Magazyn Kobiecym Okiem - wiosna 2025

Page 1


KOBIECYM OKIEM

Wiosna to dla mnie osobiście czas, kiedy zawsze robię porządki. Otwieram szafę i pozbywam się tego, co jest mi już niepotrzebne. I to jest łatwe. Takie porządki to standard, robi je wielu z nas. A czy takie same porządki robimy w swojej głowie? Tak łatwo jest wyrzucić stare rzeczy, a o wiele trudniej jest pozbyć się starych nawyków, takich które towarzyszą nam od zawsze. Ciężko jest zrobić krok do przodu, który okaże się tym najważniejszym. Wiosna daje nadzieję, że przyjdzie nowe, lepsze.

To chyba właśnie dlatego wyjątkowo lubię kiedy ukazuje się to wiosenne wydanie naszego magazynu. Jest ono opowieścią o tym, jak

zmiana prowadzi do lepszego. Jak po zimie przychodzi wiosna, jak z trudu wyrasta sukces. O tym, że strach to najgorsze, czego możemy się złapać. O tym mówią nasze rozmówczynie: silne, niezależne, świadome, ale przede wszystkim odważne. Kobiety, które są wsparciem dla innych kobiet, podążają za swoimi marzeniami i pokazują, że każdy z nas może osiągnąć to czego pragnie.

Przyjemnej, wiosennej lektury...

Hyc po zająca!

W okresie Świąt Wielkanocnych –niezwykłego czasu, który spędzamy głównie w gronie rodzinnym przy obficie zastawionym stole, Mała Marsylia mieszcząca się w Polanicy-Zdroju zmienia się w magiczną krainę - pełną inspiracji, dekoracji, niepowtarzalnych zapachów i soczystej zieleni symbolizującej nadchodzącą wiosnę.

Na świąteczny stół

Podczas Świąt Wielkanocnych nasze stoły uginają się pod ciężarem wielu potraw. Pomiędzy nimi, a zastawą, swoje wyjątkowe miejsce zajmuje zając wielkanocny. Choć geneza jego symboliki nie jest jednoznacznie określona, pojawia się niemalże w każdym domu – głównie pod postacią wszelkiego rodzaju dekoracji. W Małej Marsylii zające również mają swoje miejsce - czekają jednak, by ze sklepowej półki trafić do naszych domostw. A najlepiej od razu w parze.

Prezenty przy okazji rodzinnych wizyt

Na długie, rodzinne wizyty często możemy pozwolić sobie tylko w okresie świątecznym. Warto obdarować wtedy najbliższych niezwykłymi pre-

zentami. W naszym sklepie znajdziecie indywidualnie skomponowane zestawy. Każdy z nich może być personalizowany i wypełniony aromatycznymi kawami, herbatami oraz słodkościami. Może zawierać naturalne kosmetyki, których nie kupicie nigdzie indziej. Odkryjecie tam również wspaniałe porcelanowe filiżanki i kubki, które dopełnią każdą wielkanocną zastawę.

Zając na “zajączka”

Mówi się, że grzecznym dzieciom zając przynosi prezenty wywołujące szerokie uśmiechy na ich twarzach. Dzieci z radością odnajdują pochowane w różnych miejscach pyszne czekoladowe jajka, słodycze, które uwielbiają, ale także zabawki. A gdyby tak wśród podarunków znalazł się pluszowy miś z Małej Marsylii? Z pewnością stałby się jednym z ulubionych w kolekcji.

Relaks po przygotowaniach świątecznych

Nie ukrywamy, że przygotowania świąteczne to ogromne przedsięwzięcie. Każda Pani Domu zasługuje po nich na chwilę relaksu. Odwiedzając nas będziecie mogli wybrać coś specjalnego z szerokiego asortymentu odżywczych produktów pielęgnacyjnych: wegańskich olejków do kąpieli, aromatycznych mydeł w płynie, mydeł w blokach na wagę, a także soli musujących i ręcznie formowanych musujących kuli kąpielowych. Wszystkie te produkty pozwolą na stworzenie idealnej przestrzeni do zrelaksowania się - i nie tylko przy okazji świąt wielkanocnych.   Zapraszamy do Małej Marsylii w Polanicy-Zdroju, gdzie doświadczycie wspaniałej podróży w poszukiwaniu nietuzinkowych ozdób, nadzwyczajnych upominków i niezapomnianych smaków.

ul. Zdrojowa 33 Polanica-Zdrój tel. 669 259 905
REKLAMA
Nowak: 731 000 112
Golak
foto: Fotomiłostki

prostu

lubimy, My się

O tym, jak tworzyć udaną relację, o zawodowych planach, marzeniach, zarażaniu radością i życiowym optymizmem, z Alżbetą Lenską i Rafałem Cieszyńskim rozmawiała Karolina Golak.

Jak to jest wykonywać taki sam zawód, podkreślmy artystyczny będąc małżeństwem?

Rafał: Ma to swoje plusy i minusy. Plusy są takie, że wzajemnie się rozumiemy, że rozumiemy specyfikę pracy.

Alżbeta: Na pewno jest dużo plusów. Trafiłaś akurat w taki moment, że w tym roku mija 20 lat odkąd się znamy.

A małżeństwem jesteście od jak dawna?

Rafał: Od 2007 roku.

Alżbeta: 17 lat, także mija 20 lat odkąd się poznaliśmy i odkąd wszystko się zaczęło. Mam wrażenie, że na początku znajomości - nawet jak byliśmy już parą, potem narzeczeństwem, ale nie było jeszcze dzieci i domu i jakiejś takiej stabilności, to wspólna praca była super rozwiązaniem. Cały czas podróżowaliśmy, byliśmy w różnych miejscach. Natomiast dla mnie, z czasem ta praca staje się coraz bardziej męcząca. Zwłaszcza odkąd mamy dom i dzieci. Myślę, że teraz powinien być taki fundament, trzon domu - a jednak jak ci rodzice cały czas jeżdżą, podróżują i nie ma ich fizycznie, to jest bardzo ciężkie. Więc tak jak kiedyś bardzo lubiłam to, że mamy ten wspólny zawód, to teraz stało się to dla mnie po prostu uciążliwe. Lepiej byłoby, żeby jedna osoba była niezwiązana z showbiznesem, tylko miała stabilną pracę - taką, która po prostu daje ci to, że jesteś na miejscu, masz też stałe zarobki i po prostu jesteś. Druga osoba wtedy jest tą artystyczną. Podróżuje, żyje od projektu do projektu i spełnia się w takim bardziej szalonym zawodzie. Kiedyś mi to bardzo pasowało, a z wiekiem trochę mniej.

Ale plusy mimo wszystko jeszcze jakieś widzicie?

Rafał: Ja uwielbiam swoją pracę i nie wyobrażam sobie innej. Chodzi o to, żeby znaleźć złoty środek. Najważniejsze, żeby dzieci nie mówiły, że mamy dziwną pracę, ponieważ w weekendy inni rodzice siedzą w domu, a my bardzo często wyjeżdżamy. Spektakle pokazywane są głównie w weekendy, a gramy w kilku – nawet teraz mam pięć takich komedii, z którymi dość często wyjeżdżam. Jak jesteśmy z teatrem stacjonarnie w Warszawie, to też w weekendy gramy i tylko poniedziałki są takimi dniami tradycyj-

związek? Żeby dzielić ze sobą tę radość?

Alżbeta: Naszym przepisem jest chyba nasz zawód, ponieważ często się mijamy. Oczywiście żartuję. Tak naprawdę kluczem jest chyba ten brak stabilności. Cały czas dzieje się coś nowego. Nowy projekt, nowe podróże. Na bieżąco musimy reagować, na bieżąco żyć. Nie mamy stagnacji, stabilizacji – u nas po prostu nie ma nudy, co też bywa momentami denerwujące.

Jak się poznaliście?

My się lubimy, po prostu. Nawet jak mamy rzadko ten czas, ale już jesteśmy razem to zawsze spędzamy go fajnie

nymi, gdzie rzadko kiedy się gra.

Do tego są jeszcze seriale i trzeba to wszystko jakoś godzić - plus jeszcze godzić to z rodziną i poświęcać czas dzieciom. Tego czasu jest rzeczywiście mało i trzeba szukać kompromisu, co nie zawsze jest łatwe.

Obserwując Wasze media społecznościowe i czytając o Was, odnosi się wrażenie, że jesteście osobami bardzo optymistycznie nastawionymi do świata i ludzi. Bije od Was ciepło. Potraficie zarażać innych  radością?

Alżbeta: Jest faktycznie coś takiego, że ludzie nam mówią, że zarażamy ich tym życiowym optymizmem. Dziś np. nasz znajomy miał urodziny. Zrobiliśmy mu niespodziankę, byliśmy u niego z prezentem...

Rafał: Wzięliśmy go w takie jedno fajne miejsce...

Alżbeta: I dla nas to jest normalne.

Chcemy ludzi zarażać czymś pozytywnym, robić miłe rzeczy i przede wszystkim lubimy to robić - więc na pewno tak. Jesteśmy takimi dwoma „wariatami”, którzy czasami robią zwariowane rzeczy. I wesołe.

Rafał: Tak, ja jestem niepoprawnym optymistą i uważam, że generalnie życie jest darem, z którego trzeba się cieszyć.

To jest Wasz przepis na udany dwudziestoletni

Rafał:  Poznaliśmy się na planie serialu „Anioł Stróż”. Dwadzieścia parę lat temu był taki serial, który produkował TVN.

Alżbeta: To było, jak z filmu. Poznaliśmy się w serialu „Anioł Stróż” -  w barze Świętego Piotra. Rafał grał diabła, a ja anioła.

Rafał: Tak, a Wiktor Zborowski grał Świętego Piotra.

A jak to jest grać małżeństwo, wiedząc, że prywatnie jest się w związku? Mam tu na myśli oczywiście słynnego „Ojca Mateusza”,

w którym występujecie. w Takiej roli.

Alżbeta: Dla mnie ten serial jest super, a nasze serialowe życie jest komedią, więc możemy grać to, co robimy na co dzień. Często się wygłupiamy, więc granie Gibalskiego i Gibalskiej sprawia nam ogromną przyjemność. Czasami nawet ciężko się pracuje, bo sami z siebie się śmiejemy i próbujemy się opanować. Kiedyś myślałam o tym, że gdybyśmy mieli grać poważną rzecz, to byłoby to niekomfortowe. Nie chciałabym z Rafałem przekładać złych emocji. Wiadomo, że musimy umieć się odcinać od tego i jak możemy zrobić sobie z tego żart i trochę się z tego śmiać, że gramy razem i przełożyć to na komedię, to jest to okej, ale nie chciałabym grać kłótni i złych emocji.

Gdzie teraz widzowie mogą Was obejrzeć, jeżeli chodzi o seriale, filmy, teatr?  Rafał: Gram w „Ojcu Mateuszu” i w „Barwach Szczęścia”. A spektakli teatralnych jest ogrom. Alżbeta: Dlatego nie ma go teraz dużo w domu.

foto: Dominik Kozłowski

Rafał: Spektakle to m.in. „Wyjście Awaryjne”, „Damski Biznes”, „Na Pełnych Obrotach” – te trzy komedie. „Prezent Urodzinowy”, „Przekręt Niedoskonały” – w Teatrze Capitol.

Czyli dla Ciebie jest teraz mocno gorący okres?

Rafał: Z piętnaście lat temu miałem tak, że modliłem się, żeby praca przyszła, a teraz...Teraz ja mówię częściej „nie”, niż „tak”, żeby być w domu z dziećmi, bo rzeczywiście propozycji jest dużo. Niedawno zresztą taka sytuacja miała miejsce, że odmówiłem zagrania głównej roli w jednym z warszawskich spektakli dla dzieci, a później okazało się, że nasze dzieci ze swoją szkołą poszły na ten spektakl i wtedy żona mnie pyta „a dlaczego nie grałeś?”, a ja mówię „przecież miałem być w domu”.

Alżbeta: Ja przechodzę w ostatnim czasie bardzo dużą zmianę -  emocjonalną i zawodową. Nie potrafię rezygnować stopniowo, dlatego odcięłam się od razu od wielu zawodowych rzeczy. Poczułam, że chcę być całkowicie w domu, chcę być z dziećmi. Zrezygnowałam z serialu i z dwóch spektakli. Mam teraz więc taki przyjemniejszy czas - taki domowy, ale faktycznie mniej zawodowy. Gram teraz w spektaklu „Kochane pieniążki” w Teatrze Capitol i ze spektaklem „Prywatna klinika” jeżdżę po całej Polsce, a w serialu „Ojciec Mateusz” na stałe, jednak moja postać pojawia się tam sporadycznie.

Jak już macie też czas wspólny, że faktycznie możecie sobie pozwolić na chwilę oddechu, jak go spędzacie?  Alżbeta: My się lubimy, po prostu. Więc nawet jak mamy rzadko ten czas, ale już jesteśmy razem to zawsze spędzamy go fajnie. Teraz nawet planujemy jeden wyjazd. Kiedyś zastanawialiśmy się nad tym, że przez naszą pracę nie wyjeżdżamy ze znajomymi. My jesteśmy takimi

na lunch  i stwierdziliśmy, że nie jedziemy dalej i cieszymy się tym miejscem.

Rafał: Jak byłem dzieckiem i jeździłem palcem po mapie, to widziałem taką wyspę Jawa, która skojarzyła mi się z motocyklem. Mówię „to musi być niesamowite miejsce na końcu świata”.  Co ciekawe, jak byliśmy razem na Bali około 20 lat temu, podeszliśmy do jakieś budki, bo wtedy jeszcze tylu turystów nie było co teraz i poznaliśmy mężczyznę, który był później pierwszym i jedynym naszym znajomym na Facebooku. Wykupiliśmy u niego wycieczkę na Jawę, na jeden dzień. On nam pokazywał różne wycieczki, ale jak mu powiedzieliśmy, że chcemy wycieczkę na Jawę i to na jeden dzień, to spojrzał na nas z niedowierzaniem i zadał pytanie: „jak to na jeden dzień?”.

Alżbeta: Tak, wszyscy byli zdziwieni, że można tak polecieć jednego dnia daleko i wejść gdzieś tylko na wulkan, zobaczyć go i wrócić. My mamy dość szalone pomysły i jak już mamy szansę się widzieć, to się po prostu lubimy.

Rafał: Mam czasem takie pomysły, aby np. zrobić sobie kurs spadochronowy.

Naszym przepisem jest chyba nasz zawód, ponieważ dużo się mijamy.

Oczywiście żartuję. Tak naprawdę kluczem jest chyba ten brak stabilności, że cały czas dzieje się coś nowego. Nowy projekt, nowe podróże. My na bieżąco musimy reagować, na bieżąco żyć

„alienami”, tylko my razem i rodzina. Przez pracę, jaką mamy ciężko jest się nam dostosować do innych. Między spektaklami, między zdjęciami, wbijamy się w dziwne terminy i jeździmy sami.

Rafał: Kiedy gdzieś jedziemy i spodoba nam się jakieś miejsce, to jesteśmy w stanie się tam zatrzymać na cały dzień. I nic nie robić. I dzieciaki mają tak samo.

Alżbeta: Nie kierujemy się planem wycieczki, że trzeba gdzieś pędzićjesteśmy na wakacjach i lubimy po prostu być na tych wakacjach, oglądać te wszystkie ciekawe miejsca. Nie raz właśnie się tak zdarzyło, że wypożyczaliśmy auto i jechaliśmy konkretnie zobaczyć dane miejsce, ale zobaczyliśmy na trasie np. w górach jakiś piękny widok, czy dobrą restaurację i zmieniliśmy plany. Zboczyliśmy z trasy, usiedliśmy

Jak spędzicie najbliższe Święta Wielkanocne?

Alżbeta: Naszym marzeniem jest to, aby do świąt skończył się remont, który mamy właśnie w naszym domu.

Rafał: To jest nierealne marzenie.

Alżbeta: Zawsze organizujemy u nas święta i zawsze to powtarzam, że cieszę się, że tu też nadajemy na tych samych falach. Nie kłócimy się, jesteśmy bezproblemowi. Nasze mieszkanie jest takim neutralnym terytorium, które nie tworzy żadnych rodzinnych spięć i jak przyjeżdżają najbliżsi, to wiedzą, że u nas jest spokój

ODWAŻNA KOBIETA W MĘSKIM ŚWIECIE

Firma ARTEN Odwierty świadczy profesjonalne usługi w zakresie odwiertów geologicznych. Wypracowana pozycja na rynku, a także motto, podkreślające, że “siłę firmy stanowi jej kadra” sprawia, że ARTEN jest wręcz bezkonkurencyjny. Na jego czele stoi odważna, pełna pomysłów, motywująca Anna Mossakowska. Ta wyjątkowa, przedsiębiorcza, potrafiąca połączyć te dwa światy kobieta, znalazła sposób na sukces. Ponadto, nieustannie się rozwijając, chętnie dzieli się z innymi kobietami – i nie tylko, zdobytą przez siebie wiedzą.

Pani firma ciągle się rozwija. Widać też, że stawiacie bardzo mocny nacisk na rozwój, nie osiadacie na laurach. Profesjonalny sprzęt, szkolenia, wieloletnie doświadczenie stałej kadry pracowników - to główne jej filary. Czy mimo to, że wypracowaliście sobie stabilną pozycję na rynku rośnie Wam konkurencja? Nie konkurujemy - tworzymy wartość! Jesteśmy jedną z niewielu firm wiercących, która podchodzi do każdego zadania je wykona od A do Z. To wszystko dzięki naszym stabilnym, solidnym filarom fundamentom.

Prowadzi Pani firmę ARTEN Odwierty, specjalizującą się w wierceniu studni głębinowych oraz odwiertach dla gruntowych pomp ciepła. Stworzyła Pani Akademię Wierceń ARTEN Odwierty, która szkoli wiertaczy i ich pomocników. Prowadzi Pani również doradztwo usług wiertniczych. To tak naprawdę bardzo męskie zajęcie, a jednak Prezesem firmy, zarządzającej całym tym zespołem jest Pani. Jak to się wszystko zaczęło?

Tak, w rzeczy samej wiercenia geologiczne obsługa maszyn wiercących kojarzą się z męskim zajęciem, ale stworzenie firmy zarządzanie nią oraz pracownikami równie dobrze może być kobiecym zajęciem, czyż nie? Uważam, że w życiu biznesie najważniejsza jest odwaga umiejętność dostrzegania szans. Temat wierceń geologicznych stanął przede mną o wiele wcześniej, przed założeniem firmy wiertniczej. Pozwoliło mi to na podjęcie odważnej, lecz lekko niepewnej decyzji o zainwestowaniu w odpowiedni sprzęt, zatrudnie-

nie wiertacza, zdobycie klientów. Bogate doświadczenie wiedzę z dziedziny odwiertów, geologii, hydrogeologii, sprzętu osprzętu wiertniczego zdobywałam już we własnym zakresie, będąc po prostu przy pracownikach uczestnicząc w spotkaniach branżowych. Wcześniej pracując na etacie zarządzałam zespołem ludzi, pracując na etacie. Kieruje Pani męskim zespołem specjalistówzresztą z bardzo pozytywnym skutkiem. Jak wypracowała sobie Pani wśród nich autorytet? Czy było trudno?

Tak, było trudno na początku nie tylko wśród pracowników. Autorytet ma osoba, która zna się na rzeczy (tj. wierceniu), a ja się nie znałam do końca się nie znam. Podejmowałam jednak logiczne dobrze uzasadnione decyzje, trzymając się swoich zasad wartości, co pozwoliło mi na zbudowanie go. Ponadto jestem zawsze otwarta na opinie pracowników traktuję ich z ogromnym szacunkiem. Doceniam motywuję.

Jest Pani bardzo mocno zaangażowana w rewelacyjną inicjatywę kobiecych rozwojowych biznesowych spotkań. O tak – to taka równowaga między światem męskim światem kobiecym. Widzę w organizowanych spotkaniach wydarzeniach dla kobiet wiele korzyści, w zależności od celów zawodowych etapów kariery. Jestem również analitykiem biznesowym na spotkaniach networkingowych, konferencjach, czy warsztatach wnoszę dużą wartość wraz z zaproszonymi prelegentkami, zarówno dla samej siebie jak i dla uczestniczek. Głównie łączę branże, prowadzę do nowych projektów, współprac czy nawet zmiany pracy na lepszą. Motywuję poprzez moje doświadczenia, nieustannie inspiruję. Cieszę się bardzo z owocnej współpracy z Ząbkowicką Siecią Aktywnych Kobiet, która przyjmuje moje pomysły z ogromnym zaangażowaniem otwartością na współpracę. Wdzięczna jestem za okazywane wsparcie władzom miasta Ząbkowic Śląskich - w szczególności Panu Burmistrzowi. Jeździ Pani na motocyklu. Prowadząc tak wymagający biznes, mając tyle dodatkowych, pochłaniających zajęć ma Pani w tym wszystkim jeszcze czas dla siebie? Tak, wszystko łączę, a to jest mój duży sukces. Udało mi się to zbalansować poprzez organizację delegowanie, o czym mówię podczas wydarzeń kobiecych. Motocyklistką jestem od 2002 r., zdarza mi się nawet czasem jechać na motocyklu do pracy. Dodatkowo podróżuję po świecie na dwóch kołach również w kobiecym gronie. To jest mój czas dla siebie. Prawdziwy sukces to realizacja tego, co daje mi radość!

kobiety do uczestniczenia w takich wydarzeniach! Są one dla kobiet przedsiębiorczych, pracujących na etacie myślących o założeniu własnej firmy, chcących poznać inne ciekawe kobiety, szukających osób do współpracy, chcą się podzielić swoją pasją.

Monika Ratkowska, Maraton Kobiecości
Ząbkowicka Sieć Aktywnych Kobiet
Lady Business Club
Zachęcam
Ewelina Miśko-Pawłowska Prawo Kobiet

K o bieta

jego instruktorów. Cieszę się również z tego, że ten zawód - pasja pozwalają nam nadal pracować wspólnie, a więc i po prostu razem być. Myślę, że to jedna ze składowych naszych dobrych relacji. Na pewno nie czułam dumy, nie lubię tego uczucia, raczej cieszę się, że tak szybko znalazł aktywność dającą mu wiele radości, emocji, po prostu doświadczeń.

Jakie emocje towarzyszyły Pani, gdy syn pierwszy raz na Pani oczach wzbił się w powietrze?

w chmurach

Mimo że widowiskowe, zachwycające loty balonami organizowane są w wielu miastach na terenie całej Polski, w Dusznikach-Zdroju są podwójnie wyjątkowe. W tym pełnym kuracjuszy i muzyki mieście uzdrowiskowym mieszka pewna wyjątkowa kobieta – Justyna Janicka. To kobieta, która ma w sobie ogromne pokłady energii, pasji i ciekawości świata. Dba, aby każdy z nich pozostał uczestnikom w pamięci na zawsze. Udowadnia, że prowadząc rodzinny biznes, można mieć również przestrzeń dla siebie i dla swoich marzeń.

Jak to jest żyć pod jednym dachem z pasjonatami lotnictwa?

Myślę, że codzienność nas wszystkich jest dość porównywalna. Każdy zazwyczaj w nocy śpi, a dzień zaczyna od śniadania czy kawy. A tak na poważnie, to jest to piękna pasja i pomimo całej obsługi naziemnej i jej, nomen omen wielkiej przyziemności, lot, widok ziemi z powietrza, to przeżycie estetyczne, refleksyjne, czasem też duchowe. I pewnie ta magia sprawia, że chce nam się wykonywać te wszystkie czynności przed i po locie oraz prace konserwacyjne zimą. Mamy też bardzo dużo wspólnych tematów do rozmów - w końcu jesteśmy ludźmi dzie -

lącymi wspólne zainteresowania. Jeżeli chodzi o bardziej prozaiczne aspekty naszego życia, to specyfiką baloniarstwa są bardzo wczesne poranki - kiedy dni są najkrótsze, na przełomie czerwca i lipca, czyli wtedy, kiedy loty cieszą się największą popularnością. Wstajemy na taki lot po godzinie 3.00 rano, aby o świcie być gotowym do startu. Potrzebujemy dużo miejsca na nasz sprzęt i jest to temat, który wciąż powraca, kiedy np. kończy się nam umowa na wynajem jakiegoś garażu, czy magazynu i trzeba szukać nowego. Czasami balon pojawia się u nas w jadalni, kiedy np. trzeba wykonać przy nim jakieś drobne prace i zupełnie dominuje tę przestrzeń jako sporych rozmiarów wór. Nie pasuje

tam zupełnie. Kest dokładnie tym czym przysłowiowy wół u karety, ale tylko tam się mieści. Nie kręcimy więc nosami, tylko szybko robimy, co trzeba, żeby wyprowadzić go z domu.

Jak zareagowała Pani na wieść o tym, że Pani syn będzie ubiegał się o licencję pilota lekkich statków powietrznych? Poczuła Pani dumę, a może strach?

Chyba nie pamiętam szczególnej reakcji. To było dość naturalne, skoro od najwcześniejszych lat towarzyszył mężowi w powietrzu. Cieszę się, że też podoba mu się ten fach, że ma głowę na karku i już dobrze lata - nie mnie to oceniać. Powtarzam opinie

Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz wzbił się w powietrze, bo często asystował mu mąż - wtedy nie odczuwałam żadnych lęków. Pamiętam, kiedy kończył kurs i dzień przed pierwszym samodzielnym lotem zadzwonił powiedzieć mi, że rano leci solo. Wówczas miałam to cały czas „z tyłu głowy”, ale nie tak, żebym nie mogła wykonywać swojej pracy. Oczywiście po locie zadzwonił, było w porządku i uznałam, że mam ten stres już za sobą. Jakże się jednak myliłam - prawdziwy ogromny strach czułam, kiedy syn pierwszy raz poleciał z ludźmi. Nie dałam rady być wtedy przy starcie, bo nie chciałam, żeby mój stres udzielił się innym. Tu po prostu pojawiła się odpowiedzialność za innych - to ma swój ciężar. Teraz już wiem, że syn jest odpowiedzialny. Wielokrotnie to udowodnił, również podejmując decyzję, już na miejscu startu, o rezygnacji z lotu. To duża umiejętność powiedzieć nie, choć wszyscy są już nastawieni na lot, pojawia się więc presja, a pogoda potrafi zrobić psikusa i nie jest taka jak w prognozie. Opanowując tę umiejętność jest

już po naprawdę „dobrej stronie baloniarskiej mocy”.

Głównie podczas ciepłych, letnich miesięcy można zaobserwować wiele balonów na naszym niebie. Wydaje się więc, że loty te zwłaszcza wtedy cieszą się dużą popularnością. Czy tendencja ta może zaczyna się zmieniać?

Bardzo byśmy sobie tego życzyli. Jednak warunki pogodowe odpowiednie dla lotu balonowego zdarzają się zimą dużo rzadziej. Najważniejszy słaby wiatr - to jest jeszcze możliwe, ale porządnie zmrożone pole, tak, żeby można było na nie wjechać autem z przyczepą, aby spakować balon po locie i wrócić do bazy, to zdarza się już rzadziej. Zimy są łagodne i bardziej błotniste niż śnieżne i mroźne, stąd rzadziej po prostu jesteśmy w stanie wykonać lot. Ale w piękny, zimowy, słoneczny i mroźny dzień warto spojrzeć w niebomożna nas tam zobaczyć. I są to loty wyjątkowe, a palnik daje też trochę ciepła, więc nie ma obaw o zimno.

Z pewnością rodzinne hobby przekłada się na wiele płaszczyzn życia - począwszy od dnia codziennego, spędzania czasu wolnego, aż po podróże. Na pewno w tym wszystkim ma Pani swoją przestrzeń i swoje pasje. Jakie?

Oczywiście - moją największą pasją i tematem, którym żyję zawodowo jest muzyka. Szczególnie klasyczna, dawna w jej odsłonie wokalnej, choć kocham też jazz. Jestem członkiem naszej dusznickiej Fundacji Międzynarodowych Festiwali Chopinowskich. Tu udzielam się przy nowym projekcie - już następnego dnia po wielkim Międzynarodowym Festiwalu Chopinowskim robimy mini-festiwal, podczas którego prezentu-

ją się najbardziej utalentowane dzieci i młodzież z całej Polski. Projekt nazywa się „Z Chopinem pod rękę”.  Oprócz tego bardzo intensywnie działam w komitecie organizacyjnym drugiego dusznickiego festiwalu, którym jest Międzynarodowy Festiwal Muzyki Kameralnej im. Felixa Mendelssohna. Proszę sobie wyobrazić, że Felix bywał w Dusznikach znacznie częściej niż Fryderyk, mieszkał tu bowiem jego wuj Natan. Stąd pomysł na kolejne muzyczne wydarzenie, skoro tą małą miejscowość odwiedziło dwóch tak wielkich kompozytorów. Organizatorem tego pięknego wydarzenia jest wrocławskie Stowarzyszenie Inicjatyw Artystycznych „Mosty Kultury”. Jest to bardzo młody festiwal, który zachwycił mnie skracaniem dystansu między artystami a odbiorcą - na samym początku byłam po prostu wśród publiczności, ale otwartość występujących artystów i organizatorów zapoczątkowała godziny rozmów po koncertach. Z tych rozmów wynikła zażyłość, a w końcu

wspólna praca. Teraz będę też pracowała z „Mostami” przy ich wrocławskich projektach, bo po prostu dobrze nam się razem działa, a zwieńczenie, jakim jest piękna muzyka, daje nam radość i jest wielkim napędem do dalszych działań. Sama przez lata śpiewałam w kłodzkim chórze Concerto Glacensis - teraz mam przerwę, ale na pewno jeszcze coś wspólnie zaśpiewamy. Mam takie poczucie, że wciąż za mało doceniamy kulturę i jej wielkie znaczenie dla nas indywidualnie i dla nas, jako cywilizacji. Bo przecież muzyka towarzyszy nam wszędzie - od narodzin (kołysanki, rytmika w przedszkolu) poprzez najważniejsze momenty (urodziny, wesela), a w końcu przy naszym odejściu - po prostu czasem jest jedynym językiem zdolnym opisać emocje. Dlatego mam wielką satysfakcję z każdego wydarzenia muzycznego, do którego zaistnienia mogłam się przyczynić.

Woli Pani spędzać aktywnie czas, czy bardziej relaksuje Panią kubek herbaty, koc i książka?

Czasem bardzo aktywnie, a czasem zalegać przed serialem ze słonecznikiem i wodą z imbirem. Jestem dość zero-jedynkową osobą. Albo jestem w fazie zwyżki i nic mnie nie zatrzyma, albo spychaczem nie można mnie ruszyć z domu. Ukochany pies Fafik jest takim zdrowym antidotum na te wahnięcia, bo zawsze trzeba z nim wyjść.

Wiele osób marzy o przynajmniej jednym locie balonem w swoim życiu. A Pani o czym marzy?

Marzę o podróżach. Sporo ich mam już za swoim koncie, ale wciąż czuję niedosyt. Lubię odmienność, lubię podglądać ludzi w ich codziennych czynnościach. Uwielbiam nowe smaki, wciąż nurtuje mnie jak odzwierciedlane są ludzkie emocje w różnych kulturach: w sztukach plastycznych, w muzyce, czy w sztukach performatywnych. Jest to dla mnie fascynujące, bo przecież te emocje są sobie podobne niezależnie od szerokości geograficznej. Drugim moim marzeniem jest zaprosić do Dusznik-Zdroju Cecillię Bartolli - bardzo bym chciała, żeby zaśpiewała w dworku, a ja żebym mogła zadać jej wszystkie te pytania, które mam w głowie patrząc jak ta niesamowita sopranistka śpiewa. Tych marzeń, szczególnie muzycznych jest cała masa, mogłabym o nich opowiadać bez końca, a nam papier by się wyczerpał, jak to w Dusznikach.

Natalia Dutka

czasmój TO JEST

Sylwia Kucała - kobieta żyjąca muzyką. Całą sobą, całą duszą. Głównym motorem, który uruchamia podczas tworzenia jest serce. A, gdy tego chwilowo nie robi spełnia się w życiu prywatnym, chodząc po górach, lasach i polach, gdzie stwierdza - prawdziwie można się wyciszyć i naładować dobrą energią. Na co dzień po prostu cieszy się życiem takim jakie ono w danej chwili jest. Realizuje się również jako mama dwóch córek - Maryli i Hani. Swoją kobiecą siłą, a także determinacją potrafi zarażać, inspirować oraz motywować. Udowadnia, że warto mieć cele, marzenia i dążyć do ich spełnienia. Zaznacza, że nie wolno bać się latać.

Muzyka jest nieodłącznym elementem Twojego życia, można ją nawet nazwać machiną do działania, rozwijania się, kreowania siebie. Kto zaszczepił w Tobie miłość do muzyki? Rzeczywiście to prawda. Pasje i miłość do muzyki zawdzięczam mojemu ojcu Fryderykowi. Był wspaniałym muzykiem, znanym i rozpoznawalnym na naszych terenach. Każdy koncert, który gram, w sercu dedykuję właśnie Jemu. Często mówię o tym głośno, a kiedy o tym nie mówię to po prostu ja to wiem. Jest to taka intencja w moim sercu, żeby śpiewać „wysoko” - na najwyższych wibracjach, bym została usłyszana w niebiosach. Należy też wspomnieć o mojej mamie, która zadbała o to bym poszła do szkoły muzycznej, a potem rozwijała się wokalnie. To właśnie mojej mamie zawdzięczam to, że łożyła na moją edukację. Motywowała, była na każdym koncercie, wspierała najlepiej jak umiała. Mój sukces, jest sukcesem również obojga moich rodziców.

Jak wyglądała Twoja muzyczna droga do momentu, w którym obecnie jesteś? Skończyłam ognisko muzyczne - gram na gitarze. W międzyczasie uczęszczałam do szkoły Open Vocal w Kłodzku, gdzie można powiedzieć stawiałam swoje pierwsze, na poważnie, wokalne kroki. Po drodze wygrywałam liczne festiwale i konkursy wokalne. Muzyka zawsze była mi bliska. Do dziś zresztą, mimo, że koncertuje samodzielnie rozwijam głos pod okiem doświadczonych wokalistów i trenerów wokalnych we Wrocławiu. Aktywnie prowadzę profile w social mediach (facebook: Sylwia Kucała Vocal-Art, instagram: sylwiakucalavocal. art). W grudniu 2024 roku wydałam swój pierwszy autorski singiel „Dotyk dwóch ciał”. Pomógł mi w tym mój kolega, autor tekstów i wokalista - Tomek Zdyb, z którym poznałam się stojąc w kolejce do jednego z programów muzycznych. Jak to się mówi - w życiu nie ma przypadków. Tak naprawdę nie sposób wymienić wszystkich wspaniałych osób, które na tej drodze muzycznej poznałam. Od Malwiny Kołt nauczyłam się prowadzenia koncertów i luzu w mówieniu (jestem przeogromnie jej za to wdzięczna). Wspólnie w roku 2024 koncertowaliśmy, grając muzykę francuską. Dzięki temu projektowi odkryłam w sobie miłość do twórczości Edith Piaff. Mam wręcz wrażenie, jakby jakaś cząstka mnie była kiedyś we Francji. Taką ciekawostką muzyczną jest również to, że spełniłam swoje małe - wielkie marzenie i w ubiegłym roku kupiłam saksofon. Mój ojciec grał na saksofonie, dziadek, pradziadek - i ja też już coś tam zagrać potrafię.

Od wielu lat występujesz na scenie, rok temu wydałaś swój pierwszy autorski singiel. Napisanie swojego tekstu jest nie lada wyczynem, skąd więc zaczerpnęłaś inspirację?

Tekst do pierwszej piosenki został z życia wzięty, to historia, która zapisała się głęboko w moim sercu. Tak naprawdę nie miałam pomysłu na pierwszy utwór. Jak wyżej wspomniałam zmotywował mnie kolega. Powiedział “Sylwia działaj, wydaj coś swojego. Ja Ci pomogę złożyć to w piosenkę” (zawsze żartowałam, że prędzej książkę napiszę, a byłby to ciekawy bestseller, niż piosenkę).

Mam bardzo dużo pomysłów, trudno mi to ująć w zaledwie kilku zdaniach, ale stało się. Wydałam utwór, a ta piosenka to jestem ja. Wybrałam muzykę, usiadłam i zaczęłam pisać. Gdy napisałam i przeczytałam to, co wylałam na papier zrozumiałam, że to ta historia, która nie została przerobiona.

Ta piosenka pomogła mi w pewnym sensie uporządkować pewne sprawy.

Śpiewasz więc bezpośrednio do mężczyzny. Uważasz, że ten utwór do niego dotarł?

Czy dotarł do odbiorcy? Hmm…do dziś tego nie wiem. Może kiedyś się dowiem. Będzie to na pewno ciekawe i zaskakujące, ponieważ twierdze, że mężczyźni są raczej niedomyślni. W kwestiach damskomęskich uważam, że mężczyzna powinien pozostać mężczyzną i zabiegać o kobietę, a przynajmniej okazywać jej aprobatę. W tej historii zabrakło właśnie przejęcia sterów i zdecydowania. Z tego też powodu wycofałam się i nigdy nie zdradziłam bezpośrednio,

że darzyłam tego mężczyznę uczuciem. Między wierszami też się nie doczytał. Występujesz podczas różnego rodzaju uroczystości, na bankietach, eventach. Można posłuchać Cię w klimatycznych murach Zamku na Skale, ale i w plenerze, a także na weselach. Która forma koncertowania sprawia Ci najwięcej przyjemności? Od wielu lat śpiewam na uroczystościach ślubnych w kościele. Kilkanaście lat byłam tzw. „weselnicą” - wokalistką weselną, miałam również przyjemność współpracować z Ośrodkiem Kultury, Sportu i Rekreacji Gminy Kłodzko prowadząc małą, dziecięcą grupę wokalną. Wielkie sceny festiwalowe, konkursy, programy muzyczne - to wszystko składa się na mojeuważam już duże doświadczenie sceniczne. Natomiast przyznam, że w tym momencie moje koncerty dają mi największe spełnienie. Koncertuję z piosenką aktorską, muzyką francuską, przebojami m.in Violetty Villas. Moim ukochanym miejscem obecnie jest Zamek na Skale w Trzebieszowicach - czuje się tam tak, jakby to był mój drugi dom. Na zamkowym dziedzińcu naprawdę można przenieść się w czasie podczas takiego muzycznego spektaklu.

Muzykowanie na żywo to także budowanie relacji artysta - publiczność. Jak reagują słuchacze na Twoje występy? Jak budujesz właśnie taką bezcenną wręcz relację? Mam wspaniała publiczność. Naprawdę. Ludzie mnie kochają, a ja kocham ich. To się czuje. Nie jestem żadną wielką gwiazdą, a mimo to, kiedy dostaję owacje na stojąco, bardzo się wzruszam. Przepełnia mnie fala wdzięczności. Czuje, że to co robię ma ogromne znaczenie. Zawsze widziałam siebie na szczycie. Bez względu na trudności jakie były, a takich była cała masa - ja zawsze się pięłam odważnie do góry. Jestem zdeterminowana, by osiągnąć wszystko co sobie postanowię. Na moje koncerty przyjeżdżają ludzie, z którymi zamieniłam dwa słowa będąc np. w sklepie we Wrocławiu, więc uwierz mi, że kiedy widzę te twarze na koncercie mam miękkie serce. To świadczy o tym, że człowiek potrafi mi zaufać. To jest piękne!

Można odnieść wrażenie, że zawodowo jesteś spełniona. Czy w życiu prywatnym również? Zawodowo jestem spełniona w 100 procentach, ale też pozostaje otwarta, gotowa na nowe projekty i na więcej. Nie zamykam się. Wewnętrznie zawsze czułam, że osiągnę ogromny sukces, a każdy mały krok, to dla mnie kolejny wielki krok do spełnienia siebie i moich marzeń. Nowy słuchacz, nowa twarz na koncercie - to są moje sukcesy. Czuję, że to jest mój czas. Jestem gotowa na moje życie, pełne muzyki, miłości i pasji. Natalia Dutka

do art yst ki OD AMATORKI

Każdy z nas jest artystą, kreatorem własnej rzeczywistości - w wielu przypadkach przelewanej na kartki papieru, na płótna. Jedni z nas posiadają większe, inni mniejsze zdolności manualne. Niektórzy już od dzieciństwa, z dumą pokazują swoje rysunki, niektórzy zaś w zaciszach swoich domów tworzyli i tworzą malunki w tajemnicy przed całym światem. Dopiero, gdy wyjdziemy ze strefy komfortu, gdy poddamy się ocenie – nie zawsze nam przychylnej, okazuje się, czy obieramy dobrą dla nas drogę.

Klaudia Zając, młoda mieszkanka Kłodzka wyszła ze znanej sobie strefy komfortu i zaczęła podążać za tym, co sprawia jej przyjemność, niezależnie od oceny innych. Opłaciło się - jak napisała w swoich mediach społecznościowych pomaga spełniać marzenia o unikatowych, ręcznie wykonanych i malowanych rzeczach. - Kreatywność towarzyszy mi od najmłodszych lat. Jako mała dziewczynka bardzo lubiłam rysować. Godzinami siedziałam przy biurku z ołówkiem i kredkami. Malować za to nie lubiłam w ogóle, totalnie mi to nie wychodziło, ale zawsze wzdychałam przed wystawami sklepów papierniczych, gdzie były pięknie wyeksponowane płótna. Wydawało mi się wtedy, że trzeba być wielkim człowiekiem, żeby móc tworzyć obrazy - mówi Klaudia. Miała sporo szczęścia, spotkała bowiem na swojej drodze osobę, która ją zmotywowała i wyprowadziła z tego błędnego poglądu. Potem przysłowiowo poszło z górki - pod choinką znalazła wyjątkowy, świąteczny prezent, którym było pierwsze podobrazie i sztaluga. Minęło jednak sporo czasu, nim stworzyła swoje pierwsze dzieło. Jednak, gdy spotkało się z uznaniem w mediach społecznościowych, odważyła się na więcej. - Dostałam wiatru w skrzydła. Gdzieś po drodze odkryłam farby do ubrań oraz ceramiki, a moje malunki zaczęłam przenosić nie tylko na płótna - dodaje. Mimo tego, iż jest amatorką, spod jej rąk powstają zachwycające dzieła.

Jest przykładem na to, że sukcesywne rozwijanie swoich umiejętności progresuje. Nauczyła się cierpliwości, która okazuje się być na wagę złota - portrety bowiem potrafią pochłonąć od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin pracy, malowanie ceramiki przy precyzji, jaką się kieruje niewiele mniej.

- Czas wykonania zależy od stopnia skomplikowania wzoru oraz wielkości.

Ale ja to tak bardzo lubię robić, że nawet nie wiem, kiedy ten czas mi ucieka. - dodaje z uśmiechem.

Tworzenie na ceramice i ubraniach sprawia Klaudii również wiele radości oraz spełnienia. Do ozdabiania ceramiki używa specjalnych farb utrwalanych termicznie, których trzeba nałożyć kilka warstw – z ogromną precyzją i szczegółowością. Malowanie odzieży to również długi procesmateriał “wpija” farbę, więc wszystko trzeba nakładać warstwowo, z przerwami. Niemniej jednak to właśnie ilustrowana odzież robi największe wrażenie. Jest personalizowana, pozwala na zdefiniowanie siebie, wyróżnienie się z tłumu. -Malowałam portrety, naczynia, katany, torebki, monidła, ozdobne pudełka czy nawet transparent powitalny na lotnisko. To bardzo buduje i udowadnia, że warto to wszystko robić - mówi Klaudia. Na pasję tę, która sprawia jej tak wiele radości znalazła czas przy byciu mamą i żoną. Stworzyła sobie przestrzeń do tego, by pogodzić wszystko. - Kiedy córka była mniejsza częściej zarywałam noce. Były momenty, w których musiałam odłożyć swoje

twórcze życie na dalszy plan, jednak z czasem wiem, że jest to coś, bez czego nie mogę żyć. Uwielbiam to robić i wykorzystuję każdą możliwą chwilę, żeby tworzyć. Mam wspierającego męża, z którym staramy się zgrać wszystko tak żeby zachować balans - zaznacza. Klaudia podkreśla, że nie osiada na laurach, ciągle pracuje nad swoim rzemiosłem, jak i nad samą sobą. Pokazuje, że poza posiadaniem umiejętności, trzeba w siebie jeszcze mocno wierzyć. Ma głowę pełną pomysłów, nie zamierza się zatrzymywać. Jej twórcza dusza ciągle napędza ją do działania. Ciekawe, jakie następne dzieło ujrzy światło dzienne i czym znów zaskoczy. Natalia Dutka

W promieniach muzycznego słońca

Według definicji słownikowej chór to zespół muzyczny składający się z wokalistów wykonujących utwór jedno-lub wielogłosowy, a capella bądź z akompaniamentem. Najczęściej prowadzony przez dyrygenta lub chórmistrza. Z pewnością, wyjątkowość i wyrazistość Kłodzkiemu Chórowi Concerto Glacensis podbija charyzmatyczna dyrygentka – wybitna, utalentowana, energiczna, hipnotyzująco uśmiechająca się Katarzyna Mąka.

skanie tytułu doktora nauk muzycznych w dyscyplinie dyrygentura chóralna.

Wyrażasz siebie poprzez muzykę?

Szczęśliwie mogę potrafię wyrażać siebie poprzez różne aspekty życia, ale muzyka

Jak rozpoczęła się ta artystyczna droga, którą podążasz? Czy już od najmłodszych lat muzyka była obecna w Twoim życiu? Muzyka towarzyszyła mi od kiedy pamiętam, czyli od wczesnego dzieciństwa. W moim domu zawsze słyszałam śpiew babci, nucenie mamy, gwizdanie piosenek przez wujka. Jako siedmiolatka, równolegle z rozpoczęciem nauki w szkole podstawowej, rozpoczęłam edukację muzyczną w Państwowej Szkole Muzycznej w Bystrzycy Kłodzkiej. Już wtedy uzewnętrzniły się moje raczej humanistyczno-artystyczne upodobania i zdolności. Zawsze było mi bliżej do zaczytywania się w książkach, obserwowania świata, śpiewania piosenek niż do rozwikływania zadań matematycznych. Dzięki moim wspaniałym pierwszym nauczycielom – Pani Krystynie Zajbt – Bialik, Pani Elwirze Radomskiej, Panu Tadeuszowi Piotrowskiemu Pani Wiesławie Malasiewicz pokochałam muzyczny świat, choć samo żmudne ćwiczenie na fortepianie wcale nie należało do moich priorytetów, gdy byłam mała. Całym sercem za to kochałam wszelkie zajęcia ogólnomuzyczne. Oczywistością była kontynuacja kształcenia, więc wybrałam wówczas szkołę II stopnia w Częstochowie, którą ukończyłam w klasie fortepianu. Moja pasja do chóralistyki natomiast wynikająca z naturalnej miłości do śpiewu została zaopiekowana i wspaniale uwolniona w czasie studiów w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie (obecnie Akademia im. Jana Długosza), gdzie trafiłam na najlepsze wówczas możliwości kształcenia w tym zakresie (Częstochowa to miasto o głębokich, sięgających poprzednich wieków, tradycjach muzycznych śpiewaczych) pod kierunkiem wybitnych polskich chórmistrzów - Krzysztofa Pośpiecha i Przemysława Jeziorowskiego. Naturalnym następstwem były Studia Podyplomowe Emisji Głosu, które ukończyłam w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i tam zetknęłam się z autorytetami, które ostatecznie ukształtowały mnie jako muzyka, dyrygenta zespołów chóralnych pedagoga. Profesor Jadwiga Gałęska - Tritt postać wybitna w polskiej kulturze muzycznej pozostała moim mentorem po dziś dzień podobnie jak profesor Marcin Wawruk. Ostatnią moją “zdobyczą” naukową w obszarze chóralistyki jest uzyjest tą dziedziną, która pozwala przekazać emocje i uczucia. Jest bardzo mi bliska, ponieważ mogę w tym co robię być sobą, wyrazić swoją wrażliwość, a poprzez pedagogikę muzyczną kształtować wrażliwość adeptów tej sztuki. Język muzyki powoduje, że znikają bariery wielu poglądów, ludzie otwierają się na siebie, nawiązują przyjaźnie. Tak – poprzez muzykę definiuję i filtruję moje życie.

Nie da się ukryć, że kojarzona jesteś głównie z kłodzką perełką - Kłodzkim Chórem Concerto Glacensis, który założyłaś i któremu dyrygujesz. Skąd nasunął się pomysł stworzenia tego wyjątkowego chóru? Jak wyglądały początki działalności?

Chóralistyka, śpiew to były moje pasje bez których nie wyobrażałam sobie swojego życia. Już w czasie studiów miałam szczęście śpiewać w znakomitych zespołach chóralnych (akademickim Chórze Żeńskim kierowanym przez p. Krzysztofa Pośpiecha, Jasnogórskim Chórze Camerata prowadzonym przez p. Przemysława

Jeziorowskiego), a także współtworzyć Jasnogórski Kwartet Wokalny Cantus w Częstochowie. W 1994 roku z powodu życiowych decyzji znalazłam się w Kłodzku rozpoczęłam pracę jako nauczyciel fortepianu w Kłodzkiej Szkole Muzycznej. Wyrwana z mojego ukochanego środowiska postanowiłam stworzyć sobie możliwość działania tutaj w Kotlinie. Moi młodzi przyjaciele Rafał Janicki, Arek Wojtyła siostra Ola - spragnieni takiej właśnie wokalnej, chóralnej aktywności zmobilizowali mnie do stworzenia grupy wokalnej, do której stopniowo dołączali kolejni chętni. I tak powstał w 1998 roku zalążek dzisiejszego chóru. Część z tych “założycielskich” osób współpracuje z zespołem do dziś. Zespół został przytulony do Centrum Edukacji Kulturalnej (CEK), którym kierował wówczas wspaniały artysta wizjoner kultury Marian Półtoranos. Dostrzegł w zespole potencjał kulturotwórczy sensowność jego istnienia dając nam przestrzeń do rozwoju. takie były nasze - Concerto Glacensis początki.

Z pewnością Wasz pierwszy koncert zapisał się w Twojej pamięci na zawsze. Jakie emocje towarzyszyły temu wydarzeniu?

Pierwszy nasz duży koncert, który zawsze będzie w mojej pamięci sercu to Gloria Antonio Vivaldiego, którą zaprezentowaliśmy 1 października 1999 roku z okazji Międzynarodowego Dnia Muzyki w kościele sióstr klarysek w Kłodzku. Pierwsza nasza forma oratoryjna z towarzyszeniem orkiestry, przygotowana w 3 tygodnie z chórem amatorskim, gdzie ponad połowa chórzystów nie czytała nut nie miała żadnej styczności z kształceniem muzycznym. Koncert piękny, zaśpiewany znakomicie. Rozpierało mnie wówczas uczucie niesamowitej dumy z nich, niedowierzania, że się udało, ogromne wzruszenie poczucie szczęścia wdzięczności, że trafiłam na tę grupę szaleńców, z którymi mogę porywać się z przysłowiową motyką na muzyczne słońce.

Chór ten stanowi szeroko zróżnicowana grupa wspaniałych, wybitnych artystów. Mimo różnic na wielu płaszczyznach z pewnością łączy Was jedno - miłość do muzyki. Istnieje jakaś recepta na scalenie wszystkich w jedną całość?

Jedyną receptą na scalenie grupy jest uważność na drugiego człowieka, jego potrzeby. Do tego bycie autentycznym szczerym do bólu w tym co się robi. Spójnym jako człowiek, muzyk, artysta pedagog. Mieć wizję być w niej konsekwentnym. Wówczas można wokół swojej pasji i energii zgromadzić ludzi o podobnej wrażliwości potrzebie wyrażania siebie przez muzykę.

Braliście udział w międzynarodowych konkursach odnosząc sukcesy, rozsławiając swoją twórczość nie tylko lokalnie. Czy po latach wróciłaś, do któregoś z regionów, w których występowaliście, a jeśli nie, to czy myślałaś o tym? Może któreś z tych miejsc wspominasz wyjątkowo?

Każdy z naszych wyjazdów konkursowych czy koncertowych był jedyny w swoim rodzaju. Cenie bardzo nasze pobyty w ramach konkursów (we Włoszech w Hiszpanii dwukrotnie), z których przywoziliśmy nagrody, ale największym sentymentem obdarzam wyjazdy w miejsca skąd wywodzą się nasze korzenie, czyli obecną Białoruś oraz Ukrainę. Lwów jego okolice, Kresy Wschodnie, Grodno, Wilno, nadniemeńskiej polskie drogi to niezapomniane wzruszenia związane z naszym pochodzeniem, wspomnieniami rodziców dziadków, to podróże w głąb duszy serca. Mam ogromną wdzięczność do losu, że mogliśmy jako grupa muzyczna tego dotknąć. Nie ukrywam, że mogło to się też odbyć dzięki realnemu wsparciu ze strony włodarzy Gminy Kłodzko, którzy od wielu lat otaczają Concerto Glacensis swoim mecenatem.

Dużo czasu poświęcasz chórowi, oprócz tego jesteś nauczycielką w Państwowej Szkole Muzycznej Stopnia w Kłodzku. Jak godzisz te wszystkie zajęcia?

Oczywiście Concerto Glacensis to moje ukochane zawodowe dziecko, ale też ogromnie ważna część mojej zawodowej działalności to pedagogika pianistyczna, praca w PSM, gdzie oprócz nauki gry na fortepianie przez prawie 25 lat prowadziłam chór dziecięcy. Wielu moich absolwentów zostało zawodowymi muzykami, pianistami, ale nie tylko, wielu znalazło swoją drogę zawodową w innych obszarach muzyki. Wśród swoich wspaniałych uczniów, z których jestem dumna mam profesjonalnych artystów, muzyków: pianistów - Natalię Figiel-Foltan, Samantę Czekalską (Kobak), Agnieszkę Korpytę, Wojciecha Walaska, Jeremiego Łukanusa, który jako student pianistyki, w USA występował w grudniu 2024 roku w najsłynniejszej sali koncertowej świata - Carnegie Hall w Nowym Jorku. Agnieszka Tarnawska (w życiowym powołaniu jako siostra dominikanka) ukończyła KUL oprócz organistyki specjalizuje się w prowadzeniu chórów chorale gregoriańskim. Jakub Walczak ukończył Akademię Muzyczną w klasie śpiewu solowego ciągle współpracuje z nami jako solista kameralista. Podobnie wychowanka CG, a obecnie wspaniała śpiewaczka, wybitna interpretatorka muzyki romantycznej Mag-

dalena Cornelius-Kulig. Moją wielką dumą, przyjacielem współpracownikiem jest Dominik Jarocki mój chóralny wychowanek, a obecnie świetny dyrygent chórmistrz. Te osoby podsumowują sens mojego działania, mojej misji spinają to co robię w piękną sensowną klamrę.

A czy w Twoim życiu jest jeszcze miejsce na inne pasje?

Oczywiście. Kocham podróże. Uwielbiam poznawać nowe miejsca i ludzi, nawiązy-

wać nowe przyjaźnie, zdobywać nowe inspiracje z nich wynikające. Uwielbiam także czytać książki, literaturę wszelkiego rodzaju, która inspiruje, pobudza wyobraźnię, wzrusza, popycha do osobistego rozwoju. Kocham też wszelkie prace związane z ogrodnictwem, które mnie resetują, zbliżają do organicznego bliskiego naturze przeżywania i odczuwania rzeczywistości. Lubię też bardzo wszelkie prace kreatywnomanualne, czyli: szydełkowanie, dzierganie, zszywanie wszystkiego, co wiąże się z kreowaniem czegoś z niczego.

Co Cię inspiruje? Co motywuje?

Inspirują mnie inni ludzie, podróże, dotykanie innych kultur, nieoczywiste sytuacje, bodźce, które wyrzucają z rutyny generują pragnienia działania, tworzenia, kreowania nowych połączeń.

Jesteś osobą, która nie zatrzymuje, się ciągle inwestuje w swój samorozwój. Jakie masz plany na dalszą przyszłość? Pomysłów wciąż mam pełną głowę. W najbliższym czasie - kolejna podróż do Indii, tym razem z pełnym składem Concerto Glacensis w ramach rewizyty chóru z Chennai u nas w Kotlinie (w 2023 r. we wrześniu

chór Madras Musical Association z Chennai był gościem na uroczystości 25-lecia działalności Concerto Glacensis w Kłodzku) promocji polskiej kultury na drugim końcu świata. Obecnie jesteśmy w trakcie intensywnych przygotowań artystycznych do sierpniowej wizyty w Chennai w Indiach. Największą naszą bolączką są jednak finanse. Chórzyści Concerto Glacensis w bardzo wielu przypadkach zostali mocno dotknięci skutkami wrześniowej powodzi, co oznacza, że muszą przełożyć ciężar priorytetów na dźwignięcie się z tego kataklizmu. Zatem, bardzo intensywnie poszukujemy możliwości zdobycia środków finansowych na przelot do Indii, gdyż koszt biletów lotniczych jest największym utrudnieniem tej podróży. Organizujemy koncerty, próbujemy pisać projekty - z różnym skutkiem oraz zorganizowaliśmy zrzutkę (https://zrzutka. pl/wtnycd), którą można wesprzeć, o co serdecznie proszę w imieniu całego chóru, naszą ideę, promocję pięknej muzyki polskiej w tak odległym kraju. Jest jeszcze tyle muzycznych tematów, które mam nadzieję zrealizować - o ile tylko wystarczy mi sił, energii, a Bóg Wszechświat pozwoli mi, żeby to wszystko co w mej głowie sercu się zadziało.

Natalia Dutka

Marzenia z misją w tle

Kamila Glac jest prawdziwym dowodem na to, że kobieta może wszystko. Ta wyjątkowa młoda mama, od niemalże 8 lat niesie pomoc, dumnie reprezentując lokalne szeregi Ochotniczej Straży Pożarnej. Jest nieustraszona i nie boi się niczego, bo jak podkreśla “Kobieta strażak? Dlaczego nie, co stoi na przeszkodzie?”

Ochotnicze Straże Pożarne, będące jednostkami ochrony przeciwpo żarowej, działają w formie stowa rzyszeń rejestrowanych. Ich misja, a także to, że funkcjonują w głów nej mierze społecznie sprawia, że strażacy cieszą się ogromnym poważaniem. W ich szeregi wstępują odważni mężczyźni, którzy walczą z pożarami, klęskami żywiołowymi oraz innymi zagrożeniami, ale i tak samo odważne, zdeterminowane, a przy tym pełne empatii kobiety.

-Uwielbiam podejmować w życiu nowe wyzwania. Od małego dziecka czerpa łam przyjemność z pomagania innym ludziom i czynienia dobra. Mieszkałam bardzo blisko Ochotniczej Straży Pożarnej i odkąd pamiętam mówiłam, że chce robić to samo co strażacy - mówi. W przypadku Kamili z jednej strony przystąpienie do Ochotniczej Straży Pożarnej było impulsem, a z drugiej kontynuowana rodzinna tradycja. Jej dziadek bowiem był odpowiedzialnym strażakiem oraz prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej z długoletnim stażem. -Odwiedzając dziadków zawsze podkreślałam, zresztą ku ich uciesze, że ja też będę strażakiem. I jestem - dodaje.

Płeć nie ma znaczenia

runkiem jest jednak dobra sprawność fizyczna i według niej dosyć silna odporność psychiczna.  Nie zawsze wyjeżdżamy do palącej się łąki - jeździmy również do wypadków. Tam niesiemy pomoc, ale i patrzymy na cierpienie innych poszkodowanych osób. Trzeba być wtedy odpornym i opanowanym, a także przy tym wszystkim zachowywać zimną krew.

- podkreśla Niejednokrotnie słyszy się, że strażacy biorą udział również w akcjach, które w końcowej fazie okazują się być fałszywym alarmem.  -Całe szczęście, że takich wyjazdów jest mniej niż tych

“prawdziwych”. Jadąc na akcję nie do końca jestem pewna czy jadę do fałszywego wezwania, czy do prawdziwego. Jeśli jest fałszywe, to czuję ogromną złość do tych osób, które robią sobie żarty w tym samym czasie, gdy naprawdę ktoś inny potrzebuje pomocy - stwierdza.

W domu czeka rodzina

Kamila łączy swoją pasję z życiem rodzinnym. Na początku macierzyństwa, któremu poświęciła się w stu procentach nie brała czynnego udziału w akcjach, ale teraz, gdy jej córka ma 4 lata z powrotem zakłada strażacki mundur.

- Córeczka z awsze mnie pyta, gdzie byłam i czy gasiłam pożar. Bardzo mnie to wzrusza i myślę, że każdą mamę by wzruszało. Często zdarza się, że chce jechać ze mną - zaznacza z uśmiechem.

JAKIE SĄ NAJWIĘKSZE ATUTY WASZEGO BIURA PODRÓŻY MAGIA ŚWIATA?

W naszym biurze znajdziesz oferty wszystkich największych sprawdzonych organizatorów: Itaka, TUI, Rainbow, Coral Travel, Grecos, Anex Tour, Exim Tours – bez konieczności przeszukiwania wielu stron porównywania na własną rękę. U nas masz pełny przegląd najlepszych ofert – szybko, wygodnie i z profesjonalnym doradztwem. Nie jesteśmy powiązani z jednym touroperatorem – dlatego zawsze doradzamy obiektywnie. Wybieramy najlepszą opcję spośród wszystkich dostępnych, biorąc pod uwagę jakość, cenę oczekiwania naszych Klientów. CO WYRÓŻNIA WAS NA TLE KONKURENCJI? Współpracujemy tylko ze sprawdzonymi partnerami. Dzięki temu nasi Klienci mają pewność, że ich podróż będzie bezpieczna, komfortowa dobrze zorganizowana. Zajmujemy się wszystkim – od planowania, przez rezerwacje, ubezpieczenia, aż po wsparcie w trakcie podróży. Każda podróż jest inna – dlatego oferujemy indywidualne podejście do Klientów - z myślą o Ich marzeniach, potrzebach budżecie. Z pasją pomagamy przy wyborze wymarzonego wypoczynku już od 13 lat. Nie jesteśmy tylko sprzedawcami wycieczek – jesteśmy podróżnikami. Znamy hotele z wyjazdów szkoleniowych a nasze rekomendacje wynikają z osobistego poznania danego miejsca, kultury i ludzi.

JAKIE KIERUNKI CIESZĄ SIĘ OBECNIE NAJWIĘKSZĄ POPULARNOŚCIĄ?

z Magią Świata

Od wielu lat udowadnia, że płeć tak naprawdę nie ma znaczenia, aby spełniać się w tej organizacji. Wa-

A po chwili dodaje, że tak naprawdę każda akcja jest dla niej trudna, ponieważ wie, że w domu czeka na nią rodzina. Zawsze za nią tęskni i robi wszystko, by szczęśliwie za każdym razem wracać do niej.

Z pewnością wiele kobiet waha się przy podjęciu decyzji, czy wstąpić do tej formacji. Mimo, iż kobiety to siła i przy odrobinie determinacji oraz zaangażowania jak najbardziej nadają się do bycia w niej, wiele nadal boi się podjąć tę decyzję.

-Według mnie wystarczy trochę pewności siebie, odwagi i przede wszystkim chęci do tego, co chce się robić. Każdy może zostać strażakiem - wystarczy tylko mieć coś takiego w sobie, coś co się czuje, a najważniejsze chęć do niesienia pomocy innym. Kobieta strażak? Dlaczego nie, co stoi na przeszkodzie?

- podkreśla z uśmiechem. Natalia Dutka

Tradycyjne kierunki, takie jak Turcja, Grecja czy Cypr, wciąż cieszą się dużą popularnością, jednak coraz więcej osób odkrywa uroki mniej znanych destynacji. Wzrosło zainteresowanie Maltą. Kierunek ten oferuje piękne plaże, urokliwe miasteczka bogatą historię. Dodatkowo, korzystne ceny lotów bliskość geograficzna sprawiają, że jest to atrakcyjna opcja na krótsze dłuższe wypady. Klienci, którzy lubia spędzać czas aktywnie wybieraja Maderę. wyspa oferuje niekończące się możliwości do pieszych wędrówek wypraw rowerowych. Marsa Matruh to nowość w turystyce egipskiej, położona nad Morzem Śródziemnym. Region ten słynie z malowniczych plaż z drobnym, białym piaskiem turkusową wodą. Bliskość Kairu i Aleksandrii umożliwia łatwe wycieczki do tych historycznych miast, co czyni Marsa Matruh idealnym punktem wypadowym.

Oman staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem turystycznym, przyciągając podróżników unikalną mieszanką tradycji, kultury i oferujący luksusowe hotele.

Zauważamy też, że coraz więcej naszych klientów wybiera wycieczki objazdowe: autokarowe i lotnicze. Nowością są rejsy statkami wycieczkowymi.

To wyjątkowy sposób na podróż, który łączy komfort hotelu all inclusive, zwiedzanie wielu miejsc niezapomniane widoki – każdego dnia inne.

CZY MACIE SPECJALIZACJĘ W KONKRETNYCH TYPACH WYJAZDÓW (NP. EGZOTYKA, CITY BREAK, ALL INCLUSIVE, WYJAZDY RODZINNE)?

Nie ograniczamy się do jednego typu podróży – i to nas wyróżnia!

W Magii Świata najważniejszy jest dla nas klient jego potrzeby. Dlatego oferujemy pełną gamę wyjazdów: od rodzinnych wakacji all inclusive,

Magia Świata to biuro podróży, które mieści się w sercu Ząbkowic Śląskich. Z jego właścicielką - Anną Augustyn rozmawiamy o najpopularniejszych kierunkach, które zachwycają Polaków, a także o tym, gdzie warto wybrać się na wypoczynek i dlaczego warto pojechać na wycieczkę z biurem podróży.

przez romantyczne city breaki, aż po egzotyczne wyprawy w najdalsze zakątki świata.

Naszą specjalnością jest dopasowanie oferty do konkretnego klienta – niezależnie od tego, czy szuka wypoczynku z dziećmi, przygody na pustyni, czy luksusowego relaksu w 5-gwiazdkowym hotelu.

Dla nas każda podróż jest wyjątkowa – tak jak osoba, która ją planuje.

DLA KOGO SĄ WASZE WYCIECZKI?

Dla każdego, kto marzy o dobrze zorganizowanym bezpiecznym wyjeździe – dopasowanym dokładnie do jego potrzeb.

Niezależnie od tego, czy planujesz urlop z rodziną, romantyczną podróż we dwoje, samotną przygodę, czy niezapomniany wypad ze znajomymi – mamy coś właśnie dla Ciebie.

JAK DBACIE O BEZPIECZEŃSTWO PODRÓŻUJĄCYCH W CZASIE WYJAZDU?

Współpracujemy wyłącznie z renomowanymi touroperatorami. Pomagamy dobrać odpowiednie ubezpieczenie – obejmujące m.in. leczenie, NNW, utratę bagażu, a także rezygnację z podróży w razie choroby lub innych zdarzeń losowych, w razie potrzeby jesteśmy dostępni – telefonicznie, mailowo lub przez komunikatory.

JAKIE MNIEJ ZNANE, ALE WARTE ODWIEDZENIA MIEJSCA?

– od majestatycznych gór Kaukazu po piękne, malownicze winnice tętniące życiem miasta. Ten kraj polecamy, jeśli ktoś lubi zwiedzać. Ostatnie wakacje spędziłam w Czarnogórze wróciłam oczarowana tym kierunkiem, to naprawdę unikalne miejsce, gdzie morze spotyka się z górami w niezwykle spektakularny sposób. Mniej znane greckie wyspy takie jak Kefalonia, Samos czy Thassos to prawdziwy skarb dla tych, którzy szukają spokoju, autentyczności bliskości natury. To miejsca, gdzie można uciec od tłumów turystów i odkryć prawdziwą Grecję – w jej tradycyjnej, niezmienionej formie.

JAKIE SĄ AKTUALNE TRENDY W PODRÓŻOWANIU?

Aktualnym trendem jest jeden główny wyjazd w roku połączony z kilkoma krótszymi wypadami w ciągu roku. Ludzie planują jeden długi, relaksujący urlop (np. wakacje na plaży, dłuższa podróż zagraniczna), który jest głównym punktem ich roku, ale równocześnie starają się wyjeżdżać częściej na krótkie wypady – weekendowe wyjazdy do miast, gór czy pobliskich atrakcji turystycznych.

CZY AKTUALNIE TRWAJĄ JAKIEŚ PROMOCJE?

Obecnie dostępne są atrakcyjne oferty First Minute na sezon Zima 2025/2026. Rezerwując z wyprzedzeniem, można skorzystać z licznych korzyści, takich jak niższe ceny, gwarancja dostępności najlepszych hoteli. Jeśli planujemy wylot np na Boże Narodzenie lub ferie zimowe - warto rezerwować już teraz!

JAKIE KORZYŚCI MAJĄ KLIENCI REZERWUJĄCY Z WYPRZEDZENIEM?

Rezerwowanie wyjazdów z wyprzedzeniem (First Minute) oferuje szereg korzyści, które sprawiają, że planowanie podróży staje się bardziej korzystne wygodne.Rezerwowanie wakacji z wyprzedzeniem często wiąże się z niższą ceną niż last minute. Biura podróży oferują zniżki na pierwsze rezerwacje sezonu, co pozwala zaoszczędzić nawet do kilku procent w porównaniu do standardowej oferty. Dzięki wczesnej rezerwacji klienci mają większy wybór hoteli, terminów wyjazdów, pokoi oraz dodatkowych usług. Wybierając ofertę First Minute, nie musisz martwić się o brak dostępnych miejsc w popularnych terminach. Wielu touroperatorów oferuje niższe zaliczki (np. 10-15% ceny wycieczki) Rezerwując z wyprzedzeniem, wiele biur podróży oferuje gwarancję niezmienności ceny, co oznacza, że nawet jeśli ceny wyjazdów wzrosną (np. z powodu zmiany kursów walutowych lub wzrostu kosztów paliwa), klient zapłaci tę samą cenę, co w momencie rezerwacji. Dzięki wcześniejszej rezerwacji unikniesz ostatniej chwili pośpiechu, co pozwala na spokojne planowanie podróży. Dodatkowo, masz więcej czasu na szukanie najlepszych ofert, czy przygotowanie się do wyjazdu, co zmniejsza stres związany z wakacjami.

Gruzja wciąż pozostaje dla wielu mniej znanym nieoczywistym celem podróży. To kraj, który oferuje naprawdę wyjątkowe doświadczenia Facebook-square Magia Świata INSTAGRAM magia.swiata w magiaswiata.eu Ząbkowice Śląskie ✆ 74 810 02 00

Kobieta dla kobiet

Agata Dziedzińska - pasjonatka tworzenia, budująca swój unikatowy, własny ART. W malowanych przez nią obrazach, ukazujących głównie kobiety odnaleźć można wiele emocji. Można zatrzymać się przy nich, by odnaleźć w nich cząstkę siebie, by zastanowić się czym kierujemy się w swoim życiu, aby poczuć przy nich kobiecą moc, siłę i wrodzoną pewność siebie. Skłaniają do refleksji i rozpieszczają wizualnie. A jaka jest ich autorka prywatnie? Tego dowiedziała się Natalia Dutka.

Czy Twój talent i miłość do malarstwa objawiały się już od dzieciństwa? Czy może swoją przygodę z malarstwem rozpoczęłaś później?

Od dziecka lubiłam rysować. Mama opowiadała mi, że potrafiłam spędzić godziny z kredkami pod blokiem. Wszystkiego nauczył mnie mój dziadek. Malował piękne obrazy i poprzez zabawę uczył wyobraźni i różnych metod rysunku. Jako dziecko często przyglądałam się jak maluje. W szkole rysowałam koleżankom plakaty na konkursy lub prace domowe. Raz w szkole podstawowej Pani Profesor z plastyki zadała nam narysowanie w domu Św. Mikołaja. Kiedy pokazałam jej swoją pracę oskarżyła mnie o oszustwo i kazała przy wszystkich narysować jeszcze raz. Była mocno zdziwiona, kiedy na kartce ukazał się ten sam obrazek. Jako nastolatka najczęściej malowałam murale znajomym lub ich portrety. Później na długie lata zostawiłam malowanie, aż do teraz. Malowanie mocno mnie wycisza. Jest to dla mnie forma odpoczynku. Postanowiłam pokazać szerszej publiczności to co tworzę i tak się zaczęło.

Twoje obrazy to artyzm w czystej postaci. Malujesz głównie kobiety, w sposób zachwycający, a obok Twoich dzieł nie można przejść obojętnie. Skąd czerpiesz inspiracje?

Bardzo dziękuję za tak cudowną opinię. Ja ciągle widzę w nich coś, co mogłabym jeszcze poprawić. Tak, główną myślą przewodnią obrazów są kobiety, chociaż zdarzają się także inne tematy. Kobieta sama w sobie jest piękna, a do tego sama nią jestem, więc łatwiej jest mi wyrazić emocje które chcę przekazać. Staram się, aby obrazy były tematyczne. Inspiracje czerpię z życia. Najbliższy nam temat wody to wyrażenie strachu, który także odczułam widząc krzywdę tych ludzi.

Czy taka artystka, jak Ty codziennie łapie natchnienie, czy może pomysły przychodzą nagle?

Nie lubię określeń „artystka” lub „malarka”. Nie jestem wybitną wyszkoloną malarką z dyplomami.

Ja po prostu maluję obrazy z pasji. Tworzę taki swój mały ART.  To przychodzi nagle. Mam jakiś pomysł i zabieram się do pracy. Zazwyczaj z jednego pomysłu tworzy się następny i machina się nakręca”

Ja po prostu maluję obrazy z pasji. Tworzę taki swój mały ART.  To przychodzi nagle. Mam jakiś pomysł i zabieram się do pracy. Zazwyczaj z jednego pomysłu tworzy się następny i machina się nakręca.

Ile średnio czasu poświęcasz na tworzenie tych unikatowych dzieł? Jak wygląda to w praktyce?

Namalowanie obrazu zajmuje mi około trzech dni do tygodnia. To zależy także od jego wielkości oraz czasu poświęconego mu w ciągu jednego wieczoru. Zazwyczaj maluję późnym wieczorem, mam wtedy ciszę i mogę skupić się na tym co robię. Pierwszy etap to szkic i rozłożenie kolorów, drugi to szczegółowe dopracowanie, które zajmuje najwięcej czasu. Ostatni etap to zabezpieczenie obrazu przed czynnikami zewnętrznymi.

Twoja twórczość została doceniona - jesteś Osobowością Roku 2024 plebiscytu Gazety Wrocławskiej, w kategorii kultura. Nominacji dostąpiłaś za cyt. „piękne prace malarskie i działalność artystyczną”. Jakie to uczucie, gdy otrzymujesz taki tytuł i widzisz jak wiele osób wspiera Cię i zgodnie uważa, że na niego zasługujesz?

W marcu, w Coffe Ride w Lądku-Zdroju miała miejsce wystawa

Twoich obrazów. Temat wody w dotkniętym ubiegłoroczną powodzią mieście nabrał jeszcze mocniejszego znaczenia. Podkreślenie kobiecej siły, zwłaszcza w tak trudnym czasie było wręcz kropką nad i. Czym kierowałaś się tworząc obrazy pod tą wystawę i jakie myśli towarzyszyły Ci przy tym procesie?

Wystawa w Coffee Ride w Lądku-Zdroju to kontynuacja pierwszej wystawy która odbyła się w TMP w Polanicy Zdrój. Obrazy można oglądać do maja, więc serdecznie wszystkich na nią zapraszam. Kawiarnia Coffee Ride to cudowne miejsce, a wystawa akurat w nim nie jest bez przyczyny. Jak wiemy Lądek-Zdrój i Stronie Śląskie oraz okoliczne miejscowości zostały ogromnie poszkodowane w powodzi. Kiedy po zejściu wody pojechałam do Lądka po odbiór obrazów z pierwszej wystawy (w ubiegłym roku w Coffee Ride miała miejsce wystawa pt. Bajka), to doznałam ogromnego szoku. To było pobojowisko. Widok zrozpaczonych ludzi, którzy ratowali to co tylko mogli, w tamtym momencie wywołał we mnie autentyczny strach. Wtedy właśnie postanowiłam namalować kilka obrazów o tej tematyce. Cała załoga kawiarni działała wówczas prężnie przy pomocy poszkodowanym i na własnej skórze doświadczyli strat, dlatego też wystawa ma tam miejsce. Mam nadzieję, że ludzie nie zapomną jaka tragedia dotknęła ten rejon.

Oprócz malarstwa zajmujesz się także upcyklingiem, który można powiedzieć jest dopełnieniem Twojej artystycznej pracy. Z którego projektu jesteś najdumniejsza? Tak, mam kilka pasji. Jedną z nich jest także szycie. Kiedyś szyłam maskotki i pościel dla syna, później także dla innych dzieci, a teraz tworzę również odzież z upcyklingu. Zazwyczaj są to przerobione marynarki męskie lub odzież vintage, ale ciągle wymyślam coś nowego. Mam mnóstwo pomysłów. Czas pokaże, które z nich zostaną zrealizowane.

Główną myślą przewodnią obrazów są kobiety, chociaż zdarzają się także inne tematy. Kobieta sama w sobie jest piękna, a do tego sama nią jestem, więc łatwiej jest mi wyrazić emocje, które chcę przekazać”

Zacznijmy od tego, że sama nominacja była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. W życiu nie wpadłoby mi do głowy, że ktoś może docenić to co robię w takim stopniu, aby nominować mnie do jakiegokolwiek tytułu. Do tej pory nie wiem kto zdecydował się na ten krok. Jestem wdzięczna zarówno za nominację, jak i oddane na mnie głosy. To dla mnie naprawdę duży zaszczyt. Dziękuję także moim najbliższym za ogromne wsparcie

Artysta ciągle się rozwija, rozpościera coraz szerzej skrzydła. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

W planach mam malowanie i wyszukiwanie ciekawych miejsc, w których będę mogła pokazać ludziom co mam im do zaoferowania. Nie posiadam sprecyzowanych planów, zobaczymy co czas przyniesie. Do tej pory wszystko toczy się tak szybko, że ciężko cokolwiek zaplanować. Nie spodziewałam się, że moje obrazy wzbudzą takie zainteresowanie za co jestem niezmiernie wdzięczna.

Wyjeździć marzenia

Jedno z opublikowanych zdjęć w mediach społecznościowych Iwony Kurczab podpisane jest słowami “Ta podróż jest o mnie … dla mnie … miłość do siebie to jedna z lekcji, które odrabiam, bo najtrudniej pokochać siebie samego”. Oprócz miłości do samej siebie, pełno w niej także miłości do sportu, roweru i ludzi.

Od kiedy sport stał się tak ważny i co sprawiło, że jest teraz Twoim sposobem na życie?

Sport był w moim życiu od dziecka. Regułą na spędzanie wolnego czasu z tatą. Kiedy miałam około 10 lat zaczęłam ścigać się w zawodach kolarskich mtb – i tak przez 13 lat. Sposób na życie pojawił się na studiach, kiedy szukałam kierunku rozwoju chcąc wykorzystać swoje zasoby i dane mi możliwości. Zaczęłam rozwijać się treningowo i trafiłam na pierwsze szkolenie z indoor cyclingu. Popłynełam od razu i czułam, że to jest to. W tym samym czasie powstawała popularna miejscówka rowerowa w Srebrnej Górze, w której pracowałam. Później zostałam tam instruktorem kolarstwa górskiego enduro/MTB/downhill.

Z pewnością na przestrzeni lat, poprzez uprawianie różnych odmian kolarstwa górskiego sprawdzałaś granice swojej determinacji, sportowego uporu i wytrzymałości. Dlaczego z czasem skupiłaś się głównie na enduro?

Kiedy spróbowałam zjazdów i poczułam, że rower może być w pewnym stopniu zabawą, pokochałam to. Byłam zmęczona zawodami i ciężkimi treningami, nie dawało mi to już satysfakcji. Sukcesy nie były na tyle duże, by robić to zawodowo, więc skupiłam się na pracy, która była połączona z tym co lubię. W enduro odnalazłam tą część rowerowego narwańca, którą zawsze w sobie miałam. Lubiłam ćwiczyć technikę na rowerze i lubiłam techniczne, wymagające trasy.

Kiedy narodził się w Tobie pomysł, by zostać instruktorem tak wymagającej dziedziny sportowej? Jakie cechy charakteru pomogły Ci w budowaniu swojego autorytetu?

Około 8 lat temu zaczęłam jeździć z ludźmi na trasach w Srebrnej Górze. Potrzebna była osoba do szkoleń, więc pojawiłam się w odpowiednim miejscu i czasie. Podobało mi się bycie w terenie, na rowerze, z ludźmi.  Jakie cechy charakteru pomogły mi we wszystkim? Te, które musi mieć każdy sportowiec - wytrwałość,

regularność, determinacja i niepoddawanie się pomimo porażek. Autentyczność, szczerość oraz kreowanie swojej marki stało się wyznacznikiem w działaniach.

Pochłaniają Cię trasy enduro w Srebrnej Górze, gdzie z determinacją szkolisz chętnych do opanowania sztuki kolarstwa górskiego. Czy jako instruktor uważasz, że każdy ma predyspozycje do tego, by uprawiać ten sport?

Zdecydowanie tak. Myślę, że nawet ktoś kto bardzo się boi i ma „dwie lewe ręce”, ale chce i próbuje, do tego dostanie dobre wskazówki, by było bezpiecznie, będzie chciał więcej i prawdopodobnie kupi nowy rower.

Czy miewasz chwile słabości, zwątpienia? Jak sobie z nimi radzisz?

Jasne, jestem w rozwoju osobistym od około 10 lat. Aktualnie poddałam się psychoterapii, problemy wciąż się pojawiają, ale jeśli zmienimy perspektywę (co można zrobić np. jeżdżąc na różnego rodzaju warsztaty) zawsze jest jakieś rozwiązanie. Nawet z najczarniejszej jaskini jest wyjście, ale będąc w niej ciężko to dostrzec. Warto małymi kroczkami zadbać o siebie, bo problemy nie znikają, raczej odwrotnie. Warto próbować różnych rzeczy.

Założyłaś Studio Flow będące nietuzinkowym, wyjątkowym miejscem na mapie Ząbkowic Śląskich, ale i całej okolicy. Czy była to spontanicznie podjęta decyzja, czy może dojrzewała w Tobie wiele lat?

Dziękuję, bardzo miło to słyszeć. Decyzja została podjęta pod wpływem różnych sytuacji, które wydarzyły się po drodze i w sumie zmusiły mnie, by zacząć działać na własną rękę. W tej branży było to najlepszym rozwiązaniem. Uczyłam w różnych miejscach i chciałam stworzyć takie, które będzie mi odpowiadać i w którym ludzie będą czuć przyjazną atmosferę.

W swojej pracy z ludźmi stosujesz różne praktyki i techniki dostosowane do ich poziomów sprawności. Skupiasz się

na wielu aspektach, które przynoszą rezultaty. Jak wypracowałaś ten schemat?

Samo ciało fizyczne to tylko jeden z elementów - taki powiedziałabym najbardziej dostępny i namacalny. Ale ciało jest połączone z emocjami, naszą duszą i umysłem.  Interesuje mnie praca na głębszych poziomach podświadomości, energy crafting fizjoterapia, praca z rodem, osteopatia. Rozwijam się w tych kierunkach tak, by móc bardziej kompleksowo zadbać o klienta, szczególnie w pracy indywidualnej.

Twój brat Piotr Kurczab w 2016 roku zdobył złoty medal Akademickich Mistrzostw Świata w kolarstwie górskim, obecnie również jest stałym bywalcem tras srebrnogórskich. Oboje więc spełniacie się w tej dziedzinie sportu i odnosicie sukcesy.

Czy motywujecie się nawzajem? Jesteście dla siebie wsparciem i podporą w trudnych chwilach?

Myślę, że długi czas podążałam za nim w swojej kolarskiej karierze. Dzisiaj każdy z nas porusza się swoją ścieżką i ma inne priorytety w życiu. Aczkolwiek są punkty zaczepienia, które nas łączą np. wspólne wyjazdy na rower, wzajemna pomoc i wsparcie.

Jaka jest Iwona Kurczab w życiu prywatnym? Marzycielka czy realistka?

Chyba obecnie dążę do balansu. Odkrywam swoją kobiecą stronę. Lubię pomarzyć, ale bez działania i intencji nic się nie wydarzy. Emocjonalna, odważna, otwarta. Lubię mieć cel w życiu

Plany na przyszłość?

Rodzina, kolejne studio i dom nad morzem. Natalia Dutka

Szczęście

w dźwiękach skrzypiec

„W skrzypcach są dźwięki wszystkich języków, wszystkich światów, tego, tamtego, życia, śmierci “ - mówił Wiesław Myśliwski. A gdyby tak dźwięki te oprószyć odrobiną pasji i miłości do muzyki, to czy znajdzie się w nich sposób na sukces i spełnienie? O tym jak instrument ten może stać się drogowskazem na życiowej ścieżce opowiada Natalia Domurat.

Skąd narodziła się w Tobie pasja do gry na skrzypcach?

Kiedy byłam mała, moja babcia zaprowadziła mnie na próbę chóru kościelnego – takiej dziecięcej scholi. Śpiewałam tam kilka lat, a jedna z koleżanek towarzyszyła zespołowi, grając na skrzypcach. Bardzo spodobało mi się jak gra. Namówiłam więc mamę, żeby zapisała mnie do szkoły muzycznej na naukę gry na instrumencie i taki był początek tej historii.

Swoje pierwsze kroki muzyczne stawiałaś w rodzinnym

mieście - Kłodzku. Jak wspominasz ten czas?

Pamiętam, że poszłam do szkoły muzycznej w stosunkowo późnym wieku jak dla tego instrumentu – miałam około 10 lat i zostałam przyjęta na cykl młodzieżowy (trwający 4 lata). Do dziś bardzo ciepło wspominam swojego pierwszego nauczyciela skrzypiec pana Tadeusza Wachowskiego - niezwykle empatycznego, łagodnego, pełnego pasji do muzyki. Myślę, że to dzięki niemu pokochałam ten instrument.

Ktoś zainspirował Cię wtedy do dalszego rozwoju?

Ważnym elementem w moim procesie kształcenia była niewątpliwie gra w orkiestrze szkolnej i w zespole kameralnym prowadzonym przez wybitnego pedagoga pana Witolda Kozakowskiego. Było to Trio Pizzicatto (w skład zespołu wchodziły skrzypce, gitara, wiolonczela). Bardzo dużo koncertowaliśmy, uczestniczyliśmy z sukcesami w licznych konkursach i dzięki temu podróżowaliśmy po Polsce. Pamiętam, że mieliśmy okazję reprezentować Powiat Kłodzki w Parlamencie Europejskim w Brukseli i tam wystąpić. Dawniej taka zagraniczna podróż była ogromnym wyróżnieniem i przygodą. W następnych latach głównie przy okazji konkursów i kursów muzycznych, spotykałam wielu inspirujących pedagogów i tak kolejno uczyłam się w PSM II st. w Nysie, następnie OSM I i IIst. we Wrocławiu, a studia ukończyłam w Akademii Muzycznej im. I.J.Paderewskiego w Poznaniu.

Grasz na skrzypcach w Orkiestrze Antraktowej Teatru Polskiego. Orkiestra ta towarzyszy siedmiu produkcjom teatralnym, podczas których usłyszeć można Wasz wspaniały artystyczny kunszt. Która z tych produkcji jest

Twoją ulubioną?

Z Orkiestrą Antraktową jestem związana od początku jej powstania, a obecnie jestem prowadzącą grupę II skrzypiec. Jednym z ciekawszych spektakli, w których braliśmy udział, był Hamlet w reż. Mai Kleczewskiej, wystawiany w nietypowym miejscu – ruinach Starej Rzeźni w Poznaniu, gdzie widzowie ze słuchawkami chodzili pomiędzy aktorami i tym samym doświadczali spektaklu „od wewnątrz”. Obecnie moim ulubionym spektaklem jest „Cudzoziemka” w reż. Katarzyny Minkowskiej, który porusza wiele aspektów psychologicznych, w tym również ten ważny i trudny dotyczący kształcenia muzycznego –główna bohaterka była niespełnioną skrzypaczką, która przekazywała swoje nieprzepracowane traumy na dalsze pokolenia. Spektakl można zobaczyć na żywo w Teatrze Polskim w Poznaniu, jak również online w Teatrze Telewizji TVP, do czego szczerze zachęcam.

Koncertujecie także plenerowo, kameralnie. Tworzy się wtedy zupełnie inny wymiar obcowania z muzyką, wydaje się, że jesteście jeszcze bliżej ze słuchaczem. Wolisz kameralne koncerty, czy te okazałe, wręcz ceremonialne?

Koncerty w składzie kameralnym bardzo lubię, ale te w warunkach plenerowych zdecydowanie mniej – w moim odczuciu traci wtedy na jakości całokształt brzmienia orkiestry, a akustyka jest jednak bardzo ważnym elementem, który wpływa na komfort gry. Nie mniej jednak, w letnich koncertach plenerowych Orkiestry Antraktowej najważniejsze jest to, aby trafić do nowych odbiorców i po prostu promować muzykę klasyczną - to się świetnie sprawdza. Jednak do bliskich mojemu sercu tych, które wywołują największe emocje, należą trasy koncertowe z CoOperate Orchestra. Projety, w których obecnie występuję to Visual Concert, Gaming Concert i Magic Christmas Concert (w okresie świątecznym). Podróżujemy po całej Polsce i za granicę, gramy w największych halach widowiskowych, takich jak Spodek, Hala Stulecia, Tauron czy

Torwar. Tysiące ludzi na widowni po prostu robi ogromne wrażenie.

Jesteś również nauczycielką w Państwowej Szkole Muzycznej w Lesznie. To był Twój cel zawodowy?

Chyba od zawsze miałam pomysł, aby łączyć życie koncertowe z działalnością pedagogiczną. Sprawia mi to ogrom przyjemności i satysfakcji, gdy mogę zainspirować do rozwoju młodych skrzypków.

Twoi podopieczni odnoszą liczne sukcesy, co z pewnością jest nagrodą za wytrwałą, niekiedy pełną poświęceń nauczycielską pracę. Jesteś wymagającym nauczycielem?

A może stosujesz jakieś wyjątkowe metody, które przynoszą tak dobre rezultaty?

Rzeczywiście mam wielu zdolnych uczniów i bardzo się cieszę, że osią-

gają sukcesy. To na pewno motywuje nas do dalszej pracy. Ale przede wszystkim jestem dumna, że tak po prostu lubią grać i sprawia im to przyjemność – to jest dla mnie najważniejsze. Jestem wymagającym nauczycielem, ale z pewnością nie określiłabym siebie jako surowej. Wydaje mi się, że posiadam naturalną łatwość w nawiązywaniu kontaktu z uczniami. W nauce gry na instrumencie ważna jest dla mnie relacja nauczyciel –uczeń – rodzic, oparta na zaufaniu, szczerości i zaangażowaniu obu stron. Często zapraszam uczniów na moje koncerty - myślę, że to też ich inspiruje, gdy widzą i słyszą mnie na estradzie. Staram się być dla nich przykładem, ta metoda zawsze działa najlepiej.

Zawodowo osiągasz najwyższe szczyty. Prywatnie czujesz się spełniona? Absolutnie tak. Cieszę się, że mam kochającego męża i rodzinę, otaczam się wspaniałymi ludźmi. Na co dzień mieszkam w spokojnej, zielonej okolicy, w otoczeniu jezior i Puszczy Zielonki, gdzie w wolnych chwilach spaceruję z ukochanym psem Freją. To wszystko razem daje uczucie spełnienia.

Oboje z mężem jesteście wybitnymi muzykami. Tworzycie niezwykle utalentowaną, artystyczną rodzinę. Jesteście dla siebie wsparciem? Poznaliśmy się dzięki muzyce. Można powiedzieć, że właśnie ta pasja nas połączyła i do dziś pozostała ważnym elementem naszego związku. Często razem podróżujemy i koncertujemy. Jestem bardzo wdzięczna, że mamy możliwość pracować razem. Staramy się być dla siebie wsparciem w trudnych momentach i najlepszymi przyjaciółmi każdego dnia. A to, że oboje jesteśmy muzykami, pozwala nam dobrze rozumieć, z czym zmaga się i czego doświadcza druga osoba. Planujesz w przyszłości powrót do rodzinnego miasta czy jednak na stałe już związana jesteś z Wielkopolską? Wraz z mężem zamieszkaliśmy na stałe pod Poznaniem i muszę przyznać, że była to całkowicie naturalna i oczywista decyzja ze względu na naszą pracę. Jesteśmy tak mocno związani ze środowiskiem kulturalnym miasta, że nie rozważaliśmy innej możliwości. Do Kotliny Kłodzkiej z wielką przyjemnością wracam do mojej rodziny i w celach rekreacyjnych. Mam jednak nadzieję, że zdarzy się jeszcze okazja, aby do Kłodzka przyjechać nie tylko prywatnie, ale i koncertowo. Natalia Dutka

Jak zdobyć patent strzelecki?

Czy jest to trudny proces?

Bycie urzędnikiem administracji to pewna misja społeczna. Wymaga ona empatii, poświęcenia, dużych pokładów zrozumienia i odporności psychicznej. Wśród tej grupy urzędników wyróżnia się Katarzyna Rutkowska - oddając się swojej pasji, czerpiąc z niej przyjemność pokazuje, że kobieta też może strzelać z broni. I to odnosząc sukcesy. Udowadnia, że płeć nie ma znaczenia – wystarczy chcieć.

Na co dzień, zawodowo jesteś opanowanym, pełnym empatii urzędnikiem. Natomiast po pracy przebierasz w sportową odzież i udajesz się na strzelnicę, bierzesz udział w zawodach. Od jak dawna poświęcasz się temu dość nietypowemu, jak na kobietę hobby?

Tak, chyba można tak powiedzieć. Za dnia przerzucam dokumenty, a po nocach obmyślam kogo by tu ustrzelić - taki żart oczywiście. Ale tak - jestem urzędnikiem administracji, przez 19 lat pracowałam w Ośrodku Pomocy Społecznej, aktualnie od ponad 2 lat jestem Pracownikiem Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Kłodzku. Praca w obu tych instytucjach jest rodzajem szeroko rozumianej „pracy na rzecz społeczeństwa”. Jest to praca mocno obciążająca psychicznie, dlatego możliwość „wyrzucenia z siebie” emocji za pośrednictwem pistoletu lub karabinu jest kapitalnym rozwiązaniem. Oczywiście każdy ma swój sposób na rozładowanie stresu, mi akurat ten pasuje, bo chyba ma w sobie dość dużo pierwiastka męskiego. Moja przygoda z tym sportem zaczęła się dość niewinnie. W 2019 r. dzięki funduszom unijnym zorganizowany został kurs strzelecki dla chętnych z kotliny

kłodzkiej. Razem z grupą znajomych zapisaliśmy się i wzięliśmy w nim udział. Kurs obejmował część teoretyczną i praktyczną. I ta część oczywiście była najciekawsza. Pod okiem instruktorów można była oddać swoje pierwsze w życiu strzały z rozmaitych rodzajów broni. Kurs się skończył, a ja dalej jeździłam na strzelnicę do Bystrzycy Kłodzkiej i powoli oswajałam się z tym sportem. Potem za namową mojego instruktora i mentora, który mnie zaraził bakcylem do tego sportu, zapisałam się do klubu strzeleckiego Hetman w Nysie i zaczęłam amatorsko brać udział w zawodach. Nie miałam licencji, mogłam brać

udział w takich zawodach z użyczonej broni, ale wyniki nie liczyły się do żadnej klasyfikacji. Potem ktoś zasugerował mi, żebym zrobiła patent - to zrobiłam. Następnie ktoś powiedział: “jak masz już licencję to zrób pozwolenie na posiadanie broni” – no i zrobiłam. To z kolei dało mi możliwość kupna własnej, prawdziwej broni, a że mieszkam na odludziu to długo się nie zastanawiałam. Podsumowując: moja przygoda ze strzelaniem zaczęła się 6 lat temu, ale chyba dopiero zdanie w 2021 r. egzaminu na patent strzelecki było momentem kluczowym.

Należy napisać podanie, w którym uzasadnia się potrzebę posiadania broni, załączyć wszystkie orzeczenia lekarskie i psychologiczne, zdjęcia itd. Następnie WPA po otrzymaniu wniosku deleguje dzielnicowego do osobistej rozmowy w miejscu zamieszkania kandydata. A potem WPA po przeanalizowaniu kompletu dokumentów i całości sprawy, udziela (lub nie) pozwolenia na posiadanie broni razem z promesami na zakup broni w określonej ilości. W moim przypadku wszystko poszło dość sprawnie i bezproblemowo. Procedura od nabycia licencji do uzyskania pozwolenia zajęła mniej niż 5 miesięcy, kosztowało mnie to łącznie ok. 2500 zł. A potem to już same przyjemności: zakup sejfu i pierwszej własnej sztuki broni.

Strzelnica kojarzona jest raczej z miejscem pełnym mężczyzn. Może to tylko mit i spotykasz tam też dużo kobiet?

Aby uzyskać patent, zgodnie z przepisami, trzeba przejść kilka etapów. Należy ukończyć kurs strzelecki (praktyczny i teoretyczny), następnie zapisać się do klubu strzeleckiego, odbyć w nim minimum 3-miesięczny staż, w trakcie którego bierze się udział w zawodach (udział jest oczywiście odpłatny). Należy wybrać sobie także jakiś klub lub stowarzyszenie kolekcjonerskie (ja należę do stowarzyszenia KS Amator). Na tym etapie strzelać już jakoś umiesz, więc w następnej kolejności musisz wykuć przepisy na blachę, bo czeka Cię państwowy egzamin. Siedzisz wieczorami z ustawą o broni i amunicji oraz innymi przepisami w ręce, następnie zaczynasz wypełniać testy. Jak już jesteś obyty i nikt Cię nie zagnie, zapisujesz się do udziału w egzaminie. Dla przygotowanych egzamin nie będzie trudny, choć oczywiście zdarza się ze ktoś go oblewa. Po zdanej części teoretycznej, uczestnik dopuszczony zostaje do części praktycznej, czyli strzelania do tarczy z trzech rodzajów broni (karabin, pistolet, strzelba). Po zdaniu całości, po kilku dniach z klubu, do którego należysz, otrzymujesz się patent. Następnym krokiem jest wyrobienie licencji. To już idzie z automatu. Niektórym ten etap już wystarcza, należą do klubu, płacą składki członkowskie, biorą udział w zawodach, ale nadal strzelają tylko i wyłącznie z broni klubowej lub użyczonej. Ale wisienką na torcie jest posiadanie własnej broni, a do tego należy uzyskać pozwolenie na nią. I tu pojawiają się schody. Wymagane są bowiem badania lekarskie, okulistyczne, psychologiczne. Za każde z nich należy zapłacić. Następnie trzeba opłacić składki za wydanie pozwolenia do WPA (Wydział Postępowań Administracyjnych Policji).

Owszem, to prawda, jest to sport zdominowany przez mężczyzn. W klubie, do którego należę, 95 procent stanowią mężczyźni. Kobiet, które biorą udział w zawodach, jest ok. 8-10. Z moich obserwacji wynika, że w większości są to partnerki/żony bądź córki zawodników. Aczkolwiek odkąd jeżdżę na różne strzelnice czy na jakiekolwiek zawody, nigdy nie odczułam dyskryminacji ze względu na płeć. Wręcz przeciwnie. Panowie są zawsze życzliwi, chętni do pomocy, zarówno merytorycznej, jak i technicznej. Przemawia chyba przez nich ojcowsko-braterska troska, żeby nam kobietom w ich obecności nie stała się krzywda.

Jak wygląda strzelnica? Może któraś z nich jest Twoją ulubioną i mogłabyś ją polecić?

Strzelnice bywają rozmaite, jeśli chodzi o ich wielkość, ale zasadniczo wyróżnimy strzelnice otwarte i zamknięte. Te zamknięte, jak łatwo się domyślić, są przewidziane na krótsze dystanse (15 metrów). Otwarte strzelnice najczęściej znajdują się w odległych miejscach od cywilizacji, są to często strzelnice myśliwskie. Tak właśnie jest w Biernaciach, gdzie odbywają się zawody organizowane przez mój klub. Jest to duży leśny teren, podzielony na różne sekcje. W odpowiednich odległościach od siebie znajdują się stanowiska do danego rodzaju broni i tak na niewielkim wzniesieniu jest stanowisko do trapa (strzelenie do rzutek ze strzelby), w bocznej części terenu znajduje się stanowisko do strzelania z karabinu na 100 m, a jeszcze w innym miejscu plac do strzelania dynamicznego. To jest fajne miejsce, z dobrą atmosferą, którą tworzą za-

równo ludzie, jak i aura leśnego otoczenia. Zawody odbywają się tam od wczesnej wiosny do późnej jesieni.

To chyba moja ulubiona strzelnica, a prezes klubu zawsze zapewnia gorącą herbatę i poczęstunek na rozgrzewkę. Polecam, choć nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Jeśli chodzi o zamkniętą strzelnicę, najbardziej profesjonalną według mnie jest Strzelnica Protectal w Nysie. Ma zacną obsługę techniczno-instruktorską, parking, salę konferencyjną

w której odbywają się rozmaite kursy i szkolenia. Strzelnica ta jest strzelnicą komercyjną, do której wstęp ma każdy amator.

Wiele kobiet boi się wziąć broń do ręki. Wiele z nich przezwycięża strach i wychodzi ze swojej strefy komfortu. Wobec tego, myślisz, że każda ma predyspozycje do tego, by być dobrym strzelcem czy jednak są sytuacje, w których lepiej porzucić ten pomysł?

Trudne pytanie. Jak wspominałam wcześniej, moje pierwsze kroki na kursie stawiałam razem z kilkorgiem znajomych. Z tego co wiem, to ze wszystkich uczestników tego kursu - około 50-ciu osób, tylko ja „pociągnęłam temat”. Może inni nie złapali bakcyla, może to nie ich bajka. Z pewnością jest wiele kobiet, które boją się broni, uważają broń za „zło” i „niebezpieczeństwo”. Ja akurat nigdy się broni nie bałam. Wiem, że nie mam problemów natury psychologicznej i wiem, że świadomie nie byłabym w stanie zrobić komuś krzywdy. Dla mnie ta niewinna przygoda przekształciła się w pasję. Ale ja uwielbiam także inne męskie zajęcia: skręcam meble, maluje mieszkania, czasem kładę gładzie, a na ostatnie walentynki kupiłam sobie wiertarko - wkrętarkę.

Strzelanie jest pochłaniającą, wyzwalającą duże pokłady adrenaliny pasją. Czy pozwala Ci na pozbywanie się negatywnych emocji?

Oczywiście. To jest niesamowicie „oczyszczające” doświadczenie. W trakcie strzelania, oddawania wystrzału, przeładowywania broni, jesteś skoncentrowana, napięta. Ale po powrocie do domu ze strzelnicy, uświadamiasz sobie jak dużo negatywnej energii z Ciebie zeszło, jaka jesteś lekka i pozytywnie nastawiona do świata. Ps. Taką wskazówkę dostałam kiedyś od instruktora: absolutnie nigdy nie wizualizuj sobie, że tarcza, do której strzelasz, jest postacią Twojego byłego partnera lub znienawidzonego szefa w pracy. To są bardzo silne emocje, a sport jakim jest strzelanie ma dawać frajdę, adrenalinę, pozytywną rywalizację. A negatywne emocje ulatują same - z każdym oddanym wystrzałem. Natalia Dutka

O wyjątkowym sukcesie, sporcie, który uczy pokory, cierpliwości i dyscypliny, a także o sportowych marzeniach, z Anną DziadoszHalową Mistrzynią Polski w łucznictwie, rozmawiała Karolina Golak

Jak to się stało, że zaczęłaś trenować łucznictwo?

Zaczęło się w drugiej klasie szkoły podstawowej, czyli 6 lat temu, kiedy moja trenerka Pani Gabriela Kraus-Abucewicz zorganizowała dla mojej klasy pokaz tego, jak wygląda ta dyscyplina sportowa. Spróbowałam i to był początek.

Przypominasz sobie co tak bardzo Ci się spodobało w łucznictwie?

Na początku zastanawiał mnie sam fakt robienia czegoś tak ciekawego, jak strzelanie z łuku, bo jest to coś niestandardowego.

Później zaczęłam jeździć na zawody, poznawałam ludzi z innych klubów. Bardzo duży wpływ na to, że trenuję ma

Łucznictwo uczy cierpliwości

również moja trenerka, która jest wspaniałym człowiekiem i ma dużo cierpliwości i przede wszystkim spokoju.  Nie ma z nami łatwo, ale doskonale sobie radzi. A ja po prostu zakochałam się w samym kształcie tego sportu, tego jak wygląda. To nie jest łatwy sport, a ja lubię wyzwania.

Jakie cechy według Ciebie trzeb posiadać, aby uprawiać tę dyscyplinę sportową?

Na pewno trzeba mieć cierpliwość, dużo cierpliwości, ponieważ wyniki nie przychodzą z dnia na dzień. Jest masa techniki, którą trzeba zapamiętać. Wszystko trzeba mieć dograne i dopięte na ostatni guzik. Ważna jest również systematyczność. Trzeba regularnie chodzić na treningi, bo jeżeli tego nie ćwiczymy to niczego nie osiągniemy, dlatego tak ważne jest samozaparcie i samodyscyplina.

Czyli spokój, samodyscyplina, systematyczność. I Ty jak rozumiem te wszystkie cechy posiadasz?

Wszyscy mi to powtarzają, zwłaszcza moja trenerka.

Nawet po moim ostatnim finale, gdzie wywalczyłam tytuł Mistrzyni Polski, moja trenerka powiedziała mi, że mnie podziwia za to jak zachowałam spokój, że tego lęku po prostu nie było widać.  A we mnie toczyła się wtedy jedna wielka walka – stres i chęć pokazania się z jak najlepszej strony.

Tytuł, który wywalczyłaśMistrzyni Polski, jest ogromną nagrodą za Twoją ciężką pracę. Spodziewałaś się, czy jechałaś na te zawody z taką myślą, że może tak być, że możesz wywalczyć ten tytuł?

Idea tego sportu polega też na tym, że nie znamy faworytów jadąc na zawody. Chodzi o to, że kto będzie miał więcej szczęścia, kto będzie w lepszej formie, ten zwycięży. Kiedy ja jechałam na te zawody, miałam jeden cel - pokazać, strzelić jak najwięcej, jak najlepiej, bo wiem, że mogłam i naprawdę przez te pojedynki przechodziłam z myślą, że dam radę. Kiedy dotarło do mnie, że jestem w finale, nie mogłam w to uwierzyć.

Czyli nie wierzyłaś do samego końca, w to, że faktycznie w tym finale jesteś.

Tak, ja po finale potrzebowałam kilku minut, żeby to do mnie dotarło, że jestem pierwsza. Wszyscy mnie ściskali, gratulowali, a ja potrzebowałam dłuższej chwili, aby ta wiadomość do mnie dotarła.

Jaka była reakcja Twoich bliskich, bo Twoją już znamy, na ten ogromny sukces?

Na pewno Ci, którzy tam ze mną byli, czyli moja rodzina, moja siostra, moi rodzice, trenerka, przyjaciele – to była wielka euforia. Jak oni mnie dopadli, to płakali, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Radość była ogromna, to na pewno było wielkie święto. Moi przyjaciele ze szkoły także byli szczęśliwi, gratulowali mi, podobnie, jak przyjaciele z klubu. Cieszę się z tego, że mam takich przyjaciół, że nie było zmiany. Nikt  mi nie zazdrościł. Cieszyli się razem ze mną z mojego sukcesu. Nasz klub jest wyjątkowy. Wspieramy się nawzajem, nie ma takiej rywalizacji między nami. Jeżeli np. ktoś ma problemy i ja stoję i widzę, to mówię np. “Ania tam scal sobie ten celownik”. Pomagam z tym sprzętem.

Jak wygląda Twój standardowy dzień, ile razy w tygodniu trenujesz?

Trenuję cztery razy w tygodniu. Oczywiście jest to także zależne od tego jak pozwoli mi na to szkoła, ile mam sprawdzianów, kartkówek, ile się muszę uczyć.

Masz czas na spotkania z przyjaciółmi?

Zawsze miałam czas na zakupy z koleżankami z klasy, czy na wyjście  do kina lub do kręgielni. Mam takie przyjaciółki, że jak nie mogę, mam zawody one rozumieją i przekładamy nasze spotkanie na inny dzień. Już teraz wiem, jak spędzę tegoroczne wakacje, ponieważ mam zaplanowane obozy sportowe.

Jakie turnieje w najbliższym czasie Ciebie czekają?

W najbliższym czasie mam taki mały turniej w Legnicy - 27 kwietnia, ale to jest taki początek sezonu letniego. Później jadę na zawody 10-11 maja. Mamy I rundę Pucharu Polski i to już jest taki poważniejszy turniej, gdzie trzeba się spiąć i dać z siebie 120 procent.

O czym marzysz?

Obecnie zbliżamy się do tych 4 rund Pucharu Polski, na których mogę walczyć o kwalifikacje do Olimpiady Młodzieżowej i ewentualnie ubiegać się o miejsce w kadrze narodowej, więc byłabym przeszczęśliwa, gdyby się to udało.  A jeżeli już by się tak stało, to na pewno wielką sprawą, wielkim marzeniem

byłoby wyjeżdżanie na takie zawody już rangi europejskiej, czy światowej. A jakbym jeszcze zajęła jakieś wysokie miejsce, to już byłabym najszczęśliwsza.

Myślę, że to wszystko jest przed Tobą. Gdybyś miała zachęcić osoby, które myślą o uprawianiu ciekawej dyscypliny sportu i pomyślałabyś o tej, którą aktualnie Ty się zajmujesz, co jest w niej tak ciekawego, co mogłoby np. Twoich rówieśników pociągnąć w tę stronę?

To jest na pewno praca nad sobą, nad charakterem. Łucznictwo uczy cierpliwości, ale też kiedy wygrywamy jakiś pojedynek i strzelimy wysoki wynik i wygramy to jest ta świadomość, że ja na to zapracowałem, że to są te moje treningi. Ten ból rąk po treningach, zdarte palce od cięciwy, to jest ta dziesiątka, która wpadła teraz, na tych zawodach. To jest to sześć lat ciągłego strzelania. To jest taka świadomość, że wygrałem, zapracowałem na to. To jest także łucznicza społeczność, wspaniali ludzie – bardzo pomocni. To jest dyscyplina, którą kocham i nikt mnie od tego nie odwiedzie.

Wystrzałowa zabawa z Live Party - Żyj imprezą

Planujesz wesele, urodziny lub inną ważną dla Ciebie uroczystość i szukać dj-a?

Z Live Party - Żyj Imprezą Ty i Twoi bliscy przeżyjecie niezapomniane chwile przy ponadczasowej muzyce, które już na zawsze będziecie wspominać z uśmiechem na twarzy.

INSTAGRAM LIVE PARTY ŻYJ IMPREZĄ

facebook LIVE PARTY-ŻYJ IMPREZĄ

 726 521 298

PAWEŁ

TARASZCZUK:

% DJ

% KONFERANSJER

ul. Henryka Brodatego 58, Henryków ✆ 691 201 589 m kontakt@borowkahenrykowska.pl Facebook-square Owoce Henrykowskie

Niegdyś Henryków słynął z Henryka Brodatego i Opactwa Cysterskiego. Teraz słynie także z borówki, która została doceniona i okrzyknięta Jagodową Marką 2025 roku.

Nie ma się co dziwić - ekologiczna plantacja borówki wysokiej, którą zajmują się Państwo Beata i Wiesław Karpierz z synem Maksymilianem dba nie tylko o walory smakowe, ale i o utrzymanie bogatych właściwości. Uprawiane z zamiłowaniem owoce, przy utrzymaniu gwarancji jakości, z wyeliminowaną chemią z produkcji to zdrowie w czystej postaci. Za -

Minibiuro księgowe, ukierunkowane szczególnie na małe rzemieślnicze i rękodzielnicze działalności

Rozliczasz PIT za 2025 rok?

Sprawdź, jakie ulgi możesz odliczyć.

Każda złotówka się liczy, więc nie zostawiaj pieniędzy w urzędzie!

W nowym roku masz aż 24 różnych ulg podatkowych, które mogą obniżyć Twój podatek lub dać Ci zwrot na konto.

Nie masz czasu na samodzielne rozliczenie?

Spokojnie – mogę zrobić to za Ciebie!

Napisz do mnie, a zajmę się

Twoim PIT-em bez stresu.

% WODZIREJ

% ANIMATOR

% FOTOBUDKA

wierające wiele witamin, działają dobroczynnie na ludzki organizm - polepszają wzrok, niwelują zły cholesterol i zapobiegają nowotworom. Smakują przy tym niesamowicie i mogą być świetnym dodatkiem np. do deserów.

A dla smakoszy i fanów soczystych truskawek mamy dobrą wiadomość - od końca kwietnia będzie można je nabyć w trzech miejscowościach: Ziębicach, Strzelinie oraz przy Pierzei w Ząbkowicach Śląskich. Radzimy monitorować sytuację - są tak przepyszne, że kto pierwszy, ten lepszy.

OBSŁUGA ZDALNA:

Księgowość uproszczona

Pełna Księgowość

ul. Bohaterów Getta 49, Zabkowice Śląskie 739 984 548 biuro@ksiegowa-rekodzielnika.pl , O m

Szanowne Panie, Drodzy Mieszkańcy i Goście Powiatu Kłodzkiego, Z okazji Świąt Wielkanocnych składam Państwu najserdeczniejsze życzenia zdrowia, spokoju nadziei. Niech ten wyjątkowy czas przyniesie wytchnienie, uśmiech i dużo wiosennej energii. Szczególne życzenia kieruję do wszystkich Pań — niech te święta będą dla Was chwilą odpoczynku, radości poczucia, jak wiele wnosicie w życie swoich rodzin i l okalnych społeczności. Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Starosta Kłodzki Małgorzata Jędrzejewska-Skrzypczyk

Kobiecym Okiem - magazyn Kobiecym_Okiem_ magazyn_ INSTAGRAM Facebook-square

Znajdź nas na

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.