Prestiż magazyn szczeciński (czerwiec 2025)

Page 1


Kadry Prestiżu w Filharmonii

Szczecin gra w padla

Prestiżowy przegląd dzielnic – Prawobrzeże

JUŻ OTWARTE!

Odkryj świat kobiecej elegancji i wyjątkowego stylu w nowo otwartym salonie Dorothee Schumacher.

poniedziałek – piątek - 10:00 – 18:00 | soboty i niedziele handlowe - 10:00 – 15:00 al. Jana Pawła II 46, Szczecin

25 16

Na okładce: Marek Łuczak

Autor: Edyta Bartkiewicz

SPIS

TREŚCI

12. Słowo od naczelnej

15. Nowe miejsca

WYDARZENIA

16. Inauguracja pełna emocji

19. Dorothee Schumacher – nowa ikona stylu na modowej mapie Szczecina

21. Kadry Prestiżu w Filharmonii

23. Obudź w sobie boginię

24. Więcej szminki i do ataku

27. Hrabiny – nadal na przodzie

28. Nowe życie starych butów

31. Międzyzdroje znowu lśnią. Amber Baltic sercem Festiwalu Gwiazd 2025

32. Berlińskie herstorie

34. Graficzne jeden na jeden

FELIETON

37. Błogosławiony bezruch i brak wydarzeń – pisze Szymon Kaczmarek

39. Tragiczne morskie święto – pisze Dariusz Staniewski

40. Ziemniak – skarb w menu – pisze Dariusz Staniewski

TEMAT Z OKŁADKI

42. Nadkomisarz Marek Łuczak – szczeciński Indiana Jones

STYL ŻYCIA

48. Prestiżowy przegląd dzielnic

54. Szczecin gra w padla

BIZNES

61. Czas na zmiany. KSeF nadchodzi

62. Specjalistka od zielonej chemii

64. Zachodniopomorski PZDF. Udany pierwszy rok

66. Actros ProCabin – konkursowy transport najwyższej jakości

69. Szlakiem zachodniopomorskich winnic

DESIGN

76. Zoom na detale

80. Nowy styl miejskiego życia

ZDROWIE I URODA

82. Pielęgnacja, która nie zna sezonów

84. Piękno w rękach nauki

85. Wstydliwy problem, o którym trzeba mówić głośno

86. Niech to lato pomoże nam wszystkim odzyskać energię… także naszej skórze

89. Słońce na dobre i na złe

91. Warto spełniać marzenia

92. Fitness dający balans

94. Manipulacja kręgosłupa w fizjoterapii: bezpieczna czy nie?

96. Skóra pod specjalnym nadzorem

98. Estrogeny – hormony młodości

100. Ekspert radzi

KULTURA

102. Recenzje teatralne – pisze Daniel Źródlewski

104. Polsko-żydowski patriota, gwiezdny olbrzym i wróg Fredry

107. Zapowiedzi kulturalne

112. Lato Jackpota

115. Kroniki

Apartamenty na sprzedaż 33 luksusowe mieszkania z widokiem na Jezioro Dąbie

Wybierz to, co najlepsze! Ostatni etap inwestycji to unikalne i komfortowe apartamenty od 78 m2 – 115 m2

Sprawdź naszą ofertę: www.marina-developer.pl | Zadzwoń: 609 11 30

Sentymentalna podróż Prestiżu

Setki zdjęć, dziesiątki sesji, dużo emocji i poruszających historii. Już niebawem nasz prestiżowy dorobek będzie żył swoim życiem.

26 czerwca w Filharmonii im. M. Karłowicza w Szczecinie odbędą się nasze urodziny połączone z wernisażem. To co zobaczymy na ścianach galerii to prace znakomitych fotografek, fotografów, wizażystek, stylistek, którzy przez te wszystkie lata z nami współpracowali i nadal współpracują. To nasz hołd dla ich talentu i wyobraźni. Zobaczymy fragmenty sesji, które wyszły spod rąk, m.in. Panny Lu, Oli Medvey-Gruszki, Agnieszki Ogrodniczak, Mai Holcman, Adama Fedorowicza czy Jarosława Gaszyńskiego. Podobnie jak fotografie, bohaterowie zdjęć są fascynujący. To portrety nietuzinkowych osób, ludzi związanych ze sztuką i kulturą, ale nie tylko. Podczas wernisażu będzie okazja spotkać ich także na żywo, a to tylko część niespodzianek, które przygotowaliśmy.

Zabierzemy was w sentymentalną podróż przez ostatnią dekadę magazynu Prestiż. Wystawa jest podsumowaniem naszych twórczych działań, z których jesteśmy autentycznie dumni. Zobaczycie wyjątkowych ludzi i prace, na których widać wolność, kreatywność i radość tworzenia. Zapraszamy do świata, w którym intymny dialog, pomiędzy fotografem, a bohaterem przeradza się w sztukę.

Izabela Marecka

REDAKTOR NACZELNA:

IZABELA MARECKA

REDAKCJA:

ANETA DOLEGA, DANIEL ŹRÓDLEWSKI, DARIUSZ STANIEWSKI, ANNA WYSOCKA, MICHAŁ SAROSIEK

FELIETONIŚCI: ANNA OŁÓW-WACHOWICZ

ZBIGNIEW SKARUL, SZYMON KACZMAREK

WSPÓŁPRACA:

PANNA LU, KAROLINA TARNAWSKA

WYDAWCA: WYDAWNICTWO PRESTIŻ

BUDYNEK ZUS-U, JANA MATEJKI 22|

70-530 SZCZECIN

REKLAMA I MARKETING:

KONRAD KUPIS, TEL.: 733 790 590

ALICJA KRUK, TEL.: 537 790 590

KARINA TESSAR, TEL.: 537 490 970

DZIAŁ PRAWNY:

ADW. KORNELIA STOLF- PEPLIŃSKA

STOLF-PEPLINSKA@KANCELARIACYWILNA.COM

DZIAŁ FOTO:

JAROSŁAW GASZYŃSKI, ALICJA USZYŃSKA, DAGNA DRĄŻKOWSKA-MAJCHROWICZ

ALEKSANDRA MEDVEY-GRUSZKA

SKŁAD GAZETY: AGATA TARKA, INFO@MOTIF-STUDIO.PL

DRUKARNIA:

DRUKARNIA KADRUK S.C.

REDAKCJA NIE ODPOWIADA ZA TREŚĆ REKLAM. REDAKCJA ZASTRZEGA SOBIE PRAWO DO SKRACANIA I REDAGOWANIA TREŚCI REDAKCYJNYCH.

Wydawnictwo Prestiż e-mail: redakcja@eprestiz.pl www.prestizszczecin.pl

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY

SALONY OŚWIETLENIA I MEBLI

Szczecin: ul. Jagiellońska 5, ul. Jagiellońska 8 godziny otwarcia: pon-pt: 9:00 - 17:00, sb: 10:00 – 14:00 +48 516 133 009 , +48 513 103 062, info@5plus.com.pl

5 Plus to autoryzowany przedstawiciel światowych marek

DOROTHEE SCHUMACHER

Nowo otwarty salon mody Dorothee Schumacher – marki, która słynie z kobiecości, jakości i wyrafinowanego stylu. Elegancka przestrzeń stworzona przez Magdalenę Brancewicz to miejsce, gdzie moda spotyka się z designem. Za wnętrze odpowiada We Wnętrzu – subtelnie, nowocześnie i z charakterem. Znajdziemy tu ubrania, które podkreślają osobowość i styl życia – od codziennej elegancji po wyjątkowe okazje. W planach są wydarzenia i spotkania z modą. To adres dla tych, którzy cenią klasę, detale i indywidualne podejście.

Szczecin, al. Jana Pawła II 46

BLOSSOM FLOWER STUDIO

Kwiaciarnia powstała na osiedlu Nowa Cukrownia w Szczecinie. To przytulne miejsce, w którym tworzy się nowoczesne, minimalistyczne bukiety i dekoracje kwiatowe na różne okazje. Oferujemy zarówno sprzedaż stacjonarną, jak i dostawę na terenie miasta. W Blossom Flower Studio stawiamy na świeżość, estetykę i indywidualne podejście – wszystko po to, by dodać codzienności odrobiny piękna.

Szczecin, ul. Eugeniusza Kwiatkowskiego 15/U6

Przestrzeń, w której każda osoba odnajdzie remedium na problemy skóry związane zarówno z wiekiem jak i zaburzeniami i dermatozami. To miejsce, gdzie nauka spotyka się z relaksem i pogłębioną pielęgnacją. W gabinecie realizowane są zabiegi z zastosowaniem inżynierii skóry GenFactor, EstGen, MedEstelle. Wsyzscy pracują tu zgodnie z maksymą: mniej znaczy lepiej, bo w skórze najpiękniejsze jest jej zdrowie. GabiBeauty bliżej do francuskich standardów urody aniżeli amerykańskich.

Rajkowo 50/21

Gabinet oferuje m.in. małoinwazyjne zabiegi, które poprawiają kondycję skóry i modelują rysy twarzy – bez efektu przerysowania. Magdalena Ceran specjalizuje się w modelowaniu ust z naciskiem na zachowanie naturalnych proporcji i struktury czerwieni wargowej. W ofercie znajdziemy również zabieg z użyciem stymulatorów tkankowych, lipolizę iniekcyjną, mezoterapię igłową, terapie łączone. który działa głębiej niż klasyczne wypełniacze. Ich zadaniem jest odbudowa kolagenu, gęstości i napięcia skóry.

Szczecin, Ul Krzywoustego 9-10

Inauguracja pełna emocji

Wernisażem kolaży Ewy Kaziszko swoją działalność zainaugurowała druga przestrzeń wystawiennicza na terenie OFF Mariny. Galeria OFF M powstała z inicjatywy i pod mecenatem Marcina Raubo, prezesa Marina Developer. Wystawa pn. SENSIT(I)EVE, poświęcona jest kobiecej wrażliwości i emocjom, które jej towarzyszą, choć jej wydźwięk jest zdecydowanie uniwersalny. Jak mówi sama artystka, która tworzy pod pseudonimem eve_collage, jej prace są lustrem dla tych, którzy zechcą zrozumieć, że emocje nie są słabością ale siłą napędową i inspiracją. Wystawa, której kuratorkami są Aneta Dolega i Monika Petryczko, potrwa do 13 czerwca br. Prace Ewy możecie oglądać też na IG @Eve_Collage fot. Karolina Tarnawska

DOROTHEE SCHUMACHER – NOWA IKONA

STYLU NA MODOWEJ

MAPIE SZCZECINA

W majową sobotę Szczecin wzbogacił się o nową modową przestrzeń – Magdalena Brancewicz z dumą zainaugurowała butik Dorothee Schumacher. Otwarcie było świętem mody i stylu, a atmosfera wydarzenia pozostanie z nami na długo.

Nowy salon niemieckiej marki Dorothee Schumacher przyciągnął miłośników elegancji i wyrafinowanego stylu. Wypełniony emocjami dzień obfitował w rozmowy, estetyczne doznania i serdeczne spotkania. Otwarcie nie byłoby możliwe bez zaangażowania licznych partnerów, którym organizatorzy dziękują.

Wnętrze butiku, zaprojektowane przez pracownię We Wnętrzu, zachwyca detalami i nowoczesną elegancją. Za perfekcyjną organizację wydarzenia odpowiadała firma Syto Brunch, która zadbała o klimat wydarzenia. Oprawę flory-

styczną zapewniło Manimali, tworząc przestrzeń pełną uroku, a marka Scents of Home zadbała o zmysłową warstwę zapachową, budując niepowtarzalną atmosferę. Wśród partnerów wydarzenia znaleźli się również: Plenty –kreatywny catering, Fine Wine Szczecin – starannie dobrane wina oraz BMW Bońkowscy – oficjalny partner otwarcia.

To dopiero początek szczecińskiej przygody Dorothee Schumacher, miejsca, gdzie moda spotyka się z pasją i pięknem.

Partnerzy:

Mecenasi:
Patroni medialni:

Kadry

Prestiżu

KULTURA W RYTMIE MIASTA

Ponad dwadzieścia fotografii, skrupulatnie wybranych z ponad dziesięcioletniej działalności naszego magazynu. Wszystkie stworzone i wyprodukowane przez nas albo specjalnie dla nas. Ten fascynujący dorobek, który żyje swoim życiem także poza stronami Prestiżu, udostępnimy już 26 czerwca (godz. 19) w zaprzyjaźnionych progach Filharmonii im. M. Karłowicza w Szczecinie. Urodziny połączone z wernisażem będziemy świętować dokładnie we wnętrzu Art.Room’u.

To co zobaczymy na ścianach galerii to prace znakomitych fotografek, fotografów, wizażystek, stylistek, którzy przez te wszystkie lata z nami współpracowali i nadal współpracują. To nasz hołd dla ich talentu i wyobraźni. Zobaczymy fragmenty sesji, które wyszły spod rąk, m.in. Panny Lu, Oli Medvey-Gruszki, Agnieszki Ogrodniczak, Mai Holcman, Adama Fedorowicza czy Jarosława Gaszyńskiego. Tak jak same fotografie tak i ich bohaterowie są fascynujący. To portrety nietuzinkowych osób, ludzi związanych ze sztuką i kulturą, ale nie tylko. Podczas wernisażu będzie okazja spotkać ich także na żywo

a to tylko część niespodzianek, które dla was przygotowaliśmy. – Zabieramy was w sentymentalną podróż przez ostatnią dekadę magazynu Prestiż. Wystawa jest podsumowaniem naszych twórczych działań – mówi Izabela Marecka, redaktorka naczelna Prestiżu. – Zobaczycie mocne emocje, wyjątkowych ludzi, doskonałe fotografie, na których widać wolność, kreatywność i radość tworzenia. Zapraszamy was do świata, w którym intymny dialog, pomiędzy fotografem, a bohaterem przeradza się w sztukę. ad/ plakat: Ewa Kaziszko

przebudzoną. To nie kwestia wieku ani etapu życia. To coś głębokiego, co zawsze w nas było. Wystarczy to usłyszeć. Poczuć więź – tę prawdziwą, sięgającą serca, z innymi kobietami – mówi Maria Kojder, założycielka Luna Sisters, która poprzez warsztaty, kursy online, prowadzone medytacje i kobiece wyjazdy, z oddaniem wspiera kobiety w odkrywaniu ich wewnętrznej mądrości i piękna.

Centrum kobiecej mądrości

Winnice Kojder zamienią się tego dnia w przestrzeń, gdzie elegancja spotyka się z esencją kobiecości, a każda chwila staje się świadomą celebracją bycia. Obudź Boginię to przestrzeń doświadczenia siebie na nowo, spotkania z tym, co w nas prawdziwe, piękne i często skrywane pod warstwami codzienności.

W eleganckim showroomie, pośród winorośli i subtelnych aromatów lata, powstanie atmosfera nasycona pięknem, uważnością i wysokimi wibracjami. Wyjątkowy koncert na instrumentach mocy, o głębokim, transformującym brzmieniu, przeniknie całą przestrzeń, wprowadzając uczestniczki w stan harmonii i wewnętrznego ukojenia. Najwyższej jakości olejki eteryczne subtelnie dopełnią całość doświadczenia, działając na zmysły i wspierając energetykę chwili.

Każdy element tego dnia – medytacja prowadzona z przestrzeni serca, kompozycja dźwięku i zapachu, atmosfera bliskości i troski – została stworzona po to, by kobiety mogły w pełni zanurzyć się w sobie, poczuć swoje naturalne piękno i wewnętrzną moc.

Wśród momentów głębokiego zanurzenia i wspólnego bycia znajdzie się również miejsce na wyborny poczęstunek, skomponowany z myślą o ukołysaniu zmysłów. Na zakończenie – w duchu prawdziwej troski i celebracji –każda uczestniczka otrzyma podarunki, które będą subtelnym przedłużeniem tego niezwykłego spotkania i pozwolą, by jego esencja towarzyszyła jeszcze długo po powrocie do codzienności.

Luna Sisters, jak to się zaczęło?

Dla Marii, organizatorki wydarzenia, ta droga zaczęła się z potrzeby serca – cztery lata temu. Już jako położna to-

mentach życia, dostrzegając ich niezwykłą siłę, delikatność i wewnętrzną mądrość. To doświadczenie głęboko w niej zakorzeniło przekonanie, że kobiety potrzebują siebie nawzajem – obecności, czułości i bezpiecznego miejsca, w którym mogą w pełni rozkwitać.

Luna Sisters to naturalna kontynuacja tej misji. Dziś Maria prowadzi kobiety ku spotkaniu z ich wewnętrzną prawdą –nie tylko poprzez wiedzę ciała, lecz także poprzez subtelne przestrzenie ducha. Praktykuje Jogę i Qi Gong, zgłębia Tradycyjną Medycynę Chińską i Ajurwedę, a codzienna medytacja stała się jej drogą do równowagi.

Wie, że żadna ścieżka nie jest identyczna, ale wspólne doświadczenia, inspiracja i przestrzeń wzajemnego wsparcia potrafią być drogowskazem. Bo choć wewnętrzną podróż każda kobieta odbywa sama, w otulającym kręgu staje się ona piękniejsza i pełniejsza.

9 sierpnia Obudź w sobie Boginię

Maria nieustannie zachwyca się tym, co rodzi się pomiędzy kobietami. –Obserwowałam wiele wzniosłych chwil — tych trudnych, przełomowych, ale i pełnych radości. I widziałam coś niezwykłego: w ważnych momentach kobiety naturalnie zwracają się ku sobie. Szukają obecności, zrozumienia, czułości. I właśnie to pragnę umacniać – byśmy nie czekały na szczególne chwile, by się wspierać. By siostrzeństwo było obecne w naszym życiu na co dzień, w zwykłych rozmowach, gestach, wspólnym byciu – mówi.

To spotkanie będzie przestrzenią, w której każda kobieta nie tylko poczuje swoją wewnętrzną moc, ale również doświadczy głębokiej więzi z innymi kobietami. Bo w kręgu, w bliskości, rodzi się coś więcej niż chwilowe wsparcie – rodzi się wspólnota, do której można wracać sercem zawsze, niezależnie od dnia i sytuacji.

Niech to spotkanie stanie się początkiem pięknej drogi do siebie.

Obudź w sobie Boginię. I pozwól sobie czuć się nią – nie tylko przez jeden dzień, lecz w każdym kolejnym. Bo to Twoje naturalne miejsce, Twoje prawo, Twoja esencja.

foto: materiały prasowe

WIĘCEJ SZMINKI I DO ATAKU

Agnieszka Noska, jedna z najlepszych makijażystek, z którą od czasu do czasu mamy przyjemność współpracować, od 30 lat nie tylko maluje ale też swoim modelkom i klientkom dodaje pewności siebie. Jest też świetnym szkoleniowcem oraz wizjonerką, która swoje pomysły konsekwentnie przekształca w rzeczywistość.

Jakiś czas temu wypuściła autorską kolekcję profesjonalnych pędzli i gąbeczek do makijażu. Ten pięknie opakowany zestaw okazał się sukcesem, więc jego autorka postanowiła pójść dalej za ciosem i zrealizowała kolejny pomysł. Od niedawna możemy cieszyć kolorowym zestawem do makijażu. Na ryku ukazała się nowa marka – Noska Cosmetics.

– Chciałam stworzyć produkt, który będzie uniwersalny i będzie pasował do każdego typu urody – mówi Agnieszka Noska. – Zależało mi też na tym, żeby te kolory były bardzo świeże: nie na zasadzie „dodało mi to lat”, tylko na odwrót. Jest w tym zarówno młodzieńczość jak i pewność siebie. Co do struktury i całego designu to postawiłam na czystość i elegancję. Hasłem przewodnim całej serii są słowa Coco Chanel –„Jeśli jesteś smutna, nałóż więcej szminki i atakuj”. Gdzieś tam, w mojej głowie istnieje takie przeświadczenie, że skoro moje kosmetyki spotykają się z zainteresowaniem jako produkt, to chciałabym oprócz dobrego wyglądu, dać moim klientkom także możliwość poczucia większej wartości. Jest mnóstwo kobiet, które są takie… schowane, które chciałyby a się boją. I do nich chciałabym najbardziej trafić. Mam misję.

W zestawie pod szyldem Noska Cosmetics znajdziemy błyszczyk i konturówkę w trzech odcieniach. Pierwszy to klasyczny i uniwersalny odcień nude. Drugi do brzoskwiniowy, typowy dla blondynek, ale też oczywiście dla każdego typu urody, idealny na wiosnę, i lato. Kolejny to nude pink,

z przeznaczeniem dla brunetek, ale nie tylko. – To co było dla mnie ważne w przypadku błyszczyków to fakt, żeby się nie kleiły – podkreśla makijażystka. – Niestety rzadko można spotkać tego typu produkty, które co prawda dobrze wyglądają na ustach, ale dają uczucie dyskomfortu. Mi się udało stworzyć błyszczyki, których nie czujemy na ustach. Konturówki są dobrane kolorystycznie. Oba produkty można stosować razem, ale również osobno.

Kolejne produkty sygnowane nazwą Noska Cosmetics to róże w trzech kolorach, do aplikacji na mokro i na sucho oraz trzy satynowe pomadki: klasyczna czerwień, świeża brzoskwinia i jesienny nude. Agnieszka Noska w planach ma m.in. nowe pędzle. – Ten nowy znacznie poszerzony zestaw będzie także fajną opcja dla profesjonalnych makijażystek – zapewnia. – Ponadto w planach mam rozświetlacze do całego ciała, bronzery oraz pudry w kamieniu. Zrezygnowałam za to z podkładów, gdyż jest to naprawdę trudny temat i skomplikowany proces Na razie odłożyłam to na bok ale to nie znaczy że w przyszłości do tego nie wrócę. Zanim wypuściłam w świat wszystkie produktu najpierw przetestowałam je na sobie, pod każdym kątem, m.in. trwałości, jakości, wyglądu ale też czy nie uczulają. Noska Cosmetics jest zatem marka dla wszystkich, także ze względu na wiek, bowiem każda z nas jest wyjątkowa. ad/ fot: materiały prasowe

Hrabiny

NADAL NA PRZODZIE

Hrabiny wracają! Nieco dojrzalsze, nadal zabawne, z tą jedyną w swoim rodzaju umiejętnością wnikliwej i ironicznej obserwacji zdarzeń codziennych. „Hrabiny przodem” to druga część opowieści, anegdot i felietonów (również tych pisanych specjalnie dla nas) autorstwa Anny Ołów-Wachowicz, zebranych w jedną całość, ilustrowane kolażami Ewy Kaziszko. To punkty widzenia kobiety, nie pozbawionej dystansu do siebie i do otaczającego ją świata, która używa poczucia humoru i intelektu by go na nowo zdefiniować.

Pierwsza część „Hrabin” odniosła literacki sukces i przysporzyła autorce spore grono fanek ale też i fanów. Na jej podstawie powstały dwa świetne monodramy w wykonaniu Olgi Adamskiej, która stała się też nieoficjalnie drugą Hrabiną. Czas teraz na nową odsłonę i wielki powrót. Co znajdziemy w nowej książce?

– Nadal mówię swoim głosem, głosem mojego pokolenia kobiet, głównie szczecinianek. Są to komentarze, które dotyczą naszej rzeczywistości. Polityki oczywiście unikam, gdyż jest paskudnym tematem i nie wnosi za wiele, poza podnoszeniem ciśnienia – mówi Ania. – Są to rzeczy, o których myślimy generalnie jako kobiety. Spostrzeżenia te są oczywiste, ale cieplej się człowiekowi robi na sercu, kiedy się o tym mówi głośno. Część z nich nadal funkcjonuje trochę jako tematy tabu, część z nich jest dopiero przed nami jak na przykład seks seniorów. Przez to, że mam kontakt z kobietami, w bardzo różnych wieku, słuchając ich opowieści widzę jak daleko sięga kobiecość. Jak długo jest żywa, taka z czerwoną szminką i czerwonymi paznokciami u stóp. To już nie są siermiężne czasy, kiedy kobieta zajmowała się wyłącznie domem. Kobiety złapały wiatr w żagle i jest to fantastyczne. Mam w domu nastolatkę, która patrzy na mnie i na moje przyjaciółki i widzi różnice pomiędzy mną a moją mamą, która jest pokoleniem bardzo tradycyjnym. Moja córka, już wiem o tym, będzie pokoleniem, które jest świadome wszystkich ekologicznych aspektów, świadome jeśli chodzi o własny status, tożsamość płciową, czy sytuację polityczną. „Hrabiny przodem” są zdecydowanie obszerniejsze, zostały poszerzone o felietony. - Pierwsza część „Hrabin” była zbiorem wszystkich tych anegdot, które powstawały na Facebooku, a których część Olga Adamska wykorzystała w teatrze. Okazało się, że za mało zebrałam tych historyjek,

że za szybko się to czyta, że za krótko trwa zabawa – tłumaczy autorka. – Ponieważ przeszłam już przez barierę odwagi i jestem za progiem przejmowania się tym co inni pomyślą, wystawiam to na widok publiczny i liczę się z tym, że zostanie to jakoś odebrane, pewnie skomentowane i ocenione.

Skąd pochodzą inspiracje, które posłużyły do stworzenia drugiej części „Hrabin”? – Przemycam dość osobiste przemyślenia na temat sytuacji, które toczą się wokół mnie – wyjaśnia Ania Ołów-Wachowicz. – Czerpię też przyjemność z tego że mamy możliwość korzystania z ogromnego zestawu danych: mamy Internet, słuchamy podcastów, radia, jednego, drugiego, piątego.. jest telewizja, są platformy. Pojawiają się różne hasła, mody. Zawsze lubiłam patrzeć na takie zjawiska społeczne, które czasami rozwijają się w zaskakujący sposób, w nieprzewidywalnym kierunku. Nagle stają się popularne trendy, które są lekko śmieszne dla mnie, jak np. ostatnio odkryty fridgescaping, czyli dekorowanie własnej lodówki a dokładnie jej wnętrza, jak tylko sobie zamarzymy. To jest kompletnie niesamowite. Są trendy typu kąpiele leśne, samodoskonalenie, cały wysyp „kołczów”… Ale też w tych moich materiałach znalazły się takie historie, których sama doświadczyłam i w kpiarski, ironiczny sposób je opisuję.

„Hrabiny przodem” będą miały też swoją oficjalną premierę we wnętrzach Galerii OFF M znajdującej się na szczecińskiej OFF Marinie. Tu dokładnie 15 czerwca w samo południe poznamy bliżej punkt widzenia świata naszej autorki. Nie zabraknie też Olgi Adamskiej, która wspólnie z Anią Ołów-Wachowicz przeczyta fragmenty „Hrabin”. Szykuje się intelektualna uczta pełna śmiechu.

ad / kolaż: Ewa Kaziszko

NOWE ŻYCIE

STARYCH BUTÓW

Niektóre historie mają swój początek tam, gdzie nikt by się ich nie spodziewał – np. w pudełku po starej parze butów. Havrri – Patrycja, nasza szczecińska influencerka postanowiła pójść do ślubu w butach odziedziczonych po babci, wysłużonych, lecz niezwykle pięknych i wygodnych. Gdy żaden lokalny rzemieślnik nie podjął się ich renowacji, zwróciła się o pomoc do internetu.

Wszystko zaczęło się od pary butów od babci, w których marzyłaś, żeby pójść do ślubu… Opowiedz mi o tym. Te buty znaczą dla mnie znaczą naprawdę wiele. Babcia kupiła je ponad 20 lat temu w Szczecinie i przetańczyła w nich niejedno wesele. Potem nosiła je mama, aż w końcu trafiły do mnie. Kiedy je założyłam, poczułam, co to znaczy prawdziwy komfort. Nie lubię chodzić w obcasach, ale te buty były dla mnie stworzone. Przetańczyłam w nich wiele nocy, ale z czasem zaczęły się niszczyć – szczególnie rzemyk i zapięcie. Materiał się łuszczył. Kiedy się zaręczyłam, wiedziałam od razu, że chcę w nich pójść do ślubu. Problemem był tylko ich stan. Szukałam pomocy u szewców, kaletników – nikt nie chciał się podjąć renowacji. Nagrałam więc film na TikToka z prośbą o pomoc. Szybko stał się viralem, a internauci sami zaczęli szukać kogoś, kto mógłby się tego podjąć.

Twój apel w sieci poruszył wiele serc — sama obserwowałam rozwój wydarzeń. Historia pokazuje, że w internecie dzieją się też naprawdę piękne rzeczy. Jak wspominasz moment, kiedy odezwał się do Ciebie Pan Majk? Skontaktował się ze mną kilka dni po publikacji filmu. Byłam zaskoczona – znałam jego twórczość, wiedziałam, że na co dzień projektuje i szyje buty od podstaw. Nie spodziewałam się, że przyjmie właśnie to zlecenie. Kiedy potwierdził, że chce zająć się renowacją moich ślubnych butów, byłam też spokojna – wiedziałam, że trafiły w najlepsze ręce. Zależało mi na naprawie rzemyka, a dostałam znacznie więcej. Pan Majk odnowił całe obuwie, przygotował ich replikę i dodatkowo wersję na płaskiej podeszwie – gdybym podczas wesela potrzebowała chwili odpoczynku. Wszystko podarował mi jako prezent ślubny, razem z pięknym, wzruszającym listem od siebie i swojej rodziny. Zapytał też, czy może wprowadzić ten model do sprzedaży. Oczywiście – znów powiedziałam „tak” (śmiech).

Dziś buty Twojej babci może nosić każdy (śmiech) — to niesamowite! Ale to przecież nie koniec tej przygody, prawda? Co wydarzyło się później?

Cała historia spotkała się z pięknym odbiorem w internecie – szczególnie ze strony kobiet, które wreszcie znalazły kogoś, kto tworzy buty szyte na miarę ich potrzeb. Z Panem Majkiem złapaliśmy świetny kontakt, więc wspólnie postanowiliśmy stworzyć kolekcję już w pełni zaprojektowaną przeze mnie. Pojechałam na drugi koniec kraju do

Kalwarii Zebrzydowskiej, a efektem naszej współpracy jest linia butów inspirowana moimi ukochanymi kwiatami – słonecznikami. Cały proces relacjonowałam na swoich social mediach, ale reszta to wciąż słodka tajemnica. To przepiękne zrządzenie losu. Moja babcia, kupując kiedyś te buty w Szczecinie, nie mogła wiedzieć, że da początek wyjątkowej, ręcznie robionej kolekcji.

Panie Majku, co sprawiło, że postanowił Pan odpowiedzieć na prośbę Patrycji?

Szczerze mówiąc – nie planowałem tego. Może to kwestia wyzwania, może fakt, że buty miały swoją historię, a za ich wykonaniem stał lokalny szewc. Zwykle tworzę nowe pary – nie zajmuję się renowacjami. Ale liczba oznaczeń pod filmem Havrri była tak ogromna, że trudno było przejść obok tego obojętnie. Podczas pracy miałem momenty zwątpienia, ale nie należę do tych, którzy się poddają. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Nie sądziłem, że ta historia rozwinie się w coś tak wyjątkowego. Myślę, że kluczowa była też osobowość Patrycji. Ma w sobie to „coś”, co trudno nazwać – ale po prostu się to czuje.

Czasem życie samo pisze najpiękniejsze scenariusze.

ZDJĘCIE OD PANA MAJKA NOVAKA
PRYWATNE ZDJĘCIE PATRYCJI

Spektakle teatralne, koncerty, wystawy, czerwony dywan i Uroczysta Gala Odciśnięcia Dłoni –Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach jak co roku wraca w pełnym blasku. Zapraszamy także na cykl spotkań

POCZUJ KLIMAT FESTIWALU

GWIAZD W HOTELU Z NAJLEPSZYM

WIDOKIEM NA MORZE

„Gwiazdy Bestsellerów” z autorami, których znasz i kochasz: piątek: Jarosław Skoczeń sobota: Katarzyna Grochola Przeżyj kulturalne lato nad samym morzem.

Znajdź nas na Facebook / Instagram

AMBER BALTIC MIEDZYZDROJE

MIĘDZYZDROJE ZNOWU LŚNIĄ. AMBER BALTIC SERCEM FESTIWALU GWIAZD 2025

Tegoroczny Festiwal Gwiazd powraca w dniach 3-6 lipca. Czekają na nas pełne emocji spotkania z twórcami, koncerty i niezapomniane chwile w Alei Gwiazd i w hotelu Vienna House by Wyndham Amber Baltic Miedzyzdroje.

To jedno z najbardziej prestiżowych wydarzeń tego sezonu w województwie zachodniopomorskim. W tym roku wszystko rozpocznie się koncertem zespołu Kombii – wieczorem, 3 lipca. W kolejnych dniach pojawią się kolejne nazwiska: m.in. Dawid Kwiatkowski. Jak zawsze, będzie też moment wyjątkowy, czyli odciskanie dłoni w Alei Gwiazd. Szczegóły programu organizatorzy odsłaniają stopniowo. Niezmiennie jednak wiadomo jedno: będzie to wydarzenie z najwyższej półki. Od 1996 roku współorganizatorem festiwalu jest Vienna House by Wyndham Amber Baltic Miedzyzdroje, który jest też oficjalnym hotelem gwiazd. To tu odbywają się również imprezy towarzyszące, takie jak Gwiazdy Bestsellerów, czyli cykl spotkań z autorami najbardziej znanych książek. W tym roku będzie można spotkać m.in. Jarosława Skocznia czy Katarzynę Grocholę. Goście festiwalu z chęcią spotykają się z fanami i rozdają autografy, ale też od lat zatrzymują się w hotelu Amber Baltic, by odpocząć po całym roku pracy artystycznej. Miejsce to pamięta wszystkie edycje i zna historie zza kulis, zatem jeśli ktokolwiek chce spotkać jakąś gwiazdę osobiście… to tylko tu! Wszystko jeszcze przed nami i nie wszystkie karty zostały odkryte. Tego lata w Międzyzdrojach gwiazdy będą świecić najjaśniej.

BERLIŃSKIE HERSTORIE

Klub Cudownych Kobiet to grupa siedmiu Polek mieszkających w Berlinie i tworzących literaturę w nurcie „her story”, czyli opowiadającym historie oczyma kobiet. Autorki niedawno wydały swój pierwszy wspólny tom opowiadań – „Lepiej. Historie emigrantek”, w którym każda opisuje ze swojego subiektywnego punktu widzenia doświadczenie bycia na emigracji, przeplatając to historiami o uniwersalnym charakterze. Drugim bohaterem tych opowieści jest Berlin – miasto, które nieustannie inspiruje kolejne rzesze twórców.

BKsiążka została wydana w dwóch językach: niemieckim i polskim. Po majowej premierze w księgarni BuchIBund w Berlinie, czas przyszedł na Polskę i Szczecin. Premiera i spotkanie z autorkami odbędzie się 21 czerwca (godz. 14) w Między Wierszami. Autorki przeczytają fragmenty tekstów, które weszły w skład antologii. Przy filiżance kawy lub herbaty, w twórczej atmosferze, ożywione dyskusje to coś, na co czeka się z wytęsknieniem. Tego dnia poruszone zostaną tematy emigracji Polek, rzadko podejmowany w publicznym dyskursie. Wszystkie wątki splatać będą prowadzące spotkanie: w języku polskim - Beata Zuzanna Borawska, oraz w języku niemieckim Agata Jagna Czarkowska.

Klub Cudownych Kobiet tworzą: dr Agata Czarkowska, Natalia Raginia, Barbara Borowska, Joanna Kańdulska, Magdalena Deniz, Agnieszka Karaś oraz Beata Zuzanna Borawska, która ponadto prowadzi całą grupę literacko i organizacyjnie (i jako jedyna wciąż mieszkająca na stałe w Szczecinie). Projektowi towarzyszą kolaże stworzone przez Agnieszkę Karaś oraz fotografie Karoliny Bąk. ad

Zdjęcia: Karolina Bąk / Wizaż: Agnieszka Ogrodniczak / Produkcja: Aneta Dolega

Agnieszka Karaś

Szczecinianka, socjolożka, ekofeministka, edukatorka środowiskowa. Mimo powszechnego postępu cyfryzacji uparcie tworzy wyłącznie analogowe kolaże. Głównymi motywami jej prac są zwierzęta i rośliny, często w spersonifikowanej formie. W swojej twórczości daje upust frustracji związanej m.in. z wykorzystywaniem zwierząt przez ludzi oraz z antropocentrycznym postrzeganiem świata. Prowadzi warsztaty z gelli plate printing oraz kolażu, w tym autorski projekt dla dzieci „ZielniKolaż”, który łączy sztukę kolażu z edukacją ekologiczną. Obecnie mieszka w Berlinie.

IG: @zakola_umyslu

IG: @gelliplatestudio

Tworzę... kolaże – wyłącznie analogowe. Mój pierwszy rysunek przedstawiał... drzewo.

Inspirują mnie... Niedoskonałości, pożółkłe ze starości magazyny, książki niechcący zalane kawą, wycinanie papieru techniką Kirie, Janina Duszejko.

Największe wyzwanie dla artysty to... nie postradać do końca zmysłów.

Gdzie tworzysz – Twoje miejsce pracy?

W domu, ale często podróżuję i prawie zawsze zabieram ze sobą tzw. zestaw pierwszej pomocy – klej, nożyczki i mały notes.

Stały dom czy przemieszczanie się?

Bez przemieszczania się nie ma dla mnie życia. Czy artysta ma narodowość, czy jest obywatelem świata/wszechświata?

Jest ziemskim obywatelem planetarnym!

Karolina „Koko” Rattray Kreatywna żartownisia, z zapałem do pędzla, aparatu fotograficznego i Photoshopa; nie stroni od wiertarki. Ma bzika na punkcie punktualności. Artystycznie kształcona w Szczecinie, Poznaniu i Londynie. Od wielu lat wierzy, że ma 26 lat. www.kokorattray.com

Tworzę… obrazki na potrzeby druku. Lubię rysować portrety, budynki i szybkie szkice zmęczonym pędzlem i czarnym tuszem.

Mój pierwszy rysunek przedstawiał… Mamę, Tatę i bałwana (a może to był lodziarz?) Muszę zapytać mamy…

Inspirują mnie… fajnie mi się rysuje brzydkich i obłudnych ludzi, bo nie muszę się im przypodobać. Inspirują mnie „brzydkie” rysunki i poczucie humoru w sztuce. Moim „guru" jest Grayson Perry – ten facet dobrze mówi!

Największe wyzwanie dla artysty to poszukiwanie pracy – siedzi po przeciwnej stronie spektrum twórczości.

Gdzie tworzysz?

W domu, w Londynie. Mieszkam w wiktoriańskim szpitalu, gdzie nie straszy.

Stały dom czy przemieszczanie się?

Stały, ale chodzi nam po głowie przeprowadzka do Edynburga — mąż jest Szkotem.

Czy artysta ma narodowość, czy jest obywatelem świata/wszechświata?

Absolutnie ma narodowość! Kiedyś rysowałam ilustracje dla Muzeum Sherlocka Holmesa — kurator ciągle mnie odsyłał z kwitkiem: „zbyt wschodnioeuropejskie”. Kolega powiedział mi kiedyś: „Genów nie wydłubiesz.” Operujemy systemem kodów i symboli, które nabyliśmy w domu i w kraju. Mieszkając w innym państwie, uczę się codziennie nowych znaczeń.

BŁOGOSŁAWIONY BEZRUCH I BRAK WYDARZEŃ

Szybko. Szybko i szybciej, terminy gonią. Budzik, nie spóźnij się, kawa w pośpiechu, krawat wiążesz w windzie. Szybko. Wściekli kierowcy uderzają w klaksony. Korek. Szybko, już za dziesięć. Serce wali pneumatycznym młotem. Biegiem po schodach. Spotkania, narady, rozmowy w pośpiechu. Terminy. Opłaty. Wizyty. Bieg, szybciej… Wyścig po sukces, pieniądze i sławę. Po marzenia i mrzonki, urojenia i fatamorgany. Szybciej, więcej, bardziej… Kalejdoskop twarzy, kolorów, strzępy rozmów. Jakaś tabletka na wzmocnienie, jakiś drink na sen. Kamienny, bezsenny sen człowieka w pogoni.

I raptem BUM!!!

Nie musisz nic. Nikt nie goni, nie ponagla. Budzikom śmierć „Rano można wstać, rano to jest tak gdzieś po pierwszej, bo później już nie”. Nad spokojną głową niczym nieskażony błękit nieba. Ptaszki leniwie ćwierkając skubią okruszki rzucane z emeryckiej ławki. Łagodna cisza spowija cię niczym cukrowa wata (podwójna za 7.50 zł) Pani sklepowa z łagodnym uśmiechem kroi twoja ulubiona wątrobiankę, a listonosz pukając dwa razy, wręcza wypracowaną latami znoju emeryturkę. No, może bardziej emerytureczkę, ale jednak. Możesz poszaleć i pojechać na wycieczkę. Tramwajem, ale zawsze to zwiedzanie świata, które obiecałeś sobie w czasach nadaktywności zawodowej. Chcesz - zwiedzasz, nie chcesz - siedzisz na balkonie wpatrzony w szarą ścianę bloku, który wyrósł pewnego dnia kilka metrów od twoich okien. Po prostu dolce far niente (zawsze możesz sobie wygooglać, jeśli jesteś z pokolenia urodzonego w wieku bieżącym)

Nie musisz NIC…

I nagle BUM!!!

Jak grom z jasnego, emeryckiego nieba, telefon „A może napiszesz felieton na czerwiec?” „Oczywiście! Z radością” odpowiedziałem bez chwili wahania

i cienia wątpliwości. I cały ten mój błogosławiony bezruch i brak wydarzeń trafił szlag…

A ja poczułem się szczęśliwy, bo spokój jest mocno przereklamowany, a już zwłaszcza ten święty spokój. Bo czy to my jaszczurki jakieś, by trwać w bezruchu? Albo jak te stonogi, chować się pod kamień?

Wielu moich znajomych i nieznajomych, ale znanych, po ciężkim szoku jaki spowodowały w swoje święto dzieci uprawnione do głosowania, deklaruje właśnie ten święty spokój. Wewnętrzną emigrację, zamknięcie się w sobie, a nawet „pożegnanie z Polską”. Nie wiem, głupota to, tchórzostwo, czy tylko zwykłe przemęczenie materiału? Teraz? Gdy aktywność rozumu i przyzwoitości są cenniejsze od najzłotszego złota??? Gdy czeka na nas ciężka harówka odgruzowywania zawalonych marzeń. To po prostu dezercja w czasie, gdy potrzeba nam aktywności i natychmiastowego działania. Do naprawienia mamy sporo. My, nie politycy. To my musimy więcej uwagi poświęcić dzieciom, nauczyć je używania rozumu, nie smartfona. Pokazać na żywym przykładzie jak uśmiechać się do ludzi, jak być serdecznym wobec nieznajomych, jak dokonywać wyboru między złem, a dobrem. Nauczyć znaczenia takich słów jak uczciwość, prawda, honor. Oczywiście, że obarczanie dzieciar-

ni za nasze złe, czerwcowe humory jest uproszczeniem, ale ponad pięćdziesięciu procentom najmłodszych wyborców nie przeszkadzały wątpliwości moralne wobec jednego z kandydatów. To sygnał świadczący o naszych zaniedbaniach wychowawczych. O braku rozmów, a często nawet najprostszych kontaktów z przyszłością naszego narodu.

Do roboty zatem Panie i Panowie płci dowolnej! Czas wrócić do pozytywistycznych haseł pracy u podstaw. Następnie zajmiemy się kulturą i mediami, bo to kolejna czarna dziura naszej codzienności, ale to już temat na zupełnie inną bajkę.

SZYMON KACZMAREK, DZIENNIKARZ, FILOZOF ROBOTNICZO-CHŁOPSKI

TRAGICZNE MORSKIE ŚWIĘTA

Dni Morza w Szczecinie zawsze były wyjątkowo uroczyste. Bo to nie było tylko święto ludzi bezpośrednio pracujących w zakładach i instytucjach gospodarki morskiej, ale także mieszkańców Grodu Gryfa, którzy zawodowo lub rodzinnie byli z nią związani. Dwukrotnie jednak szczecińskim Dniom Morza towarzyszyły tragiczne wydarzenia, który wydłużyły listę katastrof do których doszło w stolicy Pomorza Zachodniego w ciągu ostatnich 80 lat.

Po raz pierwszy - w czerwcu 1960 roku. Wtedy akurat przypadała rocznica 15-lecia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i budowania socjalizmu w kraju między Odrą a Bugiem. Dlatego obchody Dni Morza miały mieć charakter szczególnie uroczysty. Z tej okazji przy Wałach Chrobrego zacumował m/s „Janek Krasicki” - pierwszy dziesięciotysięcznik zbudowany w Stoczni Szczecińskiej im. A. Warskiego i jednocześnie największy statek w historii miasta. Zaplanowano uroczyste podniesienie bandery na nowej jednostce oraz jej zwiedzanie. A to była duża atrakcja nie tylko dla oficjalnych gości uroczystości, ale i turystów oraz mieszkańców Szczecina. Nic dziwnego, że na nabrzeżu pojawiły się tłumy chętnych do wejścia na statek. Kolejka była długa, ludzie się niecierpliwili. W pewnym momencie na trapie – schodkach prowadzących na statek mijają się grupy wchodzą-

cych i schodzących ze statku. Według relacji świadków nagle jego górna część nie wytrzymuje i pęka. Według wersji ówczesnych mediów trap miał się po prostu przechylić. Część ludzi spada na beton nabrzeża, reszta do wody. Ogarnięty paniką tłum stojący przy statku wpycha do Odry kolejnych kilka osób. Tym udało się wyjść z opresji bez szwanku. W odróżnieniu od tych, którzy spadli na nabrzeże –doznali poważnych obrażeń m.in. głowy, rąk i nóg. Według oficjalnej wersji zginąć miały 2 osoby, a około 10 zostało rannych. Jednak według relacji świadków ofiar miało być dużo więcej. Ile ? Nigdy tego nie wyjaśniono.

Do kolejnej tragedii podczas szczecińskich Dni Morza doszło w 1972 roku. Obchody tego święta miał uczcić 1 lipca m.in. wystrzał z zabytkowej armaty umieszczonej na ta-

rasie Zamku Książąt Pomorskich. Wcześniej została oczyszczona i sprawdzona próbnym odpaleniem ładunku. Wszystko przebiegało pomyślnie Tuż przed Dniami Morza wybrano kilku żołnierzy, którzy mieli w historycznych strojach obsługiwać armatę. Pierwszy – próbny wystrzał, oddany w południe 1 lipca, był udany. Drugi – wieczorem zakończył się katastrofą. Wybuch rozerwał lufę armaty. Zginęło dwóch żołnierzy, dwóch kolejnych i troje cywilów zostało ciężko rannych. Biegli wojskowi, którzy później badali przyczyny tragedii uznali, że prawdopodobnie spowodowało ją zbyt wysokie ciśnienie w lufie mogące osłabić konstrukcję działa.

Autor: ds./foto. Marek Czasnojć – zbiory Miejskiej Biblioteki Publicznej w Szczecinie

ZZIEMNIAK

– SKARB W MENU

Po polsku – ziemniak, po niemiecku – kartofel. Jedno z najpopularniejszych warzyw na Pomorzu Zachodnim. Pojawiło się na tym terenie w XVIII wieku i już zostało, stając się jednym z podstawowych elementów kuchni zarówno biednych jak i bogatych mieszkańców. Jak bardzo jest cenione na tych terenach

świadczy m.in., że właśnie na Pomorzu

Zachodnim stoi jeden z dwóch polskich Pomników Ziemniaka.

Kartofel, to warzywo wszechstronne i dla wszystkich – dla ludzi i dla zwierząt. O jego zastosowaniu napisano już cały tom nie tylko naukowych opracowań. Ale w jaki sposób znalazł się na Pomorzu Zachodnim? W połowie XVI wieku ziemniaki do Europy sprowadzili z Ameryki Południowej hiszpańscy konkwistadorzy. Na początku były wyłącznie rośliną ozdobną. Potem dopiero zauważono ich możliwości hodowlane i odżywcze. W Królestwie Pruskim ziemniaki pojawiły się w XVIII wieku. Ich silnym promotorem okazał się król Fryderyk II Wielki. To on nawet rozkazał upowszechniać uprawę ziemniaków. Wydał nawet 15 rozporządzeń w tej sprawie, które noszą nazwę „rozkazów ziemniaczanych”. W 1745 roku ziemniaki trafiły np. do Kołobrzegu. Jak przebiegała akcja upowszechniania tego warzywa opisywał Joachim Nettelbeck, późniejszy burmistrz tego miasta a jego zapiski przypomniał znany lokalny historyk Hieronim Kroczyński. Na Rynku przed ratuszem stanął wielki wóz z ziemniakami. Mieszkańców zwoływano biciem w bębny, obiecując im „szczególne dobrodziejstwo królewskiego majestatu". Ziemniaki rozdawano mieszczanom proporcjonalnie do posiadanej ziemi. Na głos odczytywano instrukcję o tym, jak nową roślinę należy uprawiać, a potem przygotowywać do spożycia. Ludzie brali bulwy do rąk, wąchali, próbowali jeść, ale po ugryzieniu wyrzucali. Do wyrzucanych bulw podbiegały psy,

ale te tylko powąchały i odchodziły. Niektórzy jednak ziemniaki zasadzili. W innych rejonach Pomorza sadzonki rozdawano chłopom za darmo. Natomiast żołnierze pilnowali czy rzeczywiście są sadzone. Ziemniak był także jedną z przyczyn wybuchu wojny o sukcesję bawarską między Austrią a Prusami w 1778 roku. Duże przerwy w dostawach zaopatrzenia, głównie żywności, spowodowały, że wojska obu stron konfliktu – króla Fryderyka II, jak i austriackiego cesarza Józefa II zmuszone były do żywienia się ziemniakami, które już były uprawiane na terenach objętych działaniami wojennymi. Żołnierze z głodu kradli je masowo prosto z pól lub z kopców, w których przechowywali je chłopi. To z kolei prowadziło do coraz większego zubożenia ludności. Mizerne efekty wojenne, brak zaopatrzenia i rabunki żywności na wielką skalę doprowadziły do końca działań zbrojnych. Wojna ta do historii przeszła jako Kartoffelkrieg, czyli wojna ziemniaczana. Uprawa ziemniaków na Pomorzu upowszechniła się dopiero po śmierci Fryderyka II. I stały się one jednym z głównych składników żywienia lokalnej ludności. Według badaczy ich uprawa zajmowała 1/10 całego areału rolnego. Posiłki z kartofli były proste i skromne, ale sycące. Choć niektórym niezbyt smakowały. Lucyna Turek-Kwiatkowska – znana badaczka kultury i życia codziennego mieszkańców Szczecina oraz Pomorza Zachodniego przytacza anegdotę o żołnierzach napoleońskich, którzy

pojawili się na Pomorzu w 1807 roku. Kiedy podano im do konsumpcji pyzy ziemniaczane, ci nanizali je na sznurek i powiesili w poprzek ulicy. Jedną z najpopularniejszych potraw były gotowane ziemniaki „w mundurkach” z solonym śledziem lub w occie z cebulą i dużą ilością przypraw. Oprócz tego spożywano ziemniaki tłuczone, z twarogiem, smażone, zupę – kartoflankę, sałatkę ziemniaczaną (podstawowa wersja przygotowywana jest przede wszystkim z ugotowanych i pokrojonych w kostkę ziemniaków oraz z posiekanej cebuli, wszystko doprawione olejem i octem, potem sokiem z cytryny i majonezem) oraz placki ziemniaczane. Grażyna Zaremba-Szuba, która odnalazła stare zachodniopomorskie przepisy kulinarne przypomina w swojej książce kilka potraw związanych z ziemniakami np. kluski ziemniaczane – z cukrem, grzankami i cynamonem, podawane ze śmietaną i owocami.

Jak ziemniak jest cenny dla Pomorza Zachodniego niech świadczy także fakt, że we wsi Biesiekierz, niedaleko Koszalina, w 1983 roku stanął pomnik tego warzywa. Monument ma wysokość 9 metrów a sama bulwa liczy 3,95 m. Pomnik stanął na cześć Stacji Hodowli Roślin w Biesiekierzu i jej pracowników, którzy wyhodowali w niej aż dziewięć nowych odmian ziemniaka. On sam zresztą znajduje się w herbie gminy.

Autor: Dariusz Staniewski / grafika: design by Freepik

Nadkomisarz

Marek Łuczak

– szczeciński

„Indiana Jones”

Uśmiecha się kiedy nazywa się go „Szczecińskim Indiana Jonesem”. Uważa, że to bardzo przyjemne określenie, ale ma ono niewiele wspólnego z rzeczywistością, bo jego praca to przede wszystkim mozolne grzebanie w archiwach. Jest policjantem oraz historykiem, który od 1999 roku z wieloma sukcesami zajmuje się odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki. Poza tym jest człowiekiem pełnym licznych talentów. Jakich? O tym wszystkim dr Marek Łuczak opowiedział w rozmowie z Dariuszem Staniewskim.

„Zachodniopomorski Indiana Jones”, regionalny „Pan Samochodzik”, „Człowiek Renesansu” – to ostatnie określenie, to chyba od ilości pasji i zainteresowań jakie Cię pochłaniają?

To są takie przyjemne określenia. Wyrosłem na filmach o przygodach Indiany Jonesa oraz książkach Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku. Natomiast moja praca jest troszkę inna. To jest grzebanie w archiwach, żmudna robota, która później przekłada się w ułamku procenta na jakiś efekt. W policji sama realizacja zajmuje bardzo mało czasu w stosunku do przygotowań i ustaleń. Podobnie jest z książkami. Często jest tak, że spędzam w archiwum parę godzin. A potem z tego wszystkiego powstaje dosłownie malutki akapicik. Niektórym się wydaje, że pewne rzeczy powstają łatwo i prosto. Ale to nie jest tak do końca. Przed naszym spotkaniem spędziłem kilka godzin w szczecińskim Archiwum Państwowym, w którym szukam akt Betanii, materiałów dotyczących samego szpitala, jego budynku, poszczególnych oddziałów. Nie mogłem ich znaleźć. Okazało się, że część dołączono, przez przypadek, do innych materiałów poświęconych restauracji przy ul. Wawrzyniaka. Czasami są więc takie fajne przełomy, tylko trzeba na to poświęcić czas. Ja, niestety, dzielę go na wiele różnych rzeczy, na policję, na historię, trochę mniej na muzykę. Trzeba tym czasem umieć dobrze gospodarować, żeby osiągnąć jakiś efekt.

Twoje weekendy to najczęściej poszukiwania w terenie, wykopaliska.

Tak naprawdę to tylko kilka godzin. Więcej czasu zajmuje mi później opracowanie tego wszystkiego, co zostało znalezione. Bo najważniejsze też w tym wszystkim jest wyciągnięcie wiedzy o dawnych mieszkańcach i miejscu, w którym mieszkali. To, że znajdziemy na cmentarzu jakąś np. płytę nagrobną czy pomnik, to nie wszystko. Trzeba ustalić, dlaczego on tam trafił, z jakiego powodu powstał, do kogo należał, komu był poświęcony. Mam takie zasady, że staram się nie eksponować osób z lat 30. ubiegłego wieku związanych z ruchem nazistowskim. Opracuję taką informację, owszem, ale nigdy nie podnosimy takiego pomnika. Uważam, że o historii – nawet tej trudnej trzeba mówić, ale nie gloryfikować. Natomiast, jeżeli są osoby, które były uznane za swoją pracę, działalność i skoro już niemieccy mieszkańcy doceniali np. leśnika za wyjątkowe dokonania dla lasów, turystyki i terenów, na których mieszkamy, to czemu mamy to negować? Opracowuję życiorysy zmarłych osób. A to zajmuje trochę czasu. Trzeba więc wcześniej przygotować sobie bazę danych, akta, dokumenty. Trzeba umieć to spiąć, żeby to jakoś sensownie później opracować i pokazać ludziom po co to właściwie robimy. To nie jest tak, że szukamy jakiejś tam płyty nagrobnej. Takie prace na cmentarzach dają bardzo dużo informacji – tylko że trzeba te znaleziska opracowywać – samo odnalezienie jakieś płyty nic nie daje. A dzięki przygotowanym materiałom wiemy kim byli mieszkańcy danej miejscowości, na co zmarli, w którym domu mieszkali, czym się zajmowali. Niemcy byli dumni ze swoich prostych zawodów. Dawniej, mam wrażenie, bardziej ceniono specjalistów. Jeżeli ktoś był np. mistrzem piekarskim, rzeźniczym, no to obowiązkowo musiało to być wpisane w akt zgonu. Ciekawe informacje, których jakby wcześniej nikt nie wyciągał.

Nikogo takie dane wcześniej nie interesowały, nie było takiej potrzeby, nikt nie wpadł na ten pomysł?

Myślę, że interesowały. Tylko troszkę późno zaczęliśmy obrabiać te materiały. W latach 80. i 90. ubiegłego wieku nie było zbyt wielu publikacji poświęconych np. dziejom Szczecina. Kilka podstawowych pozycji. Opracowanych w tak naukowy sposób, że dla przeciętnego człowieka było to nie

do przełknięcia. Chciałem wiedzieć więcej, szerzej. Stąd też wtedy pojawił się pomysł na serię książek opisujących poszczególne dzielnice Szczecina. W pierwszym wydaniu udało się zamknąć wszystkie dzielnice Szczecina w 28 tomach, co zajęło mi 12 lat pracy. W tej chwili liczy ona chyba 38 tomów. Ale przygotowuję kolejne wydania, poszerzone o nowe informacje, nowe ustalenia. Wcześniejsze wydanie tomu poświęconego np. Pomorzanom miało 170 stron. Teraz liczy około 400. To też jest najnowsza historia, taki rodzaj współczesnych kronik, pokazania np. co się pozmieniało, w jaki sposób. Uważam, że taka metoda opracowania pozwala naprawdę poznać miejsce, w którym mieszkasz.

Powiedziałeś, że swoim czasem trzeba umieć dobrze gospodarować, żeby osiągnąć jakiś efekt. Ale Ty znajdujesz czas na tworzenie muzyki, na pisanie książek, na wędrówki po regionie, na poszukiwania różnych artefaktów.

Wczoraj np. byłem wyjątkowo zmęczony i gdzieś o godzinie 23 poszedłem spać. Ale obudziłem się o czwartej rano, przez ptaki które rozpoczęły koncert za oknem. Usiadłem więc do pracy, popisałem, poprawiłem zdjęcia zrobione w archiwum. Potem na 20 minut do muzyki, bo chciałem zapisać pomysł, który miałem w głowie. O godzinie 6.40 wyjechałem do pracy na siódmą. Kiedy skończymy naszą rozmowę, wracam do domu i przyjeżdża mój klawiszowiec. Ma tylko pół godziny, musimy więc jedną rzecz dograć. Wieczorem natomiast muszę obrobić kolejne kilkaset zdjęć z archiwum.

Masz zdrowie. Żona już się pogodziła z tym, że praktycznie każdy weekend spędzasz poza domem m.in. na poszukiwaniach?

Ależ ja jestem domatorem.

Dobry żart!

Pracuję w domu. Czasami mówię, że żona jest obok, a ja jestem w XIX wieku (śmiech). Więcej czasu pochłaniają wyjazdy służbowe. I już wiem, że latem będę miał trochę podróży po Polsce w związku z pracą. I to jest takie, faktycznie, trochę absorbujące.

Żona akceptuje to, co robisz? Podziela Twoje zainteresowania, czy może tak po prostu myśli: „a niech się wyżyje, skoro go to kręci”.

To nie jej klimaty, nie interesuje się historią, ale myślę, że mnie wspiera, pozwala mi to robić. Jesteśmy małżeństwem od 20 lat, więc już chyba przyzwyczaiła się do mnie.

Nie spotkałeś się z takim zarzutem, że głównie koncentrujesz się na historii Niemców, bez polskich wątków?

Mieszkamy na ziemiach innego narodu, które przejęliśmy po 1945 roku. Trzeba mówić o tej historii. Mieszkam tu, gdzie mieszkam. Czasami dostaję jakieś takie prztyczki od ludzi, którzy siedzą przed komputerem i nie mają co robić. Uważam, że każdy powinien robić dobrze to, czym się zajmuje na swoim terenie, w swojej własnej strefie. Ja specjalizuję się w historii Szczecina w latach 1800-1939 – co też było tematem moje doktoratu. Nie zajmuję się historią najnowszą, bo są inni, lepsi specjaliści w tym zakresie. Głupio byłoby też, gdybym był fachowcem np. od Dolnego Śląska i nie mógłbym tam pojechać, zweryfikować czegoś, dotknąć obiektu. Wydaje mi się, że bez tego dotknięcia, tego namacalnego kontaktu z historią, ten mój profesjonalizm gdzieś by mocno ucierpiał, popełniałbym dużo błędów. A one oczywiście się zdarzają, nawet zawodowym history-

kom, którzy nie chcą lub nie mogą zweryfikować pewnych danych. Skupiam się po prosu na tym na czym się znam, czyli na niemieckim okresie.

Zarzucano Ci brak patriotyzmu?

Czasami tak, chociaż to dziwne, gdyż jestem patriotą i to dużym. Pracuję dla Polski, jestem polskim policjantem, nie pracuję dla pieniędzy. Patriotyzm to jest pokazanie przez naszą pracę, tak naprawdę kim jesteśmy. To budowanie, a nie poniżanie wartości innych niż polskie. Ważne, żeby każdy, czy to jest szewc, hydraulik, polityk, policjant czy historyk, żeby robił dobrze to, do czego jest stworzony, na swoim własnym podwórku. Często spotykamy ludzi obwieszonych flagami, których zachowanie urąga patriotyzmowi, bliżej mu do nacjonalizmu. Patriotyzm, to coś więcej i nie ma nic wspólnego z polityką. Tego się też trzymam konsekwentnie – jestem apolityczny. Zabytki, które odzyskuję wracają do Polski: do kościołów, do muzeów, do prywatnych osób. To nie jest tylko potrząsanie samą flagą i mówienie „jestem Polakiem”. Czasami trzeba więcej robić i poświęcać więcej. Katalogi strat dzieł sztuki, które wydawałem, w większości finansowałem z własnych pieniędzy, które udało się zarobić np. na książkach o dzielnicach Szczecina. Mój grafik przy tych katalogach pracował albo za darmo, albo za mniejsze pieniądze. Większość tych materiałów była finansowana i wydana przez Pomorskie Towarzystwo Historyczne i była wspomożeniem pracy policji, konserwatora zabytków. I wydaje mi się, że to też jest budowanie państwa, to mój wkład w coś dobrego. Ciekawe który z „komentujących patriotów” przeznaczył bezinteresownie kilkadziesiąt tysięcy dla wspieranie inicjatyw ważnych dla kraju lub za damo sprzątał cmentarze czy odbudowywał pomniki? Dlatego nawet nie podejmuję polemiki z takimi osobami, szkoda mojego czasu.

Czy jest jakiś artefakt, który nie daje ci spokoju, o którym myślisz, wiesz, że jest gdzieś tu, w Szczecinie albo w Zachodniopomorskim, który chciałbyś odnaleźć?

Jest coś takiego. Napisałem kiedyś książkę o Skarbcu Kamieńskim. To był najciekawszy zbiór przedmiotów sakralnych, zebranych bodajże w XVII wieku, rozszerzony w XIX wieku i ulokowany w Katedrze w Kamieniu Pomorskim. Pod koniec II wojny światowej został ewakuowany do majątku von Flemingów w Benicach. Kiedy zbliżały się wojska radzieckie, postanowili zabrać go ze sobą. Oficjalnie z pamiętników Hasso von Fleminga wynika, że zapakowali skarby na wozy a konwój, który zmierzał do Wolina został zaatakowany w okolicach Parłówka. I tam właśnie podobno utracono relikwiarz Świętej Korduli. To symbol Skarbca Kamieńskiego. Znajdowało się w nim łącznie około 40 przedmiotów, od relikwiarzy romańskich, kielichów, kadzielnicy z Bizancjum oraz rzeczy pochodzących z fundacji księcia de Croya. Natomiast relikwiarz Świętej Korduli jest jedyny w swoim rodzaju. Został wykonany w XI wieku przez Wikingów prawdopodobnie w Lund z kości łosia. W relikwiarzu z Kamienia Pomorskiego była przechowywana czaszka Świętej Korduli. I żeby było śmiesznie, ta czaszka wciąż jest w Katedrze. Mam zrobiony katalog do tej sprawy, jest w nim ponad 200 zdjęć. Pewne wątki wskazują jednak, że to „nasi” dobrali się do Skarbca. W latach 60. ubiegłego wieku, ksiądz Roman Kostynowicz (wówczas proboszcz w Kamieniu a później diecezjalny konserwator zabytków archidiecezji szczecińsko – kamieńskiej – przyp. aut.) znalazł w kościele w Benicach futerał na mitrę biskupią. Znajduje się na nim przedstawienie świętego Jana z barankiem. Na drugiej części tego futerału był herb biskupa von Croya. Ktoś zobaczył św. Jana z barankiem i prawdopodobnie dlatego zwrócił go do kościoła. A wiemy, że mitra wraz z futerałem była zdeponowana w skrzyni nr 2 w pałacu w Benicach.

Wydaje mi się więc, że to Polacy dobrali się do tego zbioru. Chciałbym kiedyś odnaleźć jeszcze jakiś element, żeby potwierdzić tę teorię.

Mówiąc Polacy masz na myśli szabrowników?

Nie nazwałbym ich szabrownikami. Pierwsi mieszkańcy, którzy przyjeżdżali na te tereny zastali je bez Niemców. Cześć z nich wróciła po przejściu wojska, ale później wszyscy wyjechali na zachód. Polacy zajmowali porzucone majątki i gospodarstwa. Natomiast Skarbiec był zdeponowany pod schodami głównego wejścia w Benicach. Ktoś musiał się do tego dostać. Jest pewne podejrzenie, że był to stangret służący w tym majątku. Polak, który potem wrócił do Benic. Kiedykolwiek go odwiedzano jego żona zawsze wtedy siadała na pewnej dużej skrzyni. Oczywiście opisałem to wszystko, co jest prawdą, a co jest prawdopodobne. Natomiast tych wątków było kilka. Wiele wysiłku kosztowało ich przebadanie. Zawartość Skarbca Kamieńskiego miała olbrzymie znaczenie historyczne, natomiast z wyjątkiem rzeczy wykonanych ze złota, mało było rzeczy o dużej wartości materialnej. Mam nadzieję, że to gdzieś, kiedyś, wypłynie. Skoro ten futerał się znalazł? Te wszystkie przedmioty są na liście strat wojennych, są ich zdjęcia. Jeżeli kiedykolwiek coś się pojawi na aukcjach, to jesteśmy w stanie to zatrzymać. Wiemy czego szukać.

Twój największy sukces?

Jeżeli chodzi o rodzinę, to syn – jest podobny do mnie a jednocześnie zupełnie inny. Kocham go. Jeżeli chodzi o moją pracę jako historyka sądzę, że moje książki są moim największym sukcesem. Szczególnie seria dzielnic Szczecina. Wydaje mi się, że jest najlepszą serią książek tego rodzaju, jeżeli chodzi o Polskę. Kilkanaście lat pracy, kilkadziesiąt tomów. Natomiast cmentarze Szczecina, to jest takie moje Opus Magnum – ponad 1900 stron. Wszystkie cmentarze Szczecina, 2,5 tysięcy życiorysów, płyty nagrobne, przedwojenne, zabytkowe. To jest kawał roboty. Sam Cmentarz Centralny to jest na tę chwilę 996 nagrobków. Myślę, że ich jest więcej, przecież w ziemi spoczywa jeszcze parę tysięcy. Wiele z płyt użyto do prac budowlanych, murków, podbudowy dróg. Zostało to gdzieś tam wykorzystane gospodarczo. To było popularne na Ziemiach Odzyskanych, nie tylko u nas. Jeżeli chodzi o policję to tych „sukcesów” przez lata się nazbierało, łącznie zatrzymałem kilkaset skradzionych obiektów. Teraz do domu wróciła po 26 latach, skradziona z kościoła w Gębicach w 1999 roku renesansowa płyta nagrobna Christiny von Schöneich z d. von Panwitz, żony Philipa II von Schöneich zm. w 1589 roku. Może jeszcze w tym roku uda się zorganizować zwrot z Niemiec, skradzionego w latach 70. XX wieku epitafium Ludeke von Schöninga z kościoła w Lubiatowie. Czas pokaże.

Swoją pasją poszukiwawczą potrafiłeś „zarazić” wiele osób. To jakaś moda, czy po prostu masz taki dar przekonywania?

Nie wiem, zazwyczaj po prostu zamieszczam w internecie informację o jakichś planowanych działaniach i zapraszam wszystkich, którzy chcą pomóc. Nigdy też nie wiem, tak do końca, kto przyjedzie, ilu chętnych. Zawsze jest kilkanaście osób, czasami kilkadziesiąt. Natomiast wydaje mi się, że jak robisz fajne rzeczy i wiesz po co je robisz, to przyciągasz ludzi. Również Niemców. Za każdym razem pojawiają się ludzie z Niemiec chętni do pomocy, spontanicznie, bez żadnych organizacji, którzy twierdzą, że udaje mi się robić ciekawe i ważne rzeczy. I nawet nie chodzi o ich przodków – po prostu ludzie – dawni mieszkańcy tych terenów nie odchodzą w niepamięć. Natomiast jeżeli chodzi o pomoc jakichś instytucji niemieckich? No nie. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale z drugiej strony, chyba nie oczekuję tego.

Wciąż wraca pomysł odbudowania Wieży Quistorpa w Lesie Arkońskim. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Wydaje mi się, że nie mielibyśmy pomysłu na nią. Jakbyśmy mieli wolne pieniądze i nie wiedzielibyśmy co z nimi zrobić, to jak najbardziej. To fajna rzecz, jeśli chodzi o punkt widokowy. Troszkę brakuje pomysłu także na wieżę Bismarcka. Podziwiam Wojtka Kłodzińskiego za to, co robi na wieży Bismarcka. Nie ma funkcji, która dawałaby mu zarobek z tej wieży np. restauracji na tym samym wzgórzu, gdzie ludzie przychodziliby na spacer, zjedliby, zostawili pieniądze. Jeżeli nie ma tej funkcji, to za co będziemy utrzymywać obiekt, do którego trzeba wybudować drogę, doprowadzić media, ktoś tego też musi pilnować, sprzątać? Te wszystkie są rzeczy połączone, więc gdzieś to musi się finansowo spinać. A w tym momencie wydaje mi się, że przez brak tej funkcji traci się istotę, sens odtworzenia wieży. Potrzebowalibyśmy krezusa, który nie patrząc na koszty jest w stanie odbudować i utrzymać taki obiekt pro publico bono. Optowałbym raczej za odbudową czegoś mniejszego, marzy mi się by odbudować tzw. „Mostek Japoński” z werandami i wieżami na jego końcach, by przywrócić pierwotny wygląd tego obiektu. Byłoby to ładne, ciekawe miejsce, które podniosłoby walory turystyczne Parku Kasprowicza. Sama betonowa konstrukcja mostu stoi, trzeba tylko zrobić projekt, ekspertyzę i sfinansować odtworzenie werand i wież. Ale później, ponieważ pełniłoby to rolę zadaszonych werand z widokiem na jezioro, inwestycja nie wymagałaby dalszych kosztów. W grę wchodziłyby tylko bieżące prace konserwacyjne, co kilka lat.

A Sedina, ta legendarna szczecińska rzeźba? Powinna zostać odnaleziona? Czy niech raczej pozostanie takim św. Graalem lokalnych poszukiwaczy i nierozwiązaną zagadką?

Ja bym nawet Sedinę odtworzył. Wiemy, że Włosi kolaborowali z Hitlerem. Owszem, to prawda, pamiętamy o tym. Ale zastanawiające, że nikt im tego obecnie nie wypomina. Natomiast zwróćmy uwagę, ile osób jeździ do Rzymu, ile postrzega Rzym jako kolebkę sztuki antycznej, ilu turystów zostawia tam pieniądze i jaką perłą na mapie świata jest Rzym? W przypadku Szczecina, nagle jako argument sprzeciwu odbudowy wyciągana jest niemieckość rzeźby. Szczecin, jeżeli odetniemy mu tę niemieckość, to nagle pozbawimy go lat największego rozkwitu. Rzeźba Ludwiga Manzla a właściwie Fontanna Manzla (Manzelbrunnen), zw. Sediną, która liczyła łącznie kilkanaście metrów wysokości, to był naprawdę majstersztyk, jeżeli chodzi o wykonanie. Myślę, że dużo ludzi przyjeżdżałoby po prostu, aby to zobaczyć. Tylko w tym kontekście. To był symbol handlu, wielkomiejskości Szczecina, który powstał w 1898 roku a nie w latach 30. XX wieku. Ciekawostką natomiast wydaje mi się, że to nie była tylko rzeźba, co ruszt stalowy pokryty blachą miedzianą.

Wiem, że to dziwnie brzmi, ale teraz, jak to przeanalizujemy… W 1898 roku mielibyśmy postawić 6-metrowy posąg z tą całą łodzią, z tym Merkurym, z całą tą sceną figuralną? Metr sześcienny brązu waży 8,5 tony. To ważyłoby z 200 ton! W jaki sposób ją postawić? Za pomocą jakiego urządzenia? Dźwigiem parowym? Jest to oczywiście technicznie możliwe, ale wydaje się mało prawdopodobne. Użyto więc blachy miedzianej – dziś wiemy, że dokładnie 100 cetnarów – około 5 ton. Kiedy się wchodziło na istniejący cokół po rzeźbie przy ulicy Dworcowej – obecnie kamień z kotwicą, widoczne były tam jeszcze takie fragmenty blachy z brązu, nitowane do podstawy. Nie wiem czy Sedinę kiedykolwiek znajdziemy. Niemcy mogli faktycznie ją przetopić pod koniec wojny. 5 ton miedzi to sporo amunicji.

No to przyszedł czas na Twoją muzykę. W całości finansuję wydanie płyt z własnych pieniędzy. Moja żona stwierdziła, że dopóki nam starcza, to jest OK. Czyli ja płacę za wydanie płyty, cały nakład przekazuję np. rodzicom dziecka, które choruje na raka. Oni to sprzedają i cała kwota uzyskana w ten sposób jest dla nich. Dla mnie nie ma nic, tylko i aż „dziękuje”. I to mi wystarczy –to jest też ten mój wkład w ten lepszy świat.

Nie kusi Cię, żeby skomponować jakiś przebój, który będzie hitem na listach przebojów?

Kusi (śmiech). Moja żona się ze mnie śmieje: „zawsze piszesz smutną muzykę”. Mam coś w sobie takiego, że bardziej ciągnie mnie do smutnych rzeczy – mają w sobie jakąś duszę, coś głębszego. Przebój, to oczywiście jest marzenie. Ale ja nie mam takiego parcia. Sprawia mi frajdę tworzenie każdego fragmentu kompozycji, piosenki, utworu. Większość partii instrumentalnych powstaje na moich syntezatorach, później dogrywam skrzypce, wiolonczelę. Muszę np. nagrać swój głos, który brzmi tragicznie, bo nie jestem wokalistą. To jest provider dla wokalistki, żeby wiedzieć, jak to zaśpiewać, jaka jest artykulacja wokalu. I moja żona wtedy mówi: „dobrze, że to wreszcie będzie zaśpiewane przez kogoś kto potrafi, bo już dosyć słuchania tego wycia”. I śmieję się oczywiście z tego po latach. Mój pseudonim muzyczny, to Outsider. Wydałem łącznie siedem płyt. I dla mnie jest ważne, że są słuchane. Nawet jak to jest kilkanaście czy kilkadziesiąt osób. Ostatnio, w samochodzie na światłach zatrzymał się jakiś człowiek i macha do mnie. Nie znam go, ale on mi pokazuje moją płytę przez okno, jakąś wcześniejszą, że jej słucha. I to wiesz, szok. Moje teksty, związane z jakimś moim przeżyciami lub tym, co sobie wyobraziłem. I nagle jakaś obca osoba też to odnajduje, jakby na tych samych falach…To jest świetne w tym wszystkim. Najlepszy utwór, który zrobiłem, Outsider - Broken, ma chyba 14 tysięcy wyświetleń przez różne osoby. To już jest duże, jak na takiego twórcę, który w ogóle nie ma żadnej reklamy. Jestem z dala od showbiznesu muzycznego. Ale z kolei robię to, co lubię, tak jak ja chcę, nie mam tutaj żadnych ograniczeń. Teraz, przy nowej piosence, Outsider - Falling, do której właśnie wyszedł teledysk, mastering (końcowy etap realizacji produkcji muzycznej w trakcie którego wydobywa się niuanse brzmieniowe materiału – przyp. aut.). zrobił dla mnie Chris Gehringer z Sterling Sound, który odpowiadał za produkcje m.in. Lady Gagi. Napisali, że zrobiłem świetny mix. Facet, który robił dosłownie przed chwilą nowy utwór Lady Gagi, mówi, że ja, taki drobny facet w swoim własnym studio w Szczecinie, zrobił dobry mix! To już ma znaczenie. Czuję się spełniony. Ale gdyby ktoś zapytał, czy chciałbym dotrzeć do szerszego grona odbiorców? Tak, oczywiście, że chciałbym jako artysta. Ale z drugiej strony nie przeszkadza mi wcale to miejsce, w którym jestem.

Autor: Dariusz Staniewski/ foto: Edyta Bartkiewicz

Prestiżowy przegląd dzielnic

Kiedy w marcu ubiegłego roku opublikowaliśmy Prestiżowy Przegląd Dzielnic (osiedli) Szczecina myśleliśmy, że będzie to jednorazowa przygoda. Echa artykułu – komentarze, żarliwa dyskusja, a także prośby o więcej – skłoniły nas do kontynuacji tematu. Bohaterami pierwszej części zestawienia były „topowe” miejscówki, m.in. Pogodno, Warszewo, Głębokie oraz… osiedle w wieżowcu, czyli Hanza Tower. W drugiej odsłonie skupiliśmy się na osiedlach bezpośrednio przyległych do centrum Szczecina, czyli Pomorzanach, Turzynie, Nowym Mieście, Niebuszewie, Drzetowie czy wyspach Międzyodrza. W trzecim odcinku analizowaliśmy dzielnice stanowiące kolejną linię szczecińskiego „obwarzanka” (niektórzy używają określenia „pierścień”). Zapuściliśmy się zatem na Gumieńce, Świerczewo, Krzekowo, Zawadzkiego, Arkońskie, Osów czy do dzielnic Północy. Czwarta część to odwiedziny na osiedlach Prawobrzeża, ale zaznaczymy, że to pierwsza z dwóch podróży za Odrę.

Przyglądaliśmy się nie tylko funkcjonalności i walorom prawobrzeżnych osiedli. Wcześniej analizowaliśmy także ceny sprzedaży czy najmu nieruchomości. Szybko okazało się, że jest to bez sensu, bo nie ma dziś ani logicznego sposobu, ani algorytmu, który mógłby ogarnąć rynek nieruchomości. Różnice cen między poszczególnymi dzielnicami są zresztą tak nieznaczne, że ta analiza nic nie wnosiła. I tak wszędzie jest piekielnie drogo. W zamian proponujemy autorską prognozę na przyszłość, z zastrzeżeniem, że nie jesteśmy nieomylni (sic!).

Opisywane osiedla autor przemierzał rowerem oraz pieszo. Każde z opisywanych miejsc zostało poznane, zobaczone, doświadczone i dotknięte. Uwaga! Autor ma świadomość terminologii związanej z podziałem administracyjnym. Dla

walorów literackich tekstu w wielu miejscach nastąpi nadużycie – podstawowa jednostka administracji terytorialnej, czyli osiedle będzie nazywana synonimami, m.in. dzielnicą, enklawą, strefą, obszarem, obrębem albo terenem. Namiętnych i wytrawnych poszukiwaczy błędów prosimy o wstrzemięźliwość. To celowy zabieg.

W pierwszej podróży na Prawobrzeże prezentujemy osiedla: Bukowe – Klęskowo – Nad Rudzianką, Kijewo, Majowe, Płonia – Śmierdnica – Jezierzyce oraz Słoneczne. W lipcowym numerze Prestiżu zapraszamy do poznania Dąbia, Podjuch, Wielgowa – Sławociesza – Zdunowa, Zdrojów, Załomia –Kasztanowego oraz Żydowiec – Klucza.

Osiedle Bukowo – Klęskowo – Nad Rudzianką

Zanim stanęły tu wielkie bloki okolica miała sielankowy charakter. To dawna wieś Hökendorf–Klęskowo. Pierwsze zmianki o tym terenie pochodzą z XIII wieku, a można je odnaleźć w księgach Opactwa Cystersów w Kołbaczu, do którego wieś należała. Zabudowania zaczynały się na skraju Puszczy Bukowej, to dawna posiadłość rodziny Zietelmann – to tam, gdzie rosną okazałe dęby nazwane mylnie Dębami Krzywoustego. Mylnie, bo książę nie mógł przy nich odpoczywać, gdyż drzewa mają dopiero około 400 lat. Drugim krańcem wsi były okolice dzisiejszej ulicy Mącznej, przy szpitalu. W obu wspomnianych miejscach zachowały się nieliczne przedwojenne domy, o raczej skromnej ornamentyce. Cudem ocalał XV-wieczny kościół (poza drewnianą wieżą), w którym jednak trudno rozpoznać zabytek, gdyż „pożarł” go współczesny monstrualny Gargamel. Na wzgórzu obok świątyni, pośród gęstej dzikiej roślinności, można wypatrzeć romantyczne ruiny. To destrukt dawnej rezydencji rodziny Dohrnów. Tak! Tych Dohrnów! Co ciekawe bogaci przedsiębiorcy i filantropowie już na początku XX wieku zadbali o swoich sąsiadów i część parku przynależnego do posiadłości uczynili publicznym. To dziś ciekawie zagospodarowany Park Leśny Klęskowo z wiatami turystycznymi, ścieżką edukacyjną, placem zabaw, siłownią, a także miejscami piknikowymi. Atrakcją osiedla jest także niewiarygodnie wysoki wiadukt Berlinki. Polecam podziwiane tej osobliwej konstrukcji z dołu!

Dziś Bukowe to jedno z trzech wielkich osiedli Prawobrzeża. Mieszka tu niemal 15 000 osób. Już w momencie budowy, w połowie lat ’80 XX wieku, uchodziło za rewolucyjne. Mowa o pomyśle na nazwy ulic, które mienią się kolorami. Jednak tu chodziło o coś więcej – stojące przy nich domy uzyskały adekwatne malowanie, co w tamtych szarych i smutnych czasach musiało wręcz szokować. Jeszcze odważniejsza była urbanistyka założenia arch. Anny Zaniewskiej. Osią dzielnicy uczyniono historyczny przebieg ulicy Kolorowych Domów. Bloki rozplanowano wzdłuż odchodzących od niej pasaży z ograniczonym ruchem kołowym, a parkingi zlokalizowano na obrzeżach mieszkalnych kwartałów. To w znakomitej większości budynki czteropiętrowe, wysokie wieżowce zlokalizowano jedynie w sąsiedztwie pętli autobusowej. Taka skala zabudowy miała zagwarantować kameralność osiedla, którą dziś potęguje bujna zieleń, także albo przede wszystkim w zadbanych ogródkach mieszkańców parterów. Bukowe do dziś powinno służyć za wzór dla projektantów deweloperskich koszmarków. Niestety twórcy nowszej, zachodniej części osiedla nie respektowali tego spójnego pomysłu, nie zachowano nawet nazw ulic, choć teoretycznie jest o kolorach – ulica Akwarelowa albo Zielone Wzgórze (ekhm!). Nie ma tu już tyle zielni, a zamiast pieszych deptaków są ulice zastawione samochodami. Szkoda.

Na Bukowym działają przynajmniej cztery punkty przedszkolne i żłobek oraz duża podstawówka z kompleksem sportowym. Jest niewielka Przychodnia Rodzinna, naliczyłem przynajmniej cztery apteki, warto też podkreślić bliskość do Szpitala Zdroje, a tym samym łatwy dostęp do wielu specjalistów medycznych. Miłośnicy zwierząt mogą liczyć na pomoc specjalistów, działają tu dwa ośrodki weterynaryjne. Na Osiedlu działa duży dyskont, jest także kilka większych samów spożywczych oraz oczywiście kilka „Żabek”. W ostatnich latach powstały także lokale gastronomiczne! Jest burgerownia, pizzeria, kebab, pierogarnia oraz cukiernia. Jest kilka paczkomatów, ale podjęcie gotówki z bankomatu jest możliwe jedynie w punktach w okolicy pętli.

Kolejna „betonowa enklawa” wchodząca w skład tej jednostki administracyjnej to Osiedle Nad Rudzianką. Nazwa pochodzi od strumienia, który płynie w zakopanej rurze pod osiedlem. Jedynym naziemnym (sic!) jego śladem są

dwa stawy, przy czym rekreacyjnego zagospodarowania doczekał się jedynie ten przy ulicy Smutnej. W pierwotnych planach Nad Rudzianką miało być największym osiedlem Prawobrzeża, ale coś nie wyszło… Po zbudowaniu kilku kwartałów przez SM „Dąb” oraz Szczeciński TBS budowa na długie lata stanęła, aż do niedawna… Dziś okolica przeżywa prawdziwy inwestycyjny boom. Ostatnio osiedle zasłynęło z afery związanej z budową kolejnego (piątego w okolicy!) kościoła. Mieszkańcy chcieli terenu sportowo-rekreacyjnego, ale radni zdecydowali inaczej i cenny grunt przekazali Szczecińsko-Kamieńskiej Kurii Metropolitalnej. Obecnie trwa budowa przeskalowanej plebani (dom księdza), z ziemi wyszedł też sam kościół, ale nabożeństwa odbywają się w tymczasowym namiocie. Osiedle nie posiada rozwiniętej oferty handlowej czy usługowej. Dwa dyskonty są jedynie w północnej części, ale patrząc na wspomniany rozmach inwestycyjny należy się spodziewać rychłej budowy nowych sklepów. Nie ma tu ani ośrodka zdrowia, przedszkola czy innych niezbędnych placówek. Przy ulicy Dąbskiej działa stara, ale zmodernizowana i rozbudowana szkoła podstawowa. Na szczęście niedaleko stąd do większych osiedli z pełniejszą ofertą. Dojazd do nich ułatwia poprowadzona przez sam środek osiedla linia autobusowa 84. Podróż do centrum zapewnia linia pośpieszna A, to niespełna a 30 minut. Można także dojechać kilkoma liniami na Turkusową, a tam wziąć tramwaj. Marzenia o jego przedłużeniu i odnodze na Bukowe, póki co należy włożyć między bajki.

A! Bukowe to raj dla miłośników sportu! Jest tutaj kilka boisk (także „Orlik”), siłowni pod chmurką oraz… korty tenisowe. Serio! Są to należące do Szczecińskiego Klubu Tenisowego otwarte korty przy ulicy Seledynowej oraz kryty kompleks przy Dąbskiej prowadzony przez Szczecińskie Centrum Tenisowe.

Gorzej z kulturą. Nie ma domu kultury ani kina. Tę lukę wypełniają działania Fundacji Kultury i Aktywności Lokalnej „Prawobrzeże” powstałej przed 30 laty z inicjatywy Spółdzielni Mieszkaniowej „Dąb”. Szacunek! Co ciekawe na wielu osiedlach coraz większą grupę stanowią seniorzy. Nie sposób przecenić ich aktywności i kreatywności w Klubie Seniora albo Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Ich inicjatywy są adresowane nie tylko do starszych, często mają uniwersalny charakter.

Przyszłość: świetnie zaprojektowane osiedle przyciąga nowych mieszkańców. Społeczność się starzeje, więc to naturalne. Nowych mieszkań będzie przybywać na osiedlu nad Rudzianką, Bukowe wydaje się już skończonym projektem. Z uwagi na liczbę mieszkańców należy spodziewać się rozwoju oferty handlowej.

Osiedle Kijewo

Kijewo to dawne Rosengarten, czyli Ogród Różany. Zależna od pobliskiego Dąbia (Alt Damm) wieś była zamieszkiwana od prawieków, na co wskazały odnalezione tam cenne archeologiczne artefakty.

Dziś z przedwojennego Kijewa pozostało niewiele, dosłownie kilka typowych dla robotniczych przedmieść domów oraz niewielkie kamieniczki przy ulicy Zajęczej i Niedźwiedziej. Tak wielkie zniszczenia to efekt bitwy o Szczecin pod koniec II wojny światowej. Po wojnie dominowała tu zabudowa jednorodzinna. Nowe osiedle zaczęło powstawać dopiero pod koniec lat 90 XX wieku. Później, po kilku latach zastoju, zabudowę zagęszczono nowymi deweloperskimi realizacjami. Ta inwestycja zwielokrotniła liczbę mieszkańców Kijewa – dziś mieszka tu blisko 3500 osób. Kijewo to zagłębie mechaników samochodów! Faktycznie w niskich pawilonach, szczególnie w okolicach ulicy Olszynki Grochowskiej, działa wiele tego rodzaju biznesów. Ciekawe czy to dlatego zdecydowano się przeprowadzić tu modernizację układu drogowego na tak dużą skalę (sic!).

Granice Kijewa od północy wyznacza linia kolejowa, od wschodu i południa autostrada A6, zachodni kraniec ślad dawnej wąskotorówki, a dziś trasa rowerowa do Kołbacza. W granicach jest także nowa enklawa zabudowy wielorodzinnej przy zwierzęcych ulicach – Niedźwiedziej, Tarpanowej, Foczej i Świstaczej.

Współczesne Kijewo to przeplatanka bloków, domów przedwojennych, socmodernistycznych „kostek” i wystawnych willi (rezydencji). Z uwagi na kameralny i nieco burżujski charakter tanio tu nie jest.

Dzielnica jest „przecięta” kilkupasmową ulicą Zwierzyniecką o parametrach zbliżonych do autostrady. Jedyne przejście dla pieszych między enklawami znajduje się krzyżówce owej szosy z Niedźwiedzią i Kurzą. Sygnalizacja świetlna sprzyja ruchowi kołowemu, pieszy ma czas… Mieszkańcy marzą o kładce. Liczą także na poprawę oferty handlowej, bo ta jest tu zaskakująco uboga. Nie ma żadnego dyskontu! Jest niewielki sklep spożywczy oraz przybytek pod płazim szyldem. Jest piekarnia, ale brak lokali gastro. Na szczęście do licznych kompleksów handlowych wielkich prawobrzeżnych osiedli stąd blisko. Ale za to kościół jest! I to jaki! O hohoho! Architektoniczne nawiązania do sztuki romańskiej, a kopuła godna bazyliki. Jest także kontrowersyjny pomnik patronki świątyni Świętej Królowej Jadwigi Andegaweńskiej wykonany w ramach Szczecińskiego Budżetu Obywatelskiego. Swego czasu wielkie kontrowersje budziła forma rzeźby Stanisława Motyki określana mianem „estetycznego koszmaru”. Statua świętej ma być elementem większego założenia – Różanego Ogrodu w Kijewie. Póki co całość wygląda jak „Kato-lunapark”, którego głównymi atrakcjami jest coś w rodzaju jaskini z Matką Boską, szereg tablic informacyjnych, banerów i wszędobylskich tui. Są jeszcze plany budowy fontanny. Strach się bać… W małym parku przy ulicy Zajęczej znalazło się miejsce na plenerową siłownię, wiatę turystyczną, jest także boisko. Podobny kompleks, z profesjonalnym boiskiem do koszykówki, jest także na skraju nowego osiedla, przy wiadukcie kolejowym. Liczne place zabaw dla dzieciaków można znaleźć na podwórkach między blokami. Vis-a-vis nowego osiedla powstał wielki Orlik z funkcjonalnym zapleczem. Atrakcją Kijewa, przyciągającą także mieszkańców Majowego, Bukowego czy Słonecznego jest Staw Jeleni z niewielką plażą, miejscami na ognisko i nową infrastrukturą rekreacyjną (tyrolka!). Mieszkańcy Kijewa mogą zresztą łatwo uciec w naturę! W ciągu (niedawno wyremontowanej) ulicy Koziej

jest pieszo-rowerowa kładka nad autostradą prowadząca do Kniei Bukowej. Ciekawy jest też las na północ od ulicy Kurzej, gdzie do niedawna działała tzw. Pruska Strzelnica. Z uwagi na uciążliwe hałasy mieszkańcy doprowadzili do jej likwidacji. Tak też było z pubem, który działał zaledwie kilka miesięcy.

Do Kijewa z pętli Szybkiego Tramwaju przy Turkusowej można dotrzeć dwoma liniami autobusowymi 54 i 84, jest także połącznie nocne.

Przyszłość: trwa budowa nowych dróg, ale jeszcze sporo zostało. Za kilka lat do zachodniej granicy Kijewa z pewnością „zbliży” się nowa zabudowa Osiedla Nad Rudzianką. Czy rozleje się także na kijewskie nieużytki w okolicy Jeleniego Stawu. Więcej miejsca na spektakularne inwestycje w dzielnicy brak.

Majowe

Jestem chłopakiem z Majowego! Sorry, opinia o tym skrawku ziemi nie będzie obiektywna. Bez szans. Majowe to najlepsze osiedle nie tylko w Szczecinie, ale także na świecie, ba! w galaktyce. Oczywiście żartuję, chociaż... (sic!) Pierwsi mieszkańcy Majowego wprowadzili się do swoich mieszkań w październiku 1982 roku. Osiedle powstało na miejscu wsi Krzekoszów (Wilhelmsmühle bei Altdamm), której relikty widoczne są do dziś, to m.in. kilka przedwojennych domów w enklawach przy ulicach Botanicznej, Kosynierów oraz Zaranie. Śladem dawnej wsi jest także równoległy do ulicy Łubinowej jej dawny przebieg. Po niedawnej modernizacji nie ma śladu po zabytkowych kocich łbach, dziś to dobrze urządzony szlak pieszo-rowerowy z tak potrzebnymi tu miejscami parkingowymi.

Pomysł na kształt tego osiedla był inspirowany typowym miasteczkiem (arch. Witold Jarzynka, prace projektowe 1978-1983), stąd kameralny charakter zabudowy – w większości 4 piętrowe budynki z lokalami użytkowymi w parterach, częściowo nawet ze spadzistymi dachami. Domy stoją równolegle do ulic, tworząc regularne pierzeje. Na tyłach stworzono zielone podwórza, w których ulokowano parkingi, wiaty śmietnikowe, stacje transformatorowe, place zabaw, siłownie pod chmurką czy tereny rekreacyjne. Centrum osiedla stanowi plac Literatury – to najprawdziwszy rynek z funkcjami handlowymi i usługowymi. Niedaleko jest oczywiście kościół, w sąsiedztwie którego powstaje (wreszcie) obiekt kultury – Biblioteka. Pazerność zarządza-

KIJEWO MAJOWE

jących parafią sprawiła, że wyjątkowo podłej urody świątynię szczelnie otacza parafialny… parking. Oczywiście płatny! Część aut wręcz styka się zderzakami z elewacją kościoła, byle więcej abonamentów, byle więcej zarobić. Wstyd! W okolicy zlokalizowano wyższe bloki, które tworzą coś w rodzaju „city” Majowego. W ostatnich latach w kilku miejscach osiedla powstały „przypadkowe” budowle, zmieniło się też pierwotne przeznaczenie wielu lokali oraz pawilonów pomyślanych jako centra handlu i usług. To zniekształciło wymyślony porządek urbanistyczny i funkcjonalny tego „małego miasteczka”. Przykład: handlowa niegdyś okolica skrzyżowania Nałkowskiej i Kosynierów dziś jest zdominowana przez usługi, co pozbawiło ją charakterystycznego gwaru i atmosfery. Ta występuje już tylko w okolicach dyskontów, które zresztą do owych zmian doprowadziły. Wracając do atutów Majowego, to faktycznie jest tu wszystko, co niezbędne, a nawet więcej (to obiektywne, serio!). Jest szkoła z kompleksem sportowym, jest świetnie zaaranżowany i wciąż powiększany park, jest wybieg dla psów, jest polana ogniskowa, jest nawet… lodowisko. Na osiedlu działa NFZ-owska Przychodnia Rodzinna, prywatne praktyki lekarskie, są apteki i weterynarz. Na skraju osiedla rozgościły się dyskonty, hipermarket oraz Outlet Park, w którym działa wielosalowe kino (!). Niebawem osiedle będzie mogło pochwalić się pierwszym w Szczecinie hotelem spod szyldu Hilton, choć będzie to tańsza marka hotelowego giganta – Hampton by Hilton. Oferta usługowa wyczerpuje zasadniczo katalog niezbędnych potrzeb – fryzjer, kosmetyczka, masaż, fizjoterapia, stomatolog, krawiec, złotnik, itp. Cieszy wprowadzona niedawno rewolucja komunikacja, za sprawą której autobusy wjechały w głąb osiedla, co jest rzadkością w większości podobnych układów urbanistycznych, gdzie trasy „zbiorkomu” wytyczono jedynie po zewnętrznych ringach.

Odmienny charakter ma południowo-wschodnia część osiedla Majowego – to enklawa domów jednorodzinnych z częściowo przedwojenną zabudową (Botaniczna, Ziemniaczana Gryczana). Co ciekawe ten charakter osiedla próbowano powtórzyć w latach ’90 XX wieku tworząc kwartały domów szeregowych wzdłuż ulicy Botanicznej (w kierunku Struga). Wyszło… ciasno i niezbornie. Przyszłość: osiedle wydaje się być dostatecznie zagęszczone, ale można już dostrzec, że czas dla niektórych budynków, szczególnie pawilonów handlowych i usługowych nie jest łaskawy. Nie zdziwię się, jak zaczną je zastępować większe gmachy, już niekoniecznie z dominantą usług. Z większych wolnych parceli można wymienić boisko za kościołem i okolice lodowiska. Tereny przy ul. Szymborskiej są chyba bardziej przemysłowe i usługowe niż mieszkalne. Biblioteka i hotel na ukończeniu, Park Majowe sukcesywnie powiększany. Być może zjawi się inwestor chcący zbudować tak potrzebne tu wielopoziomowe parkingi. Majowe rulez! Majowe rządzi! (przepraszam, musiałem).

Płonia, Śmierdnica, Jezierzyce

Do czasu zbudowania drogi ekspresowej S3 każdy wjeżdżający i wyjeżdżający ze Szczecina musiał przejeżdżać przez Płonię i Śmierdnicę. Trzecie osiedle wchodzące w skład tego trio – Jezierzyce, leży nieco dalej od dawnej krajówki. Dziś o tych osiedlach mało kto pamięta, bo mało kto korzysta z obecnej wojewódzkiej 119-tki, która stała się drogą bardzo lokalną. Nawet do Pyrzyc szybciej i wygodniej jechać nową trójką.

Wszystkie trzy osiedla to osady o średniowiecznym rodowodzie, wszystkie powiązane z Klasztorem Cystersów w Kołbaczu. Wsie miały charakter rolniczy. Dzisiejsze Jezierzyce, wówczas Jeseritz, słynęły także z młynów, które powstały

PŁONIA STYL

na rzece Płonia, a jej spiętrzenie pozwoliło na stworzenie stawów rybnych. W Zmirdinz (Śmierdnicy) i Buchholz (Płoni) z uwagi na duże pokłady gliny działały cegielnie, a także papiernia, z kolei w nieodległej Strudze (okolice Szosy Stargradzkiej) powstała (odkrywkowa) kopalnia węgla. Jeszcze po wojnie wsie należały do osobnej gminy, dopiero na skutek pierwszych reform polskiej administracji weszły w skład miasta. W kolejnych latach w dawnej Papierni „Hohenkrug” urządzono Fabrykę Kontenerów „Unikon”. To była chluba osiedla – w szczytowym momencie produkowano 10 000 kontenerów rocznie, pracowało tu 650 osób, a zakład posiadał własny ośrodek nad morzem, przyzakładowe osiedle, a także żłobek i przedszkole. W 2006 roku „Unikon” padł. Płonię rozsławiała także Fabryka Domów „GryfBet”, w której powstawały Żelbetonowe Elementy Prefabrykowane, z których zbudowano (składano?) m.in. wielkie osiedla Prawobrzeża czy Estakadę Pomorską. Jeszcze do nie dawna na terenach opuszczonej fabryki działała słynna giełda. Dziś to okazałe centrum logistyczne. Obecnie wszelkie „miastotwórcze” akcenty dzielnicy kumulują się w początkowym odcinku ulicy Przyszłości. To umowne „city” Płoni. Ani Śmierdnica, ani Jezierzyce nie posiadają już takich „kumulacji”, ale też mają zupełnie inny charakter i atmosferę. Co ciekawe historyczne centrum Płoni znajduje się w okolicach dzisiejszej ulicy Klonowej, gdzie do dziś widać układ ulic wskazujący na owalnicę. Zachowało się tu kilka przedwojennych domów, ale zielony plac zyskał współczesną, funkcjonalną funkcję – to plac zabaw i miejsce rekreacji dla mieszkańców.

Serce Jezierzyc bije niezmiennie w okolicach Stawu Klasztornego i wzdłuż ulicy Topolowej. Stara Śmierdnica to okolice ruin kościoła św. Mikołaja (Nauczycielka/Spokojna). W tym miejscu muszę wyjaśnić kontrowersyjną, budząc zdziwienie, a czasami nawet zakłopotanie nazwę dawnej wsi Smerdnica/Śmierdnica. Według niektórych źródeł wywodzi się od fetoru zmarłych, grzebanych na wielkim cmentarzysku położonym na skraju wsi. Inni wskazują na Zmirdinza i pochodzenie od słowa „smred”, „smreda” oznaczającego chłopa. Wolę drugą wersję. Co ciekawe do dziś występują dwie równoległe nazwy osiedla – Śmierdnica i nieco łagodniejsza Smerdnica. Osiedle jest odległe od centrum Szczecina. Dojazd komuni-

kacją miejską jest dość czasochłonny, oczywiście położenie przy wjazdowej szosie do miasta gwarantuje szybki dojazd samochodem. Blisko stąd do należących do powiatu stargardzkiego rekreacyjnych terenów nad jeziorem Miedwie. Blisko stąd do szlaków Puszczy Bukowej. Słowem – raj dla miłośników przyrody.

Mieszczuchy mogą narzekać. Wspomniałem, że centrum handlowo-usługowe kumuluje się na wjeździe na osiedle od strony Szosy Stargardzkiej. Próżno szukać usług czy handlu w innych lokalizacjach. Podczas rowerowej eksploracji w Jezierzycach nie zauważałem nawet sklepu spożywczego, a w Śmierdnicy tylko jeden, przy skrzyżowaniu. Pytanie czy trzeba więcej… Grunt, że jest przedszkole, szkoła, przychodnia i apteka. Ot podstawowa oferta dla niewielkich osiedli przedmieścia. Ale są przynajmniej dwa duże lokale gastronomiczne, w których można zorganizować wesele, albo po prostu jakieś przyjęcie. A co!

Przyszłość: Choć główna ulica osiedla nosi nazwę Przyszłości, to jednak rokowania są raczej powściągliwe. Tak odlegle osiedla jak Płonia, o tak specyficznym charakterze mogą rozwijać się w temacie zabudowy jednorodzinnej. Choć jest jeszcze coś! Niedawno spory teren przy Szosie Stargardzkiej wydzierżawiło stowarzyszenie zajmujące się rekonstrukcjami historycznymi i pragnie stworzyć w tym miejscu Park Historyczny Komandoria Szczecin Płonia. Intrygująca i unikatowa perspektywa przyszłości z przeszłością w tle…

Słoneczne

Nie wiem, czy tak można powiedzieć o osiedlu, ale śmiem twierdzić, że Słoneczne świetnie się starzeje. Znakomity projekt urbanistyczny we władanie przejęła… zieleń. Zasadzone przed 30-laty drzewa to dziś potężne okazy. Onegdaj małe krzaki i ozdobne nasadzenia dziś tworzą imponujące zielone kobierce. Po Słonecznym spaceruje się jak po monumentalnym Parku Jurajskim, ale tu w rolę dinozaurów wcielają się bloki z wielkiej płyty. Ich złowrogich gabarytów nie „łagodzą” nawet pastelowe barwy elewacji.

Budowa osiedla na miejscu dawnej wsi Krzekoszów (Wilhelmsmühle bei Altdamm) zaczęła się w 1974 roku według projektu szczecińskiego architekta i urbanisty Romualda Cerebież-Tarabickiego. Z jego deski kreślarskiej wyszło tak-

SŁONECZNE ZDROJE

że lewobrzeżne osiedle Przyjaźni. Realizację tak wielkiego założenia gwarantowała bliskość „fabryki domów” czyli „GryfBetu” w Płoni. W pierwszych latach kontrastem dla rozmachu osiedla były łąki i pola, na których jeszcze długo pasło się bydło. Do dziś nie pojmuję, jak udało się zachować część dawnej zabudowy w ciągu ulic Rydla, Kostki Napierskiego czy Lnianej. Wiejskie domy w zderzeniu z socmodernistycznymi wieżowcami wyglądają dziś karykaturalnie. Chyba, że o to chodziło. I wcale by mnie to nie zdziwiło. Ot pokaz siły nowej socjalistycznej myśli architektonicznej i urbanistycznej! System i jego propaganda nie przetrwały próby czasu, ale owa zabudowa owszem… Projekt Słonecznego oglądany na makietach albo na fotografiach wykonanych z lotu ptaka do dziś robi wielkie wrażanie i wzbudza podziw. To układające się w gwiazdy 12-piętrowe wieżowce oraz otaczające je półkilometrowe czteropiętrowe „rogale”. Niechcący (?) udało się stworzyć największe logo Mercedesa na świecie. W rzeczywistości powstały nieprzewidywalne betonowe korytarze, w których wiatr potrafił rozpędzić się do wartości pozwalających określać go jako huragan, orkan albo cyklon. Formy gwiazd i rogali miały zapewniać każdemu z lokatorów równy dostęp do słońca. Ale chyba coś nie wyszło… Jak to było – „De revolutionibus orbium coelestium” (O obrotach sfer niebieskich). Wspomniane współczesne rozpanoszenie się przyrody pokonało nieco szalony pomysł projektanta. Roślinność nie tylko przydała urody temu kompleksowi, ale zatrzymała… wiatr. „Ruszył zieleń, zatrzymał wiatry” Jak to będzie po łacinie?

Słoneczne jest dziś absolutnie samowystarczalną dzielnicą. Jest tu dokładnie to, co czyni życie wygodnym. Lepiej jest tylko na Majowym, bo tam owe „wygody” rozkładają się równomiernie na całym obszarze osiedla (to obiektywnie), a na Słonecznym kumulują się w okolicy Heliosów. No właśnie! Heliosy! Kto nie był ten trąba, a kto był ten wie, że to absolutnie unikatowe miejsce w Szczecinie. Trochę galeria handlowa, trochę deptak. Trochę targowisko, trochę park handlowy. Współczesne szablony ośrodków handlowo-usługowych nie pasują do określenia tego kompleksu. W Heliosach jest wszystko! A czuwa nad tym Bóg Słońca (Słonecznego?). A tak serio, to po ostatnich modernizacjach oraz przemyślanej komercjalizacji pawilonów, udało

się stworzyć funkcjonalne centrum dzielnicy zamieszkałej przez blisko sto tysięcy osób (100 000!). Mowa o całym Prawobrzeżu. Dopełnieniem oferty Heliosów są markety i parki handlowe po drugiej stronie ulicy Andrzeja Struga. Wraz ze sklepami z osiedla Majowego to jedno z największych skupisk sklepów w Szczecinie. Co ciekawe nawet w ofercie gastronomicznej odnajdziemy tu lokale cieszące się uznaniem mieszańców Szczecina jako takiego, dla których odległość nie gra żadnej roli, bo najważniejszy jest smak. Wygodzie i osławionej samowystarczalności służy nie tylko bogata oferta handlowa Heliosów, ale także filia Urzędu Miasta Szczecin, Urząd Skarbowy oraz oddziały kilku banków. Na osiedlu można odnaleźć także wszelkie usługi – jest krawiec, szewc, fotograf, fryzjer, kosmetyczka, podologia, masaż, siłownie, dietetycy, tłumacze przysięgli, biura podróży, agenci ubezpieczeniowi, kursy językowe (…) jubiler, sauna, joga, grota solna, a nawet kursy tańca… Dodajmy pełną ofertę edukacyjną, rekreacyjną, zdrowotną, senioralna, itp. Słowem: jest tu raczej wszystko.

Choć wielu mieszkańców podkreśla, że praktycznie nie musza jeździć do „miasta” to Słoneczne jest świetnie skomunikowane z centrum Szczecina. To dwie bezpośrednie linie pospieszne, kilka autobusów, którymi można dojechać do tramwaju (na Turkusową lub Basen Górniczy). Słoneczne, podobnie jak wszystkie tej skali dzielnice, cierpi na niedobór miejsc parkingowych. Dziwi mnie, że przez kilkadziesiąt lat ostatnich lat nie powstały tu wielopoziomowe parkingowce. Co ciekawe pierwotny projekt zakładał budowę na każdym rogu osiedla okrągłych piętrowych garaży. Przyszłość: osiedle wydaje się skończonym „tworem”. Wiele nowego nie powstanie. Jednym z ostatnich dużych projektów może być rozpoczynająca się budowa bloku na miejscu funkcjonalnego „Żółtka”. Za to stare będzie musiało być modernizowane i rewitalizowane. Słoneczne starzeje się nie tylko infrastrukturalnie, ale także epod względem metryki mieszkańców. Chętnych na zamieszkanie tu jednak nigdy nie zabraknie. Słoneczne, mimo odległości od centrum, to nieustannie jeden z najbardziej pożądanych adresów w Szczecinie.

autor: Danie Źródlewski / foto: Aleksandra Magiera

Szczecin gra

w padla

Jeszcze niedawno oszklone korty do padla były dla nas tylko egzotycznym widokiem znanym głównie z Hiszpanii.. Sport ten obecnie w błyskawicznym tempie zdobywa popularność. Szczecin również stał się ważnym punktem na sportowej mapie tej dyscypliny, zarówno w wydaniu profesjonalistów, jak i amatorów.

KTO BARDZIEJ MÓGŁBY ZACHĘCIĆ DO GRY NIŻ UŚMIECHNIĘTY PO MECZU

MAREK KOLBOWICZ (NA PIERWSZYM PLANIE) I STOJĄCY ZA NIM TRZEJ ZNANI

KOMENTATORZY TELEWIZYJNI, OD LEWEJ: TOMASZ SMOKOWSKI, SEBASTIAN

PARFJANOWICZ I JAROSŁAW MARENDZIAK.

Jeśli w świecie, w którym wszelkie innowacje toną w morzu innych, coś zdobywa popularność w tak spektakularny sposób – musi się za tym kryć jakaś tajemna moc. To ona sprawia, że tak wiele osób decyduje się zacząć, a potem decyduje się na regularne granie. Na czym to wszystko polega? Odwiedziliśmy Fabrykę Energii, gdzie spotkaliśmy na korcie nie tylko cenionych w Polsce trenerów i zawodników, ale również wiele gwiazd innych dyscyplin.

To nie tenis ani squash

Choć sam kort może kojarzyć się bardziej z grą w squasha, szczególnie za sprawą otaczających go szyb, to jednak gra techniką bardziej zbliżona jest do tenisa. W dodatku, zupełnie jak w tamtej jakże klasycznej dyscyplinie sportu, przeciwnicy stoją po obu stronach siatki przebijając piłkę na połowę przeciwnika. Ta może odbić się od kortu raz, zanim zostanie przebita na pole rywali, ale kiedy odbije się drugi raz – tym razem od tylnej albo bocznej szyby lub siatki – gra jest kontynuowana. Co więcej, próbując przebić piłkę na połowę przeciwników można także najpierw odbić ją od którejś z szyb licząc, że na kort spadnie dopiero za siatką. Stratę punktów oznacza za to sytuacja, kiedy nie zdołamy tak uderzyć piłki, aby najpierw dotknęła podłoża, zanim odbije się od jakiegokolwiek innego elementu. No, chyba że rywal źle oszacuje jej lot i zdecyduje się na uderzenie z powietrza – wtedy gra toczy się dalej. Właśnie woleje, smecze i inne uderzenia atakujące piłki na pewnej wysokości – są ozdobą i charakterystycznym elementem gry w padla. – Ta gra poza wymiarem fizycznym niesie za sobą także konieczność taktycznego rozgrywania akcji – mówi Ireneusz

Maciocha, właściciel szczecińskiej Fabryki Energii by Cupra Studio Szczecin. – Zanim zdobędzie się punkt, wymiana trwa często bardzo długo, obie strony starają się bowiem doprowadzić do sytuacji, w której będą mogły wykonać tzw. winnera, czyli kończące uderzenie. W dodatku jest to gra dla każdego, niezależnie od wieku czy dotychczasowych doświadczeń sportowych. Jeśli ktokolwiek w dowolnym momencie życia chce je dopiero nabyć – padel jest właśnie dla niego.

Historia dopiero się pisze

Padel narodził się w dość specyficznych okolicznościach. Uznaje się, że wynalazł go w latach sześćdziesiątych meksykański przedsiębiorca Enrique Corcuera. Dysponując przydomowym terenem zbyt małym na budowę kortu tenisowego w pełnych jego wymiarach, stworzył jego mniejszą wersję, otaczając ją ścianami z myślą, aby połączyć tenisa ze squashem – ale wynikało to z obawy przed piłkami wpadającymi co rusz do ogrodów sąsiadów. Wkrótce znajomy przedsiębiorcy – książę Alfonso z Hiszpanii także zaangażował się w tę nowatorską dyscyplinę, którą dalej rozwijał już w Marbelli, udoskonalając przepisy gry. Zainteresowanie padlem rosło w błyskawicznym tempie właśnie w Hiszpanii, a do grona grających dołączyli m.in. król Hiszpanii, Julio Iglesias czy Manolo Santana, który ma na koncie wygraną w tenisowym Wimbledonie. Z czasem budowali nowe obiekty, a potem ewolucji poddana została także sama rakieta. Pierwsze mecze rozgrywane były w całości drewnianymi, potem już wykonywano rakiety z aluminium, gumy i żywicy, następnie z włókna szklanego i węglowego. Obecnie na rynku dostępna jest cała gama różnorodnych

MAREK KOLBOWICZ (Z LEWEJ) I ADAM FRĄCZCZAK POTRAFIĄ CIESZYĆ SIĘ GRĄ NIEZALEŻNIE OD WYNIKU.

rakiet zarówno pod względem materiałów, kształtów, jak i wielkości. Ich charakterystycznym elementem są otworyw różnej ilości – wykonane na powierzchni. Dużą rewolucją było zastąpienie murowanych ścian okalających kort, szklanymi odpowiednikami (w 1989 roku) – co pozwoliło na obserwację gry przez kibiców. Piłki, choć na pierwszy rzut oka wyglądają identycznie jak tenisowe, to są od nich nieco lżejsze, mniejsze i wewnątrz posiadają mniejsze ciśnienie.

– Kiedy firma Babolat, której sprzętu jesteśmy dystrybutorem, zaczęła sprzedawać w niektórych krajach więcej rakiet do padla niż do tenisa, wszyscy zrozumieli, jak wielką siłę ma ten sport – mówi Ireneusz Maciocha. – Stąd też pomysł, aby otworzyć trzy lata temu korty w naszym mieście – a byliśmy wówczas dopiero drudzy z halą padlową w Polsce! Co warte zauważenia, dopiero w 1991 roku powstała Międzynarodowa Federacja Padla, która zrzeszała tylko Hiszpanię, Argentynę i Urugwaj. Dziś ta dyscyplina dotyczy już niemal całego świata, a liczbę zawodników szacuje się na około trzydzieści milionów w skali globu (amatorów i profesjonalistów). Polska Federacja Padla powstała w roku 2017, a dziś w kraju jest już kilkadziesiąt ośrodków dysponujących kortami do gry. Liczba zarówno grających, jak i miejsc do gry rośnie z każdym rokiem w coraz szybszym tempie. – Nasz ośrodek posiadał już wcześniej korty do tenisa, badmintona, ping-ponga. Nie mogliśmy jednak nie ulec ogólnoświatowemu fenomenowi padla – mówi Barbara Maciocha, utytułowana zawodniczka, w Fabryce Energii pełniąca rolę menedżerki i trenerki. – Co więcej, popularność tego sportu rośnie w takim tempie, że z czasem jesteśmy zmuszeni zwiększać liczbę kortów! Widzę to także na zajęciach treningowych, które prowadzę– mamy tutaj padlistów w każdym możliwym przedziale wiekowym, od kilkulatków poczynając. A uczymy także dorosłych, którzy dotąd nie mieli ze sportami rakietowymi kompletnie nic do czynienia. Często dopiero na miejscu dobieramy im odpowiedni strój czy sprzęt, który można także wypożyczać.

ADAM FRĄCZCZAK TO DZIŚ TAKŻE INSTRUKTOR

GRY W PADLA.

Trofeum dla każdego

Tak ogromna popularność gry w padla spotkała się z odzewem ze strony organizacyjnej. Dziś rozgrywa się nie tylko mistrzostwa świata czy danego kraju (w tym Polski). Przez cały rok kalendarzowy nie ma tygodnia, żeby gdzieś nie odbywał się jakiś turniej.

– Podobnie w Szczecinie, mamy całe cykle turniejów jedniodniowych (najkrótszy trwa dwie godziny) dla padlistów o różnym poziomie zaawansowania – od Ligi Cupra Beginner po Ligę Cupra Mexicano podzieloną jeszcze na dwie grupy, gdzie ta najlepsza gra już na bardzo dobrym poziomie. – mówi Barbara Maciocha. – Organizujemy także ligę Padel Double oraz Junior Padel League dla najmłodszych. Planujemy także otwarcie nowych kortów na wolnym powietrzu, a wtedy liczba letnich turniejów także się powiększy!

Co ciekawe, na największych turniejach międzynarodowych rangi mistrzowskiej, punkty, gemy i sety liczy się zupełnie tak samo, jak to jest w tenisie. Ale bardzo popularne jest także rozgrywanie meczów w formule Mexicano lub Americano. Podobnie dzieje się to w Fabryce Energii. Wspomniane ligi Cupra Beginner i Cupra Mexicano są przeznaczone dla zawodników zgłaszających się pojedynczo, którym specjalna aplikacja losuje partnerów, zmieniając ich kilkukrotnie na przestrzeni całego turnieju. Punkty liczy się pojedynczo za każdą akcję, a ich suma w rozgrywce wynosi dwadzieścia jeden. Najbardziej zacięty mecz skończy się więc tutaj rezultatem 11:10. Padel Double to z kolei rozgrywki dla zgłaszających się stałych par zawodników. Cały cykl trwa dwa do czterech miesięcy, podczas których należy rozegrać spotkania ze wszystkimi innymi parami w swojej grupie. Można także awansować do lepszej i spaść do teoretycznie słabszej stawki graczy. Turnieje w formule Americano są przeznaczone natomiast dla padlistów zgłaszających się pojedynczo, a uczestnik gra z każdym innym w parze i naprzeciw – punkty zdobywając indywidualnie. – Bywają także turnieje dość spontaniczne, jak na przy-

PADEL TO RÓWNIEŻ

kład mój urodzinowy – mówi Barbara Maciocha. – Wtedy zapełniamy także stół różnymi przysmakami, poznajemy się wszyscy jeszcze lepiej. Nie ma chyba przesady, jeśli powiem, że tworzymy wielką padlową społeczność – tutaj ludzie poznają się, nawiązują się przyjaźnie. Bywa, że po zejściu z kortu nawiązywane są wspólne biznesy czy planowane wspólne wyjazdy.

Padel i dobra zabawa

Kiedy padel zaczął zdobywać coraz większą popularność, wielu związanych z tenisem obawiało się, że zacznie podbierać nie tylko zawodników, ale i kibiców. Podobne wrażenie mogli mieć sympatycy squasha. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. W wydaniu nie tylko amatorskim, ale i w pełni profesjonalnym tenisiści zaczęli łączyć obie dyscypliny, korzystając z już nabytych umiejętności w grze w tenisa. W szczególności, schodzące powoli ze sceny absolutne gwiazdy tenisa, często pojawiają się w padlowych "akwariach" jak choćby: Andy Murray, Rafael Nadal czy też Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz. – Zupełnie nie zgadzam się, jakoby padel miał być konkurencją dla tenisa – mówi Barbara Maciocha. – Dziś najczęściej jest tak, że kto gra w tenisa, ten także szybko wciąga się w padla. Ten nowy sport ma jednak jedną bardzo istotną cechę, której brakuje tenisowi. Tutaj bowiem z powodzeniem i wielką frajdą panie grają na równi z panami, dzieci z dorosłymi, a dorośli ze starszymi dorosłymi. Dzieje się tak dlatego, że siła fizyczna nie ma tu aż takiego znaczenia –wszak im mocniej uderzymy piłkę, tym bardziej odbije się ona od ściany i wróci na kort!

Na szczecińskim podwórku faktycznie nietrudno wypatrzeć te same osoby zarówno na kortach tenisowych, jak i padlowych. Obie dyscypliny funkcjonują jednocześnie i coraz częściej bywa tak, że to ktoś umiejący już grać w padla postanawia postawić pierwsze kroki także na większym korcie.

– Ja zainteresowałem się najpierw tenisem. Najbardziej

wtedy, kiedy Iga Świątek w efektownym stylu wygrała Roland Garros po raz pierwszy. Wcześniej co prawda śledziłem także wyniki i grę Agnieszki Radwańskiej. Na tym jednak kończył się mój kontakt z tym sportem – mówi Olgierd Karasiński, który bierze udział w turniejach amatorskich w Fabryce Energii. – Aż w pewnym momencie pomyślałem: dlaczego by nie spróbować? I tak, wybierałem się do Fabryki Energii, żeby dowiedzieć się o możliwościach nauki tenisa, ale w międzyczasie znajomy zaproponował mi abyśmy spróbowali „tę nową grę”. We dwóch raźniej – pomyślałemwięc poszedłem właśnie na padla i zupełnie się w to wkręciłem. Na tenisa też ostatecznie trafiłem, również w Fabryce Energii. Chodzę więc równolegle na treningi padlowe i tenisowe i gram w turniejach tam rozgrywanych. Wydaje mi się, że w padlu postępy przychodzą trochę szybciej. Tenis, w moim odczuciu, wymaga więcej pracy, aby nauczyć się techniki na tyle, aby z kimś regularnie grającym stanąć oko w oko na korcie.

Korty pełne gwiazd

Tenis – poza rozgrywkami profesjonalnymi i amatorskimi jako takimi – kojarzyć się może również ze znanymi postaciami związanymi z kulturą, sportem czy polityką, które chętnie biorą rakiety w dłonie. Jakże świetnie co roku obsadzony jest choćby szczeciński wrześniowy turniej artystów towarzyszący rozgrywkom Invest In Szczecin Open. Wystarczy wspomnieć dwa ostatnie finały SEC Open – bo taką nosi nazwę - w których udział brał Maciej Dowbor. Po świetnych meczach raz wygrał z Łukaszem Pietschem z kabaretu Hrabi w 2023 roku, by dwanaście miesięcy później poznać gorycz porażki po spotkaniu z aktorem Dariuszem Lewandowskim. A jak to jest z gwiazdami w padlu?

Przychodząc do Fabryki Energii dowolnego dnia, rzeczywiście można spotkać znane postaci. Również te kojarzone wybitnie z tenisem. Na szczecińskich kortach padlowych jednymi z bardziej wyróżniających się zawodników są choćby organizatorzy Invest In Szczecin Open – Krzysztof i Kac-

TOWARZYSTWO. OD LEWEJ: ADAM FRĄCZCZAK, BARBARA MACIOCHA, IRENEUSZ MACIOCHA I MAREK KOLBOWICZ.

per Bobala. Niejednokrotnie ich przeciwnikami po drugiej stronie siatki są również ojciec z synem – znany komentator telewizyjny m.in. tenisa Jarosław Marendziak wraz z Wiktorem, który także udziela już profesjonalnych lekcji. – Jestem znany ze swojej miłości do sportów rakietowych – mówi Jarosław Marendziak. – Kiedy pojawiła się możliwość gry w padla w naszym mieście – od razu musiałem spróbować. W tym samym czasie grać zaczął mój syn, a kort padlowy dał mi możliwość rywalizowania z nim jak równy z równym. W tenisie nie mam z nim szans, a tutaj pewne różnice w dynamice i wybieganiu mogę nadrobić sprytem i ustawieniem. Prawdziwy padlowy boom najbardziej zauważam w Warszawie – grają moi koledzy z telewizji, zawodnicy wszelkich innych dyscyplin również. Co rusz otwiera się tam nowy ośrodek lub kort a i tak wszystkie są z reguły zajęte każdego dnia po południu. Moje najpiękniejsze wspomnienie z padla to gra w środku nocy, pod gołym niebem, w świetle księżyca podczas pobytu w Grecji. Wysokie loby, świeże powietrze i świetne towarzystwo – to było coś!

Z mocno kręconych piłek słynie zaś ceniony szczeciński fotoreporter – Andrzej Szkocki. Magii nowej dyscypliny sportu uległ podczas pokazowych gier odbywających się przy okazji szczecińskiego turnieju tenisowego.

– Swój styl gry wypracowałem chyba już wcześniej, grając we wszystkie możliwe sporty rakietowe, które uwielbiam od dziecka – mówi Andrzej Szkocki. – Niestety przez lata gry ucierpiały nieco moje kolana, ale właśnie w padlu doskwierają mi najmniej. Jeśli ktoś obawia się takich obciążeń a chce grać, to polecam właśnie tę dyscyplinę.

Wielu grających to obecni lub byli piłkarze. Za najlepszego w tej grupie, w Szczecinie, uważa się Olgierda Moskalewicza, żywą legendę szczecińskiej Pogoni. Efektownie gra również Maciej Stolarczyk, a siłą uderzenia imponuje Marcin Markiewicz, w przeszłości bramkarz m.in. Arkonii Szczecin czy Chemika Police. Zacięte pojedynki toczą także inne gwiazdy Pogoni, potem związane z nią pracą na różnych

stanowiskach – jak choćby Dariusz Adamczuk czy Sławomir Rafałowicz. Zgrany duet tworzą natomiast Andrzej Tychowski (kiedyś Pogoń) i Łukasz Borger (dawniej zawodnik Chemika). Zimą na szczecińskich obiektach spotkać można było Sebastiana Kowalczyka aktualnie reprezentującego Houston Dynamo grające w amerykańskiej MLS. Prawdziwą gratką dla piłkarskich kibiców jest natomiast fakt, że każdy może zagrać z takimi piłkarzami jak Marek Walburg czy Adam Frączczak! Jest to możliwe dlatego, że obaj osiągnęli taki poziom gry w padla, że aż zostali…trenerami tej dyscypliny sportu!

Z łodzi na padel

Najbardziej utytułowaną postacią, jaką często można spotkać na szczecińskich kortach jest jednak niewątpliwie pięciokrotny olimpijczyk - Marek Kolbowicz. Cztery mistrzostwa świata, mistrzostwo olimpijskie z Pekinu (rok 2008) i mistrzostwo Europy w wioślarstwie (czwórka podwójna) to tylko najbardziej efektowne z całej listy osiągnięć tego wybitnego sportowca. A przecież angielskie słowo paddle oznacza właśnie wiosłowanie! Stąd też wzięła się nazwa padel, co ma to związek z kształtem rakiety.

– Po zakończeniu profesjonalnej kariery wiedziałem, że moje ciało musi być nadal w ciągłej aktywności, dlatego szukałem nowej dyscypliny dla siebie - mówi Marek Kolbowicz. – Najpierw postawiłem na squasha i szło mi całkiem nieźle. Potem pewien młody człowiek, który zresztą jest instruktorem tenisa również zafascynowanym padlem, zaprosił mnie do spróbowania sił tutaj. Wkręciłem się zupełnie w ten sport i to bardzo szybko. Jest wolniejszy niż squash. Tam, przez godzinę bardzo dynamicznej gry byłem bardziej wyczerpany niż w padlu po dwóch.

Łatwość opanowania podstaw i szybki progres to elementy, które wskazują niemal wszyscy początkujący gracze. Równie często pada stwierdzenie o pozytywnym uzależnieniu od uprawiania tego sportu, od którego trudno odejść, kiedy zaczęło się grać.

– Potwierdzam – mówi Kolbowicz. – Ja po dwóch, trzech lekcjach już czułem się komfortowo z rakietą w ręku. Tenis uważam za dużo trudniejszy. Też gram, ale raczej nazwałbym to odbijaniem. Dodatkowo, padel – choć tenis również - wymaga także taktycznego podejścia do akcji. Dobre ustawienie się, orientacja w przestrzeni, umiejętność przewidywania. Kiedy piłka – przykładowo – odbije się od kortu, potem od jednej i drugiej ściany w jego narożniku – musisz wiedzieć, gdzie finalnie spadnie, aby być gotowym do uderzenia. Często obserwuję także graczy, którzy mniej biegają za piłką niż ich przeciwnicy, ale wygrywają właśnie przez te elementy, o których wspomniałem.

Jako złoty medalista olimpijski, Marek Kolbowicz hołduje przy tym zasadom olimpizmu.

– Nie muszę wygrywać w padlu każdego meczu – twierdzi.

– Samo odbijanie, gra, sprawia mi ogromną frajdę. Podoba mi się także towarzyski aspekt tej gry – gramy we czwórkę, zawsze coś się zatem dzieje i jest wesoło. Moi partnerzy na korcie już wiedzą, że często nie śledzę nawet jaki mamy aktualnie wynik, nie jest to dla mnie aż tak istotne.

Co ciekawe, padel jako dyscyplina wchodząca tak brawurowo w świat sportu, już zaistniał także na arenie akademickiej. Na szczecińskim Wydziale Kultury Fizycznej i Zdrowia, studenci kierunku diagnostyka, jako jeden z przedmiotów mają „sporty rakietowe”. Zajęcia prowadzi nie kto inny jak Marek Kolbowicz. Poza padlem, studenci muszą zaliczyć także grę w ping ponga, tenisa, squasha i badmintona.

Być jak Robben

Adama Frączczaka, piłkarza Pogoni Szczecin na padla namówili koledzy z pierwszej drużyny, którzy już wcześniej

odkryli ten sport – Damian Dąbrowski, Sebastian Kowalczyk i Alexander Gorgon. – Dla mnie to było wówczas coś zupełnie nowego i nieznanego. Potem dołączyłem także do ekipy Portowcy Stars, która regularnie organizuje wypady padlowe na Teneryfę. Miałem o tyle trudniej od kolegów, że wcześniej nie grałem w żadne sporty rakietowe. Nigdy mnie nie pociągały - stół do ping ponga w klubowej szatni był oblegany przez kolegów z drużyny, a ja unikałem go nie czując tej gry. Dlatego też pierwsze spotkanie z padlem polegało najpierw na tym, aby nauczyć się w ogóle trzymać poprawnie rakietę… Takie były początki, obecnie Adam jest już trenerem padla. – Instruktor to chyba bardziej odpowiednie słowo – śmieje się – Grałem coraz więcej, mój poziom rósł i dlatego postanowiłem ukończyć odpowiedni kurs organizowany przez trenerów reprezentacji Polski. Chcę zarażać innych tą dyscypliną, stąd taka decyzja. Uważam, że stosunkowo łatwo nauczyć się tej gry i chcę to umożliwiać poprzez swoje zajęcia, na które zapraszam. Uczę zarówno dziesięciolatków, jak i często ich rodziców.

Jak mówi uważnie śledzi kariery padlowe byłych gwiazd piłki nożnej i ma swojego idola.

– Pierwszym, który przychodzi mi na myśl jest Arjen Robben. W holenderskiej federacji zajmuje już bardzo wysokie miejsce jako profesjonalny zawodnik. Jeśli ktoś zaczyna grać w padla po zakończeniu tenisowej kariery, to musi pozbyć się pewnych nawyków stamtąd wyniesionych, nauczyć się grać mając dookoła szklane ściany. My, piłkarze, chyba mamy łatwiej. Szybko łapiemy technikę, ustawienie i inne elementy składające się na grę.

Autor: Michał Sarosiek / foto: Dagna Drążkowska-Majchrowicz

Czas na zmiany. KSeF nadchodzi

Od 2026 roku faktury elektroniczne staną się obowiązkiem. Krajowy System e-Faktur (KSeF) to nie tylko kolejna zmiana przepisów – to milowy krok w stronę generalnej cyfryzacji procesów księgowych. Co oznacza dla firm? Jak się przygotować? O tym rozmawiamy z Jackiem Kuśmierkiem, ekspertem ERP Symfonia z firmy Patcom.

KSeF to centralny system teleinformatyczny, służący do wystawiania i odbioru faktur ustrukturyzowanych. Faktury te mają jednolity format XML, zgodny ze schematem udostępnionym przez Ministerstwo Finansów. Ich wdrożenie ma przynieść szereg korzyści gospodarczych: uproszczenie wymiany dokumentów, szybszy zwrot VAT, zwiększenie transparentności obrotu gospodarczego i lepszą kontrolę nad rozliczeniami.

Ważne terminy

Nowy obowiązek będzie wprowadzany etapami. Od 1 lutego 2026 roku KSeF stanie się obligatoryjny dla dużych firm (z obrotami powyżej 200 mln zł), a od 1 kwietnia tego samego roku – dla wszystkich pozostałych przedsiębiorstw, w tym również podatników zwolnionych z VAT. Czasowe wyłączenie przewidziano dla mikroprzedsiębiorców, których miesięczna sprzedaż nie przekracza 10 tys. zł – dla nich KSeF będzie obowiązkowy dopiero od stycznia 2027 roku.

– Kluczowe pytanie brzmi: kiedy zacząć przygotowania? – mówi Jacek Kuśmierek. – Bazując na naszych analizach, pełne wdrożenie systemu KSeF trwa średnio od sześciu do nawet dwunastu tygodni. Wszystko zależy od skali organizacji. Najwięcej czasu zajmują procedury wewnętrzne: dekretacje, sprzęt, testy, szkolenia i integracja z systemami IT.

Z danych firmy Patcom wynika, że małe firmy, szczególnie te w formie jednoosobowej działalności gospodarczej, mogą wdrożyć KseF w 5–6 tygodni. Mała spółka potrzebuje około 7 tygodni. Dla firm średnich i dużych to już 10–12 tygodni pracy i to przy odpowiednio zaplanowanym harmonogramie.

Czas na decyzje

Dlatego warto zacząć już teraz, zwłaszcza że nowoczesne narzędzia, takie jak Symfonia KSeF, pozwalają znacznie uprościć ten proces. Aplikacja łączy się bezpośrednio z KSeF Ministerstwa Finansów, automatycznie generuje faktury w odpowiednim formacie i integruje się z istniejącymi systemami księgowymi i magazynowymi, także tych spoza ekosystemu Symfonii.

– Użytkownicy nie muszą przesuwać całej organizacji na nowe tory. System działa w tle, automatycznie wychwytuje błędy, obsługuje awarie serwerów Ministerstwa Finansów i gwarantuje, że żaden dokument nie zginie po drodze –tłumaczy ekspert Patcomu.

Co istotne – Symfonia KSeF działa również w modelu freemium, umożliwiając wystawianie do pięciu faktur miesięcznie bez opłat. To idealne rozwiązanie dla mikrofirm, które chcą zacząć stopniowo i bez ryzyka, zaznajomić się z systemem bez pośpiechu. Więksi przedsiębiorcy mogą dobrać odpowiedni plan w zależności od swoich potrzeb i w razie potrzeby łatwo go skalować.

Nowe regulacje to też szansa. Automatyzacja, oszczędność czasu, porządek w dokumentach i integracja procesów to rozwiązania, które są realne i każda firma może z nich skorzystać. Warunek jest jeden: nie czekać na ostatnią chwilę. Więcej informacji na temat systemu, aplikacji Symfonia KSeF i oferty doradczej można uzyskać na stronie internetowej Patcom – autoryzowanym partnerze Symfonii.

Patcom sp. z o.o. ul. Kadetów 1A/U2 | 71-227 Szczecin tel. 605 088 088 | www.symfochmura.pl

Specjalistka od zielonej chemii

Podczas ostatniej gali plebiscytu Magnolie Biznesu, organizowanej przez Kobietowo.pl, poznaliśmy nazwiska nagrodzonych kobiet, które inspirują i zmieniają rzeczywistość wokół siebie. Wśród nagrodzonych pań – na najwyższym podium w kategorii „Nauka” – znalazła się

Kamila Splinter, doktorantka III roku Szkoły Doktorskiej w ZUT, absolwentka i obecna badaczka Wydziału Technologii i Inżynierii Chemicznej.

Pomimo młodego wieku nie jest to pierwsze wyróżnienie Kamili – w 2021 roku zdobyła nagrodę specjalną firmy DuPont w konkursie Złoty Medal Chemii za swoją pracę inżynierską, dwa lata później roku wzięła udział w programie TopMinds, dzięki któremu rozpoczęła współpracę z ośrodkami badawczymi w Niemczech: Helmholtz-Zentrum Dresden-Rossendorf i Helmholtz Institute Freiberg.

Obecnie Kamila prowadzi badania w ramach doktoratu pod kierunkiem prof. dr hab. inż. Zofii Lendzion-Bieluń, których celem jest opracowanie technologii wytwarzania żelazowych pigmentów z odpadów przemysłowych. To doskonały przykład zastosowania nauki w praktyce oraz działania zgodnego z zasadami gospodarki o obiegu zamkniętym i koncepcją „waste to materials”.

Kamilo, ten rodzaj odpadów, nad którymi pracujesz jest toksyczny?

Nie są to toksyczne odpady, ale chcemy się ich pozbyć. Wyobraźmy sobie, że to takie 38 tytaników, które leżą w pobliżu Polic przy Zakładach Chemicznych od jakiś lat

70-tych. Gdy rozpoczęłam studia w 2017 roku, z ówczesną profesor wpadłyśmy na pomysł, by zająć się opracowaniem metody oczyszczania tego odpadu. I teraz w swojej pracy doktorskiej, badam użycie tego odpadu do produkcji materiałów barwiących.

Na czym to dokładnie polega i do czego można ich użyć? Odpady, które wykorzystujemy, powstały w produkcji bieli tytanowej. Biel tytanowa jest pigmentem, który znajdziemy niemal wszędzie i praktycznie możemy go wszędzie zastosować. Pigment ten ma bardzo dobre właściwości kryjące. Jeżeli farba daną powierzchnię kryje po dwóch warstwach to znaczy, że z dużym prawdopodobieństwem zawiera biel tytanową. Przyjmuje się, że na jedną tonę wyprodukowanej bieli tytanowej przypada od 3 do 5 ton odpadowego siarczanu żelaza. O ile bieżąca produkcja względnie zagospodarowuje ten odpad w innych zastosowaniach, np. w produkcji koagulantów do oczyszczania ścieków, tak „stary” siarczan żelaza jest problemem nadal leżącym na składowisku.

Nasza metoda umożliwia skuteczne pozbycie się zanieczyszczeń z odpadu, aby następnie, zgodnie z koncepcją „waste to materials” wykorzystać „zrecyklingowany” surowiec do produkcji pigmentów żelazowych. Te nietoksyczne kolorowe materiały, można zastosować w farbach lub do barwienia cementu. Planujemy skupić się na wykorzystaniu tych pigmentów do produkcji farb antykorozyjnych.

My rozwijamy technologię, proponujemy ją innym. Jeżeli ktoś jest zainteresowany to mamy patent na oczyszczanie tego odpadu wraz z produkcją pigmentów. Wystarczy się z nami skontaktować.

Skąd u Ciebie w ogóle zainteresowanie tą tematyką i w ogóle chemią?

Pochodzę i mieszkam w Policach. Kilka lat temu usłyszałam o konkursie pn. E(x)plory. Jest on głównie skierowany do licealistów a dotyczy stworzenia przez nich swojego pierwszego projektu naukowego oraz prezentacji tego projektu przed jury. Okazało się, że będąc na pierwszym roku studiów również mogę wziąć udział w tym konkursie. Wpadłam na pomysł, że skoro z okna widzę hałdę fosfogipsu, tzw. białą górę to może zrobię z niej pagórek i wykorzystam chemię w służbie społeczeństwu. Wtedy (jak i teraz) ten pomysł był trudny do zrealizowania – nauka jeszcze nie miała tak rozwiniętych technik i metod, które można by było wykorzystać w takim projekcie. Zatem wspólnie razem z prof. dr hab. inż. Barbarą Grzmil stwierdziłyśmy, że jest inny problematyczny odpad w tym samym zakładzie – odpadowy siarczan żelaza. Postanowiłyśmy się nim zająć i okazało się, że coś co było na samym początku tylko ideą, pod koniec konkursu stało się już pełnoprawnym projektem, z wynikami i z nastawieniem, że się da. Choć dużo ludzi próbowało coś z tym zrobić to nie do końca były to pomysły ekonomiczne. Pamiętajmy, że jeżeli mówimy o realizacji projektów musimy zawsze liczyć pieniądze i odpowiadać na pytanie „czy to się opłaca?”.

Studia chemiczne były moim drugim pomysłem na siebie. Zawsze chciałam być architektem. W gimnazjum okazało się, że mam świetną nauczycielkę chemii. Stwierdziłam, że to fajny kierunek, ale mimo wszystko chciałam zostać inżynierem. Zaczęłam więc szukać studiów, które by mnie w pełni zainteresowały i takim oto sposobem ukończyłam technologię chemiczną.

Czym się ona różni od klasycznej chemii?

Jest to to rodzaj chemii wykorzystywanej w przemyśle. Staramy się przekształcać surowce w użyteczne produkty, ogarniać procesy produkcyjne w większej i mniejszej skali i wychodzić z tym do ludzi. I tak wyszło z „recyklingiem”, czyli z tzw. zieloną chemią. Są to, mówiąc w skrócie, procesy chemiczne przyjazne dla środowiska. Nie jestem fanką, tworzenia nowego procesu, który nie musi być wcale bardziej ekonomiczny niż obecnie istniejące, tylko nowego spojrzenia. Działa to mniej więcej tak: mamy proces, mamy odpady, więc zróbmy coś z tymi odpadami.

Magnolia to nagroda dla kobiet. Jak obecnie naukowczynie są postrzegane w świecie jednak nadal zdominowanym przez mężczyzn?

Pamiętam jak kilka lat temu odbywałam praktyki zawodowe w Zakładach Chemicznych w Policach. Wybrałam dział technologiczny, bo chciałam być w centrum przemysłu. Chciałam zobaczyć instalację, produkcję i pamiętam, że jak chodziłam z moim opiekunem po instalacji, to wzbudzałam zdziwienie, podejrzliwość i zainteresowanie. Nikt się nie spodziewał w tym miejscu kobiety. Do tego wszystkiego młodej, o statusie studentki i jeszcze zainteresowanej i zaangażowanej. Tak bym odpowiedziała na to pytanie.

Kamilo, a gdzie widzisz siebie w przyszłości?

W przemyśle. Bardzo mnie kręci rozwijanie technologii, pomysłów, sprawdzanie różnych ścieżek. Takimi miejscami na mojej liście marzeń są BASF i DuPont. Warto pokreślić, że w Polsce są utalentowani ludzie, którzy mają pomysły i je rozwijają. Niestety często kończy się to tak, że wyjeżdżają zagranicę, bo w naszym kraju nikt nimi nie jest zainteresowany. Tak naprawdę to nie wiem, gdzie mnie poniesie. Na ten moment widzę siebie również w którymś z niemieckich instytutów, w których zrobiłam staże. W Polsce często nadal nauka działa na zasadzie: od projektu do projektu. W Niemczech praca ma zupełną inną jakość, kulturę i perspektywy.

Dziękuje za rozmowę i powodzenia.

Rozmawiała: Aneta Dolega/ foto: Karolina Bąk

Zachodniopomorski PZDF

Udany pierwszy rok

Zachodniopomorski oddział Polskiego Związku Firm Deweloperskich obchodzi w czerwcu pierwszą rocznicę powstania. Okazuje się, że jego powołanie było „strzałem w dziesiątkę” dla lokalnego środowiska firm z tej branży. Dowodem docenienia, choć niedługiej, ale prężnej działalności oddziału, są najnowsze decyzje Walnego Zgromadzenia Członków tej organizacji – we władzach Związku znalazło się dwóch przedstawicieli Zachodniopomorskiego PZDF.

Polski Związek Firm Deweloperskich działa od 2002 roku. Jest organizacją dbająca o reprezentowanie interesów firm należących do tej branży, tworzenie najlepszych standardów rynkowych, podejmowanie działań na rzecz tworzenia dobrego prawa, polepszania warunków inwestowania na rynku nieruchomości, rozwoju zawodowego pracowników firm członkowskich oraz poprawy wizerunku branży — budowanie dobrych relacji z klientami, partnerami biznesowymi oraz władzami lokalnymi, wspieranie inicjatyw na rzecz zrównoważonego rozwoju i poprawy życia mieszkańców. PZFD zrzesza ponad 330 firm: deweloperów budujących mieszkania, biura, hotele, powierzchnie usługowo-handlowe, magazyny czy PRS-y, a także parkingi kubaturowe. Zachodniopomorski PZFD jest ósmym oddziałem organizacji. W jego skład wchodzi kilkanaście lokalnych firm. Zachodniopomorski oddział zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę w strukturach PZDF. Podczas ostatniego Walnego Zgromadzenia Członków tej organizacji, które odbyło się 29 maja tego roku, w jej zarządzie znalazł się prezes zachodniopomorskiego oddziału — Łukasz Szykuć, a w Radzie — Cezary Kulesza — członek zarządu Zachodniopomorskiego PZFD.

Co udało się osiągnąć Zachodniopomorskiemu PZDF w ciągu pierwszych dwunastu miesięcy działalności?

— Impulsem do powstania lokalnego oddziału PZFD była potrzeba współpracy, wymiany doświadczeń i rozmowy o lokalnych wyzwaniach, które najlepiej rozumiemy jako praktycy rynku. W ciągu roku stworzyliśmy aktywne środowisko — dzielimy się wiedzą, omawiamy i rozwiązujemy problemy, szkolimy się sprzedażowo, z techniki i zmian prawnych. Oddział powiększył się o nowych członków i partnerów. Współpracujemy z samorządami, konsultantami i portalami, wspólnie analizując rynek, planując inwestycje i angażując się w rozwój przestrzenny regionu. Jesteśmy obecni w mediach społecznościowych. Nasze spotkania są otwarte — każdy, kto chce zobaczyć, jak funkcjonujemy, jak wygląda praca i relacje między nami może do nas dołączyć. Budujemy społeczność firm, które nie tylko konkurują, ale także wspólnie kształtują rynek mieszkaniowy w regionie — z większą świadomością, profesjonalizmem i otwartością — wyjaśnia Małgorzata Przepiera, członek zarządu Zachodniopomorskiego oddziału PZDF.

MAŁGORZATA PRZEPIERA, CZŁONKINI ZARZĄDU PZFD ZACHODNIOPOMORSKI

RYSZARD POZORSKI, CZŁONEK ZARZĄDU PZFD ZACHODNIOPOMORSKI

CEZARY KULESZA, CZŁONEK ZARZĄDU PZFD ZACHODNIOPOMORSKI

Niektóre problemy lokalnego rynku deweloperskiego są podobne do tych w innych regionach kraju. Ale są też pewne elementy charakterystyczne tylko dla Pomorza Zachodniego i Szczecina.

— Szczecin od wielu lat konsekwentnie buduje swoją pozycję, jako jedno z najbardziej dynamicznych i otwartych miast europejskich. Otwartość na taki styl życia widzimy w oczekiwaniach kupujących nieruchomości, co do jakości i różnorodności w architekturze nowo powstających osiedli mieszkaniowych czy zabudowy punktowej. Szczecin, tak jak wiele innych miast Polski, szuka optymalizacji przestrzeni miejskiej, koherentności nowoczesnej zabudowy z zabudową historyczną. Tym, co wyróżnia stolicę Pomorza Zachodniego od innych miast Polski, jest wyzwanie dotyczące zagospodarowania społecznego, gospodarczego terenów nawodnych. Przed nami historyczne wyzwanie dotyczące rewitalizacji terenów i obiektów położnych w sąsiedztwie Odry, stworzenie nowej jakości zabudowy ukazującej charakter miasta i jego wizję rozwoju. Szukamy lepszego Szczecina dla nas i naszych dzieci. Im więcej wymienimy poglądów i dyskutujemy nad sposobami rozwiązania różnych problemów związanych z budownictwem, tym bardziej widzimy, jak wiele nas łączy, a jak mało dzieli – tłumaczy Ryszard Pozorski, członek zarządu Zachodniopomorskiego oddziału PZDF.

Zachodniopomorski PZFD jest coraz bardziej widoczny w Szczecinie oraz regionie. W centrum uwagi pozostaje podnoszenie jakości obsługi klienta – zarówno na etapie

Polski Związek Firm Deweloperskich

Oddział Zachodniopomorski +48 22 745 01 00, +48 789 332 538 | biuro@szczecin.pzfd.pl www.pzfd.pl/s/departments/zachodniopomorski

sprzedaży, jak i w okresie posprzedażowym.

— Dlatego stawiamy na szkolenia pracowników i rozwijanie standardów, które realnie wpływają na jakość relacji z klientami. Równie istotne jest konsekwentne wdrażanie Kodeksu Dobrych Praktyk PZFD, który traktujemy nie jako formalność, lecz jako fundament zaufania, transparentności i etyki w całym procesie inwestycyjnym. Wierzymy też, że warto pokazywać dobre przykłady – inwestycje, które harmonijnie wpisują się w otoczenie, spełniają wysokie standardy urbanistyczne i odpowiadają na realne potrzeby mieszkańców. To właśnie takie projekty powinny być punktem odniesienia dla rozwoju naszego regionu. Działając razem z lokalnymi firmami, chcemy tworzyć nie tylko lepszy rynek, ale też silne środowisko, które będzie miało realny wpływ na kształtowanie przestrzeni na Pomorzu Zachodnim. Jako członek Zachodniopomorskiego Oddziału Polskiego Związku Firm Deweloperskich angażuję się w działania na rzecz profesjonalizacji branży i budowania silnej, odpowiedzialnej wspólnoty deweloperskiej w naszym regionie. Udało mi się m.in. zorganizować spotkanie integracyjne w Mielnie, które zgromadziło lokalnych deweloperów z rejonu środkowego wybrzeża. To wydarzenie było ważnym krokiem w kierunku lepszej współpracy, wymiany doświadczeń oraz budowania silnej, zachodniopomorskiej struktury PZFD na wybrzeżu –stwierdził Cezary Kulesza, członek zarządu Zachodniopomorskiego oddziału PZDF oraz Rady Związku.

Ds./ foto: materiały prasowe

Actros ProCabin – konkursowy transport najwyższej jakości

W Mercedes-Benz Mojsiuk pojawiły się już pierwsze egzemplarze nowego Actrosa ProCabin –demo samochodu ciężarowego gotowego do jazd testowych. Co ważne, to właśnie za kierownicą tych demówek można wziąć udział w ogólnopolskim konkursie „Liga Kierowców”, który promuje ekonomiczną jazdę i daje szansę na zdobycie cennych nagród – aż po wycieczkę do największej fabryki ciężarówek na świecie. O nowym modelu Actrosa ProCabin i samym konkursie rozmawiamy z Piotrem Rachwalskim, doradcą ds. samochodów ciężarowych w Mercedes-Benz Mojsiuk.

Czym różni się nowy Actros ProCabin od poprzednika i do jakich konkretnych celów został stworzony?

Nowy ProCabin to przede wszystkim poprawiona aerodynamika, która przekłada się na nawet 8% niższe zużycie paliwa. To nowy design, osłony i detale aerodynamiczne, a także dopracowane wnętrze, które zapewniają kierowcy wyższy komfort i lepszą wydajność. Skupiając się już na szczegółach, to w przypadku tego modelu mówimy o typowym transporcie dalekobieżnym. O samochodach, które wyjeżdżają daleko poza granice kraju, podróżują po całej Europie i transportują dosłownie wszystko. Są tak skonstruowane, że można je przystosować do każdego rodzaju towaru: począwszy od plandeki, chłodni, przez cysterny po przewóz leków. Każda branża może korzystać z tych pojazdów, czy klient będzie chciał przewieźć kurczaki, czy części samochodowe.

Kierowców na pewno interesują dane techniczne tego modelu. O czym trzeba wspomnieć w pierwszej kolejności?

Jeżeli chodzi o podstawowe dane techniczne, które interesują kierowców, to oczywiście należą do nich silniki. Przy transporcie dalekobieżnym stosujemy silniki o oznaczeniu OM 471. Są to silniki o pojemności 12,8 l i od 420 do 480 KM dla typowego transportu. Mamy mocniejsze jednostki, ale one zdarzają się incydentalnie głownie w pojazdach pomocy drogowych, transportu sprzętu budowlanego lub przy transporcie ponadgabarytowym.

Nowością w tym modelu jest skrzynia biegów G-291-12 oraz przełożenie tylnego mostu na poziomie 2.278 Dzięki tym silnikom, przełożeniu oraz skrzyni biegów udało się znacznie obniżyć zużycie paliwa. Kolejną rzeczą, która znacząco się zmieniła to kabina auta. Jeżeli chodzi o transport dalekobieżny, to dostępne są trzy kabiny: StreamSpace, BigSpace i GigaSpace. Wszystkie mają szerokość 2,5 m. Różnią się tylko wysokością wnętrza w środku. Głównym kryterium doboru rodzaju kabiny jest czas jaki przyjdzie kierowcy w niej spędzić. Najczęściej jednak wybierana jest kabina typu Big Space. Jeśli chodzi o komfort kierowcy, to takich systemów ułatwiających jego pracę jest bardzo dużo. I tak

kolorystycznie dwustrefowa kabina. Miejsce pracy kierowcy oraz deska rozdzielcza, która się lekko pochyla w jego stronę, są w kolorze czarnym. Natomiast część kabiny, w której kierowca odpoczywa, ma kolor beżowy. Nie jest to przypadkowa barwa, gdyż według psychologii beż koi i uspakaja kierowcę po pracy. Bardzo wygodny jest komfortowy fotel kierowcy, który posiada poszerzone i dłuższe siedzisko. Można go regulować w ten sposób, by był „przyjazny” dla pleców i kręgosłupa osoby siedzącej na nim. Oprócz tego mamy w tym modelu Mercedesa dwie leżanki wyposażone w komfortowe materace. Dolna leżanka posiada dodatkowo regulację wezgłowia. Do dyspozycji kierowca ma rozkładany stoliki, 35 - litrową lodówkę, mnóstwo schowków, oświetlenie typu Ambiente, klimatyzację postojową, która szczególnie latem napewno umili i ułatwi kierowcy odpoczynek.

Kierowcy ciężarówek za ich kółkiem spędzają wiele godzin. Poza wygodą ważne jest bezpieczeństwo ich podróży. Co w tym temacie znajdziemy w nowym Actrosie? Auto wyposażone jest w bardzo dużą ilość systemów asystujących, wspomagających pracę kierowcy. Mamy m.in. zmechanizowaną skrzynię biegów kontrolowaną przez jeden z komputerów znajdujących się w pojeździe. Mamy ABA6 asystenta, który rozpoznaje przeszkody na drodze; mamy asystenta pasa ruchu; koncentracji, który sprawdza poziom zmęczenia kierowcy. Ponadto samochód jest wyposażony w czujniki zgodne z Unijnym Projrktem GSR, za pośrednictwem których, kierowca otrzymuje informacje na temat otoczenia pojazdu. Dzięki temu prawdopodobieństwo kolizji lub wypadku w czasie zmiany pasa ruchu bądź skrętu zostały zminimalizowane. Po za tym w aucie występuje aktywny tempomat, dzięki któremu auto samo potrafi się rozpędzić i zwolnić w zależności od tego co się dzieje na drodze, system ADA automatycznie utrzymujący zadany tor jazdy. Daje to kierowcy, komfort oraz powoduje że jego praca jest łatwiejsza.

Jak można przetestować Actrosa?

W naszej firmie – Mercedes-Benz Mojsiuk – mamy już Actrosy ProCabin w wersji demo, gotowe do jazd testowych. Wystarczy się umówić, podpisać kilka dokumentów. Dokładnie posiadamy sześć egzemplarzy: w tym pięć ciągników pod naczepy typu standard i jeden pod naczepę typu mega, czyli loader. Jeśli klienci są zainteresowaniu jazdą próbną, to mogą się skontaktować z naszym działem handlowym.

Z tej oferty może skorzystać każda firma, którą interesują samochody ciężarowe.

Porozmawiajmy chwilę o konkursie Liga Kierowców. Na czym dokładnie polega tego typu konkurs?

Liga Kierowców to konkurs dla zawodowych kierowców, w którym liczy się najbardziej ekonomiczna jazda. Uwzględniamy m.in. specyfikę trasy, operowanie gazem i hamulcem oraz technikę prowadzenia. Każdy uczestnik może na bieżąco śledzić swoje miejsce w rankingu na stronie internetowej konkursu. Konkurs trwa od początku maja do końca września br. W każdym z pięciu miesięcy wyłonionych zastanie 3 najlepszych kierowców. Wszyscy kierowcy, którzy zdobędą pierwsze trzy miejsca w rankingach miesięcznych, będą walczyć o miano najlepszego kierowcy tego programu.

Jakie nagrody można zdobyć w tym konkursie?

W każdej z pięciu miesięcznych edycji najlepsi kierowcy w skali całej Polski – zdobywają: szkolenie Eco Training oraz praktyczne akcesoria Mercedes-Benz, w tym zegarek, plecak czy zestaw truckera. Zwycięzcy poszczególnych miesięcy wezmą udział w Wielkim Finale, który odbędzie się w październiku. Tam czekają na nich bardzo atrakcyjne nagrody główne, czyli wycieczka do fabryki ciężarówek Mercedes-Benz w Wörth – największej tego typu fabryki na świecie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Aneta Dolega / fot. materiały prasowe

HISTORIA MERCEDESA ACTROS SIĘGA 1996 ROKU. MODEL TEN POJAWIŁ SIĘ DOKŁADNIE W SETNĄ ROCZNICĘ WYNALEZIENIA PRZEZ GOTTLIEBA DAIMLERA SAMOCHODU CIĘŻAROWEGO I OD RAZU STAŁ SIĘ LIDEREM W SWOIM SEGMENCIE.

DOWODEM NA JEGO NIEZWYKŁY SUKCES JEST FAKT WYRÓŻNIENIA KAŻDEJ KOLEJNEJ GENERACJI ACTROSA TYTUŁEM „INTERNATIONAL TRUCK OF THE YEAR”. NAGRODA TA PRZYZNAWANA JEST PRZEZ EUROPEJSKICH DZIENNIKARZY, SPECJALIZUJĄCYCH SIĘ W TEMATYCE POJAZDÓW UŻYTKOWYCH. ZGODNIE Z REGULAMINEM, TYTUŁ TEN PRZYZNAWANY JEST COROCZNIE CIĘŻARÓWCE, KTÓRA WNIOSŁA NAJWIĘKSZY WKŁAD W INNOWACYJNOŚĆ TRANSPORTU DROGOWEGO POD WZGLĘDEM EKONOMICZNOŚCI, EMISJI ZANIECZYSZCZEŃ, BEZPIECZEŃSTWA, WŁAŚCIWOŚCI JEZDNYCH ORAZ KOMFORTU.

W PIERWSZYM ACTROSIE Z 1996 R. KTÓRY BYŁ PRZEZNACZONY GŁÓWNIE DO TRANSPORTU BUDOWLANEGO, NAJWAŻNIEJSZYMI ATUTAMI BYŁY RESORY PARABOLICZNE (ZAMIAST TRAPEZOWYCH) PRZY WSZYSTKICH KOŁACH, HYDROPNEUMATYCZNY MECHANIZM ZMIANY BIEGÓW, NOWY SYSTEM KOMPENSACJI NACISKU NA OSIE PRZEDNIE W POJAZDACH CZTEROOSIOWYCH I OPCJONALNY TERENOWY SYSTEM EPS. W 2003 R., WRAZ Z WPROWADZENIEM DRUGIEJ GENERACJI ACTROSA, W JEGO WYPOSAŻENIU STANDARDOWYM ZNALAZŁA SIĘ ZAUTOMATYZOWANA SKRZYNIA BIEGÓW. SPODOBAŁO SIĘ ERGONOMICZNE WYPOSAŻENIE WNĘTRZA KABINY O ATRAKCYJNYM WYGLĄDZIE I WYSOKIEJ JAKOŚCI WYKONANIA. OPERATORZY FLOT DOCENILI DWA RAZY DŁUŻSZE ODSTĘPY MIĘDZYPRZEGLĄDOWE. TRZECIĄ GENERACJĘ ACTROSA ZAPREZENTOWANO W ROKU 2008. AUTO W WERSJI TERENOWEJ ZYSKAŁO PŁYTY OCHRONNE NA SILNIK, CHŁODNICĘ I ZBIORNIK PALIWA. NOWEGO ACTROSA PRZEZNACZONEGO JUŻ DO TRANSPORTU DALEKOBIEŻNEGO (CZYLI BOHATERA NASZEGO ARTYKUŁU) PO RAZ PIERWSZY PRZEDSTAWIONO W 2011 ROKU.

Zapraszamy do Autoryzowanego Salonu Mercedes-Benz Mojsiuk w Szczecinie - Dąbiu, ul. Pomorska 88 lub pod nr telefonu: +48 91 48 08 712 www.mojsiuk.mercedes-benz.pl

Szukaj nas na Facebooku: Mercedes-Benz Mojsiuk i Instagramie: mercedesbenz_mojsiuk

Szlakiem zachodniopomorskich

winnic

Przez wiele branżowych magazynów, Polska jest wymieniana jako Toskania Europy Środkowej. Z roku na rok przybywa u nas winnic, a prognozy mówią, że będzie ich coraz więcej. Zachodniopomorskie nie zostaje w tyle, nasze winnice są coraz lepsze i jest ich coraz więcej. Zdobywają liczne nagrody i wyróżnienia. Coraz większą popularnością cieszy się również regionalna enoturystyka. W poznaniu lokalnych win już niedługo pomoże Weekend Otwartych Winnic Pomorza Zachodniego.

Winorośl na Pomorzu Zachodnim była uprawiana od XIII wieku, kiedy pojawili się na tym terenie przedstawiciele zakonów cysterskich. Pierwsze winnice założone zostały w 1243 roku w Golęcinie, dziś jednej z północnych dzielnic Szczecina. Sprzyjały temu bardzo dobre warunki klimatyczne tego terenu – odpowiednie nasłonecznienie oraz sąsiedztwo rozlewiska Odry i Jeziora Dąbie. Założone na tym terenie winnice były użytkowane aż do XIX wieku. Tradycje winiarskie Pomorzu Zachodnim przetrwały do II wojny światowej. Potem, w PRL, całkowicie zaprzestano upraw winorośli. Wznowiono je dopiero na początku XXI wieku, kiedy nastąpiła moda i boom na tego rodzaju działalność.

Ile i gdzie?

Na Pomorzu Zachodnim funkcjonuje prawie 30 winnic. Najchętniej taka działalność prowadzona jest w południowo –zachodniej części regionu. Tam znajduje się największe skupisko w regionie.

– W Stowarzyszeniu Winnice Pomorza Zachodniego zrzeszonych jest 26 winnic. Ale to nie wszystkie, które działają w naszym regionie, bo nie wszystkie są zarejestrowane. Spośród nich 17 produkuje wino. Pozostałe czekają już na wino lub dopiero zrobiły nasadzenia i czekają na owoce, które umożliwią produkcję wina – to okres około trzech lat – mówi Damian Orlik, przewodniczący Stowarzyszenia Winnice Pomorza Zachodniego.

– Pod względem wielkości areału zachodniopomorskie winnice znajdują się w ścisłej czołówce w kraju. Zajmują piąte miejsce. W tym roku w Zachodniopomorskiem mogą się pojawić kolejne winnice. Zgłaszają się do nas zainteresowani taką działalnością. Ale to zjawisko, które rejestrujemy w całym kraju. Aktualnie w Polsce jest zarejestrowanych prawie 700 winnic. W ubiegłym roku było ich 503. Widać więc wyraźnie jak ten trend rośnie i jakim zainteresowaniem cieszy się prowadzenie takiej działalności – dodaje Marta Sidorkiewicz, sekretarz Stowarzyszenia Winnice Pomorza Zachodniego.

W regionie działa także jeszcze kilka małych winnic, które nie wychodzą ze swoją działalnością na zewnątrz i produkują wino tylko na swoje potrzeby, czyli ich trunki można poznać wyłącznie na miejscu. Winnice działają także w stolicy Pomorza Zachodniego

– W samym Szczecinie znajduje się niewiele winnic — wyjątek stanowią m.in. parcela Winnicy Emila oraz Winnica Julo. Można tu również wspomnieć o Winnicy Pałacu Rajkowo, położonej w Smolęcinie, do której można wygodnie dojechać autobusem szczecińskiej komunikacji miejskiej. Natomiast w okolicach Szczecina, szczególnie na południe, w promieniu około 50 km, zlokalizowane jest znaczące skupisko winnic. Region ten można uznać za prawdziwe zagłębie winiarskie Pomorza Zachodniego – zapewnia Damian Orlik.

Julo jest jedną z najmłodszych winnic w regionie oraz pierwszą oficjalnie zarejestrowaną we współczesnym Szczecinie – na Gocławiu. Jej właściciele na powierzchni 1000 metrów kwadratowych posadzili 600 winorośli, W ubiegłym roku zebrali pierwsze winogrona i zrobili niewielką – testową ilość wina. Jesienią 2024 roku uzyskali także od miasta zgodę na wydzierżawienie dodatkowych działek przy ulicy Górskiej, na zboczach jednego z nadodrzańskich wzgórz. Natomiast najmłodszą winnicą działającą w regionie jest działająca od maja 2024 roku w Ziemomyślu B. – koło Dolic winnica „Dębowe Szepty”. Jej właścicielkami są siostry Ola i Magda Bigos. Nazwa winnicy pochodzi od dębów, które rosną m.in. w całej miejscowo -

ści. Drzewo to znajduje się także w logo winnicy oraz w nazwach wytwarzanych win.

Do niedawna Pomorze Zachodnie szczyciło się tym, że właśnie tutaj zlokalizowana jest największa winnica w Polsce, czyli Winnica Turnau oraz najdalej wysunięta na północ Winnica Darłowo.

– To już się, niestety, zmieniło. Pod względem areału Winnica Turnau już utraciła palmę pierwszeństwa, choć nadal zajmuje miejsce na podium. Ale za to jest największą w Polsce pod względem produkcji. Również Winnica Darłowo nie jest już najbardziej wysuniętą winnicą na północy kraju. Niestety, wyprzedziły ją inne z północnych województw kraju – mówi Marta Sidorkiewicz.

Jakie wina?

– Winnice zachodniopomorskie słyną z upraw przede wszystkim winogron określanych skrótem PIWI (od niemieckiego słowa Pilzwiderstandsfähig – „odporne na choroby grzybicze”), które powstały w wyniku świadomej ingerencji człowieka po to, by były odporne na niskie temperatury i różne choroby – wyjaśnia Damian Orlik. W winnicach Pomorza Zachodniego dominują wina białe i różowe, produkowane głównie z odmian takich jak solaris, johanniter, souvignier gris, seyval blanc oraz muscaris, ale także riesling. Wśród win czerwonych popularne są szczepy rondo, regent i cabernet cortis oraz pinot noir. Poza winami spokojnymi lokalni winiarze z powodzeniem produkują również wysokiej jakości wina musujące, wytwarzane metodą tradycyjną, zwaną szampańską. Ciekawostką jest również fakt, że dwie z regionalnych winnic specjalizują się

w produkcji unikatowego wina lodowego, pozyskiwanego z naturalnie zamarzniętych winogron. Warto przypomnieć także, że wino Johanniter z Winnicy Kojder było chwalone m.in. przez sommeliera Elżbiety II – królowej Anglii. Pisał o nim również „Financial Times”.

Region promuje

Klimat (nie tylko jeśli chodzi o warunki atmosferyczne) panujący w województwie zachodniopomorskim sprzyja produkcji wina. Wyroby regionalnych winnic promowane są m.in. podczas wielu imprez organizowanych w stolicy Pomorza Zachodniego i województwie. Jedna z nich – Festiwal Wina odbyła się na Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie w dniach 23 – 25 maja tego roku. To była już piąta edycja tego wydarzenia. Swoje wyroby zaprezentowało 17 winnic zrzeszonych w Stowarzyszeniu Winnice Pomorza Zachodniego: Bard, Bekasiak, Kojder, de Lewin, Dębowe Szepty, Grabowski (Binowo), Invictus, Jassa, Korzeń, Molias, Pałacu Rajkowo, Sydonia, Szubert (Darłowo), Tecławska Góra, Turnau, Zodiak i Skarb Templariuszy. Natomiast w dniach 15 – 17 sierpnia odbędzie się trzecie edycja Weekendu Otwartych Winnic Pomorza Zachodniego. Prawdopodobnie weźmie w nim udział więcej winnic niż w ubiegłym

MARTA SIDORKIEWICZ I DAMIAN ORLIK

ZE STOWARZYSZENIA WINNICE POMORZA

ZACHODNIEG

roku, a wtedy było ich 15. W trakcie wydarzenia będzie można m.in. odwiedzić ich siedziby, spotkać się z właścicielami, zobaczyć, gdzie dokładnie powstaje wino i posłuchać, jak jest ono tworzone. Oczywiście nie zabraknie także degustacji.

Autor: Dariusz Staniewski/foto: materiały Stowarzyszenia Winnice Pomorza Zachodniego

UNIA EUROPEJSKA WPROWADZIŁA PODZIAŁ NA 3 STREFY WINIARSKIE ZE WZGLĘDU NA WARUNKI DO UPRAWIANIA WINOROŚLI. DO STREFY A ZALICZONO NAJTRUDNIEJSZE KRAJE, B – ŚREDNIE, A DO C TE NAJBARDZIEJ PREDYSTYNOWANE. POLSKA ZNALAZŁA SIĘ W STREFIE A, RAZEM A NIĄ DO NAJCHŁODNIEJSZYCH PRODUCENTÓW WINA ZALICZONO BELGIĘ, DANIĘ, IRLANDIĘ, NIDERLANDY, SZWECJĘ, ZJEDNOCZONE KRÓLESTWO ORAZ REGIONY: W LUKSEMBURGU – LUKSEMBURSKI REGION UPRAWY WINOROŚLI, W CZECHACH – REGION UPRAWY WINOROŚLI ČECHY, A W NIEMCZECH –WSZYSTKIE OBSZARY PRZEZNACZONE POD UPRAWĘ WINOROŚLI, KTÓRE NIE ZOSTAŁY OBJĘTE STREFĄ B UPRAWY WINOROŚLI.

DO NAJBARDZIEJ POPULARNYCH ODMIAN WINOROŚLI UPRAWIANYCH W POLSCE NA WINA BIAŁE NALEŻĄ SOLARIS, RIESLING, SEYVAL BLANC, JOHANNITER, HIBERNAL, CHARDONNAY, PINOT GRIS, TRAMINER, BIANCA I MUSCAT, GEWURZTRAMINER, MUSCARIS, AUXERROIS, AURORA, SIBERA, SWENSON RED, SIEGER, PINOT BLANC, PHOENIX. Z KOLEI NA WINA CZERWONE, W POLSCE UPRAWIA SIĘ ODMIANY: REGENT, RONDO, PINOT NOIR, CABERNET CORTIS, MARECHAL FOCH, ZWEIGELT, LEON MILLOT, DORNFELDER, CABERNET CANTOR, MONARCH, CABERNET SAUVIGNON, ACOLON, CABERNET DORSA, FRONTENAC, MERLOT, CASCADE, BOLERO, OPORTO, HERIDAN, SAINT LAURENT.

Kameralne przyjęcie czy niezapomniane wesele?

Zapraszamy do Nowielic, wyjątkowego miejsca z dala od miejskiego zgiełku.

• 6 ha terenu zielonego - doskonałe tło dla ceremonii w plenerze, jak i sesji zdjęciowych

• 4 sale z wyjściem do ogrodu

• indywidualne podejście do każdego wydarzenia

• baza noclegowa dla 100 osób

• basen, sauny, grota solna, salka fitness, parking w cenie

Dworek nad Regą

Nowielice 1, 72-320 Trzebiatów tel: 602 645 644, email: hotel@dworek-rega.pl Dworek-Nad-Regą-Nowielice dworeknadregahotel

Szczególne miejsce

30 lat doświadczeń

dwa pokolenia dentystów • zaufanie • rzetelność • profesjonalizm troskliwość • wiedza • uśmiech • zaangażowanie • holistyczne podejście praca zespołowa • nowoczesna technologia

na mapie Polski w sercu Szczecina

dr n. med. Edyta Wejt-Tawakol lekarz dentysta

Adam Wiejkuć lekarz dentysta

Natalia Walczuk lekarz dentysta

Grzegorz Matuszak lekarz dentysta

Agnieszka Czernichowska lekarz dentysta

Dawid Besztak mgr fiznjoterapii

Adrian Borawski lekarz dentysta

Julia Sipurzyńska lekarz dentysta

Szczecin, ul. Mariacka 6/U | tel. 91 423 57 57 | kontakt@dentalcenter.pl / klinika.edentist | www.dentalcenter.pl

Zoom

na detale

Współpraca z klientem, stworzenie odpowiedniego klimatu, oko i ręka do detali. Architekt wnętrz Grzegorz Kirkiewicz lubi świadomych inwestorów, osoby, które mają poczucie estetyki i wiedzą czego chcą. Dwie znane, nie tylko ze swoich dań, szczecińskie restauracje – Rydla 52 i Forno Nero są tego najlepszym przykładem.

Rydla 52 to odzwierciedlenie industrialnego stylu, którego uzupełniają naturalne materiały, takie jak drewno czy beton. Restauracja podzielona jest na dwie strefy: ciemną, z żywo-zieloną ścianą i świetlikiem oraz jasną. Kiedy Rydla powstawała, otwarta kuchnia była jeszcze nowością, czymś ówcześnie rzadko spotykanym w szczecińskich restauracjach. Metaloplastyka, która pojawia się w tym wnętrzu, nie tylko spełnia funkcjonalną rolę, ale również ozdobną. To dzieło Metal Madness, które stworzyło specjalnie na potrzeby restauracji płaskorzeźbę przedstawiającą panoramę Szczecina. Rydla 52 to także symbol lokalności. Zarówno inwestorom jak i architektowi zależy, by miejsce to było kojarzone przez mieszkańców Prawobrzeża. Stąd nazwa lokalu, ale także plany mające na celu promowanie znanych ludzi pochodzący z tej części miasta oraz osób.

Druga realizacja – włoska restauracja Forno Nero inspirowana słoneczną Italią. Wszystkie detale, które stanowią element dekoracyjny, są oryginalne i nowe. Znajdziemy tu m.in. proporczyki włoskich klubów piłkarskich, plakaty, piękną czerwoną Vespę czy jedyny w swoim rodzaju rower Ducati. Te elementy, nie tylko dzięki swojej użyteczności czy designowi robią wrażenie, ale również dzięki jakości. Oko przykuwa reprodukcja obrazu „Stworzenie Świata” Michała Anioła, wykonana przez jednego z lokalnych artystów związanych ze street artem. Również sam układ restauracji, jej powierzchnia, poszerzona przez oryginalne zastosowanie antresoli – sprawiają, że nie tylko włoskie potrawy mają tu wyrazisty charakter, ale także wnętrze. ad/foto: Dagna Drążkowska-Majchrowicz

Architekt Grzegorz Kirkiewicz www.kirkiewicz.pl tel: +48 693 630 733 grzegorz.kirkiewicz@gmail.com

Nowy styl miejskiego życia

Nie wszyscy lubią mieć miasto za oknem. Niektórzy wolą poranek zacząć od biegu po leśnym szlaku, zimą wskoczyć na narty, latem popłynąć łodzią, po pracy wyciągnąć rower albo matę do jogi i po prostu pobyć w ruchu. Nie dlatego, że to modne. Tylko dlatego, że to ich sposób życia. I właśnie z myślą o nich w naszym mieście powstały dwie wyjątkowe lokalizacje.

Apartamenty 101. Miejski azyl w rytmie slow

Wysoko nad miastem, ale blisko jego serca. Zaciszne Warszewo zyskało zupełnie nową definicję komfortu. Apartamenty 101 to propozycja dla tych, którzy szukają wyciszenia – ale nie kosztem dostępności miasta. Spacer do Puszczy Wkrzańskiej, poranna joga w Warszewo Podbórz, popołudniowy rower wokół Jeziora Głębokiego – a wieczorem?

Szybki – naprawdę szybki, bo w kilka minut – dojazd do centrum, aby zrobić zakupy. Tak wygląda współczesny balans. Na szczególna uwagę zasługują dwa apartamenty – jeden wykończony pod klucz, drugi w stanie deweloperskim podwyższonym – oba zostały zaprojektowane z myślą o maksymalnym komforcie. Ogrzewanie podłogowe, klimatyzacja, inteligentne systemy zarządzania domem, wysokiej klasy stolarka. Ale prawdziwe wrażenie robią detale – klatki schodowe z naturalnego kamienia, drewna i stali nierdzewnej, prywatne ogródki z automatycznym nawadnianiem, podjazd do hali garażowej z systemem podgrzewania. Luksus jest wpisany w standard.

W weekend wystarczy wyjść z domu, a kilka kroków dalej jest mnóstwo inspiracji na spędzenie wolnego czasu. Na boisku piłki nożnej czy koszykówki lub też na leśnym szlaku, joggingowej trasie czy ścieżce rowerowej. Wieczorami można zjeść kolację na balkonie, na świeżym powietrzu, przy dźwiękach natury. A gdy trzeba wrócić do miasta – wszystko jest pod ręką.

CLUBHOUSE. Przystań luksusu

Zupełnie inny puls bije w CLUBHOUSE – inwestycji, która jako jedna z pierwszych tak odważnie eksploruje potencjał jeziora Dąbie. Tu życie toczy się w rytmie żeglarskiego sezonu, a woda nie jest cichym tłem, tylko na stałe wpisuje się w codzienność. Marzysz o własnym jachcie cumującym przy marinie pod domem? Wszystko jest możliwe. Apartamentowiec, który powstał z inspiracji modernistycznym hangarem lotniczym, teraz reprezentuje nowoczesną architekturę. Lastryko terrazzo, stal nierdzewna, drewno i kamień – to hołd dla przemysłowej przeszłości i znak współczesnej elegancji. Fototapety na klatkach schodowych opowiadają historię lokalizacji, w której było przedwojenne lotnictwo, później wojskowy magazyn, a dziś jest centrum żeglarstwa. Manifest nowego stylu życia maluje się na naszych oczach.

Od 59 aż do 134 m² – apartamenty w CLUBHOUSE zostały zaprojektowane z myślą o tych, którzy chcą mieszkać w miejscu, w którym codzienność inspiruje. Z jednej strony jezioro Dąbie i tętniąca życiem marina, z drugiej – widok na Wzgórza Bukowe, których linia maluje się na horyzoncie niczym pejzaż obrazu.

Każdy dzień zaczyna się tu od światła odbijającego się w wodzie. Poranna przebieżka nad brzegiem jeziora, szybki wypad rowerem ścieżką ciągnącą się wzdłuż mariny czy kawa na tarasie z widokiem, którego nie da się opisać –trzeba tego doświadczyć.

Tak może wyglądać Twoja codzienność

Obie inwestycje – choć różne – są odpowiedzią na potrzeby współczesnych mieszkańców: tych, którzy nie chcą wybierać między jakością a wygodą oraz między miastem a naturą. Miejski styl życia może mieć smak porannej kawy nad jeziorem i zapach świeżo skoszonej trawy w prywatnym ogrodzie. Wybór należy do Ciebie.

Marina Developer www.marina-developer.pl marinaszczecin

Piękno w rękach nauki –

jak technologia zmienia

oblicze współczesnej pielęgnacji

Jeszcze kilka lat temu zabieg pielęgnacyjny kojarzył się przede wszystkim z relaksem i aromatycznym masażem twarzy w gabinecie kosmetycznym. Dziś coraz częściej wybieramy rozwiązania, które oprócz przyjemności niosą także konkretne, potwierdzone naukowo efekty. I nie bez powodu – nowoczesna pielęgnacja to już nie tylko kremy i serum, ale zaawansowane technologie.

– Urządzenia, z których korzystam w gabinecie, łączą w sobie precyzję, bezpieczeństwo i skuteczność – wszystko to, co w dzisiejszej pielęgnacji liczy się najbardziej – mówi właścicielka Gabinet zdrowia, urody i fizjoterapii – dr n. med. Katarzyna Romaniuk.

Technologia, która daje realne efekty – W centrum mojej filozofii stoi spersonalizowana diagnostyka i indywidualne podejście do potrzeb klienta. Każde urządzenie, które wybrałam do mojego gabinetu, spełnia rygorystyczne wymagania jakości i efektywności – mówi Katarzyna Romaniuk. I dodaje – W dobie, gdy liczy się skuteczność, bezpieczeństwo i personalizacja – urządzenia takie jak Vitalift Bio, Beautyslim, Endo od firmy Attre, czy Abigon Pro marki Zemits, stają się nieodłącznym elementem świadomej troski o urodę. Ich działanie opiera się na precyzyjnych mechanizmach – od biostymulacji mięśni, przez fale radiowe, ultradźwięki, aż po vacuum, które aktywuje głębokie procesy metaboliczne skóry. A to wszystko bez skalpela, bez rekonwalescencji i – co najważniejsze – z realnym wpływem na kondycję naszej skóry i sylwetki.

Mechanizmy działania tych technologii mają naukowe podstawy – aktywują fibroblasty do produkcji kolagenu i elastyny, poprawiają mikrokrążenie, usprawniają metabolizm komórkowy oraz wspomagają oczyszczanie tkanek z toksyn. Efekty są mierzalne, powtarzalne i przewidywalne.

– Przywiązuję szczególną wagę do bezpieczeństwa i jakości wykonywanych zabiegów, dlatego łączę nowoczesne technologie z klasycznymi metodami, tworząc indywidualne

procedury zabiegowe, które realnie poprawiają kondycję skóry i samopoczucie klienta – uważa Katarzyna Romaniuk.

Dlaczego technologia działa lepiej niż klasyczne metody?

Wiele klasycznych metod pielęgnacyjnych działa tylko na powierzchni skóry. Tymczasem to, co naprawdę wpływa na jej kondycję, dzieje się znacznie głębiej – w skórze właściwej, tkance łącznej i mięśniach. – Zaawansowane urządzenia potrafią dotrzeć do tych struktur i pobudzić je do naturalnej regeneracji. Co ważne – zabiegi są nieinwazyjne, nie wymagają rekonwalescencji i można je łączyć z codziennymi aktywnościami – mówi dr Romaniuk.

Kiedy warto sięgnąć po zaawansowaną technologię?

– Gdy chcemy wzmocnić efekty domowej pielęgnacji, zauważamy oznaki starzenia się skóry, chcemy poprawić owal twarzy, jędrność, elastyczność, a także gdy borykamy się z obrzękami, wiotkością skóry lub napięciem mięśniowym, a zależy nam na efektach bez użycia igieł czy skalpela – wyjaśnia nasza ekspertka.

Pielęgnacja z wykorzystaniem nowoczesnych technologii to nie moda – to kierunek rozwoju współczesnej kosmetologii estetycznej. To dowód na to, że nauka może działać na naszą korzyść – bezpiecznie, skutecznie i naturalnie. Świadome podejście do zabiegów estetycznych to podstawa ich skuteczności. Dlatego zawsze warto szukać miejsc, gdzie oprócz zabiegu otrzymamy również rzetelną wiedzę i indywidualne podejście – dopasowane do naszego wieku, stylu życia, zdrowia i oczekiwań.

Gabinet zdrowia, urody i fizjoterapii ul. Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego 32/34, gabinet nr 4, 70-202 Szczecin tel. 504 325 073 - dr n. med. Katarzyna Romaniuk, romaniuk.katarzyna1979@gmail.com tel. 793 007 439 – mgr fizjoterapii Mateusz Dąbrowski

DR N. MED. KATARZYNA ROMANIUK

Wstydliwy problem, o którym trzeba mówić

głośno

Nietrzymanie moczu, ból okolicy miednicy, uczucie parcia na pęcherz, trudności po porodzie lub operacjach ginekologicznych – to problemy, z którymi borykają się kobiety. Coraz więcej z nich zaczyna szukać skutecznych, bezpiecznych i nieinwazyjnych metod leczenia.

Jedną z nich jest fizjoterapia uroginekologiczna – specjalistyczna dziedzina fizjoterapii, która daje realną szansę na odzyskanie komfortu życia.

Ciało po porodzie – fizjoterapia jako element zdrowienia Ciąża i poród – naturalne procesy, które potrafią pozostawić po sobie trwałe ślady w postaci osłabienia mięśni dna miednicy, obniżenia narządów, blizn po nacięciach lub cesarskim cięciu. Objawy? – Nietrzymanie moczu, ból podczas współżycia, trudności z utrzymaniem pozycji siedzącej, uczucie ciężkości w miednicy. Specjalistyczna fizjoterapia poporodowa to nie tylko trening mięśni Kegla. To praca z blizną po cesarskim cięciu, mobilizacja tkanek, terapia manualna, ćwiczenia stabilizacyjne i oddechowe. Odpowiednia terapia w ciągu kilku tygodni potrafi przynieść ogromną ulgę – fizyczną i emocjonalną.

Operacje ginekologiczne – rehabilitacja szyta na miarę

Zabiegi takie, jak histerektomia, usuwanie torbieli, leczenie obniżenia, wypadania narządów rodnych czy operacyjne leczenie endometriozy wymagają precyzyjnej rekonwalescencji. Fizjoterapia przyspiesza regenerację, zmniejsza ryzyko powikłań i poprawia jakość życia.

Terapia blizn, zabiegi manualne w obszarze miednicy, terapia wisceralna, nauka prawidłowej pracy oddechowo-mięśniowej – to tylko niektóre z elementów, które powinny znaleźć się w indywidualnym planie pooperacyjnym.

Nietrzymanie moczu – nie tylko kobiecy problem

Choć fizjoterapia uroginekologiczna kojarzona jest głównie z kobietami, coraz częściej trafiają do nas mężczyźni –szczególnie po prostatektomii, czyli operacyjnym usunięciu prostaty (najczęściej z powodu raka). Skutkiem ubocznym tego zabiegu bywa nietrzymanie moczu, zaburzenia funkcji seksualnych, ból w obrębie miednicy. Fizjoterapia urologiczna u mężczyzn obejmuje naukę kontroli mięśni dna miednicy, trening biofeedback, ćwiczenia wzmacniające i neuromodulacyjne, a także edukację i wsparcie psychofizyczne.

Cięcie cesarskie i blizna

Blizna po „cesarce” to nie tylko ślad na skórze – to głęboka ingerencja w tkanki, która może powodować ból, ograniczenie ruchomości tkankowej, zaburzenia czucia, a nawet wpływać na funkcjonowanie narządów wewnętrznych. Manualna praca z blizną, techniki powięziowe, taping i terapia wisceralna pozwalają przywrócić elastyczność tkanek, poprawić mikrokrążenie i zmniejszyć uczucie dyskomfortu. Efekty często są odczuwalne już po pierwszych sesjach.

Nowoczesne podejście, które łączy empatię i naukę

W fizjoterapii uroginekologicznej nie chodzi tylko o ćwiczenia. To kompleksowe podejście, które łączy wiedzę z zakresu anatomii, ginekologii, urologii, psychologii i fizjologii. Każda terapia jest dopasowana indywidualnie i prowadzona w atmosferze pełnego zaufania i dyskrecji.

Dzięki nowoczesnym technologiom – takim jak siedzisko do ćwiczenia mięśni dna miednicy, wykorzystujące technologię HIEMT (High-Intensity Electromagnetic Muscle Training), elektrostymulacja wzmacniająca osłabione struktury czy zabiegi z użyciem urządzeń głębokiego modelowania tkanek (np. Vitalift Bio, Abigon Pro) – możemy osiągać spektakularne efekty bez skalpela i farmakoterapii.

Zamiast cierpieć w ciszy – warto szukać pomocy

Jeśli zauważasz u siebie objawy, które wcześniej były Ci obce – popuszczanie moczu, uczucie ciężkości, ból okolicy miednicy, trudności po operacji – nie zwlekaj.

W naszym gabinecie w Szczecinie łączymy nowoczesne metody fizjoterapii uroginekologicznej z indywidualnym podejściem i najwyższą jakością opieki nad pacjentem. Jako specjalista w tej dziedzinie, z doświadczeniem klinicznym i praktyką opartą na dowodach naukowych, pomagam pacjentkom i pacjentom bezpiecznie wrócić do zdrowia – bez skalpela i bez farmakologii, za to z pełnym zrozumieniem, empatią i skutecznością.

Fizjoterapia intymna to, nie wstyd. To troska o zdrowie, komfort i jakość życia – na każdym etapie. Rehabilitacja intymna nie jest tematem tabu – jest wyrazem troski o siebie i swoje ciało. MGR FIZJOTERAPII MATEUSZ DĄBROWSKI

Gabinet zdrowia, urody i fizjoterapii ul. Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego 32/34, gabinet nr 4, 70-202 Szczecin tel. 504 325 073 - dr n. med. Katarzyna Romaniuk, romaniuk.katarzyna1979@gmail.com tel. 793 007 439 – mgr fizjoterapii Mateusz Dąbrowski

Okiem dermatologa

Niech to lato pomoże nam wszystkim odzyskać energię… także naszej skórze

To zdanie padające z moich ust nie dziwi tych, którzy wiedzą, że za mną zaledwie kilka miesięcy po wyczerpujących procedurach medycznych związanych z chorobą nowotworową.

Leczenie wciąż trwa, a ja obiecuję sobie, że czerwiec i lipiec to czas, który dla mojego organizmu będzie okresem regeneracji. Liczę na to.

Powrót do pracy w trakcie terapii był z jednej strony wyzwaniem dla mojego organizmu, ale z drugiej strony przebywanie w klinice i czas z pacjentami i moimi współpracownikami pomógł mi w najtrudniejszych momentach. Za to bardzo wszystkim dziękuję!

Kiedy wokół tak dużo mówi się o długowieczności, chronicznym zmęczeniu, okresowych spadkach witalności — ja zachęcam do tego, aby lato wykorzystać do odzyskania energii także tej, związanej z czasem dla siebie, pielęgnacją, myśleniem o swoich potrzebach i o tym czego naprawdę potrzebuje nasz organizm. To nie jest tak, że nie otrzymujemy jasnych komunikatów. Nasz organizm wysyła nam sygnały, chociaż my często udajemy, że ich nie słyszymy. Jeśli przez kilka miesięcy czujemy zmęczenie, a do tego dochodzą takie objawy jak złe samopoczucie, brak regeneracji mimo przespanej nocy lub kłopoty ze snem –szukajmy przyczyny. Zachęcam do tego i ten apel z pozycji osoby w trakcie leczenia nowotworowego niech wybrzmi dosadnie.

A skóra, która nie ma „energii”? Jak ją ratować?

Szukajmy przyczyn. To podstawa. Jeśli z dawką informacji, jak funkcjonuje nasz organizm, przyjdziemy do dermatologa lub kosmetologa, szanse na wyprowadzenie skóry ze złej kondycji będą większe, jeśli będziemy szukali tylko sposobów polegających na maskowaniu problemu, a nie niwelowaniu przyczyn – rozwiązania nie wystarczą na długo. Suchość, szarość, brak blasku skóry mogą być objawem zmęczenia, niewystarczającej ilości snu, odwodnienia, stresu, złych nawyków, nieprawidłowej diety, zanieczyszczeń środowiska, ale także chorób przewlekłych. Skóra reaguje na te czynniki, stając się poszarzałą, ziemistą i mniej elastyczną.

Wakacje to dobry czas na regenerację organizmu, a więc także skóry.

Skóra człowieka jest skomplikowanym, wielowarstwowym i wielofunkcyjnym narządem.

Składa się w wielkim skrócie z tkanki podskórnej, skóry właściwej i naskórka. Od zewnątrz pokryta jest naskórkiem zbudowanym z kilku warstw (w zależności od obszaru ciała), ten skomplikowany i niejednorodny organ spełnia kluczową funkcję dla organizmu; chroni wszystkie narządy, będąc jednocześnie sam największym narządem naszego organizmu. Dbamy o serce, wątrobę, ale skóra wydaje się nam elementem tak oczywistym i „codziennym” poprzez to, że każdego dnia patrzymy na ten organ, że uznajemy, iż nie wymaga np. konsultacji lekarskich. Objawy choroby często nazywamy niedoskonałościami i próbujemy je z lepszym lub gorszym skutkiem – maskować.

Gęściej, jaśniej, zdrowiej. Niech taka będzie moja skóra!

To częste pragnienie moich pacjentek. Wakacje to dobry czas na pracę nad kondycją skóry, ale aby zrealizować wszystkie te cele, potrzebny jest plan i działanie przez cały rok. Nie musi to jednak wcale oznaczać częstych wizyt w klinice, bo to nie ilość zabiegów, ale ich jakość i kolejność dają nam te efekty najbardziej pożądane.

ul. Jagiellońska 87 | 70–437 Szczecin tel. 535 350 055 | www.klinikadrstachura.pl

Dbamy

o serce, wątrobę, ale skóra wydaje się nam elementem tak oczywistym

i „codziennym” poprzez to,
że każdego dnia patrzymy na ten organ, że uznajemy, iż nie wymaga np. konsultacji lekarskich.

Czas urlopu wykorzystajmy więc na wybór miejsca, któremu oddamy naszą skórę pod opiekę, zabiegi technologiami, które nie wymagają długiego okresu rekonwalescencji a np.: stymulują nasz organizm do produkcji białek odpowiedzialnych za strukturę i sprężystość skóry. W mojej klinice to np.: czas urządzenia wykorzystującego technologię

HIFU w zabiegach na skórę twarzy i ciała w wersji działania mocniejszego zarezerwowanego dla lekarzy jak i tego kosmetologicznego. Możliwości są tu bardzo duże, począwszy od zaleceń przeciwstarzeniowych, po te mocno regenerujące skórę. A to tylko jedna z możliwości.

Dzisiejsza kosmetologia i medycyna estetyczna, daje szereg opcji zachowania równowagi w skórze, jej regeneracji, a urlop powinien być czasem kiedy pomyślimy o zmianie w podejściu do profilaktyki i do naszego największego organu, którym jest skóra.

Urlopowego czasu spędzonego w nastroju, który sprzyja myśleniu o sobie i o własnych potrzebach! Czasu regeneracji i odpoczynku. Tego życzę moim Czytelniczkom i Czytelnikom, a sama nie mogę się już doczekać jesiennych spotkań z Państwem w gabinecie. W mojej rekonwalescencji, tak jak w zabiegach: nie zawsze można przyspieszyć z działaniem, dlatego przykro mi ze względu na długi czas oczekiwania na wizyty do mnie i mam nadzieję, że jesień przyniesie upragnione siły i możliwości do naszych spotkań. Pięknych wakacji!

Słońce

na dobre

i na złe

Przebarwienia, utrata elastyczności skóry, popękane naczynka, zmarszczki, czyli to wszystko, czego nie lubimy. Te brzydkie pamiątki to objaw m.in. fotostarzenia się skóry wywołanego ekspozycją na promieniowanie ultrafioletowe (głównie UVA i UVB). Proces można spowolnić, a nawet powstrzymać, dzięki profilaktyce i pielęgnacji skóry, o czym rozmawiamy z dr n. med. Ewą Raduchą, dermatolożką z Twojej Przychodni.

Pani doktor, jak sobie z tym radzić?

Najważniejsze, by przez cały rok każdego dnia stosować krem z filtrem SPF z wysoką ochroną przeciwsłoneczną. Pomocne będą także okulary przeciwsłoneczne z filtrem, nakrycia głowy i ubrania wykonane z tkanin z wysokim współczynnikiem ochrony przed promieniowaniem ultrafioletowym. Bardzo istotne jest, by unikać ekspozycji na słońce w godzinach najsilniejszego promieniowania. Pielęgnację warto uzupełnić o produkty z antyoksydantami np. kosmetyki z witaminą C czy E, a także w retinoidy i kwasy. Skutki fotostarzenia pomogą też zredukować różnorodne zabiegi medyczne takie jak: lasery, peelingi chemiczne, mezoterapia, mikrodermabrazja.

Co słońce daje nam dobrego, a co złego?

Przede wszystkim bierze udział w syntezie niezbędnej naszemu organizmowi witaminy D, ale także poprawia nam nastrój, a nawet działa antydepresyjnie. Niestety nadmiar słońca, zwłaszcza na skórze niezabezpieczonej kremem z filtrem, prowadzi do uszkodzeń DNA komórek skóry, co może skutkować ich mutacjami i wywoływać nowotwory skóry, a także przyspieszać procesy starzenia skóry, powodując na niej nieestetyczne zmiany.

Ostatnio usłyszałam teorię, że promieniowanie słoneczne nie ma wpływu na nowotwór skóry? Jakie mity jeszcze krążą na temat opalania się? Teoria ta jest bardzo niebezpieczna. Promieniowanie UV – zarówno pochodzące ze słońca, jak i z solarium jest

Twoja Przychodnia

Wyzwolenia 46/16U, Szczecin (Hanza Tower) (+48) 91 828 84 88 twojaprzychodnia.com

głównym czynnikiem ryzyka rozwoju raków i czerniaków skóry. Wśród innych mitów można usłyszeć, że naturalne promieniowanie słoneczne jest bezpieczne, a sztuczne z solarium już nie, co także nie jest prawdą. Błędem jest również to, że uważamy, iż nie musimy używać filtrów przeciwsłonecznych jesienią, zimą, czy w pochmurne dni, bowiem promieniowanie UVA występuje przez cały rok na podobnym poziomie, niezależnie od pogody. Kolejnym szkodliwym mitem jest to, że filtry ograniczają syntezę witaminy D. W badaniach klinicznych wykazano, że nawet długoterminowe stosowanie filtrów nie wpływa negatywnie na produkcję witaminy D, nie sprzyja też rozwojowi osteoporozy.

Jak zatem powinnyśmy dbać o skórę w czasie mocnego nasłonecznienia? Podstawą jest codzienne stosowanie kremu z filtrem minimum SPF 50, który aplikowany jest na skórę co 2–3 godziny i aplikowany ponownie po każdej kąpieli. Warto także unikać słońca w godzinach szczytu (10:00–16:00), stosować odzież ochronną, okulary z filtrem. Latem skóra potrzebuje także łagodnej pielęgnacji – lekkich, kremów, nawilżania i serum z antyoksydantami. W kontekście nowotworów skóry i promieni słonecznych, warto pamiętać o badaniu dermatoskopowym raz w roku.

Jak wybierać preparaty do pielęgnacji pod kątem filtrów? Co nam właściwie dają filtry zawarte w kremach?

Filtry UV zawarte w kremach pełnią różne funkcje. Przede wszystkim chro-

nią skórę przed powstawaniem rumienia i oparzenia słonecznego, ale także zapobiegają rozwojowi nowotworów skóry i fotostarzenia. Najlepsze są filtry o szerokim spektrum ochrony, zarówno przed UVA, jak i UVB. Warto wybierać filtry dostosowane do typu skóry. Lekkie emulsje zarezerwowane są dla skóry tłustej, a bogatsze formuły dla skóry suchej. Filtry fizyczne (mineralne) z uwagi na zdecydowanie mniejszy potencjał alergizujący są idealne dla dzieci, a także dla osób ze skórą wrażliwą czy skłonną do alergii. Pacjenci, u których występuje tendencja do powstawania przebarwień, powinni wybierać filtry z najwyższą ochroną przeciwsłoneczną, wzbogacone dodatkowo o substancje hamujące powstawanie przebarwień – tak zwane inhibitory enzymu tyrozynazy.

Czym się różni SPF od UV? Jak należy czytać i rozumieć te dwa skróty?

SPF (Sun Protection Factor) oznacza stopień ochrony przed promieniowaniem UVB, czyli tym, które odpowiedzialne jest za oparzenia słoneczne. UV to skrót od „ultrafiolet”, czyli promieniowania emitowanego przez słońce. Dzieli się ono na UVA, odpowiedzialne głównie za fotostarzenie oraz UVB, odpowiedzialne przede wszystkim za oparzenia. Oba rodzaje promieniowania wpływają także na powstawanie nowotworów skóry. Dobre kremy przeciwsłoneczne chronią przed oboma typami promieniowania.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Aneta Dolega / Fot. Karolina Tarnawska

DR N. MED. EWA RADUCHA

Warto spełniać marzenia

W końcu nadszedł ten czas aby spełnić marzenie, które długo czekało na swój moment. Dziś Magdalena Ceran nie tylko z uśmiechem otwiera drzwi swojego gabinetu Ceran Aesthetic, aby powitać klientki, ale też otwiera się na nową zawodową tożsamość.

– To jest mój czas – mówi krótko.

– Wszystko było możliwe dzięki moim bliskim – czytamy w pierwszej publikacji na Instagramie. – Moim impulsem, a nawet kopniakiem była prywatna i zawodowa inspiracja – moja mama – dodaje. Ceran Aesthetic to jedno z tych miejsc, w których czuć, że osoba, która je stworzyła, zostawiła tu całe swoje serce. Poczucie misji tylko dodaje tu autentyczności. Nowoczesny, kameralny gabinet zlokalizowany w centrum Szczecina oferuje zabiegi z zakresu medycyny estetycznej.

Magdalena Ceran stawia na mądre, zrównoważone podejście do urody. – Jestem zakochana w naturalnym efekcie. Moją domeną jest podkreślenie urody w sposób, który nie obciąży tkanek. Pracuję głównie z biostymulatorami, które pobudzają skórę do regeneracji i rewitalizacji. Jestem zdania, że im mniej ingerencji tym lepiej. Zdaję sobie sprawę, że w mojej branży może nie być to mile widziane, aczkolwiek czasy nienaturalnych wypełnień są już dawno za nami – opowiada właścicielka.

Naturalny efekt bez przerysowania

To przede wszystkim małoinwazyjne zabiegi, które poprawiają kondycję skóry i modelują rysy twarzy – bez efektu przerysowania. Magdalena Ceran specjalizuje się w modelowaniu ust z naciskiem na zachowanie naturalnych proporcji i struktury czerwieni wargowej. Klientki nie wychodzą z „nowymi ustami”, lecz z wersją siebie, która po prostu… wygląda świeżo i kobieco. W ofercie znajdziemy również zabieg z użyciem stymulatorów tkankowych, to zabiegach, który działa głębiej niż klasyczne wypełniacze. Ich zadaniem jest odbudowa kolagenu, gęstości i napięcia skóry.

Ale to nie wszystko. Można skorzystać także z mezoterapii igłowej, która dostarcza skórze wszystko to, czego potrzebuje, czy lipolizy iniekcyjnej, czyli skutecznej metodzie pozbywania się miejscowej tkanki tłuszczowej, np. na

Ceran Aesthetic

Bolesława Krzywoustego 9-10, Szczecin, Poland 70-250

CH Kupiec 1 piętro

Telefon: +48 512 377 948

ceran_aesthetic

podbródku, w okolicy żuchwy czy dowolnej części ciała. Warto również wspomnieć o terapiach łączonych, które są znakiem rozpoznawczym gabinetu – łączą różne techniki i preparaty w jednej sesji, co pozwala osiągać efekty szybsze, bardziej trwałe i dopasowane do indywidualnych potrzeb skóry.

W podejściu Magdaleny Ceran wyraźnie czuć pokorę do zawodu i ogromne skupienie na pacjencie. – Każda osoba, która przekracza próg Ceran Aesthetic, oddaje mi coś niezwykle ważnego – swoją twarz, a często i emocje z nią związane. Pacjent staje mi się wtedy bardzo bliski. Traktuję to z pełną odpowiedzialnością. I właśnie dlatego pracuję wyłącznie na sprawdzonych, certyfikowanych preparatach – dodaje.

Jak w domu, tak i w gabinecie

Ceran Aesthetic powstało z potrzeby zmian – osobistych i zawodowych. Jak mówi sama właścicielka, to też symbol nowego etapu w jej życiu. – Do tej pory skupiałam się na rodzinie, na pracy w firmie z mamą, ale też sama jestem mamą. To najpiękniejsze doświadczenie w całym moim życiu. Aż w końcu przyszedł czas, żeby dać przestrzeń także sobie. Wbrew pozorom nie jestem twardzielką. Jestem człowiekiem miłości. I tą miłością chcę się dzielić – z bliskimi, z pacjentkami, z każdą kobietą, która wejdzie do mojego gabinetu. Bo wierzę, że miłość mnoży się tylko wtedy, kiedy się ją dzieli.

– To nie musi być rewolucja. Czasem wystarczy subtelna zmiana. Drobna korekta. Trochę światła pod oczami. Lekkie uniesienie kącików ust. Najważniejsze, żeby efektem było lepsze samopoczucie. To ono jest moim celem. A moje pacjentki traktuję tak, jak sama chciałabym być traktowana.

autorka: Anna Wysocka / foto: materiały prasowe

Fitness dający balans

Dla tych, którzy dbając o kondycję fizyczną poszukują jednocześnie spokoju, relaksu, cenią sobie intymność, ale też towarzystwo podobnych do siebie osób, to miejsce idealne. In Balance by Marina to klub fitness, który dba zarówno o ciało, jak i o ducha. Znajdziemy tu świetnie i nowocześnie wyposażone sale do ćwiczeń, strefę relaksu, ale nie tylko. Na wejściu wita nas „zdrowy” bar, wygodne loże, regały z książkami i stół z piłkarzykami. A to tylko początek dodatkowych atrakcji. Kolejne – jak zapowiada Danuta Powirska, menadżerka i trenerka personalna – dopiero przed nami.

Jak to się wszystko zaczęło?

Zanim przyjechałam do Szczecina, spędziłam 10 lat w Gdańsku i w pewnym momencie swojego życia zaczęłam chodzić na siłownię, żeby poprawić swoją sylwetkę. Tak się wkręciłam w treningi, że prawie zamieszkałam w miejscu, w którym trenowałam. Mój przyjaciel, właściciel tejże siłowni, otwierał kolejne w Szczecinie i zaproponował mi, żebym tutaj przyjechała i objęła nad nimi opiekę.

Kiedy sama intensywnie trenowałam, moim problemem było znalezienie odpowiedniego trenera personalnego. Dlatego postanowiłam sama nim zostać, ponieważ wyszłam z założenia, że nikt nie będzie miał takiego podejścia jak ja i nikt nie będzie rozumiał ludzi tak jak ja chcę być rozumiana.

I przyszło to Pani łatwo? Czy, jak to bywa w tym zawodzie, po drodze były wyzwania?

Zacznę od tego, że nie zawsze wyglądałam tak jak teraz. Miałam tego ciała więcej, nie ćwiczyłam, większość mojej diety stanowiło niekoniecznie zdrowe jedzenie. Mój ówczesny partner trenował kulturystykę i w pewnym momencie stwierdziłam, że ja robię się coraz grubsza, a on coraz lepiej wygląda. Poszłam z nim na siłownię i było mi źle. Odpuściłam sobie ten temat na jakiś czas, po czym spróbowałam raz jeszcze. Zaczęłam ćwiczyć z trenerką. Przyszedł taki moment, że ona wyjechała na wakacje. Przed wyjazdem rozpisała mi trening, powiedziała mi, co mam robić. Przyznam się, że to było trudne. Czułam się na początku zagubiona, wstydziłam się sama ćwiczyć. W końcu się przełamałam. I okazało się, że to był nie tylko trening ciała, ale przede wszystkim pewności siebie. Po tym zmieniłam trenera na osobę specjalizującą się w kulturystyce, która

prowadziła mnie prawie rok. Był to świetny trener – Maciej Pietkiewicz, który zobaczył we mnie talent i zaproponował udział w zawodach. Jednak to nie było coś, czego potrzebowałam. Mi wystarczyło dobrze wyglądać i czerpać przyjemność z treningów. I takie podejście mam do dzisiaj.

To podejście przekłada się też na klimat klubu, który Pani tworzy. To nie jest zwyczajna siłownia. Moim celem było stworzyć miejsce, które nie tylko będzie służyło treningom czy zdobywaniu formy, ale będzie też miejscem spotkań. I to już zaczyna się dziać. Coraz więcej osób, które ćwiczą u nas, spędza tu czas także między i po treningach. Z przyjemnością obserwuję klientów, którzy nie tylko trenują, ale również siedzą ze sobą, rozmawiają, poznają się i łączą. Widać, że to miejsce daje im szczęście.

Ma Pani przy tym wszystkim jeszcze czas na treningi?

Organizacja nowego miejsca zajęła mi trochę czasu, ale w końcu wracam do trenowania innych, za czym tęskniłam. Sami klienci się do mnie zwracają o pomoc i chcą ze mną ćwiczyć. Jestem nastawiona na pracę z kobietami, z tego prostego powodu, że sama nią jestem. Wiem, jakie mamy zasoby, możliwości, jak działa nasz organizm, wiem, czego potrzebujemy. Ogólnie trenowanie innych daje poczucie satysfakcji. Tak też często nawiązują się nowe przyjaźnie. Poza tym jest to zwyczajnie miłe zajęcie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Aneta Dolega / fot. materiały prasowe

In Balance by Marina ul. Jagiellońska 67 Szczecin

Tel 535250340

Manipulacja kręgosłupa w fizjoterapii:

Bezpieczna czy nie?

Manipulacja kręgosłupa, znana również jako terapia manualna, to technika stosowana w fizjoterapii, która polega na zastosowaniu precyzyjnych ruchów w celu poprawy funkcji stawów i łagodzenia bólu. Choć wielu pacjentów zgłasza pozytywne efekty po zabiegach manipulacyjnych, temat ich bezpieczeństwa budzi kontrowersje i wymaga dokładnej analizy.

Czym jest manipulacja kręgosłupa?

Manipulacja kręgosłupa to technika stosowana przez wykwalifikowanych fizjoterapeutów, która może obejmować różne formy pracy manualnej, takie jak mobilizacje czy manipulacje. Celem tych zabiegów jest przywrócenie prawidłowej ruchomości stawów, redukcja napięcia mięśniowego oraz poprawa ogólnej funkcji kręgosłupa. Manipulacje mogą być stosowane w leczeniu dolegliwości bólowych w odcinku szyjnym, piersiowym oraz lędźwiowym kręgosłupa.

Bezpieczeństwo manipulacji

Moim osobistym zdaniem aby manipulować trzeba opanować techniki mobilizacyjne, które zdecydowanie ułatwiają naukę czucia fizjoterapeuty. Podstawową jednak umiejętnością przed przeprowadzeniem powyższych technik jest rzetelne badanie podmiotowe tj. stan zdrowia pacjenta oraz zidentyfikowanie ewentualnych przeciwwskazań. Badanie przedmiotowe , które nakierowuje jakie segmenty są hipomobilne a jakie hipermobilne wraz z oceną układu nerwowego. W przypadku pacjentów z poważnymi schorzeniami, manipulacja może być niewskazana. Bezpieczeństwo manipulacji w dużej mierze zależy od doświadczenia i kwalifikacji terapeuty. Wykształcony fizjoterapeuta, który przeszedł odpowiednie szkolenie, ma niezbędną wiedzę na temat anatomii, biomechaniki oraz wskazań i przeciwwskazań do stosowania manipulacji.

Możliwe ryzyko

Chociaż poważne powikłania związane z manipulacją kręgosłupa są rzadkie, mogą się zdarzyć. Potencjalne ryzyko obejmuje uszkodzenie nerwów, złamania czy reakcje neurologiczne. Dlatego ważne jest, aby pacjenci byli świadomi ryzyk oraz korzyści związanych z zabiegiem. Nie zapominajmy jednak, że sama manipulacja nie rozwiąże problemu. Aktywność fizyczna, odpowiednie dobrane ćwiczenia oraz profilaktyka są kluczem powrotu do zdrowia.

Zalety manipulacji kręgosłupa Mimo kontrowersji, manipulacja kręgosłupa ma wiele zalet. Pacjenci często zgłaszają: zmniejszenie dolegliwości bólowych, poprawę zakresu ruchomości, zwiększenie funkcji motorycznych, ułatwienie codziennych aktywności.

Manipulacja kręgosłupa w fizjoterapii to technika, która może przynieść znaczne korzyści, ale jej bezpieczeństwo zależy od wielu czynników, w tym od kwalifikacji terapeuty oraz stanu zdrowia pacjenta. Kluczowe jest, aby zabiegi były wykonywane przez wykwalifikowanych specjalistów, którzy potrafią ocenić ryzyko i dostosować metodę do indywidualnych potrzeb pacjenta. Przed podjęciem decyzji o manipulacji, zawsze warto skonsultować się z lekarzem lub fizjoterapeutą, aby omówić ewentualne ryzyka i korzyści.

Medycznie & Estetycznie

Skóra pod specjalnym

nadzorem

Wideodermatoskopia to nowocześniejsza wersja dermatoskopii.

To komputerowe badanie znamion, które pozwala na dokładniejszą ocenę stanu skóry w bardzo dużym powiększeniu. Odgrywa bardzo ważną rolę w badaniu i leczeniu nowotworów skóry, o czym rozmawiamy z dr Aleksandrą Szajką, specjalistką onkologii klinicznej z Gabinetu Dr Wiśniowski.

Pani doktor, czym wideodermatoskopia różni się od dermatoskopii?

Wideodermatoskopia pozwala pokazać pacjentowi jego zmiany skórne na ekranie komputera – dzięki temu pacjentowi łatwiej zrozumieć wynik oceny znamion. W bardzo prosty sposób umożliwia archiwizowanie zmian wytypowanych przez lekarza w trakcie badania, zdjęcia są w bardzo dobrej rozdzielczości. Dodatkowo tego typu aparaty umożliwiają ocenę znamion w jeszcze większych powiększeniach. Zaletą tego jest też możliwość udostępnienia pacjentowi raportu wykonanych podczas wizyty zdjęć, dzięki czemu w prostszy sposób może prowadzić kontrolę swoich znamion w domu.

Do czego dokładnie jest stosowana ta metoda i kto się kwalifikuje do badania?

Z tej metody korzystają pacjenci, którzy mają dużo zmian skórnych (np. dużo pieprzyków) czy po przebytym leczeniu nowotworów skóry, u których ryzyko rozwoju kolejnych jest zwiększone. Dzięki tej metodzie możemy porównywać zdjęcia pierwotnie wykonanych zmian i sprawdzić, czy ulegają zmienności na niekorzyść, czy nadal są stabilne.

Jak przebiega samo badanie i jak często należy z niego korzystać?

W pierwszym etapie badam pacjenta ręcznym dermatoskopem i dopiero na tej podstawie kwalifikuję zmiany skórne, które wymagają archiwizacji. Używam wtedy trybu kamery oraz wykonuję fotografie zmianom wymagającym dalszej kontroli. Pacjenci z dużą liczbą zmian skórnych wymagają kontrolnego badania regularnie raz

w roku (czasami nawet co kilka miesięcy). Natomiast pacjenci z mniejszą ilością znamion, jeśli nie stwierdzono zmian podejrzanych, otrzymują zalecenie kolejnej kontroli za kilka lat (jeśli nie dojdzie oczywiście do pojawienia się nowych, niepokojących zmian w tzw. samoobserwacji).

W przypadku podejrzenia nowotworu skóry, kiedy należy zgłosić się na badania? Co powinno nas zaniepokoić, a czego nie należy się bać?

Jeśli zaniepokoi nas jakaś pojedyncza zmiana skórna, to należy ją chwilę poobserwować. Oczywiście ta chwila nie jest wymierna — jeśli nie widzimy szybkiego wzrostu, krwawienia, jeśli nie towarzyszy temu ból, to możemy poczekać dłużej — miesiąc lub dwa.

Niestety nie uspokoję nikogo na temat tego, czego nie należy się bać. Większość cech, które posiada czerniak, posiadają zmiany łagodne. W praktyce dochodzi do zamieszania i zmiany łagodne, które są na naszej skórze, w zdecydowanej większości, powodują stres u pacjenta. Warto, przynajmniej raz w życiu, profilaktycznie przebadać skórę.

Jaka jest zachorowalność na nowotwory skóry?

Niestety nadal dramatycznie wzrasta. Cieszy natomiast fakt, że nie rośnie umieralność z ich powodu, a to znaczy, że są diagnozowane na wcześniejszym etapie, gdzie większość z nich jest całkowicie wyleczalna. Zawdzięczamy to coraz większej świadomości społeczeństwa i lepszym technikom diagnozowania nowotworów na wcześniejszym etapie – czyli ocenie dermatoskopowej.

dr Wiśniowski Chirurgia i Medycyna Estetyczna ul. Janusza Kusocińskiego 12/LU3 | 70–237 Szczecin | tel.: 91 820 95 54 / dr WIŚNIOWSKI chirurgia i medycyna estetyczna | www.drwisniowski.pl

Fenomen

WŁAŚCIWOŚCI LUDZKIEGO ORGANIZMU

CZASU WYKORZYSTUJE TO MEDYCYNA, NE, W KTÓRYCH WYKORZYSTUJE SIĘ WŁASNY O FENOMENIE TERAPII AUTOLOGICZNEJ MEDYCYNY

Czym są zabiegi autologiczne?

Jak ich uniknąć? Jak pod tym kątem powinna wyglądać codzienna profilaktyka?

Głównym i najważniejszym czynnikiem sprawczym nowotworów skóry jest narażenie na promieniowanie słoneczne – nie zawsze uda nam się tego uniknąć, ale to, co możemy zrobić, to rzeczywiście wprowadzić odpowiednie zachowania. Bardzo ważne jest regularne stosowanie kremów z filtrami (SPF), ale pomimo ich stosowania – nie opalamy się! Dodatkowo kremy takie należy stosować zgodnie z zaleceniem producenta. Kolejnym krokiem jest unikanie słońca w godzinach największego nasłonecznienia. Osoby, które kochają plażować, powinny korzystać z takich miejsc do godz. 11.00 i po godz. 16.00. Wychodząc na większe nasłonecznienie, pamiętajmy o nakryciu głowy, o odpowiedniej odzieży z filtrami UV, stosujmy parasolki z materiału z filtrami UV. Pamiętajmy też, że solaria są jeszcze bardziej niebezpieczne dla naszej skóry. Jeśli komuś jeszcze wydaje się, że opalenizna jest jednak modna, to naprawdę rosnący na skórze nowotwór nigdy w modzie nie będzie.

Zabiegi autologiczne to szeroki wachlarz regeneracyjnej, w których wykorzystujemy organizmu do odnowy i regeneracji. Najbardziej larnymi są zabiegi z wykorzystaniem osocza które uzyskujemy po odwirowaniu krwi pacjenta, W medycynie regeneracyjnej korzystamy także wej oraz wycinków skórnych.

Dla kogo jest przeznaczony ten rodzaj terapii ty?

Zabiegi te możemy wykonywać zarówno u mężczyzn w każdym wieku. Stosujemy je nie tylko w celu ale także w przypadku leczenia blizn, rozstępów, się ran, łysienia czy przewlekłych stanów zapalnych śniowo szkieletowego.

Czym się te zabiegi różnią od tradycyjnych, nowej czy kwasu hialuronowego?

Toksyna botulinowa jest lekiem o konkretnym cym połączenia nerwowo-mięśniowe, a co za jącym mięśnie. Nie uzyskamy dokładnie takich stosując zabiegi autologiczne. Inaczej jest w luronowego, który służy do uzupełniania ubytków Do tego celu możemy także użyć tkanki tłuszczowej nio przygotowanego osocza bogatopłytkowego, niu może stanowić autologiczny wypełniacz. oprócz samego wypełnienia uzyskujemy także

Jak w ogóle medycyna odkryła fakt, że własne zmu mają działanie regenerujące i odmładzające?

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała: Aneta Dolega / foto: materiały prasowe

Po raz pierwszy osocze bogatopłytkowe zostało podczas operacji kardiochirurgicznej. Zauważono spiesza ono gojenie głębokich ran mostka. wania PRP ulegały rozszerzeniu i były coraz

Kolejne badania potwierdzały skuteczność zabiegi autologiczne są szeroko stosowane medycyny.

PRZEDSZKOLE | SZKOŁA PODSTAWOWA | LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE

Codzienny kontakt z językiem angielskim Indywidualne podejście w małych grupach Międzynarodowy program Cambridge

UNIKALNE

PROFILE LICEALNE z integracją w życie akademickie

PROFIL MEDYCZNY z Pomorskim Uniwersytetem Medycznym

PROFIL OFFSHORE I ZIELONA ENERGIA z Politechniką Morską w Szczecinie

Estrogeny – hormony młodości

Estrogeny mają ogromny wpływ na stan naszej skóry – to właśnie one odpowiadają za jej młody wygląd, elastyczność i nawilżenie. Ich poziom naturalnie spada w kobiecym organizmie z wiekiem, zwłaszcza po 40. roku życia oraz w okresie menopauzy, co znacząco wpływa na kondycję skóry. Zarówno medycyna regeneracyjna i estetyczna oraz kosmetologia radzą sobie z sukcesem z tym problemem.

Marta Czerkawska-Burgs z Enklawa Institute, kosmetolog Dermalogica, artystka makijażu permanentnego i specjalistka terapii dotykiem, opowiedziała nam o swoich doświadczeniach związanych z tych problemem i terapiach dla kobiet w wieku okołomenopauzalnym, które są jej wiernymi klientkami od wielu lat i świadomie wchodzą w czas swojego piękna wraz z nią.

Pani Marto, temat naszej rozmowy jest mi bliski, gdyż niedawno zaczęłam terapię hormonalną związaną z bohaterką naszej rozmowy – terapię właśnie estrogenami. Dlaczego ich obecność w naszym organizmie jest tak ważna?

Ten temat zaczął mocno mnie interesować wraz z upływem czasu i poczułam, że potrzebuję się skupić właśnie na takich terapiach, które będą wspierały kobiety w tym

okresie. Terapie, które nie będą sztucznie wypełniały pustki nadmierną ilością medycyny estetycznej, lecz będą dbały o piękno od zewnątrz i od wewnątrz, dając każdej kobiecie czas i szacunek, na jaki zasługuje.

Estrogeny stymulują produkcję kwasu hialuronowego i ceramidów, które odpowiadają za utrzymanie odpowiedniego poziomu nawilżenia i bariery hydrolipidowej. Gdy ich poziom spada, skóra staje się sucha i szorstka. Wpływają także na aktywność fibroblastów, czyli komórek odpowiedzialnych za produkcję kolagenu i elastyny. Estrogeny „zagęszczają” skórę, czynią ją bardziej sprężystą i jędrną. Ich niedobór prowadzi do wiotkości i utraty owalu twarzy.

Ponadto estrogeny wspomagają odnowę komórkową, dzięki czemu skóra szybciej się regeneruje, a drobne uszkodzenia goją się szybciej. Pomagają regulować aktywność melanocytów (komórek barwnikowych), więc mają wpływ na

równomierny koloryt skóry. Ich zaburzenia mogą skutkować przebarwieniami. W końcu, działają antyoksydacyjnie i chronią przed uszkodzeniami wolnorodnikowymi, które przyspieszają starzenie się skóry.

Spoglądając w lustro, po czym poznać, że estrogenów zaczyna brakować w naszym organizmie?

Skóra traci elastyczność i jędrność, zwiększa się jej suchość i wrażliwość. Pogłębiają się zmarszczki, zmniejsza się gęstość skóry, pojawiają się przebarwienia, cera traci blask. Gdy zaczyna ich brakować, pojawiają się również nowe zmarszczki, skóra staje się cieńsza, sucha i wiotka, kontur twarzy zaczyna się rozmywać.

Mam jednak dla wszystkich kobiet dobrą wiadomość – możemy w tym kierunku działać – skutecznie i świadomie.

Jak dokładnie wygląda to działanie? Jaki rodzaj zabiegów nas wesprze?

Pierwsza wizyta dla kobiet 40+ w Instytucie skupia się na interdyscyplinarnym podejściu do tematyki starzenia się skóry i prowadzona jest przeze mnie.

W Enklawa Institute pod moją opieką oferujemy zabiegi, które stymulują produkcję kolagenu i elastyny, głęboko nawilżają i zagęszczają skórę, wspierają naturalne procesy regeneracji skóry „na poziomie hormonalnym".

Poza tym nasze rytuały pielęgnacyjne i masaże łączą nowoczesne technologie z kosmetykami, które wspierają skórę dojrzałą w najbardziej wymagającym okresie życia. Odwiedzając nas, warto postawić na zabiegi odbudowujące, ujędrniające i nawilżające. Są to: masaże manualne (np. Hadado, Kobido, drenaż limfatyczny, Zoga Face), które holistycznie wpływają na dobrostan kobiety świadomej.

Wykorzystuję w swoich terapiach olejki aromaterapeutyczne od Alqvimia, specjalnie stworzone dla kobiet w wieku okołomenopauzalnym, i zabieg Królowa Egiptu. Mocniejsze terapie jak mikronakłuwanie jako forma skutecznego odświeżenia skóry i wzmocnienia jej poprzez wyprodukowanie nowych włókien kolagenowych dzięki mikrouszkodzeniom, czy Rf mikroigłowa dla liftingu i treningu skóry, najlepiej co 3-4 miesiące. Raz w roku zalecam laser frakcyjny, a także masaż LPG na twarz i ciało. Bardzo korzystne są też zabiegi bankietowe, oczyszczająco-nawilżające Image Skin Care i mój ukochany Signature Face Lift.

Pielęgnacja skóry w okresie menopauzy wymaga szczególnego podejścia, ponieważ, jak już wiemy, zachodzą wtedy intensywne zmiany hormonalne, które wpływają na kondycję skóry. Jak zatem taką skórę należy pielęgnować na co dzień, poza gabinetem?

Po pierwsze nawilżenie. Spadek poziomu estrogenów prowadzi do zmniejszenia produkcji sebum i naturalnych czynników nawilżających, przez co skóra staje się sucha i cienka. Warto korzystać z preparatów, które zawierają kwas hialuronowy w postaci mezoterapii.

Po drugie wzmocnienie bariery hydrolipidowej. Skóra staje

się bardziej podatna na podrażnienia i sucha, więc warto wzmacniać jej naturalną barierę ochronną. W tym przypadku dobrze sprawdzają się: oleje roślinne (np. z wiesiołka, ogórecznika), ceramidy, kwasy tłuszczowe podawane w odpowiednich proporcjach, formy lipidowe.

Po trzecie stymulacja kolagenu i elastyny. Skóra traci jędrność i gęstość. To idealny czas na wprowadzenie także silniejszych składników aktywnych. Tutaj po dokładniejszej analizie dobieram aktywne produkty: retinol, witaminę C i peptydy biomimetyczne oraz Exosomy.

Moimi ulubieńcami, które od lat rekomenduję moim podopiecznym, są produkty od Dermalogica, między innymi Super Rich Rapair oraz Dynamic Skin Recovery z SPF 50, działający na 3 poziomach odmładzania. To mój złoty standard!

Pani Marto, a co z ochroną przeciwsłoneczną?

Zanik estrogenu sprzyja fotostarzeniu – ochrona UV to absolutny must-have. Uważam że jakiekolwiek zabiegi i przeznaczanie czasu na spotkania w gabinecie nie mają sensu, jeśli nie prowadzimy świadomej pielęgnacji i ochrony poza gabinetem.

Na co dzień sugeruję stosowanie SPF 30–50 (mineralny lub chemiczny, w zależności od tolerancji skóry). Natomiast latem idealnie sprawdzi się̨ Image Skin Care z kolorem dostępny w naszym gabinecie. Zapraszam.

Szczecin, al. Wojska Polskiego 40/2 (1 piętro kamienicy) | recepcja 503139369

Konsultacje Marta i ustalanie terminów spotkań 502743322 (SMS) | www.enklawa-institute.pl Skin & Ambasador Dermalogica Polska | martha_skincare_expert Instytut since 2009 enklawa_institute | Make up & priv marta_czerkawska

Ekspert radzi

Dzień dobry,

Zbliża się lato, a ja mam wrażenie, że cellulit na udach staje się coraz bardziej widoczny. Czy da się coś z tym zrobić w krótkim czasie przed wakacjami? Jakie zabiegi

Państwo polecacie?

Sylwia

Pani Sylwio,

Cellulit, potocznie nazywany „skórką pomarańczową”, to problem, który dotyczy nawet 90% kobiet – niezależnie od wieku czy sylwetki. Jest wynikiem zaburzeń w mikrokrążeniu, nagromadzenia tkanki tłuszczowej i zmian w strukturze skóry. Najczęściej pojawia się na udach, pośladkach i brzuchu, a latem – gdy nosimy lżejsze ubrania – staje się bardziej widoczny.

Na szczęście istnieją skuteczne metody, które pozwalają znacznie zmniejszyć jego widoczność w krótkim czasie.

Rekomenduję połączenie terapii falą akustyczną, która rozbija złogi cellulitowe i poprawia elastyczność skóry, z karboksyterapią – zabiegiem silnie pobudzającym krążenie i metabolizm komórkowy. Doskonałe efekty daje też masaż endermologiczny, wspomagający drenaż limfatyczny i modelowanie sylwetki, a zabiegi z użyciem energii cieplnej, jak radiofrekwencja, dodatkowo napinają i wygładzają skórę.

Zachęcam do skorzystania z konsultacji doświadczonego specjalisty, który dobierze indywidualnie terapię dla Pani. dr n. med. Piotr Zawodny

Panie Doktorze, Zastanawiam się nad zabiegiem z użyciem biostymulatorów – czy to dobry pomysł latem? Jakie efekty można osiągnąć i czy słońce nie przeszkadza w kuracji? Pozdrawiam, Marta

Pani Marto, Biostymulatory to doskonały wybór o każdej porze roku, również latem. W przeciwieństwie do zabiegów złuszczających czy laserowych nie zwiększają wrażliwości skóry na promieniowanie UV, dlatego można je bezpiecznie stosować w sezonie letnim – oczywiście z zachowaniem podstawowej ochrony przeciwsłonecznej. Efekty pojawiają się stopniowo, ale są naturalne i długotrwałe: poprawa jędrności, gęstości oraz ogólnej kondycji skóry. To świetna opcja dla osób, które chcą wyglądać świeżo i promiennie bez ingerencji w rysy twarzy. Latem biostymulatory mogą być doskonałym wsparciem dla skóry narażonej na słońce i przesuszenie.

dr n. med. Piotr Zawodny

Recenzje teatralne

„Król Tanga”

Reżyseria: Arkadiusz Buszko, scenariusz: Sylwia Trojanowska

Szczecin świętuje 80 rocznicę polskiej państwowości. Koniec wojennego koszmaru dla wielu okazał się początkiem nowego życia. Wśród nich byli bohaterowie spektaklu „Król Tanga” –Luna i Tadeusz Millerowie w Willi Lentza, którzy sponiewierani wojennymi doświadczeniami i traumą trafili na „ziemie odzyskane”, by zacząć wszystko od nowa. Do znakomitego muzyka los szybko się uśmiechnął. Życiorys Tadeusza Millera jest… krótki. Zbyt krótki. Śpiewu nie uczył się nigdy, był samoukiem. A głos miał bardzo ciekawy – dźwięczny baryton o przyjemnej niskiej, głębokiej barwie i pewnej subtelności w górnych rejestrach. Miał także nienaganną dykcję. Młodzieńczą beztroskę i szansę na karierę przerwała wojna. Miller trafił na front, brał także udział w Powstaniu Warszawskim. W stolicy poznał swoją przyszłą żonę Feliksę Keller, którą wszyscy znali jako Lunę, a to od zdrobnienia imienia: Feliksa - Felusia - Lusia – Luna. Małżonkowie w 1945 roku przeprowadzili się do Szczecina. Miller zaczął pracę w administracji tworzonej rozgłośni radiowej. Szybko ujawnił muzyczny talent i został zauważony przez radiowych redaktorów, którzy zaproponowali mu śpiewanie w „Koncercie życzeń”. Później dostrzegł (usłyszał) go pionier powojennej fonografii – Mieczysław Wejman. Miller zaczął nagrywać dla kultowej wówczas wytwórni „Mewa”, a wszystkie jego płyty natychmiast okrzykiwano wielkim sukcesem. Porównywalny był z Mieczysławem Foggiem, a według wielu znacznie go przewyższał techniką śpiewu i… urodą. W poznańskiej „Mewie” nagrał ponad 60 piosenek, z których znakomita większość to tanga. Pędzącą drogę do sławy przerwał wypadek motocyklowy. Tadeusz Miller zostawił bezgranicznie kochającą go żonę i nienarodzonego jeszcze syna… Sylwia Trojanowska napisała historię Millerów jako opowieść o miłości. Bez zbędnego meandrowania, sięgania do początków biografii bohaterów czy prób wiernego portretowania powojennej rzeczywistości i okrucieństw tamtego czasu. Osią dramatu uczyniła intymną relację małżonków, sprowadzając nawet jego karierę muzyczną, nie tyle co do tła, co do motoru (sic!) zdarzeń. Na podstawie jej dramatu Arkadiusz Buszko stworzył kameralny, a może nawet skromny

spektakl. I dobrze. To formalnie rzecz możliwie klasyczna – niezakłócona chronologia wydarzeń, regularny rytm z przeplatanką scena/utwór. Dzięki tej realizacyjnej powściągliwości przejmująca historia wybrzmiewa pełniej i piękniej.

Reżyser role Luny i Tadeusza powierzył Marii Wójtowicz i Kacprowi Kujawie, młodym aktorom, którzy niedawno trafili do zespołu artystycznego Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Tadeusz Miller (według wspomnień rodzeństwa) był sympatycznym mężczyzną, „którego wydatną cechą była kolosalna nieśmiałość”. Kacper Kujawa z tej cechy uczynił atut scenicznego alter ego pieśniarza. Jego Miller jest nie tylko nieśmiały, ale nieznośnie subtelny, by nie rzec rozczulający. Tak przewrotnie to w teatrze absolutny bonus dla aktora – od pierwszej sceny publiczność jest Jego. Oglądamy go trochę jak „kota ze Shreka”, choć aktor o estymę prosić nie musi. Wystarczy, że wykona pierwszą piosenkę, zatańczy, niby od niechcenia rzuci brwiami, albo uśmiechnie się zawadiacko… Jeśli ktoś chciałby zobaczyć prawdziwego amanta I-połowy XX wieku – proszę bardzo! Młody aktor zinterpretował swojego bohatera z dużą wnikliwością i czułością. Widać, że historia artysty go poruszyła, słychać to także w piosenkach. Kujawa zaskoczył wokalną sprawnością, ale też muzyczną wrażliwością i dojrzałością interpretacji. W ocenie jego umiejętności nie zaszkodziły nawet pewne nierówności w wysokich rejestrach. Brawo!

Kacprowi Kujawie świetnie partneruje Maria Wójtowicz. Jej Luna jest absolutnym kontrapunktem Tadeusza. To kobieta z charakterem, swadą i nieokiełznaną przebojowością. Wójtowicz z lekkością żongluje emocjami swojej bohaterki – beztrosko rozśmiesza w udawanej scenie zazdrości, by zaraz dogłębnie wzruszyć, gdy oznajmia mężowi, że jest w ciąży. Swoją drogą to scena wyjątkowej urody! Zakochana bezgranicznie w Tadeuszu, była także jego największą fanką. Podobno Miller specjalnie zmieniał nawet słowa piosenek, by pasowały właśnie do niej. Kujawa i Wójtowicz

stworzyli na scenie przepiękną parę. To czułe spojrzenia, muśnięcia, subtelny dotyk i szczere uśmiechy. Dobrze wypadły także ich muzyczne, wokalne duety. Jest jeszcze rozrywająca serce scena pożegnania... Aktorom towarzyszy muzyczne trio w składzie: Kamila Łuczka (wiolonczela), Rafał Kowalczyk (fortepian) oraz Roman Rydz (akordeon). Muzyka na żywo dobrze dopełnia atmosferę spektaklu. Szczególnie, że mamy do czynienia ze współczesnymi aranżacjami Piotra Klimka, który nadał nieco już przykurzonym kompozycjom współczesnego obrazu dźwiękowego i świeżego brzmienia.

Autorka kostiumów, Monika Boska-Nowakowska, zaufała stylowi epoki. I dobrze. Tadeusz nosi klasyczny garnitur i kapelusze, Luna ma na sobie sukienkę w grochy. Ot, klasyczna elegancja i szyk.

Scenografia Agnieszki Miluniec i Macieja Osmyckiego to właściwie tylko jeden obiekt. Pozornie to wieszak na ubrania, ale zgodnie z zasadą strzelby z Dostojewskiego „wypala” w finałowej scenie! Okazuje się także… motocyklem. Są jeszcze rozpostarte niczym żagle elastyczne tkaniny, na których oglądamy wizualizacje Anny Wiśniewskiej i Krzysztofa Kuźnickiego. Wzruszającym pomysłem było wplecenie w niearchiwalnych fotografii Tadeusza Millera, które wraz z oryginalnymi nagraniami audio tworzyły unikatową atmosferę spektaklu.

Dla jednych odsłuchiwanie starych nagrań z charakterystycznym szumem i zakłóceniami może być rarytasem, dla innych trudnością. Warto się przekonać, szczególnie że utwory Tadeusza Millera są dostępne na YouTubie i w Spotify. To efekt rekonstrukcji nagrań polskiej muzyki realizowany przez wytwórnie Teddy Records. W 2011 roku wydano 21 piosenek Millera nagranych dla poznańskiej „Mewy” w latach 1946-1947. Liczę także, że Willa Lentza w Szczecina zdecyduje się na nagranie nowych aranżacji Klimka w wykonaniu Kujawy i Wójtowicz. Choćby dla wyprodukowania teasera spektaklu.

Daniel Źródlewski

Tajemnice SZCZECIŃSKICH

ULIC

Polsko–żydowski patriota,

gwiezdny olbrzym i wróg Fredry

Wiele ze szczecińskich ulic nosi imiona lokalnych patriotów, ludzi ważnych dla miasta, bohaterów, poetów, pisarzy, malarzy, polityków, władców, wodzów, artystów. Są też nazwy przyrodnicze, geograficzne, krajobrazowe. Ale są też i takie, które budzą zdziwienie, rozbawienie, ale i ciekawość. Czy znamy bohaterów niektórych naszych ulic? Co oznaczają nazwy wielu z nich? Co miesiąc staramy się je rozszyfrować. Oto kolejne z nich.

Ulica Berka – Joselewicza

Z patronem tej ulicy mogą mieć problem członkowie polskiej skrajnej prawicy. Bo pułkownik Berek Joselewicz – bohaterski żołnierz i dowódca był Polakiem żydowskiego pochodzenia a pod koniec życia został jeszcze masonem – był członkiem loży wolnomularskiej. Początkowo zajmował się handlem. Ale podczas pobytu w Paryżu „zaraził się” ideami trwającej wówczas rewolucji francuskiej. Podczas insurekcji

kościuszkowskiej w 1794 roku organizował Pułk Lekkokonny Starozakonny (żydowski). Oddział ten brał udział w obronie warszawskiej Pragi i tam też został rozbity a Berek Joselewicz dostał się do rosyjskiej niewoli. Po uwolnieniu wyjechał do Włoch gdzie trafił do legionów Jana Henryka Dąbrowskiego. Został oficerem, ale szykanowano go za brak szlacheckiego pochodzenia. Zmuszony do odejścia trafił do armii francuskiej i w jej szeregach wziął udział w bitwie

pod Austerlitz, za co został odznaczony Legią Honorową. W 1807 roku zaczął służbę w wojsku Księstwa Warszawskiego gdzie dowodził szwadronem strzelców konnych. Walczył m.in. pod Gdańskiem i Tczewem. W marcu 1808 roku został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Zginął w trakcie walk z Austriakami pod Kockiem w maju rok później (w tej samej bitwie brał udział jego syn). Jedna z ówczesnych gazet napisała w nekrologu: „Pierwszy on z Żydów polskich otworzył drogę honoru swoim jednowiercom i dał piękny z siebie przykład waleczności".

Ulica Oriona

Nie mylić z Ordonem i jego sławną, wybuchową, redutą z 1831 roku. Orion - według mitologii greckiej był olbrzymem (mógł iść po dnie oceanu a jego głowa wystawała nad falami) oraz myśliwym o wielkiej sile i urodzie. Ale i gwałtownym charakterze. Został oślepiony we śnie przez króla Ojnopiona za zgwałcenie (po pijanemu) jego córki Merope. Dzięki pomocy Hefajstosa (boga ognia, kowali i złotników) wyruszył na wschód, gdzie odzyskał wzrok pod wpływem słonecznych promieni Heliosa – boga Słońca. Orion miał prześladować nimfy Plejady (zwiastunki dobrej pogody) i Hiady (zwiastujące złą pogodę)dopóki nie uprosiły Zeusa, by je zamienił w gołębie, a później w skupisko gwiazd na nieboskłonie. Dziś zwane Plejadami. Orion zginął od ukąszenia wielkiego skorpiona nasłanego przez boginię łowów Artemidę. Była to kara za próbę jej zgwałcenia. Po śmierci został przez bogów przeniesiony między gwiazdy jako gwiazdozbiór Oriona. To jeden z najbardziej charakterystycznych gwiazdozbiorów nieba zimowego, łatwy do odnalezienia. Podobnie jak Pas Oriona, który tworzą trzy gwiazdy ustawione prawie w jednej linii.

Ulica Seweryna Goszczyńskiego Społecznik, rewolucjonista, pisarz (m.in. powieść „Zamek kaniowski”)oraz poeta romantyczny i patriotyczny. Był jednym z uczestników sławnego ataku na Belweder w Warszawie inicjującego Powstanie Listopadowe 1830 roku. Goszczyński walczył w nim w randze kapitana. Po zakończeniu powstania został internowany w Prusach. Rosja nie zapomniała mu udziału w tym czynie zbrojnym. Został za to zaocznie skazany przez rosyjski sąd na karę śmierci. Po opuszczeniu Prus Goszczyński udał się na emigrację. We Francji poznał m.in. Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Tam też przystąpił do Koła Towiańczyków – organizacji polskiego filozofa, przywódcy religijnego i mesjanisty Andrzeja Towiańskiego (jej członkowie głosili m.in. potrzebę prawdziwego naśladowania Chrystusa i widzenia bliźniego swego również w politycznych wrogach). Po latach pobytu we Francji zamieszkał we Lwowie. Tam zmarł w 1876 roku. Głośny był jego konflikt z najwybitniejszym polskim komediopisarzem Aleksandrem Fredrą. Według niektórych chodziło o niezrozumienie przez Fredrę idei romantyzmu, według innych o sugerowaną komediopisarzowi obojętność na sprawy narodowe po upadku powstania listopadowego a jeszcze inni twierdzili, że poszło o …pieniądze. Bo Goszczyński starał się w 1832 roku o fundusze na uruchomienie pisma. Fredro był jednym z członków komitetu przyznającego pieniądze. W zamian za subwencje zażądał możliwości cenzurowania treści artykułów. Goszczyński na to się nie zgodził, członkowie komitetu pieniędzy nie dali, pismo nie powstało. Ale to m.in. uruchomiło nagonkę na Fredrę w wyniku której zaprzestał on publikowania swoich utworów przez kilkanaście lat.

Autor: Dariusz Staniewski/grafika

PAPRYKARZ SZCZECIŃSKI

To przedstawienie o miłości, strachu, lękach, smutkach, wesołych i smutnych rzeczach. I to nie jest frazes, tylko tak jest. Kluczowe jest to, że nie jesteśmy sami w tych okolicznościach, że są inni, którzy są w podobnej sytuacji lub są w stanie podać pomocną dłoń. Udało nam się zrobić spektakl, w którym dzięki temu, że opowiadamy go poprzez paprykarz, mówimy o rzeczach, na które w teatrze rzadko bywa miejsce – mówi Michał Kmiecik, autor tekstu i piosenek.

Szczecin, Teatr Współczesny, 15 czerwca, godz. 19

PROWIZORIUM

Wystawa przygotowana z okazji 80-lecia polskiego Szczecina. Interdyscyplinarny projekt artystyczno-badawczy, który podejmuje próbę opowiedzenia o mieście zbudowanym z pamięci, przesiedleń i niepewności. To refleksja nad Szczecinem jako unikalną przestrzenią kulturową, ukształtowaną przez jeden z największych procesów migracyjno-osadniczych XX wieku. To także okazja do świętowania 50 rocznicy powołania w Ratuszu Staromiejskim Muzeum Historii Szczecina. Punktem wyjścia jest pojęcie prowizorium – nie jako stanu przejściowego, lecz trwałego elementu tożsamości. Termin ten, użyty przez pierwszego prezydenta miasta, Piotra Zarembę, do opisania powojennej rzeczywistości, staje się dziś symbolem głębokich przemian społecznych, kulturowych i mentalnych.

Szczecin, Muzeum Narodowe, do 24 sierpnia 2025

FOTO:
FOTO:

ARTYSTÓW

SZCZECINA PORTRET WŁASNY

To jeden z najciekawszych projektów artystycznych ostatnich lat w Szczecinie. Na pewno też wzbudzi niemały oddźwięk w lokalnym środowisku twórców różnych dziedzin sztuki. To album „Artyści Szczecina”. Znajdzie się w nim ponad 80 zdjęć autorstwa Olgi Iwanow, zdjęć szczecińskich twórców m.in. malarzy, poetów, rzeźbiarzy, pisarzy, muzyków. Album na rynku pojawi się pod koniec czerwca tego roku. W pierwszym tomie wydawnictwa znajdzie się ponad 80 fotografii. Jego uroczysta premiera i prezentacja odbędzie się pod koniec czerwca.

MUZYCZNIE I FILMOWO

W samym sercu szczecińskiego Teatru Letniego w Parku Kasprowicza zabrzmią doskonale wszystkim znane melodie filmowe. Ten koncert będzie spotkaniem nie tylko z muzyką, bez której nie sposób wyobrazić sobie najsłynniejszych filmów i seriali, ale także swoistą celebrację tej niezwykłej więzi. Wystąpi m.in. orkiestra symfoniczna Filharmonii Szczecińskiej oraz Chór Politechniki Morskiej.

Szczecin, Teatr Letni, 27 czerwca, godz. 21

FOTO. ALEKSANDRA MEDVEY - GRUSZKA
REKLAMA

31 maja o godz. 19:00 w Willi Lentza odbył się uroczysty Koncert Laureatów Konkursu VOICEandVILLAS, podczas którego poznaliśmy zwycięzców tegorocznej edycji i wspólnie świętowaliśmy ich sukcesy. Wykonawców oceniało jury w składzie:

Przewodniczący: prof. dr Mariusz Kwiecień

Jury: prof. dr hab. Katarzyna Dondalska, dr Tomasz Tokarczyk, prof. Marcin Nałęcz-Niesiołowski, prof. dr hab. Piotr Kusiewicz, KS Gabriele Rossmanith

Dyrektor Generalna Konkursu VOICEandVILLAS – p.o. Dyrektor Willi Lentza: Jagoda Ł. Kimber

Dyrektor Artystyczna Konkursu VOICEandVILLAS – prof. dr hab. Katarzyna Dondalska

PRZYZNANE NAGRODY W KONKURSIE VOICEandVILLAS 2025

I miejsce – 600 EURO oraz nagroda rzeczowa od BMW Bońkowscy

ALEKSANDRA GAWRYCH-BLANIK

II miejsce – 500 EURO oraz nagroda rzeczowa od PKO Banku Polskiego

PIOTR BUJNOWSKI

III miejsce – 300 EURO oraz nagroda rzeczowa od PKO Banku Polskiego

TETIANA BLICHAK

Nagroda specjalna (nagroda publiczności)

Willi Lentza – organizacja Recitalu i honorarium

3000 zł oraz nagroda rzeczowa od Willi Lentza.

GRZEGORZ PELUTIS

Wyróżnienie im. Ireny Brodzińskiej – 200 EURO

SARA AASEN

Wyróżnienie – 200 EURO oraz nagroda rzeczowa od Kobietowo.pl

SEBASTIAN MACH, WIKTORIA NOWAK

Nagroda Sekcji Teatrów Muzycznych ZASP, dla „Największej Osobowości Artystycznej Konkursu” – 2000 zł

GRZEGORZ PELUTIS

Nagroda specjalna im. TERESY ŻYLIS-GARA dla SOPRANISTKI II MIĘDZYNARODOWEGO

KONKURSU WOKALNEGO VOICEandVILLAS

2025 w kwocie 3000 zł oraz nagroda rzeczowa od Atelier Bosska w Szczecinie

WIKTORIA NOWAK

Nagroda specjalna – udział w koncercie kameralnym w sezonie 2025/2026 realizowanym w SALONIE TERESY ŻYLIS-GARA w Krynicy-Zdrój oraz zestaw książek Sylwii Trojanowskiej

WIKTORIA NOWAK

Nagroda specjalna Profesor Katarzyny Dondalskiej – 1000 zł oraz nagroda rzeczowa od Atelier Bosska w Szczecinie

SEBASTIAN MACH

Nagroda Dodatkowa – Występ Gościnny w Teatrze

Wielkim w Łodzi – nagroda ufundowana przez

Dyrektora, Prof. Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego

TETIANA BLICHAK

SERDECZNIE GRATULUJEMY!

fot. Dagna Drążkowska- Majchrowicz

1. Laureaci wraz z Jury Konkursu: dr Tomasz Tokarczyk, prof. Marcin Nałęcz-Niesiołowski, prof. Katarzyna Dondalska, prof. dr. Mariusz Kwiecień, KS Gabriele Rossmanth

2. Aleksandra Gawrych-Blanik – zdobywczyni I miejsca.

3. Piotr Bujnowski zdobywca II miejsca.

4. Tetiana Blichak zdobywczyni III miejsca.

5. Grzegorz Pelutis zdobywca nagrody publiczności Willi Lentza

6. Wiktoria Nowak - zdobywczyni wyróżnienia

7. Sara Aasen - zdobywczyni wyróżnienia im Ireny Brodzińskiej

8. Sebastian Mach - zdobywca wyróżnienia

DANCING

To poetycki spektakl oparty na twórczości Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – poety, który jak nikt inny potrafił łączyć humor, lirykę i głęboką refleksję nad ludzkim losem. Tytułowy taniec staje się metaforą życia – jego rytmu, zmienności, ulotności, ale i piękna, w którym każdy z nas bierze udział. W interpretacji duetu aktorów – Mai Barełkowskiej i Piotra Cyrwusa – poezja Gałczyńskiego ożywa, nabiera głosu i emocji. Recytowane teksty wplatają się w tło muzyczne, a warstwa dźwiękowa – subtelna, a jednocześnie poruszająca – podkreśla nastrój i dynamikę spektaklu.

Szczecin, Zamek Ks. Pomorskich, 29 czerwca, godz. 18

DOMY Z PRZESZŁOŚCI

Na wystawie „Domy z przeszłości. Budownictwo wiejskie Pomorza Zachodniego na starych fotografiach” prezentowane są archiwalne zdjęcia ze zbiorów Muzeum Narodowego w Szczecinie, na których utrwalone zostały przykłady przedwojennej zabudowy wiejskiej najbardziej charakterystycznej dla tego regionu. Pokazane na fotografiach historyczne domy są nie tylko odzwierciedleniem dawnych koncepcji architektonicznych, lecz także świadectwem historii ludzi, którzy je zbudowali i w nich żyli.

Szczecin, Muzeum Narodowe, do 23 października 2025 roku

FOTO:
FOTO: MATERIAŁY PRASOWE

LATO JACKPOTA

Lato zapowiada się bardzo pracowicie dla znanego i popularnego szczecińskiego duetu Jackpot, czyli Kasi Buji i Macieja Kazuby. Przed nimi m.in. chyba jeden z najważniejszych koncertów w karierzem i koniec prac przy autorskiej płycie.

Jak zwykle Wasze plany wakacyjnych koncertów są bardzo bogate. Ale szczególnie jeden z nich zapowiada się niezwykle imponującą i już wzbudza ogromne zainteresowanie widzów. Szykuje się prawdziwa muzyczna uczta?

Kasia Buja: Mamy naprawdę dużo wakacyjnych koncertów. To dla nas taki bardzo intensywny czas. Letnie miesiące kojarzą się może urlopowo, ale nie dla muzyków. Szczególnie takich, którzy np. mają wielki zaszczyt wystąpić na 80. Urodzinach Szczecina. Bo właśnie z tej okazji organizowany jest nasz koncert, 6 lipca w Teatrze Letnim. To „Letters to Adel”, tylko tym razem w wersji symfonicznej, z całą ekipą znanej szczecińskiej Baltic Neopolis Orchestra. To będzie wyjątkowe wydarzenie i tego koncertu naprawdę nie możemy się doczekać.

To także Twoje osobiste święto.

KB: 6 lipca na scenie Teatru Letniego w Szczecinie podczas 80. Urodzin Szczecina będę obchodziła swoje 30-lecie pracy zawodowej. Cała moja przygoda wokalna zaczęła się od występu na 50. Urodzinach Szczecina. To był mój debiut, właśnie na scenie Teatru Letniego.

Co wtedy zaśpiewałaś?

KB: „50 już wiosen zakwitło w Szczecinie. Różowe kasztany, magnolia i bzy”.

A cóż to za hicior?

KB: To taka piosenka napisana specjalnie z okazji 50-lecia Szczecina.

Były wiwaty, owacje?

KB: Nie pamiętam, byłam bardzo zestresowana. Ale podejrzewam, że tak, bo dlaczego słuchacze mieliby się nie cieszyć z takiej piosenki?

To teraz trzeba będzie chyba przygotować szampany?

KB: Myślę, że tak. Ale na to przyjdzie czas po koncercie. Jako, że to będzie niedziela, to chyba poniedziałek weźmiemy wolny, co Maciek? Aktorzy w teatrach mają poniedziałek wolny, to dlaczego my nie możemy? (śmiech)

Maciej Kazuba – Chyba trzeba wprowadzić takie wolne poniedziałki dla sztuki. (śmiech)

Amfiteatr w Parku Kasprowicza, wyjątkowy koncert, a co znajdziemy w jego programie?

KB: Bedą to piosenki Adele, jej największe przeboje. Ale, uwaga, będą one przeplatane listami od… mężczyzn do Adele. Cała narracja koncertu polega na tym, że to oni opowiadają, jak jest skomplikowane życie z kobietą, taką uczuciową, troszeczkę może neurotyczną… Jak oni sobie po prostu z tym radzą i że Adele czasem im pomaga, bo gdzieś tam w tych piosenkach jest dużo dobrych rad, również dla nich i jakieś pewne takie ukołysanie w trudnych momen-

tach. Są fragmenty pełne humoru, ale jest też troszkę refleksyjnie. Wydaje mi się, że to ciekawy pomysł, bo faceci rzadko mają okazję się w ten sposób wypowiedzieć. A te listy czytają członkowie zespołu. 6 lipca pojawią się również listy od Szczecinian do Adele.

Kto jest autorem tych męskich opowieści? Pewnie jakaś kobieta?

KB: Nie pamiętam (śmiech). Napisałam listy, współpracując przy tym z kolegami. Przebywam często w męskim towarzystwie, dużo pytałam, rozmawiałam z nimi, słuchałam ich… Najfajniej było, jak zobaczyłam podczas próby generalnej jacy oni są poruszeni czytając te listy. Musieli się chyba trochę otworzyć, żeby to przeczytać.

Na scenie amfiteatru pojawi się BNO. To wy wyszliście z zaproszeniem dla orkiestry, czy oni się zgłosili do Was, żeby połączyć siły?

MK: My zaproponowaliśmy współprace przy tym projekcie. Aczkolwiek z Emilką Goch - Salvador i całą orkiestrą już od dawna mamy przyjemność współpracować. Wychodzą do nas otwarci na wszelkie nasze propozycje. Emilia jest taka, że zawsze daje od siebie jeszcze więcej niż człowiek się spodziewa i to jest niesamowite. Staramy się, żeby to zawsze działało w dwie strony.

Ktoś ustalał repertuar? A może po prostu przyszliście z gotową propozycją?

KB: To są moje ukochane piosenki. Takie, które są bardzo znane, ale też takie, które znaczą dla mnie bardzo dużo. Pozwoliłam więc sobie na ułożenie takiej listy. Ich aranżację na orkiestrę zajął się Marcin Matecki, nasz pianista, z którym ostatnio bardzo szeroko współpracujemy. Bywa dosyć często, że duet Jackpot przeradza się w trio na tych bardziej kameralnych koncertach. Oczywiście na większych i przy projekcie „Letters to Adele” występujemy w kwintecie. I teraz Marcin stanął przed wyzwaniem i musiał to, co gramy w kwintecie zaaranżować na orkiestrę. I wywiązał się z tego znakomicie. Z czego się bardzo cieszymy. Bardzo dobrze się z nim pracuje, jest znakomitym artystą, bardzo kreatywnym i bardzo dobrym aranżerem. To, że współpracuje z nami na stałe, to takie nasze wielkie szczęście.

MK - Można śmiało powiedzieć, że on też jest Jackpot. Wiele naszych pomysłów ma ten znakomity sznyt, elegancję, właśnie dzięki Marcinowi Mateckiemu.

Czy to wyjątkowe wydarzenie będziecie rejestrować?

Czy ten koncert zostanie wydany na płycie?

MK: Płyty z tego koncertu najprawdopodobniej nie będzie, nie idźmy tak daleko. Ale chcemy mieć fajny, mam nadzieję, materiał, nie tylko dla nas. Materiał, który będzie można odtworzyć. Bo może zdarzy się, że jakieś DVD z tego powstanie…Zobaczymy. Na pewno chcemy rejestrować dźwięk. I tym zajmie się Łukasz Nyks. Na pewno pojawi się również znany fotografik Jarek Gaszyński, jeżeli chodzi o zdjęcia.

Kto poprowadzi ten koncert? Bo zapowiadana była jakaś niespodzianka?

MK: Planowaliśmy, że poprowadzi go Radek Bielecki z kabaretu Neonówka, ale niestety te plany uległy zmianie. Najpierw podeszliśmy do tego koncertu jako producenci. Wynajęliśmy amfiteatr, zabukowaliśmy termin itd. Ale Miasto Szczecin wyszło z fajną propozycją, której my przyklasnęliśmy z radością. Otóż jedna z miejskich instytucji - Szczecińska Agencja Artystyczna zajęła się organizacją i produkcją

tego wydarzenia a my wystąpimy jako zaproszony gość. Kto poprowadzi koncert? Myślę, że będzie to ktoś ze Szczecina. Decyzję w tej sprawie zostawiamy SAA.

Wcześniej - 7 czerwca również wystąpiliście podczas bardzo ciekawego wydarzenia w Teatrze Polskim.

KB: Zostaliśmy zaproszeni, przez znanego szczecińskiego aktora - Wiesława Łongiewkę na jego benefis, 50-lecie pracy na scenie. I nawet zgodził się ze mną zaśpiewać! Wystąpić pośród tych wszystkich znamienitych gości jacy pojawili się na scenie Teatru Polskiego w Szczecinie, to dla nas duży zaszczyt.

Koncerty to jedno. A co z Waszą autorską płytą?

MK: Skupiamy się teraz na jej dokończeniu a zaczęliśmy ją przecież bardzo dawno, aż wstyd się przyznać, bo tuż przed pandemią. Ale potem ciężko było to wszystko logistycznie dograć. Ale w końcu się udało i w końcu ta praca ruszyła z kopyta.

KB: Dokończyłam pisać kolejne teksty piosenek. Maciek wzbogacił, tymi swoimi jazzowymi akordami, to, co ja wymyśliłam.

MK: Po prostu w końcu nagrywamy autorskie utwory, które bardzo długo czekały. Słowa i muzyka przede wszystkim Kasi, 12 utworów. To info na dzień dzisiejszy. Ale nie wiemy jeszcze dokładnie, ile finalnie znajdzie się ich na płycie, bo ciężko nam się zdecydować.

KB: To są piosenki, które mi się śnią. To nie jest tak, że ja sobie planuję: “o dzisiaj napiszę, o tym, że Maciej mnie w nocy zdenerwował i mam złamane serce”. Z tego nie powstałaby jedna piosenka, tylko cała płyta (śmiech). Konkretne słowa, wersy mi się śnią, w dodatku z melodią. Z jednej strony, to jest bardzo fajne, bo potem człowiek siada do pianina z tym tekstem i łatwiej to wszystko wychodzi. Minus tego jest taki, że nie ma, jak tego zmienić, bo one przechodzą jakby już takie gotowe...

MK: Kasia budzi się z tym utworem już taka „zarażona”.

Ale to są słowa, wersy, opowieści o Twoich uczuciach, przeżyciach, o miłości, smutku, rozstaniu, tęsknocie, wesołe, melancholijne...

KB: Różne. Ale przede wszystkim szczere, takie, jak ja jestem. Są i takie wesołe I takie bardzo refleksyjne. Na przykład jest taki utwór, który pokochałam od razu. Nazywa się „Po Osiecku”. Zadaję w nim pytanie: „powiedz, czy mówisz poosiecku? Nie traćmy czasu, jeśli nie”. Jest hołdem dla wybitnej poetki i pisarki Agnieszki Osieckiej. Muzycznie potrzebuję tego jazzowego „podrasowania”. Dlatego fajnie, że są ze mną Maciek i Marcin. Wybitny I niezapomniany Wojciech Młynarski kiedyś powiedział, że jest jeszcze straszliwie dużo fajnej muzyki do napisania w C - dur. Na pewno, więc mam coś muzycznie do powiedzenia i nie jest to głupie.

Kiedy możemy się spodziewać tej autorskiej płyty? Jeszcze w tym roku?

MK: Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby było to jak najszybciej. Chcielibyśmy ją nagrać w Radiu Szczecin, w studiu S1, kiedy wszyscy gramy w jednym czasie. Chcemy zrobić to czysto, równo i pięknie, bez kombinacji montażowych.

KB: Za dużo gramy koncertów, za dobrze się znamy, żeby musieć coś kleić, dokleić, czyścić dźwięki. Zawsze staramy się, żeby to, co nagrywamy było jak najbardziej szczere.

autor: Dariusz Staniewski/ foto: Jarosław Gaszyński

Golfiści w akcji

Pod koniec maja w podszczecińskim Binowo Park Golf Club rozegrano kolejną edycję Floating Garden Szczecin Open – najstarszego w Polsce turnieju golfowego dla zawodowych graczy. Organizowany jest on nieprzerywalnie od 25 lat. Turniej rozgrywany jest w ramach cyklu Alior Bank PGA Polska Tour i otrzymał pierwszą kategorię rankingu Order of Merit PGA Polska. Sponsorem Tytularnym turnieju jest Miasto Szczecin. W poprzednich edycjach imprezy wzięli udział profesjonalni golfiści między innymi z takich krajów jak Niemcy, Szwecja, Norwegia, Finlandia, Anglia, Szkocja, Holandia, Dania, USA, Francja. W tym roku turniej główny wygrał Alejandro Pedryc. ds

WŁODZIMIERZ BRYŁA, DOROTA MIDA, AREK WÓJCIK, KAMIL TATARCZUK

CHRIS BUJNOWSKI, CEZARY TUROSTOWSKI, ISOBEL PEREIRA-TUROSTOWSKA, BEATA URBAŃSKA, MAKSYMILIAN SAŁUDA

SŁAWOMIR PIŃSKI, OSKAR ZABOROWSKI, ALEJANDRO PEDRYC, MARCIN BOGUSZ, MAKSYMILIAN SAŁUDA

SŁAWOMIR PIŃSKI, PAWEŁ WOJDALSKI, MAGDA SZEIB, KRZYSZTOF RĘKAWEK, MARIUSZ MATECKI, ADRIAN KACZAŁA, MAKSYMILIAN SAŁUDA

OSKAR ZABOROWSKI

ALEJANDRO PEDRYC

Przyszłość biznesu

Szczecin Biznes & HR 2025 – Zmiana, która inspiruje przyszłość biznesu. Pod tym hasłem przewodnim odbyła się już siódma edycja największej na Pomorzu Zachodnim konferencji biznesowo-HR-owej. Kilkuset liderów biznesu, menedżerów, ekspertów HR oraz przedstawicieli świata nauki zgromadziło się 21 maja w hotelu Courtyard by Marriott w Szczecinie, by rozmawiać o tym, co dziś najważniejsze: jak prowadzić zespoły z empatią, jak włączać technologię bez wykluczania człowieka, jak być liderem, który buduje zaufanie, a nie tylko zarządza. ad

SYLWIA KRÓLIKOWSKA

KATARZYNA OPIEKULSKA-SOZAŃSKA, SYLWIA RÓŻYCKA, GRAŻYNA WÓDKIEWICZ, HANNA MOJSIUK

UCZESTNICZKI KONFERENCJI

ORGANIZATORZY - W ŚRODKU: BEATA TADLA, IRENEUSZ SOZAŃSKI, KATARZYNA OPIEKULSKA-SOZAŃSKA

UCZESTNICZKI KONFERENCJI

BARTOSZ DOBROWOLSKI, CAMPUS AI
BEATA TADLA

Trzydziestka z niespodziankami

Zachodniopomorskie Stowarzyszenie Pośredników obchodziło swój 30-ty Jubileusz. Był to wieczór pełen życzeń, podziękowań i inspirujących rozmów. Nie zabrakło też tańców do białego rana. Organizatorzy zaskoczyli uczestników imprezy, uświetniając ten wieczór wystąpieniami gości. Wszyscy mieli możliwość posłuchać wywiadu z Leszkiem Hermanem, a dzięki Monice Szymanik z Kamienica w lesie, zakupić na miejscu książki z autografem autora. Wisienką na torcie okazał się gościnny występ Olgi Adamskiej z monodramem „Hrabiny przodem”. ad

WOJCIECH KŁODZIŃSKI, ANNA ROŻNOWSKA, PAWEŁ SZYMAŃSKI, AGATA SWOROBOWICZ, MICHAŁ KARBOWNICZYN, WIOLETTA SŁÓWKO

ANNA JARZĄBEK, PAWEŁ BURDA, IWETA BURDA

PATRYCJA KORDYS, AGATA SWOROBOWICZ, DARIUSZ JUSZCZYŃSKI

KATARZYNA I TOMASZ KUŹNIAK

WŁODZIMIERZ BRYŁA, DOROTA MIDA, AREK WÓJCIK, KAMIL TATARCZUK ANNA WILENTO-BOBOWICZ, RAFAŁ BOBOWICZ, IZABELA BOBOWICZ, MAREK BOBOWICZ

MAŁGORZATA PAWLAK, EDYTA MAZGIEJKO, AGATA SWOROBOWICZ, AGNIESZKA KRUPIŃSKA, JUSTYNA CIECHANOWICZ, MONIKA KRUPIŃSKA, ANNA ROŻNOWSKA

. ANNA KOŁODYŃSKA, PATRICK TRZASKOMA

KRZYSZTOF I PAULINA MAKOWSCY

WŁODZIMIERZ BRYŁA, DOROTA MIDA, AREK WÓJCIK, KAMIL TATARCZUK

MONIKA WEBER, ALEKSANDER WEBER, PIOTR JURKOWSKI, ROLAND KACZMAREK, KAROL BEDNARSKI -KASZA, MICHAŁ KARBOWNICZYN, AGNIESZKA KARBOWNICZYN, ANNA SIWICKA, TOMASZ SIWICKI

GRZEGORZ KRAWCZYK, ALICJA BIERBASZ-KRAWCZYK, KATARZYNA KACPRZYK, ŁUKASZ KACPRZYK

FOTO: JACEK PAWŁOWSKI, MATERIAŁY PRASOWE PIG

Spektakularny powrót Kongresu Morskiego

Do Szczecina, po rocznej przerwie, wrócił Międzynarodowy Kongres Morski. W tym roku, w dniach 15-16 maja, odbyła się już 11. edycja tego najważniejszego w krajowej gospodarce morskiej wydarzenia o charakterze konferencyjnym. Wzięli w nim udział przedstawiciele najważniejszych organizacji z branży portowej, żeglugowej i stoczniowej naszego kontynentu. W trakcie obrad w szczecińskim Teatrze Polskim odbyło się także nieformalne spotkanie unijnych ministrów, odpowiedzialnych za gospodarkę morską. Jednym z głównym wydarzeń Kongresu było wystąpienie premiera RP Donalda Tuska, który ogłosił plany rządu dotyczące gospodarki morskiej. Zapowiedział m.in. powrót polskiej bandery na polskie statki – przede wszystkim floty PŻM. Znakiem potwierdzającym takie działania było przekazanie wiceministrowi infrastruktury Arkadiuszowi Marchewce polskiej bandery, która 20 lat temu została zdjęta ze statku „Ziemia Gnieźnieńska". Głównym organizatorem konferencji była Fundacja Kongres Morski w Szczecinie. ds

KAMILA ZIMIŃSKA, GABRIELA KRYSZAN, RANA EL BANNA, DARIUSZ DOSKOCZ, AGNIESZKA DEJA I ALEKSANDRA TURBACZEWSKA.

DONALD TUSK, ARKADIUSZ MARCHEWKA I BANDERA STATKU

DARIUSZ DOSKOCZ, JAROSŁAW SIERGIEJ, ANETA SZREDER, ALEKSANDRA TURBACZEWSKA I HANNA MOJSIUK

PIOTR KRZYSTEK

HANNA MOJSIUK I MICHAŁ KACZMAREK
DARIUSZ KLIMACZAK
PREMIER
"ZIEMIA GNIEŹNIEŃSKA"
DARIUSZ WIECZOREK
RAFAŁ ZAHORSKI
OLGIERD GEBLEWICZ
KRYSTYNA POHL
WOJCIECH LEWICKI

FOTO: JAROSŁAW „JAGA” GASZYŃSKI

Sztuka lustrzanego odbicia

Blisko 50 grafik warsztatowych pięciu uznanych artystów zaprezentowała popularna szczecińska galeria Open Gallery podczas wystawy „Sztuka graficzna – obrazy z lustrzanego odbicia”. Sztukę wymagającą precyzji, pasji i doskonałego warsztatu zaprezentowali Marta Garbaczewska, Agnieszka Gewartowska, Wojciech Koniuszka, Paweł Kwiatkowski i Ryszard Szymański. To była rzadka okazja do obcowania z techniką, która na co dzień pozostaje poza głównym nurtem galerii czy muzeów. Proces tworzenia grafiki warsztatowej to sztuka z pogranicza rzemiosła i malarstwa – wymaga odpowiednich materiałów, technicznego zaplecza oraz doświadczenia. Artysta nie ogranicza się do pędzla czy ołówka –korzysta m.in. z dłut, kwasów trawiących metal, prasy graficznej. ds

GABRIELA WIATR, SYLWIA PIÓRKOWSKA, MAGDALENA PTAK I DOMINIKA BRODNICKA

DARIUSZ KACPRZAK, MONIKA KRUPOWICZ, AGNIESZKA GEWARTOWSKA, PAWEŁ KWIATKOWSKI, WOJCIECH KONIUSZEK, MARTA GARBACZEWSKA, RYSZARD SZYMAŃSKI

PAWEŁ KWIATKOWSKI I MONIKA KRUPOWICZ

KAROLINA ZASADA Z PRZYJACIÓŁKĄ

DOROTA I MARCIN SŁOJEWSCY, MACIEJ PIRCZEWSKI

KRYSTYNA ARASZKIEWICZ

OLGA ADAMSKA, IZABELA SZUKIEWICZ, MONIKA JAROSZ, AGNIESZKA GEWARTOWSKA, MONIKA KRUPOWICZ, GRAŻYNA WÓDKIEWICZ, MAŁGORZATA BUCA

DAWID BEDNARSKI, MARGARET KASPEREK I MONIKA KRUPOWICZ

MAŁGORZATA LACH, IZA SZUKIEWICZ, MONIKA KRUPOWICZ, DOROTA KAWECKA, MONIKA JAROSZ, OLGA ADAMSKA

MONIKA KRUPOWICZ, WOJCIECH KONIUSZEK

TOMASZ KAWECKI, AGNIESZKA GEWARTOWSKA, PRZEMEK HRYŃCÓW

Hotel & Restauracja Jachtowa

– Twoje miejsce nad Odrą

W sercu Szczecina, tuż nad Odrą, czeka przestrzeń idealna na ważne chwile. Organizujemy urodziny, rocznice, spotkania rodzinne i biznesowe, ceremonie zaślubin, wesela, chrzciny oraz integracje czy bale firmowe. Każde wydarzenie zyskuje tu wyjątkową oprawę – z pięknym widokiem, pyszną kuchnią i pełnym wsparciem organizacyjnym

Do dyspozycji gości oferujemy również komfortowe pokoje hotelowe w otoczeniu natury, zaledwie kilka minut od centrum miasta.

Zorganizujemy to, co masz w głowie z pomysłem, smakiem i spokojem. Ty świętujesz – my zajmujemy się resztą.

LISTA DYSTRYBUCJI

GABINETY LEKARSKIE

AMC, Art Medical Center ul. Langiewicza 28/U1

Aesthetic Dent Tutak ul. Wyspiańskiego 7

Aesthetic Med ul. Niedziałkowskiego 47

Biała Szuflada ul. Wyszyńskiego 14 lok U/01

Biała Szuflada ul. Koralowa 86/88, Bezrzecze

Centrum Rehabilitacji Duet al. Wojska Polskiego 70 Centrum Stomatologiczne Dr Jadczyk ul. Bandurskiego 15/2

Dental Art ul. Śląska 9a

Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18

Dental Center ul. Mariacka 6/U1

Dental Service ul. Niedziałkowskiego 25 Dentus ul. Mickiewicza 116/1

DermaDent ul. Kazimierza Królewicza 2 L/1

GDG Aesthetic Club ul. Jagiellońska 81/1

Dobosz Implanty Al. Piastów 3

Dom Lekarski ul. Piastów 30 DR RAMI ul. Kwiatkowskiego 1/26

Dr Wiśniowski Chirurgia i Medycyna Estetyczna ul. Kusocińskiego 12/lu3

ESTETIC Klinika Zawodny ul. Ku słońcu 58

Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 Fizjopomoc ul. Witkiewicza 61

Excelmed ul. Kopernika 6/2

Gabinety Dr Żółtowski al. Powstańców Wielkopolskich 79

Gabinety Pocztowa ul. Pocztowa 11/2

Gabinet Terapii Manualnej ul. Kasprzaka 3A Gabinety Tuwima u. Dembowskiego 9/U5

Gajda ul. Narutowicza 16A HAHS ul. Czwartaków 3

Hahs Protodens ul. Felczaka 10 Klinika Dr Stachura ul. Jagiellońska 87

Laser Studio ul. Jagiellońska 85

Lighthouse Dental, ul. Arkońska 51/5

Medicus pl. Zwycięstwa 1

Mediklinika ul. Mickiewicza 55

Medimel ul. Nowowiejska 1E

MJ Clinic ul. Potulicka 20c/lok. U7

Optegra ul. Mickiewicza 138 Ortho Expert ul. Jagiellońska 87B

Perładent - Gabinet Stomatologiczny al. Powstańców Wielkopolskich 4C

Praktyka Lekarska Piotr Hajdasz ul. Partyzantów 3/2

Praktyka Stomatologiczna Rafał Rudziński ul. Śląska 5/2

PP Estetyczna ul. Żupańskiego 6/1 Reha Team ul. Elżbiety 3, Mierzyn ST Medical Clinic ul. Kwiatkowskiego 1/26

Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13A/1 Stomatologia ul. Wielka Odrzańska 31 Twoja Przychodnia – SCM ul. Słowackiego 19 Vitrolive al. Wojska Polskiego 103

HOTELE

Courtyard by Marriott Brama Portowa 2 Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 Hotel Dana al. Wyzwolenia 50 Hotel Grand Park ul. Słowackiego 18 Hotel Grand Focus ul. 3 Maja 22 Hotel Focus ul. Małopolska 23 Hotele Marina ul. Przestrzenna 13 Hotel Park ul. Plantowa 1 Hotel Radisson BLU pl. Rodła 10 Moxy Szczecin City Brama Portowa 2 Willa Flora ul. Wielkopolska 18

KANCELARIE

Przemysław Manik – kancelaria adwokacka ul. Kr. Korony Polskiej 3 Gozdek, Kowalski, Łysakowski – adwokaci i radcowie ul. Panieńska 16

Tomasz Kordus – kancelaria adwokacka ul. Felczaka 11

Dariusz Jan Babski – kancelaria adwokacka ul. Bogusława 5/3

Grzegorz Dutkiewicz – kancelaria adwokacka ul. Monte Cassino 19c

Aleksandruk-Dutkiewicz – kancelaria adwokacka ul. Wyszyńskiego 14

Licht Przeworska – kancelaria adwokacka ul. Tuwima 27/1

Mariusz Chmielewski kancelaria adwokacka ul. Odzieżowa 5

Kancelaria Notarialna al. Jana Pawła II 22 Skotarczak, Dąbrowski, Olech – kancelaria adwokacka ul. Narutowicza 12

Kancelaria Adwokacka Michał Gajda ul. Bogusława X 1/10

Kancelaria Notarialna Daleszyńska - al. Jana Pawła II 17

Kancelaria Notarialna Małgorzata Posyniak ul. Józefa Piłsudskiego 20

Kancelaria Prawna Kamil Zieliński ul. Narutowicza 11/14

Kancelaria Radców Prawnych Brzeziński, Gregor-

czyk ul. Swarożyca 15A/3

Kancelarie Adwokackie Łyczywek ul. Krzywoustego 3

Kancelaria Adwokacka Krzysztof Tumielewicz al. Bohaterów Warszawy 93/5

Waldemar Juszczak – kancelaria adwokatów i radców al. Niepodległości 17

Zbroja Adwokaci ul. Przestrzenna 11/4

WGO Legal Wiszniewski, Gajlewicz, Oryl - radcowie prawni ul. Felczaka 16/1

KAWIARNIE

Alternatywnie al. Wojska Polskiego 35

Biancafe ul.Ostrawica/róg Wojska Polskiego

Bajgle Króla Jana ul. Nowy Rynek 6

Cafe 22 pl. Rodła 8

Coffee Costa GK Kaskada

Coffee Costa CH Galaxy - parter

Coffee Costa CH Mollo

Coffee Costa CH Outlet Park

Duet Coffee CH Galaxy - 1 piętro

Era Kawy ul. Grodzka 18

Fanaberia Deptak Bogusława

Koch Cukiernia al. Wojska Polskiego 4

Limone Cafe ul. Moniuszki 9

Lodziarnia Pogodna ul. Poniatowskiego 2

Nata al. Wojska Polskiego 47

Orsola ul. Przestrzenna 4

Przystań na kawę ul. Rayskiego 19

Nad Piekarnią cafe & bistrot ul. Krzywoustego 15/U3

Vanilla Cafe&Restaurant al. Wyzwolenia (Galaxy)

Sowa Cukiernia al. Wojska Polskiego 17

Sowa Cukiernia ul. Ku Słońcu 67

Sowa Cukiernia ul. Mieszka 1 73

Sowa Cukiernia ul. Struga 42

Sowa Cukiernia CH Galaxy

Solony Karmel ul. Rydla 52

Starbucks ul. Wyszyńskiego 1

Starbucks CH Galaxy

Świtiaź al. Wyzwolenia 12-14

MOTORYZACJA

Auto Club Hyundai, Mitsubishi, Suzuki Ustowo 56

BMW i Motorrad Ustowo 55

BMW i MINI Hangarowa 17

Cichy–Zasada Audi, VW, Seat, Cupra Południowa 6

Ford Bemo Ustowo 56

Ford ul. Pomorska 115B

Harley Davidson ul. Gdańska 22A

Honda ul. Białowieska 2

HTL ul. Lubieszyńska 20

Lexus Kozłowski ul. Mieszka I 25

Land Rover / Jaguar Ustowo 58

Mazda Kozłowski ul. Struga 31B

Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88

Opel Kozłowski ul. Struga 31B

Peugeot, Citroen AutoClub ul. Citroena 1

Polmotor ul. Struga 31B

Polmotor ul. Szymborskiej 6

Polmotor Ustowo 52

Skoda ul. Struga 1A

Skoda City Store Brama Portowa 1 - Posejdon

Toyota Kozłowski ul. Mieszka I 25B

Toyota Kozłowski ul. Struga 17

Volvo ul. Pomorska 115B

VW ul. Struga 1B

NIERUCHOMOŚCI

Assethome al. Papieża Jana Pawła II 11 (II p.)

Baszta Nieruchomości ul. Panieńska 47

Baltic Group ul. Piotra Skargi 15

Calbud, pokoj 15 parter ul. Kapitańska 2

Extra Invest al. Wojska Polskiego 45

HMI ul. Zygmunta Moczyńskiego 13B

Idea Inwest ul. Tkacka 14/U1

Krawczyk Nieruchomości ul. Jagiellońska 22/2

Lider House ul. Modra 92/2

Litwiniuk Property ul. Zbożowa 4A

Master House ul. Lutniana 38/70

PCG Deweloper ul. Panieńska 17

Siemaszko al. Powstańców Wielkopolskich 91 A

Tomaszewicz ul. Kaszubska 20/4

Turant & Wspólnicy ul. Mała Odrzańska 21/1

Vastbouw al. Wojska Polskiego 125

WGN Nieruchomości Plac Lotników 7 Świat Nieruchomości, al. Piastów 14/2

RESTAURACJE

Bachus - winiarnia ul. Sienna 6

Bananowa Szklarnia al. Jana Pawła II 45

Bistro na językach ul. Grodzka

Bombay ul. Rynek Sienny 4

Bonjour french bistro, Małopolska 3

Brasileirinho ul. Sienna 10u/1

Kuchna&Bar ul. Sienna 10

Chałupa ul. Południowa 9

Colorado Wały Chrobrego

Columbus Wały Chrobrego

De Novo ul. Wojciecha 11/1

Dzień dobry ul. Śląska 12/1

Emilio Restaurant al. Jana Pawła II 43

Epicka ul. Bogusława 1-2

Forno Nero Plac Brama Portowa 1

Jin Du al. Jana Pawła II 17

Karczma Polska Pod Kogutem pl. Lotników

Kisiel ul. Monte Cassino 35/2

Kitchen meet&eat Bulwar Piastowski 3

Kresowa al. Wojska Polskiego 67

Lastadia ul. Zbożowa 4R

La Rotonda ul. Południowa 18/20

La Rocca ul. Koralowa 101

Mała Tumska ul. Mariacka 26

Między Wierszami ul. Moniuszki 6/1

Niemożliwe ul. Kaszubska 19

Orro, ul. Arkońska 28

Paladin ul. Jana z Kolna 7

Paprykarz al. Jana Pawła II 42

Pepperoni Pizzeria ul. Poniatowskiego 2a

Porto Grande Wały Chrobrego

Public Fontanny al. Jana Pawła II 43

Rosso Fuoco, ul. Wielka Odrzańska 18A/U

Ricoria al. Powstańców Wielkopolskich 20 Rybarex ul. Małopolska 45

Rydla 52 ul. Rydla 52

Sake ul. Piastów 1

Spotkanie al. Jana Pawła II 45 Spiżarnia Szczecińska Hołdu Pruskiego 8 Towarzyska Deptak Bogusława Tutto Bene Bulwar Piastowski 1 Trattoria Toscana pl. Orła Białego Ukraineczka ul. Panieńska

Unagi al. Jana Pawła II 42

Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 Wół i Krowa ul. Jagiellońska 11

Yakku Sushi ul. Topolowa 2 C, Mierzyn

Zielone Patio pl. Brama Portowa 1

SKLEPY

5 Plus ul. Jagiellońska 5

Arcadia perfumeria ul. Krzywoustego 7

Atelier Sylwia Majdan al. Wojska Polskiego 45/2

Atrium Molo ul. Mieszka I 73

Batlamp ul. Milczańska 30A

Batna ul. Lednicka 6

Bella Moda ul. Bogusława 13/1

Brancewicz al. Jana Pawła II 48

Centrum Mody Ślubnej ul. Kaszubska 58

Desigual, CH Galaxy – parter Eichholtz by CLUE Al. Papieża Jana Pawła II 46/U1

Energy Sports ul. Welecka 1A Velpa ul. Bogusława 12/2 i 11/1

Clochee al. Wojska Polskiego 14/U1

Henry Lloyd ul. Przestrzenna 11 Icon ul. Jagiełły 6/5

Jubiler Kleist ul. Rayskiego 20 Kropka nad i ul. Jagiellońska 96

Kosmetologia Monika Turowska ul. Duńska 38

MaxMara ul. Bogusława 43/1

MOOI ul. Bogusława 43

Moda Club Al. Wyzwolenia 1

Patrizia Aryton ul. Jagiellońska 96

Portfolio (od ulicy Jagiellońskiej) ul. Rayskiego 23/11

Riviera Maison ul. Struga 23

Rosenthal ul. Bogusława 15/1A

Wineland al. Wojska Polskiego 70

SPORT I REKREACJA

Aquarium (basen dla dzieci) ul. Jemiołowa 4A

ASTRA szkoła tańca al. Wyzwolenia 85

Binowo Golf Park Binowo 62

Bloom ul. Koralowa 64X

Calypso Fitness Club Office Center ul. Piastów 30

EMS Studio al. Wojska Polskiego 31/4

EnergySports ul. Welecka 13

Eurofitness (Netto Arena) ul. Szafera 3

Fitness „Forma” ul. Szafera 196B

Kids Arena, ul. Staszica 1

Mabo B Zone Klub ul. Welecka 2

Marina Sport ul. Przestrzenna 11

My Way Fitness ul. Sarnia 8

Polmotor Arena Wojska Polskiego 127

PRIME Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

PRIME Fitness Club, ul. Modra 80

RKF ul. Jagiellońska 67

Ski Park ul. Twardowskiego 5

Strefa H2O basen ul. Topolowa 2

Strefa 3L ul. Santocka 18/13/p.1

Strefa Jogi ul. Santocka 18/16

Szczeciński Klub Tenisowy al. Wojska Polskiego 127 Universum al. Wojska Polskiego 39

ZDROWIE I URODA

Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Wielkopolska 32

Atelier Piękna ul. Mazurska 21

Akademia Fryzjerska Gawęcki Al. Wojska Polskiego 20

Baltica Welness&Spa pl. Rodła Be Beauty Instytut Urody, ul. Łukasińskiego 40/12

CMC Klinika Urody ul. Jagiellońska 77

Depi Lab ul. Głowackiego 17

DNA Beauty Code, ul. Emilii Plater 3/u1

Dr Irena Eris Kosmetyczny Instytut ul. Felczaka 20 Ella ul. Kaszubska 17/2

Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 Ernest Kawa, ul. Jagiellońska 95

Esthetic Concept ul. Jagiellońska 16A/LU2 Fryzjerskie Atelier Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 Hall No 1 ul. Wyszyńskiego 37

Imperium Wizażu ul. Jagiellońska 7

JK Studio (od Rajskiego) ul. Monte Cassino 1/14 Klinika Beauty ul. Zielonogórska 31 Klinika Pięknego Ciała ul. Welecka 10B

L.A. Beauty, Brama Portowa 1 La Fiori ul. Kwiatkowskiego 1A/6

La Rocca, al. Wojska Polskiego 9 Luxmedica ul. Welecka 1A Medestetic ul. Okulickiego 46

Manufaktura Wzroku ul. Monte Cassino 40

Modern Design Piotr Kmiecik ul. Śląska 45

MOON Hair & Beauty Paweł Regulski ul. J. Chryzostoma Paska 34D

Natural Skin Clinic ul. Krasińskiego 10/5

Od stóp do głów ul. Batalionów Chłopskich 39a Olimedica ul. Krzywoustego 9-10 (CH Kupiec) Optyk Dziewanowski ul. Kaszubska 17/U1

OXY Beauty ul. Felczaka 18/U1

Orient Massage u. Janosika 17

Royal Clinic, al. Wojska Polskiego 2/U3

Royal Studio ul. Łokietka 7/10

Royal Thai Massage ul. Sienna 4

Salon Masażu Baliayu ul. Wielka Odrzańska 30

Salon Masażu Thai Lanna al. Wojska Polskiego 42 Shivago al. Wyzwolenia 46

SPA Evita Przecław 96E

Studio Kosmetyczne Kingi Kowalczyk ul. Szymanowskiego 8

Studio Monika Kołcz ul. Św. Wojciecha 1/9

SENSE Gabinet Terapii Metodą SI ul. Miodowa 57

Verabella ul. Jagiellońska 23

Well Spring Tai massage ul. Kaszubska 13/4A Wersal Spa al. Jana Pawła II 16

Normobaria AX Med. ul. Modra 69

INNE

13 Muz pl. Żołnierza Polskiego 13

ADVERT GROUP Brand Synergy, al. Piastów 74/U3 Architekt Baszta – Agnieszka Drońska, ul. Hangarowa 13

ArtGalle ul. Śląska 53

Animal Eden ul. Warzymice 105B Centrum Informacji Turystycznej Aleja Kwiatowa CITO ul. Szeroka 61/1

Do Better ul. Łubinowa 75 Filharmonia – sekretariat ul. Małopolska 48 Fabryka Energii ul Łukasińskiego 110 GOKSiR ul. Rekreacyjna 1, Przecław Muzeum Narodowe ul. Staromłyńska 27

Opera Na Zamku ul. Korsarzy 34

Pazim recepcja pl. Rodła 9

Pogoń Szczecin biuro marketingu ul. Karłowicza 28

Północna Izba Gospodarcza al. Wojska Polskiego

Przedszkole Niepubliczne Nutka (Baltic Business Park) Sail International School, Mickiewicza 19,21

Stara Rzeźnia Kubryk literacki (łasztownia) ul. Wendy 14

Super FM pl. Rodła 8

Szczeciński Park Naukowo-Technologiczny ul. Niemierzyńska 17A

Teatr Polski ul. Swarożyca

Teatr Mały Deptak Bogusława

Teatr Pleciuga pl. Teatralny 1

Teatr Współczesny Wały Chrobrego

Trafostacja Sztuki św. Ducha 4

Unity Line pl. Rodła

Urząd Marszałkowski ul. Korsarzy 34

Urząd Miejski pl. Armii Krajowej 1

Urząd Wojewódzki Wały Chrobrego

Vetico ul.Wita Stwosza 13

Zamek Punkt Informacyjny ul. Korsarzy 34

/ niszczenie dokumentów

niszczenie dokumentów

/ zarządzanie archiwami

zarządzanie archiwami

/ normatywy archiwalne

normatywy archiwalne

/ archiwizacja dokumentów kompleksowe wsparcie

archiwizacja dokumentów kompleksowe wsparcie

/ przechowywanie dokumentów archiwum zewnętrzne

przechowywanie dokumentów archiwum zewnętrzne

/ depozyty dokumentów sposób na zabezpieczenie danych

depozyty dokumentów sposób na zabezpieczenie danych

tel.+ 48 91 422 33 25 | biuro@actanova.pl

tel.+ 48 91 422 33 25 | biuro@actanova.pl

Siedziba:

ul. Kapitańska 1/9 | 71-602 Szczecin

ul. Kapitańska 1/9 | 71-602 Szczecin

Biuro i Składnica Akt: ul. Antosiewicza 1 | 71-642 Szczecin

Biuro i Składnica Akt: ul. Antosiewicza 1 | 71-642 Szczecin

www.actanova.pl

Naszym celem jest pomóc Pacjentom osiągnąć trwałe, naturalne rezultaty, które zwiększą chęć korzystania w pełni z życia.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.