TAKE ME 13 Creative Class Hero

Page 1

FS P.ta GENOVA

MALCOLM BARNARD MARIUSZ PRZYBYLSKI CZESŁAW MOZIL L.U.C ZUZANNA SKALSKA FILIP SPRINGER AGNIESZKA JACOBSON-CIELECKA

13

CREATIVE CLASS HERO

21zł / 6€ (8% VAT incl.) numer 13 | 13th issue zima | Winter 2011 INDEKS 256544





WWW.LAPERLA.COM







Amsterdam Berlin Birmingham

Dublin D端sseldorf Helsinki

London New York Toronto



CONTRIBUTORS MANUEL MENINI

® 130

Stylista zamieszkały w Mediolanie, absolwent studiów artystycznych. Czas wolny z przyjemnością spędza na doglądaniu antyków. Inspirację czerpie ze stylistyki vintage i z życiorysów wybitnych osobowości z przeszłości. Obecnie współpracuje z gwiazdami oraz kilkoma markami odzieżowymi. Milan based fashion stylist and graduate of art studies. He enjoys spending time looking after antique objects. He often takes inspiration from vintage styles and the lives of formidable personalities of the past. Currently, he works with several fashion brands and celebrities.

EDWARD PASEWICZ

® 164

Pisarz, kompozytor, czasami improwizujący pianista. Współzałożyciel KraKoTeki i Krakowskiego Kolektywu Twórczego, redaktor periodyku antropologicznego „Gadający Pies”. Mieszaka w Krakowie. Writer, composer, improvising pianist at times. Co-founder of, KraKoTeka and Krakowski Kolektyw Twórczy. Editor of the anthropology periodical, Gadający Pies. Edward lives in Kraków.

MARCIN BRYLSKI

® 51, 60, 150

Specjalista od spraw niespecjalnych – PR-owiec, stylista, kreator wielu nastrojów. Zdecydowany zwolennik romantycznych rytmów i zacięty przeciwnik wszelkiego nadużywania. Z modą pisaną i obrazkową związany już od kilku lat, zarówno służbowo, jak i hobbystycznie. Kończy dziennikarstwo na SWPS. Specialist in non-special matters – public relations professional, stylist, mood setter. Avid fan of romantic sounds, who ardently opposes any excessive practices. Marcin has been into fashion and fashion journalism for several years, both professionally and in a leisurely way. Soon to graduate from journalism at the Warsaw School of Social Sciences and Humanities.

MONIKA ROSIŃSKA

® 78

Socjolog, doktorantka w Instytucie Socjologii UAM. Autorka książki Przemyśleć użycie. Projektanci. Przedmioty. Życie społeczne. Stypendystka Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Właśnie rozpoczyna współpracę ze School of Form. Doctoral student at the Institute of Sociology of the University of Adam Mickiewicz. Author of Przemyśleć użycie. Projektanci. Przedmioty. Życie społeczne. (Rethink the Use. Designers. Objects. Social Life.) Scholarshipholder from the Polish Ministry of Education. Monika has recently started working with the School of Form.

ŁUKASZ NAPORA

® 86

Dziennikarz. Specjalista od elektroniki. Prowadzi muzyczne programy w rebel:tv. Poza pracą w mediach współtworzy festiwal Audioriver, czyli jedno z najważniejszych wydarzeń z muzyką elektroniczną na świecie. Journalist. Specialist in electronics. Hosts music shows on rebel:tv. Besides working in the media, he co-organizes the Audioriver Festival, one of the world’s major electronic music events.

JUDYTA NADZIEJKO

® 176

Lubi film krótkometrażowy, czeskie animacje oraz Spadkobierców. Zajmuje się copywritingiem. Dużo chodzi i patrzy. Judyta is into short films, Czech animation and the Polish series, Spadkobiercy. She’s a copywriter and walks around with her eyes wide open.

13


MASTHEAD WYDAWCA / PUBLISHER

Fundacja Twórcy Możliwości ul. Garncarska 9 61-817 Poznań kontakt@tworcymozliwosci.pl

Dominik Fórmanowicz

EDITOR

Ela Korsak

CREATIVE DIRECTOR

dominik.formanowicz@take-me.pl

ela.korsak@take-me.pl / redakcja@take-me.pl

michal.golas@take-me.pl

EDITOR IN CHIEF

SHOOTME (PHOTOGRAPHY)

DRAWME (DESIGN)

Michał Gołaś

MUSEME (MUSIC)

Igor Drozdowski

Jerzy Woźniak

Magda Howorska

igor@take-me.pl

drawme@take-me.pl

museme@take-me.pl

ITALIAN PUBLIC RELATIONS

ITALIAN ADVERTISING

MARKETING & ADVERTISING

STUDIO TERENZI – Mara Terenzi

Publicitas Agency

mara@terenzis.com

www.publicitas.com/en/italy

Kasia Kin

Mateusz Banach

kasia.kin@take-me.pl mateusz.banach@take-me.pl

CONTRIBUTORS DESIGN Zuzanna Skalska Jerzy Woźniak Klara Czerniewska Franek Sterczewski Marta Flisykowska FASHION Olga Nieścier Marta Dudziak Karolina Popek Jessica Mercedes Kirschner

PHOTOGRAPHERS Leslie Hsu Amilcare Incalza Igor Drozdowski Krzysztof Wyżyński Zosia Zija / Jacek Pióro Wojciech Mikołaj Rukujżo Karolina Trawińska Jessica Pepper Peterson STYLISTS Mariagrazia Pase Manuel Menini Marie Revelut Marcin Brylski Debora Moro

ILLUSTRATORS Amadeusz Mierzwa Dorota Wątkowska Marta Gliwińska Anna Demidowicz Ada Buchholc COLUMNISTS Edward Pasewicz Sebastian Frąckiewicz Łukasz Saturczak Ewa Gumkowska

TEAM PROOF-READING Ela Dajksler

LAYOUT Joanna Garbacik, Michał Gołaś

PRINTING Graphus-Pach Sp. z o.o. / www.graphuspach.pl

TRANSLATIONS Tomasz Jarmużek

EDITOR’S ASSISTANT Joanna Garbacik

SUBSCRIPTION subscribe@take-me.pl

ENGLISH CORRECTIONS Zygmunt Nowak-Soliński

DTP Łukasz Siwik / www.grafikdtp.pl

EDITORIAL TEAM Karolina Brol, Jagoda Szymkowiak, Agata Śliwińska


Adresy sklep贸w na www.ultimatefashion.pl


CONTENT DRESSME

README

TELLME

DRAWME

MUSEME

f a s h i o n t o a d o r e

t e x t t o k n o w

i n t e r v i e w t o l e a r n

d e s i g n t o u s e

m u s i c t o h e a r

5 0

60

34

22

86

Miejska sztuka

Fashion Philosophy

Powrót do przyszłości

Dokąd poprowadzi nas „Zmiana!”?

Podano dalej

57

62

38

Freestyle w przestrzeni miejskiej

Drugie życie. Nowe życie. Re-act Fashion Show

Oskar Zięta

58

98

Look at me

26

42

28

…but sexy Berlin

68

10 0

51

30

Biżuteria na TAK

Dotyk bezproduktywnej

Awangardowy perfekcjonista

Idea Lentoid

7 0

110

The making of the creative class hero

Stary obiekt, nowy kontekst

64

76

112

92

Pasja tworzenia

Biżuteria linią szkicowana

Czesław śpiewa Miłosza

78

16 4

1 58

Korporalność mody

Grande Y Felicisima Armada

Doświadczenie zabija intuicję

Irytująca. Fascynująca. Jakaś.

104 imwieghed art

L.U.C

Let’s talk about cars Mniej gadania, więcej robienia

8 4

88

Concordia Design

90 Balkon z widokiem na muzykę

Urodzić się człowiekiem

16 6 Kreatywni w trudnym czasie

16 8 Lucid Life Style

114 Dimanche

12 2 Thisissexy

130

17 2

PHOTOGRAPHER

PHOTOGRAPHER

Zgrzyty historii

Igor Drozdowski

Igor Drozdowski

STYLIST

MODEL

17 6

Manuel Menini

Joanna / GAGA

Czym jest audiodeskrypcja?

MAKE UP & HAIR

MAKE UP

Fabio D’Onofrio

Arleta Molata

MODEL

HAIR

Ana Stefanescu / NEXT Milan

Sergiusz Pawlak

FD P.ta GENOVA

17 8

14 2

Stracić dziewictwo z Johnnym Watersem

SKIRT AND TOP

Starman

15 0

LA PERLA

180

LEOPARD PRINTED JACKET

70’s

VIVIENNE WESTWOOD

Joanna’s Dark Dream

Red Label

182

GOLD CHAINS

Shorts

MARINA FOSSATI VINTAGE PLASTIC BEAUTY CASE

STYLIST’S OWN

16


Agent for Poland: Przemek Gomółka M +48 600 87 2001 przemek.gomolka@gmail.com

Leaf Collection Design by Lievore Altherr Molina www.arper.com


SHOOTME

18


SHOOTME

19


EDITORIAL Dominik Fórmanowicz

K

runki. Kampanie reklamowe, produkcja, prawo, dziennikarstwo, edukacja – wszystko podąża za nowymi pomysłami i rozwiązaniami, od których uzależniony jest rynek, począwszy od firm chcących zachować konkurencyjność po przestrzenie kreatywne czy ośrodki naukowe. Concordia, School of Form, Łódź Art Center, Polimoda, Viamoda; samoloty, pociągi, ciepłe swetry, kurtki, książki i notatki; Florencja, Mediolan, Paryż, Berlin, Łódź, Warszawa, Poznań; pomysły zapisywane na serwetkach, zagubione bagaże i osoby przypadkiem spotkane podczas zimowych wieczorów w kawiarniach. Sean Caroll w swojej książce o istocie czasu wspomina o tym, że życie to ruch. Zima być może nie skłania do tego rodzaju refleksji, jednak pamiętam, co rok temu (TM08) powiedział nam Jan Nowicki: W domu się umiera. Kolejne dwieście stron magazynu możecie śmiało potraktować jako podróż. Do zobaczenia wiosną! ×

lasa kreatywna – to brzmi dumnie, jednak warto zachować wobec niej nieco dystansu. Nie wdając się w niuanse, odsyłamy do lektury liczącej sobie już kilka lat, jednak w kontekście polskich realiów cały czas inspirującej. Narodziny klasy kreatywnej Richarda Floridy (dzięki, Olga!) otwierają oczy na wiele kwestii związanych z rzeczywistością, w której funkcjonuje wielu z nas. Kreatywność, o której pisze Florida, to bardzo szerokie pojęcie i warto mu się bliżej przyjrzeć. Ma swoje ciemne i jasne strony i jakkolwiek traktować ją w kontekście realiów społecznych i gospodarczych, jest celem do którego zmierzamy. W TAKE ME 13 skupiliśmy się na rdzeniu „kreatywnych” – na wyjątkowych miejscach oraz na osobach, na których pomysłach i rozwiązaniach bazuje cała reszta. Agnieszka Jacobson Cielecka, Zuza Skalska, Oskar Zięta, Zień, Przybylski i inni. Tacy jak oni wytyczają kie-

T

he term, creative class, sounds perhaps noble, but it’s a good idea to take it with a pinch of salt. For further details simply refer to a particular book written several years ago, but still inspiring in the Polish context. The Rise of the Creative Class by Richard Florida (thank you, Olga!) opens your eyes to numerous issues related to the reality many of us live in. As described by Florida, creativity is a broad notion worthy of deeper insight. However it is approached from the social and economic perspective, with its bright and dark sides, it is the final destination on the path we all follow. TAKE ME 13 focuses on the very creative core – places and people whose ideas provide the foundations for everything else. Agnieszka Jacobson Cielecka, Zuza Skalska, Oskar Zięta, Zień, Przybylski and many others – these are

the people who prepare the directions Advertising campaigns, production, law, journalism and education all develop new trends and solutions the market later adopts, from companies aiming to remain competitive, to creative spaces, to educational centers. Concordia, School of Form, Łódź Art Center, Polimoda, Viamoda; planes, trains, warm sweaters, jackets, books and notebooks; Florence, Milan, Paris, Berlin, Łódź, Warsaw, Poznań; ideas written on napkins, lost luggage and people accidentally met during winter evenings spent in cafés. In his book explaining the meaning of time, Sean Caroll states that life is motion. Even if winter time hardly evokes these kinds of thoughts, I recall Jan Nowicki telling us one year ago (TM08): „At home you can only die.” Consider this, our two hundred-page issue, a journey. So until Spring. ×

20



DRAWME

FOT. 137KILO

FOT. 137KILO

DOKĄD POPROWADZI NAS „ZMIANA!”? TEKST / Jerzy FOTO / Jerzy

Woźniak

Woźniak & 137kilo

FOT. JERZY WOŹNIAK

FOT. JERZY WOŹNIAK

22


DRAWME

FOT. JERZY WOŹNIAK

FOT. JERZY WOŹNIAK

FOT. JERZY WOŹNIAK

FOT. JERZY WOŹNIAK

FOT. JERZY WOŹNIAK

23


DRAWME

DOKĄD POPROWADZI NAS „ZMIANA!”?

rowe plamy na surową posadzkę, a w świetle reflektorów intrygująco połyskuje. Niebieskie, czarne i białe figury dzielą przestrzeń przy ul. Targowej 35 na poszczególne strefy wystawy, aby po jej zakończeniu powrócić do pierwot-

Moment na ochłonięcie po zderzeniu z aranżacją i można zaczynać… od góry. Witajcie w NeoFarm – gospodarstwie prowadzonym przez holenderski duet BCXSY. Tym razem projektanci Boaz Cohen (BC – Izrael) oraz Sayaki

Patrzcie Państwo! To już piąta edycja bodaj najbardziej celebrowanego tygodnia designu w Polsce. Tym razem Łódź Design Festival przebiega pod hasłem-wezwaniem: „Change!”, a organizatorzy kuszą zwiedzających coraz większymi nazwiskami i rozmachem imprezy. Bardzo cieszy coraz śmielsze otwarcie na dizajn wschodnioeuropejski – oprócz współczesnych dokonań projektantów, tu i ówdzie pojawia się inspirująca retrospektywa. W końcu żeby wiedzieć, dokąd iść, warto przypomnieć sobie, skąd przyszliśmy.

F

estiwalowa podróż po designie zaczyna się już przed wejściem. Budynek XX-wiecznej tkalni braci Borysa i Nauma Eitigonów przywodzi na myśl Bauhaus w najlepszym wydaniu. Wyłuskana z zaniedbanej tkanki miejskiej perła. Wewnątrz, z połaciami łuszczącej się na poprzemysłowej konstrukcji farby, kontrastuje lśniąca, rozciągnięta folia stretch. Za dnia działa jak witraż, rzucając kolo-

© 2011 adidas AG. adidas, the 3-Bars logo and the 3-Stripes mark are registered trademarks of the adidas Group.

nej funkcji folii stretch i posłużyć do opakowania wystawianych eksponatów. Mastermind stojący za tymi posunięciami to architekt Jan Sukiennik przewodzący grupie 137kilo. Well done, panie Janie.

24

Yamamoto (SY – Japonia) zgodzili się wcielić w rolę kuratorów wystawy. Nowa farma to dość niesamowite zderzenie wzornictwa z całego świata, przywodzącego na myśl naturalnie proste, uczciwie funkcjonalne, chwilami zabawnie


DRAWME naiwne rękodzieło. Miło widzieć obecność światowych tuzów, jak Marcel Wanders, czy zaskakujących Szwedek z Front Design. Wystawa przypomina o niezmiennych wartościach, jakie niesie ze sobą funkcjonalność oraz szczere uży-

sza w odbiorze. Tym bardziej że po raz kolejny pada głośne pytanie o kierunek, w którym powinno podążać projektowanie architektoniczne jako czynnik trwający niezmiennie przy swych pierwotnych założeniach. Wystawa

ska etc. Powraca motyw farmy w centrum wielkiego miasta, naturalnej odskoczni od chodników, asfaltu i hałasu. Sporo zachęcającej lekkości wnosi animująca zielona ściana – wertykalny ogród autorstwa INOUT-DESIGN. Obok wpadniemy na ujmujący peerelowski gazon z krzaczkiem pomidora – dobry dodatek do plansz. Highlightem festiwalu jest, jak co roku, wystawa finalistów konkursu „Make me!”. Tym razem główna nagroda trafia do Thibaut Godarda, który, jak na Francuza przystało, zaproponował zestaw perfekcyjnie zaprojektowanych butelek wina bordeaux. Wśród wyróżnionych znajduje się także lampa „Owijka” Tomasza Pydo – oprawa z kablem będącym zarazem prostym i mądrym mechanizmem do zmiany jej wysokości, oraz „Doodle / Gryzmoł” autorstwa Jacka Rynia – system pozwalający z fantazją aplikować na ścianie oświetlenie LED. Portal Domosfera wyróżnia też grupę FAWORY za krzesła „Transformacja”.

all originals dare to be unique

adidas.com

Niespełna dwa miesiące temu Marcus Fairs, redaktor naczelny portalu Dezeen, nie omieszkał wspomnieć na Twitterze: Judging by my email inbox, I think we've reached the point where eastern architects and designers are better than western ones. Nie tylko ten cytat, ale wystawa „Wschód” u niejednego powinna obudzić geograficzne poczucie dumy; tak samo „must have!”, czyli subiektywny zbiór najgorętszych designerskich produktów rodem z Polski. Mimo marketingowego rozmachu organizatorów Łódź Design czeka jeszcze sporo pracy, aby dobić do festiwalowej czołówki. Hasło „Zmiana!” w połączeniu z coraz śmielszymi poczynaniami w doborze kuratorów jest jutrzenką nadziei. Dostateczną zachętą jest też niezwykle soczysta i czytelna identyfikacja wizualna festiwalu oraz zaangażowanie w festiwal różnorodnych punktów miasta (np. niesamowita klubokawiarnia Zmiana tematu projektu grupy xm3 czy ekologiczno-dizajnerskie Owoce i warzywa). Drogi festiwalu designu w Łodzi: Keep changing! × JERZY WOŹNIAK – projektuje i tworzy szeroko pojętą

architekturę. Jeszcze na studiach założył pracownię

cie materiału. A pikowane świnie na powitanie wprowadzają zwiedzających w swojski klimat. Pokazywanie architektury na planszach to rzecz trudna. Trudna w wykonaniu, jeszcze trudniej-

„Przekierowanie. O zmianie w architekturze” wiele uwagi poświęca szeroko pojętej ekologii, w wymiarze zarówno społecznym, jak i tym dotyczącym pozyskiwania surowców, wykorzystywania odpadów, zanieczyszczenia środowi-

25

mode:lina i blisko związał się z magazynem TAKE ME od początku jego istnienia. Szlify zdobywał pracując w Szwecji oraz Holandii. Lubi oba te kraje. Lubi też swoją gitarę i black metal. Czasem lubi coś napisać, czasem tylko przeczytać.


D R A W M E / S H O R T S

Let’s talk about cars: Nowe wnętrza samochodów TEKST / Zuzanna

Skalska

TRENDWATCHER

Smart Forvision EV Concept

N

owoczesne materiały zastosowano do budowy m.in. kół czy foteli wraz ze specjalnym wypełnieniem zastępującym poszycie. Samochód jest o połowę lżejszy niż analogiczny, zbudowany z użyciem konwencjonalnych materiałów. Został opracowany przy współpracy z chemicznym potentatem BASF, wysokostabilne tworzywa sztuczne opracowano specjalnie do tego konceptu. Zadziwiające jest również wzornictwo wnętrza. Każdy detal jest dopracowany i ma swoja funkcje. Również kolory jak bile w kontakcie z ciepłym, złotym brązem (kolor metaliczny) to coś nowego w kontekście tej kategorii produktów.

Renault R-Space

To kolejny prototyp prezentujący nowy język designu francuskiej marki. Auto ma być połączeniem zmysłowości z użytecznością charakterystyczną dla małego busika. Dynamiczne linie inspirowane były wyglądem ludzkiego ciała. Znaczenie ma również paleta barw konceptu: „Model R-Space sięga po kolor złocistego miodu. Ponieważ motywem przewodnim była rodzina, źródłem inspiracji przy wyborze kolorów i materiałów było niedzielne śniadanie w gronie rodzinnym”. Tylnie siedzenia to domena dzieci. I znowu bardzo wyraźne inspiracje z ostatnich pokazów salonów meblowych: „Jest to miejsce do zabawy, o zmiennej konfiguracji, stworzonej przez prostą i uniwersalną bryłę: sześcian. 27 silniczków steruje taką samą liczbą prostopadłościanów o zmiennych wysokościach, co pozwala na zaprogramowanie czterech konfiguracji: płaskiej strefy, podwyższenia, konsoli i placu zabaw (tylko na postoju)”.

Renault Captur

Pod dyrekcją szefa designu, holendra Laurensa van den Ackera powstał nowy koncept – Renault Captur, który odzwierciedla przyszłą strategię designu i stylistyki firmy Renault. Wnętrze tego samochodu jest zainspirowane ostatnimi nowościami z Mediolanu – rozciągnięte i zaplecione linki stanowią wypełnienie siedziska, przez co wnętrze pojazdu ma sportowy charakter.

26


D R A W M E / S H O R T S VW New Small Family VW Buggy UP!

VW Buggy UP! to typowy samochód „plażowy”. Auta typu buggy przeżywają swój renesans. VolksWagen świętuje w tym roku 40. rocznicę (1971, Karmann GF „Gute Fahrt”) pierwszego, seryjnego Garbusa buggy i w związku z tą rocznica zespól projektantów pokazał swoją wizję najnowszego Buggy Up!. Brak dachu podczas jazdy daje poczucie wolności porównywalne do tej, które zapewnia przejażdżka drogimi kabrioletami, lecz one, w odróżnieniu od buggy, nie są zazwyczaj w stanie jeździć po piaszczystych podłożach. Wnętrze nowego VW jest bardzo surowe. Wszystko jest „zagumowane”. Każdy mały szczegół jest tak zaprojektowany, aby nie uległ zmoknięciu bądź uszkodzeniom przez piasek lub czynniki atmosferyczne, gdyż samochód ten nie posiada dachu. Całe wnętrze jest w pełni wodoodporne. Odpływy w podłodze i otwarte progi zapobiegają zbieraniu się wody, również pokryte neoprenem kubełkowe fotele mają odpowiednie odprowadzenia wody.

Volvo i Opel

Male szczegóły, które zwracają uwagę w nowych projektach koncepcyjnych wielkich marek, to np. detal na wewnętrznej stronie drzwi Volvo Concept You. To niczym wewnętrza strona eleganckiego garnituru z małymi kieszonkami na dokumenty i długopis. Innym szczegółem jest zastosowanie smartfonu jako pilota do obsługi samochodu, w tym przypadku aplikacji Opla na Sony Ericsson.

WV Up! Azzurra Sailing Team

WV Up! Azzurra Sailing Team został zaprojektowany przez włoskich projektantów Giorgetto Giurgiaro i Waltera de Silvę. Obaj przez swoje nadmorskie wychowanie i pochodzenie zaprojektowali mały samochodzik przeznaczony do jazdy po marinach na całym świecie. We wnętrzu samochodu zastosowano nowoczesne pod względem technicznym i stylistycznym materiały, wszystkie odporne na działanie wody i świadomie nawiązujące do wyposażenia luksusowych jachtów. Np. cztery siedzenia obszyte są skórą, dashboard pokryty jest mahoniowym drewnem z klonowymi intarsjami. Również detale wykonano z chromu. Wierzchnia warstwa powierzchni zrobiona jest ze sztucznej żywicy. Azzurra to prawdziwy mariaż tradycyjnej budowy włoskich jachtów i niemieckich samochodów. ×

Citroën

Citroën zdaje się przeżywać prawdziwy renesans. Koncepcyjny model nazwany Tubik, chociaż inspirowany dawnymi samochodami dostawczymi w założeniu ma być nowoczesnym, komfortowym minivanem przeznaczonym dla dziewięciu osób.

27


DRAWME

CONCORDIA DESIGN TEKST / Karolina

Brol

„Designing the future” („Projektowanie przyszłości”) to święto designu, trwające 3 dni, które miało miejsce w Poznaniu z okazji otwarcia Concordia Design – pierwszego w Polsce centrum designu i kreatywności dla biznesu – oraz rozpoczęcia działalności School of Form – nowoczesnej uczelni projektowania.

O

rganizatorami wydarzenia „Designing the future” byli: Pro Design, School of Form, Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego. W programie pojawiły się m.in.: wystawy „The Mothers of Invention”, „Polish Design” oraz „Comforty – Real Industry”, konferencja „Designing the future” oraz otwarte warsztaty designu dla dzieci i dorosłych projektantki Moniki Jakubiak. Udział we wszystkich imprezach był bezpłatny. „Mothers of Invention” to pierwsza wspólna wystawa Patrizii Moroso i Patricii Urquioli. Wernisaż odbył się 24 listopada, a wystawa jest otwarta dla zwiedzających do 23 grudnia 2011 roku. Lidewij Edelkoort, kuratorka wystawy, wypowiada się o autorkach i ich pracach następująco: – Patricia Urquiola studiowała architekturę, Patrizia Moroso – sztukę, a jednak ostatecznie obie wybrały design. Spotykają się w trójwymiarowej przestrzeni, łącząc techniczny proces projektowania z ręcznym wykończeniem, tak charakterystycznym dla ich wszystkich prac. W sferze designu są jak siostry podzielające poetyckie i praktyczne zamiłowanie do zaokrąglonych krawędzi, zredukowanej wysokości, obniżonej wagi. Przenoszą nas w nieznaną przestrzeń, uwodząc bogactwem tekstur, kolorów, haftów i deseni.

Pierwsza wspólna wystawa Patricii Urquioli i Patrizii Moroso pt. „Mothers of Invention” zapozna widzów z talentem każdej z nich, jak również z energią wyzwoloną z połączenia sił obu kobiet (…). School of Form z radością i dumą włącza Patricię i Patrizię w nowy, poparty wiedzą humanistyczną program studiów projektowych. Odtąd będą one matkami chrzestnymi pracowni Domestic Design, na czele której stanie Agnieszka JacobsonCielecka. Wspólnie będą inspirować i szkolić polskich adeptów designu, wspomagając ich rozwój równocześnie w sferach formy, funkcji oraz fantazji, łącząc wrodzony polski talent do rzemiosła z potencjałem lokalnego przemysłu, a w przyszłości także z możliwościami rynku światowego. O kolejnej wystawie, „Comforty – Real Industry”, wypowiedział się sam jej kurator, Tomek Rygalik: – Wystawa pokazuje najnowsze produkty COMFORTY projektowane przez uznane na świecie grono międzynarodowych projektantów. COMFORTY wykorzystuje do swoich produktów niestandardowe materiały, takie jak beton czy Corian. Tworzy różnorodną kolekcję, którą cechuje doskonała jakość wykonania i dbałość o detal. Ponadczasowa i uniwersalna estetyka produktów COMFORTY stanowi o ich szczególnej wartości. Wystawę można oglądać do 23 grudnia 2011roku.

28


DRAWME

Konferencja „Designning the Future” / „Projektowanie przyszłości” miała miejsce w Concordia Design 25 listopada. W jej ramach odbył się jedyny w Polsce wykład Lidewij Edelkoort i Patrizii Moroso. Pozostali prelegenci to m.in. Claudia Küchen, Anna Wróblewska, Oskar Zięta i Tomek Rygalik. Konferencja była poświęcona budowaniu strategii firm i innowacji opartej o design, a także najnowszym trendom oraz nowoczesnym materiałom stosowanym w designie i architekturze. Przedstawione zostały case study firm najbardziej zaawansowanych pod kątem wdrażania designu w Polsce. 26 listopada był dniem otwartym w Concordia Design. Tego dnia w godzinach 11.00–18.00 mieszkańcy miasta i wszyscy zainteresowani designem mogli zwiedzać wystawy i uczestniczyć w warsztatach projektowania dla dzieci i rodzin. Równolegle otwartych było kilka pracowni: slow food, brainstorming, fashion, print, interior design. Celem warsztatów było zaproszenie mieszkańców do współtworzenia i oswojenia z projektowaniem. Pod okiem projektantów i specjalistów różnych dziedzin można było uszyć wymarzoną torebkę, wydrukować okładkę zeszytu według własnego projektu, skonstruować stołek czy przygotować zdrowy posiłek. Z kolei podczas warsztatów z firmą Meble Vox dzieci miały możliwość wykonania osobistych dekoracji na meble z wykorzystaniem różnych technik i materiałów, np. tkanin, szablonów, magnesów, farb itp. Concordia Design to pierwsze w Polsce centrum designu i kreatywności dla biznesu. Mieści się w zabytkowym budynku starej drukarni przy ul. Zwierzynieckiej 3 w Poznaniu. Concordia Design skupia potencjał przemysłu kreatywnego Wielkopolski m.in. dzięki funkcjonującemu tu inkubatorowi młodych firm z branż kreatywnych – CoOffice, pełni także rolę wielkopolskiego centrum designu, koncentrując się na działalności edukacyjnej, konsultingowej i promocyjnej. Concordia Design jest platformą współpracy ekspertów z różnych dziedzin, w tym wybitnych autorytetów z obszaru design & business innovation z Polski i Europy. Zabytkowy budynek Concordia Design (dawnej drukarni) zlokalizowany w samym centrum Poznania był w remoncie od 1 czerwca ubiegłego roku. Rewitalizacja trwała dokładnie 76 tygodni. Z uwagi na historyczną wartość architektury projekt był konsultowany z miejskim konserwatorem zabytków. Bryła budynku nie została zmieniona, dzięki czemu Concordia Design zachowuje

swój charakter z przełomu XIX i XX wieku. Obecnie postindustrialne wnętrza, dzięki harmonijnej syntezie teraźniejszości i nie mniej ważnej przeszłości, sprzyjają generowaniu niezwykłej energii miejsca. Znajduje się tu m.in. siedem sal konferencyjno-wystawowych, creative room – przestrzeń do pracy kreatywnej, strefa coworking do interdyscyplinarnej współpracy, restauracja Concordia Taste, której idée fixe są kreatywne zmiany, poza jednym niezmiennym aspektem – smaczną autorską kuchnią. Centrum Designu oferuje również usługi nowoczesnej drukarni Concordia Print, która jest jednym z najbardziej zaawansowanych centrów druku cyfrowego w Polsce. W ofercie znajdziemy również coś dla najmłodszych odbiorców, użytkowników i twórców designu Concordia Kids, czyli stymulujący kreatywność obszar dla dzieci. Program warsztatowy oparty jest na założeniu, że to dzieci mają największą zdolność do innowacji, dlatego stymulowana będzie kreatywność rozumiana jako umiejętność tworzenia nowych rozwiązań, wspierane będą ryzykowne i niepopularne rozwiązania, które pomagają w uzyskaniu oryginalnego konceptu. Bazą do pracy z dziećmi jest ich naturalna tendencja do całkowitego poświęcenia się najczęściej wykonywanym czynnościom, jakimi są bawienie się, próbowanie, odkrywanie. Podmiotem zarządzającym Concordia Design jest Pro Design Sp. z o.o.

Projekty zrealizowane przed otwarciem Concordia Design

Przez ostatnie dwa lata budynek starej drukarni stał się już ważnym miejscem spotkań designu i sztuki w Poznaniu. Tutaj zrealizowane zostały dwie edycje wspólnego projektu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego i Pro Design – warsztaty dla projektantów „Nowy Folk Design” z udziałem artystów i rzemieślników ludowych oraz konkurs na gadżet inspirowany folkiem „Pamiątka z Polski” pod honorowym patronatem Li Edelkoort. Projekt warsztatów „Nowy Folk Design” otrzymał nagrodę w konkursie „Liderzy Europejskiego Roku Kreatywności i Innowacji 2009 w Polsce”, wygrywając w kategorii „Gospodarka i Biznes”. Odbywały się tu także wystawy dyplomów studentów ASP, liczne wydarzenia artystyczne: wystawy sztuki współczesnej w ramach Mediations Biennale, warsztaty muzyczne i koncerty w ramach projektu Korzenie Rytmu, wystawy fotografii, spektakle teatralne podczas Festiwalu Teatralnego Malta i inne. ×

29


30


id ea

LE N TO ID

LE N TO pr ID ze *s st Po T E ou rz K st e ST n rz ń d / eg m esi Ku ię am gn ba dz y .S y Ja św de ko nk ia si nc ow tw gn en ia em ię tr k ce o / a w jn Le dź an iż nt w a je oi i ęk m dn d ul ie ym m ti ZD en . Ko JĘ zm er CI ni ys A gi e / łe a c Le m lo w nt .C sz go oi za ech ! Ko d s st n na ie ro c id nn i de en ie nt ty w yf fi yp ka ik eł ac cj ni ę j i w aj w ie iz ąc lo u a zm al n ys ej ! ło w ą!

DRAWME

dlatego Lentoid to otwarta grupa twórców poruszających się swobodnie, każdy w swojej dziedzinie. Tworzymy studio zajmujące się szeroko pojętą identyfikacją wielozmysłową (nie mylić z wizualną).

obraz/ słowo/ dźwięk

Nie sposób określi ć jednym zdanie m, czym jest Lentoid. Łatwiej powiedzieć, czym nie jest. Z pewnością nie jest agencją reklamową typu full-service ani studiem projektowym o ściśle określonej ofercie. Nie jest także studiem filmowym ani zespołem jazzowym. Czym więc jest? Ten brak definicji jest paradoksalnie naszym podstawowym założeniem. Tworzymy w różnych materiach, by werbalizować idee. Często doskonałym uzupełnieniem grafiki jest dźwięk, zapach albo ruch, trzeba tylko znaleźć dla nich miejsce w projekcie. Oczywiście nie można robić wszystkiego, specjalizacja to podstawa,

Podstawę grupy Lentoid tworzą graficy: Maciej Kawecki i Kuba Jankowiak. Grafika otacza nas zewsząd. Atakuje reklamami z billboardów, ilustruje muzykę na okładkach CD, a ta z opakowań zachęca do wybrania tego, a nie innego produktu w sklepie spożywczym. Chcąc kreować rzeczywistość, wybraliśmy grafikę jako główne środowisko dla naszych działań. Jednak tworząc logo i identyfikacje wizualne, nieustannie mamy wrażenie, że projekty są niepełne, że oddziałując na tylko jeden zmysł – wzrok, nie eksploatujemy do końca naszych idei, a odbiorcę traktujemy wybiórczo. Tak powstał pomysł, by programowo łączyć grafikę (zwykle użytkową, choć nie tylko) z innymi mediami. Jeśli zaczniemy bawić się materią bez ograniczeń, możemy stworzyć identyfikacje „nietylkowizualne”, w których np. dźwięk będzie tak samo rozpoznawalnym symbolem jak logo, a koncert – kolejnym nośnikiem identyfikacji obok wizytówki i billboardu. Podobnym działaniem jest modne ostatnio organizowanie

31

festiwali sponsorowanych przez marki, gdzie cała impreza jest jedną wielką reklamą, zwykle jednak w takich przypadkach zestawienie brandu z muzyką jest przypadkowe. Nam zależy na świadomym – nawet jeśli komercyjnym – współdziałaniu wszystkich składowych elementów tej układanki. Symbioza różnych dziedzin sztuki jest oczywista. Wielu artystów mieszało techniki i materie, w których tworzyli. Witkacy, Picasso, Waits czy Miles bez trudu sięgali po rozmaite narzędzia, by wyrazić swoje emocje. Bawili się w zależności od potrzeby słowem, dźwiękiem, gestem czy obrazem. Materia i niedoskonały często warsztat są drugoplanowe, ważna jest myśl i sposób na jej wyrażenie. Tom Waits mówi o swoim głosie, że „jest w najlepszym przypadku jak szczekający pies”, ale są krytycy, którzy uważają, że śpiewa lepiej niż Whitney Houston. Jest jeszcze jedno ważne miejsce, być może najważniejsze, w którym wszelkie materie łączą się i współbrzmią doskonale. To nasze inspiracje. To, czym się otaczamy, oddziałuje na nas i inspiruje do działania, niezależnie od materii. Filmy Wendersa, Kieślowskiego czy Allena wpłynęły na działania Lentoidów w równej mierze co muzyka Tie Breaku, Mingusa, Stańki, obrazy Miro, Matissa czy plakaty Świerzego i Fukudy. Nie ma granic.

komercja / sztuka

Tu nasuwa się pytanie, co ma wspólnego projektowanie totalnie komercyjnego produktu, jakim jest np. logo dla sieci sklepów, z raczej awangardowym filmem Dyskretny urok burżuazji Buñuela. Otóż bardzo wiele. Nie tworzymy w oderwaniu od rzeczywistości, inspiracje są nieuniknione. Nie uchroni się przed nimi żaden twórca – czy to mierny „grafik komputerowy”, czy wybitny kompozytor. Po tym, jak Wolff Olins pokazał światu nowe logo Unilever, po pierwszym wstrząsie świat projektantów zaczął


FOT. ELA KORSAK

32


DRAWME

nagminnie stosować ten sam „pomysł na logo”, nazywając to trendem. Podobnie było z logo Ericssona. Ale inspiracje zwykle bywają bardziej subtelne. Tomasz Stańko zapatrzony w ciemne oczy Marthy Hirsch z obrazu Oskara Kokoschki nagrywa cudowną płytę Dark Eyes, a Adam Nowak z Raz Dwa Trzy nie słucha już Waitsa, bo jest świadom jak niebezpiecznie silnie na niego działa (swoją drogą ciekawe, czy słyszał już jego ostatnią płytę Bad As Me). Można się bronić przed wpływami, ale nie jest lekko. Oczywiście inspiracja, świadoma czy nie, jest ważna przede wszystkim dla twórcy. Widzowi nieczęsto jest dane, jak chciał Picasso, doświadczyć tego samego, co czuł artysta podczas tworzenia dzieła. Co więc pozostaje odbiorcy z tego wszystkiego? Naturalnie – dzieło. Puenta procesu twórczego. Produkt finalny: obraz, muzyka, spektakl, logo, identyfikacja wizualna, marka. Postawienie w jednym szeregu tzw. sztuki (z założenia elitarnej) i produktu masowego, jakim jest logo czy marka, może dziwić. Bardzo zależy nam na tym, aby dziwiło coraz mniej. Lentoid tworzy projekty, nie dzieląc ich na komercję i sztukę. Budowanie identyfikacji czy marki różni się w sumie od komponowania obrazu kilkoma czysto technicznymi szczegółami. Wymaga co prawda innego rodzaju wiedzy, ale z pewnością równie dużej kreatywności. Powtarzamy za Olinsem: „Marka to po prostu organizacja, produkt albo usługa z osobowością. O co więc całe zamieszanie? Pomimo wszechobecności marek i brandingu, i pomimo całej o nich gadaniny, zadziwiająco mało ludzi wydaje się wiedzieć, o co w nich naprawdę chodzi. Temat jest kłopotliwy. Po części dlatego, że branding dotyczy jednocześnie kwestii wielkich i ważnych oraz banalnych i powierzchownych”. Dobrze powiedziane.

Lentoid sound

Zdajemy sobie sprawę, że pojęcie „soundesign” może być nieco mylące. Nie chodzi tu bowiem tylko o projektowanie dźwięku, ale o miejsce pomiędzy dźwiękiem i obrazem, a czasem o część wspólną tych dwóch materii. Ta strefa

„pomiędzy” to nasze ulubione miejsce. Wypełniamy je dźwiękiem. Szukamy tych miejsc w identyfikacjach wizualnych, animacjach i filmach, w koncertach i sesjach nagraniowych organizowanych przez Lentoid soundesign. Wraz z zaprzyjaźnionymi muzykami powołaliśmy do życia: L/D quartet, L/D solo, Free Hot Blood L/D trio. Dźwięki generowane przez nas i naszych przyjaciół są punktem wyjścia do tworzenia identyfikacji wizualnych, otwartych projektów, spektakli, klipów video…

Lentoid design

Design (czyli projektowanie) wydaje się odpowiednim słowem, które określa tworzenie na różnych płaszczyznach. Nie jest to projektowanie mebla, samochodu, plakatu czy nawet dźwięku. To próba urzeczywistnienia idei w postaci mebla, samochodu, plakatu albo dźwięku. Cały stworzony przez człowieka świat został gdzieś kiedyś zaprojektowany. Wszystko jest designem: silnik odrzutowca, krzesło w kuchni, pudełko zapałek, kartka papieru i tekst na etykiecie szamponu. Designem czasem dobrym, czytelnym, funkcjonalnym i pięknym, a czasem zupełnie nietrafionym. My zawsze myślimy o projektowaniu właśnie w ten sposób. Od prawie 10 lat realizujemy projekty w różnych agencjach i pracowniach, zajmujemy się przede wszystkim projektowaniem logo i identyfikacji wizualnych. Lentoid został powołany do działań wykraczających poza tworzenie klasycznie pojętej identyfikacji. Skomplikowane strategie, dokładne briefy i normy są bardzo pożyteczne i często się sprawdzają. Doszliśmy jednak do wniosku, że jest coś pomiędzy. Jak mówi Wolff Olins: „Istnieje pewna kwestia fundamentalna, która dotyczy samego sedna działalności twórczej. Niektórzy ludzie wierzą, że poprzez gruntowne, systematyczne i staranne badania można dojść do twórczego pomysłu, który odniesie na rynku sukces. Ja w to nie wierzę”. My też nie.

CONCORDIA DES IG N

Aktualnie całą naszą energię pochłania praca dla centrum designu i kreatywności Concordia Design. To olbrzymi i ważny dla nas projekt.

33

Stworzyliśmy systemem komunikacji wewnętrznej obiektu i otwartą, dynamiczną identyfikację opierającą się na dwóch elementach: prostym jednobarwnym logo i niebieskiej lini przyjmującej dowolne kształty, określającej przestrzeń dla designu, a czasem tnącą go gwałtownie. Ta przestrzeń, rozmaicie interpretowana, wydaje się nam jednym z ważniejszych pojęć dla sztuki czy designu. Postanowiliśmy zatem dodać ją także w układzie typograficznym logo. I dodaliśmy kilka spacji w słowie DES IG N. Poszliśmy dalej i stworzyliśmy prosty system typograficzny. CONCORDIA TAS T E, CONCORDIA PRI N T, CONCORDIA KID S , wszystko z nieograniczoną przestrzenią dla kreatywności. Wielki start Concordia Design już pod koniec listopada. Prawdopodobnie będzie to dobre miejsce dla designu tego prawdziwego, otwartego, poszukującego. Obok sal wystawowych, konferencyjnych i drukarni (Concordia to odrestaurowana stara drukarnia), całe piętro zajmować będzie CoOffice – ponad 20 młodych firm działających wokół szeroko pojętego designu. Firmy dobrane są tak, aby mogły się uzupełniać i korzystać z wzajemnych wpływów, wiedzy i doświadczenia. Oczywiście nie mogło nas tam zabraknąć. W CoOffice znalazł dla siebie nieco przestrzeni także Lentoid. *) Lentoid – (z ang.) obiekt o kształcie soczewki. Skupia, koncentruje, wzmacnia. Termin stosowany w optyce, medycynie, mikrobiologii, a teraz... w designie. × www.lentoid.pl MACIEJ KAWECKI – urodzony i ukształtowany w Poznaniu.

Blisko 10 lat przepracował w najlepszych poznańskich studiach graficznych, takich jak Double Brand (jednak nigdy agencjach!). Od zawsze zawieszony w karkołomnej pozycji między grafiką a muzyką. Grający grafik, rysujący gitarzysta. Teraz lentoidowiec. KUBA JANKOWIAK – od kiedy pamięta, próbuje grać na

trąbce. W międzyczasie studiował grafikę użytkową i warsztatową na poznańskiej ASP. Drażni go i nie rozumie pojęcia „grafik komputerowy”. Przepracował kilka lat w firmie Diagram, później założył własne studio no4.pl Aktualnie lentoidowiec.


TELLME

POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI taka praca !

FOT. MAARTJE VAN GESTEL

Mogła wybrać dowolny zawód, pod warunkiem że będzie wolny i kreatywny. ZUZANNA SKALSKA od lat jest tropicielką trendów, a to jest zawód zrodzony z pasji. Zbiera dane, analizuje, interpretuje, przewiduje i to staje się podstawą do projektowania dla studia VanBerlo. Co zrobi po powrocie z przyszłości? ROZMAWIAŁA

/ Marta Flisykowska

34

ZDJĘCIE

/ Maartje van Gestel


TELLME

W PRACY JEST PANI MIĘDZY ROKIEM 2017 A 2022, CZY JAK WRACA PANI DO DOMU, TO JEST ROK 2011?

Nawet wcześniej, swoje mieszkanie kupiłam w 1998 roku i gdy je urządziłam w tym czasie, to od tamtej pory nie mam kompletnie czasu, żeby w nim coś zmieniać. Szczerze mówiąc, jest urządzone tak, że za pięć lat wystrój też będzie aktualny. Lubię się otaczać rzeczami, które sprawiają mi przyjemność, a nie tymi, które się uważa za ładne albo modne. OD 20 LAT MIESZKA PANI W HOLANDII, CHOĆ ZE WZGLĘDU NA ZAWÓD MOŻNA POWIEDZIEĆ, ŻE JEST PANI OBYWATELKĄ ŚWIATA.

Bardziej Europy, nie jestem kosmopolitką, a bardziej europolitką.

Polska tego procesu w ogóle nie przeszła. Mieliśmy monobrand, bo była jedna przetwórnia owoców i warzyw, mleczarnia, jeden CPN, wszystko było „jedno”. Jesteśmy dopiero w momencie wychodzenia z garażu. CZY MOŻNA WOBEC TEGO POWIEDZIEĆ, ŻE JESTEŚMY NA POZIOMIE KLASY KREATYWNEJ?

Nie, jeszcze nie. Dopiero wychodzimy z klasy przemysłowej. Prawdę mówiąc, wielkie miasta, jak Warszawa, Łódź, Kraków, Poznań, Gdańsk, Katowice, Wrocław itd., są dużo bliżej klasy kreatywnej, ale całokształt? Polskie zakłady przemysłowe są niestety nadal zakładami przemysłowymi, nie brandami. A MOŻE MOGŁABY PANI WSKAZAĆ JAKIEGOŚ

MA PANI JAKIEŚ SWOJE ULUBIONE MIEJSCE?

BOHATERA KLASY KREATYWNEJ ALBO KOGOŚ,

Tak, to Berlin, ze względu na jego tożsamość i wielojęzyczność. To miasto nie ma tak naprawdę centrum, jest rozsiane po wielu różnych miejscach, ma swoje sekrety, rany, blizny. W jakiś sposób utożsamiam z tym miastem.

KTO MÓGŁBY SIĘ NIM STAĆ?

SKORO JESTEŚMY W DUCHU EUROPEJSKIM: CZĘSTO MÓWI SIĘ O TYM, ŻE POLSKIE WZORNICTWO NIE MA WŁASNEGO CHARAKTERU, ZAZDROŚCIMY WŁOCHOM, HOLENDROM, NIEMCOM. MOŻE PANI WIDZI CECHY CHARAKTERYSTYCZNE NASZEGO DESIGNU?

Tak, bardzo charakterystyczne jest rękodzieło. Polskie wzornictwo to manufaktury, projektant sam zaprojektował i sam zrobił, właściwie jest zakładem wytwórczym, chyba że kooperuje z kimś, kto mu wykonuje te produkty, choć i tak są to bardzo małe grupy, maksymalnie do pięciu osób. CZY TO MOŻE W JAKIŚ SPOSÓB BYĆ KONKURENCYJNE? PRZYNAJMNIEJ W SKALI EUROPY?

Nie, to jest zbyt artystyczne, nie jest konkurencyjne w rozumieniu wzornictwa przemysłowego. Wszystkie duże firmy z zakładów przemysłowych, czyli fabryk, stały się brandami, jak np. Nokia. Kiedyś produkowali opony, później kalosze, następnie kable telefoniczne, a po nich telefony komórkowe, aż stali się brandem. Wszystko powstało kiedyś w jakimś garażu,

tutaj o reprezentacyjnym miejscu, gdzie państwo łączy się z zewnętrznym światem, gdzie ludzie się poruszają, łączą się ze sobą. Te dwa przykłady to jak niebo i ziemia. Kiedy wychodzę z lotniska w Amsterdamie, schodzę schodami i jestem na stacji kolejowej, to mam bezpośredni pociąg do domu i ostatni odjeżdża o 23:30. A z Okęcia (śmiech)? TAK, TO JEST TRASA BARDZIEJ PRZYGODOWA.

Do wyboru mam dwa autobusy, z których jeden zatrzymuje się na 65 przystankach, zanim dojedzie do Dworca Centralnego. Dlaczego nie ma jednej pośpiesznej linii łączącej Okęcie z Dworcem Centralnym? Z drugiej strony sam LOT już jest brandem. Na Dworcu Centralnym w Warszawie, tak samo jak np. na dworcu w Hong Kongu, można się odprawić i zostawić bagaż. Jeśli więc mam pięć godzin do samolotu, mogę wykorzystać ten czas na zwiedzanie.

W Polsce? A CO PANI MYŚLI O FILMACH, KSIĄŻKACH SKORO NIE JESTEŚMY JESZCZE NA TYM ETAPIE,

SCIENCE FICTION, CZY DLA PANI TO JEST TAK

TO MOŻE JEST KTOŚ, KTO TO ZAPOWIADA?

JAK SERIAL MEDYCZNY DLA LEKARZY?

Klasa kreatywna to nie pojedyncze osoby, a raczej sieci połączeń, wydaje mi się, że polega to głównie na sile regionalnej ekonomii. Ktoś ładnie powiedział, że „lotnisko w Amsterdamie jest jak cała Holandia”. W Holandii żyje 16 mln osób, a na lotnisku w Amsterdamie średnia liczba pasażerów dziennie to około 125 tys.! To jest gigant! Dużo podróżuję i obserwowałam, jak rozbudowuje się międzynarodowe lotnisko w Warszawie. Dokładnie w tym samym czasie rozbudowywane były niektóre części lotniska w Amsterdamie. Tam na dachu budynku utworzono ogród z brzozami, ławkami, są rowery fitnessowe, ptaki śpiewają, słychać szum płynącej wody, są leżanki – wszystko po to, by można odpoczywać, czekając na samolot. Jest również mnóstwo ciekawych sklepów. Tam się człowiek nigdy nie nudzi. Oddane w tym samym czasie nasze lotnisko ma metalowe ławeczki w kratkę (śmiech), na których siedząc, pupa zaczyna boleć po 30 minutach. Są też trzy sklepy, dwie potwornie drogie, malutkie restauracje, nie ma bankomatu, nawet nie można wypłacić pieniędzy!

Wszystko zależy jaka książka, jaki film... MAM NA MYŚLI FILMY Z CYKLU „JAMES BOND”

A to jest bardzo ważne! TAM BYŁ JEGO PROJEKTANT/ WYNALAZCA „Q”, KTÓRY PREZENTOWAŁ RÓŻNE CIEKAWE URZĄDZENIA, Z PESPEKTYWY CZASU ZABAWNIE SIĘ TO OGLĄDA.

Tak, ale wizja jest wizją, a rzeczywistość – rzeczywistością, materializacja wizji często jest kompletnie inna od rzeczywistości. Dlatego nazywa się to konceptami, a one nie są jeszcze produktem, który wejdzie do masowej produkcji, to jest tylko i wyłącznie wizja, filozofia. Są elementy w tej filozofii, które można pociągnąć dalej, ale to jest tylko przykład użycia. To bardzo często występuje na opakowaniach różnych ciastek, chrupek itd. Sugestia serwowania: pieczywo chrupkie posypane koperkiem czy innymi rzeczami. To jest sugestia potrzeby, ale to jeszcze nie są produkty. CENI PANI TEGO TYPU PRODUKCJE, MAM NA

FAKTYCZNIE, WYŁANIA SIĘ DRAMATYCZNY

MYŚLI „BONDY”?

OBRAZ, SZCZEGÓLNIE DLA

Oczywiście! Ostatnie dwa „Bondy” są całkowicie sfinansowane przez Sony. Ta firma nie pokazuje swoich konceptów na żadnych

OBCOKRAJOWCÓW…

Dla mnie to jest najlepszy przykład, bo mówimy

35


TELLME targach, tylko właśnie w filmach. Na przykład prezentuje możliwości telefonii komórkowej.

widać. Nanobiologia, cały ten mikroświat jeszcze nie zostały odkryte przez projektan-tów. Dlatego Kryminalne zagadki są takie interesujące.

A CO PANI POWIE O WYPOSAŻENIU LABORATO-

ZUZANNA SKALSKA – studiowała na Design Academy

Eindhoven oraz Akademii Sztuki i Projektowania w Den Bosch. Po dyplomie rozpoczęła swoją karierę w Philips Designs, jako Sensorial Trend Analyst. Obecnie, od 10

RIÓW POPULARNYCH W POLSCE

CO BY PANI RADZIŁA TYM RĘKODZIELNICZYM

lat, pracuje dla największego holenderskiego studia pro-

KRYMINALNYCH ZAGADEK? CZY TO RÓWNIEŻ

POLSKIM PROJEKTANTOM? JAK TO POŁĄCZYĆ

jektowego VanBerlo Design strategy + Product develop-

JEST MIEJSCE PROMOCJI MAREK I TRENDÓW?

Z NANOTECHNOLOGIAMI?

ment, gdzie odpowiedzialna jest za stałe monitorowanie

Pewnie! Mikroskop, który projektowaliśmy dla dużej firmy z USA, wykorzystano właśnie w serialu CSI. Był wystarczająco odlotowy, nowoczesny i futurystyczny.

Firmy powinny zaryzykować i podjąć dialog z projektantem, a projektant powinien się zdobyć na rozmowę z firmami. Tu nie ma jednostronnych rozwiązań, są wyłącznie symultaniczne kroki do przodu, czyli do siebie. Jeżeli projektant zrobi pierwszy krok, to znajdzie się w pozycji proszącego, a jeśli będzie to firma – w pozycji rządzącego. Ale to musi być jak rozum i emocje – umysł działa, łącząc te dwa aspekty. Projektant reprezentuje emocje, a przedsiębiorca – rozum. ×

trendów w dziedzinie wzornictwa przemysłowego. Jest

PRZESZEDŁ CASTING?

Tak (śmiech), przeszedł casting produktów do CSI. Cały czas powtarzam, że projektant to nie jest tylko ktoś, kto projektuje przedmioty. Przyszłość wzornictwa to rzeczy niematerialne, często tak małe, że ich nawet nie

autorką serii książek 360°Trend Report. Wykłada na Uniwersytecie TU/e w Eindhoven na Wydziale Wzornictwa Przemysłowego. MARTA FLISYKOWSKA – doktorantka na gdańskiej ASP,

gdzie w 2010 roku skończyła Wzornictwo. Zajmuje się lokalnością w projektowaniu i uwielbia rozmowy o kosmosie. Działa w Pomorskim Stowarzyszeniu Projektantów „PoCoTo”. Specyficzne poczucie humoru tłumaczy przedawkowaniem kreskówek w dzieciństwie.

BACK TO THE FUTURE – that’s my job! She was up for any free-lance profession, as long as it would prove creative and not limiting. Having chosen what she felt passionate about, ZUZANNA SKALSKA has worked as a trend-hunter for over a decade now. She collects data, analyzes, interprets and predicts trends, giving foundation to the VanBerlo design studio to work on. But what will she do once she’s back from the future? INTERVIEW BY

/ Marta Flisykowska

PHOTO

/ Maartje van Gestel

PROFESIONALLY SPEAKING, YOU SPECIALIZE IN

ALTHOUGH YOU’VE LIVED IN THE NETHERLANDS

THE YEARS 2017–2022. ONCE YOU LEAVE YOUR

FOR 20 YEARS, YOUR PROFESSION ALLOWS YOU

WORK, DO YOU RETURN TO 2011?

TO SAFELY CONSIDER YOURSELF A CITIZEN OF

Zuzanna Skalska: Actually even earlier. I bought my apartment in 1998 and since then I’ve had no time whatsoever to rearrange anything. Frankly, it’s been arranged in such a way, that in 5 years it still won’t be out of date. I like to surround myself with things I enjoy, not with those considered pretty or fashionable.

spread around many corners and has its secrets, wounds and scars. To some extent, I identify myself with that city.

THE WORLD, DOESN’T IT?

I would call myself a citizen of Europe, I’m a Europolitan much rather than a Cosmopolitan.

OFTEN SAID THAT THE POLISH DESIGN LACKS

DO YOU HAVE ANY FAVORITE PLACES?

THE DUTCH, GERMANS. DO YOU RECOGNIZE

Yes, I would say Berlin, for its identity and multilingualism. It has no actual center, it’s

Yes, handicraft is very special. Polish design

SPEAKING OF THE EUROPEAN SPIRIT; IT IS ORIGINAL IDENTITY, POLES ENVY ITALIANS,

36

ANY CHARACTERISTICS OF THE POLISH DESIGN?


TELLME means manufactures, designers come up with and produce their works themselves, they work more as manufacturers, unless they cooperate with sub-producers, but those are small teams of five people at most.

the Polish airport has only metal grate benches (laughter), which make your bottom hurt after 30 minutes of sitting. There are three shops, two ridiculously small restaurants, there are no ATM’s so you can’t even withdraw money!

Of course! The last two Bond movies are completely financed and produced by Sony. The company never shows their concepts at fairs, but in movies. For instance, they showcase the possibilities of cellular telephones.

CAN IT BE ANYHOW COMPETITIVE? AT LEAST

INDEED, IT APPEARS A DISASTROUS IMAGE,

WHAT DO YOU THINK OF THE LABORATORY

AT THE EUROPEAN SCALE?

ESPECIALLY FOR FOREIGNERS...

EQUIPMENT IN THE CSI SERIES, WHICH IS

No, it’s too artsy, it’s not competitive in the means of industrial design. All big companies have turned from industrial workshops and factories into brands, such as Nokia has. They used to produce car tires, then they switched to wellingtons, phone cables, and later to cellphones, eventually to become brands. But it all had once started in a garage. Poland did not go through this stage at all. Here, there was only one monobrand, one fruit manufacturer, one milk producer, one petrol retailer, everything was single. Only now do we come to the point of leaving the garage.

I find it the best example, being a representative location, of where the state meets the outer world, where people live and interact. Those two given examples are like heaven and earth. When I leave the Amsterdam airport, I go down the stairs straight to the train station, with direct access to the train which takes me home, the last one leaving at 11:30 pm. And what about the Warsaw airport (laughter)?

POPULAR IN POLAND? IS THIS THE RIGHT WAY

WOULD YOU SAY THAT WE ARE AT THE LEVEL OF THE CREATIVE CLASS?

No, not yet. We’re only leaving the Industrial Class. To tell the truth, big cities such as Warsaw, Łódź, Kraków, Poznań, Gdańsk, Katowice, Wrocław, etc., are much closer to the Creative Class level, but not Poland as a whole. Sadly, Polish industrial factories are still only factories, not brands.

TRUE, YOU NEED TO TAKE A MUCH MORE ADVENTUROUS TRIP HERE.

I can choose from two buses, out of which one stops at 65 stops before it reaches the central train station. Why is there no fast connection between the airport and the train station? On the other hand, LOT airlines has become a brand already. You can check in and leave your luggage at the train station in Warsaw, just as you can in Hong Kong for example. So if I have five hours before my departure, I can use that time and do some sightseeing. WHAT DO YOU THINK OF FILMS AND SCIENCE

MAYBE YOU COULD POINT AT SOME CREATIVE

FICTION BOOKS? DO YOU FEEL ABOUT THEM

CLASS HERO OR SOMEONE WHO COULD BE

LIKE DOCTORS FEEL ABOUT MEDICAL DRAMA

ONE?

SERIES?

In Poland?

It depends what film or book you mean...

SINCE WE’RE NOT AT THAT LEVEL YET, MAYBE

I MEAN THE JAMES BOND FILMS.

AT LEAST SOMEONE PROMISING?

It’s essential!

The Creative Class are not single individuals, but a network of people. I think it’s all about the strength of the local economy. Someone put it nicely, saying that „an airport in Amsterdam is like the entire Netherlands.” There are 16 million people living in the Netherlands and the average daily number of passengers at the Amsterdam airport is around 125,000! It’s so much! I travel a lot and observe how the international airport in Warsaw has been developed. At the same time, certain parts of the Amsterdam airport have also been redesigned. There, a birch-tree garden with benches was set up on the rooftop, where you can ride fitness bicycles, hear birds sing and water flow while you lounge – all for your relaxation while you wait for the plane. There are also plenty of interesting stores. You can never get bored. Completed at the same time,

THERE WAS THE DESIGNER-INVENTOR, Q, WHO

TO PROMOTE BRANDS AND TRENDS AS WELL?

Of course! The microscope we designed for a major US company was used in CSI. It was modern, futuristic and cool enough. AND IT PASSED THE AUDITION?

Yes (laughter), it passed the audition for a CSI product. I keep saying a designer is not only to design objects. The future of design lies in nonmaterial objects, often so small that you barely even see them. Nanobiology and all that microworld have not yet been discovered by designers. That’s why CSI appears so interesting. WHAT IS YOUR ADVISE FOR POLISH MANUFACTURE DESIGNERS? HOW TO COMBINE THEIR TRADE WITH NANOTECHNOLOGY?

Companies should take risks and engage into dialogue with designers, while the latter should stand up to talk with the companies. There are no unilateral solutions here, you can only take simultaneous steps forward and towards each other. A designer who takes the first step seems to be making a request, while if the company does it, it takes the superior role. It needs to function like in the case of common reason and emotions – it’s your brain that manages the two. The designer represents the emotions, whereas the enterprise stands for the common sense. ×

CAME UP WITH VARIOUS INTRIGUING DEVICES.

ZUZANNA SKALSKA – Studied design at the Eindhoven

IT’S FUNNY TO WATCH IT WITH HINDSIGHT.

Academy and Den Bosch Art and Design Academy. After

Yes, but imagination is one thing and reality is another. How imagination is put into life is often completely different than how it happens in reality. That’s why you call it concepts, which are not the final products that will be massproduced, but visions, ideas. There are features you can develop, but it’s only an example of putting it to use. It’s what you normally find on the boxes of all sorts of cookies and crisps. An example of how to serve them, like spreading fennel, or other things, over crisp-bread. It’s a suggestion of need, not an end-product yet.

the diploma started her career at Philips Design as a Sensorial Trend Analyst. Currently, ten years now, she has been working for the biggest Dutch design studio, VanBerlo Design Strategy + Product Development where she is responsible for constant trend monitoring in the field of industrial design. She is the author of a book series 360° Trend Report and lectures at the TU/e Eindhoven University in the Industrial Design Department. MARTA FLISYKOWSKA – doctoral student at the Gdańsk

University of Fine Arts (2010 MA in design). She deals with locality in design and loves talking about space. She is an active member of the PoCoTo Pomeranian Designers

DO YOU VALUE PRODUCTIONS LIKE THE JAMES

Association. She attributes her specific sense of humor to

BOND MOVIES?

having watched too many cartoons in her childhood.

37


TELLME

Design to nie tylko zabawa OSKAR ZIĘTA leci w kosmos, tłumaczy jak nadmuchać blachę, oraz prognozuje pogodę dla polskiego designu ROZMAWIAŁ /

Franciszek Sterczewski

ZDJĘCIA /

TWOJA MARKA JEST ROZPOZNAWANA M.IN. PRZEZ TABORET PLOPP (UHONOROWANY PRESTIŻOWĄ NAGRODĄ RED DOT DESIGN AWARD). CZYM JEST ZIETA PROZESSDESIGN POZA MEBLAMI Z NAPOMPOWANEJ BLACHY?

Produkty przeze mnie projektowane oparte są na innowacji, na systemie myślenia bottom up, czyli od materiału, poprzez technologię obróbki tego materiału, do form, funkcji i z powrotem – w szczególności na technologii FiDU (wolne deformowanie ciśnieniem wewnętrznym – niem.: FreieInnenDruckUmformung) To jest taki olbrzymi loop, który robimy. Jednak nie projektujemy elementów wyłącznie w technologii FiDU, lecz także w innych technologiach obróbki blachy.Projektujemy i produkujemy również produkty dla innych firm. To są rzeczy, które nie są z nami kojarzone, bowiem sprzedawane są pod innymi markami, ale wykorzystujemy do ich produkcji różne nowatorskie technologie i inne materiały niż tylko blacha jak np. drewno czy też kompozyty. Podczas projektowania nowych produktów próbujemy myśleć poprzez materiał i jego właściwości oraz funkcje, a poznając procesy kontrolowania technologii jego obróbki, staramy się ich używać w jak najbardziej plastyczny i zrozumiały sposób. JAK DŁUGO TRWAŁY PRACE NAD

Igor Drozdowski

i prowadzi bardzo często do zaskakujących efektów. To ludzie, którzy stoją przy maszynach, pilnują dzień w dzień naszej seryjnej produkcji, to pracownicy pomagający przy produkcji prototypów, metalurdzy, inżynierowie od budowy maszyn, specjaliści od spawania, ludzie prowadzący sprzedaż itd. – wszyscy oni mają wkład w rozwój technologii FIDU. Nie zapominajmy o naszych klientach, projektantach, architektach, którzy z nami współpracują. To wszystko ma wpływ na rozwój tej technologii. Do tego dochodzi również cały know how wszystkich firm, dla których produkujemy. Technologia FiDU to efekt pracy wielu lat i wielu eksperymentów. Aby osiągnąć zamierzony efekt stabilizacji blachy ciśnieniem wewnętrznym prowadziłem prace badawcze i testowałem różne metody obróbki blachy ponad 10 lat. Skoncentrowałem się na tym materiale w 2001 roku. Byłem odpowiedzialny za procesy z nim związane w Instytucie CAAD (Computer Aided Architectural Design) na Federalnym Uniwersy tecie Technologicznym ETH w Zurychu. Początki były bardzo banalne: najpierw długoletnie poznawanie materiału – jego właściwości chemicznych, fizycznych, możliwości jego obróbki – później łączenia ze sobą, ale również z innymi materiałami. Następnie odkrywanie innych możliwości procesowych.

tego że dostajemy dużo pytań, na które metal jest najlepszą odpowiedzią. Ktoś mógłby powiedzieć, że to musi być nudne, ale jest wręcz przeciwnie! Jednego dnia dostajemy zapytania od artystów wymyślających „statki dla żab” – elementy pływające do oczyszczalni wody pod Zurychem. Tam woda jest napowietrzona, czyli ma zupełnie inną wyporność, więc żabki muszą cały czas pływać, by się utrzymać na powierzchni, ale nie mają tyle energii, dlatego toną – mogą więc wchodzić na te platformy, by odpocząć. Innego dnia zajmujemy się konstrukcjami anten, które mogłyby być zabierane w kosmos w zwiniętej formie i rozwijane do zamierzonych rozmiarów w kosmosie. Ostatnio robiliśmy projekt deskorolki dla Pirelli do concept store P ZERO, który został otwarty podczas ostatniego Fashion Week w Mediolanie. Na work-shopach z projektantami i inżynierami Audi, szkicujemy idee, które wybiegają daleko w przyszłość. Zajmujemy się też konstrukcjami fasad, elementami zacieniającymi i publicznymi. W innym projekcie projektujemy rzeźby, które są realizowane dla prywatnych klientów. Ponadto tworzymyautorską kolekcję produktów sprzedawanych pod marką ZIETA, którą stale rozwijamy i ulepszamy. Jak widać, nie ma czasu na znudzenie się tym materiałem.

GŁÓWNIE OPERUJECIE W METALU CZY

NIE KOŃCZĄ SIĘ JEGO MOŻLIWOŚCI?

INTERESUJĄ CIĘ INNE MATERIAŁY, NP. PAPIER?

Wprost przeciwnie! Pojawia się coraz więcej zapytań (czasem nawet dosyć dziwnych, które zmuszają nas do myślenia, by rozwijać technologię, przekształcać i tworzyć nowe zasto-

TECHNOLOGIĄ FIDU?

Już od dawna nie mogę mówić tylko o sobie jako odkrywcy tej technologii – jestem kapitanem dużego, interdyscyplinarnego statku. Na jego pokładzie pracuje wiele różnych teamów, co wpływa na kreatywność pracy w zespołach

Oczywiście! Wiele eksperymentów przeprowadziłem, wykorzystując inne materiały. Teraz koncentrujemy się na tym materiale, dla-

38


TELLME

OSK AR ZIĘTA – ukończył studia architektoniczne na

Politechnice w Szczecinie. Uzyskał również stypendium zagraniczne w Szwajcarskim Instytucie Technologicznym ETH w Zurychu. W roku 2001 rozpoczął studia podyplomowe na katedrze Computer Aided Architectural Design (CAAD) ETHZ u boku prof. dr. Ludgera Hovestadta. Od 2003 roku pracuje tam jako asystent naukowy i prowadzi badania naukowe na temat zastosowania wysokorozwiniętych technik CNC obróbki metalu w architekturze i designie. FOT. IGOR DROZDOWSKI

Świeżo upieczony tata małej Zosi.

39


TELLME

JAK WPADLIŚCIE NA POMYSŁ NAPOMPOWANIA DWÓCH ZESPAWANYCH BLACH?

FOT. IGOR DROZDOWSKI

Wszyscy czekaliśmy na efekt „eureka”, którego niestety nie było. To był raczej efekt długoletniej pracy, składania klocków i linków w całym tzw. digital chain – cyfrowym łańcuchu połączeń, czyli łańcuchu zależności między komputerem, maszyną a produktem i jego końcowym pomiarem, tak jak się to odbywa na liniach produkcyjnych w przemyśle samochodowym. To maszyna – laser – okazała się najbardziej elastycznym narzędziem, a priorytetem w naszych eksperymentach była właśnie elastyczność. Szukaliśmy procesu technologicznego, który najbardziej nadawałby się do wycinania, łączenia, czyli spawania, oraz do tworzenia stabilnej formy trójwymiarowej, a ostatnim krokiem w technologii jest utrata tej perfekcji, tego panowania – przy czym utrata tej kontroli jest również procesem kontrolowanym. Nazwaliśmy to controled lost of control. Uczymy się tak naprawdę od kilku lat i widzimy, jak bardzo tracimy tę kontrolę i aplikujemy to z powrotem na sam początek procesu.

sowania. Zajmujemy się teraz rozwojem wiatraków powietrznych – to jest już bardzo zaawansowany projekt. Nie jesteśmy tylko projektantami, nie koncentrujemy się jedynie na formie, ale raczej na tworzeniu procesów i szukaniu nowych aplikacji dla tych procesów i dla tej technologii. Nasz projekt dla Victoria and Albert Museum w Londynie „Blow and Roll” to jeden z najbardziej udanych, ale też trudniejszych, jakie wykonaliśmy. W ramach tego projektu stworzyliśmy zwinięte na szpulach metalowe elementy konstrukcji, która dopiero po wprowadzeniu na teren muzeum została rozwinięta do rozmiarów dużej instalacji okalającej fontannę w Ogrodzie Madejskiego w Muzeum. Tak naprawdę swoimi pracami staramy się redefiniować design. Jako projektanci przedstawiliśmy obiekt znajdujący się gdzieś pomiędzy technologią inżynierii obiektów ultralekkich a sztuką – bo wystawiony w takim kontekście – i produktem. Staramy się realizować właśnie takie projekty.

Technologia FiDU jest wynikiem połączenia nauczania w tak interdyscyplinarnej dziedzinie. Umożliwiamy tworzenie wolnych form i kształtowania naszych ultralekkich konstrukcji. CZYLI MOGLIBYŚCIE ZBUDOWAĆ WIEŻOWIEC.

Możemy wystartować od zwyczajnej hali. Jesteśmy w stanie budować bardzo skomplikowane elementy i łączyć te pojedyncze elementy w spójną całość. Najciekawsze jest to, że jesteśmy w stanie skalować te obiekty. W niewielu technologiach jest to możliwe. Nie wymyślamy nowych sposobów cięcia i spawania, tylko w inteligentny sposób dobraliśmy te klocki, parametry i złożyliśmy ze sobą. W swojej pracy udowodniliśmy, że te profile mogą być: a) bardzo lekkie, b) bardzo wytrzymałe, c) skomplikowane w formie, d) dopasowane w przekroju, a ponadto mogą być transportowane na płasko. Dlatego możemy mówić o różnych budowlach podziemnych czy innych miejscach, gdzie nie jest się w stanie dotrzeć ze standardowym profilem. W TAKIM RAZIE LECIMY NA KSIĘŻYC I POMPKĄ DO ROWERU POMPUJEMY BAZĘ KOSMICZNĄ?

Nie musimy latać aż na księżyc. Wystarczy zjechać pod ziemię – jak np. w górnictwie – gdzieś, dokąd nie można przetransportować większych elementów. MOŻNA „NAPOMPOWAĆ” BUDYNEK W JEDEN DZIEŃ?

Tak, można go również przewieźć bardzo małym samochodem. MASZ JESZCZE JAKIEŚ ARCHITEKTONICZNE MARZENIE?

CZY MYŚLICIE O TWORZENIU ARCHITEKTURY?

Ja jestem architektem. ALE ZNANYM Z DESIGNU.

Tak, ale tworzyliśmy tę technologię zakładając, iż znajdzie ona również zastosowanie w architekturze. Dzisiaj architekci mają wiele swobody w tworzeniu wolnych form np. architektury organicznej. Problem pojawia się wtedy, kiedy projekt przechodzi do fazy jego realizacji. Tak naprawdę zamysłem całego naszego instytutu w Zurychu było nie tylko programowanie i rozwój generacji form w komputerze, ale również połączenie ich z procesami produkcyjnymi.

40

Marzeniem każdego architekta jest wybudowanie dla siebie domu. Ale my już jesteśmy na etapie spełniania naszych marzeń: jesteśmy rozpoznawani na świecie, otrzymujemy bardzo interesujące zlecenia, ludzie wierzą w innowacyjność naszych działań. Wydaje mi się, że trwa systematyczny, mądry rozwój naszej firmy. SCHODZĄC NA ZIEMIĘ: JAK BARDZO BOLI CIĘ POLSKA ARCHITEKTURA?

Nie wiem, czy powinienem oceniać stan polskiej architektury, bo nic dobrego nie mogę na ten temat powiedzieć. Na palcach jednej ręki można policzyć biura, które starają się stworzyć dobre projekty, mimo specyficznego pol-


TELLME

skiego inwestora –, który wie wszystko i zna się lepiej i wymaga. W Polsce powstała cała masa paskudnych architektonicznych realizacji projketowanych przez inwestora, a tylko rysowanych ręką architekta, który, wydaje się, nie miał nic do powiedzenia podczas ich tworzenia. Problemem architektonicznym jest to, że są to budynki projektowane na 50 lat i dopiero za 50 lat będziemy mogli coś zmienić. Dlatego też wolałem skupić się na rzeczach, które sam mogę kontrolować, i za które ja jestem o dpowiedzialny w 100 procentach, a nie osoby trzecie. ZATEM LEPIEJ NIE BUDOWAĆ W OGÓLE?

WIĘC MOŻE ARCHITEKTURA TYMCZASOWA?

Uwielbiam architekturę tymczasową. Od wielu lat staram się myśleć według tego schematu. JESTEŚMY W ZIELONEJ GÓRZE, ALE MACIE ODDZIAŁY RÓWNIEŻ W SZWAJCARII I WE WROCŁAWIU. NA CZYM POLEGA TO ROZSZCZEPIENIE?

Tak, mamy trzy siedziby. Ciągle jestem w Szwajcarii – tam jest nasze główne centrum prowadzenia prac badawczych. Drugie biuro znajduje się we Wrocławiu – tam pracuje grupa projektantów, grafików, jak również odbywa się cała sprzedaż produktów marki ZIETA. A tu, w Zielonej Górze, mamy produkcję. To jest dla nas bardzo ważne, że jesteśmy tak blisko produkcji. Czasami jest to wręcz wskazane, np. w niektórych projektach pracujemy zarówno przy projektowaniu, jak i przy ostatecznym tworzeniu. Na świecie jest niewiele biur projektowych, które mają luksus posiadania warsztatu zaraz za drzwiami biura projektowego.

FABRYKA W CHINACH.

Dokładnie. To też obezwładnia projektantów, którzy są zmuszeni do myślenia na papierze, przez komputer. My mamy tę możliwość, że nie tylko kontrolujemy procesy na etapie pracy przy komputerze, kiedy uczymy się deformować te produkty, ale również widzimy, jak dany element powstaje w rzeczywistości. To tutaj rodzi się innowacja, na przecięciu tych dwóch światów. JEST PRZEDDZIEŃ WYBORÓW PARLAMENTARNYCH. JAK WYOBRAŻASZ SOBIE IDEALNY STOSUNEK WŁADZY DO DESIGNU?

Polska jest czwartym producentem mebli na świecie. Jesteśmy fabryką dla zachodnich marek. Bazujemy na tym, że nasza siła robocza jest ciągle jeszcze nieco tańsza niż w Europie Zachodniej. W statystykach widać, że w liczbie ton eksportowanych mebli przewyższamy Niemców i Włochów, które już są mocarstwami w przemyśle meblarskim. Jesteśmy gigantycznym eksporterem mebli na kilogramy, w których nie ma żadnej innowacji. Nie robimy nic – i rząd polski też nic nie robi – by zainwestować w rozwój polskich marek, polskich produktów, w edukację, a tylko dzięki niej można zwiększyć poziom innowacji i w wyniku tego wartość polskich marek. W ten sposób do polskiego budżetu wpadałoby 6 mld euro rocznie (wg analiz rynku meblarskiego B+R Studio 2010). To nie jest nowe zjawisko. Od lat 90. produkujemy więcej mebli niż inne kraje Europy. A jak widzimy, na świecie jest wiele mebli wyprodukowanych w Polsce, ale nie dla polskich marek, a z polskich marek meblarskich na świecie widać tylko kilka. Nie inwestuje się w rozwój kierunków wzornictwa przemysłowego na polskich uczelniach. Te instytuty w ogóle nie są dofinansowywane, nie ma w nich parcia na jakość. Wypuszczani są studenci pozbawieni poczucia relacji z przemysłem.

41

FOT. IGOR DROZDOWSKI

Powinno się więcej budować dobrej architektury, bardziej minimalistycznie. Kiedy patrzę na wiele polskich fasad, to mam wrażenie, że jest to reklama firm, które produkują okna. Widzimy okna trójkątne, okrągłe, owalne itd., a oferowanie różnych rodzajów okien to najdroższa opcja, jaką można sobie wyobrazić. Powinniśmy oczyszczać formę i minimalizować ilość materiałów. W ten sposób można obniżyć koszty lub też – inna opcja –zastosować droższe materiały, by zagwarantować lepszą jakość.

BARDZO CZĘSTO JEST TO

Do tego budowane są wielkie fabryki, a zapomina się o centrach rozwoju produktu. Rządzący powinni zrobić pierwszy krok. Dziś materiały są tanie, więc wykonujemy tanie meble. Ale niedługo ten materiał będzie droższy i firmy produkujące w wysokiej technologii – już nie tylko meble, ale tez inne produkty – będą tańsze niż nasze firmy, które dziś produkują tanio, ale na kilogramy. Do tego dochodzi wartość pracy rąk ludzkich, która też wzrasta w porównaniu ze spadającymi cenami eksploatacji maszyn i nowych technologii. Gdy za kilka lat będziemy mieli za dużo energii na świecie, to cena technologii zrobi się jeszcze niższa. W tym momencie nie będziemy w stanie dorównać relacji do wartości pracy człowieka. Te procesy już istnieją. × FR ANCISZEK STERCZEWSKI – rocznik 1988, student

Architektury i Urbanistyki UA w Poznaniu. Muzyk samouk. Amator grafiki. Jak każdy miły, młody człowiek interesuje się filmem, historią sztuki, podróżowaniem na stopa, kulturą niezależną i dobrą kuchnią. Czasem coś napisze.


TELLME

MNIEJ GADANIA WIĘCEJ ROBIENIA O popularyzacji dizajnu i polskiej FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

scenie projektowej rozmawiamy z AGNIESZKĄ JACOBSON-CIELECKĄ. ROZMAWIAŁA ZDJĘCIA /

/ Klara Czerniewska

Zosia Zija i Jacek Pióro 42


TELLME

STRASZNIE TRUDNO CIĘ ZŁAPAĆ. CZY NIE

JAK DEFINIUJESZ TO, CZYM SIĘ ZAJMUJESZ?

STWORZYŁAŚ POLSKĄ EDYCJĘ „ELLE

CZUJESZ SIĘ ZAGANIANA, ROZCHWYTYWANA?

JAKI TERMIN JEST CI NAJBLIŻSZY: DESIGN,

DECORATION” I SZEFOWAŁAŚ JEJ PRZEZ

NIE CZUJESZ SIĘ AGNIESZKĄ OD WSZYSTKIEGO?

DIZAJN, WZORNICTWO, PROJEKTOWANIE?

PRAWIE DEKADĘ (2000–2007). JAK SIĘ ZACZĘŁA

Nie, bardzo się staram nie być Agnieszką od wszystkiego i zajmować się tylko tym, na czym się znam. Gdy nie czuję się pewnie w jakimś temacie, proszę o pomoc ludzi, którzy znają się lepiej ode mnie.

Lubię słowo „projektowanie”. Z pewnym wahaniem przekonuję się do spolszczonej pisowni „dizajn”. Ale nie lubię pojęcia „dizajnerski” i tego, co się dzieje ze słowem „dizajn” teraz. Wydaje mi się, że w niektórych środowiskach termin „dizajn” wyparł słowo „zajebisty”, a to odwraca uwagę od tego, czym on powinien być. Uważam, że pojęcie „wzornictwo” dotyczy wzornictwa przemysłowego, i tym właśnie się nie zajmuję. Mnie najbardziej interesuje to, co jest na granicy sztuki, konceptu. Dużo bardziej interesuje mnie rozwój idei, eksperymentalne formy, jakie ona przyjmuje, niż finalny, powtarzalny, masowy produkt.

ZACZNIJMY OD POCZĄTKU: STUDIOWAŁAŚ MALARSTWO NA ASP W GDAŃSKU. CO SPOWODOWAŁO, ŻE SKIEROWAŁAŚ SWOJE ZAINTERESOWANIA W STRONĘ DESIGNU?

Kiedy zdawałam na studia, dużo łatwiej było dostać się na wzornictwo albo architekturę wnętrz niż na malarstwo i to też wszyscy mi doradzali. A ja wtedy tupałam nogą i mówiłam: w ogóle mnie to nie interesuje, nigdy nie będę się tym zajmować (śmiech). Zdałam na malarstwo i nie żałuję. Wyrosłam z tradycji kolorystycznej; moja mama jest absolwentką szkoły sopockiej i zaczynała studia w 1945 roku – to był pierwszy rocznik, który tam powstał. Gdy zaczęłam „dorosłe życie”, nagle się zorientowałam, że te wszystkie oczywistości, które wyniosłam z domu – to, że zwraca się uwagę na kolor, kompozycję, przestrzeń, architekturę – wymagają jednak popularyzacji. Więc najpierw zaczęłam pisać o wnętrzach i robić stylizacje wnętrzarskie. I to mnie doprowadziło do designu.

NO TAK, ALE CZY NIE BOISZ SIĘ, ŻE PRZEZ POKAZYWANIE PROTOTYPÓW I KONCEPTÓW TWORZYSZ NIERZECZYWISTY OBRAZ POLSKIEGO DESIGNU? NAPĘDZASZ POPYT I KREUJESZ POŻĄDANIE KONSUMENTÓW WOBEC CZEGOŚ, CO JEST ZBYT NIEDOSTĘPNE, EKSKLUZYWNE CZY HERMETYCZNE?

Ja tak na to nie patrzę. To, co popularyzuję, to jest polski sposób myślenia projektowego. Kwestia rodzimości designu jest dziś tematem bardzo nieostrym – w zglobalizowanym rynku trudno określić cechy np. obiektu zaprojektowanego przez niemieckiego projektanta dla włoskiej firmy, wyprodukowanego w Indiach czy Chinach. Myślę, że to, co ten design odróżnia, co warto pokazywać, rozgrywa się właśnie na poziomie dochodzenia do pewnych rozwiązań. Poza tym wierzę, że te koncepty, przedmioty niedoskonałe uczą ludzi patrzeć i rozumieć naturę przedmiotów.

TWOJA PRZYGODA Z TYM MIĘDZYNARODOWYM TYTUŁEM?

Zaczęła się prosto. Pracowałam w „Elle” jako stylistka i redaktorka działu „Deco” przez siedem lat i to się bardzo dobrze rozwijało, tak że w pewnym momencie wydawca postanowił przymierzyć się do wprowadzenia na rynek nowego tytułu. Zaczęliśmy od trzech stustronicowych dodatków, które były sprzedawane razem z głównym grzbietem „Elle”, żeby sprawdzić, jaki jest odbiór. I ja te dodatki redagowałam, w ogóle nie mając pojęcia, że zdaję też egzamin na redaktor naczelną (śmiech). Gdy już wystartowaliśmy, jako zespół redagujący w pewnym sensie rozwijaliśmy się szybciej niż rynek. To zupełnie naturalne: podczas gdy nasza czytelniczka czy nasz czytelnik kupował jeden numer dwumiesięcznika, myśmy oglądali dwadzieścia ileś comiesięcznych edycji z całego świata. Chciałam iść z tym pismem w stronę coraz bardziej niszową. Ale oczekiwania rynku i wydawcy, który w międzyczasie się zmienił, były inne, więc po siedmiu latach nadszedł czas rozstania. NA KTÓREJ EDYCJI WZOROWALIŚCIE SIĘ NAJBARDZIEJ?

Praktycznie zawsze wzorem było francuskie „Elle Deco”. Ale jeżeli chodzi o moje fascynacje, to najbardziej lubiłam obserwować edycje brytyjską i holenderską – ta druga bardzo uciekała w awangardę... CZYLI KOLOR I KONCEPTUALIZM?

Kolor i konceptualizm, tak!

AGNIESZKA JACOBSON-CIELECKA – dziennikarka, kura-

torka dizajnu, kuratorka międzynarodowych konkursów. Jej kuratorskie wystawy prezentowane są na najważniejszych światowych wydarzeniach dotyczących projektowania oraz w lokalnych prężnie rozwijających się ośrodkach w Polsce. KLAR A CZERNIEWSK A – ukończyła historię sztuki.

Pisaniem stara się nadać znaczenie swej nadmiernej konsumpcji dóbr kultury.

43


TELLME

W TYM SAMYM CZASIE (OD 2001 ROKU) PROMOWAŁAŚ RODZIMYCH PROJEKTANTÓW PRZEZ ORGANIZOWANIE KONKURSU PRODECO. CZY ŚLEDZIŁAŚ ICH PÓŹNIEJSZE POCZYNANIA? JAK WIELU Z NICH ZROBIŁO KARIERĘ?

Prodeco powstało rok po starcie polskiego „Elle Deco”. Koncepcję tego konkursu tworzyłam razem z Beatą Bochińską, dzisiejszą szefową Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Obydwie miałyśmy poczucie, że rodzimy design trzeba promować. I że trzeba nauczyć ludzi, że przedmioty są projektowane, tzn. że tak samo jak książka ma autora, tak i przedmiot ma autora. Konkurs składał się z dwóch części: jedna była dla przemysłu i handlu (dystrybutorów), a druga – dla młodych projektantów. Chodziło m.in. o to, żeby ich ze sobą spotkać. Muszę przyznać, że to zadziałało, aczkolwiek wymagało wielkiej cierpliwości. Po siedmiu Prodeco, a potem trzech edycjach konkursu Make me!, odbywającego się w ramach festiwalu designu w Łodzi, polscy producenci wpadli wreszcie na pomysł, że jako nagrodę będą fundowali staże u siebie w firmie. W ten sposób mogli wyłowić projektanta dla siebie, sprawdzić jego predyspozycje na projektanta przemysłowego. Natomiast jeśli chodzi o śledzenie karier, to jest to bardzo miłe pytanie, dlatego że właściwie wszyscy laureaci wypłynęli na szerokie wody i współtworzą dziś młode pokolenie polskich projektantów. Są pokazywani na wystawach, festiwalach, w międzynarodowych publikacjach – i to jest super! Daje poczucie sensu temu, co robię. CZĘSTO MÓWISZ, ŻE ROBIENIE WYSTAW JEST NATURALNĄ KONTYNUACJĄ TEGO, CO ROBIŁAŚ JAKO STYLISTKA I REDAKTORKA: ŻE JEST TO

nością warunkującą zrozumienie przekazu. Powinna też być rodzajem narracji, a nie zbiorem niepowiązanych lub powiązanych teoretycznie przedmiotów. Może właśnie dzięki temu design jest dziś tak popularny. Dla zwykłego odbiorcy jest po prostu bardziej dostępny niż sztuka – nawet najdziwniejsze krzesło wciąż potrafimy skojarzyć z krzesłem... Projektanci bardzo często narzekają na dziennikarzy i kuratorów, że spłycają temat. Ale chyba lepiej jest, żeby ktoś obejrzał coś, co z profesjonalnego punktu widzenia jest trochę trywialne, niż żeby nie obejrzał tego wcale. Do rzeczy przyjemnych wraca się z ochotą. A wracając do wystaw: pierwszą, jaką zrobiłam (i pierwszą wyprodukowaną przez Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, z którym odtąd regularnie współpracuję), były „Naturalne zasoby polskiego wzornictwa”. Pokazałam na niej różnorakie formy zakorzenienia polskiego projektowania: odniesienia materiałowe, kulturowe, zdobnicze... i pewne bardzo silne regionalizmy. Potem z tej wystawy wydestylowała się „Polska Folk”, która skupiała się na stricte folklorystycznych odwołaniach. Mój najbardziej rozpowszechniony koncept – „UnPolished” – tworzę razem z Pawłem Grobelnym, jednym z laureatów Prodeco. Zaczęłam z nim współpracować właśnie po tym konkursie. Dyskutowaliśmy o tym, czy jeżeli się zdejmie te wszystkie ludowe motywy, to czy wciąż można mówić o tożsamości designu w Polsce. Wkład Pawła w wystawę jest bardzo ważny. Dzięki temu, że on jest projektantem, potraktowaliśmy temat na głębszym poziomie, próbowaliśmy dostrzec charakterystyczne procesy czy praktyki, nie tylko podobne formy rzeczy.

PRZEŁOŻENIE ARANŻACJI PRZEDMIOTÓW W DWÓCH WYMIARACH – NA ROZKŁADÓWKACH

I CO WAM WYSZŁO?

– NA TRÓJWYMIAROWĄ PRZESTRZEŃ GALERII

Został nam zwykły, podstawowy materiał – drewno, filc, czasem płyty MDF, OSB i pianka z odpadów; organiczność – bliskość z naturą, nie tylko w sensie tworzywa, ale też w formie i sposobie obróbki (stąd tytułowe UnPolished – niepolerowane, szorstkie). No i prostota rozwiązań, takich rzemieślniczych, właściwie wszystko można zrobić samemu – taka zaradność projektowa. Został też humor – konwencja zabawy, żartu, gry z odbiorcą, autoironiczny stosunek do przedmiotu.

CZY TARGÓW. CZY MOŻESZ POWIEDZIEĆ COŚ WIĘCEJ NA TEMAT SWOICH WYSTAW?

Jeden z moich francuskich szefów w „Elle Deco” tłumaczył mi, że jak się robi rozkładówkę w magazynie, to ona musi być zrozumiała nawet dla kogoś, kto nie zna języka i nie rozumie tekstu towarzyszącego obrazkom. I myślę, że dokładnie ta sama zasada obowiązuje przy wystawach. Wystawa powinna być czytelna. Opis powinien być możliwością dla kogoś, kto chce dowiedzieć się czegoś więcej, a nie koniecz-

44

A PROPOS FESTIWALU W ŁODZI. JAK TO SIĘ ZACZĘŁO? I DLACZEGO MOTTEM TEGOROCZNEJ EDYCJI JEST ZMIANA?

Muszę się przyznać, że na pierwszej edycji w ogóle nie byłam; festiwal odbywał się mniej więcej wtedy, kiedy się rozstawałam z „Elle Decoration”. Parę miesięcy później, w zimie, zadzwoniła do mnie Dorota Stępniak, pomysłodawczyni festiwalu, i zaproponowała współpracę. Na etapie wyjścia z wielkiej korporacji zastanawiałam się, czy w ogóle będzie mi się chciało jeździć to tej Łodzi... W końcu pojechałam i absolutnie zakochałam się w tamtych przestrzeniach! Musiałam coś w nich zdziałać! Pierwszy festiwal był jeszcze bardzo lokalny, ale jednocześnie był punktem zapalnym, po którym wszyscy uwierzyli, że można, że to już czas. Następna edycja, dużo większa, wyzwoliła niezwykłą energię i z roku na rok to rosło w postępie geometrycznym. Jeżeli mówimy o liczbach, to Łódź Design Festival jest porównywalny do sporych festiwali w dużych miastach europejskich. A biorąc pod uwagę to, że Łódź ani nie jest dobrze skomunikowana z innymi miastami, ani nie jest specjalnie po drodze, to naprawdę wszyscy, którzy tam przyjeżdżają, przyjeżdżają specjalnie po to. Hmm, powiedzieć że szefuję… nie, ja mam nadzór artystyczny nad całością, ale przede wszystkim ogromną pracę wykonują ludzie, którzy są tam na miejscu, organizują umowy, dzielą mądrze całkiem nieduże budżety. Ja jestem widoczna na tym festiwalu, natomiast zespół jest dużo większy. Tegoroczny tytuł „Zmiana” ma zwrócić uwagę na przwartościowanie roli projektanta i funkcji projektowania, jakie dokonuje się na świecie. Design stał się zagadnieniem społecznym. Nazwa jest też symboliczna, bo w tym roku po raz pierwszy festiwal nie odbywa się w tych


TELLME

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

pięknych przestrzeniach, które mnie urzekły, bo te poszły do renowacji. Ta „bezdomność” potrwa jeszcze trzy lata.

W Warszawie jest środowisko związane z Muzeum Sztuki Nowoczesnej i festiwalem Warszawa w Budowie, prezentujące bardzo wysoką próbę merytoryczną. Zupełnie inaczej działa też IWP z festiwalem w Gdyni. Z kolei to, co się dzieje w Poznaniu, ma profil dużo bardziej biznesowy, ale też edukacyjny. W październiku rusza School of Form (jako kierunek wydziału zamiejscowego SWPS, ale z własną siedzibą na terenie Targów Poznańskich), a pod koniec listopada otwiera się Centrum Designu w Starej Drukarni. Z tej okazji przyjedzie do Polski mentorka School of Form Li Edelkoort oraz uznane projektantki: Partizia Moroso i Patricia Urquiola.

Z JEDNEJ STRONY JEŹDZISZ PO WIELKICH

CO DO SCHOOL OF FORM, JESTEŚ JEJ

FESTIWALACH, NA KTÓRYCH REPREZENTUJESZ

DYREKTORKĄ PROGRAMOWĄ I BĘDZIESZ TEŻ

POLSKI DESIGN, A Z DRUGIEJ – MASZ TE

PROWADZIŁA ZAJĘCIA Z DOMESTIC DESIGNU.

REGIONALNE, PRĘŻNIE ROZWIJAJĄCE SIĘ

CO NOWEGO MA WNIEŚĆ SZKOŁA W POZNANIU?

CENTRA: ŁÓDŹ, STALOWĄ WOLĘ I BIELSKO-

Wyszliśmy z założenia (Li Edelkoort, Dawid Wiener, dyrektor programowy ds. nauk humanistycznych i ja), że projektanci mają dziś zupełnie inne zadania, muszą być teraz dużo bardziej świadomi, wrażliwi społecznie. Postanowiliśmy więc połączyć edukację projektową z edukacją humanistyczną. To wynika też z doświadczeń polskiego rynku: z jednej strony mamy humanistów, którzy mówią o designie w sposób, którego projektanci nie poważają, z drugiej zaś – projektanci często wyważają otwarte drzwi, nie wiedząc o tym, że pewne rzeczy można zbadać, że pewne zjawiska zostały już opisane, skategoryzowane, i że humanistyka – socjologia, psychologia, antropologia – posiada narzędzia, których projektant może i powinien używać. Pierwszy rok ma być rokiem zerowym, w którym student przejdzie intensywny kurs każdej ze specjalizacji. Nasi kandydaci często przychodzą z gotowym zamysłem w głowie – ktoś ma ciocię w agencji reklamowej, więc idzie na komunikację, albo przeczytał wywiad z Oskarem Ziętą i chce być wynalazcą, choć jego predyspozycje są zupełnie inne. Chcemy uwrażliwić studentów, żeby rozważniej wybierali kierunek swojego rozwoju. Zakładamy, że nie wszyscy, którzy pójdą do tej szkoły, skończą ją jako projektanci. Będziemy ich tak prowadzić, żeby byli przygotowani do pracy z designem na bardzo różnych etapach, obszarach tej dziedziny. To najprościej wytłumaczyć na przykładzie mody: po studiach można równie dobrze skończyć

-BIAŁĄ, W KTÓRYCH TEŻ PREZENTUJESZ SWOJE WYSTAWY. WYDAJE SIĘ, ŻE MAŁE MIASTA NAJWYRAŹNIEJ BUDUJĄ SWÓJ KAPITAŁ KULTUROWY NA DESIGNIE... CZY MOGŁABYŚ SIĘ POKUSIĆ O ZARYSOWANIE MAPY ŚWIATA PROJEKTOWEGO W POLSCE?

Często ludzie pytają mnie, dlaczego nic nie robię w Warszawie. Tak jakoś się ułożyło, choć mam poczucie, że w Warszawie wszystko jest bardziej skomplikowane, jak to w wielkim mieście. W tych niewielkich ośrodkach świetne jest to, że wystawa jest naprawdę wydarzeniem. Z roku na rok publiczność się zmienia, edukuje, czeka, co będzie dalej. To mnie strasznie cieszy! Lubię ten rozkrok miedzy Paryżem a Stalową Wolą, Mediolanem a Łodzią. Nie tracę kontaktu z rzeczywistością. Poza tym ze Stalowej Woli czy Łodzi nie jest wcale tak daleko do Paryża... Środowisko designu nie jest wielkie i wszystkim nam chodzi o to samo. W małych miastach mam większe poczucie celowości działania. W Polsce ośrodków upowszechniających wzornictwo jest kilka: Cieszyn (Zamek Designu), Łódź; dla grafiki bardzo ważne są Katowice; sporo dzieje się w Krakowie, w Kielcach świetny ceramik Marek Cecuła organizuje Centrum Dizajnu, które rusza lada moment. W Stalowej Woli, która jest pięknym międzywojennym miastem o zachowanej w całości modernistycznej tkance, też rozmawiamy o stworzeniu mocnego ośrodka designu.

45

jako projektant, stylista, producent marki odzieżowej, fotograf czy dziennikarz. Ważną informacją dla nas będzie też sposób, w jaki student podchodzi do zadania: czy tworzy kiepski przedmiot na postawie świetnie przeprowadzonej kwerendy, czy też genialny przedmiot zupełnie intuicyjnie. Te spostrzeżenia pomogą nam skierować studentów na właściwe tory. WIELU SPOŚRÓD PROJEKTANTÓW WYKŁADAJĄCYCH W SOF POSIADA PAPIERY ZAGRANICZNYCH UCZELNI...

Bardzo wierzę w pomieszane doświadczenia. Każda zmiana i konieczność dostosowania się do nowych warunków wzbogaca. Projektanci, którzy wyszli z jednej tradycji, a musieli się zmierzyć z inną, są zawsze bardzo ciekawi. Na przykład Dawid Wiener jest po medycynie i filozofii, a wykłada psychologię. Wydaje mi się, że dziś design po prostu taki jest. Wymaga bardzo zróżnicowanych doświadczeń. JAK TO ZAŁOŻENIE INTERDYSCYPLINARNOŚCI BĘDZIE ROZWIĄZYWANE NA TWOIM WYDZIALE, CZYLI DOMESTIC DESIGN?

Rozumiem domestic design jako projektowanie przestrzeni potraktowane bardzo szeroko. Począwszy od przestrzeni publicznych, a skończywszy na tych bardzo intymnych, osobistych. Z jednej strony to będzie twarda szkoła projektowania. A z drugiej – będę atakować pokutujący w polskich szkołach stereotyp, nakazujący rozgraniczenie ról architekta, architekta wnętrz, projektanta wnętrz i dekoratora. Jestem przekonana, że projekt przestrzenny, otoczenie człowieka może „położyć” najmniejszy detal. Będę więc kłaść nacisk na holistyczne traktowanie tej dyscypliny. Poza tym domestic design to badanie i ustalanie relacji między przedmiotami i pewien rodzaj narracji. Więc znowu chodzi o to samo co w gazetach, na wystawach (śmiech). ABSTRAHUJĄC OD WSZYSTKIEGO: CO CI SPRAWIA NAJWIĘKSZĄ FRAJDĘ, A CO TOTALNIE IRYTUJE W TWOJEJ PRACY?

Zdecydowanie sama praca sprawia mi frajdę. A co mnie irytuje? Chciałabym, żeby było mniej gadania, a więcej robienia. DOBRZE, TO WRACAJMY DO PRACY. DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ!

×


TELLME

AGNIESZK A JACOBSON-CIELECK A – journalist,

curator of design and international contests. Exhibitions curated by her are displayed at the major international design events and at thriving local centers in Poland FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

Klara Czerniewska – graduated from history of art at University of Warsaw. With her writing she tries to give a meaning to her excessive consumption of cultural commodities.

46


TELLME

Less talk more work AGNIESZKA JACOBSON-CIELECKA tells us about popularizing design and its Polish endeavors. INTERVIEW BY / Klara

Czerniewska

PHOTOS / Zosia

IT’S DIFFICULT TO CATCH YOU. DON’T YOU

HOW DO YOU DEFINE YOUR WORK? WHAT DO

FEEL A LITTLE OVERWHELMED AT TIMES?

YOU THINK OF THE POLISH TRANSLATION OF

No, in fact I try not to wear too many hats. I get involved only in what I’m good at. If I don’t feel confident, I turn to those who know better than me.

THE TERM, ‘DESIGN’?

LET’S START FROM THE BEGINNING. YOU STUDIED PAINTING IN GDAŃSK. HOW DID YOU GET INTO DESIGN?

When I took the entrance exams to University it was easier to qualify for the design or interior architecture faculties than to painting, and everyone encouraged me to do so. I didn’t want to though, saying I wasn’t interested in it at all, and that I would never get involved in design (laughter). I passed the exams in painting and I don’t regret it. I was raised in the tradition of color; my mum graduated from the University in Sopot in 1945 in the first class ever formed there. As I got older I suddenly realized all those basics I had learned at home – paying attention to color, composition, space and architecture – were becoming popular. So I started writing about and designing interiors. That’s how I got into design.

I like the equivalent ‘projektowanie’. I’m a little hesitant in accepting the Polish (dizajn). I don’t like the adjective ‘dizajnerski’ and all the fuss surrounding it. I think in some circles it just replaced the word, ‘awesome’, which can be misleading. Industrial design is what I don't do at all. I’m most interested in what’s going on in between art and design, in conceptual design. I’m much more interested in developing an idea, in experimenting with the forms it can take, than in the regular, final mass product. AREN’T YOU CONCERNED THAT PRESENTING PROTOTYPES AND CONCEPTS LEADS TO CREATING A FALSE IMAGE OF POLISH DESIGN? YOU GENERATE DEMAND AMONGST CONSUMERS FOR SOMETHING UNAVAILABLE, EXCLUSIVE AND IN A SENSE SEALED FROM THE WORLD?

I don’t see it like that. What I popularize is the philosophy of Polish design. The issue of the domestic source of design is unclear nowadays – in this globalized market it’s hard to define the characteristics of an object designed by

47

Zija & Jacek Pióro

a German artist for an Italian company, manufactured in India or China. I think what makes the difference, and what’s worth showcasing, lies in the approach towards finding solutions. Besides, I believe those concepts and those unfinished objects teach people how to look and understand the nature of things. YOU WERE THE ORIGINATOR OF THE POLISH EDITION OF ELLE DECORATION AND HEADED IT FOR NEARLY A DECADE (2000–2007). HOW DID THAT START?

Simple (laughter). I worked for Elle as a stylist and editor of the ‘Deco’ section for seven years, and as it was evolving well at one point the publisher decided to launch a new title. We started with three 100-page supplements, attached to the magazine to see what the response could be. I edited them, not knowing I was actually sitting an exam for the position of editor-in-chief (laughter). As we started as an editing team, we evolved faster than the market did. It was natural; our readers bought one issue, and at the same time we would browse twenty monthly editions from all around the world. I wanted to follow a more


TELLME

niche direction. But time passed, the market and publisher changed their expectations, so after seven years we decided to go our separate ways. WHICH EDITION HAVE YOU BEEN LOOKING UP TO THE MOST?

Our main inspiration has always been the French edition of Elle Deco. Personally, however, I’ve always liked the British and Dutch editions – the latter having stronger inclinations towards the avant-garde. COLOR AND CONCEPTUALISM THEN?

Color and conceptualism, yes! AT THE SAME TIME (SINCE 2001), YOU PROMOTED LOCAL DESIGNERS THROUGH THE PRODECO COMPETITION. HAVE YOU FOLLOWED THEIR CAREERS? HOW MANY HAVE SUCCEEDED?

Prodeco was started one year after the Polish edition of Elle Deco. Together with Beata Bochińska, the current director of the Institute of Industrial Design in Warsaw, we felt that domestic design needed promotion and that people should be taught that all objects have their designers, just as books have their authors. The competition consisted of two stages; one was devoted to trade and industry (targeted at distributors), the other – at young designers. The point was to connect them. I have to admit it worked out well, although major amounts of patience were necessary. After seven editions of Prodeco and a further three editions of Make me!, the competition organized with the Łódź Design Festival, Polish producers finally thought of awarding the winners with job internships. This way they could find a designer for their needs, testing his or her skills as an industrial designer. As for their further careers, I’m glad you asked, all the winners have reached high positions and constitute the current young Polish design generation. They are presented at exhibitions, festivals and in international publications to great effect. It gives my work a sense of purposefulness.

SPACE OF GALLERIES AND FAIRS. WHAT CAN YOU SAY ABOUT YOUR EXHIBITIONS?

One of my French colleagues in Elle Deco explained to me that a centerfold has to be understandable even to someone who doesn’t speak the language of the text surrounding the pictures. I think the exact same rule applies to exhibitions. They should be comprehensible. A description should be the possibility for someone who wants to know more, not a necessity determining whether the message has been understood. It should be a kind of narration, not a set of unrelated, or only theoretically connected, objects. Perhaps this is why design has become so popular nowadays. The average viewers basically find it more accessible than art – since even a most bizarre chair can be recognized as a chair... Very often, designers complain about journalists and curators underrating the point of their work. But I think it’s better when something, which from a professional perspective might seem trivial, finds an audience, rather than not to have any audience at all. You like returning to things you have enjoyed, after all. Getting back to my exhibitions – the one I prepared first (and the first one produced by the Regional Museum in Stalowa Wola, which I’ve regularly worked with ever since), was devoted to the natural resources of Polish design. I presented various forms of the origin of Polish design: material, cultural, decorative references... and of course explicit regionalism. Later, it turned into ‘Polska Folk’, devoted strictly to folklore references. My most promoted initiative, UnPolished, is prepared with Paweł Grobelny, one of the winners of Prodeco. We started working together after the competition and debated whether ridding Polish design of all those folk motifs would change its identity. Paweł’s contribution to the exhibition was considerable. Since he’s a designer, we could approach the issue more thoughtfully, looking for specific practices, not only features.

YOU OFTEN SAY THAT ORGANIZING

WHAT DID YOU COME UP WITH?

EXHIBITIONS IS A NATURAL CONSEQUENCE OF

We arrived at plain basic materials – wood, felt, MDF, OSB, foam waste, and organic material – closeness to nature, not only through used material, but also through the way of processing it (hence the title, UnPolished). And to the

WHAT YOU DID AS A DECORATOR AND EDITOR, THAT IT’S A TRANSLATION OF A TWODIMENSIONAL OBJECT ARRANGEMENT ON A CENTERFOLD TO A THREE-DIMENSIONAL

48

simplicity in craftsmanship, the fact that anyone could do it – resourcefulness in design. We also found humor – the convention of a joke, with self-irony visible in the objects. The latter feature was apparent at my first Łódź Design Festival appearance, at the exhibition, Play and Joke, which was my first exhibition ever. SPEAKING OF THE ŁÓDŹ DESIGN FESTIVAL, HOW DID IT ALL START? WHY DID YOU DECIDE TO GIVE THIS YEAR’S EDITION THE LOGO, ‘CHANGE’?

I have to admit I didn’t even attend the first edition; the festival took place more or less at the same time I was quitting my job at Elle Decoration. Several months later, in the winter, the originator of the festival, Dorota Stępniak, called me and asked if we could work together. I was leaving a huge corporation and I was wondering if I could be bothered traveling to Łódź. But eventually I did go and I totally fell in love with the possibilities and the place. I had to do something there! The first festival was quite small, but it made everyone believe something could be done, that the time had come. The subsequent edition was much bigger, it generated an amazing enthusiasm, and year by year it grew bigger. Łódź Design Festival is now compared to those organized in major European cities. Considering the fact that Łódź is poorly connected with other cities, and it’s not even en route to anywhere else, whoever arrives here really comes to attend the festival. To say I’m in charge... no, I only provide artistic supervision; most of the job is done by people who work on the spot, prepare contracts and manage, reasonably, the rather small budget. You see me at the festival, but the team is much bigger. This year’s title, Change, is to


TELLME

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

illustrate how much the work and the role of a designer has been re-evaluated around the world. Design has become a social issue. But the title has even more symbolism, since this year’s festival doesn’t take place in those beautiful spaces that once enchanted me, because they are being renovated. This ‘homelessness’ will last three more years.

also talks about establishing a center for promoting design. In Warsaw there is a strong milieu related to the Museum of Modern Art and the festival, Warszawa w Budowie ( Warsaw Under Construction), presenting a top quality content. The Institute of Industrial Design and the Gdynia Festival function in a different manner, whereas Poznań has a much more businessoriented, but also educational, profile. The School of Form is being set up there in October, and the Concordia Design Center will be launched in Stara Drukarnia in November. The SoF mentor, Li Edelkoort, will attend the opening of the school, and together with special guests Patrizia Moroso and Patricia Urquiola will open a exceptional exibition in Concordia. SPEAKING OF THE SCHOOL OF FORM, WITH WHICH YOU WORK AS THE PROGRAM DIRECTOR AND LECTURER ON DOMESTIC DESIGN. WHAT

ON ONE HAND YOU ATTEND MAJOR FESTIVALS,

NOVELTIES WILL THE SCHOOL BRING?

WHERE YOU PRESENT POLISH DESIGN, ON THE

We started with the idea that nowadays designers need to be much more conscious and socially sensitive. We decided to combine design education with a humanistic approach. We are also based on experience with the Polish market; on one hand there are humanists who talk of design in a way designers disapprove of, and, on the other, designers often attempt to force an open door. They do not realize that some issues can be examined and that others have already been analyzed, classified and that humanistic sciences like sociology, psychology and anthropology do have their research tools which designers could and simply ought to use. The first year is to be a zero year for students to undergo intensive courses in each of the proposed specializations. Our candidates often come with complete ideas in their minds – if someone has an aunt working in an advertising com p a ny, he or s he wa nt s to s t ud y communication. Someone else might have read the interview with Oskar Zięta and wants to become an inventor, despite a lack of any predispositions in this field. We want to sensitize our students, so they can choose how they want to develop wisely. We assume that not each of our students will eventually become a designer. We will prepare them to work with design in various areas and at various stages. To put it shortly, after graduating you could

OTHER YOU SHOW EXHIBITIONS AT EVOLVING REGIONAL CENTERS IN ŁÓDŹ, STALOWA WOLA AND BIELSKO-BIAŁA. IT APPEARS THAT SMALLER TOWNS ARE CONSTRUCTING THEIR CULTURAL CAPITAL ON DESIGN... COULD YOU DESCRIBE A MAP OF THE POLISH DESIGN WORLD?

People often ask me why I’m not active in Warsaw. It just happened that way, but I have the feeling that in Warsaw everything is more complicated, as in any big city for that matter. What’s great about those small centers is that any exhibition becomes a major event. Every year, the audience changes, matures and awaits a new development. I really enjoy it! I like my cruising between Paris and Stalowa Wola, Milan and Łódź. I don’t loose contact with reality. Besides, it’s not that far from Stalowa Wola or Łódź to Paris... The designer community is not that big and we all share the same goal. I find a stronger sense of purposefulness in smaller places. There are several centers promoting design in Poland: Cieszyn (Zamek Designu), Łódź, graphics-oriented Katowice. In Kielce, a great ceramics artist, Marek Cecuła, will soon be launching his design center. In Stalowa Wola, which is a beautiful town with well-preserved urban grid dating back to the 30's and a preserved modernism atmosphere, there are

49

very well end up as a designer, decorator, clothing brand producer, photographer or journalist. We pay close attention to how a task is approached, whether a mediocre object is made after a perfectly conducted enquiry, or whether something marvellous is created completely intuitively. This knowledge can help us direct our students in the right way. MANY DESIGNERS GIVING LECTURES AT SOF HAVE EXPERIENCE WITH FOREIGN UNIVERSITIES...

I have strong faith in an mixture of experience. Every change and every need to adjust to new conditions enriches you. The most intriguing are those designers who originate from certain aesthetics, but had to switch to different ones. For instance, Dawid Wiener is medical and philosophy graduate but now he gives lectures on psychology. I think that’s exactly what design has become. It requires diverse experiences. HOW WILL THIS INTERDISCIPLINARY ELEMENT FUNCTION AT YOUR FACULTY OF DOMESTIC DESIGN?

I understand domestic design as broadly defined spatial design, ranging from public to very personal spaces. On one hand it will be a tough school of design. On the other, it will undermine the stereotype, functioning in many Polish schools, based on strict separation of the professions of architect, interior architect, interior designer and decorator. I’m convinced that details matter in a spatial project. Therefore, I will put strong emphasis on the holistic approach. Besides, domestic design should be based on analyzing and determining relations between objects, as well as introducing an element of narration. So, once again, it’s all about the same thing as in running a magazine or presenting an exhibition (smiles). FOR SOMETHING A BIT DIFFERENT NOW, WHAT DO YOU LIKE THE MOST IN YOUR WORK AND WHAT IRRITATES YOU IN IT?

I definitely enjoy the work itself. What irritates me? I’d prefer people talked less and worked more. VERY WELL, LET’S GET BACK TO WORK THEN. THANK YOU FOR THE CONVERSATION.

×


DRESSME

MIEJSKA SZTUKA Lekka elegancja i formalny szyk czyli najnowsza męska i damska kolekcja

BOSS Black jesień/zima 2011 została zaprezentowana w Warszawie. TEKST /

Joanna Garbacik

P

onad 400 gości, w tym polscy celebr yci, ludzie ze świata mediów, przyjaciele marki oraz partnerzy biznesowi zostali zaproszeni na niezapomniany wieczór w „tajemniczym ogrodzie”, mieszczącym się na słynnym torze wyścigów konnych Służewiec. Kevin Lobo, Dyrektor Kreatywny męskiej linii BOSS Black, był gościem specjalnym podczas tego pokazu. Męska i damska kolekcja BOSS Black została zaprezentowana w specjalnie na tę okazję zaprojektowanym transparentnym namiocie, odsłaniającym warszawskie niebo. Modele i modelki zaprezentowali kolekcję na osobliwej stylowej instalacji wybiegu, wzniesionej ponad basenem. Po pokazie goście relaksowali się w gustownej i ekskluzywnej przestrzeni koktajlowej, która otaczała piękną, zabytkową fontannę. Napoje i przekąski były serwowane przez caterin g Belvedere, do brzmienia muzyki DJ Kostka.

Zaprojektowana pod hasłem „Luksusowej Podróży” męska kolekcja BOSS Black na sezon jesień/zima 2011 została zainspirowana doświadczeniami XX-wiecznych podróżników. Lekka elegancja i formalny szyk tego okresu są częścią wyrafinowanej, szykownej linii, której podstawą jest klasyczne krawiectwo. Niezwykłe szczegóły i opływowe cięcia nadają kolekcji wyraźnie męskiego wyglądu. “Męska sztuka” jest tematem damskiej linii BOSS Black na sezon jesień/zima 2011, która prezentuje czystą i stylową garderobę, z dużym naciskiem na luksusowe materiały i wykwintne dodatki. Damska i męska kolekcja BOSS Black oferują uniwersalną modę, szeroki wachlarz eleganckiej, nowoczesnej klasyki w strojach biznesowych, nieformalnych oraz formalnych – idealne sylwetki, które usatysfakcjonują nawet najbardziej wyrafinowane gusta i uwydatnią osobowość noszącego. Więcej informacji na: www.hugoboss.com

50

×


TELLME

AWANGARDOWY PERFEKCJONISTA ŻYJĄCY W CIĄGŁYM BIEGU ROZMAWIAŁ / Marcin

Brylski

ZDJĘCIA / Zosia

Zija i Jacek Pióro

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

51


TELLME

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

52


TELLME

Jako że moda męska jest w naszym kraju jeszcze dość zachowawcza, sięgnął po damskie projekty, by pozwolić sobie na znacznie więcej. W swojej garderobie ma pokaźną liczbę butów, ale – jak mówi – to nie żadna kolekcja, choć założyć wszystkich jeszcze nie miał okazji. Cały on – MARIUSZ PRZYBYLSKI. CZY TO PRAWDA, ŻE ŻELKI HARIBO DZIAŁAJĄ

PODOBNO JESTEŚ TYPEM, KTÓRY SKUPIA SIĘ

CZASEM CUDA?

NA PRZYSZŁOŚCI I NIE PATRZY WSTECZ. NIE

(śmiech) Czasami tak, w sytuacjach, kiedy jest rzeczywiście dużo pracy, nawał obowiązków związany z pokazami i klientami, to żelki rzeczywiście są idealne dla chwili relaksu. Ale spokojnie, to nie żaden nałóg.

ANALIZUJESZ, NIE WSPOMINASZ?

Bardzo rzadko. Raczej skupiam się na tym, co będzie, albo na tym, co jest tu i teraz. Powiedzmy, że buddystyczne myślenie jest mi bliższe. Naprawdę rzadko rozpamiętuję to, co się wydarzyło, chyba że jest to kwestia bardzo osobista i dotkliwa, z której wyciągam konsekwencje dla siebie, by lepiej żyć.

LUBISZ MIĘDZY INNYMI MUZYKĘ DEPECHE MODE. SŁUCHASZ ICH W PRACY, PROJEKTUJĄC CZY TYLKO W WOLNYM CZASIE?

Jest to tylko odskocznia. Kiedy projektuję, nie słucham niczego, pracuję w skupieniu i zupełnej ciszy. Najlepiej w czystym, białym pomieszczeniu, takim jak moja pracownia. Natomiast sama muzyka, owszem, jest czymś w rodzaju pasji i małej miłości, która poniekąd i inspiruje, i rozbudowuje moje wewnętrzne potrzeby duchowe.

CO ZATEM ZMIENIŁO SIĘ W TWOJEJ ŚWIADOMOŚCI OD 2005 ROKU? POSTRZEGASZ TERAZ MODĘ INACZEJ?

Zupełnie inaczej. Bardzo wiele się zmieniło. Wtedy byłem inną osobą, jeśli weźmiemy pod uwagę mnie jako człowieka i projektanta. Dziś jestem na totalnie innym etapie życia prywatnego i zawodowego, a doświadczenie, które zdobyłem przez te kilka lat, przekłada się na moje starania, by kolekcje były bardziej dojrzałe, przemyślane i dopracowane. Mariusz Przybylski z 2005 roku i ten, z którym teraz rozmawiasz, to dwie zupełnie różne postaci.

W JEDNYM Z WYWIADÓW POWIEDZIAŁEŚ, ŻE INSPIRUJE CIĘ WIRGINIA WOOLF, MATEMATYKA, BUNT – O CO W TYM CHODZI? JAK TO ZE SOBĄ WSPÓŁGRA?

To absolutnie ze sobą nie współgra. Każda z tych dziedzin czy postaci lub zjawisk jest osobną inspiracją, która dotyczy poszczególnych kolekcji. Każda z nich jest oddzielną opowieścią. Każda posiada swojego „ducha”, ale się nie zazębiają i w żaden sposób nie miksuję ich ze sobą.

ODDZIELASZ ŻYCIE PRYWATNE OD ZAWODOWEGO?

Biorąc pod uwagę inspiracje to, na co zwracam uwagę wokół siebie i co może być bodźcem dla nowych projektów to nie. Ale tak jest chyba z każdym artystą – non stop poszukuje „tego czegoś”. Czasem drobny niuans okazuje się punktem wyjścia dla nowej kolekcji. Jeśli jednak mówimy o pracy samej w sobie, o spotkaniach z klientami, rysowaniu, konstrukcji, projektowaniu na manekinie, to tutaj wydzielam czas pracy zdroworozsądkowo.

TILDA SWINTON, DAVID BOWIE TO IKONY, NA KTÓRE ZWRACASZ UWAGĘ. NA CO KONKRETNIE? CO CIĘ W NICH POCIĄGA?

David Bowie to taki kameleon mody, który ukazywał nam się już w tysiącu różnych odsłonach i każda z nich była trafiona. Jest takim moim guru, ponieważ każda jego wersja, zarówno glamrockowa, klasyczna czy bardziej nowoczesna, była dopracowana w każdym detalu. Po prostu ideał wizerunkowy. A Tilda Swinton ze względu na męski sznyt, który bardzo trafnie wprowadza do swoich stylizacji i wizerunku, a który i ja przemycam w damskiej części pokazów. Ale także ze względu na swój wygląd i fizyczność – lubię takie kobiety.

ZATRZYMUJĄC SIĘ NA CHWILĘ PRZY INSPIRACJI – CZY ZDARZA SIĘ, ŻE TWÓJ MOTYW PRZEWODNI NAGLE ZOSTAJE ZASTĄPIONY PRZEZ COŚ, CO DOSTRZEGŁEŚ ZNACZNIE PÓŹNIEJ, PRZYPADKOWO?

Rzadko. Głównie trzymam się pierwszego wrażenia, pierwszej myśli i ten pomysł kontynuuję.

53


TELLME

MARIUSZ PRZYBYLSKI –projektant mody męskiej, absol-

went łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych (wydział Tkaniny FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

i Ubioru). Jego autorski pokaz odbył się w 2005 roku i od tego momentu podąża w jasno określonym kierunku, zdobywając uznanie i popularność. Ubiera m.in Sebastiana Karpiel-Bułeckę, Bogusława Lindę, Rafała Królikowskiego czy Piotra Adamczyka. W 2009 roku stworzył pierwszą linię dla kobiet, którą wciąż konsekwentnie rozwija. Bierze udział w Berlińskim Fashion Week.

54


TELLME TO ZNACZY, ŻE ODRZUCASZ TAKIE NOWOŚCI

CZUJESZ SIĘ WCIĄŻ BARDZIEJ KLASYCZNY CZY

CZY MAGAZYNUJESZ JE NA PÓŹNIEJ?

AWANGARDOWY?

Tak, zachowuję je na później. Bywa, że one ewoluują, czasem się łączą, zmieniają charakter i wtedy powstaje z nich coś znacznie lepszego, zaskakującego. Jako że jest tego naprawdę sporo, wszystko notuję sobie w specjalnym zeszycie, żeby nic mi nie umknęło.

Powiedzmy, że wciąż jestem w „rozkroku” (śmiech), chociaż procentowo można byłoby to określić, że w ¾ to awangarda, a w ¼ – klasyka.

„RZEŹBIARSKIE FORMY POŁĄCZONE Z CZYSTYMI, MODERNISTYCZNYMI ELEMENTAMI” – CZYLI CO DOKŁADNIE?

To właśnie coś na wzór tego płaszcza, bluzy, którą mam na sobie. Futurystyczny, trójwymiarowy kołnierz z prostą, modernistyczną formą. Myślę, że właśnie na tym opiera się cała moja linia, gdyż zawsze staram się jakoś zaburzyć klasyczną formę i nadać jej element, który buduje bardziej rzeźbiarską czy trójwymiarową i nowoczesną odsłonę na pozór prostej rzeczy. Na pewno myślę całościowo, od postaw. Nie dodaję na siłę do gotowej klasycznej marynarki czegoś, co po prostu miałoby nawiązywać do mojego charakteru. MAM WRAŻENIE, ŻE KOLEKCJA JESIEŃ– ZIMA 09/10 PIERWSZY RAZ POKAZAŁA TAK SPORĄ RÓŻNORODNOŚĆ W TWOIM WYKONANIU, Z MOCNYM AKCENTEM KOLORYSTYCZNYM. RZECZYWIŚCIE BYŁ TO JAKIŚ PRZEŁOM?

Hmm, myślę, że tak. Pierwsza kolekcja to rok 2005, później nastąpiła chwila przerwy i dwie następne kolekcje stanowiły swego rodzaju „rozruch”, były dobrą rozgrzewką. Tak więc rzeczywiście można ją uznać za coś w rodzaju świadomego i w pełni określonego startu.

A ŚLEDZISZ CZY WYZNACZASZ TRENDY?

Jedno i drugie. Nie rozdzielałbym tego tak kategorycznie, ponieważ z jednej strony śledzimy to, co dzieje się na świecie, co dyktuje moda francuska czy włoska, i nie możemy specjalnie od tego odchodzić, chcąc być we współczesnym nurcie. Jednak biorąc pod uwagę nasz lokalny rynek, to większość polskich projektantów wyznacza swoje trendy przez obraną na początku drogę, której się trzymają i zwinnie przemycają w każdej nowej odsłonie. Wyznaczamy więc trendy, tylko na nieco mniejszą skalę. PRZYSZEDŁ W KOŃCU TAKI CZAS, ŻE POKAZAŁEŚ ŚWIATU DAMSKIE PROJEKTY. MĘSKA MODA ZACZĘŁA CIĘ MĘCZYĆ, NUDZIĆ?

Nie, skądże znowu. Damska linia, która na początku pojawiała się jako kilka sylwetek, a później przekształciła się w rozbudowaną część, jest po prostu dopełnieniem mojej męskiej wizji, gdyż nie ulega wątpliwości, że jestem głównie męskim projektantem. Jednak pojawiało się z czasem coraz więcej klientek, które chciały się u mnie ubierać, i to był bodziec do poszerzenia swojego działania. W pokazie, który teraz przygotowuję na jesień–zimę 2012, kobieta zajmuje prawie połowę miejsca wśród wszystkich sylwetek. WYBRAŁEŚ BERLIN NA SWOJĄ PIERWSZĄ EKSPANSJĘ. LUBISZ TEN KLIMAT? CO TAK

A WCZEŚNIEJ CZUŁEŚ SIĘ NIEPEWNY SWEJ

NIEZWYKŁEGO JEST W TYM MIEŚCIE?

TWÓRCZOŚCI?

Ekspansja to póki co za dużo powiedziane. A Berlin dlatego, że ludzie są tam bardziej świadomi, dojrzali i otwarci na modę. Chciałbym, żeby i u nas panował taki nastrój, taka otwartość nieograniczona stereotypami, ale na razie, niestety, tak nie jest. Cóż, polubiliśmy się z Berlinem (śmiech).

Wtedy chyba poszukiwałem jeszcze siebie. Tego, kim jestem jako projektant, do jakiej estetyki jest mi najbliżej i co chcę kontynuować. W efekcie powstał konsensus pomiędzy klasyką a unikatową i awangardową modą. Ogólnie rzecz biorąc, cieszę się z tego, że nie byłem takim „złotym strzałem”, fajerwerkiem, który nagle uderzył i olśnił wszystkich, a później nastąpiła powtarzalność albo wręcz spadek formy. Cieszę się, że widać mój rozwój, mój warsztat, który właściwie zauważalny jest przy każdej nowej kolekcji – bo każda kolejna jest lepsza.

ZATEM PLANUJESZ ZAKOTWICZYĆ SIĘ TAM NA DŁUŻEJ?

Tak, będę się starał. W styczniu znów będę uczestniczył w Berlińskim Fashion Week i chciałbym wejść głębiej w tamtejszy rynek.

BOISZ SIĘ EKSPERYMENTÓW, PODEJMOWANIA

CZY NASZ KRAJ TO DOBRE MIEJSCE NA

RYZYKA W MODZIE?

ROBIENIE MODY I ZARABIANIE NA NIEJ?

Nie, absolutnie. Popróbowałem eksperymentować z futrem, bardzo lubię pracować ze skórami, od kilku kolekcji opracowuję różnorodne printy, ostatnio użyłem syntetycznych włosów. Uwielbiam bawić się formą i tworzywem.

Polska na pewno nie jest łatwym miejscem dla takiej działalności, choćby dlatego, że kulturalnie nie wyrośliśmy na modzie, a państwo nie wspomaga finansowo projektantów czy w ogóle sztuki, jak to ma miejsce we Włoszech lub

55


TELLME

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

MARIUSZ PRZYBYLSKI – projektant mody męskiej, absolwent łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Ubiera m.in Sebastiana

Karpiel-Bułecki, Bogusława Lindę, Rafała Królikowskiego czy Piotra Adamczyka. W 2009 roku stworzył pierwszą linię dla kobiet, którą wciąż konsekwentnie rozwija. Bierze udział w Berlińskim Fashion Week.

Francji, gdzie moda jest traktowana jako dobro narodowe. Jednak zainteresowanie modą jest coraz większe i każdy radzi sobie tak, jak może. Znajdujemy prywatnych sponsorów, którzy ułatwiają nam wiele działań, ale tak czy inaczej przecież funkcjonujemy w tym zawodzie, utrzymujemy siebie i swoich pracowników.

widać, że młodzi ludzie, mężczyźni w wieku 20–40 lat przywiązują większą wagę do swojego ubioru. Nastał czas, kiedy podróżujemy w różne miejsca, spotkamy naprawdę różnorodnych ludzi, podpatrujemy i za każdym razem zostawia to w młodych Polakach jakiś ślad, zwiększa ich świadomość i chęć zabawy z modą. Uważam, że horyzont staje się coraz szerszy i już niedługo nie będziemy musieli się nad tym zastanawiać.

jest to ogromna odpowiedzialność, na którą nie jestem przygotowany i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to możliwe w moim przypadku.

MĘSKIEJ W POLSCE? CO MUSI SIĘ STAĆ, ŻEBY

CO JEST DLA CIEBIE PRAWDZIWYM WYZWANIEM?

ZMIENIŁY SIĘ STEREOTYPY?

Wychowanie dzieci – to byłoby dla mnie totalne wyzwanie, gdyż na razie trudno jest mi pojąć, w jaki sposób można wychować fajnego, świadomego, otwartego człowieka. Wydaje mi się, że

Trochę tak, ale biorąc pod uwagę wspomniany wcześniej zeszyt, w którym magazynuję liczne pomysły i inspiracje, na razie mi to nie grozi.

JAK MYŚLISZ, ILE CZASU POTRZEBUJEMY NA ZMIANĘ W MYŚLENIU I POSTRZEGANIU MODY

Chyba nie musi się zadziać nic szczególnego. Po prostu potrzebujemy jeszcze trochę czasu na wdrożenie zmian w świadomości ludzi. Już teraz

KIEDY CZŁOWIEK MOŻE CZUĆ SIĘ SPEŁNIONYM?

Na razie nie poczułem się spełniony i mam nadzieję, że nie nastąpi to zbyt szybko, bo kiedy już to się stanie, będę musiał zmienić zawód. BOISZ SIĘ TAKIEGO MOMENTU?

56

I OBY TAK POZOSTAŁO…

×


DRESSME

Freestyle w przestrzeni miejskiej

Trójlistna koniczyna przygotowała coś na jesienną porę. Uliczny luz, hipsterska nienachalność, skatowy styl i uśmiech na twarzy – wszystko to na zdjęciach prezentujących kolekcję adidas Originals ST. TEKST / Krystian

F

otografia grupy młodych ludzi w ulicznej scenerii, logo adidasa, jesienne słońce – tak mogłaby wyglądać pocztówka promująca modny styl życia i tak, według adidasa, pod koniec tego roku powinni prezentować się modni i oryginalni młodzi. Twórcy tych ciuchów i butów, inspirując się wszelkimi odmianami Freestyle’u – od jazdy na BMX po wyczynową jazdę na deskorolce – stawiają na swobodę. Odmieniają przez wszystkie przypadki słowo „nieskrępowanie” i nawiązują do motta marki „Ciesz się oryginalnością”.

Lurka

Nowa kolekcja adidasa zamierza podbić ulice mniejszych i większych miast. W tej odsłonie każdy fan skatowego looku i swobodnego, nieskrępowanego stylu znajdzie coś dla siebie. Słynne trójlistne logo łączy w sobie originalny styl i skatowy wygląd. To już druga odsłona ciuchów dla ludzi, którzy lubią miejskie sporty i cenią wygodę w codziennym ubiorze. Tym, co inspiruje markę adidas Originals przy tworzeniu kolekcji ST, jest aktywne miejskie życie. W tym sezonie adidas Originals proponuje wygodne bluzy w stylu hoodie, T-shirty z ciekawymi grafikami, kolorowe buty i ciepłe

57

kurtki. W kolorystyce przeważają granaty, szarości i brązy, ale zawsze z kolorowymi wstawkami. „Nie bądź krzykliwy, bądź oryginalny” – zdaje się mówić logo adidasa. W kategorii butów klasyczne formy przyjmują zupełnie nowe kształty, inspirowane obuwiem dla skatów. Modele adidasów na solidnej podeszwie w wersji dla chłopaków zostały wzbogacone o mocne akcenty w postaci odblaskowych sznurówek i trzech pasków. Ich damską wersję charakteryzują bardziej stonowane, pastelowe barwy. Ta jesień będzie wyjątkowo modna! Wątpicie? Spójrzcie na ludzi na zdjęciach! ×


DRESSME

LOOK AT ME SS'12 by Zień

nowa koncepcja ZDJĘCIA / Zuza

58

nowe sylwetki

nowy sezon

Krajewska i Bartek Wieczorek


FOT. ZUZA KRAJEWSKA I BARTEK WIECZOREK

DRESSME

ZIEŃ&ZIEŃ HOME, MOKOTOWSKA 57 WWW.ZIEN.PL

59


README

FASHION PHILOSOPHY

Kilka długich i intensywnych dni, łącznie kilkadziesiąt pokazów i sporo ponad tysiąc par oczu skierowanych na wybiegi. Tak, Fashion Week wywołuje poruszenie, wzbudza zainteresowanie i daje upust emocjom. Wiosenno-letnia edycja już za nami, po chwili oddechu i powrotu do codzienności czas na podsumowania, czy nasze oczekiwania zostały w pełni zaspokojone, czy może wciąż czegoś nam brakuje…

TEKST / Marcin

P

Brylski

olskie Fashion Philosophy wielu osobom kojarzy się z niezwykle klimatyczną strefą OFF i to właśnie jej przyjrzymy się dokładniej. Jednak tym razem magiczne i tajemnicze myśli ze Starą Elektrownią czy Bielnikiem musimy pozostawić w spokoju, gdyż idealnie wpasowująca się aura tych miejsc niestety nie towarzyszyła październikowej 5. Edycji FW. Wszystkie 17 pokazów OFF Out Of Schedule urządzono w hali znajdującej się za showroomami, tuż obok wystawy fotografii modowej. To, że powstało sporych rozmiarów miasteczko modowe, można uznać za plus – teren Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej pozwolił na swobodne povruszanie i wygodne uczestniczenie we wszystkich zaplanowanych wydarzeniach i atrakcjach Tygodnia Mody – jednak „odarcie” offów z ich klimatu – już nie do końca. Tak czy inaczej prezentowane kolekcje musiały bronić się same, gdyż oglądający – w tym ja – mogli poczuć się trochę jak na ogrodzonej płycie lotniska. Na szczęście niektórym pokazom nowe miejsce wcale nie zaszkodziło i odpowiednio ukazało warsztat i pomysł artysty. Nie wszyscy zdążyli zjechać do Łodzi w czwartek, by tłumnie zebrać się na pokazach – a szkoda. Chętnie wspomnę o pokazie Jarosława Ewerta, który wtórnie wykorzystuje materiały i przerabia ubrania z second-handów w zupełnie nowe i interesujące damsko-męskie formy. Kolekcja RE-FORMA charakteryzowała się ciekawymi połączeniami i nietypowymi zestawieniami tworzyw, a wszystko to przedstawione w niekonwencjonalny i starannie wykonany sposób. Drugim w miarę mocnym akcentem okazała się kolekcja Pauliny Połoz

60

ZDJĘCIA / Maciej

Zakrzewski

– projektantka postawiła na nonszalancję oraz indywidualizm. Jej kolekcja łączy w sobie odrobinę futuryzmu, punk-rocka i grę kontrastów. Solaris to propozycja zarówno dla kobiet jak i mężczyzn, którzy lubują się w awangardowych formach skór, płaszczy i mocnych dodatków w postaci ćwieków. Dzień później spójną i barwną kolekcję zafundowała widzom Martyna Czerwińska, która wcześniej występowała pod marką Mysikrólik. Grace to widoczne inspiracje latami 40., florystyczne motywy, krótkie charakterystyczne szorty oraz wąskie sukienki. Pomimo lekko staroświeckiego odniesienia, całość podana jest w jak najbardziej nowoczesnej i intensywnie kolorystycznej formie. Sobota jest zazwyczaj punktem kulminacyjnym. Nie inaczej było tym razem. O 11 rano po after party, skutecznie obudził nas Jacek Kłosiński Hyakinth ze swoją męską kolekcją, inspirowaną m.in. katastrofą elektrowni w Japonii. Znów mogliśmy zobaczyć bardzo ciekawie skrojone marynarki z wyróżniającymi się klapami i kolorystycznymi detalami, a także nowe wzorzyste nadruki, w których specjalizuje się ten projektant. Asymetria i przyjemna konstrukcja, a także pokaźne torby sprawiły, że kolejny eksperyment w modzie męskiej można uznać za udany. O krok dalej w mrocznej wizji zakotwiczył się Marcin Podsiadło, który w dosłowny sposób przedstawił wojnę i zniszczenie, jakie za sobą ona niesie w nadrukowanym: wybuchu, ogniu i kłębach kurzu na swoich licznych bluzach i t-shirtach. Dodatkowo zakryte twarze modeli w podobny sposób co terroryści, spotęgował wyraz strachu i przemocy, na którym zależało artyście. Oprawa dość udana, jednak same sylwetki nie wydają się ani dziełem sztuki ani innowacyjną formą.


README

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

Najbardziej wyczekiwanym pokazem była nowa wizja Maldorora, który jest bardzo dobrze znany ze swojej modowo-demonicznej natury. Tym razem wybieg również opanowała czerń i mocne wrażenia. Autor prowokował średniowiecznymi odwołaniami i gotycko nawoływał do noszenia długich, wręcz powłóczystych, acz zwiewnych materiałów. Były suknie, peleryny, kaptury, transparentność oraz posrebrzany dodatek – owszem, nie dla każdego, ale nie zmienia to faktu, że robi odpowiednie wrażenie. Na zakończenie, by rozchmurzyć i pokolorować odrobinę ciężki klimat, przybyła Olga Szynkarczuk. Uwspółcześnianie motywów ludowych idzie jej nad wyraz sprawnie, a mieszanka futuryzmu, minimalizmu i rękodzieła zadowala oko. Jaskrawe i aerodynamiczne kształty w połączeniu z naturalnymi tkaninami wywołały nasze zadowolenie. Jeśli tak miałyby wyglądać kosmiczne stroje z niedalekiej przyszłości, możemy je śmiało zaadaptować już teraz. Podsumowując jestem zadowolony, że moda męska wreszcie przestała być pomijana, że przestano się bać zabawy z nią i coraz liczniej – prócz paru stricte męskich pokazów – prezentuje się kolekcje mieszane. Tym razem OFF prowadził batalię pomiędzy mroczną, chwilami przytłaczającą stroną artystycznej wizji z świeżością i kolorem. Wygrało to pierwsze, liczniejsze. Obserwując pokazy, zastanawiałem się też, czy nie powinno się wprowadzić jasnej zasady kategoryzowania kolekcji pomiędzy strefę OFF i główny wybieg. Czasem bowiem nie znajduję wyraźnych różnic i nie wszystkie pokazy z omawianej opcji, uwalniały wystarczającą ilość wspomnianych na początku emocji.początku emocji. ×

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

61


README

Drugie życie. Nowe życie. Re-Act Fashion Show Moda się zmienia. Trendy się zmieniają. O ekomodzie na początku mówiło się, że będzie chwilową fanaberią, wymysłem zielonych. Tymczasem ta rośnie w siłę. Przestała być trendem, a stała się powinnością i obowiązkiem. Kto nas z nich rozliczy? Najpierw przyroda, a potem światowa ekonomia. TEKST / Marta

D

ziś myślenie o tym, żeby w szafie mieć jak najwięcej, odchodzi do lamusa. Cytuje się znane „mniej znaczy więcej”. Na tyle głośno i często, że mimowolnie człowiek zaczyna się zastanawiać. Jest nad czym. Ekomoda staje się istotną dziedziną fashionowego biznesu. Także w Polsce. Tutaj dwa lata temu w kalendarzu najważniejszych modowych wydarzeń pojawiła się impreza zwana Re-Act Fashion Show. O co chodzi? Idea jest prosta. Zadaniem imprezy jest promowanie wartości ekologicznych i społecznej odpowiedzialności. Kluczowy jest w niej konkurs dla młodych zdolnych projektantów z całego świata na najlepszą kolekcję w duchu recyklingu. Jak mówi Olga Nieścier, tegoroczna przewodnicząca jury:

Dudziak

ZDJĘCIA / Maciej

Zakrzewski

„To konkurs wyzwalający kreatywność w obrębie pewnej filozofii. Projektanci tworzą propozycje z surowców wtórnych, wykorzystując materiały odpadowe lub zużyte. Działają w myśl odpowiedzialności za środowisko poprzez redukcję potrzeby wytwarzania nowych surowców i utylizacji starych. Ich działanie pokazuje kierunki rozwoju mody, będącej zawsze odzwierciedleniem potrzeb społecznych.” 26 października 2011 roku miała miejsce trzecia odsłona konkursu. Tłem dla niej stały się wnętrza łódzkiego Hotelu Andel’s. Wieczorna impreza rozpoczęła się z 20-minutowym opóźnieniem, co było miłym zaskoczeniem w kontekście sporych opóźnienień towarzyszących modowym imprezom w stolicy. Najpierw swoją kolekcję pokazała Sylwia Rochala, laureatka

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

62

pierwszej edycji konkursu. Przez chwilę na wybiegu zrobiło się dżinsowo i poszarpanie. Potem swoje projekty zaprezentowała dwudziestka tegorocznych finalistów. Byli tacy, którzy zrobili na mnie ogromne wrażenie. Ot, taka Pat Guzik. Pokazała genialną kolekcję „Not in love”, czyli rzecz o miłości, która nie ma szansy zaistnieć w świecie, w jakim żyjemy. Były w niej ręcznie farbowane firanki, stare swetry i fantazyjne nakrycia głowy. Albo Noorin Khamisari ze swoją kolekcją z materiałów z odzysku, do założenia praktycznie na każde wyjście, i Kuba Pieczarkowski z totalnie modową kolekcją Miss Mystic Falls, w której pojawiły się rewelacyjne okrycia wierzchnie z magnetofonowej taśmy. Wreszcie trójka zwycięzców konkursu. Wyróżniony za kolekcję „Reconstructing


README

a także koronki i hafty. Jak mówi Nieścier, o sukcesie finałowej trójki zdecydowało ich innowacyjnie podejście do mody: „Było to moim zdaniem połączenie recyklingu surowców z recyklingiem kulturowym. Główna nagroda dla Pojezdalovej, jak i wyróżnienie Ramosa łączyło uznanie dla poszukiwań związanych z tradycją i dziedzictwem etnicznym. Ich współczesna reinterpretacja jest bardzo wartościowa. Ramos stworzył znakomitą, dojrzałą kolekcję prêt-àporter w oparciu o dawne tradycyjne stroje. Natomiast Pojezdalova i Niedźwiedzka potrafiły nadać całkowicie nieszlachetnym materiałom wielkiego piękna w prostych, konceptualnych formach.” Idea ekologicznej mody jest młoda. Bez wątpienia jednak należy ją jednak bacznie obser-

wować. Jak powiedziała przewodniczącej jury: „To silna tendencja, która będzie się rozwijać. Zapragniemy większej świadomości co do pojęć związanych z ekologią i recyklingiem. Dziś często są one nośnikiem marketingowym, bazującym na naszej potrzebie etyki. Z czasem zaś staną się bardziej zrozumiałe i obecne w codzienności i naszych wyborach konsumpcyjnych.” Dopinguję ekologicznym inicjatywom. Ekologicznej modzie. Odpowiedzialnej, której nieobojętny jest los planety i pokrzywdzonych w procesie produkcji. Dopinguję trendowi. Niech trwa. Wciąż mam też przed oczami Ramosa, który na moje pytanie, skąd taki sposób na modę, z uśmiechem mówi: „Na świecie jest za dużo ciuchów.” Lubię te ich drugie życia. ×

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

63

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

Klederdracht” Ricardo Ramos, zainspirowany specyficznym podejściem do mody mieszkanek holenderskiego miasteczka Staphorst. W jego kolekcji znalazły się fantastyczne, ekskluzywne kreacje w całości z materiałów z odzysku. Drugą wyróżnioną osobą została Kamila Niedźwiedzka, która stworzyła piękną kolekcję „Avu” z wykładziny PCV oraz męskich koszul. Intrygujące były w niej rysunki w postaci sierści, rybich łusek oraz wężowej skóry, a także buty z drewnianych odpadów. Re-Actowy konkurs wygrała Andrea Pojezdalova z Bratysławy, która dosłownie zaczarowała wybieg. 22-latka w swojej kolekcji „White” pokazała to, co jest najbardziej charakterystyczne dla słowackich strojów ludowych. Były więc zachwycające materiały, wielowarstowe kontrukcje oraz plisowania,


TELLME

URODZIĆ SIĘ CZŁOWIEKIEM

To be born human

Czasem najtrudniej jest zrozumieć to, co najprostsze. Wydaje się, że złożoność zagadnienia, jakim jest kultura i komunikacja wizualna, wymaga równie złożonego wyjaśnienia. Tymczasem kwintesencja tkwi w trzech wyrazach. O komunikacji wizualnej opowiada MALCOLM BARNARD. ROZMAWIAŁA / Marta

Dudziak

WYKŁADOWCA KULTURY WIZUALNEJ

KOMUNIKACJA WIZUALNA WYNIKNĘŁA SAMA

NA BRYTYJSKIM UNIWERSYTECIE

Z SIEBIE?

LOUGHBOROUGH. NAUCZYCIEL HISTORII

Tak. Interesowałem się historią oraz teorią sztuki i designu jako formami wizualnej komunikacji. Spędziłem mnóstwo czasu, zastanawiając się nad funkcjonującymi poglądami na temat wyrażania samego siebie.

ORAZ TEORII SZTUKI I DESIGNU. AUTOR WIELU KSIĄŻEK. JAK TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO? JESTEŚ PRZECIEŻ DOKTOREM FILOZOFII...

Zgadza się. Zrobiłem doktorat, zgłębiając historię Jacques‘a Derridy (francuskiego filozofa). Badałem, jaki wpływ na jego prace miały takie postaci jak Georg Hegel, Martin Heidegger czy Edmund Husserl. CO SIĘ STAŁO, ŻE DOKTOR FILOZOFII W PEWNYM MOMENCIE ZAINTERESOWAŁ SIĘ MODĄ?

W czasie, kiedy kończyłem studia doktoranckie, w Wielkiej Brytanii brakowało pracy dla filozofów. Zapytałem wtedy mojego przyjaciela, który pracował na uniwersytecie, czy nie znalazłaby się dla mnie jakaś praca, nawet na pół etatu. Tym sposobem zacząłem nauczać historii oraz teorii sztuki i designu. Po kilku latach dostałem propozycję pełnoetatowej pracy na innym brytyjskim uniwersytecie. Zapytano mnie wtedy, czy nie podjąłbym się nauczania teorii mody. Tak to się zaczęło.

WIĘC CZYM TAK NAPRAWDĘ JEST KOMUNIKACJA WIZUALNA? I JAKIE SĄ JEJ GŁÓWNE NARZĘDZIA?

Komunikacja wizualna jest konstrukcją i rozumieniem znaczeń. Wykorzystuje się w niej wszystko to, co możemy zobaczyć: obrazy, filmy, zdjęcia, ilustracje, ubrania, tkaniny, projekty graficzne, projekty mebli oraz przedmiotów itd. Jest też jednym ze sposobów tworzenia, komunikowania, reprodukowania oraz poddawania wyzwaniom tożsamości klasowej i kulturowej. KTÓRA Z MAREK TWOIM ZDANIEM MA NAJLEPSZĄ KOMUNIKACJĘ?

Pytanie, czy „najlepsza” znaczy „najbardziej skuteczna”? A jeśli tak, to jak zmierzyć jej skuteczność? Albo czy „najlepsza” znaczy „najbardziej atrakcyjna”? Wówczas trzeba by wyjaśnić,

64

jak zbadać jej atrakcyjność. Wiele marek komunikuje się w sposób przejrzysty i skuteczny. Bardzo jasną identyfikację i komunikację z adresowanymi kulturami mają Gap i FCUK. Kilka lat temu w Wielkiej Brytanii teoretycy designu krytykowali markę Marks & Spencer za prezentowanie poplątanej tożsamości. Nikt tak naprawdę nie wiedział, o kim myślano w procesie komunikacji. O młodszych czy starszych odbiorcach? O tych o bardziej czy mniej konserwatywnych poglądach? SKORO MÓWIMY O KOMUNIKOWANIU SIĘ: GDYBYM BYŁA PROJEKTANTKĄ MODY I CHCIAŁABYM POKAZAĆ SWOJĄ KOLEKCJĘ, NA CO POWINNAM ZWRÓCIĆ UWAGĘ?

Najpierw powinnaś przede wszystkim pomyśleć o rynku. O potencjalnych odbiorcach twoich projektów. Kim oni są, jakie mają przekonania, wartości i idee. Dopiero po ich zdefiniowaniu możesz zabrać się za komunikację. Ta z czasem pozwoli ci zrozumieć, co potencjalni odbiorcy myślą i jakie znaczenie chcieliby nadać tworzonym przez ciebie rzeczom.


TELLME

FOT. ŁUKASZ MIKOŁAJCZAK

65


TELLME

CO ZROBIĆ, ŻEBY ZDOBYĆ ICH JAKO

TO ZRÓBMY EKSPERYMENT. WYOBRAŹ SOBIE,

KLIENTÓW?

ŻE WIDZISZ KOGOŚ UBRANEGO OD STÓP DO

Najistotniejsze to zrozumieć ich tożsamość (klasę, wiek, płeć, narodowość). A potem właściwie się z nimi komunikować. Bez sensu przecież rozmawiać z facetem w średnim wieku, jakbyś zwracała się do uczennicy. W takiej sytuacji znaczenie, jakie nadajesz swoim projektom, zupełnie się zmienia. Wartości i przekonania każdego z nas są inne. Właśnie one czynią interpretacje projektów tak różnymi.

GŁÓW NA CZARNO. CO MYŚLISZ? CHODZI MI

A CO Z EMOCJAMI? CO ZROBIĆ, ABY WYKRZESAĆ JE Z TYCH, NA KTÓRYCH

O TWOJE PIERWSZE WRAŻENIE.

Czerń w wielu kulturach ma mnóstwo znaczeń. Często symbolizuje żałobę. W Wielkiej Brytanii przez noszenie jej goci pokazują swoją przynależność do grupy. Czerń łączy się też ze stylami modernistycznymi. Od dawna grupy jazzowe znane są z noszenia minimalistycznej, czarnej odzieży. Na uniwersytecie mam wielu znajomych, którzy noszą czarne ubrania. Dla nich jest to forma modernistycznego, intelektualnego uniformu.

MI ZALEŻY?

To be born human LECTURER IN VISUAL CULTURE AT LOUGHBOROUGH UNIVERSITY, LEICESTERSHIRE, UK. HISTORY AND THEORY OF ART AND DESIGN TEACHER. AUTHOR OF MANY BOOKS. HOW DID IT ALL BEGIN? YOU ARE ALSO, DOCTOR OF PHILOSOPHY...

Right. My PhD is on Jacques Derrida (French post-structuralist philosopher), and how his work develops out of the work of Georg Hegel, Martin Heidegger and Edmund Husserl.

Postarać się poznać ich kulturowe środowisko. W różnych kulturach ten sam produkt wywyołuje różne emocje.

MYŚLISZ, ŻE TO, JAK SIĘ UBIERAMY, WYPŁYWA

LUB BARDZIEJ ŚWIADOMIE?

HOW DID A PHILOSOPHER BECOME

DZIESIĘĆ LAT TEMU NAPISAŁEŚ KSIĄŻKĘ

To jest kwestia kulturowa, dlatego wyuczalna. Nie może więc pochodzić z nas. Każdego stylu ubierania możemy się nauczyć. Pytanie o naszą unikatową indywidualność jest trudne i cały czas się nad nim zastanawiam. Być może warto byłoby w tym przypadku odwołać się do Anthony’ego Giddensa (brytyjskiego socjologa), który sugerował dialog między indywidualnością a strukturą.

INTERESTED IN FASHION?

FASHION AS COMMUNICATION, KTÓRA JEST JEDNĄ Z OBOWIĄZKOWYCH LEKTUR STUDENTÓW BRYTYJSKIEGO LONDON COLLEGE OF FASHION. CO WÓWCZAS TAK BARDZO ZAFASCYNOWAŁO CIĘ W MODZIE?

Właściwie to nic szczególnego. Nie jestem jakoś nad wyraz zainteresowany modą jako taką. Nie poświęcam mnóstwa uwagi najnowszym pokazom mody i opisywanym przez media trendom. Interesuję się tym, co nosimy (w czym zawiera się moda), jako kulturowym i filozoficznym fenomenem. Fakt, że najróżniejsze kultury używają tego, co noszą, aby tworzyć siebie właśnie jako kultury, jest dla mnie niezwykle fascynujący. W JEDNEJ Z TWOICH KSIĄŻEK JEST TAKI

Z NASZEGO ŚRODKA? CZY WŁASNEGO STYLU UCZYMY SIĘ I ZMIENIAMY GO MNIEJ

CZYLI MYŚLISZ, ŻE NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO

When I completed my PhD studies, there were no jobs in the UK for philosophers. I had a friend who worked at a university so I asked whether there was any part time teaching there. There was and I got some part time work teaching the history and theory of art and design. After a few years, I got a full time job at another UK university and I was asked to teach fashion theory to our fashion students. It started from there.

JAK PRAWDA TEGO, CO NOSIMY?

Chyba nie ma sensu rozmawiać o tym, czy ubrania są prawdziwe, czy nie. One nie są sugestiami ani deklaracjami. Mówimy o odzieży będącej „bardzo naszą”. Bo ubrania mają pomysł na naszą tożsamość. Chodzi o to, żebyśmy nosząc je, pasowali do ich tożsamości.

VISUAL COMMUNICATION CAME ABOUT JUST LIKE THAT?

Yes. I was interested in the history and theory of art and design as forms of visual communication. I spent a lot of time thinking about functioning notions of expression.

CYTAT: „MODA JEST POTĘŻNIEJSZA NIŻ JAKAKOLWIEK FORMA TYRANII”. DLACZEGO?

CHCIAŁABYM CIĘ JESZCZE ZAPYTAĆ

SO WHAT IS VISUAL COMMUNICATION

PRZECIEŻ WIELU LUDZI UWAŻA, ŻE CHODZI

O MANIPULACJĘ UBRANIAMI. JAK TO

ACTUALLY? AND WHAT ARE ITS MAIN UTENSILS?

W NIEJ TYLKO O UBRANIA.

MOŻLIWE, ŻE DOSTAJEMY TO, CO CHCEMY,

To proste. Załóż w szpitalu biały fartuch i zapytaj o zrobienie komuś badania krwi. Albo ubierz policyjny uniform i powiedz jakiemuś kierowcy, żeby gdzieś nie parkował. Łączniki między uniformem i autorytetem są jasne. Tak samo jak między płcią, seksualnością i uwodzeniem.

Visual communication is the construction and understanding of meanings using the ‘things’ that we can see – paintings, films, photography, illustrations, clothing, textiles, graphic design, furniture design, product design and so on. It is also one of the ways in which class and cultural identities are constructed, communicated and reproduced or challenged.

NA KONIEC TWOJA ZŁOTA RADA.

WHICH FASHION BRANDS IN YOUR OPINION

Nie ja to napisałem. To chyba cytat, który pojawił się w recenzji jednej z moich książek. Ale choć to nie moja opinia, zapewne jest prawdziwa. Dyskomfort odczuwany przez kogoś, kto pojawia się w danym miejscu niewłaściwe ubrany, jest tak istotny, że może zepsuć mu cały dzień. Bo moda to nie tylko ubrania. To, co na siebie zakładamy, wskazuje i konstruuje naszą tożsamość. A do tak istotnej kwestii rzadko kiedy podchodzi się lekko. CO MÓWIMY SWOIM UBIOREM?

W sensie dosłownym – nic, ale podkreślamy nim przynależność do danej grupy. Tak samo jak eksponujemy nasze wartości.

TYLKO DZIĘKI NIM.

JAK ZROZUMIEĆ KULTURĘ WIZUALNĄ?

HAVE THE BEST VISUAL COMMUNICATION?

Trzeba myśleć o niej w kategorii konstruktywnych, komunikatywnych i reprodukowanych lub wymagających i dominujących interpretacji. Albo najzwyczajniej w świecie urodzić się człowiekiem i członkiem kultury. ×

Does ‘best’ here mean ‘most efficient’? If so, how would you measure the e fficienc y of communication? Or does it mean ‘most attractive’? Again, you would have to explain how to measure attractiveness. Many brands

66


TELLME Sometimes the hardest is to understand what is the easiest. It seems that the complexity of an issue called visual culture and communication demands exact and complex explanations. Yet the quintessence of the problem is in the three words. MALCOLM BARNARD speaks about visual communication. INTERVIEW BY / Marta

Dudziak

communicate clearly and effectively – GAP and FCUK are usually very clear when it comes to identifying and communicating with the cultures they want to sell clothes to. In the UK a few years ago, Marks and Spencer were criticized by design theorists for presenting a confused identity. No one knew who they thought they were communicating with. With the old or young? Conservative or less conservative?

Actually nothing much. I am not terribly interested in fashion as such and do not take much interest in the latest shows and styles as they are covered in the media. I am, however, very interested in what we wear, (which includes fashion), as a cultural and philosophical phenomenon. The fact that different cultures use what they wear to construct themselves as cultures is for me fascinating.

It is cultural, therefore it is learned. If it is learned then it cannot come from ‘inside’. We can learn each way of dressing. The question of the ‘inside’, of a unique and private individual or self is a difficult one and one that I am still thinking about. Maybe it would be worth looking for an answer with the person of Anthony Gidens, who suggested a dialectic between individual and structure.

TALKING ABOUT COMMUNICATION. IF I WERE

THERE IS A SENTENCE IN ONE OF YOUR BOOKS

SO YOU THINK THERE IS NO TRUTH IN WHAT

A FASHION DESIGNER AND WOULD LIKE TO

WHICH READS, ‘FASHION IS MORE POWERFUL

WE WEAR?

PRESENT MY NEW COLLECTION. WHAT SHOULD

THAN ANY TYRANT’. WHY? MANY PEOPLE SAY,

I think it makes no sense to think or speak of clothes being true or false. They are not propositions or statements. We speak about clothes being ‘so you’, because we have an idea of someone’s identity. The thing is that clothes need to fit the person’s identity.

I PAY ATTENTION TO?

IT’S ONLY ABOUT CLOTHES.

First, you would need to think about the market. The potential audience for your product. Who are they, what are their viewpoints, values and ideas. Once you know who they are, you can start communicating with them. You will understand what they think and what meanings they are likely to give to the things you produce.

I did not write that. I believe it is a proverb that someone else quoted in a review of one of my books. However, it is still probably true. The discomfort one feels when one feels improperly dressed is considerable and it can spoil the whole day. Because fashion is not only about clothes. What you wear is indicative and constructive of identity and one’s identity is hardly something to be taken lightly.

I WOULD ALSO LIKE TO ASK YOU ABOUT MANIPULATION WITH CLOTHES. HOW IS IT POSSIBLE TO GET WHAT WE WANT USING THEM?

CLIENTS?

WHAT DO WE SAY WITH OUR CLOTHES?

The most important is to understand their identity (class, age, gender, nationality). And then communicate appropriately. It is no use talking to middle-aged, male professionals as though they were schoolgirls. In this kind of a situation the meaning you give to your projects is completely different. The values and beliefs each holds are different and that is what makes their interpretations different.

We do not literally ‘say’ anything with our clothes. However, we can communicate a membership of various groups and some values and ideas by means of what we wear.

It’s easy. Just wear a white coat in a hospital and ask for blood tests to be done on someone. Or wear a police uniform and tell drivers not to park in a certain place. The links between uniform and authority are well understood. As well as the links between gender, sexuality and seduction.

THEN LET’S TRY AN EXPERIMENT. IMAGINE

MALCOLM, TO FINISH, YOUR GOLDEN ADVICE.

WHAT WOULD I HAVE TO DO TO GET THEM AS

AND WHAT ABOUT EMOTIONS? HOW CAN I GET THEM FROM PEOPLE? THE EMOTIONS WHICH I WANT THE MOST.

The best would be to know the cultural background as much as possible of the people you are dealing with. Different cultures will react with different emotions to the same product.

YOU SEE A PERSON DRESSED COMPLETELY IN

HOW TO UNDERSTAND VISUAL CULTURE?

BLACK. WHAT WOULD YOU THINK? I MEAN

In order to understand visual culture you need to think of it as constructing, communicating and either reproducing or challenging dominant interpretations. Or you just need to be born a human being and be a member of a culture. ×

YOUR FIRST IMPRESSION.

Black conotates various meanings in various cultures. In many cultures it indicates mourning. In the UK we have the Goths, who indicate their membership of that group by wearing black in certain styles. Black is also closely associated with certain modernist styles. Modern jazz groups are well-known for wearing minimalist black clothing. I have many colleagues at university who wear black – it is a kind of modernist intellectual uniform for them.

10 YEARS AGO YOU WROTE A BOOK, ‘FASHION

MALCOLM BARNARD – starszy wykładowca School of Art

and Design przy Uniwersytecie w Derby. Tytuły naukowe licencjata socjologii oraz doktora filozofii otrzymał na uczelniach w York i Warwick. Autor: Fashion as Communication oraz Art, Design and Visual Culture: An Introduction. MALCOLM BARNARD – Senior Lecturer in the School of

Art and Design at the University of Derby. He holds a BA

AS COMMUNICATION’, WHICH IS ONE OF THE

DO YOU THINK THE WAY WE DRESS COMES

in Philosophy and Sociology and a PhD in Philosophy from

MOST IMPORTANT BOOKS AT THE LONDON

FROM OUR INNER SELF? OR WE LEARN HOW TO

the universities of York and Warwick. His publications inc-

COLLEGE OF FASHION. WHAT FASCINATED YOU

DRESS AND CHANGE MORE OR LESS

lude Fashion as Communication and Art, Design and Visual

SO MUCH ABOUT FASHION?

INTENTIONALLY?

Culture: An Introduction.

67


DRESSME

Biżuteria na TAK Gdyby biżuteria mogła mówić i gdyby miała wypowiedzieć jedno tylko słowo, pewnie powiedziałaby „YES”. Dlaczego? Bo TAK. TEKST / Grzegorz

Z

apytajmy którąkolwiek kobietę, czy lubi błyskotki, czy złoty drobiazg nie dodaje charakteru najprostszej małej czarnej, lub jak śpiewała Marylin Monroe – czy diament nie jest najlepszym przyjacielem kobiety? I wreszcie – drodzy Panowie – czy to nie właśnie na zdecydowane YES liczycie, wręczając wybrance serca ten wyjątkowy pierścionek z brylantem? Otóż to! Marka YES, która znana jest z wyjątkowego wzornictwa i wprowadzania na polski rynek nowych trendów w biżuterii, kończy właśnie

Sobierajski

30 lat. I jak każda dumna trzydziestolatka – ma się już czym pochwalić, ale wciąż potrafi niejednym zaskoczyć!

Na początku była pasja

Zdecydował przypadek. Troje studentów z Poznania, podczas wakacji w Norwegii dorabiało sobie przy produkcji biżuterii. Odkryli, że to ich pasja, że tworzenie ozdób może być ich sposobem na życie. Zaczęli od wytwarzania biżuterii sztucznej, bo państwo miało wtedy monopol na handel złotem i srebrem.

68


DRESSME

Kalendarz YES – polski Pirelli

Od trzech lat, każda premiera Kalendarza YES staje się wydarzeniem. Nie bez powodu. Ania Jagodzińska, modelka z pierwszej dziesiątki rankingu Top Models 2010 jest gwiazdą Kalendarza YES 2011, do którego zdjęcia stworzył Mateusz Stankiewicz. We wcześniejszej edycji, autorstwa Zuzy Krajewskiej i Bartka Wieczorka – była nią, odkryta niedawno przez Prada, Zuzanna Bijoch. Jednak to YES był pierwszy! O premiera nowego Kalendarza YES 2012 autorstwa Aldony Karczmarczyk z pewnością również będzie głośno. Nie tylko w świecie biżuterii, ale również mody. Najnowsza edycja, to nie tylko fascynujące klejnoty YES, ale także unikatowe kreacje zaprojektowane dla YES przez młodych polskich projektantów, takich jak: Krystof Strozyna, Blessus, Bizuu, Mariusz Przybylski, Zuo Corp, Łukasz Jemioł czy Dawid Tomaszewski.

Ich biżuteria była rozchwytywana przez klientów. Pierwszy sklep YES powstał w Poznaniu, w 1993 roku. Dzisiaj jest ich blisko 100. Ówcześni studenci i założyciele firmy: Magda i Michał Kwiatkiewicz oraz Krzysztof Madelski, są do dziś właścicielami firmy.

Nowy design oraz klasyka YES wyznacza trendy. To w ich sklepach, jako pierwszych na polskim rynku, kupić można było bransoletki charms. Marka YES jako pierwsza w Polsce zaprosiła do współpracy Krzysztofa Stróżynę – utalentowanego projektanta, który odniósł już wiele sukcesów w międzynarodowym świecie mody. Tak powstała unikalna, mocna kolekcja Krystof Strozyna for YES. Każdego dnia sklepy YES odwiedzane są też przez fanki biżuterii personalizowanej. Z myślą o nich powstały kolekcje: YES Pop, YES Icons, YES Rings oraz Studio Y System. Do absolutnej klasyki należy natomiast Kolekcja Wiktoriańska oraz ponadczasowe wzory Éternel, Stella czy Amore.

Jubileusz!

YES a swoje 30-lecie przygotował dla swoich klientów i fanów wiele atrakcji i niespodzianek. Niebawem odbędą się premiery nowych wzorów YES, zaprojektowanych specjalnie na tę okazję. Jednak już dzisiaj można wziąć udział w konkursie jubileuszowym na YES.pl, Facebooku oraz Twitterze. ×

Artyści, projektanci…

Najbardziej rozpoznawalne wzory YES, to dzieło własnego zespołu projektantów, jak choćby minimalistyczne Studio Y. Niezależnie od tego, co inspiruje projektantów YES: współczesny design czy klasyka, zawsze poszukują w biżuterii prawdziwej esencji. Dzięki sile ich talentów biżuterię YES cenią poszukujący nowej ekspresji, świeżości, intrygującej estetyki. Z myślą o nich powstała w 1998 roku także Galeria YES, prezentująca biżuterię artystyczną i promująca polski design. Odbyło się w niej ponad 90 wystaw, również we współpracy z Muzeum Narodowym w Poznaniu.

69


DRESSME

THE MAKING OF THE CREATIVE CLASS FASHION HERO czyli kilka refleksji o tym, jak kształcić nowe elity. TEKST / Olga

P

orządek świata wokół nas dezintegruje się z dnia na dzień, tworząc coraz nowsze, bardziej chaotyczne scenariusze. Obieg informacji rysuje niezliczoną ilość trajektorii, połączeń i eksplozji. Nic nie jest jednoznaczne, nic nie jest pewne i nic nie jest takie, jakie było chwilę temu. Stare porządki są nieadekwatne do wielobarwności dzisiejszej rzeczywistości. Następują globalne przesunięcia sił, centr ekonomicznych i kulturowych, fale rozwoju przetaczają się kryzysami dotykającymi establishmentów poprzednich dziesięcio- i stuleci USA, Japonii i oczywiście Europy, również naszej nowej wywalczonej, wielonarodowej i skomplikowanej Europy, całkiem jednak kulturowo spójnej w swojej europejskości. W tych tektonicznych ruchach cywilizacyjnych przesuwamy się ustawieni w szyku kapitalizmu i jego rynkowych reguł, które zdają się pękać z trzaskiem na rynku przejrzałym i zaczynającym gnić od

Nieścier

środka, przepompowanym konsumizmem i pogonią za zyskiem, cięciem kosztów i manipulowaniem gustami odbiorcy zwanego targetem. To, co w ostatnich stuleciach determinowało europejskość – wartości kulturowe, intelektualne i humanistyczne – staje się porażającą mniejszością na wymarciu w nowo rosnących społeczeństwach zniewolonych papką bezmyślnej maskultury. Co może zatem dać naszej „zachodniej” cywilizacji nową energię i wartości? Dziedziną, która musi się natychmiast adaptować i wyznaczać nowe drogi w czasach kryzysów, tarć i przewartościowań, jest edukacja. Ośrodki kształcące, uczelnie i uniwersytety gromadzą potencjał intelektualny, który w aktywnej wymianie między akademizmem a profesjonalizmem powinien tworzyć nowe sposoby kształcenia. Kreować nowe elity, nową klasę zarządzającą, fachowców, elastycznych, twórczych, rezonujących i wszechstronnych. Eksperyment komunistyczny na żywej Europie

70

udowodnił, że nie da się zrównać społeczeństwa i że zawsze jego wewnętrzne zróżnicowanie wyłoni elity intelektualne zdolne do poprowadzenia za sobą reszty ku współczesnemu oświeceniu. Cechą elit jest jednak zawsze elastyczność – rozumienie: czasów i ich dynamiki, rozwoju i komunikowania się. Richard Florida w swojej słynnej książce Narodziny klasy kreatywnej stawia śmiałą, aczkolwiek logiczną tezę o kreatywności, która jest siłą napędową ludzkości, i jak nigdy dotąd będącej teraz najważniejszym zasobem dostępnym i potrzebnym nam do dalszego rozwoju. Florida pisze o etosie kreatywności, o zawartym w niej fundamentalnym duchu naszej epoki. „Siłą napędową toczących się wielkich przemian jest wzrost ludzkiej KREATYWNOŚCI jako cechy definiującej życie gospodarcze naszych czasów. Zaczęto doceniać kreatywność – powstały systemy jej wspierania i wykorzystywania – ponieważ to z niej wypływają nowe technologie, nowe gałęzie przemysłu, nowy dobrobyt. Najważ-


DRESSME

niejszym rodzajem własności intelektualnej są twórcze zdolności ludzkiego umysłu”. W tym kontekście w przeszłość odchodzi sztywny podział pomiędzy kształceniem projektowo-artystycznym i zarządzająco-ekonomicznym. Powstają nowe metody kształcenia, nowe kierunki studiów łączące śmiało obydwa światy, wokoło rozprzestrzenia się zaraźliwie pojęcie tzw. sektorów kreatywnych, których rozwój jest wspomagany i które postrzega się jako kluczowe dla rozbudzenia gospodarki. Nowi profesjonaliści potrzebują podejścia twórczego w zarządzaniu organizacją, dystrybucją, sprzedażą, jak i podejścia managerskiego w procesach kreacji produktu i komunikacji. Rzeczywiście, świadomy proces kreatywny staje się najefektywniejszym narzędziem pracy.

zaplecze kulturowe

Czy możliwe jest nauczenie projektowania, kreowania? Czy istnieje formuła, według której można wyprodukować twórców kolekcji,

brandu, domu mody? Zdecydowanie nie. Możliwe jest uczenie myślenia, odnajdywania się w pewnym kontekście kulturowym, którego przeżywanie może zaowocować konstruktywnym dalszym dialogiem z rzeczywistością przez kreację. Ubiór już dawno przestał być dla nas niezbędną ochroną ciała, jest dekoracją mającą uświadomioną lub nie, zawsze podstawową funkcję społecznej komunikacji. Wygląd to nie sam ubiór, a moda to złożoność elementów, które nas fizycznie definiują w przestrzeni międzyludzkich relacji. Aby autentyczną modę tworzyć, potrzebne jest rozumienie jej jako wymiaru kultury, czyli odzwierciedlenia wszelkiej naszej aktywności intelektualnej i uczuciowej. Tworzenie nowych kolekcji i marek to tworzenie i definiowanie nowych, aktualnych i prawdziwych wartości, to dużo więcej niż sama zabawa formą i stylem. To określanie się poprzez odróżnienie, indywidualne lub zbiorowe. Konieczna jest szersza perspektywa, znajomość procesów społecznych i kodów kultu-

71

rowych przekazywanych przez wygląd, następujących po sobie zmian, ich powodów, logiki i dynamiki. Konieczne jest odniesienie się do poglądów filozoficznych, prądów artystycznych i przemian estetycznych, zarówno minionych, obecnych, jak i wybiegających w przyszłość. Intuicja twórcza i biznesowa wynika z wiedzy, z obycia i przeniknięcia daną materią, z refleksji, wreszcie z pasji. Nawet instynktowne odrzucenie i rewolucja musi wiedzieć, co odrzuca i z czym walczy. Prawdziwa wrażliwość jest chłonna wiedzy, jest głodna inspiracji, cytując jeszcze raz Floridę: „kreatywność jest wielowymiarowa i empiryczna – sprzyja jej intelekt wzbogacony o zróżnicowane doświadczenia i poglądy, umysł, który przejawia różnorodność zainteresowań i wiedzy”.

konfrontacja

Świat stanął otworem. Pokonujemy wszelkie bariery związane z czasem i przestrzenią, które wcześniej nas dzieliły. Globalizacja powoduje,


DRESSME IFA PARIS / POLIMODA MASTERS IN FASHION BUSINESS AND RETAIL 2011 FASHION STYLING PROJECT / FUTURE DECLINATIONS OF FEMININITY DRESSES / BIANCA VANNUCCI/POLIMODA FASHION DESIGN HAIR & MAKE-UP / BARBARA NERI/CLASS SALON EDUCATION STYLE MODELS / JENNY HIRTZ, ELEONORA SERRA PHOTO / VITTORIO MARRUCCI, SERENA GALLORINI/FONDAZIONE STUDIO MARANGONI CONCEPT & DIRECTION / OLGA NIESCIER/POLIMODA

że wydarzenia, które dzieją się w miejscach oddalonych od siebie o tysiące kilometrów, mają na siebie natychmiastowy wpływ, a osoby różnych narodowości, kultur, języków, religii stają twarzą w twarz, mieszają się lub ścierają w tyglu internacjonalizacji. Konfrontacja to z jednej strony otwartość i tolerancja, a z drugiej – określenie własnej tożsamości kulturowej w tych okolicznościach. „Umiędzynarodowienie” musi koniecznie być dzisiaj częścią wykształcenia kreatywnego. Najlepsze szkoły mody i designu rozumieją to, tworząc konsekwentnie ośrodki wielokulturowe, gdzie wartością najważniejszą jest właśnie poznanie „innych” i współdziałanie. Studenci biznesu mody paryskiej IFY (International Fashion Academy) spędzają całe roczne studia pomiędzy Szanghajem a Florencją, zmuszeni do osobistej konfrontacji starej Europy w zderzeniu z eksplodującą Azją. Sami, będąc grupą osób najróżniejszego pochodzenia z dowolnych stron świata, są swoistymspołecznymeksperymentem,nowyminomadami-

-kosmopolitami, przynależnymi do kultury globalnej, a nie lokalnej, z innym językiem i obyczajowością, przygotowani mentalnie do działania na arenie światowej i przemieszczania się fizycznego i myślowego bez ograniczeń. We florenckiem Instytucie Polimoda (Polimoda Institute of Fashion Design & Marketing) liczba studentów spoza Italii przekroczyła 50 procent. Dzięki reformatorskim działaniom słynnej belgijskiej dyrektor Lindy Loppy ten wielonarodowościowy miks czerpie z dialogu, z odmienności zarówno mentalnej, jak i poetyki twórczej.

research, inspiracja

Research, pojęcie z języka angielskiego, przetłumaczalne jedynie przy pomocy długiej definicji, to systematyczne zgłębianie problemu dzięki poszukiwaniu, obserwacji, badaniu, zestawianiu i analizowaniu materiałów i źródeł w celu ustalenia faktów i wyciągnięcia wniosków. W kulturze szybkości i natychmiastowego dostępu research stał się niezwykle łatwy i trudny zara-

72

zem. Proces nauczania creative heroes to wypracowanie w nich umiejętności nieustającego „skanowania” rzeczywistości w świadomym i podświadomym polowaniu na informacje znaczące dla danego kontekstu poszukiwań. Kreatywność wymaga zdolności syntetyzowania – przesiewania danych, spostrzeżeń i materiałów w celu otrzymania kombinacji nowych i użytecznych, tworzenia scenariuszy i prognozowania. I polega na pracy, nawet jeśli jest stymulująca i efektowna – znów Florida. O ile research to proces dość racjonalny, o tyle inspiracja – sięgając do etymologii słowa – to wdychanie, wchłanianie niezbędne do istnienia. Stymulujący wpływ i natchnienie poszukiwane w nieustającym zachwycie i ciekawości świata. Inspiracja nie jest zarezerwowana dla artystów, jest pokarmem codziennym klasy kreatywnej.

wizja autentyczna

Invisioning to tytuł żarliwego rozdziału niedawno opublikowanej książki Luxury Hackers


DRESSME

autorstwa wykładowcy florenckiej Polimody Danilo Venturi. Venturi z punktu widzenia profesjonalisty, zajmującego się zarówno kształtowaniem tożsamości marek globalnych, jak i nauczyciela nowego pokolenia rozbraja krok po kroku przerdzewiałe mechanizmy nadmuchanego systemu mody, nawołując do autentyczności i indywidualizmu. Uczy patrzenia w siebie, poszukiwania osobistej wizji, autorefleksji, określania niepowtarzalnego punktu widzenia, prawdziwych, głębokich emocji, których eksploracja w sposób naturalny stworzy nowy design. Design, w którym produkt, jego kontekst i komunikacja będą absolutnie spójne i wynikające z owej szczerej wizji twórcy/twórców. Która sama w sobie stanie się kopalnią dla „marketingu” – całościowego tworzenia brandu: kolekcji, wartości, symboliki, idei. Wolność i oryginalność myśli mogą stać się nową siłą napędową dla zapadniętych w konsumpcyjnym konformizmie społeczeństw. Współczesność to absolutny mix & match wszelkich zjawisk

kulturowych i jak nigdy dotąd mnogość postaw i światopoglądów, wyborów, możliwości ich manifestowania i egzekwowania. Przyszłość mody to małe marki definiowane przez tożsamość ich kreatorów, umiejące ją jasno i przekonywująco przekazać, oferując ich klientom znaczenie. To podejście holistyczne, łączące harmonijnie artyzm i biznes w ich naturalnym współbyciu.

future soul

Tworzenie mody to złożony proces wspólnej pracy. Projekt „Future soul” to spontaniczne i naturalne spotkanie studentów w projekcie stylizacji – tworzenia fashion image. W ramach ćwiczenia „Future declinations of femininity” współpracowali studenci projektowania POLIMODY, studenci biznesu mody IFY oraz studenci fotografii Marangoni (Fondazione Studio MARANGONI). Mieszana grupa kilkunastu osób z najróżniejszych stron świata rozwijała swoją kreatywność poprzez: okre-

73

ślenie wizji i konsekwentny research dla tworzonego zadania; szybkość reakcji i zdolności organizacyjne – umiejętność odnalezienia zasobów twórczych i znaczeniowych w obcym mieście i kraju, wyszukanie stylistów, managerów, projektantów i fotografów i nawiązanie z nimi współpracy; umiejętność rozwinięcia określonej wcześniej wizji w zetknięciu z§osobowością projektanta, zbudowanie wspólnej wypowiedzi; podejście do stylizacji i tworzenie nowych treści przez graficzną interpretację produktu i postaci. × OLGA NIEŚCIER – autorka jest projektantem i wykładowcą

w Instytucie Polimoda we Florencji. Pracuje jako konsultant i projektant m.in. dla: Giorgio Armaniego, Fratelli Rossetti. Jest także dyrektorem programowym kierunków podyplomowych warszawskiej Polsko-Włoskiej Szkoły Designu i Managementu VIAMODA: Zarządzanie w sektorach mody ; Z ar z ądz anie marką luk susową ; Prognozowanie trendów w obszarach mody i designu. www.viamoda.edu.pl


DRESSME

W

orld order around us is disintegrating daily creating surprising and increasingly frenzied scenarios. Information flows in countless directions, in just as many new links and explosions. Nothing can be determined anymore, nothing is certain and as it used to be. The order of the past does not match today’s multifaceted reality. Power, economic and cultural centers have reached a crossroads with development phases uniting in the face of the predicament assailing former decades and centuries old establishments in the US, Japan and Europe, including our newly shaped, multinational and complicated, yet culturally consistent, European community. As these tectonic movements of different civilizations take place, we move along the lines of capitalism and market regulations, which seem to crumble in the unkempt, putrid market, so overfed with consumerism, capital gains motivation, cost reduction and manipulation of the target users predilections. What had determined ‘Europeanism’ in previous centuries – cultural, intellectual and humanistic values – has now become a marginal minority among modern societies enslaved by the purée of thoughtless mass culture. So what will inspire our ‘Western’ civilization to attain new heights in unsullied values and enthusiastic energy? A field that must quickly adapt and establish a new direction in times of crises, hostility and revaluation, is education. Schools and universities, which are a gathering place for the intellectual potential of society, should construct new forms of education through an active interchange between academia and the professions. Academia should lay the grounds for the rise of the new elite, a new managing class and flexible, creative, vibrant and multi-talented specialists. The communist experiment once car-

ried out on the corpus of Europe proved how impossible it is to make everyone equal and that it is only natural diversity within societies that allows the birth of an intellectual elite, capable of leading the rest of the masses towards modern enlightenment. The most important talent of the elite has always been flexibility – understanding the zeitgeist and its dynamics – and development and communication conventions. In his celebrated book, The Rise of the Creative Class, Richard Florida proposes a bold, yet reasonable thesis, that creativity is the lifeblood of humanity and for the first time ever an important resource vital for further development. Florida writes about the ethos of creativity and its related zeitgeist. He puts an equals mark between the lifeblood of every great change and the growth of people’s creativity, which is a feature defining the economy of our times. He claims that creativity is now appreciated and that systems of encouraging and supporting creativity have been established to be the inspiration for new technologies, new domains in industry and a new born well-being. The potential of the human brain is the most important intellectual property we possess. When looking at the situation this way, the rigid division in educational forms between teaching art and economy-management loses its validity. New resources in education have to be established, along with new faculties boldly combining the two worlds. One often discussed and engaging notion is the so-called creative sector, developed and centrally supported, considered essential in stimulating the economy. New professionals need to adopt a creative approach to management, distribution, sales, but also a management approach to the process of creating a product and the establishment of a means of communication. Undeniably, a conscious, creative process can become the most efficient of working tools.

74

cultural background

Can design be taught? Is there a formula for creating brand or fashion designers? Definitely not. What is possible though is to teach how to think and find personal space in a certain cultural context, so that further constructive dialogue with reality can proceed. Clothing has long been much more than just necessary body protection. It is decoration carrying either the intended or unintended function of social communication. Appearance is not just clothing. Fashion is a complex system defining people’s physical appearance in the universe of human interrelations. In order to design authentic fashion, it is necessary to understand it as a cultural dimension reflecting all human intellectual and sensual activity. Creating new collections and brands resembles creating and defining real contemporary values. It’s a lot more than just playing with form and style. It is an act of selfdefinition through individual or group differentiation. To achieve it, a wider perspective is necessary, as well as knowledge of social processes and cultural codes transmitted through physical appearance, consecutive social changes and reasons behind them. It is necessary to address philosophical outlooks, artistic trends and changing aesthetics, those former, current and upcoming ones, all alike. Both creative and business intuition derives from knowledge of a certain substance, as well as from analysis and, ultimately, from passion. Even instinctive denial and revolution is based on the knowledge of what is being denied and fought against. True sensitivity is therefore a craving for knowledge and inspiration. As Florida says, creativity is multidimensional and empirical – it is based upon intellect, which in turn is based on the diverse experiences and outlooks of those with a range of interests and greater knowledge.

confrontation

The world is an ‘open’ place. We are now able to overcome time – and space-related obstacles


DRESSME

that had formerly set us apart. As a result of globalization events taking place thousands of kilometers apart have an immediate communal impact. People of different nationalities, cultures, languages and religions face each other, mix and interact in the pot of internationalization. On one hand, confrontation implies openness and tolerance, and on the other – under these particular circumstances it leads to defining one’s cultural identity. Internationalization should become a part of creative education. The best schools of fashion and design understand this reality and have established multicultural centers, where the major objective is to understand others and cooperate with them. Students of fashion business at the International Fashion Academy in Paris take part in one-year-long studies traveling between Shanghai and Florence, forced to personally confront the clash between old Europe and exploding Asia. As a group of individuals of different origins, they are conducting a unique social experiment, as contemporary nomads and cosmopolitans, belonging to a global, rather than local culture, who speak a different language, have different customs and who are mentally ready to act on an global stage with no physical or mental limitations. The number of non-Italian students of the Polimoda Institute of Fashion Design and Marketing in Florence has risen above 50 percent. Thanks to the reformatory initiatives of its famous Belgian director, Linda Loppa, this multinational mix is largely the result of dialogue and differences in both mentality and poetic creativity.

research, inspiration

The term research can only be translated into Polish by giving a verbose definition of a systematic deepening of a problem by the means of searching, observing, investigating, comparing and analyzing materials and sources in order to establish facts and draw conclu-

sions. In the culture of immediateness and instant access, research has become significantly straightforward, yet complicated at the same time. The education of creative heroes is based on instigating in them the skill of constant reality-scanning to both consciously and subconsciously hunt for vital information within a particular context. Creativity requires the skill of synthesizing – filtering information, observations and materials in order to gather new and valuable data, to draw possible scenarios and to forecast events. It is also based on work, even though it is stimulating and effective you still have to do it, as Florida points out. In as much as research is a rational process, inspiration is closer in resemblance to breathing, absorption necessary to exist, as the etymology suggests. It is a stimulating influence, a constant delight and interest in the world around us. Inspiration is not restricted to artists, it’s the everyday nourishment of the creative class.

authentic vision

Invisioning is the title of an enthusiastic chapter of the recently published, Luxury Hackers, written by Polimoda lecturer, Danilo Venturi. From the perspective of a professional engaged both into shaping global brand identity and educating the ‘young’, he steadily dismantles the creaky mechanisms of the unkempt fashion system, calling for authenticity and individuality. He teaches how to look into oneself, how to develop a personal vision, how to be introspective, how to explore one’s real emotions in order to develop a new design. A personal vision that acknowledges that the product and its context and ways of communicating it are inseparable elements derived from the designer’s genuine vision. A vision that will be selfsufficient in terms of marketing, able to establish brands: collections, values, symbols, ideas. A free and original philosophy can become the

75

new lifeblood for societies sinking in consumer conformism. Contemporariness is a mix match of various cultural phenomena and for the first time in history it expresses such a numerous amount of attitudes, outlooks, choices and ways of manifesting and executing them. The future of fashion lies in small brands reflecting the identity of their designers, able to clearly and convincingly express their message to customers. Such a holistic approach combines artistry and business harmoniously.

future soul

Designing fashion is a complex process of cooperation. The Future Soul initiative is a spontaneous meeting of students to set up a fashion image. Within the project, Future Declinations of Femininity, Polimoda students of design worked with their counterparts in fashion faculties from IFA and students of photography from Fondazione Studio Marangoni. This group of students from different parts of the world developed their creativity in the following fields: establishing a vision and conducting consistent research; reaction time and organisational skills – ability to find creative and substantial resources in a foreign city and country, connecting with stylists, managers, designers and photographers; ability to develop the formerly established vision after connecting with the personality of the designer, constructing a mutual means of expression; approach to stylization and creating new content through a graphic interpretation of the product and people. × OLGA NIEŚCIER is a designer and lecturer at the Polimoda

Institute in Florence. She works as a consultant and designer for brands such as Giorgo Armani and Fratelli Rosetti. She is also the program director of the postgraduate faculties at the Warsaw-based VIAMODA Polish-Italian School of Design and Management: Fashion management; Luxurious brand management; Fashion and design trends prediction. www.viamoda.edu.pl


DRESSME

PASJA TWORZENIA

B

iżuteria Mishu Design zachwyca czystą, szlachetną formą. Kunsztowne kolczyki, wyrafinowane kolie, ascetyczne w formie bransolety. To biżuteria kreowana z myślą zarówno o koneserach sztuki złotniczej, szczególnie ceniących jakość i doskonałą formę, jak również o fashionistkach, dla których priorytetem są trendy i unikalny design. Czego możemy spodziewać się w kolekcji? Srebrnych kwiatów z kroplami rosy ze szlachetnych kamieni, złotych motyli zrywających się do lotu z bransolety, srebrnych i kolorowych nitek – bransolet, czy „ślimaków w kosmosie” zadziwiającego pierścionka, który w tym roku podbił serca jury międzynarodowego konkursu biżuteryjnego w Paryżu.

Inwencja projektanta marki – Marcina Tymińskiego nie zna granic! – W swoją pracę wkładam całą energię, nie cenzuruję wyobraźni. Moje przedmioty są obrazem moich nastrojów, uczuć i emocji – mówi Marcin. Impuls do tworzenia może przyjść z każdej strony, dlatego jestem cały czas otwarty na świat i nowe doznania. Dzięki temu kolekcje Marcina są zróżnicowane, a wzornitwo i sposób wykonania biżuterii – nowatorski. Założyciele firmy wierzą, że w każdym społeczeństwie jest miejsce na produkty z wyższej półki, ręcznie robione, o unikalnym wzornictwie. Polska też jest gotowa na takiej klasy produkt, a Polacy zaczynają coraz bardziej doceniać pracę artysty i mistrza rzemiosła. Każda moja klientka to osoba, która lubi rzeczy unikalne, ceni sobie wyjątkowy design, ręczną pracę i wysoką jakość – podkreśla artysta.

76


DRESSME

Złoto i srebro najlepszych prób zamknięte w subtelnych, nowoczesnych formach – to sedno wyjątkowych kolekcji biżuterii Mishu Design, nowej marki ekskluzywnej bizuterii na polskim rynku.

Jak sam twierdzi, inspiruje go wszystko, a zaczęło się od... klocków! – Rysowaniem, wymyślaniem i projektowaniem zajmowałem się już jako dziecko. Początkowo były to sterty rysunków, a pierwsze projekty powstawały z klocków czy też z drewna... Niekoniecznie była to od razu biżuteria ale były to moje pierwsze prace projektowe. Dziś po latach pracy i wielu sukcesach wciąż czuje niedosyt: – Niedosyt jest bodźcem do tworzenia nowych przedmiotów. Gdyby go nie było, spocząłbym na laurach... Marcin Tymiński jest wielokrotnie nagradzanym w międzynarodowych konkursach designerem oraz prezesem Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych. Projekty Marcina były wyróżniane prestiżowymi nagrodami, między innymi w 2010 roku wygrana Editor's Choice podczas targów INTERNATIONAL

J E W E L L E RY L ON D ON R e co g n i z i n g Originality and Inspirational Craftsmanship oraz w tym samym roku wygrana w konkursie SHERIFF de MODE podczas targów BIJORHCA – ECLAT DE MODE PARIS. We wrześniu odbyła się inauguracja marki w Polsce, kiedy to otwarto w Warszawie pierwszy butik Mishu Design. Ale firma planuje oczywiście dalszy rozwój na polskim rynku, jednocześnie nie zapominając o cieszących się renomą targach i wystawach zarówno w kraju, jak i za granicą. Jeszcze w tym roku Mishu Design będzie prezentować swoje wzory na targach w Londynie i w Dubaju. Biżuteria Mishu Design jest dostępna w butiku marki, który mieści się przy ul. Wiejskiej 17 w Warszawie. × www.mishu-design.com

77


DRESSME

TEKST /

Monika Rosińska

78


DRESSME

W 1914 roku Blaise Cendrars napisał dla artystki i projektantki Sonii Delaunay wiersz zatytułowany The Simulatneous Dress, którego pierwsza strofa brzmi: On the dress she wears a body The woman’s body has as many bumps as my skull Glorious if you are incarnate With wit The tailors do a stupid job Just like the phrenology My eyes are kilos weighing down the sensuality of women. Everything that bumps progresses into depth The stars penetrate the sky The colours disrobe in contrast. ‘On the dress she has a body’

S

trofa ta doskonale streszcza rewolucyjność myślenia o relacji między ciałem a ubraniem, tkwiącej w pracach tej rosyjskiej z pochodzenia designerki. Sonia Delaunay w pewnym sensie była zarówno dzieckiem swoich czasów, jak i prekursorką nowości, pionierką tego, co w modzie dopiero miało nadejść. Inspirował ją i kubizm, i futuryzm, i fowizm. Była w pełni przekonana, że ubranie dla kobiety powinno być dopasowane do jej stylu życia, powinno wpasować się w codzienność jej ruchów i zachowań ciała. Ta idea wspaniale została wyrażona w pierwszym i ostatnim wersie przytaczanej strofy: On the dress she wears a body, On the dress she has a body. Co więcej, tworząca i mieszkająca w Paryżu artystka potrafiła przetłumaczyć formę ciała na schemat wektorów, linii oraz napięć, w rezul-

tacie wprawiając je w ruch. Włączając w projekty swoich ubrań kształt oraz ruchy ciała, nadała mu dynamikę i uwolniła od unieruchamiającej pozy. Wyostrzoną wrażliwość Delaunay na znaczenie relacji między kobiecym ciałem a ubraniem można by zestawić ze swoistym syndromem clothes-consciousness, na który „cierpiała” Wirginia Woolf, pisząca swoją drogą również dla najbardziej liczącego się magazynu poświęconego modzie – „Vogue’a”. Nie będzie to jednak opowieść ani o Delaunay, ani o sławnej powieściopisarce. Nie będzie to również opowieść o istocie mody. O czym więc? O subtelnej i trudno artykułowalnej relacji między ciałem a ubraniem, o miejscu „styku”, o interakcji korporalności z taktylnością. I Delaunay, i Woolf wiedziały, o czym mowa. J. C. Fluegel w swojej książce The Psychology of Clothes pisze o zdolności ubrania do wytwarza-

79


DRESSME nia iluzji. Mistyfikowania rzeczywistego. Manipulowania statusem, władzą czy przestrzenią. Najważniejsza jednak, jego zdaniem, jest swoista iluzja tożsamości i ciała, wyrażona albo poprzez ideę confluence (zlania się, złączenia, zbiegnięcia się), albo przez traktowanie ubrania jako ekstensji ciała. W obu tych przypadkach mamy do czynienia z próbą przezwyciężenia binarnej, organizującej ludzkie poznanie opozycji ciało – ubranie. Opozycji, która od antyku aż do dziś karmiła się i wzmacniała nawarstwiającą się tradycją swój symboliczny wydźwięk przeciwstawnego. Jednakże, jak pisze Anne Hollander w książce Seeing through clothes, ta binarność miała mniejsze uzasadnienie w przypadku kobiecego ciała. Bowiem w starożytności reprezentacja kobiecego ciała pod

odsyła do emocjonalnego napięcia związanego z nadzieją ubraną w obawę o dopasowanie de facto ciała do formy sukienki. W tym też sensie ubranie pełni tutaj funkcję nośnika pamięci o stanach i zachowaniach ciała, o jego emocjonalnych dyspozycjach. Jest również miejscem zdeponowania bardzo osobistych uczuć oraz przeżyć z nim związanych. Woolf, wydaje się, świadoma była tego, że ciało nie tyle jest funkcjonale i symboliczne, co raczej jest miejscem ekspresji określonego habitusu. Ciało bowiem jako fizyczna forma wyznacza jedyny właściwy społeczny repertuar gestów, projektuje określone praktyką zachowania, wyznacza charakter podejmowanych ruchów. Znaczenie ciała w połączeniu z praktyką ubierania można również udokumentować histo-

postacią rzeźby najczęściej osadzona była właśnie w owej interakcji ciała z ubraniem. Kobiece ciało to raczej ciało kształtowane, czynione widzialnym i uwydatniane przez ubranie niż ciało nagie, rozebrane. Sięgając do angielskiego źródłosłowu cloth, dowiemy się o jego germańskim pochodzeniu; przyjmuje się, że niemieckie Kleid (suknia, sukienka) i Kleidung (odzież, ubranie) posiada rdzeń kli- oznaczający: „przyklejać się”, „trzymać się”, „uczepić się”, „ubranie, które uczepi się ciała”. Zafascynowana ubraniami, wspomniana już wcześniej Wirginia Woolf dostrzegała tę wyrafinowaną grę cielesności z fakturalnością ubrania. Woolf pisała o ubraniach w swoich pamiętnikach i powieściach; nawet głównych bohaterów oraz ich rys osobowościowy, a także konstrukcję emocjonalną poznajemy dzięki ubraniom. Angielska pisarka poprzez scharakteryzowanie taktylności, cielesności interagującej z ubraniem budowała podmiot swoich narracji i historii. W opowiadaniu The Sketch of The Past dobitnie opisuje uczucie wstydu ciała wywołane na skutek założenia nowej, przyciągającej uwagę sukienki. Zapis tego bardzo intymnego uczucia Woolf

rycznym rytuałem levée. Doprowadzony do statusu ceremonii przez Ludwika XIV zwykły początkowo akt porannego wstawania oraz ubierania się w obecności swoich poddanych był sposobem i wyrafinowaną formą budowania oraz sankcjonowania politycznego autorytetu. Służba, członkowie dworu oraz rodziny zwykli odwiedzać monarchę o poranku. Oczywiście zachowana była stosowna hierarchia oraz kolejność wizyt. Każdy ze zgromadzonych osobiście asystował panującemu podczas jego porannej toalety. Pomimo tego, że miał on na sobie jedynie perukę, z właściwą królowi pewnością siebie przyjmował nawet nieznajomych gości. Jennifer Craik w książce The face of fashion podkreśla, że ten ceremonialny zabieg miał na celu wzmocnienie lojalności poddanych wobec Ludwika XIV przez oswajanie ich z monarszym ciałem oraz praktyką jego przyodziewania. Tym sposobem ucieleśnione relacje władzy stawały się jeszcze bardziej naturalne, oczywiste i niekwestionowalne. Autorytet Ludwika XIV żył bowiem siłą lojalności oraz poddaniem wobec rytuału. Ceremonia levée to przykład manifestowania się relacji między ciałem, ubraniem, habitusem

80


DRESSME w codziennej, zrytualizowanej etykiecie XVII-wiecznego dworu. Co więcej, widać na tym przykładzie, że ciało jest tyleż naturalne, co społeczne. Kreuje możliwości oraz nakłada ograniczenia, rodzi transgresje. Przybiera i wzmacnia dzięki ubraniu „naturalne” pozy. W ubraniach zapisuje się pamięć lekkości i gracji ciała oraz trajektoria jego ruchów. Rytm ciała może być wytwarzany również przez intensywność kolorów poszczególnych ubrań oraz rodzaj ich faktury. Niemniej ważne wydaje się napięcie między statycznością a dynamiką samej pozy. Gdy sięga się do historii mody, łatwo dostrzec, że praktyka pozowania również podlega swoistym następującym po sobie stylom i konwencjom. Modelka pozująca w latach 50. „wydłużała”

Zrozumienie, że jej istotą jest wzajemna symbioza, stanowi dziś podstawowe kryterium dobrego projektowania, dobrego fashion design. Stephen di Pietri, kurator jednej z ekspozycji Yves Saint Laurent o owej relacji wypowiada się następująco: „Kiedy ubrania znajdują się na ekspozycji za długo, tkanina umiera. Suknia, która była na wystawie za długo, jest zupełnie inna od tej, która była noszona za długo. W jakiś sposób, suknia „karmi się” ciepłem emanującym z ciała osoby, która ma ją na sobie. Kiedy więc widzimy suknię na zimnym manekinie, specjalnie oświetlonym oraz z systematycznie opadającym na nią kurzem, czegoś zaczyna jej brakować. Nawet jeśli nie wiadomo, jak często będziemy ją czyścili i odświeżali, jakimś dziwnym trafem i tak

Ciało bowiem jako fizyczna forma wyznacza jedyny właściwy społeczny repertuar gestów, projektuje określone praktyką zachowania, wyznacza charakter podejmowanych ruchów. szyję oraz pokazywała twarz z profilu. Najlepszym tego przykładem wydaje się fotografia z 1955 roku wykonana przez jednego z najsłynniejszych fotografów drugiej połowy XX wieku, Richarda Avedona, zatytułowana Dovima i słonie. Modelka stoi między słoniami, jedną stopę stawia tuż przed sobą i „celuje” nią w oglądającego fotografię. Lata 60. to poza wyznaczona przez minispódniczkę MaryQuant. Modelki uwydatniają nogi, ale najczęściej siedząc, podpierają dłońmi policzek i patrzą prosto w obiektyw aparatu fotograficznego. Powszechnie znana fotografia Christine Keeler autorstwa Lewisa Morleya z 1963 roku najlepiej streszcza dekadę pozy proto-hippisowskiej. Z kolei poza charakterystyczna dla dekady wieńczącej wiek XX zdefiniowana została przez ówczesną top modelkę Kate Moss. Fotografia wykonana przez Corinne Day w roku 1993 przedstawia nastoletnią „krańcowość” wyrażoną w luźno i nienaturalnie opuszczonych ramionach, niesymetryczności oraz niedbałej nonszalancji ciała Moss. We współczesnej, XXI-wiecznej pozie coraz bardziej można dostrzec refleksję nad specyfiką relacji między ubraniem a ciałem.

traci swoje życie” (cyt. za: J. Craik, The Face of fashion, s. 15, tłum. MR.). W słowach di Pietriego rezonuje idea wzajemnej relacji cielesności z fakturalnością. Wie on, że ubranie zyskuje życie tylko w relacji do ciała, dzięki wykorzystaniu jego „energii”. Współcześni projektanci mody coraz częściej pochylają się nad próbą zrozumienia owej interakcji. Na przykład Rui Leonardes, projektant mody, który zanim rozpoczął studia projektowania odzieży męskiej w Royal College of Art w Londynie, tańczył w balecie w Portugalii oraz Holandii. Mając za sobą takie doświadczenie, świadomość ciała, jego interakcji z ubraniem, myślenie o zachowaniu ciała oraz gestach – wszystko to niewątpliwie jest dla niego naturalne. Jego kolekcje to zbiór ubrań, które znakomicie prezentują się na ciele wprawionym w ruch. Ich ekspozycja również znacznie odbiega od klasycznej. Statyczna poza zostaje zastąpiona energią płynącą z ciała w ruchu. Dynamizm w ubraniach Leonardesa odczytuję również jako umiejętną grę z tradycją pozy oraz próbę jej użytecznego przeformułowania we współczesnym świecie projektowania mody. Odnajduję również zmysł i talent Sonii Delaunay. ×

81


DRESSME In 1914, Blaise Cendrars wrote a poem for the artist and designer, Sonya Delaunay, titled The Simultaneous Dress, with the first verse as follows: On the dress she wears a body The woman’s body has as many bumps as my skull Glorious if you are incarnate With wit The tailors do a stupid job Just like the phrenology My eyes are kilos weighing down the sensuality of women. Everything that bumps progresses into depth The stars penetrate the sky The colours disrobe in contrast. ‘On the dress she has a body’

T

his perfectly summarizes the revolutionary approach of the Russian designer towards links between body and clothing, which are visible in her work. Sonia Delaunay was somewhat of a child of her times and a precursor of novelty, a pioneer of what was yet to arrive in the world of fashion. She found inspiration in Cubism, Futurism and Fauvism alike. She was convinced clothing should reflect women’s lifestyle and fit their daily movements and corporal routines. The idea was wonderfully expressed in the first and final lines of the quoted passage: On the dress she wears a body; On the dress she has a body. What is more, the Paris based artist was able to translate a body form into a set of vectors, lines and tensions, in order to ultimately set it in motion. Enriching her work with shape and body movement, she detonated them and freed them from still, posed patterns. Delaunay’s intelligent sensitivity to the significance of the relations between a woman’s body and clothing can be compared to the unique, clothes-consciousness syndrome which tormented Virginia Woolf, who incidentally wrote for the major fashion magazine, Vogue. The story to follow, however, is not about the famous novelist. Neither is it about the essence

of fashion. What it is intended to address is the subtle and difficult to articulate relation between body and clothing, the contact point where corporality and tactility meet. Delaunay and Woolf both understood this point clearly. In his book, The Psychology of Clothes, J. C. Fluegel wrote on the ability of clothes to create illusions, to realistically mystify and to manipulate with status, power and space. What he found most significant, however, was the unique illusion of body and identity, expressed either through the idea of confluence (mergence, unity, concurrence), or through perceiving clothing as body’s extension. In both cases the essence lies in the attempt to overcome the binary division, which has governed our perception of the body-clothing opposition, derived from tradition and reinforcing the symbolical contrast, since ancient times up until our modern times. However, as Anne Hollander wrote in her book, Seeing Through Clothes, that binary division was formerly less relevant in the case of women. In ancient times, they were presented through sculptured interactions of body and clothing. A woman’s body was a form to shape, to present and highlight with clothing much more than by displaying it nude.

82

Analyzing the English etymology of the word, cloth, leads to the discovery of a German origin. It is believed that the German words, Kleid (skirt) and Kleidung (clothing), contain the root kli-, which signifies ‘to attach’, ‘to hold’, ‘to grab’, ‘a cloth that holds to a body’. Fascinated with clothing, Virginia Woolf recognized the sophisticated play of ‘bodiliness’ and the texture of clothes. She wrote of clothing in her diaries and novels. Even her protagonists and their personalities were portrayed through the clothes they wore. By characterizing the tactility and bodiliness interacting with the clothing, the English writer developed her principal literary subject. In, The Sketch of the Past, she explicitly described the sensation of bodily shame felt while wearing a new eye-catching skirt. The account of this highly intimate feeling reflects the emotional strain resulting from the concern of whether the body matches a specific cloth’s form. In this sense, clothing can carry memories of bodily states and behavior, as well as of its emotional predispositions. It is also where the most intimate feelings and related experiences are deposited. Woolf was aware of the fact that the body has no functional or symbolic purpose, but instead works as a device to express a specific habitus. Being physical in form, it specifies the appropriate gesture repertory, manages actions based on experiences and determines the nature of the actions taken. The significance of body against dress choice is documented by the historical ritual, levée. The ordinary act of getting up in the morning and putting clothes on whilst surrounded by ones subjects was turned into a ceremony by Louis XIV of France, in order to sophisticatedly construct and exercise his political power. Servants, courtiers and families would visit the monarch in the morning. All would be received in accordance with the appropriate hierarchy protocol and order of visits, of course. Each of the visiting guests would personally assist the king during his morning toilet. Although he wore nothing more than a wig, HM would accept visits even from guests who were unknown to him, as was becoming of a self-confident king. In, The Face of Fashion, Jennifer Craik underlines that the ceremonial routine was to strengthen the loyalty of the king’s subjects by accustoming them to the royal body and the practice of dressing it. Consequently, these close physical relations of the authorities of the land and monarch became more natural, clear and unquestionable. The respect Louis XIV enjoyed thrived on the fidelity, and the submission of his subjects to this ritual.


DRESSME

of

TEXT / Monika Rosińska

The ceremony of, levée, is an example of the manifestation of the links between body, clothing and habitus in the daily, ritualized etiquette of 17th century court life. Moreover, the example proves that the body is not only a natural, but also a social entity. It grants possibilities, defines boundaries and stimulates transgression. It takes ‘natural’ poses and reinforces them. Clothes record memories of lightness, grace and the trajectory of bodily movement. The body’s rhythm can also be presented through the intensity of the colours and textures of clothes. No less significant is the contrast between the static and dynamics of a particular pose. Looking back at the history of fashion, it appears clear that the practice of posing also follows a certain sequence of styles and conventions. Models posing in the 50’s lengthened their necks and displayed more of their profiles, as in the photograph, taken in 1955 by one of the most famous photographers of the second half of the 20th century, Richard Avedon, titled, Dovima with the Elephants. In the picture, the model is posing among elephants, with one foot extended before her, towards the viewer. The sixties, on the other hand, were dominated by Mary Quant’s mini-

skirt. Typically, models exposed their legs in a seated position, with chins supported in their hands, and looked straight at the camera. A well known photograph of Christine Keeler by Lewis Morley taken in 1963 summarizes the pre-hippie decade. Eventually, the typical pose of the last decade of the 20th century was defined by the top model, Kate Moss. The picture of her taken by Corinne Day in 1993 presents the teenage extremity expressed through loose and unnaturally positioned arms, as well as by the asymmetry and the casual nonchalance of Moss’s body. The modern 21st century pose indicates an increasing consciousness of the body-clothing relation. Today, understanding that the essence lies in mutual symbiosis is becoming the principal criterion in high quality fashion design. The curator of one of Yves Saint Laurent’s exhibitions, Stephen di Pietri, commented on that relation as follows: When clothes have been on display for too long, the fabrics 'die'. A dress that's been on display for too long is different to a dress that's been worn too much. Somehow a dress is 'fed' the warmth of the body of the person who's been wearing it. But when you have a dress on a cold mannequin, under a light and with the

83

dust falling on it, it loses something. No matter how much you clean it, refresh it, in a funny way it seems to lose its life. (J. Craik, The Face of Fashion). Di Pietri’s words resonate with the philosophy of the mutual relation between body and texture. He knows that clothes can only gain a spirit when in contact with the body, by using its energy. Modern fashion designers are making efforts to understand this interaction. Take for instance, Rui Leonardes, who had danced in Portuguese and Dutch ballet groups before he started men’s fashion design studies at the Royal College of Art in London. Having some experience already, he found the issues of body awareness, the body’s interaction with clothes, bearing in mind body movement and gestures, most natural. His collections contain clothes which look splendid on bodies set in motion. The way of presenting them is not typical either. Static poses are replaced by the energy imparted by bodies in movement. The dynamics of Leonardes’s clothes can also be perceived as a skillful play of traditional posing and the attempt to purposely reformulate it in the modern world of fashion design. Here, traces of Sonia Delaunay’s sagacity and talent can be observed without difficulty. ×


DRESSME

FOT. KRZYSZTOF ADAMEK

Irytująca. Fascynująca.

JAKAŚ

8 LUTEGO 2010 ROKU. TEGO DNIA DO CAŁEJ MASY BLOGÓW SZAFIARSKICH DOŁĄCZYŁ TWÓJ. JAKI MIAŁAŚ NA NIEGO POMYSŁ?

Serio 8 lutego? SERIO. DOTARŁAM DO SAMEGO POCZĄTKU.

Zepsułaś moją historię. Zawsze mówię, że wszystko zaczęło się w walentynki. W każdym razie pewnego dnia tak sobie siedziałam i ubolewałam nad faktem, że nie mam żadnego talentu. A przecież tak bardzo chciałam coś robić i czymś się dzielić. Wtedy z pomocą przyszła mi moda. Odkąd pamiętam, przywiązywałam ogromną wagę do tego, jak się ubieram. Postanowiłam więc, że zostanę blogerką. Że mój blog będzie ciekawą formą wyrażenia siebie. Że będę robić zdjęcia i pisać. Początkowo opisywałam pokazy mody, w których nie brałam udziału. Po prostu kopiowałam zdjęcia z internetu. Potem stwierdziłam, że to bez sensu. I zaczęłam dodawać swoje zdjęcia.

Nie spodziewałam się, że wszystko będzie działo się w tak szybkim tempie. Jestem miło zaskoczona tym, że ludzie interesują się moim stylem, choć w głębi duszy liczyłam na to. Chciałam udowodnić, że można ubierać się inaczej, a nie stosownie do wieku. Że nie musi istnieć kanon mody młodzieżowej. Ja mam trochę inny styl, który czasem szokuje. Dziewczyny w moim wieku często nie rozumieją, dlaczego nie chcę nosić tego co one. Od spódnic w kwiaty i conversów wolę czerwone marynarki i szpilki. Nie chcę wyglądać jak wszyscy. A WŁAŚNIE. ODWAGA. SKĄD TYLE JEJ W TOBIE?

Tak mnie wychowała mama. Zawsze lubiłam odstawać. Gdy mnie do kogoś porównywano, to podnosiło mi się ciśnienie, bo chciałam być inna, zauważalna, ale nie popularna. Po prostu niewrzucona do worka. Obok worka. Nigdy nie bałam się reakcji innych. Nie boję się do dziś.

TWÓJ PIERWSZY WPIS BRZMIAŁ: „POSTARAM SIĘ, ABY MÓJ BLOG CHOCIAŻ TROCHĘ RÓŻNIŁ

TWOJE STYLIZACJE DOCENIŁA OSTATNIO

SIĘ OD INNYCH”. OD TAMTEJ PORY MINĘŁY

AMERYKAŃSKA EDYCJA „ELLE”. ZOSTAŁAŚ

ORGANIZOWANEGO PRZEZ MAGAZYN. TRAFIŁAŚ DO NOWEGO JORKU. CO Z TEGO DOŚWIADCZENIA ZAPAMIĘTASZ?

Wizytę w amerykańskiej edycji magazynu. Uświadomiłam sobie wtedy, jak długa droga jest jeszcze przede mną, i że właśnie wykonałam pierwszy poważny krok. Zapamiętam niesamowitą różnorodność nowojorskiej ulicy, na której czułam się ubrana klasycznie i prosto, a nie ekstrawagancko. Niesamowite było też spotkanie z Bryanem Boyem, który radził nam regularnie publikować posty na naszych blogach, więc od tamtej pory staram się jeszcze bardziej. No i przede wszystkim kazał nam w siebie wierzyć. JESSI, CZEGO CHCIAŁAŚ JAKO DZIECKO?

Chciałam być kimś wielkim (śmiech). Inne dzieci mówiły „malarka”, „piosenkarka”, „aktorka”, a ja swoje. MODELKĄ NIE CHCIAŁAŚ BYĆ?

O nie. Nie chciałam być wieszakiem. Raczej kimś, kto będzie nim rządził.

PRAWIE DWA LATA. JAK Z PERSPEKTYWY

JEDNĄ Z OŚMIU FINALISTÓW

A GDY KTOŚ DZIŚ PYTA, KIM CHCESZ BYĆ?

CZASU TO OCENIASZ?

OGÓLNOŚWIATOWEGO KONKURSU

Dziś mówię „stylistką”. Jak Rachel Zoe.

84


DRESSME

FOT. JESSI MERCEDES KIRSCHNER OWN ARCHIVE

Tak mówi o sobie Jessica Mercedes Kirschner. Gada dużo i głośno, wymachuje rękoma. Nie boi się, że ją skrytykują za zbyt odważne stylizacje. Że powiedzą, że taka młoda, a już w szpilkach, futrach i piórach. Nie pozwoli wrzucić się do worka z jakąś etykietą. Stanie obok niego i będzie sobie dalej irytować albo fascynować. ROZMAWIAŁA /

GDYBYŚ MOGŁA SPOTKAĆ SIĘ ZE SWOIM

Marta Dudziak

KTOŚ MNIE OSTATNIO ZAPYTAŁ, BEZ KOGO NIE

A JAK KTOŚ CI MÓWI, ŻE IRYTUJESZ,

FASHIONOWYM GURU.

WYOBRAŻAM SOBIE ŚWIATA MODY. CHCĘ

KRYTYKUJE CIĘ, TO OPADAJĄ CI RĘCE?

KTO BY TO BYŁ?

ZAPYTAĆ O TO SAMO CIEBIE. BEZ KOGO ON NIE

Na pewno Karl Lagerfeld. Bo mnie intryguje. Jest inteligentny i cały czas patrzy w przód. Nie ma wątpliwości, że jest wielkim kreatorem. Genialnie przekłada to, co stworzyła Coco Chanel. Nie nudzi i cały czas pokazuje coś świeżego, dzięki czemu od lat jest na topie. W Polsce wiele gwiazd jest fajnych przez chwilę. A przecież nie jest sztuką być znanym przez dwa lata, a potem występować w centrum handlowym.

BYŁBY TAKI SAM?

Bez Grace Coddington. Jest w branży od 40 lat. Od wtedy pokazuje, co i jak ze sobą łączyć. Dla mnie jest niezastąpiona. Choć tak naprawdę każdy coś wnosi do świata mody. Jak Galliano, chociaż odszedł, ale czy to jest taka wielka strata? Czy odczuwamy to tak bardzo? Owszem, strata, ale zaraz przyjdzie ktoś nowy. Na tym polega życie. Na przemijaniu. Nie ma nic wiecznego.

Zależy, w jaki sposób to robi. Niedawno rozmawiałam z pewnym modelem, który zamiast mózgu miał kapustę. Mówił, że jestem irytująca. I robił to w prymitywny sposób. Jeśli ktoś mnie tak traktuje, to ja robię to samo. Inaczej jest, kiedy ktoś wyraża konstruktywną krytykę. Wtedy o tym rozmawiam. I czasem przyznaję rację.

MASZ SWOJEGO POLSKIEGO

JESSI, JAKĄ TRZEBA BYĆ OSOBĄ, ŻEBY PRZY

OJ, NIE BĄDŹ TAKA SKROMNA.

MODOWEGO IDOLA?

OKAZJI BYĆ WIDOCZNĄ? BO TY ZAPADASZ

Od wielu lat bardzo lubię Krzysia Stróżynę. Jest świetnym projektantem. W Polsce ludzie podniecają się Maciejem Zieniem, a przecież Krzysiek ma większe osiągnięcia za granicą. Robi coś zupełnie innego, nie przetwarza innych stylów.

W PAMIĘĆ.

Ja mam po prostu dziwną osobowość. Irytujacą albo fascynujacą.

Wbrew pozorom to nie skromność. Zrobiłam coś super, ale to nie jest jeszcze wystarczająco dużo. Muszę więc dalej pracować. × www.jemerced.blogspot.com

NO FAKT, JESTEŚ BARDZO JAKAŚ.

MARTA DUDZIAK – redaktorka, blogerka, fashion-loverka

IRYTUJĄCA, BO...?

i podróżniczka. Pisze dla Dielmmas Magazine, Aktivist'a

Bo drażnię innych. Może to przez to, że moja mama zawsze kazała mi w siebie wierzyć. Miałam też krzykliwą babcię. Spędziłam trochę życia w Niemczech, a trochę w Polsce, więc jestem taka „pomiędzy”, nienależąca nigdzie.

i kilku modowych portali. Wykłada kreowanie wizerunku

A IKONĘ MODY MASZ?

Nie mam. Kiedyś podobał mi się styl kilku osób. Ale ja nie chcę nikogo kopiować ani na kimkolwiek się wzorować.

85

TWOJA MODOWA MISJA. MASZ TAKĄ?

Chcę zmienić świat. Ale póki co, jestem jeszcze taka mini mini.

w warszawskim SWICH'u. Zakochana w rozmowach z fajnymi ludźmi, lekturze I-D i Industrie, oglądaniu kolekcji Jacobsa, Wojewódzkim, Nowym Jorku. Marzycielka i idealistka.


MUSEME

J

Podano d ale j

ak często trafiasz w mediach muzycznych na zapowiedzi genialnych albumów, fantastycznych koncertów, artystycznych objawień? Czy sugerujesz się superlatywami i biegniesz po bilet lub płytę? W końcu dziennikarz to zawód zaufania publicznego, a media powinny być autorytetami. No tak, tyle że dziś połowa tekstów jest autorstwa PR-owców, a media służą jako słupy ogłoszeniowe. To żadna nowość, że artykuły, programy telewizyjne i audycje radiowe są często inspirowane lub powodowane działalnością PR-owców. Generalnie nie ma w tym nic złego, bo zadaniem specjalistów od komunikacji jest właśnie komunikowanie się m.in. z mediami. Skoro wydajemy nową płytę, to chcemy, żeby świat się o niej dowiedział. Jeśli organizujemy koncert, to chcemy, żeby ludzie na niego przyszli. Samodzielnie więc – lub z pomocą specjalisty czy też całej agencji – rozpuszczamy wici m.in. w postaci informacji prasowych. I wszystko jest OK, dopóki te informacje służą jako podstawy do pisania tekstów, a nie są gotowymi artykułami, przy których praca dziennikarzy ogranicza się do kopiuj/wklej. Niestety – nie tylko w świecie muzyki – redaktorzy nagminnie publikują artykuły dokładnie w takiej formie, w jakiej znaleźli je rano w skrzynce mailowej. Jestem dziennikarzem i PR-owcem i w większości przypadków od razu rozpoznaję, kiedy tekst jest autorski, a kiedy jest gotowcem wysłanym do kilkuset odbiorców. Sam tworzę takie gotowce dla festiwalu Audioriver i obserwuję, jak bez absolutnie żadnej edycji trafiają potem na dziesiątki portali. Czy to źle, że tak się dzieje? Jasne, że źle, bo od dziennikarzy powinniśmy wymagać choćby odrobiny refleksji. Może nie powinienem tego pisać, bo w tej chwili zrażam do siebie media, z którymi współpracuję od lat, ale mam nadzieję, że odczytają moje słowa jako chęć poprawy sytuacji, a nie zwykłą nagonkę. Nie jestem zawodowym PR-owcem w takim rozumieniu, że zajmę się każdą marką, sprze-

TEKST

/ Łukasz Napora

dam każdą ideę, a swoim słowem poprę każdą brednię. Mam to szczęście, że współtworzę program Audioriver, dzięki czemu nigdy nie doszło do sytuacji, kiedy musiałbym promować artystę, którego uważałbym za słabego. Dzięki temu każda z moich informacji prasowych i każdy z wywiadów były szczere. Ale jestem w zdecydowanej mniejszości, bo większość tekstów powstających w agencjach czy w działach PR pisane jest przez ludzi, którzy wykonują zadania przydzielone z góry. Cel jest jeden: ma być pięknie i wspaniale. Finał jest taki, że idea wymyślona przez promotora koncertu czy marketing managera z wytwórni płytowej trafia przez media prosto na Twój informacyjny stół. Nie wiem, jak Tobie, drogi Czytelniku, ale mi słabo się robi, gdy napotykam takie zdania: „To już oficjalne – w tym sezonie rządzi Orange Warsaw Festival! Już jest genialnie. Na scenie zobaczymy przecież Jamiroquai, Moby’ego, Skunk Anansie, Plan B i The Streets. Wstrzymajcie jednak oddech! Przed Wami kolejne sensacyjne wieści z obozu OWF…”.

86

„Rządzi”? „Genialnie”? „Wstrzymajcie oddech”? „Sensacyjne wieści”? Chryste! Naprawdę jestem w stanie przeboleć fakt, że takie peany wychodzą spod ręki PR-owca. Kto wie, może – tak jak ja – pisząc to, wierzył w każde swoje słowo. Ale że redakcja publikuje taką laurkę? Podobne zdania mogłyby się znaleźć w recenzji koncertu, a nie w newsowych zapowiedziach. Jeśli zaś masz wątpliwości, czy ten tekst zrodził się w głowie PR-owca, czy redaktora, wklej jego fragment w Google i zobacz, ile portali wrzuciło identyczne zdania. Generalnie polecam tę metodę weryfikacji dziennikarskiej rzetelności. Nie oczekuję, że redaktorzy będą pisać artykuły zupełnie od zera, ale pamiętam, że gdy prowadziłem portal Soundrevolt.com, to z informacji prasowych, które lądowały w dziale news, usuwaliśmy wszelkie wartościujące przymiotniki. Nadchodząca płyta była po prostu nadchodzącą płytą, a nie „genialną płytą, na którą wszyscy czekają”. Na wartościowanie było miejsce w recenzjach i tu żaden PR-owiec nie miał już nic do gadania. Tyle że recenzje zawsze były dużo mniej chętnie czytane. Nawet jeśli publikowaliśmy je jeszcze przed wydaniem opisywanych albumów, to i tak często owe płyty były już nielegalnie dostępne w sieci. W takim razie internauta nie widział sensu, by czytać opinię jakiegoś redaktora, skoro za darmo sam mógł sobie sprawdzić, czy dany krążek był dla niego, czy nie. Dlatego szybkie newsy, pisane bez refleksji, „świetnie” się w muzyce sprawdzają, bo dla wielu czytelników są niczym innym jak wskazówką, które płyty ściągnąć w przyszłym miesiącu. To, o czym piszę, to przede wszystkim skaza internetu, w którym coraz bardziej liczy się liczba publikacji i tempo ich umieszczania niż sama treść. Duże zdjęcie, chwytliwy tytuł, ciekawy lead i jedziemy z kolejną „powalającą informacją”. Z drugiej strony internautów często nie interesuje nic poza zdjęciem, tytułem i leadem. Są tak samo leniwi albo tak samo zapracowani jak dziennikarze. Jeszcze nie wiem, który z tych powodów bardziej odpowiada za dzisiejszy stan rzeczy. ×



MUSEME

ŁUKASZ

L.U.C ROSTKOWSKI

O muzyce niebanalnie, o artyźmie na poważnie... O lewitowaniu w równoległej galaktyce, o tworzeniu nowej planety, o tym co z tą Polską opowiada ŁUKASZ ROSTKOWSKI, człowiek renesansu, nam bardziej znany jako L.U.C – artysta raper. ROZMAWIAŁA

/ Magda Howorska

GRAFIKI /

Grzegorz Przybyś

MUSZĘ CI SIĘ PRZYZNAĆ, ŻE OBECNIE

DOTYKAM TEGO TEMATU, BO LISTA OSÓB,

JESTEŚ JEDNYM Z NIEWIELU POLSKICH

Z KTÓRYMI WSPÓŁPRACOWAŁEŚ, JEST

RAPERÓW, KTÓRZY NIE WZBUDZAJĄ WE MNIE

IMPONUJĄCA: DUDZIAK, URBANIAK, MOŻDŻER,

UCZUCIA ZAŻENOWANIA... MOCNE TEKSTY TO

SMOLIK, PESZEK, NAMYSŁOWSKI, FOKUS,

JEDNO, ALE TO, CO PODOBA MI SIĘ

RAHIM... WIĘCEJ CHYBA NIE ZDOŁAM WYMIENIĆ

NAJBARDZIEJ, TO FAKT, ŻE NIE ZAPOMINASZ

JEDNYM TCHEM. CZOŁÓWKA AMBITNEJ

O MUZYCE...

POLSKIEJ SCENY MUZYCZNEJ. ZAZWYCZAJ RAP

Dziękuję. Nie wzbudzać zażenowania to takie miłe (śmiech). Czasem się zastanawiam, czy to tylko ja mam tak wygórowane wymagania, czy naprawdę poziom polskiej popkultury ogólnie – bo przecież nie tylko o hip-hop chodzi – jest niższy niż poziom depresji frustrata z Elbląga (Elbląg jest położony poniżej poziomu morza, więc to podwójna depresja, a więc już bardzo niski poziom). Ale cóż, jest też tak wielu bardzo zdolnych ludzi. Jeśli chodzi o muzykę, to hołdując zasadzie „słucham muzyki, a nie gatunków”, jak Frodo przemierzam różne krainy, niosąc brzemię pierścienia nieklasyfikowalności. Dziś płyta nagrana samym głosem, jutro może italo disco. Wszystkim słuchaczom, którzy szanują mnie za produkcje muzyczne, dziękuję za przebrnięcie przez PyyKyCyKyTyPff. To była skrajnie hermetyczna i trudna płyta – moja fanaberia. Ta n a j n o w s z a b ę d z i e m e l o d y j n y m odreagowaniem.

KOJARZONY JEST Z CIĘŻKIM BEATEM, A TU DUŻO WIĘCEJ, JAKBY CIEKAWIEJ...

AUTOR: GRZEGORZ PRZYBYŚ

88

Zaczerwieniłem się. Uwielbiam kooperację, wymianę energii. Spotkanie artystyczne to według mnie coś magicznego: lśnienie jak odblask księżyca w leśnym bajorku śnieżnozimowej nocy (śmiech). Wspomniane brzemię nieklasyfikowalności polega na tym, że hip-hopowcy przez wiele lat nie uznawali mojej muzyki właśnie przez te złamania stylistyczne. Zaś wszyscy inni postrzegali ją jako hip-hop, a przez to często przekreślali. Było to bardzo trudne, ale obiecałem sobie kiedyś, że zawsze będę starał się robić muzykę tak, jak czuję, a nie tak, jak wymaga stylistyka. Jestem tylko przetwornikiem tego, co usłyszałem. A słuchałem wszystkiego: od klasyki po Korna czy The Beatles. Stąd ta różnorodność, choć czasem już chyba przesadzam… Niektóre moje produkcje są wręcz barokowe pod względem rozmaitości. Ostatnio staram się więc upraszczać.


MUSEME

PASZPORT POLITYKI, YACH... CO NIESIE ZE SOBĄ MIANO ARTYSTY, TAKIEGO PRZEZ WIELKIE „A”?

Nie trzeba myć zębów i można wyjmować gotówkę ze wszystkich bankomatów. Zdobywa się kolejne uprawnienia w światowej lidze ludzi umiejętnością zasłużonych – w skrócie: ŚLUZ. Najpierw możesz puszczać bąki w towarzystwie, potem walić suchary, chodzić w szlafroku do SPA, kremować uda, no i w końcu te kaprysy. Koks na tacy z zębów wiewiórek nepalskich, kominek w busie koncertowym, dekoder telewizji Trwam w garderobie. Ponoć jak ma się Oskara, nie trzeba już ustępować miejsca starszym w autobusie. Dlatego nie chcę na razie Oskara. Okropnie szydzę. Przepraszam, to dlatego, że oczywiście niewiele to za sobą niesie. Zwykle jest tak, że prawdziwy splendor spada na kreatury, takie jak Gosia Andrzejewicz czy jej klony. Ale to normalne. I tak jest już dużo lepiej. Dobrze, że potrafiliśmy docenić np. Marię Peszek. Choć niestety także zdeptać. Oczywiście odczuwam wiele pozytywów dzięki wyróżnieniom. Czasem jestem w potężnym szoku, jakie rzeczy jestem w stanie już załatwić, z kim koresponduję, czyje zaufanie zdobywam itd. Na pewno traktują mnie poważniej. Mogę robić coraz większe projekty z większym rozmachem i to jest dla mnie najpiękniejsze. PYTAM, BO ROBIĄC MAŁY RESEARCH,

włosów. Wtedy najlepiej wyjechać do lasu i pobyć samemu, aż prawdziwe włosy same odrosną. Ale przepraszam, oczywiste dyrdymały plotę... Chodzi mi o to, że niełatwo znaleźć prawdę o samym sobie. WCIĄŻ CI MAŁO? STĄD POMYSŁ NA WIELOPŁASZCZYZNOWY PROJEKT?

Po części tak. Wynika to z mojej chorej ambicji i potrzeby odkrywania nowych lądów. Ale przyczyn jest więcej niż dziur w polskich drogach. Jedna z nich mieści się we wcześniejszym pytaniu. Nowy projekt tworzyłem, bardzo mocno myśląc o odbiorcach, którym chciałem pomóc znaleźć szczęście, jakim jest samorealizacja, odnalezienie prawdy o sobie i spełnianie ukrytych marzeń. Wszystkie moje projekty są wynikiem jakiejś mojej głębokiej potrzeby i pewnego zapału. Ale jedne z nich realizują bardziej moją potrzebę (PyyKyCyKyTyPff), inne są zrobione bardziej z myślą o społeczeństwie np. 39/89 Zrozumieć Polskę. KOSMOSTUMOSTÓW – SAM TYTUŁ ŚWIADCZY O DUŻEJ KREATYWNOŚCI, CIEKAWYM KONCEPCIE. A GDYBY TAK W KILKU SŁOWACH GO SCHARAKTERYZOWAĆ?

Nie da się (śmiech). Trzeba w to wejść. To opowiastka z morałem, która przez wielowątkowość tworzy cały mikroświat odrealnionego miasta Stumostów. Kolejna, Planet L.U.C jak PolaQwitu.

ZNALAZŁAM PRZY TWOIM NAZWISKU, KILKA… FACHÓW, ZAWODÓW, PROFESJI?

MOŻE I JESTEM SCEPTYCZNA, ALE CZY TY NAS NIE PRZECENIASZ? NAS, CZYLI

DOŚĆ PRETENSJONALNIE.

Najbardziej sobą. Szczęśliwą, półświadomą anteną, która odbiera i nadaje sygnał. Przetwornikreatorem. Nie zawsze tak było. Próbowałem się dostosowywać do różnych środowisk i profesji. Życie jest jak spacer przez targi fryzjerskie – każdy próbuje Cię wystylizować na swój sposób. Inną fryzurę Ci układa rodzina, inną środowisko, inną telewizja. Z czasem zapominamy, jaki właściwie był nasz kolor

WIEM, ŻE NIE ZGODZIŁEŚ SIĘ NA UDZIAŁ W PEWNYM TELEWIZYJNYM PROGRAMIE...

Tak, odmówiłem jurorowania w The voice of Poland. Zaproponowali mi to, bo nagrałem płytę samym głosem. Zresztą w Polsce robi to fajny reżyser, którego znam. To dzięki niemu – tak jak się spodziewałem – program nie jest wcale żenujący. Myślę, że zgodziłbym się na to gdybym a) na prawdę umiał śpiewać, b) uważał się za autorytet wokalny, c) mógł przygotowywać z kandydatami ich repertuar, a nie zorane jak odbyt więźnia z Alcatraz womityczne hity. No cóż, taka licencja. MAM WRAŻENIE, ŻE NIE MOŻESZ USTAĆ W MIEJSCU. COŚ W RODZAJU ARTYSTYCZNEGO ADHD... CO CIĘ NAKRĘCA?

No tak. Myślę, że najgorsze było to, że człowiek, który prasuje ulice żelazkiem i pije herbatę pod wodą, majstrował przy publicznych kuchenkach gazowych. To było dla mnie dość abstrakcyjne. Bardziej niż news o zabiciu Bin Ladena i wrzuceniu go do wody. Ale przecież żadna praca nie hańbi. No może kilka... KIM JESTEŚ „NAJBARDZIEJ”? ZABRZMIAŁO

wcale nie jest źle. Znam wiele osób, które mówią po chłopsku i jest w tym coś pięknego. Ale zawsze chciałem zaoferować ludziom coś więcej, dać im alternatywę i budować konceptualne mikroświaty. Czasem te nagrody i wyróżnienia dają mi poczucie, że być może na jakiś polach jestem pionierem. Ale już po chwili przypominam sobie Tolkiena czy Wachowskich i uświadamiam sobie swoją nędzność. Powiedzmy, że sztuką jest zrobić rzecz rozbudowaną, skomplikowaną, a zarazem spójną i sensowną. Jednak ważniejsze jest chyba, by uczynić to tak, aby przeciętni ludzie zrozumieli ją i znaleźli w tym coś dla siebie. Chyba...

POTENCJALNYCH ODBIORCÓW. CHODZI MI O LICZBĘ FORM PRZEKAZU. MY POTRZEBUJEMY PO CHŁOPSKU... SAM WIESZ, ŻE AMBICJE SIĘ TŁUMI... WIDAĆ TO W SHOW-BIZNESIE.

Nie tyle tłumi się ambicje, co bardziej promuje talenty wizualne niż umysłowe. Promuje się ładny głos, ciało, które wygina się jak wąż, człowieka, który potrafi wejść do garnka i przez pierdnięcie zagotować wodę – show. Faktycznie ciężko jest promować myśl, tekst, grafikę i przez to pole odbiorców bardzo się zawęża. Myśl dostaje po dupie, jak mały urwis, co podpalił babci kapcie, ale wciąż warto wierzyć w ludzi i ich intelekt. Wiem już, że nigdy nie będę Wiśniewskim. Znam swoją karmę i drogę. Wiem, że jestem odmieńcem, idę więc na pewne ścięcie. Wiem, że społeczeństwo potrzebuje po chłopsku. Wiem też, że po chłopsku to

89

Pomysły. Mam sporo wad, do tego choruję więcej niż dzienna łączna liczba spóźnień na PKP – mózg jak Ferrari, lecz ciało jak Atari... Ale dziękuję Bogu za to, że cały czas mi się chce. Nakręcają mnie coraz fajniejsze koncerty, coraz więcej słuchaczy, kibicujący dziennikarze i levée bliscy. Także praca z autorytetami – bardzo zdolnymi wokalistami, grafikami, rysownikami... GDYBYM MOGŁA CI CZEGOŚ ŻYCZYĆ, A ZDAJE MI SIĘ, ŻE DUŻO JUŻ MASZ, CO BY TO MOGŁO BYĆ?

Zdrowia. To jedyna rzecz, której mi czasem brakuje. × L.U.C – reżyser, raper, kompozytor i producent, z wykształ-

cenia prawnik. Autor wielu konceptualnych albumów i projektów m.in. filozofii „czterech galaktyk”. Za swoje nowatorskie podejście odznaczony Paszportem Polityki. Najnowsze dzieło atysty to wielkopłaszczyznowy projekt o nazwie ” Kosmostuostów”.


MUSEME

BALKON Z WIDOKIEM NA MUZYKĘ

FOT. EWA URBANIAK

Na jednym z balkonów przy Starym Rynku w Poznaniu można usłyszeć niebanalne dźwięki. Pląsanie gitary, piskliwy głosik, potężny bas, dźwięki harmonijki, beatbox. Wszystko akustycznie i naturalnie. Przy najmniejszym użyciu prądu. Czym jest ten nietypowy pomysł, opowiada PIOTR WIŚNIEWSKI. ROZMAWIAŁ

/ Krystian Lurka

90


MUSEME

EDMONTON, PRAGA, WIEDEŃ, MEKSYK,

Z TYMI NAGRANIAMI. MOGLIBYŚCIE

MACIE JUŻ SWOJĄ MARKĘ I REPUTACJĘ, CZY

KOPENHAGA, KOSTROMA, BRISBANE,

ORGANIZOWAĆ SEANSE KINOWE.

JEDNAK NIE UWAŻASZ, ŻE ZA MAŁO JEST

MELBOURNE, NOWY JORK, AUSTIN, ATLANTA,

Też myśleliśmy o wydaniu takiego miksu: nagrań od kuchni, wpadek i wszystkiego, co jeszcze nie ujrzało światła dziennego…

SZUMU WOKÓŁ WAS?

NASHVILLE, PARYŻ, REN, TORONTO, DUBLIN, HAMBURG, LONDYN, BRIGHTON, AUCKLAND. NO I POZNAŃ. SKĄD STOLICA WIELKOPOLSKI

NIEKTÓRE INICJATYWY CZY FESTIWALE MAJĄ MAŁO DO ZAPROPONOWANIA I ZAOFEROWANIA, A ICH PROMOCJA JEST

W TAKIM GRONIE?

ALE?

BARDZO ROZDMUCHANA. Z WAMI JEST CHYBA

Teraz tych miast się nagromadziło, ale gdy dwa lata temu BalconyTV zacumowało do Poznania, w projekcie brały udział zaledwie cztery miasta.

Musimy zebrać jeszcze trochę materiałów, a fakt, że sami zajmujemy się montażem, sprawia, iż jest to bardzo pracochłonne. Naszym małym marzeniem jest mieć własny sprzęt, który dawałby nam pełną swobodę. Teraz jesteśmy uzależnieni od innych osób, co często komplikuje całą sytuację. Myślimy także o kamerze internetowej i transmisji na żywo. Wtedy fani zobaczą, jaka rodzinna atmosfera panuję na balkonie i jak jest wesoło, jak twórczy duch unosi się w powietrzu i rozlewa po Starym Mieście.

ODWROTNIE. ROBICIE WARTOŚCIOWĄ RZECZ,

CZWARTE BALKONY NA ŚWIECIE?

Tak. Pomysł stworzenia BalconyTV pojawił się dość przypadkowo. W 2009 roku Marcin z przyjaciółmi chcieli zorganizować koncert offowej muzyki akustycznej w Poznaniu. Przeglądając Myspace, natknął się na polski duet Twilite. Na ich stronie profilowej wśród różnych wideo nagrań widniał filmik, na którym muzycy koncertowali właśnie na balkonie w Dublinie. Pomysł ten wydał mu się bardzo interesujący. Główną ideą BalconyTV jest kameralne, akustyczne koncertowanie na balkonie, dla którego tłem jest architektura danego miasta, uliczny zgiełk. Zafascynowany akcją zdecydował wspólnie ze znajomymi ściągnąć projekt do Poznania! Po wysłaniu szeregu maili do centrali w Dublinie udało mu się rozpocząć projekt w stolicy Wielkopolski. Po krótkim czasie pojawiłem się i ja! CZYM SIĘ ZAJMUJESZ?

Czasem trzeba coś przenieś czy ustawić, wtedy przydają się ręce. Ale od czasu do czasu muszę też ruszyć głową. A tak naprawdę to zajmuję się ogarnianiem ludzkiej życzliwości, bo bez niej nie byłoby tej akcji! Pomaga nam wielu wspaniałych ludzi, całkowicie bezinteresownie. To jest piękne! ILE DZIĘKI TEJ ŻYCZLIWOŚCI I BEZINTERESOWNOŚCI UDAŁO WAM SIĘ STWORZYĆ NAGRAŃ?

W sieci krąży już około 150 nagrań z muzykami z całego świata, m.in. ze Skandynawii czy z USA, no i oczywiście nasze rodzime zespoły. 150 NAGRAŃ RAZY KILKA MINUT? TO PRAWIE 20 GODZIN! MOGLIBYŚCIE WYDAĆ PŁYTĘ

KOGO NAJCHĘTNIEJ WIDZIAŁBYŚ NA NAGRANIU?

Jakby pojawili się chłopaki z Radiohead czy Noah and the Whale albo songwriterzy, jak Bon Iver czy Sufjan Stevens, to byłbym co najmniej uradowany. Ale nie mogę narzekać. Cieszę się, że udało się ściągnąć przeuroczą Julię Marcell, Nathalie And The Loners, Tres B czy zespół Pustki! To są moje perełki, bardzo ich lubię. A tak szczerze, to każdego artystę, którego gościmy, traktujemy jak gwiazdę! Jesteśmy mile nastawieni i artyści oddają nam taką samą energię. Znikają wszelkie bariery i nawiązują się nowe przyjaźnie. KTO MOŻE SIĘ ZGŁOSIĆ DO BALKONÓW?

Każdy artysta, który potrafi przełożyć swoje utwory na aranżacje akustyczne – niezależnie od gatunku muzycznego, jaki reprezentuje – jest godny uwagi. Po prostu stawiamy na pomysłowość! Nie zamykamy się na konkretne gatunki. Zgłoszeń jest dużo, nie narzekamy. I, co nas najbardziej zaskakuje, większość z nich jest z zagranicy. Cechuje ich różnorodność gatunkowa i pomysłowość, potrafią z marszu coś wykombinować. Najwięcej jest grup, które na co dzień grają akustycznie, ale też gościliśmy muzyków grających jazz, muzykę elektroniczną czy projekty hip-hopowe. Trochę kreatywności i wszystko da się zrobić!

91

O KTÓREJ JEDNAK SZERZEJ NIE SŁYCHAĆ. TAKI JEST WASZ CEL I GRUPA DOCELOWA?

Dziękuję, że mówisz o nas jako o wartościowej rzeczy! Masz rację, w hermetycznie zamkniętym kręgu jesteśmy naprawdę rozpoznawalni, a nasza promocja to taka samosiejka. Robiliśmy po prostu swoje, skupiając się na sesjach nagraniowych, które pochłaniają mnóstwo czasu. Nasz projekt opiera się na Internecie, więc siłą rzeczy akcja skierowana jest do młodych ludzi. Ale zdarzały się też takie sytuację, że podczas samych nagraniach na balkonie zatrzymywali się starsi ludzie i z uśmiechem na twarzy mówili, że strasznie podoba im się taka inicjatywa. Bardzo to miłe. CZYLI JESTEŚCIE ZADOWOLENI? PEWNIE CAŁY BALKONOWY ZESPÓŁ ODDAJE TEJ INICJATYWIE MNÓSTWO WOLNEGO CZASU?

Jasne, jesteśmy strasznie z siebie dumni! To pewnego rodzaju katalizator, który nas napędza i motywuje do działania. Każdy z nas oddaje projektowi całe serducho! Nie ma sztucznej hierarchii, wzajemnie sobie pomagamy i wspieramy. Jesteśmy jak żywy organizm! × PIOTR WIŚNIEWSKI – chłopak z prowincji, którego prze-

śladuje prawo Murphy’ego. Na co dzień angażujący się w iście rewolucyjnie akcje muzyczne. Jego jedynym życiowym problemem jest to, że jest totalnie bezproblemowy. Nie pija kawy i nie potrafi pływać. Wydaje wszystkie swoje pocket money na płyty. Wielki fan Noah And The Whale i Adama Elliota. KRYSTIAN LURKA -Dziennikarz, w redakcji człowiek od

wszystkiego, ale nie do niczego. Pod pachą ma zawsze garstkę tygodników polityczno-kulturalnych. Poznaniak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Szczęśliwie zakochany. Po śmierci zamierza iść do nieba.


TELLME

FOT. WOJCIECH MIKOŁAJ RUKUJŻO

FOT. WOJCIECH MIKOŁAJ RUKUJŻO

FOT. WOJCIECH MIKOŁAJ RUKUJŻO

FOT. WOJCIECH MIKOŁAJ RUKUJŻO

92


TELLME

Dobry Moment Miłosza na

Wiesz, właściwie to mnie poezja śpiewana nudzi. Nienawidzę tego jak się bierze wiersz i nie dodaje nic z samego siebie. Jak się ufa, że ten wiersz obroni piosenkę. Wtedy poezja śpiewana robi się cholernie nudna – mówi CZESŁAW MOZIL. ROZMAWIAŁA / Alina

MIAŁA BYĆ ROZMOWA NA PLANIE TELEDYSKU DO LAURY, A TYMCZASEM DNIA NASTĘPNEGO W POSZUKIWANIU MIEJSCA Z DOSTĘPEM DO INTERNETU PRZYSZŁO NAM USIĄŚĆ W MCDONALD’SIE. NAWET JEDZONE PRZEZ CIEBIE KAWAŁKI KURCZAKA, A ZARAZ POTEM LODY Z POLEWĄ KARMELOWĄ (NA TO I JA SIĘ SKUSIŁAM) NIE PRZESZKODZAJĄ NAM ZAPOMNIEĆ, GDZIE WŁAŚCIWIE SIĘ ZNAJDUJEMY.

Przyjechałaś wczoraj i zamiast wywiadu poszliśmy w bal. I dlatego wylądowaliśmy tutaj. I JEST TO DOŚĆ CIEKAWA KONTRA DO TEGO, O CZYM I O KIM BĘDZIEMY ROZMAWIAĆ, CZYLI O MIŁOSZU, BO PŁYTĘ Z JEGO TEKSTAMI WŁAŚNIE WYDAJESZ. WŁAŚCIWIE TO JA NAWET NIE WIEM, JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE POSTANOWIŁEŚ TĘ PŁYTĘ NAGRAĆ.

Dostałem taką propozycję. Rok temu zadzwonili z NCK w Gdańsku z pytaniem, czy nie chciałbym zrobić koncertu z pięcioma czy sześcioma wierszami Miłosza. Dla mnie to było tak dzikie, że ktoś nagle pomyślał o mnie w tej sytuacji. Bo nie uważam się za twórcę piosenek poetyckich. Bardzo mnie to podjarało, bo według mnie tylko ja mam śpiewać Miłosza w Polsce. Żartuję oczywiście, ale coś jest na rzeczy. Mam mieszkanie w Krakowie, na małej, jednokierunkowej uliczce, na której mieszkał Miłosz. Jak wychodzę z domu codziennie, właściwie nie codziennie,

Kubiak

ZDJĘCIA / Wojciech

Mikołaj Rukujżo

rzadko ostatnio jestem w Krakowie, ale jak wychodzę z domu, to naprzeciwko jest duża tablica z napisem: „Tu mieszkał Czesław Miłosz”. Ja mam takie samo imię jak Miłosz, Niemen oraz biskup katolicki w Danii, też Czesław, bo ma polskie korzenie. Jestem emigrantem, w ogóle poezji nie znam. Miłosza nie czytałem nigdy w życiu. Dlatego pomyślałem sobie, że to jest idealny moment, żeby coś zacząć czytać. Byłem na spotkaniu w mieszkaniu Miłosza z panią Agnieszką Kosińską, jego sekretarką. Tam jest nawet wódka w lodówce, która czeka zawsze na Miłosza. Pani Agnieszka okazała się tak cudowną, tak ciepłą osobą. Bałem się tego spotkania, ale pomyślałem sobie, że skoro mnie i Miłosza wiążą takie rzeczy… Odkryłem w Miłoszu normalnego faceta. Podkręciło mnie też to, że jeśli zajmę się Miłoszem, to cholernie zaintryguję tym ludzi.

Kręcimy teraz w Łodzi klip do wiersza Do Laury i nie wiem do końca , o czym to jest. Do Laury to jest forma obserwacji. Ja nie muszę znać Miłosza, nie muszę go rozumieć, ale na pewno go czuję. I według takiego klucza wybrałem te dziesięć piosenek. Nie jestem intelektualistą, ale sądzę, że jeżeli będę mógł przekazać jakieś uczucie, jeżeli mogę być przekaźnikiem, takim na przykład, że jak ktoś za pięć, dziesięć lat usłyszy ten kawałek i powie: O, fajna piosenka. O, to jest Miłosz?, to wtedy będę czuł, że spełniłem jakąś część swojego zadania. Chciałbym, żeby to było dostępne, bo się tym mega jaram. Aneta (Aneta Todorczuk-Perchuć, jeden z gości na płycie Czesław Śpiewa Miłosza- przyp. red.) śpiewa: W darze weź ptaki i zobacz gwiazdy, miej uśmiech na powitanie. Tylko pamiętaj, powie dzień każdy, kto z nas być wolnym przestanie. Ja to chciałem stworzyć muzycznie. A NIE BAŁEŚ SIĘ, ŻE BĘDZIE TO ZBYT TRUDNE

I TAK JEST. ALE JAK CI SIĘ PRACOWAŁO

DO ZAŚPIEWANIA?

Z TEKSTAMI, KTÓRE JEDNAK NIE SĄ POEZJĄ

To jest trudne, cholernie trudne. To jest tak trudne, że niektórych kawałków to ja chyba nawet na żywo nie będę śpiewał.

ŚPIEWANĄ. TO JEST POEZJA BARDZO TRUDNA, TAK NAPRAWDĘ NAWET DO CZYTANIA. I DLATEGO CZĘSTO NIEROZUMIANA. PAMIĘTAM, JAK WCZORAJ POWIEDZIAŁEŚ,

A CZYM KIEROWAŁEŚ SIĘ PRZY WYBORZE

ŻE CHCIAŁBYŚ, ABY W PRZYSZŁOŚCI JAKAŚ

TEKSTÓW: TYM, KTÓRE TEKSTY BYŁY TOBIE

NAUCZYCIELKA NA LEKCJI POLSKIEGO

BLIŻSZE, CZY TEŻ MYŚLAŁEŚ JUŻ O NICH POD

WŁĄCZYŁA KLIP DO LAURY, KTÓRY TERAZ

KĄTEM UTWORÓW, KTÓRE BĘDZIESZ

NAGRYWACIE.

NAGRYWAŁ I WYKONYWAŁ?

93


TELLME

Dużo grzebałem. Kierowałem się tym, co znalazłem w tekstach. Jest taki kawałek: A jednak byliśmy do siebie tak podobni, z całą naszą mizerią penisów i wagin. Jak czytam, to… to ja nie muszę wiedzieć więcej. Czasami kieruję się po prostu jedną linijką. I według mnie Miłosz ma takie kluczowe momenty w swoich tekstach. Jest taki wiersz One: Imiona ich nie będą pamiętane. Napisał to dla kobiet, dla feministek. I to strasznie mnie kręci, jak czuję, że niektórymi tekstami musiał wk*** ludzi totalnie. Dlatego, że ten wielki poeta, który dostał Nobla, według mnie był tak cholernie normalny jak my. A że był geniuszem, to już inna sprawa… PŁYTĘ NAGRYWALIŚCIE W STAŁYM SKŁADZIE?

Tak, cała ekipa Czesław Śpiewa. I wiesz, właściwie to mnie poezja śpiewana nudzi. To jest cholernie nudne i nienawidzę tego – i teraz powiem to bezczelnie, bo nie wiem, czy mi się udało, więc nie będę mówił, czy mi się udało – jak się bierze wiersz i nie dodaje nic z samego siebie. Jak się ufa, że ten wiersz obroni piosenkę. Wtedy poezja śpiewana robi się nudna. Mam w dupie, jak genialny był Miłosz. Miłosz ma być jeszcze trochę lepszy albo po prostu inny, kiedy ja go zrobię. I tyle. I się przyznam, że niektóre z tych piosenek, a właściwie wszystkie na tej płycie, stają się moje. To są moje piosenki, a nie Miłosza. Mogą być, ale przez niego one się stają moje.

Bardzo jaram się tym, jak śpiewam na końcu: Zimo dobra bielą otul nas, bo każda nasza chwila przebudzenia czeka. Z dawnych smutków oczyść naszą twarz, bo mamy jechać dalej, a droga daleka. I niech się spełni złotej łaski czas. To nie jest trudne. Ja grzebałem w tym, co rozumiałem. A GDY PRACOWAŁEŚ Z ZESPOŁEM, TO CZY DLA NICH STANOWIŁO RÓŻNICĘ, ŻE PRACUJECIE NA CZYICHŚ TEKSTACH?

Nie, ponieważ robiliśmy to już wcześniej. Ale opowiadałem im, o co mi chodzi. Czasami fajnie jest nie wiedzieć do końca, o czym się śpiewa, bo wtedy nie trzeba wchodzić w ten patos. Gdyby każdy muzyk wiedział, że to jest to uczucie, to wtedy każdy by grał na tym uczuciu. I wtedy to się robi grube. Robi się pornos. Fajnie jest znać całokształt, wiedzieć, o czym jest piosenka, wtedy każdy ma jakiś swój pogląd na to. Dwa plus dwa nie jest cztery. Bo gdybyśmy mówili: „to jest numer cztery, to jest czwórka”, to według mnie wtedy wszyscy graliby bardzo równo. Mnie cholernie kręci, że oni po moim głosie, może po linii melodycznej, czują, jak to ma być. I bardzo dużo z siebie dają. Ta płyta została zrobiona w dużej mierze dzięki temu, że mam przyjaciół, którzy naprawdę to chłoną. Ufają mi i ja im też totalnie ufam. MUZYKĘ DO TYCH UTWORÓW KOMPONOWAŁEŚ SAM CZY WSPÓLNIE Z ZESPOŁEM?

MOŻE DOJŚĆ DO TAKIEGO MOMENTU, ŻE LUDZIE BĘDĄ ZNALI TE PIOSENKI, CHOĆ NIEKONIECZNIE BĘDĄ JE UTOŻSAMIALI Z MIŁOSZEM. TO BĘDĄ TWOJE PIOSENKI.

Tak, taką mam nadzieję, dzięki. To nie o to chodzi, żeby ludzie myśleli, że to jest mój tekst. Bo ja nie jestem poetą, nie potrafię pisać. Ale chcę, żeby ludzie mieli poczucie, że śpiewam o swoim uczuciu. Jak to się uda, to będę w siódmym niebie. Według mnie są takie momenty na tej płycie, gdzie to się udaje ekstremalnie. Wiersz sam tworzy tę muzykę. Starałem się zrobić to tak dobrze, jak mogę, ale powiem szczerze, że w niektórych momentach było to bardzo trudne, w innych natomiast – bardzo łatwe. Jest taki kawałek Postój zimowy. On był bardzo naturalny, sam się muzycznie pisał. To jest całkowicie inne muzyczne przeżycie. Kocham brać teksty innych. Zanim nagrałem Debiut, nigdy nie myślałem, że bym potrafił. A język polski mnie uczy, on mnie kształtuje.

MASZ TEN UTWÓR PRZY SOBIE?

Mam. On jest dostępny, ale też i wymagający. I według mnie jest piękny. Pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że to jest dobra płyta. Wiem, bo jestem przygotowany na walkę. Jestem panem, który zrobił Miłosza. To jest płyta, która jest totalnie offowa, ale będzie postrzegana przez pryzmat pana z X Factora.

Ja piszę melodię. Biorę tekst i tworzę scenariusz. A potem oni tworzą wszystko. Wszystko – ładnie brzmi, ale tak jest. Mam pomysł, a potem oni go realizują.

JESTEŚ CELEBRYTĄ, KTÓRY ZROBIŁ MIŁOSZA. TO JEST WRĘCZ ZAKAZANE. SKORO JEDNAK SIEDZIMY PRAWIE NA PLANIE TELEDYSKU DO UTWORU DO LAURY, TO NIE MOGŁABYM O TEN KLIP NIE ZAPYTAĆ. W TELEDYSKU JEST LINEARNA HISTORIA, PRAWDA? CZYLI NIECO ODMIENNIE NIŻ W TWOICH DOTYCHCZASOWYCH KLIPACH.

Tak. To jest historia, w której jesteśmy świadkami życia jakiegoś społeczeństwa niedającego sobie rady. I nagle pojawiają się elementy czegoś, co nas kusi, i czegoś, co przekształca naszą rzeczywistość. Historia w tym klipie na pewno jest bardziej linearna, niż była kiedykolwiek w dotychczasowych teledyskach, ale i tak będzie to abstrakcja. Marzę o tym, żeby ktoś po obejrzeniu teledysku Do Laury, miał ochotę zobaczyć go jeszcze raz. Wtedy to jest też plus dla piosenki. Bo teledysk ma zachęcić słuchacza, żeby albo wyłączył muzykę i oglądał same obrazy, albo kliknął jeszcze raz, bo chce posłuchać muzyki i zobaczyć zdjęcia. NO TAK. W KOŃCU TWOJE TELEDYSKI NIE MAJĄ PEŁNIĆ FUNKCJI JEDYNIE PROMOCYJNEJ. TO WŁAŚCIWIE ODRĘBNE

I TAK JEST Z KAŻDĄ PŁYTĄ? ZE WSZYSTKIM

DZIEŁA. ZRESZTĄ OBECNIE TRUDNO JEST JUŻ

UTWORAMI?

W OGÓLE MÓWIĆ O JEDYNIE PROMOCYJNEJ

Tak, ja mam pomysł, choć tworzymy to wszystko razem. Hans wtedy mówi: – O, ta linia basowa była fajna. A potem ja mówię: – A ja bym chciał, żeby była orkiestra symfoniczna. Hans się sprzecza, a ja chcę właśnie tak. Są pewne miejsca, gdzie się robi patos totalny, ale sądzę, że u Miłosza patosu nie ma, ale właściwie słowo patos, czyli ta wielkość, to jest złe słowo. Po prostu czasami coś jest tak konkretne, że ma boleć. Taki jest Postój zimowy, który w wykonaniu moim i moich muzyków będzie puszczany za dziesięć, dwadzieścia lat na lekcjach w szkole. Ja się tym jaram, przysięgam. Wiem! Puszczę Ci to, w ogóle nie ma kwestii!

94

FUNKCJI KLIPÓW.

Tak, on nie promuje. To jest idiotyzm, ale ja się cieszę, że mogę siedzieć w telewizji, i robię to, żebym czasami mógł tworzyć teledyski, które tyle kosztują. Cieszę się, że Mystic pomaga w tym i że ja mogę pomóc w powstawaniu tego klipu. I że mam ludzi, którzy chcą to zrobić po naprawdę małych kosztach. WYTWÓRNIA NIE PŁACI ZA CAŁY TELEDYSK?

Ja tego nie oczekuję, bo on przekracza budżet. Ale się cieszę, że one zostaną – i klip, i płyta... Puszczę Ci ten Postój zimowy. ×


TELLME

FOT. WOJCIECH MIKOŁAJ RUKUJŻO

Good Time for Miłosz To tell you the truth, I find sung poetry boring. It’s goddamn boring and I hate it when you take on a poem to sing and you don’t add anything from yourself. I hate it when you just hope the lyrics will do everything for the song. That’s when sung poetry becomes boring – says CZESŁAW MOZIL. INTERVIEW BY / Alina

WE WERE TO HAVE THE INTERVIEW ON THE SET OF THE MUSIC VIDEO, DO LAURY, BUT INSTEAD WE WERE LOOKING AROUND FOR INTERNET ACCESS AND EVENTUALLY ENDED UP AT MCDONALD’S. EVEN THOUGH CZESŁAW ORDERED CHICKEN NUGGETS AND I HAD ICE CREAM WITH CARAMEL SYRUP, IN THE MIDDLE OF OUR CONVERSATION WE TOTALLY FORGOT WHERE WE WERE.

You arrived yesterday, but instead of doing the interview, we went out. That’s why we ended up here. THIS IS IN FACT, INTERESTINGLY AND COMPLETELY CONTRARY TO OUR DISCUSSION, WHICH IS THE FIGURE OF CZESŁAW MIŁOSZ, WHOSE LYRICS ARE FEATURED ON YOUR NEW ALBUM. I DON’T QUITE REALIZE HOW IT HAPPENED THAT YOU’VE RECORDED IT.

I was proposed an offer. A year ago, The Baltic Sea Culture Centre (NCK) called me and asked if I was interested in giving a concert with five

Kubiak

PHOTOS / Wojciech

Mikołaj Rukujżo

or six of Miłosz’s poems. It seemed insane that someone thought of me for that occasion. I don’t consider myself a sung poetry writer. But it excited me, because I’m the only one who can sing Miłosz in Poland. I’m kidding. But I do own an apartment in Kraków, on a small one-way street, where Miłosz also lived. I’m rarely in Kraków, but every time I leave my home there, I see a big sign in front of me, saying: „Czesław Miłosz lived here”. The only thing I have in common with Miłosz is my first name, the same as Niemen’s and one originally Polish catholic bishop’s in Denmark. I’m an emigrant, I don’t know Polish poetry at all. I’ve never read Miłosz, not even once in my life. That’s why I thought it might be a perfect moment to finally take on it. I later went to Miłosz’s former apartment to meet his secretary, Agnieszka Kosińska. There’s even vodka in Miłosz’s fridge. Agnieszka turned out to be a charming, kind-hearted person. I was afraid of meeting her, but once I thought of that vodka

95

Miłosz and I had in common... I realized he was a normal guy. But another thing that made me tick was knowing that taking on Miłosz will intrigue people a lot. IT DOES. HOW DID YOUR WORK GO WITH LYRICS NOT WRITTEN TO BE SUNG POETRY. IT’S VERY DIFFICULT POETRY, GENERALLY INTENDED FOR READING. THEREFORE, IT’S OFTEN MISUNDERSTOOD. I REMEMBER YOU SAID YOU’D LOVE IT IF SCHOOL TEACHERS PLAYED THE MUSIC VIDEO, DO LAURY, DURING CLASSES ONE DAY.

We’re making Do Laury in Łódź right now and I’m not really sure what it is about. Do Laury is a form of observation. I don’t have to know Miłosz, I don’t have to understand his works, but I feel them. That’s how I picked those ten songs. I’m not an intellectual, but I think that if I can transmit a certain feeling, if someone hears the song in five or ten years and says, „Wow, cool song. Oh, so it’s Miłosz?,” then I’ll feel my task


TELLME

has been completed. I’d like it to be popular, since it excites me so much. WEREN’T YOU AFRAID IT’S TOO HARD TO SING?

It is hard, it’s goddamn hard. It’s so hard that I won’t even dare to sing certain songs live. WHAT WAS THE KEY IN CHOOSING THE POEMS? DID YOU PICK THOSE THAT FELT PERSONAL OR THOSE WHICH FELT RIGHT FOR RECORDING AND PERFORMING?

The key was the lyrics. I looked deeply into them. The key was what I found. One part goes: „We were so similar, with the misery of our penises and vaginas.” When I read it... I just had to go further. Sometimes just one line would be the decisive factor. I think Miłosz’s works have those key moments. One poem, One, was written for feminists. It’s so exciting to think how much he must’ve pissed people with some of his works. This great Nobel prize winner poet was just as goddamn normal as any of us is. His genius, however, is a different pair of shoes... DID YOU RECORD THE ALBUM WITH THE SAME LINEUP?

Yes, the entire Czesław Śpiewa team. To tell you the truth, I find sung poetry boring. It’s goddamn boring and I hate it when you take on a poem to sing and you don’t add anything from yourself. I hate it when you just hope the lyrics will do everything for the song. That’s when sung poetry becomes boring. I don’t care how brilliant Miłosz was. Miłosz has to become even better or simply different once I interpret him. That’s all. And I must confess, some of the songs on the album, if not all of them, are becoming increasingly personal. They are my songs, not Miłosz’s. He’s just the means for them to become mine. IT MIGHT TURN OUT THAT PEOPLE WILL RECOGNIZE THOSE SONGS, BUT NOT NECESSARILY ASSOCIATE THEM WITH MIŁOSZ. THEN, THEY WILL BECOME YOUR SONGS.

Yes, I hope so, thank you. It’s not about people thinking I wrote the lyrics. I’m not a poet, I can’t do it. But I want people to feel I’m singing about my own feelings. If I succeed, I’ll be on cloud nine. I think there are a few moments on the album I was successful. A poem gives birth to the music naturally. I tried to do my job as good

as possible. To be honest, sometimes it was very difficult, but on the other hand, sometimes I found it very easy. In the song, Postój zimowy, it came most naturally, because the lyrics have musical potential. It’s a completely different musical experience. Before I recorded Debiut, I’d never thought I could do it. Polish language educates me and shapes me. It fascinates me. In the end of Postój zimowy, I sing about winter cleansing you from past grieves, so that you can carry on forward. It appears not that hard when you work on lyrics you understand.

YOU HAVE THE SONG WITH YOU?

I do. It’s accessible, but challenging at the same. I think it’s beautiful. For the first time in my life I can say it’s a good album. I know it, because I’m ready to fight for it. I’m that guy who played Miłosz now, after all. It’s a totally alternative album, but it will be reviewed through the lens of my judging in the X-Factor show. YOU’RE THE CELEBRITY WHO PLAYS MIŁOSZ. THAT SEEMS IMPOSSIBLE. NOW, SINCE WE’RE ON THE SET OF THE MUSIC VIDEO, LAURY, I CAN’T HELP ASKING YOU ABOUT IT. THE STORY IT

DID IT MAKE DIFFERENCE FOR YOUR BAND

TELLS IS LINEAR, ISN’T IT? DIFFERENT THAN IN

WHOSE LYRICS YOU WORKED ON?

YOUR PREVIOUS VIDEOS.

No, we already did it before. But I did tell them what the lyrics were about. It can be funny not to precisely know what you’re singing about, and not to accept all this pathos. If every musician knew exactly what the intended feeling was, that feeling would be replayed universally. And things would turn big and become porn. It’s okay to just know the general idea, so that everyone can maintain a personal attitude. I like it they can tell how a note should be played just by hearing my voice and the melody. They’ve really gone all out. The album was recorded largely thanks to my friends, who are really into it. They trust me, as much as I trust them.

Yes. It tells a story of a society which can’t get along. Suddenly, temptation comes along and transforms the reality. The story is definitely more linear than in the previous videos, but it’s nonetheless abstract. My wish is to have people watch it again once it’s over. It would be for the song’s advantage as well. The video is to entice a listener to turn off the music and watch the image alone, or to play it again to hear the music and see the image alike. YEH, YOUR VIDEOS NOT ONLY SERVE A PROMOTIONAL ROLE. THEY’RE SEPARATE WORKS OF ART. ANYWAY, NOWADAYS MUSIC VIDEOS RARELY SERVE JUST

DID YOU COMPOSE THE MUSIC BY YOURSELF, OR

A PROMOTIONAL ROLE.

TOGETHER WITH THE BAND?

Yes, it’s not promotion. It’s nonsense, but I’m glad I’m on the television. I do it to afford making such videos. I’m glad Mystic Production helps me in making it. And I’m glad that there are people willing to do it at low cost.

I write the melody. I take the lyrics and construct a scenario. Then they come in to do all the rest. Everything. It sounds polite, but it’s true. I give an idea and they put it into practice. ARE ALL YOUR ALBUMS RECORDED LIKE THAT?

YOUR LABEL DOESN’T PAY FOR IT?

ALL THE SONGS?

I don’t expect them to, since it exceeds the budget. But I’m glad the video and the album will remain... Now, let me play this Postój zimowy for you. ×

Yes, I give an idea, but we perform it together. Hans says: ‘Oh, this bass line was cool,’ and then I say: ‘I’d like an orchestra here.’ Hans argues but I want it my way. Sometimes you end up with utter pathos, but in the case of Miłosz’s works, I think there’s no pathos. Perhaps calling it so is misleading. To put it simply, sometimes things get so concrete, they start to hurt. This accurately describes Postój zimowy, which we hope to be played in our interpretation in ten or twenty years at schools during classes. I’m really excited about it, I’m serious. Hey, I’ll play it for you, don’t argue!

96

A LINA KUBI A K – Koordynator w Teatrze Wielkim

w Poz n a n i u , s t u d e n t k a te at ro l o g i i n a UA M . Zainteresowania: teatr tańca i baletu, zagadnienie przestrzeni fizycznej w spektaklach tanecznych, literatura współczesna i rosyjska XIX wieku, podróże ANLINA KUBIAK – Ballet coordinator at the Poznań Opera

Theater, theatrology at UAM. Intersts: dance and ballet theater, subject of phisical space in theater spectacles, contemporary and nineteenth century Russian literature, travel.



README

Berlin ...but sexy

TESKT / Ewa

Dominiak

SAMUEL SALCEDO, HEAVY RAIN, 2011, FOT. ARTWATCH

TOP 5.

W

2001 roku odnotowano, że odbyło się około 55 targów sztuki, a już w 2010 roku – pięć razy więcej. Warto podkreślić, że niemal 150 z nich jest poświęconych sztuce współczesnej! Na liście najbardziej znanych i pożądanych targów znajdują się m.in: Art Basel, Art Miami, Frieze Art Fair, TEFAF Maastricht, Armory Show. Ta gorąca piątka to punkty na mapie, które skupiają kluczowych graczy na rynku sztuki. Wydarzenia tego pokroju to wielki triumf marki. Trudno przytoczyć przykłady innych eventów na świecie, których magnetyzm marki tak skutecznie przekonywałby do wydania: kilkuset tysięcy złotych za średnio 80 metrów powierzchni wystawienniczej przez dealerów lub galerie; około 6 mln zł na promocję przez organizatorów; średnio 5 tys. zł za

Poza światem Superstars bilet wstępu dla VOP, czyli gości przybywających w pierwszy dzień targów, ale niezaproszonych przez wystawiających czy sponsorów. Podczas przygotowań do targów dostęp do przestrzeni wystawienniczej mają tylko organizatorzy, wystawcy oraz technicy. Przyszła oferta jest pilnie strzeżona. Pierwsza prezentacja i najbardziej „gorące” prace są nabywane na kilka godzin przed otwarciem przez VIP-ów, gości zaproszonych przez dealerów, galerie, sponsorów. Dalej z każdą godziną prac ubywa, a ceny biletów spadają. W tym miejscu – aby podkreślić istotę owej hierarchii zakupów – warto wspomnieć historię jednego z francuskich kolekcjonerów. Chcąc uprzedzić pozostałych superkolekcjonerów i VIP-ów, postanowił wejść na targi w przebraniu pracownika technicznego. Został „przyłapany” i ukarany przez zakaz wstępu na kolejne targi.

98

Analizując statystyki miast, które przodują w organizacji targów sztuki, niekwestionowanym faworytem jest Nowy Jork, tuż za nim – Londyn. W pierwszej dziesiątce, warto przyjrzeć się innej lokalizacji, jaką jest pobliski Berlin. Dla kolekcjonerów-inwestorów, jak też dla kolekcjonerów-pasjonatów, oprócz obecności na targach najwyższej światowej rangi, istotną strategią jest uważne spoglądanie na ofertę targów oferujących innego typu wartość – „świeżość” i potencjał debiutujących artystów. W tym roku Berlin, mimo problemów i odwołania targów Berlin Forum, miał wiele do zaproponowania poszukującym nowości i… spontaniczności, którą może zaoferować sztuka najnowsza. Drugi tydzień września przyniósł prezentację ponad 200 różnych galerii z całego świata w ramach: ABC Contemporary, Preview Berlin, Berliner Kunstsalon oraz Berliner Liste.


README

ABC sztuki najnowszej ABC Contemporary powstały z inicjatywy berlińskich galerii, które dotychczas były odpowiedzialne za organizację Berlin Gallery Week. Sukces, jaki osiągnęła dotychczasowa formuła targów – mariaż elementów tematycznej wystawy i prezentacji oferty galerii komercyjnych – spowodował, że w tym roku planowano połączenie imprezy z największymi targami sztuki w mieście, mianowicie liczącym sobie już 15 lat Art Forum Berlin. Rozmowy zakończyły się fiaskiem, organizatorzy tych ostatnich

per ymentatora historii sztuki Marcela Duchampa, a także autor wnikliwej monografii swojego mistrza. Jego prace – instalacje, obrazy, rysunki – są próbą uchwycenia i udokumentowania powtarzalności i banalności życia codziennego. Te niekiedy zawadiackie reportaże to niewątpliwie świetny materiał dla wzbogacenia niejednej kolekcji. Nastrój prac Baruchello może stanowić pomost pomiędzy analitycznym wymiarem ABC Contemporary, a bardziej spontaniczną aurą prac zgromadzonych w ramach drugiej imprezy, mianowicie PREVIEW Berlin Emerging Art Fair. Od 2007 roku organizowane w przestrzeni

AMELY SPÖTZL

PABLO RASGADO, UNFOLDED ARCHITECTURE DOUBLE NEGATIVE), 2011, FOT. ARTWATCH

całkowicie wycofali się z realizacji targów w 2011 roku. ABC wystąpiło solo. Tegoroczna edycja zatytułowana „About Painting” eksplorowała pojęcie „malarskości”, jakości przypisywanej nie tylko malarstwu, lecz także odnajdywanej pośród prac realizowanych w innym medium. Organizowane w przestrzeni starego dworca – Station Berlin – zgromadziły ofertę około 100 galerii. Pośród prezentowanych artystów warto przytoczyć twórczość Pablo Rasgado prezentowanego przez galerię Arratia Beer. Równie minimalistyczny kierunek, choć niewątpliwie niezwykle malarski, można było odnaleźć w pracach Rafała Bujnowskiego z cyklu „Oczodoły”. Warto wspomnieć, że reprezentująca go Galeria Raster, zapowiada intensywny okres w karierze tego artysty, który w najbliższym czasie pojawi się również na targach Frieze w Londynie. Wyjątkową – nie tylko z uwagi na specyfikę twórczości – była oferta prac Gianfranco Baruchello. Żyjący i tworzący w Rzymie prawie 90-letni artysta to pupil niepokornego eks-

a dokładniej – niepokojąco realistyczne obiekty Rolanda Perssona oraz gigantyczne „preparaty” Amely Spötzl. Wyjątkową przygodę proponowała również galeria Mario Mazzoli z Berlina. Realizacje z pogranicza świata sztuki, techniki i nauk ścisłych to eksperymenty stanowiące inspirację dla osób rozwijających swoje kolekcjonerskie pasje w obszarze – zazwyczaj trudnych w odbiorze i ekspozycji – instalacji. Artysta-wynalazca, a może artysta-magik jest obecny również w video instalacji z cyklu „Boxes” Niki Oblak i Primoža Novaka. Propozycji tyleż dla dorosłych, co – jak pokazała frekwen-

starego lotniska Tempelhof prezentują – jak sama nazwa wskazuje – zdecydowanie „najświeższe” sylwetki artystów i wschodzącą generację galerii. Tegoroczna edycja, skupiona wokół problemów budowania relacji i komunikacji w świecie sztuki za pośrednictwem sieci, nie znalazła szerszego odzwierciedlenia w prezentowanych pracach, nie to jednak było celem. Jeśli dla ABC Contemporary charakterystyczną cechą jest ich kuratorska formuła, to PREVIEW stanowi rodzaj reporterskiej próby podkreślenia najbardziej aktualnych problemów współczesnej sceny artystycznej, które nie zawsze pozostają w ścisłej relacji z ofertą galerii. Bez wątpienia PREVIEW dostarczyło w tym roku ogromnej liczby ekscytujących prac. Uwagę odwiedzających przykuwała niejednokrotnie aranżacja przestrzeni wystawienniczej wybranych galerii, w kilku przypadkach niestety bardziej atrakcyjniejsza aniżeli sama oferta. Dla poszukujących wrażeń kolekcjonerów znaczącym przystankiem była oferta galerii E105,

99

cja – dla najmłodszych, zawsze wymagających wielbicieli sztuki współczesnej. Klaus Wowereit podczas tegorocznej kampanii wyborczej określił Berlin zdaniem: Poor but sexy. O ile dla wspomnianego polityka obecna społeczno-ekonomiczna sytuacja Berlina stanowi poważne wyzwanie, o tyle oferta kulturalna miasta czyni je bardzo atrakcyjną lokalizacją dla twórców, krytyków, przedstawicieli tzw. produkcji kreatywnej. Z pewnością dla kolekcjonerów obiektem wielu emocji i istotnych zakupów będzie wizyta na targach widniejących na liście TOP 10. Jednakże dla pasjonatów sztuki współczesnej na liście must see powinien znaleźć się Berlin, gdyż potencjał i bogactwo tego miasta to właśnie przestrzeń sztuki i kultury, a to czyni go bardzo sexy. × EWA DOMINIAK – historyczka sztuki, współwłaścicielka

firmy ARTWATCH (www.artwatch.pl) W swoich działaniach stara się łączyć działalność kulturalną oraz biznesową. Swoje pierwsze kroki jako organizator i kurator stawiała w przestrzeni artystycznej Poznania, współpracując z Galerią ON.


README

AS

Dotyk bezproduktywnej

Wielość tekstów krytycznych, recenzji, a także wypowiedzi kuratorów czy krytyków zabiera głos samemu artyście. Potrzeba konfrontacji sztuki ze sposobem postrzegania jej przez

twórcę zaowocowała ideą, by wespół z artystami poszukiwać korzeni i znaczeń ich prac. Kontynuacją tego cyklu spotkań jest rozmowa z ALEKSANDRĄ SKA na temat jej twórczości. ROZMAWIAŁA /

Anna Kubiak

100


README

"BEZPRODUKTYWNA”, DVD, 2011. FOT. ALEKSANDRA SKA

101


README

TWORZY PANI Z RÓŻNYCH MATERIAŁÓW. CHCIAŁABYM SIĘ SKUPIĆ NA CIELE JAKO JEDNYM Z NICH. W PANI PRACACH POJAWIA SIĘ CIAŁO REALNE – CIAŁO PANI LUB INNYCH OSÓB – I CIAŁO "Z”, DETAL, 2005. FOT. LESZEK KNAFLEWSKI

SZTUCZNE – ODLEWY I SILIKONOWE IMITACJE CIAŁA. DLACZEGO CIAŁO?

Myślę, że potrzeba opowiadania o ciele wynika ze zdarzeń, które miały miejsce w dzieciństwie. Gdy byłam małą dziewczynką, moja babcia zabierała mnie na tzw. ostatnie pożegnanie. W mniejszych miejscowościach jeszcze 15–20 lat temu tradycją było pozostawianie ciała w domu na trzy dni, nawet w upalne lato. Byłam zafascynowana martwym człowiekiem i pomieszczeniem, które było wejściem w inny świat, gdzie panował mrok i specyficzny zapach. Nie ukrywam, że zawsze gdy pojawiała się klepsydra, byłam wręcz „szczęśliwa”. Choć brzmi to dziwnie, to naprawdę nie mogłam się doczekać tej wizyty i obserwowania. Już wtedy zauważyłam, że ciało pozbawione, powiedzmy umownie, duszy, jest jak guma, jest czymś sztucznym. Przez to zainteresowanie nigdy nie miałam oporów w stosunku do ciała. Stwierdziłam nawet, że drugą profesją, jaką mogłabym wykonywać, jest chirurgia. Myślę, że stąd się wzięło zainteresowanie ciałem. Oczywiście mam świadomość istnienia tak zwanej sztuki ciała, skupiającej się wokół problematyki ludzkiej cielesności. Myślę natomiast, że trochę w innym kierunku pociągam ten temat. SKUPIA SIĘ PANI NA SPECYFICZNYCH OBSZARACH CIAŁA. ZAUWAŻALNIE CZĘŚCIEJ NIŻ INNE CZĘŚCI CIAŁA WYBIERA PANI GENITALIA.

Ciało nadal jest tabu, a tym bardziej wagina czy penis. Proszę zwrócić uwagę, że ikonografia penisa w polskiej sztuce, czy w ogóle w sztuce współczesnej, jest rzadko poruszana. W ubiegłym roku wykonałam cykl fotografii „OWO”, które przedstawiają nakładki na penisie wykonane z silikonu. To nic innego jak leżenie na trawie i doszukiwanie się w obłokach niezwykłych kształtów, przypominających różne formy. Ostatnio jedna z tych prac wzięła udział w aukcji „Sztuka, której nikt nie widział”

w Galerii Leto w Warszawie i zyskała nabywcę. Natomiast do tej pory waginy pojawiły się w pracach „Z” (2004), „Pads” (2008) i „Type” (2005). Jeżeli chodzi o „Z” to użycie waginy było niezbędne dla wyrażenia emocji, którą chciałam zawrzeć, zamknąć w tej pracy. Powstała ona w okresie mojej totalnej transformacji, przekręcenia życia o 180 stopni; wiązało się to z rezygnacją z pracy, zmianą miejsca zamieszkania, zostawieniem znajomych, rodziny, przeprowadzeniem się do Poznania i rozpoczęciem nowego życia. Stąd stół, na którym pojawiły się waginy symbolizujące mnie jako opiekunkę nowego ogniska domowego. One nie występują tu w formie bezpośredniej, ale chlebka pita, który pęcznieje i puchnie. Niektóre z tych pierogów czy chlebków przygotowane są dopiero do wypieku, inne już wyrosły. To wszystko spotyka się na stole, na tatuowanej ceracie z odciskami naszych ciał (ta praca dedykowana jest mojemu mężowi Leszkowi Knaflewskiemu). Użycie waginy nie jest ordynarnym pokazaniem cipki, to po prostu element, który pozwolił mi najcelniej wyrazić to, co jest ważne dla pary kochanków, gdzie spotkały się stół i łóżko – dwa najważniejsze miejsca w domowym ognisku. Natomiast pojawienie się waginy w pracy „Pads” to efekt bliskości podpaski. Chcę zwrócić uwagę, że tak jak w przypadku „Z” i „Pads” elementy pracy nie są autentycznymi odlewami, a wariacją na temat waginy, choć oczywiście łudząco ją przypominają. W „Pads” jest to odlew podpaski, który zaopatruję w osobiste kody – rebusy, i jest też ważne, że

1 02

zwykle, jeżeli już dotykam cielesności, barwię silikon swoimi kosmetykami, czyli pudrami, szminkami. Zbieram je, g romadzę, wszystkie resztki, które mi zostają zawsze odkładam i później je wykorzystuję. WIELE PANI PRAC SWOIM WYGLĄDEM I FAKTURĄ WRĘCZ ZAPRASZA DO DOTYKANIA.

Bardzo interesuje mnie problem dotyku i haptyczności w sztuce. Podjęłam pracę nad tym tematem i liczę, że powstanie w związku z tym realizacja, która pozwoli przesunąć granice relacji odbiorca– dzieło–artysta. Próbuję dokonać takiego eksperymentu, gdzie dzieło sztuki nie może istnieć bez dotyku. Oczywiście podpowiedzią do zajęcia się tym tematem są prace, które do tej pory powstały, np. „Z” (2004), „Spinka” (2006), „Chudo” (2009) czy „Tatutita” (2007) z pierzyną i leżącymi na niej dziwnie powykrzywianymi zabawki, które tak bardzo były przytulane, że aż się popsuły. Wszystkie te prace wytwarzają bardzo dużą potrzebę dotykania. Z tym dotykaniem wiąże się pewna anegdota. Podczas wernisażu, na którym prezentowana była praca „Z”, prowadziłam rozmowę, a kątem oka zauważyłam, że pan stojący przy stole bierze „pitowaginę” i wkłada ją do ust. Oczywiście dopadłam pana i mówię: „Proszę to zostawić! Proszę to odłożyć!”, a on mi tylko zadał pytanie: „A to nie jest catering?”. W TYM MOMENCIE JUŻ NIE TYLKO MIAŁ MIEJSCE „KONTAKT WZROKOWY” ODBIORCY Z DZIEŁEM SZTUKI, ALE DOSZŁO DO PRÓBY DOTYKANIA DZIEŁA. CZY PANI DOPUSZCZA TAKI RODZAJ KONTAKTU WIDZA Z PANI PRACAMI?

Tworząc te prace, nie myślałam o tym, że będą wyzwalać potrzebę dotyku i pieszczenia, głaskania czy lizania. Nie było to moim zamiarem podczas tworzenia. Tych prac nie można dotykać, ponieważ są to rzeczy bardzo delikatne. Nawet sam układ tych pierogów na stole jest wynikiem zestawiania poszczególnych elementów, przesuwam w lewo, w prawo, do czasu, kiedy uznam, że tak ma być, i wtedy uważam dzieło za skoń-


README

A MOŻE TO FAKT JAWNEGO PRZYZWOLENIA SPRAWIA, ŻE ODBIORCY ODECHCIEWA SIĘ DOTYKAĆ. „SKORO MOŻNA LEGALNIE DOTKNĄĆ, TO JA NIE CHCĘ”. Z DRUGIEJ STRONY ŁATWIEJ JEST SIĘGNĄĆ PO COŚ, NA CO SIĘ DOBRZE PATRZY, NP. TAKI SMAKOWITY PIEROŻEK ZE STOŁU, NIŻ WŁOŻYĆ RĘKĘ W NIEZNANE. À PROPOS, TE SŁODKIE, MIŁE WAGINKI TROCHĘ JEDNAK NIEPOKOJĄ, GDYŻ PANI PRZEKŁUWA JE KOLCZYKAMI.

Pierwszym takim zabiegiem była praca dyplomowa, w której zajęłam się odlewem, czyli zatrzymaniem czasu swojego ciała. Tam pokusiłam się o połączenie miękkiego materiału, silikonu imitującego ciało, z ordynarnymi, zimnymi instrumentami, czyli narzędziami chirurgiczno-stomatologicznymi. Problem tamtej pracy skupiał się raczej wokół biżuterii, bo akurat była to praca dyplomowa. Postawiłam pytanie, na ile biżuteria może być bliska ciału, a na ile może je pokonać. Być może ten eksperyment z „Lekcją anatomii” (2000) pozostał w postaci waginy z ozdobą, z akcentem biżuteryjnym, ale jest to tylko dodatek i tutaj akurat bym się nie

pomocą których chce być ponadstuprocentową kobietą, a to tylko autodestrukcja. "SKA NIENAWIDZĘ CIĘ” DVD, 2011. FOT. LESZEK KNAFLEWSKI

czone. Podczas prezentacji „Spinki” w Muzeum Sztuki w Łodzi podczas Nocy Muzeów praca pilnowana była przez ochronę i dlatego pewna pani wszczęła awanturę, że jakim prawem nie może jej dotknąć. Obecnie próbuję zbudować odwrotną sytuację. Jest to doświadczenie pobudzające do refleksji nad dziełem sztuki, którego odbiór w ymaga dotyku. Na wystawie „Object in mirror are closer than they appear” (2009) w Galerii Piekary w Poznaniu pojawił się „Matoł”. To była pierwsza praca zrealizowana z myślą o dotyku, ponieważ „Matoł” miał otwór w zadzie, do którego trzeba było włożyć rękę. Tego, kto się odważył, spotykała nagroda w postaci uszytej specjalnie dłoni, z którą można było się przywitać. Okazało się jednak, że perfekcyjność tego przedmiotu – bo to niemalże przedmiot meblarski, ekskluzywny mebel ze skórzaną tapicerką – nie budzi aż takiej potrzeby dotyku jak prace miękkie, ciepłe, cieliste, zamszowe. Chłód przedmiotu stworzył opór.

skupiała na analizie tego małego elementu, bo sama praca mówi o czymś innym. Pytam o to, gdyż w najnowszym projekcie „Bezproduktywna” porusza się Pani w obszarze autodestrukcji, okaleczania ciała. Spodziewałam się, że okaleczana będzie tkanka miękka, miękka cielesność, ale jest inaczej. „Bezproduktywna” to projekt, w którym zajmuję się osobowością z pogranicza (borderline) i choć jest on bardzo oszczędny, to myślę, że mocno działa na emocje. „Bezproduktywna” zwraca uwagę na problem przeżywania bardzo silnych napięć psychicznych. Zadałam pytanie, co znaczy być szalonym i gdzie są granice normalności. Całość składa się z dwóch prac wideo – „Bezproduktywna” i „Ska, nienawidzę cię” – oraz tła w postaci tapety z pikującymi jaskółkami z wydłubanymi oczami. Rzeczywiście pojawia się tam element samookaleczania. Ja występuję w roli głównej i rozwiercam sobie zęby, symbol siły, witalności, zdrowia i młodości. Dokonuję na sobie autodestrukcji. W drugim filmie, w którym biorą udział trzy kobiety wypowiadające słowa „Ska, nienawidzę cię”, cielesność również jest bardzo ważna, ponieważ umieszczam piękne nagie kobiety w bajkowej scenografii, pejzażu misternie wyrzeźbionych soczystych owoców i warzyw. Wypowiadanie przez te trzy kobiety słowa „Ska, nienawidzę cię” jest problemem osobistym, ale myślę, że z czasem „Bezproduktywna” będzie poruszana w kontekście feminizmu. Projekt ten pokazuje kobietę, która wykonuje coś ponad siły, która ćwiczy ponad siły, żeby dobrze wyglądać, i te wszystkie zabiegi, za

103

SAMOUSZKODZENIA SĄ JEDNYM Z SYMPTOMÓW OSOBOWOŚCI BORDERLINE. CZY PANI PRACA NAWIĄZUJE TEŻ DO INNYCH?

Osoba z takim zaburzeniem interesuje mnie jako człowiek, zwłaszcza jej niestabilność, chwiejność emocjonalna. Zapadalność na tę chorobę jest kilkuprocentowa, ale w tych kilku procentach prawie 80 procent to kobiety. Budowanie w głowie błędnej oceny siebie, postrzeganie siebie w świecie jako kogoś przegranego szczególnie podkreśla ta druga realizacja, gdzie wypowiadane są słowa „Ska, nienawidzę się”. Samo pojęcie borderline oraz istota choroby stały się kluczem do rozbudowania tych emocji. Choć to ja dokonuję na sobie tej masakry w wideo, które uważam za kręgosłup wystawy, to nie chciałabym, aby mówiono tu o autoportrecie. Ta sytuacja, która pojawia się w pracy, jest obserwacją z życia. Zdarzyło mi się, że kobieta wykrzyczała mi: „Ska, nienawidzę cię” w miejscu publicznym. Przełożyłam ten fakt na język sztuki i stworzyłam nową dla mnie ekspresję. Liczę jednak na to, że znajdzie się grupa ludzi, która wyciągnie też coś dla siebie i zobaczy coś więcej niż „Ska, nienawidzę cię”. A JAKIE ZNACZENIE MA PROJEKT „BEZPRODUKTYWNA” DLA PANI?

„Bezproduktywna” dotyczy nienawiści i jest próbą samooskarżenia. Całość traktuję jako formę autoterapii. × ALEKSANDRA SKA – rocznik '75. Studiowała na ASP w Łodzi

w latach 1995–2000. Asystentka w Pracowni Ikonosfery na Wydziale Sztuk Wizualnych w Akademii Sztuki w Szczecinie, współpracuje z Galerią Piekary. Autorka instalacji, fotografii i wideo. Brała udział w kilkudziesięciu wystawach w kraju i za granicą. Mieszka i pracuje w Poznaniu. ANNA KUBIAK – psycholog, doktorantka na UAM. Uwielbia

olśnienia, odkrycia i zestawianie niezrozumiałych wcześniej okruchów w sensowną całość. Lubi bawić się słowem i być w kontakcie z drugim człowiekiem.


PHOTOGRAPHER / Igor

Drozdowski

STYLIST / Patrycja MAKE UP / Aleksandra HAIR / Klaudia

Inka Owsianna

Klimowicz

MODEL / Joanna

1 04

Laufer

/ GAGA


FOT. IGOR DROZDOWSKI

suit MARC CAIN

105


coverall STYLISTS OWN

FOT. IGOR DROZDOWSKI

106


FOT. IGOR DROZDOWSKI

DRESSME

shoes STYLIST’S OWN trousers & blouse MARC CAIN

107


sweater MARC CAIN

jacket MARC CAIN

108


DRESSME

FOT. IGOR DROZDOWSKI

109


README

STARY OBIEKT NOWY KONTEKST

CYRYL ZAKRZEWSKI – absolwent Uniwersytetu Artys-

tycznego w Poznaniu, jego prace są wystawiane w Polsce i Stanach Zjednoczonych. Poprzez nadawanie nowego znaczenia paradoksom we współczesnym świecie chce pobudzać do refleksji. FOT. IGOR DROZDOWSKI

KAROLINA BROL – pochodząca ze Śląska niepoprawna

romantyczka, która marzy o długiej wyprawie przez Włochy. Kocha wszystko, co kolorowe, i dzieci, dlatego m.in. studiuje pedagogikę. W dobry nastrój wprowadza ją muzyka instrumentalna.

110


README

ZAKRZEWSKIM o inspiracjach, współczesnej sztuce i konfrontacji człowieka, kultury i natury. ROZMAWIAŁA / Karolina

Brol

ZDJĘCIA / Igor

Drozdowski

FOT. AGNIESZKA KULA

FOT. IGOR DROZDOWSKI

Krótka rozmowa z młodym poznańskim artystą, CYRYLEM

sposób. Dzięki temu każdy wyciąga z niej coś dla siebie, a jeśli moja intencja nie zostanie rozszyfrowana, pozostawiam chociaż wspomnienie czegoś „innego”, pytanie bez odpowiedzi lub odpowiedź bez pytania. OD CZEGO ZACZYNASZ NOWY PROJEKT? CZY SIEDZISZ, MYŚLISZ I SZUKASZ, CZY MOŻE IDZIESZ ULICĄ I NAGLE OLŚNIEWA CIĘ JAKAŚ NOWA IDEA?

KIEDY WŁAŚCIWIE ZACZĄŁEŚ RZEŹBIĆ? SKĄD ZAINTERESOWANIE TYM RODZAJEM SZTUKI?

Zastanawiam się, czy dziecięcą zabawę klockami lego lub w piaskownicy można traktować na tyle poważnie? Pamiętam tylko – i sam się dziwię, skąd się to wzięło – że w trzeciej czy czwartej klasie zrobiłem parę dosyć abstrakcyjnych konstrukcji z patyczków i taśmy dwustronnej. Było to widocznie na tyle ciekawe, że rodzice nie mogli zrozumieć, dlaczego przestałem to robić, a ojciec do dziś by mi pewnie to wypominał, gdyby nie fakt, iż robię już ciekawsze rzeczy. Pierwszą rzeźbę w znaczeniu klasycznym wykonałem, będąc dopiero na ASP (teraz UAP). Zawsze pociągał mnie fakt istnienia czegoś innego, nowego, a możliwość tworzenia takich właśnie rzeczy skłoniła mnie ku rzeźbie. CO LUB KTO CIĘ INSPIRUJE?

Inspiracją jest dla mnie wszystko, co wiąże się z ludzką aktywnością, a w szczególności współżyciem człowieka z naturą, granicami zarówno pojedynczej osoby, jak i całej ludzkości. Praktycznie każda rzecz przyczynia się do refleksji nad rzeczywistością. Ostatnio wpadłem na ciekawy pomysł wideo, kiedy wraz z kumplem przeciągaliśmy korzeń przez plażę.

Moment ten był katalizatorem dla wielu wcześniejszych doświadczeń i prac innych artystów, których nazwisk mogę nawet nie pamiętać, a jednak pozostawili jakiś ślad w mojej głowie, przyczyniając się do powstania nowego pomysłu. Myślę więc, że wszystko staje się w swoim czasie inspiracją. Kiedy uparcie łączysz ze sobą najróżniejsze elementy, musi wreszcie trafić się ta kombinacja, która cię urzeka, trzeba być tylko czujnym na takie momenty.

Siedzę i myślę, czytam, oglądam, śnię – potrafiłbym tak tygodniami, ale idei pojawia się tyle, że trzeba wybrać najlepszą i na niej skupić uwagę. TEMATYKA TWOICH PRAC JEST ROZLEGŁA. WIDZĘ TAM I EKOLOGIĘ, I NAWIĄZANIE DO WSPÓŁCZESNEGO DESIGNU. STARASZ SIĘ PROJEKTOWAĆ W RAMACH JAKICHŚ KONKRETNYCH ZAGADNIEŃ CZY WYRAŻASZ PO PROSTU TO, CO W DANEJ CHWILI CIĘ

MASZ POMYSŁ NA DOTARCIE DO ODBIORCÓW?

ABSORBUJE?

Na wygląd mojej sztuki na pewno duży wpływ wywarł pop-art, a w szczególności Claes Oldenburg. Zawsze staram się, aby sztuka była skierowana do jak najszerszej grupy odbiorców, a przy tym nie stała się zbyt oczywista. Często spotykam prace na tyle hermetyczne, że wymagają opisu, aby do nich dotrzeć, ja natomiast wolę, kiedy dzieło robi od samego początku duże wrażenie. Myślę, że pierwszy moment w większości przypadków decyduje, czy ktoś zechce wgłębiać się w twoją pracę, czy też przejdzie obojętnie, nawet jeśli będzie ona naprawdę dobra. Z reguły staram się, aby moje prace zachęcały do przyjrzenia im się uważniej, dlatego zestawiam fragmenty z otaczającej nas rzeczywistości w niespodziewany, intrygujący

Na uczelni nauczyłem się rzeźbić akty, dzięki temu wiem, co w rzeźbie mnie nie pociąga. Różnorodność moich prac jest wynikiem z jednej strony swobodnych poszukiwań najbliższego mi materiału oraz właściwej formy, a z drugiej – faktu, iż każda praca była odpowiedzią na inny temat. Za każdym razem jednak dostrzec można pewien rodzaj konfrontacji człowieka, kultury i natury. Ostatnia moja rzeźba, „Gdzie Koniec spotyka Początek”, odbiega najbardziej od pozostałych prac, zwracam się w niej ku naturze, ujarzmiając w pewnym stopniu chaos kultury. Dzięki temu uzyskałem pewien stopień harmonii pomiędzy człowiekiem, kulturą i naturą, zarówno w rzeźbie, jak i wewnętrznie. ×

111


README

FOT. KAROLINA MIĄDOWICZ

BIŻUTERIA LINIĄ SZKICOWANA 112


README

Na początku na papierze proste posunięcia twardego ołówka szkicują linie, ich amplituda wyniesiona w przestrzeń nakreśla kształt zaskakującej i kobiecej biżuterii AGATY BIELEŃ. ROZMAWIAŁA /

Jagoda Szymkowiak

ZDJĘCIA /

Karolina Miądowicz

MASZ JUZ ZA SOBĄ DEBIUTANCKĄ WYSTAWĘ

PAMIĘTAM TWOJE RYSUNKI Z PLENERU

„INSPIRED BY LINE”. SKĄD WZIĄŁ SIĘ POMYSŁ

W SKOKACH. TAM RÓWNIEŻ DOMINOWAŁY

NA PROJEKTOWANIE BIŻUTERII, PRZECIEŻ

CZYSTE, PROSTE FORMY, LINIE. SKĄD TA

STUDIUJESZ ARCHITEKTURĘ WNĘTRZ?

INSPIRACJA? DLACZEGO LINIE?

Przypadek. Idealny przykład tego, jak bogaty w konsekwencje może być zwykły zbieg okoliczności. Mój pierwszy rysunek przepełniony zapisem szkicowych myśli o biżuterii zaplątał się wśród projektów na zadane tematy w pracowni wzorniczej na ASP. Prowadzący wyłowił go ze sterty i tak się zaczęło. Gięcie linii w przestrzeni stało się tematem semestralnym. Po zaliczeniu powstałe projekty z czystej ciekawości zaniosłam do jednej z poznańskich galerii biżuterii artystycznej i zostały zaaprobowane. Sprzedaż stymulowała dalsze poszukiwania i rozwój tej pasji, bo tym właśnie jest dla mnie zabawa linią – przyjemnością. Formy dość naturalnie mnożyły się, gdyż każda kolejna wynikała niejako z poprzedniej. W międzyczasie udało mi się wziąć udział w warsztatach projektowania biżuterii podczas Art&Fashion w Starym Browarze. Dały mi one trochę wiedzy technicznej i przyniosły mnóstwo inspiracji. Kolekcja rozrosła się na tyle, że pojawiły się myśli, by zebrać to wszystko razem w jednym miejscu. Galeria Yes okazała się idealną przestrzenią z wspaniałymi ludźmi o wielkiej otwartości. Wernisaż odbył się 8 września, wystawa wszystkich form potrwa do końca miesiąca, a część z nich trafi do stałej sprzedaży w Galerii. I tak właśnie jestem tu… Jednym słowem – przypadek.

Początkowo byłam niezwykle zagubiona wśród tematów proponowanych nam na uczelni. Mnogość możliwych rozwiązań deprymowała mnie do tego stopnia, że ostatecznie powstawały niesatysfakcjonujące mnie projekty, będące zbitkiem różnych myśli i pomysłów. Brakowało spójnej koncepcji, jasnej ścieżki, którą należałoby podążyć. Linia okazała się swego rodzaju wyjściem z sytuacji – ograniczyła moje rozedrganie. Pozornie zawęziłam przestrzeń poszukiwań. Pozornie, bo przecież – pomijając to, że definiowana geometrycznie linia jest tworem czysto teoretycznym – szczególne wyczulenie zmysłów na linię pozwala ją dostrzegać niemalże wszędzie... I tak właśnie począwszy od płaskiej linii rysunkowej i możliwości budowania za jej pomocą złudzenia trójwymiaru, zaczęłam odpowiadać na tematy z rysunku. Potem przez stopniowe odrywanie linii od płaszczyzny i wynoszenie jej w przestrzeń zaczęłam komponować całe sytuacje przestrzenne w odniesieniu do wnętrz czy architektury. A tak na marginesie, to wszystko zaczęło się od żartobliwego określenia „obłęd w paski”, czyli fascynacji pasowymi printami na tkaninach – jej efektem jest pokaźna kolekcja ubrań, zwłaszcza sukienek w paski.

113

KOBIETA, KTÓRA NOSI TWOJĄ BIŻUTERIĘ, JEST…?

Do tej pory byłam absolutnie przekonana, że jest młoda, ale ostatnie wyniki sprzedaży wskazują coś innego. To miłe zaskoczenie, bo świadczy o tym, że kobiety mają w sobie coraz więcej odwagi, i to bez względu na wiek. Myślę, że moje wydanie minimalizmu jest skierowane do osób odważnych, ale i spragnionych nieoczywistych, świeżych rozwiązań. Moje projekty to alternatywa dla klasycznych produktów jubilerskich i jednorazowych form proponowanych przez sieciówki. Mniejsze formy sprawdzą się jako uniwersalny, codzienny dodatek, a większe – na specjalne wyjście. JAKIE MASZ PLANY NA NAJBLIŻSZY ROK?

Póki co, moje plany nie sięgają dalej niż przyszłego tygodnia. Wszystko zmienia się tak gwałtownie, że ciężko mi cokolwiek planować. Całe wakacje intensywnie pracowałam nad biżuterią, więc chętnie wrócę na uczelnię, odświeżyć inne liniowe ścieżki. Chciałabym poświęcić się różnym projektom, bo nigdy nie zakładałam, że projektowanie biżuterii będzie moim życiowym zajęciem. Jednak biorąc pod uwagę ostatni rozwój wypadków, ciężko byłoby się od tego absolutnie odżegnać. Dzięki współpracy z Galerią Yes część mojej kolekcji pokaże się na wystawach w Budapeszcie i Barcelonie. Mam kilka pomysłów na nowe, większe formy z pogranicza rzeźby i biżuterii. Najlepiej się czuję, kiedy dużo się dzieje, dlatego moim głównym planem jest nie zwalniać tempa na liniowej ścieżce i bez względu na to, czy okaże się prosto- czy krzywoliniowa, konsekwentnie kroczyć naprzód. × AGATA BIELEŃ – rocznik ‘89, studentka Architektury

i Wzornictwa na UA w Poznaniu. Ogarnięta obłędem w paski. Pochłonięta fanatyzmem liniowym. Zajęta wielowymiarowym badaniem linii. Jej własności, możliwości i zdolności. Począwszy od bezwymiarowej linii myśli, przez dwuwymiarowy rysunek, po trójwymiarowy design. Na liniowych ścieżkach szuka siebie.


coat AVTANDIL brown top PATRIZIA PEPE scarf U NI TY boot VIC MATIE skirt JUNKO SHIMADA

114


Dimanche PHOTOGRAPHER /

Karolina Trawińska

STYLIST / Marie

Revelut

MAKE UP /

Alexandra Leforestier

HAIR / Elsa MODEL /

Jolie

Varvara @ Oui management

FOT. KAROLINA TRAWIŃSKA

115


DRESSME

glass GYVENCHY jacket VALENTINO leather dress MAISON MARTIN MARGIELLA

116

FOT. KAROLINA TRAWIŃSKA

hat shirt and skirt LYUBOV


FOT. KAROLINA TRAWIŃSKA

hat XUAN THEN GUYEN coat PLEIN SUD shirt JOSEPH FONT bracelet BIJUL

117


FOT. KAROLINA TRAWIŃSKA

top and skirt VALENTINO boot MAISON MARTIN MARGIELLA

118


DRESSME

black dress, shoes and fur gilet ELIE SAAB

119

FOT. KAROLINA TRAWIŃSKA

black dress and fur gilet ELIE SAAB


FOT. KAROLINA TRAWIŃSKA fur coat green JOHN GALLIANO top AVTANDIL skirt and belt CLAUDINE IVARI boot MAISON MARTIN MARGIELLA scarf ( hand ) DSQUARED2

120


DRESSME FOT. KAROLINA TRAWIŃSKA dress MAISON MARTIN MARGIELLA

121


PHOTOGRAPHER / Jessica Pepper-Peterson HAIR AND MAKE-UP / Monica Virga @ HM Battaglia for MAC MODEL / Carolina Ballineros @ IMG STYLIST / Debora Moro

THISISSEXY

FOT. JESSICA PEPPER-PETERSON

fur MAURO GRIFONI

skirt MISURACA

necklace SCHIELD

collant PIERRE MANTOUX

Shoes CAFÉ NOIR

122


DRESSME FOT. JESSICA PEPPER-PETERSON

shorts DOLCE E GABBANA shirt AILE gile fur VINTAGE STYLIST’S OWN silicon necklace COSE A TRE boots LATITUDE FEMME sulla pelle della modella Oropuro, REPHASE

123


DRESSME pants PEPE JEANS top with plumes ES ARTISANAL BY FABRIZIO TALIA bracelets BINGLABANGLES shoes VIA UNO earrings BINGLABANGLES sulla pelle della modella Oropuro, REPHASE

FOT. JESSICA PEPPER-PETERSON

124


DRESSME pants VIRGINIA PREO wool sweater PEPE JEANS belt with bow ALEXIS MABILLE shoes CINZIA ARAIA bracelet with grey balls SO RARE red bracelet SHARRA PAGANO

125


DRESSME skirt SUSANNA CORNET shirt SILVIO BETTERELLI red coat MAURO GRIFONI collant WOLFORD shoes CAFÉ NOIR

FOT. JESSICA PEPPER-PETERSON

126


skirt MSGM shirt in silk MISURACA coat EMILIANO RINALDI wool red bow BABBU silicon necklace COSE A TRE shoes RODO sulla pelle della modella Oropuro, REPHASE

127


trousers VANET shirt NOLITA belt FURLA shoes RODO hat FEDERICA MORETTI HANDMADE necklace SHARRA PAGANO

FOT. JESSICA PEPPER-PETERSON

128


DRESSME jacket CHLOE pants LEEROCK tartan shirt BABBU shoes MARIO CERUTTI gold belt PEPE JEANS bracelets SHARRA PAGANO

129


FS

P.ta GENOVA

PHOTOGRAPHER / Igor STYLIST / Manuel

Drozdowski

Menini

MAKE UP & HAIR / Fabio MODEL / Ana

D’Onofrio

Stefanescu / NEXT Milan

130


FOT. IGOR DROZDOWSKI

little black dress by MOSCHINO cristal clutch by RENE CAOVILLA decollete by MORESCHI

131


FOT. IGOR DROZDOWSKI


DRESSME

skirt and top LA PERLA leopard printed jacket VIVIENNE WESTWOOD Red Label gold chains MARINA FOSSATI vintage PLASTIC BEAUTY case STYLIST OWN

133


gold silk dress VANET bronze sandals LOUIS VUITTON bijoux MARINA FOSSATI vintage bird hat STYLIST OWN

FOT. IGOR DROZDOWSKI

134


DRESSME gold silk dress VANET bronze sandals LOUIS VUITTON bijoux MARINA FOSSATI

FOT. IGOR DROZDOWSKI

vintage bird hat STYLIST OWN

135


FOT. IGOR DROZDOWSKI


DRESSME jacket and pant ALBERTA FERRETTI bra LA PERLA by JEAN PAUL GUALTIER bag and bangle LOUIS VUITTON glasses DOLCE & GABBANA

137


DRESSME gold lamè pant and t-shirt MOSCHINO fur gilet and sandals ALBERTA FERRETTI

FOT. IGOR DROZDOWSKI

138


long dress and clutch ALBERTA FERRETTI

FOT. IGOR DROZDOWSKI

earrings and bangle LOUIS VUITTON


gold silk dress VANET bronze sandals LOUIS VUITTON bijoux MARINA FOSSATI vintage bird hat STYLIST OWN

FOT. IGOR DROZDOWSKI

140


DRESSME night dress ALBERTA FERRETTI Archive

FOT. IGOR DROZDOWSKI

sandals RENE CAOVILLA

141


STAR FOT. KRZYSZTOF WYŻYŃSKI

top PTASZEK FOR MEN headband-crown MOI NON PLUS necklace VINTAGE

142


MAN PHOTOGRAPHER / Krzysztof

Wyżyński

STYLIST’S ASSISTANT / Bartek HAIR & MAKE UP / Anna MODEL / Greg

Mogielski

Szeligowska

N. @ Panda Models 143


DRESSME top PTASZEK FOR MEN necklace SOLAR

FOT. KRZYSZTOF WYŻYŃSKI

144


DRESSME shirt, vest, shorts PTASZEK FOR MEN

FOT. KRZYSZTOF WYŻYŃSKI

glasses RAY BAN

145


DRESSME shirt and skirt ASIA WYSOCZYŃSKA trousers PTASZEK FOR MEN mask MOI NON PLUS

FOT. KRZYSZTOF WYŻYŃSKI

146


DRESSME vest PTASZEK FOR MEN

FOT. KRZYSZTOF WYŻYŃSKI

headgear MOI NON PLUS

147


DRESSME top and cardigan PTASZEK FOR MEN headgear MOI NON PLUS

FOT. KRZYSZTOF WYŻYŃSKI

148


DRESSME

FOT. KRZYSZTOF WYŻYŃSKI

total look PTASZEK FOR MEN

149


DRESSME

Joanna's Dark Dream PHOTOGRAPHERS /

STYLIST /

Zosia Zija i Jacek Pióro

Marcin Brylski MODEL /

MAKE-UP / ASSISTANT HAIR STYLIST /

SET DESIGN /

Zuza Słomińska

Klaudia WonderModels

Paulina Kurowiak

Kasia Kaczyńska

HAIR / Ewa

Żurowska

ASSISTANT ART DIRECTOR / Kuba

Dykowski

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

dress JOANNA KLIMAS leather sleeves ŁUKASZ JEMIOŁ headgear ANNA ORSKA

150


DRESSME dress SIMPLE necklace OOH!ANDY

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

wreath ZUZA SŁOMIŃSKA

151


DRESSME

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

leather jacket OCHNIK dress SIMPLE necklace, bracelet „CO JA NAROBIŁAM” dla butiku RINA COSSACK metal gloves ANNA ORSKA ring TOP SHOP

152


FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

DRESSME

tunic ZIEŃ leggins ZARA necklace ŁUKASZ JEMIOŁ metal glove, bracelet ANNA ORSKA necklace, bracelet „CO JA NAROBIŁAM” dla butiku RINA COSSACK

153


DRESSME

fur vest MMC STUDIO blouse ZARA dress KUBA BONECKI crown, bracelets ZUZA SŁOMIŃSKA necklace ANNA ORSKA rings TOP SHOP shoes DeeZee

154


FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

DRESSME

vest KATARZYNA KONIECZKA blouse OLA KAWAŁKO dress KUBA BONECKI

155


DRESSME

FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

vest ZUO CORP blouse KUBA BONECKI skirt ŁUKASZ JEMIOŁ necklace, bracelts ANNA ORSKA belt MMC STUDIO

156


FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

DRESSME

leather blouse JOANNA KLIMAS dress JOANNA KLIMAS necklace, collar, bracelets ANNA ORSKA pendant OOH!ANDY

157


TELLME

DOŚWIADCZENIE ZABIJA INTUICJĘ Experience kills intuition

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów teatralnych „młodego pokolenia”. W dorobku ma także role w filmach, koncerty, wystawy. O dojrzewaniu i sensie doświadczenia mówi SEBASTIAN PAWLAK. ROZMAWIAŁA / ZDJĘCIA /

Zosia Zija i Jacek Pióro

Magdalena Urbańska PROJEKT KOSTIUMU /

158

Katarzyna Borkowska


FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

TELLME

159


TELLME

JESTEŚ WIELOSTRONNIE UZDOLNIONY

NADRZĘDNYM, JAK I NARZĘDZIEM.

– PRZEDE WSZYSTKIM WYSTĘPUJESZ

W Babel staram się być „medium” – katem i ofiarą w jednym. Nie chodzi o szokowanie obrazem dołu cielesnego, ale o to, by oddać okrucieństwo wojny, przywołać koszmar Abu Ghraib. Na scenie podświadomie dążę do tego, aby ten przekaz spowodował pokój. Pojednanie ofiar i oprawców. Lubię grać w takich spektaklach i zabierać głos w ważnej sprawie. Ciało jest ważne, choć nie najważniejsze w teatrze. Ono jest tylko narzędziem. Osobiście odczuwam przesyt cielesności w teatrze. Mimo że ją lubię. Czuję, że nadchodzi jakiś nowy etap. Albo to ja się starzeję…

Podoba mi się praca w filmie, choć niewiele jej było. To rodzaj innego skupienia niż w teatrze, totalne wejście w emocje tu i teraz. Szansa na całkowitą zmianę fizyczną. Można pozwolić sobie na eksperyment, który zamknie się w trzech dublach albo w miesiącu pracy na planie. Kręci mnie to. W teatrze spektakl często gra się latami, a budując rolę, nie można pozwolić sobie na kompletną metamorfozę swojego ciała. Gra się przecież kilka tytułów jednocześnie. Na scenie można natomiast zmienić to, co w filmie jest nieodwracalne, bo zapisało się na taśmie. Teatr to nieustający proces – improwizacja i kontakt z publicznością.

A JEDNAK NADAL JESTEŚ OKREŚLANY JAKO

W CZEKA NA NAS ŚWIAT GRASZ PRZECIĘTNEGO

JEDEN Z NAJZDOLNIEJSZYCH AKTORÓW

PRZEDSTAWICIELA SZAREJ RZECZYWISTOŚCI

„MŁODSZEGO POKOLENIA”. CO TO ZNACZY?

BLOKOWISKA. TO TEMAT, KTÓRY TEATR

CZY MALOWANIE PRZYSZŁO Z WIEKIEM?

MAM WRAŻENIE, ŻE JEGO WYZNACZNIKIEM

– I PONIEKĄD TAKŻE FILM – EKSPLOATOWAŁ

Bazgrolę od małego. Pamiętam otwartą buzię, ślinienie pędzla, gryzienie kredek, taki rodzaj zapamiętania się w tym, odlotu. Teraz też to czuję.

JEST NIE TYLKO METRYKA.

W PEWNYM MOMENCIE DO GRANIC

W TEATRZE, ALE TAKŻE ŚPIEWASZ I MALUJESZ. CZY JEDNA ARTYSTYCZNA DZIAŁALNOŚĆ JEST INSPIRACJĄ DLA DRUGIEJ?

Śpiewam i maluję dla przyjemności. Malowanie wycisza i relaksuje, jest dla mnie trochę powrotem do dzieciństwa. A śpiew to taka czysta forma przekazu. Głos płynie wraz z emocjami, tak jak czuję, bez ograniczeń, które są w teatrze, gdzie jest reżyser, partner, koncepcja i przede wszystkim rola. Aktorstwo jest zawodem, który uwielbiam. Śpiewanie i malowanie to hobby. Wszystkie te trzy dziedziny przenikają się i wzajemnie inspirują. Lubię, kiedy łączą się one w teatrze, jak np. w spektaklach The Need Company Jana Lauwersa.

CZĘSTO W SPEKTAKLACH TWORZYSZ SAMODZIELNY „TEATR W TEATRZE” – GRASZ ROLE, KTÓRE NA DŁUGO WBIJAJĄ SIĘ W PAMIĘĆ, ALE DO KTÓRYCH POTRZEBNY JEST

Nie czuję się już przedstawicielem tzw. „młodszego pokolenia” i mam coraz więcej wątpliwości związanych z aktorstwem niż wtedy, gdy byłem młody. Doświadczenie wiąże się z większą analizą, rozsądkiem, zwątpieniem, a to przeszkadza w zawodzie. Zabija intuicję. Młodość ma w sobie odwagę, szaleństwo i czystość.

SZEROKI WACHLARZ UMIEJĘTNOŚCI:

JESTEŚ BARDZO ZNANY W TEATRALNYM

EKSPRESJA, MUZYCZNOŚĆ, SPRAWNOŚĆ

KRĘGU, MNIEJ W FILMIE. CZY AKTORSTWO

FIZYCZNA. CZY AKTOR DZIŚ NIE MOŻE BEZ

FILMOWE WYMAGA INNYCH UMIEJĘTNOŚCI?

TEGO ZAISTNIEĆ?

CZYM RÓŻNIĄ SIĘ TWOJE DOŚWIADCZENIA

Może. Są różne spektakle, style, środki wyrazu. Najważniejsza jest osobowość, wrażliwość i prawda. Ktoś może stać w miejscu, szeptać i być poruszający.

TEATRALNE OD FILMOWYCH?

MOŻLIWOŚCI. ETAP TAKIEJ FORMY „BUNTU” SIĘ SKOŃCZYŁ. CZY CZUJESZ, ŻE DOJRZEWASZ WRAZ Z BOHATEREM?

Dojrzewam i mój bunt się ustatecznia, ale cały czas pielęgnuję go w sobie. Mam niezgodę na wiele spraw i wtedy on sam się uaktywnia. Jeśli chodzi o blokowiska, to każdy temat jest dobry, jeśli jest szczery, prawdziwy, przemyślany, bez banału, klisz i sztampy. Ja lubię blokowisko jako zjawisko, lubię hip-hop, ten szczery, niezależny. Lubię niezależność, chciałbym robić to, co sprawia mi największą przyjemność. Kocham teatr, kocham muzykę, malowanie, ale najbardziej kocham moją żonę. ×

CZYLI CIELESNOŚĆ NIE JEST W OGÓLE ISTOTNA? W WIELU PRZEDSTAWIENIACH, FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

W KTÓRYCH GRASZ, NP. W BABEL, TO CIAŁO WYDAJE SIĘ ZARÓWNO TEMATEM

160


TELLME

SEBASTIAN PAWLAK – Rocznik ’75. Aktor TR Warszawa,

wcześniej Teatru Starego w Krakowie. Stale współpracuje z Grzegorzem Jarzyną, Michałem Borczuchem i Mają Kleczewską. Wraz z Danielem Pigońskim tworzy również projekty muzyczne. W dorobku artystycznym ma także role w filmach i dwie wystawy malarskie. MAGDALENA URBAŃSKA – Studentka teatrologii UJ, pasjo-

natka filmu i podróży. Wiecznie w ruchu, z książką w ręku i ze słuchawkami na uszach.

161


TELLME

He is one of the most recognizable actors of the young generation in theatre, has played in films and taken part in concerts and exhibitions. SEBASTIAN PAWLAK talks about growing up and gaining experience. INTERVIEW BY /

PHOTOS /

Magdalena Urbańska

Zosia Zija & Jacek Pióro

YOU ARE MULTI-TALENTED – YOU PLAY MAINLY IN THEATER, BUT YOU ALSO SING AND PAINT. IS ONE ARTISTIC ACTIVITY AN INSPIRATION FOR ANOTHER?

I sing and paint for pleasure. Painting soothes and relaxes me; it’s like being a kid again. Singing is a pure means of expression, I feel my voice moving along with emotion, with no regard to the boundaries you normally find in theater, where there is a director, a partner and – most of all – the role you play. Acting is the profession I love. Singing and painting are hobbies. But all those three activities coincide and serve as inspiration for one another. I like it when they cross over in theater, like in the shows of Jan Lauwers’s NeedCompany.

COSTUME DESIGN / Katarzyna

Borkowska

Ghraib. On stage, I subconsciously aim to bring peace with this portrayal, to reconcile the victims with their executioners. I enjoy playing in pieces like this and taking a stand when an important matter is concerned. The body is important, but not crucial in theatrical arts. It’s just a tool. Personally, I feel there is actually too much physicality in theater. Even though I like it, I feel some new era is about to begin. Or maybe it’s just me who’s getting old. YET, YOU’RE STILL ACCLAIMED AS ONE OF THE MOST TALENTED ACTORS OF THE YOUNGER GENERATION. WHAT DOES IT MEAN TO YOU? AGE DOESN’T SEEM TO BE THE ONLY CRITERION IN QUESTION.

I don’t feel like a representative of the so-called younger generation anymore and I’m more doubtful about acting now than when I was younger. Experience is closely related to over-analyzing, common sense, doubtfulness, which all, in turn, come as an obstacle in my profession. It kills intuition. Youth relates to courage, madness and purity.

DID PAINTING COME ALONG AS YOU GREW UP?

YOU ARE BETTER KNOWN IN THEATER CIRCLES THAN IN THE FILM

I’ve been doodling since childhood. I remember my mouth wide open, drooling on the brush, biting crayons and forgetting myself in it, tripping. I still do it.

INDUSTRY. DOES ACTING IN FILMS REQUIRE A DIFFERENT SET OF SKILLS? HOW ARE YOUR THEATER AND FILM EXPERIENCES DIFFERENT?

IN YOUR WORK, YOU OFTEN PRESENT AN AUTONOMOUS THEATRE WITHIN THE THEATRE – YOU PLAY MEMORABLE ROLES WHICH DEMAND A WIDE RANGE OF SKILLS: EXPRESSION, MUSICALITY, PHYSICAL AGILITY. ARE THEY NECESSARY FOR AN ACTOR NOWADAYS?

Perhaps. There are various kinds of spectacles, styles, means of expression. Personality, sensitivity and truthfulness are essential. You can stand still, whisper and appear absolutely in motion.

I like to work in films, even though I haven’t done much. It’s a sort of different concentration method than in theater, you need to get emotionally completely off-hand. It’s a chance for a total physical change. You can allow yourself some experimentation which you will be done with after three retakes or a month’s work on the set. It makes me tick. But in theater, a spectacle is sometimes staged for many years and you can’t allow yourself a complete body transformation during your work on the role. You play in more than just one performance after all. However, on stage you can change what is irreversible in the case of films which have been recorded. Theater work is a continuous process of improvisation and interaction with the audience. IN THE WORLD AWAITS US, YOU PLAY A REGULAR GUY FROM A CONCRETE BLOCK-APARTMENT COMPLEX. THE MOTIF WAS ONCE EXTENSIVELY EXPLOITED IN THEATER AND SOMEWHAT IN FILMS TOO. THAT KIND OF

SO THE PHYSICALITY IS COMPLETELY

REBELION IS OUTDATED NOW. DO YOU FEEL YOU GREW UP ALONG WITH

IRRELEVANT? MANY OF THE SHOWS YOU

THE CHARACTER YOU PLAYED?

STARRED IN, LIKE BABEL, PRESENT THE BODY

I grew up and my rebelliousness has become muted, but I keep nurturing it within me. There are many things I can’t accept which make me a rebel again. When it comes to block-apartment complexes, any motif is good as far as it’s sincerely, thoughtfully and originally presented. I like apartment complexes as a social phenomenon, I like hip-hop, the honest and independent version. I like independence, I like to do what I enjoy. I love theater, music and painting, but – above all – I love my wife the most. ×

AS BOTH THE MAIN MOTIF AND THE TOOL.

In Babel I intended being the medium – the executioner and the victim at the same time. The point is not to shock with an image of physical degradation, but to portray the brutality of war, to picture the horror of Abu

162


TELLME

SEBASTIAN PAWLAK – (born 1975). Actor at TR Warszawa,

formerly of Teatr Stary in Kraków collaborates with Grzegorz Jarzyna, Michał Borczuch and Maja Kleczewska. FOT. ZOSIA ZIJA & JACEK PIÓRO

Together with Daniel Pigoński, he participates in musical projects. His artistic output includes film roles and painting exhibitions. M AGDA LENA UR BA ŃSK A –student of theater at

Jagiellonian University, passionate about cinema and travelling. Always moving with a book in her hand and headphones on her head.

1 63


README

Przyfrunęli Hiszpanie. Mają ładne jaskółcze skrzydełka, mieszkania (trzy) na ulicy Miodowej i spodnie, które notorycznie opadają im poniżej ud, przez co śmiesznie się gimnastykują, kiedy muszą je podciągać. TEKST

/ Edward Pasewicz

ILUSTR ACJE /

y

Felicísima Armada

Grande

W

idok ten bardzo zadziwia szacowne krakowskie matrony, które zdążają na niedzielną Missa Solemnis, odprawianą przez jednego z księży, który raptem trzy godziny wcześniej balował w Coconie i przepięknie ewangelizował zafascynowanych nim młodzieńców. Matrony robią oburzone miny, wyginają pomalowane usta w podkowę i ogólnie dają do zrozumienia, że tylko Jarosław K., Ojciec Dyrektor i ksiądz Natanek są w stanie zatrzymać absolutne zło, które objawia się im w ten letni poranek pod postacią zgrabnych hiszpańskich tyłków, owłosionych i opiętych w skąpe majteczki. Co gorsza, Hiszpanie co rusz podlatują sobie w niebo i obrażają jaskółki – matki-polki, że bez skrepowania całują się pod tym niebem naszym, a czasami obmacują się po swych

Dorota Wątkowska

zgrabnych tyłeczkach. Hiszpanie nie rozumieją języka syknięć, fochnięć i głębokich wzdychań, a także okrzyków „hańba” i „groza”. Jest ich szesnastu i nawet dresiarze z Kazimierza niewiele mogą im uczynić, bo przecież w jedności siła. Siedzimy sobie z Rickym, wspomnianym już kiedyś Lordem Berriedale, i podziwiamy hiszpańskie wybryki. Lord ma znowu fazę hipsterską, dlatego ubrał trampki w dwu rożnych kolorach, swojego iPhone’a okleił taśma klejącą, a koszulkę pociapał farbami akrylowymi. Nawet poszedł do fryzjera i zrobił sobie odpowiednią hipsterską fryzurę. Ja mało znam się na hipsterstwie, ale Lord mi wszystko dokładnie wytłumaczył. Ponieważ do bycia prawdziwym hipsterem brakowało mu już tylko ekstremalnych doświadczeń seksualnych, postanowił zapolować na hiszpańskiego studencika, który wpadł mu

164

w oko kilka dni wcześniej podczas całkiem podziemnej sesji karaoke w hali opuszczonej fabryki na Podgórzu. Ówże Hiszpański młodzieniaszek wyróżniał się tym, że miał zupełnie niehiszpański wzrost (na oko 184 cm) i w twarzy coś takiego, co od razu mówiło: „seks ze mną to ciemność i szatan”. Na dodatek okazało się, że mieszka w mojej kamienicy (wraz z pozostałą piętnastką), a okna jego pokoju wychodzą wprost na mój balkon. Rozumie się samo przez się, że nasz młody angielski ekscentryk zamieszkał na moim balkonie. Miało to swoje zalety i wady. Do zalet zaliczam częste spożywanie sushi i picie całkiem dobrych alkoholi, do bezwzględnych wad muszę zaliczyć skłonność młodego Lorda do śpiewania angielskich szant w stanie głębokiego upojenia. Szanty w jego wykonaniu okazały się ekstremalnym doświadczeniem, nawet


README

dla naszych podwórkowych szczurów, które po prostu gdzieś się wyniosły. O dziwo, sąsiedzi pozostali niewzruszeni. Ale ich już w zasadzie nic nie może zdziwić, bowiem mieszkają w towarzystwie kibola, który lubi nocami do muzyki techno śpiewać o swojej miłości do Cracovii, pani artystki, która na cały

cielką ruchu na rzecz wypędzenia mężczyzn z miasta Krakowa. Przyszła, posłuchała i powiedziała: – To zwierzę recytuję Lorcę fatalnie i obrzydliwie. Zresztą jest to fatalna i obrzydliwa homoseksualna samcza poezja, która mnie nie interesuje. Po czym z wyrazem niesmaku opuściła balkon, rzucając kilka

graficznym Hiszpanów. Od czasu do czasu wypowiada po angielsku jakąś frazę, ale teraz częściej są to sonety Szekspira niż Lorci. Była już może czternasta, leniwa niedzielna godzina, kiedy do stolika dopłynął w doskonałym nastroju nasz znajomy ksiądz kanonik regularny laterański. Chwilę nam opowiadał

regulator katuje nas utworami Wolnej Grupy Bukowina, i pana, który lubi zapuścić sobie wielogodzinne msze księdza Natanka w wersji stereo i w kolorze, wraz z dzwoneczkami, przyklęknięciami (a podejrzewam też, że w stroju jak najbardziej liturgicznym, kupionym w sklepie KOSZULE KAPŁAŃSKIE na ulicy św. Gertrudy). A Hiszpanie, jak to oni, zachowywali się po swojemu. Wieczorami śpiewali rzewne pieśni i recytowali Lorcę. W Lorce celował ten, z którym Lord Ricky miał ochotę doświadczyć ekstremalnego seksu. Obaj, nie znając języka hiszpańskiego, byliśmy bardzo zaintrygowani widokiem chłopca palącego w oknie i recytującego śpiewne frazy. Ażeby je zrozumieć, postanowiliśmy na balkon zaprosić znajomą iberystkę, która poza tym była wojującą lesbijką, feministką trzeciej fali, członkinią kobiecej falangi i założy-

kąśliwych uwag na temat braku porządku w mieszkaniu. Lord był zachwycony. Następnego dnia zakupił dzieła Federico Garcii Lorci i zaczął recytować wespół z mrocznym Hiszpanem. Następnie recytacje przeniosły się do knajp. Recytowali w Alchemii i Mechanoffie. Zrobili piorunujące wrażenie w knajpie Mleczarnia – wyglądało, jakby nieomal pojedynkowali się na frazy. Zrobili to na oczach überhipsterów w knajpie Miejsce, czym znokautowali jednego z doktorów zajmujących się genderemsrenderem, który z wrażenia na nowo musiał poszukiwać jakiegoś biblijnego imienia, bo starego po prostu zapomniał. Ale do jednego nie doszło. Nie było seksu, propozycji seksualnych, mroku i ekstremalnych doświadczeń. Siedzimy więc przy stoliku. Lord jest smutny i patrzy na szybujących nad muzeum etno-

o płomiennym kazaniu, jakie wygłosił. Trochę mu było żal, że to niedziela, i wieczorem nie będzie mógł pójść do Coconu. W pewnym momencie Ricky zauważył, że Hiszpanie zniżyli loty i pięknie całym stadem osiedli przy dwu stolikach obok nas. I wtedy nasz kanonik regularny zakrzyknął: -Hola Abel! - Hola Padre – odpowiedział mu ukochany Lord Berriedale. No i zaczęli gadać po hiszpańsku, a biedny Ricky marniał w oczach. Jakby wsysał się sam w siebie i zapadał w sobie. Wyszło bowiem na jaw, że panowie się znają, i to chyba aż za dobrze. Ricky uznał, że od czasów zatopienia Grande y Felicísima Armada nie ma co liczyć na perwersyjną noc spędzoną między młodym angielski Lordem a chico z Madrytu, i po prostu znikł. Ale niedziela trwała dalej. ×

1 65


README

KREATYWNI W TRUDNYM CZASIE

Czas, w którym żyjemy, jest dla projektantów okresem niełatwym. Sprzeciw? Na pierwszy rzut oka wydaje się uzasadniony. TEKST /

B

o przecież – powie ktoś – rynek ofer uje nam szeroką gamę nowych technologii, nowych materiałów, nieograniczony dostęp do wiedzy i możliwość globalnego oddziaływania. To prawda, wielki postęp w elektronice i rozmaitość nowych technologii w obszarze technik i narzędzi pracy stwarza możliwości, o jakich nie myślano w ogóle w okresie nie tak znów bardzo odległym. Ale zastosowanie nowych technologii nie tworzy przecież nowych wartości. Projekt musi mieć wartość własną, autorską, musi stać się wartością samą w sobie. Dopiero wówczas oryginalny pomysł z zastosowaniem nowych rozwiązań technologicznych stworzy spójną całość (np. Apple). Od momentu, w którym nasza cywilizacja osiągnęła pewien stopień rozwoju, podstawowe potrzeby człowieka nie uległy znacznej zmianie. Na przestrzeni czasu w różnych dziedzinach zaznaczył się duży postęp, pojawiły się udogodnienia związane z transportem, komunikacją, w ostatnim czasie szeroko w nasze życie wkroczyła elektronika, ale pod względem funkcji nie obserwujemy zmian. Musimy na czymś siedzieć (krzesło, fotel, stołek), przy czymś pracować (biurko, stół), gdzieś spać (łóżko). Przez setki lat ewoluuje forma, ulepsza się kształt, stosuje się nowy materiał, nowszy sposób produkcji różnych obiektów, cieszy oko nowa linia, wreszcie pojawiła się ergonomia, ale funkcja pozostaje ta sama. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że nie czeka nas już żadne wielkie odkrycie w designie pod względem funkcji.

Ewa Gumkowska

ILUSTRACJA /

Co więcej, uważam również, obserwując rynek ostatnich lat, że czas wielkich ikon wzornictwa, póki co, też już minął. Czy to wśród mebli, samochodów czy obiektów codziennego użytku, na próżno szukać dzisiaj fascynacji czymś nowym. Trudno nawet w jasny sposób opisać styl współczesny. Opływowe kształty, sztuczne materiały czy może właśnie powrót do natury i prostota? A może współczesna odmiana eklektyzmu? Obecnie w twórczości, w odniesieniu do różnych dziedzin, „wszystkie chwyty są dozwolone”. Bez ograniczeń czerpiemy z historii i przekształcamy ją, ale nie wytwarzamy przy tym nowych wzorców. Współczesne lampy nawiązują do wzornictwa lat 50. i 60. Po ulicach jeżdżą MINI, nowe wersje kultowych Mini Morrisów, czy Volkswageny New Betele, nowe wersje kultowych „Garbusów”. Nowoczesne i „pasujące” do naszych czasów, ale… gdy dostojnie przejeżdża obok nas 50-letni model Citroëna czy Peugeota, zachwycamy się jego piękną linią, kształtem wypracowanym do perfekcji, dbałością o najmniejszy detal. W powodzi współczesnych aut przecież różnych, a właściwie bardzo podobnych, budzi on podziw i westchnienie: „to były auta”. Ikony wzornictwa, do których możemy sięgnąć pamięcią, nie zyskują współczesnych „zamienników”. Dzieje się tak po części dlatego, że obecne trendy sygnalizują tymczasowość, tanią i szybką produkcję nastawioną na duży obrót i szybki zysk. Solidny przedmiot, który przetrwa lata, nie jest już w modzie, bardziej opłaca się kupić nowe, niż naprawić stare. Niewielka

166

Marta Gliwińska


README

zmiana w wyglądzie powoduje, że jakaś rzecz staje się niemodna, trzeba więc kupić coś nowego, a zatem trzeba szybko to coś wyprodukować etc. i koło się zamyka. Czas jest drogi, więc produkcja musi być szybka i tania, aby sprostać wymaganiom rynku. Dlatego współczesny projektant staje często przed niełatwym wyborem: poszukiwać oryginalnych rozwiązań czy odpowiadać na doraźne potrzeby rynku. Nowym obszarem, w którym – jak sądzę – kreatywność może zyskać i coraz częściej zyskuje pole do działania, jest przestrzeń miejska. Wielu miejscom w różny sposób próbuje się nadać nowe znaczenie, podejmowane są próby zbudowania nowego kontekstu dla już istniejących obiektów. Tę odmianę kreacji odbieram jako bardzo ciekawą głównie dlatego, że wymaga ona wyjścia poza schematy, myślenia out of the box, innego spojrzenia na to, co widać na pierwszy rzut oka, aby w efekcie odnaleźć w gąszczu miasta „te” miejsca, którym można nadać kompletnie nowy wyraz. Jako ilustrację takiego nowego, pozastandardowego myślenia chciałabym przedstawić prace współczesnego szwajcarskiego artysty, który jako „podkład” do swych działań wykorzystuje żywą tkankę miasta i stanowczo w nią wkracza, zmieniając jej oblicze. Felice Varini, bo o nim mowa, w swoich pracach wykorzystuje możliwości percepcji ludzkiego oka. Przy pomocy projektora i farby tworzy w przestrzeni dwuwymiarowe iluzje. Efekt jest niesamowity i niepowtarzalny. Powstaje obraz płaski, a jednocześnie przestrzenny, kompletny,

1 67

a jednak rozbity, niby stały, a w ciągłym ruchu. To, co finalnie powstanie przed naszymi oczami, zależy tylko od nas. W zależności od tego, gdzie stoimy, może to być milion chaotycznych linii, kawałki rozbitych kwadratów albo pełna kompozycja. Zasadniczym efektem ma być inne, nowe spojrzenie na to, co nas otacza. Varini jest malarzem, dlatego nie ingeruje w przestrzeń w trzech wymiarach. Pokrywa „kawałki” infrastruktury miejskiej i przyrody na wybranym obszarze farbą, zupełnie tak jakby stał przy sztalugach w swojej pracowni. To swoiste „płótno” artysty staje się współtwórcą jego obrazów, wnosząc autentyczne elementy zróżnicowanych powierzchni, nierównego podłoża, przypadkowego światła, pokazując naturalne procesy erozji i zniszczenia. Wszystkie te czynniki przez artystę świadomie włączone do projektu, są „współodpowiedzialne” za jego efekt końcowy. Varini w swoich „obrazach” posługuje się wyłącznie kształtami geometrycznymi i jednym kolorem (monochrom). Jego abstrakcje cechuje prostota i czystość właśnie dlatego, że podłoże jest wystarczająco „rozrzeźbione” i zróżnicowane, żeby tym płaskim formom nadać kształt, a jednolitej barwie – bogate odcienie. Jest zawsze tylko jedno miejsce w przestrzeni, z którego zobaczymy jego pełną kompozycję i w którym rozrzucone po ulicy i budynkach kształty utworzą cały obraz. Możemy także kształtować ten obraz po swojemu, przechodząc od jego elementów do wyrazistego kształtu i z powrotem – do rozpadu na poszczególne części. Efekt jest równie niesamowity i zadziwiający na zdjęciach konkretnych prac. Pierwsze wrażenie jest oczywiste – ktoś nakleił na zdjęcie płaską figurę. Dopiero przy następnych zdjęciach ukazujących kolejne elementy kompozycji widzimy, że te poszczególne fragmenty są częścią sfotografowanej przestrzeni. Można by, używając słów Josepha Egana, jednego z kontynuatorów koncepcji Verniniego, powiedzieć: It’s more than just print, it’s a point of view. × EWA GUMKOWSKA – architekt wnętrz i przestrzeni publicz-

nych. Zainteresowania: miasto, ludzie, podróże, kulinaria MARTA GLIWIŃSKA – Urodzona w Zabrzu, teraz stara się

skończyć Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu . Fanka skolażowanych słów, mięty, naleśników, deszczu i swojego komputera. Maluje jeśli chce, rysuje jeśli musi, ilustruje bo kocha.


README

168

FOT. WŁASNOŚĆ AUTORKI


README

Założona przez reżyserkę BALBINĘ BRUSZEWSKĄ Fundacja Lucid Life to nowe możliwości dla polskiej niezależnej popkultury. Promocja w USA i na największych festiwalach filmowych i muzycznych, stypendia i coachingi u słynnych specjalistów z Hollywood i wyrównanie szans w dostępie do ogólnoświatowej promocji. ROZMAWIAŁA / Ela

Z CZEGO ZNANA JEST ISLANDIA? Z BJÖRK I GEJZERÓW. SKANDYNAWIA? Z FIORDÓW I RÖYKSOPP. WIELKA BRYTANIA? Z ROCK AND ROLLA I HERBATY… A POLSKA?

Mnóstwo jest u nas młodych, ciekawych artystów. Nowe zespoły muzyczne rosną jak grzyby po deszczu, choć równie szybko więdną, bo w Polsce alternatywie jest „ciężko”, a obywateli nie stać, żeby płacić za sztukę. Chała w magiczny sposób jest wielbiona przez masy. Media są rozsądne i chciałyby „zrobić wszystkim dobrze”. Jeszcze gorzej jest za granicą – na amerykańskich festiwalach polskich filmów nadal dominują bartery typu: „ja ci dam pierogi, a ty mi dasz bilety”. Estetyka zatrzymała się na etapie, kiedy serial Sami Swoi zaczął być tam wyświetlany w TV Polonia, a najBALBINA BRUSZEWSKA:

Korsak

nowszym zespołem, o którym słyszano, był Feel. Coś z tym trzeba było zrobić! Porozmawiałam z Władkiem Juszkiewiczem, dyrektorem Polish Film Festival w Los Angeles, i usłyszałam: „Kochaaana, ale my nie mamy pieniędzy na koncerty, lifting estetyczny, samochody i atrakcje, chociaż bardzo byśmy chcieli”. Wtedy serce mi pękło i stwierdziłam: „inafff!”.

Nawiązaliśmy współpracę z Polish Film Festival w Los Angeles i festiwalem Camerimage, dla których już w tym roku organizujemy dodatkowe projekcje, koncerty, DJ sety i warsztaty. Mamy też propozycje z Nepalu i Luksemburga na podniesienie atrakcyjności i unowocześnienie polskich festiwali. BB:

CO OZNACZA DLA WAS LUCID LIFE? JOANNA MONOWID: Dziewiątego czerwca moja

JM: Lucid Life tłumaczę, odnosząc to do zna-

wspaniała przyjaciółka – a nawet mogę powiedzieć: mentorka – Balbina Bruszewska podczas jednego z babskich wieczorów pełnych plotek ze świata opowiedziała mi o swoim pomyśle na fundację, która zmieni odbiór polskiej popkultury w świecie. Stwierdziła, że potrzebna jest organizacja pozarządowa dostarczająca do USA nasze młode kulturalne „towary eksportowe”. Ponieważ młodzi Polacy żyjący w Stanach nie mają z czym się identyfikować, tożsamość narodowa jest w ich przypadku mocno „skołowana” – już nie do końca Polacy, jeszcze nie Amerykanie…

nego lucid dreaming – dla mnie jest to świadome wprowadzenie marzeń w realia, konsekwentne i mądre kierowanie życiem, tak by dotrzeć do celu i czuć się szczęśliwym. Binka obudziła we mnie wyobraźnię, pomogła mi uwierzyć w siebie i mierzyć naprawdę wysoko. Z jej wsparciem uczę się otwierać na nowe możliwości i każdego dnia odczuwam tego pozytywne skutki.

Moją teorię potwierdziły entuzjastyczne reakcje znajomych, m.in Daniela Horovitza (syn słynnego Ryszarda), Szymona Kaczmarka (syn słynnego Jana A. P.) czy Kasi Nabiałczyk – mojej rówieśniczki, która od kilku lat mieszka i pracuje w Hollywood jako asystentka reżysera Bretta Ratnera. BB:

Chcemy, żeby za kilka lat było na arenie światowej więcej znanych polskich nazwisk. Żeby świat usłyszał o zespołach takich jak Rebeka, Kamp! czy Lilla Veneda; mamy świetnych filmowców, pisarzy i animacje, o czym świadczą dwa Oscary dla łódzkiego studia Se-Ma-For. Będziemy szerzyć świadomość i wiedzę o takich zjawiskach. BB:

CZY WASZE DZIAŁANIA MAJĄ JAKIEŚ OGRANICZENIA? BB: Umysłowe? (śmiech) W „równaniu w górę”

JM: Atmosfera tego spotkania była niesamo-

wita. Odbyło się ono pod gwiazdami na gdyńskiej plaży w trakcie FPFF, a powietrze aż iskrzyło kulturalną energią.

nie ma żadnych. Ale istotne jest dla mnie podejście do życia. Bez względu na pokłady talentu nie przyjmujemy do bandy smutnych malkontentów i leniwych arogantów.

JM: Wszystko bardzo szybko przeszło w czyny

TO BARDZIEJ POMAGANIE CZY BIZNES?

– kilkanaście dni później fundacja miała napisany statut i jasno wytyczone cele.

BB: Pomaganie w usamodzielnianiu artystów

169

w realiach artystycznego biznesu. Dodatkowo


README

FOT. IGOR DROZDOWSKI

tuning wizytówki Polski na świecie. Bardzo wiele zależy od właściwego show-biznesowego savoir-vivre’u. Na pewnym poziomie spotkań, nawet dla najsroższych rock and rollowców czy pojechanych reżyserów, obowiązuje bardzo konkretny przebieg współpracy i zasada zachowań. Poznanie tych mechanizmów pomaga w zdobyciu silnego partnera, takiego jak firma fonograficzna, wytwórnia czy producent. Nawet rozdawanie wizytówek czy płyt demo obwarowane jest zasadami. Polacy bardzo często nie umieją się zachować i dlatego przegrywają w konkurach. Ale niby skąd by to wszystko mieli wiedzieć? Potrzebny jest coaching, u nas nigdy nie było tak wielkiej machiny show-biznesowej. Polscy artyści są ograniczeni przez brak wiary. Lubią wszystko robić „samemu”, mierzą JM:

raz, tuż przed samym wejściem na scenę! Taka praca nad żywą materią, w stresie i bez przygotowania, to jazda po bandzie dla kompozytorów, a dla rządnej krwi publiczności – to, czego chciała od wieków: chleba i igrzysk! Drugi konkurs wymagał dużej odwagi od mistrza ceremonii… Jan A. P. Kaczmarek, wraz z pozostałymi jurorami, oceniał kompozycje do ostatnich 11 minut filmu Get low, którego autorem oryginalnej ścieżki dźwiękowej jest on sam! Wyzwanie dla młodych kompozytorów, by prześcignąć mistrza; wyzwanie dla mistrza, żeby stawić czoło najazdowi młodych talentów na Hollywood (w jury zasiadał również producent Pulp Fiction Richard Gladstein, któremu od czasu do czasu świeciły się oczy). Po drugie, wyjątkowa atmosfera festiwalu – Jan Kaczmarek zaprosił wspaniałych gości zza oceanu, ale klimat był zupełnie taki, jak w hippisowskiej komunie z wyższych sfer. Niby luksus, niby blichtr, a w tym wszystkim śpiewanie piosenek w autobusie, tańce w Starej Rzeźni do białego rana. Jan Kaczmarek zaprezentował się jako człowiek wielkiego formatu, który z ogromną klasą poprowadził galę, jednocześnie okazując ogromny szacunek wolontariuszom i wszystkim przybyłym gościom. To jest właśnie taka zdrowa pewność siebie połączona ze szczodrością i ciepłem – ludzie kochają gwiazdy nie dlatego, żeby sobie z dala popatrzeć na ich sukienki, tylko po to, by ogrzać się w ich cieple i poczuć się kimś wyjątkowym w ich towarzystwie. Takie oddziaływanie miał na gości Jan i jego rodzina.

w wąskie grupy odbiorców i zapominają o amerykańskiej dewizie „Think BIG!”. Lucid Life pomoże stworzyć nowe możliwości światowej współpracy i uwierzyć, że mit o nieosiągalnym dalekim świecie jest mocno przesadzony.

JM: Dodatkowo na Master Classes można było

A NA JAKI FESTIWAL W POLSCE NIE MA CO

DZIĘKI ZA ROZMOWĘ I DO ZOBACZENIA

NARZEKAĆ?

Ach, jest wiele znakomitych, zwłaszcza merytorycznie! Ale ostatnio bardzo zaskoczył nas zorganizowany przez Jana A. P. Kaczmarka Festiwal Transatlantyk! Poza dobrą selekcją filmów i typowymi atrakcjami mocno wyróżniały go dwie rzeczy. Po pierwsze, konkursy dla młodych kompozytorów filmowych, z czego jeden polegał na fortepianowej improwizacji przed publicznością do puszczonego na ekranie filmu, który uczestnicy konkursu widzieli tylko BB:

170

usłyszeć bardzo szczegółowe opisy pracy producentów lub kompozytorów w Hollywood. Takie wskazówki na pewno ułatwią i skrócą trasę polskich twórców do Los Angeles.

NIEBAWEM.

×

BALBINA BRUSZEWSKA – absolwentka PWSFTViT w Łodzi,

reżyserka, scenarzystka, DJ. Autorka znanych filmów animowanych, takich jak Miasto Płynie, oraz wielokrotnie nagradzanych Yachami wideoklipów muzycznych. Dyrektor artystyczna oscarowej wytwórni filmów animowanych Se-Ma-For, prezes i fundator fundacji LUCID LIFE. JOANNA MONOWID – Studiuje Europeistykę w Poznaniu,

od lat związana z działem PR międzynarodowego festiwalu animacji Animator. Wiceprezes fundacji LUCID LIFE.



README

Zgrzyty historii FOT. ARCH. HANNY GĘBUŚ

Miedzianka (Kupferberg) to dolnośląskie miasteczko, które zniknęło z powierzchni ziemi. Filip Springer postanowił odtworzyć jego losy w reporterskiej książce, zanim ostatni mieszkańcy Miedzianki zabiorą ze sobą do grobu pamięć o niej. Z FILIPEM SPRINGEREM rozmawiamy o wysiedleniach Niemców z Dolnego Śląska, reporterskich dylematach i kłopotach z opisywaniem historii. ROZMAWIAŁ

172

/ Sebastian Frąckiewicz


README

REPORTAŻ – POZA KILKOMA GAZETAMI I MAGAZYNAMI, W KTÓRYCH MOŻNA SIĘ NA NIEGO NATKNĄĆ – ZNIKNĄŁ PRAKTYCZNIE Z PRASY. TYMCZASEM W KSIĘGARNIACH LITERATURA FAKTU DOBRZE SIĘ SPRZEDAJE I POJAWIA SIĘ CORAZ WIĘCEJ TYTUŁÓW Z TEGO NURTU. TEN MASOWY TRANSFER

z samych publikacji, zatem położyłem silny nacisk na formy finansowania zewnętrznego: stypendia, granty itp. Miedzianka powstała przy wsparciu finansowym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. I dla reporterów to jest dziś świetne rozwiązanie. Widać to jeszcze wyraźniej w przypadku fotoreporterów, bo na fotoreportaż też nie ma dziś zbyt wiele miejsca w prasie. Przy czym lista stypendiów dla fotoreporterów jest dość krótka, a dla reporterów – jeszcze mniejsza. Poza tym współpracuję z agencją fotograficzną Visavis.pl, która często wciąga mnie do projektów, do tego jeszcze uczę fotografii. Łączę wiele rzeczy, dziś inaczej się nie da.

Z MEDIÓW DO FORMY KSIĄŻKOWEJ JEST POŻYTECZNY CZY RACZEJ NIE?

REPORTAŻEM ZAJMUJESZ SIĘ OD WIELU LAT, ALE MIEDZIANKA... JEST DEBIUTEM KSIĄŻKOWYM.

Z jednej strony ta sytuacja jest zła. Przez wiele lat pracowałem jako dziennikarz i ze swojej pracy się utrzymywałem. Spełnieniem moich marzeń w prasie zawsze był reportaż. Nigdy nie chciałem być newsowcem ani dziennikarzem politycznym. Ale dziś z pisania w prasie trudno się utrzymać. Na rynku istnieją raptem trzy tytuły, w których mogę i chcę publikować. Możliwości drastycznie się skurczyły. Z drugiej strony to fajnie, że jest tyle książek non-fiction i gatunek się rozwija. Pojawia się mnóstwo nowych nazwisk. I dzięki temu, że te reportaże są w formie książek, znajdują się w nich lepsze teksty. Mam na myśli to, że praca dla prasy narzuca tempo. Trzeba się spieszyć. Żadnej redakcji nie stać na to, by jej dziennikarz przygotowywał naprawdę obszerny materiał.

DLACZEGO AKURAT TEN TEMAT POSTANOWIŁEŚ ZREALIZOWAŁEŚ W WIĘKSZEJ FORMIE?

Pewnego dnia pojechałem w Rudawy Janowickie, gdzie zobaczyłem przedwojenną pocztówkę pięknego miasteczka Miedzianka. Domy, dwa kościoły, rynek, kamienice. Dzisiaj tego miasta nie ma. Gdy trafiłem do pustego miejsca po mieście, które zniknęło z mapy, wiedziałem, że to będzie dobry temat. Tym bardziej że ostatni mieszkańcy Miedzianki jeszcze żyją i mieszkają na betono-

TWOJEMU DOMOWEMU BUDŻETOWI TEŻ ROBI DOBRZE?

Ja się przeprofilowałem, widząc, co się dzieje na rynku medialnym. Zaczynałem jako fotograf „Gazety Poznańskiej”. Byłem wolnym strzelcem, starałem się im wcisnąć zdjęcia, ale nie miał kto napisać do nich tekstu. Potem znalazłem się w redakcji, przeżyłem fuzję z „Głosem Wielkopolskim”. Przez rok byłem dziennikarzem miejskim, przychodziłem co dzień do pracy, ale odpuściłem i zacząłem być wolnym strzelcem. Dziś trudno jest utrzymać się

FOT. FILIP SPRINGER

MOŻE STAĆ JACKA HUGO-BADERA.

„Duży Format” daje chyba najlepsze warunki pracy, ale ich ten problem też dotyczy. Bader na swoje wyprawy miał także sponsorów. Poza tym w prasie trzeba skracać, w książce możesz sobie pozwolić na więcej. Teraz przygotowuję reportaże o architektach powojennego modernizmu (wiosną 2012 roku wyda je Karakter) i też są to rzeczy bardzo długie; jestem przekonany, że nie zmieściłyby się nigdzie w prasie. Ale w gruncie rzeczy ten transfer do książki tekstowi reporterskiemu robi dobrze.

wym osiedlu w Jeleniej Górze. Uwielbiam Dolny Śląsk. Choć może nie powinienem tego głośno mówić, to nie raz zastanawiam się, jak by ten region wyglądał, gdyby nie weszli tam Polacy. Cały ten krajobraz zaprojektowany przez Niemców to jest po prostu obłęd. Ja mam fioła na punkcie architektury i urbanistyki i patrzę na rzeczywistość przez ich pryzmat. Na Dolnym Śląsku doskonale wiedziano, jak planowanie przestrzeni wpływa na człowieka. To widać już w zwykłych poniemieckich wioskach. Budowano je w taki sposób, że najpierw z każdej strony oglądano teren i zastanawiano się, co będzie w okolicy dominantą. Myśleli o tym już przed wojną. A Miedzianka to niesamowita historia: nieistniejące miasto, kopalnie uranu i teorie spiskowe ostatnich mieszkańców na temat tego, kto dopuścił do ruiny okolicy. SZUKAŁEM KRONIKI MIEDZIANKI AUTORSTWA DORY PUSCHMAN, KTÓRA BYŁA DLA CIEBIE JEDNYM Z CENNIEJSZYCH ŹRÓDEŁ. ALE CHYBA JUŻ JEJ NIE MA W SIECI.

Nie ma. Umieścił ją w internecie Paweł Nowak, który jest lokalnym miłośnikiem historii i był moim przewodnikiem po historii Miedzianki. To on wcześniej kontaktował się z Dorą Puschman i przetłumaczył jej kronikę na język polski. To dla Polaków był trudny tekst. Ciągle ktoś mu tam pisał, że jest gnojem publikującym niemieckie bzdury. W tym tekście pojawiały się m.in. stwierdzenia, że ziemia Miedzianki jest godna tylko niemieckiego pługa, fakty historyczne były uka-

173


README

zane niezgodnie z prawdą, piastowski książę Bolko był przedstawiany jako hrabia Bolzenstein. Co ciekawe, kronika dość oględnie omawia okres faszyzmu. Dora Puschman narzeka na Polaków, ale ani słowem nie zająkuje się, że została wysiedlona ze względu na wojnę, którą rozpętał jej kraj. I TU WCHODZIMY NA GRZĄSKI GRUNT. NIE WIEM, W JAKI SPOSÓB WERYFIKOWAŁEŚ ŹRÓDŁA I WYPOWIEDZI SWOICH ROZMÓWCÓW, ALE CZYTAJĄC HISTORIE O MIEDZIANCE, MIAŁEM WRAŻENIE, JAKBY JEJ NIEMIECCY MIESZKAŃCY TROCHĘ SIĘ WYBIELALI, UMYWALI OD TEGO RĘCE. NAZIZM? NIE, NIE, TO NIE U NAS. NO MOŻE JEDEN CZY DWÓCH MIESZKAŃCÓW, A RESZTA TO PORZĄDNI LUDZIE.

Trudno zweryfikować relację faceta, który przed wojną jako dzieciak był w Hitlerjugend, kazano mu iść pod kościół i krzyczeć na księdza z własnej parafii, którego dobrze znał i cenił. On o tym mówi, to są jego wspomnienia. Jego koledzy już nie żyją albo nie da się do nich dotrzeć. Bo jak to zrobić? Właściwie nie ma narzędzi. Kiedy przytaczam niektóre opowieści, trochę miejsca na ich interpretację zostawiam jednak czytelnikowi. Niech sam to oceni. Rzeczywiście było tak – i jest to potwierdzone historycznie – że SS w Miedziance pojawiało się przejazdem i nie było tam placówki ani Gestapo, ani SS. A z drugiej strony przez Miedziankę przechodzili więźniowie gnani z Gross-Rosen. Ewakuacja z obozu szła właśnie tamtędy. PYTANIE, CZY ZAMYKALI SIĘ NA TE INFORMACJE, CZY MIELI WIĘCEJ GRZECHÓW NA SUMIENIU, NIŻ CI POWIEDZIELI.

Na pewno mieli, ale nie udokumentowano tam żadnych tragicznych wydarzeń. W Kupferbergu (niemiecka nazwa Miedzianki) były aresztowania osób posądzanych o postawy antynazistowskie i one odbywały się po donosach. Sąsiad donosił na sąsiada – o tym też piszę. Niemcy pomijali ten temat, jakby problem nie istniał. OPISUJESZ MIASTECZKO JAKO MIEJSCE ODDALONE OD WIELKIEJ HISTORII, PRAWIE JAK JAKĄŚ WYSPĘ NA NAZISTOWSKIM MORZU.

Bo tam nie toczyła się wojna. Wojna polegała na tym, że przychodziły wezwania do wojska i mężczyźni odchodzili na front. Potem przychodził list informujący, że taki a taki zginął ku chwale Rzeszy. W porównaniu z innymi miastami sympatia dla faszystów nie była masowa. NIE JEST PRZYPADKIEM TAK, ŻE DOLNY ŚLĄSK I MIEDZIANKA TAK CIĘ URZEKŁY, ŻE ZACZYNASZ PRZYJMOWAĆ NIEMIECKI PUNKT WIDZENIA?

Zaczynam go przyjmować w chwili, kiedy Niemcy opuszczają miasto i są wywożeni w skandalicznych warunkach, zimnymi wagonami z Dolnego Śląska. W Polsce ogóle nie mówi się o tym, w jakich warunkach wywoziło się Niemców z Dolnego Śląska.

w niej problem inżynierii społecznej, teorii socrealistycznych i podejścia do nich poszczególnych architektów. A ja nie wiem, jak żyło się w czasie stalinizmu. W jednym z tekstów pojawia się wątek związany z twórcą poznańskiego Okrąglaka, Markiem Leykamem – podobno jednym budynkiem zażartował sobie z władzy ludowej. I teraz muszę zapytać kilku starszych ludzi, czy rzeczywiście on mógł sobie na taki żart pozwolić. Sam nie umiem tego ocenić, jestem na to za młody. Podobnie jest z drugą wojną światową. OK, ROZUMIEM, ŻE NIE WSTAWIASZ SIĘ ZA NIEMCEM – POTENCJALNYM FASZYSTĄ, ALE ZA CZŁOWIEKIEM. CHOĆ PEWNIE ERYCE STEINBACH TA KSIĄŻKA SIĘ SPODOBA.

Pewnie tak (śmiech). Mam też taki problem, że zakochuję się w swoich bohaterach. Podam ci przykład. Robiłem materiał dla „Polityki”. Pojechałem do Irlandii Północnej. Idę z researcherką do jednego staruszka, radykalnego katolickiego republikanina, który pewnie podkładał bomby. Siedzimy u niego w domu, sześć razy ten dom był ostrzeliwany, piętro wyżej mieszkali brytyjscy agenci. Facet opowiada, a ja chłonę. Po czym na chwilę wychodzi z pokoju, a moja researcherka mówi do mnie: „Co za faszysta!”. Ja byłem tym gościem oczarowany nie dlatego, że robił to, co robił, czy miał takie, a nie inne poglądy, ale dlatego, że on opowiadał mi niesamowitą historię. Researcherka ściągnęła mnie na ziemię. I tak też miałem w przypadku Miedzianki – również zakochiwałem się w kilku bohaterach. Tyle że na ziemię musiałem się już ściągać się sam, pilnować, by nie ulec urokowi samych historii.

TROCHĘ ZACZYNA SIĘ MÓWIĆ. CHOĆ FAKTYCZNIE, GŁOŚNIEJ JEST O TYM, CO ROBILI CZESI, KTÓRZY BYLI BARDZIEJ OKRUTNI.

MOŻE PARADOKSALNIE LEPIEJ OD RAZU

I także z tego powodu, że to się nie działo u nas. W pewnym momencie faktycznie staję po stronie wysiedlonych, bo sposób, w jakich ich potraktowano, to było prawdziwe barbarzyństwo. Z Dolnego Śląska wyruszył nawet tzw. pociąg śmierci, kilkadziesiąt osób, w tym kobiety w ciąży, zamarzło w nim po drodze. Wiem, że to Niemcy rozpętali wojnę, ale wspomniany pociąg wyruszył w 1946 roku, więc to, co się tam stało, trzeba nazwać po prostu zimną zemstą. SIEDZIMY SOBIE TU DZIŚ PRZY HERBACIE, NA SZCZĘŚCIE NIE PRZEŻYLIŚMY WOJNY, ALE WYDAJE MI SIĘ, ŻE OKRUCIEŃSTWA NIEMCÓW BYŁY JEDNAK TAK DUŻE, ŻE TEJ ŻĄDZY ZEMSTY NIE DAŁO SIĘ STŁUMIĆ. MY MOŻEMY PATRZEĆ NA TO TYLKO Z PUNKTU WIDZENIA LUDZI ŻYJĄCYCH W CZASIE POKOJU.

To, co się działo w tych pociągach jadących z Dolnego Śląska, często nie różniło się od metod stosowanych przez Niemców. Różnił się cel – nie były to kominy Auschwitz. Część mieszkańców Kupferbergu czekała trzy tygodnie na mrozie, żeby jechać pociągiem, w którym ludzie umierają, bo nie dostają jedzenia, a wagon nie jest ogrzewany. I w tych okolicznościach ja staję przy nich. Wydaje mi się, że nie robię tego wcześniej. Ale jeśli twoim zdaniem tak zrobiłem, to pewnie jeszcze przyjdzie mi się z tego tłumaczyć. Nie ukrywam, że mam problem z pisaniem o historii. Jak wspomniałem, kończę książkę o architekturze powojennego modernizmu i żywo obecny jest

1 74

ZROBIĆ OPOWIEŚĆ Z JEDNEGO PUNKTU WIDZENIA, NIE STARAJĄC SIĘ UJMOWAĆ PROBLEMU OBIEKTYWNIE?

Nie, tak się nie da. Lepiej zrobić tak jak Wojciech Tochman w reportażu Wściekły pies o zarażonym wirusem HIV księdzu geju. Po prostu puszczasz czyjś monolog. Mój tekst zbudowany jest tak, że narrator pojawia się z zewnątrz i udziela bohaterom głosu. Czasami mówią brednie, ale jest to zrobione celowo, by czytelnik sam to wyłapał. Chodzi mi o to, że stopień bezstronności musi iść za formą tekstu. Jeżeli ja staję po stronie bohatera, to forma musi wskazywać, że to bohater mówi, a nikt tego nie weryfikuje. Ja tak nie mogłem zrobić, ponieważ musiałem zbudować obraz Miedzianki z wielu opowieści.


README

Żadna z nich nie była kompletna, zatem zbierałem fragmenty. Rzecz jasna reporter zawsze siłą rzeczy komentuje. Odnosiłem się też do źródeł historycznych: literatura, archiwum w Jeleniej Górze, rozmawiałem także z historykami, m.in. z ludźmi z IPN-u. CO ZOSTAŁO PO MIEDZIANCE DZIŚ?

Willa, szczątki browaru, kilka domów, kościół i budynek dawnej gospody „Pod Czarnym Orłem”. Mieszka tam kilka osób, ale kompletnie nie znają historii miejsca. Nie wiedzą, że było tu miasto. Kościół robi niesamowite wrażenie, bo jest całkiem spory. Większy był jeszcze ten, który został zniszczony. Mnie bardzo interesują degradacje przestrzeni. Za Miedzianką kryje się niesamowita historia, ale pierwszy impuls, żeby robić ten materiał, wynikał z tego, że miasteczka po prostu nie ma. A było przecież bardzo piękne. Podobnie było z moim cyklem fotograficznym o znikających jeziorach przy kopalniach koło Konina. Teraz właśnie pracuję nad reportażami o formach degradacji przestrzeni, m.in. o tym, że polskie miasta odwracają się od rzek, mimo że ich kulturotwórcza rola jest ogromna.

zamknąć jedną Wrocławską. Co gorsza, centrum stało się zagłębiem banków, tymczasem w Katowicach władze miejskie wydały uchwałę, na mocy której przy kreowanej na deptak ul. Mariackiej mogą znajdować się tylko lokale gastronomiczne i księgarnie. W Poznaniu ludzie są zadowoleni, kiedy kostka brukowa jest równa, a tramwaje jeżdżą punktualnie. BĘDZIESZ WRACAŁ JESZCZE NA DOLNY ŚLĄSK?

Tak, ale nie po to, by pisać o jego historii. Nie chcę już robić takich tekstów. Miedzianka i książka o architektach to będą ostatnie tego typu rzeczy. Robienie takich materiałów w moim wieku to jest takie wymądrzanie się. Szczególnie odczuwam to sytuacjach, kiedy np. idę do jakiejś staruszki i proszę: „Niech mi Pani teraz opowie, jak ten ubek chciał pani poderżnąć gardło na poboczu szosy do Kłodzka”. Pyta ją o to facet, który nie doświadczył w żaden sposób komunizmu, poza tym że matka pożyczała mnie koleżankom w kolejce po cukier, bo na dziecko można było dostać więcej. Traumy od tego nie mam. Mam za to zgrzyt, poczucie, że wielu rzeczy nie rozumiem. Powinni to robić moi starsi koledzy po fachu. Mam wrażenie, że pisanie w moim wieku o takich sprawach nie jest do końca uczciwe. Zapisałem sobie w notesiku chyba z 10 nowych tematów, całkiem współczesnych, więc pracy na pewno mi nie zabraknie. ×

FILIP SPRINGER – rocznik 1982, poznański fotograf i reporter współpracujący z czołowymi tytułami w Polsce. Publikował

m.in. we „Wprost”, „Polityce”, „Newsweeku”, „Rzeczpospolitej”. Współpracownik agencji fotograficznej Visavis, laureat wielu nagród fotograficznych, miłośnik modernizmu i miasta. Właśnie wydał debiutancką książkę Miedzianka (Czarne). Wiosną 2012 roku Wydawnictwo Karakter opublikuje zbiór jego reportaży o polskich architektach modernistycznych. SEBASTIAN FRĄCKIEWICZ – dziennikarz kulturalny, copywriter, a także krytyk komiksowy „Przekroju” i „Tygodnika

Powszechnego”. Publikował również w „Polityce”, „Newsweek Polska”, „Lampie”, filmweb.pl. Bywa scenarzystą komiksowym (jednoplanszówki dla „Focus Historia”). Mieszka i pracuje w Poznaniu. Prowadzi blog www.podchmurka.blogspot.com

MIESZKASZ W POZNANIU, ALE PRAKTYCZNIE NIE FUNKCJONUJESZ W OBIEGU KULTURALNYM POZNANIA. WYDAJESZ W WYDAWNICTWIE CZARNE, WSPÓŁPRACUJESZ Z KRAKOWSKĄ AGENCJĄ VISAVIS.

Dlatego że, jak to nazwałeś, poznański obieg kulturalny nie jest obłędny. Kilka miejsc dopiero się tworzy. Nie chcę mówić źle o Poznaniu, ale nie mam tutaj intelektualnego kopa. Jestem Poznaniakiem z urodzenia i mieszkam tu ze względów rodzinnych. A i tak ciągle jestem w rozjazdach. Na razie taki model się sprawdza, choć nie ukrywam, że Poznań mnie czasem wkurza. DLACZEGO?

FOT. ARCH. FILIPA SPRINGERA

Bo jeśli chodzi o przestrzeń, to jest miasto niewykorzystanych szans. Nie dba się o nią, w ogóle się o niej nie myśli. Centrum ma bardzo dobrą strukturę, jest doskonale zaplanowane, zwarte, wszyscy mają do siebie blisko, więc powinno nam się łatwo nawiązywać relacje. A tak się nie dzieje. TO JEST CHYBA PROBLEM MENTALNOŚCI MIESZKAŃCÓW…

Mieszkańców, ale też władz miasta, bo wystarczyłoby zamknąć kilka ulic dla ruchu, żeby to się zmieniło. A władze się boją od kilku lat

175


FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

README

CZYM JEST AUDIODESKRYPCJA? ROZMAWIAŁA /

Judyta Nadziejko

ZDJĘCIA /

Maciej Zakrzewski

Audiodeskrypcja jest to technika prezentowania sztuk wizualnych za pomocą słownych opisów. Skierowana jest szczególnie do osób niewidomych, by umożliwić im odbiór dzieł plastycznych, scenicznych oraz filmowych. O niezwykłej wystawie dla niewidomych „5 zmysłów. Audideskrypcja” w Muzeum Narodowym w Poznaniu opowiada jej kuratorka EWA DRĄŻKOWSKA.

176


README

CO BYŁO INSPIRACJĄ DO ZORGANIZOWANIA

JAKIE TO BĘDĄ EKSPONATY?

WYSTAWY „5 ZMYSŁÓW. Z”?

Każdy zmysł będzie prezentowany przez pięć obiektów. Większość pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego Poznania. Opisom będą towarzyszyły dodatkowe charakterystyki obiektów w postaci rekwizytow odnoszących się w bezpośredni sposób do dzieł. Pozwolą one poczuć smak, fakturę, zapach konkretnej rzeczy znajdującej się np. na obrazie.

Można powiedzieć, że źródeł było kilka, ale bezpośrednią inspiracją stała się informacja o audiodeskrypcji, której idea bardzo mi się spodobała – spowodowała wewnętrzne uderzenie, bo nagle uświadomiłam sobie, że jest cała grupa osób pozbawiona dostępu do sztuk wizualnych, a przecież można im ten dostęp umożliwić.

CO BYŁO GŁÓWNYM KRYTERIUM SELEKCJI CZYLI TAK NAPRAWDĘ BYŁA TO ODPOWIEDŹ

TAKICH DZIEŁ?

NA POTRZEBY SPOŁECZNE…

Początkowo musieliśmy się zastanowić nad tym, co chcemy powiedzieć. Ta idea bardzo długo się kształtowała. Oczywiście droga przebiegała od koncepcji do listy konkretnych dzieł.

TO TAKI ANGIELSKI POMYSŁ ZAADAPTOWANY

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

FOT. MACIEJ ZAKRZEWSKI

Można tak powiedzieć, ale też na takie bardziej osobiste, ponieważ drugim źródłem było własne doświadczenie; przez rok – jak pewnie wiele osób z mojego pokolenia – pracowałam za granicą, w Szkocji. Tam wielokrotnie chodziłam do muzeów, które właściwie były bardziej miejscami spotkań niż miejscami, w których jest się wyłącznie po to, by obejrzeć obraz czy rzeźbę. Co ważne, można tam było przychodzić z dziećmi i wspólnie cieszyć się przebywaniem przy ładnej fontannie, można było wypić kawę w muzealnej kafejce. Bardzo spodobał mi się taki charakter otwartego muzeum, przyjaznego ludziom, także trudnym czy wymagającym odbiorcom, którymi są m.in. dzieci. BĘDĄ MOGLI PORÓWNAĆ SWOJE SUBIEKTYWNE

DO POLSKICH WARUNKÓW?

WIDZENIE Z „OBIEKTYWNYM” OPISEM .

Tak, myślę, że jest to bardzo dobry model wychodzenia naprzeciw oczekiwaniom i możliwościom młodych rodzin z dziećmi, od których trudno wymagać, żeby wytrwali w galerii, niczego nie dotykając.

Jak najbardziej. Ktoś kiedyś ładnie powiedział: „Kiedy wchodzę do muzeum, najchętniej patrzę przez okno”. Myślę, że wielokrotnie nawet bardzo pozytywne nastawienie do muzeum czy do galerii nie uchroni przed tym, że w pewnym momencie nasza uwaga się wyczerpuje i oczy prześlizgują się po powierzchni płócien. I tu właśnie ważny jest opis słowny – powoduje on, że jesteśmy zmuszeni, by stanąć, wysłuchać i skonfrontować to, co słyszymy, z tym, co widzimy. Liczymy na to, że dla osób widzących będzie to z pewnością ciekawe doświadczenie.

JAKI CEL PRZYŚWIECA WYSTAWIE?

Celem tej wystawy adresowanej przede wszystkim do osób niewidomych i słabowidzących jest właśnie dotarcie do tychże osób i zachęcenie ich do tego, by, po pierwsze, zapoznały się z pewnym wycinkiem zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu, a po drugie, żeby otworzyły się na taką możliwość i same domagały się większej ilości podobnych inicjatyw. Warto podkreślić, ze wystawa jest jednym z wielu elementow projektu edukacyjnego „5 zmysłów. Audiodeskrypcja”. CZY TAKIE PRZEDSIĘWZIĘCIE BĘDZIE CIEKAWE DLA OSÓB BEZ DYSFUNKCJI WZROKU? W KOŃCU

JAK ZOSTAŁA ZAARANŻOWANA PRZESTRZEŃ?

Aranżacja przestrzeni znajduje odniesienie w pierwszym członie tytułu wystawy: mamy pięć sal, w których są umieszczone dzieła. Każda z sal odpowiada konkretnemu zmysłowi; znajdują się w nich eksponaty, które korespondują w określony sposób z wybranym zmysłem.

177

CO ZAWIERAJĄ W TAKIM RAZIE TAKIE OPISY?

Te opisy zostały przygotowane po warsztatach prowadzonych przez Basię Szymańską i Tomka Strzyminskiego, którzy powiedzieli nam, jak skonstruować audiodeskrypcję, i ćwiczyli z nami tę trudną sztukę. Jak już wspominałam, opisy są bardzo specyficzne, dlatego czuliśmy się jak na pierwszych ćwiczeniach ze wstępu do historii sztuki. Podczas tych warsztatów powstało kilka opisów – dwa z nich będą prezentowane na wystawie. Pozostałe były pisane już po warsztatach. Opis zaczyna się kilkoma informacjami technicznymi dotyczącymi autora, roku powstania i techniki. Następnie opisujemy obraz: przekazuje się najważniejsze informacje dotyczące dzieła, prowadzi się odbiorcę taką drogą, która pozwoli mu podążać krok po kroku za nami. Trzeba bardzo uważać, żeby nie wybijać uwagi słuchacza, przeskakując np. z jednego punktu obrazu do drugiego, co wydawałoby się osobie widzącej w jakiś sposób uzasadnione, natomiast dla osoby niewidomej jest to nagłe wyrwanie z toku, w który już się powoli wdrożyła. Są oczywiście również inne pułapki, np. subiektywne uwagi, które też, wydawałoby się, nie będą niczym niestosownym… Jednak nawet gdy nasuwa się określenie „ładna dziewczyna”, w audiodeskrypcji nie można go użyć, ponieważ to jest interpretacja. Wszystko należy precyzować, a jednocześnie starać się, żeby opis nie był przeładowany szczegółami, które będą nużyły. Reasumując: życzyłabym sobie, aby wizyta na tej wystawie była frajdą dla wszystkich zwiedzajacych. ×


README

Stracić dziewictwo

JOHNNYM WATERSEM Gdy dziewczyna po obejrzeniu Różowych flamingów mówi ci o powtórnej utracie niewinności, to wiedz, że coś się dzieje. TEKST /

Łukasz Saturczak

178


README

Z

właszcza jeśli siedzisz z nią w kinowej sali, pierwszym odgłosem po zgaszeniu światła jest trzask otwieranych puszek piwa, pierwszymi opuszczającymi projekcję zaraz po starcie filmu są Edyta Herbuś i Mariusz Treliński, zaś następnego dnia wybieracie się na Rocky Horror Picture Show. Filmy kojarzone z całym nurtem Midnight Movies zapewniają więcej wrażeń niż retrospektywa prac Zbigniewa Libery i Doroty Nieznalskiej razem wziętych. Projekcja Różowych flamingów potęguje wrażenie porównywalne do tego, które towarzyszy odkrywaniu seksualności przy pornosach znalezionych w szafce ojca albo pierwszym przeczytaniu Braci K a ra m a z ow F i o d o ra Dostojewskiego. Czemu? Bo nie ma bardziej obrzydliwego filmu w historii kina i na tym polega urok dzieła Watersa. Jego poczynań nie usprawiedliwia nawet fakt, że jest on autorem jednego z ważniejszych mott w moim życiu: If you go home with somebody, and they don’t have books, don’t fuck ‘em!. Oczywiście wprowadzić w życie jest je niezwykle trudno, choć wszyscy mają świadomość, jak piękny byłby świat, gdyby tak się stało. Wracając jednak do tematu, tak, to obrzydliwość tego obrazu sprawia, że każdy po seansie Różowych flamingów traci coś cennego. Nazwijmy to niewinnością. Dwie rodziny walczące o prym najokropniejszej w USA. Sprzedaż noworodków, gwałty, wymiociny i jeden ze słynniejszych drag queen w historii, czyli Divine, zjadający (autentyczne!) psie odchody. Chcecie więcej? Od czasu premiery minęło prawie 40 lat, a ludzie dalej wychodzą z kina, choć zdarzali się tacy, którzy wprost mówili, że dzieło to bije na głowę Szepty i krzyki Ingmara Bergmana. Oglądamy z odrazą, ale i fascynacją, zastanawiając się nad jego fenomenem. Mój przyjaciel, krytyk filmowy Piotr Czerkawski robiący w Wenecji wywiad z Marjane Satrapi, widząc, że rozmowa się nie klei, chwycił się ostatniej deski ratunku – zapytał o Watersa. I co? I od

razu wszystko zaczęło się układać. Autorka Persepolis zdradziła mu, że kiedyś wzięła udział w czymś w rodzaju ankiety i musiała odpowiedzieć na pytanie, jaki film poleca na Boże Narodzenie. Pomyślała, że najlepszą odpowiedzią na to drażniące pytanie będą właśnie Różowe flamingi. Po jakimś czasie Waters wysłał jej list: „Nie spodziewałem się, że ktoś poleci mój film na Święta, tym bardziej nie spodziewałem się, że będzie to kobieta, a już w ogóle, że kobieta ta będzie z Iranu”. A my dalej w tym kinie. I nie przestajemy odwracać głowy. I nie przestajemy się śmiać. I nie przestajemy zaglądać przez palce, któ-

więcej niż samo epatowanie wszystkimi znanymi nam wydzielinami po to, aby pobudzić nasze zmysły. To przede wszystkim pokazanie ludzkiej hipokryzji i krytyka amerykańskiego społeczeństwa. W jednej ze słynniejszych scen syn Divine uprawia seks w towarzystwie kurczaków, które wyrywając się, ranią kochanków pazurami i dziobami. Okropność porównywalna do eksperymentu sprzed paru lat, kiedy Rodrigo Garcia zabił na scenie homara, albo Piramidy zwierząt Katarzyny Kozyry, gdy artystka wybrała w rzeźni konia, aby go zabito. Nie podoba się to nam, mięsożercom, ponieważ widzimy cierpienie zwierząt. Coś jest jednak nie tak, coś zgrzyta, niedopowiedzenie, powoli wychodzi na wierzch nasza hipokryzja, którą krytykuje pod koniec filmu sam reżyser: „Myślicie, że kurczak, którego właśnie jem, zmarł na atak serca? Nie czarujmy się i krytykom powiem jedno. Ten, którego my męczyliśmy, przynajmniej uprawiał seks i zagrał w filmie. Inne mogą o tym tylko marzyć!”. Mówi to więcej o ludziach usprawiedliwiających się niewiedzą na temat warunków, w jakich przetrzymywany jest drób niż wszystkie książki Singera na temat holokaustu zwierząt razem wzięte. Rusza nas to, bo jesteśmy świadkami. Obozów nikt nie widzi, więc sprawa jest jasna. Jednak poleciałem w dygresję, a z seansu właśnie wychodzą ostatni widzowie. Jutro spotkamy się na Rocky Horror Picture Show. Ludzie znów wniosą piwo, ale tym razem będzie już tylko zabawnie i transseksualnie. Choć to zupełnie inne historia. A gdy dziewczyna po seansie Różowych flamingów chce sobie różowego flaminga wytatuować, to tym bardziej wiedz, że coś się dzieje. ×

A my dalej w tym kinie. I nie przestajemy odwracać głowy. I nie przestajemy zaglądać przez palce, którymi wcześniej zasłanialiśmy oczy. rymi wcześniej zasłanialiśmy oczy. Divine krzyczy: „Zabić ich wszystkich”. Wszyscy biją brawo. Zresztą sam Divine to osobna historia. Harris Glen Milstead, który zmarł w wieku zaledwie 42 lat z powodu ogromnej otyłości, poznał Johna Watersa zupełnym przypadkiem – okazało się, że mieszkał sześć domów dalej. Szybko dołączył do jego aktorskiej trupy i grał w najobrzydliwszych filmach Ameryki już jako ona – ogromny drag queen z komicznie pomalowanymi oczami. Zanim umarł, zagrał zaledwie parę epizodów w Świecie według Bundych jako matka Peggy, a na pogrzebie odczytano list od producentów serialu: „Jeśli nie chciałeś grać, wystarczyło powiedzieć”, wyśpiewał słynny przebój You think You’re A Man, gdzie w towarzystwie roznegliżowanych macho obalał mit (nie tylko) amerykańskiego twardziela. I tacy byli wszyscy bohaterowie Watersa. Różowe flamingi to niespotykana skala obrzydliwości i gwarantuję Wam, że czegoś takiego w kinie nie widzieliście, ale nie myślcie, że jest to obrzydliwość transgresyjna. Jest w tym coś

179

ŁUKASZ SATURCZAK Dolendit prat dissima gnisit ilis delit,

omnihil latur? Nati blam simpere rchiti quostrum hil is cusam ra que cum et et vel et pre quae sum vel maximus quae nit ad quossi a nonsequidus evelitatiis ni conectibea corro doloraerum id eatius is alit pro od est.


README

Rewolucja seksualna przełomu lat 60. i 70. XX wieku wywróciła do góry nogami społeczne normy amerykańskich mieszczuchów. Do kultury popularnej przedostały się trendy, które były dotąd zarezerwowane tylko dla artystycznego podziemia. TEKST /

Agnieszka Okrzeja

L

egalizacja pornografii w Stanach Zjednoczonych i krajach Europy wywołała intensywniejsze niż kiedykolwiek zainteresowanie seksem. Temat szybko został podchwycony przez biznes, a przemysł pornograficzny wymknął się spod kontroli. Masowo powstawały kina porno, sex-shopy, dyskoteki, kluby dla dorosłych i inne miejsca, w których panowała seksualna wolność. Spoglądając na dekadę Golden Age of Porn, lata 70. są najbardziej intensywnym okresem porno produkcji. W porównaniu do amatorskich taśm z lat 60. zmiany technologiczne bardzo poprawiły jakość filmów. Narodziła się nowa grupa debiutujących reżyserów wizjonerów, którzy pragnęli stać się Jean-Lucem Godardem kina XXX. Twórczość pornograficzna stała się przejawem buntu epoki, co odzwierciedliło się w bardzo dziwacznych fabułach filmów dla dorosłych złotego okresu. W klasyku gatunku Deep Throat (1972, reż. Gerard Domino), jednym z najgłośniejszych filmów epoki porn chic, obserwujemy losy niespełnionej seksualnie Lindy, u której łechtaczka znajduje się w gardle. Absurdalny scenariusz przyczynił się do ogromnej popularności filmu. Natomiast The Opening of Misty Beethoven (1976, reż. Radley Metzger) to ambitna porno adaptacja powieści Pigmalion. Romans w pięciu aktach G. B. Shawa, opowiadająca o historii seksualnej edukacji Misty, która zakochuje się w swoim nauczycielu. Akcja filmu rozpoczyna się w dzielnicy Pigalle w Paryżu, potem przenosi się do Nowego

KADRY Z DEBBY DOES DALLAS

Jorku, a finał rozgrywa się w rzymskiej posiadłości. Na tle innych produkcji obraz wyróżnia rozmach i duży budżet. Film Debby Does Dallas (1978, reż. Maria Minestra) przedstawia losy cheerleaderki (debiut filmowy Bambi Woods), która wraz z przyjaciółkami zbiera pieniądze na wyjazd do Dallas. Od tego momentu środowisko cheerleaderek stało się popularnym tematem amerykańskich komedii. Na uwagę zasługuje też ścieżka dźwiękowa napisana przez Geralda Samplera. To mix psychodelii, funky i rytmu disco lat 70. Równie intensywne dźwięki pojawiają się w niszowej produkcji Sin of Lust (1976, B. S Production), która opowiada o parze seksualnych surogatów do wynajęcia, w roli głównej występuje charyzmatyczna i odważna Vanessa Del Rio. Wschodząca wówczas gwiazda pokazała pazur w filmie Babylon Pink (1979) wyreżyserowanym przez Henriego Pacharda, znanego od wczesnych lat 60. twórcy kina gatunku sexplotation. Nakręcony z rozmachem i cechujący się psychologiczną wnikliwością opowiada o losach ludzi żyjących w wielkiej metropolii, którzy śnią na jawie o swoich seksualnych podbojach. Gerard Damiano, reżyser filmu Deep Throat, w dokumencie Głęboko w gardło (2005) wspomina, że w latach 70. aby zostać filmowcem wystarczyła wizja, determinacja, niewielki budżet i kilku znajomych z branży. × AGNIESZKA OKRZEJA – przede wszystkim fanatyczka

zmian. Odkrywa na nowo potencjał kultury. Dużo pisze, mówi i doradza przedsiębiorcom. Ostatnio całe serce wkłada w architekturę wnętrz. Hoduje wielkiego rudego kota.

180

KADRY Z THE OPENING OF MISTY BEETHOVEN


J A N U A R Y M I S I A K ’ S

I, ON THE OTHER HAND, PREFER TO STAND WHILE DRAWING.

UNFORTUNATELY…

…MY LEGS GET TIRED QUICKLY.

HOW ARE YOU DEAR? ARE YOU OVERWORKED AS USUAL?

I AM AN ARTIST AND MOST OF MY WORK CONSISTS OF THINKING! IN ORDER TO CREATE I HAVE TO THINK FIRST!

THIS IS EXACTLY WHAT WE MEANT!

181


R E A D M E / S H O R T S

Kreatywność i przyjemność TEKST / Agata

Ziółkiewicz

Ogólnie szok! TEKST / Sebastian

Frąckiewicz

COPY WRITER, DZIENNIKARZ KULTURALNY.

NIEUSTAJĄCO BLOGUJE: ILIKEDESIGN.BLOX.PL NA POCZĄTEK.

Oglądanie telewizji jest jak poznawanie odległej, mało rozgarniętej cywilizacji.

N

ie rozumiem scrapowania. Więcej, irytuje mnie to, bo udaje coś, czym nie jest – sztukę. To dla mnie zwyczajna produkcja śmiecia, która wynika z tego, że chce się być na siłę Kimś Twórczym. To gigantyczna strata czasu i pieniędzy, zawracanie głowy. Nie wspominając już o tym, że to kicz okropny, w bardzo złym guście. A może wcale nie? Może jestem niesprawiedliwa, odmawiając ludziom możliwości realizacji swoich talentów? W końcu jeśli sprawia im to przyjemność i nie czynią nikomu krzywdy, to niech sobie scrapują na potęgę. Jedni scrapują, inni blogują, a jeszcze inni szukają dziury w całym. O co chodzi? O przyjemność. Bo przyjemność jest źródłem kreatywności. I odwrotnie – twórczość daje nam przyjemność. Ale czym tak właściwie jest kreatywność? To cecha pilnie poszukiwana i pożądana w niemal każdym zawodzie. Bywa mylona z elastycznością, umiejętnością znalezienia dobrych rozwiązań w szybkim tempie, z dobrą organizacją pracy, zaplanowaniem jej. Być kreatywnym znaczy stwarzać, myśleć i działać twórczo, omijając skaliste i podstępne rafy schematów i klisz. Pierwsze skojarzenia biegną ku twórczości artystycznej. Ale twórczym można być, wcale nie będąc artystą. Tu chodzi o podejście do świata, o kształtowanie go po swojemu. Kreatywność to poszukiwanie nowych dróg, oryginalnych rozwiązań, świeżych pomysłów. Wymaga odwagi. Bo nie raz i nie dwa spotkamy się z brakiem zrozumienia. Ale trzeba robić swoje. Nawet gdy ktoś uparcie twierdzi, że scraping to produkowanie śmiecia. Bo może to jest tylko początek drogi ku prawdziwej twórczości? ×

P

anie profesorze, niech pan nam wytłumaczy, ale tak, żebyśmy wszyscy zrozumieli, o co w tym wszystkim chodzi – mówi do naukowca sztucznie uśmiechnięta blondynka dobijająca czterdziestki. Facet wcześniej przez 15 minut rzeczowo tłumaczył, na czym polega specjalne szkolenie psów, które dzięki wyjątkowo wyczulonemu węchowi potrafią wykryć komórki rakowe u człowieka. Profesor skonsternowany. Ja też nie wiem, o co babce chodzi, bo przecież wszystko już wyjaśnił. Ale w TV trzeba prościej, bo zapomniałem dodać – to wszystko działo się w jakimś „programie śniadaniowym”. W jakim? Dokładnie nie pamiętam, od kilku lat nie mam w domu telewizora. A powyższą scenę zobaczyłem, nocując gdzieś na urlopie. Bo zawsze gdy gdzieś jadę (naprawdę nieczęsto), oglądam TV i czuję się, jakbym odkrył jakąś inną cywilizację: zupełne nieprzystającą do rzeczywistości, w której prosty język trzeba jeszcze upraszczać, a połowa młodszych bohaterów tej cywilizacji zaczyna zdanie od „ogólnie”. Włączam telepudło, skaczę po kanałach i przeżywam szok. Z każdym urlopowym wyjazdem coraz większy. Gorącym tematem w śniadaniowej TV może być np. studentka politechniki, która dorabia sobie, pracując jako dorożkarz, co ludzie z ekranu prezentują jako wielką sensację. W sumie racja, bo jakby tańczyła na rurze, nikogo by już to nie szokowało. A wracając do profesora, psów i raka: profesor pod koniec programu chciał zaapelować o wspieranie badań ratujących śmiertelnie chorych ludzi, ale musiał kończyć, bo zaraz po nim mieli dać coś o nowej roli Zamachowskiego. Zatem problem raka wyczerpał już swój czas antenowy, sorry. Zróbcie na sobie ten eksperyment: wyłączcie na rok TV, a potem włącznie i oglądajcie wszystkie „telewizje śniadaniowe” jak leci. Ogólnie będzie szok. ×

182


R E A D M E / S H O R T S

Dizajn na co dzień i od święta TEKST / Sebastian

Performens TEKST / Kajetan

Hajkowicz

DO SŁOWNIE ON.

Frąckiewicz

TO TEN SAM SEBASTIAN.

W świecie reklamy jest takie powiedzonko: „pokaż klientowi dwa projekty, a na pewno wybierze ten gorszy”. Niestety, to nie tylko powiedzonko.

W

szyscy piszą dziś o dizajnie. TAKE ME też. Wszyscy mówią o dizajnie i dizajnem się interesują, choć można odnieść wrażenie, że dizajnem o wiele łatwiej się interesować niż literaturą czy malarstwem. Festiwale dizajnu w Polsce rosną jak grzyby po deszczu, a o konieczności partnerstwa dizajnu z biznesem i przemysłem słyszałem już tyle, że gdyby ktoś obudził mnie w środku nocy, mógłbym wszystkie te dizajnerskie postulaty recytować z pamięci. Dużo gadania. Dużo gadania w zamkniętym kręgu projektantów i miłośników dizajnu, w środowisku świadomym i wielkomiejskim. Tymczasem polska codzienność jest zupełnie niedizajnerska. W porównaniu do magicznego Zachodu mamy bardzo niedizajnerskie opakowania w marketach, ulice zaśmiecone niedizajnerskimi reklamami i zupełnie niedizajnerskie plakaty filmowe. Bo statystyczny Polak nie miał w szkole edukacji wizualnej i nadal w szkołach takowego przedmiotu nie ma, choć żyje w świecie kultury obrazu. Ale nie umie go ani czytać, ani wartościować. Nie ma pojęcia, czym różni się ładna okładka od nieładnej, kiczowata ilustracja od dobrego rysunku, estetycznie zaprojektowany dom od położonej na śródmieściach pseudoszlacheckiej rezydencji z kolumienkami. W branży reklamowej funkcjonuje takie powiedzonko: „pokaż klientowi dwa projekty, a na pewno wybierze ten gorszy”. Niestety, to nie jest tylko powiedzonko. I dopóki jakieś lobby projektantów i miłośników dizajnu nie zadba o wizualną edukację Kowalskiego i nie oflaguje się przed MEN, ogrodowy krasnal będzie wciąż wygrywał z dobrym dizajnem. ×

S

iedzimy z Kaśką, rozmawiamy o śmierci i nie możemy przestać. Nagle postanawiamy, że do mola pójdziemy, bo tam wszystko jest na swoim miejscu. Śmiejemy się strasznie z tego pomysłu, bo jak wchodzimy do mola, to od razu chcemy się zabić. Kaśka twierdzi, że to kwestia morowego powietrza, ale co ona tam wie. Biegniemy prosto do naszego ochroniarza w sklepie z AGD. On nas lubi, bo przynosimy mu brudne rzeczy, a on jest fetyszystą i jak mu dużo przyniesiemy, to nam kraść pozwala, bo to i tak nie jego. Tak mówi. Pogadaliśmy z nim chwilę i poszliśmy ukraść plazmę. Była tak ciężka, że się popłakałem z wysiłku, a Kaśka się ze mnie śmiała, że jestem baba, co było bez sensu. Poszliśmy z tą plazmą zrobić performance, bo to lubimy robić. Kaśka jeszcze odtwarzacz DVD ukradła i płytę z filmem wojennym, bo porno nie było. Włączyliśmy plazmę, puściliśmy wybuchy. Biegamy wkoło, wrzeszcząc, a później Kaśka mnie zabija, ja umieram, a ona mnie rozbiera. Element porno musi być, bo porno jest o życiu. No i jak już mnie rozbiera, to ciąga te moje zwłoki po molu, strasznie ciężkie są, bo martwe. Obraca, kopie, pcha kolanem pod nogi przechodniów, a ci hop, prawo, lewo i już ich nie ma. Co za gimnastyka, myślę, i wkurzam się w duchu, bo nic po sobie nie mogę pokazać. Chcę jedną Grubą za kostkę złapać, ale nie wychodzę z roli. Trup to trup. I wtedy mam superpomysł i nagle ożywam. Cud! – krzyczymy. Chwalę się tym, jak bardzo żywy jestem, a oni wciąż nic, wciąż na swoim miejscu są. Tylko Gruba zawraca, dechę nam daje. Dobre i to! ×

183


R E A D M E / S H O R T S

This is FEMEN

200% kreatywnej normy

TEKST / Łukasz

TEKST / Marta

Saturczak

DOKTORANT, WOLNY STRZELEC, Z GALICJI.

FELIETONISTKA I KOMENTATOR KULTURALNY

P

rzeglądając jakiś czas temu ogłoszenia o pracę, zauważyłam, że praktycznie w każdym – od Key Account Managera w dużej firmie po kelnerkę w kawiarni – wymaga się od kandydatów kreatywności. Nie do końca wiadomo, co właściwie autor ma na myśli, ale kreatywność w wymaganiach być musi. Taki must have na rynku pracy. Wygląda na to, że zaczynamy powoli osiągać pewien przesyt manifestowania kreatywności w każdej sferze życia. Z pewnością świeże i nieskażone rutyną spojrzenie może być istotnym zasobem na wielu płaszczyznach, jednak niewątpliwie zastępy turbokreatywnych robotników trudniących się „wymyślaniem” nie wystarczą, by zbudować Nowy Wspaniały Świat. Jeśli wszyscy będziemy tak kreatywni, że nie będziemy robić nic poza opracowywaniem nowatorskich koncepcji wszechrzeczy, warto pomyśleć, kto to wszystko będzie realizował. ×

J

ak o nich nie słyszałeś, to na pewno widziałeś. Są piękne, zdeterminowane i... nagie. Dziewczyny z organizacji FEMEN. Nie są feministkami, choć walczą o prawa kobiet i przeciwstawiają się przemocy domowej. Mimo że wszyscy mówią tylko o ich piersiach i bezsensie ich akcji, to jest w tym ich sposobie manifestowania swoich racji słowiański romantyzm, którego u nas na pewno nie znajdziemy. Serio. „Tak. Jasne. Laski pokazują cycki, bo Kijów nie nadąża z budową stadionów, bo jest za dużo korupcji, bo kobiety są bite... ale dlaczego pokazują cycki? Słuszna sprawa, ale dlaczego walczyć z patriarchatem schlebiając męskim gustom? Przecież to błędne koło” – tak można sformułować linię ataku na ukraiński FEMEN. Atak bezsensowny. Siłą ich przekazu jest (paradokslanie) obnażanie wad patriarchalnego społeczeńtwa: „Jak nie zrobisz czegoś konrowersyjnego, nie zwrócimy na ciebie uwagi”. Czy mocniejsze i wygłaszane raczej przez mężczyzn: „Mam gdzieś brzydkie femnistki, na te mogę sobie popatrzeć”. I patrzą wszyscy. I komentują wszyscy, i nikt nie bierze z tego lekcji, a to jest zasadniczy problem – to wy jesteście nadzy, nie my. ×

Molińska

ILUSTRACJE / Amadeusz

Ilustrator z krainy węgla

Mierzwa

http://aaaghr.com

184


Hotel

Znajdująca się w samym centrum i zajmująca imponujący 6 piętrowy budynek, gwarantujący wspaniałe widoki, Rezydencja Don Prestige. Obiekt posiada pokoje łączące elegancję i komfort w rewolucyjnym stylu. Located in the city center, Don Prestige Residence occupies an impressive, 6-storey building that provides great views of the Old Town. It offers rooms which combine elegance and comfort in revolution style.

Don Prestige Residence

ul. Św. Marcin 2 61 -803 Poznań tel. +48 61 8590 590 fax.: + 48 61 8590 591 email: reception@donprestige.com www.donprestige.com


MUSEME

Gitara wciąż gra

28 sierpnia zakończył się trwający blisko 3 tygodnie Festiwal Polska Akademia Gitary, nad którym patronat objął Magazyn TAKE ME. TEKST / Joanna

K

Przybyło

oncerty, happeningi i imprezy towarzyszące Festiwalowi cieszyły się wielkim zainteresowaniem publiczności (łącznie ponad 25 tys. uczestników), która przybywała licznie, by cieszyć się dźwiękami różnorodnej i pięknej muzyki gitarowej. Wielkim sukcesem okazały się zwłaszcza Koncerty Inauguracyjne w Katedrze Gnieźnieńskiej oraz Kościele oo. Dominikanów w Poznaniu. Łącznie ponad 2 tys. osób entuzjastycznie przyjęło genialną kreację Łukasza Kuropaczewskiego, a także wybitnego wiolonczelisty Andrzeja Bauera oraz Orkiestry „Amadeus” pod dyrekcją Agnieszki Duczmal. O tym premierowym wykonaniu Koncertu na gitarę, orkiestrę smyczkową i kotły prof. Krzy-

sztofa Meyera media pisały: „Narodził się współczesny klasyczny przebój”. Międzynarodowy Kurs Mistrzowski w Jarocinie zgromadził 120 mistrzów i adeptów gitary klasycznej i flamenco, a występy wielu artystów (m.in. latynoskiej grupy De Jacarranda, Poluzjantów) dodały kolorytu projektowi i otworzyły go dla nowej publiczności. W ramach Festiwalu i wydarzeń jemu towarzyszących odbyło się 50 udanych koncertów i imprez, podczas których zagrało wiele międzynarodowych gwiazd muzyki klasycznej oraz innych gatunków gitarowych. Zrealizowane zostało najważniejsze założenie Festiwalu, by dotrzeć z ofertą najwyższej próby do małych miast i odległych zakątków Wielkopolski. Koncerty Carlo Marchione w Ostrowie Wielko-

organizacja

współfinansowane ze środków miasta

FUNDUSZE EUROPEJSKIE DLA ROZWOJU INNOWACYJNEJ WIELKOPOLSKI

polskim, Igora Dedusenki w Wągrowcu, czy Hermanowie, Grishy Goriacheva w Śmiełowie czy Petrita Ceku w Jarocinie i Kórniku przejdą do historii Festiwalu. Finałowy happening, który zgromadził 250 gitarzystów, i koncerty „Tribute to Jimi Hendrix” w Gnieźnie i Poznaniu były niesamowitym wydarzeniem. Wokalistka Z-Star z Trynidadu urzekła publiczność swoim genialnym głosem, energią i wyjątkową charyzmą. Jarek Śmietana Super Band porwał jazzowo-bluesowo-rockowymi brzmieniami. Finałowe Fire było tłem dla płonącej na scenie gitary Hendrixa–Śmietany. Publiczność nie chciała wypuścić artystów, którzy zagrali podwójny bis, w tym hit Purple Haze na pożegnanie. – Cieszymy się z tegorocznych sukcesów naszego przedsięwzięcia, jednocześnie zaplanowaliśmy kolejną, V edycję Festiwalu. Już dziś zdradzamy, że zaproszenie przyjęli m.in.: Los Angeles Guitar Quartet (19.08.2012, Poznań) czy Pepe Romero (24.08, Poznań) – mówi dyrektor Festiwalu, Przemysław Kieliszewski. Zarezerwujcie czas od 15 sierpnia do 2 września 2012 roku! ×

Projekt współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013

186




README

Przepis na piwo o smaku kina

Przepis na tradycyjny złoty trunek jest taki: woda, chmiel, słód – w ściśle chronionych proporcjach – długie warzenie, filtrowanie i tak dalej, i tak dalej… Trochę inaczej widzi to Grolsch. Holenderski browar do receptury dodał coś niezwykłego – charakterystyczny i intensywny smaczek kina niezależnego! TEKST / Krystian

Woda, chmiel i słód

S

kryci i głośno mówiący o swoich marzeniach związanych z dużym ekranem, ci, którzy lubują się w bezpośrednio okazywanych emocjach, lub tacy, którzy budują napięcie beznamiętnie. Tacy, którzy chcą zostać gwiazdami światowego kina niemainstreamowego, i ci, którzy na to właśnie liczą. Zdolna i utalentowana śmietanka polskiej kinematografii. Młodzi i młodsi. Jedni, drudzy, trzeci, czwarci, piąci i szóści – wszyscy oni mogli próbować swoich sił podczas koszalińskiego festiwalu „Młodzi i Film”. Dobrze o tym wie marka Grolsch, partner imprezy. To tam powstała specjalna kategoria konkursowa Grolsch Film Works, do której zgłaszać można było swoje scenariusze filmowe. Tak jak piwo ma wodę, chmiel i słód, tak Grolsch będzie mieć i ma swoich kinowych wychowanków. – Od 1615 roku piwo Grolsch to synonim twórczych pomysłów oraz niezwykłej determinacji w działaniu i kroczenia własną drogą. Te same wartości, tak ważne w kinie niezależnym, legły u podstaw powołania do życia Grolsch Film Works. Mamy nadzieje, że ten autorski projekt będzie zarówno dla Grolscha, jak i młodych twór-

Lurka

ców początkiem nowej, fascynującej drogi w świecie filmu – mówi Ronald van Amerongen, globalny dyrektor marki Grolsch.

Długie warzenie i filtrowanie Czasem brak sprzętu lub aktorów. Niejednokrotnie trudno znaleźć odpowiedni plan czy wymarzoną scenografię. Często przeszkodą jest brak środków na produkcję. O reklamie i dystrybucji nawet nie wspominając! Braki w budżecie są niedopuszczalne, tak jak niedopuszczalne są problemy w produkcji piwa. Problemy w warzeniu i filtrowaniu? Nie ma mowy. I o jednym, i o drugim wie Grolsch: – Współpraca z marką Grolsch to nowy i bardzo obiecujący rozdział w historii festiwalu: formuła konkursu skupia się na młodych filmowcach, którzy dopiero myślą o debiucie. A my tym konkursem im tę drogę otwieramy” – mówi Joanna Pyżanowska, producent Festiwalu „Młodzi i Film”. Czego mogą się spodziewać młodzi twórcy? Przede wszystkim finansowego wsparcia ze strony Grolscha, które niejednokrotnie jest niezbędnym i decydującym elementem powodzenia wielu projektów filmowych.

189

Degustacja Wprowadzenie kategorii Grolsch Film Works było pierwszą tego typu inicjatywą w historii festiwalu. Każdy zgłaszający się ma szansę zawalczyć aż o 50 tys. złotych na realizację swojego pierwszego profesjonalnego filmu! – Niejednokrotnie nawet najlepsze koncepcje i genialne scenariusze młodych twórców nie ujrzały światła dziennego, bo nie było pieniędzy na ich realizację. Wiemy doskonale, jak to jest być tym, który podąża swoją drogą pomimo przeszkód. Dlatego chcemy wspomagać młodych ludzi, którzy są dopiero na początku swojej filmowej ścieżki – mówi Tomasz Kanton, Brand PR Manager Kompanii Piwowarskiej. 17 września, podczas ceremonii wręczenia „Jantarów”, ogłoszono werdykt I edycji konkursu scenariuszowego Grolsch Film Works. Choć wybór był trudny, jury ostatecznie wybrało historię przedstawioną przez Agatę Rudniewską oraz Patryka Jurka. Dzięki przyznanej nagrodzie w wysokości 50 tys. zł ich „Vocuus” już niedługo przeniesiony zostanie na celuloidową taśmę. A Ty, wychylając kolejny pokal, kufel czy butelkę Grolscha, pomyśl o tym! Delektuj się i piwem, i kinem niezależnym. ×



DRAWME

191


T A KREE AMDEM OE U T

192


E UT T A KREE AMDEM O

Milano Fashion Week

Hugo Press Day

Marielov by Emotions Events WWW.MARIELOV.PL

Łódź Design Festival

Poland Fashion Week

FOT. M. ZAKRZEWSKI

FOT. M. ZAKRZEWSKI

Art&Fashion Festival

193

FOT. JAKUB WILCZEK / MWW STUDIO


STOCKIST

CREATORS

ADIDAS www.adidas.com

JOHN GALIANO www.johngalliano.com

PEPE JEANS www.pepejeans.com

YES www.yes.pl

ZUZANNA SKALSKA z.skalska@vanberlo.nl

EDWARD PASEWICZ edward.pasewicz@gmail.com

ALBERTA FERRETTI www.albertaferretti.com

JOSEPH FONT www.josepfont.com

PIERRE MANTOUX www.pierremantoux.com

XUAN THEN GUYEN www.x-tn.nl

LENTOID www.lentoid.pl

DOROTA WĄTKOWSKA d.watkowska@gmail.com

ALEXIS MABILLE www.alexismabille.com

JUNKO SHIMADA www.junkoshimada.com

PLEIN SUD www.pleinsud.com

ZARA www.zara.com

MARTA FLISYKOWSKA m.flisykowska@gmail.com

EWA GUMKOWSKA efcik@hotmail.com

ZIEŃ www.zien.pl

KLARA CZERNIEWSKA klara.czerniewska@gmail.com

MARTA GLIWIŃSKA www.martiosza.digart.pl

ZUO CORP www.zuocorp.com

FILIP SPRINGER ZOSIA ZIJA I JACEK PIÓRO www.filipspringer.com zosia@zija.net SEBASTIAN FRĄCKIEWICZ MARIUSZ PRZYBYLSKI sebastian.frackiewicz www.mariuszprzybylski.com @gmail.com

ANNA ORSKA www.orska.pl

KATARZYNA KONIECZKA PTASZEK FOR MEN www.katarzynakonieczka.pl www.ptaszekformenofficial. blogspot.com ARPER KONTRAST www.arper.com www.kontrastfashion.com RAY BAN www.ray-ban.com ASIA WYSOCZYŃSKA KUBA BONECKI www.asiawysoczynska.pl kubabonecki.wordpress.com RENE CAOVILLA www.renecaovilla.com AVTANDIL LA PERLA www.avtandil.ge www.laperla.com RINA COSSACK www.rinacossack.com BABBU LATITUDE FEMME www.babbu.it www.latitudefemme.it RIVER ISLAND www.riverisland.com BINGLABANGLES LOUIS VUITTON www.binglabangles.com www.louisvuitton.com ROCCO BAROCCO www.roccobarocco.it CAFÉ NOIR LYUBOV www.cafenoir.it www.lyubov.tv RODO www.rodo.it CINZIA ARAIA ŁUKASZ JEMIOŁ www.cinziaaraia.com www.lukaszjemiol.com.pl SAMANTA www.samanta.pl CLAUDINE IVARI MARC CAIN www.claudineivari.com www.marc-cain.com SCHIELD www.schieldcollection.com CHLOE’ MARINA FOSSATI www.chloe.com www.marinafossati.com SERRALUNGA www.serralunga.com COSE A TRE MAISON www.coseatre.blogspot.com MARTIN MARGIELLA SHARRA PAGANO www.maisonmartinmargie- www.sharrapagano.it DEEZEE la.com www.deezee.pl SILVIO BETTERELLI MARIO CERUTTI www.silviobetterelli.it DOLCE E GABBANA www.mariocerutti.it www.dolcegabbana.it SIMPLE MAURO GRIFONI www.simple-cp.com DSQUARED2 www.maurogrifoni.com www.dsquared2.com SOLAR MISHU DESIGN www.solar-company.com.pl ELLIE SAAB www.mishu-design.com www.eliesaab.com SUSANNA CORNET MISURAKA www.susannacornet.com EMILIANO RINALDI www.misuraca.eu www.emilianorinaldi.it UNITY MMC STUDIO brak strony www ES ART ISANAL www.mmcstudio.pl www.esartisanal.com WOLFORD MORESCHI www.wolfordshop.ie ESPRIT www.moreschi.it www.esprit.eu VALENTINO MOSCHINO www.valentino.com FEDERICA MORETTI www.moschino.it HANDMADE VANET www.federicamorettihand- MSGM www.vanet-collections.it made.com www.msgm.it VIA UNO FURLA NOLITA www.viauno.com www.furla.com www.nolita.it VIC MATIE GIVENCHY OCHNIK www.vicmatie.it www.givenchy.com www.ochnik.pl VIRGINIA PREO HUGO BOSS OOH!ANDY www.virginiapreo.com www.hugoboss.com www.oohandy.com VIVIENNE WESTWOOD JOANNA KLIMAS PATRIZIA PEPE Red Label www.joannaklimas.com www.patriziapepe.com viviennewestwood.co.uk

TOPSHOP www.topshop.pl GROLSCH www.grolsch.pl HOTEL ANDERSIA www.anderisahotel.pl HOTEL DON PRESTIGE www.hotelprestige.com

KRYSTIAN LURKA krystian.lurka@gmail.com

JUDYTA NADZIEJKO judyta.nad@gmail.com

MARTA DUDZIAK www.bohovictim.blox.pl

ŁUKASZ SATURCZAK saturczak@gmail.com

MIKOŁAJ WOJTEK RUKUJŻO www.wmrstudio.com

AGNIESZKA OKRZEJA agnieszka.okrzeja@gmail.com

JANUARY MISIAK MACIEJ ZAKRZEWSKI januarynestor@o2.pl www.maciey-zak.iportfolio.pl AGATA ZIÓŁKIEWICZ MONIKA ROSIŃSKA pieceofglass@gazeta.pl rosinska.monika@gmail.com KAJETAN HAJKOWICZ ANIA DEMIDOWICZ kajetan@miastotramwai.pl demid@kofeina.net MARTA MOLIŃSKA ŁUKASZ NAPORA marta.molinska@gmail.com lukasz@lukasznapora.com L.U.C www.eluce.pl BALKONY TV POZNAŃ www.balconytv.com/poznan ALINA KUBIAK alinakubiak@op.pl ANNA KUBIAK dzbanna@gmail.com IGOR DROZDOWSKI www.igordrozdowski.com MANUEL MENINI manuelmenini@libero.it CYRYL ZAKRZEWSKI cyrylz@yahoo.pl KAROLINA BROL karolina.broll@gmail.com AGATA BIELEŃ www.agatabielen.com KAROLINA TRAWIŃSKA www.karolina-trawinska.com JESSICA PEPPER-PETERSON jessicapepperpeterson.com Krzysztof Wyżyński www.wyzynski.com MAGDALENA URBAŃSKA urbanska.magda@wp.pl


PRENUMERATA

www.take-me.pl /subscribe Kasia Lendo/AVANT dla TAKE ME, fot. Igor Drozdowski


3URMHNW MHVW ZVSÐīƂQDQVRZDQ\ ]H ŀURGNÐZ 8QLL (XURSHMVNLHM Z UDPDFK (XURSHMVNLHJR )XQGXV]X 6SRīHF]QHJR


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.