
3 minute read
Arcydzieła literatury – James Oliver Curwood
from POST SCRIPTUM
Śledztwo: Stanisław Lem w kryminalnej odsłonie D O L I N A ludzi milczących
J A M E S O L I V E R C U R W O O D
Advertisement
Siadając do napisania kolejnego odcinka serii o arcydziełach literatury, miałem wielki dylemat. O czym napisać, jakich autorów wymienić? Marcinowi przychodziło to chyba łatwiej. Już zacząłem żałować, że poprosiłem go o ustąpienie miejsca w grudniowym numerze. No, bo jak tu wybrać? Turgieniew, Sołżenicyn, Aleksiejewicz, London, Hemingway, Proust, Faulkner, Balzak? Becket może? No i dalej nic, dalej monitor świecił białą, pustą kartą. Tylu wybitnych pisarzy i jeden tylko artykuł do dyspozycji. Kobo Abe i jego Kobieta z wydm?
Wiem, kto na pewno nie. Na pewno nie kilka pań i kilku panów. Ci nie, bo ich nie rozumiem, choć poważni krytycy się nimi zachwycają. Widocznie z tego powodu, że nie jestem poważnym człowiekiem, a tym bardziej poważnym krytykiem, nie muszę się uginać pod ciężarem przymusu chwalenia tego co wszyscy. Zbyt często w powieściach czuć pot i znój pisarza. Czuć w każdym zdaniu, to: „rżnięcie i cięcie, a czasem, tfu rąbanie, pił jęki i stęki, niestety heblowanie” (tekst: Mikołaj Cieślak, piosenka wykonywana przez Kabaret Moralnego Niepokoju).
No i kiedy już się miałem poddać, zadzwonić do Marcina i powiedzieć, żeby sam napisał kolejny artykuł, bo ja nie dam rady albo nie dzwonić, tylko w milczeniu walić głową w ścianę, nadeszło olśnienie:

Dolina ludzi milczących
I nie tylko ten tytuł przecież! Autora absolutnie uwielbiam i całkowicie zasługuje on na panteon literackich gwiazd Post Scriptum.
James Oliver Curwood, ur. w 1878 roku w małym miasteczku w stanie Michigan, mając zaledwie kilkanaście lat wyruszył na włóczęgę po dzikich terenach Stanów Zjednoczonych, wiodąc żywot trapera: polował na dzikie zwierzęta, handlował skórami, ale przede wszystkim delektował się dziką, dziewiczą przyrodą. Ta przyroda stała się tłem wielu jego późniejszych powieści. Tłem, to może zbyt mało powiedziane. Przyroda jest na pierwszym planie – kartki wręcz pachną żywicą wielkich sekwoi, dymem ognisk, pachną krystalicznie

czystym, górskim powietrzem. Czy mi się zdawało, czy właśnie usłyszałem pisk orła gdzieś w oddali? Książki Curwooda wręcz pochłaniają Czytelnika. Język pisarza jest prosty, może nawet lekko archaiczny, ale jakże lekko, jakże pięknie zapada w serce!
Curwood był niemal rówieśnikiem Jacka Londona (1876). Obaj napisali powieści, w których głównym bohaterem było zwierzę. Zew krwi Londona moim zdaniem jednak ustępuje pola Włóczęgom północy oraz Szarej wilczycy Curwooda. Zwłaszcza ta ostatnia pozycja jest po prostu porywająca.
Gadam i gadam, a słowa jeszcze nie napisałem o książce tytułowej dzisiejszego artykułu. Powieść zaczyna się od sceny, w której główny bohater umiera od rany postrzałowej. Pierwsze słowa książki nie pozostawiają wątpliwości. Lekarz i zarazem przyjaciel głównego bohatera dał mu jedynie godziny, może nawet minuty życia. Umierający mężczyzna zaczyna snuć swoją opowieść, a my podświadomie spieszymy się ją poznać, jakbyśmy się obawiali, że ona się nagle urwie. Bohater zabiera nas w romantyczno- -awanturniczą podróż po dzikiej Ameryce Północnej, która (w co absolutnie nie wątpię) pochłonie Was bez reszty.
Dolina ludzi milczących wzrusza swoją szczerością, prawdziwością, pewnie też naiwnością, którą wielu z nas w sobie przecież nosi. Zachwyca cudownymi opisami przyrody (gdyby tak zamiast tradycyjnego Nad Niemnem dać dzieciom do rąk Curwooda...) i zwykłą, staroświecką, gorącą miłością do cudownej przyrody i do niezwykłej (zwykłej?) kobiety. We współczesnym, skomplikowanym świecie tak bardzo nam czasem potrzeba prostoty, prawdziwości, szczerości i miłości – takiej, która daje, a nie: ocenia, oczekuje, domaga się, zasługuje… Taka niemodna, prosta, naiwna i niemądra miłość do kobiety i przyrody.
James O. Curwood za całokształt twórczości trafia do grona wybitnych pisarzy kwartalnika Post Scriptum. Za pokazanie prostego, czystego piękna literatury bez udziwnień, łamania formy, szokowania, poniewierania zasad pisowni, nowomowy, wulgaryzmów czy kontrowersji. Książki tego pisarza są niezwykłe w swej zwykłości. Po prostu polecam. [JP]

photo: Pixaby