FormatE1 - Równowaga

Page 1


zdj. Jakub Tomaszewski

Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy,

Przed Wami kolejne wydanie naszego czasopisma studenckiego. Jego tematem przewodnim jest „równowaga”. Jak ważne jest zachowanie balansu w różnych aspektach dzisiejszego świata.

W obecnym numerze możecie znaleźć nowy dział – „strefa sztuki”, gdzie będziemy prezentować prace studentów chcących podzielić się swoimi talentami plastycznymi, czego na naszym wydziale nie powinno zabraknąć. Zaczynamy również publikować cykl pt. „Fikcyjne Miasta” autorstwa doktoranta Pawła Floryna, którego prace można znaleźć m.in. w Galerii Prozy.

Kolejnym nowym elementem w naszym czasopiśmie są artykuły studentów z innych uczelni wyższych. Będziemy starać się przybliżać Wam różne poglądy młodych ludzi na temat architektury i urbanistyki oraz zwracać Waszą uwagę na tematy istotne dla innych części zarówno Polski, jak i świata.

Cieszymy się, że chcecie współtworzyć z nami „Format E1” i dzielicie się swoimi przemyśleniami.

W dalszym ciągu zachęcamy do dołączenia do naszego zespołu redakcyjnego. Jeśli macie ciekawy temat i chcecie podzielić się z innymi swoim spojrzeniem na niego – napiszcie do nas.

Jeśli nie boicie się wyjąć swoich rysunków z szuflady, chcecie pokazać swój pomysł innym – skontaktujcie się z nami.

Życzymy miłej lektury,

Redaktor naczelna Aleksandra Wasilenko

Opiekun naukowy KN HŚM dr inż. arch. Jerzy Łątka

© Copyright by Oficyna Wydawnicza Politechniki Wrocławskiej, Wrocław 2019

OFICYNA WYDAWNICZA POLITECHNKI WROCAWSKIEJ Wybrzeże Wyspiańskiego 27, 50-370 Wrocław

ISBN: 978-83-7493-098-7

Zespół Redakcyjny

(od lewej Agnieszka Gogół, Aleksandra Wasilenko, Jerzy Łątka, Edyta Naworska, Anton Budas, Alicja Lorenc, Weronika Abramczyk, Kinga Niewczas)

Zdjęcia redakcji wykonała Agenda Fotograficzna SpAF

Czy misja ratuje przed zawodem?

Podsumowanie debaty

O miastach bez samochodów i Nowym Urbanizmie BIM –

Balance In Model

Cykl

Fikcyjne miasta

Paweł Floryn

Równowaga w przestrzeni miejskiej

Zaburzona równowaga w świecie owadów zapylających 17

Od krzesła do miasta –zrównoważenie w sztuce i habitacie

19 21 23

Strefa Sztuki Studenckiej Post apartheidowa (nie)równowaga w Republice Południowej Afryki

Nowa równowaga

Tułowic

Architektura wykluczeń

Stan urbanistyczny –krytyczny?

Na przejażdżkę z panem Bergiem

43 Farming Cities: Back to Local Komiks

Czy misja ratuje przed zawodem?

Podsumowanie debaty

Praca architekta to coś więcej niż tylko projektowanie budynków i spełnianie oczekiwań inwestorów. Jesteśmy przedstawicielami zawodu zaufania publicznego i jako tacy mamy do odegrania istotną społeczną rolę. Przygotowanie do niej powinno zacząć się już w czasie studiów. Nie jest to łatwe i nie znajdziemy wielu wskazówek w programie nauczania. Dlatego każdy adept architektury powinien znaleźć złoty środek pomiędzy wysiłkiem wkładanym w zdobywanie ECTSów a zaangażowaniem w dodatkowe, ponadprogramowe aktywności, które pozwolą mu odnaleźć swoją własną drogę. Swoją misję.

Takie wnioski płyną z debaty „Architektka/Architekt – zawód, a może misja?”. W ramach Nocy Muzeów i Dnia Wydziału Architektury 18 maja 2019 roku Archibox znów stał się centrum dyskusji o studiach i pracy architekta. W debacie wzięli udział przedstawiciele środowiska architektów, naukowców i aktywistów.

Józef Franczok (PORT Architekci) i Bartosz Kowal (PROLOG) podkreślali rolę architektury, a co za tym idzie –architektów, w dynamicznie zmieniającym się świecie. Ogromny wpływ działalności człowieka na środowisko naturalne sprawia, że musimy poszukiwać form

i materiałów, a co najważniejsze sposobu organizacji struktur miejskich w taki sposób, by przede wszystkim redukować konsumpcję zasobów naturalnych, ale również zasobu jakim jest energia i czas pojedynczego użytkownika architektury. Drugą grupą zmian są te zachodzące w strukturze społecznej. Z jednej strony, na co zwróciła uwagę dr Anna Berbesz (WA PWr), ludzie skłaniają się ku nomadycznemu, samotniczemu trybowi życia, co wiąże się ze zmianą oczekiwań wobec architektury czy w ogóle sposobu zamieszkiwania. Wyzwaniem jest tutaj jej mobilność i adaptacyjność. Jednocześnie musimy myśleć o niej jak o elemencie więziotwórczym, który odgrywa ważną rolę w zawiązywaniu się lokalnych społeczności. Zdaniem rozmówców architekt musi poszukiwać rozwiązań inkluzywnych, dostępnych i nie wykluczających żadnych grup oraz zapewniających infrastrukturę i przestrzeń do działania małych wspólnot. Na pierwszy rzut oka rodzi to oczywisty konflikt z inwestorem/fundatorem, który dąży z założenia do osiągnięcia największego zysku przy najmniejszym koszcie. Naturalną rolą architekta jest tutaj bycie pośrednikiem między użytkownikiem a inwestorem i reprezentowanie interesu tego pierwszego, który nie zawsze bierze udział w procesie inwestycyjnym, a często ponosi koszty oszczędzania na jakości przestrzeni.

Kolejny wymiar misji wiąże się z powszechnością naszej dziedziny. Decyzje związane z kształtem naszego otoczenia podejmowane są przecież nie tylko przez projektantów, ale obejmują całe spektrum działań związanych z architekturą od malowania elewacji domu jednorodzinnego po urzędnicze decyzje o lokalizacjach wielkich inwestycji. W związku z tym architekci mierzą się z kolejnym zadaniem, jakim jest edukacja architektoniczna i urbanistyczna.

Punkt widzenia miejskich aktywistów

przedstawił Robert Gacek z Akcji Miasto. Zwrócił on uwagę na użyteczność umiejętności zdobywanych podczas studiów architektonicznych. Wystąpił też z apelem o przyłączanie się studentów do działań aktywistów. Projektując wizje rozwoju miasta czy zmian przestrzennych na danym terenie, nieraz brakuje im specjalistów, którzy potrafią ich plany przelać na język rysunku czy zmienić w obraz. Wrocławskie grupy aktywistów składają się z zapaleńców reprezentujących różne branże, a architektki i architekci są tam szczególnie mile widziani. Z takiej współpracy mogą wynieść bezcenne doświadczenia oraz niebanalne pomysły na projekty studenckie czy konkursowe.

Misyjny wymiar zawodu architekta jest niejednokrotnie związany z koniecznością pójścia pod prąd, wbrew komercji i pogoni za zyskiem. Aktualne jest pytanie, czy architekci mają współcześnie w Polsce pozycję pozwalającą na takie działanie? W latach powojennych ta grupa zawodowa należała przecież do najmocniej

Plakat reklamujący debatę, autor: Rafał Golczyk

wpływających na przemiany społeczne i kształtowanie nowego stylu życia. Czy dzisiaj posiada ona uprawnienia do wytyczenia nowych trendów? Zdaniem Piotra Zybury (Arch_it), aby możliwa była realizacja misji architektów potrzebna jest głębsza konsolidacja środowisk architektonicznych. Większe zaangażowanie w sprawy publiczne i wywieranie wpływu chociażby na jakość stanowionego prawa krajowego i miejscowego, które tworzy przecież ramy dla powstawania architektury. Możliwości wpływu architektów na rozwój przestrzenny pokazuje choćby powstająca na naszych oczach dzielnica

Nowe Żerniki, która jest efektem marzenia i inicjatywy grupy projektantów.

Podwaliny pod misyjną pracę architektów kładzie się już na studiach poprzez zaangażowanie w koła naukowe, inicjatywy oddolne i życie lokalnych społeczności. Znalezienie równowagi między wkładem w samo studiowanie a dodatkową aktywnością może w przyszłości zaowocować tym, że nasz zawód nie sprawi nam zawodu.

Autor: mgr inż. arch. Maciej Pilny

Archibox podczas debaty, fot. Tomasz Jaworowski

O miastach bez samochodów i

Nowym Urbanizmie

W dzisiejszych czasach coraz większą uwagę zwraca się na ochronę środowiska, jednak mimo tego wiele osób nadal zapomina, jak szkodliwe dla naszej planety jest korzystanie z samochodów jako głównego środka komunikacji.

Według badań, corocznie około 20% światowej emisji dwutlenku węgla powstaje właśnie na skutek używania tych pojazdów.

Z tego powodu coraz częściej mówi się o ruchu „car-free”, którego celem jest nie tylko zmniejszenie zanieczyszczenia powietrza, ale również poprawa bezpieczeństwa wśród mieszkańców. Sama idea zaczęła się rozwijać pod koniec XX w. Początkowo obejmowała mniejsze miasta, takie jak York(1987), Lubeka(1989) lub Akwizgran(1991), jednak w ciągu ostatnich lat dołącza do nich coraz więcej stolic państw europejskich.

Madryt dotychczas stopniowo zabraniał starszym modelom aut wjazdu na teren miasta. Gdy w grudniu ubiegłego roku wprowadzono pierwsze restrykcje, ruch na najbardziej zatłoczonej ulicy spadł o 1/3. Według założeń od 2022 roku po mieście będą mogły poruszać się wyłącznie pojazdy elektryczne lub hybrydowe. Władze przewidują, że zmniejszy to ilość samochodów o 20%.

W Paryżu pierwszą niedzielę każdego miesiąca ustalono dniem, w którym większa część miasta jest zamknięta dla ruchu samochodowego w godzinach od 10 do 18. Wyjątkami są pojazdy okolicznych mieszkańców, dostawy, transport publiczny, taksówki, opiekunowie, personel naprawczy oraz osoby uczestniczące w nabożeństwach. Muszą oni jednak wjeżdżać przez wyznaczone punkty dostępu oraz nie przekraczać prędkości 20 km na godzinę. Ponadto w dni powszednie zakazane jest poruszanie się po mieście samochodami wyprodukowanymi przed 1997.

Oslo aktualnie dąży do neutralizacji emisji dwutlenku węgla do 2030 roku. Na początku tego roku zakończono szereg działań mających na celu ograniczenie liczby samochodów w centrum norweskiej stolicy. Ponad 700 miejsc parkingowych przerobiono na ścieżki rowerowe lub parki kieszonkowe, a także zablokowano ruch samochodowy na wielu ulicach. Pierwotnie planowano również trwale zakazać wjazdu do centrum, jednak ze względu na pewne utrudnienia plan ten zostanie zrealizowany dopiero w roku 2020.

W Londynie za możliwość wjechania do ścisłego środka miasta zapłacić trzeba

opłatę w wysokości 11.50£. Zgodnie z doniesieniami rządowej agencji transportu miejskiego wprowadzenie takiego rozwiązania w 2003 roku spowodowało spadek liczby pojazdów w centrum aż o 30%. Dodatkowo we wrześniu bieżącego roku odbył się London Car Free Day 2019, którego celem było zaszczepienie idei cyklicznych dni bez ruchu samochodowego. Według organizatorów podobne wydarzenia w przeszłości skutkowały obniżeniem poziomu zanieczyszczeń nawet o 89% w niektórych częściach miasta.

Jednak czy eliminacja ruchu samochodowego może zostać przeprowadzona z dnia na dzień? Jakie są tego konsekwencje i czemu tak wiele miast nadal nie podjęło żadnych kroków w tym kierunku?

Niestety zredukowanie ilości aut na ulicach nie polega tylko na wprowadzeniu zakazu wjazdu. Decyzja ta musi być wprowadzana etapami, które wymagają odpowiednich przygotowań, a także szeregu czynności, które muszą po nich nastąpić. Każde działanie powinno być dokładnie zaplanowane, aby mieszkańcy mogli przystosować się do nowych restrykcji, a także mieli wystarczającą ilość udogodnień, które mogłyby być alternatywą dla jazdy samochodami. Na początku zacząć

należy od części miasta, żeby ludzie mogli oswoić się z ideą ruchu „car-free”. Dopiero później rozszerzyć obszar tych działań o kolejne dzielnice.

W ciągu wszystkich etapów wdrażania tej idei, rozbudowywana musi być cała infrastruktura transportu miejskiego, czyli nie tylko linie autobusowe czy tramwajowe, ale również systemy rowerów miejskich i sieci ścieżek rowerowych. Przestrzenie te mogłyby powstać na miejscu aktualnie istniejących dróg i parkingów, ponieważ obecnie stanowią one statystycznie 30–50% powierzchni obszarów zurbanizowanych. Na obrzeżach terenów zamkniętych dla aut konieczne byłoby wytworzenie parkingów Park&Ride oraz skomunikowanie ich z ważnymi punktami na mapie miasta. Innym podejściem jest zniechęcanie ludzi do korzystania z samochodów poprzez wprowadzanie opłat, ograniczeń prędkości lub sygnalizacji świetlnej dającej pierwszeństwo komunikacji miejskiej i rowerzystom.

Jednak ważnym czynnikiem, o którym nie można zapomnieć jest nastawienie ludzi do tej idei. Wiele osób będzie niechętnych do rezygnacji z korzystania ze swoich samochodów, jednak mentalność społeczeństwa się zmienia i obecnie coraz więcej młodych osób potępia używanie

samochodów na tak szeroką skalę. Ludzie ci wręcz przesadnie gloryfikują środki komunikacji publicznej, poprzez tworzenie memów, opisywanie swoich historii lub chwalenie się biletami okresowymi. Najpopularniejszą społecznością facebookową zrzeszającą takich ludzi jest licząca ponad 150 tysięcy użytkowników grupa o nazwie „New Urbanist Memes for Transit-Oriented Teens”. Jej akronimem jest Numtot i to właśnie w ten sposób członkowie tego środowiska określają siebie samych, społeczność, którą stworzyli, a także swój sposób życia.

Co ciekawe, zarówno nazwa, jak i tematyka grupy nawiązują do Nowego Urbanizmu, którego założenia obejmują marginalizację ruchu samochodowego w mieście. Nurt czerpie inspiracje z zasad projektowania urbanistycznego, które istniało przed powstaniem samochodów, a także przeciwstawia się modernistycznemu podejściu do projektowania miast po II Wojnie Światowej. Wszystkie jego założenia można powiązać z budowaniem poczucia wspólnoty wśród mieszkańców lub rozwojem praktyk dbania o środowisko.

Obecnie największą międzynarodową organizacją propagująca tę ideę jest założony w 1993 roku Kongres Nowego Urbanizmu (The Congress for the New

Urbanism(CNU)). Na swoim czwartym corocznym spotkaniu w 1996 zatwierdzili oni Kartę Nowego Urbanizmu (Charter of the New Urbanism), która zawiera 27 zasad tworzenia zrównoważonych dzielnic oraz budynków.

Najważniejszym założeniem idei Nowego Urbanizmu jest podział miasta na niewielkie obszary, z których każdy w swoim centrum posiada jakiś charakterystyczny obiekt lub przestrzeń. Takim głównym punktem może być plac, park lub rozpoznawalne miejsce skomunikowane z resztą miasta. Większość mieszkań znajdujących się w mieście leży w odległości pięciu minut spacerem od najbliższego centrum (około 400 metrów), a w konkretnym obszarze nie są one ograniczone do jednej typologii zabudowy, tak, aby każdy mógł znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce do życia. Na obrzeżach takich dzielnic znajdują się sklepy, biura i usługi, a na środku, w okolicach centrum, budynki użyteczności publicznej. Każde mieszkanie ma w swoim pobliżu (do 250 metrów) co najmniej jeden plac zabaw. Ulice są ułożone w ortogonalną siatkę, w której żadna z nich nie jest priorytetyzowana. Ponadto są one dosyć wąskie i zacienione, ograniczone rzędami drzew, a jakiekolwiek parkingi znajdują się tylko na podwórkach. Wytwarza to przestrzeń ukierunkowaną na ruch pieszy i rowerowy, zamiast samochodowego.

Skutkiem wprowadzenia tych założeń jest stworzenie zrównoważonego miasta, w którym nie ma podziału na centrum i przedmieścia, a każdy mieszkaniec może spokojnie żyć bez konieczności używania samochodu. Takie rozwiązania należy jednak wprowadzać małymi krokami. Wyłączenie ruchu samochodowego w części miasta na pewno jest jednym z nich.

Autor: Michał Sobol Koło Naukowe: Cardo

lodz.naszemiasto.pl 30.08.2019

BIM –

Balance In Model

Architekci od zawsze musieli mierzyć się w swojej twórczości z zachowaniem równowagi między wieloma aspektami, takimi jak: własna wizja a oczekiwania inwestora, racjonalność a innowacyjność, funkcjonalność a dekoracyjność. Z uwagi na pojawiające się nowe problemy i wyzwania stojące przed projektantami lista tych dylematów ciągle się powiększa. Możemy do nich zaliczyć między innymi utrzymanie na racjonalnym poziomie wpływu na środowisko, komfort użytkowników, czas i koszty realizacji. Wiąże się to z optymalizowaniem procesu projektowania i powstawania budynków. By znaleźć najlepsze rozwiązanie dla wszystkich tych kwestii, niezbędna jest informacja. Z rysunku płaskiego możemy odczytać ich wiele, ale w związku z rosnącymi oczekiwaniami wobec architektury, stają się niewystarczające.

Ostatecznie w programach 2D linia pozostaje tylko linią, nie dając parametrów pozwalających obliczyć automatycznie choćby ilości zużytych materiałów czy współczynniki przenikalności elementów. Z tego powodu coraz częściej współcześni projektanci sięgają po programy typu BIM. Odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” jest wiele, jednak jedną z najważniejszych jest to, że stworzony model jest prawdziwym skarbcem informacji o projekcie,

a do tego wszystko mamy w jednym miejscu.

BIM pozwala nam na utrzymanie spójności i równowagi pomiędzy zbieraniem, analizowaniem i dostarczaniem danych przechowywanych w centralnym wirtualnym modelu. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że elementy w dokumentacji tradycyjnej z użyciem programu 2D i choćby arkuszy kalkulacyjnych też można połączyć, jednak często występują błędy w zgodności między tymi plikami. W przypadku BIM nie ma możliwości pojawienia się takich problemów przez

ciągłą i trwałą synchronizację. Interpretacja zebranych danych jest także ułatwiona i przyspieszona, ponieważ istnieje wiele dodatków czy programów powiązanych z oprogramowaniem BIM dedykowanych konkretnym zadaniom. Pozwala to za pomocą kilku kliknięć obliczyć ilość materiałów, zużycie wody, przeprowadzić szacunek energetyczny lub analizy akustyczne i nasłonecznienia.

Optymalizacja procesu jest możliwa dzięki ułatwionej i zrównoważonej komunikacji między jego uczestnikami. BIM pozwala wszystkim pracować jednocześnie

oprac. Daria Janik

na jednym modelu z ciągłym dostępem do informacji. Dzięki temu są oni w stanie lepiej dostosować swoje rozwiązania do tego, co robią inni. Umożliwia to płynną współpracę i uniknięcie wielu kolizji związanych z wprowadzeniem zmian do pliku. Jest to również oszczędność czasu, który byłby poświęcony na poprawienie błędów. Przy zastosowaniu odpowiednich narzędzi związanych z oprogramowaniem BIM możemy w szybki i łatwy sposób sprawdzić projekt pod kątem wymagań technicznych, prawnych oraz innych parametrów, zapobiegając wielu nieprawidłowościom. Dobrze wykonany model daje podstawę do stworzenia harmonogramu uwzględniającego przygotowanie elementów, dostawy materiałów czy zarządzanie zasobami ludzkimi. Opracowanie takiego planu znacznie usprawni proces powstawania budynku.

Tutaj ujawnia nam się kolejna zaleta BIM, którą jest zgodność między tym, co jest w komputerze, a rzeczywistością, dlatego że każdy element modelu jest odpowiednikiem rzeczywistego elementu budynku, i jak powiedział Benjamin Marks: „BIM pozwala zrobić to, co pozwala stworzyć budownictwo”. Zastanawiając się nad jego słowami, pojawia się pytanie, co z równowagą pomiędzy technologią i wyobraźnią?

Niektórzy zarzucają tego typu programom za mocną automatyzację przez choćby sugerowanie układu domyślnych warstw w stropach czy ścianach, a także sztywność rysowania, która może ograniczać swobodę twórczą.

Uważam, że w tej kwestii nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Wszystko zależy od potrzeb i preferencji. Trzeba podkreślić mimo wszystko fakt, że BIM jest kluczem do zrównoważonej przyszłości architektury. Nie można jednak oddawać mu całkowitej kontroli, bo najlepszym miejscem do jej tworzenia jest wyobraźnia, której technologia (jeszcze?) nie posiada.

http://www.pc.gov.au/inquiries/completed/infrastructure/submissions

Autor: Daria Janik

Koło Naukowe: BIMiś

Cykl

Fikcyjne miasta

Paweł Floryn

Paweł pracuje w biurze jako architekt i pisze pracę doktorską o użytkowej grubości ścian. W wolnym czasie maluje Obrazki Lastriko i wymyślone miasta. Autor projektów nagradzanych w konkursach studialnych i realizacyjnych.

Cykl rysunków „Fikcyjne miasta” przedstawia układy urbanistyczne wymyślone lub przetworzone przez autora. Miasta inspirowane są ulubionymi miejscami, budynkami, podróżami, ideami czy wzorami geometrycznymi. Wspólną cechą układów jest czytelna zasada, według której zorganizowano przestrzeń. Dla autora ważne jest zawarcie w ilustracjach różnych przykładów z teorii i historii architektury, które są ze sobą zestawiane w nieoczywisty sposób. „Fikcyjnych miast” nie należy rozpatrywać jako wzorcowych projektów. Są one przede wszystkim fantazjami, które nie mają wiele wspólnego ze skomplikowanymi i długotrwałymi procesami powstawania prawdziwego miasta.

Paweł Floryn - Fikcyjne miasta - równowaga

Zaburzona równowaga w świecie owadów zapylających. Uwzględnianie ich w procesie projektowym

Owady zapylające są niewielką częścią biocenozy, lecz niezwykle kluczową w całym ekosystemie. Nie bez znaczenia pozostaje ich wpływ na gospodarkę człowieka.

Coraz częściej zwraca się uwagę na problemy pszczół, ich intensywnie spadającą populację na całym świecie. Rzadko jednak zastanawiamy się, iż pszczoła miodna to jeden z wielu różnorodnych gatunków zapylaczy.

W ostatnich latach czasopismo naukowe Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America (PNAS) przeprowadziło na pięciu kontynentach szereg badań ukierunkowanych na owady zapylające. Uczestniczyła w nich także Polska. Pozyskane informacje są bardzo ważne w kwestii zapylania roślin kwitnących i utrzymania ów gatunków.

„W 39 badaniach wykazaliśmy, że owady inne niż pszczoły są skutecznymi zapylaczami, zapewniając 39% wizyt w uprawach kwiatów. Konieczna jest zmiana perspektywy z punktu widzenia wyłącznie pszczół do oceny różnorodności biologicznej zapylaczy uprawnych i wartości ekonomicznej zapylania.”

Owady zapylające rośliny to również rozmaite gatunki muchówek, motyli, motyli nocnych, zawisaków, trzmieli, chrząszczy czy choćby mniej znana pszczoła murarka.[fot. 1-9]

Zapylanie kwiatów przez inne gatunki niż pszczoły jest niezwykle istotne, nie tylko ze względu na podwyższoną ilość zbiorów z upraw. Dla przykładu jeden trzmiel ziemny jest bardzo produktywny: „Budowa i kształt ciała tych pożytecznych owadów umożliwia bardzo efektywne przenoszenie pyłku. (…) Przez zaledwie minutę trzmiele mogą oblecieć nawet do 30 kwiatów.”

O pożyteczności pszczół dyskutuje się od dawna. „Albert Einstein zwykł mawiać, że gdy zginie ostatnia pszczoła, człowiekowi pozostaną cztery lata życia. (…) – Co trzecią łyżkę jedzenia zawdzięczamy pszczołom. Dzięki nim paszę mają również zwierzęta – mówi Tadeusz Sabat, szef Polskiego Związku Pszczelarskiego.”

Przez ostatnie lata owady są narażone na coraz bardziej powszechne środki chemiczne chroniące rośliny przed szkodnikami bądź środki przeciwko chwastom na polach. Ich sytuacji nie poprawiają atakujące co roku choroby pasożytnicze, wirusowe czy spowodowane bakteriami (szczególnie w przypadku pszczół miodnych).

Rosnąca liczba zabieranych terenów łąk, obszarów porośniętych ziołami i roślinami kwitnącymi czy wrzosowisk stale zmniejsza populację wszystkich owadów zapylających, które są niezbędnym ogniwem w funkcjonowaniu całego ekosystemu. I nie chodzi wyłącznie o wymieranie gatunków roślin, ale również o ptaki, dla których owady są niezbędnym pokarmem.

Zaczęto tworzyć programy samorządowe, akcje i fundacje chroniące pszczoły. Organizacje zwiększają ich populacje, przeprowadzają badania związane z podwyższeniem odporności ich zdrowia,

uświadamiają i zachęcają, aby troszczyć się o te owady.

Na terenach miast powoli wprowadza się obszary „łąk” czy miejskie pasieki. W samym Wrocławiu od kilku lat instaluje się ule na stropodachach różnych budynków obiektów publicznych i są plany na kolejne. „Rada Miasta w 2016 roku wyraziła zgodę, by na terenie Wrocławia była możliwość hodowli pszczół. Od tego czasu w mieście powstaje coraz więcej tego typu pasiek. (…) Ule stanęły na dachu Urzędu Wojewódzkiego, Teatru Muzycznego Capitol, w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Wrocławskiego i na dachu Wroclavii.„

Coraz więcej państw dostrzega problemy z malejącą liczbą owadów zapylających. We Francji od kilku lat obsiewa się pobocze roślinami kwitnącymi. W wielu krajach Unii Europejskiej powoli wycofuje się trujące substancje szkodzące pszczołom i zachęca do rozwiązań przyjaznych środowisku.

Zamiast sztucznych, często nieefektywnych zapyleń, w uprawach tunelowych wsiedla się trzmiele ziemne.

UWZGLĘDNIANIE OWADÓW W PROCESIE PROJEKTOWANIA

Niezależnie czy jesteśmy wierni idei zrów-

Rusałka pokrzywnik wraz z pszczołami miodnymi na jeżówce purpurowej, zdj. Martyna Wujak

noważonego rozwoju, czy obojętni, to jako projektanci zawsze powinniśmy uwzględniać środowisko naturalne, w tym owady. W jaki sposób? Przykładowo:

> Racjonalne zagospodarowanie terenu Istotne jest strefowanie funkcji terenu, aby wszyscy jego użytkownicy – zarówno ludzie, jak i niewielkie osobniki fauny –mogli korzystać z niego komfortowo. Stworzenie m.in. „strefy matecznikowej”, gdzie ingerencja człowieka jest niewielka, umożliwi owadom bezpieczne schronienie. Uwzględnianie bioróżnorodności jest niezwykle ważne (szpalery z jednego gatunku są mniej efektywne dla stworzenia

namiastki środowiska naturalnego). Strefy dzikiej roślinności coraz częściej spotyka się w parkach. Wydzielenie danego obszaru np. na łąki przekłada się na rzadsze koszenie terenu czy sianie gatunków roślin łąkowych.

>Nasadzenia roślin miododajnych na terenach projektowanych, stropodachach zielonych z łąkami kwietnymi

Im więcej gatunków rodzimych, tym efektywniejsza jest kompensacja przyrodnicza terenu, a owadom łatwiej zaadaptować się w nowym otoczeniu.

Szeroka gama wyboru ziół, bylin i krzewów miododajnych sprzyja owadom oraz zapewnia wysokie walory estetyczne, co stanowi obopólne korzyści dla człowieka, jak i biocenozy.

> Tworzenie oraz instalacja „domków” dla owadów

Domki dla owadów nie wymagają skomplikowanej konstrukcji. Mogą przybierać różnorodne, atrakcyjne formy. Warto wykorzystać w nich materiały recyklingowe. Po wykonaniu stelaża, np. z desek, w komorach można umieścić stare pustaki z ceramiki poryzowanej, cegły dziurawki, przyciętą słomę, trzcinę, deski z nawierconymi niewielkimi otworami, mech zabezpieczony siatką itp. Domki ustawia się w ustronnych, suchych miejscach, osłoniętych od wiatru i znajdujących się blisko roślin kwitnących, traw,

krzewów, najlepiej w lokalizacjach mało dostępnych dla ludzi.

> Instalacja uli

Adekwatnym rozwiązaniem jest również umieszczanie pasiek dla pszczół miodnych na obszarach o różnorodnej funkcji. Instalacja uli powinna mieć miejsce nie tylko w obrębie terenów podmiejskich i wiejskich, ale również w centrum miast, na dachach biurowców bądź budynków obiektów publicznych. Istnieje na rynku coraz więcej firm, organizacji, które chętnie instalują oraz dbają o pasieki, w zamian za udostępnienie powierzchni do ich umieszczenia. Kwestia ta jest bardzo ważna i warta dyskusji z inwestorem w procesie projektowym.

***

W obecnych czasach ciągłego pośpiechu często zapominamy o Matce Naturze. Szkodzimy jej. Zanieczyszczamy. Pamiętajmy, że trując przyrodę, trujemy siebie i przyszłe pokolenia. Warto dbać o środowisko naturalne. O drobne owady również.

Autor: inż. arch. Martyna Wujak

Koło Naukowe: eko_studio Artykuł sporządzany pod pieczą opiekuna KN eko_studio dr hab. inż. arch. Anny Bać,

Trzmiel ziemny na ostróżce ogrodowej, zdj. Martyna Wujak
Trzmiel ziemny na ketmii syryjskiej, zdj. Martyna Wujak
Listkowiec cytrynek na jeżówce purpurowej, zdj. Martyna Wujak

Od krzesła do miasta –zrównoważenie

w sztuce i habitacie

HABITAT NOW to nowe studenckie koło naukowe działające pod okiem dra inż. arch. Wojciecha Januszewskiego. Swoją działalność rozpoczęliśmy z początkiem semestru letniego roku akademickiego 2018/19. Pomimo tak krótkiego stażu mamy przyjemność przedstawić Wam owoc naszej pracy w postaci wystawy przygotowanej na Dzień Wydziału Architektury, który odbył się w Muzeum Architektury podczas Europejskiej Nocy Muzeów.

Inspiracją przy tworzeniu naszej pierwszej wystawy była twórczość De Stijl –ugrupowania artystycznego założonego w 1917 roku przez Theo van Doesburga i Pieta Mondriana, skupiającego artystów reprezentujących neoplastycyzm.

Ideą De Stijl było uzyskanie całkowitej syntezy dotychczasowych sztuk plastycznych, dlatego artyści porzucili malarstwo przedstawieniowe na rzecz kompozycji złożonych z linii pionowych i poziomych oraz barw podstawowych. Kierunki i kolory miały znaczenie symboliczne i wyrażały elementarne składniki rzeczywistości. Głównym celem artysty było poszukiwanie równowagi w przeciwstawnych układach, a przez to odnalezienie harmonii w świecie i budowanie jej dzięki sztuce. Dlatego malarstwo De Stijl, a w dalszej

kolejności również architektura i wzornictwo, są manifestem zrównoważenia –w jego najgłębszym znaczeniu.

Naszym zadaniem było zaprojektowanie architektury, bazując na założeniach grupy De Stijl oraz na haśle „Od krzesła do miasta”. Myśl ta pochodzi od holenderskiego architekta Jaapa Bakemy, który w ten sposób określał sferę habitatu obejmującą wszystkie skale przestrzenne. Bakema jest również twórcą koncepcji grupy wizualnej, która jest przeniesieniem idei De Stijl do urbanistyki. Bazując na wspomnianych wyżej założeniach,

stworzyliśmy projekt zrównoważonego habitatu w trzech uzupełniających się skalach – wzornictwa, architektury i urbanistyki.

Pierwszym krokiem było podzielenie się na trzy grupy zajmujące się wyżej wymienionymi tematami.

Pomimo tego rozbicia niezwykle ważna okazała się współpraca całego zespołu. Grupa tworząca domy jednorodzinne czy szeregowce musiała ściśle współdziałać z osobami zajmującymi się urbanistyką, czy też odpowiedzialnymi za wzornictwo, tak aby projekt tworzył spójną całość.

zdj. Sebastian Szostek, Przemysław Ruta, Karolina Kwiecień

W rezultacie udało nam się zaprojektować kilka ciekawych mebli, dla których inspiracją było słynne krzesło Gerrita Rietvelda, domy jednorodzinne, domy w zabudowie szeregowej oraz punktowiec. Powstała także propozycja urbanistyczna bazująca na tych obiektach.

Dużym wyzwaniem było zaprojektowanie zabudowy mieszkalnej tak, by rzut nawiązujący do obrazu Pieta Mondriana okazał się również funkcjonalny. Wystawa była skierowana nie tylko do studentów architektury czy osób zaznajomionych z oznaczeniami technicznymi, ale przede

wszystkim do miłośników sztuki, dla których surowy rzut projektu nie byłby godny uwagi. Zdecydowaliśmy się bazować na obrazach, a jedynie poprzez poszukiwanie równowagi pomiędzy aspektami technicznymi i artystycznymi, stworzyć projekt zrównoważony, w pierwszym odbiorze będący kompozycją plastyczną, a dopiero po chwili przywołujący na myśl prawdziwą architekturę.

To samo dotyczyło wzornictwa czy urbanistyki. O ile w obrazach Mondriana linie pionowe i poziome nie spełniały żadnej funkcji, o tyle w naszych projektach nic nie mogło być przypadkowe. Poprzez zrównoważone posługiwanie się kierunkami poszukiwaliśmy harmonii w urbanistyce i funkcjonalności we wzornictwie. Barwy podstawowe pomogły nam podkreślić rozkład funkcjonalny, jak część komunikacyjna, zabudowa czy tereny zieleni, dzięki czemu architektura stała się bardziej czytelna w odbiorze.

Praca grupowa wyszła również poza kręgi naszego koła. Ciekawym doświadczeniem okazała się współpraca ze Studenckim Kołem Naukowym Traf-Barak. Dzięki ich zaangażowaniu nasz projekt można było oglądać w technologii VR.

Warsztaty połączyły przyjemne z pożytecznym – stworzyliśmy ciekawy projekt, podczas którego było nie tylko sporo grupowej pracy i zdobywania nowych doświadczeń, ale i wiele zabawy. Nauczyliśmy się, jak w zrównoważony sposób tworzyć architekturę nie tylko przyjemną dla oka, ale i funkcjonalną na co dzień. Chcemy, aby doświadczenia z warsztatów przeniosły się również na nasze indywidualne projekty.

Autor: Anna Wojtynia

Koło Naukowe: Habitat NOW

zdj. Sebastian Szostek, Przemysław Ruta, Karolina Kwiecień
zdj. Sebastian Szostek, Przemysław Ruta, Karolina Kwiecień
zdj. Sebastian Szostek, Przemysław Ruta, Karolina Kwiecień

Równowaga w przestrzeni miejskiej

Co kojarzy nam się z miastem? Duża liczba samochodów powodująca korki, powietrze zatrute spalinami i ludzie lawirujący między pojazdami. Gdzie w tym wszystkim jest równowaga? W mieście mieszkają ludzie, nie samochody, a wydaje mi się, że coraz częściej o tym zapominamy.

Polacy uwielbiają swoje samochody –w 2016 roku na 1000 Polaków przypadało 571 samochodów, czyli prawie dwie osoby na jeden samochód. Jest to wprawdzie wygodny środek transportu i daje duże poczucie niezależności, ale nikt nie widzi drugiej strony medalu. Negatywne skutki używania samochodów wyraźnie odczuwalne są w miastach.

Jeśli wyobrazimy sobie standardową ulicę w mieście, to znaczną część stanowi, często kilkupasmowa, jezdnia zamknięta ścianami budynków, bez przydrożnej zieleni. Taki układ powoduje, że jest szaro i nieprzyjemnie, a w całej tej przestrzeni nie widać miejsca dla Nas – pieszych. Pieszym jest każdy, kierowca samochodu również, ale kiedy siada za kierownicę zupełnie o tym zapomina. Często za wąskie chodniki zastawione są dodatkowo pojazdami. Osoba na wózku inwalidzkim czy rodzic z dzieckiem nie jest w stanie przejść między ścianą budynku a sznu-

rem zaparkowanych samochodów, nie wspominając już o wymijaniu się takich osób poruszających się w przeciwnych kierunkach. W miastach brakuje równowagi między pieszymi a samochodami – musimy zdawać sobie z tego sprawę i dążyć do zmian.

Wiele miast na świecie zmienia ulice w deptaki, ograniczając tym samym ruch samochodów. Najczęściej są to okolice głównych placów miejskich czy starówki. Coraz popularniejszy staje się też woonerf, czyli rodzaj ulicy w strefie zurbanizowanej, na której położono nacisk na wysoki poziom bezpieczeństwa, uspokojenie ruchu i wysokie walory estetyczne przy zachowaniu miejsc parkingowych i funkcji komunikacyjnej z priorytetem dla pieszych i rowerzystów. Bardzo dużo woonerfów spotkamy w Holandii, ale zaczęto je tworzyć i w Polsce. Takim przykładem jest m.in. ulica 6 sierpnia w Łodzi. Obecnie miasta projektowane są już jako przestrzenie przyjazne dla pieszych, jednak problem wciąż istnieje i należy zwrócić na niego uwagę. W 1962 roku eksperyment w stronę miasta dla pieszych podjęła Kopenhaga zamieniając główną Strøget, długą na ponad kilometr, na strefę wolną od samochodów. Pojawiło się wiele obaw co do zmiany organizacji ruchu na tym odcinku, głównie ze strony właścicieli lokali znajdujących się przy ulicy. „No cars means no customers, and no customers means no business.” – mówił właściciel lokalnej firmy. Lęk okazał się jednak niepotrzebny, ponieważ sklepy osiągały takie same lub nawet większe zyski. Ludzie powoli spacerujący w spokojnej okolicy kupowali więcej, niż podczas szybkiego przemieszczania się z punktu A do punktu B. Dodatkowo zakaz ruchu samochodowego zwiększył bezpieczeństwo i dał możliwość tworzenia żywych przestrzeni publicznych. Deptaki pozwoliły na swobodne spotkania i stworzyły miejsce dla rozwoju lokalnych społeczności. Zastosowane kroki zwiększyły potencjał życia publicznego w Danii,

na którego rozwój do tej pory Duńczycy nie mieli warunków. Ważnym aspektem w tworzeniu miast przyjaznych dla pieszych jest dobrze rozwinięta komunikacja miejska. Autobusy, tramwaje czy metro muszą dawać możliwość szybkiego i bezproblemowego dotarcia do wszystkich rejonów miasta. Transport publiczny powinien być zawsze lepszą alternatywą niż samochód. Natomiast dzięki rowerom miejskim i hulajnogom można dotrzeć tam, gdzie żaden inny pojazd nie ma możliwości.

Spośród polskich miast wyróżnia się Kraków, który w 2017 roku zredukował ilość miejsc parkingowych w centrum o 17%, a w 2018, jako pierwsze miasto w Polsce, podjął się stworzenia strefy niskoemisyjnej na Kazimierzu. Zaproponowano też wzrost opłat postojowych. Efekty widać już dziś, ponieważ komunikacji miejskiej używa aż 30% więcej mieszkańców, a ilość samochodów w centrum spadła o prawie 7%. Podjęte kroki były bardzo radykalne, ale wszyscy dostrzegli ich pozytywne skutki.

We Wrocławiu, z inicjatywy organizacji „Pieszy Wrocław”, również zaczęto zwracać uwagę na ograniczenia i utrudnienia stwarzane pieszym. Obecnie nie tylko rynek i jego bliska okolica przeznaczona

Główna ulica w Kopenhadze przed i po zmianach www.globaldesigningcities.org

jest wyłącznie dla pieszych. Jak możemy przeczytać w „Raporcie o ruchu pieszych we Wrocławiu”, miasto wyznaczyło sobie 9 celów, których realizacja pozwoli przechodniom poczuć, że miasto jest dla nich. Lepsza komunikacja zbiorowa, tworzenie brakujących przejść dla pieszych czy likwidacja barier architektonicznych to tylko niektóre z poruszonych aspektów.

Równowaga między samochodami a pieszymi w polskich miastach jest zachwiana i daleko nam jeszcze do innych europejskich ośrodków. Ważne jest jednak to, że zaczęliśmy zdawać sobie z tego

sprawę i działamy w stronę polepszenia panującej sytuacji. Zmiany w infrastrukturze miejskiej często przysparzają nam problemów w komunikacji, ale efekty poprawiają nasz komfort życia.

Niewiele jesteśmy w stanie zdziałać w kwestii równowagi przestrzeni miejskiej jako jednostka, ale jeśli możemy wybrać komunikację miejską zamiast samochodu, zróbmy to. Mniej samochodów jest nie tylko plusem dla miasta, ale przede wszystkim dla naszej planety Ziemi.

Autor: Anna Wilk Koło Naukowe: HŚM

Zdj. Getty Images/materiały prasowe

STREFA SZTUKI STUDENCKIEJ

“Kukurydze i krzemienie” Mikołaj Kałużny, instagram @florki98

@stara_kalon

Karolina Staroń, instagram

Post apartheidowa (nie)równowaga w

Republice

Południowej

Afryki

Kapsztad jest powszechnie uznawany za jedno z najpiękniejszych miast na świecie – od północy otacza je Góra Stołowa, wznosząca się na wysokość ok. 1000 m n.p.m., widoczna niemalże z każdego punktu w mieście, a od południa Ocean Atlantycki, przyciągający co roku setki tysięcy surferów. Miasto to jest pełne kolorów i muzyki, słońca i zapachów, a jednocześnie skrywa w sobie kilka tajemnic, o których przeciętnemu turyście nie będzie wiadomo. Aby je poznać i zrozumieć, trzeba spojrzeć na dzisiejszą sytuację społeczną i zapoznać się ze złożoną i burzliwą historią Kapsztadu.

Pierwsze osiedlenia w rejonie sięgają XVII wieku, kiedy holenderska megakorporacja East India Company , przemieszczająca się drogą handlową prowadzącą aż do Azji Południowej, założyła tam pierwsze ogrody i farmy. Uwagę handlowców i podróżników przykuła przede wszystkim żyzna gleba oraz formacja terenu – woda spływająca z Góry Stołowej sprawiała, że obszary były naturalnie nawadniane. W tamtym czasie zaczęto sprowadzać niewolników z rejonów Azji Południowo-Wschodniej, m.in. z Indonezji, Malezji czy samych Indii . Obok ogrodów rozwijało się miasto portowe, a w nim handel, przede wszystkim wełną oraz winem. Przyczyniło się to do rozwoju urbanistycznego tego

obszaru, jako że zaczęło powstawać wiele obiektów mieszkalnych, głównie wydzielonych ze sprzedawanych obszarów rolnych. Dopiero na początku XX wieku nastąpiło zjednoczenie okolicznych jednostek administracyjnych, które finalnie nazwano miastem. Wprowadzono również pierwsze prawo dotyczące obowiązującej linii zabudowy.

XX wiek przyniósł Republice Południowej Afryki nie tylko duży rozwój urbanistyczny. W 1958 roku, jeszcze pod panowaniem Imperium Brytyjskiego, Partia Narodowa wygrała wybory parlamentarne i wprowadziła ustrój społeczny inspirowany ideologią apartheidu . Zakładał on segregację rasową grup społecznych, opartych na przynależności etnicznej. Wyróżniono cztery główne grupy: „białych”, „czarnych”, „kolorowych” oraz „Azjatów”. Do „kolorowych” zaliczano niewolników pochodzących z rejonu Azji Południowej oraz Południowo-Wschodniej oraz czasami z innych obszarów kontynentu Afrykańskiego. Ideologia apartheidu przekłada się na różne aspekty życia codziennego. Najważniejszymi z jej założeń były: brak możliwości wchodzenia w związek małżeński pomiędzy ludźmi o różnych rasach, separowanie miejsc publicznych, takich jak parki, plaże czy środki transportu oraz ograniczenie dostępu do miejsc pracy.

W latach 60. rozpoczęły się również masowe wysiedlenia, które dotknęły głównie ludzi przypisanych do „rasy kolorowej oraz czarnej”. Niemalże z dnia na dzień, całe dzielnice znajdujące się w atrakcyjnej części miasta opustoszały, a ich mieszkańcy zostali przesiedleni nawet na odległość kilkudziesięciu kilometrów od centrum. Jedynym wyjątkiem jest dzielnica Bo Kaap, należąca do muzułmańskiej społeczności Cape Malay, która znajduje się w tzw. City Bowl – obszarze otoczonym przez Górę Stołową. Jednym z najbardziej znanych przykładów było zadeklarowanie w 1966 roku Dystryktu Szóstego (zamieszkałego w większości w tamtym czasie przez Hindusów) jako ekskluzywnego dla rasy białej. Później, w 1975 roku, nastąpiło przesiedlenie około 60 tysięcy „nie-białych” mieszkańców Kapsztadu do obszarów oddalonych o 25 km od centrum miasta.

Ustrój, opierający się na społeczno-politycznej doktrynie apartheidu, utrzymywał się w RPA przez prawie pięćdziesiąt lat. Jego skutki można odczuć do dziś, a najbardziej widoczne są te wynikające z przesiedleń. Obecnie w dalszym ciągu centralne obszary miasta zamieszkiwane są w dużej mierze przez „osoby białe” o wysokim statusie społecznym, na obrzeżach natomiast, w Townshipach –

Widok na obszar “City Bowl” z Table Mountain, zdj. Klaudia Dudzik

w których często znajdują się slumsy –żyją osoby należące do grup etnicznych „kolorowych” oraz „czarnych”. Niemalże każdy z takich rejonów można przypisać do konkretnej rasy.

Warto jednak spojrzeć na skutki zamieszkiwania obszaru oddalonego od centrum miasta. Przede wszystkim ogranicza to dostęp do miejsc pracy oraz do edukacji i jednocześnie zwiększa koszty transportu. Planowane pod przesiedlenia rejony nie zawsze miały zapewniony dostęp do usług, w tym także możliwość zaopatrywania się w potrzebne produkty żywno-

ściowe. W niektórych Townshipach nie było, a nawet do tej pory nie ma większych sklepów. Dodatkowo, mieszkańców często nie stać na dojazd do miasta. Rozwiązanie problemu znalazła grupa handlarzy, która zaopatruje się w towary, a następnie sprzedaje je w prywatnych sklepikach lub na ulicy po dużo wyższej cenie. W rezultacie osoby bezrobotne lub te o niskich zarobkach muszą wydawać na żywność więcej niż osoby w lepszej sytuacji materialnej. Podobnie jest z edukacją – szkoły znajdujące się na obrzeżach miast należą w większości do sektora publicznego i cierpią na

brak funduszy. Częstym widokiem są kraty w oknach bez szyb kontrastujące z nowym płotem kuloodpornym. Placówki o wysokim standardzie nauczania są z reguły prywatne i zazwyczaj niedostępne dla opisywanych grup społecznych. W ten sposób zamyka się koło, z którego bardzo ciężko jest uciec.

Przez tak silne segregacje w sferze przestrzennej, nastąpiło pogłębienie podziałów pomiędzy osobami przypisanymi do danej rasy. Nie pomogła przy tym szybka, trwająca już wiele lat urbanizacja Kapsztadu. Wiele osób pochodzących

Widok na Victoria & Alfred Waterfront z ZEITZ MOCAA MUSEUM, zdj. Klaudia Dudzik

z obszarów wiejskich w całym RPA, ale również z okolicznych krajów takich jak: Zimbabwe, Botswana czy Mozambik, migruje do miasta w poszukiwaniu lepszych możliwości ekonomicznych. Oczywiście zjawisko to obserwowane jest na całym świecie, ale dotyka szczególnie państw o dużych nierównościach społecznych. Na przykład dzielnica Dunoon, znajdująca się na północ od Kapsztadu, została zaprojektowana przez urbanistów dla około 3 tysięcy rodzin. Przewidziane zostały obiekty usługowe oraz placówki edukacyjne dla takiej liczby mieszkańców. W obecnym czasie w tym rejonie mieszka

ich 5 razy więcej. Na terenach należących do miasta, które przygotowane były pod budynki publiczne, osiedlili się samowolnie ludzie, stawiając blaszane chałupy (tzw. shacki), tworząc w dalszej kolejności rozległe slumsy. Sytuacja ta doprowadza jednocześnie do mniejszego poczucia odpowiedzialności społecznej, a zamiast niej pojawia się zjawisko prywatyzacji, wynikające m.in. z potrzeb określenia pewnych granic, które się tam powoli zatarły. Aby umożliwić np. odprowadzanie nieczystości postawiono przypisane toalety z dostępem do kanalizacji, po jednej dla kilku rodzin. Przypominają one

znane w Europie toi toie. Mimo tego, że miały być one współdzielone przez wiele osób, częstym widokiem są założone na nich kłódki i łańcuchy, które pokazują przywłaszczenie obiektów.

Po drugiej stronie medalu, niekoniecznie tej skrajnej, znajdują się tak zwane „odgrodzone osiedla” (z ang. gated communities). Zlokalizowane w okolicach centrum miasta oraz zamieszkane przez osoby o średnim i wyższym dochodzie, stanowią spory kontrast dla Townshipów. W tych sąsiedztwach każdy ma swoją bezpieczną strefę, wydzieloną wysokim na trzy metry płotem pod napięciem. Mało kto zna swoich sąsiadów, a aby móc się w jakikolwiek sposób zintegrować, organizowane muszą być specjalne wydarzenia lub projekty społeczne. Natomiast na obszarach podmiejskich publiczne i prywatne przestrzenie się przenikają, ziemia jest niczyja, a wyznaczanie własności jest trudne.

Na koniec pozostają pytania – czy uda się w Kapsztadzie osiągnąć równowagę społeczną? Jaką strategię należy opracować i jakich środków użyć, aby do tego doprowadzić? Miasto nie tylko mierzy się z wyzwaniem szybkiej urbanizacji, różnic klasowych, prywatyzacji oraz braku potrzebnej infrastruktury, ale przede wszystkim wciąż, głęboko w podświadomości i mentalności ludzkiej, zmaga się z pozostałościami po apartheidzie.

Autor: inż. arch. Klaudia Dudzik

Koło Naukowe: eko_studio

Artykuł sporządzany pod pieczą opiekuna KN eko_studio dr hab. inż. arch. Anny Bać, Prof. PWr

Dzielnica Bo Kaap, zdj. Klaudia Dudzik
Dzielnica Dunoon, zdj. Klaudia Dudzik

Nowa równowaga

Tułowic

Rozwój przemysłu w XIX w. w znaczący sposób wpłynął na przyspieszenie procesu urbanizacji. Wiele zakładów produkcyjnych kształtowało nowe miasta, przekształcało istniejące aglomeracje lub zmieniało wsie w ośrodki przemysłowe. Jednym z takich miast są Tułowice w województwie opolskim.

Tułowice uzyskały prawa miejskie w styczniu 2018 r. i mają bogatą historię związaną z intensywnym rozwojem przemysłu w XIX w. Choć początki osady sięgają połowy XV w., to momentem przełomowym w jej historii było rozpoczęcie wydobycia glinek ceramicznych i późniejsza produkcja fajansu. Od 1835 r. znaczący wpływ na kształtowanie się miejscowości miała rodzina Frankenbergów. Doprowadzono wówczas linię kolejową, stworzono podwaliny dla kultywowanej tu do dziś gospodarki leśnej. Tułowice u schyłku XIX w. były osadą przemysłową i wyróżniały się na tle pozostałych, typowo rolniczych gmin powiatu niemodlińskiego. Na początku XX w. inwestorzy z Turyngii, Schlegelmilchowie, założyli w Tułowicach nową fabrykę porcelany. W 1891 r. kupili teren usytuowany przy stacji kolejowej i wznieśli tam nowoczesny zakład, który przyczynił się do dalszego rozwoju miasta. Został on w 1904 r. wpisany do rejestru przedsiębiorstw.

Schlegelmilchowie wybudowali również inne nowe obiekty, takie jak dom dla kadry kierowniczej fabryki, osiedle domów pracowniczych czy kamienice z tanimi mieszkaniami dla robotników. Wszystkie te budynki przetrwały do czasów współczesnych i świadczą o dawnej świetności tułowickiej fabryki porcelany.

Od wieków miasta łączyły wiele funkcji: mieszkalną, społeczną, usługową i przemysłową. Dlatego przy rewaloryzacji miast poprzemysłowych ważne jest podjęcie konkretnych działań mających na celu ich zrównoważony rozwój, takich jak rewitalizacja obszarów zdegradowanych i dysfunkcyjnych, poprawa dostępności wysokiej jakości miejsc publicznych, mieszanie różnych form użytkowania terenu, popularyzacja środków transportu o jak najmniejszym wpływie na środowisko, rozwijanie zieleni miejskiej czy kształtowanie ładu przestrzennego.

W celu podjęcia dyskusji dotyczącej dalszego rozwoju Tułowic, w terminie

1 marca – 22 czerwca 2018 r. Koło Naukowe Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego „Industria” pod opieką naukową dr. inż. arch. Piotra Gerbera wraz z Urzędem Miejskim w Tułowicach, Wydziałem Architektury Politechniki Wrocławskiej oraz Fundacją Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska współorganizowało konkurs na projekt koncepcyjny centrum miasta. Patronatem objął go Polski Komitet Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego TICCIH. Od uczestników oczekiwano kreatywnych i przemyślanych wizji oraz zastosowania nowatorskich i niestandardowych rozwiązań dotyczących zagospodarowania poprzemysłowego obszaru.

W koncepcji należało przedstawić propozycje funkcjonalnej, dobrze skomunikowanej przestrzeni, która sprzyja integracji mieszkańców oraz umożliwia dostęp do ośrodków centrotwórczych (Urząd Miejski, dworzec, dom kultury, szkoła, sala widowiskowa, budynek Ochotniczej Straży

Pożarnej, fabryka porcelany) z uwzględnieniem elementów takich jak zieleń miejska i mała architektura. Istotnym celem konkursu było powiązanie nowo projektowanego centrum miasta z terenami rekreacyjnymi o wysokich wartościach przyrodniczych – Bory Niemodlińskie i staw Hutnik. Podczas opracowywania tematu należało odnieść się do inwestycji na terenie miasta oraz historycznej zabudowy o dużym znaczeniu kulturowym.

Przyznano następujące nagrody: I miejsce – Zofia Koszewicz i Anna Kraczkowska

II miejsce i wyróżnienie publiczności –Szymon Ciupiński

III miejsce – Magdalena Anders i Weronika Sypuła

Wyróżnienie jury – Karolina Wnuk i Dominika Chrząstek

Autorzy:

mgr inż. arch. Maria Czarnecka, mgr inż. arch. Aleksandra Kozaczek, mgr inż. arch. Agnieszka Nowicka mgr inż. arch. Gabriela Wojciechowska

Koło Naukowe: Industria

I miejsce

Zofia Koszewicz i Anna Kraczkowska

Główną zaletą nagrodzonego projektu jest sprzyjanie aktywizacji mieszkańców. Dzięki wydzieleniu rynku w miejscu ogródków działkowych zlokalizowanych przy głównej ulicy utworzono wielofunkcyjną przestrzeń. Ukształtowanie placu w formie amfiteatru zapewnia jego różnorodne wykorzystanie – może pełnić funkcję sceny podczas organizacji imprez, sezonowego targu, a zimą służyć jako lodowisko. Dodatkowym atutem projektu są mobilne, chowane w przestrzeń placu wielofunkcyjne meble miejskie, które można używać jako ławka, lada straganu lub leżak.

II miejsce &

wyróżnienie publiczności

Szymon Ciupiński

Projekt, który zajął drugie miejsce, otrzymał również nagrodę publiczności. Wykorzystano istniejącą trasę rowerową łączącą teren przy zamku z przestrzenią przy miejscach o ważnych funkcjach społecznych, takich jak ośrodek zdrowia, hala widowiskowa i budynek Ochotniczej Straży Pożarnej. Pracę wyróżnia zagospodarowanie terenu przyległego do pałacu oraz zaadaptowanie dawnej szklarni na miejską galerię, obok której zaprojektowano amfiteatr.

III miejsce

Magdalena Anders i Weronika Sypuła

Zaletą projektu, który zajął trzecie miejsce, jest aktywizacja terenów przy stacji kolejowej w odpowiedzi na potrzeby mieszkańców. Zaproponowano stworzenie miejsca przesiadkowego Park&Ride połączonego z dworcem kolejowym. Dodatkowymi atutami pracy są meble miejskie oraz pomniki i posadzki –elementy nawiązujące do tradycji przemysłowej miejsca.

Stan urbanistycznykrytyczny?

Jakość i ilość terenów zielonych jest jedną z głównych determinant postrzegania naszego życia w mieście. Codziennie nagłaśniana jest kwestia katastrofy klimatycznej, a jednym z elementów chroniących nas przed nagłymi kataklizmami i anomaliami pogodowymi jest dobrze zaprojektowana zieleń miejska. Głównymi czynnikami wpływającymi na klimat i jego zmiany są zanieczyszczenia, wilgotność i temperatura powietrza, warunki przewietrzania i korytarze powietrzne, ilość zieleni wysokiej i jej stan zdrowotny, poziom hałasu, stan zanieczyszczenia wód czy gleb oraz krajobraz miejski. Parametry te oddziałują również na zdrowie mieszkańców.

Niestety zieleń w polskich miastach nie zawsze jest kwestią priorytetową dla lokalnych władz i społeczeństwa. Według badań przeprowadzonych przez Fundację Sendzimira, inne elementy miejskiej przestrzeni, tj. parkingi czy budynki, są postrzegane jako ważniejsze. W związku z nieustającym głodem mieszkaniowym oraz wysokimi cenami gruntów w atrakcyjnych lokalizacjach, deweloperzy ograniczają procentowy udział zieleni rzecz maksymalnego wykorzystania każdego metra kwadratowego na zabudowę. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie –czy skutecznie zarządza się zielenią

https://tvs.pl/informacje/palmy-znow-na-rynku-w-katowicach-wielki-powrot-wideo

miejską w aspekcie jakości życia mieszkańców? Najwyższa Izba Kontroli w 2017 r. dokonała analizy i oceny efektywności ochrony takich terenów. Badania wykazały, że nieprzemyślana „betonizacja miast” jest powszechnym zjawiskiem w naszym kraju. Kontrolowano wówczas takie ośrodki jak m.in. Legnica, Wrocław, Warszawa, Łódź i Katowice. Raport NIK zawierał również elementarne wskazówki, jak lepiej zarządzać i chronić zieleń w polskich miastach. Do rekomendowanych działań należy wykorzystanie narzędzi, takich jak miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, tworzenie zielonych strategii czy organizowanie konsultacji społecznych.

Przyjrzyjmy się bliżej prężnie rozwijającej się stolicy Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii – Katowicom. Z jednej strony miasto chwali się inwestowaniem w zieleń na dużą skalę: zagospodarowanie terenów siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia NOSPR (Ogród Zmysłów, labirynt grabowy), sąsiadujące trawiaste dachy Międzynarodowego Centrum Kongresowego lub zespół małej architektury Rynku, na który składa się sztuczne przedłużenie rzeki Rawy i roślinność w donicach. Z drugiej strony mieszkańcy okolic Stadionu Akademii Wychowania Fizycznego protestują

przeciwko zabetonowaniu terenu stadionu i kortów tenisowych. Działania takie jak powstanie „okrąglaków” – biurowców w okolicach Parku Leśnego na Muchowcu, wycinka drzew w Parku Śląskim czy zabudowa bez planu zagospodarowania w całym mieście niosą za sobą szereg niedogodności dla mieszkańców. Natomiast przedsięwzięcia realizowane ze środków unijnych w centrum miasta są tylko złudzeniem o funkcjonowaniu miasta kandydującego do tytułu Zielonej Stolicy Europy.

Katowiczanie za pośrednictwem ruchów obywatelskich takich jak Mieszkańcy dla Katowic coraz częściej zaczynają sprzeciwiać się panującej polityce rujnującej ich podwórka. Przeprowadza się więcej konsultacji społecznych, promuje kampanie w mediach społecznościowych, sporządza petycje do Urzędu Miasta. Sprawa złego planu zagospodarowania terenu bulwersuje mieszkańców poszczególnych dzielnic i w wielu przypadkach jest to ostatni dzwonek na obywatelską interwencję.

Problem szybkiego rozwoju metropolii, bez zwracania uwagi na degradowanie przyrody, oczywiście nie dotyczy tylko Katowic. Ciekawą inicjatywą wykazali się Kopenhascy aktywiści, gdzie sytuacja

https://architektura.muratorplus.pl/zycie-w-architekturze/2015/ogrody-nospr/1284/

przedstawiała się niemalże lustrzanie. Dynamiczny rozwój stolicy Danii przyciągnął nowych obywateli, przez co wzrosło zapotrzebowanie na nowe lokale, co wykorzystali deweloperzy. Twórcy Save the Urban Trees przedstawili strategię interdyscyplinarnych działań. Zaczęli walczyć o stworzenie zespołu złożonego z urzędników, ekspertów i aktywistów, którzy przed rozpoczęciem prac budowlanych przez deweloperów zapewniliby odpowiednią ochronę istniejącej na terenie budowy zieleni. Jednocześnie podejmowali szereg działań, m.in. zaprojektowali interaktywną mapę, która ma w swojej bazie danych każde rosnące w mieście drzewo. Pierwszym sukcesem organizacji Save the Urban Trees było zrekompensowanie wycinki wysokiej zieleni w celu poszerzenia ścieżki rowerowej, po wcześniejszej nieudanej próbie zablokowania usunięcia drzew. Duńscy społecznicy zyskali na popularności, gdy kilkukrotnie zwyciężyli w walce z administracją, która, jak się okazało, często bardzo pochopnie akceptowała deforestację. Do walki o zieleń zaangażowali również mieszkańców oraz powołali indywidualnych opiekunów miejskich parków. Działania kopenhaskiej kooperatywy poskutkowały zrezygnowaniem władz miasta z używania soli zimą, zastępując ją droższymi, ekologicznymi mieszankami, które nie wyrządzają szko-

http://archinea.pl/mck-miedzynarodowe-centrum-kongresowe-w-katowicach-jems-architekci/

dy nie tylko drzewom, ale również psom czy pojazdom kołowym. Ponadto miasto zadeklarowało się, że do końca 2025 roku zasadzi 100 tys. nowych drzew.

Ekspansja miast jest faktem, a do wyeliminowania jej negatywnych skutków dla klimatu nie wystarczy kilka nasadzeń przed wyborami. Sukces duńskich aktywistów doskonale pokazuje, że do osiągnięcia pożądanych efektów potrzebna jest współpraca na tle międzybranżowym oraz zaangażowanie mieszkańców i władz miasta. Przełom może nastąpić jedynie, gdy zaczniemy od podejmowania sąsiedzkich inicjatyw, a dopiero później przejdziemy do realizacji wielkich masterplanów. Autor: Michalina Dębska

Koło Naukowe: Cardo

Na przejażdżkę

z panem Bergiem

Pudełko na kapelusze, gazomierz czy kosz na ziemniaki – tak koledzy Maxa Berga z rady miejskiej kąśliwie określali projekt Hali Stulecia. W miarę powstawania kolejnych etapów, budynek wydawał się im zbyt dziwaczny i monumentalny – krótko mówiąc, po prostu brzydki. Niemniej jednak kilka miesięcy wcześniej gorąco przyklaskiwali Maxowi Bergowi podczas jego prezentacji. Początkowy entuzjazm dość szybko opadł. Dziś autor tego „pudełka na kapelusze” doczekał się zabytkowego wagonu tramwajowego nazwanego jego imieniem, a do tego już niedługo, spacerując Podwalem, będziemy mogli wpaść na filiżankę kawy do nowo otwartej kawiarni – a pierwotnie baru mlecznego nad fosą projektowanego przez samego mistrza.

Swoją karierę rozpoczął od studiów architektonicznych na Uniwersytecie Technicznym w Charlottenburgu. Po ich ukończeniu zdobył uprawnienia inspektora budowlanego, co pozwoliło mu m.in. sprawować nadzór nad budową hali widowiskowej Festhalle we Frankfurcie, która po jego przybyciu do Wrocławia stała się inspiracją dla projektu Hali Stulecia. Był członkiem stowarzyszenia Deutscher Werkbund, do którego należała wówczas sama śmietanka ówczesnego środowiska architektów. W 1908 zafascy-

nowany ideami Camillo Sitte odbył podróż studialną do Anglii, a pod koniec tego samego roku piastował już we Wrocławiu urząd miejskiego radcy budowlanego, będąc wybranym na miejsce zasłużonego Richarda Plüddemanna. Osiedlił się w dzielnicy Dąbie, wybierając sobie domek zaprojektowany przez Maxa Jitschina i przebudowując go na styl angielski. Willa zachowała się do czasów współczesnych, a obecnie spacerując przy Kopernika 19, możemy zobaczyć pamiątkową tablicę, którą wystawiono na ogrodzeniu z inicjatywy mieszkańców okolicy.

W 1911 rozpisano konkurs na projekt terenów wystawowych i rozbudowy części Ogrodu Zoologicznego we Wrocławiu. Konkurs który miał przynieść mu największą sławę. Władze odrzucały kolejne koncepcje, tłumacząc się brakiem spójności w proponowanych rozwiązaniach. Prawdziwe wyzwanie stanowiło połączenie zoo oraz terenów wystawowych. Z tematem postanowił zmierzyć się również Berg, ówczesny wrocławski radca budowlany. Do prezentacji swojego projektu sprytnie użył najnowszych na owe czasy technik przekazu wizualnego, czyli przeźroczy. Sposób okazał się na tyle skuteczny, że władze mimo wcześniejszego odrzucenia 43 prac, natychmiast zaakceptowały jego koncepcję. Entuzjazm wywołany przez efektowną prezentację topniał jednak wraz z zaawansowaniem budowy. Modernistyczna forma hali wywoływała kontrowersje, z jednej strony porównywano ją do wspomnianego kosza na ziemniaki, z drugiej kojarzyła się nieco egzotycznie, bo z babilońskim zigguratami i świątynią Hagia Sophia. Powszechne niezadowolenie wywoływał koszt całego przedsięwzięcia, lecz największe obawy wiązano z samą konstrukcją – miało dojść do sytuacji, kiedy to zaniepokojeni o jej stabilność robotnicy odmówili usunięcia śruby rozprężającej szalunek żeber Hali. Zgodnie z anegdotą, Berg miał wtedy wyjść na ulicę i zaczepiwszy przypadkowego przechodnia, zaoferować mu za

opłatą odkręcenie pierwszej śruby. Potem poszło już całkiem gładko.

Inne jego realizacje nieco przygasły w blasku Hali Stulecia, niemniej nie znaczy to jednak, że nie warto zwrócić na nie uwagi. Kierując się do baru Przekręt, bądź Pizza Hut na Skłodowskiej Curie (dość popularnych punktów na studenckiej mapie Wrocławia), mało kto wie, że budynek ten pierwotnie zaprojektowany był przez Berga jako łaźnia miejska. Dodatkowo, jak wskazują płaskorzeźby umieszczone w portalu wejściowym, miał też pełnić funkcję schroniska dla samotnych matek oraz Urzędu Skarbowego. Kształtowany jest w formie litery V – dwa skrzydła domykają sąsiednie pierzeje – co wynika z faktu, że działka ma dość specyficzny zarys. Podłużne podziały są silnie akcentowane poprzez wąskie, wysokie okna. We wnętrzu mieści się podobno najchętniej fotografowana klatka schodowa w mieście.

Do dziś swoją funkcję pełni nowatorska na tamte czasy Kaplica Cmentarna na Osobowicach. Realizacja budowli w konstrukcji żelbetowej oraz częściowo ceglanej zajęła, wtedy rekordowe, 19 miesięcy. Berg zaprojektował w niej również elementy wyposażenia, takie jak ławki i żelazne krzyże. Zgodnie z duchem modernizmu pozbawiona jest jakichkolwiek ornamentów, posiada za to charakterystyczny płaski dach i białe elewacje.

Oryginalne turbiny Francisa zainstalowane w Elektrowni Południowej i Północnej, mimo że liczą sobie prawie sto lat, również działają po dzień dzisiejszy. Pierwsza powstała Południowa, trzy lata później przyszła kolej na drugą, planowaną razem z Paulem Schneiderem. Żelbetowe konstrukcje i ceglane elewacje, dziurawione pasami okien, były czymś zupełnie nowym, prawdziwym powiewem świeżości i nowoczesności we wrocławskiej architekturze. Do współpracy zaproszono też artystów: m.in. Jaroslava Vonkę – autora

metalowej bramy wejściowej z wizerunkiem Neptuna, oraz Roberta Bednorza, którego płaskorzeźba z granitu przedstawiająca mężczyznę jako symbol energii elektrycznej widnieje nad wejściem do hali turbin.

Berga fascynowały wielkie amerykańskie miasta i ich olbrzymie wieżowce, jednocześnie jako urbanista i prawdziwy przedstawiciel epoki modernizmu potępiał ich chaos. Dlatego szukał kompromisu, równowagi między typowo europejskim miastem poziomym a amerykańskim miastem pionowym ze swoimi strzelistymi wysokościowcami. Miejscem spotkania się tych dwóch płaszczyzn miał być właśnie Wrocław, dla którego zaproponował budowę wieżowców – przemyślanych akcentów, pojawiających się w kluczowych punktach tkanki miejskiej. W nich właśnie widział rozwiązanie niekorzystnej sytuacji na rynku mieszkaniowym – całą administrację przeniesiono by do nich. Drapacze chmur miały zapewniać dobre oświetlenie, jednocześnie nie zasłaniając światła innym budynkom, dlatego ich lokalizację proponował przy dużych placach, nad wodą lub w okolicy terenów przemysłowych, oraz łączyć się z istniejącymi już dominantami miejskiego krajobrazu.

Najśmielszy i najokazalszy gigant stanąć miał na samym Rynku i przewyższać kościół św. Elżbiety o 2 m. Jego wizje drapaczy chmur spotkały się z silną krytyką, do tego stopnia, że zaniepokojony Minister Nauki, Sztuki i Wykształcenia skierował pismo do prezydenta prowincji, by ten ustosunkował się do całej sytuacji. I to właśnie on, mimo jednogłośnej aprobaty członków Deutsche Werkbund, Związku Architektów, Związku Artystów Śląska, dyrektorów wrocławskich muzeów oraz konserwatora Prowincji Śląskiej wchodzących w skład komisji budowlanej, nie wyraził zgody na całe przedsięwzięcie, a kościół świętej Elżbiety nadal pozostaje najwyższym punktem w Rynku.

Chociaż w swoich założeniach dążył do ideowych kompromisów, wypracowywanych na podstawie własnych obserwacji i poszukiwań, znany był z tego, że gdy już miał jakąś wizję, to musiała ona wejść w życie w całości, bez żadnych zmian i ugód. Mógł przecież zmodyfikować kształt „pudełka na kapelusze” i zaproponować konstrukcję nieco mniej nowatorską, mniej zwracającą na siebie uwagę. Prezentowane przez niego wieżowce mogły być niższe, nie aż tak przytłaczające, a co za tym idzie – mogły generować niższe koszty. Ustępował ze swojego stanowiska w cieniu skandali. Podczas jednego z konkursów, gdy okazało się, że reszta jury głosowała nie po myśli Berga, ten nie podpisał się pod końcowym werdyktem. Czując się niechcianym we Wrocławiu, przeprowadził się do Berlina, a następnie do Baden-Baden.

Pod koniec tego roku na ulice miasta wyjedzie unikalnej klasy zabytek z 1901 roku, jedyny tak wiekowy pojazd na wózkach skrętnych specyficznego typu maximum-minimum. Nowoczesne rozwiązanie pozwalało na wykorzystanie jak największej mocy silników na rozpędzenie pojazdu. Wrocławianie zadecydowali – będzie nosił imię pewnego niezwykle upartego architektonicznego pioniera, człowieka wyprzedzającego swoją epokę. Zapraszam już teraz na przejażdżkę (z) Maxem Bergiem.

Autor: Edyta Naworska

Koło Naukowe: HŚM

Architektura wykluczeń

Architektura dzisiejszych czasów kładzie bardzo duży nacisk na kwestię ogólnopojętego rozwoju: najnowsze technologie, najdroższe materiały, najwybitniejsi architekci. Liczy się efekt, a im bardziej szalone i nieoczywiste pomysły, tym lepiej. I nie ma w tym niczego dziwnego. To naturalny proces tworzenia, który był i jest taki sam od zawsze. Patrząc jednak z perspektywy lat, to właśnie teraz możemy zauważyć czas wielkiego rozwoju. Architekci, urbaniści, badacze i naukowcy starają się, aby było nam wszystkim lepiej; aby żyło się łatwiej i piękniej. I faktycznie, wiele osób na świecie z tego korzysta. Trzeba jednak pamiętać, że istnieje też druga strona – zapomniana, niewygodna, brudna i dla większości społeczeństwa trudna. Najczęściej obca, bo ludzie nie chcą mieć z nią żadnego kontaktu.

SPOŁECZNOŚĆ LUDZI BEZDOMNYCH

Jednostki bez własnego kąta, bezdomni z wyboru lub przymusu. Ludzie, o których społeczeństwo zapomina, nie zauważa ich, bo tak jest łatwiej. Bezdomność często wynika z trudnych życiowych sytuacji, poważnych wypadków czy nałogów. Tułają się z miejsca na miejsce, wciąż szukając czegoś dla siebie – czegoś, co mogliby nazwać swoim... W ogólnopolskim badaniu dotyczącym bezdomności

Sara Ross jej projekt ,,Archsuit”, zdj. Alberism https://ablersite.org/2014/03/20/wearable-workarounds-for-defensive-architecture/

z 2019 zdiagnozowano 30 330 bezdomnych 1. W Europie jest to aż 4,1 miliona 2, natomiast na świecie liczba ta oscyluje wokół kilkuset milionów. Portal weforum. org podaje, że grupa osób dotkniętych problemem bezdomności stale się rozrasta; w Wielkiej Brytanii w 2017 roku o 7%, w Niemczech na przestrzeni dwóch lat o 35%, a we Francji przez ostatnie 11 lat pojawiło się ich aż o połowę więcej. Z powyższych danych wynika, że problem ciągle narasta i stwarza utrudnienia dla władz miejskich. Wielokrotne skargi mieszkańców, regularne interwencje policji, postępujące zniszczenia, bałagan i chaos – to tylko nieliczne z wymienianych przez władze skutków codziennego funkcjonowania osób bezdomnych. Ale skoro wszystkie współczesne miasta stawiają zdecydowany nacisk na rozwój oraz starają się wprowadzić równowagę i spokój, to czy w jakikolwiek sposób pomagają tej najbardziej zapomnianej grupie obywateli?

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w miastach zaczęło pojawiać się sporo nowych architektonicznych i urbanistycznych rozwiązań, które z założenia powinny likwidować wszelkie problemy dotyczące osób bezdomnych. Rady i urzędy wyda-

Sara Ross i jej projekt ,,Archsuit”, zdj. Alberism https://ablersite.org/2014/03/20/wearable-workarounds-for-defensive-architecture/

ją całkiem pokaźne sumy pieniędzy na innowacyjne programy. Niestety, dotyczą one WALKI z bezdomnością, a nie są próbą niesienia pomocy. Ławki z kolcami, pokrzywione i za wąskie, porozdzielane podpórkami na łokcie; kolce w bramach i podwórkach – to tylko niektóre z pomysłów miejskich urzędników. Początkowo może nawet całkiem skuteczne rozwiązania, okazały się przyczyną powstania jeszcze większych podziałów społecznych. Oprócz wykluczenia konkretnej grupy, przyczyniły się również do utrudnienia życia pozostałym mieszkańcom miasta. Taki sposób działalności został już dokładnie scharakteryozwany i nazwany. Jest to architektura wykluczeń, która staje się coraz powszechniejszym zjawiskiem, ale na szczęście wraz ze wzrostem jej popularności, rośnie także liczba krytyków podobnych działań. Amerykańska aktywistka i performerka Sarah Ross zauważyła negatywny wpływ tego rodzaju architektury w miastach i postanowiła w jakiś sposób się temu przeciwstawić. Zaprojektowała uniform „Archsuit”, który ma umożliwić korzystanie z niewygodnych przestrzeni miejskich. Ubranie nie jest do końca praktyczne, ale w bardzo dobitny sposób zwraca uwagę na projektowanie przeciwko bezdomnym. To tylko jeden z wielu pomysłów sprzeciwiających się szybko rozpowszechniającej się

architekturze wykluczenia.

UCZŁOWIECZENIE

Problemem bezdomności w miastach interesują się również psychologowie. Zastanawiają się nad mechanizmami wpływającymi na zachowanie i funkcjonowanie danych jednostek w przestrzeni społecznej. Okazuje się, że sposób w jaki działają na co dzień nie jest taki sam od początku. Wiele z obserwowanych dziś zachowań zostało sprowokowanych konkretnym traktowaniem osób bezdomnych przez społeczeństwo. Często, przechodząc obok potrzebujących, nie wiemy, że tak naprawdę niewiele potrzeba, aby zacząć ich wspierać. Wystarczy uśmiech, rozmowa, uścisk dłoni, aby ponownie poczuli się wartościowi i potrzebni.

LEPSZE JUTRO

Na szczęście nie brakuje ludzi chętnych do pomocy i działania. W wielu miastach w Polsce zaczęły pojawiać się inicjatywy mające na celu poprawę stanu życia mieszkających na ulicy. Czasem są to pojedyncze osoby, czasem całe grupy, które zauważają społeczny problem. Miasto nie może poprawnie funkcjonować, jeśli nie zostaną rozwiązane problemy najbardziej potrzebujących. Często działania aktywistów społecznych poprzedzone są wnikliwymi badaniami oraz wywiadem ulicznym. Obserwują oni, jak osoby bezdomne żyją i funkcjonują oraz czego tak naprawdę potrzebują na co dzień. Na ich podstawie potrafią stworzyć rozwiązania najbardziej funkcjonalne i użyteczne. Przykładem osoby, która nie mogła patrzeć obojętnie na takie ciężkie życie jest Krzysztof Wodiczko 3, autor stworzonego w latach 1988-1989 „Pojazdu dla bezdomnych”. Jest to rodzaj wielofunkcyjnego wehikułu, który swoim wyglądem odzwierciedla rzeczywiste warunki pracy i bytu na ulicy. Ludzie mogą używać go przy codziennych czynnościach – myć się w nim, gotować, spać, bezpiecznie prze-

“Pojazd dla bezdomnych”, 1988-89, widok wystawy w FACT w Liverpoolu, zdj. Krzysztof Wodiczko https://culture.pl/pl/dzielo/krzysztof-wodiczko-pojazd-dla-bezdomnych

chować zebrane butelki i puszki. Pojazd jest w charakterystyczny i w widoczny sposób oznakowany, dlatego przebywająca w nim osoba może czuć się bezpiecznie i nie bać się, że zostanie na przykład zmiażdżona przez cofającą ciężarówkę. Jednak jak sam autor przyznaje: „Ten pojazd nie jest rozwiązaniem kryzysu bezdomnych. Jest pogotowiem ratunkowym dla ludzi, którzy nie mają wyjścia, i pogotowiem intelektualnym, bo artykułuje złożoną sytuację bezdomnych. Nie pokazuje ich jako kruki zbierające śmieci i odpady, tylko jako ludzi posługujących się urządzeniem służącym do konkretnych celów – które nie powinny istnieć w cywilizowanym świecie. Pojazd ma funkcję ratunkową i dydaktyczną, znajduje formę na to, czego nikt nie chce wiedzieć i widzieć.”

Inną formą pomocy bezdomnym są warsztaty „MADWORKSHOP – Homeless Studio” odbywające się w Los Angeles. Uczestnicy przygotowują tymczasowe modele schronień z zastosowaniem rozwiązań łatwych do odtworzenia przez osoby mieszkające na ulicy oraz często z wykorzystaniem łatwo dostępnych materiałów, takich jak kartony i reklamówki. Tworzą przestrzenie przystosowane dla bezdomnych oraz dobrze wpisujące się w tkankę miejską. Oprócz tego typu mniej-

szych projektów tworzone są również koncepcje lokalnych noclegowni, które mają zachęcać do korzystania z nich oraz zapewniać użytkownikom bezpieczeństwo i spokój.

RÓWNOWAGA

Poczucie bezpieczeństwa i ład w mieście są bardzo ważne, ale jeśli osiągane są poprzez wykluczanie jednej z grup społecznych, nie możemy myśleć o wysoko rozwiniętej i nowoczesnej metropolii. Trzeba pamiętać, że jeśli nie mówi się o jakimś problemie, to nie znaczy, że on nie istnieje. Spotkanie architektury z bezdomnością często jest przestrzenią niezwykłą. Możemy w niej znaleźć miejsce na kreatywność, nowe rozwiązania i technologie, chęć niesienia pomocy najbiedniejszym. Może to być spotkanie, dzięki któremu na smutnej dotąd twarzy pojawi się szczery uśmiech, wdzięczność i radość. Jest tylko jeden warunek. Musi to być spotkanie człowieka z człowiekiem.

Autor: Jadwiga Małecka

Politechnika Śląska

Farming Cities: Back to Local

Genetically improved seed falls into soil that once used to be covered with rainforests. It is sprinkled with chemical fertilizers and grows to bear tasty fruit. They are shipped hundreds or thousands of kilometers to another continent and end up in a supermarket next to a citizen’s home, which makes it easy to purchase them anytime. The described system seems sustainable and sufficient to protect people from hunger, but is it?

FROM FERTILITY GODS TO GENETIC ENGINEERS

Relationship between humans and food transformed dramatically over time. With increased globalization, agriculture has moved gradually from cities to huge farming lands.

Ancient people knew they are dependent on ground fertility and harvest, so in every pagan pantheon there were deities dedicated to agriculture that were honored with special rituals. Researchers believe that unique land fertility and advancement of agriculture techniques over time was one of major reasons for development of first powerful civilizations in the Fertile Crescent. To put it simply, people first learned to store seeds in order to increase future harvest, which eventually allowed

them to have more time for other important activities, such as writing, arts and science.

Agriculture was also a basis of economic activities in Ancient Greece. A polis was typically a network of villages with an administrative centre in acropolis. A typical citizen of Athens owned land which was also a status symbol and gave electoral right. Craft, as opposed to farming, had much less economic significance at the time, which explains why in the 5th century BC only 16% of Athens citizens didn’t own a land.

In Roman Republic location for a new city was meticulously chosen by augurs –oracles. They examined soil and climate conditions, dug the Mundus Cereris –a pit, which was then filled with gifts for underground gods. The Mundus Cereris afterwards became a forum. Agora and forum, the main public spaces in Ancient Greece and Rome, were also city markets. Democratic votings and philosophers’ debates were also held there, which explains why according to European tradition markets were always located in central city squares.

In order to understand how food trade influences the structure of our cities, it is interesting to compare Antique world to Northern Europe – which was home to Germanic people, who eventually put an end to Western Roman Empire in the 5th century AD. Germanic people got their food from hunting, breeding and fishing, as they lived in forests rather than open land, and had no reasons to build agriculture-based cities.

During Medieval times we can see the separation of urban and rural fabrics. In a classical feudal system, peasants fed citizens with their agricultural products, while they had no civil rights and all lands belonged to a king. During harder times, a lack of provisioning was a reason for

continuous enmity between townsmen and peasants, who considered that cities exploited their hard work. In terms of a typical city fabric – groups of houses with land plots transformed into city blocks with courtyards, which were still used for keeping a livestock.

The industrial revolution changed agriculture in many ways. Railway allowed cities to transport food from far away, which broke a connection between cities and their agricultural surroundings and caused a quick urban growth. Due to automation of production lots of people lost their jobs and moved to cities. In 1838 German scientist Justus von Liebig invented first chemical fertilizers, which turned agriculture into a very profitable business. As we can see today agriculture has grown into an international industry, where food is produced in generally poorer countries with cheap labour and is then exported to the richer countries. Chemical fertilizers are still widely used despite having long-term environmental consequences by ruining natural soil balance and also cause 1-5 million of food poisonings and 20 thousands of deaths each year, mostly in developing countries, according to the World Health Organization.

In 19th century food trading moved from city markets to grocery stores. This trend was further fueled by the formation of a middle-class, who demanded and could afford grocery shopping. Stores started to use advertising to increase their income. Eventually, the first self-service store Piggly Wiggly emerged in 1916 in the USA. Self-service model allowed a grocer – Clarence Saunders, to minimize a level of customer communication and reduced cost of products.

In the beginning of 20th century, architects started to experiment with a combination of urban and rural elements. In 1898, Ebenezer Howard offered an idealized concept of garden cities as

groups of self-sufficient concentric settlements, connected via railways. They were envisaged to be as peaceful and environmentally-friendly as villages and at the same time offer urban opportunities.

On the other hand, while architecture started to develop vertically, in 1909 Life Magazine published a fictional image of a rural skyscraper – vertically stacked land plots with private houses.

In 1922 Le Corbusier presented a model of an apartment building, with each of the apartments having a separate terrace garden. In this project, named Immeubles-villas, he rethinked an apartment building as a block of villas with land plots.

“Streets are the building blocks of cities, providing something that supermarkets can never provide: a common space with which people identify, in which they have a stake. Above all, streets are shared spaces: in both their use and ownership they form the basis of the urban public realm.”

– Carolyn Steel

Furthermore, the concept of American suburbia, widespread use of cars and refrigerators have facilitated the emergence of a new concept – a suburban shopping mall. Austrian architect Victor Gruen, who immigrated to the USA before World War II, invented the concept of a building, which contained all the best features of European historic city centers – shops, walking alleys, restaurants, even public events. He implemented his ideas in a first shopping mall Southdale Center. After that, it spread globally. Contemporary shopping mall structure is also similar to old city centers – a net of streets with stores alongside and benches with trees in the middle. Shopping malls started to extract commercial activities from cities. Small business began to lose ground to large corporations. Public markets, former centers of public life, also started to disappear.

Supermarket chains are usually located in profitable districts. Together with the disappearance of grocery stores it caused ‘food deserts’ – areas in a city with no access to a healthy and nutritious food on a walk distance.

The system allows consumers to feel safe with no risk of food shortages, but is it true? As power moves from governments to corporations, large supermarket chains become developers that own vast real estate located in major cities. As consumers choose convenience over other options, such corporations further monopolize the market.

FARMING AND PLANET

Price of food is relatively low when looking at the cost of environmental damage that agriculture industry causes. We use 42% of all land for agriculture, which is equivalent to the area of Africa and South America combined. Every year 1.7 million hectares of Amazon forest are cut to clear land for crops, at the same time 20 million of hectares become saline and eroded. 70% of fresh water, used by people, is spent on irrigation, which causes drying of lakes and rivers.

One third of global harvest is used for feeding livestock. This is extremely inefficient considering that animals need more nutrition than the resulting products give to humans. And 30% of greenhouse emissions are caused by stockbreeding.

Fruit and vegetables travel on average 2400 km from a farm to a consumer’s home, losing around 45% of its nutritious value and adding 12% more to a greenhouse gas emission on the way.

Despite the fact that now we produce more food per person than ever before, still 150 million of children are malnourished, most of them living in South Asia and Africa. At the same time 33% of food is wasted every year.

FOODTOPIA

Foodtopia is a utopian idea of a city that provides complete food supply for residents and is independent from a global food market. In some sense it is a version of an ancient city, implemented in modern setting – when consumers are producers at the same time. A typical modern city has central resource-waste cycles (Image 1.1), a group of consumers receives resources and throws away resulting waste. An alternative sustainable model is

Image 1.1: Central and Decentral Resourse-Waste Cycles. [7]

decentral cycles – producing, reusing and utilizing available resources within a city.

“Community gardens are a part of our perfect vision of what should a community be like. And that is why they are invaluable.” –Laura Lawson

One of the forms of urban farming is community gardens – small farming areas, located in urban surroundings. Community gardens can be more fruitful than large-scale farms for a few reasons: they are less attacked by pests, are inaccessible to wild animals and are located much closer to a farmer in case they need extra attention.

Urban gardens do not have capacity to provide all necessary food to citizens, but they have other important benefits. Vegetables from community gardens are often fresher and more nutritious than imported ones, because they have much shorter soil-to-plate distance. Community farms are often social enterprises, using volunteer work. They help to connect communities and educate people in sustainability and healthy food. Moreover, they appear often in commercially unattractive areas, filling up ‘food deserts’.

Another type of urban farming is commer-

cial vertical farms. Usually such enterprises are highly automatized, and use hydroponics, aquaponics, aeroponics and artificial climate control systems. They produce mostly vegetables and fish. Such farms are highly productive and allow to reuse large areas with a lack of daylight, such as underground spaces.

EMPTY SPACES

Cities are naturally growing wide. The era of modernism has left an exceptionally large mark of non-contextual expansions of cities. Nowadays, considering the speed of urbanization and population growth, we cannot follow the same urbanistic methods. Modern cities offer plenty of space on roofs, abandoned industrial objects or public properties, such as schools, that can be used far more efficiently. One of such potential uses is installing prefabricated modular structures on serial schools. Because they have similar planning structures, modules can be applied within different objects with slight changes. New annexes can be integrated with an organizational structure of a school, influencing an education and nutrition of students in an early age.

Images 1.2 and 1.3 show a proposal of

a modular vertical farm for school series 222-1-278, developed by Ustyna Antoniuk and curated by academic adviser Roman Krushelnytskyy. Case object is located in Lviv, Ukraine. Lviv has more than 70 serial schools which offer around 18 hectares of unutilized space on roofs. Typical prefabricated blocks of CLT are placed on the flat roof of a school, and are divided into three functional blocks: vertical farming, classrooms and co-working space. The vertical farming blocks are covered with multiwall polycarbonate sheets, which provide a scattered daylight for plants, while education blocks have metal roofing. Similar modules form vertical communications: a passenger elevator, stairs and a cargo elevator. Standard module can be adjusted in size, while using the same joining and placing principles. Plants can be watered using rain water, collected from roofs.

The case school consists of 4 parts that encircle a courtyard – 3-storey southern and northern blocks and 4-storey western and eastern blocks. Classrooms and co-working space with its individual terraces are placed on the southern and northern blocks, joining student corridors. A terrace by the classrooms contains a seasonal garden which is grown by students as part of their course work. Farm spaces that can be leased to a private company, are located higher on the western and eastern blocks. A module with stairs and a passenger elevator, which also serve every floor of existing school, is located by the co-working space, meaning it can be used as a separate structure when school is closed for outside visitors. A cargo elevator is placed to move products from the vertical farm and the seasonal garden directly to the school kitchen. In such set-up students are involved in growing their own food, learning to be more environmentally-conscious.

learImage
1.2: Modular School Farm
Image Courtesy of Ustyna Antoniuk

AMBIGUOUS USE

Urban farming is an attractive alternative for a city development. But it is important not to ignore implementation issues. For example, a recent research on commercial vertical farms in New York revealed, that controlled-environment agriculture (CEA) can have even higher carbon footprint, than open-air large-scale farming. Energy, spent on an artificial lighting, temperature and humidity control, raises the cost of products, making them accessible only to high-end restaurants and stores.

Also, it is interesting to consider possible future scenarios of rural areas while working on this topic, in particular in regions where agriculture is still one of the main profitable activities in villages.

In conclusion, urban farming in its various forms is a developing concept that can help reduce environmental footprint of global food industry. It gives a great freedom for experiments with a consideration of future challenges of this idea.

Author: Ustyna Antoniuk

Academic adviser: Roman Krushelnytskyy Lviv Polytechnic National University

Image 1.2: Modular School Farm
Image Courtesy of Ustyna Antoniuk
Autor: Julia Kochańska
Dr inż. arch. Jerzy Łątka Opiekun Koła
Aleksandra Wasilenko Redaktor Naczelny
Edyta Naworska Redaktor
Aleksandra Jodłowska Edytor
Agnieszka Gogól Edytor
Kinga Niewczas Kierownik ds. Edycji
Marcelina Terelak Edytor
Julia Kochańska Grafik
Alicja Lorenc Kierownik ds. Grafiki
Anton Budas Publikacja
Weronika Abramczyk Kierownik ds. Publikacji
Paulina Skrzynecka Grafik

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.