Tatra Premium Magazine - NR 9

Page 1

NR 9 [ZIMA 2022/WIOSNA 2023] egzemplarz bezpłatny ISSN 2657-7224 www.tatramagazine.pl ADAM
10 Staram się być dobry dla ludzi MIŁKA RAULIN TOP NOCLEGI 85 LAT RZECZY, KTÓRYCH Życie to nie tylko poniedziałki na Podhalu Góry Parkowej nie wiedzieliście o Tatrach
MAŁYSZ
Salon Kraków ul. Marcika 4, Salon Kraków ul. Klimeckiego 14, Salon Warszawa ul. Dziekońskiego 3, Studio Katowice ul. Dąbrówki 13, Biuro kontaktowe Wrocław Plac Solny 15
www.bozza.pl

Nowy showroom BOZZA w Warszawie

BOZZA poszerza sieć sprzedaży, czego wyrazem jest showroom otwarty w połowie października w Warszawie. To wyjątkowe miejsce na wnętrzarskiej mapie stolicy, gdzie na 700 m2 powierzchni znajdziemy starannie wyselekcjonowane kolekcje płytek, spieków, podłóg drewnianych i LVT, tapet, armatury i urządzeń łazienkowych. Prezentacja produktów, głównie włoskiego designu, ma służyć inspiracji. Świadomie zatem zrezygnowano z pokazania szerokiego spektrum oferty. Zabieg ten ma pomóc tak architektom i projektantom, jak i klientom indywidualnym w tworzeniu wyjątkowych wnętrz prywatnych i komercyjnych. Jest świadomą ucieczką od masowości i sprzyja właściwym wyborom. Showroom ma również przestronną, komfortową strefę do pracy dla architektów, gdzie mogą porównywać próbki materiałów, przeglądać wzorniki oraz spotykać się ze swoimi klientami. Nowy salon to także jedyne miejsce w Warszawie, gdzie można znaleźć kuchnie i garderoby znakomitej polskiej marki ZAJC. Pomocą w znalezieniu optymalnych rozwiązań służą na miejscu profesjonalni doradcy klienta. Warszawska BOZZA zachwyca również spokojną elegancją wnętrza, w której panuje przyjemna atmosfera. Autorem tego niezwykłego salonu jest znany architekt Adam Pulwicki oraz zespół pracowni Pulva.

www.bozza.pl

WYDAWCA

Tatra Premium Sp. z o.o. Krupówki 4 34-500 Zakopane

BIURO/ADRES

KORESPONDENCYJNY

Tatra Premium Sp. z o.o. Stefana Korbońskiego 12 30-443 Kraków

KONTAKT +48 18 541 78 00 +48 725 807 500 kontakt@tatramagazine.pl

REDAKTOR NACZELNA

Dominika Bukład

PISZĄ DLA NAS

Krzysztof Gocał

Aleksandra Karkowska

Mariusz Koperski

Krzysztof Maksiński

Dariusz Stasik

Mariola Sternahl

Ewa Szul-Skjoeldkrona

FOTOGRAFUJE DLA NAS

Adam Brzoza

ZDJĘCIE NA OKŁADCE

Materiały prasowe PZN

Fot.: Tomasz Markowski

KOREKTA

Wioleta Żyłowska – Studio Grafpa

REKLAMA/MARKETING/PR reklama@tatramagazine.pl marketing@tatramagazine.pl

PROJEKT

Justyna Kramarz – Studio Grafpa

DRUK www.drukarniakolumb.pl

PRENUMERATA ONLINE www.tatramagazine.pl

NAKŁAD

12 000 PARTNERZY

Szanowni Państwo, Drodzy Czytelnicy!

Trzymacie w swoich dłoniach kolejny – dziewiąty już – numer „Tatra Premium Magazine”. Nasz półrocznik na stałe zagościł na Podhalu i w wielu innych miejscach na terenie całej Polski. Zaczynaliśmy w 2016 r. z kilkuosobową ekipą, a dziś grono naszych autorów to kilkunastu pasjonatów. Dziękujemy, że jesteście z nami – to dla Was tworzymy magazyn.

Jak zawsze staraliśmy się przygotować ciekawe treści. Nasze zaproszenie do udzielenia wywiadu przyjęli Adam Małysz, który realizuje się w nowej roli prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, a także Miłka Raulin – podróżniczka, himalaistka i zdobywczyni Korony Ziemi. Dotarliśmy też do niesamowitych górali: podhalańskiego Wita Stwosza, czyli Mariana Styrczuli-Maśniaka, oraz autorki przekładu „Małego Księcia” na gwarę podhalańską –dr hab. Stanisławy Trebuni-Staszel.

Na kartach magazynu znajdziecie również najlepsze podhalańskie miejscówki – hotele, pensjonaty czy restauracje – i wiele, wiele więcej ciekawych artykułów w ramach naszych stałych rubryk. Mam nadzieję, że zainspirujemy Was do odwiedzenia Podhala i Tatr – najpiękniejszych polskich gór.

Życzę Wam, Najdrożsi Czytelnicy, i sobie, aby nadchodzący 2023 r. przyniósł pokój za naszą wschodnią granicą i wniósł nieco spokoju w nasze zabiegane życie. Jednak przede wszystkim życzę Wam i Waszym bliskim zdrowia, spokoju i radości mimo wszystko w tych wymagających czasach.

Szczęśliwego nowego roku!

Tatra Premium Magazine laureatem nagrody SUKCES ROKU 2019
2

6 Staram się być dobry dla ludzi – wywiad z Adamem Małyszem

22 85 urodziny ośrodka turystycznego PKL Góra

Parkowa

24 Villa Gorsky – udany mariaż górskiego stylu i nowoczesnego designu

26 10 rzeczy, których prawdopodobnie nie

wiedzieliście o Tatrach

30 Tatry Super Ski – 95 tras, 18 stacji i tylko jeden karnet

32 Jak kiedyś świętowano Boże Narodzenie na Podhalu?

34 Nosalowy Dwór Resort & Spa – tu kompleksowo zadbasz o siebie i swoje ciało

36 Nowa inwestycja dla dzieci i młodzieży przy

Teatrze Witkacego

38 Tatry jesienią: piękne i (niemal) puste

42 Halina Olejniczak – zdobywczyni tytułu Gold

Master Worldloppet!

46 Aquapark Zakopane – dla zdrowia i przyjemności!

52 Gwara buduje poczucie wspólnoty – wywiad ze

Stanisławą Trebunią-Staszel

58 Życie to nie tylko poniedziałki – wywiad z Miłką

62 Foluszowy Potok: nasi Goście doceniają szczerość

66 Wit Stwosz Podhala – rozmowa z Marianem Styrczulą-Maśniakiem

72 Jaworzyna Express! Nowa, 6-osobowa kolej –jedyna taka atrakcja w Polsce

74 Tatrzańskie Muzeum Historii Naturalnej – od idei po teraźniejszość...

78 Tatry dla wszystkich – nowy projekt TPN

88 7 pytań do Aleksandra Gurgula – rozmowa z autorem Podhale. Wszystko na sprzedaż

92 Przestrzeń: wspólna wartość – rozmowa z Romanem Krupą, wójtem gminy Kościelisko

110 Zakopane, jakiego nie znaliście – recenzja

111 Podhalanie. Wokół tożsamości

112 Zakopiańskie szlaki ojca i syna Witkiewiczów

120 Aparthotel Cristina. Schowaj się w sercu Zakopanego

4, 5, 11, 12-13, 14-15, 16-17, 18-19, 20-21, 22-23, 24-25, 28-29, 30-31, 34-35, 40-41, 46-47, 48-49, 50-51, 56-57, 62-64, 65, 70-71, 76-77, 82-83, 84, 86-87, 90-91, 95, 98, 96-97, 99, 100-101, 102-103, 104-105, 106, 107, 108-109, 115, 116-117, 118-119, 120-III
Artykuły sponsorowane/reklama: II okładka -1, okładka, IV okładka.
Raulin 06 62 66 34 38 111 58 112 3 TATRA MAGAZINE ZIMA 2022/WIOSNA 2023

ADAM MAŁYSZ

Staram się być dobry dla ludzi

Z Adamem Małyszem rozmawiamy pod koniec września. Kilka dni wcześniej upłynęły trzy miesiące, odkąd przejął stery Polskiego Związku Narciarskiego – po 16 latach rządów Apoloniusza Tajnera, swojego dawnego trenera. Za kilka miesięcy rozpocznie się sezon zimowy, a wraz z nim – pierwsze starty polskich sportowców pod wodzą nowego prezesa. Pytamy więc o nową rolę w życiu i pomysły na rozwój dyscyplin zimowych, ale też o miłość do szybkiej jazdy samochodem, wyrzeczenia związane ze sportem i cechy, za które Adam Małysz lubi siebie.

Ewa Szul-Skjoeldkrona: W niedzielę minęły trzy miesiące, odkąd został Pan prezesem PZN. Jak podsumuje Pan te pierwsze 90 dni? Jak się Pan czuje w nowej roli?

Adam Małysz: Wdrażam się. (śmiech) Na początku było dziwnie, gdy wszyscy pracownicy zaczęli mówić do mnie per „panie prezesie”, ale już się przyzwyczaiłem. A jak się czuję w nowej roli? Początkowo bałem się tej organizacji – PZN to bardzo duży związek; jest wielu pracowników i wiele spraw, które trzeba kontrolować, problemów, które należy rozwiązywać. Na szczęście każda osoba, która pracuje w związku, jest odpowiedzialna za swoją część pracy i wie, co ma robić, więc póki co wszystko działa tak, jak powinno.

Niemniej mam swoje plany na rozwój, bo jest wiele rzeczy, które chciałbym usprawnić. Świat idzie do przodu, a my musimy iść z nim, dlatego

będziemy wdrażać nowe rozwiązania. Od 1 października jest z nami nowy dyrektor sportowy –to osoba z ogromną wiedzą, której wizja jest spójna z moją. Za chwilę rozpoczynamy też współpracę z agencją, która zajmie się komunikacją związku, zarówno jeśli chodzi o kontakty z prasą, jak i media społecznościowe. To dla nas bardzo ważne, bo skuteczna komunikacja to wartość dodana dla naszych sponsorów.

Czyli jest Pan zadowolony z tych pierwszych trzech miesięcy?

Zdecydowanie. Dotychczas nie wydarzyło się nic takiego, co wywołałoby we mnie jakieś zniechęcenie czy wahanie. Dużo trudniejszy był moment przed decyzją o podjęciu się tego wyzwania – teraz mam w sobie radość i dużo energii, bo wiem, co i jak chcę pozmieniać. Mam to szczęście, że pracuję z ludźmi, którzy mają podobną wizję

6 WYWIAD WYDANIA

rozwoju tej organizacji, zwłaszcza w odniesieniu do przyciągania młodych do zawodowego sportu.

Gdzie widzi Pan największe wyzwania dla związku?

Mamy duży problem z młodzieżą, bo bardzo szybko kończą oni swoją przygodę z aktywnością sportową. I nie chodzi mi tylko o sport profesjonalny, ale też o uczestnictwo w lekcjach WF. Za moich czasów nauczyciel rzucał nam piłkę, a my graliśmy półtorej czy nawet dwie godziny. Dzisiejsze dzieciaki też grają, ale na telefonach i tabletach. Jedyna gra na telefon, którą polubiłem, to Pokemony, bo trzeba było za nimi chodzić i szukać ich, po prostu być w ruchu. Nawet Piotrek Żyła w to grał. (śmiech)

W ogóle czasy są dziś inne, nas trzeba było siłą zaciągać do domu i niejeden raz dostawałem burę za to, że wracałem po umówionej godzinie. Tymczasem dziś dziecko trudno „wypędzić” na dwór.

Ma Pan już jakiś pomysł, jak temu zaradzić?

Chcemy stworzyć różne programy we współpracy z Ministerstwem Sportu i z osobami, które są zaangażowane w dane dyscypliny. Będziemy promować biegi, zjazdy czy skoki, choć te ostatnie to nie jest sport dla wszystkich. Często zdarza się tak, że ktoś rwie się do sportu, a potem mu przechodzi, więc potrzebna zdaje się ogromna praca rodziców, to, żeby oni wspierali swoje dzieci nawet w momentach zwątpienia.

Podam taki przykład: Jaś Szturc ma u siebie na treningach dziewczynę i chłopaka gdzieś ze Śląska,

Materiały prasowe PZN. Fot.: Tomasz Markowski

z miejscowości oddalonej od Wisły o mniej więcej 100 km. No i czwarty rok mija, a oni nadal przyjeżdżają co drugi dzień. Jak widać wsparcie i zaangażowanie rodziców jest bardzo ważne.

W zawodowym sporcie osiągnął Pan wszystko. Jak to się stało, że sportowiec z takimi sukcesami na koncie postanowił zostać działaczem?

Ja kończyłem przygodę ze skokami grubo po trzydziestce i wiedziałem, że to dla mnie za wcześnie na pożegnanie ze sportem w ogóle. Tym bardziej, że uprawiałem dyscyplinę pełną adrenaliny i wiedziałem, że nie mogę tak z dnia na dzień się od tego odciąć. Więc kiedy nadarzyła się okazja, żeby trochę pojeździć w rajdach, to z niej skorzystałem. Jeździłem 6 lat, ale to bardzo kosztowny sport i bez sponsora jest ciężko.

I wtedy pojawiła się propozycja ze związku – do obsadzenia było stanowisko dyrektora sportowego. Ja się zgodziłem, ale od razu zastrzegłem, że ja za biurkiem nie będę siedział, że będę raczej takim menadżerem, który będzie jeździł z chłopakami i robił różne rzeczy, niekoniecznie będące w zakresie obowiązków dyrektora. Pomagałem organizacyjnie, nosiłem zawodnikom rzeczy po skoku, zdarzało mi się pełnić funkcję rzecznika prasowego, więc prezesowanie było dla mnie naturalnym, kolejnym krokiem.

Jak zareagowała rodzina na Pana decyzję?

Rodzinę było mi najtrudniej przekonać, ale się udało. Ja się na to kandydowanie zdecydowałem, bo mam wizję tego, jak pomóc dyscyplinom zimowym w Polsce, i chcę coś zrobić dla sportu.

Przejmuje Pan związek po 16 latach prezesowania Apoloniusza Tajnera. Czy będzie Pan kontynuował projekty swojego poprzednika, czy raczej pójdzie Pan swoją drogą?

Moja kadencja nie będzie łatwa –będę próbował powtórzyć sukcesy prezesa Tajnera, bo to właśnie za jego czasów przyszły świetne wyniki w skokach i w biegach. Mamy bardzo utalentowaną młodzież; zrobiliśmy duży postęp choćby w snowboardzie i zjazdach. Dlatego chciałbym, żeby związek pod moim przewodnictwem przyczynił się do zdobycia przez zawodników jak największej liczby medali i sukcesów.

Już na pierwszym zebraniu zarządu podzieliliśmy się odpowiedzialnością tak, żeby każdy miał swoją „działkę”. I tak ktoś zajmuje się zjazdami, ktoś –kombinacją norweską, a ktoś jeszcze inny – kontaktem z klubami i szkołami. To już zaczyna przynosić dobre efekty.

Powołałem też koordynatorów dla każdej grupy w związku – to są ludzie, którzy mają bezpośredni kontakt z trenerami i dzięki temu usprawniają komunikację. Chcę uniknąć nieporozumień, które wynikały z tego, że kanał transmisyjny między grupami a zarządem okazał się niedrożny. Jak dodamy do tego nowego dyrektora sportowego, to powinno to zacząć działać niczym dobrze naoliwiona maszyna.

Przenieśmy się na chwilę w przyszłość: chciałby Pan zostać zapamiętany jako prezes z sukcesami w sporcie zawodowym, czy raczej jako ten, który przyciągnie do sportu więcej młodzieży?

Prezesa rozlicza się przede wszystkim z wyników, bo za wynikami idą pieniądze. Jak są pieniądze, to można lepiej inwestować w zdolną młodzież. Już teraz PZN bardzo pomaga klubom, choć nie jest to nasz statutowy obowiązek. Naszym głównym zadaniem jest szkolenie profesjonalistów. Niemniej mamy takie programy, np. we współpracy z Orlenem, w ramach których przekazujemy klubom sprzęt czy fundujemy stypendia zawodnicze i trenerskie. Dzięki temu trener może skupić się na tej jednej pracy

i dać to, co ma najlepszego, a nie szukać dodatkowych „fuszek”. Taki trener poświęca więcej czasu i uwagi zawodnikom, a to przekłada się na wyniki.

Kolejny ważny temat to promocja sportów zimowych. Chcemy zaktywizować sportowo jak najwięcej młodzieży, bo będzie to z korzyścią i dla nich, i dla zawodowego sportu.

Jak Pan ocenia kondycję polskich sportów zimowych? Czy mamy czegoś za mało, żeby odnieść sukces?

Zawsze jest czegoś za mało. (śmiech) Mamy za mało gór, za mało obiektów, za mało tras, za mało śniegu. Dlatego w pewnych dyscyplinach nigdy nie będziemy taką potęgą, jak na przykład Austriacy czy Szwajcarzy w zjazdach. Jednak chodzi o to, żeby w miarę możliwości eliminować obiektywne przeszkody, budować trasy FIS-owskie czy całoroczne hale ze śniegiem. To są też wyzwania związane z klimatem i coraz krótszą zimą – w tym roku puchar świata w skokach startuje w Wiśle, gdzie rozbieg będzie lodowy, ale lądowanie odbędzie się na igielicie.

Na szczęście profesjonalne obiekty sportowe pojawiają się też w Polsce, a my mamy taki plan, żeby wybudować małe skocznie przy dużych miastach. Głównie po to, żeby dzieciaki mogły sprawdzić, czy skakanie sprawia im przyjemność i czy może chciałyby trenować bardziej na serio. Uprawianie sportu – nawet tak ekstremalnego jak skoki – może procentować w dorosłym życiu, bo człowiek ma wtedy wyćwiczone, jak zachować się w trudnych sytuacjach, jak upadać, żeby sobie nic nie zrobić.

Skoro temat młodzieży pojawił się kolejny raz w naszej rozmowie, to chciałabym zapytać o Pana receptę na wyciągnięcie dzieciaków zza ekranów smartfonów.

Przewrotnie odpowiem, że pandemia w pewnym sensie pomogła, bo

8 WYWIAD WYDANIA

młodzi ludzie potrzebowali wyjść z domów po blisko dwóch latach zamknięcia. Z moich rozmów z trenerami wynika, że młodzież chce trenować, ruszać się. Dlatego rolą trenerów jest wykorzystać ten moment i przekuć chęci w sukcesy sportowe. Ale to nie może być nudne, powtarzalne, trzeba pokazywać dzieciakom, że trening może być zabawą i może sprawiać frajdę. Ważne jest też to, żeby każdemu potem poświęcić trochę czasu, powiedzieć, co robi dobrze, a co jest do poprawy.

Trzeba też rozmawiać z rodzicami, bo oni często nie doceniają możliwości swoich dzieci, coś wydaje im się dla nich za trudne, zbyt niebezpieczne. A dzieciakom w to graj, one chcą wyzwań.

Co Pan sądzi o skokach kobiet?

To na pewno jest sport, który będzie się rozwijać, ale w którą stronę, to trudno powiedzieć. Kobiety są jednak zupełnie inne od chłopaków. Oczywiście, jako związek szkolimy też kobiety, ale proszę pamiętać, że to jest sport dla najtwardszych, wymagający wielu wyrzeczeń.

W tej chwili ja widzę na świecie 15–20  zawodniczek na naprawdę przyzwoitym poziomie, porównywalnym do mężczyzn. Kobiety wykorzystują tę samą technikę, takie samo odbicie, tylko rozbieg muszą mieć dłuższy. Natomiast – ze względu na to, że jest to stosunkowo młoda dyscyplina –różnice między zawodniczkami są ogromne. Jedna skacze 130 metrów, a druga – ledwo 80 metrów i jeszcze walczy w powietrzu o to, żeby nie spaść na bulę. Dlatego myślę, że trzeba dać tej dyscyplinie czas.

Skoki to sport dający ogromną adrenalinę, podobnie jak motoryzacja. Jak to się stało, że zaczął Pan jeździć w rajdach?

Dwa lata przed końcem kariery zgłosił się do mnie team, którego marzeniem

było wystartować w Dakarze. Zaproponowali, żebym pojechał z nimi. Uznałem wtedy, że to jakaś ich fanaberia, ale z ciekawości zapytałem: „Dlaczego ja?”. Powiedzieli, że wiedzą, że mam samochód terenowy i jeżdżę po górach. I rzeczywiście, ja od zawsze byłem pasjonatem motoryzacji, ale nigdy nie myślałem o zawodowym ściganiu. Trochę na odczepnego powiedziałem, żeby się do mnie zgłosili, jak przestanę skakać, bo myślałem, że odpuszczą, ale nie odpuścili. Spotkaliśmy się ponownie, przedstawili biznesplan i rozpoczęliśmy współpracę.

Karierę na skoczni zakończyłem w marcu, a od połowy kwietnia zacząłem trenować jazdę rajdową. Wydawało mi się, że jak mam prawo jazdy 15 lat, to umiem jeździć, ale rajdy to zupełnie inna bajka. Dzięki pomocy Red Bulla kupiliśmy stare Mitsubishi Pajero – 180 KM w dieslu. Auto pomógł nam wyszykować Mirek Zapletal, doświadczony czeski rajdowiec świeżo po rehabilitacji złamanego kręgosłupa. Mirek był też naszym suportem w trakcie rajdu.

Pierwszy Dakar był bardzo trudny –po trzech dniach zastanawiałem się, co mnie podkusiło, żeby siedzieć przy 60 stopniach Celsjusza w kabinie zamiast na fotelu w domu przed telewizorem. W takim samochodzie nie ma klimatyzacji, jest piekielnie gorąco, człowiek ma na głowie kask, na sobie – specjalny kombinezon, a odcinki mają po 300, 600 czy 700 km. Ale złapałem bakcyla – jak ktoś kiedyś mi powiedział, takie ściganie jest niczym choroba zakaźna, której nie da się wyleczyć. Im bliżej było do końca, tym częściej rozmawiałem z moim pilotem o powrocie w kolejnym roku i o tym, żebyśmy ogarnęli lepsze auto. No i wróciłem jeszcze kilka razy.

Co było dla Pana najtrudniejsze w trakcie rajdu?

Zdecydowanie temperatury. Potrafiłem wypić 8–9 litrów wody dziennie, podczas gdy jako skoczek wypijałem

pół litra. Musiałem też w miarę szybko przybrać na wadze do jeżdżenia – kończyłem karierę z wagą 52 kilogramów, a na Dakarze się chudnie, więc musiałem mieć z czego schodzić. Przed Dakarem ważyłem już około 64 kilogramów. Rajdy to też bycie dosłownie przywiązanym do fotela – trzeba mieć na sztywno pozapinane pasy, żeby w razie wypadku być dobrze chronionym. To z kolei powodowało różne napięcia w ciele i bóle, więc gdyby nie nasz osteopata, nie wiem, jak bym ten Dakar przejechał. Kolejna rzecz to pył –możesz mieć superszczelny samochód, a i tak na metę wjeżdżasz z pyłem w oczach, uszach, nosie i zębach.

To jest naprawdę trudny wyścig –pamiętam, jak zmarł z wycieńczenia 40-letni motocyklista – i nie każdy jest w stanie go przejechać, nawet jeśli ma duże pieniądze i świetny samochód. Trzeba być gotowym na różne niewygody, a do tego być doskonale przygotowanym do startu.

Skoro to takie trudne, dlaczego chciał Pan to zrobić? Dlaczego ludzie decydują się na takie niewygody? Jaka magia ciągnie na Dakar?

To przede wszystkim rywalizacja i chęć pokonania pewnych barier. Na początku nauki jazdy rajdowej czułem się, jakbym znowu miał 6 lat i zaczynał skakać. Byłem totalnym nowicjuszem, popełniałem błędy, urywałem koła, dachowałem, więc kiedy później pewne rzeczy zaczęły mi wychodzić, satysfakcja i frajda były ogromne. Do tego adrenalina, którą czuje się nie przez 10 czy 15 sekund, jak w skokach, ale przez kilkadziesiąt minut czy kilka godzin. Po każdym dobrze przejechanym odcinku sam do siebie mówiłem, że było fantastycznie, i planowałem, co zrobię kolejnego dnia.

Te małe zwycięstwa mnie motywowały, chciało mi się walczyć o jeszcze większy budżet, jeszcze lepsze auto, nauczyłem się też zarządzania. W skokach miałem wszystko podane

9 WYWIAD WYDANIA

na tacy – w rajdach musiałem sam to zorganizować.

Bardzo ważna w tym wszystkim była moja głowa – jeśli coś sobie postanowiłem, na czymś mi zależało, szedłem do przodu. W ogóle nastawienie to w sporcie bardzo ważna rzecz – widzę, że jest z tym spory problem wśród profesjonalnych sportowców. Wydaje im się, że dają z siebie wszystko, swoje 100%, ale to za mało. W moich skokach musiało zagrać wszystko, przygotowanie fizyczne i mentalne, na 200%. Żeby być mistrzem, nie można odpuszczać, nie można popadać w samozadowolenie, trzeba ciężko pracować nie tylko na treningu, ale też po nim. Zwłaszcza, kiedy coś nie wychodzi. Trzeba kombinować, szukać rozwiązania i wracać na trening z propozycjami od siebie.

Czyli głowa jest kluczem do sukcesu?

W jakiejś mierze na pewno. Choć oczywiście na wynik składa się masa czynników – predyspozycje osobnicze, stopień wytrenowania, dieta. Wszystko musi zagrać. Ale to, co w głowie, jest kluczowe. Ilu było zawodników, którzy na treningach czy w kwalifikacjach skakali świetnie, a w konkursie nie kwalifikowali się nawet do trzydziestki?

Zawodowy sportowiec to maszyna, w której swoją rolę do odegrania ma każdy trybik. Kiedy maszyna działa, rodzą się mistrzowie tacy jak Kamil Stoch, Dawid Kubacki czy Justyna Kowalczyk.

Trzeba sobie też stawiać cele, wiedzieć, co się chce osiągnąć, i mieć świadomość, że cena może być naprawdę bardzo wysoka.

Jaka była ta cena w Pana przypadku? Co zabrał Panu sport?

Sport najpierw zabrał mi moje dzieciństwo, a potem – dzieciństwo mojej córki. Kiedy Karolina była mała, ja stałem się w domu gościem. To dla mnie

zdecydowanie najbardziej bolesne. Pozbawił mnie też prywatności – do dziś mam problem z poruszaniem się w miejscach publicznych. Oczywiście teraz mniej niż kiedyś, ale nadal zdarza się tak, że chcę spędzić czas tylko z rodziną, a nie jest mi to dane. Sport zmuszał mnie też do drakońskiej diety, której musiałem sam pilnować, bo do pewnego momentu nie miałem dietetyka. Przez pewien czas na stołówkę chodziłem z wagą i wszystko ważyłem; po kilku latach wystarczył mi rzut oka na jedzenie i wiedziałem, ile waży i ile ma kalorii.

Tak więc życie profesjonalnego sportowca to bardzo dużo wyrzeczeń. Ludzie zazdroszczą nam sukcesów i popularności, ale droga do wyników jest długa, praca – ciężka, a cena – wysoka.

Dodatkowo jakiś czas temu doszedł jeszcze jeden element, czyli hejt w internecie. Negatywne komentarze, trollowanie to zjawiska na porządku dziennym. Trzeba o tym mówić, walczyć z tym, bo to może zniszczyć każdego człowieka, sportowca też.

Jakie cechy Pan w sobie lubi?

To trudne pytanie. (śmiech) Chyba powinni na nie odpowiedzieć ludzie, którzy ze mną pracują, czy rodzina. Ciężko jest mi mówić o sobie, nie umiem za bardzo siebie chwalić.

Mimo wszystko proszę spróbować.

Na pewno cenię w sobie otwartość i to, że staram się być po prostu dobry dla ludzi. Choć nauczyłem się też odmawiać, bo trzeba stawiać granice. Lubię w sobie to, że nie boję się wyzwań, czy to w sporcie, czy to w życiu. Jestem też uparty i konsekwentny, jak się za coś zabieram, muszę to skończyć. W domu robię dużo rzeczy sam i raczej nic nie zostawiam na później, bo wiem, że mogę nie mieć czasu. Oczywiście ten mój upór ma też swoją ciemną stronę, o czym czasem przypomina mi żona, kiedy wspomina, że jestem trudny.

Ja w ogóle kieruję się w życiu zasadą odpowiadania dobrem na zło. Kiedy jeszcze byłem skoczkiem, zdarzało się, że ktoś próbował wyprowadzić mnie z równowagi. Dzięki pracy z psychologiem nauczyłem się, żeby nie reagować złością czy agresją, bo to szkodzi głównie mnie samemu. Taki człowiek ma wtedy satysfakcję, że mi dopiekł, że sprowokował, a ja tracę wewnętrzny spokój. Dlatego dziś nawet jak ktoś mnie atakuje, staram się być dobry, przyjazny, bo to rozbraja agresję.

Jest Pan bardzo zajętym człowiekiem, ale na pewno ma Pan też czas na relaks. Co robi Adam Małysz, kiedy nie pracuje?

Rzeczywiście cały czas mam bardzo dużo pracy, więc choć czasem chciałbym po prostu przyjechać do domu i nic nie robić przez kilka dni, to wiem, że jestem coś winien mojej rodzinie, która tyle lat wspierała mnie w moim sportowym życiu. Dlatego, gdy tylko mamy czas, robimy coś razem, jedziemy gdzieś razem, nawet na kilka dni, żeby coś zobaczyć, zwiedzić. Ostatnio na przykład pojechaliśmy autem na trzy dni do Serbii. Moja żona uwielbia podróże, a ja tych podróży miałem aż nadto przez całą karierę, więc czasem wolałbym posiedzieć, ale powoli przekonuję się do takiego bardziej aktywnego spędzania czasu.

Kiedy wyjeżdżamy gdzieś na dłużej, do ciepłych krajów, lubię poleżeć sobie w cieniu – bo raczej się nie opalam –i poczytać książkę czy obejrzeć film.

Czego Panu życzyć na 2023 rok?

Przede wszystkim zdrowia, bo ono jest najważniejsze, zwłaszcza w obecnej postpandemicznej sytuacji. Ale też spełnienia marzeń i osiągnięcia celów, które sobie stawiam.

To tego Panu życzę i dziękuję za rozmowę.

10 WYWIAD WYDANIA
Plac Niepodległości 7, Zakopane
Jedno miejsce, wiele przyjemności...
Dwie renomowane restauracje i luksusowy aparthotel.
DESIGN

– W salonie Si Home mamy bogatą ofertę wyposażenia od topowych marek, dzięki którym każdy może stworzyć swoje wymarzone, przytulne i innowacyjne wnętrze. Mamy ekskluzywne meble, oświetlenie nowoczesne, klasyczne i techniczne, dekoracje i sztukaterię. A jeżeli czegoś nie mamy, to znajdziemy to dla Państwa! Zapraszamy na stronę www.sihome.pl oraz do sklepu stacjonarnego w Krakowie przy ul. Zakopiańskiej 56 po wnętrzarskie inspiracje –mówi właścicielka Katarzyna Szypuła

Dyskretny

urok kamienia

Od pewnego czasu naturalne materiały wracają do łask projektantów. Nie inaczej było w roku 2022 – w modnych wnętrzach królowały surowce pozyskane z natury: drewno, włókna naturalne, skóra i oczywiście kamień. Ten ostatni świetnie wygląda we wszystkich wnętrzach, a mnogość zastosowań sprawia, że to tworzywo niezwykle uniwersalne!

Wielki powrót trawertynu

Najpopularniejszy od kilku sezonów marmur ma kilku godnych konkurentów. Jednym z nich jest trawertyn, który po wielu latach wraca w szlachetnej odsłonie i idealnie komponuje się we wnętrzach urządzonych w ciepłych tonacjach. Ten ponadczasowy, jasny kamień pojawia się w najnowszych kolekcjach uznanych marek przede wszystkim w formie eleganckich dodatków. Monolityczne stoliki kawowe zachwycają prostymi kształtami w połączeniu z surowością materiału. Mniejsze formy takie jak trawertynowe świeczniki, misy i wazony będą idealnym dopełnieniem stylowego wnętrza.

Alabastrowe lampy

Skalnego surowca nie mogło zabraknąć w oświetleniu. Zarówno lampy stojące, jak i wiszące coraz częściej wzbogacane są elementami kamiennymi. Najbardziej popularny jest alabaster, który dzięki swojej wyjątkowej transparentnej strukturze tworzy niesamowitą grę światła. Znajdziemy go zarówno w bogato zdobionych klasycznych lampach, jak i w nowoczesnym, minimalistycznym wydaniu.

Trendy wnętrzarskie w roku 2023

Nadchodzący rok nie przyniesie rewolucyjnych zmian – ponadczasowe, naturalne materiały i ciepłe, jasne kolory będą chętnie wykorzystywane przez projektantów do tworzenia przytulnych przestrzeni, a kamienne dodatki i ozdoby pozostaną na czasie.

Premium Magazine DESIGN
Kod rabatowy 20% dla czytelników Tatra

Willa Mak Residence –

luksusowy wypoczynek

z historią w tle

Willa Mak to luksusowy pensjonat, który kontynuuje wspaniałe międzywojenne tradycje najlepszych pensjonatów Zakopanego, odwiedzanego wówczas

licznie przez śmietankę towarzyską i bohemę artystyczną z całej Polski –o willi rozmawiamy z Barbarą Buczek, właścicielką pensjonatu.

Willa Mak to miejsce z bogatą historią. Z czego słynęła?

Barbara Buczek: W okresie międzywojennym odbywały się tu spotkania Klubu Brydżowego, na które przychodziło wielu znanych Polaków. Bywał tu m.in. Kornel Makuszyński, autor poczytnych książek dla dzieci i młodzieży („O dwóch takich, co ukradli księżyc” czy „Szatan z siódmej klasy”), Marian Hemar – poeta, satyryk i autor teksów piosenek, z których kilkaset stało się przebojami, czy Karol Szymanowski – jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów i pianistów.

Pietyzm, z jakim odtworzono Willę, zachwyca!

To zasługa pracowni architekta Karpiela-Bułecki. Chcieliśmy odtworzyć detale architektoniczne i kształt autentycznej Willi Mak, wybudowanej w 1914 r. przez rodzinę Makowieckich, polskich ziemian pochodzących z Besarabii. I tym samym przywrócić Zakopanemu historyczne miejsce. Wspomnę, że przed Willą Mak znajdowała się jedna z pierwszych fontann w Zakopanem, tłumnie odwiedzana zarówno przez mieszkańców, jak i turystów.

Czym się kierowaliście, odtwarzając dawną świetność budynku?

Inspiracją była książka Stanisława Makowieckiego „Ze stepu w Tatry”, opowiadająca o życiu autora i jego rodziny w Willi

ul. Zamoyskiego 19, Zakopane Facebook: willamakzakopane Instagram: willa_mak_zakopane

Mak, gdzie matka i ciotki prowadziły pensjonat. To dzięki barwnym opisom mogliśmy przywrócić fascynujący klimat międzywojennej elegancji i smaku.

Pomówmy więc o wystroju Willi...

Chcieliśmy, by nasi goście mogli się przenieść w świat luksusu nowoczesnego, ale opowiadającego na nowo historię Zakopanego. Stąd wnętrze Willi to mix nowoczesności i autentyzmu – naturalne materiały, dbałość o rzemieślnicze detale i nawiązanie do tradycji artystycznych Zakopanego. Urozmaicają to historyczne zdjęcia i odnalezione na strychach autentyczne, fascynujące przedmioty ucieleśniające ducha epoki.

Co jeszcze oferuje Willa Mak osobom szukającym unikalności i międzywojennego klimatu górskiego wypoczynku?

Nasi goście mogą zrelaksować się w eleganckim SPA, wyposażonym w popularne w międzywojniu sauny turecką i fińską, oraz w przywracającej płucom zdrowie tężni solnej, przed którą można wypocząć na pięknych, drewnianych leżakach. Do tego przestrzeń do wypoczynku i wspólnego spędzenia czasu, specjalne programy i zaangażowana obsługa, które gwarantują wypoczynek z prawdziwie przedwojenną klasą.

16 TURYSTYKA I REKREACJA

W przeszłość mają też przenieść smaki inspirowane historią Zakopanego.

Nasza Willa zaprasza na doskonałe zakopiańskie śniadania w stylu fusion, inspirowane tyglem kulturowym, jaki stanowiło przedwojenne Zakopane. Pyszne, autorskie menu, także zainspirowane książką „Ze stepu w Tatry”, zostało zaprojektowane przez kucharza

Artura Pasonia – to dzięki jego staraniom możemy dziś odkrywać wyjątkowe smaki i przenieść się w przeszłość.

Co może nas zaskoczyć w menu?

Tylko u nas serwowana jest odtworzona receptura oryginalnej, besarabskiej, słonecznej mamałygi, ulubionego dania Stasia Makowskiego i gości jego rodzinnego pensjonatu, oraz buterbrody – epickie zakopiańsko-austriackie kanapki skomponowane z użyciem lokalnych składników.

Zapraszamy do korzystania z uroków naszej Willi!

17 TURYSTYKA I REKREACJA
Fot.: Lidia Gombos www.lidiaboss.pl

Vanuba –kapcie, które pokochasz od pierwszego kroku

Vanuba to polska marka prosto z Podhala. Specjalizuje się w ręcznym szyciu wysokiej jakości kapci skórzanych oraz pantofli i klapek górskich. – Robimy to, co kochamy. Zależy nam, by nasze kapcie przełamywały rutynę tego, co dostępne na sklepowych półkach. Jednocześnie chcemy łączyć w nich piękno i doskonałą jakość, by były idealnym uzupełnieniem przytulnej, domowej atmosfery. Nieustannie rozwijamy naszą ofertę, nie zapominamy jednak o naszych korzeniach i tym, co dla nas ważne, czyli o ludziach i ich potrzebach – mówi właściciel firmy

W trosce o środowisko

Do szycia pantofli wykorzystywane są wyłącznie naturalne materiały. W odstawkę poszły te syntetyczne, które zaśmiecają środowisko. – Podczas produkcji zwracamy uwagę na każdy, choćby najdrobniejszy szczegół, od rygorystycznej selekcji najlepszych gatunkowo skór poprzez mistrzowskie szycie. Bo kapcie Vanuba mają też służyć naszym klientom jak najdłużej w jak najlepszym stanie – wyjaśnia właściciel firmy

Vanuba ma własną garbarnię i szwalnię, co pozwala na ścisłą kontrolę

każdego etapu produkcji obuwia domowego. Pracownicy szwalni latami uczyli się obcować z tak trudnymi tworzywami jak puszysta owcza wełna czy elastyczna owcza skóra. Z kolei koncepcje i projekty poszczególnych modeli kapci to skutek połączenia inspiracji podhalańskim folkiem z miłością do minimalistycznego designu. W efekcie kapcie Vanuba łączą w sobie oryginalny design i wyjątkowy komfort.

Doskonałe do domu

– Projektujemy i szyjemy dla całej rodziny, na małe i duże stopy. Tworzymy

18 MODA

Chcesz dodać swojemu wnętrzu szczyptę przytulności i ciepła w folkowym stylu? Postaw na najwyższej jakości domowe kapcie i akcesoria z owczej skóry od Vanuba. To rodzinna firma z Nowego Targu, u stóp Gorców, w której rzemieślnicza tradycja przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.

www.vanuba.com

zamowienia@vanuba.com

+48 728 334 189

Infolinia czynna od pon. do pt. w godz. 8:00–15:00

modele dla wielbicieli klasyki i tradycjonalizmu, dla miłośników ekstrawagancji i poszukiwaczy ekskluzywnego szlifu, dla fanów innowacji i przełamywania konwencji oraz tych, którzy lubują się w doskonałym smaku i najwyższej jakości – mówi właściciel firmy.

Zakład produkuje też akcesoria do domu nawiązujące do stylu góralskiego i wykonane z naturalnej skóry owczej. Doskonale nadają się do ocieplenia surowszych wnętrz w stylu industrialnym, minimalistycznym czy skandynawskim. Są to m.in. miękkie siedziska na krzesła, skóry owcze czy dywany w różnych kolorach. Co więcej, tkane dywany także powstają w zgodzie z ideą zero waste – wykonane są z elementów pozostałych po produkcji kapci.

Akcesoria i kapcie Vanuba to ciepło oraz wygoda. Jakość, mistrzowskie szycie i wyjątkowe wzornictwo będą znakomitym dopełnieniem przytulnej atmosfery w każdym domu. Sprawdź najnowszą kolekcję i przekonaj się sam.

19 MODA

Balhouse:

drewno & design

Balhouse to studio projektowe specjalizujące się w tworzeniu wnętrz domów z bali. Prace prowadzi od 2007 r. na terenie całej Polski. Eksperci Balhouse zręcznie godzą wymagania funkcjonalne z oczekiwaniami estetycznymi właścicieli drewnianych domów. Firma zapewnia kompleksową usługę od projektu koncepcyjnego wnętrz, po nadzór autorski na budowie.

– Zawsze staramy się uświadamiać naszym klientom, że projektowane dla nich wnętrza są tak indywidualne, jak oni sami. Muszą się w nich dobrze czuć bez względu na zmieniającą się modę. To, co wspólnie wypracujemy, ma dawać poczucie spokoju, wytchnienia i bezpieczeństwa na lata – mówi Katarzyna Zachariasz-Rybak, właścicielka Balhouse.

www.balhouse.pl

– Podstawą dla stworzenia dobrego, satysfakcjonującego projektu jest rozmowa z inwestorem. Dlatego każdy projekt w Balhouse rozpoczynamy od spotkania, podczas którego inwestor może określić swoje oczekiwania i potrzeby. Następnie przychodzi etap projektowania, uzgadniania i realizacji.

– Towarzyszymy naszym zleceniodawcom na każdym etapie, aż do końcowych odbiorów. Nasi klienci mogą liczyć na nasz profesjonalizm i doświadczenie w pracy z drewnem i z wnętrzami domów drewnianych, a zwłaszcza domów z bali. Ale staramy się dać coś jeszcze: poczucie, że po drugiej stronie jest człowiek, który chce zrozumieć inwestora i jego potrzeby. Dobry kontakt międzyludzki jest dla nas kluczowy, spędzamy ze sobą wiele godzin na rozmowach i uzgodnieniach; wspólnie dokonujemy wyborów i wspólnie szukamy kompromisów. To proces twórczy o ciekawej dynamicie, w którym tworzy się szczególna energia. Ten „aspekt ludzki” to wartość dodana współpracy z nami – podsumowuje Katarzyna Zachariasz-Rybak.

+48 509 733 489 | katarzyna.rybak@op.pl | Facebook: wnetrzadomowzbali

19 grudnia 1937 r. to data, która w historii Krynicy-Zdrój zapisała się na stałe. W tym dniu pierwsi turyści wyruszyli koleją linowo-terenową na Górę Parkową, a podczas uroczystego otwarcia nie zabrakło tak znamienitych postaci jak Aleksandra Piłsudska, żona marszałka Józefa Piłsudskiego, czy Leon Nowotarski, inżynier oraz niezapomniany gospodarz uzdrowiska.

Kolej linowo-terenowa na Górę Parkową powstała na fali entuzjazmu, który towarzyszył jej twórcom po sukcesie technicznym, organizacyjnym i finansowym związanym z budową i otwarciem kolei linowej prowadzącej na Kasprowy Wierch – była to pierwsza tego typu kolej w Polsce. Z okazji 85-lecia tej w Krynicy-Zdroju przygotowano wiele jubileuszowych atrakcji.

Park Światła przepełniony blaskiem retroiluminacji

Zimą wielką atrakcją Góry Parkowej staje się Park Światła, który stanowi najjaśniejszy punkt w Krynicy-Zdrój. Na turystów odwiedzających Górę Parkową czekają retroiluminacje przepełniające wzniesienie swym

ośrodka turystycznego PKL Góra Parkowa

19 grudnia 1937 r. turyści wyruszyli pierwszą w Polsce koleją linowo-terenową, właśnie uruchomioną, na Górę Parkową w Krynicy-Zdrój. Rok 2022 dla ośrodka turystycznego Grupy PKL jest wyjątkowy – wiosną, po przeprowadzonej modernizacji, obiekt został udostępniony gościom, a w grudniu świętuje 85. urodziny. To właśnie z tej okazji Polskie Koleje Linowe przygotowały retroatrakcje, które nie tylko przeniosą nas w czasie, ale także umilą nam zimowe wieczory.

22 WYDARZENIA
85 urodziny
Arch. PKL. Fot.: Adam Brzoza Arch. PKL. Fot.: Adam Brzoza

blaskiem oraz zdobiące Park Światła. Złote sanie z parą koni, inspirowane historycznymi fotografiami Krynicy z lat 20. XX w., imponująca, ponad 6-metrowa fontanna świetlna, iskrzące altanki, a także patefon połyskujący od świateł – to tylko niektóre z atrakcji. Park Światła to miejsce wyjątkowe nie tylko ze względu na efekt milionów energooszczędnych, ledowych lampek, ale również dzięki swojemu magicznemu położeniu na szczycie góry oraz sąsiedztwu pięknych zabudowań stacji kolei linowo-terenowej, które tworzą tę niezwykłą przestrzeń.

Świetlista zimowa aranżacja nie byłaby kompletna bez choinki. Podczas mikołajek na Górze Parkowej świąteczne drzewko zostało uroczyście rozświetlone. Na tarasie Kawiarni Parkowej nad głowami jej gości rozpościera się świetlny baldachim, stworzony z tysięcy połyskujących lampek.

Jubileuszowy konkurs

Turyści, którzy odwiedzili Górę Parkową 19 grudnia 2022 r., zostali przywitani jubileuszowym tortem oraz otrzymali

oryginalną pocztówkę stworzoną specjalnie na tę okazję. Na pocztówce każdy mógł odbić jubileuszową pieczątkę, która (oprócz standardowego stempla z Góry Parkowej) będzie do dyspozycji turystów do końca 2023 r.

PKL zapowiadają, że w ośrodku turystycznym na Górze Parkowej jubileuszowy będzie cały rok.

Konkursy z nagrodami – wygraj weekend w Krynicy-Zdrój i na Górze Parkowej

PKL dla turystów zorganizowały jubileuszowy konkurs: w grudniu, styczniu oraz lutym do wygrania są dwa podwójne zaproszenia na weekend do Krynicy-Zdrój. Organizator zwycięzcom gwarantuje nocleg w hotelu*** Jaworzyna Krynicka wraz z wyżywieniem oraz uroczystą kolację w przepięknych wnętrzach Parkowej Restauracji na Górze Parkowej, a także prywatną wycieczkę z przewodnikiem Babą z Gór. W konkursie udział może wziąć każdy, wystarczy stworzyć nagranie lub gif z niezapomnianą zapowiedzią dotyczącą

atrakcji Parku Światła, który stanowi zimową atrakcję ośrodka.

Warto śledzić stronę internetową GoraParkowa.pl oraz media społecznościowe PKL i Góry Parkowej, ponieważ – jak zapowiadają PKL –konkursów i niespodzianek będzie w tym roku jeszcze więcej.

Góra Parkowa – olśniewa historią, zachwyca nowoczesnością

Warto dodać, że PKL – aby przywrócić dawny blask tego miejsca i oddać jego niepowtarzalny charakter, a także przybliżyć turystom historię Krynicy-Zdroju – przeprowadziły modernizację budynków obu stacji. Odrestaurowane zostały legendarne wagoniki pochodzące z 1937 r. Modernizacja trwała dwa lata, a od maja 2022 r. turyści odwiedzają już ośrodek na Górze Parkowej w nowej odsłonie.

W odnowionym ośrodku PKL goście mogą za pomocą multimediów powrócić do przeszłości, poczuć dawny czar tych miejsc, przekonać się o ich wyjątkowości i skorzystać z oryginalnych, całorocznych retroatrakcji organizowanych przez PKL.

WYDARZENIA

designu

Villa Gorsky –udany mariaż górskiego stylu i nowoczesnego

Villa Gorsky to miłość do drewna, rzemieślniczy kunszt i dopracowany detal. W niepowtarzalnych wnętrzach góralska tradycja łączy się ze współczesną elegancją. Tu poczujesz magię gór w komfortowym i luksusowym wydaniu.

Villę Gorsky tworzą trzy przestronne drewniane domy oraz przytulny apartament w zacisznym zakątku Poronina. Państwo Górscy sami je zaprojektowali i zaaranżowali ich wnętrza. Meble i łóżka zostały wykonane ręcznie przez lokalnych mistrzów rzemiosła lub wyszukane w sklepach z antykami. W domach są też misy i tace ręcznie wytwarzane przez członków rodziny Górskich.

Tradycyjne materiały perfekcyjnie komponują się z nowoczesnym designem. – Chodziło nam o stworzenie nie tylko pięknego i klimatycznego, ale przede wszystkim komfortowego i funkcjonalnego wnętrza, by goście mogli tu naprawdę odpocząć. Villa Gorsky to wypoczynek w ciszy, w otoczeniu tatrzańskich lasów i łąk, z widokiem na majestatyczną panoramę Tatr – mówi Anna, która w imieniu rodziny Górskich zarządza obiektem.

+48 534 480 254 24
Luxury Chalet Villa Gorsky www.villagorsky.pl
25 TURYSTYKA I REKREACJA

1. Co to jest wełnianka?

W tradycyjnych góralskich domach budowanych z płazów, czyli grubych, drewnianych belek, nie używano żadnego rodzaju zaprawy. Z tego względu między jedną belką a drugą powstawały szczeliny, które należało zatkać, żeby w domu było ciepło. Początkowo używano do tego mchu, jednak od pewnego czasu do mszenia, czy uszczelniania domów, używa się tzw. wełnianki. Są to specjalne wióry z drewna świerkowego, które – zaplecione w warkocz – doskonale izolują drewniany dom.

2. Czy w Tatrach są prywatne lasy?

Choć Tatrzański Park Narodowy zajmuje ok. 95% polskich Tatr, to w najwyższych polskich górach są jeszcze prywatne lasy. To małe obszary,

a wśród nich m.in. niegdysiejsze lasy Siedmiu Gromad, zakupione przez górali w XIX w. Pośrednik, który te lasy kupował za góralskie pieniądze, uznał je za swoje i nawet sprzedał. Jednak z czasem prawowici właściciele odzyskali swoją własność i korzystają z niej do dziś jako Wspólnota Leśna Uprawnionych Ośmiu Wsi w Witowie.

3. Kiedy rozpoczęto wydobywanie kruszców w Tatrach?

Pochodząca z 1255 r. pierwsza wzmianka o poszukiwaniu kruszców w Tatrach okazała się fałszywa. Dziś uważa się, że zainteresowanie pozyskiwaniem podziemnych surowców datuje się na XIV lub XV w. Już w 1417 r. istniały w pobliżu Nowego Targu kopalnie, o czym dowiadujemy się z krakowskich akt miejskich.

4. Który szczyt jest wyższy: Giewont czy Kasprowy Wierch?

Nie ma w polskich Tatrach dwóch bardziej znanych szczytów niż Giewont i Kasprowy. Oba można zdobyć i podziwiać z nich przepiękne widoki. Ale który z nich jest wyższy? Rywalizację wygrywa Kasprowy, który mierzy 1987 m n.p.m. Giewont jest niższy aż o 93 m, ale jego zwalista sylwetka górująca nad Zakopanem sprawia wrażenie znacznie wyższej.

5. Skąd się wzięła nazwa Gęsia Szyja?

Ten jeden z najznamienitszych punktów widokowych wziął swoją nazwę od wąskiego pasa traw położonego na wschodnim grzbiecie reglowego szczytu, który – zdaniem górali – wygląda właśnie jak gęsia szyja.

26 CIEKAWOSTKI
rzeczy, których prawdopodobnie nie wiedzieliście o Tatrach

6. Jak nazywała się pierwsza zdobywczyni południowej ściany Zamarłej Turni?

Zanim została pokonana, południowa ściana Zamarłej Turni kosztowała życie kilku taterników. Przez długi czas była uznawana za najtrudniejszą ścianę wspinaczkową w Tatrach, a poddała się dopiero w 1910 r. Henrykowi Bednarskiemu, Józefowi Lesieckiemu, Leonowi Lorii i Stanisławowi Zdybowi. Pierwszą kobietą, która ją pokonała, była Ela Michalewska-Ziętkiewiczowa; towarzyszył jej Henryk Bednarski.

7. Dlaczego figura św. Jana Nepomucena w Chochołowie stoi tyłem do Czarnego Dunajca?

21 lutego 1846 r. górale chochołowscy zaatakowali najbliższe posterunki

austriackie i węgierskie. Ich zryw miał być częścią ogólnonarodowego powstania, które jednak zostało odwołane, o czym wiadomość nie dotarła do mieszkańców Chochołowa. Po trzech dniach powstanie zostało stłumione przez siły austriackie. Na pamiątkę tego wydarzenia w Chochołowie stanęła figura św. Jana Nepomucena, odwrócona tyłem do Czarnego Dunajca. Była to symboliczna zemsta za to, że mieszkańcy tej sąsiadującej z Chochołowem wsi pomagali władzom w walce z powstańcami.

8. Gdzie znajduje się Siklawica?

Siklawica to wodospad w Dolinie Strążyskiej, który spada z dwóch ścianek: górnej, liczącej 8 m, i dolnej, liczącej 13 m. Ten malowniczy wodospad jest

często odwiedzany przez turystów, bo prowadzący do niego szlak jest łatwy do pokonania nawet przez rodziny z dziećmi.

9. Co to są gielety?

Gielety to drewniane naczynia wyrabiane ze smrekowych klepek, doi się do takich naczyń owce. Pojemność gieletów to od 5 do 30 litrów.

10. Do czego służy noga słonia?

Noga słonia służy do spania. Jest to bowiem krótki śpiwór, sięgający do pasa. Górna część ciała jest chroniona puchową kurtką, więc nie ma potrzeby stosowania śpiwora pełnej długości. Takie rozwiązanie pozwala zaoszczędzić miejsce w plecaku i redukuje wagę sprzętu biwakowego.

27
AUTOR Ewa Szul-Skjoeldkrona Z Tatra Premum Magazine związana od początku. Gdy nie pisze, jeździ kolarką i czyta. Zakochana w Tatrach niskiego sezonu.

Z górki na pazurki

– domki z widokiem

„Z górki na pazurki” to nowe, stylowe domki z zapierającym dech widokiem na Jezioro Czorsztyńskie i panoramę Gorców. Kto je odwiedzi, zakocha się bez pamięci.

Domki „Z górki na pazurki” prowadzi młode polsko-portugalskie małżeństwo z dwójką dzieci. Joanna, góralka z Nowego Targu, i Helder poznali się przy projektowaniu mostów i dróg, oboje chcieli jednak żyć nieco wolniej i spędzać więcej czasu z rodziną.

Od pierwszego wejrzenia

Gdy szukali działki pod budowę własnego domu, trafili na ulicę Błachuty w Falsztynie, skąd rozpościerał się wspaniały widok na Jezioro Czorsztyńskie i góry.

Tak zakochali się w tym miejscu, że plany domu dla siebie odłożyli na później, a w Falsztynie wybudowali sześć niezwykłych domków „Z górki na pazurki”. – Zostawiliśmy tu ogrom czasu i serca, by stworzyć miejsce, którym możemy dzielić się z każdym, kto ceni wspaniałe widoki, stylowe wnętrza i bliskość przyrody – opowiada Joanna.

Inspirowane naturą

– Natura otacza nas tutaj zewsząd i jest ważną częścią naszego życia, dlatego w naszych domkach postawiliśmy na materiały i stylistykę zgodne ze środowiskiem naturalnym – mówi Helder. Elewacje domów wykonane są z desek opalanych

japońską techniką shou sugi ban, tarasy skonstruowano z modrzewia, a nowoczesny plac zabaw – z drzewa akacjowego. Komfortowe domki zostały zaprojektowane dla 5 osób, każdy posiada dwie sypialnie, salon z kominkiem i aneks kuchenny. Ich wnętrza pełne są dobrego designu, a eklektyczna i przytulna przestrzeń zachęca do relaksu i wyciszenia. Zachód słońca podziwiany z dostępnej tutaj sauny oraz balii na długo zapada w pamięć.

Latem – rower, zimą – narty

Otoczenie domków to fascynujący tygiel górskiej flory i fauny Podhala i Spiszu. Latem w jeziorze można łowić ryby, popływać na supie czy poopalać się na brzegu. Cyklistów z pewnością ucieszy, że domki leżą tuż przy jednej z najpiękniejszych ścieżek rowerowych w Polsce – Velo Czorsztyn, w bliskim otoczeniu rezerwatu Zielone Skałki, enklawy Pienińskiego Parku Narodowego. Domki są również doskonałą bazą wypadową

do bliższych i dalszych wędrówek po Pieninach, Gorcach czy Tatrach. Także zimą, bo w okolicy nie brakuje ośrodków i wyciągów narciarskich czy tras biegowych do ski-touringu. W narciarsko-snowboardowym wydaniu odkrywać można m.in. śpiący wulkan, czyli górę Wdżar w Kluszkowcach, gdzie znajduje się kompleks narciarski Czorsztyn-Ski.

Domki Z górki na pazurki www.zgorkinapazurki.com

Falsztyn, ul. Błachuty 50 +48 662 251 098 kontakt@zgorkinapazurki.com

29 TURYSTYKA I REKREACJA

Tatry Super Ski –95 tras, 18 stacji i tylko 1 karnet

30 TURYSTYKA

Do Tatry Super Ski należą ośrodki:

▪ Bachledka Ski and Sun – Ždiar, Słowacja,

▪ Bania Ski & Fun – Białka Tatrzańska,

▪ Czorsztyn Ski – Kluszkowce,

▪ Długa Polana – Nowy Targ,

▪ GrapaSki – Czarna Góra,

▪ Harenda – Zakopane,

▪ Horników Wierch – Białka Tatrzańska,

▪ Jurgów Ski – Jurgów,

▪ Kaniówka – Białka Tatrzańska,

▪ Kotelnica Białczańska – Białka Tatrzańska,

▪ Koziniec – Czarna Góra,

▪ Meander Thermal & Ski Resort – Tvrdošín, Słowacja,

▪ PKL Palenica – Szczawnica,

▪ Polana Szymoszkowa – Zakopane,

▪ Rusiń-Ski – Bukowina Tatrzańska,

▪ Ski Centrum Strachan – Ždiar, Słowacja,

▪ Suche – Poronin,

▪ Witów Ski – Witów.

Tatry Super Ski to skipass łączący Podhale, Spisz i Pieniny w jeden wielki ośrodek narciarski. Na terenie Polski i Słowacji narciarze mają do dyspozycji aż 95 zróżnicowanych tras w 18 ośrodkach narciarskich. Na jednym skipassie można korzystać w sumie z 87 różnego rodzaju kolei i wyciągów. Trasy przeznaczone są zarówno dla początkujących adeptów białego szaleństwa, jak i dla tych bardziej doświadczonych. 14 ze wspomnianych szlaków ma homologację FIS, 16 – PZN. Skipass Tatry Super Ski obejmuje też 7 tras biegowych o łącznej długości 19,5 km.

Sprzedaż skipassów na sezon 2022––2023 już ruszyła. Im szybciej zdecydujesz się na kupno karnetu w sprzedaży internetowej, tym więcej zaoszczędzisz. Rabat na wybrane karnety maleje z każdym kolejnym tygodniem sezonu.

W ramach Tatry Super Ski dostępne są karnety godzinowe, dzienne, kilkudniowe i 14-dniowe. Im dłuższy pobyt, tym cena atrakcyjniejsza. Trzydniowy skipass to koszt 425 zł, ale 6-dniowy kosztuje już tylko 760 zł. Zaletą wielodniowych karnetów jest także pełna niezależność i brak ograniczeń – z narciarskich ośrodków możemy korzystać, kiedy chcemy, jednocześnie zostawiamy sobie czas na poznanie innych górskich atrakcji.

31 TURYSTYKA
ODWIEDŹ NAS NA: www.tatrysuperski.pL KUP KARNET ONLINE

Jak kiedyś świętowano Boże Narodzenie na Podhalu?

Okres adwentu i Bożego Narodzenia to wyjątkowy, magiczny czas. I wcale nie chodzi o to, co w reklamach nazywane jest „magią świąt”, a o rzeczywiste wierzenia magiczne kultywowane na terenie całej Polski. Nie inaczej było na Podhalu, gdzie grudniowym świętom towarzyszyło wiele obrzędów i praktyk magicznych. Poniżej opisaliśmy najciekawsze z nich.

Dzień św. Łucji

Przypadający 13 grudnia dzień św. Łucji był momentem szczególnym w całym adwencie. Wedle wierzeń ludowych w wigilię tego dnia uaktywniały się wszelkie złe moce, których głównym zadaniem było zaszkodzić człowiekowi, jego rodzinie i zwierzętom. Dlatego podejmowano szereg działań, które miały temu zapobiec – gospodynie okadzały krowy dymem z palonych ziół, a gospodarze dawali owcom sól poświęconą w Wielką Sobotę. Innym sposobem na odpędzenie zła było smarowanie czosnkiem progów zabudowań gospodarczych.

13 grudnia był też początkiem odliczania tzw. dni polskich, czyli wróżby dotyczącej pogody w nadchodzącym roku. Każdy kolejny dzień aż do Wigilii Bożego Narodzenia odpowiadał jednemu miesiącowi nowego roku, a pogoda danego dnia miała zapowiadać pogodę na cały miesiąc.

Wigilia Bożego Narodzenia

Spośród wszystkich dni świątecznych to właśnie Wigilia była tym, który obfitował w zakazy i nakazy – wierzono bowiem, że jaki ten dzień, taki cały rok. Dlatego od świtu unikano złości,

AUTOR

Ewa Szul-Skjoeldkrona

Z Tatra Premum Magazine

związana od początku. Gdy nie pisze, jeździ kolarką i czyta. Zakochana w Tatrach niskiego sezonu.

CIEKAWOSTKI
32

płaczu, smutku czy kłótni, a każdy starał się przeżyć 24 grudnia jak najlepiej.

Wieczerzę wigilijną przygotowywały kobiety. Zazwyczaj na posiłek składały się takie potrawy jak groch z kapustą i ziemniaki, gotowana kapusta, zupa grzybowa czy kluski z sosem z suszonych śliwek i kompot. Jednak zanim przystąpiono do jedzenia, gospodarz ubrany w ciepłe buty i włochaty kożuch wnosił do izby snopek owsa i zieloną gałązkę jodły, czyli podłaźnickę, którą zatykał nad wejściem do domostwa, i wypowiadał życzenia.

Przy wigilijnym stole jedno miejsce zawsze pozostawało puste. Nie było jednak ono przygotowane dla zbłąkanego wędrowca, a dla zmarłych z rodziny, których tego dnia zapraszano do wspólnego świętowania. Po odmówieniu modlitwy i podzieleniu się opłatkiem maczanym w miodzie rozpoczynano postny posiłek. Resztki z wigilijnej kolacji dostawały zwierzęta.

Po wieczerzy śpiewano kolędy i rozmawiano o wigilijnych cudach: zwierzętach mówiących ludzkim głosem czy zwykłej wodzie nabierającej cudownych właściwości. Niezamężne dziewczęta rozpoczynały wróżby

dotyczące zamążpójścia. Zwieńczeniem wieczoru była wspólna wyprawa na pasterkę, a po niej rozpoczynały się podłazy, czyli odwiedzanie domów przez gospodarzy i kawalerów.

Boże Narodzenie, dzień św. Szczepana i dzień Trzech Króli Dzień Bożego Narodzenia spędzano w domach w najbliższym gronie rodzinnym. Również tego dnia szereg czynności był zakazany: nie gotowano, nie sprzątano i nie urządzano spotkań. Świętowano w powadze i spokoju, tak aby nie spłoszyć zmarłych przybywających z zaświatów.

Biesiadowanie rozpoczynało się drugiego dnia świąt, kiedy to domostwa nawiedzali kolędnicy z gwiazdą i turoniem. Ich wizyty były bogate w rytualne gesty, zachowania i wypowiadane formułki związane z magią urodzaju i pomyślności w nadchodzącym roku.

Bożonarodzeniowe świętowanie kończył dzień Trzech Króli – święcono wtedy kredę, jałowiec i wodę. Wierzono, że mają one silne właściwości magiczne i, odpowiednio wykorzystane, będą przez cały rok chroniły ludzi, zwierzęta i domostwo.

Przy pisaniu artykułu korzystałam z opracowania „Kultura ludowa Polski Południowej (Małopolski), na przykładzie dwóch grup etnograficznych: Górali Podhalańskich i Rzeszowiaków”, autorstwa prof. Jana Święcha i dr Stanisławy Trebuni-Staszel, Kraków 2008, Uniwersytet Jagielloński.

33 CIEKAWOSTKI

Czas, by zadbać o siebie holistycznie

Zapraszamy do świata WELLNESS & NABE SPA w hotelach Nosalowy!

Zimowy relaks w hotelach Nosalowy

Zakopane zimą oferuje wiele atrakcji. To czas, który aktywnie spędzamy na nartach, zimowych spacerach po górach, kiedy cieszymy się bajkowymi widokami Tatr. Po dniu pełnym wrażeń warto się odprężyć, znaleźć chwilę dla siebie i poświęcić ją na relaks, pielęgnację czy regenerację. Warto zrobić to holistycznie, bo tylko tak zadbamy o swój dobrostan.

Troska o dobre samopoczucie oraz holistyczne podejście do pielęgnacji i relaksu to ważny aspekt wypoczynku i jedna z kwestii decydujących o wyborze hotelu podczas planowania urlopu. W hotelach Nosalowy (Nosalowy Dwór Resort & Spa i Nosalowy Park Hotel & Spa) – jednych z najbardziej znanych w regionie – oferta spa & wellness zbudowana jest właśnie na podstawie takiego sposobu myślenia, znanego jako wellbeing.

W rozbudowanych strefach spa & wellness powstałych w hotelach Nosalowy

korzysta się z bogactwa natury i lokalnej przyrody. Były one inspiracją do zaprojektowania oryginalnych rytuałów spa, do produkcji własnej marki kosmetyków oraz wprowadzenia sesji medytacji w myśl idei mindfulness.

W obu hotelach ideą autorskiej marki NABE SPA jest holistyczne podejście do pielęgnacji i relaksu czerpiących z natury. Unikatowe zabiegi, inspirowane energią żywiołów tatrzańskiej przyrody, angażują wszystkie zmysły i są oparte na naturalnych aromatach i najlepszych produktach. Jedną z inspiracji NABE stał się np. relaksujący

34 WYPOCZYNEK

Nosalowy Dwór Resort & Spa

+48 18 20 22 330

nosalowydwor@nabespa.pl

Nosalowy Park Hotel & Spa

+48 18 20 00 690

nosalowypark@nabespa.pl

masaż ciała koralami góralskimi, który przynosi ulgę spiętym mięśniom, a naturalne składniki zawarte w produktach NABE pielęgnują skórę, pozostawiając ją delikatną w dotyku i przyjemnie nawilżoną. W zimowej ofercie znalazły się rytuały z wykorzystaniem mleka i jaśminu, rozgrzewającego imbiru, pobudzającej zmysły pomarańczy i czekolady, a także kąpiele w mleku kozim. Do domowej pielęgnacji, która przedłuża efekt zabiegów, można dobrać autorskie kosmetyki NABE. W ofercie NABE dostępna jest też linia KIDS SPA, którą pokochają najmłodsi.

W obu hotelach NABE SPA przygotowało też kameralne miejsce na połączenie relaksu i pielęgnacji – dla par lub grupy znajomych czy na rodzinne chwile. Gabinety VIP to wyjątkowe miejsce, w którym elegancką strefę relaksu i pielęgnacji tworzą sauny, wanny do aromatycznych kąpieli i strefa wypoczynku. Kompleksowe zabiegi na ciało – dobrane do indywidualnych potrzeb – mogą tu być

dopełnione lekkim cateringiem czy ulubionym napojem.

Strefa wellness, dostępna w obu hotelach, jest idealnym uzupełnieniem wypoczynku. Basen, strefy relaksu czy tężnia solankowa w Nosalowy Park Hotel & Spa zregenerują ciało, dodadzą energii i zapewnią zasłużony wypoczynek po całym dniu. Nowa strefa wellness w resorcie Nosalowy Dwór oferuje nie tylko saunę fińską, parową czy śródziemnomorską, ale również saunę infrared. Po takim seansie warto schłodzić się z użyciem lodu i wypocząć, ciesząc się zimowymi widokami i ciszą kojącą myśli. Strefy saun i wypoczynku dostępne są we wszystkich hotelach marki Nosalowy.

W ramach propozycji Day Spa nie tylko goście hotelu mogą korzystać z zabiegów NABE czy wellness. Wybrane zabiegi NABE SPA – połączone z oczyszczającym działaniem sauny, kąpielą w basenie i odprężeniem w jacuzzi oraz lekkim posiłkiem – dostępne są również dla Gości z zewnątrz.

35 WYPOCZYNEK

Nowa inwestycja dla dzieci i młodzieży przy Teatrze Witkacego!

W piątek 2 września w Teatrze im. St. I. Witkiewicza w Zakopanem miało miejsce uroczyste przekazanie umowy gwarantującej dofinansowanie projektu pod nazwą Scena „ATELIER” przy Teatrze

im. St. I. Witkiewicza. Umowę na ręce dyrektora teatru Andrzeja

St. Dziuka przekazał Marszałek

Województwa Małopolskiego

Witold Kozłowski.

Dofinansowanie w wysokości 11,64 mln złotych pochodzi z Funduszy Europejskich w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014––2020 (Oś Priorytetowa 6. Dziedzictwo regionalne, Działanie 6.1 Rozwój dziedzictwa kulturowego i naturalnego, Poddziałanie 6.1.3  Rozwój instytucji kultury oraz udostępnianie dziedzictwa kulturowego) oraz wkładu własnego Samorządu Małopolski przekraczającego 3,2 mln złotych. Dzięki tym środkom możliwa będzie przebudowa, modernizacja i aranżacja dotychczas nieużywanej przestrzeni znajdującej się przy teatrze, a obejmującej ponad tysiąc metrów kwadratowych. W wyremontowanych pomieszczeniach powstanie Scena „Atelier” –miejsce, gdzie prowadzone będą m.in. warsztaty dla dzieci i młodzieży. Przekazane pieniądze zostaną wykorzystane na niezbędne prace budowlane zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz budynku. Pomieszczenia zostaną dostosowane pod względem akustycznym oraz wyposażone w oświetlenie i mechanikę sceniczną. Cała Scena będzie dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Projekt Sceny „Atelier” przy Teatrze im. St. I. Witkiewicza adresowany jest zarówno do młodych ludzi z Małopolski, w tym z Podhala, jak i do młodzieży przyjeżdżającej na wypoczynek pod Tatrami. W nowo powstałej przestrzeni będą odbywać się warsztaty teatralne, muzyczne, plastyczne, ruchowe, ale także spotkania z wybitnymi twórcami i myślicielami.

Planowe zakończenie inwestycji przewidziane jest na drugą połowę 2023 roku.

36 KULTURA I SZTUKA
37 KULTURA I SZTUKA

Z moich harcerskich lat pamiętam piosenkę zespołu Wołosatki, której refren zaczynał się słowami „Jesienią góry są najszczersze”. I choć ten konkretny utwór dotyczył akurat Beskidów, zdanie to jest prawdziwe w zasadzie w odniesieniu do każdych polskich gór. Tak, jesienią góry są najszczersze, najbliższe, prawdziwe, piękne i (niemal) puste.

Tatry największe oblężenie przeżywają latem i zimą – to wtedy w najpiękniejsze polskie góry ciągną rzesze turystów spragnionych chodzenia po szlakach i szusowania po białych stokach. Ludzi jest masa, wszędzie tworzą się kolejki, nie ma gdzie zaparkować, restauracje są pełne, a Krupówki – zatłoczone. Zawsze zastanawiałam się, co sprawia, że ktoś decyduje się na odpoczynek w takich warunkach, skoro można przyjechać jesienią i cieszyć się prawie pustymi Tatrami. Jeśli zatem nie mieliście jeszcze okazji pobyć w Tatrach po sezonie, oto 5 powodów, dla których warto to rozważyć.

Jest dużo luźniej

Polska jesień – nawet ta złota – to nie czas, w którym planuje się urlop. Po części wynika to ze szkolnego kalendarza, po części – z niechęci do wypoczynku w czasie, gdy pogoda staje się niepewna. A szkoda, bo w Tatrach jesienią jest dużo luźniej. Może nie są to absolutne pustki, ale nawet na uczęszczanych szlakach (może poza Morskim Okiem) spotyka się kilkanaście, a nie kilkaset osób. To sprzyja niczym niezakłóconemu cieszeniu się górami.

Jest pięknie

Jesienna aura zmienia Tatry nie do poznania – dominują czerwienie, brązy i żółcie. W zestawieniu z często szarym niebem i mlecznymi mgłami tworzą niesamowitą feerię barw. Jeśli dodamy do tego całoroczną zieleń drzew iglastych, niebiesko-stalowe tafle górskich jezior i lekko oprószone śniegiem najwyższe szczyty, wrażenie będzie niepowtarzalne, co doskonale widać na zdjęciach Adama Brzozy. Warto zobaczyć to na własne oczy.

Jest całkiem ciepło

10 czy 12 stopni Celsjusza to idealne warunki do uprawiania pieszej turystyki. W słoneczny dzień można nawet zaryzykować wyjście na szlaki w krótszych spodniach, oczywiście pod warunkiem, że w plecaku mamy odzież na każdą pogodę. We wrześniu czy w październiku dni są nadal długie i często świeci słońce. Choć trzeba też być zawsze przygotowanym na nagłe załamanie pogody –nie ma z nią żartów w Tatrach! Na szczęście jesienią aura jest dość stabilna i sprzyja eksplorowaniu gór.

Jest taniej

Letnie i zimowe ceny na Podhalu potrafią skutecznie wydrenować nawet najzasobniejszą kieszeń. W niskim sezonie te same miejscówki kuszą ofertami i promocyjnymi cenami. A skoro można mieć tę samą jakość za nieco niższą opłatę, dlaczego z tego nie skorzystać? Obiekty hotelowe, pensjonaty czy pokoje u gaździny są wtedy bardziej dostępne i nie trzeba decydować się na cokolwiek, tylko można wybrać to, co nam pasuje, a do tego – w dobrej cenie.

Jest inaczej

Jeśli powyższe powody nie przekonały Was do tego, żeby odwiedzić Tatry jesienią, to na deser zostawiłam ostatni powód: jesienią w Tatrach jest inaczej niż o jakiejkolwiek innej porze roku. Jak w przywołanej na początku piosence, góry pozbawione rzesz turystów, jarmarcznego badziewia, wszechobecnego zapachu smażeniny i zdobywców Giewontu w klapkach stają się prawdziwsze i bliższe. Możliwość obcowania z przyrodą w ciszy, w zadumie i w spokoju pozostaje w pamięci na długo i sprawia, że chce się wracać w góry.

38 CIEKAWOSTKI
Fot.: Adam Brzoza
piękne i (niemal) puste Tatry jesienią –

ODWIEDŹ STRONĘ FOTOGRAFA: www.adam-brzoza.com

ALBUM / FOTOTAPETY DO NABYCIA W SKLEPIE: www.sklep.adam-brzoza.com

AUTOR Ewa Szul-Skjoeldkrona Z Tatra Premum Magazine związana od początku. Gdy nie pisze, jeździ kolarką i czyta. Zakochana w Tatrach niskiego sezonu.

39 CIEKAWOSTKI

Rodzinny pensjonat z duszą

Jeśli marzysz o wypoczynku w Zakopanem w rodzinnej atmosferze i kameralnym miejscu –

pensjonat Zakopiański Dwór będzie dobrym wyborem.

– Zakopiański Dwór powstał z miłości moich rodziców do gór. Ponieważ pochodzimy z Wielkopolski, przedsięwzięcie to wymagało od nich wiele determinacji, stanowczości i samozaparcia. Samo oczekiwanie na pozwolenie na budowę zajęło sześć lat. Ale dzięki temu powstał pensjonat z duszą, na którym swoje piętno odcisnęła moja mama Małgorzata, kobieta niezwykłe cierpliwa i bardzo dokładna – mówi córka Julia. Dzisiaj obiektem zajmuje się tata Andrzej.

Ta wyjątkowa dbałość o najdrobniejszy szczegół oraz wierność lokalnym wzorcom widoczna jest wszędzie. Sam budynek to niezwykły dom z bali osadzony na kamiennej podmurówce. Uwagę zwracają także przepiękne balustrady ręcznie wykute przez lokalnych rzemieślników. Przestronne i wygodne pokoje ozdobiono rzeźbionymi i stylowymi drewnianymi meblami oraz góralskimi akcesoriami i wzorami, dodającymi wnętrzom ciepła i nastroju. Różnej wielkości pokoje zagwarantują komfortowy wypoczynek tak rodzinom z dziećmi, jak i samotnym podróżnikom. O dobre samopoczucie gości zadba profesjonalna

i sympatyczna obsługa pensjonatu, gotowa odpowiedzieć na wszelkie pytania i spełnić wszelkie życzenia, tak by goście poczuli się jak w domu.

Atutem pensjonatu jest malownicze położenie w spokojnej i urokliwej okolicy Zakopanego, tuż u bram Doliny Białego. To jedna z najbardziej malowniczych dolin tatrzańskich. Przyjemna trasa, niewymagająca specjalnego przygotowania – z wyjątkiem przejścia zimą, bo wtedy raczki są wskazane – poprowadzi nas wzdłuż potoku leśną ścieżką do wodospadu, a stąd w górę na Sarnią Skałę lub Ścieżką nad Reglami na Kalatówki lub bezpośrednio do Doliny Strążyskiej. W okolicy nie brakuje miejsc do zabaw na śniegu, lepienia bałwana czy jazdy na sankach, co szczególnie uraduje najmłodszych gości.

Jednocześnie położenie pensjonatu ułatwia korzystanie ze wszystkich atrakcji, które Zakopane oferuje turystom. Blisko stąd do Krupówek i do słynnej skoczni Wielka Krokiew czy punktu widokowego na Gubałówce. Zimą działają tu liczne ośrodki narciarskie, wyciągi czy trasy ski-tourowe.

Sercem pensjonatu jest restauracja utrzymana w tradycyjnym stylu. Szczególnego wdzięku nadaje jej oryginalnie zdobiony kominek z kutymi elementami. Specjalnością restauracji są dania kuchni regionalnej. – Polecamy zwłaszcza przygotowywane przez naszego szefa kuchni pierogi w różnych odsłonach czy kwaśnicę z wędzonym żeberkiem, za którą otrzymaliśmy certyfikat Smaki Podhala – mówi Julia. Menu restauracji stworzono z myślą o najlepszych i świeżych produktach.

Goście pensjonatu mają też do dyspozycji strefę relaksu, gdzie można odpocząć w saunie fińskiej lub zregenerować się podczas masażu.

40 TURYSTYKA I REKREACJA

Opinie z booking.com

Sylwia

Nic tylko polecać i korzystać z oferty. Pobyt jak najbardziej udany, obiekt spełnił w pełni nasze oczekiwania. Czysty, super lokalizacja, śniadania na wypasie, tylko wracać. Polecamy!!!

Anna Wyjątkowy. Bardzo urokliwy i przytulny hotel, czysty, w dobrym miejscu. Smaczne śniadania. Przesympatyczna obsługa. Polecam.

Pensjonat Zakopiański Dwór*** www.zakopianskidwor.pl

ul. Droga do Białego 1, Zakopane recepcja@zakopianskidwor.pl

+48 783 998 568

41 TURYSTYKA I REKREACJA

Halina Olejniczak

– zdobywczyni tytułu Gold Master Worldloppet!

Halina Olejniczak

Góralka, mama czwórki dzieci, od ponad 30 lat prowadzi pensjonat w Kościelisku. Działaczka społeczna. Miłośniczka sportu. Instruktorka narciarstwa biegowego i nordic walking. Trenowała jako dziecko biegi narciarskie, po latach wróciła na trasy biegowe i spełnia swoje marzenia. Przebiegła Bieg Wazów w Szwecji – 90 km na nartach! Po sześćdziesiątce zdobyła tytuł Gold Master Worldloppet i marzy o tytule Global Skier Worldloppet!

We wrześniu 2022 roku odebrała tytuł Marki Tatrzańskiej za projekt „Olimpijczycy z Kościeliska”, w ramach którego zorganizowała cykl treningów na nartach biegowych z olimpijczykami pochodzącymi z Gminy Kościelisko. Została też wydana publikacja pod tym samym tytułem.

Halina to uśmiech, radość, energia, pozytywne działanie, którymi zaraża wszystkich wokół. Jest wspaniałym przykładem, że w każdym wieku można zawalczyć o realizację marzeń.

Aleksandra Karkowska: Halinko, czy pamiętasz swoje pierwsze narty?

Halina Olejniczak: Oczywiście! Miałam różowe narteczki. Tata mi je wystrugał z drewna.

Czy już wtedy marzyłaś o karierze sportowej?

Podglądałam sportowców i próbowałam biegać jak oni. Uwielbiałam zawody, chodziłam na wszystkie, by kibicować. Kochałam tę atmosferę. Całą szkołę podstawową byłam w klubie SN PTT. Coś mi nie do końca tam wychodziło, chyba dlatego, że dawali mnie na krótkie dystanse, a ja jestem długodystansowiec. Ale o tym dopiero niedawno się przekonałam (śmiech).

Moja ciotka była olimpijką (Maria Gąsienica Bukowa-Kowalska uprawiała narciarstwo biegowe, brała udział w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Cortina d’Ampezzo w 1956 roku – przypis autorki), imponowały mi jej opowieści o zawodach, o wyjazdach, o olimpiadzie, imponowały mi jej medale i trofea.

I co?

Nosiło mnie. Do szkoły średniej pojechałam do Krakowa, a po maturze podjęłam pracę w Piotrkowie Trybunalskim. Tam poznałam męża, urodziłam trójkę dzieci. Ale za płasko tam było, poczułam, że muszę wracać w góry.

42 ROZMOWA TPM

W 1989 roku wybudowaliśmy dom w Kościelisku, zaczęłam prowadzić pensjonat. W 1991 roku urodziłam najmłodszego syna – ciągle dzieci i goście. Góry oglądałam przez okno. Goście się zachwycali, jaki piękny widok, a ja na Giewoncie nawet nie byłam.

I kiedy nastąpił przełom?

Kiedy skończyłam 40 lat. Miałam dość, że dzieci, dom, gary, a ja w rozmiarze XXXL! Wiedziałam, że muszę coś zmienić w swoim życiu! Nie wiedziałam jeszcze tylko, co zmienić i jak to zrobić. Postanowiłam wykorzystać góry.

Nie było to łatwe, bo rano musiałam przygotować śniadanie dla 40 osób (gości w pensjonacie – przyp. autorki). Wstawałam o 4.00 rano, szykowałam to śniadanie, a potem szłam w góry, często na cały dzień. Codziennie. Wiedziałam, że tylko ruchem zrzucę nadwagę. Wtedy w pół roku schudłam 37 kg! Trochę mi wróciło od tamtej pory, ale właśnie nad tym pracuję.

Pensjonat prowadzę cały czas, ale teraz bez wyżywienia. To daje mi swobodę wyjścia w góry. Jestem od tego uzależniona (śmiech). Dalej dużo chodzę. Latem chodzę po górach, a zimą – narty! Biegówki. Kocham to.

Halinko, wróciłaś na narty i od razu pojechałaś na Bieg Piastów do Jakuszyc…

Tak, marzyłam o tym wyjeździe. Wróciły dziecięce wyobrażenia o wielkich zawodach. Zapisałam się na bieg w 2004 roku. Dystans – 50 km. 700 uczestników na starcie! Zwariowałam ze szczęścia, jak to zobaczyłam! Wtedy miałam swój najlepszy czas. Od tej pory jestem tam co roku.

Czy to Jakuszyce Cię zainspirowały do stworzenia tras w Kościelisku?

Tak. Tam właśnie to podpatrzyłam i pomyślałam, że u nas też można by tak zadziałać. Namówiłam wójta na budowę tras w Kościelisku. W 2013 roku nastąpiło uroczyste otwarcie tras biegowych, zaprosiliśmy olimpijczyków z Kościeliska (57 sportowców z Gminy Kościelisko było na ZIO – przyp. autorki). W latach 50., 60., 70. to byli królowe i królowie. Byli dumni, że wciąż się o nich pamięta.

Halinko, pamiętam, jak się poznałyśmy. Podeszłaś do mnie i Basi (Barbary Caillot – przyp. autorki) na premierze naszej książki „Na Giewont się patrzy” i powiedziałaś, że masz pomysł na naszą kolejną książkę – o olimpijczykach, tylko musisz znaleźć środki. Jesteś skuteczna, bo je znalazłaś! Rok temu była premiera publikacji „Olimpijczycy z Kościeliska”.

Bardzo się cieszę z tej inicjatywy. Udało się wydać ksiażkę o wszystkich wybitnych sportowcach z gminy, a dodatkowo – zorganizować serię treningów z olimpijczykami na trasach biegowych. We wrześniu odebrałam Markę Tatrzańską 2021 za to dokonanie. Jestem z tego bardzo dumna.

Udało się też stworzyć stronę www o naszych olimpijczykach. A jeszcze kilka pomysłów mam w głowie.

43 ROZMOWA TPM
Halina Olejniczak na Kasprowym, wiosna 2022 Fot.: Aleksandra Karkowska Halina Olejniczak w Szwajcarii na mecie, 2022 Arch. Halina Olejniczak

Działasz w Kościelisku społecznie – trasy biegowe, treningi z olimpijczykami, ale przecież masz też swoje prywatne sportowe aspiracje i marzenia…

Tak, zaczęłam w 2004 roku w Jakuszycach. W 2005 wzięłam udział w Biegu Papieskim w Nowym Targu. Byłam trzecia, stałam na podium z Justyną Kowalczyk! Ona wtedy została świeżo Mistrzynią Polski. Ja, stara baba, i ona –mistrzyni! Justyna dała nowy oddech narciarstwu biegowemu w Polsce, nastał dla niego nowy czas. Transmisje sportowe zaczęły być bardziej popularne, Justyna odnosiła sukcesy i biegówki stały się znów interesujące.

A ja po tym moim sukcesie zaczęłam marzyć o Worldloppet!

Co to jest Worldloppet?

To światowa liga biegów masowych na nartach. W tej lidze jest 20 państw. Każdy z krajów co roku organizuje bieg narciarski. To długie dystanse, od 42 do 90 km, a także – biegi na połowie dystansu. Zawsze jest alternatywa w postaci połowy dystansu. Masz taki paszport i zbierasz pieczątki udziału w biegach.

Kilkadziesiąt kilometrów na nartach to jednak sporo dla Pani po sześćdziesiątce…

Dla mnie przebiegnięcie na nartach 50 km to nie jest problem. Najtrudniejsza z mojej perspektywy okazuje się

organizacja wyjazdu za granicę, bo nie znam języka. Ale zawsze znajdę kogoś, kto ma ochotę jechać ze mną, i wtedy jest prościej. Pierwszy mój wyjazd zagraniczny to Szwecja, w 2018 roku. Pojechałam na Bieg Wazów.

Sama nie wierzyłam, że dobiegłam, bo nie miałam wtedy najlepszej kondycji. Odpięłam narty po 12 godzinach! Nogi miałam jak z waty!

Vasaloppet, najdłuższy z tych biegów, bo mający aż 90 km, wybrałaś na swój pierwszy. Odważnie.

Raz się żyje! A po najdłuższym miałam już z górki (śmiech). Aby zdobyć tytuł Gold Master, trzeba przebiec 10 biegów, w tym jeden na innym kontynencie. Miałam plan, by zdobyć ten tytuł w 2 lata. Na pozaeuropejski wyjazd wybrałam Chiny, bo był tam bieg organizowany w czasie moich urodzin, właśnie sześćdziesiątych! Pomyślałam, że to supersposób na spędzenie okrągłej rocznicy na nartach. W Chinach przeżyłam przygodę życia! Potem jeszcze zdążyłam pobiec w Austrii i Czechach. I zamknęli świat, biegi przepadły…

Ale ostatniej zimy poszalałaś…

Oj tak! W 2022 roku otworzyli znów biegi, więc wystartowałam we Włoszech (Marcialonga). 70 km i 12 km na rozgrzewkę na sprzęcie retro, jak Broncia Staszel-Polankowa, potem w Niemczech, Francji, tydzień

przerwy, Bieg Piastów – tym razem z wnuczką, żeby ją zarazić pasją do nart. Potem Szwajcaria i Norwegia. Z rozpędu chciałam lecieć na Islandię, ale choroba i śmierć mamy mnie zatrzymały.

Ale tytuł Gold Master już masz!

Mam! Zdobyłam go w tym roku. Ale na nim nie kończę mojej przygody. Teraz walczę o tytuł Global Skier. Muszę mieć ukończonych 17 biegów. W Europie brakuje mi tylko Islandii i Rosji, ta jest wykluczona w tym roku, dlatego teraz wybieram dalsze kierunki… W sierpniu zaliczyłam dwa kolejne biegi – w Australii i Nowej Zelandii. Do tytułu brakuje mi jeszcze czterech z listy obowiązkowych: w USA, Kanadzie, Japonii i Argentynie.

Jaki masz zatem plan?

Mój plan był taki, by być na wszystkich 20 biegach! Chciałam postawić nogę na wszystkich kontynentach. Po Australii chciałabym pojechać do USA i Kanady. A potem pojadę na koniec świata, do Argentyny. Jeśli mi się to uda, mam szansę być pierwszą kobietą w Polsce z tytułem Global Skier!

Halinko, tego Ci życzę! Dziękuję za rozmowę.

ALEKSANDRA KARKOWSKA

Współautorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, które napisała z Barbarą Caillot. Właśnie ukazała się ich najnowsza książka „Foto z Misiem”. Od 2015 roku prowadzą Oficynę Wydawniczą Oryginały. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.

44
Halina Olejniczak na Jagnięcym Szczycie, Tatry, sierpień 2022 Fot.: Aleksandra Karkowska

Wgóry zawsze z książką

Czy to moje widzimisię? Wszędzie widzę białe misie!

Dlaczego ludzie tak chętnie fotografują się z zakopiańskim białym niedźwiedziem? Co w nim tak magicznego, że każdy ma z nim zdjęcie i pozwala się objąć futrzanym ramieniem? Poznajcie pięknie wydaną historię tego białego misia i zabierzcie go ze sobą do domu!

Projekt „Foto z misiem” otrzymał Honorowe Partnerstwo Miasta Zakopane oraz został objęty patronatem przez Muzeum Tatrzańskie.

A czy ty masz już swoje zdjęcie z białym misiem? Zobacz całą kolekcję na: www.fotozmisiem.oryginaly.com.pl

Zobaczcie, jak wyglądało codzienne życie górali pod Giewontem!

Autorki Barbara Caillot oraz Aleksandra Karkowska odnajdują historie zachowane w pamięci, budzą cenne wspomnienia i przekazują je dalej. Znają nie tylko największe sekrety gór, ale i dzielą się swoją wiedzą na warsztatach łączących wszystkie pokolenia. Czy wiesz, że kocich łapek nie zbieramy, pogoda w górach jest kapryśna, potoki się gubią, nie ma owiec jednakowych? Jeżeli nie boicie się nowych przygód i chcecie poznać tajemnice Podhala, to koniecznie sięgnijcie po ponadczasowe tatrzańskie publikacje!

Książki Oficyny Wydawniczej Oryginały znajdziecie w  dobrych księgarniach oraz na www.oryginaly.com.pl

REDAKCJA POLECA:

www.aquapark.zakopane.pl ul. Jagiellońska 31, Zakopane aquapark@polskietatry.pl

Aquapark Zakopane

dla zdrowia i przyjemności

Aquapark Zakopane to nie tylko baseny, zjeżdżalnie i kąpiele w basenach balneologicznych. Przyjemne chwile możemy spędzić z rodziną czy przyjaciółmi na kręglach lub w grocie solnej, gdzie poddamy się prozdrowotnym inhalacjom.

Grota solna – bogactwo minerałów z wnętrza ziemi

Swój unikalny mikroklimat grota solna zawdzięcza płytom z naturalną solą leczniczą, które zawierają szereg mikroelementów korzystnie wpływających na organizm:

▪ jod – odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie tarczycy zarządzającej przemianą materii,

▪ wapń – wzmacnia odporność organizmu, łagodzi podrażnienia oraz reguluje funkcje układu krwionośnego,

▪ magnez – wywiera pozytywny wpływ na układ sercowo-naczyniowy,

▪ potas i sód – korzystnie wpływają na pracę serca i poprawiają ukrwienie skóry,

▪ żelazo – jest niezbędnym składnikiem hemoglobiny, poprawiającym strukturę krwi,

▪ selen – korzystnie przeciwdziała procesom starzenia się skóry.

Krystaliczna sól kamienna jest naturalnym jonizatorem. Ujemnie zjonizowane powietrze pozwala polepszyć kondycję zdrowotną oraz działa relaksująco i wspomagająco przy leczeniu wielu dolegliwości, takich

46 TURYSTYKA I REKREACJA

jak astma oskrzelowa, choroby płuc i oskrzeli, niewydolność krążenia, stany pozawałowe, nadciśnienie, choroba wrzodowa, łuszczyca, zapalenie skóry, alergie, uczulenia oraz różnego typu nerwice.

W grocie solnej można się też poddać koloroterapii połączonej z prozdrowotnymi inhalacjami solnymi.

Kręgielnia – wspaniała rozrywka dla osób w każdym wieku!

Aquapark Zakopane to także pięć nowoczesnych, multimedialnych torów do gry w kręgle, z których jednocześnie

może korzystać aż 35 osób. Do tego bar, profesjonalna obsługa i sala zabaw dla najmłodszych, gdzie dziecko spędzi niezapomniane chwile. Są w niej m.in.:

▪ panel dotykowy z 38 grami,

▪ ścianka wspinaczkowa,

▪ ściana z farbą tablicową – do rysowania kredą,

▪ domek zabaw ze zjeżdżalnią oraz monitorem 30 cali z funkcją gier, muzyki i filmu,

▪ basenik z piłeczkami,

▪ klocki magnetyczne, drewniane oraz dźwiękowe,

▪ siedziska owce i pufki imitujące mech i pieńki.

47 TURYSTYKA I REKREACJA

Willa Rajka –Raj dla par

Willa Rajka to relaks w komfortowych warunkach, a także atrakcyjna lokalizacja, autentyczny góralski design, wyśmienita kuchnia oraz wyjątkowy nastrój.

Ten kameralny pensjonat znajduje się u podnóża Antałówki, w jednej z najpiękniejszych i najwyżej położonych dzielnic Zakopanego, przy szlaku architektury drewnianej, jednocześnie z dala od zgiełku głośnych ulic i blisko atrakcji, które zapewnia zimowa stolica Polski.

Został zaprojektowany przez znanego architekta Adama Bukowskiego „Tyrałę” z Kościeliska. Zbudowany jest w całości z jodłowych bali i naturalnych materiałów, zgodnie ze 150-letnią tradycją.

W Willi Rajka najważniejsza jest atmosfera, przytulna i intymna, by każdy poczuł się jak u siebie.

Pokoje są wyjątkowe w swojej formie, harmonijnie integrują typową architekturę górską z nowoczesnymi elementami. W każdym znajduje się wygodne łoże, z baldachimem lub bez, oraz prywatna łazienka, a z okien rozpościera się wspaniały widok na Kasprowy Wierch, Giewont

i inne wysokogórskie szczyty. Cały obiekt jest urządzony z niezwykłą starannością, aby zapewnić każdemu komfortowy wypoczynek. Dzień w willi rozpoczyna się od śniadania, przygotowanego z lokalnych produktów, a po dniu pełnym atrakcji – kończy na wieczornym seansie w saunie, którą można zarezerwować na wyłączność.

Jeśli marzysz o romantycznym pobycie we dwoje w górach, Willa Rajka będzie dla Ciebie odpowiednim wyborem.

48 TURYSTYKA I REKREACJA

www.rajka.pl

Kurierów Tatrzańskich 2, Zakopane +48 730 077 711

info@rajka.pl

49 TURYSTYKA I REKREACJA

Ewa Tarapata:

projektuję

kolorem i fakturą

W swoich projektach architekt Ewa Tarapata – niczym malarka – stawia przede wszystkim na kolory i faktury. Ten artystyczny twist nie powinien dziwić, wszak jest prawnuczką krakowskiego malarza Teofila Melerowicza. Pomimo tego jej droga do zawodowego projektowania wnętrz wiodła przez studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim.

50 DESIGN

Jak to się stało, że prawniczka została architektem wnętrz?

Na studia poszłam, żeby spełnić oczekiwania rodziców – to oni namówili mnie, żebym skończyła kierunek, który zapewni mi pracę. Dostałam się na aplikację ogólną, która była jednak zdecydowanie nie dla mnie. Czułam się oderwana od towarzystwa, dlatego postanowiłam docelowo zrealizować marzenia z dzieciństwa i zacząć projektować wnętrza oraz skończyć studia wnętrzarskie na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Pierwsze projekty zaczęłam realizować już na studiach, głównie dla znajomych. Potem przychodziły kolejne zlecenia. Od 4 lat prowadzę samodzielną pracownię. Moja firma nie jest duża, bo wolę sama o wszystko zadbać. Lubię pracować dla wymagających klientów i nadzorować projekt od początku do końca.

Pani podhalańskie realizacje są bardzo odważne…

Mam duszę artystki, więc jak każda artystka jestem nieco szalona i takie też są moje projekty. Uwielbiam zabawę kolorami, preferuję nowoczesne wnętrza, pełne barw, efektownych lamp, tapet itd.

Oczywiście zawsze staram się spełniać oczekiwania klienta i tworzyć wnętrza wymarzone przez niego, ale najlepiej pracuje mi się wtedy, gdy mamy chemię, a tworzona przeze mnie przestrzeń podoba się jemu i mnie. Nie umiem projektować wbrew sobie i swojej estetyce.

Naszą rozmowę ilustruje wykończony przez Panią apartament na wynajem. Jak się Pani pracowało przy tym projekcie? Jakie wrażenie robi na ludziach, którzy go wynajmują?

Apartament, o którym mowa, nie był prosty do zaprojektowania – to niewielki lokal i ze względu na położenie na poddaszu ma dużo skosów. Mimo wszystko udało się stworzyć sprytny układ funkcjonalny, powiększyć optycznie wnętrze, a także podkreślić wysokość.

To nowoczesne i odważne wnętrze, które przypadnie do gustu tym, którzy szukają czegoś więcej niż kolejnej wariacji na temat stylu góralskiego. Wedle mojej wiedzy inwestor jest zadowolony, a apartament świetnie się wynajmuje.

Dziękuję za rozmowę!

51 DESIGN
Infiniti, Bialka Tatrzańska. Fot.: Mateusz Gąska

Gwara buduje poczucie wspólnoty

Wikipedia podaje, że „Mały Książę” został dotychczas przetłumaczony na ponad 300 języków i dialektów. Jakiś czas temu ta imponująca liczba znowu się powiększyła – tym razem o przekład na gwarę góralską. Z dr hab. Stanisławą Trebunią-Staszel, jego autorką, etnolożką z Krakowa i góralką z Białego Dunajca, rozmawiamy o przekładzie, wyzwaniach z nim związanych i kondycji gwary góralskiej.

ROZMOWA TPM
Fot.: Krzysztof Kamiński

Ewa Szul-Skjoeldkrona: Pani Stanisławo, dlaczego akurat „Mały Książę”?

Stanisława Trebunia-Staszel: Bo to piękna i mądra książka. Ale na pytanie, dlaczego zdecydowano się przełożyć „Małego Księcia” na gwarę podhalańską, najlepiej odpowiedziałby Pan Bronisław Kledzik, ówczesny dyrektor wydawnictwa Media Rodzina, który w 2018 r. zwrócił się do mnie z prośbą o przełożenie „Małego Księcia” na gwarę podhalańską. Tak więc wszystko zaczęło się w Poznaniu, a ja byłam miło zaskoczona tym pomysłem i tą propozycją.

Oczywiście od razu zaczęłam sobie zadawać pytania, czy podołam temu wyzwaniu, i poprosiłam o kilka dni do namysłu. Zadzwoniłam do moich przyjaciół i znajomych dialektologów, żeby zapytać, jak oni się zapatrują na taki pomysł. Duże wsparcie otrzymałam od profesora Macieja Raka, który bardzo zachęcał mnie do podjęcia rękawicy. Ciekawą propozycję złożyła profesor Anna Mlekodaj, która zasugerowała, aby osadzić „Małego Księcia” w tradycyjnym społeczno-kulturowym kontekście Podhala i nie tyle przetłumaczyć, co zaadaptować tę opowieść do podhalańskich realiów, tak jak zrobił to np. ks. Józef Tischner, gdy tworzył historię filozofii po góralsku. I choć pomysł mi się spodobał, to uznałam, że nie jestem jeszcze do takiego przedsięwzięcia przygotowana. Postanowiłam więc, że nie będę ingerować w oryginał i po prostu dokonam przekładu.

Czy Pani zdaniem – jako etnolożki i góralki – przekład tekstu literackiego na język głównie mówiony to dobry pomysł?

Zanim pojawił się pomysł przekładu „Małego Księcia”, byłam sceptyczna wobec twórczości gwarowej. To wynikało z mojego poirytowania, ale i bezsilności wobec faktu, że gwara podhalańska zanika. Myślałam: jaki jest sens tworzyć teksty gwarowe, skoro coraz mniej osób się nią posługuje, skoro

nie przekazujemy jej swoim dzieciom? A gwara to przede wszystkim żywa mowa! Zadbajmy najpierw o gwarę, a potem twórzmy teksty. Z czasem przekonałam się, że właśnie literatura gwarowa może przyczynić się do nobilitacji i zachowania naszej gwary.

Gdy dostałam propozycję przekładu „Małego Księcia”, czułam, że przytrafiło mi się coś wyjątkowego, że będę mogła w gwarze opowiedzieć o przygodach małego chłopca, ponownie zanurzyć się w to wyjątkowe dzieło. Bo wyjątkowość tej opowieści polega na tym, że w prosty sposób mówi ona o ważnych sprawach, które są bliskie każdemu człowiekowi.

Czyli o czym?

O miłości, o przyjaźni, o odpowiedzialności, ale też o przemijaniu, o odchodzeniu, o śmierci. Śmierci, która w kulturze współczesnej jest tabuizowana, nie chcemy o niej rozmawiać, zagłuszamy jej głos. A przecież jest ona wpisana w nasze życie. Jeszcze 10–20 lat temu na Podhalu był taki zwyczaj, że rodzina żegnała zmarłych w domach. Dziś to się wydarza coraz rzadziej.

Czy jest jakieś inne dzieło literatury światowej, które chciałaby Pani zobaczyć przetłumaczone na gwarę podhalańską?

„Mistrz i Małgorzata” to jedna z tych książek, które zapadły mi w pamięć,

która cały czas mnie intryguje i którą noszę w pamięci, choć czytałam ją ponad 30 lat temu. Jednak czy sensowne jest dziś tłumaczenie rozbudowanego utworu epickiego na gwarę, skoro przestaje ona być językiem codziennej komunikacji? Kto na Podhalu sięgnąłby dziś do wersji gwarowej „Mistrza i Małgorzaty”, skoro o wiele łatwiej jest przeczytać to dzieło w języku polskim?

Na marginesie dodam, że zapis i czytanie tekstów w gwarze stanowi duże wyzwanie, także dla górali. Nasz wzrok nie jest przyzwyczajony do graficznego zapisu wyrażeń gwarowych. Czy zatem wysiłek włożony w przekład powieści miałby sens? Wydaje mi się, że w przekładzie na gwarę raczej sprawdzają się krótsze formy –opowiadania, powiastki, liryki czy też utwory dramatyczne, przeznaczone do grania na scenie, w których występuje dużo dialogów. W czasie ich scenicznej realizacji można uchwycić specyficzny rytm i melodię góralskiej mowy. Dobrym przykładem jest np. „Skąpiec” Moliera przetłumaczony na gwarę przez Jana Gutta-Mostowego i z sukcesem wystawiany między innymi przez zespół teatralny z Bukowiny Tatrzańskiej.

Powiedziała Pani, że gwara zanika. Co musi się wydarzyć, żeby kolejne pokolenia mówiły gwarą?

Ja też zadaję sobie to pytanie i myślę, że musi ona pozostać żywą mową, a to dzisiaj wiąże się z wysiłkiem, aby przekazywać ją młodym pokoleniom. Do tego potrzebujemy też świadomości, że gwara jest czymś ważnym, że warto ją pielęgnować. Ja wychowałam się w gwarze, jest ona moim pierwszym językiem i chciałabym, aby nadal trwała jako żywa mowa. Zachęcam rodziców i instruktorów zespołów regionalnych, żeby mówili z dziećmi gwarą. Wielu z nich to robi i jestem pełna podziwu dla ich pracy. Jak już wspomniałam, zmieniłam zdanie, jeśli chodzi o tłumaczenie na gwarę dzieł

53 ROZMOWA TPM

literatury światowej, oczywiście odpowiednio dobranych – uważam, że takie przekłady dowartościowują gwarę.

Podhale nadal jest regionem, gdzie tradycja wpisuje się w codzienne życie mieszkańców – myślę o noszeniu tradycyjnego stroju, o zachowaniu tradycyjnej kultury tańca, śpiewu, muzyki. I choć w pokoleniu dzisiejszych trzydziestolatków panuje przekonanie, że gwara może być barierą w przyswojeniu sobie języka ogólnego czy też ogólnie barierą w edukacji i zrobieniu tak zwanej kariery, to patrząc na wybitnych Podhalan, posługujących się znakomicie zarówno gwarą, jak i językiem ogólnym, jak np. ks. Józef Tischner, Wanda Szado-Kudasikowa czy też prof. Stanisław Hodorowicz, widzę, że tak nie jest. Gwara, jak każdy dodatkowy język, poszerza nasze widzenie świata, rozwija człowieka, otwiera na nieco inne przeżywanie otaczającej nas rzeczywistości.

Czyli gwara jest nadal istotnym elementem budującym tożsamość górali?

Zdania w tej kwestii są podzielone, natomiast ja uważam, że gwara jest czymś bardzo ważnym, jak powiadają etnolodzy – stanowi rdzenną wartość, która buduje to, co nazywamy tożsamością grupową czy wspólnotą. Język jest matrycą postrzegania i doświadczania świata. Żeby zrozumieć daną kulturę, trzeba poznać jej język. Wiedzą o tym dobrze etnolodzy, którzy badają obce kultury.

Ksiądz Tischner mówił, że w gwarze zapisany jest góralski świat, bo wyrasta ona z doświadczenia ludzi, którzy żyli i pracowali na podhalańskiej ziemi. Aby poznać specyfikę świata góralskiego, jego duszę, trzeba poznać gwarę. Dlatego gdy ona zanika, rozmywa się też stopniowo wspólnota. Jeśli porzucimy gwarę, to z czasem przyjdzie czas na inne elementy, które tworzą naszą kulturę.

Kiedy jadę na Podhale, mówię gwarą. Na Podhalu jestem u siebie i ten język jest dla mnie najodpowiedniejszy do tego, żeby wyrażać swoje myśli, odczucia. Rozmawiam po góralsku z moimi rodzicami, rodzeństwem i ich dziećmi, znajomymi. Gwara to nasze ogromne bogactwo.

Język ogólny cały czas się zmienia, ewoluuje. Czy te same procesy dotyczą też gwary?

Oczywiście! Gwara dzisiejszego 18-latka jest inna od gwary pokolenia jego rodziców. Mniej w niej sformułowań związanych z zajęciami gospodarczymi, czyli z „gazdowaniem”, a więcej znajdziemy tam współczesnych określeń.

Mój mąż był zachwycony kreatywnością mechaników samochodowych z Białego Dunajca i tym, jak gwara jest przez nich używana. Pojechał kiedyś do warsztatu, bo coś działo się z silnikiem, i jeden z pracowników ocenił, że auto ma „chore płuca”. A na wtryskiwacze paliwowe mówił „sikowki”. Takie

osoby z pokolenia 50- czy 60-latków, które rzadko używają języka ogólnego, próbują szukać gwarowych odpowiedników słów z języka polskiego i świetnie im to wychodzi. Natomiast trzeba pamiętać, że gwara góralska kształtowała się w określonym, tzw. tradycyjnym środowisku, ściśle związanym z gospodarką rolno-pasterską, więc jej słownictwo wyrasta z tej minionej rzeczywistości. Stąd też obecnie często brakuje określeń na zjawiska współczesne pochodzące z innych porządków.

Na szczęście gwara dzięki tym, którzy się nią nadal posługują, cały czas się modernizuje. Np. konferansjerzy związani z Międzynarodowym Festiwalem Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem na mikrofon mówią „sitko”, a na namiot festiwalowy – „chuściano izba”. Niestety modernizacja wynikająca ze zmieniającą się rzeczywistości oznacza też zanikanie pewnych archaicznych słów związanych z tradycyjnym kontekstem funkcjonowania gwary, przede wszystkim z pracą na roli i gospodarką szałaśniczą. Dziś większość mieszkańców

54 ROZMOWA TPM
Fot.: Barbara Kamińska

Podhala pracuje już w sektorze turystycznym.

Czy to oznacza, że do tłumaczenia „Małego Księcia” skorzystała Pani z tej współczesnej wersji gwary?

Nie. W moim przekładzie przeniosłam się do gwary z pierwszego półwiecza XX w. i tam szukałam odpowiednich słów i określeń, nierzadko pięknych, ale już nieużywanych, zapomnianych. W pewnym sensie chciałam odkryć je na nowo i przywrócić do życia. Myślę o takich sformułowaniach jak np. banować, mierkać, frasować, nieskoro, lutoś.

Dziś duża część naszego życia toczy się w rzeczywistości wirtualnej. Czy Pani zdaniem gwara powinna pojawiać się też w tej przestrzeni?

Zdecydowanie tak! Nowe media to atrakcyjne narzędzia, z których młodzi ludzie korzystają bardzo intensywnie. Sama często obserwuję dyskusje na forach czy grupach internetowych, gdzie młodzież wymienia swoje myśli o gwarze właśnie. To są często rozmowy pasjonatów o tym, czy gwarę ujednolicać, czy zostawiać różnice typowe dla poszczególnych części Podhala. Bo przecież niemalże każda miejscowość ma swoją specyfikę i nieco inaczej mówi się w Białym Dunajcu, inaczej – w Chochołowie, a jeszcze inne brzmienie ma gwara w Bukowinie Tatrzańskiej.

To na koniec naszej rozmowy wrócę jeszcze na chwilę do Pani przekładu „Małego Księcia”. Czy ma Pani jakieś informacje na temat tego, jak na Podhalu odebrano to tłumaczenie?

Tak jak wspomniałam, od samego początku pracy nad przekładem towarzyszyły mi lęk i niepewność związane

z tym, czy mój przekład na gwarę nie zbanalizuje arcydzieła literatury światowej. Bałam się też, jak „Mały Królewic” zostanie odebrany przez mieszkańców Podhala.

Kilkanaście dni po premierze książki wydawnictwo przesłało mi recenzję z bloga pewnej młodej góralki, która omawia nowości wydawnicze. Przyznam szczerze, że początkowo nie miałam odwagi przeczytać maila, bo wiedziałam, że przekład to duża odpowiedzialność dla tłumacza, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. I kiedy przeczytałam tę recenzję, pomyślałam, że było warto.

Jak Pani wie, po ukazaniu się książki miałam spotkanie poświęcone przekładowi „Małego Księcia” w Muzeum Jana Kasprowicza na Harendzie. To był czas pandemii, więc niewiele osób mogło w tym spotkaniu uczestniczyć, ale zadbano o bezpośrednią transmisję w internecie. Wzruszyłam się bardzo, gdy do dyskusji włączyli się górale mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Dla nich ten tekst miał dodatkowy walor, bo na nowo wprowadzał ich w świat kultury, w której wyrośli.

I może jeszcze jeden przykład, choć trochę niezręcznie mi o tym mówić. W lipcu 2020 r. pojechałam do Zakopanego, by wziąć udział w pogrzebie znanej zakopiańskiej góralki. Już po ceremonii podeszła do mnie mieszkanka Zakopanego w wieku pięćdziesięciu paru lat i powiedziała coś takiego: „Ja jestem góralką, kocham Podhale, ale nie mówię gwarą. Mój tata nie rozmawiał ze mną w gwarze, bo bał się, że będę miała problemy w szkole. Bardzo tego żałuję. Mimo wszystko przeczytałam »Małego Królewica« i bardzo Pani za ten przekład dziękuję. Proszę o więcej”.

Oczywiście były też głosy powątpiewania. Ktoś zapytał mnie, po co tłumaczyłam „Małego Księcia”, skoro każdy na Podhalu zna język ogólny i może przeczytać polski przekład. Ktoś inny

pokusił się nawet o stwierdzenie, że to może ponownie wzmocnić i tak wybujałą już dumę Podhalan, a nawet wzbudzić postawy szowinistyczne.

Cóż, każdy ma prawo do własnej oceny, a ja mam nadzieję, że ta książka przyczyni się chociaż w niewielkim stopniu do utrwalenia gwary, ale też pobudzi do refleksji na temat kondycji podhalańskiej kultury i jej nieodłącznej części, jaką jest właśnie gwara. Ale nade wszystko mam nadzieję, że lektura „Małego Królewica” sprawi też, że zamyślimy się nad naszym życiem – gdzie tak pędzimy i co jest dla nas ważne. Może dzięki „Małemu Królewicowi” ktoś zada sobie pytanie o to, czym naprawdę jest podhalańska kultura, czy to wartość, która coś buduje, coś scala, czy może wręcz przeciwnie – prowadzi do nadmiernie rozbudowanej dumy, pychy, poczucia bycia lepszym od innych.

I kiedy o tym mówię, od razu przychodzą mi na myśl słowa ks. Tischnera, który powtarzał, że „góralszczyzna jest wielka nie przez to, że jest góralska, ale przez to, że kryje się w niej prawda o człowieku”. Ma łączyć, a nie wykluczać, i tak najzwyczajniej w świecie dawać ludziom radość.

Dziękuję za rozmowę.

55 ROZMOWA TPM

Osada Biała Woda

Luksusowe apartamenty w sercu Pienin!

Osada Biała Woda Jaworki: luksusowe apartamenty w sercu Pienin! Biała Woda to malownicza część miejscowości

Jaworki, znajdującej się zaledwie kilka kilometrów od Szczawnicy.

Stanowi doskonałą bazę wypadową dla turystów chcących aktywnie spędzać czas. Latem można cieszyć się wędrówkami po okolicznych szlakach pośród szumu lasu i górskich potoków, a zimą –szusować po świetnie przygotowanych trasach narciarskich. Właśnie tutaj powstała Osada Biała Woda Jaworki.

Osadę tę właściciel stworzył z miłości do tego miejsca –kilka lat temu zakupił on działkę, na której wybudował swój wymarzony dom. Z czasem postanowił też stworzyć niezwykłe miejsce, w którym turyści będą mogli odpocząć od codziennego zgiełku.

Dwanaście luksusowych apartamentów rozlokowano w sześciu góralskich domkach. Zaprojektowane z niezwykłą dbałością o detale, łączą góralski kunszt rzemieślniczy i nowoczesną architekturę.

Każdy domek to oaza spokoju i relaksu dzięki układowi apartamentów, gwarantującemu gościom komfort i ciszę. Drewniane wnętrza, wykończone z dbałością o detale, www.osadabialawoda.pl +48 512 833 733

TURYSTYKA I REKREACJA

tworzą przytulny górski klimat, zaś z okien każdego apartamentu rozciąga się niesamowita panorama. Wszystkie apartamenty są klimatyzowane i zostały wyposażone w aneksy kuchenne. Na zewnątrz, w części wspólnej, znajdują się strefa biesiadowania i grillowania, plac zabaw i parking.

Osada Biała Woda Jaworki szczególnie przypadnie do gustu miłośnikom aktywnego spędzania czasu – blisko stąd na szlaki turystyczne i na wyciąg narciarski oraz do stadniny.

Osada Biała Woda Jaworki to:

♦ luksusowe apartamenty;

♦ nowoczesna architektura z góralskim sznytem;

♦ niezależność, komfort i spokój;

♦ wyjątkowe miejsce w sercu Pienin.

TURYSTYKA I REKREACJA 57

Życie to nie tylko

poniedziałki

Na nasze spotkanie Miłka Raulin wpada kilka minut po umówionym czasie, ale jestem wyrozumiała – jest poniedziałek rano, a dzień wcześniej zakończyła się IV edycja jej autorskiego Festiwalu Siły Marzeń. Jak na zmęczoną osobę – „kapcia”, jak sama o sobie mówi – ma zaskakująco dużo energii. Naszą rozmowę zaczynamy więc od festiwalu, ale nie ograniczamy się do tego tematu, bo życie Miłki to masa zrealizowanych inicjatyw i jeszcze więcej ciekawych planów.

Ewa Szul-Skjoeldkrona: Szkoda, że nie wiedziałam nic o festiwalu…

Milka Raulin: No szkoda. Tym bardziej, że trąbiliśmy o nim właściwie wszędzie, w internecie, w radiu, w telewizji… Ale już dziś mogę zdradzić Ci, że 7 i 8 października 2023 r. czeka nas kolejna festiwalowa dawka przygody, podróży i sportu ;).

Jesteś zadowolona z tego, jak wyszedł?

Tak, szalenie zadowolona! Ale też bardzo zmęczona, bo zorganizowanie takiej imprezy to naprawdę sporo pracy. Trzeba ułożyć plan wydarzenia, ogarnąć lokalizację, znaleźć partnerów, zaprosić prelegentów, ustalić przestrzeń dla wystawców, napisać scenariusz przemówienia, umowy, promocja, teksty na social media etc., etc., a potem to wszystko trzeba doprowadzić do szczęśliwego końca. Dlatego dziś

jestem dosłownie wypluta, ale też mam w sobie radość, bo program był rewelacyjny, publiczność – wyśmienita, a frekwencja dopisała.

Miłka, pierwszy raz rozmawiałyśmy tuż przed pandemią, ale tamta nasza rozmowa nie ujrzała światła dziennego. W ciągu tych dwóch lat postawiłaś sobie nowe cele i je osiągnęłaś. Chodzi mi na przykład o wyprawę na Grenlandię. Skąd bierzesz czas i energię na swoje pomysły?

Czekaj, zaraz o tym pogadamy, ale chciałam najpierw powiedzieć jeszcze kilka słów o festiwalu, bo to dla mnie duża rzecz. To była pierwsza postpandemiczna edycja i zrobiliśmy ją z pompą.

OK, to opowiedz o festiwalu.

Festiwal Siły Marzeń to dwudniowa impreza, która odbyła się w ogóle po raz czwarty, a pierwszy raz w Ursynowskim Centrum Kultury „Alternatywy”. Po raz pierwszy zrobiliśmy festiwal z tak dużym rozmachem. Sam pomysł na organizację takiego wydarzenia

przyszedł mi do głowy po tym, jak zdobyłam Koronę Ziemi. Pomyślałam sobie, że takich podróżniczych wariatów jak ja trzeba gromadzić w jednym miejscu i pokazać ich światu. A wszystko po to, żebyśmy mogli się wzajemnie inspirować, ale też wymienić wiedzą i doświadczeniem. Zależy mi, żeby ludzie nauczyli się marzyć, żeby zaczęli widzieć, że w życiu jest coś więcej niż tylko poniedziałki.

Ze względu na pandemię dwie poprzednie edycje odbyły się w internecie. Nie chciałam odpuścić realizacji festiwalu tylko dlatego, że nie można się było spotkać na żywo, więc zorganizowałam ekipę filmową i pojechałam odwiedzić moich prelegentów w ich ulubionych miejscach. Wyprodukowaliśmy naprawdę dobry kontent. Pomysł na festiwal online zakładał, że to nie będą tylko gadające głowy. Rozpraszaliśmy naszych gości, dawaliśmy

58 ROZMOWA TPM

im różne zadania do wykonania, wprowadzaliśmy element humorystyczny, a poza rozmową z gościem, która odbyła się oczywiście w formie wywiadu, wprowadziliśmy coś w rodzaju prelekcji, opowieści – bo na to liczył nasz słuchacz. Wyprodukowanym cyklem, który nazwałam „Ulepieni z pasji”, zainteresowała się telewizja TVP Kobieta, a program został nominowany do Telekamer 2022 w kategorii produkcja roku.

Gratuluję!

To było dla mnie coś, bo przecież z wykształcenia i zawodu jestem kolejarką i nie znam się na produkcji telewizyjnej, ale dużo rzeczy w życiu robię intuicyjnie i przede wszystkim w każde zadanie, które wykonuję, wkładam serce. Bez znaczenia, czemu się oddaję – staram się dostarczać wszystko w najlepszej jakości.

Chciałabym, żeby festiwal wpisał się w program kulturalny Warszawy. Tym bardziej, że zapraszamy naprawdę nietuzinkowych, inspirujących gości i pokazujemy, że zdobywcy gór, podróżnicy czy rekordziści, których podziwiamy, to ludzie tacy sami jak my, a każdy z nas ma szanse i możliwości, by spełniać swoje marzenia. Trzeba tylko znaleźć w sobie odwagę.

To wrócę do mojego poprzedniego pytania: skąd masz siłę i energię na wszystkie swoje projekty?

Akurat dziś w ogóle nie mam siły, bo jestem turbo zmęczona po festiwalu ( śmiech ). Przygotowanie takiej imprezy to 3 miesiące mojego życia w trybie 24/7. Oczywiście sama nie byłabym w stanie tego zrobić, więc chciałabym podziękować partnerom festiwalu: Ursynowskiemu Centrum Kultury „Alternatywy”,

Urzędowi Marszałkowskiemu Miasta Stołecznego Warszawa, Urzędowi Dzielnicy Warszawa Ursynów, firmie Herbapol Lublin S.A, firmie Katalog Marzeń oraz wszystkim tym, którzy współtworzą ze mną to wydarzenie, m.in. Gosi Stelmach, która zaangażowana jest w przygotowania od pierwszego dnia i pierwszej edycji festiwalu, oraz Marcinowi Mironiukowi, bez którego wiele działań na miejscu byłoby trudno zorganizować. Ale tu mogłabym wymienić dużo więcej fantastycznych osób. Dziękuję Wam, Kochani!

A skąd biorę siłę? Wiesz, to jest kwestia zarządzania czasem. Trzeba przeplatać fazy wysiłku z fazami regeneracji. Ja po sobie widzę, że im więcej mam zadań, tym lepiej ten czas sobie planuję, bo nie ma chwili do stracenia. Wszystko jest kwestią organizacji, bo każda rzecz w życiu –nawet obiad rodzinny – to projekt.

Jakie cechy pomagają ci w realizacji pomysłów?

Konsekwencja. Otwartość. Odwaga, żeby zaczepiać ludzi, którzy mogą mi pomóc w realizacji planów. Ja nie mam problemu z tym, żeby się do kogoś zgłosić, opowiedzieć o moim pomyśle i zaproponować współpracę. Upór, uśmiech i autentyczność, czyli bycie sobą.

Do każdego marzenia podchodzę zadaniowo: tworzę plan i kamienie milowe, sprawdzam postępy. Zawsze mam też plan B, więc jeśli coś nie idzie po mojej myśli, potrafię się zaadaptować, jestem elastyczna.

59 ROZMOWA TPM
Arch. prywatne, Miłka Raulin

A druga strona medalu? Jakie cechy utrudniają ci życie?

Perfekcjonizm. Choć nie jest to taka jednowymiarowa cecha. Z jednej strony pozwala mi dostarczać super jakość moich usług, a z drugiej strony ludzie często nie widzą tego „super”, tylko dobrą jakość. A mnie to „super” kosztuje drugie tyle pracy.

Ten mój perfekcjonizm to też przywiązanie do szczegółów – zwracam na nie uwagę, dopieszczam to, co inni olewają, czasem aż nadto. Cały czas dojrzewam do przekonania, że nie muszę za każdym razem robić rzeczy perfekcyjnie, że jeśli zrobię coś po prostu dobrze, to też jest ekstra. Trochę zakręciłam, ale wiesz przecież, o co mi chodzi.

W tym perfekcjonizmie najbardziej uciążliwe dziś jest to, że zapominam zadbać o siebie. Jestem typem pracoholicznym, siedzę po nocach i nic innego nie istnieje, tylko dany projekt, a to jest po prostu niezdrowe. Perfekcjonizm to okropna cecha i gorąco wierzę, że kiedyś się go oduczę.

Ludzie często widzą tylko efekt, ale nie wiedzą, jaką cenę zapłaciłam za to, żeby coś się wydarzyło. I co tu dużo mówić. Cierpi na tym moja rodzina, zwłaszcza syn, bo w trakcie takiego maratonu mam mniej czasu dla Jeremiego.

Wspomniałaś o Jeremim, więc chciałabym teraz zapytać o niego. Jak mu się żyje z taką mamą?

Gdy Jeremi był mały, bardzo dużo rzeczy robiłam po nocach i chcę wierzyć, że to nie miało na niego wpływu, że tego nie odczuł. Ale z perspektywy czasu myślę, że czasem zauważał moje zmęczenie, bo mama kapeć w domu to nie jest fajna mama.

Teraz jest nastolatkiem, ma 16 lat i swoją życiową przestrzeń, więc jest inaczej. Ale coraz częściej angażuje się

w realizowane przeze mnie inicjatywy i chętnie w nich uczestniczy. Nawet w trakcie festiwalu działaliśmy razem. Dla mnie to była fantastyczna przygoda, a Jeremi spisał się w każdym powierzonym mu zadaniu. Jestem z niego naprawdę dumna. Ostatnio oznajmił mi, że chce przejechać ze mną całą Polskę w ramach V edycji Rajdu Południe – Północ. Ostatnio to on wyciąga mnie na dwór, żebyśmy razem pobiegali. Fajnie… :)

Co jako mama chciałabyś przekazać Jeremiemu?

Chciałabym, żeby zawsze pamiętał, że może robić w życiu wszystko, co sobie wymyśli, ale żeby jednocześnie miał świadomość, że nic samo do niego nie przyjdzie. Żeby miał w sobie przekonanie o własnej sprawczości, bo to jest kluczowe, gdy człowiek chce realizować swoje plany i marzenia. I żeby pamiętał, że dane słowo to świętość.

A że będzie popełniać błędy, to nieważne… to jest wpisane w nasz rozwój. Chciałabym, żeby w życiu był odważny i uważny, bo na bank jest lepszą wersją swoich rodziców (śmiech).

Który ze zrealizowanych przez ciebie pomysłów dał ci największą satysfakcję?

Trudne pytanie, bo jestem zadowolona z wielu swoich realizacji. Na pewno jestem dumna z tego, że Koronę Ziemi

zrobiłam podczas pracy na pełnym kolejarskim etacie, mając 26 dni urlopu. Równolegle wychowywałam syna i organizowałam środki na realizację tak wysokobudżetowego przedsięwzięcia. Jestem dumna z rajdu Południe – Północ, który dziś jest inicjatywą społeczną, swoistą rowerową lekcją historii, którą przeprowadzam co roku w listopadzie, by wspólnie z innymi świętować niepodległość. To takie dziwne świętowanie, bo przez 8–9 dni jedziemy przez całą Polskę, pokonując łącznie ok. 1000 km. Jestem dumna z książek, które napisałam, i z tego, że sprawia mi to wielką radość, choć mam umysł ścisły, z produkcji, którą zrealizowałam robiąc, wszystko bardzo intuicyjnie, ale i konsekwentnie.

A najbardziej jestem dumna, że rzeczy, które robię w życiu po raz pierwszy, na których totalnie się nie znam, udają mi się, ale wiem, że udają mi się, bo zawsze wkładam w nie całe swoje serce, całą siebie.

Czy któryś zamiar był dla ciebie szczególnie trudny?

Każdy miał swoje trudności i każdy udało mi się doprowadzić do końca. Na realizację pierwszego festiwalu nie miałam ani grosza. Kupiłam sobie różdżkę i skrzydełka i postanowiłam –zrobię to. Z Koroną Ziemi było podobnie – całość kosztowała pół miliona złotych. Nie miałam tych pieniędzy, ale je zorganizowałam.

60 ROZMOWA TPM
Arch. prywatne, Miłka Raulin

Dziś jest mi łatwiej, bo stoją za mną zrealizowane cele i moje osiągnięcia, a to sprawia, że zachęcenie kogoś do współpracy przy nowym pomyśle jest prostsze. Ale, jak już wiesz…, tak nie było zawsze, a wszystko stanowi efekt ciężkiej pracy.

Jak wygląda u Ciebie proces realizowania danego marzenia? Wpadasz na pomysł i co dalej?

Wszystko zaczyna się od folderu na komputerze – w momencie, gdy go zakładam, wiem, że mój plan się zmaterializuje. Ten folder jest trochę jak pudełko z puzzlami – mam w nim wszystkie elementy, żeby coś stworzyć, i tylko ode mnie zależy, kiedy je ułożę.

Wydaje się to bardzo proste, ale obie wiemy, że tak nie jest. Jak sądzisz, co powstrzymuje ludzi przed realizacją planów?

To zależy. Czasem ktoś po prostu porzuca swoje marzenia, bo ich realizacja zbyt wiele go kosztuje. Czasem to kwestia braku wiary w siebie i w swoje możliwości. Czasem życie zmusza nas do ustawienia priorytetów tak, że tymczasowo nie ma przestrzeni na realizację marzeń.

Każdy z nas musi sam z sobą ustalić, co jest dla niego ważne, i wokół tego zbudować siebie. A potem trzeba ułożyć plan i małymi krokami iść do celu. Duże przedsięwzięcia trzeba dzielić na etapy i co jakiś czas sprawdzać, czy wszystko idzie zgodnie z założeniami. Jak człowiek raz w ten sposób coś osiągnie, to potem będzie ten wzorzec powtarzał.

Co dają ludziom marzenia?

Poczucie, że jest coś więcej niż kolejne poniedziałki. Życie każdego z nas zakończy się tak samo, ale każde życie może być wyjątkowe, jeśli będziemy realizować swoje marzenia. Jeśli zrobimy coś dobrego dla siebie

lub innych. Jeśli będziemy dobrymi ludźmi.

Czy zmieniłabyś coś w swoim życiu, gdybyś mogła cofnąć czas?

Biznesowo, organizacyjnie czy logistycznie – raczej nie. Natomiast chciałabym mieć więcej czasu z małym Jeremim i bardziej świadomie ten czas przeżywać. Wolniej i spokojniej. Samotne macierzyństwo nie było łatwe i stawiało przede mną wiele wyzwań.

Z drugiej strony nikt z nas nie rodzi się rodzicem. My się tej roli cały czas uczymy. Mam nadzieję, że Jeremi wybaczy mi moje rodzicielskie błędy.

Czego życzyć ci na 2023 rok?

Równowagi w życiu, czyli szaleństwa i spokoju. Trochę to sprzeczne, ale w ostatnim czasie ta szala w mojej głowie przechyla się na błogi spokój (śmiech). Słońca, odpoczynku i relaksu. Resztę mam!

Zatem tego Ci życzę i dziękuję za rozmowę.

61 ROZMOWA TPM
Arch. prywatne, Miłka Raulin

Foluszowy Potok: nasi Goście doceniają szczerość

Zprzedstawicielami hotelu Foluszowy Potok, Elżbietą i Robertem Urbaniakami, spotykam się w listopadowe przedpołudnie. Na rozmowę o obiekcie rezerwuję sobie 3 godziny w przekonaniu, że czasu będzie aż nadto. Okazuje się jednak, że historia Foluszowego Potoku jest tak ciekawa, że gdyby nie ograniczenia innymi spotkaniami, moglibyśmy kolejne kilka godzin spędzić na dyskusjach o zakopiańskiej architekturze, filozofii biznesowej właścicieli i ekologicznych rozwiązaniach niespotykanych nigdzie indziej pod Tatrami, a zastosowanych w hotelu.

– W 1999 r. kupiliśmy dwie wille. Jeśli oglądała Pani „Człowieka z marmuru”, to mogła je Pani zobaczyć

w scenie kręconej w Zakopanem. –Pan Robert Urbaniak zaczyna swoją opowieść od krótkiego rysu historycznego. – W 2015 r. zdecydowaliśmy się na rozbudowę tych dwóch obiektów i przekształcenie ich w trzygwiazdkowy hotel. Chcieliśmy, aby powstało miejsce nietuzinkowe i nieskromnie powiem, że chyba nam się to udało.

Podhalańska tradycja w nowoczesnej odsłonie

Rzeczywiście, Foluszowy Potok to obiekt na wskroś inny od tego, co zazwyczaj spotykamy pod Tatrami, począwszy od świetnej architektury i nietypowego dla Zakopanego alpejskiego dachu, przez zeroemisyjność budynku uzyskaną dzięki ekologicznym rozwiązaniom, a skończywszy na

filozofii biznesowej właścicieli, w której autentyczność jest istotnym elementem układanki.

Za projekt architektoniczny i nadzór inwestorski odpowiadał znany zakopiański architekt Zbigniew Radziewanowski. Foluszowy Potok musiał powstać z zachowaniem dotychczasowego obrysu budynków znajdujących się na działce; sporym wyzwaniem było wkomponowanie starych brył w nowy obiekt. –Daliśmy Zbyszkowi wolną rękę, a on wspaniale wywiązał się z zadania. To kawał świetnej architektury. Na tyle dobrej, że spacerujący turyści często robią sobie przed naszym hotelem zdjęcia – żartuje Pani Elżbieta Urbaniak. A odpowiedzialny za rozbudowę architekt Zbigniew Radziewanowski dodaje: – Hotel

został zaprojektowany zgodnie z prawidłowym kierunkiem rozwoju Zakopanego, tzn. jest to niewielki butikowy obiekt z dopracowanym detalem architektonicznym wskazującym jednoznacznie górskie pochodzenie.

Foluszowy Potok mógł być wyższy i większy, ale właściciele zdecydowali, że ma wpisywać się w urbanistyczny krajobraz tej części Zakopanego. – Takich inwestorów powinniśmy witać pod Tatrami z otwartymi ramionami. Rzadko zdarza się, że dla właściciela obiektu pieniądze do zarobienia nie są najważniejsze – przyznaje Zbigniew Radziewanowski.

Innowacyjny i pasywny budynek

Najdłużej rozmawiamy o zastosowanych rozwiązaniach ekologicznych. Widać, że jest to konik Pana Roberta, a pasywność Foluszowego Potoku to dla niego powód do dumy. – Ciepłą wodę i ogrzewanie w hotelu mamy

dzięki geotermii; nigdzie w budynku nie znajdzie Pani klimatyzatora ani komina, bo powietrze dostarczane do pokoi i części wspólnych przechodzi przez system grot z kamieniami, chłodzonych wodą z potoku. Dzięki temu przez cały rok tłoczymy do budynku powietrze o stałej wilgotności i temperaturze około 6–8°C – tłumaczy Pan Robert.

– Obecna sytuacja na rynku źródeł energii pokazuje, jak innowacyjne myślenie przekłada się na konkurencyjność obiektu. Dzięki zastosowaniu rozwiązań zakładających odzysk ciepła i izolacji ponadnormatywnej w stosunku do przepisów obowiązujących podczas budowy obiekt generuje znacznie mniejsze koszty utrzymania pod względem ogrzewania – wtóruje mu architekt.

Do budowy wykorzystano najwyższej klasy materiały, w tym drewno i kamienie, czyli budulce tradycyjne

dla Podhala. – Szlachetne drewno jest nie tylko piękne, ale też lepiej znosi upływ czasu. To samo dotyczy kamienia. Goście nie znajdą u nas okładzin udających coś innego, ale prawdziwe skały, stosowane tu od wieków. Przy przebudowie udało nam się odzyskać aż 60 m3 tego budulca z istniejących wcześniej pensjonatów – wyjaśnia Pan Robert.

Jako że hotel ma być przede wszystkim miejscem do wypoczynku, właściciele zadbali o komfort akustyczny Gości. –Znajdujemy się w centrum Zakopanego, więc czasem bywa głośno. Dlatego staraliśmy się maksymalnie wyciszyć pokoje: zastosowaliśmy wygłuszającą cegłę i bardzo grube płyty stropowe, akustyczny tynk, trzyszybowe okna o szerokim profilu, a także specjalne, wygłuszające drzwi wewnętrzne. Dzięki temu, że do każdego pokoju co godzinę tłoczymy 60 m3 świeżego powietrza, nie ma potrzeby otwierania okien – dodaje Pani Elżbieta.

Diabeł tkwi w szczegółach

W Foluszowym Potoku każdy pokój jest inny, zarówno jeśli chodzi o plan pomieszczenia, jak i o wystrój, ale wszystkie trzymają ten sam wysoki poziom. – W życiu i w biznesie wychodzę z założenia, że albo się coś robi dobrze, albo wcale. Od początku wiedzieliśmy, że nie będzie miejsca na kompromisy. W naszym hotelu każdy szczegół musiał być przemyślany. Najważniejsza jest jakość oferowana naszym Gościom, nie da się do niej dojść na skróty – tłumaczy Pani Elżbieta.

Dlatego w hotelu nie ma rzeczy z przypadku: łazienki są specjalnie nieco większe od hotelowego

63 TURYSTYKA I REKREACJA

▪ 34 w pełni wyposażone 2-, 3i 4-osobowe pokoje z balkonami,

▪ bezpłatne wi-fi na terenie całego hotelu,

▪ restauracja Czerwone Korale,

▪ sala bankietowo-konferencyjna,

▪ kącik dla dzieci,

▪ narciarnia i rowerownia,

▪ monitorowany parking,

▪ antyalergiczne wyposażenie hotelu

standardu i wyposażone w armaturę i biały montaż topowych marek, wszystkie drewniane meble wykonano na zamówienie, a antyalergiczna pościel oraz wygodne materace zapewniają komfort snu. Jedyne miejsce, w którym znajdziemy coś ogólnodostępnego, to lobby, gdzie stoją fotele uszaki popularnej marki meblowej.

W tym biznesie szczerość to podstawa

Pani Elżbieta i Pan Robert bardzo dużo podróżują i to właśnie podróże zainspirowały ich do stworzenia miejsca idealnego do odpoczynku. – Mamy swoją wizję tego, jak powinien wyglądać pobyt w hotelu, i realizujemy ją w Foluszowym Potoku. Zbudowaliśmy piękny, funkcjonalny i ekologiczny budynek, który wpisuje się w dziedzictwo Podhala. Nasz hotel jest miejscem, w którym można wypocząć w komfortowych i bezpiecznych warunkach. W hotelowej restauracji Czerwone Korale podajemy prostą kuchnię z najlepszych lokalnych składników. Nic nie jest oszukane, bo w naszym biznesie szczerość to podstawa – mówi Pan Robert.

Gdy dopytuję, co ta szczerość oznacza dla Gości, Pan Robert precyzuje: – U nas nie ma sztucznych uśmiechów i ciągłego dopytywania, czy Goście są zadowoleni z pobytu. Nie narzucamy się ze swoją obecnością, ale w razie potrzeby personel hotelu z przyjemnością służy pomocą i radą – wyjaśnia.

www.foluszowypotok.pl

Władysława Zamoyskiego 42

34-500 Zakopane

recepcja@foluszowypotok.pl

+48 18 206 63 28 | +48 881 922 164

64 TURYSTYKA I REKREACJA

Marian Styrczula-Maśniak Wit Stwosz Podhala

Krzysztof Gocał: Panie Marianie, jest Pan człowiekiem wielu talentów: muzykant, kierownik artystyczny i reżyser zespołów regionalnych, nauczyciel, lutnik, tancerz i instruktor, ale nade wszystko – artysta swego rzemiosła, który tworzy piękne meble zdobiące liczne domy i kościoły. Jak rozpoczęła się Pana kariera?

Marian Styrczula-Maśniak: Jak większość rzemieślników, tradycje wyniosłem z domu. Od małego pomagałem swoim rodzicom w gospodarstwie. Do szkoły podstawowej chodziłem w Kościelisku, a tajniki stolarstwa poznawałem w Szkole Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, do którego uczęszczał też – jeszcze przed wojną – mój najstarszy brat Józef. Miałem zaledwie 4 lata, gdy on już stolarował, rzeźbił i robił piękną snycerkę. Był dla mnie wzorem, to dzięki niemu rozpocząłem naukę stolarstwa.

Jako młody chłopak, który wybrał swoją przyszłość, fascynowałem się Józefem Zaborskim, który nosił przydomek Pilchowski i mieszkał na Płazówce w Witowie. Był absolwentem Cesarsko-Królewskiej Szkoły Zawodowej Przemysłu Drzewnego. Jako najzdolniejszego ucznia zabrano go do szkoły do Wiednia na koszt rządu Austro-Węgier. Zaborski miał szeroki wachlarz prac regionalnych: był

stolarzem budowlanym, robił meble regionalne i sakralne, wykonywał płaskorzeźby i wytwarzał skrzypce. W kościółku w Płazówce do dziś można podziwiać organy, które sam zrobił i na których grał. Był moim wielkim idolem, wzorowałem się na nim i do dziś wspominam go bardzo mile.

Po szkole zostałem powołany do wojska. Służyłem najpierw w Giżycku, a potem – w Ostródzie. Moi zwierzchnicy szybko wykryli moje zdolności stolarskie i dowódca wyznaczył mi zadanie zbudowania 35 podwójnych uli.Po powrocie do domu w czerwcu 1957 r. rozpocząłem pracę u słynnego stolarza Jana Tylki, zwanego Kostkiem. Właśnie wtedy uczestniczyłem w budowie wystroju kościoła św. Anny w Zębie – kościelna ambona, zaprojektowana przez Jan Tylkę, została w większości fizycznie wykonana przeze mnie. Przepracowałem tam 10 lat. W zakładzie Jana Tylki wykonywaliśmy meble regionalne bogato rzeźbione, meble i wystroje sakralne do kościołów – ołtarze, ambony, chrzcielnice – czy wreszcie

piękne boazerie. Stworzone przez nas meble zostały pokazane na międzynarodowej wystawie w Monachium i Frankfurcie, gdzie zdobyły dwa złote medale. Było to wielkie osiągnięcie.

Od 1966 r. już prowadziłem swój własny zakład, do którego w latach dziewięćdziesiątych dołączył mój syn Stanisław.

Jak to się stało, że poświęcił Pan całe swoje życie kultywowaniu i przekazywaniu tradycji góralskiej? Jaki wpływ na to miało Pana dzieciństwo i tradycje rodzinne? Kto był dla Pana największym autorytetem?

Pochodzę ze starej góralskiej rodziny. Nasz przodek Szczepan Styrczula, urodzony w 1670 r. w Dzianiszu, kupił od Kierpca z Ratułowa polanę Kierpcówka na południowych stokach Gubałówki w Polanach, dzisiaj nazwanych Kościeliskiem.

W mojej rodzinie było wielu wspaniałych ludzi gór. Jednym z nich był mój

66 ROZMOWA TPM

Marian Styrczula-Maśniak

Prawdziwy człowiek renesansu – stolarz zajmujący się meblarstwem artystycznym, lutnik, nauczyciel, instruktor tańca i muzyki oraz muzykant. Specjalizuje się w meblach regionalnych oraz drewnianych elementach kościelnych (ołtarze, ambony czy chrzcielnice). Jego realizacje można podziwiać w wielu góralskich domach i kościołach, w dwóch teatrach i w jednym muzeum. Przez wiele lat przebywał na emigracji w USA, gdzie również pracował z drewnem. Jest laureatem wielu nagród, w tym Złotego Krzyża Zasługi, nagrody Ministra Kultury i Sztuki oraz Oskara Kolberga. Rozmowę z nim specjalnie dla „Tatra Premium Magazine” przeprowadził Krzysztof Gocał.

stryj Stanisław Styrczula-Maśniak, legionista, podpułkownik dyplomowany, absolwent prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładowca szkoły wojskowej w Rembertowie, a także dowódca 164 pułku piechoty w Sanoku. Walczył na wielu frontach podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Aresztowany 27 listopada 1939 roku, wywieziony do Starobielska, został zamordowany strzałem katyńskim w tył głowy wiosną 1940 roku. Otrzymał najwyższe odznaczenia, m.in. Srebrny Krzyż Virtuti Militari.

Kolejną osobą, którą chciałbym wymienić, jest Józef Długopolski, mój dziadek ze strony mamy Anny. Był to góral mający wiele talentów: cieśla, kowal, kołodziej, rolnik, a nade wszystko muzykant i budowniczy instrumentów ludowych.

Z kolei ojciec mojego taty Jędrzej Styrczula-Maśniak był przykładnym gospodarzem i również muzykantem.

Jego żona Regina pochodziła ze słynnego rodu Marusarzy i była mistrzynią tkactwa artystycznego.

67 ROZMOWA TPM

Bardzo ważną dla mnie postacią jest mój ojciec. Był społecznikiem, radnym, wójtem gminy Kościelisko, wspaniałym śpiewakiem i tancerzem. Występował przed prezydentem Ignacym Mościckim, po występie prezydent podszedł do zespołu i pogratulował tacie wspaniałego śpiewu i sprężystego tańca. Całym rodzeństwem – a było nas dziewięciu chłopaków i jedna dziewczyna – wzorowaliśmy się na stylu naszego taty.

Pamiętam, że ojciec bardzo lubił czytać, a „Pana Tadeusza” znał na pamięć. Przy różnych pracach domowych takich jak prządki, rafanie lnu czy darcie pierza przygrywał nam na harmonii, grał nam nuty góralskie, ale również melodie religijne, kolędy czy pastorałki góralskie. W trakcie drugiej wojny światowej dwukrotnie więziło go gestapo. Wtedy my, dzieci, musieliśmy zastąpić go w gospodarstwie.

To właśnie rodzice wpoili nam wielki szacunek do tradycji podhalańskich, rzemiosła, wielkie zamiłowanie do tańca, śpiewu i muzyki. Mój ojciec mawiał: Jak coś robis, to rob to dobrze, cobyć wypełniył swój obowiązek wobec środowiska, sąsiadow i Ojczyzny, cobyś był uczciwy.

Zbudował Pan kaplicę Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach

w Zakopanem. Jak to się stało, że to właśnie Panu powierzono stworzenie jej wystroju?

Ksiądz pallotyn Mirosław Drozdek, późniejszy kustosz Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, chciał odnowić kaplicę wybudowaną w latach pięćdziesiątych. Zaprosił więc stolarzy z okolicy i poprosił, żeby każdy przedstawił swój pomysł. Je tę kaplicę dość dobrze znałem, bo praktycznie od początku nasza kapela Maśniaków tam grała.

Gdy mój projekt został wybrany, wziąłem się do pracy. Całe konstrukcje i wszystkie ramy wykonałem w swoim warsztacie, a filunki-panele brałem ze sobą do szkoły, aby pokazać moim uczniom w szkole budowlanej w Zakopanem, jak to się wykonuje. Czasami zabierałem ich też na montaż, jak wykonałem konstrukcję, dzięki czemu nabierali doświadczenia. Wszystko to działo się w uzgodnieniu z ówczesnym dyrektorem szkoły Stanisławem Żygadło. Kaplica została ukończona w kwietniu 1985 r.

W 1985 r. wyjechał Pan do Chicago, a później – do Nowego Jorku. Jak wyglądała Pana działalność w USA?

W 1985 r. wyjechałem do Chicago. W tym samym roku wykonałem

wystrój wnętrza w kaplicy św. Maksymiliana Kolbe w Milwaukee w stanie Wisconsin. Tworzyłem też meble regionalne dla górali mieszkających w USA, często tęskniących za Podhalem.

Poza pracą stolarską zajmowałem się też działalnością kulturalną – szkoliłem dwa zespoły góralskie: Zespół Koła Chochołów ZP Ameryki Północnej i zespół góralski Krywań. Te zespoły występowały z sukcesami na festiwalu Jesień Tatrzańska. 20 kwietnia 1986 r. wystawiłem w Chicago operę góralską pt. „Jadwisia spod regli”. Był to występ premierowy na terenie Ameryki Północnej. W 1987 r. przeniosłem się do Nowego Jorku i tam rozpocząłem pracę dla Marka Nagawieckiego, dla którego zrobiłem duży rzeźbiony i intarsjowany stół, duże drzwi wejściowe i bramę w stylu góralskim. Wówczas zostałem zauważony przez przedsiębiorcę Rudolfa Orkisza. W jego rezydencji w Branford w stanie Connecticut przepracowałem dziesięć lat – wykonywałem różne prace oraz tworzyłem wystroje wnętrz, m.in. bogato zdobiony pokój góralski z pięknymi ławami w stylu podhalańskim i rzeźbionym sufitem z płaskorzeźbami tatrzańskich motywów roślinnych, a także pokój myśliwski ze scenami z polowań, wyposażony w potężny, pięknie rzeźbiony bar.

Zajmował się Pan też budową drewnianych instrumentów muzycznych. Ma Pan w swoim dorobku 146 egzemplarzy gęśli, 26 skrzypiec, kilka basów góralskich, 2 wiolonczele, kontrabas, dudy podhalańskie,

68 ROZMOWA TPM

trąbity, dwojnice i piszczałki, a także gitary akustyczne i elektryczne. Co sprawiło, że się Pan tym zajął?

Zawsze fascynowałem się lutnictwem. Z naszą rodziną był zaprzyjaźniony Andrzej Bednarz, słynny lutnik z Zakopanego, i to właśnie jego podglądałem najchętniej. Mogę powiedzieć, że lutnictwem zająłem się z wielkiej ciekawości i sam dochodziłem do formy i wymiarów tych instrumentów. Przyznam szczerze, choć nieskromnie, że stworzone przez mnie instrumenty są wysokiej klasy i pięknie grają.

Spośród wszystkich Pana realizacji która ma dla Pana największą wartość?

Za dzieło swojego życia, za dzieło o największej dla mnie wartości, uważam bogato rzeźbiony bar sarmacki, który znajduje się w zabytkowej rezydencji Rudolfa Orkisza. Stworzyłem go z moim synem Stanisławem.

Posiadłość mieściła się w Branford, w stanie Connecticut nad zatoką Long Island, gdzie panowały bardzo zróżnicowane warunki klimatyczne. Latem wilgotność powietrza sięgała dziewięćdziesięciu procent, a zimą, przy włączonym ogrzewaniu, we wnętrzu było bardzo sucho. Pomimo tego bar trzyma się cały czas bardzo dobrze, w zasadzie jest jak nowy, a to zasługa przemyślanego sposobu budowy i konstrukcji.

W meblach stosuje Pan różne techniki zdobienia: snycerka, intarsja, rzeźba. Które z nich są dla Pana najtrudniejsze, a które sprawiają Panu największą satysfakcję?

Zdecydowanie intarsja jest jedną z trudniejszych do wykonywania.

Panie Marianie, czy jest tak, jak powiedział ks. prof. Józef Tiszner, że „drewno słucha górala”?

Tak, drewno dobrego fachowca słucha. Jak chcesz zrobić skrzypce, to bierzesz do ręki kawał fajnej deski i stukasz, czy ona wydaje dźwięk – takie echo. Na Podhalu wielu ludzi pracowało w drewnie: stolarze, cieśle czy lutnicy. Oni już przed obróbką drewna doskonale wiedzą, czy materiał, który mają w ręku, nadaje się do wykonania danego dzieła.

Na koniec proszę powiedzieć, jaką radę dałby Pan młodzieży uczącej się rzemiosła regionalnego?

Dzieło powinno być dobrze skonstruowane technologicznie i artystycznie, a więc tak, żeby było ładne, praktyczne w użytkowaniu i długotrwałe. Takie dzieło musi mieć w sobie duszę, żeby było żywe i dobrze służyło ludziom.

Dziękuję za rozmowę.

69 ROZMOWA TPM

Smrekowy Domek www.smrekowydomek.pl Kierpcówka 38E, Kościelisko

Ślub z widokiem na góry

Kameralne grono najbliższych w połączeniu z pięknymi, górskimi widokami to przepis na udany ślub.

Jeśli marzysz o urokliwym weselu, ten dzień chcesz spędzić jedynie w gronie najbliższych, a do tego pośród górskich szczytów, zaplanuj ślub w Smrekowym Domku. Ta chata zbudowana ze świerków na Kierpcówce w Kościelisku koło Zakopanego idealnie łączy góralski

styl z nowoczesnością. Taras widokowy, z którego można delektować się górskim pejzażem, jest wręcz stworzony do tego, by tu powiedzieć sobie sakramentalne „tak”. Klimatyczne apartamenty z ręcznie rzeźbionymi meblami zapewnią z kolei komfortowy pobyt najbliższym.

Szukasz oryginalnego pomysłu na kameralne zaślubiny? Smrekowy Domek będzie idealnym wyborem.

Ślub w górach to niezapomniane przeżycie. Dzika przyroda i malownicza, górska sceneria dodają romantyzmu, a kameralne przyjęcie w gronie najbliższych i w magicznej atmosferze podhalańskiej architektury tylko podkreśla wyjątkowość tego dnia.

Fot.: Tomasz Jędrysiak

Nowości i wyjątkowy sezon zimowy

w ośrodkach narciarskich należących do Grupy PKL

Sezon zimowy dla miłośników białego szaleństwa jest zawsze długo wyczekiwanym czasem. Narciarze mogą wówczas oddać się pasji i poszusować na dobrze wyratrakowanych trasach. Tegoroczna zima w ośrodkach narciarskich należących do Grupy PKL będzie wyjątkowa. Polskie Koleje Linowe zapraszają zwolenników sportów zimowych do Jaworzyny Krynickiej i skorzystania z najnowocześniejszej w kraju 6-osobowej kolei krzesełkowej oraz na trasy i atrakcje przygotowane w ośrodkach PKL.

– Zależy nam, by ciągle rozwijać, poszerzać ofertę w naszych ośrodkach, a także dostosowywać ją do zmieniających się trendów tak, żeby miłośnicy białego szaleństwa mogli być usatysfakcjonowani warunkami, jakie im oferujemy. Modernizacja kolei w ośrodku narciarskim Grupy PKL na Jaworzynie Krynickiej to inwestycja, która zakłada nie tylko uruchomienie

najnowocześniejszej na rynku 6-osobowej kolei krzesełkowej, ale także zmodernizowanie trasy narciarskiej nr 6 pod względem oświetlenia. Będzie ona tradycyjnie ratrakowana w ciągu dnia, by popołudniami i wieczorem warunki na stoku były atrakcyjne tak samo, jak w godzinach porannych  –mówi Daniel Pitrus, prezes zarządu Grupy PKL.

Jaworzyna Express! Nowa 6-osobowa kolej – jedyna taka frajda w Polsce

Różnorodność tras oraz malownicze widoki czekają na miłośników narciarstwa i snowboardu w ośrodku PKL Jaworzyna Krynicka. Tutejszy ośrodek narciarski PKL kusi jednak nie tylko pięknymi i rozległymi panoramami Beskidu Sądeckiego, ale przede

72 TURYSTYKA

wszystkim sześcioosobową gondolą oraz najnowocześniejszą w Polsce sześcioosobową koleją krzesełkową Jaworzyna Express. To właśnie za jej pomocą narciarze na wygodnych, podgrzewanych i kubełkowych siedziskach z osłoną dotrą na wzniesienie z prędkością 5 m/s, dzięki czemu przejazd kilometrowej trasy zajmie trzy minuty. Docelowa przepustowość kolei Jaworzyna Express wyniesie 2800 os./godz.

Nowa kolej jest w pełni zautomatyzowana, co oznacza, że nawet wsiadanie sześciu osób na kanapę przebiega bardzo płynnie i bez jakichkolwiek szarpnięć. Dzięki dodatkowym zabezpieczeniom dla najmłodszych kolej krzesełkowa jest bezpieczna dla dzieci i chroni je przed ewentualnym wypadnięciem. Jaworzynę Express wyróżnia również zoptymalizowany napęd kolei oraz elementy prowadzące linę, dzięki temu silnik zużywa mniej energii, co czyni ją bardziej ekologiczną.

Dodatkowo do dyspozycji narciarzy i snowboardzistów będą czteroosobowa kolej krzesełkowa, cztery wyciągi orczykowe, miejsca dla najmłodszych narciarzy, a także prawie 10 km malowniczych tras zjazdowych, w tym najdłuższa oświetlona trasa w Polsce (2600 m).

Na narty do Krynicy-Zdrój

Oprócz nowej kolei Jaworzyna Express w tym sezonie zimowym PKL – w ramach tegorocznego karnetu na sezon narciarski – udostępniają amatorom sportów zimowych również trasy znajdujące się w ośrodku na Jaworzynie Krynickiej: główną o długości 2600 m, trasy nr 2 i 2a o łącznej długości 1800 m, trasę nr 3 o długości 700 m, trasę nr 4 o długości 1000 m, czarną trasę FIS nr 5 oraz zmodernizowaną trasę nr 6 o długości 1050 m.

Miłośnicy wieczornego szusowania skorzystają zapewne z kolei Jaworzyna Express obsługującej jazdy wieczorne, która w tym roku pracuje codziennie od 18:00 do 21:00. Trasa nr 6 będzie tradycyjnie zamykana o godz. 16:00 i następnie ratrakowana. Na szczycie Jaworzyny na trasie nr 2 udostępniony zostanie bezpłatny slalom z pomiarem czasu. Swój wynik na stoku będziemy mogli sprawdzić online i porównać z rezultatami innych narciarzy.

Informacje na temat tras narciarskich i zimowych atrakcji we wszystkich ośrodkach turystycznych Grupy PKL dostępne są na stronie www.pkl.pl.

73 TURYSTYKA

Tatrzańskie Muzeum Historii Naturalnej –od

dawnej idei po teraźniejszość…

Turyści odwiedzający Tatry, a szczególnie Dolinę Kościeliską, zauważyli pewnie trwające od kilkunastu miesięcy prace budowlane. Pojawiające się pytania i wątpliwości zostały rozwiane już jakiś czas temu –w Kirach powstaje kolejne nowoczesne Centrum Edukacji Przyrodniczej Tatrzańskiego Parku Narodowego. Idea powstawania tego typu centrów jest wpisana w DNA strategii edukacji TPN i konsekwentnie realizowana od wielu lat.

Tematyka wystawy w Kirach koncentrować się będzie na zagadnieniach związanych z geologią i rzeźbą Tatr. Z perspektywy zwiedzającego będzie formą uporządkowanej w czasie podróży od okresu, w którym tworzyły się skały krystaliczne, przez okres basenowy (tworzenia skał osadowych przez fazę intensywnych ruchów tektonicznych, fałdowania i wypiętrzania), okres plejstoceńskich zlodowaceń, aż po czasy zachodzących współcześnie procesów kształtujących krajobraz wysokogórski. Poszczególne

zagadnienia zostaną zaprezentowane w taki sposób, by zwiedzający poznawał chronologię i czas trwania następujących po sobie głównych etapów ewolucji masywu tatrzańskiego od jego powstania aż po czasy współczesne. Bardziej znane staną się geneza i budowa poszczególnych formacji geologicznych oraz procesy geologiczne, które doprowadziły do powstania Tatr, a także kształtowały i nadal kształtują ich krajobraz. Obok zagadnień związanych z geologią, tworzących główną oś tematyczną wystawy, zaprezentowane będą

również treści z zakresu topografii, hydrologii, glacjologii, geomorfologii i zjawisk krasowych.

Istotnym elementem wystawy będzie również prezentacja wyników najnowszych badań, które rozszerzyły wiedzę m.in. z zakresu fauny i flory okresu mezozoicznego czy plejstocenu, a także umożliwiły odtworzenie krajobrazu Tatr podczas ostatniego zlodowacenia i dowiodły bezpośredniej obecności na ich terenie człowieka prehistorycznego. Tyle, jeżeli chodzi o założenia, o ramy, w których

74 WYDARZENIA

przyjedzie nam się poruszać. Wszystko to będziemy mogli sprawdzić sami, kiedy już drzwi Tatrzańskiego Muzeum Historii Naturalnej zostaną otwarte dla zwiedzających. Póki co jednak ważna jest sama idea, wizja, jej spójność i drzemiąca w niej siła. Wszystko to mierzone jest pracami, które trwają od ponad 5 lat!

Duże znaczenie w tym projekcie ma architektura, bryła autorstwa pracowni POLE Architekci. Realizowana koncepcja jest niezwykle spójna, finalnie – wtapiająca się w krajobraz.

Co ważne, nie jest to adaptacja pomieszczeń istniejących, a przestrzeń projektowana od początku z myślą o funkcji wystawienniczej i edukacyjnej. To wyjątkowa szansa dla Podhala na obiekt o takim znaczeniu. Architektura podchodząca z szacunkiem i zrozumieniem do miejsca stanowi rzadkość w otaczającej nas rzeczywistości. Bryła, która powstaje, narzuca pewne interpretacje, narzuca też ogromną odpowiedzialność i reżim wobec powstającej wystawy.

Zostaniemy zaproszeni do podziemnego świata, zanurzeni w mrok, odbędziemy podróż w czasie, by znowu stanąć w promieniach słońca. To wehikuł czasu geologicznego, ale też podróż człowieka, nas jako gatunku. Przecież to my nadajemy sens i znaczenie rzeczom i procesom, tworzymy naukę. My też walczymy o egzystencję i eksplorujemy. Ta perspektywa będzie

nam towarzyszyć do początku do końca na wystawie, której finalny scenariusz właśnie powstaje. Wypełnienie treściami tak mocno zdefiniowanej przestrzeni na pewno stanowi wyzwanie. Od kilku tygodni zespół powiększył się o wiele talentów spod znaku KOPTOŃ. To nowe rozdanie, ale też wielki krok ku otwarciu.

Wreszcie należy zapytać – dlaczego w ogóle zdecydowano się na Tatrzańskie Muzeum Historii Naturalnej? Otóż i pod tym względem nasze Tatry są zupełnie wyjątkowe, pozwalają bowiem opowiedzieć każdą historię z przeszłości. Jak powstały Tatry? Czym były konodonty? Co w Tatrach robiły dinozaury? Czy w Tatrach są podziemne rzeki? Jak żyli łowcy reniferów w Tatrach? Na te i wiele, wiele innych pytań znajdziecie niebawem odpowiedź w Centrum Edukacji Przyrodniczej Tatrzańskiego Parku Narodowego.

75 WYDARZENIA
Wizualizacje Centrum Edukacji Przyrodniczej w Kirach (TPN)

Hotel Liptakówka*** –

idealne miejsce na zimowy wypoczynek w górach

Liptakówka*** to komfortowy hotel w samym centrum Białki Tatrzańskiej, blisko stoków narciarskich Kotelnica Białczańska i basenów termalnych Bania. Dobrze odnajdą się w nim zarówno rodziny z dziećmi, jak i grupy przyjaciół. Na gości hotelu czekają wygodne i świetnie wyposażone pokoje z pięknymi widokami z okien czy balkonów, przystosowane do potrzeb od jednej do czterech osób.

Eskapady na skuterze

Hotel znajduje się w pobliżu największego na Podhalu kompleksu narciarskiego – Kotelnicy Białczańskiej. Amatorzy sportów zimowych –nart i snowboardu – mają tu do dyspozycji kolejki linowe, wyciągi i 8 tras narciarskich o zróżnicowanym stopniu trudności. Również dla biegaczy narciarskich przygotowano tu kilkanaście kilometrów tras. Sporym udogodnieniem dla narciarzy jest przechowalnia sprzętu wyposażona w automatyczny system suszenia butów sportowych, narciarskich i snowboardowych.

Jeśli komuś mało zimowych atrakcji, z pomocą przychodzi sympatyczna obsługa hotelu –pomoże zorganizować kulig, snowtubing czy snow rafting. Hotel dysponuje również własną wypożyczalnią skuterów śnieżnych Yamaha oraz

wypożyczalnią Buggy Can-Am Maverick, zaprasza na – krótsze lub dłuższe – wypady pod okiem doświadczonego przewodnika.

Relaks dla ciała

Po spędzaniu dnia na nartach lub skuterze nic tak nie zrelaksuje jak pobyt w spa. Dolce Vita Spa & Wellness Hotelu Liptakówka*** oferuje masaże klasyczne, sportowe oraz relaksacyjne. – Wyjątkowe warunki klimatyczne, w połączeniu z dobroczynnymi zabiegami naszego spa, pozwolą wszystkim optymalnie zregenerować swoje

TURYSTYKA I REKREACJA

www.liptakowka.com

Rezerwacje: +48 609 146 840 biuroliptakowka@gmail.com

siły – mówi Barbara Liptak-Kamińska, właścicielka hotelu. Jak dodaje, goście mogą skorzystać np. z masaży gorącymi kamieniami lub masażu ciepłą świecą o zapachu czekolady lub pomarańczy. Do dyspozycji gości pozostają sauna parowa i sucha, dwa jacuzzi oraz salon kosmetyczny.

Autorskie menu

Dużym atutem Hotelu Liptakówka*** są restauracje. Stylowa Restauracja Bajka zaspokoi podniebienia każdego smakosza. Kusi nie tylko specjałami z Podhala, ale i innych regionów

świata. Autorskie dania powstają na bazie świeżych produktów pod okiem kreatywnego szefa kuchni Łukasza Jędrzejewskiego.

Karczma u Góroli, czynna w sezonie zimowym, to z kolei dania kuchni regionalnej oraz szeroki wybór trunków rozgrzewających i piw, także z Czech. W karczmie – urządzonej w prawdziwie podhalańskim stylu – organizowane są wieczorki z góralską muzyką na żywo w każdy piątek ferii. Można tu nie tylko dobrze zjeść i wypić, ale także zagrać w bilard.

W krainie lodu

Hotel oferuje wiele pakietów wypoczynkowych. Jeden z nich obejmuje sylwestra. Bal sylwestrowy odbędzie się w salach bankietowych, wśród dekoracji nawiązujących do baśniowej Lodowej Krainy. Do tego muzyka, bogate menu oraz pokaz fajerwerków. Dla dzieci przeznaczony będzie tematyczny wieczór sylwestrowy w osobnej sali i z oddzielnym menu pod okiem doświadczonych animatorów zabaw.

77
78 WYDARZENIA

Mateusz Masternak w drodze na szczyt

Mateusz Masternak zwyciężył jednogłośnie i wysoko na punkty (119:108, 118:109, 117:110) w walce wieczoru gali Nosalowy Dwór Knockout Boxing Night 25. Wszystko wskazuje na to, że dzięki wygranej nad Jasonem Whateleyem w przyszłym roku Master zawalczy o upragniony tytuł mistrza świata w boksie zawodowym organizacji International Boxing Federation, w kategorii junior ciężkiej (90,7 kg).

się z nim nie zgodzić, pod względem sportowym starcie z niepokonanym Australijczykiem o prawo do walki mistrzowskiej IBF nie zdarza się w Polsce co dzień. Whateley walkę w eliminatorze traktował jako ogromną szansę na to, żeby w końcu móc skupić się wyłącznie na profesjonalnej karierze zawodowego pięściarza. Dla 35-letniego Mastera to także była wielka szansa, prawdopodobnie ostatnia w karierze, na to, żeby wejść na sam szczyt.

Eliminator do walki mistrzowskiej o tytuł mistrza świata organizacji IBF w kategorii junior ciężkiej był głównym wydarzeniem gali Nosalowy Dwór Knockout Boxing Night 25, która 29 października odbyła się w Centrum Kongresowym Gerlach. Nosalowy Dwór Resort & Spa regularnie gości wydarzenia pięściarskie organizowane we współpracy z grupą Knockout Promotions, której prezesem jest Andrzej Wasilewski. I tym razem goście obserwowali zmagania pięściarzy w atmosferze rodem z ekskluzywnych gali w Las Vegas. Panie w sukniach wieczorowych, panowie w smokingach i garniturach, zasiadając przy eleganckich stołach, przez kilka godzin emocjonowali się pojedynkami, z których duża część rozstrzygnęła się już w pierwszej rundzie. Gospodarze Nosalowego Dworu kolejny raz pokazali, że gale pięściarskie w naszym kraju można i trzeba organizować na najwyższym, światowym poziomie. W przerwach pomiędzy walkami śpiewem oczarowała wszystkich utalentowana Natasza Urbańska.

Mastera, jednego z najbardziej doświadczonych polskich pięściarzy zawodowych polskiemu kibicowi pięściarstwa przedstawiać specjalnie nie trzeba. O jego australijskim rywalu nie wiedzieliśmy zbyt wiele, poza tym, że do walki w Zakopanem mógł się pochwalić idealnym rekordem 10 wygranych walk, z których 9 kończył zwycięsko przed czasem.

Adrian Walczyk prowadzący galę zapowiadał main event jako najważniejszą walkę pięściarską organizowaną w Polsce w ostatnich latach. Trudno

Pierwsza runda była wyrównana, panowie kłuli się nawzajem lewym prostym, próbując ustawić rywala przed właściwym atakiem z silniejszej, prawej ręki. Początek walki pokazał, że Masternaka czeka poważny sprawdzian. Master przyjął pod koniec rundy mocny, czysty cios z prawej ręki rywala, ale nie dał po sobie poznać, że nim ten prawy prosty wstrząsnął.

W drugiej rundzie Masternak zaczął już bardziej odważnie składać

80 SPORT
Knockout Promotions
Fot.:

kombinacje, z których część, kończona lewym sierpowym pruła powietrze. To co zaczęło być jeszcze bardziej widoczne od drugiej rundy, to metodycznie, cierpliwie wyprowadzany, sztywny lewy prosty, który trzymał w dystansie dysponującego lepszymi warunkami fizycznymi rywala.

Podobnie było w trzecim starciu, w którym do lewego prostego Masternak dołożył ciosy na korpus, kilkakrotnie obijając seriami ciało Whateleya. Rywala stać było na kilka zrywów, w których trafiał Mastera pojedynczymi uderzeniami, jednak to polski pięściarz lepiej wchodził w ten pojedynek.

Czwarta runda to już wyraźna przewaga Masternaka, który obniżającego postawę przeciwnika momentalnie wyprostował silnym lewym podbródkowym. Runda piąta i szósta to dalsza kontrola tempa pojedynku przez Polaka, pod którego prawym okiem pojawiło się niespodziewanie rozcięcie.

W siódmej rundzie Whateley był liczony, jednak nieprawidłowo, bowiem upadek, co pokazały powtórki, był spowodowany pchnięciem i ściągnięciem rękawicą głowy rywala w dół. Dzięki temu jednak, że sędzia Jankowiak liczył Australijczyka, formalnie rundę tą Master zakończył zwycięstwem różnicą dwóch punktów.

Od ósmej rundy przewaga Polaka zaczynała być coraz bardziej wyraźna. Masternak mądrze gospodarując siłami bombardował Whateleya kombinacjami to na głowę, to znowu na tułów. W rundzie dziewiątej niewiele brakło, aby po akcji „prawy na prawy” rywal Masternaka znalazł się na deskach. Przyjmując cios w okolicach skroni, Whateley zatańczył na nogach, jednak w porę i przytomnie klinczował, przedłużając swoje szanse na odwrócenie losów pojedynku.

Rundy dziesiąta i jedenasta upłynęły na oczekiwaniu kibiców na nokaut,

jednak pięściarz z Australii okazał się mieć twardą głowę. Wyjaśnił tym samym, dlaczego zasługuje na przydomek Warrior

Master w dwunastej rundzie, kontrolując zagrożenia, spokojnie boksował do ostatniego gongu, po którym jego ręka została uniesiona przez sędziego do góry. Jego rywal pokazał dużą klasę, bijąc brawo i gratulując zwycięzcy i jego narożnikowi z Piotrem Wilczewskim na czele.

Mateusz Masternak walkę eliminacyjną z Jasonem Whateleyem wygrał pewnie. Walczący z odwrotnej pozycji Jai Opetaia, bo to z nim Polak zawalczy o pas, będzie zdecydowanie trudniejszym rywalem. Wystarczy przypomnieć, jak nieoczekiwanie wymagającym rywalem okazał się Opetaia dla wcześniejszego mistrza, Mairisa Briedisa. Odbierając silnemu Łotyszowi mistrzowski pas sprawił jeśli nie sensację, to na pewno dużą niespodziankę. Oby w 2023 roku taką niespodziankę sprawił także Master, który w walce przeciwko mistrzowi przystąpi w roli underdoga. Powodzenia w spełnieniu marzenia, Master!

Wszystkie wyniki pojedynków na gali Nosalowy Dwór Knockout Boxing Night 25

▪ Mateusz Masternak – Jason Whateley (119:108, 118:109, 117:110)

▪ Krzysztof Włodarczyk  – Cesar Reynoso (TKO, 6 runda)

▪ Laura Grzyb  – Marian Herreira (77–75, 78-74, 80–72)

▪ Leonard Carillo – Mateusz Tryc (KO, 2 runda)

▪ Adam Balski – Nicolas Holcapfel (KO, 1 runda)

▪ Artur Górski – Józef Kusmirek (KO, 1 runda)

▪ Piotr Łącz – Toni Visic (KO, 1 runda)

▪ Maciej Marchel – Oskar Hibner (2:1, boks olimpijski, kadeci)

▪ Aleks Urbański – Igor Rondoś (3:0, boks olimpijski, kadeci)

AUTOR Krzysztof Maksiński Redaktor Tatra Premium Magazine. Prywatnie tata Julianka i entuzjasta pięściarstwa na wysokim poziomie.

81
Fot.: Knockout Promotions

Modrzewiowa Ostoja –na wyłączność dla rodzin i przyjaciół

Z dbałością o komfort

Modrzewiowa Ostoja znajduje się w malowniczej wsi Kluszkowce nad Jeziorem Czorsztyńskim. Dom został oddany do użytku zaledwie kilka miesięcy temu. Jego komfortowe wnętrza mają nowoczesny wystrój, uzupełniony o góralskie detale. Przytulności nadają im zwłaszcza rzeźbione meble, klimatyczne oświetlenie i kominek opalany drewnem, który zapewni wspaniały nastrój w długie, zimowe wieczory.

Doskonały wypoczynek znajdą tu zarówno rodziny z dziećmi (w przyległym ogrodzie jest plac zabaw), jak i osoby chcące miło spędzić czas z przyjaciółmi w otoczeniu natury. Wokół mieszczą się lasy, a z balkonu rozciąga się wspaniały widok na górski krajobraz. – Nasza wieś leży u podnóża Gorców pod górą Lubań. Na jej szczycie znajduje się wieża widokowa, skąd jeszcze lepiej widać panoramę Tatr i jeziora – mówi Michał Jandura, właściciel Modrzewiowej Ostoi.

Moc atrakcji

Modrzewiowa Ostoja i wieś Kluszkowce to doskonała baza wypadowa do poznania górskich atrakcji zimą

Komfortowe i przytulne wnętrze, przepiękne krajobrazy i obfitość atrakcji górskich o każdej porze roku – to wszystko oferuje pobyt w domku Modrzewiowa Ostoja nad Jeziorem Czorsztyńskim.

www.modrzewiowaostoja.pl

ul. Zdrojowa 36b, Kluszkowce modrzewiowaostoja@gmail.pl +48 690 660 654

82 TURYSTYKA I REKREACJA

i latem. – Tu każdy znajdzie coś dla siebie, by miło spędzić urlop. Na jeziorze można popływać rowerami wodnymi czy na desce SUP. W XIV wiek przeniesie nas zamek w Niedzicy i ruiny zamku w Czorsztynie. Rowerzyści pokochają kultowe trasy Velo Czorsztyn wokół jeziora i Velo Dunajec. Ta druga, o długości 237 km, biegnie u podnóża Tatr, Gorców, Pienin, Beskidów – tłumaczy właściciel.

Nudzić nie będą się też amatorzy białego szaleństwa. Zaledwie 5 minut od Modrzewiowej Ostoi znajduje się ośrodek narciarski Czorsztyn-Ski. Narciarze mają tu do dyspozycji aż 10 tras zjazdowych, 2 wyciągi krzesełkowe i pięciokilometrową trasę biegową dla początkujących i zaawansowanych biegaczy. W okolicy pełno jest wypożyczalni sprzętu i szkółek instruktażowych narciarstwa.

Modrzewiowa Ostoja to klimatyczne wnętrze i wiele możliwości spędzenia wolnego czasu. Czekają tu na Ciebie fantastyczne atrakcje zarówno gdy chcesz się cieszyć aktywnym wypoczynkiem, jak i wtedy, gdy marzysz o spokoju blisko natury.

83

DUNAJCU Rafting na

przygoda, która zapada w pamięć

www.rafterteam.pl

biuro@rafterteam.pl

+48 512 585 838

+48 500 456 194

Dreszczyku emocji dostarczą bystrza rzeki i jej szybki nurt. Ucztą dla oczu będzie malowniczy widok z zaskakującymi formacjami wapiennymi. Na pontonowe spływy zapraszamy już od wczesnej wiosny do późnej jesieni.

W ofercie Rafter Team znajdziesz także:

Spływ Dunajcem to niesamowita atrakcja dla osób, które poszukują prawdziwych przygód, a jednocześnie chcą napawać się majestatycznym krajobrazem Pienin. spływy pontonowe przewodnictwo górskie

spływy kajakowe

pilotaż wycieczek gry terenowe

imprezy integracyjne

Jeżeli szukasz nowych doświadczeń i pomysłu na aktywne spędzenie czasu w Pieninach z rodziną czy znajomymi – musisz spłynąć z nami!

TATRY Prenumeruj

„Tatry” wydawane są przez TPN od 1991 r., początkowo nieregularnie, od 2004 r. jako kwartalnik w cyklu zgodnym z rytmem przyrody: zima, wiosna, lato, jesień. Pismo kierowane jest do miłośników najwyższego pasma górskiego Polski i Słowacji. Liczy ok. 200 bogato ilustrowanych stron w formacie zbliżonym do A4. Tematyka jest zróżnicowana: od geologii i klimatu, poprzez świat roślin i zwierząt, po wszystko, co wiąże się z obecnością człowieka w górach, a więc historię, etnografię, turystykę, sport, różne dziedziny twórczości artystycznej, filozofię. Oczywiście wszystko w powiązaniu z Tatrami.

Chcemy jako redakcja dzielić się wiedzą, przeżyciami, odkryciami i radością, jaką daje nam kontakt z niezwykłym światem gór. Chcemy wspólnie szukać odpowiedzi na pytanie, jak korzystać z tatrzańskich skarbów, nie niszcząc ich, nie czyniąc sobie krzywdy i nie przeszkadzając nawzajem. Tatry to najpiękniejsze góry świata – tak brzmi nasz redakcyjny dogmat.

Kwartalnik można kupić w Empikach i sklepach górskich w całej Polsce, a także w naszych zakopiańskich punktach sprzedaży (Punkt Informacji Turystycznej, ul. Chałubińskiego 44, oraz Centrum Edukacji Przyrodniczej, ul. Chałubińskiego 42a).

Prenumeratę najłatwiej zamówić za pośrednictwem księgarni internetowej sklep.tpn.pl , z możliwością płatności elektronicznej. Prenumerata obejmuje cztery kolejne numery kwartalnika „Tatry”, w przypadku prenumeraty dwuletniej – osiem numerów. Prenumeratorzy oprócz niższej ceny od czasu do czasu otrzymują ciekawe i zazwyczaj niedostępne w sprzedaży upominki w postaci reprintów, książek, wydawnictw multimedialnych.

„Tatry” dostępne są również w formie elektronicznej. Pojedyncze numery oraz prenumeratę zamówić można na portalach ekiosk.pl, egazety.pl, nexto.pl

85

W Sercu Tatr –

Domki „W Sercu Tatr” oferują komfortowy wypoczynek we wsi Rzepiska, tuż obok Bukowiny Tatrzańskiej. Zostały zaprojektowane w nowoczesnym stylu z delikatnymi dodatkami górskimi. Są doskonale wyposażone i mogą wygodnie pomieścić nawet do 8 osób. Z ich okien rozciąga się przepiękny widok na Tatry Polskie i Słowackie. Do tego taras, na zewnątrz miejsce na grilla, sauna i ruska bania, w której można zażywać kąpieli również w mroźne wieczory.

Guślarze z Rzepisk

Rzepiska to pasterska wieś na Spiszu, leżąca na wysokości 780–1018 m n.p.m. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z pierwszej połowy XVII w., a spiska kultura ludowa przez stulecia poddawana była wpływom węgierskim, słowackim i pobliskiego Podhala. Nadal mieszkają tu potomkowie starych, bacowskich rodów, którzy do dziś kultywują bogate tradycje pasterskie i prowadzą wypasy owiec. Nieodłącznym elementem życia wiejskiego były kiedyś praktyki magiczne. W Rzepiskach, jak podają księża marianie z tej wsi, ślady magii zachowały się do dziś. Ponoć nadal można tu „odczynić urok”, „porobiać” (zaszkodzić komuś) czy też „polecyć gada”. Wieś słynęła też z bogatych tradycji ziołoleczniczych.

Aby dowiedzieć się więcej, warto zasięgnąć informacji u mieszkańców. W letnie i zimowe wieczory miejscowi górale chętnie spotykają się z turystami przy „watrze”, a specyficzną atmosferę potęgują spiskie melodie i przyśpiewki.

86 TURYSTYKA I REKREACJA
z magią na ty

www.wsercutatr.pl

Potok Bryjów 10K, Rzepiska +48 511 826 225 kontakt@wsercutatr.pl

Pobyt „W Sercu Tatr” to doskonała atrakcja dla amatorów spokoju, nienaruszonej i dzikiej przyrody, pieszych i rowerowych wędrówek górskich oraz białego szaleństwa. A podczas pobytu w Rzepiskach przy okazji możesz odczynić urok...

Nad trzema potokami

Same Rzepiska i domki „W Sercu Tatr” mają jednak dużo więcej do zaoferowania. Wieś leży nad trzema potokami. Dwa z nich – Wojtczyków i Grocholów –są dopływami Jurgowczyka. Trzeci potok – Bryjów, przy którym znajdują się domki – wpada bezpośrednio do Białki, rzeki bogatej w pstrągi, ale także na pewnych odcinkach dostępnej dla kajakarzy.

To też idealne miejsce dla amatorów pieszych wycieczek, bo przez Rzepiska przebiegają dwa ciekawe szlaki turystyczne. Szlak niebieski ciągnie się z północy od Nowej Białej na południe do wsi Kacwina, przechodzi przez Rzepiska w okolicy Pawlikowego Wierchu i przysiółka Pawlik. Szlak czerwony –ciągnący się od Przełęczy Trzy Kopce w Pieninach do Chochołowa, słynącego z drewnianych chałup –znajdziemy w dolinie Bryjowego Potoku.

Przez ostępy Spisza na nartach

Rozczarowani nie będą również amatorzy białego szaleństwa. W Rzepiskach i okolicach (m.in. Bukowina, Białka Tatrzańska) działają wyciągi narciarskie i dobrze zagospodarowane stacje narciarskie. Blisko stąd też na wyciągi na Słowacji. Do biegów narciarskich nadają się przestrzenie samego Rzepiska oraz pobliskiego Jurgowa. Goście z większym doświadczeniem mają do dyspozycji 34-kilometrową trasę biegową Kacwin – Łapszanka – Łapsze Wyżne –Dursztyn – Niedzica, prowadzącą przez najdziksze ostępy Spisza.

Pobyt „W Sercu Tatr” i w Rzepiskach zapewni nie tylko urokliwe krajobrazy oraz liczne atrakcje, ale także zetknięcie z fascynującym kolorytem spiskiego folkloru. Warto się tu zatrzymać.

87 TURYSTYKA I REKREACJA
W Sercu Tatr Luxury house h l

Ewa Szul-Skjoeldkrona: Twój zbiór krótkich reportaży pokazuje tę mniej popularną i bardziej szpetną twarz Podhala i Zakopanego. Czy coś zaskoczyło Cię podczas pisania? Czy dowiedziałeś się czegoś, czego wcześniej nie wiedziałeś?

Aleksander Gurgul: Zaskakiwała mnie skala zjawisk – samowoli budowlanych, patodeweloperki, przemocy domowej czy wyzysku zwierząt – choć wiedziałem oczywiście, że one występują, bo opisywałem je wcześniej w „Gazecie Wyborczej”. Ale wtedy przyszedł rok, kiedy masa krytyczna złych wieści z Podhala została przekroczona, dlatego napisałem o tym wszystkim książkę.

Większość z opisanych historii była dla mnie i dla moich czytelników zupełnie nowa. Podam przykład: niewielu ludzi wie, że historia kapliczki na Gubałówce – de facto samowoli sakralnej – jest tak fantastyczna i wielowymiarowa. Udało mi się dotrzeć do świetnych dokumentów źródłowych i to pomimo pandemii koronawirusa, rozmawiałem też z kilkoma osobami na miejscu. Nie znałem również dziejów dwóch

pytań do

Aleksandra

kobiet, które zabił piorun na Gubałówce, a którym pewien góral zrobił zdjęcia i potem sprzedał matce jednej z ofiar.

Która z opisanych przez Ciebie historii zrobiła na Tobie największe wrażenie i dlaczego?

Dla mnie najbardziej wstrząsająca okazała się historia konia, który miał wypadek na trasie do Morskiego Oka i którego – półżywego – właściciele wozili i zastanawiali się nad jego wartością rzeźną, czyli nad tym, czy sprzedać go do ubojni za kilkaset złotych. Dlatego ta książka ma tytuł „Podhale. Wszystko na sprzedaż” –bo właśnie wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że naprawdę wszystko jest na sprzedaż, łącznie z półżywym koniem. Zresztą, o tym, że wszystko –łącznie z ojcowizną – da się zamienić na dutki, słyszałem też w urzędzie miasta czy w starostwie powiatowym.

Ta końska historia sprawiła, że postanowiłem zmienić tytuł książki – początkowo miał brzmieć „Własność to wolność”. To nawiązanie do wypowiedzi Jana Piczury ze Wspólnoty Leśnej Uprawnionych 8 Wsi, do której należy Dolina Chochołowska. Te słowa padły, gdy zapytałem go, czy jest szansa, żeby wspólnota odsprzedała państwu swoją część Tatr Zachodnich, na co Jan Piczura niczym teksański

wolnościowiec odparł, że raczej nie ma takiej możliwości, bo „dla chłopa własność to część wolności”.

Jak górale podeszli do Ciebie jako reportera?

Większość moich bohaterów bardzo chętnie ze mną rozmawiała, a nawet gościła mnie w swoich domach. To zaufanie, jakim mnie obdarzyli, to niewątpliwie mocna strona tej książki – u niektórych byłem nawet w piwnicach i widziałem, czym palą w piecu. Można powiedzieć, że wszedłem ludziom w życie.

Najtrudniej było dotrzeć do kobiet, które doświadczyły przemocy domowej. Najpierw długo szukałem tych osób, potem wiele tygodni namawiałem je na rozmowę, a na samym końcu przekonywałem do tego, żeby zgodziły się na publikację w książce. Po części ma to związek z tym, że góralskie rody to bardzo hermetyczne środowisko – oni nie rozmawiają z obcymi o tym, co się dzieje w domu, a zwłaszcza kobiety nie rozmawiają z obcym mężczyzną, bo przecież to mężczyźni je skrzywdzili.

Jednak gdy już udało mi się doprowadzić do spotkania, te kobiety otwierały się przede mną i opowiadały intymne szczegóły swojego domowego życia przepełnionego przemocą. Opowiadały też historie swoich bliskich, koleżanek i sąsiadek, które także przeżywają traumę, ale nie mają jak się z niej wyrwać.

88 ROZMOWA TPM
Gurgula, autora książki „Podhale.
Wszystko na sprzedaż”

Wiesz już, jak książka została odebrana przez Twoich bohaterów, czy w ogóle społeczność Podhala?

Tak, aczkolwiek o odbiorze przez społeczność podhalańską się nie wypowiem, bo rozmawiam głównie z bohaterami mojej książki.

Odnoszę wrażenie, że części z nich ta książka pozwala przepracować to, przez co przeszli. I nie chodzi mi tylko o osoby doświadczające przemocy domowej, ale też o ludzi, którzy walczyli z deweloperami. Dla nich książka stała się swego rodzaju tarczą i dała im wiatr w żagle, żeby kontynuować tę walkę.

Piszesz o różnych podhalańskich bolączkach: samowolach budowlanych, patodeweloperce, reklamozie, przemocy domowej czy specyficznym podejściu do środowiska i do zwierząt. Który z tych obszarów jest Ci najbliższy?

Od ośmiu lat pracuję w „Gazecie Wyborczej”, a przez pierwsze sześć byłem dziennikarzem lokalnego dodatku w Krakowie. Zjadłem zęby na pisaniu o planach zagospodarowania, o zieleni miejskiej, o urbanistyce czy o architekturze. Ta bolączka przestrzenno-urbanistyczno-architektoniczna to coś, o czym rozmawia się w dużych miastach od lat.

Dlatego pisanie o tych aspektach podhalańskiej rzeczywistości było dla mnie naturalny przedłużeniem dotychczasowej pracy. Oczywiście rzecz dzieje się w innym mieście, w innych warunkach, z innymi aktorami i w innej kulturze architektoniczno-urbanistycznej. Tym, co zdecydowanie odróżnia Zakopane od dużych polskich miast, jest choćby to, że tam zręby obywatelskości – a więc stowarzyszenia, grupy w mediach społecznościowych, lokalne organizacje czy inicjatywy – tworzą się dopiero od relatywnie niedawna.

Drugim interesującym mnie obszarem było środowisko – od prawie dwóch lat kieruję w gazecie ogólnopolskim działem „Klimat i środowisko”. Zatem wszystkie tematy przyrodnicze, dotyczące wód, lasów i przyrody musiały znaleźć się w książce.

Co powinno się zmienić na Podhalu i w Zakopanem, żeby przyszłość regionu i miasta była bardziej zrównoważona, lepsza dla mieszkańców i dla turystów?

Musi się zmienić w głowach: ludzie, którzy tam mieszkają i robią interesy, muszą przestać myśleć tylko i wyłącznie o zysku, a zacząć myśleć o jakości życia w tym miejscu. To jest nie tylko kurort turystyczny, ale też miasto, w którym ludzie funkcjonują na co dzień. Ten „potwór turystyczny” tak bardzo zdominował małe miasteczko, że mieszkańcy zostali sprowadzeni do roli ludzi obsługujących ruch turystyczny – nalewają piwo, przynoszą jedzenie do stolików i ogródków czy pilnują samochodu na parkingu. Można sobie zrobić zdjęcia z człowiekiem przebranym za misia, ale też za Kaczora Donalda, Myszkę Miki czy za inne postaci z bajek.

Gentryfikacja Zakopanego ma wiele oblicz – weźmy taką patodeweloperkę, która nie tylko upycha apartamentowce pośród tradycyjnej niskiej zabudowy, ale ma też wpływ na tzw. miękką tkankę miasta. Ludzie

wyjeżdżają stamtąd, bo nie stać ich na zakup mieszkania, a ich dzieci nie mają ciekawych perspektyw. Naliczyłem, że ok. 80–90 proc. dzieci moich bohaterów wyjechało z Zakopanego. Poza tym płoną zabytkowe wille i pensjonaty albo góralskie chaty, w których mieszkali ludzie, zwykli mieszkańcy miasta. Po pożarze działkę się „sprząta” i potem powstaje w ich miejsce aparthotel, w którym lokatorzy tylko pomieszkują. Są gośćmi, a nie mieszkańcami Zakopanego.

Ta zmiana mentalności musi zajść na wielu poziomach.

Poruszasz trudne dla Podhala tematy, więc na koniec chciałabym zapytać Cię o drugą stronę medalu – o to, co w Podhalu cenisz, lubisz i szanujesz.

Mogę spokojnie powiedzieć, że podziwiam góralski upór, choć uważam, że jest godny lepszych spraw. Tego uporu gratulowali góralom Beata Szydło i arcybiskup Jędraszewski, gdy nie uchwalono w Zakopanem uchwały antyprzemocowej, co uważam za skandal. Myślę, że ten upór mógłby być dużo lepiej skanalizowany – w poszukiwaniu pewnego rodzaju jakości, doskonałości, podnoszenia standardów usług i podnoszenia standardów życia mieszkańców. Mógłby posłużyć do walki ze smogiem, bo w tym zakresie jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia.

Drugą rzeczą, którą górale doprowadzili do mistrzostwa, jest żyłka do biznesu –potrafią wycisnąć pieniądze nawet z kamienia. Nie wiem, czy wiesz, ale 5 zł za przejście na Gubałówkę możesz zapłacić kartą. Natomiast ta sama żyłka do biznesu doprowadziła do tego, że górale stali się ofiarami własnego sukcesu. Miasto podporządkowano turystom, a nie mieszkańcom. To też przekłada się na to, kogo miasto przyciąga – kiedyś to byli wielcy artyści, a dziś to Zenek Martyniuk, Sławomir czy Jason Derulo.

Dziękuję za rozmowę.

89 ROZMOWA TPM

Apartamenty Forma Tatrica

to doskonałe miejsce dla osób szukających w Zakopanem spokojnego wypoczynku, blisko atrakcji, które oferuje miasto.

Funkcjonalne i przestronne wnętrza apartamentów Forma Tatrica zapewniają wygodę poprzez w pełni wyposażony aneks kuchenny z częścią salonową, nowoczesną łazienkę oraz przytulną sypialnię. Zimą nastrój i ciepły klimat w apartamentach zapewniają kominki, a komfortu dodaje ogrzewanie podłogowe.

Forma Tatrica oferuje apartamenty, w których znakomicie odnajdą się zarówno pary, jak i większe grupy znajomych oraz rodziny z dziećmi. Do dyspozycji tych ostatnich są sala i plac zabaw. Dorośli mogą w tym czasie relaksować się w ogólnodostępnej bibliotece lub w centrum wellness z sauną i jacuzzi.

To miejsce idealne dla osób ceniących nie tylko wygodę, ale i spokój. Apartamenty położone są w oddaleniu od miejskiego zgiełku, w otoczeniu drzew i przyrody, jednak na tyle blisko, by spacerem dojść do centrum Zakopanego i słynnych Krupówek. Droga doń wiedzie wzdłuż rzeki Zakopianka, przy której podziwiać

można tradycyjne podhalańskie budownictwo.

Chociaż położenie apartamentów gwarantuje komfort i ciszę, na wyciągnięcie ręki są wszelkie atrakcje, które oferuje zimowa stolica Polski. Szczyt Gubałówki oddalony jest zaledwie o 2 km. Nieco mniejsza odległość dzieli nas od tutejszego parku wodnego z termami i basenami. Zakopane zimą to także raj dla amatorów białego szaleństwa: trasy biegowe i skiturowe, stoki narciarskie, kolejki i wyciągi, lodowiska, skutery śnieżne czy kuligi z pochodniami. Jest w czym wybierać.

Nie zawiedziesz się, stawiając na apartamenty Forma Tatrica.

90 TURYSTYKA I REKREACJA
91 TURYSTYKA I REKREACJA Forma Tatrica www.formatatrica.pl Ciągłówka 7b, 7c, Zakopane recepcja@formatatrica.pl

Przestrzeń –wspólna wartość

Rozmowa z wójtem Gminy

Kościelisko Romanem Krupą

Mariusz Koperski: Zacznijmy od hasła, którym posługuje się Pan w swojej działalności jako wójt: „Gmina – wspólna wartość”. Bardzo fajnie i chwytliwie to brzmi, ale tak właściwie co Pan przez to rozumie?

To hasło pojawiło się już w kampanii wyborczej, od tego tak naprawdę wszystko się zaczęło, kiedy przygotowywałem program. Zastanawiałem się, co jest dla naszej społeczności najważniejsze, i doszedłem do wniosku, że ważne są wszystkie trzy sołectwa tworzące gminę: Dzianisz, Kościelisko i Witów, bez względu na to, ile liczą mieszkańców i jaką mają specyfikę jako miejscowości. Ważne jest to, żeby wszystkie trzy rozwijały się w sposób zrównoważony i harmonijny, aby na tym rozwoju móc zbudować świadomość wspólnoty.

Bo patrząc na samorząd i na gminę, musimy pamiętać o tym, że to my ją tworzymy, że tutaj ludzie są najważniejsi i tak jak powiedziałem wcześniej – każde sołectwo ma swoje znaczenie, więc cały czas staram się o tym pamiętać, choćby podczas konstruowania budżetu i przy jego realizacji.

Ale mówienie, że wspólna wartość to wszystko, co nas otacza, jest chyba trochę zbyt banalne, bo są przecież obszary, o których można powiedzieć, że wyznaczają tę wspólną wartość w sposób szczególny?

Tak. Uważam, że to hasło łączy ludzi, gromadzi ich wokół różnych ważnych spraw dotyczących naszego życia w społeczności, dlatego też wykorzystaliśmy je na przykład przy

realizacji projektu dotyczącego krajobrazu jako: „Przestrzeń – wspólna wartość”, a potem także „Powietrze –wspólna wartość”.

To na pewno takie obszary, w których to nie jest frazes, lecz brutalna rzeczywistość. Kiedy mówimy o środowisku, o powietrzu, o przestrzeni, staram się zwracać uwagę, przypominać mieszkańcom, że obszary te nie są dane nam raz na zawsze i trzeba w tym zakresie wykazywać odpowiedzialność.

A co to właściwe znaczy „dbać o przestrzeń”?

Dotyczy to szczególnej czujności, odpowiedzialności przy okazji oceny postępującej zabudowy, dzisiaj często niekontrolowanej. Odnosi się to też do szanowania najbliższego otoczenia. Nie wystarczy jednak tylko o tym dyskutować, trzeba stwarzać regulacje, które temu sprzyjają.

Wydaje mi się, że przez ostatnie lata zapomnieliśmy o tym, jak przestrzeń wokół nas jest istotna i jakie ma dla nas znaczenie. Żyjemy tu i teraz, szybko, coraz szybciej i stało się tak, że pewne rzeczy nam się opatrzyły, przyzwyczailiśmy

92 ROZMOWA TPM

się do nich i nie jesteśmy świadomi, jak bardzo zaburzają tę przestrzeń, jej harmonię, a to ma z kolei wpływ na nasz komfort życia. Jeśli poddać to analizie, okaże się zastanawiające, jak bardzo potrafimy się w tym wszystkim zagubić i jak bardzo obniżyło się nasze wyczucie, naszą wrażliwość w tej kwestii.

No właśnie, rozumiem, że efektem tych przemyśleń i dyskusji jest wprowadzona w gminie Kościelisko uchwała krajobrazowa, tak zwany kodeks reklamowy, który reguluje między innymi sposób lokowania reklam w przestrzeni – jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie wprowadzenie takich zasad się powiodło. Czy z perspektywy czasu może pan powiedzieć, dlaczego właściwie gminie Kościelisko się to udało, a komuś innemu – nie?

Generalnie udało się to tylko dlatego, że byliśmy jako cały zespół zdeterminowani, mieliśmy świadomość, jak istotny jest to dokument, popierała go większość Rady. Przypomnę, że powstawał on jeszcze w poprzedniej kadencji Rady Gminy, ale wtedy nie było jeszcze tego ostatecznego przekonania, że należy go wprowadzić. Początkowy entuzjazm co do regulacji szybko opada.

Dlaczego tak się dzieje?

Ponieważ na którymś etapie prac projekt zderza się z opiniami ludzi, z opiniami radnych, z konsultacjami społecznymi, które nie zawsze wyglądają przyjemnie, i to jest ten krytyczny moment, w którym trzeba zacisnąć zęby, pewnych rzeczy trzeba po prostu wysłuchać, mając jednak cały czas z tyłu głowy to przekonanie, po co to się robi i jak istotne jest to dla ochrony tej przestrzeni i krajobrazu.

I jeśli wrócić do pytania, dlaczego to wszystko udało się właśnie w gminie Kościelisko, trzeba stwierdzić, że nie zabrakło nam tej wytrwałości i determinacji. Poza tym też należy powiedzieć wprost, że zebrali się tutaj ludzie, którzy zdawali sobie z tego

sprawę, że to jest ten moment, ten czas, żeby to zrobić, żeby zatrzymać postępujące zaśmiecanie przestrzeni. Byli więc pracownicy urzędu z kierowniczką referatu Agnieszką Grzegorczyk na czele, Ela Watycha – radna poprzedniej kadencji, ale na końcu byli przecież także radni, którzy oczywiście musieli podnieść za tym dokumentem rękę.

Dokument więc uchwalono, ale to chyba za mało? Jest wiele przepisów, które ustanowiono z dobrymi intencjami, ale są martwe.

Tak jak w przypadku innych regulacji chodzi o to, żeby być zdecydowanym w fazie ich przygotowywania, a potem je wprowadzać i egzekwować już w praktyce. A nam nie brakuje determinacji w realizowaniu zapisów tej uchwały. Kodeks jest dzisiaj dokumentem obowiązującym – i to dość „twardym”, bo nie dopuściliśmy do kompromisów w fazie jego tworzenia. Od początku zdawaliśmy sobie jednak sprawę z tego, że będzie ewoluował i podlegał modyfikacjom. I właśnie dzisiaj to następuje, bo w przyszłości widzimy jednak potrzebę wprowadzenia pewnych korekt, na przykład co do sytuowania szyldów przy nieruchomościach, gdzie nie ma ogrodzeń. Ale to już tylko korekta do zapisów, które istnieją i działają.

Zresztą dochodzą do tego inne zmiany, bo pracujemy obecnie nad miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego dla miejscowości Kościelisko, a jakiś czas temu, właściwie równolegle z uchwałą krajobrazową, powstał

ROZMOWA TPM
Fot.: Mariusz Koperski Fot.: Adam Brzoza

system identyfikacji wizualnej dla gminy. Dlatego dziś, kiedy tworzymy nowe elementy przestrzeni – choćby elementy małej architektury, tak jak ostatnio wiaty przystankowe – mamy ułatwione zadanie.

Jak na te regulacje zareagowali mieszkańcy? Udało się ich przekonać, że to „wspólna wartość”?

Spodziewaliśmy się, że na początku nie będziemy mieli wielu zwolenników kodeksu wśród mieszkańców, a przynajmniej większość z nich nie będzie uszczęśliwiona regulacjami. Jednak dzisiaj, jak sądzę, bardzo wielu z nich, kiedy patrzy na efekty wprowadzenia uchwały, jednak popiera ten dokument. Oczywistym

jest, że ludzie muszą się identyfikować z tymi zmianami i – w tym przypadku – na mnie jako wójcie gminy spoczywa obowiązek uświadamiania i przekonywania, pokazywania, dlaczego to robimy, dlaczego podejmujemy się takich regulacji.

Przypominam mieszkańcom, że dzięki tej przestrzeni, dzięki temu krajobrazowi jako gmina turystyczna żyjemy, a to oznacza, że ciąży na nas szczególna odpowiedzialność i to nie tylko na dziś, ale także wobec przyszłych pokoleń.

Są już zresztą dowody na to, że uchwała działa, i to tak, jak sobie założyliśmy. Kiedy dzisiaj wyjeżdżam z terenu gminy Kościelisko do innych samorządów, to widać tę różnicę i to chyba najbardziej cieszy. I o tym także często mieszkańcom w trakcie rozmów przypominam, by nie umykało nam, jak było wcześniej, jak jeszcze nie tak całkiem dawno temu ten nasz krajobraz wyglądał, chociażby na Polanie Biały Potok, gdzie mieliśmy kilka wielkopowierzchniowych reklam w różnych miejscach.

Czy myśli Pan, że inne samorządy pójdą w Państwa ślady?

Wydaje się to nieuniknione i trzymam za to kciuki. To oczywiste, że dla przeciętnego turysty granice między poszczególnymi samorządami nie mają znaczenia. W tym kontekście hasło „Przestrzeń – wspólna wartość” nabiera nowego wymiaru i znaczenia. My jako społeczność gminy Kościelisko udowodniliśmy, że warto próbować i że jest to możliwe.

94
Mariusz Koperski magister filologii germańskiej, literaturoznawstwa oraz pedagog. Autor cyklu Zakopiańska Powieść Kryminalna. Obecnie mieszka w Kościelisku. Fot.: Adam Brzoza

Honay House –

w poszukiwaniu ciszy i widoków

Malownicze wzgórze Honay w Dursztynie to miejsce hipnotyzujące. W pobliżu ciągną się Spiskie Wzgórza, a znad nich wyłania się oszałamiająca panorama słowackiej części Tatr.

Opinie gości

Kacper, wrzesień 2022

wypoczynku lub relaksu i odskoczni od zatłoczonych kurortów Podhala. Domek ma wygodny salon, dobrze wyposażoną kuchnię, łazienkę oraz sypialnię i kameralną przestrzeń do pracy na antresoli. Ze względu na otwartą przestrzeń idealnie nadaje się na pobyt par.

Domek jest naprawdę cudowny, zaopatrzony we wszystko, co niezbędne, czysty i zadbany… Widok z okien zapiera dech w piersiach o każdej porze dnia, powietrze w okolicy bardzo czyste, można uciec od wszechobecnego smogu :-) Pobyt bardzo komfortowy i na pewno wrócimy w przyszłości.

Michał , maj 2022

To właśnie tutaj stanął nowoczesny i ekologiczny domek Honay House. Zaprojektowany przez polsko-chińskie Jang Studio, nawiązuje do architektury regionu. Domek zbudowany z drewna wtapia się w otoczenie, a niezwykłej lekkości nadaje mu ażurowa, drewniana konstrukcja otaczająca fasadę. Skierowany na południe, wręcz zachęca do rozkoszowania się nieskazitelnym widokiem z okien i tarasu na Tatry Wysokie.

Honay House to miejsce wymarzone dla osób, które poszukują kontaktu z prawdziwymi górami, aktywnego

Chociaż domek leży na odludziu, atrakcji wokół nie brakuje. Gospodarze zadbali też o miejsce na rowery i sprzęt narciarski przy domku. W sezonie letnim można stąd wybrać się na wędrówki w Pieniny, Gorce i Tatry. Dla cyklistów MTB to punkt wypadowy na „Pętlę Spiską”, „Szlak Rowerowy Wokół Tatr” czy na Turbacz. Wodniacy bardzo szybko dostaną się nad Jezioro Czorsztyńskie z widokiem na Zamek w Niedzicy. Zimą szybko dojedziesz do stoków w Białce Tatrzańskiej, na Słowację czy do Zakopanego. A kiedy wrócisz wieczorem do domu, zmęczony, zawsze będziesz mógł wygodnie odpocząć, siąść na drewnianym tarasie i wsłuchać się w głuszę spiskich wzgórz.

Tam jest dosłownie tak, jak na zdjęciach! Idealne położenie, widok. Domek super wyposażony, czego chcieć więcej. Cicha, spokojna okolica i widok z tarasu sprawiają, że to idealne miejsce na odpoczynek, ale też super baza wypadowa zarówno w Tatry, jak i Pieniny. Z pewnością wrócimy!

Krzysztof, październik 2021 Jest to jedno z najładniejszych miejsc, w jakich byłem. Całość dopracowana i spójna architektonicznie. Widok powala! Jest skierowany na południe. Warto rano wstać i z łąki na lewo od domku obserwować wschód słońca. Miejsce idealne dla pary.

Wojciech, sierpień 2021 …zupełnie niespodziewanie trafiliśmy w miejsce, w którym wszystko jest wyjątkowe. Pobyt w tym pięknym domku oddziałuje na wszystkie zmysły naturalnością materiałów, z których został wykonany, i starannością w to włożoną oraz nieprzypadkowym doborem pięknych mebli i przedmiotów. Widać i czuć, że Gospodarze włożyli serce i swoją dobrą energię w tę przestrzeń. Wielką przyjemnością dla nas było przebywanie w ciszy, zapach łąki i lasu i fantastyczny widok za oknem na nieustannie zmieniające się niebo i góry. My tam jeszcze wrócimy, bo czujemy niedosyt!

95 TURYSTYKA I REKREACJA
Honay House Instagram: @honayhouse Fot.: Karolina Krasińska Fot.: Karolina Krasińska

Jaworki Green Dream

– wypoczynek

z widokiem na zimę

Wysoki standard domów, komfort, spokój, bliskość natury i moc atrakcji to przepis na udany wypoczynek w Jaworki Green Dream. O każdej porze roku!

Jaworki Green Dream to dwie komfortowe i elegancko urządzone wille o powierzchni ponad 100 metrów kwadratowych. Są wynajmowane w całości i bez problemu ugoszczą do sześciu osób każdy. Stanowią idealne rozwiązanie zarówno dla rodzin, jak i grup przyjaciół, razem z ich czworonożnymi pupilami. Domy mają znakomicie wyposażoną kuchnię, ogrzewanie podłogowe, a w salonie – dodatkowo kominek, przy którym można miło spędzić długie, zimowe wieczory. Relaksowi sprzyja też sauna na podczerwień z koloroterapią, co zapewne docenią osoby wracające z górskich wypraw.

Magiczne krajobrazy

Jednym z największych atutów domów są panoramiczne okna, przez które nieustannie można podziwiać piękno otaczającego krajobrazu... – Choć biel, czerń i szarości to typowa szata Jaworek, w pogodne zimowe dni refleksy słońca, białe czapy i gałęzie świerków ciężkie od śniegu, kontrastujące z głębokim błękitem nieba, tworzą baśniową scenerię. A wiosna jest wręcz zjawiskowa. Już w marcu słońce przyświeca bardzo mocno, z gór spływają setki

maleńkich strumyków, których delikatny szum towarzyszy przyrodzie budzącej się do życia – opowiada Marta Card, właścicielka Jaworki Green Dream

Swoje miejsce znajdą tu wszyscy miłośnicy natury i spokoju, bo to jeden z najpiękniejszych zakątków Małych Pienin. Wokół są aż cztery rezerwaty przyrody: Wąwóz Homole, Zaskalskie-Bodnarówka, Biała Woda i Wysokie Skałki, a wszystkie kuszą niezwykłymi formami rzeźby terenu, bogactwem skał, minerałów oraz flory i fauny. Blisko stąd do Popradzkiego Parku Krajobrazowego, który obejmuje malownicze doliny Dunajca i Popradu.

Jaworki, leżące zaledwie kilka kilometrów od centrum Szczawnicy, gwarantują też możliwość skorzystania z wielu atrakcji zimą. – W okolicy znajdują się stadniny koni, które oferują treningi jeździeckie i jazdy terenowe. Organizują też kuligi. Taka przejażdżka saniami z zaprzęgiem konnym po zaśnieżonych okolicach, z pochodniami i ogniskiem, pozostawia niesamowite wspomnienia. Zwłaszcza u dzieci – mówi Marta Card. Wieczorami warto odwiedzić pobliską Muzyczną Owczarnię – miejsce zapewniające

96 TURYSTYKA I REKREACJA
Marta Card, właścicielka Jaworki Green Dream w wolnych chwilach chętnie korzysta z bliskości stadniny Rajd znajdującej się w odległości kilkuminutowego spaceru.

niepowtarzalną atmosferę koncertową i często goszczące nietuzinkowych artystów z Polski i z zagranicy.

Szusuj w Szczawnicy

Jaworki są też doskonałym miejscem dla fanów jazdy na nartach i snowboardzie. Na północnym zboczu Bukowinek, u stóp najwyższego szczytu Małych Pienin – Wysokiej –znajduje się kompleks Arena Narciarska Jaworki-Homole. Niedaleko stąd też do stacji narciarskiej Szczawnica-Palenica, kompleksu tras położonych na stokach Palenicy i Szafranówki.

Z wielu tras o różnym stopniu trudności korzystać mogą zarówno początkujący narciarze, jak i osoby zaawansowane w szusowaniu po stoku. Specjalne strefy wytyczono dla tych, którzy dopiero zaczynają się uczyć oraz dla dzieci. W samych Jaworkach znajduje się duża wypożyczalnia sprzętu sportowego, dostępni są też instruktorzy nauki jazdy na nartach.

Jaworki Greean Dream www.jaworkigreendream.com

Szczawnica, Jaworki

Biała Woda 27B +48 730 297 417 biuro@jaworkigreendream.com

97 TURYSTYKA I REKREACJA

Okno na Tatry –

cisza i przestrzeń

Gdzieś na końcu świata, pod Tatrami, znajduje się niewielka wieś – Dursztyn. Mało kto tam zagląda, bo i wieś to ponoć najbiedniejsza w okolicy. Tego nie wiemy z pewnością, ale z inną opinią zgadzamy się całkowicie – to najbardziej malowniczo położona miejscowość.

Zagubiona gdzieś wysoko i daleko, wśród fantazyjnie pofałdowanych stoków Pienin Spiskich, z niezrównaną panoramą całych Tatr. I to właśnie tutaj, na końcu drogi, powstało niezwykłe miejsce – Okno na Tatry. Dwa niewielkie domki na wynajem, z których nie chce się wyjeżdżać.

Nasz pomysł był prosty, a przez to niełatwy – chcieliśmy, żeby była tu przestrzeń, żeby było wygodnie, przytulnie, nieco minimalistycznie. No i miało być OKNO. Dążyliśmy do tego, żeby całość wpisywała się w krajobraz okolicy, w górskie otoczenie. No i chyba się udało – potwierdzają to

wyróżnienia za projekt, ale przede wszystkim goście, którzy nas odwiedzają.

Stworzyliśmy Okno na Tatry – miejsce, które otula, pozwala odetchnąć. Daje przestrzeń, daje ciszę.

Dla kogo jest Okno na Tatry?

Najlepiej smakuje we dwoje. Miejsca jest w sam raz – sypialnia z panoramicznym oknem, salon z kuchnią, łazienka. A że lubimy nasze małe wygody, mamy ekspres do kawy, telewizor z Netflixem, no i kanapę do leniwego gapienia się na widoki za oknem.

Równie dobrze Okno sprawdza się dla osób, które szukają miejsca do spokojnej pracy zdalnej. Szybki internet, jedzenie z dowozem, miejsce do pracy. A w przerwie – spacer wśród odludnych wzgórz i hal, gdzie latem pasą się setki owiec.

A nie będziemy się nudzić?

Choć na odludziu, to blisko wielu atrakcji. Jesteśmy tuż przy rowerowym Szlaku wokół Tatr. Na miejscu mamy góry do swobodnej eksploracji i kilka szlaków znakowanych. Niewiele dalej, bo do 20 minut jazdy samochodem, znajdziecie Jezioro Czorsztyńskie, ścieżkę Velo Dunajec, przełom Dunajca, szlaki w Pieninach, Gorcach i Tatrach. Zimą w 25 minut dostaniecie się na narty do Białki Tatrzańskiej czy Kluszkowiec.

A dlaczego właśnie tutaj?

Cisza i przestrzeń. Jeśli właśnie tego poszukujecie, w Oknie mamy ich pod dostatkiem. Cisza mącona tylko szumem wiatru i panorama wolna od budynków od nas aż po Tatry. A nocą… kiedy ostatnio oglądaliście wspólnie gwiazdy?

99 TURYSTYKA I REKREACJA
100 TURYSTYKA I REKREACJA Skontaktuj się z nami: www.maxfliz.pl/o-maxf liz/inwestycje
101

Góralowe Domki –

klimatyczne i spokojne miejsce na zimowy wypoczynek

Góralowe Domki to kompleks siedmiu wolnostojących, drewnianych i w pełni wyposażonych domków, które komfortowo pomieszczą

nawet do 7–10 osób. Są położone w typowo góralskiej i pasterskiej wsi

Bańska Wyżna, na zboczu Pogórza Gubałowskiego, skąd rozpościera się zachwycający widok na Tatry, Gorce i Babią Górę.

Góralowe Domki są przytulne i ciepłe, a góralskiego nastroju nadają im rzeźbione meble i inne elementy. Dzięki położeniu w sercu Podhala domki zapewniają łatwy dostęp do najlepszych górskich atrakcji o każdej porze roku. Na zwolenników zimowych sportów czekają liczne ośrodki narciarskie. W samej Bańskiej Wyżnej znajduje się 200-metrowy wyciąg orczykowy, a stok jest idealnym miejscem dla początkujących i średnio zaawansowanych narciarzy. Wiele innych tras o zróżnicowanym stopniu trudności znajduje się w okolicach Bańskiej. Blisko stąd też do wyciągów i ośrodków w Poroninie, Zakopanem, Czerwiennem, Bukowinie czy Białce Tatrzańskiej.

102
TURYSTYKA I REKREACJA

Bańska Wyżna

ul. Szlak Papieski 134

34-424 Szaflary

Po intensywnym dniu na nartach lub snowboardzie goście Góralowych Domków mogą zrelaksować się w saunie, góralskiej bani lub przy tężni, które znajdują się na terenie kompleksu. Moc zimowych atrakcji czeka na dzieci. Wokół domów nie brakuje terenów, gdzie mogą jeździć na sankach, ulepić bałwana czy wybudować igloo. W kąciku zabaw dostępne są z kolei bilard i piłkarzyki. Właściciel pomoże też w zorganizowaniu kuligu z ogniskiem, a nawet z góralską kapelą.

103 TURYSTYKA I REKREACJA

Showroom / produkcja ul. Nowosądecka 27 33-335 Nawojowa (Nowy Sącz)

Showroom / biuro handlowe ul. Zakopiańska 56 lok. 36 30-418 Kraków

www.manufakturamebli.pl

Wyjątkowe meble

O jakości mebli tapicerowanych rozmawiamy z Łukaszem

Hrabczakiem, właścicielem marki

HM Manufaktura Mebli

Jakie wartości przyświecały Ci, gdy tworzyłeś firmę HM Manufaktura?

Rynek meblowy był wtedy dość monotonny – brakowało kolorystyki, znajomości pochodzenia tkanin i ich właściwości, a i sama jakość wzbudzała wiele wątpliwości. Był to efekt masowej produkcji, która zawęża i wybór stosowanych materiałów, i gamę kolorystyczną, i przede wszystkim – możliwości personalizowania produktów. Chciałem czegoś odmiennego, wyjątkowego, dlatego postanowiłem działać.

104 DESIGN

Czy skrót HM coś oznacza?

Chcieliśmy podkreślić, że to, co od nas wychodzi, to dzieło ludzkich rąk, czyli „hand made”. Z kolei słowo „manufaktura” pochodzi z łaciny i oznacza „rękodzieło”. Doskonale określa to nasz zamysł, bo jesteśmy niewielkim zakładem produkcyjnym, w którym do powstania wyrobu końcowego dochodzi dzięki podziałowi pracy – do każdego etapu przyporządkowany jest konkretny, wyspecjalizowany rzemieślnik. Staramy się, by nasza firma nie utraciła cech manufaktury, by nasz klient nie był anonimowym odbiorcą, a przede wszystkim – by otrzymał wysokiej jakości, unikatowy produkt.

Z myślą o jakich użytkownikach tworzycie swoje meble?

Naszą ofertę kierujemy do osób ceniących dobry design, dbałość o szczegóły i najwyższą jakość wykonania. Nasz klient to taki, który się

interesuje, lubi wiedzieć, co posiada, i podejmuje świadome wybory. Oczywiście każdorazowo przekazujemy mu możliwie dużo wiedzy, aby te wybory były łatwiejsze.

Co wyróżnia Wasze produkty? Dlaczego warto wybrać Was?

Meble personalizowane na zamówienie należą dzisiaj do grupy produktów premium. Jesteśmy firmą, która daje klientowi bardzo kompleksową obsługę – przemyślaną kolorystykę i potwierdzoną jakość zarówno samych tkanin, jak i konstrukcji mebli. Stosujemy wyłącznie bukowe lub dębowe drewno sezonowane w sposób naturalny przez 5–7 lat. Do tapicerowania używamy skór i tkanin pochodzących od najlepszych europejskich producentów.

Gdzie można wygodnie się rozsiąść na waszych meblach?

Mamy dużo zamówień zrealizowanych dla hoteli, restauracji, kawiarni i pensjonatów. Nie tylko na Podhalu (Krynica, Szczawnica, Zakopane, Szczyrk, Kudowa), ale także w Krakowie i Warszawie oraz oczywiście w okolicach Nowego Sącza, bo stąd pochodzimy. Jakość i komfort wytwarzanych przez nas mebli można też samodzielnie sprawdzić w dwóch showroomach –w Nowojowej i Krakowie. To tu prezentujemy meble, które są efektem naszej wiedzy, popartej wieloletnim doświadczeniem w branży.

Hotele to świetna rekomendacja – a co z klientem indywidualnym? Czy on także ma możliwość zamówienia mebli?

Każdy może do nas zadzwonić lub napisać i wytłumaczyć, czego potrzebuje. Bardzo często zdarza się, że personalizujemy nasze produkty, przerabiamy tak, aby pasowały do wymagań konkretnego klienta. Dostarczamy wtedy meble rzeczywiście skrojone na miarę, prawie jak u krawca.

A macie na koncie zagraniczne realizacje?

Całkiem sporo. Meble dostarczaliśmy np. do restauracji z polską kuchnią na północy Francji czy do hotelu Andaz w Monachium (Grupa Hyatt). Wysyłamy też wyroby klientom indywidualnym. Najdalszy transport to wysyłka sofy dla klienta w Izraelu drogą morską.

105 DESIGN
Sofa i fotel Cygnus / Pałac Goetzów w Brzesku

Prywatny domek

Pobyt w Maya Górska Chata to gwarancja udanego i komfortowego wypoczynku!

Maya Górska Chata to klimatyczny domek dla 5 osób w centrum Białki Tatrzańskiej. Idealny dla rodzin i grup przyjaciół. Znajduje się zaledwie kilka kroków od ośrodka narciarskiego Kotelnica Białczańska oraz od Termy Bania z basenami rekreacyjnymi, saunami i SPA. Atrakcyjne położenie domku pozwala na swobodne korzystanie ze wszystkich uroków Tatr – tak zimą, jak i latem.

www.mayachata.com

ul. Środkowa 208A

Białka Tatrzańska +48 519 476 935

Biwak na łonie natury, a jednocześnie luksus i wygoda na poziomie hotelu? Tylko w Czorsztyn Glamp!

Na cypelku nad Jeziorem Czorsztyńskim, między drzewami, tuż nad wodą. W bliskości Pienin, Gorców, Tatr i wszystkich dobrodziejstw, jakich dostarcza górska okolica –to tu ulokował się Czorsztyn Glamp. Miejsce wyjątkowe i z niezwykłym klimatem.

Czorsztyn

Glamp –

luksusowy nocleg na łonie natury

108 TURYSTYKA I REKREACJA

Glamping to obecnie jedna z najmodniejszych form turystyki. Samo słowo powstało z połączenia dwóch angielskich wyrazów: „glamorous” i „camping”. Oznacza biwak na łonie natury, z dala od miejskiego zgiełku, ale w luksusowych warunkach i z wszelkimi wygodami. – Latem prosto po śniadaniu i bez klapek można pospieszyć moczyć stopy w jeziorze, supować, a potem na rowerze –okrążyć całe jezioro. Jesienią bierze się kosz i rusza na grzyby, po drodze podziwia się wszystkie kolory okolicznych lasów. A zimą prosto z przytulnej, komfortowo urządzonej kopuły patrzy na zaśnieżone zbocza i spokojne wody jeziora. Do tego blisko znajdują się doskonałe stoki narciarskie i trasy biegowe – mówi Hubert, właściciel Czorsztyn Glamp.

Klimatyzowane, a zimą ocieplane namioty sferyczne zapewniają wygody, jakich wiele górskich pensjonatów może pozazdrościć – komfortowe siedziska i łóżka, w pełni wyposażony aneks kuchenny, łazienka. Wszystko w otoczeniu pięknej przyrody, wystarczy tylko przekroczyć próg namiotu.

Czorsztyn Glamp to miejsce, do którego na pewno będziecie wracać!

Czorsztyn Glamp www.czorsztynglamp.pl

ul. Na Dolinę, Maniowy kontakt@czorsztynglamp.pl

+48 798 531 431

109 TURYSTYKA I REKREACJA

Zakopane, jakiego nie znaliście!

Rzadko się zdarza, żeby przewodnik czytało się z zapartym tchem, niczym dobrą powieść. Tak niewątpliwie jest w przypadku książki „Zakopane odkopane. Lekko gorsząca opowieść góralsko-ceperska”, napisanej przez ceperkę Paulinę Młynarską i góralkę Beatę Sabałę-Zielińską. To lektura, która bawi, uczy i zdumiewa, a nade wszystko – pozwala na nowo zakochać się w zimowej stolicy Polski.

Zakopane przeszło długą drogę od małej wsi zagubionej pośród gór do najbardziej obleganego miasta w Polsce zimą i latem. Ta zmiana dokonała się szybko, za szybko, twierdzą niektórzy, i ze szkodą dla miejscowości, jak dodają inni. Wielu turystów skupia się na tym, co widać na pierwszy rzut oka: na korkach na „zakopiance”, na problemach z parkowaniem, na architektonicznym miszmaszu czy na wszechogarniającej kiczowatej ofercie handlowej.

Ale wystarczy trochę poskrobać, trochę poszukać, żeby odkryć Zakopane na nowo. A właściwie – jak piszą autorki – odkopać. I zdać sobie sprawę, że zimowa stolica Polski ma do zaoferowania znacznie więcej niż to, co widać na pierwszy rzut oka.

„Zakopane odkopane. Lekko gorsząca opowieść góralsko-ceperska”, Paulina Młynarska i Beata Sabała-Zielińska, wydawnictwo Pascal, wersja aktualizowana w 2018 r.

Paulina Młynarska i Beata Sabała-Zielińska ze swadą snują swoją opowieść o tym niesamowitym mieście. Przywołują jego początki, opowiadają o architekturze i postaciach związanych z Zakopanem, doradzają, co i gdzie kupować, a także czego nigdy nie robić, oraz przybliżają góralskie uniwersum. Innymi słowy – zapraszają czytelników do świata, który same odkopały i którym z radością się teraz dzielą. „Zakopane odkopane” to też gwarantowana dawka uśmiechu i dobrego humoru, bo team Sabała-Zielińska i Młynarska pisze zgrabnie i bardzo dowcipnie.

Ten przewodnik-nieprzewodnik nie gromadzi zestawień cen, nie poleca restauracji i nie opisuje sezonowych atrakcji. Jednak kto zdecyduje się na lekturę, ten dowie się wielu ciekawych rzeczy i spojrzy na miasto z zupełnie nowej perspektywy, a niejeden zapewne zapragnie wskoczyć do pierwszego pociągu do Zakopanego i na własne oczy sprawdzić, czy prawdą jest to, o czym piszą autorki.

110 TPM POLECA
Polecamy!

Kim byli górale kiedyś, a kim są dzisiaj? Jak siebie widzą i oceniają? Czy tworzą zwartą grupę? Czy mają poczucie przynależności? Czy miejsce chronione przez Tatrzański Park Narodowy dalej stanowi o ich tożsamości? Na te pytania szukamy odpowiedzi w książce „Podhalanie. Wokół tożsamości” Agnieszki Gąsienicy-Giewont i Stanisławy Trebuni-Staszel.

Podhalanie.

Wokół tożsamości

odwiedzali region pod Tatrami, odkrywając go dla polskiej kultury i współkształtując z góralami to wszystko, co dziś nazywamy góralszczyzną.

Bohaterami najnowszej publikacji wydanej nakładem Tatrzańskiego Parku Narodowego są mieszkańcy szeroko ujętego Podhala. To ich głos buduje opowieść o góralskim świecie. W trakcie pracy nad książką autorki przeprowadziły kilkadziesiąt rozmów z przedstawicielami kilkunastu miejscowości Podhala: rozmawiały z ludźmi w różnym wieku – od 17-latków po 90-latków, z ludźmi o różnych pasjach, temperamentach, zawodach, poglądach. Wsłuchiwały się w powierzane im historie. W narracji o okolicy starały się uwzględnić także spojrzenie osób z zewnątrz – „panów z dolin”, którzy począwszy od XIX w.

Oprócz kilkudziesięciu niepublikowanych wcześniej zdjęć, pochodzących z archiwów rodzinnych, Czytelnicy znajdą w książce piękne portrety współczesnych górali wykonane przez Jacka Porembę – fotografa współpracującego z czołowymi tytułami prasowymi, specjalizującego się w portretach. Do książki dołączony jest także jako osobny zeszyt wyjątkowy fotoreportaż Bartka Solika – dziennikarza i fotoreportera. Chcieliśmy zatrzymać Podhale w momencie, w którym jesteśmy, lecz nie tylko „paradne”, w odświętnym stroju, pozowane. Zależało nam na utrwaleniu Podhala prawdziwego, codziennego, domowego, różnorodnego i pełnego sprzeczności.

Publikacja warta polecenia wszystkim miłośnikom Podhala i jego kultury, lektura obowiązkowa dla badaczek i badaczy góralszczyzny jako interesujący narracyjny wielogłos, zbiór niezwykle ciekawych wypowiedzi i spostrzeżeń samych górali, jako cenny zbiór bibliograficzny, a także jako punkt odniesienia do dalszych badań dotyczących przemian góralskiej obyczajowości,

relacji rodzinnych, religijności, a także stosunku do Tatr – pisze w swojej recenzji dr Maria Małanicz-Przybylska.

Zapraszamy do wędrówki szlakiem wytyczonym przez góralską opowieść o Podhalu i jego mieszkańcach.

Pierwsze wydanie książki ukazuje się w serii „Archiwum Etnograficzne” Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego.

Więcej informacji o publikacji na stronie (także możliwość zakupu): www.podhalanie.tpn.pl.

Książkę można kupić również stacjonarnie w Punkcie Informacji Turystycznej TPN (ul. Chałubińskiego 44) oraz w Centrum Edukacji Przyrodniczej (ul. Chałubińskiego 42 a) w Zakopanem.

111 TPM POLECA
Fot.: Bartek Solik

Zakopiańskie szlaki

ojca i syna Witkiewiczów

Mało kto wie, ale gdyby nie doktor Tytus Chałubiński, styl zakopiański pewnie nigdy by nie powstał, a zimowa stolica Polski byłaby architektonicznym klonem wielu innych wysokogórskich kurortów środkowej Europy. To właśnie za namową „odkrywcy Zakopanego” w 1886 r. rodzina Witkiewiczów zjechała pod Tatry, gdzie Stanisław – głowa rodziny – miał leczyć gruźlicę. Skutek był taki, że Witkiewicz senior z czasem stracił głowę dla Podhala i jego kultury oraz przeprowadził do miasteczka całą swoją rodzinę w 1890 r. Witkiewicz junior – czyli Witkacy –spędził tu sporą część swojej młodości i zawsze wracał do Zakopanego jak do domu.

Cudze chwalicie…

Witkiewicz senior z wykształcenia był malarzem, który dość późno, bo już po czterdziestych urodzinach, objawił swoje architektoniczne ciągoty. Stało się tak pod wpływem pobytu w Zakopanem, które w tamtych czasach było wsią składającą się z góralskich chałup i budynków w stylu szwajcarskim, wybudowanych na potrzeby kuracjuszy przybywających tu z nizin.

Architektoniczny miszmasz stał się nieznośny dla Witkiewicza, który uważał, że korzystanie z obcych wzorców, gdy ma się pod nosem ciekawą, regionalną kulturę, jest bezsensowne. Już w 1892 r. podjął się zaprojektowania pierwszego budynku w stylu, który później zostanie nazwany zakopiańskim. Była to willa Koliba realizowana na zlecenie Zygmunta Gnatkowskiego, miłośnika góralszczyzny pochodzącego z Guberni Kijowskiej.

Jako że Witkiewicz o architekturze nie miał pojęcia, sporządził tylko rysunki, na podstawie których zakopiańscy cieśle mieli postawić dom. To śmiałe zamierzenie udało się w 100 procentach, a styl zakopiański – pierwszy polski styl narodowy w architekturze i sztuce użytkowej – wreszcie się narodził.

Ambasador Zakopanego

Co prawda Witkacy nie odziedziczył po ojcu architektonicznego bakcyla, ale również związał swoje życie na dobre i na złe z Zakopanem, pozostawił w nim swój ślad. Był dla miasta charakterystyczną i symboliczną postacią – trochę malarz, trochę pisarz, trochę filozof-wizjoner, a trochę szaleniec i narkoman z Krupówek.

W Zakopanem Witkacy tworzył, angażował się społecznie, kochał i porzucał, toczył walkę ze swoimi demonami i przeżywał liczne wzloty czy upadki. I choć wielokrotnie wyjeżdżał na dłużej, to zawsze wracał. Stąd nie powinno nikogo dziwić, że uważany jest za ambasadora Zakopanego – to tu stawiał swoje pierwsze kroki jako malarz,

112 KULTURA I SZTUKA
Arch. Muzeum Tatrzańskiego: Willa Witkiewiczówka

gdy w 1900 r. jako siedemnastolatek debiutował dwoma pejzażami litewskimi; to tu umieścił akcję swojej pierwszej powieści 622 upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta; to tu wreszcie siedzibę miała jego firma portretowa Stanisław Ignacy Witkiewicz. Z Zakopanego wyruszył też w ostatnią podróż zakończoną samobójczą śmiercią.

Witkiewiczowskie ślady

I ojciec, i syn na stałe wpisali się w zakopiański pejzaż – lista miejsc związanych z nimi jest naprawdę długa. Poniżej dokonałam ich subiektywnego przeglądu, poświęciłam też każdemu z nich kilka zdań.

Willa Witkiewiczówka

Budynek powstały na zlecenie brata Stanisława Witkiewicza w latach 1903–1904 jest ściśle związany z rodziną. Początkowo nazywano go „Na Antałówce” od miejsca, w którym powstał. Witkacy wprowadził się tu po śmierci matki, na początku lat trzydziestych, i to właśnie wówczas przyjęła się nazwa „Witkiewiczówka”.

Z tym miejscem wiąże się historia powstania ostatniego autoportretu – w nocy z 22 na 23 sierpnia 1939 r. Witkacy namalował siebie w sposób, który zdaniem Ireny Jakimowicz, wybitnej znawczyni jego twórczości,

różni się zdecydowanie od wcześniejszych realizacji. Gdyby chcieć opisać emocje, jakimi emanuje model, na pierwszy plan wysuwa się tak rzadki w innych portretach spokój.

Wiele wskazuje na to, że był on emanacją wewnętrznego pogodzenia z losem i zapowiedzią tego, co miało się za chwilę stać: trzy dni później Witkacy na zawsze opuszcza Zakopane, a 18 września popełnia samobójstwo.

Willa pod Jedlami

Zdecydowanie największy projekt Witkiewicza utrzymany w stylu zakopiańskim. „To budowla wpisująca się w panoramę Tatr i będąca wzorem prawdziwie narodowej sztuki” –tak Stanisław Witkiewicz opisywał to zamierzenie architektoniczne Janowi Gwalbertowi Jasnorzewskiemu, przyszłemu właścicielowi willi. Stanisław Witkiewicz nie tylko zaprojektował bryłę, ale uczestniczył też w wyszukaniu właściwego miejsca pod budowę

z widokiem na pasmo górskie i trzy rozłożyste jodły. Willę wybudowali lokalni cieśle pod okiem twórcy stylu zakopiańskiego.

Willa Oksza

Trzecia willa Witkiewicza w stylu zakopiańskim jest zaliczana do najpiękniejszych zabytków miasta. W jej odrestaurowanych wnętrzach mieści się dziś galeria sztuki, którą zawiaduje Muzeum Tatrzańskie. Można tu obejrzeć dzieła pędzla Rafała Malczewskiego, Leona Wyczółkowskiego czy Zofii Stryjeńskiej. Jest też jedna sala poświęcona Witkacemu.

Muzeum Tatrzańskie

To ostatni projekt Witkiewicza, a zarazem pierwszy murowany budynek w stylu zakopiańskim. Muzeum otwarto w 1922 r. i przez wiele lat było ono jedynym obiektem tego rodzaju w Polsce. Znajduje się w nim kolekcja dwudziestu portretów Witkacego.

113 KULTURA I SZTUKA
Arch. Muzeum Tatrzańskiego: Dom Pod Jedlami

Hotel Morskie Oko

Choć Witkiewicz nie projektował najstarszego zakopiańskiego hotelu Morskie Oko, to dołożył swoją cegiełkę w postaci projektu sali widowiskowej na 200 osób, której kurtynę zdobił jego malunek Morskiego Oka. Jednak stało się to dopiero po tym, gdy pierwszy drewniany budynek spłonął, a właściciel postanowił odbudować go w wersji murowanej.

Jako że hotel Morskie Oko był emanacją luksusu, na deskach jego sceny występowali m.in. Helena Modrzejewska (miłośniczka Zakopanego i matka

chrzestna Witkacego), Aleksander Zelwerowicz czy Eugeniusz Bodo. Swoją siedzibę miał tu też przez dwa lata Teatr Formistyczny Witkacego.

Kościół pod wezwaniem Świętej Rodziny

Ten najstarszy murowany kościół Zakopanego położony jest w dolnej części Krupówek. Neoromańska bryła w środku została wykończona mieszanką stylów neoromańskiego i zakopiańskiego. Ten ostatni dominuje w kaplicy św. Jana Chrzciciela, którą ufundowała rodzina Gnatowskich, a zaprojektował Stanisław

Witkiewicz – pomysł narodził się podczas poświęcenia willi Koliby, pierwszego projektu artysty, zrealizowanego dla tego rodu.

Cmentarz na Pęksowym Brzyzku

Najstarsza zakopiańska nekropolia jest miejscem wyjątkowym – to tu spoczywają obywatele najbardziej zasłużeni dla miasta. Jest też grób Stanisława Witkiewicza, a także symboliczny grób Witkacego. Dlaczego symboliczny? To już materiał na odrębną opowieść – równie zaskakującą, barwną i ciekawą, jak całe życie tego artysty.

AUTOR

MARIOLA STERNAHL

Autorka książek, m.in. Oceanu uczuć, wierszy oraz wielu recenzji, tłumaczka literatury. Na swoim blogu książkowym www.emeste.eu promuje czytelnictwo.

KULTURA I SZTUKA
Arch. Muzeum Tatrzańskiego: Dworzec Arch. Muzeum Tatrzańskiego: Oksza
115 KULTURA I SZTUKA INNOWACYJNE PRODUKTY PANELE DACHOWE DACHY MODUŁOWE Rogoźnik k/Nowego Targu Osiedle za Torem 1A +48 502 197 102 podhale.budmat.com Klasa Premium NAJLEPSZA MARKA WEDŁUG FACHOWCÓW PODHALE

Osada Dzianisz N°54 –

dla rodzin i grup przyjaciół

Zapraszamy do pięknych, klimatycznych domów na Podhalu. Tu, w Dzianiszu w gminie Kościelisko, odpoczniesz blisko natury. Na spacer wybierzesz się do Term Chochołowskich, a autobus zabierze Cię do Doliny Chochołowskiej, Doliny Kościeliskiej i Zakopanego. Zimą w okolicy znajdziesz doskonałe warunki do uprawiania narciarstwa.

Samodzielne domki – każdy z własnym obejściem i widokami na majestatyczne góry – zapewnią beztroski relaks i odpoczynek w gronie najbliższych. Pomieszczą nawet kilkanaście osób.

116 TURYSTYKA I REKREACJA

Opinie z booking.com

Paweł: Piękny dom w super lokalizacji. Widoki obłędne, gospodarz w stałym kontakcie. Polecamy!!!

Krystyna: Wyjątkowy! Przestrzeń, piękne widoki, gustowne wnętrza, przemiła właścicielka :) To były udane wakacje, serdecznie dziękujemy!

Kuba:

Rewelacyjny domek! Dokładnie jak na zdjęciach, czysto, przestronnie, nowocześnie, ale również z tatrzańskim klimatem. W pełni wyposażony, komfortowy, super rozplanowana przestrzeń oraz świetnie zlokalizowany. Zdecydowanie polecam i zdecydowanie będziemy wracać.

Karina:

Przestrzeń i wygoda… Piękny, drewniany domek, w którym wszyscy czuliśmy się jak w domu :) Ciepło :)

Osada Dzianisz N°54 Dzianisz 54 Facebook: osadadzianisz tel.: +48 503 142 398 aga75karol@op.pl

117 TURYSTYKA I REKREACJA

Aparthotel Cristina

Schowaj

się w sercu Zakopanego

Dwie renomowane restauracje, górski strumień przepływający pod letnim tarasem i ten wszechogarniający spokój. Aż trudno uwierzyć, że na tętniące życiem Krupówki jest stąd 150 m, czyli… kilkanaście kroków.

Aparthotel Cristina to de facto hotel – luksusowy i bardzo kameralny. W całym obiekcie mieści się jedynie 19 apartamentów inspirowanych stylem alpejskim, góralskim lub klasycznym z ceglanymi akcentami. Każdy ma swój unikalny układ: w jednym są aż trzy panoramiczne balkony, w innym – podwójny prysznic, w jeszcze innym – dziecięcy pokój od sypialni rodziców oddziela funkcjonalne przeszklenie. Wszystko dopieszczone w najmniejszych detalach.

Śniadanie à la carte i włoska kawa

Perfekcyjne wyczucie smaku to zresztą znak rozpoznawczy właścicielki hotelu. Krystyna Bulas ma jeszcze jeden talent: dobiera świetną załogę, która sprawia, że goście czują się tu prawdziwie rozpieszczani. I to już od samego rana, gdy wita ich eleganckie śniadanie z filiżanką prawdziwej, włoskiej kawy. Co wyjątkowe, śniadanie przygotowywane jest na indywidualne zamówienie i serwowane przez obsługę kelnerską. Do wyboru jest zawsze kilka dań, w tym specjalna propozycja

dla dzieci. „Śniadania w tym hotelu to po prostu niekończąca się przygoda doznań smakowych. Prawdziwa uczta dla podniebienia” – tak swój sierpniowy pobyt ocenili jedni z gości.

Radość ucztowania

W dolnych kondygnacjach mieszczą się dwie wyśmienite restauracje. Obydwie od lat wiodą prym w zestawieniach najlepszych restauracji w Zakopanem. Pierwsza to wykwintna Drukarnia Smaku, w której autorskie dania kuchni polskiej wzbogacają europejskie inspiracje. Dzięki przeszklonej kuchni można podpatrzeć, jak na

120 TURYSTYKA I REKREACJA
Jedno miejsce, wiele przyjemności – to kwintesencja tego luksusowego hotelu.

miejscu powstają m.in. kiszonki, marynaty, masło i pieczywo. To tu serwowane są śniadania. Druga to znana z owoców morza i doskonałej włoskiej kuchni Cristina Ristorante & Pizzeria. Jeśli siądziecie w miejscu z widokiem na pizzera, zobaczycie, jak rodowity Włoch z prestidigitatorską zręcznością podrzuca ciasto na pizzę, zanim wsunie je do opalanego drewnem pieca, sprowadzonego pod Tatry specjalnie z Italii.

Wellness wśród płatków śniegu

Aparthotel Cristina to także strefa Wellness & SPA, dostępna wyłącznie dla gości hotelu. A że obiekt jest naprawdę bardzo kameralny, często można korzystać z niej tylko we dwoje. Od niedawna można też relaksować się na całorocznym tarasie z dwoma jacuzzi wyposażonymi w zaawansowany system oczyszczania wody. Nawet gdy pada śnieg, przeszklona strefa zapewnia cudowny komfort termiczny. Relaks w saunie i jacuzzi wliczony jest już w cenę pobytu, a jeśli potrzebujecie jeszcze więcej intymności – całą strefę

możecie zarezerwować na wyłączność dla swojego apartamentu.

Praca na urlopie?

W każdym apartamencie znajduje się wygodne i sprzyjające koncentracji miejsce do pracy. Docenią je zwłaszcza właściciele firm, którzy lubią trzymać rękę na pulsie. Są ponoć goście, którzy regularnie przyjeżdżają tu popracować, bo takiego spokoju i dobrej aury nie znajdują u siebie w domu. W hotelu jest też kameralne lobby –z dużym stołem w coworkingowym stylu, pełne relaksującej zieleni i naturalnego światła. A Giewont i tatrzańskie dolinki już czekają za oknem.

Nasza podpowiedź

Zajrzyjcie bezpośrednio na stronę hotelu www.aparthotelcristina.pl Dostępne są tam oferty, których nie znajdziecie na portalach rezerwacyjnych. Nasze ulubione to romantyczne „Zako-Love Story” oraz „Kulinarna Podróż” – pakiet z najlepszą kuchnią w Zakopanem.

www.aparthotelcristina.pl Plac Niepodległości 7, Zakopane recepcja@aparthotelcristina.pl +48 18 20 00 162

Krystyna Bulas – właścicielka obiektu

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook

Articles inside

Aparthotel Cristina. Schowaj się w sercu Zakopanego

2min
pages 122-124

Zakopiańskie szlaki ojca i syna Witkiewiczów

5min
pages 114-121

Podhalanie. Wokół tożsamości

1min
page 113

Zakopane, jakiego nie znaliście – recenzja

1min
page 112

Przestrzeń: wspólna wartość – rozmowa z Romanem Krupą, wójtem gminy Kościelisko

16min
pages 94-111

7 pytań do Aleksandra Gurgula – rozmowa

6min
pages 90-93

Tatry dla wszystkich – nowy projekt TPN

9min
pages 80-89

Jaworzyna Express! Nowa, 6-osobowa kolej jedyna taka atrakcja w Polsce

2min
pages 74-75

Wit Stwosz Podhala – rozmowa z Marianem

7min
pages 68-73

Tatrzańskie Muzeum Historii Naturalnej – od idei po teraźniejszość...

4min
pages 76-79

Foluszowy Potok: nasi Goście doceniają szczerość

4min
pages 64-67

Życie to nie tylko poniedziałki – wywiad z Miłką Raulin

8min
pages 60-63

Gwara buduje poczucie wspólnoty – wywiad ze Stanisławą Trebunią-Staszel

10min
pages 54-59

Halina Olejniczak – zdobywczyni tytułu Gold Master Worldloppet!

6min
pages 44-47

Tatry jesienią: piękne i (niemal) puste

4min
pages 40-43

Aquapark Zakopane – dla zdrowia i przyjemności

4min
pages 48-53

10 rzeczy, których prawdopodobnie nie wiedzieliście o Tatrach

4min
pages 28-31

Nosalowy Dwór Resort & Spa – tu kompleksowo zadbasz o siebie i swoje ciało

2min
pages 36-37

Staram się być dobry dla ludzi – wywiad z Adamem Małyszem

20min
pages 8-23

Jak kiedyś świętowano Boże Narodzenie na Podhalu?

2min
pages 34-35

Villa Gorsky – udany mariaż górskiego stylu i nowoczesnego designu

0
pages 26-27

Nowa inwestycja dla dzieci i młodzieży przy Teatrze Witkacego

1min
pages 38-39

Tatry Super Ski – 95 tras, 18 stacji i tylko jeden karnet

1min
pages 32-33

85 urodziny ośrodka turystycznego PKL Góra Parkowa

2min
pages 24-25
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.