Liberta 30

Page 1

LIBERTA numer 30

Pismo uczniów Zespołu Szkół Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach

marzec 2015


Spis treści Szpileczki .........................................................3 Małżeńskie życie.............................................. 6 Pingwiny z Madagaskaru .................................. 7 Shadow ........................................................... 8 Krata .............................................................. 10 Zatapiając się we wspomnieniach ................... 10 LaRysa ........................................................... 11 Poezjo! Jakie Twoje imię? ............................... 13 Szpilka, szpileczka, szpilunia… ........................ 15 Bajka o igle .....................................................16 (Nie) tylko w blasku księżyca rodzi się miłość .. 17 Blask .............................................................. 17

Redaktor naczelna: p. Ewa Genge-Korpik Redakcj@ Jarosław Jeżyk Marta Głodek Daria Paroń Wojciech Błaszczyk Wiktor Czepczyński Weronika Mizgajska Weronika Dorożała Maria Olejniczak Kinga Sajdak Łucja Dembińska Oliwia Cechelt Aleksandra Olejnik Zuzanna Somerfeld

Skład: p. Kamil Kiereta Wydawca: Zespół Szkół Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach

2

LIBERTA marzec 2015

Witamy Was, Drodzy Czytelnicy!


Opowiadanie

„[…] może pisanie krótkiego opowiadania jest snem na jawie? Że jest stanem granicznym miedzy snem a jawą, to oczywiste: wystarczy zapytać chińskiego filozofa albo motyla.” Julio Cortazar

Szpileczki Fotograf siedział po turecku na ziemi i bawił się mapą. Rozkładał ją i składał, miętosił, wreszcie naderwał w lewym dolnym rogu i porzucił. Obserwowałam jego poczynania, splatając z włosów Nikim gruby warkocz. Jej włosy wyglądały jak płynna czekolada, roztapiająca się leniwie między moimi palcami. - Nie chcę zostawać tu zbyt długo – oświadczył chłopak, wydymając wargi i patrząc na mnie znacząco. - Lada dzień nasza gospodyni przywiąże mnie łańcuchem do łóżka i już nie wypuści.. Jestem tego pewien. - Och, dramatyzujesz. - Nikim przerzuciła warkocz przez lewe ramię i ułożyła się w moich ramionach. Zwinięta w kuleczkę, wydawała się jeszcze drobniejsza niż zwykle. Miała pasiaste rajstopy i roześmianą bluzę z wielkim, pomarańczowym słońcem. - Zakochała się we mnie, mówię wam. Uwielbia moje placki ziemniaczane i zawsze patrzy na mnie, gdy odśnieżam podwórko. - Pewnie sprawdza, czy robisz to dokładnie – przewróciłam oczami. - Nie, to nie to. Ona obserwuje moje ruchy, wodzi za mną wzrokiem.. Potrafię wyczuć, co kryje się za czyimś spojrzeniem, Alicjo. Sama mówiłaś, że MY widzimy więcej. - To nie znaczy, że masz sobie dorabiać teorię do wszystkiego, co cię spotyka – mruknęła Nikim. - Ale ona jest taka jak MY, zapewniam was. Kto normalny ma tak na imię? - Jej matka była szalona. - Dziewczynka zrobiła zamyśloną minę. Byłam prawie pewna, że myśli o swojej własnej rodzicielce, zmarłej kilka lat temu na odległej, słonecznej łące w dość nieprzyjemnych okolicznościach. - To tylko potwierdza teorię dotyczącą tego, że jest podobna do nas. Matka przekazała jej pierwiastek szaleństwa. - Fotograf wyciągnął z plecaka „Wielkiego Gatsby’ego” i zaczął go kartkować. - Muszę stąd uciec, odciąć się od tego powszechnego chłodu i nieprzyjemnego, zdradzieckiego śniegu. Potrzebuję bajkowego, przyjemnego świata. Czy mogę liczyć na waszą pomoc? Jeśli usłyszycie kroki naszej gospodyni za drzwiami, potrząśnijcie mną energicznie, może zdążę powrócić i schować się pod łóżkiem. Uśmiechnęłam się smutno. Ja także pragnęłam wybrać się na przyjęcie do Gatsby’ego. - Pomogę ci, ale pod warunkiem, że kupisz mi Tę czekoladę – odezwała się Nikim. Fotograf pokiwał głową. Zdążył się już wygodnie ułożyć i właśnie zabierał się do lektury. - Obiecuję, Nikim. Jak zawsze. - Nigdy nie zobaczę Tej czekolady, prawda? - zapytała dziewczynka, gryząc koniec warkocza. - Tak, Nikim. Tak. Odpłynął już i wiedziałyśmy, że prędko nie wróci. Przewróciłam się na plecy. Moje myśli swobodnie pomknęły w kierunku przeszłości, o której często myślałam ostatnimi czasy. Kiedy byłam małą dziewczynką, bawiłam się szpilkami wetkniętymi w małą poduszeczkę, która moja mama uszyła dla swojej rodzicielki jako prezent urodzinowy. Miała wówczas nie więcej niż dziesięć lat i dwie lewe ręce do igły; poduszeczka wyszła niekształtna, ale z pewnością niezwykle oryginalna. Patchworkowe połączenie licznych kolorów zawsze pozytywnie LIBERTA marzec 2015

3


Opowiadanie pobudzało moją wyobraźnię; próbowałam odgadnąć, co też może przedstawiać wzór poszczególnych materiałów łączących się w jedną, niezgrabną całość, w którą z zapamiętaniem wbijałam szpilki babci. Miałam niewiele lat, niewiele rozumu i byłam beztroską, szczęśliwą istotką o okrągłej twarzy i bardzo bladych dłoniach. Przykładałam je do pobielonych ścian w domu babci i udawałam, że są niewidzialne. Brałam okrągłe lusterko z łazienki, przechadzałam się po całym domu i udawałam, że stawiam kroki na suficie. W Nowy Rok składałam z kilku mazaków ozdobionych gwiaździstym wzorem długą rurkę, którą nazywałam różdżką. Obiecywałam mamie, że odczaruję święta, żeby mogły trwać o miesiąc dłużej. Byłam wróżką i prywatną domową nimfą, która wyjadała śliwki z knedli, ale nigdy nie chciała wziąć do ust ciasta. Byłam do bólu niewinna i nieświadoma, jak każde dziecko. Niewinność była słodsza niż cokolwiek, czego zaznałam później w życiu. Czego doświadczałam, leżąc na plecach w chłodnym domu w południowo-wschodniej części kraju, odcięta od tamtego życia, przedzielona grubą ścianą nieufności wobec tamtych wspomnień. Było mi przykro, ale powściągałam emocje, myśląc o Nikim i Fotografie. Zaciskałam zęby, majtając nogami w powietrzu i udając, że mam dziesięć lat. Dziesięć lat. Kim wtedy byłam? Dlaczego tak bardzo chciałam wrócić do owego punktu życia, choć to teraz mogłam wyrywać z niego garściami? Tęskniłam do dzieciństwa jak głupia. Wracałam do błahych, pozornie nieistotnych i dawno zakopanych w pamięci wspomnień, a przecież powinnam żyć dniem obecnym, powinnam z całych sił starać się nie zapominać o tym, do czego miałam zamiar konsekwentnie dążyć. Zanim uciekłam, oddałam do miejscowej biblioteki wszystkie książki, które dostałam od rodziców. Kiedyś na każde święta otrzymywałam ich przynajmniej kilka, a do Nowego Roku zdążyłam pochłonąć połowę. Zakopywałam się w kołdrze i czytałam, przenosząc się w mistyczny, wykreowany czyjąś sprawną ręką świat, którego częścią pragnęłam być. Tamto życie jawiło mi się jako ciekawsze, barwniejsze, pełniejsze o te części, których brakowało mi w smętnej, do bólu przyziemnej rzeczywistości. Byłam małą dziewczynką, która marzyła o dorosłości, nie zdając sobie sprawy ze słodyczy dzieciństwa. A teraz leżałam na chłodnej podłodze i wspominałam to wszystko, gładząc Nikim po czekoladowych włosach i nasłuchując kroków naszej gospodyni, która lada chwila mogła wtargnąć do środka. Prawdopodobnie tak musiało być. Płakałam, ale cicho, żeby nie wyrwać Fotografa z przyjęcia u Gatsby’ego. Nikim ścierała moje łzy rękawem bluzy, a ja wspominałam, tęskniłam i udawałam, że nie mam domu. Udawałam przed samą sobą, a przecież wieczna ucieczka nigdy wcześniej nie leżała w moich – nawet najbardziej absurdalnych – planach. W tym momencie, w którym się znajdowałam, wszystko wydawało się równie bezbarwne i pozbawione sensu, jak jeszcze kilka dni przed wyjazdem, gdy czyniłam już staranne przygotowania, piorąc po kryjomu ulubione majtki we wzór przypominający mi kwitnącą wiśnię i chowając najważniejsze dla mnie pamiątki w zakamarkach pokoju, którego nie uznawałam za własny. Porzuciłam imię, przeszłość i wszystkie książki, które przenosiły mnie do dawnych krain wypełnionych nieskrępowaną radością. Pogodziłam się z tym boleśnie i utknęłam. Dostałam znak w Wielkim, Obcym Mieście, wskazówkę, paczuszkę szkolnych szpilek, pięknie owiniętą w ozdobny woreczek z wyhaftowanymi wzorami, które przywoływały mi na myśl wakacje nad Morzem 4

LIBERTA marzec 2015


Opowiadanie Śródziemnym, kiedy biegałam od stoiska do stoiska i na migi pytałam sprzedawców, czy interesuje ich wymiana zebranych przeze mnie fig na tunikę z podobnymi haftami. Marzyłam o takiej, ale rodzice otwarcie powiedzieli mi, że jestem za mała, a przecież miałam już sześć lat i byłam w pełni świadoma tego, że w takiej tunice będę wyglądać jak bohaterki książek, z którymi się utożsamiałam. Leżałam na chłodnej podłodze i wbijałam szpileczki w malutką poduszeczkę uszytą przez moją mamę dla swojej rodzicielki jako prezent urodzinowy. Nikim położyła głowę na moim ramieniu i w zamyśleniu wodziła wzrokiem za moimi palcami. - Czy to jest kraina, w której ludzie mogą zmieniać się w kałuże toffi? - zapytała, ziewając. Uśmiechnęłam się smutno i przypomniałam sobie naszą pierwszą rozmowę, gdy dzieliłyśmy się naszymi najskrytszymi marzeniami, które trudno było pojąć innym ludziom. - Myślę, że tak. Choć nigdy żaden z jej mieszkańców mi o tym nie mówił, ale wiesz.. Oni są bardzo tajemniczy. - Każdy lud musi mieć swoje tajemnice – dziewczynka zmarszczyła brwi. - Czy możemy iść raz na prawdziwie świąteczny spacer, Alicjo? Spełniłabym jedno z tych mniej szkodliwych marzeń. Fotograf może iść z nami, pod warunkiem, że nie będzie ciągle roztkliwiał się nad tym, że znalazł Jordan Baker w tym obrzydliwym mieście, z którego musiał wyjechać, kiedy zmarł jego ojciec. Zakryła usta dłonią. - Wiem, że jestem okrutna, bo miał ciężko, zanim ktoś podał mu tę watę cukrową, ale ja też tak miałam i w pełni go przecież rozumiem. Uważam jednak, że przesadza z tym Nickiem Carraway’em. Fotograf nie jest podobny do żadnej postaci z książki, o jakiej kiedykolwiek słyszałam. Sam mógłby być Postacią samą w sobie. Jest zbyt nieprzystosowany, by być elementem tego, w czym siedzimy. Wbiłam szpileczkę w palec wskazujący lewej dłoni. - Patrz. Teraz ona jest częścią mnie – powiedziałam, pokazując to Nikim. Dziewczynka uczyniła to samo i skrzyżowała swoją szpileczkę z moją. - Alicjo, powiem ci teraz coś smutnego, dobrze? Byłam przygotowana. Rzuciłam okiem na Fotografa, ale jeszcze nie wrócił z przyjęcia. - Nie jesteś i nie będziesz już małą dziewczynką. Wydęłam usta. Zabawnie, ale przecież wiedziałam i w duchu trochę pochlipywałam.... Chociaż i tak było lepiej niż wówczas, gdy sama rozważałam tę drażliwą, a jednocześnie obrzydliwie bolesną kwestię. - Jasne. Jestem za stara, by się za takową uważać. - Tak, tak. Dlatego wyrzucisz tę poduszeczkę na śnieg i udasz, że to prezent gwiazdkowy dla krasnoludków – dodała Nikim, patrząc mi w oczy. Sprawdzała mnie. - Popieram – Fotograf odłożył książkę i przyczołgał się do nas, podpierając na chudych dłoniach o niesamowicie długich palcach, którym zawsze się dziwiłam. - Już Czas. - Czas – powtórzyła Nikim. - Wytrzymaj – dorzucił Fotograf. - Udowodnij – szepnęła Nikim. Ugryzłam się w prawą dłoń, tą, w której zawsze zatapiałam zęby podczas pobierania krwi. - Tak-tak-tak – wybełkotałam, krzyżując palce lewej ręki za plecami. - Kłamiesz, Alicjo! Wykrzyknęli to zgodnym chórem, a ja skuliłam się w sobie. - Oczywiście, jak zawsze, bo jestem Alicją-nie-Alicją. Pokiwali głowami ze smutkiem, a ja porwałam poduszeczkę ze szpileczkami i schowałam ją w stanik, żeby nikt mi jej już nie odebrał, mojej namiastki dzieciństwa, mojego wspomnienia, mojej zguby. ALICJA Z KRAINY CZARÓW

LIBERTA marzec 2015

5


Opowiadanie „Opowiadanie nie ma […] ani początku, ani końca: albo załapie i zacznie się kleić albo nie załapie i nie będzie się kleić.” Gabriel García Márquez

Małżeńskie życie 1. Ja Czuję się jakbym przełykał gwoździe. Babsko koszmarnie gotuje. I ona to wie. Chyba robi to celowo. Kotlet przypomina podeszwę od glana. Żuję ten kęs już trzecią minutę. - Nie smakuje Ci, kochanie?- spytała. No powiedzcie mi: czy ten babsztyl nie jest perfidny? Najchętniej wbiłaby mi nóż w plecy, ale oczywiście nie mówi tego głośno. Irytuje mnie to. Irytuje mnie ta cholerna fałszywość. Nie może mi tego powiedzieć prosto w twarz? Skoro tego nie robi, to trudno, ale dlaczego w takim razie jest dla mnie miła? Idiotyzm. Raz w życiu śmiertelnie szczerze wyznałem, że nie smakuje mi to, co gotuje. Teraz każde mi żreć kotlety z glana. Po co ja się z nią w ogóle żeniłem? Nawet już tego nie pamiętam. Ilekroć oglądam tę durną kasetę z naszego ślubu, to mam wrażenie, że byłem w tym dniu szczęśliwszy niż ona. Zdaje się więc, że lepszym pytaniem jest: po co ONA brała ślub ze mną. Myślicie, że skoro kochałaby mnie, to zachowywałaby się tak? Idiotyzm, czysty idiotyzm. Tyle w tym świecie mnie denerwuje. To małżeństwo, któremu brakuje sensu, fałszywość, iluzja, ułuda, zasrana demokracja. Chyba powinienem wziąć rozwód. Nie mamy dzieci ani kredytu. Nic nie mamy, a zwłaszcza miłości. Więc po cholerę mamy się wzajemnie zamęczać? Jedynymi osobami, które w tym równaniu są poszkodowane, to my. Chciałbym w końcu zjeść coś normalnego. Chciałbym pójść na miasto z kumplami i zeżreć wielki kebab, bez późniejszego tłumaczenia się żonie.

2. Najlepsza decyzja - Chcę rozwodu - rzekłem spokojnie pewnego zwyczajnego dnia. Chyba ją wtedy zatkało, bo odwróciwszy się i spojrzawszy na mnie z otwartymi ustami, spaliła gumowate kotlety. Oczywiście na mnie nawrzeszczała. Nie, nie za rozwód, tylko za te okropne „kotleciska”. Do dziś zastanawiam się dlaczego. Jej się chyba wydawało, że obiady, to sens naszego małżeństwa. Może to była prawda? W zasadzie każdy posiłek był powodem naszej sprzeczki. Może rozwiodłem się z nią przez te cholerne obiady. Chryste, już sam tego nie wiem.

3. Teraz Jem kebab i piję piwo w ulubionym barze. Przyjechałem tu na moim motocyklu. Odkąd się rozwiodłem jest mi lepiej. Znalazłem dobrą pracę, nieźle zarabiam i przestałem nadużywać słowa „idiotyzm”. Jest dobrze.

4. Ona Dlaczego mnie opuścił? Przecież starałam się jak mogłam. Codziennie gotowałam, sprzątałam i dbałam o siebie. Wiecznie miał tylko pretensje. Niczego nie dostrzegał. Może faktycznie moje kotlety nie były porywająco smaczne, ale czy to powód do rozwodu? Zresztą odkąd się wyprowadził zaczęłam robić zakupy w zupełnie innym markecie. Kupiłam tam mięso i zrobiłam kotlety. Były lepsze i nie wymagały pięciominutowego przeżuwania. Szkoda, że zawsze robiłam zakupy w tym samym sklepie. Teraz pewnie jada lepiej. Podobnie jak ja. Gwoździem programu w naszym małżeństwie zawsze był ten cholerny kotlet. Idiotyzm. PAND@ 6

LIBERTA marzec 2015


Opowiadanie

„Moja głowa jest obnażona! Moja głowa jest goła! Moja głowa jest bez korony! Czarne są myśli me!” Król Julian „Kowalski, przemówcie mu do rozsądku! Albo nie… Rozsądek jest nudny, użyjemy siły![…] Ogoniasty! Jeśli to nie jest kwestia życia i śmierci, to zapewniam, że zaraz będzie.” Sir Skipper Klasyczny przypadek dwóch odmiennych pespektyw postrzegania świata. Lemur Julian jest wyimaginowanym królem, którego dominium obejmuje cały wybieg lemurów. Posiada liczną rzeszę poddanych: urocze popychadło imieniem Mort i grubego i inteligentnego doradcę, Morisa. Posiada intelekt na poziomie poniżej przeciętnej. Potrafi świetnie tańczyć, oraz posiada niesamowite wyczucie czasu, pojawia się w serialu w najmniej spodziewanych momentach. Jest egocentryczny, jak przystało na prawdziwego króla. Sir Skipper jest dowódcą oddziału pingwinów komandosów. Jego głównym zadaniem jest ratowanie ogoniastego (jak nazywa Juliana) oraz innych zwierząt z nowojorskiego ZOO na Manhattanie. Jest dobrym strategiem, doskonałym liderem. Jego mottem jest: „Na świecie istnieją dwa uniwersalne języki, siła i matematyka. Stawiam zawsze na to pierwsze”. Skipper dzięki doskonałemu wyszkoleniu. Ciągle bredzi o jakimś zatargu z Duńczykami. A teraz krótkie cytaty, które przybliżą wam postacie reszty oddziału: Z naszych danych wynika, że zdobyć serce kobiety jest stosunkowo prosto. Zaczynamy od nacięcia wzdłuż linii mostka... Kowalski, główny strateg Oddziału I dlatego borsukom nie należy ufać, a zwłaszcza, gdy chcą was zaprowadzić do drzew żelkowych... ponieważ takie nie istnieją. Szeregowy, ten milusi z Oddziału. Kabooom! Rico, psychopata i zaopatrzeniowiec (z brzucha sprzęty wyrzyguje) Cóż dodać? Oddział bardzo malowniczy. Nie mają żadnych problemów egzystencjalnych, ani też nie zamierzają cierpieć za miliony, ani też nieszczęśliwie się zakochać. Ich głównym celem w życiu jest walka. Dzięki niej czują, że żyją i przysługują się krajowi. Król Julian… Mówiąc krótko: Typowy bohater romantyczny w odcinku „Korona za głowę”. Król gubi koronę, Skipper z oddziałem rusza z misją ratunkową (operacja „Pomagamy Julianowi? Serio?”). W tym czasie król cierpi i tworzy piękną, egzystencjalną poezję. JEŻOW

LIBERTA marzec 2015

7


Opowiadanie „Cechą dobrego opowiadania jest dla mnie autarkia, fakt, że odłączyło się ono od autora niby bańka mydlana od słomki. Julio Cortazar

Shadow

Mój najlepszy przyjaciel Jason i ja zostaliśmy oskarżeni. Chryste, przecież nie o kradzież gównianego Merca czy pobicie dziesięciolatka. Siedzimy i czekamy na wyrok w sprawie morderstwa nastoletniej dziewczyny. Jesteśmy totalnie niewinni! Wzięliśmy się tam znikąd. Skąd do ciężkiej cholery mogliśmy wiedzieć, że właśnie popijamy sobie piwko na miejscu zbrodni? Psy otoczyły nas z każdej strony, nie było nawet mowy o ucieczce. Aresztowali nas tak po prostu jakbyśmy byli najgorszymi złoczyńcami w Shadow. No dobra, może mamy na swym koncie nieduże przewinienia…no, trochę większe. Okej, tak naprawdę ludzie w tutejszym miasteczku kojarzą nas wyłącznie z bycia nieuczciwymi gnojkami, lecz tym razem to naprawdę nie my. Potrafię jeszcze wyczuć granicę między drobną kradzieżą a morderstwem nastolatki! Po co miałbym to robić? Po co miałbym zabić siostrę mojego kumpla! Podejrzewanie mnie jestem w stanie zrozumieć, ale podejrzewanie mojego przyjaciela? Zdaje się, że półgłówki z policji nie ukończyły nawet podstawówki, skoro logicznym wydaje się dla nich zamordowanie własnej siostry. Tak. Alison była siostrą Jasona, a policja uważa, że wspólnie ją zamordowaliśmy. Nawet nie miał motywu, dlaczego miałby ją zabijać? Tylko dlatego, że zamiast zacieśniać rodzinne więzi wolała opalać się na słonecznej plaży z przyjaciółkami? Dlatego, że wiedziała co dzieje się za drzwiami pokoju Jasona? Siedzieliśmy sobie tam popalając coś od czasu do czasu i pijąc do upadłego. Nigdy nie powiedziała nikomu. Szczerze mówiąc nawet jej to nie obchodziło. Czasem tylko dawaliśmy jej dwudziestkę, żeby coś jej się wymknęło przy rodzicach. Nasz adwokat jest marny. Wręcz do dupy. Stoi sobie, o tam, jakby nic nie miało się wydarzyć, jakby nic go nie obchodziło. Chyba tak właśnie było. Myślał sobie o tym, co pysznego ugotuje mu dziś żona i jak długo będzie trwała ta badziewna rozprawa. Ktoś taki ma mnie bronić? Pewnie i tak myśli, że jestem winny. Jason i ja. Shadow już takie jest. Oceniają zbyt łatwo. Nikt tutaj nie spyta dlaczego to zrobiłeś, jedynie zarzuci Ci, że to zrobiłeś. To nie jest miasto, które wybacza. Raz zrobisz coś źle i już na zawsze pozostaniesz tym, który skopał sobie życie. Na sali sądowej moglibyśmy powiedzieć wszystko, bo i tak nikt nie uwierzyłby w naszą niewinność. „Mam na imię Jason i nie zabiłem własnej siostry. Bimbalabim, bla bla, na śniadanie jadam rybę w sosie ogórkowym”. Mniej więcej tak zabrzmią w uszach sędziego nasze zeznania. 8

LIBERTA marzec 2015


Opowiadanie Jesteśmy w ciemnym rowie ciemnego bambusiarza! Nikt nam nie uwierzy! Mają niezbite dowody, które sprawią, że zamkną nas w pudle na zawsze. Będę musiał nauczyć się nie schylać po mydło i jeść obleśne, rozmiękłe żarcie. Zabicie Alison byłoby najbardziej niedorzeczną rzeczą w moim życiu. Przespaliśmy się raz, a gliny myślą, że od razu ją zabiłem. Zresztą gdyby Jason się o tym dowiedział, to zabiłby mnie, nie ją. To wszystko nie trzyma się kupy. Jason siedzi tuż obok mnie i odkąd tu jesteśmy nie odezwał się ani jednym słowem. Może tak bardzo się stresuje, a może nie dociera do niego to wszystko co właśnie się dzieje, a może myśli, że to ja. Nienawidzę tego dnia, Shadow i wszystkiego co zaraz ma się stać. Alison patrzy na mnie z zaświatów, czyta mi w myślach i śmieje się głośno. Może na wspomnienie naszej łóżkowej przygody, a może tak bardzo bawi ją moje obecne położenie. Słyszę ten śmiech, głośniejszy i głośniejszy. Histeryczny. To niemal śmiech obłąkańca. To krzyk. Ona krzyczy! Jest przerażona. Słyszę moje imię synchronicznie powtarzane jak odgłos przesuwania się wskazówek zegara. Otwieram oczy. Co ja tu robię? Widzę łóżko i obnażoną Alison. Płacze i patrzy na mnie sarnimi oczami. Potem patrzy na moją dłoń. Patrzy na nóż, który trzymam i którym w amoku zaczynam wymachiwać. Shadow…myślę. Moglibyśmy stąd uciec, Ali. Wiem jak bardzo nienawidzisz tego miejsca. BIM! Systematyczny odruch i przenikliwy krzyk. BA! Kolejne posunięcie. LA! Uderzam nożem z uśmiechem, z nutą erotyzmu. BIM! Odruchem zabijam. Krzyk. Nikt nie usłyszy tutaj Alison. Nawet głupi Jason. Nawet Twoja durna matka udająca, że jej synalek nie popala trawki. Przestań, jesteś naćpany! Jestem? Co teraz zrobisz, Ali? Zawołasz przyjaciółki? Miesiącami będą zastanawiać się kto Ci to zrobił. Dopóki nie złapię kolejnej, i kolejnej, i kolejnej. I jeszcze jednej. Przecież było was pięć, prawda? Naiwne dziewczątka, a Ty najsprytniejsza. Najbardziej cwana, najładniejsza. Musiałem Cię skosztować jako pierwszej. Wyjątkowa Ali. Zawsze zadbana, wygadana. Moja pierwsza zdobycz. Wiedziałaś jak rozmawiać z chłopcami, ale na zlocie łatwych dziewczyn nie powiedziano Ci jak obronić się przed morderstwem. Słodka Ali. Teraz nikomu nie piśniesz ani słowa. Ani o tej ciąży, ani o wyprzedażach w centrum, ani o żadnej innej gorącej plotce. A wiesz dlaczego? Nie żyjesz! Zabiłem cię, zabiłem. Zabiłem Alison z Shadow. Ani ona, ani to miasto nie potrafiło wybaczyć. PAND@

LIBERTA marzec 2015

9


Opowiadanie

Krata M. ma ślady na całym ciele. To znamiona oznaczające brak miłości ze strony mamusi i tatusia. Ja też mam takie znaki. Nie widzisz ich. To pewnie dlatego, że codziennie dostaję pyszne jedzenie. Niestety mamusia go nie gotuje. Zamawia je w restauracji. Mówi, że na gotowanie szkoda jej cennego czasu. Zresztą tego czasu chyba nie ma za wiele. Nie poświęca go na gotowanie, nie poświęca go także mnie. Przychodzi z pracy, włącza mi bajkę i kładzie się do łóżka. Kobiety sukcesu, jak mawia, często mają migrenę. Nie wiem co to jest ta cała migrena. Myślisz, że to przez nią mamusia mnie nie kocha? Jest jeszcze W. On też nosi malutkie ranki. W. dostaje mnóstwo prezentów. Prawie codziennie. Od mamy i od taty. Chyba próbują mu wynagrodzić to, że nie mieszkają wszyscy razem. W. mówi, że to taki wyścig. Gdy mamusia kupi mu grę, tatuś od razu kupuje mu klocki lego. A gdy tata zabierze go na lody, to nazajutrz mama na pewno pójdzie z nim do kina. Już nie wiem dla kogo są te prezenty. Dorośli mają klapki na oczach. Nie widzą wszystkiego, bo coś zawsze im przysłania najważniejszy obraz. Taka jakby krata. Nie widzą tego, czego nie chcą widzieć. Jeśli coś jest niewygodne - pomijają to. Co jest ważniejsze od bólu? Praca. Od burczącego brzuszka? Alkohol. Na wszystko znajdą wymówkę. Powiedz mi, czy da się te kraty jakoś zniszczyć? Mój tatuś używał kiedyś ogromnej piły do drewna. Ale teraz go nie ma. On widział wszystko, nie to co mamusia. Może dlatego do siebie nie pasowali? Tak mówi mama, gdy tylko spytam o tatę. Co sprawia, że świat dzieci jest tak oddzielony od świata dorosłych? Przecież mamy takie same oczy. Dlaczego więc zauważają mniej? A może te kraty są nie tylko na oczach? To chyba ich serduszka są uwięzione za tymi prętami. DARIA

Zatapiając się we wspomnieniach Myślę, że coraz bardziej tęsknie… Coraz częściej pojawiają się momenty, kiedy mam ochotę stanąć na krawędzi mostu, uśmiechnąć się po raz ostatni, krzyknąć „cześć”, po czym skoczyć. W tym świecie, w którym serce wraz z wszelkimi uczuciami zamiera, coraz trudniej jest mi oddychać. Próbuję iść przez życie bezbronnie odmierzając czas, czekając kiedy znów ujrzę Twoją twarz. Czekam po prostu na ostatni gwóźdź do mojej trumny. Czekam i próbuję znaleźć ukojenie. Sen jest jedynym ratunkiem na moją ucieczkę. Dzięki niemu mogę stworzyć swój własny świat, pełen wyimaginowanego szczęścia. Świat, w którym jesteśmy znów razem. Te fałszywe sny pomagają mi przetrwać nicość, która mnie ogarnia. Wiem. Obiecałam żyć, ale gdy zostałam sama... Ty tak po prostu egoistycznie sobie umarłeś, rozkazując mi żyć. Ale jak mam żyć, kiedy nikt nie czeka na mnie w domu, kiedy nie mam do kogo przytulić się po ciężkim dniu w pracy? Jak mam przetrwać, gdy jestem tylko cieniem istnienia? Kiedy jest mi naprawdę źle zaczynam rozmyślać o tym, co byś mi powiedział. Wręcz słyszę wtedy jak krzyczysz na mnie i nakazujesz mi się pozbierać. Ale wiesz co? Ja nie jestem tak silna jak Ty. Wiem, że gdybym to ja umarła pierwsza, Ty nauczyłbyś się uśmiechać na nowo, może nawet by Ci się udało odnaleźć nową miłość i byś żył znów pełnią życia. Twoje życie byłoby lepsze dla świata. Szkoda tylko, że nikt tego nie zobaczy. Ja w przeciwieństwie do Ciebie mogę tylko powolutku zatapiać się we wspomnieniach i czekać na mój ostatni sen. IMAGINACJA 10

LIBERTA marzec 2015


Opowiadanie

LaRysa

Wyszedłem z sali i natknąłem się na nią. Piła gorącą kawę, której aromat unosił się wokół niej. – Cześć! – wykrzyknąłem nieco zbyt entuzjastycznie. Nie odpowiadała mi przez dłuższą chwilę, tylko wpatrywała się w mnie. Zrezygnowany dałem krok w przód, lecz nagle odezwała się: – Usiądziesz przy mnie na kolejnym wykładzie? Ochoczo pokiwałem głową. Uznałem jej propozycję za wspaniałą, ale jednocześnie dość nietypową. W końcu nawet nie wiedziała jak mam na imię. Mimo chwilowej wątpliwości usiadłem tuż obok niej na następnym wykładzie. Teraz nie obserwowałem jej kosteczek, lecz ukradkiem zerkałem na profil. Uznałem to za nowy etap naszej znajomości. Miała różane policzki i długie rzęsy. Była niewątpliwie piękna. Wydawało mi się, że kryła jakiś sekret. Gdy zauważyła mój wzrok spoczywający na niej, wyjęła karteczkę i coś na niej napisała. Nie odrywając wzroku od wykładowcy bezszelestnie mi ją podała. Ku mojemu zdziwieniu na kawałku papieru znajdowało się pytanie, którego nie byłem w stanie zrozumieć.

Spojrzałem na nią pytająco. Lekko kiwnęła głową i zrozumiałem, że wyjaśni mi to później. Gdy tylko wykład się skończył wzięła mnie za rękę i niemalże biegnąc wyprowadziła mnie z budynku. Stanęła tuż ja starym garażem i rzekła: – Nie mam przy sobie dużo. Jeśli chcesz więcej, musisz poczekać. Pieniądze przekaż mi przez Mania z drugiego roku. Tylko podaj mi swoją ksywkę, żebym wiedziała od kogo. – Jack… jestem Jack, ale… Nic nie rozumiem. Przedstawisz mi się? – Jestem LaRysa. – powiedziała to i wręczyła mi woreczek z białym proszkiem. – Czekaj, ty… Ty handlujesz?! LIBERTA marzec 2015

11


Opowiadanie Moje zdziwienie było ogromne, ale nie mogło równać się z jej przerażeniem, gdy usłyszała moje pytanie. Wyrwała mi woreczek i dodała: – Zapomnij. I ani słowa! Jej rozbiegane oczy mówiły o niej wszystko. Było w nich coś, co pozwalało mi wówczas myśleć o niej jak o afrodyzjaku. Może to ta odrobina niemoralności przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Nie wiem. Pamiętam jednak, że to w tym momencie zaczęło mi na niej zależeć i to w tym momencie chwyciłem ją za ramię i szepnąłem: – Mogę brać, jeśli chcesz. Ale tylko z Tobą. Uśmiechnęła się szeroko. Do dziś nie wiem dlaczego. Może się jej spodobałem, a może wyczuła sposób, na zarobienie pieniędzy. Nie mniej jednak wzięła mnie wtedy za rękę i zaprowadziła do swojego mieszkania. Było w nim dość brudno i ciasno. Nie przeszkodziło nam to w niczym. Wszystkiego mnie nauczyła. Mój pierwszy raz i nasz pierwszy raz- to zbliżyło nas do siebie i odtąd byliśmy nierozerwalni. Braliśmy razem śnieżnobiały proszek, a potem kładliśmy się wspólnie w łóżku, które głośno skrzypiało. Śmialiśmy się i wspólnie wirowaliśmy w narkotykowej przestrzeni. Była dla mnie wszystkim. LaRysa i ta przestrzeń… Któregoś dnia znudziło mi się nasze beznadziejne popołudnie. Spakowałem wszystko co mogłem, w tym spory zapas używek. Bez słowa wepchnąłem LaRysę do auta i nie powiedziałem dokąd jedziemy. To miała być dla niej ekscytująca niespodzianka. Jechaliśmy długo, ale wiedziałem, że jeśli powiem jej dokąd, to zepsuję wszystko. Dobrze, że nie była do końca świadoma. Jej stan znacznie ułatwił mi zrealizowanie niespodzianki. Tuż przed dotarciem do celu zasnęła, a ja zaniosłem ją na rękach do małego pokoju hotelowego. Ocknęła się w nocy i spytała: – Jack, gdzie jestem? Roześmiałem się, bo rozbawiło mnie jej poczucie czasu. – Jesteśmy w górach. – odparłem najspokojniej. Nazajutrz wstałem wcześnie. O wiele wcześniej niż ona. To dobrze. Zrobiłem śniadanie i kupiłem mapę. – Kochanie, wybieramy się w góry, aby zdobyć szczyt. – oznajmiłem to bardzo pewnym głosem, gdy tylko się obudziła. – Jaki szczyt? Była jeszcze bardzo zaspana, ale usiadła do śniadania i jadła z wielkim apetytem. – Rysy. Uśmiechnęła się promiennie i pałaszowała dalej ze smakiem. Zapakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, to znaczy dragi, jedzenie, picie i nieco ubrań. Pochwyciłem mapę w dłoń i wyruszyliśmy. Po drodze nie obyło się bez wspólnych kresek. Nie wiem jak to się stało, nie mam pojęcia do dziś, ale co roku idę naszą trasą w dzień jej przedawkowania. Co roku zapalam znicz w miejscu, gdzie to ją dopadło. Co roku zastanawiam się jaką cudowną byłaby polonistką, taterniczką i matką, gdybym wtedy powiedział jej, że nie będziemy brali tego syfu. Co roku patrzę na Rysy, pokryte śniegiem, jakby kożuszkiem z amfetaminy. Co roku patrzę na zdjęcie Rysy na tle gór. Co roku analizuję rysy w moim sercu i płaczę, bo wiem, że ją zabiłem. PAND@

12

LIBERTA marzec 2015


Poezja

Poezjo! Jakie Twoje imię? *** Czas jest jedyną prawdziwą rzeczą W tej dobie. Wszystko wokół to iluzja A każdy pierwszy lepszy widok Nie ma prawa bytu. Czas jest rodzaju męskiego. To Pan w Kapeluszu, który wszystkich zna I każdego dogoni. Prawda jest kobietą, a kobiety kłamią. Tylko czas jest godny zaufania. Jest pieniądzem, nadzieją, Czyli tym, czego wciąż brak. Prawda to przeżytek. Potrzeba nam więcej godzin. PAND@

*** Przezroczysty, bezkres nieodgadniony dryfuje po oceanie wielkiej niewiadomej Unosi lekko nerwy rozochocony rozgoryczony dodatkiem nieznajomej. Przezroczysty, światowy, pospolity urządza bezkrwawe bitwy werdykt czasami przyzwoity. Zwycięskie nieraz gonitwy. Przezroczysty, pełen atrakcyjności pogrywa na swoich zasadach uśmiechając się do nieproszonych gości. Pokłada nadzieje w antagonizmach. Przezroczysty, dowiódł swej kosztowności codziennie ratując od bezmyślności nieużywany traci na wartości. Umiera z bezcelowości. IMAGINACJA

LIBERTA marzec 2015

13


Poezja

Jestem Jestem. Skąd ta pewność spytasz? Jestem. Czy to na pewno możliwe? Jestem. Mimo wszystkich praw rządzących tym światem jestem. Samo „jestem” nie wystarczy by być, Aby być trzeba chcieć, a skoro chcieć to móc, To mogę być i oto jestem. Jestem tym czym chce być, bo mogę I jeśli moja chęć, a co za tym idzie możliwość powoduje, To że jestem, to czemu by nie być tym czym chce.

Ślad Moje Ciało niegdyś ołtarz wspomnień, Dziś jest miejscem spoczynku gwoździ. Mimo wielu błagalnych upomnień, Napotkałam kopę szyderczości. Krzyczy, błaga, łka. Pragnie namiastki miłości. Moje Ciało krwawi językiem przemocy, Nie uzyskując odrobiny przychylności, Pozbywa się nieustannie mocy. Zapomina nadrzędnych wartości. Krzyczy, błaga, łka. Pragnie namiastki miłości. Moje Ciało pełne bruzd nieskazitelności. Błagające o zew mądrości. Kochające do nieprzytomności. W końcu opadające z bezsilności. Krzyczy, błaga, łka. Pragnie namiastki miłości. Moje Ciało kaplicą wiecznej miłości, Utrapienie nadszarpniętej godności, Gorycz narastającej nienawiści, Tracące wciąż na wartości. Krzyczy, błaga, łka. Pragnie namiastki miłości. Moje Ciało-ruiną marzenia, Wynikiem nieludzkiej niegodziwości. Przyobleczone w odcienie podłości, Konające od każdego uderzenia. IMAGINACJA

14

LIBERTA marzec 2015

Jestem. Patrzę na świat i czuję go Jestem nieokreślony, po prostu jestem. Widzę bezmiar bezkresu nieskończoności. Jestem, lecz staje przed wyborem czym być Bo moja chęć uczyni że stanę się czymś co będzie określone, A wtedy już nie będę mógł chcieć nie będę chcieć być nie będę mógł być. W.


Igła

Szpilka, szpileczka, szpilunia… czyli ile można napisać o jednej szpilce Szpilką zadaje ból na bezdrożu gór tam gdzie czai się wróg nie zdoła go pokonać Bóg

Mała, zgrabna no i gibka. Miała piękną długą nogę I świecącą mądrą głowę. Nasza szpilka miała misję: Iść czy nie iść? Zaraz skisnę! Zastanawia się i stoi: Czy mam dzisiaj iść w czerwonym...? Ach co ja mam tu począć? Przecież trzeba już rozpocząć. A misja była następująca: Napisać wiersz do końca.

Obcy przekuwa serca nie zdoła go powstrzymać morderca w dłoni trzyma nóż nawet nie obroni cię stróż Duszę trzyma dla siebie wykorzysta ją w potrzebie by zaspokoić swój głód gotów jest rozkopać grób

RYSA

Kiedy przyjdzie noc odbierze mu całą moc nadejdzie taka chwilka gdy zostanie tylko szpilka DORKA

Gdy wejdzie Ci gdzieś szpilka to tak jakbyś dostał wilka. A że możesz wziąć ich kilka to od razu poprawia Ci się minka, gdy na przykład dolewasz sobie winka. Patrząc czy nie patrząc na naszą szpilę najgorzej będzie gdy utknie Ci w żyle! NIKA

Zatonąć jakoby szpilka w lodowym sercu i rozbić nią marmurowy kamień rozprószyć krople rosy rozbić sukienkę bez ruin jakoby zatonąć w szpilce INGA

Dwie szpileczki się sprzeczały, której brzuszek doskonały. Ta ma płaski jak strongmenka, Ta okrągły jak wisienka. Kiedy sprzeczek zaprzestały, Wspólnie się tak dogadały: Że szpileczka szpileczce równa, Czy grubiuchna, czy chudziuchna. UNCJA

Była niewielka Niezauważalna Niezwykle krucha

Szpilka, szpileczka, szpilunia, Szczupła, szczuplutka, szczuplunia, Jasnością swą onieśmiela, każdego wielbiciela Kolorowa główka to jej popisówka, Chudziutka nóżka, zgrabniutka nóżka taka już z niej urocza Maluśka.

Ból zadawała powoli Cierpienie w sercu Rozpacz, tęsknota Ten moment Te słowa: „Tatusiu, wróć do nas”

Szpilka, szpileczka, szpilunia, Sprytna, spryciuśna, spryciula, schowana w stogu siana, jest wciąż poszukiwana.

Nie tak dawno szczęśliwa Żona, matka Teraz wpatruje się w uosobienie bólu

ALLESSA

Była niewielka Niezauważalna Niezwykle krucha Szpilka LIBIA

Była sobie kiedyś szpilka, LIBERTA marzec 2015

15


Igła

Bajka o igle Już od rana gospodyni ukochana, szyje dla swej wnuczki, sweter z pięknej włóczki. Aż tu nagle gdy wstawała, trach i dziurka się zrobiła mała. Pogrążyła się w rozpaczy… tyle zmarnowanej pracy. Przecież swej kochanej Kasieneczce, nie da daru z dziurą w swetrze. Wtem po chwili słychać krzyk. Eureka! Kręci się po domu, biega, szuka w łóżku i w komodzie i pod schodem i na schodzie, w pralce i w telewizorze, na suficie i w oborze… No i w końcu znalazła, w samym środku stogu siana. Mimo ciężkiej wady wzroku no i zaćmy w jednym oku, znalazła ją i wzięła do siebie, by poczuć się jakby była w niebie. Szyła już tak z dwie godziny, aż do przyjścia całej rodziny. Wszyscy wiedzieli, że w szyciu jest niedościgła, a pomogła jej w tym igła. Dziury nikt nie zauważył. Ba! Teraz każdy już o takim swetrze marzył. Więc nie wydajcie, że dziurę zrobiła - proszę Was, może wtedy zrobi sweter i dla nas? XBW

16

LIBERTA marzec 2015


Blask

(Nie) tylko w blasku księżyca rodzi się miłość Dotknij mnie ostatni raz. Płaczesz? Idź już i zostaw mnie samą. Nie chcę, żebyś cierpiała. Nigdy bardziej niż teraz. Kocham cię. Kocham Cię. I zawsze będę. Nie przestanę. Nigdy więcej cię nie zobaczę? Zawsze w Twoim sercu. Żegnaj. Znikam w blasku Twych oczu.

Widzisz ten blask? Brakuje go w twoich oczach. Spójrz, jak iskrzy się śnieg. Nie widzę niczego poza Tobą. Przepraszam, że nie możemy spędzić tych świąt razem. Niczego bardziej nie pragnę. Nigdy nie chciałem cię stracić, więc nie odchodź. Muszę odejść. Tak nie będzie lepiej. Potrzebujesz tego. Tylko Ciebie. Masz zimne dłonie.

ALICJA Z KRAINY CZARÓW

Bl a s k Bił od nich tak niesamowity blask, że nawet gwiazdy zdawały się blednąć. Cudowne zwieńczenie tego czasu oczekiwania, gdy w domach unosił się zapach pieczonych pierników, a ulice przyozdabiano kolorowymi lampkami. Oni jednak zdawali się być obok całego zamieszania. W ciszy czekali na przyjście Boga. Czekali na siebie. *** Zawierzyli, zaufali. Ich drogi splotły się właśnie dzięki Niemu i Jego Przenajświętszej Matce. Nie wiedzieli, czy się jeszcze zobaczą. Czekali z nadzieją w sercach. Przekraczając próg, rozejrzała się. Zajęła jedno z wolnych miejsc i zagłębiła się w modlitwie. On przyszedł chwilę później. Kiedy wstała, zauważywszy ją, zastanawiał się, co powinien zrobić. Odpowiedź brzmiała: „Idź, stań obok niej”. Wśród ludzi, a jednak tak blisko. Gdy go zauważyła, uśmiech nie chciał ustąpić z jej twarzy. Otarł się o nią barkiem. Poczuł, że nie potrzebuje niczego więcej. Rozeszli się na chwilę i, choć nie chcieli się do tego przyznać, kątem oka dyskretnie na siebie spoglądali. W końcu nadszedł moment, na który tak długo czekali. Szukał jej wzrokiem, ona natomiast zauważyła go wcześniej. Nie zwracając uwagi na otaczających ją ludzi, podbiegła i rzuciła mu się w ramiona. On objął ją swymi silnymi rękoma i przytulił do siebie. Zatraciła się w jego zapachu, zatonęła w uścisku. Przepełniało ją niesamowite szczęście. Nie chciał jej puścić. W głębi serca marzył o tym, by zatrzymać ją tylko dla siebie. Widząc jej uśmiech, sam czuł się szczęśliwy. Zawdzięczali sobie tak wiele, przede wszystkim jednak dziękowali ich Przenajświętszej Matce, która doprowadziła do tego spotkania. Bił od nich blask miliona uczuć, niewypowiedzianych pytań. Chcieli porozmawiać, jednak brakowało im czasu, może też odwagi. Wymienili ostatni uścisk, ostatni uśmiech. Nim każde z nich zrobiło krok w swoją stronę, już za sobą zatęsknili. *** W domach unosi się zapach pieczonych pierników, a ulice są przyozdabiane kolorowymi lampkami. Oni jednak zdają się być obok całego zamieszania. W ciszy czekają na przyjście Boga. Czekają na siebie. LIBIA

LIBERTA marzec 2015

17


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.