Gazeta na chmielnej 2013 33

Page 1

EGZEMPLARZ

BEZPŁATNY G A Z E TA C H M I E L N E J

NUMER 9/2013 (33)

WARSZAWA, WRZESIEŃ 2013

I CAŁEGO ŚRÓDMIEŚCIA

NAKŁAD: 5000 EGZ.

8 STRON fb.com/gazetanachmielnej

źródło: Am1994 / Wikimedia CC [materiał wyjściowy]

Portret hrabiny Plater-Zyberk

Przyzwyczaiłem się już do tego, że w dziejach Warszawy są karty zatarte przez zawieruchy wojenne, że wielu dat, nazwisk, adresów, biogramów, a tym bardziej chronologii wydarzeń nie da się ustalić. II Wojna Światowa, a szczególnie pożary Września’39 i Powstania’44 obróciły w proch kilometry akt, miliony książek, fotografii, rysunków, pamiętników, całe kolekcje malarstwa, antyków... Ba! Dzielnice całe praktycznie przestały istnieć. Nie dziwi mnie brak u współczesnych mieszkańców stolicy wiedzy o szkołach, instytucjach, a także zwyczajach warszawskich Żydów, bo w żadnej populacji kilka procent uratowanych nie było i nie będzie w stanie przechować i przekazać pamięci o kilkumilionowej społeczności. Ale odkrycie, że w Warszawie zniknął prawie bez śladu cały uniwersytet jednak było dla mnie szokiem! I to nie uniwersytet hebrajski, lecz katolicki — Uniwersytet Żeński przy ul. Pięknej 28.

gdziebylec.pl

Przewodniczącą Komitetu Organizacyjnego tej uczelni była dr Kazimiera Proczkówna, filozof, absolwentka Uniwersytetu we Fryburgu, długoletnia przyjaciółka i współpracownica Cecylii hr. Plater–Zyberkówny, znanej z powołania do życia prywatnych szkół katolickich w Chyliczkach i w Warszawie przy ul. Pięknej 24. Do dziś, mimo przerwy wojennej i późniejszych szykan ze strony władz PRL, w gmachu zaprojektowanym przez Władysława Hirszla kształcą się dziewczęta hołdujące tradycji i dumnie mówiące o sobie Platerki. Niestety ani dyrekcja szkoły, ani Towarzystwo Oświatowe noszące imię hrabianki, ani zakonne zgromadzenie sióstr, będące spadkobiercą przedwojennych Platerek, nie dysponują żadnymi archiwaliami, które mogłyby przybliżyć historię pierwszego polskiego uniwersytetu dla kobiet. Wszystkie dokumenty spłonęły w Powstaniu Warszawskim.

Odkrycie, że w Warszawie zniknął prawie bez śladu cały uniwersytet było szokiem! Cecylia hr. Plater–Zyberk i dr Kazimiera Proczkówna już w 1904 r. założyły wspólnie Katolicki Związek Kobiet Polskich, by podnieść oświatę, moralność i dobrobyt kobiet oraz starać się o rozwiązanie kwestii kobiecej w oparciu o zasady katolickie [Istota

W TYM NUMERZE TAKŻE:

Przemysław Pawlak

i cel związków oraz treściwa informacya o katolickim związku kobiet Polskich, Warszawa 1908, s. 31-33]. Prowadziły pogadanki przygotowujące do opieki nad dziećmi i niektórych zawodów, katechizowały, sprowadzały z zagranicy nowoczesne urządzenia rzemieślnicze i maszyny rolnicze, a nawet najwydajniejsze rasy bydła, otwarły też mleczarnię dla robotników. Namacalnym efektem ich pracy u podstaw są do dziś ogródki działkowe, nazywane na pocz. XX w. ogrodami robotniczymi, których ideę panie propagowały w ślad za grudziądzkim lekarzem Janem Jalkowskim. Proczkówna pisała do „Świata Kobiecego” o społecznym znaczeniu przemysłu domowego, redagowała i wydawała w Warszawie w latach 1909–1913 dwutygodnik kulturalnospołeczny dla kobiet „Przebudzenie”, o nauczaniu wychowawczym pisała do miesięcznika „Prąd”, popełniła też rozprawę pt. Sposób zaradzenia nędzy bez dawania jałmużny. W 1907 r., po okresie tajnego nauczania, Związek uzyskał zgodę władz carskich na zorganizowanie Kursów Pedagogiczno-Naukowych dla kobiet. Ich kierowniczką została Proczkówna. Zachowały się anonse o naborze, publikowane m. in. 18 i 23 sierpnia 1909 r. w łódzkim dzienniku „Rozwój” i w „Głosie Warszawskim”. Kursy były dotowane przez prywatnych darczyńców, gdyż czesne musiało być dostosowane do możliwości finansowych niezamożnych pań. W 1910 r. pierwszy trzyletni kurs ukończyło 117 studentek. Były to czasy, gdy kobiety dopiero zdobywały dostęp do studiów wyższych.

Dokończenie na str. 4

We wrześniowym numerze przedstawiamy Wam kolejne ciekawe twarze naszego miasta. Poznajcie:

Pani Ela

fot. Maga Liwosz

Zapomniany Uniwersytet

Fryzjerka z ulicy Koszykowej

czytaj na str.

Pan Robert Niezwykły kierowca zwykłego autobusu

czytaj na str.

2

a także :

Warszawska rewolucja jedzeniowa okiem Marcina Wojtasika

KOMUNIKAT

czytaj na str.

Kochani Czytelnicy! od października Gazeta na Chmielnej przestanie ukazywać się w wersji papierowej.

5

oraz

Najlepsze lektury na jesień

Czytajcie nas na naszej stronie: www.gazetanachmielnej.pl i śledźcie na Facebooku: www.fb.com/gazetanachmielnej

poleca Danusia Awolusi

str.

www.czymogepomoc.pl

3

Sponsor Projektu Chmielna

Sponsor Projektu Chmielna

Sponsor Projektu Chmielna

Patron Medialny

www.dtbj.pl

www.cmp.med.pl

www.minuta8.pl

www.radiokolor.pl

7

Partner

STRONA

1


Niezwykły kierowca zwykłego autobusu Pan Robert Chilmończyk

Czy jazda autobusem komunikacji miejskiej po zakorkowanej stolicy musi być nudna? Niekoniecznie. Jest jeden człowiek — kierowca ZTM, który potrafi zamienić nieciekawą codzienną jazdę do pracy czy szkoły w atrakcyjną, zabawną podróż i przy okazji wprawić w znakomity nastrój.

Dla wielu pasażerów pan Robert jest jak lekarstwo. Potrafi rozbawić i poprawić nastrój po ciężkim dniu.

O dobry humor warszawiaków dba od ponad roku pan Robert Chilmończyk, sympatycznie nazywany przez pasażerów „wesołym kierowcą”. Za jego sprawą warszawiacy wysiadają z autobusu w znakomitych nastrojach. Pan Robert zawsze znajdzie ciepłe słowo, każdego traktuje indywidualnie, osobiście wita i żegna każdego pasażera. Swoimi żartami potrafi wywołać uśmiech na twarzy niejednego ponuraka. Zwykły (a może jednak niezwykły) człowiek, kierowca miejskiego autobusu, zaraża ludzi poczuciem humoru i sam przy tym dobrze się bawi. Wszyscy pytają po co to robi? A on z uśmiechem odpowiada: Już taki jestem.

Od kelnera do kierowcy Przez wiele lat pan Robert był kelnerem. Wraz z żoną prowadził biznes gastronomiczny, ale kiedy przyszedł kryzys i firma splajtowała musiał poszukać innej pracy. Zatrudnił się w ZTM. Jako kierowca autobusu pracuje od ponad roku, ale już po dwóch miesiącach pracy usłyszała o nim cała Warszawa. Jak to się zaczęło? — Sam byłem kiedyś pasażerem i często widziałem na twarzach ludzi smutek, przygnębienie, postanowiłem to zmienić — wyznaje pan Robert — Przez wiele lat byłem kelnerem. Nigdy nie miałem problemów z komunikacją interpersonalną. Zawsze byłem otwarty i lubiłem żarty, więc postanowiłem swoje atuty wykorzystać do tego, by wprawiać ludzi w dobry nastrój. Skąd wziął się pomysł, aby w taki sposób witać warszawiaków wsiadających do autobusu? — Sam na to wpadłem, aby coś zmienić w codziennej podróży po mieście.

Pewnego dnia, gdy jechałem trasą Targówek–Nowodwory wsiadła piękna dziewczyna. Chwyciłem wtedy odruchowo za mikrofon i powiedziałem: witam pięknego anioła na pokładzie — i tak to się zaczęło.

Czerwony kapturek i żółta ciżemka „Witam panią z pieskiem, witam zakochanych, witam czerwonego kapturka” — tak najczęściej zwraca się do pasażerów „wesoły kierowca”. W zależności od trasy — czy jest długa, czy krótka, w zależności od ludzi i miejsca, stara się każdego przywitać i pożegnać indywidualnie. — Jeśli ktoś jest charakterystycznie ubrany staram się to zauważyć i zaznaczyć, np. jeśli wsiada pani w czerwonym płaszczu z kapturem na głowie to mówię-„witam czerwonego kapturka”, a jeśli jakaś pani ma żółtą garsonkę to wołam „ dzień dobry żółta ciżemko”. Słowa dobiera spontanicznie, chociaż ma też swoje powiedzonka, gotowe rymowanki — Gdy na przystanku stoi jakaś kobieta, to mówię często „kolejna łania do zabrania” — śmieje się pan Robert — Nie zdarzyło mi się, aby ktoś się obraził na te słowa. Ludzie reagują z uśmiechem. Zawsze też dziękuję matce z dzieckiem, gdy wsiada do autobusu — mówię „witam panią mamę. Chcę z tego miejsca w imieniu swoim i rządu podziękować za skuteczną walkę z niżem demograficznym”.

do stryja, gdyż jego rodzice mnieli zaszczyt przejść już w stan nieboszczycki.

— Słyszałeś pan? Podobnież Pan Tadeusz ma iść paszoł wont ze szkoły.

— Po polibudzie? Nie lepiej mu było skończyć esgiegiewu?

Dla wielu pasażerów pan Robert jest jak lekarstwo. Potrafi rozbawić i poprawić nastrój po ciężkim dniu. Na jego stronie facebookowej czytamy mnóstwo pozy-

nomii cielesnej. — Jak mu się pomyliła?

— Po co wrócił? — Na gospodarkie.

— Bardzo mu się pomyliła. Tak bardzo, że kiedy ciotkie mrówki obleźli w lesie, Tadeusz w dyrdy poleciał jej te mrówki wyjmać. — Z litości?

— Nie pamiętam, uprzytomnij mnie pan, panie Ambroży. — Otóż. W książce tego danego Mickiewicza bierze za udział pan Tadeusz. Po ukończeniu politechniki wraca się na wieś

2

STRONA

ZTM doceniło sympatycznego „wesołego kierowcę”. Kilka miesięcy temu został wyróżniony przez firmę za utrzymywanie pozytywnego wizerunku ZTM — Otrzymałem dyplom i szklaną statuetkę za wkład w komunikację — mówi z dumą — to bardzo dla mnie ważne, cenniejsze niż pieniądze. W takich chwilach wiem, że moja praca przynosi owoce, a przede wszystkim satysfakcję nie tylko mnie, ale też innym. Teraz wiem, że warto.

Odwiedź profil Wesołego Kierowcy na Facebooku: fb.com/ szukaj: Wesoły Kierowca

mowazgrochowa.blogspot.com

Odbywaliśmy właśnie z mem sąsiadem, panem Ambrożym Keksem tryumfalne turne po warsiaskiej gastronomii, gdy oto nasz zamglony zwrok utkwił sie w zwieszczu Adamie. Pan Ambroży chwilkie mu się wpatrywał, po czem zagaił w te słowa:

— Albo pan jesteś abnegacja umysłowa, albo przedobrzyłeś pan akonto napojów wyskokowych. Pan Tadeusz, z książki literata Mickiewicza, który figuruje wizawi i aż się za serce trzyma z powodu pańskiej irgo…, ingo…, irygacji.

tywnych komentarzy na temat jego pracy. Powstało nawet forum ZTM, gdzie pasażerowie komentują zachowanie „wesołego kierowcy” — Ja jechałam z tym kierowcą — pisze na forum jedna z pasażerek — choć byłam wkurzona, zła, wysiadłam uśmiechnięta i proszę mi wierzyć nie jest ani namolny ze swoimi dowcipami, ani nudny… Na czym polega fenomen tego człowieka? Najprawdopodobniej na pozytywnym nastawieniu do ludzi i świata oraz na osobistym traktowaniu każdego pasażera. Często dzieli się z pasażerami swoimi myślami czy historiami z życia, czasem wspomina przeszłość. — W szpitalu, który właśnie mijamy, 17 lat temu urodziła się moja córka. Byłem przy porodzie. Wspaniałe chwile… — opowiada pasażerom podczas jazdy i oczywiście poleca placówkę. Wiele osób wysiadając dziękuje za wspaniałą podróż. Wielu z nich pyta też pana Roberta o kolejne kursy. A pan Robert odsyła do swojego profilu na facebooku, bo tam zamieszcza co miesiąc swój grafik.

Lek na całe zło

Pan Tadeusz

— Pan Tadeusz? Nie znam człowieka. A dlaczego? W czasie lekcji dawał w gazomierz? Czy chciał uskuteczniać przyrost nadnaturalny z ciałem pedagogicznem odwrotnej pci?

Aneta Grzegrzółka

— Nie wiem, może po polibudzie był oblatany w traktorach, kombajnach i temuż podobnież. Słuchaj pan dalszego przebiegu. Zajeżdża ten Tadeusz do stryja, ogląda hektary: grykie, dziencieline i inne pszenżyto. Nagle w ogórkach szklarniowych przyuważył cud dziewczyne — Zosie, do której, jak to w książce, od razu poczuł sercowe przynależność. Wieczorem stryj zrobił na cześć Tadeusza garden partę, czyli ochlaj z zimnemi zakąskamy.

— Z desusów. W tem samem czasie kiedy Tadeusz biegał na ksiuty, jego stryj mniał sprawe z sąsiadem o mur graniczny. Stryj był troszkie niezadowolony, bo myślał, że Tadeusz mu pomoże uskutecznić sąsiadowi mordobicie, a ten tylko mrówki i mrówki. Znakiem tego wezwał Tadeusza i obsztorcował go na perłowo na okoliczność, że ty, Tadziu na gruchanki co i raz wypadasz, a tu mi sąsiad mur graniczny reperuje!

Przemysław Śmiech

i wjechała mu na godność, na mamusie i na braki w kulturze osobistej. Tego Tadzio mniał już wyżej uszów i zaznaczył do stryja: stryjek, nie mogie już z temi babami, jade na wojne troche odetchnąć. — Pojechał? — Pojechał, oficerem się został i z pierwszej pensji poloneza sobie kupił. Jak zajechał do stryja, to cała wieś się zleciała, a potem żyli długo i szczęśliwie. — Z kim? — Z Zosią. Ciotka Telimena wydała się za hrabiego. — Jakiego hrabiego? — Nie wiem, Monte Christo chyba. Widzisz pan, i teraz pani minister od edukacji takie życiowe literature ze szkół usuwa…

— Słusznie. — Nasz człowiek! — Na tem bankiecie Tadeusz wykonał kilka ćwiarteczek i z powodu dlatego dziewczyna Zosia pomyliła mu się z ciocią Telimeną, również o przyjemnej auto-

— I co z tego będzie, panie Ambroży? — Słusznie. Na dodatek Telimena zwąchała, że Tadzio jednego dnia mrówki z niej zbiera, a drugiego Zosie emamebluje w celach matrymonialnych. Z powodu dlatego zrobiła Tadziowi piekło gorące

— No co? Już zwieszcz Adam to przewidział: nieuctwo i mroczne średniowiecze, czyli: „Było cymbałów wielu…”

Makieta i skład: www.minuta8.pl


Pani Ela — fryzjerka z ulicy Koszykowej

Historia zakładu sięga przełomu XIX i XX wieku, kiedy powstała kamienica pod numerem 64. Od samego początku na parterze urzędował fryzjer. Niestety niewiele wiadomo o tamtym okresie, ale już od lat 30. XX wieku zachowana jest dokumentacja zakładu. Pani Ela pokazała mi plany architektoniczne pomieszczenia, a także różne dokumenty związane z działaniem salonu. Od 1930 roku kierował nim Ludwik Kowalewski, który później był szefem Pani Elżbiety. W owych czasach klientem zakładu był sam marszałek Józef Piłsudski. Salon działał przez cały czas trwania II Wojny Światowej mimo, że jego właściciel został wywieziony. Zakład był idealnym miejscem do działań konspiracyjnych. Tu wymieniane były informacje i tu można było się schować podczas łapanki. W podłodze głównego pomieszczenia znajdowała się klapa, pod którą kryło się zejście do piwnicy. Z niej można było wyjść na malutkie podwórko, a stamtąd na ulicę Piękną. Nie raz to sprytne przejście ratowało życie działaczom podziemia. W 2013 roku zakład fryzjerski ponownie stał się świadkiem tajnych spotkań, ale już w innym wymiarze. W Hali Koszyki kręcono sceny do filmu Władysława Pasikowskiego Jack Strong, „zagrała” w nim także witryna zakładu, a Pani Ela gościła u siebie ekipę filmową. Pani Elżbieta Wichrowska pracę na Koszykowej rozpoczęła 1 czerwca 1973 roku, najpierw jako pracownica pana Kowalewskiego, później od 1983 roku, jako właścicielka. Zawodu uczyła się w rodzinnym mieście, Łomży, gdzie jej nauczycielka i mistrzyni na pytanie czy Ela nadaje się do tego zawodu, odpowiedziała: „Mało, że się nadaje do zawodu, ona będzie pracowała do grobowej deski.” Te słowa były jak przepowiednia, Pani Ela pracuje jako fryzjerka nieprzerwanie od 50 lat i nigdy nie żałowała tego wyboru. Strzygą się u niej całe pokolenia Warsza-

www.czymogepomoc.pl

W trakcie naszej rozmowy Pani Ela udzieliła odpowiedzi na wiele pytań, niestety nie starczyłoby szpalty, żeby wszystkie je zmieścić. Poniżej kilka z nich. I.K.: Zakład znajduje się tu od początku powstania budynku?

Pani Ela prezentuje historyczny plan zakładu

E.W.: Tak, tak jak jest. To wszystko co Pani widzi, ta witryna, to jest cały czas, tak jak było od powstania. To pamięta wojnę, tu nie było zniszczeń, budynek obok legł w gruzach, ale ten nie. W trakcie wojny szefa wywieziono, ale pracownicy tu byli i pracowali. U fryzjera można było wszystko robić, omawiać różne sprawy, przekazywać sobie różne informacje, tu się odbywały wielkie konspiracje. A przed wojną strzygł się tu marszałek Piłsudski, przychodził do szefa. Były zdjęcia, ale jeden z pracowników je zabrał. Ja je jeszcze widziałam, ale później przepadły razem z nim.

I.K.: Jak się robi takie fale?

I.K.: Dlaczego została Pani fryzjerką?

I.K.: Jak zmieniają się Warszawiacy i Warszawa?

E.W.: Zawsze chciałam zostać fryzjerką. Mój tata chciał, żebym była agronomką, ale ja nie. W moim rodzinnym mieście, Łomży, poszłam do Pani Ireny Zysk. Wiedziałam od cioci, że tam poszukują pracowników do zakładu. Pani Zyskowa zgodziła się mnie przyjąć. Były w tym czasie trzy uczennice. Ja byłam najmłodsza. Po odbytej nauce szefowa chciała, żebym została, ale ja chciałam wyjechać. Wyjechałam i nie żałuję tego, nie żałuję że jestem fryzjerką, nie żałuję, że pracuję na Koszykowej. Tak los pokierował, że jestem tutaj. Lubię tych ludzi, lubię to środowisko, dzięki tym ludziom żyję. W swoim życiu spotkałam wiele, bardzo życzliwych osób, najlepszym dowodem jest to, że przychodzą po tyle lat.

fot. Maga Liwosz

Zakład fryzjerski przy ulicy Koszykowej 64 mijałam wiele razy. Zwrócił moją uwagę nietypową wystawą, trochę jak z innej epoki, na której zawsze pyszniły się wyfiokowane głowy lalek. Później w sieci przypadkiem trafiłam na film dokumentalny Jakuba Polakowskiego Okiem warszawskiego fryzjera. Jego bohaterką była, między innymi, Pani Elżbieta Wichrowska i zakład na Koszykowej. Historia tego miejsca zachwyciła mnie i postanowiłam je odwiedzić, a także poznać jego właścicielkę. Przywitała mnie urocza, serdeczna osoba, która z chęcią zgodziła się opowiedzieć o tym niezwykłym lokalu, a także zdradzić ciekawostki związane z 40-letnią historią jej pracy. Na rozmowę umówiłyśmy się pewnej czerwcowej soboty, żar lał się z nieba jednak w zakładzie panował miły chłód, a na stoliku stała patera z truskawkami. Po serdecznym powitaniu, rozpoczęłyśmy podróż w czasie.

wiaków, babcie, ich dzieci i wnuki, najmłodsza klientka ma 10 miesięcy. Z wieloma osobami fryzjerka zaprzyjaźniła się, stała się dla nich ważna, czego dowodem może być prezent, jaki kiedyś otrzymała od klientki na imieniny — 1500 kwiatów! Wśród stałych bywalców salonu były też znane osoby takie jak np.: aktor Janusz Zakrzeński, bokser Jerzy Kulej i jego żona Helena, dziennikarka Teresa Torańska.

E.W.: Wyciska się, ręcznie. I.K.: Fryzura, którą zawsze będzie Pani pamiętać? E.W.: Bardzo możliwe, że jestem pierwszą fryzjerką, może nawet na świecie, która robiła trwałą na wąsach. Pan miał długie wąsiki i zażyczył sobie na wąsy trwałą, żeby mu nie wchodziły do zupy. Założyłam na wąsy osiem wałeczków, po cztery na każdą stronę. Klient był bardzo zadowolony i przyszedł drugi raz.

E.W.: Kiedyś świat był inny, panowała większa życzliwość, ludzie się lepiej znali. W danym obrębie Warszawa była jak mała wioska. Na przykład Koszykowa, Lwowska, tu każdy znał swojego sąsiada. Teraz ludzie się odcinają, mieszkają w jednym bloku i się nie znają. Kiedyś było dużo więcej zażyłości między ludźmi, bardziej się wspierali. Były całe klany znajomych. Przedtem, kiedy wyjeżdżało się na urlop to klucze zostawiało się sąsiadce. Była odpowiedzialność i zaufanie. Wolałam tamtą Warszawę, tamten czas, chociaż to były trudne czasy. Wszyscy musieli brać udział w przymusowych czynach społecznych,

odbudowach, pochodach, ale poznawali się, jedli razem śniadanie, rozmawiali. Było ciężko, ale ludzie byli dla siebie bardziej życzliwi. I.K.: Jakie jest Pani ulubione miejsce w Warszawie? E.W.: To miejsce. Bardzo lubię tę ulicę, ten klimat, ten zakład, lubiłam starą Halę. Kiedy zamykano Halę, zrobiłam wielkie zapasy, sama się teraz z tego śmieje, ale dla mnie żaden inny sklep w Warszawie nie istniał. Tutaj się dobrze czuję, przyszłam tu na chwilę i nie żałuję nawet jednej sekundy, że zostałam na tyle lat. Bardzo też lubię Plac Konstytucji, dziesiątki razy tamtędy przechodzę, co i raz zerknę do góry i myślę, o! jeszcze tego elementu nie zauważyłam. A przechodzę tędy tyle lat. I.K.: Co niezwykłego jest w ulicy Koszykowej, w tej okolicy? E.W.: Tu są jeszcze inni ludzie. Tu mieszkają starzy warszawiacy, oni są inni. Ci ludzie się znają, każdy wie, że to jest córka Zosi, a to jest córka Krysi. Ci ludzie tworzą klimat. Jak byłam chora, dzwonili, czekali, nie poszli nic zrobić sobie z włosami, czekali na mnie. Pytali jak się czuję, czy już jest lepiej. To właśnie tworzy tę atmosferę, to jest to, czego ludzie potrzebują, czego im brakuje. Codziennej serdeczności.

I.K.: Jak wyglądał egzamin kończący naukę? E.W.: Trzeba było ostrzyc włosy, zrobić fale, potem pokazać, jak się robi trwałą. Potem uczesania. Ja miałam fryzurę dzienną, wyciskanie fal, na jednej modelce, a na drugiej fryzurę wieczorową, bardzo strojną, loki, takie biedermeiry. I.K.: Jaką fryzurę lubi Pani najbardziej czesać? E.W.: Robię wszystkie fryzury, ale bardzo lubię robić fale. Jedną z moich ulubionych klientek jest Pani Hania z operetki warszawskiej. Właśnie jej czesałam takie przedwojenne fale.

fot. Maga Liwosz

Gdzie strzygł się marszałek Piłsudski? Gdzie ukrywali się działacze podziemia? Jak robi się trwałą na wąsach? Niezwykła historia zakładu fryzjerskiego przy ulicy Koszykowej 64.

Iza Kieszek

Witryna zakładu fryzjerskiego na Koszykowej

STRONA

3


Zapomniany Uniwersytet przy ulicy Pięknej Dokończenie ze str. 1: Mimo że Polki broniły dokto raty w zachodniej Europie już w XIX w., Uniwersytety Warszawski, czy Jagielloński utrudniały paniom uzyskanie habilitacji jeszcze długo po narodzinach II RP. Pierwsze profesury kobietom nadano dopiero na przełomie lat 20. i 30. XX w. Były to wyjątki potwierdzające regułę — kariera naukowa pozostała przed II Wojną Światową domeną mężczyzn.

Paradoksalnie problemem dla małej uczelni stała się też emancypacja kobiet. Pierwszą siedzibą Kursów była kamienica przy Brackiej 13, róg Alej Jerozolimskich. W 1921 r., już po śmierci Cecylii Plater-Zyberk (1920), na bazie przed wojennych doświadczeń, przy Pięknej 28 powstał pierwszy w Polsce żeński uniwersytet. Można było ustalić tę datę dzięki korespondencji Kazimiery Proczkówny z biskupem kujawsko-kaliskim Stanisławem Zdzitowieckim. Pod koniec września 1923 r. szefowa Komitetu Organizacyjnego przesłała kurii włocławskiej sprawozdanie z pierwszych dwóch lat działalności tej uczelni, z gorącą prośbą o ideowe poparcie dla nowopowstałej na wzór zagranicznych wszechnic instytucji przez uświadomienie, dzięki swym wpływom i stosunkom, szerszych kół naszej inteligencji o istnieniu i pożytku Uniwersytetu oraz o łaskawe jednanie (...) zwolenników zarówno

gdziebylec.pl

w szeregach kończącej szkoły średnie młodzieży, jak i sił zdolnych do podjęcia współpracy na polu wypracowywania charakterów i pogłębiania prawdziwej nauki. Prosiła jednocześnie o zgodę na objęcie katedry historii filozofii greckiej i kryteriologii przez kontrowersyjnego księdza, propagatora psychoanalizy i późniejszego przyjaciela Witkacego, dr. Henryka Kazimierowicza. List zachował się w Archiwum Diecezjalnym we Włocławku, mieszczącym się w... nawie gotyckiej katedry. Nie wiadomo, ile lat przetrwał Katolicki Uniwersytet Żeński w Warszawie i kto na nim, poza Kazimierowiczem, wykładał. Swoje wynagrodzenie profesorskie określił w innym liście do biskupa jako znikome, wskutek trudności finansowej natury, podobnych do problemów, z którymi borykał się w pierwszych latach Katolicki Uniwersytet Lubelski. Ksiądz prosił o przydzielenie mu etatu wikariuszowskiego, gdyż nie mógł się domagać podwyżki na uczelni przy ulicy Pięknej, która jest placówką wymagającą zwłaszcza teraz [list z 17 grudnia 1923 r.] w takich przełomowych czasach poparcia. A były to czasy szalejącej hiperinflacji, cięć budżetowych, strajków, ulicznych walk robotników z policją i wojskiem oraz upadku drugiego rządu Wincentego Witosa. Paradoksalnie problemem dla małej uczelni stała się też emancypacja kobiet. Rosnący odsetek studentek na Uniwersytecie Warszawskim i Wolnej Wszechnicy Polskiej musiał szybko doprowadzić do zapytania o sens działania Katolickiego Uniwersytetu Żeńskiego.

Inspirująca przygoda z Gazetą na Chmielnej

Choć mieszkamy w Trójmieście, to splot okoliczności spowodował, że dane nam było uczestniczyć w życiu Gazety na Chmielnej od pierwszego wydania, niemal trzy lata temu. Opieka nad szatą graficzną, która ewoluowała (ciekawe, ilu czytelników pamięta pierwsze wydanie GnC) z pierwotnej, nieco stonowanej do dzisiejszej, skierowanej do młodego odbiorcy, była dla nas piękną przygodą. Z perspektywy setek kilometrów, które dzielą nas na co dzień od Chmielnej, comiesięczna lektura sprawiła, że w pewnym sensie czujemy się „dzikimi lokatorami”, stałymi bywalcami tego miejsca na mapie Warszawy.

4

STRONA

Maciej Szylke

Zawsze w pierwszym tygodniu nowego miesiąca oczekiwaliśmy na materiały do nowego wydania. Zawsze mając pewność, że Danuta Awolusi poleci nam kolejną perełkę wydawniczą, a Marcin Wojtasik opisze miejsca, w których można pysznie zjeść i że w razie wizyty w stolicy z mapy kulinariów będziemy przygotowani celująco. Zawsze też z ciekawością, jakie nowe nietuzinkowe postaci z historii Chmielnej i okolic albo z czasów obecnych tym razem poznamy. Gazeta na Chmielnej jest dla nas dowodem na to, że takie oddolne inicjatywy, szyte wysiłkiem i pasją, a nie wielkim kapitałem, są potrzebne i mogą być prowadzone z sukcesami. Również w Trójmiescie wiele miejsc czeka na opisanie i wiele lokalnych historii na opowiedzenie. Byłoby sympatycznie otrzymać kiedyś na ulicy trójmiejską wersję Gazety na Chmielnej.

fot. z arch. pracowni My Architekci

Tak unikalne na skalę całej Polski wydawnictwo, opisujące życie jednej dzielnicy i ukazujące się z powodzeniem niemal trzy lata jest wielką inspiracją także dla takich jak my, którzy w Warszawie bywają bardzo rzadko.

Przemysław Pawlak

Gazetę na Chmielnej czytamy także w Trójmieście Pragniemy podziękować za tę kilkuletnią przygodę całej Redakcji, Fundacji CMP oraz Domowi Towarowemu Braci Jabłkowskich, a także całemu gronu osób, które na swoje barki wzięły prowadzenie tego wyjątkowego projektu.

Przede wszystkim tym, z którymi mieliśmy największy kontakt — Redaktor naczelnej Marcie Jabłkowskiej i byłemu Sekretarzowi redakcji Piotrowi Jędrzejczykowi. Trzymamy za Was kciuki!

Makieta i skład: www.minuta8.pl


W poszukiwaniu smaku

RECENCJA KULINARNA

Warszawska rewolucja jedzeniowa

Targi O modzie na kupowanie u znanego dostawcy już pisałem. Zatacza ona coraz szersze kręgi, a jej efektem jest powstawanie coraz to nowych miejsc, gdzie można kupować produkty spożywcze prosto od producenta. Moim numerem jeden wśród tych inicjatyw jest Le Targ [fb.com/LeTargMarket], który wystartował w Szarej Cegle na Saskiej Kępie rok temu i od tego czasu otwierał swoje tymczasowe filie w Solcu 44 na Powiślu, na Wilanowie, na Sadybie, pod Zamkiem Ujazdowskim, a ostatnio na terenie Soho na Grochowie. Na Le Targu można kupić takie frykasy jak sery zagrodowe, w tym produkcje guru niezależnego serowarstwa Gienia Mientkiewicza, wędliny z małych masarni, ryby i przetwory rybne, pieczywo naprawdę robione od podstaw na zakwasie, przetwory od małych producentów, miody, nabiał, ekologiczne warzywa i mnóstwo innych rzeczy. Do tego na miejscu można posilić się i ugasić pragnienie. Drugą podobną inicjatywą jest działający na Żoliborzu kapitalny Targ Śniadaniowy [fb.com/ szukaj: Targ Śniadaniowy], tyle, że w tym przypadku jest to event obliczony bardziej na konsumpcję i udział, a nie tylko na zakupy. Naprawdę fajny pomysł na rozpoczęcie leniwej soboty. W dawnych zakładach Norblina na Woli od dawna w każdą sobotę dzia ła BioBazar [fb.com/BioBazar.Wwa], a w Fortecy w Parku Traugutta co środę można kupić między innymi warzywa od Pana Ziółko. Przełomowym wydarzeniem w tym roku było otwarcie stałego, czynnego przez

cały tydzień miejsca w Hali Koszyki [fb.com/Koszyki], obiekcie będącym chwi lowo w stanie lekkiej dekonstrukcji. Nie przeszkadza to w sprzedawaniu tam wszystkiego tego, co na innych modnych bazarach. Trzeba tu zaznaczyć, że każde z opisywanych miejsc ma swoją specyfikę i swoich sztandarowych dostawców. W przypadku Koszyków są to z pewnością produkty masarskie od Dobrej Kiszki i ryby oraz owoce morza od Dobrej Płetwy. Można tu również, poza produktami od polskich dostawców, kupić lokalne produkty węgierskie i włoskie. Oprócz handlu, Koszyki oferują doskonałe bistro ze stałym zestawem małych dań i wybitny coctail bar czynny długo po zamknięciu bazaru.

Ostatnia edycja Restaurant Day miała miejsce w sierpniu, następna zapowiadana jest na listopad. Wszystkie informacje można na bieżąco śledzić na profilu organizatorów [fb.com/RestaurantDayPoland].

Food trucki Najnowszym szałem w Warszawie jest jedzenie z samochodów. Trudno nie zauważyć wszechobecnych food trucków,

Marcin Wojtasik

oferty kilkunastu najbardziej znanych warszawskich ruchomych restauratorów przyciągnęły tłumy, a przy najbardziej obleganych stoiskach trzeba było czekać na jedzenie ponad godzinę. Z braku miejsca wspomnę tu tylko moje ulubione: Ricos Tacos oferująca wyborne tacosy i quesadille z domowymi salsami [fb.com/pl.RICOS.TACOS] i mobilną kawiarnię Kaff&Race [fb.com / szukaj: Kaff&Race] w odrestaurowanej przedwojennej francuskiej furgonetce.

Food truck Kaff & Race

Dziś chcemy jeść rzeczy dobre, lekkie, wartościowe, przygotowane zgodnie z zasadami zdrowego żywienia.

fot. z arch. Kaff & Race

Od ponad dwóch lat nad Polską krąży widmo rewolucji kulinarnej. Gotowanie staje się coraz modniejsze, powstaje coraz więcej miejsc i przedsięwzięć związanych z gotowaniem i jedzeniem. Nie sposób tu wymienić wszystkich, więc wybrałem kilka moim zdaniem najciekawszych zjawisk z tego, co po angielsku nazywa się foodscape.

trzyposilkidziennie.blogspot.com

Jednodniowe restauracje Inicjatywa znana jako Restaurant Day powstała spontanicznie dwa lata temu w Finlandii i rozprzestrzeniła się po całej Europie i poza nią, a w Polsce padła na wyjątkowo podatny grunt. W skrócie zabawa polega na tym, że kilka razy w roku, tego samego dnia, entuzjaści gotowania otwierają na kilka godzin zaimprowizowane restauracje. Latem w prywatnych ogródkach, na dziedzińcach klubów, a nawet w parkach, a zimą w mieszkaniach. Nie ma żadnych odgórnych ograniczeń co do charakteru kuchni i formy przedsięwzięcia, więc za każdym razem można spodziewać się czegoś nowego.

które z początku oferowały głównie wysokiej jakości hamburgery, ale obecnie można z samochodu napić się kawy, zjeść ciastko, posilić się makaronami, kuchnią tex-mex, pizzą, niemieckimi kiełbaskami, zapiekankami i owocami morza. Jest nawet mobilny bazar firmowany przez Biobazar. Mobilne knajpki najłatwiej znaleźć w ruchliwych punktach i przy trasach spacerowych, np. na bulwarze wiślanym. W weekendowe wieczory przenoszą się w okolice popularnych klubów, zwłaszcza tych ulokowanych nad Wisłą. Zorganizowane ostat nio na Wilanowie i nad Wisłą zjazdy food trucków, gdzie można było skosztować

Jedzenie i wszystko co z nim związane staje się modne. Nie jest już domeną kur domowych, coraz więcej osób zna się na tym i przyswaja z ochotą światowe trendy i nowinki. Świadome jedzenie, świadome wybieranie produktów, świadome ich przygotowywanie i uprawa mają świetlaną przyszłość. Minęły już czasy, kiedy chcemy tylko najeść się do syta. Zmienił się też tryb życia przeciętnego człowieka. Dziś chcemy jeść rzeczy dobre, lekkie, wartościowe, przygotowane zgodnie z zasadami zdrowego żywienia. Dlatego mnożą się inicjatywy kładące nacisk na te właśnie czynniki. I dobrze!

Wrzesień w kinie Warszawa wróciła z wakacji, a jesień zagościła na dobre. To idealna pora na to, aby wybrać się na przegląd najciekawszych propozycji kinowych. A jest w czym wybierać! Już 20 września w kinie Atlantic będzie można zobaczyć długo wyczekiwany film „Diana”. Opowieść o słynnej i uwielbianej księżnej już od dawna wzbudza emocje. Tym razem będzie można przyjrzeć się jej historii na wielkim ekranie, przy udziale wielkich gwiazd światowego formatu. Kto tęskni za kinem akcji z Denzelem Washingtonem, już pod koniec września

www.czymogepomoc.pl

DA będzie się mógł wybrać na film „Agenci”. To typowa dawka adrenaliny z zaskakującą fabułą i świetną grą aktorską. Fani polskiego kina mogą za to obejrzeć najnowszą produkcję z Andrzejem Chyrą w roli głównej. „W imię…” to dramat w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej, który jak zawsze wzbudzi emocje. Chyra w roli księdza na pewno warty jest zobaczenia...

Wszelkie informacje i szczegóły dotyczące seansów znajdą Państwo na stronie www.kinoatlantic.pl. Zapraszamy!

UWAGA! KONKURS Dwie osoby, które jako pierwsze odpowiedzą na zadanie konkursowe otrzymają podwójne bilety na dowolny wybrany seans w Kinie Atlantic. Pytanie konkursowe brzmi: Jaki tytuł ma najnowszy film Woody’ego Allena? Odpowiedzi przesyłajcie na adres e-mail: redakcja@gazetanachmielnej.pl

STRONA

5


ZDROWIE:

Jak uniknąć grypy? Grypa to choroba zakaźna, wywoływana przez wirusy. Wirusy te niemal rok w rok modyfikują się genetycznie, uodparniając się tym samym na wynalezione przeciwko nim szczepionki. Powoduje to, że wciąż wiele osób narażonych jest na zachorowanie na to niebezpieczne schorzenie. Ryzyko zachorowania potęguje szybkie rozprzestrzenianie się wirusa. W rezultacie choroba w mgnieniu oka przenosi się z człowieka na człowieka. Zazwyczaj dzieje się to drogą kropelkową. Niektórym ludziom zdaje się, że grypa to prawie to samo, co przeziębienie. Nic bardziej mylnego. Wirus grypy potrafi być bardzo niebezpieczny. Dzieje się tak zazwyczaj w przypadku osób z cukrzycą czy przewlekłymi chorobami serca i płuc. Dla tej grupy ludzi zachorowanie na grypę może wiązać się z utratą nie tylko zdrowia, ale i życia. To tylko kolejny dowód na to, że schorzenia tego nie wolno bagatelizować. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach można się przed nim skutecznie chronić. Przejęcie wirusa grypy od zakażonej osoby jest możliwe już na trzy dni przed wystą-

pieniem u niej podstawowych objawów. Najbardziej narażone na zarażenie są osoby, które przebywają w odległości mniejszej niż metr od chorego. Chory może próbować przeciwdziałać zarażaniu innych poprzez unikanie bliskiego, bezpośredniego kontaktu z domownikami, zasłanianie ust i nosa podczas kichania oraz wyrzucanie zainfekowanych chusteczek zaraz po ich użyciu. Należy wiedzieć, że wirusy znajdują się również na skórze. Dlatego obowiązkiem chorego jest codzienne dbanie o higienę, ze szczególnym uwzględnieniem dezynfekcji dłoni. Od momentu zarażenia do chwili pojawienia się konkretnych objawów mija zazwyczaj kilka dni. Po tym czasie symptomy dają o sobie znać nagle i gwałtownie. Chory zaczyna gorączkować, miewa dreszcze, suchy kaszel i silne bóle głowy, a w niektórych przypadkach boryka się również z krwawieniem pochodzącym z wnętrza nosa. Większość objawów ustępuje po siedmiu dniach od wystąpienia. Najdłużej utrzymuje się kaszel.

W związku z nadchodzącą jesienią zapra szamy Państwa do Centrum Medycznego CMP by skorzystać z możliwości zaszczepienia siebie i swoich bliskich w dowolnej filii naszej sieci. Szczepienia przeciw grypie zaleca się szczególnie osobom w podeszłym wieku, przewlekle chorym oraz maluchom do piątego roku życia. Dzieje się tak dlatego, że wymienione osoby znajdują się w grupie najwyższego ryzyka. Pierwszemu szczepieniu przeciw grypie można poddać już sześciomiesięczne dziecko. Jednak nim podejmiemy taką decyzję, musimy skontaktować się z pediatrą. Szczepić należy maluchy o niskiej odporności, które mają skłonność do łapania rozmaitych infekcji. Najlepiej robić to jesienią, ponieważ okres od stycznia do kwietnia to czas wzmożonej zachorowalności na grypę.

By dokonać rezerwacji wizyty prosimy o kontakt telefoniczny 22 737 50 50, www.cmp.med.pl

Zachęcamy do korzystania ze wszystkich placówek Centrum Medycznego CMP: CMP Chmielna, ul. Chmielna 14 CMP Piaseczno, ul. Puławska 49 CMP Białołęka, ul. Berensona 11 CMP Ochota, ul. Grójecka 132 CMP Ursynów, ul. Ciszewskiego 15 CMP Mariańska, ul. Mariańska 1 oraz CMP Wola, ul. Jana Kazimierza 64

Wola. 5 improwizacji Wydarzyło się, miało miejsce. Miesiąc temu, w zeszły czwartek, a może dawniej? Działo się, przewidziało, a może nigdy tego nie było? Ogrodowa, Żelazna, Nowolipki, Chłodna, Górczewska. Co łączy te ulice? Wola. I 5 improwizacji. 5 sytuacji w 5 dni tygodnia. Historie zasłyszane, zapamiętane, wyobrażone. Dziejące się tu i teraz – na wolskich podwórkach. Wola.5 improwizacji to projekt Spółdzielni Dokumentalnej, w którym rzeczywistość dzielnicy zamienia się w chwilowy teatr. Improwizacje będą rozgrywane na wybranych podwórkach Woli. Zobaczy-

6

STRONA

my na nich m.in. przybyszów z innej planety, przedwojennych mieszkańców i dorosłych, którzy nigdy nie przestali być dziećmi… Wola. 5 improwizacji rozegra się w dniach 23-27 września 2013. Improwizacje będą odgrywane o godz. 18.00 pod następującymi adresami:

23.09 24.09 25.09 26.09 27.09

Ogrodowa 4 Chmielna 130 Nowolipki 36 Żelazna 43A Górczewska 15A

Niecodziennym programem teatralnym będzie specjalna mapka- przewodnik, na której zostaną zaznaczone miejsca oraz terminy pokazów. Mapa będzie dystrybuowana na terenie Warszawy przed finałowym tygodniem.

Informacje na temat projektu: www.fb.com/Wola.5 improwizacji Spółdzielnia Dokumentalna: www.spoldzielniadokumentalna.pl

Projekt jest realizowany dzięki wsparciu Urzędu Dzielnicy Wola m.st. Warszawy.

Kontakt w sprawie projektu: Ewa Gampel 504398639

Makieta i skład: www.minuta8.pl


Czytelnia

RECENCJA KSIĄŻKOWA

Miłość ponad czasem Romanse wszech czasów zapadają nam w pamięć. Szczególnie te rozgrywające się na tle wielkiej historii, która zmienia oblicze świata. Są więc takie książki, które zdobywają serca czytelników, choć mówią przecież wciąż o tym samym: o miłości. Gorącej, wielkiej, wiecznej. Napisać taką monumentalną, ckliwą prozę udało się Paullinie Simons. Jej „Jeździec miedziany” jest wciąż aktualny i odczytywany na nowo. „Jeździec miedziany” to historia dwojga ludzi, którzy są sobie pisani. Nie ma więc znaczenia, że spotykają się akurat w momencie, kiedy światem wstrząsa wojna, a rzeczywistość obraca się dosłownie w gruzy. Oni to przetrwają, bo myśli kochanków uciekają w zupełnie innym kierunku. Tania to prawie dziecko. Młodziutka, niewinna Rosjanka, wychowana w duchu rodziny i wartości. On to oficer, niespełna dwudziestoletni, który skrywa niezwykła historię… Kiedy się odnajdują, ich świat staje na głowie. Giną ludzie, rozpadają się budynki, nie ma pewnego jutra. Pozostaje jednak nadzieja i gorące uczucie, które rozkwita pięknie, rażąc kolorem na tle wojennej szarości. Książka Simons nie jest czymś odkrywczym, nie stanowi powiewu świeżości. Dlaczego więc stała się międzynarodowym bestsellerem i wciąż rozckliwia całe rzesze kobiet? Odpowiedź jest

O tym, że „Jeździec miedziany” to coś więcej niż tylko romans decyduje złożoność fabuły i tło historyczne. Szaleństwo wojny i jej krwawe żniwo jest boleśnie znajome. Agresja na zwyczajnych, szarych obywateli, rozpadające się rodziny, brak azylu… Przerażeni ludzie, wyczekujący wieści, śpiący niespokojnie w oczekiwaniu na alarm bombowy. To obraz, który jest realny, wyciągnięty z naszej przeszłości. Skoro więc to jest prawdziwe, dlaczego miłość nie może być równie realna?

„Jeździec miedziany” to coś więcej niż tylko romans... złożona. „Jeździec miedziany” nie jest klasycznym, tanim romansem, choć posiada wiele cech takich właśnie książek. Autorka sporo miejsca poświęca na czułość, chwile bliskości, namiętność. Czasem… aż do znudzenia. Jednak do wrażliwych czytelników to przemawia. Chcą czytać o miłości, wspaniałej miłości, która rzadko zdarza się w takim wydaniu. Miło jest powzdychać do kart książki, rozemocjonować się cudzym uczuciem, pomarzyć. A Simons potrafi wzbudzić emocje!

Studencki dylemat Młodzi, wstępując w dorosłe życie, zmuszeni są do podejmowania wielu wyborów. Pierwszym dość poważnym, w który silnie ingerują jeszcze rodzice jest wybór szkoły średniej. Tu już pojawia się dylemat dotyczący tego czy kształcić w profilu ogólnym czy zawodowym, jaki ten profil oraz czy chcemy uczęszczać do szkoły wysoko notowanej w rankingach czy raczej niezbyt oddalonej od domu. Lata szkolne mijają szybko, niedługo potem czeka nas matura, egzamin dojrzałości, który przynajmniej w teorii ma na celu udowodnić naszą dojrzałość i gotowość do wstąpienia w dorosłe życie. Moment następujący po nim bywa ciężki i zwykle jest zobowiązaniem na kilka najbliższych lat. Często decyduje też o naszej przyszłości i ścieżce zawodowej. Dlatego warto podjąć dobrą decyzję. Oto kilka porad jak wybrać uczelnie, czym się kierować oraz co powinno zwrócić naszą uwagę. Rok akademicki rozpocznie się już za niespełna dwa tygodnie, pierwszego października. Zapewne spora część z Was zdecydowała już co i gdzie będzie studiować. Dla niezdecydowanych jest to ciągle dobry moment na wybór dalszej ścieżki kształcenia. Większość uczelni w kraju oferuje teraz najkorzystniejsze warunki, chcąc zdobyć dodatkowych

www.czymogepomoc.pl

ksiazkizbojeckie.blox.pl

Pamiętaj! Moda na kierunek szybko może minąć. Wybierz mądrze! Wybierając kierunek studiów myśleć powinniśmy przede wszystkim o dwóch niezwykle istotnych czynnikach. Są nimi nasze zainteresowania i predyspozycje oraz potencjalne szanse na rynku pracy. Jeśli w danej dziedzinie nie mamy sobie równych, oczywiście wybrać możemy dowolny kierunek. Warto jednak wcześniej przeanalizować nieco ofert pracy, artykułów na temat programu studiów,

Jeżeli podobają wam się teksty naszej recenzentki, miło nam poinformować, że już tej jesieni ukaże się debiutancka powieść Danuty Awolusi pod tytułem „Na wysokim niebie”. Historia dziewczynki, która sama musi sobie utorować drogę do dorosłości to emocjonująca, często zaskakująca podróż do świata uczuć i dojrzewania.

Wszelkie szczegóły znajdą Państwo na stronie wydawnictwa www.wydawnictwosol.pl. Polecamy!

Powieść Paulliny Siomns się nie starzeje. To proza kobieca dla tych, którzy lubią czuć emocje i kibicować uczuciu, na drodze którego staje wszystko, począwszy od ludzi, poprzez historię, obyczaje, a skończywszy na zbiegach okoliczności… „Jeździec miedziany” ma swoją kontynuację w kolejnych dziełach autorki. To długa i skomplikowana historia. Taka, jak życie.

czyli o tym jak, jaki oraz na jakiej uczelni kierunek wybrać

studentów. Dzięki temu zaoszczędzić możemy nie tylko na opłacie wpisowej i rekrutacyjnej, ale równie często na samym czesnym. Nie zawsze jednak warto z tego typu promocji korzystać. Oczywiście jeśli o danej szkole myśleliśmy od dawna, oferta może okazać się bodźcem decydującym. Często zdarza się bowiem iż w ten sposób wabią te, które o prestiżu, wysokim poziomie kształcenia i satysfakcji z nauki na najbliższe lata pozwalają zapomnieć.

Danuta Awolusi

perspektyw zawodowych oraz zgodności z naszymi predyspozycjami i zainteresowaniami. Test weryfikujący nasze predyspozycje zawodowe do wykonywania konkretnej pracy bezpłatnie wykonać można na stronie www.zawodowe.info. Rynek pracy wydaje się być przesycony ogromną liczbą specjalistów od niczego, kończących wyższe szkoły. Nie oszukujmy się — po ukończonym tzw. „ogólniaku” oraz studiach licencjackich z zakresu zarządzania, nasze wykształcenie jest liche, a ludzi w podobnej sytuacji tysiące. Popularnością cieszą się głównie kierunki humanistyczne, takie jak dziennikarstwo, psychologia, socjologia. Warto jednak decyzję o rozpoczęciu nauki na którymś z wymienionych kierunków gruntownie przemyśleć. Gdy zdecydowaliśmy się na kierunek, a to wybrać powinniśmy w pierwszej kolejności, nadchodzi czas na wybór uczelni. W Warszawie największą popularnością cieszą się: Uniwersytet Warszawski, Politechnika Warszawska, Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego, Szkoła Główna Handlowa, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Wojskowa Akademia Techniczna, Akademia Wychowania Fizycznego. Popularność ta spowodowana jest w dużej mierze publicznym charakterem uczelni, brakiem czesnego na studiach dziennych oraz

Aneta Grzegrzółka prestiżem jakim cieszą się w Polsce najlepsze prywatne oraz większość państwowych uczelni. W zestawieniu magazynu dla licealistów i studentów PERSPEKTYWY Warszawa zajmuje czołowe miejsca w rankingach najpopularniejszych uczelni w kraju w kategoriach: najlepsza uczelnia licencjacka, magisterska, akademicka. Wśród niepublicznych przodują w nich od lat głównie: Akademia Leona Koźmińskiego, PolskoJapońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej w Warszawie, Społeczna Akademia Nauk (dawniej SWSPiZ) — to wśród mogących posługiwać się tytułem akademii. W dwóch pozostałych kategoriach przodują również Uczelnia Łazarskiego, Collegium Civitas, Akademia Finansów i Biznesu Vistula. Wymienione szkoły każdego roku rozbudowują swoją ofertę o nowe kierunki. Pamiętaj! Moda na kierunek szybko może minąć, a trzy lub nawet pięć lat poświęconych na edukację na kierunku, którego wyboru będziemy żałować to część życia, której nie odzyskamy. Studiując powinnyśmy żyć w przekonaniu, że nasze najbliższe lata zawodowej kariery poświęcone będą temu co studiujemy, dlatego nie warto się męczyć. Wybierz mądrze !

STRONA

7


NUMER 33 / WRZESIEŃ 2013

WARSZAWSKI FOTOBLOG

„5 Days Trip” to unikatowy projekt prezentujący nocne fotografie pięciu europejskich stolic: Warszawy, Budapesztu, Pragi, Wiednia oraz Bratysławy.

Owoce ich pracy można będzie podziwiać w Galerii Jabłkowskich przy ul. Chmielnej 21 w Warszawie od 1 października do 17 listopada 2013 r.

W ciągu kilkudniowej wyprawy pomysłodawcy idei przemierzyli 2 500 km i wykonali niemal trzynaście tysięcy zdjęć ukazujących piękno i urok tych miast, jednak nie jak wydawałoby się w oczywistym blasku dnia, ale w czasie snu ich mieszkańców.

Wstęp wolny – zapraszamy!

fot. Marek Szymczakowski

fot. Marek Szymczakowski

W ramach projektu Fotomiastikon pasjonaci fotografii publikują zdjęcia Waszawy w serwisie www.fotomiastikon.pl Najlepsze z nich można obejrzeć w Galerii Jabłkowskich w podwórzu przy Chmielnej 21.

Tropem podglądacza

FELIETON ULI RYCIAK

REDAKCJA: Adres redakcji: 00-021 Warszawa,

Chwile bez początku, miejsca bez końca

ul. Chmielna 21 lok. 22B,

Samoloty dziurawiące obłoki, bulwary i trajektorie, które pamiętają dawne kontury współczesnych miast, rytmy morskich przypływów, bąbelki prosecco mieniące się w słońcu, dziesiątki twarzy widzianych po raz pierwszy, odcienie nieznanych roślin, aromat kaw pitych wolniej niż zwykle. Być może to wszystko było jeszcze przed chwilą naszym udziałem. Tymczasem wdarł się schyłek lata i...

Redaktor naczelna: Marta Jabłkowska,

Kolejne wakacje osadziły się w naszej pamięci, podczas których być może widzieliśmy więcej niż pamiętamy, a może pamiętamy więcej niż widzieliśmy. Tak czy tak, letnie wyprawy już ustępują miejsca oswojonym detalom codzienności. A niewiele naszych działań tak silnie, jak podróże daje nam poczucie, że rzeczywistość może być bardziej niezwykła niż jest.

Koordynator www: Damian Woźniak,

Nijaki Xavier de Maistre, gnany najwyraźniej tęsknotą za stanem niezwykłości już w roku 1790 wpadł na pomysł odbycia podróży wokół własnej sypialni. W kilka lat później wydał nawet książkę ze swojej ekspedycji. W odróżnieniu od np. Aleksandra von Humboldta, który w podobnym czasie wyruszył do Ameryki Południowej, pomysłowy Francuz nie potrzebował ani dziesięciu mułów, ani trzydziestu sztuk bagaży, ani kilku tłumaczy, żadnego chronometru, sekstansu, teleskopu, barometru, higrometru, strzelby, ani nawet listów polecających od króla. Wystarczyła mu zaledwie różowo-niebieska bawełniana piżama. Nie gardził on rzecz jasna dokonaniami Magellana czy Cooka, po prostu odkrył sposób wyrwania się z codziennej rutyny, prostszy, praktyczniejszy i pozbawiony nakładów finansowych. W swoim dziele napisał: „Najbardziej nawet opieszałym zabraknie odtąd powodu, by wzdrygać się przed udaniem się na poszukiwanie przyjemności, których znalezienie nie będzie ich kosztowało ani pieniędzy, ani wysiłku“.

Promocja/reklama: Aneta Grzegrzółka 500 662 391,

Wydawca: Fundacja CMP — Czy mogę pomóc?,

ISSN 2083-2524, Nakład: 5000 egz.

W czym tkwił sekret tej podróży? Bohater postanowił patrzeć na to, co już widział tak, jakby widział to po raz pierwszy. Proponuję więc dziś Państwu wyruszyć tropem francuskiego prekursora. Pamiętając, że prawdziwie odkrywcza podróż nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu na te stare. Gdyby uznać ten wrzesień nie tylko za koniec lata, ale i za początek nowego typu podróży. Zamiast po prostu powracać do domów, szkół i prac, można podjąć grę z wyobraźnią. Wcielić się na jeden sezon w tropiciela wiatru, archiwistę chmur, poławiacza echa, czy kogo tylko się da i w trybie osiadłym odbywać podróże. Te, w określonym celu i te nie wiadomo dokąd. Wystarczy przestawiać przedmioty, dostrzegać nowe szczegóły, patrzeć na te same widoki pod innym kątem. Inaczej stawać, inaczej siadać, iść drugą stroną ulicy. Znikać na chwilę z miejsc, w których zwykło się być. Wiadomo, że nawet z małych nieobecności robią się duże zmiany. A z dużych zmian małe ulepszenia. A zatem, życzę Państwu miłych podróży w codzienności, dzięki którym chwile nie mają początku, a miejsca jawnego końca. Wszystko, naprawdę wszystko może nas jeszcze zadziwić.

Ula Ryciak Pisarka i scenarzystka. Autorka dwóch powieści (Taniec ptaka, 2006, Clitoris erectus, 2004) oraz wielu

8

STRONA

opowiadań i tekstów podróżniczych, publikowanych m.in. w Gazecie Wyborczej, w licznych miesięcznikach kulturalnych i portalach internetowych. Realizuje kampanie społeczne, tworzy akcje interaktywne oraz instalacje przestrzenne.

Urodziła się w Warszawie, ale odczuwa przynależność do różnych miejsc na Ziemi.

www.ularyciak.bloog.pl

Projekt współfinansowany przez Miasto Stołeczne Warszawę Dzielnicę Śródmieście

Makieta i skład: www.minuta8.pl


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.