3 minute read

Konie to piękno, emocje i pasja – wywiad z Agnieszką Prytulczyk właścicielką zeszłorocznego Derbisty – Night Thundera

KONIE TO PIĘKNO, EMOCJE i PASJA

Rozmowa z Agnieszką Prytulczyk, właścicielką derbisty Night Thundera.

Advertisement

AUTOR: KRZYSZTOF ROMANIUK ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC

Właścicielką koni wyścigowych jest Pani od niedawna. Jak to się zaczęło?

Agnieszka Prytulczyk: Tak naprawdę największy udział w tym wszystkim miał mój partner. Od zawsze był zafascynowany końmi i już szukając miejsca na dom planował, że obok niego stanie stajnia. Rzeczywiście tak też się stało, a jego pasja stała się również moją. Początkowo mieliśmy kilka swoich koni zimnokrwistych fryzyjskich. Wkrótce zaczęliśmy prowadzić pensjonat, więc pod naszą opieką znalazły się również inne wierzchowce. Jeśli chodzi o przygodę z wyścigami konnymi, to zaczęło się od obejrzenia filmów z cyklu „Życie na wyścigach”, opowiadającego o trenerze Adamie Wyrzyku i jego stajni. Poczuliśmy, że to człowiek barwny, z jednej strony wyluzowany i z humorem, a z drugiej pracowity i godny zaufania. Zafascynował nas świat wyścigów i uznaliśmy, że chcielibyśmy spróbować. Spontanicznie zapadła decyzja w którąś niedzielę – jedziemy na Służewiec i tam spróbujemy znaleźć trenera Wyrzyka.

Udało się?

A.P.: Dla osób, które nie odwiedzają Służewca, może to się wydawać nieprawdopodobne, ale dokładnie tak się stało. Spotkaliśmy go przechadzającego się na terenie wyścigów i zaczęliśmy rozmawiać. Stwierdził, że jeśli chcemy mieć konia wyścigowego, to powinniśmy udać się z nim na aukcję do Irlandii. Tak po prostu.

Wcześniej nie mieli Państwo do czynienia z końmi wyścigowymi. Pierwszy zakup i od razu derbista?

A.P.: Zakupiliśmy wówczas trzy folbluty. Na podstawie rodowodów, a także porad trenera Adama Wyrzyka, który ocenia nie tylko ich pochodzenie, ale również zdrowie i wygląd. To bardzo ważne, bo przecież znako-

mitego rodowodu koń o wątłym zdrowiu może nawet nie wystartować. W ten sposób staliśmy się właścicielami klaczy Sunmoonstar oraz ogierów: Polish Kinga i Night Thundera. Przy tym ostatnim Adam Wyrzyk od razu zaznaczał, że to duży i masywny koń, więc musimy być przygotowani, że w wieku dwóch lat raczej nic nie osiągnie. Radził sobie jednak nieźle, wygrał gonitwę, podobnie jak Sunmoonstar. Po pierwszym sezonie startów postanowiliśmy zostawić sobie jednego konia w treningu wyścigowym. Padło na Night Thundera, ze względu na jego rodowód i ciągłą wiarę trenera w jego możliwości. Mówił: „Aga, poczekaj na niego, on jeszcze rośnie i się rozwija.” Nie pomylił się. W wieku trzech lat Night Thunder wygrał w trzech pierwszych biegach, w tym w najważniejszym – Derby. Jestem bardzo dumna z tego, że jestem właścicielką właśnie tego konia. Nawet kiedy nie wygrywa, ogromną radość sprawia mi to, że jest zdrowy, biega i spełnia się w tym sporcie. Emocje, jakie temu towarzyszą są bezcenne. To właśnie kocham w wyścigach i koniach. Niezwykłe emocje, piękno i ruch tych zwierząt.

Jakie są dalsze plany wobec Night Thundera. Czy planują Państwo kolejne zakupy?

A.P.: Jeśli chodzi o dalszą karierę Night Thundera, to tutaj polegam na zdaniu trenera. To świetny i doświadczony fachowiec. Współpraca z nim układa się doskonale. Dopóki Night Thunder będzie miał ochotę się ścigać na wysokim poziomie, będzie biegał. W dalszej perspektywie na pewno rozważamy wcielenie go do hodowli, ze względu na jego osiągnięcia, a także rodowód. Jeśli chodzi o kolejne zakupy, to zdecydowanie tak, fajnie byłoby mieć kolejnego derbistę! Niestety, na razie trochę w tych planach przyhamowała nas pandemia. Chcemy udać się na normalną aukcję, zobaczyć konie, które kupujemy. Zobaczymy, jak sprawy się potoczą w kontekście najbliższego sezonu aukcyjnego, czy wrócą już one w tradycyjnej formie, czy ponownie będą tylko online.

Gdyby miała Pani wskazać coś, co dało Pani bycie właścicielką – co by to było?

A.P.: Nie jest to łatwe do opisania. Można wyciągnąć z tego wiele nauki. Trzeba być cierpliwym – nie wszystko

przychodzi od razu, mieć zaufanie do trenera, można nauczyć się przeżywania emocji na niesamowitym poziomie. Zwycięstwa cieszą, ale tak jak wygrywać, trzeba umieć przegrywać. Konie to żywe organizmy, mogą mieć gorszy dzień, może im coś akurat nie odpowiadać. Trzeba o tym pamiętać i być na to przygotowanym. Nie wolno się zrażać, należy to traktować jako przygodę. Wszystkie te emocje, przeżycia i ostatecznie radość – to coś bezcennego, co pozostaje z nami na zawsze. Wspaniałe wspomnienia.

Na koniec proszę opowiedzieć trochę o pensjonacie dla koni. Jak wygląda prowadzenie takiego miejsca i normalny dzień pracy?

A.P.: Można to też nazwać hotelem dla koni. Udostępniamy boksy osobom, które chcą trzymać u nas swoje wierzchowce. Zapewniamy im miejsce i opiekę, natomiast właściciele sami się nimi zajmują, jeżdżą na nich. Jest to jednak trudne i wymagające zajęcie. Zaczynamy rano, a kończymy wieczorem. Jeśli starcza mi czasu i sił, sama także jeżdżę konno.

This article is from: