
3 minute read
Rozmowa z dr Mariuszem Kalandykiem redaktorem „Kwartalnika Edukacyjnego
Z działalności Podkarpackiego Centrum Edukacji Nauczycieli Rozmowa z dr. Mariuszem Kalandykiem, redaktorem naczelnym „Kwartalnika Edukacyjnego”
Młodzi lubią uśmiechnięty autorytet
Advertisement
- Jakie były początki „Kwartalnika ...”? - Początki sięgają 1993 roku. Z pomysłem założenia pisma wystąpili Stanisław Perdeus i Rosław Pawlikowski, nauczyciele konsultanci ówczesnego Wojewódzkiego Ośrodka metodycznego. Dzięki ich staraniom i życzliwości Edmunda Jońcy, ówczesnego dyrektora, kwartalnik zaczął się stawać pismem branżowym nauczycieli Podkarpacia. - Konferencja z okazji 15-lecia waszego pisma została poświęcona humanistyce we współczesnej szkole. Humanistyka to takie pojęcie – worek, wiele można tam wrzucić. Jak ją rozumieć na użytek szkoły? - Wbrew pozorom humanistyka nie jest pojęciem w warunkach szkolnego nauczania oczywistym. Zwłaszcza dziś. W dodatku dyskusje, które toczą się obecnie, dotyczą raczej kryzysu humanistyki. Dlatego nasze spotkanie miało duży walor niezbędności. Nie chodzi o precyzowanie pojęcia, lecz o odpowiedź na pytanie: Jak chronić specyficznie ludzkie wartości, odnoszące się do takich pojęć, jak: prawda, odpowiedzialność, solidarność, współczucie - w coraz bardziej stechnicyzowanej i infantylnej cywilizacji rozrywki, konkurencji, bezwzględnej walki o prymat? W dramatyczny sposób pytanie to odnosi się do szkoły. Szanowni prelegenci, zarówno w swoich wystąpieniach, jak i w późniejszej dyskusji panelowej, podkreślali rolę szkoły w tworzeniu humanistycznej przestrzeni tegoczesnej cywilizacji. - Przyznam się, że gdy słyszę o reformującej się szkole, to skacze mi ciśnienie. Bo polska szkoła bezustannie się reformuje i reformuje. Ale czy wynika z tego coś dobrego dla uczniów? - Jako „funkcjonariusz” systemu mam obowiązek zachować urzędowy optymizm... A mówiąc serio: o zasadności niektórych rozwiązań, strategii reformowania wypowiadają się autorytety i ich głos wcale nie jest zgodny. Przyznam, że opinii krytycznych jest również niemało.
Jako polonista obserwuję dyskusję na naszym podwórku. Głosy krytyczne, ostatnio np. Agnieszki Kłakówny, autorki programu nauczania i podręczników „To lubię”, wskazują na niedociągnięcia związane z pośpiechem we wprowadzaniu reformy. Chodzi nie tylko o organizację, ale o całą koncepcję – cele reformy. Rzecz sprowadza się do pytania: Kim ma być uczeń kształcony we współczesnej szkole? Człowiekiem wrażliwym i przygotowanym do uczestnictwa w ambitniejszych projektach kulturowych, czy tylko sprawnym
Jak chronić prawdę, odpowiedzialność, solidarność, współczucie - w coraz bardziej stechnicyzowanej i infantylnej cywilizacji rozrywki?
technokratą, szukającym w wymiarze kulturowym tandetnej rozrywki i odpoczynku? Wbrew pozorom to właśnie działania systemowe i formalnoprawne mają w omawianej sprawie szalenie istotne znaczenie. Sam jestem umiarkowanym optymistą. Argumenty twórców nowej podstawy, w tym profesora Sławomira Jacka Żurka, mają także swój merytoryczny ciężar. - To brzmi pięknie i sensownie. Słysząc jednak o dawniej niespotykanych wybrykach dzieci i młodzieży, zastanawiam się, czy szkoła jeszcze wychowuje? - I to jest właśnie kluczowe pytanie. Zadaje je Agnieszka Kłakówna, ale również twórcy nowej podstawy programowej. Dodam jeszcze – jakie ma być to wychowanie? Nasza konferencja dotyczyła również owego problemu.
- Kiedyś nauczyciel był autorytetem. A dzisiaj często słyszę, gdy dzieci krytykują nauczycieli wobec rodziców, a rodzice trzymają stronę dziecka... Przecież to chore. - Jednak tylko z naszego - pokolenia starszych - punktu widzenia! Żartuję trochę, ale tylko trochę. Wszak stworzyliśmy cywilizację, która z wartości demokracji i jawności działań publicznych uczyniła naczelną wartość. Jeśli tak jest, młode pokolenie musi w tym procesie uczestniczyć. Jednym z zadań szkoły staje się kształtowanie postaw, które nazywamy obywatelskimi lub nawet republikańskimi. Nasz kwartalnik pragnie brać udział w kształtowaniu tego typu aury intelektualnej i wychowawczej.
- Jak rozumiem, chodzi o to, w jaki sposób chronić naszą młodzież przed barbarzyństwem, agresją, przemocą... - W istocie. W życiu szkoły – i nie tylko – demokracja nie oznacza braku hierarchii i rozróżnień. Tu też istnieje prawo do krytyki, ale i obowiązek brania za nią odpowiedzialności. Myślę, że krytyka nie zabija autorytetu, podobnie jak świadomość, że autorytet nie musi być monumentem. Młodzi lubią uśmiechnięty autorytet.
- Jest pan poetą, był pan lubianym polonistą... Nie żal panu kontaktu z młodzieżą? - Żal. Bardzo żal. Tak naprawdę bowiem – proszę się nie śmiać – wierzę za Norwidem, że zostaje po nas poezja i dobroć, a obie te wartości najlepiej smakują i dają poczucie sensu tego, co się robi - w codziennej pracy z młodymi. Rozmawiał: Marek Pękala