Kulturalnik Łódzki Wydanie Nr 4/2021

Page 1

WYDAWCA: FUNDACJA KAMILA MAĆKOWIAKA WWW.FUNDACJAMACKOWIAKA.ORG FB.COM/FUNDACJAMACKOWIAKA

„Idiota” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego z Agnieszką Skrzypczak i Kamilem Maćkowiakiem

Klaus - z miłości do teatru Miejsce o wielu twarzach Wywiad z Mileną Lisiecką Sztuka Michała Batorego obejmuje Monopolis

(więcej na str. 22-23) (więcej na str. 9-10) (więcej na str. 10-11) (więcej na str. 14-15) (więcej na str. 20-21)


ul. Tramwajowa 6, 90-132 Łódź

AT Y ET OM

42 672 14 33 42 672 12 20 42 672 14 36 reklama@mpk.lodz.pl

Jest radość – znów dla Was gramy!

BIURO REKLAMY MPK-Łódź Sp. z o.o.

BI L

AUTOBUSY

CI

TY

LI

GH

TY

TORUJEMY DROGĘ DLA REKLAMY

Nie ma większej przyjemności dla teatru niż grać dla Państwa przedstawienia. W jakkolwiek oczywisty sposób to brzmi, w trakcie pandemicznego doświadczenia przekonanie to nabiera nowych znaczeń i przepełnione jest tęsknotą. Mimo że Teatr Kamila Maćkowiaka prezentował swoje spektakle publiczności w każdym okresie otwarcia instytucji kultury, przy zachowaniu wszelkich obostrzeń związanych z walką z pandemią, to jednak powrót na scenę z nowym, w pełni zaplanowanym sezonem i wspieraną budującymi przesłankami wiarą, że tym razem nic nam nie przeszkodzi w spotykaniu się z naszymi widzami jest radością, której nie da się wyrazić w słowach.

03 dzenie o naszych przedstawieniach swoim bliskim, przyjaciołom, znajomym, a i obcym. Tutaj wszyscy jesteśmy teatralną rodziną. Teatr Kamila Maćkowiaka to 240 miejsc na widowni w Scenie Monopolis we wnętrzach dawnego Monopolu Wódczanego, już kilkanaście tytułów w repertuarze, ich różnorodność gatunkowa i tematyczna. To także stwarzanie przestrzeni do zabawy, refleksji, wymiany myśli, emocji, a i budowania swoistej wspólnoty w coraz bardziej podzielonym świecie. Czekamy tutaj na każdego z Państwa, na wszystkich, którym potrzebne są sztuka, wspólne spędzanie czasu, lub chociażby autentyczna i niebanalna możliwość oderwania się od codzienności. Zapewniamy bezpieczeństwo, lecz nie bezmyślność. Relaks, lecz nie trywialność. Komfort, choć nie sielankę.

Przejęci pierwszymi pokazami spektakli już znanych i przygotowywanymi premierami oddajemy w Państwa ręce zupełnie nowy „Kulturalnik”, pismo przygotowane przez Fundację Kamila Maćkowiaka. Pomieściliśmy w tym wydawnictwie materiały o naszych produkcjach, zamierzeniach, najbliższych planach, rozmowy, fragmenty recenzji, przybliżyliśmy niektóre tytuły, zaprezentowaliśmy repertuar. Przedstawiamy również naszego fantastycznego, wielofunkcyjnego partnera, Monopolis, My możemy i chcemy dla Was grać. Wy miejna którego Scenie zadomowił się nasz Teatr. cie przyjemność i satysfakcję z tego, że bęPrzede wszystkim jednak pragniemy zachęcić dziecie do nas przychodzić. Zapraszamy! Państwa „Kulturalnikiem” do jak najczęstszych Zespół Fundacji Kamila Maćkowiaka wizyt w naszym teatrze i poprosić o opowie-

Wydawca: Fundacja Kamila Maćkowiaka Redakcja i teksty: Dariusz Pawłowski, Renata Sas Koncepcja graficzna: Izabela Jurczyk Opracowanie graficzne + skład: STUDIO-DESIGN.COM.PL Druk: Polska Press Drukarnia w Łodzi Nakład: 30.000 egz.


W DNA, kręgosłup czy mit założycielski Fundacji Kamila Maćkowiaka i jej teatru wpisana jest odwaga. Z dzisiejszej perspektywy nieistotne jest już nawet doszukiwanie się, czym decyzja aktora o wyjściu z instytucjonalnego teatru i stworzeniu własnego przedsięwzięcia była podyktowana. O wiele ważniejsze jest to, iż sukces będącego efektem kolosalnej życiowej wolty prywatnego teatru wymagał wyjątkowej determinacji, artystycznej bezczelności i wcale nieczęstej śmiałości powiedzenia sobie: ja, właśnie ja dam radę. A potem już pozostało budować nietuzinkowy repertuar nowej łódzkiej sceny. Kamil Maćkowiak debiutował na scenie Teatru im. S. Jaracza w Łodzi jeszcze jako student łódzkiej Szkoły Filmowej, w roku 2001, jako hrabia Franz Rosenberg w spektaklu „Amadeusz” Petera Schaffera w reżyserii – co można uznać za symptomatyczne – Waldemara Zawodzińskiego. Obecnie obaj panowie pracują nad artystycznym wymiarem teatru powołanej w 2013 roku Fundacji Kamila Maćkowiaka, mocno czerpiąc z wieloletniej współpracy na najważniejszej łódzkiej scenie dramatycznej, ale też zapoczątkowanej tamtym przedstawieniem wspólnej filozofii teatru: humanistycznego, opowiadającego o człowieku i jego zmaganiach z samym sobą oraz otaczającą go rzeczywistością. Po „jaraczowskich” doświadczeniach, nie było innego wyjścia, jak rozpocząć samodzielny projekt fajerwerkiem. I takim przedstawieniem stał się monodram „Diva Show”, który do dziś cieszy się olbrzymią popularnością wśród widzów teatru Kamila Maćkowiaka, a sam spektakl przeszedł szaloną ewolucję od dnia swojej premiery. Rozpasane, sięgające do konwencji stand-up’u multimedialne widowisko z projekcjami i muzyką – noszące podtytuł „monorewia osobowości borderline” – zostało napisane, wyreżyserowane i zagrane przez Kamila Maćkowiaka, w dodatku z dużym znawstwem problemu, co sprawiło, iż niektórzy zaczęli niesłusznie podejrzewać, że to autotematyczna opowieść popularnego aktora. Tymczasem to niebywale świadome z jednej strony igranie z wizerunkiem aktora o narcystycznej osobowości i nieokiełznanej potrzebie akceptacji, z drugiej dojmująca i bolesna analiza trudnej, a przecież koniecznej dla spełnienia drogi do odnalezienia własnej tożsamości, także seksualnej oraz poukłada-

nia relacji z otoczeniem. Kamil Maćkowiak przekracza tu granicę między sceną a widownią, wkracza pomiędzy widzów i wchodząc z nimi w reakcje, wydobywa z nich także ich lęki i niedowartościowania, a zarazem nadzieje i pragnienia. Nie wkraczamy tu jednak w rzeczywistość mrocznej psychodramy, ale raczej mamy okazję poddać się afirmacji akceptacji wszelkiej odmienności, gotowości do spełniania marzeń w każdym okresie życia. Kamil Maćkowiak jako bohater spektaklu, który marzy, by choć na jeden wieczór stać się Tiną Turner, bierze na siebie wszystkie nasze niespełnienia, by pozwolić na wyjście z teatru z przekonaniem, że jeszcze jest coś przed nami. Jeden z najbardziej niezwykłych i autentycznie przemieniających publiczność monodramów – choć precyzyjniej, jest to wieoobsadowy monodram, ponieważ „gra” tu każdy z widzów – jakie powstały na rodzimych scenach. Zaskakującym przedstawieniem były „Wraki” Neila LaBute’a – spektakl, który w powstał jako jednorazowy pokaz mistrzowski na Biesiadę Teatralną w Horyńcu-Zdroju, a potem wszedł na jakiś czas do repertuaru Teatru Kamila Maćkowiaka. Trochę jako akt desperacji w trudnej sytuacji Fundacji, a trochę jako manifestacja niedostrzegania kultury spoza oficjalnego nurtu przez mecenasów państwowych i samorządowych powstał spektakl niemal pozbawiony scenografii, rekwizytów, muzyki, świateł – na scenie znajdował się tylko aktor z tym, co ma do powiedzenia. A opowieść to kolejna sięgająca najgłębszych i najtrudniej artykułowanych pokładów człowieczej emocjonalności. Rzecz o stracie, samotności, namiętności, potrzebie bliskości, podzielenia się swoim bólem – Edward, główny bohater spotyka się z nami w dniu poprzedzającym pogrzeb jego żony, Mary. Prosta forma pozostawiała widza sam na sam z jego wrażliwością i jego rozumieniem tego, co ostateczne. Ani aktor, ani odbiorca nie mieli się za czym „schować”. Może dlatego ta konfrontacja bywała tak niewygodna. Inny monodram – „Amok” na podstawie książki „Milion małych kawałków” Jamesa Fraya – to już wejście w rzeczywistość destrukcji nie tylko osobowości, ale i ciała. Kamil Maćkowiak zabrał nas na oddział odwykowy, gdzie bohater toczy walkę z nałogiem, własną przeszłością, ale i z samym sobą. Próbuje odzy-

Monopol(is) na aktorski teatr wielu znaczeń

0

skać kontrolę nad własnym życiem – analizuje cenę, jaką za przekroczenie granicy mroku zapłacił. Tu ograniczenia, jakie nakłada sobie aktor, poszły być może najdalej. Ubarwiony komiksami autorstwa Marii Balcerek, unurzany w przemocy, o której opowiada spektakl uwięził aktora w ograniczonej przestrzeni i kilku postaciach. Kamil Maćkowiak wcielając się w postać głównego bohatera, Jamesa, gra cały spektakl nie ruszając się z miejsca – po drodze monologując, zmieniając się w narratora czy wypowiadając kwesti różnych postaci. „Amok” to znowu walka – bohatera o swoją przyszłość; aktora i producenta – o to, jak daleko publiczność jest w stanie zaakceptować pozbawioną tradycyjnej scenicznej „akcji” wiwisekcję człowieka, który po czubek duszy unurzał się w życiowym bagnie. W tym gronie znalazł się również spektakl -legenda – monodram „Niżyński” w wykonaniu Kamila Maćkowiaka i w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego. Spektakl miał swoją premierę jeszcze na scenie Teatru im. S. Jaracza, przyniósł aktorowi wiele prestiżowych nagród, zapadł głęboko w pamięć widzów. Ale trudno się dziwić – to przecież jedna z najbardziej wstrząsających i złożonych kreacji artystycznych ostatnich dwudziestu lat nie tylko w łódzkim teatrze. W dodatku to rola wymagająca od jej odtwórcy zmierzenia się tak z własnym ego, jak z najgłębiej skrywanymi demonami. Aktor – a w tym przypadku także tancerz Kamil Maćkowiak staje się w tej opowieści gigantem sztuki, Bogiem tańca, szaleńcem bezgranicznie oddanym sztuce: Wacławem Niżyńskim, wybitnym tancerzem i choreografem, prekursorem tańca nowoczesnego, artystą hipnotyzującym publiczność, obdarzonym wyjątkową charyzmą, uznawanym za niedościgły wzór. I cierpiącym na schizofrenię – gwałtowny rozwój choroby przerwał jego błyskotliwą, za krótką karierę. Trafił do szpitala, w zakładach psychiatrycznych spędził trzydzieści lat... Materiał, w którym łatwo stracić kontakt z rzeczywistością. A na pewno ciężko się tej postaci z siebie pozbyć. Kamil Maćkowiak niejednokrotnie przyznawał: „Niżyński we mnie jest”. Przez lata spektakl, wymagający kolosalnego wysiłku umyslu, ducha i ciała, dojmująco odczuwalny dla widza, nabierał nowych znaczeń, wynikających również ze zmian zachodzących w samym Maćkowiaku (w tym czysto fizycznych). Pozostał jednak niezmiennie przejmującym wołaniem o wolność, wyzwolenie z ograniczeń, które

05

zostają nam nałożone lub nakładamy je sobie odkupiającej drogi do pogodzenia z sobą sami. Jakże dziś piekielnie i boleśnie aktual- i naprawy tego, co nadpsute. Już dla samego ne, prawda? „Klausa” warto było utworzyć Fundację Kamila Maćkowiaka. Niżyński był tak ważną i zawłaszczającą aktorstwo Kamila Maćkowiaka postacią, że ak- Ale teatr realizowany przez Fundację to nie tor przez dłuższy czas szukał roli, która mo- tylko monodramy. Penetrujące najrzadziej głaby z nią konkurować, być równie mocną odwiedzane zakamarki ludzkiej duszy osobiwypowiedzią już nie młodzieńca, ale czter- ste występy Kamila Maćkowiaka mają swodziestoletniego mężczyzny. I wygląda na to, je wspaniałe uzupełnienie w różnorodności że znalazł ją w Klausie Kinskim ze spektaklu gatunkowej i tematycznej przedstawień, do „Klaus – obsesja miłości”. Tym razem artysta których angażowani są również inni aktorzy. wykorzystał autobiografię niemieckiego akto- Dwu- i więcej obsadowe spektakle łączy włara, reżysera i pisarza, uchodzącego za jedną ściwie jeden warunek: zapraszani zawodowi z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych koledzy i koleżanki Maćkowiaka muszą gwapostaci europejskiego kina drugiej połowy rantować wysoką aktorską klasę. XX wieku – zatytułowaną „Ja chcę miłości!”. Kamil Maćkowiak nie kryje, że w Kinskim staje przed nami potwór, seksoholik, osobnik o ewidentnie psychopatycznych rysach, nienawidzący swojego zawodu, ludzi, świata i w tym wszystkim pewnie także siebie. Jednocześnie człowiek, który doświadczył niezwykle ciężkiego dzieciństwa i młodości, naznaczonych biedą, samotnością, odrzuceniem, traumą II wojny światowej. Pozbawiony miłości i tak bardzo jej pragnący, że zamieniający jej potrzebę w niszczenie innych. Znakomicie skonstruowane przedstawienie, w którym rytmy co rusz się zmieniają, eksploduje całą paletą emocji, zarazem utrzymując je wszystkie na artystycznej wodzy. Kamil Maćkowiak może oddać widzom do „obróbki” już nie tylko swój niebagatelny talent i indywidualność, ale i aktorską dojrzałość. A za chwilę zadać wybrzmiewające w ogromnym napięciu pytanie: „czego wam nie dałem, co jeszcze muszę zrobić?”. Ja aktor, który chce tylko być usłyszanym. Jako człowiek, który jest artystą. Jako artysta, który jest człowiekiem. Przez to, że na scenie, być może bardziej nagim przed nami ze swoimi rozdarciami, słabościami i niespełnieniami. Kamil Maćkowiak z ogromną twórczą świadomością i oddaniem, precyzyjnie dobierając środki artystycznego wyrazu, eksponując aktorski warsztat w magnetyczny sposób rozpościera przed nami obraz złożoności ludzkiego losu i natury, niejednoznaczności osobowości, zachłanności sztuki. Duża i ważna rola. A przy tym bezwzględny w swojej otwartości spektakl, do bólu szczery, wielowarstwowy, nie podający niczego widzowi na tacy. Co więcej, pozwalający widzowi przejrzeć się w postaci często zatrważającej – zobaczenie właśnie tam czegoś z siebie może być początkiem

„Diva Show”, fot. Ola Polka


06 Wachlarz doznań oferowanych widzowi podczas owych niemonodramów robi wrażenie. Bo oto na jednym biegunie są uwielbiani przez widzów lubiących w teatrze dobrze się bawić „Totalnie szczęśliwi” Silke Hassler, w reżyserii Jacka Filipiaka. Efektownie współgrający z widownią, idący za jej samopoczuciem, jak i odtwórców ról teatralny wygłup (ale nie pozbawiony drugiego dna i refleksji), błyszczący sprawdzonym, perfekcyjnie zespolonym aktorskim duetem: Ewa Audykowska-Wiśniewska i Kamil Maćkowiak. Ona jest aktorką pracującą w seks telefonie, on – utalentowanym pisarzem, który jednak jeszcze nic nie wydał i wciąż jest na utrzymaniu rodziców. W dodatku są sąsiadami. Ukrywają prawdę o sobie, ale w końcu maski muszą opaść. Humor bywa tu mocno krzesany, ale skrywa on na swój sposób poruszającą opowieść o lęku przed samotnością i licznych brakach zakłamanych obrazem totalnego szczęścia i sukcesu czekającego tuż za rogiem. A przecież zwykle okazuje się, że tam jest jedynie kolejny zakręt... Spektakl, który opuszczamy totalnie zrelaksowani. Ale może i doceniający walor posiadania partnerów – takich, jakich mamy? Po ciemniejszej stronie ulicy lokuje się zaś spektakl „Śmierć i dziewczyna” Ariela Dorfmana, w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, który przygotował także wielopłaszczyznową i drogą, jak na możliwości prywatnego teatru scenografię. Akcja mocnej, znanej też z kina (z filmu Romana Polańskiego) opowieści rozgrywa się w ciągu jednej nocy, w fikcyjnym państwie. Po kilkunastu latach dyktatury, pada reżim, odradza się demokracja. Gerard, były opozycjonista, jest prawnikiem i twarzą nowego rządu. Jego żona Paulina kilkanaście lat wcześniej sama stała się ofiarą przemocy i brutalnych eksperymentów podczas internowania. Mieszkają w domu na odludziu, pada deszcz, wysiadła elektryczność. Do drzwi puka zagubiony gość... Rozpisane na troje aktorów przedstawienie ma imponującą obsadę, w której w naturalny sposób na pierwszy plan wychodzi Jowita Budnik („Papusza”, „Jeziorak”, „Cicha noc”). Naturalna, autentyczna, skupiona, absolutnie szczera tworzy niepokącą, wstrząsającą kreację, pozwalającą niemal fizycznie odczuć widzowi targające jej bohaterką emocje. Świetni są również Mariusz Słupiński i Kamil Maćkowiak. Spektakl trzyma w napięciu, dotyka, a przede wszystkim zmusza widza do zajęcia

stanowiska. Bywa to niekomfortowe, ale po- za zadanie przeprowadzić tytułowy wywiad zwala dowiedzieć się czegoś więcej o sobie. z „nową” gwiazdą filmową – ulubienicą milionów, szczególnie młodego pokolenia. Bohater Zmylić może tytuł kolejnego spektaklu – „Wi- jest nieprzygotowany do rozmowy, początkogilia” Daniela Kehlmanna, w reżyserii Walde- wo wyraźnie widać zniechęcenie dziennikamara Zawodzińskiego. Tymczasem pod tym rza, ma lekceważący stosunek do tego, co kojarzącym się ze świątecznym spokojem mówi młoda gwiazda. Między parą nawiązują określeniem, kryje się wyłuszczona na pla- się dowcipne dialogi, pojawiają się pomyłki kacie teza: „Wszyscy jesteśmy terrorystami”. wynikające z niewiedzy dziennikarza. OkazuTo oparta na znakomicie napisanych dialo- je się, że są one tylko wstępem do właściwej gach i świetnie zagrana przez Milenę Lisiecką akcji. Reguły gry nieustannie się zmieniają, i Kamila Maćkowiaka rzecz o konfrontacji bez- odwracają się relacje. Wydaje się, ze stary, względnego, inteligentnego urzędnika policji cyniczny życiowy wyjadacz „rozjedzie” młoz intelektualistką i wolnomyślicielką. Brawuro- dziutką, głupiutką gwiazdkę... A widz wielowe role, utrzymana w klimacie thrillera akcja krotnie zostaje zaskoczony. Jeszcze jedno i wiele aktualnych pytań. przedstawienie bardzo celnie komentujące rzeczywistość zmuszającą do koncentrowania W Fundacji Kamila Maćkowiaka powstał się na wizerunku i na tym, jak jesteśmy pojeszcze spektakl „50 słów” Michaela Wellera, strzegani, kosztem naszego prawdziwego „ja”. z kolejnym perfekcyjnym aktorskim duetem – To zarazem przyczynek do dyskusji, jak daKatarzyną Cynke i Kamilem Maćkowiakiem. lece dajemy się manipulować współczesnym Adam i Lena są małżeństwem od dziesięciu mediom i jak łatwo pozwalamy siebie i swoje lat, mają dziewięcioletniego syna. Na co dzień życie zamienić w produkt. W energetycznym zapracowani zawodowo i bardzo opiekuńczy spektaklu zagrali Karolina Sawka (pamiętna wobec niego. Dzięki temu, że po raz pierwszy Nel w ekranizacji „W pustyni i w puszczy”) w życiu nocuje on u swojego kolegi, Adam oraz Paweł Ciołkosz. i Lena mają szansę na spokojną kolację z winem Miło? Miło. Tylko okazuje się, że pod W trudnych sytuacjach pozostanie nam zaś spodem już niewiele zostało, z dawnych pło- „Cudowna terapia”. Tytuł ten, autorstwa Damieni zostały zgliszcza. Kamil Maćkowiak niela Glattauera, wyreżyserował Waldemar i Katarzyna Cynke dobrze się ze sobą na sce- Zawodziński, a zagrali: Patrycja Soliman, nie czują, „słyszą” i błyskawicznie na siebie Mariusz Słupiński i Kamil Maćkowiak. Joanreagują. A jednocześnie prezentują aktorstwo na i Wiktor są małżeństwem od kilkunastu lat, wysokiej próby, klasyczne, do najdrobniejsze- mają dzieci, prowadzą ustabilizowane i dość go szczegółu, gestu, grymasu wiarygodne, przewidywalne życie. Są typowymi przedpsychologicznie realistyczne, z emocjami „na stawicielami klasy średniej, nie mają problewierzchu”. Katarzyna Cynke jest scenicznym mów finansowych. Niegdyś bardzo w sobie żywiołem, aktorską „petardą”, Kamil Maćko- zakochani, dziś, dobiegając czterdziestki, są wiak dostarcza i tej satysfakcji, że wybitny emocjonalnie wypaleni, sfrustrowani; zgraspecjalista od solowego aktorstwa kapitalnie ny zespół stanowią już tylko podczas kłótni. poczyna sobie i w duecie. Zgodni są co do jednego – winę za rozpad związku ponosi współmałżonek. Na takim właNiespodzianką w repertuarze Teatru Kamila śnie zakręcie życiowym trafiają na terapię... Maćkowiaka jest spektakl „Wywiad” w reżyse- Popis trójki aktorów to emocjonalne wolty borii Waldemara Zawodzińskiego. A to dlatego, haterów, w których się wcielają. Życie osobiże Kamil Maćkowiak... w tym przedstawieniu ste terapeuty okazuje się, rzecz jasna, równie nie zagrał. Doświadczony dziennikarz ma pokręcone jak jego pacjentów, dialogi skrzą

„Totalnie szczęśliwi”, fot. Joanna Jaros

się jak najlepsza biżuteria, wszystko zmierza do nieoczywistego zakończenia. A przed widzem zostaje ustawione lustro, w którym można zobaczyć, jak blisko jesteśmy podobnej katastrofy... I tylko od nas zależy czy skorzystamy z otrzymanej tu artystycznej szansy na prywatne katharsis. Spektakl, jak cały Teatr Kamila Maćkowiaka, mówiąc w czytelny sposób o sprawach istotnych, dotykających niemal każdego, może być właśnie tym, który naprawdę zmienia człowieka. Kamil Maćkowiak śmiało nazywa swój teatr mieszczańskim, w dobrym tego słowa znaczeniu. Bo to teatr, w którego różnorodności każdy widz znajdzie coś dla siebie, ale przede wszystkim otrzyma gwarancję poziomu, poniżej którego żaden spektakl nie zejdzie. Tu nie ma przestrzeni dla eksperymentów, mogących prowadzić na manowce poszukiwań, ryzyka „położenia” przedstawienia przez brak precyzyjnego planu lub doświadczenia realizatorów. Wprowadzany na scenę spektakl jest gotowym dziełem o artystycznej jakości, lecz jednocześnie mającym potencjał na wzbudzenie zainteresowania widzów, którzy wykupią bilety – to w końcu teatr prywatny, ze sprzedaży wejściowek się utrzymujący.

„Śmierć i dziewczyna”, fot. Michał Bastek

Metoda ta okazuje się skuteczna – teatr ma już swoich stałych widzów, grono to systematycznie się powiększa, a Kamil Maćkowiak w sobie tylko właściwy sposób dba o to, by relację z widzami budować. Po każdym spektaklu wychodzi z roli i nawiązuje dialog z publicznością, pozwala się widzom nasycić sobą prywatnym, ale też sam może w naturalny sposób wchłonać zachwyty oddanych fanów i tych, którzy oddanymi fanami właśnie się stają. Drużynę w sposób formalny i trwały wzmocnił Waldemar Zawodziński, dając Kamilowi Maćkowiakowi oddech od jednoosobowego myślenia o artystycznych wyborach jego teatru, a i pewne spojrzenie z dystansu na poszczególne projekty i pracę samego aktora. No i kolejną gwarancję jakości teatralnej pracy. Teatr Kamila Maćkowiaka, dziś już jedna z najważniejszych łódzkich scen – a przecież z ambicją wyjścia poza Łódź – przetrwał niejedno, przeformatował się strukturalnie, przygotowuje kolejne produkcje, wkracza na nowe obszary artystycznych poszukiwań, ale i biznesowo-społecznych działań. Warto tej scenie w tym towarzyszyć. Nie tylko dla niej. Bardziej nawet dla samego siebie.

07

„Cudowna terapia”, fot. Joanna Jaros


Klaus - z miłości do teatru

Spektakl otrzymał Plaster Kultury, nagrodę dla Najlepszego Spektaklu Teatralnego w 2020 roku, przyznawanego przez portal plasterlodzki.pl, a także Wiosło Kultury, łódzkiej „Gazety Wyborczej” i Monopolis, w kategorii Wydarzenie 2020 roku (wspólnie ze spektaklem „Śmierć i dziewczyna”).

fot. Joanna Jaros

Monodram „Klaus - obsesja miłości”, ostatnia premiera Fundacji Kamila Maćkowiaka, stał się wydarzeniem roku, docenionym przez publiczność i krytyków. A także jedną z najważniejszych ról w dorobku lidera teatru, z siedzibą w łódzkim Monopolis.

ją pracę. Ostatnie lata życia – zmarł w 1991 roku na atak serca - spędził w Lagunitas w Kalifornii, pracując nad swoją autobiografią „Ja chcę miłości!”, porządkującą jego chaotyczne życie. I właśnie ta książka stała się punktem wyjścia niezwykłego spektaklu.

Klaus Kinski (ojciec popularnej aktorki Nastassji) był niemieckim aktorem, reżyserem, scenarzystą i pisarzem, a także artystycznym szaleńcem. Urodził się w 1926 roku w Sopocie. Uznawany był za jedną z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych postaci europejskiego kina drugiej połowy XX wieku. Jego młodość była naznaczona biedą, samotnością i traumą II wojny światowej. Na ekranie zadebiutował pod koniec lat 40. W ciągu swojej kariery zagrał w ponad 130 filmach oraz w wielu spektaklach teatralnych. Stworzył kultowe role w filmach Wernera Herzoga – „Aguirre, gniew boży”, „Nosferatu wampir”, „Woyzeck”, „Fitzcarraldo”. Czterokrotnie żonaty, ojciec trójki dzieci. Pośmiertnie został oskarżony przez córkę Polę w jej autobiografii „Usteczka” o wieloletni koszmar molestowania seksualnego, a Nasstasja przyznała, że w dzieciństwie panicznie się go bała.

Kamil Maćkowiak, jak sam przyznał, po raz pierwszy z tym tekstem zmierzył się dziesięć lat temu, ale dopiero jako czterdziestoletni mężczyzna był w stanie inaczej spojrzeć na wątki, które były dla niego i osobiste, i interesujące do opowiedzenia. „Jako aktor mam przyjemność ze zderzania się z toksyną na scenie. Każdy z moich monodramów dotyczył ekstremalnych zaburzeń: „Niżyński” to choroba psychiczna, „Diva Show” - borderline, „Amok” - uzależnienie od narkotyków i alkoholu. Teraz „Klaus”, czyli seksoholizm, ale też autodestrukcyjny głód życia” – powiedział w wywiadzie dla „Dziennika Łódzkiego”.

Kinski twierdził, że nienawidził zawodu aktora, filmy, w których brał udział nazywał „beznadziejnymi szmirami”, a reżyserów - „nieudolnymi głupcami”. „Jestem dziwką – robię to tylko dla pieniędzy” - mawiał pytany o swo-

Aż w końcu założył skórzany płaszcz i ucharakteryzowany wyszedł na scenę. Stając się Klausem Kinskim, aktorem, ale pozostając Kamilem Maćkowiakiem, który opowiada widzom o byciu aktorem. W spektaklu będącym porywającym studium obsesji, namiętności, gniewu i skrajnych emocji, które niszczyły nie tylko samego bohatera ale i wszystko wokół. Studium geniusza, który okazał się potworem. Ale też zatrważającym przykladem na to, jak blisko wielkiej sztuce, do osobowości destrukcyjnej i niewątpliwie psychopatycznej.

Recenzenci pisali wyłącznie entuzjastycznie: „Kamil Maćkowiak z ogromną twórczą świadomością i oddaniem, precyzyjnie dobierając środki artystycznego wyrazu, eksponując aktorski warsztat i doświadczenie w magnetyczny sposób rozpościera przed nami obraz złożoności ludzkiego losu i natury, niejednoznaczności osobowości, zachłanności sztuki. Przedstawienie jest znakomicie skonstruowane, rytmy co rusz się zmieniają, nie pozwalając na zastygnięcie w bezrefleksyjności” (Dariusz Pawłowski). „Maćkowiak nie próbuje wykorzystać zachowań bohatera do zdynamizowania opowieści o nim. Jest stonowany, niemal nie podnosi głosu, nazywa stany duszy. Niuansuje środki aktorskie, by portret nie był jednoznaczny, lecz budowany w ciągu przyczynowo-skutkowym. I na tym polega maestria, która wyraża się zarówno w pracy Maćkowiaka – scenarzysty, reżysera i aktora” (Małgorzata Karbowiak). „Maćkowiak jest Kinskim przekonującym, we wszystkich odsłonach jego skomplikowanej biografii” (Izabella Adamczewska). „Aktor trzyma widza za twarz /…/, bo to, co ma do powiedzenia ze sceny, to trudny, a chwilami odrażający emocjonalny rollercoaster. Ale ta walka z widzem ma także swój głębszy sens. Maćkowiak walczy o siebie. Swoją wizję teatru i sztuki. Teatru poszukującego, prawdziwego, otwartego na kontakt z widzem. Zadającego każdemu z nas bolesne pytania” (Magda Kuydowicz). „Głos Kinskiego wybrzmiewa ze sceny za sprawą fenomenalnej gry Kamila Maćkowiaka. Jeżeli ktoś choć przez chwilę pomyślał, że aktor nie dźwignie na swych barkach potwora, to się zawiedzie. Nie dość, że udźwignął postać to ją uczłowieczył na tyle, że widz nawet odczuwa współczucie nad losem biednego, rozżalonego chłopca, którym Kinski pozostał w dorosłym życiu” (Dziennikarz z pasji). Widzom pozostaje się o tym przekonać. A Kamilowi Maćkowiakowi grać ten pełen bólu, wieloznaczny spektakl jak najczęściej. Bo takiej kreacji, dla dobra teatru, nie można szybko zaprzestać. Kamil Maćkowiak napisał scenariusz, spektakl wyreżyserował, zagrał w nim, przygotował opracowanie muzyczne. Scenografią i reżyserią świateł zajął się Waldemar Zawodziński. Efekt jest mistrzowski. Spektakl, którego teatroman pominąć nie może. A później odpowiedzieć sobie na dramatyczne pytanie zadawane przez bohatera przedstawienia: „Czego wam nie dałem, co jeszcze muszę zrobić?”.

09


Miejsce o wielu twarzach 10

podkreśleniem dziedzictwa Łodzi, jej unikalnego przemysłu, wystawnych secesyjnych kamienic i legendarnego blichtru, opartego na solidnym biznesie. Słowo „polis” to forma państwa w starożytnej Grecji. Monopolis można rozumieć jako „miasto w mieście”: wspólnotę i życie obywatelskie, przestrzeń do wspólnych działań, a także miejsce rozwoju życia towarzyskiego i społecznego. A przede wszystkim tygiel różnorodności. Kompleks Monopolis szybko dołączył do ulubionych miejsc łodzian, którzy szukają wytchnienia po codziennych zajęciach, jak i został doceniony przez biznes wymagający prestiżowej lokalizacji i wyjątkowego otoczenia dla swoich działań. Łączenie tak odległych z pozoru rzeczywistości okazuje się jedną z cech charakteryzujących tę przestrzeń. Monopolis łączy dziś w sobie funkcję biurową, usługową oraz kulturalną wraz z szeroką ofertą gastronomiczną. Kompleks jest efektem rewitalizacji dawnych zakładów Monopolu Wódczanego z 1902 roku. Dawna fabryka stała się przestrzenią dla nowoczesnych biur z unikatowym klimatem, klubu dla dzieci, teatru, galerii, muzeum poświęconego historii dawnych zakładów Monopolu Wódczanego i amfiteatru, czyli funkcji stanowiących o różnorodności projektu. Przedsięwzięcie imponuje przemyślaną strukturą, stawianiem na jakość oraz robiącym wrażenie łączeniem nowoczesnej technologii z z łódzką, pofabryczną architekturą. Firma Virako wkroczyła na teren dawnego Zespołu Zakładów Przemysłu Spirytusowego „Monopol Wódczany” (znanego współczesnym jako Polmos) przy ulicy Kopcińskiego w roku 2013. Jeden z największych pofabrycznych zabytków miasta - trzeci co do wielkości kompleks po zakładach Karola Scheiblera i Izraela Poznańskiego, zbudowany w 1902 roku - był w fatalnym stanie. Właściciele Virako, spoglądając na ów obszar z odsprzedanego już dziś biurowca Forum 76, dostrzegli jednak w tej przestrzeni poezję, niezwykły klimat, potencjał tak charakterystycznych dla Łodzi budynków z czerwonej cegły i oczywiście interes. 3 czerwca 2014 roku ogłoszono nową nazwę miejsca - Monopolis. Ojcem chrzestnym został nieżyjący już Janusz Kaniewski, polski designer, który zaprojektował również logo Monopolis: nowoczesne, ale nawiązujące do historii, z liternictwem inspirowanym czcionką lat dwudziestych XX wieku. Autorem projektu architektonicznego jest polska pracownia Grupa5 Architekci, generalnym wykonawcą firma Budimex. Nazwa oraz logotyp Monopolis są

11

koncerty i inne wydarzenia organizowane na deskach Sceny Monopolis, jak i również letni cykl koncertów Spirit of Łódź. Music Festival – z artystami takimi jak Nancy Vieira i Richard Bona – stały się już wydarzeniem ogólnopolskim, retransmitowanymi przez stacje telewizyjne o ogólnopolskim zasięgu. Z powodu pandemii koronawirusa ubiegły rok nie należał do łatwych dla nikogo. Monopolis postawiło sobie za cel zdać test na solidarność z potrzebującymi. Na wiosnę rozpoczęła się pierwsza edycja „Monopolis wspiera kulinarnie”. W ramach pięciotygodniowych działań ponad pięć tysięcy wykupionych przez Virako posiłków trafiło do medyków z czterech łódzkich placówek: Miejskiego Centrum Medycznego im. dr. Karola Jonschera, Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. dr. Wł. Biegańskiego, Wojewódzkiego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej Centrum Leczenia Chorób Płuc i Rehabilitacji w Łodzi oraz do Specjalistycznego Szpitala Gruźlicy, Chorób Płuc i Rehabilitacji w Tuszynie. W listopadzie zaś odbyła się kolejna edycja akcji, w której blisko sześć tysięcy posiłków otrzymali pracownicy szpitali im. dr. Karola Jonschera i im. dr. Władysława Biegańskiego w Łodzi. Trzecią akcją było „Seniorom wigilijnie z Monopolis”.

Początkowo pofabryczny teren udostępniano na rozmaite wydarzenia kulturalne, między innymi koncerty i wystawy (w murach Monopolis gościli między innymi tacy wybitni artyści, jak Ryszard Horowitz, Chris Niedenthal czy Jan Komasa). 16 maja 2017 roku ogłoszono uroczyście rewitalizację fabryki pod cele kulturalne, rozrywkowe, usługowe i biurowe. Jako pierwszy powstał trzykondygnacyjny biurowiec, na potrzeby którego zaadaptowano historyczny budynek. Dziś gmach jest w stu procentach wynajęty: zaczęło się od szwajcarskiego koncernu chemicznego Clariant, później wprowadziła się firma Digital New Agency, a następnym najemcą jest międzynarodowy koncern z siedzibą główną w Zurychu - ABB. W kolejnych etapach zostaną wybudowane dwie wieże biurowe, a w dawnym magazynie spirytusu powstanie basen ze strefą fitness. Łącznie, po zakończeniu wszystkich etapów, wielofunkcyjny kompleks zaoferuje ponad 24 tys. mkw. nowoczesnej przestrzeni biurowej w czterech budynkach: historycznym (M1) oraz trzech nowo budowanych (M2, M3 i M4).

W tym roku zakończy się kolejny etap inwestycji Monopolis. To 10 tysięcy mkw. nowoczesnej powierzchni biurowej. - Jestem przekonany, że wraz z postępem szczepień, w perspektywie długofalowej wrócimy do normalności, w tym do pracy w biurach. Praca zdalna jeżeli będzie kontynuowana to raczej w rozwiązaniach hybrydowych, nie na stałe – mówi Krzysztof Witkowski. – Szczególnie zyskają inwestycje mixed-use, takie jak Monopolis, gdzie oferta jest zróżnicowana i sprzyja nadrobieniem utraconych kontaktów międzyludzkich, odnowieniem relacji biznesowych i pracowniczych. Siłą firm przez lata było budowanie ducha zespołowości i wzajemnej motywacji do pracy. Te wartości dla każdego biznesu pozostają bezcenne i będą musiały być reaktywowane.

Otwartość, różnorodność, kultura obok biznesu, przywiązanie do tradycji, ale wsparte nowoczesnością, kreatywność, śmiałe projekty, ale rozsądnie realizowane – to są te punkty planu na Łódź, które Monopolis realizuje i które mogłyby być wskazaniem dla całego mia- Zaprosiliśmy łodzian do wskazania senio- sta. Szczególnie dla miasta, które naprawdę rów, którzy spędzali święta samotnie. Nieod- chciałoby się rozwijać ku nowocześnie pojmopłatnie dostarczyliśmy im wigilijne zestawy wanej przyszłości. przygotowane przez nasze restauracje – mówi Krzysztof Witkowski. – Chcieliśmy w ten sposób zachęcić łodzian do tego, żeby pomyśleli o tych, którzy mieszkają blisko nich. Aby oprócz serwowanego posiłku podarować swoim sąsiadom uśmiech i dobre słowo. Zależało nam, aby nikt w święta nie czuł się osamotniony. I mamy nadzieję, że to się w dużej części udało. Dostaliśmy wiele zgłoszeń i nikogo nie zostawiliśmy bez wsparcia.

Warto zwrócić uwagę na nowatorski na krajowym rynku rozmach technologiczny prac. Wystarczy wspomnieć, że dwa ponad stuletnie budynki „zawieszone” zostały niemal w powietrzu. Poprzez obniżenie terenu o cztery metry odkryte zostały piękne zabytkowe piwnice, tworzące obecnie gastropasaż z restauracjami. Całość dopełnia olbrzymia dbałość o architektoniczny detal oraz wszechobecna zieleń. W procesie rewitalizacji inwestor olbrzymią wagę przywiązywał do zachowania charakteru miejsca. Przez co zabytkowa cegła czyszczona była w sposób gwarantujący jej naturalny wygląd i patynę. Istotną częścią Monopolis jest sztuka. Obok galerii, w której organizowane są wystawy fotografii, plakatu, czy malarstwa, jest miejsce na rzeźbę. Pierwsza z nich jest inspirowana dziełem Roberta Indiany – instalacją artystyczną „Love”. W Monopolis wariacja tej rzeźby zaprojektowana została przez Rafała Grzelewskiego (głównego architekta Monopolis) i przedstawia napis Łódź. Spektakle,

w zrewitalizowanym zakładzie. Największe wrażenie budził ozdobiony ledowymi lampkami komin dawnego monopolu: opleciono go aż trzema kilometrami światełek.

Monopolis zrealizowało również spot społeczny, którego głównym zadaniem było zachęcanie widzów do okazywania sobie gestów solidarności i wsparcia. Monopolis nagrało też dwie kolędy w wykonaniu Dziecięcego Chóru Miasta Łodzi. Tłem dla tradycyjnych pieśni świątecznych były dekoracje świąteczne

fot. Ukryte w Kadrze

fot. Ukryte w Kadrze


Inscenizacja to precyzyjna partytura (Teatralny kosmos reżysera i scenografa, „słuchającego okiem” Waldemara Zawodzińskiego)

„Idiota”, fot. Tomasz Zawadzki

Zawodowa aktywność reżysera i scenografa Waldemara Zawodzińskiego nade wszystko związana jest z łódzkim Teatrem Jaracza. Najpierw etat reżyserski, potem 23 lata artystycznej dyrekcji. W międzyczasie dyrektorska funkcja w łódzkim Teatrze Wielkim, a po dwóch latach przerwy, krótki powrót do „Jaracza” i niespodziewane („zaordynowane” przez władze marszałkowskie) rozstanie... Realizatorskimi działaniami związany jest ze scenami dramatycznymi i muzycznymi w całej Polsce. Wzorem bohaterki „Śniadania u Tiffaniego” na biletach wizytowych powinien napisać: „Waldemar Zawodziński w podróży” (ostatnio Kraków, niebawem Łódź i Wrocław). Gdy wraca do Łodzi, jego scenicznym azylem jest Monopolis i zadania w Fundacji Kamila Maćkowiaka.

Jego znak firmowy ma większość tytułów będących w repertuarze. Jest reżyserem i scenografem „Niżyńskiego”, „Cudownej terapii”, „Wigilii”, „Śmierci i dziewczyny”, a „Totalnie szczęśliwych” oprawił plastycznie. Teraz przygotowuje tragikomedię J. Casanovy „Idiota” (październik), w której dramatycznego wyrazu nabiera wieloznaczna relacja między najbliższymi (grają Agnieszka Skrzypczak i Kamil Maćkowiak). W listopadzie będzie „Zombi”. Jak mówi, praca w Monopolis to powrót do młodzieńczych ideałów, do idei teatru, który nie jest tylko instytucją produkującą spektakle. Powtarza: - „to miejsce, w którym stykają się fantastyczni ludzie, to inna siła napędowa. Mnie praca tutaj po prostu raduje, zwłaszcza że pragnieniem i intencją jest tu budowanie teatru dla szerokiego kręgu odbiorców i tworzenie kontekstów do ważkich rozmów. To jest teatr mobilny, wyczulony na realia. I tak np. „Zombi” groteskowo, ostro i prześmiewczo opowie o Europie - poprzetrącanej, ale pysznej, zarozumiałej wobec zjawiska uchodźctwa” Szczególnym atutem dla realizatora jest też Monopolis jako miejsce. - „Niewiele jest budynków teatralnych – ocenia – gdzie teatralność tak głęboko wniknęła w klimat wnętrza i gdzie jest tak znakomita akustyka.

Do dyplomu łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych (1985) dodał dyplom ukończenia Wydziału Reżyserii PWST w Krakowie. W czasie studiów zadebiutował w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze realizując „Golema”, według własnego scenariusza. To jakby zapowiedź przestrzeni twórczej, w której o sile wyrazu decyduje kreacja a nie odtwarzanie. Moralne, wieczne dylematy, nieobliczalna ludzka natura, wieloznaczność pozornie prostych zdarzeń to dla Zawodzińskiego niewyczerpane obszary artystycznej penetracji. Dziś nie potrafi policzyć, ile to już dramaturgicznych realizacji ma na koncie, a pytany, które najważniejsze, zawsze odpowiada: „te, nad którymi właśnie pracuję”. Od lat jest pedagogiem w PWSFTviT i chętnie przygotowuje spektakle dyplomowe ze studentami Wydziału Aktorskiego - w minionym sezonie to „Cztery razy Hamlet”, rok wcześniej „Operetka”. Zawsze z przekonaniem powtarza: „głęboko wierzę w treść, która kryje się w słowie tradycja”. Ta żywa, dająca moc i odwagę tworzenia. Teatr wciąż szukający nowego języka – komunikacji z szokująco i szalenie zmieniającym się światem – musi akcentować to, co ważne, często wchodząc w spór, inspirować do rozmowy, a czasem do walki.

Waldemar Zawodziński w pierwszym „wcieleniu” był plastykiem („od dzieciństwa malowałem, rysowałem, robiłem makiety do różnych baśni”). Lata licealne to poznawanie łódzkich teatrów – w Wielkim po kilkanaście razy oglądanie tych samych oper, rozsmakowanie w tym, co prezentował Nowy Kazimierza Dejmka – „Mieszkałem w bursie szkół artystycznych – wspomina. - Całą grupą chodziliśmy na przedstawienia. Dramaty umieliśmy na pamięć i bywało, tak jak podczas legendarnej „Operetki” Gombrowicza, że „podrzucaliśmy” tekst aktorom”. Za licealnych czasów odkryciem był jeszcze krakowski Stary Teatr i realizacje Konrada Swinarskiego (m.in. „Dziady”, „Wyzwolenie”).

Miłość do opery wzięła się stąd, że – jak mówi – nie chciał grać w orkiestrze dętej, a lekcje fortepianu u dobrego profesora były zbyt kosztowne. - „Słucham okiem. - podkreśla. - Muzyka zawsze mi towarzyszyła. Była moim marzeniem. Tak bardzo chciałem być dyrygentem. Na scenach operowych i musicalowych dobra współpraca z dyrygentem to dla mnie wielka satysfakcja, a budując zdarzenia, zawsze wychodzę od muzyki”. Długa jest lista muzycznych tytułów, którym Zawodziński dodał blasku. Wśród realizacji operowych są m.in. „Opowieści Hoffmanna” we Wrocławiu, „Madame Butterfly” w Krakowie, musical „Człowiek z La Manchy” w łódzkim Teatrze Muzycznym. Jest autorem oprawy plastycznej wagnerowskiego „Ringu”. Realizował gigantyczne widowiska w plenerze i w halach - we Wrocławiu „Poławiaczy pereł”, „Holendra Tułacza”. Na wrocławskim stadionie, dla 30 tysięcy widzów przygotował

13

„Noc z Carmen”. Doskonale przyjęta została, specjalnie napisana dla łódzkiego Teatru Wielkiego, opera Rafała Janiaka „Człowiek z Manufaktury” wystawiona na Rynku Włókniarek w Manufakturze. Najnowsza realizacja to „Wanda” - prapremierowa opera Joanny Wnuk-Nazarowej z librettem według misterium Norwida przedstawiona na Dziedzińcu Arkadowym Zamku Królewskiego na Wawelu. Waldemar Zawodziński ma na koncie długą listę nagród (w tym „Złote Maski”, Srebrny Medal „Gloria Artis”, a wśród państwowych odznaczeń dwa Złote Krzyże Zasługi). Pytany co decyduje o wyborach scenicznych tytułów, co stymuluje plany i rozwój mówi: „zmienność dziedzin. To nie konkretny spektakl mnie inspiruje. Po pracy nad operą czy musicalem rozkoszuję się pracą w dramacie. Jeden świat rozpala ciekawość, budzi apetyt na spełnienie się w innym, daje siłę. A w tym wszystkim muzyka. Każda inscenizacja to precyzyjna partytura. To także nowa przestrzeń do pracy z aktorami”.

fot. Michał Bastek


Czy w Wigilię wybuchnie bomba? (z Mileną Lisiecką nie tylko o Judith)

„Wigilia”, fot. Cezary Pecold

- Szukając drogi do widza w Teatrze Kamila Maćkowiaka literacko i aktorsko gra się na wysokim „C”. Musiała więc Pani tu trafić. Czy jednak „Wigilia” Daniela Kehlmanna nie zaskoczyła Pani? - Spodobał mi się tekst, zaintrygował poruszony problem – mówi Milena Lisiecka, związana z łódzkim Teatrem Jaracza. - Od początku było jasne, że dwuosobowa rozmowa, jaka się tu odbywa, to forma nie najatrakcyjniejsza dla widza, a trudne sprawy wynikające z nienawiści, nierówności społecznej, z metod traktowania ludzi, wymagają szczególnej koncentracji, podczas gdy odbiorcy nie są gotowi, by się skupić. Rozgrywka między Judith i tym, który ją przesłuchuje (w tej roli Kamil Maćkowiak) toczy się w czasie rzeczywistym – w późny wigilijny wieczór. Czy ona, dama z profesorskim tytułem, szefowa katedry filozofii zajmująca się naukowo przemocą strukturalną, jest terrorystką, sprawczynią bombowego zagrożenia? - Pani bohaterka mówi: „Czy ja wyglądam jak morderca, jak ktoś, kto mógłby zabijać ludzi?” Co panią przekonało do tej postaci? - Zawsze chciałam pracować z Kamilem Maćkowiakiem. Jego propozycje są wysoko artystyczne, intrygujące. „Wigilia” to nie jest komercja, choć zrozumiałe, że prywatny teatr musi zarobić na swoją egzystencję. To jest odważna propozycja, „jaraczowski” tekst, prościutkie przedstawienie oparte na bulwersującej wymianie zdań. - Tym bardziej więc wymaga maestrii koncentrującej uwagę widzów. Inscenizacja weszła na afisz przed pandemią (na scenie AOIA), ale nie zdążyła zaistnieć. Wraca, gdy świat zwariował, a terroryzm i inwigilacja to niemal słowa klucze do współczesności. - I jednocześnie trudne mechanizmy. Możemy intuicyjnie opowiadać, tylko dotykając problemów... - Mówi się, że widz szuka głównie relaksu, ucieczki przed inwazją groźnego świata.

To chyba zbytnie uproszczenie. Pani aktorską pozycję umacniały role psychologicznie, pogmatwane, postacie kobiet, których życie naznaczyły traumatyczne przejścia, niespełnione nadzieje, przegrana z losem. Zatrzymajmy się choć przy trzech wyróżnionych Złotymi Maskami. - To ocierająca się o groteskę, tęskniąca za miłością Agafia z „Według Agafii” w inscenizacji przygotowanej na podstawie „Ożenku” Gogola (reż Agata Duda Gracz). To także manipulująca i manipulowana Wera z „Przed odejściem w stan spoczynku” Bernharda (reż. Grzegorz Wiśniewski) wpisana w przeraźliwe relacje rodzinne. I Ella z „Boże mój!” Anat Gov (reż. Jacek Orłowski) - rozliczająca się ze Stwórcą oraz z sobą... Takie postacie szczególnie mnie fascynują. - Judith z „Wigilii” mocno wpisuje się w serię tych trudnych portretów. - To znów kobieta po przejściach. Bardzo ambitna. Może dlatego rzuca się w świat idei. Dla mnie jako kobiety największą i najważniejszą sprawą było urodzenie dziecka. Ona nosi w sobie głębokie tęsknoty. Jest w niej samotność, potrzeba spełnienia. Walczy przeciw nierówności, a jednocześnie korzysta z dobrodziejstw życia. Jest fałszywą idealistką, która chce zaistnieć... Głosi, że terroryści to kropla w morzu, że najgorsza jest przemoc systemowa - to, co robią państwa wobec ludzi. Bogatym wolno wszystko. W Judith jeszcze się nie „rozsmakowałam”, Dopiero się do niej przyzwyczajam. To dla mnie ważna postać. - Która z granych kobiet związana jest z Panią najmocniej? - Nigdy nie zagrałam tyle razy, co „Boże mój!”. Przekonałam się, jaka to frajda, kiedy człowiek rozsmakowuje się w roli. Wtedy pozwala sobie na dużo więcej. - Ile w scenicznym działaniu jest reżysera, partnerów... - Bardzo dużo! Dla mnie to kluczowe pracować z ludźmi, z którymi czuje się wolność. Można wtedy pozwolić sobie na poszukiwanie, a przygotowanie roli staje się procesem. Miałam ogromne szczęście do partnerów i do reżyserów. Mogłam im zaufać. W „Wigilii” Waldemar Zawodziński we właściwym sobie stylu postawił na tekst, na grę słów i znaczeń, a jako scenograf - na minimalną liczbę rekwizytów, To jest thriller psychologiczny - tu toczy się przeraźliwa rozgrywka...

- Pojawia się Pani w wielu filmach i serialach... - ...ale teatr jest najważniejszy. Zawsze tak było. Choć przyznam że po 35. roku życia, kiedy, jak to określam, głowa połączyła się z ciałem, poczułam się świadoma tego, czym jest mój zawód. Uwielbiam żywy kontakt z widownią, to, co nazywa się wymianą energii, aczkolwiek weszliśmy w świat celebrycki. Aktorzy teatralni byli niegdyś bardziej szanowani. - Pani nie może narzekać na brak uznania widowni. Już jako dyplomantka warszawskiej PWST za Hrabinę w „Weselu Figara” w Łodzi, na Festiwalu Szkół Teatralnych oprócz wyróżnienia jury dostała Pani właśnie nagrodę publiczności. Na Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, gdzie werdykt wydaje publiczność, nagrodzono Panią za słodko-gorzką rolę Maude w „Arcydziele na śmietniku” S Sachsa (reż. Justyna Celeda). - To szczególnie ważne trofea. Dodam jeszcze, że uwielbiam grać w „Arcydziele...”. Do roli Maude, do Teatru Powszechnego zaprosiła mnie dyrektor Ewa Pilawska. Moja bohaterka to kobieta po przejściach. Jest dość prosta, ale ogromnie wrażliwa, twarda, uparta i konsekwentna. Jej reakcje bawią - ale też zaskakują Czuję, że widownia lubi to przedstawienie. - Zanim scena przyniesie nowości z Pani udziałem spójrzmy na ekran. Właśnie pojawiła się Pani w kinie w ujmującej „Zupie nic” Kingi Dębskiej, a teraz serial. - To „The office PL” nowy format zrealizowany w Canal+, według amerykańskiego kultowego serialu „The Office”. Główne postacie grają: Adam Woronowicz, Vanessa Aleksander, Piotr Polak. Ja, w roli drugoplanowej, pojawię się w każdym odcinku. Rozmawiał Dariusz Pawłowski

15


Imponującą przemianę na swoich zdjęciach uchwycił Paweł Augustyniak - fotograf wnętrz i architektury, znany ze spektakularnych fotografii Łodzi - miasta, w którym mieszka i pracuje. Jego prace zdobią wnętrza instytucji, firm, urzędów oraz mieszkań prywatnych. W 2018 roku wyróżniony nagrodą Prezydenta Miasta Łodzi za osiągnięcia w dziedzinie twórczości, upowszechniania i ochrony kultury. Prace autora można zobaczyć m.in. na stronie www.pawelaugustyniak.pl oraz na portalach społecznościowych i licznych artykułach prasowych w internecie.

wczoraj i dziś Gdy w 2013 roku spółka Virako zakupiła teren, na którym znajdował się Monopol Wódczany, je właścicieli zastali tu ruiny dawnych zakładów. Dostrzegli jednak w nich wyjątkowy klimat oraz urodę czerwonej cegły, co zaowocowało wizją Monopolis. Zakłady Monopolu Wódczanego później Polmosu Łódź, działały przy ul. Kopcińskiego od roku 1902 do 2007 (ostatnia butelka wódki zeszła z taśmy 27 kwietnia). Był to trzeci pod względem wielkości kompleks fabryczny w Łodzi. Największe sukcesy zakłady notowały pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Wódki produkowane przez łódzki Polmos były synonimem jakości i jednym z naszych najlepszych towarów eksportowych. Uruchomienie wieloletniego projektu o nazwie „Monopolis” ogłoszono w roku 2014. Autorem nazwy oraz loga był Janusz Kaniewski. Projekt Monopolis przygotowali architekci z pracowni Grupa 5. Dzisiaj cieszy oczy nie tylko łodzian.

16


Kultura wczoraj i dziś, czyli muzeum obok galerii

Monopolis szanuje własną historię, ale też jest otwarte na sztukę współczesną. Dlatego w kompleksie znalazły miejsce muzeum poświęcone dziejom Monopolu Wódczanego oraz galeria malarstwa, fotografii i rzeźby. Pierwsza wystawa, którą można oglądać w Muzeum, dotyczy Monopolu Wódczanego, uruchomionej w 1902 roku wielkiej rozlewni i wytwórni wódek oraz spirytusu, która działała przy ulicy Kopcińskiego - w tym samym miejscu co dzisiejsze Monopolis – oraz późniejszych Łódzkich Zakładów Przemysłu Spirytusowego „Polmos”. Na ekspozycji, zatytułowanej „Monopol. Alchemia Produkcji” w nowoczesnych przestrzeniach zgromadzono ponad 200 eksponatów. Są to m.in. oryginalne butelki, niektóre z zawartością, kieliszki i gadżety opatrzone logo Polmosu, wiele archiwalnych dokumentów, zdjęcia, foldery reklamowe. Zwiedzający znajdą również stroje sportowe, w których przed laty występowali zawodnicy drużyny piłkarskiej łódzkiego Polmosu. Rekwizyty pochodzą od byłych pracowników zakładów przemysłu spirytusowego, z którymi Monopolis utrzymuje regularne kontakty. Szczególnym fragmentem wystawy jest pomieszczenie biurowe urządzone i wyposażone według standardów obowiązujących w Polmosie przed wieloma laty. A niespodzianką - pochodzący z 1929 roku list w butelce odnaleziony w roku 2018 w remontowanym budynku filtracji, który ku pamięci potomnych sporządziło dwóch młodych malarzy.

fot. Ukryte w Kadrze

- Dla nas historia tego miejsca była i jest ważna - podkreśla Krzysztof Witkowski, prezes Virako. - A ludzie, którzy ją tworzyli byli nie tylko źródłem informacji, ale także bohaterami i twórcami historii dawnych zakładów Monopolu Wódczanego. Przeprowadziliśmy szereg badań, które pozwoliły nam lepiej poznać losy Polmosu na przestrzeni lat. Dzięki uprzejmości mieszkańców naszego miasta zgromadziliśmy wiele eksponatów, które są teraz częścią wystawy. Ekspozycja jest efektem programu badawczego, który z inicjatywy firmy Virako przeprowadzili naukowcy z Uniwersytetu Łódzkiego oraz Politechniki Łódzkiej. Autorka identyfi-

kacji wizualnej wystawy, Izabela Jurczyk, to doktorantka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Wystawę bezpłatnie może zwiedzić każdy gość Monopolis. - Punktem wyjścia do powstania identyfikacji było połączenie sfery alchemicznej i inżynierskiej – wyjaśnia Izabela Jurczyk. - Z jednej strony laboratorium, gdzie opracowywano nowe receptury trunków, z drugiej strony ogromne zakłady produkcyjne zatrudniające dziesiątki mieszkańców miasta. Do tego aura rewolucyjno-przemysłowej Łodzi i jej awangardowa tożsamość. W kolejnym etapie do Muzeum dołączyła galeria sztuki współczesnej – Art Gallery. Utworzyli ją łódzcy artyści: Daniela Krystyna Jałkiewicz, Dariusz Fiet, Jerzy Maciej Koba i Sylweriusz Koperkiewicz. - Monopolis to miejsce, dla którego bardzo ważna jest kultura i sztuka. Przywiązujemy do tego olbrzymią wagę. Przyszedł więc czas na prawdziwe wystawy, wystawy malarstwa, fotografii i rzeźby – dodaje Krzysztof Witkowski. Prace w galerii będą się zmieniać, a do wspomnianej czwórki artystów, tymczasowo lub na stałe dołączą kolejni. W tym wyjątkowym miejscu odbywają się również wystawy – jedną z nich była ekspozycja „Baletowo”, prezentująca fotografie, których bohaterami są światowej sławy tancerze baletowi, Shoko Nakamura i Wiesław Dudek, a także spotkania autorskie (np. z Marcinem Kydryńskim), wieczory literackie. Zgromadzone w galerii prace można również kupić. Jest to jeden z wielu sposobów na połączeni sztuki z biznesem w Monopolis.

fot. Ukryte w Kadrze

19


26/02/20

10:37

Page 1

Plakat 100x70:Plakat 100x70

18/03/21

10:33

Page 1

Michał Batory tworzy plakaty dla najznamienitszych sal koncertowych i teatrów oraz największych festiwali we Francji, ale także w wielu innych krajach, w Belgii, Szwajcarii, w Polsce. W swoich pracach łączy grafikę, fotografię, rzeźbę. Cieszy się niesłabnącą międzynarodową sławą i uznaniem. Współpracuje z Operą Nova w Bydgoszczy, zaprojektował logo Łazienek Królewskich w Warszawie, zrobił większość okładek książek wydawnictwa Drzewo Babel, z którym wspólpracuje od 1995 roku. Jest również kuratorem Galerii Plenerowej - wystawy plakatów na płocie Łazienek Królewskich. Jego dzieła znajdują się na kolumnach reklamowych Paryża, w metrze, na murach i są już nieodłącznym elementem pejzażu francuskiej stolicy. Dzięki między innymi Monopolis Michał Batory jest też artystą coraz silniej obecnym w jego ukochanej Łodzi. 18/03/21

10:30

Page 1

występują

scenografia

WAl Dem Ar ZAW o DZi ń ski tłumaczenie

mA łgo rZAtA sem i l

w

ia

K

f u nD AcJA kAm i lA m Ać ko W i Ak A

· M I C H A Ł

przekład

um

P L A K A T

P L A K A T

ma

BATORY

sK

i

r ia

Bal

ar em ld

wa

ło

św

iat

sti ko

·

fia ra og en

cer

Za wo dZ eK iń

S

je u ęp st y w

· ·· ia r se y eż r

· sz iu r a

BATORY

producent

· M I C H A Ł

JoWi tA Bu Dn ik , kAm i l mA ć ko W i Ak mA r iu sZ sł u p i ńs ki

P R E M I E R A · 18 - 19 S T Y C Z N I A · 2 0 2 0 · O P E R AT O R S C E N Y L I M 8

biRden

casanovas

obsada

maćKowiaK sKRZypcZaK

Rubi

śc

ło

oB

mi

·

ie j

reżyseria

le w sk

D o r fmA n

·

agniesZKa

W a si

tekst

Ariel

ada ptacj a

eny

SMIERC i DZIEWCZYNA

Ki

ns

I D I OTA

Ki

joRdi

i”

sa

a

ośc

u la

n iu

K

ił em

sj

chc

i

„ Ja

se

mo

ch

cze

na

a ty w

Kamil

o eg

M a rz

20

stał uhonorowany Orderem Sztuki i Literatury w klasie Kawalera (Chevalier) - wyróżnieniem przyznawanym zarówno Francuzom, jak i osobą zza granicy ze znaczącymi dokonaniami dla dziedzictwa kulturalnego Francji. Plakaty Batorego zostały wyróżnione w prestiżowej przekrojowej publikacji Michela Wlasslikoffa, poświęconej najważniejszym plakatom w historii (Michel Wlasslikoff, Les affiches qui ont marqué le monde, Larousse, 2019).

Plakat 100x70:Plakat 100x70

ć

Plakat 100x70:Plakat 100x70

ma

Idea tworzenia unikatowych kalendarzy Virako (firmy, która jest inwestorem kompleksu Monopolis) zrodziła się w 2009 roku. Od tamtego czasu nad wydawnictwem pracowali m.in. Janusz Kaniewski, nieżyjący już światowej sławy designer, współtwórca takich samochodów jak Ferrari California, Lancia Delta czy Honda Civic; Chris Niedenthal, jeden z najbardziej cenionych fotoreporterów europejskich, autor słynnej fotografii z czasu wojennego w PRL - „Czas Apokalipsy”, laureat nagrody World Press Photo w 1986 roku za portret sekretarza generalnego węgierskiego KC Jánosa Kádára, który trafił na okładkę “Time’a”; Jodi Bieber, pochodząca z Johannesburga w RPA dziesięciokrotna laureatka World Press Photo, w tym w 2011 roku nagrody głównej za zdjęcie okaleczonej przez męża Afganki; Ry-

o

W sesji wzięło udział blisko trzydziestu statystów, których wspierało na planie dwóch modeli z Brazylii i cztery modelki z Kolumbii, USA i Polski. Nie mogło oczywiście zabraknąć kolorowych strojów, migotliwych ozdób, piór i innych brazylijskich akcentów. Do kalendarza Virako trafi trzynaście wybranych zdjęć.

K

w pr zek ła dz ie Grze gorza Wiśniew skieg o

sc

Wacł aw a Niżyński eg o

en

NIZYNSKI

w w w.fu nd a c j a ma c k ow i a k a .org

Na pod st aw ie „ Dzie nnik a”

a

Fundac ja kamila maćkoW ia k a

AU

producent

kam i l ma ćkoWiak

m

scenografia

choreografia , opracowanie muzyczne

sc

·

Wald emar ZaWodZińsk i

il

m a ć ko W i a k

m

ka mi l

KL

Z aW o d Zi n s k i

a

Wa l dem ar

W pracy nad logo dla Muzeum Kinematografii punktem wyjścia była lokalizacja: w zabytkowym miejscu, blisko fabryki, w sąsiedztwie Szkoły Filmowej, w otoczeniu Łodzi z cegieł, z kominami – mówił Michał Batory. – Myślałem też o przeszłości polskiej kinematografii, w Łodzi nakręcono dziesiątki filmów, artyści tworzyli wspólnotę, wcześniej tutaj rozwijał się konstruktywizm – i to są korzenie Łodzi, jaką pamiętamy. Dzisiaj fabryki stały się zabytkami, pełnią nowe funkcje. Zrobiłem panoramę Łodzi z taśmy filmowej, bo większość filmów powstała na materiale tradycyjnym, do tego nowoczesnego ujęcia wybrałem typografię, która leciutko, nie dosłownie, przypomina taśmę filmową i napisy z szablonów na skrzyMichał Batory projektuje również niezwykle su- niach podróżnych, to pasuje do motywu pogestywne plakaty dla Teatru Kamila Maćko- dróży wszechobecnego w sferze filmowej. wiaka umiejscowionego w Monopolis. Fantastyczne prace powstały do spektakli „Niżyński”, Artysta urodził się w Łodzi, jest absolwentem „Śmierć i dziewczyna”, „Klaus – obsesja mi- łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, od 1987 łości”, czy do zbliżającej się premiery „Idioty”. roku mieszka w Paryżu. Należy do najbardziej cenionych plakacistów na świecie – jego pra- To bliska mi praca, a interesujące zadania, ce były prezentowane na całym świecie: od bo plakaty dotyczącą znakomitych przedsta- Polski i Francji, po Ekwador, Meksyk, Stany wień – podkreśla Michał Batory. Zjednoczone, Kanadę, Izrael i Chiny, w tym w słynnej Les Arts Décoratifs w Luwrze. Jest W 2015 roku Michał Batory zaprojektował laureatem wielu nagród i wyróżnień, wśród nowe logo Muzeum Kinematografii w Łodzi, nich Nagrody Publiczności na Festiwalu Plaktóre obchodziło wówczas 30-lecie. Powstał, katu w Chaumont za plakat „La Femme sur le jak podkreśla Marzena Bomanowska, dyrektor lit” (1996 r.), I nagrody na Międzynarodowym Muzeum Kinematografii, oryginalny, stylowy, Festiwalu Plakatu w Chaumont za plakat „Powyrazisty i nowoczesny znak, komunikujący, wer Book” (2004 r.), nagrody na Międzynaroczym zajmuje się ta instytucja. dowym Biennale Plakatu w Meksyku za plakat do książki Paulo Coelho „Zwycięzca jest sam” – Kiedy jeżdżę po świecie, widzę, że wszę- (2010 r.). Batory zwyciężył także w Międzynadzie ludzie są dumni ze swojej przeszłości, rodowym Konkursie na najciekawszy plakat co symbolizuje krzywa wieża, wiatrak, zamek. Gombrowiczowski. W styczniu tego roku zo-

K

BATORY · M I C H A Ł P L A K A T

scenariusz

- Krzysztof Witkowski, prezes Virako, zaproponował, by kalendarz przedstawił Brazylię przeniesioną do Łodzi - wyjaśnia artysta. - Dlatego w charakterze modelek wystąpiły brazylijskie tancerki samby, zaprosiliśmy też zawodników capoeiry. Naszych gości fotografowaliśmy w różnych przestrzeniach, w dynamicznych sytuacjach. Co fascynujące, w pracy kibicowali nam okoliczni mieszkańcy, często bijąc brawo, czy wznosząc zachęcające okrzyki. Projekt potraktowałem jako wyzwanie, ale i zabawę, bo jeszcze nigdy w życiu nie robiłem sesji z modelkami i statystami. Można powiedzieć, że zadebiutowałem jako autor reportażu z wymyśloną fabułą i wykreowanymi sytuacjami.

szard Horowitz, zaliczany do grona najwybitniejszych fotografów na świecie, uznawany za prekursora obróbki komputerowej fotografii, fotokompozytor; Andrzej Pągowski, artysta grafik, autor około tysiąca plakatów zapowiadających sztuki teatralne, filmy, festiwale sztuk oraz konkursy piosenek; Arkadiusz Branicki, jeden z najbardziej rozpoznawalnych fotografów aktu klasycznego w Polsce i za granicą; Izabela Urbaniak, łódzka fotografka uwieczniająca kobiece piękno; Sebastian Ćwik, znany w Polsce i na świecie fotograf modowy. Numerowany kalendarz Virako tradycyjnie ma premierę w listopadzie, a wydarzeniu towarzyszy wystawa zdjęć.

u w tł

Sztuka Michała Batorego obejmuje Monopolis

Michał Batory, jeden z najsłynniejszych artystów-grafików w Europie, jest już stałym współpracownikiem łódzkiego Monopolis. Projektuje plakaty dla Teatru Kamila Maćkowiaka, a teraz przygotowuje kolejną odsłonę kalendarza Virako, na 2022 rok. Artystyczny kalendarz Virako, który ukazuje się jesienią, tym razem przenosi do Łodzi... gorący klimat Brazylii. Zdjęcia powstawały latem na terenie Monopolis, ale też na Księżym Młynie, w okolicach Parku Źródliska czy w zabytkowym tramwaju.

reżyseria

21

Page 1

BATORY

14:23

· M I C H A Ł

24/02/20

P L A K A T

Plakat 100x70:Plakat 100x70

producent

producent

Fu nd a c ja K a m i l a m a ćKo wi a K a

Fu nd a c ja K a m i l a m a ćKo wi a K a

w ww.f un d ac j am a ck o w i a k a . o rg

w ww.f un d ac j am a ck o w i a k a . o rg

reżyseria

·

scenografia

·

światła

waldemaR

ZawodZińsKi


Apetyt na życie (z Agnieszką Skrzypczak o „Idiocie”, „Idiotach” i innych) Kiedy w tak wielu okolicznościach jak refren słychać, że świat zwariował, premierowy tytuł: „Idiota” - zdaje się wyjątkowo uprawniony. Nie o monumentalne dzieło Dostojewskiego tym razem chodzi, lecz o współczesną tragikomedię Jordi Casanovasa, hiszpańskiego czterdziestoparolatka, czujnego obserwatora świata i ludzi. W inscenizacji przygotowanej przez Waldemara Zawodzińskiego w Scenie Monopolis toczy się emocjonalna rozgrywka ludzkiego z nieludzkim podszyta lękami naszych szokujących, pandemicznych czasów. W akcji para znakomitych aktorów: Agnieszka Skrzypczak i Kamil Maćkowiak. Pierwszy raz grają razem. - Siłą rzeczy tytuł „Idiota” przywołuje Dostojewskiego Czy bohater Casanovasa ma coś z naiwności Myszkina? - Ambitnie chciał mieć coś więcej niż rodzice, postawił wyżej poprzeczkę. A tu nagle pandemia, kryzys, długi rosną, bar karaoke plajtuje. Karol znajduje w internecie ogłoszenie, zgłasza się do udziału w teście dającym szansę zarobienia dużej sumy. Nie przywiązuje się do reguł dyskretnie zapisanych w umowie. I wtedy spotyka się z panią doktor, ze mną. To jest początek spektaklu... Zaczyna się gra, którą poprowadzę, żeby się przekonać, ile człowiek potrafi wytrzymać. Jestem gotowa prawie na każdą reakcję... - Pandemiczne tło to chyba dodatek do tego, co w tekście Casanovasa? - Świat zewnętrzny determinuje decyzje. Nawet podczas prób, w scenach, gdy bohater próbował motywować swoje wybory, lockdown, pandemia same wchodziły. Kto nie zadawał sobie pytania: ile człowiek może wytrzymać? Nie grając tyle miesięcy, często sama je sobie stawiałam. Co jeszcze się zdarzy? To zamknięcie pomnażało lęki. - Wszystko toczy się na najwyższych piętrach emocji i... człowieczeństwa. Na scenie cały czas dwójka rozgrywających. Interwencja deus ex machina nie uporządkuje zdarzeń. Wyskalowanie napięć zdaje się szczególnie trudne. - To jest sprawdzian „pierwiastka ludzkiego”, jaki jest w bohaterze. A dla mnie, aktorki Agnieszki Skrzypczak, to ogromna przyjemność pracy z Kamilem Maćkowiakiem. Nie ma próby ani przedstawienia (były przedpremiery – przyp. rs) żeby mnie nie zaskoczył. Uczę się od niego świadomego bycia na scenie. To aktorska gimnastyka i fundowany mi warsztat. Czasem jest mi tak ciasno ze sobą, jakbym

miała kilka żyć naraz. Zdania i role są szczególnym wentylem bezpieczeństwa. Cieszę się, że zostałam wybrana do tej produkcji i czuję opiekę i troskę. Po przerwie spotykam się z Waldemarem Zawodzińskim, któremu ufam i idę z nim od początku swojej zawodowej drogi (już na studiach, za jego dyrekcji, trafiła do zespołu „Jaracza” - przyp. rs). Jest bardzo wymagający, zna Kamila i mnie. Wie, ile oczekiwać. Stawia wysoko poprzeczkę i chyba wierzy, że sprostam. Czuję, że jest to dla mnie świeże, nowe zadanie i temu spektaklowi potrzebne są inne środki. To nie jest bazowanie na wizerunku i doświadczeniu zbuntowanej nastolatki, ale korzystanie ze świadomości młodej kobiety. To, że Kamil jako szef Fundacji oraz reżyser postawili na mnie, jest naprawdę znaczącym wyróżnieniem. - To dla Pani, ale i dla widzów, mierzenie się z obrazkiem innym, niż ten do którego zostaliśmy przyzwyczajeni. - Już na zdjęciach można zobaczyć, że jestem inaczej ucharakteryzowana, mam inny kostium, buty na obcasie. Wcześniej, to na studiach szukaliśmy w sobie tej siły, budowaliśmy postacie w kontrze do naszych osobowości, powierzchowności, usposobienia. W dyplomowym „Instynkcie gry”, grając Adę miałam się stać silną kobietą. - „Marzenie Nataszy” monodram, a właściwie dwa w jednym, który według tekstu Jarosławy Pulinowicz specjalnie dla Pani przygotował wielki Nikołaj Kolada, zrobił furorę i od ponad 8 lat nie schodzi z afisza „Jaracza”. Za konfrontację postaw dwóch 16-latek, jedna z bidula, druga gwiazdeczka w stylu Barbie, zebrała Pani nagrody - od Złotej Maski za debiut po zwycięstwo na Festiwalu Kolyada-Plays w Jekaterinburgu. - To jest rozpychanie się w sobie (aktorka podsumowuje z uśmiechem). Teraz jestem po premierze „Listów na (nie)wyczerpanym papierze” w realizacji Sławomira Narlocha. Nie są mi obojętne, czuję, że sama z nimi koresponduję, mam przez nie trochę do powiedzenia i parę sprawek mogę załatwić. - Przed Panią premiera „Idioty”, a za plecami „Idioci” - niezwykły spektakl powstały w „Jaraczu” według filmowego konceptu Larsa von Triera, wyreżyserowany przez Marcina Wierzchowskiego, z Pani nagrodzoną rolą Moniki Skalskiej. Czy jest jakaś relacja między tymi wszystkimi „Idiotami”, z którymi przyszło się Pani zderzyć?

- Jeśli pochylić się nad „idiotą”, którego każdy z nas niesie w sobie, to powiem, że prowokują do refleksji i czułości. Chyba tego nam w życiu brakuje. Czułości do samych siebie i drugiego człowieka. W słowie „idiota” nie kryje się tylko wyzwisko, ale też jakaś ludzka bieda, taka do przytulenia. A sięgając do „Idiotów” Wierzchowskiego, to tam przecież chcieliśmy przytulić całą Łódź. Tak się zaczynał spektakl - od przytulenia samego siebie i utulenia „wewnętrznego idioty”. Myślę, że postać prowadzona przez Kamila też do tego momentu dochodzi. Nic innego nie pozostaje, tylko sobie samemu wybaczyć i spróbować jeszcze raz... - Ma Pani 32 lata i już moc wcieleń. Kiedyś to wszystko się zaczęło, kiedyś musiała Pani podjąć decyzję, dokonać wyboru drogi. - I zrobiłam dobrze. A zaczęło się kiedy jeszcze wiele zależało od rodziców. Oni byli bardzo czujni, ale nie przeszkadzali mi, byli wsparciem. Posłali mnie do szkoły muzycznej, na rytmikę, na zajęcia teatralne. Zauważyli, że ja tego chcę. Potem licealne zauroczenia. Kiedyś, nie radząc sobie z nastoletnimi uczuciami, wzięłam wiersz, nieważne jaki, błyskawicznie się go nauczyłam, widziałam do kogo mówię (ten ktoś nie wiedział) i wtedy, na szkolnej akademii zrozumiałam, jaką siłę ma scena, jak przenosi myśl i że ja chcę spróbować, zająć się aktorstwem. W mojej rodzinnej Ostródzie był teatralny zespół zamkowy, który prowadziła aktorka Anna Zapaśnik-Baron. A potem egzaminy wstępne i łódzka PWSFTviT. - Od dyplomu osiem lat, a na koncie tyle ważnych ról i jak to Pani mówi: głód grania. Ale był taki jeden szczególny sezon 2018/19... - …a w nim „Otchłań” (pierwsza rola kobiety, nie dziewczyny), „Trzy siostry” i Jenny w „Operze za trzy grosze”. To czas, kiedy byłam już mamą Leona. Wielu aktorkom towarzyszy strach, że mając dziecko wypadną z zawodu. To determinuje prywatne decyzje. Mnie też dopadał niepokój, ale bardzo chciałam mieć dziecko. I to mój największy sukces, że jest Leon i ja na scenie. Oczywiście mam wsparcie najbliższych. A dla mojego syna Łódź to teatr. Miał półtora roku, kiedy w „Trzech siostrach” w jedenastu spektaklach zagrał ze mną. To był pomysł reżysera Jacka Orłowskiego. Mamy nagrane brawa, jakie razem zebraliśmy - ja za Nataszę, on za Bubusia. Miał słodki kostium specjalnie uszyty w pracowni krawieckiej.

23 - Mówimy o aktorstwie, ale Pani jest też solistką rockową. Ktoś napisał, że z „przybrudzonym głosem” świetnie Pani pasuje do swojego zespołu „Pink Roses”. A miała Pani być pianistką? - Miałam bardzo mądrego profesora fortepianu Waldemara Wereckiego. On mnie delikatnie zastopował: „Agnieszko, fortepian nie jest na twój temperament. Muzyka ci nie będzie przeszkadzała w aktorstwie”. Bardzo jestem mu wdzięczna, że tak poważne mnie potraktował, że dostrzegł moją potrzebę wyjścia do ludzi. - Koncerty „Pink Roses” się z tym wiążą? - To prawda. W Ostródzie jest bardzo dużo muzyków i zespołów. My istniejemy już 10 lat. W tym roku m.in. zagraliśmy na małej scenie festiwalu Jarocin. Mam starszych braci, zostałam wychowana na muzyce rockowej i na rockowych listach przebojów. Aktorstwo pomaga mi w koncertowaniu, to dla mnie forma spektaklu. - Na scenie Jenny było szczególnym, ostrym, aktorskim, ale też muzycznym przekazem. - Spotkanie z Brechtem i reżyserem Wojtkiem Kościelniakiem, w formie jaką zaproponował to ważne, wyśmienite doświadczenie i przeżycie. - Nie nęci Pani film? - Dostaję ciekawe propozycje w filmach krótkometrażowych. Półgodzinna „Droga” Edyty Wróblewskiej trafiła do konkursu na Festiwal w Gdyni. Gram tam główną rolę dziewczyny na przełomie dojrzałości. Nie wszystko co ją otacza chce akceptować. Niebawem pojawią się dwa kolejne filmy powstałe w Studiu Munka. To produkcje młodych twórców, moich kolegów. Myślę, że jak już zaczną kręcić długie metraże też będą o mnie pamiętali. - Jak by Pani określiła dziś swoje miejsce w życiu? - Mam coś takiego w sobie, że każdego dnia z pełną świadomością dziękuje za dziś i czekam na jutro. Kiedyś na żaglach kiedy w sąsiedniej łódce dowiedzieli się, że jestem aktorką, ktoś zapytał: czy z tego da się wyżyć. Powiedziałam: zależy jak chce się żyć. Muszę być czujna, mój apetyt na życie i granie rośnie i rośnie. Czuję się ciągle nieposkromiona w zawodzie. Rozmawiała Renata Sas „Idiota”, fot. Tomasz Zawadzki


2

Był 3 grudnia 2005 roku. Na afisz Teatru Jaracza, do Kameralnej Sali, wchodzi monodram Kamila Maćkowiaka. „Niżyński”. Scena - z baletową oprawą - zapowiadała serię ćwiczeń. Tancerz zjawia się niepostrzeżenie. Przygotowuje się. Na widowni jeszcze słychać gwar... Przez dwie godziny - z każdą chwilą coraz bardziej przejmująco - narasta atmosfera dramatu wciskającego w fotel, by w finale sprawić, że zanim rozlegną się brawa i publiczność zerwie się z miejsc, zapadnie „krzycząca” - kamienna cisza. Kumulacja zdarzeń, siła przekazu tego, co rozegrało się na najwyższej strunie ludzkiego bólu, odsłania postać „boga tańca” - jak nazwano Wacława Niżyńskiego, jak się sam wielokrotnie określał i jakim na zawsze pozostał dla świata... Legendarny artysta błądzi przez życie naznaczone lękami, nasilającą się schizofrenią. „Biegłem, biegłem coraz szybciej. Nagle zrozumiałem, że ja już nie mogłem dalej biec...” Kiedy Wacław Niżyński - genialny tancerz, gwiazda Baletów Rosyjskich Sergiusza Diagilewa, zespołu, który nowatorstwem, odwagą tanecznych oraz choreograficznych popisów zaszokował i podbił światową widownię – tańczył ostatni raz (styczeń 1919), miał 29 lat. Był u szczytu kariery. Nasilająca się choroba zniszczyła wszystko („umierałem kawałek, po kawałku...”) W „Dziennikach” - splatających imaginacje i przebłyski świadomości - wraca do przeżyć, osób, stanów ducha, urojeń i wizji. Sceniczna opowieść o „bogu tańca” powstała ze strzępów zdarzeń, przywołanych postaci („wszyscy są straszni, Diagilew jest straszny”). Życie go przytłacza. Nie tylko relacje z Diagilewem szefem baletu i kochankiem - ale też zależności rodzinne - żona, córka, teściowa - niszczą go, pogłębiając obłęd.

fot. Cezary Pecold

„Niżyński” - niemilknący głos „boga tańca” (o kultowym monodramie Kamila Maćkowiaka)

„Dzienniki”, pisane przez sześć tygodni dzielące zejście ze sceny od zamknięcia w klinice psychiatrycznej (spędził tam 30 lat, zmarł w Londynie w 1950 roku), stały się kanwą monodramu o niezwykłym artyście i cenie sukcesu budowanego słowem, tańcem, muzyką, minimalistyczną scenografią, światłem, rzuconym na ekran obrazem (z nie do zapomnienia wizerunkiem rozpadającej się twarzy). Kamil

25

Maćkowiak (wraz z autorem perfekcyjnej reżyserii i realistyczno-wizyjnej scenografii Waldemarem Zawodzińskim, jest współscenarzystą) połączył to wszystko w dramaturgicznie wyważonych proporcjach, ale emocje zostają wyskalowane do maksimum... Tylko aktor o przenikliwej wyobraźni i tancerz jednocześnie (Maćkowiak jest absolwentem gdańskiej Szkoły Baletowej) mógł się porwać na taką próbę talentu – na rozgrywkę angażującą wszystkie zmysły oraz siły. I wygrał! Nieraz mówił, że marzyła mu się opowieść o Niżyńskim – o szaleństwie, sztuce i człowieczym, pogmatwanym losie. Spełnił marzenie. Zachwycił, głęboko poruszył widzów i recenzentów. „Bóg tańca” wyznaje: „Narysowałem Chrystusa bez brody. Jestem do niego podobny. Tylko on ma spokojne spojrzenie. Chrystus siedział, ja kocham tańczyć”. Jak pisano, Maćkowiak – Niżyński sztuce „zaprzedał duszę”. Porywał publiczność, grając po polsku, angielsku i rosyjsku. W łódzkim Teatrze Jaracza monodram był prezentowany 144 razy – nadkomplety na widowni, liczne grono tych, którzy byli na spektaklu więcej niż dziesięć razy. „Niżyński” zebrał moc nagród, poczynając od tych za kreację. Listę zaczyna Złota Maska za sezon 2005/6 od łódzkich recenzentów. Wśród laurów wyjątkowy: Główna Nagroda VI Międzynarodowego Festiwalu Monodramów Monode w Sankt Petersburgu. Na długiej liście jest też m.in. Nagroda Thespis Media Award 2008 Międzynarodowego Festiwalu Monodramów Thespis w Kolonii. Kiedy Kamil Maćkowiak rozstał się z „Jaraczem”, zdawało się, że po ośmiu latach legendarny monodram przejdzie do historii. Stało się inaczej. Zdecydowało powołanie Fundacji Kamila Maćkowiaka i publiczność. 12 marca 2014 roku na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego odbyła się gorąco przyjęta warszawska premiera legendarnego monofot. Cezary Pecold dramu. Spektakl został tam dwa lata. Zaproszony do Małej Sali łódzkiego Teatru Nowego miał być pokazany dwukrotnie. Była cała seria... Bilans na dziś to już prawie 300 przed- Długo czekałem na postać, która wypełni stawień. „Niżyński”, tak jak Niżyński, okazał we mnie to „coś” po „Niżyńskim”. I tym jest „Klaus – obsesja miłości”, monodram sięgasię nieśmiertelny. jący do burzliwej, obsesyjnej historii Klausa - Ten monodram jest moim papierkiem lakmu- Kinskiego. To studium namiętności i bolesne sowym - mówi Kamil Maćkowiak. - Grając te rozliczenie z zawodem aktora. Czy „Niżyńsame emocje widzę na jakim etapie świado- ski” jeszcze ze mną zostanie? Czy zejdzie po mości (siebie i tej postaci) jestem. Dziś bawię cichu? Chciałbym, żeby jeszcze zafunkcjosię niuansami, kiedyś grałem stany przebiegu nował w teatrze, który tworzę - w Monopolis. psychozy, teraz stany ducha. „Niżyński” prze- Gram tu dla 240 osób, w Kameralnej była setstał mnie kosztować psychicznie tyle co kiedyś. ka widzów. Inscenizacyjnie „Niżyński” bardzo Jedyne co gorsze, to moja sprawność fizyczna. zyskał. Są przepiękne, ledowe światła, nowe Zaczynając miałem 25 lat. Ale tłumaczę sobie: projekcje, spektakl jest mocno zaktualizowaprzecież Niżyński zmaga się ze swoją niemocą... ny. Jak się potoczy jego los?...


27

Firma, w której biznes staje się sztuką Tradycja, kultura i sztuka są podstawą tworzenia przyszłości, tej innowacyjnej i odpowiedzialnej za naszą planetę, dzieci i młodzież – mówi Karolina Balcerzak, kierownik do spraw komunikacji i marki pracodawcy firmy Clariant. Wyjątkowe biuro w wyjątkowym miejscu - Clariant w historycznym budynku na terenie Monopolis łączy działalność biznesową ze sztuką nowoczesną. Jaka stoi za tym idea oraz jak to - w Państwa ocenie - oddziałuje na pracowników, ale i klientów? Mówi się, że sztuka łagodzi obyczaje i trudno się z tym nie zgodzić. Monopolis jest wyjątkowym miejscem, gdzie szeroko pojęta kultura, działalność gastronomiczna i biznes współistnieją oraz wspierają się na różnych płaszczyznach. Architektura miejsca, techniczne i wizualne środki, które zostały tu zastosowane tworzą jednolitą całość i dają niesamowity efekt. Na naszych przestrzeniach staraliśmy się również oddać ten niepowtarzalny klimat. W industrialne wnętrza wpletliśmy 79 wielkofor-

matowych tapet, na których to można zobaczyć reprodukcje znanych dzieł, niespotykane grafiki czy też panoramy widokowe „z lotu ptaka”. Co jest ważne, każda z nich w pewien sposób koresponduje z naszymi firmowymi wartościami i została wybrana nie tylko z uwagi na walory estetyczne, ale właśnie ze względu na dodatkowy przekaz. Dzięki temu zabiegowi mamy piękne wnętrza, ale także wzmocnienie przekazu wartości i zasad, którymi kierujemy się przy prowadzeniu biznesu. Pamiętajmy, że silnie zakorzenione wartości budują cenną kulturę organizacyjną, a to na pewno duży benefit zarówno dla naszych pracowników, jak i klientów. Firma Clariant była pierwszym najemcą w biurowcu Monopolis. Co zmieniło się od tamtego czasu i jak na sytuację przedsiębiorstwa wpłynęła pandemia? Zgadza się, jako pierwsi odebraliśmy klucze do powierzchni biurowych, dokładnie 6 grudnia 2019 roku. Był to wzruszający i radosny moment, gdyż planowanie, rewitalizacja i dostosowanie naszych przestrzeni były długim

i wymagającym procesem. Nasza przeprowadzka z ówczesnych biur trwała parę tygodni. Chcieliśmy być pewni, że nie będzie żadnych zakłóceń dla naszych klientów i pracowników, więc każdy etap musiał być dobrze zaplanowany i sprawnie koordynowany. Gdy już wreszcie w pełni mogliśmy cieszyć się nowym miejscem, przyszła pandemia. W ciągu jednego dnia z pracy biurowej stacjonarnej przeszliśmy na pracę z domu. Była to olbrzymia zmiana i wyzwanie dla wszystkich. Technicznie, z uwagi na posiadany sprzęt i procedury, jeśli chodzi o zarządzanie kryzysowe byliśmy przygotowani i nie było w tym zakresie większych perturbacji. Jednakże wymiar ludzki i organizacyjny były zdecydowanie bardziej wymagające. Z jednej strony niepewność, co do ogólnej sytuacji pandemicznej, troska o zdrowie najbliższych i własne, organizacja domowego miejsca pracy i nowej rutyny dnia. Jak wiemy dzieci nie mogły chodzić do szkół i przedszkoli, więc tym samym nakład pracy rodziców znacznie się zwiększył. Jak robić prezentację czy brać aktywny udział

fot. z archiwum Monopolis

w telekonferencji, gdy dzieci domagają się uwagi i pomocy w jakiś zadaniach? – przed tym wyzwaniem stanęło dużo pracowników, nie tylko w naszej firmie, ale w każdym zakątku świata. Jak efektywnie zarządzać zdalnie i budować zintegrowany zespół? – wielu managerów musiało zweryfikować swój dotychczasowy styl zarządzania i dostosować się do nowych warunków. Uważam, że w każdej branży i firmie impakt pandemii wymusił większą elastyczność, nieszablonowe myślenie i wdrażanie nowych rozwiązań. Właśnie we wrześniu, po ponad roku pracy zdalnej, wróciliśmy do biur i nasze przestrzenie w Monopolis znów tętnią życiem. Zaproponowaliśmy naszym pracownikom model pracy hybrydowej, czyli możliwość pracy częściowo w biurze, a częściowo dalej na tzw. home office. Jesteśmy przekonani, że poprawi to integrację zespołów, efektywność współpracy i pozwoli elastycznie odpowiedzieć na potrzeby pracowników w zakresie pracy z domu. Co ważne, wszyscy przebywający w biurze mogą się czuć bezpiecznie z uwagi na zamontowanie specjalnego systemu aktywnie oczyszczającego i uzdatniającego powietrze z zastosowaniem technologii RCI ActivePure®. Redukuje on ilość zagrożeń wprowadzanych z zewnątrz i tym samym chroni ludzi znajdujących się w obiekcie. Ile osób w tej chwili zatrudnia Clariant w Łodzi oraz o jakie nowe projekty i usługi rozszerza swoją ofertę? Nasze Centrum Usług Wspólnych zatrudnia ponad 350 światowej klasy specjalistów z ponad 20 krajów. To co wyróżnia łódzką organizację to bardzo szeroki wachlarz

świadczonych usług, który obejmuje m.in. finanse i księgowość, zarządzanie ryzykiem kredytowym, procesy zakupowe, obsługę zamówień oraz wsparcie sprzedaży, logistykę, raportowanie finansowe czy usługi kadrowe. Kompleksowa oferta oraz wysoka jakość świadczonych usług wspierają Grupę Clariant w realizacji wyznaczonych celów i utrzymaniu przewagi konkurencyjnej. Optymalizując nasze procesy i rozszerzając portfolio usług ciągle poszerzamy zakres naszych działań i odpowiedzialności biznesowej. Dlatego też intensywnie rekrutujemy nowych pracowników, aby jeszcze sprawniej i wszechstronniej wspomagać naszych klientów.

nie dbać o społeczeństwo i ekologię, a także uczyć się od siebie. Tradycja, kultura i sztuka są podstawą tworzenia przyszłości, tej innowacyjnej i odpowiedzialnej za naszą planetę, dzieci i młodzież. Spełniamy się jako dobry korporacyjny obywatel i cieszymy się że możemy kontrybuować do regionalnych inicjatyw. Na Fundację Kamila Maćkowiaka zdecydowaliśmy się z dwóch głównych powodów. Widzimy jaką wartość dla społeczeństwa tworzy teatr, a także dlatego że to nasza, bardzo łódzka fundacja. Zostaliśmy sąsiadami w kompleksie Monopolis i jest dla nas ważne, żeby razem budować tu atmosferę przyjazną dla ludzi, kultury i biznesu. Uważam, że po ponad roku współpracy mamy do siebie duże zaufanie W Polsce Clariant jest obecny od trzydziestu i obopólną wdzięczność za zaangażowanie. lat. W jakich miejscach w naszym kraju firma obecnie działa i w jakim zakresie? Jakie są plany Clariant na kolejne lata w Łodzi? Poza centrum w Monopolis mamy jeszcze Niewątpliwe dalej będziemy wspierać lokalną dwa małe biura w Warszawie i Krakowie, społeczność i angażować się w różnorodne gdzie znajdują się pracownicy działu sprze- inicjatywy w naszym mieście. Działając w ten daży. Dodatkowo, posiadamy w Gdańsku sposób wpływamy również na poziom zadozakład produkcyjny biznesu związanego wolenia pracowników z bycia częścią orgaz zasobami naturalnymi. Łącznie w polskiej nizacji, która podejmuje realne działania dla organizacji pracuje około 400 osób. ich miasta i poprawy komfortu życia. Jeśli za chodzi o rozwój naszego Centrum Usług W Monopolis Clariant współpracuje z Funda- Wspólnych to nieustannie rekrutujemy na cją Kamila Maćkowiaka. Co wpłynęło na tę de- nowe role. Będąc innowacyjną firmą musimy cyzję i jak Państwo oceniacie tę współpracę? ulepszać nasze procesy i portfolio usług, a do Clariant od zawsze, i nie tylko w Polsce, stara tego potrzebujemy zaangażowanych specjasię angażować w życie lokalnych społeczno- listów i ekspertów. Regularnie zamieszczamy ści. Szczególnie bliskie nam tematy to wspar- oferty na znanych portalach rekrutacyjnych, cie edukacji dzieci i młodzieży, wsparcie ini- od staży czy stanowisk bardziej junior, aż po cjatyw ukierunkowanych na zrównoważony pozycje eksperckie i managerskie. Serdeczrozwój, a także właśnie kultura i sztuka. Każ- nie zapraszamy do zapoznania się z nimi. dy z tych aspektów jest ważny, aby świadomie tworzyć odpowiedzialny biznes, wspólRozmawiał Dariusz Pawłowski


fot. z archiwum Monopolis

Oskar branży nieruchomości dla łódzkiego Monopolis

To niezwykły czas dla łódzkiego Monopolis. Kompleks, gdy stał się jedną z wizytówek Łodzi, dał się poznać też w świecie. I to od razu wkraczając na najwyższą półkę - został zdobywcą prestiżowej nagrody w międzynarodowym konkursie MIPIM Awards 2020, zwanym Oskarami branży nieruchomości. Podczas uroczystej gali w Paryżu - transmitowanej do Monopolis, gdzie na żywo oglądali ją zaproszeni gości i współtwórcy przedsięwzięcia - prezes Virako Krzysztof Witkowski, odebrał statuetkę dla najlepszej inwestycji o funkcji mieszanej – mixed-use - na świecie w konkursie MIPIM Awards 2020. Emocji było co niemiara. Okrzyków radości po ogłoszeniu werdyktu – jeszcze więcej.

MIPIM Awards to najbardziej uznany, ogólnoświatowy konkurs skupiający wszystkich uczestników rynku nieruchomości - od deweloperów, przez architektów, firmy budowlane, agencje doradcze, kancelarie prawnicze, po banki i fundusze inwestycyjne. Od 1991 roku w festiwalowym pałacu na Lazurowym Wybrzeżu, tym samym, w którym filmowe Złote Palmy odebrali m.in. Quentin Tarantino, David Lynch, Andrzej Wajda, przyznawane są nagrody dla najlepszych projektów przyszłości, biurowców, centrów handlowych czy kompleksów wielofunkcyjnych. W konkursowym Jury zasiadali delegaci z całego świata, w tym roku m.in. z Francji, Dubaju, Singapuru, Włoch, czy Wielkiej Brytanii. To oni wybrali finalistów spośród 228 zgłoszonych inwestycji z 45 krajów z całego świata. Monopolis nominowany był w kategorii „mixed-use development” jako jedyny projekt z Europy. Tym samym projekt znalazł się wśród czterech najlepszych inwestycji na świecie, obok Singapuru, Montrealu i Bangkoku. Warto wspomnieć, że dotychczas w całej historii konkursu jedynie dwa projekty z Polski zdobyły te prestiżowe statuetki: Metropolitan i Warsaw Spire. Deweloperem inwestycji Monopolis jest polska firma Virako. Projekt powierzono pracowni Grupa 5 Architekci.

28

cownię The Design Group otrzymało w tym samym konkursie nagrodę za projekt wnętrza biurowego. Tuż przed odebraniem Oskara nieruchomości, Monopolis zostało laureatem IX edycji konkursu Prime Property Prize 2020 w kategorii „Architektura”. Tym samym inwestycja Virako została najlepszym projektem architektonicznym roku 2020 w Polsce.

„Prime Property Prize” to jeden z najbardziej prestiżowych konkursów w Polsce na rynku nieruchomości komercyjnych. Jego zadaniem jest wyłonienie firm oraz projektów, które w danym roku miały największy wpływ na wydarzenia na rynku nieruchomości, a także osobistości, których spektakularne działania odegrały kluczową rolę w rozwoju całej branży. Monopolis nominowane było w kategorii „Architektura”, w której nagroda przyznawana jest obiektom komercyjnym, wnoszącym na rynek nowatorskie rozwiązania architektoniczne i projektowe, wyznaczające nowe trendy w tym zakresie, a także powstające z poszanowaniem otoczenia i tkanki miejskiej. Obok Monopolis w tej kategorii nominowani zostali: Elektrownia Powiśle w Warszawie; Biura przy Warzelni, Browary Warszawskie; Chmielna 89 w Warszawie, czy Wave w Gdańsku. Statuetkę podczas gali odebrała Anna Celichowska, - Ogromnie cieszy nas fakt zdobycia przez członek zarządu Virako. Monopolis nagrody dla najlepszej inwestycji w kategorii „mixed-use development” w tak - Wygrana w konkursie „Prime Property Prize prestiżowym konkursie jakim jest MIPIM 2020” potwierdza wyjątkowość naszej inweAwards 2020. Jako jedyni przedstawicie- stycji i jest dla nas potwierdzeniem obrania le Starego Kontynentu zostaliśmy finalista- właściwej drogi przy tworzeniu tego miejsca. mi w swojej kategorii, rywalizując z trzema Z ogromną radością dziękujemy jury, czytelwspaniałymi obiektami. Jesteśmy dumni nikom portali propertynews.pl i propertydez faktu, że nasza inwestycja zyskała uznanie sign.pl i wszystkim naszym zwolennikom za w oczach międzynarodowego jury. Mono- oddane głosy. Otrzymaliśmy wiele wyrazów polis to jedna z najbardziej technologicznie sympatii, które są dla nas równie cenne, co zaawansowanych rewitalizacji na świecie. przyznawane nagrody. Stworzyliśmy bowiem A Łódź to piękne miasto, które zasługuje na przestrzeń, która już w założeniach miała być tak dobre inwestycje – powiedział Krzysztof przyjazna i otwarta na ludzi. Niezmiennie to Witkowski, prezes Virako. właśnie oni są dla nas najważniejszymi recenzentami – powiedział Krzysztof Witkowski, Nie była to jedyna międzynarodowa nagroda, prezes Virako. jaką otrzymała łódzka inwestycja. W International Property Awards, innym prestiżowym Bardzo ważne nagrody pomiędzynarodowym konkursie, Monopolis twierdzające, że Monopolis otrzymało aż dwie nagrody – w kategoriach mixed-use oraz komercyjnej rewitalizacji. Do- to jedna z najbardziej niedatkowo, mieszczące się w Monopolis biura zwykłych inwestycji, nie tylClariant zaprojektowane przez polską pra- ko na skalę Łodzi.

Kompleks Monopolis przyciąga wyjątkowo różnorodną, z rozmysłem skomponowaną ofertą kulinarną. W skrojonej na ludzką miarę, sympatycznej, niemal intymnej przestrzeni – która latem rozbrzmiewa również gwarem ogródków – udało się zgromadzić lokale oferujące kuchnię z najrozmaitszych części świata. Najpierw były wielka radość i ekscytacja. Ale zaplanowane na wiosenny kwiecień 2020 roku huczne otwarcie strefy gastronomicznej w Monopolis pokrzyżował wybuch pandemii koronawirusa. Lokale swoją działalność rozpoczęły od sprzedaży na wynos, a udało się je uruchomić w długi czerwcowy weekend. Pojawiły się tu głośne w mieście marki, dopisywała pogoda, szybko przyjazny klimat panujący w tej części kompleksu zaakceptowali i polubili goście. - Naszym celem był stworzenie miejsca jakościowego i wyjątkowego – mówiła wówczas Anna Celichowska, członek zarządu i dyrektor działu komercjalizacji Virako Sp. z o.o., inwestora kompleksu Monopolis. - Naszym marzeniem jest, by nie tylko mieszkańcy Łodzi myśląc: „chcemy zjeść dobrą kolację”, wybierali Monopolis. Nie doprowadzimy do tego bez dobrych kulinarnych konceptów, które oferują wysoki poziom i coś szczególnego. Jednak nie mówimy o rozwiązaniach ekskluzywnych, tylko o kojarzących się ze smaczną, znakomitą kuchnią, niekoniecznie skomplikowaną. Jednym z najznaczniejszych kulinarnych transferów Monopolis było przeniesienie do strefy gastronomicznej kompleksu Trattorii Italiana, która wcześniej działała w dawnym budynku dworca Łódź Żabieniec i miała opinię najlepszej włoskiej restauracji w mieście, słynącej z z pysznych makaronów i owoców morza – którą w Monopolis jeszcze umocniła. A jej sukces – poza doskonałym jedzeniem – polega też na autentyczności, bezpośrednim kontakcie prowadzących lokal z klientami, niemal rodzinnej atmosferze. Tu na gości czekaja świeży homar, mięsa najwyższej jakości, czy idealnie dobrane wina. Właścicielami restauracji są Monika i Francesco Mameli - ona pochodzi z Kaszub, on jest Włochem z Sardynii.

fot. Piekarnia Łódź

Wiele smaków Monopolis na bieżąco dbają o dostawy świeżych ryb i produktów. Miłośnicy japońskich dań znajdą tu oczywiście swoje ulubione sushi i ramen, a także desery. To tutaj można spróbowac niezwykłych smaków ośmiornicy, wołowiny z mango, czy szarpanej kaczki. Kuchnię śródziemnomorską z zacięciem portugalskim proponuje restauracja ARTeria, ulokowana w historycznym wnętrzu dawnej kotłowni. Lokal prowadzi restauratorka dobrze znana na łódzkim rynku, Anna Rubaj we współpracy z Arturem Schutterem. Poza smacznym posiłkiem, goście restauracji podczas wizyty mogą oglądać wyjątkowe dzieła sztuki, a przed wyjściem zajrzeć do sklepu z najciekawszymi produktami spożywczymi sprowadzonymi z całego świata. Warto wspomnieć, że ARTeria bardzo mocno zaznaczyła swoją obecność na kulinarnej mapie Łodzi podczas największego i najpopularniejszego wydarzenia kulinarnego w Polsce – Restaurant Week. Debiutująca w konkursie restauracja zgarnęła aż trzy prestiżowe wyróżnienia (Najlepszy Debiut, Najlepsza Atmosfera, Najlepsze Danie Główne), a przede wszystkim została wybrana najlepszą restauracją w Łodzi!

Na drugim biegunie kulinarnych zainteresowań umiejscowiła się restauracja Sendai Sushi & Ramen, serwująca kuchnię japońską. To też właściwie rodzinne przedsięwzięcie, prowadzone przez małżeństwo Kamilę i Michała Przybyszów, pasjonatów dań z Kraju Kwitnącej Wiśni, pionierów japońskiej kuchni w Łodzi (Michał jest sushi masterem, prowadzi cieszące się popularnością warsztaty i szkolenia). Koncept został przeniesiony do Monopolis z ulicy Piotrkowskiej i troszkę rozbudowany, bo w nowym miejscu restauracja Kolejne miejsce to Piekarnia Łódź, która jest jest większa i ma szerszą kartę. Właściciele nowym konceptem właściciela sieci cukier-

ni Sowa. Pomysł opiera się na odgrzebanej starej tradycji i recepturze pieczenia chleba. Powstaje tu pieczywo z naturalnych produktów, na zakwasie. To doskonałe miejsce na śniadanie, lunch, ale i na to by zasiąść wieczorem przy lampce wina i kromce chleba czy bagietki. Nowatorski koncept kawiarni, Mono Cafe & Bistro, kierowany trochę do nowoczesnego odbiorcy mediów społecznościowych, stworzyli organizatorzy festiwalu See Blogers. Na gości czekają tu pyszna kawa Illy, sałatki i desery ale także wyśmienite dania inspirowane śródziemnomorską kulturą i stylem życia. Smakosze i miłośnicy życzliwego, powolnego spędzania czasu rozkochali się w Monopolisowej gastronomii, aż przyszły kolejne pandemiczne ograniczenia. Ale co ważne, tutejsze lokale wykorzystały ten trudny czas na udoskonalanie menu i przygotowywanie zupełnie nowych propozycji dla gości. Gdy ci mogli już wrócić do swoich ulubionych miejsc, nie mogli się nachwalić zaserwowanych niespodzianek. A w maju tego roku uruchomił się kolejny lokal – proponujący steki i burgery Indian Steak, zlokalizowany obok Trattorii Italiana. Koncept stworzyło dwóch przyjaciół, a ulo-


kowało go wśród ścian z czerwonej cegły, łukowych sklepień i żeliwnych słupów pofabrycznego budynku oraz minimalistycznego wyposażenia. We wnętrzu lokalu, uwagę gości zwraca potężna, zabytkowa, ceglana arkada, na której wsparte jest południowe skrzydło głównego zabytkowego obiektu Monopolis oraz otwarta kuchnia, dzięki której proces przygotowania potraw obserwować można „na żywo”. Właścicieli połączyło zamiłowanie do motocykli oraz prowadzony przez każdego z nich biznes w sektorze gastronomii. Jeden to producent steków i burgerów z najlepszej, kruchej, soczystej, długo dojrzewającej wołowiny oraz jagnięciny, natomiast drugi jest właścicielem sieci cukierni Sowa w Poznaniu. Tam też, w odrestaurowanych, byłych Koszarach Wojskowych – obecnie o nazwie City Park, stworzyli swój pierwszy wspólny lokal. Łódzka restauracja jest rozwinięciem tamtego pomysłu. - Naszą wspólną misją było stworzenie wyjątkowego miejsca, w którym nie tylko można zjeść smaczne, wykwintne i obfite dania w umiarkowanych cenach, ale również dowiedzieć się wszystkiego na temat steków i burgerów, długo dojrzewającej wołowiny, BBQ, grillowania czy sposobów przyrządzania potraw – wyjaśniał Zbigniew Stempień.

Spragnieni smaków Monopolis w domowym zaciszu? Nic prostszego! Zapraszamy na tagliatelle z pesto śmietanowo-bazyliowym przygotowane przez mistrzów z Mono Cafe & Bistro. Cudownie popularny, autorski projekt inspirowany europejską - głównie włoską, francuską i hiszpańską kulturą i stylem życia. Myślimy nieszablonowo i z każdej podróży przenosimy cząstkę wspomnień do naszego menu czy oryginalnych wnętrz. Włoska Vespa, aromat najlepszej francuskiej herbaty, barwny wystrój inspirowany Andaluzją, ale także lokalne akcenty: obrazy, mural, czy autorska kawiarenka z drewnianymi zabawkami - to oferują wnętrza Mono Cafe & Bistro. W Mono Cafe & Bistro rozpoczniesz dzień przy aromacie świeżo palonej kawy, zjesz rodzinny obiad przygotowany z wysokiej jakości nieprzetworzonych produktów (szczególnie polecamy makarony!), a wieczorem spędzisz czas podczas aperitifu przy sesji muzyki na żywo. Mono Cafe & Bistro to także miejsce przyjazne dzieciom - nasza kawiarenka z drewnianymi zabawkami rozbudzi wyobraźnię nawet najmniejszych gości!

Tagliatelle z pesto śmietanowo-bazyliowym z pieczonymi pomidorkami cherry (4 porcje) Makaron 1. Rozpocznij od przygotowania makaronu.

Mąkę przesiej przez sito do misy. Wbij jajka do drugiej miseczki, dodaj oliwę i wymieszaj jajka na jednolitą masę. Dodaj uprzednio przygotowane jajka do mąki i dobrze wyrób Pesto bazyliowe ciasto. Zawiń w folię spożywczą i odstaw do 40 g świeżej bazylii lodówki na min. 1 godzinę, aby ciasto odpo40 g rukoli częło. 50 g orzechów pinii 50 g sera parmigiano reggiano 2. Do naczynia od blendera dodaj bazylię 100 ml oliwa z oliwek i rukolę, obrany ząbek czosnku, prażone ząbek czosnku wcześniej na suchej patelni orzeszki pinii sól, pieprz do smaku i zblenduj na gładką masę. Dodaj starty (na Dodatki drobnych oczkach) ser, sól oraz pieprz. Powoli wlej oliwę i połącz z resztą składników. Pomidorki cherry oliwa z oliwek 3. Nagrzej piekarnik do 200 st. (termoobieg). płatki soli Przygotuj pomidorki: umyj je, pokrój połówki świeży tymianek na połówki, ułóż na przygotowanej blaszce 200 ml śmietanka 30% z pergaminem. Posyp solą, porwanym tymiankiem i polej oliwą. Zapiekamy ok. 10-15 minut. 500 g mąka pszenna typu 550 5 jaj 50 ml oliwy z oliwek szczypta soli

fot. Restauracja Arteria

W karcie Indian Steak znalazły się dania z długo sezonowanej wołowiny z Polski, USA i Szkocji. Oprócz standardowych Rib Eye Steak czy T-Bone Steak, różnorodnych burgerów, zjemy także żebro wołowe, Tomahawk Steak i Fiorentina Steak. Goście mogą też zamówić tatar z jelenia czy kotlety jagnięce z kostką. - Przy tworzeniu naszego wspólnego projektu, współpracę znami rozpoczął zespół nietuzinkowych i wykwalifikowanych specjalistów z branży gastronomicznej, dla których gastronomia to nie praca lecz sens życia – dodaje Lech Domagała. - Indian Steak to nie tylko restauracja, to również miejsce gdzie odbywają sie cykliczne szkolenia kulinarne zarówno dla zawodowców, jak i amatorów. W lokalu powstał również sklepik, w którym można zakupić różnego rodzaju steki i burgery, a wykwalifikowany personel restauracji udziela wszelkich informacji oraz porad jak przyrządzić samodzielnie w domowych warunkach, wyjątkowe danie z tychże produktów.

4. Ciasto na makaron rozwałkuj i pokrój na paski (0,5 cm). Gotuj przez ok. 3 minuty w lekko osolonej wodzie. Na patelni przygotuj sos: dodaj pesto, śmietankę i ugotowany makaron. Mieszaj energicznie i czekaj, aż sos lekko zgęstnieje. Dopraw solą i pieprzem do smaku. Wyłóż na talerze, udekoruj upieczonymi pomidorkami. Posyp rukolą i świeżo startym serem parmigiano reggiano.

I choć czas ogródków powoli zamienia się w jesień i zimę, to w smaki Monopolis warto się zagłębić o każdej porze roku.

fot. Indian Steak Monopolis

31

fot. Mono Cafe & Bistro

Smacznego!


Repertuar Teatru Kamila Maćkowiaka w Scenie Monopolis

Sezon 2021/2022

PAŹDZIERNIK 2021 06 środa 07 czwartek 09 sobota 10 niedziela 11 poniedziałek 13 środa 21 czwartek 22 piątek 26 wtorek

19.00 19.00 20.00 20.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

TOTALNIE SZCZĘŚLIWI TOTALNIE SZCZĘŚLIWI IDIOTA - premiera IDIOTA - premiera IDIOTA WIGILIA NIŻYŃSKI NIŻYŃSKI KLAUS - OBSESJA MIŁOŚCI

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

KLAUS - OBSESJA MIŁOŚCI CUDOWNA TERAPIA ZOMBI - premiera ZOMBI - premiera ZOMBI IDIOTA IDIOTA

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

WIGILIA TOTALNIE SZCZĘŚLIWI ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA WIGILIA DIVA SHOW DIVA SHOW CUDOWNA TERAPIA

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

NIŻYŃSKI NIŻYŃSKI IDIOTA IDIOTA TOTALNIE SZCZĘŚLIWI ZOMBI ZOMBI

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

KLAUS - OBSESJA MIŁOŚCI KLAUS - OBSESJA MIŁOŚCI TOTALNIE SZCZĘŚLIWI TOTALNIE SZCZĘŚLIWI CUDOWNA TERAPIA ZOMBI ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA WIGILIA

LISTOPAD 2021 05 piątek 15 poniedziałek 20 sobota 21 niedziela 22 poniedziałek 23 wtorek 24 środa

GRUDZIEŃ 2021 01 środa 02 czwartek 08 środa 09 czwartek 10 piątek 11 sobota 12 niedziela 13 poniedziałek

STYCZEŃ 2022 15 sobota 16 niedziela 18 wtorek 19 środa 25 wtorek 30 niedziela 31 poniedziałek

LUTY 2022 03 czwartek 04 piątek 10 czwartek 11 piątek 15 wtorek 21 poniedziałek 23 środa 24 czwartek 27 niedziela

MARZEC 2022 07 poniedziałek 09 środa 10 czwartek 19 sobota 20 niedziela 22 wtorek 23 środa 30 środa 31 czwartek

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

CUDOWNA TERAPIA DIVA SHOW DIVA SHOW NIŻYŃSKI NIŻYŃSKI IDIOTA IDIOTA ZOMBI ZOMBI

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

50 SŁÓW - repremiera 50 SŁÓW - repremiera 50 SŁÓW KLAUS - OBSESJA MIŁOŚCI CUDOWNA TERAPIA ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

IDIOTA IDIOTA 50 SŁÓW 50 SŁÓW TOTALNIE SZCZĘŚLIWI TOTALNIE SZCZĘŚLIWI WIGILIA

19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00 19.00

50 SŁÓW 50 SŁÓW ZOMBI ZOMBI CUDOWNA TERAPIA KLAUS - OBSESJA MIŁOŚCI KLAUS - OBSESJA MIŁOŚCI ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA

KWIECIEŃ 2022 09 sobota 10 niedziela 11 poniedziałek 24 niedziela 25 poniedziałek 27 środa 28 czwartek

MAJ 2022 10 wtorek 11 środa 12 czwartek 13 piątek 21 sobota 22 niedziela 31 wtorek

CZERWIEC 2022 02 czwartek 03 piątek 05 niedziela 06 poniedziałek 12 niedziela 22 środa 23 czwartek 25 sobota 26 niedziela

Zarząd Fundacji Kamila Maćkowiaka zastrzega sobie prawo do zmian. Sprawdź aktualny repertuar na www.fundacjamackowiaka.org.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.