1 minute read

Dr Piotr Gajewski

Next Article
MOWA POGRZEBOWA

MOWA POGRZEBOWA

Dr Piotr Gajewski

Redaktor naczelny „Medycyny Praktycznej”, Redaktor prowadzący Interny Szczeklika Panią prof. Krystynę Zawilską poznałem za pośrednictwem śp. prof. Andrzeja Szczeklika przed 15 laty, kiedy została zaproszona do współpracy z wydawnictwem Medycyna Praktyczna. Przez ten okres napisała do miesięcznika „Medycyna Praktyczna” ponad 50 artykułów dotyczących zaburzeń hemostazy i żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej, była autorem kilku rozdziałów w podręczniku Interna Szczeklika, wielokrotnie wykładała na konferencjach i kursach organizowanych przez „Medycynę Praktyczną”. Liczby nie oddadzą jednak tego, jak bardzo ceniliśmy sobie współpracę z Panią Profesor. Była w Polsce niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie koagulologii, a przy tym osobą bardzo życzliwą, sumienną, o niezwykłym uroku osobistym i rzadko dzisiaj spotykanej klasie – prawdziwą damą polskiej medycyny.

Advertisement

21

Prof. Wiesław Wiktor Jędrzejczak

hematolog, były Prezes Polskiego Towarzystwa Hematologów i Transfuzjologów, były konsultant krajowy w dziedzinie hematologii, Warszawski Uniwersytet Medyczny Nasze kontakty sprowadzały się do tego, że będąc konsultantem krajowym w dziedzinie hematologii, musiałem również być ekspertem w koagulologii, dziedzinie trudnej i dla mnie egzotycznej. Potrzebowałem pomocy osoby lepiej się na tym znającej, i tą osobą była prof. Zawilska. Zawsze do niej się zwracałem i zawsze otrzymywałem pomoc. Nasze relacje miały więc motyw przewodni: pytanie - odpowiedź w kwestiach koagulologii. Nie pozostając dłużny, bardziej od niej obyty w sferze organizacyjno-administracyjnej, starałem się z kolei jej pomagać, np. w reorganizacji opieki nad chorymi na hemofilię itp. Była wielką damą. Osobą o wielkiej urodzie, o niemal dystyngowanym sposobie bycia, wysokiej kulturze osobistej – mówiąc najkrócej, bez rozwodzenia się. Mimo tych atrybutów nie stwarzała dystansu, nie była wyniosła, ale też jej wygląd, prezencja, stosowny ubiór, a zwłaszcza właściwe słowa we właściwym momencie – obligowały otoczenie. Pamiętam, że kiedy zdarzyła mi się merytoryczna wpadka, dała mi do zrozumienia, że jestem w błędzie. Zrobiła to bez nagany, z pełną dyskrecją, w tajnym nas dwojga porozumieniu. Pochlebiam sobie, że nie brnąłem w swój błąd i szybko przyznałem pani profesor rację.

22

This article is from: