Suplement - czerwiec/lipiec 2023

Page 1

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego MAGAZYN BEZPŁATNY czerwiec /lipiec 2023 ISSN 1739 -1688

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego „Suplement”

Rektorat Uniwersytetu Śląskiego, ul. Bankowa 12, 40-007 Katowice

Nakład: 1000 egzemplarzy

Redaktor Naczelny: Robert Jakubczak (r.jakubczak97@gmail.com)

Zastępca Redaktora Naczelnego: Dawid Hornik (dawidhornik@yahoo.pl)

Sekretarz redakcji: Emilia Sorota (esorota@us.edu.pl)

Skład graficzny: Grzegorz Izdebski (izdebski.grzegorz@wp.pl)

Zespół korektorski: Agnieszka Dziendziel, Katarzyna Grzelińska, Daria Molenda, Konrad Kitliński, Katarzyna Konieczna, Paula Kosmala, Aleksandra Przybyłek, Kinga Richter, Tymoteusz Stefański

Ilustracje: Martyna „TishBlack” Brzóska

Grafika na okładce: Magdalena Zalaś

Zdjęcia wizerunkowe: Matylda Klos (matyldaklos@us.edu.pl)

Wykorzystane zdjęcia: www.pexels.com, www.pixabay.com, unsplash.com, domena publiczna

Zespół redakcyjny:

Robert Jakubczak Jakub Dyl Katarzyna Grzelińska Paula Kosmala Klaudia Borowiecka Roksana Sałbut Milena Panek Bartosz Galas Angelika Wojciechowska Anna Czuczejko Katarzyna Tomczyk Daria Molenda Katarzyna Kulyk Magda Zalaś Konrad Kitliński Agnieszka Dziendziel Emilia Skiba Alicja Gorczyńska Kinga Richter Martyna Brzóska Emilia Sorota Julia Cisak Natalia Kuleta Sara Galeja Julia Nita Natalia Różewicz Tymoteusz Stefański Justyna Kost Olena Matviienko Weronika Iżyk Kacper Włodarski Marlena Chowaniec Dawid Hornik Aleksandra Krupa Michalina Skwara Anastasiia Hudym Patrycja Czyżowska Aleksandra Przybyłek Kamil Kołacz Katarzyna Konieczna Paulina Skwara Michał Miszewski

Żywa książka | Olena Matviienko

Rozmowa z Janiną Piwowarczyk, koordynatorką projektu ,,Żywa Książka” w Katowicach.

Co w mózgu gra | Alicja Gorczyńska W jaki sposób nasz umysł odbiera muzykę?

Z Internetu na papier | Emilia Skiba Czyli wydawnictwa na łowach na Wattpadzie.

Psychologia ewolucyjna a relacje damsko-męskie | Julia Nita Czy geny i ewolucja ukształtowały nasze zachowania w relacjach romantycznych?

Dlaczego czytanie dłuższych tekstów sprawia nam problem? | Weronika Iżyk Co trzeci Polak w ciągu roku przeczytał zaledwie jedną książkę. Co może kryć się za tak słabym wynikiem?

Jak zwykła reklama może wywołać poważne kłopoty? | Michalina Skwara Wpadki reklamowe największych firm.

Chronotypy snu – jakie zwierzę w tobie drzemie? | Roksana Sałbut Czyli czym są chronotypy snu i w jaki sposób wpływają na ludzkie życie.

Szlakiem katowickiej moderny | Aleksandra Krupa

Przeczytajcie o szlaku moderny i wspólnie wyruszmy na spacer.

Biblijne protoplastki feminizmu | Angelika Wojciechowska Czy biblijne kobiety były feministkami?

Fałszywi przyjaciele – jak nie popełnić gafy językowej? | Anastasiia Hudym

Top 12 słów z języka ukraińskiego, których znaczenie wprowadza Polaków w zakłopotanie.

Darkweb, który sami wykreowaliśmy | Natalia Kuleta

Patostreaming mimo interwencji mainstreamowych mediów ma się dobrze.

Listy symbolami pisane | Natalia Różewicz Jak kartka papieru może zmienić obraz?

Mass media milczą o języku kazachskim | Paulina Skwara Czego jeszcze nie wiesz o społeczeństwie w Kazachstanie?

Tego nie spodziewasz się po Matce Naturze | Justyna Kost Czyli o niezwykłych i niebezpiecznych mieszkańcach naszej planety.

Włącz myślenie – czas na łamigłówki! | Marlena Chowaniec, Kamil Kołacz, Emilia Sorota, Robert Jakubczak Zmierz się z wyzwaniami, które dla ciebie przygotowaliśmy!

6 8 10 12 14 16 18 20 22 24 26 28 30 32 34

Odwiedź nas:

www.magazynsuplement.us.edu.pl

www.facebook.com/magazynsuplement

www.instagram.com/magazynsuplement

Projekt współfinansowany ze środków przyznanych przez Uczelnianą Radę Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Śląskiego

Siła wdzięczności

Praktykując na co dzień zasady stoików – a raczej próbując to robić, bo nie zawsze się udaje – uczę się doceniać to, co mam, zamiast skupiać się na tym, czego mi brakuje. Wdzięczność jest dla mnie jak magiczne lustro, które odbija piękno mojego życia, które pozwala zwrócić uwagę na to, co najważniejsze dla mojego szczęścia i zadowolenia. Wdzięczność prowadzi mnie do głębokiej świadomości bycia w świecie i doceniania najmniejszych rzeczy, które często umykają mojej uwadze.

Można zupełnie inaczej postrzegać promienie słońca, szum liści w parku, a nawet łyk gorącej zielonej herbaty, kiedy zatrzymamy się na chwilę i w pełni skupimy się na tym doświadczeniu. Zaczynamy dostrzegać, że szczęście nie zależy od zewnętrznych okoliczności, lecz od naszej postawy i umiejętności dostrzegania piękna w codziennym życiu.

Zbyt często traktujemy regularne czynności jako coś mechanicznego, automatycznego. Gdy jemy posiłek, to włączamy Netflixa lub YouTube’a. Gdy idziemy na spacer, to rozmawiamy przez telefon lub słuchamy muzyki. Niektórzy nawet idąc spać, nie spędzają czasu ze sobą, nie skupiają się na swoich myślach, a zapychają je bodźcami dobiegającymi z laptopa czy telefonu. O tym, dlaczego warto zwolnić tempo, przechadzając się po Katowicach napisała Aleksandra Krupa. A chcąc się wybrać w niesamowicie wartościowe miejsce, można „przeczytać” żywą książkę, którą opisuje Olena Matviienko. Inny, bardzo istotny w obecnych czasach temat porusza Weronika Iżyk, która opowiada o tym, dlaczego czytanie dłuższych tekstów sprawia nam problem (a to szczególnie ważne, bo książki pozwalają nam na konfrontację światopoglądów i poszerzenie wizji świata).

Zapraszam Cię do praktykowania wdzięczności za to, co nadarza się w Twoim życiu – nawet jeśli za kilka dni czeka Cię najtrudniejszy egzamin tej sesji! Mam cichą nadzieję, że pierwszą rzeczą wartą docenienia będzie najnowszy numer Magazynu Suplement, który właśnie trzymasz w rękach. Zanurz się w artykułach, poszukaj inspiracji i odkryj piękno w doświadczeniach, którego wiele osób nie dostrzega!

Redaktor Naczelny

Lektura na żywo

W 2004 r. Rada

Europy

zatwierdziła Żywą

Bibliotekę jako oficjalną metodę edukacji w dziedzinie praw człowieka. Projekt z pozoru wygląda na bardzo nowoczesny i modny happening: przy wejściu do Biblioteki umieszczone są nazwy dzieł, musisz zdecydować, co chciałbyś przeczytać. Przed „pobraniem” książki masz możliwość zapoznania się z jej opisem. Wchodzisz, a na ciebie czeka żywy człowiek z krwi i kości ze swoją unikatową intymną historią. Czy usiadłbyś do takiej lektury?

Jakim kosztem żywe książki udzielają odpowiedzi na pytania swoich czytelników? Kto i dlaczego odważa się otwierać swoje serce przed obcymi? Jak dalece czytelnicy są gotowi usłyszeć szczere odpowiedzi na zadane pytania? O tym wszystkim, a także o filozofii i strukturze projektu zgodziła się opowiedzieć pracowniczka socjalna i koordynatorka projektu Żywa Biblioteka w Katowicach, Janina Piwowarczyk.

OM: Zanim rzucimy się na głęboką wodę, czy mogę prosić o przedstawienie krótkiej historii projektu: gdzie i w jakich okolicznościach narodził się pomysł oraz jak zdobył przychylność Rady Europy?

JP: Pomysł zrodził się w Danii w skutek pobicia młodego chłopaka, który prawdopodobnie należał do społeczności LGBT. Jego przyjaciele założyli wówczas stowarzyszenie „Stop nienawiści. Stop przemocy”. Po dziesięciu latach funkcjonowania zaproszono ich na wielki festiwal muzyczny, podczas którego postanowili rozmawiać z osobami, które są ofiarami stereotypów lub uprzedzeń. Spotkało się to wówczas z tak wielkim zainteresowaniem, że członkowie postanowili podzielić się swoim doświadczeniem ze światem: złożyli wniosek do Rady Europy i w 2004 roku Rada uznała ich metodę edukacji o prawach człowieka.

I kiedy ten ruch społeczny dotarł do Polski po raz pierwszy? Do Polski wydarzenie trafiło w 2007 roku.

Czy od razu Pani została koordynatorką?

Nie. Najpierw projekt pojawił się w Warszawie, potem we Wrocławiu, a potem przez jakiś czas niewiele się działo – wydarzenie było praktycznie nieznane. Był to też czas, kiedy jeszcze patrzono na osoby w jakiś sposób inne od nas zupełnie inaczej niż obecnie – z większą świadomością. W Katowicach realizuję się od 2015 roku. Dwa razy w roku u siebie – tutaj, w Bogucicach – natomiast jestem zapraszana też w różne inne miejsca, żeby organizować spotkania z książkami

W jaki sposób zapoznała się Pani z tym projektem po raz pierwszy?

Mój syn był w nim wolontariuszem w Rudzie Śląskiej, wtedy jeszcze studiował. Przyjechał, mówi: „Mama, taki świetny projekt!”. W ogóle nie wiedziałam wcześniej o tym, więc zaczęłam szukać w internecie, znalazłam oficjalną stronę. Ale co

innego czytać, a co innego w praktyce zrobić. Zaczęłam kontaktować się z koordynatorką krajową. Moja pierwsza biblioteka składała się z piętnastu żywych książek. I była taka frekwencja! Myślałam, że to będzie jednorazowe, ale jak ludzie zaczęli dopytywać, szczególnie młodzież, to postanowiłam, że nie zostawię tego.

Czy każda osoba może zostać żywą książką?

Nie. Te osoby muszą być bardzo komunikatywne i muszą odpowiadać na wszystkie pytania – to warunek w standardach żywej książki. Jedynie jeśli pytanie dotyka sfer intymnych z życia prywatnego, wtedy mogą postawić granicę i nie odpowiadać. Natomiast nie mogą do niczego namawiać, agitować, muszą reprezentować swoją grupę społeczną. I nie mogą też być wrogo nastawieni do innych żywych książek. Trzeba dojrzeć do tego, żeby chcieć opowiadać. Wyjść z tym na forum – to jest wielka odwaga. Jak rozmawiam z nimi po wydarzeniu, za każdym razem słyszę, że coś innego ich poruszyło. Dla nich to jest też wielkie wydarzenie. Nie można też mówić, że dla żywych książek jest to forma terapii. To nie może być terapia – oni muszą mieć przepracowane wszystkie problemy tak, żeby ich to nie dotyczyło. Oni występują w imieniu swojej grupy społecznej.

Zbigniew Białas, chcąc stworzyć panoramę życia żydowskiego w Polsce podczas II wojny światowej, napisał Rutkę –tragiczną historię jednej dziewczyny. Czy żywe książki zdają sobie sprawę z tego, że swoimi historiami oświecają panoramę całego spektrum problemów ogólnoludzkich?

Tak, oni rozumieją, że mówią w imieniu tych wszystkich, których dotyka to samo, co oni przeżyli. W moim zespole książek też jest Żyd. Czasami, szczególnie ze strony młodzieży, pojawiają się takie pytania, których mówi, że się nie spodziewał. Uważam więc, że z perspektywy reprezentacji projekt jest bardzo ważny.

Czy zdarzały się przypadki, żeby w trakcie wydarzenia ktoś z uczestników nie wytrzymał nacisku i odmówił kontynuowania bycia żywą książką?

Tak. Jeden taki przypadek miałam. Bardzo trudno zdobyć osobę bezdomną. Szukałam i dostałam namiary na pewną noclegownię. Kierownik powiedział, że znalazł pana, który zgodził się na projekt. Rozmawiałam z bezdomnym, opowiadałam, na czym będzie jego rola polegała. Po pierwszym czytelniku

s.6
97kindness@gmail.com

na wydarzeniu przyszedł do mnie i powiedział: „Bardzo panią przepraszam… nie udźwignę tego”. Doszłam wtedy do wniosku, że nie był gotowy, musiałby wyjść z bezdomności, żeby opowiadać o tym okresie życia.

Czy miały miejsce jakieś agresywne sytuacje podczas wydarzenia?

Nie, u mnie nie było i z tego, co wiem, nie było w Polsce. Natomiast byliśmy (jako organizatorzy) nękani. Osobiście dostawałam nieprzyjemne listy, jednego razu maila: „Stara babo, pilnuj wnuków, zamiast zadawać się z gejami!”. Teraz już tego nie doświadczam.

W projekcie uczestniczą osoby różnych kultur: Afroamerykanie, Ormianie, Turcy, Żydzi. Z jednej strony istnieje coś takiego jak prawa człowieka, a z drugiej – zasady religijne. Głównymi hasłami większości artykułów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka są wolność i równość. Nie wszystkie religie pozwalają na trzymanie się tych dewiz. Czy jest możliwe we współczesnym świecie połączenie realizacji praw człowieka i dotrzymanie reguł kulturowych?

Nie. To zdecydowanie bardzo często wchodzi w konflikt. Patrząc na szczegółowe wątki niektórych kultur, nijak się to ma do praw człowieka. Chcemy właśnie naszym projektem pokazać, że nie ma tej równości.

Czy Pani zdaniem zachodnia kultura ze swoim dążeniem do równości, dotrzymania obietnicy przestrzegania praw człowieka powinna wtrącać się w inne kultury nieakceptujące naszego poglądu? Na przykład w rdzenne kultury afrykańskie, w których tradycją jest przekłuwanie różnych części ciała, co narusza prawa człowieka, ale pełni poważną funkcję w społeczeństwie.

Uważam, że nie powinniśmy. Natomiast jest wiele przypadków, kiedy dziewczyny uciekają od przemocy na zachód; są nawet filmy. Wtedy my ich bronimy. One zostają tymi przedstawicielkami, które wracają tam i edukują, że tak nie może być. Tak samo jak prawa człowieka, szanujmy też religię każdego. Ale trzeba, żeby ludzie wiedzieli, na czym polega ta religia i wzajemnie się szanowali, nie ingerując: „Chodźcie na naszą stronę, u nas jest lepiej”. Nie wiadomo, czy to prawda.

Mocno odczuwalne jest, że nareszcie zdjęliśmy żelazną kurtynę z naszych poglądów. Większość nie zamyka problemów w rodzinie, powoli odchodzimy od dążenia do konserwatywnych modeli zachowania na rzecz rozumienia i człowieczeństwa, młode pokolenie jest w dobrym sensie zakażone wolnością. Czy starsze pokolenie w Polsce nadal jest dość konserwatywne? Jak odbierają projekt Pani rówieśnicy?

Dostosowuję się do odbiorcy. Jak opowiadam starszym osobom, to zaczynam z grubej rury. I mówię tak: „Ksiądz Kaczkowski powiedział, że żaden katolik nie może być anty: antygejem, antyżydem, antykimkolwiek, bo jeśli jest anty, to znaczy, że pogardza drugim człowiekiem, a tym samym – samym sobą. I to nie wpisuje się w naszą religię”. Trzeba wiedzieć, z kim się rozmawia, żeby poruszyć ludzi, pokazać, jakie to jest ważne.

Ludzie przychodzą, zostają książkami, reprezentują swoje problemy, swoją grupę społeczną – to oczywiście. Ale świadomie otwierają się też na psychiczną przemoс, którą dostrzegają, odpowiadając na najbardziej intymne lub bolesne pytania. Czy można to nazwać świadomym wzięciem na siebie ludzkiej nienawiści i uprzedzeń na rzecz kształcenia społeczeństwa?

To się nazywa wyzysk epistemiczny. Uzasadnij, że istniejesz. Pewnego razu uczestniczka wydarzenia, licealistka, zapytała mnie: „Czy pani traktuje ludzi jak przedmioty?”. Oczywiście, że nie. Dlatego nie każdy może zostać żywą książką, bo musi być osobą, która nie potraktuje trudnych pytań jako przemocy. Oni są nie tylko reprezentantami swojej grupy, ale także ekspertami. Mimo to zawsze mówię książkom: „Jeśli rozmówca wchodzi na grunt, który ci nie odpowiada lub jest drażliwy, albo zadawane pytania są agresywne, przerywaj rozmowę”. Mamy hasło bezpieczeństwa. Na szczęście nie mieliśmy jeszcze żadnego niebezpiecznego wypadku, ale jesteśmy przygotowani na wszystko.

Otwierać serce, być odważnym i dobrotliwie traktować niewiedzę, widzieć w nienawiści strach człowieka przed zburzeniem swego ustalonego światopoglądu. To bardzo przypomina znany nam mit biblijny. Ten wywiad to tylko niewielka cząstka całego Magazynu, ale jestem przekonana, że kwestie, które poruszyliśmy są niezmierzone.

s.7

Co w mózgu gra

„Jak to się dzieje, że muzyka może bez słów wywołać nasz śmiech, nasze lęki, nasze najwyższe aspiracje?”

(Jane Swan). Jak to się dzieje, że zaledwie dwanaście dźwięków ma na nas tak silny i niepowtarzalny wpływ? Innymi słowy – co się dzieje w naszych głowach, kiedy słyszymy muzykę?

Droga słyszanych przez nas dźwięków rozpoczyna się w małżowinie usznej, która kieruje fale akustyczne do błony bębenkowej. Jej drgania wprawiają w ruch kosteczki słuchowe, za pośrednictwem których drgania te są przekazywane do ucha wewnętrznego, czyli ślimaka. Obecne w nim komórki rzęsate rozdzielają dźwięki na pasma częstotliwości, a następnie przekazują je w postaci sygnałów elektrycznych do kory słuchowej. W obszarach płata skroniowego dokonuje się rozróżnienie barw słyszanych dźwięków, a w hipokampie odtwarzane są wspomnienia dotyczące podobnych tonów słyszanych wcześniej. Gdy analizujemy wysokość dźwięków i rytm, pobudzane są kora przedczołowa i móżdżek. Kora czołowa intensywnie analizuje odbierane informacje, a także nasze wspomnienia związane z danym utworem, gatunkiem lub stylem muzycznym, usiłując przewidzieć, co wydarzy się dalej. Jednocześnie zaangażowane są struktury odpowiadające za odczucie przyjemności i nagrody, gdy dajemy się ponieść muzycznym emocjom. Brzmi skomplikowanie? Jak się okazuje, nie dysponujemy jednym ośrodkiem odpowiedzialnym za odbieranie muzyki – do aktywnego jej doświadczania angażowane są prawie wszystkie obszary mózgu i podsystemy nerwowe. Podobnie jak dwanaście nut daje ogromną ilość możliwych kombinacji, tak te dziesiątki miliardów neuronów, z których składa się nasz mózg tworzą niewyobrażalną liczbę połączeń, które umożliwiają naszemu umysłowi wykonywanie wielu operacji na raz oraz nieustanne aktualizowanie przyjętych osądów. Dlatego układy neuronalne nie muszą czekać, dla przykładu, na uzyskanie informacji o wysokości słyszanego dźwięku, by móc jednocześnie analizować jego źródło. Dopiero przetworzenie wielu odrębnych wymiarów dźwięku muzycznego, jak wysokość, barwa czy tempo, pozwala nam uzyskać pełen obraz słuchanej przez nas muzyki.

Jak rozróżniamy dźwięki?

Do naszej błony bębenkowej w jednym momencie mogą docierać bardzo różne odgłosy – muzyka płynąca z odtwarzacza, hałas samochodów, odgłosy lodówki, mruczenie kota… a wszystkie w postaci takich samych drgających cząsteczek. Jak nasz mózg odnajduje się w tym chaosie? W celu identyfikacji słyszanych dźwięków ma miejsce odrębne analizowanie ich poszczególnych cech. Pierwszy poziom tego procesu, czyli przetwarzanie niskopoziomowe, polega na rozłożeniu sygnału dźwiękowego przez wyspecjalizowane sieci neuronowe na informacje dotyczące jego poszczególnych właściwości – wysokości, barwy, głośności, itd. Składowe te są niezależnie od siebie analizowane, po czym wszystkie elementy zostają przeka-

zane do bardziej rozwiniętych części mózgu, gdzie są ponownie łączone w całość – zachodzi przetwarzanie wysokopoziomowe. Mając taki całościowy obraz, nasz umysł zaczyna rozumieć muzyczną treść słyszanych dźwięków.

Przetwarzając różnego rodzaju informacje, mózg wytwarza schematy poznawcze, za pomocą których wyodrębnia cechy wspólne dla wielu sytuacji i przyporządkowuje do nich nowe doświadczenia. Te schematy obejmują także muzykę, jej gatunki, style i formy. Proces powstawania tych struktur rozpoczyna się już w łonie matki – wielokrotne słuchanie sprawia, że muzyka charakterystyczna dla odległych nam kultur brzmi dla nas obco, a z kolei bardzo dobrze rozumiemy strukturę muzyki związanej z naszym kręgiem kulturowym. Znając z doświadczenia cechy charakterystyczne dla danego stylu lub gatunku, przyporządkowujemy do nich nowo poznane utwory. Potrafimy także rozpoznać piosenki konkretnego wykonawcy po szczególnym dla niego zestawieniu cech, czyli pejzażu dźwiękowym. Jednocześnie nasz mózg rozróżnia cechy zmienne od cech charakterystycznych, dzięki czemu zmiana głośności, tempa lub tonacji nie przeszkadza nam w rozpoznaniu słyszanego utworu.

Muzyczne niespodzianki

Posiadając schematy poznawcze związane z muzyką, mamy pewne oczekiwania ukształtowane na podstawie konwencji obowiązujących w poszczególnych stylach muzycznych, dotyczące na przykład barwy dźwięków, kierunku linii melodycznej czy harmonii. Wprawne budowanie oczekiwań i manipulacja nimi pozwalają kompozytorom wywoływać u słuchaczy szeroką gamę emocji i nadać niepowtarzalny charakter swojej muzyce. Jednym z takich chwytów jest kadencja zwodnicza, która nie kończy się pełnym rozwiązaniem, a podtrzymuje budowane napięcie. Z kolei stosowanie skal nietypowych, nieprowadzących do rozwiązania (np. kompozycje Schönberga) wywołuje poczucie braku oparcia, które jest wykorzystywane w muzyce filmowej, na przykład w sekwencjach towarzyszących scenom mającym miejsce we śnie, w przestrzeni kosmicznej czy pod wodą. Manipulować można także takimi konwencjami jak długość frazy (Yesterday The Beatles), czy też cechy stylów muzycznych, na przykład nieoczekiwana instrumentacja (dulcimer w Lady Jane The Rolling Stones). Słuchając muzyki, jesteśmy podatni także na różnego rodzaju złudzenia słuchowe. Takie błędy wynikają z wpływu oczekiwań powstałych w wyższych ośrodkach mózgu podczas analizowania muzyki na percepcję dokonywaną przez niższe ośrodki. Złudzenia słuchowe są wykorzystywane na przykład podczas tworzenia sztucznego pogłosu w nagraniach,

Alicja Gorczyńska alagor2004@wp.pl

który sprawia, że grający w studiu wykonawcy brzmią, jakby występowali na drugim końcu sali koncertowej, albo odwrotnie – jakby grali tuż przy naszym uchu.

Poczuć muzykę

W zupełnie odmienny sposób doświadczają muzyki osoby niesłyszące. Pozbawione zmysłu słuchu, mają one dużo lepiej rozwinięty tak zwany „zmysł wibracyjny”, który pozwala im odbierać dźwięki w formie wibracji. Poprzez rezonowanie ciała ludzkiego i drgania ciał stałych lub samych instrumentów, osoby niesłyszące są w stanie rozróżniać rytm, natężenie, tempo, a nawet wysokość dźwięków, interpretować nastrój oraz rozpoznawać przykłady muzyczne. Nie brakuje wybitnych muzyków będących osobami niesłyszącymi, jak światowej sławy perkusistka Evelyn Glennie, piosenkarka Mandy Harvey czy Ludwig van Beethoven, który stracił słuch na pewnym etapie życia.

Dźwięki, które leczą

Muzykoterapia jest powszechnie stosowana w leczeniu różnego rodzaju schorzeń, a także we wspomaganiu rozwoju niemowląt, zwłaszcza wcześniaków. Jak mówi dr Sara Knapik-Szweda z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego: – Wczesne interakcje muzyczne mogą mieć bardzo duży wpływ na rozwój i organizację sieci neuronowych zaangażowanych na przykład w interakcje społeczne czy regulację emocji. Bada-

nia z zakresu muzyki i neuronauki sugerują, że muzyka może rozwijać procesy neurobiologiczne mózgu, w tym plastyczność synaptyczną związaną z uczeniem się i z pamięcią. Może ułatwiać różnicowanie, aktywację, ponowne dostosowanie i wzrost neuronów. Jak przedstawiają badania, jakość wczesnych doświadczeń słuchowych może mieć bezpośredni wpływ na plastyczność obszarów słuchowych mózgu i może oddziaływać na rozwój kory mózgowej u dzieci przedwcześnie urodzonych. Muzyka może być taką pozytywną formą wczesnej interwencji, może mieć wpływ na stymulację multisensoryczną oraz na możliwości adaptacyjne nowych bodźców dźwiękowych. Nie trzeba jednak chorować ani być wcześniakiem, by czerpać zdrowotne korzyści z dobroczynnego działania muzyki. – Odpowiednio dostosowana muzyka może zmieniać aktywność mózgu w podstawowych jego strukturach, które odpowiedzialne są na przykład za przetwarzanie emocji – mówi dalej dr Knapik-Szweda. – Zatem muzyczna stymulacja może wzmacniać obszary psychiczne i fizyczne człowieka. Neuronalne przetwarzanie muzyki obejmuje rozległą, dwustronną sieć obszarów korowych i podkorowych, które rozciągają się daleko poza korę słuchową. Obejmują obszary podkorowe, skroniowe, czołowe i ciemieniowe, w szczególności regiony limbiczne i paralimbiczne, które odpowiedzialne są za czuciowo-ruchowe reakcje emocjonalne.

W związku z tym kiedy słuchamy muzyki możemy się wzruszać, płakać, mieć dreszcze – to jest ewidentnie emocjonalna

reakcja. Muzyka interaktywna, gdzie my wykonujemy, działamy, tworzymy, improwizujemy, jest niezwykle istotna pod względem społeczno-emocjonalnym, nie tylko w kwestiach relacji rodzinnych, ale również międzyludzkich ogólnie – dodaje dr Knapik-Szweda.

Nieocenioną rolę i wartość muzyki możemy podsumować słowami Harry’ego Stylesa: „That’s the amazing thing about music: there’s a song for every emotion. Can you imagine a world with no music? It would suck.”

Źródła:

D. J. Levitin: Zasłuchany mózg. Co się dzieje w głowie, gdy słuchasz muzyki; Jak to się dzieje, że słyszymy? (gaudium.com.pl);

J. Krycka: Poczuć niesłyszalną muzykę. Głusi i pozasłuchowa percepcja muzyki (meakultura.pl);

J. Uitti: The 21 Best Harry Styles Quotes (americansongwriter.com).

Z Internetu na papier

W 2006 roku powstał Wattpad – strona internetowa i aplikacja, która pozwala na publikowanie oraz czytanie tekstów za darmo. Jest ona możliwością spróbowania swoich sił dla początkujących autorów. Jak się okazuje – może być również początkiem sukcesu. To właśnie tam, jako fanfiction o brytyjskim zespole One Direction, świat pierwszy raz ujrzał After Anny Todd.

Aktualnie wydawnictwa decydują się na wydanie wielu pozycji z Wattpada. Na półkach w księgarniach można zobaczyć książki Julii Brylewskiej (@JBHiddleston), Agaty Polte (@_verai_), Joanny Balickiej (@nahbabe), Weroniki Anny Marczak (@werkapisze) i wielu innych. Niektóre autorki zaczynały od pisania fanfiction, czyli opowiadania fanowskiego wykorzystującego postacie i świat istniejącego już utworu lub, co było częściej spotykane na Wattpadzie, realnych ludzi (piosenkarza, aktora, zespół itp.). W After Anny Todd (@imaginator1D), Clone i Bad Friends Aleksandry Negrońskiej (@agaaxx) bohaterami byli członkowie brytyjskiego boysbandu One Direction, a Sylwia Zandler (@Syllvi_a) pisała o australijskim zespole 5 Seconds of Summer w trylogii Royal. Co ciekawe, E. L. James pod pseudonimem Snowqueens Icedragon publikowała w internecie swoją książkę 50 twarzy Greya jako fanfiction Zmierzchu Stephenie Meyer! Jak się więc okazuje, wiele historii zaczynało od internetu. Jaki jest więc problem? Spójrzmy na przykłady.

Książka dla osób 13+, ale czy na pewno?

Seria Rodzina Monet Weroniki Anny Marczak odniosła ogromny sukces na Wattpadzie. Historia Hailie Monet, nad którą opiekę po śmierci mamy i babci przejmuje najstarszy z jej pięciu braci, o którego istnieniu jeszcze chwilę wcześniej nie miała pojęcia, podbiła serca czytelników Wattpada. Każdy rozdział pokazuje rozwijającą się relację rodzeństwa, a także zaznacza różnice między każdym z braci. Co takiego sprawia więc, że według czytelników książka powinna mieć większe ograniczenie wiekowe?

Bohaterka jest nastolatką w chwili, gdy giną jej najbliższe osoby, a nastoletnie lata to czas próbowania nowych rzeczy: pierwsze miłości, przygody, zacieśnianie znajomości. Hailie jednak jest w tym ograniczana – jej brat Vincent zakazuje jej młodzieńczych „miłostek”, kontroluje wyjścia z domu, media społecznościowe i telefon. Fabuła rozwija się dalej – wraz z brakiem komunikacji między rodzeństwem rośnie ilość zakazów dla Hailie. Rodzina dorabia się majątku, m. in. dzięki nielegalnym biznesom, a przy tym zdobywa wielu wrogów, którzy wykorzystują pojawienie się nieznającej ich świata nastolatki i to, jak ważna jest dla braci. Czytelnicy zarzucają, że sposób ochrony Hailie jest nieudolny i tylko niepotrzebnie ją krzywdzi – więk-

szość niebezpiecznych sytuacji kończy się dla niej zamknięciem w domu bez wytłumaczenia czegokolwiek.

Hailie jest jednak tylko młodą dziewczyną i im dłużej mieszka ze swoimi braćmi, tym lepiej ich poznaje. Zaczyna obchodzić ich zakazy: próba wejścia w związek kończy się dla niej kompleksami przez porównywanie się do następnej dziewczyny chłopaka, z którym przez chwilę ją coś łączyło. Nastolatka wpada w zaburzenia odżywiania, co zostaje szybko wychwycone przez najstarszego brata, lecz reakcja jego i pozostałych nie przypadła do gustu czytelnikom – gdy Hailie udaje, że je poprzez „bawienie się” jedzeniem na talerzu, zostaje poproszona o pokazanie, że je, a gdy odmawia, padają słowa: „nie pytam, czy chcesz”, „chcę zobaczyć, jak jesz”, a także „mam cię nakarmić?”. Następnie przedstawiona jest rozmowa Hailie i najstarszego brata, również negatywnie przyjęta przez czytelników – mężczyzna straszy szpitalem, wymaga obietnic starania się o poprawę, jak również informuje o umówionym spotkaniu z psychologiem. Wątek terapii wprawdzie przewija się przez kolejne tomy –wskazywane jest, że Hailie na nią uczęszcza – jednak staje się jednym z pobocznych, co również czytelnicy negatywnie komentują, odczytując to jako zlekceważenie ważnego tematu.

Zachowanie braci razi także w sytuacjach związanych z ubiorem bohaterki – ograniczają oni garderobę nastolatki do ciuchów „odpowiednich”. Gdy dziewczyna wkłada zbyt krótką sukienkę, zmuszona jest się przebrać, a gdy zirytowana pyta brata przeglądającego na telefonie zdjęcia z profilu społecznościowego innej dziewczyny, czy jej sukienka nie jest dla niego za krótka, ten odpowiada: „Z tą dziewczyną pójdę do łóżka, i to możliwe, że jeszcze dziś. Nie chciałbym, żeby ktokolwiek myślał o tobie tak jak teraz ja o niej”.

Czy jest to więc książka dla osób 13+? Według części czytelników wypowiadających się na Twitterze i TikToku – nie, szczególnie że drugi tom ograniczono dla osób poniżej 16. roku

s.10

życia, a wątpliwe, by ktokolwiek zachwycony książką czekał około trzech lat, by przeczytać kontynuację.

Dla młodzieży?

Po wejściu na stronę internetową Wydawnictwa Editio, a następnie wybraniu zakładki „Dla młodzieży” jednymi z wyświetlanych pozycji będą książki P. S. Herytiery – seria Hell. Pierwszy tom historii o Victorii Clark i Nathanielu Shey'u na Wattpadzie miał 15 milionów odsłon, a jego wydanie wywołało poruszenie w internecie. Część internautów była zachwycona –marzyła o położeniu egzemplarza na półkach swojej biblioteczki, a druga krytykowała decyzję wydawnictwa i autorki – uważała, że seria powinna pozostać na Wattpadzie.

Krytykowany jest styl pisania autorki: prześmiewcze filmy na TikToku wskazują na poświęcanie zbyt dużej liczby opisów na kolor oczu Nathaniela, jego zapach czy ubrania noszone przez bohaterów, a także na niepotrzebne rozbudowanie opisów, co utrudnia czytanie. O wielu książkach z Wattpada mówi się, że czuć je wattpadem przez styl ich tworzenia i pisania czy powielane w nich schematy: bad boy'a (z angielskiego niegrzecznego chłopaka) z trudną przeszłością i dziewczynę z dobrego domu, milionera i biedną dziewczynę i tym podobnych. Hell jest historią jak z pierwszego wymienionego szablonu, choć jej fani wskazują, że ma też w sobie coś nowego. Jednak według części powinna ona pozostać na platformie.

Na łamach książki poznajemy relację dwójki głównych bohaterów, ich paczkę przyjaciół i przeżywane przez nich, często zabawne i szalone przygody, okraszone nutką tajemnicy. To właśnie dzięki temu seria zyskała tylu fanów. Niestety wielu z nich jest bardzo młodych (aby założyć konto na Wattpadzie, wystarczy mieć 13 lat), co wpłynęło na ogromną popularność pozycji. Nawet znaczek 18+ nadrukowany z tyłu okładki nie zniechęca młodszych czytelników. A powinien, bo akcja pełna

jest przemocy, alkoholu oraz scen erotycznych: większość zachowań, choć wydaje się „słodka”, tylko dodaje relacji bohaterów toksyczności, co podkreśla również autorka. Nasuwa się również pytanie, czy znaczek ten jest skuteczną blokadą przed młodszymi odbiorcami, czy wręcz przeciwnie – zakazany owoc kusi najbardziej.

Z Wattpada to złe?

Trzeba wziąć pod uwagę to, że przed wydaniem książki są one przeredagowane – wątki są usuwane lub dodawane, wydarzenia ulegają zmianie, bohaterowie zyskują nowe cechy, a czasami zmienia się także chronologia wydarzeń. Tekst przechodzi korektę, czyli coś rzadko spotykanego przy tych publikowanych w aplikacji.

Na Wattpadzie autor szkoli swój warsztat pisarski. Wraz z kolejnym opublikowanym rozdziałem czy dziełem czytelnik zauważa zmiany, jakie zaszły w stylu pisania. Rady czy krytyka pomagają autorowi zauważać swoje błędy, poprawiać je i, co za tym idzie, poprawiać siebie.

Wydawnictwa doceniają, że tacy autorzy mają już stałych czytelników, którzy chętnie kupią wersję papierową. Taką książkę również dużo prościej się promuje – wśród młodszych odbiorców skupionych wokół mediów społecznościowych nazwiska są już znane. Najważniejsze, aby osoby zbyt młode nie sięgały po tytuły, które nie są dla nich odpowiednie, a to bardzo trudno kontrolować.

Wattpad jest więc ogromną szansą, co przyznaje zdecydowana większość internautów, choć zdania na temat tego, czy książki publikowane na tej platformie powinny być wydawane, są wciąż bardzo podzielone. Każdy ma swoje zdanie, argumenty je popierające i tak dyskusja toczy się już od dłuższego czasu, a książek na półkach księgarni przybywa.

s.11

Psychologia ewolucyjna a relacje damsko-męskie

Czy nasze zachowania przypominają te sprzed 10 tysięcy lat? Czy kobietami i mężczyznami rządzi biologia?

Na te i inne pytania związane m.in. z miłością i relacjami międzyludzkimi, czasami budząc kontrowersje, odpowiada psychologia ewolucyjna. Czym jest psychologia ewolucyjna?

Czym jest psychologia ewolucyjna?

Psychologia ewolucyjna stara się tłumaczyć nasze zdolności adaptacji do środowiska poprzez odtwarzanie historii ewolucji człowieka i sposobie funkcjonowania pierwszych ludzi. Gatunki człowieka, które ukształtowały dzisiejszego Homo sapiens, mają być wskazówką dla rozumienia naszych zachowań. Strategie przetrwania, sposoby zdobywania żywności, wychowywania dzieci czy łączenia się w pary i grupy – m.in. te osiągnięcia mają stanowić centrum rozmyślań i badań nad dzisiejszym człowiekiem. Według myśli psychologii ewolucyjnej nasze zachowania stanowią więc odzwierciedlenie zachowań naszych praprzodków, z tym że są one przeniesione na grunt współczesnej cywilizacji.

Skuteczna adaptacja człowieka do środowiska naturalnego pozwoliła mu rozwijać się i rozmnażać. Zachowania przynoszące korzystne skutki utrwaliły się, a jednostki je przejawiające były faworyzowane w procesie doboru naturalnego. Ewolucja zachowań społecznych umożliwiła człowiekowi lepsze życie –gdy łączył się w grupy, dzielił zadania pomiędzy jej członkami i potrafił koegzystować w zgodzie z nimi, zyskiwał możliwie największe szanse na przetrwanie. Również miłość i rodzina stały się ważną sferą życia w epoce plejstocenu.

Relacje romantyczne są nieco racjonalizowane przez psychologów ewolucyjnych. W tym obszarze psychologii zakładamy, że miłość to przystosowanie ewolucyjne powstałe w wyniku skomplikowanych mechanizmów psychicznych, które pomagało przetrwać, sprowadzić na świat i wychowywać dzieci. Kobieta żyjąca w społeczeństwie zbieracko-łowieckim wymagała ochrony ze strony partnera. Jeśli znalazła kogoś, kto mógłby ją chronić, musiała zaoferować coś od siebie. David M. Buss w Psychologii pożądania posługuje się terminem dostępu seksualnego. Badacz zwraca uwagę na fakt, że to właśnie kobiety kontrolują to, czego chcą mężczyźni i mogą tym zasobem dysponować wedle własnych potrzeb i korzyści wynikających z jego udzielenia. Jeśli pierwotna kobieta udzielała dostępu seksualnego mężczyźnie, a ten w zamian za to zapewniał jej ochronę, tworzył się między nimi specyficzny sojusz. A jak związana jest z tym męska zazdrość? Psychologia ewolucyjna mówi o tym, że mężczyźni wykazują się większą zazdrością niż kobiety. Spowodowane jest to m.in. tym, że dla naszych męskich praprzodków niezwykle istotne było to, kto był ojcem potomstwa kobiety, której zapewniali zasoby. Ojcostwo nie zawsze jest pewne, lecz pewność tego, że kobieta jest matką – jest oczywista. Mężczyźni musieli więc „pilnować”

s.12

swoich partnerek przed kontaktami seksualnymi z innymi. Było to dla nich tak ważne, ponieważ wkład energii i zasobów w wychowanie nie swojego dziecka nie przynosi sukcesu reprodukcyjnego, wręcz przeciwnie – wzmacnia sukces przeciwnika.

Historia miłości w kontekście tej dziedziny psychologii nie jest romantyczna, a raczej bardzo praktyczna. Człowiek plejstoceński łączył się w pary ze względów pragmatycznych. Jeśli zastanowimy się nad tym, jakie kobiety preferowali mężczyźni (i jakie nadal preferują), to znajdujemy duże podobieństwa w tych upodobaniach wśród większości kultur na świecie. Praprzodków współczesnych mężczyzn pociągały wszystkie cechy, które kojarzone były z płodnością, a więc m.in. błyszczące, mocne włosy, jasna i gładka cera, a także stosunek obwodu talii do

kulturach zwracają uwagę na status potencjalnego partnera. Umiejętność gromadzenia zasobów pozytywnie wpływa na postrzeganie mężczyzn również z innego powodu: jest to znak, że partner jest i będzie zaradny, nawet jeśli nastaną gorsze czasy.

Jednak nie monogamiści?

„Seryjna monogamia” – ten termin stworzony przez Helen Fisher niesie ze sobą ciekawą próbę wytłumaczenia wielokrotnego łączenia się w pary. Antropolożka w Anatomii miłości twierdzi, że ludzie nie są całkowicie monogamiczni. Relacje damsko-męskie w wielu kulturach mają ten sam schemat: dwoje ludzi łączy się, tworzy związek przez jakiś czas, rozstaje się, znajduje kogoś nowego – i tak kilka razy w ciągu życia. Ta seryjna monogamia, charakteryzująca gatunek ludzki, również znajduje wytłumaczenie w psychologii ewolucyjnej. Fisher zwraca uwagę na to, że znakomita część związków rozpada się po 3-4, a maksymalnie po 7 latach wspólnego życia. Może być to związane z faktem, że po tym okresie dziecko już nieco się usamodzielnia i drugi rodzic nie jest niezbędny w procesie wychowania i zapewniania zasobów. Drugie, równie ciekawe wytłumaczenie zjawiska seryjnej monogamii mówi o kobiecym i męskim instynkcie do zróżnicowania materiału genetycznego swojego potomstwa. Oznacza to, że rozpad związku może być korzystny pod względem reprodukcyjnym – inny, kolejny partner to nowy, być może lepszy zestaw genów, które otrzyma potomek.

Krytyka psychologii ewolucyjnej

bioder wynoszący ok. 0,7. Pewne siebie, klarowne spojrzenie, a także to, że kobieta była wesoła i radosna świadczyły o jej zdrowiu, a co za tym idzie – o płodności. Być może właśnie dlatego powyższe cechy składają się na niemalże wszystkie kanony piękna na świecie.

Mit bogatego męża?

Psychologia ewolucyjna zaznacza także fakt, że większość kobiet na świecie pożąda partnera z wyższym statusem – społecznym, materialnym, finansowym. Nawet jeśli mężczyzna nie jest bogaty, ale ma do tego odpowiedni potencjał – może zostać zaakceptowany przez kobietę. W społeczeństwach zbieracko-łowieckich wysoki status mężczyzny był dla kobiety atrakcyjny z wielu powodów. Kobieta mogła zyskać dostęp do zasobów swojego partnera i cieszyć się bardziej kalorycznym (czyli po prostu lepszym) jedzeniem, bezpieczniejszym schronieniem czy dobrym ubraniem. Co więcej: w momencie zajścia w ciążę, ona i jej dziecko miały zapewniony byt. Ciąża była dla prakobiety na tyle obciążającym okresem w życiu, że musiała mieć zapewnione na ten czas wszystko, co potrzebne do przetrwania. Nie jest tajemnicą, że również dzisiaj kobiety w niemalże wszystkich

Teza o istnieniu określonych, naturalnych i biologicznie uzasadnionych ról kobiety i mężczyzny, którą wprowadza psychologia ewolucyjna budzi dzisiaj wiele kontrowersji i niezgody, szczególnie w środowiskach feministycznych. Współczesna nauka również podważa skuteczność metodologiczną psychologii ewolucyjnej. Dla wielu pozostaje ona jednak fascynującą dziedziną antropologiczną, która w jasny i logiczny sposób stara się tłumaczyć podobieństwa pomiędzy człowiekiem pierwotnym i współczesnym. Psychologowie ewolucyjni nie chowają więc głowy w piasek i starają się bronić swoich tez. Jednym z przekonujących argumentów, jakie wysuwają, jest fakt, że ewolucja gatunkowa jest procesem przebiegającym niezwykle wolno, tak samo jak ewolucja naszych mózgów. I to one mogą stanowić ważny argument w tym sporze, bo mimo że żyjemy w dynamicznie rozwijającej się cywilizacji, otoczeni coraz nowszymi technologiami, nasz mózg nie nadążył za tą zmianą i jego mechanizmy nie „zaktualizowały się” tak szybko. Kiedy 10 tysięcy lat temu zaczęła się rewolucja neolityczna, życie człowieka zaczęło się zmieniać, ale niektóre przystosowania do epoki kamienia pozostały. Minęło za mało czasu, aby się ich pozbyć. Warto więc snuć refleksję o współczesnym człowieku również z perspektywy psychologii ewolucyjnej.

Źródła:

H. Fisher: Anatomia miłości. Nowe spojrzenie: opowieść o dobieraniu się w pary, małżeństwie i skokach w bok;

R. Dunbar: Anatomia miłości i zdrady. Co nauka mówi o namiętnościach człowieka?;

David M. Buss: Ewolucja pożądania. Jak ludzie dobierają się w pary;

K. Sobańska: PODCAST #63 psychologia ewolucyjna, czyli dlaczego mężczyźni wolą blondynki? Małgosia MT.

s.13

Dlaczego czytanie dłuższych tekstów sprawia nam problem?

W dobie TikToka, reelsów na Instagramie, czy krótkich filmików na YouTubie coraz trudniej nam wziąć do ręki książkę, czy dłuższy tekst, tak dla własnej satysfakcji. Nie jest to jednak jedyny powód, dla którego czytanie dłuższych dzieł literatury sprawia nam trudność. Gdy jesteśmy w szkole, czytanie jest nam narzucone odgórnie, wielu młodych ludzi odnajduje w tym jednak swoją pasję. Dlaczego więc w dorosłym życiu tak często tę pasję porzucamy?

Wychodzenie z nawyku

Odpowiedź jest prostsza niż mogłoby się wydawać – wypadamy z nawyku czytania. Gdy idziemy na studia czy wkraczamy w dorosłość, otworzenie jakiejś lektury nie jest już dla nas priorytetem, nie musimy tego robić, a więc tym samym robimy to coraz rzadziej, co prowadzi do tego, że odzwyczajamy się od czytania. Ponadto, wraz z wiekiem soczewka naszego oka staje się mniej elastyczna, co utrudnia nam czytanie tekstów. Jest to po prostu mniej wygodne. Oczywiście, wpływ na rzadszą częstotliwość czytania ma również stres.

Pandemia, a przyjemność czerpana z czytania

Jak podaje strona internetowa newtoronto.com w czasie pandemii wiele osób nie potrafiło zmusić się do otworzenia jakiejkolwiek lektury, mimo wcześniejszego częstego czytania.

Stres spowodowany sytuacją na świecie był dla wielu miłośników książek zbyt duży, aby wyjść z tzw. fight or flight mode, czyli reakcji naszego organizmu, która mają nas chronić w odpowiedzi na sytuacje niebezpieczne, zagrażające naszemu życiu lub zdrowiu.

,,Trauma absolutnie wpływa na zdolności poznawcze, koncentrację, zdolność uczenia się, a nawet umiejętność czytania’’ – Alyssa Williamson, psychoterapeutka.

Choroby psychiczne również są jednym z czynników wpływających na gorszą jakość czytelnictwa. Często wiąże się to z nieprzepracowaną traumą i poczuciem, że ciągle jesteśmy w stanie niebezpieczeństwa. Czytanie, jako aktywność wysokostymulująca jest dla nas w takim momencie zbyt trudna do wykonania. Zbyt trudno jest nam wyobrażać sobie różne sytuacje, odczuwać emocje innych bohaterów, kiedy nasze własne są dla nas zbyt dużym obciążeniem. Dla osoby, która nie ma problemów psychicznych, czytanie będzie przyjemnością, sposobem na relaks. Dla osoby z takimi problemami będzie to tylko dodatkowy bagaż trudnych doświadczeń.

Co więcej takie osoby, które w dzieciństwie były zapalonymi miłośnikami książek, a w trakcie studiów nie potrafią znaleźć na to czasu bądź ciężko im się do tego zabrać właśnie przez ich stan psychiczny, często czują się winne temu, że nie czytają.

A co ze statystycznym Polakiem?

W listopadzie 2021 roku Biblioteka Narodowa przeprowadziła kolejny sondaż czytelnictwa, z którego wynika, że w okresie od kwietnia 2021 do marca 2022 roku co najmniej jedną książkę przeczytało 38% Polaków. Jest to tendencja wzrostowa w porównaniu do roku 2020.

Jednak ciągle jest to stosunkowo mało. Dlaczego więc nie czytamy? Cóż, jako

s.14

inne formy spędzania wolnego czasu większość ankietowanych podało: oglądanie w domu serialu, filmu, telewizji.

Według badań najwięcej czytają osoby w wieku od 15 do 24 roku życia. Najmniej czytających jest w grupie wiekowej 65 lat i więcej.

Najczęściej czytamy kryminały oraz thrillery, a naszymi ulubionymi autorami są Remigiusz Mróz oraz Harlan Coben, natomiast jako trzecia na liście bestsellerowych twórców umiejscawia się polska noblistka Olga Tokarczuk.

Co możemy zrobić, aby czytać więcej?

Z pewnością nie zmusimy naszego organizmu do czytania kilkusetstronicowych

książek na raz. Warto zacząć od czytania po kilka stron dziennie więcej.

Ponadto, czytajmy to, co lubimy! Lektury, które otwieramy z przymusu nie zrelaksują nas tak jak te, które po prostu nam się podobają.

Ustalenie sobie liczby książek do przeczytania na dany rok też nie jest złym pomysłem. Mogą nam w tym pomóc przeróżne aplikacje, m.in. Goodreads – sprawdzi się idealnie dla moli książkowych, którzy lubią mieć kontrolę nad tym, ile czytają, co czytają i chcą poznawać nowych autorów.

A co najważniejsze, czytajmy dla własnej przyjemności.

A dlaczego warto zatracić się w lekturze?

Nikt nie mówił, że czytanie jest łatwe. Nikt też nie mówił, że będziemy jego fanami od samego początku wspólnej przygody, ale oto kilka powodów, dla których warto sięgnąć po dzieła literackie:

• Czytanie rozwija wyobraźnię, empatię i myślenie. Ponadto ma pozytywny wpływ na zdrowie fizyczne!

• Książki podwyższają poziom IQ, a także uczą umiejętności analitycznych przydatnych w życiu, dzięki nim pamięć operacyjna naszego mózgu ulega poprawie.

Dlatego kiedy kolejnym razem będziemy chcieli obejrzeć nowe reality show, zamiast sięgnąć po ciekawą książkę, którą ciągle odkładamy na półkę, warto jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję.

Źródła:

Why is reading books more difficult as you get older; (vox.com);

G. Sumi: Why so hard to read books during coronavirus; (nowtoronto.com));

S. Ferguson: Mental illness and reading; (healthline.com)

Biblioteka Narodowa – wstępny raport o stanie czytelnictwa;

Biblioteka Narodowa – pełny raport o stanie czytelnictwa;

9 sposobów aby czytać więcej książek (booklips.pl).

s.15

Jak zwykła reklama może wywołać poważne kłopoty?

„Kaczka, znosząca jajka zachowuje się spokojnie. A co robi kura? Gdacze jak najgłośniej! Pytanie: na jakie jajka większy popyt?”. Ulrich Werner trafnie porównał gdakanie kury do głosu, jaki codziennie słyszymy w przerwach pomiędzy naszymi ulubionymi programami. Nad współczesną produkcją reklam pracuje często grono specjalistów, tak aby dany produkt wygrał w zajadle toczącej się grze konkurencyjnej i dotarł do jak największego grona odbiorców. „Gdakanie” nieraz może narobić sporo zamieszania…

Historia reklamy sięga już czasów starożytnych. Wtedy przybierała głównie formę ustną lub obrazkową. Pierwsza gazeta drukowana w prasie pojawiła się ponad 400 lat temu, a na ekranie mogliśmy ją zobaczyć już w XX wieku. Postęp cywilizacyjny pociągnął za sobą rozwój reklamy, której sposób prezentowania produktów stawał się coraz bardziej niestandardowy. Producenci stawiają również na kontrowersyjne rozwiązania, tak by przykuć uwagę odbiorcy, ponieważ – jak wiadomo – nieważne, jak o tobie mówią, ważne, żeby mówili. Czasami reklama bywa jednak niedopracowana i zdarzają się wpadki, o których trochę sobie pomówimy.

Pepsi i niespełnione obietnice, czyli odrzutowiec, który nie nadleciał

Pepsi od zawsze rywalizuje z Coca-Colą o konsumentów, a tym samym o sprzedaż swoich napojów. Z tego powodu emi-

tuje różnorakie reklamy, a za sprawą jednej z nich, firma omal nie przegrała procesu sądowego ze studentem. Sprawa jest pewnie znana części z czytelników, która oglądała serial dostępny na platformie Netflix pt.: Pepsi, Where’s My Jet? w reżyserii Andrew Renziego. Jednak dla tych, którzy serialu nie widzieli, spieszę ze słowami wyjaśnienia.

Sprawa zaczęła się od niewinnej reklamy PepsiCo, która za zebranie odpowiedniej ilości punktów oferowała gadżety z logiem Pepsi typu okulary przeciwsłoneczne, bluza czy czapka. Reklama, aby przykuć uwagę (głównie nastoletnich) odbiorców zaoferowała również, z pewnością w celach humorystycznych, wojskowy odrzutowiec. Młody John Leonard zauważył, iż do reklamy nie załączono zastrzeżenia, że oferta nie jest prawdziwa. Dzięki współpracy z inwestorami mężczyzna zdobył czek na wykupienie odpowiedniej ilości punktów, które pozwoliłyby zgarnąć mu główną nagrodę, jaką był odrzutowiec

s.16

Harrier. Pepsi uznało tę sprawę jedynie za żart ze strony Johna, uważając, że jest to niepoważna sytuacja. Co więc zrobiłby każdy student? Zapewne to, co John – pozwał jedną z największych korporacji do sądu! Wyrok zapadł jednak na korzyść Pepsi. Czy opłacało się studentowi dla pięciominutowego rozgłosu tracić czas na zatargi ze światowym gigantem? Zdecydowanie tak!

„Nawet jeśli tu umrę, mój duch będzie nadal walczył z Pepsi” Pepsi słynie również z niechlubnej historii, która wydarzyła się 30 lat temu na Filipinach. Kampania promocyjna PepsiCo nosiła nazwę „Gorączka liczb”, lecz żaden z producentów nie sądził, że naprawdę może zrobić się gorąco. Mieszkańcy Filipin pod nakrętkami z napojem gazowanym odnajdywali kody, dzięki którym mogli powalczyć o główną nagrodę, która w przeliczeniu na dzisiejszą walutę polską wynosiła około osiemdziesiąt tysięcy złotych. W związku z trudną sytuacją gospodarczą i biedą, która ówcześnie panowała na wyspach, setki tysięcy ludzi zaczęło kupować Pepsi w nadziei na wygraną. Pepsi przewidywało, że zwycięski numer pod nakrętką (349) znajdą dwie osoby. Znalazło ją jednak niespełna milion. Co w takim razie uczyniła korporacja? Przyznała, że zaszła pomyłka i w ramach rekompensaty zaoferowała zwycięzcom po dwadzieścia dolarów. Tłum jednak się zbuntował. Niewinna loteria przerodziła się w rozruchy, z użyciem koktajli Mołotowa, doprowadzając do śmierci pięciu osób. Obywatele kraju utworzyli nawet Komitet 349, który zrzeszał ludzi domagających się wypłaty zasłużonej wygranej. Pojawiły się pogłoski, jakoby firma, miała sabotować ataki na samą siebie, by w oczach opinii publicznej wyjść na pokrzywdzoną. Proces z Pepsi trwał 14 lat, a ostatecznym postanowień sądu było uznanie firmy za niewinną, gdyż loteria okazała się zwykłym nieporozumieniem. Sprawa ta jest uznawana za największą wpadkę marketingową w historii.

Red Bull doda Ci skrzydeł?

Slogan marki Red Bull znają chyba wszyscy. Nie każdy jednak pozwałby za niego firmę, tak jak Benjamin Careather. Amerykanin wniósł pozew przeciwko austriackiej spółce, gdyż pijąc od wielu lat napój energetyczny, jego koncentracja nie ulegała poprawie oraz nie dawała lepszych efektów niż te zauważalne po wypiciu kawy – reklama w jego oczach wprowadzała konsumenta w błąd. Tym razem Red Bull nie poszedł śladami Pepsi i zgodził się na ugodę, w ramach której założono fundusz o wartości 13 milionów dolarów, z którego to każda osoba po udowodnieniu, że w ciągu ostatniej dekady zakupiła puszkę napoju, mogła ubiegać się o odszkodowanie w wysokości 10 dolarów. Firma nigdy publicznie nie przyznała, że jej hasło marketingowe jest fałszywe, a sam slogan na tyle się z nią zrósł, że przedsiębiorstwo nie zdecydowałoby się na zamienienie go na inny typu: „Red Bull nie wzniesie cię wyżej niż zwykła kawa”.

Porażka z podwórka, czyli jak słynny tygrys stracił kły Pozostając w tematyce napojów energetycznych, grzechem byłoby nie wspomnieć o kontrowersyjnej grafice, którą Tiger udostępnił w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego –1 sierpnia 2017 roku. Na słynnej reklamie widoczna jest dłoń z wysuniętym środkowym palcem związanym kokardką,

a pod nią napis: „Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie!”. Wpadki wizerunkowe z wykorzystaniem motywów z Powstania Warszawskiego były już Polakom znane (warto tu przypomnieć o reklamie PGE z powstańcem czy chociażby fotografię Audi na tle Pomnika Powstania Warszawskiego), lecz nic nie wywołało aż takich kontrowersji jak reklama Tigera. Producenci z pewnością chcieli, aby była kontrowersyjna, zapadała w pamięć i zwracała na siebie uwagę. Z pewnością to im się udało, gdyż pomimo szybkiego usunięcia jej z instagramowego konta, wywołała skandal. Producenci chyba zapomnieli o sensie tak chętnie powtarzanego zdania, że w internecie nic nie ginie. Oprócz przeprosin, firma, w ramach rekompensaty (do czego nawoływał Filip Chajzer), wpłaciła kwotę pół miliona złotych na jedną ze zbiórek organizowaną przez Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Osoby odpowiedzialne za reklamę straciły swoje stanowiska pracy. Czy faktycznie pieniądze są w stanie odkupić taką zniewagę w stosunku do ważnego oraz niezwykle krwawego wydarzenia historycznego w dziejach Polski? Każdemu pozostawiam sprawę do własnej oceny.

H&M i zamieszki w RPA

Marki odzieżowe również nie pozostają nieskazitelne. Wpadki w swoich kolekcjach zaliczyły firmy takie jak Zara, GAP oraz H&M. Szwedzka marka przed paroma laty umieściła na stronie internetowej zdjęcie czarnoskórego chłopca z bluzą, na której widniał napis: „Najfajniejsza małpa w dżungli”. Produkt wywołał sporo kontrowersji głównie za sprawą wyrazu „małpa”, który to miał zabarwienie negatywne, a firma została uznana za rasistowską. Nie wszyscy jednak zgodzą się z tą opinią, gdyż stwierdzą, że jest to szukanie dziury w całym. Tak też uważała matka chłopca. Nie rozumiała całego zamieszania wokół tej sprawy oraz nie uważała zdjęcia syna w bluzie za akt rasistowski. Stanowisko kobiety wywołało oburzenie wśród mieszkającym w Sztokholmie czarnoskórych osób i z tej przyczyny rodzina musiała wyprowadzić się ze swojego domu w obawie o własne bezpieczeństwo. Konsekwencje publikacji zdjęcia były jednak znacznie większe. W Republice Południowej Afryki tłum działaczy lewicowego ruchu zniszczył wiele sklepów należących do przedsiębiorstwa odzieżowego. By powstrzymać akty agresji, użyto oddziałów policji. H&M postanowił zamknąć na pewien czas swoje sklepy w tym kraju w trosce o bezpieczeństwo klientów, a także pracowników. Grupa demonstrantów nie chciała przepraszać za swoje wystąpienia, a jej przedstawiciel Julius Malema stwierdził, że „każda marka, która nie szanuje ciemnoskórych osób, powinna zostać raz na zawsze zamknięta”.

Źródła:

A. Jasion: Nieudane kampanie reklamowe, czyli kilka krótkich opowieści o antyreklamie (www.harbingers.io);

B. Kicior: Pepsi kontra Filipiny: promocja, która doprowadziłą do wojny. (www.geekweek.interia.pl);

U. Werner: Reklama; Maspex przekazał 500 tys. złotych dla Powstańców. W ramach przeprosin za obraźliwą reklamę. (www.proto.pl); Kolejna skutki kryzysu H&M wywołanego kontrowersyjnym zdjęciem. (www.proto.pl).

s.17

Chronotypy snu – jakie zwierzę w tobie drzemie?

Ludzie znacznie różnią się od siebie pod względem swoich preferencji co do pór zasypiania, budzenia się, aktywności fizycznej, jak i podejmowania innych, codziennych czynności i obowiązków. Z tego względu badacze wyróżnili różne rodzaje chronotypów snu. Czym właściwie one są i jak możemy wykorzystać wiedzę na temat posiadanego przez siebie chronotypu, by funkcjonować lepiej i stać się bardziej efektywnym?

Sen jest nieodłącznym elementem ludzkiej codzienności, który wpływa na stan całego organizmu i jest niezbędny dla jego prawidłowego funkcjonowania. Naukowcy rozpoczęli nad nim badania już na początku XX wieku. Okazuje się, że istnieją pewne indywidualne preferencje dotyczące pory zasypiania, budzenia się, a także zwiększonej aktywności umysłowej, jak i fizycznej. Stanowiły one podstawę do wyodrębnienia różnych typów aktywności okołodobowej, czyli chronotypów snu. Chronotyp jest rodzajem wewnętrznego, biologicznego zegara, który odpowiada za wyznaczanie nam rytmu dobowego. Odpowiada on za funkcjonowanie naszego organizmu w ciągu dnia oraz wyznacza pory, w których jesteśmy bar-

dziej aktywni, jak i te, w których potrzebujemy odpoczynku. Typ posiadanego przez nas chronotypu jest zależny od wielu różnorakich czynników, takich jak uwarunkowania genetyczne, płeć, wiek, ekspozycja na światło czy też data urodzenia. Na rodzaj naszego chronotypu wpływają również czynniki socjoekonomiczne, w tym także pory wykonywania naszych obowiązków związanych między innymi z nauką i pracą.

„Ranne ptaszki” i „nocne marki”

Początkowo naukowcy wyróżnili podział na chronotyp poranny, którym wyróżniają się osoby potocznie zwane „skowronkami” lub „rannymi ptaszkami”, jak i chronotyp wieczorny,

s.18
Roksana Sałbut salbut.roksana@gmail.com

posiadany przez ludzi, których można określić mianem „sów” czy też „nocnych marków”. Osoby posiadające pierwszy z wymienionych chronotypów charakteryzują się tym, że budzą się i zaczynają funkcjonować we wczesnych godzinach porannych. To właśnie wtedy mają one najwięcej energii w ciągu całego dnia, jednakże w godzinach popołudniowych szybko ją tracą i zaczynają odczuwać zmęczenie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że „ranne ptaszki” doskonale pasują do współczesnego porządku dostosowywania nauki i pracy, gdyż wielu z nas rozpoczyna te czynności wczesnym rankiem, ze względu na narzucony z góry plan zajęć, bądź grafik. Co więcej, ten rodzaj chronotypu odpowiada oczekiwaniom społecznym, dlatego osoby te bywają odbierane przez innych jako ambitne i pracowite, w przeciwieństwie do „nocnych marków”, którzy mogą być postrzegani jako leniwi. Natomiast ludzie posiadający chronotyp wieczorny nie są skłonni do wczesnego wstawania i są o tej porze mniej aktywni. Swoje obowiązki zdecydowanie wolą wykonywać w godzinach wieczornych, gdyż mają wtedy dużo energii, dlatego też zazwyczaj kładą się późno spać.

Warto dodać również, że badania dowodzą, iż z chronotypem snu powiązane są pewne cechy osobowości. Chronotypowi porannemu przypisuje się sumienność, wytrwałość, stabilność emocjonalną, jak i umiejętność współpracy w zespole. Natomiast „nocne marki” są zwykle osobami charakteryzującymi się kreatywnością, inteligencją, a także wyróżniającymi się wysokim poczuciem humoru. Są oni zazwyczaj ekstrawertykami, którzy bywają impulsywni i często zwlekają z podjęciem decyzji. „Rannymi ptaszkami” są w większym stopniu kobiety niż mężczyźni. Ponadto badania dowodzą, że zwykle potrzebują one większej ilości snu w ciągu doby i łatwiej jest zakłócić ich sen. Okazuje się jednak, że wielu ludzi nie pasuje do opisu wymienionych wcześniej chronotypów, dlatego wyróżniono również typ pośredni, który posiada największa liczba ludzi. Wyróżniają się nim osoby, dla których wstawanie wczesnym rankiem nie bywa problematyczne, jednak kiedy tylko mają okazję, wolą budzić się około południa. Ludzie ci nie odczuwają również zmian pór wstawania, a nieregularny rytm okołodobowy nie wpływa negatywnie na ich samopoczucie. Warto zwrócić uwagę również na to, że nasz chronotyp zmienia się wraz z wiekiem. U małych dzieci zwykle występuje chronotyp poranny, który w wieku nastoletnim stopniowo zmierza w kierunku wieczornego, a po dwudziestym roku życia znów zaczyna powracać do pierwszego z nich.

Nowa, rozbudowana klasyfikacja

Podział na „sowy” i „skowronki” został skrytykowany przez doktora Michaela Breusa, chronobiologa oraz psychologa klinicznego, który przyjął inny punkt widzenia i opracował przełomową teorię chronotypów. Jego klasyfikację wyróżnia przede wszystkim to, że wyodrębnił on osobną kategorię dla osób zmagających się z bezsennością. Według jego podziału istnieją cztery rodzaje chronotypów: delfin, niedźwiedź, lew i wilk. Delfin to chronotyp osób posiadających niskie zapotrzebowanie na sen, które cierpią na bezsenność i cechują się neurotycznością, jak i inteligencją. Z kolei niedźwiedź jest chronotypem ludzi, którzy potrzebują dużej ilości snu, a rytm ich funkcjonowania dostosowuje się do światła słonecznego. Osoby te najlepiej pracują i są najbardziej produktywne w godzinach oko-

łopołudniowych i raczej nie mają obiekcji co do porannego wstawania. Natomiast lew jest odpowiednikiem wcześniej wspomnianego chronotypu porannego, a wilk wieczornego. Naukowcy przekonują, że najczęściej spotykanym chronotypem jest niedźwiedź, gdyż może posiadać go nawet połowa populacji, a najrzadziej występuje chronotyp określany mianem delfina.

Dlaczego warto znać swój chronotyp?

Zidentyfikowanie własnego rodzaju chronotypu może pozwolić nam na lepsze zrozumienie sposobu funkcjonowania i potrzeb naszego organizmu. Dzięki temu będziemy mogli pomyśleć nad wprowadzeniem pewnych korzystnych zmian, które spowodują, że będziemy bardziej efektywni w różnych wykonywanych przez nas czynnościach. Znając swój chronotyp snu, możemy zaplanować codzienną rutynę w taki sposób, by jak najlepiej wykorzystać swój potencjał fizyczny, jak i intelektualny. Co więcej, chronotypu nie da się zmienić, więc jedyne co jesteśmy w stanie zrobić, to dostosować do niego pory, w których pracujemy, uczymy się lub uprawiamy aktywność fizyczną. Badacze przekonują, że znajomość swojego chronotypu i próba dopasowania do niego naszego planu dnia może pozytywnie wpłynąć na osiągane przez nas wyniki sportowe, pozwolić na szybszą regenerację organizmu, jak i na zapanowanie nad masą naszego ciała czy też zwiększyć kreatywność. Jeżeli dopasujemy pory pracy i nauki do posiadanego przez siebie rodzaju chronotypu będziemy mieli szansę pracować sprawniej, jak i będziemy mogli lepiej przyswajać wiedzę.

Niestety wielu ludzi nie może pozwolić sobie na funkcjonowanie w zgodzie ze swoim wewnętrznym zegarem biologicznym ze względu na odgórnie narzucone godziny pracy lub zajęć. Ten problem dotyczy szczególnie osób z chronotypem wieczornym, które nierzadko zmuszone są do funkcjonowania zupełnie tak jak „skowronki”. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem jest zadbanie o odpowiednią ilość snu, żeby organizm mógł się odpowiednio zregenerować. Należy również mieć na uwadze fakt, że kiedy żyjemy w niezgodzie z naszym własnym zegarem biologicznym, jesteśmy narażeni na pewne negatywne konsekwencje dla zdrowia, które mogą objawiać się ciągle towarzyszącym uczuciem znużenia i apatii, a także prowadzić do niedoboru snu czy też bezsenności.

Źródła:

I. Iskra-Golec: Chronotyp, czyli „ranne ptaszki” i „nocne marki” (www.psychologiawpraktyce.pl);

Jakim jesteś chronotypem? (www.komfortsnu.pl);

K. Olchowy: Chronotyp - czym jest i jak żyć z nim w zgodzie? (www. portal.abczdrowie.pl);

M. Breus: Potęga KIEDY. Żyj w zgodzie ze swoim naturalnym rytmem;

M. Kochanowska: Chronotyp nastolatków, czyli dlaczego lekcje w szkołach powinny być od 11. (www.neuroskoki.pl);

Sowy i skowronki – sprawdź, jaki masz chronotyp. (www.national-geographic.pl).

s.19

Szlakiem katowickiej moderny

Katowice często kojarzą nam się ze studiowaniem na uniwersytecie. Przemieszczamy się po nich szybko z dworca na zajęcia, do biblioteki, do pracy lub na integrację studencką. Mieszkając w nich, rzadko zastanawiamy się nad wyjątkowością budynków mijanych energicznym marszem. Tymczasem tuż obok nas znajdują się budowle zaliczane do słynnych przykładów stylu modernistycznego, z którego Katowice słyną! Zwolnijmy i wspólnie poznajmy ich historie oraz wyjątkowość.

Modernizm to styl architektoniczny, który intensywnie rozwijany był w dwudziestoleciu międzywojennym. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej zrodził się jako owoc osiągnięć inżynieryjnych, w szczególności opanowania materiałów takich jak stal i żelazo oraz krytyki ornamentyki charakterystycznej dla secesji. Charakterystyczne dla niego jest wykorzystywanie prostych, żeliwnych konstrukcji, surowych materiałów jak beton, proste, minimalistyczne zdobnictwo, duże, płaskie powierzchnie. Budynki przybierają formy kubistycznej, czyli geometrycznej bryły.

Modernizm na Śląsku

Szlak Moderny w Katowicach wyznaczony przez Urząd Miejski zawiera siedemnaście reprezentacyjnych budynków, które najświetniej oddają charakterystykę modernizmu w architekturze. Nie są to oczywiście wszystkie budowle zbudowane według tej estetyki – sam informator turystyczny proponuje kolejnych osiem! Najwięcej budynków znajdziemy, spacerując w pobliżu Placu Andrzeja. Niedaleko (10 minut spacerem) wcześniejszego adresu Wydziału Humanistycznego znajdziemy trzy znane budynki: Budynek Polskiego Radia Katowice, Gmach Urzędów Niezespolonych oraz najsłynniejszy, czyli Gmach Urzędu Wojewódzkiego dawnego Sejmu Śląskiego.

Z czego wynika jednak taka obfitość budynków modernistycznych w Katowicach? Na szczególnie owocny rozwój architektury modernistycznej na Śląsku miała wpływ polityka. Spór o przynależność bogatej w surowce ziemi pomiędzy Niemcami a Polską przeniósł się również na budownictwo. Rywalizacja o wpływy w regionie odzwierciedlała się w nowoczesnych planach budynków, podkreślających postęp i modernizację. Konkurujące ze sobą śmiałe wizje architektoniczne możemy dziś podziwiać podczas spaceru szlakiem katowickiej moderny. Modernizm w architekturze był również podkreśleniem autonomiczności polskiej województwa śląskiego, gdyż dominującym dziedzictwem niemieckim były budowle w stylu neogotyckim. Widoczne jest to w skłonności do budownictwa modernistycznego, szczególnie budynków pożytku publicznego, m.in. Urzędów Niezespolonych, katedry (tutaj konkurs na projekt stanowczo wykluczał możliwość nawiązania do gotyku), Budynku Polskiego Radia Katowice czy Gmachu Urzędu Skarbowego. Jak powiedział architekt Gmachu Urzędów Niezespolonych Witold Kłębowski: Śląsk, ta najbardziej amerykańska dzielnica Polski, wyprzedził inne dzielnice pod względem pięcia się ku górze.

Zachęcam każdego z was, aby indywidualnie zwiedzić miasto i odnaleźć minimum tych siedemnaście reprezentacyjnych punktów. Zachętą do wyprawy niech będzie ten krótki opis

s.20
Aleksandra Krupa

wybranych przeze mnie najpiękniejszych budynków, które napotkacie na drodze!

Gmach Urzędów Niezespolonych

Budynek znany szczególnie studentom polonistyki na stopniu magisterskim, gdyż dawniej w nim znajdował się Wydział Humanistyczny. Jednak wybudowany został w 1937 roku nie

z myślą o studentach, ale z przeznaczeniem dla urzędów, które nie zmieściły się w reprezentacyjnym gmachu Urzędu Wojewódzkiego. Współczesna elewacja zatarła surowy charakter modernizmu budynku. Przyglądając się mu, rozpoznamy jego budowę jako gładkiego prostopadłościanu i dominujący, równomierny poziomy pas okien. Niestety jedyna forma ozdobna wyróżniająca budynek nie przetrwała burzliwej historii i została zniszczona w czasie wojny przez hitlerowców. Była to ogromna płaskorzeźba przedstawiająca orła w koronie na geometrycznym tle.

Urząd Wojewódzki

Sejm Śląski potrzebował reprezentacyjnego budynku w Katowicach, który równocześnie służyłby jako siedziba administracji województwa. Tymczasowo obradując w dawnej szkole budowlanej (obecnie Akademia Muzyczna) o charakterystycznym neogotyckim stylu, postanowiono o przeniesieniu Sejmu do monumentalnego budynku, który odzwierciedlałby polską kulturę. Cel został spełniony przez czterech krakowskich architektów: Kazimierza Wyczyńskiego, Ludwika Wojtyczkę, Stefana Żeleńskiego i Piotra Jurkiewicza, dzięki którym powstała największa wówczas budowla w Polsce. Architektura Gmachu Śląskiego jest klasycystyczna w połączeniu z monumentalnością i funkcjonalnością modernizmu. Istotną cechą architektury budynku było podkreślenie polskości Śląska i tak na elewacjach widoczny jest polski orzeł i inicjały „RP”. W najbardziej reprezentacyjnej części znajduje się z kolei herb Śląska oraz jedenastu miast należących w okresie międzywojennym do województwa.

Gmach Urzędu Skarbowego

Czyli słynny katowicki „drapacz chmur” będący spektakularną budowlą stalowej konstrukcji betonowej. O jego wyjątkowości może świadczyć film Budownictwo żelazno-szkieletowe, jego zasady i zastosowanie, którego katowicki gmach był bohaterem i który wyświetlano w latach trzydziestych w Polsce. Siedziba katowickiego Urzędu Skarbowego była jednym z najwyższych budynków w kraju. Swoją formą wyprzedzała epokę, przepowiadając przyszłość mieszkalnictwa. Przykuwa on uwagę nie tylko swoją wysokością (62 metry), ale też geometryczną budowlą, podzieloną na dwie części rozczłonkowanym narożnikiem, którego wysokość podkreślają pionowe linie wystających balkonów. To zaledwie trzy budynki na przykładzie, których chciałam pokazać charakterystyczne cechy stylu, jak również fascynującą historię, którą można odkrywać podczas spaceru. Dla przykładu: pierwszy budynek sakralny zbudowany w stylu modernistycznym możecie zauważyć w pobliżu dworca! Mam nadzieję, że sami wyruszycie na spacer, aby zobaczyć najpiękniejsze przykłady modernizmu w architekturze, bądź przynajmniej spiesząc się z Placu Andrzeja na dworzec, podniesiecie głowę i rozpoznacie charakterystyczne budowle i uśmiechniecie się, znając ich wyjątkowość.

Źródła:

B. Störtkuhl: Modernizm na Śląsku 1900-1939. Architektura i polityka; Modernizm w Katowicach. Szlak moderny; AM: Ascetyczny moloch (gazeta.us.edu.pl); Historia gmachu (katowice.uw.gov.pl).

s.21

Biblijne protoplastki feminizmu

„Na łożu swoim, nocami, szukałam tego, którego umiłowała ma dusza. Szukałam go, lecz nie znalazłam, przywoływałam go, ale mnie nie usłyszał.

Wstanę zatem i pójdę przez miasto, przez place i ulice.

Poszukam tego, którego umiłowała ma dusza.”

Pnp 3, 1-2

Nie może być tak, że najpopularniejsza książka świata jest przeciwko mnie jako kobiecie. Dlatego idę szukać tych, które stają po mojej stronie.

Na pierwszy rzut oka Pismo Święte jest jedną z najmniej kobiecych ksiąg w historii. Jednak porównując Biblię z literaturą Bliskiego Wschodu z tamtego okresu, odnosi się zupełnie inne wrażenie. W Starym i Nowym Testamencie występuje łącznie 205 kobiet, które znamy z imienia, jednak suma wszystkich bohaterek (również tych bezimiennych) wynosi ponad 800. Fascynująca jest postać Oblubienicy z Pieśni nad Pieśniami. Tradycja żydowska odnajduje w niej symbol relacji łączącej Naród Wybrany z Bogiem, natomiast tradycja chrześcijańska mówi o relacji Kościoła z Chrystusem. Mnie natomiast zdecydowanie bliżej jest do porównania Oblubienicy do Marii Magdaleny z Ewangelii św. Jana 20, 1-2.

Szir Haszirim

Dosłownie idiom ten można przetłumaczyć jako „pieśń pieśni”, po hebrajsku oznacza „najdoskonalszą ze wszystkich pieśni”. Zalicza się ją do Hamesz Megilot (Pięciu Zwojów), które odczytywane są podczas największych świąt żydowskich, m.in. w czasie święta Paschy. Niektórzy Żydzi sięgają po nią przed każdym szabatem, a także w momentach, kiedy bardzo tęsknią za Mesjaszem.

Porównując Pnp 3, 1-2 oraz J 20, 1-2 można odnieść wrażenie, że Maria Magdalena to nowa, nowotestamentalna Oblubienica. Wielu teologów, m.in. kard. Carlo Maria Martini porównuje ich życia, a liturgia posługuje się fragmentem Pnp 3, 1-6 w odniesieniu do Marii z Magdalii. O obu tych kobietach pisze się, że są „znakiem chrześcijańskiego nadmiaru, znakiem przekraczania granic, znakiem wyprzedzania innych”.

Angelika Wojciechowska ig jakbogakocham

Najkrócej streszczając życia tych kobiet: obie wybiegają w nocy, przed świtem, by znaleźć „tego, którego miłuje [ich] dusza”. Dzisiaj nie wydaje się to niczym zaskakującym, ponieważ kobiety pod naszą szerokością geograficzną mogą (pomimo czyhających niebezpieczeństw) wychodzić z domu o każdej porze dnia i nocy. Jednak w tamtejszej kulturze prawo żydowskie tego zabraniało. Należy pamiętać, że ulice w Jerozolimie nie były oświetlone latarniami, dlatego wychodzenie samotnej kobiety w nocy było niegodne. Mogły one po mieście poruszać się tylko za dnia w towarzystwie drugiej osoby. Dlatego tak ważne jest według mnie ich samotne „wybieganie w nocy”. Łamią obowiązujące prawo, nie podporządkowują się temu, co o ich życiu ustalili mężczyźni. W czasach, kiedy każde życie, a szczególnie kobiet, było ograniczone dużą ilością nakazów i zakazów oraz praw, one nie liczą się z czekającymi je konsekwencjami. Decydują się zrobić to, co chcą, a nie to, co powinny. Ich największą siłą okazuje się sprawczość, która nie pozwala im spokojnie spać czy leżeć w łóżku, ale wiedzie do wyjścia wcześniej niż inni, inne i szukania miłości.

Wstanę i obejdę miasto

Zarówno Oblubienica, jak i Maria Magdalena podejmują się działania – wychodzą, wybiegają. Ich zachowanie jest zdecydowane, a zarazem gwałtowne. Wiedzą czego szukają i co – lub kto – jest ich celem. Krążą po ulicach miasta – to znamienne jak wiele zapału, a także samozaparcia mają w sobie, jak bardzo

są stęsknione. Szukają tego, co jest więcej w nich i w świecie. Ich wewnętrzna tęsknota nie zatrzymuje się tylko na życiu dostępnym dla nich w tamtej kulturze. Obie bohaterki nie mogą dłużej wytrzymać w strukturze, do której zostały wepchnięte, buntują się i robią coś skandalicznego, nie przejmując się opinią innych.

To, co napełnia (mnie) nadzieją: wybieganie nocą wbrew prawu i konsekwencjom rozbija się o biblijną rzeczywistość – szukanie Boga istniejącego samego w sobie, określanego jako ipsum esse subsistens (łac. samoistne istnienie) oraz aseitas (łac. stan bytu, który istnieje niezależnie od czegokolwiek innego).

Co kocha twoja dusza?

W tekście biblijnym Oblubienica i Maria Magdalena szukają Stwórcy. A jakby wagę „umiłowanego duszy” przeciągnąć na zupełnie inną stronę? Tym, co kochają, tym, co jest podstawą ich buntu, chęci samostanowienia o swoim losie nie musi być Bóg, mężczyzna (Jezus). Może w równoległym świecie ich wzrok mógłby paść na coś zupełnie innego – na ich kobiece marzenia, ich kobiece plany. Jako kobiety zrobiły pierwszy krok do wyjścia z patriarchalnego życia – złamały prawo, zasadę, która miała powstrzymywać je przed szukaniem samych siebie. W postrzeganiu ich jako kobiet zdeterminowanych do znalezienia tego, co mają w sobie, swojej miłości – mogą być inspiracją. Jeśli „umiłowanego duszy” przestać postrzegać w ramach Boga-mężczyzny, a rozszerzyć kontekst do uniwersalnego pojęcia spraw ważnych dla każdej kobiety osobno, tekst ten staje się bardziej przystępny i feministyczny. Zdumiewające jest, jak pokonują przeszkody na swojej drodze. Pojawia się pytanie, czy dzisiejsze kobiety, dzisiejsze feministki równie mocno walczą i dążą do tego, czego pragną, do tego, co kochają?

Oblubienica i Maria Magdalena stają się wzorem, protoplastkami kobiet sprzeciwiających się patriarchalnym normom. Pokazują, jak desperacko można dążyć za swoimi marzeniami, celami. Wstawiając w miejsce Boga-mężczyzny m.in. karierę, sztukę, szeroko pojętą miłość, otrzymujemy zdeterminowane fighterki. Doktorka Katarzyna Szopa komentuje: „stanowi to dowód na żywotność literackiej krytyki feministycznej, która wciąż dostarcza nam narzędzi do czytania nawet najbardziej już przeczytanych tekstów. Analizując fragmenty Pieśni nad Pieśniami, okazuje się, że zawsze – nawet w najbardziej zaciemnionych miejscach narracji patriarchalnych – odnajdzie się kobieta, która wykazuje się odwagą przekroczenia obowiązujących norm i podziałów społecznych”.

W takim rozumieniu oraz interpretowaniu obu tych fragmentów (Pnp 3, 1-2 i J 20, 1-2) można wyróżnić inspirującą postawę bohaterek – kobiet zdeterminowanych, dla których obecny stan norm patriarchalnych jest tylko drobnym patykiem do złamania. Na koniec nasuwa się pytanie: czy ja i ty potrafimy wyzwolić się z patriarchalnych więzów, by szukać i znaleźć siebie oraz to, co dla nas ważne?

Źródła:

Biblia Pierwszego Kościoła, Warszawa 2021;

C. M. Martini: Maria Magdalena. Nasza droga do Jezusa, Kraków 2019;

M. Miduch: Pieśń nad Pieśniami to coś więcej, niż historia dwojga zakochanych. (www.deon.pl).

Fałszywi przyjaciele – jak nie popełnić gafy językowej?

Wielu Polaków posiada bierną znajomość języka ukraińskiego. Jak to wyjaśnić? Taka sytuacja wynika z faktu, że oba języki mają wspólną przeszłość, a ich słownictwo różni się jedynie w 30%. Natomiast jak wygląda konwersacja Ukraińców i Polaków w rzeczywistości?

Wyobraźmy sobie, że teraz siedzę na dywanie, prawie wypiłam już drugą czaszkę herbaty i jem słodkie pieczywo z rodzynkami – czy jest w tym coś dziwnego? Może opowiem wam jak wczoraj robiłam zakupy w magazynie, a wieczorem idę do teatru na wystawę – co powiecie na to? Istnieje jeszcze dużo podobnych przykładów, jednak dziś spróbujemy obalić kilka mitów i zaprzyjaźnić się z tzw. fałszywymi przyjaciółmi tłumacza

Les faux amis du traducteur

Złudne odpowiedniki lub fałszywi przyjaciele tłumacza – właśnie tak nazywano słowa mające podobne albo jednakowe brzmienie, a czasem też pisownię, lecz w praktyce używane w zupełnie różnych przypadkach i znaczące co innego. Te magiczne wyrażenia często mogą nas zdezorientować i wprowadzić w błąd, a nawet sprawić, że poczujemy się niezręcznie w rozmowie z cudzoziemcem.

Termin fałszywi przyjaciele tłumacza pochodzi z języka francuskiego (les faux amis du traducteur) i został wprowadzony

do dziedziny językoznawstwa w 1928 roku. Francuscy badacze języka – Maxim Koessler i Jules Derecquigny jako pierwsi opisali to zjawisko w książce o tym samym tytule – Les faux amis du traducteur

Z własnego doświadczenia wiem, że znajome dla naszego ucha słowa usłyszane z ust cudzoziemca mogą wielokrotnie przyczynić się do popełnienia gaf językowych w zwykłej rozmowie. Wydaje nam się, że znamy znaczenie danego słowa i wiemy, w jakim kontekście go użyć, ale najczęściej jest to błędne założenie. W towarzystwie przyjaciół możemy jedynie zareagować na nieporozumienia językowe z uśmiechem. Natomiast w sytuacjach oficjalnych fałszywe odpowiedniki stwarzają o wiele większe problemy, ponieważ nawet jedno błędnie przetłumaczone wyrażenie może zmienić sens całej naszej wypowiedzi.

Krótko o podobieństwach i różnicach

Ukraiński i polski należą do grupy języków słowiańskich. Chociaż ten pierwszy zaliczany jest do zespołu wschodnio-

s.24

słowiańskiego, a drugi do zachodniosłowiańskiego, mają ze sobą wiele wspólnego, zwłaszcza w zakresie słownictwa.

Istnieje stereotyp dotyczący alfabetów ukraińskiego i polskiego. Na pierwszy rzut oka widzimy, że język ukraiński posługuje się cyrylicą, co często powoduje zamieszanie u wielu Polaków. Alfabet polski natomiast jest oparty na alfabecie łacińskim. Mimo to, porównując te dwa systemy zapisu widać, że litery w wymowie są identyczne, z pominięciem kilku specyficznych wyjątków w obu językach.

Warto dodać, że reguły gramatyki języka polskiego i ukraińskiego też są podobne, co ułatwia Ukraińcom naukę polskiego. Nie tak szybko działa to w odwrotnym kierunku, ponieważ posługiwanie się cyrylicą stanowi trudne wyzwanie dla Polaków.

To nie tak, jak myślisz Fałszywych przyjaciół tłumacza możemy spotkać niemal w każdym języku. Dziś weźmiemy na celownik najbardziej ciekawe i nieoczywiste przykłady słów używanych przez Ukraińców, których znaczenie wprowadza Polaków w zakłopotanie.

Co ma na myśli Ukrainiec, gdy używa podanych niżej słów?

❶ Co podpowiada wyobraźnia, gdy Ukrainiec powie: Proszę usiąść na dywanie? W tej sytuacji możemy pomyśleć o tym, dlaczego powinniśmy siedzieć na podłodze. Jednak słowo dywan (ukr. диван) z języka ukraińskiego tłumaczymy jako kanapę.

❷ Niemniej kontrowersyjnym przykładem jest picie herbaty z czaszki Co w tym przypadku jest dziwnego? Pierwsze, co przychodzi na myśl – to czaszka (ukr. чашка) jako część ludzkiego szkieletu, natomiast Ukrainiec nazywa tak zwykły kubek.

❸ Czy pieczywo musi być słodkie? Przeciętny Polak słowa pieczywo (ukr. печиво) używa w znaczeniu ‘chleba’. Tłumacząc z ukraińskiego pieczywo – to słodkie kruche ciasteczka.

❹ Magazyn w języku polskim znaczy budynek lub pomieszczenie, w którym jest przechowywany towar lub w drugim przypadku nasza wyobraźnia podpowiada, że jest to czasopismo. Natomiast Ukrainiec mówiąc słowo magazyn (ukr. магазин), ma na myśli polskie słowo sklep.

❺ Z kolei słowo sklep w języku ukraińskim jest jednym z najbardziej barwnych przykładów fałszywego odpowiednika. Sklep (ukr. склеп) w tłumaczeniu z ukraińskiego na polski znaczy grobowiec, więc już wiemy, dlaczego Ukraińcy dziwnie reagują na Polaka, który wieczorem wybiera się do sklepu.

❻ Zgadnijcie jaka mina pojawi się na twarzy Polaka, gdy Ukrainiec będzie opowiadał o niesamowitej grze aktorskiej na wystawie. Czy też macie zamieszanie w głowie? W ukraińskim języku słowo wystawa (ukr. вистава) oznacza przedstawienie odbywające się w teatrze.

❼ Jednym z ciekawych przykładów jest słowo broń, ponieważ Ukrainiec nie pomyśli o broni wojskowej przeznaczonej do prowadzenia walki, jedynie będzie miał na myśli zbroję –metalowe okrycie ciała noszone dawniej przez osoby walczące, stanowiące ochronę w czasie walki. Interesujący jest fakt, że odwrotnie: po ukraińsku zbroja (ukr. „зброя”) to po polsku broń

❽ Jak nie popełnić gafy językowej przy użyciu przymiotnika sympatyczny (ukr. симпатичний)? W języku polskim najczęściej mówimy o sympatycznej osobie, gdy mamy na myśli, że ktoś jest miły lub życzliwy. Ukrainiec natomiast używa tego określenia w stosunku do płci przeciwnej w znaczeniu, że ktoś jest atrakcyjny.

❾ Jeżeli podejdzie do nas Ukrainiec i powie, że zaprosił swoją drużynę na romantyczną kolację, to pewnie wprowadzi nas w zakłopotanie. Używając słowa drużyna (ukr. дружина) jak się już domyślacie najprawdopodobniej będzie mówił o swojej żonie.

❿ Niska pensja (ukr. пенсія) – czy na pewno myślimy o tym samym? W tym przypadku zgadza się jedynie fakt, że mówimy o pieniądzach. Natomiast Ukrainiec ma na uwadze emeryturę, wtedy gdy Polak pomyśli o zarobkach

⓫ Zabawna różnica występuje także w zwykłym dla nas słowie matka (ukr. матка), Polakowi skojarzy się z mamą, a w rzeczywistości Ukraińcowi będzie chodziło o macicę –narząd układu rozrodczego u kobiet. Jak widać, nie wszystko jest takie łatwe.

⓬ Do zabawnych sytuacji dochodzi, gdy nieznający polskiego Ukrainiec usłyszy wyrażenie zapukać do drzwi, ponieważ w języku ukraińskim pukać (ukr. пукати) to kolokwialne wyrażenie, które znaczy proces wypuszczania przez odbyt gazów trawiennych

Źródła:

Wielki słownik języka polskiego (wsjp.pl);

Polsko-ukraińskie labirynty językowe (monitorwolynski.com);

O. Stanishevska: Źródła polsko-ukraińskich homonimów i paronimów;

Які європейські мови найближчі між собою (gazeta.ua).

s.25

Darkweb, który sami wykreowaliśmy

O darkwebie mówi się przeróżne rzeczy – można znaleźć tam wszystko: od lokalnego dilera narkotyków po wycieki rządowych dokumentów. Jednak mroczniejszym miejscem, do którego wszyscy mamy dostęp, a nawet specjalnie niekryjącym się, jest świat patoinfluencerów.

Śmieszne_filmiki_z_żulami.mp4

Początki patologicznych filmików w Internecie były błahe. W serwisie YouTube można było znaleźć kompilacje memów z „panami spod budki z piwem”, nazywanych potocznie menelami czy żulami. Schemat filmiku zazwyczaj był prosty: osobę w kryzysie bezdomności (bo tak, zazwyczaj takie osoby filmowano) nagrywano z ukrycia bądź co odważniejsi fundowali im alkohol, aby pod jego wpływem zrobili coś śmiesznego. Takie odczłowieczenie pod publikę. Niektórzy bohaterowie tych filmików przeszli nawet do internetowej popkultury, pojawiły się z nimi memy lub ich twarze stały się szablonami takowych. Fani stworzyli nawet mapę, na której oznaczono miejsca z najpopularniejszych hitów sieci – wiele z oznaczonych pinezek odsyłało właśnie do filmów o tzw. żulach. Jednak pijani bezdomni, wygadujący co im ślina na język przyniesie, przestali bawić, materiały już się tak dobrze nie klikały jak kiedyś. Wtedy pojawił się patostreaming.

Rafonix i Magical to był dopiero początek

Pierwsi mieli być Daniel „Magical” Zwierzyński i Marcin Krasucki, znany szerzej jako Rafonix. Kariera obu panów zaczęła się podobnie – streamy gry Tibia. Uwagi widzów jednak nie przykuł styl gry czy jakieś wyjątkowe osiągnięcia, ale „dymy”, które zaczęli tworzyć – pod wpływem alkoholu reagowali wybuchowo na niepowodzenia w grze, wyzywali wszystkich dookoła. Z czasem do Magicala dołączyła jego matka, Małgorzata vel Gocha. Prawdziwy boom na patostreaming datuje się jednak na 2018 rok, kiedy to Rafonix był już oficjalnie pokłócony z uniwersum U2 (wyjaśnienie: widzowie przedstawianych postaci często nazywają ich „uniwersum”, czyli przykładowo, gdy piszemy o Magicalu, mamy Uniwersum Urzędniczej 2. Skąd znamy adres?

Sami bohaterowie chętnie go podają, tak, aby ich widzowie mogli wysyłać paczki z darami, jak zrobił to np. Krzysztof Kononowicz), do akcji wkracza Rafatus i Marlenka, renesans przeżywa Szkolna 17. Im więcej patologicznych zachowań, alkoholu i kłótni, tym więcej łapek w górę w serwisie YouTube i tipów. No właśnie, tipy – widzowie wyżej wymienionych dla podkręcenia akcji potrafili przelewać swoim internetowym „ulubieńcom” po setki, a nawet i tysiące złotych, a modulator głosu Ivona wyczytywał obraźliwe komentarze skierowane do prowadzących show, tylko po to, aby ich zabawa trwała. Patostreaming nie uciekł uwadze innych mediów – serwis Uwaga! Po Uwadze, jako pierwszy przyjrzał się problemowi i przedstawił go mainstreamowi.

Upadek uniwersum

Magical próbował porzucić patostreaming na rzecz pracy w call center, jednak nie wyszło mu to, zaliczył dwa pobyty

w więzieniu. Po odsiadce i sądowym zakazie publikowania w internecie nadal próbował odbudować swoje imperium, tym razem na TikToku. Rafonix starał się zmienić swój content na mniej banowalny, co początkowo nie spotkało się z pozytywnym odbiorem jego widzów, jednak z czasem zainteresowała się nim nowo powstała federacja – Fame MMA. Przetrwało jedno uniwersum – białostocka Szkolna 17.

On był taki od maleńkiego Jest rok 2006, w Białymstoku trwają wybory prezydenckie. W studiu TV Jard pojawia się Krzysztof Kononowicz – kandydat z ramienia KWW Podlasie XXI wieku. Wybory przegrywa, jednak zyskuje popularność wychodzącą poza miejsce zamieszkania, swoim przemówieniem wyborczym: „[…], żeby nie było niczego…”, czy „a ja się nie dziwię się” to tylko niektóre z powiedzeń Kononowicza, które podbiły raczkujący YouTube. Fenomen Kononowicza wyszedł poza Internet, a on miał nawet okazję wystąpić w TV4 (Tok2Szok), a nawet zagrać małą rolę w filmie Patryka Vegi Ciacho. Jednak gdy telewizja przestała interesować się „Warmianinem”, wrócił na poletko internetowe. Polityka przestała przyciągać jego widownię, zaczęli pojawiać się tzw. redaktorzy – osoby odpowiedzialne za nagrywanie Kononowicza oraz dokumentowanie jego życia. Dołączyli kolejni bohaterowie, tacy jak: Wojciech Suchodolski znany jako Major, czy nieżyjący już Jan Łoś. Wraz z pojawieniem się nowych postaci i redaktorów, Kononowicz zaczął się staczać na dwóch płaszczyznach: jako twórca internetowy i jako człowiek. Jako twórca, bo na jego transmisjach live (według bohaterów US17 „lajtach”), tak jak w przypadku wcześniej wspomnianych patostremerów, pojawił się alkohol, wyzwiska, bluzgi i bijatyki, a wszystko to napędzane wpłatami od widzów. Jako człowiek podupadł na zdrowiu i stał się prywatną maszynką do zarabiania pieniędzy swoich redaktorów. Obecnie pieczę nad Kononowiczem ma rzekomo sprawować ekipa jego kanału Mleczny Człowiek, który subskrybuje około 150 tysięcy osób, a odtworzenia pod filmikami szacuje się od 30 do nawet 100 tysięcy odsłon.

„ Sprawa dla jego ”

Czy ekipa Mlecznego Człowieka sprawuje zatem odpowiednią opiekę nad swoim źródłem dochodu? W zamieszczanych przez nich materiałach często widać Kononowicza zaniedbanego, brudnego, w ubraniach, w których chodzi nawet po kilka tygodni. Również jego współlokator, Wojciech „Major” Suchodolski, pozostawia wiele do życzenia – często pijany bądź pod wpływem substancji odurzających (rozpuszczalnika Nitro) wszczyna kłótnie z Krzysztofem. Panowie również,

s.26

kolokwialnie mówiąc, żyją w syfie – drewniana chatka, nazywana przez widzów uniwersum białostockim Belwederem wygląda jak melina, widoczne są resztki jedzenia, gratów i paczek z darami od widzów, którzy potrafią wysłać bohaterom show wszystko – od żywności, przez śmieci, a nawet ludzkie fekalia. Również zaniedbania zdrowotne Kononowicza nie umknęły uwadze internautów – kilka razy lądował on w stanie zagrożenia życia na białostockim SOR-ze, spowodowanym zbyt wysokim poziomem cukru, czy pojawieniem się źle gojącej się odleżyny. Sprawę traktowania Kononowicza przez jego „opiekunów” ponownie nagłośnił Jakub Szczęsny z portalu Antyweb, stwierdzając, że Kononowicz „żyje jak w Truman Show” – nie jest świadom, ile realnie zarabiają materiały z jego udziałem w serwisie YouTube, jakim jest on tak naprawdę pośmiewiskiem i jak jego rzekomi opiekunowie go zaniedbują. Sprawa miała finał w programie TVP Sprawa dla Reportera, jednak czy coś się zmieniło? Materiały są nadal wrzucane na kanał, Kononowicz i jego posiadłość nadal wygląda jak melina, służby takie jak MOPS miały się tym zainteresować bardziej niż zwykle, ale jakoś tego nie widać. Show trwa ku uciesze internetowej gawiedzi.

Kobiety nie są lepsze

Ela Gawin to chyba obecnie jedna z najbardziej aktywnych i zaangażowanych w budowanie swojego uniwersum patoinfluencerek. Mogłabym się rozpisywać tutaj o jej transmisjach live zakrapianych alkoholem, jednak najpoważniejszym problemem pani Eli jest jej rodzicielstwo. Kobieta ma córkę, 12-letnią Marysię. Marysia została odebrana matce po słowach na jednej z transmisji, że ona nie chce już być matką, ona chciałaby sobie wypić piwko na swojej transmisji, tańczyć, a córka jej w tym przeszkadza. Jak większość z patoinfluencerów podała swoje dane, aby fani mogli wysyłać jej różne fanty i podarki, na szczęście jednak krakowskie ośrodki zareagowały szybko w tej

sytuacji. Oczywiście, Ela Gawin nie widzi nic w tym złego, twierdzi, że cała akcja jest upolityczniona, o czym szerzej rozpisuje się na swoim discordzie. Oprócz niej są jeszcze inne, mniejsze patoinfluencerki, jednakże również popularne w Internecie –Izabela Kisio Skorupa, będąca idolką młodzieży, zarabiająca na płatnych pozdrowieniach czy Lasuczita, która zyskała tiktokową sławę po wyrzuceniu z obozu organizowanego przez Team X.

Show trwa, a my nadal to oglądamy

Jak widać patostreaming w polskim Internecie ma się dobrze. Pozostają jednak dwa pytania: czemu my to nadal oglądamy? Czemu wręcz chcemy sponsorować audycje? Patoinfluencerka to nadal dochodowy biznes, na którym można zarobić krocie, a fanów takiej rozrywki nie brakuje. Początkowo tylko „wpadają na chwilę” zobaczyć jak człowiek może się upodlić, pośmiać się, a zostają na dłużej i tworzą całe rzesze fanów, jak ma to miejsce w przypadku Szkolnej 17 czy Uniwersum Eli Gawin –wątki chociażby w serwisie Wykop o tych postaciach nadal są bardzo aktywne. Czy jest jakieś antidotum, aby oczyścić polski internet z patostreamerów? Prawdopodobnie nie, o czym świadczy chociażby co chwilę powracający Magical z ekipą z Urzędniczej 2. Jedynym sposobem, aby wyplenić te chwasty z internetowego poletka, jest chyba tylko zmiana samych patoinfluencerów, lecz nikt inny na nich nie wpłynie bardziej niż sami ich widzowie – brakiem zainteresowania.

Źródła mapainternetow.pl/maps/1; Między Innymi, Historia Patostreamów, (youtube.com);

Jakub Szczęsny, Krzysztof Kononowicz nie wie, że cierpi. Żyje jak w “Truman Show”, (antyweb.pl);

Beata Czuma, Idę na wojnę z szatanem. Patostreaming w internecie nadal ma się dobrze, (wirtualnemedia.pl).

s.27

Listy symbolami pisane

Francuski polityk znaleziony martwy w wannie. Umięśnione, wyidealizowane ciało ociężale opiera się o ściany swojego sarkofagu. Pomimo bezwładu jego mięśnie nadal są w stanie utrzymać pióro i kartkę papieru. Czysty przypadek czy rewolucyjna broń?

Listy miłosne pełne uczuć i tęsknoty, niewinne dziecięce liściki przekazywane w klasie z ręki do ręki, wiekowe korespondencje wielkich władców – zanim pojawiły się dostępne na wyciągnięcie ręki komunikatory, ludzie musieli zdawać się na kartki papieru. Nie zawsze taki sposób korespondencji był perfekcyjny, lecz było w nim coś szczerego i autentycznego: błędy ortograficzne, brakujące przecinki, kleksy przerobione na amatorskie ilustracje. Niegdyś o pisaniu listów mówiło się jako o sztuce, która opierała się na powszechnie uznanych normach i zasadach. Listy same w sobie były sztuką. Jednak gdy zabiorą się za nie artyści, mogą one nabrać głębszego, bardziej reprezentatywnego znaczenia.

Czym jest symbol?

Indywidualnej odpowiedzi na to pytanie udzieli każda mądra głowa uczęszczająca na lekcje języka polskiego lub plastyki. Jak tłumaczy to dr hab. Jerzy Gorzelik, prof.

UŚ: – Symbol w sztuce zdefiniować można jako znak lub kombinację znaków, wykorzystywanych do przedstawiania pojęć abstrakcyjnych, których nie można zobrazować realistycznie. W przeciwieństwie do alegorii symbol posługuje się znakami nieskodyfikowanymi i niejednoznacznymi. Nie do końca można go opowiedzieć.

Istotne jest to, że symbole nie istnieją w próżni; nie powstają spontanicznie i celowo. Zakorzenione są w szeroko pojętej kulturze i osadzone w konkretnym czasie i miejscu. Nie muszą ograniczać się do jednego znaczenia – wydźwięk konkretnego elementu będzie zależny od kontekstu, w którym występuje. Nawet jeśli nabiera on znaczenia dla jednostki, symbolem będzie dopiero po zaakceptowaniu go przez otoczenie, społeczność. Charakterystyczne są również dwa rodzaje znaczeń: dosłowne, tworzone przez

rzeczywistą wymowę, oraz bardziej ukryte, wielowymiarowe, zależne od interpretacji.

List – tylko kartka papieru?

Listy od tysiącleci towarzyszą kulturze na całym świecie. Były pisane już w starożytnym Egipcie, Chinach, Rzymie, a nawet Mezopotamii. Ich treść zapisywana była w różnych formach: od glinianych tabliczek, przez sfatygowane pergaminy, aż po bogato zdobione kartki. Przez wszystkie lata nie zmieniło się tylko jedno – miały utrwalać myśli, przekazywać informacje. Stąd bierze się dosłowna interpretacja listów, gdy kolejni wybitni artyści przedstawiają je na swoich płótnach. Są to najczęściej zwykłe kartki papieru pokryte atramentowymi literkami. Ot, typowa konwersacja – jedna osoba postanowiła skontaktować się z drugą.

List nie zawsze jest jedynie estetyczną częścią spójnej kompozycji, perfekcyjnie wpasowującą się w całość obrazu. Gdy wpisany zostanie w pewne realia, kontekst historyczny, wzięta pod uwagę będzie społeczna świadomość, pod zwyczajnym świstkiem ukaże się drugie dno. Ponownie odwołując się do słów dra hab. Jerzego Gorzelika: – W zależności od kontekstu, list będzie nośnikiem różnych treści. Może symbolizować tęsknotę, przemijanie, a zamknięty w kopercie – tajemnicę. Nie ma on jednego, ustalonego z góry znaczenia, co od wieków wykorzystywali malarze z najrozmaitszych zakątków świata, przekładając swoje przesłania na płótna.

Co zmartwiło Stańczyka?

Szukając prób wykorzystywania listu jako symbolu, nie trzeba szukać daleko. Taki obraz pochodzi z naszego polskiego podwórka. Jan Matejko, jeden z najwybitniejszych polskich malarzy, w swoich dziełach wielokrotnie wyrażał nie -

s.28

podległościowe idee. Nie przedstawiał dokładnej historycznej prawdy; nieraz umieszczał postacie, które nie uczestniczyły w danych wydarzeniach, pokazując ich istotę.

Zabieg ten Matejko wykorzystał przy malowaniu Stańczyka, którego prawdziwy tytuł jest nieco dłuższy: Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska. Przy pierwszym spojrzeniu w oczy rzuca się błądzący myślami królewski błazen, odziany w czerwoną szatę. Z jego lewej strony znajdują się drzwi, za którymi odbywa się beztroski bal, a za oknem po prawej trwa pogrążona w mroku noc. Sytuacja nietypowa – błazen, zamiast zabawiać, stroni od tłumu. Czy za obrazem stoi coś więcej niż pesymistyczny nastrój Stańczyka?

Używając światła, artysta zwrócił jednak uwagę na jeden element – list z lakową pieczęcią. Nieuważne oko dostrzeże w nim jedynie niestarannie odłożony pozaginany kawałek papieru. Symbolicznego charakteru nabiera on dopiero w połączeniu z kontekstem historycznym i tytułem. Po przetłumaczeniu podpis pod nim brzmi: „Żmudź, Roku Pańskiego 1533”. Dopiero ten element wyjaśnia zmartwienie błazna – znajduje się tam informacja o odbiciu Smoleńska przez Rosjan. List odzwierciedla tu złe wieści, tragiczne wydarzenia w polskiej historii. Nadaje to całości obrazu patriotycznego charakteru i jest wyrazem troski o kraj.

Ile osób, tyle interpretacji. Jedni, kierujący się wrażeniami estetycznymi, dostrzegą tu wyłącznie „smutnego błazna obok zmiętej kartki”. Matejko, wykorzystując list i jego treść jako symbol, umożliwił inny sposób odbioru Stańczyka.

Śmiertelny list

Oddalając się na zachód od Polski, dotrzemy do Francji, gdzie namalowana została Śmierć Marata. Scena, którą uchwycił Jacques-Louis David wydaje się dość makabryczna – w wannie leży trup mężczyzny, a w rękach trzyma list oraz pióro. „Coś sobie pisał, ktoś go zadźgał” – tak zapewne pomyśli przypadkowa osoba

przechodząca w muzeum obok obrazu. Dosłowna interpretacja nie jest nieprawdziwa, polega jedynie na opisaniu tego, co jest widoczne. Drugie dno dzieła pojawia się, gdy zagłębimy się w jego historię.

Tytułowy Marat nie jest postacią fikcyjną; mężczyzna odegrał ważną rolę w okresie rewolucji francuskiej i był przyjacielem malarza. W jednej ręce francuskiego polityka artysta namalował list pokryty krwawymi plamami. Jest to wiadomość od Charlotte Corday – jego zabójczyni –w której kobieta proponuje mu rzekomą pomoc w ujawnieniu spisku. Na skrzyni obok wanny znajduje się jeszcze jedna kartka. Marat napisał list skierowany do Charlotte, deklarując wsparcie finansowe dla niej oraz pięciorga jej dzieci. Corday uważała Marata za jedną z osób odpowiedzialnych za prześladowanie żyrondystów, do których należała, więc śmierć mężczyzny leżała w jej interesie.

Pismo było rodzajem broni Marata; był on dziennikarzem, pisał do jednej z gazet, w której krytykował część mało radykalnych działań rewolucjonistów. „Męczeńskie” przedstawienie mężczyzny z zakrwawionym wspaniałomyślnym listem w dłoni ukazuje go jako bohaterskiego rewolucjonistę. Dzięki połączeniu z francuską historią obie kartki przypominają o jego profesji i działalności podczas rewolucji. Jacques-Louis David, umieszczając oba listy na obrazie, dał tym samym wyraz poparcia dla działania rewolucjonistów, jednocześnie ukazując swojego przyjaciela jako szlachetną postać z wartościami, która zginęła w imię rozruchów.

Źródła:

S. Kołowacik: „Śmierć Marata” 1793 Jacques-Louis David (opolnocywparyzu.pl);

A. Walczak: O symbolu w kulturze i jego rozumieniu. “Kultura i Wychowanie” 2011 nr 1, s. 87-101;

The Canvas: Stanczyk or the Sad Clown Paradox (youtube.com).

s.29

Kazachstan mało znany. Milczenie o języku kazachskim

Zbrojne wystąpienia na terenach dzisiejszej Europy opisywane są w mediach najczęściej jako ruchy sił militarnych. Prasowa narracja skupia się na ukazywaniu cierpienia i w niewielkim stopniu pozwala wyciągać wnioski z obserwowanych zdarzeń. Tym bardziej warto dociec, czego uczy zaistniała sytuacja i jakie problemy zdaje się obnażać.

Mieszkańcy Republiki Kazachstanu są potomkami ludów tureckich i plemion mongolskich. Początku swojej państwowości upatrują w Chanacie Kazachskim powstałym w XV wieku, którego główną wartością była wolność, a dokładniej niezależność od Uzbeków, stanowiących wówczas jedno z dominujących państw. Położenie geograficzne, w środkowej części Azji, a tym samym granica z Cesarstwem Rosyjskim uwarunkowała współzależność obu narodów. Początek II połowy XIX wieku to postępująca ekspansja sił imperialnej Rosji na ziemiach kazachskich. W czasach Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich ludność Kazachstanu znacznie ucierpiała za sprawą wywoływanych klęsk głodu, represji dotykających inteligencji czy eksperymentów przyrodniczych prowadzących do katastrof ekologicznych.

Republika Kazachstanu uzyskała niepodległość najpóźniej ze wszystkich państw powstałych po rozpadzie ZSRR, dokładnie 16 grudnia 1991 roku. Destabilizacje przeprowadzane na tym terenie sprawiły, że w momencie odzyskania niepodległości Kazachowie stanowili mniej niż połowę społeczeństwa. Wyzwolone spod rosyjskiego okupanta państwo mogło jednak rozpocząć realizację własnej polityki, przystępując do Wspólnoty Niepodległych Państw, a następnie do Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Nową politykę wprowadził, według twierdzeń niektórych badaczy, totalitarny w swoich zamiarach Nursułtan Nazarbajew, któremu Kazachstan zawdzięcza jednak wiele pozytywnych zmian ustrojowych. Jedną z nich była koncepcja trójjęzyczności, według której w przyszłości każdy Kazach miał porozumiewać się w trzech językach: angielskim, kazachskim i rosyjskim. Nazarbajew chciał skupić się szczególnie na promowaniu języka narodowego.

Społeczeństwo Kazachstanu

Kazachowie przez kolejne lata po odzyskaniu niepodległości nie stanowili większości ludności kraju, lecz trzeba zwrócić uwagę, że ich liczba stale rosła. Dane Państwowej Agencji Statystycznej w latach 2009–2021 odnotowały wzrost liczebności Kazachów o 34 procent, co stanowi największy udział spośród pojawiających się narodowości. Okres ten jednocześnie przyniósł spadek w liczbie ludności rosyjskiej o 21 procent. Mimo to Rosjanie nadal stanowią największą po Kazachach grupę narodowościową w kraju – jest ich blisko 3 miliony. Przedsta-

wione dane ukazują potrzebę powszechności języka rosyjskiego, jednak czy na pewno, kiedy samych Kazachów w kraju jest blisko 13,5 miliona? Statystyki mogą zaskakiwać, niemniej burzliwa historia Kazachstanu i bliskie, od wieków, kontakty z Rosją uzasadniają obecność języka rosyjskiego w poczcie języków urzędowych tego kraju.

Co zmieniło się od 2014 roku?

Atak Kremla na Ukrainę okazał się przełomowym momentem w historii Kazachstanu, może się nawet zdawać, że nastąpiło przebudzenie wśród etnicznej ludności. Zbrojne wystąpienie na Krymie przysporzyło Kazachom wiele stresu, bo właśnie z Rosją graniczą największą częścią terytorium. Wydaje się, że nieograniczony niczym dostęp, bogaty w złoża naturalne kraj i ludność porozumiewająca się chętnie językiem rosyjskim stanowi idealny grunt dla dalszej ekspansji. Kazachowie zaniepokojeni tą niestabilną sytuacją na froncie rozpoczęli odbudowę swojego ojczystego języka.

Dlaczego język narodowy jest istotny?

Analizując sytuację Republiki Kazachskiej, na początek należy zadać pytanie o sensowność odbudowy języka narodowego. Pobieżna analiza wydaje się nie przeczyć argumentom za kontynuowaniem porozumiewania się po rosyjsku. Dlaczego nie korzystać z tego języka, tak jak to miało miejsce do czasu ataku, skoro cieszy się popularnością, a młodzi ludzie właśnie nim najchętniej się porozumiewają? Odpowiedzi na te pytania dostarczają badacze, Witold Doroszewski tak wypowiedział się na temat języka:

Homo Sapiens – człowiek mający rozum, oraz Homo Faber – człowiek sprawny z pracy rąk. Ów Homo Sapiens i Faber nie mógłby być ani sapiens ani faber, gdyby nie był jednocześnie Homo Loquens –człowiekiem mówiącym, bo bez mowy nie mogłaby kształtować się myśl i nie byłoby możliwe przekazywanie, a więc i wzbogacanie doświadczeń w jakiejkolwiek dziedzinie życia, w jakimkolwiek zakresie pracy.

Mowa jest więc spoiwem dla ludzkich organizmów. Dzięki niej może kształtować się poczucie tożsamości narodowej, którego podstawą jest świadomość historyczna właściwa danej zbiorowości. Warto podkreślić, że odrębność taka przebiega bez szkody dla pozostałych nacji, bo odbywa się w kręgu właściwym danej grupie i nie zakłóca funkcjonowania innych społeczności.

s.30

Jak Polacy przywiązali się do języka?

Badania Kantar Public z listopada 2018 roku pokazały, że to właśnie znajomość języka polskiego jest dla naszych obywateli kluczowym aspektem do uznania danej osoby za Polaka czy Polkę. Nieznacznie niżej plasują się takie wyznaczniki kulturowej przynależności jak: poczucie, że jest się Polakiem, znajomość kultury i historii Polski oraz posiadanie obywatelstwa polskiego. Przedstawione zmienne zdają się jednoznacznie wskazywać na istotę języka narodowego w kształtowaniu przynależności i wspólnotowości nacji. Właśnie w momencie posługiwania się tym samym, właściwym dla narodu kodem językowym budowana jest odrębność i zacieśnianie są więzy społeczne.

Czy ujednolicenie językowe oznacza klęskę?

Jednoznaczna odpowiedź na zadane pytanie zdaje się nieuzasadnionym uproszczeniem. Mnogość języków narodowych i etnicznych oraz ich podstawy kulturowe nie pozwalają na ustabilizowaną kategoryzację. Odbiór historii, struktura społeczna i wyznaniowa oraz szereg innych czynników mogą wpływać na postrzeganie języka narodowego dla właściwej poszczególnym ludziom nacji.

Pewnikiem jest natomiast konieczność pozostania w otwarciu na świat, aby nie pozostawać zamkniętym wyłącznie w jednym kręgu kulturalnym. Przedstawiona teza może budzić kontro -

wersje, natomiast otwarcie na informacje płynące z zewnątrz przy jednoczesnym pielęgnowaniu tożsamości narodowej zdaje się rozwiązaniem właściwym.

Przykład Republiki Kazachskiej ukazuje, jak tożsamość językowa jest w stanie wpływać na zagrożenie publiczne i w tym przypadku oddziaływać negatywnie na społeczeństwo. Skupienie się wokół języka narodowego i większe otwarcie na język angielski, jakim porozumiewa się znaczna część globu, mogą być remedium na narodową podległość wobec Rosji. Kazachowie wydają się zdawać z tego sprawę i coraz bardziej pielęgnować język przodków.

Źródła:

W. Doroszewski, Język, myślenie, działanie. Rozważania językoznawcy, PWN, Warszawa 1982;

A. Kłoskowska, Tożsamość i identyfikacja narodowa w perspektywie historycznej i psychologicznej, „Kultura i Społeczeństwo” 1992, nr 1;

L. Włodek: Kazachowie nie gęsi, Dział zagraniczny;

Ł. Zieliński, K. Strachota, W. Górecki: Kazachstan. Podstawowe informacje, polityka, relacje Kazachstan-Rosja, Nazarbajew, protesty (youtube.com);

Statystyki rządowe Kazachstanu (stat.gov.kz/).

s.31

Tego nie spodziewasz się po Matce Naturze

Wiele osób boi się pająków, węży czy szerszeni. Od dziecka kojarzymy je z niebezpieczeństwem. Okazuje się jednak, że pozory mogą mylić. Często stworzonka, które wręcz chcielibyśmy zabrać ze sobą do domu, stanowią dla nas niemałe zagrożenie. Najwyższy czas poznać jedne z najbardziej niezwykłych (i groźnych) dzieci Matki Natury.

Czy to wydra, czy ptak?

Niejedno dziecko wychowane na popularnej w latach dwutysięcznych kreskówce Fineasz i Ferb, zazdrościło głównym bohaterom ich niecodziennego zwierzaka domowego – Pepe Pana Dziobaka. Okazuje się jednak, że prawdziwe dziobaki mają jeszcze mniej wspólnego z Pepem Panem Dziobakiem, niż mogłoby się wydawać. Nie są oczywiście tajnymi agentami walczącymi ze złem, jak zostało to przedstawione w kreskówce. Mimo tego potrafią zaskakiwać. Zamieszkują Australię i Nową Zelandię. Są ssakami, ale składają jaja tak jak ptaki czy gady. Wyróżnia je też to, że mleko samic dziobaka wydostaje się na zewnątrz poprzez pory w skórze brzucha, nie przez brodawki sutkowe jak u innych ssaków.

Kolejną z ich unikalnych cech jest sposób poszukiwania pożywienia. Po zanurzeniu pod wodę zamykają oczy, uszy i nos. Jak w takim razie namierzają ofiarę? Wykrywają prądy elektryczne za pomocą dzioba przypominającego dziób kaczki. Najbardziej zaskakuje jednak jest to, że samce dziobaka są jadowite. Te niepozorne stworzenia mają bowiem na tylnych nogach ostrogi połączone kanałem z gruczołami jadowymi znajdującymi się w okolicy biodra. W 2010 roku przeprowadzono badania, które wykazały obecność 83 toksyn w ich jadzie. Na pierwszy rzut oka dziobak wydaje się zabawnym połączeniem kaczki i wydry, jednak najlepiej się do niego nie zbliżać.

Mały nosek, duże zagrożenie

W Azji żyje kolejny ssak, który wygląda równie niewinnie, co dziobak. Mowa tutaj o małpiatkach lori kukang. Zamieszkują one lasy deszczowe Indonezji, Malezji, Tajlandii oraz Singapuru. Mają okrągłą głowę i jeszcze bardziej okrągłe oczy, niewielkie uszy i mały nos.

Są pokryte futerkiem i żyją w koronach drzew. Wielu ludzi traci dla nich głowę, gdy tylko spojrzy w ich brązowe oczy. Powolne ruchy małpiatek usypiają czujność, jednakże lori bronią się w niespodziewany sposób. Wytwarzają toksyczną substancję w gruczole znajdującym się po wewnętrznej stronie łokcia. Toksyna aktywuje się w kontakcie ze śliną, dlatego zwierzęta wylizują siebie i swoje młode w celu rozprowadzenia jadu po sierści. W ten sposób zabezpieczają się przed atakiem drapież-

ników. Lori mogą też posmarować toksyną zęby, co czyni ich ugryzienie niebezpiecznym. Można by pomyśleć, że z takim zabezpieczeniem przed atakiem, małpiatki nie mają żadnego problemu z utrzymaniem się przy życiu. Niestety ich wygląd i mały rozmiar sprawiają, że są rozchwytywanymi zwierzątkami domowymi. Wielu chciałoby mieć w domu takie urocze stworzonko, ale oczywiście nikt nie chce ryzykować ugryzieniem pełnym jadu. Z tego powodu lori sprzedawane jako zwierzęta domowe czy pokazywane jako atrakcje mają wyrwane kły. Często odbywa się to bez znieczulenia i zachowania zasad higieny, więc wiele małpiatek zwyczajnie nie przeżywa tego zabiegu. Co więcej, lori pozbawione kłów nie mogą dobrze funkcjonować na wolności, ponieważ mają problem ze zdobywaniem pokarmu i samoobroną. Są świetnie przystosowane do obrony, ale człowiek i tak znalazł sposób na to, by obejść te naturalne zabezpieczenia i sprzedać małe lori kukang.

Barwni truciciele

Gęsta roślinność lasów równikowych skrywa kolejne ciekawe stworzonka – gatunki żab zwane drzewołazami. Naturalnym środowiskiem tych płazów są tropikalne lasy Ameryki Południowej, m.in. Kolumbii, Wenezueli, Kostaryki, czy Panamy. Zaskakują bogactwem kolorów i małym rozmiarem – mierzą od 1,5 do 5 cm. Takie malutkie żabki na pewno skusiłyby niejedną osobę do zbliżenia się do nich czy dotknięcia. Niestety w tym wypadku barwne ubarwienie, które cieszy ludzkie oko, jest znakiem ostrzegawczym dla ewentualnych drapieżników. Jeżeli jaskrawe kolory nie wystarczą, aby odstraszyć napastnika, drzewołazy będą się bronić. Gruczoły skórne tych żab wydzielają toksyczne alkaloidy, które wpływają na układ ner-

s.32

wowy. Objawy zatrucia to na przykład mimowolne skurcze mięśni, migotanie przedsionków, arytmia, drgawki, a w najgorszym przypadku nawet śmierć. Rdzenne plemiona zamieszkujące tereny występowania drzewołazów, nauczyły się wykorzystywać ich truciznę. Po zabiciu zwierząt ogrzewają je nad ogniem, aby następnie zebrać wydzielający się pod wpływem gorąca jad. W ten sposób uzyskują substancję do zatruwania strzał do dmuchawek. Zapewnia to skuteczność polowania.

Zdolność drzewołazów do produkcji toksycznych neurotoksyn nie uchroniła ich przed ludźmi, którzy nauczyli się wykorzystywać je do własnych celów. Małpiatki lori giną dlatego, że ludzie chcą się pozbyć ich jadu, natomiast drzewołazy dlatego, że ludzie chcą użyć ich trucizny jako broni.

Zagrożenie dla nurków

W głębinach wód również czyhają na nas niespodzianki. Zagrożenia oceanów kojarzą nam się głównie z rekinami o ogromnych zębach. Okazuję się jednak, że niebezpieczne są także malutkie i zazwyczaj mało aktywne ośmiornice hapalochlaena, które zamieszkują wody u wybrzeży Australii i Indonezji i mają maksymalnie 20 cm długości. Gdy ośmiorniczka czuje się zagrożona, zmienia ubarwienie z granatowo-brązowego na żółto-niebieskie. Jeżeli napastnik nie odczyta sygnału i nie odpłynie, niewielki głowonóg broni się, wstrzykując silny jad –tetrodotoksynę. Doprowadza ona do wystąpienia paraliżu układu nerwowego i osłabienia mięśni. Ofiara umiera na skutek uduszenia. Ośmiornice hapalochlaena są równie złudnie piękne, co drzewołazy. Ich intensywne ubarwienie wygląda cudownie, ale tak naprawdę służy jako ostrzeżenie przed atakiem, którego konsekwencją może być nawet śmierć.

Na świecie istnieje oczywiście o wiele więcej gatunków, które zdziwiłyby na pewno niejednego pasjonata fauny. Jak widać nie tylko dobrze znane nam z wycieczek do zoo ogromne pająki, skorpiony, czy tygrysy o ostrych kłach powinny budzić naszą czujność. Czasami malutkie, kolorowe płazy, ssaki, czy głowonogi również mogą wyrządzić dużą krzywdę gatunkom znacznie większym od siebie. Poznawanie tych nieco niestandardowych gatunków jest fascynującą przygodą (jeżeli trzymamy się na dystans). Niestety wielokrotnie człowiek udowodnił, że nawet silny jad nie jest w stanie go powstrzymać, jeżeli chce wykorzystać dane zwierzę do swoich celów. Dobrze, że uczymy się o budowie i funkcjonowaniu wielu gatunków. Pytanie tylko, jak daleko wolno nam się posunąć, gdy chcemy wykorzystać ich wyjątkowe zdolności.

Źródła:

Dodo Fundacja Zoo Wrocław: Program ratowania lori kukang, (fundacjadodo.pl);

D. Prokopowicz: Medycyna podróży;

L. Langley: Jest jadowity, składa jaja i jest ssakiem. Dziobak –dowcip czy mistrzostwo ewolucji?, (www.national-geographic.pl);

National Geographic Polska: Najbardziej jadowite zwierzęta świata. Oto lista 10 gatunków, od których lepiej trzymać się z daleka, (www.national-geographic.pl);

S. Wiąckowski: Toksykologia środowiska człowieka; Whittington, C.M., Papenfuss, A.T., Locke, D.P. et al: Novel venom gene discovery in the platypus, (genomebiology.biomedcentral. com).

s.33

***

Wiatr. Fale. Przyjemność.

Poczuj smak soli

W kroplach czystej, przejrzystej wody.

Obudź się w świecie wyobraźni.

Wierz w cuda szczerze – jak dziecko.

Zanurz się w myśli.

Zapomnij o wszystkich słowach

I po prostu milcz.

Wsłuchaj się w szum morza.

Dni. Minuty. Sekundy.

Wszystko mija, ale natura umie zaskoczyć...

s.34

Włącz myślenie – czas na łamigłówki!

Jeśli zakochać się, to w czerwcu. Stracić głowę dla każdego chabra, przyglądać się pracy każdej pszczoły, usiąść na łące w parku i wystawić twarz do słońca, a w ciepłe noce gapić się bez końca w gwiazdy, odpuścić każdą myśl i poczuć prostą radość i szczęście z istnienia.

Czerwiec, dla nas, studentów, jest trudnym miesiącem. Pełnym stresu, kolokwiów, rozpoczynających się egzaminów i zbliżających się obron. Ostatkiem sił tęsknie wypatrujemy wakacji, w duchu modląc się, aby ten okropny czas wreszcie dobiegł końca. A przecież to jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku. Spróbujmy popatrzeć na ten biedny czerwiec odrobinę przychylniej. Natura daje nam psychiczne wsparcie w postaci każdego jednego promyka słońca i zielonego listka, a cały świat wręcz krzyczy: Dasz radę!

Dlatego w przerwie od nauki wyjdźcie na spacer, zakochajcie się w czerwcu i pozwólcie sobie na chwilę relaksu z naszymi łamigłówkami!

KRZYŻÓWKA

Zapraszamy do rozwiązania krzyżówki, do której podpowiedzi znajdziesz w naszych artykułach. Nie czekaj, staw czoło wyzwaniu!

1. Nazwisko ulubionego pisarza Polaków

2. Zabiła go Charlotte Corday

3. Trujące żaby

4. Najczęściej spotykany chronotyp snu należący do rozbudowa nej klasyfikacji.

5. Jak się nazywa bohaterka Pieśni nad Pieśniami?

6. Mieszkańcy Republiki Kazachstanu są potomkami ludów … i plemion mongolskich

7. Jak się nazywa seria, której wydanie wywołało poruszenie w Internecie?

8. Co znaczy ukraińskie słowo pensja?

9. Federacja, założona z myślą o freak fightowych walkach celebrytów, walczyli na niej między innymi Rafonix, Marta Linkiewicz czy Wardęga

10. Kraj, w którym doszło do demonstracji przeciwko firmie Pepsi

11. Instrument wykorzystany w Lady Jane The Rolling Stone

12. Czego oczekiwała pradawna kobieta od mężczyzny w czasie ciąży?

HASŁO: ___________________– Metoda leczenia za pomocą promieniowania jonizującego.

Autorzy łamigłówek Marlena Chowaniec, Kamil Kołacz, Emilia Sorota, Robert Jakubczak
czerwiec / lipiec 2023
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.