Liberta 18

Page 1

LIBERTA numer 18

wrzesień 2011

Pismo uczniów Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach

W numerze: 

 CO SIĘ DZIAŁO  Z KRAJU I ZE ŚWIATA  KOMENTARZE  FELIETONY   OPOWIADANIA  POEZJA  KULTURA  GALERIA 


Wstępniak

Życie niemal na pewno ma sens.

Spis treści Co się działo .................................................... 3 Z kraju i ze świata ....................................... 4-5 Chipsy od Biedronki i biało-czerwona flaga .....6 Razem Czeszemy Stefana!..............................6 „Jezu, Jezu”..................................................... 7 Opinie o pewnym plakacie .............................. 7 Fanatycznie o futbolu .....................................8 Uważaj kierowco…..........................................8 Laguna story ...................................................9 Poezja ........................................................... 10 Opowiadania inne niż wszystkie ................... 11 Kultura .......................................................... 14 Dzień Chłopca .......................................... 15-16 Redaktor naczelny numeru: Luiza Nadstazik Redakcj@ Jakub Majchrzak, Jakub Nowak, Celina Jerzyńska, Zuzanna Stoińska, Anna Wanat, Jan Butau,Truskawka95, Weronika Budych, Luiza Nadstazik, Gościnnie: p. Karolina Cichocka, p. Maciej Białkowski Opieka merytoryczna: p. Ewa Genge-Korpik Skład: p. Kamil Kiereta Projekt okładki: Ania Erdman Wydawca Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach

2

LIBERTA

wrzesień 2011

~ Albert Einstein

Wstępniak Witajcie starzy bywalcy oraz nowicjusze! Piękne lato już za nami, to fakt. Oznacza to, że wakacje już także opuściły nas na jakiś czas, lecz tym samym coś się rozpoczęło – w Waszych rękach znów jest pachnąca drukarską farbą nowa „Liberta”! 30 września spora część naszej szkolnej społeczności obchodzi swoje święto – Dzień Chłopaka! Z tej okazji mamy dla wszystkich Panów pewną niespodziankę, którą powinni bez problemów znaleźć wśród stronnic gazetki. Z autopsji wiem, że niektórym „przykładanie” się do tego prezentu wydało się przyjemnością, natomiast inni unikali tegoż jak ognia. O czym mowa? Przekonajcie się sami! Znów w „Libercie” opinie, opinie, opinie, relacje, opowiadania, obowiązkowo trochę poezji. Głos zabrali belfrzy. Będzie mowa o miłości do samochodu oraz o wyborach parlamentarnych, w które część maturzystów może się politycznie włączyć. Od kolejnego numeru zamierzamy wprowadzić kilka zmian dotyczących gazetki, dlatego jeśli jest ktoś z naszych „kotów” lub doświadczonych „piesków” chętnych do współpracy, to zapraszam. Oferujemy zaangażowanie na unikalnych warunkach! Przy okazji dziękuję tym, którzy zaangażowali się we wrześniowy numer. (Szczególnie Pidżakowi, który z numeru na numer coraz wyżej podnosi sobie poprzeczkę). Wszystkim wielu sił na starcie, sprawności (umysłowej) i optymizmu życzy Luiza Nadstazik redaktor naczelny


Co się działo…

Tydzień wychowania Fot. Archiwum

Od 12 do 18 września po raz pierwszy w Polsce, obchodziliśmy Tydzień Wychowania. Inicjatywa zaproponowana przez Kościół skłaniała nas do zatrzymania się nad tym hasłem. Bo co to znaczy wychowywać? Przekazywać pewne procesy myślenia, wartości, ideały? A może wpajać zasady i uczyć posługiwać się nimi w społeczeństwie? Nad tymi i innymi pytaniami warto było się zastanowić w tym czasie. W naszej szkole również aktywnie wzięliśmy udział w tym dziele. I choć stwierdzenie „ aktywnie” dla niektórych może się wydawać niewłaściwe, dla mnie jest jak najbardziej na miejscu. Bo nie wyobrażam sobie jakby to było, gdyby teraz każdy z nas zaczął „ wychowywać” innych. Trzeba swoje pomysły przedstawić komuś, kto zbierze to w całość, uporządkuje i wprowadzi w życie. Również nie wyobrażam sobie, gdyby to zadanie pozostawić w rękach człowieka - istoty mylnej, niedoskonałej. Odpowiedź na pytanie, kim jest ta odpowiednia osoba, nasuwa się sama. Właśnie dlatego w tym szczególnym tygodniu w naszej szkole, uczniowie i nauczyciele prowadzili dyżury adoracji, żeby na kolanach prosić za to niesłychanie ważne dzieło, jakim jest wychowanie. PIDŻAK

Nie, nie dla wiedzy podróżujemy. Nie po to też podróżujemy, by na chwilę z codziennych trosk się wyrwać i o kłopotach zapomnieć [...]. Nie, nie żądza wiedzy nas gna ani ochota ucieczki, ale ciekawość, a ciekawość jak się zdaje, jest osobnym popędem, do innych niesprowadzalnym. ~ Leszek Kołakowski

Szaleni i toboły 16 WRZEŚNIA ZACZĄŁ SIĘ ZBYT ZIMNO I ZBYT WCZEŚNIE. DODATKOWO TEN PAN OD BUSA SIĘ SPÓŹNIŁ, CO TYLKO SPOTĘGOWAŁO ZDEZORIENTOWANIE CAŁEJ GRUPY. BRAKOWAŁO JEDNEGO OPIEKUNA (WSIADŁ W POZNANIU, Z SYNEM, NA STACJI ORLENU). I TO BYŁ DOPIERO POCZĄTEK. POCZĄTEK CZEGO? WSPANIAŁEGO WĘDROWNO - ODKRYWCZO - MAFIJNO - CIĘŻKO PLECAKOWEGO WYPADU NA 1425 PONAD POZIOMOWEGO MORZA ŚNIEŻNIKA! Pan Krzysztof Puk, nasz szalony geograf wraz z matematycznym mózgiem - siostrą Anną Mańczak, wpadł na pomysł zdobycia najwyższego szczytu w Masywie Śnieżnika! Na swą stronę przekabacił uczniów z Ukrainy oraz Białorusi, a także piątkę dziewczyn obywatelstwa polskiego. Białą strzałą pomknęli na południe (cel: Międzygórze), do którego w południe dotarli. Tam się zaczęło – dźwiganie, najnormalniejsze w świecie, nieobce traperom, przedstawicielom typowego zawodu Ślązaków i im, po prostu uczniom! Nieprzyzwyczajeni do takich nieeksluzywnych warunków poczłapali oni na szczyt Iglicznej, do sanktuarium Marii Śnieżnej. Oblani bynajmniej nie wodą, postawili na odpoczynek, w skład którego wliczyć można bogaty w cukry posiłek i błogie leniuchowanie. Zarzuciwszy toboły na plecy poczęli schodzić do Międzygórza. Podziwiali wodospad Wilczki, którego wody od lat pieszczą metamorficzne skały zwane gnejsami, które swoimi przodkami nazwać mogą granity. Dalej 2,5 godzinny marsz doprowadził ZSPSU-ową grupę do schroniska pod Śnieżnikiem. Tam też zaspokoili swój wilczy głód chińskimi przysmakami i kokosem, którego soczysty wiórkowy smak uwieńczył pełen atrakcji dzień. Nie obyło się bez harcerskich pieśni i nastrojowego dźwięku gitary. Jednak po prysznicu (w wodzie – w zależności od szczęścia – ciepłej lub siarczyście zimnej) do wspólnego pokoju zakradła się mafia… i zabijała… Ale była też policja, choć czasem ONI też ją zabijali. Tak oto okazało się, że kłamstwo czasem wygląda spod habitu, a nie każdy pedagog posługuje się manipulacją niczym polityk POPiS - u! Po takich przeżycia ekipa zdobyła rankiem szczyt Śnieżnika, zostawili nawet niebłahy ślad - ułożyli kamienne serce, przy którym turyści do dziś robią sobie pamiątkowe zdjęcia. Kiedy przyszedł nieubłagany czas powrotu, znów zarzucono plecaki na obolałe ramiona, znów liczono kilometry do przebycia, i znów pojawiły sie atrakcje – tym razem kopalnia uranu! Nieźle napromieniowani, po półgodzinnym noszeniu kasków i słuchaniu uranowego pana przewodnika, znów wsiedli do wehikułu. Pełni wrażeń, wyzuci z sił, napompowani pozytywną energią, dobili do Pniew i jakby zupełnie nic się nie stało rozproszyli się po domach. SELLEMI (ZORIN)

LIBERTA

wrzesień 2011

3


Z kraju…

Przystanek na Przystanku

Od czasu jak usłyszałam, że samochód wpadł w ludzi na przystanku i ich pozabijał, postanowiłam, że już nigdy nie wyjdę z domu pokłócona.

~ Katarzyna Nosowska PRZYSTANEK TO MIEJSCE, NA KTÓRYM CZEKA SIĘ NA ŚRODEK TRANSPORTU. TO TAKŻE MOMENT PODCZAS PODRÓŻY, W KTÓRYM ROBI SIĘ PRZERWĘ, BY ODPOCZĄĆ. DO DWÓCH PRZYSTANKÓW ODBYWAJĄCYCH SIĘ W KOSTRZYNIE WEDŁUG MNIE LEPIEJ PASUJE TA DRUGA DEFINICJA. DLACZEGO? UCZESTNICZĄC W PRZYSTANKU WOODSTOCK LUDZIE ZOSTAWIAJĄ SWOJE ŻYCIE, ODPOCZYWAJĄ OD NIEGO. A UCZESTNICZĄC W PRZYSTANKU JEZUS LUDZIE PRZYSTAJĄ, ZOSTAWIAJĄ SWOJE ŻYCIE I SPOTYKAJĄ SIĘ Z JEZUSEM, ŻEBY POTEM IŚĆ I OPOWIADAĆ INNYM O TYM ZDARZENIU.

Fot. Internet

Kiedy na pierwszym spotkaniu redakcji Liberty rzuciłem hasło, żeby napisać o Przystanku Jezus, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak trudne może być to zadanie. Nie chciałem niczego pominąć, zapomnieć o czymś ważnym, a przy tym nie stracić klimatu tego wydarzenia. Ks. Rafał Jarosiewicz opisując Przystanek Jezus w audiobooku "Miłość chodzi po Woodstocku" mówił ponad godzinę, a ja nie lubię pisać zbyt długich tekstów, bo ich nikt potem nie czyta. Więc przejdę od razu do rzeczy: Przystanek Jezus jest ogólnopolską inicjatywą ewangelizacyjną - to pierwsze zdanie z opisu tej inicjatywy w Internecie. Wszystko niby jasne, ale co to jest ewangelizacja? Dla mnie to przede wszystkim opowiadanie ludziom o Jezusie, o Jego miłości do nas, dzielenie się doświadczeniem spotkania z Nim i pokazywanie co to zmieniło w naszym życiu. Doskonale oddają to słowa bp. Edwarda Dajczaka mówiącego, po co wychodzimy na pole Woodstockowe: Idziemy do ludzi z pełnym szacunkiem – nie lepsi do gorszych. Różnimy się tylko i równocześnie aż tym, że z łaski Boga mieliśmy szczęście spotkać Jezusa. Dla nas jest On życiem, radością i siłą. Tym pragniemy się dzielić. Na czym to polega? Na rozmawianiu z innymi ludźmi, pomaganiu im, a czasem po prostu na byciu z nimi, poświęceniu im chwili i modlitwie za nich. To co robimy na przystanku Jezus nie ogranicza się tylko i wyłącznie do chodzenia po polu, rozmów, pomaganiu innym i modlitwy, choć to już dość sporo. Oprócz tego kapłani służą sakramentem spowiedzi. Uczestnicy organizują korowód chodzący między namiotami, śpiewają piosenki, machają flagami, czyli zapraszają ludzi do rozmowy lub przyjścia pod nasz podest. Na nim to dopiero się dzieje! Są koncerty zespołu PJ Live, podczas których zabawa jest przednia. Są tańce, przedstawienia, pantomimy, przeróżne pokazy, wyświetlane są filmy, a wieczorami odbywają się spotkania z ciekawymi ludźmi. Nie ma sposobu, by się tam nudzić. Jest to bardzo ważne, ponieważ wiara w Boga wydaje się wielu osobom „moherowa” i sztywna. Jeśli nie wierzycie, to sami możecie sprawdzić wpisując w wyszukiwarkę na Youtube hasło Przystanek Jezus 2011, jest tam kilka filmików pokazujących jak się bawimy. Całe to wydarzenie trwa około pięciu dni i pięciu nocy, więc przez ten okres sporo się tam może wydarzyć. Specjalnie podkreśliłem, że dzieje się tam również przez pięć nocy, bo uczestnicy Przystanka Jezus często chodzą spać ok. 2:00 i wstają o 6:00. Dla mnie uczestnictwo w tym niezwykłym wydarzeniu było i nadal jest, niesamowitym umocnieniem. Każda ewangelizacja zaczyna się od spotkania z Jezusem. Dzięki niemu spojrzałem po raz pierwszy na chrześcijaństwo jak na religię miłości. Oznacza to, że Bóg obdarza nas swoją miłością i pokazuje nam ją, a my napełnieni nią chcemy o niej opowiadać i obdarzać nią innych. Brzmi to jak wzniosła sentencja niemożliwa do zastosowania w życiu, ale kiedy zdamy sobie sprawę z tego jak Jezus nas bardzo kocha, wszystko staje się o wiele prostsze. Wtedy zyskujemy nową siłę do tego, żeby podejść do drugiego człowieka, czasem smutnego, zagubionego i samotnego, by porozmawiać, pomóc, wysłuchać, oddać mu na tę chwilę całego siebie. I choć często słyszę, że mało jest takich chrześcijan i na dodatek wiem, że sam idealny nie jestem, to jest wierzę, że jest to droga, którą warto iść, cel do którego warto dążyć. Zamiast powiedzieć: „świat jest zły, nudny i pełen obłudy”, trzeba po prostu zacząć go zmieniać. Jak? Jednym dobrym uczynkiem. Na tym można by skończyć, ale chciałbym jeszcze powiedzieć o jednej rzeczy, która bardo przykuła moją uwagę podczas rozmów z Woodstokowiczami. Bardzo rzadko podczas rozmowy z kimkolwiek spotkałem się z takim szacunkiem wobec tego co myślę i mówię – nieważne czy rozmawiałem z ateistą, rastafarianinem, czy wyznawcą jakiejkolwiek religii. Owszem, na polu Woodstocku zdarzały się wypadki, w których ktoś obrażał chrześcijaństwo, lecz były one bardzo rzadkie. Patrząc na to czuję bardzo duży szacunek do tych ludzi i sądzę, że my często głośno protestujący przeciw temu co mówi Kościół, możemy się od nich sporo nauczyć. Jak wspominałem na początku, nie lubię pisać długich tekstów, mimo to ten nie należy do najkrótszych. Jeśli chciało Ci się go przeczytać, z mojej strony szacun i wielkie dzięki! Jeśli jesteś bardziej zainteresowany Przystankiem Jezus możesz spokojnie podejść, pogadać i zapytać, z chęcią spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytania, a jeśli wolisz korzystać z Internetu, to zapraszam na stronę www.przystanekjezus.pl KUBA NOWAK 4

LIBERTA

wrzesień 2011


… i ze świata.

Dwie wieże TO NIE JEST ARTYKUŁ O DRUGIEJ KSIĄŻCE Z SERII WŁADCA PIERŚCIENI, WYBITNEGO PISARZA J.R.R. TOLKIENA, LECZ KRÓTKIE PRZYPOMNIENIE TEGO, CO WYDARZYŁO SIĘ 11 WRZEŚNIA 2001 ROKU.

Fot. Internet

Miałam wtedy siedem lat. Zawsze po szkole oglądałam z tatą wiadomości. Z tego dnia pamiętam tyle, że wiele mówiono o zamachu na World Trace Center, kompleks wieżowców w Nowym Jorku, na Manhattanie. (Wtedy nie miałam pojęcia cóż to za budowle). Na chwilę w telewizji ukazał sie obraz wielkiego samolotu uderzającego w potężny wieżowiec. Nie pamiętam co dokładnie pomyślałam. Na dzień dzisiejszy wiem, że zginęło około 3 tysięcy niewinnych ludzi. Wielu zostało rannych na ciele, a także na duszy. Do dziś pewnie pozostały im rany, bolesne wspomnienie krzyków ludzi wołających o pomoc. To wtedy niektórzy zrozumieli czym tak naprawdę jest miłość, inni natomiast zaczęli szanować swe życie. Istota tkwi w tym, że atak ten nie był tylko atakiem na Stany Zjednoczone, ale na cały świat. W tych budynkach pracowali ludzie z prawie wszystkich krajów świata, w tym także z Polski. Minęło 10 lat, a ludzie wciąż pamiętają… i zapewne długo pamiętać będą. SC.

Polityczny hipermarket „ POLACY ZASŁUGUJĄ NA WIĘCEJ”

„ZAGŁOSUJCIE NA WIĘCEJ”

„SPÓJRZ NA NAS Z INNEJ STRONY”

„JUTRO BEZ OBAW”

Fot. Internet

Co cztery lata rusza w naszym kraju przedwyborcza machina wybory parlamentarne. Machina droga, skomplikowana, budząca emocje. Jak na zawołanie rodzi się wówczas w narodzie zbiorowe poczucie krzywdy i rozczarowania. Czujemy sie oszukani i zawiedzeni, wykorzystani i porzuceni. Oczekiwaliśmy „czegoś więcej”. Przecież taka była umowa, dlaczego nie dotrzymano jej warunków? I żadnego znaczenia nie ma dzisiaj fakt, że niewiele Ten, kto biernie akceptuje zło, z warunków tej umowy jest za nie tak samo odpowiedzialny pamiętamy. Umawiali jak ten, co je popełnia. się z nami politycy ~ Martin Luther King wszystkich opcji, czarowali z ekranów naszych telewizorów, a ich aksamitne głosy niepodzielnie panowały w eterze. Umowa społeczna. Brzmi enigmatycznie i zachęca do wnikliwszej analizy. Nie tym razem jednak. Wszystko, co na ten temat wiedzieć powinniśmy, wiemy. Powierzamy politykom naszą przyszłość, w zamian oczekujemy uczciwości, lojalności i profesjonalizmu. Sporo? Być może, ale skoro chętnych do spełniania naszych warunków, marzeń i nadziei jest tak wielu to mamy prawo wymagać. Miejsca na słupach, płotach i latarniach [sic!] juz dawno zajęte - do koloru do wyboru. Polityczny hipermarket. I dobrze, powszechność, to jeden z fundamentów demokracji. Przeglądajmy więc półki, sortujmy i sprawdzamy ceny. Kontrolujmy datę ważności, nie podniecajmy się opakowaniem. Poświęćmy więcej czasu politycznym zakupom. To nie będzie czas stracony. Kiedy się o tym przekonamy? Juz niebawem … przy kasie. I pamiętajmy – po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się. TIMAJOS

LIBERTA

wrzesień 2011

5


Komentarz

Chipsy z Biedronki i biało-czerwona flaga 6 WRZEŚNIA OD RANA DAŁO SIĘ WYCZUĆ W ŚRODKACH MASOWEGO PRZEKAZU ROSNĄCE NAPIĘCIE, KTÓREGO HIPOCENTRUM NAZWAĆ MOŻNA PIERWSZY GWIZDEK NA STADIONIE PGE ARENA W GDAŃSKU. ROZPOCZĄŁ SIĘ MECZ O HONOR. MECZ, KTÓREGO SEKUNDAMI ZACHŁYSTYWALI SIĘ POLSCY KIBICE. MECZ, KTÓRY WRESZCIE MIAŁ ZASPOKOIĆ MARZENIA POKOLEŃ DZIECI OJCZYSTEJ ZIEMI. MECZ MAJĄCY POKAZAĆ NIEMCOM NA CO NAS STAĆ, MAJĄCY DAĆ IM W KOŚĆ, MAJĄCY ICH OŚMIESZYĆ! MECZ POLSKA – NIEMCY.

Fot. Internet

Każdy fan polskiej piłki nożnej obowiązkowo zaopatrzył się w chipsy z Biedronki oraz w polską flagę (tak, chwalebne jest takie propagowanie polskości, to po prostu patriotyzm – genialnie łączenie historii narodu z jego teraźniejszą kulturą), po czym obwinął swą przełykającą hektolitry chmielowego tłuszczu szyję szalikiem koloru białoczerwonego. Potem uprzedził żonę (statystycznie nienawidzącą futbolu), że w godzinach wieczornych zamierza wypełnić swój obywatelski obowiązek – obejrzeć mecz, którego wynik miał określać samopoczucie Polaków przez najbliższe dziesięć lat. A więc, do telewizora marsz! Przez cały dzień nasz Pan Fan obmyślał z kumplami z lokalnego przedsiębiorstwa (czyli ze swymi współpracownikami, tak jak on wyzyskiwani przez „tego barana, który ludziom nie potrafi porządnie zapłacić”) jak utrzeć IM nosa! Tym znienawidzonym, zbyt często odnoszącym sukcesy na Szczęście - to nadzieja przed faktem; boisku (i nie tylko) Typowa Polka – cud, miód, malina! Szkopom! Tylko te golonki nieszczęście - to fakt po nadziei. żrą, a w piłkę nie potrafią dobrze kopnąć, natomiast nasi chłopcy to ~ Władysław Grzeszczyk zawsze poszkodowani, oni by naprawdę potrafili, tylko no… ktoś zawsze przeszkodzi! Ci z zachodniej granicy nie dość, że od tysiącleci czyhają na chwilę nieuwagi i już, już ładują się do urodzajnej Wielkopolski, to jeszcze w piłkę zawsze z nami wygrywają. Co prawda, cztery razy wywalczyliśmy remis, ale to nie to. Dlatego 6 września to dzień W – Y – J – Ą – T – K – O – W – Y! Koniec porażek, czas na zwycięstwo! Na stadionie i przed odbiornikami telewizyjnymi emocje sięgają zenitu! Szyję zaczyna uciskać sztuczny szalik, pot występuje na czoło, puszka piwa uderza do głowy; śpiewamy hymn! Płynie on z tysięcy gardeł; usta, wypluwając resztki cebulowych chipsów, układają się w chwalebne słowa. I drugi hymn. Tego to się nie słucha, tylko wrzuca się wspomnianą przekąskę garściami do ochrypniętego już trochę gardła. Zaczęło się! Panowie na murawie mają swoje 90 minut. Jako że jesteśmy Polakami, wynik znamy. Na samą myśl człowieka mierzi ten fakt. Było tak blisko! Te sekundy, te milisekundy okazały się szubienicą dla polskiej wspaniałej ekipy z genialnym Głowackim (ach, cóż to za piłkarz!) na czele. Znów ONI nas wykiwali. Pewnie przekupili sędziego, albo wnieśli jakąś „lewą” piłę na boisko. I co? Smutno. Bardzo. Na ustach kibiców pojawił się znów grymas rutyny, poczucia niezrozumienia i wyzysku. Ale… to nic! Będzie przecież Euro, wtedy to ONI zobaczą, się zdziwią jak jakieś surykatki, my IM jeszcze dokopiemy! My mamy możliwość wyjścia w futbolu na prostą, będziemy najlepsi, a ONI na zawsze już będą mieć te same swoje kobiety – Niemki, których urodę każdy zna! LUDIFICATOR

Są dwa sposoby, żeby wejść na dąb. Możesz usiąść na żołędziu i czekać lub zacząć się wspinać. ~ Kemmons Wilson

Razem Czeszemy Stefana! Ewentualnie: Radośnie Czyścimy Schody, czy Ruch Czystych Sedesów. Tak i nie tylko próbowano rozwinąć tę magiczną kombinację liter, jaką jest RCS. Chodzi jednak o spotkania Ruchu Czystych Serc, które już się rozpoczęły. Nasza grupa pochyla się nad pojęciem czystości. I wcale nie chodzi tylko o SEX. Seksu jest dużo w Internecie, telewizji, gazetach, żartach, więc po co jeszcze i u nas. Fakt, nie uciekamy od tego tematu, ale nie skupiamy się tylko na nim. Staramy się spojrzeć na czystość szerzej. Dostrzegamy prawdziwe znaczenie tego słowa. Chcemy stanąć w prawdzie przed Bogiem, sobą i drugim człowiekiem. Odkrywanie prawdy o sobie rodzi czystość - czyli wolność od fałszu, ironii podtekstu etc. Skoro sami nie znamy siebie, to kto nas zna? Może Bóg? Przyjdź i zapytaj Go osobiście. PIDŻAK 6

LIBERTA

wrzesień 2011


Felieton

Wszyscy leżymy w rynsztoku, tylko niektórzy z nas patrzą w gwiazdy. ~ Oskar Wilde

„Jezu, Jezu”, czyli szkoła stymulatorem objawień PRZYCHODZĄC DO TEJ SZKOŁY, SPODZIEWAŁEM SIĘ WIELU RZECZY. SPODZIEWAŁEM SIĘ, ŻE BĘDĘ MIAŁ OKAZJĘ SPOTKAĆ SIĘ Z RÓŻNYM SPOJRZENIEM NA BOGA. OCZEKIWAŁEM SPOTKANIA LUDZI O CIEKAWYCH POGLĄDACH ZWIĄZANYCH Z RELIGIĄ. SPODZIEWAŁEM SIĘ NAPRAWDĘ WIELU RZECZY... ALE TEGO, TEGO NIE OCZEKIWAŁEM NAWET W NAJŚMIELSZYCH SNACH! PRZECHADZAŁEM SIĘ KORYTARZEM , KIEDY NAGLE USŁYSZAŁEM ZA SOBĄ...

Fot. Internet

… Jego imię. Ktoś je wykrzykiwał! Odwróciłem się, jednak nic nie zobaczyłem. Wszyscy wokoło wyglądali, jakby nic się nie wydarzyło. Uznałem to za objaw zmęczenia, a może za nadmiar witaminy C. Jednak następnego dnia znowu się to wydarzyło. Tym razem w klasie. Jedna z moich koleżanek wyraźnie zawołała: „Jezu!”, patrząc w stronę nauczyciela. Szybko odwróciłem wzrok w tym samym kierunku, jednak znowu nic nie ujrzałem. Kolejny zbieg okoliczności? Hmm, może powinienem odłożyć witaminki. Jednak kilka następnych dni przekonało mnie, że to nie o stężenie witaminy C w mojej krwi chodzi. Chodząc po szkole co chwilę słyszałem : „ Jezu, Jezu”. W ślad za każdym Jego pojawieniem , biegłem ja. Szukałem, pytałem, krążyłem, żeby chociaż dotknąć się frędzli Jego szat, jednak nie dane mi było ujrzeć mojego Zbawiciela, w przeciwieństwie do połowy szkoły. Zastanawiałem się, czy tym fenomenem nie powinien się zająć Episkopat Polski, albo może Komisja Watykanu. Jednak nie było czasu na zbyt dużo namysłów, bo Jezus pojawiał się coraz częściej. Po nocach modliłem się, żebyś mieć taką wiarę jak większość ludzi w tej szkole. Jednak łaska ujrzenia Mesjasza nadal nie była mi dana. Dołował mnie fakt, że z czasem pojawiała się Matka Boża. Plotki mówiły, że ktoś widział Matkę Urszulę. Nie brałem pod uwagę tego, że najzwyczajniej w świecie urszulańska młodzież, niczym dzieci, powtarza bezmyślnie coś, co gdzieś kiedyś usłyszała. Nie, to niemożliwe, żeby tak po prostu wykrzykiwać święte imię, nie zastanawiając się, czy On może mieć dla kogoś znaczenie. Szczerze wątpię, że chodzi tylko o wołanie czegoś, albo raczej Kogoś, bez wiary, że On istnieje. Na pewno nie chodzi o brak poszanowania dla świętego Imienia.. Nie, nie, to musi być coś ze mną... może rzeczywiście te witaminy? Moje poszukiwania trwają. Odłożywszy dragi od mamy, chodzę i czekam na kolejne znaki Jego obecności szkolnych murach, a tych ciągle niemało. Na starcie założyłem, że w tym musi coś być, że to nie są bezmyślne przyzwyczajenia uczniów. Przecież Jezus mówił, że mamy być jak dzieci – ale chyba nie to miał na myśli... PIDŻAK

Opinie o pewnym plakacie Pomysł na taką, a nie inną reklamę potępiającą rasizm zrodził się dość spontanicznie, choć nie od samego początku zamysł pokrywał się z wersją ostateczną. Dlaczego właśnie krowa? Odpowiedź jest bardzo prosta: krowa posiada łaty, jest biało-czarna, można więc mówić o neutralności rasowej krowy. Tło plakatu wypełnione jest dobitnie i czytelnie zapisanym hasłem, które kojarzy się jednoznacznie. W tym momencie uderzamy pięścią w stół i mówimy: STOP, koniec z rasizmem. Czy już nie czas wydoić krowę… krowę w kolorach olimpijskich, czy nie czas pozbyć się tego co zatruwa międzyludzkie relacje? M. DEMBIŃSKA, A. R-DMAN Wpatrywałam się w plakat długo, długo, długo. Po pierwsze dlatego, że krowa jest całkiem fajna. Po drugie – zaciekawiło mnie hasło. No bo jak to, przekleństwa na „urszulańskim” korytarzu? No właśnie. Gdyby nie „kruwa mać” przeszłabym obok plakatu. Co prawda nadal nie wiem dlaczego krowa, ale rozumiem ideę ogólnoświatowego problemu i tego, że rasizmu trzeba sie pozbyć. Jak mleka. Wydoić go! Aż chciałoby się krzyknąć „kruwa mać”! XYZ Przed nami wybory parlamentarne więc tak naprawdę mamy dość plakatów jak na jeden miesiąc. Czy ktoś Was kiedyś uczył w ogóle jak się czyta plakaty? Bo mnie nie. :( NIEDOUCZONA O co tu w ogóle chodzi? Co to ma być? W sumie komuś się chciało, widać wysiłek w wypisywanie tego dziwnego hasła we wszystkie strony, ale dla mnie ten plakat nie ma sensu. Co krowa ma wspólnego z rasizmem? Że jest czarno-biała? Przecież ta akurat jest kolorowa! No i że niby co, zwalczamy rasizm wulgaryzmem? PLAKATÓWKA @

Minimum słów, maksimum treści. Mnie to przekonuje, po prostu "Lubię to"! :)

LIBERTA

wrzesień 2011

7


Felieton

(nie)obiektywnie, czyli fanatycznie o futbolu

Fot. Internet

Piłka nożna jaka jest, każdy widzi. Dla jednych to bezsensowna gra, w której dwudziestu dwóch facetów chaotycznie i bezcelowo biega za jednym napompowanym balonem, tak jakby każdy z nich nie mógł dostać własnego. Dla drugich futbol to pasja, która graniczy z religią. Ja, jako fanatyk dodam, że na boisku oprócz tych dwudziestu dwóch graczy i piłki jest jeszcze trzech innych panów w odblaskowych strojach – jeden biega za wszystkimi i bez przerwy gwiżdże, a pozostali dwaj machają do siebie chorągiewkami. Piękno futbolu trzeba docenić, a kobiety zazwyczaj tego nie robią, a jak już robią to są dyskryminowane. Niby dlaczego panie, tylko ze względu na płeć, uważane są za nieznające się na piłce? Zresztą nie chodzi tylko o wiedzę z zakresu zasad gry. Często nie dopuszcza się myśli, że kobieta może być zafascynowana „tym męskim sportem”. Jeśli już jesteśmy przy płci pięknej… Zadziwiające jest to, że panie nie potrafią zrozumieć, na czym polega spalony. To tkwi chyba w biologii, tak przypuszczam, podobnie jak problem z rozróżnianiem stron lewa – prawa. Ze względu na nagłośnienie medialne, irytującym tematem stało się pojęcie kibica, a właściwie kibola. „Kibol” to chuligan, rozrabiaka pod wpływem alkoholu, będący dilerem narkotyków i zapewne członek mafii. Ja, jako Wielkopolanin, czuję się urażona, ponieważ „kibol” oznacza wyjątkowo wiernego fana futbolu. Drażniący jest również stereotypowy stosunek do kibica. Miłośnik piłki nożnej zniżony jest do poziomu prostego człowieka, bez aspiracji, zainteresowanego tandetą i kiczem. Nie wiadomo z jakiego powodu futbol stał się sportem niszowym. Osoby „inteligentne, wykształcone, te z wyższych sfer” oglądają „sporty lepsze jakościowo”. Bezsens totalny, ale myślcie, co chcecie. Na koniec, aby nie zamykać tego tekstu pesymistycznie, o pięknie futbolu. Trzeba być na stadionie i czuć tę atmosferę – widzieć ludzi ubranych w ukochane barwy, słyszeć ich porywający krzyk i razem z nimi składać ręce, rytmicznie klaszcząc. Oglądasz mecz i zachwycasz się grą – sprawne zakładanie siatki, widowiskowe zawody, niebywałe interwencje i techniczne strzały. Mnóstwo emocji. Adrenalina. Obawa. Radość. Pada strzał. Stadion zamiera na ułamek sekundy. Możesz niemal usłyszeć szelest siatki, do której właśnie wpada piłka. I nagle… WYBUCH!!! Stadion szaleje. Euforia. Zabawa. Skandowanie nazwiska strzelca bramki. Oklaski. To szczęście, które w tym momencie osiąga maksymalną wartość. I kto by pomyślał, że to tylko szalony fanatyzm… BENTLEY

Uważaj kierowco…

Fot. Internet

… KOBIETA ZA KIEROWNICĄ TO NIE ŻARTY. CHOĆ NIE JESTEM POSIADACZEM PRAWA JAZDYM, TO JADĄC SAMOCHODEM WIDZĘ, ILE ZAGROŻENIA MOŻE WNIEŚĆ DAMSKI CHARAKTER NA POLSKIE DROGI. To niezdecydowanie oraz ortodoksyjne przestrzeganie przepisów stają się naprawdę poważnym zagrożeniem. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy budować osobnych dróg dla kobiet, albo wprowadzić specjalnych egzaminów dla pań. Po co? Żeby polskie drogi stawały się bezpieczniejsze. Nie oszukujmy się, kobiety mają to „coś”, co sprawia, że jadący za nimi kierowcy muszą skupiać się pięć razy bardziej. Bo albo to nie włączy kierunkowskazu, albo nagle zahamuje bez szczególnego powodu. Nigdy nie wiesz co się może w kobiecej głowie zrodzić. Może jednorożec? I nie jest to przypadkowe pytanie. Bo kiedyś kobiety nie jeździły konno. Zawsze był rycerz, który wybrankę sadzał u swego boku …a właściwie tyłu. Wojujące feministki doprowadziły jednak do zmian tak pięknych zasad. I tak oto kobiety zyskały kolejny plastik. Oczywiście w portfelu. Jasne, jasne - są panie, które swoim sposobem jazdy zawstydzą Krzysztofa Hołowczyca, ale są to tylko wyjątki, które potwierdzają regułę, według której kobieta za kierownicą nie jest zbyt bezpiecznym obiektem. No zastanówmy się, drogie Panie. Czy sprawiedliwie to znaczy tyle samo… ? PIDŻAK

8

LIBERTA

wrzesień 2011


Motoryzacyjnie

L a g u n a s to r y To był zimny, mglisty, grudniowy wieczór trzy lata temu a ja wracałam moim starym samochodem, Polonezem Caro, ze szkoły z Pniew do Nowego Tomyśla. Minęłam właśnie zjazd na autostradę A2 kiedy zobaczyłam, że samochód jadący przede mną nagle zaczął ostro hamować i sama odruchowo zwolniłam. Wydawało mi się, że to, co widzę nie jest możliwe; ktokolwiek prowadził tamto auto zdecydował się nagle zawrócić na trzy na drodze szybkiego ruchu! Zwolniłam jeszcze bardziej i kiedy tamten samochód jechał już w kierunku przeciwnym do mojego, oślepił mnie swoimi światłami. Idiota, pomyślałam wtedy, ale tamten nieprzepisowy manewr był niczym w porównaniu z tym, co za chwilę się wydarzyło. Właśnie zaczęłam przyspieszać, kiedy światła mojego samochodu oświetliły auto stojące bokiem na moim pasie ruchu. Niektórzy mówią, że w chwili niebezpieczeństwa całe życie staje nam przed oczami. Bzdura. Ja zdążyłam tylko przekląć i skręcić ostro w prawo. Bok mojego Poloneza otarł się całą długością o tył tamtego samochodu i słyszałam jak prawe lusterko Poloneza gnie się i pęka. Kiedy się zatrzymałam, włączyłam światła awaryjne i wysiadłam, tamtego samochodu już dawno nie było a mój Polonez miał szramę ciągnącą się przez całą jego długość, rozbite lusterko, urwane lewe, przednie nadkole i, z jakiegoś dziwnego powodu, brakowało mu przedniej lewej wycieraczki! Z ciężkim sercem zrobiłam pierwszą rzecz, jaka wydawała mi się logiczna; zadzwoniłam do mojego taty. Dzisiaj zgaduję, że kierowca tamtego samochodu również zawracał na trzy, ale kiedy był w trakcie wykonywania manewru, samochód zgasł i przez chwilę stał nieoświetlony na samym środku jezdni. Jednak cokolwiek się wtedy stało nie jest ważne, ważne jest to, do czego tamten drobny wypadek doprowadził. Mianowicie, kiedy już wróciłam z tatą do domu, oświadczył on, że potrzebne mi jest lepsze i bezpieczniejsze auto. Jego pomysł doprowadził do kłótni; bo jak niby miałam się rozstać z Poldkiem? To było mój pierwszy własny samochód! Tylko ja wiedziałam jak go odpalić mimo zepsutej pompy paliwowej i tylko ja wiedziałam jak oszukać zapłon żeby odpalał na gazie a nie na paliwie! Poza tym, to był MÓJ Poldek! Moja bratnia samochodowa dusza! Ale mimo moich protestów zaczęło się; codziennie przez dwa tygodnie mój tata kazał mi oglądać samochody i zdecydować się na kupno któregoś z nich. Tylko, że one wszystkie były nie takie; za małe, za duże, za stare, z kanciaste, za głośne, a idealny dla mnie, według Mirka Cichockiego aka tatula, oznaczało czerwony; jak gdyby fakt, że jestem kobietą sprawiał,

że jedyne, co mój mózg potrafi zauważyć w samochodach to kolor. Nigdy nie zapomnę jazdy próbnej Nissanem Sunny, oczywiście czerwonym, kiedy siadając na miejscu dla kierowcy poczułam się jakbym usiadła na asfalcie; ktokolwiek wymyślił samochody sportowe musiał być fanem bobslejów, serio! To całe szukanie już zaczęło mnie irytować aż pewnego wieczoru pojechaliśmy do Opalenicy obejrzeć kolejny samochód. Wysiadłam właśnie z tatowego autka z miną „no gdzie jest to twoje tak zwane cacko”, kiedy zobaczyłam ją. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Na rogu ulicy stała Renault Laguna i wszystko w niej było idealne; linia stylistyczna, przednie lampy, które wyglądały jak złośliwe oczy i tak, oczywiście kolor, fioletowy, też był idealny. Wiedziałam, że będzie moja jeszcze przed jazdą próbną! Kupiłam ją w tym samym tygodniu, co oznaczało, że musiałam się pożegnać z Poldkiem. Przyznam się szczerze, że nie chciałam go sprzedawać. Jego nowi nabywcy wyglądali jak para dresiarzy i nie chciałam żeby mój Polduś miał taki dom. Stając na balkonie z łzami w oczach patrzyłam jak obejrzał a moja mama nie omieszkała mi wypomnieć, że jestem sentymentalnym głuptasem. I może coś w tym jest, bo do dzisiaj na widok Poloneza Caro czuję coś na kształt tęsknoty i rozczulenia. Nie wiem czy więź między mężczyzną a jego samochodem jest taka sama jak więź między kobietą a jej samochodem, ale moje przywiązanie do Laguny to coś więcej niż tylko posiadanie. Mój samochód ma imię, Laguna i jest dziewczyną; nie cierpię, kiedy Kamil K. mówi na nią Renia, tak samo jak nie znoszę, kiedy Robert D. i Damian F. składają jej lusterka podobno w celu ochrony przed pewnym szkolnym zabójcą lusterek. Wiem, że Laguna ma słabość do oleju, bo co miesiąc muszę dolewać przynajmniej litr i nie chcę żeby ktokolwiek prowadził mój samochód, bo inni kierowcy nie zmieniają biegów w odpowiednim momencie i moja bidulka męczy się jadąc na za wysokim biegu a za małej szybkości. Obie lubimy słuchać głośno tej samej muzyki i podróżować w wakacje po Polsce. I obie czasami mamy gorszy dzień, zwłaszcza w zimowe, wczesne poranki, kiedy przed odpaleniem silnika muszę pogłaskać Lagunę po kierownicy i zapytać ją jak jej się spało na parkingu. I co z tego, że ma już 16 lat, coraz częściej się psuje i nie ma nowoczesnego wyglądu? Dla mnie jest po prostu idealna. I pomyśleć, że mogłabym jej nie mieć gdyby tylko w tamten grudniowy wieczór jakiś kierowcaosioł nie popisał się brakiem wyobraźni. K-C

LIBERTA

wrzesień 2011

9


Poezja

Jeżeli chcecie, aby o was nie zapomniano po śmierci i zgniciu, to albo piszcie rzeczy warte czytania, albo czyńcie rzeczy warte napisania. ~ Benjamin Franklin

Ostatnia Podróż Gdy gwizd z przeszłości na peronie rozbrzmiewa, ostatnia podróż ze świata się zaczyna. Stoisz na przystanku, dokładnie tam gdzie trzeba, Wyczekując tego co trwa nieskooczenie.

Podróż zaczyna się szybko, nie ma miejsca na zaskoczenie. czeka na Ciebie, chod Ty jej nie pragniesz, lecz kiedyś i Twoja Godzina wybije.

I kiedy usiądziesz w wagonie bez ludzi, spragniony tej jedynej jak powrotu do domu, w ostatniej podróży zatopisz się ułudzie zapominając o całym życia trudzie.

Chwila Zaczyna się- pogoń za przyjemnością. Wyścig bydła tego świata. Zatapiają się we własnym brudzie, błądząc, bo wierzą, że odnaleźli szczęście. Oplotła cię pajęcza sieć z której sam nie wyjdziesz, Im bardziej się szamoczesz, tym mocniej się zaciśnie, a pająk- Twój zabójca, cicho snuje sieci, i patrzy jak się wiercisz bez celu. Szukasz! Tej chwili co jak śmierć pająka, uwolnij cię z jego sideł i wyzwoli twe pragnienia, Dając Ci to czego szukasz, spełniając twe potrzeby, I mówiąc: „Jesteś wart każdej ceny” Lecz pająk wciąż żyje, bezczelnie się chowa, dając pozór spełnienia, ciszej tkając swe sieci Sam się w nie wplatasz, zamieniając się w zwierzynę, kiedy pozwalasz przemówić Twej dzikiej naturze i dajesz się ponieść nieokiełznanym zmysłom. Ta jedna chwila zamiast dać ci spełnienie, w dzikie zwierze cię zmienia. Tak dzikie, że nawet wśród swoich cię nie chcą, choć sami są podobni, tak jak ty samotni. I dlaczego się pytam, skąd te problemy czyż ciało to nie dar, w którym człowiek, człowiekiem jest? PIDŻAK

10

LIBERTA

wrzesień 2011


Opowiadania inne niż wszystkie

Было холодное зимние утро..... Было холодное зимние утро, когда наш отряд снова выдвинулся на свои позиции. Ни что не предвещало беды... - Отряд сегодня вашей задачей будет следующие : защита позиций пока связисты будут проводить связь. Всем всѐ понятно? - Так точно – выкрикнули мы, ещѐ и не понимая, что скоро все умрѐм. Ну вот и начался мой последний караул. Я дышал холодным воздухом, он бодрил меня, не давая заснуть. Связисты уже пришли и сказали, что им нужны какие-то детали, после чего развенулись и ушли. Так мы и остались одни посреди заснеженного поля. Проголодавшись я открыл банку тушѐнки которую припас на чѐрный день. Сижу и ем, только я хотел попросить хлеба как внезапно услышал свист – это был миномѐт изо всех сил прокричал „Ложись!” но все и так уже лежали..... Прождав дрожа от страха с фурашкой ещѐ пол часа,я привстал ,что бы отыскать живых ,но их уже не было и тут сзади расдалось „Hände hoch”. Даже не задумываясь над тем, что бы сдаться я развернулся и ударил его банкой тушѐнки в лоб. Я знал ,что если один уже сдесь, то где-то и ещѐ могут быть эти ублюдки. Моѐ предчувствие не подвело меня и на горизонте появились толпа немецких солдат.Только теперь я понял ,что это и есть мой последний бой. Просто так умирать я не хотел, наверное из-за моих корней – мой род всегда был упрям. Сам себе я просто так сказал: Пусть я и умру, но заберу с собой ещѐ с десяток врагов. Я достал из ящика все гранаты, что там были разложил их по карманом , а у одной вырвал чеку и зажал в руке. Я поднял руки вверх и вышел вперѐд на встречу смерти. До фашистов осталось около 100 шагов , 70, 50, 40...... - Молодец партизан.Великий Рейп поблагодарит тебя! - Да, я знаю – сказал эти три слова и отпустил роня гранаты. Мне удалось задержать их до прихода союзников.... Это был мой подвиг, во имя родины. КОТ

"You live only once and nothing should stop you from living an adventure. " ~ Kristin Harmel ”Italian for beginners”

The Extraordinary Things Change Your Life Yeah. Until today my life has been an ineffective routine, the type of „if something goes bad, I‟m sure that the end of my world is inevitable‟. All of my friends said that if I didn‟t do something with my weird life and my stupid habits then they‟d do it themselves. Oh, really? With all due respect my dear – NO! By the way, you love when there is somebody reliable, sensible and always helps you whenever you need it. Especially at the weekend parties. And of course I love my life. Really! Although, recently I‟ve thought about what am I doing here. Always in the same place, with a lot of people around me and the group of my best friends; I live my orderly life, in which I closed myself. Yeah. And when one day I was sitting with a cup of coffee (Gosh, am I really drinking THE SAME coffee EVERY DAY?!) and talking with my friend, I understood, that she was talking to me. What? Holiday on Tenerife, with three of our friends and, oh my Gosh, they want me to come with them? No way. Me?? And then I realised that I have something VERY important to do. And I went out and left my completely shocked, not knowing what‟s up friend. And that wasn‟t so bad. I went home, sat on the porch and I started watching with my absent eyes. The sunset was incredible, more wonderful than ever. And then I realised, that everything here, all my always-know-what-to-do life isn‟t what I really wanted. It seems that I had been asleep, because when I woke up from that weird lost in thought phase, it turned out that it was a few hours later. Oh no! It‟s so tiring when time is passing by so quickly. I realised that I‟m getting older and someday I will wake up as an old lady, sitting with an already cold cup of tea; someone who never did anything crazy. And then I took my mobile and smiling to myself at the thought of my friend‟s reaction, I called her. When she answered, I said: “So what about going to Galapagos or something… when do we go to Tenerife?” And when I completely realised, what I had said, I burst out laughing. SATVARI

LIBERTA

wrzesień 2011

11


Opowiadania inne niż wszystkie

Różnica między dużym a małym miastem polega na tym, że w dużym mieście można więcej zobaczyć, a w małym więcej usłyszeć. ~ Jean Cocteau

Fot. Internet

Obudziłem się, a raczej obudziła mnie syrena strażacka, o piątej rano. Nie ma jak to dobrze rozpocząć dzień! Cóż, taki jest „urok” dużego miasta. Niestety, nie da się do niego przywyknąć. Ja jestem szczególnie przewrażliwiony, potrafi obudzić mnie nawet zwykły klakson auta. Długo się nie zastanawiając, wstałem z łóżka, włożyłem pierwszy lepszy dres i wyczyściłem zęby. W tak zwanym międzyczasie zaparzyłem kawę, wziąłem dwa – trzy łyki gorącego napoju i wyszedłem z domu. Miasto mnie przygnębia. Nienawidzę codziennego toku życia wielkiej metropolii. W dzień - hałas, zgiełk, ludzie, którzy cały czas gdzieś pędzą, w nocy – królestwo zabawy i szaleństwa. Istoty żywe przekształcają się wtedy w sztuczne, umalowane niczym klauny, wystrojone w pstrokate kreacje kukiełki. Gdzie tu czas dla siebie, dla bliskich, chwila na rozmyślania? Jednak dzisiejszy poranny spacer sprawił mi wielką niespodziankę. Miejski chaos umilkł. Szedłem pustą ulicą. Sporadycznie przejeżdżał jakiś samochód. Dopiero teraz potrafiłem dostrzec piękno tego miejsca. W tej chwili odczuwałem tylko zmysłami. Słyszałem szelest własnych kroków, świergot ptaków i pluskot wody z fontanny, które dobiegały z parku po drugiej stronie drogi. Postanowiłem tam pójść. Usiadłem na pobliskiej ławce. Teraz w pełni mogłem delektować się miejską pobudką do życia. Zapach kwitnących konwalii i bzu pieścił moją wyobraźnię. Czułem lekki powiew wiatru, który delikatnie muskał jednocześnie kolosalne drzewa i każdy mały zielony listek z osobna. Pierwsze promienie słońca przeciskały się pomiędzy gałęziami. Chciały objąć swym ciepłem każdy, nawet najmniejszy kawałek ziemi. Położyłem się na miękkiej trawie i po chwili poczułem się jak dziecko. Patrzyłem w niebo, obserwowałem chmury i dokładnie analizowałem kształty tych puchatych kłębów. Widziałem bajkowy obraz Misia Puchatka, który po chwili przekształcił się w piękny kwiat orchidei, żeby zaraz rozmyć się w drobną mgiełkę. Tak bardzo zagłębiłem się we własną wyobraźnię, że nie zauważyłem wzmagającego się ruchu na ulicach. Pierwsi ludzie wychodzili z domów, żeby wyprowadzić swych wiernych czworonożnych przyjaciół. Inni rozpoczęli dzień od joggingu. Postanowiłem pójść do pobliskiej piekarni. Wypieki są naprawdę znakomite i, co ważne, przygotowywane na miejscu. Kupiłem dwie zarumienione, chrupiące bułeczki. Wracając do domu, zajadałem się tymi pachnącymi , kruchymi smakołykami. I tak moje podejście do miejskiego życia zmieniło się. Obiecałem sobie, że częściej będę wybierać się na poranne spacery. Może wtedy całkowicie pokocham tę metropolię. Obraz budzącego się miasta jest nadzwyczaj inspirujący. BENTLEY

Życie ludzkie jest jak księga, w której wielu kart brakuje. Trudno je nazwać całością, a mimo to stanowi cały tom. ~ Ryūnosuke Akutagawa

Już nie mogę tak żyć. Bez niego moje życie nie ma sensu. Bez jego uśmiechu mgliste poranki są jeszcze bardziej szare niż dotychczas. Zwykłe czynności stają się trudniejsze, a sukcesy nie przynoszą najmniejszej satysfakcji. Sen jest czymś odległym, a nieprzespane godziny potęgują rozpacz i nie pozwalają normalnie funkcjonować. Brakuje mi jego dotyku, który był ratunkiem w trudnych chwilach. Brakuje mi jego dłoni, która dawała siłę i pozwalała na to, by kroczyć przez życie z podniesioną głową i nie patrzeć wstecz. Brakuje mi jego głosu, ciepłego i miłego, który zawsze wzbudzał we mnie radość i czynił mnie szczęśliwszą, każdego dnia. 12

LIBERTA

wrzesień 2011


Opowiadania inne niż wszystkie Brakuje mi jego ramion, które owijając mnie wokół jego klatki piersiowej, czyniły schron tak potężny, mocny i nieprzepuszczalny dla świata. Brakuje mi jego przeprosin, gdy samym wyrazem twarzy oraz skruchą wzbudzał we mnie żal i nasuwał pytanie jak mogłam gniewać się o coś tak błahego. Brakuje mi jego niespodzianek, które robił z dobroci serca, aby było mi weselej. Brakuje mi jego oddechu na mej skroni, kiedy gładził moje czoło, całując i mówiąc jak mocno mnie kocha. Brakuje mi jego głupich pomysłów, kiedy z całej siły łapał mnie za brzuch, łaskotał i nie pozwalał uciec. Brakuje mi jego wzroku, gdy sprzeczał się ze mną, a gdy strzeliłam „foszka” mówił, że słodko się denerwuję. Brakuje mi jego wyrozumiałości, gdy siedząc na fotelu płakałam ot tak, bez przyczyny i nie wykazywałam najmniejszej chęci do rozmowy, a on bez słowa brał mnie na kolana i pozwalał wypłakać się w na jego ramieniu. Brakuje mi naszych wieczornych spacerów, kiedy marzłam, on ściągał swój płaszcz i dawał mi go bez względu na temperaturę na dworze. Brakuje mi jego wyznań, kiedy powtarzał, że jestem najważniejszą osobą w jego życiu i oddał by dla mnie wszystko, a ja mu wierzyłam. Kiedy wczoraj umierał na moich kolanach, przegrywając walkę z chorobą, powiedział: „Będę z tobą zawsze, nawet jeśli nie zdołasz mnie zobaczyć. Wszakże ludzkie oczy są zbyt ślepe, by ujrzeć tak wielką miłość. Jednakże krzyczę, że to po stokroć prawda. Świat myśli, że to nie możliwe, by dwójka ludzi darzyła się tak wielką miłością. Kiedy tylko poczujesz się smutna, weź do ręki kubek gorącej czekolady, obwiń się kocem, usiądź gdzieś w kącie i posłuchaj głosu wewnątrz siebie. Nie zamykaj się na cztery spusty, otwórz się na ludzi, dużo się uśmiechaj i nie pozwól, aby twoje serce, które jest dla mnie najcenniejsze na świecie, uległo dysfunkcji i już na zawsze przestało kochać, gdyż miłość jest najpiękniejszym darem siebie, jakim można dać drugiej osobie…” TRUSKAWKA95

Jak Zabłocki na mydle Gdy zaczęły się wakacje, mama wyjechała do taty, więc Lucyna musiała przejąć obowiązki rodziców. Mieć cały dom na głowie to niełatwa sprawa, a poza tym mama pokrzyżowała siostrze szyki, bo ona miała zamiar wyjechać na wakacje za granicę. Pierwszy dzień minął bezproblemowo, ale już następnego dnia zaczął się horror! Mojej siostrze chyba woda sodowa uderzyła do głowy, ciągle mięliśmy z nią na pieńku, cały czas się czegoś czepiała jakby była chodzącą alfą i omegą. Sama zbijała bąki, a nas goniła do sprzątania! Nic nie szkodzi, że nasze pokoje - mój i mojego brata - wyglądały jak stajnia Augiasza. Nasze sprzątanie to była syzyfowa praca. Mrucząc pod nosem i buntując się wykonywaliśmy jej polecenia, co do joty. Chwilami mieliśmy jej tak dosyć, że utopilibyśmy ją w łyżce wody. Żałowaliśmy, że nie pojechała do Poznania. Mój brat nawet jej wykrzyczał w którejś kłótni, że potrzebna jest w tym domu jak piąte koło u wozu. Lucyna ciągle szukała dziury w całym. Wyolbrzymiała wiele rzeczy, robiła z igły widły. Mieliśmy już serdecznie dosyć jej tyranii i pewnego dnia Dominik poszedł po rozum do głowy i powiedział jej prosto z mostu, że jeśli się nie zmieni i nie przestanie nami dyrygować i ustawiać po kątach to on się jej zrewanżuje i zacznie pod nią kopać dołki oraz rzucać kłody pod nogi. Ale po niej to spłynęło jak woda po kaczce. Odpowiedziała mu, że ją to ani ziębi ani grzeje i ma w nosie jego uwagi. Mięliśmy twardy orzech do zgryzienia z tą naszą siostrą. Na szczęście któregoś dnia zadzwoniła mama i powiedziała, że wraca wcześniej, kamień spadł nam z serca, a ja lałam krokodyle łzy. Obiecaliśmy sobie z bratem, że nie będziemy owijać w bawełnę i wszystko o siostrze powiemy rodzicom. Lucyna to posłyszała i nagle zrobiła się taka słodziutka. Prosiła nas, żebyśmy trzymali język za zębami, że ona już nie będzie z nami drzeć kotów. Stał się cud. Nasza czarna owca odmieniła się. Ostatnie dni ferii były cudowne. Lucyna, która choć lubiła mieć węża w kieszeni, to żeby nas przekupić fundowała nam lody, pizzę, bilety na basen, do kina. My z bratem to wykorzystywaliśmy. Wydawało nam się, że manna leci nam z nieba. Torciki, placuszki, ciasteczka - naciągaliśmy siostrę na ile się dało. Słowem, mieliśmy w domu krainę mlekiem i miodem płynącą. Obiecaliśmy siostrze milczeć jak grób, nie powiedzieliśmy mamie, jaka była dla nas niedobra. Ale kto na tym wyszedł jak Zabłocki na mydle? WERONIKA

P.S. Ile związków frazeologicznych odnalazłeś w powyższym tekście?

LIBERTA

wrzesień 2011

13


Kultura

Performans? PRZEBYWAJĄC W POZNANIU CHCIAŁAM SPĘDZIĆ MIŁO WIECZÓR. SZUKAŁAM CZEGOŚ ATRAKCYJNEGO, A ZARAZEM POCIĄGAJĄCEGO, CZEGOŚ ARTYSTYCZNEGO I ZACHWYCAJĄCEGO. NIE MUSIAŁAM DŁUGO SZUKAĆ. W PEWNEJ CHWILI PRZYSZEDŁ DO MNIE SMS OD ZNAJOMEGO O TREŚCI: ZAPRASZAM W SUMIE SAM NIE WIEM NA CO, ALE ZAPEWNE WYSUBLIMOWANĄ I PRAGMATYCZNĄ FORMĘ KINEMATOGRAFICZNĄ, OKRZYKNIĘTĄ SZUMNIE "PERFORMANCE". MOŻEMY SPODZIEWAĆ SIE WSZYSTKIEGO!

Fot. Internet

Skusiłam sie na ową propozycję. Pasaż Kultury został stworzony specjalnie dla ludzi, którzy lubią klimat starego dworca, dobrą muzykę (od jazzu do elektro), jak i sztukę. Wybiła tajemnicza godzina 20:00. Całe towarzystwo zebrało się w Galerii Arsenał i mogłam w całkowitej ciszy podziwiać kobietę o doskonałym uśmiechu, subtelnie wyginającą swe ciało. Z jednego końca sali mogłam tylko dosłyszeć głos wysokiego mężczyzny w staroświeckim kaszkiecie, który rzucał pojedyncze angielskiego słówka, o symbolicznym znaczeniu. Białe ściany pomieszczenia stały się nadzwyczaj wymowne, a światło, które było odpowiednio ustawione, nadawało charakter spokoju i ciepła. Całości nie da sie dosłownie opisać. Trzeba było tam tylko być i nic więcej! SC.

Aktor! Muzyk? HUGH LAURIE. PIERWSZE SKOJARZENIA? DOKTOR HOUSE, CZLOWIEK AROGANCKI I INTELIGENTNY. LET THEM TALK TO DEBIUTANCKI ALBUM HUGH LAURIEGO. ON SAM MÓWI O SWOJEJ PŁYCIE, ŻE JEST JEGO JEDYNĄ PRZEPUSTKĄ, KTÓRA - MA NADZIEJĘ - POMOŻE MU TRAFIĆ DO SERC SŁUCHACZY.

Hugh kocha tę muzykę na tyle, na ile potrafi i chce, aby inni również ją pokochali. Dodaje także, że jeśli ktoś będzie czerpał jedną tysięczną przyjemności z tej, którą on osiągnął, to wszyscy będziemy w dobrej sytuacji, aby zdobyć sukces. Krążek Lauriego jest prawdziwą perełką. Bluesowe kawałki z domieszką folku, country, jazzu i muzyki klasycznej, doskonale sprawdzą się podczas nadchodzących sennych, jesiennych wieczorów. Wystarczy usiąść wygodnie w fotelu, z kubkiem gorącej kawy w ręku, słuchawkami na uszach i delektować się subtelnym brzmieniem. Na uznanie zasługuje wyjątkowa aranżacja muzyczna, na którą składają się nutki ciepło brzmiącego fortepianu, saksofonu, perkusji i gitary. Nie można zapomnieć o niezwykle urzekającym wokalu Hugh Lauriego – niskim, chropowatym, stylowym, ale jakże czułym! O niekonwencjonalnym smaku artysty świadczą słowa jego utworów, które utrzymane są w mrocznym klimacie. Nie brakuje tu jednak namiętności, miłości oraz humoru - tego z wyższej półki. Kiedy umrę, pochowajcie mnie w prostych sznurowanych butach, garniturze z pudełka i kapeluszu Stetson, połóżcie 20 dolarów w złocie na moim zegarku na łańcuszku. – fragment piosenki jako zachęta, tak ode mnie.

Fot. Internet

BENTLEY

14

LIBERTA

wrzesień 2011


Dzień Chłopca

Piękny? Nie wiem. Ma około 1,80 wzrostu, włosy mniej więcej takie krótkie jak ty o zielone oczy: po prostu cudowne. Ale… nie. Nie jest chyba piękny w obiegowym sensie tego słowa. Jednak na pewno jest mężczyzną, z którym – jeśli go gdzieś zobaczysz – od razu chciałabyś spędzić resztę życia… (cyt za: Jonathan Carroll Śpiąc w płomieniu)

Z okazji Dnia Chłopca wszystkim mężczyznom… (tym dużym i tym małym, tym ze szkolnej ławki i tym z pokoju nauczycielskiego) życzymy, abyście nie byli „piękni w obiegowym sensie tego słowa”, lecz zawsze wyjątkowi, niepowtarzalni, jedyni. Życzymy również… mocnego głosu, dużego torsu i powalającego spojrzenia, a nade wszystko otwartego umysłu oraz serca, które zdoła pomieścić wiele miłości. Wszystkiego co w życiu ważne życzy REDAKCJA

LIBERTA

wrzesień 2011

15


Dzień Chłopca

FOT. LUIZA NADSTAZIK 16

LIBERTA

wrzesień 2011


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.