reklama@informacje24.co.uk; 077 0249 6832; marketing@informacje24.co.uk 2

informacje24.co.uk


Dzieci imigrantów uczą O tym jak łże pracodawca się lepiej od Brytyjczyków Badania przeprowadzone przez naukowców z Bristol University pokazują, że znacząco lepsze rezultaty w egzaminach GCSE osiągają uczniowie szkół, gdzie jest duża liczba dzieci pochodzących z mniejszości etnicznych. Zdaniem naukowców dzieje się tak ponieważ w większości przypadków dzieci imigrantów są znacznie bardziej zmotywowane do ciężkiej pracy niż ich brytyjscy biali rówieśnicy. Efektem tego są rezultaty egzaminacyjne, na których studenci pochodzący z mniejszości etnicznych, znacznie częściej osiągają wyniki na poziomie A niż pozostali uczniowie. Szczególnie mocno i wyraźnie widać zależności między osiąganymi wynikami w nauce a zróżnicowaniem etnicznym w szkołach w stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie białe dzieci stanowią około jednej trzeciej populacji 16-latków. W innych regionach UK odsetek białych dzieci dochodzi do 81%. W badaniach wyszło jednak na jaw, że to właśnie w Londynie aż 61% dzieci osiągnęło na egzaminie wyniki na poziomie A – C. To znacząco wyżej niż w jakimkolwiek innym rejonie kraju. W regionach East Midlands,Yorkshire oraz Humber, odsetek dzieci osiągających takie same rezultaty wyniósł 53%. Patrząc na te wyniki naukowcy mówią wprost: to że w Londynie były tak dobre wyniki egzaminów to zasługa dzieci pochodzących z mniejszości etnicznych. Ponieważ ciekawi byliśmy jak na tym tle wypadają polskie dzieci, dlatego o komentarz poprosiliśmy jedną z polskich nauczycielek pracujących w Cardiff, w szkole o bardzo zróżnicowanym środowisku etnicznym. Nasza rozmówczyni, pragnąca zachować anonimowość, stwierdziła, że wyniki tych badań pokrywają się z jej obserwacjami. Jej zdaniem dzieci, których rodzice pochodzą z Somalii, Pakistanu czy Indii bardzo starają się i przykładają do nauki. „Zawsze przychodzą na czas, zawsze są przygotowane i starają się jak tylko mogą wypełnić polecenia nauczyciela. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o polskich dzieciach, których rodzice czasami lekceważą sobie brytyjską edukację, twierdząc że jej poziom jest tak niski, że szkoda się nią przejmować i przykładać do niej wagę. Do tego oczywiście dochodzi bardzo niska frekwencja polskich dzieci w szkole. Trudno więc oczekiwać, że rezultaty, jakie nasze dzieci osiągają będą jakieś szczególnie wysokie. Chociaż oczywiście generalnie nie jest tak źle. Z ręką na sercu mogę jednak powiedzieć, że dzieci pochodzące z Somalii, Indii czy Pakistanu znacznie ciężej i sumienniej pracują nad swoją edukacją niż ich polscy rówieśnicy”. Reklama

Tekst: Radosław Purski Rzecz dzieje się w Wielkiej Brytanii. Polski imigrant Kokosiński spostrzegł ogłoszenie o pracę na szybie pewnego sklepu meblowego. Notka, prócz innych radości, obiecywała też: „good rates of pay”. Zachęcony szczegółami pchnął szklane a potężne drzwi luksusowego salonu i zagadnął, pięknie pachnącego i wymuskanego, sprzedawcę w sprawie. Już następnego dnia, o oznaczonym czasie, stawił się przed obliczem managera zakładu i został poddany gruntownej wiwisekcji w ramach rozmowy o pracę. Z radością należy odnotować, że Kokosiński posadę otrzymał.

M

anager salonu meblowego, w trakcie interview, kilkakrotnie podkreślił, co następuje: praca jest łatwa, przyjemna i wymagająca niewiele wysiłku, a często gęsto nie wymaga go wcale. Słowem, wychodzi na to, że wystarczy tylko leżeć, pięknie pachnieć i pić angielską herbatę zagryzając ciasteczkami. „This is a cushy job” - manager zapewniał Kokosińskiego, a Kokosiński cieszył się jak dziecko. Praca jest lekka - objaśnił szef salonu meblowego. I w związku z tą lekkością „good rates of pay” nie są specjalnie wygórowane. Ba! Są nawet relatywnie beznadziejne, jeśli chodzi o średnią krajową, ale za to wprost proporcjonalne i kompatybilne do wysiłku włożonego w robotę. Słowem, właśnie wygrałeś pracę marzeń! Kokosiński stawił się do pracy, kiedy mu kazano i wtedy przekonał się boleśnie o tym, jak chol***a praktyka rozjeżdża się zupełnie z wymarzoną teorią. Pracował w magazynie z dywanami, na zapleczu sklepu meblowego. Przez dziewięć godzin dziennie zap***ał jak perpetuum mobile targając dywany we wszystkich kierunkach świata. Gramatura i kubatura dywanów była wyjątkowo złośliwie wysoka: od kilkudziesięciu kilogramów ciężka i do pięciu metrów długa. Przyjmował dostawy, wydawał towar klientom, układał ręcznie dywany na olbrzymich półkach sięgających sufitu, wyrzucał pudła, kartony i tuleje oraz negocjował ze śmieciarzami, sprzątał, zamiatał, mozolnie wypełniał robotę papierkową a także nosił meble... Szefostwo salonu gospodarowało skutecznie jego czasem – pewnie z obawy, żeby się chłop nie zanudził w ramach „cushy job”. Kokosiński, w chwilach wolnych od dywanowej udręki biegał, więc z meblami tam i nazad po sklepie, schodami w górę i schodami w dół, ustawiając sofy, kanapy i fotele zgodnie z nową koncepcją plastyczną dyrekcji salonu meblowego. Krótko mówiąc, bawił się równie dobrze jak zawodowy sztangista na zgrupowaniu reprezentacji. Przerwy w pracy miewał – a i owszem. Z tym, że niektóre kończyły się już po pięciu minutach – no, bo akurat przyjechała dostawa… Trzeba było, więc w popłochu porzucać rozpoczętą kanapkę i biec, co sił do magazynu i do kierowców, którzy rzucali już „fuckami” ze zniecierpliwienia. Podejmując nisko płatną pracę w sklepie meblowym Kokosiński rozważył sytuację wnikliwie. Przyjmując za dobrą monetę zapewnienia o relaksacyjnym charakterze posady, planował dorobić sobie jakoś w weekendy, w ramach part-time. Ale już po pierwszym tygodniu pracy w roli magazyniera przekonał się boleśnie o własnym wypluciu i zdezelowaniu kondycyjnym. Nie miał już po prostu sił. Nawet na weekendowe piwo w pubie. Reasumując: „cushy job” okazała się być literalnym zapierdalem a „good rates of pay” to zaledwie 12 500 funtów rocznie, czyli 920 funtów miesięcznie na rękę. Za takie pieniądze na Wyspach nie da się ani żyć godnie ani nawet odstrzelić z honorem. Bo amunicja za droga. PS. Słówko „cushy” według słownika „Oxford Advanced Learner’s Dictionary of current English” oznacza ni mniej ni więcej: very easy and pleasant; needing little or no effort: a cushy job A “good rates of pay”? Tu już każdy wie, o co biega.

informacje24.co.uk

3


25-lecie konsekracji polskiego kościoła w Bristolu Kiedy w 1989 roku ksiądz kardynał Józef Glemp konsekrował polski kościół w Bristolu nikt chyba nawet jeszcze nie przypuszczał jaką rolę przyjdzie odegrać tej świątyni w życiu Polonii mieszkającej w mieście Cabota. Kościół, który początkowo należał do metodystów, został odkupiony przez Polaków, których w okolicy zamieszkiwało nie tak znowu wielu, mimo że żyła jeszcze spora część polskiej diaspory, która osiedliła się tutaj po wojnie. Reklama

4

informacje24.co.uk

Świątynia była świadkiem życia polskiej wspólnoty. To właśnie w niej spotykali się Ci wszyscy, dla których słowo Polska nie było tylko pustym frazesem, ale stanowiło esencję życia. Wszak większość z nich to byli wojskowi lub ich rodziny, które czasami przyjechały do Wielkiej Brytanii pozostawiając za sobą syberyjskie przeżycia. Z czasem „stara” Polonia stawała się coraz mniej liczna. Ławki świeciły pustkami a do polskiej szkoły istniejącej od 60 lat przychodziło po kilkoro dzieci. Sytuacja zmieniła się diametralnie po wejściu Polski do Unii. Od 2004 roku znowu zapełniły się ławki w polskim kościele, a dzieci tłumnie zaczęły przychodzić na lekcje w Polskiej Szkole im. Jana Pawła II. Do pierwszej komunii świętej, jaka odbyła się w polskim kościele w 2006 roku przystąpiło... trzech chłopaków. Pierwszy raz przyjęli oni komunię świętą z rąk księdza Zygmunta Frączka, który sprawował posługę kapłańską aż do stycznia 2013 roku. Jego obowiązki przejął ksiądz Stanisław Łabuda, który do dzisiaj włodarzy parafią i pod rządami którego stopniowo zmienia się wnętrze świątyni, które częściowo spłonęło w listopadzie 2013 roku. Na niedzielną uroczystość obchodów 25-lecia konsekracji kościoła przybył z Rzymu ksiądz arcybiskup Szczepan Wesoły, długoletni duszpasterz Polonii na świecie. Oprócz niego zjawili się także ksiądz rektor Polskiej Misji Katolickiej Stefan Wylężek, opat cystersów z Wąchocka ojciec Eugeniusz Augustyn, sekretarz Polskiej Misji Katolickiej ksiądz Krzysztof Tyliszczak. Z nieodległego Cardiff przybył koncelebrować mszę świętą proboszcz tamtejszej parafii ksiądz Bogdan Wera. Przygotowania do obchodów trwały dobrych kilka tygodni. Wszystko po to, by w tym uroczystym dniu świątynie promieniała. Patrząc na odnowioną świątynię, na wspaniałą oprawę muzyczną, w skład której wchodził między innymi występ dzieci przygotowywanych przez panią Marię Górską, na poczty sztandarowe przybyłe z miejscowości położonych w pobliżu Bristolu, trudno powiedzieć co innego niż to, że było wspaniale.



Nie dostaniesz pracy, jeśli nie otrzymywałeś… zasiłków Tekst: Radosław Purski

R

ekrutację do drukarni prowadzi agencja – coś na kształt „łowców głów”. Odpowiednio dobrany, przesłuchany i sprawdzony kandydat na pracownika trafia na trzymiesięczny okres próbny do zakładu. Po jego szczęśliwym ukończeniu uwalnia się od opieki agencyjnej, przechodzi pod opiekuńcze skrzydła pracodawcy i otrzymuje stałą umowę o pracę na czas nieokreślony. Jest jeden szkopuł – drukarnia zajmuje się produkcją fantów delikatnego a specjalnego przeznaczenia: kart kredytowych, kart chorobowych pacjentów NHS, wyciągów z kont bankowych, formularzy i druków policyjnych itp., itd. W związku z tym historia życia kandydata do pracy, z ostatnich trzech lat, powinna zostać dokładnie prześwietlona i sprawdzona – i takie jest m.in. zadanie agencji, działającej w ścisłym porozumieniu z pracodawcą. Oto polski imigrant Kokosiński, który wysłał swoją aplikację online. Już po godzinie otrzymał telefon od rekrutera agencyjnego. Rekruter był zachwycony

Oto brytyjskie kuriozum. Drukarnia poszukuje pracownika. Zajęcie jest nieźle płatne, pracodawca ma renomę i prócz ludzkich warunków zatrudnienia oferuje też możliwość szybkich awansów i smakowitych podwyżek.

doświadczeniem zawodowym Kokosińskiego, które idealnie wpasowywało się w wymagania szefów drukarni. Po kilkudziesięciominutowej pogawędce telefonicznej kandydat został poproszony o przygotowanie, w oparciu o tzw. checklist, pliku dokumentów przed planowanym interview w agencji. Dokumenty miały zawierać informacje potwierdzające jego tożsamość, prawo do pobytu i pracy w UK, National Insurance Number, wykształcenie oraz rachunki i kwity potwierdzające obecny adres, historię pracy, historię miejsc zamieszkania, referencje, bank statements etc. Kokosiński miał świetne CV i jeden feler: otóż zwolnił się z poprzedniego zakładu pracy 11 miesięcy wcześniej i w tym okresie nie posiadał regularnego zatrudnienia. Imał się rozmaitych prac dorywczych, potwierdził certyfikatem swoje umiejętności językowe w szkole uznawanej przez brytyjskie instytucje rządowe, uzyskał brytyjskie świadectwo o niekaralności, odbył kurs, zdał egzamin i otrzymał tzw. Personal Licence uprawniającą go do otwarcia

sklepu monopolowego i próbował rzeczony sklep otworzyć. Wskutek rozmaitych przeszkód losowych i paru niekompetentnych agentów od wynajmu lokali, musiał zarzucić pomysł o otwarciu własnego small biznesu i ponownie począł szukać regularnego zatrudnienia. W ciągu 11 miesięcy Kokosiński nie zarejestrował się jak bezrobotny i nie pobierał zasiłków ani żadnych benefitów – w związku z tym nie posiadał żadnego urzędowego potwierdzenia swojego bezrobocia. Żył ze swoich oszczędności i próbował wprowadzić w życie plany tyczące własnej firemki z alkoholem. Ten 11 miesięczny okres braku regularnego zatrudnienia wywołał pewien niepokój rekrutera z agencji – po wyjaśnieniach kandydata, popartych odpowiednimi kwitami, rekruter skontaktował się z szefami drukarni. Ci dali zielone światło do dalszej rekrutacji i sprawy poszły odpowiednim torem: Polak stawił się na interview w agencji i przeszedł je bez problemu a śpiewająco. Następnym etapem miało być drugie i finalne interview przeprowadzane już bezpośrednio przez Reklama

6

informacje24.co.uk

management drukarni. Polski imigrant czekał pełen nadziei na telefon z agencji określający datę spotkania. Telefon, owszem, zadzwonił, ale nowiny były kiepskie. Otóż, ktoś w drukarni zmienił jednak zdanie i zażądał twardo jakiegokolwiek dokumentu z Job Centre (brytyjski urząd pracy), potwierdzającego, że Kokosiński był ich klientem na zasiłku lub pokrewnym beneficie w okresie owych 11 miesięcy. - Nigdy nie było to moją intencją by żyć na zasiłku i kiedy zwalniałem się z poprzedniego miejsca pracy miałem mocno sprecyzowane plany związane z moją, własną działalnością gospodarczą – powiedział Kokosiński rozmawiając z rekruterem agencyjnym. – Ja to rozumiem – odparł pracownik agencji – ale gdybyś pobierał zasiłki, to otrzymałbyś pracę w drukarni. Paradoksalnie, za niechęć wobec benefitów, zostałeś poddany restrykcjom i odstrzelony przez potencjalnego pracodawcę. Polak, nim aplikował na stanowisko w drukarni, został przyjęty do pracy na jednym z lotnisk w dużym brytyjskim mieście. Tam też sprawdzano skrupulatnie jego przeszłość, ale okres braku regularnego zatrudnienia w czasie (odpowiednio: wtedy) ostatniego półrocza nie był żadną przeszkodą do podjęcia pracy. Dostał z biegu przepustkę uprawniającą do wstępu na objęte restrykcjami strefy lotniska. Pracy jednak, ostatecznie, nie podjął z przyczyn osobistych. Reasumując: Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo pasażerów w porcie lotnicznym nie dostrzegły w odpowiednio udokumentowanym, bezrobociu Kokosińskiego zagrożenia dla zdrowia i życia podróżujących. Szefowie drukarni uznali natomiast, że brak benefitów w życiorysie Kokosińskiego, w ciągu 11 miesięcy bezrobocia, stanowi wyjątkowe niebezpieczeństwo dla danych poufnych, które przechodzą przez maszyny drukarskie… – Dostałbyś robotę gdybyś tylko brał zasiłki – tako rzecze pracownik agencyjny. I koniec pieśni.



Cardiff: Dziękuję, że tu przyjechaliście Polacy Mały Ollie Taylor tuż po urodzeniu, w Sylwestra 2008, został przeniesiony na oddział intensywnej opieki nad noworodkami z powodu problemów z oddychaniem. Kilka tygodni później lekarze diagnozowali u niego poważną chorobę genetyczną i powiedzieli oszalałej z bólu mamie, że chłopczyk ma przed sobą maksymalnie dwa lat życia! Rozwój motoryczny chłopca pozostawiał wiele do życzenia. Wszystko wskazywało na to, że czarny scenariusz, jaki przedstawili lekarze się sprawdzi. „Chłopczyk nie był w stanie samodzielnie przełykać, poruszać i utrzymywać głowę ani w sposób kontrolowany poruszać rękami i nogami. Nie uśmiechał się i nie płakał. Trzeba było go karmić. Widok był naprawdę poruszający” - powiedziała nam pani Gabi Simon, która rodzinę chłopca zna już od 10 lat.

Sian Taylor, mama Olliego, tak opowiedziała nam o tych ciężkich dla siebie chwilach: “Byłam zdruzgotana. Pierwsze skany z 35 tygodnia ciąży pokazały, że coś nie jest tak z mózgiem chłopca. Po urodzeniu najgorsze przewidywania się spełniły. W tym czasie najważniejszym zadaniem było utrzymanie chłopca przy życiu.” Po przeprowadzeniu testów okazało się, że Ollie cierpi na zespół Wolfa Hirschhorna objawiający się między innymi problemami z funkcjonowaniem mięśni. Zaczęło się chodzenie po lekarzach. Niestety nigdzie nie dawano chłopcu szans. Kiedy wszystkie znane sposoby rehabilitacji zawiodły a pracownicy NHS rozłożyli ręce pojawiła się informacja o klinice Footsteps zlokalizowanej w Dorchester-On-Thames. Dla pełnej jasności dodajmy, że to jest polska klinika rehabilitacji.

Zaczęły się intensywne sesje rehabilitacyjne. Po sześciu latach brytyjscy lekarze nie chcą wierzyć w to co się stało. „Ollie w grudniu skończy sześć lat i nie ma problemów z przełykaniem, samodzielnie siedzi i porusza głową. Porusza nóżkami i rączkami, chwyta zabawki. Potrafi stać i jego matka, Sian Taylor, jest pewna że Ollie jest bliski zrobienia swojego pierwszego kroku! Wiadomo, że Ollie, choć nigdy nie będzie w pełni sprawny, staje się jednak coraz bardziej samodzielny i jak większość dzieci uśmiecha się, płacze, kaprysi i cieszy się! Jest miłym, bystrym chłopcem, który chłonie każdą nową chwilę. Gdy ostatnio widziałam się z Simonem, ojcem Olliego ten uściskał mnie i powiedział "dziękuję, że tu przyjechaliście Polacy"! - zakończyła swoją opowieść o sukcesie polskich rehabilitantów Gabi Simon.

Cardiff: Wernisaż wystawy Moja Walia W sobotę 15 listopada w Domu Polskim w Cardiff odbył się wernisaż wystawy pod tytułem „Moja Walia”. Na wystawie sześciu polskich fotografików przedstawiło zdjęcia, na których uwiecznili piękno tego malowniczego kraju.

P

fot. Barbara Chrzanowska

ierwsi goście pojawili się z godzinnym wyprzedzeniem. Najwięcej osób było oczywiście z Cardiff, choć pojawiły się także osoby z Newport, Swansea i Bristolu. W sumie wieczorem w dniu otwarcia wystawy w Domu Polskim w Cardiff pojawiło się ponad 60 gości. Na początku wystawy nic nie zapowiadało, że oglądać ją przyjdzie tyle osób. Bardzo szybko okazało się, że przybyłych podziwiać zdjęcia jest całkiem sporo. Po godzinie 20:00, kiedy już przerzedził się tłum odwiedzających, rozpoczęła się Posadówka przy browarku. Za stolikami wspólnie zasiedli: goście, stali goście Domu Polskiego, jego fundatorzy, kombatanci, organizatorzy wystawy i oczywiście sami autorzy prac. Wśród przybyłych na wernisaż dominowały osoby, które jeszcze nigdy w Domu Polskim w Cardiff nie były. Dla wielu zaskoczeniem było samo istnienie ośrodka! Z kolei dla stałych bywalców zaskoczeniem był nowy charakter pomieszczeń z wystawą - Te fotografie stworzyły zupełnie inne wnętrze. Teraz to zupełnie nowy klub - powiedział nam pan Robert z Cardiff. Atrakcyjność fotografii docenili także kombatanci, którzy byli zdumieni jak pięknie i ciekawie prezentuje się Walia w obiektywach polskich fotografików. O wrażenia z wernisażu zapytaliśmy także administratora Domu Polskiego w Cardiff Mikołaja Świdzińskiego: - Jestem bardzo zadowolony, że udało się doprowadzić do tej wystawy. Bardzo długo nie było tutaj takiej imprezy, ostatnia wystawa fotograficzna odbyła się w 2009 roku. Jest super, że wnętrza, dzięki wspaniałym zdjęciom, tak bardzo się zmieniły. Cieszę się także i z tego powodu, że wystawa przyciągnęła liczną grupę zwiedzających. Większość z nich przyszła tutaj do Domu Polskiego po raz pierwszy - stwierdził. - Myślę, że jeśli ktoś chciałby zacząć swoją przygodę z wystawianiem swoich prac to taki wernisaż jest najlepszą ku temu okazją. Mam nadzieję, że nie jest to ostatnia wystawa fotograficzna, jaka tutaj ma miejsce - skonkludował Mikołaj Świdziński. Na wystawie Moja Walia swoje prace pokazali: Augustyn Błoński, Paweł Czubiński, Marek Kamiński, Sandra Kępkowska, Gabi Simon, Karol Steckiewicz oraz Robert Szudrawski. 8

informacje24.co.uk

O to jak zaczęła swoją przygodę z fotografią zapytaliśmy panią Sandrę Kępkowską: - Fotografią interesuję się od kilku lat. Krajobrazami zaś zajmuję się ponad rok. To one obudziły we mnie miłość do podróżowania. Na co dzień pracuję we własnym studio fotograficznym w Newport, robiąc sesje noworodkowe - powiedziała Sandra. Dodajmy, że niektóre prace tej fotografującej dziewczyny zostały opublikowane w brytyjskich magazynach fotograficznych. Fotograficznego wirusa nieco wcześniej załapał także inny uczestnik wystawy pan Augustyn Błoński: - Od niemal 9 lat mieszkam w Newport. W wieku 7 lat zacząłem Wielką przygodę z fotografią, która "kręci" mnie nadal. Interesuję się każdym rodzajem fotografii i posiadam własne domowe studio fotograficzne. Pozdrawiam i zapraszam na moją stronę: https://www.facebook.com/canon223 - podsumował pan Augustyn. Przygotowania do wystawy nadzorowała wiceszefowa Bristolskiej Braci Fotograficznej pani Gabi Simon. To dzięki jej zdolnościom koordynacyjnym wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i wernisaż mógł się odbyć. Szczególne podziękowania należą się Radzie Administracyjnej Lokalnej Polskiej Misji Katolickiej za gościnę i użyczenie sal Domu Polskiego. Patronat medialny nad wystawą objęły media: Informacje24. co.uk, program radiowy That Polish Show, oraz grupy facebookowe Nasze Małe Cardiff - Art oraz Polacy w Cardiff, Newport, Swansea i okolicach. Wystawę będzie można obejrzeć do końca lutego w Domu Polskim w Cardiff.


Czesław Śpiewa o emigrantach i koncertuje w Bristolu i Cardiff Czesław Mozil sam emigrant postanowił wydać płytę poświęconą właśnie polskiej emigracji. W połowie stycznia w Cardiff, Bristolu,Southampton, Bournemouth i Londynie wystąpi ten nietuzinkowy artysta.

N

owa płyta Czesława Mozila pod tytułem Księga emigrantów. Tom I wywołała spore zamieszanie w Polsce. Szczególnie dostało się artyście za utwór „Nienawidzę Cię Polsko”, który przez sporą część słuchaczy i internautów został zrozumiany na opak. Pojawia się oczywiście pytanie czy ktoś żyjący w Polsce może zrozumieć dlaczego my emigranci mówimy: „nienawidzę Cię Polsko” mimo że tak naprawdę ją kochamy i pielęgnujemy tradycje wyniesione z polskich – naszych domów? Czy w Polsce rozumieją uczucia emigrantów, którzy wyjeżdżając z kraju zmuszeni zostali do pozostawienia wszystkiego co mieli i nauczenia się zupełnie nowego życia i funkcjonowania w obcym kraju? Z postów, jakie zostały zamieszczone w internecie wynika, że raczej nie bardzo. Ta piosenka mimo, że wzbudziła w Polsce wiele kontrowersji jest jednak bardzo prawdziwa. Artysta pytany o to co było impulsem do napisania tej piosenki stwierdził, że napis, jaki zauważył na zdjęciu muru w Edynburgu: „Nie wybaczę ci Polsko”. Nowa płyta Czesława Mozila powstała przede wszystkim w oparciu o obserwację tego co dzieje się z Polakami na emigracji.

Zmiany naszych zachowań i przyzwyczajeń, radykalizacja poglądów to tylko niektóre ze zmian o jakich możemy posłuchać na płycie. Z drugiej strony poczucie niedoceniania i wykorzystywania przez innych, bycie „białym murzynem” i nieufność w stosunku do innych Polaków na emigracji dopełniają obraz naszego życia na obczyźnie. Kiedy przesłuchiwałem płytę „Księga Emigrantów. Tom I największe moje zastrzeżenia wzbudził następujący fragment: „trzymaj się Polaku z dala od rodaków. Za granicą nie ma zmiłuj się. Nie myśl nie daj Boże, że Ci kto pomoże”. Nie wiem czy ktoś się ze mną zgodzi, ale ja mam takie wrażenie, że to w 90% przypadków nie jest prawda. Że to taka obiegowa prawda tyle tylko, że nieprawdziwa. No bo jeśli dobrze się przypatrzeć to przecież chodzimy do polskich fryzjerów, jedziemy do polskich mechaników, wzywamy polskich budowlańców, chodzimy do polskich lekarzy, kupujemy w polskich sklepach. Gdybyśmy nie mieli zaufania do swoich to czy korzystalibyśmy z ich usług. Mało tego, tworzymy stowarzyszenia, spotykamy się, organizujemy imprezy, a więc ciągniemy swój do swego. Skąd więc taka

opinia o konieczności unikania Polaków za granicą? Być może złożyły się na nią doświadczenia autora a może także informacje, jakie otrzymywał od imigrantów. Na płycie jest zresztą więcej tekstów, które zmuszają do refleksji nad kondycją polskiej emigracji i przyczynach jej powstawania. Mimo tego, że komentarz emigracyjnej rzeczywistości zawarty na płycie jest bardzo smutny i moim zdaniem mocno przerysowany to jednak może jest to zrobione specjalnie, aby zacząć dyskusję o polskiej emigracji. Dyskusję o największej emigracji w powojennej historii Europy. Wyjechało nas wszak z kraju w ciągu ostatnich lat blisko 3 miliony! Daty koncertów: 12 stycznia – Southampton 13 stycznia – Bournemouth 14 stycznia – Cardiff 15 stycznia – Bristol 16 stycznia – Birmingham Szczegóły dotyczące trasy koncertowej Czesława Mozila można znaleźć na stronie Informacje24.co.uk Reklama

informacje24.co.uk

9


Fotografia

fot. Anna Jankiewicz

fot. Gabi Simon

fot. Gabi Simon

fot. Anna Jankiewicz

Rozwiązanie konkursu fotograficznego: "Reportaż"

Szanowni Państwo, w tym miesiącu nagroda główna książka EKSPRESOWE PORADY FOTOGRAFICZNE - BRYAN PETERSON powędruje do pani Anny Jankiewicz za Portret pary z psem.

N

10

S

agrodę publiczności zdobyło zdjęcie pani Gabi Simon pod tytułem "Odchodzący żołnierze". Tak się złożyło, że jury zdecydowało przyznać dwa wyróżnienia za zdjęcia. Pierwsze z nich nosi tytuł "Pani z gitarą", a drugie "Dziewczynka z warkoczykami".

erdecznie zapraszam wszystkich do udziału w kolejnej odsłonie projektu pod tytułem 12 miesięcy w obiektywie. Temat na miesiąc grudzień to: CZTERY PORY ROKU Zdjęcia należy nadsyłać do 31 grudnia na adres: konkursy@informacje24.co.uk z dopiskiem CZTERY PORY ROKU.

I tym razem, podobnie jak w poprzednim miesiącu jury miało zdziwione miny, kiedy okazało się, że pierwsze zdjęcie zostało wykonane przez Gabi Simon, czyli laureatkę nagrody publiczności, a zdjęcie dziewczynki wykonała zwyciężczyni tej edycji konkursu pani Anna Jankiewicz.

UWAGA: zdjęcia podpisane przez autorów w jakikolwiek sposób nie będą publikowane. Maksymalnie na konkurs można wysłać trzy zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie i życzę udanych zdjęć Wojciech Nowak, przewodniczący jury

informacje24.co.uk


Okiem kibica

Eagle League: Już od marca polonijna liga piłkarska! W sobotę, 7 marca rozpoczyna się Eagle League – Liga Orła. Eagle League to polonijna liga piłkarska zespołów 6-cio osobowych. Będzie ona rozgrywana w weekendy, od marca do maja, na świeżym powietrzu, na nawierzchni astro na terenie Bristolu.

Z

espół, który zajmie pierwsze miejsce w rozgrywkach otrzyma nagrodę pieniężną. Organizatorzy przewidzieli także nagrody rzeczowe za 2 i 3 miejsce, a także dla najlepszego strzelca i bramkarza ligi. Dlaczego Eagle League wyróżnia się z tłumu podobnych przedsięwzięć? Po pierwsze – doświadczenie. Założyciele ligi mają już za sobą organizację Pucharu Orła (Eagle Cup 2014), który spotkał się z ogromnym zainteresowaniem zarówno uczestników, jak i sponsorów. Po drugie – wsparcie i renoma. Ralph Carter, pomysłodawca Eagle League współpracuje z wieloma osobami ze światka piłkarskiego. Patronem honorowym ostatniego jego pucharu był trener Jerzy Engel, natomiast prowadzone są obecnie rozmowy, m.in. z byłym reprezentantem Polski Michałem Żewłakowem, na temat patronatu Eagle League. Po trzecie i najważniejsze – pasja. Liga Orła zrodziła się, gdyż wiele osób zaangażowanych w nią od dłuższego czasu gra

w piłkę nożną i kocha ten sport. W tej części Anglii brakowało tego typu polonijnych zawodów i postanowili oni wziąć sprawy w swoje ręce. Z pewnością zarówno Eagle League, jak i Eagle Cup na kolejne lata zagoszczą w kalendarzu imprez sportowych na terenie Bristolu i okolic. Jeśli chcesz wziąć udział w rozgrywkach ligowych lub zostać sponsorem Eagle League skontaktuj się z nami: carter@informacje24.co.uk lub facebook.com/LigaOrla

Firmy w Cardiff zarobią ponad 300 mln funtów Jak obliczyli eksperci Cardiff, miasto w którym ma odbyć się część meczy w ramach Mistrzostw Świata w Rugby, zarobi dodatkowo z tego tytułu nieco ponad 300 milionów funtów. W ramach mistrzostw jakie mają się odbyć w 2015 roku, w stolicy Walii rozegranych ma zostać osiem meczy. Wszystkie mają odbyć się na Millennium Stadium. Według raportu jaki został właśnie opublikowany przez England Rugby 2015, organizacja mistrzostw świata sprawi, że firmy w Wielkiej Brytanii zarobią dodatkowo około miliarda funtów. W sumie mistrzostwa będą rozgrywane w 11 miastach Wielkiej Brytanii, między innymi w Cardiff, Birmingham i Londynie. Jak się szacuje, aby obejrzeć mistrzostwa przyjedzie do Wielkiej Brytanii około 470 tysięcy osób.

Premier League dla Bristolu? Tekst: Karol Kwiatkowski Bristol jest najważniejszym miastem w południowo-zachodniej Anglii, centrum gospodarczym i naukowym, posiada międzynarodowy port lotniczy a jednak czegoś mu brakuje - rozgrywek piłkarskich na najwyższym poziomie. Znajdują się tutaj dwa kluby - położony na południowym zachodzie Bristol City i mający swoją siedzibę na Horfield - Bristol Rovers. Obydwa posiadają znaczną rzeszę fanów, którzy licznie zasiadają na Ashton Gate i Memorial Stadium, zagrzewając swoim dopingiem piłkarzy do walki. Mogłoby się wydawać, że Bristol stać na wielki futbol, jednak fakty okazują się druzgocące.

C

ity i Rovers nie grają w Premiership, mało tego, nawet progi niższej ligi, czyli Championship wydają się być za wysokie dla obu drużyn. Na stan obecny ekipa z Ashton Gate występuje na trzecim poziomie rozgrywek w Sky Bet League One, zaś lokalny rywal walczy o dwie klasy niżej, czyli Premier Conference. Futbol w najważniejszym mieście południowo - zachodniej Anglii jest na poziomie trzecio i piąto ligowym! Stadiony także nie sprawiają pozytywnego wrażenia. Ashton Gate wygląda z zewnątrz jak magazyn i widać na nim odciśnięty szmat czasu. Bristol miał być jednym z miast-gospodarzy Mistrzostw Świata w 2018 roku i z tego powodu miał powstać nowy obiekt, z City jako gospodarzem. Jednak, jak wiadomo, turniej odbędzie się w Rosji i plany budowy nowego stadionu zostały zawieszone. Podobnie Memorial Stadium, którego plusem jest tylko lokalizacja w centrum, na skutek czego na jego miejscu zostanie wybudowane centrum handlowe, co przełoży się na zastrzyk gotówki dla klubowej kasy. Nowy obiekt miałby siedzibę w Cheswick i właśnie tam występowałaby drużyna "Piratów". Co jest przyczyną słabej piłki nożnej w Bristolu? Miasto posiada duży potencjał ekonomiczny. Znajdują się tutaj firmy z wielu sektorów ważnych dla gospodarki takich jak inżynieryjny, finansowy, transportowy, handlowy czy produkcyjny. Dużym magnesem przyciągającym inwestorów jest także port, który za kilka lat zostanie pogłębiony, stwarzając możliwość obsługi największych statków, co stawiałoby Bristol na równi z miastami portowymi rzędu Liverpool czy Southampton. Przedsiębiorstwa działające na terenie miasta generują miliony funtów przychodu, jednak zbytnio nie garną się do inwestowania w sport wyczynowy. W kwestii działaczy, mediów i lokalnych polityków jest zmiana obecnej sytuacji. Potrzeba odpowiedniego lobby, którego działania zmieniłyby obecną postać rzeczy, gdzie np. Rolls-Royce czy Airbus mogłyby zainwestować w jeden z klubów, na skutek czego wielka piłka zagościłaby w Bristolu na stałe. Alternatywnym rozwiązaniem może być przejęcie udziałów w jednym z bristolskich klubów przez azjatyckich lub rosyjskich miliarderów. Przykłady Vincenta Tana z Cardiff City, Toniego Fernandeza z Queens Park Rangers czy Romana Abramowicza potwierdzają słuszność takiej tezy. Obecnie w najwyższej klasie rozgrywkowej występują zespoły z miast o wiele mniejszym potencjale niż Bristol. Burnley, Hull, Stoke czy Leicester nie należą do ekonomicznych gigantów, jednak potrafią stworzyć odpowiedni klimat dla piłki nożnej w wydaniu Premier League. Miasto Cabota ze swoim potencjałem nie może być pustynią na mapie futbolu angielskiego. To czy w przyszłości będzie tutaj wielka piłka zależy od wielu czynników. Pozostaje mieć nadzieję, że znajdą się odpowiednie osoby, dzięki którym futbol na poziomie Premiership stanie się w Bristolu codziennością. informacje24.co.uk

11



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.