2 minute read

Wiersze nadesłane

Next Article
Kącik satyryczny

Kącik satyryczny

WANDA DUSIA STAŃCZAK

Grzech

Advertisement

Wybaczam ci klucze z patyną nieprzydatności przesoloną herbatę i niedosuszoną poduszkę

wybaczam ci zszarzałe złoto jesieni niechcianą ławkę pod klonem uśpiony bezwstyd pośpiechu

wybaczam ci bezdotyk czułości nieprzytulenie słowem puste miejsce przy stole i nieprzełamany opłatek

wybaczam ci szklankę pustą do połowy ogłuszającą ciszę bezdomne wieczory i strach przed świtem

nigdy nie wybaczę ci twojej wielkiej miłości ANNA BUCHALSKA

***

patrzymy na świat jak na przestrzeń między szybą a firanką lub między firanką a szybą. jednym okiem dwojgiem oczu oczyma wyobraźni. po zachodzie anioły zapalają latarnie by łatwiej było wyjść na wolność gdy w pokoju gaśnie światło. zaczynamy życie wewnątrz a na zewnątrz czerwone punkciki przemawiają za niepewnym losem. studiujemy filozofię z łokciami na parapecie

***

świeżość brzasku kaleczy zmysły. na talerzu kromka chleba sztywnieje. kawa stygnie wciąż w tym samym kubku. tyk. tyk. nie ma nic gorszego niż doznawanie uczucia tykania zegarka na stałe przytwierdzonego do ciała. kap. kap jednemu się nie chce drugiemu brak. zapaliłam papierosa by przyćmić ulotność kropel wody tykania zegarka. gdy rozwiał się dym zagłuszyłam tyk tyk. zakręciłam kap.

POEZJA

W I E R S Z E N A D E S Ł A N E

*** czwarta nad ranem i mocne czerwone wino niby nic nadzwyczajnego usprawiedliwia że bywam poetką więc szalona dusza zwija się liściem w twojej sieci zapisuje każdy szept tuż po pierwszej burzy trzeba przecież mieć kawałek niebezpiecznego lądu oazę niepewności gradobicie stłuczone mięso czereśni urwanie głowy chmur i halny z dalekich marzeń w tej historii twoje usta wiedziały jak malować nietrwałe obrazy na udach co tułają się w rzepaku i niedźwiedzim czosnku w zapachu żółtego dymu z łąk ciężkiego powietrza jednak nie wskoczą w ogień byś wrósł w polanę jak bezszelestny dąb co łyka każdą kroplę pragnienia myślisz że zawsze będę ścigać się z wiatrem wiem co mogę zatrzymać i ukryć w gęstwinie jesteś ptakiem wcieleniem wolności lotkami tniesz błękit kołujesz nad sadem przekwitających głogów gdzie ja cieszę się ANNA MARIA MICKIEWICZ

Zimni ogrodnicy Sokratesa

Sokrates zagubiony Niepokojem

To wina zimnych ogrodników I chłodu dzisiejszej filozofii

Pan Jan był w szpitalu Jego serce bije spokojnym rytmem Napalił w piecu

Rodzinne miasto

Marcowe słońce sztyletem chce przebić miasto Na skraju przepaści przeczucie białej ciszy Ciepło w błękicie uniesienia Forsycja odurza zmysły Zasiąść przy matce Zwilżyć usta gorącą herbatą Nadziwić się Zasmucić... Przemija czas nagłych spotkań Zima już za nami Nie było takiej Czy za sto lat będzie... Stepowy wiatr na wzgórzu Zdziwieni zasypujemy oczy snem...

Rys: Renata Cygan

This article is from: