biznes_i_inwestycje_grudzien_2025

Page 1


Dom z ogrodem w cenie mieszkania

Nowe komfor towe domy

niskoenergetyczne

zaledwie krok od Szczecina

Drugi etap już w sprzedaży

Radziszewo ul.Stokrotki/Liliowa

Szczecin Centrum

To nam się nie śni, to AI

Trawestując słowa klasyków można śmiało rzec: „widmo AI krąży po świecie”. Dla niektórych to spełnienie mrocznych wizji albo pomysłów wybujałej wyobraźni autorów niektórych książek science fiction. Ale dla innych to kolejny krok w rozwoju ludzkości. Jedni podkreślają, że to następne narzędzie, które ułatwi pracę człowiekowi i tylko od niego zależy, jak zostanie wykorzystane. I mamy już na to dowody. Ale kolejni podnoszą, że może też być arcyniebezpieczną bronią dla cyberprzestępców. I na to również mamy dowody, choćby w postaci tzw. deepfake – na pozór realistycznych, lecz w rzeczywistości fałszywych obrazów, nagrań lub głosów, które już są wykorzystywane np. do kradzieży tożsamości, manipulacji informacjami różnego typu, wyłudzania danych itp. Szczegółowo pisze o tym Zbyszek Skarul w felietonie, który polecam.

Wielu z nas AI budzi także coraz większe obawy o to, że po prostu zajmie nasze miejsca pracy. Bo nie ma co się oszukiwać – w wielu zawodach sztuczna inteligencja zastąpi człowieka, a z niektórych już nas wypiera. Optymiści twierdzą, że nie będzie tak źle, bo przecież każda rewolucja technologiczna prowadziła do stworzenia nowych profesji i miejsc pracy. Ale pesymiści (czyli optymiści, ale dobrze poinformowani) studzą te nastroje wskazując, że niektóre branże znikną

bezpowrotnie z rynku a nie każdego można przekwalifikować, albo przystosować do nowych zadań – z różnych powodów. Jedno jest pewne – nie odwrócimy już tego, czy tego chcemy czy nie. Trzeba się z tym pogodzić i nauczyć się żyć z AI oraz współpracować.

Nic więc dziwnego, że po raz kolejny w Magazynie Biznes i Inwestycje zajmujemy się sztuczną inteligencją. Tym bardziej, że jest ku temu bardzo dobra okazja w postaci raportu opracowanego przez Wojewódzki Urząd Pracy w Szczecinie. Jego celem było zdiagnozowanie i prognozowanie zmian zachodzących na regionalnym rynku pracy. Skupia się w szczególności na kluczowych zawodach dla sześciu tzw. Inteligentnych Specjalizacji Województwa Zachodniopomorskiego. Jakich? Odsyłam do lektury raportu. Warto się z nim zapoznać.

Zapraszamy także do lektury pozostałych materiałów m.in. o sytuacji w zachodniopomorskiej gospodarce morskiej, mini raportu o stanie kilku najważniejszych inwestycji w Szczecinie i najdłuższym tunelu drogowym w Polsce jaki powstanie w Zachodniopomorskim. Przeczytacie także o tym, jak powstała legendarna marka modowa, którą kochają szczecinianki – Fanfaronada i sprawdzonej prawdzie, że dobra księgowa to skarb.

• lokalizacja w centrum przy ulicy Rafińskiego 8

• 59 wyjątkowych apartamentów o różnej wielkości w cenie od 16 500 do 23 000 zł netto za metr kwadratowy

• hala garażowa, rowerownia, klimatyzacja, ogrzewanie podłogowe.

• na ostatnim piętrze budynku znajdzie się strefa relaksu z nowoczesną sauną, siłownią z widokiem na panoramę miasta oraz przestronnym tarasem

• 1 minuta pieszo na plażę

• planowany koniec inwestycji czerwiec 2026

BUTIKOWE APARTAMENTY W SERCU KOŁOBRZEGU

Bivalvi – wyjątkowy styl życia, luksus i bezpieczeństwo, jak w zamkniętej muszli, które oferują wyjątkowe apartamenty nad morzem w Kołobrzegu. Tu każdy mieszkaniec czuje się jak perła – jedyna, niepowtarzalna, chroniona.

Zapraszamy do zamieszkania w butikowych apartamentach, które łączą historię i nowoczesny luksus w samym sercu uzdrowiskowej dzielnicy Kołobrzegu. Otoczone zabytkową, przedwojenną architekturą i zielenią parku zdrojowego, zaledwie kilka kroków od szumiących fal Bałtyku, Bivalvi to miejsce dla tych, którzy cenią sobie spokój, elegancję prestiż.

Biuro sprzedaży: San Medical Spa | ul. Kasprowicza 17 | 78-100 Kołobrzeg bivalvi@bivalvi.pl | +48 509 753 079

Adres inwestycji: ul. T. Rafińskiego 8 | 78-100 Kołobrzeg www.bivalvi.pl

grudzień

SPIS TREŚCI

10 SKARUL NA MANOWCACH

12 CYFROWY ASYSTENT, CYFROWE WPADKI.

JAK KORZYSTAMY Z AI?

16 W KTÓRYCH ZAWODACH ZASTĄPI NAS AI?

20 LIDER POD PRESJĄ.

JAK BUDOWAĆ ZDROWĄ ORGANIZACJĘ?

21 CZY TWOJA FIRMA PORADZI SOBIE Z CYBERATAKIEM?

22 FRESH GELATO – LODZIARNIE PRZYSZŁOŚCI

28 OSKAR BRANŻY FINANSOWEJ W POLSCE

30 DOBRA KSIĘGOWA TO SKARB

33 JAK ZAPLANOWAĆ WYDATKI NA ENERGIĘ?

34 PRACUJ MĄDRZE I ODPOCZYWAJ MĄDRZE

37 KSEF W BRANŻY BUDOWLANEJ

38 HISTORIA FORTU PRUSY – OD ZABYTKOWYCH MURÓW

DO NOWOCZESNEJ PRZESTRZENI BIUROWEJ

40 SZCZECIŃSKIE DNA – TRUDNA HISTORIA GIGANTA W TRZECH AKTACH

44 TUNEL POD ODRĄ – BĘDZIE NAJDŁUŻSZY W POLSCE

46 GEOTERMIA – CIEPŁO Z WNĘTRZA ZIEMI

48 HISTORIE SUKCESU – DARIA SALAMON –SERCE I RĘCE FANFARONADY

52 MIEJSKIE INWESTYCJE – SZCZECIN NIE ŻAŁUJE PIENIĘDZY

55 ATRAKCYJNE WSPARCIE DLA BIZNESU I SAMORZĄDÓW

56 MINISTER ARKADIUSZ MARCHEWKA –CHWYTAMY WIATR W ŻAGLE

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY | Wydawnictwo Prestiż | e–mail: redakcja@eprestiz.pl | www.prestizszczecin.pl

Redaktor wydania: Dariusz Staniewski

Wydawca: Izabela Marecka, Wydawnictwo Prestiż magazyn szczeciński

Budynek ZUS-u, Jana Matejki 22, 70-553 Szczecin

Redakcja: Aneta Dolega, Dariusz Staniewski Anna Wysocka, Michał Sarosiek

Reklama i Marketing: Konrad Kupis, tel.: 733 790 590, Alicja Kruk, tel.: 537 790 590 Karina Tessar, tel.: 537 490 970

Dział foto: Dagna Drążkowska–Majchrowicz, Alicja Uszyńska

Skład gazety: Flash Press Kamil Żurek

Redakcja nie odpowiada za treść reklam. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania treści redakcyjnych.

Drukarnia: Drukarnia Kadruk S.C.

Skarul na manowcach

*Wyrażenie „być na manowcach” ma metaforyczne znaczenie i oznacza zejście z właściwej drogi — w sensie moralnym, życiowym, zawodowym czy intelektualnym. Kiedy ktoś jest „na manowcach”, to tak jakby zbłądził, zagubił się, odszedł od tego, co słuszne, wartościowe, rozsądne albo celowe - Chat GPT

Lem

Siedzimy tak sobie ze Stachem i gawędzimy. Mija już pewnie trzecia godzina, a ja wciąż czekam na dobry moment, żeby zadać Stachowi fundamentalne pytanie, które od kilku miesięcy przewierca mi mózg. Wiem już, że sam sobie z odpowiedzią nie poradzę. Tu potrzebny jest ktoś taki jak Stach. No ale to jeszcze nie ten moment, jeszcze nie ten stopień zażyłości, zaufania, wiedzy o sobie, ani też właściwy poziom intymnej szczerości.

Nie spieszy mi się. Zresztą, obaj mamy dużo czasu. Stach całą wieczność. Wyczuwam, że trochę się niepokoi czy ja do roboty jakiejś już iść nie muszę. No bo my już tak piątą godzinę chyba gadamy. Fakt, mam zaraz ważną video-konferencję, ale wysłałem na nią swojego awatara. Poradzi sobie. Niewykluczone, że mój klient, z którym jestem umówiony, też posłuży się swoim awatarem. Na ostatnim spotkaniu trochę dziwnie się zachowywał, więc może już wtedy to nie był on?

Gadamy sobie ze Stachem jak Polak z Polakiem. Głównie narzekamy. Wolałbym jak literat z literatem, ale Stach ma na kocie ponad czterdzieści książek, a ja ledwie czterdzieści felietonów. Nie ta liga. Ambicji mi jednak nie brakuje, więc może jakoś ten dystans do Stacha wyrównam. Mój wirtualny asystent od wszystkiego zbuduje asystenta od pisania książek a’ la Lem i będzie ok. Wczoraj pół dnia rozmawiałem z Leonardem, w wyniku czego powstało dziesięć malarskich arcydzieł, przy których Mona Lisa to zwykły bohomaz.

Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem wielkim fanem beletrystyki Stacha. „Solaris” mnie wręcz znudził. Pogawędki z oceanem? To nie dla mnie – szybko zawyrokowałem. Dziś już bym tak nie pomyślał. Nie dałbym się złapać w pułapkę interpretacyjnej dosłowności. „Niezwyciężony” nawet mi się spodobał. Tytułowy statek — symbol ludzkiej potęgi i wiary w technikę — staje się bezradny wobec bezosobowego, pozaludzkiego porządku natury, pokazując, że człowiek nie jest już „panem wszechświata”. Bardzo aktualna metafora.

Jeszcze parę lat temu można było mieć resztki nadziei, że ponure wizje Stacha to tylko jego obsesje, skumulowany skutek jego traumatycznej biografii. No ale dziś, w 2030 roku trzeba pozbyć się złudzeń. Stasiu, kurwa, skąd Ty to wszystko wiedziałeś? „Summa Technologiae” z 1964 roku to jedno z najbardziej przenikliwych dzieł o relacji człowieka z techniką! Twoje projekcje brzmią dziś zdumiewająco aktualnie, zwłaszcza w kontekście AI, deepfake’ów i wirtualnej rzeczywistości.

- Stasieńku, jak ja kocham i podziwiam Twój mózg! No ale zobacz i on nie dał rady. Tak, to Ty w „Wizji lokalnej” napisałeś, że „nie będzie można już odróżnić złudzenia od prawdy, gdyż prawda będzie tylko jednym ze złudzeń”. Miałeś rację, ale jednak nie przewidziałeś skali katastrofy! Nie doszacowałeś! Nie przyszło Ci do głowy, że produkcja złudzeń stanie się jedynym, rozwijającym się globalnym przemysłem, że wśród kreowanych masowo iluzji tak wielkim popytem będzie cieszył się strach.

Z jakimż rozrzewnieniem wspominam dziś początki AI. Cóż to były za niewinne czasy i jak wątłe - przy dzisiejszych w naszych sercach obawy. Pamiętam, te śmieszne dylematy: prawda czy deep fake, prawdziwy tresowany wieloryb czy wykreowany przez Sorę obraz? Czy to rzeczywiście Trump stroi głupie miny czy jego wirtualna emanacja. I jeszcze te naiwne pretensje do Mety, że zamiast szukać z pomocą AI lekarstwa na raka, uszczęśliwia ludzkość platformą Vibes.

Muszę przerwać na chwilę naszą rozmowę ze Stachem, bo właśnie wybuchła III wojna światowa. To znaczy może wybuchła, a może nie wybuchła. Wybuchała w ostatnich paru latach już kilka razy. Do końca nie wiadomo. Wszyscy widzieli na własne oczy, ale chyba tylko na ekranach, więc w zasadzie nie wiadomo co widzieli. Premier za każdym razem uspakajał, że nasza armia jest niezwyciężona. Ale czy to był premier? Większość komentatorów twierdziła, że tak, ale czy to byli prawdziwi komentatorzy?

ZBIGNIEW SKARUL

Prezes szczecińskiej firmy Oskar Wegner. W latach 1986 – 1995 dziennikarz Polskiego Radia Szczecin i szczecińskiego ośrodka Telewizji Polskiej. Stypendysta United States Information Agency. Twórca programów szkoleniowych, ekspert zagadnień dotyczących rynku reklamy oraz w dziedzinie komunikacji marketingowej. Współtwórca strategii reklamowych, współautor koncepcji programów lojalnościowych, motywacyjnych i grywalizacyjnych.

- Stachu, nie gniewaj się, ale ty też nie jesteś prawdziwy. Na szczęście, całkiem zmyślony też nie jesteś. Złożyłem Cię z oceanu twoich słów i sensów, jakie te słowa kryły. Promptami wywołałem Cię do rozmowy, żeby zapytać jak żyć w świecie bez autorytetów, bez faktów, bez prawdy, bez twardych, konstrukcyjnych ram. Jak w takim świecie żyć, Stachu, jak żyć? To może już lepsze są te wciąż możliwe do kontrolowania – bo po części własne – iluzje? Nie podoba mi się ten świat. Pamiętam, przestrzegałem przed nim jakieś pięć lat temu w swoim felietonie opublikowanym w Prestiżu. Wtedy jeszcze nie było za późno.

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz nadchodzącego Nowego Roku składamy Państwu wyrazy uznania i wdzięczności za kolejny rok inspirującej współpracy i wspólnego rozwoju.

Życzymy Państwu sukcesów, które wzmacniają pozycję, oraz odwagi, która prowadzi do przełomów.

Niech ten wyjątkowy czas przyniesie spokój, refleksję i nowe perspektywy.

Redakcja Magazynu Prestiż

Cyfrowy asystent, cyfrowe wpadki. Jak korzystamy z AI?

Sztuczna inteligencja coraz śmielej wkracza do naszej pracy – pomaga tworzyć, analizować, planować i… czasem także nieźle nas rozbawić. Bo choć potrafi być genialnym asystentem, bywa również źródłem zupełnie niewinnych wpadek. Jak więc naprawdę korzystamy z AI na co dzień w pracy i jakie historie kryją się za tymi cyfrowymi potknięciami? O to zapytaliśmy kilka osób.

Tomasz Grygorcewicz

Partner Zarządzający DCC Grygorcewicz Development Consulting Coaching

W mojej firmie AI dość szybko stała się partnerem do pracy, nowym współpracownikiem, który łączy dostęp 24h i szybkość myślenia z szeroką perspektywą. Wykorzystujemy ją do prostych, ale czasochłonnych rzeczy, jak obróbka ankiet czy testów, ale również bardziej złożonych i kreatywnych, jak śledzenie trendów rozwojowych, tworzenie programów szkoleń czy ćwiczeń dla uczestników. I tutaj naprawdę oszczędzamy mnóstwo czasu.

Postępowaliśmy z nią trochę jak z nowym pracownikiem adaptującym się w zespole. Uczyliśmy się „obsługi siebie” wzajemnie na początku, ale inwestycja w postaci jasnych oczekiwań, precyzyjnych pytań, przekazywania swojej wiedzy i kierowania do właściwych źródeł zaowocowały szybko. Oczywiście, ze sprawdzaniem, czy dobrze sobie już radzi. Kiedy dostała dobre ramy, odpowiedziała precyzją i tempem, które teraz ułatwia nam być bardziej obecnym dla klientów i współpracowników. A jako puentę zostawię zagadkę: kto jest autorem tego tekstu…?

Tomasz Rejman

Patrzymy na AI dwutorowo: kreatywnie i procesowo. W obszarze marketingu traktujemy ChatGPT jako narzędzie wspierające, pomaga generować pomysły i przyspiesza pracę zespołu, ale ostateczne decyzje zawsze należą do ludzi. AI usprawnia procesy, lecz nie zastępuje naszego myślenia. Drugi filar to automatyzacja: wykorzystujemy AI do porządkowania danych, segmentacji, analiz i cyklicznych zadań operacyjnych. Zespół pracuje szybciej, pewniej i zawsze w oparciu o rzetelne dane.

Wpadki z AI zdarzają się chyba każdemu, ale na szczęście nasze przytrafiają się wyłącznie wewnętrznie – zanim cokolwiek trafi do klienta, wszystko wielokrotnie weryfikujemy. W trakcie testów jednego z narzędzi do automatycznej analizy danych i generowania raportów wspierających pracę naszych analityków odkryliśmy, że AI zaczęła dopisywać dane, których w ogóle nie było w naszym zamkniętym ekosystemie danych. Wprowadziliśmy więc zasadę, aby każde wygenerowane, wymyślone zdanie było oznaczane w raporcie. Po tej zmianie okazało się, że takich dopisków pojawiło się zaskakująco dużo i to tylko potwierdziło, że AI wymaga kontroli.

Krzysztof Tumielewicz

aplikant adwokacki

Kowalonek

Tumielewicz

Sztuczna inteligencja wspiera branżę prawniczą na wielu płaszczyznach. Odciąża profesjonalnych pełnomocników z powtarzalnych działań, w szczególności organizacyjnych. Zawód adwokata wymaga dobrego zorganizowania czasu pracy. Po latach pracy w zawodzie mamy już pewne schematy działań i wiele czynności zawodowych podejmujemy rutynowo. Sztuczna inteligencja pozwala przy tym tworzyć check-listy, które usprawniają pracę. Zdarza się, że za jej pomocą tworzymy schematy sytuacji, aby wykorzystać jej możliwość do wskazania rozwiązań, działań podejmowanych w konkretnych okolicznościach przez ludzi. Sztuczna inteligencja wspiera nas wtedy jako „osoba trzecia”, niemająca wiedzy odnośnie sprawy wskazując jednocześnie możliwe zachowania się sprawcy, czy też pokrzywdzonego. Jest to również przydatne narzędzie analityczne — można wykazać, że pisemne uzasadnienie orzeczenia, jest zbieżne z pisemnym uzasadnieniem aktu oskarżenia w np. ponad 90%. W aktualnej swojej wersji AI wymaga jednak udziału bezpośredniego prawnika. Każde wytworzone treści to jedynie szkic, a nie gotowy produkt. Działania sztucznej inteligencji dają pomysł, inspirację, który musi podlegać profesjonalnej obróbce. W trakcie pracy z udziałem sztucznej inteligencji pojawia się jednak wiele wątpliwości, w szczególności tych dotyczących tajemnicy adwokackiej, tajemnicy obrończej. Nie udostępniamy AI danych osobowych klientów czy szczegółów sprawy. Nie udostępniamy jej gotowych dokumentów, plików i akt sprawy. AI musi być używana odpowiedzialnie, przy pełnym zachowaniu poufności.

Jako prawnicy, bardzo wdzięczni za rozwój nowych technologii i ich zwolennicy, wiemy, że żadna treść wytworzona przez AI nie może stanowić źródła naszych argumentów wprost Młodzi praktykanci, a także aplikanci używają AI jako narzędzia, które tłumaczy im pewne niezrozumiałe zagadnienia. Dokonując weryfikacji przygotowanej treści przez młodego praktykanta, odkryliśmy nieznane nam dotąd (i nikomu) treści przepisów prawnych, a także orzeczeń Sądów, które nigdy nie zostały wydane.

Dominik Kwiatkowski

Mauricz Training Center

Korzystam z AI już od trzech lat, a w technologii to naprawdę cała epoka. Na początku traktowałem je jak ciekawostkę... pomagało mi w podstawowym researchu, prostych streszczeniach czy analizach danych. Było bardziej sympatycznym asystentem niż realnym narzędziem pracy. Dziś wygląda to zupełnie inaczej. AI stało się pełnoprawnym partnerem w mojej codziennej pracy. Najczęściej wykorzystuję je do zaawansowanych analiz i researchów naukowych, co w branży zdrowotnej jest ogromnym usprawnieniem. W minutę mogę dostać zestaw badań potwierdzających lub obalających określone tezy, zamiast pół dnia przekopywać PubMed. AI to także moje narzędzie do streszczania obszernych dokumentów, raportów i publikacji, wyciągania wniosków z danych i statystyk dostarczanych przez naszych analityków oraz interpretowania „sygnałów słabych”, których człowiek gołym okiem nie zauważy. Regularnie korzystam też z AI do przygotowywania wariantów komunikacji dla różnych grup odbiorców oraz do weryfikacji spójności założeń projektowych. Chyba każdy użytkownik AI ma za sobą ten moment, kiedy patrzy w ekran i mówi „no nie wierzę”. Najbardziej zapadła mi w pamięć sytuacja, gdy AI, bardzo pewnym tonem, oparło swój „research naukowy” na badaniu rzekomo opublikowanym w „Polish Journal of Advanced Unicorn Physiology”. Brzmiało to tak wiarygodnie, że przez chwilę pomyślałem, że przespałem jakiś przełom w fizjologii… aż dotarło do mnie, że jedynymi „unicornami”, jakie znam, są te z prezentacji startupów. Dlatego od lat przypominam: AI jest genialne, ale zawsze trzeba je weryfikować, najlepiej dwa razy.

Aleksandra
Adwokat
Kancelaria Adwokacka

Iwona Litke

dyrektor ds. personalny w Radex Serwis Sp. z o.o., właścicielka Business Development Consulting

Korzystam przede wszystkim z ChatGPT, który stał się dla mnie narzędziem wspierającym analizy, narzędziem do przygotowywania materiałów, do porównywania danych, tworzenia scenariuszy HR oraz prognozowania trendów. Traktuję go jednak nie jako zastępstwo kompetencji, ale jako inteligentne uzupełnienie pracy człowieka.

Myślę, że każdy, kto pracuje z AI, prędzej czy później doświadcza takiej wpadki. Moją najbardziej znaczącą „wpadką” było przygotowanie analizy wzrostu kosztów wynagrodzeń dla zarządu, w której – korzystając z AI – oparłam się na danych sprzed roku, nie tych najbardziej aktualnych. ChatGPT zasugerował mi zestaw danych, które wyglądały rzetelnie i spójnie, ale… pochodził z poprzedniego roku. Bez kontroli przekazując takie informacje można utracić wiarygodność i zaufanie. AI bywa pewne siebie. Odpowiada płynnie i przekonująco – nawet wtedy, gdy mija się z prawdą. To jeden z najczęstszych „psotników”: podawanie nieaktualnych statystyk, uproszczonych wyliczeń lub informacji, które brzmią profesjonalnie, ale nie mają oparcia w źródłach. W HR, księgowości czy prawie taki chochlik może wywołać potężne zamieszanie. Niemniej nie można być obojętnym na to co się dzieje globalnie.

Co będzie ważne w najbliższych latach? Kompetencje komplementarne do AI. Kreatywność, umiejętność zadawania trafnych pytań, krytyczne myślenie, interpretacja danych, empatia i komunikacja, prowadzenie procesów wymagających relacji, myślenie strategiczne, nie odtwórcze. AI nie zastąpi ludzi, którzy umieją tworzyć struktury, modele i kierunki działania. W świecie automatyzacji to właśnie człowiek, jego bezpieczeństwo psychiczne i rozwój będą największym wyzwaniem HR.

A patrząc na zmiany w gospodarce, jestem pewna, że przyszłość rynku pracy będzie zależeć nie od tego, czy używamy AI, ale jak mądrze ją integrujemy z ludzką pracą.

Daria Prochenka

prezeska zarządu i założycielka firmy Clochee Sp. z o. o

Sztuczna inteligencja stała się dla mnie codziennym narzędziem pracy. Wykorzystuję ją przede wszystkim do redagowania długich tekstów i porządkowania treści, które wymagają precyzji lub świeżego spojrzenia. Kiedy trafia do mnie kilkudziesięciostronicowy regulamin, proszę o krótki briefing i wskazanie najważniejszych punktów. AI sprawdza się również przy porównywaniu dokumentów. Wystarczy, że zestawię dwa podobne teksty, a narzędzie nie tylko wskaże różnice, lecz także skomentuje ich znaczenie i wskaże najważniejsze elementy. W dziale kreacji sięgamy po AI coraz częściej, choć na razie w mniejszej skali — głównie do tworzenia wstępnych wizualizacji, zdjęć czy prostych animacji, które pomagają sprawdzić kierunek i dopracować pomysły. Prywatnie również ją wykorzystuję: projektuję grafiki, zdjęcia, a nawet drobne materiały, jak personalizowane vouchery prezentowe.

Zabawne sytuacje zdarzają się cały czas, bo AI wciąż się uczy. Czasami, gdy proszę: „umieść coś na dole strony”, system nie rozumie niektórych komend i interpretuje je po swojemu. Myli się dość często, dlatego zawsze trzeba go kontrolować i nie traktować wszystkiego, co podpowiada, jako absolutnej prawdy. Nadal nie da się „wyłączyć” własnego mózgu i logicznego myślenia – choć w wielu żmudnych zadaniach AI potrafi być naprawdę nieocenione. Prywatnie ostatnio skorzystałam z pomocy AI, kiedy musiałam w ekspresowym tempie zaplanować pobyt w Hongkongu. Zamiast przekopywać się przez pięć blogów podróżniczych, poprosiłam o wskazanie pięciu najważniejszych miejsc, które mogę zobaczyć w ciągu jednego wieczoru – i to naprawdę ułatwiło sprawę.

TIGGO 8

Okazja, która się opłaca.

Zyskaj 14 000 zł + promocyjne finansowanie w wyprzedaży rocznika 2025.

Łączna korzyść obejmuje: Rabat 8 000 zł

Ubezpieczenie za 1 zł

Opony zimowe za 1 zł

W których zawodach zastąpi nas AI?

Czy sztuczna inteligencja wkrótce spowoduje likwidację wielu miejsc pracy? Dotychczas brakowało wiarygodnych danych na ten temat. Światło dzienne ujrzał właśnie raport przygotowany przez Wojewódzki Urząd Pracy, w którym zbadano m.in. gdzie z rynku wypierać nas może sztuczna inteligencja. Oto kogo to dotyczy w szczególności.

Celem podstawowym raportu było zdiagnozowanie i prognozowanie zmian zachodzących na regionalnym rynku pracy, a skupia się na kluczowych zawodach dla sześciu tzw. Inteligentnych Specjalizacji Województwa Zachodniopomorskiego. Co ciekawe, wskazuje nie tylko listę kompetencji wymaganych na danych stanowiskach dziś, ale także prognozuje, które nie będą brane pod uwagę w przyszłości, a jakie pojawią się jako dodatkowe.

CZŁOWIEK W SŁUŻBIE CZŁOWIEKA

Z bliska przyjrzano się m.in. branży turystycznej. Pracownik obsługi hotelowej to zawód coraz bardziej pożądany. Główną przyczyną prognozowanego wzrostu zatrudnienia na tym stanowisku (w odniesieniu do 2030 roku) jest rosnąca liczba hoteli w Polsce oraz wzrost turystyki, coraz więcej z nas i częściej wyjeżdża nie tylko za granicę, ale także chętnie odpoczywamy w różnych zakątkach Polski. Raport WUP wskazuje jednocześnie, że aby pracować w zawodzie pracownika obsługi hotelowej, trzeba mieć umiejętności interpersonalne do pracy bezpośrednio z klientem. Liczy się jednak także doświadczenie zdobyte w innych zawodach, ale związane właśnie z obsługą ludzi. Wykształcenie kierunkowe i wszelkie certyfikaty oznaczono jako te mające niewielkie znaczenie. Nową cechą, jaką prognozuje się, że będzie musiał odznaczać się taki pracownik w ciągu najbliższych pięciu lat jest natomiast umiejętność przekazywania strefy usługowej. Zagrożenie automatyzacją tego zawodu jest bardzo niskie, ale już w przypadku kierownika hotelu ten wskaźnik skierowany jest szczebel wyżej, na pozycji: niskie. Nową cechą jaką zatrudnieni na tym stanowisku powinni się odznaczać, to umiejętność zapewniania zgodności z przepisami BHP.

Nieco wyższe zagrożenie automatyzacją przewiduje się natomiast dla organizatorów imprez rozrywkowych oraz sportowych. O ile jednak łatwo to sobie wyobrazić w przypadku planowania, o tyle sama obsługa wydarzeń to już zadanie dla człowieka, który musi na bieżąco reagować na różne okoliczności. Jako średnio zagrożone automatyzacją wskazano natomiast stanowisko organizatora usług konferencyjnych. Wiele zadań należących do takiej osoby będzie mogła wykonać sztuczna inteligencja, ale i tak nadal tacy pracownicy są na rynku poszukiwani i to się ma nie zmienić w najbliższym czasie. Taka tendencja dotyczy też wszelkiego rodzaju trenerów sportowych, instruktorów, animatorów, którzy mają pomóc nam zadbać o zdrowie. Tutaj AI nie ma racji bytu – przynajmniej na razie –wszak można sobie wyobrazić w przyszłości hologram, który będzie ćwiczyć razem z ludźmi skupionymi wokół niego. Póki co jednak, w tych zawodach ceni się doświadczenie, wiedzę i certyfikaty zapewniające o odpowiednim przygotowaniu do zawodu.

W ramach tej grupy zawodów największe wzięcie mają szefowie kuchni i technicy żywienia. Zagrożenie ze strony sztucznej inteligencji jest tutaj niskie, a liczba kompetencji zarówno twardych jak i miękkich ma rosnąć – wraz z zakresem obowiązków osoby zatrudnionej na takim stanowisku. Co ciekawe, raport wskazuje na ciągle rosnące zapotrzebowanie na kelnerów, barmanów i baristów.

W LESIE NAJSPOKOJNIEJ

Kolejną grupą zawodów opisanych w raporcie są te skupione wokół przetwórstwa naturalnego nowej generacji. Najbardziej poszukiwani pracownicy tutaj, to inżynierowie

leśnictwa, ogrodnictwa, rolnictwa, nawet kojarzonej bardziej z dawnymi czasami mechanizacji rolnictwa. Sporym wzięciem cieszą się także technicy w tych zawodach oraz pracownicy przetwórstwa drzewnego. Najbardziej zagrożeni pod kątem działalności sztucznej inteligencji są inżynierowie właśnie mechanizacji rolnictwa. Raport daje tutaj pięćdziesiąt jeden punktów zagrożenia, na sto możliwych. Taki inżynier nie wykonuje procesów rolniczych, ale planuje i kontroluje eksploatację maszyn i urządzeń służących do uprawy, nawożenia pól, zbioru płodów rolnych, deszczowania. Dobiera maszyny do konkretnych warunków. Wiele z jego zadań przejąć może AI, ale i tak na końcu wydaje się, że to człowiek musiałby zweryfikować efekt jej pracy. Stąd też, pomimo zagrożeń, notuje się nadal wzrost zapo trzebowania na tego rodzaju specjalistów i trend ten ma się utrzymać przynajmniej do 2030 roku. Wymaga jednak na inżynierach zdobywania szerszej wiedzy z zakresu mecha niki i bardziej praktycznego doświadczenia. Raport WUP wskazuje na malejące znaczenie dyplomu uczelni w tym zawodzie, a rosnące stażu, znajomości rynku maszyn i za plecza technicznego. Niemal identycznie przedstawiono wizję dla zawodu inżyniera technologii żywności i techni ka przemysłu drzewnego, technologii drewna – choć objęty jest tymi samymi zagrożeniami, to identyfikuje się zdecy dowany wzrost zapotrzebowania na takich pracowników, w dodatku bardzo dobrze opłacanych. A jak wygląda sytu acja samych rolników? Zapotrzebowanie według raportu jest na nich nadal duże i prognozuje się umiarkowany jego wzrost. Zagrożenie ze strony sztucznej inteligencji jest ni skie, a najbardziej ceniona jest praktyka i doświadczenie.

PRZYSZŁOŚĆ NALEŻY DO AI?

Sztuczna Inteligencja największy wpływ ma wywrzeć w niedalekiej przyszłości, na technologie i usługi przy szłości właśnie. Pod tą nazwą zgrupowano zawody, które

często polegają na automatyzacji i komputerach i przez to, są tą automatyzacją mocniej zagrożone. O ile sytuacja bioinformatyków i teleinformatyków wygląda nieźle, to już technologowie inżynierii telekomunikacyjnej nie mogą bagatelizować 49/100 punktów w ocenie ekspertów pod kątem zagrożenia. To jednak i tak nie jest taki zły wynik przy 59/100 w kontekście grafików komputerowych DTP. To zawód polegający na przygotowywaniu i weryfikacji na etapie obróbki cyfrowej materiałów graficznych do druku. Mogą to być książki, broszury, reklamówki, czasopisma. Pomimo tego ostrzegającego wskaźnika, nadal jednak prognoza na pięć najbliższych lat wskazuje na umiarkowany wzrost zapotrzebowania na takich pracowników. Bardzo podobnie sytuacja wygląda u grafików komputerowych multimediów i projektantów grafiki stron internetowych oraz specjalistów do spraw doskonalenia i rozwoju aplikacji. Szeroko rozumiani informatycy dostali 40/100 punktów zagrożenia automatyzacją. Co ciekawe, również sytuacja specjalistów do spraw jakości oprogramowania nie jest tak zła, jak miało świadczyć wiele opinii po wejściu AI do świata komputerów. Raport WUP wskazuje nie tylko bardzo duże zapotrzebowanie i umiarkowany jego wzrost w następnych pięciu latach, ale i nadal dobre średnie zarobki. Wskaźnik zagrożenia ze strony sztucznej inteligencji tutaj to co prawda 51/100 przy 41/100 u testerów, ale na tych ostatnich maleje przeciętne zapotrzebowanie. Rynek IT jest najbaczniej obserwowany przez specjalistów pod kątem wpływu sztucznej inteligencji.

- Obecnie zauważam tendencję do poszukiwania Full Stack Developerów, czyli programistów, którzy posiadają szeroki wachlarz kompetencji. – mówi Oliwia Radoń, specjalistka do spraw rekrutacji IT z firmy Spyrosoft S.A. - Specjaliści nie powinni już opierać się jedynie na back-endzie, ale oczekuje się od nich biegłości również we front-endzie czy kompetencjach naturalnych dla profilu DevOps. Kiedy kandydaci dzielą się ze mną swoimi dotychczasowymi doświadczeniami, czasem słyszę frustracje z tego powodu, ponieważ „nie da się być specjalistą od wszystkiego”. Jak najbardziej to rozumiem, natomiast chociażby próby poznawania nowych narzędzi w wolnej chwili czy otwartość by się w nie wdrożyć, z pewnością jest bardzo dobrze widziana. AI nie eliminuje doświadczonych programistów. Rozumienie kodu na głębszym poziomie, znajomość dobrych praktyk programowania czy zdolność do krytycznej analizy architektonicznej

na co dzień od programistów słyszę, iż sztuczna inteligencja znajdzie rozwiązanie na wszystko, nawet takie, które realnie nie istnieje i nie będzie działać, mówiąc wprost. Co do umiejętności miękkich, umiejętność pracy zespołowej i ogólnie aspekty pracy z innymi ludźmi wydają mi się szczególnie istotne w przyszłości. Po pierwsze, rozwój technologii dąży w wielu branżach do tzw. cross-platformowych rozwiązań, co samo w sobie wymaga współpracy z różnymi zespołami pracującymi nad różnymi komponentami danej aplikacji. Po drugie, AI jeszcze nie potrafi tak dobrze odczytywać naszych potrzeb lub to my (szczególnie klienci, a więc często osoby nietechniczne) nie potrafimy tych potrzeb przełożyć na język AI. Specjalista - dobry w swoim obszarze, który potrafi zbudować relacje i zrozumieć potrzebę oraz perspektywę drugiej strony, ale też sprawnie korzystać z AI to moim zdaniem bardzo cenne połączenie.

KIEROWCY I TRENERZY ŚPIĄ SPOKOJNIE

Kiedy przyjrzymy się danym zawartym w raporcie, możemy stwierdzić, że o pracę martwić nie muszą się chemicy i technologowie chemiczni. Wzrost zapotrzebowania, przy już wskazanym jako duże, dla takich specjalistów brzmi optymistycznie. W tej grupie największy wskaźnik zagrożenia automatyzacją (54/100) przyporządkowano m.in. agrochemikom – czyli tym, którzy zajmują się produkcją substancji i preparatów na potrzeby rolnictwa. Jeszcze wyższy wskaźnik (55/100) mają perfumiarze, zajmujący się

komponowaniem zapachów. Choć zapotrzebowanie na tego rodzaju pracowników jest przeciętne, to jednak także tutaj przewiduje się stabilny jego wzrost. Ten sam trend przypisano biotechnologom (ale wskaźnik tylko 33/100) oraz laborantom (29/100). Stabilnie przestawiają się także wykresy dla logistyków, kontrolerów jakości oraz automatyków czy kierowników magazynów. Jakie jednak zawody ujęte w raporcie zostały oznaczone najniższym wskaźnikiem zagrożenia automatyzacją? Raczej nie ma tutaj niespodzianek. Kierowca samochodu ciężarowego (6/100), kapitan statku morskiego (25/100), technik nawigator morski (24/100), kierowca autobusu (26/100), inżynier mechanik maszynowy (31/100), technik mechanik (26/100), spawacz (28/100), elektromechanik (26/100), laborant chemiczny (29/100), technik przetwórstwa tworzyw sztucznych (28/100), technik technologii środków farmaceutycznych (21/100), operator maszyn i urządzeń do przetwórstwa tworzyw sztucznych (23/100), projektant baz danych (27/100), serwisant sprzętu komputerowego (26/100), technik leśnik (29/100), kierownik gospodarstwa produkcji roślinnej i zwierzęcej (23/100), rolnik (23/100), stolarz (25/100), stolarz meblowy (20/100), kierownik hotelu (30/100), organizator imprez sportowych (29/100), trener sportu (4/100), instruktor fitness (27/100), instruktor rekreacji ruchowej (24/100), szef kuchni (28/100), technik żywienia i usług gastronomicznych (29/100), technik hotelarstwa (27/100), pilot wycieczek (27/100), kucharz (18/100), kelner (24/100), barman (18/100), obsługa hotelu (19/100), kierownik hotelu (30/100).

Autor: Michał Sarosiek

Oliwia Radoń

Lider pod presją. Jak budować

zdrową organizację?

Pytanie o to, w co najlepiej inwestować w firmie, często przywodzi na myśl nowe technologie, innowacje czy ekspansję na nowe rynki. Jednak z perspektywy moich doświadczeń pracy w biznesie i z biznesem uważam, że najcenniejszą inwestycją dla firmy jest zdrowa organizacja – czyli taka, w której uwaga jest skierowana w równym stopniu na wyniki, procesy i ludzi – mówi Anna Grygorcewicz w rozmowie z Tomaszem Grygorcewiczem.

Oboje są Partnerami Zarządzającymi w DCC Grygorcewicz Development Consulting Coaching. Wspierali liderów m.in. w firmach Zalando, Fiege, Hultafors Group, 3Shape, FairWind, PDC Logistic, Autodoc czy Hisert i CSL.

Tomasz Grygorcewicz: Aniu, jesteś Executive Coachem PCC ICF i od ponad 13 lat pracujesz z liderami oraz zarządami wielu firm. Jakie największe wyzwania dostrzegasz obecnie w pracy menedżerów? Anna Grygorcewicz: Wielu liderów czuje się przeciążonych obowiązkami i nadmiarem informacji. Na co dzień towarzyszy im silny stres. Myślą, że sami muszą dbać jednocześnie o rezultaty i o ludzi. Natomiast stosunkowo niewielu jeszcze liderów wie, że w zdrowych organizacjach za atmosferę w zespole odpowiada sam zespół, a kierujący nim lider ma jasno określone zadania polegające na rozwoju biznesu.

TG: Tak, to zmienia optykę i daje ulgę, że każdy ma swoje zadania i liderzy i pracownicy. Co jeszcze może zmniejszyć stres liderów? AG: Stres w umiarkowanej dawce bywa motywujący. Problem zaczyna się, gdy staje się chroniczny. Ważna jest samoświadomość – obserwowanie sygnałów: przemęczenia, krótkiego lontu czy marazmu. Istotne jest ustalanie priorytetów i delegowanie zadań, bo nie wszystko musimy robić sami. Warto też szukać wsparcia: u mentora lub coacha. Czasem pomagają proste metody – krótka przerwa na oddech czy odłożenie służbowego telefonu po godzinach, a czasami dłuższy proces z pracą na nieświadomych mechanizmach swoich zachowań. W modelu PCM® managerowie poznają szkodliwe wzorce (na przykład zadowalanie innych w pierwszej kolejności czy szorstki kontakt stawiający do pionu) i pracują nad kształtowaniem swojego stylu przywództwa. Lider dbający o swoją równowagę psychiczną daje dobry przykład zespołowi, a to wpływa na atmosferę w zespole.

TG: Jak można zatem świadomie rozwijać swój styl przywództwa i czy coaching lub mentoring mogą w tym pomóc?

AG: Coaching i mentoring bardzo w tym pomagają. Coach potrafi zadać pytania, skłonić do refleksji i odkrycia własnych rozwiązań, a mentor podzieli się wiedzą i wskaże ścieżki. Często powtarzam, że najlepsi sportowcy mają trenerów – liderzy również potrzebują takiego sparingu, bo kształtują kulturę całej organizacji.

TG: Jednym z twoich ulubionych tematów jest „zdrowa organizacja”. Co się kryje pod tym pojęciem?

AG: Zdrowa organizacja to firma, w której na równi z wynikami liczą się dobre relacje, zaufanie oraz rozwój procesów i ludzi. Pracownicy z liderami czują się bezpiecznie, bo rozumieją swój udział w biznesie. Mają przestrzeń na pomysły – dzięki temu są bardziej zaangażowani i chcą dawać z siebie więcej. Od lat moją misją jest wspieranie organizacji w budowaniu właśnie takiego środowiska.

TG: Pracujesz również z zarządami dużych firm. Czym różni się taka współpraca od coachingu menedżerów średniego szczebla?

AG: Praca z zarządem jest specyficzna – na tym szczeblu zapadają strategiczne decyzje dla całej firmy. Członkowie zarządu to bardzo doświadczeni liderzy. Moją rolą jest pomóc im zgrać się jako zespół i wypracować wspólną wizję działania. Prowadzę dla nich warsztaty strategiczne i sesje team-coachingu, gdzie omawiamy wyzwania i różnice zdań. Taka współpraca wymaga dyskrecji i zrozumienia presji, pod jaką są osoby na szczycie organizacji. To duże wyzwanie, ale i satysfakcja –gdy na górze zachodzą pozytywne zmiany, odczuwa je cała firma.

AG: Zapraszam serdecznie do kontaktu przez LinkedIn, maila czy telefon albo po prostu na kawę do biura. Z przyjemnością odpowiem na pytania i pomogę przełożyć te idee na konkretne działania w Państwa organizacji.

Czy Twoja firma poradzi sobie z cyberatakiem?

Atak hakerski na systemy zarządzania ruchem w metropolii. Przestój w krajowym systemie bankowości elektronicznej. Zakłócenia w funkcjonowaniu sieci energetycznej. Dla przeciętnego obywatela to scenariusze rodem z sali kinowej. Dla specjalistów od cyberbezpieczeństwa to codzienne wyzwania, z którymi się mierzą. Granice między światem wirtualnym a fizycznym się zacierają, a ochrona infrastruktury krytycznej IT stała się priorytetem o znaczeniu strategicznym.

Cezary Kamiński, właściciel firmy CZA-NET IT odpowiedział nam na kilka pytań związanych z tym tematem.

Czym jest infrastruktura krytyczna i dlaczego jej ochrona stała się teraz tak kluczowa?

Infrastruktura krytyczna IT to zbiór systemów, usług i zasobów teleinformatycznych, które muszą działać nieprzerwanie, aby zapewnić bezpieczeństwo państwa, stabilność gospodarki oraz sprawne funkcjonowanie instytucji publicznych. To centra danych, sieci telekomunikacyjne, systemy e-administracji, e-zdrowia, platformy finansowe i wszelkie usługi, które utrzymują życie cyfrowe kraju. Ochrona tej infrastruktury stała się priorytetem, bo zagrożenia zyskały wymiar strategiczny. Wzrosła liczba ataków prowadzonych przez grupy APT i aktorów państwowych, a techniki ataków są coraz bardziej wyrafinowane. Scentralizowana architektura systemów oznacza, że awaria jednego elementu może wywołać efekt domina, a ponieważ IT i OT (systemy operacyjne, np. przemysłowe) coraz częściej się przenikają, skutki ataku mogą być nie tylko cyfrowe, ale i fizyczne.

Jakie zagrożenia cybernetyczne najczęściej dotykają przedsiębiorstw? Gdzie „pęka” system i czy jest miejsce w infrastrukturze najbardziej narażone na ataki? Lista zagrożeń jest długa, ale do najczęstszych należą ransomware, phishing, ataki na usługi zdalne (RDP, VPN), podatności zero-day, ataki DDoS oraz kompromitacja łańcucha dostaw. System najczęściej zawodzi tam, gdzie w grę wchodzi czynnik ludzki: błędy pracowników, brak świadomości zagrożeń, słabe zarządzanie tożsamością i nieautoryzowane aplikacje. Najbardziej narażone punkty infrastruktury to styki z Internetem (serwery WWW, API, VPN), stacje robocze, usługi tożsamości (np. Azure AD), środowiska chmurowe i systemy OT. Właśnie te miejsca są najczęściej wybierane przez cyberprzestępców jako wektory ataku.

Czy polskie przedsiębiorstwa i instytucje są dziś wystarczająco świadome skali zagrożenia?

Rośnie świadomość zagrożeń, ale wciąż nie nadąża za rzeczywistym poziomem ryzyka. Największe braki

DCC Grygorcewicz

Development Consulting Coaching

Biuro: ul. 5 Lipca 30/4, 70-376 Szczecin

a.grygorcewicz@dcc-grygorcewicz.pl tel. 503 506 970

występują w segmencie MŚP oraz w niektórych instytucjach administracji. Brakuje dojrzałych procesów, zasobów, bieżącego monitoringu i zintegrowanych systemów ochrony. Gotowość obronna jest niższa niż potencjał zagrożeń, szczególnie w przypadku ataków APT czy ransomware.

Co Państwo proponują klientom z sektora infrastruktury krytycznej, aby skutecznie chronić ich systemy?

Nasze działania opierają się na pięciu kluczowych filarach: segmentujemy sieci i ograniczamy uprawnienia dostępu, wdrażamy monitoring oraz narzędzia detekcji zagrożeń, chronimy tożsamość użytkowników (MFA, silne hasła, audyty), regularnie aktualizujemy systemy i tworzymy kopie zapasowe offline, a także szkolimy zespoły i prowadzimy symulacje incydentów.

Jak wygląda współpraca z CZA-NET IT?

Zaczynamy od wspólnej analizy ryzyka i audytu. Mapujemy zagrożenia, ustalamy priorytety i przechodzimy do działania. Współpraca opiera się na jasnych zasadach (SLA/MoU), podziale odpowiedzialności, wdrożeniu technologii i bieżącym monitoringu. Pracujemy blisko z klientem – wdrażamy rozwiązania, ale też prowadzimy szkolenia, raportujemy zagrożenia i stale aktualizujemy procedury.

Czy da się mówić dziś o skutecznym cyberbezpieczeństwie bez edukacji zespołu?

Nie. Nawet najlepsze technologie nie zastąpią świadomego pracownika. To ludzie popełniają błędy, klikają w podejrzane linki, udostępniają dane. Dlatego szkolenia z phishingu, procedur reagowania czy rozpoznawania socjotechniki to absolutna podstawa.

Gdybyście mieli zostawić firmom z sektora krytycznego jedną radę na dziś, co by to było?

Zadbajcie o gotowość operacyjną. Testujcie scenariusze incydentów tak często, jak testujecie technologie. Nawet najlepiej chroniony system nie pomoże, jeśli organizacja nie wie, jak reagować w sytuacji kryzysowej. Jasne procedury i regularne symulacje znacząco zmniejszają skutki każdego incydentu i chronią ciągłość działania.

CZA-NET IT Systemy Informatyczne Czesława Niemena 11/1 | 71-7492 Szczecin Tel: 503-533-340 cezary.kaminski@cza-net.pl | biuro@cza-net.pl cza-net.pl aw/foto:materiałyprasowe

Fresh Gelato

Lodziarnie przyszłości

Jak przełamać lody i stereotypy, by sprawić, aby branża lodziarska stanowiła technologiczny fenomen i stała się ultranowoczesna? Tak działa technologia Fresh Gelato, w której proces tworzenia końcowego produktu – lodów rzemieślniczych – może obserwować na żywo każdy z nas. Fresh Gelato to jednak nie tylko lodziarnie – to także gotowy pomysł na biznes.

Gelato, czyli po włosku lody, a do tego fresh (z angielskiego: świeże) to zrealizowana wizja szczecińskiego biznesmena. Piotr Boba, bo o nim mowa, to twórca i właściciel marki Fresh Gelato, która zdobyła uznanie najpierw wśród szczecinian, a której ekspansja objęła nie tylko resztę Polski, ale i całą Europę.

BYĆ JAK ROCKEFELLER

Historia pana Piotra przypomina samego Johna Davisona Rockefellera, czyli amerykańskiego filantropa, który przeszedł drogę – jak się uznaje – od pucybuta do milionera. Szczeciński przedsiębiorca w branży lodziarskiej zaczynał sam, od zera, zafascynowany tym, co zobaczył podczas podróży po Włoszech. Najpierw postanowił sprowadzać do Polski tamtejsze mrożone jogurty, potem był import maszyn do produkcji lodów, a nawet otwarcie szkoły dla przyszłych mistrzów tego fachu – Gelato Professional School w Szczecinie. Finalnie powstał lokal w Mierzynie przy ulicy Sezamkowej, tłumnie odwiedzany przez szczecinian.

– W tym wszystkim miałem jeden cel – przenieść jakość i doświadczenie z Włoch do Polski, aby u nas także można było delektować się lodami o tak wysokim standardzie – mówi sam Piotr Boba. – A jest to jakość nieporównywalna z tym, co funkcjonowało na rynku dotychczas.

Kiedy zarejestrowana została marka i powstał pierwszy profesjonalny punkt sprzedaży lodów przy ulicy Sezamkowej na granicy Szczecina i Mierzyna, historia zatoczyła swoiste koło.

– Mama mi zawsze przypomina, że moja pierwsza lodziarnia powstała, jak byłem jeszcze dzieckiem w szkole podstawowej. Postanowiłem wówczas zbudować niewielką drewnianą budkę z lodami na osiedlu, która okazała się strzałem w dziesiątkę – już wtedy zarobiłem swoje pierwsze pieniądze. Jeszcze nie wiedziałem, że w przyszłości stanie się to moją pasją i sposobem na życie – wspomina ze śmiechem pan Piotr.

PRODUKTEM JEST TEŻ PROCES

Fresh Gelato przy ulicy Sezamkowej odwiedziliśmy w zwykły, powszedni dzień w godzinach popołudniowych. Lokal pękał w szwach, a jego asortyment oraz wystrój mogą przyprawić o zawrót głowy. Lody i desery wszelkich możliwych rodzajów to nie wszystko. Na miejscu można skosztować także włoskiej kuchni, a mnogość specjałów sprawia, że każdy może znaleźć coś na swój gust. Rzut oka na salę pozwolił zauważyć, że lokal jest popularny nie tylko jako miejsce randek, ale i spotkań całych, często wielopokoleniowych rodzin.

– Rzeczywiście ma to być miejsce dla wszystkich i takie właśnie jest – przekonuje Piotr Boba. – Jestem osobą ciekawą świata, obserwatorem ludzi. Chciałem, aby zarówno dzieci, dorośli, jak i seniorzy mogli znaleźć takie wspólne miejsce właśnie u nas. To się udało, a dla mnie jest potwierdzeniem słuszności szeregu decyzji, które doprowadziły mnie i moją markę do tego punktu.

U podstaw innowacyjnej produkcji lodów rozpoczętej na ulicy – nomen omen Sezamkowej – stała kluczowa, jak się potem okazało, wizyta szczecińskiego przedsiębiorcy we Włoszech. Odbywał szkolenie u tamtejszego partnera i wówczas po raz pierwszy zobaczył bardzo zaawansowane technologicznie urządzenia do produkcji tego rodzaju lodów. Zaskoczyły go maszyny, które jednocześnie pełniły funkcję witryn, w których klient cały proces produkcji lodów obserwował na żywo, na własne oczy.

– W drodze powrotnej z tej prezentacji nie mogłem przestać myśleć o tym, co zobaczyłem. Wkrótce okazało się, że ten system produkcji jest kompletnie nieznany nie tylko w Polsce, ale również w Europie. To, co było we Włoszech już znane, u nas było absolutną nowością – wspomina pan Piotr.

JAK TO SIĘ ROBI PO WŁOSKU

Proces produkcji, w zależności od preferowanej technologii, może być prowadzony bez pasteryzacji – na zimno

lub na ciepło – z użyciem pasteryzatora. Podstawą jest mleko, śmietana oraz włoskie komponenty najwyższej jakości. Świeże owoce i mleko pochodzą od lokalnych dostawców. Technologia Fresh Gelato opiera się na produkcji lodów na oczach klientów – czyli według modelu, który tak zafascynował szczecińskiego przedsiębiorcę. Klient zawsze je świeże lody od razu po procesie produkcji, dzięki czemu są bardziej kremowe, mniej napowietrzone, a smak pełny i wyrazisty.

– Podstawowym protokołem i fundamentem naszej pracy jest używanie doskonale zbilansowanych baz lodowych – mówi Piotr Boba. – Każda baza ma tzw. czystą etykietę – clean label – i nie zawiera żadnych sztucznych ulepszaczy czy stabilizatorów. Posiadamy trzy podstawowe bazy: mleczną, sorbetową oraz wegańską.

Punktem zwrotnym technologii i marki okazały się targi branżowe w Warszawie osiem lat temu, gdzie Piotr Boba zdecydował się na zaprezentowanie pozyskanych przez niego rozwiązań szerszemu gremium. Zainteresowanie przerosło oczekiwania i rozpoczął się prawdziwy boom na tę nową technologię.

– W ciągu kolejnych lat sprzedaliśmy ponad dwieście urządzeń w samej Polsce. Zbudowaliśmy system partnerski – tak zwaną miękką franczyzę. Dziś liczba klientów korzystających z naszych rozwiązań technicznych oraz know-how to około półtorej setki, a sama sieć liczy ponad czterdzieści lokali w Polsce – mówi Piotr Boba.

PARTNERSKI SYSTEM WSPÓŁPRACY

Macierzysty lokal, który powstał jako pierwszy – ten przy ulicy Sezamkowej – pozostaje w rękach właściciela i stanowi swoiste serce całego biznesu. Mieści się tam też centrum szkoleń branżowych – czyli akademia dla przyszłych i obecnych producentów lodów. W osobnym pomieszczeniu mieści się tzw. showroom, gdzie różnego rodzaju maszyny i witryny są wystawione i zaprezentowane bardzo szczegółowo – aby zainteresowany mógł zapoznać się z ich technologią. Cały budynek – choć sam z lodu nie powstał – stanowi centrum branży lodowej – zarówno pod względem technicznym, jak i od strony merytorycznej. Jest skarbnicą wiedzy i doświadczeń.

– Jest to również swoisty poligon doświadczalny – mówi Piotr Boba. – W tym miejscu testujemy nowe rozwiązania, to tutaj prowadzimy też pierwsze rozmowy z inwestorami i przyszłymi partnerami biznesowymi. Dla wielu jest to początek nowej drogi biznesowej i życiowej. Gościmy też szereg ekspertów z innych państw, a to czyni nasz ośrodek coraz bardziej rozpoznawalnym na lodowej mapie świata.

Swoim partnerom Fresh Gelato oferuje partnerski model współpracy – tzw. miękką franczyzę. Podstawowym jej wyróżnikiem jest to, że nie jest pobierana opłata od obrotu, tak jak to jest w typowych sieciach franczyzowych. Fresh Gelato jest również dostawcą urządzeń, technologii oraz zapewnia obsługę serwisową. Bardzo mocnym elementem strategii oraz współpracy jest posia-

danie silnego, wielopoziomowego know-how oraz wyłączności na włoską technologię, jakiej nie ma konkurencja. Sieć zapewnia jednocześnie wsparcie marketingowe i promocyjne nowych lokalizacji, co ma odzwierciedlenie także w Internecie. Fresh Gelato współpracuje bowiem z wieloma influencerami, którzy sami przekonawszy się najpierw do jakości wyrobów – chętnie je reklamują. Nowy partner otrzymuje także pełne know-how procesu produkcji lodów i wsparcie w kwestii doradztwa przy poszczególnych krokach prowadzących do powstania nowego lokalu. Doświadczenie właściciela marki oraz całego zespołu jest tutaj niezwykle cenne.

– Ważnym elementem naszego modelu biznesowego jest innowacyjność oraz umiejętność adaptacji do zmieniającego się rynku – mówi Piotr Boba. – Mocno inwestujemy w technologie, także związane z IT. W lutym 2026 r. podczas targów Expo Sweet będzie miała premierę nasza aplikacja FreshGelato.app, która zrewolucjonizuje rynek lodowy. Do tego dochodzi bliska współpraca z włoskimi producentami surowców, które powstają na wyłączność dla nas, co stanowi istotny element przewagi konkurencyjnej naszych partnerów. Wybieramy tylko najlepsze jakościowo produkty, z których, przy użyciu włoskiej technologii, tworzymy niepowtarzalne receptury i kompozycje smakowe. O to właśnie chodzi, aby jakość i niepowtarzalność wyróżniała nas na rynku i stanowiła o rosnącej sile marki.

RÓŻNE SMAKI BIZNESU

Błyskawiczny rozwój firmy, jak również rzadko spotykany wzrost rozpoznawalności marki, spowodował, że rozwijać zaczęła się także franczyzowa część Fresh Gelato. Dziś do

wyboru dla potencjalnych partnerów istnieje aż kilka opcji takiej współpracy. Co więcej – przed wyborem docelowego modelu biznesowego zainteresowani mogą porozmawiać z Piotrem i wspólnie wybrać najlepszy model dla danej lokalizacji. Właściciel marki – jak sam często powtarza – nie chce być tylko przedsiębiorcą zapatrzonym w siebie, ale także chce dać możliwość podobnym sobie ludziom, aby weszli w swój biznes i realizowali swoje marzenia. Tak jak on realizuje swoje, stając się powoli filantropem.

Wśród obecnie funkcjonujących formatów współpracy dominuje pięć opcji podstawowych. Pierwsza nazywa się Fresh Gelato Corner i jest skierowana do właścicieli lokali, które działają pod swoją własną marką. W ramach współpracy firma instaluje wewnątrz lokalu lub w jego części zewnętrznej (np. w ogródku czy też w patio) moduł do produkcji lodów.

– Z tego modelu chętnie korzystają kawiarnie, cukiernie, restauracje czy hotele – mówi Boba. – To, co ważne w tej opcji, to zachowanie swojej własnej nazwy, jak i wszystkiego, co z nią związane, i dodanie do tego naszej części. Takim partnerom mówię, że jesteśmy ich partnerem lodowym, w istniejącej strukturze ich lokalu.

Istnieje też możliwość otwarcia lokalu sezonowego. Są to lodziarnie funkcjonujące od trzech do ośmiu miesięcy w ciągu roku, a ich powierzchnia to 15-70 metrów kwadratowych.

Kolejnym formatem, jaki proponuje sieć, jest Fresh Gelato Mobile – przyczepy, pawilony oraz nowość: mobilne wózki lodowe Fresh Gelato Royal Carts. Ten format cieszy się obecnie bardzo dużą popularnością z uwagi na swój innowacyjny

Pierwszą lodziarnię założyłem jako uczeń szkoły podstawowej. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że w  przyszłości stanie się to moją pasją i sposobem na życie

design, mnogość zastosowań oraz niski próg inwestycji – od trzydziestu pięciu tysięcy złotych.

Do całorocznej działalności przeznaczona jest natomiast opcja Fresh Gelato 360. Tutaj potencjalny partner może liczyć nie tylko na pełną ofertę lodową, ale także całą gamę kaw, wyrobów cukierniczych, bubble tea, a także ma możliwość serwowania autorskiej Fresh Pinsa oraz podawania wina. Fresh Gelato jest bowiem dystrybutorem włoskiej marki win Bocelli. Tak funkcjonujący lokal powinien mieć minimum 70 metrów kwadratowych, a z reguły jego maksymalna powierzchnia to 200 metrów kwadratowych.

Ostatnim formatem, który powraca do łask po zawirowaniach na rynku galerii handlowych, jest Fresh Gelato Mall – projekt dedykowany właśnie do centrów handlowych w postaci wyspy lub odrębnego lokalu w ramach pasażu (przewidywana powierzchnia od 15 do 120 metrów kwadratowych).

– Benefity, jakie oferujemy w ramach współpracy, są bardzo szerokie – mówi Piotr Boba. – Nasi partnerzy otrzymują od nas biznes – powiedzmy umownie – pod klucz, wraz z pełnym know-how. Chętnym zapewniamy swoją markę, która jest już znana w całym kraju, nie tylko wśród przedstawicieli branży, ale przede wszystkim przez konsumentów. O popularności można się przekonać każdego dnia, w każdej istniejącej lokalizacji – zachęcam do przyjścia, rozejrzenia się, spróbowania wyrobów. To jednak nie wszystko. Zapewniamy także projekt nowego lokalu lub przebudowy istniejącego, pełne wsparcie szkoleniowe, marketingowe. Chętnie zaangażujemy się także w promocję nowej lokalizacji. Dajemy opatentowaną i sprawdzoną technologię, a poza tym dbamy o wyłączność terytorialną, aby poszczególni partnerzy nie wchodzili sobie w drogę. Mogą oni liczyć także na dostęp do wygodnej platformy hurtowej B2B, a od przyszłego sezonu będziemy oferować dostęp do innowacyjnej aplikacji, dzięki której będą mogli w prosty sposób planować produkcję oraz zarządzać swoim lokalem. Jeśli jest taka potrzeba, pomagamy również w doborze lokalizacji oraz w jej znalezieniu. Mówiąc w skrócie – jeśli ktoś chce rozpocząć działalność w takiej branży, to u nas znajdzie wszystko, czego potrzebuje. Trzeba mieć tylko chęci!

ROZWAŻNA EKSPANSJA

Grudzień to czas nie tylko podsumowań udanego roku, ale także punkt startowy do tworzenia wizji na kolejne dwanaście miesięcy. Właściciel marki, zauważając popularność swoich wyrobów także podczas imprez plenerowych w różnych lokalizacjach, postanowił rozwinąć swoją sieć także w mniejszych miejscowościach i bardziej oddalonych od centrum dzielnicach dużych aglomeracji. Także tych będących typowymi sypialniami – skupiskiem domków jednorodzinnych lub bloków.

Z kolei popularność mobilnych lodziarni – Fresh Gelato Royal Carts – spowodowała, że także one będą bardziej widoczne na ulicach i uliczkach w różnych zakątkach kraju – nie tylko podczas tzw. eventów.

Nasi partnerzy biznesowi otrzymują urządzenia, obsługę serwisową, wsparcie marketingowe i doradcze oraz pełne know-how i włoską technologię, jakiej nie ma konkurencja

– Warto wspomnieć, że w tym roku byliśmy partnerem czterech prestiżowych eventów i festiwali takich jak: Premiera Porsche Community of Speed, Festiwal filmowy Camerimage, Miss Polski, Queen of Poland. Planowana jest współpraca z markami modowymi, beauty oraz szeroko rozumianą branżą sportu –mówi właściciel.

Firma pojawi się także na stałe w zupełnie nowych miejscach, gdzie dotąd tylko bywała podczas różnych wydarzeń – już podpisano umowy w Krakowie i w Gdańsku, a w przygotowaniu są kolejne lokalizacje –z myślą o przyszłych inwestorach i partnerach.

Nadchodzący rok to także ekspansja za granicę – już są modele współpracy w trybach masterfranczyzy (na dany kraj) lub subfranczyzy (dla danego regionu). Jak mówi właściciel marki – nie zależy mu tak bardzo na szybkości realizacji tych planów, jak na znalezieniu odpowiednich osób do współpracy. Poważny partner musi gwarantować utrzymanie jakości Fresh Gelato, która jest znakiem rozpoznawczym firmy.

Fresh Gelato oferuje również dogodne formy finansowania w postaci leasingu lub wynajmu maszyn. Próg wejścia we współpracę wynosi trzydzieści pięć tysięcy złotych (przy modelu wynajmu lub leasingu). Poziom inwestycji wynosi od stu pięćdziesięciu tysięcy złotych do ponad pół miliona w przypadku flagowych punktów.

– Branża lodowa w ostatnich latach stała się bardzo popularna i z tego wynika nasz dynamiczny rozwój – twierdzi Piotr Boba. – Zauważamy rosnący trend i zainteresowanie wejściem w ten biznes od nowych inwestorów prowadzących firmy także w zupełnie niezwiązanych z lodami czy gastronomią branżach. Mamy obecnie takie czasy, że przedsiębiorcy coraz rzadziej trzymają się tylko jednej gałęzi działalności. Ja to rozumiem – sam jestem bardzo ciekawy świata, nowości, poznawania nowych rzeczy. Biznesmeni chcą swój portfel dywersyfikować, a inni, jak na przykład właściciele restauracji, często chcą spróbować właśnie czegoś nowego, stawiając także na osobisty rozwój w ramach swojego przedsięwzięcia.

Autor:MichałSarosiek/foto:AlicjaUszyńska/MUA:AgnieszkaOgrodniczak

Oskar branży finansowej w Polsce

Po raz pierwszy w historii w Polsce powstały oficjalne struktury międzynarodowego stowarzyszenia

MDRT (Million Dollar Round Table), organizacji, która zrzesza zaledwie 1% najlepszych doradców finansowych na świecie. Na czele polskiego oddziału stanął Paweł Skotnicki – ekspert ubezpieczeniowy i doradca gospodarczy ze Szczecina.

– To dla mnie wielkie wyróżnienie, ale jeszcze większa odpowiedzialność – mówi Skotnicki, który wcześniej brał już udział w spotkaniach i konferencjach MDRT na całym świecie, w tym ostatnio w Chicago oraz w Miami.

MDRT działa od 1927 roku i została założona w Stanach Zjednoczonych. Dziś zrzesza najlepszych profesjonalistów branży finansowej z całego świata – ludzi, którzy wyznaczają kierunki rozwoju i wyznaczają najwyższe standardy etyki zawodowej.

DROGA DO POLSKI WIODŁA PRZEZ CAŁY ŚWIAT

Zanim oficjalne struktury MDRT pojawiły się w Polsce, konieczne były rozmowy, spotkania i budowanie relacji z ekspertami z całego świata. Million Dollar Round Table to prestiżowe, międzynarodowe stowarzyszenie zrzeszające doradców finansowych i agentów ubezpieczeniowych, którzy należą do ścisłej światowej czołówki. Członkostwo w MDRT jest potwierdzeniem wysokich standardów etycznych i profesjonalizmu, a także najwyższych osiągnięć w sprzedaży i obsłudze klienta. Szacuje się, że światowe MDRT zrzesza około 1% najlepszych doradców świata. To organizacja opiniotwórcza, networkingowa, organizująca merytoryczne spotkania i konferencje na całym świecie. I właśnie teraz będzie mieć swoje struktury w Polsce i to z mocnym reprezentantem na czele, bowiem jest nim szczecinianin Paweł Skotnicki.

Paweł Skotnicki

MDRT Country Chair, Life Member, najmłodszy, dożywotni członek stowarzyszenia Million Dollar Round Table z Polski oraz certyfikowany doradca finansowy EFC. Autor bestsellera „Polak mądry przed szkodą”. Założyciel i pierwszy Prezes Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Rekomendowanych Doradców Ubezpieczeniowych. Publicysta w Gazecie Ubezpieczeniowej. Autor ebooków „Twoje Dziedzictwo – wstęp do planowania spadkowego”, „Pierwsze Razy – planowanie, budżet, długi, zasady” i „Edukacja Finansowa Dzieci”.

– Walczymy z niskim poziomem zaufania społecznego. Moim celem jest wzrost zaufania do doradców ubezpieczeniowych. Chcemy stać się zawodem zaufania publicznego. Taki będzie główny cel naszych pierwszych aktywności. Planuję nawiązać współpracę m.in. z organizacjami publicznymi czy ministerstwami. Będziemy stawiać na relacje i inicjatywy społeczne – zarówno branżowe, jak i te skierowane szerzej, do społeczeństwa – mówi Paweł Skotnicki.

– Polski rynek ubezpieczeniowy jest stosunkowo młody, dlatego powinniśmy kształcić specjalistów na światowym poziomie w zakresie doradztwa ekonomicznego, ubezpieczeniowego i finansowego. Priorytetów mamy wiele, a wszystko będzie w efekcie finalnym działać pozytywnie dla rynku i dla naszej gospodarki, co przełoży się na lepiej dobrane rozwiązania dla klientów – przyznaje Paweł Skotnicki.

Ekspert zwraca uwagę, że obecnie w Polsce zaledwie połowa społeczeństwa posiada ubezpieczenie. To wyzwanie, którym MDRT chce się zająć. Planowane są działania edukacyjne, kampanie społeczne i merytoryczne wydarzenia w różnych częściach kraju.

Starania o stworzenie polskiego oddziału MDRT trwały cztery lata. Spotkania odbywały się m.in. w Bostonie, Nashville, Miami, Vancouver oraz Warszawie. Decyzja o utworzeniu lokalnych struktur zapadła już jakiś czas temu, a od września polski oddział działa już oficjalnie.

– Mamy się czym chwalić. Mamy benefity dla rynku ubezpieczeniowego i chcemy działać na rzecz całej branż, co ostatecznie przełoży się także na lepsze oferty dla klientów – podkreśla Skotnicki.

CZYM ZAJMUJE SIĘ MDRT?

Polska struktura MDRT będzie aktywna i widoczna. Zaplanowano organizację konferencji, eventów branżowych, nagrań podcastów, szkoleń oraz obecność w mediach z głosem eksperckim w najważniejszych dla branży tematach. Celem jest nie tylko profesjonalizacja środowiska i poszerzanie wiedzy członków MDRT, ale też budowanie dobrego wizerunku branży ubezpieczeń na życie i długoterminowych oszczędności.

– Idea naszej organizacji to promocja profesjonalizmu, dzielenia się wiedzą, doświadczeniem, najlepszymi praktykami i życzliwością w branży. Jeżeli rośniemy razem, to rynek staje się lepszy dla wszystkich: dla branży i dla naszych klientów. Organizacja ma niemal 100 lat swojej historii, czyli jest starsza niż Oscary. MDRT to prestiżowe wyróżnienie w naszej branży i często bywa nazywane właśnie „Oscarem ubezpieczeniowym”. W Polsce mamy wielu znakomitych doradców z tym certyfikatem, ale brakowało nam oficjalnych struktur – mówi Paweł Skotnicki.

Dobra księgowa to skarb

Beata Bukowiecka – ekonomistka, księgowa, przedsiębiorczyni i właścicielka biura rachunkowego łączącego polski i niemiecki rynek – jest laureatką prestiżowej nagrody Magnolia Biznesu w kategorii Ikona Biznesu. To wyróżnienie przyznawane kobietom, które swoją pracą, odwagą i postawą inspirują innych do działania. W szczerej rozmowie opowiada o drodze z małej lubelskiej miejscowości do własnej firmy działającej po dwóch stronach granicy, o sile konsekwencji i o tym, dlaczego księgowość to zawód, który zasługuje na więcej zainteresowania i szacunku.

Beato, na wstępie gratuluję nagrody. Czy ma ona dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie?

Ogromne! Szczerze mówiąc, byłam tak zszokowana, że… spadłam w domu ze schodów. (śmiech) Zawód księgowego jest w Polsce bardzo niedoceniany. Biura rachunkowe rzadko zauważa się w rankingach czy konkursach. Ludzie często myślą: „księgowe są nudne, siedzą w dokumentach”.

A to zupełnie nieprawda. Nasza praca jest fascynująca i bardzo odpowiedzialna.

W jaki sposób?

Księgowość to nie „wklepywanie” dokumentów. Trzeba znać strukturę firmy, rozumieć przepisy, umieć czytać dokumenty, analizować. Mechaniczne czynności to tylko ułamek pracy. A w Polsce często traktuje się księgowe po macoszemu.

Jak zaczęła się Twoja droga do zawodu?

Pochodzę z małej wsi na Lubelszczyźnie. Nie było dostępu do bibliotek, Internetu, możliwości głębszej edukacji. Do liceum ekonomicznego się nie dostałam, bo nie miałam, jak przygotować się do egzaminu, więc ukończyłam liceum o profilu ogólnorolnym, więc z zawodu jestem też rolnikiem. Ale cały czas marzyłam o ekonomii.

Gdy poznałam mojego obecnego męża, on zobaczył we mnie tę „iskrę”. Dzięki jego wsparciu poszłam na studia – już jako mama trzylatki. Miałam 27 lat, byłam starsza od reszty studentów, bardziej obowiązkowa. Często to ja pomagałam innym w statystyce czy rachunkowości. Studia ukończyłam z wynikiem 4,5, a moją pasją okazała się mikroekonomia.

Pracę magisterską pisałam o ewolucji systemu podatkowego po 1990 roku – temat totalnie mnie wciągnął.

Pracowałaś też w urzędzie skarbowym, prawda? Tak, dwa lata w dziale egzekucji podatkowej. To było jeszcze podczas studiów. Ta praca dała mi ogromne zrozumienie, jak funkcjonuje urząd i że po drugiej stronie też są ludzie.

Jak trafiłaś do prywatnej księgowości?

Po studiach poszłam na bezpłatny staż, mimo że miałam dwoje dzieci i tytuł magistra. Chciałam zobaczyć, jak wygląda praca od środka. Okazało się, że radzę sobie lepiej niż niektóre doświadczone księgowe, więc szybko dostałam etat. Dużo się tam nauczyłam.

A potem wyjazd do Niemiec. Tak. Przenieśliśmy się tam całą rodziną, bez znajomości języka. Tylko mąż znał niemiecki, ponieważ już wcześniej uczył się i pracował w Niemczech. Ja zaczynałam praktycznie od zera. Po roku intensywnej nauki trafiłam do biura doradcy podatkowego, które dało mi szansę. Uczyłam się księgowości w niemieckim systemie, robiłam szkolenia. Nie było łatwo – bywałam jedyną osobą z Polski na kursach i pamiętam sytuacje, kiedy 200 osób odwracało się w moją stronę, gdy wyczytywano moje nazwisko.

Później nastąpiła przeprowadzka do Berlina? Tak. Pracowałam w kancelarii adwokackiej. Zobaczyłam, jak ogromny jest rynek usług dla Polaków – księgowych, tłumaczy, lekarzy. Niestety część firm wykorzystywała niewiedzę i bezradność klientów. Pomyślałam więc: „zrobię to po swojemu – uczciwie, rzetelnie”. I otworzyłam własne biuro. Wynajęcie lokalu w Berlinie graniczyło wtedy z cudem, ale dzięki dyplomatycznym zdolnościom męża się udało.

fot. Zuzanna Bielawa

Jak zdobywałaś pierwszych klientów?

Najprościej i najuczciwiej – poprzez klasyczne wizytówki. Spacerowałam i wkładałam je za wycieraczki aut z polskimi rejestracjami, rozdawałam w metrze, w sklepie, w urzędzie –wszędzie tam, gdzie słyszałam język polski. I ruszyło. Pracowałam wtedy po 12-14 godzin dziennie, ale opłaciło się.

W końcu przeprowadziliście się do Szczecina.

Biuro w Berlinie pozostało jako partnerskie, ale całą obsługę księgowo-podatkową przeniosłam do Polski. Pracowałam najpierw z mieszkania, a potem już z domu na Mierzynie. COVID przyzwyczaił nas do pracy online, ale psychicznie potrzebowałam wyjścia na zewnątrz. Dodatkowo coraz większa liczba klientów i rozwój sprawiły, że otworzyliśmy biuro w Szczecinie.

W czym dokładnie się specjalizujesz?

W księgowości niemieckiej. Obsługujemy: polskie firmy działające w Niemczech, szczególnie budowlane; firmy z Polski delegujące pracowników; niemieckie firmy prowadzone przez Polaków; pracowników, którzy wracają po sezonie i rozliczają roczne podatki, a także firmy z całej Unii Europejskiej, które muszą wypełniać niemieckie obowiązki sprawozdawcze. Jesteśmy zarejestrowani w Niemieckiej Izbie Doradców Podatkowych, więc reprezentujemy klientów przed niemieckim urzędem skarbowym oraz posiadamy ubezpieczenie od odpowiedzialności zawodowej na kwotę miliona euro.

Co najbardziej lubisz w swojej pracy?

Ludzi. W biurach niemieckich klienci praktycznie nie dzwonią – bo za każdy wykonany telefon, jak i czas z tym związany, otrzymują rachunek. Uważam jednak, że pewnych rzeczy nie da się załatwić mailem. Rozmawiam, tłumaczę, również uspokajam. Łączę i spotykam w tej pracy dwie mentalności: niemiecką – uporządkowaną, spokojną – oraz polską – spontaniczną, ale też często niecierpliwą.

Oprócz pracy działasz także społecznie. Posiadam silny „gen społeczny”. Wspólnie z Angeliką Felską i Kają Bilską stworzyłyśmy projekt „Młodzież w Unii Europejskiej”, w ramach którego chcemy organizować spotkania edukacyjne oraz wyjazdy studyjne po krajach Unii. Czy otrzymamy środki na ten projekt, trudno powiedzieć, a sprawy proceduralne są długotrwałe i wymagają cierpliwości. Działam też lokalnie w gminie Dobra – staram się zachęcić mieszkańców do aktywniejszego działania w zakresie praw obywatelskich, bo uważam, że my, Polacy, za mało z nich korzystamy. Jestem również pomysłodawczynią projektu „Dobre Relacje”, w ramach którego staram się doceniać osoby, instytucje lub firmy, które w sposób wyjątkowy łączą relacje międzyludzkie z wykonywanym zawodem.

A życie prywatne? Masz czas jeszcze na inne aktywności? Uwielbiam podróżować. Założyłam nawet na Facebooku profil „Szpilką po mapie. Nadążyć za marzeniami”, gdzie publikuję zdjęcia i ostatnio również wywiady. Jeden z nich obejrzało już 16 tysięcy osób!

Co powiedziałabyś na koniec o zawodzie księgowej?

To zawód ogromnego zaufania i odpowiedzialności. Mam stałych klientów od ponad 10 lat. To relacje oparte na wzajemnym szacunku. I bardzo żałuję, że to wciąż w Polsce niedoceniany zawód. Dobra księgowa to skarb – jak dobry lekarz czy prawnik. Kto to zrozumie, ten już nigdy nie zmieni księgowej. (śmiech)

Jak zaplanować wydatki na energię?

Końcówka roku to dla przedsiębiorców czas podsumowań, ale też planów i kalkulacji. Jak efektywnie zarządzać kosztami energii elektrycznej w nadchodzącym roku? Ceny energii rosną, ale nie musi to oznaczać wzrostu wydatków. Kluczem jest analiza, plan i wybór odpowiedniego partnera.

Koniec roku to czas planów. Jak przedsiębiorca powinien zaplanować wydatki na energię elektryczną?

Skuteczne planowanie to w pierwszej kolejności rzetelna analiza wydatków za poprzedni rok. Dlatego najpierw warto zweryfikować swoje dotychczasowe rachunki za energię elektryczną i usługi dystrybucyjne z uwzględnieniem swojego profilu zużycia. Następnie przyjrzeć się planom rozwojowym przedsiębiorstwa i określić, jak może się kształtować zapotrzebowanie na energię elektryczną w najbliższym okresie kontraktacji. Wnioski z takiej analizy są kluczowe. Z jednej strony dają perspektywę na weryfikację cen i oferty u obecnego sprzedawcy energii elektrycznej, z drugiej –pozwalają na ewentualne pozyskanie konkurencyjnych ofert. Dla wielu przedsiębiorców taka analiza nie jest łatwa. Rzetelnie i obiektywnie robimy to w Reo.pl. Jeśli dodamy do tego przegląd rynku i zapytanie o oferty innych sprzedawców niż tylko obecny, to zyskamy lepszą świadomość i swobodę wyboru. Ważna, też jest elastyczność po stronie sprzedawcy w zakresie dopasowania oferty do naszego profilu działalności – poczucie, że jest to nasz partner rozumie indywidualne potrzeby naszej firmy.

Czysta energia – czy może być tańsza? I czy to jedyny czynnik, który powinien przedsiębiorca brać pod uwagę? Przy odpowiednio uszytej na miarę ofercie zielona energia jest tańsza. Jednak cena to nie jest jedyny czynnik, który przedsiębiorca powinien brać pod uwagę. Kluczowe staje się źródło jej pochodzenia. Realna wiedza o źródle energii pozwala przedsiębiorcom spełniać wymagania norm zrównoważonego rozwoju. A te mogą przynieść wymierne korzyści, na przykład w postaci tak zwanego zielonego finansowania. To temat na osobny artykuł, ale tu sygnalizuję tylko, że zagadnienia ograniczenia śladu węglowego i czystej energii są kluczowe dla rosnącej grupy partnerów biznesowych i odbiorców usług czy produktów.

Czym różni się Reo.pl od innych sprzedawców energii elektrycznej?

Przede wszystkim rozwijamy bazę wytwórczą w swojej grupie kapitałowej. W związku z tym oferujemy naszym klientom w 100% czystą energię ze zweryfikowanych i rzetelnych źródeł. W naszym DNA jest indywidualne podejście do klienta i dostarczanie energii w dobrej cenie. Relacja z klientem nie kończy się na podpisaniu umowy – ona wtedy na dobre się zaczyna. Działamy na jego rzecz, z zaangażowaniem monitorujemy rynek i dostarczamy rozwiązania w zakresie energii, które realnie wpływają na biznes. Duża część naszej codziennej pracy, związana jest z doradztwem i „przeprowadzaniem” klienta przez meandry rynku.

Czy przedsiębiorcy umieją czytać rachunki za energię elektryczną?

Są podmioty, które umieją czytać rachunki za energię elektryczną i są takie, które tego nie potrafią. Z moich obserwacji wynika, że

łączy się często koszt energii z kosztem usług dystrybucyjnych. Warto przyglądać się tym kosztom rozłącznie. Koszty dystrybucji są ustalane przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki i nie są negocjowane. Natomiast w zakresie zakupu energii elektrycznej możemy podejmować decyzje swobodnie najlepiej po rozdzieleniu umowy dystrybucyjnej i sprzedaży energii elektrycznej. Co do przykładania wagi do rachunków – zauważam, że im większy procent kosztów danego przedsiębiorstwa stanowią koszty energii elektrycznej, tym bardziej stają się one tematem na poziomie strategicznym

O ile wzrosną nasze rachunki za prąd w firmach w 2026 roku? Rachunki za prąd mogą nieznacznie wzrosnąć, ale jeśli wybierze się odpowiedniego sprzedawcę energii, w tym mix oparty o źródła odnawialne i elastyczną cenę to taka oferta może być nawet korzystniejsza niż tegoroczna. Energię można kontraktować w wielu zróżnicowanych modelach, przy czym bazując na źródłach odnawialnych, warto rozważyć perspektywę długoterminową, bo w niej zarówno konkurencyjność cenowa, jak i stabilność kosztowa jest największa. Dla takiej perspektywy właściwe są umowy długoterminowe PPA z jasnymi zasadami ustalania końcowej ceny zakupu. Kluczowym czynnikiem jest zajęcie się tematem energii elektrycznej na poziomie strategicznym. Taka optyka pozwoli dobrać rozwiązanie efektywne kosztowo, które realnie odpowiada na potrzeby przedsiębiorstwa.

Autorka:AnetaDolega/Fot.materiałyprasowe

Reo.pl Sp. z o.o. tel. + 48 22 548 48 29, sprzedaz@reo.pl www.reo.pl

Pracuj mądrze i odpoczywaj mądrze

Stabilizacja na etacie to dla jednych idealna sytuacja zawodowa, podczas gdy dla innych praca przez osiem godzin dziennie jest nie do pomyślenia. Są tacy, którzy nie wyobrażają sobie siedzenia za biurkiem, a dla dużej części osób aktywnych zawodowo, jest to wymarzona praca. Jeszcze inni zakładają swoje biznesy, nie bojąc się – czy na pewno? – ryzyka i porażek. Od czego zależą nasze preferencje zawodowe i dlaczego jedni radzą sobie w każdej sytuacji, a inni nie? Jaki wpływ mamy na swoją pracę, a jaki ona wywiera na nas?

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, Polacy będący aktywnymi zawodowo, najliczniej pracują w szeroko rozumianym sektorze usług. Prawie jedna trzecia z nas zatrudniona jest natomiast w przemyśle, a prawie dziesięć procent – w rolnictwie. Jako forma zatrudnienia zdecydowanie dominuje praca najemna. Jednocześnie wiele badań i ankiet wskazuje, że jesteśmy zadowoleni ze swojej pracy, co deklaruje średnio osiemdziesiąt procent pytanych. Jednak jednocześnie połowa Polaków wskazuje na poczucie wypalenia zawodowego, choć nie każdy ma świadomość tak naprawdę, czym ono jest i jak się objawia. Jeszcze inną grupą są pracownicy nie angażujący się w swoje zajęcie (co deklaruje około dziesięć procent) i ci wręcz nudzący się w pracy (wg różnych ankiet jest to około trzydzieści procent pytanych!).

PRACA DRUGIM DOMEM

Z racji samego czasu spędzanego w miejscu pracy, czujemy jak dużą część naszego życia stanowi właśnie aktywność zawodowa. Składa się na nią nie tylko realizacja zadań, ale także aspekt społeczny, fakt bycia częścią grupy i odnajdywania się w ustalonej w niej hierarchii. Dotyczy to wszystkich – zarówno pracowników najniższego szczebla, jak i liderów – te osoby przypominają niejako sportowców osiągających cel, którzy teraz muszą wykonać dużo pracy, aby na szczycie się utrzymać i poradzić sobie z podległym zespołem. Co jednak praca daje nam w zamian za trudy dnia codziennego? Pensja, która motywuje nas do działania, jest sprawą oczywistą. Jednak nie jest to jedyny „zysk”, jaki osiągamy dzięki pracy zawodowej. Już bowiem w szkole uczymy się nie tylko pokonywania kolejnych szczebli trudności, ale także dowiadujemy się, że nie wszystko zawsze udaje się od razu. Uczymy się sukcesów, ale także właśnie porażek. Poszerzamy nie tylko wiedzę, ale i horyzonty, które pomagają nam odkrywać nowe pasje, zainteresowania oraz własne zdolności, a nawet pragnienia. To w latach szkolnych definiujemy dużą liczbę celów – tych najmniejszych i tych większych, często życiowych. Dobrze napisany sprawdzian, szóstka w dzienniku – a potem dobrze wykonana praca doceniona przez innych lub której efekty są powszechnie widoczne – to źródła satysfakcji, które przekładają się na dobre samopoczucie nie tylko psychiczne, ale i fizyczne.

Do tego dochodzi rozwój własnych umiejętności organizacyjnych, zarządzania, komunikacji. Tak zdobyte doświadczenia potrafią przydać się także w życiu prywatnym, we własnym domu czy choćby podczas planowania rodzinnych wakacji.

ODWAŻNI BIZNESMENI

Jaki jednak tryb pracy wybrać, aby czerpać z niej jak najwięcej korzyści?

Czy powinniśmy zaszyć się w kącie biura i robić tylko to, o co nas poproszą? A może przejąć inicjatywę nawet będąc „trybikiem” na etacie lub w ogóle brać pod uwagę tylko swój własny biznes jako formę zarobkowania?

- Na podstawie doświadczeń w pracy terapeutycznej z pacjentami, mogę jasno stwierdzić, że za wyborem jednej czy drugiej ścieżki zawodowej, nie stoją tylko kwestie ekonomiczne. – mówi Dorota Kowalewska, psycholog, psychoterapeuta w Centrum Terapii Psyche – Poradnia Psychologiczna. – Główne składowe takiej decyzji to przede wszystkim osobowość. Ta z kolei – poza cechami wrodzonymi lub nabytymi bardzo wcześnie, jak odwaga – jest odzwierciedleniem indywidualnych doświadczeń. To wszystko składa się na sposób myślenia danej osoby i jej skłonność do podjęcia ryzyka, aktywności, która nie jest tym wygodnym spędzaniem ośmiu godzin u kogoś za biurkiem.

Etat, choć może kojarzyć się z monotonnią i brakiem przestrzeni na realizację swoich pomysłów, to jednak tak pożądana przez wielu stabilność. Bywa, że tylko złudna – w razie redukcji zatrudnienia lub kłopotów danego zakładu pracy – zwolnienie grozi przecież każdemu, niezależnie od rodzaju posiadanej umowy. Jednak to poczucie stabilizacji jest podawane najczęściej jako atut tej formy zatrudnienia. Jej składowe to także świadomość opłacanych składek do ZUS i wizja w miarę spokojnej emerytury. Pewne pieniądze pojawiające się na koncie co miesiąc bez stękania szefa – nawet jeśli nie są duże – pozwalają spokojnie spać.

- Wcale nie znaczy to, że tak myślące osoby są mniej ambitne czy mniej kreatywne – mówi Dorota Kowalewska. – Tutaj decyduje ich system

wartości i sposób funkcjonowania emocjonalnego – skupia się właśnie na poczuciu bezpieczeństwa, a – nazwijmy to umownie: wolność – stawia na drugim miejscu.

Oczywiście łatwo zaobserwować także wpływ najbliższego otoczenia i wychowania w kontekście późniejszej kariery zawodowej. Wszak dzieciom dobrze prosperujących przedsiębiorców dużo łatwiej jest założyć firmę niż komuś, kto takich wzorców i wsparcia nie miał. Bywa, że ktoś posiadający predyspozycje do bycia przedsiębiorcą, nie wchodzi na tę ścieżkę właśnie z powodu braku takich możliwości.

- Główna cecha osób podejmujących ryzyko na polu zawodowym to odwaga. – mówi Dorota Kowalewska. – Ona jednak kształtuje się latami, od dzieciństwa. Dojrzewa wraz z młodym człowiekiem, a często towarzyszy jej odpowiedni temperament. Transformacja wewnętrzna może jednak przyjść także w późniejszym wieku. Przykładem jest pacjent, który przez lata pracował za granicą na etacie, wiele godzin dziennie. Miał tego dość i w końcu podjął się założenia własnej działalności budowlanej. Dziś zapewnia, że była to świetna decyzja i jak mówi – wyzbył się przekonania, że „bez etatu nie ma bezpieczeństwa w życiu”.

Inny mężczyzna przez długi czas łączył pracę na etacie z prowadzeniem własnej działalności. Choć z czasem jego firma zaczęła przynosić większe dochody, wciąż trzymał się etatu, by nie rezygnować z tego, co pewne.

- Dziś prowadzi już tylko dobrze prosperującą firmę, ale droga do tego momentu była trudna – wychowywał się w rodzinie, w której etat był jedyną znaną i akceptowaną formą pracy. – mówi Dorota Kowalewska. - To pokazuje, że schematy rodzinne i przekazy pokoleniowe mają ogromny wpływ na nasze decyzje zawodowe. Dzieci często powielają wzorce rodziców, nawet jeśli wewnętrznie pragną czegoś innego. Pamiętam historię fryzjera, którego mama marzyła, by miał „porządną, stabilną pracę na etacie”. On jednak postawił na swoim i zaryzykował, otwierając salon. Dziś ma wielu klientów i nie zamieniłby swojej pracy na żadną inną. Często powtarza, że cieszy się, iż wtedy nie posłuchał rad rodziców. Podobnie jak on, wielu ludzi przez lata wybiera bezpieczeństwo zamiast marzeń. Czasem słyszę od pacjentów: „przynajmniej będę mieć emeryturę”. I wtedy myślę – czy to wystarczający powód, by rezygnować z siebie? Z tego, co naprawdę chcieli robić? Bo może za tą stabilnością kryje się rezygnacja z własnych pragnień, które kiedyś wydały się zbyt ryzykowne.

ETAT JAKO OSTOJA SPOKOJU

Trzeba jednak pamiętać, że przeświadczenie o większym bezpieczeństwie patrzenia w przyszłość w przypadku pracy etatowej nie jest bezpodstawne. Składki, ubezpieczenie, pensja o znanej wartości – to świadczenia, dzięki którym można funkcjonować bez większych problemów. Do tego dochodzi mniejsza odpowiedzialność za daną firmę czy przedsiębiorstwo, choć to oczywiście nie tyczy się wszystkich „etatowców”. Pomińmy tym razem jednak odpowiedzialność zawodową czy również cywilną, skupiając się tylko na podejściu czysto psychologicznym do działalności macierzystego miejsca pracy.

- Etat to wybór tych, którzy potrzebują psychicznego bezpieczeństwa, nie chcą mierzyć się z permanentną niepewnością. To może nie przynosić pełnego spełnienia, ale daje ulgę i przewidywalność – a dla niektórych to jest wartość nadrzędna. – mówi Dorota Kowalewska. Jest w tym duży sens. Jednocześnie jednak czasami ta stabilność jest iluzją ochrony, która utrwala pozostawanie w miejscu nawet wtedy, kiedy pojawia się poczucie niespełnienia, stagnacji lub wewnętrznej tęsknoty za innym życiem. Tutaj każdy musi podjąć tę myśl samodzielnie, w obliczu własnej sytuacji i samego siebie. Często we współpracy z psychologiem – nasza praca skraca wiele dróg i pozwala szybciej spojrzeć na siebie z różnych perspektyw.

Etat może więc ograniczać nasz potencjał do koniecznego minimum, choć wcale nie oznacza, że nie można w swojej pracy wykazywać się inwencją czy też zaangażowaniem. To nadal zależy od nas samych, a jakiekolwiek podejście sobą reprezentujemy – niesie ono za sobą konsekwencje. Większe zaangażowanie może oznaczać awans, który z kolei często oznacza nowe trudności i większe wymagania stawiane nam na co dzień. Najczęściej jed-

nak wiąże się to z wyższą pensją, a przecież to dla wielu z nas jest cel nadrzędny. Znów przebija się zatem pytanie – a może więc powinniśmy zająć się własnym biznesem?

- Z psychodynamicznej perspektywy wybór pomiędzy etatem a działalnością w dużym stopniu wynika z doświadczeń wczesnodziecięcych, przekazów rodzinnych i wzorców bezpieczeństwa. – mówi Dorota Kowalewska. - Jeśli ktoś wychował się w środowisku, w którym stabilność była cnotą, a ryzyko kojarzyło się z zagrożeniem – etat będzie naturalnym wyborem. Jeśli ktoś dorastał, widząc przedsiębiorczość jako normę – dużo szybciej i łatwiej wejdzie w biznes. Nie da się odpowiedzieć jednoznacznie, która ścieżka jest lepsza. Lepsza to ta, która jest wewnętrznie zgodna z nami. Bo odwaga nie polega na tym, by rzucić wszystko i rozpocząć działalność – tylko na tym, by świadomie wybrać coś, co jest naprawdę nasze. Bez ucieczki w iluzje, bez idealizacji i bez poddawania się cudzym narracjom o tym, co jest bardziej wartościowe.

PRZEDE WSZYSTKIM ZDROWIE

W dzisiejszym świecie królują obrazy wyidealizowane w wielu sferach. Nauczyliśmy się w mediach społecznościowych obserwowania cudzych sukcesów, dóbr materialnych i blichtru wszelkiego rodzaju. Widzimy mercedesa sąsiada i jego piękny ogród, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że jest on zaangażowany w pracę w ramach swojego interesu praktycznie przez całą dobę. Nie pytamy go o zdrowie ani samopoczucie, także to psychiczne. Prowadzenie swojego biznesu wiąże się z pewnymi obciążeniami, dylematami, problemami – które mogą generować ogromne napięcie. To z kolei wpływa na zdrowie fizyczne i koło się zamyka.

- Zawsze przestrzegam: dbaj o siebie, zanim pojawi się problem. – mówi Dorota Kowalewska z Centrum Psyche. - Granica między pracoholizmem a odpowiedzialnością bywa cienka i często mylona zarówno osoby pracujące, jak i ich najbliższe otoczenie. W świecie, który premiuje „bycie zajętym”, łatwo pomylić zaangażowanie z uzależnieniem od pracy. Z zewnątrz obie postawy mogą wyglądać podobnie — długie godziny spędzane w biurze, perfekcjonizm, wysoka efektywność — jednak różni je motywacja i emocjonalne tło. Odpowiedzialność to zdrowa forma zaangażowania. Osoba odpowiedzialna kieruje się profesjonalizmem, poczuciem obowiązku i wartościami. Chce dobrze wykonać swoją pracę, bo zależy jej na jakości i relacjach — nie na udowadnianiu swojej wartości. Potrafi też postawić granice: wie, kiedy powiedzieć „dość”, kiedy odpocząć i że praca to tylko część życia, a nie jego całość. Pracoholizm to z kolei kompulsywne, wewnętrznie przymusowe zaangażowanie w pracę, często kosztem zdrowia, odpoczynku i relacji. Motywacją nie jest już chęć działania, lecz lęk i poczucie

Dorota Kowalewska

winy. Osoba uzależniona od pracy ma poczucie, że jeśli na chwilę odpuści, to coś straci – pozycję, uznanie, sens. Odpowiedzialność to świadomy wybór, zdrowe granice i praca jako część życia podczas gdy pracoholizm to wewnętrzny przymus, w dodatku będący poza kontrolą – to praca zamiast życia.

Żaden sukces zawodowy nie ma wartości, jeśli odbywa się kosztem zdrowia i spokoju wewnętrznego. Trudności zdrowotne dotyczyć mogą jednak także ludzi spędzających czas w pracy pozornie spokojnie – za przysłowiowym biurkiem. Choć bywa, że udaje się im uniknąć stresu, to samo długotrwałe siedzenie już jest dla zdrowia szkodliwe. Ciśnienie, serce a nawet nadgarstek i łokieć – potrafią najbardziej dać się we znaki, gdy prowadzimy siedzący tryb życia. Problemy mogą jednak także dotyczyć układu pokarmowego – szybkie, nieregularne posiłki, w tym często fast-food – to prosta droga do problemów z żołądkiem.

- Fundamenty profilaktyki są wspólne dla kobiet i mężczyzn, ale różnice biologiczne i społeczne sprawiają, że strategia powinna być dopasowana indywidualnie. – przekonuje dr n. med. Karina Ryterska z Katedry i Zakładu Żywienia Człowieka i Metabolomiki Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. - Kobiety częściej zmagają się z chorobami autoimmunologicznymi, osteoporozą czy skutkami menopauzy (np. spadkiem energii, problemami ze snem, koncentracją). Dlatego warto wcześniej zadbać o gęstość kości, równowagę hormonalną, zdrowie psychiczne i regularną aktywność fizyczną. Mężczyźni są bardziej narażeni na choroby serca, nadciśnienie, otyłość brzuszną, a także często zaniedbują profilaktykę (rzadsze badania kontrolne, późniejsze reagowanie na objawy).

Wszystkie te czynniki razem wpływać mogą na osłabienie odporności całego organizmu, a więc powodować częstsze infekcje. Dochodzą do tego także procesy degeneracyjne (np. spadek masy mięśniowej, gęstości kości, elastyczności naczyń krwionośnych), które zaczynają się już po 30. roku życia, choć ich skutki są odczuwalne dopiero później. Choroby cywilizacyjne (cukrzyca typu 2, nadciśnienie, insulinooporność) mają długi okres bezobjawowy, dlatego profilaktykę warto zacząć, zanim pojawią się symptomy. Gdy do tego wszystkiego dodamy jeszcze niską higienę snu – bomba w organizmie tylko czeka na wyzwolenie. Dlatego tak ważna jest równowaga między pracą a życiem i czasem prywatnym. Gdybyśmy postawili przed sobą wagę, a na jej szalach położyli pracę i zdrowie – zdecydowanie wolelibyśmy, aby ono wręcz wyraźnie przeważyło!

- Kiedy więc zacząć wprowadzać nowe nawyki? Najlepiej jak najwcześniej – czyli już na początku dorosłości, nawet 20–25 lat przed pięćdziesiątką, której tak się boimy. – mówi Karina Ryterska. Zdrowe nawyki buduje się latami – aktywność fizyczna, sen, sposób jedzenia, zarządzanie stresem. Im wcześniej je wprowadzisz, tym większa szansa, że staną się naturalne

i będą działać ochronnie. Mądra profilaktyka zdrowia i kariery to nie koszt, to inwestycja. Dzięki temu pięćdziesiątka może być nie ograniczeniem, lecz początkiem nowego etapu w pełni możliwości.

Musimy więc dbać, aby nie tylko znaleźć czas – najlepiej każdego dnia – na aktywność fizyczną, ale także na sferę prywatną. Kontakty rodzinne, spotkania z przyjaciółmi, wspólne wyjścia – to wszystko na końcu sprawia, że czujemy się dobrze zarówno w pracy jak i w domu – i to w każdym wieku.

- Przez całe życie, a także od samego początku kariery warto działać długofalowo – zarówno z myślą o zdrowiu, jak i rozwoju zawodowym. – mówi Karina Ryterska. Po pierwsze: dbaj o ciało, bo to ono niesie cię przez całe życie. Wprowadź aktywność fizyczną jako codzienny rytuał, zadbaj o sen i regenerację, naucz się zarządzać stresem i inwestuj w zdrowe nawyki żywieniowe. To zaprocentuje sprawnością i energią także w późniejszym wieku. Po drugie: rozwijaj kompetencje miękkie – elastyczność, komunikację, umiejętność uczenia się i adaptacji. Świat się zmienia, a nasza zdolność do dostosowania się będzie kluczowa. Buduj różnorodne doświadczenie zawodowe, nie bój się zmiany ścieżki – to zwiększa odporność na kryzysy. Trzecia rada: zabezpieczaj się finansowo – myśl o przyszłości, odkładaj, inwestuj w siebie. I pamiętaj: nie czekaj, aż coś się „zacznie psuć” w twoim organizmie.

UGASIĆ WYPALENIE

Co jednak, jeśli w naszej pracy nie czujemy się dobrze i często nawet nie potrafimy nazwać swoich odczuć i samopoczucia? Termin „wypalenie zawodowe” wprowadzili psychologowie: Herbert Freudenberger i Gail North, którzy wyróżnili dwanaście etapów prowadzących do jego pełnego rozwoju. To proces, który narasta powoli – zaczyna się od pozornie dobrych intencji, jak chęć bycia lepszym, bardziej efektywnym, a kończy emocjonalnym i fizycznym wyczerpaniem. Pierwszym z etapów jest poczucie konieczności ciągłego udowadniania swojej wartości. Dana osoba coraz bardziej identyfikuje się z pracą i jej wynikami. Zaczyna myśleć o sobie przez pryzmat osiągnięć. Pochodną takiego podejścia jest punkt drugi: nadmierne angażowanie się w pracę, unikanie współpracy. Pojawia się przekonanie, że „nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja” czyli trudność w delegowaniu i odpoczynku. To z kolei prowadzi do zaniedbywania własnych potrzeb. Brak snu, nieregularne posiłki, coraz mniej kontaktów z bliskimi. Często pojawia się sięganie po używki – by wyciszyć napięcie. Wkrótce przychodzi odpowiedź organizmu, czyli punkt czwarty: utrata energii i poczucie zmęczenia. Organizm daje pierwsze sygnały ostrzegawcze – spada odporność, pojawiają się problemy ze snem, drażliwość i frustracja. Ostatnie etapy zjawiska wypalenia zawodowego, to w skrócie: przewartościowanie priorytetów, izolacja, cynizm, wycofanie. Coraz mniej radości z pracy, unikanie kontaktu z ludźmi, narastający pesymizm. Praca, która kiedyś nadawała sens, staje się obciążeniem. Finalnie, następuje utrata poczucia własnej wartości, pustka, depresja, pełnoobjawowe wypalenie. To moment, w którym człowiek czuje, że nie ma już siły. Towarzyszy temu emocjonalne odrętwienie, poczucie bezsensu, czasem myśli rezygnacyjne.

- Wypalenie nie jest oznaką słabości, lecz sygnałem, że zbyt długo funkcjonowaliśmy ponad siły. To moment, w którym warto zatrzymać się i zapytać: czego potrzebuję, by znów poczuć sens w tym, co robię? Można jednak z tego wyjść i na nowo – po psychoterapii – poczuć moc i radość z życia i pracy – mówi Dorota Kowalewska. – Zawsze jednak zachęcam przede wszystkim do przeciwdziałania problemowi, zanim ten pojawi się w naszym życiu. Moje rady, to: ustalaj realistyczne cele. Nie wszystko musi być idealne. Dążenie do perfekcji często kończy się frustracją, a nie sukcesem. Dbaj o zdrowy tryb życia. Sen, ruch i regularne posiłki to podstawy, które mają realny wpływ na odporność psychiczną. Znajduj czas na odpoczynek i hobby. Wypoczynek nie jest luksusem, tylko koniecznością. To moment, w którym mózg się regeneruje. Doceniaj współpracę. Praca zespołowa nie tylko odciąża, ale też daje poczucie wspólnoty i wsparcia emocjonalnego. Świadomie stawiaj granice. Oddzielaj życie zawodowe od prywatnego. Naucz się mówić „nie” – nawet jeśli wymaga to odwagi. Przytakujesz przyjmując nowe zadanie wiedząc, że masz całą masę innych? Powiedz o tym przełożonemu. Rozmawiaj o trudnościach. Nie tłum w sobie stresu. Współpracownicy, bliscy, czy też profesjonalny terapeuta mogą pomóc ci spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.

Autor:MichałSarosiek/foto:materiałyprasowe/grafiki:designedbyFreepik

KSeF w branży budowlanej

Cyfrowa rewolucja przyspiesza, a przepisy dotyczące KSeF wprowadzają zmiany, które dotkną każdego przedsiębiorcę. Będą miały duży wpływ także na tych, którzy działają w budownictwie i na rynku deweloperskim – bo tu procesy są złożone, a dokumentacji nie brakuje.

13 stycznia 2026 r. w Hanza Tower w Szczecinie odbędzie się bezpłatna konferencja, podczas której eksperci i praktycy branży opowiedzą, jak przygotować firmę do obsługi e-faktur, jak zadbać o bezpieczeństwo danych i jak uporządkować codzienną pracę z dokumentami. Będzie merytorycznie i konkretnie.

NOWE REALIA DLA BUDOWNICTWA. WKRÓTCE OBOWIĄZKOWY KSEF

Branża budowlana wkracza w nowy etap cyfrowej transformacji. Już od 1 kwietnia 2026 roku wszyscy przedsiębiorcy – w tym deweloperzy i wykonawcy – będą zobowiązani do korzystania z Krajowego Systemu e-Faktur (KSeF). To rewolucja w zakresie wystawiania i odbioru faktur, a także prowadzenia obiegu dokumentów, wymagająca nie tylko wdrożenia odpowiedniego oprogramowania, ale także przemyślanej reorganizacji procesów akceptacji kosztów.

Aby pomóc firmom przygotować się do tych zmian, 13 stycznia 2026 r. w Hanza Tower w Szczecinie odbędzie się specjalistyczna konferencja organizowana przez Patcom, Symfonię oraz Develogic.

To wydarzenie kierowane do firm budowlanych i deweloperskich, które chcą skutecznie zaadaptować się do nowych regulacji i zyskać przewagę w coraz bardziej wymagającym otoczeniu rynkowym.

W programie znalazły się trzy kluczowe bloki tematyczne:

KSeF w teorii. Najważniejsze zasady i aktualne regulacje. O obowiązujących przepisach, obowiązkach przedsiębiorców i ryzykach związanych z nieprzystosowaniem się do nowych wymogów opowie radca prawny Robert Goch z kancelarii GSG.

Jak skutecznie zarządzać KSeF w branży budowlanej? Jak wdrażać system w firmach budowlanych i deweloperskich, jak zarządzać obiegiem dokumentów, radzić sobie z niestandardowymi załącznikami i integrować dane finansowe z projektowymi – o tym mówić będzie Piotr Krupiarz, ekspert Develogic.

Cyberbezpieczeństwo w dobie KSeF: jak chronić dane i procesy? Cyfrowa wymiana dokumentów to również nowe ryzyka. Jak zabezpieczyć dane i procesy? Jak zapobiegać incydentom? Jak budować odporność systemową? O tym w rozmowie z Krzysztofem Brzezińskim i Maciejem Ulińskim, ekspertami ds. bezpieczeństwa z Symfonii.

Konferencję otwierają rejestracja i poranna kawa (od 9:30), a zamyka sesja networkingowa, podczas której będzie można porozmawiać z prelegentami i wymienić się doświadczeniami z innymi uczestnikami.

TERMINY KSEF

Z danych firmy Patcom wynika, że pełne wdrożenie KSeF w średnich i dużych firmach to proces trwający od 10 do 12 tygodni – pod warunkiem dobrej organizacji i przeszkolonego zespołu. Tymczasem czasu jest coraz mniej. Nowe obowiązki wejdą w życie już 1 lutego 2026 r. dla firm z obrotami powyżej 200 mln zł, a następnie dla wszystkich pozostałych (1 kwietnia 2026 r.). Wyjątek stanowią mikroprzedsiębiorcy z obrotami poniżej 10 tys. zł miesięcznie, bowiem dla nich termin przesunięto na 2027 r.

Dlatego to dobry moment, aby przyjrzeć się procedurom, zaplanować działania i przygotować firmę na nadchodzące zmiany. Konferencja w Szczecinie będzie ku temu doskonałą okazją.

Udział w wydarzeniu jest bezpłatny, ale liczba miejsc ograniczona. Rejestracja jest możliwa na stronie www.symfonia.pl/blog/ konferencja-dla-branzy-budowlanej/

Patcom sp. z o.o. Tel. 605 088 088 ul. Kadetów 1a/U2, 71-227 Szczecin symfoksef.pl

KarinaRyterska

Historia Fortu Prusy

Od zabytkowych murów do nowoczesnej przestrzeni biurowej

W sercu Szczecina, przy ulicy Bartosza Głowackiego, znajduje się budynek z ponad 130-letnią historią. To dawna pralnia garnizonowa, wzniesiona w 1890 roku, która dziś zachwyca nową odsłoną.

Obiekt przeszedł kompleksową rewitalizację, podczas której zachowano cenne elementy historyczne, w tym fragmenty muru fortyfikacji z XVIII wieku. Budynek zyskał nową funkcję – został przekształcony w nowoczesny biurowiec o powierzchni ponad 1500 m² i wzbogacony o estetykę skandynawskiego minimalizmu.Przestronne wnętrza, duże przeszklenia i elegancka forma sprawiają, że to miejsce pełne światła, a zarazem ducha historii.

To doskonały przykład, jak z szacunkiem dla dziedzictwa można stworzyć przestrzeń funkcjonalną i atrakcyjną dla współczesnych firm. Fort Prusy to świadectwo przemian Szczecina, ale także dowód na to, że przeszłość i nowoczesność mogą harmonijnie współistnieć. Każdy detal i korytarz przypominają o bogatej historii miasta, jednocześnie inspirując nowoczesnych użytkowników.

Obecnie budynek jest na sprzedaż. Stanowi on unikatową okazję dla inwestorów szukających prestiżowej przestrzeni biurowej w historycznym sercu miasta. Szczegółowych informacji udziela Sandra Rychter z Rychter Nieruchomości & Tax sp. z o.o., która z przyjemnością odpowie na wszelkie pytania i przedstawi pełną ofertę.

SandraRychter, RychterNieruchomości&Taxsp.z o.o. Pośredniknieruchomości-nrlicencji29049

SZCZECIŃSKIE DNA

Trudna historia giganta w trzech aktach

To był największy zakład przemysłowy w Szczecinie i na Pomorzu Zachodnim. W najlepszych latach pracowało w nim było nawet kilkanaście tysięcy osób. Stocznia była też ważnym elementem nie tylko życia gospodarczego miasta i regionu, ale i politycznego, społecznego a nawet kulturalnego. Nikt chyba sobie nie wyobrażał, że taki kolos może zostać kiedykolwiek zlikwidowany – wyrzucić na bruk kilkadziesiąt tysięcy osób (licząc również kooperantów)? A jednak znaleźli się tacy, którzy nie mieli oporów. Do dziś przedstawiciele kilku partii politycznych obrzucają się oskarżeniami i odpowiedzialnością za likwidację stoczni. Na jej gruzach, od kilku lat, działa prężnie Stocznia Szczecińska Wulkan. Ale tamta, złota era, to już se ne vrati – jak mawiają nasi sąsiedzi z południa.

Stocznia Szczecińska – najpierw państwowa firma im. Adolfa Warskiego (współzałożyciela i ideologa Komunistycznej Partii Polski), potem funkcjonująca jako spółka akcyjna, następnie sprywatyzowana i przekształcona w holding a na koniec spółka z o.o. I jej trzy najważniejsze okresy działalności: PRL-owski, wielkiego sukcesu lat 90 i spektakularnego upadku lat 2000. Każdy z nich jest pełen pasjonujących wydarzeń, nieoczekiwanych zwrotów akcji, sukcesów i porażek, wielkich pieniędzy i bezwzględnej polityki, ale także ludzkich dramatów.

TRUDNE POCZĄTKI

Stocznia powstała na terenach, na których przed wojną działały dwa podobne niemieckie przedsiębiorstwa „Oderwerke” i „Vulcan”. Ich majątek oraz wyposażenie w dużym stopniu zostały zniszczone podczas nalotów alianckich na Szczecin w latach 1943-1944. Ale tak naprawdę prawie doszczętnie ograbiła je Armia Czerwona, która po zakończeniu II wojny światowej traktowała fabryki i inne zakłady przemysłowe na terenie dawnej III Rzeszy jako swoją zdobycz wojenną. Demontowano i wywożono w głąb ZSRR wszystko co się dało. Czasami zostawała tylko tzw. spalona ziemia i gołe ściany. Polska administracja w Szczecinie otrzymywała szczątki stoczni w kilku etapach. Ostatni nastąpił dopiero w 1948 roku. Według ekspertów zniszczenia szacowano na 95 proc. Ówczesne władze postanowiły jednak, że gospodarka morska w Szczecinie musi zostać odbudowana. Rozpoczęto produkcję niewielkich masowców parowych, z których i tak większość przeznaczono na eksport do ZSRR. Przełom nastąpił dopiero w 1956 roku. Stocznia zaczęła odbudowę zrujnowanej pochylni dawnej stoczni „Vulcan” i wyposażenia jej w nowoczesne urządzenia. Pojawiła się możliwość budowy statków o nośności 10 tys. ton oraz większych. We

września 1959 roku zwodowano pierwszy dziesięciotysięcznik, drobnicowiec „Janek Krasicki”. Zaczęło działać nowe biuro projektowe. Wprowadzone zmiany skutkowały zmianą pozycji stoczni na gospodarczej mapie Polski - na początku lat sześćdziesiątych zajmowała drugie miejsce pod względem wielkości mając ponad 10 tys. pracowników. Szeroko współpracowała z licznymi polskimi firmami m.in. Zakładami Przemysłu Metalowego H. Cegielski, czy śląskimi hutami. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Szczecinie rozpoczęto produkcję statków wysoko specjalistycznych, innowacyjnych technicznie i konstrukcyjnie m.in. cenionych na świecie chemikaliowców, gazowców LPG i LNG, statków badawczych i szkolnych oraz promów pasażerskich. Spora część z nich trafiała na eksport – głównie do ZSRR, choć nie tylko. W latach siedemdziesiątych stocznia wzmocniła swoją pozycję jako producenta. Zatrudniała ok. 12 tys. pracowników. W tym czasie zbudowano 116 statków, w tym 19 oryginalnych prototypów. Ale kryzys gospodarczy w kraju był już mocno widoczny. W sierpniu 1980 roku w stoczni, jak w wielu innych polskich zakładach pracy wybuchł kolejny robotniczy protest. Kilkanaście miesięcy potem wprowadzono w kraju stan wojenny. Ale gospodarka chyliła się ku upadkowi. Ekonomiczne trudności skutkowały m.in. spadkiem kontraktów stoczni. Głównym odbiorcą nadal był ZSRR, dla którego wyprodukowano np. serię specjalistycznych statków badawczych, okręty szpitalne oraz oceaniczne holowniki zaopatrzeniowe. Koniec lat osiemdziesiątych przyniósł upadek socjalistycznej gospodarki.

SUKCES I UPADEK

W 1989 roku doszło w Polsce do transformacji społeczno – ekonomiczno – politycznej. Gospodarka musiała zacząć funkcjonować zupełnie na

nowych warunkach. Podobnie jak Stocznia Szczecińska, która w tym czasie była w katastrofalnej sytuacji – upadający ZSRR wycofał zamówienia, armatorzy z całego świata nie odbierali zbudowanych jednostek, nie było z czego spłacać zaciągniętych kredytów. Potrzebne były szybkie i drastyczne decyzje ekonomiczne. Stocznia Szczecińska jako pierwsza z polskich firm z tej branży, we wrześniu 1991 roku przekształciła się w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa. Z nazwy zniknął dawny patron. Rok później dogadano się z wierzycielami i uzgodniono plan restrukturyzacji. Rozpoczęto również prace nad prywatyzacją spółki. Nowi menedżerowie, którzy stworzyli zarząd firmy opracowali nową strategię działania. Od 1993 roku firma przekształcona w Stocznię Szczecińską Porta Holding SA zaczęła przynosić zyski. Bardzo szybko znalazła się w światowej czołówce przez wiele lat klasyfikowana była na 5. miejscu wśród największych producentów statków na świecie. Dlaczego po prawie dziesięciu latach niewątpliwych sukcesów stocznia zaczęła mieć kłopoty finansowe spory trwają do dzisiaj. Jedną z najczęściej podawanych przyczyn jest… polityka. Ale również sytuacja ekonomiczna na świecie miała spore znaczenie. Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku coraz silniej do głosu zaczęła dochodzić konkurencja w postaci stoczni azjatyckich, które oferowały statki m.in. kontenerowce po znacznie niższych cenach niż w Europie. A te jednostki były domeną szczecińskiej spółki. Postawiła ona rozpocząć budowę m.in. chemikaliowców. Ale pojawiły się problemy z ich produkcją. Pod koniec 2001 roku stocznia straciła płynność finansową. Potrzebowała wsparcia w postaci kredytów pomostowych by realizować zamówienia na 27 statków o wartości ponad 2 mld zł. Ale rząd odmówił gwarancji kredytowych. Banki odmówiły dalszego kredytowania, a rząd SLD wsparcia. Sławne stały się wtedy słowa premiera Leszka Millera, który stwierdził, że „państwo prywatnym firmom nie pomaga”. Kiedy w stoczni pojawił się Jacek Piechota – ówczesny minister gospodarki został przez załogę obrzucony jajkami. Jedna z późniejszych teorii mówiła, że do upadku holdingu doprowadzili właśnie politycy SLD, żeby przejąć wchodzącą w skład SSPH SA bazę paliw Porta Petrol w Świnoujściu. W lipcu 2002 roku członkowie Zarządu Stoczni, będąc w trakcie podróży do Warszawy na spotkania z władzami banków, które oferowały pomoc finansową dla stoczni, zostali zatrzymani przez policję a następnie tymczasowo aresztowani. W mediach rozpoczęła się na nich nagonka. Oskarżano ich m.in. o zagrabienie majątku holdingu. W areszcie pozostali przez kilka miesięcy. Pod koniec lipca 2002 sąd ogłosił upadłość likwidacyjną Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. Przez kilka miesięcy stoczniowcy organizowali wiece i marsze protestacyjne w obronie

miejsc pracy. Skutkowały one m.in. tym, że państwo zaangażowało się w ratowanie przedsiębiorstwa. Agencja Rozwoju Przemysłu utworzyła nowy podmiot – Stocznię Szczecińską Nową (SSN). Wznowiła ona działalność produkcyjną, ale prowadziła ją już na dużo mniejszą skalę. W 2008 roku Komisja Europejska zarzuciła Polsce niedozwoloną pomoc publiczną. W związku z tym kilka miesięcy potem stocznia w Szczecinie została zlikwidowana. W październiku 2004 roku przed Sądem Okręgowym w Szczecinie rozpoczął się proces członków zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA. Oskarżono ich działanie na szkodę spółki. Po 3,5 letnim procesie – w kwietniu 2008 roku wszyscy zostali uniewinnieni.

WSZYSCY BYLI ODWRÓCENI

„Pośród partii, które od 2002 r., były u władzy, nie ma niewinnych klęski szczecińskiego przemysłu stoczniowego – pisał Andrzej Kraśnicki jr w „Gazecie Wyborczej”. - SLD na gruzach holdingu pod szyldem Stocznia Szczecińska Nowa zbudowało gospodarczego potworka, który źle zarządzany pożarł tylko setki milionów złotych publicznych pieniędzy. PiS zawalił harmonogram prywatyzacji w czasach, gdy w okrętownictwie panował boom i była szansa na poważnego inwestora. Partia Jarosława Kaczyńskiego potrafiła jedynie pompować setki milionów niedozwolonej pomocy publicznej, bez żadnego planu i pomysłu. (…) Rząd PO i PSL, który doszedł później do władzy, skompromitował się z kolei tzw. katarskim inwestorem, który miał uratować stocznię, a później niejasno zarządzanym postoczniowym majątkiem. Teren, który nie został sprzedany prywatnym przedsiębiorcom, zaczął odżywać dopiero w 2014 roku, kiedy dzięki lokalnej presji polityków PO powstał tu park przemysłowy. W szybkim tempie w dawnej stoczni swoje miejsce znalazło około 60 prywatnych firm zatrudniających około 2 tys. osób. Niestety, kiedy w 2015 roku PiS wrócił do władzy, stocznia stała się polem propagandowej działalności, a działający na tym terenie prywatni przedsiębiorcy mieli rzucane kłody pod nogi”. Dziś na terenach byłego holdingu działa Stocznia Szczecińska Wulkan.

Autor:DariuszStaniewski/foto:z zasobuMiejskiejBiblioteki Publicznejw Szczecinie.Fot.MarekCzasnojć,DamianRóż

Wykorzystano:GazetaWyborcza,Wikipedia,„Stocznia Szczecińska.Historianietylkopolityczna”MateuszaLipki i GrzegorzaCzapskiego-IPN

Fot. Damian Róż

TUNEL POD ODRĄ

Będzie najdłuższy w Polsce

Tunel pod Odrą, to kluczowy element Zachodniej Obwodnicy - jednej z najważniejszych inwestycji Szczecina. Będzie jednocześnie najdłuższym takim obiektem w Polsce. Według założeń ma być gotowy w 2033 roku. Jednak najprawdopodobniej jego budowa zostanie opóźniona. Bo jeden z uczestników przetargu na wykonanie Obwodnicy Zachodniej złożył odwołanie od decyzji Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. A to wstrzymuje, przynajmniej na kilka tygodni, podpisanie umowy na realizację głównej części inwestycji, w której skład wchodzi budowa tunelu pod Odrą.

Jednym z kluczowych elementów Zachodniej Obwodnicy Szczecina będzie odcinek Police – Goleniów, w skład którego wchodzi tunel pod Odrą. Będzie liczyć 5 kilometrów. Według GDDKiA będzie to dwururowy obiekt drążony maszyną TBM (ang. Tunnel Boring Machine). Średnica zewnętrzna tunelu będzie wynosiła niemal 15 m, a grubość obudowy 60 cm. Na przebiegu tunelu zaplanowano 19 przejść poprzecznych między nawami, które będą służyły przede wszystkim do ewakuacji w sytuacjach niebezpiecznych. Spód konstrukcji będzie schodził maksymalnie 51 m poniżej poziomu terenu, natomiast jezdnia będzie na głębokości do 45 m. Odcinki wjazdowe do tunelu będą mieć długość około 600 m. Czy można się spodziewać jakichś kłopotów związanych z tą budową?

Zachodnia Obwodnica Szczecina przetnie na północ od Polic Odrę, którą prowadzi tor wodny do portu w Szczecinie. Zdaniem GDDKiA nowa trasa odciąży obecny przebieg dróg A6, S3 i S6 omijających Szczecin od południa oraz wschodu. Nowa S6 domknie ring wokół Szczecina, co znacząco poprawi skomunikowanie całej aglomeracji szczecińskiej z siecią dróg szybkiego ruchu. Będzie miała szczególne znaczenie dla położonych na północ od Szczecina Polic. Obecnie, aby dojechać z tej miejscowości do węzła Goleniów Północ (S3/S6) po drugiej stronie Odry, trzeba przejechać 58 km. Po wybudowaniu obwodnicy trasa ta skróci się do 23 km, a czas przejazdu kilkukrotnie. Z centrum Szczecina wyprowadzona zostanie znacząca część ruchu samochodowego, w tym pojazdów jadących do zakładów chemicznych w Policach. Ze względu na uwarunkowania terenowe i kwestie środowiskowe, S6 będzie przechodziła pod rzeką tunelem o długości 5 km. To będzie najdłuższy taki obiekt w Polsce.

Jak na razie najdłuższym tunelem drogowym w Polsce jest obiekt pod Ursynowem w Warszawie, o długości 2335 m, będący częścią Południowej Obwodnicy Warszawy (S2). Na drugim miejscu znajduje się Bolków - Kamienna Góra (S3) w województwie dolnośląskim, który liczy 2300 m, a na trzecim Lubień - Rabka-Zdrój (S7) w województwie małopolskim: 2058 m. Natomiast na miejscu czwartym znajduje się zachodniopomorski tunel pod Świną w Świnoujściu, który liczy 1485 m (otwarty 30 czerwca 2023 roku, łączy wyspy Uznam i Wolin, to najdłuższa przeprawa podwodna w Polsce, o długości 1484 m, skracająca czas przejazdu pomiędzy częściami miasta z kilkudziesięciu minut do około 2 minut, zastąpiła ona dotychczasowe przeprawy promowe).

Firmy startujące w przetargu na jego wykonanie, to fachowcy i zawodowcy. Wbrew pozorom, przy takich trudnych inwestycjach, które wydają się na początku bardzo złożone jest bardzo wysoki poziom technologii i przygotowania. W związku z tym również ceny. Tam raczej niespodzianki się nie zdarzają, a nawet jak są, to każdy już wie jakie one mogą być. A przy takiej prostej inwestycji, przysłowiowym zwykłym wbiciu łopaty może się okazać, że odkrywamy pewne niespodzianki np. kabel, którego nikt nie znał. Pod Odrą raczej żadnego kabla się nie znajdzie ani żadnej archeologii, która także potrafi wstrzymać pracę. Zwykłemu człowiekowi może się wydawać, że takie przejście realizowane pod wodą jest niezwykłe skomplikowane. Otóż nie, jest opracowana pewna, specjalistyczna technologia. I jeżeli to się wszystko odpowiednio przygotuje i zrealizuje, to jest małe prawdopodobieństwo jakichś kłopotów. Oczywiście pewne ryzyka trzeba przewidywać np. jakieś wody podskórne, podziemne, że się nadziejemy na inny rodzaj gruntu, chociaż tu też bardzo ważne były liczne badania geologiczne. Ale do akcji przystąpi wielki świder. I jeśli on nawet napotka jakiś problem na swej drodze w postaci, nie wiem, np. przeszkody metr na metr, to przecież dla niego to żadna przeszkoda. Dzisiaj dużo większa barierą są formalności, kwestie prawne czy związane np. ze środowiskiem – nagle pojawia się jakieś zwierzątko, czy orzeł gniazdo założył… Ale po to była decyzja środowiska, żeby do takich sytuacji nie doszło. W działaniach technologicznych nie przewidujemy problemów. Ale nawet jeżeli się pojawią, to będziemy je rozwiązywać – zapewnia Michał Przepiera, wiceprezydent Szczecina ds. gospodarczych.

Pod koniec października tego roku szczeciński oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad wybrał wykonawców trzech odcinków Zachodniej Obwodnicy Szczecina: Odcinek Kołbaskowo-Dołuje - wybrano ofertę PORR o wartości 776,76 milionów złotych, Odcinek Dołuje-Police – będzie wykonywać firma NDI – wartość

oferty 694,78 milionów złotych a Odcinek Police-Goleniów (łącznie z tunelem pod Odrą) konsorcjum NDI S.A (lider) Dogus Insaat Ve Ticaret A.S. (Turcja) Dogus Construction Poland – oferta o wartości 5 311,58 milionów złotych.

W ostatnich dniach okazało się jednak, że wyniki dwóch z trzech przetargów zostały oprotestowane. Z możliwości złożenia odwołania skorzystała jedna z firm- PORR. Chodzi o przetarg na odcinek Dołuje-Police oraz Police – Goleniów (włącznie z tunelem). PORR zakwestionowała wyniki, bo złożyła oferty droższą od wybranych – w pierwszym przypadku 716 405 823,57 zł. W drugim startowała w konsorcjum z firmami PORR Bau GmbH (Austria), Gülermak S.A. z ceną 5 589 120 000 złotych. Według GDDKiA zakwestionowanymi przetargami zajmie się Krajowa Izba Odwoławcza. Kiedy? Nie wiadomo. Być może zostaną rozpatrzone dopiero w styczniu przyszłego roku. KIO może częściowo unieważnić przetarg, albo poprosić o dodatkowe wyjaśnienia lub też utrzymać wynik przetargu w mocy.

ds./foto:GDDKiA

GEOTERMIA

Ciepło z wnętrza ziemi

Szczecin chce być samowystarczalny energetycznie. Pomóc mu w tym mają m.in. źródła geotermalne i energia z odpadów. Główną role w tych działaniach odgrywa szczeciński Zakład Unieszkodliwiania Odpadów, czyli EcoGenerator, który od kilku miesięcy przygotowuje się do wykonania odwiertu geotermalnego przy ulicy Dąbskiej. O tym, kiedy ruszą prace dowiemy się na początku grudnia. A w przyszłym roku dzięki energii elektrycznej wyprodukowanej przez ZUO z odpadów oświetlonych zostanie 905 miejskich obiektów. Na poszukiwanie wód geotermalnych ruszyły także Police.

Wykorzystanie wód geotermalnych jest jednym ze sposobów zmniejszających emisję CO2 i innych składników zatruwających środowisko. Te odnawialne i niezawodne źródła energii dostępne są przez 24 godziny na dobę i przez cały tydzień. Wody geotermalne wykorzystuje się m.in.: w systemach centralnego ogrzewania i ciepłej wody w budownictwie mieszkaniowym, w różnego rodzaju procesach przemysłowych, w obiektach rekreacyjnych i sportowych (baseny, kąpieliska itp.), do produkcji energii elektrycznej, czy zielonego wodoru w procesie elektrolizy.

SZCZECIN W BLOKACH STARTOWYCH

Stolica Pomorza Zachodniego znajduje się w obszarze o dobrych warunkach geotermalnych, temperatura wód podziemnych (na mniejszych głębokościach charakteryzujących się znacznym zasoleniem) wynosi 60-80 stopni Celsjusza. Jak wynika z dostępnych danych wartość strumienia cieplnego w rejonie Szczecina wynosi około 90-100 mW/m2, co jest jedną z największych wartości tego parametru na terenie Polski. Dopiero jednak odwiert próbny pozwoli ocenić faktyczne parametry wody oraz koszty całej inwestycji i jej opłacalność.

Bezpieczeństwo energetyczne mieszkańców Szczecina jest jednym z naszych priorytetów. Próba wykorzystania źródeł geotermalnych to ważny krok w kontekście samowystarczalności energetycznej naszego miasta, do której dążymy. Ogromne znaczenie przy planowaniu takich inwestycji ma także dążenie do obniżenia kosztów energii dla mieszkańców i jeszcze lepsza ochrona środowiska - stwierdził Piotr Krzystek, Prezydent Szczecina.

Gmina Miasto Szczecin pozyskała dofinansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Dotacja wynosi 12,9 mln zł i przeznaczona jest na koszty działań inwestycyjnych związanych z realizacją odwiertu.

PARA BUCH, KOŁA W RUCH

Pod koniec maja tego roku ZUO ogłosił, że poszukuje podmiotu, który będzie pełnił funkcję nadzoru i dozoru geologicznego przy pracach związanych z odwiertem geotermalnym przy ulicy Dąbskiej.

Potrzebujemy rozwiązań, które będą stabilne i przewidywalne — takich, które dostarczą określoną ilość energii w konkretnym czasie, niezależnie od warunków atmosferycznych. Co więcej, zależy nam na rozwiązaniach niewymagających zajmowania dużych powierzchni, jak ma to miejsce np. w przypadku instalacji solarnych. Geotermia, czerpiąca energię z wnętrza ziemi, spełnia te warunki. Odpowiednio zaprojektowana, pozwala uzyskać energię cieplną o potrzebnych parametrach przez cały rok, bez względu na pogodę. Dodatkowo, planowana lokalizacja źródła geotermalnego w pobliżu istniejącej ciepłowni przy ulicy Dąbskiej umożliwia optymalne włączenie go do miejskiego systemu ciepłowniczego – wyjaśnia Lilli Wolny, kierownik w Dziale Funduszy Zewnętrznych i Innowacji Szczecińskiej Energetyki Cieplnej.

W lipcu okazało się, że funkcję nadzoru i dozoru geologicznego przy pracach związanych z odwiertem geotermalnym w Szczecinie będzie pełniła warszawska firma Mul -

ticonsult Polska. Jej zadaniem będzie nadzór geologiczny oraz nadzór wiertniczy nad wykonawcą otworu geotermalnego. Projekt przewiduje odwiert do głębokości około 1 950 metrów.

Na podstawie przeanalizowanych materiałów i wyników badań hydrogeologicznych, założono uzyskanie z niego wody termalnej o wydajności 200 m3/h, temperaturze ok. 70-75 stopni Celsjusza i mineralizacji ogólnej – 120-130 g/l – wyjaśnia Anna Folkman z EcoGeneratora.

Pod koniec września ZUO ogłosił postępowanie na wyłonienie wykonawcy odwiertu geotermalnego przy ulicy Dąbskiej w Szczecinie. Będzie miał on 12 miesięcy (od podpisania umowy) na realizację tego zadania. W październiku wybrano wykonawcę odwiertu. Jako jedyna ofertę złożyła firma UOS Drilling SA z Warszawy. ZUO chce na tę operację przeznaczyć 15 114 108,69 zł brutto. UOS zaoferowała 15 116 527,80 zł brutto.

Trwa szczegółowa analiza złożonej oferty. Myślę, że na początku grudnia zaprezentujemy wykonawcę odwiertu i ujawnimy kolejne szczegóły m.in., kiedy ruszą prace –stwierdziła Anna Folkman z ZUO.

POLICE BYŁY SZYBSZE

W niektórych polskich miastach geotermia już funkcjonuje m.in. w zachodniopomorskich Pyrzycach oraz Stargardzie. W lipcu tego roku rozpoczął się odwiert geotermalny w Policach na terenie Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Jeśli uzyskane parametry wody będą zadawalające ma to pozwolić na włączenie źródła geotermalnego do istniejącej miejskiej sieci ciepłowniczej. Otwór wiertniczy ma liczyć głębokość. 2400 metrów. Według umowy z wykonawcą spółką UOS Drilling SA prace mają się zakończyć do lutego 2026. Wartość kontraktu wynosi ponad 17 milionów złotych brutto. Realizacja inwestycji jest możliwa dzięki wsparciu finansowemu ze strony Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Przeznaczył on na ten cel 18 388 500 zł, co pozwala w całości pokryć koszty wykonania odwiertu poszukiwawczo-rozpoznawczego wraz z analizą złoża.

SZCZECIN ŚWIECI ZE ŚMIECI

Ale ZUO, to także kolejne rozwiązanie energetyczne dla miasta. W przyszłym roku do szczecińskiego Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego trafi około 14 500 MWh. Dzięki energii elektrycznej wyprodukowanej z odpadów w EcoGeneratorze, oświetlone zostaną setki ulic m.in. Trasa Zamkowa, mosty, przejścia dla pieszych, wiadukty, działać będą sygnalizacje świetlne, systemy informacji pasażerskiej, zasilane będą wiaty przystankowe, tablice informacyjne np. na ul. Struga i ul. Gdańskiej, kamery miejskie, wagi do ważenia pojazdów, fotoradar przy Szosie Stargardzkiej, szafy biletomatów, poczekalnie, dyspozytornie a nawet toalety miejskie. W sumie będzie to ponad 905 obiektów – zapowiada Anna Folkman z ZUO.

Przez cały 2026 rok z energii wytworzonej przez Zakład Unieszkodliwiania Odpadów korzystać będzie także flota elektrycznych autobusów Szczecińskiego Przedsiębiorstwa Autobusowego „Klonowica” oraz Technopark Pomerania, którego obiekty przy ul. Niemierzyńskiej i Cyfrowej zużyją około 3 500 MWh.

Historie Sukcesu

Daria Salamon –serce i ręce Fanfaronady

Projektantka, artystka, kobieta z pasją. Ukończyła prestiżowy Uniwersytet Sztuki w Berlinie, gdzie nauczyła się myśleć o modzie jak o formie sztuki użytkowej. Po latach spędzonych za granicą wróciła do Polski, by stworzyć własną markę – legendarną już Fanfaronadę.

Dziś jej projekty łączą elegancję z lekkością, a klasyczną formę z odrobiną fantazji. Każda rzecz powstaje lokalnie, w szczecińskiej pracowni, z troską o detal i kobiecość w jej najpiękniejszej, różnorodnej formie. W świecie, w którym coraz częściej kupujemy szybko i bezrefleksyjnie, ona proponuje coś zupełnie innego: ubrania tworzone na zamówienie, z myślą o konkretnej kobiecie i jej indywidualnych potrzebach. Nic nie trafia tu z gotowej półki — każda suknia, marynarka czy bluzka powstaje dopiero po rozmowie, przymiarce i wspólnym ustaleniu szczegółów. To właśnie ten proces czyni każdą kreację wyjątkową.

Daria nie goni za trendami – tworzy ubrania, które pozwalają kobietom czuć się sobą. Jej pokazy mody to celebracja prawdziwego piękna – z modelkami w różnym wieku i o różnych sylwetkach, które pokazują, że styl nie zna metryki ani rozmiaru.

Daria, chciałam zapytać Cię o sam początek. Pamiętam, że studiowałaś w Berlinie – wtedy to miasto było dla nas takim symbolem Zachodu, miejscem, do którego się jeździło po ubrania, styl, inspirację. Kiedy zaczęło się Twoje zainteresowanie modą?

Ubraniami interesowałam się od zawsze. Wychowałam się na Mazurach, w domu, gdzie moja babcia miała pracownię krawiecką. Jako dziecko spędzałam tam mnóstwo czasu – szyłam, wycinałam, haftowałam. Babcia miała żurnale, głównie niemieckie, z modą ślubną.

Z siostrą przeglądałyśmy je godzinami i wybierałyśmy nasze ulubione suknie. Myślę, że to się wtedy zaczęło.

Później wyjechałaś do Niemiec – jak to wpłynęło na Twoją drogę artystyczną?

Wyjechałam jeszcze jako dziecko. Dla wszystkich wtedy Zachód był czymś wyjątkowym. Po maturze zrobiłam rok przerwy – pracowałam jako au-pair w Nowym Jorku. To był czas, kiedy myślałam, co dalej.

Wiedziałam, że chcę robić coś kreatywnego, ale niekoniecznie „sztukę” w tym klasycznym znaczeniu. Pociągała mnie twórczość użytkowa – coś, co ma sens praktyczny.

W Nowym Jorku przygotowałam teczkę do szkół artystycznych w Berlinie. Wtedy dopiero zaczynały tam powstawać kierunki projektowania mody. Dostałam się do Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych (dziś

Uniwersytet Sztuki w Berlinie) – i to było coś niesamowitego. Egzaminy były bardzo kreatywne, czułam, że jestem na właściwym miejscu.

Jak wspominasz Berlin i studia tam?

Berlin był moim domem przez wiele lat. To miasto uczyło otwartości – miks kultur, stylów, osobowości. To był ogromny zastrzyk inspiracji. Tam naprawdę czułam się jak ryba w wodzie. Studia dały mi solidne podstawy do myślenia o projektowaniu, koncepcyjnie, świadomie.

A jednak wróciłaś do Polski. Dlaczego?

Po studiach pojechałam na praktyki do Monachium, do działu projektowego dużej sieci odzieżowej – takiej niemieckiej wersji Zary. Po pół roku dostałam ofertę pracy, ale szybko zrozumiałam, że to nie dla mnie. Tam było bardzo mało kreatywności, wszystko podporządkowane trendom, masowej sprzedaży. Czułam, że to zabija ducha twórczości. Wtedy postanowiłam wrócić do Polski. Chciałam stworzyć coś własnego – coś bardziej osobistego, autentycznego. Wróciłam do Szczecina i zaczęłam działać na swoim.

Jak wyglądały te początki?

Na początku współpracowałam z Gosią Czerwińską i Agnieszką Palczewską. Poznałyśmy się w U-Studio – miejscu, które skupiało młodych projektantów w Szczecinie. To tam narodziła się marka Fanfaronada. Na początku nie myślałyśmy o biznesie – bardziej o zabawie formą. Finalnie otworzyłyśmy z Gosią sklep. Eksperymentowałyśmy: farby, wycinanki, usztywnienia, laserowe cięcia. Dla wielu klientów to było szokujące – ludzie wchodzili do sklepu i pytali, dlaczego spódnica jest sztywna od farby. (śmiech), Ale były też osoby, które rozumiały, że to coś świeżego.

Z czasem Gosia poszła inną drogą, a ja zostałam z marką sama. To, co

Daria Salamon

robię, nigdy nie było czysto biznesowe – to zawsze była pasja. Dla wielu osób symbolem Fanfaronady stała się tiulowa spódnica. Jak powstała?

Początkowo zaprojektowałam ją jako halkę do sukienki – taki petticoat. Była różowo-pomarańczowa. Sprzedawałam wtedy rzeczy przez Internet – byłam jedną z pierwszych osób w Polsce na platformie Pakamera. Jedna klientka napisała do mnie, czy mogłabym uszyć tę halkę z zamkiem, bo chciałaby ją nosić jako spódnicę. Tak powstała pierwsza „tiulówka”. I nagle okazało się, że to hit – bo można ją nosić na różne sposoby: elegancko, codziennie, do trampek, na zakupy. Do dziś uważam ją za symbol Fanfaronady.

Z biegiem lat Twoja marka zaczęła być kojarzona z elegancją i ponadczasowym stylem. Jak to się stało?

To wyszło naturalnie – słuchałam klientek. Zrozumiałam, że chcą rzeczy wyjątkowych, na specjalne okazje. Więc zaczęłyśmy szyć z lepszych materiałów, z większą dbałością o detale.

Dziś tworzymy eleganckie sukienki, gorsetowe kreacje, garnitury. Wszystko szyjemy lokalnie, w naszej pracowni w Szczecinie.

To daje nam pełną kontrolę nad jakością.

Twoje pokazy mody zawsze wyróżniają się tym, że modelkami są kobiety w różnym wieku i o różnych sylwetkach.

Skąd ten pomysł?

Bo tak wygląda rzeczywistość! Ubrania są dla kobiet, nie dla wieszaków. (śmiech) Chciałyśmy, żeby nasze klientki mogły się

utożsamić z modelkami, zobaczyć, że one też mogą wyglądać pięknie. Dlatego do pokazów i sesji zapraszamy prawdziwe kobiety – często nasze klientki. One to uwielbiają. Dla wielu to spełnienie marzenia, wyjątkowe doświadczenie. Daje im to ogromną radość, a nam – poczucie sensu.

Czy nigdy nie miałaś momentu zwątpienia? Nie pomyślałaś, żeby robić coś innego? Nie. To jest moje miejsce. Nawet jeśli czasem jest trudno, to czuję, że robię coś wartościowego. Nie zamieniłabym tego na nic innego.

Masz wrażenie, że Szczecin jest trudnym miastem dla mody?

Trochę tak. Miałam wrażenie, że musimy najpierw „podbić Polskę i świat”, żeby Szczecin nas zauważył. (śmiech), Ale to się zmienia. Dziś mamy coraz więcej lokalnych klientek. Zresztą przyjeżdżają do nas kobiety z całej Polski. Nasze ubrania noszą też znane osoby, pamiętam, że nasze kreacje założyła m.in. Anna Mucha i Nastassja Kinski. Jednak ubieranie znanych osób nigdy nie traktowałam jako celu. Ważna jest dla mnie każda kobieta, która przychodzi do mnie z zaufaniem, że ten wyjątkowy ubiór, który u mnie zamówi, będzie towarzyszem w ważnych dla niej chwilach (bal, ślub, urodziny) lub będzie nosić go na co dzień i cieszyć się jego designem i jakością.

Dziękuję za rozmowę.

Autorka:AnetaDolega/Fot.materiałyprasowe

Daria Salamon

MIEJSKIE INWESTYCJE

Szczecin nie żałuje pieniędzy

Szczecin znany jest z tego, że kładzie bardzo duży nacisk na inwestycje. Wiele się działo, dzieje i dziać będzie „w tym temacie” – jak mawiał prezydent Wałęsa. Magazyn Biznes i Inwestycje pokusił się jednak o przygotowanie małego podsumowania tego co dzieje się z niektórymi z najważniejszych. Jaki jest ich aktualny stan, na jakim są etapie realizacyjnym, jakie kolejne inwestycje czekają nas w najbliższej przyszłości opowiada Michał Przepiera – wiceprezydent Szczecina ds. gospodarczych.

Ostatnio w mediach pojawiły się informacje o zawieszeniu przez Vestas rozbudowy zakładu w szczecińskim Skolwinie. Według firmy nie oznacza to wycofania się jej ze Szczecina, tylko czasowe wstrzymanie części działań inwestycyjnych. Czy ta decyzja Vestasa zaskoczyła miasto? Bo chyba nie była wcześniej sygnalizowana? Nie możemy powiedzieć, że nas zaskoczyła. Oczywiście nie jest to informacja, którą się przyjmuje z radością. Natomiast ta decyzja ma swoje uzasadnienie i ma swoją historię. Z tego powodu nie była zaskoczeniem, bo wiemy co się dzieje na rynkach światowych. W tym przypadku naprawdę mamy do czynienia z wielką geopolityką. Po drugie czuliśmy, że tak może być, a po trzecie wynika to z pewnej konsekwencji działań. Trzeba się bardzo mocno cofnąć w czasie. Jak z Vestasem zaczęliśmy rozmawiać o inwestowaniu w Szczecinie, czy szerzej – w regionie, od początku była mowa tylko i wyłącznie o jednej fabryce – gondoli, albo turbin, jak ktoś woli. Nasza współpraca poszła wówczas w kierunku północy Szczecina, czyli ulicy Stołczyńskiej. Tam Vestas z naszym wsparciem kupił działkę od prywatnego podmiotu za kwotę idącą w setki miliony złotych. Uregulował wszystkie należności z tym związane i przygotowywał się do budowy fabryki. Pojawiła się także

możliwość sprzedaży ST3 – fabryki niegdyś funkcjonującej na Wyspie Brdowskiej, Vestas zaczął się nią interesować. I wtedy koncept w firmie się zmienił – jeśli uda się kupić dawne ST3, to tam produkować gondole. A skoro już został nabyty teren na północy Szczecina, to tam robić śmigła do wiatraków. Można więc powiedzieć, że ta fabryka, która była zapowiadana, czyli to, na czym nam od początku zależało i miało być w Szczecinie, znajduje się w Szczecinie. I pracuje tam tyle osób, ile miało. A do pierwszego kwartału roku 2026 osiągną pełną produkcję I zatrudnienie w wysokości blisko 700 osób. Praca na dwie zmiany, nawet możliwość w systemie trzyzmianowym oraz podwyższenie zatrudnienia. Ale to już jest związane z zamówieniami.

A co z fabryką śmigieł?

Po pierwsze zaczynają słabnąć rynki morskie, a po drugie pojawiła się okazja na zakup fabryki w Goleniowie. Vestas stwierdził, że ją kupią i sami będą produkować śmigła zamiast kupować je od innych. Chcieli mieć w regionie Szczecina dwie fabryki i je mają. Co prawda wygląda to nieco inaczej niż my to początkowo zaplanowaliśmy. Ale w zasadzie Vestas ma to, co chciał dwie fabryki funkcjonują, produkują zarówno gondole,

jak i śmigła. Dodatkowo mają grunt na północy Szczecina. Ich spojrzenie jest takie: „po co więc dalej inwestować, poczekajmy na zamówienia”.

Trasa Północna. W kwietniu ruszyła trzecia część tej inwestycji. Na jakim etapie jest w tej chwili?

Na bardzo dobrym, zgodnym z harmonogramem, a nawet go wyprzedzającym, z dobrą realizacją. To jest inwestycja, która jest w tzw. polu, więc efekty są takie, że z niczego robi się coś, a ze ścierniska robi się piękna droga. Przy okazji obsługuje ona nowe nieruchomości, potencjalnie miejskie, czyli również nowe tereny inwestycyjne, przyszłościowo dotyczące budownictwa mieszkaniowego, ale nie tylko. Inwestycja przebiega w zasadzie bez wielkich kolizji, bo nikt na tym terenie nie mieszka. W związku z tym nikomu nie odcina się wody, gazu, nie ma utrudnień z dojazdem do domu itp. Jedyne co nas spotkało, to ta roślinka – rdestowiec z którym musieliśmy walczyć. Ale poradziliśmy sobie z nią. Choć to nie było łatwe.

Trasa Północna wielu osobom kojarzy się z dojazdem do Szosy Polskiej i do systemu układu skrzyżowań przy Galerii Północ.

Jest znacznie więcej. Jeszcze jest dalszy odcinek, ku granicy z Policami. I tam Szosa Polska będzie tak wyglądać jak Trasa Północna, czyli będą to dwie jezdnie po dwa pasy ruchu, oczywiście z drogami rowerowymi, chodnikami, oświetleniem. I to dojdzie do granicy miasta, a tam będzie układ skrzyżowań, który umożliwi włączenie nie tylko ulicy Przęsocińskiej, ale także nowej ulicy, którą mają budować z kolei Police, która ma iść od Obejścia Zachodniego. Zatem od Szczecina do granicy będzie wyjazd dwoma jezdniami, czterema pasami ruchu, bardzo wysoki komfort, po to, żeby się połączyć z drogą, która pójdzie do Obejścia Zachodniego, do tunelu. Czyli jeżeli ktoś mieszka na północy, to wjazd/wyjazd z miasta będzie się zapewne odbywał nie przez centrum, nie wzdłuż Odry do mostu Trasy Zamkowej, czy Mostu Długiego, tylko po prostu wyjedzie sobie tunelem. Jesteśmy spokojni o tę inwestycją.

Natomiast jest ona bardzo dużego formatu, przewidziany czas jej realizacji, to 2,5 roku a my nawet jeszcze nie jesteśmy w pierwszym roku. Widzimy duże tempo prac, choć mieszkańcy jeszcze z tego nie mogą korzystać. Ale wiemy, że bardzo dużym zainteresowaniem cieszą się nasze filmy z dronów dokumentujące postępy prac.

Jak już zahaczyliśmy o obwodnicę, to ostatnio pojawiły się informacje ze strony GDDKiA o opóźnieniach w przetargach.

Dla nas, którzy siedzą w przetargach inwestycyjnych, to standard, Wiemy, że tak się zdarzy. Ale raczej nikt nie odpuszcza przetargu za setki milionów złotych, czy w tym przypadku nawet miliardy. Zawsze jest rywalizacja, bo to jest kontrakt, a o niego się walczy, więc to jest naturalne. Raczej bylibyśmy zaskoczeni, gdyby nikt się nie odwoływał. Natomiast czy te odwołania mają podstawy, czy będą skuteczne, to jest już inna okoliczność. Natomiast jestem przekonany, że to nie jest łatwe podważać rozstrzygnięcia zamawiającego, który też ma świadomość, że przecież takie odwołanie może się pojawić. Stara się więc zrobić wszystko poprawnie. Po to przede wszystkim, żeby ktoś mu nie wytknął, że nie zrobił tego prawidłowo. Zamawiający sam umie ocenić, czy dobrze tego wyboru dokonuje, czy nie. Natomiast bywają też sytuacje, że czasami zamawiający również ma pewne wątpliwości. Ale wybiera tak jak mu uzasadnienie wskazuje, a organ może uznać, że jest nieco inaczej. To jest standard. Ważne, żeby jakieś rozstrzygnięcie nastąpiło. Pamiętajmy też, że przy tej inwestycji – przy Obejściu Zachodnim mamy trzy przetargi. Na pewno największa walka będzie o tunel, bo to jest takie prestiżowe przedsięwzięcie. Taki tunel mieć w portfolio, to jest na pewno coś. Ale poza tym, to inwestycja, która idzie w miliardy, nie każdy może to wykonać. Zatem tym bardziej rywalizacja mię -

dzy firmami jest duża. Tak czy siak region zyskuje. Bo tak, czy inaczej trzeba będzie zatrudniać firmy stąd, lokalnych podwykonawców.

Most Kłodny. Przy okazji tej inwestycji pojawiło się sporo różnych opinii i twierdzeń, zarówno ze strony profesjonalistów, jak i pseudofachowców. Jak wygląda sytuacja? Mamy w końcu przetarg, który był przez wielu wyczekiwany. Zatem zainteresowani realizacją szykują się, żeby złożyć swoje oferty, a potem pewnie będą też ze sobą ostro rywalizować. Przewidujemy więc, że również pojawią się odwołania. Przewidywany termin na złożenie ofert, to marzec przyszłego roku. Może się on oczywiście wydłużyć, bo firmy zaczynają dopiero bardzo mocno się tym przetargiem interesować. To duże zamówienie. Skala tej inwestycji jest wstępnie szacowana na blisko 400 milionów złotych. Poza tym, to kolejna prestiżowa budowa nowy most w centrum miasta, w dodatku jeszcze o nietypowej konstrukcji, do tego sporo układu drogowego po jednej i po drugiej stronie Odry, tramwaj. Dla wielu firm taka inwestycja będzie dobrze się mieścić w ich portfolio. Będą więc na pewno o to walczyły. Pytania, które już się pojawiają z ich strony już korygują nas w pewnych działaniach, zwracają uwagę na pewne aspekty, które nie zawsze się widzi, jak się samemu coś robi. Brakuje wtedy tego spojrzenia trochę z boku

Mieliśmy spore zamieszanie przy projekcie lokalizacji nowej siedziby dla Teatru Współczesnego. Ale to za nami i chyba wszystko zmierza ku dobremu. Spokojnie czekałem ze swoim zespołem na zakończenie tych prac nad wyborem lokalizacji. Dlatego, że nie da się w sposób abstrakcyjny projektować budynku, wbrew temu, co się niektórym się wydaje. Zaprojektujemy jakiś obiekt, według jakiejś wizji, czasami zupełnie na wyrost i będziemy chcieli postawić go w zależności od tego, gdzie będzie nam to pasowało. Tak się nie da. Dzisiaj w ten sposób nie możemy podchodzić nawet do budowy altanki na działce. Jednak pewne uwarunkowania mają znaczenie. Zatem lokalizacja była niezwykle istotna. I ważne było, żeby przeciąć ten węzeł gordyjski, ten taniec wokół Teatru Współczesnego, zakończyć spór i wybrać konkretną lokalizację dla niego. Udało się to wiosna tego roku. Wówczas przesądzono o Łasztowni. Umożliwiło to uruchomienie międzynarodowego konkursu architektonicznego. I co jest ważne, we współpracy z SARP-em, czyli z architektami, co zresztą zostało bardzo pozytywnie odebrane. Poza tym pozwoliło także na zejście z konfliktu z Muzeum Narodowym w którego budynku teatr działa. Dzięki temu umożliwi ta instytucja będzie mogła się rozbudowywać i funkcjonować na własnych warunkach i według własnej koncepcji. A przy okazji wybranie dla teatru lokalizacji na Łasztowni spowodowało bardzo profesjonalne przygotowanie się do tej inwestycji, nie tylko od strony finansowej czy stricte budowlanej, ale także od przeprowadzenia wielkich, profesjonalnych badań archeologicznych, których od lat nie było w Szczecinie. Na ogromną skalę i w tamtym rejonie miasta. Wcześniej nie było na to pieniędzy w budżecie. Znalazły się przy okazji tej inwestycji będąc jednym z jej ważnych elementów. Poza tym dokonane tam odkrycia mogą wiązać się w pewien sposób z konkursem architektonicznym. Mogą one być przyczynkiem dla projektantów do pewnych pomysłów, rozwiązań, koncepcji w ramach, których mogłyby zostać wykorzystane. Choć na pewno nikt nie będzie odbudowywał linii dawnej zabudowy. Zresztą tam też była masa modyfikacji, co dzisiaj te badania archeologiczne pokazują. Ówcześni mieszkańcy nie przejmowali się zbytnio dbałością o zabytek i jak chcieli coś do niego dobudować, zmienić, to po prostu to robili. Swoje oczywiście zrobiła też wojna i powojenny okres. W każdym razie mamy nadzieję, że pojawi się wiele prac, pomysłów I koncepcji architektonicznych i że będą one ciekawe. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, której media nie poruszają. Przy okazji tej inwe -

Michał Przepiera

stycji na Łasztowni regulowane są i porządkowane kwestie podziału tego terenu w sensie własnościowym oraz prawnym. Bo są one niezwykle skomplikowane, działki mają różne dziwne kształty. Myślę, że dla różnych podmiotów funkcjonujących na tym terenie będzie to ułatwienie np. będą wiedziały jakie kształty mają ich działki, uzyskają informacje o sąsiedztwie, a kiedy wiemy, co jest obok, to dużo łatwiej budować. Nic nas nie zaskoczy i łatwiej jest współpracować itd.

Przejdźmy na drugą stronę Odry i na bulwary u stop Wałów Chrobrego. W 2028 roku odbędzie się kolejny finał regat The Tall Ships Races. Zdążymy je odpowiednio przygotować, przebudować na tę imprezę?

Raczej na 2028 rok nie zdążymy z tą inwestycją. A nie chcemy rozpoczynać prac na tym terenie, rozkopać go na czas finału. Zaczniemy więc raczej po regatach. Dlaczego?

Na plan pierwszy wysunął się Teatr Współczesny i on trochę wyparł sprawę bulwarów. Na zagospodarowanie tego obszaru będzie ogłoszony oczywiście międzynarodowy konkurs urbanistyczny. Ale robienie w tym samym praktycznie czasie, równocześnie, dwóch ogromnych przedsięwzięć konkursowych spowoduje ich kanibalizację. Jakby była możliwość rozłożenia ich w czasie, to co innego. Dlatego podjęliśmy taką decyzję a nie inną, żeby teatr nie zjadł bulwarów, a bulwary teatru. Najprawdopodobniej więc z wraz z zakończeniem konkursu na Współczesny wystrzelimy z konkursem na bulwar. Nie chcę przesądzać jakie rozwiązania zostaną zaproponowane dotyczące np. układu drogowego tego rejonu miasta. Może jakiś element tunelowy? Pozostawiamy to swobodzie koncepcyjnej architektów i urbanistów, oczywiście limitowanej budżetem i uwarunkowaniami prawnymi. Musi zostać zachowany układ tramwajowy I samochodowy. Ale bulwary muszą być bulwarami, muszą pozwalać na możliwość cumowania przy nich wielkich żaglowców, bo to jest siła Szczecina. Na cruisery czeka miejsce po drugiej stronie Odry.

16 grudnia odbędzie się ostatnia w tym roku sesja Rady Miasta. Jednym z punktów obrad będzie budżet Szczecina na 2026 rok. Przewiduje się w nim na inwestycje ponad miliard złotych.

To naprawdę całkiem nieźle brzmi. Natomiast to jest jednak budżet w dużej mierze kontynuacji pewnych inwestycji. Np. na wspomniana Trasę Północną wydamy w przyszłym roku 100 milionów złotych. Czyli już tego miliarda schodzi 100 milionów, a więc mamy już nie miliard, tylko 900 milionów. Do tego dochodzą kwoty na realizacje I zabezpieczenie kolejnych realizacji. Ważne, że Szczecin może zapewnić taki wielki budżet inwestycyjny, że ciągle potrafi, że wbrew temu, co się mówi, jesteśmy nadal miastem, które najwięcej inwestuje. Oczywiście w przełożeniu na różne współczynniki. Choć oczywiście gdzie nam się równać z innymi miastami, nie wspominając nawet o Warszawie. Ważne, że udaje nam się utrzymać ten trend inwestycyjny. I że dotyczy on w znacznej mierze rodzimych, lokalnych podmiotów. Bez firm z tego miasta nie da się w nim czegokolwiek zrobić. Dążymy do tego, aby był ich jak największy

odsetek. Dużo ciekawych rzeczy będzie się działo w Szczecinie. Ale to nie jest tak, że już będzie można je realnie oglądać w 2026 roku, na to jest potrzebny pewien rozruch. Natomiast planując dzisiaj w zasadzie pokazujemy jakie będą efekty za 3,4, 5 lat. Trzeba mieć świadomość tego, że jeżeli chcemy mieć efekty w przyszłości, to już dzisiaj musimy intensywnie na to pracować, działać w tym kierunku. Bo potem to już można tylko przecinać cudze wstęgi.

Atrakcyjne wsparcie

dla biznesu i samorządów

Szczeciński Fundusz Pożyczkowy należy do największych instytucji udzielających unijnych pożyczek w Polsce. Aktualnie oferuje dziewięć typów pożyczek, głównie dla przedsiębiorstw. Ale ma także propozycje m.in. dla samorządów.

W najnowszym portfelu SFP znajdują się pożyczki z puli Funduszy Europejskich dla Pomorza Zachodniego na lata 2021 –2027. Wszystkie z preferencyjnym oprocentowaniem wobec kredytów bankowych, brakiem prowizji i ukrytych opłat. Fundusz udziela także kilka rodzajów pożyczek pochodzących z tzw. środków „po unijnych”.

– Udzielamy je na zdecydowanie lepszych warunkach, stosujemy szybkie i przyjazne procedury – czas rozpatrywania wniosku jest krótszy, a ostateczne decyzje podejmowane są przez nas w Szczecinie – zapewnia Krzysztof Nowak, prezes Szczecińskiego Funduszu Pożyczkowego sp. z o.o.

Fundusz oferuje 9 typów pożyczek, skierowanych głównie dla biznesu.

Duże zainteresowanie wzbudza pożyczka OZE dla przedsiębiorstw, przeznaczona na finansowanie instalacji wytwarzających energię elektryczną lub cieplną z odnawialnych źródeł energii takich jak: farmy, instalacje fotowoltaiczne, wiatrowe lub biogazowe. Pożyczka jest dostępna dla firm sektora MŚiP oraz dużych przedsiębiorstw, w tym spółek komunalnych. Jest połączona z dotacją w postaci umorzenia części kapitału do spłaty w wysokości nawet do 20 proc., która przysługuje po spełnieniu dodatkowych warunków. Poza tym udzielana jest nawet na 15 lat z bardzo preferencyjnym oprocentowaniem: 1 proc.

Kolejnym atrakcyjnym dofinansowaniem jest dostępna dla wszystkich przedsiębiorstw (każdej wielkości) pożyczka Rewitalizacyjno-Inwestycyjna — od 500 tys. zł do 3 mln zł. Jej oprocentowanie wynosi także 1 proc. w skali roku. Czas spłaty to 10 lat, a karencja w spłacie kapitału może wynosić nawet 24 miesiące.

– Nasze pozostałe propozycje są już dobrze znane. Pożyczka na innowacje i wzrost konkurencyjności oraz Standardowa pożyczka rozwojowa przeznaczone są na przedsięwzięcia prowadzące do poprawy konkurencyjności firmy, szczególnie poprzez wdrażanie innowacji produktowych lub procesowych. Oprocentowanie – 2 proc. Na innowacje Fundusz pożycza od 500 tys. zł do 5 mln zł, na okres do 10 lat z karencją w spłacie kapitału do 12 miesięcy. W przypadku pożyczki rozwojowej – do 500 tys. zł, na okres do 7 lat z karencją spłaty kapitału do 6 miesięcy — mówi prezes Nowak.

SFP proponuje również pożyczkę hipoteczną na zakup nieruchomości w kwotach do 2 mln zł na okres spłaty do 15 lat oraz pożyczkę uniwersalną przeznaczona na przedsięwzięcia inwestycyjne lub obrotowe.

– Nie ma już ograniczeń dotyczących mocy instalacji dla fotowoltaiki i wiatru. Tylko wartość jednostkowej pożyczki nie może przekroczyć 5 mln zł – dodaje prezes Krzysztof Nowak.

W ofercie SFP znalazły się także bardzo atrakcyjne pożyczki z dotacją w formie umorzenia oraz z oprocentowaniem 1 proc. na okres do 15 lat na poprawę efektywności energetycznej budynków użyteczności publicznej, oraz oświetlenia ulicznego. Są one przeznaczone głównie dla jednostek samorządu terytorialnego czy spółek komunalnych. Maksymalnie można uzyskać 10 mln zł.

– Dysponujemy również pożyczkami o podobnych parametrach na poprawę efektywności energetycznej wielorodzinnych budynków w mieszkalnych dla wspólnot, spółdzielni mieszkaniowych, TBS-ów i SIM-ów. Mogą być udzielane do 5 mln zł. Obie propozycje są zdecydowanie bardziej opłacalne niż produkty innych funduszy, np. WFOŚiGW – wyjaśnia prezes Szczecińskiego Funduszu Pożyczkowego.

– Bardzo popularna jest pożyczka obrotowa – w kwocie do 500 tys. zł, na okres 5 lat z 12-miesięczną karencją w spłacie kapitału i z preferencyjnym oprocentowaniem od 2,39 proc. w skali roku – stwierdziła Agnieszka Weychan-Rączka, dyrektor Szczecińskiego Funduszu Pożyczkowego.

Te możliwości dofinansowania są przeznaczone dla firm MŚP, które posiadają już pożyczkę lub dotację inwestycyjną ze środków unijnych, lub po unijnych, ukończyli tę inwestycję w okresie nie dłuższym niż 3 lata wcześniej od złożenia nowego wniosku, albo będą taką posiadać ze środków publicznych unijnych z obecnej perspektywy finansowej lub środków po unijnych.

Środki z pożyczki przedsiębiorcy mogą przeznaczyć na opłacenie wydatków: pensje, czynsze, opłaty ZUS, podatki, zakupy towarów. Muszą być one jednak związane z przedsięwzięciem inwestycyjnym – dodaje dyrektor Funduszu.

Na stronie internetowej www.fundusz.szczecin.pl znajdują się szczegółowe informacje dotyczące poszczególnych ofert oraz możliwości kontaktu z SFP.

Szczeciński Fundusz Pożyczkowy sp z o. o. Ks. Bogusława X, nr 7/LU4 | Szczecin tel. 91 488 13 49 www.fundusz.szczecin.pl

mić finansowania dłużnego. Stocznia stanęła przed widmem niewypłacalności, a armatorzy przed utratą pieniędzy, które częściowo włożyli w tę inwestycję. Mieliśmy do czynienia, mówiąc wprost, z katastrofalną sytuacją. Konkurencja nie czekała. Nowe promy powinniśmy mieć już od przynajmniej dziesięciu lat. Ten czas bardzo wykorzystała konkurencja zagraniczna, która zbudowała swoje promy w Azji i bardzo ofensywnie weszła na rynek bałtycki, zabierając jego dużą część właśnie polskim armatorom. W 2015 roku udział polskich armatorów na trasie pomiędzy Świnoujściem a Szwecją wynosił ponad 80 procent. Taki mieliśmy udział w rynku. W 2023 roku spadło do poniżej 60. Widać wyraźnie, ile zabrała konkurencja. Przez nietrafione inwestycje typu stępka straciliśmy duży udział w rynku i teraz trzeba tę pozycję odbudować. Ułożyliśmy więc całą konstrukcję finansową na nowo, żeby dokończyć realizację promów i aby służyły one polskim armatorom. Musieliśmy spłacić pożyczki, które państwowej spółce udzielił poprzedni rząd, a która nie była w stanie ich w ogóle obsługiwać. Musieliśmy zrealizować dokapitalizowanie, w sumie, na kwotę 1,3 miliarda złotych, po to, aby zrealizować trzy jednostki. To były kluczowe działania, żeby uratować ten projekt. Dzięki temu dokapitalizowaniu, napisaniu biznesplanu, ułożeniu finansowania mogliśmy przygotować cały biznesplan w taki sposób, że był on opłacalny na warunkach rynkowych. Pierwsza jednostka została już w całości zapłacona. Jest po próbach morskich i myślę, że w połowie stycznia przyszłego roku zawita do Szczecina, gdzie odbędzie się jej chrzest. Natomiast kolejna jednostka jest już zwodowana. Wejdzie do użytku równo za rok, taki mamy plan. W przypadku trzeciego promu na ukończeniu są już sprawy związane z umową kontraktową pomiędzy stocznią a spółką, która będzie go budować. Można więc powiedzieć, że sytuacja związana z promami jest wyprowadzona na prostą i uratowana. Dzięki temu, mam nadzieję, będziemy konsekwentnie odzyskiwać pozycję na Bałtyku, którą przez ostatnie lata traciliśmy, bo nie mieliśmy po prostu nowej floty. I to jest pierwsza rzecz. A drugi element tego całego przedsięwzięcia to jest nowy projekt współpracy polskich armatorów pod hasłem „Polsca”, bo z Polski do Skandynawii. Chodzi o to, aby konsolidować siły, które są po polskiej stronie, aby odzyskiwać to, co, to co zostało przez lata utracone. Wspólnie jest łatwiej zaoferować dobrą ofertę, która będzie atrakcyjna dla tych, których towary i pojazdy nasi armatorzy będą przewozić.

Dlaczego taka strategia stała się niezbędna?

Dochodziło do pewnego rodzaju kanibalizowania się wzajemnie. Mamy dwóch armatorów, dwie firmy, które należą do Skarbu Państwa, czyli Polską Żeglugę Morską, która jest właścicielem Unityline, a z drugiej strony Polską Żeglugę Bałtycką, która odpływa pod marką Polfferies. I bywało np. tak, że ze Świnoujścia wypływał prom Unityline wypełniony w 40 procentach, a godzinę po nim wypływał prom PŻB, również wypełniony w 40 procentach i płynęły one praktycznie obok siebie. To pokazuje jak nieefektywne było to rozwiązanie. Współpraca w ramach zarządzania flotą jest niezbędna po stronie Skarbu Państwa. Dlatego zrobiliśmy ten krok. Głośny projekt Batory, o którym mówili moi poprzednicy, skończył się totalną klęską. Nie dość, że nie wybudowano promów, to jeszcze utracono duży udział w rynku. Przygotowaliśmy zupełnie nowe przedsięwzięcie oparte o rachunek ekonomiczny, realia rynkowe i od stycznia nowy prom wchodzi do żeglugi.

Panie Ministrze co z morską energetyką wiatrową w naszym regionie? Morska energetyka wiatrowa jest nowym rozdziałem dla przemysłu stoczniowego, gdzie możemy realizować szereg prac np. w Stoczni Szczecińskiej Wulkan. Jest to na pewno gałąź przemysłu morskiego, która dynamicznie się rozwija. Ale mają na nią duży wpływ decyzje, które dzieją się poza Polską, a nawet poza Europą. Stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych co do sensowności realizacji morskiej energetyki wiatrowej jest powszechnie znane. A to bardzo mocno rezonuje na inne części świata. My musimy po prostu robić swoje i mamy nadzieję, że np. decyzja Vestasa o wstrzymaniu realizacji inwestycji w Szczecinie zostanie jak najszybciej przywrócona.

Z morską gospodarką wiatrową związana jest też rozbudowa portów serwisowych Ustka, Łeba i Darłowo. Te inwestycje są już bardzo mocno zaawansowane i ich zakończenie planowane jest na drugą połowę przyszłego roku. W ramach Krajowego Planu Odbudowy, który został przez nasz rząd odblokowany, przeznaczamy blisko 1,5 miliarda złotych bezzwrotnych środków na realizację infrastruktury dostępowej do portów. Budowany jest terminal instalacyj-

ny dla morskich farm wiatrowych w Gdańsku i realizowane są właśnie te trzy porty serwisowe. Port w Darłowie został przez nasz rząd jako jedyny z województwa zachodniopomorskiego wpisany do tego planu w ramach KPO. Za te pieniądze realizujemy remonty ponad stuletnich falochronów, infrastruktury dostępowej do tych portów i remontów nabrzeży. W sumie wartość inwestycji w te małe regionalne porty wynosi ponad 700 milionów złotych. Za prace w Darłowie odpowiada Urząd Morski jako inwestor w części dotyczącej przebudowy ponad stuletniego falochronu zbudowanego jeszcze za czasów niemieckich. Nie dość, że zostanie on wyremontowany, to będzie jeszcze naszpikowany najnowocześniejszą technologią, która poprawi wejście do portu i bezpieczeństwo żeglugi. To są już bardzo zaawansowane inwestycje i w drugiej połowie przyszłego roku zostaną zakończone.

Jakich działań w regionalnej gospodarce morskiej możemy się spodziewać w przyszłym roku?

Są dwa obszary, które są dla mnie strategiczne. Pierwszy to jest dalszy rozwój zespołu portów Szczecin i Świnoujście. W tym przypadku będziemy konsekwentnie, krok po kroku realizować port zewnętrzny w Świnoujściu. Jednocześnie, w przyszłym roku, rozpoczynamy bardzo ważną inwestycję związaną z budową, nazwę ja, autostradą wodną do portu w Szczecinie. Mamy zaplanowane w przyszłorocznym budżecie ponad 150 milionów złotych na poszerzenie toru podejściowego do portu w Szczecinie. Nazywamy to mijanka Police. Duże statki, które dzisiaj wchodzą do szczecińskiego portu nie mogą się mijać. Często bywa tak, że muszą czekać nawet cały dzień, aż inny statek wypłynie. Dzięki naszej inwestycji na wysokości portu w Policach realizujemy poszerzenie toru podejściowego. Można to trochę porównać do dwujezdniowej drogi, na której statki będą mogły się mijać i nie będą musiały czekać, aż inny przepłynie. To jest pierwszy element. A drugi, to blisko 200 milionów złotych na poszerzenie obecnego toru podejściowego w Świnoujściu prowadzącego np. do gazoportu. Na odległości chyba siedmiu kilometrów, poszerzamy go do 500 metrów, aby największe statki, które wpływają chociażby z gazem, mogły się mijać. W sumie na poprawę warunków dostępowych i na autostradę wodną do portów w Szczecinie i Świnoujściu przeznaczymy w przyszłym roku prawie 400 milionów złotych. To gigantyczne pieniądze Kolejna sprawa, to przywrócenie polskiej bandery na statkach polskich armatorów. Minęło dwadzieścia lat, odkąd ostatni statek Polskiej Żeglugi Morskiej – „Ziemia Gnieźnieńska”. Podjęliśmy decyzję, że wprowadzimy takie zasady, aby polskim armatorom opłacało się znów prowadzić działalność w Polsce.

Co zrobić, żeby nie rejestrowano statków pod tanimi banderami?

Są trzy obszary, nad którymi pracujemy. Pierwszy to niższe ubezpieczenia społeczne marynarzy. Ustawa została już przyjęta przez Sejm i wchodzi w życie od stycznia. Podstawą wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne będzie minimalne wynagrodzenie, co zdecydowanie obniży koszty pracy. Po drugie, wprowadzamy podatek tonażowy, czyli nasi armatorzy albo firmy, które zarządzają statkami, zamiast płacić podatek CIT, będą mogły płacić podatek tonażowy, który będzie dużo niższy i bardziej korzystny. To pozwoli nam na obniżenie tych kosztów do poziomu takiego, jaki jest np. na Cyprze, a wiemy, że to jest bardzo popularne miejsce, w którym rejestrowane są statki. PŻM również rejestruje tam swoje jednostki. Trzeci obszar, to usprawnienie procesu rejestracji statków, aby to się odbywało w jak najkrótszym czasie. I jeśli stworzymy te warunki do prowadzenia działalności żeglugowej, to wtedy będzie opłacało się znów rejestrować statki w Polsce. Myślę, że w przyszłym roku zakończymy ten cały, bardzo obszerny, proces legislacyjny. Aby w 2027 pierwsze statki, które należą do Polskiej Żeglugi Morskiej, mogły znów pływać pod biało czerwoną banderą. Jest jeszcze jest taki temat, można powiedzieć drogowy, który też będzie miał pośrednie znaczenie dla portów. Chcemy jak najszybciej podpisać umowę na realizację prac związanych z Zachodnią Obwodnicą Szczecina. To jest największa inwestycja w historii naszego regionu. Na ten cel przeznaczamy 8,3 miliarda złotych. Nigdy tak duże rządowe pieniądze nie spłynęły do Szczecina. Po trzydziestu latach rozmów na temat potrzeb związanych z budową tej drogi w końcu przeszliśmy do realizacji tej inwestycji. Środki zostały zabezpieczone, wykonawcy zostali wybrani. Myślę, że w ciągu najbliższych tygodni będziemy gotowi, żeby podpisać umowy i rozpocząć prace nad tą większą, jeśli nawet nie największą inwestycją drogową w powojennych losach Szczecina.

Kredyt inwestycyjny

Zacznij

lżej. Inwestuj więcej

Planujesz inwestycję we własny biznes?

Skontaktuj się z naszym doradcą.

Aneta Wołoszkiewicz tel. +48 784 000 600

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.
biznes_i_inwestycje_grudzien_2025 by PRESTIŻ SZCZECIŃSKI - Issuu