REDAKCJA:
MAGDALENA SZYMIEC
LILIANA KUCHAROWSKA
IGA RUTKOWSKA
ZUZANNA TYC
STELLA BLADON
AGATA BORAL
ALEKSANDRA KOC
EMILIA KRZOS
JUSTYNA BOCIONEK
KRZYSZTOF TWARDZIK
KALINA PIERECHOD
MARIA GIERSZNER
MAŁGORZATA NICER
WERONIKA SYGUŁA
MARTA STĘPNIEWSKA
ALEKSANDRA SŁUŻAŁEK
AMELIA JARCZYK
TOLA KIDAWA
MAGDALENA FRĄCKOWIAK
AMELIA JARCZYK
JULIA KUŁAGA
NATALIA GLENZ
MAGDALENA KOCHANEK

POD OPIEKĄ
PROF. B.RUTKOWSKIEJ
ORAZ WSPARCIU
PROF. B.MAZAR
I PROF. A. NĘDZI
Wróciliśmy do was po wakacjach z nową kadrą redaktorów i świeżym zapałem do pracy! W tym wydaniu przeczytacie artykuły o zdrowiu - psychicznym i fizycznym, roślinach czy przyjaźni. Czekają na was artykuły z szeroko zagłębiające się w literaturę. Jak rośliny odbierane były na przestrzeni wieków? Ale nie martwcie się, kącik humanistyczny to nie wszystko! W tym numerze znajdziecie również artykuły związane z matematyką - emocje na układzie kartezjańskim! Życzymy miłego czytania i dużo motywacji w nowym roku szkolnym!
Zapraszamy do lektury REDAKCJA
Myślę że wielu z nas dotknęło uczucie smutku nostalgii czy przygnębienia związanego z powrotem do szkoły. Ale czy to szkoła nas dobija?
Przez ponad 2 miesiące nasze życia przepełnione były relaksem, radością, oderwaniem od szkolnej rzeczywistości, rutyny. Każdy z nas wakacje przeżył inaczej, jedni poznali masę wspaniałych osób, drudzy pracowali większość czasu, a inni się uczyli, nieważne do której z tych grup należysz drugiego września musiałeś przekroczyć próg naszego cudow-
nego liceum.
Jeżeli powrót do szkoły był dla ciebie ciężki oto kilka rzeczy, które mogą pomóc (wiem z własnego doświadczenia):
1. Rozmowa - rozmawiaj o tym co czujesz ze swoimi przyjaciółmi, rodzicami bądź specjalistą
2. Planowanie weekendówzaplanuj weekend tak, abyś miał czego oczekiwać
3. Dobrze zorganizuj czasustal zdrową rutynę, dzięki której pogodzisz naukę z przyjemnościami
dalszy
4. Aktywność fizyczna/spotykanie się ze znajomymi - udowodniono naukowo, że regularny ruch pomaga w redukcji stresu i poprawia samopoczucie, ja lubię łączyć to ze spotykaniem się z przyjaciółmi - dzięki czemu daje mi to też radość,
5. Znajdź czas na relaks - postaraj się minimum godzinę dziennie poświęcić samemu sobie, czy to na długą kąpiel w wannie, godzinny spacer z psem bądź oglądanie filmu- to ładuje nasze baterie i pomaga nam być najlepszą wersją siebie.
M.KUNDICH

Chyba każdemu z nas w ostatnim czasie zdarzyło się znaleźć swoją starą maseczkę w szufladzie czy szafce. To dziwne że tak mały i aktualnie nie bardzo przydatny przedmiot wywołuje w nas aż tyle emocji i wspomnień. Teraz to tylko maseczka, jednak te 3 4 lata temu maseczka była uznawana wręcz za symbol naszej ówczesnej sytuacji na świecie. Wskoczmy, więc razem do basenu pełnego wspomnień i przypomnijmy sobie jak wyglądał rok 2020 i 2021.
Po pierwsze i przez większość uczniów wspominane jako najlepsze - lekcje zdalne. W pierwszej chwili gdy to usłyszeliśmy każdy z nas zastanawiał się jak to będzie wyglądać. Potem zaczęły się czasy długiej beztroski. Każdy nagle miał same 5 i 6 i każdemu (z niewiadomych nikomu przyczyn) nie działała ani kamerka, ani mikrofon. Życie wydawało się prostsze, gdy lekcje miało się dosłownie obok łóżka i można było na nich jeść, spać, grać czy rozmawiać bezkarnie. To nas trochę rozleniwiło i powrót do normalności po czymś takim był okropnym przeżyciem. Wróciliśmy do szkół wyglądając zupełnie inaczej. Jedni pofarbowali włosy, drudzy wydorośleli i urośli, a jeszcze inni - zmienili się całkowicie.
Po drugie - ogólny strach i przerażenie. Na początku nikt nie wierzył w to, że wirus będzie śmiertelny lub groźny. A jednak. Gdy zrozumieliśmy, jak wielka jest skala tego zjawiska, baliśmy się, co może nastąpić. Nie mogliśmy być pewni jutra i tego, czy się nie zarazimy. To spowodowało popłoch i chaos. Pamiętacie masowe kupowanie papieru toaletowego? Te puste półki i sklepy bez oznaki żywej duszy? Już sam ten widok mógł kogoś przyprawić o samotność, a co dopiero przebywanie w domu 24/7 z innymi domownikami bez możliwości zobaczenia na żywo naszych znajomych bądź innych członków rodziny. Wiele osób zamknęło się w sobie i “wyrzuciło jakiekolwiek kontakty międzyludzkie za okno”. Tzw. "hikikomori", czyli osoby, które większość swojego życia spędzają w wirtualnym świecie, nie wychodząc przy tym z pokoju, stały się normalnością. Jednak zahartowało nas to. Może i byliśmy młodzi, jednak widzieliśmy to co się dzieje i nauczyliśmy się temu przeciwstawiać. Co sprowadza do trzeciego punktu.
Po trzecie - podwyższona świadomość. Do teraz przecież w sklepach znajdziemy pojemniki z płynem do dezyn-
fekcji lub szyby przy kasach czy innych miejscach bliskiego kontaktu z klientem. Wszyscy zrozumieliśmy jak ważne jest dbanie o higienę. Zlekceważenie chociaż jednej zasady mogło doprowadzić nas do zachorowania. Więc się ich trzymaliśmy. Każda osoba, która mówiła coś o spisku rządu i że tak naprawdę nie ma wirusa była uciszana. Powoli uczyliśmy się żyć w maseczkach, a ludzie, którzy zdejmowali je z nosa było szybko poprawiani. Do dzisiaj korzystamy z płynu do dezynfekcji, myjemy dłużej ręce i jesteśmy ostrożniejsi.
Każdy z nas inaczej pamięta pandemię. Dla niektórych był to okropny okres pełen tragedii. Dla innych czas długiego siedzenia przed komputerem i nierobienia niczego. Zmieniła nas ona nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Czy na dobre? To już sobie sami odpowiedzcie. Zastanówcie się również, co wy pamiętacie najbardziej z tego okresu i czy faktycznie - aż tak się zmieniliście.

W naszej szkole od wielu lat realizowany jest tydzień profilaktyki zdrowotnej. Organizacją zajmuje się pani prof Katarzyna Kostorz. Z tego powodu, postanowiłam zadać parę pytań dotyczących zdrowia oraz szeroko rozumianego tematu chorób zakaźnych.
M: Jak zapobiegać chorobom zakaźnym?
K: Jest wiele sposobów, dzięki którym możemy uniknąć chorób zakaźnych wywoływanych przez bakterie, grzyby, wirusy, priony, protisty oraz pasożyty. Najważniejszą metoda zapobiegania chorobom według mnie jest utrzymywanie higieny osobistej. Wielokrotne mycie rąk, przede wszystkim przed jedzeniem, bo niestety w ten sposób możemy najłatwiej wprowadzić te wszystkie patogeny do organizmu, po skorzystaniu z toalety i powrocie do domu ze szkoły, pracy itd. Druga metoda zapobiegania - kiedy kupujemy jakieś produkty, szczególnie warzywa i owoce, musimy pamiętać o ich umyciu, żebyśmy nie jedli przy okazji larw np. glisty ludzkiej. Kolejną metodą, o której się często mówi jest kupowanie mięsa tylko ze sprawdzonego źródła, tzn. sprawdzone wcześniej przez sanepid i specjalistów. Mięso w sklepach jest zbadane. Ostrożnie z kupowaniem mięsa na targowiskach, nie mamy tutaj 100% pewności. To oczywiście ochrona przed zakażeniem tasiemcem. Skutecznym sposobem ochrony jest również poddawanie tego mięsa obróbce termicznej, by ewentualne larwy, które mogą się tam znaleźć pozostały zniszczone. Następną metodą jest jeszcze mrożenie czy solenie, w zależności od tego jaki produkt będziemy spożywali. Sposób ten chroni przed pasożytami żyjącymi np. w rybach. Zwróciłabym również uwagę na inne metody, które wypracowali naukowcy. Przede wszystkim stosowanie szczepionek, a w uzasadnionych sytuacjach także podawanie odpowiednich leków i przy infekcjach bakteryjnych stosowanie antybiotyków zgodnie z zaleceniem lekarza. Najważniejsze jednak jest zachowanie pewnego dystansu, w sytuacji w której w otoczeniu znajduje się osoba chora, żeby po prostu tych zarazków nie łapać.
M: Jaka jest różnica między wirusem a bakterią?
K: Wirus na pewno nie jest organizmem żywym, nie ma budowy komórkowej, nie wykazuje
czynności życiowych, więc zachowuje się zupełnie inaczej niż bakteria. Nie jest w stanie żyć samodzielnie, jedynie w komórkach gospodarza ma zdolność do rozmnażania. Wykorzystuje komórki gospodarza do produkcji tysięcy swoich kopii, które infekują kolejne komórki w organizmie. Natomiast bakterie, które mają już budowę komórkową, wykazują swój własny metabolizm mogą się odżywiać, oddychać czy samodzielnie rozmnażać. Są jednokomórkowymi organizmami. Wirus nie posiada tej samodzielności.
M: Co możemy robić by nasz organizm był mniej podatny na choroby?
K: Podatność na choroby zmniejsza przede wszystkim zdrowy tryb życia. Czyli w dużej mierze aktywność fizyczna, zdrowe odżywianie i unikanie używek. Na to składa się również psychika. Unikanie stresu też zmniejsza częstotliwość zachorowań. Pozytywne relacje społeczne. Należy znaleźć czas na odpoczynek i sen. Dla młodzieży to nawet osiem godzin na dobę. Wszystkim zapracowanym i ciężko uczącym się tego życzę!
M: Jaka jest nietypowa historia związana z chorobami zakaźnymi, o której pani czytała bądź słyszała?
K: Czytałam różne książki na temat bakterii czy mikrobiomu człowieka. Najbardziej uderzyła mnie historia o cholerze, czyli o chorobie, która kiedyś praktycznie nie istniała, a przez to, że człowiek zaczął zajmować naturalne, dziewicze tereny w Azji, właściwie dostał się do rezerwuaru tego patogenu i przez to zaczął go roznosić. I tak właśnie zaczęła się historia z tą okrutną chorobą. Gdyby człowiek nie zajmował naturalnych siedlisk, może te ogromne pandemie nie miałyby miejsca.
Równie interesująca historia jest odkrycie angielskiego doktora - Ignaza Semmelweisa. Zaobserwował on, że ci lekarze i położne w szpitalach, którzy myją ręce, nie roznoszą zarazków. Tak było w przypadku lekarzy, którzy rano brali udział w sekcjach zwłok, a następnie przychodzili do kobiet rodzących. Procent powikłań po-
porodowych czy śmiertelności noworodków był wtedy bardzo wysoki. Położne, które nie były na sekcjach zwłok i myły ręce nie doprowadzały do takich poważnych powikłań a nawet zgonów przy porodzie.
M: Czy choroby zakaźne to pani ulubiony dział w biologii?
K: Choroby nigdy nie były moim ulubionym działem, bo jednak każdy z nas chce żyć w zdrowiu. Natomiast istotna dla nas jest wiedza na temat sposobów, w jaki należy unikać chorób. Dlatego tak często uczymy się profilaktyki zdrowotnej, by wiedzieć jak choroby się rozprzestrzeniają lub kiedy należy zgłosić się do lekarza. Zamiast o chorobach zakaźnych, wolę dowiadywać się o bakteriach pożytecznych dla człowieka. Na przykład o tych, które odpowiedzialne są za fermentację. Dzięki temu mamy kiszonki, kefiry, jogurty. Bakterie mogą też pomagać w rolnictwie itd.
M: Co ma lepszy kształt: pałeczka okrężnicy czy krętek blady?
K: Krętek blady może wydawać się ciekawszy ze względu na skręconą komórkę, chociaż ja nie chciałabym spotkać żadnej z tych bakterii. Mimo, że pałeczkę okrężnicy każdy z nas ma w jelicie grubym, bo produkuje ona witaminy z grupy B i K - jest to nasz naturalny mikrobiom. Jeżeli Escherichia coli znajdzie się w układzie moczowym jest chhorobotwórcza. Mimo, że krętek blady jest atrakcyjny ze względu na kształt, nigdy nie chciałabym mieć go w organizmie, ponieważ wywołuje on oczy-

wiście chorobę, którą nazywamy kiłą. Jest to choroba weneryczna. Omijajmy ją szerokim łukiem.
M: Czy jest jakaś choroba, której się pani panicznie boi?
K: Właściwie każdej choroby możemy się bać, bo nie mamy pewności jak zareaguje nasz organizm i czy uda nam się ją wyleczyć. Mamy coraz więcej przypadków superbakterii, na które nie działają żadne antybiotyki, stąd zakażenie się szczepami takich bakterii może skończyć się po prostu zgonem. Lekarze mogą nie być w stanie nas przed tym ochronić. Natomiast jeśli chodzi o chorobę nie bakteryjną, to drugą w kolejności jest oczywiście nowotwór, ze względu na to, że nie wiemy jaki typ nowotworu nas spotka. Możemy być obciążeni genetycznie i tylko nasze systematyczne badania umożliwią nam jego pokonanie.
M: Jaka jest najbardziej powszechna choroba zakaźna?
K: Najwięcej można oczywiście powiedzieć na temat grypy, bo jest wszechobecna. Niestety człowiek nie jest w stanie poradzić sobie z tymi wirusami, które ciągle ulegają mutacjom. Co roku możemy usłyszeć o nowych wersjach wirusa i falach zachorowań. Nie jest to moja ulubiona choroba, gdyż wywołuje mnóstwo powikłań - zapalenie płuc czy nawet zapalenie mięśnia sercowego. Jeżeli jest szansa na szczepienia, to zachęcam.
M: Dziękuje bardzo za udzielenie odpowiedzi na pytania
Czy wiedziałeś, że te małe "czarne robaczki" są tak niebezpieczne dla człowieka i naszych czworonożnych przyjaciół? Jeśli nie wiesz jeszcze o co chodzi to porozmawiamy dzisiaj o kleszczach i chorobach jakie mogą przenosić. Kleszcz (Ixodida) to tak naprawdę mały pajęczak z rodziny kleszczowatych.
Posiada aparat gębowy za pomocą którego przyczepia się do ciała swojego żywiciela i wysysa z niego krew. Dla człowieka utrata kilku mililitrów krwi nie jest problemem, ale brudne odnóża gębowe kleszcza i drobnoustroje które w sobie przenosi już tak.
Jakie choroby są wywoływane przez ugryzienie kleszcza?
- bolerioza - szacuje się że 1/3 kleszczy przenosi tę chorobę
- tularemia
- kleszczowe zapalenie mózgu
- babeszioza
- gorączka gór skalistych (riketsjoza)
- ludzka anaplazmoza granulocytarna
Co zrobić, gdy ugryzie nas kleszcz?
- nie wolno ściskać, ani ruszać kleszcza, gdyż spowoduje to, że może on "zwymiotować" i wprowadzić pod naszą skórę krew i płyny potencjalnie zawie-
rające drobnoustroje chorobotwórcze
- nie wolno smarować kleszcza spirytusem ani tłuszczem (tak mówił stary mit), ponieważ na odwłoku ma on przetchlinki przez które oddycha (pobiera tlen), gdy odetniemy mu dostęp do tlenu zacznie się dusić i “zwymiotuje” pod skórę - zwiększone ryzyko zakażenia
- nie wolno wyjmować go samodzielnie, należy jak najszybciej udać się do lekarza, który w profesjonalny sposób go usunie
- gdy taki wypadek spotka naszego pupila musimy usunąć kleszcza jak najszybciej, zdezynfekować miejsce po ukąszeniu np. wodą utleniona bądź spirytusem oraz możemy udać się do weterynarza by mieć pewność że usunęliśmy problem w całości, bowiem zdarza się, że przy usuwaniu kleszcza zostanie np. jego głowa w ciele, co może prowadzić do groźnych powikłań Pamiętaj że im szybciej usuniemy kleszcza tym mniejsze ryzyko zakażenia istnieje!
zatem, aby przestrzegać kilku kluczowych zasad, które sprawią, że będziemy bezpieczni
1. nie wchodź w krzaki, wysoką trawę i bujne zarośla. To właśnie tam kleszcze najczęściej siedzą i czekają na swoją ofiarę
2. dobieraj ubrania, które zakrywają możliwie jak najwięcej ciała
3. stosuj preparaty odstraszające insekty (dla Ciebie) oraz obroże antykleszczowe dla psów i kotów (dla Twojego pupila)
4. dbaj o higienę - kleszcze wyczuwają pot
5. możesz zaszczepić się przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu (opcjonalnie)
6. po powrocie do domu obejrzyj dokładnie swoje ubranie, włosy oraz swojego czworonoga, czy przypadkiem nie macie "pasażera na gapę"
M.NICER

Jak chronić się przed kleszczami?
Wiemy, że prawie każdy lubi chodzić na spacery czy to samemu czy z psem. Ważne jest

Bez wątpienia każdy z nas słyszał o niedawnych ulewach będących przyczyną wielu powodzi. Ostatnie zdarzenia przede wszystkim powodują, że zaczynamy czuć strach i respekt przed potęgą żywiołu i nieokiełznaną siłą natury, wobec której człowiek w wielu przypadkach jest całkowicie bezradny i zdany na jego łaskę. To, co widzimy w telewizji i social mediach, odbieramy jako okrutne. Co znacznie kontrastuje z tym, jak natura była postrzegana “zaledwie” trzy wieki temu, w epoce oświecenia.


Ówczesne społeczeństwo, a szczególnie sentymentaliści, idealizowało przyrodę i potrafiło zignorować jej niebezpieczną stronę. Zupełnie pominęli część jej istnienia i zamiast tego przyjęli, że jest całkowicie niegroźna i przychylna człowiekowi. Dlatego tak bardzo upodobali sobie sielanki i arkadie. A dla tych, którym pamięć szwankuje, szybkie przypomnienie: sie-
lanki ukazywały beztroskie życie na tle pięknej i łagodnej natury lub wsi, natomiast arkadie to krainy szczęśliwości, którą zapewnia człowiekowi życie na łonie niczym nieskażonej przyrody, a nie dobry ustrój społeczny czy Bóg. Te poglądy odbijały się nie tylko w literaturze tej epoki, ale również w filozofii. Ówczesny filozof Jean-Jacques Rousseau twierdził, że cywilizacja jest źródłem wszelkiego zła i zepsucia. Za to tylko powrót do życia na łonie natury, która w przeciwieństwie do społeczeństwa nie jest pełna pozoru i fałszu, jest dla człowieka najlepszy.
Jednak żaden okres ani pogląd nie jest w stanie trwać zawsze i pozostać niezmiennym. Dlatego zgodnie z parabolą rozwoju dziejów wszystko, co twierdziło oświecenie zostało zanegowane albo przynajmniej zmienione w na-
stępnej epoce - romantyzmie. Romantycy nie tylko zauważyli, ale też upodobali sobie dziką i nieokiełznaną postać przyrody. Dokładnie tę, której sentymentaliści tak usilnie zaprzeczali. Ponadto romantycy uważali, że jest ona uduchowiona i aby ją w pełni pojąć, trzeba się uciec do irracjonalizmu, bo poznanie zmysłowe to za mało. Dla nich spokojne morze nie było aż tak atrakcyjne jak to podczas sztormu, a kwiecista łąka skąpana w słońcu była o wiele mniej pociągająca niż ta nocą spowita mgłą. Jednak o ile można ich docenić za dostrzeżenie niebezpieczeństwa czającego się w naturze, to przerażające jest to, jak bardzo im się to podobało. Zupełnie czymś innym jest dostrzeżenie jej groźnej strony, a czym innym uważanie jej za coś pożądanego. Jednak gloryfikowanie katastrof i cierpienia jest jedną z cech charakterystycznych tej epoki. To szalony okres, który nie znosi spokoju, harmonii delikatności i konwencjonalizmu, do których przyzwyczaił nas sentymentalizm. Romantyzm lubuje się w chaosie i skrajnościach, nie dając miejsca na kompromis.

Literatura obfituje w ogromną ilość wątków i motywów. W książkach można znaleźć praktycznie wszystko. Od różnorakich sekt, przez miłość na odległość, po bohaterów dewastujących lokalne budynki. Jednak dziś z tego wszystkiego wyłowimy najbardziej podstawowy, a jednocześnie jeden z najważniejszych motywów. W końcu, czy książkowe wojowniczki i wojownicy zdobyliby swoje królestwa, gdyby nie ich PRZYJACIELE? To właśnie wątek przyjaźni w literaturze kształtuje nas od najmłodszych lat. Dzięki niemu już jako dzieci uczymy się, czym jest dobra współpraca i w jaki sposób powinniśmy traktować bliskich nam ludzi.

Nie wiem jak u Was, ale na mojej twarzy motyw zdrowej przyjaźni zawsze wywołuje szeroki uśmiech. A zwłaszcza jego szczególna forma. Mowa oczywiście o wątku found family. Jest on moim ulubionym we współczesnej (i nie tylko) literaturze. Najczęściej polega na tym, że główna postać w trakcie książki poznaje osoby, do których powoli, czasem mimowolnie, zaczyna się zbliżać i przyzwyczajać. Ostatecznie, przywiązuje się do nich na tyle, że może śmiało
nazwać ich swoją rodziną. Ten wątek niesie ze sobą wiele przykładów, jak dużo mogą zrobić dla siebie przyjaciele. Choć czasem, głównie w przypadku fantastyki, nie są to czyny godne naśladowania, to czy nie czyta się wspaniale o takim oddaniu dla drugiego człowieka? Tak, jak wspomniałam, w powieściach fantasy ten motyw wchodzi w zupełnie inny wymiar. Bohaterowie mogą przejmować od innych klątwy, poświęcać swoje życia w imię przyjaźni. Nie deprecjonuje to jednak found family w powieściach obyczajowych. Obserwowanie jak postacie, niegdyś dla siebie obce, teraz przynoszą sobie codziennie kawę do szkoły ma w sobie ogrom uroku.
Żeby nie stawiać pustych słów, podzielę się z Wami moimi ulubionymi przedstawicielami wątku found family:
Przede wszystkim, flagowy przykład współczesnej fantastyki, a przy okazji książka mojego życia, czyli ,,Szóstka wron”. Czytając, będziecie świadkami, jak grupa nastoletnich przestępców powoli orientuje się, że w świecie przepełnionym brutalnością i pustymi słowami,
zrobiłaby dla siebie wszystko. Choćby złamali każdą kość, a ich stawy odmawiały posłuszeństwa, znaleźliby drogę do siebie. Ponieważ taka jest ta książka. Obezwładniająca i zawracająca w głowie. A przy okazji idealnie wpasowująca się w klimat jesieni.
Zostając w klimacie fantasy, z całego serca mogę polecić ,,Prosty sposób na bezpamięć” od polskiej autorki Karoliny Barbrich.
Jeżeli lubicie narrację, dzięki której nigdy do końca nie wiecie, co myślą i zamierzają zrobić bohaterowie, ten tytuł z pewnością przypadnie Wam do gustu. Mamy tu piątkę przyjaciół z całej siły próbującą utrzymać się na powierzchni. Jeżeli im się to nie uda, na dno pójdą tylko razem. To emanująca światłem powieść, której zakończenie zostawi w Waszych głowach wyłącznie pustkę.
Za to z literatury obyczajowej idealną pozycją będzie ,,To nie mój problem” Ciary Smyth. Znajdziecie w niej reprezentację queerową i… polską ;) Nie zapominając również o grupie osób, którą zbliżyły do siebie kłopoty i ich rozwiązywanie. Przez dłuższy czas nawet nie orientują się, jak bardzo im na sobie zależy. To wszystko okraszone jest dużą ilością sarkazmu i ironii.
A. SŁUŻAŁEK

Drodzy czytelnicy chciałabym Wam w kolejnych numerach naszej gazety w nowej serii artykułów zatytułowanej „Opowieści z tafli NHL” przybliżać sylwetki bardzo znanych, wybitnych i tych nieco mniej popularnych, ale interesujących zawodników amerykańskiej ligi hokejowej.
Pierwszy z artykułów poświęcam braciom Johnnemu i Matthew Gaudreau, wyjątkowym zawodnikom amerykańskiej ligi hokejowej, których wspaniałą karierę zakończył tragiczny wypadek drogowy.
Johnny, a właściwie John Michael urodzony w 1993 roku był reprezentantem Stanów Zjednoczonych i zawodnikiem Calgary Flames (9 sezonów), a następnie Columbus Blue Jackets (2 sezony). Pierwsze sukcesy odniósł jako 20 latek zdobywając Złoty medal mistrzostw świata juniorów (2013). Na studiach, grając w Boston College, odniósł kolejny sukces - zdobył nagrodę dla najlepszego hokeisty rozgrywek Narodowego Stowarzyszenia Sportów Akademickich (NCAA) -
„NCAA Best Player” oraz laur
„The Hockey Baker 2014”, a także brał udział w Meczu Gwiazd NHL: 2015, 2016, 2017, 2018, 2022.
Ten młody, utalentowany hoketista dostał przydomek
„Johnny Hockey”, a wszystkie drużyny NHL niemal błagały go, by dla nich grał..
Matthew Gaudreau (ur. 1994) na początku kariery poszedł w ślady brata, grając w Boston College, gdzie zdobył 16 goli i zaliczył 47 asyst w 119 meczach. Później grał w AHL dla
Bridgeport i dla Worcester Railers w ECHL. Następnie został trenerem w Glouchester Catholic High School, gdzie zaczynał swoją przygodę z hokejem, tak samo jak jego brat.
Dlaczego, akurat o nich piszę? 29 sierpnia tego roku w New Jersey doszło do wypadku samochodowego, w którym zginęli obaj bracia - John i Matthew.
Policja zdradziła szczegóły wypadku. Obaj hokeiści wybrali się na przejażdżkę rowerową. Obok nich pojawił się samochód marki Jeep, którego chciał wyprzedzić inny pojazd - SUV. Kierowca Jeepa zjechał na pobocze, i potrącił śmiertelnie prawidłowo jadących na rowerach Johnny’ego i Matthew Gaudreau. Jak sam przyznał sprawca wypadku, przed jazdą wypił pięć – sześć piw. Jego bezmyślność odebrała życie dwóm wspaniałym, młodym ludziom.
John w dniu wypadku miał 31 lat, a jego brat 29. Obydwoje byli szczęśliwymi mężami. Johnny był ojcem dwójki dzieci, a Matt miał wkrótce zostać tatą - jego żona Madeline jest bowiem w ciąży. Po śmierci braci, żona John’ego – Meredith ujawniła, że także jest w ciąży z trzecim dzieckiem gwiazdy NHL.
„Ostatni tydzień był dla mnie jak koszmar, z którego nie mogłam się obudzić” – powiedziała Meredith na pogrzebie, który odbył się w Glouchester Catholic –liceum, w którym kiedyś grali.
„Myśl o nowej rzeczywistości jest wyniszczająca, dlatego głównie myślę o Mattcie” – dodała Madelin.
Pogrzeb był wydarzeniem otwartym, a ludzie, którzy znali braci Gaudreau opowiadali o tym, jak byli oni sobie bliscy. Żony hokeistów wspomniały, że Johnny i Matt aż do studiów spali w jednym pokoju „(…) i żaden z nich nie chciał tego zmieniać.”. Powiedziały także to piękne zdanie: „(…) znać ich znaczyło prawdziwie ich kochać. Niemożliwym było niezakochanie się w nich (…) nie dało się słyszeć imienia jednego bez drugiego (…) byli tak niesamowicie dumni z siebie nawzajem.”. Madeline: „Nie mogę się doczekać by zobaczyć naszych synów –Johnny’ego i Trippa, dorastających razem, mających tak samo silną więź jak ich ojcowie.
NHL bardzo przeżyło wypadek Gaudreau. Na meczach przedsezonowych, we wrześniu, drużyny uczciły ich pamięć minutą ciszy. Hokeista Montreal Canadiens - Cole Caufield zmienił swój numer na 13 - numer John’a, okazując tym szacunek, jakim darzył mężczyznę. Columbus Blue Jackets 23 września uczcili pamięć braci specjalnymi naklejkami na kaskach z nazwiskiem „Gaudreau” i numerami 13 oraz 21. Począwszy od 10 października (rozpoczęcia sezonu głównego) gracze Blue Jackets będą nosić na koszulkach naszywkę z numerem 13.

Matematyka i emocje wydają się być odległymi światami. Matematyka to dziedzina oparta na logice, precyzji i strukturze, podczas gdy emocje są często chaotyczne, trudne do zdefiniowania i subiektywne. Czy te dwa światy mogą się spotkać? Czy możliwe jest wyrażenie emocji za pomocą formuł matematycznych? Choć na pierwszy rzut oka wydaje się to nieprawdopodobne, istnieje wiele fascynujących sposobów, w jaki matematyka może symbolicznie odzwierciedlać uczucia i emocje.
Będąc osobą, która uwielbia zgłębiać ludzką psychikę i ją analizować, ale zarazem miłośniczką królowej nauk, chciałabym pokazać kilka uproszczonych przykładów wyrażania ludzkich emocji w postaci funkcji.
1. RADOŚĆ
Radość, będąca uczuciem ekspansji i wzrostu, może być dobrze opisana przez funkcję rosnącą. Jednym z klasycznych przykładów jest funkcja wykładnicza:


Funkcja ta charakteryzuje się szybkim wzrostem, co odzwierciedla eksplozję emocji związanych z radością. Kiedy człowiek czuje euforię, jego energia wzrasta w sposób, który można porównać do rosnącej krzywej wykładniczej. Dla wartości większych od zera, wykres gwałtownie wznosi się w nieskończoność, co może kojarzyć się z euforycznym stanem duszy, gdzie każda chwila niesie coraz większą dawkę szczęścia.
2. SMUTEK
Z kolei emocje związane ze smutkiem, rozczarowaniem czy stratą mogą być wyrażone za pomocą pojęcia granicy matematycznej lub asymptoty. Funkcje, które dążą do zera, ale nigdy go nie osiągają, są doskonałym odwzorowaniem głębokiego, przewlekłego smutku:



W miarę jak x rośnie, wartość funkcji maleje, zbliżając się do zera, ale nigdy go nie osiągając. Można to zinterpretować jako uczucie braku, pustki czy dystansu emocjonalnego, który choć się zmniejsza, nigdy nie znika całkowicie. Asymptota, która symbolizuje cel niemożliwy do osiągnięcia, odzwierciedla emocjonalne stany, w których osoba czuje, że nigdy nie dotrze do pełnej ulgi.
3. MIŁOŚĆ
Miłość, będąca emocją pełną złożoności i sprzeczności, może być przedstawiona za pomocą funkcji trygonometrycznych, które są okresowe i pełne harmonii. Przykład to funkcja sinusoidalna:


Miłość, jak sinusoidy, jest pełna wzlotów i upadków, momentów szczęścia, a także smutku. Cykliczny charakter tej funkcji odzwierciedla naturę relacji międzyludzkich. Podobnie jak sinusoida, emocje miłosne są płynne i powtarzalne, tworząc rytm, który powraca w różnych fazach relacji.
Matematyka i emocje, choć pozornie odległe, mają swoje powiązania. Należy jednak pamiętać, że są to jedynie symboliczne przykłady zapisania odczuć i nie zawsze mają one odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jako ludzie jesteśmy bardzo złożeni i matematyka może jedynie pomóc zrozumieć i uprościć nasze odczucia. Jest to pewna forma ich interpretacji.
Inspirację na artykuł zaczerpnęłam z książki autorstwa Mo Gawdat y Alice Law pt. “Unstressable”
S.BLADON
Koncert The Smashing Pumpkins w Gliwicach
Minione wakacje rozpoczęły się długo wyczekiwanym przeze mnie koncertem zespołu The Smashing Pumpkins, który odbył się 2 lipca na Arenie PreZero w Gliwicach. The Smashing Pumpkins to amerykański zespół utworzony w 1988 roku w Chicago grający alternatywnego rocka. Kapela założona została przez Billiego Corgana, który do tej pory jest jej wokalistą oraz przez Jamesa Iha, D’arciego Wretzky i Jimmiego Chamberlina. Po 36 latach trwania kariery, ‘Dynie’ nie zwalniają tempa i niezmiennie koncertują powalając na kolana kolejne generacje fanów. Tak też stało się w Gliwicach. Moment zgaśnięcia świateł dał początek niesamowitemu, emocjonującemu widowisku, które na długo zapisze się w pamięci tych, którzy byli jego świadkami. Setlista zawarła dwadzieścia utworów, z czego jednym z nich był cover utworu “Zoo Station” zespołu U2. Kawałki rozmieszczone zostały tak, aby te “najbardziej wyczekiwane” przeplatały się z tymi budzącymi mniej gwałtowne reakcje. Słuszne posunięcie. Widzowie niemal roznieśli arenę, gdy wybrzmiało “Bullet With Butterfly Wings”. Moja złota zasada głosi: jeśli koncert wycisnął łzy szczęścia… niewątpliwie był to dobry koncert. Tak też stało się, gdy The Smashing Pumpkins zagrali utwór “Ava Adore”. Jest to jedna z niewielu piosenek, którą uważam za całkowicie kompletną. Nuta przygnębienia, brudne brzmienie przypominające Depeche Mode z początku lat dziewięćdziesiątych, solówka gitarowa w idealny sposób zwieńczająca całość. Z tego też powodu emocje, które zostały wtedy wywołane z pewnością pozostaną niezapomniane. Uczestnictwo w tym koncercie poskutkowało co prawda bólem głowy spowodowanym przez hałas i migające światła, ale… było warto.

30 Pol’and’Rock Festival
Dla jednych długoletnia tradycja, dla innych nowy etap w życiu. Dla każdego uczestnika Pol’and’Rock Festival znaczy co innego, jest czymś innym. Tegoroczna edycja festiwalu była pierwszą, w której uczestniczyłam i na pewno nie ostatnią. Muszę przyznać, że przygotowania do wyjazdu wiązały się z paroma zawirowaniami na przykład z zarezerwowaniem dojazdu do Czaplinka, w którym odbywał się festiwal. Przebycie trasy z Katowic na miejsce pociągiem zajęło ostatecznie około jedenaście godzin, ze względu na konieczność przesiadki.
Dotarcie na teren festiwalu nie wiązało się jednak z natychmiastowym odetchnięciem po podróży. Prawie całe darmowe pole namiotowe było już zajęte, więc znalezienie miejsca dla siebie graniczyło z cudem. Po godzinie poszukiwań udało się odnaleźć kawałek niezajętego terenu i… przystąpić do cieszenia się muzycznymi doświadczeniami.
Co prawda nie udało mi się obejrzeć każdego z ponad czterdziestu zaplanowanych koncertów, ale te, których świadkiem byłam na długo zostaną w mojej pamięci. Celklit, Enej, Motionless In White, Flapjack Przy dźwiękach energicznych utworów niesamowitym było obserwowanie, jak zwykle podzieleni ludzie łączą się w jedność i choć przez chwilę cieszą się i akceptują nazwzajem. Jest to jeden z czynników, który utwierdził mnie w przekonaniu, że Pol’and’Rock to miejsce, w którym choć przez chwilę można być w pełni sobą, nie przejmować się tym co myślą o nas inni. Oczywiście, w ten sposób powinno się myśleć nieustannie, ale na tym festiwalu jest to po prostu łatwiejsze.
Kolejną obserwacją, którą chciałabym się z Wami podzielić jest to, jak podczas trwania Pol’and’Rocka zatracają się bariery, które na codzień powstrzymują nas przed wieloma doświadczeniami. Występuje wiele interakcji i rozmów, które na ulicy w szarym mieście po prostu by nie zaistniały. Ludzie podchodzą do siebie i zwyczajnie mówią sobie miłe rzeczy czy też robią sobie razem zdjęcia nawet się nie znając. W każdej chwili można liczyć na miłą pogawędkę, a osoby, które przyjechały samotnie, na pewno nie wyjadą bez nawiązania nowych znajomości. Miło jest tak przenieść się do zupełnie innego świata chociaż na te trzy dni.
Na koniec chciałabym poruszyć temat otoczonego kontrowersją koncertu zespołu Ich Troje, który miał miejsce ostatniego dnia festiwalu na Małej Scenie. Zespół został zaproszony przez Jurka Owsiaka jako gość, nie uczestnik konkursu (zespoły grające na Pol’and’Rocku rywalizują bowiem o nagrodę Złotego Bączka). Oprócz tego na kultową kapelę wylała się niemała fala hejtu, a sam Owsiak był oskarżany o zatracanie ducha festiwalu poprzez zapraszanie artystów grających muzykę inną niż rock. Dziwne, że na przykład Enej, który w przeciwieństwie do Ich Troje nie ma nic wspólnego z rockiem, nie musiał mierzyć się z falą nienawiści. Kapela Michała Wiśniewskiego widocznie już na zawsze pozostanie kontrowersyjna i budząca sprzeczne emocje.
Podczas trwania koncertu znajdowałam się kilkanaście metrów od sceny i bardzo intensywnie odczuwałam konsekwencje nieumieszczenia kultowego zespołu na Dużej Scenie. Ilość ludzi chcących dostać się pod dach Małej Sceny była wręcz gigantyczna, przez co ściśnięty tłum zaczynał stanowić zagrożenie sam dla siebie. Po trzech pierwszych utworach opuściłam teren koncertu, ponieważ przebywanie tam przestawało być przyjemne.
To co jednak udało mi się zobaczyć podczas mojego niedługiego pobytu na widowisku było niespodziewane. Po Michale Wiśniewskim było widać, że niepochlebne opinie na temat wyboru jego zespołu na gościa festiwalu
spłynęły po nim, a głosy mówiące, że Ich Troje nie grają rocka dodały kapeli dodatkowej energii. Skórzane kurtki, ćwieki, charakterystyczny “growl”, niewątpliwie rockowe brzmienie. To wszystko składało się na efekt, którego niewielu się spodziewało.
Mimo, że widziałam tylko początek koncertu, cieszę się, że uczestniczyłam w wydarzeniu, które z pewnością zapisze się w historii Pol’and’Rocka jako, można powiedzieć, zwycięstwo Ich Troje nad hejtem i niechęcią ludzi. Miejmy nadzieje, że zespół będzie nieustannie działał i koncertował, być może nawet na Dużej Scenie “Najpiękniejszego Festiwalu Świata”.

Amfirock Festiwal
Amfirock Festiwal to jeden z nowszych festiwali muzycznych w Polsce. W dniach 6 i 7 września w Parku Zadole w Katowicach odbywała się dopiero trzecia edycja wydarzenia. Nie zmienia to faktu, że Amfirock zdążył już wsławić się w całym kraju, dzięki czemu na Zadole zjeżdżają ludzie z wielu regionów Polski. W ciągu dwóch dni trwania festiwalu okazję do zaprezentowania się miało osiem zespołów, w tym dwie gwiazdy: Hunter i Big Cyc. Oprócz tego, na wzór stacji ASP z Pol’and’Rocka, na terenie festiwalu utworzono kilka punktów z zajęciami i warsztatami poruszającymi rozmaite tematy. Po tegorocznej edycji Amfirocka udało mi się stwierdzić, że aktualnie zespoły grające muzykę folk rock są popularyzowane i zdobywają coraz więcej słuchaczy. Jedną z takich kapel jest Cronica, która zaprezentowała się pierwszego dnia festiwalu. Zespół łączący wokal damski jak i męski, skrzypce, klawisze i oczywiście gitarę elektryczną. Nieoczywiste połączenie dźwięków i nietypowa tematyka tekstów utworzyła intrygującą całość i pokazała, że dla folk rocka miejsce na rynku muzycznym jak najbardziej jest i powinno się umożliwiać twórcom takiej muzyki jak najczęstsze koncerty i okazje do pokazania się.
Hunter i Big Cyc mistrzowsko spełnili swoje role gwiazd wieczoru i zgromadzili tak dużą ilość słuchaczy, że aby mieć widok na scenę trzeba było nieraz wspiąć się na pobliski mur lub inny wyżej położony punkt. Dodawało to jednak gorąca atmosferze i stworzyło wiele cennych wspomnień.
Amfirock Festiwal zaoferował również strefę gastro, w której można było posilić się typowo festiwalowym jedzeniem, takim jak zapiekanki czy frytki.
Katowicki festiwal z każdym rokiem rośnie w siłę, a mi niezwykle miło jest obserwować, jak w naszym mieście rozwija się tak wartościowe wydarzenie.


Księstwo Monako to drugie najmniejsze i jednocześnie najgęściej zaludnione państwo Europy. Jego powierzchnia to zaledwie 2,02km², natomiast gęstość zaludnienia wynosi aż 26900 osób na km² (dla porównania w Polsce to 120 osób na km²). Monako to państwo, w którym mieszka wielu milionerów i miliarderów. Zabudowa jest tam bardzo ekskluzywna, po ulicach jeżdżą luksusowe samochody, a w porcie zacumowane są ogromne jachty. Ze względu na małą powierzchnię kraju, infrastruktura tego państwa jest wielopoziomowa - często ulice, skrzyżowania, a nawet galerie handlowe znajdują się pod innymi budynkami. Osoby poruszające się pieszo mogą korzystać z licznych wind i schodów ruchomych. Mimo tak małej powierzchni, Monako posiada wiele interesujących obiektów, takich jak: Pałac Książęcy, słynne kasyno, stadion, liczne ogrody, oceanarium, zoo, porty, plaże.





Pałac Książęcy
Jedną z wielu atrakcji tego państwa jest stare miasto, gdzie znajduje się m.in. Pałac Książęcy, którego część udostępniona jest do zwiedzania. Księciem Monako jest aktualnie Albert ll Grimaldi, który jest trzecim najbogatszym monarchą w Europie. Co ciekawe, książę pięciokrotnie reprezentował Monako na zimowych igrzyskach olimpijskich w wyścigach bobslejowych (najwyższy wynik jaki osiągnął to 26 miejsce w wyścigach czwórek). Ponadto jest on jedynym przywódcą państwa w historii, który zdobył obydwa bieguny Ziemi.


Kolekcja samochodów i wyścigi Formuły 1
Będąc w Monako warto zobaczyć imponującą kolekcję samochodów, należącą do Księcia Alberta II, który zgromadził ponad 100 pojazdów. Większość z nich to samochody zabytkowe, jest tam jednak również wiele najnowszych bolidów F1. Wyścigi Formuły 1 co roku odbywają się na ulicach Monako.

Kasyno


Jednym z najbardziej charakterystycznych obiektów w Monako jest zapewne luksusowe kasyno w dzielnicy Monte Carlo. Hol kasyna udostępniony jest bezpłatnie dla wszystkich zwiedzających, jednak wstęp na sale gier wymaga opłaty oraz odpowiedniego stroju.


Oceanarium, ogród zoologiczny, ogrody
Dla miłośników nauk przyrodniczych ten malutki kraj ma również wiele do zaoferowania. W Oceanarium oraz w ogrodzie zoologicznym znajduje się wiele gatunków zwierząt. W Monako stworzono również ogród Japoński, ogród różany, a nawet ogród egzotyczny z naturalną jaskinią.
