Rycerstwo nr 2 (listopa 2016). Bogu i ojczyźnie

Page 1

RYCERSTWO Nr 2 / listopad AD 2016

AMBITNIEJSZE CZASOPISMO DLA MŁODZIEŻY

CZYM JEST NARÓD?

WIDMO TRANSHUMANIZMU CO Z DEMOKRACJĄ? CO Z WOLNOŚCIĄ? FRANCUSKIE KOŚCIOŁY SYSTEMATYCZNIE NISZCZONE

BOGU I OJCZYŹNIE KOŚCIÓŁ A ZABORCY

JAKIE JEST JEJ MIEJSCE W KOŚCIELE?


Zarząd: Magdalena Siemienas – Redaktor Naczelny Agnieszka Jantos – Sekretarz Redakcji

Partnerzy:

Kontakt: polrocznik.rycerstwo@gmail.com Fot. z okładki: ks. Przemysław Pojasek Autorzy: Karolina Babik, Dominik Cwikła, Agnieszka Jantos, Ewelina Jędrasik, Jerzy Kopanek, Tomasz Kumięga, Katarzyna Mieczkowska, Adam Pistecki, Eugeniusz Romer, Magdalena Siemienas, Bartosz Staręgowski, Szymon Witkowski, Małgorzata Wołowicz, Adam Żółczyński Wszelkie prawa autorskie do tekstów zastrzeżone na rzecz Wydawcy. Prawa autorskie do zdjęć przysługują podmiotom opisanym na odpowiednich licencjach i międzynarodowych oznaczeniach (tj. © albo CC). Jeśli nie ma podanej licencji, oznacza to pozyskanie materiału na licencji dostępnej na podanej stronie. Zdjęcia oznaczone samą nazwą domeny/zbioru są udostępnione na licencji publicznej (CC 0).

RYCERSTWO

Kontrrewolucja.net

Fundacja Piękna Polska (fb.com/piekna.polska.fundacja)

Panstwochrzescijanskie.pl

AMBITNIEJSZE CZASOPISMO DLA MŁODZIEŻY

Dostałeś gazetę od kogoś? Wejdź na naszą stronę i poznaj nas lepiej: www.gazetarycerstwo.pl Jesteśmy też na: fb.com/polrocznik.rycerstwo

Możesz do nas dołączyć! Chętnie przyjmiemy teksty lub zdjęcia. Jesteśmy otwarci zarówna na jednorazową jak i długoterminową współpracę. Zawsze jesteśmy otwarci na autorów, grafików, osoby do składania tekstów, partnerów i reklamodawców. Zapraszamy na naszą stron internetową do zakładki „O NAS” w celu pozyskania szczegółowych informacji o naszej misji i celach. Wydawca: Dominik Cwikła

„Powstrzymajmy dżihad w Europie” (fb.com/dzihad.stop)


Czołem Rycerze! Z radością informuję, że po sukcesie pierwszego nru „Rycerstwa” nadszedł dzień jego kontynuacji. Lada dzień listopad i święto niepodległości. Skupiamy się więc na kwestii narodu i historii oraz zawsze towarzyszącemu Polakom Kościołowi. Miłośnicy historii będą mogli przeczytać m.in. o historii Polski od zaborów do odzyskania niepodległości. Znajdziemy też odpowiedź na wciąż podnoszone pytanie: Czy w Polsce jest zagrożona demokracja? Przypomnimy również o wolności. A skoro o wolności mowa, to pojawia się kwestia wojny – opowiemy więc trochę o prowadzonej wojnie w sieci.

HISTORIA Powtórka z powstań narodowych – 4 Ewelina Jędrasik

Czym jest naród? – 7 Agnieszka Jantos

Zabór watykański – 9 Szymon Witkowski

KOŚCIÓŁ „I grzechów naszych zapomnij już, Panie...” – 11 Katarzyna Mieczkowska

Refleksje z ŚDM – 13 Magdalena Siemienas

Rodzinne świętowanie uroczystości ... – 15 Ewelina Jędrasik

Kobiecość w Kościele – 16 Małgorzata Wołowicz

Chrzest Polski – 19 Magdalena Siemienas

Chyba nie jestem fajnym księdzem – 20

Cały czas zło drąży nasz świat. Za chwilę pogańskie święto, więc warto zapoznać się z tekstem Karoliny. Oprócz tego dowiecie się o fali profanacji Kościołów we Francji oraz o ideologii mającej potężny kapitał, przy której gender to igraszka.

o. Jarosław Kupczak OP

Jako katolicy patrzymy na podniesioną sprawę diakonatu kobiet. Poruszamy również temat Chrztu Polski, postawy Kościoła wobec zaborców. Rozważamy o Adwencie, Dniu Wszystkich Świętych oraz wracamy na moment do ŚDM.

Księża-żołnierze – ramię zbrojne Kościoła ... – 23

Mam nadzieję, że nasza praca ubogaci Was i zachęci do pracy nad sobą, a potem nad środowiskami Was otaczającymi.

Co z tą Rosją? – 32

RYCERZ Czy rycerze gubili pantofle? – 21 Dominik Cwikła

Policzek i miecz – 22 Szymon Witkowski

TEMAT NUMERU Bartosz Staręgowski

POLITYKA Komitety obrony demokracji – 29 Adam Żółczyński

Wojna totalna – bombardowanie czy ... – 30 Jerzy Kopanek

Dominik Cwikła

Po co nam wolność? – 33 Dominik Cwikła

W OBRONIE RODZINY

Życzę przyjemnej lektury. Magdalena Siemienas

Delenda est Carthago – 34 Eugeniusz Romer

Mężczyzna – obrońca życia – 36 Tomasz Kumięga

CYWILIZACJA ZŁA Medialna propaganda okultyzmu – Halloween – 40 Karolina Babik

Fala profanacji kościołów we Francji – 42 Magdalena Siemienas

Gender to przy tym igraszka – 44 Dominik Cwikła

Z DRUGIEJ STRONY Romantyczne hasła i... nic – 49 Adam Pistecki


4

Powtórka z powstań narodowych

Ewelina Jędrasik 11 listopada obchodzimy święto odzyskania niepodległości. Święto to przypomina nam, że przez ponad 120 lat Polska, jako państwo, nie istniała. Jej terytorium zostało zagarnięte pod koniec XVIII wieku przez trzy państwa ościenne – Rosję, Prusy i Austrię. Jak toczyły się losy państwa polskiego i jego obywateli pod zaborami? Zabór rosyjski W wyniku trzech rozbiorów Rosja zagarnęła ok. 460 tyś. km2 terenów należących do Rzeczypospolitej co daje ponad 60 proc. terytorium, zamieszkałego

przez połowę ludności Polski. W wyniku wojen napoleońskich część terenów zagarniętych wcześniej przez Prusy i Austrię została wcielona do Księstwa Warszawskiego, które później stało się częścią Rosji. W ten sposób w XIX wieku pod kontrolą rosyjską znalazło się ponad 80 proc. terytorium dawnej Rzeczypospolitej. Utworzone w 1815 roku Królestwo Polskie zostało po powstaniu styczniowym poddane wielu represjom. Zmieniono nazwę Królestwa na „Kraj Przywiślański”, natomiast Polaków poddano gwałtownej i brutalnej rusyfikacji. W latach 1864-1914 obowiązywał stan wojenny, pozwalający cenzurze ograniczać wolność słowa. W ramach walki z polskością w latach 18661869 wprowadzono do szkół język rosyjski jako obowiązkowy, uczniom zakazano mówić po polsku, Szkołę Główną zmie-

niono w Carski Uniwersytet Warszawski. Klasztory zostały zlikwidowane i skonfiskowano dobra kościelne. Zlikwidowano wszystkie pozostałości autonomii Królestwa, obciążono szlachtę wysokimi podatkami, kraj podzielono na gubernie i powiaty, wprowadzono opresyjny aparat policyjno-wojskowy, wysokie stanowiska administracyjne obsadzano wyłącznie Rosjanami. Wydany w roku 1864 ukaz carski o uwłaszczeniu chłopów miał na celu odciągnięcie chłopów od udziału w powstaniu. Większa część chłopów wyemigrowała do miast. Pojawiła się nowa klasa społeczna – robotnicy, co było związane z przejściem od ustroju feudalnego do wczesnej fazy kapitalizmu. Zabór pruski Państwo pruskie w wyniku rozbiorów zagarnęło ponad 140 tys. km2 terytorium


5 Rzeczypospolitej. Po III rozbiorze terytoria zabrane Polsce stanowiły ponad połowę terytorium Prus, a Polacy prawie połowę ludności tego państwa. Po wojnach napoleońskich Prusy straciły część zagarniętych terenów na rzecz Rosji. Na terytoriach wcielonych do Prus naród polski poddany był szczególnie brutalnemu procesowi germanizacji. Walka z polskością nasiliła się po powstaniu listopadowym. Kanclerz Rzeszy, Otto von Bismarck, zapoczątkował tzw. Kulturkampf, czyli walkę o kulturę. Wielkie Księstwo Poznańskie przemianowano na Provinz Prosen, wprowadzono język niemiecki do urzędów, szkół i sądów, gwałtownie zaatakowano Kościół jako ostoję tradycji i kultury polskiej. Głównym powodem sporu była kwestia obsady stanowisk kościelnych i podporządkowania Kościoła państwu. Jednocześnie rozwinięto akcję wykupowania przez Niemców polskich majątków ziemskich w ramach organizowanej przez Hakatę (Związek dla Popierania Niemczyzny na Kresach Wschodnich) ekspansji na wschód. Zabór austriacki Austria, która uczestniczyła w I i III rozbiorze zagarnęła w sumie 130 tyś. km2 ziem należących do Polski, zamieszkałych przez prawie 4 mln Polaków. Część z tych terenów trafiła w późniejszym czasie w ręce Rosji. Zaś po powstaniu listopadowym do zaboru austriackiego wcielono Wolne Miasto Kraków. Galicja (terytorium autonomiczne) należała w latach 1861-1914 do monarchii Austro-Węgier-

skiej. Polacy w zaborze austriackim mogli się cieszyć sporą autonomią, szczególnie w zakresie samorządu lokalnego i szkolnictwa. W Galicji funkcjonowały dwa uniwersytety: krakowski i lwowski, a w roku 1871 powstała Akademia Umiejętności. Cenzura nie była tak agresywna jak w pozostałych zaborach, działały również polskie teatry. W szkołach, sądach, urzędach dominował język polski, rozwijały się polskie instytucje kulturalne. Bardzo zła była jednak sytuacja ekonomiczna Galicji, wynikająca z ogromnego zacofania gospodarczego i społecznego. W Krakowie powstała szkoła historyczna, której zwolennicy nazywani byli stańczykami (od tytułu programowego pamfletu politycznego „Teki Stańczyka” z 1869). Było to ugrupowanie konserwatywne, niechętne spiskom politycznym, powstaniom zbrojnym i wszelkim rewolucjom. Jej głównymi przedstawicielami byli czołowi galicyjscy intelektualiści, autorzy „Teki Stańczyka”: Józef Szujski, Stanisław Tarnowski, Ludwik Wodzicki i Stanisław Koźmian, a także uczeni: Michał Bobrzyński i Stanisław Smolka. Postulowali oni lojalizm, czyli działanie zgodne z narzuconym przez zaborców prawem, lecz mające na celu wzmocnienie gospodarcze, moralne i polityczne struktur państwowych, a w dalekiej perspektywie odzyskanie niepodległości. Stańczycy przywiązywali ogromną wagę do historii Polski, szukając w niej przyczyn upadku niegdyś potężnej Rzeczypospolitej i próbując wyciągnąć z niej wnioski na przyszłość. Księstwo Warszawskie – namiastka niepodległości W latach 1807 – 1815 istniało

Księstwo Warszawskie utworzone z ziem odebranych zaborcom. Było to niepodległe, ale niesuwerenne państwo podporządkowane Francji masona Napoleona Bonaparte. Księstwo było polityczną namiastką państwa polskiego. Po klęsce Napoleona nastąpiła okupacja Księstwa i ostatecznie podział jego terytorium między zaborców. Z większości jego ziem utworzono Królestwo Polskie połączone unią personalną z Rosją. Finalnie Królestwo zostało przez Rosję wchłonięte. Polacy stracili nawet tę namiastkę niepodległości. Powstania narodowe Mimo oczywistej przewagi zaborców, Polacy nigdy nie pogodzili się z utratą niepodległości i opierali się rusyfikacji oraz germanizacji, które miały zniszczyć ich tożsamość narodową. Bronią naszego narodu było z jednej strony przywiązanie do języka, tradycji, wiary przodków. Z drugiej zaś nie cofaliśmy się przed zbrojnymi wystąpieniami przeciwko zaborcom. Pierwszym zrywem przeciwko nim była insurekcja kościuszkowskie, która była powstaniem przeciwko Rosji i Prusom w 1794 roku. Za oficjalną datę rozpoczęcia zrywu uznaje się 24 marca. Tadeusz Kościuszko na Rynku w Krakowie złożył przysięgę i odczytano akt powstania. Zakończyło się ono klęską, po której nastąpił III rozbiór Polski. Kolejnym było powstanie wielkopolskie z 1806 roku – zbrojne wystąpienie ludności polskiej przeciw wojskom pruskim. Cieszący się szacunkiem w Wielko-


6 polsce generał Jan Henryk Dąbrowski otrzymał od Napoleona polecenie udania się do Poznania i stworzenia tam regularnych oddziałów polskich. 6 listopada 1806 roku do Poznania wjechali Dąbrowski z Józefem Wybickim. Wydali oni odezwę do narodu, wzywając do stawania u boku Napoleona w walce z zaborcą. Kampanię zakończyła kapitulacja Królewca 15 czerwca 1807 roku, a następnie traktat tylżycki, który zaowocował powstaniem Księstwa Warszawskiego. Powstanie zakończyło się więc pełnym sukcesem. Głośne i brzemienne w skutki było powstanie listopadowe, które skierowane było przeciw Rosji. Wybuchło w nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku, a zakończyło się 21 października 1831 roku. Zasięgiem swoim objęło Królestwo Polskie i część ziem zabranych (Litwę, Żmudź i Wołyń). Po polskiej stronie było około 150 tys. walczących, zginęło ich 40 tys. Po powstaniu nastąpiły liczne represje społeczne i gospodarcze, około 11 tysięcy osób opuściło kraj udając się na tzw. Wielką Emigrację. Kolejnym zrywem było powstanie krakowskie – trwało od 21 lutego do 4 marca 1846 roku. Było próbą ogólnonarodowego powstania podjętą w Wolnym Mieście Krakowie pod hasłami demokracji. Zakończyło się ono klęską, zaś jego inicjatorzy

i dowódcy zostali internowani bądź zesłani na Syberię. Oprócz tego nastąpiła tzw. rzeź galicyjska. Ostatnim dużym dziewiętnastowiecznym zrywem było powstanie styczniowe – powstanie przeciwko Imperium Rosyjskiemu, ogłoszone „manifestem 22 stycznia 1863 r. wydanym w Warszawie przez Tymczasowy Rząd Narodowy. Spowodowane było narastającym rosyjskim terrorem wobec polskiego biernego oporu. Wybuchło w styczniu 1863 roku w Królestwie Polskim i 1 lutego na Litwie. Zasięgiem objęło tylko ziemie zaboru rosyjskiego: Królestwo Polskie oraz ziemie zabrane. Miało charakter wojny partyzanckiej, w której stoczono ok. 1200 bitew i potyczek. Mimo początkowych sukcesów, zakończyło się klęską. Było największym polskim powstaniem narodowym, spotkało się z poparciem międzynarodowej opinii publicznej.

Droga do wolności Przez ponad 120 lat niewoli Polacy nie zatracili swojego języka, kultury i wiary. Kolejne pokolenia opierały się represjom, które miały złamać ich ducha. Powinniśmy sobie uświadomić, że to dzięki nim żyjemy dziś w wolnej Polsce i jesteśmy Polakami. Nie tylko wysiłek polskich żołnierzy walczących w powstaniach narodowych i w dwóch wojnach światowych godny jest najwyższego podziwu. Na taki sam podziw zasługują zwykli ludzie którzy w czasach zaborów przekazywali z pokolenia na pokolenie polskie baśnie, piosenki, opowieści o dawnych bohaterach. Ludzie, którzy prowadzili swoje dzieci do kościoła i uczyli ich polskich modlitw. Ci przywiązani do polskiej ziemi i do polskiej tradycji. Im zawdzięczamy to, że Polska przetrwała i się odrodziła.


7 który zyskiwał wówczas opiekę i warunki do rozwoju kultury. Mógł on stać się niezależny od innych narodów i dostatecznie o siebie zadbać. Silna rola kultury

Czym jest naród? Agnieszka Jantos

Listopad to czas kiedy przypominamy sobie o wyswobodzeniu po 123 latach niewoli i powrocie Polski na mapy Europy. Świętujemy 11 listopada oglądając defilady i pokazy wojskowe, przy okazji ciesząc się dodatkowym dniem wolnym od pracy. Wszak 11 listopada jest świętem narodowym! Ale czy zastanawialiśmy się przy tym czym właściwie jest naród i jakie czynniki przyczyniają się do jego uformowania? Główne procesy narodowotwórcze rozpoczęły się w XIX wieku. Powstało zjednoczone państwo włoskie, później niemieckie, a w międzyczasie autonomii na szeroką skalę zaczęły domagać się narody zamieszkujące Austro-Węgry. Ówcześni badacze coraz częściej zaczęli zajmować się badaniami nad narodem, starając się stworzyć jedną, uniwersalną definicję.

Rodak – obywatel Obszar, na którym dokonywano badań, miał znaczny wpływ na nie same. Francuzi i Anglicy związali naród z państwem. Można powiedzieć, że termin obywatel oznaczał to samo, co przedstawiciel danego narodu. Francja i Anglia były państwami jednolitymi narodowościowo i nie miały wyraźnych, jak dzisiaj, problemów z przedstawicielami innych nacji. Jasne było, że kto jest obywatelem jednego z tych państw jest zarazem członkiem narodu. Dla Brytyjczyków szczególnym przypadkiem była sytuacja, w której wspólnota narodowa nie posiadała państwa. Brytyjscy naukowcy nie zamykali takiemu narodowi drogi do rozwoju. Wskazywali jednak na korzystny wpływ istnienia własnego państwa na sam naród,

Już w XIX wieku kultura została doceniona przez badaczy zajmujących się problematyką poczucia narodowościowego. Jak wcześniej wspomniałam, Brytyjczycy zwrócili uwagę na fakt, że państwo chroni kulturę swojego narodu. Na gruncie polskim narodem i szczególną rolą kultury zajmował się m.in. Zdzisław Dębicki. Wykazał on, że kultura ma niezwykle istotne znaczenie. To ona jest spoiwem łączącym członków poszczególnych społeczności w naród. Dzięki wspólnym zwyczajom i tradycjom możliwe jest wytworzenie więzi międzyludzkiej. Współczesne definicje narodu, poza wspólną kulturą, wymieniają jeszcze inne czynniki narodowotwórcze: język, historię i zamieszkiwane terytorium. Polacy na całym świecie czują się związani z własną historią. Zwyczaje świąteczne Polaków i Polonii rozsianej po całym świecie wyróżniają się znacznie na tle innych kultur. Są szanowane i wzbudzają sympatię innych ludów. Co robimy, by młode pokolenie poczuło więź z narodem, którego jest częścią choćby ze względu na swe pochodzenie? Podstawowym źródłem wiedzy dla dzieci są legendy i podania. To w nich możemy odnaleźć historie związane z powstaniem naszego państwa i kształtowania się narodu polskiego. Stanowią skarbnicę wiedzy o przodkach, których istnienie nie zawsze możemy potwierdzić w źródłach


8 historycznych. Nie ma chyba obecnie dziecka, które nie znałoby legendy o trzech braciach – Lechu, Czechu i Rusie oraz o założeniu pierwszej stolicy Polski – Gniezna. Przynależność narodowa Naukowcy podejmujący tematykę związaną z narodem wskazują, że wytworzona kultura musi posiadać cechy szczególne. Jeżeli okazałaby się zbyt słaba, istniałoby zagrożenie, że może ona wchłonąć kulturę innego narodu, tracąc część swojej autonomii. Podobne ryzyko mogłoby zaistnieć w przypadku, gdy w społeczności nie ma wytworzonej więzi i członkowie takiej społeczności nie mają świadomości, że są częścią narodu. Praca pozytywistów, podjęta w XIX wieku, była odpowiedzią na wycofanie ludności chłopskiej z życia społecznego. Dzięki niej część ludności poczuła więź z własnym narodem i rzadziej ulegała procesom germanizacji czy rusyfikacji. Warto pamiętać o sukcesie działaczy pracujących np. na Śląsku, choć nie obyło się bez porażek. Zdarzało się, że ludność, mimo, działań grupy

inteligenckiej, pozostawała bardziej związana z ziemią przez siebie zamieszkałą niż z większym bytem państwowym. Do dziś istnieją społeczności bez jasno określonej przynależności narodowej, które bardzo często nazywa się po prostu ludnością „tutejszą”.

poglądami na naród, których nie można ze sobą pogodzić. Są to chociażby spory o to czy ktoś nie mający wyłącznie polskich przodków może mówić o sobie, że jest Polakiem, co prowadzi do określania przynależności narodowej jedynie na podstawie genów i cech fizycznych.

Występowanie w społeczeństwie kosmopolitów i „tutejszych” wpłynęła na dzisiejsze rozumienie narodu. Coraz częściej podkreśla się osobiste poczucie przynależności narodowej. Dla dzisiejszych naukowców nie ma większego znaczenia jakie wychowanie otrzymaliśmy czy też z jakiej kultury wyrośliśmy, lecz to, jakie jest nasze własne poczucie tożsamości narodowej. Oczywistą sprawą jest, że nasze środowisko życia ma na nas wpływ i wiąże nas z konkretnym narodem, jednak nasze osobiste odczucie rozstrzyga wszystkie spory co do naszej przynależności narodowej.

Dla niektórych język będzie wyłącznym kryterium określającym narodowość. Można się także spotkać z próbą określenia narodowości na podstawie wyznawanej religii (przypadek Wielkiej Brytanii gdzie katolik niemal zawsze był Irlandczykiem, teraz coraz częściej może okazać się Polakiem). Brak definicji narodu powoduje, że niemal każdy może wyeksponować jeden aspekt życia człowieka, choćby najbardziej irracjonalny, i uczynić go decydującym o narodowości.

Do dzisiaj nie powstała jednak uniwersalna definicja narodu, która usatysfakcjonowałaby wszystkich naukowców zajmujących się kwestią narodu. Wciąż mamy do czynienia z różnymi

Wydaje się, że uznanie naszego osobistego poczucia narodowego za ostateczne kryterium jest obecnie najlepszym rozwiązaniem, bez perspektywy jego zmiany, gdyż każdy naród ma inną historię, która determinuje lokalny pogląd na definicję narodu.


9

Zabór watykański

Szymon Witkowski

Oczernianie Kościoła katolickiego nie jest żadną nowością. W Internecie, gazetach, czy telewizji można usłyszeć ciekawe historie, które balansują na granicy faktów i bujnej wyobraźni. Zjawisko to dotyka dziejów całego świata jak i relacji między Kościołem, a Polską. Jednym z kłamstw jest twierdzenie, że Kościół skutecznie zwalczał ducha niepodległości w sercach Polaków. Sejf z polską tożsamością Powszechnie znane są działania zaborców, którzy dążyli do tego, by zniszczyć tożsamość narodową wśród Polaków – chociażby poprzez germanizację czy rusyfikację. Proces ten, choć długotrwały, był jednak bardzo opłacalny, ponieważ bezkształtną masą łatwiej jest kierować. Polskie duchowieństwo starało się do tego nie dopuścić. Wiele zakonów prowadziło szkoły, w których przekazywano wartości narodowe. Rodzice uczyli swoich dzieci niesfałszowanej historii Polski, dbając jednocześnie o ich wychowanie w wierze katolickiej. Kościół działał również na polskiej prowincji. Stanowił okno na świat dla chłopów, a także łączył idee narodowe z wiejską pobożnością. Polski patriotyzm i katolicyzm stworzyły syntezę, w której katolicyzm stał się istnym fundamentem i oparciem naszej kultury i tradycji.

Duchowni na barykadach Wśród ogółu duchowieństwa katolickiego, znajdowały się wybitne jednostki, które dzięki swojemu sprzeciwowi wobec działań zaborców, zasługują na szczególne miejsce na liście osób dążących do niepodległości. Jedną z takich osób był abp. Zygmunt Szczęsny Feliński, kanonizowany przez papieża Benedykta XVI. Prowadził on działalność charytatywną i duszpasterską. Po mianowaniu na metropolitę warszawskiego, otworzył zamknięte kościoły. Zakładał także liczne przytułki i sierocińce. Działał na rzecz odrodzenia polskiego duchowieństwa, nie angażując się bezpośrednio w sprawy polityczne. Chcąc zmniejszyć represje ze strony Rosji, po wybuchu powstania styczniowego napisał odważny list do cara, w którym prosił o wstrzymanie rozlewu krwi. Człowiekiem wartym uwagi jest również ks. Stanisław Konarski, który już w XVIII w. zreformował szkoły pijarskie, kładąc nacisk na wychowanie patriotyczne. Szkoły te były później masowo zamykane przez władze zaborców.

Postacią kontrowersyjną jest natomiast kard. Mieczysław Ledóchowski, który na początku działalności, jako biskup koadiutor, zyskał sobie przychylność władz pruskich, powstrzymując powstawanie ruchów narodowych. Wychowywał kleryków w duchu posłuszeństwa władzy i uniemożliwiał im odprawianie nabożeństw o charakterze patriotycznym. Przez owe działanie zyskał sobie wrogość wśród Polaków. Jego postawa zmieniła się diametralnie w momencie wprowadzenia kulturkampfu. Wyraził wówczas swój sprzeciw poprzez odcięcie wpływów władz od spraw Kościoła. Dzięki temu zyskał szacunek i popularność u swoich wiernych. Odwet zaborców Działania Kościoła z oczywistych względów nie spodobały się zaborcom. Władze nie ukrywały swojej niechęci do wszelkich ruchów wyzwoleńczych. Wszystkich tych, którzy wystąpili przeciwko nim, spotykały otwarte represje. Nietrudno się domyślić, jak wiele cierpienia spadło na polskie duchowieństwo. Po raz kolejny wy-


10 mienię tutaj wyżej wspomnianych duchownych. Arcybiskup Feliński został skazany przez władze Rosji na dwudziestoletnie zesłanie do Jarosławia nad Wołgą. Domagano się od niego zerwania kontaktów ze Stolicą Apostolską oraz całkowitego poddania się władzy carskiej, czego oczywiście nie zrobił. Przez działania abpa Ledóchowskiego zamknięto seminaria w Poznaniu i Gnieźnie. Uwięziono go w Ostrowie Wielkopolskim, a po nominacji kardynalskiej nakazano mu opuścić kraj.

Wielokrotnie władze zaborcze likwidowały całe prowincje zakonne i mieszały w strukturze polskiego Kościoła. Doszło m.in. do zamknięcia klasztoru karmelitańskiego w Poznaniu. W zaborze austriackim budynki kościelne były zamieniane na koszary, a nawet burzone i dewastowane. Katarzyna II często ingerowała w decyzje hierarchów i zakazywała kontaktów z Rzymem. W zaborze rosyjskim kościoły były rozbierane lub przerabiane na cerkwie. Największe prześladowania spo-

tkały Kościół po powstaniach listopadowym oraz – w szczególności – styczniowym, w którym walczyło wielu duchownych. Około stu księży wysłano do ciężkich prac, a kilkuset zesłano w głąb Rosji. Papież czwartym zaborcą? Wyżej przedstawione działania polskiego kleru wydają się być sprzeczne ze stanowiskiem papieży, którzy czasami sprzeciwiali się polskiemu ruchowi wyzwoleńczemu. Należy mieć na uwadze fakt, że w tym okresie papieżami byli konserwatyści, którzy patrzyli na sytuację w Polsce przez pryzmat ruchów, które dążyły do obalenia monarchii katolickich w krajach europejskich. Znana tutaj jest postać papieża Grzegorza XVI, autora encykliki „Cum primum”, w której zalecał polskiemu duchowieństwu podporządkowanie się władzy zaborców. Jak później sam stwierdził, został wprowadzony w błąd przez posłów rosyjskich. Pius IX potępił powstanie styczniowe, ale jednocześnie ostro potępił represje cara wobec Polaków, które doprowadziły do zrywu. Demonstracyjnie beatyfikował Andrzeja Bobolę, natomiast w 1867 roku kanonizował Jozafata Kuncewicza. W świetle argumentów, które podałem powyżej, twierdzenie, iż Kościół uciskał Polskę, wydaje się kruche i łatwe do obalenia. Zachęcam więc wszystkich do dokładniejszego poznawania wspólnej historii Kościoła katolickiego i Polski. I nie ulegajmy tanim manipulacjom antyklerykalnych stronnictw.


11

I grzechów naszych zapomnij już, Panie... Katarzyna Mieczkowska Przychodzi kolejny Adwent. W telewizji od blisko miesiąca rozbrzmiewają reklamy produktów wycelowane już pod kątem Bożego Narodzenia – a do tych ciągle daleko. Nagle zmienia się zestaw pieśni śpiewanych w kościołach, księża zaś odprawiają Mszę świętą w fioletowych szatach. Nie można chodzić na dyskoteki, a dzieci przynajmniej jeszcze kilkanaście lat temu podejmowały wyrzeczenia od spożywania słodyczy. To wiemy wszyscy. Co jeszcze kryje w sobie Adwent? Sprawdźmy to wspólnie. Czym właściwie jest Adwent? Słowo pochodzi od łacińskiego „adventus”, czyli przyjście. W tradycji katolickiej jest to czas wyczekiwania narodzin Jezusa Chrystusa. W Kościele Adwent rozpoczyna nowy rok liturgiczny. Różne źródła podają, że Adwent zaczęto obchodzić w IV lub V wieku, a obchody łączyły się albo bezpośrednio z obchodami świąt Bożego Narodzenia, albo z przygotowaniami do uroczystości Objawienia Pańskiego. Papież Grzegorz Wielki ukonstytuował ten szczególny czas. W Polsce, kraju przecież przywiązanym do Matki Bożej, od XII wieku rozpoczęto tradycję porannej Mszy ku czci Najświętszej Bogarodzicy, którą dzisiaj znamy jako roraty. W XVI wieku natomiast powstał zwyczaj

tzw. wieczornicy, podczas której schodzono się do konkretnego domostwa i czas poświęcano na pracę i modlitwę. Odbywała się zazwyczaj po popołudniowym nabożeństwie. Wieczornica zwracała uwagę na istnienie pobożności także poza budynkiem kościoła. Święta Katarzyna Adwent zaczyna? Zależy która. Wspomnienie świętej Katarzyny ze Sieny przypada na 29 kwietnia, Aleksandryjskiej zaś 25 listopada. W odstępie czterech tygodni, a zatem również czterech niedziel świętujemy Boże Narodzenie. Można więc śmiało stwierdzić, że początek Adwentu wyznacza wielka święta. Niektórzy dodają jednak: „a święty Andrzej jeszcze mądrzej”. Mądrzej, ponieważ dla wielu tzw. „andrzejki” stanowią kolejną okazję do zabawy. Należałoby jednak zastanowić się, czy przypadkiem dzisiejszych imprez andrzejkowych nie charakteryzuje zupełne odejście od tego, co leżało u podstaw tej tradycji. Tradycja zdecydowanie przestaje mieć sens, kiedy zmienia się ją lub pod jej szyldem wprowadza się zwykłą dyskotekę w klubie. Radość czy pokuta? Powszechnie przyjęto, że Adwent jest czasem radosnego oczekiwania. Jeżeli na świat ma przyjść Zbawiciel, Bóg-człowiek,

zrodzony a nie stworzony, nie mogłoby być inaczej. Z drugiej strony jednak, w jednej z pieśni przeznaczonych na ten okres liturgiczny śpiewamy: „O wstrzymaj, wstrzymaj swoje zagniewanie i grzechów naszych zapomnij już, Panie”. Podany fragment wyraźnie wskazuje na błaganie o odpuszczenie ludzkich win. W innej pieśni zaś mowa jest o „świecie przez grzechy nieszczęśliwym”. Warto zauważyć


12 (a nawet zobaczyć i przyjrzeć się z bliska), że Kościół na czas Adwentu również przyjmuje pokutne, fioletowe barwy. Nieco bardziej dociekliwi powiedzą: różowe też się zdarzają. Faktycznie – i taki stan rzeczy ma swoją przyczynę. Wyjątkowym dniem Adwentu jest trzecia niedziela w tym okresie zwana Gaudete. Jest to niedziela radości, a nazwę swą bierze od pierwszego słowa śpiewanej niegdyś na wejście antyfony „Gaudete in Domino”, czyli „Radujcie się w Panu”. Wówczas w wielu parafiach księża sprawują Najświętszą Ofiarę w różowych szatach. W celu podkreślenia radosnego wymiaru tego dnia należy powołać się na mszał rzymski z roku 1963, który podaje, że było wolno w tym jedynym adwentowym dniu ozdobić ołtarz kwiatami i grać na organach. Nie mówmy zatem, że Adwent jest zupełnie radosnym okresem. Mimo to nie trwajmy też uparcie przy stanowisku, jakobyśmy mieli się wtedy umartwiać. W końcu gdyby On się nie narodził – to też nie zmartwychwstałby, a gdyby nie zmartwychwstał, to by nas nie zbawił. Ciastka i kakao czy chleb i woda? Spójrzmy prawdzie w oczy: Adwent nie jest postem, chociaż nadal niektórzy (mam nadzieję) w ten sposób go traktują. Przepisy obrzędowe przed Soborem Watykańskim II podawały, iż Na znak pokuty w czasie Mszy adwentowych nie wolno zdobić ołtarzy kwiatami ani grać na organach. Dopuszczalne jest tylko podtrzymywanie śpiewu

za pomocą organów lub harmonium. Gra na innych instrumentach jest w Adwencie zakazana. Dawniej po trzeciej niedzieli Adwentu, w środę, piątek i sobotę miały miejsce tzw. suche dni. Charakteryzował je ścisły post i modlitwa. Wznoszono wówczas błagania o pobłogosławienie ludzkiej pracy a także błogosławieństwo dla duchownych, którzy w sobotę mieli otrzymać święcenia. Sobota suchych dni przez kilka wieków była jedynym dniem, kiedy udzielano święceń. Jedno jest pewne: mimo że suche dni dla wielu stanowią zaledwie relikt minionej epoki, a zdecydowana większość nawet o nich nie słyszała (a jeśli nie interesuje się historią rzymskiego katolicyzmu, to raczej od współczesnych duszpasterzy o tego typu ciekawostkach nie usłyszy), nikomu nie zaszkodzi podjęcie się takiego postno-modlitewnego wyzwania. Jest ono zdecydowanie bardziej pożyteczne niż codzienne zjadanie czekoladki z tzw. kalendarza adwentowego. Oprócz podejmowanych wyrzeczeń w czasie Adwentu warto uczęszczać na tzw. roraty. Słowo wywodzi się z łacińskiego „rorate”, czyli pierwszego słowa pieśni adwentowej „Rorate caeli desuper”, a zatem (prawie) „Niebiosa rosę spuśćcie nam z góry”. Dzieci przychodzą wówczas do kościoła z lampionami bądź innymi źródłami światła, a samo nabożeństwo zgodnie z tradycją powinno odbywać się rano na znak tego, że ziemia trwała w ciemnościach, kiedy miał przyjść Jezus, światło świata. Podczas tej szczególnej Mszy zapalana jest dodatkowa świeca, tzw. roratka. Niegdyś w pierwszą

niedzielę Adwentu składali ją królowie i przedstawiciele sześciu stanów mówiąc „gotów jestem na przyjście Pana”. Roratka także ma przypominać nam o tej gotowości. Pozdrawliajem s Rożdiestwom! Wierni Cerkwi prawosławnej inaczej rozumieją czas oczekiwania na narodzenie Zbawiciela. Przed Rożdiestwom, czyli właśnie Bożym Narodzeniem obchodzą tzw. post Filipowy, będący jednym spośród czterech głównych okresach postu w prawosławiu. Post Filipowy trwa 40 dni. Tradycyjnie rozpoczynał się w dzień wspomnienia św. Filipa Apostoła w prawosławiu, czyli 14 listopada w kalendarzu juliańskim, a 27 listopada w gregoriańskim. Kończył się zatem odpowiednio 24 grudnia w kalendarzu juliańskim, więc 6 stycznia zgodnie z kalendarzem gregoriańskim. Wyznawcy tzw. nowego stylu rozpoczynają post 15 listopada, kończą zaś 25 grudnia. Znaczenie postu Filipowego ukazał papież Leon I Wielki jako dziękczynienie za zebrane plony. Święty pisał: Tak jak Pan Bóg darował nam szczodrze płody ziemi, tak i my powinniśmy być szczodrymi dla biednych. Mówi się także o oczyszczeniu podczas tego postu serca i duszy z grzechów, aby móc w najwyższym wyrazie modlitewnego skupienia powitać nowo narodzonego Pana Jezusa. Czyste serca mają stanowić dar dla Syna Bożego oraz wyrażenie najgłębszego pragnienia postępowania zgodnie z Jego nauką.


13

Refleksje

z ŚDM

Magdalena Siemienas

Światowe Dni Młodzieży i Wizyta Apostolska ojca świętego Franciszka w Polsce odbiły się głośnym echem zarówno w Polsce jak i na świecie. To niezwykłe wydarzenie, które wpisało się w Rok Miłosierdzia, stało się prawdziwym jubileuszem młodych. Co teraz? Teraz czas na nas! Ostatnie dni lipca były dla wielu osób czasem szczególnym. Młodzi ludzie, którzy odpowiedzieli na zaproszenie papieża

i przybyli z różnych stron świata do Polski, aby wspólnie uwielbiać Boga, mogli doznać całego wachlarzu emocji: radości z obcowania z rówieśnikami, poznawania nowych kultur i języków, a także radosnego śpiewu i łez wzruszenia. Miejscem tego wielkiego święta było miasto dwóch, wielkich apostołów Bożego Miłosierdzia: św. Jana Pawła II i św. Faustyny Kowalskiej. Kraków w ciągu kilku dni, zgromadził prawie trzy miliony ludzi. Dla wielu osób była to największa przygoda życia, a także moment ważnej – i oby owocnej! –przemiany w sercu. Zgromadzona w Polsce młodzież w szczególny sposób mogła doświadczyć powszechności Kościoła oraz braterstwa wiary z katolikami z różnych rejonów świata.

W górę serca Kogo przyciągnęły Światowe Dni Młodzieży? Przede wszystkim ludzi, których serca skierowane były w tą samą stronę. Od zgromadzonych w Krakowie pielgrzymów biła ogromna radość z tego, że w spontaniczny i nieskrępowany sposób mogli przeżywać swoją wiarę. Czuć ją było zwłaszcza wśród licznie przybyłych Francuzów, którzy po ostatnich, tragicznych wydarzeniach w swoim kraju, poczuli, że w Polsce mogą wyznawać swoją wiarę swobodnie. Ta niezwykła atmosfera była odczuwalna podczas wszystkich centralnych uroczystości, ale także na krakowskim rynku, czy nawet w komunikacji miejskiej. Niezapomniane chwile zapewnił również Festiwal Młodych, który miał na celu ewangelizację młodzieży. Nie zabrakło wydarzeń kulturalnych tj.: koncerty, warsztaty, pokazy teatralne i filmowe. Przyjeżdżając na ŚDM, pielgrzymi kierowali się różnymi motywami. Były to zarówno pobudki duchowe jak i chęć dobrej zabawy. Jednym z takich wydarzeń, łączących w sobie te dwa bodźce, był występ włoskiej Wspólnoty Cenacolo, która we wzruszającym i niezwykle ujmującym musicalu, przedstawiła historię zbawienia człowieka. Po występie przyszedł czas na wspólną modlitwę, tańce i świadectwa. We wszystkich tych spotkaniach czuć było palec Boży. Ziano już zasiane Po wielu radosnych chwilach, przychodził czas na zadumę i modlitwę. W Orędziu na V Światowy Dzień Młodzieży św. Jan Pa-


14

weł II pisał: Światowy Dzień jest nie tylko świętem, ale także poważnym duchowym zadaniem. Aby był on owocny, potrzebne jest przygotowanie się doń pod kierunkiem pasterzy w diecezjach i w parafiach, w stowarzyszeniach, ruchach i kościelnych wspólnotach młodzieżowych. Tak było i tym razem. Młodzi ludzie przez wiele miesięcy przygotowywali się na to niezwykłe spotkanie, uczestniczyli w rekolekcjach, modlili się i z niecierpliwością czekali na przyjazd ojca świętego. Podczas Jego pobytu w Polsce, padło z jego strony wiele słów dotyczących historii Polski i naszej tożsamości. Cechą charakterystyczną narodu polskiego jest pamięć. Zawsze byłem pod wrażeniem żywego zmysłu historycznego papieża Jana Pawła II – mówił papież Franciszek. Nie zabrakło także wyzwań. Papież zdawał sobie sprawę z tego, że w młodych drzemie ogrom-

na moc i że to spotkanie, które otwiera nas na spotkanie bliźniego, jest idealną okazją do pogłębienia więzi z Chrystusem. Czy jest jakaś lepsza okazja, by odnowić naszą przyjaźń z Jezusem, niż umocnienie przyjaźni między wami! – mówił Franciszek. Taką właśnie wspólnotę można było odczuć na Campusie Misericordiae. Nocne czuwanie przepełnione było skupieniem, zadumą i modlitwą. Każdy przeżył je na swój własny sposób, lecz był to również piękny moment doświadczenia Boga wśród tłumu młodych ludzi. Co dalej? Czas na owoce Przekaz papieża był prosty, ale trafiał w samo sedno. Pytam Was: Czy chcecie być uśpionymi, zahipnotyzowanymi, odurzonymi, młodymi ludźmi? Czy chcecie, aby inni decydowali o waszej przyszłości? Czy chcecie być wolni? Czy chcecie mieć otwarte oczy? Walczyć o waszą przyszłość? Nie wydajecie się być

za bardzo przekonani, co? Czy chcecie walczyć o waszą przyszłość? – pytał ojciec święty. Ze Światowymi Dniami Młodzieży wiązał duże nadzieje. Przyjechał do Polski w Roku Miłosierdzia, teraz, kiedy pokój na świecie jest wyraźnie zagrożony. Nasza odpowiedź na ten świat w stanie wojny ma imię: nazywa się przyjaźnią, nazywa się braterstwem, nazywa się komunią, nazywa się rodziną – stwierdzał papież. Może to Opatrzność chciała poprzez miłosierdzie do pokoju i życzliwości, wskazać nam drogę do pokoju? Jezus mówił św. Faustynie o Iskrze Miłosierdzia, która wyjdzie z Krakowa. Niewątpliwie, taka Iskra pojawiła się podczas Światowych Dni Młodzieży. Może to dlatego młodzi przyjechali właśnie do Polski, żeby zabrać ze sobą tę Iskrę i zanieść ją do wszystkich domów na świecie, aby budować w nich pokój? Ludzie, którzy wzięli udział w tej pielgrzymce, mieli możliwość zaczerpnięcia od młodzieży wiele entuzjazmu oraz przeżycia młodości Kościoła. Było to niesamowite przeżycie duchowe, które na długo pozostanie w pamięci chrześcijan. Wrażenia uczestników były jak najbardziej pozytywne, a Polska i Polacy zostali odebrani bardzo dobrze. Teraz czas, by świat się obudził, wstał z tej przysłowiowej „kanapy” o której mówił papież, wziął sprawy w swoje ręce i zostawił trwały ślad w historii. I oby tylko na ulotnych emocjach się nie skończyło. Oby młodzi zaczęli realnie zmieniać świat.


15

Rodzinne świętowanie uroczystości Wszystkich Świętych oraz Zaduszek Ewelina Jędrasik Kto nigdy nie miał problemu z zachowaniem swoich dzieci podczas modlitwy lub Eucharystii? Młodsze zachowują się jakby były na placu zabaw, a starsze słuchają muzyki lub sprawdzają swoje facebookowe konta. Nie zawsze się tak dzieje, lecz to zjawisko jest na tyle częste, że najwyższa pora zauważyć, że coś jest na rzeczy. Problem ten uwidacznia się jeszcze bardziej w listopadzie, gdy nawiedzamy groby swoich bliskich zmarłych. Słowa uczą, przykłady pociągają Gdy sprawowanie dziecka budzi w rodzicu jakieś wątpliwości, po pierwsze powinien on zadać sobie pytanie: Czy moje zachowanie w danej dziedzinie życia jest w porządku? Życie religijne to sfera życia jak każda inna. Gdy dziecko widzi, że rodzic się nie modli, że nie uczestniczy we Mszy świętej, to samo też nie będzie chciało tego robić. To, co powie rodzic, nauczycielka czy katecheta, nie będzie miało wówczas większego znaczenia. Skoro najważniejsza osoba w jego życiu tego nie robi, to dlaczego ono powinno? Młody człowiek, który widzi, że rodzic podczas Eucharystii rozmawia, albo bawi się telefonem, zacznie robić to samo. Idąc dalej tym tropem – kiedy dzieci obserwują, że rodzina idzie na cmentarz tylko po to, żeby poplotkować ze znajomymi przy papierosie i skomentować wystrój sąsiednich grobów, to uzna to za nudę i stratę czasu. Zanim więc

skarcimy potomka za niewłaściwe zachowanie w Kościele czy na cmentarzu, pomyślmy, jaki przykład daliśmy mu swoim zachowaniem. Czas spotkania z bliskimi Dla wielu osób „długie weekendy” listopadowe są czasem spotkań z dawno niewidzianą rodziną. Bardzo ważne jest to, w jakim klimacie będą one przebiegać. Jeśli ma być to czas poświęcony na plotki, kłótnie, czy też wypicie kilku butelek wódki, to nie ma sensu. Nie mówiąc już o tym, jaki przykład dajemy dzieciom. Takie spotkania powinny jednoczyć rodzinę, np. przez wspólne wyjście do kościoła i nawiedzenie cmentarza, wspominanie członków rodziny oraz nieżyjących już krewnych. Budujące byłoby, gdyby dorośli opowiedzieli młodszemu pokoleniu o zmarłych dziadkach, ciotce czy wujku. Jeśli dziadkowie umarli gdy dzieci były małe, czy nawet przed ich urodzeniem, to trudno wymagać od dzieci, żeby z entuzjazmem nawiedzały groby obcych dla nich ludzi. Opowieści o nich, oglądanie zdjęć i pamiątek, uświadomienie im, jak ważne były te osoby dla całej rodziny, pomoże im nawiązać emocjonalną wieź z tymi, którzy odeszli i zachęci je do uczestnictwa w modlitwie za ich dusze. Praktyczne zaangażowanie Modlitwa za zmarłych jest niezwykle istotna. Jest to przecież praktycznie jedyna rzecz jaką możemy

dla nich zrobić. Dzieciom powinno się to dobrze uświadomić. Nie liczmy na to, że zrobi to ksiądz w Kościele, albo pani w szkole. To rodzina jest pierwszą instytucją, która uczy i wychowuje. Inne instytucje mają ją tylko wspomagać. Wytłumaczmy dziecku, tak, jak sami umiemy oraz stosownie do jego wieku i poziomu wiedzy, dlaczego i po co modlimy się za zmarłych? O co chodzi z wypominkami i nawiedzaniem cmentarzy? Dlaczego ważniejsze jest odmówienie modlitwy nad grobem, niż przystrojenie go tak, żeby wszyscy sąsiedzi zazdrościli? Prócz zaangażowania dziecka w modlitwę, zaangażujmy je także w uprzątnięcie i przyozdobienie grobów bliskich. Niech pomoże podczas mycia nagrobka. Zamiast kupować gotowe wiązanki i ozdobne lampiony, poświęćmy trochę czasu i zróbmy je wspólnie. Z jednej strony zbliży to do siebie pracujących razem żywych członków rodziny, a z drugiej pozwoli dziecku poczuć, że robi coś ważnego dla zmarłych krewnych. Listopadowe zjazdy rodzinne i nawiedzanie grobów nie muszą kojarzyć się z nerwami, kłótniami i dużą ilością alkoholu. Sami możemy sprawić, że będzie to czas autentycznej zadumy i spotkania zarówno z żyjącymi, jak i ze zmarłymi członkami rodziny. Dzieci, zamiast doprowadzać nas w tym czasie swoim zachowaniem do białej gorączki, mogą bliżej poznać nieżyjących już dziadków czy wujostwo i świadomie włączyć się w modlitwę za nich.


16

Kobiecość w Kościele Małgorzata Wołowicz

Jestem kobietą: wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie, wolna jak rzeka – śpiewa Edyta Górniak w piosence „Jestem kobietą”. W tych kilku słowach przedstawiona jest kobieca natura. A skoro tak, to zastanawiać się można, jakie, tak różnorodna osobowość, powinna mieć miejsce w dzisiejszym kościele? Odpowiedź jest banalnie prosta: powinno być ono siedzące! Bo to, że kobieta powinna mieć możliwość siedzenia jest tak samo oczywiste jak to, że w momencie braku miejsca siedzący mężczyzna powinien wstać i jej ustąpić. Niestety, coraz

częściej można dostrzec sytuacje, podczas których mężczyźni przestają być gentelmanami i nie ustępują miejsca. Nie tylko w kościele, ale też w autobusie czy w tramwaju. Oczywiście nie można generalizować, bo przecież są też i tacy, którzy to robią. Ta kwestia jest jasna. Z pozoru, ponieważ nie tłumaczy ona wcale, jaką rolę kobieta odgrywa w Kościele. Geniusz kobiety a Kościół W ciągu ostatnich lat modnym i bardzo często poruszanym tematem jest kobiecość w Kościele. Z każdym rokiem pojawiają się nie tylko coraz to nowsze książki

i publikacje, ale także organizowane są liczne sympozja i konferencje poświęcone problematyce kobiecej. Normą stają się różne spotkania kobiet, które wspólnie usiłują określić swoją konkretną rolę w życiu Kościoła. Okazuje się, że nie jest to wcale łatwe. Mimo że sam Jezus Chrystus od samego początku istnienia Kościoła podkreśla potrzebę obecności kobiet, wskazując ich konkretne miejsce, to z kart historii wyraźnie wynika, że nie są one doceniane tak, jak na to zasługują. Przez wieki typowa kobieta jest lekceważona w Kościele przez mężczyzn, zarówno świeckich, jak i duchownych.


17 Zwykle jest to spowodowane ich niską pozycją w życiu Kościoła. Niemniej, trzeba jednak przyznać, że na przestrzeni dziejów możemy wskazać mnóstwo przykładów kobiet, które swoją świętością są w stanie wywrzeć znaczący wpływ na papieży. Wystarczy chociażby spojrzeć na historię św. Brygidy Szwedzkiej – założycielki Brygidek, czy św. Katarzyny ze Sieny, która przyczyniła się do powrotu papieża z Awinionu do Rzymu. Ze względu na niechętny stosunek mężczyzn wobec kobiet, ich rola w Tradycji Kościoła jest stosunkowo krótka. Jej początek sięga 1988 roku, w którym to papież Jan Paweł II porusza kwestię godności kobiety w swoim liście apostolskim „Mulieris dignitatem” oraz podkreśla jej geniusz. Według papieża, najważniejszą cechą kobiety jest macierzyństwo, poprzez które realizuje swoje życiowe powołanie. Bycie matką nie oznacza jednak fizyczności, ale przede wszystkim duchowość. Na przykładzie wielu rodzin można zobaczyć, że zwykle to od matki (bardziej niż od ojca) zależy życie religijne jej dzieci. Dla Jana Pawła II ten kobiecy geniusz ma niezastąpione miejsce w Kościele. Historyczne koleje wspólnoty chrześcijańskiej dowodzą, że kobiety zawsze odgrywały znaczącą rolę w dawaniu świadectwa Ewangelii. Trzeba przypomnieć, jak wiele uczyniły one – często w milczeniu i w ukryciu – przyjmując i przekazując dar Boży, zarówno poprzez fizyczne, jak i duchowe macierzyństwo, dzieło wychowania, katechezę, rozwijanie wielkich dzieł miłosierdzia, przez życie modlitwy i kontemplacji,

doświadczenia mistyczne oraz pisma bogate w ewangeliczną mądrość. Dlatego też rozpoczęto poszukiwania konkretnych miejsc, w których kobiety mogłyby się realizować. Katolicki wzorzec kobiecości Wierzę, że kobiety z ich witalną dynamiką, liczebną przewagą i potencjałem niespożytej energii same odnajdą swe miejsce w Kościele, czerpiąc moc ze wzorca Matki Bożej i Marii Magdaleny – mówił 2 sierpnia 2006 roku papież Benedykt XVI podczas wywiadu udzielonego niemieckiej stacji ZDF. Ojciec Święty kontynuował naukę swojego poprzednika, szerząc apostolstwo Kościoła. W dzisiejszych czasach – dobie propagowanego neofeminizmu – nie jest łatwo być katoliczką. Kobietom coraz trudniej ocenić, który z podsuwanych wzorców jest tym właściwym. Tym, który zrealizuje je w pełni. Z jednej strony wydawać się może, że wizja kobiecości, jaką reprezentują nasze babcie (tzn. gospodyni domowa, matka wielu dzieci, codziennie chodząca do kościoła i „klepiąca różańce”) jest już przestarzała i niemodna. Jednak z drugiej strony młode kobiety, dążące do samorealizacji – zwykle singielki, mimo zawziętej walki o swoje prawa coraz częściej zaczynają odczuwać pewien brak, którego nic nie jest im w stanie zastąpić. Ani wygląd, ani praca, ani pieniądze, ani tym bardziej równouprawnienie. Okazuje się, że podsuwany przez media „idealny” wzorzec kobiecości wcale nie jest taki idealny, na jaki pozornie wygląda. Dlaczego? Bo odbiega on znacznie od prawdziwego ideału.

Każdy człowiek powinien dążyć do świętości. Bóg za przykład kobiety dał ludziom Maryję – nieskażoną grzechem pierworodnym, świętą i dziewiczą. Losy świata były zależne od jej kobiecej woli. Swoim „fiat” ukazuje w pełni swój ideał bycia doskonałą kobietą. Właśnie do takiej roli Pan Bóg stworzył każdą kobietę – do naśladowania świętości Maryi. W czym się ona przejawia? Oczywiście można bez trudu stwierdzić, że w zachowaniu, ubiorze, pokorze, posłuszeństwie, czy w relacji z drugim człowiekiem. Ale tak naprawdę najważniejsza jest więź z Bogiem, którą żyje się na co dzień. Maryja bezgranicznie ufała Bogu, dlatego też nie bała Mu się powiedzieć swojego „tak”. W dzisiejszych czasach nie jest łatwe całkowite powierzenie Bogu swojego życia. Kobietom prościej jest zagłuszyć pragnienie realizowania swojej świętości, niż naśladować Maryję. Całe szczęście, kobiet nigdy nie brakowało w Kościele! Zawsze przychodzi taki czas, w którym kobieta ulega swojej naturze i szuka sensu swojego życia – świętości. I poszukuje jej w Kościele. Diakonisa Od kilku lat robi się coraz głośniej o zwiększeniu funkcji kobiet w Kościele. Podczas spotkania z uczestniczkami posiedzenia Międzynarodowej Unii Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich papież Franciszek obiecał powołanie specjalnej komisji do spraw zbadania diakonatu kobiet. Ojciec Święty nie poprzestał na obietnicach – w sierpniu


18 został ogłoszony skład komisji. Na jej czele stanął sekretarz Kongregacji Nauki Wiary, abp Luis Francisco Ladaria Ferrer SJ. Poza tym wśród pozostałych dwunastu członków znalazło się sześć kobiet (w tym tylko dwie siostry zakonne) oraz sześciu mężczyzn. Co oznacza poszerzenie roli kobiety w Kościele? Obecnie, według kanonu 228 Kodeksu Prawa Kanonicznego, odpowiednio przygotowani świeccy są zdolni, by otrzymać od świętych pasterzy te urzędy kościelne i posługi, które wolno im piastować zgodnie z przepisami prawa oraz świeccy odznaczający się odpowiednią wiedzą, roztropnością i uczciwością, są zdolni do tego, by jako biegli lub doradcy świadczyli pomoc pasterzom Kościoła, także w radach działających zgodnie z przepisem prawa. Oznacza to, że kobieta na wiele sposobów może realizować swoją obecności w Kościele. Np. ma prawo do udziału w soborze, w synodach biskupich i diecezjalnych na prawach doradcy lub gościa. Poza tym może zasiadać w radach duszpasterskich, czy też radach do spraw ekonomicznych (ma możliwość pełnienia funkcji ekonoma diecezjalnego lub zarządcy). Ma także prawo pracować w sądzie kościelnym na każdym stanowisku, a podczas liturgii pełnić funkcję lektora, kantora, czy też komentatora. Od 1984 roku kobieta może być również ministrantką, co jest praktykowane w wielu kościołach krajów Europy Zachodniej. Prawo pozwala także kobiecie na to, aby uczestniczyła w apostolacie Kościoła jako misjonarka, katechetka w szkołach, czy teolog na wyższych uczelniach.

Skoro obecne prawo daje tak wielkie spektrum realizowania kobiecości w Kościele, to w jakim celu papież Franciszek powołuje komisję do spraw diakonis? W okresie wczesnochrześcijańskim diakonisy były niezamężnymi kobietami, które spełniały posługi charytatywne oraz pomocnicze liturgiczne. Pierwsza wzmianka o nich pojawiła się już w Listach Apostolskich. Przykładem może być list św. Pawła do Rzymian: Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach (Rz 16, 1). W liście do Tymoteusza św. Paweł tłumaczy rolę mężczyzn i kobiet w Kościele: Diakonami tak samo winni być ludzie godni, w mowie nieobłudni, nie nadużywający wina, niechciwi brudnego zysku, [lecz] utrzymujący tajemnicę wiary w czystym sumieniu. I oni niech będą najpierw poddawani próbie, i dopiero wtedy niech spełniają posługę, jeśli są bez zarzutu. Kobiety również – czyste, nieskłonne do oczerniania, trzeźwe, wierne we wszystkim. Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami. Ci bowiem, skoro dobrze spełnili czynności diakońskie, zdobywają sobie zaszczytny stopień i ufną śmiałość w wierze, która jest w Chrystusie Jezusie (Tm 3,8-12). Zatem na prośbę uczestniczek posiedzenia Międzynarodowej Unii Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich papież Franciszek powołuje komisję do spraw diakonatu kobiet odwołując się do nauki pierwszych apostołów Kościoła. Zgodnie z nadzieją papieża Benedykta XVI, kobiety same próbują odnaleźć swoje miejsce w Kościele. Jest zbyt wcześnie, by przewidzieć wynik

Fot. Johann Jaritz, Wikimedia Commons

obrad. Pozostaje jednak pytanie, czy powracanie do pierwotnej tradycji „na siłę” będzie miało pozytywne skutki? W końcu nie bez powodu już raz zrezygnowano z obecności diakonis w Kościele… Cicha i pokorna Bez względu na to, czy kobieta jest osobą świecką, czy konsekrowaną; dziewczynką, nastolatką, czy żoną; czy matką, czy siostrą zakonną – jest ona kobietą. Wodą, ogniem, burzą perłą na dnie. Kobietą, która dąży do realizowania świętości w domu i w Kościele. Nie chodzi tutaj o kolejne przywileje, czy posługi, by dorównać mężczyznom. Chodzi o to, by naśladować Maryję. Nie tylko w jej mądrości i wierze, ale także w pokorze i cichości. A kiedy kobieta swoim życiem będzie się starała odzwierciedlić Maryję, to bez trudu odnajdzie ona swoją rolę w Kościele. I być może wtedy jej miejsce będzie jak ciche, ale potrzebne towarzyszenie Maryi uczniom w Dniu Pięćdziesiątnicy.


Chrzest Polski Magdalena Siemienas Z czym kojarzy się rok 966? Oczywiście z przyjęciem Chrztu przez księcia Mieszka I. Uczą się już o tym dzieci w szkole podstawowej. Dlaczego? Ponieważ był to jeden z najbardziej przełomowych wydarzeń w historii Polski i Polaków. Dzięki temu wydarzeniu i zawarciu związku małżeńskiego z Dobrawą, Mieszko mógł włączyć swoje państwo w zachodni krąg kultury chrześcijańskiej. Prawdopodobnie Chrzest miał miejsce w Wielką Sobotę – w noc oczekiwania na Zmartwychwstanie Pańskie. Jak podają znaleziska archeologiczne, wydarzenie to mogło odbyć się na wyspie Ostrów Lednicki, niedaleko grodu gnieźnieńskiego, będącego główną siedzibą Piastów. Prawdopodobnie wraz z księciem ochrzczono cały jego dwór.

tego wydarzenia. Jest to bardzo dobra okazja do przypomnienia Europie o jej fundamentach. Chrzest wprowadził nas w nowy świat i dał początek państwowości. To znak trwałości naszej wiary, którą musimy przenosić w kolejne pokolenia – powiedział Prymas Polski, abp Wojciech Polak podczas symbolicznej inauguracji obchodów 1050-lecia Chrztu Polski na Jasnej Górze.

Według Galla Anonima, do przyjęcia chrześcijaństwa z Zachodu, Mieszka namówiła żona, córka księcia czeskiego, Dobrawa. Książe ożenił się z nią, licząc na przyjaźń z władcą Czech. Przyjęcie chrztu za ich pośrednictwem miało istotne znaczenie, ponieważ z jednej strony wprowadziło Polskę do społeczności chrześcijańskiej i podniosło prestiż Mieszka I na arenie europejskiej, a z drugiej strony uchroniło nas przed przymusową chrystianizacją ze strony Niemiec.

W styczniu Senat przyjął uchwałę „Annus Domini MMXVI – Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski”. Chrzest włączył Polskę w krąg cywilizacji zachodnioeuropejskiej i nadał jej suwerenne znaczenie na naszym kontynencie – podkreślono w uchwale. W dokumencie zaznaczono także, że Mieszko I zjednoczył plemiona polskie w jedno państwo, a przez walkę i dyplomację określił jego granice. System wartości wynikający z chrześcijańskiej wiary stał się od tej pory i pozostaje do dziś fundamentem lub punktem odniesienia w wyborach

W tym roku mija już 1050 lat od

19 Polaków, aktywnych w służbie Narodu i Państwa – zaznaczyli politycy. O ponadczasowym znaczeniu przyjęcia Chrztu powiedział także prezydent Andrzej Duda – Chrzest księcia Mieszka I jest najważniejszym wydarzeniem w całych dziejach państwa i narodu polskiego. Nie był, lecz jest. Bo decyzja naszego pierwszego historycznego władcy zdecydowała o całej późniejszej przyszłości naszego kraju. Chrześcijańskie dziedzictwo, aż po dzień dzisiejszy kształtuje losy Polski i każdego z nas, Polaków. To właśnie miał na myśli Ojciec Święty, nasz Jan Paweł II, kiedy mówił, że nie można bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski – powiedział prezydent w Poznaniu, gdzie w kwietniu odbywały się centralne uroczystości. Ponieważ rocznica ta splotła się w tym roku ze Światowymi Dniami Młodzieży, papież Franciszek podczas swojej podróży apostolskiej do Polski, odprawił z tej okazji w Częstochowie uroczystą Mszę świętą. W dziękczynieniu wzięło udział ponad 150 biskupów. Przyjęcie Chrztu przez Mieszka I przypomina nam o naszych korzeniach. W tych szczególnych czasach, kiedy chrześcijaństwo jest zagrożone, warto o tym pamiętać i w szczególny sposób pielęgnować naszą wiarę.


20

Chyba nie jestem

fajnym księdzem O. Jarosław Kupczak OP Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie para miłych narzeczonych. Zostałem im polecony przez wspólnych znajomych, żeby porozmawiać z nimi w celu przygotowania ich do przyjęcia sakramentu małżeństwa. Młodzi mieszkają poza Polską, ślub biorą w małym miasteczku nad Bałtykiem, bo kochają polskie morze i spodobał im się mały kościół; w pobliżu jest miła restauracja z odpowiednią salą weselną i z widokiem na morze.

Na wstępnie rozmowy usłyszałem od moich gości, że oni się przyjaźnią z takim „fajnym księdzem”, często z nim rozmawiają i wszystko jest „gut”… No i strasznie się cieszą, że poznali kolejnego „fajnego księdza”, z którym można porozmawiać o wszystkim: o siatkówce i maratonach MTB, filozofii i teatrze. A jeszcze potem okazał się, że moi goście nie za bardzo wiedzą, że współżycie przedmałżeńskie jest grzechem – nawet

wtedy, kiedy się kochają… Nie wiedzą, że powinni chodzić co niedzielę do kościoła i spowiadać się regularnie. Oprócz rozmów z „fajnym księdzem” wiara generalnie z niczym im się nie kojarzy i nie ma na nią zbyt wiele miejsca w ich życiu codziennym. Chyba nie jestem (nie chcę być) „fajnym księdzem”. Tekst jest przedrukiem wpisu z bloga dominikanie.pl


gubili pantofle? Dominik Cwikła Przełom XIX wieku jest okresem naprawdę zabawnym. Niedawno widziałem filmik na YouTube, gdzie chłopak – chyba licealista – udzielał porad, jak zrobić „męski makijaż” do szkoły. Za moich czasów takie osoby dotykał ostracyzm społeczny. Ale teraz to jest modne – kobieta z jajami i chłopiec w rurkach. Ciężko stwierdzić, dlaczego tak jest. Mężczyźni giną – osoby o płci męskiej w większości dbają o gładkość swojej skóry, nie są konkretni, zdecydowani, odpowiedzialni i odważni. Chowają się przed obowiązkami, idąc na łatwiznę, zadowalając się tanimi pochlebstwami, które jeszcze 60 lat temu były używane właśnie przez mężczyzn, by spodobać się kobietom. O zgrozo – zaczynają chodzić na marsze feminazistek! Kobiety z kolei nabrały konkretności. Umieją coraz częściej stawiać sobie cele i je realizować, są odpowiedzialne, zorganizowane, pragmatyczne, mądre – nie-

raz inteligentniejsze od facetów. Sam stwierdzam, że w bardzo wielu aspektach ja sam współpracuję przede wszystkim z kobietami. A faceci? Rany, coś tu strasznie nie gra! Bardzo prawdopodobne jest, że kryzys męskości, który trwa już od jakiegoś czasu, jest powodem zmężnienia kobiet. Skoro o kobiety nikt nie zadbał, miały nieudacznika, alkoholika lub rozpustnika za ojca, a potem za chłopaka lub męża, to musiały same o siebie zadbać. No i mamy sytuację, gdzie mniej racjonalne, a bardziej emocjonalne stworzenia przejmują inicjatywę na świecie. Jako, że ta grupa zaczyna dominować, de facto czyni to całe społeczeństwo bardziej emocjonalnym niż rozumnym. A niejednego nurtuje pewne pytanie: dlaczego mężczyźni zniewieścieli? Dlaczego obecnie w większości jest to, co jest, zamiast mężczyzn? Powodów jest wiele: matki, które mają fobię na punkcie swoich synów (często błędnie nazywając swą nado-

piekuńczość „miłością”), forsowana wszędzie ideologia „równości” kobiet i mężczyzn (na Zachodzie firma nieraz dostaje dofinansowanie za to, że kobieta zajmuje stanowisko kierownicze), rozmywanie nauki Kościoła o płciowości i seksualności, chore ideologie, np. gender i wiele, wiele innych. Jeśli się Panowie nie zbierzecie i nie zaczniecie zachowywać jak na mężczyzn przystało, tzn. nie zaczniecie walczyć, zdobywać, rozwijać się i ćwiczyć w Waszych umiejętnościach, to nie miejcie potem pretensji, że jesteście pantoflami i nieudacznikami. A Panie niech się zastanowią, czy jakikolwiek mężczyzna będzie zainteresowany kobietą, która non stop próbuje organizować mu jego życie bądź też próbuje się przechwalać, jaka to ona jest niezależna. Po co mężczyźnie kobieta, która twierdzi, że może sobie żyć sama? Szowinistyczny tekst? Nie – po prostu przedstawiający prosto rzeczywistość. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Albo mężczyźni będą zdobywcami, którzy rządzą, a kobiety będą kobietami, albo faceci będą nieodpowiedzialnymi cwaniakami, fajtłapami i pantoflarzami, a kobiety będą musiały wszystko organizować i wszystkim zarządzać. A taka przyszłość raczej nikomu nie będzie się podobać.

Fot. Pixabay

Czy rycerze

21


22

Policzek

i miecz Szymon Witkowski

Spoglądając na dzisiejszy Kościół można zauważyć bardzo ciekawą grupę wiernych. Ludzie ci mają tendencje do traktowania słów Jezusa o nastawianiu policzka jako jedynych w całej Ewangelii. Te osoby sprawiają wrażenie oderwanych od rzeczywistości pseudo -pacyfistów. Kiedy czytamy: Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! (Mt 5, 39), wpadamy w konsternację, ale prawdziwy dysonans nastąpi kiedy dojdziemy do słów: Nie sądźcie, że przyszedłem nieść pokój po

ziemi. Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz (Mt 10, 34). Z jednej strony Jezus mówi o pokorze, a z drugiej o walce. Na pierwszy rzut oka zdania wydają się sprzeczne, nie można trzymać miecza z opuszczoną głową. Czy Bóg żąda od nas niemożliwego? Otóż nie. Widząc, że ktoś atakuje moją matkę, byłbym pokorny, gdybym nie zareagował? Nie, bo obrona matki jest moim obowiązkiem, a przestrzeganie obowiązków jest wyrazem pokory. Jestem synem i obowiązkiem związanym z synostwem jest obrona matki. Nie posiadam władzy, aby się z takiego obowiązku zwolnić, takiej władzy nie posiada nawet społeczeństwo, posiada ją tylko Bóg. Jako ludzie posiadamy role dane nam od Boga, które musi-

my z największą pieczołowitością wykonywać. Skoro muszę w określonym momencie walczyć, to muszę z pokorą chwycić za miecz nie dlatego, że chcę czy powinienem, ale dlatego, że jest to moim obowiązkiem. Udawany pokój nie oznacza wolności. Można wieść spokojne życie i być niewolnikiem. Chrystus mówiąc słowa, które zacytowałem na samym początku (Mt 10, 34) doskonale o tym wiedział. Dlatego nazywam osoby, które są bierne w sprawach obrony wartości, pseudo-pacyfistami. Stojąc bezczynnie w obliczu niebezpieczeństwa sprzeciwiamy się woli Bożej, ponieważ sam Zbawiciel nakazał nam się bronić. Chcąc osiągnąć ten prawdziwy pokój Chrystusowy musimy walczyć, będąc pokorni jak baranki i waleczni jak lwy.


23


24

Księża – żołnierze ramię zbrojne Kościoła katolickiego Bartosz Staręgowski Zagadnienie dotyczące księży, biorących czynny udział w działaniach zbrojnych, jest problemem dość specyficznym. Doktryna Kościoła katolickiego daje jasno i wyraźnie do zrozumienia, iż zadaniem duchownych jest przede wszystkim głoszenie miłosierdzia Boga, a nie branie udziału w działaniach, podczas których morduje się ludzi stworzonych na Jego obraz i podobieństwo. Średniowieczne synody odbywające się na przestrzeni IV i XI w. występowały przeciwko używaniu przemocy przez osoby duchowne, wstępowaniu do klasztorów rycerzy uczestni-

czących w walkach, czy wręcz zakazywały modlenia się za duchownych, którzy polegli podczas czynnego uczestnictwa w działaniach zbrojnych. Jedyną dopuszczalną formą pełnienia posługi wobec żołnierzy była działalność kapelanów, którzy zapewniali walczącym wsparcie duchowe. Jednakże, abstrahując od takiej formy posługi, można zauważyć, iż historia Kościoła zna przypadki, kiedy to księża zmuszeni sytuacją, w tym zagrożeniem wiary oraz życia swojego i swoich wiernych, sięgali po broń, by walczyć w ich obronie. Z uwagi na to, iż księżom nie wolno było przelewać krwi (np.

przy użyciu miecza), szczególnie popularna wśród duchownych, zwłaszcza w średniowieczu, była broń obuchowa, która z jednej strony stanowiła skuteczny oręż przeciwko adwersarzom, a z drugiej nie powodowała wspomnianych wcześniej obrażeń. P. Marczak na łamach swojej monografii, poświęconej wojskom husyckim, zauważył pewną sprzeczność. Po pierwsze, trzeba zadać pytanie o to czy śmierć zadana maczugą czy pałką jest bardziej miłosierna niż gdyby to zrobić mieczem i czy nie jest to mimo wszystko naruszenie wspominanej na początku doktryny Kościoła? Przecież okaleczenie kogoś, czy nawet zabicie ma taki sam skutek, niezależnie od tego czy spowodowane zostało maczugą, toporem czy też mieczem. Nie jest to problem, który chciałbym na łamach tego artykułu rozstrzygać. Faktem jest natomiast to, że duchowni, zmuszeni do walki, często korzystali z tego właśnie typu oręża. Bez względu na środki, przy których użyciu walczono, księża–żołnierze są najbardziej dobitnym przykładem Kościoła walczącego, odnoszącego się nie tylko do sfery duchowej ale przede wszystkim ludzkiej. Jak to mądrze zauważył jeden z najwybitniejszych teoretyków wojskowości, Sun Tzu, Wojna jest największą spra-


25 wą państwa, podstawą życia i śmierci […], przetrwania lub zagłady. Zjawisko to towarzyszy człowiekowi od tysięcy lat i jest niejako wpisane w jego egzystencję. Choć Kościół potępiał wojnę jako taką, istniało również pojęcie wojny sprawiedliwej, toczonej w obronie różnego rodzaju wartości, bliskich człowiekowi i Kościołowi. W takiej właśnie wojnie brał udział arcybiskup Reims – Turpin, bohater jednego z najstarszych eposów rycerskich „Pieśń o Rolandzie”, będący po dziś dzień jednym z największych symboli kościoła walczącego. Etos Kościoła walczącego w postaci arcybiskupa Turpina Choć arcybiskup jest jedynie postacią drugoplanową eposu, jest ona kluczowa w kontekście tematu podjętego w artykule. Po pierwsze, jest przykładem kapelana, który pełni posługę duszpasterską wśród rycerzy i zagrzewa ich do walki. Odwołuje się do ich wiary i męstwa, które muszą wykorzystać w obronie chrześcijaństwa. Panowie barony […] dla naszego króla trzeba nam mężnie umrzeć. Pomóżcie bronić chrześcijaństwa. Czeka nas bitwa […], Kajajcie się za grzechy i proście Boga o przebaczenie; ja was rozgrzeszę, aby ocalić wasze dusze. Jeśli pomrzecie będą z was święte męczenniki […]. Jak możemy przeczytać dalej, przemowa ta wywarła duże wrażenie na żołnierzach, podniosła ich morale oraz dała impuls motywacyjny do skuteczniejszego stawiania oporu nieprzyjacielowi. Po drugie, sam duchowny osobiście zaangażował się w walkę i mężnie stawiał

czoła Saracenom, w tym także samemu królowi Korsabilisowi, któremu […] skruszył […] tarczę, rozpruł pancerz, wbił […] w ciało wielką kopię […], po czym powalił go martwego na ziemię. Mimo ran, cały czas zagrzewał żołnierzy do walki słowami bijcie Francuzi! Niech żaden się nie zapomina! Pierwszy cios jest nasz, Bogu za niego chwała. Niestety, mimo niezłomnej postawy, bitwa w wąwozie Roncevau, była ostatnią potyczką wojowniczego duchownego. Jego śmierć ma również wymiar symboliczny. Kiedy Turpin rejmski czuje, że spada z konia z ciałem przeszytym czterema włóczniami, szybko się prostuje dzielny rycerz! Szuka spojrzeniem Rolanda […] i powiada tylko jedno słowo: „Nie jestem zwyciężony! Rycerz, póki żyje, nie poddaje się”. Przed śmiercią, za pomocą swego miecza Almasa, Turpin zdołał jeszcze uszczuplić armię saraceńską, zanim ostatecznie zmarł w skutek odniesionych ran. Celem przewodnim całego dzieła było wezwanie rycerstwa do stawienia czoła wojującemu islamowi. W okresie wojen krzyżowych, bohaterowie eposu mieli stać się symbolami walki w obronie wiary i Tradycji chrześcijańskiej. Ich postawa miała pokazywać, iż walczyć należy do końca, a męczeńska śmierć jest największą chwałą rycerza walczącego w obronie wiary. Turpin symbolizuje tutaj Kościół, który również powinien partycypować w takiej walce. To właśnie jego postać jest pewnym punktem odniesienia dla wszystkich duchownych, którzy brali aktywny udział

w walce za najwyższe wartości i nie bali się ofiarować własnego życia w ich obronie. Między mieczem a krucyfiksem. Średniowieczni księża– rycerze W epoce średniowiecza, pomimo surowych reguł obowiązujących duchownych dotyczących ich militarnego zaangażowania, mamy bardzo wiele przykładów świadczących o czymś zgoła odmiennym. Kilka co ciekawszych podaje nam W. Szymborski w swoim artykule dotyczącym księży walczących, opublikowanym na portalu stacja7.pl. Jednym z takich przykładów, był walczący z Normanami w IX w. opat Saint-Germain-des Pres Gozlin. W 885 r. brał udział w odparciu normańskiego ataku, walcząc swoją ulubioną bronią – toporem bojowym. Złamanie reguł Kościoła nie przeszkodziło mu w osiągnięciu wysokiego rangą biskupstwa paryskiego. Innym przykładem


26 przytoczonym przez autora jest biskup Beauvais, który w bitwie pod tymże miastem w 1214 r. […] jak niepomny godności trzymał w dłoni pałkę, tak w czoło cios wymierzył, iż hełm skruszył całkiem, powalając w ten sposób, a następnie biorąc do niewoli brata króla angielskiego. Inny charakter służby wojskowej możemy dostrzec w przypadku przytoczonego przez Szymborskiego – opata Odona. W 859 r. osobiście dowodził on obroną klasztoru w Corbie przeciwko wojowniczym wikingom. Warto również wspomnieć o Ademarze z Monteil, legacie papieskim, towarzyszącym I wyprawie krzyżowej. Biskup Le Puy, posiadając liczne talenty i umiejętności zarówno w sferze dyplomatycznej jak i wojskowej, był najlepszym kandydatem papieża Urbana II na legata i kapelana towarzyszącego rycerzom. Jego umiejętności dyplomatyczne zażegnały niejeden trudny do rozwiązania konflikt. Istotnym faktem jest również to, że w okresie wypraw krzyżowych powstały zakony rycerskie, których zadaniem była ochrona pielgrzymów, miejsc świętych oraz walka za wiarę. Zakony te cechowały surowe reguły, m.in. nakazujące życie w celibacie czy struktura organizacyjna, według której na czele zakonu stała kapituła z wielkim mistrzem na czele, a której bezwzględnie podlegli byli niżsi rangą dowódcy. Ci rycerze-zakonnicy przez lata walk wypracowali wiele skutecznych technik posługiwania się orężem. Oprócz tego zajmowali się również działalnością medyczną (joannici), czy operacjami fi-

nansowymi (templariusze). Na polskim gruncie, według relacji J. Długosza i K. Niesieckiego, możemy zaobserwować etos księdza-wojownika w życiorysie Zbigniewa Oleśnickiego, który brał udział w walkach z niemieckim zakonem rycerskim – Krzyżakami. Jak pisze Niesiecki […] z młodszych lat rycerskich sztuk się był chwycił i podczas sławnej pod Grunwaldem z krzyżakami potyczki, gdy Dipold Kikeryc […], na Jegiełła króla godził, […] on Dipolda z konia zwalił, którego Król w czoło swoją kopią uderzył; a drudzy dobili. W zdecydowanej większości przytoczonych przed chwilą przypadków, możemy zauważyć przewagę biskupów, czyli przedstawicieli wyższego stanu duchownego. Pokazuje to ciekawą prawidłowość, iż aktywne uczestnictwo w walce nie miało wpływu na kariery tych osób na łonie Kościoła katolickiego, pomimo ich aktywnego uczestnictwa w walce. Choć Kościół potępiał agresję, mógł doceniać swoich przedstawicieli, którzy występowali w jego obronie. Życiorys osoby, którą za chwilę przedstawię, najbardziej oddawał przytaczany już wcześniej etos arcybiskupa Turpina oraz ideały Kościoła walczącego. Mowa tu o węgierskim duchownym, Palu Tomorim. Pal Tomori – XVI–wieczny odpowiednik abpa Turpina Na początek kilka słów wprowadzenia odnośnie historii. W 1490 r. zmarł jeden z najwybitniejszych władców węgierskich, Maciej Korwin. Po jego śmierci na tronie zasiedli przedstawiciel

polskiej dynastii Jagiellonów: Władysław II a następnie jego syn, Ludwik. Sułtanem tureckim był w tym czasie energiczny i charyzmatyczny Sulejman, zwany Wspaniałym. Królestwo węgierskie, osłabione walkami frakcji, nie było w pełni przygotowane na walkę z tak potężnym przeciwnikiem jakim było państwo tureckiego władcy. Stosunki między Węgrami, a Turcją pomimo zawartego pokoju, nie przedstawiały się najlepiej. Dodatkowo zaogniły je postępowanie młodego króla Ludwika, który zatrzymał w Budzie posła tureckiego wbrew jego woli, a którego zadaniem było odnowienie traktatów pokojowych. Młody król był świadomy zbliżającego się konfliktu. W razie jego wybuchu liczył na wsparcie cesarza Karola V. Niestety, uwikłanie cesarza w wojnę z Francją, a także postępująca w krajach niemieckich reformacja, spowodowały, iż odmówił on wsparcia wojskowego, w wyniku czego Królestwo Węgier zostało osamotnione. Zimą 1521 r. rozpoczął sie najazd turecki na Węgry. Pal Tomori, biskup Kalocsy, objął dowództwo nad częścią armii. Jego zadaniem była obrona południowego odcinka kraju. W wyniku licznych walk, potyczek i podjazdów, udało mu się rozbić w sumie ok. 15 tys. żołnierzy tureckich. Nie zmieniło to jednak trudnej sytuacji. Ofensywa trwała nadal, a Tomori mógł jedynie informować króla o jej kierunku. 2 sierpnia 1526 r. król Ludwik dotarł do Tolny, gdzie rozpoczęło się gromadzenie sił mających stawić czoła Turkom. Na wezwanie królewskie stawili się węgierscy biskupi, a także Jerzy i Jan Zapolya. Planowano


27 wydać wojskom tureckim bitwę w miejscowości Mohacz, leżącej nad Dunajem. Tomori, wraz z towarzyszącymi mu rycerzami, przeprawił się przez rzekę, po czym dołączył do generalnego zgrupowania. Armia była skompletowana i gotowa. 29 sierpnia rozgorzała krwawa bitwa, która spowodowała wiele konsekwencji, zarówno politycznych jak i wojskowych. Biskup Kalocsy na czele swoich rycerzy mężnie poprowadził szarżę, która dotarła w pobliże samego sułtana. Jednak gęsty ogień tureckich armat spowodował wstrzymanie natarcia. Rycerstwo zmuszone sytuacją, cofnęło się w stronę obozu królewskiego. Na wycofujących się żołnierzy węgierskich, uderzyła część lekkiej jazdy tureckiej. Druga w tym samym czasie do-

konała ataku na obóz królewski. Zakleszczeni z dwóch stron Węgrzy bronili się zacięcie, jednakże brak możliwości manewru i nacierające nieustannie siły przeciwnika okazały się przysłowiowym gwoździem do trumny. Bitwa zakończyła się klęską wojsk Królestwa Węgierskiego, zaledwie po dwóch godzinach. Do samego końca walczył bohaterski arcybiskup, który poległ wraz ze swoimi żołnierzami oraz innymi biskupami, m.in.: Laszlo Szalkaiem, Ferencem Pereneyi, Balazsem z Gyro, Fulopem Mori oraz Gyrogiem Palinayem. Historia Pala Tomoriego w pewien sposób przypomina tę, którą mieliśmy okazję poznać przy okazji pieśni o Rolandzie, a która dotyczyła arcybiskupa

Turpina. Obaj duchowni musieli stawić czoła muzułmańskiej potędze, obaj zginęli w bitwie walcząc do samego końca i obaj byli nie tylko sprawnymi dowódcami, ale również świetnymi żołnierzami. Po dzisiejszy dzień Pal Tomori jest węgierskim bohaterem narodowym, symbolizującym Kościół walczący, który stawił czoło islamskiemu atakowi. Bogu i żołnierzom – czas kapelanów wojskowych W latach późniejszych, idea Kościoła walczącego trochę się zmieniła. Choć nadal zdarzały sie przypadki księży zaangażowanych w działania wojskowe, to ich rola w tych działaniach była nieco inna od tej w średniowieczu.


28

W Rzeczpospolitej Obojga Narodów duchowni, jako posiadacze ziemscy, musieli partycypować w obronie ojczyzny, wyznaczając np. własne poczty na wyprawy pospolitego ruszenia. Oprócz tego, pełnili funkcje kapelanów wojskowych, wspierając walczących w trudnych chwilach. Niektórzy spośród bogatszych przedstawicieli duchowieństwa, wywodzących się np. z magnaterii, wystawiali prywatne chorągwie, które służyły w armii koronnej. Przykładem jest choćby 100-konna chorągiew kozacka prymasa Andrzeja Leszczyńskiego, która wzięła udział w bitwie beresteckiej. W przypadkach takich chorągwi najczęściej dowodził nie ten, który ją wystawiał, ale wyznaczony przez niego porucznik bądź namiestnik. Nie zmienia to faktu, iż wystawiający musiał za swoje pieniądze wyekwipować i skompletować wspomnianą chorągiew, ponosząc koszty własne i partycypując tym samym w obronie ojczyzny. Mówiąc o konkretnych przykładach, nie sposób pominąć bohaterskiego obroń-

cy klasztoru częstochowskiego, przeora Augustyna Kordeckiego czy księdza Jędrzeja Kitowicza. Tego drugiego znamy jako pisarza, pamiętnikarza oraz historyka, opisującego obyczaje panujące w czasach saskich. Natomiast mało znany jest jego epizod walk jako rotmistrza po stronie konfederatów barskich w oddziałach Ignacego Malczewskiego. Został on również kwatermistrzem Józefa Zaremby, komendanta generalnego wojsk wielkopolskich. Święcenia przyjął już po opuszczeniu szeregów wojska. Służba w armii pozwoliła mu w nieco inny sposób spojrzeć na sprawy wojska, które z odpowiednią znajomością opisał na kartach swoich dzieł. Z okresu zaborów, koniecznie trzeba wspomnieć o ks. Stanisławie Brzósce i św. o. Rafale Kalinowskim. Pierwszy z nich był naczelnym kapelanem powstańców styczniowych w stopniu generała. Osobiście dowodził 40-konnym odziałem oraz walczył i wspierał żołnierzy pod Siemiatyczami, Woskrzenicami, Gręzówką, Włodawą, Sławatyczami oraz Fajsławicami. Ostatecznie został wydany i stracony przez Rosjan. Egzekucja odbyła się na rynku 23 maja 1865 r. w Sokołowie Podlaskim. Ojciec Kalinowski nie brał bezpośredniego udziału w walkach, lecz dzięki wiedzy inżynieryjnej oraz znajomości armii carskiej, w której służył w stopniu porucznika, zajmował się organizacją wojska na Litwie oraz przygotowywaniem planów wojskowych. On także został skazany na karę śmierci, jednak wyrok zamieniono na zesłanie. W 1877 r. (czyli po zakończeniu kariery

wojskowej), karmelitów spędził 30 Jan Paweł w 1991 r.

wstąpił do zakonu bosych w którym lat. Święty Papież II kanonizował go

Na koniec wypadałoby przytoczyć przykład ks. Ignacego Skorupki, kapelana wojska polskiego w okresie wojny polsko -bolszewickiej. To on spowiadał żołnierzy przed bitwą oraz towarzyszył im i pełnił dla nich posługę aż do momentu śmierci w trakcie działań zbrojnych 14 sierpnia 1920 r. Trudna misja Kościoła walczącego Większość przytoczonych w artykule postaci (szczególnie tych z okresu średniowiecza), to wyżsi hierarchowie kościelni – biskupi i arcybiskupi. Zapewne w historii Kościoła można spotkać jeszcze wiele innych przykładów na bohaterstwo duchownych, także tych niższego szczebla w hierarchii, którzy na równi z żołnierzami brali udział w działaniach zbrojnych. Z wszystkich przytoczonych tutaj sylwetek można wysnuć jeden wniosek: przedstawieni duchowni w najbardziej obrazowy sposób realizowali zasadę walki za wiarę chrześcijańską, ojczyznę oraz wyższe wartości. Gdy nadeszła godzina próby, nie wahali się poświęcić własnego życia. W ich życiorysach najpełniej realizował się etos arcybiskupa Turpina. Etos walki w imię Boga, honoru i ojczyzny, czyli wartości nadrzędnych dla każdego, duchownego czy świeckiego


Komitet Obrony Demokracji Adam Żółczyński

Nastąpiła zmiana władzy. Dotychczasowa opozycja stała się partią z większością w Sejmie, niepodzielnie rządząc Polską. Zaraz pojawili sie obrońcy demokracji, którzy ostrzegają przed dyktatorskimi zapędami partii i zamachami na trybunał. Apologeci władzy znaleźli się również. Na samym początku organizowania KOD-u sam zauważyłem na początku kilka inicjatyw wrogich wobec niego. To, co rzuca się w oczy na sam najpierw, to fakt, że zanim cokolwiek się wyklarowało – kto co może i czego chce – to już pojawiły się dwa gotowe do mordów obozy. Opozycja za wszelką cenę chciała, by świat uwierzył, że nowo wybrana władza – jeszcze przed objęciem stanowisk – już psuje Polskę. I początkowo rzeczywiście wiele osób w kraju uwierzyło w te bajki. Z drugiej strony obrońcy rządu – również przed objęciem stanowisk – już trąbili o sukcesach nowego rządu. Oczywiście jednym i drugim wtórowały media. No bo bez nich przecież nikt nie istnieje.

Tak było i jest Wbrew jednak zapowiedziom oszustów z komitetu obrony postkomuny, Kaczyński nie ogłosił się królem ani nawet fuhrerem. O zgrozo – nie zdelegalizował aborcji, a ludzi nie pozamykał w Kościołach i zapowiedział, że tego nie zrobi! Nie dokonała się też czystka w urzędach – ilość urzędników nie tylko nie zmalała, ale przecież zatrudniono nowych, żeby wszystko się zgadzało we wnioskach o „500+”. Władza dalej będzie wybierana poprzez głosowanie, a w TVP podają wypowiedzi opozycji. Tejże się tylko nie podoba, że gdy oni byli w rządzie, mieli więcej czasu an-

29 tenowego, zaś teraz sprzedajni ludzie bez idei, których wiele jest w tej instytucji, bez pardonu zmienili front i służą nowemu rządowi. I wszyscy są szczęśliwi. No, prawie. Bo w mediach publicznych jest miejsce na teatrzyk rządu i opozycji. Ale na konkretne grupy społeczne już niezbyt. Demokracja, więc mniejszość w poważaniu Wciąż podawane debaty o trybunale oraz awantury na linii PiS-Nowoczesna oraz Kaczyński-Petru są głównymi tematami telewizji w Polsce. Ale niechętnie w mediach tych przypominało się o projekcie „Stop aborcji”, który został złożony przy prawie półmilionowym poparciu społeczeństwa. Co ciekawe, projekt, pod którym złożono stosunkowo podobną liczbę podpisów, był przyjmowany jako „demokratyczny głos społeczeństwa”. Co tam, że był to projekt „Solidarności” – dużej centrali związkowej. Popieranie i trąbienie o jednym przy milczeniu na temat drugiego na pewno było demokratyczne i dobre. W mediach nie mówi się zbyt chętnie o wielkim długu w związ-


30 ku z „500+”, którego podobno miało nie być. Nie mówi się też o polepszeniu bezpieczeństwa obywateli poprzez szerszy dostęp do broni palnej, bo po co? Władza z pewnością obroni w razie potrzeby. Nie mówi się także o większej wolności dla firm. Toć w końcu to burżuazja, którą trzeba obalić. Ale najbardziej to sklepy – im trzeba zakazać zatrudniania kogokolwiek na niedzielę. Za to fabryki, stacje benzynowe czy salony usługowe są dla władzy „spoko”, dlatego im pozwalać się będzie na „wyzysk” w niedzielę. Zresztą to wcale nie wyzysk – nowa władza na wyzysk nie pozwala! A skoro z demokracją jest świetnie, to posłom należy się podwyżka. Tylko te niedemokratyczne, wrogie partii środowiska, nakręciły aferę... Koniec śmieszkowania Poważniejąc na koniec – demokracja w Polsce była, jest i będzie. Zmienił się obóz rządzący, nawet wydawać sie może, że jest trochę lepiej. Ale to wciąż upadający gospodarczo kraj półkolonialny. Zaś klasa polityczna z Kościołem i miłością do ojczyzny ma wspólnego tylko tyle, na ile krzyczenie tych haseł będzie korzystnie przekładać się na wynik w kolejnych wyborach. Fajnie, że mogłem ostatnio pójść w marszu niepodległości bez zadymy. Świetnie, że w końcu honoruje się bohaterów. Szkoda tylko, że nikt nie podejmuje się działań nad konkretnymi kwestiami, np. obrona życia, ostra redukcja ilości urzędników w państwowych instytucjach, rosnący w porażającym tempie dług publiczny, zniewolenie człowieka przez państwo czy chociażby powszechna mentalność partyjna. Demokracja w Polsce ma się całkiem dobrze. I to wielka szkoda, bo przez to cały czas będzie nowy chaos przy każdych kolejnych wyborach. Widać społeczeństwo nad wolność i stabilność przedkłada prawo do głosowania. Moim zdaniem to wybór marny, lecz – niestety – narzucający mi konsekwencje tejże większości.

Wojna totalna

– bombardowanie czy odcięcie Wi-Fi? Jerzy Kopanek

Świat grzmi o wojnie. Poszukiwacze teorii spiskowych wieszczą zagładę poprzez użycie broni masowego rażenia. Partie straszą się to inwazją Rosji, to znowu aneksją przez Niemcy. W każdym ze scenariusz romantyczny duch żołnierza i sceneria godna II wojny światowej. Co za ignorancja. Od dawna już wojna nie wygląda tak, jak kojarzy się nam z czarno białych zdjęć i filmów. W walkach bierze udział o wiele mniejsza ilość wojsk. Już podczas II wojny światowej Niemcy udowodnili, że – za wyjątkiem walki ze Związkiem Radzieckim, który miał ogromne zasoby ludzkie w porównaniu do III Rzeszy – to wyszkolenie i technologia są istotniejsze, niż liczba wojsk. Tak było prawie 80 lat temu. A jak jest współcześnie? Czy komukolwiek – nawet w przypadku wojny totalnej – opłaca się wysyłać armię? My jesteśmy „bezpieczni” Polska to kraj z upadłym przemysłem oraz pełen niemieckich i amerykańskich filii koncernów usługowych i handlowych. Kolosalny dług publiczny i fatalny stan gospodarki sprawia, że jesteśmy nieatrakcyjnym krajem do grabieży. Nikt nie będzie poświęcał środków na broń oraz zaopatrzenie po to, by podbijać kraj będący na półkolonialnym poziomie gospodarczym. Paradoksalnie – bieda nas chroni. Nikt też nie będzie uderzał bronią jądrową w nasz kraj. Nie ma za bardzo czego niszczyć, a koszty finansowe, środowiskowe (ziemia skażona odpadami radioaktywnymi jest przecież przez lata nie do użytku), wizerunkowe oraz inne są ogromne. Nie opłaca się niszczyć Polski, chyba, żeby zniszczyć węzły komunikacyjne dla wojsk którejś ze stron ewentualnego globalnego konfliktu. Internet, finanse i transport Spójrzmy jednak na kraje o wiele lepiej rozwinięte. Na przykład Niemcy. Kapitał ciągle rośnie, armia


31

Fot. Pixabay (kolaż)

jest na wysokim poziomie, technologie ciągle się rozwijają. To te ostatnie są słabością wielkich mocarstw.

wym Jorku? Przecież ilość kolizji, która nastąpiłaby zapewne w przedziale kilkudziesięciu minut sparaliżowałaby całe miasto.

Wyobraźmy sobie, że ktoś wpuścił wirusa, który odbiera dostęp do kont bankowych. Pod koniec ubiegłego roku ogromną panikę wśród wielu klientów wywołała awaria w Deutche Banku, która trwała przecież tylko kilka godzin i była prawdopodobnie jakimś błędem. Łatwo wyobrazić sobie, jaki chaos zapanowałby, gdyby kilka banków w danym państwie przestało działać przez zaledwie kilka dni. Brak możliwości realizacji umów przez firmy, wstrzymanie dostaw do sklepów i fabryk, niemożność płacenia za nic przez społeczeństwo, które w znacznym stopniu korzysta z pieniędzy na karcie. Tragedia i anarchia, której konsekwencje byłyby odczuwalne jeszcze miesiące później.

Wreszcie – co by się stało, gdyby zaaplikować wirusa do systemów wojskowych? Błędne dane z map, brak dostępu do pocisków rakietowych lub właśnie odpalenie ich.

A jaki chaos zapanowałby, gdyby ktoś wpuścił wirusa do systemu obsługującego sygnalizację świetlną w wielkim mieście, np. w Berlinie? Albo – żeby lepiej zadziałać na wyobraźnię – w No-

Jak widać, możliwości są ogromne. Po co więc teraz komuś żołnierz, który ryzykuje zdrowie i życie oraz drogi sprzęt i wydatki związane z zaopatrywaniem wojsk w rejonach walk? Armie hakerów Łamanie systemów zabezpieczeń elektronicznych współcześnie jest normą. Najsilniejsi gracze na arenie międzynarodowej zatrudniają grupy hakerów – oczywiście w krajach demokratycznych nazwanymi dla niepoznaki „ekspertami ds. bezpieczeństwa sieciowego” lub podobnie – do tworzenia sieciowych infekcji, które zdezorganizują lub zniszczą działanie innego systemu.

Kto się interesuje ten wie – stworzenie wirusa nie jest trudną sprawą, zaś łamanie zabezpieczeń potrafi być czasem dziecinnie proste. Mocarstwa to dostrzegły i pompują w swoje zabezpieczenia oraz możliwości złamania ochrony sieciowej potencjalnych wrogów ogromne pieniądze. Współczesna wojna będzie oczywiście miała żołnierzy, ale raczej przeznaczeni będą oni do ochrony zajętych obszarów – które wcześniej zostaną po prostu zdezorganizowane elektronicznie – oraz walki z małymi, lokalnymi grupami partyzantów. Największe – choć niewidoczne – starcia będą miały miejsce w sieci pomiędzy grupą hakerów oraz grupą obrońców danej bazy danych. Doszliśmy do czasu, gdzie wiedza i technologia jest prawdziwą bronią, która ma największy wpływ na wszystkie aspekty życia społeczeństw. Obyśmy szybko zadbali o jej bezpieczeństwo także w Polsce.


32

Co z tą Rosją? Dominik Cwikła Chciałbym, by nasz naród potrafił pragmatycznie patrzeć na swoje interesy. Bez tego bowiem zawsze będziemy przedmiotem do rozgrywek mocarstw, sami zaś nigdy nie przejdziemy na drogę prawidłowego rozwoju. W końcu komu poważnemu zależałoby na bezinteresownym rozwijaniu potencjalnego przeciwnika? Typowy Polak na temat Rosji i Rosjan ma zakodowane w głowie coś pośredniego między carskim żołdakiem, Putinem-szaleńcem, bolszewickim bandytą i komunistą, który chce pogrążyć świat w nuklearnej zagładzie. Faktem jest, że za Bugiem zaczyna się inna cywilizacja, która polega na kulcie siły. Dzięki swemu prymitywizmowi (w stosunku do cywilizacji łacińskiej, którą reprezentujemy) jest jednak łatwa do przewidzenia. Patrząc chłodno na sprawę widzimy, że posunięcia Rosji są nie tylko logiczne, ale wręcz zrozumiałe, a nawet częściowo uzasadnione (sic!). O tym za chwilę. Spójrzmy najpierw na historię Polski w okresie, gdy istniało marionetkowe komunistyczne państwo na usługach „towarzyszy” ze Wschodu. Wszyscy znamy postać Ryszarda Kuklińskiego i jego wielki wkład w ocalenie świata od wielkiej wojny. Kto nie wie – w wielkim skrócie: sowieci planowali szybki atak siłami krajów zależnych na Zachód, poprzedzony bombardowaniem jądrowym. Po pierwszej fali, która szybko by się wykończyła (po części także w wyniku promieniowania radioaktywnego), miała ruszyć druga, ogromna fala wojsk bezpośrednio ze Związku Radzieckiego. NATO zrzuciłoby bomby atomowe na największe

węzły komunikacyjne, czyli na miasta, w krajach bloku komunistycznego. M.in. Polska stałaby się wielką, atomową pustynią. „Obrońcy pokoju” jak „antyfaszyści” I to jest pierwsza rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę – Polskę zniszczyłyby nie sowieckie czy rosyjskie, ale amerykańskie bomby. Owszem, wynikłoby to z ataku sowieckiego. Czy jednak amerykański atak jądrowy na Japonię został poprzedzony jakimś atakiem jądrowym? Nie. „Bohaterscy” jankesi czysto pragmatycznie stwierdzili, że opłaca się im zrzucić bombę atomową na Hiroszimę, Nagasaki oraz wszelkie inne japońskie miasta i wybić nawet miliony cywilów, byleby wygrać. Kolejne ataki nie nastąpiły ze względu na to, że japoński cesarz dostrzegł, jaką apokalipsę gotowi są zrobić Amerykanie w Japonii. Postanowił więc skapitulować. ZSRR nie było państwem pokoju ani państwem szanującym rozum i godność człowieka. Utarło się więc – niesłusznie – że Stany Zjednoczone, jako kraj będący głównym oponentem komunistów, są „dobre”, „praworządne”, „broniące wolności i ludzkości”, etc. Spójrzmy więc na ostatnie 26 lat.

Rosja od 1990 roku dokonała czterech agresji zbrojnych (dwie wojny czeczeńskie, aneksja Krymu i inwazja na Gruzję) oraz dwóch interwencji zbrojnych (wspieranie separatystów na Ukrainie oraz – na wyraźne życzenie legalnych władz – interwencja w Syrii przeciwko ISIS. Tutaj warto dodać, że wykazują się niezwykłą skutecznością). A jak z Amerykanami? Od 1990 roku USA dokonały interwencji w Kuwejcie, inwazji na Afganistan, potem na Irak. Oprócz tego interwencja w Somalii, Pakistanie, Libii, obecnie zaś w Syrii (bezprawnie) oraz w Iraku przeciwko ISIS. Skuteczność – w porównaniu do Rosjan – budzi wiele zastrzeżeń. Ponadto w krajach, gdzie przeprowadzono interwencję zbrojną, panuje chaos i nędza – idealnym przykładem jest Libia, gdzie są dwa ośrodki władzy, nieuznające siebie nawzajem oraz wielu lokalnych watażków terroryzujących ludność. Stan tego kraju po obaleniu „tego wrednego dyktatora” Kadaffiego obecnie woła o pomstę do nieba. W sumie sześć interwencji (niektóre bardzo bliskie inwazji) oraz dwie otwarte agresje zbrojne. USA podejrzewa się także o wiele operacji „fałszywych flag”, chociażby spekulacje (mało realne) nt. zaplanowanego ataku na World Trade Center czy też wywołanie chaosu w Syrii i wspieranie terrorystów (bardzo realne), włącznie z dostarczeniem im broni chemicznej, o użycie której oskarżano niesłusznie Assada. Sojusz z Rosją? Stany nie są wiarygodnym so-


33 jusznikiem dla Polski. Wspomnę tylko o zdradzie Zachodu w 1939 roku czy też utajeniu zdrady w Teheranie, gdzie ustalono, że trafimy pod sowiecką okupację. Gdyby USA nie utajniły tego postanowienia przed naszym rządem, możliwe, że wielu Polaków nie poszłoby na rzeź np. w Powstaniu Warszawskim. Dla prezydenta USA ważniejszy jednak był wynik wyborów i głosy polonii w Stanach, niż los Polski i Polaków.

przykładem są Węgry, które same z siebie byłyby zależne od Unii Europejskiej. Nie ulegają jednak prymitywnej rusofobii i uniezależniając się od niemieckiej Unii Europejskiej realizują świetne umowy gospodarcze z Rosją, podczas gdy reszta Europy – w tym niestety Polska również – nadstawia się i rani za neobanderowski rząd na Ukrainie.

sowanie od krajów UE), Rosja ruszyła z pomocą. Widać też było, że była to pomoc skuteczna i ważna. Dla Rosji obecnie każde państwo chcące współpracować jest na wagę złota. Czemu nie wykorzystujemy tego do własnych celów, tylko idziemy na embarga z Rosją (które Putinowi nic nie robią – to my straciliśmy rynek zbytu), nie otrzymując nic w zamian?

Zachód ma swoje interesy. A my swoje. Rosnąca hegemonia Niemiec i rozwój zachodniego banksterstwa można pokonać właśnie dzięki Rosjanom. Uderzenie gospodarcze w Zachód jest bowiem wschodniemu sąsiadowi na rękę. Idąc tym tropem, można ubijać świetne interesy z Moskwą. Idealnym

Rosja dba także o swoich sojuszników. Musi. Od czasu rozpadu ZSRR wpływy Rosji skurczyły się niewyobrażalnie. Oprócz tego kraj rządzony z Kremla otoczony jest przez bazy NATO prawie wszędzie. Jedynie granica z Chinami jest od nich wolna oraz Syria. Gdy Syryjczyków napadli islamiści i „rebelianci” wspierani przez Zachód (np. Front al-Nusra oficjalnie otrzymywał dofinan-

Mam nadzieję, że Polacy – podobnie jak obecnie Węgrzy – zaczną w końcu patrzeć na swoje interesy i uwierzą, że nasza ojczyzna może być wielka. Jeśli będą dalej patrzeć zakompleksieni przez pryzmat potęgi i interesów USA, wszyscy zostaniemy kiedyś sprzedani i zniszczeni – zresztą nie pierwszy raz. Boję się jednak, że kolejnego razu już nie przetrwamy.

Po co nam

siebie konsekwencji tych decyzji. Niezależnie od tego, czy są one dobre czy złe.

państwo usługi są kiepskiej jakości, to tym gorzej dla Ciebie.

wolność?

Dominik Cwikła Obserwując naszych polityków ciężko odnieść wrażenie, by komuś chodziło o cokolwiek innego, niż pieniądze dla siebie oraz swoich najbliższych. Wszędzie więc pojawiają się populistyczne, niekonkretne hasła: bogactwo, prawica, wolność, godność, patriotyzm, etc. Warto zastanowić się nad jedną z wymienionych kwestii – nad wolnością. Człowiek wolny może decydować o sobie. W końcu ma swobodę w podejmowaniu decyzji – nawet błędnych – i braniu na

Wolność odnosi się także do możliwości dysponowania swoją własnością oraz dbania o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Nie oszukujmy się – nikomu nie jest na rękę, by Polacy byli wolni. Państwo nakazuje ślepo wierzyć w skuteczność swoich służb i urzędników w razie napadu. Za posiadanie broni na ostrą amunicję są ogromne kary. Za ścięcie drzewa na swojej działce są kary. Za próbę odłożenia zarobionych przez siebie pieniędzy również jest kara – składka na ZUS, podatek od dochodu, potem kolosalny VAT. Państwo wie lepiej, jakich usług potrzebujesz. A jeśli wiesz, że oferowane przez

Ostatnio – przez lobbystów LGBT – prowadzący firmy mogą mieć wątpliwości, czy wolno swobodnie dysponować swoim biznesem. A wymordowane dzieci – w liczbie ponad tysiąca od momentu zaprzysiężenia obecnego prezydenta – nawet nie zdążyły nawet rozwinąć się na tyle, by pomyśleć, co to jest „być wolnym”. Tak więc wielkie podatki, krępujące prawo, mnóstwo aspektów życia regulowanych przez państwo. Polskę mamy niepodległą od 25-u lat. Od jakiegoś czasu wydaje się nawet, że jest trochę suwerenna. Ale naród wciąż tkwi w niewoli i nie wydaje się, by potrafił z niej szybko wyjść.


34

Delenda est Carthago Eugeniusz Romer

Burzenie zdobytego miasta trwało 17 dni. Oblężenie trwało ponad trzy lata. W jego wyniku zginęło 220 tys. ludzi. Nieliczni, którzy uszli spod miecza, zostali sprzedani do niewoli. Zwycięzcy, upewniwszy się że kamień nie pozostał na kamieniu, zasypali ziemię solą. Delenda est Carthago – wykonali swe surowe postanowienie. Nienawiść Rzymian do Kartagińczyków, która znalazła ujście w 149 r. przed Chrystusem po zdobyciu przez nich Kartaginy, można łatwo wytłumaczyć szeregiem wojen, które toczyły się między ich państwami od ponad stu lat. Mimo, że od pokonania krwiożerczego Hannibala minęło już pół wieku, w sercach Rzymian wciąż żywa mogła być

pamięć o śniadych wojownikach, mających za sobą śmiertelną przeprawę przez Alpy, wycinających w pień kolejne rzymskie armie, zbliżających się szybkim krokiem do Wiecznego Miasta. Czy jednak był to jedyny powód, dla którego Rzymianie zdecydowali się wymazać z mapy świata słabą i uzależnioną od siebie Kartaginę, która dopiero co skończyła im spłacać ogromną kontrybucję sprzed 50 lat? Mieszkańcy Kartaginy, w porównaniu do Rzymian, byli ludźmi bardziej cywilizowanymi w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Ich państwo powstało o wiele wcześniej niż Rzym, bo już w 814 r. przed Chrystusem. Zostało założone przez Fenicjan – lud handlarzy i kupców

z Tyru i Sydonu. Fenicjanie byli ludem praktycznym, pragmatycznym, zaradnym i ceniącym sobie przede wszystkim zysk. Nie bez przyczyny to właśnie oni w pewnym okresie zdominowali handel na Morzu Śródziemnym. Kartagina była zaś ważnym ośrodkiem politycznym i, jeśli można użyć tego słowa, „biznesowym”. Przez starożytnych była nazywana Nowym Miastem, co może budzić skojarzenia z inną znaną nam kolonią, która wyrosła na nieformalną stolicę światowego imperium – Nowy Jork. Niestety, nie było to jedyne podobieństwo z czasami współczesnymi. Na ołtarzu Baala Aby zapewnić sobie powodzenie, Kartagińczycy zanosili


35 modły do jednego z najkrwawszych bogów, jakiego znała ludzkość – Molocha. Prawdopodobnie był to ten sam bóg, który znany jest z kart Biblii jako Baal. W 1921 r. dokonano przerażającego odkrycia archeologicznego – w miejscu, gdzie znajdowała się Kartagina, przy świątyniach znaleziono nadpalone kości tysięcy noworodków. Takiej ofiary żądał Moloch. Taka była cena za ziemskie powodzenie. I taka, zdaniem brytyjskiego pisarza Gilberta Keitha Chestertona, była motywacja Rzymian – zdawali sobie sprawę, do jakiego okrucieństwa są zdolni ich sąsiedzi z przeciwległego brzegu Morza Śródziemnego, do jakiego wynaturzenia doszli. Mając to na uwadze, można zrozumieć, a nawet usprawiedliwić ich determinację, aby zetrzeć ten lud z powierzchni ziemi. A gdzie podobieństwo do czasów współczesnych? Choć na sztandarach współczesnych „cywilizowanych” państw często widnieją wzniosłe hasła nawiązujące do praw człowieka, prawda jest bolesna – na ołtarzu wygody, przyjemności, pieniędzy, czyli ziemskiego powodzenia, złożyliśmy w ofierze Molochowi o wiele więcej dzieci niż Kartagińczycy przez 300 lat trwania krwiożerczych obrzędów. W samych tylko Stanach Zjednoczonych, od zalegalizowania aborcji w 1973 r., zabito blisko 60 milionów nienarodzonych! My Polacy mamy niestety udział w tym strasznym bilansie. My, którzy szczycimy się swoim przywiązaniem do wiary, którzy daliśmy światu wielkiego Jana Pawła II, którzy potrafiliśmy przetrwać 123 lata zaborów, którzy potrafiliśmy się

odrodzić, choć byliśmy skazani na eksterminację przez naród niemiecki, sami eksterminowaliśmy 6 milionów własnych dzieci w latach 1955 – 2007. Czy to oznacza, że nasze miasta należy spalić i zasypać solą, a nas samych sprzedać w niewolę? Gdzie twój skarb? Walka między Kartaginą a Rzymem odbywa się w sercu każdego mężczyzny. Życie naszych dzieci jest w naszych rękach. Jeśli pozwolimy, żeby wygoda, przyjemność, pieniądze czy cokolwiek innego było dla

nas ważniejsze niż miłość, to właśnie to nas czeka – zagłada z powodu czynów, których się dopuściliśmy. Jeśli natomiast będziemy potrafili wziąć odpowiedzialność, wyrzec się chwilowej korzyści dla niewiędnących owoców, czeka na nas zwycięstwo równie piękne, jak to, które odniósł szlachetny Scypion. Ale musimy podjąć w sercach mocne postanowienie i być mu wiernymi aż do końca, tak jak Rzymianie. Nie możemy pójść na żaden „kompromis” ze złem. Delenda est Carthago!


36 Fot. Pixabay


Mężczyzna – obrońca życia

Tomasz Kumięga

Doba tzw. kryzysu męskości zbiegła się z jeszcze niebezpieczniejszą dobą cywilizacji śmierci i obie zbierają wielkie żniwo, a także mają znaczny wpływ na to, jak obecnie kształtuje się nasza rzeczywistość. Według oficjalnych danych, które podaje WHO, rocznie w wyniku aborcji ginie ok. 56 milionów nienarodzonych dzieci, a każde z nich miało swego ojca. Dojrzały człowiek zawsze podejmuje odpowiedzialność za własne postępowanie, nawet te najgorsze. Odpowiedzialność za życie przez wieki szczególnie ciążyła na mężczyznach, którzy mieli ją realizować, przede

wszystkim troszcząc się o materialny, ale także duchowy byt rodziny. Gdy kobieta dbała o podstawowe wychowanie i potrzeby dzieci oraz o relacje pomiędzy członkami rodziny, tworząc wokół siebie domowe ognisko, mężczyzna pracował i zabezpieczał los zarówno swych najbliższych, jak również w wypadku wojny także współrodaków. I choć pozornie był skupiony na zewnątrz, również wewnątrz domu stanowił on ważny filar. Z siły jego rąk i umysłu korzystali wszyscy domownicy. W ten sposób na miarę swoich możliwości mężczyzna stawał się opiekunem życia, który dostarczał familii to, co było

37 potrzebne do przeżycia i właściwego rozwoju. Z czasem jednak ta rola zaczęła ulegać powolnej zmianie, w wyniku przemian ustrojowych i gospodarczych. Coraz częściej kobieta, ale także i dzieci, zmuszeni byli do podejmowania pracy zarobkowej, potem działo się to już na zasadzie pewnej dobrowolności. W ten sposób mężczyzna równocześnie stopniowo tracił istotną rolę w życiu rodzinnym. Konsekwencje dzisiaj Dziś samotna matka ma spore szanse na wychowanie i zapewnienie dobrego losu swoim dzieciom, a sama kobieta ma możliwość zupełnej niezależności od mężczyzny. Współczesny mężczyzna spostrzegłszy, że nie musi już dbać ani o kobietę, ani o potomstwo, zaczął troszczyć się bardziej o swoją wygodę. Wiele osób rezygnuje dziś z małżeństwa tylko dlatego, że jest ono coraz bardziej sprzeczne


38 z ich nawykami i przyzwyczajeniami. Dodatkowo to właśnie praca dla wielu stała się wartością najwyższą, która przewyższyła Boga czy rodzinę. Trudno, więc dziwić się temu, że dziś coraz więcej mężczyzn, ale także i kobiet, spędza większość czasu w pracy oraz konsumując zarobione pieniądze. Znaczna część aktywności młodych ludzi obraca się teraz wokół Internetu i zatrważający jest także fakt, że aktualnie potrzebę bliskości człowieka zaspokaja społeczność internetowa wraz z wszechobecną pornografią. Bądź wojownikiem i walcz Atmosfera współczesności bardzo mocno opiera się na kontestowaniu odpowiedzialności za cokolwiek. Liczy się dziś jedynie własne szczęście i wolność. Odpowiedzialność zaś ogranicza naszą wolność w robieniu tego wszystkiego, na co aktualnie mamy ochotę. Należy się jej więc sprzeciwiać w każdy możliwy sposób. Można powiedzieć, że sam tylko obowiązek zapewnienia bytu rodzinie utrzymywał mężczyznę przy niej. Jednak nie można Fot. Pixabay

skończyć tego twierdzenia w tym miejscu. Obowiązek ten wypływał bowiem i z nacisku społecznego, które widziało w rodzinie swoje dobro, i z osobistej miłości mężczyzny do swej kobiety oraz potomstwa. Miłość zaś łączy się z ściśle z odpowiedzialnością. Mężczyzna widzący delikatność kobiety i kruchość dziecięcego życia, stając w obronie słabszych i bezbronnych, stawał do swej pracy, by w ten sposób zabezpieczyć ich los. Trudno jednak powiedzieć, że dobra sytuacja ekonomiczna jest gwarantem stabilności w rodzinie, a co z tego bezpośrednio wynika, zapewnienia bezpieczeństwa poczętemu życiu. Dziś mamy sytuację inną od tej sprzed kilku wieków – pomimo sprzyjającej sytuacji gospodarczej, utrzymuje się niesłużące nowemu życiu środowisko. Tak jak kiedyś mężczyzna był opiekunem życia, tak teraz musi być jego obrońcą. Nie wymaga się już od niego tylko pracy dla rodziny, ale aktywności w wielu sferach życia. Wszędzie tam, gdzie wzmagają się siły będące przeciw życiu, musi być obecny mężczyzna. Zagrożenie czyhające już od pierwszych chwil

poczęcia, jakim jest aborcja, powinno stać się ważnym punktem zapalanym w głowie każdego odpowiedzialnego faceta. Walka o życie nie jest jedynie batalią systemową, nie toczy się ona tylko przeciwko fatalnemu prawu i różnym agresywnym ruchom oraz organizacjom proaborcyjnym. To bitwa, która odbywa się na polu duchowym. Wiele dzieci spędza się nie tyle z powodów ekonomicznych, ale z powodu chociażby niechcianej ciąży. Na brak chęci do podjęcia się macierzyństwa i ojcostwa w młodych ludziach, wpływa obecnie bardziej sfera moralna i uczuciowa. Róbta, co chceta Mężczyzna – przyzwyczajony do życia wygodnego, pozbawionego obowiązków i poświęceń oraz coraz bardziej otumaniony pornograficzną wizją seksu – który jest niezdolny do okazywania zdrowej czułości i ciepła kobiecie, nie potrafi zapewnić jej tych podstawowych warunków, których ona potrzebuje, by zdecydować się na ciążę i posiadanie dziecka. Ponadto ile razy już słyszeliśmy o sytuacjach, w których kobieta przez samego mężczyznę – ojca


39 dziecka – była zmuszana do dokonania aborcji? Co przerażające, społeczeństwo także czyni dziecko przedmiotem i własnością matki, tak jakby tylko ona miała swój istotny udział w akcie poczęcia się dziecka. W mediach również kreuje się obraz skomplikowanego rodzicielstwa, podając ludziom nadmiar niepotrzebnych informacji oraz pytań. Przez nie ludzie postrzegają posiadanie potomstwa jako rzecz przerastającą ich siły. Mężczyzna widząc to, nawet w razie poczęcia się dziecka, czuje moralne przyzwolenie na to, by w tej sytuacji pozostawić kobietę samą sobie lub właśnie zmusić ją do aborcji, by pozbyć się zbędnego dla niego balastu. Antykoncepcja daje poczucie, że współżycia nie krępuje już jakakolwiek wstrzemięźliwość, która dotychczas nie dawała możliwości poczęcia się życiu w sposób naturalny. Oderwanie seksualności od płodności jest inną kwestią społeczną i duchową, która ma zdecydowany wpływ na ogromną liczbę aborcji. Seks, który ma być tylko przyjemnością bez zobowiązań, czyli bez ryzyka zajścia w ciążę, zaskakuje niechcianą ciążą młodych, którzy nie dochowują przedmałżeńskiej czystości. Współżycie seksualne stało się powszechnie dozwolone i straciło swoją wyłączność, jaka wiązała się z małżeństwem. To, co dawniej było naturalne, przestało dziś takie, być. Osobista przyjemność jest ważniejsza od dobra jakim jest ludzkie życie. To zaś powoduje, że upadają takie podstawowe instytucje, jakimi są: rodzina i małżeństwo, czy – zdawać by się mogło – najtrwalsze zasady moralne.

Zdominowani uciechą przerażamy się wszystkim tym, co wiąże się z troską o dorastające życie. Problemy, które przynosi dobrze płatna praca, są lżejsze i łatwiejsze do rozwiązania, niż te, które przyniosłoby dziecko ze szkoły czy kłótnia ze współmałżonkiem. Przyjemność nie może być celem, lecz efektem Mężczyzna jako wojownik nie może stawiać przyjemności ponad cokolwiek. Przyjemność powinna być wynikiem jakiegoś działania, nie zaś jego celem. Podjęcie ojcostwa przez młodego mężczyznę z pewnością wiąże się dla niego z ogromnym wyzwaniem – to przecież trud wychowania i utrzymania, trud bycia przy małżonce oraz obrony życia i własnej decyzji, ale i z radością płynącą z przyjęcia na świat nowego istnienia możliwość dbania o kogoś bezbronnego czy widzenia realnego owocu swej miłości małżeńskiej. Tutaj jednak potrzeba tej zmiany w naszej współczesnej mentalności, która nastawiona jest jedynie na dostrzeganie rozkoszy, nie zaś swoich obowiązków wobec samego siebie i innych. Pomiędzy jednym, a drugim trzeba dziś umieć zachować złoty środek, który zna roztropny mężczyzna. Gotowość do przyjęcia życia likwiduje nawet najdrobniejszą myśl o zamordowaniu niemowlęcia. To nowe życie powinniśmy chronić nie tylko od momentu samego poczęcia, ale także już przed nim. Trzeba pokazać mężczyznom, że skoro nie mogą być już filarem ekonomicznym rodziny i w ten sposób spełniać swej roli ojca, to mogą być filarem,

który będzie budował wokół rodziny atmosferę miłości i odpowiedzialności. Oznacza to jednak rezygnację z przypadkowego seksu. Będzie więc więcej sytuacji wymagających samozaparcia, wyjścia poza własną sferę komfortu, jasne deklarowanie swoich poglądów. Wszystko to, choć trudne, ma swoją zaletę – wzbudza męstwo, które ucieszy każdego normalnego mężczyznę. Do tego męstwa warto zapraszać przez swój przykład każdego, tak by nie czuł się osamotnionym. Jeśli mężczyzna zobaczy, że kolejny mąż trwa wiernie przy swej żonie, że kolejnemu przyjacielowi rodzi się kolejne dziecko, że wokół niego jest coraz mniej ataków wobec najbardziej bezbronnych, będzie mógł być dumnym z dokonania dobrego wyboru. Mężczyzna będący obrońcą życia będzie też pochodnią, od której będą mogli się rozpalić inni. Takiego mężczyznę jednak trzeba wychować w naszych środowiskach i parafiach korzystając ze wszystkich możliwych metod. W ten sposób możemy choć trochę złagodzić kryzys toczący męskie serca i społeczeństwo. Trzeba ukazać mężczyźnie wartość życia – najpierw jego własnego – po to, by mógł cenić potem życie innych. Trzeba też rozbudzić w ludziach zdrowy rozsądek, zdolność do trzeźwego myślenia i racjonalnego oceniania rzeczywistości, która ich otacza. Brak automatycznego kojarzenia rodzin wielodzietnych z patologią z pewnością w dużej mierze się do niej przyczyni. Nie zwalczy się aborcji prawnie, jeśli wpierw nie zmieni się ludzkiego serca, w szczególności serca mężczyzny.


40

Fot. Pixabay


41

Medialna propaganda okultyzmu

– Halloween

Karolina Babik

Wielkimi krokami zbliża się listopad. Chyba dla każdego jest to okres zadumy, refleksji nad życiem – zarówno doczesnym, jak i pośmiertnym. Zatrzymujemy się na chwilę i oddajemy cześć zmarłym. Nie wszystkim jednak wystarczy Dzień Wszystkich Świętych czy potocznie zwane Zaduszki. Idąc z duchem nowoczesności i pogaństwa, coraz częściej słyszymy w Polsce o kolejnym, zapożyczonym „święcie” – Halloween. Czym tak właściwie jest Halloween? „All Hallows’ Eve” oznacza Wigilię Wszystkich Świętych, ale też Noc Czarów. Według Słownika Języka Polskiego, jest to wesołe święto, podczas którego dzieci i młodzież, przebierając się za zjawy i potwory, wychodzą na ulice i pukają do domów, wykrzykując: „cukierek albo psikus!”. Lecz nie tylko. Według pradawnych, celtyckich wierzeń, jest ono okazją do nawiązania kontaktu ze zmarłymi, kultu przodków. Celtowie, ponad 2 tysiące lat temu, żegnając okres letni, a witając zimowy, w kontrowersyjny sposób szykowali się do srogich czasów. Święto to nazywali „Samhai” – dniem, w którym duchy i demony zstępują na ziemię i nawiedzają swoich bliskich. Druidzi – czyli celtyccy kapłani, magowie – wchodzili w mocne okultystyczne rytuały, usiłując kontaktować się ze zmar-

łymi i praktykując okultystyczne obrzędy, typu: zapraszanie duchów bliskich zmarłych do swoich domów w celu schronienia; sabaty czarownic; palenie ognisk w celu odstraszenia złych mocy; wkładanie przerażających masek i skór zwierzęcych; zabieranie światła złym duchom. Warto tutaj przypomnieć, że w Piśmie Świętym czytamy: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by (...) uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych (Pwt 18, 10–11). Z pozoru niewinne zabawy obchodzone 31 października, podczas których ulice amerykańskich (i nie tylko) osiedli ozdabiane są lampionami, wydrążonymi w przeróżne wzory dyniami, mają na celu oddać klimat strachu i niepewności. Są niczym innym, jak okultystycznymi zabawami, które otwierają człowieka na działanie zła. Niewielu obchodzących ten kult zdaje sobie sprawę, że noc z 31 października na 1 listopada to ważne święto w „kościele” Szatana, w związku z czym Kościół Rzymskokatolicki potępia Halloween jako kult złego. Z czym to się je? Może się wydawać, że przerażające kostiumy to tylko zabawa.

Że dynie ze świecami w środku są po prostu piękne, a żebranie słodyczy od obcych ludzi i zakłócanie ich prywatności nocą jest wtedy jak najbardziej w porządku. Nic bardziej mylnego! Pewnie ludzie nie zdają sobie sprawy z symboliki, ale dynia, wystawiana w oknie czy przed domem oznacza oddanie czci demonowi. Jest ona symbolem postaci zwanej „Jack–o’–lantern”, który zawarł pakt z diabłem. Jack uwięził go, lecz został po śmierci skazany na wieczną tułaczkę z latarnią w ręce. Czy nadal dynia wydaje się być taka fajna? Zbieranie cukierków przywodzi na myśl druidów, którzy tułali się od drzwi do drzwi szukając posiłku – nie dla ciała, lecz dla duszy. A ich posiłkiem były ofiary składane z ludzi (często młode dziewice, palone na stosie). Warto wspomnieć, iż „Samhai”, dziś zwane Halloween, jak przystało na XXI wiek, jest niesamowitą okazją do zarabiania naprawdę grubych pieniędzy na kostiumach, gadżetach, słodyczach i tego typu rzeczach. Nieświadomi ludzie nie dość, że ograbiają głupotą swoją duszę, to jeszcze portfele. Media bombardują nas propozycjami i reklamami, skazując nas na poważne niebezpieczeństwo. Medialna propaganda okultyzmu każe nam iść z duchem czasu, a najbardziej cierpią na tym dzieci. Zastanówmy się więc, posyłając dzieci na przedszkolną/szkolną imprezę – przebierankę z okazji Halloween. Czy naprawdę chcemy, aby nasze pociechy nieświadomie oddawały cześć złu?


42 Szpeciły swoje niewinne ciała odrażającymi strojami? Zamiast uczyć się współczucia i miłości do bliźnich – straszyły je? Czy chcemy iść z duchem czasu i zatracić w tym wszystkim sens Święta Zmarłych, którzy niekiedy potrzebują naszej pomocy w postaci modlitwy, a którzy często wypraszają u Boga potrzebne nam łaski? Przystańmy więc na chwilę przy grobach bliskich i zastanówmy się nad jakością naszego ziemskiego życia oraz sensem śmierci – bez robienia z siebie (i zmarłych) pośmiewiska i otwartych drzwi dla zła.

Fala profanacji kościołów we Francji

Magdalena Siemienas Francja, pierworodna córa Kościoła, w zatrważającym tempie odwraca się od Boga. Chrześcijanie muszą mierzyć się dzisiaj z masowym niszczeniem kościołów, a nawet morderstwami na kapłanach. Brak wiary i antyklerykalna polityka wydają się być kontynuacją scenariusza sprzed ponad 200 lat, kiedy we Francji rozpoczęła się rewolucja francuska, a ludzi prześladowano za wiarę. Francjo, najstarsza córo Kościoła, co zrobiłaś ze swoim chrztem? – zapytał ojciec święty Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki w 1985 roku. Kraj, który w Lourdes nawiedziła Najświętsza Maryja Panna, który wydał na świat wielu świętych, np. Joannę d’Arc, czy

Jana Marię Vianey, jest dziś jednym z najbardziej niewiernych państw, które odchodzi od Kościoła i walczy z religią chrześcijańską. Co gorsza, Francja skręca obecnie w niebezpiecznym kierunku i ustępuje swoje pole islamowi. Kto za to odpowiada? Przede wszystkim władza. Rząd walczy nie tylko z samymi katolikami, ale również z całą tradycją z jakiej się wywodzi. Wierni nie stanowią już dla nich żadnej wartości religijnej ani kulturowej. Katolicy we Francji muszą dziś bronić swojego Kościoła przed rządzącymi, którzy, najprościej mówiąc, chcą się ich pozbyć, ponieważ nie pasują do kraju w którym szerzy się bezkrytyczny multikulturalizm i poparcie dla polityki „otwartych drzwi”.

W telewizji obywatele Francji mogą usłyszeć m.in. o panującym katolickim totalitaryzmie w momencie, gdy islamiści mordują na ulicach ludzi, wprowadzają powszechny terror i żądają budowy nowych meczetów. Rządzący nie robią zbyt wiele, żeby walczyć z muzułmanami. W ubiegłym roku zgłoszono za to postulat, który mówi o zamienianiu kościołów w meczety. Rząd finansuje budowę meczetów i kształcenie imamów. Patrząc na to, że we Francji żyje obecnie prawie 7 mln islamistów, kościoły są niszczone, a kapłani mordowani, „najstarsza córa Kościoła” może zamienić się w kalifat, a katolicy zaczną być prześladowani za wiarę, tak jak miało to miejsce wieki temu. Fala profanacji Wzmożenie profanacji kościołów i Najświętszego Sakramentu rozpoczęło się już wiele lat temu. Celem była nie tylko kradzież konsekrowanych Hostii, ale także chęć zbeszczeszczania świątyń.


43 Rozbijano tabernakula, rzeźby i krucyfiksy. Przykładów ataków na Kościół jest coraz więcej. Od kilku lat kilka razy w tygodniu w jakiejś francuskiej parafii dochodzi do próby włamania się do tabernakulum i zbezczeszczenia Ciała Chrystusa. Najbardziej rażą jednak te, do których ręce przykładają sami obywatele. Jednym z nich może być protest środowisk lewicowych i Trybunału Administracyjnego przeciwko postawionej w 2011 roku figurze Matki Bożej Lemańskiej nad Jeziorem Genewskim. Władze zaapelowały o usunięcie figury ze wzgórza w inne miejsce. Na rzeźbie znajdował się napis: Matko Boża Lemańska, czuwaj nad swoimi dziećmi. Kolejny przykład – likwidacja świąt katolickich. Partia Socjalistyczna we Francji domagała się likwidacji świąt katolickich na terytoriach zamorskich i umożliwienie handlu w niedziele. Poprawka została przyjęta za sprawą Eriki Bareigts, socjalistycznej deputowanej z wyspy Reunion. Kobieta chce zlikwidować dni wolne przypadające podczas katolickich świąt tj.: Poniedziałek Wielkanocny, Wniebowstąpienie, czy Wszystkich Świętych. Nie brakuje także bezpośrednich ataków, które przejawiają się m.in. przez wypisywanie na kościołach bluźnierczych napisów. Wiele z nich ma charakter anarchistyczno-lewicowy. Do takich agresji doszło m.in. w Marsylii, gdzie zaatakowano kościół św. Marii Magdaleny. Na murach świątyni umieszczono hasło: Jedyny kościół, który świeci, to kościół, który płonie. Agresja wobec wiary chrześcijańskiej wzmaga się coraz bardziej. Niszczy się tablice ogłoszeniowe

oraz grobowce na przykościelnych cmentarzach. W kraju niejednokrotnie dochodziło także do próby podpalenia kościołów. Osoby odpowiedzialne za różne akty wandalizmu, z czasem okazują się niewinne. Przykładem może być sprawa uniewinnionych neofeministek, które trzy lata temu sprofanowały katedrę Notre Dame i uszkodziły tamtejszy dzwon. Sąd w Paryżu nie znalazł w nich żadnej winy. Ukarano jedynie pracowników służb porządkowych, którzy wpuścili półnagie kobiety do świątyni. Neofeministki wtargnęły wówczas do katedry, zrzuciły z siebie ubrania, drwiły ze znaku krzyża, wykrzykiwały antykatolickie i antypapieskie hasła. Sąd oddalił wszystkie zarzuty. Księża na celowniku Niebezpieczna polityka Unii Europejskiej oraz napływ muzułmanów zdecydowanie nie sprzyja chrześcijaństwu. Obca cywilizacja, która zalewa dzisiaj Europę, z zimną krwią morduje ludzi w biały dzień. Na celowniku są także katoliccy księża. Do pierwszego ataku na kapłana doszło w lipcu bieżącego roku, kiedy to dwóch uzbrojonych mężczyzn wzięło zakładników i zabarykadowało się w świątyni. Napastnicy zamordowali wówczas odprawiającego Mszę Świętą 84-letniego kapłana, ks. Jacquesa Hamela.

Miesiąc po tym tragicznym wydarzeniu w Paryżu dokonano brutalnej ewakuacji jednego z kościołów. Co niedzielę odprawiano w nim „nielegalne” Msze Święte. Wierni, którzy sprzeciwili się zburzeniu świątyni i stanęli w jego obronie, zostali siłą wywleczeni przez policję. Na ziemię powalono nawet kapłana i ministranta. Głównym powodem była sprzedaż tego miejsca, na którym ma powstać apartamentowiec z parkingiem. Jak można przeprowadzać taką akcję, podczas gdy cała społeczność chrześcijańska jest w żałobie – oburzył się jeden z radnych Ligii Republikańskiej. W dzisiejszym świecie bezpieczni nie mogą czuć się nawet kapłani, sprawujący swoją posługę. Członkowie Państwa Islamskiego grożą, że zniszczą Francję. Na obecną sytuację zareagował kard. Burke, który powiedział, że „odpowiedzią Europy na coraz szerszą ekspansję islamu powinno być mocne uświadomienie sobie chrześcijańskich początków naszego własnego narodu i Europy, chrześcijańskich podstaw rządów i umacnianie ich”. Czy władza odwróci się od destrukcyjnej tradycji rewolucji francuskiej? Czy „najstarsza córa Kościoła” dalej będzie klęczeć pod presją antyklerykalnej polityki?


44


45

Gender

to przy tym

igraszka

Dominik Cwikła Polska trzyma się twardo w kwestii obrony małżeństwa i normalności. Mimo usilnych i mocno sponsorowanych działań propagandowych, lobbyści środowisk LGBT czy też ideolodzy gender nie odnoszą w naszym kraju wielkich sukcesów. Jednak za tymi powszechnie znanymi widmami wyłania się inne zło. Jest to coś, co już poznaliśmy, gdy różne frakcje obiecywały stworzenie raju na ziemi oraz nadczłowieka, choć w zupełnie innej, nowocześniejszej i o wiele niebezpieczniejszej formie. Jest to ideologia transhumanizmu. Ten temat może brzmieć jak science-fiction, ale wiele wskazuje na to, że już za kilkadziesiąt lat transhumanizm będzie realnym widmem, które nawet teraz pomału wychyla się na świat. Wyobraźcie sobie, że możecie skopiować swój umysł – wszystkie wspomnienia, upodobania, wiedzę, umiejętności i doznania. Następnie przenosicie je do innego ciała – kobiety lub mężczyzny, dziecka lub dorosłego. Albo do komputera, który ma dostęp do sieci. Albo od razu ktoś tworzy kilkadziesiąt kopii i przeniesie Wasz umysł do komputera podpiętego pod maszynę. Transhumanizm – często oznaczany symbolem „T+” – to ideologia zmierzająca do stworzenia nadczłowieka poprzez wykorzy-

stanie zaawansowanych technologii. Już teraz w aktywistach i zwolennikach tego ruchu mówi się o stworzeniu boga, czy nawet bogów w miejsce ludzi.

oczekiwanie) na radykalne zmiany w naszej naturze i dostępnych nam możliwościach oferowanych przez różne nauki i technologie.

Skąd pomysł?

Warto wspomnieć o jeszcze jednej osobie ściśle związanej z ruchem transhumanistycznym. Jest nią Ferejdun Esfandijari, syn irańskiego dyplomaty. Zmienił nazwisko na „FM-2030”. Jestem osobą z XXI wieku, która przez przypadek została włączona w dwudziestym. Bardzo tęsknię za przyszłością – powiedział niegdyś.

O ile wspomniana przeze mnie wizja wydaje się być daleką przyszłością, jeszcze dalszą była dla Mikołaja Fiodorowa, prawosławnego filozofa, który już pod koniec XIX wieku mówił o przedłużeniu ludzkiego życia, a potem osiągnięciu nieśmiertelności, wskrzeszaniu zmarłych czy osiedlania się ludzkości na innych planetach. To właśnie Fiodorow uważany jest za prekursora transhumanizmu. Pierwszy raz termin „transhumanizm” został użyty przez Juliana Huxleya, który stwierdził, że jest to człowiek pozostający człowiekiem, ale wykraczający poza siebie przez zrealizowanie nowych możliwości odnoszących się do jego natury. Obecną definicję utworzył urodzony w 1964 roku Max More: Tr a n s h u m a n i z m to klasa filozofii, które próbują kierować nas w stronę kondycji postludzkiej. Transhumanizm dzieli wiele elementów z humanizmem – przede wszystkim szacunek dla rozumu i nauki, nacisk na postęp i docenianie roli człowieczeństwa (czy transczłowieczeństwa) w życiu. Transhumanizm różni się od humanizmu przez przyzwolenie (a nawet

Przybrane nazwisko wyrażało nadzieję na to, że w 2030 roku (on sam urodził się 100 lat przed tymże rokiem) technologia będzie na tyle rozwinięta, że zmarłym będzie można przywracać życie, a sam żywot będzie w nieskończoność wydłużany. Po jego śmierci 8 lipca 2000 roku został zatopiony w ciekłym azocie – temperatura minus 196 stopni Celsjusza – by, gdy technologia będzie miała taką możli-


46 wość, zostać przywróconym do życia. Postczłowiek To cel transhumanizmu. Stworzenie istoty silniejszej i inteligentniejszej od człowieka oraz praktycznie nieśmiertelnej. Ten ostatni aspekt ma zostać osiągnięty poprzez wspomniany już transfer umysłu do innego ciała lub komputera o wielkiej mocy. Niestety, takie możliwości wydają się być realne za kilkadziesiąt lat, ale o tym za chwilę. Bóg stworzył człowieka śmiertelnym, z wieloma ograniczeniami fizycznymi i psychicznymi. Transhumaniści odrzucają to wszystko. Chcą, by człowiek dokonał rewolucji w swojej historii. Dzięki transferom umysłu chcą wyeliminować śmierć, choroby fizyczne i umysłowe, a także ograniczenia wynikające z fizyczności. Tylko czy będzie wtedy jeszcze miejsce dla człowieka? Czy to w ogóle możliwe? Krytycy twierdzą, że oczekiwania technologiczne transhumanistów są zbyt wielkie. Jednak musimy spojrzeć na fakty. Obecnie uważa się, że umysł ludzki to pewne zjawisko, które ma miejsce w wyniku wymiany informacji między neuronami w mózgu. Każdy z nas ma od 15 do ponad 30 miliardów neuronów w głowie. a każdy z nich może mieć do 10 tys. połączeń synaptycznych. Naukowcy próbują stworzyć jak najwierniejsze mapowanie, tj. próbę odtworzenia połączeń wszystkich neuronów oraz re-

akcji zachodzących między nimi. Pojawiają się tutaj ograniczenia wynikające z dostępnych obecnie procesorów oraz pojemności pamięci dysków. W 1985 roku odtworzono mapę połączeń w układzie nerwowym pasożyta – nicienia, zaś 8 lat później przeprowadzono częściową próbę symulacji jej działania. Sześć lat temu stworzono i zasymulowano model mózgu muszki owocowej. Wcześniej, bo w 2005 roku, rozpoczęto „Blue Brain Project”. W jego efekcie już w następnym roku pomyślnie przeprowadzono symulację pojedynczej kolumny neuronalnej mózgu szczura, w którym znajdowało się 10 tys. neuronów z milionem synaps. Zaledwie pięć lat później, dzięki superkomputerowi Blue Gene/P, stworzono symulację obwodu 100 kolumn neuronalnych. Zawierało się w nich milion neuronów (czyli sto razy więcej w przeciągu zaledwie kilku lat!) oraz miliard połączeń neuronalnych. To tyle samo, co w mózgu pszczoły. Oczywiście człowiek nie mógł ograniczyć się do bakterii, insektów i zwierząt. Zabrano się za symulacje mózgu człowieka. Kierujący projektem BBP Henry Markam stwierdził, że do osiągnięcia skali ludzkiego mózgu potrzebny jest komputer, który pomieści 500 petabajtów danych. Ponieważ takich jednostek zapewne nie używacie, jest to 500 tys. terabajtów danych, czyli 500 mln gigabajtów. Są to wielkości używane m.in. przez Google, CERN, czy też Microsoft. Markam powołał „Human Brain

Project”. W styczniu 2013 roku wybrano go jako Europejski Projekt Flagowy, dzięki czemu w latach 2014-2020 ma uzyskać do 1 miliarda euro dofinansowania z naszych pieniędzy. W 2013 roku podobną inicjatywę podjęto także w Stanach Zjednoczonych. „Brain Activity Map” ma za zadanie w ciągu 10 lat umożliwić całkowite poznanie naszego umysłu i reakcji w nim zachodzących. Fatalna rewolucja technologiczna Oczywistym jest fakt, że rozwój technologii jest niemożliwy do zatrzymania. technologia Sama z siebie nie jest też zła. Dzięki nauce przedłuża się czas życia oraz poprawia jego jakość. Obecna medycyna pozwala na wstawianie protez, dzięki czemu ludzie bez kończyn mogą znowu całkiem normalnie żyć. Dzięki aparatom osoby z chorym słuchem znowu mogą słyszeć dźwięki. Gdyby nauka pozwoliła przywracać wzrok, byłoby to również pożyteczne. To wszystko jest dobre. Ale do pewnych granic i z zachowaniem pewnych zasad. Postęp to – w klasycznym tego słowa znaczeniu – rozwój z uszanowaniem tradycji. Jak kończy się rewolucyjna przemiana w życiu społeczeństw – widzimy z historii. Herezja Marcina Lutra i narzucenie zmienionego z dnia na dzień podejścia do relacji międzyludzkich oraz na linii władza-społeczeństwo doprowadziło do krwawych wojen trwających nawet do kilkudziesięciu lat w całej Europie. Rewolucja industrialna i nagłe przestawienie się na produkcję


47 masową spowodowało niespotykany wcześniej – nawet w czasach niewolnictwa w starożytności – wyzysk ogromnych rzesz ludzkich. Oprócz tego odbiło się to na trwałości rodziny oraz roli mężczyzny i kobiety. Teraz zaś – jakby w ukryciu – szykuje się nam nową rewolucję. Pomijając kwestie rewolucji seksualnej, aborcyjnej, czy obecnie forsowanej ideologii genderowej, które wszystkie „wymiękają” przy tej opisywanej przeze mnie. Problemem nie będzie bowiem aborcja czy seksualność – po co bowiem w ogóle rodzić dzieci, skoro można będzie wyprodukować maszyny ze skopiowaną wcześniej inteligencją, która – jako prawdziwa inteligencja – będzie miała możliwość rozwijania się, do tego w o wiele szybszym tempie, niż „zwykły”, ludzki umysł? Jeśli świadomość ludzka zostanie zamknięta w maszynie, to po co komu płeć i kwestia seksualności? To wszystko zniknie – nie będzie ojca, matki, brata. Szykuje się rewolucję permanentną, która może usunąć rodzaj ludzki. Nadczłowiek i „bóg” Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Rosja, być może Chiny oraz inne kraje wydają ogromne pieniądze na rozwój technologii i badania nad ludzkim umysłem, by móc go kopiować. Standardowo – ma służyć postępowi społeczeństwa. W praktyce jednak – jak każda zabawa w Boga i nadczłowieka – może skończyć się światową tragedią. Wydaje się, że transhumanizm może pokonać śmierć. Jednak ciężko stwierdzić, czy będzie to wciąż ta sama istota. Prawdzi-

wa inteligencja przeniesiona do komputera raczej nie stanie się człowiekiem. Ludzkość – lub raczej rodzaj, który wówczas się pojawi – będzie uzależniony od zaawansowanych technologii oraz stałych dostaw energii, które będą utrzymywać maszyny sterowane przez umysły ludzi zamknięte w procesorach. Według obecnych doświadczeń wynika, że być może dzięki połączeniu inteligencji ludzkiej z komputerem można przyspieszyć procesy myślowe, analityczne i inne. Jeśli część ludzkości przyjmie transhumanizm, gdy ruch ten będzie miał odpowiednie warunki do wprowadzenia swoich idei w życie, pozostali będą również musieli to zrobić lub zginąć. Ogromne potrzeby energetyczne bowiem zmuszą „tamtych” do ujarzmienia wszystkich źródeł surowców na ziemi. Nie będzie więc miejsca dla „zwykłych” ludzi, którzy chcą żyć jak dawniej. A człowiek – ograniczony naturalnymi zdolnościami mózgu oraz swoim ciałem – nie da rady powstrzymać ludzi-maszyn, którzy będą mieli zwielokrotnione zdolności umysłowe oraz fizyczne. Ludzkość doprowadzi się do stanu, w którym zniszczy samą siebie i to bez użycia bomb. W takim świecie nie będzie miejsca na etykę – zastąpi ją technologia. Nie będzie rodzin ani płci – będzie wybór designu robota, do którego podłączy się umysł. Nie będzie ojczyzn i narodów – w najlepszym razie zastąpią je korporacje, które posiadają technologie do produkcji maszyn oraz kopiowania i przenoszenia umysłu. I wreszcie – nie będzie także Boga. Na jego miejsce wejdzie ludzka – jeśli jeszcze

Fot. Pixabay


48 będziemy mogli mówić o człowieczeństwie – wola. Warto zadać sobie pytanie: kto miałby tym wszystkim rządzić i administrować? Przy założeniu, że umysł można skopiować i przenieść w dowolne urządzenie, pojawia się przecież kwestia możliwości modyfikowania go. Osoby mające dostęp do takich informacji mogłyby dokonywać zmian, chociażby w kwestii wolnej woli i posłuszeństwa. Niemożliwe? Przecież już teraz – wykorzystując luki w prawach państwowych oraz międzynarodowych – prowadzi się nielegalne badania nad komórkami ludzkimi. Czy więc wizja masowej „produkcji” postludzi – czyli wgrywania umysłów do maszyn – nie jest jednocześnie wizją ostatecznego zniewolenia? Przeraża trochę fakt, że w głównych mediach na ten temat nadal nic się nie mówi. A jest to

przecież wizja, z którą – jak napisałem na początku – za kilkadziesiąt lat będziemy musieli się otwarcie zmierzyć, a która już teraz dokonuje poważnych postępów. Sam osobiście wątpię, by ktokolwiek chciał inwestować setki miliardów (i jeszcze więcej!) dolarów amerykańskich, funtów brytyjskich czy też euro, by „bez haczyków” poprawić warunki życia ludzkości. Nie wierzę w to, by ktoś chciał dokonać tak wielkiej rewolucji i nie sprawować nad jej żniwem jak największej kontroli. Nie wszystko stracone Ten proces jest finansowany przez najlepiej rozwinięte państwa świata oraz największe korporacje. Wydaje się, że prawie nic – poza kataklizmem lub wojną totalną – nie jest w stanie go powstrzymać. Są jednak dwie rzeczy, których człowiek nigdy nie obejdzie.

Pierwszą z nich jest ograniczenie w rzeczywistości. Może okazać się, że technologia nie jest jednak w stanie – choć dotychczasowe eksperymenty nie wskazują na to, wręcz przeciwnie – osiągnąć tak wielkich efektów, jakie się zakłada. Może okazać się, że ludzki mózg to pewien wyjątkowy element, którego żaden superkomputer nie jest w stanie odtworzyć w całości. Drugą – właściwie oczywistą opcją – jest Boża wola. Gdyby ruch transhumanistyczny miał być bliski osiągnięcia swoich celów albo i nawet je wykonał, Boga nie pokonają, ani tym bardziej nie zgrają Jego umysłu. Z Bogiem nikt nie wygrał i nie wygra. A zabawa w Niego – co właściwie robią transhumaniści – nigdy nie była przez Niego dobrze postrzegana.


49

Romantyczne

hasła i...

NIC Adam Pistecki

Nacjonalistom oczywiście te słowa się nie spodobają, ale cóż poradzić. Patriotyzm to coś więcej, niż wydzieranie się raz w roku w rytm słów: „Bóg, honor i ojczyzna”. Boję się, do czego obecni patrioci będą mogli się posunąć. W imię patriotyzmu zrobiono z chuliganów bohaterów i miłujących ojczyznę facetów. Ładnie to wygląda, ale czy to jakoś na nich wpłynęło? Niestety nie. Może tylko bardziej ośmieliło – niedawno pobito przecież człowieka w tramwaju tylko za to, że mówił po niemiecku. A patriotyzm to coś więcej, niż pójście kilka razy w roku na jakiś marsz i wydzieranie się. Patriotyzm to praca nad sobą, by ojczyzna miała kolejnego wartościowego obywatela, który będzie pozytywnie wpływał na innych. Założenie koszulki i gadanie, jakim to patriotą nie jesteś nie sprawi, że patriotą faktycznie będziesz. Zacznij więc myśleć i pracować nad sobą. Niech Twoja miłość do ojczyzny będzie czymś więcej, niż pustym frazesem lub powodem do agresji na taką czy inną osobę. Bo chuligaństwo, albo bycie zwykłym kibicem nie oznacza, że ktoś kocha swoją ojczyznę.


RYCERSTWO AMBITNIEJSZE CZASOPISMO DLA MŁODZIEŻY


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.